|
Autor |
Wiadomość |
anula00
Człowiek
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 74 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Grudziądz
|
Wysłany:
Pią 18:56, 07 Sie 2009 |
|
Wstawiaj wstawiaj bo jestem ciekawa jak to sie skonczy kiedy Edward wkońcu skapnie sie że to Bella.
Równiez chce sie dowiedziec jak to wyszło że on mysli że Bella zdradziła go z Jakiem to mnie bardzo zastanawia
Rozdział jak zwykle super super czekam na 5 |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
MonsterCookie
Gość
|
Wysłany:
Pią 20:38, 07 Sie 2009 |
|
Ja chcę rozdział 5. Ja nie chcę, ja żądam :D Jestem mile zaskoczona tym rozdziałem. Edward wreszcie zaczął się czegos domyślać, ale i tak błędnie intrepretuje. Zgłupiał na stare lata.
Poza tym ubóstwiam twój styl pisania. Taki lekki i przyjemny, aż miło się czyta.
Mam nadzieję, że w nastepnym rozdziale Edward zauważy swoja Belle w Izzy.
Pozdrawiam,
MonsterCookie. :) |
|
|
|
|
Cocolatte.
Wilkołak
Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 42 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 18:05, 09 Sie 2009 |
|
beta: marta_potorsia
Rozdział 5
Złamane serca
Jeszcze nigdy widok członka rodziny tak go nie irytował.
Ostatnio Jason działał mu na nerwy niczym czerwona płachta na byka czy też połączenie neonowych odcieni różu i pomarańczu na Esme. Na początku, gdy Izzie przyjechała, nieznośny był tylko w jej towarzystwie, podczas gdy samotnie nie dawał się Edwardowi we znaki, ale ostatnio jej osoba tak nim zawładnęła, że nie potrafił myśleć o niczym poza jej jedwabistymi włosami, piękną twarzą czy inteligentnymi wypowiedziami. Uwielbiał na nią patrzeć, a słuchanie jej głosu wzbudzało w nim niemal ekstazę. Chwile, w których rozmawiali, a ona skupiała całą swoją uwagę wyłącznie na nim, sprawiały, że czuł się jak w niebie. I wszystko byłoby idealnie, tylko że jego ukochana najwyraźniej nie była zbyt zainteresowana.
Edward wiedział - co nie było trudne, skoro posiadał taki a nie inny dar - że ona widzi w Jasonie tylko kolegę, co sprawiało, że prawie mu współczuł. Prawie. Bo jej uprzejme odpowiedzi i żarty tylko motywowały go, aby starać się coraz bardziej o jej względy. Ona na to odpowiadała jeszcze uprzejmiej, a błędne koło się toczyło.
Wampir nie spuszczał wzroku z brata, a ten nie spuszczał wzroku z Izzie. Izzie natomiast wpatrywała się spod rzęs w Edwarda kiedy tylko była pewna, że nikt jej nie przyłapie. Kolejne błędne koło.
Za to syn pierworodny rodziny Cullen musiał walczyć ze sobą, by nie odwzajemniać jej spojrzenia. Jej myśli były niezwykle zagmatwane, wprost nie dawały się rozczytać. Pozwalał sobie na studiowanie jej osoby tylko wtedy, gdy wiedział, że absolutnie nikt nie patrzył. I z każdym dniem, z każdym jej gestem robił się coraz bardziej przerażony.
Izzy wyglądała dokładnie tak, jak wyobrażał sobie Bellę - wampira, z tym, że była zbyt boleśnie piękna, aż nienaturalnie. Zauważał u niej coraz to więcej nowych znajomych cech - takich jak łagodne łuki brwiowe czy drobna postura Isabelli. Jednocześnie odkrywał w niej coraz więcej Jacoba Blacka - podobnie błyszczały jej się oczy, posługiwała się wieloma gestami, które były mu charakterystyczne, i bywała żywiołowa. Ona naprawdę mogłaby być ich córką.
Wczoraj dowiedział się jednej szokującej rzeczy - że to Eleazar był stworzycielem dziewczyny. Sprawiło to, że przez parę godzin bezustannie zasypywał go mnóstwem pytań na jej temat. Niestety, wampir zbywał go, uświadamiając mu, że sam niewiele o niej wie, że nie zna jej matki (o ojca Edward nie pytał), a poza tym to nie jego sprawa, a jeśli był zainteresowany, to niech jej zapyta. Jego myśli zdradziły jednak, że to sama Izzy wymusiła na nim obietnicę, że nikomu nie zdradzi jej historii - jakiej, tego się nie dowiedział. I jeszcze jedno. Przez moment w jego myślach mignął mu śmierdzący Indianin, z którym podobno miała bardzo dobre stosunki, ale sam nie wiedział, kim on dla niej był. Pomyślał o nim tylko dlatego, że zbyt fascynował go jego zapach, by to ukryć. Niesamowicie zdziwił się, gdy Cullen zdradził mu, że to był właśnie wilkołak, którego kiedyś spotkali, gdy mieszkali w Waszyngtonie.
Nie dopowiedział, że owy wilkołak nazywał się Jacob Black, i był jego śmiertelnym wrogiem ze względu na to, że kiedyś, dawno temu, odbił mu ukochaną.
I że, prawdopodobnie, był on ojcem Izz.
Tyle że znowu mu coś nie pasowało. Izzy najprawdopodobniej mieszkała z tym kundlem w okolicach La Push, a skoro Eleazar nie znał jej matki (a z Izzie się przyjaźnił), to znaczyło, że Bella nie zabrała jej ze sobą do Nowego Jorku. Zawsze istniała możliwość, że wróciła do Forks, ale to kolidowało z faktem, że tamta dwójka się nie znała. Ale wtedy miała przyjechać z kimś - jak poinformowała Charliego w mailu. Więc może dziewczyna mieszkała na zmianę to u jednego, to u drugiego rodzica? Ale czy Bells nie powinna być z tym psem?
I jeszcze jedno - Izzie miała dziecko.
Po tym, jak Eleazarowi wymknął się ten interesujący szczegół, w obawie, że mógłby wygadać coś więcej, zwiał razem z Carmen do lasu.
Musiała urodzić przed przemianą. Czy poród był na tyle groźny, że umarłaby bez jadu? Pamiętał także o wizji przepięknego noworodka w jej ramionach, wtedy w Sylwestra. Przypuszczał, że był to jej synek albo córeczka. Była obdarzona fantastycznym darem i wykazała gotowość poświęcenia się, gotowość walki u ich boku - tyle, że zapłaciła za to najstraszniejszą cenę z możliwych. Była zmuszona opuścić swoje dziecko.
Dlatego teraz na nią nie patrzył. Nie chciał zdradzić się z tym, że o tym wiedział. Nie chciał przysparzać jej więcej bólu, niż to było absolutnie konieczne.
Tylko że skoro miała dziecko, to najprawdopodobniej miała też kogoś, kto owe potomstwo spłodził. Więc dlaczego, u licha, pozwalała na to, by Jason z nią flirtował?
No cóż, jakby na to inaczej spojrzeć, to nie pozwalała. Była tylko uprzejma. Nie wykazywała zainteresowania. Za jej sprawą jego brat wbijał sobie w serce sztylet.
Jason, podobnie jak Emmett, trafił do ich rodziny za sprawą zbyt dużego misia grizzly, któremu zachciało się pobawić z czymś mniejszym i słabszym od niego. Za życia był sierotą, od najwcześniejszych lat wychowywał się w sierocińcu, bo jego matka zmarła przy porodzie, a ojciec był zaawansowanym alkoholikiem i ćpunem. Miał siedemnaście lat, kiedy podczas corocznej wycieczki zgubił się w lesie, gdzie znalazło go niebezpieczne zwierze, które uciekło z rezerwatu znajdującego się nieopodal. Jak na ironię, ten właśnie rezerwat był głównym celem ich wycieczki. Cóż, misiek tam już nie wrócił, za to cztery dni później skończył jako pierwszy obiad nowonarodzonego wampira. Jason poznał go po charakterystycznej białej plamie tuż po tym, jak wyssał z niego krew. Życie za życie, jak to później ujął. Nieświadomie dokonał swojej zemsty.
W przeciwieństwie do Rosalie, trafił z piekła do nieba. W sierocińcu nikt o niego nie dbał, więc czuł się nikomu niepotrzebny, ponadto cierpiał z powodu biedy. Jakieś pół roku później, osiągnąwszy dorosłość, musiałby opuścić dom dziecka, bez grosza przy duszy, bez domu. Bał się, że skończy jako żebrak. Po dołączeniu do Cullenów jego życie zrobiło obrót o sto osiemdziesiąt stopni. Do teraz nie mógł przywyknąć, że tyle osób się o niego troszczy, że liczą się z jego zdaniem, mimo że byli razem już przeszło dziesięć lat.
To właśnie Edward z Emmettem znaleźli jego pokiereszowane ciało, kiedy jego serce zaliczało ostatnie, ciche uderzenia. Umierał, i ledwo udało im się dotransportować go do Carlisle'a, czego nie ułatwiała jego wszechobecna krew.
Był wysoki, ale niezbyt umięśniony; był typem cichego kujona, jak sam o sobie mówił, i nie lubił sportu. Jego krótkie włosy były koloru brązowego, i wyróżniały go tylko oczy, w których zawsze igrały wesołe iskierki. Po przemianie okazało się, że jest w stanie unosić przedmioty siłą samego umysłu; jeszcze będąc człowiekiem różne przedmioty wydawały mu się o wiele bardziej lekkie niż innym, gdy się na nich intensywnie koncentrował.
Miał szczerozłote serce i nie zasługiwał na to, by mu je złamano, tak jak to Bella zrobiła Edwardowi; a sam Edward uważał się za gorszego od Jasona. A Izzy oznaczała dla niego kłopoty. Poważne.
Wiedział, że powinien być lojalny względem niego, a nie jej, ale nie potrafił się do tego zmusić, co niezmiernie go martwiło. Ta dziewczyna była niebezpieczna, nie tylko dla najmłodszego brata. Ona była niebezpieczna ze względu na swoje pochodzenie, ze względu na swoje korzenie, ze względu na swoje przeznaczenie. Przede wszystkim dla Edwarda.
Mieszała mu w głowie.
Jeśli była - a z wysokim prawdopodobieństwem była - córką Isabelli Swan, oznaczało to, że należało się trzymać od niej z daleka. Wierzył w powiedzenie „Niedaleko pada jabłko od jabłoni”, a matka miała nad nim zbyt wielką władzę, by ryzykować, że przekazała to córce w genach.
Oj, przekazała.
Często w jej towarzystwie dostawał jakichś skurczów mięśni twarzy - tylko tak dało się tłumaczyć fakt, że zaczął się ponownie uśmiechać. Nie tylko do niej. Ona to tylko zapoczątkowała. Ostatnio obdarzył całkowicie niewymuszonym uśmiechem Esme, czym wzbudził w niej prawdziwą czułą euforię. Nie można więc było powiedzieć, że działa na niego źle.
Bardziej zaniepokoił go fakt, że coraz rzadziej siedział sam w swoim pokoju - choć przed jej przyjazdem siłą trzeba było zmuszać go, by wystawił za drzwi chociażby koniuszek nosa. Powoli docierały do niego rożne bodźce zewnętrzne - po tym, jak ją po raz pierwszy zobaczył, wszystkie się uwolniły z klatki, w którą je zamknął, i regularnie zaczęły dawać o sobie znać. Radość, smutek, rozpacz... podstawowe uczucia, które od tylu lat w sobie tłumił.
Po tygodniu zobaczył w lustrze coś, co go niemal sparaliżowało. Miał całkiem obce oczy. Obce, a jednocześnie... Znajome.
Kiedyś miał takie non stop, ale bez Belli stały się one czarne, płytkie i puste. Nie widać w nich było życia. Po ostatnich paru polowaniach powróciła ich jasnomiodowa barwa, która pogłębiła ich wyraz, i zaczęły odbijać się w nich emocje. Jednak nie to przykuło jego uwagę.
Tańczyły w nich ogniki. Najprawdziwsze ogniki, które tak dawno temu stracił. Esme dostrzegła je przed chwilą - zobaczył to w jej myślach - ale w to nie uwierzył, twierdząc, że jako jego matka mogła sobie pozwolić na nieobiektywną opinię i postrzeganie świata w różowych barwach. Coś na kształt „Uwaga, mój syn powrócił, hura!”. Ale lustro było jak najbardziej obiektywne.
Co spowodowało tą zmianę?
Odpowiedź była aż zbyt oczywista, a składało się na nią jedynie krótkie, dwusylabowe imię.
Bał się tej zmiany. Runęła jego Bastylia, którą mocno ukruszyła Izzy, ułatwiając Rosalie zburzenie.
Działała ona jak znieczulenie. Teraz musiał poradzić sobie samodzielnie z pełnym wymiarem bólu i paniki wywołanych wojną.
Nadal chciał umrzeć, ale uświadomił sobie, że jeśli to się nie uda, to świat się nie skończy. Był w stanie żyć.
Całą swoją energię skupił na zaciskaniu szczęk, żeby nie zgrzytać zębami ze złości, ale nie był w stanie powstrzymywać morderczych spojrzeń w kierunku Jasona i Izzie.
Starał się tłumaczyć sobie tę złość na różne sposoby. Bo chciał chronić brata przed wielką, złą Izzy. Bo chciał chronić Izzie, która była dla niego jak siostra, przed wielkim, złym Jasonem. Tyle, że nie traktował Izz jak siostry, a, choć zależało mu na szczęściu Jasona, to najchętniej wywaliłby go z tej rozgrywki. Może nawet lepiej by się to dla niego skończyło.
Wiedział, że brunetka nie stworzy z nim związku. Z żadnym z nich - zresztą, Edward nie myślał o niej w ten sposób. Ona już miała swoje miejsce na ziemi. Nie mógł patrzeć, jak ona to wszystko komplikowała. To o to w tym wszystkim chodziło. Nie potrafił tylko zrozumieć, czemu mu tak zależało na jej szczęściu. Jason, wiadomo, rodzina. Ale Izz nie znał. Czemu więc całym sobą pragnął, żeby miała dobre, szczęśliwe, proste życie?
Jedno wiedział na pewno - miał wobec niej dług wdzięczności. Odmieniła go. Ożywiła kukłę, która nie robiła nic produktywnego, jedynie zatracała się w czymś, co już było.
Nie tylko jej dar przechylił szalę zwycięstwa. Uświadomił sobie, że jego czytanie w myślach także się przyda. Na początku miał zamiar od razu dać się zabić. Wystawić własną rodzinę na śmierć swoim egoistycznym zachowaniem. Gdyby doszło do bitwy - a bardzo możliwe, że do niej dojdzie - to był, obok Jaspera, najlepszy w walce. Musiał pomóc. Nie mógł zostawić bliskich. Nie chciał ich zawieść.
Jego aparat zawibrował lekko, sygnalizując nadejście wiadomości tekstowej. Wyciągnął urządzenie, podejrzewając już, kto do niego napisał.
Tak trzymaj, Edward. Kocham cię.
Uśmiechnął się lekko na myśl o tym, że właśnie zmienił wizję siostry. Oglądanie starej było dla niej niezwykle przerażającym i bolesnym doświadczeniem - czego był świadomy, jako że często przebywał w jej głowie.
Też cię kocham, odpisał. Zawahał się chwilę, po czym dodał Tęsknię za tobą.
Naprawdę tęsknił.
Wiadomość Ally poprawiła mu w znacznym stopniu humor, tak, że na moment rozluźnił mięśnie twarzy. Gdy uniósł głowę, napotkał ciekawe spojrzenia ośmiu przebywających w salonie osób.
- Alice - wyjaśnił krótko, wsuwając aparat z powrotem do kieszeni.
- Co z nią? - spytała natychmiast Esme.
- Co pisze? - dołączył się Carlisle.
- Powiedz coś! - syknęła Tanya, na dobrą sprawę nie pozwalając mu dojść do głosu.
- U nich chyba okay. Wydaje się być szczęśliwa. Chyba wizja się rozpogodziła.
- Rozpogodziła się? - spytał rozemocjonowany Emmett.
- Chyba? - powtórzyła po nim Rose.
- Chyba - oznajmił tonem kończącym dyskusję. Poobserwowali go jeszcze trochę, po czym - uznając, że nic więcej nie wyciągną - powrócili do dawnych zajęć, czyli w większości stali w drzwiach i obserwowali walczących Kate i Eleazara.
Kate była o wiele lepsza, głównie dzięki swojemu darowi. Nikomu nie udało się jej jeszcze pokonać. Izzie pewnie dałaby radę, ale uparcie odmawiała udziału w treningach.
Była prawdziwą perełką w ich szeregach. Jeśli będzie cały czas osłaniana przez Izz w czasie prawdziwej walki, pewnie sama powybija przynajmniej pięciu wrogów. To jej kopanie prądem było bezcenne.
Co do Izzy, to kontynuowali z Jasonem tą swoją pseudo-dyskusję. Ta dziewczyna była albo głupia, albo głupią udawała. Ciągle wierzyła w niewinność ich rozmów.
Godzinę późnej brunet przeszedł wreszcie do konkretów. Po którejś z jej mądrych uwag położył jej rękę na kolanie i, patrząc jej głęboko w oczy, zaczął miękkim głosem rozprawiać się nad jej inteligencją. Wampirzyca momentalnie zesztywniała. A mina, jaką zrobiła w tamtym momencie? Bezcenna.
Przez jej głowę przeleciały dziesiątki ich rozmów, z tym, że analizowała je już pod innym kątem.
O mój Boże, czy on ze mną flirtuje?!
Ten niewerbalny, melodyjny komentarz zabarwiony paniką był kroplą, która przepełniła czarę. Edward wybuchnął niepohamowanym, wesołym śmiechem. Choć nikt nie znał jego przyczyny, był tak zaraźliwy, że w parę potem wszyscy po kolei zwijali się z nietłumionej radości. Jedynie pan Romeo i pani Julia spoglądali wokoło, zdezorientowani.
- To było... - wydusił w końcu wampir, patrząc na Izzie - bardzo ciekawe spostrzeżenie.
Posłała mu mordercze spojrzenie, które wpędziło mu na usta gigantyczny uśmiech, podobny do tego, jaki ona miała podczas jazdy na lodzie w lesie. Wywróciła na ten gest wymownie oczami, ale nie potrafiła - tudzież nie chciała, skreślić nieodpowiednie - powstrzymać wesołego chichotu. Oczy jej zalśniły, gdy się w niego wpatrywała, i zobaczył w jej myślach, że miał w swoich jeszcze więcej ogników.
O, cholera. Niedobrze.
Poczuł się mocno zaniepokojony tym, jak bardzo podobała mu się w tamtym momencie. Nie powinien postrzegać jej w ten sposób. Była co najwyżej przyjaciółką.
Nie! Była aż przyjaciółką. Niczego więcej nie można oczekiwać.
Kiedy narodził się Jezus Chrystus, ludzie na nowo zaczęli odliczać czas. Był okres przed, i okres po. Teraz dokonał się taki sam podział. Przed, czyli wtedy, kiedy nie chciał być kimś więcej, niż przyjacielem. I po.
A okres po polegał na tym, że chciał. Nie chciał chcieć. Ale chciał.
Wpadł w kłopoty. W duże kłopoty. A na swoje wytłumaczenie miał tylko fakt, że najwyraźniej był masochistą. Ach, i jeszcze jedno. Te duże, złote, wesołe oczy na anielskiej twarzy wampirzycy. Ona nie była potworem, jak on. Była po prostu Aniołem.
Przeznaczenie jest okrutne, tak samo, jak los. A najokrutniejsza jest miłość.
Jego przeznaczeniem było wiecznie złamane, martwe, nieśmiertelne serce.
Jego los pchał go zawsze w ramiona niewłaściwych kobiet.
Miłość kpiła z niego. Przychodziła w najgorszych momentach i zostawała, jak natrętny intruz. Miłość nieszczęśliwa i nieodwzajemniona.
W przypadku Belli też od początku wiedział, że będzie trudno. Wszyscy radzili, by się nie angażowali zbyt mocno, żeby się wcale nie angażowali, ale on się uparł, że międzygatunkowa miłość jest możliwa. To nie Bella złamała mu serce. Sam sobie je złamał. Ona po prostu wybrała lepsze życie, i nie można jej było za to winić.
Wiele wskazywało też na to, że powołała do życia nową istotę. Istotę, która po raz kolejny oczarowała go i której przeznaczenie mija się diametralnie z jego przeznaczeniem.
Ale tym razem nie mógł sobie pozwolić na popełnienie po raz kolejny tego samego błędu. Z Bellą podsycali tę iskierkę, która między nimi zaiskrzyła. Zmieniła się ona w ogień, który cudownie rozgrzewał, który uzależniał, oświetlał wszystko. Gdy odeszła, ogień zgasł, a jego zalała ciemność i zimno. Nie mógł sobie bez niej poradzić przez długi czas.
Nową iskierkę trzeba zdusić, nim zacznie uzależniać. Nie da się rozpalić ogniska na lodzie przeciwieństw losu i cudzego nieszczęścia. To byłoby złe. Niemożliwe.
- Ale o co chodzi? - spytał zdezorientowany Jason.
- Hmm... - Wyraźnie nie wiedziała, co powiedzieć. Ona nie chciała go zranić. Też miała szczerozłote serce, jak on. A jednak nie mogli być razem. Ona swoje życie zostawiła daleko stąd. - Wiesz co..? Proszę cię, nie zakochuj się we mnie - powiedziała prosto z mostu, a Edward spróbował wmówić sobie, że to do niego są kierowane te słowa. - Ja jestem mężatką i mam dziecko. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Cocolatte. dnia Pon 18:40, 10 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Rosie Hale-McCarty-Cullen
Nowonarodzony
Dołączył: 01 Lip 2009
Posty: 41 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: z Forks takiej małej dziury w stanie waszyngton
|
Wysłany:
Nie 18:43, 09 Sie 2009 |
|
super rozdział
czekam na następny, świetnie piszesz
ciekawe w którym rozdziale edward dowie się że izzy to bella
może opowie im swoją historię, albo wyczyta to z jej lub eleazara myśli i powie reszcie
życzę duuuużo weny
buziak |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
wireless
Wilkołak
Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 119 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z objęć Roberta :D
|
Wysłany:
Nie 20:39, 09 Sie 2009 |
|
Droga Latte!
Nie nawidzę Cię!
Cytat: |
- Ale o co chodzi? - spytał zdezorientowany Jason.
- Hmm... - Wyraźnie nie wiedziała, co powiedzieć. Ona nie chciała go zranić. Też miała szczerozłote serce, jak on. A jednak nie mogli być razem. Ona swoje życie zostawiła daleko stąd. - Wiesz co..? Proszę cię, nie zakochuj się we mnie - powiedziała prosto z mostu, a Edward spróbował wmówić sobie, że to do niego są kierowane te słowa. - Ja jestem mężatką i mam dziecko. |
Ja pierdziele! Teraz to dopiero będzie. Rozumiem, Bella ma na myśli Edwarda i Renesmee, ale teraz Edzio zapewne kompetnie z niej zrezygnuje! Ugh, oby to wszystko skończyło się dobrze, bo inaczej napadnę Cię w ciemnym zaułku i zabiję!
Och, uwielbiam to opowiadanie i znajduje się ono na jednej z pierwszych pozycji w moim osobistym rankingu. Kocham to jak piszesz, ta narracja jest świetna. Dziękuję, że to robisz.
Mam cichą nadzieję, że Edward zorientuje się, że na codzień widzi się z Bellą i wyjaśni się sytuacja między nimi. Może będzie jakieś zamieszanie z Tanyą i Bells nie wytrzyma, i powie: Zostaw mojego męża w spokoju! Byłoby świetnie. Ale cóż, wszystko zależy od Ciebie.
Czekałam na tą część. Huh, i się doczekałam.
Pozdrawiam, wireless |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez wireless dnia Nie 20:40, 09 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Ekscentryczna.
Wilkołak
Dołączył: 18 Cze 2009
Posty: 147 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 14:26, 10 Sie 2009 |
|
Cocolatte. napisał: |
Uwielbiał na nią potrzeć, |
Mały błąd. POwinno być patrzeć, nie potrzeć.
Cocolatte. napisał: |
- Powiedz coś! - syknęła Tanya, na dobrą sprawę nie pozwalając mu dojść do głosu. |
A tu zabrakło literki 'j'.
I to jedyne błędy jakie wyniuchałam. Masz wspaniałą betę!
A co do nowego rozdziału.. Ciesze się, że postanowiłaś nas dłużej nie szantażować i w końcu go wstawić. Rozdział świetny. Choć Edward oczywiście nadal uparcie obstaje przy swojej teorii z Jacobem. Niedomyślny! Ale za zakończenie tak rozdziału chyba ci coś zrobię.. Bardzo, ale to bardzo ciekawi mnie, jak zareaguje Ed. Może nadal będzie obstawiać przy tym, że Izz jest dzieckiem Bells, zdążyła się już hajtnąć i urodzić dziecko, a Bella jest z Jacobem? Właściwie to nie zdziwiłoby mnie to.. No nic, pozostaje czekać na następny rozdział. Oczywiście, niecierpliwie. (: Weny życzę! |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ekscentryczna. dnia Pon 14:27, 10 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
marta_potorsia
Wilkołak
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 164 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ostróda
|
Wysłany:
Pon 14:37, 10 Sie 2009 |
|
Cytat: |
I to jedyne błędy jakie wyniuchałam. Masz wspaniałą betę!
|
Dzięki :) Niestety w tekście jest sporo błędów interpunkcyjnych (nie wiem, jak ja to sprawdzałam), ale z następnymi już się poprawię. Wczoraj Latte przesłała mi kolejne dwa rozdziały i też są rewelacyjne. Także błagajcie ją o wstawianie - już jej odesłałam sprawdzone.
A co do rozdziału, to wiesz, że ja uwielbiam każdą z Twoich części osobno i wszystkie razem.
A Edward jest idiotą - pół-wampir, pół-wilkołak? Skąd mu się to wzięło? Serio, aż mi tu go żal.
Pozdrawiam, Marta. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
yeans-girl
Wilkołak
Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 239 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 14 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z objęć Edwarda / Królewskie Wolne Miasto Sanok
|
Wysłany:
Pon 15:53, 10 Sie 2009 |
|
Droga, kochana Cocolatte.,
Jak już kiedyś pisałam strasznie podoba mi się twoje opoeiadanie, a chyba najbardziej na nie pomysł.
Oj, ciekawa jestem jak Edward zareagował na to, że Izzy ma dziecko i męza... Zapewne złapie doła, albo będzie jeszcze bardziej węszył. Mam nadzieję, że pewnego, pięknego dnia wszystko sobie wytłumaczą i już wtedy Bella powie mu KOGO miała na myśli mówiąc słowo mąż i zakomunikuje mu, iż wtedy na polanie poznał swoją córkę.
Nie rozumiem też zachowania Belli kocha Eda i tęskni za nim, ale nie che mmu wyjawnic prawdy.
Opowiadanie ogólnie jest bardzo tajemnicze. Mam tu na myśli zachowanie bohaterów, przedewszystkim Bellli - Izzy, a wcześniej Renesme - Vanessy i Edwarda - Matta.
Piszesz stosunkowo szybko, więc prawdopodobnie nowy rodział pojawi się już niedługo. Czekam z niecierpliwością!
Życzę weny i czasu.
Pozdrawiam,
yeans-girl |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Cocolatte.
Wilkołak
Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 42 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 18:50, 10 Sie 2009 |
|
Drogie, kochane Czytelniczki!
(nie parodiuję Cię, yeans-girl. Po prostu jakoś tak mi się spodobało to powitanie :) )
Dziękuję za wytknięcie błędów, już poprawione :)
Cytat: |
Ja pierdziele! Teraz to dopiero będzie. Rozumiem, Bella ma na myśli Edwarda i Renesmee, ale teraz Edzio zapewne kompetnie z niej zrezygnuje! Ugh, oby to wszystko skończyło się dobrze, bo inaczej napadnę Cię w ciemnym zaułku i zabiję! Mr. Green |
Oł... Mam się już zacząć bać? :D Nie powiem Ci, czy zajdzie potrzeba napadnięcia mnie, bo sama nie wiem, jak to skończę.
Och, no dobra, kłamię :D Wiem :D Ale dla Was to bez różnicy, bo i tak nie powiem.
Co do dalszych odcinków, to myślę, że dziś zabiorę się za pierwszy rozdział nowej części, chociaż na dobrą sprawę to wątpię, żeby mi się chciało. Może, jak napiszę to tutaj, to będę miała większą motywację do bycia słowną. Jak już Marta wcześniej napisała, cała druga część jest skończona i sprawdzona :)
A właśnie, skoro mówimy o motywacjach. Słyszałyście, że komentarze karmią wena? A mój wen jest ostatnio głodny. To jak będzie?
I na koniec ostrzegam- nie zamierzam edytować/usuwać tego postu, więc jeśli pod nim nic nie będzie, to za szybko rozdziału nie wkleję.
Pozdrawiam,
Latte. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Cocolatte. dnia Pon 18:51, 10 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Wyjątkowa
Wilkołak
Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 154 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wiecie, że Święty Mikołaj nie istnieje?
|
Wysłany:
Pon 19:34, 10 Sie 2009 |
|
Teraz ja. Jakby nie było... Chcesz komentarza. :P
Masz fajny styl, jednak coś z tym jest nie tak. Bez obrazy, ale albo ze mną, albo z tym opowiadaniem, ponieważ w samej treści zdarzają się takie niedociągnięcia, że czasami czytając parę razy, nie wiem, o co Ci dokładnie chodziło. Jednak, jak wspominałam, styl jest fajny i wciąga, więc nadrabiasz. Sam w sobie pomysł spodobał mi się, a teraz, kiedy Edzio nie wie, że Bells to Bells ^^, jest naprawdę ciekawie. :P
Co do strony technicznej. Błędów zauważyłam wyjątkowo dużo. Ale już 'wymieniłyśmy się spostrzeżeniami' z betą. :) No, przynajmniej ambitnie zabrzmiało. :P
Życzę weny na księgę tzrecią. :D
Pozdrawiam.
Wyjątkowa' |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
MonsterCookie
Gość
|
Wysłany:
Pon 21:04, 10 Sie 2009 |
|
Kolejny rozdział i kolejny raz jestem wniebowzięta. Masz tak świetny lekki i przyjemny styl, że aż chce sie czytać.
A sam rozdział świetny, oczywiście najlepsze ostatnie zdanie. :D W zasadzie szkoda mi trochę Jasona, ale lepiej neich Bells z Edwardem w końcu sie zejdą. Poza tym urocze jest to, że Edward jest zazdrosny o Jasona, chociaż tak naparwdę nie powinien być. :P
Mam nadzieję, że mój komentarz przyczni się do szybszego wstawienia rozdziałów.
Pozdrawiam,
MonsterCookie. :) |
|
|
|
|
nieznana
Zły wampir
Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca
|
Wysłany:
Wto 8:25, 11 Sie 2009 |
|
Ach... Coś pięknego! Twój ff jest zniewalający!! Żałuję, że dopiero teraz na niego weszłam!! Chociaż nie, nie żałuję - cieszę się. Ponieważ teraz miałam dużo rozdziałów do przeczytania, a tak jakby śledziła wcześniej zwiędła bym z oczekiwań na następną część. A wiesz dlaczego? Bo trzymasz w nas w napięciu do ostatniej chwili, nie wyjawiasz tajemnic i cieszysz się naszym cierpieniem. No może z ostatnim przesadziłam...xD Ale jakby nie patrzeć, to my się tu męczymy z niewiedzy i oczekiwań na wyjaśnienia... I co jest najlepsze w Twoim ff, to nawet nie możemy się domyślać co będzie dalej. Zostawiasz rozdziały tak zakończone, iż w naszych głowach pojawiają się pomysły o wszelakim zakończeniu i nawet nie możemy przypuszczać, co stanie się w następnym rozdziale. A co dopiero mówić o zakończeniu... W głębi liczę na Wielki Happy End! Ale nie jestem pewna, co jeszcze dla nas planujesz!!...
Czekam na następny, tak świetny jak poprzednie rozdziały, rozdział.
WENY!!
pozdrawiam
n/z |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
ajaczek
Zły wampir
Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Wto 15:19, 11 Sie 2009 |
|
Cocolatte. napisał: |
- Wiesz co..? Proszę cię, nie zakochuj się we mnie - powiedziała prosto z mostu, a Edward spróbował wmówić sobie, że to do niego są kierowane te słowa. - Ja jestem mężatką i mam dziecko. |
A po tym fragmencie mnie zamurowało, ciekawi mnie reakcja Edwarda na jej wypowiedź!
Fenomenalne! Przeczytałam naraz dwa rozdziały i jestem pod mega wrażeniem twojej twórczości - ale to nic nowego i nic czego bym nie wiedziała
Rozdział poprostu rewelacyjne, świetne opisy uczuć targających Edwardem jego przemyśleń i jego kombinacji na temat postaci Izzy. Jego skojarzenia trochę mnie zdziwiły, że skierował się w stronę wilkołaków tłumacząc sobie pochodzenie jej.
Mało tego jeśli dobrze zrozumiałam to Bella go zostawiła albo porzuciła mówiąc mu że ma dziecko z Jacobem??? Cały czas spokoju mi nie daje właśnie powód ich rozstania... Czekam na wyjasnienie tego, w kolejnych rozdziałach.
Świetny kawał dobrej roboty, czekam na kolejne rozdziały bo wiem że nas znowu zaskoczysz i zafundujesz nam rozdział pełen niespodzianek !
Życzę weny i czasu na tworzenie kolejnego rozdziału tego arcydzieła :) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ajaczek dnia Wto 15:21, 11 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Cocolatte.
Wilkołak
Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 42 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 11:32, 12 Sie 2009 |
|
Wyjątkowa napisał: |
Masz fajny styl, jednak coś z tym jest nie tak. Bez obrazy, ale albo ze mną, albo z tym opowiadaniem, ponieważ w samej treści zdarzają się takie niedociągnięcia, że czasami czytając parę razy, nie wiem, o co Ci dokładnie chodziło. |
Raczej z opowiadaniem :) Wiem, że mogą zdarzyć się niedociągnięcia, ale myślę, że chodzi o to, że nie zna się całej historii, więc cały czas czegoś brakuje. Zresztą, ja czasem sama siebie nie rozumiałam, pisząc 2. część, więc nie oczekuję, że inni zrozumieją :)
Poza tym, ktoś ostatnio napisał, że opowiadanie jest "ciężkie". Tu się nie zgodzę. Tylko ten cały wątek wojny i rozterek Edwarda jest moim zdaniem ciężki. Jako że wolę pisać lekkie, pozytywne teksty, to cała druga część była dla mnie prawdziwą mordęgą, ale musiałam to odbębnić, żeby przejść. Dalej. Więc cierpliwości, jeszcze tylko ten i 7 rozdział i koniec tego poważnego "czegoś" :D
Pod koniec zrobi się trochę... namiętnie, ale nie sądzę, żeby była potrzeba wprowadzania oznaczeń. Jeśli uważacie, że jest inaczej, to zmienię:)
beta: marta_potorsia
Rozdział 6
Skąpani w księżycowym blasku
Znów wszyscy na polowaniu? Co jest z tymi cholernymi wampirami?
Z tego się zaczęło robić coś dziwnego. Czyżby każdy bał się, że gdy wybiorą się na polowanie pojedynczo, w parach czy też ewentualnie w trójkach, to rodzina Rodriguezów wyskoczy zza krzaków i ich zje? Ich, albo wprost przeciwnie, zaatakuje całą resztę?
No dobrze, to nie było tak, że wszyscy razem polowali. Dzielili się na mniejsze grupy. Ale, tak czy owak, w domu nie było nikogo. Z jednym wkurzającym wyjątkiem.
Dlaczego to zawsze ona? Nie lubiła przecież sama polować. Mogła przecież dołączyć do nich. Przyjęliby ją z otwartymi ramionami. Jednak już drugi raz została z nim sama. Tyle że wtedy mu to nie przeszkadzało. A najgorsze było to, że teraz zawadzał mu tylko fakt, że sytuacja powinna mu przeszkadzać, a tak nie było. Chore, chore położenie!
Dziś światło księżyca łagodnie wlewało się do jego pokoju. Świecił on - księżyc, nie pokój naturalnie - niezwykle mocno, zważywszy na jego rozmiary. Wyglądał jak mocno skrojony rogalik śniadaniowy.
Znajdował się obecnie między młotem a kowadłem. Młot - pokój. Ostatnio z całego martwego serca nie znosił tego miejsca. Kowadło - reszta domu. Mógłby się pokręcić bez celu po pomieszczeniach. Problem w tym, że ktoś go w tym ubiegł.
Musiał się koncentrować, jeśli chciał ją usłyszeć. Kroki stawiała bezszelestnie, a myśli miała jak zwykle bardzo ciche. I zaniepokojone. Odkąd wyszło na jaw, że była mężatką z dzieckiem, wszyscy wpadli w szok - wszyscy oprócz Edwarda, który podejrzewał, że tak właśnie przedstawia się sytuacja. Jego to jedynie bolało. Mocno bolało. Mógł też z czystym sumieniem powiedzieć - czy też pomyśleć, bo mówić tego nikomu bynajmniej nie zamierzał - że zrobił się nieco zazdrosny. I w głównej mierze smutny. Bella też miała innego...
Och, przestań, zganił się w duchu. Bella, Bella, Bella. To się już robi nudne, Edwardzie. Tak samo, jak gadanie z własnym umysłem. Koniec Belli. Kurtyna w dół. Pamiętasz, co powiedziałeś Izzy? Zamknięty rozdział. O Chryste, muszę znaleźć jakiś neutralny temat. Jeśli alternatywą na Bellę ma być Izzie, to daleko nie zajdę.
Zamknął oczy, uznając, że ciemność będzie nieco lepszym widokiem niż nieskazitelnie biały sufit. Od jakiegoś czasu nie powodowało to już halucynacji. Rzadko miał okazję widywać byłą ukochaną. Wyrwał się z błędnego koła. Gdy miał wizje żony, myślał o niej, w efekcie robiąc z siebie zombie. Gdy myślał o niej, powodował nowe wizje. I tak w kółko. Miał wobec Izzie naprawdę wielki dług wdzięczności. Ciekawe, czy była tego świadoma. Raczej nie.
W końcu Pani Kusicielka zamknęła się w swoim pokoju, przekręcając parokrotnie zamek, więc nie tracąc czasu, wyskoczył z łóżka i z ponadprzeciętną, nawet jak na wampira, szybkością wyskoczył z sypialni. Biegł, prawie nie dotykając stopami podłogi.
Gdy bezcelowe przechadzanie się także zaczęło go denerwować (a zaczęło niezwykle szybko), zatrzymał się przed imponującym fortepianem. Pochodził z 2000 roku. Stać ich było na nowy instrument, ale wszyscy wiedzieli, że Esme ma do niego szczególny sentyment. Przesunął dłonią po nakrywie, a jego palce, wbrew woli chłopaka, zaczęły przypominać sobie skomplikowane ruchy, jakie wykonywały, uderzając o klawisze.
Nie grał już od dwudziestu trzech lat. Czyżby coś tak błahego, a jednocześnie nieprzyjemnie symbolicznego jak ponowne muzykowanie miało być kolejną fazą jego ozdrowienia? Czyżby czuł już się na siłach zagrać?
Głupcze, to tylko muzyka, zbeształ się w myślach, zdziwiony własną sentymentalnością. To było jak szukanie dziury w całym. Jakby nie wierzył, że cokolwiek w jego życiu nie może przebiec bezproblemowo.
Usiadł ostrożnie na stołku, jakby bał się, że - jako że był długo nieużywany - się pod nim załamie, ale nic takiego się nie stało, co zresztą podpowiadał mu zdrowy rozsądek. Ostrożnie przyłożył palce do klawiatury, obserwując kontrast jego śnieżnobiałej skóry i kości słoniowej, z której powstały klawisze. Zorientowawszy się, że z takiego ułożenia zawsze rozpoczynał Bella's Lullaby, szybko odnalazł w myślach melodię do Esme's Favorite i zaczął przygrywać.
Z początku jego ruchy były niepewne, ostrożne, jednak po chwili rozluźnił się, czerpiąc przyjemność ze swojego nowego - starego zajęcia. Na jego twarz wpłynął najpierw uśmiech, a później poczucie wstydu, gdy przed oczami stanęły mu wszystkie momenty, kiedy jego matka - od próśb do gróźb - próbowała nakłonić go do odgrywania tego kawałka. Brakowało jej tego, mimo ze jej idealna pamięć doskonale radziła sobie z odtwarzaniem tej piosenki w głowie; zdawał sobie jednak sprawę, że to nie to samo.
W trakcie trzeciej minuty utworu w góry zgrzytnął lekko zamek, gdy Izzie otworzyła drzwi. Stała długo w progu, niezdecydowana. Nie dał niczym znać, że wie o swojej publiczności - po prostu grał dalej, zaniepokojony tym, jak bardzo czeka na to, by zeszła do niego.
W końcu usłyszał jej ciche kroki najpierw na korytarzu, a zaraz potem na schodach. Poruszała się wyjątkowo wolno, nawet jeśliby odwoływać się do człowieczych standardów. Chłonęła muzykę całą sobą, zachwycając się jej pięknem. Melodia ją hipnotyzowała... przyciągała. Czuła się zniewolona przez własne odruchy, ale było jej z tym tak samo niezręcznie, jak przyjemnie.
Nie wiedziała, jak się zachować.
Wyrobiła już w sobie dwa toki myślowe. W jednym, tak zwanym publicznym, analizowała piękną melodię wydobywającą się ze starego instrumentu, którego barwa przywodziła na myśl kość słoniową. Cała sytuacja była aż przesycona magią; tylko pusty pokój, cudna melodia i dwoje samotnych serc. Romantycznie...
Do prywatnego toku myślenia, pomijając wyżej wspomniane odczucia, dołączał taki zachwyt, że aż wprawiał w drżenie. Znajoma piosenka przebijała się przez bariery jej umysłu, rozjaśniając czerń, która spowiła jej ludzkie wspomnienia. Tylko on, ona i Esme's Favorite. Pierwsza wizyta w ich domu...
Zamknęła oczy. Jej urodziny. Siedzieli wtedy na łóżku, przytuleni, wsłuchani w płytę. Ta melodia była druga na liście. Nie lubiła wracać do tamtych chwil, bo widziała tylko to, co stało się w trzy dni później, widziała ich rozstanie. Samotne chwile w lesie... Ale tym razem było inaczej. Cieszyła się tamtym momentem, tak jak cieszyła się teraźniejszością. Wtedy nic nie było tak skomplikowane. Było łatwiej...
Zestresowana, a jednocześnie dziwnie rozluźniona, stanęła w progu, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Otworzyła oczy, by móc cieszyć się widokiem, który miała przed sobą. Edward był taki piękny, że samo oglądanie go sprawiało ból. Czy to możliwe, że ktoś tak idealny należał kiedyś do niej? Zaciskała dłonie w pięści, aby wyperswadować sobie pomysł dotknięcia go, sprawdzenia, czy był prawdziwy. Miała już swoją szansę.
Często nawiedzała ją myśl, że powinna go nienawidzić. Ale nie mogła się do tego zmuszać. Jakkolwiek interpretowała sytuację, zawsze wychodziło na to, że wina leżała po jej stronie. Zdrowy rozsądek podpowiadał jej naturalnie, że to stek bzdur, ale nie potrafiła go obwiniać. Nie potrafiła nienawidzić. Musiała kochać. Jakby nie patrzeć, podarował jej najwspanialszą rzecz, najwspanialszą osobę, jaką miał do zaofiarowania.
Gdyby nie on, nie byłoby przecież Renesmee.
Odruchowo przesunął się trochę na taborecie obitym w kremową skórę, aby dać jej do zrozumienia, że nie miałby nic przeciwko temu, aby do niego dołączyła. Najgorsze w tym było to, że rzeczywiście nie miał nic przeciwko.
Życie bywa skomplikowane.
Nie zawahała się, ale jej ruchy w dalszym ciągu były bardzo powolne. Wydawać by się mogło, że minęła wieczność, nim w końcu usiadła obok niego, choć w rzeczywistości trwało to jedynie nieco ponad siedem sekund. Choć nie dotykali się, pomiędzy ich ciałami tańczyła elektryczność. Była niemal widoczna. Nie odrywał wzroku od klawiszy; bał się, że gdy zobaczy tę piękną istotę tak blisko siebie, to nie będzie w stanie kontrolować swoich odruchów. W końcu był tylko samcem. Zakochanym, masochistycznym samcem.
Coraz trudniej było jej kontrolować swoją tarczę. Patrzyła na niego jak zahipnotyzowana, pozwalała, by zawładnął całą jej osobą. Miał na nią stanowczo zbyt wielki wpływ. Na jego palcu tkwiła obrączka, symbol jego przynależności do niej. Czemu on ją ciągle nosił? By sprawiać jej ból, znowu i znowu i tak w kółko?
Brakowało jej własnej obrączki. Zwykłego pierścionka, kupionego w spontanicznym odruchu w zakładzie jubilerskim, który użyty w taki, a nie inny sposób zyskał tak wielkie znaczenie. Ciągle go miała przy sobie - zaledwie parę metrów dalej, w skromnej torbie z ciuchami - ale bez niego jej dłoń wydawała się beznadziejnie, dziwnie lekka i wolna. Nie podobało jej się to uczucie.
Księżycowe światło wpadające przez podwójne, szklane drzwi wysrebrzało jego kasztanowe włosy i złociste oczy. Wyglądał jak bohater starego, czarno-białego filmu. Perfekcyjnego w każdym calu filmu. Perfekcyjny w każdym calu bohater.
Czy była kiedyś kobietą niezależną, stanowczą matką, która potrafiła żyć normalnie i nie przejmować się przeszłością? To brzmiało jak bajka, jak mityczna opowieść. Teraz była całkowicie zniewolona. Zależna od młodego boga, który właśnie przygrywał na fortepianie. Należała cała do niego.
Jej myśli były odprężająco monotonne i pełne podziwu dla dźwięków, które wydobywały się spod jego palców. Elektryczność między ich ciałami stawała się nieznośna; chciał ją przytulić, pocałować, dotykać bez opamiętania... Jedynie konieczność skupienia się zachowywała go przy zdrowych zmysłach. Ileż by oddał w tym momencie, by na powrót być człowiekiem! Ich umysły są tak cudownie wolne, mają tak mało powierzchni, potrafią skoncentrować się na jednej rzeczy naraz... Dużo by dał za takie błogosławieństwo. Najwyraźniej bycie wampirem miało być dla niego nieustanną drogą krzyżową.
Niepewnie ułożyła swoje dłonie na klawiaturze, jakby bała się, że swoim wkładem zniszczy całą melodię. Jej ruchy nie były może płynne, a melodia nijak pasowała do oryginału, ale tym drobnym gestem całkowicie podbiła jego serce. W chwilę później jednak ich wersje piosenki zaczęły się pięknie ze sobą komponować. Bardzo chciał, aby i oni tak się wzajemnie dopełniali; by byli swoim wzajemnym przeznaczeniem.
Miłość naprawdę bywa okrutna.
Nie miała najmniejszego pojęcia, co takiego wyprawiała, ale instynktownie przyłączyła się do niego, gdy grał. Czasami grywała coś w domu - głównie dla zabicia czasu, gdy Renesmee spała. Jej córka uwielbiała jej słuchać - tak samo, jak kiedyś Bella przysłuchiwała się swojej matce.
Moment później jej palce dostosowały się do narzuconego rytmu, co znacznie poprawiło jakość gry. Nagle palce jej prawej ręki splotły się z palcami lewej ręki Edwarda, na co przeszedł ją silny, niezwykle przyjemny i upajający dreszcz. Ułożyła swoją dłoń na jego, pokrywając ją, tak, że zamiast czterech rąk po klawiszach tańczyły teraz trzy. Po jednej od każdego z nich i jedna wspólna.
Nie zdziwiła się za bardzo, gdy poczuła, że i jemu udzieliły się dreszcze. Długo patrzyła uparcie na klawisze, choć nie było takiej potrzeby. On także nie spoglądał w jej stronę.
Starał się. Naprawdę się starał. Niekiedy jednak nasze działania są z góry skazane na porażkę.
Tak było i w tym przypadku. Nie mógł już znieść tego promieniowania i widoku ich splecionych dłoni. Uniósł na nią wzrok dokładnie w tym momencie, w którym zrobiła to ona.
Zdawała się być jeszcze piękniejsza niż zwykle. Duże oczy były szeroko otwarte w oczekiwaniu, a usta rozchyliły się lekko. Ich dłonie wciąż wirowały po czarno-białych klawiszach, a czas, który dotąd płynął niezwykle wolno, przestał mieć jakiekolwiek znaczenie, przestał istnieć. Ich twarze przybliżały się do siebie, a tęczówki o takiej samej barwie chłonęły każdy pojedynczy szczegół zaistniałej sytuacji. Oddechy przestały być regularne, a po chwili przeszły w ciche dyszenie.
Trwali w tej pozycji parę lat świetlnych - a przynajmniej trwaliby, gdyby istniał czas. Mimo tego, że nie zatrzymywali się ani na chwilę, dla postronnego obserwatora nie poruszali się ani odrobinę.
Gdy ich usta wreszcie się zetknęły, bezczas i cierpliwe oczekiwanie, jakie odczuwała, obróciły się w popioły. Czas pognał do przodu, a z początku nieśmiałe muśnięcie przerodziło się w trybie natychmiastowym w namiętny pocałunek. Melodia raptownie umilkła, gdy ich ręce nagle znalazły coś innego do roboty niż stateczne uderzanie w klawisze. Badała go na nowo, odkrywała każdą linię, każdą nierówność jego ciała, które ociekało wręcz czystą perfekcją. Koszula, którą wcześniej uznała za seksowną, teraz była tylko denerwującym kawałkiem materiału, który oddzielał jej dłonie od jego torsu, więc nie namyślając się długo zdarła ją jednym zdecydowanym ruchem. Wszystkie guziki oderwały się i rozsypały po całym pomieszczeniu. Nagle jego duże ręce zacisnęły się mocno na jej talii, więc gdy wstał, pociągnął ją ze sobą. Odruchowo oplotła go nogami w biodrach. Dowód tego, jak bardzo był podniecony, czuła teraz wyraźnie pod sobą, co sprawiło, że jednocześnie ogarnęła ją euforia i mocne podirytowanie, które skierowane było do warstw materiału, jakie oddzielały ich od siebie. Jęknęła, przyciągając go mocniej. W jej żyłach zapłonął ogień - prawie taki, jak podczas przemiany. Z tą różnicą, że o wiele bardziej przyjemny.
A przyjemność była uzależniająca.
Nim zdążyła cokolwiek zrobić, poczuła pod plecami twardość podłogi, do której przygniatało ją ciepłe, umięśnione ciało kochanka. Niecierpliwie zdarł z niej sweter, nie kłopocząc się ściąganiem go przez głowę. Natychmiast przycisnęła się do niego. Usłyszała jego sapnięcie, gdy oderwał się od jej ust i z zachwytem się jej przypatrywał. W jego oczach jednak dominowało pożądanie. Były one lustrzanym odbiciem jej tęczówek.
Zachwyt. Pożądanie. Niecierpliwość.
Nie liczyło się to, kim byli, kiedy byli i gdzie byli. Ważne było tylko to, że byli razem.
Skąpani w księżycowym blasku, zatracili się w sobie, na przekór całemu światu, na przekór własnemu rozsądkowi.
Przyjrzała się krytycznie podłużnym śladom, które zostawiły w drewnie jej palce. Trudno by było się z tego tłumaczyć. Przesunęła nieco jasny dywan, który całkowicie je zakrył i oglądała przez chwilę z zadowoleniem efekt własnej kreatywności. Wszystko, byleby nie patrzeć na niego.
Gdyby mogła się rumienić, jej twarz z dużym prawdopodobieństwem wyglądałaby jak obudowa starodawnego wozu strażackiego.
Między nimi zapadła krępująca cisza, którą przerywały tylko ich uspokojone już oddechy. Miała wielką ochotę uciec do pokoju i ukryć się pod szafą, ale nie pozwalała jej na to własna duma. Zaczęła jej też nagle przeszkadzać własna nagość, choć jeszcze nie tak dawno z chęcią spaliłaby w ogniu piekielnym wszystkie dostępne fragmenty odzieży. Rozejrzała się więc w poszukiwaniu czegoś nadającego się do włożenia. Niestety, wszystkie jej ubrania były rozdrobnione na tyle części, że lalka Barbie by się nimi nie zakryła, a jedynym w miarę zdatnym do użycia materiałem okazała się koszula Edwarda. Nie miała guzików i fragmentu prawego rękawa, ale była na tyle długa, że zakrywała wszystkie strategiczne miejsca, więc nadawała się idealnie.
Wspólnie zajęli się porządkowaniem skrawków, starając się zrobić to jak najszybciej. Mimo że cała ta sytuacja nie mogła być już bardziej absurdalna, to woleli nie myśleć o tym, jakie piekło wybuchłoby, gdyby się czymś zdradzili. Nikt nie mógł się dowiedzieć. Nigdy.
No, Alice pewnie wiedziała, ale lepiej dla niej, żeby zatrzymała tę informację dla siebie. Ostatnim (i jedynym) razem co prawda trzymała jęzor za zębami, ale od spojrzeń, które notorycznie posyłała w stronę jej i Edwarda, przewracało się w żołądku, nie mówiąc już o tym, że wszyscy stosunkowo szybko zorientowali się, o co chodzi.
Nagle część niej przestała tak bardzo tęsknić za przyjaciółką.
Gdy pozbierali już wszystkie pozostałości swojej garderoby (z guzikami włącznie) Izzie w końcu się odezwała.
- Nie powinniśmy byli - szepnęła.
No co ty nie powiesz?
- Żałujesz? - spytał cicho, czując, że całe jego ciało napina się w oczekiwaniu na odpowiedź. Wiedział, że zbyt dali się ponieść emocjom, ale gdyby miał możliwość cofnięcia się w czasie, egoistycznie postąpiłby tak samo.
Jej myśli były jeszcze bardziej zagmatwane i cichsze niż zwykle.
- Nie - zadecydowała w końcu. - Ale nie powinniśmy byli.
- Wiem - westchnął boleśnie. Co on, do cholery, wyprawiał? Ona miała męża, dziecko! Jeśli wyjdzie cało z tej wojny, to miałaby dużą szansę na szczęśliwe życie! Tym jednym, egoistycznym występkiem wszystko zaprzepaścili. Czy jej małżonek wybaczy jej zdradę? Czy w ogóle mu się przyzna? Czy będzie mogła z tym żyć?
Głupia, głupia, głupia Izzy! A on z pięć razy głupszy!
Nagle wyraz jej twarzy zmienił się ze skruszonego w zdeterminowany. W myślach powtarzała niczym mantrę: powiem mu... powiem mu...
Była tak cicha mentalnie, że nie wyłowił nic poza tym osobistym postanowieniem. Ciekawość zżerała go od środka. Co takiego chciała wyznać? Może... Może jako córka Belli...
O Jezusie!
Właśnie w tym momencie uświadomił sobie, że przespał się z – prawdopodobnie - córką byłej (bądź obecnej) żony. Zakochać się to pół biedy, przyzwyczaił się już do tego, że miał talent do lokowania uczuć nie tam gdzie trzeba, ale miłość fizyczna? Co takiego zrobił w poprzednim życiu, że Bóg w takim stopniu się od niego odwrócił? Czyżby mścił się za ten okres, kiedy w około dziesięć lat po przemianie odłączył od Carlisle'a i wysłał do piekła paru bandziorów? Doprawdy, równie dobrze może się okazać, że Ziemia zaczęła się kręcić w przeciwnym kierunku. Nic już by go nie zdziwiło.
Tak, obwiniaj Boga, warknął do siebie w duchu. Przecież to Jego wina, że nie potrafisz utrzymać pożądania na wodzy.
Ani że ona nie potrafi.
Zmartwił się, gdy owe zdeterminowanie zaczęło zanikać z jej twarzy, ustępując miejsca zakłopotaniu. Był o krok od rozpoczęcia modlitwy w intencji jej szczerości. Parokrotnie otwierała i zamykała usta, starając się patrzeć tylko na jego twarz. Dotarło do niego, że nieświadomie ją onieśmielał, ale nim zdążył zrobić cokolwiek z tą wiedzą, ściskając resztki swoich ubrań odwróciła się i udała w stronę pokoju. Nie powiem mu.
A niech to szlag.
Ruszył za nią, kierując się w stronę własnej sypialni. Poczuł obrzydzenie, gdy naszła go myśl, że Izzie niesłychanie seksownie wyglądała w jego zniszczonej koszuli.
A owe obrzydzenie wynikało z jego wysoko rozwiniętego poczucia moralności. O ile prostsza była by jego egzystencja, gdyby akurat tej cechy charakteru nie posiadał. Niestety, rodząc się w 1901 roku nie miał zbyt dużego wyboru. To było charakterystyczne dla tamtych czasów i dla jego dawnej rodziny.
Ale czy miał prawo choćby rozmyślać o moralności w sytuacji takiej jak ta? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
melcia
Wilkołak
Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 110 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z zakładu psychiatrycznego
|
Wysłany:
Śro 12:02, 12 Sie 2009 |
|
Stwierdzam, że Edward zgłupiał na stare lata. Jak on mógł się nie domyślić?! No jak? Przecież skoro grała z nim to musiała wcześniej znać tą melodie prawda?! Ale Edward zawsze inaczej myślał i niegdy nie wiadomo o co mu chodzi i jak działa jego myślenie xD
Dlaczego Izzy mu nie powiedziała ze jest Bellą. Mogła też założyć pierścionek i on w tedy go zobaczy i się zoriętuje albo całkiem załamie bo będzie myslał, że to Bella dała go swojej córce i już nie żyje... Alice wie ze to Bella prawda? I Jasper też tylko chcą, żeby Edward sam sie domyślił albo w końcu nie wytrzymają i mu to uzmysłowią .
Rozdział bardzo mi się podobał. A niektóre myśli Edwarda mnie dobiły xD W końcu zaczyna sie miedzy nimi coś dziać :)
Życze dużo Veny
Pozdrawiam,
melcia |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
marta_potorsia
Wilkołak
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 164 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ostróda
|
Wysłany:
Śro 12:09, 12 Sie 2009 |
|
No dobra, zlituję się troszkę (ale tylko troszkę) nad Wami i powiem, że w trakcie kilku najbliższych rozdziałów bardzo dużo rzeczy się wyjaśni - dlaczego są takimi idiotami itd. :) Teraz wszystko zależy od Latte, kiedy Wam te rozdziały udostępni. Zrobi to tym szybciej, im więcej kk znajdzie w swoim temacie - dlatego, jeśli czekacie z niecierpliwością na cd., łączcie się i komentujcie! :P
Pozdrawiam, Marta. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
nieznana
Zły wampir
Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca
|
Wysłany:
Śro 12:37, 12 Sie 2009 |
|
To jeżeli dodanie następnego rozdziału zależy na komentarzach, to i ja go wystawie!
Jestem oczywiście pod wrażeniem, rozdział genialny, tylko w tak zakończony?? Nie masz się na kim wyżywać?? Hę?? xD Tylko musisz nas męczyć xD I tak kończyć... A ja już liczyłam na, to że Edward, w końcu się dowie, a tu klops xD Jestem jednak ciekawa, jak ona to zrobi? Jak wyjawi Edwardowi, że ona, to Bella?? To będzie ciężka rozmowa... I jak Edward zareaguję? Jak inni zareagują?? Czy Alice wie, że to Bella?? Jeśli tak to czemu nie wraca? Ach, tyle pytań...xD A odpowiedzi nie ma...
Czekam na kolejny tak wspaniały rozdział jak ten... :)
EDIT: Proszę nie stresuj mnie, już się boję jak zakończysz tą część! Pewnie nie prześpię przez to nocy!
pozdrawiam
n/z |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez nieznana dnia Śro 18:50, 12 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Ekscentryczna.
Wilkołak
Dołączył: 18 Cze 2009
Posty: 147 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 12:38, 12 Sie 2009 |
|
Padłam.
Fenomenalnie, jak zawsze! Tym razem nie bawiłam się w wykrywaczkę błędów, gdyż za bardzo pochłonęło mnie czytanie. Acz raczej nie natknęłam się na żaden. Nadal nie mogę pojąć, jak Edward może być tak bezmyślny. Nie dopuścił do siebie nawet jednej myśli, iż Izzie mogłaby być Bellą. Jedynie upiera sie przy tym, ze to najprawdopodobniej jej córka. Mogę sobie wyobrazić, co czuł,g dyz dał sobie sprawę z tego, że 'przespał' się z córką swojej żony. Ale czy on naprawdę jest aż tak głupi,b y się nie domyślić? Tyle czasu spędził z Bellą. Tyle razy się całowali. Ba, spłodzili Renesmee. I on nie zauważył żadnego podobieństwa dotykając Izzie? Jedyne co mi pozostaje, to czekać na następny rozdział. A skoro jest już gotowy. Zbetowany.. I tyle jest już komentarzy, mimo, ze rozdział szósty wstawiłaś zaledwie jakieś 3 godziny temu.. Cocolatte.. xDD |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Cocolatte.
Wilkołak
Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 42 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 18:29, 12 Sie 2009 |
|
melcia napisał: |
Stwierdzam, że Edward zgłupiał na stare lata. Jak on mógł się nie domyślić?! No jak? Przecież skoro grała z nim to musiała wcześniej znać tą melodie prawda?! Ale Edward zawsze inaczej myślał i niegdy nie wiadomo o co mu chodzi i jak działa jego myślenie xD |
Edward. Nie. Jest. Idiotą :D
No, może trochę. Ale serio, nie kreowałam go tak, aby na stare lata zgłupiał. A jeśli jesteśmy w temacie starych, to nie zapominajmy, że on ma 129 lat. Szacunku trochę :D On jest tylko troszeczkę niedomyślny!
A co do melodii (bo to główny powód, dla którego odpisuję). Ona znała melodię, ale nie pokazywała tego Edwardowi. Gdy zasiadła z nim do fortepianu, to zaczęła grać coś nowego, co ładnie się komponowało z jego EF. Miałam nadzieję, że zrozumiale to opisałam.
I nie, nie lubię się nad Wami znęcać. Po prostu lubię mieć parę rozdziałów na zapas, żeby z tym nie lecieć "na żywioł". Lepiej mi się pisze bez presji (bo muszę napisać teraz, zaraz, bo ludzie czekają). Teraz skończyłam pierwszy rozdział, więc jestem dwa do przodu. Także siódemkę mogę udostępnić, ale dopiero jak skomentuje większość stałych Czytelników, żeby poznać, póki co, opinie a'propo tylko tego rozdziału. Oczywiście, nowych Czytelników także zapraszam :D
A że rozdziały kończą się jak się kończą? No cóż :D Ja się boję, co powiecie na zakończenie drugiej części :D
Pozdrawiam,
Latte. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Cocolatte. dnia Śro 18:30, 12 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
melcia
Wilkołak
Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 110 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z zakładu psychiatrycznego
|
Wysłany:
Śro 19:25, 12 Sie 2009 |
|
Cocolatte. ja wiem ze Edward nie jest idiotą. No jakby mógł być to w końcu Edward prawda? I jak ja bym mogła nie mieć dla niego szacunku :) Ja mam dla niego wielki szacunek. Chłopak gra na fortepianie, mówi w bóg wie ilu jezykach, jest wampirem, czyta w myślach, jest lodowato zimny i wygląda jak ten młody bóg :) Jednym słowem szacun dla niego :) A do tej melodii fakt zwracam honor czasem mam problemy ze zrozumieniem za dużo emocji było jak zobaczyłam, że jest nowy rozdział.
Ja Cię proszę to jest normalnie torturowanie ludzi, bo wiem, że rozdział jest już piekny i gotowy a nie mogę go przeczytać. To troche tak jak z prezentami na Boże Narodzenie i to nawet dobrze, że nie dodajesz tak szybko rozdziałów, bo potem wieksza radocha :) Ale nie trzymaj nas za długo
Pozdrawiam,
melcia |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|