|
Autor |
Wiadomość |
Rainwoman
Człowiek
Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 85 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 19 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: południe Polski
|
Wysłany:
Śro 15:34, 03 Lut 2010 |
|
Zapraszam...
ROZDZIAŁ JEDENASTY
W mgnieniu oka pokonał parking i prawie wbiegł na izbę przyjęć miejscowego szpitala, do którego niedawno przywieziono z wypadku poszkodowaną Bellę i jej małą córeczkę. Szybko przedstawił się i po krótkiej rozmowie, uzyskał informacje, których potrzebował. Natychmiast skierował się do wskazanej przez ratownika medycznego sali. Ranna dziewczyna leżała na pierwszym łóżku od wejścia. Głośno wypuścił powietrze z płuc i powoli zbliżył się do niej.
- Jak się czujesz? – Zatroskany głos Edwarda wyrwał ją z zamyślenia. Uświadomiła sobie, że nadal znajduje się w szpitalu. Założony na szyję usztywniacz sprawiał, że nie mogła poruszyć głową, więc przyciągnęła go za rękę bliżej siebie, żeby móc na niego spojrzeć. Jego przerażony wzrok mówił za siebie...
- Tak okropnie wyglądam? – próbowała zażartować i gwałtownie szarpnęła głową, ale zaraz tego pożałowała, wydając jęk bólu. Głowa nadal pulsowała niemiłosiernie,
a wysuszone gardło paliło. Przesunęła dłonią po twarzy. Na czole trafiła na opatrunek. Znowu syknęła z bólu, dotykając opatrzonej jeszcze w karetce rany.
- Coś ty, po prostu wolałbym oglądać cię w lepszej kondycji. – Jego pełne niepokoju
i bólu spojrzenie rozczuliło ją. – Nadal nie mogę uwierzyć, że ten wypadek miał miejsce… Telefon od Owena prawie zwalił mnie z nóg. Przyjechałem od razu jak się dowiedziałem – tłumaczył się, dysząc jeszcze trochę, pochylony nad nią.
- Policja zadzwoniła do Owena? – zdziwiła się.
- Nie, on dzwonił akurat do ciebie i jakiś policjant odebrał twój telefon. Nie wiedział, kogo powiadomić, więc kiedy Owen się przedstawił, powiedział co się stało i do którego szpitala was przewieziono - wyjaśnił nadal dysząc ciężko. - A co z małą, wiesz już coś? – Jego troska była przejmująca.
- Lekarze mówią, że najgroźniejsze było szarpnięcie. Zostajemy na obserwacji, bo chcą wykluczyć wszelki możliwy uraz. Na szczęście ma tylko lekkie otarcia na buzi. Fotelik zneutralizował uderzenie - westchnęła ciężko poprawiając dłonią ubranie.
- A co z moim samochodem? Miałam tam sprzęt fotograficzny… - odchrząknęła, poprawiając opinające szyję usztywnienie.
- Emmett i Owen wszystkim się zajęli. Nie musisz się niczym martwić. Ważne, żeby wam nic nie było - wyszeptał zmartwiony.
- Ale jak to się stało? Zajechał ci drogę? – oparł dłonie tuż przy jej ramieniu. Przez ochraniacz na szyi nie mogła ruszać głową a on nie chciał tracić z nią kontaktu.
- Zobaczyłam go w ostatniej chwili, jechał na czołowe. Pamiętam tylko, że mocno skręciłam, żeby jakoś uniknąć tego zderzenia i… ocknęłam się w karetce. Nawet nie wiem, co z tamtym kierowcą - westchnęła ciężko.
- Pijacy mają szczęście – fuknął oburzony. - Z tego co mówił Emm, facet miał ponad dwa promile w wydychanym powietrzu, więc nawet nie chcę wiedzieć jakie stężenie było w jego krwi. Uderzył w ciebie a potem odbił się i walnął jeszcze w jadący za tobą samochód. Jego auto nadaje się tylko do kasacji, ale on wyszedł bez szwanku. Aż wierzyć się nie chce. – Mężczyzna nadal był przejęty całym zdarzeniem. W przypływie czułości ostrożnie ujął jej dłoń i przyłożył sobie do twarzy. Patrzyła na niego lekko zaciskając usta ze wzruszenia.
- Pani Swan? – pielęgniarka wychyliła się z gabinetu.
- Tutaj – dziewczyna mogła jedynie pomachać do niewidzialnej kobiety, bo nawet nie była jej w stanie zobaczyć. - Co się stało? Coś z Renesmee? – z trudem przełknęła ślinę.
- Nie, nie, proszę się nie martwić. Zaraz zabiorę panią na rentgen i tomografię – pielęgniarka przepraszająco się uśmiechnęła. – Muszę tylko wypełnić formularze
i potrzebne mi będą dokumenty pani i dziecka.
- Tak, oczywiście – ranna odetchnęła głośno. Sięgnęła do leżącej na jej kolanach torebki i po omacku próbowała dostać się do środka. Edward spokojnie zabrał jej torebkę i wyręczył w tym. Chwilę mocował się z suwakiem, ale gdy mu się to wreszcie udało, spojrzał na dziewczynę pytająco.
- Czego mam szukać?
Bella zwilżyła językiem spierzchnięte usta i chwilę zbierała myśli.
- W środku jest taka nieduża zasuwana kieszonka. Znajdziesz tam małą kosmetyczkę w niej jest wszystko, czego potrzebują – odparła nadal zwilżając usta.
- Ok, mam. Czego pani potrzebuje? – zwrócił się teraz do pielęgniarki. Kobieta podeszła bliżej i zabrała dokumenty, których potrzebowała.
- Przyniosę panu, jak tylko uzupełnię dane na karcie – odpowiedziała i wyszła. Zaraz za nią w drzwiach pojawiła się druga, ubrana w jasnoniebieski fartuch.
- Zabieramy panią na badania – uśmiechnęła się, pochylając na obolałą dziewczyną.
- A pana zapraszam do poczekalni. To trochę potrwa, ale proszę się nie martwić. Żona będzie pod dobrą opieką – znowu się uśmiechnęła popychając przed sobą ruchome łóżko, na którym leżała obolała Bella. Edward pomachał do niej jeszcze
i wyszedł do poczekalni. Sens słów pielęgniarki sprawił, że mimowolnie uśmiechnął się pod nosem…
***
Oparty o wysoki kontuar, za którym siedziała pielęgniarka, ze spokojem wpatrywał się, jak kobieta przegląda kolejno wszystkie zabrane dokumenty i wprowadza wymagane dane do komputera. Był niemal zupełnie wyłączony z rzeczywistości i dopiero teraz zaczynał czuć, jak powoli odpływają z niego emocje. Kilka razy westchnął głęboko. Kobieta wstała i podała mu plik dokumentów.
- Proszę się nie martwić, dziecku nic nie grozi – uśmiechnęła się ciepło.
Już chciał coś powiedzieć, ale ugryzł się język. Musiał przyznać, że miło było, choć przez chwilę poczuć się jak ojciec Nessie. Uśmiechnął się do siebie, ale zaraz potem zatrzymał wzrok na trzymanych w rękach dokumentach, a najbardziej na niedużej, niebieskiej okładce, na której widniał napis „książeczka zdrowia dziecka”. Otworzył ją i trochę bezmyślnie zaczął przeglądać. Dziewczynka nosiła nazwisko matki,•a w rubryce, w której powinien być wpisany ojciec, nie było żadnego wpisu, dosłownie niczego. Cała strona poświęcona ojcu dziecka, świeciła po prostu przerażającą pustką.
- Źle się pan poczuł? – Pielęgniarka przyglądała mu się uważnie. Spojrzał na nią nieprzytomnym wzrokiem i przecząco pokiwał głową.
- Proszę usiąść. Kiedy opadają emocje, czasami zdarzają się omdlenia – uśmiechnęła się z troską i wskazała mu dłonią wolne krzesło pod ścianą. Powędrował wzrokiem za jej gestem i przytaknął ruchem głowy, po czym zabrał ze sobą torebkę i posłusznie usiadł we wskazanym miejscu. Znowu zajrzał do książeczki i zaczął czytać wszystko po kolei, od początku. W rubryce imię i nazwisko dziecka widniało wyraźnie: Renesmee Swan. Dalej były dane matki i tam wpisane było: Isabella Marie Swan. Następnie była owa nieszczęsna rubryka z danymi ojca i w miejscu gdzie teoretycznie powinny się one znajdować, praktycznie nie było nic. Zupełnie nic. Rubryka była po prostu pusta. Zmarszczył czoło zachodząc w głowę, o co w tym wszystkim chodzi. Jeśli Jacob Black był ojcem Renesmee, to czemu nie umieszczono tu jego danych. Edward znowu przełknął głośno ślinę a serce waliło mu w piersi jak po biegu na sto metrów. Bez pośpiechu sunął wzrokiem po tekście. Miejsce urodzenia – Paryż, data urodzenia: dwudziesty piąty marca dwa tysiące siódmego roku. Wpatrywał się w cyfry i z niedowierzaniem przecierał oczy upewniając się, że nie ma do czynienia z sennym majakiem. Powoli odliczał kolejne miesiące, cofając się w czasie do wyjazdu Belli. Poruszenie spowalniało tok jego myśli, a rozsądek podświadomie zabraniał wierzyć, że to, co właśnie czyta, jest prawdą. Tylko chwilę się wahał, po czym schował dokument do kieszeni płaszcza. Musiał ochłonąć. Wtedy właśnie jak zza światów dotarł do niego dzwonek jego własnej komórki. Sięgnął do kieszeni spodni i wyjął aparat, a potem przepraszająco spojrzał w kierunku pielęgniarki i gestem wskazał, że odbierze telefon na zewnątrz. Ze zrozumieniem przytaknęła głową.
- Słucham - odezwał się drżącym głosem. Tuż obok wejścia do szpitala przejechała akurat karetka na sygnale.
- Cześć Edward, jesteś jeszcze w szpitalu? Co z nimi? – Emmett nie krył niepokoju.
- Tak, widziałem się z Bells. Zabrali ją na rentgen i inne badania – westchnął ciężko. - Muszą mieć pewność, że nie ma żadnych wewnętrznych urazów. Poza otarciami
i siniakami, wygląda całkiem dobrze, ale lekarze chcą zostawić ją i Renesmee na obserwacji, więc pewnie zostanę tu razem z nimi jeszcze trochę. - Uspokajał przyjaciela. Głos w słuchawce odetchnął z ulgą.
- Całe szczęście. Samochód ma się trochę gorzej, ale jak tylko policja załatwi swoje, będzie można go odstawić do warsztatu Mike’a i wezwać ludzi z firmy ubezpieczeniowej. – Kuzyn był zatroskany. - Słuchaj, nie będę wam teraz głowy zawracał. I bez tego macie sporo zmartwień.
- Poczekaj – wszedł mu w słowo Edward, ale zaraz ucichł na chwilę.
- Co się dzieje? – Głos przyjaciela zdradzał niepokój.
- Czy ty coś wiesz… o Nessie? – Mężczyzna był przejęty i niespokojny. – Bella mówiła ci coś … coś o jej ojcu?
Przyjaciel zamilkł na chwilę, zbierając w głowie myśli.
- Nie… - wyjąkał wreszcie. – A co się stało? Czemu nagle o to pytasz?...
Szatyn poczuł jak krew odpływa mu z twarzy. Głośno przełknął ślinę.
- Bo widzisz…
- Rany, stary mów, co się dzieje, bo inaczej fiknę tu na zawał. – Kuzyn był poważnie zaniepokojony.
- O Boże, Emm… ona może być moja – wyszeptał i oparł się plecami o ścianę budynku. Czuł jak nogi się pod nim uginają.
W słuchawce zapanowała cisza. Obaj mężczyźni zamarli z wrażenia.
- Edward? – Kuzyn odezwał się pierwszy.
- W porządku, nic mi nie jest. – Mężczyzna podszedł do drzwi i rozejrzał się po holu, na którym zapanowało właśnie jakieś poruszenie.
- Posłuchaj, wpadnę do ciebie jutro i pogadamy, ale teraz… zachowaj to dla siebie. Bella… ona nic nie wie i niech tak na razie zostanie. – Cullen nie spuszczał oczu
z rejestracji.
- Jasne stary, trzymaj się. - Przyjaciel przytaknął rzeczowo.
- Na razie – odparł szatyn i rozłączył się. Wepchnął telefon z powrotem do kieszeni spodni i wrócił do poczekalni. Toczył wewnętrzną walkę z myślami…
Niedługo potem wsiadł do windy i wjechał na pediatrię. Zaczepił w korytarzu jedną
z pielęgniarek i wytłumaczył, o co mu chodzi. Kobieta zaoferowała pomoc
i zaprowadziła go do sali, gdzie w wysokim metalowym łóżeczku leżała Renesmee.
- Czy to normalne, że ona śpi? – zagadnął pielęgniarkę. Przytaknęła ruchem głowy.
- Podano jej leki uspokajające, inaczej nie można byłoby przeprowadzić niezbędnych badań. Taka jest procedura, ale za kilka godzin obudzi się jak z normalnego snu. Proszę się nie martwić. – uspokoiła go. Skinął głową
- Czy pan jest ojcem? – zapytała krótko. Edward zawahał się chwilę.
– Nie wiem – odparł z rozbrajającą szczerością. – To znaczy, tak sądzę – dodał zaraz i z zakłopotaniem uciekł wzrokiem w dół. Kobieta milczała chwilę.
- Bardzo chciałabym panu pomóc, ale musi mnie pan zrozumieć – zaczęła delikatnie, ale wiedział, do czego zmierza. Przytaknął ruchem głowy i powoli zaczął wycofywać się z sali, po czym nagle rozmyślił się i przepraszająco spojrzał na kobietę. Nawet nie próbowała go powstrzymać, kiedy szybko zbliżył się do łóżeczka, w którym spała Nessie i z czułością pocałował ją w ciepłe czółko. Teraz gotowy na potępienie, spojrzał na pielęgniarkę pełnym niemocy wzrokiem, ale kobieta po prostu uśmiechała się do niego ze zrozumieniem. Podziękował jej cicho i wyszedł…
***
Badania, na które zabrano Bellę, trwały grubo ponad godzinę, ale to dało młodemu Cullenowi dodatkowy czas na przemyślenia. Potrzebował go, żeby trochę zdystansować się, do świadomości, która jak drzazga, wbiła się głęboko w jego umysł. Kiedy w końcu zwieziono dziewczynę na dół, nadal miała na szyi usztywniacz, ale siedziała już na wózku.
- Byłeś u Nessie, widziałeś ją? – zasypała go pytaniami jak gradem, a on mógł jedynie przytaknąć ruchem głowy.- Jak się czuje? Śpi? Nie płakała? Wiadomo coś? – zastanawiał się, o co sam chciałby zapytać, gdyby znajdował się na jej miejscu.
- Niedobrze ci? Pobladłeś trochę. – Poczuł drobną, kobiecą dłoń w swojej własnej i zorientował się, że znowu odpłynął myślami.
- Nie, w porządku – potrząsnął głową, jakby to mogło oczyścić jego umysł z natrętnych myśli. – Mała śpi. Jest po środkach znieczulających – mówił z przekonaniem, a młoda matka chłonęła jego słowa jakby od nich, zależało jej życie.
- A co u ciebie?– starał się zmienić temat. - Jak wyszły badania, nie ma żadnych niepokojących zmian?
Nie chciał dopuścić do konfrontacji na szpitalnym korytarzu. Musiał się kontrolować, choć wszystko w nim było napięte do granic możliwości.
- Wyniki są w normie, nie ma powodu do niepokoju. Najpewniej jutro przy obchodzie wypuszczą mnie do domu. Mam nadzieję, że Nessie też – westchnęła ciężko. Przytaknął tylko ruchem głowy i ujął wózek, ale Bella powstrzymała go.
- Daj spokój. Mogę chodzić na własnych nogach. Musieli mnie zwieźć, wiesz, procedury – jęknęła, powoli wstając z wózka. Podał jej rękę i pomógł wstać.
- Chcesz do niej jechać? – Nie musiał pytać. Znał jej odpowiedź.
W milczeniu podeszli do windy. Drogę na górę też pokonali w ciszy. Każde biło się
z własnymi myślami. Kiedy na korytarzu trafił na znajomą pielęgniarkę, jego wzrok musiał zdradzać przerażenie. Kobieta znowu pozytywnie go zaskoczyła. Z lekkim uśmiechem minęła ich oboje, nie zamieniając z nim nawet słowa. Zaprowadził ją od razu do dziecka i zaciskając mocno szczęki obserwował, kiedy gładziła malutką rączkę córeczki. Choć tak bardzo chciał do niej podejść, nie mógł ruszyć się z miejsca. Zupełnie jakby nagle wybudowano między nimi mur. Bella była wzruszona, widział jak ocierała dłonią łzy. Emocje związane z wypadkiem i strach o dziecko zrobiły swoje. Nawet nie starała się powstrzymać. Łzy płynęły strużkami a jej ciałem wstrząsał szloch. Mężczyzna zacisnął dłonie w pięści. W innej sytuacji już by przy niej stał, trzymał w ramionach, pocieszał, ale teraz… Kiedy dziewczyna spojrzała w stronę drzwi, gdzie jeszcze przed chwilą stał Edward, zamarła. Nie było go tam… Nie było tam nikogo…
Silny zapach środka dezynfekującego niemal wykrzywiał mu nos, ale męska toaleta na końcu korytarza, była jedynym miejscem, gdzie z pewnością nie zajrzy teraz Bella. W ogóle nie sądził, aby go szukała. Pochłonięta dzieckiem, z pewnością nie zwróciła nawet uwagi, że prawie wybiegł targany gniewem i bólem. Z szałem kopnął w metalowy kosz na śmieci, sprawiając tym, że przewrócił się na bok i potoczył kawałek, wywołując przeraźliwy hałas. Kątem oka dostrzegł jak ktoś z personelu zagląda do pomieszczenia, zaciekawiony tym odgłosem.
- Przepraszam – bąknął zawstydzony i przyłapany na gorącym uczynku. Natychmiast postawił kosz na swoim miejscu, a potem odkręcił kran i długo mył ręce. Kiedy spojrzał w lusterko nad umywalką, przeraził się. Mężczyzna w lustrze patrzył na niego prawie z nienawiścią. Wyszedł i windą zjechał na dół. Musiał się uspokoić zanim do nich wróci, inaczej dziewczyna od razu pozna, że coś z nim nie tak.
W ostatniej chwili dostrzegł na końcu korytarza mały sklepik z prasą. Poszedł w tamtą stronę, a po chwili jechał już windą na górę, ściskając w dłoni małego pluszowego słonika z różową trąbą i uszami… Zastanawiał się, czy ta mała dziewczynka uśmiechnie się po przebudzeniu na widok tego prezentu, swojego pierwszego prezentu być może od własnego ojca…
***
Całe południe włóczył się bezmyślnie ulicami Londynu, a każdy trącający go w pośpiechu przechodzień żegnany był niewybredną wiązankę przekleństw. Kiedy w końcu wrócił do samochodu i uruchomił silnik, wiedział już, dokąd chce pojechać.
Emmett nie wydawał się być zaskoczony, kiedy zobaczył go na progu swojego mieszkania, w rozchełstanym płaszczu i jeszcze bardziej niż zwykle rozczochranych włosach.
- Fatalnie wyglądasz – rzucił tylko i usunął się w bok, robiąc mu miejsce w przejściu. Nie rozebrał się, tylko w pełnym rynsztunku wszedł do salonu i usiadł na sofie.
- Dziewczyny już wyszły ze szpitala? – Przyjaciel uważnie mierzył go wzrokiem. Edward naprawdę wyglądał nieciekawie. Sińce pod oczami i zmrużone nieobecne zielone oczy czyniły go niemal idealnym bohaterem taniego thrillera. Wyglądał jak opętany rządzą mordu psychopata, planujący kolejne morderstwo.
- Przed południem dostały wypis i odwiozłem je do domu – westchnął ciężko i wygodniej rozsiadł się na sofie, zakładając ręce za głową. Emmett poszedł do kuchni i sięgnął do niedużej lodówki po puszkę piwa.
- Napijesz się? – Trzymając puszkę w ręce zawołał do kuzyna, ale tamten przecząco pokiwał głową.
- Masz coś mocniejszego? – zreflektował się jednak po chwili.
- Whisky, koniak, wódka? – wyliczał muskularnie zbudowany blondyn, zaglądając do swojego niewielkiego barku w dolnej części komody.
- Może być whisky – przytaknął zielonooki i po chwili odebrał od niego niedużą szklaneczkę z jasno brązowym płynem. Przyjaciel cierpliwie czekał. Znał swojego kuzyna bardzo długo i wiedział, że jeśli sam nie chce, nie powie nic. Cullen rozkołysał lekko alkohol w szklance, po czym przystawił ją do ust i jednym ruchem opróżnił.
- Jeszcze raz to samo proszę…
Emm bez komentarza znowu nalał mu alkohol i podał szklankę.
- Pamiętasz, kiedy wyjechała Bella?- zmęczony mężczyzna wreszcie zaczął właściwą rozmowę.
Przyjaciel chwilę przeszukiwał swoją pamięć…
- To było jesienią, chyba koniec września, w tym roku minęły równe trzy lata – odparł rzeczowo.
Edward przytaknął skinieniem głowy, po czym znowu przechylił szklaneczkę z alkoholem opróżniając ją całą i odstawił pustą na stolik.
- Renesmee urodziła się dwudziestego piątego marca – dodał tylko cicho, po czym wstał i nerwowo przeszedł się po pokoju. Emmett uważnie śledził każdy jego ruch.
- Ona była już w ciąży kiedy wyjeżdżała – snuł dalej. – Przecież nie mogła o tym nie wiedzieć - westchnął ciężko.
Zupełnie nie umiał sobie z tym poradzić. Próbował wszystko poukładać i przede wszystkim zrozumieć, co takiego się stało, że opuściła go wtedy nie mówiąc o dziecku.
- Rozumiesz, że… cały ten czas żyłem w totalnej nieświadomości? - Mężczyzna był wzburzony i zdenerwowany. - Byłem pewien, że mała jest córką tego Jake’a. Cały czas tak myślałem.
- Ja też – kuzyn westchnął ciężko. – Musisz porozmawiać z Bellą.
- Jasne, tylko zupełnie nie wiem jak. - Cullen mocno zagryzł zęby a przyjaciel przechylił puszkę z piwem i nagle doznał olśnienia, w efekcie którego prawie zakrztusił się złotym płynem.
- Słuchaj – odezwał się wreszcie, kiedy złapał oddech. – Co właściwie wydarzyło się między wami tego dnia, kiedy wyjechała?
Szatyn spojrzał na niego trochę nieprzytomnie.
- O to chodzi, że nic, rozumiesz? Właściwie nawet nie zamieniliśmy ze sobą słowa. Kąpała się, kiedy wychodziłem z domu, a potem… ciąg dalszy już znasz - odparł z rezygnacją.
- A wcześniej? - Emmett przełknął kolejny łyk piwa a Edward ze świstem wypuścił powietrze z ust i przetarł dłonią czoło.
- Wiesz, może palnąłeś coś w jakiejś rozmowie. Kobiety są na tym punkcie przewrażliwione, a już na pewno kobiety w ciąży. Pamiętam Jessicę. Zalewała się łzami jak tylko ktoś krzywo na nią spojrzał - przyjaciel naprawdę starał się pomóc.
- Myślisz, że pamiętam? Poza tym, znasz mnie, często gadam głupoty, ale żeby świadomie? Nie wiem. – Zielonooki bezradnie wzruszył ramionami i przeczesał palcami zmierzwione włosy.
- Tylko rozmowa może to wyjaśnić. – Kuzyn był konkretny a Edward przytaknął ruchem głowy i przysiadł na oparciu kanapy.
– Szlag mnie trafia, rozumiesz? Jeśli Renesmee naprawdę jest moja to, w ciągu tych trzech lat straciłem więcej niż myślałem – mocno zacisnął szczęki.
- Chyba, że… - zamilkł nagle a myśl, która zaświtała w jego głowie sprawiła, że prawie przestał oddychać. – Może mała wcale nie jest moja i… Bells dlatego właśnie wyjechała? – Mężczyzna bezwolnie osunął się na oparcie kanapy i odchylił głowę daleko do tyłu, opierając o miękki brzeg mebla. Ta nowa myśl zabolała najbardziej, bo poddała w wątpliwość całą miłość i wierność dziewczyny…
Oparty o szafkę blondyn, nie odezwał się słowem. Rozumiał żal i rozgoryczenie przyjaciela, ale nie wiedział jak pomóc. Cullen znowu podał mu szklankę prosząc o napełnienie. Tak samo jak poprzednie, tę również wychylił jednym haustem, a zaraz potem jeszcze jedną. Wtedy zerknął na zegarek. Emmett dostrzegł ten gest.
- Chyba nie zamierzasz teraz do niej jechać? – zawiesił głos.
Edward nie odpowiedział.
- To nie ma sensu. Ona nadal jest w kiepskiej formie po tym wypadku. Pozwól jej dojść do siebie i spróbuj porozmawiać za kilka dni, kiedy trochę ochłoniesz…- zaczął cicho. Kuzyn spojrzał na niego gniewnie.
- Mózg puchnie mi od tego wszystkiego, nie rozumiesz? Ta pieprzona niepewność odbiera mi zdolność myślenia – wybuchnął nagle.- Ona jest mi to winna. Muszę znać prawdę.
- Pamiętaj, że pośpiech jest złym doradcą – blondyn starał się opanować gniew przyjaciela. - To delikatna sprawa i uważam, że teraz naprawdę nie warto grać va bank – dodał miękko.
Młody Cullen podniósł się z kanapy i powoli zbliżył się do drzwi.
- Każdy ma swoje racje – odparł, wzdychając.
- Przemyśl to jeszcze, proszę cię – rzucił przyjaciel, ale dźwięk zamykanych drzwi, to było wszystko co usłyszał… |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
xXBellaCullenXx
Nowonarodzony
Dołączył: 01 Lis 2009
Posty: 10 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: bialystok
|
Wysłany:
Śro 16:13, 03 Lut 2010 |
|
Bosski rozdział...Edward odkrył prawdę... uu robi się coraz ciekawiej...Dobrze, że Bella i Nessie są całe. Dzięki i za kolejny rozdział i czekam na następne .
Pzdr ;** |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Cicha
Człowiek
Dołączył: 03 Sty 2010
Posty: 76 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 16:58, 03 Lut 2010 |
|
Ponownie czytałam rozdział z zapartym tchem.
Po pierwsze chciałabym ci podziękować, że żadnej z bohaterek nie uśmierciłaś ani też poważnie nie uszkodziłaś. Jest mi niezmiernie miło, że nie masz skłonności sadystycznych.
Edward dowiedział się, że jest ojcem Nessi - szok, chcociaż można się było tego spodziewać, bo prędzej czy później prawda zawsze wyjdzie na jaw.
Już sobie wyobrażam, jak będzie wyglądać jego rozmowa z Bellą. W dodaktu, kiedy jest wkurzony i nieco podpity. Na początki będą krzyki, a na końcu płacz, jeśli dobrze myślę.
Mam też nadzieję, że Jacob nie da nam o sobie zapomnieć i jeszcze pojawi się w życiu Belli.
Na ogół jestem wielbicielką 'happy end'ów', jednak w tym opowiadaniu chętnie zobaczyłabym nieszczęśliwe zakończenie.
Najlepiej pogrzeb w epilogu.
Możliwe, że coś mi się poprzestawiało w głowie ;)
Twoje opowiadanie będę czytać niezależnie od tego, jakie planujesz zakończenie, niemniej jednak rozważ propozycję z pogrzebam ;)
pozdrawiam,
Cicha |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Sarabi
Człowiek
Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 79 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Śro 18:16, 03 Lut 2010 |
|
Po raz kolejny chylę czoło przed Tobą. Zaskoczyłaś mnie pozytywnie - jest romantycznie, ale nieckliwie. Jest dramatycznie, ale bez przesady. Po prostu super wszystkie emocje wyważyłaś, zgrałaś postaci wręcz po mistrzowsku - powtórze się, bo juz o tym pisałam - Twoi bohaterowi są realni, takich ludzi, z ich emocjami, pasjami spotykamy w codziennym życiu, nawet jeśli nie są członkami kultowego zespołu czy genialnymi fotografami.
Jedyne co mnie smuci, to jak zawsze niedosyt. Czytałam z zapartm tchem, czytałam i nagle był koniec :-(
Coraz bardziej wciaga mnie ten ff i wśród polskich opowiadań ląduje na zasłużonym pierwszym miejscu. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
0704magda
Człowiek
Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 55 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 18:36, 03 Lut 2010 |
|
bałam się o nie-całe szczęście,że szybko wypuściłaś je ze szpitala...i ta sytuacja...mam wrażeie,że Edward wycisnie z Belli całą prawdę a z drugiej strony wiem jak umiesz nas trzymać w niepewności i zaskakiwać,więc równie dobrze mogę spodziewać się,że będzie kłótnia między nimi. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Śro 20:28, 03 Lut 2010 |
|
hm, dlaczego wiedziałam, że wszystko się skomplikuje
Edward odkrywa pewne fakty i inne - całkiem abstrakcyjne wizje przychodzą mu do głowy... może mam męskie podejście teraz do sprawy, ale ma rację - Bella jest mu to winna... brutalne acz prawdziwe...
nie mogę się doczekać szczerej rozmowy, do której zapewne nie dojdzie w nastepnym rozdziale, bo czuję, że jeszcze sprawa Rose & Emmetta oraz Alice & Jaspera muszą się wyjaśnić :)
tak mi podpowiada mu instynkt kobiecy, choć nie odpowiadam w pełni za niego
mam nadzieje, że szybko dodasz następny rozdział, bo mnie lekko nosi, no może nie lekko
pozdrawia
kirke,
wciąż oczarowana |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
xKikax
Nowonarodzony
Dołączył: 08 Maj 2009
Posty: 42 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Miasto cudów :)
|
Wysłany:
Śro 21:28, 03 Lut 2010 |
|
Rainwoman! Ty powinnaś normalnie Nobla dostać!:D
Po pierwsze, za to, że dodajesz w zaskakującym tempie rozdziały,
po drugie za to, że te rozdziały są fantastyczne ( chociaż to też mało powiedziane)
po trzecie za to, jak opisujesz uczucia Edwarda. Normalnie jak czytałam ten rozdział to kurde prawie czułam to co on czuje.
Cieszę się, że z tego wypadku nie zrobiłaś nic poważnego i Bella z Nessie zostały wypisane szybko ze szpitala.
Podobnie jak mayah zdziwiłam się ze rodział mi się tak szybko skończył:) Pochłonęłam go migiem:)
Mam nadzieję, że planujesz Happy End:D i ze sobie wszystko wytłumaczą. W zasadzie to ja bym uznała, że to Edwarda wina bo przecież on gadał przez telefon, że nie chce mieć narazie dzieci, więc niech teraz przyjmie winę na siebie:D
Jak zwykle czekam (nie)cierpliwie i licze że następny rozdział pojawi sie w przeciągu 2-3 dni bo nerwowo nie wytrzymam:D
Pozdrawiam i życzę veny,
K:*
Edit: Kirke a ja się cieszę że się trochę pokomplikowało:D Wiem, inna jestem:D |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez xKikax dnia Śro 21:30, 03 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
BajaBella
Moderator
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 219 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu
|
Wysłany:
Śro 22:19, 03 Lut 2010 |
|
Sprawa się rypła, kobyłka u płota – jak mówiła moja babcia.
A na poważnie: Super! Jestem pod wrażeniem zachowania Edwarda. Opisałaś jego emocje w taki sposób, że moja romantyczna dusza uroniła cielesną łzę. Jezu, jak to dobrze, że nie zachował się jak smarkacz. Ale normalnie faceta trafiło! Będzie z niego dobry tatuś.
Oczywiście skończyłaś w takim momencie, że… ale do tego już się zdążyłam przyzwyczaić. Poczekam, zwłaszcza, że zamieszczasz często rozdziały.
No i na deser mój ulubiony bohater Emmett, jak zawsze w Twoim opowiadaniu zdobywa moją największą sympatię. Dobry i mądry przyjaciel. Taki brat-łata.
Tak trzymaj, dziewczyno. Podejrzewam, że teraz to się dopiero zacznie. I jeszcze jedno mnie zastanawia czy wtedy, gdy Bella, będąc w ciąży, usłyszała rozmowę Edwarda o dzieciach to nie okaże się jakąś gigantyczną pomyłką. Taki głupi zbieg okoliczności, który potrafi wywrócić czyjeś życie całkowicie do „góry nogami”.
Pozdrawiam, BB. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Allie
Zły wampir
Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 252 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Szczecin
|
Wysłany:
Czw 9:31, 04 Lut 2010 |
|
Wybacz, że zacznę od pytania, ale kiedy następna część? *_*
Coś się domyślałam, że w szpitalu Edward dowie się co nie co, ale podejrzewałam, że to będzie bardziej czarno na białym :) Ale nie ma to jak wyobraźnia :D Zauważyłam, że lubisz komplikować sprawy, co mi się niezmiernie podoba! Bo przecież, życie nie jest proste i bez żadnych zakrętów :) A teraz wracając do treści, pięknie opisałaś to co czuł nasz mały Edward. Dosłownie jakbym siedziała w jego głowie, albo szła koło niego krok w krok widząc wszystko.
No to... Weny życzę ;D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
maraa17
Nowonarodzony
Dołączył: 28 Lis 2009
Posty: 44 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Czw 11:04, 04 Lut 2010 |
|
Jak można przerwać w takim momencie ...
Cieszę się, że Edward domyśla się prawdy. Mam nadzieję, że Bella mu ją wyjawi a nie skłamie. Napewno dojdzie do konfrontacji w którymś momencie. Ale co potem ?
Następny rozdział ujawni nam prawde.
WENY życze !!!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Viv
Dobry wampir
Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 1120 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 103 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z 44 wysp
|
Wysłany:
Czw 11:12, 04 Lut 2010 |
|
Przyznaję , że napisałaś to po mistrzowsku , genialnie !.
Domyślałam się , że Edward pozna prawdę w szpitalu , ale nie spodziewałam się , że w taki sposób.
Aż mi się go szkoda zrobiło, nie dość że nie wiedział o istnieniu dziecka , stracił najlepsze lata jako ojciec w dorastaniu córki to teraz jeszcze myśli,że Bella go zdradzała . Ale ma jazdę w głowie (świetnie opisałaś sytuację w męskim wc jak emocje wzięły góre)
Rozdział przełomowy zwłaszcza dla Edwarda , mam nadzieję ,że Bells jakoś z tego wybrnie , powie mu jak naprawdę było . On napewno będzie dobrym ojcem , już kocha małą chociaż nie jest przecież pewny ,że to jego dziecko . Może by to inaczej przyjął gdyby mu sama powiedziała ,no ale przecież próbowała .
Emmet jest boski ! Taki prawdziwy brat -przyjaciel , w każdej sytuacji . I nie jest stronniczy , widać że zależy mu na obojgu .
Powtórzę się , ale naprawdę świetnie piszesz ! Jestem pod wielkim wrażeniem ! Pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Swan
Zły wampir
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 40 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P
|
Wysłany:
Czw 15:24, 04 Lut 2010 |
|
Przysiadłam dziś i przeczytałam całość...
Ogólnie muszę przyznać, że treść mnie porwała. Piszesz bardzo ciekawie i wciągająco. No i dopiero teraz zauważyłam, że rzeczywiście częstotliwość dodawania rozdziałów jest imponująca :)
Nie napiszę za wiele, cierpię na okropny brak weny xD Ale chciałam zaznaczyć to, co najważniejsze.
Przykro mi, że Edward dowiedział się o ojcostwie w tej sposób, ale z drugiej strony dobrze, że już wie. Choć nie jestem pewna jak ułoży się przyszła rozmowa z Bellą...
Bella jest tu... taka jak zawsze. Wszystko dla Edwarda i dla dziecka, ale jednocześnie ma swoją pasję i potrafi postawić na swoim. Niestety, źle zrobiła nie mówiąc nic Edwardowi, ale w sumie, biorąc pod uwagę to, co usłyszała, rozumiem ją... w pewnym sensie.
Cały zespół gra tu bardzo pozytywną rolę, co bardzo mnie cieszy :D Dobrze, że Rose przenosi się do Londynu, zobaczymy jak ułożą się jej sprawy z Emmettem :P
Jasper to dość interesująca postać, uwielbiam go w tym ff-ie i mam nadzieję, że Alice się przemoże i będzie z nim :) Mam wrażenie, że akurat w Jazzie zostawiłaś nieco wampirzych zdolności ^^
Och, no cóż. Bardzo, ale to bardzo niecierpliwie czekam na kolejny rozdział :)
A, chciałam jeszcze dodać: uważaj na entery, bardzo często Ci się zdarzają. No i zdefiniuj dokładnie słowo: szatyn/ka, gdyż używałaś go zarówno do osób z blond jak i z brązowymi włosami. Przynajmniej takie miałam wrażenie i przez to gubiłam się w akcji xD
Jeśli wypowiada się jedna osoba... A może zademonstruję....
- Swędzi mnie łokieć - powiedziałem, drapiąc się po głowie. - Potrzymasz mi torebkę?
A nie:
- Swędzi mnie łokieć - powiedziałem, drapiąc się po głowie.
- Potrzymasz mi torebkę?
W tym drugim przypadku ma się wrażenie, że drugą wypowiedź mówi już inna osoba, też wprowadza to nieco zagmatwania :) Choć to również przypisuję enterom... ^^
Weny, czasu i chęci przy dalszym pisaniu. Oby wciąż w tym samym tępie :D
Pozdrawiam,
Swan |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Rainwoman
Człowiek
Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 85 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 19 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: południe Polski
|
Wysłany:
Czw 17:57, 04 Lut 2010 |
|
Bardzo dziękuję za tak żywe reakcje i opinie, zwłaszcza po rozdziale, który sama czytam z miękkim sercem. To był dla mnie dość istotny moment i opisanie emocji Edwarda, burzy jego myśli - to było wyzwanie, ale kamień z serca, że się udało i podzielacie moje odczucia.
Następny rozdział , jak słusznie oczekujecie, przyniesie tych emocji jeszcze więcej i z pewnością będą one burzliwe, ale mam nadzieję, że i tak uda mi się Was zaskoczyć...
Ze swojej strony mogę obiecać, że będę dodawać rozdziały w takim tempie jak dotąd, przy czym moja kochana beta Toofii również zasługuje tu na słowa pochwały, bo jej pomoc i wsparcie duchowe są po prostu nieocenione.
Dziękuję za każdą uwagę, opinię i sugestię - naprawdę liczę się ze zdaniem każdej z Was i jestem wdzięczna za to, że zawsze mogę liczyć na szczere opinie.
Swan - masz rację, wezmę poprawkę na te entery :) i postaram się to poprawić :) Pozdrawiam gorąco |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aurora Rosa
Dobry wampir
Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 54 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki
|
Wysłany:
Czw 19:11, 04 Lut 2010 |
|
"...ale mam nadzieję, że i tak uda mi się Was zaskoczyć... " Rain ty to robisz w każdym rozdziale. Gdy czytałam końcówkę poprzedniego rozdziału moja wyobraźnia pogalopowała dalej. Wypadek, szpital, Ness potrzebuje krwi, tylko Edward może być dawcą, dowiaduje się od Belli o wszystkim. I co? Guzik:-) jak zawsze mnie zaskoczyłaś. Jego zachowanie wzglęcem Nessie było rozczulające, buziak w czółko, słoń. Myślę, że własnie tego mu brakowało. Rodziny, dziecka.
Piszę o nich jakby byli realnymi postaciami. A to tylko i wyłącznie twoja zasługa Rain. Naprawdę doskonale wykreowałaś postacie, dialogi są naturalne, spójne, a opisy emocji i uczuć poprostu doskonałe.
Z jednej strony nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła przeczytać to opowiadanie jeszcze raz, od początku do końca za jednym zamachem. A z drugiej strony mam nadzieję, że wena cię nie opuści i jeszcze długo będziesz nas cieszyć swoimi pomysłami i twórczością. Hmm... męska rozmowa między Edwardem i Jackobem to coś, co chętnie bym poczytała
A przy okazji uwielbiam i ciebie i Toofi za to, że tak często pojawiają się rozdziały |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
solas
Człowiek
Dołączył: 08 Cze 2009
Posty: 55 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zielona Góra
|
Wysłany:
Czw 19:16, 04 Lut 2010 |
|
Hej! Ciekaw historia :) Dopiero zaczęłam czytać więc pozwolisz, że skomentuję całość :)
Tak więc... Ciekawy pomysł chociaż nie ukrywam, ze pomysł Edwarda rockmena już chyba gdzieś był :) Ale fabuła sama w sobie bardzo przyjemna. Czekam na następny rozdział, bo nie powiem intrygujesz :) Maleńka prośba( jeśli można) nie kończ jeszcze! To, ze Edward wie nie musi oznaczać, że to koniec historii :P( Wiem zrzędzę).
No to na tyle i czekam an 7 lutego pozdrawiam solas |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Rainwoman
Człowiek
Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 85 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 19 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: południe Polski
|
Wysłany:
Nie 3:59, 07 Lut 2010 |
|
To najważniejszy rozdział i z pewnością wiele wyjaśni w relacjach głównych bohaterów. Zapraszam serdecznie do czytania i jak zawsze czekam na opinie i komentarze. Pozdrawiam :)
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Nie umiała sobie znaleźć miejsca, odkąd tylko Edward przywiózł ją i Renesmee ze szpitala. Pożegnał się szybko, za szybko. Co prawda powiedział, że musi załatwić coś pilnego i bardzo się spieszy, ale czuła, że to była tylko wymówka. Coś w jego zachowaniu nie dawało jej spokoju. W jego intensywnie zielonych oczach czaiło się coś, co raniło, gdy tylko w nie spojrzała. Kiedy przyjechał do szpitala, było w nich tyle czułości i troski, a potem… dostrzegała już tylko ból i gniew. Czuła, że nagle zaczął się oddalać, uciekać w milczenie. Gdzieś, pomiędzy izbą przyjęć a oddziałem pediatrii na drugim piętrze, doszło w nim do niezrozumiałej dla niej przemiany. Tak chętnie lgnął do Nessie, od samego początku, gdy tylko ją zobaczył, a potem w szpitalu, kiedy poszli do niej razem, nagle wyszedł, jakby jej widok go ranił. Nie umiała wyrzucić z pamięci obrazu, kiedy wręcz z namaszczeniem kładł w łóżeczku małej pluszową maskotkę. Zupełnie jakby to była najważniejsza rzecz w jego życiu, jakby coś przeczuwał… Wiedziała, że nie może już dłużej zwlekać i ukrywać przed nim prawdy. Wszystko zaszło za daleko i czuła, że każda chwila zwłoki z jej strony może mieć tragiczny skutek dla ich przyszłości. Być może był zdolny wybaczyć jej przeszłość, ale była pewna, że nie zniósłby kłamstwa...
Wchodziła już po schodach na górę, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Kiedy dostrzegła go przez wizjer, serce zabiło jej jak szalone.
- Co się stało? – Zaniepokoiła się.
– Mogę na chwilę wejść? – Wyglądał na zdenerwowanego. Kiedy mijał ją w progu poczuła alkohol. Wyjrzała za drzwi. Jego samochód stał zaparkowany na podjeździe przed domem. Zmrużyła oczy przyglądając mu się pytająco. Dostrzegł to spojrzenie.
- Tak, wypiłem kilka szklaneczek whiskey – ubiegł jej pytanie.
- I przyjechałeś tu samochodem?- Z niedowierzaniem kręciła głową.
- Wiem, co chcesz powiedzieć, masz rację. - Wyjął kluczyki od samochodu i położył je na półce w holu. – Nie zamierzam już prowadzić. Wrócę taksówką. - Westchnął ciężko i głośno wypuścił powietrze z płuc. - Myślę, że powinniśmy porozmawiać, Bello. – Oparł się o ścianę i prowokacyjnie w nią wpatrywał. Prawie skuliła się w sobie.
- To nie może poczekać? Naprawdę nie czuję się najlepiej – starała się mówić spokojnie, ale uświadomiła sobie, że zaczyna drżeć na całym ciele. Serce nadal biło jak szalone. Westchnęła tylko z rezygnacją i weszła do salonu, a on bez słowa poszedł za nią. Ciągle ubrany w jasny, tweedowy płaszcz, który tak lubiła, przysiadł na brzegu narożnej kanapy. Powietrze gęstniało od napięcia.
- Czy możesz mi to wyjaśnić? – odezwał się wreszcie. Spojrzała na niego pytającym wzrokiem, doszukując się głębszego sensu jego słów. Podniósł się z kanapy sięgając do kieszeni płaszcza, po czym niemal pod nos podstawił jej książeczkę zdrowia dziecka. Rozpoznała trzymany przez niego dokument i kolana się pod nią ugięły.
- Skąd…
- W szpitalu, pamiętasz? Oddała mi ją pielęgniarka i zupełnie bezmyślnie zacząłem ją przeglądać – odparł sucho i ze skupieniem kartkował dokument szukając właściwej strony. Wreszcie znalazł i znowu podetknął jej przed twarz.
- Dlaczego nie ma tu żadnego wpisu o danych ojca dziecka? Czemu postanowiłaś ukryć jego tożsamość? – syknął prawie, a dziewczyna opadła na oparcie fotela drżąc jak osika. Nie była w stanie odezwać się słowem.
- Bello, kto jest jej ojcem? – zapytał tak cicho, że spojrzała na niego zaskoczona. – Czy to było powodem twojego wyjazdu? Dlatego uciekłaś ode mnie, żebym nigdy nie dowiedział się, że mnie zdradziłaś? – W jego głosie rozbrzmiał ból i rozczarowanie. Patrzyła na niego oszołomiona, powoli analizując słowa, które padły przed chwilą z jego ust.
- Co? – wyrwało jej się, kiedy dotarł do niej ich sens.- Myślisz, że ja…
- Po prostu powiedz mi, kto to jest - westchnął ciężko, przymykając oczy w oczekiwaniu na ból. Wpatrywała się w niego porażona oskarżeniem jak piorunem.
- Jak mogłeś tak pomyśleć? – kręciła głową z niedowierzaniem.- Przecież mnie znasz…
- Nie – przerwał jej znowu. – Myślę, że wcale cię nie znam – dodał smutnym głosem i oddalił się, żeby usiąść na kanapie. Opadł na nią ciężko i schował twarz w dłoniach. Dopiero teraz uświadomiła sobie, jaką walkę toczył ze sobą od dwóch dni i zrozumiała wreszcie zmianę jego zachowania w szpitalu. Teraz wszystko ułożyło się w całość. Najwidoczniej domyślał się czegoś, ale niepewność wyniszczała go od środka. Przyszedł tu, bo chciał poznać prawdę… Przymknęła oczy i chwilę zbierała się w sobie.
- Nie było żadnej zdrady – odezwała się cicho, po czym otworzyła oczy i napotkała jego zaskoczony wzrok.- Jak w ogóle mogło ci to przyjść to do głowy?
Mocno ściągnął brwi i przeczesał dłonią zmierzwione włosy. Nagły grymas wykrzywił jego twarz.
- Więc kto…
- Ty – wyrzuciła jednych tchem. – Ona jest twoja…. – Wreszcie to powiedziała i poczuła upragnioną ulgę. Ciężki kamień, prawie miażdżący jej piersi, wreszcie zniknął.
Mężczyzna przewiercał ją spojrzeniem gniewnych, zielonych oczu, które z niedowierzaniem na przemian to mrużył to wybałuszał.
- Ona jest moja? Jest moją córką? – mówił tak cicho, że ledwie mogła wychwycić sens tych słów. Powoli szok, jakiego doznał, zaczął ustępować miejsca narastającemu oburzeniu. Jego zaskoczone oczy powoli zaczęły się zwężać, by w końcu zostały już tylko wąskie wypełnione gniewem szparki, schowane za zasłoną rzęs, wbijające się w nią boleśnie spojrzeniem
- Jak mogłaś tak postąpić? – W słowach Edwarda był gniew i ból. - Nie miałaś prawa ukrywać jej przede mną.
Zacisnęła mocno szczęki i spojrzała na niego. Przyglądał się jej z wyrzutem.
Powoli wstała i sięgnęła do szuflady stojącego obok stolika, po czym wyjęła z niej niewielkie pudełko. Zbliżyła się do niego, a potem postawiła je przed nim na stoliku. Krążący we krwi alkohol zaczynał spowolniać jego reakcje. Spojrzał na stolik, potem na nią i wreszcie sięgnął ręką do pudełka. Powstrzymała go, wiedząc, że teraz nie ma już odwrotu.
- Nie ukrywałam jej. Ja ją chroniłam. - Głos jej zadrżał. Zapanowało milczenie. Edward pochylił się do przodu i oparł łokcie na kolanach. Jak zahipnotyzowany wpatrywał się w niewielkie pudełko przed sobą.
- Teraz wiem, że inaczej powinnam była postąpić, ale… po tym, co wtedy usłyszałam - urwała nagle. Mężczyzna natychmiast podniósł na nią wzrok. Jego wypełnione gniewem oczy były duże i okrągłe ze zdziwienia.
- O czym ty mówisz? – Zupełnie nie rozumiał jej słów.
- Tego wieczoru kiedy wyjechałam, chciałam ci wszystko powiedzieć. - Głos jej się załamał.
Wstał i podszedł do niej. Jej duże, szaroniebieskie oczy wypełniły się łzami, a on, choć bardzo chciał, nie mógł się przemóc by ją przytulić. Tak bardzo kochał tą dziewczynę, nadal, ciągle, ale jednocześnie wściekłość rozsadzała jego serce…
- Ale ty powiedziałeś, że dziecko to ostatnia pozycja na twojej liście życzeń.
Patrzył na nią oniemiały, zupełnie nie rozumiejąc sensu jej słów.
- Przecież nie rozmawialiśmy o tym – wyrzucił, głośno przełykając ślinę.
- Nie, my nie… ale dokładnie pamiętam, jak mówiłeś do kogoś przez telefon, że nie jesteś gotowy na dziecko… nie będziesz zmieniać swojego życia… najważniejszy jest zespół… praca - wyrzuciła z siebie jednym tchem i otarła łzy wierzchem dłoni, a potem wyminęła go i podeszła do stolika. Wyjęła z pudełka małe zawiniątko. Podała mu je, cicho pociągając nosem.
- Dostałbyś to już dawno temu, ale wtedy… po prostu nie mogłam ci tego dać.
Podała mu zawiniątko i wyszła z salonu. Trzymał w dłoni przezroczyste pudełeczko z parą niemowlęcych białych bucików. Głos uwiązł mu w gardle ze wzruszenia. Zamrugał szybko powiekami starając się powstrzymać poruszenie, jakie to w nim wywołało. Głośno przełknął ślinę i rozejrzał się szukając wzrokiem Belli. Wstał i wyszedł za nią do kuchni.
- Przez jakąś głupią rozmowę telefoniczną wykluczyłaś mnie z życia mojej córki? Kto dał ci prawo decydować o tym? – Usłyszała jego głos tuż za plecami. Stała oparta o kuchenną szafkę, zajęta nerwowym ustawianiem kuchennych akcesoriów na jej blacie. Nie zareagowała, więc mocno złapał ją za ramiona i odwrócił twarzą do siebie. Syknęła nadal obolała po wczorajszym wypadku i zachłysnęła się powietrzem, przestraszona jego gwałtowną reakcją.
- Zostaw mnie – wyszeptała, szlochając. – Zostaw.
- Dlaczego tak długo to przede mną ukrywałaś? – prawie wykrzyczał jej w twarz. Zamrugała powiekami powstrzymując łzy.
Pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Dlaczego, Bello?– Jego głos też się załamał - Za co mnie każesz? – westchnął ciężko.
- Miałaś tyle okazji, mogłaś to zrobić tysiąc razy, ale wolałaś milczeć. Nawet nie wiesz, co czułem, kiedy zobaczyłem ją pierwszy raz. Boże, jak ja pragnąłem, żeby… - urwał nagle i mocno uderzył pięścią w blat szafki wprawiając w nieznośny rezonans kilka szklanych słoiczków. Spojrzała na niego przerażona.
- Dlaczego jesteś tak okrutna? – wysyczał wściekle nad jej uchem.
- Ja jestem okrutna? – powtórzyła cicho z niedowierzaniem i spojrzała na niego nieprzytomnym wzrokiem. – Nie wiesz jak można być okrutnym dla własnego dziecka. Nie wiesz jak można karać je przez całe życie tylko za to, że jest, za jego istnienie – szlochała cicho, a on zrozumiał, że teraz mówiła o sobie i o tym, co zrobiła jej własna matka. Powoli zaczęło do niego docierać, jak wielką tragedię nosiła w sobie, skoro zdołała podjąć tak bezduszną decyzję, żeby tylko obronić przed tym samym własne dziecko…
- Nigdy nie zrozumiesz, co czułam słuchając, jak się przed kimś chełpisz, że problem niechcianej ciąży ciebie nie dotyczy i że jesteś jedynym, który może o tym decydować. Nosiłam w sobie twoje dziecko… pieprzony kawałek ciebie… a ty go nie chciałeś. – Jej pełen cierpienia głos sprawił, że jego oczy także wypełniły się łzami.
- Gdybym wiedział… – urwał nagle.
- To co? Powiedz mi, co? Udawałbyś, że jesteś szczęśliwy, że o tym marzyłeś?- wykrzyczała mu w twarz. – Nie okłamuj się. Znam ten obrazek bardzo dobrze. Całe życie noszę jego piętno. Nie mogłam zrobić tego mojej córce – mówiła, nie zważając na łzy spływające strużkami po policzkach. - Dałam ci szansę, na takie życie, jakiego chciałeś. – Jej słowa osiągnęły cel.
Mocno przygryzł usta, aż zabolało. Oboje milczeli chwilę oddychając ciężko. W końcu poczuł jak coś w nim pęka a jej słowa kruszą niewidzialny mur, który tak bezlitośnie rozrywał jego serce. Chciał ją poczuć, więc zbliżył się, próbując ją przytulić, ale natychmiast odtrąciła jego ramiona i odsunęła się wyznaczając nowy dystans.
- Nie potrzebuję cię. - Przecząco kiwała głową, z trudem łapiąc powietrze. Nie zwracał uwagi na jej opór. Znowu zrobił krok w jej stronę i ponowił próbę, ale nie ustępowała. Zraniona, oddalała się od niego, odtrącała go znowu.
- Zostaw mnie - krzyknęła i odepchnęła go. Schroniła się po drugiej stronie stołu, wyraźnie wytyczając nowe granice. Przepaść między nimi rosła powoli, ale z każdą chwilą zwiększała się coraz bardziej. W końcu zrozumiał, że teraz każda jego próba napotka opór. Skuliła się w sobie, zamknęła się przed nim i całą sobą błagała, żeby odszedł… Ustąpił pola i nie próbował już więcej do niej podejść. Czuł, że teraz na nic się to nie zda. Powoli, choć z bólem wycofał się. Chwilę walczył ze sobą stojąc w holu jej mieszkania, tuż przed drzwiami, ale w końcu zgarnął dłonią kluczyki od samochodu i wyszedł. Oszołomiony wszystkim, co od niej usłyszał, całkowicie się poddał. Mroźne powietrze ścinało boleśnie twarz. Zupełnie nie wiedział, co robić, więc popatrzył na trzymane w dłoni kluczyki. Chociaż wypity alkohol spowalniał jego reakcje, zaczynał rozumieć, co się stało. Powoli docierało do niego, że teraz może stracić ją po raz drugi, że może stracić je obie…
***
Rosalie siedziała już w swoim biurze i popijała właśnie kolejny kubek kawy, kiedy jej telefon odezwał się w torebce. Chwilę trwało zanim zdołała go odszukać, ale kiedy zobaczyła na wyświetlaczu imię „Bella”, uśmiechnęła się do siebie pod nosem.
- Witaj kochana. Co słychać w Londynie? – zaszczebiotała wesoło do słuchawki. Jednak zamiast promiennego głosu przyjaciółki, usłyszała potworne szlochanie do słuchawki i dziwne trzaski. Z niepokojem wsłuchiwała się w te dziwne dźwięki.
- Halo?... Bella?... Jesteś tam?... - prawie krzyczała do słuchawki.
- On wie Rose… Już wszystko wie. – Cichy głos brzmiał przerażająco. Kobieta przełknęła głośno ślinę.
- Bella, co się stało? – Starała się nie podnosić głosu.
- Nie wróci już… To się nie uda. – Załamana przyjaciółka szlochała cicho.
- Gdzie ty jesteś? W domu?...- Rosalie nie traciła zimnej krwi – Gdzie Renesmee?
- Boję się Rose… On pił… Zabrał samochód… Jeśli jemu coś się stanie… To wszystko moja wina…
- Słuchaj, zaraz coś wymyślę… Emmett… Daj mi telefon do Emmetta…
- Co ja zrobiłam? - Przyjaciółka nadal szlochała i blondynka zrozumiała, że nie zdoła porozumieć się z nią teraz.
- Bella, wszystko będzie dobrze, zobaczysz – uspokajała ją.
- Rany, dlaczego nie jestem teraz w Londynie… - zaklęła cicho pod nosem i wyszła do holu do swojej sekretarki.
- Czekaj Swan, nie rozłączaj się - rzuciła do słuchawki i przytkała mikrofon telefonu ręką.
- Kimberly, dzwoń natychmiast do firmy kurierskiej… Tej, która dostarczyła storczyki, a potem pilnie łącz ze mną - rzuciła ostro i znowu zniknęła w biurze.
- Bella, weź się w garść. Masz swojego aniołka, dla niej musisz być silna - starała się jakoś przemówić do przyjaciółki. Tylko na tyle mogła sobie pozwolić z uwagi na odległość, jaka je dzieliła.
- Poczekaj. Zaraz do ciebie oddzwonię. Nie panikuj, zorganizuję coś – dodała miękko i wyłączyła telefon. Podniosła słuchawkę telefonu na swoim biurku. Sekretarka zaanonsowała firmę kurierską.
- Dzień dobry. Rosalie Hale z tej strony. Od razu przejdę do rzeczy. To sprawa życia i śmierci. Muszą mi państwo pomóc – wyrzuciła z siebie jednym tchem…
***
Emmett z niedowierzaniem przecierał oczy. Zerknął na zegarek - dochodziła druga w nocy. Znowu usłyszał ten dziwny dźwięk. Chwilę trwało zanim uświadomił sobie, że to jego własny telefon wibracjami wprawiał w drżenie szklankę stojącą na stoliku przy łóżku. Nie zdążył jej zatrzymać. Spadła i z hukiem rozbiła się na kawałki.
- Cholera jasna- zaklął, sięgając wreszcie po telefon. Numer na wyświetlaczu nie był mu znany.
- Kimkolwiek jesteś nie masz sumienia – zagrzmiał do słuchawki
- Emmett? – Ciepły kobiecy głos był tym, czego zupełnie się nie spodziewał. Otwarł buzię ze zdziwienia.
- Kto mówi? – Natychmiast spuścił z tonu i ostatecznie się obudził.
- Rosalie Hale z tej strony… Pamiętasz mnie? Słuchaj wiem, że w Londynie jest późno, ale tylko ty możesz mi teraz pomóc. – wyrzuciła z siebie jednym tchem. Mężczyzna mimowolnie uśmiechnął się pod nosem.
- Mów, raz w życiu mogę zostać złotą rybką. - Roześmiał się ciepło.
- Musisz odnaleźć Edwarda.
- Co się stało? – Zaspany blondyn zrozumiał, że coś jest nie w porządku. Usiadł na łóżku i westchnął głośno.
- Boję się, że mógł zrobić coś głupiego. - Głos kobiety zdradzał niepokój.
- Rose, ty nie żartujesz prawda? – Przetarł dłonią oczy.
- Przykro mi. Dla żartu nie groziłabym firmie kurierskiej procesem sądowym, żeby udostępnili mi twój numer telefonu.
- Ok, wierzę ci. Mów, co się dzieje. Już całkiem oprzytomniałem. - Głośno przełknął ślinę i wstał z łóżka, ale zaraz opadł na nie z głośnym sykiem podkurczając nogę…
- Rany, co ci się stało? – Rosalie nie kryła niepokoju. – Czy wy macie dzisiaj jakąś sądną noc w tym Londynie, czy co?
- Nic mi nie jest… Nieważne… Mów, co mam robić – syknął, wyciągając szkło ze stopy. Zranione miejsce obficie krwawiło. Sięgnął po swoją koszulkę i jedną ręką mocno zawinął w nią zranioną stopę.
- Nie wiem, co dokładnie zaszło między Bellą a Cullenem, ale mogę się jedynie domyślać. Faktem jest, że dziewczyna jest naprawdę w kiepskim stanie. Szlocha mi do telefonu i za nic nie mogę się z nią dogadać… - Rose nie chciała wtajemniczać go w sprawy przyjaciółki.
- Wspomniała ci o wypadku? – znowu syknął z bólu.
- Jakim wypadku? O czym ty mówisz? – spytała przerażona.
- Wczoraj w jej samochód wjechał pijany kierowca. Obie z Nessie wylądowały w szpitalu, ale na szczęście nie odniosły żadnych poważniejszych obrażeń. Dzisiaj wypisano je do domu - westchnął ciężko.
- O rany, nie dziwię się, że nie mogę się z nią dogadać. Ona z pewnością jest jeszcze na jakichś prochach przeciwbólowych…
- Całkiem możliwe, ale tutaj raczej chodzi o małą. Edward wie… - urwał nagle, poprawiając swój prowizoryczny opatrunek na nodze.
- Ty też wiesz? – Kobieta była zaskoczona.
- A ty wiedziałaś? – Teraz on nie krył zaskoczenia.
- To już inna historia. Słuchaj, skoro oboje wiemy, o co chodzi, to jesteś chyba świadomy, że sprawa wygląda poważnie. - Westchnęła ciężko.
- Tak…
- Słuchaj, naprawdę chciałabym przylecieć, ale teraz to niemożliwe. Musisz działać sam. Wiem tylko, że Cullen był bardzo zdenerwowany i podobno wstawiony a do tego zabrał samochód. Musisz go odszukać. Bella boi się, żeby nie zrobił czegoś głupiego. Do tego koniecznie podeślij kogoś do niej, bo ona nie jest w stanie normalnie funkcjonować - Rosalie rozdzielała zadania jak wprawna szefowa. Emmett słuchał jej ze skupieniem.
- Jasne, zaraz wyślę do niej Esme. Zawsze miały ze sobą dobry kontakt – Przytakiwał głową. - Pojadę do Edwarda, może zabukował się w swoim mieszkaniu, a jak nie to będę go szukał. Mam tylko nadzieję, że nie wywinął żadnego numeru… Mówiłem mu… Boże, sam częstowałem go alkoholem… Nie sądziłem, że siądzie za kółko. - Westchnął ciężko.
- Dobra Emm, jak tylko coś będziesz wiedział daj znać. Ja zadzwonię teraz do Belli… Musze ją trochę uspokoić. - Dziewczynie prawie zaschło w gardle.
- Dobrze, dobrze, do usłyszenia – dodał i odłożył telefon. Zapalił nocną lampkę i oglądał ranę. Nie była rozległa, ale musiała być dość głęboka, bo nadal obficie krwawiła. Zaklął pod nosem i zaczął się ubierać.
- Bez szycia się chyba nie obejdzie – zamruczał tylko, kuśtykając do drzwi…
***
Esme zatrzymała samochód na podjeździe dla karetek a jej niecierpliwy syn uchylił drzwi i wyskoczył z niego, zatrzymując się na jednej nodze.
- Dasz sobie radę? – Matczyna troskliwość powaliła mężczyznę.
- Jedź do niej. Ja sobie poradzę, a jak tylko stąd wyjdę będę go szukał … - stęknął próbując postawić ranną nogę na palcach. Dostrzegł małą czerwoną plamę na bandażu założonym przez matkę.
- Dobrze, już dobrze. Jadę, ale będziemy w kontakcie – rzuciła jeszcze i odjechała. Po chwili dostrzegł go sanitariusz jednej z karetek i przyszedł z pomocą, podjeżdżając do niego wózkiem.
- Proszę usiąść. Tak będzie szybciej – dodał a potem popchał wózek na izbę przyjęć. Emmett rozglądał się niespokojnie, szukając wśród kilku zebranych na poczekalni osób, znajomej twarzy kuzyna. Nie było go tutaj jednak.
- Co się stało? – Pielęgniarka wychyliła się z pokoju zabiegowego.
- Wbiłem szkło w stopę, wygląda na to, że głęboko. Cały czas krwawię – jęknął z grymasem bólu na twarzy. Wyszła do niego i wepchała wózek do środka. Pomogła mu położyć ranną nogę na kozetce i powoli zaczęła rozwijać bandaż.
- Pójdę po lekarza. – Posłała mu ciepłe spojrzenie. Mężczyzna wykorzystał moment, że został sam i sięgnął po telefon. Odnalazł numer Jaspeera i zadzwonił. Długo nikt nie odbierał, co zupełnie go nie dziwiło. Było trochę przed trzecią rano i przyjaciel najpewniej przewracał się właśnie na drugi bok…
- Mmmm – budzony mężczyzna nieprzytomnie zamruczał do telefonu. – Co się stało?
- Słuchaj, Jazz, potrzebuję twojej pomocy. – Blondyn od razu przeszedł do konkretów. – Musisz się obudzić, ubrać i przyjechać po mnie do szpitala na Fulham Road 369, rozumiesz?
- Mmm – Po drugiej stronie słuchawki znowu zamruczał męski głos.
- Rany, Jasper, obudź się – Emmett wysyczał do słuchawki. - Dupa z ciebie nie przyjaciel – dodał ostro. To przyniosło efekt.
- Ja do ciebie nie dzwonię po nocy - poskarżył się, odzyskując świadomość.
- Jakbym miał jakieś inne wyjście też bym nie dzwonił. Wstawaj. Będę miał szytą nogę i nie mogę się ruszać, a jest dużo ważniejsza sprawa… Cullena wcięło, Bella jest załamana. Musimy przetrzepać wszystkie miejsca, gdzie mógł się zatrzymać – Emm prawie krzyczał do słuchawki.
- Dobra, dobra, nie krzycz mi do ucha. Będę zaraz. - Westchnął jeszcze i rozłączył się.
- A spróbuj nie być, to nakopię ci rano do dupy – zaklął pod nosem ranny blondyn i ledwie zdążył schować telefon do kieszeni, kiedy wszedł lekarz…
***
- Nie śpij, musimy jechać. – Emmett klepnął Jaspera jedną z kul, które dostał od lekarza i pokuśtykał kilka kroków w kierunku wyjścia. Nadal zaspany przyjaciel przetarł oczy ze zdumienia nad jego wyglądem. Lewa stopa aż do kostki była grubo zabandażowana i mężczyzna trzymał ją lekko podkurczoną, uniesioną nad ziemią.
- Gdzie ty łaziłeś? W fakira się zabawiałeś, czy co? – Jazz miał minę kwaśną i nieszczęśliwą jak dziecko.
- Nie komentuj dobra? Jedziemy do niego do domu… - zarządził kuśtykający i powoli, podpierając się o kulach, ruszył w stronę samochodu.
Kiedy już zapakowali się do auta i Jazz już miał odjeżdżać spod szpitala, zadzwoniła Rosalie.
- Słuchaj miałem mały wypadek. Musiałem wylądować na szyciu, ale Bella jest już pod dobrą opieką. Nie musisz się o nią martwić. – Emmett odetchnął z ulgą.
- To dobrze – westchnęła. - A tobie, co się właściwie stało? –nie kryła troski. Mimowolnie uśmiechnął się pod nosem.
- Długo by opowiadać, będzie dobrze… - roześmiał się .
Jasper przysłuchiwał się rozmowie, coraz bardziej mrużąc oczy ze zdziwienia. Był zły na przyjaciela, że wyciągnął go z łóżka w środku nocy i na dodatek zupełnie nie wyjaśnił, o co w tym całym zamieszaniu chodzi.
– Dam ci znać jak go znajdziemy, na razie. – Znowu lekko się uśmiechnął i schował telefon do kieszeni.
- Słuchaj, skoro bez skrupułów wywlokłeś mnie z łóżka w środku nocy, to chyba należą mi się jakieś wyjaśnienia. O co tu chodzi? – ziewnął szeroko Jasper. – Czemu nagle szukamy Cullena? Wiesz, że zawsze chadza własnymi drogami, nie nadążysz za nim. Jak się zgubił, to się znajdzie. Co ty Edwarda nie znasz? - Wzruszył tylko ramionami. Ranny blondyn westchnął ciężko.
- Na razie nie mogę ci nic więcej powiedzieć. Obiecałem temu idiocie, że zatrzymam to dla siebie, ale naprawdę musimy go znaleźć. Mam poważne powody, żeby się o niego martwić.
Emmett spojrzał na przyjaciela z powagą. Ten przytaknął tylko głową i przekręcił kluczyk w stacyjce…
***
Tanya siedziała przy barze i popijała kolorowego drinka z tandetną parasoleczką utopioną w szklance. Od powrotu z Francji nie mogła sobie znaleźć miejsca. Była wściekła na Edwarda, za to jak ją potraktował w obecności Belli i miała szczerą ochotę odegrać się na nim. Jednocześnie obawiała się, że jeśli Owen zwróci się do firmy fonograficznej z oficjalną skargą, zostanie odsunięta od pracy z zespołem. To nie była jej pierwsza wpadka i miała świadomość, że może mieć spore kłopoty, jeśli sprawa wyjdzie na jaw. Sięgnęła po paczkę papierosów na barze i wyjęła jednego. Barman natychmiast to dostrzegł i ochoczo zjawił się z zapalniczką w dłoni. Mimo późnej pory klub tętnił życiem. Głośna klubowa muzyka kołysała parkietem pełnym ludzi. Na chwilę mignęła jej przed oczami twarz Cullena. Zmrużyła oczy pewna, że wzrok płata jej figle. Jeszcze raz uważnie się rozejrzała i… dostrzegła go. Podszedł do baru i rozmawiał właśnie z barmanem. Był dość daleko od niej, ale nie mogła się mylić. To był on. Natychmiast przechylił postawioną przed nim szklankę z ciemnym płynem i podniósł ją do góry pokazując, że prosi o następną. Obserwowała go zdziwiona. Był jakiś inny. Sprawiał wrażenie zdenerwowanego i jednocześnie nieobecnego. Zgasiła papierosa i wstała od baru, zabierając swoją szklankę.
- Ty tutaj? – odezwała się, przekrzykując głośną muzykę. Powoli odwrócił głowę i spojrzał na nią. Nie odezwał się słowem tylko znowu wypił całą zawartość napełnionej przez barmana szklanki. Nie zraziło ją to. Usiadła obok i zerkała na niego przez ramię.
- Czego chcesz? – Jego głos nie brzmiał przyjaźnie. Nie dziwiło ją to.
- Kłopoty w raju? – zapytała z kpiną. Widziała jak mocniej zacisnął szczęki.
- Nie twoja sprawa – rzucił jej ostro.
Uśmiechnęła się z satysfakcją. Barman kolejny raz napełnił szklankę Edwarda, a ten natychmiast ją opróżnił.
- Może nie warto było tak jej bronić – syknęła nad jego uchem niczym żmija i roześmiała się cynicznie. Widziała jak spina się w sobie, ale nie zareagował. Wzięła do ust rurkę i pociągnęła łyk swojego drinka. Mężczyzna kolejny raz przechylił szklankę z alkoholem.
- Odpuść Tanya. Nigdy nie będziesz dla mnie tak ważna jak ona – odezwał się wreszcie i położył na barze kilka banknotów. Spojrzał na nią trochę błędnym wzrokiem i odszedł przeciskając się przez tłum ludzi. Posłała za nim gniewne spojrzenie i znowu napiła się swojego drinka. Wściekłość powoli w niej rosła.
- To się okaże Cullen… - Absurdalna myśl przemknęła jej przez głowę i uśmiechnęła się do siebie pod nosem. Szalony plan zaczynał się formować i zdawał się być coraz bardziej realny… Pomysł wydał się prawie idealny…
***
Niebo na wschodzie rozjaśniało się leniwie i nocne kluby powoli pustoszały. Jasper przestał już liczyć lokale, które odwiedził w poszukiwaniu zaginionego przyjaciela, ale w żadnym go nie było.
- Co teraz robimy? – zapytał zrezygnowany, spoglądając, na przysypiającego, na przednim siedzeniu potężnego blondyna. Mężczyzna tylko bezradnie wzruszył ramionami. Sięgnął po telefon i kolejny raz wykręcił numer kuzyna. Znowu odezwał się automat informujący, że abonent jest niedostępny lub ma wyłączony telefon.
- Kurcze, szlag mnie zaraz trafi… - rzucił pod nosem i poprawił się na fotelu mocując z obolałą nogą.
- Dobra, jedziemy do niego jeszcze raz. Może już wrócił? – Nic lepszego nie przyszło mu do głowy. Jasper przytaknął ruchem głowy i uruchomił silnik samochodu.
Mieszkanie Edwarda mieściło się w niskim, bo zaledwie dwupiętrowym apartamentowcu w pobliżu Regent’s Park, na bardzo spokojnym i zielonym osiedlu. Jazz zaparkował samochód zaraz przy ulicy i pomógł kulejącemu wydostać się z auta. Na szczęście każdy z budynków miał na parterze portiernię. Starszy, sympatyczny mężczyzna od razu ich rozpoznał i zanim zdołali wejść do środka, przecząco pokiwał głową. Emmett w ramach upustu złych emocji, siarczyście zaklął po nosem. Już zamierzał sięgnąć po telefon i ponownie wykręcić numer komórki kuzyna, kiedy na chodniku prowadzącym do budynku zamajaczyła mu przed oczami bardzo rozchwiana, wykonująca dość nieskoordynowane ruchy postać. Kiedy ruszyli w jej kierunku, bardzo szybko przekonali się, że to ich niedoszła zguba i obaj wydali z siebie jęk ulgi. Solidnie wstawiony mężczyzna zatrzymał się na ich widok i bardzo niebezpiecznie zachwiał na nogach, patrząc na przyjaciół trochę spode łba. Jasper zbliżył się do niego pierwszy i uważnie obejrzał, ale na szczęście Edward poza wysokim stanem upojenia alkoholowego nie wykazywał żadnych niepokojących objawów.
- Co… Co to za zbiórka? – wybełkotał niewyraźnie, szukając jakiegoś podparcia dla swojego mocno niestabilnego ciała. Jasper złapał go za ramię niemal w ostatniej chwili, z pewnością ratując przed spektakularnym upadkiem.
Emmett mimowolnie parsknął rozbawiony. Musiał przyznać, że już dawno nie widział swojego najlepszego przyjaciela w takim stanie i teraz nie mógł powstrzymać się od śmiechu na jego widok.
- Daj klucze Edd. – Jazz zwrócił się do Cullena i wyciągnął do niego rękę.
- Zabieraj łapy zboczeńcu. - Pijany mężczyzna z oburzeniem odepchnął jego rękę, na co jego kuzyn prawie zakrztusił się śmiechem, mocno opierając na kulach. Jasper również się roześmiał, ale w końcu sam obszukał jego kieszenie i mimo protestów dostał to, czego szukał. Rzucił klucze do blondyna a sam mocniej ujął Edwarda pod ramię i z trudem łapiąc równowagę ruszył w kierunku drzwi. Portier wyszedł im naprzeciw i szeroko otworzył drzwi. Nawet on uśmiechnął się lekko na widok zalanego w pestkę lokatora.
- Zajmiemy się nim. –Uśmiechnął się Emmett, a portier nie protestował. Znał kuzyna Edwarda Cullena od dawna i wiedział, że jest on jedyną osobą, która w tym momencie mogła właściwie zająć się mocno nietrzeźwym mężczyzną. W windzie nie obeszło się niestety bez małej szamotaniny z Jasperem, bo zielonooki w pijanym widzie znowu zaczął protestować przeciwko podtrzymywaniu go przez przyjaciela, którego najnormalniej w świecie nie rozpoznawał.
- Weź go walnij tą kulą, to może się uspokoi – żalił się, ledwo stojąc na nogach, gdy Emmett prawie pękał ze śmiechu.
- Sorry Jazz, ale nie będę ryzykował, bo jak widzisz jedną kontuzję mam już na koncie. – Nadal śmiał się głupkowato, unikając gniewnego wzroku, przygniecionego bezwładnym ciałem przyjaciela.
- Sam go walnę, jak tylko wejdziemy do domu – odgrażał się rozjuszony Jasper.
W końcu udało im się sforsować drzwi wejściowe do mieszkania Cullena i jak tylko weszli do salonu, zmęczony przyjaciel z prawdziwą ulgą posadził pijanego na fotelu i odetchnął. Blondyn także z ulgą opadł na sofę i już wystukiwał numer Rosalie.
- Alarm odwołany, mamy go - westchnął do słuchawki, kiedy usłyszał jej miękki zmysłowy głos.
- Dzięki Bogu. Co z nim? – Kobieta także odetchnęła.
- Hmmm, na oko wszystko w porządku. Jest totalnie pijany i ledwo trzyma się na nogach… - dodał rozbawiony. Edward pochylił się właśnie do przodu i chciał zeprzeć łokcie na swoich kolanach, niestety nie trafił dobrze i jak długi zwalił się na podłogę.
- Aha… chyba poległ. – Dziewczyna roześmiała się słysząc jego upadek.
- No… ważne, że jest w jednym kawałku - dodał blondyn a Jasper już klęczał przy poległym, próbując zebrać go jakoś z podłogi. Niestety sam nie dawał rady, a Emmett, ze swoją ranną nogą nie bardzo mógł mu pomóc. Złapał, więc pijanego za ramiona i po prostu przeciągnął go po podłodze do sypialni. Kontuzjowany blondyn prawie krztusił się śmiechem obserwując całe zajście.
- Cieszę się, że podobały ci się kwiaty – ściszył głos, opierając się plecami o ścianę. Kobieta po drugiej stronie słuchawki uśmiechnęła się.
- Bardzo - dodała ciepło.
- Kiedy przylatujesz?
- Mam już rezerwację na 5 grudnia – dodała miękko.
- Oooo, to brzmi jak prezent od Mikołaja – roześmiał się ciepło. Dziewczyna dopiero po chwili podłapała żart i sama też się roześmiała.
- Teraz muszę już tylko doprowadzić tego desperata do stanu używalności - odparł. Rose uśmiechnęła się pod nosem.
- Masz bardzo miłą mamę, miałam przyjemność rozmowy z nią. Bella jest naprawdę pod dobrą opieką - dodała ciepło. Blondyn tylko jeszcze szerzej się uśmiechnął.
- Będziemy w kontakcie…
- Jasne… - westchnęła cicho.
- Rosalie, cieszę się, że przylatujesz… - dodał miękko i rozłączył się. Nie przestawał się do siebie uśmiechać obracając telefon w dłoni.
- Już idę Jazz – zawołał do przyjaciela i powoli pokuśtykał w stronę sypialni Edwarda.
***
- Co z nim robimy? – Jasper oddychał ciężko po przeprawie z bezwładnym Cullenem.
- Nic, musimy czekać aż wytrzeźwieje… - Emmett usiadł na brzegu łóżka i pochylił się nad nieprzytomnym przyjacielem.
- Uuuuuu, ale wali od niego, jak z gorzelni – szybko cofnął głowę, kiedy pijany mężczyzna wypuścił powietrze z ust.
- To myśmy jak wariaci całą noc przez niego zarwali, a ten chlał w najlepsze… - Jazz nie krył oburzenia.
- Miał prawo. Jestem pewien, że kiedy wytrzeźwieje to sam ci wszystko wyjaśni…
- Dobra, ważne, że nic mu nie jest. Kiedy się obudzi będzie miał potężnego kaca. –Jasper uśmiechnął się pod nosem.
- To co? Zawieźć cię do domu? – Wstał z krzesła i podszedł do drzwi. Blondyn wahał się chwilę.
- Wiesz co, lepiej zostanę z nim. Jakby mu się coś odwidziało i chciał jeszcze ruszyć w trasę po pubach, to wybiję mu to z głowy – odparł z przekonaniem, machając swoją kulą
- Nie sądzę, żeby szybko doszedł do siebie, ale jak chcesz. Daj mi potem znać, co z nim… - dodał jeszcze i pożegnał się.
Emmett pokiwał głową i oparł kule o szafę, po czym wyłożył się obok przyjaciela na łóżku. Wpatrywał się w sufit z uśmiechem na twarzy…
- W sumie, to dzięki Edd… - Kuzyn westchnął rozbawiony. – Gdyby nie ty, Rosalie by do mnie nie zadzwoniła… - dodał ciszej i przekręcił się na bok plecami do przyjaciela, unikając alkoholowego odoru dobywającego się z jego strony…
***
- Rosalie, wiesz coś? – Głos Belli brzmiał dużo przytomniej, ale nadal był pełen niepokoju.
- Wszystko w porządku kochana. Emmett go znalazł i są teraz w domu. Nic mu nie jest - przyjaciółka starała się mówić powoli i łagodnie. Kobieta po drugiej stronie słuchawki głęboko westchnęła.
- Dzięki Bogu, tak się bałam…
- Musiał odreagować. Czasami alkohol w tym pomaga…
- Miałaś rację Rose. Powinnam była…
- Wszystko się ułoży, zobaczysz – weszła przyjaciółce w słowa. – Naprawdę w to wierzę. Teraz już nic was nie będzie dzielić i wreszcie będziecie mogli być prawdziwą rodziną…
- Nie wiem, nie jestem już tego taka pewna…– Bella zawiesiła głos.
- Oczywiście, że tak, a teraz połóż się spać kobieto. Na pewno padasz z nóg. Ten wypadek, Edward… to wszystko naprawdę dało ci popalić. Esme obiecała, że zaopiekuje się Nessie… Będzie dobrze.
- Dziękuję Rosie – wyszeptała do słuchawki.
- Mnie? Za co? To Emm wszystkiego dopilnował. Masz w nim prawdziwego przyjaciela. – Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło. Znowu przypomniała sobie czułe spojrzenie niebieskich oczu i uśmiech pięknie zbudowanego blondyna, którym tak ją ujął… |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Rainwoman dnia Nie 10:15, 07 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Allie
Zły wampir
Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 252 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Szczecin
|
Wysłany:
Nie 8:10, 07 Lut 2010 |
|
Aaa! *skacze jak głupek*
Dobra, spokojnie. Część trochę chaotyczna, ale cóż się dziwny, chaos w takiej chwili to coś naturalnego. Mały Edward wie... Tylko nie rozumiem jednego, czemu Bella zaczęła go odtrącać? No chyba, że to jest napisane, a ja tego nie doczytałam ^^'
Jestem ciekawa co wyniknie z Tanyą, bo tego co widzę, to ona z ich życiorysu za szybko nie zniknie.
Um. No to weny życzę! :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
xXBellaCullenXx
Nowonarodzony
Dołączył: 01 Lis 2009
Posty: 10 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: bialystok
|
Wysłany:
Nie 9:17, 07 Lut 2010 |
|
Aaa! *przyłącza się do Allie i też skacze jak głupek*
Nareszcie nowy rozdział , dzięki bo wstałam rano i na dzień dobry widzę piękny 12 rozdział
Oj Edzio się wkurzył ale myślę, że wiele osób na jego miejscu by tak postąpiło... I jeszcze Tanya ma jakiś wredny plan...Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
Błędów nie znalazłam ale może po prostu nie zwróciłam uwagi bo byłam zajęta treścią.
Weny życzę, pzdr ;* B.C |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez xXBellaCullenXx dnia Nie 9:18, 07 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Juliette22
Człowiek
Dołączył: 15 Paź 2009
Posty: 62 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 14 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gliwice
|
Wysłany:
Nie 9:35, 07 Lut 2010 |
|
Uh... No więc ok, składne to nie będzie, ale muszę.
Gdzieś w tekście wyłapałam powtórzenie i trochę dziwnie się tamten fragment czytało, ale z tych wszystkich emocji zapomniałam gdzie
Nareszcie Edward zna prawdę, tak do końca. Rozumiem czemu Bella uciekła kiedy zaszła w ciążę, ale ta reakcja w mieszkaniu kiedy ją chciał przytulić? Hmm to było dziwne, przecież chciała żeby byli rodziną?
Rozdział bardzo emocjonalny, no i nareszcie Em ma coś z życia :D te rozmowy z Rose
Życzę Ci Venomena i Czasomena peace TWILIGHT |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
LadyJully
Nowonarodzony
Dołączył: 27 Sty 2010
Posty: 5 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 9:54, 07 Lut 2010 |
|
jupi! *skacze z innymi*
wspaniały początek dnia :)
Rozdział baaardzo mi się podobał. Tak jak poprzedniczkę, zaskoczyla mnie reakcja Belli na całe to zajście.
Zżera mnie ciekawość co wymyśliła Tanya. Wygląda na to, że mocno namiesza w ich życiu
Zalany w trupa Edward był GENIALNY! No i ta jego reakcja na Jaspera
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)
Powodzenia i weny życzę |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|