|
Autor |
Wiadomość |
kakunia
Nowonarodzony
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 43 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Polski :)
|
Wysłany:
Nie 12:48, 03 Sty 2010 |
|
Super, kolejny rozdział. Nie jestem pewna, czy Emmet wie, że to córka Edwarda, mam nadzieję, że wkrótce wyjaśnisz to dokładniej. Jest Esme, a gdzie Carlisle? Skoro Bella jest tak świetnym fotografem, to Nessie ma pewnie mnóstwo ślicznych zdjęć.
Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Maya
Wilkołak
Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!
|
Wysłany:
Nie 13:20, 03 Sty 2010 |
|
No więc ja tak króciutko:
Bardzo mi się podoba. Jest wręcz rewelacyjnie. Jestem ciekawa czy Bella czasem opatrznie nie zrozumiała rozmowy Edwarda, acz powiem iż podobała mi się ta rozmowa.
Emmett- no klasycznie, uwielbiam go <3
Ale, mam jedno zastrzeżenie. Mianowice bardzo brakuje mi Jaspera. Wiem, że potem go trochę będzie, ale i tak mało ;( No, dobra, już nie smutam :)
Pozdrawiam Serdecznie
Ave vena |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Nina=)
Wilkołak
Dołączył: 25 Wrz 2009
Posty: 204 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 13:48, 03 Sty 2010 |
|
Pisałam już wcześniej, że ten ff mnie bardzo zainteresował. Nie zmieniło się to ;)
Czyta się płynnie i lekko, błędów nie wyłapałam. To opowiadanie ma taki specyficzny nastrój...nie wiem jak to nazwać...
Czekam z ogromną niecierpliwością na kolejny rozdział, mam nadzieje, że nie będziesz miała już problemów z betą.
Weny
Weny
Weny
oraz czasu i chęci;)
pozdrawiam
Nina=) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Rainwoman
Człowiek
Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 85 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 19 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: południe Polski
|
Wysłany:
Nie 14:11, 03 Sty 2010 |
|
Weny jak na razie nie brakuje, bo skończyłam już 9 rozdział i pomysły jak z zaczarowanego kapelusza - sypią się dalej i całe szczęście. Staram się bardzo uważnie czytać Wasze komentarze i naprawdę uwzględniać wszelkie uwagi. Za radą Rainbowtail postanowiłam wpleść choć kilka słów o zespole Edwarda i jego stylu, a słuszna uwaga Kakuni o nieobecności Carlisle'a podsunęła pomysł o wpleceniu chociaż krótkiej informacji, co z nim i jak wyglądają jego obecne stosunki z synem. Mam nadzieję, że to dopełni obrazu kreślonego przeze mnie świata. Każda uwaga i rada jest dla mnie bardzo cenna, więc naprawdę serdecznie za nie dziękuję.
Pozdrawiam :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Rainbowtail
Nowonarodzony
Dołączył: 07 Mar 2009
Posty: 22 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 15:22, 03 Sty 2010 |
|
Miło, że się na coś przydałam :D
Dziewiąty rozdział? OMFG! Kiedy dodasz trzeci rozdział, jeśli można spytać? Nie mogę się doczekać - to opowiadanie jest totalnie wciągające. Cieszę się, że nie brak Ci pomysłów, bo naprawdę zaczynam wierzyć w jego 'przyszłość' :D Dziwię się, że nadal ma tak małą popularność... |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Rainbowtail dnia Nie 15:23, 03 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Rainwoman
Człowiek
Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 85 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 19 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: południe Polski
|
Wysłany:
Nie 15:45, 03 Sty 2010 |
|
Jak tylko moja kochana beta odeśle mi sprawdzony tekst, zaraz go wstawię. Co prawda na chomiku jest już 5 rozdziałów, ale nie są one jeszcze zbetowane, dlatego nie umieszczam ich na razie na forum, ale uwzględniając między innymi Twoją radę, zmieniłam ociupinkę gdzieniegdzie nawiązując do nazwy zespołu i rodzaju granej przez niego muzyki. Dlatego proszę o cierpliwość , bo zapewniam, że mnie również zależy na tym, żeby rozdziały docierały do Was regularnie :)
Pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Nie 22:52, 03 Sty 2010 |
|
Deszczowa Kobieta - zesłalaś na mnie deszcz łez... całkiem pozytywnie...
wzruszasz mnie i poruszasz, ale przede wszystkim muszę napisać o twoim stylu - po prostu świetny... żywe dialogi... ja ich nie czytam - ja je słyszę... ja widzę te sceny jak żywe... to jak film - całkiem realny, przewijający się przed moimi oczami...
nie wiem jak to robisz, ale robisz to świetnie...
złapałam się nawet na tym, że chciałam przeczytać dalszą część tego tłumaczenie - a tu taki numer... nie ma tłumaczenia... i Boże nie ma dalszej częsci :(
będę oczekiwać z zapartym tchem, bo warto - oczekuj miejsca w moim rankingu...
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Viv
Dobry wampir
Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 1120 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 103 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z 44 wysp
|
Wysłany:
Pon 11:40, 04 Sty 2010 |
|
Podoba mi się coraz bardziej .
Swietnie piszesz , fajne dialogi , ładne opisy , Dużo emocji .
Ciekawi mnie czemu Bella wróciła ? Kiedys uciekła od Edwarda , bo była w ciąży i nie chciała żeby wiedział . Teraz po kilku latach wraca , ale chyba wie że może go spotkać ? Specjalnie wróciła ? Chce go odzyskać , kocha go dalej ?
Czy jest jakieś powiązanie miedzy Edwardem i Emmetem ? Są braćmi , przyjaciółmi , czy córka Belli ma imię po Renee i Esme ? Miałam wrażenie że nie są braćmi a Esme jest matka Ema , dlatego sie pytam o imię , czy tylko tak przypadkiem ma takie imię ?
Ok , już nie marudze , pozdrawiam i czekam na dalszy ciąg , może się coś wyjaśni |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Rainwoman
Człowiek
Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 85 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 19 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: południe Polski
|
Wysłany:
Pon 11:48, 04 Sty 2010 |
|
Postaram się wyjaśnić co nie co :)
Imię córki Belli zupełnie nie ma związku z Renee i Esme :) a kilka wątków o które pytasz, z pewnością wyjaśni się w dalszej części opowiadania :)
Powód jej powrotu nie jest wyjaśniony bardziej szczegółowo, ale mam nadzieję, że będzie dość czytelny potem :)
Pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Viv
Dobry wampir
Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 1120 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 103 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z 44 wysp
|
Wysłany:
Pon 12:33, 04 Sty 2010 |
|
Wiem , że ciekawość to brzydka cecha , ale jak wspomniałaś , że na chomiku jest 5 rozdziałów to nie mogłam się oprzeć .
Masz racje , co nieco się wyjaśniło i już lepiej to ogarniam . Powiem ci jeszcze , że naprawdę coraz lepiej piszesz i z każdym rozdziałem robi się ciekawiej . |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
bugsbany
Wilkołak
Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 101 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 15:21, 07 Sty 2010 |
|
czy może ktoś mi wysłać na e-mail wszystkie rozdziały? nie mogę ich znaleźć na chomiku..będę bardzo wdzięczna:) mój adres [link widoczny dla zalogowanych] |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Emisia
Nowonarodzony
Dołączył: 29 Gru 2009
Posty: 7 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec
|
Wysłany:
Czw 18:33, 07 Sty 2010 |
|
Hej :-) bardzo zaciekawił mnie twój ff :-D
nie moge się doczekać jak rozwinie się dalej cały ff :-D
i mam taka prośbę czy może ktos wysłac mi go na e-maila
bo na chomiku nie mogę go znaleźć.
to mój e-mail:
[link widoczny dla zalogowanych]
Ps.Naprawdę masz talent i weny życzę z góry dziękuję za fatygę :-) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
behappy
Wilkołak
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 18:52, 07 Sty 2010 |
|
Teraz zastanawiam się dlaczego nie komentowałam, chyba nie zauważyłam.
Taki los zapominalskiej.
Bardzo a bardzo podoba mi się ff. Taki realistyczny, że mógłby się zdarzyć w dzisiejszym świecie.
Bella jest silna a w tym pomaga jej córka, do której żyje.
Jestem ciekawa jak zareaguje Edward na wieść o Nessie i czy Bella powie mu że ma córkę.
A co do Emmetta to jest słodki, bo zawsze wydaje się ''słoniem między regałami porcelany", ale nie przygniótł Nessie.
Życzę dużo weny i czekam z niecierpliwością.
B |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Rainwoman
Człowiek
Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 85 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 19 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: południe Polski
|
Wysłany:
Pią 21:25, 08 Sty 2010 |
|
Moja dotychczasowa beta Wyjątkowa niestety milczy, ale dzięki nieopisanej pomocy Tooffi , która została moją nową betą , wstawiam rozdział trzeci i zapraszam do czytania :))) Miłej lektury życzę i czekam jak zawsze na wszelkie opinie. Pozdrawiam
Rozdział trzeci
Dochodziło południe, kiedy Bella wróciła z Renesmee do domu. Mimo dwóch wypitych kaw, nadal ukradkiem ziewała. Mała natomiast przeciwnie, tryskała energią i gotowością do brojenia. Po lekkim obiedzie udało jej się ułożyć córeczkę do drzemki, a sama utknęła w pokoju, który spełniał rolę jej pracowni. Odnowiony w trakcie remontu domu wyciszał bielą ścian. Pod oknem nadal stał w nim fortepian. Czarny, podniszczony, zamykał w sobie przestrzeń… Kiedyś sama na nim brzdąkała, ale częściej grywał Edward. Teraz na jego zamkniętej klapie układała książki, zdjęcia córeczki i inne pamiątki z pobytu we Francji...
Skupiła uwagę na kilku sporych pudłach, szczelnie obklejonych taśmą. Wysunęła jedno z nich na środek pokoju i zaczęła rozcinać nożykiem. Trochę trwało, zanim wydobyła ze środka kilka poprzedzielanych gąbką dużych teczek. Ostrożnie otwierała każdą z nich i przeglądała pobieżnie zawartość. Przy jednej zatrzymała się na dłużej, by w końcu wyjąć jej zawartość i porozkładać na całej szerokości instrumentu. Wpatrywała się w zdjęcia z uwagą i skupieniem. Pomysł rodził się powoli. Wreszcie podniosła obudowę klawiszy i postawiła pulpit na nuty, na którym ustawiła kilka zdjęć pod różnych kątem… Odeszła kilka kroków do tyłu i przyglądała się całej kompozycji. Oglądała całość z różnej odległości i z różnego kąta widzenia. Dużą szerokokątny reflektor stojący w jednym z rogów pokoju ustawiła niedaleko fortepianu i włączyła do gniazdka. Pomieszczenie natychmiast ożyło mocnym światłem żarówki. Raz podnosiła czaszę reflektora, a raz ją opuszczała, za każdym razem bacznie oceniając efekt. W końcu zabrała wszystkie książki z fortepianu i ostrożnie podniosła górną pokrywę instrumentu, mocując ją na podpórce. Teraz wreszcie zadowolona z efektu sięgnęła po aparat i przystawiając go do oka kadrowała ujęcie. Po kilku próbach rozstawiła statyw i umocowała na nim aparat fotograficzny. Zmieniając jego wysokość, raz po raz zwalniała migawkę… Strzelający flesz efektownie odbijał się od czarnej farby instrumentu.
***
- Chwila. Już otwieram – Esme mruczała pod nosem, zbliżając się do drzwi. Ktoś stojący za nimi, jak oszalały wciskał przycisk dzwonka, wypełniając ostrym dźwiękiem całe mieszkanie.
- Witaj, Esme. Czyżbyś teraz ty przeprowadziła się do Emmetta? – Na progu ujrzała wysokiego mężczyznę z kasztanową, rozczochraną czupryną na głowie i szerokim uśmiechem na ustach. Na taki widok sama się uśmiechnęła.
- Mogłam się domyślić, że to ty, Edward. – Dała mu w żartach po nosie, by wreszcie serdecznie wyściskać.
- Już wróciłeś? – pytała ciepło, ustępując mu miejsca w progu. – A tak w ogóle, to gdzie ty byłeś?
- Trochę tu… trochę tam. – Edward nie krył rozbawienia, a kobieta z niedowierzaniem kręciła głową.
- Zastałem go? – Lekko zmrużył zielone oczy i spojrzał na nią pytająco.
Przecząco pokiwała głową.
- Jak zwykle siedzi w studio… Chyba zapuścił tam korzenie – westchnęła.
- W takim razie pozwolisz, że pojadę do niego – odparł miękko.
- Pewnie. Zmykaj – odparła, przyglądając mu się, kiedy wychodził.
***
- Edward? – Emmett roześmiał się na widok przyjaciela stojącego w drzwiach. – Ty włóczęgo. - Wciągnął go do środka i serdecznie wyściskał.
- Chodź… - klepnął go w ramię i przekręcił zamek w starych, odrapanych z farby drzwiach.
Przeszli w głąb tonącego w półmroku pomieszczenia, a potem po dość stromych schodach na dół. Tam było już dużo przyjemniej i jaśniej.
- Cześć, Seth. – Edward wyciągnął rękę do młodego ciemnowłosego chłopaka siedzącego z gitarą na jednym z foteli.
- Hej. – Ten uścisnął ją.
- Co porabiacie? – zainteresował się, wchodząc dalej. Podszedł do konsoli i nałożył słuchawki na uszy. Chwilę słuchał z zamkniętymi oczami, po czym odłożył je z powrotem.
- Brzmi nieźle – dodał z uznaniem, po czym wziął głęboki oddech.
- Opowiadaj, jak było – roześmiał się Emm. - I gdzie ty właściwie byłeś?
Edward posłał przyjacielowi wymowny uśmiech, po czym wyciągnął się wygodnie na fotelu.
- Pojechaliśmy do Francji, ale wylądowaliśmy na Majorce. Gorąca wyspa, boskie plaże, niesamowicie turkusowa woda… Istny raj – rozmarzył się. – A ty co porabiałeś? – zwrócił się do Emmetta.
- Odpoczywałem od ciebie – roześmiał się, klepiąc go po ramieniu. – A przy okazji skończyłem meblować swoje mieszkanko…
- No wiem, bo byłem u ciebie i rozmawiałem z Esme. Chyba futruje twoją lodówkę – roześmiał się. Emm zawtórował mu.
- To studio też błaga o remont. - Edward uśmiechnął się znacząco, rozglądając po zaniedbanym pomieszczeniu.
- Czekałem z tym na twój powrót… - odciął się Emmett. Zielonooki natychmiast złapał aluzję.
- Ha ha ha… bardzo śmieszne – odciął się z ironią.
- Słuchajcie, ja muszę lecieć. Zapomniałem o czymś. – Nagle Seth poderwał się z kanapy, z przerażeniem zerkający na zegarek.
- OK., chłopie, jak mus to mus – pokiwał Emmett.
- Trzymaj się. Na razie – dodał Edward. Rosły blondyn wyszedł zamknąć drzwi za Sethem. Kiedy wrócił, Edward siedział już wygodnie w jednym z foteli.
Na chwilę zapanowała między nimi głucha cisza, jakby każdy zbierał myśli.
- Jak ta twoja Tanya? Zadowolona z urlopu? – Emmett zagadnął pierwszy.
- Zaraz moja… - lekko obruszył się Edward. - Tak. Bardzo jej się podobało. – Przytaknął głową. – To całkiem fajna dziewczyna, chociaż wiem, że za nią nie przepadasz. - Uśmiechnął się do przyjaciela z przekąsem.
- Twoja kobieta - twój wybór – Emmett wzruszył tylko ramionami.
Edward powciskał kilka przycisków na konsoli i z głośników popłynęły ciche dźwięki muzyki.
- Widziałem Bellę – nagle wtrącił Emmett. – Nawet się z nią spotkałem…
Zielonooki wziął głęboki oddech i zdjął z głowy okulary słoneczne, które zaczął nerwowo obracać w dłoniach.
- Co u niej? Jak jej się układa? – starał się mówić bez emocji.
- Bella jest w Londynie. - Emmett bacznie obserwował reakcję przyjaciela. Znali się jak łyse konie i blondyn wiedział, że taka wiadomość wywrze na Edwardzie duże wrażenie. Istotnie nie mylił się, bo przyjaciel zamarł w bezruchu, nie kryjąc zaskoczenia.
- Odwiedza stare kąty?
- Wróciła – odparł blondyn z naciskiem.
Edward mocno zmrużył oczy i niedbale przeczesał palcami bujną fryzurę, po czym uważnie spojrzał na przyjaciela.
- Wróciła? – powtórzył po nim ostrożnie. – To znaczy? - zawiesił głos.
- To znaczy, że wróciła. Dosłownie – dodał Emmett.
Edward z niedowierzaniem pokiwał głową.
- Ale nie sama… - dokończył blondyn, bacznie obserwując reakcje przyjaciela.
Zielonooki znowu przeczesał palcami swoją rozczochraną, brązową czuprynę i poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy.
- No, to zrozumiałe – powiedział, zaciskając mocniej szczęki. - Zrozumiałe – powtórzył znowu i zupełnie bezwiednie wzruszył ramionami.
Myśli jak stado ptaków krążyły w jego głowie, nie pozwalając się na niczym skupić. Delikatnie przymknął powieki, po czym nakrył dłońmi twarz, jakby przepędzał resztki snu.
Niemal zobaczył ją znowu – roześmianą, wpatrzoną w niego. Jej długie kasztanowe włosy rozrzucone na poduszce i zalotnie rozchylone usta… Prawie słyszał jej słodki śmiech. Zupełnie jakby była obok…
Wtedy z kieszeni jego spodni rozległ się dzwonek telefonu. Niechętnie, ale jednak sięgnął po niego, ale gdy na wyświetlaczu zobaczył napis „Tanya” zawahał się chwilę. Podniósł jednak klapkę aparatu i przyłożył telefon do ucha.
- Cześć, Tanya. Co słychać? – Chciał brzmieć naturalnie i swobodnie, tylko Emmett wiedział, ile go to kosztuje i jak bardzo się stara. Przez dłuższą chwilę słuchał swojej rozmówczyni, przytakiwał, kiwał głową.
- Na razie to niemożliwe… Mam dużo spraw do załatwienia. – Blondyn z uwagą słuchał głosu przyjaciela. – Mhmmm, odezwę się… Pa.
Emmet faktycznie nie przepadał za Tanyą, choć była dość sympatyczną dziewczyną i zaczynał jej szczerze współczuć…Wiedział, że nie stanowi żadnej konkurencji dla Belli, którą Edward nadal nosił w sercu, chociaż sam sobie próbował wmówić, że tak nie jest… Wiedział, że Edward toczy teraz wewnętrzną walkę z własnymi uczuciami, emocjami i sobą samym. Znał go dobrze. W końcu był nie tylko jego przyjacielem, był kimś więcej, rodziną. Od wielu lat dorastali w swoim pobliżu, a po śmierci Melanie – matki Edwarda, Esme właściwie przejęła na siebie ciężar jego wychowania.
Carlisle bardzo kochał syna, ale praca w szpitalu i prywatna praktyka lekarska właściwie czyniły jego wychowanie niemożliwym dla tak zajętego człowieka. Wolał, aby opiekę nad dorastającym chłopcem przejęła siostra zmarłej żony. Widział, że ta pełna ciepła kobieta potrafiła zjednać sobie buntowniczo nastawionego do świata chłopca i pokochać go jak jedno z własnych dzieci… Tak naprawdę każdy z nich uciekał przed rozpaczą straty ukochanej osoby w swój świat. Carlisle znalazł ukojenie w swojej pracy, oddając jej całe serce i duszę, a Edward… dla niego lekarstwem na cierpienie okazała się muzyka.
***
Pogoda dopisywała. Od rana nie spadła ani jedna kropla deszczu, a słońce nieśmiało przebijało się przez grubą warstwę chmur. Było wyjątkowo ciepło, jak na późną jesień.
Zaraz po obiedzie Bella ubrała Renesmee w ciepły, różowy kombinezon, wsadziła ją do wózka i wybrała się na spacer do parku, który ku jej zdziwieniu tętnił życiem. Alejkami przechadzało się sporo ludzi, para staruszków karmiła gołębie, kilkoro dzieci hałasowało na placu zabaw.
Renesmee maszerowała, dzielnie ściskając pod pachą nowego misia, a Bella wolno popychała przed sobą pusty wózek, bacznie zerkając na córeczkę.
Zatrzymała się na chwilę i poprawiła dłonią obiektyw. Przyłożyła aparat do oka i w skupieniu czekała na kolejny krok dziecka. Wreszcie nacisnęła przycisk i zwolniła migawkę…
***
Edward wsiadł do samochodu i jechał przed siebie. Kluczył ulicami Londynu, pozornie bez celu, jakby na pamięć. Czas zupełnie stracił znaczenie, miejsce również, ale gdy po dobrej godzinie jazdy zorientował się wreszcie, że znajduje się w podlondyńskim Brentwood - spokojnej „sypialni” Londynu, zupełnie nie wydawał się tym zdziwiony. Wiedział, że musi ochłonąć po tych wszystkich rewelacjach, którymi uraczył go Emmett. Jeśli Bella naprawdę wróciła, to musiał to sprawdzić. Mieć namacalny dowód, że tak faktycznie jest. To nie znaczy, że nie ufał najlepszemu przyjacielowi. On po prostu musiał się przekonać. Musiał ją zobaczyć…
Zaparkował niedaleko jej domu, ale po przeciwnej stronie ulicy, żeby nie rzucać się w oczy.
Kiedy zobaczył na podjeździe zaparkowany samochód, serce podeszło mu niemal do gardła. Nabrał głośno powietrza do ust. Co ja tu właściwie robię? – przeszło mu przez myśl. To przeszłość – próbował w to uwierzyć, ale nie mógł opędzić się od wspomnień, które cały czas powracały. - To co, że wróciła – snuł dalej w myślach. Nie jest sama… ja też… każde z nas ułożyło sobie jakoś życie… na co liczę? - jego wewnętrzny głos nie dawał mu spokoju.
Zrezygnowany oparł ręce na kierownicy i skrył w nich twarz. Trwał tak dłuższą chwilę, walcząc z samym sobą. Wreszcie wysiadł z samochodu. Jeszcze przez chwilę spoglądał w stronę jej domu, po czym ruszył w przeciwnym kierunku. Niedaleko znajdował się park, a spacer wydał mu się najlepszą rzeczą, żeby ochłonąć.
Szedł wolno przed siebie, zamyślony i nieobecny. Chłodne jesienne powietrze przyjemnie go orzeźwiało. Wreszcie zatrzymał się, poprawił szalik i obojętnym wzrokiem powiódł wokół siebie. Kilka osób spacerowało wąskimi alejkami, pies biegał na trawniku za piłką, na placu zabaw goniła się grupka dzieci. Życie biegło swoim torem. Dalej do przodu. Stał tak chwilę, nie potrafiąc wybrać, w którą stronę ma pójść. Wreszcie usiadł na najbliższej ławce, wsunął dłonie do kieszeni płaszcza i zamyślił się.
- Kochanie, tylko ostrożnie. Patrz pod nóżki. – Ciepły kobiecy głos wyrwał go z tego stanu zamyślenia. Edward powoli odwrócił głowę za siebie i… niemal zamarł z wrażenia w bezruchu. Na następnej alejce przy ławce niedaleko za jego plecami stała dziewczyna, nie tylko brzmiąca podobnie do Belli, ale także wyglądająca podobnie jak ona. Czas stanął w miejscu i może wszystko byłoby w tym normalne, gdyby nie jeden ważny szczegół. Ta dziewczyna łudząco podobna do Belli popychała przed sobą spacerowy wózek, a kilka kroków przed nią szło dziecko - mała dziewczynka ubrana w różowy kombinezon ściskała pod pachą pluszowego misia.
Edward nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Był zupełnie zdezorientowany taką sytuacją. Z ogromnym zaskoczeniem przenosił wzrok z Belli na dziecko i z dziecka na Bellę. Tymczasem obie dziewczyny zupełnie nieświadome tego, że są właśnie bacznie obserwowane, powoli wędrowały przed siebie. Bella znowu zatrzymała się w pół kroku i przystawiła aparat do twarzy. Ustawiła odpowiednią ostrość i znowu zwolniła migawkę. Krótki błysk flesza dopełnił całość…To dodatkowo upewniło Edwarda, że ta młoda kobieta z dzieckiem to Bella. Jej aparat fotograficzny z długim obiektywem nawet z perspektywy dzielącej ich odległości nie wyglądał na amatorski.
Podniósł się z ławki i w pośpiechu pokonał wąski pas zieleni dzielący obie alejki, by znaleźć się na tej, którą spacerowała dziewczyna z dzieckiem. Wtedy zwolnił kroku. Szedł za nimi powoli, niemal leniwie, jakby obawiał się, że za szybko pokona dzielącą ich odległość.
Przez te niemal trzy lata, które minęły od jej wyjazdu, wyobrażał sobie, co jej powie, jeśli jeszcze kiedyś się spotkają. Miał wszystko zaplanowane, znał na pamięć każde słowo, a teraz, kiedy była tak blisko i mógł to zrobić, zupełnie straciło to dla niego sens. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo się zamyślił, do momentu, gdy poczuł, jak coś miękkiego odbija się od jego kolan. Zareagował instynktownie i złapał to „coś” niemal w ostatniej chwili. Ku swojemu ogromnemu zaskoczeniu uświadomił sobie, że trzyma w rękach małą dziewczynkę w różowym kombinezonie, a zaraz potem dotarł do niego przerażony głos wołającej kobiety. Nadal kucał, trzymając dziecko za ramiona.
- Rany boskie… dziękuję – Bella zdyszanym głosem odezwała się tuż nad nim i wyciągnęła ręce do oniemiałej z wrażenia córeczki.
Podniósł głowę i ich spojrzenia się spotkały. Kobieta zamarła w bezruchu, ciężko łapiąc powietrze i poczuła jak krew odpływa jej z twarzy.
- Witaj, Bello. – Głos Edwarda odbił się w jej uszach słodkim echem.
- Cze.. cześć – wyjąkała cicho i kucnęła przy dziecku, mocno je do siebie tuląc. Dziewczynce nic się nie stało i zaciekawiona całym zamieszaniem przyglądała się teraz mężczyźnie z uwagą i skupieniem.
- Tak się wystraszyłam, głuptasie. – Bella czule gładziła dziecko po pleckach. – Dlaczego nie słuchasz mamy? – Pogroziła małej palcem. Dziewczynka ku zaskoczeniu ich obojga roześmiała się, najwyraźniej ubawiona całym zdarzeniem. Edward spojrzał na Bellę i także się uśmiechnął. Ona tylko westchnęła totalnie bezradna.
- Wygląda na to, że wszystko w porządku. – Podniósł się pierwszy. Bella wstała chwilę później i podniosła córeczkę na ręce. Stała teraz na wprost niego i nie mogła oderwać od niego oczu. Jego łagodna twarz, śmiejące się zielone oczy, nawet ta niepoprawnie rozczochrana brązowa czupryna - wszystko było dokładnie takie, jak to zapamiętała. Tylko ona wiedziała, jak bardzo za nim tęskniła…
- Dziękuję, że ją złapałeś – powiedziała miękko i uśmiechnęła się wreszcie.
- Nie ma za co – odparł cicho. – Miałem po prostu szczęście bycia we właściwym miejscu o właściwym czasie. – Lekko wzruszył ramionami.
Renesmee zaczęła wiercić się na rękach Belli, dopominając się postawienia na nogach.
- O nie, moja panno. Na dzisiaj dość ucieczek. Wracamy do wózka. – Bella pogroziła jej palcem, ale dziewczynce wyraźnie się to nie spodobało, bo głośno zamanifestowała swoje niezadowolenie. Zaczęła wierzgać nóżkami i głośno krzyczeć ze złości.
Edward nie umiał ukryć rozbawienia.
- Przyprowadzę go – zreflektował się jednak szybko i biegiem ruszył do pozostawionego niedaleko wózka. Kiedy podjechał nim do Belli, Nessie już naprawdę głośno płakała.
- Nessie, cichutko. Uspokój się – próbowała uciszyć dziecko, ale z marnym skutkiem. Wreszcie Edward postanowił sam zainterweniować. Podszedł do Belli bliżej i wyciągnął do dziecka ręce.
- Daj mi ją na chwilę – odezwał się swoim ciepłym aksamitnym głosem. Dziecko wyczuło moment wahania się matki i natychmiast wyciągnęło swoje małe rączki do mężczyzny i błagalnie się w niego wpatrywało.
- To nie jest dobry pomysł, Edward. – Bella starała się go powstrzymać, ale spojrzał na nią z takim skupieniem i uwagą, że poczuła jak miękną jej kolana.
- Pozwól mi spróbować. Tylko odwrócę jej uwagę. – W jego głosie było tyle ciepła i spokoju, że nie była w stanie dłużej oponować. Wziął dziewczynkę na ręce i czule do siebie przytulił. Bellę całkowicie rozbroił ten widok. Wzruszenie odebrało jej głos i wykorzystała okazję, żeby pochylić się nad wózkiem, aby ukryć zbierające się w oczach łzy. Nie chciała, aby Edward dostrzegł, jak bardzo jest poruszona. Opanuj się, kobieto! – niemal krzyczała na siebie w myślach. Co ty wyprawiasz?
Wzięła kilka głębszych oddechów, szybko zamrugała powiekami i cicho pociągnęła nosem. Sięgnęła do torebki po chusteczki i podała jedną z nich Edwardowi. Jego delikatność w stosunku do dziecka była dla niej porażająca. Wpatrywał się w dziewczynkę z niesamowitą czułością i ciepłem, a Belli topniało serce i sumienie wypalało w nim kolejną dziurę…
- Przepraszam… - zawiesił nagle głos. - Chciałem tylko, żeby przestała płakać. – Spojrzał na nią niepewnie.
- Wiem – odparła cicho. Tymczasem on postawił dziewczynkę na asfalcie i kucnął przy niej.
- A teraz pójdziemy razem za rączki, dobrze? – Nie spuszczał z Nessie wzroku i dziewczynka pokornie dała mu swoją dłoń. Ujął ją delikatnie i wstał. Bella patrzyła na niego z niedowierzaniem.
- Odprowadzę was, jeśli nie masz nic przeciwko. – Znów pytająco się w nią wpatrywał.
- Mhm. - Skinęła głową i popchnęła przed siebie pusty wózek.
- Nessie? – zawiesił głos. – Tak ma na imię?
- Właściwie Renesmee, ale lubię tak do niej mówić – dokończyła Bella.
- Śliczne imię dla ślicznej dziewczynki – dodał ściszając głos i spoglądając w dół na dziecko grzecznie idące u jego boku, uśmiechnął się.
Boże, jaka ona jest do niego podobna – dziewczyna uświadomiła sobie z przerażeniem. Dotarło to do niej dopiero teraz, chociaż już od jakiegoś czasu miała tego świadomość. Renesmee miała jego oczy, uśmiech, była jego cząstką, choć Bella tak bardzo starała się o tym zapomnieć. Znienawidzi mnie, jeśli kiedyś pozna prawdę – przemknęło jej przez myśl.
Właśnie wtedy zadzwonił telefon. Jego telefon. Obserwowała, jak sięga do kieszeni płaszcza i patrzy na wyświetlacz aparatu, po czym naciska na jakiś przycisk i chowa aparat do kieszeni.
Złowił jej spojrzenie i wzruszył ramionami, ale jego telefon ponownie się rozdzwonił. Mocno zacisnął szczęki i znowu sięgnął do kieszeni.
- Przepraszam, chyba jednak muszę odebrać. – Nie wyglądał na zadowolonego. Zatrzymał się w miejscu i nie wypuszczając rączki dziecka, odebrał połączenie.
- Cześć. O co znowu chodzi? – Nie krył niezadowolenia.
Chwilę słuchał, po czym westchnął głośno.
- Pewnie zapakowałaś do mojego bagażu. Poszukam go później – dodał oschle. Przytakiwał głową, po czym cmoknął zniecierpliwiony – Tanya, mówiłem ci, że będę zajęty. Nie, nie mogę. Zadzwonię jutro. Cześć. - Zamknął klapkę telefonu i wrzucił go z powrotem do kieszeni płaszcza. Zapanowało między nimi głuche milczenie. Oboje zdawali się żałować, że ta rozmowa miała miejsce. Bella boleśnie uświadomiła sobie, że czas nie stał w miejscu, a konsekwencje jej decyzji sprzed kilku lat już zawsze będą wracać do niej echem dokonanego wówczas wyboru. Nie próbowali już nawiązać rozmowy. W tym uciążliwym milczeniu dotarli w końcu pod dom Belli.
- Chcesz wejść na chwilę? – odważyła się wreszcie przerwać tą niezręczną ciszę. Widziała, że był jej za to wdzięczny. Przytaknął tyko ruchem głowy i kiedy ona wnosiła do domu dziecko, on zajął się wózkiem, wprowadzając go do holu. Zawiesił kurtkę na wieszaku i powoli wszedł do salonu. Bella przeszła przez salon i zatrzymała się na schodach, trzymając na rękach córeczkę.
- Daj mi chwilę. Spróbuję ją położyć, a ty włącz czajnik, dobrze? Z przyjemnością napiję się czegoś ciepłego – dodała tylko i nie czekając na jego odzew, zniknęła na schodach.
Edward przeżywał swoiste deja vu. Znowu tu był, chociaż nie sądził, że jeszcze kiedykolwiek się to powtórzy. Znał ten dom tak dobrze, że to niemal zabolało.
Usiadł na chwilę w brązowym, skórzanym fotelu stojącym przy szklanych drzwiach wiodących na taras i powiódł spojrzeniem po znajomych obrazach i zdjęciach zawieszonych na ścianach. Uśmiechnął się pod nosem na wspomnienie ich pierwszego spotkania. Bella pracowała wtedy w „Art Studio” Alana Kenta. On od dwóch lat śpiewał i grał w założonym przez siebie zespole. Firma płytowa przygotowywała promocję ich nowego singla i zorganizowała sesję zdjęciową. Czwórka rozbrykanych chłopaków spodziewała się jakiegoś znudzonego życiem faceta z aparatem na szyi. Spodziewali się dosłownie wszystkiego, tylko nie jej. Kiedy weszła do studia roześmiana, w kusej, czarnej bluzce odsłaniającej jędrny, opalony brzuch, zielonych bojówkach luźno opadających na zgrabne biodra, z długimi ciemnymi włosami upiętymi w kucyka i ciemnozielonej czapce z długim daszkiem – zaniemówili z wrażenia. Była zjawiskowa. Z uwagą wysłuchała ich propozycji, a potem powiedziała, jak ona wyobraża sobie tę sesję. W efekcie powstały niesamowite zdjęcia. Nigdy wcześniej nie pracowali z takim entuzjazmem. Szyld „chłopaka z zespołu” działał na nią jak płachta na byka. Długo była nieufna i czujna. Spodziewała się tylko najgorszego, jakby nic, co dobre i piękne, nie było dla niej przeznaczone. Dużo czasu minęło, zanim zdołał ją do siebie przekonać, a potem po cichu przyszła miłość…
Chociaż nie mieli dla siebie zbyt wiele czasu, bo oboje często wyjeżdżali, wracał do niej jak do najbezpieczniejszego miejsca na ziemi, wiedząc, że przy niej może być sobą, a ona zachowa należyty dystans do tego, co oboje robią zawodowo. Chociaż wielu parom z kręgu ich znajomych się nie udało, oni zdołali stworzyć całkiem udany związek. Przynajmniej tak wtedy sądził. Idylla trwała prawie trzy lata… i nagle wszystko stanęło w miejscu. Bez słowa wyjechała, właściwie z dnia na dzień znikając z jego życia – gdy już uwierzył, że spotkał kobietę, na którą inni czekają całe życie i nie mają tyle szczęścia…
Odetchnął głośno i poszedł do kuchni.
Kiedy Bella uśpiła córeczkę i zeszła na dół, na stoliku w salonie stały już dwa parujące kubki z herbatą jaśminową, której zapach unosił się w powietrzu. Edward siedział na krótszym końcu narożnej kanapy.
- Zasnęła? – zapytał miękko. Na potwierdzenie skinęła tylko głową. - Masz wspaniałą córeczkę, Bello – odezwał się, podnosząc kubek z herbatą do ust.
- To prawda. – Walczyła z drżeniem głosu.
Wpatrywał się w nią w skupieniu, lekko mrużąc zielone oczy.
- Wyszłaś za mąż? – Starał się, by zabrzmiało to dość chłodno i obojętnie.
Westchnęła tylko i odrzuciła z ramion kosmyk kasztanowych włosów.
- Sama wychowuję Nessie… Tak bywa – ucięła tylko. - A co u ciebie? – Starała się zmienić temat, ale Edward najwyraźniej nie miał na to ochoty.
- Wróciłaś na dobre? – Znowu przytrzymał ją spojrzeniem skupionych zielonych oczu, których wyrazu nie umiała odczytać.
- Myślę, że tak - przytaknęła, na co on pokiwał lekko głową. - A co ciebie tu sprowadza? – Odważyła się wreszcie zadać pytanie, które chodziło jej po głowie od pierwszego momentu ich spotkania. Edward nie miał tutaj znajomych, przynajmniej nie miał ich, kiedy byli razem, zatem co robił tu dzisiaj.
Ociągał się z odpowiedzią, obracając w dłoniach breloczek z kluczami.
- Emmett powiedział, że wróciłaś. – Spokojny ton jego głosu zaniepokoił ją. - Po prostu chciałem się przekonać, czy to prawda…
- Rozumiem – odparła speszona.
- Bello, wiem, że upłynęło dużo czasu. Może nie powinienem nawet już do tego wracać – snuł cicho swoim miękkim i jednocześnie smutnym głosem – może dla ciebie nie ma to już żadnego znaczenia, ale ja… chciałbym zrozumieć – uciął nagle.
Bella unikała jego palącego spojrzenia i zaczynała żałować, że zaprosiła go do środka. Mogła przewidzieć, że nie zdoła uniknąć tej rozmowy, a może właśnie na nią czekała, choć drżała ze strachu…
- Uciekłaś ode mnie, a ja próbuję zrozumieć dlaczego. – Oparł łokcie na kolanach i z niedowierzaniem pokiwał głową.
- To nie była ucieczka. – Próbowała bronić się przed jego słowami.
- Nie? Zatem co? – Nie krył zdziwienia. – Jak mam to nazwać? Wyjechałaś dosłownie z dnia na dzień, bez żadnego sensownego wytłumaczenia, bo list, który znalazłem niczego nie wyjaśniał – mówił spokojnie i z opanowaniem, choć w środku wszystko w nim krzyczało z bólu, który nadal tam był. - Chcesz mi powiedzieć, że to zaplanowałaś? – znowu zawiesił głos.
- Oczywiście, że nie – zaprzeczyła natychmiast i w popłochu poderwała się z kanapy, stając przy oknie.
- Więc proszę, wyjaśnij mi to. - Zadrżała. Stał tuż za nią.
- Nie mogę, Edward. - Przecząco pokręciła głową. - Teraz to już naprawdę nie ma sensu. - Powoli klatka jego słów zaczynała ją uwierać. Poczuła się przyparta do muru.
- Proszę, nie traktuj mnie jak dziecka. Naprawdę wiele potrafię zrozumieć. Chciałbym poznać prawdę i nie dręczyć się już dłużej. – Stał tak blisko niej, że każde jego słowo odbijało się oddechem od jej szyi… - Jeśli popełniłem gdzieś błąd, chcę wiedzieć, by już nigdy niczego więcej nie spieprzyć – dodał z wyrzutem, cedząc słowa.
Odwróciła się i spojrzała na niego zaskoczona. Nie cofnął się, choć ich ciała niemal się dotykały. Zrozumiała, że podświadomie przez ten cały czas winił siebie… nie ją…
- Teraz już nieważne, czyja to była wina. – Starała się mówić cicho i spokojnie, ale głos jej drżał. – Bo ja i tak wszystko zepsułam. Rozumiesz? Przestraszyłam się… – Nie umiała powstrzymać napływających do oczu łez. Patrzył na nią, jakby nie rozumiał tego, co przed chwilą powiedziała.
- Teraz wiem, że to było złe, egoistyczne, że powinnam była zawalczyć. – Głos jej uwiązł w gardle, a z oczu strużką pociekły łzy. – Ale bałam się, że odejdziesz, więc sama odeszłam i nie dałam nam szansy… – Niemal wykrzyczała. Edward zareagował instynktownie. Zamknął ją w ramionach i czule do siebie przytulił. Nie protestowała, szlochając głośno wtulona w niego. Tak często śniłaby jeszcze raz to poczuć. Tulił ją tak delikatnie, jakby była kruchym tworzywem. Czuła ciepło jego skóry, jej zapach, tak znajomy i bliski. Dlaczego tą jedną decyzją odebrała sobie to wszystko?
Teraz było za późno i zbyt wiele ich dzieliło, a ona była już pewna, że jeden błąd naprawdę może przekreślić czyjeś życie….
Odwzajemniła jego uścisk. Objęła go mocniej za szyję. Chciała jeszcze przez chwilę pobyć tak blisko niego. Czy po to uciekała, by wrócić z jeszcze większą tęsknotą? Czego właściwie chciała? Gdyby znała odpowiedź na to pytanie, jej życie byłoby dziecinną układanką, a nie zawiłym labiryntem.
Odchyliła lekko głowę do tyłu i spojrzała na niego. Jego oczy – pomyślała tylko z paniką, wpatrując się w zieleń jego tęczówek. Znowu się w nich zatracam..
Poczuła na policzku nieśmiały dotyk jego wilgotnych warg. Przymknęła oczy i pragnęła tylko tu być i czuć to cudowne rodzące się w niej ciepło…
Delikatnie rozchyliła usta, by mógł wypełnić je cudowną miękkością języka i pozbawić ją resztek rozsądku. Poddawała się temu rytmowi i podążała za nim. Nikt inny nie potrafił aż tak zatracać jej zmysłów, podczas gdy on sprawiał to jednym niewinnym pocałunkiem… Powoli, jakby zza światów, docierała do niej świadomość i rosnący w siłę płacz dziecka… Prawie odskoczyła od niego, jakby jego dotyk palił skórę. Jej oddech był płytki i szybki. Nie odezwała się słowem, tylko w pośpiechu wspięła się po schodach…
Edward poczuł się zupełnie bezradny. Schował twarz w dłoniach. Próbował zrozumieć, co się przed chwilą stało. Przeraziło go to, że zupełnie nad sobą nie panował, kiedy był przy niej. W tej jednej chwili, kiedy ich usta złączył pocałunek – wszystko między nimi jakby zawisło w czasie. Byli jak wtedy – wpatrzeni w siebie i wciąż spragnieni. Przyjechał zapomnieć, a wystarczyło jedno spojrzenie w jej oczy, by rozbudziły się na nowo dawne uczucia i powróciły głośnym echem. Był na nią wściekły, czuł się oszukany, a mimo to… nadal ją kochał?
Właśnie wtedy powróciła bolesna świadomość… Tanya… Prawie zaklął w myślach…
Stał chwilę przy poręczy schodów i nasłuchiwał. Wreszcie podjął decyzję….
Gdy Bella zeszła na dół, w salonie było pusto. Usiadła na ostatnim stopniu schodów i wpatrywała się w dwa kubki stojące na stoliku.
- To nie był sen… - wyszeptała tylko. - To nie sen – powtórzyła jeszcze…
***
Prawie świtało, a on wciąż nie mógł zmrużyć oka. Leżał wyciągnięty na łóżku, ze zdjęciami Belli rozsypanymi na pościeli. Nie umiał się ich pozbyć. Nawet w chwilach gniewu i złości – nie mógł zdobyć się na ich zniszczenie. Teraz zarówno one jak i spotkanie z nią obudziły wspomnienia, a obrazy z przeszłości wracały ze zdwojoną siłą…
Westchnął głęboko i usiadł na brzegu łóżka. Podparł łokcie na kolanach i wpatrywał się w jej zdjęcie, które spadło na podłogę. Uśmiechała się do niego w rozmarzeniu. Tyle razy chciał zapomnieć. Nawet próbował. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie w jej oczy, by na nowo rozbudziło się w nim uczucie i by wróciło głośnym echem…
Nadal nie rozumiał, dlaczego odeszła… Niczego już nie rozumiał… |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Rainwoman dnia Pon 16:53, 11 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Rainbowtail
Nowonarodzony
Dołączył: 07 Mar 2009
Posty: 22 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 22:01, 08 Sty 2010 |
|
O Boże! Dziękuję, dziękuję, dziękuję! :D Jeśli mam być szczera, to nie wytrzymałam i kilka dni temu odnalazłam Twojego chomika i przeczytałam pięć rozdziałów. Zła jestem, wiem Mimo to ogromnie się cieszę, że tutaj je wstawiłaś, przynajmniej będę mogła się podzielić moimi 'uczuciami', tak sądze.
Przebieg wydarzeń jest świetny! Co prawda, kiedy się pocałowali, myślałam, że zaraz wpadną sobie w ramiona, wyjawią uczucia i będzie happy end. Nie zawiodłaś mnie i świetnie to poprowadziłaś dalej. Znaczy się poprowadzisz Nie będę spoilerować.
Ich spotkanie jest takie niewinne. Jakby nic się nie stało. I TAK powinno być. W większości opowiadań, a nawet w filmach spotkania dwójki ludzi są takie melodramatyczne, przesadzone, że aż chce się zwrócić kolacje. Pełni zaskoczenia(no tacy, że aż odskakują, czy co gorsza :P), krzyczą na siebie, płaczą, odbiegają od drugiej osoby. A u Ciebie? To tak właśnie powinni zachować się dorośli ludzie po rozłące. Normalni dorośli ludzie. Jestem zachwycona i czekam aż pojawi się tutaj rozdział 6, bo nie chcę sobię psuć niespodzianki. Oczywiście będę też wpadać po ukazaniu się czwartego i piątego rozdziału, by powiedzieć co myślę. Jeśli to w ogóle na coś się przyda :)
Mega fuking weny :d |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Rainwoman
Człowiek
Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 85 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 19 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: południe Polski
|
Wysłany:
Pią 22:10, 08 Sty 2010 |
|
Rainbowtail - dzięki wielkie :) oczywiście, że się przyda. Z ogromną uwagą czytam każdą opinię i naprawdę zawsze biorę wszystkie pod uwagę.
Cieszy mnie, że odbierasz moich bohaterów dokładnie tak, jak sama to robię. Staram się realnie podchodzić do ich życia i w taki sposób je przedstawiać.
Pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Sob 13:00, 09 Sty 2010 |
|
cóż... nie wiem, naprawdę nie wiem... nic już nie wiem...
*kirke ociera łezkę*
ja to bardzo mało romantyczny stwór jestem... tak z zasady - rzucam różami i kicham na inne kwiaty... jakoś tak... a twoje opowiadanie jest takie... wzruszające... do tego płynnie, dobrze napisane...
pewnie się powtarzam, ale co mam zrobić ?
nie wiem skąd przyszedł ci taki pomysł do głowy, ale pożycz mi ją choć na chwilkę :)
jak zawsze będę wracać, bo złapałaś mnie nie na miód, ale na łzy... zaczynam lubić słone...
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kakunia
Nowonarodzony
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 43 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Polski :)
|
Wysłany:
Sob 14:44, 09 Sty 2010 |
|
Nessie jest cudowna! W zasadzie to dzięki niej Edward jakoś zaczął rozmowę z Bellą.
Naprawdę widać, że się kochają, bo ona widzi w Nessie Edwarda, on- Bellę.
Czekam na ich kolejne spotkanie.
I na wyjaśnienie, czemu Edward wtedy tak mówił do telefonu, a teraz jest taki miły do Nessie. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
behappy
Wilkołak
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 21:00, 09 Sty 2010 |
|
Aż nie mogę powstrzymać uśmiechu na twarzy. Tak się cieszę, że jest następny rozdział, który jest taki sam jak inne- wspaniały.
Rainwoman masz taki styl pisania, że można wyobrazić sobie to co opisujesz, uczucia są takie rzeczywiste, opisane jakbyś oglądała te zdarzenia i tylko je przelewasz na papier.
A co do całej fabuły to fajnie zazębiają się zdarzenia, Edward nareszcie spotkał Bellę, powróciło uczucie, którym się darzyli. Szkoda tylko, że Bella nie powiedziała mu kto jest ojcem Nessie.
Życzę DUŻO WENY i czekam z niecierpliwością.
B |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Rainwoman
Człowiek
Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 85 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 19 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: południe Polski
|
Wysłany:
Pon 17:53, 11 Sty 2010 |
|
Wstawiam kolejny rozdział opowiadania i zapraszam do czytania. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu i czekam na Wasze uwagi, komentarze i opinie. Pozdrawiam
ROZDZIAŁ CZWARTY
Jasna poświata ekranu komputera oświetlała twarz Belli, która już od dobrej godziny siedziała, dopracowując zrobione kilka dni temu zdjęcia. Kiedy wreszcie uznała, że osiągnęła zamierzony efekt, odetchnęła głośno zadowolona. Patrząc na jedno ze zdjęć, nagle dostała olśnienia… Otworzyła swoją skrzynkę mailową i napisała krótką wiadomość, a potem dodała do niej zdjęcie i wysłała. Odchyliła się do tyłu na krześle i założyła ręce za głowę. Wpatrywała się w otwarte zdjęcie z lekkim uśmiechem. Na czarno białych klawiszach fortepianu ustawione obok siebie stały zdjęcia przedstawiające Emmetta, Jaspera, Edwarda i wreszcie Setha. Ich twarze były rozmarzone, niemal błogie. W ostatnim planie zdołała uchwycić kawałek okiennej szyby zachlapanej deszczem…
Jeszcze kila dni temu nie zdecydowałaby się na taki ruch, ale teraz zaczynała wierzyć, że czasami w życiu zdarza się jednak druga szansa…
Nie zawsze była tak twarda, jakby sama tego chciała, ale dotychczasowe życie i podejmowane mniej lub bardziej świadomie decyzje hartowały ją i zmuszały do walki o swoje. Chcąc nie chcąc, musiała nauczyć się przystosowywać do nowych sytuacji. Jeśli chciała pracować w zawodzie i mieć coś do powiedzenia w tej branży – musiała ciągle o sobie przypominać. Fotografia była jej pasją. Instynkt, wyczucie, dobre oko - różnie nazywali tę umiejętność, ale ona wiedziała, że ma to „coś” i czasami miało to większe znaczenie niż doświadczenie zawodowe. Praca we Francji dała jej wiele satysfakcji, ale i nauczyła jeszcze więcej. To tam uświadomiła sobie swoją fascynację ludzkim ciałem i potrzebę jego odkrywania, bez obdzierania z godności i intymności. Dzięki znajomości z niezliczoną ilością modelek, czasami korzystała z ich uprzejmości i uwieczniała ich ciała w zaskakująco nietypowych ujęciach. W zaciszu niewielkiego atelier potrafiła wyczarować magiczne chwile. Bawiąc się światłem i cieniem odkrywała nowe wymiary ludzkiego piękna…
Zaczęła przeglądać foldery ze zdjęciami. Otwierała zdjęcia jedno po drugim, oceniała surowym okiem i dodawała na pulpit, jeśli spełniało jej oczekiwania. Kiedy wreszcie podjęła decyzję i wiedziała już czego chce, zaszyła się w swojej jasnej pracowni, która na nowo zaczynała teraz tętnić życiem…
Stanęła przy dużym metalowym regale z szufladami i otwarła jedną z nich. Skatalogowane klisze ułatwiały wyszukanie tej właściwej, której akurat potrzebowała do wywołania. Chwilę trwało, zanim skompletowała klisze do wybranych na komputerze zdjęć, ale potem zamknęła się z nimi w piwnicy pod domem, tymczasowo pełniącej rolę ciemni i spędziła tam ładnych kilka godzin. Elektroniczna niania, którą zabrała ze sobą, na bieżąco pozwalała jej monitorować, co dzieje się z Renesmee.
Rano wywołane i osuszone zdjęcia czekały już na spakowanie do dużego port etui…
***
Zgrabna blondynka o delikatnych rysach twarzy i oczach skrytych za okularami słonecznymi prawie przysypiała na tylnym siedzeniu przestronnej, angielskiej taksówki w drodze z lotniska do hotelu. Kiedy kierowca poinformował ją wreszcie, że dojechali na miejsce, poderwała się niespokojnie. Miała wrażenie, że spała dobrą chwilę. Półprzytomna wysunęła się z samochodu i pociągnęła za sobą wystawioną już przez kierowcę walizkę. Jej drobne kółka z głuchym łoskotem zastukały po chodnikowej kostce.
- Mam tu dzisiaj rezerwację na nazwisko Hale. Rosalie Hale. – Zamrugała piekącymi ze zmęczenia powiekami. Miała wrażenie, jakby cały piasek Sahary znajdował się w jej oczach.
Recepcjonistka odszukała coś w komputerze, a potem z uśmiechem podała jej klucze.
- Pokój nr 507, 5 piętro. – Dygnęła grzecznie. Kobieta podziękowała jej uśmiechem i ruszyła w stronę windy.
Pokój był dość duży, ale przytulny. Postawiła walizkę przy łóżku i zajrzała do łazienki. Na widok dużej, narożnej wanny odetchnęła z prawdziwą ulgą. Od razu odkręciła kurek z ciepłą wodą i z zadowoleniem patrzyła na strumień wypełniający wnętrze wanny. Dolała odrobinę pachnącego miodem płynu i mleczno-biała piana zaczęła pokrywać całą powierzchnię tafli.
Chwilę potem pławiła się już w tej pachnącej miodem i mlekiem pianie jak wodna rusałka.
- Cześć, Dean – odezwała się do telefonu przy uchu. – Chciałam ci podziękować za szampana. – Uśmiechnęła się, lekko przygryzając dolną wargę. - Tak… - kontynuowała rozmowę. – Jutro mam spotkanie. Mhmmm… Tak, zadzwonię. – Sięgnęła po szampana stojącego na brzegu wanny. Złocisty płyn zakołysał się w wysokim kieliszku na długiej, cienkiej stopce. - Dzięki…Ty też śpij dobrze – dodała jeszcze i rozłączyła się. Przechyliła kieliszek i wypiła całą jego zawartość. Przymknęła oczy i wyciągnęła się w wannie, opierając głowę na jej brzegu.
***
- Jesteś, kochana Esme. – Bella ściskała matkę Emmetta. - To naprawdę ostatni raz. Jutro mam rozmowy z kilkoma opiekunkami i liczę na to, że będę miała w końcu pomoc – zapewniała.
- Wiesz, kochana, że dla mnie to żaden problem – kobieta mówiła z przekonaniem. - Traktuję ją prawie jak swoją wnuczkę – dodała ciepło.
- Wiem i doceniam to. – Bella stała już w drzwiach. - Esme – zawahała się. - Trzymaj za mnie kciuki. Wracam do gry. – Uśmiechnęła się tajemniczo.
***
Postawny ciemnoskóry mężczyzna stał przy stole i nie odrywał wzroku od pokaźnej sterty zdjęć rozłożonych przed nim. Jego spojrzenie było skupione i dość surowe, ale nie zdradzało myśli. Natomiast Bella siedziała na wprost niego, pozornie niewzruszona i obojętna, w środku drżała ze zdenerwowania i przejęcia.
- Jeśli ci się nie podobają, trudno… Pójdę z nimi do jakiegoś wydawnictwa i wydam w postaci albumu - odezwała się wreszcie, wstając z fotela. Powstrzymał ją ruchem ręki.
- Poczekaj… Coś taka nerwowa – uspokoił ją. - Nie powiedziałem nie. - Spojrzał na nią wymownie.
- Właściwie nic nie powiedziałeś, Owen. Od kwadransa tylko przerzucasz je z jednej kupki na drugą – skwitowała.
- Bo ta decyzja wymaga rozwagi – odpowiedział z powagą. – Mamy już projekt płyty… i chyba rozumiesz, że każda nieplanowana zmiana to poważna sprawa. Nie tylko ja o tym decyduję. – Podparł się rękami o blat stołu i chwilę trzymał ją spojrzeniem swoich ciemnych oczu.
- Ale masz na to duży wpływ. – Przytaknęła tylko głową. Roześmiał się cicho.
- Dobrze… Umówmy się tak. Przyjdziesz jutro na spotkanie z firmą fonograficzną. Zapoznam ich z twoimi zdjęciami i pokażę to, które dostałem od ciebie mailem – według mnie idealnie nadaje się na okładkę – przerwał na chwilę i westchnął głośno. – Jeśli i ich uda ci się przekonać – znowu zawiesił głos, a dziewczyna prawie wstrzymała oddech – podpiszemy z tobą kontrakt.
- Kontrakt? – nie umiała ukryć zaskoczenia.
- Jeśli myślałaś, że chodzi tylko o płytę, to lepiej od razu się wycofaj. – Spojrzał na nią wymownie.
- Nic z tego, Owen. – Przecząco pokiwała głową i zalotnie zamrugała oczami. Roześmiał się znowu. - Znasz mnie. Jeśli czegoś się podejmę, to zawsze doprowadzam sprawę do końca. Poza tym wiesz, że jestem w tym dobra i dbam o wysoki poziom swojej pracy. Możesz więc być pewien, że zrobię to najlepiej, jak się da – mówiła spokojnie, pełnym przekonania głosem.
Mężczyzna z uznaniem pokiwał głową.
- To prawda. A co chłopaki na to? – zawiesił głos. Wzruszyła tylko ramionami.
- Najpierw będziesz im musiał o tym powiedzieć.
Owen pytająco na nią spojrzał.
- Nie rozmawiałam z nimi o tym. To czysto zawodowa sprawa. Nie potrzebowałam ich protekcji. – Uśmiechnęła się dumna z siebie. Owen ze zdziwienia przewrócił oczami. Miała ochotę parsknąć śmiechem na widok jego zaskoczonej miny. Tymczasem on z uznaniem pokiwał głową.
- Zatem widzimy się jutro? – Przytrzymała go wzrokiem.
- Zadzwonię jeszcze wieczorem i powiem, o której godzinie będzie to spotkanie – dodał.
- Ok.
Zebrała wszystkie zdjęcia do dużej laminowanej teczki i już zamierzała wyjść z jego biura, kiedy usłyszała jego głos.
- Zmieniłaś się, Bello. – Zaskoczona tymi słowami, odwróciła się.
- To źle? – Patrzyła na niego wyczekująco. Uśmiechnął się.
- Wprost przeciwnie. Liczę na udaną współpracę. – Podszedł do niej i wyciągnął rękę. Mocno ją uścisnęła…
***
Bella miała ochotę krzyczeć z radości. Rozpierała ją duma i ogromna radość, choć przeczuwała, że ze strony firmy fonograficznej może spotkać ją spory opór… Spotykała się już z takimi sytuacjami, jednak teraz czuła, że Owen i tak będzie jej przychylny. Dał jej to ostatecznie odczuć, kiedy wyciągnął do niej rękę, zupełnie jakby nieoficjalnie zawarł z nią układ. Poza tym zaimponowała mu, a to było bardzo ważne, bo jego szacunek wiele znaczył. To pomogło uwierzyć w siebie ze zdwojoną siłą. Czuła się zdolna przenosić góry… Gdyby tylko mogła podzielić się z kimś tą radosną wiadomością. Emmett – przemknęła jej myśl, ale szybko rozwiała ten pomysł. Jemu także chciała zaimponować profesjonalizmem i wolała, żeby dowiedział się o tym od Owena. Rosalie – kolejna twarz przemknęła jej w pamięci. Uśmiechnęła się do własnych myśli na wspomnienie przyjaciółki. Pewnie siedzi teraz na jakimś jachcie i wystawia ciało do słońca. – Uśmiechnęła się pod nosem.
- A co tam – szepnęła i sięgnęła po telefon. Odszukała jej numer i wcisnęła klawisz. Telefon rozpoczął łączenie. Po chwili usłyszała w słuchawce masę dziwnych dźwięków, nawet przekleństwo, a dopiero potem głos przyjaciółki, który nie brzmiał zbyt obiecująco.
- Słucham – w słuchawce odezwał się kobiecy, lekko poirytowany głos.
- Witaj, rusałko. - szatynka miała ochotę zaśmiać się na głos. Chwila milczenia i głośne olśnienie.
- Bella? – kobieta po drugiej stronie słuchawki zawołała radośnie.
- Też się cieszę, że cię słyszę, Rose. Co porabiasz? – dziewczyna zatrzymała się właśnie przed samochodem i szukała w torebce kluczyków.
- Interesy, kochana. Nic ciekawego. Wieczorem mam jeszcze służbową kolację, a rano jadę do Birmingham. – Przyjaciółka nie kryła znużenia, a szatynka śmiesznie zmarszczyła nos i oczy.
- Jak to do Birmingham? To gdzie ty jesteś? – Nie kryła zaskoczenia.
- London City, kochana. Wiem, że stąd nie jest tak daleko do Paryża, ale tym razem nie mam czasu. Będę tu znowu za miesiąc i już teraz mogę ci obiecać, że wtedy specjalnie zarezerwuję sobie więcej czasu i wpadnę do ciebie. – Rosalie westchnęła cicho. - Gdzie się zatrzymałaś? – szatynka nie zdradziła się jeszcze.
- „Blakemore Hotel”. Dean ma do niego sentyment... no i jest w samym centrum – dodała rzeczowo.
- Znowu jesteście razem? - Bella szeroko otwarła oczy ze zdziwienia.
- No co ty. Rozstaliśmy i nie ma powrotów… przynajmniej prywatnie. Zawodowo to inna sprawa. Tworzymy świetny zespół, a to tylko z korzyścią dla firmy – dodała z uśmiechem.
– A tobie jak się układa z… z Jackobem? No i jak Renesmee? Rany, pewnie już wyrosła i dużo mówi… - Rosalie uśmiechnęła się pod nosem na wspomnienie córeczki przyjaciółki.
- Jake to już na szczęście zamknięty rozdział. – odetchnęła z ulgą. – A Nessie faktycznie… wyrosła… i duuuuużo mówi… tylko chyba po mongolsku… Ni w ząb nie zrozumiesz. – Roześmiała się głośno.
Znalazła wreszcie kluczyki. Otwarła drzwi i wsiadła do środka.
- Odważna jesteś. Odeszłaś z małym dzieckiem, a ja jak głupia przez pół roku się wahałam. – blondynka znowu się zamyśliła.
- To nie odwaga, Rose, raczej desperacja. Zaczęłam się go po prostu bać. Momentami zachowywał się jak paranoik, był tak zazdrosny i zaborczy. Jednak, kiedy w końcu mnie, uderzył, uciekłam od niego i tyle… I tak uważam, że zrobiłam to o rok za późno, ale wierz mi, nie żałuję. – Westchnęła cicho.
- Uderzył cię? – Rosalie prawie wykrzyknęła do słuchawki. - Cholerny damski bokser… - fuknęła niczym rozjuszona kotka. – Bardzo dobrze zrobiłaś. Mądra dziewczynka.
- Masz teraz chwilę? – Bella już się uśmiechała w oczekiwaniu na reakcję przyjaciółki.
- Jak to teraz?
- No normalnie. Mogę być pod hotelem za niecały kwadrans…Wróciłam do Londynu, kochana… To co ?
- I dopiero teraz mi to mówisz? –blondynka była oburzona.
- Oj, nie złość się już. To mam przyjechać czy nie? – Bella była stanowcza, choć miała ochotę parsknąć ze śmiechu.
- Pytanie. Pewnie, że tak. Przyjeżdżaj i to zaraz. Będę w holu. – Rosalie dodała z uśmiechem.
- I o to mi chodziło. Czekaj na mnie. Pa. – Wyłączyła telefon i przekręciła kluczyk w stacyjce. Płynnie włączyła się do ruchu.
***
- Tutaj, tutaj. –dziewczyna o długich lekko falowanych blond włosach spływających łagodnie na ramiona machała do Belli ręką, wstając ze skórzanej sofy niedaleko recepcji. Przyjaciółka natychmiast do niej podeszła i obie zaczęły się ściskać, robiąc przy tym tyle zamieszania, że grupka stojących w holu ludzi zaczęła się za nimi oglądać.
- Chodźmy stąd, bo jakoś dziwnie na nas patrzą a ja lubię się tu zatrzymywać – roześmiała się blondynka i pociągnęła dziewczynę za rękaw krótkiej skórzanej kurtki.
- Jezu, kobieto, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę. – Rosalie nie mogła oderwać wzroku od przyjaciółki. Nie widziała jej prawie od pół roku i prawie zdołała zapomnieć, jak wielką radość potrafi wywołać u niej widok tej drobnej dziewczyny z kaskadą kasztanowych włosów wokół twarzy. Jej szaro-niebieskie oczy wyrażały taką samą radość, jaką ona sama czuła na to spotkanie. Po czułym powitaniu wsiadły wreszcie do srebrnego landrovera panny Swan i odjechały spod hotelu.
- Ja też. Stanowczo za rzadko się widujemy – skwitowała, a Rose tylko przytaknęła głową.
- To dokąd jedziemy?
- Zależy ile masz czasu? –spojrzała pytająco. Przyjaciółka natychmiast zerknęła na zegarek.
- Myślę, że jakieś 3 godziny.
- Ok., to jedziemy do świetnej restauracji, tylko muszę wykonać jeszcze jeden telefon – dodała szatynka. Sięgając po telefon leżący na półce między fotelem kierowcy i pasażera zainicjowała połączenie, po czym sprawnie założyła za ucho słuchawkę bluetooth.
- Cześć, Emm. – Uśmiechnęła się szeroko, kiedy usłyszała jego głos. – Jak myślisz, czy Esme wytrzyma z małą jeszcze jakiś czas? – zauważyła, że Rose uważnie jej się przygląda. Mężczyzna w słuchawce powiedział coś zabawnego, bo Bella głośno się roześmiała.
- Dziękuję. Niespodziewanie spotkałam w Londynie przyjaciółkę i sam rozumiesz. Nie widziałyśmy się od bardzo dawna i mamy tylko kilka godzin na nadrobienie tej zaległości – dodała miękko, a zaraz potem znowu głośno się roześmiała.
- Przykro mi, Emmett. Może innym razem. Dzisiaj to wyłącznie babskie spotkanie. – Przyjaciółka patrzyła na Bellę zaintrygowana.
- Dobrze, pozdrowię ją od ciebie – snuła dalej z rozbawieniem. - Tak… Rosalie… - odparła, po czym zwróciła się do przyjaciółki.
- Rose masz pozdrowienia od Emmetta. – Kobieta uśmiechnęła się wymownie, robiąc zaskoczoną minę.
- Dziękuję. Też go pozdrawiam, chociaż nie miałam przyjemności go poznać – odpowiedziała miękko.
- Słyszałeś? – Bella poprawiła słuchawkę na uchu. – Dobrze, naprawimy ten błąd wkrótce. Mhm… Dzięki… Dobrze, powtórzę… Mhmm… Obiecuję, że postaram się odebrać małą tak szybko, jak będzie to możliwe… Nie, no daj spokój… Nie chcę robić ci kłopotu. –przewracała oczami.
- Tak? No dobrze, skoro nalegasz… ”Club Gascon”… Dobrze… Koło siódmej. Dzięki i koniecznie pozdrów ode mnie mamę. Jestem jej dozgonnie wdzięczna. Tak, tak… Tobie też – dodała ze śmiechem. – Ok. Kończę już. Do zobaczenia.
Rosalie przez całą rozmowę nie odrywała od niej wzroku, a teraz, kiedy przyjaciółka wreszcie odłożyła słuchawkę, od razu zapytała:
- Bells… kto to jest Emm?
- Emmett to przyjaciel i jeden z muzyków The Breakwater– przyjaciółka odpowiedziała rzeczowo.
Rosalie przytaknęła i nie zapytała już więcej o nic. Chwilę potem parkowały już przed wspomnianą restauracją „Club Gascon”…
***
Blondynka odgarnęła za ucho kosmyk swoich jasnych, lekko podkręconych włosów i zapatrzyła się chwilę w okno za plecami przyjaciółki po czym sięgnęła po kieliszek z winem i przystawiła go do ust. Tym gestem odsłoniła jej oczom swoje ucho, w którym lśnił duży błyszczący kamień mieniący się w świetle tęczą barw.
- Prezent od Dean’a? – Przyjaciółka uśmiechnęła się lekko. Rose tyko przytaknęła.
- Lubi robić prezenty. Znasz go przecież. – Kobieta znowu pociągnęła łyk wina. - Ale zapewniam cię, że rozpieszcza w ten sposób wszystkie swoje kobiety… - uśmiechnęła się cynicznie. – Nie jestem niestety wyjątkiem… Ten typ tak ma.
- No tak. Nie można mieć wszystkiego. Zawsze jest jakiś haczyk. – Bella lekko wydęła usta.
- Skoro mowa o haczyku – Rose weszła w słowo przyjaciółce. – Muszę cię wreszcie o coś spytać.
- Zamieniam się w słuch.
- Czy Renesmee… czy Jacob jest… – przyjaciółka szukała właściwych słów. Bella uśmiechnęła się, odgadując jej intencje.
- Nie, Rose… Jake nie jest ojcem Nessie, jeśli o to pytasz… Byłam już w ciąży, kiedy go poznałam - dodała tylko.
- Emmett? – Rosalie drążyła temat dalej.
Bella nie umiała ukryć zaskoczenia. Przyglądała się przyjaciółce z niedowierzaniem.
- Skąd akurat on przyszedł ci do głowy? – była prawie oburzona.
- Mówiłaś, że on jest z tego zespołu… a przecież ty… - Szatynka roześmiała się w końcu.
- Pomyliłaś imiona kochana… Pewnie chodzi ci o Edwarda.
Rosalie uśmiechnęła się przepraszająco.
- Więc czemu Renesmee jest teraz z Emmettem? Niczego już nie rozumiem – dziewczyna zupełnie straciła orientację w temacie.
Szatynka odetchnęła głęboko
- Posłuchaj… Emm to przyjaciel. Taki szczególny, prawie jak brat, ale nic więcej. Zostawiłam Nessie z jego matką, bo miałam dzisiaj ważne spotkanie zawodowe i nie mogłam zabrać jej ze sobą. To po prostu przysługa – wyjaśniała ze spokojem.
- No dobrze… a Edward? – Rosalie od razu chciała wyjaśnić wszystko.
Bella sięgnęła po szklankę z sokiem.
- Edward… - Westchnęła ciężko. - Edward ma teraz nowe życie… i nową kobietę. A poza tym… nie ma o niczym pojęcia. – Przyjaciółka podparła głowę na rękach opartych na blacie stolika.
Piwne oczy Rosalie zrobiły się jeszcze większe i jeszcze bardziej okrągłe.
- Poczekaj… czy ja dobrze rozumiem? On w ogóle nie wie, że ma dziecko? – wysyczała z oburzeniem .
- Cichoooo. –Niemal przesłoniła jej usta dłonią. – Mów ciszej…
- Bells, to nie są żarty. Nie możesz bawić się czyimś życiem… On powinien znać prawdę. – Rose ze świstem wypuściła powietrze z płuc i końcem języka oblizała wargi.
- Myślisz, że tego nie wiem? Ale niby jak mam mu to teraz powiedzieć?
- Im dłużej będziesz z tym czekać, tym gorzej będzie to zrobić. – Przyjaciółka była nieustępliwa.
Bella znowu sięgnęła po sok.
- Rosie… Mam tego świadomość. A poza tym, on… on nadal jest dla mnie ważny. – Ściszyła głos. – Zaczynam wierzyć, że mogę go odzyskać… tylko nie w ten sposób. Chcę, żeby pozwolił mi wrócił, ale dlatego, że sam tego chce… nie dla dziecka. – Głośno przełknęła ślinę i odetchnęła.
- Mam nadzieję, że wiesz, co robisz. – Rosalie pogładziła przyjaciółkę po dłoni. Dziewczyna przytaknęła głową, a potem podniosła do góry szklankę z sokiem.
- Wypijmy za mój mały sukces. Mam naprawdę dużą szansę na podpisanie kontraktu z ich zespołem. – Rose uśmiechnęła się lekko i stuknęła swoim kieliszkiem z winem w szklankę przyjaciółki.
- Jeśli uda mi się dopiąć sprawę do końca, będę o niego walczyć. Po prostu czuję, że mam szansę – Bella mówiła z przekonaniem.
- Skoro tak uważasz… - Rosalie była zdystansowana.
- Sama powiedz. Jeśli byłabym mu obojętna, to czy szukałby mnie? Czy pocałowałby mnie z taką pasją, jakby świat miał się za chwilę skończyć? – Bella wyszeptała z rozmarzeniem, a oczy Rose znowu otwarły się znacznie szerzej niż normalnie. Nie zdążyła jednak niczego skomentować, bo tuż nad głową usłyszała bardzo ciepły, męski głos.
- Witam Panie…- Emmett z szelmowskim uśmiechem na ustach zajrzał w jej piwne, nadal oszołomione oczy, kiedy podniosła na niego wzrok i ich spojrzenia się spotkały.
- Cześć. – Bella zaraz podniosła się z krzesła i zabrała od niego dziecko. Nessie przytuliła się do matki i zaszczebiotała radośnie. Rosalie natomiast z przyjemnością lustrowała postać mężczyzny. Błękitne, niepokojące śmiałym spojrzeniem oczy, powalający uśmiech, bardzo krótkie blond loczki, a do tego imponująco umięśnione męskie ciało ubrane w czarne dopasowane jeansy i białą bawełnianą bluzę w serek nałożoną na gołe ciało. Rose zupełnie niekontrolowanie się uśmiechnęła. Starała się zatuszować jakoś wrażenie, jakie wywarł na niej ten niesamowity mężczyzna. Jej oczy nie umiały jednak kłamać i bezwstydnie lustrowały jego ciało, podczas gdy on bez mrugnięcia okiem wpatrywał się w jej usta.
- Nie przedstawiłam was. Rosalie poznaj – Emmett Masen.
- Emm to właśnie moja przyjaciółka – Rosalie Hale.
Mężczyzna zupełnie nieoczekiwanie dla obu kobiet ucałował blondynkę w wyciągniętą na przywitanie dłoń. Przyjaciółka zrobiła wymowną minkę, ale nie odezwała się słowem. Wiedziała, że blondyn potrafi być prawdziwym dżentelmenem. Nie mniej jednak nawet na niej zrobiło to wrażenie. Na Rosalie zresztą również, bo widziała jej zmieszany wzrok, którym błądziła teraz bezradnie po stoliku.
- Usiądź z nami na chwilę? – zaproponowała Bells, poprawiając córeczce czapkę.
- A nie będę przeszkadzał? Mówiłaś, że to babskie spotkanie – z sukcesem przedrzeźniał teraz jej słowa.
- Jeśli o mnie chodzi, to nie widzę przeszkód… I tak zaraz muszę wracać do hotelu – odparła Rose, a Emmett nie umiał oderwać od niej wzroku. Ta opalona blondynka o intrygujących piwnych oczach przyciągała jego spojrzenie jak magnes.
- Jak pachnie jej skóra? - przemknęło mu przez myśl, ale szybko potrząsnął głową i przesunął dłonią po napiętym z wrażenia karku.
- Siadaj. –Wskazała mu miejsce pomiędzy nimi. – Esme naprawdę nie była zła, że tak długo zostawiłam ją z małą? – Bella pogłaskała córeczkę po główce, wyciągając jednocześnie ramiona z ciepłego kombinezonu. Dziewczynka radośnie stukała rączką po blacie stolika.
- Żartujesz chyba. Zakochała się w twojej córce, a mnie zaczyna męczyć, żebym wreszcie sam postarał się o takiego bąbla. – Emmett uśmiechnął się wymownie.
- Tak, czasami żałuję, że dzieci nie sprzedają w sklepie… - zupełnie nieoczekiwanie wyznała Rosalie zapatrzona w Renesmee. Mężczyzna spojrzał na nią, nie kryjąc zaskoczenia.
- Świetny pomysł na business, ale stanowczo popieram produkcję własną – Emmett rozprawiał z zadziornym uśmieszkiem na ustach. – W razie potrzeby, chętnie służę pomocą w tym zakresie…
Rosalie serdecznie się roześmiała, a Bella parsknęła zaraz za nią. Musiała jednak przyznać, że to, co powiedział Emm, mimo żartu zabrzmiało porażająco szczerze, czego zupełnie się po nim nie spodziewała… Poczuła przyjemne ciepło rozlewające się falą po całym ciele. Szybko otrząsnęła się jednak z tych niepokojących myśli i spojrzała na zegarek. Miała coraz mniej czasu.
- Niestety na mnie już pora… - odezwała się, wstając od stolika.
- Wielka szkoda – wyrwało mu się. - Miałem jednak nadzieję, na współpracę. –Uśmiechnął się rozbrajająco. Odwzajemniła tym samym.
- Może jeszcze kiedyś będzie okazja. - Podjęła flirt.
- Na pewno – z rozbawieniem wtrąciła się szatynka. Nie umknęło jej uwadze ich obopólne zainteresowanie sobą. Mężczyzna znowu ucałował dłoń Rosalie. Kiedy podeszła do Belli, żeby się z nią pożegnać, zatrzymała wzrok na małej Nessie. Jasne, cienkie włoski dziewczynki podwijały się uroczo na jej drobnych ramionkach tworząc wielkie loki. Bladozielone, duże oczy z zaciekawieniem świdrowały otoczenie dookoła a zaróżowione policzki i mały zgrabny nosek dopełniały uroku całości. Dziecko wyglądało rozbrajająco niewinnie i nie sposób było nie uśmiechać się na jego widok.
- Wiesz co, tak patrzę na tego twojego aniołka i wydaje mi się, że ona coraz bardziej robi się podobna do ojca - w porę ucięła, bo dostrzegła, jak przyjaciółka w momencie zbladła i zastygła w bezruchu.
Emmett zmrużył tylko oczy i w skupieniu obserwował kobiety.
- Ma jego oczy… – Rose prawie wyszeptała i ucałowała Bellę na pożegnanie, po czym nachyliła się do Renesmee i dała jej buziaka w czółko. Dziewczynka z uwagą się w nią wpatrywała.
- Zadzwoń jak wrócisz do Stanów… i pozdrów Dean’a – odparła Bella i dostrzegła zainteresowane spojrzenie blondyna.
- Na pewno mu przekażę. Odbierze mnie z lotniska. Czeka nas spotkanie zarządu firmy. – Przyjaciółka westchnęła tylko. - Naprawdę się cieszę, że się spotkałyśmy i że miałam okazję poznać twojego przyjaciela. – Spojrzała na mężczyznę ciepło.
- Zapewniam, że cała przyjemność po mojej stronie – odparł z naciskiem.
- Trzymajcie się. Będziemy w kontakcie.
- Rose, może cię podwieźć? – Bella oprzytomniała w ostatniej chwili.
- Nie no co ty. Złapię jakąś taksówkę. – Machnęła ręką. Emmett momentalnie wstał i zatrzymał ją lekko za ramię.
- Nie ma o czym mówić. Ja się tym zajmę - powiedział to tak stanowczo i męsko, że nawet nie zamierzała z nim o tym dyskutować. Młoda matka pokiwała ręką na kelnera.
- Ja też idę. Od razu zabiorę od ciebie rzeczy małej – dodała, sięgając po portfel. Tymczasem Emmett wyższy o głowę od Rosalie, stał teraz obok niej i wdychał intrygujący zapach jej perfum….
***
- To dokąd cię podwieźć? – zapytał, gdy wsiedli wreszcie do jego volvo S40.
- Blakemore Hotel. – Rosalie starała się ukryć poruszenie jego osobą.
- Szkoda, bo to naprawdę niedaleko… - dodał miękko i uruchomił silnik samochodu. Jednak zanim odjechali, zdążył jeszcze posłać dziewczynie jedno ważne pytanie.
- Kiedy znowu zawitasz do Londynu? – Jego głos brzmiał prawie obojętnie, bez emocji, choć w środku wszystko drgało w oczekiwaniu na odpowiedź tej niepokojąco pięknej kobiety.
- Myślę, że za jakiś miesiąc. Wspominałam już Belli, że być może wygospodaruję wtedy więcej czasu – dodała miękko.
- Bardzo się cieszę – odparł Emmett i uśmiechnął się pod nosem, po czym odjechał wreszcie z parkingu. Choć teraz nie mógł tego dostrzec, kąciki ust Rosalie delikatnie uniosły się do góry… |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|