|
Autor |
Wiadomość |
cullens_fan
Dobry wampir
Dołączył: 27 Lut 2010
Posty: 1654 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 105 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 20:38, 12 Kwi 2010 |
|
Dzisiaj będzie krótko, ale rozdział przeczytałam oczywiście i jak zwykle mnie zachwycił. Nie mogłam się już go doczekać.
Postaciami nr 1 tego chapa są dla mnie Esme (spodobał mi się jej pomysł z przekręceniem klucza w zamku żeby C i E nie uciekli z pokoju) oraz Alice. Ciekawa relacja Carlisle'a i Edwarda. Panowie powoli zakopują topór wojenny. Mam nadzieję, ze zdrowie C się poprawi i ojciec z synem będa mieli przed sobą jeszcze dużo czasu na zażegnanie konfliktu.
Rozdział jak zwykle świetny. Czekam z niecierpliwością na kolejny
P.S. Bliźniacza ciąża tez mi się podoba Powinno to wynagrodzić Edwardowi wszystko, co go ominęło. Jak dla mnie to zdecydowanie musi być kolejne dziecko dla E&B, jedno czy dwoje, nie ma różnicy. Ale chciałabym zobaczyć jak Eddie przeżywa ten stan razem z ukochaną. Tyle go ominęło przy Nessie.
hmm, i wcale nie wyszło mi tak krótko jak miało być |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
|
|
Sarabi
Człowiek
Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 79 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Śro 21:13, 14 Kwi 2010 |
|
Rozdział jak zawsze cudowny. Postaci wyraziste, z charakterem, pefekcyjnie zarysowane interakcje.
Jesteś rewelacyjną obserwatorką i narratorką. A ja, jak zawsze sie powtarzam w swoich komentarzach
Podziwiam Alice, że w końcu się odważyła i postanowiła zawalczyć o swoją odrobine szczęścia. To jest piekny przykład dla wszystkich kobiet "po przejściach". Szkoda, że typ faceta opisany przez Ciebie istnieje tylko na kartach powieści.
Związek Rose i Emmeta się umacania, wreszcie dziewczyna wyszła ze swojej skorupy i przyznała, że choć silna, to potrzebuje czasami wsparcia i miewa "ludzkie" odruchy.
Bardzo lubię, choć jest ledwo zarysowany, wątek Carlisle'a i Esme. Łączy ich bardzo fajne, ciepłe uczucie i do tego teraz ujrzało światło dzienne Bardzo ciekawi mnie, w jaki sposób rozwiniesz ten wątek i oczywiście jaka będzie reakcja dzieci.
Panowie, czyli E i C, chyba sie w końcu pogodzą, w każdym razie ich relacje się ocieplają.
Dziekuję za wspaniały rozdział, w którym świetnie dawkowałaś nam dramatyzm, okraszając go romantyzmem i nostalgią.
Pozdrawiam |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Sarabi dnia Śro 21:14, 14 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
BajaBella
Moderator
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 219 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu
|
Wysłany:
Sob 10:31, 17 Kwi 2010 |
|
Powiem tak: wydawało mi się zawsze, że rzadko wzruszam się historiami miłosnymi, jakimiś dramatycznymi rozstaniami lub czymś podobnym. Ale, moja droga Rainwoman, powiem ci szczerze, że normalnie mi łzy popłynęły z oczu, jak czytałam scenę w szpitalu pomiędzy Carlislem a Edwardem. To jego „tato”…
Kochana! Dzięki raz jeszcze za ten twój ff. Daje mi możliwość oderwania się na chwilę od ponurej rzeczywistości i wprowadza do świata pełnego emocji, nie zawsze, nie w każdym rozdziale pozytywnych, ale jakże prawdziwych.
Czytając chociażby ten rozdział, najpierw uśmiechałam się sama do siebie, widząc jak w fajną ciepłą i pełną intymności, i takiej prawdziwej dobrej miłości przekształca się związek mojej ulubionej pary Emmetta i Rosie. Potem śmiałam się prawie na głos, gdy wściekła Esme zwiała Carlislowi pociągiem, nie odbierała od niego telefonów i przyjechała do Belli. Jak obydwie zaczęły się śmiać, ja robiłam to razem z nimi. A w końcu, autentycznie się wzruszyłam, po przeczytaniu fragmentu z Carlislem i Edwardem w rolach głównych.
Także w jednym, kilkunastostronicowym tekście, zaserwowałaś mi tyle wrażeń, że niejedna książka, którą przeczytałam, nie dała mi nawet połowy z nich. Za co bardzo dziękuję.
A na koniec chciałam ci napisać parę słów o parze, którą do tej pory traktowałam troszkę marginalnie i „po macoszemu”. Nie dlatego, że nie lubię twojego Jaspera i twojej Alice. Nie przepadam za kanoniczną Alice i może po prostu musiałam się przekonać.
Podoba mi się bardzo postawa Jaspera, który postanowił ją zdobyć, ale nie chciał działać pochopnie, wiedząc, co wydarzyło się w życiu dziewczyny. Powiedz ty mi gdzie są tacy faceci??? Cieszę się, że zaczyna mu się udawać i że przekonał do siebie Alice, że pozwolił jej się otworzyć na nowy związek.
Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz dziękuję za te emocjonujące chwile spędzone na czytaniu twojego opowiadania. BB |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Rainwoman
Człowiek
Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 85 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 19 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: południe Polski
|
Wysłany:
Nie 19:49, 25 Kwi 2010 |
|
Zapraszam na przedostatni już, 28 rozdział "W labiryncie uczuć".
Gorąco dziękuję, za wszystkie komentarze, które bardzo pomagają i dodają weny przy pisaniu. Bardzo je sobie cenię i bez nich byłoby naprawdę kiepsko :)
Cieszy mnie to, że moi bohaterowie zdobyli Waszą uwagę, że dzięki temu żyją trochę własnym życiem.
Nie przynudzam :)
ROZDZIAŁ XXVIII
Kiedy Bella i Emmett podjeżdżali już pod szpital, dostrzegli Edwarda i Esme wychodzących z budynku. Mężczyzna zatrąbił, zwracając ich uwagę na siebie i zaparkował. Zanim Bella zdążyła wysiąść z samochodu narzeczony już otwierał jej drzwi. Ich jedno spojrzenie wystarczyło, żeby wpadli sobie w ramiona. Edward tulił ją, jakby nie widział jej całe wieki, a nie zaledwie kilka godzin.
- Wszystko w porządku? Przepraszam, że nie zostałam z tobą, ale bałam się…
- Wiem – pocałował ją w skroń. – Carlisle musi tu zostać przez kilka dni. Zabroniłem mu wypisywać się wcześniej. Musi przejść wiele specjalistycznych badań, żeby kardiolog mógł dopasować dla niego leki. Nie chcę już więcej takich przykrych niespodzianek, jak dzisiaj – patrzył jej w oczy, z ogrzewającą serce czułością. – A jak mała?
- Śpi jeszcze. Louise prawie wyrzuciła mnie z domu, twierdząc, że sobie poradzi – uśmiechnęła się lekko. – Jak się trzymasz? Rozmawialiście?
Narzeczony ujął jej twarz w dłonie i delikatnie pogładził kciukiem jej policzek.
- Na dzisiaj dosyć mam już poważnych rozmów. Chciałbym zaszyć się w domu
i pobyć z wami – odparł cicho. – Te kilka dni niemal zrujnowało nasze życie. Potrzebuję cię… ciebie i Nessie, żeby się wyciszyć – wyznał miękko, znowu mocno zagarniając ją ramionami.
Przytuliła policzek do jego koszuli i westchnęła. Zza samochodu wyłonili się Emmett i Esme, przyglądający się im z lekkim rozbawieniem.
- To co gołąbki? Odwieźć was do domu? – roześmiał się blondyn.
- Zdecydowanie tak – westchnął Edward, otwierając ponownie drzwi od strony pasażera…
***
- Carl, zobacz, czy to nie ten facet, którego zgarnęła policja sprzed domu pani Swan? – jeden z ochroniarzy, siedzących w fordzie z przyciemnionymi szybami, wskazał palcem na postać wysokiego mężczyzny, nerwowo przemierzającego chodnik po drugiej stronie ulicy, naprzeciwko domu Belli.
Brunet w długim, czarnym płaszczu, co rusz zerkał w stronę jej domu, ale nadal tylko spacerował, sprawiając wrażenie, jakby na coś czekał.
- Chyba masz rację Max. Może powinniśmy go zagadnąć, wiesz, dla pewności – odparł drugi z mężczyzn.
- Poczekaj – powstrzymał go ruchem ręki, wskazując jednocześnie podjeżdżające przed dom złote volvo.
Wysiadła z niego właścicielka domu, razem ze swoim narzeczonym. Chwilę rozmawiali jeszcze z kierowcą samochodu, pochyleni przy drzwiach pasażera, po czym samochód odjechał, zostawiając ich samych na podjeździe przed domem. Wtedy mężczyźni niemal wyskoczyli z samochodu, widząc, że obserwowany przez nich brunet zaczął zmierzać szybkim krokiem w kierunku ochranianych przez nich ludzi.
- Stać. Proszę się zatrzymać – zawołał, wysoki postawny mężczyzna ubrany
w czarną kurtkę i spodnie, gdy tymczasem drugi dobiegł do zaskoczonej całym zajściem pary, osłaniając ich swoją piersią.
Brunet zatrzymał się w połowie długości ulicy zaskoczony takim obrotem sprawy, po czym uniósł do góry ręce w poddańczym geście.
- Nie mam złych zamiarów. Chciałem tylko zamienić kilka słów z panią Swan – powiedział głośno, dla własnego bezpieczeństwa.
Edward zaskoczony całym zajściem i nagłym pojawieniem się ochrony, zasłonił Bellę swoim ciałem, wysuwając się nieco do przodu i z ciekawością spoglądając w stronę zmierzającego w ich kierunku mężczyzny. Kiedy rozpoznał w nim Jacoba Blacka, jego szczęka mocniej się zacisnęła, a oczy czujnie zmrużyły. Wiedział, że pojawienie się tego mężczyzny w jego życiu nigdy nie kończyło się dobrze.
- Czego chcesz Black? – wyrzucił z siebie ostrym tonem. – Mało już namieszałeś w naszym życiu? Nie masz dość?
Brunet powoli doszedł do chodnika przed domem Belli, nadal trzymając w górze uniesione ręce. Od ochroniarza i stojącej za nim pary dzieliły go jednak jeszcze dobre dwa metry.
- Czekałem na was. Chciałem tylko porozmawiać – odparł spokojnie.
Edward odwrócił się do Belli i objął ją ramieniem.
- Nie mamy już, o czym rozmawiać Jake. Jestem ci wdzięczna za uratowanie Ness… ale to wszystko – rzuciła oschle, po czym odwróciła twarz do narzeczonego.
- Nie mam siły na kolejną kłótnię. Jeśli chcesz, sam z nim porozmawiaj – dodała ciszej, wyraźnie spięta, a potem przesunęła czule po jego podbródku i cmoknęła go przelotnie, odchodząc w stronę domu.
- Isabell – zawołał Jacob, ale dziewczyna nie odwróciła się już, znikając w drzwiach domu.
- Zostaw ją. Jeśli chcesz pogadać, słucham – odezwał się Edward, wysuwając przed ochroniarza, który nadal osłaniał go własnym ciałem. – W porządku. Poradzę sobie, ale może pan zaczekać obok, na wszelki wypadek – rzucił ciszej do ochroniarza. Mężczyzna przytaknął ruchem głowy i odsunął się w bok, nadal czujnie obserwując bruneta przed sobą.
- Chciałem porozmawiać z Isabell, nie z tobą – Jacob zbliżył się ostrożnie, zatrzymując kilka kroków od Edwarda.
- Niestety, albo rozmawiasz ze mną, albo możesz się stąd zabierać. Słyszałeś, Bella nie ma ochoty się z tobą widzieć – rzucił ostro Cullen. Wysoki brunet zmrużył swoje ciemne, głęboko osadzone oczy, mierząc mężczyznę wzrokiem.
- A może, to ty jej nie pozwalasz, co? – Jake rzucił zaczepnie, opuszczając w końcu trzymane w górze ręce, wzdłuż ciała.
- Nie bądź śmieszny. Terroryzm, to była raczej twoja domena – odparł Edward, sięgając do kieszeni po paczkę papierosów i odpalił jednego z nich, głęboko zaciągając się dymem. – Po co tu przyjechałeś? Nadal nie masz zamiaru dać jej spokoju? Jesteśmy zaręczeni, jakbyś nie wiedział.
- Wiem. Widziałem ten błyszczący symbol jej przynależności do ciebie – rzucił gniewnie Black, a Cullen roześmiał się głośno.
- Boli, prawda? – wycedził przez zęby Edward, strzepując popiół z papierosa na ziemię. – Trzymałeś ją jak w klatce, a i tak zdołała ci się wymknąć.
- Nie zapominaj, że to ja wychowywałem twoją córkę, widziałem jak rośnie, zaczyna stawiać pierwsze kroki… – odciął się Black, celnie trafiając w czułe miejsce. Szatyn z nerwami rzucił papierosa na ziemię i zadeptał go butem.
- Zamierzasz mi ubliżać? Po to tu przyszedłeś?
- Nie. Myślałem, że dostanę szansę, żeby pożegnać się z Nessie. Wracam do Paryża. Przylecę ponownie na rozprawę, jako świadek oskarżenia – odparł łagodniejszym już tonem Jacob.
- Zapomnij. Mała i bez tego ciężko to znosi.
Black westchnął ciężko, wsuwają dłonie do kieszeni.
- Proszę wyjąć ręce z kieszeni, powoli, tak, żebym widział je cały czas – odezwał się nieoczekiwanie ochroniarz. Jacob zaskoczony spojrzał w jego kierunku, ale posłuchał.
- Nie miałem zamiaru jej zaszkodzić. Po prostu… ona też jest dla mnie ważna. Byłem z nią prawie trzy lata, spróbuj mnie zrozumieć – wyznał z zaskakującą szczerością.
- Staram się, ale nie mogę się na to zgodzić. Ty także musisz mnie zrozumieć. To dziecko, ma delikatną i kruchą psychikę. Nie mogę pozwolić, żeby ten koszmar wrócił, a nie mam pewności, jak na ciebie zareaguje. Źle znosi nieobecność Belli, więc to po prostu zdrowy rozsądek, a nie złośliwość – dodał Edward spokojnie.
Pierwszy raz ich rozmowa przybierała wymiar nieoczekiwanej szczerości, co zapewne, dla nich obu, stanowiło nowość.
- A jak trzyma się Isabell?
- Obaj wiemy, że nie łatwo ją złamać – odparł Cullen. – Ale potrzebuje czasu, jak my wszyscy.
- Naprawdę przykro mi, że nie domyśliłem się zamiarów Tanyi. Ta kobieta jest nieobliczalna.
- To prawda, ja też jej nie doceniłem – westchnął Edward. – Przez chwilę czułem się jak w „Fatalnym zauroczeniu” – bąknął z grymasem. Jacob tylko przytaknął ruchem głowy.
- Po co, tak w ogóle, przyleciałeś do Londynu, co? – zielone oczy szatyna zmrużyły się mocno. Mierzył ich spojrzeniem twarz Blacka. Mężczyzna milczał chwilę.
- Dobre pytanie – westchnął w końcu ciężko. – To już bez znaczenia.
- Pewnie tak, ale mimo wszystko chciałbym znać powód – Cullen nie ustępował.
- Znasz powód. Ma około metr sześćdziesiąt wzrostu, kasztanowe włosy
i szaroniebieskie oczy. Tak trudno ci to pojąć? – wyrzucił ostro Jacob. – Gdyby nie ty…
- Właśnie… ale jestem i daj sobie spokój – odparł gniewnie Edward. – Dostałem drugą szansę i wierz mi, nie zaprzepaszczę jej.
- Nie wątpię – syknął Black. – Tylko, że tu nie chodzi o ciebie, tylko o nią. Jeśli taka jest jej decyzja, nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zaakceptować ją.
Cullen przeczesał nerwowym ruchem włosy i popatrzył gdzieś w dal, ponad głową Jacoba.
- Czy to znaczy, że wreszcie pasujesz? Dasz jej spokój? – zapytał po chwili.
- Chyba można tak to ująć – zaśmiał się Black. – Ale pamiętaj Cullen, będę czujny i jeśli tylko powinie ci się noga… możesz być pewny, że będę czekał z otwartymi ramionami… Miej tego świadomość – syknął groźnie.
- Taaa, mogę to sobie wyobrazić, ale rozczaruję cię, bo się nie doczekasz – odbił piłeczkę Edward.
- Jestem cierpliwy… pamiętaj – rzucił jeszcze Jacob, odwracając się do niego bokiem, z zamiarem odejścia.
- Mimo wszystko dziękuję ci, że uratowałeś moją córkę – zaskoczył go Edward. Zatrzymał się i uważnie przyjrzał mężczyźnie.
- Uratowałem ją dla Isabell, wyłącznie dla niej – rzucił jeszcze, po czym oddalił się, znikając za niskim żywopłotem, okalającym przód domu.
Edward postał jeszcze chwilę w chłodzie wieczoru, zbierając w głowie myśli, po czym podziękował skinieniem głowy mężczyźnie z ochrony i ruszył w stronę domu…
Bella czekała na niego w holu, wyraźnie poruszona. Siedziała na stopniu schodów, z nogami objętymi ramionami. Kiedy wszedł, podniosła się, patrząc pytająco.
- Czego chciał? – zbliżyła się do niego. Zadrżała, kiedy dotknął jej twarzy zimną dłonią.
- Wraca do Paryża, chciał się pożegnać. Myślał, że będzie mógł zobaczyć się
z Nessie, ale wybiłem mu ten pomysł z głowy.
- Słusznie. Jacob może kojarzyć jej się z porwaniem – westchnęła, kiedy przytulił ją do siebie.
- Wszystko będzie dobrze. Nie zaprzątaj już sobie nim głowy. Mam nadzieję, że na dobre zniknie z naszego życia – dodał miękko, gładząc ją po plecach.
- Ja też – wyznała cicho. – Chodźmy na górę panie Cullen. Mam wobec pana pewne plany – zaśmiała się figlarnie.
- Oczywiście, przyszła pani Cullen. Mam nadzieję, że na planach się nie skończy – zawtórował jej…
***
- Mamo? – Emmett wyłonił się z holu, wchodząc do kuchni za matką.
- Tak? – odwróciła się do niego twarzą, odstawiając pojemnik z herbatą na szafkę.
Zamilkł, zbierając w głowie myśli.
- Czemu patrzysz na mnie z miną zbitego psa? – roześmiała się, widząc jego zakłopotanie.
- Bo… chciałbym przyprowadzić na świąteczny obiad dziewczynę i wolałbym wiedzieć, jak się na to zapatrujesz – wyznał cicho, wyraźnie zbity z tropu. Esme rozchyliła usta w uśmiechu i usiadła na wysuniętym spod stołu krześle. Mierzyła syna rozbawionym spojrzeniem, nadal milcząc.
- No co? Nie patrz tak na mnie – obruszył się. – To takie dziwne?
- Wiesz, jakby na to nie spojrzeć to… tak. Kiedy ostatni raz przyprowadziłeś do domu dziewczynę, miałeś, o ile dobrze pamiętam, jakieś szesnaście lat i twierdziłeś, że to twoja przyszła żona, więc nie dziw się, że jestem zaskoczona.
- Daj spokój. Oboje z Jenny mieliśmy wtedy, jak słusznie stwierdziłaś, naście lat i byliśmy postrzeleni. To już historia i nie wracaj proszę do tego więcej. Rose to…
- Ach, Rose… - przerwała mu, chichocząc cicho.
- Taaa, jasne nabijaj się ze mnie – żachnął się. – Rose jest dla mnie naprawdę ważna. Chciałbym, żebyś ją w końcu poznała.
- Emm, wcale się z ciebie, jak to ująłeś zgrabnie, nie nabijam. Po prostu zaskoczyłeś mnie. I domyślam się, że owa Rose, która jak mniemam jest tą Rose, czyli najlepszą przyjaciółką Belli, musi być dla ciebie kimś wyjątkowym, skoro postanowiłeś mi ją przedstawić – dodała, starając się ze wszech miar powstrzymać parsknięcie.
Zrezygnowany blondyn opadł na krzesło, obok matki, wzdychając ciężko.
- No, nie martw się tak. Bardzo chętnie ją poznam. Przez telefon świetnie się dogadywałyśmy, więc nie powinno być z tym problemów – dodała ciepło, klepiąc syna po ramieniu.
- Tylko błagam cię, oszczędź jej rzewnych tekstów o moim dzieciństwie, bo przyrzekam, że trzasnę drzwiami i długo się u ciebie nie pokażę – zagroził jej.
- Masz okropne zdanie o własnej matce – stuknęła go w udo, żartując.
- Po prostu nie chcę jej spłoszyć. Naprawdę mi na niej zależy – dodał na swoje usprawiedliwienie.
- Dobrze, dobrze. Będę grzeczna, obiecuję – zaśmiała się Esme. – A jak ona zapatruje się na przyjście tutaj? Może to ją powinieneś pocieszać, nie mnie?
- W sumie… to jeszcze jej tego nie zaproponowałem. Wolałem najpierw uzgodnić to z tobą.
- Aha, czyli to jeszcze nic pewnego – odparła kobieta, odgarniając włosy za ucho.
- W sumie, to chyba tak, choć mam nadzieję, że mi nie odmówi. Nie wspominała, że będzie gdzieś wyjeżdżać, więc liczę, że jednak się skusi, choć Rose, to… po prostu Rose. Z nią nigdy nic nie wiadomo – dodał, wzdychając ciężko.
- Ooo, czyli nie daje ci się wodzić za nos? Już ją lubię. Tylko twarda kobieta potrafi sobie z tobą poradzić – zaśmiała się.
- Nie przesadzaj – odgryzł się Emmett.
- To do niej należy ten czarny stanik w twojej sypialni?
- Co?! - Emmett prawie podskoczył jak oparzony. Esme roześmiała się rozbawiona zachowaniem syna.
- Dałeś się wkręcić, ale obiecuję, że nie będę do ciebie wpadać bez zapowiedzi – wywróciła zabawnie oczami.
- Byłoby miło – zgromił ją wzrokiem, wstając od stołu.
- Ok, ok. Nie złość się tak.
- Carlisle też będzie, prawda? – skupił na matce spojrzenie swoich niebieskich oczu. Kobieta zmieszała się lekko.
- Oczywiście, jak co roku, jeśli znowu nie pokłócą się z Edwardem – dodała, a kiedy spojrzała na syna ponownie, dostrzegła jak prawie krztusi się śmiechem.
- Co cię tak bawi?
- Naprawdę sądziłaś, że jesteśmy z Jess tacy ślepi, żeby nie połapać się, jak na siebie patrzycie? – parsknął wreszcie. Matka z zakłopotaniem przeczesała włosy.
- Nie wiem, co próbujesz mi insynuować – odcięła się.
- Och, mamo, mamo – pochylił się nad kobietą i objął ją za szyję. – Jeśli o nas chodzi, to nie musisz już dłużej udawać. Od dawna czuliśmy, co się święci. Na dobrą sprawę to obstawialiśmy, kiedy w końcu przestaniecie się ukrywać. Najwyższy czas, żebyście przestali zachowywać się jak dzieci. Dobrze wiesz, że Carlisle jest dla mnie… prawie jak ojciec. Nie musisz się niczego obawiać z naszej strony – wyznał miękko i ucałował matkę w policzek. – Uciekam.
- Uciekaj… ty mój nad wyraz rozgarnięty synu – dodała ciepło i uśmiechnęła się, patrząc jak jej wysoki, solidnie zbudowany syn znika w drzwiach, prowadzących do holu…
***
Stał przed halą odlotów, tuląc Alice w ramionach i szczerze nienawidził tego, że znowu musi się z nią rozstać. Wiedział, że do niego wróci, ale mimo wszystko, wolałby mieć ją przy sobie. Kolejny raz żal ściskał mu gardło, blokując głos. To nieszczęsne lotnisko było świadkiem ich powitań i rozstań i wiedział, że już zawsze będzie budzić w nim najgorsze wspomnienia i wieczną tęsknotę.
Przeczesał palcami jej ciemne, sięgające ramion włosy i zanurzył w nich nos, zaciągając się zapachem. Chciał dokładnie go zapamiętać, by potem móc odtwarzać w pamięci…
- Jesteś taki cichy – westchnęła, odchylając lekko głowę do tyłu, żeby móc spojrzeć mu w oczy. Uśmiechnął się smutno.
- Już zaczynam tęsknić za tobą – wyznał cicho, gładząc jej twarz.
- Za tydzień będę z powrotem, tak jak się umawialiśmy. Obiecuję – starała się go pocieszyć.
- Wiem… ale to silniejsze ode mnie.
Głos z megafonu wzywał pasażerów lotu do Amsterdamu do stawienia się przy podanym numerze bramki i mężczyzna na jego dźwięki jeszcze mocniej ją do siebie przycisnął.
- Zadzwonię, jak tylko wyląduję – teraz ona przesunęła dłonią po jego policzku. Pochylił się i pocałował ją, zachłannie, na zapas. Oddała każdą, najmniejszą pieszczotę jego ust. Kiedy głos ponaglił pasażerów, puścił ją, choć zrobił to bardzo niechętnie. Naprawdę się starał, ale nie potrafił ukryć rozpaczy w swoich oczach. Już niemal puszczali swoje dłonie, kiedy ponownie przyciągnął ją do siebie, wtulając twarz w jej włosy, tuż przy uchu.
- Kocham cię Alice – wyszeptał, a potem sięgnął ręką do kieszeni i dostał coś, co już od jakiegoś czasu pragnął jej dać. Kiedy ponownie spojrzeli sobie w oczy, dostrzegł, jak bardzo była wzruszona.
- Chcę, żebyś to miała – ujął jej dłoń i położył na niej srebrne kółeczko z dwoma kluczami. – I może to głupio zabrzmi, ale te klucze to… coś więcej, niż kawałek metalu. Przynajmniej dla mnie – wyznał ze ściśniętym gardłem. Spojrzała na nie
i zacisnęła je mocno w dłoni, a potem wspięła się lekko na palcach i pocałowała go, delikatnie, czule, tak jak tylko ona potrafiła całować.
- Pójdę z tobą Jazz, dokądkolwiek nas to zaprowadzi… Teraz już to wiem i jestem pewna – dodała, budząc nieśmiały uśmiech w kącikach jego ust. Cmoknęła go jeszcze i odeszła… Patrzył za jej znikającą postacią i mimo bólu, który rozrywał jego serce czuł coś jeszcze, przyjemne ciepło rozlewające się po jego ciele delikatną falą…
***
Edward odłożył książkę na niską szafkę, tuż przy łóżku i przyjął wygodniejszą pozycję przy śpiącej córeczce. Wpatrywał się w jej błogą twarzyczkę z delikatnym uśmiechem. Jeszcze kilka miesięcy temu nie miał nawet pojęcia o jej istnieniu, a teraz… teraz była jak brakujący element. Bez niej wszystko pozbawione było sensu, nie miało smaku. Chwila, w której dotarło do niego, że może ją stracić, była najgorszą w jego życiu. Nawet o Carlisle’a tak się nie bał. Czy od teraz ten strach o nią będzie mu towarzyszył już zawsze? Czy właśnie na tym polega rodzicielska miłość? Taka wizja wydawała mu się trochę przerażająca, a jednocześnie, kiedy błądził wzrokiem po jej śpiącej buzi, czuł jak przyjemne ciepło rozlewa się w jego sercu. Niespodziewanie przypomniał sobie słowa Jacoba, które boleśnie uświadomiły, że stracił z jej życia tak wiele…
Delikatnie ujął w palce jej bezwładną rączkę i podniósł ją lekko do góry, przykładając do swojego, szorstkiego od kiełkującego zarostu, policzka. Drobne, przyjemnie gładkie i ciepłe paluszki zadrgały lekko przez sen, łaskocząc jego skórę. Uśmiechnął się. Nawet, jeśli Black uczestniczył w życiu Nessie od samego początku, to on miał przed sobą jej całą przyszłość, ich przyszłość. Tak wiele rzeczy mógł ją jeszcze nauczyć, pokazać, zabrać w tak wiele bliskich i ważnych dla niego miejsc. To do niego mówiła „tata” i wyciągała rączki, kiedy tylko pojawiał się w jej pobliżu. Teraz wiedział, że żadna siła na ziemi, nie zdoła już ich rozdzielić, a to sprawiło, że powróciły myśli o ojcu. Nadal nie rozumiał, jak Carlisle mógł go od siebie odsunąć. Czy miłość naprawdę ma tak wiele twarzy? Jeśli go kochał, jak mógł zdobyć się na taki krok, raniąc tym nie tylko jego, ale najwyraźniej też siebie… Nadal był zły na ojca, ale strach o jego życie wygrał. Być może była to dla nich nowa szansa na odbudowanie tego, co zaprzepaścili obaj. Kochał go, choć gniew i rozczarowanie sprawiały, że odsuwał to uczucie daleko od siebie. Tak długo próbował go znienawidzić i ranił przy każdej nadarzającej się ku temu okazji, tylko po to, by czuć mniejszy ból z powodu odtrącenia. To jednak nie pomagało, sprawiając, że czuł się jeszcze bardziej rozdarty i obolały…
Nessie westchnęła przez sen, rozchylając delikatnie różowe usta. Wyglądała teraz jeszcze rozkoszniej. Delikatnie ułożył jej rączkę na poduszce i ostrożnie zsunął się z łóżka, a potem poprawił jeszcze kołdrę, otulającą śpiące dziecko i najciszej jak potrafił wyszedł z sypialni. W salonie i kuchni było ciemno. Louise spała zapewne w pokoju gościnnym, a Bella… Dostrzegł cienki snop światła wydobywający się spod drzwi do jej pracowni. Podszedł do nich i uchylił, wsadzając pomiędzy nie jedynie głowę. Dziewczyna siedziała na podłodze, otoczona różnej wielkości pudłami i najwyraźniej czegoś szukała. Odwróciła się, wyczuwając zmianę w akustyce pokoju i napotkała jego spojrzenie, utkwione w niej.
- Co robisz? – zachęcony jej zainteresowaniem wszedł i przymknął za sobą drzwi.
- Przeglądam zdjęcia – westchnęła. – Chcesz się przyłączyć? – zapraszająco postukała w podłogę. Nie zastanawiał się, przysiadając tuż za nią i biorąc ją miedzy swoje rozchylone uda. Odchyliła się lekko na jego pierś, a on oparł podbródek o jej obojczyk, zaglądając jednocześnie w trzymane przez nią zdjęcia. Uśmiechnął się, kiedy spostrzegł, że fotografie, które przegląda, przedstawiają ich, trzymających się za ręce, na jednej z wielu imprez, na które kiedyś tak często uczęszczali.
- Wspominasz?
- Jakoś tak mnie zebrało – uśmiechnęła się. – To był dobry czas – westchnęła.
Przesunął dłonią po jej udzie, a drugą objął ją w talii, jeszcze bardziej do siebie przyciskając.
- Żałujesz czegoś?
Westchnęła ciężko, przytulając twarz do jego policzka.
- Zastanawiam się czasami, jak wyglądałoby nasze życie, gdybym nie wyjechała. Boję się, że pozbawiłam nas czegoś, co już nie wróci – jej głos zabrzmiał smutno.
- Nie możesz myśleć w ten sposób. Na to, co było nie mamy już wpływu. Lepiej planować wspólną przyszłość, niż grzęznąć w tym, co za nami Bello. Zobacz, każdy z naszej paczki dostał szansę, spotkał kogoś, bez kogo nie wyobraża sobie teraz życia – uśmiechnął się na wspomnienie swoich przyjaciół z zespołu. – Wieczny flirciarz Emmett – roześmiał się. – Rose owinęła go sobie wokół małego palca, aż miło popatrzeć. Zresztą musisz przyznać, że wydaje się przy nim dużo łagodniejsza.
- To prawda. Takiego wcielenia Rosalie już dawno nie widziałam – przyznała Bella ze śmiechem. – Zdają się pasować do siebie jak nikt inny.
- A Jasper? Zaczynałem się już o niego martwić. Od rozstania z Sophią z nikim się nie spotykał. Przez prawie dwa lata żył jak mnich. A teraz, proszę. Alice na nowo obudziła go do życia. Widać jak do siebie lgną, aż serce rośnie.
- Gdybym wiedziała, że klucz do ich szczęścia jest tak blisko… - rozmarzyła się, odkładając zdjęcia na podłogę i wtuliła się w niego jeszcze bardziej.
- Najwidoczniej wtedy nie był ich czas. Teraz każdy z nich jest dojrzalszy i gotowy na trwałe związki, jak my – pocałował ją w skroń. – Wiesz, kiedy patrzyłem na śpiącą Ness, nigdy nie czułem się szczęśliwszy. Nieważne jest to, co było. Liczy się tylko to, że teraz jesteśmy razem, we trójkę… choć… - zawiesił głos. Dziewczyna westchnęła cicho i odwróciła twarz w jego stronę.
- Choć? Dokończ, proszę…
- Bycie ojcem, to szalenie dobre uczucie – zaczął. – Wiem, że jest nowe, świeże, ale dodaje mi skrzydeł. Czy to źle, że… że chciałbym przeżyć to od początku? – przełknął, badawczo wpatrując się w narzeczoną. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, przymykając oczy.
- Czy ty usiłujesz namówić mnie na drugie dziecko? – roześmiała się w końcu, otwierając oczy. Jego wzrok mówił wszystko.
- To źle? – zapytał ostrożnie.
- Nic takiego nie powiedziałam – droczyła się z nim.
- Wiem, ale chciałbym… żeby to była nasza wspólna decyzja. W pełni świadoma.
- Daj mi trochę czasu. Poukładajmy wszystko – odparła łagodnie, nakrywając jego dłoń swoją. – Poza tym, wiesz, muszę iść do lekarza. Inaczej będziemy się starać na próżno – roześmiała się.
- A ślub? Powinniśmy ustalić datę, zorganizować wszystko – ożywił się.
- Wolę cichą ceremonię. Coś kameralnego, tylko dla przyjaciół. Boję się, że po ostatnich doświadczeniach, prasa nie da nam żyć – dodała ciszej.
- A co powiesz na to, żebyśmy wyjechali gdzieś na kilka dni? – znowu przejął inicjatywę. – Może na narty do Włoch? Pamiętasz, kiedy byliśmy tam ostatnim razem?
Uśmiechnęła się z rozmarzeniem.
- Byłoby cudownie. Kilka dni z dala od tego całego zamieszania, marzę o tym – wyznała.
- W takim razie kochanie, mamy na jutro plan działania. Ja zajmę się wyjazdem, a ty… musisz koniecznie odwiedzić lekarza – zmrużył oczy, uśmiechając się figlarnie.
- Ale wiesz, kobiety w ciąży tracą na atrakcyjności – uniosła znacząco brwi do góry. Roześmiał się.
- Wygadujesz bzdury Bello. Uważaj, żeby nie było odwrotnie kochanie, bo wtedy… nie ręczę za siebie – roześmiał się, łaskocząc ją w talii. Zaśmiała się na głos, by po chwili nakryć usta dłonią, z obawy, by nie pobudzić reszty domowników.
- Reproduktor się w tobie obudził? – zachichotała.
- Myślę, że powinniśmy przejść do zadań praktycznych… Wiesz, nie chcę wyjść z formy – uśmiechnął się i wpił swoje usta w jej, przyciągając ją bliżej siebie…
***
Kilka kolejnych dni zdawało się wyciętych z życiorysu Rose. Niemal od świtu do nocy tkwiła w biurze, pilnując, aby wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Kiedy Emmett przyjeżdżał po nią późnymi wieczorami, prawie usypiała w jego samochodzie. Świadomość przyjazdu Dean’a sprawiała, że napięcie z dnia na dzień niebezpieczne w niej narastało i często bywała nieprzyjemna dla otoczenia. Na całe szczęście Masen wyczuwał jej nastroje i nie dolewał oliwy do ognia, czując, że stres jest jedynym powodem jej wybuchów. Chciała wypaść najlepiej, jak to było możliwe, choć jednocześnie nie miała żadnych powodów, aby obawiać się jego wizyty. Bardziej obawiała się konfrontacji z Emmettem. W końcu, jakby na to nie spojrzeć, byli to bardzo ważni dla niej mężczyźni. Kuzyn Cullena miał nad Dean’em tą przewagę, że orientował się, co nieco w temacie, podczas gdy ten drugi nie miał nawet mglistego pojęcia o swoim następcy. Nie żeby czuła się w obowiązku informować go o tym, ale mimo wszystko Dean Lazy był jej przyjacielem, który sporo o niej wiedział i uczestniczył w jej życiu przez ostatnich kilka lat. Fakt, że nie dzieliła się z nim wiedzą o swoim nowym związku był z pewnością zaskakujący i być może z tego powodu odczuwała lekki niepokój. Ustaliła z Emmettem, że sama odbierze Dean’a z lotniska i pojadą prosto do biura, a potem na obiad. We trójkę mieli się spotkać dopiero na kolacji, w jej mieszkaniu i blondyn przystał na to bez oporów. Szukała mentalnego wsparcia u Belli, ale Cullenowie, jak Rose żartobliwie ich określała, wyjechali na narty i telefon przyjaciółki nie odpowiadał. Nic dziwnego, nie po to wyrwali się z Londynu, żeby ktokolwiek przerywał teraz ich rodzinną sielankę.
W piątek rano była już na nogach przed czasem, a żołądek protestował przed jakąkolwiek próbą przełknięcia czegokolwiek. Jedyną przyswajalną formą posiłku była więc filiżanka kawy, która podniosła jej i tak wysokie ciśnienie. Emmet, który teraz pomieszkiwał w jej mieszkaniu, obudził się, kiedy pocałowała go tuż przed wyjściem.
- Jak wyglądam? – okręciła się wokół swojej osi, prezentując w pełni profesjonalny ubiór bizneswoman, składający się z grafitowej spódniczki przed kolana i żakietu, spod którego wyglądała biała, jedwabna bluzka z płytkim dekoltem. Mężczyzna przetarł szybko oczy, siadając na brzegu łóżka i ziewnął przeciągle.
- Bez zarzutu. Czysty profesjonalizm kochanie – posłał jej słaby uśmiech. - Będzie dobrze, nie denerwuj się.
- Staram się. Muszę lecieć, a ty pamiętaj. Ogarnij trochę mieszkanie i odbierz catering. Przyjadę z nim koło dziewiętnastej, dobrze?
- Bez obaw. Dam radę – pomachał jej, kiedy znikała już w drzwiach sypialni, by ponownie opaść plecami na łóżko. Potrzeba snu była silniejsza…
***
Skupiona twarz dojrzałego mężczyzny pojaśniała na widok machającej do niego zamaszyście blondynki, czekającej przed halą przylotów. Kiedy w końcu stanęli przed sobą, uśmiechał się radośnie, rozkładając przed nią ramiona. Przysunęła się do niego, pozwalając mu się przytulić.
- Dobrze znów cię widzieć Rose – odezwał się wreszcie. – Wyglądasz kwitnąco kobieto, aż oczu nie mogę oderwać – roześmiał się figlarnie, cmokając ją w policzek. – Jesteś sama? – rozejrzał się wokół.
- Spodziewałeś się komitetu powitalnego? – uniosła zabawnie brwi do góry, marszcząc jednocześnie swój mały, zgrabny nosek.
- Wiesz, miałem nadzieję poznać w końcu faceta, który tak zawrócił ci w głowie, że zdecydowałaś się wrócić do Londynu – przytrzymał ją wzrokiem.
- Nie martw się, nie ukryłam go przed tobą w szafie. Po prostu najpierw sprawy służbowe, a wieczorem zjemy we trójkę kolację, u mnie.
- Ok, ty tu rządzisz kochanie – przytaknął. Zastygła na moment.
- Posłuchaj, Dean, żeby było jasne – zaczęła. – Byłabym wdzięczna, gdybyś nie wyskakiwał z tym „kochaniem” w jego obecności. Żadnych samczych zachowań staruszku.
- Dobrze, już dobrze. Sprawdzałem twoją czujność – roześmiał się. – Jak mniemam, na nocleg u ciebie nie mam, co liczyć?
- Zarezerwowałam ci pokój w „Blackmore Hotel” – dodała rzeczowo, ujmując go pod ramię.
- Zawsze jasno stawiałaś sprawę – dodał rozbawiony, zmierzając z blondynką u boku w kierunku wyjścia z lotniska…
***
Niemal cały dzień spędzony z Dean’em był pełen wrażeń i niekończących się rozmów. Wystrój biura, jego lokalizacja i wyposażenie zrobiło na nim niemałe wrażenie i Rose poczuła się dużo spokojniejsza, kiedy pochwalił ją za to przy obiedzie. Mężczyzna przyglądał się jej, promieniejącej wewnętrznym światłem i nie mógł, mimo usilnych starań, pozbyć się kłującego uczucia zazdrości, bo chociaż ich wspólny czas należał już do przeszłości, to nadal była dla niego kimś wyjątkowym i ważnym. Wydawała się po prostu szczęśliwa i to powinno być ważniejsze niż wszystko inne. W końcu sam namówił ją do tego wyjazdu, dając jasno do zrozumienia, że jej dobro i szczęście jest dla niego bardzo istotne. Dlaczego, więc teraz patrzył na nią jak sroka w kość?
- Dean, nie słuchasz mnie – poskarżyła się, kiedy nie odpowiedział na zadane pytanie. Uśmiechnął się przepraszająco.
- Wybacz, nie mogę oczu od ciebie oderwać – przytrzymał ją spojrzeniem. – Czy to grzech, że zazdroszczę temu, który zdobył twoje serce?
- Jesteś niemożliwy – roześmiała się trochę nerwowo, starając się ukryć zdenerwowanie wywołane jego słowami. – Zawsze będziesz dla mnie kimś ważnym, wiesz jak cenię sobie twoją przyjaźń, ale… wolałabym, abyś nie zapominał, że mam własne życie.
- Jaki on jest? Uchyl, choć rąbek tajemnicy – otarł usta brzegiem serwetki i odłożył ją na stolik. Rose głośno przełknęła.
- Ma na imię Emmett i jest muzykiem – zaczęła, naśladując jego ruch z serwetką. – Potrafi mnie rozbawić i ma na mnie zadziwiająco dobry wpływ – snuła z delikatnym uśmiechem, błądzącym w kącikach ust. – Jest… młodszy od ciebie o… jakieś szesnaście lat i… jest dla mnie ważny – dodała, oblizując językiem usta.
- No, to brzmi obiecująco. Wygląda na to, że potrafił cię okiełznać – uśmiechnął się trochę na siłę. Ukłucie zazdrości ponownie zmroziło jego serce.
- Chyba można tak powiedzieć – roześmiała się. – Przekonasz się, kiedy go poznasz.
- Wierz mi, nie mogę się już doczekać – dodał. – To co, wracamy do biura?
- Jasne szefie – odparła. – Jest jeszcze kilka rzeczy, które planowałam ci dzisiaj pokazać…
***
Edward resztami sił próbował powstrzymać się od śmiechu, przyglądając się wypełzającej ze śnieżnej zaspy Belli.
- No, ulżyj sobie, nie krępuj się – spojrzała na niego, otrzepując śnieg z kombinezonu. – Przecież widzę, jak krztusisz się ze śmiechu – żachnęła się.
– Uprzedzałam, że nie stałam na deskach od dobrych trzech lat.
Mężczyzna wypiął swoje narty i podniósł je do góry, stawiając do pionu.
- Kochanie, nie śmieję się z ciebie, tylko z twojej miny – próbował wybrnąć z sytuacji, choć tak naprawdę miał ochotę porządnie parsknąć.
- Dobrze, chociaż, że nasze małe szczęście radzi sobie lepiej od matki – roześmiała się w końcu, wskazując ręką na kilkuosobową grupkę dzieci, wśród której znajdowała się ich córeczka. Edward spojrzał we wskazanym kierunku i westchnął zadowolony.
- Mówiłem ci, że jak złapie, o co chodzi, to będzie wymiatać. Sama zobacz. Jeździ dopiero od wczoraj, a już radzi sobie lepiej od starszych dzieci. Ona po prostu ma dar – dodał z dumą.
- Najwidoczniej odziedziczyła go po tobie – dodała dziewczyna, pochylając się, żeby odpiąć wiązania. – Nie zgłodniałeś przypadkiem? Myślę, że moglibyśmy coś przekąsić – dodała, zbliżając się do niego, z nartami w rękach.
- Nie mam nic przeciwko temu, ale potem tylko chwila odpoczynku i wracamy na stok. Jestem pewny, że poradzisz sobie dużo lepiej niż dotąd – roześmiał się, obejmując ją ramieniem.
- Taa, jasne, ale wieczorem zamawiam masaż. Jeszcze kilka takich upadków i moje ciało kolorem będzie przypominać śliwkę – dodała, marszcząc brwi.
- Nie martw się kochanie. Moje ręce mają dar uzdrawiania – roześmiał się znowu, ruszając w dół łagodnego stoku, w kierunku kompleksu z restauracją…
***
- No, no. Twój apartamentowiec robi wrażenie – Dean prawie zagwizdał, kiedy wsiadali do windy, jadąc do mieszkania Rose.
- Zapewniam cię, że mieszkanie zrobi na tobie jeszcze większe wrażenie – dodała z przekonaniem, wciskając przycisk piętra.
- Nie wątpię, skarbie. Zawsze miałaś świetny gust – dodał. Rose znowu zastygła w bezruchu.
- Prosiłam cię o coś. Nie nazywaj mnie w ten sposób. – odparła ostrzej. Mężczyzna przytaknął.
- Wybacz, to stary nawyk. Obiecuję, będę nad sobą panował.
- Nie obiecuj, tylko panuj. Nie potrzebuję kłopotów Dean. Uszanuj, więc moją prośbę, dobrze?
Znowu przytaknął, widząc wyraźną zmianę w jej zachowaniu.
Emmett otworzył drzwi już po pierwszym dzwonku i przywitał Rose z promiennym uśmiechem na ustach, zagarniając ją w swoje obszerne, stęsknione ramiona.
- Emm, to mój wspólnik, Dean – uśmiechnęła się dziewczyna, odsuwając nieznacznie od blondyna i słysząc chrząkniecie za plecami.
- Dean Lazy
- Emmett Masen
Mężczyźni wymienili się uściskiem dłoni.
- Zapraszam na górę. Kolacja już czeka – odezwał się Emm, mierząc przybyłego, znacznie starszego od siebie mężczyznę uważnym spojrzeniem. Tamten nie był mu dłużny, ogarniając wzrokiem całą jego, dość potężną, postać. Obaj przepuścili Rose jako pierwszą, następnie ruszył Dean a Emm szedł na końcu. Starał się ukryć swoje zaskoczenie osobą wspólnika Rose, choć nie najlepiej mu to wychodziło. Owszem, spodziewał się, że były partner blondynki będzie od niego nieco starszy, ale mężczyzna, który szedł przed nim wyglądał znacznie dojrzalej, niż przypuszczał. To zdecydowanie go zaskoczyło, a nie chcąc tego po sobie pokazać, starał się to przetrawić w iście sprinterskim czasie.
- Rose, to mieszkanie jest po prostu niesamowite – dobiegł go głos z góry. Przyspieszył kroku, starając się niczego nie przegapić. Wiedział, że nie ma żadnego powodu do niepokoju, a mimo wszystko, wolał nie tracić z oczu mężczyzny, który odgrywał w życiu jego ukochanej ważną rolę.
- Mówiłam ci. Mnie po prostu urzekło i wiedziałam, że ma być to i żadne inne – roześmiała się Rose z rozmarzeniem. – Zobacz widok z salonu. Spodoba ci się – mówiła, prowadząc mężczyznę do pokoju. Emmett został w jadalni, sprawdzając, czy wszystko jest na swoim miejscu, ale po chwili dołączył do dwójki w salonie. Zbliżył się do Rose i objął ją w talii, delikatnie przyciągając do siebie. Nie widział jej cały dzień i brakowało mu kontaktu z jej ciałem, ale jednocześnie jak na faceta przystało, chciał wyraźnie dać do zrozumienia, że ta kobieta jest z nim, na wszelki wypadek, gdyby Dean miał, co do tego jakiekolwiek wątpliwości. Rose w mig połapała się w jego zachowaniu i delikatnie roześmiała rozbawiona. O dziwo, zupełnie nie przeszkadzało jej to, a wręcz spodobało.
- Może przejdziemy do jadalni. Szkoda, żeby wszystko wystygło – zauważyła przytomnie, ujmując Emmetta za rękę. Mężczyzna ośmielony jej przyzwoleniem, pochylił się i złożył na jej ustach pocałunek, który nie umknął uwadze Dean’a. Amerykanin uciekł szybko spojrzeniem w bok i jako pierwszy ruszył w kierunku zastawionego jedzeniem stołu.
- Uwiłaś piękne gniazdko – odezwał się Dean, odkładając sztućce na talerz i sięgając po kieliszek z winem.
- Długo szukałam, ale udało się.
- Słyszałem, że jest pan muzykiem – Dean zwrócił się z pytaniem do blondyna.
- To prawda. Gram w zespole na instrumentach perkusyjnych – odparł Emm.
- Teraz rozumiem skąd te mięśnie – spojrzał z podziwem na muskulaturę rywala.
- No cóż, to z pewnością pomaga – uśmiechnął się blondyn. – Jak podoba się panu biuro? Rose poświęciła na jego wystrój mnóstwo czasu.
- Jest doskonałe, jak ona sama – dodał i napotkał na skupione spojrzenie kobiety. – Zawsze miała świetny gust, to wrodzony dar – zakończył z uśmiechem.
- Tak, przekonuję się o tym każdego dnia – odchrząknął Emm. – Długo pan zabawi w Londynie?
- Nie sądzę, abym był tu potrzebny. Rose doskonale zna się na wszystkim i jestem pewien, że świetnie sobie poradzi. Najwyraźniej moja obecność nie jest tu wymagana – odparł mężczyzna, ponownie przechylając kieliszek z winem. Rose uśmiechnęła się lekko.
- Nie przeceniasz mnie? Mam nadzieję, że będziesz tu wpadał od czasu do czasu, żeby podnieść mnie na duchu – zażartowała.
- Ko… Rose – poprawił się szybko. – Zawsze byłaś ambitna i dokładna. Jestem, zatem spokojny, jeśli chodzi o biuro – dodał.
- Resztą zajmę się ja, więc o to też może być pan spokojny – dodał Emm z lekkim naciskiem.
- Tak, zauważyłem. Tworzycie wyjątkowo udany tandem, naprawdę miło popatrzeć, a dobro Rose zawsze leżało mi na sercu – odparł Dean, odstawiając kieliszek. – Zrobiło się późno. Pojadę do hotelu, rano mam samolot. – dodał wstając od stołu. Rose i Emmett poszli w jego ślady.
- Odwiozę pana – odparł blondyn, a Rose posłała mu uśmiech.
- Nie chciałbym stwarzać problemów. Może złapię po prostu taksówkę?
- To żaden problem, proszę mi wierzyć – dodał z naciskiem Emm, pochylając się do dziewczyny i składając na jej policzku pocałunek.
- W takim razie dobrze. Chętnie skorzystam z pana propozycji – odchrząknął Dean, odchodząc od stołu, w kierunku schodów.
- Nie ruszaj niczego, sprzątniemy to rano. Weź prysznic, wrócę niedługo – schodząc po schodach usłyszał czuły głos mężczyzny i zupełnie podświadomie zacisnął mocniej wargi. Chwilę potem Rose dołączyła do niego, aby się pożegnać.
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwa. Ten twój dryblas wydaje się porządnym facetem – Dean starał się zażartować, przytulając dziewczynę na pożegnanie.
- To prawda Dean, ale nie nazywaj go dryblasem. Jego mięśnie to sprawa drugorzędna – odcięła się.
- Och wiem, wiem. Po prostu brakowało mi twojego ciętego języka – dodał, cmokając ją w policzek. Kroki na schodach sprawiły, że odsunął się od niej.
- Gotowy? – Emm stał na półpiętrze, wpatrując się w mężczyznę świdrującym wzrokiem.
- Tak, możemy jechać – odparł Dean, kładąc dłoń na klamce. – Trzymaj się mała, powodzenia. Będziemy w kontakcie – dodał miękko, otwierając drzwi…
Ich milczenie w windzie było prawie zabawne. Obaj najwyraźniej nie dbali o to, żeby podtrzymać rozmowę i chyba obu im to odpowiadało. Kiedy winda zatrzymała się na parterze i jej szerokie, metalowe drzwi rozsunęły się, ukazując rozświetlony hol, obaj zdawali się odetchnąć z ulgą.
- Gdzie się pan zatrzymał? – pierwszy milczenie przerwał Emmett, odblokowując automatyczny zamek w drzwiach samochodu.
- Blackomore Hotel
Droga do hotelu również upłynęła im w totalnej ciszy, choć napięcie między nimi było wyczuwalne. Na parkingu przed budynkiem hotelu Dean zawahał się chwilę i kiedy już zamierzał wysiąść, zmienił zamiar, na powrót zamykając uchylone już drzwi. Emmett nie wydawał się tym faktem zaskoczony.
- Posłuchaj Emm, myślę, że powinniśmy pogadać. Tak będzie prościej, co ty na to? – zaproponował Dean, a blondyn przytaknął z aprobatą. – W takim razie, co powiesz na krótką wizytę w hotelowym barze?
- Jak widzisz Dean, prowadzę, więc nie zamierzam pić.
- Wiem, ale chciałbym zamienić kilka zdań. Mógłbyś mi tylko towarzyszyć. Co ty na to?
- To rozsądna propozycja – dodał Emmett, wyjmując kluczyki ze stacyjki samochodu.
- Co cię niepokoi? – Emmett przechylił wysoką szklankę z sokiem, po czym zwrócił twarz w kierunku siedzącego obok niego mężczyzny, obracającego w dłoniach niską szklankę ze złocistym płynem.
- Podoba mi się twoja bezpośredniość – uśmiechnął się delikatnie. – Cóż, bądźmy szczerzy, nie spodziewałeś się zapewne, że… jestem tak dojrzałym mężczyzną, prawda? – skupił na nim swoje spojrzenie.
- To prawda. Starałem się ukryć swoje zaskoczenie, ale najwyraźniej nie wyszło mi to za dobrze – odparł Emm. Jego rozmówca westchnął ciężko.
- Masz przy sobie cudowną kobietę, doceń to proszę. Rose zasługuje na wszystko, co najlepsze. Nie wiem czy wiesz, ale niewiele brakowało, żeby została moją żoną.
- Wiem o tym – odparł Masen.
- Ona tylko pozornie jest twarda i silna. W środku to nadal mała dziewczynka, która szuka akceptacji i miłości – dodał Dean, przechylając szklankę z alkoholem i opróżniając jej zawartość. – Wcześnie straciła kontakt z ojcem, który odszedł do innej kobiety. To zaważyło na całym jej życiu.
Oczy blondyna powiększyły się nieznacznie, ale i tak nie uszło to uwadze jego rozmówcy.
- Nie widziałeś, prawda?
Emmett przytaknął.
- Nie pozwala zbliżyć się do siebie zbyt łatwo. To jej mechanizm obronny, ale tobie najwyraźniej się to udało, a to zdecydowanie punkt na twoją korzyść.
- Wiem coś o tym. Sam pochodzę z rozbitej rodziny – głos Emmetta brzmiał teraz dużo łagodniej, niż wcześniej.
- Nie skrzywdź jej, proszę.
- Zapewniam cię, jestem ostatnim, który chciałby to zrobić. Zależy mi na niej.
- To dobrze. Potrzebowałem to usłyszeć, bo wiem, że nie mam już wpływu na jej życie. Teraz ty musisz roztoczyć nad nią swoją opiekę i chronić. Wiem, że to nie łatwe, bo ona kocha walkę, to jej domena, ale przy tobie… Masz na nią dobry wpływ. Już dawno nie widziałem jej w tak dobrej formie. Wydaje się być wyciszona i łagodniejsza – uśmiechnął się smutno.
- Bardzo się denerwowała na twój przyjazd. Lubi być perfekcyjnie przygotowana i bardzo liczy się z twoim zdaniem – zrewanżował się Emmett. – Wiem, że łączy was przyjaźń i szanuję to.
- Cieszę się. Cóż, choć bardzo bym chciał, żeby było inaczej, wydajesz się być porządnym facetem, odpowiednim dla niej. Po prostu chciałem się przekonać… wiesz, w jakimś sensie czuję się za nią odpowiedzialny.
Emm przytaknął.
- Wracaj do niej, na pewno czeka na ciebie – dodał miękko, kiwając na barmana i podnosząc do góry pustą już szklankę.
- Miło było cię poznać Dean – dodał blondyn, zeskakując z wysokiego, barowego stołka. Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie i Emmett wyszedł. Dean jeszcze chwilę patrzył za nim, by w końcu pochłonąć zawartość napełnionej przez barmana szklanki… |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Rainwoman dnia Pon 14:17, 26 Kwi 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
zawasia
Dobry wampir
Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D
|
Wysłany:
Nie 20:48, 25 Kwi 2010 |
|
trudno mi coś powiedzieć, oprocz tego, że żałuje że tylko jeden pozostał rozdział, to mi się bardzo nie podoba, chociaż może lepiej zakończyć w momencie gdy wszystko jest piękne i wszyscy są razem szczęśliwi.
dzięki za to wszystko, co napisałaś dla swoich słuchaczy, pokazałaś naprawdę piękne opowiadanie ukazujące świetne charaktery postaci:)
powiedziałabym, że nie mogę się już doczekać następnego, ale wtedy będzie już to ostatni więc sama nie wiem czy chcę żeby był tak szybko
a co do dzisiejszego, jak miło się czytało takie długi rozdzialik:)
wszyscy są szczęśliwi:) Ed z Bella, Rose z Emmem, jak tylko Alice wróci z Jasperem, z nich cieszę sie najbardziej:) oraz Esme i Carlise:)
dobrze, że Bella nie chciała się spotkać z Jacobem, zaufała Edwardowi i to on z nim rozmawiał, szkoda mi Nessi, ale mam nadzieję że jej sie poprawi:)
Danny, szczerze sama nie wiedziałam ze az 16 lat starszy to naprawde dojrzały człowiek, ale na szczęscie Rose teraz woli młodszego:P
pozdrawiam |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Aurora Rosa
Dobry wampir
Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 54 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki
|
Wysłany:
Nie 21:04, 25 Kwi 2010 |
|
Rain może na poczatku mały złośliwiec jaki we mnie siedzi wytknie coś: "Blackomore hotel" nie jestem na 100% pewna ale Hotel z duzej litery wizualnie lepiej by wyglądał. To dysusja dla polonisty a ja jestem umysłem ścisłym, więc nie wiem czy faktycznie mam powód by się przyczepić. Sama chętnie bym się przekonała jak powinno być poprawnie.
"...kiwając na barmana ipodnosząc do góry pustą już szklankę." - spacja po "i".
Oj rozpieściłaś nas czytelników niemiłosiernie. Szczególnie wtedy, gdy rozdziały pojawiały się dwa razy w tygodniu. Gdy w zeszłą niedzielę nie było nowego byłam strasznie niepocieszona. I dziś ta informacja, że czeka na nas już tylko ostatni rozdział... szkoda. Wiesz, że uwielbiam to opowiadanie i jakoś mi żal się zrobiło, że zmierza już ono do końca. Ale już tak bywa. Czasami przedłużanie na siłę to "samobój strzelony przez pisarza". Wybacz piłkarskie porównanie ale czytałam kilka opowiadań, które po pewnym czasie robiły sie niezjadliwe mimo fantastycznych kilkunastu pierwszych rozdziałów. Kończysz to opowiadanie we właściwym momencie. Wszyscy są pod jego ogromnym wrażeniem a nie mają przesytu. Ogólny zachwyt mnie nie zaskoczył ;-) to opowiadanie jest boskie i jak znam życie i siebie to przeczytam je "od dech do dechy", gdy będzie w całości w PDFie.
Czasem trzeba odejść w chwili największych sukcesów. I w takiej chwili to opowiadanie zbliża się do końca. Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Mimo, że jak zapowiadasz będzie ostatni, jak zdążyłam się już zorientowaćmoge byc pewna, że nas czymś zaskoczysz
Zachowanie Dean'a było rozczulające. Silny, konkretny facet a potrafił ustąpić miejsca Emmowi i usunąć się z godnością. Wielki szacun dla tego pana.
Mam nadzieję, że nie zrobiłam się zbyt ckliwa w związku ze zbliżającym się końcem tego ff.
Życzę weny i zakończenia, które powali wszystkich na kolana
Wierna czytelniczka Aurora |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Sarabi
Człowiek
Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 79 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Nie 21:12, 25 Kwi 2010 |
|
Smutno mi, że to już przedostatni rozdział. Bardzo przywiązałam się, do Twojego opowiadania, postaci, które stworzyłaś. Ciężko będzie (zwłaszcza w niedzielę wieczorem, kiedy czytałm tego ff). Ale nic nie trwa wiecznie.
Jak zawsze chylę czoło i podziwiam za wnikliwość, opisy, relacje międzyludzkie, czyli chwalę i jeszcze raz chwalę
Widzę, że zakończy się to happy endem, to dobrze. Sparowałaś wszystkich klasycznie, ale ukazałaś walkę o te uczucia, przezwyciężanie własnych lęków, przeganianie demonów przeszłości. Dzieki temu nie było słodko, cukierkowo. Dramatyzm przeplatałaś ckliwością (w dobrym tego słowa znaczeniu), romantyzmem i jednocześnie okraszałaś realizmem w ludzkich zachowaniach i rozterkach.
Choć nie ma tu sensu stricte fantastyki ani magii, to jest ona obecna w postaci miłości przezwyciężającej wszelkie trudności. Jeszcze raz serdecznie dziękuję i pierwszy raz napiszę, że nie czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Sarabi dnia Pon 7:40, 26 Kwi 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Nina=)
Wilkołak
Dołączył: 25 Wrz 2009
Posty: 204 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 12:56, 26 Kwi 2010 |
|
To już przedostatni rozdział?!
Nie możliwe...śledzę ten ff od początku i od początku wiedziałam, że będzie z tego coś ciekawego. Niesamowicie piszesz!
Masz talent do pisania opisów i rozmyślań bohaterów. Zazwyczaj nudzę się przy takich tekstach. Stworzyłaś tyle fajnych postaci! Każdą doskonale opisując! Przedstawiając historię każdej osobno i razem...
Kurczę brzmi to trochę jak pożegnanie... A tu jeszcze jeden rozdział!
Wychwyciłam parę błędów:
'- Acha, czyli to jeszcze nic pewnego – odparła kobieta, odgarniając włosy za ucho.'
- z tego co wiem "aha" piszę się przez 'h'.Trochę się to różni od pisowni wyrazu 'ach'
'- Wracaj do niej, na pewno czeka na ciebie – dodał miękko, kiwając na barmana ipodnosząc do góry pustą już szklankę. '
- literówka
Dobra to już wszystko
Życzę weny w pisaniu tego już niestety ostatniego rozdziału...
Pozdrawiam
Nina =) |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Night_Angel
Nowonarodzony
Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 3 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ostrołęka
|
Wysłany:
Pon 15:18, 26 Kwi 2010 |
|
wracam co chwila do twojego ff i nie mogę się od niego oderwać , a jak
odłączyli mi prąd to myślałam że coś rozwalę ale teraz jest okey bo jestem szczęśliwa że znów widzę twoje story
zapraszam na swojego bloga unexpected-time.blog.onet.pl |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
cullens_fan
Dobry wampir
Dołączył: 27 Lut 2010
Posty: 1654 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 105 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 15:46, 26 Kwi 2010 |
|
Nareszcie kolejny rozdział! Nie mogłam się już go doczekać. Tak łatwo było się przyzwyczaić do dobrego - czyli do chapów 2 razy w tyg
Zmartwiło mnie, że to już przedostatni rozdział... Ale po głębszym przemyśleniu wiem i rozumiem, że opowiadanie jest już w takim punkcie, w którym należy dobrze zakończyć, żeby czegoś nie zepsuć. Wszystkim bohaterom powoli układa się życie wg pozywtynego scenariusza i należy im się trochę odpoczynku.
Rozdział był jak zawsze cudowny, pełen wzruszających, ale i zabawnych momentów. Nie jestem w stanie wymienić wszystkiego. Cieszy mnie konfrontacja Eda z Jake'm, coraz poważniejszy dla obu stron związek Emma i Rose (za aprobatą Esme), kiełkujące uczucie Jazza i Alice, spokój w rodzinie Belli i Edwarda. No i najbardziej cieszy mnie, że ci dwoje będą starać się o kolejnego potomka Mam nadzieję, że moje marzenie odnośnie tego opowiadania i drugiego dziecka tej pary spełni się w ostatnim rozdziale.
Życzę jak zwykle weny i po cichu liczę, że nawet jeśli to opowiadanie dobiegnie końca, to autorka zacznie pisać coś nowego i w dalszym ciągu będzie nam dostarczać wielu cudownych chwil wzruszeń. |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Śro 11:54, 28 Kwi 2010 |
|
dziwne - myślałam, że komentowałam ten rozdział...
no nic to - do roboty...
jak zwykle mi się podobał i to bardzo... nie wiem naprawdę jak to robisz... generalnie autorzy piszą raz lepsze raz gorsze rozdziały - to ludzie takie... nie sugeruję bynajmniej, że nie jesteś człowiekiem... chodzi tylko o to, że... no dobra - po prostu zazdroszczę... wyrzucę to z siebie zanim będzie bardziej gryzło... podziwiam talent i pomysłowość... naprawdę... przez 28 rozdziałów nie nudziłam się w ogóle...
do tego ta prędkość dodawania rozdziałów, które mają jednak pewną konkretną długość... zaczęłaś 27 grudnia... - bogowie... mamy kwiecień - niedługo maj... 4 miesiące porządnej roboty - kobieto - w twoją stronę pokłon wielki - aż do ziemi...
dobra - na temat samego rozdziału
- Esme mnie rozbroiła żartami z Emmetta - stanik wypadł pierwsza klasa :)
- Edward zaskoczył rozmową z Jacobem, ale roztkliwił także dość...
- Alice i Jasper - wyjątkowo romantycznie i spokojnie...
biorąc pod uwagę, ze do tej pory pędziliśmy z wszystkimi kłopotami i byliśmy w pewnym napięciu powinnam narzekać, że nie było adrenaliny - ale nie mogę... ponieważ było ciekawie i bardzo emocjonalnie i czuło i ciepło...
no!
dziękuję za świetny rozdział :)
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Ezri
Nowonarodzony
Dołączył: 06 Sty 2010
Posty: 31 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław
|
Wysłany:
Czw 19:12, 29 Kwi 2010 |
|
Jestem i ja. Po przerwie. Dzięki Ci, że piszesz. I nie waż mi się przestawać. Wiadomo praktyka czyni mistrza. Pisz cokolwiek po tym jak skończysz to opowiadanie, nie pozwól sobie na zbyt długą przerwę. Innymi słowy dbaj o ten talent, który niewątpliwie posiadasz.
Umiesz opisywać rzeczy zwyczajne w sposób nadzwyczajny. Sprawiać, że czytając człowiek uśmiecha się i ciepło robi się na sercu. To jest niewątpliwie jedna z Twoich mocnych stron. Nie będę dalej wymieniać, bo jeszcze ktoś pomyśli, że zbytnio słodzę
Cieszę się, że poświęcasz czas Esme, że nie zapominasz o niej. Że jest pewna siebie kobietą w kwiecie wieku, która też czuje i umie żartować. Zachowanie Emmetta w stosunku do Deana: pierwsza klasa. Z resztą od dawna wiedziałam, że tu Em jest facetem na poziomie. A z innej beczki: Edward reproduktorem? Już sobie wyobrażam tą uroczą gromadkę z tatusiem na wycieczce:-) Bella pewnie też.
Raz jeszcze dziekuję za to, że przeprowadziłaś nas przez swój labirynt. Wrażenia z podróży - niezapomniane.
Pozdrawiam
Ezri |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Rainwoman
Człowiek
Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 85 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 19 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: południe Polski
|
Wysłany:
Nie 11:25, 02 Maj 2010 |
|
Kochani
Chciałam podziękować wszystkim, którzy oddali swoje głosy na moją historię, bo dzięki Wam wspięła się na sam szczyt, czemu nadal, przyznam szczerze nie dowierzam
Dziękuję moim wiernym czytelnikom: Rosa Aurora, Kirke, , BajaBella, mayah, zawasia, Viviaan, Nina, bugsbany, meadow, cullens_fan, Ezri, Rainbowtail, behappy, Pinka15, kakunia, yeans-girl, Cicha, Pernix, xKikax, Allie, xXBellaCullenXx, mara17, 0704magda... Czekałam i nadal czekam na Wasze komentarze z niecierpliwością, bo każdy z nich jest dla mnie ważny. Wielokrotnie dzięki nim zapaliła się w mojej głowie lampka i tor historii jak odbita od ściany piłeczka, zaczynał zmierzać w zupełnie nowym, zaskakującym nawet dla mnie kierunku
Ostatni, 29 rozdział "W labiryncie uczuć" w przyszły weekend. Wybaczcie, że im bliżej końca, tym zwalniam, ale pośpiech nie zawsze jest wskazany
Bardzo dziękuję za Wasze wsparcie. Jest czymś niesamowitym i potrafi zdziałać cuda :)
Buziaki
Rain |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Rainwoman dnia Nie 11:37, 02 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
BajaBella
Moderator
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 219 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu
|
Wysłany:
Pon 11:14, 03 Maj 2010 |
|
Hej, hej…
Ostatnio nie wyrabiam się z niczym, ale chciałam, żebyś wiedziała, że zawsze czytam. Kilka słów po ostatnich rozdziałach: jestem pod wrażaniem, jak mądrze przedstawiłaś rozmowy czterech facetów, w zasadzie rywali. Po pierwsze rozmowa Edwarda i Jake’a. Podobało mi się, że Edward pokazał że mówiąc wprost „ma jaja” i jest silnym facetem. Podobał mi się także Jacob, który, pomimo iż kocha Bellę zrozumiał, że ona jest szczęśliwa z Cullenem i potrafił odpuścić. To dobrze świadczy o jego uczuciach i o tym, że w końcu okazał się dość porządnym facetem. Druga rozmowa „rywali” pomiędzy Deanem a Emmettem również nietypowa i również świetnie poprowadzona. Fajnie, że obydwaj okazali się dojrzałymi mężczyznami, którzy pragną chronić kobietę, na której im zależy.
Szkoda, że za tydzień ostatni rozdział, ale przyznam rację, że nie ma sensu przeciągać czegoś na siłę, bo opowiadanie mogłoby tylko na tym stracić. A tak jest prawdziwą perełką na forum.
Weny życzę przy pisaniu zakończenia, pewnie dostarczysz nam niezapomnianych wrażeń.
Pozdrawiam, BB. |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
bugsbany
Wilkołak
Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 101 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 22:35, 03 Maj 2010 |
|
Rain moja Ty kochana, ja również przyznam się bez bicia, że nie komentowałam każdego rozdziału, ale wiesz jak to jest....chroniczny brak czasu Zagdzam się z koleżanką BajaBellą , że Twoje opowiadanie to perełka wśród FF-ów.
Wiele razy juz pisałam, że jest moim ulubionym, kochanym, najwspanialszym opowiadaniem i będzie mi smutno kiedy je zakończysz, ale to prawda....nie warto je przeciągać bo można przegiąć.
Należę do teamu Edwarda i cieszę się ża razem z Bellą zrozumieli że są sobie przeznaczeni. Nareszcie stosunki na lini Carlise i syn zaczynają się normować i mam nadzieję, że wzajemnie sobie wybaczą.
Poza tym postawa Jackoba zaskoczyła mnie na maksa Nie spodziewałam się, że wykarze się takim rozsądkiem i zrozumieniem, że odpuścił sobie dalsze intrygi i próby zdobycia Belli. Ta ich rozmowa....Edward taki pewny siebie, jak prawdziwy lew broniący swoją rodzinę i Jackob....nareszcie szczery. Podczas tej rozmowy obaj pokazali, że nie liczą się już tylko oni ani ich wzajemna niechęć, ale Bella i Nessie, że każdy z nich dba o ich dobro. Może Jackob dziwnie to okazał, ale gdzies tam w głębi duszy kocha je obie, trzy lata wspólnego życia nie da się tak o wymazać z życiorysu.
Czytając Twoje opowiadanie przeżywałam zarówno szczęście jak i dramaty Twoich bohaterów razem z nimi. Płakałam, śmiałam się, znowu płakałam, ale potrafiłam się też nieźle wkurzyć czasami na nich i ich głupotę.
Kiedyś wspomniałam, że miłoby było wynagordzić Edwardowi czas stracony z córeczką.....a może tak w ostatnim rozdziale doczeka się tych bliźniaków
Ale podejrzewam, że ostatni rozdział będzie pełne niespodzianek, tak jak każdy wcześniejszy chapik nas czymś zaskakiwał, tak samo będzie z zakończeniem
Tak więc czekam cierpliwie na zakończenie oraz na następne twoje opowiadania.
Hi, hi, hi ten komentarz nie ma ładu ani składu, ale jest już późno więc mam nadzieję, że będzie mi to wybaczone
Buziaki, Twoja wierna czytelniczka Bugsbany |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Sarabi
Człowiek
Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 79 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Śro 20:55, 05 Maj 2010 |
|
Gdy przyszła niedziela ucieszyłam się niezmiernie, bo pomyślałam o Tobie i Twoim opowiadaniu. Jednocześnie zmartwiłam się, bo wiem, że to będzie ostatni rozdział. Dlatego Twój post mnie ucieszył. Przedłużasz o kolejny tydzień moje oczekiwanie i niecierpliwość oraz ciekawość.
Mam również nadzieję, że wkrótce zaserwujesz nam kolejne opowiadanie
Czekam na niedzielę z mieszaniną radości i żalu
Pozdrawiam, Mayah |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Rainwoman
Człowiek
Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 85 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 19 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: południe Polski
|
Wysłany:
Nie 10:30, 09 Maj 2010 |
|
Bardzo przepraszam, ale mimo usilnych starań nie dam rady wstawić dzisiaj ostatniego rozdziału. Uwierzcie, iż bardzo niechętnie to robię i zdaję sobie sprawę z tego, że to nie w porządku wobec Was, moich wiernych czytelników, ale nie chcę sprawić Wam zawodu.
Po cichu liczę na Waszą wyrozumiałość. Dlatego wybaczcie, że dzisiaj nawaliłam, ale ta historia jest mi tak samo bliska jak Wam i nie chciałam zepsuć jej na koniec z powodu chwilowej niedyspozycji.
Sama nie czuję się dobrze, że nie dotrzymałam terminu, ale mimo usilnych starań, po prostu nie dałam rady.
W myśl zasady nic na siłę, wierzę, że poczekacie jeszcze kilka dni.
Z góry dziękuję i pozdrawiam.
Rain |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
xKikax
Nowonarodzony
Dołączył: 08 Maj 2009
Posty: 42 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Miasto cudów :)
|
Wysłany:
Nie 18:25, 09 Maj 2010 |
|
Droga Rain,
Bardzo długo nie komentowałam twojego FF-a i za to Cię bardzo przepraszam. Z każdym przeczytanym rozdziałem byłam i jestem co raz bardziej pełna podziwu i jest mi przykro, że zbliżamy sie do końca, tym bardziej, że wszystko się układa.
Bardzo się cieszę, że połączyłaś Alice i Jaspera oraz Rosalie i Emmeta. I cieszę sie również, że nie zrobiłaś tego w pospolity sposób : hop siup i są razem. Były wątpliwości, starania, kłopoty. Zupełnie nie spodziewałam się, że Esme i Carlise będą razem: to było dla mnie zaskoczeniem, oczywiście pozytywnym. Dzięki Ci za to, że wątek z porwaniem Nessie skończył się happy endem:D Nie wiem czy wytrzymałabym czas miedzy dodawaniem rozdziału, wiedząc, że z Nessie jest coś nie tak. Troszeczkę się wystraszyłam, kiedy Bella i Edward zaczeli się sprzeczać i te chwile kiedy Bella chciała zostać sama z Nessie i nie chciała nikogo widzieć. Myślałam wtedy: ' Ocho! Koniec bajki, Bella chce tylko szczęścia dziecka' A jednak: następne zaskoczenie Mam nadzieję, że Carlise i Edward się dogadają, wtedy to bym cię już po stopach całowała!:D
Nie martw się! Poczekamy na ostatni rozdział, tyle, ile będziesz chciała. Znaczy się ja, nie wiem jak inni
Im dłużej na niego czekam tym bardziej zżera mnie ciekawość!
Dziękuję Rain, za ten FF. Jest wspaniały!
Pozdrawiam,
K;** |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
bugsbany
Wilkołak
Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 101 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 19:20, 09 Maj 2010 |
|
Kochana Rain wiem jak to jest z ilością wolnego czasu....nigdy go nie ma wystarczająco dużo. Powinni chyba zrobić dłuższą dobę hihihih.....jeżeli o mnie chodzi to ja również poczekam na ostatni rozdział tyle ile będzie trzeba.....a potem zaleję się łzami wielkości ziarenka grochu, że to już koniec:(
Całucy Bugsbany:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aurora Rosa
Dobry wampir
Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 54 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki
|
Wysłany:
Czw 19:11, 13 Maj 2010 |
|
Rainwoman a wiesz, że mnie dziwnie ulżyło, że w niedzielę nie pojawił się ostatni rozdział? To dziwnie brzmi, szczególnie dla mnie, wielkiej fanki tego opowiadania. Ale pojawiła się w mojej łepetynie myśl, że jeśli nie wstawiasz, to odwlekamy w czasie zakończenie. Że jest cos fajnego na co warto poczekać. Bo jak juz wstawisz ten ostatni rozdział, to będzie już definitywny koniec. Bo zawsze trudno sie żegnać z czymś tak dobrym i wciągającym jak to opowiadanie ;-) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|