|
Autor |
Wiadomość |
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Pon 22:26, 11 Sty 2010 |
|
hm, dziwię się, że nie widzę żadnego komentarza, a przecież rozdział genialny...
za każdym razem od ponad tygodnia zapadam wraz z pierwszymi słowa, a wraz z ostatnimi budzę się zaskoczona, że to już koniec...
jestem na ciebie wściekła w rzeczy samej... męczysz mnie... powinnaś od razu napisać całe opowiadanie, żebym się nie denerwowała w nocy... to nieludzkie co mi robisz...
w zasadzie jest mało opowiadań, gdzie nie czekam na śmierć głównego bohatera - twoje jest jednym z nielicznych, w którym wprost chcę by przeżył... Edward nie może nie wiedzieć, że jest ojcem... Boże... żeby ci nawet taki pomysł przez głowę nie przeszedł, bo cię odnajdę
piszesz fantastycznie... biorąc pod uwagę, że nie zauważam upływu czasu...
chciałabym życzyć ci czegoś oryginalnego, ale boję się... bądź sobą - podoba mi się to
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
BajaBella
Moderator
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 219 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu
|
Wysłany:
Wto 0:08, 12 Sty 2010 |
|
Podzielam zdanie kirke i też się dziwię, że brak komentarzy. Nadrabiać dziewczyny, serio warto przeczytać ten ff.
Wciąga, wciąga, wciąga coraz bardziej. Twój Emmett to mój ulubieniec i teraz spotkał Rosalie. Ale będzie się działo! Edward i Bella - ponowne spotkanie po latach. Zdarza się takie coś i bach. Wspomnienia odżywają, serce pika coraz mocniej, wraca tęsknota, żal za czymś, co już się skończyło i pojawia nadzieja, a może by tak jeszcze raz... Świetnie pomyślane, jako ludzie są w tej chwili bardziej dorośli, mają już pewien bagaż doświadczeń - ich miłość może okazać się ciekawsza, bardziej prawdziwa.
Podoba mi się to, że opisujesz znane nam postaci zupełnie z innej perspektywy. Twoja Bella, to na prawdę fajna babeczka. Twarda, zaradna, stanowcza. Zdecydowanie stanę się fanką Twojego Emmetta.
Dużo czasu, dużo weny i radości z pisania.
Pozdrawiam, BB. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez BajaBella dnia Wto 0:10, 12 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Rainwoman
Człowiek
Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 85 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 19 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: południe Polski
|
Wysłany:
Wto 1:05, 12 Sty 2010 |
|
Kochane: Kirke, BajaBella, behappy, kakunia i Rainbowtail dziękuję za wsparcie, mądre ciepłe słowa, energię do pisania i komentarze, które dodają mi skrzydeł.
Cieszy mnie to, że pozytywnie odbieracie bohaterów tego ff, bo w sumie to niby ci sami ale nie tacy sami :) i dobrze. Bella ma potencjał, Emmett to wspaniały facet, Edward jeszcze trochę wycofany, ale powoli się facet rozkręca i Rosalie, która jest jak prawdziwe tornado, ale kocham to w niej... Jasper i Alice to taki plan bardzo dalszy, ale w końcu nie zawsze muszą być tak bardzo blisko...:) Do tego Esme - cudowna, ciepła kobieta z wyczuciem.
Myślę, że fajnie mieć takich ludzi blisko siebie... zatem niedługo powinien pojawić się rozdział piąty.
Moje kochane bety - Ada i Jagoda dają mi prawdziwe wsparcie :)
Pozdrawiam cieplutko :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
bugsbany
Wilkołak
Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 101 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 7:51, 12 Sty 2010 |
|
Ja czekam z niecierpliwościa na rozdział VI:) Chwała za chomika:) Cóż mogę powiedzieć....to opowiadanie spędza mi sen z powiek:) Zastanawia mnie jedna rzecz, czy nikt nie widzi podobieństwa Renesmee do Edwarda??? Jestem bardzo niecierpliwą osóbką więc proszę nie wystawiaj mojej cierpliwości na próbę:) Pozdrawiam, oby tak dalej:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Nina=)
Wilkołak
Dołączył: 25 Wrz 2009
Posty: 204 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 19:31, 12 Sty 2010 |
|
Kurczę...zaniedbałam to opowiadanie...
Jest mi z tego powodu bardzo przykro, ale to na prawde nie moja wina. Koniec półrocza, mnóstwo nauki, popraw itp...nie było kiedy ;/
Ale postanowiłam coś z tym zrobić i zabieram się za komentowanie a chciałam podkreślić, że robię to kosztem matematyki, miejmy nadzieje, że p. Wieczorek mi to wbaczy ;D
Nie wiem czy już to mówiłam ale bardzo nie lubię gdy Edward jest członkiem jakiegoś tam zespołu (a już najbardziej jak jest bogatym egoistą ale to już inna bajka) o dziwo w przypadku tego opowiadania nic a nic mi to nie przeszkadza! Sama jestem w szoku! Może to dlatego, że nie podkreślasz tego na każdym kroku i nie mówisz ciągle o tym jaki jest bogaty, popularny itp itd...
No ale koniec zrzędzenia.
Strasznie mi się podoba jak piszesz! Masz fajny styl, taki lekki...
Nie widziałam błędów (ale co ja tam wiem...)
Dobrze, że Emm nie jest głupim osiłkiem a Rosalie plastikową pięknością... tylko nie rób z nich za szybko parą...proosze
Nie muszę chyba dodawać, że nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału (obiecałam sobie, że na gryzonia nie zajrzę! Zobaczymy jak u mnie z silną wolą xD)
Pozdrawiam
Nina=) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Rainwoman
Człowiek
Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 85 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 19 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: południe Polski
|
Wysłany:
Śro 3:38, 13 Sty 2010 |
|
Tym razem już dużo szybciej... Jutro postaram się do wieczorka wstawić rozdział szósty, a póki co oddaję zbetowany piąty. Mam nadzieję, że bohaterowie przypadną Wam go gustu jeszcze bardziej. Zapraszam gorąco do czytania i szczerej opinii. Pozdrawiam serdecznie.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Bella z nieukrywaną ulgą odebrała telefon od Owen’a. Dochodziła już prawie dwudziesta pierwsza i zaczynała się niepokoić jego długim milczeniem.
- Przyjedź do studia Universal Music na piętnastą, ok.?
- Będę – potwierdziła. – Mam coś jeszcze przywieźć?
- To, co widziałem, w zupełności mi wystarczy. Jeśli pokażesz im to samo, będzie w porządku.
- Dobrze. Mogę o coś zapytać? – Dziewczyna zawiesiła głos.
- Jeśli chcesz wiedzieć, czy im powiedziałem, odpowiedź brzmi „nie”. Będą mieć jutro taką samą niespodziankę jak firma fonograficzna. – Roześmiał się głośno, najwyraźniej ubawiony własnym pomysłem.
- Widziałam dzisiaj Emmetta. Domyśliłam się. – Zawtórowała mu. - To do zobaczenia.
- Dlaczego nie pochwaliłaś się swoją córeczką? – zapytał ku jej zdziwieniu.
- Ależ ja jej nie ukrywam. Po prostu to nie było miejsce ani czas, żebyś mógł ją poznać – dodała miękko.
- Zatem liczę, że wkrótce to nadrobimy – dodał ciepło, czym znowu ją zaskoczył.
- Jeśli będziemy razem pracować, jeszcze zdążysz mieć jej dosyć – dodała rozbawiona i pożegnała się.
Ta część rozmowy o córeczce trochę ją zaniepokoiła. Obawiała się, że może to stanowić problem dla firmy fonograficznej, która, jak przeczuwała, będzie obstawać przy zatwierdzonym już projekcie.
- Nie jestem jedyną pracującą matką na świecie – powiedziała to na głos.
- Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie – dodała tylko z przekonaniem.
***
Emmett nie mógł przestać myśleć o Rosalie… Wywarła na nim takie wrażenie, że nie był w stanie skupić się na niczym sensownym. Kiedy patrzył w jej wielkie, brązowe oczy, miał wrażenie, że jeśli jeszcze raz na nią spojrzy – nie będzie mógł się powstrzymać, żeby wziąć w ramiona i zamknąć usta pocałunkiem. Lekko nabrzmiałe, kuszące wargi sprawiały, że patrząc na nie, nie mógł myśleć o niczym innym. Jedynym, co go niepokoiło, było męskie imię „Dean”, które padło z ust Belli. Musiał jak najszybciej dowiedzieć się, kto to jest i jaki jest jego związek z Rose. Zupełnie instynktownie budziła się w nim zazdrość…
***
Rosalie obudziła się w doskonałym nastroju, a wspomnienie minionego wieczoru podniosło jej nawet lekko ciśnienie, choć do tej pory potrafiła uczynić to tylko filiżanka świeżo parzonej kawy…
Rany, ale on ma oczy… a te mięśnie – przemknęło jej przez myśl i znowu uśmiechnęła się do własnych myśli. Kiedy dużo później brała poranny prysznic, jej myśli nadal krążyły wokół pięknie umięśnionego blondyna, ale nie były już tak niewinne i czyste jak po przebudzeniu…
***
Bella do samego rana nie narzekała na brak zajęć. Od ósmej przychodziły dziewczyny z poleconych firm zapewniających fachową opiekę do dzieci. Po rozmowach z pierwszą dziesiątką czuła, że zaczyna kapitulować. W końcu przemogła się i zadzwoniła po pomoc w osobie Esme. Kobieta przyjechała najszybciej jak mogła i razem prowadziły rozmowy. Po blisko dwóch godzinach miały już mglisty obraz większości kandydatek. Usiadły, więc przy stole w kuchni i jeszcze raz uważnie studiowały ich dokumenty.
- Ta blondynka z Airlington jest fajna i duży plus, że mieszka niedaleko - na głos myślała przejęta młoda matka.
- No, taka dość konkretna, a przy tym ciepła i mała wyraźnie do niej lgnęła – przytaknęła starsza przyjaciółka.
- Ale zastanawiam się jeszcze nad… - Szybko przejrzała porozkładane na stole podania – Louise… To ta nieduża blondynka z pieprzykiem koło nosa. Widać, że lubi dzieci, ma podejście do Nessie i wyraźnie podkreśliła, że jest bardzo dyspozycyjna, a nie ukrywam, że to dla mnie szalenie ważne. – Bella patrzyła na Esme, ale myślami była daleko stąd…
- Przecież możesz korzystać z nich wymiennie. Wystarczy powiedzieć, czego oczekujesz i myślę, że jakoś się dogadacie. - matka Emmetta doskonale rozumiała obawy dziewczyny.
- Muszę do którejś zadzwonić, bo mam dzisiaj bardzo ważne spotkanie. To kontynuacja wczorajszego – wyjaśniła Bella - i nie mogę zabrać ze sobą dziecka.
- Głuptasie – roześmiała się Esme. - Ja z nią zostanę, a do nich zadzwonisz już po spotkaniu, jak będziesz miała wolną głowę. Przecież widzę, że jesteś niespokojna.
- Mam wyrzuty sumienia, żeby znowu angażuję cię w swoje sprawy. Masz przecież własne życie i wnuczki, a ja ciągle się do ciebie z czymś zwracam. – dziewczyna nie kryła zakłopotania.
- Słuchaj, żeby było jasne. Sama decyduję, co robię ze swoim czasem i uwierz mi, że gdybym nie chciała ci pomóc, to nigdy w życiu byś mnie do tego nie namówiła. Skończmy, więc z tymi głupstwami i będzie ok. – Uśmiechnęła się i poklepała zdenerwowaną, młodą mamę po ramieniu. Ta od razu poczuła się lepiej.
***
Wjechała na dziesiąte piętro budynku należącego do Universal Studio z dużą, skórzaną aktówką pod pachą i obszerną, czarną torbą przewieszoną przez ramię. Ubrana w krótką dzianinową sukienkę w kolorze szarego melanżu i długi czarny płaszcz. Lekko podkręcone, długie kasztanowe włosy opadały jej łagodnie na ramiona, a dyskretny makijaż tylko delikatnie podkreślał szaro-niebieskie oczy. Zlustrowała swoje odbicie w metalowych drzwiach windy i uśmiechnęła się do siebie. Kiedy winda zatrzymała się wreszcie , wysiadła i uważnie się rozejrzała.
- Słucham panią. – Młoda kobieta za wysokim biurkiem uśmiechnęła się pytająco.
- Dzień dobry. Nazywam się Isabella Swan. Jestem tutaj umówiona o piętnastej z Owen’em Wilsonem – mówiła spokojnym, opanowanym głosem. Dziewczyna przytaknęła głową i spojrzała szybko gdzieś na dół.
- Tak. Wszyscy już są i oczekują pani. Pokój na końcu korytarza po prawej stronie. – Wychyliła się trochę zza swego biurka i pokazała drogę.
- Dziękuję bardzo – odparła i ruszyła we wskazane miejsce. Po drodze wzięła kilka głębszych oddechów i ułożyła sobie na ustach uśmiech…
- Nie dam się dzisiaj pożreć…- szepnęła do siebie w myślach, po czym pewnym ruchem pchnęła masywne drzwi z mrożonego szkła.
W środku wokół dużego owalnego stołu istotnie siedzieli już wszyscy członkowie zespołu The Breakwater, obok nich Owen, który natychmiast wstał, gdy tylko weszła do pokoju i aż cztery nieznajome osoby, zapewne z firmy fonograficznej, jak się domyśliła.
- Dzień dobry. Isabella Swan. Byłam umówiona na spotkanie z państwem. –Uśmiechnęła się, rozglądając po zebranych. Dostrzegła poruszenie zarówno na twarzach chłopaków z zespołu, jak i pracowników wytwórni. Pierwszy zareagował Owen. Podszedł i przywitał się z nią. Zaraz potem dołączył do niego Jasper, z którym od powrotu do Anglii nie miała jeszcze okazji się spotkać i teraz z radością utonęła w jego przyjacielskim uścisku. Po nim zjawił się Emmett i posłał jej najbardziej szelmowski uśmiech jaki widziała.
- No, no… czyżby powitanie na pokładzie? – miękko szepnął jej do ucha. Seth poszedł za przykładem innych i choć nie znał jej jeszcze, również powitał ją bardzo serdecznie. Tylko Edward nie ruszył się ze swojego miejsca. Chciał ochłonąć po doznanym przed chwilą szoku, a wiedziony nabytym ostatnio doświadczeniem wolał zachować należyty dystans. Skoro tak łatwo przyszło mu zapomnieć się w jej towarzystwie, musiał się bardziej pilnować. Przyglądał się jej intensywnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy, ale gdy ich spojrzenia wreszcie się spotkały, uśmiechnął się ciepło i w geście powitania skinął po prostu głową. Odpowiedziała mu tym samym, choć dostrzegł jej zmieszanie, kiedy mierzyli się wzrokiem.
- No dobrze, moi panowie. Myślę, że wystarczy już tych czułości. Pani Swan przyszła do nas z pewną propozycją – dość obcesowo i konkretnie odezwała się jedyna kobieta wśród osób reprezentujących firmę.
- No cóż, wiedziałam, że mnie nie pogłaszczą – przemknęło jej przez głowę.
- Panna Swan. Nie jestem mężatką – poprawiła ją bez skrupułów, co sprawiło, że Owen znacząco odchrząknął za jej plecami.
- Tak, Bello. Chłopaków dobrze znasz, mnie również, a to są pracownicy Universal Studio: Patric Wilder, odpowiada za promocję płyty i to z nim najczęściej się kontaktujemy - Owen mówił wskazując konkretne osoby - obok niego Adrian Philips, pilnuje rozkładu trasy koncertowej, potem Mark Orange , jest współpracownikiem Patrica i na końcu Tanya Denali, odpowiedzialna za kontakty z mediami. - Owen zakończył prezentację.
- No to jesteśmy w domu. – Bella przez chwilę skupiła wzrok na zgrabnej blondynce, która tak obcesowo ją potraktowała. Musiała przyznać, że była naprawdę ładną kobietą, a długie, proste włosy upięte w koński ogon dodawały jej świeżości.
- Jeśli wiesz o mnie więcej niż ja o tobie – pomyślała – to naprawdę powinnaś się zacząć bać – przemknęło jej znowu przez głowę. - Już Cię nie lubię – pomyślała jeszcze i usiadła przy stole na wskazanym przez Owena miejscu.
Miała świadomość, że najlepsze jest jeszcze wciąż przed nią.
- Jak wspomniała Tanya – celowo od razu przeszła per ”ty” .– Przyszłam do was z pewną propozycją. – Czuła, że Edward nie spuszcza z niej wzroku.
- Jestem świadoma tego, że większość spraw związanych z nową płytą jest już dopiętych na ostatni guzik, ale mimo to postanowiłam przedstawić wam swoją propozycję. Od razu przyznam, że nie macie nic do stracenia, uważam nawet, że wręcz przeciwnie, możecie jedynie zyskać – dodała z przekonaniem.
Sięgnęła po swoją dużą teczkę, która do tej pory stała oparta o nogi stołu i wyciągnęła z niej spory plik zdjęć dużego formatu, które to zaczęła podawać zebranym przy stole.
- To jest jedynie część zdjęć, które przygotowałam na dzisiaj w oparciu o posiadany w moim prywatnym archiwum materiał.
- Być może nie wiecie, ale panna Swan współpracowała już z zespołem kilka lat temu z bardzo udanym skutkiem – wtrącił Owen, zwracając się głównie do przedstawicieli wytwórni. Spojrzała na Tanyę. Kobieta mierzyła ją wzrokiem, nie kryjąc niechęci, co Bellę rozbawiło jeszcze bardziej. No to jest nas dwie – zaśmiała się w duszy.
Na końcu wyciągnęła z teczki duży format zdjęcia, które wysłała Owenowi jako pierwsze.
Podała je Emmettowi , ale Tanya była szybsza i niemal wyrwała mu zdjęcie z rąk. Swan z opanowaniem podeszła do niej i poprosiła o zdjęcie.
- Jestem zdania, że to członkowie zespołu najpierw powinni poznać proponowany przeze mnie projekt – powiedziała z naciskiem. – Chyba, że im także chcesz pokazać, gdzie jest ich miejsce w szeregu – dodała ostro, czekając na odbicie piłeczki. Blondynka jednak przytrzymała ją tylko wzrokiem i bez słowa oddała zdjęcie.
Fotografka z przyjemnością patrzyła na pełne uznania miny muzyków. Nawet Seth nie krył zainteresowania jej projektem.
- To jest naprawdę niezłe. Pasuje do klimatu naszej płyty – przyznał Emm.
- Mhm. Nastrojowe, refleksyjne. Naprawdę świetne ujęcie – dodał Jasper.
Edward nie musiał nic mówić. Widziała jego poruszenie i to jej wystarczyło. Owen przyglądał się wszystkiemu trochę z boku. Rzucił ją co prawda na pożarcie wilkom, ale z przyjemnością patrzył, jak z ofiary zamienia się w łowcę. Zupełnie nie potrzebowała jego wsparcia… i to było godne podziwu.
- Zdajesz sobie chyba sprawę, Bello, że promocja to także koncerty i te wyjazdy, choć nie wszystkie oczywiście, ciebie także będą dotyczyć – wreszcie przemówił Patric, główny promotor projektu ze strony wytwórni.
- Tak, wiem. Z mojej strony to żaden problem – zapewniła go dziewczyna.
- Ale o ile mi wiadomo, masz małe dziecko. – Tanya bez skrupułów wkroczyła na prywatne podwórko pani fotograf.
- To prawda, ale to moje dziecko i moja sprawa, Tanyo. Zapewniam, że w żaden sposób nie wpływa to na jakość mojej pracy. Umiem rozdzielić te dwie rzeczy – dodała tak stanowczo, że Owen prawie mlasnął dla rozluźnienia.
- Wiele pracujących matek tak mówi, ale potem marnie się to wszystko kończy –Tanya rzuciła mimochodem.
- Chyba przesadziłaś, Tanya – zupełnie niespodziewanie przemówił Edward. – Mamy do czynienia z profesjonalistką, więc spróbuj dotrzymać jej w tym kroku. Osobiste wycieczki to cios poniżej pasa, nie uważasz? – dodał ostro i nerwowo przeczesał swoją nieogarniętą, jak zawsze, brązową czuprynę, głośno wciągając powietrze do płuc. Emmett uśmiechnął się wymownie, a Jasper zabawnie odchrząknął i zatopił wzrok w zdjęciach przed sobą.
- Słuchajcie, wiem, że jest mało czasu, ale jeśli dacie mi szansę, jestem w stanie w ciągu jednego dnia załatwić naprawdę fajne miejsce, przeprowadzić sesję i nazajutrz dostarczyć zdjęcia. Myślę, że to byłoby najlepsze wyjście, z uwagi na fakt, że nie miałam jeszcze okazji pracować z Sethem. To moja propozycja, jeśli oczywiście w ogóle zdecydowalibyście się na zmianę okładki… - Bella znowu była w swoim żywiole.
- Oczywiście – przytaknął Jasper. – Nie widzę żadnego problemu w zmianie okładki płyty. Twoja propozycja jest świetna i na łeb bierze ofertą wytwórni. W końcu nasza nowa płyta jest dużo spokojniejsza niż poprzednie i okładka musi sygnalizować odbiorcy, co może na niej znaleźć – dodał konkretnie i rzeczowo.
- Też jestem za – solidarnie dołączył Seth.
- No cóż, powiem krótko. Mówisz i masz. – Emmett posłał jej znaczący uśmiech.
Edward cały czas wpatrywał się w zdjęcia przed sobą. Wyczekująca cisza zmusiła go wreszcie do zabrania głosu.
- Myślę, że Jazz ujął to najlepiej. Okładka musi współgrać z zawartością płyty i według mnie projekt Belli jest najbardziej trafiony.
Poczuła jak fala ciepła rozpływa się po jej ciele. Nie przeoczyła jednak mrożącego spojrzenia zaczepnej blondynki skierowanego na Cullena. Wszystko było jasne. Zbieżność imion nie była przypadkowa. Szybko pokojarzyła fakty. Tanya z rozmowy telefonicznej Edwarda sprzed kilku dni i rozzłoszczona blondynka siedząca z nią przy jednym stole jawiła się jedną i tą samą osobą…
- No to naprawdę jesteśmy w domu – przemknęło jej przez myśl.
- Dobrze, moi mili - wreszcie przemówił Owen – to ustaliliśmy, że zmieniamy okładkę płyty. Resztę załatwimy jutro u mnie, a teraz…
- Teraz porywam tych przystojniaków na zdjęcia – przerwała mu Bella, podnosząc lekko brwi w niewinnej mince.
- Nie ma sprawy, kontrakt podpiszemy jutro – zakończył, nie kryjąc uśmiechu a ona odetchnęła z ulgą. Członkowie zespołu powitali to okrzykami radości i oklaskami. Jasper i Emmett od razu zerwali się od stołu i podeszli, żeby jej pogratulować. Edward nadal siedział przy stole, ale obserwował ją, mrużąc swoje nieodgadnione zielone oczy. Wreszcie wstał i zbliżył się do niej. Emm i Jazz jak na komendę odstąpili od niej i podeszli do Owena, zostawiając ich samych.
- Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś się spotkamy… na gruncie zawodowym – dokończył po chwili. – Ale bardzo się cieszę i szczerze gratuluję kontraktu. Zasłużyłaś na niego – dodał jeszcze, po czym pochylił się, żeby pocałować ją w policzek. Wtedy ktoś przechodząc obok szturchnął ją, a ona instynktownie odwróciła głowę w tym kierunku. Pocałunek Edwarda zamiast w policzek trafił tuż koło jej ucha. Zapach jej perfum spowił go jak mgła.
- Chodź, kochana, czeka nas jeszcze trochę pracy. – Owen objął dziewczynę ramieniem i przygarnął do siebie. – Za kwadrans widzimy się na dole – rzucił w kierunku podekscytowanych muzyków i wyszedł z Sali, obejmując szatynkę ramieniem.
Kiedy chwilę potem jechali razem windą, Owen roześmiał się jak dziecko na wspomnienie spotkania na górze.
- Kobieto, jestem pełen uznania. - Nie mógł powstrzymać śmiechu. – Jeśli z tą jędzą sobie poradziłaś, to dasz radę z samym diabłem.
Bella sama była z siebie dumna i to było dla niej najważniejsze, bo dzięki temu poczuła się jeszcze silniejsza i jeszcze bardziej zdeterminowana.
- Owen? – Spojrzał na nią półprzytomny ze śmiechu.
- Czy to z nią spotyka się Edward? –Patrzyła na niego wyczekująco.
- Tak.
- Rozumiem… Dzięki, Owen. – Spojrzała na niego z wdzięcznością.
- Tak? A za co? – Mężczyzna przyglądał się jej uważnie.
- Za szansę – dodała miękko.
- Ja niczego nie zrobiłem. Pamiętaj, że propozycja wyszła od ciebie, a przy takich zdjęciach nie było się nad czym zastanawiać - dodał spokojnie. – To, co oferowała nam wytwórnia przy twojej propozycji ma się jak przysłowiowy kij do oka – dodał z przekonaniem. – Wszystko zawdzięczasz wyłącznie sobie i ani przez chwilę nie traciłem wiary w to, że sobie poradzisz. U mnie zdałaś koncertowo. Poza tym wiem, że kochasz tych chłopaków i nie dasz zrobić im krzywdy, a to jest dla mnie najważniejsze – dodał i jeszcze raz mocno ją przytulił, zanim wysiedli z windy.
***
Sama nie mogła wyjść z podziwu, że w ciągu zaledwie kilku godzin zorganizowała miejsce na sesję, dowiozła tam cały niezbędny sprzęt i oświetlenie, a nawet wizażystkę, która profesjonalnie przygotowała członków zespołu do zdjęć. Bella wiedziała, że kontakty z paryskich wybiegów jeszcze nie raz jej się przydarzą i faktycznie kilka wykonanych telefonów przyniosło efekt. Mogła ubrać swoich modeli w bardzo oryginalne i pomysłowe ciuchy znanej marki.
Sceneria luksusowego apartamentu w Kensington and Chelsea, szklane ściany, surowa podłoga z ciemnego drewna, skórzane meble i nieodłączny czarny fortepian. W jego pobliżu czterech przystojnych mężczyzn w modnie skrojonych garniturach, magnetyzujących obiektyw spojrzeniami. Tak diametralnie różni od siebie tutaj tworzyli skończoną całość. Nawet ona, choć przecież znała ich od dawna, nie mogła oprzeć się urokowi. Świetnie wyczuli jej zamysł, słuchali sugestii. Pomogło jej kilka wywiadów z zespołem, na które trafiła głównie we francuskiej prasie. Pozwoliły jej one nieco zbudować wyobrażenie ich nowej płyty, bowiem muzycy często wspominali, że to spokojna, pełna wewnętrznych emocji muzyka i refleksyjne teksty. Zamierzała uchwycić to na swoich zdjęciach… Patrzyli dokładnie tak, jak tego chciała i pozwolili, aby wydobyła z nich te wewnętrzne emocje, o których śpiewali na swojej kolejnej płycie… Ujęcia zrobione z góry, dla których wdrapała się na dość niestabilną konstrukcję z pudeł po sprzęcie, uwiodły ją całkowicie. Budzące się do nocnego życia miasto powoli zaczynało błyszczeć kolorami świateł. Na tym tle oni, z pozoru nieobecni, zamyśleni, ale zjawiskowi. Była z siebie dumna…
***
Pukanie do drzwi sprawiło, że Edward wstał od komputera i zerknął na zegarek. Nie umawiał się z nikim na wieczór, więc tym bardziej był zaskoczony niespodziewanym najściem. Ubrany tylko w jasne jeansy, narzucił na ramiona czarną koszulę przewieszoną przez oparcie fotela i boso podszedł do drzwi. W progu stała Tanya i uśmiechała się uwodzicielsko. Nie czekając na zaproszenie, wyminęła go w progu i postąpiła w głąb mieszkania, zrzucając po drodze sztuczne czarne futerko.
- Czyżbym o czymś zapomniał? – Delikatnie starał się dać jej do zrozumienia, że nie jest zachwycony jej odwiedzinami.
- Tak… o mnie – zawołała miękkim głosem z jego sypialni. Podążył za nią. Siedziała na brzegu łóżka i mocowała się z suwakiem przy wysokich, czarnych kozaczkach. Brązowa obcisła sukienka z golfem podkreślała jej zgrabną figurę, a długie rozpuszczone blond włosy dodawały drapieżnego uroku. Westchnął cicho.
- Możesz mi pomóc? – Spojrzała na niego z niewinnym uśmiechem. Zbliżył się do niej i mocno pociągnął za niesforny suwak. Od razu ustąpił.
- Tanya… to nie jest dobry moment. – Starał się zatrzymać bieg wypadków.
Ona zupełnie nie reagowała na jego słowa. Wyswobodzona uklękła na łóżku i pokiwała na niego palcem. Zbliżył się do brzegu łóżka. Tylko na to czekała. Zmysłowo przesunęła dłońmi po jego nagim torsie, a potem podciągnęła swoją sukienkę i sprawnym ruchem zdjęła ją z siebie, ciskając w kąt pokoju. Klęczała teraz przed nim ubrana w seksowny brązowo- turkusowy komplecik i czarne samonośne pończochy. Żaden mężczyzna nie przeszedłby obok niej obojętnie. Znowu do niego przylgnęła i napierała swoim ciałem. Zatopiła usta w szyi i powoli sunęła w dół, muskając palcami jego kark. Ujął jej twarz w dłonie i zmusił do spojrzenia mu w oczy. Zdawała się na chwilę oprzytomnieć.
- Wybacz, ale nie mam ochoty. Jestem zmęczony. – Starał się jej oprzeć, choć był świadom, że nie jest to łatwe. Nie przyjmowała tego do wiadomości. Dopiero, kiedy sięgnęła do jego pasa i zacisnęła palce na guziku spodni, złapała ją mocno za rękę i cofnął się.
- Nie chcę, rozumiesz? - powiedział ostro. To podziałało. Opadła na łóżko z zawiedzioną miną.
- Dlaczego? – Wyczuł w jej głosie zawód. Usiadł obok niej i pogładził po wyciągniętej dłoni.
- Po prostu nie chcę…
Urażona zabrała rękę i usiadła na łóżku z dala od niego. Sięgnęła po swoją odrzuconą tak niedawno sukienkę i zaczęła ją na siebie wkładać. Obserwował ją kątem oka.
- To wszystko przez nią…- fuknęła niczym urażona kotka. – Odkąd się pojawiła, nie jesteś w stanie się na niczym skupić…
- Nie przesadzaj – odparł, wstając z łóżka.
- Ja przesadzam? Przyznaj się sam przed sobą. Nie potrafisz przestać o niej myśleć. A jak na nią patrzysz - syknęła ze złością.
- Jesteś po prostu zazdrosna… - Próbował zbagatelizować sprawę.
Zmierzyła go tylko spojrzeniem, wkładając na nogi wysokie buty.
- Uważasz, że nie mam powodu?
- Posłuchaj, Tanya, nigdy niczego ci nie obiecywałem. Wiedziałaś, że…
- Naturalnie - weszła mu w słowa. - Kiedy potrzebowałeś kogoś do łóżka, to wygodnie było mieć mnie pod ręką, ale kiedy wróciła ona, to najlepiej, żebym zniknęła z twojego życia. – Stała w drzwiach sypialni rozjuszona jak zranione zwierzę.
Edward przytrzymał ją spojrzeniem swoich rozgniewanych, zielonych oczu.
- Pamiętaj, że sama weszłaś do mojego łóżka - odparł ostro. Ta rozmowa była dla niego coraz bardziej nieprzyjemna.
- A ty pamiętaj, że mnie z niego nie wyrzuciłeś - odparła z gniewem. Spojrzał na nią, mrużąc oczy i zaciskając szczękę.
Podniosła ciśnięte na podłogę futerko i teraz zapinała je, stojąc przy drzwiach. Powoli zmierzał w jej kierunku.
- Dlaczego tak jej nie lubisz? - Spojrzała na niego zaskoczona pytaniem. Zastanawiała się chwilę, wpatrując w niego z wyrzutem.
- Bo nadal do niej należysz. Nie widzisz tego? – mówiła teraz cichym, trochę zgaszonym głosem. - Edward, ona nie zasługuje na to. Zapomniałeś już, jak cię zostawiła? Teraz wróciła, jakby nigdy nic i do tego z dzieckiem innego faceta.
- Późno już. Wracaj do domu – uciął temat, ale Tanya podniosła dłoń i pogładziła go po twarzy. Odwrócił głowę w drugą stronę, uchylając się od tej pieszczoty. Nie chciał przedłużać chwili. Nie odezwała się już słowem i wyszła. Z nieukrywaną ulgą zamknął za nią drzwi. Kiedy znowu usiadł przed komputerem nadal słyszał w głowie jej słowa. Choć niechętnie, musiał przyznać, że było w nich dużo prawdy.
***
Pogrążona w myślach uśmiechała się do siebie, stojąc przy dużym oknie w biurze Owena, w jego centrum dowodzenia, jak sam zwykł mawiać o tym miejscu. Spoglądając w dół, zupełnie nieświadomie obserwowała ruchliwą ulicę.
- Za wspólną, owocną pracę, Bello. – Męski głos za plecami przywrócił ją do rzeczywistości. Westchnęła z lekkim uśmiechem i odwróciła się do Owena. Podał jej trzymany w dłoni kieliszek szampana i lekko stuknął w niego swoim, trzymanym w drugiej ręce.
- Za nasze małe i duże sukcesy. – Roześmiała się i delikatnie przechyliła kieliszek.
- Na pewno będzie ich wiele. Ich nowa płyta jest naprawdę świetna, choć pewnie nie mam do tego dystansu, ale rozumiesz… Kiedy coś jest dobre, to się po prostu czuje – dodał miękko, rozsiadając się na kanapie.
- Spółka Edward – Emmett zawsze świetnie współpracowała. W końcu rozumieją się jak mało kto – dodała cicho.
- To fakt, ale tym razem to głównie dzieło Edwarda. Napisał większość tekstów i zajął się całym aranżem. Jazz i Emmett po prostu pozwolili mu pracować – mężczyzna snuł wolno.
– Dość mocno odeszli od typowego, gitarowego grania. Na pierwszym planie jest teraz pianino a gitara Jaspera brzmi nieco inaczej. Nawet Emm rozbudował swoją perkusję i wprowadził ciekawe rozwiązania. No i Seth, ten chłopak naprawdę odświeżył ich brzmienie. Sądzę, że „Waiting for” będzie zaskoczeniem dla fanów, ale tylko na początku. Nie sposób oprzeć się tym dźwiękom – dodał z delikatnym uśmiechem na ustach.
- Edward potrzebował tego… żeby się pozbierać. Zajęło mu to dość sporo czasu, ale chyba się udało – dodał ciszej, badawczo przyglądając się Belli. Dziewczyna głośno przełknęła ślinę i zmieszana odgarnęła włosy z ramion. Nie odezwała się słowem, obracając w dłoniach wypełniony do połowy złocistym płynem kieliszek.
- Na pewno wiesz, co robisz, angażując się w pracę z nim? – Owen starał się być taktowny, ale nigdy nie owijał w bawełnę.
- Dam radę, jeśli o to pytasz – odparła skupiona.
- To wiem, tylko jakim kosztem?
Kobieta głośno wciągnęła powietrze do płuc i odstawiła kieliszek na niski stolik.
- Kiedy rusza trasa? – sprytnie zmieniła temat. Owen uśmiechnął się lekko.
- Za niecałe dwa miesiące.
- To dobrze. Zdążę jeszcze ze swoją wystawą. –Znowu podeszła do okna.
- No proszę. Miło słyszeć, że nareszcie pokażesz coś swojego. – Uśmiechnął się, z uznaniem kiwając głową.
- Jestem podekscytowana jak dziecko. W końcu to moja pierwsza autorska wystawa – dodała miękko.
- Rozsyłając zaproszenia, nie zapomnij o mnie i Jasmine – Roześmiał się wymownie. – Jeśli sądzisz, że mógłbym przegapić coś takiego, to jesteś w błędzie, mała. Moja kochana małżonka z uwagą śledzi twoje poczynania.
Dzwonek telefonu w torebce Belli przerwał ich rozmowę. Sięgnęła po aparat i dostrzegła na wyświetlaczu imię „Claire”.
- Mam chyba telefon w tej sprawie – rzuciła krótko i odebrała połączenie. Owen wstał z kanapy i zaczął szukać czegoś na swoim biurku. Uśmiechnął się pod nosem, obserwując, z jakim entuzjazmem Bella rozprawiała o planowanej wystawie…
***
Jasper stał w drzwiach olbrzymiej sali wypełnionej niezliczoną ilością luster i wpatrywał się w drobną postać dziewczyny poruszającej się z niebywałą gracją i wdziękiem w rytm płynącej z głośników muzyki. Zdawała się bardziej unosić nad ziemią, niż tańczyć, a on z oczarowaniem śledził jej każdy, najmniejszy ruch. Nie tańczyła sama, ale on zdawał się widzieć tylko ją.
- Stop. Dziewczyny opóźniacie ten obrót i potem gubicie tempo. – Jej stanowczy głos sprowadził go na ziemię. - Na dwa, lewa noga do przodu i wtedy na trzy, cztery energiczny obrót w lewo – wyjaśniała ze spokojem. Trzy mocno spocone już dziewczyny powtórzyły za nią i tym razem wykonały ćwiczenie poprawnie. Jasper uśmiechnął się pod nosem.
Twarda z ciebie sztuka Alice - pomyślał ciepło i dostrzegł na jej twarzy uśmiech skierowany do niego.
- Dziesięć minut przerwy - zarządziła i powoli zmierzała ku niemu, wycierając szyję ręcznikiem.
- Witaj, Jazz – powiedziała miękko.
- Cześć. Chyba nie przyszedłem za wcześnie. – Wyczuła wątpliwość w jego głosie.
- Nie, nie, to ja przepraszam. Przeciągnęłam trening, bo dziewczyny są dzisiaj tak ospałe jak krety. Za trzy dni jest występ, a one mają problemy ze zwykłym obrotem – odparła poirytowana, po czym sama parsknęła śmiechem.
- Przepraszam. Wyłazi ze mnie „pani doskonałość” – dodała. – Ale wiesz co, cholera mnie trafia, gdy ktoś bezmyślnie partaczy całą pracę. Są naprawdę zdolne i stać je na wiele, ale zwyczajnie czasem po prostu odpuszczają - dokończyła z powagą.
- Masz rację. Trzeba mieć szacunek dla własnej pracy – dodał z przekonaniem.
- To miłe, że się w tym zgadzamy. – Nie kryła zaskoczenia. - Zaczekasz w holu? Skończę najwyżej za kwadrans – zawołała, wracając do koleżanek.
- Zostanę – krzyknął do niej. - Lubię patrzeć, kiedy tańczysz - dokończył pod nosem.
Posłała mu uśmiech i wróciła do grupy. Ponownie nastawiła muzykę i rozpoczęła układ świadoma, że bacznie śledzą ją szaroniebieskie, ujmujące oczy Jaspera i uświadomiła sobie nagle, że ogarnęła ją trema – uczucie, którego jak sądziła, już dawno zdołała się pozbyć. Była spięta i ciało ciążyło jej jak nigdy, więc gdy ucichła muzyka i układ został wykonany odetchnęła z prawdziwą ulgą.
- Ok, na dzisiaj to wszystko. Dzięki za trening i jutro widzimy się o ósmej rano – dodała jedynie, ale Jazz od razu zauważył, że jej głos zabrzmiał teraz znacznie cieplej i łagodniej. Zupełnie zatracił gdzieś taką charakterystyczną dla niej ostrość i stanowczość…
***
Drobna brunetka, z włosami luźno spiętymi srebrną klamrą z tyłu głowy, obracała w dłoniach kieliszek z czerwonym winem i uśmiechała się do siebie.
- Dam pensa za twoje myśli – powiedział Jasper.
- Tylko pensa? – Alice roześmiała się.
- Jeśli na czymś mi zależy, bywam bardzo ofiarny. – Uśmiechnął się wymownie.
- Potrafisz kusić – odparła zaczepnie.
Zwilżył językiem usta, co na moment rozproszyło jej uwagę.
- Przecież zerwałaś właśnie współpracę ze swoim dotychczasowym menadżerem – dodał z niewinną miną. – Nic cię tam nie trzyma.
- Widzę, że jesteś zaskakująco dobrze zorientowany w moich sprawach – odcięła się z uśmiechem.
- Staram się. Mam przyjaciół, którzy dużo wiedzą – powiedział tajemniczo.
- Poproszę o inny zestaw pytań – dodała tylko.
- Podoba ci się w Londynie? – zmienił temat, ale tylko na chwilę. Dziewczyna roześmiała się bezsilna. - Mogłabyś tu zamieszkać na jakiś czas lub na dłużej. Wystarczy jedno twoje słowo – kusił.
- Jasper – skarciła go z naciskiem.
- Wiem, wiem. Po prostu ciekawi mnie, co cię powstrzymuje – zawiesił głos.
Nie musiała podnosić do góry oczu, żeby się przekonać, że na nią patrzy. Cały czas czuła to spojrzenie niecierpliwych i intrygujących szaroniebieskich oczu i serce coraz bardziej jej topniało. Miała nawet ochotę głośno zawołać: „Ratunku!”, ale to niczego by nie zmieniło. Jasper Whitlock był świetnym facetem i nie umiała pomyśleć o nim bez emocji, ale teraz to była ostatnia rzecz, jakiej potrzebowała. Nie miała siły na nowe wrażenia, zwłaszcza w obliczu niedawnego rozstania. Były partner dostarczył jej silnych wrażeń aż nadto. Potrzebowała po prostu spokoju, żeby mogła skupić się na pracy, a wizja współpracy z Jasperem całkowicie się z tym kłóciła. Była pewna, że w końcu uległaby jego magii i zmysły znowu zaczęłyby wariować. Na dzień dzisiejszy to było ponad jej siły. Potrzebowała czasu. Był miodem na jej rany, łagodził ból niedawnego rozstania, leczył.
- Dokąd przede mną uciekłaś? – Mężczyzna patrzył na nią z czułością, która niemal obezwładniała. Zdążyła już odwyknąć od takich emocji. Uśmiechnęła się delikatnie.
- Skąd ci to przyszło do głowy? - Chciała zbagatelizować uwagę.
Wpatrywał się w nią ze skupieniem i uwagą.
- Jest kilka rzeczy, z którymi muszę się jeszcze uporać. Poza tym „Torakoga” ma już zaplanowane występy na kilka miesięcy do przodu – odparła ze spokojem. Pokiwał ze zrozumieniem i przystawił do ust wysoką szklankę z drinkiem, jakby w oczekiwaniu na ciąg dalszy.
- To w niczym nie przeszkadza. – Uśmiechnął się. – Poza tym, mogłabyś skupić się wyłącznie na tańcu. Mam wielu znajomych, którzy z przyjemnością poprowadziliby twoje sprawy. - Jasper delikatnie się uśmiechnął.
- Skąd pomysł, że mogłabym w ogóle być zainteresowana taką opcją? – zawiesiła wyczekująco głos.
- Bo wiem, jak to jest, kiedy ma się za dużo na głowie. Jesteś tancerką, a nie księgową, co nie znaczy, że sobie nie radzisz – dodał szybko z niewinnym uśmiechem. - Po prostu mam pewien plan wobec ciebie i twojego zespołu – zakończył dość tajemniczo. Alice pytająco ściągnęła brwi.
- Plan? No teraz to mnie zastrzeliłeś. – Roześmiała się trochę nerwowo.
- Napisałem muzykę i bardzo chciałbym, żeby to twój zespół do niej zatańczył. Mam pewien pomysł na coś większego. Powiedzmy coś w rodzaju przedstawienia - dodał miękko. Dziewczyna westchnęła głośno i ze skupieniem zaczęła poprawiać serwetkę na stoliku przed nią.
- Dlaczego akurat „Torakoga”? Dlaczego ja? – zawiesiła niepewnie głos.
- To proste, lubisz wyzwania, a ja jestem cierpliwy. Poza tym, jak się na coś uprę, nie lubię odpuszczać. Poczekam – dodał ciepło i uśmiechnął się szeroko, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.
Z niedowierzaniem pokręciła głową.
- Taaaa, kusiciel to chyba twoje drugie imię – dodała ciszej i znowu napiła się wina…
***
Organizacja wystawy tak pochłonęła Bellę, że choć większość pracy wykonała jej promotorka w osobie dawnej znajomej, Claire, to ona i tak chciała nad wszystkim czuwać osobiście. Właścicielka galerii okazała się bardzo pomocna przy wyborze prac na wystawę, bo autorka miała spory dylemat. Ostatecznie wybrały wspólnie blisko pięćdziesiąt zdjęć, głównie czarno-białych, których motywem wiodącym było studium ludzkiego ciała, głównie kobiecego, bo na tym fotografka skupiała się najbardziej. Była szczęśliwa, że wreszcie będzie mogła pokazać ten cud, widziany jej oczami.
Fakt, że była tak zajęta przygotowaniami do wystawy, pomagał jej. Przynajmniej na razie była w stanie oderwać myśli od Edwarda. Właściwie przez cały tydzień nie widziała go na oczy i nie miała pojęcia o tym, co w tym czasie porabia. Mogła sobie jedynie wyobrażać, że dzieli ten czas z tą blond harpią, która wprost idealnie odwzajemniała jej negatywne uczucia. Pytanie zadane przez Owena długo nie dawało jej spokoju. Nie potrafiła na nie odpowiedzieć. Była pewna tylko tego, że chce spróbować. Nie zamierzała przekładać zamiarów nad siły. Teraz z pewnością była silniejsza i bardziej świadoma tego, czego chce. To było jej życie i nie zamierzała mu się biernie przyglądać z boku. Nawet, jeśli miała ponieść porażkę, zawsze mogła sobie powiedzieć, że próbowała.
Bezwiednie rzuciła okiem na trzymaną w rękach gazetę i jej uwagę przykuł tekst umieszczony w ramce z napisem aforyzmy: „Każdy z nas jest Aniołem z jednym skrzydłem. Jeśli chcemy pofrunąć, musimy mocno się objąć”*. Czy tylko ona czuła się jak ten kaleki i samotny anioł?...
Uśmiechnęła się do swoich myśli i westchnęła, ale po chwili wróciła znowu do rzeczywistości. Miała do spełnienia misję. Musiała zadzwonić do Rosalie i wiedziała, że ta rozmowa niekoniecznie musi potoczyć się po jej myśli, ale była zbyt zdeterminowana, by odpuścić. Kiedy wreszcie nastawiła się psychicznie do tej rozmowy, wystukała numer przyjaciółki i nerwowo przebierając palcami po zamkniętej pokrywie fortepianu, czekała na połączenie.
- Bella? – Głos przyjaciółki zdradzał, że się uśmiecha, kiedy to mówi.
- Cześć, Rose… Musimy poważnie porozmawiać – zaczęła od razu bez ogródek.
- Ups, czy mam się bać? – Przyjaciółka nie traciła poczucia humoru. – Dawaj, mamuśka, przyjmę to na klatę – parsknęła, rozładowując napięcie. Teraz nawet Bella śmiała się rozbawiona.
- Ok., diablico. Uważaj, bo możesz nie ustać po moim strzale. – Szatynka przejęła pałeczkę.
- Dam radę, słucham. – Rose była pewna swego.
- Za dwa tygodnie będę miała wystawę swoich zdjęć – zaczęła Bella.
- No kochana, moje gratulacje. To było mocne, ale nie martw się, nadal stoję. – Przyjaciółka śmiała się na głos. - Czekaj, za dwa tygodnie… Cholera, nie dam rady, Bella – syknęła po chwili zawiedziona. – Mam strasznie napięty grafik i zero szans na wolny czas.
- Rose, no cóż, nie ukrywam, spodziewałam się tego. – Przechodziła do kolejnego rzutu. - Ale akurat nie w tej sprawie do ciebie dzwonię – odchrząknęła. – Muszę dostać od ciebie zgodę na wystawienie twoich zdjęć. Pamiętam, że taką miałyśmy umowę – wyrzuciła z siebie jednym tchem i zamarła.
- Moją zgodę? – Rosalie była szczerze zdziwiona jej słowami. - Moje zdjęcia?... Zdjęcia?... O rany…. TE zdjęcia? – wreszcie dotarł do niej sens słów przyjaciółki i krzyknęła tak głośno, że Bella z grymasem bólu odsunęła telefon od ucha.
- Czy ty chcesz, żebym słuch straciła? Nie drzyj mi się tak do ucha – zbeształa dziewczynę.
- Nie ma mowy, Bells. Rozumiesz? Nie. Ma. Mowy – Rose powtórzyła powoli i dobitnie, wyraźnie akcentując zaprzeczenie.
- Kobieto, przecież na tych zdjęciach wyglądasz jak anioł. To jedne z moich najlepszych prac - autorka prawie jęczała do słuchawki. - Poza tym nikt nie będzie wiedział, że to ty. To przecież tylko twoje śliczne, ponętne ciało. Ciało bez twarzy.
- Ja będę wiedziała, to nie wystarczy? – grzmiała Rose.
- Nawet cię tu wtedy nie będzie – Swan fuknęła urażona.
- No i całe szczęście, bo spłonęłabym ze wstydu – westchnęła przyjaciółka.
- Rose, proszę cię… Zgódź się piękna – jęczała Bella. – Twoje ciało jest tak zjawiskowe, że grzech ukrywać je przed światem. Obiecuję, że pary z ust nie puszczę, kiedy będą pytać o modelkę.
- A spróbuj, tylko to przysięgam, zabiję cię, zakopię, odkopię, zabije jeszcze raz i znowu zakopię, a potem zrobię tak jeszcze z tuzin razy – grzmiała przyjaciółka, ale Bella już głośno odetchnęła z nieukrywaną ulgą. Ta piękna blondynka była jak tornado i kiedy się wściekała, trzeba było zachować bezpieczną odległość, żeby nie zostać wessanym w epicentrum. Za to po szybkim wyrzucie negatywnych emocji, niemal w identycznym tempie odzyskiwała spokój i trzeźwość umysłu. - Naprawdę uważasz, że są takie dobre? – Rosie właśnie wracała na orbitę spokoju.
- No masz. Są świetne. To filar mojej wystawy. – Bella uśmiechała się teraz szeroko.
- A ładnie je wyeksponujesz? – niewinnie zapytała przyjaciółka.
- Wiedziałam – wysyczała rozbawiona Bella. – Jesteś próżna jak butelka po imprezie…
Tym razem po drugiej stronie telefonu rozległ się głośny śmiech blondynki.
- Ale i tak mnie kochasz, prawda? – Rosalie nie umiała powstrzymać śmiechu.
- Oczywiście, miłością czystą i niewinną – dodała, wtórując przyjaciółce.
* autor Luciano De Crescenzo |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
bugsbany
Wilkołak
Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 101 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 8:14, 13 Sty 2010 |
|
Nawet nie wiesz jak wielki uśmiech pojawił się na mojej twarzy gdy Edward odmówił tej blond harpii:)))))
Tylko dlaczego zaczął mysleć nad tym co powiedziała wychodząc?..że go zostawiła i wróciła z dzieckiem????? On nie może tak mysleć...muszą dać sobie drugą szansę, każdy na nią zasługuje:)
Czekam na VI rozdział...masz talent, to jest moje ulubione opowiadanie, dzięki niemu czas w pracy szybciej mija:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
tooffi
Nowonarodzony
Dołączył: 08 Sty 2010
Posty: 6 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 8:44, 13 Sty 2010 |
|
Witam,
ja też coś dopiszę tutaj :) ciągle mowie jak bardzo mi się podoba i jak lekko i miło się czyta to co piszesz :) wszystko jest przemyślane i pookładane. A postacie to dorośli ludzie a nie niedojrzałe nastolatki :) chyba dlatego, od razu zwróciłam na to opowiadanie uwagę :) Pięknie opisujesz i kreujesz postacie i to co dzieje się w ich głowach :) wtedy, to co robią i co mówią jakoś tak naturalnie do mnie przemawia.
Bella - świetna kobieta :) W KOŃCU zaradna, samodzielna a nie ciągle nieszczęśliwa sierotka :)
Edward - cudne jego myśli i wewnętrzne walki :)
Emmett - to mój ULUBIENIEC!!!! uwielbiam cię za poczucie humoru, które wkładasz w ta postać :)
Dziękuję ci baaaaaardzo, że mogę czytać to co piszesz i przy okazji troszkę ci pomoc Czasu, pomysłów i wytrwałości :)
buziaki :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Nina=)
Wilkołak
Dołączył: 25 Wrz 2009
Posty: 204 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 17:20, 13 Sty 2010 |
|
Obiecałam, że nie zaniedbam tego opowiadania to jestem!
Rzuciła mi się w oczy pewna zmiana. Bella szaro - niebieskie oczy? A gdzie te duże, brązowe, cudowne itp oczy w których się zatracał Edward?! Matko! I w co bidulek będzie się wpatrywał?! Ech...ciężkie ma życie...wszystko przeciw niemu..;D
Nic więcej nie mówię bo chyba gadam od rzeczy..xD
Weny, weny, weny
Pozdrawiam
Nina=) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Rainwoman
Człowiek
Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 85 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 19 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: południe Polski
|
Wysłany:
Śro 17:34, 13 Sty 2010 |
|
Zgodnie z obietnicą wstawiam kolejny, szósty rozdział i ponownie gorąco zapraszam do czytani :)
Siódmy planuję wstawić najpóźniej w weekend, jak tylko wróci od moich kochanych betujących kobiet : Wyjątkowej i Tooffi, które serdecznie pozdrawiam i ślicznie dziękuję za pomoc :))))
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Obracała w dłoniach jeszcze niemal ciepłe zaproszenia na swoją pierwszą autorską wystawę. Każde, wykonane na czerpanym papierze koloru ecru, zwinięte dodatkowo w rulon, umieszczone było we wnętrzu niedużej tuby wykonanej z twardego kartonu w tym samym kolorze. Treść zaproszenia naniesiona była na rozmyte i niemal wyblakłe tło, którym było jedno ze zdjęć z wystawy – notabene zdjęcie Rosalie, ale nikt poza Bellą o tym nie wiedział i to szalenie ją samą bawiło. Ujęcie wykonane z góry przedstawiało skąpo oświetlone nagie, kobiece ciało zwinięte niczym embrion. Kształtne, drobne kolana przyciągnięte szczupłymi ramionami do pełnych piersi ukazywały gładką i napiętą skórę jędrnych pośladków i lekko zarysowany kształt piersi. Głowa sfotografowanej kobiety była nieco odchylona do tyłu i nie mieściła się cała w kadrze, co było zamysłem artystki. Smukła szyja i część uchwyconej w kadrze twarzy kobiety przesłonięta była kosmykami wilgotnych włosów. Dodatkowym atrybutem był niewielki, ale za to idealnie widoczny tatuaż na wyeksponowanym biodrze kobiety przedstawiający głowę węża, dokładniej kobry, z otwartym pyskiem i zębami jadowymi gotowymi do zadania śmiertelnego ciosu… Bella z rozmarzeniem westchnęła i uśmiechnęła się do siebie. Długo musiała namawiać Rose na tą sesję, ale kiedy jej się to w końcu udało, przyjaciółka pozwoliła jej wyczyniać cuda ze swoim ciałem i całkowicie otwarła się na jej pomysły. Podświadomie czuła, że panna Swan dokładnie wie, czego chce i w każdy możliwy sposób pomagała wydobyć jej ten efekt na zdjęciach. Kiedy następnego dnia oglądały je na laptopie, przyjaciółka była porażona efektem, który wspólnie uzyskały. Niezaprzeczalnym był fakt, że Rosalie była zmysłową i piękną kobietą. Każde z jej zdjęć ukazywało to w innym świetle i fotografka chyba nigdy nie była tak dumna z efektu swojej pracy.
Znowu uśmiechnęła się do swoich myśli, a potem ostrożnie zapakowała do niewielkiej papierowej torby kilka tubek z zaproszeniami i ogarnęła wzrokiem pokój, upewniając się, że wszystko co niezbędne zabrała ze sobą. Teraz czekało ją już tylko rozwiezienie zaproszeń do najważniejszych dla niej gości i mogła już ze skupieniem odliczać dni do otwarcia wystawy…
***
Sięgnęła po jedną z tubek i zgrabnie wyskoczyła z samochodu. Dom Esme, przed którym właśnie zaparkowała, nawet z zewnątrz wydawał się ciepły i życzliwy, tak jak jego właścicielka. Szybkim krokiem pokonała kilka schodów prowadzących do drzwi i wreszcie nacisnęła na dzwonek do drzwi. Była tak zamyślona, że dopiero kiedy dotarł do niej głośny i pełen zdziwienia kobiecy głos wymawiający jej własne imię, zorientowała się, że drzwi zostały otwarte. Zamiast Esme stała w nich jednak młoda, rozbawiona kobieta w ciemnych blond włosach, trochę niedbale złapanych w koński ogon.
- Jess? – Nie wierzyła własnym oczom.
- Witaj, Bella. Zastanawiałam się właśnie, czy nie mam omamów wzrokowych. – Piskliwie roześmiała się dziewczyna, ustępując jej miejsca w drzwiach. Panna Swan od razu weszła i przytuliła szatynkę na powitanie. Zaraz potem coś z impetem wpadło pomiędzy nie, robiąc przy tym niesamowity gwar i hałas.
- Chris, do cholery, co ty wyrabiasz? – z oburzeniem krzyknęła Jessice, łapiąc za ramię niedużego, na oko może sześcioletniego chłopca z krótko przyciętymi włosami w kolorze pszenicy, ubranego w niebieską piżamę.
- To twój? – Bella nie kryła rozbawienia na widok zawstydzonego teraz malca.
- Mhm… to jeden z naszych klonów. – Roześmiała się kobieta na widok swojego dziecka. - Poczekaj, zaraz pewnie zjawi się drugi. Oni zawsze chodzą parami, jak to bliźniacy – dodała nadal rozbawiona. – O proszę, nie mówiłam. Tam jest Justin. – Wskazała palcem na identycznego malca, jak ten, którego nadal trzymała za ramię, z tą tylko różnicą, że ten drugi miał na sobie piżamę w kolorze zielonym i wychylał się z holu.
- Faktycznie, są identyczni – zauważyła Bella z niedowierzaniem. – Nie masz problemu z ich odróżnieniem?
- Powiedzmy. Za to Mike nagminnie ich myli – matka chłopców dodała z westchnieniem, zapraszając dziewczynę w głąb mieszkania.
- Właśnie, co u niego? – zreflektowała się Bella, wchodząc do salonu.
- Nic, to znaczy wszystko po staremu. Nadal prowadzi warsztat samochodowy i jak zawsze namiętnie kibicuje Arsenalowi. – Westchnęła z grymasem. - Jeszcze trochę i pewnie całą trójką będą chodzić na te durne mecze – dodała z parsknięciem.
- Wiesz, podobno mężczyźni rozwijają się do trzeciego roku życia, a potem już tylko rosną –powiedziała Bella z rozbawieniem i usiadła na wolnym fotelu.
- Taaa, coś w tym jest – odparła kobieta i dopiero teraz wypuściła z ręki szamoczącego się przez cały czas synka. - Ale z tego co się dowiedziałam ostatnio, to ty też postawiłaś na zaludnienie świata. – Roześmiała się znowu. – Gdzie masz ten swój mały skarb i ile ona w ogóle ma?
- Renesmee za niecałe pół roku skończy trzy lata, a teraz jest z nianią. Gdybym wiedziała, że cię tu spotkam, to zabrałabym ją ze sobą. Za kilka dni będzie otwarcie wystawy moich zdjęć i w związku tym mam mnóstwo rzeczy do załatwienia. Ciągle się gdzieś przemieszczam. –Przewróciła oczami.
- Mój braciszek coś wspominał. Jak dostanę zaproszenie, to chętnie się wybierzemy – błysnęła zębami w uśmiechu.
- No ba, oczywiście, że dostaniecie. A właśnie, zastałam Esme? – zreflektowała się szybko.
- Nie, ale możliwe, że niedługo wróci. Jeśli masz czas, żeby na nią poczekać, to siadaj, zrobię nam coś do picia.
- Może innym razem, Jess. Mam jeszcze kilka osób do obskoczenia. A właśnie, czekaj idę po zaproszenia, bo mam ich więcej w samochodzie – powiedziała i skierowała się do wąskiego holu.
- To weź trochę więcej, bo z tyłu domu jest jeszcze kilku znajomych. Na pewno będą zainteresowani – Jessica dodała z rozbawieniem.
Kilka minut później Bella stała znowu w salonie z papierową torebką w dłoni i wyciągała z niej kartonowe tubki.
- Proszę, Jess, to zaproszenie dla ciebie i Mike’a. Będzie mi naprawdę bardzo przyjemnie, jeśli znajdziecie czas i przyjdziecie. – Uśmiechnęła się lekko.
- Mnie nie trzeba dwa razy powtarzać – odparła dziewczyna, ostrożnie biorąc w dłoń kartonową tubkę. Chwilę przyglądała się trzymanemu w dłoni przedmiotowi i dopiero po krótkiej instrukcji, dobrała się do jej zawartości. Delikatnie rozwijała papierowy rulon, by zapoznać się z jego treścią.
- Wow… - wyrwało się z jej ust na widok wyglądu i treści zaproszenia.
- Co za wow. – Znajomy męski głos odezwał się nagle z drugiego końca salonu i Bella prawie upuściła z wrażenia torbę z resztą zaproszeń na widok zbliżającego się do nich Edwarda. Ubrany w ciemnoniebieskie jeansy i beżowy golf w grube sploty prezentował się porażająco. Trzydniowy zarost tylko podkreślał jego męski urok. Brązowe, nieposkromione jak zawsze włosy, trochę niedbale zaczesane do góry, sterczały teraz w każdym z możliwych kierunków. Dziewczyna głośno przełknęła ślinę, niczym spragniony człowiek na widok wody i zupełnie umyślnie objechała czubkiem języka wyschnięte wargi.
- Cześć, Bells. – Posłał jej lekki uśmiech i stanął obok kuzynki, przyglądając się trzymanemu przez nią rulonowi.
- Witaj, Edwardzie. – Szatynka czuła, że jej serce niebezpiecznie przyspiesza.
Mężczyzna zapoznawał się z treścią zaproszenia, a w miarę czytania jego zielone oczy stawały się coraz większe i coraz bardziej okrągłe z wrażenia. Kiedy skończył, spojrzał na dziewczynę tak rozbrajająco, że papierowa torebka wylądowała jednak na podłodze. Schylili się po nią oboje i niemal równocześnie po nią sięgnęli. Kiedy Bella poczuła na skórze dotyk jego dłoni, prawie jęknęła i natychmiast cofnęła rękę, w efekcie czego zawartość torebki wyturlała się na dywan. Nie ryzykowała już cielesnego kontaktu z nim i bez słowa przyglądała się, kiedy zbierał kartonowe tubki z podłogi. Podał jej torebkę, zatrzymując jednak jedną z tubek w drugiej ręce. Jego zielone, lekko zmrużone oczy świdrowały ją teraz na wylot, a kąciki ust unosiły się w lekkim uśmiechu.
- Czy mogę się czuć zaproszony? – zapytał tak miękko, że znowu zadrżały jej kolana. Głośno wciągnęła ustami powietrze i przytaknęła głową.
- Oczywiście. Po prostu nie wiedziałam, że tu jesteś. Zaproszenia dla członków zespołu chciałam zostawić u Owena – odpowiedziała z sensem.
- No, to już nie musisz – dodał lekko rozbawiony, po czym odwrócił się za siebie i zawołał kuzyna. Nie musiał dwa razy powtarzać, bo rosły blondyn zjawił się w pokoju niemal natychmiast, zupełnie jakby tylko czekał na wywołanie.
- Ooo, hej, Bells. Co to za zebranie? – Zainteresował się, zbliżając od razu do siostry i kuzyna, po czym zaraz za nim w drzwiach prowadzących na ogród pojawili się jeszcze Jasper i Seth. Kobieta patrzyła na całą czwórkę totalnie oszołomiona.
- Macie tu dzisiaj jakieś tajne zebranie, czy co? Skąd was się tutaj tylu nabrało? – Starała się zatuszować zmieszanie żartem. Jasper posłał jej durny uśmieszek i uściskał ją.
- Zabiliśmy Mike’a i przed chwilą zakopaliśmy go na końcu ogrodu – dodał konspiracyjnie, po czym wybuchnął głośnym śmiechem, widząc jak usta dziewczyny otwierają się z wrażenia.
- Dzięki za pomoc, chłopaki – odezwał się właśnie niedoszły nieboszczyk, wchodząc z ogrodu do salonu. – Hej, Bella, ale niespodzianka. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu, na co wszyscy poza adresatką ryknęli głośnym śmiechem. W końcu ona sama nie była w stanie się od niego powstrzymać. Teraz cała szóstka, z Jessicą włącznie, trzęsła się i krztusiła z rozbawienia.
- Nie widzę w tym nic zabawnego – obruszył się Mike i pokiwał głową z dezaprobatą. - Jess, a gdzie nasz niesforny duet? – Skupił swoją uwagę na rozbawionej małżonce. Jego słowa przyniosły zamierzony skutek. Dziewczyna przestała się śmiać i wykrzywiła usta w niemym grymasie, po czym niemal pobiegła do holu, mamrocząc coś pod nosem.
- Jeśli znowu coś zmajstrowali, to tym razem Esme może nie być tak łagodna jak ostatnio – rzucił Mike w ramach wyjaśnienia, zbliżając się do grupki mężczyzn, niemal z namaszczeniem oglądających zaproszenie na wystawę .
- Co tam macie? – rzucił zaciekawiony, ale gdy tylko docisnął się do obiektu ich zainteresowania, głośno zagwizdał z wrażenia.
- Ja pierdzielę, Bella. To istne dzieło sztuki. – Mlasnął na widok zaproszenia.
- Masz na myśli zaproszenie czy jego zawartość? – odchrząknęła po wyzwalającym wybuchu śmiechu.
- Kobieto, czemu nic nie mówiłaś, że jesteś w posiadaniu takich fotek? – Emmett z niedowierzaniem kręcił głową.
- Jak wam facetom niewiele do szczęścia potrzeba – parsknęła.
- MIKE! – głos Jessici był tak doniosły, że wszyscy drgnęli na jego dźwięk – Chodź tu, bo mnie szlag zaraz trafi.
- Ups, pewnie klony znowu coś zbroiły – zamruczał pod nosem i posłusznie powędrował w kierunku schodów na górę.
- No, no, no. – Jasper sprawiał wrażenie, jakby jego uśmiech obiegał swoją szerokością całą głowę dookoła. Oczy niemal błyszczały ze szczęścia.
- Panowie, żebyśmy mieli jasność, moje zdjęcia to nie żadna pornografia. To sztuka i jeśli macie zamiar ślinić się na ich widok, tak jak teraz, to muszę gruntownie zastanowić się, czy powinnam was tam zaprosić. – Żartem starała się przywołać mężczyzn do porządku.
- To są twoje zdjęcia? – Edward bardzo starał się, żeby zabrzmieć poważnie.
- Mhm… - przytaknęła głową, ale jego tłumiony śmiech uzmysłowił jej, o czym właśnie pomyślał.
- Wszystkie są mojego autorstwa – poprawiła się natychmiast. – Żeby nie było niedomówień.
Mimo iż bardzo się starała, nie zdołała zapanować nad rumieńcami, które wykwitły teraz na jej policzkach. W pośpiechu schyliła głowę, udając, że szuka czegoś w torebce, kryjąc twarz za opadającymi z ramion kasztanowymi włosami. Gdy odrobinę ochłonęła i podniosła do góry głowę, Edward nadal na nią patrzył. W jego oczach nie było już rozbawienia. Te zielone, lekko zwężone i nieodgadnione oczy, powoli ogarniały spojrzeniem całą jej postać, sunąc od czubka głowy, wolno w dół, by za chwilę znowu leniwie wspinać się po jej ciele w górę…
***
Leżał w poprzek łóżka, podparty na łokciu, ze wzrokiem utkwionym w postać Tanyi stojącej w drzwiach łazienki w samym ręczniku. Wiedział, że mówiła coś do niego, słyszał przecież jej głos, ale znużony umysł nie rejestrował już sensu wypowiadanych przez nią słów. Kiedy w końcu trzasnęła mocno drzwiami, opadł plecami na łóżko i mocno naciągnął na siebie kołdrę, zakrywając nią nawet twarz. Jako dziecko myślał, że to najlepszy sposób na nocne potwory, które nawiedzały go w snach. Sądził, że jeśli schowa się pod kołdrę cały i do tego nie będzie się w ogóle poruszał, w końcu senne mary uznają, że go tu wcale nie ma i już nigdy nie będą go nawiedzać…
Czy teraz też śnił koszmar? I kto był w nim potworem? Bella, Tanya, czy on sam? Nie widział Belli przez tydzień i nagle zupełnie niespodziewanie trafił na nią u Esme. Ta dziewczyna przyciągała go jak magnes i to było najbardziej przerażające. Patrząc w jej oczy, dostrzegał tak wiele emocji i był na granicy wytrzymałości. Zamknięcie jej w swoich ramionach wydawało się czymś tak naturalnym jak oddychanie. Czuł, że odmawiając sobie tego, postępuje niemal wbrew naturze. Za każdym razem, gdy zamierzał znowu się do niej zbliżyć, musiał jak mantrę powtarzać sobie w myślach, że ona go nie chce. Przecież zostawiła go, zraniła, porzuciła, prawie zniszczyła… To nadal bolało, zepchnięte w najczarniejszy kąt jego duszy jak na wieczne zesłanie, ale z drugiej strony, odżyło wspomnienie smaku jej ust, dotyku skóry i ciepła oddechu na policzku… Czy kiedyś dowie się wreszcie prawdy, dlaczego to zrobiła i czy zrozumie jej wybór?....
***
Wpatrywała się w sufit salonu całkowicie nieobecnym wzrokiem, odtwarzając w myślach wczorajsze, tak totalnie nieoczekiwane spotkanie z Edwardem. Nie, żeby specjalnie go unikała, ale była na to zupełnie nieprzygotowana i w rezultacie czuła się niepewnie. Tylko czy przy nim można czuć się pewnie, kiedy wwierca się w człowieka tym swoim piorunującym spojrzeniem? Z niebywałym trudem przychodziło jej skupienie się na czymś istotnym, kiedy czuła, że jest tak niebezpiecznie blisko. Niebezpiecznie, bo w zasięgu ramion, a mimo to dalej niż kiedykolwiek wcześniej…
Teraz leżała wyciągnięta na plecach na niedużym dywanie w salonie, a na niej rozbawiona Renesmee, która co rusz podskakiwała radośnie na jej brzuchu. Przy każdym podskoku dziecka, Bella napinała mocno mięśnie brzucha, ochraniając się w ten sposób przed urazem…
- Pogruchotasz matce kości. – Uśmiechała się do pochłoniętego nowym zajęciem dziecka. Dziewczynka jeszcze głośniej zaszczebiotała coś na głos. Przyłożyła głowę do brzucha matki i chwilę leżała spokojnie, ale wtedy dla odmiany odezwał się telefon leżący na stoliku. Nessie zareagowała pierwsza i poderwała się na nóżki.
- Podasz mamusi? – Nie miała ochoty podnosić się z podłogi, a dziewczynka i tak już wzięła aparat do rączek i szła z nim do niej, z zainteresowaniem wpatrując się w drżący od wibracji przedmiot.
- Słucham – odparła przekręcając się dla odmiany na brzuch.
- Masz chwilę? – Od razu rozpoznała Emmetta.
- Jeśli chcesz wpaść, nie ma sprawy, ale na wyciągnięcie mnie z domu nawet nie licz. Jestem dosłownie wykończona. – Westchnęła do słuchawki i zaraz potem jęknęła przygnieciona przez Nessie.
- Co ci się dzieje? – Zainteresował się.
- Nessie wdeptuje mnie w podłogę – jęknęła i zaśmiała się cicho.
- Właściwie chciałem cię tylko o coś zapytać… - dodał ciszej
- Zamieniam się w słuch – podparła się na łokciach.
- Kto to jest Dean?
Bella z niemym rozbawieniem uśmiechnęła się do siebie.
- No, nie wiem czy powinnam…– tajemniczo zawiesiła głos
- Dlaczego? Czy to jakaś tajemnica? – obruszył się. – Po prostu jestem ciekaw, kim on jest…
Miała ochotę parsknąć do słuchawki, bo Emmett milczał chwilę, gryząc się z myślami, jednak nie miała sumienia tak się nad nim znęcać.
- Oj, dobrze… nie bocz się już… - dodała ciepło. – Dean Lazy – przeliterowała wolno – jest wspólnikiem Rosalie. Prowadzą razem dość dużą firmę konsultingową w Los Angeles.
- Mhm… Wspólnik? – upewniał się.
- Tak, Emm, wspólnik – powtórzyła z naciskiem.
- Rozumiem – dodał bez przekonania.
- Poza tym przyjaźnią się od wielu lat… to wszystko. – Bella sięgnęła do tyłu ręką i połaskotała córeczkę, która wierciła się na jej plecach. Dziecko pisnęło radośnie i sturlało się z niej na dywan. Mała ułożyła się na pleckach i zaczęła kołysać z jednego boku na drugi, śpiewnym głosem wołając „mama”.
- Dzięki – wyczuła w jego głosie dziwne rozkojarzenie, jakby mówiąc te słowa, jednocześnie myślał już o czymś zupełnie innym. Uśmiechnęła się do siebie i ucałowała rozbawione dziecko.
- Nie ma za co. Miłego wieczoru - dodała z rozbawieniem.
- Dzięki, pa – usłyszała jeszcze, zanim zakończyła połączenie.
***
Godzina zero zbliżała się w zastraszającym tempie i Bella coraz bardziej nerwowo przechadzała się po sypialni. Do przyjazdu samochodu z szoferem, zamówionego dla niej przez Claire, została jeszcze godzina. Była już umalowana i miała ułożone włosy, które dzisiaj tylko lekko podkręciła, a potem po prostu wyszczotkowała. To dodało jej fryzurze lekkości i puszystości. Ciemny grafitowy cień na powiekach idealnie podkreślał jej szaroniebieskie oczy, dodając im blasku i zmysłowości, a ładnie wydłużone czarnym tuszem rzęsy sprawiały, że jej oczy naprawdę przykuwały uwagę. Całości dopełniała uszyta z czarnej tafty sukienka bez ramiączek, która idealnie dopasowana u góry, rozszerzała się lekko ku dołowi i kończyła przed kolanem. Przysłowiową kropkę nad „i” stanowiły satynowe buty na szpilce, które sprawiały, że jej szczupłe nogi w połyskliwych cielistych pończochach wyglądały naprawdę ponętnie. Sama przed sobą musiała przyznać, że tak ubrana, czuła się naprawdę kobieco i seksownie. Po części czuła się do tego zobligowana tematem swojej wystawy, ale… gdzieś tam w głębi serca chciała również, aby Edward zapragnął jej na nowo albo przynajmniej zatęsknił za tym, jak było między nimi kiedyś.
Nie spodziewała się, że przyjdzie sam. Tanya z pewnością będzie mu towarzyszyć i jak lwica bronić dostępu do niego. Chociaż naprawdę jej nie lubiła, doskonale rozumiała, ale tym samym miała świadomość, że zazdrość Tanyi daje jej niewielką przewagę. Jeśli bowiem była o niego zazdrosna, pozwalało to przypuszczać, że właśnie ona była tą bardziej zaangażowaną stroną w tym związku…
***
Wtulona w bardzo krótkie, sztuczne czarne futerko, gustownie zgrane z resztą stroju, siedziała na tylnym fotelu podesłanego przez Claire Rainwood samochodu i od dobrych kilku minut wpatrywała się w rozświetlone okna jej galerii. Nawet stąd widziała, że jest już sporo gości i… wahała się. Szofer tylko raz przypomniał jej o tym, że znajdują się na miejscu i taktownie zamilkł. Nie rozumiejąc, dlaczego, nagle jej serce przyspieszyło jak szalone, niemal pozbawiając ją oddechu. Dobrą chwilę trwało, zanim zdołała je uspokoić i postanowiła w końcu chwycić byka za rogi. Realizowało się jedno z marzeń. To był jej czas. Czas radości i spełnienia… Głęboko wciągnęła w płuca zimne wieczorne powietrze i powoli uniosła kąciki ust w delikatnym uśmiechu. Claire musiała w końcu dostrzec ją przez okno albo też zaniepokojony jej zachowaniem szofer sam dał znać, że samochód już od dawna czeka przed galerią. W efekcie wysoka, krotko przystrzyżona blondynka zmierzała ku niej energicznym krokiem z ciepłym uśmiechem na ustach.
- Potrzebujesz zachęty, kochana? – Zajrzała jej ciekawie w oczy, a potem ujęła pod ramię.
- Chodź, powinnyśmy zacząć – dodała ciepło i delikatnie, aczkolwiek stanowczo i pociągnęła w stronę coraz bardziej zatłoczonego lokalu…
- Kochani, czas przedstawić sprawczynię tego całego zamieszania. – Charyzmatyczny głos Claire ściągnął spojrzenia zebranych w galerii ludzi na Bellę, którą jak na umówiony sygnał oświetlił dodatkowy reflektor umieszczony pod sufitem. Dziewczyna zaskoczona tak ostrym światłem, szybko zaczęła mrugać, żeby przyzwyczaić wzrok. Po krótkiej chwili wyprostowała się jednak dumnie i rozchyliła usta w uśmiechu.
- Przed państwem panna Isabella Swan – autorka wszystkich wystawionych tu dzisiaj fotografii i pomysłodawczyni całego projektu o wymownej nazwie „Magia zaklęta w ciele kobiety” – zakończyła Claire, a salę wypełniły entuzjastyczne brawa. Artystka skromnie dygnęła i kilkakrotnie pochyliła głowę w ukłonie podziękowania. Jej niedawne wahanie i niepewność, ustąpiły teraz miejsca dumie i zadowoleniu z własnej pracy. Tak, w tej chwili poczuła się spełniona… Zawodowo spełniona…
***
Bardzo chciał podejść do Belli i pogratulować świetnych zdjęć, ale przez cały czas ktoś do niej podchodził i zajmował rozmową. Chociaż stał w przeciwległym kącie galerii, z uwagi na swój słuszny wzrost mógł bez problemu ją obserwować. Tanya nieustannie kręciła się w pobliżu, komentując pod nosem umieszczone w dużych antyramach czarno-białe zdjęcia. Na części z nich przedstawiona była najwidoczniej jedna i ta sama modelka, którą można było rozpoznać po charakterystycznym tatuażu w kształcie głowy kobry. Fotografie przykuwały spojrzenia, a przedstawione na nich kobiety były tylko pozornie obnażone. Niezaprzeczalnie każda z modelek była naga, ale umiejętne operowanie przez fotografa światłem i cieniem wydobywało jedynie zarysy sylwetek, łagodne linie ich ciał albo załamania skóry. Zdjęcia były jednocześnie intymne i śmiałe.
- Jak sądzisz, czy ona jest na którymś z nich? – Szczupła blondynka poprawiła cienkie ramiączko kremowej sukienki i przylgnęła do niego, szepcząc do ucha. Odruchowo położył jej dłoń na plecach, po czym odchrząknął i spojrzał na nią przytomniej.
- Tylko to cię interesuje? To dlatego chciałaś tu ze mną przyjść? – zapytał, z niedowierzaniem kręcąc głową. - Tu nie chodzi o nią, tylko o to, jak subtelnie potrafi przedstawić nagość i piękno kobiecego ciała – odpowiedział po krótkim namyśle. – Nawet ty musisz przyznać, że jej zdjęcia robią wrażenie.
Tanya w skupieniu mierzyła go poważnym spojrzeniem, by po chwili wyplątać się z objęcia i sięgnąć po następny kieliszek szampana. Kelner po raz kolejny wolno przepłynął między gości z tacą gęsto zastawioną kieliszkami wypełnionymi złocistym płynem.
- Cześć, Edward, witaj Tanyu. – Głos Emmetta przerwał to napięcie między nimi. Uścisnął dłoń kuzyna i znowu rozejrzał się uważnie wśród zebranych. Kobieta z pustym już kieliszkiem wyminęła go zgrabnie i wymieszała z gośćmi.
- Jak myślisz, czy te zdjęcia można kupić? – Potężny blondyn niemal z rozmarzeniem rozglądał się po wyeksponowanych fotografiach. – Nie ukrywam, wszystkie są niesamowite, ale to z zaproszenia jest obłędne… - Uśmiechnął się lekko.
- Przypuszczam, że tak, ale chyba powinieneś zagadnąć właścicielkę galerii – zauważył Edward i znowu lekko wspiął się na palce, żeby zlokalizować w tłumie Bellę. Nadal z kimś rozmawiała, uśmiechając się ciepło.
***
- Przynieść ci coś do picia? – Claire z troską złowiła jej spojrzenie.
- Mhm, to dobry pomysł. Już dawno nie wypowiedziałam tylu słów w tak krótkim czasie. – Bella uśmiechnęła się krzywo. – Okropnie zaschło mi w gardle – dodała i jakby na dowód tego, z trudem przełknęła ślinę, jednocześnie przesuwając dłonią po szyi.
- Daj mi chwilkę. Pójdę po wodę. – Blondynka położyła rękę na jej ramieniu i uspokajająco uścisnęła. Dziewczyna tylko skinęła głową, po czym rozejrzała się uważnie po zebranych, szukając wzrokiem znajomych twarzy. Musieli tu być, ale jak dotąd nikt z jej przyjaciół nie podszedł do niej jeszcze i była tym faktem trochę zaniepokojona.
- Przepraszam, czy mogłaby pani poświęcić mi kilka minut? – Łagodny, męski głos za plecami sprowadził ją na ziemię. Odwróciła się i natrafiła na zaciekawione spojrzenie nieznajomego, młodego mężczyzny z dyktafonem w dłoni. Ten widok sprawił, że kąciki jej ust nieznacznie opadły, a ona sama westchnęła cicho.
- Proszę mi wybaczyć, ale muszę pilnie porozmawiać z panią Rainwood – skłamała szybko, zgrabnie wycofując się w stronę wąskich drzwi do biura agentki. – Wrócimy do rozmowy później. – Posłała zaskoczonemu mężczyźnie przepraszający uśmiech i po prostu weszła do biura Claire. Dopiero kiedy zamknęła za sobą drzwi, odetchnęła z nieukrywaną ulgą. Zdążyła odejść od nich i opaść na jeden z miękkich skórzanych foteli, kiedy drzwi ponownie otworzyły się i do pomieszczenia wszedł uśmiechnięty Emmett, a zaraz za nim wślizgnął się Mike. Obaj, odświętnie ubrani w garnitury i jasne koszule, prezentowali się naprawdę elegancko.
- No wreszcie – sapnęła z radością, wstając i bez protestów pozwoliła się im wyściskać. - I co powiecie? – Niepewnie przenosiła spojrzenie z Emmetta na Mike’a i odwrotnie.
- Jak to co? Nie da się ukryć, masz talent dziewczyno. – Tubalny śmiech solidnie zbudowanego blondyna rozładował napięcie.
- Szczęka opada, bez dwóch zdań – dodał lekko zaróżowiony na twarzy Mike.
- A gdzie masz żonę? Chyba nie uziemiłeś jej w domu z bąblami? – niepewnie zawiesiła głos.
- Och, Bells, nie znasz Jessici? Jest tutaj, tylko … - urwał nagle, próbując dobrać odpowiednie słowa, kiedy uratował go własny szwagier.
- Tanya wypiła za dużo szampana i jest, że tak to łagodnie ujmę, lekko wstawiona – dokończył za Mike’a nadal rozbawiony. – Najwyraźniej twój sukces ją przygniótł.
Bella nawet nie starała się ukryć uśmiechu, jaki wywołały słowa przyjaciela.
- No dobrze, ale dlaczego Jess się nią zajmuje? Skoro przyszła z Edwardem, to chyba on powinien… - Nie zdążyła dokończyć, bo nagle z impetem otworzyły się drzwi i stanęła w nich Tanya we własnej osobie.
- Noooo, teraz już wiem, gdzie się wszyscy ukryliście – zagrzmiała, mierząc Bellę wzrokiem. Na te słowa natychmiast została popchnięta w głąb pokoju, a za jej plecami pojawiła się Jessica, której twarz była w tej chwili równie czerwona jak jej efektowna suknia. Głośno fuknęła i wściekła jak osa natychmiast zamknęła drzwi.
- Idź, poszukaj Edwarda. Dłużej nie będę jej niańczyć – rzuciła sucho do męża i jeszcze raz popchnęła blondynkę w kierunku wolnego fotela, zmuszając ją tym do gwałtownego klapnięcia na miękki mebel. Mike sprytnie wyślizgnął się z biura, na chwilę wypełniając go gwarem rozmów z galerii. Dopiero teraz Bella dostrzegła, że blondynka, ubrana w wąską, beżową sukienkę, błędnie wodziła wzrokiem po zebranych w pokoju osobach. Kiedy namierzyła ją wreszcie spojrzeniem, od razu podniosła się i lekko chwiejnym krokiem podeszła bliżej.
- Myślisz, że możesz bawić się ludźmi? – wysyczała groźnie, mrużąc oczy. Szatynka instynktownie zrobiła krok w tył, zaskoczona takim zachowaniem, ale po chwili odzyskała pewność siebie.
- Powinnaś się trochę przewietrzyć. Szampan wyraźnie ci nie służy – odparła ze spokojem.
- Najpierw go rzucasz… a potem robisz te swoje maślane oczy… - Blondynka niemal z obrzydzeniem cedziła słowa, nie spuszczając wzroku z dziewczyny w czarnej sukience.
- Tanya, daj spokój. Wygadujesz bzdury, a jutro, jak dojdziesz do siebie, będzie ci po prostu głupio. – Emmett próbował delikatnie odciągnąć ją od przyjaciółki i jakoś zatuszować tą niezręczną sytuację. Dziewczyna jednak wyszarpnęła się stanowczo z jego uchwytu i ponownie doskoczyła do swojej ofiary.
- Szukasz nowego tatusia dla swojego bachora? – rozchyliła usta w triumfalnym uśmiechu. Wiedziała, że teraz trafiła celnie. To musiało zaboleć. Bella prawie przestała oddychać z wrażenia.
- Uspokój się. – Niewiadomo skąd, obok Tanyi wyrósł nagle Edward i chwycił ją za ramiona, odciągając od zaskoczonej szatynki i zwracając twarzą ku sobie. Gniew malujący się w jego oczach był przerażający.
- Czy ty w ogóle słyszysz, co mówisz? – ryknął wściekle, potrząsając nią jak szmacianą lalką. W tym samym czasie Emmett zagarnął przyjaciółkę ramieniem i swoim ciałem odgrodził ją od pijanej blondynki. Dziewczyna milczała, zbyt zszokowana tym, co przed chwilą zaszło. Choć jej twarz wyrażała jedynie konsternację, oczy przesłoniła nagle gęsta mgła, a zbierające się w nich łzy wypłynęły wąską stróżką na policzki.
- Cholera, Tanya, co ty odpieprzasz? – Jessica doskoczyła do wyraźnie zadowolonej z siebie prowokatorki i gestykulowała nerwowo przed jej twarzą. – Jesteś zwykłą suką – dodała z odrazą.
- Zabierz ją stąd, zanim zrobię jej krzywdę – syknęła do Edwarda, który z niemym wyrazem bólu w oczach, próbował dojrzeć Bellę, ale ta, ukryta za muskularnym ciałem kuzyna, była dla niego niewidoczna.
- Czy ktoś może mi powiedzieć, co się tutaj dzieje? – Wzburzony głos Claire Rainwood stojącej w progu biura sprawił, że niemal wszyscy zwrócili na nią oczy. Weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi, mierząc wszystkich zebranych surowym wzrokiem.
- Gdzie jest Bella? – zapytała krótko. Emmett westchnął i zrobił krok w bok, odsłaniając postać drobnej dziewczyny w czarnej sukience. Na jej twarzy nie było żadnego grymasu, wydawała się wręcz nieruchoma. Oczy utkwione gdzieś przed siebie, zdawały się niczego nie widzieć, ale nadal płynęły z nich łzy. Claire z niepokojem zbliżyła się do niej i próbując zwrócić na siebie uwagę, potarła dłonią jej nagie ramię.
- Bardzo proszę wszystkich o opuszczenie mojego biura – powiedziała stanowczym tonem. Jessica zareagowała jako pierwsza. Ujęła wyciągniętą dłoń męża i zbliżyła się do drzwi. Edward nawet nie drgnął. Stał w miejscu z dłonią złożoną w pięść i nerwowo poruszał mięśniami zaciśniętej szczęki. Odczuwał niemal fizyczny ból, widząc bezgłośne cierpienie swojej byłej dziewczyny. Chciał coś zrobić, dać jej jakiś znak, przycisnąć do siebie i przepraszać, ale miotał się niczym dzikie zwierzę złapane do klatki. Nagle ogarnął go niemal paniczny strach o nią. Wyglądała przerażająco, jak katatonik w trakcie napadu. Nie reagowała na nic i niemal nie oddychała, a jej oczy były puste i nieobecne.
- Bella – drżącym głosem wymówił wreszcie jej imię, ale Jessica pociągnęła go za rękaw marynarki w stronę drzwi.
- Daj spokój, Edward, nie teraz – powstrzymała go. Wtedy dziewczyna drgnęła nagle, a zaraz potem poruszyła się. Zamrugała powiekami i spojrzała w stronę stojącego obok potężnego blondyna. Ich oczy spotkały się na moment.
- Zabierz mnie stąd, proszę – wyszeptała błagalnie, znowu chowając się w jego bezpiecznych ramionach i dopiero wtedy cicho załkała. Jej ciałem wstrząsnął szloch, na dźwięk którego stojący blisko drzwi Edward jeszcze mocniej zacisnął szczękę. Emmett mocno przytulił dziewczynę do siebie.
- Czy jest stąd jakieś inne wyjście? – Ton jego głosu powstrzymał Claire, która już zamierzała coś powiedzieć. Westchnęła tylko ciężko i wskazała na ciemne, wąskie drzwi za swoimi plecami. Bez słowa sięgnęła po futerko Belli leżące na oparciu krzesła i podała je mężczyźnie. Ten ostrożnie okrył nim dziewczynę i nadal przyciskając ją do siebie, ruszył we wskazanym kierunku. Wszyscy milczeli. Kiedy tych dwoje wyszło, Edward gwałtownie podniósł do góry rękę i zamachnął się na oprzytomniałą nagle Tanyię, ale przerażenie w jej oczach w porę zdołało go powstrzymać. Bezsilnie opuścił rękę i chwilę mierzył ją pełnym gniewu spojrzeniem. W końcu bez słowa wyminął i prawie wybiegł z pokoju. Jessica i Mike wyszli zaraz za nim. Blondynka, która wyglądała teraz na całkowicie trzeźwą i świadomą, skrzyżowała ręce przed sobą i nerwowo pocierała ramiona.
- Czy możesz mi powiedzieć, co się tutaj stało? – Claire patrzyła na nią gniewnie.
- Ja…ja… lepiej już pójdę – wydukała tylko drżącym głosem i wybiegła.
Claire zrezygnowana opadła na fotel…
***
Nadal siedział w samochodzie, choć od mieszkania dzieliło go zaledwie kilka metrów. Drżał na całym ciele, ale nie był pewien, czy dzieje się tak z zimna, czy też ze wzburzenia. Tak niewiele brakowało, żeby uderzył dzisiaj kobietę. Nigdy mu się to nie zdarzyło, a dzisiaj… Był tak blisko i czuł się jak degenerat, wręcz furiat, który nie ma władzy nad swoim ciałem i umysłem. Czy przekroczył właśnie tę niewidzialną granicę, zza której nie ma już powrotu? Zastanawiał się, jak mógł do tego dopuścić. Chyba nigdy nie czuł się tak podle i zarazem bezsilnie, jak dziś wieczorem w galerii. Długo czekał, żeby trafić na moment, w którym będzie wreszcie sama. Chciał wyrazić swój zachwyt jej pracami, pochwalić talent, a zamiast tego stał się uczestnikiem poniżenia. Powinna być duma i szczęśliwa. To był JEJ wieczór, JEJ nagroda. Tymczasem przez zazdrosną dziewczynę uciekała we łzach jak zaszczute zwierzę. Na to wspomnienie znowu zacisnął mocniej szczękę. Jeśli zareagował tak na słowa Tanyi, to co zrobiłby, gdyby na przykład wymierzyła Belli policzek? Co się z nim działo, że nie potrafił racjonalnie myśleć, kiedy chodziło o nią? Tak długo walczył, by zapomnieć. Tak bardzo starał się pójść dalej, a tymczasem wcale nie odszedł daleko. Kręcił się w kółko jak pies goniący swój własny ogon…
***
Emmett nerwowo stukał nogą w podłogę, czekając, aż Bella zejdzie na dół. Chociaż nalegała, aby wracał do domu i zapewniała, że wszystko z nią w porządku, postanowił zostać trochę dłużej. Kiedy po długiej chwili zeszła wreszcie na dół, nie było już śladu po jej wieczorowej kreacji. Teraz miała na sobie jasne jeansy i luźną, niebieską bluzę z kapturem, dużo za dużą, jakby chciała się w niej schować. Złapane w koński ogon kasztanowe włosy tylko uwidaczniały jej szczupłą, dziewczęcą twarz. Z wyraźną ulgą opadła na kanapę obok niego i podciągnęła kolana pod brodę, obejmując je rękami. Wydawała się spokojna i opanowana.
- Napijemy się czegoś ciepłego? – zapytała, klepiąc go w ramię. Przytaknął głową i zgodnie przeszli do kuchni.
Siedzieli teraz przy stole, pochyleni nad parującymi kubkami z herbatą. Każde skupione na swoich myślach. Ta cisza między nimi była kojąca.
- Jest już późno, Emm – odezwała się pierwsza. – Powinieneś wracać do domu. Inaczej będziesz jutro wyglądał jak zombie. – Uniosła kąciki ust w nieśmiałym uśmiechu.
Przytrzymał ją spojrzeniem i sam odpowiedział tym samym.
- Dobrze. – Podniósł się i zasunął za sobą krzesło. Nie czekał, aż za nim pójdzie.
- Dobrano Bells – usłyszała jego głos z holu, a potem już tylko dźwięk zamykanych drzwi. Dopiero za moment wyszła, żeby przekręcić zamek w drzwiach. Zgasiła światła w holu i salonie i powoli wspięła się po schodach. Cichutko otworzyła drzwi do pokoju córeczki i podeszła do jej łóżeczka. Renesmee spała niespokojnie, wierciła się, rozkopując nóżkami kołderkę. Bella poprawiła ją i delikatnie nakryła dziecko. Z uwagą przyglądała się dziewczynce, by w końcu dotknąć jej główki. Była ciepła. Za ciepła i do tego wilgotna od potu. Niepokój wypełnił serce matki… |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Rainwoman dnia Śro 17:35, 13 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
izka89
Człowiek
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 82 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 18:49, 13 Sty 2010 |
|
masz niesamowite tempo i to jest boskie! Opowiadanie coraz bardziej mnie wciąga i buduje napięcie... Tanyę mam ochotę zabić a Edwarda mi po prostu szkoda... biedy ciągle się zadręcza, nie wie czemu Bella go opuściła... a ona sama nie potrafi się przyznać... To takie smutne :( Mam tylko nadzieję że Nessie nie bedzie nic powaznego.. chociaz wtedy pewnie doszloby do powaznej rozmowy z Edwardem itp...
Naprawdę piękne opowiadanie :) Gratuluje |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
bugsbany
Wilkołak
Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 101 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 20:17, 13 Sty 2010 |
|
Jestem w szoku........to był Belli wieczór a ta blond wydra go zepsuła. I na dodatek Nessi chora....i Edward....Kobieto! ty to wiesz jak trzymać ludzi w napięciu:)) Czekam z niecierpliwością na 7 rozdział.....weny życzę i pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Czw 11:14, 14 Sty 2010 |
|
siedzę i ryczę... moj chłopak się zaczął martwić... no a ja nie mogę się opanowac...
świetnie wywazyłaś całość - nie jest kiczowato łzawe... nie jest... za bardzo anie za mało... jest w sam raz... nie opisujesz uczuć dosłownie... sugerujesz tylko i insynuujesz, co bardzo mi odpowiada... do tego pozwalasz wczuć się wszystkim swoim czytelnikom w skomplikowaną sytuację i dzięki temu większość traktuje to tak dosłownie (rzadko się wzruszam, równie rzadko można mnie porwać... - tobie się niezaprzeczalnie udaje)...
dziękuję za wzruszenia, których mi dostarczasz...
pozdrawia
kirke,
która ociera niejedną łzę |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Viv
Dobry wampir
Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 1120 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 103 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z 44 wysp
|
Wysłany:
Czw 13:10, 14 Sty 2010 |
|
Dawno mnie tu nie było , a tu aż tyle rozdziałów !
Po pierwsze podoba mi sie , że przedstawiasz swoich bohaterów jako dorosłych ludzi z poważnymi problemami . Takich opowieści o nastolatkach jak piją , przeklinają jest coraz więcej , a takich ciekawie napisanych "dorosłych" ciężko znalezć .
Po drugie cieszy mnie , że nie skupiasz się tylko na Belli i Edwardzie , ale umiesz ciekawie pociagnąć inne wątki , ładnie je wplatasz w sytuacje . To sprawia , że twoja historia jest jeszcze ciekawsza .
Po trzecie nie zrobiłaś z Jessici pustej blondynki , napolonej na każdego faceta , u ciebie jest uroczą dziewczyną i nawet mamą (chyba pierwszy raz o tym czytam).
Po czwarte twoi bohaterowie poza imionami nie mają chyba nic wspólego z sagą . Każda osoba jest inna , nie ma Rose -suki , Belli-niezdary , Alice-zakupoholiczki , no moze Emmet trochę sie wyłamał bo ciagle mu laski w głowie .
Ogólnie bardzo , bardzo mi się podoba . Masz świetny pomysł i umiesz to wykorzystać . Umiesz zaintrygować czytelnika i sprawić , że się wzruszy , uroni łezkę , rozbawi a i wkurzy czasami .
Pozdrawiam i naprawdę czekam na więcej ! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
justynka0122
Nowonarodzony
Dołączył: 15 Cze 2009
Posty: 3 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Łóź
|
Wysłany:
Czw 15:34, 14 Sty 2010 |
|
No po prostu cudo :) akcja rozwija się bardzo ciekawie. Mam nadzieje że szybko będzie następny rozdział bo bardzo się wciągnęłam w to opowiadanie :) Jest jedno z lepszych jakie czytałam . Zycze dużoo weny. Pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aurora Rosa
Dobry wampir
Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 54 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki
|
Wysłany:
Sob 17:40, 16 Sty 2010 |
|
Czytam to opowiadanie od czasu, gdy pojawił się pierwszy rozdział ale jakoś nie miałam natchnienia na komentarz.
Na początku obawiałam się, że będzie podobne do tych, które już czytałam. Ed gwiazda rocka, Bella dawna miłość, która postawiła na karierę. Szczerze? Bałam się, że powielisz jeden ze schematów na ff.
Ale mam zwyczaj oceniać coś dopiero po kolejnym rozdziale i decydować czy będę czytać dalej.
I to opowiadanie mnie oczarowało. Stworzyłaś fenomenalną chemię między Edwardem i Bellą. Postacie są genialnie skonstruowane. Nie są płaskie i bez wyrazu. Każdy z nich ma charakter, nie jest bezbarwny. Nawet Seth, który pojawił się przelotnie, zaznaczył subtelnie swoja obezność.
Masz u mnie także ogromnego plusa za oryginalność Nie zrobiłaś wrednej suki/małpy/zołzy (niewłaściwe skreślić) z Jess podobnie Mike Newton. Aż mi sie miło zrobiło, gdy czytałam, że są przyjaciółmi z Bells i resztą zespołu. W większości opowiadań są negatynymi postaciami. Ktoś musi taki być aby opowiadanie było ciekawe a tym razem padło na Tanyę. Bywa.
Uwielbiam twojego Emmetta jest bardzo opiekuńczy w stosunku do Belli, jest ciepłym, fajnym facetem. Choć mam nadzieję, że "nie pojedziesz po standardzie" i utrudnisz troszeczkę drogę do happy endu Emma i Rose. Żeby nie było slodko i mdławo. Choc z twoim wyczuciem nie powinnam się o to martwić.
Fajnie, że pojawiła się Alice. Nie przypominam sobie opowiadania innego niż Dance Your Life, gdzie byłaby tancerką. Zwykle jest projektantką/stylistką/zakupoholiczką, więc też masz u mnie plusa.
Oj, nazbierało się tych plusów. Ale tak powinno być. Co jakiś czas pojawia się opowiadanie, które mnie wciąga i pochłania a twoje do takich należy.
Sama jestem fotografem amatorem, więc odnajduję w Belli wiele moich własnych pasji. Wchodzenie na stos pudeł, by zrobić dobre zdjęcie to pikuś Kilka cech też by się znalazło. Może dlatego poczułam, że ta postać w twoim opowiadaniu jest mi tak dziwnie bliska.
Mam nadzieję, że masz jeszcze wiele pomysłów na to opowiadanie, bo piszesz w bardzo dobrym stylu. I szkoda by było zbyt szybko je zakończyć. Piszesz lekko, nie męczysz czytelnika niepotrzebnymi opisami czy dialogami "na siłę". Wszystko jest świetnie wyważone, subtelne, delikatne. Naprawdę świetna robota. Poza tym uwielbiam długie rozdziały
Życzę weny, natchnienia i radości z pisania. Bo swoim czytelnikom sprawiasz ogromna frajdę tym opowiadaniem.
A ja jeszcze tu wrócę
Aurora
P.S.
To chyba mój najdłuższy komentarz do opowiadania na tym forum |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aurora Rosa dnia Sob 17:45, 16 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
BajaBella
Moderator
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 219 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu
|
Wysłany:
Sob 18:46, 16 Sty 2010 |
|
O, kurcze, a ja zobaczyłam dopiero dziś, że dodałaś następny rozdział. Gapa ze mnie.
Jak zawsze czytało mi się świetnie. Bardzo lubię Twój styl, jest taki lekki, prosty a przy tym potrafisz przekazać słowem pisanym niesamowite emocje, bez zbędnego "cukrzenia" i naciąganej wzniosłości.
Jak wspominałam już wcześniej, uwiódł mnie Twój Emmett a z każdym kolejnym rozdziałem ubóstwiam go coraz bardziej. Taki kumpel to majątek! Edzia mi na razie nie szkoda, niech chwilę pocierpi i poanalizuje swoje postępowanie. Faceci mają tendencję do zwalania winy na płeć przeciwną. Bells go kilka lat temu zostawiła, dobra, ale nie przyjdzie mu do głowy poszukać przyczyny tego faktu w samym sobie.
No i świetna kreacja Tanyi. Opisałaś jej zachowanie tak realistycznie, że sama miałam ochotę zadusić kobietę własnymi rękami. Niewybredne epitety same mi się cisnęły na język.
Ponadto wielkie dzięki za dodawanie rozdziałów w takim tempie.
Zdecydowanie czekam na dalszy rozwój wydarzeń. Ciekawi mnie też czy masz zamiar umieścić w nim ponownie Jake’a? Mógłby sporo namieszać.
Dzięki za naprawdę dobry ff.
Pozdrawiam, BB. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Rainwoman
Człowiek
Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 85 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 19 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: południe Polski
|
Wysłany:
Nie 18:53, 17 Sty 2010 |
|
Obiecany rozdział siódmy. Mam nadzieję, że również przypadnie wam do gustu i nie zawiedzie. Pozdrawiam i zapraszam do czytania. :)
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Obudził go dzwonek telefonu, ale chwilę trwało, zanim zlokalizował miejsce, gdzie leżał aparat. Kiedy dzwonek niespodziewanie ucichł, znowu naciągnął kołdrę na głowę. Nie było mu jednak dane zasnąć ponownie, bo telefon od nowa zaczął wygrywać psychodeliczną, głośną muzyczkę. Wychylił się spod kołdry i zaklął.
W końcu przekręcił się na bok i przysunął na krawędź łóżka. Znalazł źródło nieznośnego dźwięku i sięgnął płytko pod łóżko wydobywając spod niego wibrujący
i ciągle dzwoniący telefon.
- Tak? – Edward westchnął zrezygnowany
- No, wreszcie. – Głos menadżera był zniecierpliwiony. – Jeśli miałeś plany, to musisz je zmienić i przywlec swój chudy tyłek do mojego biura… Mamy mały problem i musimy pogadać – rzucił krótko, nie dając mu czasu na reakcję, po czym się rozłączył.
Cullen zupełnie skołowany słowami Owena opadł bezwładnie na plecy.
- Ciekawe, co tym razem? – mruknął pod nosem, zwlekając się w końcu z łóżka
i zmierzając do łazienki…
***
Drgnęła niespokojnie wybudzając się i wreszcie otworzyła oczy. Zsunęła z ramion ciepły welurowy koc i badawczo rozejrzała się po pokoju. Przysłonięte rolety broniły pomieszczenie przed dostępem ostrego, dziennego światła. Nagle oprzytomniała
i poderwała się z fotela, prawie upadając na zdrętwiałych od snu nogach.
- Spokojnie, mała śpi – usłyszała głos Louise, opiekunki Renesmee. Podniosła się
i spojrzała na nią zdezorientowana. Kobieta uśmiechała się do niej ciepło.
- Gorączka spadła. Leki zadziałały – dodała miękko, wskazując ręką na śpiące
w łóżeczku dziecko. Bella powędrowała wzrokiem za jej ręką i zupełnie bezwiednie uśmiechnęła się na widok łagodnej, lekko zaróżowionej twarzy swojej córeczki. Jasne, podkręcające się blond włoski ułożone wokół buzi Renesmee, przywołały
w wyobraźni matki obrazy ślicznych, roześmianych aniołków… Tak, jej córeczka była dla niej takim aniołkiem. Każdego dnia dziękowała za cud jej istnienia…
- Zaparzyłam właśnie kawę. Proszę zejść na dół i zjeść coś – dodała ciepło nieduża blondynka z seksownym pieprzykiem koło nosa. Panna Swan skinęła lekko głową i cicho westchnęła.
Kiedy chwilę potem siedziała już w kuchni popijając drobnymi łykami gorącą kawę, czuła, jak w jej ciele powraca krążenie. Spojrzała na zegar zawieszony nad stołem
i rozchyliła usta zaskoczona godziną, którą wskazywał.
- Zupełnie straciłam poczucie czasu. Dopiero teraz dotarło do mnie jak jest już późno - zagadnęła, kiedy opiekunka weszła do kuchni, siadając naprzeciw niej przy stole.
- Nic dziwnego. Nie spała pani całą noc – odpowiedziała sięgając po filiżankę
i napełniła ją ciemnym płynem.
– Dobrze, że lekarz tak szybko przyjechał. Do rana byłoby z nią dużo gorzej.
- To prawda – odchrząknęła młoda mama. – Muszę do niego później zadzwonić
i podziękować, za tak szybką pomoc.
- Nie trzeba. Obiecał zajrzeć tu wieczorem, żeby sprawdzić czy z małą wszystko
w porządku. – Opiekunka przechyliła filiżankę połykając ciepły, aromatyczny płyn.
- Loiuse. – Spojrzała na kobietę wdzięcznym wzrokiem – Dziękuję, że zostałaś…
że mogę na ciebie liczyć.
- Nie ma, za co. Miło jest czuć się potrzebnym – uśmiechnęła się ciepło i pogładziła dziewczynę po dłoni.
- Bella – odpowiedziała z uśmiechem. – Mów mi po prostu Bella. W końcu jesteś niemal jak członek rodziny i opiekujesz się moim największym skarbem. Miałam szczęście, że na ciebie trafiłam – dodała z przekonaniem i uśmiechnęła się jeszcze szerzej…
***
Edward zaciągnął się zapachem świeżej kawy a potem przystawił kubek do ust
i zaczerpnął łyka.
- Powiesz mi wreszcie, o co chodzi? To miłe, że poczęstowałeś mnie taką pyszną kawą, ale chyba nie po to mnie tu ściągnąłeś? – ziewnął, po czym skupił trochę zdegustowane spojrzenie na ciemnoskórym mężczyźnie pochłoniętym czytaniem gazety. Owen podniósł głowę znad gazety i ich spojrzenia spotkały się.
- Posłuchaj, coś ci przeczytam – odparł, po czym odchylił się na krześle i ujął w dłoń gazetę, przenosząc na nią wzrok.
„Ta młoda i nieznana dotąd w szerszych kręgach artystka, na swoim wczorajszym wernisażu w galerii Claire Rainwood udowodniła po raz kolejny znaną powszechnie prawdę, jakim cudem natury jest ludzkie ciało, kobiece ciało.(…) Subtelność wystawionych zdjęć i ich niewątpliwie intymny charakter oczarował, chyba każdego
z uczestników wystawy. Bohaterki jej fotografii sprawiły, że tego wieczoru nagie kobiece ciało przestało być postrzegane wyłącznie, jako obiekt seksualnych rządzy
i pragnień (…) Zdjęcia Izabelli Swan obudziły w nas uśpioną potrzebę czułości
i bliskości z drugim człowiekiem. „
Owen skończył i znowu wlepił wzrok w młodego mężczyznę.
- Całkiem dobra recenzja i wcale mnie to nie dziwi. Byłem tam przecież wczoraj. Jestem pod takim samym wrażeniem tej wystawy jak autor tego artykułu – dodał znowu, przechylając kubek i zbliżając się do kanapy, na którą łagodnie opadł.
- Ja też tam byłem. Co prawda późno dotarliśmy, ale dotarliśmy. – Owen poprawił się na krześle. – Szukałem Belli. Jasmine była zachwycona zdjęciami i chciała osobiście jej pogratulować, ale wtedy właścicielka galerii przeprosiła za nieobecność autorki, lakonicznie tłumacząc to nagłą chorobą – zawiesił głos.
Edward niespokojnie drgnął i lekko zmrużył oczy spoglądając na menadżera. Temat wczorajszego zdarzenia nie był tym, o czym chciał teraz rozmawiać. Był pewien, że Owen nie ma o niczym pojęcia. Zapewne, żaden ze świadków tego przykrego zdarzenia w biurze agentki, nie zamierzał o tym mówić, inaczej menager już dawno by do tego nawiązał. Pozostawał tylko problem Tanyi, ale tym postanowił zająć się osobiście. W końcu, to on ją tam wczoraj zabrał i był głównym powodem jej skandalicznego zachowania.
Owen odchrząknął, dając mu znać, że przeczuwa istnienie drugiego dna całej sytuacji, ale nie zapytał wprost, czy Cullen wie na ten temat coś więcej.
- No dobrze, to może powiesz mi w takim razie, jak mam rozumieć to – odparł, sięgając po swój telefon. Wcisnął na nim kilka przycisków, po czym z głośnika telefonu odezwał się urywany, cichy kobiecy głos. Głos Belli…
” Wiem, że jest bardzo wcześnie… ale wolę nagrać Ci tę wiadomość… jestem zbyt zmęczona na dialog… pytałeś mnie niedawno… jakim kosztem… oj wiesz co mam na myśli… miałeś rację… to nie jest warte… postanowiłam się wycofać… zniszcz ten kontrakt… zdjęcia należą do zespołu, dostarczę ci wszystkie kurierem… przepraszam Owen… zawiodłam cię i mam tego świadomość…
Edward z niedowierzaniem wpatrywał się w menadżera, mocno ściągając brwi.
- Kiedy to nagrała? – zapytał, odstawiając kubek z kawą na stolik. Sięgnął do kieszeni koszuli po paczkę papierosów i zapalił jednego, mocno zaciągając się dymem.
- Dzisiaj nad ranem… Coś koło piątej – westchnął ciemnoskóry mężczyzna uważnie obserwując przyjaciela. - Wyjaśnisz mi to?
Mężczyzna wypuścił obłok dymu i znowu mocno zaciągnął się papierosem. Nie odpowiedział.
- Słuchaj Cullen. Nie wiem, co jej zrobiłeś, ale masz to odkręcić, rozumiesz? – zagrzmiał – Ten kontrakt to naprawdę trafiona rzecz i nie mam zamiaru go zrywać.
- Dlaczego sądzisz, że to ja jestem powodem jej decyzji? – obruszył się oskarżony. – Poza tym, o co chodzi z tym… kosztem? O czym ona mówi?
- Ślepy jesteś czy naprawdę nie rozumiesz?- Owen poderwał się z krzesła i szybkim krokiem przeszedł przez pokój, by zatrzymać się przed oknem, które uchylił wpuszczając do pomieszczenia świeże, zimne powietrze.
- Bo, to ty byłeś pieprzonym powodem, dla którego podpisała ten kontrakt – dodał po chwili, znacznie spokojniejszym tonem. Szatyn prawie zakrztusił się dymem.
W końcu zgasił papierosa w popielniczce i odchrząknął.
- Chcesz powiedzieć, że…
- Nie, nic nie chcę powiedzieć – przerwał mu ostro Wilson.
Nawet, jeśli menadżer chciał mu dać coś do zrozumienia, szybko się z tego wycofał. Starał się nie przekraczać tej granicy, za którą zaczynało się prywatne życie członków zespołu, choć nie raz wiele by to zmieniło. Edward wiedział, że Owen jest świetnym obserwatorem. Cenił sobie jego zdanie, którym ten niechętnie się jednak dzielił.
- Dzwoniłeś do niej? – westchnął głośno.
- Ma wyłączony telefon. Poza tym tego nie da się załatwić w taki sposób. – Menadżer wrócił na swoje miejsce za biurkiem - Powiesz mi wreszcie, o co poszło? Jeśli mam ją przekonać, muszę wiedzieć, na czym stoję.
Edward zagryzł mocno dolną wargę, wahając się chwilę.
- Nad czym ty się jeszcze zastanawiasz? – Menadżer kiwał głową z niedowierzaniem – Chyba, że naprawdę wali cię to, że ta dziewczyna ma talent a praca z nią może przynieść wymierne efekty także zespołowi – dodał poirytowany.
- Przestań mnie gnoić. Sam wiem, że to był dobry wybór – odciął się. - Po prostu myślę, jak to rozegrać.
- To akurat zostaw mnie. Wątpię, żebyś sobie z tym poradził. – Owen był bezpośredni, jak zawsze.
- Dzięki stary – syknął zielonooki i tym razem on podszedł do okna, otwierając je na całą szerokość, żeby skupić myśli – To nie ja miałem w tym udział. Nie bezpośrednio - odparł spokojniej.
- To wszystko, co jesteś mi w stanie powiedzieć? – Menadżer podszedł do niego
i oparł o parapet obok niego. Cullen nerwowo zaciskał szczękę i stukał palcami po parapecie.
- Tanya się jej czepiła – zaczął wreszcie. – Wypiła za dużo szampana i odwaliło jej. Pieprzyła jakieś chore teksty, że niby Bella… no wiesz, że… ona do mnie… a potem walnęła, że Bella szuka nowego tatusia dla małej… - urwał, głośno wypuszczając powietrze z płuc. Oparł łokcie na parapecie i przeczesał palcami zmierzwioną jak zawsze fryzurę.
Przez chwilę żaden z nich się nie odezwał. Stali w oknie, ramię w ramię, bezmyślnie zapatrzeni przed siebie. W końcu menadżer odwrócił się i odszedł. Edward mocno zaciągnął się zimnym powietrzem i zamknął okno. Wrócił na kanapę i znowu sięgnął po paczkę papierosów.
- Nawet o tym nie myśl. Nie znoszę tego gówna. – Słowa Wilsona powstrzymały go przed odpaleniem kolejnego papierosa. Nie schował ich jednak z powrotem a jedynie obracał paczkę w dłoni, uspokajając w ten sposób nerwy.
- Chętnie pozbyłbym się tej cholernej baby, ale przecież za chwilę rusza trasa. Nie zdołają tak szybko wprowadzić kogoś nowego w temat. W końcu ona pracuje z nami od dawna, zna się na swojej działce. Musimy ją tylko odpowiednio ustawić. – Menadżer mówił konkretnie i rzeczowo, pochłonięty myślami w swojej głowie.
- Załatwię to – odparł młodszy mężczyzna.
- No myślę. W końcu to chyba twoja kobieta, nie? – Ciemnoskóry wyraził się wystarczająco jasno.
- Taaaa…
- No sorry Edward, ale to nie ja z nią sypiam – odciął się. – A zresztą, gówno mnie to obchodzi… - Dobitniej nie mógł wyrazić tego, co myślał.
Menadżer bywał ostry, ale Cullen wiedział, że robił swoje najlepiej jak potrafił.
W branży miał opinię świetnego fachowca i to było najważniejsze. Zawodowo dbał
o zespół jak prawdziwa kwoka, ale starał się zachować dystans do ich prywatnego życia. To był bardzo zdrowy układ i co najważniejsze – sprawdzał się od lat.
- Dobra, każdy wie, co ma robić. Trzeba to wszystko odkręcić, póki nie jest za późno – dodał jeszcze i sięgnął po telefon.
Szatyn poczuł się zbędny. Wstał z kanapy i bez słowa skierował się do wyjścia. Musiał się przejść, żeby oczyścić myśli…
***
- Mama... nesi tam… pa pa. – Mała blondwłosa dziewczynka żałośnie pokazywała rączką w stronę okna, wydymając swoje małe usteczka w podkówkę. Matka przytuliła ją mocniej do siebie i podeszła do okna, żeby dziecko mogło przez nie wyjrzeć.
- Moje kochane słoneczko. – Ucałowała córeczkę w główkę i mocniej do siebie przytuliła. – Nie możemy pójść dzisiaj na spacer. – Zrobiła do córki zmartwioną minę.
- Wieczorem przyjdzie do nas bardzo miły pan doktor. Zajrzy ci do buźki… posłucha twojego serduszka… i jeśli powie, że jesteś już zdrowa, to jutro zabiorę cię na długi spacer do parku, dobrze? – mówiła powoli łagodnym głosem.
- Nesi cie tam. – Córeczka objęła twarz matki swoimi malutkimi rączkami i zmusiła do spojrzenia na siebie. Jej duże zielone oczy pytająco się w nią wpatrywały.
- A może zejdziemy na dół i… pogramy sobie na fortepianie? – Bella, przeczuwając nadchodzący wybuch żalu, starała się zainteresować dziecko czymś innym. Poskutkowało, bo twarz dziecka rozpromieniła się w uśmiechu.
- Może drzemie w tobie mała artystka i pewnego dnia zostaniesz sławnym muzykiem… jak tata? – Zaśmiała się ciepło, po czym uświadomiła sobie znaczenie słów, które z taką lekkością wymówiła i kąciki jej ust lekko opadły.
- Ta-ta…ta-ta? – Dziecko uczepiło się nowego słowa i powtarzało zaciekawione.
- Taaa, tata. – Westchnęła tylko ciężko, wychodząc z pokoju i schodząc z dzieckiem po schodach. Z dołu doszły ją dźwięki prowadzonej rozmowy.
- Chyba przyszedł nasz miły pan doktor. – Uśmiechnęła się do córeczki i wyszła do holu, spodziewając się zastać tam pediatrę, który obiecał je odwiedzić.
Na widok postawnego ciemnoskórego mężczyzny stojącego obok Louise w holu, zatrzymała się osłupiała. Czuła jak zalewa ją niespodziewana fala gorąca.
- Witaj Bells – odezwał się Owen i uśmiechnął niepewnie. Opiekunka jakby wyczuła gęstniejącą między nimi atmosferę i przepraszająco się uśmiechnęła, zbliżając do Belli. Ta tylko ze zrozumieniem skinęła do niej głową i podała jej zaciekawione nowym gościem dziecko. Kiedy niania wychodziła z małą do salonu, Nessie radośnie powtarzała nowe interesujące słowo:
- Ta-ta…ta-ta…ta-ta…
Panna Swan poczuła się jeszcze bardziej niezręcznie, ale w końcu westchnęła cicho
i ruchem ręki zaprosiła mężczyznę do salonu. Nie wyglądał na osobę, której będzie się w stanie szybko pozbyć…
***
Stanął przed drzwiami do mieszkania Tanyi i nie zastanawiał się długo. Zapukał,
a gdy nie przyniosło to oczekiwanej reakcji, po prostu nacisnął na dzwonek i dusił go dobrą chwilę, wypełniając ciszę wysokim świdrującym dźwiękiem. Poskutkowało, bo drzwi otwarły się i stanęła w nich zaspana dziewczyna w samej bieliźnie. Bez zbędnych ceregieli popchnął drzwi i wszedł do mieszkania, mijając ją zupełnie osłupiałą w progu.
- Idź i się ubierz. Czekam na ciebie w kuchni – rzucił przez ramię, wchodząc do niedużej, ale za to nowocześnie urządzonej kuchni. Czuł się swobodnie w znanym pomieszczeniu i od razu zajął się przygotowaniem kawy. Kiedy niedługo potem do niego dołączyła, miała na sobie ciemne spodnie i niebieski T-shirt. Jasne blond włosy luźno opadały na jej ramiona. Podał jej kubek parującego napoju i usiadł na wysokim barowym stołku przystawionym do wysokiego blatu służącego za stół. Wyciągnął paczkę papierosów i spokojnie odpalił jednego. Po chwili zreflektował się jednak i podsunął jej paczkę, ale przecząco pokiwała głową obejmując kubek z kawą dłońmi, jakby chciała je ogrzać. Wyglądała teraz jak skarcone dziecko, które czeka na decyzję rozgniewanego rodzica w kwestii wyboru odpowiedniej kary.
- Skoro nic nie mówisz… to nawet lepiej, bo zamierzam uświadomić ci kilka rzeczy
i nie mam ochoty słuchać twoich wyjaśnień – zaczął ostro. Nie spojrzała nawet na niego w obawie, że to rozjuszy go jeszcze bardziej. Piła powoli kawę i czekała.
- Nic, co kiedykolwiek między nami miało miejsce, nie upoważnia cię do takiego zachowania jakim uraczyłaś mnie wczoraj. – Głos Edwarda prawie kipiał gniewem. Mocno zaciągnął się papierosem, wypuszczając zaraz chmurę dymu.
- Nie jesteśmy żadną… pieprzoną… parą – mówił wolno i dobitnie, akcentując ostatnie słowa. Dziewczyna milczała ze spojrzeniem wbitym w dół i mocno ściskała kubek w dłoniach.
- Pracujemy razem… i nasze kontakty ograniczają się od dzisiaj, wyłącznie do czysto zawodowych spraw. – Znowu zaciągnął się papierosem.
- Czeka nas trasa koncertowa i nie mam zamiaru tego schrzanić. Znasz swoje obowiązki względem wytwórni i zespołu. Liczę, że będziesz się z nich sumiennie wywiązywać. W przeciwnym razie pożegnamy się bardzo szybko. Miej tego świadomość. – Wypuścił kolejny obłok dymu i zagasił papierosa w popielniczce. Zeskoczył ze stołka i wyszedł z kuchni. Dopiero wtedy Tanya westchnęła cicho
i odstawiła kubek na blat stołu. Sięgnęła dłonią po papierosa i chwilę obracała go
w palcach , by wreszcie odpalić i zaciągnąć się dymem. Dłoń, w której trzymała papierosa drżała ze zdenerwowania.
- Zabieram swoje płyty i kurtkę – rzucił niespodziewanie za jej plecami, po czym podszedł do szafki i uchylił ją wrzucając do kosza na śmieci szczoteczkę do zębów. Odwrócił się wtedy i złowił jej rozpaczliwe spojrzenie.
- Nie będzie mi już potrzebna – wyjaśnił. - Jeśli czegoś jeszcze zapomniałem, zadzwoń albo podaj przez Owena.
- Jeśli skutki twojego wczorajszego popisu będą nieodwracalne… - zawiesił głos. – Owen Ci tego nie daruje – dodał i wyszedł. Jednak w progu kuchni zatrzymał się jeszcze na chwilę i odwrócił. Widział jak ramiona dziewczyny trzęsą się od tłumionego płaczu. Schował twarz w dłoniach, a potem przesunął nimi po zmierzwionych włosach. Przez chwilę zawahał się czy do niej nie podejść, tylko zupełnie nie wiedział, co mógłby jeszcze zrobić. Zachował się właśnie jak totalny skurwiel, zdeptał jej wszelkie nadzieje i niemal napluł w twarz, a teraz co, miałby ją pocieszyć? I bez tego był wystarczająco okrutny. Uderzył zaciśniętą pięścią w futrynę drzwi.
- Bądź pewna, że ja też – dodał jeszcze i wyszedł.
Wybuchła płaczem dopiero, kiedy usłyszała jak trzasnął drzwiami. Zsunęła się ze stołka i zrozpaczona opadła na kolana, zasłaniając twarz falą jasnych blond włosów. Pomieszczenie wypełnił jej pełen rozpaczy szloch…
***
- To się nie uda Owen. – Bella z podkulonymi pod siebie nogami siedziała na narożnej kanapie i bawiła się suwakiem od narzuconej na ramiona bluzy.
- Co się nie uda? Nawet nie chcę słyszeć tego jęczenia. – Starał się nie być szorstki, ale znał ją trochę i wiedział, gdzie należy nacisnąć, żeby wyzwolić odpowiednie reakcje.
- Już raz sobie z nią poradziłaś, więc dlaczego tak mówisz? – Westchnął ciężko - Nie ona pierwsza i na pewno nie ostatnia szaleje za nim jak głupia, ale znasz to. Radziłaś sobie z tym kiedyś – dodał. Spojrzała na niego, zaskoczona jego słowami.
- Wtedy to był inny układ …
- Więc teraz powinno być prościej, prawda? – Przerwał jej. Podszedł do kanapy, kucnął przy niej i nakrył jej dłoń swoją, czym jeszcze bardziej ją zaskoczył. Takiego go nie znała. Już chyba wolała, kiedy był ostry i stanowczy.
- Nie znoszę tej baby – wysyczała w końcu, zaskakując tym nawet siebie.
- I bardzo dobrze. Teraz zaczynasz mówić jak prawdziwy wojownik. – Roześmiał się
w końcu.
- A jeśli znowu z czymś do mnie wyskoczy? – Zawiesiła głos.
- Nie sądzę. Z pewnością dostała już nowe wytyczne. A jeśli jednak kiedyś się wyłamie, sama przywołasz ją do porządku. – Lekko wzruszył ramionami.
- Marnie wyglądasz. – Zauważył w końcu i uważnie się jej przyjrzał. Miała podkrążone oczy i wyglądała na zmęczoną.
- Prawie nie spałam dziś w nocy – odparła poprawiając włosy. – Ale to nie z powodu Tanyi – dodała szybko, widząc jak mężczyzna marszczy czoło.
- Renesmee się rozchorowała i całą noc przy niej czuwałam. – Uśmiechnęła się smutno.
- No właśnie, teraz już chyba mogę poznać twoją córeczkę? – Pytająco zajrzał w jej oczy. Uśmiechnęła się, kiedy dotarło do niej, że Owen dopiero dzisiaj zobaczył małą po raz pierwszy i jedynie przez moment.
- Pewnie – dodała miękko – Chodź, zaraz to naprawimy – powiedziała, wstając z kanapy…
***
Edward wychodził właśnie ze sklepu z paczką papierosów w dłoni, kiedy usłyszał sygnał telefonu zwiastujący wiadomość sms. Bez pośpiechu wepchnął papierosy do kieszeni rozpiętego tweedowego płaszcza w kolorze miodu i sięgnął do kieszeni spodni po telefon. Wiadomość była od Owena i wywołała na jego twarzy nieśmiały uśmiech.
„Udało się!!!”
Niczego więcej nie potrzebował, żeby wreszcie poczuć się lepiej. Chciał jak najszybciej zapomnieć o swoim wywodzie u Tanyi, a w tych słowach zamykało się dobre przesłanie. Los dawał mu szansę. Reszta należała do niego.
-Przeszłość i teraźniejszość są naszymi środkami. Tylko przyszłość jest celem – przypomniał sobie zasłyszaną gdzieś mądrość i uśmiechnął się do siebie. Mijana ulicą kobieta złowiła ten uśmiech i odwzajemniła go. Parsknął śmiechem i otwarł drzwi samochodu. Jego żołądek głośnym burczeniem przypomniał o swoich potrzebach. Uruchomił silnik swojego czarnego volvo i już zamierzał odjechać, kiedy telefon zaczął wygrywać swoją głośną psychodeliczną muzyczkę.
- Muszę zmienić ten dzwonek – jęknął pod nosem, sięgając do kieszeni płaszcza po telefon. Na widok podświetlonego imienia „Carlisle” chwilę się zawahał, ale w końcu odebrał i przyłożył telefon do ucha.
- Cześć Carlisle – odparł bez emocji. Mężczyzna w słuchawce znacząco odchrząknął.
- Witaj synu. Dawno nie rozmawialiśmy. – Edward wyczuł, że ojciec jest mocno zakłopotany. W świecie medycznych pojęć poruszał się płynnie i niemal na pamięć, ale gdy chodziło o relacje z własnym synem, błądził w nich jak ślepiec. Okazywanie emocji przychodziło mu z takim trudem, że syn nie umiał tego pojąć. Nadal miał
w pamięci obraz zakochanych w sobie rodziców. Wspomnienie ich miłości i oddania względem siebie, było rozczulające, nawet po tylu latach. Młody Cullen wyrastał w tej ciepłej, pełnej spokoju i zrozumienia atmosferze przez niemal czternaście lat. Nagła choroba matki wszystko zmieniła. Ojciec w ciągu zaledwie kilku miesięcy przygasł, a rozpacz i zatrważająca bezsilność zmieniły go nie do poznania. Cała jego wiedza i wieloletnie doświadczenie okazały się niczym w obliczu śmiertelnej choroby ukochanej żony Melanie, która gasła z dnia na dzień, pozbawiając tego światła również jego serce. Nie umiał pogodzić się z niemocą medycyny, której oddał tyle lat swojej młodości, naiwnie wierząc w jej nadzwyczajną siłę. Jednak po śmierci żony, pozostała mu tylko ona, jak zachłanna kochanka, kradnąca każdą wolną chwilę. Być może szukał w niej ukojenia, ale to świadomość sromotnej porażki z nieuleczalną chorobą żony sprawiła, że wolał odesłać Edwarda do szwagierki. Nie umiał spojrzeć własnemu synowi w twarz. Nie znał słów, którymi mógłby go pocieszyć, bo sam potrzebował tego bardziej, niż ten stojący na progu życia młody chłopak. Czuł, że zawiódł go bardziej niż Melanie, bardziej niż kogokolwiek. Gdyby tylko wtedy pozwolił im razem przez to przejść… Mężczyzna szybko zamrugał powiekami pozbywając się napływających do oczu łez.
- Edward? Edward, jesteś tam? – Głos ojca w słuchawce przywrócił go do rzeczywistości.
- Tak, przepraszam. – Tym razem on odchrząknął, tuszując niezdarnie swoje nagłe poruszenie. – Wszystko u ciebie w porządku? – Starał się brzmieć najbardziej naturalnie, jak tylko zdołał.
- Tak. A u ciebie? Wyczytałem w prasie, że twój zespół wydaje nową płytę. Pewnie będziesz teraz bardzo zajęty. – Mężczyzna westchnął cicho.
- Będziemy trochę koncertować – odparł cicho i czekał. Tak bardzo czekał, aż ojciec coś powie, że złamie ten twardy lód, którym się otoczył i wyciągnie do niego rękę. Nadal łapał się na tym, że gdyby tylko Carlisle powiedział jedno słowo, poprosił go, żeby zostawił to wszystko choćby na jeden dzień i do niego przyjechał, on zrobiłby to bez wahania. Ale ojciec trzymał go na dystans i to potrafił najlepiej. Przez trzynaście długich lat trzymał go z dala od siebie, pozwalając na powolne obumieranie tak silnej kiedyś więzi. Teraz, gdy Edward był dorosłym, dwudziestoośmioletnim mężczyzną, mógł sam to przerwać, a mimo wszystko nie potrafił. Obaj zamienili się po części
w emocjonalne kaleki…
- Co? – Znowu odpłynął i zupełnie umknął mu sens słów ojca.
- Przeszkadzam ci? – Zniecierpliwiony ton ojca sprawił, że mężczyzna mocno zacisnął szczęki.
- Nie, po prostu nie dosłyszałem, co mówiłeś – oburzył się. Carlisle znowu westchnął i zamilkł na chwilę.
- Masz coś do mnie, bo trochę się spieszę – dodał oschle.
- Przekonaj Esme, żeby przyjechała do mnie. Jej wyniki nie są za dobre. Powinna położyć się na kilka dni do szpitala, żebym mógł gruntownie ją przebadać. – Mężczyzna po drugiej stronie znowu wszedł w swoją najlepszą rolę, był po prostu lekarzem, nie ojcem i szatyn z gniewem uderzył ręką w kierownicę.
- Jasne. Porozmawiam z nią – zapewnił, przyjmując rolę posłusznego pacjenta.
- Nie będę ci już przeszkadzał. Powodzenia synu – odparł pokonanym tonem Carlisle i zakończył rozmowę, rozłączając się… Młody Cullen osunął się na fotel i zanim odjechał, jeszcze kilkakrotnie odreagował, na niczemu winnej, kierownicy swojego samochodu…
***
Zapatrzona w ekran komputera Rosalie, uśmiechała się. Artykuły o wystawie Belli, które zdołała wyszukać w Internecie, były obiecujące i rozpierała ją prawdziwa duma z osiągnięć przyjaciółki. Nie był to żaden spektakularny sukces, ale był naprawdę dobrym początkiem i pomyślnie wróżył na przyszłość. Rose spojrzała na zegarek,
a potem przeliczyła szybko, która godzina jest właśnie w Londynie. Teraz już bez wahania wystukała numer na telefonie i czekała cierpliwie na połączenie.
- Witaj Bells – odezwała się pierwsza.
- Rose? Jaka miła niespodzianka. – Szatynka nie kryła radości na dźwięk jej głosu. – Co u ciebie kochana? Kiedy przylatujesz?
- Zmiana planów skarbie. Spotkanie na razie odwołano, a prace są w toku, więc jak tylko będę znała nowy termin, zaraz do ciebie zadzwonię – odparła pośpiesznie, dążąc do sedna tematu. – Ale ja nie w tej sprawie. Wyczytałam mnóstwo fajnych rzeczy na temat twojej wystawy. – Znowu rozchyliła usta w uśmiechu.
- No wiesz, nie zmieszali mnie z błotem, więc… to chyba dobrze. – Roześmiała się młoda artystka, poprawiając słuchawkę przy uchu.
- Dobrze? Twoja skromność jest porażająca a recenzje są bardzo dobre. – Zaśmiała się Rose. – Przyznaj się po prostu, że chciałaś usłyszeć zachwyt w moim głosie.
- Tęsknię za tobą Rose – jęknęła. – Dlaczego mieszkasz na drugim końcu świata, co? Powinnam łykać cię jak witaminki, w odpowiednich dawkach. Inaczej nie działam tak jak trzeba. – Roześmiała się w końcu.
- Rozmawiałaś z nim? – Blondynka nagle zmieniła temat, a Bella głośno przełknęła ślinę.
- Nie trafiłam jeszcze na właściwy moment. – Głośno wypuściła powietrze z płuc.
- Tak, a taki w ogóle istnieje?– zgromiła ją przyjaciółka – Niech pomyślę… to musi być chyba nad ranem… kiedy facet jest na ogół solidnie zamroczony snem… a ty na jednym wdechu informujesz go, że dziecko, które ma tak rozkoszny wygląd aniołka, jest właściwie jego córką. – Nawet nie starała się być miła. W słuchawce zaległa cisza, a Rosalie chcąc ukarać się za swój niepohamowany język. Westchnęła cicho
i zmieniła front.
- Wiem, że się obawiasz, ale przeciąganie tego w nieskończoność tylko pogarsza sprawę. On naprawdę powinien znać prawdę. – Przyjaciółka przybrała teraz dużo cieplejszy ton, próbując wpłynąć na decyzję młodej mamy.
- Wiem, ale… teraz to najgorszy z możliwych momentów. Zaufaj mi.
- Dobrze Bells. Wiercenie ci dziury w brzuchu, to nie jest moje ulubione zajęcie.
- Czasami odnoszę przeciwne wrażenie. – Uśmiechnęła się i wyobraziła sobie roześmiane oczy Rosalie.
- Będziemy w kontakcie kochana. Jak będę już pewna, że spotkanie dojdzie do skutku, odezwę się. Kocham cię Bello. Ucałuj tego swojego aniołka i... dobrze wiesz, co… - Zaśmiała się przyjaciółka. Nie czekając na potok złorzeczeń pod jej adresem, po prostu się rozłączyła… |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Rainwoman dnia Pon 15:53, 18 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
bugsbany
Wilkołak
Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 101 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 19:42, 17 Sty 2010 |
|
aaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!!jak można kończyć w takim momencie?? Plus za pozbycie sie blond wydry:) Jak długo będziemy czekac na dalszy rozwój sytuacji? Nie trzymaj ludzików w napięciu bo wybuchniemy:))) Pozdrawiam
P.S. Kiedy będzie następny rozdział???:)))))) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Rainwoman
Człowiek
Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 85 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 19 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: południe Polski
|
Wysłany:
Nie 19:46, 17 Sty 2010 |
|
Rozdział 8 równo za tydzień i takie odstępy postaram się zachować przy wstawianiu dalszych rozdziałów. Dzięki za miłe słowa i pozdrawiam gorąco .:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|