|
Autor |
Wiadomość |
Kirike
Wilkołak
Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 128 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 18:45, 26 Lut 2010 |
|
Witam :)
Dodaję kolejny rozdział. Odrobinkę dłuższy... Mam nadzieję że się Wam spodoba :)
Nawiasem mówiąc, dziękuję wszystkim za pomoc :)
Niezastąpionej Becie, i mojej cudownej przyjaciółce ( tudzież Galanei ), dzięki której nadal piszę to opowiadanie :)
Pozdrawiam, i życzę miłego czytania ;]
Beta: Luiza Marie
Rozdział 6
Uniosłam delikatnie powieki, wracając do rzeczywistości. Rażące promienie słońca oświetlały maleńki pokój. Zdziwiona, skierowałam wzrok na okno. Westchnęłam głęboko - było mi bardzo gorąco.
Odwróciłam głowę i niewiele brakowało, a krzyknęłabym z przerażenia.
Jacob.
Co on robił ze mną w łóżku?
Mój przyjaciel leżał obok mnie. Nie miał na sobie koszulki, a śniada cera drastycznie kontrastowała z pościelą. Okrywała go pierzyna, ale część jego ciała pozostawała odkryta. Bose stopy wystawały mu spod kołdry i nie dość, że były ogromnie duże, dyndały sobie w powietrzu.
Zastanowiłam się przez chwilę nad tym, co zobaczyłam. Czy on miał na sobie cokolwiek?
Dlaczego nie pamiętałam, że położył się ze mną spać?
Zerknęłam na towarzysza - jego oczy były zamknięte, a usta lekko rozchylone. Jedna z dłoni leżała pod głową, a druga na mojej talii. Ja natomiast byłam całkowicie ubrana, wciąż miałam na sobie niewygodny kostium, który założyłam na pogrzeb.
Spoczywaliśmy na dwuosobowym łóżku, zajmującym praktycznie większość powierzchni nieznanego mi pokoju.
Moje plecy były obolałe i okropnie pulsowała mi głowa. Czułam się, jakbym wróciła do domu po całonocnej imprezie.
Chciałam przygryźć wargę, ale odruchowo cofnęłam zęby. Oblizałam porozcinane usta, wyczuwając smak krwi. Nagle dotarło do mnie, co się stało.
Popatrzyłam na ramiona i zobaczyłam ślady po paznokciach.
- Jacob – szepnęłam ochrypniętym głosem. Nawet nie drgnął. Gdyby była to normalna sytuacja, zapewne dałabym mu się wyspać. Nie tym razem. Przełknęłam ślinę.
- Jacob! – Było już głośniej, ale chłopak nadal spał jak zabity. Zaczęłam nim delikatnie potrząsać, starając się go obudzić.
Zdjęłam jego dłoń ze swojej talii.
Westchnęłam. Po kilkunastu próbach przywrócenia przyjaciela do rzeczywistości zaczęłam się denerwować. Rozłożyłam dłoń i obiecując w duchu zawzięcie, że nigdy w życiu sobie tego nie wybaczę, uderzyłam go z całej siły w twarz. Zapiekła mnie ręka, którą instynktownie odsunęłam.
Co jak co, ale nawet wilkołaka powinno to obudzić.
- Co? – zapytał zdezorientowany, pocierając policzek i otwierając powoli oczy.
Przekręcił się parę razy na swoim miejscu, po czym wtulił głowę w poduszkę.
- Jeszcze pięć minut, tato – wymamrotał w pierzynę i znowu zasnął.
- Jacob, wstawaj, do jasnej cholery! – wydarłam się.
- Bella? – wybąkał, podnosząc się na rękach niewiarygodnie szybko.
- Tak, Bella! Obudź się w końcu! – krzyknęłam, choć wcale nie miałam takiego zamiaru. – Proszę – dodałam potulnie.
Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
- Bells... – Wyciągnął do mnie ręce, a ja rzuciłam się w jego ramiona i rozpłakałam jak dziecko. Szlochałam długo, czując spływające po policzkach łzy.
Jak miałam ich wszystkich przeprosić za moje zachowanie?
To, co przeszłam wczoraj, było najgorszym doświadczeniem, odkąd popadłam w otępienie. Po tysiąckroć wolałam chwile niewiedzy oraz balansowania na krawędzi jawy i snu, zanim powróciłam do życia, niż to, co zdarzyło mi się dzień wcześniej.
Jedno głupie wyobrażenie przelało czarę i wszystko, co czułam w tamtej chwili, powodowało niewyobrażalny ból. Tęsknotę. Pomyślałam, że wolałabym już utonąć, skacząc z klifu, niż przeżyć to po raz kolejny.
Tuliłam się do Jacoba niczym bezbronne dziecko, nieumiejące poradzić sobie z własnymi problemami. Przypominałam niemowlę, którym wciąż trzeba się opiekować, jakie bez pomocy bliskich nie potrafiłoby przeżyć jednego dnia.
Byłam całkowicie zależna od tych, których kochałam.
- Przepraszam – wyszeptałam.
- Już w porządku – powiedział i odsunął mnie przed siebie na niewielką odległość, chwytając za ramiona. Syknęłam z bólu. – Nic ci nie jest? – zapytał, opuszczając dłonie.
- Nie, już nic. – Nie wiedziałam, co innego mogłabym odrzec w takiej chwili. – Jake, tak bardzo was przepraszam...
- Nie masz za co – odparł, przyciągając mnie do siebie.
- Chcę wrócić do domu – oznajmiłam.
Długa kąpiel i odpoczynek - tego potrzebowałam teraz najbardziej.
- Musimy najpierw porozmawiać z Samem.
Poczułam, jak palą mnie policzki. Nie chciałam się im pokazywać w tym stanie.
- Może ty z nim porozmawiasz, a ja poczekam tutaj na ciebie?
Uniósł brwi i spojrzał na mnie zaskoczony.
- No dobrze – zgodził się niechętnie i ucałował mnie w czubek głowy.
Podniósł się z łóżka. Miał na sobie tylko krótkie szorty. Czy to możliwe, żebym zarumieniła się jeszcze bardziej?
Odwróciłam wzrok, a Jacob wyszedł z pokoju, zostawiając uchylone drzwi.
Kiedy usłyszałam odgłosy kłótni na dole, wzięłam głęboki oddech.
Również wstałam i podeszłam bliżej, by zrozumieć sens rozmowy.
- Jacob! – warknął któryś z chłopaków. Nie byłam w stanie rozróżnić ich głosów.
- Daj już spokój! – odparł mój przyjaciel.
- Słuchaj, młody! – krzyknął Jared? A może Paul? – Nie przeginaj!
- Nie dość, że mała psuje nam wszystkie plany, to jeszcze trzeba ją niańczyć jak dziecko! – Wciągnęłam powietrze.
- Paul! – Więc to jednak on? Może nie powinnam była, ale poczułam do niego nagłą niechęć. Mimo iż po części przyznawałam mu rację.
- Spokój. – Usłyszałam mocny, opanowany głos Sama.
- Nie wtrącaj się – ryknął wilkołak.
- Nic o niej nie wiesz! – krzyknął Jake, broniąc mnie.
- A myślisz, że przez kogo to wszystko?
- To na pewno nie jej wina!
- Gdyby nie ona, nic by się nie stało!
- To przez te cholerne pijawki! Nie przez Bellę!
- Tak? A kogo szukają ci pieprzeni krwiopijcy, jak nie jej?
- Odwal się już od niej!
- Nie mogłeś sobie znaleźć innej dziewczyny?
- Jeszcze jedno słowo...
- Spokój! – krzyknął Sam.
- Chcesz, to załatwimy to inaczej!
- Zamknijcie się, do cholery jasnej! – Usłyszałam kobiecy głos. I na pewno nie była to Emily.
- Dajcie spokój! Jake ma rację. To nie jest jej wina – wtrącił się Seth. On też tam był?
- Stul pysk! – uciszył go Paul.
- Uważaj, do kogo mówisz! – krzyknęła dziewczyna. Miała niski, ostry ton.
- Na zewnątrz! Ale już! – wrzasnął zdenerwowany przywódca.
- Sam! – upomniała go narzeczona.
- Emily, zostań!
Usłyszałam jeszcze kilka krzyków, tupot stóp i trzaskanie drzwiami. Zsunęłam się na podłogę.
Byłam powodem tylu komplikacji. Nie potrafiłam zrozumieć, jak tak mało znacząca osoba może mieć takiego pecha. Znajdować się w centrum połączenia dwóch światów, które nie miały prawa istnieć...
To nie było normalne.
Chciałam już wrócić do domu. Zbyt wiele myśli wypełniało mi głowę. Czułam, jakby zaraz miała eksplodować. Brakowało mi siły. Byłam okropnie bezradna, nie umiałam sama znaleźć odpowiedniego wyjścia. Chciałam się od tego uwolnić, chociaż na chwilę. Odpocząć i przemyśleć wszystko dokładnie.
Usłyszałam kroki na schodach. Moment później do pokoju weszła Emily, starająca się zachować uprzejmy wyraz twarzy.
Spojrzałam na nią bez emocji.
W dłoniach trzymała niewielką paczuszkę.
- Pomyślałam, że będziesz chciała się odświeżyć. Tutaj są ubrania i ręcznik. Tam znajduje się łazienka. – Wskazała na pokój po lewej stronie. - Sądzę, że sobie poradzisz – powiedziała, podając mi rzeczy, które przyniosła.
- Dziękuję – odparłam.
- Bello? – zapytała.
- Tak?
- Wszystko w porządku?
- Tak, w jak najlepszym – skłamałam, kierując się do łazienki. – Jeszcze raz dziękuję.
Podeszłam do uchylonych białych drzwi i cicho je otworzyłam. Moim oczom ukazało się maleńkie, lecz przytulne, niebieskie pomieszczenie.
Przypuszczam, że w normalnej sytuacji wolałabym wrócić do domu, tam na pewno czułabym się bardziej swobodnie. Teraz jednak było mi wszystko jedno.
Napuściłam do wanny gorącej wody i wlałam do niej odrobinę płynu do kąpieli.
Rozebrałam się, po czym zanurzyłam ciało w pachnącej cieczy.
Wokół unosiła się przyjemna i kojąca woń wanilii, czekolady i czegoś jeszcze. Zamknęłam oczy i oparłam głowę na zwiniętym ręczniku.
Ciepło rozlało się po całym moim organizmie. Poczułam ulgę.
Odurzona jak po afrodyzjaku, zepchnęłam wszystkie zmartwienia w głąb swojego umysłu i rozkoszowałam się chwilą.
Zmyłam wszelkie ślady krwi ze swoich ramion, umyłam twarz i włosy.
Po kąpieli zerknęłam na ubrania od Emily. Obiecałam sobie, że oddam je przy najbliższej okazji.
Wzięłam materiał do ręki. Okazało się, że trzymałam śliczną, bawełnianą sukienkę z krótkimi rękawami i niewielkim dekoltem. Nie czułam się dobrze w takich rzeczach, ale to chyba i tak najlepsze, co dziewczyna mogła zrobić - była ode mnie wyższa i całkiem inaczej zbudowana, więc pewnie nic innego by na mnie nie pasowało.
Ciemnozielona tkanina kończyła się tuż przed kolanami, cieszyłam się, że nie była innej długości. Od góry przylegała do ciała, a poniżej pasa układała się w delikatne fale.
Westchnęłam i włożyłam na siebie ubranie. Rozpuściłam włosy, mając nadzieję, że w ten sposób szybciej wyschną.
Posprzątałam za sobą łazienkę, zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z pokoju, podążając w kierunku kuchni.
Gospodyni siedziała przy stole, nerwowo spoglądając na drzwi.
- Emily? – zapytałam, przerywając jej zamyślenie. Spojrzała na mnie smutnym wzrokiem. Wzięłam głęboki oddech i podeszłam do stołu, by usiąść naprzeciwko dziewczyny.
- Chciałam powiedzieć... – zaczęłam niepewnie. – Powiedzieć, że ogromnie ci za wszystko dziękuję. Dziękuję, że mi pomogłaś. – Miała już coś mówić, ale nie dałam jej dojść do słowa. – Ale jeszcze bardziej cię przepraszam. Za moje zachowanie i za to, że sprawiłam ci tyle kłopotów. Nawet nie wiesz, jak jest mi przykro. Mam nadzieję, że mi wybaczysz i przeprosisz w moim imieniu chłopaków. Przekaż im, proszę, to, co ci powiedziałam. Postaram się nie przyprawiać was o więcej zmartwień.
- Bello, przecież wszystko jest w porządku. Naprawdę nie masz za co przepraszać.
Uśmiechnęłam się do niej - i tak dobrze wiedziała, co myślę.
- Jeszcze raz ci za wszystko dziękuję. Ubranie oddam przy najbliższej okazji – powiedziałam i założyłam na siebie żakiet od kostiumu.
- Wychodzisz? – Była zaskoczona.
- Tak... Chciałam się przejść. Może później wrócę do domu z Charliem, o ile zastanę go jeszcze w rezerwacie. – Taki przynajmniej miałam plan.
- Och... No dobrze. W takim razie do zobaczenia. – Pożegnała się ze mną i uśmiechnęła pocieszająco.
Podeszłam do drzwi i założywszy swoje buty, które tam znalazłam, wyszłam na zewnątrz. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kirike dnia Pią 19:54, 26 Lut 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
|
|
Luiza Marie
Wilkołak
Dołączył: 12 Lut 2009
Posty: 116 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 19:48, 26 Lut 2010 |
|
Widzę, że trzeba ożywić temat :D.
Bardzo podobał mi się ten rozdział - miał w sobie tę codzienność, która nas otacza, świetnie przedstawione normalne czynności, dzięki czemu miałam wrażenie, że historia fanficka jest prawdziwa. Dobrze opisujesz uczucia i zmieniasz dynamikę akcji - całe "rusztowanie" tego opowiadania jest solidne i oparte na mocnych fundamentach. Jak już Ci wcześniej wspomniałam, udało Ci się przekonać mnie do Jacoba i sprawić, że go polubiłam, co jest - według mnie - rzeczą niebywałą (wcześniej szczerze go nie znosiłam). Wybacz, że nie napiszę nic więcej ani nie wniosę czegoś nowego, ale moja Wena ostatnio powiedziała do mnie "papa" z szyderczym uśmiechem na ustach. Mam nadzieję, że Twoja nie wystawi Cię w podobny sposób i za niedługo powstanie nowy rozdział :).
Pozdrawiam,
Luiza Marie |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Luiza Marie dnia Pią 20:08, 26 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
esterwafel
Wilkołak
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 19:54, 26 Lut 2010 |
|
Ojej. Czuję, że zjawi się Victoria, zupełnie jak na zawołanie.
Scena z Jacobem była taka słodka. On jest taki kochany. Edward nie byłby w stanie tego zrobić, a Jake jest zawsze obok Belli, za co go uwielbiam jeszcze bardziej.
Jestem ciekawa, co stanie się dalej.
Mam nadzieję, że Balla i Jacob będą parą w Twoim opowiadaniu, bo na to głównie liczę, czytając je.
Bardzo lubię Twój styl pisania, czyta się przyjemnie i nawet nie zwracam uwagi na błędy (jeśli w ogóle jakieś są).
Życzę weny i szybko dodaj kolejny rozdział. :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
BajaBella
Moderator
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 219 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu
|
Wysłany:
Pią 20:15, 26 Lut 2010 |
|
Kirke,
Czytam każdy dodany przez ciebie rozdział, choć nie zawsze uda mi się skomentować. Bardzo lubię to opowiadanie, jest zdecydowanie zgodne z moimi osobistymi upodobaniami do sfory i oczywiście Jacoba. Czyta mi się je przyjemnie. Jest coraz ciekawsze, a podejrzewam, że trzymasz jeszcze w zanadrzu jakieś niespodzianki.
Jeśli chodzi o postacie występujące w tym opowiadaniu, jak najbardziej kupuję Jacoba. Jest nieco dojrzalszy, spokojniejszy niż w kanonie. Troskliwy i opiekuńczy jak zawsze, ale przy tym bez tej ironicznej nuty (którą nota bene uwielbiam w sadze) ale tu jej brak mi zupełnie nie przeszkadza.
Chłopaki ze sfory, jak zawsze młode, krnąbrne i rozbrykane wilczki. Świetnie ich przedstawiasz. Sam jako alfa również zdobył moje uznanie i akceptację, choć za meyerowskim Samem nie przepadam.
No i Bella. Błagam cię, niech ona już się ździebko otrząchnie z tych wszystkich swoich cullenowych majaków. Ja wiem wielka, zawiedziona miłość, tęsknota, ból itd.itd. Bla, bla. Ma takiego faceta przy sobie, niech się dziewczyna ogarnie jakoś. Pewnie masz w tym jakiś zamysł, że ponownie Belkę dopadł atak otępienia, ale tyle ciekawych rzeczy może się wydarzyć w La Push i w Forks z takimi znajomymi, jak Quilecka wataha.
Życzę zatem ogromniastej weny i pozdrawiam, BB. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Misty butterfly
Wilkołak
Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 228 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 21:01, 26 Lut 2010 |
|
Straszna mi niespodzianke sprawilas tym rozdzialem...mila oczywiscie
Jak najbardziej podobal mi sie ten rozdzial... ;P
Rany Bella musiala sprawdzac czy ma na sobie ubrania Przeciez Jake by jej w zyciu nie wykorzystal w takim stanie. Chociaz mysle ze bardziej sie przejmowala czy to ona nie dala sie poniesc...w koncu z takim facetem u boku hehe .Nie no zart...po takim napadzie histerii nie dziwie sie ze nie pamietala co sie dzialo.
Cala Bella najpierw go biedaka uroczo rozbudzila a potem rzucila sie w ramiona, ale chyba na tym polega ta ich relacja;) To jest wlasnie ta laczaca ich wiez ktorej sagowy Edwrd nie rozumial....
Ale dziewczyna moglaby sie troche ogarnac...Jake stanal w jej obronie a ona bierze sobie relaksujaca kapiel? Ja bym do niego nawet na rzesach gnala
Mowilam juz ze lubie Emily, taka troche jak starsza siostra
I sfora, jak najbardziej kanoniczna...Paul sie wkurzul ups...To nie wina Belli, ale to jej szukaja wampiry, wiec coz musial znalezc kozla ofiarnego...
BajaBella tez mysle ze Jake jest tu bardziej dojrzalszy i spokojniejszy, ale pewnie gdyby w Sadze Meyer Edward nie wrocil w NM to zachowywal by sie tak samo jak w tym FF. W Eclipse byl troche porywczy bo chlopaka czas gonil, przemiana Belli sie zblizala. Kiedy nie bylo Edka w NM Jake tez powolutku zdobywal serducho Belli, zadnych buziakow tylko ja za reke trzymal
Czekam z niecierpliwoscia na ciag dalszy...
Pzdr. MB ;* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Bella256
Nowonarodzony
Dołączył: 26 Sty 2010
Posty: 21 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Titi-TuTa
|
Wysłany:
Sob 22:26, 27 Lut 2010 |
|
Droga Kirke!!!!
Ja cię poprostu wielbie!!!!!!!!!!!!!!
To jest genialne!!!!!!!!!!
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!!!!!!!!!!!:D:D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Galanea
Nowonarodzony
Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 18 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piekła rodem ;)
|
Wysłany:
Sob 23:15, 27 Lut 2010 |
|
Dear Kirike :D
Czyżbyś naprawdę dzięki mnie nadal pisała to opowiadanie? Jestem naprawdę mile zaskoczona tym stwierdzeniem.. W każdym razie, dziękuję Ci za wyróżnienie kochana :)
Rozdział jak zwykle świetny. Naaaaajbardziej podoba mi się ich kłótnia. Jest taka realistyczna...
Co do Jacoba - ah.. Jaki on dojrzały i opiekuńczy :) Wrócił specjalnie, żeby zaopiekować się Bellą, a ta mu jeszcze dała w twarz? ( tak wiem. zrobiła to żeby go obudzić. Mimo tego było to trochę nie podobne do sagowej Bells. Czy musiała to robić w tak brutalny sposób? :P ) heheh nie przejmuj się mną.
Wracając do Jaka. Również zauważyłam jego zmianę ( zresztą jak koleżanki powyżej ). Myślę, że jest ona jak najbardziej korzystna. Podoba mi się nasz nowy wilkołak, niemniej jednak byłabym szczęśliwa, gdyby powróciła jego ,,ironiczna nuta" (jak określiła to BajaBella:) gdyż ja na przykład za nią tęsknię! :P
Ten rozdział był naprawdę świetny:* Czekam na następny i życzę Weny!!! :D
~Galanea |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kirike
Wilkołak
Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 128 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 12:42, 28 Lut 2010 |
|
Dziękuję wszystkim za komentarze :)
Naprawdę się cieszę, że się wam podoba. Jesteście dla mnie ogromną motywacją do kontynuowania tego FF. Dziękuję wam za to bardzo ;]
Pisząc dalej, postaram się zadbać, o tę " ironiczną nutę ", i polepszenie stanu Belli :)
Być może faktycznie, odrobinę odbiegłam od charakterów bohaterów z Sagi, ale to też postaram się poprawić :)
Mam nadzieję, że kolejne rozdziały również będą się wam podobać.
Dziękuję raz jeszcze, i pozdrawiam
- Kirike |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kirike dnia Nie 12:43, 28 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Nie 20:55, 28 Lut 2010 |
|
hm, znowu jestem do tyłu... o dwa rozdziały... aż wstyd...
będzie krótko:
- spodobał mi się opis rozpadania się Belli, był taki realistyczny... taki plastyczny w całym bólu...
- nie spodobało mi się to, że Emily tak łatwo wypuściła Bellę z domu, pomimo wampirzycy, która pewnie jest niedaleko, bo jej pakt nie obejmuje...
- podoba mi się więź, która zaczyna sie budować między Jakem i Bellą... więź, której ona nie rozumie, ale którą można łatwo wyczuć...
- spodobała mi się kłótnia watahy, bo jest realistyczna... nie jest cukierkowa... jest taka - normalna...
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kirike
Wilkołak
Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 128 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 20:01, 22 Mar 2010 |
|
Cześć :)
I znów dodaję kolejny rozdział, i znów przepraszam, że trwało to tak długo :)
Napisałam za to kilka rozdziałów do przodu i będą one dodawane szybciej.
Chciałam jeszcze podziękować mojej Nowej Becie, która pojęła się poprawiania mojego opowiadania - Dziękuję :)
Życzę miłego czytania :)
Beta: Dżejn_
Rozdział 7
Na dworze nie było nawet tak zimno. Wystawiłam twarz do słońca. Cieszyłam się, że chociaż pogoda mogła trochę poprawić mój dzisiejszy humor.
Na podwórku nie było nikogo. Pewnie są już w lesie, pomyślałam i ruszyłam przed siebie. Skierowałam się wprost do domu Black`ów, licząc na to, że Charlie jeszcze tam będzie.
Nie oglądałam się za siebie ani nie zatrzymywałam po drodze. Chciałam po prostu jak najszybciej znaleźć się w swoim własnym pokoju.
Znalazłszy się przed czerwonym domkiem, z ulgą stwierdziłam, że samochód ojca nadal stoi w miejscu, w którym go zaparkował.
Podeszłam do drzwi i zapukałam głośno. Miałam nadzieję, że nikogo nie obudzę. Nie wiedziałam nawet, która jest godzina.
Drzwi otworzył mi Billy, po czym zaprosił do środka.
Poczułam jak serce ściska mi się z żalu, kiedy go zobaczyłam. Był taki przygnębiony. Ruszyłam za nim do małej kuchni, gdzie przy stole siedział już tata.
Ubrany był w ten sam garnitur, który założył wczoraj.
- Cześć, tato – powiedziałam.
- Cześć, Bells – odparł, starając się uśmiechnąć, co nie za bardzo mu wychodziło. Spojrzałam na niego pocieszająco, próbując dodać mu otuchy i przysiadłam się na chwilę do stołu.
* * *
Niedługo później, siedzieliśmy już w jego policyjnym radiowozie i w milczeniu pokonywaliśmy drogę do domu.
Siedziałam wtulona w fotel i nieobecnym spojrzeniem wpatrywałam się w las za oknem, być może z nadzieją, że pomiędzy zielonymi drzewami ujrzę sylwetkę znajomego wilkołaka.
Westchnęłam cicho.
Charile spojrzał na mnie, usłyszawszy to. Udałam, że po prostu tego nie widzę. Nie chciałam mu się tłumaczyć. I tak oczekiwał wyjaśnień, kiedy powiedziałam mu, że nocowałam u narzeczonej Sama.
Trudno było mi go przekonać, że jedynym powodem było to, że chciałam zostać sama w domu, ale nie chciał drążyć tematu, więc zostawił mnie w spokoju.
Kiedy wjechaliśmy na podjazd, przeniosłam wzrok na niewielki budynek. Była tutaj jeszcze wczoraj, szukała mnie.
Poczułam jak mój oddech przyspiesza, a serce bije coraz szybciej.
Nie żebym żałowała tego, że wróciłam do domu. Wiedziałam, jak bardzo niezręcznie bym się czuła przebywając nadal w towarzystwie sfory czy nawet samej Emily.
- Bells? – zdezorientowany głos Charlie`go przywrócił mnie do rzeczywistości. Stał przed autem i wyraźnie widać było, że waha się przed zatrzaśnięciem drzwi, wpatrując się we mnie wyczekująco.
Moja reakcja zapewne musiała być niepokojąca, skoro patrzył na mnie z taką troską. Wypuściłam z płuc powietrze, które nieświadomie wstrzymałam.
- Już idę – mruknęłam i otworzyłam drzwi. Zbyt zaabsorbowana przemyśleniami nie zwróciłam uwagi na to, co robię. Zamiast postawić stopę na podjeździe, umieściłam ją na krawędzi auta, a kiedy przeniosłam na nią cały ciężar ciała, próbując wyjść z samochodu, poślizgnęłam się i z głośnym hukiem wypadłam z auta, twarzą do ziemi.
Wściekła leżałam na asfalcie, czując, że podrapałam sobie całe dłonie, próbując bronić się przed upadkiem.
- Nic ci nie jest? – krzyknął Charlie, podbiegając.
- Nie, wszystko w porządku – odparłam. Pomógł mi wstać – Dzięki.
- Nie ma za co.
Kiedy udało mi się wstać, zerknęłam na swoje ubranie. Było całe ubłocone. Westchnęłam z bezsilności, i zaczęłam niezdarnie ścierać plamy dłońmi.
- Bells – usłyszałam znudzony Charliego – Teraz i tak nic z tym nie zrobisz. Chodź już do domu, wstawimy to do prania.
Spojrzałam na niego i po chwili przyznałam mu rację. Ruszyłam powoli do wejścia.
- Swoją drogą, ładnie ci w zielonym – mruknął jeszcze pod nosem, wchodząc do domu.
- Dziękuję – odparłam równie cicho co on.
Otworzył przede mną drzwi, a ja niezdarnie wgramoliłam się do środka.
- Pójdę do siebie – powiedziałam, kiedy Charlie wszedł do kuchni.
Weszłam do swojego pokoju i prawie natychmiast przebrałam się w swoje znoszone dresy i obszerny podkoszulek. Ściągając sukienkę pożyczoną od Emily i poszłam wstawić ją natychmiast do prania, zastanawiając się po drodze, czy zostanie na niej jakaś plama.
Upięłam włosy w kucyk i uchyliłam okno w pokoju, wpuszczając do środka świeże powietrze.
Zbiegłam po schodach i poszłam do kuchni. Charlie siedział przy stole i wpatrywał się tępo w przestrzeń. Zrobiło mi się przykro. W końcu zmarł jego najlepszy przyjaciel, a ja miałam wrażenie, że nie odczuwam tej straty tak bardzo jak powinnam. Może to dlatego, że tak wiele się ostatnio działo.
- Um... Może zrobię obiad, dobrze? – zapytałam i zerknęłam na zegar wiszący na ścianie. Było już prawie południe. Pokiwał smutno głową, a ja sięgnęłam do lodówki.
Wyjęłam kurczaka i postanowiłam go jakoś przyrządzić.
Skwierczenie tłuszczu na patelni i znajomy zapach dodały mi otuchy. Dopiero teraz spostrzegłam, jak bardzo jestem głodna.
Charlie nie wyszedł z kuchni, by jak zawsze posiedzieć na kanapie i obejrzeć jakiś mecz. Nie zdziwiłam się zresztą, kto po utracie przyjaciela byłby w stanie pójść i beztrosko oglądać telewizję?
Nie przeszkadzała mi jego obecność, wręcz przeciwnie. Źle bym się czuła, będąc sama w pustej kuchni. Nie starałam się nawiązać rozmowy, wiedziałam że i jemu, i mnie wystarczy sama obecność drugiej osoby.
Nie zamierzałam pytać o samopoczucie czy mówić, że jest mi przykro. Byłam pewna, że byłoby to dla mnie trudne, a dla niego jeszcze bardziej.
Kiedy skończyłam, podałam przygotowany obiad, który również zjedliśmy w milczeniu.
Wychodząc z kuchni, pocałowałam Charliego w czoło.
- Kocham cię, Bells – powiedział i przytulił mnie mocno.
- Ja ciebie też, tato – odparłam i wyszłam, zostawiając go na chwilę samego.
Wróciłam do swojego pokoju, ułożyłam się na łóżku, kładąc na brzuchu i opierając brodę na poduszce.
Zamknęłam oczy i wróciłam do wydarzeń z ostatnich dni. Powoli je analizowałam. Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko zdarzyło się zaledwie przez dwa dni.
Zanim się obejrzę, znów będę musiała wracać do szkoły.
Czy to się kiedykolwiek skończy? Czy Victoria zostawi mnie w spokoju? Czy też może sfora pozbędzie się jej? Na co przecież (według nich) nie zasługiwałam.
Doskonale rozumiałam, jak wilkołaki odbierają moje istnienie. Gdyby nie ja, nie musieli by się zmagać z niebezpieczeństwem. Gdyby nie ja, Victoria w ogóle nie musiałaby mnie szukać i nic nie narażało by na niebezpieczeństwo mieszkańców plemienia, ani ludzi w pobliżu.
Westchnęłam. Czy również przez to znienawidzą Cullenów? - pomyślałam, czując lekkie ukłucie w sercu na wspomnienie wampirzej rodziny. Gdyby Edward nie zabił James`a, Victoria nie miałaby się na kim mścić.
Otrząsnęłam się z nieprzyjemnych myśli. Wolałam już, żeby obwiniali mnie, a nie Edwarda i jego rodzinę. Zresztą chyba nawet mimo to, nie darzyli ich sympatią.
Poczułam się naprawdę okropnie, słuchając ich rozmowy. Pomijając to, że w ogóle nie powinnam była tego robić.
Zrobiło mi się ciepło na sercu, kiedy przypomniałam sobie, jak Jacob mnie bronił. Chłopak naprawdę wiele dla mnie poświęcał.
Usłyszałam ciche kroki na schodach. Zdecydowanie zbyt ciche jak na mojego ojca.
Podniosłam się na rękach i usłyszałam pukanie do drzwi.
Po chwili do pokoju wszedł Jake. Od jakiegoś czasu był bardzo częstym gościem w moim domu. Jego mina mnie zaskoczyła. Co prawda, nie myślałam o tym, jak może się teraz czuć, ale nie podejrzewałam że na jego twarzy będą widniały takie uczucia. Ból i ulga. Dziwne połączenie.
- Co ty tutaj robisz? – zapytałam.
- Nic ci nie jest – stwierdził ignorując moje pytanie.
- Oczywiście, że nic mi nie jest – powiedziałam, starając się uśmiechnąć.
- Charlie mnie wpuścił.
Spojrzał na mnie, jakby nie wiedząc, co ma powiedzieć. Podszedł do mnie i usiadł na łóżku. Ja również przesunęłam się do pozycji siedzącej, ale nieco dalej od niego.
- Bella... Nie wiem od czego mam zacząć. Przepraszam cię. Wiem, że wszystko słyszałaś. To nie jest tak jak myślisz. Oni tak tylko mówią. Wszyscy byli wkurzeni tą całą sytuacją. Byliśmy tak blisko, a ta ruda znowu nam zwiała. Tutaj naprawdę nie chodziło o ciebie.
Uśmiechnęłam się do siebie. Wiedziałam, że kłamał. Może nie był aż tak nieudolnym kłamcą jak ja, ale potrafiłam rozpoznać, kiedy nie mówił prawdy.
- Wiem, Jacob. Ja też was wszystkich przepraszam – powiedziałam pocieszającym tonem, nie chcąc drążyć tematu. Miałam zdecydowanie dosyć, jak na jeden dzień.
Nie zorientowałam się nawet, kiedy przytulił mnie do siebie swoimi ogromnymi ramionami. Miałam wrażenie że mogłabym w nim utonąć, taki był wielki.
- Wiesz? Jesteś jak taka mała laleczka. Porcelanowa laleczka. Taka krucha, delikatna i maleńka – powiedział, przyciskając mnie do siebie mocniej i zaśmiał się cicho zachrypniętym głosem.
Rzeczywiście, można by pomyśleć, że jestem od niego parę razy mniejsza. Uśmiechnęłam się do jego podkoszulki. Dopiero teraz zauważyłam że ma na sobie więcej ciuchów niż zazwyczaj.
Wytarte, jasne, dżinsowe spodenki do kolan, ogromne tenisówki na stopach i czarną podkoszulkę, idealnie komponującą z jego włosami.
Ciekawe, ile czasu minie, zanim to wszystko wyląduje w lesie, jako bezużyteczne skrawki materiału. Czyżby był już aż tak opanowany, że nie musiał się martwić o niekontrolowane przemiany w wilka?
- Śmierdzi – powiedział.
Odsunęłam się od niego gwałtownie. Wciągnęłam powietrze przez nos. Czyżbym brzydko pachniała? Przecież...
Roześmiał się gwałtownie widząc moją reakcję.
- Nie, nie ty, Bello – wyjaśnił roześmiany. – Ta pijawka była w twoim pokoju i zostawiła niezbyt przyjemny zapach.
Poczułam ulgę. Więc to jednak nie ja. Pomyślałam, że zachowuję się irracjonalnie. Jeszcze wczoraj wampirzyca żądna mojej krwi zwiedzała mój pokój, a ja się cieszę, że jednak nie śmierdzę.
- Myślisz, że ona w końcu da mi spokój? – zapytałam zrezygnowana.
- Jasne, że tak – odparł. –Niedługo ją dorwiemy i nie będziesz musiała się niczym przejmować. Obiecuję.
Był taki pewny siebie kiedy to mówił... A ja chyba i tak myślałam całkiem inaczej. Czyż nie łatwiej by było, gdyby pozwolili jej mnie zabić? Może wtedy dałaby im spokój.
Jake objął mnie ramieniem i przycisnął do swojego boku, sprawiając, że poczułam się bardzo bezpiecznie. Przy nim nic mi nie groziło, to wiedziałam na pewno...
Mam nadzieję, że się podobało. Niecierpliwie czekam na wasze opinie :) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kirike dnia Wto 14:09, 23 Mar 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
esterwafel
Wilkołak
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 21:03, 22 Mar 2010 |
|
aaaaaaaaa...............Co dalej? Koniecznie musisz dodawać częściej rozdziały. Muszę wiedzieć, co będzie dalej.
A Jacob jest taki kochany. To on zasługuje na Bellę, a dzięki Twojemu opowiadaniu, udaje mu się to. Czekam z niecierpliwością na spotkanie z Victorią, a przeczuwam, że do takiego dojdzie. :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Wto 13:56, 23 Mar 2010 |
|
zacznę od błędów, bardzo niekulturalnie z resztą ;P
Cytat: |
Wyjęłam kurczaka, i postanowiłam go jakoś przyrządzić. |
po co przecinek przed i?
Cytat: |
Weszłam do swojego pokoju, i prawie natychmiast przebrałam się w swoje znoszone dresy i obszerny podkoszulek. |
jak wyżej
Cytat: |
Czy również przez to znienawidzą Cullenów? pomyślałam, |
hm, ja bym jednak zrobiła jakąś pauzę
Cytat: |
- Nic ci nie jest –. stwierdził ignorując moje pytanie. |
po co kropka?
Cytat: |
Dopiero teraz zauważyłam że ma na sobie więcej ciuchów niż zazwyczaj.
Wytarte, jasne, dżinsowe spodenki do kolan, |
przecinek przed że
Cytat: |
- Nie, nie ty, Bello – wyjaśnił roześmiany – Ta pijawka była w twoim pokoju i zostawiła niezbyt przyjemny zapach. |
kropka po roześmiany :)
Cytat: |
Pomyślałam że zachowuję się irracjonalnie. J |
przecinek przed że
Cytat: |
Czyż nie łatwiej by było gdyby pozwolili jej mnie zabić? |
przecinek przed gdyby
znowu spokojniejszy rozdział, który poświęciłaś głównie na ukazanie więzi Charliego i Belli (tego w jaki sposób ich zycie zmieniło się, jak bardzo on cierpi)... i na rozwój uczuć pomiędzy Bellą a Jacobem, co mnie bardzo cieszy, bo nie robisz tego w zbyt dosłowny sposób, ale krok po kroku zbliżasz ich do siebie, a raczej ją do niego... trochę zaczyna mi brakować opisów ogólnych; pokoju, ubrań... czegoś w tym stylu, ale zdążyłam się już przyzwyczaić do twojego sposobu opowiadania, więc bardzo czepiać się też nie powinnam :)
pozdrawiam
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
BajaBella
Moderator
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 219 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu
|
Wysłany:
Śro 20:28, 24 Mar 2010 |
|
Taaa… Pomarzyć dobra rzecz. Ja też bym chciała takiego Jacoba. W twoim opowiadaniu on jest naprawdę słodki, dobry, opiekuńczy. Taki super – Jake. I do tego jeszcze jaki bohaterski! Ale cóż, ideały spotykam najczęściej w książkach, tudzież w ff-ikach.
Rozdział ciekawy, choć spokojny, ale to dobrze. W takich spokojniejszych momentach można, tak jak to właśnie zrobiłaś, przybliżyć relacje pomiędzy bohaterami. Podoba mi się to, jaki Bella ma stosunek do Charliego i jak fajnie się rozumieją.
Victoria, jak zawsze niczym złowrogie widmo wisi nad Forks i La Push, ale bez niej byłoby zbyt nudno. Wampirzyca zapewnia odpowiedni poziom adrenaliny twojemu opowiadaniu, a myślę, że chłopaki ze sfory tak tylko gadają, a tak serio, to uwielbiają polować na rudą.
Pozdrawiam cieplutko, BB. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kirike
Wilkołak
Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 128 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 18:10, 26 Mar 2010 |
|
Wstawiam kolejny rozdział ;]
Mam nadzieję, że mój pomysł się wam spodoba.
Dziękuję Becie, i życzę miłego czytania :)
Beta: Dżejn_
Rozdział 8
Dni mijały, a każdy z nich niczym nie różnił się od poprzedniego. Wokół nadal panowała przygnębiająca atmosfera po śmierci Harry`ego, która udzielała się nie tylko mieszkańcom rezerwatu, ale i nam.
Charlie wrócił do pracy i wszystko było tak jak zwykle, może oprócz tego, że nie siadał już w saloniku ani nie oglądał telewizji. Czas, w którym zazwyczaj wykonywał te czynności, spędzał w kuchni, wpatrując się bezczynnie w okno, albo w La Push. Przez ostatnie dni szczególnie przywiązał się do Sue i zawsze starał się ją pocieszać, choć nie zawsze dobrze mu to wychodziło.
Nie jeździłam z nim już do rezerwatu, choć za każdym razem mi to proponował.
Byłam okropnie ciekawa, co się dzieje w sforze, ale nie potrafiłam się przełamać. Na szczęście Jacob wreszcie zaczął rozumieć, o co mi chodzi, więc przyjeżdżał do mnie wieczorami i opowiadał o nowych poczynaniach Victorii. Oczywiście, wbrew jego wszelkim zapewnieniom, jeszcze nie udało im się jej złapać. Wcale nie miałam o to pretensji do Sama i jego sfory. W końcu robili to dla mnie wręcz bezinteresownie. Każdy z nich mógł sobie tłumaczyć, że czyni to dla mieszkańców rezerwatu, ale ja i tak wiedziałam swoje. Jeden Jacob nie powstrzymałby całej watahy, gdyby chciała oddać mnie wampirzycy dobrowolnie, byleby ta dała im spokój.
Więc mogłam święcie wierzyć w to, że naprawdę robią to dla mnie.
Charlie powoli przyzwyczajał się do myśli, że Jacob codziennie godzinami przebywa w moim pokoju. Miałam nawet wrażenie, że zaczyna nas o coś podejrzewać, bo kilka razy wparował do pokoju bez pukania, tłumacząc się tym, czy aby czasem nie widziałam jego koszuli albo czy nie chcemy czegoś do picia. Oczywiście, za każdym razem widział nas w tej samej pozycji. Ja siedziałam skulona na krańcu łóżka, a Jacob rozwalony na jego drugiej połowie wpatrywał się w sufit.
Nie rozmawialiśmy o tym, ale oboje wiedzieliśmy, że tam to wystarcza. Była to taka niepisana umowa, od chwili gdy po raz ostatni przytulił mnie kiedy wróciłam z La Push. Już więcej nie próbował się do mnie zbliżyć w ten sposób. Wiedział, że potrzebuję czasu. Sama jeszcze nie wiedziałam dokładnie na co, ale starałam się to coś powoli przyswajać.
- Bello, nadal będę mógł do ciebie przychodzić, prawda? – zapytał pewnego dnia, kiedy oboje siedzieliśmy na łóżku i odbywaliśmy naszą codzienną rutynę.
- Jasne, że tak. Dlaczego miałbyś nie przychodzić? – odparłam nieco zdezorientowana.
- Bo znów zaczyna się szkoła i zastanawiałem się, czy znajdziesz jeszcze dla mnie czas.
Zupełnie wyleciało mi to z głowy, ferie minęły tak szybko. Przez chwilę starałam się przypomnieć sobie, który dziś dzień tygodnia.
Już sobota. Za dwa dni będę musiała wrócić do szkoły. Wydawało się to takie nierealne.
- Na pewno znajdę dla ciebie czas, głuptasie – odparłam, szturchając go w ramię. Pewno i tak nic nie poczuł, ale uśmiechnął się łobuzersko. Dokładnie tak jak lubiłam. – Możesz przychodzić kiedy chcesz.
- Wiesz... Zastanawiałem się... – Zaczął powoli. Widać było, że jest odrobinę zdenerwowany. Nie chciałam wysuwać pochopnych wniosków, wiec wpatrywałam się w niego z wyczekiwaniem. – Zastanawiałem się... Czy nie pojechałabyś ze mną do Port Angeles – wyrzucił z siebie w pośpiechu.
- Hm... A po co? – zapytałam cicho, modląc się, by nie uzyskać takiej odpowiedzi o jaką go podejrzewałam.
- No wiesz... – zaczął, uciekając ode mnie wzrokiem – Muszę kupić sobie trochę ubrań, wszystkie ostatnio potargałem, a Billy już nie wyrabia z zakupami. No i to moja ostatnia para butów – wskazał na swoje trampki – a znając życie, będzie już po niej za kilka dni.
Spojrzałam na niego zaciekawiona. Dlaczego chciał jechać do miasta akurat ze mną? Tego nie wiedziałam, ale postanowiłam mu zaufać. Po głębszym zastanowieniu stwierdziłam, że nie pamiętam, kiedy ostatni raz sama kupowałam sobie ubrania. Przydało by mi się kilka nowych. Uśmiechnęłam się do niego.
- Tak, możemy jechać – odparłam.
Spojrzał na mnie zszokowany. Aż tak bardzo spodziewał się odmowy?
- Serio? – zapytał.
- No jasne, że tak. W sumie sama potrzebuję kilku rzeczy. Chyba, że nudzi cię chodzenie po sklepach z dziewczyną – spytałam, zerkając na niego pytająco.
- Co? Nie, skąd. To super. Z przyjemnością z pochodzę z tobą po sklepach. Co powiesz na przyszłą sobotę?
- Nie ma sprawy – odparłam ze szczerym uśmiechem na ustach, uznając temat za zakończony. – A co słychać w sforze?
- Nic ciekawego. Ciągle szukamy tej pijawki. Nie pojawiała się w rezerwacie od kilku dni, nie wiemy gdzie jest.
Spojrzałam na niego przerażonym wzrokiem. Czyżby zrezygnowała? A może czai się gdzieś w Forks, czekając tylko aż znajdzie dogodny moment żeby mnie dorwać?
- Spokojnie, Bella. Oddychaj. Pozieleniałaś troszkę, wiesz? Nie musisz się niczym martwić. Pilnujemy cię, zawsze ktoś jest na straży.
Wypuściłam z płuc powietrze, które nieświadomie wstrzymałam.
- Kto mnie pilnuje? – zapytałam niepewnie.
- Sfora, rzecz jasna. A niby kto inny?
Poczułam lekkie ukłucie w klatce piersiowej, kiedyś pilnował mnie ktoś inny.
- Jacy członkowie watahy mnie pilnują? – zapytałam bardziej szczegółowo
Zastanowił się przez chwilę, po czym spojrzał na mnie z nieco wymuszonym uśmiechem.
- E... Ja, Seth... – zaczął wymieniać, po czym zastanowił się przez chwilę, i zamilkł.
- Ty i Seth, tak? – upewniłam się, a on tylko pokiwał głową. Uśmiechnęłam się smutno.
- Widzisz, Bella...
- Wcale nie musicie tego robić.
- No coś ty. Młody aż się do tego pali, a ja nigdy nie zostawiłbym cię samej – powiedział, uśmiechając się wesoło. Nie sposób było się przy nim smucić.
- Dziękuję wam, Jake. To naprawdę wiele dla mnie znaczy.
- Nie ma za co – odpowiedział mi lekko.
Zamilkłam na chwilę i usłyszałam niezidentyfikowany dźwięk. Spojrzałam na Jacoba i zachichotałam cicho.
- Może chciałbyś coś zjeść? – zapytałam domyślnie.
- E... No tak. Byłoby fajnie.
- Chodź, zrobimy coś smacznego – rzuciłam optymistycznie i zsunęłam się niezdarnie z łóżka, pociągając go za rękę.
- Super.
Zeszliśmy cicho po schodach, kierując się do kuchni.
Charlie siedział przy stoliku i pił kawę, wpatrując się w okno. Kiedy weszłam do pomieszczenia, oczywiście musiałam się o coś potknąć, przez co odwrócił na nas wzrok.
Jacob kiwnął głową. Usiadł obok niego. Chyba nie mogłam liczyć na niego pomoc. Uśmiechnęłam się do siebie. Wyjęłam z lodówki rzeczy potrzebne do zrobienia zapiekanki.
Kiedy wstawiłam ją do piekarnika, odwróciłam się i oparłam o blat, postanawiając skorzystać z okazji.
- Tato...? – zaczęłam. – Mogłabym jechać z Jake`em w przyszłą sobotę na zakupy do miasta? Nie będziesz miał nic przeciwko? – wyrzuciłam z siebie.
- Co? – zerknął na mnie zdezorientowany. – Bells, przecież ty nienawidzisz...
- Tato – upomniałam go niecierpliwie, posyłając znaczące spojrzenie. Jacob co chwila zerkał to na mnie, to na niego.
- Nie ma mowy – odparł stanowczo Charlie.
- Co takiego? Ale dlaczego? – zażądałam wyjaśnień, wpatrując się w niego zszokowana.
- Nie pojedziesz do Seattle. I koniec.
- Ale ja wcale... – zaczęłam tłumaczyć.
- Skończyłem ten temat, Bells. Jest teraz niebezpiecznie.
- Ja wcale nie chcę jechać do Seattle. Myślałam o Port Angeles – wyjaśniłam, zanim zdążył mi przerwać.
- Aha... – zmieszał się. – No chyba że tak. W takim razie nie mam nic przeciwko. Możecie jechać.
- A co takiego jest w Seattle, że nie wolno mi tam jechać? – zapytałam.
- Spójrz sama, nie jest tam teraz bezpiecznie – powiedział i rzucił mi dzisiejszą gazetę.
Zerknęłam na pierwszą stronę. Sam temat artykułu okropnie rzucał się w oczy.
SEATTLE - NIEWYJAŚNIONE MORDERSTWA
Mieszkańcy miasta Seattle żyją w ciągłym strachu. Od dłuższego czasu, co noc słyszy się o okrutnych morderstwach, a co najgorsze nikt nie zna przyczyny tych tragedii. Policja nie może znaleźć winnego tych bestialskich czynów. Zaprzecza wprawdzie, iż do czynienia mamy z seryjnym mordercą. Z każdą nocą jest coraz więcej ofiar – dziś już około trzydziestu, a morderca grasuje zaledwie od ponad dwóch miesięcy.
Policja skłonna jest podejrzewać, iż w mieście rozpoczęła się wojna gangów. Nikt nie jest w stanie uwierzyć, że zbrodni dokonał jeden człowiek.
Za wyborem kolejnych ofiar prawdopodobnie nie kryje się żadna reguła. Każda z nich była w różnym wieku, począwszy od dzieci, a skończywszy na staruszkach. Każda z nich miała inną pracę, rodzinę czy upodobania. I nic ich ze sobą nie łączyło, dowodem na to jest chociażby to, iż w ciągu ostatnich trzech miesięcy zginęła zarówno nastoletnia uczennica, jak i pewien emerytowany urzędnik. Wśród ofiar są i kobiety i mężczyźni. I Biali i Murzyni, Azjaci i Latynosi. Nie ma zatem wzorca ofiary ani też wyraźnego motywu. Mogło by się wydawać, iż morderca czerpie przyjemność z samego zabijania.
Jednakże wszystkie te zbrodnie łączą podobne okoliczności, co sprzyja podejrzeniom, iż mamy do czynienia z seryjnym mordercą. Ciała ofiar spalono, i to tak dokładnie, iż przy identyfikacji zwłok należało opierać się na korektach dentystów. Policja sądzi, że do podpalenia złoczyńca użył jednej z łatwopalnych substancji, jednak do tej pory nigdzie nie znaleziono śladów na potwierdzenie tej hipotezy. Zwłoki morderca zostawia rzucone niedbale, co sprawia wrażenie, że wcale nie pragnie ich ukryć.
Jedną kolejną cechą tych morderstw jest wyjątkowe okrucieństwo. Po badaniu szczątków stwierdzono, że wszystkim ofiarom łamano i miażdżono kości z nadludzką siłą.
Materiał dowodowy jest niezwykle skąpy, jako że funkcjonariusze nie wykryli zupełnie nic poza szczątkami: żadnych włosów, śladów opon, odcisków palców czy butów.
W przypadku zniknięć, świadkowie uważają, iż nikogo nie widzieli.
Co do samych zniknięć, żadna z osób nie zginęła w normalny sposób. Każda z nich była w miejscu publicznym, czasem nawet z towarzyszem. Choć jak widać i to nie zniechęciło mordercy do dalszego działania.
Wszystkie morderstwa popełnione zostały w nocy. Najbardziej przerażające jest to iż morderca dopiero zaczyna.. Z czasem odnotowuje się coraz większą ilość zabójstw z tej serii.
Nie wygląda też na to, aby policja była bliżej rozwiązania zagadki tajemniczych morderstw.
Fakty te są szokujące, a jednak prawdziwe. Czy to wojna gangów, czy też wyjątkowo uzdolniony seryjny morderca? Czy też może istnieje jeszcze inne wytłumaczenie, kto stoi za tymi wszystkimi zabójstwami?
Jedno wiemy na pewno – w tym spokojnym, jak do tej pory mieście teraz już nikt nie czuje się bezpiecznie.
Zerknęłam jeszcze raz na tytuł. Przeraził mnie ten artykuł. Mimo to uśmiechnęłam się smutno.
- Tato, myślisz że ktokolwiek mógłby mnie zaatakować? Szansa jest jak jeden do miliona, że akurat tego dnia, kiedy tam będę... – powiedziałam, ale Charlie już po chwili mi przerwał.
- Bello – zaczął nagannym tonem. – To nie jest bezpieczne. Sam pracuję w policji i wiem, jakie szanse są na to, że ktoś może zrobić ci krzywdę. Obiecaj mi, że nie pojedziesz do Seattle.
Westchnęłam, ale nie miałam ochoty się z nim kłócić. Z moim pechem wszystko jest możliwe.
- Obiecuję, tato – odparłam, bo i tak nie planowałam jechać do Seattle.
- Jak tak można – powiedział pod nosem. – Co komu zrobili ci niewinni ludzie... Ciekawe o ile wzrosną teraz statystyki Seattle, po takich morderstwach... – mruczał do siebie, a ja nadal trzymałam w ręku gazetę.
- Bello. Mogę? – zapytał Jacob roztrzęsionym głosem. Spojrzałam na niego zdziwiona. Nie wydawał się być przerażony, ale zły. Na twarzy miał znów maskę Sama, której tak bardzo nie lubiłam. Widać było, że stara trzymać się nerwy na wodzy. Zabrał ode mnie gazetę trzęsącymi się dłońmi.
Kiedy zagłębiał się w lekturze, ja z ciekawością chłonęłam wyraz jego twarzy. Najpierw był bardzo skupiony, po chwili skupienie przechodziło w zrozumienie, później przerażenie, a na końcu ponownie w złość.
Sama się sobie zdziwiłam jak trafnie potrafiłam wyczytywać emocje z jego twarzy. Chyba czas z nim spędzony wyszedł mi na dobre.
- Pójdę się już położyć – odparł Charlie. Za oknem było już ciemno, zerknęłam na zegarek. Było tuż po dwudziestej pierwszej.
- Nie zjesz z nami? – spytałam.
- Nie, dziękuję – odparł smutno i wyszedł z kuchni.
Wzruszyłam ramionami i naszykowałam przyjacielowi oraz sobie porcję zapiekanki. Oczywiście znając apetyt wilkołaka, na talerz nałożyłam mu kilka razy większy kawałek niż mnie.
Nie dotknął jedzenia, dopóki nie skończył czytać, więc i ja nie zaczęłam jeść.
Kiedy odłożył gazetę na bok, spojrzał na mnie z powagą. Oczy całkiem mu pociemniały. Spojrzałam na niego pytająco. Czy to przez ten artykuł? Przecież takie rzeczy się zdarzają. Wiem, że to straszne, ale tak bywa, prawda? Na pewno za niedługo złapią tego mordercę i będzie po wszystkim.
- Bello... – zaczął poważnie. – To nie jest żaden seryjny morderca...
Mam nadzieję, że było w porządku :)
Pozdrawiam serdecznie, i z góry dziękuję za komentarze :) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kirike dnia Pią 18:13, 26 Mar 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
BajaBella
Moderator
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 219 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu
|
Wysłany:
Pią 19:30, 26 Mar 2010 |
|
Kirike,
Czyżbyś planowała doprowadzić do walki pomiędzy sforą a nowonarodzonymi? Same wilki mogą mieć problemy z tymi wampirami. Nie ma przecież Jaspera, który uświadomiłby ich jacy nowonarodzeni są groźni ze swoją siłą. Chyba, że planujesz nas jeszcze jakoś zaskoczyć…
Rozdział sympatyczny, choć nie działo się w nim zbyt wiele. Ciekawa jestem, kiedy Jacob w końcu ponownie odważy się nawiązać bliższe, intymniejsze kontakty z Bellą? Na razie widać, że zachowuje się jak dżentelmen i absolutnie nie wywiera na nią żadnych nacisków w tym temacie. Ciekawa strategia, jak na niego.
Szkoda mi Charliego, który nie może otrząsnąć się po stracie przyjaciela. W twoim ff jest to zdecydowanie bardziej pokazane niż w samej sadze. U Meyer wyglądało to tak, jakby prawie że przeszedł nad tym do porządku dziennego.
Zdecydowanie lubię to opowiadanie. Może dlatego, że nie ma w nim Cullenów (którzy mi się już przejedli) ale chyba przede wszystkim przez Jacoba, który ma w końcu realną szansę być z Bells.
Ciekawa jestem co wymyślisz z tymi nowonarodzonymi…
Czekam zatem na ciąg dalszy. Pozdrawiam, BB> |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Misty butterfly
Wilkołak
Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 228 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 19:37, 26 Mar 2010 |
|
Strasznie cie przepraszam. Jak ja moglam przegapic dwa rozdzialy?
Nie mialam kompletnie czasu ostatnio egzaminy itd. teraz musze nadrabiac...
A wiec co ci moge powiedziec moja droga...
Rozdzialy fenomenalne Tak moglaby wygladac aternatywna wersja New Moon
Bella powoli dochodzi do siebie a Jake jak widac jej w tym pomaga Chlopak jest wspanialy, widac ze swietny z niego przyjaciel. Kocham podejrzliwego Charliego...jak tak bedzie wpadal niespodziewanie do jej pokoju to Jacob przerzuci sie na wchodzenie oknem zeby komendant nie wiedzial
Widac ta wiez ktora laczy Belle i Jacoba, widac tez ze staje sie ona coraz silniejsza. Nie moge sie doczekac ich wspolnego wypadu do Port Angeles
Musze tez powiedziec ze swietnie udaje ci sie rozmiescic akcje w odpowiednim czasie. W tym rozdziale jest to artykul o morderstwach w Seattle, teraz przeszlas juz tak jakby do Eclipse wtedy byl z nia Edward.
Kurcze kiedy Cullenowie szykowali sie do bitwy z nowonarodzonymi nie martwilam sie bo mieli doswiatczonego w tej dziedzinie Jaspera i cala watahe wilkow. A traz sfora zostala sama i pewnie nic nie wiedza o armi Victori.
Teraz sie stresuje bardziej niz podczas czytania ksiazki, bo robi sie naprawde niebezpiecznie...Wiec nie kaz nam dlugo czekac.
Pozdrawia M.B ;* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
esterwafel
Wilkołak
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 22:00, 26 Mar 2010 |
|
Nawet nie wiesz jak bardzo ucieszyłam się na nowy rozdział i to tak szybko. Bardzo bym chciała, żebyś robiła o często, bo naprawdę podoba mi się ta wersja bezedwardowa. :D
Tak jak poprzedni komentatorzy, uważam, że naprawdę robi sie niebezpiecznie. Wilki kontra nowonarodzeni. Będzie rzeźnia jak nic. ciekawi mnie co planujesz w związku z tym. Czy sobie poradzą? Podejrzewam, że wzrośnie liczba wilków, ale to dzieciaki, nie będzie łatwo.
No i Jacob jak zwykle mnie nie zawiódł. Kochany, najlepszy przyjaciel, wyrozumiały jak zawsze, co jest wielkim, ba, ogromnym plusem tego opowiadania. Marzę o pierwszym pocałunku :D Ale na o poczekam.
Dodaj jak najszybciej kolejną część, a ja dodam u siebie :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kirike
Wilkołak
Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 128 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 20:25, 02 Kwi 2010 |
|
Kolejny rozdział. Odrobinę dłuższy. Mam nadzieję, że się spodoba :)
Beta: Dżejn_
Rozdział 9
- Bello... – zaczął poważnie. – To nie jest żaden seryjny morderca.
- Co takiego? – zapytałam zdezorientowana. – Myślisz, że to faktycznie ta wojna gangów...?
- Nie, to nie jest wojna gangów.
- Więc o co chodzi?
- Sam już długo się nad tym zastanawiam. Coraz więcej tych wszystkich doniesień, a poza tym, kiedy ostatnio tropiliśmy tę rudą, wyczuliśmy nowy zapach. Kogoś innego. Chyba jest ich więcej – powiedział, po czym westchnął. – A miałem ci tego nie mówić.
- Więcej? Jake? Wampiry? W Seattle? Skąd ta pewność? Przecież to nierealne. Może faktycznie, ma kogoś ze sobą, ale trzeba od razu wiązać te wszystkie sprawy? To niemożliwe. Poza tym, czy nie powinniście się zajmować wampirami tylko na terenie rezerwatu?
- Sam nigdy by na to nie pozwolił. Jeżeli coś się dzieje w tak bliskiej odległości jak Seattle, dlaczego mielibyśmy nie zareagować? Przecież giną ludzie, tacy sami jak w La Push. A skoro możemy coś zrobić, to dlaczego nie...
- Jake, przestań. To niemożliwe – zaprzeczyłam i zaatakowałam widelcem swoją zapiekankę.
To nie mogła być prawda. Żadne wampiry nie zasiedliłyby się tak blisko Forks, jeszcze w dodatku takie, które w swojej diecie preferują ludzką krew. Nie widziałam możliwości, by ktoś poza Cullen`ami mógł zamieszkać w tych rejonach. Nie wiedziałam dlaczego, ale po prostu czułam, że tak nie może być. Poza tym, żadne wampiry nie są tak głupie. Przecież nie wolno im się ujawniać, a prędzej czy później ktoś zorientował by się, że coś jest nie tak. Ginie przecież tak wiele ludzi, a to nie jest normalne.
- W sumie to nic nie jest jeszcze takie pewne – powiedział Jake i zanim zdążyłam mu odpowiedzieć, napakował sobie usta jedzeniem. Spojrzał na mnie. Dostrzegłam w jego oczach dziwny błysk.
- Jake, mam prośbę – powiedziałam.
- Jaką? – zapytał z pełnymi ustami.
- Mógłbyś odnieść Emily tę sukienkę, którą mi pożyczyła? Pewnie nie będę miała okazji jej w najbliższym czasie odwiedzić.
- Jasne – odparł niewyraźnie i wrócił do jedzenia.
Kiedy skończył, wyciągnął się zadowolony na krześle. Uśmiechnęłam się.
- Mówiłem ci już, że świetnie gotujesz? – powiedział, wyszczerzając zęby.
- Tak, wspominałeś parę razy – odparłam i roześmiałam się.
- Lubię, kiedy się śmiejesz – dodał, przekrzywiając głowę w jedną stronę.
Oczywiście się zarumieniłam.
Nastała nieco krępująca cisza, więc żeby zająć czymś ręce, zabrałam talerze i odniosłam je do zlewu. Kiedy je umyłam, sięgnęłam po ścierkę. Ale ktoś już mnie uprzedził, udało mi się tylko dotknąć pewnej gorącej dłoni. Wystraszyłam się, ale nie oderwałam ręki. Przeszył mnie lekki dreszcz, kiedy dotykałam parzącej skóry. Czułam się, jakbym co dopiero dotykała kuchenki mikrofalowej albo nagrzanego pieca.
Moja cera w porównaniu do jego była bardzo blada, prawie przezroczysta. Zerknęłam na widoczne żyły pod cienką skórą, które tak naprawdę po raz pierwszy przyciągnęły moją uwagę.
Dłoń wilkołaka była ogromna, ciemna i nieco zniszczona, ale to tylko dodawało jej uroku.
Różnica była diametralna, niczym ogień i lód.
Uśmiechnęłam się do swoich myśli, ale prawie natychmiast wróciłam do rzeczywistości. Cofnęłam szybko rękę. Poczułam jak na moją twarz ponownie wylewa się rumieniec.
Jacob spojrzał na mnie dziwnie. Przesunęłam wzrok na jego tęczówki i znów dostrzegłam ten niezidentyfikowany błysk. Byłam speszona, wpatrywał się teraz we mnie z takim zachwytem, który nawet trudno opisać. Tak jakbym w tej chwili istniała tylko ja. Spojrzałam w jego brązowe oczy, były pełne ciepła, i radości. Takie wesołe i beztroskie, jakby nie miał nigdy żadnych problemów.
Sięgnął po moją dłoń, a ja nadal stałam nieruchomo, przerażona, czekając na to, co zrobi. Podniósł ją sobie przed twarz, i delikatnie musnął wilgotnymi, gorącymi ustami.
Przeszył mnie dreszcz, wciągnęłam głęboko powietrze. Poczułam na ciele nieznajomą elektryczność, było to dziwne, wręcz... przyjemne. Nie zorientowałam się nawet, że przez dłuższą chwilę nawet nie oddychałam. Wyrwałam mu swoją dłoń, którą nadal trzymał przy twarzy. Spojrzałam na niego przestraszona.
- Myślę... Jake, myślę, że powinieneś już iść – powiedziałam z wahaniem zachrypniętym głosem, wpatrując się w podłogę.
Westchnął cicho.
- Przepraszam, jeśli zrobiłem coś nie tak – wyszeptał. Nie odezwałam się. – Dobranoc, Bello.
Zamknęłam oczy i usłyszałam jego kroki, a później odgłos zamykanych drzwi wejściowych. Wypuściłam powietrze z płuc, odwróciłam się i oparłam o blat kuchni, nadal czując na dłoni palące miejsce, którego dotknęły jego miękkie wargi.
Potarłam skórę dłoni drugą ręką, jakby starając się zmyć płonące znamię. Wzięłam głęboki oddech i wyszłam z kuchni, kierując się do swojego pokoju.
Będąc już u siebie, podeszłam do okna i otworzyłam je na całą szerokość. Twarz owiał mi chłodny podmuch wiatru.
Wpatrując się w ciemność, przez moment poczułam się nawet jak kiedyś. Odkryłam, że w moim sercu tli się maleńka nadzieja, że może jednak za chwilę zmaterializuje się na parapecie, z tym swoim łobuzerskim uśmiechem na bladej twarzy. Spojrzy na mnie pocieszająco złotymi oczami, wejdzie do środka, położy się na łóżku i mnie przytuli. Wtedy będę mogła mu wszystko powiedzieć, a on mi wszystko wybaczy i pomoże.
Zamiast tego miałam przerażającą świadomość tego, że jego osoba już nigdy nie wróci ani do tego pokoju, ani do mojego życia. Zamknęłam rozczarowana okno. Zabrałam swoją piżamę kierując się do łazienki.
Wzięłam zimny prysznic, pobudzając w ten sposób każdą komórkę mojego ciała. Lodowate krople spływały mi po twarzy. Uśmiechnęłam się, kiedy przypomniałam sobie, że prawie tak samo czułam się, kiedy głaskał mnie po twarzy chłodnymi dłońmi czy obsypywał czoło i policzki delikatnymi pocałunkami.
Po twarzy spłynęła mi jedna łza, doskonale maskująca się na tle innych kropel.
Zakręciłam wodę i drżąc, owinęłam się dokładnie ręcznikiem.
Stanęłam przed lustrem. Zmieniłam się. Patrzyłam teraz na dziewczynę o pustych brązowych oczach, w których nie było ani krzty radości ani optymizmu. Miałam delikatne cienie pod oczami, choć może była to wina oświetlenia w maleńkim pomieszczeniu.
Blada, szczupła twarz kontrastowała z długimi ciemnymi włosami. Sięgały mi już do pasa. Zwijały się i zakręcały w loczki, nawet kiedy były mokre.
Spojrzałam na siebie krytycznym wzrokiem. Czy przez ten cały czas myślałam, że jeśli nie będę się zmieniać, zatrzymam przy sobie przeszłość? Że będzie to namiastka tego, co było kiedyś? Może nie było to związane tylko z moja psychiką? – pomyślałam, choć nigdy nie patrzyłam na to w ten sposób.
Nie chciałam widzieć ani słyszeć niczego, co przypominało mi o przeszłości. Zmieniłam wszystko, ale nie siebie. Owszem, psychicznie tak. Ale nie zmieniłam swoich uczuć, nawet swojego wyglądu. Niczego. Czy to źle? Czy powinnam odciąć się od przeszłości za jednym zamachem? Tak jak zrobił to Edward i jego rodzina?
Złamania proste zrastają się szybciej i bez komplikacji – przypomniałam sobie słowa lekarza. Być może to najlepszy sposób. Zawsze warto spróbować.
Spojrzałam na dłoń, którą pocałował Jacob. Była taka jak zawsze, niczym się nie zmieniła. A miałam wrażenie, że pulsuje niczym neon, zwracając na siebie uwagę, nawet wydawało mi się, że jest cięższa, cięższa niż zazwyczaj.
Ubrałam się i wyszczotkowałam zęby, po czym wyszłam z łazienki.
Wróciwszy do pokoju, wsunęłam się pod kołdrę i wtuliłam twarz w poduszkę. Pachniała odrobiną proszku do prania oraz moim truskawkowym szamponem. Doszłam do wniosku, że wcale mi się nie podoba. Chyba znudził mi się ten zapach, a szamponu używałam tylko z przyzwyczajenia.
Koncentrując się na aromacie pościeli, odpłynęłam w objęcia Morfeusza.
Śnił mi się ten koszmar, przez który kiedyś co noc budziłam się z krzykiem. Chodziłam przerażona po lesie, błąkając się pomiędzy drzewami i szukając czegoś, czego już nigdy nie miałam znaleźć. W chwili, gdy zmęczona upadłam twarzą na ziemię, otworzyłam oczy, by wrócić do rzeczywistości. Tak mi się przynajmniej wydawało.
Wzięłam głęboki oddech, starając się zachować spokój.
Odwróciłam się na drugą stronę łóżka. Krzyknęłam z przerażenia. Czyjaś delikatna, zimna i twarda jak marmur dłoń zamknęła mi usta przyciskając wargi palcami.
Mój oddech przyspieszył, a serce zaczęło bić niekontrolowanym rytmem. Spojrzałam na jego topazowe oczy i utonęłam w nich, zanim ten obraz zdążył mi się zamazać z powodu wypełniających oczy łez.
Pokój oświetlał blask księżyca, wlewający się do pomieszczenia przez otwarte okno, za którym niebo było wyjątkowo przejrzyste.
On leżał tuż obok mnie, jak gdyby nigdy nic, z tą swoją czupryną ułożoną w artystycznym nieładzie i idealną twarzą.
Gdybym była jeszcze w stanie myśleć racjonalnie, byłabym przerażona, że po moim krzyku Charlie zaraz wparuje do pokoju, a Edward zniknie wraz z wkroczeniem ojca do pokoju.
Nie wiedziałabym co mam powiedzieć, nawet gdyby nadal nie trzymał swojej zimnej dłoni na moich ustach. Uśmiechnął się tylko przepraszająco, zbliżył do mnie oraz złożył na czole czuły pocałunek. Po czym opuścił dłoń i zsunął się z łóżka.
Nie! – chciałam krzyczeć. Chciałam go zatrzymać, ale ani mój głos, ani ciało nie wykonywało moich poleceń.
- Kocham cię, Bello – szepnął jeszcze, zanim zalazł się na parapecie okna i zniknął w ciemnościach nocy.
Dopiero teraz mój krzyk rozniósł się po pomieszczeniu. Podniosłam się do pozycji siedzącej i czułam, jak łzy spływają mi strumieniami po twarzy.
Kiedy Charlie wbiegł do pokoju zapalając światło, pierwsze, co zobaczyłam to zamknięte okno. Uświadomiłam sobie, że ono tak naprawdę w ogóle nie było otwarte. A miłość mojego życia wcale nie leżała przed chwilą tuż obok mnie, wcale nie całowała mojego czoła ani nie dotykała dłonią ust.
To był tylko sen.
To był tylko tak cholernie realistyczny sen.
Podciągnęłam nogi do klatki piersiowej i objęłam je rękoma, opierając czoło na kolanach.
- Bello, nic ci nie jest? – zapytał ojciec, podchodząc, siadając obok mnie na łóżku i przytulając do siebie.
- No już, skarbie, to był tylko sen – powiedział uspokajającym tonem.
- Tak – szepnęłam łamiącym się głosem. – To był tylko sen.
Przeleżał tak ze mną pół nocy, starając się uspokoić moje łkanie.
Kiedy mój oddech wracał do normy, a po policzkach nie spływały już słone łzy, Charlie ucałował mnie po raz kolejny w czubek głowy i wyszedł z pokoju, gasząc za sobą światło.
Wtedy, pomimo tego, że okno było zamknięte, usłyszałam głośne wycie wilka. Tak jakby znajdował się tuż pod moim oknem.
Nie trwało to jednak długo, zamilkł już po chwili, zamieniając przerażający skowyt na wilcze łkanie, które z każdą chwilą robiło się coraz cichsze.
Nad ranem zasnęłam ze zmęczenia po raz drugi. Na szczęście tym razem nic mi się nie przyśniło.
Obudziłam się równie szybko, jak szybko zasnęłam.
Kiedy zerknęłam na zegarek, okazało się, że spałam całe osiem godzin. Było już południe.
Leżałam tak na łóżku i czułam się okropnie zrezygnowana. Chyba jeszcze nigdy nie byłam tak rozczarowana. Wiedziałam, że on nigdy do mnie nie wróci. Ale to było takie prawdziwe... Takie realne...
Po raz pierwszy, od feralnego dnia, kiedy to Edward mnie opuścił, chciałam wrócić do swojego snu i już nigdy się z niego nie obudzić.
Uśmiechnęłam się ironicznie na samą myśl o tym, jak zinterpretował to w nocy Charlie.
Wbrew jego podejrzeniom, nie płakałam dlatego, że sen był tak straszny, płakałam, bo straszne było to, że musiałam się obudzić.
Leżałam tak długo, zastanawiając się, co tak właściwie się ze mną dzieje.
Celowo nie chciałam wracać myślami do swojego snu. Najdziwniejsze było to, że pragnęłam wciąż myśleć o tym, jak idealny był Edward i o tym jak go zapamiętałam, a równocześnie płakać, ponieważ był to tylko sen.
Westchnęłam i podniosłam się z łóżka. Chciałam jak najszybciej zapomnieć o tym, co w przyszłości mogło sprawić mi ból. A wiedziałam, że lekarstwo na to jest tylko jedno.
Zeszłam po schodach na dół. Chwyciłam za słuchawkę, wykręcając pośpieszne znany mi już na pamięć numer.
Prawdopodobieństwo, iż Jacob będzie o tej porze w domu, było mniejsze niż zero, ale i tak postanowiłam spróbować.
Jakież było moje zaskoczenie, kiedy to właśnie mój przyjaciel odebrał telefon.
- Halo? – usłyszałam jego smutny, zachrypnięty głos.
- Jacob! – krzyknęłam, zupełnie tego nie kontrolując.
- Bella? – spytał zaskoczony moim telefonem. – Stało się coś?
- Tak, to ja. Nie nic się nie stało. Dlaczego miało by się coś stać? Już nie mogę zadzwonić do przyjaciela?
Przerażała mnie moja nagła zmiana. Czyżby to Jake tak na mnie działał? Wystarczyło, że usłyszałam jego głos, a wszystko wracało do normy. Miałam ochotę rzucić mu się z impetem w ramiona i śmiać się, zupełnie bez powodu. Tak, był zdecydowanie najlepszym lekarstwem na smutek.
- Nie, no jasne, że możesz – powiedział zaskoczony. Po jego głosie poznałam, że poprawił mu się humor. – Tylko po prostu znając ciebie, pomyślałem, że może zdecydowałaś się nagle wyjechać z kraju albo nie chcesz mnie już więcej widzieć.
- Och, przestań. Głuptasie, dlaczego miałabym nie chcieć cię więcej widzieć? – spytałam retorycznie, ale zanim zdążył mi odpowiedzieć, postanowiłam kontynuować swój monolog. – Właściwie, to dzwonię do ciebie z prośbą. Moglibyśmy przełożyć ten nasz wyjazd do Port Angeles?
- Co? To znaczy, nie chcesz już jechać? – zapytał rozczarowany.
- Jasne, że pojadę. Chciałam go przełożyć, tak mniej więcej na dziś. Nie miałbyś nic przeciwko?
- Na dziś?! Mówisz serio!? Jasne, że nie miał bym nic przeciwko. To super. Jezu, Bella. Nawet nie wiesz, jak się cieszę. To kiedy mogę po ciebie przyjechać?
Roześmiałam się głośno, słysząc jego entuzjazm.
- Może to ja po ciebie podjadę? – zapytałam, chociaż wiedziałam, że nie spodoba mu się ta perspektywa.
- Ja cię... Bella... – zaczął.
- Nie marudź. Kiedy mogę przyjechać? – zapytałam, a on westchnął głęboko.
- Możesz i w tej chwili – powiedział. Może bał się, że nagle zrezygnuję?
- Jesteś przygotowany na szał zakupów? – spytałam jeszcze żartobliwie.
- Tak jest! Z tobą zawsze! – odparł szczęśliwy.
- Zaraz u ciebie będę – rzuciłam i odłożyłam słuchawkę.
To na tyle. Za niedługo postaram się wstawić kolejną część ;]
Pozdrawiam, i niecierpliwie czekam na Wasze opinie :) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kirike dnia Pią 20:40, 02 Kwi 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
esterwafel
Wilkołak
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 21:13, 02 Kwi 2010 |
|
Ciekawe. Coś się zmienia. Nie wiem dlaczego, ale kiedy patrzyła w lustro miałam wrażenie, że chcąc zmienić siebie i przeszłość, obetnie sobie włosy albo coś w tym rodzaju. I do tego ten sen i wycie wilka pod oknem. Zupełnie jakby Jacob wiedział, co jej się śni i cierpiał z tego powodu. Nadal chciałabym wierzyć, że Edward nie wróci już nigdy w Twoim opowiadaniu, ale podejrzewam, że jednak. Jestem fanką Jake i uważam, że to on powinien być z Bellą. Tylko dzięki niemu jest ona wesoła i rozluźniona jak na nastolatkę przystało. ten wampir ją ograniczał i omamiał jak jakiś narkotyk lub nie wiadomo co jeszcze.
Jestem ciekawa, co będzie na zakupach. A i miałam jeszcze nadzieję, że może się pocałują podczas zmywania.
Jedno co, to zdziwił mnie nagle urwany temat wampirów z Seattle. Niespodziewani zmienili temat, co było jakieś dziwne, ale pewnie miało ukryty cel.
Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Galanea
Nowonarodzony
Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 18 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piekła rodem ;)
|
Wysłany:
Pią 22:23, 02 Kwi 2010 |
|
Przepraszam, że nie skomentowałam ostatnich rozdziałów, ale cierpię na brak czasu.. hm.. Już dziewiąty. Strasznie szybko ostatnio je dodajesz, z czego się bardzo cieszę
Co do rozdziału:
1.Na miejscu Belli dawno bym się zorientowała, że to nie seryjny morderca i nie wojna gangów. Ja to mam łeb :P Tak czy inaczej bardzo płynnie przeszłaś do Eclipse ;]
2.Podoba mi się ta chwila, kiedy Bella dotknęła łapy Jacoba.. Poczułam się tak, jakby na chwilę zatrzymał się czas. mm.. Magia
3. A później go wygoniła? niee.. Ty brutalu. Dałabyś im pobyć trochę razem.
4. Fajnie, że nawiązałaś do sagi tym, że Belli znów przyśnił się ten sen..
.
5. Poczułam się naprawdę zaskoczona tym, że pojawił się tu Edek (z krainy kredek xD) i to nie taki wymyślony, wspomniany w słowach czy w myślach, tylko taki niemal prawdziwy... Już, przestraszyłam się, że wrócił, ale to tylko sen...Uf :P
6. Znowu pokazałaś tutaj bliskość Charliego i Belli. W książce Mayer ich stosunki nie były zbyt mocno zarysowane. Fajnie, że przynajmniej ty je ukazałaś.
7. Wycie wilka, tuż pod Belli oknem? Super, ale czy Charliego to nie zaniepokoiło troszeczkę? Czyżby spał tak mocno? Kurcze.. Dobry jest.
8. No no.. Bella z Jacobem jadą na zakupy.. Wpadłaś na bardzo ciekawy pomysł. Ciekawa jestem jak to przedstawisz ;]
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału i życzę Ci Weny ;] |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|