|
Autor |
Wiadomość |
Ilonaaa
Człowiek
Dołączył: 27 Wrz 2009
Posty: 73 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Toruń
|
Wysłany:
Pią 22:31, 16 Kwi 2010 |
|
Zawsze chciałam, żeby Bella była z Jacobem. On jest taki słodki i ciepły - chodzi oczywiście o uczucia, ale naprawdę też |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Galanea
Nowonarodzony
Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 18 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piekła rodem ;)
|
Wysłany:
Nie 16:57, 18 Kwi 2010 |
|
Wiesz? W Twoim opowiadaniu najbardziej ujmuje mnie naturalność. Wszystko, co się w nim dzieje jest takie normalne, nic nie jest wymuszone. Nie ma tutaj cukierkowej miłości i idealnego Edwarda. Wszystko dzieje się tak, jak dziać się powinno.
Gdybym miała do wyboru zakończenie S. Mayer i Twoje zakończenie, z całą pewnością wybrałabym to, które napisałaś Ty. Bella powinna przecież wybrać Jaka, a Ty dałaś im szansę.
Rzeczywiście, ostatni rozdział był naprawdę przełomowy. To dobrze, że Jacob wreszcie się zebrał w sobie i wygarnął Belli prawdę. Myślę, że to było potrzebne, bo ona wydawała się być odrobinę samolubna wobec niego. Później jeszcze wyszła z domu bez słowa.. Jake na pewno po tym wszystkim lepiej zrozumiał jej cierpienie. Pokazałaś, że Bella jest nadal taka jaka była wcześniej, znowu przyciągnęła kłopoty jak magnez ale jednak uniknęła śmierci..
Najbardziej z całego rozdziału spodobało mi się to emocjonujące zakończenie. A lot of love :D Się wzruszyłam.. Podoba mi się ich bliskość, zrobili teraz następny krok.. ;] Niech oni już wreszcie będą razem! Ale nie, Ty rozgrywasz to powolutku, dajesz tej miłości się rozwijać. To dobrze :) Ja bym tak nie potrafiła.
Życzę weny.
Ps. Co dalej!? Jeszcze mi mało.. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Galanea dnia Nie 17:00, 18 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Kirike
Wilkołak
Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 128 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 20:03, 24 Kwi 2010 |
|
Hej, dodaję kolejny rozdział ;D
Mam nadzieję, że się spodoba :)
Beta: Dżejn_
Rozdział 12
- Kocham cię, Bello – wyszeptał. Zamknęłam oczy.
Ile prawdy jest w tym zdaniu? Czy Jake wie, co to miłość? – pomyślałam. Był przecież moim Jake`iem, tym, którego mogłam przytulić, tym, który zawsze przywoływał mój uśmiech. Ale czy był kimś, kto mógł mnie kochać? I co ważniejsze, czy był kimś, kogo ja mogłam pokochać?
Zastanawiałam się, czym właściwie ta miłość różniłaby się od tej, którą darzyłam Edwarda i od tej, którą on darzył mnie. Śmiałam twierdzić, że chyba jednak wampir coś do mnie czuł, skoro zmarnował przy mnie tyle swojego czasu.
Cóż, przynajmniej teraz może się zabawić, nie tracąc ani chwili na myślenie o jakimś nieistotnym szczególe, jakim mnie można nazwać – Pogrążałam się w swoich rozmyślaniach, natomiast Jake przytulał mnie do siebie i głaskał z pełnym zadowoleniem, jak mi się przynajmniej wydawało.
Zazwyczaj na jakichś łzawych filmach czy tego typu książkach w takich chwilach jak tamta nastąpiłoby obustronne wyznanie miłości. Ja również dobrze wiedziałam, że kochałam Jake`a, może nie aż tak bardzo jak on mnie, ale kochałam go. Zaczęłam powoli przyswajać myśl, że mogę czuć do niego coś więcej niż to, co czuje się do zwykłego przyjaciela, ale nie byłam jeszcze gotowa powiedzieć mu tego w tej chwili.
- Dziękuję – szepnęłam tylko i wtuliłam się w niego mocniej.
Po kilku chwilach, kiedy już zdołałam się uspokoić, po mojej twarzy nie spływały łzy, a oddech wracał do normy, podniosłam się odrobinę, tym samym dając znać Jake`owi, że musimy się stąd ruszyć.
Jacob pocałował mnie jeszcze w policzek, przyciskając swoje gorące usta do mojej skóry. Na moją twarz wypłynął rumieniec, a ja uniosłam delikatnie kąciki ust do góry.
Wystawiłam nogi za drzwi i próbowałam wysiąść z samochodu. Ale niestety, jako osoba, która jak magnez przyciąga pecha, musiałam się poślizgnąć. Wyleciałam z auta i wpadłam wprost w ogromną kałużę ciemnobrązowej mazi. Ubranie i twarz miałam całe w błocie.
Podniosłam się, wypluwając z ust jego resztki i przecierając dłońmi oczy, które ledwo co udało mi się otworzyć.
Stanęłam naprzeciw Jake`a, który nie był wstanie wyjść z samochodu nie skręcając się ze śmiechu.
- Dzieciak – mruknęłam obrażona, ale nie mogłam się długo na niego złościć. Już po chwili zawtórowałam mu śmiechem.
Kiedy opanował się na tyle, by wysiąść, wyślizgnął się z samochodu, po czym wpadł w ciemnobrązową substancję bosymi stopami, co skwitowałam kolejnym wybuchem śmiechu. Podszedł do mnie, a ja spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami, czując, jak cienka warstwa błota zasycha na mojej twarzy i włosach. Chyba nici z nowej fryzury – pomyślałam.
Jake uśmiechnął się, ukazując mi rząd białych zębów, po czym przytulił do siebie mocno. Pisnęłam, zgnieciona w jego ramionach. Odsunął się odrobinę i rozłożył ręce.
- Teraz lepiej? – zapytał, ubrudzony równie bardzo jak ja.
- O wiele lepiej – mruknęłam, uśmiechając się szeroko.
Po dokładnych oględzinach stanu auta i jego sytuacji, doszliśmy do wniosku, że nie damy rady wydostać go z pomiędzy drzew.
Spojrzałam żałośnie na czerwoną furgonetkę.
- Mam ją zostawić taką samą na całą noc? I to w środku lasu? – zapytałam i rozejrzałam się wokoło. Zapadł już zmrok, a deszcz, który wcześniej padał, pozostał teraz jedynie delikatną mżawką.
- Chodź, Bells, musimy jakoś wrócić do La Push. Odjechałaś dość daleko – powiedział, przeczesując ręką mokre, czarne włosy. Z czymś mi się ten gest skojarzył, ale nie wiedziałam z czym.
- Może ja tutaj na ciebie zaczekam? – zaproponowałam cicho. Wiedziałam, że tylko go spowolnię.
- Nie – odpowiedział stanowczo, z niebezpiecznym błyskiem w oku.
Uniosłam jedną brew. Jake uciekł wzrokiem w stronę drzew i popatrzył na mnie po chwili znacząco.
- Wiesz, jest... niebezpiecznie trochę. Nie chcę cię zostawiać samej – wymamrotał.
- Ach... Victoria – szepnęłam. Czy to nie dziwne, że prawie o niej zapomniałam? Spojrzałam na chwilę w głąb lasu i przeszył mnie dreszcz.
Co teraz robi? I gdzie jest? Jak planuje się mnie pozbyć? A Charlie? Przecież jest teraz sam w domu! – pomyślałam, a moje oczy rozszerzyły się z przerażenia. Jak mogłam o tym wcześniej nie pomyśleć?!
- Hej! No już, Bella. Spokojnie, oddychaj – usłyszałam głos Jacoba.
- Tak... Chodźmy już – powiedziałam, i ruszyłam w stronę drogi, wlokąc się niemiłosiernie i potykając się o co drugi korzeń wystający z ziemi czy nawet leżącą gałązkę.
Przystanęłam na chwilę, nie słysząc kroków przyjaciela. Obróciłam się przerażona, ale ku mojemu zdumieniu nadal stał w miejscu, w którym go zostawiłam i patrząc na mnie mocno się nad czymś zastanawiał.
- Jake?
- Wiesz, Bella, chyba lepiej będzie... jeśli to sobie jakoś ułatwimy.
- Co takiego? – zapytałam zdezorientowana.
Podszedł do mnie, oczywiście ani razu się o nic nie potykając, na co wywróciłam oczami, ale pewno i tak nie zrozumiał, o co mi chodzi.
Byłam chyba najbardziej niezdarną osobą na całym świecie.
Przyjaciel podszedł do mnie i z nieco niepewną miną spojrzał mi w oczy. Nie zdążyłam nawet zareagować, kiedy szybkim ruchem podciął mnie w kolanach, a drugą rękę natychmiast położył na plecach. Podniósł mnie tak do góry, a ja zszokowana leżałam w jego ramionach.
- Chyba żartujesz – prychnęłam. – Odstaw mnie na ziemię.
- Słuchaj, tak będzie o wiele szybciej. Naprawdę, to żaden kłopot – roześmiał się.
- Jake, nie chcę żebyś mnie nosił.
- Nie chcesz? – zapytał.
- Nie, to nie tak, że nie chcę – zaczęłam się tłumaczyć. – Po prostu nie musisz.
- Czyli nie masz nic przeciwko – oznajmił, kończąc tym naszą rozmowę i ruszył przed siebie, zwinnie wymijając każde drzewo i krzew, aż wyszedł na drogę.
Przytulił mnie do siebie mocno, a ja objęłam go dłońmi za szyję, wiedząc, że już nic nie zdziałam. Uśmiechnął się i ruszył truchtem wzdłuż asfaltowej ulicy zewsząd otoczonej zielenią.
Bujałam się w jego ramionach, w rytmie jego kroków. Wydawało się, że w ogóle go to nie męczy. Nie wyglądał na zmęczonego i w dodatku cały czas biegł w tym samym tempie. Po kilku minutach doszłam do wniosku, że rozmowa również mu nie przeszkadza, więc rozmawialiśmy. Nie o tym wszystkim, co się zdarzyło, ale na tematy neutralne. Mówiliśmy o dzisiejszych zakupach, o tym jak podobała mu się moja nowa fryzura czy o innych drobiazgach. Czasem nawet udało mu się wtrącić jakiś zabawny komentarz - było zupełnie jak dawniej.
Wkrótce pogrążyliśmy się w zupełnych ciemnościach, ja nie widziałam zupełnie nic, prócz twarzy Jacoba, która znajdowała się w bardzo małej odległości od mojej.
- Jesteśmy – mruknął, odstawiając mnie na ziemię. Dostrzegłam czerwony domek, który zawsze kojarzył mi się z jakimś ciepłym, bezpiecznym i przytulnym miejscem, w którym nic mi nie grozi.
Jacob odwiózł mnie do domu swoim samochodem, zatrzymując się po drodze przy mojej furgonetce, by zabrać wszystkie zakupy, o których ja oczywiście zapomniałam.
Kiedy zatrzymaliśmy się przed moim domem, zauważyłam że wszystkie okna były oświetlone. Charlie zapewne odchodził od zmysłów.
- Jake... – zaczęłam. – Naprawdę przepraszam cię za kłopot. I dziękuję. Za wszystko.
- Nie ma za co, Bells – powiedział – To do zobaczenia.
Nachylił się i pocałował mnie w policzek. Chyba za bardzo mu się to spodobało.
- Do zobaczenia – odparłam oraz wysiadłam z samochodu, zabierając wszystkie torby. Odjechał dopiero wtedy, kiedy znajdowałam się przed samymi drzwiami. Zapukałam głośno, a już po chwili w progu pojawił się Charlie, z miną, która wyrażała jednocześnie ulgę i zaskoczenie.
- Bella? – zapytał, mierząc mnie z góry na dół. – To ty?
- A któżby inny? – odparłam, z uśmiechem.
- Dziecko... Jak ty wyglądasz? Co ci się stało? – wyjąkał, a ja roześmiałam się cicho.
- Mały wypadek – powiedziałam. Weszłam do środka obładowana zakupami, które zaraz zaniosłam do swojego pokoju, po czym wróciłam do kuchni.
- Gdzie się podziewałaś tak długo? – zapytał na wstępie Charlie. – I gdzie jest twoje auto?
Westchnęłam i zaczęłam opowiadać, jak pojechaliśmy z Jake`iem do miasta, oczywiście pominęłam fakt, że nie było to Port Angeles, jak się umawialiśmy. Opowiadałam jak wróciliśmy do La Push, jak chciałam wracać do domu i miałam niezwykle nieprzyjemny wypadek z ciężarówką, w wyniku czego moje auto zostało w lesie, a Jake z przeczuciem, że coś mogło się stać, przyjechał po mnie swoim samochodem.
Ojciec oczywiście dostał szału na wieść o wypadku. Zaczął po mnie krzyczeć, jaka jestem nieodpowiedzialna i co ja sobie wyobrażam. Słuchałam wszystkiego z zaciśniętymi ustami, po prostu czekając, aż mu przejdzie.
Kiedy kolor jego twarzy nie przypominał już purpurowego, ale zwyczajnie różowy, wymamrotałam przeprosiny.
- Myślisz, że to pomoże? – krzyknął. – Masz szlaban moja panno! Do odwołania!
- Tato, proszę! To nawet nie była moja wina! To był wypadek.
- Za błędy się płaci, kochana. A teraz do swojego pokoju.
Mruknęłam coś jeszcze pod nosem i weszłam po schodach do swojego pokoju. Włączyłam komputer i bez zastanowienia postanowiłam napisać coś do mamy. Dawno z nią nie rozmawiałam. Opisałam jej dzisiejsze zakupy z przyjacielem, moją nową fryzurę oraz wszystkie te błahe rzeczy, które sprawiły mi radość. Opisałam to wyjątkowo optymistycznie, tak jakby zupełnie mi to nie przeszkadzało. Przeczytałam jeszcze raz cały e-mail i uśmiechnęłam się do ekranu. Z wiadomości aż promieniowała radość i energia. Czułam się naprawdę lepiej, lepiej niż kiedykolwiek i wiedziałam, że to zasługa pewnego wilkołaka.
Spakowałam pośpiesznie torbę do szkoły i nastawiłam budzik na godzinę wcześniej niż zazwyczaj.
Wzięłam też prysznic, spłukując z siebie warstwę brudu i błota. Skończyło się to burzą loków na głowie, które tym razem sięgały mi zaledwie do ramienia. Ciemne włosy poskręcały się wyjątkowo mocno. Grzywka uroczo zwinęła się w kilka maleńkich spiralek, które układały się na moim czole. Doszłam do wniosku, że wyglądam nawet ładnie.
Z uśmiechem na ustach wróciłam do pokoju oraz przygotowałam sobie na ubranie na jutro. Wzięłam jedne z nowych dżinsów, a do tego zieloną bluzkę. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu ani też doczekać się tego, czy spodoba się komuś moje nowe ubranie albo fryzura.
Uchyliłam okno, wpuszczając do pomieszczenia świeże powietrze. Wzięłam głęboki oddech i zupełnie nie przejmując się tym, że mam szlaban, albo że moje jedyne auto zostało w lesie, spory kawałek od domu, położyłam się do łóżka. Moją ostatnią myślą było to, że jeśli będzie padać, będę musiała poszukać swojej starej parasolki.
Króciutko, ale następnym razem będzie dłużej :)
Pozdrawiam, i niecierpliwie czekam na wasze opinie :) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kirike dnia Sob 20:05, 24 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
esterwafel
Wilkołak
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 20:58, 24 Kwi 2010 |
|
Bardzo optymistyczny rozdział. Cały czas jednak miałam wrażenie, że za moment Bella skojarzy sobie zachowanie Jacoba z Edwardem, np. przeczesywanie włosów palcami, czy bieg z nią na rękach. Wtedy wszystko szlak by trafił. Na szczęście tak się nie stało, co mnie uradowało.
Śmiałam się z umazanej błotem dziewczyny i wyobraziłam sobie, jak wyglądał Jake śmiejący się z niej do rozpuku. Był to przyjemny widok w mojej głowie.
Jestem ciekawa, co kombinuje "Twoja" Victoria? i jej armia?
Strasznie mi się podoba Twoja wersja historii, jest znacznie lepsza, według mnie oczywiście.
Czekam na następny rozdział. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
ParanormalVampire
Wilkołak
Dołączył: 09 Kwi 2010
Posty: 126 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Sob 21:47, 24 Kwi 2010 |
|
Wreszcie nowy rozdział!
Ogólnie wrażenie dobre, tekst spójny z poprzednimi.
To co mi nie pasuje to niektóre przemyślenia Belli. Np.: Ile prawdy jest w tym zdaniu? Czy Jake wie, co to miłość?- to mi do niej nie pasuje.
No i to co powiedziała esterwafel- miałam wrażenie deja wu, z Edwardem.
Masz fajny styl pisania i trzymam cię za słowo że kolejny rozdział będzie dłuższy. A, właśnie, kiedy będzie?
I drobne pytanko: czy w twoim ff pojawi się jakiś Cullen, czy o nich nie będzie ani słowa?
Veny życzę |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kirike
Wilkołak
Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 128 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 8:40, 25 Kwi 2010 |
|
Dziękuję za komentarze ;]
Postaram się poprawić niektóre elementy w opowiadaniu. Może rzeczywiście, to był błąd - z tym podobieństwem do Edwarda. Ale chyba nie zrobiłam tego celowo :)
Heh, i to chyba już po fakcie, ale myślę że macie rację, że Bella nie myśli jak Bella. Postaram się ją w kolejnych rozdziałach bardziej upodobnić do tej oryginalnej :)
A co do Cullenów... Powiedziałabym... No ale nie mam serca. Heh, może przekonacie się wkrótce. Czy pojawi się ktoś czy nie...
A kolejny rozdział, hm... Nie wiem czy dziś będę miała czas go napisać, ale postaram się jutro, albo pojutrze, po czym wyślę do bety ;]
Więc myślę, że pojawi się w ciągu kilku dni :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Misty butterfly
Wilkołak
Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 228 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 10:35, 25 Kwi 2010 |
|
Duza dawka optymizmu w tym rozdziale, co mnie bardzo cieszy
A ja tam nic nie mam do zachowania Belli...zmienila sie poprostu, dojrzala. To co przezyla zmienilo jej charakter nie moze byc poprostu nadal ta sama niezdecydowana, latwowierna Bella.
Zauwazylam ze coraz mniej rozpamietuje Edwarda i bardzo dobrze bo zaczyna wiecej myslec o sobie...
Wpadka z blotem mnie strasznie rozsmieszyla Jake jest swietny potrafi zie smiac razem z nia doslownie ze wszystkiego, takie sloneczko
Wiesz przez moment myslalam ze Jacob zmieni sie w wilka, ale biorac pod uwage ze wilkolaki biegaja szybciej niz wampiry Bella dostalaby chyba zawalu
To czekam na dalszy cia MB ;* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kirike
Wilkołak
Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 128 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 11:58, 28 Kwi 2010 |
|
Cieszę się, że Wam się podoba. Zapraszam do przeczytania kolejnego rozdziału :)
Beta: Dżejn_
Rozdział 13
Następnego dnia obudził mnie natrętny dźwięk budzika, który już po chwili wyłączyłam oraz wygramoliłam się z pościeli. Minęło sporo czasu, zanim zdążyłam się ubrać, uczesać i przygotować do szkoły. Schodząc do kuchni, rzuciłam jeszcze ostatnie spojrzenie w stronę lustra. Prezentowałam się całkiem nieźle. Loczki sympatycznie układały się wokół mojej twarzy, zarówno bluzka, jak i spodnie starannie przylegały do mojego ciała, ukazując wszystkie jego zalety. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i zbiegłam po schodach z torbą na ramieniu.
Na podwórko wychodziłam jeszcze z nadzieją, że zobaczę na podjeździe moją czerwoną furgonetkę, niestety moje nadzieje szybko się rozwiały - nic bowiem nie wskazywało na to, że będę mogła pojechać do szkoły własnym autem.
Z westchnieniem wyszłam na ulicę, po czym ruszyłam w stronę szkoły. Pogoda była nieciekawa. Chociaż nie padało, co jakiś czas można było poczuć podmuch lodowatego wiatru. W takich chwilach żałowałam, że nie zabrałam ze sobą jakiejś kurtki.
Po kilku minutach usłyszałam, jak tuż za mną na ulicy zatrzymuje się samochód. Nie wiedziałam dlaczego, ale postanowiłam to zignorować.
- Hej! Laluniu, podwieźć cię może? – usłyszałam za sobą znajomy głos. Przystanęłam i odwróciłam się do tyłu, z uniesionymi brwiami i szeroko otwartymi oczami.
- Mike?
- Bella?!
Kiwnęłam głową.
- Boże, Bella, wyglądasz... wyglądasz... jak nie ty. Przepraszam cię, nie wiedziałem. Zmieniłaś się – wymamrotał, a ja zaśmiałam się, patrząc na speszonego chłopaka.
- Nie no, nic nie szkodzi – powiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko.
- No, skoro już tu jestem, to może podwiozę cię do szkoły? – zapytał.
- Tak, to pytanie brzmi zdecydowanie lepiej – odparłam i podeszłam do samochodu, by usiąść na miejscu pasażera.
Zamknęłam za sobą drzwi, a Mike spojrzał na mnie tak, jakby nadal nie mógł uwierzyć, że widzi przed sobą tę właśnie Bellę Swan.
- Ślicznie wyglądasz – powiedział.
- Dziękuję.
Zerknęłam na chłopaka – on również się zmienił. Było wyraźnie widać, że zeszczuplał na twarzy. Miał też dłuższe włosy i bardziej niż zazwyczaj błyszczące oczy.
Jego samochód wyglądał całkiem sympatycznie, wytarte skórzane fotele pachniały miętową gumą do żucia i jakimś charakterystycznym specyfikiem do włosów.
- A... A dlaczego nie jedziesz swoim samochodem? – zapytał po dłuższej chwili milczenia.
- Ja... – zawahałam się przez moment, po czym postanowiłam skrócić nieszczęsną historię mojego samochodu. – Cóż, zostawiłam samochód u przyjaciela, coś się w nim zepsuło. Nie mam pojęcia co, jak widzę te wszystkie przewody, to już kręci mi się w głowie – powiedziałam z uśmiechem.
- Aha, a co poza tym? Co porabiałaś w ferie?
- Nic konkretnego. Siedziałam w domu, jeździłam do La Push. A ty?
- Pomagałem mamie przy remoncie w sklepie, no i siedziałem w domu. Parę razy wyskoczyłem gdzieś z kumplami. A często jeździsz do La Push?
- Tak, właściwie tak. Całkiem miłe miejsce – odparłam z uśmiechem, kiedy przed oczyma pojawiły mi się obrazy przepięknych morskich krajobrazów, w których ni z stąd, ni zowąd pojawił się Jacob.
- Bella, uważaj. Ci kolesie z La Push chyba nie są tacy fajni. Jacyś podejrzani... To nie jest normalne... – zaczął tłumaczyć.
- Co ty nie powiesz – przerwałam mu ostrym tonem. Prychnęłam na myśl, że ktoś mógłby uważać mojego Jacoba za kogoś podejrzanego.
- Nie gniewaj się, tylko cię uprzedzam.
- Przepraszam, Mike, ale chyba sama wiem, co jest dla mnie najlepsze.
Po tej wymianie zdań nastała długa cisza. Chłopak przerwał ją dopiero wtedy, kiedy wjechaliśmy na szkolny parking.
- Chyba z nim nie chodzisz, co nie? – powiedział i skrzywił się do swoich myśli.
- Z kim?
- Z tym osiłkiem z La Push. Jacob, czy jak mu tam było.
Poczułam, jak wszystko się we mnie gotuje. Jakie prawo pozwala mu tak mówić?
- A właśnie, że tak! – syknęłam, choć nie wiem, co mnie do tego skłoniło. Otworzyłam drzwi samochodu i wyszłam na zewnątrz.
- I dziękuję za podwiezienie, Mike – mruknęłam jeszcze, po czym zatrzasnęłam za sobą drzwi. Czy ja właśnie powiedziałam mu, że jestem dziewczyną Jacoba? Miałam ochotę stuknąć się w czoło. Dlaczego byłam taka głupia?
Podążyłam do szkoły, z torbą na ramieniu. Mimo tego, że wszystko wyglądało tak samo, poczułam jakiś skurcz w żołądku na myśl o powrocie do normalności.
Lekcje mijały w miarę szybko, usłyszałam jeszcze kilka komentarzy na temat mojego wyglądu, co wyjątkowo mi pochlebiało.
W drodze na lunch spotkałam Angelę.
- Bella? To ty? – zaśmiała się. – Nie poznałabym cię. Wyglądasz prześlicznie.
- Dzięki, ty też – odparłam i ruszyłyśmy razem w stronę stołówki.
Nie czułam się zbytnio głodna, dlatego zabrałam tylko jabłko i sok. Angela również nie przesadzała z jedzeniem.
Wszyscy zajęli już swoje miejsca w stoliku. Mike celowo unikał mojego spojrzenia, a Jessica, razem z Lauren mierzyły mnie wzrokiem, co – przyznam - nie należało do najprzyjemniejszych doświadczeń.
Wymieniłam jeszcze kilka zdań z Angelą, ale ta, niestety, już po chwili zajęła się Benem. Wgryzłam się w jabłko i zaraz po przełknięciu pierwszego kęsa poczułam mdłości. Mruknęłam przeprosiny, po czym szybkim krokiem wyszłam ze stołówki, wyrzucając po drodze napoczęte jedzenie do kosza.
Skierowałam się do łazienki, która nigdy jakoś nie wzbudzała mojej sympatii. Było to podłużne bladoniebieskie pomieszczenie wyłożone kafelkami, z kilkoma kabinami, lustrem i umywalkami.
Oparłam dłonie na jednej z nich i spojrzałam w swoje odbicie. Wyglądałam bardziej blado niż zwykle, o ile to w ogóle było możliwe. Opłukałam twarz zimną wodą, ale niewiele mi to pomogło. Nadal odczuwałam nieprzyjemne uczucie w żołądku. Usiadłam pod ścianą i starałam się przywrócić mój stan do normalności. Zanim jednak udało mi się to zrobić, zabrzmiał dzwonek na lekcje. Wbrew protestom mojego organizmu, podniosłam się z ziemi i otworzywszy drzwi, wyszłam na korytarz kierując się do klasy.
Na jednej z ostatnich godzin doszłam do wniosku, że czuję się naprawdę źle, więc nie ma możliwości, żebym mogła pójść na wf.
Wyszłam ze szkoły, ignorując to, że gdzieś tam właśnie rozpoczęła się moja ostania lekcja. Kiedy tylko znalazłam się na parkingu, w oczy rzuciła mi się stojąca tuż przed wejściem do szkoły czerwona furgonetka, we wnętrzu której siedział znajomy wilkołak.
Uśmiechnęłam się szeroko i pobiegłam w stronę auta.
- Cześć, Jake!
- Hej, Bells. Co tak długo? Już myślałem, że tu umrę z nudów – powiedział z uśmiechem. – Pakuj się do środka.
- Zapraszasz mnie do mojego własnego samochodu? – zaśmiałam się. Pokiwał głową, a ja wgramoliłam się do środka, czując przyjemny zapach tapicerki auta.
- Aha – potwierdził i zapalił silnik.
Poczułam, jak mdłości wracają. Otworzyłam okno i wystawiłam twarz na świeże powietrze.
- W porządku, mała? – zapytał.
- Mała? – powtórzyłam za nim ze śmiechem. – Jakby nie było, to ja jestem od ciebie starsza.
- Tylko formalnie, laleczko – wyszczerzył zęby oraz wyjechał z parkingu.
Pokręciłam głową i uśmiechnęłam się do siebie.
- Wiesz, Jake... – zaczęłam, trochę niepewnie. – Powiedziałam dziś przez przypadek Mike`owi...
Zerknęłam na przyjaciela i poczułam, jak sztywnieje na dźwięk imienia chłopaka. Może mi się wydawało, ale miałam też wrażenie, że zaczął się odrobinę trząść.
- Powiedziałam mu... żezesobąchodzimy – dokończyłam szybko, cicho i niezrozumiale.
- Co? – zapytał, patrząc na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Westchnęłam głośno i powtórzyłam:
- Że ze sobą chodzimy. Wiem, że to głupie, ale zdenerwował mnie... no i tak jakoś wyszło.
Jacob rozluźnił się i roześmiał głośno.
- Możesz tak mówić, komu tylko zechcesz – odparł i spojrzał na mnie błyszczącymi ze szczęścia oczyma.
Zmarszczyłam brwi, po czym zamyśliłam się na chwilkę. Być może Jake sam myślał, że jestem jego dziewczyną? To było takie nieprawdopodobne. Przecież byliśmy... kimś w rodzaju przyjaciół. Ale czy coś się zmieniło od ostatniego spotkania? Pocałowałam go – to chyba też coś znaczy.
Miałam wrażenie, że to taka niepisana umowa – że jesteśmy tym, czym jesteśmy. Że jeśli coś się zmienia, to tak po prostu jest. Przecież nie było żadnych oficjalnych pytań czy temu podobnych rzeczy.
- Bella? – głos Jake`a przywrócił mnie do rzeczywistości.
- Tak? – odparłam.
- Robimy dziś ognisko w La Push. Wiesz, sfora i paru innych znajomych. Będzie Emily i w ogóle. Może wpadniesz? – zapytał.
- Nie mogę, Jake. Mam szlaban. Charlie strasznie się wściekł o wczoraj. Nie będę mogła przyjechać. Przepraszam.
Odwróciłam wzrok. Nie wiedziałam też, jak bym się czuła w towarzystwie całej sfory po ostatnim incydencie.
- Kurczę, szkoda. Chociaż może jeszcze z nim pogadam, co?
- Ech, wątpię czy coś wskórasz. Ale możesz spróbować – odparłam i posłałam mu ciepły uśmiech.
- Super.
- A jak udało ci się wyciągnąć to auto z lasu? – zapytałam.
- Z pomocą kilku piesków – zaśmiał się. – Wcale nie było tak trudno. Ale jest chyba w paru miejscach zarysowane. I nieco brudne.
- No tak, nie dziwię się. Dzięki, Jake.
- Nie ma za co – mruknął.
Dopiero kiedy dojechaliśmy do mojego domu i wysiadłam z auta, zobaczyłam, jak bardzo jest „brudne”. Błoto było niemal wszędzie. Westchnęłam, kiedy pomyślałam sobie, że będę musiała umyć furgonetkę.
- Mogę pomóc ci je wyczyścić, jeśli chcesz – zaoferował się Jacob, patrząc z niesmakiem na niemalże brązowe auto.
- Nie musisz, naprawdę. Poradzę sobie jakoś.
- Nie ma mowy, leć się przebrać. A ja wykombinuję jakąś wodę.
- Kochany jesteś. Na tyłach domu jest chyba jakiś wąż ogrodowy.
- W porządku – odparł, a ja pobiegłam się zmienić ubranie.
Rzuciłam torbę w kąt swojego pokoju, włożyłam stary, naciągnięty dres oraz spięłam włosy gumką, co sprawiło mi odrobinę trudności – połowa kosmyków wysunęła się z kucyka i za nic nie dało się ich spiąć. W końcu dałam sobie spokój.
Zabrałam jeszcze ze schowka jakiś środek czyszczący i wybiegłam na zewnątrz.
Jake stał już przed autem, z wężem ogrodowym i miską z dwiema gąbkami (nie miałam pojęcia, skąd on je wytrzasnął).
Słońce wyszło na moment zza chmur i oświetliło twarz chłopaka, który patrzył na mnie z uśmiechem. Zauważyłam, że ściągnął czarną podkoszulkę i pozostał jedynie w szortach, a także w wytartych trampkach. Pokręciłam głową i wyszczerzyłam zęby.
- Zaczynamy? – zapytałam entuzjastycznie.
- Jasne – odpowiedział.
Wlałam płyn do miski z wodą i starałam się zrobić z niego jak najwięcej piany, co wkrótce uznałam za fajną zabawę. Kiedy skończyłam, Jake włączył wodę, po czym zmoczył samochód.
- Zaczekaj! – krzyknęłam i przypomniałam sobie o otwartym oknie w aucie. Jake odwrócił strugę wody, a ja pobiegłam je zamknąć. Zanim jednak zdążyłam uciec, poczułam na sobie lodowaty strumień.
- Jacob! Kretynie! – krzyknęłam i uciekłam jak najdalej od samochodu.
Jake tylko się zaśmiał i odłożył węża, po czym chwycił dwie spienione gąbki i rzucił mi jedną. Na szczęście udało mi się ją złapać.
Roześmiani, zaczęliśmy szorować samochód, póki nie zmyliśmy z niego całego błota.
Zmęczona odłożyłam gąbkę i spojrzałam na furgonetkę, która chwilowo była cała w pianie. Podeszłam do Jake’a.
- Fajnie, że mi pomagasz – rzuciłam.
- Fajnie, że mogę ci pomagać – odparł.
Pchnął mnie delikatnie za ramiona, a ja zaskoczona pisnęłam, nie wiedząc, co zamierza zrobić. Oparł mnie plecami o mokrą furgonetkę. Zostałam cała oblepiona pianą. Spojrzałam na niego wilkiem. Zebrałam dłonią z powierzchni samochodu sporą część mydlin i rzuciłam przyjacielowi w twarz, po czym wybuchnęłam głośnym śmiechem. Zdjął je dłońmi z oczu i oparł dłonie o furgonetkę, uniemożliwiając mi drogę ucieczki.
- I co teraz zrobisz? – spytał zaczepnie, a ja w odpowiedzi tylko się roześmiałam. Dmuchnęłam mu w twarz i większość piany wzbiła się w powietrze, co wywołało u chłopaka niekontrolowany śmiech.
Kiedy się uspokoiłam, spojrzałam na jego twarz. Nawet w takiej sytuacji jak ta wyglądał bardzo korzystnie. W jego czarnych włosach było widać krople wody, które uroczo odbijały światło słoneczne. Oparłam dłonie na jego torsie, a on zbliżył swoją twarz do mojej. Nasze usta dzieliły milimetry, kiedy zdecydował się mnie pocałować. Tak jak wczoraj, całował mnie delikatnie i niepewnie – tak jakbym zaraz miała go od siebie odepchnąć. Ale nie zamierzałam tego zrobić. Przeszył mnie tylko dreszcz podekscytowania i poczułam mrowienie na całym ciele. Odwzajemniłam pocałunek, mimo iż doprawiony był odrobiną wody oraz piany, która powoli spływała po twarzy chłopaka.
Odsunął się ode mnie z ogromnym uśmiechem na twarzy. Roześmiałam się, miałam bowiem wrażenie, że Jake zaraz zacznie skakać z radości.
Usłyszałam chrząknięcie, dochodzące gdzieś z boku. Oboje natychmiast się odwróciliśmy.
Charlie stał oparty o swój policyjny samochód i z wyraźną ciekawością się nam przyglądał. Znałam go na tyle, iż wiedziałam, że ledwo radzi sobie teraz z powstrzymywaniem uśmiechu.
- Można wiedzieć, co robicie? – zapytał.
Odwróciłam wzrok i zarumieniłam się wściekle.
- Witam pana komendanta! – powiedział entuzjastycznie Jacob, strzepując z twarzy resztki piany. – Myjemy właśnie auto Belli.
- Doprawdy? Ja tam miałem wrażenie, że właśnie myjesz jej usta.
Jacob roześmiał się głośno. Miałam wrażenie, że też odrobinę się zarumienił.
- Charlie, chyba mam do ciebie sprawę - zaczął z uśmiechem Jacob.
- Co ty nie powiesz? A jaką? – zapytał tata, zakładając ręce na piersi.
- Dowiedziałem się, że nasza kochana Bella ma szlaban – zaczął. – A na nieszczęście, właśnie dzisiaj robimy ognisko w La Push. Billy mnie poprosił, żebym zabrał tam ze sobą Bellę. Ach, no i Emily też mówiła, że byłoby fajnie, gdybym ją zaprosił. Jeśli jej nie zabiorę, dziewczyna będzie skazana na samotny wieczór w towarzystwie samych chłopaków. Chyba jej tego nie zrobisz, prawda? – zapytał potulnie.
- Bella ma szlaban, Jacob... – zaczął Charlie.
- Ale Charlie, przecież to wszystko była moja wina. Pokłóciliśmy się wczoraj trochę i Bella miała pełne prawo się zdenerwować. Na szczęście już sobie wszystko wyjaśniliśmy – powiedział, po czym mrugnął do taty.
- Ech... – westchnął Charlie. – No dobra, ale tylko dzisiaj.
- Dobry z ciebie ojciec – rzekł z powagą Jacob, poklepując tatę po plecach. W takiej sytuacji wszyscy musieliśmy się roześmiać.
- Dziękuję – powiedziałam do nich.
Poczułam niemiły skurcz w żołądku na myśl o spotkaniu z całą sforą. Będę musiała to jakoś przetrwać. Westchnęłam i sięgnęłam po węża, by móc spłukać pianę i z siebie, i z samochodu.
- Tato? – zapytałam. – Co robisz tutaj tak wcześnie?
- Wróciłem wcześniej z pracy. Zastąpił mnie kolega. Tak się składa, że chciałem jechać z Billy`m na ryby.
- Aha – przytaknęłam i skierowałam strumień wody na czerwoną furgonetkę. Kiedy skończyłam, błyszczała jak nowa i nie miała na sobie ani grama błota. Uśmiechnęłam się i skierowałam węża w stronę nic nie podejrzewającego Jacoba. Zaskoczony dzielnie znosił lodowaty prysznic, kiedy ja zanosiłam się ze śmiechu.
- Teraz ty – powiedziałam. I już chwilkę później to Jacob oblewał mnie lodowatą wodą.
Kiedy skończyliśmy, sprzątnęliśmy bałagan na podwórku. Zaraz potem pobiegłam przebrać się w suche ubrania, a Jacob zaczekał na mnie przed domem.
Po ostrzeżeniu Charliego, które mówiło mniej więcej o tym, że muszę być w domu przed dziesiątą, wybiegłam z domu.
Razem z Jacobem, siedzącym już za kierownicą mojej furgonetki, pojechaliśmy do La Push.
To by było na tyle. Myślę, że kolejny rozdział pojawi się niebawem :)
Pozdrawiam ;] |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kirike dnia Śro 12:04, 28 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
BajaBella
Moderator
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 219 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu
|
Wysłany:
Śro 19:43, 28 Kwi 2010 |
|
Mam do tyłu komentarz, za dwa prawdziwie ciepłe i pełne bardzo fajnych emocji rozdziały. Akcja powoli wyhamowała, ale to mnie akurat cieszy, bo mogłam sobie poczytać jak sympatycznie opisałaś rozwijającą się więź pomiędzy Belką i Jake’iem. Oni zdecydowanie do siebie pasują. Uśmiałam się w tym ostatnim rozdziale, w momencie, kiedy Jake opowiada Bells w jaki sposób wyciągnął jej furgonetkę z leśnego błota. Przy pomocy kilku piesków! Widać, że facet ma do siebie i swojej zmiennokształtności zdrowy dystans. Za co go zresztą uwielbiam. Zauroczyły mnie te jego nieśmiałe, delikatne pocałunki, ale jak wiesz apetyt rośnie w miarę jedzenia. Marzy mi się taka pełna namiętności scena w ich wykonaniu, i taki pocałunek jak ten drugi w Zaćmieniu. Poczekam jednak spokojnie, pewnie niedługo nam coś podobnie niesamowitego zapodasz.
Brawo dla Belli, za odgryzienie się Mike’owi. I za to, że powiedziała mu, iż chodzi z Jacobem. Łoł! To w jej wykonaniu już zdecydowanie poważny krok.
Pozdrawiam serdecznie, życząc weny. BB. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
esterwafel
Wilkołak
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 22:04, 28 Kwi 2010 |
|
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAa!
Uwielbniam Cię! Nawet Meyer by tego tak dobrze nie opisała. I ten pocałunek! Aż sama go poczułam. Bella doznaje zupełnie innych, nieznanych dla siebie uczuć, których nigdy by nie doświadczyła przy Edwardzie Srardzie :)
Pisz dalej. Nadal mam wrażenie, że Victoria się gdzieś pojawi, bo dawno jej nie było :)
Zastanawia mnie to złe samopoczucie Belli. Chyba nie jest na coś poważnie chora? Ma taki wspaniały humor i tak dobrze się czuje. Nie chciałabym, żeby np. umarła. Jak masz kogoś uśmiercać, to jedynie Eda. Nie psuj szczęścia Belli i Jacoba. Zrób coś dobrego dla niego. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez esterwafel dnia Śro 22:33, 28 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Misty butterfly
Wilkołak
Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 228 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 14:08, 30 Kwi 2010 |
|
esterwafel napisał: |
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAa! |
Zgadzam sie z toba 100% esterwafel. Moja reakcja na ten rozdzial byla taka sama
Co pierwsze lubie nowa Belle, taka bardziej zadziorna
Cytat: |
- Chyba z nim nie chodzisz, co nie? – powiedział i skrzywił się do swoich myśli.
- Z kim?
- Z tym osiłkiem z La Push. Jacob, czy jak mu tam było.
Poczułam, jak wszystko się we mnie gotuje. Jakie prawo pozwala mu tak mówić?
- A właśnie, że tak! – syknęłam, choć nie wiem, co mnie do tego skłoniło. Otworzyłam drzwi samochodu i wyszłam na zewnątrz. |
Moja perelka, splawienie Mikea....tego to naprawde sie nie spodziewlam
Potem mycie samochodu i mrrr pocalunek, ktory byl niesamowicie przez ciebie opisany...
Cytat: |
- Witam pana komendanta! – powiedział entuzjastycznie Jacob, strzepując z twarzy resztki piany. – Myjemy właśnie auto Belli.
- Doprawdy? Ja tam miałem wrażenie, że właśnie myjesz jej usta. |
Moja perelka nr.2....Przy tym fragmencie spadlam z krzesla Komendant Swan wymiata...
Teraz umieram z ciekawosci co ty tam jeszcze ciekawego wymyslisz....wiec duzo weny i czasu |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Tara
Nowonarodzony
Dołączył: 21 Lut 2010
Posty: 23 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 13:22, 08 Maj 2010 |
|
Galanea napisał: |
Wiesz? W Twoim opowiadaniu najbardziej ujmuje mnie naturalność. Wszystko, co się w nim dzieje jest takie normalne, nic nie jest wymuszone. Nie ma tutaj cukierkowej miłości i idealnego Edwarda. Wszystko dzieje się tak, jak dziać się powinno.
Gdybym miała do wyboru zakończenie S. Mayer i Twoje zakończenie, z całą pewnością wybrałabym to, które napisałaś Ty. Bella powinna przecież wybrać Jaka, a Ty dałaś im szansę.
|
Mam te same przemyślenia.
Bardzo lubię Twój FF, masz we mnie nowego fana |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
eyes-of-the-devil
Nowonarodzony
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 24 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hmmm ;)
|
Wysłany:
Czw 20:38, 13 Maj 2010 |
|
Majstersztyk :D
Ta rozmowa z Mikiem i pocałunek <3>
Kocham Charliego-jego teksty wymiatają xD
KIEDY NASTĘPNY ROZDZIAŁ ??;> |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez eyes-of-the-devil dnia Czw 20:39, 13 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Kirike
Wilkołak
Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 128 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 19:22, 22 Maj 2010 |
|
Na początku, chciałabym Was bardzo, bardzo przeprosić, że trwało to tak długo.
No ale w końcu dodaję następny rozdział. Mam nadzieję że nie macie mi za złe tej długiej przerwy.
Może wybaczycie mi, jeśli obiecam, i obietnicy dotrzymam, że następne rozdziały będą dodawane w krótszych odstępach czasu.
Heh, tak więc zapraszam na rozdział 14. Miłego czytania :)
Beta: Dżejn_
Rozdział 14
W milczeniu i z uśmiechami na twarzach pokonywaliśmy drogę do rezerwatu. Czułam się taka lekka, wolna, szczęśliwa... Tak, jakby spadł mi z ramion jakiś ogromny ciężar. Zupełnie nie martwiłam się tym, że już za chwilę mogę czuć się niekomfortowo w towarzystwie kilkunastu osób, które uważają, że jestem źródłem ich kłopotów.
Przechyliłam się odrobinę i spojrzałam kątem oka na Jake`a. Z uśmiechem przyklejonym do twarzy wpatrywał się w drogę. Wyglądał na szczęśliwego.
Jakby zauważył, że na niego patrzę, zdjął jedną rękę z kierownicy i położył ją na mojej dłoni. Poczułam, jak skóra pali mnie od nadmiaru ciepła, ale nie odrzuciłam ręki przyjaciela. Brałam to, co było mi dane i w zamian za to dawałam innym to, czego oczekiwali. I nawet mi się podobało.
- O czym myślisz? – zapytał, przerywając ciszę.
- O wszystkim. Sądzisz, że chłopakom nie będzie przeszkadzać, że mnie ze sobą zabierasz? – zapytałam i zerknęłam na Jake’a, który nagle spoważniał.
- Oczywiście, że nie. Bella, to, co wtedy usłyszałaś, to tylko bzdury. Paul był zdenerwowany, każdy się martwi, ta kłótnia po prostu potoczyła się jak lawina.
Westchnęłam w odpowiedzi.
- A kto tam będzie? – zapytałam.
- Cała sfora, Emily, Kim, Leah. Takie ogniska są super, Bells. Zobaczysz, będziemy się fajnie bawić.
- Kto to jest Kim? – zapytałam zaciekawiona.
- Kim to... dziewczyna Jareda – odparł po krótkim zastanowieniu.
Przytaknęłam i spojrzałam za okno. Na dworze robiło się coraz ciemniej, granatowe chmury zakrywały powoli błękitne niebo. Zauważyłam pierwszą kroplę, która spadła na szybę mojego świeżo umytego samochodu.
- Jake? – zapytałam.
- Tak?
- Chyba zbiera się na burzę – powiedziałam, wciąż patrząc za okno. Jacob oderwał wzrok od jezdni i skierował wzrok na niebo.
- Niech to szlag – mruknął, wpatrując się w coraz to nowe krople rozpryskujące się na przedniej szybie. – Może przejdzie – rzucił jeszcze na pocieszenie, choć nie zabrzmiało to zbyt optymistycznie.
Kiedy dojechaliśmy do rezerwatu, rozpadało się na dobre, woda niemalże spływała z szyb samochodu, a na po bokach drogi widać było jej strumienie.
Wjechaliśmy na podwórko przed domem Jacoba i nawet nie zdążyłam wyjść z samochodu, kiedy zobaczyłam na niebie ogromną błyskawicę, a tuż po niej usłyszałam ogłuszający grzmot.
Pisnęłam cicho. Nigdy nie lubiłam burzy, budziła we mnie przerażenie. Zawsze podczas niej przypominało mi się pewne wspomnienie z dzieciństwa.
Było to chyba w któreś wakacje, kiedy byłam u taty. Miałam może osiem albo siedem lat, na dworze szalała wtedy okropna wichura. Charlie pojechał załatwić coś w pracy, a ja zostałam sama w domu. Okropnie się bałam. Wiał okropny wiatr i wszystko było słychać wewnątrz domu. Skuliłam się w swoim pokoju, zawinęłam w koc, wpełzłam pod łóżko, gdzie niedługo potem znalazł mnie Charlie, przestraszoną i zapłakaną. Okropnie się wtedy wystraszył.
Usłyszałam westchnięcie Jake`a, który tępo wpatrywał się w deszcz.
- Chyba nici z ogniska – szepnęłam, a jakby na potwierdzenie usłyszałam pukanie w szybę. Z trudem otworzyłam okno i zobaczyłam przed sobą mokrą twarz Quila.
- O, cześć, Bella – przywitał się. – Słuchaj stary, odwołujemy imprezę, sam widzisz – zwrócił do Jacoba.
- Jasne, domyśliłem się.
- Dobra, ja lecę. Sam na mnie czeka – rzucił chłopak.
- Organizujecie coś? – spytał Jacob.
- Nie, zwykły obchód. Zabieraj Bells do domu i bawcie się dobrze – powiedział Quil, po czym mrugnął porozumiewawczo do Jacoba, na co ten uśmiechnął się tajemniczo.
Miałam ochotę coś wtrącić, ale powstrzymałam się w ostatnim momencie. Postanowiłam uznać, że tego nie widziałam.
- Chodź, idziemy, mała – powiedział Jake, kiedy Quil odbiegł od samochodu.
- Tylko nie mała – mruknęłam, unosząc kąciki ust i wygramoliłam się z samochodu.
Wyszłam na deszcz i nie minęło nawet kilka sekund, a poczułam, jak robię się mokra. Ogromne krople rozbijały mi się na twarzy, a przez gęsty deszcz nic nie mogłam zobaczyć. Poczułam tylko, jak oplata mnie gorące ramię Jacoba i prowadzi w bliżej nieokreślonym kierunku.
Wtuliłam się w ciepłe ciało przyjaciela, ukrywając przed deszczem, do czasu, aż nie znaleźliśmy się we wnętrzu domu. Westchnęłam i odkleiłam się od Jacoba, a ten zamknął za nami drzwi, po czym otrząsnął się z deszczu niczym mokry pies. Zasłoniłam się odruchowo rękami i roześmiałam na ten psi gest.
Zdjęłam z siebie mokry sweterek, który zabrałam z domu, i powiesiłam go na grzejniku w małym korytarzu, mając nadzieję, że wkrótce wyschnie.
- Chodź, Billy jest pewnie w kuchni – powiedział Jacob i skierował się do jednego z pomieszczeń, w których, jak przewidywał, znalazł Billy`ego.
- Cześć, tato.
- Cześć. Widzę, że się wam ognisko rozkręca, co? – zażartował Indianin, a Jacob roześmiał się w odpowiedzi.
- Dzień dobry – powiedziałam do Billy`ego i usiadłam przy stole, uśmiechając się do siebie, kiedy ten skinął mi z głową.
- Zrobiłeś zakupy? – zapytał ojca Jacob, podchodząc do lodówki.
- Nie, zapomniałem. Zrobię, jak przestanie padać – mruknął.
- Super - odparł sarkastycznie Jake. - No Bella, skoro Billy nie zrobił zakupów, muszę zadać ci jedno proste pytanie – powiedział, a ja spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami. – Wolisz chleb z dżemem, czy dżem z chlebem?
Roześmiałam się, widząc, jak Jacob unosi w jednej ręce słoik dżemu, a w drugiej bochenek chleba i uśmiecha się szeroko.
- Zdecydowanie chleb z dżemem – powiedziałam, po czym wstałam i pomogłam przygotować Jacob`owi kanapki.
Już po chwili zszokowana odgoniłam chłopaka od kuchennego blatu. Przerażona grubością, wielkością i ilością dżemu na chlebie, postanowiłam ratować nasz posiłek.
Jake roześmiany usiadł z Billy`m przy stole, a ja zabrałam się za jedzenie. Kromki chleba przygotowane przeze mnie były na szczęście całkowicie proporcjonalne i zdatne do jedzenia.
Ułożyłam je na jednym z ogromnych talerzy, które wyjęłam z półki. Na naczyniu było dużo wzorów i kwiatów. Domyśliłam się, że zastawa musi być bardzo stara. Może nawet kupiła ją kiedyś mama Jake`a.
Westchnęłam i sprzątnęłam po sobie blat, po czym zabrałam talerz, po czym położyłam go na stole.
Po chwili zobaczyłam, jak na talerzu ląduje wielka dłoń Jacoba, porywając jedną z przygotowanych kanapek i wkładając ją szybko do buzi.
Roześmiałam się znów i tak jak Billy poczęstowałam się jedną z kromek chleba.
Kiedy zjedliśmy, Jake kiwnął na mnie ręką i skierował się do swojego pokoju, a ja posłusznie poszłam za nim.
Mały pokoik, tym razem był wysprzątany, okno było delikatnie uchylone, wpuszczając do pomieszczenia świeże, wilgotne powietrze, co powodowało, że cały pokój pachniał jakby zaraz po deszczu. Wciągnęłam głęboko powietrze, rozkoszując się tym zapachem. Jacob stał przy oknie, przyglądając mi się z ciekawością i błogim uśmiechem na twarzy. Nerwowo zagryzłam wargi, po czym poczułam, jak na moją twarz wypływa rumieniec.
- Zaczerwieniłaś się – oznajmił wesoło chłopak. – To dlatego, że na ciebie patrzę? – zapytał bezpośrednio.
- Nie – odparłam kategorycznie, ale chyba i tak mi nie uwierzył. Jego jedyną reakcją na moje przeczenie był cichy śmiech i odwrócenie wzroku w stronę okna.
- Szkoda, że nie ma ogniska. Myślałem, że będziemy się dobrze bawić – powiedział smutno.
- Nie przejmuj się. Tu też będzie fajnie. Jak za starych dobrych czasów. Jak w garażu – odparłam optymistycznie i położyłam się beztrosko na jego łóżku.
- Może masz rację – odparł, po czym podszedł i położył się obok mnie.
Poczułam się odrobinę niekomfortowo, ale nie odsunęłam się. Jake przysunął się naprawdę blisko, obrócił na bok i nadal na mnie patrzył. Wpatrywał się we mnie z takim uwielbieniem, że miałam ochotę się roześmiać. Ale nie zrobiłam tego. W pokoju zaległa cisza. Słychać było tylko nasze przyspieszone oddechy.
Spojrzałam w ciemne oczy przyjaciela. Czułam ciepło bijące od jego ciała, urywany oddech i delikatne stukanie. Bicie serca. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w jego rytm. Był niczym kołysanka. Jedyny w swoim rodzaju, rytm, którego nie usłyszałabym nigdy od żadnego wampira.
Drżąc, przysunęłam się bliżej i położyłam głowę na jego piersi, słuchając melodii, którą grało jego serce. Miałam nieodparte wrażenie, że właśnie ta melodia grana jest tylko dla mnie.
Objął mnie ramionami i przytulił do siebie, całując raz po raz we włosy.
Wtulona w jego gorące ciało, po chwili osunęłam się w ciemność. Po raz pierwszy w życiu mój sen nie polegał na niczym konkretnym. Czułam po prostu ciepło. Nie w sensie temperatury. Ciepło, które rozgrzewało mnie od wewnątrz. I było mi z tym dobrze.
Poczułam delikatne szturchanie. Właściwie, ktoś mną odrobinę trząsł.
- Bella – usłyszałam z oddali chrapliwy głos Jacoba.
Otworzyłam powoli oczy i zamrugałam kilka razy, próbując wyostrzyć zamazany obraz, który pojawił mi się przed oczyma.
- Bella, skarbie... – usłyszałam i podniosłam się delikatnie, po czym zamarłam. ,,Skabie”? Czy Jacob właśnie nazwał mnie skarbem?
Uniosłam się do góry, opierając dłonie na torsie chłopaka. Kiedy już znalazłam się nad nim, bezceremonialnie ziewnęłam, zakrywając jedną dłonią usta, co wywołało u niego cichy chichot.
- Dobrze się spało? – zapytał, na co pokiwałam głową.
Dopiero teraz dostrzegłam, jak jest mi gorąco. Czułam, że moje czoło pokrywają drobne kropelki wody. Zsunęłam się z chłopaka, i usiadłam na łóżku w znacznej odległości od jego gorącego ciała.
- Gorący jesteś strasznie – mruknęłam, patrząc na Jacoba.
- Hm? Naprawdę? Chyba uznam to za komplement – odparł, po czym oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Przepraszam, że zasnęłam – powiedziałam, zmieniając temat.
- Nic się nie stało, było nawet przyjemnie. Obudziłbym cię wcześniej, ale tak słodko spałaś – zaśmiał się. – Dzwonił Charlie i prosił, żebyś się do niego odezwała.
- Okej. Mogę skorzystać z waszego telefonu? – zapytałam.
- Jasne – odparł Jake. Zsunęłam się powoli z łóżka. Ale zanim zdążyłam wstać, poczułam, jak kładzie mi gorącą dłoń na ramieniu.
Odwróciłam się powoli i spojrzałam mu pytająco w oczy.
- Pocałuj mnie – poprosił.
- Co? – zapytałam zaskoczona.
- Pocałuj mnie – powtórzył, zupełnie poważnie.
Zastanowiłam się przez chwilę, ale nie znalazłam żadnych rozsądnych argumentów, żeby mu odmówić. Widziałam na jego twarzy, że ma w tym jakiś cel. Nie wiedziałam tylko, jaki.
Widząc, że jestem bliska powrotu na swoje miejsce, uniósł delikatnie kąciki ust do góry.
Wróciłam powoli na łóżko, siadając przed Jacobem. Czułam się niepewnie. Pocałować go tak po prostu, w pełni świadomie.
Nie zastanawiałam się długo. Zamknęłam oczy i zbliżyłam się do twarzy przyjaciela, obejmując go za szyję. Wzięłam jeszcze jeden głęboki oddech i dotknęłam ustami jego warg.
Przeszył mnie przyjemny prąd, poczułam dreszcze na całym ciele.
Jacob odsunął się delikatnie i spojrzał mi w oczy.
- Ty też to czujesz, prawda? – zapytał. Nie wiedziałam, co mogę mu powiedzieć. Nie chciałam skłamać, ale bałam się też prawdy. – Bella, proszę, powiedz, że tak jest. Powiedz mi, że nie robisz tego z litości.
- Nie robię tego z litości, Jacob. Kocham cię – szepnęłam, wtulając twarz w jego gorącą szyję. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kirike dnia Nie 8:05, 23 Maj 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
bugsbany
Wilkołak
Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 101 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 19:54, 22 Maj 2010 |
|
NIE, NIE, NIE i jeszcze raz NIE!!!! Nie zgadzam się na takie zakończenie... Wiem, że Bella powinna żyć dalej ale jakoś nie z Jackobem. Grrrrr nie przepadam za nim, teraz Team Jackoba może mnie ukamieniować, ale nic na to nie poradzę. Czy ona mówiła poważnie?? kocha go??? tzn na pewno kocha Go w jakis tam sposób, ale bardziej jako przyjaciela niż kogoś z kim można stworzyć związek. Jeżeli robi to na siłę to nic z tego nie wyjdzie a nie potrzebnie sprawi im obojgu ból.
Mimo wszystko rozdział mi sie podobał i czekam na kolejny |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
esterwafel
Wilkołak
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 22:14, 22 Maj 2010 |
|
Czytałam cały rozdział z wielkim bananem na twarzy i naprawdę bardzo się ucieszyłam, kiedy zobaczyłam, że jest coś nowego.
Najpierw zacznę do tego co mnie ugryzło - znalazłam kilka powtórzeń i źle napisałaś imię Lei - powinno być przez samo "h".
Ale o wszystko ze złych rzeczy. Ogólnie rozdzialik bardzo przyjemny i optymistyczny.
Trochę nie rozumiem zachowania Belli. Mam wrażenie, że jest z Jacobem, ponieważ tak będzie dobrze i sprawi mu tym radość. W poprzednim rozdziale było to znacznie bardziej spontaniczne. A teraz nie wiem, może to jedynie moje znaczenie.
Jacob jest kochany i pomaga Belli, jak nikt inny. Rozwaliły mnie te kanapki z dżemem lub dżem z kanapkami :)
Wracając do Belli, tak mi się teraz nasunęło, że ona uczy się czegoś nowego. Uczucie do Edwarda zahaczało o obsesję, a do Jacoba jest takie powolne, leniwe, ale to dla niej nowość. I jeszcze to słuchanie bicia serca Jake'a było takie fajne.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Misty butterfly
Wilkołak
Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 228 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 22:19, 22 Maj 2010 |
|
TAK! TAK! TAK!!!
W koncu Bella powiedziala glosno i wyraznie ze go kocha;)
Dzieki ci Kirike za ten rozdzial
I z jednej strony mam ochote wysciskac Belle, ze wkoncu sie przelamala a z drugiej potrzasnac nia i spytac "Nad czym ty sie do cholery zastanawiasz?". Ja tam bylabym w stanie duzo poswiecic dla takiego chlopaka jak Jacob, a nadal mam wrazenie, ze gdyby Edward w tym momencie wrocil to Bella chociaz z wiekszym bolem niz w NM ale wrocilaby do niego.
Cytat: |
Jacob odsunął się delikatnie i spojrzał mi w oczy.
- Ty też to czujesz, prawda? – zapytał. Nie wiedziałam, co mogę mu powiedzieć. Nie chciałam skłamać, ale bałam się też prawdy. – Bella, proszę, powiedz, że tak jest. Powiedz mi, że nie robisz tego z litości.
- Nie robię tego z litości, Jacob. Kocham cię – szepnęłam, wtulając twarz w jego gorącą szyję. |
Czy ty jestes romantyczka? Bo nie mam innego wyjasnienia na to, ze kiedy czytam temu podobne fragmenty w twoim FF to straszliwie sie wzruszam. Naprawde nie wiem jak to robisz, ale to wlasnie lubie w tej historii To ich uczucie samo w sobie jest takie urocze, slodkie a jednoczesnie namietne...cos czego brakowala mi w sadze ze ztrony B&E.
Mam nadzieje ze szybko nam zaserwujesz kolejny rozdzial |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
BajaBella
Moderator
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 219 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu
|
Wysłany:
Nie 16:47, 23 Maj 2010 |
|
Jezuuuuuu!!! Nareszcie. Mój komentarz niestety nie będzie zbyt konstruktywny, za co cię przepraszam, ale najchętniej postawiłabym same wykrzykniki, uśmiechnięte buźki i masę serduszek.
Cudnie, mam nadzieję, że im już tak zostanie. Jak czytałam o tych dreszczach, które przeszły Bells, jak zbliżyła się do Jake’a by go pocałować, to… Ach! Sama dostałam gęsiej skórki. I w końcu dotarło chyba do niej, że go kocha, skoro mu to w końcu potwierdziła.
Tylko błagam, niech ten związek okrzepnie nieco, niech dotrze do nich, że tak naprawdę są dla siebie stworzeni, zanim, nie daj Boże, wróci Edward na jakąś kontrolę w stylu „co tam słychać u Belli, czy już ułożyła sobie życie”.
Trochę mi szkoda, że nie poszli na to ognisko, ale chyba dobrze z drugiej strony się stało. Tak, spędzili tylko ze sobą trochę czasu, ona zobaczyła, że jest jej dobrze z Jake’iem. Bezpiecznie, ciepło, kojąco, fajnie i tak zupełnie naturalnie (wymieniać mogę jeszcze długo).
Jak sobie pomyślę jak on ja może całować… to aż mnie samą ciarki przechodzą.
Uff, teraz muszę troszkę ochłonąć.
Czekam na następne części. Taka alternatywna saga zdecydowanie bardzo mi się podoba.
Pozdrawiam, BB.
Edit: Musiałam Ci dodać choć jedno serduszko |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez BajaBella dnia Nie 16:50, 23 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Galanea
Nowonarodzony
Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 18 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piekła rodem ;)
|
Wysłany:
Wto 20:12, 25 Maj 2010 |
|
Tak Misty butterfly ona zdecydowanie jest romantyczką! Już ja to wiem.
Rozdział był naprawdę przesłodki. Jacob jest taki opiekuńczy... Nie rozumiem, jak można go nie lubić? Już nie zachowuje się tak ,,szczeniacko" jak w NM, w twojej wersji jest po prostu kochany! :D Troszczy się o Bellę i jest przy niej cały czas. Ach! Też bym takiego tu chciała A ten pocałunek na końcu.. mm.. wspaniałe zakończenie! gratulacje
Mam nadzieję, że jak najszybciej dodasz następny rozdział. Domyślam się, że zaskoczy wszystkich. Jest naprawdę godny uwagi
A ty pisz! Jak najwięcej i niech ci yyy wena sprzyja. czy jakoś tak :P
Ps: hm.. sorry za ten niezbyt długi i nie spójny komentarz, ale jak zwykle się spieszę.. :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kirike
Wilkołak
Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 128 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 17:24, 26 Maj 2010 |
|
Hej :)
I jak obiecałam rozdział 15. Do którego mam spore wątpliwości. No ale, gdyby było coś nie tak, to mam nadzieję że dowiem się tego od Was ;]
I dziękuję wszystkie za komentarze, naprawdę, jak nic innego zachęcacie człowieka do pisania.
No, to chyba na tyle.
A no i jeszcze, byłabym zapomniała. A tym rozdziale pojawi się parę wulgaryzmów. Tak sobie myślę, że powinnam Was o tym uprzedzić. Nie będę tam wymyślać, żadnych przedziałów wiekowych, bo uważam to za zbędne. Także tylko Was uprzedzam, gdyby ktoś na przykład nie życzył sobie tego rozdziału czytać, z takiego właśnie powodu ;D
No więc, teraz już naprawdę koniec. Miłego czytania ;]
Beta: Dżejn_
Rozdział 15
Wracałam do domu z szerokim uśmiechem na twarzy. Patrzyłam na kałuże znajdujące się na drodze, w których odbijały się drzewa, oraz na powoli jaśniejące niebo. Przez uchylone okno samochodu do wnętrza wpływało chłodne, wilgotne powietrze, pachnące deszczem. Zaciskałam dłonie na kierownicy, czując charakterystyczne mrowienie w brzuchu. Co chwila wracałam myślami do chwili, kiedy powiedziałam Jacob`owi, że go kocham. Najpierw zapytał, czy mówię na serio, a już za chwilę unosił mnie w powietrzu i mimo ograniczonych ruchów wirował ze mną po maleńkim pokoju, przytulając do siebie mocno. Ileż radości mogą sprawić człowiekowi te dwa słowa!
Ludzie idący ulicami Forks patrzyli na mnie jak na wariatkę. Szczerzyłam się i śmiałam do każdego z nich. Pierwszy raz od dłuższego czasu czułam się tak bardzo szczęśliwa i nie miałam żadnych wątpliwości co do wyboru, jakiego dokonałam.
Wjechawszy przed dom, wysiadłam z samochodu i pobiegłam w stronę drzwi. Otworzyłam je z takim impetem, że uderzyły o ścianę. Wystraszony Charlie wybiegł do korytarza i spojrzał na mnie tak, jakbym postradała zmysły.
- Co ty robisz, Bells? – zapytał, zamykając za mną drzwi.
- Przepraszam. To było niechcący – mruknęłam i weszłam do kuchni, a tata za mną.
- Szkoda, że nie było tego ogniska. Mogłaś zadzwonić wcześniej. Martwiłem się tą pogodą – powiedział. – Co robiliście z Jacob`em?
- Nie robiliśmy... nic ciekawego. Byliśmy cały czas u niego – odparłam, uśmiechając się.
- Lubisz go – zauważył, a ja pokiwałam głową.
- Bardzo. Wiesz tato, pójdę już do siebie. Muszę odrobić lekcje – powiedziałam i cmoknęłam tatę w policzek, po czym pobiegłam po schodach do swojego pokoju.
Otworzyłam szeroko drzwi i chciałam podbiec do okna, by móc je otworzyć. Oczywiście nie obyło się bez potknięcia. Zahaczyłam o coś nogą, po czym upadłam na podłogę. Syknęłam z bólu.
- Bella? – usłyszałam tatę. – Żyjesz?
- Tak, nic mi nie jest! – odkrzyknęłam i pozbierałam się z podłogi. Potarłam bolące kolano, odwróciłam się do źródła wypadku. Z podłogi wystawała jakaś obluzowana deska. Westchnęłam głośno i podeszłam do niej, by z powrotem ułożyć ją na swoje miejsce.
Kiedy już chciałam to zrobić, coś przykuło moją uwagę. Pod podłogą znajdowały się jakieś przedmioty. I na pewno nie było to nic, co włożyłam tam sama. Trochę trwało, zanim całkowicie odsunęłam deskę. Sprawiło mi to niemałe trudności, a przy okazji wbiłam sobie drzazgę w dłoń, ale uznałam, że zajmę się nią później.
We wnęce znajdowało się znajome mi białe pudełeczko i przezroczyste opakowanie z pozbawioną napisów płytą CD wewnątrz.
Odsunęłam się od wnęki w podłodze i poczułam, jak o oczu napływają mi łzy. Zamknęłam oczy. Poczułam ból wypełniający moje ciało od wewnątrz. Rozrywał klatkę piersiową na maleńkie kawałeczki, nie pozwalał się poruszyć. Pomyślałam o Jacobie. O tym wszystkim, co dla mnie zrobił. O tym, że mnie kocha.
Słone krople spływały po mojej twarzy, ale ból powoli przechodził. Wraz z myśleniem o przyjacielu, ustawał. Pozwalał wracać do rzeczywistości.
Drżącą dłonią sięgnęłam po płytę. Wstałam, choć nogi miałam jak z waty. Podeszłam do półki i ocierając mokre policzki, włożyłam ją do odtwarzacza, po czym nacisnęłam ,,play”.
Czując, że dłużej już nie wystoję, opadłam na łóżko. Kiedy rozległy się pierwsze tony utworu, rozszlochałam się w poduszkę. Nie próbowałam już powstrzymywać bólu. Pozwoliłam mu zawładnąć sobą.
Melodia płynąca z odtwarzacza była moją kołysanką. Przypomniałam sobie, jak nucił mi ją do snu. Każdego dnia, każdego wieczoru... Krzyknęłam w poduszkę.
Muzyka rozbrzmiewała echem w mojej głowie. Powracały wspomnienia i przeżycia. Wszystkie chwile spędzone razem.
Usłyszałam otwieranie drzwi oraz kroki. Nie byłam w stanie odwrócić się ani powiedzieć czegokolwiek, wstrząsały mną deszcze, a płacz był nie do opanowania.
- Bella! – krzyknął Charlie podbiegając do łóżka – Bella! Co się stało?
Potrząsnął mną, dotknął dłonią ramienia. Krzyknęłam po raz drugi. Cofnął rękę i już nie próbował nic robić, tylko krzyczał. Bezradnym i łamiącym się głosem.
- Bella, proszę! Błagam, córuś. Proszę. – Uklęknął przy łóżku i rozpłakał się. Słyszałam jego urywany oddech w tle piosenki. – Jak wyłączyć to cholerstwo? Jak? Bella, błagam! Pomóż! Boże! Black! – krzyknął i wybiegł z pokoju.
Szlochałam do poduszki, słysząc jak drze się do telefonu.
- Nie wiem! Nie wiem, Jacob, błagam. Nie wiem, co się z nią dzieje. Błagam, przyjedź. Teraz! Boże, nie wiem! To przez tę muzykę! Ona się zachowuje tak jak wcześniej! Tak jak wtedy, kiedy ten sukinsyn ją zostawił! Jacob, przyjeżdżaj, teraz! Masz jej pomóc!
Słyszałam ojca jakby z oddali. Na pierwszym planie była melodia. Melodia, którą grał Edward. Kołysanka, którą skomponował dla mnie. Każdy kolejny dźwięk przyprawiał mnie o dreszcze i dostarczał nowej fali bólu.
Wiłam się na łóżku i nie pozwalałam sobie pomóc. Kolejnym utworem była ulubiona melodia Esme. Ta sama, którą kiedyś grał przy mnie na fortepianie.
Kiedy z odtwarzacza popłynęły jej pierwsze tony, ktoś wszedł do pokoju. Podszedł do łóżka i usiadł obok mnie.
Jacob spróbował dotknąć mnie dłonią, ale zareagowałam tylko przerażeniem.
- Nie dotykaj mnie! – krzyknęłam.
Wstał zły, po czym podszedł do póki z odtwarzaczem. I choć od początku wiedziałam co zamierza zrobić, zareagowałam dopiero wtedy, kiedy melodia ustała.
Poderwałam się zapłakana z łóżka i odepchnęłam Jake’a od odtwarzacza, próbując włączyć go z powrotem. W napadzie wściekłości nie reagowałam nawet na jego prośby i błagania.
Przez zamglony obraz nie potrafiłam poradzić sobie z włączeniem muzyki.
- Bella, przestań, do cholery! Co ty robisz? – wydarł się Jacob i wyciągnął mi go z dłoni. Po czym zamachnął się tak bardzo, jakby to niepozorne czarne pudełko chciało go zabić. Nie zarejestrowałam nawet ruchu jego ręki, jedyne co zobaczyłam to szczątki roztrzaskanego odtwarzacza na podłodze. Nie zdołałam wykrztusić z siebie nawet słowa. Opadłam tylko na łóżko, wpatrując się pustymi oczyma w odłamki płyty, wystające z plątaniny kabli i kawałków plastiku.
- Przepraszam – szepnął Jake, po czym usiadł obok mnie. Nie odezwałam się.
Nie próbował mnie dotykać. Pozwalał jedynie łkać w poduszkę. Zastanawiałam się, czy jest świadomy tego, jak wiele znaczyła dla mnie ta muzyka. Czy wie, że chodzi o Edwarda. Znów.
Mimo, iż z zniszczonego odtwarzacza nie płynęły już żadne dźwięki, echo melodii nadal rozbrzmiewało w moim umyśle.
To mnie prześladuje, pomyślałam. Zawsze, kiedy wszystko zaczyna się układać, wraca albo on, albo wspomnienia z nim związane. A z żadną z tych rzeczy nie umiem sobie poradzić.
Jake wstał i podszedł do wnęki w podłodze, którą dopiero teraz zauważył.
Wyciągnął z niej białe pudełeczko i obejrzał uważnie, po czym otworzył i wyjął z niego dwa świstki papieru.
Przeczytał każdy z nich osobno i domyślił się, co się wydarzyło.
Na jego twarzy malowała się wściekłość.
- Co za skurwiel! – warknął. – Pieprzony krwiopijca, zawsze i wszędzie wszystko musi zepsuć, nawet jeśli go tu nie ma! Przysięgam, że znajdę tą pijawkę i zabiję! Za to wszystko, co ci zrobił! – ostanie zdanie skierował do mnie, po czym potargał obydwa bilety. I trzęsąc się, wybiegł z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Jacob, nie... – szepnęłam, ale nie miałam siły wstać. Nie kontrolowałam łez, które spływały po moich policzkach, mocząc ubranie, które miałam na sobie. Duże krople słonej wody tworzyły na jasnej satynowej pościeli pojedyncze okrągłe plamy.
Zsunęłam się z łóżka i łkając, zebrałam części połamanego odtwarzacza i potarganych przez Jake`a biletów.
Wiedziałam, że to, co zrobiłam naprawdę musiało go zaboleć. Nie chciałam się usprawiedliwiać, ale te wspomnienia przyszły tak nagle i z taką siłą, że nie byłam w stanie sobie z tym poradzić.
W tej chwili nie było czasu na rozpamiętywanie. Jacob wyszedł, a ja nie miałam pojęcia dokąd i co w związku z tym może mu grozić.
Nie wiedziałam też, czy powinnam uwierzyć w to co mówił, czy przyjąć to tylko jako niekontrolowany wybuch złości.
Kiedy pozbyłam się wszystkich rzeczy z podłogi i z trudem wyrzuciłam je do kosza, usiadłam z powrotem na łóżku. Miałam ochotę położyć się i jeszcze raz posłuchać melodii, która zachowała się w moich myślach, wiedziałam jednak, że nie to powinnam zrobić.
Otarłam oczy dłońmi, niczym małe dziecko. Wstałam i skierowałam się do łazienki, by obmyć twarz zimną wodą. Kiedy już to zrobiłam, zbiegłam po schodach oraz weszłam do kuchni, gdzie znalazłam Charliego. Siedział przy stole, łokcie miał położone na blacie, a na dłoniach opierał czoło. Nie mogłam więc zobaczyć jego twarzy.
- Tato? – szepnęłam, bliska tego, by znów się rozpłakać.
- Bella? – powiedział, z ulgą i zaskoczeniem. Poderwał się i podbiegł do mnie, przytulając do siebie. – Dziękuję. Boże... Już myślałem, że będzie tak jak kiedyś. Tak się cieszę, Bello...
Przytuliłam się do niego i przeprosiłam kilka razy.
- A gdzie Jacob? – zapytał. Rozglądając się w około, tak, jakby miał ukrywać się gdzieś z boku, jako cichy bohater dzisiejszego dnia.
- Nie ma go tutaj. Tato, muszę go znaleźć. Przepraszam. – odparłam i wyswobodziłam się z jego uścisku.
Wiedziałam, że to, co przyszło mi w tej chwili do głowy, było naprawdę głupie i godne pożałowania. Ale jeśli chodzi o Jacoba, chyba byłam zdolna do wszystkiego.
W biegu porwałam kluczyki do samochodu Charliego, leżące na półeczce w przedpokoju i ku zaskoczeniu ojca wybiegłam z nimi na zewnątrz.
- Bella, chyba nie mówisz poważnie? Wracaj tutaj! – krzyknął jeszcze z progu.
- Przepraszam, tato! – odparłam. I otworzyłam drzwi do radiowozu.
Przepraszam, ale furgonetka jest zdecydowanie za wolna – dodałam w myślach i wskoczyłam do auta. Wetknęłam kluczyki do stacyjki, po czym wyjechałam z podwórka. Czułam się nieswojo w obcym aucie, ale teraz nie miało to znaczenia.
Docisnęłam pedał gazu i skierowałam się do La Push, modląc się, by nie złapał mnie na przestępstwie żaden policjant, co byłoby wyjątkowo komiczne, biorąc pod uwagę fakt, że mój ojciec jest komendantem.
Zwiększałam szybkość z każdym metrem i już po chwili jechałam do rezerwatu znacznie przekraczając wyznaczoną na tym odcinku drogi prędkość.
- Bello, zwolnij! – usłyszałam znajomy, ciepły baryton Edwarda. Lecz tym razem nie wzbudził we mnie żadnych pozytywnych uczuć. Byłam wściekła.
- Odwal się! – wydarłam się, jakby zupełnie obcym głosem. – Wynoś się z mojego życia, raz na zawsze! Wystarczająco dużo już zniszczyłeś!
Powstrzymywałam łzy, czując, jak wszystko się we mnie gotuje. Ale tak jak chciałam, już więcej nie usłyszałam jego głosu. Westchnęłam i ponownie zwiększyłam ilość pokonywanych mil na godzinę.
Chwilę później zahamowałam z piskiem opon na podwórku Jake`a, gdzie niemalże wypadłam z samochodu i popędziłam do drzwi. Zapukałam głośno, ale kiedy po dłuższym czasie nikt nie otwierał, sama pchnęłam je do przodku i wparowałam do środka.
Przede mną siedział na swoim wózku Billy, z uniesioną w górę dłonią, którą prawdopodobnie chciał nacisnąć klamkę.
- Jest Jacob? – zapytałam przestraszona.
- Nie, myślałem, że jest z tobą – odparł zaskoczony, ale ja nie zdążyłam mu odpowiedzieć, tylko wyszłam na zewnątrz i rozejrzałam się dookoła. Robiło się już ciemno, a ja nie wiedziałam, gdzie mogę iść.
Zeszłam po schodkach i ruszyłam w stronę auta nie bardzo wiedząc, co robić. Nagle tuż za mną rozległo się gardłowe warczenie. Obróciłam się przerażona i zobaczyłam idącego w moją stronę Paula.
- Ty! – warknął. – To przez ciebie!
Niemalże widziałam, jak wszystko się w nim gotuje. Nie zdążyłam zareagować, kiedy nagle skoczył w moją stronę. Cały się trząsł, a już po chwili usłyszałam głośny trzask i chłopak na moich oczach eksplodował. Zniknął w kłębach szarego futra, a moment później stał przede mną jako drapieżnik gotowy do skoku. Warknął przeciągle i rzucił się na mnie, przewracając na ziemię. Ciało basiora znajdowało się tuż na nade mną. Ogromne łapy oparł na moich ramionach, a ja czułam, jak ostre pazury przebijają mi skórę. Poczułam łzy, które z bólu napływały mi do oczu. Nie umiałam złapać oddechu, bo siła uderzenia o ziemię była tak duża, że zaparło mi dech w piersiach.
- Paul! – ryknął ktoś przeciągle. Niedługo później usłyszałam kolejny trzask i ktoś zepchnął ze mnie ogromne cielsko. Odwróciłam się na plecy, po czym zaczęłam kaszleć. Z otwartych ran spływała mi po ramionach krew.
- Ty skończony idioto! Wynoś się stąd! – krzyczał Sam.
Kiedy uspokoiłam się na tyle, by móc się obrócić, podbiegł do mnie. Westchnął głęboko, patrząc na zakrwawioną bluzkę.
- Wszystko w porządku? Tak mi przykro, Bello. Naprawdę nie chciałem, żeby tak się stało.
- Nic mi nie jest – wykrztusiłam i spróbowałam podnieść się z ubłoconej ziemi. Okropnie kręciło mi się w głowie.
Sam objął mnie w tali, chwycił za rękę i pomógł wstać. Poczułam okropny ból oraz zawroty głowy.
- Gdzie Jacob? – zapytałam jeszcze szeptem. Już chwilę później ogarnęła mnie ciemność... |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kirike dnia Śro 17:31, 26 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|