|
Autor |
Wiadomość |
Aliss.
Wilkołak
Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 237 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Czw 19:33, 18 Mar 2010 |
|
Matko. To jest straszne. Takie młode i już puszczalskie?
Nie, totalnie mi się nie podoba.
Dziewczyna rucha się z facetem i nagle go unika, bo jaka to ona nieśmiała nie jest. No proszę, to samo w sobie jest żałosne!
I potem jeszcze przeżywa. Kurde no. już nawet nie chce mi się tego dalej pisać, więc pozostanie mało konstruktywny (i raczej już tutaj ostatni) komentarz.
pozdrawiam.
Edit: Dlaczego w tytule nie ma [T]? |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aliss. dnia Czw 19:33, 18 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
Puszka
Zły wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 305 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: 1505 10th Street, Santa Monica, CA 90401
|
Wysłany:
Czw 20:30, 18 Mar 2010 |
|
czarny_aniele
a ja rozumiem rozterki Belli.
no bo kierowały nią emocje...
a teraz dotarło do niej co zrobiła.. nie sądzę, żeby to było żałosne, jak to Ty ujęłaś
Ale oczywiście, to Twoje zdanie
pozdrawiam, Puszka.
edit. 19 marzec. :D
otóż właśnie kończę tłumaczenie następnego chapika :D
niestety nie wiem jak tam nasza beta, bo coś nam się chyba sypło. :D
ale nie martwcie się :D rozdział będzie w przeciągu tygodnia |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Puszka dnia Pią 21:34, 19 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
maraa17
Nowonarodzony
Dołączył: 28 Lis 2009
Posty: 44 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Nie 12:21, 21 Mar 2010 |
|
Jak zwykle super rozdział. Bardzo mi się podoba.
Edward wygadał ? Nie wierzę ...
Biedna Bella...
CZekam na kolejne :)
Pozdrawiam i życze WENY :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Puszka
Zły wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 305 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: 1505 10th Street, Santa Monica, CA 90401
|
Wysłany:
Pon 17:08, 22 Mar 2010 |
|
Z wielką radością przedstawiam 3 rozdział "Candy"
coś mi się zdaje, że szybko wstawiam, ale niech wam będzie :D
więc zapraszam
tłumaczenie: Puszka
beta: Lilyanne - dziękuje :D:*
Rozdział III
National Teenager wake up call association
Bóg ma tupet.
Największa szkolna dz***a. Co takiego Alice powiedziała po raz
któryś? Ano tak powiedziała właśnie to.
Za tydzień nikt tego nie będzie pamiętał.
Mary Alice się myliła. Ludzie nie mogli uwierzyć, że córka szeryfa oddała swoją watę cukrową Edwardowi Masenowi. Może i byłam dziwką, ale Edward był tym, którego można było uważać za legendę. To właśnie tak działało, prawda? Czułam, jak ludzie śmieją się za każdym razem, gdy widzą mnie na korytarzu i naprawdę miałam już dość tego szydzenia ze mnie. Nie mogliby znaleźć lepszego powodu do ekscytowania się ode mnie, uprawiającej seks z Edwardem Masenem?
- Aj! – krzyknęłam wpadając na kogoś, a moje książki porozsypywały się na podłodze wraz z książkami tej drugiej osoby. Jakbym w tym momencie potrzebowała jeszcze większego zainteresowania moją osobą. Dobra robota, Bello, pomyślałam sarkastycznie, wsadzając włosy za ucho, zaciskając powieki i użalając się nad swoim losem. Czemu ja? Boże. Z tych wszystkich grzecznych ludzi mieszkających w Forks, nie zaliczam się do najgorszych, dlaczego ja?
- Wszystko w porządku? – Jego aksamitny głos spowodował, że zachciało mi się wymiotować i walnąć go przy tym w twarz. Otworzyłam powoli oczy. Edward Masen pochylał się przede mną, zbierają nasze książki. Nie chciałam jego brudnych, obrzydliwych, pięknych i wielkich rąk na moich książkach. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Pragnęłam, aby zniknął z tej planety, rozpłynął się. Zupełnie jakbym znów miała pięć lat. Miałam do tego pełne prawo. Jego brązowe włosy były wszędzie, jak zwykle, a te zielone oczy wypełniała troska. Zabrałam swoje książki z jego rąk.
- Będąc szkolną dziwką? Tak, Edward, jest świetnie – Zironizowałam odchodząc. Pragnęłam być jak najdalej od niego.
- Bello, zaczekaj! – krzyknął zbliżając się do mnie. Czułam się, jakbym uciekała, nawet zastanawiałam się nad tym, ale to mogło wyglądać jakbym naprawdę miała tylko pięć lat.
- Nie obchodzi mnie to – odpowiedziałam przez ramię śpiewnym głosem, szczęśliwa, że jeszcze się nie zatrzymałam.
- Co ja zrobiłem? – Już był obok mnie. I on naprawdę zadał to pytanie. Patrzyłam jak te słowa wypływają z jego ust i naprawdę chciałam być skoncentrowana. Jestem zła. Skoncentruj się.
- Czyżby, Edwardzie? – Próbowałam go wyprzedzić, ale on nadal był przy moim boku.
- Czyżby? No co ja takiego zrobiłem? – To brzmiało jakby błagał o odpowiedź.
- Powiedziałeś wszystkim! - syknęłam, dziękując Bogu, że dotarłam pod swoją klasę. Edward już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale ja byłam szybsza.
- Żadnych wyjaśnień. Właśnie zakończyłam tę dyskusję. I mam nadzieję, że twój penis się zmniejszył, Edwardzie… - powiedziałam oficjalnie. Na jego twarzy było widać szok, oniemienie i inne emocje, które spowodowały, że na moje usta zakradł się uśmiech zwycięstwa. Weszłam do klasy bez słowa, zagryzłam lekko wargę na moje wcześniejsze słowa, ale to naprawdę poprawiło mi humor. Zajęłam swoje miejsce obok Bena.
~*~
Czy moje życie może być gorsze? Jestem chora i to jest naprawdę dziwna choroba. Moja mama nazwała ją grypą, aż do momentu, kiedy będziemy u lekarza. Jednak to nastąpi dopiero za 3 dni. Obudziłam się z bólem głowy, stanęłam na nogi i byłam świadoma, że jeśli nie znajdę się szybko w łazience, to zarzygam całą podłogę w moim pokoju. Jednak znalazłam się tam w rekordowym czasie. Nie poszłam do szkoły, ale poza bólem głowy wszystko było ze mną w porządku. Nie powiedziałam mamie, że zostanie w domu to było najlepsze, co spotkało mnie w ciągu ostatnich trzech tygodni. Teraz leżę tu w moim gorącym łóżku, wiercąc się i przekręcając, żeby znaleźć wygodną pozycję, myśląc o wszystkim poza szkołą i słuchają deszczu za oknem.
- Czujesz się choć trochę lepiej? – Mama weszła do mojego pokoju, trzymając kubek parującej herbaty w swoich małych dłoniach. Nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy ostatnio ją piłam, ale na pewno nie robiłam tego od czasu, kiedy byłam z Tylerem. Wprost nie mogłam w to uwierzyć.
- Nie – skłamałam. Ale to dlatego, że miałam inne powody, przez które nie chciałam iść do szkoły i widzieć tych wrednych nastolatków ze liceum w Forks. Oni tak mnie czasem wkurzają.
- Ojej, wybacz – zagruchała i cicho postawiła kubek na stoliku nocnym. Spojrzała na mnie w skupieniu. – Znów się źle czujesz? – Przyłożyła rękę do mojego czoła.
- Trochę – Tym razem skłamałam po całości.
- Wybacz – powiedziała znów i delikatnie poklepała moją rękę – Potrzebujesz czegoś? – wygładziła moją kołdrę.
- Nie, wszystko okej, mamo, zrobiłaś już wszystko – uśmiechnęłam się do niej. Zastanawiałam się, kiedy została mamą roku. Wyglądała na zmęczoną, jej oczy pociemniały, to pewnie o tego, że ostatnio do późno ciężko pracuje. A pracowała na poczcie, odkąd mama Alice przekonała ją, że świetnie jest być pracującą kobietą. Nie komentowałam tego, ale mama Alice miała milion pomysłów.
- Cóż, dobrze kochanie, ale jakbyś czegoś potrzebowała to zawołaj – ucałowała mnie w czubek głowy, a ja bawiłam się moją bransoletką. Wyszła z pokoju zostawiając mnie sam na sam z moimi myślami. Nadal rozmyślałam o mamie Alice, która dała mi łyżworolki na siódme urodziny. Wtedy przekonałyśmy się, jak wielką jestem niezdarą. Mama Alice była tak samo szalona jak jej córka. Chodziła na wszystkie protesty, wracając z tymi absurdalnymi przyzwyczajeniami. Jest podobna do mojej mamy, jednak moja nie zaszła tak daleko jak ona. My robiłyśmy rzeczy w granicach tego domu. Za to mój tata zupełnie różnił się od mamy Alice. Po pierwsze, często łamała prawo, poza tym wielokrotnie przebywała na komisariacie policji protestując, bo czemu nie. Ale ja ją lubię, w sumie to kocham ją jak drugą mamę. Dała mi breloczek z żabą, który do dziś wisi przy mojej bransoletce. Podniosłam rękę, żeby oglądnąć ją na moim nadgarstku. Telefon obok mnie zawibrował, przez chwilę musiałam go szukać, ale w końcu znalazłam.
- Cześć Alice – odebrałam telefon. Alice ciężko oddychała.
- Bello! – ucieszyła się. Wyjrzałam przez okno, aby upewnić się, że nie zwisa z gałęzi drzewa. Nie mogłam nic dojrzeć, bo zahipnotyzował mnie deszcz. Przez chwilę pragnęłam znaleźć się tam, zamiast siedzieć tu.
- Wszystko z tobą w porządku? – spytałam powoli. Spojrzałam szybko na zegarek wracając do łóżka. – Jest siódma.
- Wiem o tym. Właśnie biegnę do ciebie. Stęskniłam się za tobą – wypaliła, a ja byłam zdziwiona, że w ogóle cokolwiek zrozumiałam przez jej podekscytowany głos.
- Czemu biegniesz? – przewróciłam oczami.
- Właściwie to teraz stoję. Pamiętasz? Moja mama ma miesiąc bez samochodu – westchnęła.
- Tak? To czemu tu jesteś? – zakręciłam się w moją kołdrę i mogłam usłyszeć, że jej oddech wraca do normy.
- Cóż … - nagle jej głos uległ zmianie. Ubaw i zrozumienia zniknęło… Głos Alice był przestraszony, niepewny. Nie brzmiał tak jak zawsze... ani też jak wtedy, gdy mnie uspokajał. Zamiast tego przeszył mnie na wylot
- Wszystko OK? – prawie krzyknęłam do telefonu.
- Nie! Znaczy nie, nie… wszystko dobrze Bello – odkrzyknęła prawie tak, jak ja to zrobiłam. Ale pod koniec tej krótkiej wypowiedzi jej głos powrócił do poprzedniego stanu.
- Czy coś się wydarzyło w szkole?
- Nie, po prostu…
- Po prostu to mi powiedz Alice…
- Nie mogę… J-ja…
- Alice, jak długo się przyjaźnimy?
- Od urodzenia.
- No właśnie. Więc czy jesteś w stanie mi odpowiedzieć?
- Tak.
- Czy może te siedemnaście lat nic dla Ciebie nie znaczy, hm?
- Zamknij się. Wiesz, że cię kocham, Bells.
- Więc powiedz mi o co chodzi, Alice.
- Po prostu się o ciebie martwię.
- Oj Mary Alice, to tylko przeziębienie, uspokój się – westchnęłam w uldze.
- Nie, ty nie rozumiesz. Ja się martwię o ciebie – brzmiała cholernie poważnie.
- Więc mi wyjaśnij – Nie mogłam przestać się wiercić.
- Kiedy ty z Edwardem… no wiesz… robiliście to… - zaczęła.
- Nie, wiesz? Zupełnie o tym zapomniałam – zażartowałam, próbując rozluźnić sytuację, jednak mi się to nie udało.
- Czy się zabezpieczyliście? – Zignorowała mój żart. Ale jej pytanie mnie zamurowało. I prawdę mówiąc owładnęło mną poczucie winy. Zaczęłam się nawet pocić, a od kręgosłupa aż po palce przeszyły mnie dreszcze. Zaczęłam szczękać zębami, poczułam się jakbym była zanurzona w wannie lodowatej wody – po prostu mnie zmroziło. Dosłownie. Moja dłoń dotknęła ust w roztargnieniu, a bransoletka zabrzęczała, jak gdyby to ona miała odpowiedzieć zamiast mnie. Jedyną rzeczą, jaką mogłam usłyszeć, być głośny oddech Alice i szaleńcze bicie serca w mojej klatce piersiowej. Mrugnęłam kilka raz, jednak nadal byłam zszokowana. Poczułam kłucie w oczach, coraz mocniejsze, aż łzy popłynęły po moich policzkach. Nigdy wcześniej nie myślałam, co przyjdzie mi to do głowy, nigdy nie podejrzewałam, gdy będę myśleć o tym o czym myślę teraz, ale moje ciało odgadło to wcześniej. Zabezpieczenie, coś w stylu prezerwatywy. Jak prezerwatywa. Kiedyś z Alice kupiłyśmy je w monopolowym i nadmuchałyśmy jak balony, dwa lata temu. Kondom, rzecz, której używa się aby nie złapać żadnego świństwa.
Świństwa, które można złapać.
Ta myśl powtarzała się w moim umyśle, ale to było jakby dochodziła z megafonu zaraz przy moim uchu. Wciąż i wciąż.
- Zaraz się zobaczymy, już prawie jestem – Alice w końcu przemówiła, słyszałam też jak się rozłącza. Ja jednak nadal trzymałam telefon przy uchu, nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Żadnego ruchu, zupełnie jakby moje ciało reagowało w swój tajemniczy sposób.
Świństwo, które mogę mieć po tym, jak Edward Masen nie użył kondoma, gdy brał się za moją watę cukrową.
Świństwo, które może być powodem mojej choroby i tego, że dziś rano wymiotowałam.
Świństwo, jak HIV albo AIDS?
O mój Boże! Powinnam wiedzieć! Znaczy, nie mieszkaliśmy na odludziu. Na pewno nie byłam pierwszą dziewczyną Edwarda Masena, która oddała mu swoją watę cukrową, uwiedzioną jego urokiem. I na pewno nie mogę powiedzieć, że byłam ostatnią. Wkurzyło mnie to? Nie, może nieco się tym przejęłam, ale nie to mnie obchodziło.
HIV i ja nie graliśmy w jednej drużynie. Nigdy nie myślałam, że to powiem, bo nigdy nie myślałam, że będę musiała, ale powinnam wiedzieć, czy Edward Masen dał mi coś, co dostał od jednej z tych dziwek z listy. Ale najpierw muszę to sprawdzić, prawda? Bo nie jesteśmy pewni, w końcu teraz czuję się dobrze, ale pamiętam, jak leżałam będąc cholernie chora. Ludzie często wymiotują ranem. Nie wiem jak długo siedziałam bez ruchu, jak długo się nie odzywałam, poza myślami, ale następne co pamiętam, to że Alice uprzejmie zapukała do drzwi i zaraz cicho jak mały chochlik weszła. Kliknęło.
Bello, Bello, Bello, nie masz ani HIV, ani innego świństwa, naprawdę. Jestem zupełnie w porządku, jesteś zdrowa i tak powinno zostać. Nie jedź sushi i jeżeli planowałaś poskakać na trampolinie w najbliższym czasie, nie powinnaś tego robić. Jeśli myślisz o ucieczce po tym jak ci to powiem, uważam, że to niekonieczne, bo twój problem pójdzie z tobą… dosłownie.
Przepraszam, ale mam dla Ciebie złą wiadomość. Nastoletnia Bello, możliwe, że jesteś w ciąży.
OBYWATEL NASTOLATEK POŁACZYŁ JEDNO Z DRUGIM
Znów kliknęło. Alice wiedziała, musiałam mieć to wypisane na twarzy, na mojej winnej, dziwkarskiej twarzy. W jednej chwili znalazła się przy mnie.
- BOŻE! – krzyknęłam w swoje dłonie.
Byłam tak głupia, możliwe, że byłam najgłupszą nastolatką spośród wszystkich w Forks. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Puszka dnia Pon 17:11, 22 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
zawasia
Dobry wampir
Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D
|
Wysłany:
Pon 17:47, 22 Mar 2010 |
|
tekst Belli do Eda genialny:D
ale fakt, że zapomnieli o zabezpieczeniu to juz głupota...
ale czemu ona sama nie mogła pomyśleć o tym, że to może być ciąża, tylko Alice w tym zwiążku przyjaciółęk myśli?
to takie dziwne, ale cóż czekam do następnego rozdzialiku
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Maya
Wilkołak
Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!
|
Wysłany:
Pon 17:55, 22 Mar 2010 |
|
Hiehiehie No to wpadłaś laleczko.
Zaczyna się robić coraz ciekawiej. Wiesz, tylko coś mi się zdaję że Edward wcale nie rozpowiedział numerku z Bellą.... zresztą zabaczymy, wyjdzie w praniu. Wiesz, kurczę niby ten rozdzial taki normalny, spokojny dość, ale mnie wprawił w świetny nastrój
Ślicznie dziękuję za tłumaczenie.
Veny, czasu, chęci
Pozdrawiam Serdecznie |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aja
Wilkołak
Dołączył: 06 Lip 2009
Posty: 231 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z brzucha. . . mamusi(;
|
Wysłany:
Pon 18:45, 22 Mar 2010 |
|
Przede wszystkim nie wstawiałaś za wcześnie tego rozdziału(:
Prawda rozmowa B&E była świetna widać, że dziewczyna wcale się tak szybko nie peszy.
tłumaczenie idealne(:
Zobaczymy jak się rozwinie ta cała sytuacja, jestem ciekawa czy powie E. Tak czy siak weny, czasu, chęci i motywacji obu tłumaczką.
Pozdrawiam Aja(: |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Wto 14:55, 23 Mar 2010 |
|
nie wiem dlaczego, a może jednak wiem... za każdym razem kiedy dochodzi do wspomnienia w wacie cukrowej i robienia z nią czegokolwiek na mojej twarzy pojawia się tak okropny grymas, że mój brat krzyczy, ze znów mam ten atak... Niepohamowany Atak Śmiechu nazywany skrótowo w mojej rodzinie NAŚ lub też Ratuj Się Kto Może jest zjawiskiem dość częstym podczas czytania tego ffu i naprawdę nie do opanowania zarówno pod względami fizycznymi jak i psychicznymi...
trochę zepsuła mi autorka wizję Edwarda, który powinien być jak zakazany owoc - kuszący i niedostępny... a on?! on z nią rozmawiał! po seksie?! po co? nie rozumiem tego... znowu z dobrego początku Badwarda robi mi się milusiego Edzia, który zaczyna już bokiem wychodzić...
mimo wszystko uwazam, że będzie fajnie... jestem dobrej myśli :P
dziękuję za rozdziały :)
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Swan
Zły wampir
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 40 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P
|
Wysłany:
Sob 19:43, 03 Kwi 2010 |
|
Troszkę mi się spieszy, ale wpadłam wręczyć Wam nowy rozdział Candy :D Można to uznać jako nasz prezent wielkanocny dla Was :D
Bardzo dziękuję w imieniu moim i Puszki za wszystkie komentarze :**
Miłego czytania :*
Rozdział 4
Raining
Pada
Czy Bóg mnie nienawidzi?
- Jest dobrze, to tylko teoria. – Alice potarła moje plecy, gdy usiadłyśmy na łóżku. Każda potencjalna, wcześniejsza myśl zniknęła, mój umysł jedynie w kółko powtarzał moje ostatnie odkrycie.
Mogę być w ciąży.
Mogę być w ciąży.
Mogę być w ciąży.
- Ughhh. – Zaszlochałam gwałtownie w ręce, bransoletka kłuła moją dłoń.
- Nie powinnam była nic mówić – powiedziała do siebie Alice. Mogłam sobie jedynie wyobrazić jej pełny żalu wyraz twarzy, ale byłam zbyt zawstydzona, żeby podnieść głowę z rąk. Czułam się jakbym była bita rózgą.
- Nie – mruknęłam przez szloch, starając się poczuć nieco ukojenia, ale nic nie przyszło. Byłam chora, słaba i załamana.
Zimno ogarnęło całe moje ciało i nawet małe ramiona Alice owinięte wokół mnie nie wystarczyły, aby było mi ciepło. Pamiętałam z filmów ludzi, starających się zajść w ciążę, próbujących stworzyć rodzinę, ale ja nigdy nie myślałam o tych rzeczach, nawet raz nie zatrzymałam się i nie wyobrażałam mojego żółtego domku z białym płotem, małą Bellą Marie, biegającą wokół i chichoczącą, wołającą mnie, mamę. Matka, skuliłam się na to słowo, moje oczy rozszerzyły się jak w horrorze. Co ja zrobię, co do jasnej cholery zrobię z dzieckiem?
- Alice. – Płakałam nieco mocniej, chcąc wszystko z siebie wyrzucić.
- Bella, jest w porządku. Prawdopodobnie jesteś tylko chora. Przepraszam, że zaczęłam ten temat. – Alice starała się mnie uspokoić i pierwszy raz, odkąd trzydzieści minut temu zaczęłam płakać, podniosłam głowę i popatrzyłam w jej ciemne niebieskie oczy.
- Nie – zawyłam.
- Bella. – Alice się skrzywiła, jej oczy były smutne i ponure, a to jedynie sprawiało, że chciało mi się bardziej płakać. Poczułam jej ramiona ściskające mnie lekko, a deszcz na zewnątrz zrobił się głośniejszy. Czułam serce bijące ciężko w mojej piersi, wagę świata na ramionach i ten smutek wypływający z mych oczu. Byłam zimna i pusta, głupia i płytka, jak trzeci tor na basenie. Ramiona Alice oplatały mnie przyjemnie i ciasno, ale ja czułam jakby ich tam nie było, jakbym była sama, tu, w moim pokoju, sama na zawsze. Wiedziałam, że nie ma nic co Mary Alice mogłaby powiedzieć albo zrobić, aby naprawić moje błędy, moje głupie błędy, ale doceniałam jej starania. Szlochanie złagodniało do delikatnych łez, a moja głowa spoczęła na klatce piersiowej Alice. Obie patrzyłyśmy na deszcz, który spadał z ciemnego, szarego nieba. Bawiłam się palcami, Alice moimi lokami. Nie było nic, co mogłabym zrobić, nic, co mogłabym powiedzieć. Byłam udupiona. Czułam, jakby cały świat kończył się zaraz przed moimi oczami.
- Zatrzymałam się z Tommym w sklepie, żeby kupić ci parę testów – wyszeptała Alice.
- Tommy wie? – Mój głos był pozbawiony emocji, jakbym była martwa.
- Tak, mam nadzieje, że się nie gniewasz, on…
- Gdzie są te testy? – przerwałam jej, moja ręka w roztargnieniu powędrowała do brzucha i prawie się wzdrygnęłam, gdy moja skóra dotknęła mojej własnej skóry. Wciąż byłam tu, nawet jeśli wydawało mi się inaczej.
- Tutaj. – Mogłam poczuć, że jej ramię się rusza i wskazuje na coś, ale nawet nie popatrzyłam, gdzie wskazywała.
- Wybierz mi jeden – powiedziałam, a ona to zrobiła. Małe, białe pudełko wyglądało strasznie, łzy pojawiły się w moich oczach grożąc spłynięciem, grożąc ukazaniem mojej słabości. Odepchnęłam pudełko, mamrocząc „Nie ważne, nie ważne.”
- W porządku – powiedziała cicho Alice, zabierając pudełko z mojego pola widzenia.
- Nie pozwól, żeby to mi się stało – wyszeptałam a łzy popłynęły mi cicho po policzku. Moja głowa wciąż leżała na piersi Alice i odwróciłam się tak, że mogłam ścisnąć jej bluzkę jak ostatnią deskę ratunku. Czułam, że jeśli ją puszczę, to umrę. Złapałam ją mocno i moje łzy popłynęły szybciej.
- Nie pozwolę, żeby cokolwiek ci się stało, Bello. – Pocałowała moje czoło i położyła je na sobie, nie przejmując się tym, że rujnuję jej bluzkę.
- Alice. – Płakałam w jej pierś, a ona pocierała delikatnie moje plecy. Moja najlepsza przyjaciółka była tu i przypominała mi, że nie jestem taka samotna.
Obudziłam się następnego ranka, mając nadzieję, że to wszystko było snem. Strasznym, potwornym koszmarem. Ale białe pudełko, stojące na mojej nocnej szafce, które powinnam schować, powiedziało mi, że to naprawdę się wydarzyło i naprawdę mogę mieć w sobie dziecko. Co gorsza, było Edwarda Masena. Edward Masen, samo myślenie o jego nazwisku sprawiło, że miałam przed oczami idealny obraz jego zielonych oczu, gapiących się na mnie z całym tym pożądaniem, z całą tą pięknością wiszącą nade mną, pchnięcia we mnie, sprawiające, abym krzyczała po jeszcze. Zobaczyłam to, jedynie myśląc o jego imieniu. Nie wiem dużo o Edwardzie, ale czasem w trzeciej klasie nazywał mnie ślicznotką, chociaż myślę, że chciał po prostu złotą rybkę. Robienie czegoś takiego jak to do niego pasowało. Dorastał w Forks tak jak ja i pamiętam, że był piękny już od przedszkola. Nowy w naszym mieście, kiedy wszedł do przedszkola. No i oczywiście znalazł się w centrum zainteresowania. Wciąż w nim jest. Nic o nim nie wiem oprócz tego, że jego matka ma na imię Elizabeth i pracuje w sklepie ogrodniczym, a jego tata nazywa się Edward i jest prawnikiem.
Przewróciłam się na bok i jedna samotna łza spłynęła po moim policzku. A teraz mogę być w ciąży z ich synem.
- O nie – jęknęłam i położyłam twarz na poduszce, łapiąc białe pudełko z szafki nocnej i przyciągając je do siebie. Podniosłam głowę z poduszki, aby spojrzeć na prostokątny kształt pudełka i to sprawiło, że zrobiło mi się niedobrze. Nie dziś – pomyślałam i jakoś dałam radę wrzucić to pod łóżko, wciąż na nim leżąc. Nie chciałam być pewna, że jestem w ciąży, podczas gdy musiałam chodzić dziś po szkolnych korytarzach i starać się unikać Edwarda Masena. Stoczyłam się z łóżka i przygotowałam do szkoły.
I zgadnij co?
Znowu zwymiotowałam. Trzymałam się za brzuch i rzygałam do kibla. Wiem, uroczo.
Kiedy skończyłam, umyłam zęby miliard i jeden raz przed zejściem na dół i wzięciem tostu. Schody dziś rano wydawały się niedorzecznie głośne. Zbiegłam nimi. Bałam się, że mama albo tata mogą wciąż spać, patrzenie im prosto w oczy było ostatnią pozycją na mojej liście Rzeczy Do Zrobienia. Wkroczyłam do kuchni i zobaczyłam kartkę na stole.
Droga nastoletnia córko,
Idę do pracy, więc nie myśl, że zostałam porwana przez małpy ninja, bo nie dałam im reszty naszej kolacji, która była bardzo dobra, nie uważasz? Rozmawiałam z mamą Alice i doszłam do wniosku, że RODZINA BRANDON JEST CAŁKOWICIE OBŁĄKANA. Więc myśl o tym, idąc do szkoły z szaleńcem imieniem Alice obok siebie. Pozdrów ją i przekaż wyrazy miłości (tak nawiasem mówiąc, jest moim ulubionym szaleńcem z całej rodziny). Nie pytaj, czy możesz zatrzymać ją jako zwierzątko.
Całusy,
Twoja bardzo normalna i niesamowita matka.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy zrozumiałam, że ona jest w pracy i nie zejdzie ze schodów, mówiąc: „Dzień dobry, kochanie.”
I wtedy ja bym wypaliła: „Myślę, że jestem w ciąży” i wypadła z domu. Nie przejmując się tym, że wciąż lało.
Złapałam kawałek papieru i długopis, po czym odpisałam.
Mamo,
Zaniepokoiłaś mnie, dzięki za powiedzenie, że jesteś w pracy. Brandonowie są naszymi przyjaciółmi, pamiętasz? (Alice jest też moim ulubionym szaleńcem) Mam kilka brudnych ubrań, które są w potrzebie dobrego prania. Nie wpadnij do pralki, proszę.
Całusy,
Bella. Smutna wymówka dla nastolatki.
- Powiesz mu? – wyszeptała do mnie Alice, gdy zbliżałyśmy się do szkoły. Nasze nogi poruszały się wolno, a deszcz zmienił w mżawkę.
- Nie! Żartujesz sobie?! – zapytałam z niedowierzaniem.
- To też dziecko Edwarda, ma prawo wiedzieć – powiedziała Alice, a ja odwróciłam się, aby na nią popatrzeć.
- Edward nie ma prawa wiedzieć czegokolwiek – powiedziałam przez zęby, a Alice wyglądała na skruszoną. Bawiłam się zawieszkami mojej bransoletki, gdy szłyśmy środkiem ulicy i patrzyłam jak poruszają się moje stopy, bo to było rozpraszające. Zaczęłam liczyć kroki, jak dziecko (miałam lekkie OCD*). Może dlatego tak bardzo płakałam, kiedy Tommy Jackson popchnął mnie i uderzyłam w brudny, betonowy chodnik. Chciałam być znowu mała. Wtedy nic z tych rzeczy nie mogłoby się nawet zdarzyć. Gdybym była młodsza, nie musiałabym się martwić. Mogłabym bawić się w deszczu z Mary Alice, a potem wpaść w kłopoty i zostać złajana przez panią Brandon i moją mamę.
- Nie możesz tak po prostu wychodzić i robić takich rzeczy, Bello! – Pamiętam jak mama krzyczała na mnie.
- Renee, jesteś nieco za ostra – wyszeptała pani Brandon do mojej mamy a ja wraz z Alice zachichotałyśmy.
- Nie, nie jestem. – Mama wywróciła oczami.
- Następnym razem włóż buty. Jestem trochę urażona, że mnie nie zaprosiłaś, mała Alice. – Pani Brandon uścisnęła dłoń Alice.
- Nie będzie następnego razu, Katharine! – krzyknęła moja mama..
- Proszę, nie podnoś głosu przy dzieciach. – Pani Brandon wskazała na nas.
Wszystko, co pamiętam całkowicie z tego dnia, to bycie śmiesznie szczęśliwą, nawet pomimo tego, że miałam kłopoty. No i teraz jestem w tej brudnej sytuacji, daleko od promieniowania szczęściem, od pozbycia się potrzeby trzymania zawieszek na bransoletce, jakby od nich zależało moje życie, od czucia, że wszystko będzie w porządku. To wszystko wina Edwarda i nagle poczułam złość, nie, więcej niż złość. Byłam wściekła.
- Nie rozmawiaj z nim, nie wymawiaj jego imienia, nawet o nim nie myśl – syknęłam i zaczęłam iść szybszym krokiem przez parking.
- On nie jest wart ani moich, ani twoich myśli. – Odeszłam szybko od Alice tylko po to, żeby znaleźć najbliższą toaletę, gdzie mogłam płakać. Beczenie przy wszystkich na tym parkingu byłoby moim drugim największym błędem. Przebiegłam drogę do budynku szkoły, a ludzie oczywiście szeptali moje imię, gdy biegłam. Moje imię nie powinno się znaleźć na ich ustach. Byłam blisko łazienki, chciałam sobie pozwolić tylko na kilka łez, gdy wejdę do małego pomieszczenia, ale nagle bum, właśnie, jak mój bieg zmienił się w spacer i jedna ciepła, mała łza spływała mi po policzku, Edward Masen gapił się na mnie, a jego zielone oczy błyszczały ciekawością, gdy się zbliżał, a ja się zatrzymałam. Mówiłam sobie, żeby tego nie robić, mówiłam, żeby być silną, ale nie mogłam mówić o sile, gdy patrzyłam w jego oczy i zgubiłam wszystkie myśli. Łzy, jedna po drugiej, spływały po policzkach i to uczucie zimna znów ogarnęło moje ciało, sprawiając, że niemożliwym było ruszenie stopami, albo chociażby odwrócenie wzroku od Edwarda. Wyglądał pięknie i nienawidziłam tego. Nienawidziłam tego i to spowodowało, że więcej łez leciało z moich policzków, gdy podchodził coraz bliżej. Moje serce biło szybko, a dłoń ściskała zawieszki na bransoletce, które wyślizgiwały się z niej przez zimny pot. Czemu wciąż na niego wpadam? Do cholery.
- W porządku, Bella? – Jego delikatny głos uspokoił mnie, ale stałam jak zamrożona, gapiąc się w jego zielone oczy.
- Nie – zaprzeczyłam, zaskakując samą siebie.
- Co się stało? – Podszedł bliżej i dotknął delikatnie mojego ramienia.
- Nie dotykaj mnie – powiedziałam przez zęby.
- Tylko starałem się pomóc? – Natychmiast zabrał swoją dłoń z mojego ramienia.
- Bella! – Usłyszałam, że ktoś mnie woła i kątem oka dostrzegłam obok Alice, patrzącą na Edwarda. Jej twarz promieniowała zaniepokojeniem i delikatnie uścisnęła moje ramię.
- Chodź, Bello – powiedziała cicho. Nie ruszyłam się. Gapiłam się na Edwarda, a on na mnie.
Noszę w sobie twoje dziecko, noszę twoje dziecko.
Może noszę twoje dziecko.
Twoje cholerne dziecko, Edward!
Krzyczałam raz po raz w mojej głowie. Kiedy mała blondynka doskoczyła do jego boku, Alice rzucała jej zabójcze spojrzenia, prawdopodobnie dlatego, że była tak mała jak ona.
- Hej, kochanie, co tam ? – Owinęła swoje ramię wokół talii Edwarda i popatrzyła na mnie, potem znów na niego. Już jej nienawidziłam.
- Nic. – Popatrzył na mnie i otoczył ją swoim ramieniem.
Droga Pani Swan,
Jesteśmy bardzo rozczarowani Panią, która zdaje się nie znać za dobrze uczuć nastolatki.
Co to jest? Wydaje się, że masz ochotę wyskoczyć z siebie i jesteś w ciąży? Mamy przyjemność uświadomić Pani, że silna nienawiść, którą czujesz do tej małej blondynki to zazdrość. Nie powinna być Pani zbyt zaskoczona.
TOWARZYSTWO HIGIENY EMOCJONALNEJ
- Nic! Mówisz, że jestem… - Przerwał mi żwawy głos Alice.
- Niczym nie jesteś, Bello, powiedziałam, chodźmy! – Powiedziała głośniej i wepchnęła mnie do damskiej łazienki, odrywając moje oczy od silnego spojrzenia Edwarda i blondynki, która była całkowicie nieświadoma tego, co się działo. Czy prawie mu powiedziałam? Czy prawie wszystko zniszczyłam? Tak.
* [link widoczny dla zalogowanych]
Ładnie prosimi o komentarze :) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Swan dnia Sob 19:47, 03 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Aja
Wilkołak
Dołączył: 06 Lip 2009
Posty: 231 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z brzucha. . . mamusi(;
|
Wysłany:
Sob 21:36, 03 Kwi 2010 |
|
Hmmm. . . dziwny rozdział, taki sobie nic nie zmieniający, no może oprócz tego, że Edward ma dziewczynę. Oczywiste było to, iż Bella nic mu nie powie, ale końcówka nieco mnie zmyliła "Czy prawie mu powiedziałam? Czy prawie wszystko zniszczyłam? Tak.", i w tym momencie ujawnia się mój umysł blondynki, bo za chusteczkę nie wiem o co kaman;D
A po za tym, to jest to śliczny i cudowny prezent wielkanocny za który dziękuje(:
Tak więc do zobaczenia przy następnym rozdziale, weny, czasu i chęci dla obu tłumaczek jak i bety oraz dla wszystkich Wesołych Świąt i mokrego dyngusa(;
Pozdrawiam Aja(: |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kristens
Nowonarodzony
Dołączył: 23 Lut 2010
Posty: 11 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 22:20, 03 Kwi 2010 |
|
Taa..
najbardziej podobały mi się te listy... ;D
A poza tym trochę Belli nie rozumiem... Nawet jeszcze nie sprawdziła czy jest w ciąży, a już ryczy! Ja tam byłabym dawno w kiblu i sprawdzała jaki kolor ma paseczek ;p Eh,dobrze mieć taką przyjaciółkę jak Alice...
Ogólnie, mam nadzieję, że ta dziewczyna Edwarda okaże się jakąś pusta lalą Barbie, która nic nie rozumie i będzie się zachowywać jak kompletna idiotka ;D
Ano i według mnie Bella powie Edwardowi, że jest w ciąży ( jeżeli tak się w ogóle stanie, a sądzę , ze tak )
Pozdrawiam ! Weny życzę i wesołych świąt !
Kristens |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Maya
Wilkołak
Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!
|
Wysłany:
Sob 22:56, 03 Kwi 2010 |
|
Dzieje się, dzieje się xD
Ale kurczę, nie mogłam się powstrzymać i zajrzałam na oryginału... o rany julek... jak ta laska tam namąci :D:D:D hahah.
Co dalej... Ja bym chciała dowiedzieć co o tej całej sprawie myśli Edward, bo z jednej strony, chyba zależy mu troszku na Belli, a z drugiej lata za laskami które mu wielokrotnie zrobią szybki numerek...
Poczekamy, zobaczymy.
Oraz Alice... słuchaj się jej Isabellko, bo dobrze gada :):):)
Cytat: |
Noszę w sobie twoje dziecko, noszę twoje dziecko.
Może noszę twoje dziecko.
Twoje cholerne dziecko, Edward! |
Cholera, odpadłam normalnie xD Szkoda, że nie gadała na głos ^^
Dziękuję za tłumaczenie.
pozdrawiam Serdecznie
Weny, chęci i czasu. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
villemo
Wilkołak
Dołączył: 29 Sie 2009
Posty: 114 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: wzgórze czarownic
|
Wysłany:
Śro 11:22, 28 Kwi 2010 |
|
Ale wpadka. Bardzo podoba mi sie ten ff, ponieważ jest taki lekki i śmieszny, mimo poważnego tematu jaki porusza. Jestem strasznie ciekawa jak to wszystko dalej się potoczy i jak zareaguje Edward na dziecko, jeśli się dowie, a i jeszcze reakcja Renee...
Ok czekam na więcej i pozdrawiam:D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Puszka
Zły wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 305 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: 1505 10th Street, Santa Monica, CA 90401
|
Wysłany:
Nie 20:53, 02 Maj 2010 |
|
PRZEPRASZAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAM
to tak na początek.
wiem, opóźnienie straszne..
problemy techniczne.
ale na szczęście wracam z nowym rozdzialikiem :D
a więc, aby nie przedłużać:
Rozdział 5
Breathe
Oddychaj
Droga Bello,
Dlaczego tak pędzisz? Czy masz zamiar biec? Bo wiesz, twoje zachowanie budzi przestrach wśród ludzi, którzy spokojnie przechodzą obok ciebie. Czy to do czego zmierzasz jest interesujące? Czy może czegoś szukasz? Jesteśmy zaskoczeni, bo nigdy nie widzieliśmy, żebyś się tak śpieszyła do szkoły. Zakładamy, że Mary Alice tam jeszcze nie ma, ale ty to wiesz, więc czemu wciąż tak pędzisz? Możesz podać nam jeden sensowny powód, czemu twoje stopy poruszają się w takim tempie po mokrym chodniku, który swoją drogą, jest dla ciebie zagrożeniem, znając grację z jaką się poruszasz?
Nasza rada: Niech panienka zwolni, panno Swan.
Ostrzegający i Zaniepokojeni sp. Z. o. o
Szanowna Panno Swan,
Poczuliśmy się zaniepokojeni, dowiadując się o pańskim teście ciążowym, który jest pozytywny. Dodatkowo jesteśmy zaskoczeni znajdując panią w trakcie mamrotania, jednocześnie stania na własnych nogach, gdy otrzymała pani list od Ostrzegających i Zaniepokojonych sp. Z. o. o. Również ostrzegamy: proszę zwolnić panno Swan. A znaleźliśmy się tu, aby przyznać pani nagrodę – Głupoty Roku.
Jeszcze mogłabyś potknąć się i wywrócić w drodze do domu, Panno Swan
Gratulujemy.
Z poważaniem,
Spółka Żenujące Momenty.
Bello Swan,
Co Ty masz na sobie? Jak mogłaś wyjść z domu tak ubrana? Bluzką nazywasz to coś, co masz na sobie i co jest wygniecione w każdym możliwym miejscu? Jesteśmy rozbawieni Twoimi próbami założenia czegokolwiek dzisiejszego ranka oraz Twoim upadkiem podczas gdy pokonywałaś drogę do szkoły stanowczo za szybko, tym Twoim śmiesznym tempem. Bijemy brawo! A to co? Czy to ktoś bije brawo razem z nami, gdy Ty siedzisz na środku ulicy, na ziemi? Chyba tak. Ale istotą tego list, jest Cię ostrzec, abyś jak najszybciej pozbierała się do kupy, Panienko. Inaczej usuniemy Cię z naszej listy, a Twoje nastoletnie lata dobiegną końca.
NATIONAL TEENAGER WAKE UP CALL ASSOCIATION
Przewróciłam się pod szkołą, łzy spływały po moich policzkach. Myślę, że powinnam znaleźć jakiś kamień, wpełznąć pod niego i zostać tam do końca mojego życia. Pozwolić temu małemu potworkowi, który żyje w środku mnie, po prostu wyskoczyć, znaleźć jakąś miłą rodzinę, może bogatą, albo taką, co mieszka gdzieś pod mostem. Naprzeciw mnie, pod moim wygodnym kamieniem, pod którym będę mieszkać.
- Bello. – Mary Alice podskakiwała obok, a do mnie znów wszystko powróciło, to jak wywracałam się praktycznie na środku ulicy dziś rano. Wściekle się zarumieniłam.
- Jestem w ciąży – wypaliłam, chciało mi się płakać, ale nie mogłam, bo robiłam to całą dzisiejszą noc. Mogłabym z tym skończyć, bo jak będę jeszcze więcej płakać, to zacznę mdleć.
-Zrobiłaś testy? – Chodziła powoli obok mnie, nasze głosy były ciche i niskie. Zupełnie jak rozmawiałyśmy kiedy mogłabym dostać okres, wstałam i podeszłam szybko do Alice i zapytałam cichym głosem „Poplamiłam?” a ona mogłaby powiedzieć „tak” byle tylko mnie nastraszyć i załamać. Ale teraz nie martwiłam się o mój okres. Jakież to piękne.
- Tak, po tym, jak moja matka praktycznie znalazła je pod łóżkiem. Nadal nie mogę zrozumieć, jak spytałam ją o brudną bieliznę, a ona skończyła pod moim łóżkiem – wyjaśniłam chaotycznie.
- To dlaczego jesteś taka spokojna? – Alice aż podskakiwała przede mną, a jej twarz wyrażała furię i przez moment nie wiedziałam na co tak naprawdę patrzę, czy na piękny obraz, a może nawet na eksplozję szkoły, jednak nadal miałam ten sam wyraz twarzy i nadal byłam w ciąży. Wiatr zwiał mi włosy na twarz i piękną, wściekłą Alice zasłonił mi brązowy płaszcz, a ja nie zrobiłam nic, żeby to zmienić. Ale oczywiście zrobiła to Alice, potrząsając mną tymi swoimi chudymi rączkami.
- Bello! – wrzasnęła na mnie. Jej postać już nie wyrażała wściekłości czy furii, ale coś innego, zmartwienie.
- Wszystko ze mną dobrze, Alice – kłapnęłam niespodziewanie, raczej do siebie.
- Co się do cholery z tobą dzieje, Bello?! – Zabrała ręce z moich ramion.
- Jestem w jebanej ciąży, Alice! – powiedziałam przez zęby. – Może moja najlepsza przyjaciółka powinna być nieco bardziej wyrozumiała?
Droga Bello,
Wrzeszczysz na swoją przyjaciółkę, która próbuje Ci pomóc? Wiemy, że jesteś w ciąży i w ogóle, ale to żadna wymówka. Powinnaś całować ziemię, po której ona stąpa i sypać płatki róż na drogę, którą będzie stąpać, powinnaś ją zatulić za jej pomoc. Kto kupił Ci te testy? Kto pozwolił Ci się wypłakać na jej oryginalne ciuszki? I kto pomaga Ci w tym momencie, Panno Swan? Mary Alice! To zachowanie jest nie do zaakceptowania, to powinno pójść do ASAP! Bądź miła, Bello Swan, potrzebujesz przyjaciół, prawda?
Klub Najlepszych Przyjaciół.
- Że co proszę? – Zobaczyłam na jej twarzy milion rzeczy, takich, których nigdy nie chciałabym zobaczyć, zranienie, zmartwienie, nienawiść, szok i wiele, wiele innych. Wróciłam do moich myśli momentalnie i chciałabym, aby zostały one niewypowiedziane, i żebym nie musiała znać osoby, która by je usłyszała.
- Przepraszam, Ally – powiedziałam i dotknęłam jej ramienia, a wszystkie te uczucia zniknęły z jej twarzy. Pozostało jedynie zmartwienie w błyszczących głębokim błękitem oczach.
- W porządku, rozumiem – poklepała mnie po ramieniu, a ja dziękowała mojej szczęśliwej gwieździe za taką przyjaciółkę.
- Więc zrobiłaś wszystkie cztery testy? – Alice zaczęła rozmowę, kiedy już ochłonęłyśmy.
- Tak, i wszystkie były pozytywne – westchnęłam.
- Czytałaś instrukcję? – Alice wiedziała, że naciska.
- Nasikać na „patyczek”, to nie było takie trudne jak myślałam, że będzie – powiedziałam sarkastycznie i zaśmiałyśmy się z Alice bez humoru.
- Teraz chodźmy już do szkoły. – Alice uśmiechnęła się do mnie, a ja kiwnęłam głową w zgodzie z niewielkim uśmiechem igrającym na moich ustach.
Raz, dwa, trzy… Oddychaj, Bello, oddychaj.
- Pozmieniamy trochę miejsca. – Głos pana Bannera nigdy nie był tak głośny, bardzo głośny, przerażający, jakby wściekły. To było jak scena z filmu, a muzyka grana na bębnach robiła za tło. Moje serce biło, jakby brało udział w wyścigu, a moje ręce było spocone w obawie. Modliłam się do Boga, żeby nie stało się to, co miało się stać za moment.
- Edward Masen… - Jego nazwisko brzmiało tak grzesznie, obrzydliwie grzesznie, i jak moje serce na wyścigu, płytki oddech, wzdrygnęłam się na imię, które pan Banner przed chwilą wypowiedział, wierciłam się na krześle. Rewolucje w moim żołądku, tak kpiące, dosłownie śmierć. Dźwięk bębnów, coraz głośniejszy w moich uszach, jakby pan Banner robił pauzę, chcąc doprowadzić mnie do obłędu. Czułam, jakbym miała zaraz wyskoczyć z krzesła i wybiec z tej sali.
- Będzie siedział z… - Pan Banner, przerzucił stronę w swoim notatniku i wyglądało na to, że ma mu zająć wieczność znalezienie odpowiedniego nazwiska do wywołania, a ja modliłam się jeszcze mocniej, ściskałam kciuki i byłam o krok od omdlenia w tym momencie. Muzyka w tle była za głośna i za szybka, żeby móc za nią nadążyć.
- Tylerem… – TAK!
- Znaczy, z Bellą Swan. – Ja pierdolę.
Walnęłam moją głową o biurko nie dbając o to, jak mocno to może zaboleć. Słyszałam szuranie krzesłami w klasie, w końcu krzesło obok mnie też zostało odsunięte, a ten aksamitny głos, za który on prawdopodobnie oddał duszę, był stanowczo zbyt blisko, bliżej niż powinien.
- Cześć Bello – słyszałam, że się uśmiecha.
- Cześć Edwardzie. – Poddałam się, podniosłam głowę i spojrzałam prosto w jego jasne, zielone oczy, myśląc, że to był cholernie zły pomysł.
- Jak się dziś czujesz? – Uśmiechał się, ale jego piękno sprawiało, że miałam ochotę strzelić mu prosto w twarz.
- Dobrze, ale teraz proszę, przestań do mnie mówić. – Odwróciłam się od niego, mając nadzieję, że to da mu do zrozumienia, że ma się do mnie nie odzywać.
- Czemu jesteś tak niegrzeczna w stosunku do mnie? – Powinnam się domyśleć.
- Nie mam pojęcia o czym ty mówisz – wymamrotałam, będąc wciąż zwróconą twarzą do pana Bannera, który przydzielał pozostałym miejsca.
- Jak to nie masz pojęcia o czym ja mówię? Zawsze starałem się być miły dla ciebie. – Brzmiał niewiarygodnie i przez sekundę rozważałam czy utwierdzić go w tym co mówię.
- Zamknij się – powiedziałam i niespodziewanie moje wdzięki stały się najważniejsze.
- Poważnie? – Poddał się.
- Idiota. – Zdobyłam się na wymuszony uśmiech.
- Jesteś niemożliwa – wymamrotał, a ja wzruszyłam ramionami. Jeśli ty możesz być dupkiem, to ja mogę być niemożliwa. Pracuj dla mnie.
- Jeszcze tylko jedno pytanko. Czemu zgodziłaś się oddać mi swoją watę cukrową, skoro tak bardzo mnie nienawidzisz? – wyszeptał do mnie i prawie ruszył mój wdzięk żaby. Pomyślałam nawet, że to bardzo dobre pytanie. Nadal wk***iało mnie to, nawet bardzo mnie to wk***iało, czułam potrzebę walnięcia go.
- Po prostu zamknij się i daj mi spokój. – Zagryzłam wargi, żeby powstrzymać się przed zapędzeniem za daleko.
- O co ci chodzi?
- O ciebie, Edwardzie!
- Co ja ci zrobiłem?
Siedziałam cicho jak grzeczna dziewczynka.
- Co ja ci zrobiłem? – Spytał ponownie. Byłam na krawędzi, a on o wiedział, że byłam bliska upadku z niej.
- Ty… – ucięłam, wzięłam bardzo głęboki wdech, aby cała frustracja zeszła wraz z powietrzem. Pani Brandon robi tak, kiedy nie chce wrzeszczeć na Alice.
- Ja co? – Uderzył ręką o ławkę.
- Pozbawiłeś mnie dziewictwa. – Odwróciłam wzrok mówiąc to, bo skłamałam. Dwa razy uprawiałam seks przed Edwardem. Wtedy myślałam, że to jest po prostu fajne, zaraz przed tym jak oddałam moją watę cukrową Edwardowi. I po zastanowieniu wiem, że te poprzednie dwa razy były gówniane w porównaniu do seksu z Edwardem. On miał do tego talent i mi to pokazał. Dał mi najlepszy dowód, dlaczego dziewczyny tak zabiegają o seks z nim. I nie mogłabym powiedzieć, że nie chciałabym doświadczyć tego jeszcze raz. Bo chciałabym.
- Oh – brzmiał na zszokowanego. Spojrzałam na niego. Jego twarz naprawdę wyrażała najszczerszy szok. Wyglądał, jakby czuł się winny.
- Nie miałem po... – Przerwałam mu.
- To już nie ma znaczenia, Edwardzie. Proszę, zostaw mnie w spokoju. - Odwróciłam wzrok. Czułam, że zbierają mi się łzy pod powiekami. I byłam prawie pewna, że w tym momencie chciałabym zapaść w śpiączkę. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aja
Wilkołak
Dołączył: 06 Lip 2009
Posty: 231 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z brzucha. . . mamusi(;
|
Wysłany:
Nie 21:15, 02 Maj 2010 |
|
Krótko, za krótko, ale co zrobić. I tak cieszę się, że mogłam przeczytać nowy rozdział(:
Najlepszy moment:
"- Tylerem… – TAK!
- Znaczy, z Bellą Swan. – Ja pierdolę."
nie wiem czemu, ale bardzo podobał mi się i rozśmieszył ten monolog wew. Belli.
Że rozdział był krótki to ja też pozwolę sobie napisać krótko(: A więc jak to bywa zazwyczaj w ff B. siedzi w ławce z E., no normalnie szok;D ich rozmowa była dość ciekawa i widać, że Edward coś czuje do Belli. Czekam na kolejny rozdział. Życzę czasu, czasy, chęci i motywacji i dziękuje ślicznie za tłumaczenie.
Pozdrawiam Aja(: |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Puszka
Zły wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 305 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: 1505 10th Street, Santa Monica, CA 90401
|
Wysłany:
Pon 18:42, 31 Maj 2010 |
|
Wiem, znów długa przerwa Jak wszystkie wiecie zbliża się koniec roku, zaliczenia, poprawki i inne tego typu
Rozdział tłumaczony przez Swan, betowany przez Lilyanne
dziękuję
a teraz...
Rozdział 6
Mistakes/Błedy
- Czego chcesz, Bello? – wyszeptał, a ja przebiegłam palcami po jego włosach, gdy usiadłam niestosownie na jego kolanach z ciężkim oddechem. Moje majtki były na podłodze.
- Ciebie – jęknęłam, gdy wszedł we mnie powoli, prawie że boleśnie.
- Ugh. Jesteś taka ciasna – poskarżył się, gdy we mnie wchodził. Moje oczy były zamknięte i jęczałam coraz głośniej.
Seks. Szalejące hormony przez rosnące we mnie dziecko powodowały potrzebę pożądania przez kogoś, kochania, seksu. To tak, jakbym znów była dzieckiem i widziała wóz z lodami, z tymi wspaniałymi lodami czekoladowymi, truskawkowymi, waniliowymi i we wszystkich innych smakach. Zaczynałam się ślinić na widok małego wozu, jadącego obok mojego domu z tą irytującą muzyczką grającą w kółko, przykuwającą uwagę wszystkich w pobliżu. Mogłabym wiercić dziury w ziemi i wciąż słyszałabym tą muzykę, ponieważ wiedziałam, że lody były tym, czego chciałam tak bardzo. Ale w tym wypadku, to był seks. Bez żadnych lodów, choć one też wydawały się kuszące. Chciałam seksu tak bardzo, że przejechałam całą drogę do La Push, żeby go dostać. Jacob, mój najlepszy przyjaciel-facet, był wystarczająco miły, żeby mi go dać. Dodatkowo, uprawiałam z nim seks już wcześniej i byłam prawie pewna, że to jedyny facet, z którym będę chciała kiedykolwiek to robić. Pierwszy raz uprawialiśmy seks, ponieważ byliśmy najlepszymi przyjaciółmi i ufałam mu na tyle, żeby oddać moje dziewictwo. Drugi raz przeżyliśmy, bo za pierwszym razem bolało, a ja chciałam czerpać z tego przyjemność, więc spróbowaliśmy. No i trzeci raz, teraz, był przyjemny, bardzo przyjemny.
- Och, ku***! – jęknęłam, ściskając jego ramiona, kiedy wchodził i wychodził ze mnie coraz szybciej. Podskakując, opierałam o niego.
- Mmm, podoba ci się? – Ścisnął ciaśniej moje uda.
- Taaaaak! – krzyknęłam.
- Głośniej, Bello!
- AAACH! – krzyknęłam, poruszając się tak szybko, jak mogłam. Moja łechtaczka zaciskała się przez jego mięśnie, te boskie mięśnie, które powinny należeć jedynie do modela prezentującego bieliznę. I te silne ramiona, które trzymały mnie ciasno, przyciągając do jego muskularnego ciała, wciskające mnie na ku***a. Oczy miałam zamknięte, gdy poruszał się coraz szybciej, a moje dłonie wędrowały w górę i w dół jego rąk, czasem zatrzymując się na ramionach.
- Niegrzeczna dziewczynka – mruknął i klepnął mnie po tyłku.
- Aaacch! – krzyknęłam, wbijając paznokcie w jego skórę. Tą boską skórę i cudowne włosy, tak miękkie i piękne. Mogłam przeczesywać je cały dzień i uważałam czucie ich między palcami za lepsze niż seks.
- Dochodzę – wyrzucił z siebie.
- Ja też – jęknęłam, wciąż podskakując na jego ku***ie – Aaach!
- Głośniej, Bello! Krzycz, kochanie! – rozkazał.
- Tak!
- Głośniej!
- UCH!
- BELLA! – Doszedł we mnie.
- EDWARD! – krzyknęłam i spadłam na niego. Ręką podążyłam do ust i przykryłam je w szoku. Jestem pewna, że ludzie w Chinach wiedzieli, że krzyknęłam „Edward”, gdy pieprzył mnie Jacob.
Chłopak podniósł mnie delikatnie i posadził na kanapie, tak, że siedziałam obok niego. Oboje patrzyliśmy do przodu, zamiast na siebie. Nie będę w stanie tego zrobić przez jakiś czas.
Droga Bello Swan,
Świat nie kręci się wokół Ciebie, mamy nadzieję, że to wiesz. Właściwie mamy nadzieję, że wiesz, iż są inni ludzie na świecie, którzy mają uczucia. Właśnie czyjeś uraziłaś i to kogoś, kto jest Ci prawie tak bliski, jak Mary Alice, twoja naj naj najlepsza przyjaciółka. Czy to sprawia, że czujesz się lepiej Ty płytka, bardzo płytka osobo? Jesteś usatysfakcjonowana, potworze?
Cóż, jeśli byłybyśmy Klubem Dobrych Dziewczyn, powiedziałybyśmy Ci, że jesteś całkowicie okropna i przerażająca. Ale odkąd nim nie jesteśmy, powiemy ci, że uwielbiamy to, jak nisko ostatnio upadasz.
Dobra robota.
Kochający,
Klub Wrednych Dziewczyn.
Isabello,
Jesteś całkowicie okropna i przerażająca,
Klub Dobrych Dziewczyn.
- Do cholery, o co chodzi, Bello? – przemówił w końcu Jacob, a ja schowałam twarz w dłoniach ze wstydu. Zadawałam sobie to samo pytanie.
- Bardzo przepraszam, Jacob! – zawyłam.
- Edward Masen? – Jego głos brzmiał niedowierzająco.
- Tak – mruknęłam.
- Wyobrażałaś sobie, że pieprzysz Edwarda Masena? – zapytał.
- Nie… tak jakby… tak. Nie wiem. – Podniosłam głowę z rąk i popatrzyłam na niego. Jego twarz była mieszanką zagubienia i złości, której nie chciałabym tam umieszczać. Czułam się prawie tak, jakbym płakała, ale tego nie robiłam, bo po prostu nie byłam aż tak żałosna.
- To trochę, nie, to serio świństwo. – Jacob potrząsnął na mnie głową.
- Przepraszam, ja po prostu… - Nie wiedziałam jak siebie wytłumaczyć, nie wiedziałam co z tym zrobić.
- Ty co? – Był wkurwiony, widziałam to w jego oczach. Tych jego głębokich, ciemnych oczach.
- To była mała pomyłka – wymamrotałam.
- Nie, małą pomyłką byłby Jake, Jack i tym podobne. – Gestykulował dłońmi.
- PRZEPRASZAM! - krzyknęłam, wstając z kanapy, aby ubrać bieliznę i spódniczkę, kiedy on sięgał obok mnie po swoje bokserki, które następnie ubrał.
- Ostatnio nie zachowujesz się normalnie. – Wskazał na mnie palcem.
- Proszę, przestań, Jacob. – Przygryzłam wargę, sfrustrowana.
- Och, popatrz, teraz pamiętasz moje imię – mruknął.
- To był wypadek! – jęknęłam.
- To było świństwo, Bello. Zabujałaś się w nim, czy co? Chodzi mi o to, że nie jest trudno zapytać o seks, jeśli chodzi o niego, nie musiałaś mnie tak wykorzystywać. Wiesz, że cię kocham… - przerwał, a supeł w moim brzuchu się powiększył i poczułam łzy wyciekające mi z oczu. Zgaduję, że byłam na tyle żałosna. Spadały wolno po moich policzkach.
- Też cię kocham, Jake – wymamrotałam. Coraz więcej łez spływało po moich policzkach. Jacob usiadł z powrotem na swojej kanapie i patrzył w dół.
- Nie w ten sam sposób, w który ja kocham ciebie. – Potrząsnął głową i wiedziałam, że niezależnie od tego co powiem, nie cofnę tego co zrobiłam i bólu, który spowodowałam.
- Przepraszam – wyszeptałam, zbliżając się do kanapy.
- To nie twoja wina. – Westchnął głęboko.
- Jacob, jestem w ciąży – wyplułam z siebie. Łzy napływały teraz szybciej i zrobiłam jeszcze parę kroków, żeby usiąść koło niego na kanapie. Wyraźnie się spiął, ale musiałam mu powiedzieć. To znaczy, był moim najlepszym przyjacielem, powinien wiedzieć. Powinien wiedzieć wszystko. Że Edward Masen był ojcem dziecka, dorastającego we mnie i o moim seksie z Edwardem w wesołym miasteczku. Powinien wiedzieć, tak jak Alice.
- Co? – powiedział wolno i jeszcze wolniej podniósł głowę, aby na mnie spojrzeć. Moje serce galopowało w klatce piersiowej i naprawdę trudno mi się teraz oddychało. Musiałam wziąć kilka próbnych oddechów, zanim powtórzyłam.
- Jestem… w ciąży – powiedziałam, tym razem wolniej, chociaż i tak wyszło jak mamrotanie, przez te wszystkie łzy z moich oczu. A teraz on zastygł, gapiąc się na mnie, a ja chciałam zwymiotować. Może powinnam to powstrzymać. Milion różnych emocji przeszło przez jego twarz, raz był spokojny, raz zaniepokojony, czego oczekiwałam. To znaczy, ja bym się martwiła o ciężarną przyjaciółkę.
- Och, Bello. – Jake pochylił się, aby mnie objąć, a ja przyjęłam uścisk z wdzięcznością. Gdy zaczynałam łkać, jego wielkie ramiona zaciskały się wokół mnie, a on gruchał: „Och, Bello” znów i znów, tylko sprawiając, że bardziej szlochałam.
- Jestem tu dla ciebie, jeśli czegoś potrzebujesz, jestem tu. Wiesz to, Bells – wyszeptał mi do ucha, a ja rozpłakałam się nieco mocniej.
- Ty… Nie… m-musisz… robić… Nic takiego – łkałam i jąkałam się.
- Oczywiście, że muszę, Bello, to nasze dziecko, myślałaś, że cię po prostu zostawię? – Potarł moje plecy, a ja zadławiłam się przy szlochu i musiałam dwa razy odkaszlnąć, a powietrze, które miało wyjść, zostało w środku. Myślałam, że naprawdę zwymiotuję.
- Myślałaś tak, Bello? – zapytał ponownie, a ja poczułam jak moje oczy się rozszerzają.
- Nie – rzuciłam na wydechu.
Bello,
Kto jest ojcem Twojego dziecka?
Edward czy Jacob?
Właściwie jesteśmy pewni, że to Edward.
Ale wydajesz się mieć problemy ze zrozumieniem tego.
Myślisz, że jesteś typem jakiejś superkobiety, która potrafi być w ciąży z z dwoma różnymi mężczyznami?
Jesteśmy po prostu ciekawi.
Z poważaniem,
Kto Jest Ojcem Twojego Dziecka Z.O.O. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Puszka dnia Pon 18:43, 31 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Phebe
Wilkołak
Dołączył: 17 Kwi 2010
Posty: 140 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sleepy Hollow
|
Wysłany:
Pon 20:01, 31 Maj 2010 |
|
No to skomentuję hurtem dwa rozdziały!
"Z poważaniem,
Spółka Żenujące Momenty."
Taa, skąd ja to znam?
"- Tylerem...- TAK!
- Znaczy, z Bellą Swan.- Ja pierdolę."
*kwik*
"Jestem pewna, że ludzie w Chinach wiedzieli, że krzyknęłam "Edward", gdy pieprzył mnie Jacob."
"Z poważaniem,
Kto Jest Ojcem Twojego Dziecka Z.O.O."
Mmmhhh, ciekawie się zapowiada.
No, no, no. Bella ma całkiem sporo waty cukrowej... I częstuje nią pokaźną grupkę napalonych nastolatków...
Oj, nie mogę się doczekać, kiedy Tatuś zostanie uświadomiony, że niedługo zostanie naczelnym zmieniaczem pieluch.
Swoją drogą, jakoś nie chcę mi się wierzyć, żeby to był Jake.
Nah.
Nope.
No way.
To na pewno będzie małe Edwardziątko!
Chociaż, nigdy nie mów nigdy...
Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy!
P. S. Listy do Belli... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Maya
Wilkołak
Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!
|
Wysłany:
Pon 20:16, 31 Maj 2010 |
|
Och mój boże !
Wiadomo, że to będzie małe Edwardziątko
A rozdział... to jest nie do opisania ! Incredibly good ! TA Bella Swan... mega.
Miesza laleczka, miesza i mąci ! A co będzie dalej... Cii, ja już nic nie mówię ;]
Skończę już, bo po prostu nie jestem w stanie sklecić czegoś mądrego ;]
pozdrawiam serdecznie
weny, chęci i czasu w kontynuacji tłum. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aja
Wilkołak
Dołączył: 06 Lip 2009
Posty: 231 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z brzucha. . . mamusi(;
|
Wysłany:
Wto 18:44, 01 Cze 2010 |
|
Uwielbiam humor tego ff, zawsze potrafi mnie w jakiś sposób zarazić dobrym humorem(: Ta Bella, może zewnętrznie jest jak inne, ale jej monologi są zabójcze.
Trochę dziwi mnie to coś z Jacobem tzn. ta przyjaźń z korzyściami, może dlatego że nie uznaje tego typu rzeczy i jeszcze ona wie, że on ja kocha. Ewidentnie wykorzystuje go. Ale za to jest się z czego pośmiać, chociażby:
"Jestem pewna, że ludzie w Chinach wiedzieli, że krzyknęłam „Edward”, gdy pieprzył mnie Jacob."
"Kto Jest Ojcem Twojego Dziecka Z.O.O."xD
Oczywiście jak to już ktoś tu napisał będzie to małe Edwardziątko, przynajmniej tak sądzę.
Dziękuje bardzo, bardzo za genialne tłumaczenie, poświęcony temu opowiadaniu czas i pracę i do następnego.
Pozdrawiam Aja(: |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Puszka
Zły wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 305 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: 1505 10th Street, Santa Monica, CA 90401
|
Wysłany:
Pią 18:28, 11 Cze 2010 |
|
Witam :D pojawiam się z następnym rozdziałem
zawodzi mnie nieco ilość komentarzy.. jednakże oczywiście nie tłumaczę dla komentarzy, tylko dlatego, bo sprawia mi to przyjemność
w każdym razie..
Candy, rozdział 7.
Problems/problemy
- Więc okłamałaś Jacoba, a on myśli, że jest ojcem twojego dziecka? – Alice okręcała kosmyk włosów wokół palca, a jej ciemne, niebieskie oczy zwrócone były w moją stronę z uwagą. Ja natomiast bawiłam się bransoletką na moim nadgarstku, bo nagle to było ważniejsze niż ta spowiedź.
- Bello! – Alice klepnęła moje dłonie, a ja spojrzałam na nią zdezorientowana.
- Przepraszam, po prostu... Ja nie skłamałam, to Jacob mnie źle zrozumiał. – Schowałam twarz w dłoniach. Wstyd idący w parze z moją spowiedzią był obrzydliwy.
- Cóż, musisz mu powiedzieć prawdę, nie możesz go okłamywać w ten sposób. – Alice wyrzuciła ramiona w powietrze. Jej ton wskazywał na niedowierzanie, a głos brzmiał surowo.
- Nie chcę go okłamywać – powiedziałam cichym głosikiem.
- No właśnie! Jeżeli nie powiesz Edwardowi, to ja to zrobię! – Alice zaczęła szukać telefonu, ale zatrzymałam jej dłonie i potrząsnęłam nimi w panice.
- Nie! Ja mu to powiem! Obiecuję! – wydyszałam ciągle ściskając jej ręce.
- Kiedy? – zapytała wyzywająco unosząc brwi. Mój ucisk na jej rękach był śmiertelny.
- Niedługo – wymamrotałam.
- Bello… - ostrzegła mnie.
- Alice, po prostu daj mi to przemyśleć – westchnęłam łapiąc się za głowę.
- Nie, to, co musisz, to porozmawiać z prawdziwym ojcem. – Ponownie zaczęła szukać telefonu, a ja ponownie ją powstrzymałam.
- Alice, proszę – skrzywiłam się. Nastała cisza. Alice wpatrywała się we mnie, jakby to rozważając.
- Dobra – wydyszała – Masz czas do czwartku. – Tym razem się wyszczerzyła.
- Alice! Przecież to już jutro! – ryknęłam.
- No właśnie! – Uśmiechnęła się usatysfakcjonowana, a ja złapałam się za głowę.
- Cześć kochanie. – Katherine, mama Alice, weszła do kuchni, a jej włosy o kolorze głębokiej czerni dotykały ramion. Od razu było widać, że ta kobieta jest matką Alice, wyglądały prawie tak samo, wyjątkiem były oczy. Obie miały ładny i niesamowity kolor, ale nie były identyczne. Katherine miała jasnoniebieskie tęczówki, zupełnie inne od ciemnych oczu Alice. Trudno było nie wpatrywać się w nie z zachwytem.
- Cześć mamo. – Moja przyjaciółka uśmiechnęła się, jakbyśmy w ogóle przed chwilą nie rozmawiały o najbardziej skandalicznej sytuacji na świecie. O sytuacji, w której Jacob myśli, że noszę jego dziecko, kiedy tak naprawdę jego prawdziwym ojcem jest Edward Masen. Fuj, słowo dziecko sprawia, że chce mi się wymiotować.
- O, cześć Bello, kochanie. – Katherine podeszła do miejsca gdzie siedziałam i pocałowała mnie delikatnie w policzek.
- Cześć, Kat. – Uśmiechnęłam się, ale nie tak szeroko jak Alice, oczywiście.
- Ja was tu dziewczyny już prawie nie widuję. - Skrzywiła się złośliwie i wróciła do szukania tego, czegokolwiek ona szukała.
- Za dużo zadań domowych. – Alice wzruszyła ramionami, gdy ja znów bawiłam się swoją bransoletką.
- Zadania domowe, okropność. – Katherine westchnęła, otwierając i zamykając szuflady.
- A mówiąc o okropnych rzeczach, dzwonił twój ojciec, Mary Alice. – Katherine zerknęła na moją przyjaciółkę, jakby czekając na jej reakcję.
- Czego chciał? – spytała Alice, a jej głos był pogodny i niczym świergot ptaków, czyli taki jak zawsze.
- Chciał, żebyś spędziła z nim weekend. – Katherine westchnęła.
- Obiecałam już Belli, że coś razem porobimy. – Alice spojrzała na swoje buty.
- Oki-doki kotku. – Katherine znalazła to, czego szukała. Przyjrzałam się jej bliżej, szukając oznak bólu, kiedy mówiła o swoim eksmężu. Ona naprawdę mogłaby go tak nienawidzić, jak mówi? Ojciec Alice opuścił je, gdy moja przyjaciółka była sześcioletnią dziewczynką. Katherine urodziła ją, gdy miała dziewiętnaście lat, natomiast jej mąż dwadzieścia jeden.
Myślę, że Alice mu tego nie wybaczyła, widać to po jej wyrazie twarzy, jaki pojawia się przy każdej wzmiance o nim, czy to przy obiedzie, czy po prostu w rozmowie. Ja też bym nie potrafiła mu wybaczyć. Mogę sobie przypomnieć, jak Katherine płakała po każdej kolacji, zostając u nas praktycznie każdej nocy. Z początku myślałam, że to dziwne. Ale później doszłam do wniosku, że będę mieć moją najlepszą przyjaciółkę na każdym obiedzie i co noc. Byłam dzieckiem. Tak było.
Droga Bello
Jesteśmy ogromnie zadowoleni, że myślisz o radzie Alice. Obstawiamy, że czuje się ona w tym momencie dumna, że w końcu jej słuchasz. Spędzasz czas u niej w domu? To wspaniale, Bello, naprawdę jesteśmy dumni to słysząc! Może mogłabyś spędzić z nią ten weekend, uciec od tego szalonego ciążowego życia, tylko na moment? Zasługujesz na to.
Uściski,
Klub Najlepszych przyjaciół.
- A wiesz, widziałam dziś w centrum twojego tatę. – Katherine zwracała się teraz do mnie, przeganiając moje głębokie rozmyślania w połowie. Tam, gdzie chciałabym teraz być.
- Oh - odpowiedziałam nieprzekonująco. Mój tata to nie był najlepszy temat, o jakim chciałabym teraz rozmawiać. Nawet nie potrafię wysiedzieć przy stole na kolacji i kłamać, jak to w szkole jest cudownie. Przypuszczam, że mogłam siedzieć tu i łgać jak gdyby nigdy nic, ale nastolatka w ciąży, która ściemnia, kto jest prawdziwym ojcem jej dziecka, jest jeszcze bardziej satysfakcjonująca. Alice wygładzała swoją koszulkę Rolling Stonesów i przeczesywała włosy ręką, tapirując je nieco. Rzuciła mi spojrzenie typu „wiesz, po co tutaj jesteś”. Spojrzałam w dół, na bransoletkę na moim nadgarstku, nieco zażenowana. No cóż, kompletnie zażenowana, a mój wzrok spoczął na talizmanie-żabie, który dała mi mama Alice parę lat temu.
- Miał zły humor, jak zwykle – Katherine mruknęła, gdy zaczęła wolno przechadzać się po kuchni.
- Ha. – Zaśmiałam się bez humoru. To zły pomysł, powiedzieć mu teraz, że jestem w ciąży, co? Zatrzymam tą informację dla siebie.
- Noo. – Katherine zaśmiała się krótko. – Ale powiedział mi, że Renee zaprasza nas na kolację w piątek.
Cholera. Bo to jest oczywiście to, czego mi trzeba. To jest tak, jakby wiedzieli, że chcę coś przed nimi ukryć i naciskali na mnie do momentu, aż wypalę to przy nich wszystkich.
- Super! – Alice uratowała mnie ostrzegawczym spojrzeniem. Podniosłam wzrok z talizmanu wprost na Katherine.
- Taa, super. – Uśmiechnęłam się niepewnie. Mogłabym przysiąc, że zobaczyłam coś w oczach Katherine, ale ona szybko odwróciła wzrok. Cofnęła się do poczty, jakby tego naprawdę szukała.
- W porządku. Będę na górze, jakbyście mnie potrzebowały. – Przyśpieszyła kroku, oddalając się od kuchni. Ale gdy wbiegała po schodach, rosła we mnie panika. Alice patrzyła na swoje stopy, gdy słuchałyśmy, co jej mama robi na górze w swoim pokoju.
- Powiedziałaś jej? – syknęłam.
- Nie – Alice szepnęła z niedowierzaniem.
- Ona wie! – warknęłam.
- Cóż, ja jej nic nie powiedziałam. – Alice klepnęła mnie w kolano.
- Więc czemu tak szybko wybiegła stąd rzucając mi TO spojrzenie? – wyrzuciłam z siebie, a moje słowa były prawie niezrozumiałe.
- Bello, ona nie urodziła się wczoraj. Pamiętaj, ja jestem jej pierwszym dzieckiem i urodziła mnie, gdy miała tylko dziewiętnaście lat.
- Wiem, ale nadal... Co będzie, jeśli ona powie mojej mamie? – zaczynałam panikować.
- Bells, kiedy moja mama została zdrajcą? – Alice ponownie klepnęła mnie w kolano.
- Czemu się nade mną znęcasz? – znów syknęłam.
- Jesteś absurdalna, kiedy jesteś w ciąży – zaśmiała się.
- Ja też się cieszę, że cię bawię – wydyszałam.
Telefon zaczął mi wibrować w kieszeni, więc pokazałam Alice gestem ręki, ze ma się zamknąć, gdyby chciała coś jeszcze powiedzieć. Kątem oka zauważyłam, że wytknęła do mnie język. Próbowałam powstrzymać chichotanie, ale nie mogłam. Alice nawet w najgorszych momentach potrafi sprawić, że na moich ustach pojawia się uśmiech. Szybko wyciągnęłam telefon, a na jego ekranie podkreślonym, wytłuszczonym drukiem widniało:
JACOB B.
- Ugh – warknęłam.
- Co? To Edward Masen? – Alice zaczęła się wiercić na krześle, żeby zobaczyć, kto do mnie dzwonił.
- Niee – powiedziałam z niedowierzaniem wywracając oczami. – To Jacob.
- Tatusiek numer dwa – moja przyjaciół mruknęła.
- Haha. – Przygryzłam wargi, wcisnęłam „odbierz” i przyłożyłam telefon do ucha. Słyszałam jego ciężki oddech. Było oczywiste, co on w tym momencie robił.
- Cześć, Jake. - W moim głosie słychać było nutkę radości.
- Cześć, Bells. – Brzmiał jakoś doroślej, jakby przeprowadzał rozmowę biznesową, zamiast robić sobie z żarty z tego, jaka jestem niezdarna, albo zaprosić mnie na jedną z tych dzikich imprez, gdzie wszyscy piją i tłuką się nawzajem na podłodze w salonie.
- Co tam? – Starałam się uczynić mój humor lepszym, może nawet wesołym.
- Bello, uważam, że powinniśmy powiedzieć twoim rodzicom – stwierdził Jacob. Jego głos był śmiertelnie poważny i przysięgam, że widziałam, jak życie przebiega mi przed oczami. Gdybym tak mogła umrzeć tu i teraz. A Alice, która siedziała nieruchomo i starała się pozostać w ciszy po słowach Jacoba, położyła mi rękę na kolanie, żeby dodać mi otuchy. Musiała zauważyć, że zbladłam.
- N-nie, to jest… czemu? – Nie potrafiłam zebrać myśli. Zbyt dużo obrazów, jak Charlie wyciąga gnata i strzela do mnie, przewijało się właśnie w mojej głowie.
- To jest najważniejsze, to pierwsze co powinniśmy zrobić, Bello. Nie możemy tego trzymać w sekrecie – tłumaczył. Cholernie mnie wkurzyło jego gadanie, bo miał zupełną rację. Czułam się jak gówno, okłamywanie moich rodziców było okropne. Ukrywanie przed nimi tak obrzydliwego sekretu jak ten sprawiało, że czułam jak miesza mi się w żołądku. To mnie wykańczało i czułam się przez to źle. To sprawiało, że..
- Bello! – Jacob krzyknął, bo się nie odzywałam.
- Nie możemy tego zrobić – potrząsnęłam głową, jakby nie mógł mnie usłyszeć. Zacisnęłam mocno powieki, próbując skupić się całkowicie na jego słowach.
- To nie ma znaczenia, musimy to zrobić. - To brzmiało, jakby on naprawdę tak myślał. Nie podobało mi się to.
- Kiedy o tym zdecydowałeś? – Byłam zła, a w moim głosie wyczuwało się chłód.
- Dzisiaj. Myślałem trochę o tym…
- Jake! To nie tak idzie! Noszę twoje dziecko, to znaczy, że jesteśmy parą i powinniśmy podejmować takie decyzje razem! Nie możesz zrozumieć, przez co ja teraz przechodzę? Nie zniosę tego! – odetchnęłam a jego milczenie po drugiej stronie mówiło mi, że jest w szoku. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że Alice schowała twarz w dłonie, tak, że w ogóle nie było jej widać. Wyglądała jakby nie mogła w coś uwierzyć, albo jakby była zażenowana. Pstryknęłam na nią palcami, żeby przestała, bo to mnie zaczynało irytować. W końcu zauważyłam stojącą w szoku postać, która się we mnie wpatrywała, a i ja skupiłam na niej wzrok. Katherine stała na końcu schodów, przypatrywała mi się w szoku i miała otwarte usta. Wyraz jej twarzy wrażał jakby skruchę.
- Cholera – mruknęłam na wdechu.
- Co się stało? – Jacob zapytał zaskoczony.
- Nic. Zadzwonię do ciebie później – Jego głos przypomniał mi, że byłam na niego zła. Rzuciłam jeszcze parę słów, poczym szybko oddaliłam telefon od ucha i rozłączyłam się. Mój wzrok ciągle skupiony był na Katherine i nie byłam świadoma, że Alice podniosła głowę i wpatrywała się we mnie.
- Teraz na pewno to zakończyłaś - Alice warknęła delikatnie.
- Bello.. – Katherine powoli zaczęła iść w naszą stronę, ale Alice nawet się nie ruszyła, całą swoją uwagę nadal skupiając na mnie, nie zauważyła nawet, jak jej mama powoli do mnie podeszła. Naprawdę ciężko mi było uwierzyć w to, co przed chwilą zrobiłam i powiedziałam to na głos. Miałam ochotę walnąć samą siebie po twarzy.
Panno Swan
Jesteś kompletną idiotką i martwi nas to ogromnie. Tym swoim potokiem słów mogłabyś zarazić kogoś ze swoich bliskich. A to byłoby okropnie, obrzydliwie wstrętne w oglądaniu. Proponujemy wizytę u Twojego lekarza od potoku słów. Rozumiesz, co robimy? Że po prostu mówimy Ci co jest z Tobą nie tak? Pomogliśmy Ci? Czujesz, że wiesz jaka kara Cię spotka za to niepohamowane wypowiadanie słów? Powiedz nam, bo jeśli już rozumiesz co Cię spotka, to powinnaś w przyszłości zamknąć tą swoją buźkę.
Szczerze,
Zapraszamy do kliniki milczków.
Bello?
Czy pojmujesz co, właśnie powiedziałaś?
Dobrze, odtwórzmy to dla Ciebie:
„Jake! To nie tak idzie! Noszę twoje dziecko, to znaczy, że jesteśmy parą i powinniśmy podejmować takie decyzje razem! Nie możesz zrozumieć, przez co ja teraz przechodzę? Nie zniosę tego!”
Nic więcej nie możemy zrobić, poza tym, że możemy Ci to odtworzyć jeszcze raz. Więc szczęścia! Mamy nadzieję, że dotarło.
Twoi oddani,
Odtwarzacze chwil Sp. Z.o.o.
Swan!
Popełniłyśmy karygodny błąd. Ty nie jesteś głupia. Ty jesteś idiotką! Przepraszamy za to, ale nie obwiniaj się! To nasza wina!
Klub uprzejmych dziewcząt.
Katherine położyła dłonie na moich ramionach. Mruganiem próbowałam odegnać na trochę zbierające się łzy, ale one nieposłusznie stały w moich oczach. Byłam na nie zła, w cholerę z tym! Naprawdę marzyłam o tym, żeby zapaść w zapomnienie. Mogłam zobaczyć zmartwienie w oczach Alice. Ciągle w kółko odwracałam i wracałam do nich.
- Bello, naprawdę jesteś w ciąży? – Katherine spytała delikatnie, jej ton i oczy były łagodne, ten prawie płynny, delikatny błękit. Spojrzałam ponownie na Alice, a ona delikatnie kiwnęła głową, zachęcając mnie, żebym odpowiedziała, ale ja czułam, że jakbym zaczęła mówić, to zakrztusiłabym się powietrzem i umarła. A prawda była tym, czego potrzebowałam, prawda jest wolnością, racja?
- Tak. – zacięłam się i to było słyszalne, głównie w moim oddechu. Ale Katherine usłyszała mnie, westchnęła głęboko, podrapała się po głowie. Poczułam się jakbym była w przedszkolu i została skarcona. Łzy popłynęły same, naturalnie.
- Jestem idiotką – załkałam delikatnie patrząc w sufit. Katherine objęła mnie ramionami, jak robi to matka. Czułam się silniejsza, kiedy mnie przytulała.
- Bello, to był po prostu błąd. – Katherine próbowała mnie pocieszyć, prawie podziałało, ale to na pewno nie sprawi, że nagle nie będę już w ciąży.
- Ugh. – Ponownie załkałam w jej klatkę piersiową. Sweter Katherine był bardzo ciepły, ale teraz namókł moimi łzami. Jednak ona o to nie dbała, tylko przytulała mnie mocniej.
- Oj Bello – zagruchała, a ja naprawdę starałam się być twarda. To nie był pierwszy raz, kiedy to usłyszałam i byłam pewna, że też nie ostatni.
- Cii, wszystko dobrze, nie płacz, stres nie jest dobry dla maleństwa. – Katherine uwolniła mnie ze swojego uścisku, klepnęła lekko w kolano i poszła dalej po coś do kuchni. Alice obserwowała mnie smutnymi oczami, czułam jakbym ją zawiodła. Chodzi mi o to, że ona, jak każdy, oczekuje ode mnie więcej, a ja pozwoliłam jakiemuś kolesiowi zaopiekować się moją ciążą.
- Przepraszam Alice – wybąknęłam.
- Za co? – zapytała Alice zmieszana.
- Za to, że wplątałam cię w to wszystko – skrzywiłam się, a łzy znów popłynęły po moich policzkach.
- Bello, nawet tak nie mów! Nie wplątałaś mnie. Pamiętaj, że teraz jesteśmy my, nie tylko ty. – Alice obdarzyła mnie swobodnym uśmiechem.
- Dziękuję ci – odpowiedziałam. Katherine wróciła z kubkami gorącej herbaty w rękach. Potarła mnie po plecach kojąco i dała mi jeden. Usiadła obok mnie, przy wyspie ze mną i Alice. Usadowiła się wygodnie i wzięła głęboki oddech.
- Zacznij od początku – szepnęła.
* * *
Szłam do domu. W ogóle nie padało i trudno mi było wytłumaczyć, jak dobrze działa zimne powietrze na moją rozgrzaną skórę i jak cudowny był wiatr rozwiewający moje włosy. Czułam się jak nigdy wcześniej, a to wszystko było bardziej kojące niż niejedne słowa otuchy czy gesty. Wydawało mi się, że to Bóg koi moje nerwy powtarzając, że wszystko będzie dobrze. A z każdym krokiem bliżej domu czułam ten powiew wolności, ciepło, smutek jak pocieszenie, wszystko się rozjaśniało. Każdy następny krok był głośny na drewnianym podłożu i ten odgłos moich butów na ziemi.
Prawie jak lekceważące skrzypienie, uwielbiałam to. Odwinęłam szal z mojej szyi i przewiesiłam przez oparcie krzesła , równolegle do mojego płaszcza. Kiedy usłyszałam głębokie oczyszczenie gardła, momentalnie zatrzymałam się wpół kroku i zaczęłam wpatrywać się swoją kurtkę. Czułam jak napięcie rośnie w pokoju obok. Czułam jak rośnie we mnie zakłopotanie i panika pojawia się w mojej klatce piersiowej. Moje ręce zaczęły się pocić i wzrosło ciśnienie w uszach.
Zaczęłam ciężko oddychać, zwykłe chrząknięcie sprawiło u mnie dreszcze ze strachu. Rozważałam nawet ucieczkę na zimny, przyjemny wiatr na zewnątrz, gdzie wydawało się, powinnam się znajdować. Zwykłe chrząknięcie sprawiło, że miałam ochotę uciec daleko i zmienić imię na Billy.
Zwykłe chrząknięcie sprawiło, że jakby odeszły mi wody, nawet jeśli byłam w pierwszym miesiącu ciąży. Mogłabym powiedzieć, żeby gdzieś zapisali ten obrzydliwy żart, naprawdę zaczęłam to rozważać. Najbardziej przerażające było to, że wiedziałam, do kogo to chrząknięcie należało, wystarczyło, że to usłyszałam. Wiedziałam do kogo należał ten szorstki głęboki głos, wiedziałam, kto takie chrząknięcie wykonuje znajdując się albo w niezręcznych, albo w frustrujących sytuacjach. Słyszałam je wiele razy, przez całe moje życie. Odkąd byłam dzieckiem.
- Bello? – Głos Charlie’go nie był ani przyjazny, ani podnoszący na duchu. Nie koił moich nerwów, ani nie był czymś, co chciałam słyszeć. Podniosłam powoli głowę, a widok jaki ukazał się moim oczom sprawił, że miałam ochotę skoczyć do pokoju i udusić pewną osobę, która się tam znajdowała. Tutaj, w moim salonie, siedział mój ojciec Charlie, jeszcze w stroju policjanta, który był wypucowany i czysty, ale siedział też obok niego Jacob, w t-shirtcie i szortach. Wyglądał, jakby wiedział co robił.
- Jacob… - warknęłam, a ten spojrzał na swoje stopy.
- Byłabyś łaskawa wytłumaczyć nam o co tutaj chodzi? – Wzdrygnęłam się, słysząc surowy ton mojego ojca. Spojrzałam na jego gnat, który wisiał na swoim miejscu. Nie byłam w stanie nawet odetchnąć z ulgą.
- Jak mogłeś mi to zrobić?! – Prawie wrzeszczałam, mój głos był wysoki, a dłonie zacisnęły się w pięści.
- Mówiłem ci, Bello, że musimy to zrobić – tłumaczył się Jacob.
- Zrobić co? – Charlie zażądał odpowiedzi, co wywołało wzdrygnięcie zarówno u mnie jak i u Jacoba.
- Bello? - Jacob wymruczał do mnie, czułam się jakbym miałam złapać za jedną z broni ojca.
- Jacob? – spytałam przez zaciśnięte zęby. Chłopak rzucił mi piorunujące spojrzenie i głęboko odetchnął. Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje w tej chwili. To się nie powinno teraz dziać. JAK ON MÓGŁ MI TO ZROBIĆ?! Jak Jacob mógł być tak nieczuły w tej sprawie?
- Charlie, wybacz mi, wiesz, że możesz mi ufać, nie chcieliśmy, żeby tak się stało… - Jake przerwał, bo drzwi za mną otworzyły się. Nawet nie stałam im na drodze, jednakże otworzone zostały z taką siłą i i zatrzaśnięte, że rzuciłam się na kanapę odruchowo zasłaniając brzuch dokładnie tam, gdzie mogło znajdować się dziecko.
- Oj kochanie. – Renee zaśmiała się widząc, jak praktycznie rzuciło mną przez pokój. Bóg mnie po prostu karze, prawda?
- Co się dzieje? – Renee wyczuła napięcie w pomieszczeniu, a jej oczy rozszerzyły się. Spodziewałam się nawet, że zacznie płakać właśnie tu i teraz. Prawdopodobnie myślała, że ktoś umarł, podczas gdy było zupełnie odwrotnie.
- To cholernie dobre pytanie. – Charlie był teraz wściekły. Czerwień na jego twarzy kazała trzymać się od niego z daleka.
- Naprawdę przepraszam – zapłakałam, łzy praktycznie wytrysnęły z moich oczu, a Renee prawdopodobnie była zdezorientowana.
- Naprawdę bardzo przepraszam, mamo. – Zwróciłam się do niej, a łzy ściekały po moich policzkach, kiedy złapałam się za brzuch. Zaczęłam wtedy płakać jeszcze bardziej, ciągle nowymi lawinami łez.
- Kochanie, co się stało? – Renee spojrzała najpierw na mój brzuch, później na mnie podchodząc bliżej, kiedy ja z trudem łapałam oddech. Jacob nadal siedziała, zupełnie jak mój ojciec. Prawda mnie wyzwoli.
- Jestem.. je.. jest.. – łkałam, a mój szloch poważnie utrudniał oddychanie i mówienie.
- Bello! – ostrzegł Charlie.
- Jestem w ciąży – wyrzuciłam z siebie, a mój szloch stał się jeszcze intensywniejszy. Jednak nie było wcześniejszego „oj Bello”. Myślałam, że to dobrze, że wszyscy byli w kompletnym szoku i nikt nic nie mówił. Nie przejmowałam się nawet ich wyrazami twarzy. Powieki miałam mocno zaciśnięte, starając się zatrzymać łzy, ale one płynęły ciągle i ciągle.
- O mój Boże. – Usłyszałam Renee, złapałam się za brzuch i zapłakałam nieco mocniej.
- CO?! – Charlie tracił panowanie nad sobą. – TY?!
Otworzyłam oczy i wyciągnęłam ręce, jakby chcąc obronić Jacoba, nawet jeśli był dużo dalej, niż moje ramiona mogły dosięgnąć. Charlie wskazywał na chłopaka i zbliżał się do niego.
- Nie! – załkałam.
- Bello! – Renee zabrała ręce ze swojego serca, ale za to schowała w nich głowę. Mogłam zobaczyć łzy w jej oczach.
- Myślałam.. – ciągnęła.
- WYNOŚ SIĘ NATYCHMIAST Z MOJEGO DOMU! – Charlie wrzeszczał na Jacoba, że aż podskoczyłam.
- Proszę, przestań… – płakałam.
- Przestań?! Bello, jesteś w ciąży! – Teraz Charlie wrzeszczał na mnie, a Renee stała nadal bez ruchu, w szoku.
- Charlie… - Jacob próbował coś powiedzieć.
- Przestańcie! – krzyknęła Renee i wszyscy na nią spojrzeliśmy. Nastała cisza, a jedyne co słyszałam to mój szloch i ciężki oddech taty.
- Wiedziałam, że te testy należą do ciebie – powiedziała w szoku, na mnie, gdy wszyscy słuchaliśmy w ciszy.
- Jacob, musisz iść do domu – zarządziła moja matka, zmartwionym a zarazem rozdrażnionym tonem. Jacob przytaknął.
- Charlie, musisz odetchnąć na moment. – Renee sam wzięła głęboki wdech.
- A ty, Bello, musisz iść ze mną na górę i wszystko mi wytłumaczyć. Teraz. – Jej głos był surowy, jednak nadal matczyny. Mogłam zobaczyć jej czekoladowe oczy i dojrzeć w nich, że ją zraniłam. Nic nie mogło mnie tak dotknąć, jak widok mojej mamy zranionej i jeszcze być jednym z powodów. Zwiesiłam głowę, łkając do siebie.
- Teraz! – krzyknęła, a ja natychmiast ruszyłam w stronę schodów nie spoglądając ani na Jacoba, ani na mojego ojca. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Puszka dnia Pią 18:29, 11 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|