|
Autor |
Wiadomość |
Robaczek
Moderator
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 227 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 21:58, 21 Sie 2010 |
|
Cześć i czołem. Akcja opowiadania nabiera rumieńców, ale zanim do tego dojdziecie, pozwólcie mi trochę poględzić.
Dziękuję Wam bardzo za wszystkie miłe słowa, dzięki którym mam mobilizację do dalszej pracy. Jutro rano wyjeżdżam na tydzień, cieszę się więc, że mogę wcześniej coś dla Was zostawić. Co się tyczy częstotliwości dodawania kolejnych rozdziałów: nie wiem, jak to będzie, naprawdę. Bardzo chciałabym dodawać je jak najczęściej, bez robienia takich skandalicznych przerw, jakie mam w zwyczaju robić, jednak... Pomijając pewne drobiazgi, jak chociażby fakt, że właśnie idę do klasy maturalnej, muszę jeszcze brać pod uwagę to, że za zaledwie kilka miesięcy czeka mnie niesamowicie ważny i trudny egzamin z niemieckiego oraz niesamowicie ważna i niełatwa olimpiada języka polskiego. Rozumiecie, jeśli chcecie kiedykolwiek zobaczyć obok mojego nazwiska jakikolwiek tytuł naukowy, coś musi mi się powieść. Co z kolei odbije się na częstotliwości dodawania rozdziałów. Ale nie martwcie się... Będę się starać (sic!).
Wiecie, kończyłam właśnie tłumaczyć rozdział, gdy postanowiłam zmienić repertuar muzyczny. Włączyłam sobie Octopus's Garden, ponieważ rano tego dnia po raz kolejny oglądałam genialny film 500 Days of Summer, którego główna bohaterka stwierdziła, że to jej ulubiony kawałek Beatlesów. A chwilę później doszłam w rozdziale do fragmentu, w którym leci właśnie ten utwór. Przysięgam, że nie wiedziałam, że się tam pojawi.
Dlatego dzisiejszy odcinek dedykowany jest ośmiornicom.
Za betę kłaniam się aż po sam pas genialnej Rudości, która jest niesamowita w tym, co robi. Dziękuję Ci, Musku.
Miłej lektury!
*
ROZDZIAŁ SZÓSTY
GNIEW
Oscar Wilde powiedział, że małżeństwo to jedyna forma wzajemnego pozbawienia wolności, która odbywa się za porozumieniem obu stron. Zgadzam się z tymi słowami całkowicie.
Nie potrafię zrozumieć, dlaczego ludzie biorą ślub – jakiego sensu doszukują się w instytucji małżeństwa. Nie żyjemy przecież w osiemnastym wieku, kiedy to zawarcie związku małżeńskiego było najczęściej wynikiem presji społecznej. W tamtych czasach bycie żoną i matką stanowiło życiową rolę kobiety, jednak dzisiaj, w dobie feminizmu i emancypacji, nie musimy dłużej zmagać się z zakorzenionymi w świadomości zbiorowej społeczeństwa stereotypami. Małżeństwo nie ma już takiego ogromnego znaczenia jak niegdyś. W dzisiejszych czasach mówimy o równouprawnieniu płci. Kobiety nie muszą dłużej identyfikować się wyłącznie z rolą małżonki – mogą zostać tym, kim tylko chcą: matką, żoną, singielką, menadżerką, sportsmenką, politykiem, fizykiem bądź zdobywczynią nagrody Nobla. Są w stanie osiągnąć wszystko, czego zapragną.
Odnosząc się do zacytowanych na początku słów Wilde’a, mogę powiedzieć, że faktycznie sądzę, iż dla większości ludzi małżeństwo równoznaczne jest z pozbawieniem wolności. Nie chciałabym generalizować i oceniać w ten sposób wszystkich par – z pewnością znajdą się i takie, które czują się w małżeństwie szczęśliwe i spełnione, którym nie przeszkadza ono we własnym rozwoju i samorealizacji. Nie sądzę jednak, by było ich wiele.
Trudno mi wyobrazić sobie, że będąc w związku małżeńskim, mogłabym swobodnie się rozwijać – nie w przypadku, gdy dwie osoby próbują osiągnąć szczęście i często szukają go na całkowicie odmienne sposoby. Nawet jeśli są małżonkami, różnią się od siebie: stanowią dwie odrębne jednostki o zróżnicowanych charakterach, które potrafią zmieniać się z dnia na dzień. Niewykluczone, że w końcu wyminą się na swojej drodze do szczęścia i samorealizacji i każde z nich zacznie kroczyć inną ścieżką. Z biegiem czasu będą się od siebie oddalać, odnajdując nowe zainteresowania i poszerzając horyzonty. Wtedy odkryją, że wcale nie są tak kompatybilni, jak im się wydawało, że już do siebie nie pasują – odsuwając się od siebie coraz dalej, zaczną się kłócić. Dojdzie do zerwania, po którym nastąpi skomplikowany, męczący rozwód.
Jedynym sensownym aspektem zawarcia małżeństwa jest dla mnie aspekt gospodarczy. Zarówno społeczeństwo, jak i polityka podatkowa okazują się przychylniejsze dla osób, które pozostają w związku małżeńskim. Jednak poza tym nie widzę żadnych powodów, dla których branie ślubu miałoby sens. Romantyczną stronę całego tego przedsięwzięcia, którą próbują sprzedać nam kiczowate filmy o miłości czy łzawe romanse, można dziś włożyć między bajki. Liczba rozwodów wciąż rośnie, również w naszym kraju.
Powstrzymanie się przed ślubem czy przynajmniej dobre przemyślenie tej decyzji wydaje mi się znacznie rozsądniejsze. Przy czym przemyślenie oznacza nie tylko zastanowienie się nad tym w pojedynkę, lecz również przedyskutowanie sprawy z partnerem. Szczególnie młodzi ludzie – właśnie przez to, że nie wiedzą, czym jest prawdziwy dialog – zawierają małżeństwa bardzo pochopnie i przedwcześnie. Szaleńczo w sobie zakochani, patrzą na świat przez różowe okulary, bujają w obłokach. Rzeczywistość szybko sprowadza ich jednak na ziemię – zauważają, jak dalekie od ich wyobrażeń jest małżeństwo. Dostrzegają, że wcale ich nie uszczęśliwia, a wręcz przeciwnie: zaczynają czuć się stłamszeni.
Uważam, że małżeństwo ogranicza – szczególnie kobiety. Mimo starań, jakie podejmują feministki czy politycy, w naszym społeczeństwie wciąż pokutują stare stereotypy. To przez nie kobiety nadal odgrywają role kur domowych, piorą, prasują, szorują, dbają o swoich mężczyzn, którzy od rana do wieczora pracują. Podczas gdy mąż zajmuje się rozwojem kariery, żona – stoi przy garach.
Jestem ciekawa, jak ten projekt wpłynie na moją opinię na temat małżeństwa, jakie doświadczenia zdobędę wraz z partnerem i w jakim stopniu moje przypuszczenia się potwierdzą, a w jakim rozwieją.
Moje obawy…
Moje oczekiwania…
*
W ciszy raz jeszcze przeczytałam napisany przez siebie tekst – szkic wprowadzenia do mojej pracy. Wiedziałam, że jest za krótki, jednak zamierzałam popracować nad nim później. Teraz nie miałam już na to ani czasu, ani, szczerze powiedziawszy, nerwów. Moje obawy i oczekiwania w związku z projektem? Gdybym napisała to, co naprawdę chodziło mi po głowie, Wilson albo któryś z jego asystentów nabazgrałby na marginesie wielkimi czerwonymi literami: PRACA NIE NA TEMAT, gdyż jedynym tematem, na jaki chciałam pisać, był Edward.
Z jednej strony bałam się, że wspólna praca nad tym zadaniem przekształci się w końcu w kłótnię, która jeszcze bardziej nas od siebie oddali. Nie mogłam pozbyć się wrażenia, że Edward tylko się ze mną bawi i że złamie mi serce. Ale z drugiej strony liczyłam, a może raczej marzyłam o tym, że za sprawą projektu znowu się do siebie zbliżymy. Miałam nadzieję, że będziemy się dobrze bawić, trochę się razem powygłupiamy, pośmiejemy. Po cichu wierzyłam w to, że możemy znów stać się parą. Jednak to było tylko myślenie życzeniowe, którym nie zamierzałam dzielić się z profesorem od socjologii. Denerwowało mnie to, że za każdym razem, gdy zabierałam się za pisanie wstępu, w głowie pojawiał się jego obraz. Nie potrafiłam kontrolować tej sytuacji – działo się to poza udziałem mojej świadomości.
Wzdychając, zamknęłam laptopa, którego pożyczyłam od Edwarda. Chociaż bardzo mnie kusiło, a okazja po temu wydawała się znakomita, nie myszkowałam w nim. Otworzyłam jedynie edytor tekstu i przepisałam do niego to, co udało mi się do tej pory stworzyć. Nie chciałam nadużywać zaufania Edwarda, mimo że pokusa była ogromna. Ale wiedziałam, że on naprawdę mi ufa – powtarzałam to sobie w pamięci jak mantrę i tylko to powstrzymało mnie przed otworzeniem innych programów.
*
O wpół do jedenastej alarm w moim telefonie zaczął przeraźliwie głośno dzwonić, wytrącając mnie z rozmyślań o Edwardzie i przypominając, że muszę już zbierać się do pracy w Forks. Na początku zastanawiałam się nad tym, czy na czas trwania projektu nie wziąć sobie wolnego – pani Newton z pewnością nie miałaby mi tego za złe. W przeciwieństwie do mojego portfela. Potrzebowałam tych pieniędzy, nie mogłam żyć wyłącznie na utrzymaniu Charliego.
Wyszłam z pokoju i poszłam na korytarz, gdzie założyłam buty. Wróciłam się jeszcze na chwilę do kuchni, by zostawić Edwardowi wiadomość. Nie chciałam, żeby się martwił, nie wiedząc, gdzie jestem.
Gdy weszłam do pomieszczenia, zauważyłam, że on sam zdążył już zostawić dla mnie notatkę. Życzył mi miłego poranka i pisał, że poszedł udzielać lekcji pianina pięcioletniemu dziecku sąsiadów i wróci później. Mimowolnie zaczęłam się zastanawiać, jak bardzo stukniętym trzeba być, żeby o tej porze wysyłać dziecko na lekcje pianina i którego pięciolatka w ogóle to interesuje… Jednak w tej samej chwili wyobraziłam sobie Edwarda, jak siedzi z jakimś maluchem przy klawiaturze i ten obraz sprawił, że zrobiło mi się cieplej na sercu.
Odwróciłam pogniecioną karteczkę na drugą stronę, wygładziłam ją szybko spodem dłoni i zaczęłam pisać.
Hej, Edwardzie.
Pojechałam do Forks do pracy, wrócę wieczorem z chińszczyzną na kolację.
Do zobaczenia –
Bella
Upewniając się, że nie zleci z blatu, przykryłam notatkę do połowy opróżnioną butelką wody i wróciłam na korytarz, gdzie ubrałam kurtkę. Szyję luźno obwiązałam błękitnym szalikiem, który łaskotał skórę. Wiedząc, że moje kroki byłyby słyszalne na całej klatce schodowej, modliłam się o to, by winda działała. Poza tym bieg na dół z pewnością przysporzyłby mi jeszcze większej ilości siniaków. Z cichym odgłosem zasunęłam zamek kurtki i położyłam dłoń na chłodnej żelaznej klamce. Właśnie chciałam ją nacisnąć, gdy drzwi same się otworzyły, uderzając mnie w czoło. Jęknęłam.
– Ała…
– Cholera! Bello? Coś ci się stało? – W jego głosie słyszałam niepokój. Zmartwiony ściągnął brwi i odłożył na komodę klucze, które zabrzęczały cicho. Nie odrywając wzroku od mojego czoła, postąpił dwa kroki do przodu i wyciągnął rękę, by go dotknąć. Podczas gdy badał je palcami, czułam, jak tysiące maleńkich motyli budzi się do życia wewnątrz mnie.
– Boli? – zapytał, nie wiedząc, że prawie w ogóle nie rejestruję bólu. Jedynym, co się dla mnie liczyło, było ciepło jego dotyku na skórze.
– Uhm, nie… Nie bardzo… – wymamrotałam, nieco zawstydzona zaistniałą sytuacją. Coś takiego mogło się zdarzyć tylko mi. Każda inna osoba zauważyłaby, że drzwi się otwierają i intuicyjnie by się odsunęła. Każda, tylko nie ja.
– To dobrze. Wydaje mi się, że nie będzie guza, najwyżej jakiś niewielki siniak, ale nic więcej – uśmiechnął się i obdarzył mnie pocieszającym spojrzeniem. Ucieszyłam się, że tym razem obędzie się bez guza, bo miałam ich już dosyć.
– Bardzo profesjonalna diagnoza, Cullen – zakpiłam z niego, wyszczerzając zęby w krzywym uśmiechu.
– Jak sobie chcesz. Życzysz sobie prawdziwie profesjonalnej diagnozy? Proszę bardzo. Cóż, pani Cullen, po powierzchownym badaniu pani czoła mogę stwierdzić, że nie wykazuje ono żadnych śladów opuchlizny. Na skutek uderzenia tkanka znajdująca się pod naskórkiem uległa jednak lekkiemu obrażeniu. Mogło dojść również do uszkodzenia naczyń krwionośnych i komórek. Jeśli doprowadzi to do wycieku krwi i płynu śródtkankowego, może pani spodziewać się krwiaka – wyjaśnił poważnym tonem, w jego oczach wyraźnie widziałam jednak wesołe iskierki.
– Aha… Tyle zostało ci w głowie po trzech semestrach studiowania medycyny na Darthmouth? Cullen, jestem pod wrażeniem, naprawdę.
– Cullen? Tylko Cullen? Żadnego tytułu naukowego? – zapytał, opierając się o ścianę. Jego koszula zmarszczyła się przy tym na ramionach i klatce piersiowej.
– Pfff… Gdybyś jeszcze skończył te studia, ale tak? Nie, Cullen, żadnego tytułu naukowego. – Z malującym się na twarzy szokiem położył dłoń na klatce piersiowej, po czym wybuchnął śmiechem.
– A tak w ogóle, to dokąd się wybierasz, Bello? – zainteresował się, pociągając lekko za mój szalik.
– Dokąd… Dokąd się wybieram? – Nie zrozumiałam pytania. A dokąd miałam się wybierać? I skąd ta nagła zmiana tematu?
– Masz na sobie kurtkę i szalik, domyślam się więc, że gdzieś wychodzisz – wyjaśnił Edward, nadal opierając się o ścianę i przyglądając mi się z delikatnym uśmiechem.
– O szlag… Szlag by to! Tak, ja… jadę do Forks! – przypomniałam sobie momentalnie i w panice zerknęłam na zegarek, zastanawiając się, ile czasu kosztował mnie ten incydent.
– Charliemu coś się stało? – spytał i rzucił mi przynaglające spojrzenie. Głos miał zaniepokojony. – Wszystko z nim w porządku?
– Tak, wszystko w porządku… Po prostu muszę jechać do pracy.
Co on sobie wyobrażał? Nie żartowałabym sobie z nim tak, gdyby Charliemu coś się stało. To, że on nie miał z moim tatą najlepszych kontaktów, nie musiało od razu oznaczać, że ja również. Wprawdzie atmosfera między nami bywała dość specyficzna, jednak obydwoje wiedzieliśmy, że się kochamy.
– Podwiozę cię – stwierdził i sięgnął po leżące na komodzie klucze.
– Sama sobie poradzę. Moja furgonetka stoi na zewnątrz, Edwardzie.
Potrząsnęłam lekko głową, nie rozumiejąc jego propozycji. Po co niby miałby mnie odwozić, przecież to nie miało sensu. Wcześniej był w Forks tylko trzy razy, co by tam robił?
– Właśnie. Furgonetka. Nie wydaje mi się, by był to najbezpieczniejszy środek transportu, Bello. Pozwól, że odwiozę cię moim volvo.
Pozer…
– Przecież to jakaś totalna głupota! Jeżdżę tą furgonetką codziennie do Seattle i z powrotem.
– I dlatego biedactwu przydałaby się chwila wytchnienia. Bello, proszę. Odwiozę cię.
– Ale… po co? Chodzi mi o to… Nie rozumiem, Edwardzie. Po co masz marnować paliwo? Poza tym musiałbyś czekać na mnie w Forks sześć godzin. Po cholerę miałbyś to robić? Chodzi mi o to, że… Gdyby jeszcze chodziło o Nowy Jork, Los Angeles czy Las Vegas albo gdybym była twoją dziewczyną, wtedy mogłabym to zrozumieć. Ale, na litość boską, to tylko Forks – wyrzuciłam z siebie, patrząc na niego pytająco. Chciałam go zrozumieć, ale nie potrafiłam. Był dla mnie niewyjaśnioną zagadką, którą bardzo pragnęłam rozwiązać, jednak nie miałam pojęcia jak.
– Jesteś moją żoną. Mam prawo cię tam odwieźć – zażartował. Znowu nie brał niczego na poważnie. Nie wiedziałam, czy ma coś do ukrycia, czy naprawdę uważa to za takie zabawne. Nie patrzył na mnie, nie mogłam więc doszukać się prawdy w jego oczach. Zamiast tego wzrok miał utkwiony w garderobie, z której wyciągnął szarą kurtkę i właśnie ją na siebie zakładał.
– Nie jestem twoją żoną! Mógłbyś wreszcie dać sobie z tym spokój? Jeszcze nie jesteśmy z twoimi przyjaciółmi w barze, nie musimy niczego odgrywać ani udawać. W tej chwili jestem po prostu Bellą, twoją wylosowaną przez przypadek partnerką projektu. I byłabym ci wdzięczna, gdybyś w końcu zaczął odpowiednio się zachowywać!
Wcale nie zamierzałam tak na niego nawrzeszczeć, w zasadzie wolałam nic nie mówić, jednak pełne złości słowa same opuściły moje usta, zanim zdążyłam je powstrzymać. Ledwo się kontrolowałam, więc nawet nie zauważyłam, że z wściekłością zacisnęłam dłoń w pięść. Czułam, jak napinają się mi wszystkie mięśnie i ścięgna; zaczęłam drżeć. Nie dostrzegałam tego jednak, ponieważ byłam zbyt wzburzona i zraniona przez Edwarda. Zdawałam sobie oczywiście sprawę, że mógłby naprawić wszystko jednym swoim uśmiechem czy wypowiedzianym słowem – tylko tyle wystarczyło, bym przestała się na niego gniewać. Wybaczyłabym mu bez wahania. I właśnie z tego powodu unikałam spoglądania w jego kierunku, właśnie dlatego chciałam jak najszybciej opuścić mieszkanie i usiąść w końcu w swoim samochodzie, w którym mogłabym przemyśleć to wszystko na spokojnie.
*
Nie zdołałam ujść daleko. Jeszcze zanim weszłam do windy, Edward znowu stał przy moim boku. Ubrany w swoją szarą kurtkę, trzymał w ręku pęk kluczy. Rozdrażniona odwróciłam się od niego i zdecydowałam się na schody. Wiedziałam, że za mną idzie. Słyszałam odgłos kroków za plecami.
Czwarte piętro. Szedł tak blisko, że niemal deptał mi po piętach. Tup, tup, tup…
Trzecie piętro. Cały czas za mną podążał; słyszałam brzęk uderzających o siebie kluczy.
Drugie piętro. W końcu się odezwał: – Bello… – Nadal go ignorowałam.
Pierwsze piętro. Już nic nie mówił, tylko schodził po stopniach w milczeniu. Po co to robił? Nic z tego nie rozumiałam, nie wiedziałam, o co może mu chodzić.
Parter… Wciąż czułam jego obecność za plecami. Zatrzymał się, gdy ja to zrobiłam.
– Wiesz, że takie zachowanie podchodzi pod stalking*? – zapytałam, nie panując nad wzbierającą we mnie wściekłością i spoglądając na niego z rozdrażnieniem. Nie wiedziałam, co się dzieje – jedyne, co czułam, to jak gromadząca się od miesięcy złość kipi, chcąc wydostać się na powierzchnię. Denerwował mnie. Denerwował mnie spokój malujący się na jego twarzy, łagodny głos, denerwowało mnie jego opanowanie.
– Bella, proszę… – Tak czule, delikatnie, z nutką błagania. Nie potrafiłam go rozszyfrować. Znowu.
– Nie! Co: „Bella, proszę”? Jakie „Bella, proszę”?!
– Nie wściekaj się tak… I pozwól mi się odwieźć. Proszę.
– Proszę, proszę, cały czas tylko „proszę”! Daj mi spokój, Edwardzie! O co ci teraz chodzi? Znowu czujesz się za mnie odpowiedzialny?! Znowu chcesz się o mnie troszczyć?! Nie musisz, nawet tego nie chcę. Od kiedy ze mną zerwałeś, gówno cię obchodziłam. Wszystko, co nas łączyło, to przelotne pozdrowienia na korytarzu, a od czasu do czasu wymiana uśmiechów podczas wykładu. Tyle. Nie możesz tego teraz tak po prostu zmienić. Nie możesz zachowywać się tak, jak gdyby nic się nie stało. To tak nie działa. Jestem twoją byłą! Przypadek zrządził, że musimy razem robić ten projekt, ale wciąż jestem twoją byłą. Nie jesteśmy już parą, nie chciałeś tego, więc daruj sobie teraz tę całą troskę o mnie. Moja furgonetka jeździ w porządku, jakoś przeżyje tę wyprawę. Możesz mi wierzyć, nie wjadę w drzewo! – wykrzyczałam mu z wściekłością w twarz. W końcu patrzyłam prosto w jego oczy, zamiast wpatrywać się w czerwony dywan, którym wyścielona była podłoga na korytarzu.
– To nie byłby pierwszy raz – odpowiedział, jego głos drżał nieznacznie. Mocno ściskał w ręku klucze. Tak mocno, że na pewno musiały zostawić jakieś ślady na skórze. Małe wgniecenia w dłoni Edwarda…
– Odpuść sobie! Charlie też dał już sobie z tym spokój. Nawet jadąc twoim głupim volvo, mogłabym wjechać w drzewo, to nie ma nic wspólnego z wiekiem samochodu – broniłam siebie i swojej starej furgonetki.
– Nie, z wiekiem samochodu nie… Tylko z twoim wiecznym bujaniem w obłokach – wycedził. Poczułam, jak momentalnie cała się napinam.
Wiedziałam, do czego to prowadzi i nie chciałam tego ciągnąć… Nie chciałam się z nim kłócić – pragnęłam tylko, by między nami panował pokój. Byśmy potrafili śmiać się i żartować, jak jeszcze chwilę temu w jego mieszkaniu. Tymczasem staliśmy przed sobą, przybierając takie pozycje, jakbyśmy szykowali się do odparcia ataku. Obydwoje zbyt uparci, by ustąpić…
– Przestań…
– Ale to prawda. To twoje przeklęte rozmarzenie sprowadza na ciebie tylko same kłopoty! Nie mam pojęcia, o czym myślisz, ale wiem, że podczas wykładów niewiele do ciebie dociera, bo wolisz bujać w obłokach, niż uważać. Tak samo jak wolisz zostać sam na sam ze swoimi myślami, niż wyskoczyć gdzieś z przyjaciółmi. Matko, nawet siedząc za kierownicą, nie zwracasz większej uwagi na drogę. Można by pomyśleć, że masz wystarczająco wiele czasu na marzenia podczas snu, przynajmniej tak by wynikało z tego, co mówisz, gdy śpisz, ale widocznie tak nie jest. Musisz z tym skończyć, Bella. Musisz!
Musisz z tym skończyć… Musisz… Jakim prawem mówił mi, co powinnam, a czego nie powinnam robić? To nie jego sprawa.
– Przeskakujesz z tematu na temat. To był tylko raz, słyszysz?! Miałam wypadek samochodowy tylko raz i wszystko skończyło się dobrze, więc przestań mi to w końcu wypominać! Moje bujanie w obłokach to mój problem, ciebie nie powinno to już obchodzić, ja nie powinnam cię już obchodzić! Rozumiesz, Edwardzie? Zerwałeś ze mną. Zakończyłeś nasz związek, więc pogódź się z tym, że chronienie mnie nie jest dłużej twoim zadaniem. Mam dwadzieścia jeden lat, sama sobie poradzę! A teraz sama pojadę do Forks. Moim samochodem. A ty zostaniesz tutaj i zajmiesz się swoim życiem!
– Bella… – Zrobił krok do przodu i musnąwszy dłonią moją dłoń, chciał ją uścisnąć.
– Odczep się! – wysyczałam ze złością i wyrwałam rękę, krzyżując ramiona na piersi, pragnąc się przed nim ukryć.
Sama nie wiedziałam, jak udało mi się wypowiedzieć te wszystkie słowa, skąd znalazłam w sobie siłę, by wygarnąć mu, co leżało mi na sercu. Oczywiście zdawałam sobie sprawę z tego, że nie gram fair, jednak on nie był ode mnie lepszy…
– Co się tutaj dzieje? Słychać was w całym domu…
Natychmiast się opanowałam i poczułam, jak nieco się rozluźniam; spojrzałam na starszą panią, posyłając jej lekki uśmiech.
– Cieszę się, że panią widzę, Doro.
– Hmpf… Chciałabym móc powiedzieć to samo, ale ponieważ ty i ten oto stojący tutaj twój chłopak postanowiliście urządzić sobie na korytarzu kłótnię, nie mogłam w spokoju obejrzeć mojego ulubionego serialu, więc nie powiem – zbeształa nas i dla wzmocnienia efektu obrzuciła piorunującym spojrzeniem. A przynajmniej starała się, by takie było. W jej oczach widziałam dobroć, którą próbowała ukryć za srogim tonem, serdeczność, którą tak w niej uwielbiałam.
– Przykro mi, Doro. – Uśmiechnęłam się, podczas gdy ona pogłaskała mnie po policzku swoją pomarszczoną dłonią.
– Edward to jeszcze głupi dzieciuch, dziewczyno. Ale i tak się cieszę, że znowu cię tu widzę. Ile to już czasu? Kilka miesięcy… Cudownie, że znowu się zeszliście. Miałaś dobry wpływ na tego aroganckiego kretyna.
– Nie jesteśmy parą, pani Doro – usłyszałam Edwarda i posłałam mu zagniewane spojrzenie. Czy nie mógł przynajmniej Dorze pozwolić żyć w świecie marzeń, w którym wszystko dobrze się układa?
– Czy ktoś cię pytał o zdanie? – zaskrzeczała. Wpatrywała się w niego natarczywie.
– Nie, ale…
– Więc nie odpowiadaj na pytania, których nikt ci nie postawił. Tak nie wypada, chłopcze, to bardzo nieuprzejme. Dowiem się w końcu, dlaczego nie mogłam w spokoju obejrzeć mojego serialu?
Edward i ja milczeliśmy. Ja, ponieważ nie wiedziałam, co powinnam odpowiedzieć, a on, ponieważ był to jeden z elementów jego gierki. Nie zamierzał odezwać się do Dory, dopóki ja tego nie zrobię w swoim imieniu.
Dora położyła szorstką rękę na mojej dłoni i gładziła ją delikatnie.
– Jak bardzo idiotycznie się zachował, koteczko?
– My… mieliśmy tylko małą sprzeczkę… – wymamrotałam zażenowana, spuszczając głowę.
– Na małą to mi to nie wyglądało… Z pewnością słyszeli was na ostatnim piętrze – odparła Dora i zmarszczyła czoło. Na jej twarzy pojawiło się jeszcze więcej bruzd.
– Nie chce, żebym odwiózł ją do Forks – włączył się Edward niespodziewanie; obdarzyłam go rozdrażnionym spojrzeniem.
– Tak, chodziło o to i o jeszcze wiele innych rzeczy. Potrafię sama prowadzić – broniłam się, robiąc kolejny krok w lewo, tak by zwiększyć przestrzeń między nim a mną.
– Tą kupą złomu…
– Nie wszyscy mają bogatych rodziców – odparowałam zirytowana, a oczy Edwarda rozszerzyły się w szoku.
– Troszczę się tylko o twoje bezpieczeństwo.
– Potrafię sama prowadzić! Dobrze jeżdżę. – Znowu poczułam narastającą falę złości, która wydawała mi się tak obca w odniesieniu do Edwarda. Dopiero uczyłam się, jak się z nią obchodzić.
Znów rozległ się spokojny, choć zdecydowany głos Dory, a to, co powiedziała, sprawiło, że moje serce zgubiło na chwilę rytm.
– Pozwól mu się odwieźć, dziecinko.
– Co?! – wykrzyknęliśmy jednocześnie: Edward przyjemnie zaskoczony, ja zaś zmieszana i nieco rozzłoszczona. I ty, Brutusie, przeciwko mnie? Gdzie podziały się jej ostre tyrady skierowane przeciwko Edwardowi, gdy najbardziej ich potrzebowałam? Dorze jakoś nigdy nie brakowało słów krytyki, jeśli była o nim mowa…
– Pozwól mu się odwieźć. Nawet jeśli przez większość czasu zachowuje się jak kompletny idiota, to jest dobrym kierowcą. Kilka razy zawiózł mnie na dializę, bezpieczniej się z nim czułam. Jeśli pozwolisz mu się odwieźć, oszczędzisz mi zamartwiania się o ciebie – wyjaśniła, a jej wypłowiałe oczy spoglądały to na Edwarda, to na mnie.
– Tak, Bello… Pozwól mi się odwieźć – uśmiechnął się Edward z wyższością. Miałam ochotę zachować się jak nadąsane dziecko i tupnąć nogą. Zamiast tego posłałam mu tylko mordercze spojrzenie, a później odwróciłam się do Dory.
– Proszę, Bello… I odwiedź mnie niedługo w moim mieszkaniu… – poprosiła, a ja wiedziałam, że nie mogłabym jej odmówić.
– Wpadnę do pani jutro po południu, Doro – obiecałam, ściskając lekko jej dłoń. Następnie udałam się na parking podziemny, gdzie stało volvo. Uparcie ignorowałam jego właściciela, który szedł krok w krok za mną.
*
Światła srebrnego samochodu rozbłysły na chwilę na pomarańczowo, gdy Edward go otwierał. Niemal pobiegłam w kierunku siedzenia pasażera, chcąc uniemożliwić mu przynajmniej uchylenie przede mną drzwi. W ciszy zajęłam swoje miejsce i zapięłam pasy. Nadal nie patrzyłam na Edwarda.
Szybko i bez problemu włączył się w ruch uliczny. Cisza między nami była przytłaczająca, nie podobała mi się, ale nie potrafiłam zmusić się, by coś powiedzieć. Wolałam go ignorować, choć nie było to łatwe. Powoli rozejrzałam się po wnętrzu auta; wyglądało tak jak zwykle, nic się w nim nie zmieniło, ale z drugiej strony – co miałoby się zmienić w środku samochodu? Pewnie sporo, jeśli należałby on do jakiegoś fana tuningu, który poświęcałby dużo czasu i uwagi jego wyglądowi. Jednak Edward taki nie był. Tak długo, jak dobrze jeździło i mógł nim wyciągnąć dwieście kilometrów na godzinę, nie obchodziło go, jak auto wygląda.
Jednostajny szum silnika sprawił, że się wyciszyłam, a złość prędko zniknęła – sądzę, że o wiele za szybko, jednak nie miałam na to wpływu. Czułam, jak serce szamocze mi się dziko w piersi, reagując na wydarzenia ostatnich kilku minut. Jak głupie cieszyło się z tego, że jadę z Edwardem, który wyraźnie się o mnie troszczy. Westchnęłam.
Lubiłam volvo Edwarda. Nie było jakimś szpanerskim wozem, lecz ładnym, wygodnym samochodem, o którym stanowczo zbyt często myślałam jako o idealnym aucie dla całej rodziny. Duże, szerokie, z pojemnym bagażnikiem, pięciorgiem drzwiczek… Kiedyś zapytałam Edwarda, dlaczego kupił sobie właśnie takie, zamiast zdecydować się na któryś z tych nowoczesnych mikrosamochodów dla dwóch osób. Nigdy nie doczekałam się odpowiedzi – unikał jej tak długo, aż zupełnie o tym zapomniałam. Nie przywiązywałam do tego zresztą szczególnie dużej wagi.
Długie, szczupłe palce Edwarda oderwały się od kierownicy i przeniosły na chromowany przycisk radia, z którego już po chwili płynęła spokojna, przyjemna melodia – Octopus’s Garden Beatlesów.
Ringo Starr wpadł na pomysł napisania tego utworu podczas rodzinnych wakacji; zamówił sobie mątwę w restauracji. Kelner, który mu ją podawał, opowiadał o ośmiornicach, między innymi o tym, że pływają po dnie morza, zbierając kamienie i błyszczące przedmioty, służące im do budowania ogrodów. Starr powiedział później w jednym z wywiadów, że opowieść o tych zwierzętach, spędzających cały dzień na szukaniu błyskotek i robieniu z nich ogrodów, była najzabawniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek słyszał. Zainspirowała go do stworzenia tej piosenki. Zawsze z przyjemnością jej słuchałam: lubiłam wyobrażać sobie wieloramienne mątwy budujące podwodne ogrody. Było w tym coś niesamowicie niewinnego, nieskalanego, doskonałego. Piękny obraz.
– Nie chciałem cię do niczego zmuszać, Bello – usłyszałam cudowny głos Edwarda, który wyrwał mnie z rozmyślań i ogrodów pełnych ośmiornic, z tego fantastycznego, baśniowego świata.
– Zmuszać do czego? Do kompletnie niepotrzebnej podwózki? Naprawdę mogłam pojechać sama, Edwardzie – burknęłam, wciąż nieco rozeźlona. Nienawidziłam, gdy ktoś próbował narzucać mi swoją wolę, nie życzyłam sobie tego.
Większość ludzi, których znałam, czuła nieustanną potrzebę pilnowania mnie. Nie tylko dlatego, że byłam taką niezdarą, lecz również z tego powodu, iż sprawiałam wrażenie osoby, która potrzebuje, by się nią opiekowano: niska, drobna, wiecznie rozglądająca się dookoła rozmarzonym, niewidzącym wzrokiem. Już ze względu na samą posturę wszyscy usiłowali mnie chronić; nawet ci, których kompletnie nie znałam. Na przykład podczas robienia zakupów: rzadko zdarzało się, gdy byłam w sklepie, żeby ktoś nie zapytał, czy nie potrzebuję pomocy przy niesieniu zgrzewki wody albo ciężkiej torby…
– Martwiłbym się o ciebie przez cały dzień – wymamrotał Edward. Zmienił bieg i samochód nabrał prędkości.
– Niepotrzebnie, Edwardzie… Prawie codziennie jeżdżę z Forks do Seattle i z powrotem i wciąż żyję. Doskonale o tym wiesz… – Nie musiał zachowywać się tak, jakby się o mnie martwił, tylko dlatego, że teraz spędzaliśmy ze sobą trochę więcej czasu. Po naszym zerwaniu tego nie robił. Ciężko było mi zaakceptować jego zachowanie, jednak wiedziałam, że nie mam innego wyjścia. Musiałam być silna – nie mogłam się cofnąć, znowu poddać urokowi Edwarda. Nie chciałam po raz kolejny dać się mu omamić czy uwieść. Byłoby lepiej, gdybym nie roztapiała się cała na widok jego uśmiechu, a moje kolana nie miękły pod wpływem tego łagodnego, troskliwego głosu.
– Wiem, Bella. Ale zawsze będę się o ciebie martwił… Możesz mi nie uwierzyć, jednak mówię prawdę… Zależy mi na tobie, Bello.
I wszystkie starania na nic… Moje serce zatrzepotało radośnie w piersi, słysząc słowa, które natychmiast rozlały się we mnie jak fala ciepła.
Zależało mu…
Uśmiechnęłam się lekko, odwracając się w jego stronę. Oderwał na chwilę wzrok od drogi i spojrzał na mnie czule, unosząc kąciki ust.
*Stalking pochodzi z języka angielskiego i oznacza „podchody" lub „skradanie się". Pod koniec lat 80. XX wieku stalking zyskał dodatkowe negatywne znaczenie na skutek nowego zjawiska społecznego, jakim było obsesyjne podążanie fanów za gwiazdami filmowymi Hollywood. Obecnie stalking jest definiowany jako "złośliwe i powtarzające się nagabywanie, naprzykrzanie się czy prześladowanie, zagrażające czyjemuś bezpieczeństwu". Za Wikipedią. (przyp. tłum.) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Robaczek dnia Nie 11:58, 27 Lut 2011, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
|
|
zawasia
Dobry wampir
Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D
|
Wysłany:
Nie 8:40, 22 Sie 2010 |
|
wkońcu się zaczeli kłócic, nie powiem ale się cieszę z tego, bo Bella powiedziała wszystko co lezy jej na sercu, to jak się Edward zachowywal po zerwaniu i mimo, że była zdenerwowana przez niego, to pewnie jej lżej teraz
ale kłótnia na środku korytarza, to już przesada, dobrze że Dora przyszła, wtedy pewnie byłoby gorzej,
ale mam nadzieję, że w następnym będzie już lepiej
ale nie powiem akcja byla minimalna ale w końcu nie było słodko i to mi się podoba
do następnego
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
valentin
Zły wampir
Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Nie 15:08, 22 Sie 2010 |
|
Ciesze się że Bella w końcu wykrzyczała, co jej leży na wątrobie. Że nie chce żeby Edek się o nią martwił skoro jej nie chce, a jeżeli chce, to niech zacznie działać w końcu, bo ja też bym odeszła od zmysłów jak bym nie wiedziała na czym stoję. No bo kurde, Twój były z tobą flirtuje, ty robisz sobie nadzieję, a on po prostu się bawi i przez to robić ci się rana w sercu jak kościelne wrota!!!!
Niech w końcu Edek się otrząśnie i także wystawi kawę na lawę. Albo chce być z Bellą, albo niech się zachowuje poważnie.
Tłumaczenie czyta się tak lekko, że naprawdę gdybym nie wiedziała, to myślała bym że to jest polskiego autorstwa. Wielkie dzięki za udostępnienie rozdziału :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
belongs_to_cullens
Wilkołak
Dołączył: 27 Sty 2010
Posty: 126 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 9:23, 23 Sie 2010 |
|
Cieszę się, że Bella wykrzyczała Edwardowi, co myśli. Czytając ten rozdział, a zwłaszcza kłótnię, byłam w stanie poczuć dokładnie gniew Belli, jej rozdrażnienie i chęć chronienia siebie - gratulacje Robaczku, bo to zasługa Twojego fenomenalnego tłumaczenia! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Mrs.Batman
Nowonarodzony
Dołączył: 24 Lip 2009
Posty: 23 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań / Buk
|
Wysłany:
Pon 23:48, 23 Sie 2010 |
|
Tak jest. ! Bella ma te przysłowiowe JaJa. xd
Jestem z niej dumna, a Pani Dora jest przebiegła, nie powiem, że nie.
Dziwię się też, że nie doszło do rękoczynów ze strony Bells, ale też powidziam Edwarda za ta samokontrolę, jeśli ktoś mi by tak wiciskał nie potrafiłabym być dłużna, oj na pewno niee.
Czekam oczywiście... ;P
Życzę wszystkiego. ;>
pozdr. milaa. ;*** |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Robaczek
Moderator
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 227 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 12:36, 31 Sie 2010 |
|
Dziewczyny, pięknie Wam dziękuję za komentarze i ciepłe słowa.
Jeśli chodzi o następny rozdział... Cóż, jutro zaczyna się rok szkolny. Przy okazji dodawania poprzedniego rozdziału wspomniałam, z czym to się dla mnie wiąże. Dlatego nie mam pojęcia, na kiedy zdążę przetłumaczyć następną część: może to być za dwa tygodnie, dwa miesiące albo pół roku. Naprawdę. W każdym razie raczej nie macie powodów spodziewać się aktualizacji w najbliższych dniach, ponieważ w niedzielę wyjeżdżam na prawie dwa tygodnie.
Raz jeszcze dzięki i, mam nadzieję, do rychłego przeczytania. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
magdalina
Dobry wampir
Dołączył: 25 Wrz 2009
Posty: 786 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 35 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Łódź
|
Wysłany:
Śro 14:39, 01 Wrz 2010 |
|
w zeszłym tygodniu wpadłam na ten ff - zaintrygował mnie tytuł a dlaczego? Ponieważ w dzieciństwie też rysowałam kółka na kartce w kratkę, może brzmi to jakoś naciąganie ale tak właśnie było. Były to malutkie kółeczka, które mieściły się w każdej krateczce - jedna kratka jedno kółeczko...
Wcale mi się nie wydają bohaterowie cukierkowi ani płascy czy bez wyrazu. Co do Belli widzę w niej wiele z siebie - nie wszystko bo już za stara jestem ale wiele cech. I to jej rozmarzenie... Marzy na jawie o tym co mogłoby być lub co chciałaby aby było. Też tak mam i też bardzo rzadko wychodzi ze mnie "wrzeszczący potwór" tylko i wyłącznie wtedy kiedy hmmmmmmmm "woda w szklance się przelewa"? Mam nadzieję, Robaczku że wiesz o co mi chodzi.
Co do Edwarda to ciężko mi go rozgryźć ale bardzo się cieszę, że nie ma rozdziałów pisanych z jego punktu widzenia ponieważ bardziej mogę się wczuć w skórę rozmarzonej Belli. Ja też tęsknię za dotykiem Edwarda =Roba choć nigdy go nie zaznałam ( hheheheheheh)
Mam nadzieję, że oczywiście moja ulubiona para jednak połączy się w rezultacie i jak to któraś z wcześniejszych czytelniczek napisała, albo Edward zaakceptuje rozmarzenie Belli ( a wiem, że w rzeczywistości jest to możliwe ) albo Bella leciutko zstąpi z chmur...
Tak czy siak mam jednak nadzieję Robaczku, że długo nie wytrzymasz bez tłumaczenia tej "landrynki" |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Funhouse
Nowonarodzony
Dołączył: 15 Cze 2010
Posty: 34 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks
|
Wysłany:
Czw 16:34, 02 Wrz 2010 |
|
Uwielbiam Panią Dorę.
I mam nadzieje że sprawy potoczą się tak jak myślę :)
POzdrawiam Funhouse
To jest Twój piąty komentarz, jaki czytam i wszystkie są mniej więcej tej długości, czyli prawie jednolijkowce, niewiele wnoszące dla autora, tłumacza i pozostałych czytelników.
Polecam ciekawą lekturę "jak pisać konstruktywne komentarze" i proszę pisz więcej od siebie.BB |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
little-smilee
Gość
|
Wysłany:
Śro 18:22, 15 Wrz 2010 |
|
Właśnie na trafiłam na twoje opowiadanie.
Jest bardzo ciekawe. Na pewno trochę inne.
Takiego czegoś jeszcze nie czytałam :)
Mam nadzieje, że następny rozdział niedługo się pojawi.
Pozdrawiam Nicole :) |
|
|
|
|
Robaczek
Moderator
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 227 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 19:04, 31 Gru 2010 |
|
Dziewczęta, raz jeszcze bardzo dziękuję Wam za zainteresowanie tym opowiadaniem i moim tłumaczeniem. Jak jednak przewidywałam pod koniec sierpnia: nieprędko wrócę do tego tekstu. Teraz już wiem, że najwcześniej w maju, gdy będę po maturach. (Jeśli oczywiście do tego czasu to forum nie umrze i nie będzie ziało całkowitymi pustkami, czego nie byłabym taka pewna).
Przepraszam Was, że tak bardzo rozciągam w czasie dodawanie kolejnych rozdziałów. Raczej nie jestem stworzona do regularnej, systematycznej pracy, mimo że uwielbiam tłumaczyć. Mam nadzieję, że zobaczymy się w maju!
Tymczasem chętnych zapraszam do zakończonego opowiadania Tracąc niewinność, które także tłumaczyłam. O ile w przypadku Tracąc... musiałam uporać się teraz z kilkunastoma stronami tekstu, o tyle tutaj do końca dzieli nas nieco więcej stron, mam więc nadzieję, że rozumiecie, że nie mam na to obecnie czasu.
Przepraszam i pozdrawiam
robak
PS Szczęśliwego Nowego Roku! |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Robaczek dnia Pią 19:07, 31 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Aurora Rosa
Dobry wampir
Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 54 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki
|
Wysłany:
Pon 17:11, 03 Sty 2011 |
|
Robaczku bardzo mi przykro, ze na razie nie będziesz tłumaczyć tego opo. Było takie lekkie i odprężające, że naprawdę z wielka przyjemnoscią czytałam kolejne rozdziały. I nadal nie znam powodu dziwnego zachowania Edwarda, choć monolog Alice przez telefon wiele juz wyjasnił moze znajdziesz chętną osobę do tłumaczenia dopóki sama tu nie wrócisz??
Niestety mój niemiecki leży i zdycha - po 3 latach nauki jest fatalnie.
Pozdrawiam i wracaj jak najszybciej |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Robaczek
Moderator
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 227 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 21:51, 27 Lut 2011 |
|
OD DZISIAJ KOŁA DO ŚCIĄGNIĘCIA RÓWNIEŻ W FORMACIE .PDF NA [link widoczny dla zalogowanych] (FOLDER: MOJE TŁUMACZENIA FF).
ZAPRASZAM!
Auroro, powiem szczerze, że gdybym miała komuś oddać moje tłumaczenie, to z ciężkim sercem, bo bardzo się do swoich przekładów przywiązuję (nawet jeśli tego nie widać). Mam nadzieję, że nie będzie więc konieczności przekazywania Kół w ręce innej osoby.
Rozdział dedykuję mTwil. Mam nadzieję, że wiesz, z jakiego powodu, Musiu. Dzięki za wszystko.
Za betę kłaniam się w pas AngelsDream. Bardzo Ci dziękuję za pomoc i poświęcony czas! Jesteś nieocenioną betą.
Do przeczytania, choć nie mam pojęcia kiedy. Matura...
*
ROZDZIAŁ SIÓDMY
W DRODZE DO FORKS
Obserwowałam Edwarda kątem oka; lewy łokieć oparł o opuszczoną szybę volvo, podczas gdy prawa dłoń trzymała mocno kierownicę – palce uderzały o nią w rytm sączącego się z głośników utworu. Rozluźniony, obserwował rozciągającą się przed nami drogę, a jego wargi układały się w lekki uśmiech. Chciałam wiedzieć, o czym myśli; nie miałam wątpliwości, że o czymś przyjemnym, gdyż w przeciwnym razie nie wyglądałby na takiego zadowolonego. Ale co to było?
Stwierdziłam, że zamiast zgadywać, po prostu zapytam.
– O czym myślisz?
– O niczym szczególnym, Bello – odparł Edward, a zdobiący jego twarz uśmiech momentalnie zniknął. Zabrał lewą rękę z okna i położył ją na kierownicy.
– Hmm… Jakoś w to nie wierzę… – rzuciłam pod nosem, nie odrywając od niego wzroku. Swoją wymijającą odpowiedzią jedynie rozbudził moją ciekawość; teraz koniecznie musiałam wiedzieć, co go tak zaprząta.
W momencie, w którym zacisnął zęby, zdałam sobie sprawę z tego, że po prostu nie chce mi tego powiedzieć, że coś go przed tym powstrzymuje.
Jedno z okien było otwarte, pozwalając wiatrowi bez przeszkód targać nasze włosy – grzywka wpadła mi do oczu, a Edward ze swoją nową fryzurą wyglądał niemal dziko; znowu oderwał więc lewą dłoń od kierownicy, by ją poprawić.
– W porządku, nie musisz mi mówić – zapewniłam go łagodnie, po czym zasunęłam szybę, która z cichym szumem podjeżdżała w górę, póki nie puściłam przycisku.
– Myślałem o Forks – przyznał w końcu Edward. Krótka, zwięzła i oschła odpowiedź. Wiedziałam, że nie mówi mi całej prawdy, jednak nie chciałam go już naciskać. Kiedy zamknie się w sobie, trudno cokolwiek z niego wydobyć – jak chociażby w tej chwili. Pamiętałam czasy, gdy nasze rozmowy wyglądały inaczej, gdy tworzyliśmy jeszcze parę zakochanych, dla których reszta świata mogłaby nie istnieć. Czasy, które często wspominałam i o których powrocie marzyłam.
Powoli skierowałam wzrok na krajobraz za oknem. W ciszy przypatrywałam się przelatującym obok nas domom: białym, szarym, błękitnym, różowym. Było ich coraz mniej, aż w końcu widziałam tylko łąki i lasy, same zielone przestrzenie. Zmieniając bieg, Edward przelotnie musnął palcami moją nogę, co poczułam nawet przez gruby materiał dżinsów. Zadrżałam. Zarówno moje ciało, jak i serce chciały więcej, mimo iż rozum wiedział, że na tym nasz dotyk powinien się zakończyć. I tak nie wyszłoby z tego nic dobrego.
Pragnęłam skoncentrować się na czymś innym, tak by pozbyć się Edwarda ze swojej głowy. Usiłowałam rozpoznać fragmenty krajobrazu, domy, drzewa, może ludzi, których mijaliśmy, lecz nie miało to sensu. Równie dobrze mogłabym zająć się szukaniem Marsjan za oknem. Nieustannie odpływałam myślami, wciąż zastanawiając się, dlaczego zaprzątało go Forks – miasteczko, które odwiedził zaledwie trzy razy w życiu, zawsze będąc ze mną. Stwierdził wprawdzie, że mu się tam podobało i że to piękne miejsce, to jednak wciąż nie wyjaśniało, dlaczego miałby myśleć o nim z takim uśmiechem. Chociaż bardzo zależało mi na tym, żeby to zrozumieć, nie zamierzałam znowu go wypytywać; nie chciałam, by uznał mnie za wścibską. Poza tym nie wiedziałam, jak niby miałabym zadać tego typu pytanie, żeby nie wyrwać się z nim niczym filip z konopi. Zawsze mogłam spróbować owijać w bawełnę i wydobyć to od niego podstępem.
Za dużo myślałam o tej całej sprawie, nie potrafiłam się jednak powstrzymać i skierować swoich myśli na inny tor. Kiedyś taka rozmowa nie byłaby dla mnie żadnym problemem – kiedyś. Wtedy, gdy byliśmy jeszcze razem…
*
Rozpromieniona, wtuliłam się w wełniany koc, rozkoszując się kontaktem miękkiego materiału ze skórą i widokiem odzianego wyłącznie w dżinsy Edwarda. Obserwowałam go, jak rozmawia przez telefon, stojąc w drzwiach.
– Tak, mamo… Nie… dzisiaj nie… Nie, nie mogę, naprawdę. Tak… okej… Daj mi jeszcze na chwilę Alice. W porządku, mamo. Trzymaj się.
Spojrzał w moim kierunku. Czuły uśmiech igrał na jego wargach, w jego oczach widziałam miłość. Momentalnie zrobiło mi się cieplej na sercu, a organizm zdawał się wytwarzać mnóstwo endorfin. Samym swoim uśmiechem Edward sprawiał, że zapominałam o bożym świecie; uwielbiałam to uczucie. Uwielbiałam ten uśmiech. Uwielbiałam mojego chłopaka – miał nie tylko fantastyczne ciało, ale i charakter. Nie potrafiłam wyobrazić sobie dnia bez jego dotyku, pieszczot, pocałunków, głosu. Sposób, w jaki się o mnie troszczył, to, jak mnie kochał… Był dla mnie niczym powietrze.
– Cześć, siostrzyczko.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Tak naprawdę nie znałam Alice. Wpadłyśmy na siebie przed pięcioma dniami, ale ponieważ bardzo spieszyłam się do pracy, nasze spotkanie nie trwało dłużej niż trzy minuty. Wyglądała na szczęśliwą – zadowoloną ze swojego życia i siebie samej. I choć mogła wydawać się aż nadmiernie ujmująca, zbyt uparta i przesadnie żywiołowa, Edward ją ubóstwiał. Mieli ze sobą świetny kontakt, czego jej, prawdę mówiąc, często zazdrościłam. Jasne, to rodzeństwo, nie ma niczego złego w byciu silnie związanym z własną siostrą, jednak ich wzajemne relacje wydawały się wychodzić poza zwyczajne stosunki rodzinne. Ufali sobie bezwarunkowo, rozumieli się niemal bez słów i gdyby zaszła taka konieczność, skoczyliby za sobą w ogień. Edward zwierzał się ze wszystkiego Alice, a Alice zwierzała się ze wszystkiego Edwardowi. Trudno nie nazwać tego imponującym.
Moje oczy prześliznęły się po piersi Edwarda do jego idealnej twarzy; wpatrywał się we mnie pełnym zachwytu spojrzeniem.
– Za chwilę do ciebie wrócę, skarbie, muszę tylko porozmawiać o czymś z Alice.
Przytaknęłam, owijając się szczelniej kocem i ze wzrokiem utkwionym w jego plecach, obserwowałam, jak mój ukochany oddala się w stronę sypialni. Mój. Tylko mój. Ten cudowny mężczyzna był ze mną, chciał mnie i nikogo innego – na samą myśl o tym promieniałam radością: serce biło mi jak szalone, a poczucie własnej wartości podjeżdżało gwałtownie w górę.
Przeturlałam się nieco do przodu i schyliłam po leżący na miękkim, białym dywanie pilot. Rozległo się ciche kliknięcie i już skakałam po kanałach z pewnością przesadnie drogiego plazmowego telewizora. Tak naprawdę nie zwracałam uwagi na zmieniające się programy, zastanawiając się, o czym Edward może rozmawiać z siostrą i czemu musiał z tego powodu wyjść do innego pokoju. Dlaczego nie mogłam być świadkiem ich konwersacji? Chodziło o jakąś tajemnicę? A może o jakąś ważną rodzinną sprawę… Miałam tylko nadzieję, że to nic poważnego. Szybko wyciszyłam dźwięk w telewizorze i usiłowałam wyłapać głos Edwarda. Nie rozróżniałam konkretnych słów, tylko niewyraźny pomruk, jednak wkrótce usłyszałam jego śmiech i to pozwoliło mi odetchnąć z ulgą. Z pewnością nie mogło wydarzyć się nic strasznego – gdyby tak było, nie śmiałby się tak radośnie i swobodnie.
Znowu włączyłam dźwięk i obserwowałam sprawozdanie z najnowszych wpadek celebrytów. Alkohol, narkotyki, przeróżnej maści afery. Przysłuchiwałam się temu i myślałam, jak bardzo się cieszę, że nie jestem sławna ani też nie znam nikogo na tyle popularnego. Prywatność po prostu nie istniała w tym biznesie; miliony ludzi analizowało i na dziesiątki sposobów interpretowało każdy twój ruch, każdy najmniejszy gest. Nie wyobrażałam sobie, bym potrafiła wytrzymać pod takim obstrzałem, obserwowana na każdym kroku, pozbawiona własnego życia. Brylowanie na salonach z pewnością nie było dla mnie. Dziko pstrykające aparaty, błyski reflektorów, tłumy paparazzi otaczające cię, gdy tylko chcesz wyjść z domu do sklepu za rogiem… Rozentuzjazmowani fani, którzy lubią cię nie za to, jaką jesteś osobą, bo o tym nie mają przecież pojęcia, lecz ubóstwiają i pieją peany na cześć ról, które odgrywasz, a które mylą im się z prawdziwym życiem. Ale ci ludzie, celebryci, świadomie zdecydowali się na drogę, którą kroczą – pragnąc sławy, wybrali również towarzyszący jej obłęd…
– Mhmm… O czym myślisz, maleńka? – rozlegający się tuż obok mnie aksamitny szept przerwał moje wcześniejsze rozważania. Delikatny pocałunek musnął płatek ucha, zawędrował niżej, po czym przebiegł po kości policzkowej, zostawiając na skórze lekkie ślady; zareagowałam natychmiast. Serce przyspieszyło bieg, a w żołądku poczułam przyjemne łaskotanie. Obróciłam się i uszczęśliwiona, napotkałam roziskrzone zielone oczy Edwarda – spoglądał na mnie tak, jak gdyby samym spojrzeniem chciał zapewnić o swoim uczuciu. Jedną rękę owinął wokół mojej talii, przyciągając bliżej. Był taki ciepły… Przylgnęłam do niego mocniej, chcąc poczuć więcej tego ciepła, jednak napotkałam chłodną poręcz skórzanej kanapy, która nie pozwalała mi posunąć się dalej.
Z pasją przesunęłam wargami po linii jego szczęki, zatrzymałam się na uniesionych kącikach ust, aż w końcu złączyliśmy się w pocałunku i już wiedziałam, że jestem właśnie tam, gdzie być powinnam. Poczułam, jak wargi Edwarda rozciągają się w jeszcze szerszym uśmiechu, zanim objął mnie mocniej i oddał pocałunek z czułością i namiętnością. Jego język odnalazł drogę do moich ust i gdy spotkał się z moim, drażnił go delikatnie, dopóki nie przyłączyłam się do gry. Położył mi ręce na szyi, a palce zatopił we włosach, gdy pogłębialiśmy pieszczotę, czując rosnące pożądanie.
– Coś mi tu przeszkadza… Poręcz kanapy… – wymamrotał Edward w moje usta, na co tylko przytaknęłam, niezdolna wydobyć z siebie słowa.
W kilka sekund później znajdował się na przykrytej kocem sofie i obejmując mnie ramionami, wciągnął na swoje kolana. Z uśmiechem skrzyżowałam nogi za jego plecami.
– O czym tak rozmawiałeś z siostrą? – dociekałam, odsuwając mu pojedynczy kosmyk z czoła.
– O niczym szczególnym, trochę o tym i o tamtym. – Odgarnął moje rozpuszczone włosy do tyłu i przebiegł palcami po nagiej szyi. Opuszkami sunął po karku, odnalazł obojczyk, później dekolt, na którym jego dotyk pozostawił miłe mrowienie.
– Opowiadała mi o swoim nowym chłopaku, Jasperze. Zdaje się, że to jakaś wielka miłość. Alice mówi o nim z takim uwielbieniem, że obawiam się, iż będę musiał zamienić z gościem kilka słów – ostatnią część wręcz wyburczał, tak że nie mogłam powstrzymać cichego chichotu. Jednak gdy jego oczy lekko pociemniały, zauważyłam, że mówi poważnie. Kochał swoją siostrę i nie pozwoliłby, by włos spadł jej z głowy.
– Tylko postaraj się go nie przerazić, kiedy będziecie zamieniać ze sobą tych kilka słów… – zażartowałam, a Edward uniósł brwi.
– Chodzi z Alice, więc raczej nic go już nie przerazi – stwierdził z ironicznym grymasem.
Uśmiechając się, oparłam głowę o twardą pierś. Okrył nas białym kocem i mocniej mnie przytulił. Byłam taka szczęśliwa, czując jego ciepłe ciało tuż obok mojego, wdychając jego zapach, gdy palcami przeczesywał mi włosy, nawet na chwilę nie odrywając roześmianych oczu od mojej twarzy.
– Powiedz mi, Bello, o czym myślisz?
– O tym, jak bardzo jestem z tobą szczęśliwa. Uszczęśliwiasz mnie – wyszeptałam, a jego ramiona zacieśniły swój uścisk.
– Ty też mnie uszczęśliwiasz, Bello. – Kąciki ust podjechały mu w górę, nim złożył na moich wargach kolejny czuły pocałunek.
Subtelny z początku dotyk stawał się coraz bardziej intymny, zmysłowy, żarliwy. Ukryte pod kotonowym kocem dłonie Edwarda sunęły w dół moich pleców, aż zatrzymały się na pośladkach. Nasze biodra stykały się, ciała ściśle do siebie przylegały. Czułam jego i własne rosnące pożądanie, budujące się we mnie napięcie, które sprawiało, że marzyłam o tym, byśmy byli jeszcze bliżej. Pragnęłam całować i pieścić każdy centymetr jego skóry. Chciałam go. Właśnie teraz. Owładnięta namiętnością, przywarłam do niego mocniej, gdy jego lewa dłoń znalazła się pod moją bluzką. Muskał łagodnie nagą skórę brzucha, dotykał biodra, talii. Palcami powędrował wyżej, łaskocząc mnie.
Wybuchnęłam śmiechem, kuląc się i usiłując uwolnić z jego dotyku.
– Przestań, Edwardzie, to nie fair!
Roześmiał się, ale zabrał ręce.
– Jesteś taka słodka, gdy śmiejesz się z tym seksownym wyrazem twarzy, podoba mi się to – wyznał, palcem wskazującym obrysowując moje wygięte ku górze wargi. Zostawiłam na nim pocałunek, językiem pieszcząc opuszkę.
– Rozmawiałeś z Alice o czymś jeszcze? Poza tym, że musisz przeprowadzić męską rozmowę z jej chłopakiem? – zapytałam, po cichu licząc na to, że udzieli mi satysfakcjonującej odpowiedzi. Chciałam wiedzieć, dlaczego wyszedł wtedy z pokoju.
– O niczym szczególnym…
Wysunęłam dolną wargę i wpatrywałam się w niego w milczeniu. Posłał mi rozbawione spojrzenie.
– No, już, nie obrażaj się, kwiatuszku.
– Masz przede mną tajemnice – burknęłam, a on tylko przesunął dłońmi po moich bokach i obdarzył szelmowskim uśmieszkiem.
– Cóż, skoro już do tego doszłaś… Tak, moja przybrana siostra i ja mamy potajemny romans. Dopiero co uprawialiśmy dziki seks przez telefon w drugim pokoju – zakpił. Uszczypnęłam go.
– Rodzice nie nauczyli cię, że trzeba zawsze mówić prawdę, Cullen? – drażniłam się z nim. Po jego skupionym wyrazie twarzy poznałam, że i on tylko się ze mną droczy.
– Okej, okej… Pytałem ją o coś – przyznał w końcu i obdarzywszy mnie łagodnym uśmiechem, musnął mój rozgrzany policzek.
– I co?
– To, najdroższa Isabello, jest już moją tajemnicą – powiedział, odsłaniając zęby w zwodniczym półuśmieszku. Dobrze wiedział, że nienawidzę tego imienia.
Uderzyłam go lekko w pierś, nie spodziewając się jednak, by w ogóle to poczuł. Gdy cofałam rękę, chwycił ją i ponownie przycisnął do swojego torsu, zakrywając ciepłą dłonią.
– I tak mi powiedz… Proszę…
Leciutko musnęłam jego wargi, zatrzymując się na nich na ułamek sekundy, zanim znowu się odsunęłam. Wolną ręką otoczył mi kark, chcąc przyciągnąć mnie do siebie i wrócić do ledwie zaczętego pocałunku. Uśmiechnęłam się i potrząsnęłam głową.
– Nie ma prawdy, nie ma całowania, skarbie – wyszemrałam, pieszcząc przez krótką chwilę kącik jego ust.
– Hmm… Prawdziwa z ciebie diablica, Bello – mruknął. Wyjął dłoń z moich włosów i pogładził nią szyję. Przesunąwszy palcami w dół ramienia, odnalazł moją rękę i nasze palce splotły się w uścisku.
– Po prostu powiedz – roześmiałam się. Jęknął.
– Przed tobą nie da się mieć tajemnic… nawet najmniejszych – poskarżył się Edward, po raz kolejny szukając moich ust i przewiercając mnie oczyma. Wiedziałam, o co mu chodzi. Próbował złamać mnie swoim spojrzeniem, sprawiając, że zapomnę, co chciałam z niego wyciągnąć i przestanę go wypytywać. Musiałam bardzo się starać, aby nie zejść z obranej przeze mnie ścieżki i nie dać się skusić na pocałunek, który usiłował mi ukraść.
Prędko spuściłam wzrok, unikając jego spojrzenia.
– Tak się bawić nie będziemy, Edwardzie. Dostaniesz swojego buziaka dopiero wtedy, gdy powiesz mi prawdę.
– Ale to ma być niespodzianka – westchnął. – Niespodzianka dla ciebie.
Wygięłam wargi w delikatnym uśmiechu. Niespodzianka…
– Ale… ja nie lubię niespodzianek… – zaprotestowałam. – I tak wyjdziesz na tym lepiej, jeśli powiesz mi, o co chodzi. Ja nie będę się złościć, a ty będziesz mógł mnie pocałować – wyszczerzyłam do niego zęby, pochylając głowę i znów przyciskając moje usta do jego na moment tak krótki, że sama ledwo to poczułam.
Edward zaskamlał cicho.
– Bello, zadręczysz mnie…
– Nie musi tak być… Wystarczy, że zdradzisz mi, o czym rozmawiałeś z Alice i znów będę cała twoja.
– Straszna z ciebie męczydusza, wiesz o tym?
– Nie wymigasz się, Edwardzie – zaśmiałam się.
– W porządku, dobra. Wygrałaś. W następny weekend porywam cię i jedziemy do letniego domku moich rodziców, tylko ty i ja. Pytałem Alice, czy jest wolny i czy mogłaby go trochę ogarnąć.
Nie miałam pojęcia, w jaki sposób zareagować. Serce tłukło mi się w piersi jak szalone; byłam bardzo podekscytowana. Gdy w końcu zamierzałam się odezwać, jego usta odnalazły moje i nasze języki spotkały się.
*
Wzdychając, wyglądałam przez okno samochodu, za którym drzewa zlewały się w jedną zieloną masę – Edward jechał tak szybko. Nie było szans, bym wydobyła od niego, dlaczego myślał o Forks i dlaczego wydawał się przy tym taki uszczęśliwiony. Ledwo co udawało mi się zachowywać w miarę spokojnie. Może powinnam spróbować dawniejszej sztuczki i zagrozić mu, że go nie pocałuję, jeśli nie powie mi tego, co chcę wiedzieć…
Oczywiście nie mogłam tak zrobić. Nie mogłam powiedzieć: Hej, Edward, jeśli powiesz mi prawdę, to dostaniesz buziaka. Byłoby to zagranie na poziomie podstawówki, a ja w żadnym wypadku nie chciałam ośmieszać się przed Edwardem.
– Powiedz mi, dlaczego tak marszczysz czoło, Bello? – przepiękny głos wtrącił się w moje rozmyślania. Obróciłam się ku Edwardowi, przebiegając wzrokiem po jego trzymających kierownicę dłoniach pianisty, silnych ramionach, perfekcyjnych kościach policzkowych – aż do cudownych zielonych tęczówek.
– Cały czas zastanawia mnie twoja odpowiedź i ten uśmiech. Forks nie jest w końcu na tyle fantastyczne, by wspominać je z takim wyrazem twarzy.
Edward spojrzał na mnie. Wiedziałam, że szuka czegoś w moich oczach, nie potrafiłam jednak rozpoznać jego intencji.
– Lubiłem nasze wyprawy do Forks. To, jak pokazywałaś mi swoją rodzinną miejscowość – to było piękne. Nawet jeśli zawsze powtarzasz, że jest tam za mokro, za zimno czy za zielono, wiem, że w głębi duszy kochasz to miejsce. Pokazywałaś mi je z takim zapałem, wyszukując zakamarki, które coś dla ciebie znaczą. To było naprawdę wspaniałe, Bello. Lubiłem te chwile.
Poczułam, jak na moje policzki wpełza palący rumieniec.
– Lepiej patrz na drogę, Edwardzie…
Chociaż skierował wzrok z powrotem na jezdnię, tajemniczy uśmieszek wciąż gościł na jego wargach, sprawiając, że miękły mi kolana.
– Najlepiej będzie, jeśli wysadzisz mnie przed sklepem Newtonów… Wziąłeś ze sobą książkę? Wtedy mógłbyś pójść do kawiarni i zamówić sobie jakąś kawę. To znaczy, możesz to zrobić tak czy siak, ale będziesz musiał naprawdę długo na mnie czekać… – plotłam trzy po trzy, po raz kolejny zastanawiając się, dlaczego tak bardzo chciał odwieźć mnie do Forks, wiedząc, że będzie zmuszony spędzić tu aż sześć godzin, nim skończę swoją zmianę.
– Nie zawracaj sobie mną głowy, poradzę sobie – odpowiedział Edward, ograniczając nieco prędkość. Szczupłe palce zacisnęły się na dźwigni zmiany biegów. Uśmiechnął się.
– Za chwilę będziemy na miejscu.
– Tak, wiem… – W końcu jeździłam tą trasą prawie każdego dnia, trafiłabym tu nawet z zamkniętymi oczyma.
– To dobrze, że pracujesz dzisiaj, a nie w piątek – rzucił swobodnie, niemal beztrosko, podczas gdy moje serce zamarło na ułamek sekundy.
Piątek… W piątkowy wieczór mieliśmy spotkać się z jego znajomymi w barze, po raz pierwszy pokazując się jako para małżonków… Przynajmniej tak wymyślił sobie Edward. Ale może powinnam odebrać to jako dobry znak. Skoro z taką ochotą chciał udawać, że jesteśmy parą, to kto wie, czy nie pragnął tego również w rzeczywistości, z dala od cudzych oczu? Niezależnie od uniwersytetu czy projektu… Ach, projekt. Znowu wyobrażałam sobie nie wiadomo co. Nie wybieraliśmy się do baru jako małżeństwo, ponieważ takie było życzenie Edwarda, nie. Robiliśmy to, odgrywaliśmy tę szopkę przed jego przyjaciółmi, gdyż tego wymagało od nas zadanie szkolne. Ten pomysł nie miał wiele wspólnego z jego uczuciami wobec mnie, był wyborem rozumu, nie serca. Tylko w ten sposób mogliśmy liczyć na prawdziwe reakcje ze strony postronnych obserwatorów…
Głos Edwarda ponownie wyrwał mnie z rozmyślań, jak często mu się to zdarzało.
– Bello? Wszystko w porządku? A może nie chcesz nigdzie wychodzić w piątek? Jeśli tak, to nie ma problemu. Możemy obejrzeć jakiś film w domu albo mogę pójść sam, jeśli wolisz porobić coś beze mnie.
– Nie… Jest w porządku… Pójdę… – wymamrotałam cicho, wyginając spoczywające na podołku palce. Materiał dżinsów wydawał mi się w nieprzyjemny sposób szorstki. Najwyraźniej wciąż miałam w pamięci wyobrażenie miękkiego bawełnianego koca ocierającego się o moją skórę. Znów skierowałam myśli na inny tor… Serce przyspieszyło, a po chwili wykonało niezdarnego fikołka – gdy Edward wyciągnął ku mnie prawą rękę i położył ją na moich splecionych dłoniach.
– Hej… co się dzieje? – zapytał tonem, w którym wyłapałam nutkę troski.
– Nic – wyszeptałam, czując, jak rozprostowuje moje palce i zamyka dłoń w swoją.
– Nie musisz kłamać, Bello.
Uśmiechnęłam się nieznacznie i potrząsnęłam głową.
– Wiem…
– Więc, proszę, powiedz mi, co się dzieje. Czego się obawiasz?
Na to jedno pytanie z pewnością nie mogłam mu odpowiedzieć. Albo by mnie wyśmiał, albo doszedł do całej reszty moich pokręconych rozmyślań i natychmiast zostawił samą w Forks.
– Proszę, powiedz mi – rzucił błagalnym głosem. W miejscach, których dotknął kciukiem, czułam pieczenie.
– Chodzi o piątek… o twoich przyjaciół… Co, jeśli ta totalnie sytuacja ich przerazi? Jeśli uznają, że kompletnie ci odbiło, skoro poślubiłeś swoją byłą? Wiem, że po wszystkim powiesz im prawdę, ale i tak…
Ale i tak chciałabym, żeby mieli o mnie dobre zdanie, żeby zaaprobowali widok Edwarda i mnie razem, niekoniecznie jako małżonków, ale po prostu – jako pary. Bałam się jednak, że taki obrazek raczej ich zmartwi, a Edwardowi udowodni, że w żadnym wypadku do siebie nie pasujemy. Nie pasowaliśmy, nie pasujemy i nigdy nie będziemy pasować.
Wiedziałam, że w ogóle nie powinnam myśleć o nim w taki sposób, mimo to nie potrafiłam się powstrzymać. Ta wizja powracała do mnie jak bumerang; zaanektowawszy serce, natychmiast rozpoczęła ekspansję na obszary umysłu…
– Oni cię lubią, Bello. Wiesz o tym. Proszę, nie martw się, naprawdę nie masz o co. Proszę. Kilkoro z nich przecież poznałaś, kilka razy wychodziliśmy razem… Mówię o Emmecie, Jeffie, Tanyi, Liz i George’u. Oni też tam będą, więc naprawdę nie masz się czego bać, Bello. Będziemy się świetnie bawić, uwierz mi. Dobrze?
Uścisnął moją dłoń w pokrzepiającym geście, zanim na powrót chwycił kierownicę – na chwilę przed zatrzymaniem się przed sklepem Newtonów. |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
zawasia
Dobry wampir
Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D
|
Wysłany:
Nie 22:54, 27 Lut 2011 |
|
jak dawno tego opowiadania nie czytałam
ono jest takie fajne i bardzo wpływa na emocje czytelników
a teraz sama nie wiem co myśleć
cieszyć się z Bella, smucić się, czy rozmyślać razem z nią na temat tego co było
mam nadzieje, że następny będzie szybciej
fajnie, że pokazane zostało coś z przeszłości, jak wtedy wyglądały relacje ich...
nie każ nam czekać znów tak długo, chociaż nie wiem dokładnie jak napisane już jest opowiadanie i czy masz co tłumaczyć, czy czekasz na napisanie kolejnych rozdziałów przez autorkę
gratuluje tłumaczenia i lepiej żebyś nie oddawała tego, bo wtedy tłumaczenie coś straci
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
wampiromaniaczka
Wilkołak
Dołączył: 03 Lis 2010
Posty: 241 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Oświęcim
|
Wysłany:
Pon 17:28, 28 Lut 2011 |
|
Robaczku, dziwne te Twoje "Koła", lekko psychodeliczne, ale ...sympatyczne. Bella nie byłaby sobą , gdyby wszystkiego nie przerabiała na wszystkie możliwe sposoby, więc teraz tez musi się podręczyć, bo ...lubi. Edward wykreowany przez Ciebie jest dziwny, wręcz osobliwy, ale...podniecający. Tak o ich kontaktach piszesz, ze nader przyjemnie mi się to czyta. Nie wszystkie kreacje bohaterów muszą mieć głębię psychologiczną , a tekst- wielkie ambicje literackie. TO naprawdę jest dość intrygujące. może bohaterowie za wcześnie się rozstali? O ile dobrze zrozumiałam tekst - z inicjatywy Edwarda? Sytuacja między nimi jest przedziwna..... Gdyby nie losowanie partnerów, pomyślałabym , że ten projekt to tylko przykrywka do próby nr 2! Bo na razie jest coś w stylu" chciałabym i boję się". |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
valentin
Zły wampir
Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pon 17:33, 28 Lut 2011 |
|
BARDZO CI DZIĘKUJĘ, ZA TO ŻE WRÓCIŁAŚ Z TŁUMACZENIEM!!!!!!:) :) :) :) :) :)
Zdaję sobie sprawę, że tłumaczyć nie jest tak łatwo hop siup i w pięć minut 5 stron zrobione, to też bardzo dziękuję ci za czas i chęci które w nie wkładasz
Co do rozdziału... Edward... Czyżby on miał jakiś plan w głowie? Czyżby chciał jednak odzyskać Bellę? Czy tylko świadomie, bądź nie świadomie ją mami...
Bella wciąż żyje wspomnieniami i to ją rani, bo im bardzie przypomina sobie o pięknych ciepłych chwilach, tym zimniejsza i brutalniejsza wydaje się rzeczywistość.
Fragment jej wspomnień jest taki miły taki delikatny, słodki... Ale cóż, jak na razie Dziewczyna musi się obudzić z tego letargu, byc może nieświadomie, ale sama siebie w ten sposób rani. Szkoda mi jej, szkoda jej cierpienia. powinna wziąć się w grac i pokazać Edwardowi co stracił, albo nie, mam nadzieję że i bez tego Edward o tym wie i jednak chce ją odzyskać...
Ciekawa jestem ich wspólnego wyjścia. :)
Jeszcze raz dziękuję za tłumaczenie i liczę na następny rozdział |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Robaczek
Moderator
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 227 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 18:29, 03 Mar 2011 |
|
Dziękuję za komentarze, bardzo się cieszę, że Was tu widzę, dziewczyny.
@zawasia Naprawdę mam nadzieję, że nie będziecie musiały czekać równie długo jak poprzednim razem. Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko powiedzieć, że mam za sobą (i przed sobą) dość pracowite miesiące. Im dłużej tu siedzę, tym mniej się uczę, taka jest prawda. Postaram się jednak dodać kolejny rozdział... niedługo? Na 70% pojawi się tutaj coś w tym miesiącu. Jeśli chodzi o kwiecień, czyli miesiąc przed maturami, raczej nie ma na co liczyć. W maju po maturach za to postaram się przysiąść nad Kołami porządniej.
@wampiromaniaczka Dziękuję za komentarz, jednak te słowa (np. o wykreowaniu Edwarda) należą się nie mnie, lecz autorce tekstu, Zespri. Ja, jak wskazuje [T] w temacie, jestem tłumaczką.
@valentin To ja dziękuję! Cieszę się, że się cieszysz. Fakt, strony na minutę nie przetłumaczę, wymaga to nieco czasu i cierpliwości, ale nie tyle, ile musicie zazwyczaj czekać na kolejny rozdział. Raz, że niestety z obowiązkowością i pracowitością u mnie na bakier, kajam się, dwa, że okazji po tłumaczeniu za dużo nie mam, bo za chwilę matura, jak mówiłam. Bo jak już usiądzie się do tłumaczenia i akurat trafi się na wena, to przetłumaczenie jest kwestią kilku chwil, oczywiście nie dosłownie. Zapewne nie powinnam była o tym mówić... Jednak postaram się poprawić, tak żeby było widać, że to naprawdę nie trwa pół roku.
Jeszcze raz dzięki i pozdrawiam! |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Robaczek dnia Czw 18:31, 03 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
rita
Człowiek
Dołączył: 25 Mar 2010
Posty: 51 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław
|
Wysłany:
Czw 21:36, 03 Mar 2011 |
|
Na początek mam prośbę: mianowicie mogłabyś dodawać do tematu numery rozdziałów? Przeczytałam pierwszy rozdział, a później przegapiłam kolejne aż do tego sądząc, że nic nie ma nowego... skoro nie ma informacji o tym w temacie Byłabym za to wdzięczna.
Co do samego opowiadania to jest mi żal Belli. Ciągle czuje coś do Edwarda i przez to się męczy. Mam wrażenie, że ostatecznie i tak okaże się, że on ją ciągle kocha ale... przyjemnie czyta się takie lekki opowiadania
Męczyło mnie początkowo to odpływanie myślami Belli i niesamowicie ucieszyłam się, że teraz nie jest to zbyt często i tak rozlegle opisywane. Zdaję sobie sprawę, że tłumaczysz to opowiadanie i nie mam co składać większych zażaleń do Ciebie w sprawie tekstu...no ale gdzieś muszę się wyżalić
Dodam tylko, że jestem pełna podziwu iż tłumaczysz to z języka niemieckiego. Ja zawsze byłam beznadziejna z tego języka i tylko dzięki Tobie mam okazję przeczytać to opowiadania Dlatego mam nadzieję, że nie porzucisz go! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
magdalina
Dobry wampir
Dołączył: 25 Wrz 2009
Posty: 786 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 35 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Łódź
|
Wysłany:
Pią 16:28, 04 Mar 2011 |
|
Uwielbiam, uwielbiam!!!
Bella jest tak bardzo delikatną osóbką w tym opowiadaniu ciągle marzącą o straconej miłości... A jak miała tę miłość to wciąż ją przeżywającą na nowo.
valentin tego typu dziewczyny nie są w stanie się zmienić, a jeżeli tak to na krótki okres - ewentualnie mogę udawać kogoś kim nie są. - oczywiście moim zdaniem
Bardzo mi się podobało wspomnienie Belli a raczej Edward w tym wspomnieniu, z iskierkami miłości w oczach, próbujący zachować tajemnicę i nie złoszczący się na natręctwo Belli. Choć w tym natręctwie Belka okazała się bardzo słaba - i nie chodzi tu o jej letarg. Czyżby nie ufała Edwardowi? Czemu nie pozwoliła sobie na jedną niespodziankę? Wiem wiem, nie lubi ich - ale skoro wierzyła, że Edward kocha tylko ją powinna być pewna że nie pozwoli jej cierpieć i jej skrzywdzić. Cóż może jej nieśmiałość i słaba samoocena mają coś wspólnego z tymi marzeniami na jawie?
Edward złapał Bellę za rękę!!! Yep!!! Niczym Bella miałam dreszcze i gęsią skórkę. Edwardzie co siedzi Ci w głowie? Bella zastanawiaj się zastanawiaj się Uwielbiam czytać jej przemyślenia...
Robaczku do następnego razu |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
wampiromaniaczka
Wilkołak
Dołączył: 03 Lis 2010
Posty: 241 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Oświęcim
|
Wysłany:
Pią 17:40, 04 Mar 2011 |
|
Robaczku drogi, wiem, że jesteś tłumaczką , nie autorką, ale tchnęłaś w Edwarda i Bellę polską duszę z niemieckiego tworzywa językowego. To, że możemy czytać o tym jest przecież Twoją zasługą; nie dość, że wybrałaś ten tekst właśnie, nie dość, że tłumaczysz"was ist das", to czynisz to z wdziękiem. Dziwna kreacja Eda, ale intrygująca....czekam, co dalej! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Robaczek
Moderator
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 227 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 21:34, 13 Mar 2011 |
|
Dziękuję serdecznie za komentarze. Dzięki Waszym słowom naprawdę chce się tu wracać i dalej tłumaczyć, jednak niestety nie spotkamy się ani w tym miesiącu, ani w następnym. Pisałam, że na 70% wrzucę kolejną część do końca marca, lecz nie uda mi się tego zrealizować. Do matury pozostało mi zaledwie 51 dni, mam więc nadzieję, że rozumiecie, iż Koła nie są obecnie moim priorytetem.
Do przeczytania pod koniec maja! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|