|
Autor |
Wiadomość |
Rosalie_Houston
Nowonarodzony
Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 13 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znikąd :P
|
Wysłany:
Sob 16:23, 29 Maj 2010 |
|
Nareszcie doczekałam się kolejnego rozdziału
"Pantera" to świetne opowiadanie i z miejsca je polubiłam. Mam nadzieję, że zaczniesz częściej dodawać rozdziały. Lucy jest bardzo ciekawą postacią, a przede wszystkim tajemniczą i za to, mi się podoba. A ta nić porozumienia między główną bohaterką ,a Emmettem. Też fajnie. Ogólnie Emmett jest moją ulubioną postacią w sadze pani Meyer. I bardzo dobrze ,że zamiast Belli jest Lucy. Nigdy jej nie lubiłam - jestem bardzo skromna i nieśmiała, ale mam być centrum wszechświata. Tego bardzo nie lubię w tej postaci. Chociaż komuś może się podobać.
Tekst jest bardzo ładnie napisany. Lekko się czyta ,a i błędów też nie widziałam
Pisz dalej, częściej i dłuższe rozdziały...
Pozdrawiam, Rose_H |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Phebe
Wilkołak
Dołączył: 17 Kwi 2010
Posty: 140 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sleepy Hollow
|
Wysłany:
Sob 20:18, 29 Maj 2010 |
|
Mhhh, a ja już myślałam, że coś się wyjaśni...
Ach, te babeczki!
Robi się ciekawie. Emmett i Lucy?
Wiem, wiem, nie powinnam wyciągać pochopnych wniosków, ale chyba coś jest na rzeczy, prawda?
Tajemnice mnożą się w zawrotnym tempie. La Push?
Ugh, czekam na ciąg dalszy! Weny! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
capricorn
Człowiek
Dołączył: 17 Wrz 2009
Posty: 71 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Sob 20:23, 29 Maj 2010 |
|
o nie, nie zostawiła babeczek.. :( ja bym się wkurzyła. ;p
ale tak na serio podoba mi sie to jak i co piszesz, jest lekko i przyjemnie.
mam nadzieję, że jeszcze dłuugo będziesz mieć zapał do pisania.
aa i rozdział na prawdę fajny, ale babeczek nie mogę przeboleć.
pozdrawiam. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
natzal
Człowiek
Dołączył: 20 Sty 2010
Posty: 93 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 20:42, 29 Maj 2010 |
|
Chyba jako jedyna wpadłam na pomysł, że to... siostra Emmetta ?
Z nim się dogaduje, jedna z jego sióstr miała na imię Lucy i nazwisko takie same O.O
Mam nadzieję, że nie będzie z Edziem - Pedziem >.<
Ja sama jestem za jakimś wilczkiem <333
Ogólnie całkiem spoko opowiadanie.
Miło poczytać o jakiejś innej osobie niż Belli! ^^
Błędy ignoruję, więc... xDD
Ciao! ;** |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Karen.
Zły wampir
Dołączył: 09 Sie 2009
Posty: 412 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: NYC
|
Wysłany:
Pon 17:40, 31 Maj 2010 |
|
Nie zwracam uwagi na błędy, przecinki, myślinki, ogonki. Niech inni sie tym zajmują.
A co do treści... No, jestem bardzo ciekawa. Zaintrygowała mnie historia Lucy. W ogóle podoba mi się w niej, to, że jest inna niż większość głównych bohaterek czegokolwiek. Jest twarda, nie daje sobie w kaszę dmuchać i ma poczucie humoru i do tego wszystkiego jeszcze coś z Emmettem chyba xD.
A końcówka mnie rozbroiła dosłownie "... zostawiła mnie bez babeczek...' :D Śmiałam się na głos. Dosłownie.
Soł, weny życzę, pisz dalej, bo często będę tu wpadać i sprawdzać. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Karen. dnia Pon 17:42, 31 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
salinzo
Nowonarodzony
Dołączył: 19 Maj 2010
Posty: 9 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 16:17, 18 Cze 2010 |
|
Twoja powieść mi się bardzo podoba! Marionetka widziała już gorsze opowiadania choćby moje, które kiedyś pisałam Czekam na ciąg dalszy!!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Invisse
Zły wampir
Dołączył: 19 Lip 2009
Posty: 355 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 17:27, 04 Lip 2010 |
|
Końcówka fantastyczna :D
Cześć, wracam po miesięcznej przerwie ze świadomością wielkich zaległości, które zaraz postaram się odrobić :D
Podoba mi się charakter Lucy. Taka... fajna laska I jeszcze jest w pewien sposób powiązana z Emmettem, jedną z moich ulubionych postaci z sagi.
W dodatku Em świetnie pasuje do tego ff - jest zabawny tak samo jak "Pantera" :)
No nic, powtórzę zdanie poprzedniczek, że to opowiadanie bardzo mi się podoba :D
Peace^^ |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
xxxvampirexxx
Wilkołak
Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 155 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraina Czarów ;)
|
Wysłany:
Pią 12:07, 09 Lip 2010 |
|
Invisse
Dzięki! :) Chociaż Wen uciekła i nie wiem gdzie jej szukać coś wyszło A Emmetta kocham i musiał być powiązany w znaczący sposób z tym ff :)
Dobra ludziska!
Szukam chętnych, którzy mogliby wykonać baner "Pantery".
Jeśli znajdą się takowi, to pisać na PW.
Po dłuższej przerwie jest rozdział 4. Nie wiem, kiedy będzie 5, bo wena się na mnie obraziła i uciekła. Nawet ten rozdział... myślę, że jest... No taki sobie.
I jeśli pomyślicie, że wszystko już wiecie, to muszę was rozczarować
Rozdział 4
Klapnęłam na kanapę i odchyliłam do tyłu głowę.
I co ja mam teraz zrobić bez babeczek?, pomyślałam. Przecież umrę z głodu! Zostawić mnie bez żarcia to największy grzech!
Pewnie Emily się spieszyła. Ale to było dziwne. Nigdy nie opuszczała mnie bez powiadomienia. Należała do Starszyzny i informowanie mnie o wszystkim było jej powinnością. Wychowali ją na osobę troskliwą i pomocną. Ani razu nikogo nie zawiodła. Wydawała się osobą świętą. Raczej ja tak o niej pomyślałam, gdy ją pierwszy raz ujrzałam.
Moja mama się o mnie nie martwiła. Skrzywiłam się. Kochałam ją, ale nie nadawała się na osobę wychowującą dziecko. Miała pięćset lat, gdy mnie urodziła. Chciała sobie zrobić prezent. Niczego dziwniejszego nie słyszałam. Bo jaka kobieta robi sobie na urodziny prezent w postaci dzieciaka? Tylko te umysłowo chore.
Nie była osobą miłą. Chociaż nie, potrafiła okazać uczucia, lecz tylko mnie. W stosunku do innych zachowywała się zimno jak lód. Zawsze się jej słuchałam. Tak mnie nauczono - słuchaj starszych.
Urodziłam się w 1937 roku. Dwa lata przed II wojną światową. Nie odczułam jej skutków. Moja rodzina umiała się chować. Nikt nie wiedział o naszym istnieniu. Nie licząc Volturi, innych zmiennokształtnych i teraz tych pijawek. Wszystko do dupy... Teraz oni to rozgadają i tylko czekać, aż moja mama tu przybędzie.
Zamknęłam oczy. Nie chcę, by tu przyjeżdżała. Wszystko zniszczy. Ma na mnie ogromny wpływ. Nie podważam jej rozkazów. Gdy jestem przy niej, odzywa się moja druga strona. Ta, która została skrzywdzona. Która magazynuje całą nienawiść, chcąc ją uwolnić za jednym razem, by zabolało mocniej.
Raz jedna osoba mi powiedziała, że jestem jej marionetką. Nawet nie chcę wspominać, co było dalej.
Wszystko, co z nią związane, to Gatlinburg. Tam mieszkałyśmy. Po śmierci syna jej siostry wyprowadziłyśmy się. Nie chciała tam zostać. Ja zbytnio też. Nie pamiętam miasta dobrze. W ogóle nie mogłam go widywać, aż nie stanę się tym, czym teraz jestem.
Z rozmyślań wyrwało mnie burczenie w brzuchu. Otworzyłam oczy. Nie zostało mi nic innego, jak przygotować sobie jedzenie.
Uśmiechnęłam się. To będzie najlepsza lekcja życia, jaką kiedykolwiek miałam.
Wstałam i skierowałam się do kuchni.
Nienawidzę tego pomieszczenia. Nawet nie wiedziałam, od czego mam zacząć. Nigdy nie szykowałam jedzenia. W moim dawnym domu tego nie uczono. Jedynie pokazywali, jak mamy przetrwać i się bronić. Jestem dobra w ataku. W końcu sześć lat nauki nie poszło na marne.
Westchnęłam. To będzie mój pierwszy jak i ostatni raz. Podeszłam do lodówki i ją otworzyłam. Przeczesałam wzrokiem półki. Ser, mleko, jajka, sałata i inne bzdety, które nie były mi potrzebne. Oparłam głowę o drzwiczki od lodówki. Jestem beznadziejna. Tyle produktów, a ja nie wiem, co z tym zrobić. Sięgnęłam ręką po pierwszą lepszą rzecz. Wypadło na mleko. Postawiłam je na blacie i otworzyłam szafkę. Uśmiechnęłam się. Miałam szczęście. Były tam płatki czekoladowe. Niżej, na półce, stały miski. Wzięłam jedną i nasypałam do niej płatków, które zalałam mlekiem. Oparłam ręce o blat i usiadłam na nim. Chwyciłam talerz i zaczęłam jeść.
Wiedziałam, że to długo nie zadowoli mojego żołądka. Pewnie tylko na jakieś piętnaście minut. Góra dwadzieścia. Po pięciu machnięciach łyżką nie zostało już nic. Westchnęłam. Umrę tu z głodu, pomyślałam. I to wszystko przez brak babeczek. Ślina napłynęła mi do ust na myśl o ciepłych, czekoladowych i słodkich wypiekach Emily. Raj na ziemi.
Z smutkiem zorientowałam się, że będę musiała na nie czekać aż do jutrzejszego wieczoru. Do tego czasu będę się obijać.
Chyba że odwiedzę pobratymców. Chociaż to może być jak szukanie igły w stogu siana. Nawet nie wiem, gdzie ich szukać. Ok., La Push, ale gdzie to cholerstwo jest? Mogłabym jeszcze zabłądzić i nawinąć się na pijawki. To byłoby dopiero zabawne.
Wpadnę do nich jutro, pomyślałam. Teraz mam ochotę tylko na jedno.
Dobry prysznic.
15 minut wcześniej
Emily
Gdy Lucy weszła do domu, wiedziałam, że coś się święci. Ten błysk w oku, taki sam, jak u jej mamy. Tylko ona mogła zdenerwować się na wzmiankę o wampirach.
Nienawidzi ich. Próbowałam ją kiedyś przekonać, że one czasem są inne, jak uważają. Nie takie straszne, przerażające. To uosobienie siły, która zanikła w czasach faraonów. Wtedy, gdy panowaliśmy my.
Staliśmy jak równy z równym i doradzaliśmy władcom pustyń. Można znaleźć hieroglify, na których się znajdujemy. Czasami przykuci łańcuchami, czasami wolni. Jednak to my kierowaliśmy nimi, nie odwrotnie, dopóki nie przyszły czasy średniowiecza, ale nie pora na wykład z historii. Teraz muszę się zająć wampirami, które znajdują się w moim domu. Bez nich plan nie ujrzy światła dziennego.
- Przepraszam za nią – powiedziałam szczerze. – To nie powinno się stać.
- Nie ma sprawy – odparł Carlisle. – Ma prawo nam nie ufać. Chcieliśmy tylko się dowiedzieć, kim jesteście – uśmiechnął się przepraszająco.
Był uosobieniem spokoju. Taki opanowany. Widać, że polegają na nim. Swoim darem mógłby zażegnać wiele konfliktów, zwłaszcza naszego gatunku.
- Może za nią pójdę? – spytał Emmett. Chyba tak miał na imię?
- Emmett! – krzyknęła na niego wampirzyca o blond włosach. Była piękna. Prawie tak piękna, jak siostra matki Lucy.
- Przestań, Rose – odezwał się Carlisle. – Może iść.
- Ale...
- Zaraz wrócę. – I już go nie było. Wybiegł, trzaskając drzwiami. Uśmiechnęłam się.
Był tak podobny do niej. Do swojej matki. Gdyby mogła go zobaczyć... Wszystko by się skończyło. Nie byłoby tego całego planowania, jak „nawrócić” Lucy. Chciałabym ujrzeć ich razem. Wreszcie pokój między zwaśnionymi od lat rasami.
- Dla mnie to nie kłopot – rzekłam spokojnym głosem. – Lucy może jest wybuchowa, ale potrafi być miła.
Na to stwierdzenie wampir o rudych włosach prychnął. Za to on był z nich najdziwniejszy. Posiadał bardzo potężny dar. Czytanie w myślach. Nigdy, przez pięćset lat, odkąd żyję, nie widziałam czegoś takiego. Chociaż byłam na wszystkich kontynentach, widziałam dużo rzeczy, których istnienia nikt nie podejrzewa, właśnie to mnie najbardziej zaintrygowało. Pewnie był dla Volturi cenny. Dziwię się, że aż tak długo Cullenowie mają go w swoich szeregach. Królewska rodzina wampirza mogła już dawno go zwerbować. Musiał kochać swoich towarzyszy.
- Może przejdziemy od razu do rzeczy? – spytał Carlisle.
- Tak – przytaknęłam. – Nie lubię bawić się w podchody – uśmiechnęłam się.
- Więc...
- Może ja zacznę? – przerwałam mu. – Tak będzie szybciej.
- Ależ oczywiście. Jeśli taka twoja wola.
- Tylko muszę trochę zmodyfikować moją historię, bo jak wiecie, Lucy nie zgodziła się, by jej przeszłość była waszą sprawą. Musicie mnie zrozumieć – spojrzałam na nich wyczekująco, spodziewając się jakieś odpowiedzi. Gdy wszyscy pokiwali głową na znak, że się zgadzają, zaczęłam moją historię.
- Trzeba zacząć od początku naszego powstania. Kiedyś nie nazywali nas zmiennokształtnymi. To unowocześniona nazwa shapeshifter. W najprostszym znaczeniu, jest, gdy ma się możliwość zmiany wyglądu. (Pardon, nie rozumiem tego zdania… M.) Byliśmy znani już za czasów bogów olimpijskich. – Zauważyłam ich niedowierzający wyraz twarzy. – Tak. Zeus, Posejdon czy też Hades istnieli. Uważamy za naszą stworzycielkę Atenę. To ona zmieniła Arachne w pająka. Oczywiście wielu się temu sprzeciwiało i nawet wybuchały zamieszki, jednak nie zmieniono tego. Żyliśmy w spokoju, aż nie nadszedł czas średniowiecza. To wtedy wampiry ujawniły się w świecie Nocy. Jak wiecie, nie pałaliśmy do siebie głębszymi uczuciami. Żyliśmy razem, bo tak było bezpieczniej dla ludzi. Wiadomo, że czasem wybuchały walki między naszymi rasami, ale udało nam się je zatuszować. Jednak zmiennokształtnym to nie wystarczało. Musicie wiedzieć, że jesteśmy bardzo porywczą rasą. Pragniemy mieć kontrolę nad wszystkim, a wy, wampiry, nam to utrudnialiście. Za rodzinę królewską zmiennokształtnych uważa się familię McCarthy. Przez wieki prowadziła nas do zwycięstwa i nigdy nie podważano ich panowania. Byli zbyt nieosiągalni dla innych. Mieli jedną zasadę: stworzenie, które nie posiada serca, musi zostać usunięte. Jak myślicie, na kogo wypadło? – Nie czekając na odpowiedź, kontynuowałam: – Na was. Wampirzą rasę. Pojawiliście się na początku średniowiecza i wybito was prawie co do jednego pod koniec tej epoki. Jednak paru przetrwało i, jak widać, dobrze się trzymacie. Po stu latach od czasu waszego ,,zniknięcia” powróciliście. Powstała wtedy wampirza rodzina królewska. Volturi. Był to dla nas wielki szok. Rasa, którą, jak myśleliśmy, zniszczyliśmy, powróciła z nową siłą. Jednak ludzie zaczęli plotkować o dziwnych zwierzętach, które posiadają ludzkie oczy. Kolejna wojna z wampirami mogła doprowadzić do ujawnienia prawdy o nas. Więc postanowiliśmy zawrzeć z tą rasą coś na rodzaj pokoju. Głównym punktem miało być zero wojen i chronienie naszej tajemnicy. Jak zauważyliście, to sprawa życia i śmierci. Od tego czasu nie wchodzimy sobie w drogę. Żyjemy tak, jakbyśmy w ogóle dla siebie nie istnieli. I to się sprawdza – kończąc, z niedowierzaniem zauważyłam, że wszystkie wampiry siedzą i patrzą na mnie z otwartą buzią.
Jako pierwszy otrząsnął się Carlisle. Spodziewałam się tego po nim. Jako przedstawiciel swojej rodziny powinien być przyszykowany na takie informacje. Jednak, jak widać, Volturi dobrze chroniło tajemnicę. Nawet przed swoim gatunkiem.
- Fascynujące – skomentował to jednym słowem. Uśmiechnęłam się do niego. – Ale to nie koniec twojej opowieści?
- Oczywiście, że nie. Musiałam troszkę ominąć niektóre fragmenty. Teraz wypadałoby powiedzieć coś o sobie.
Spojrzałam na ich twarze i zaśmiałam się w duchu na zniecierpliwiony wyraz twarzy, który na nich widniał.
- Nazywam się Emily Rosmel. Jestem zmiennokształtną i mam pięćset dwa lata.
- Ja pierdolę... – wyrwało się blondwłosej wampirzycy.
- Rose! – upomniała ją Esme.
Uśmiechnęłam się do niej i kontynuowałam dalej.
- Żebyście zrozumieli nasz gatunek, musicie wiedzieć, że zmieniamy się w zwierzęta. Wilki, jastrzębie, lwy, jaguary i tak dalej. We wszystko. Jednak jest jeden warunek. Trzeba najpierw pokonać zwierzę. Żeby to bardziej sprecyzować, trzeba wiedzieć, że każdy klan ma swojego przedstawiciela. Jedni niedźwiedzia, inni wilka. Na przykład Indianie. W ich genach jest zapisany kod genetyczny wilka. Ujawnia się on w czasie zagrożenia jego gatunku. Indianie to podrzędny klan, który nie liczy sobie więcej niż pięć osobników. Rosną w siłę, gdy ich liczebność wzrasta. Trudniej jest w bardziej znaczących klanach. Oni kierują się historią i dziedzictwem. Wiemy, że pierwsza kobieta miała siedemnaście, a mężczyzna dwadzieścia lat, gdy zmienili swoją postać. Więc stworzono tradycję. Żaden członek klanu nie wie o swoim pochodzeniu i możliwościach, aż nie osiągnie danego wieku. Wtedy wysyła się ich do lasu i stawia do walki między zwierzęciem. Jeśli zdoła się przemienić i pokonać przeciwnika może wrócić do domu, ale gdy tego nie zrobi, zostawia się ich na pastwę losu. Najczęściej umierają – tak myślałam do teraz, dodałam w myślach. – Jeśli przegrywają, znaczy, że nie byli godni noszenia nazwiska swojego klanu.
- Lucy ma nazwisko McCarthy – przerwał mi Edward.
Spojrzałam na niego rozbawiona. Dziwne, że dopiero teraz to zauważyli. Chyba nie są dobrymi słuchaczami.
- Tak – potwierdziłam.
- Więc ona jest...
- Nie mogę powiedzieć – przerwałam mu - Jak pamiętacie Lucy zakazała mi wyjawiać jej tajemnice. Możecie tylko i wyłącznie sami się domyślać.
- Ależ oczywiście – odezwał się Carlisle.
- To jest okropne! – krzyknęła Esme. –Tak traktować dzieci.
Spojrzałam na nią i zrobiło mi się jej żal. Też tak uważałam, jednak nie można tego ot tak zmienić. Tylko władca może coś zmodyfikować w prawie.
- Wiem – westchnęłam. – Przez tę tradycję Lucy jest, jaka jest. Twarde reguły to nasz znak spostrzegawczy. Nie sprzeciwimy się postanowieniu władcy.
- Ale dlaczego jesteś taka stara? – wypaliła Rose.
Uśmiechnęłam się do niej. Była bardzo szczera, co mogło jej przysporzyć kłopotów w przyszłości. Dogadałaby się z Lucy.
- To już inna historia – westchnęłam na bolesne wspomnienie. – Wszystko działo się jakieś... pięćdziesiąt lat temu. Miałam męża od około dwustu lat. Bardzo się kochaliśmy. Istnieje nawet legenda, że zmiennokształtny zakochuje się tylko raz. Nie wiadomo, czy to prawda. Nie zostało to potwierdzone. Wracając do rzeczy. Wraz z mężem nie nienawidziliśmy wampirów. Od dawna było słychać o krwiopijcach, którzy zabijają nie ludzi, ale zwierzęta. Naszego władcę to zdenerwowało. Traktował ludzi i zwierzęta jak równe sobie. Wybuchła wtedy kłótnia, czy nie pozabijać was, wegetarian – uśmiechnęłam się smutno. – Król nie tolerował sprzeciwu. Jednak mój mąż wstawił się za wami. Ja także chciałam, ale mnie nie pozwolił. Nie było wiadomo, jak wszyscy na to zareagują. Nasza rodzina miała wielki wpływ. Należeliśmy do Starszyzny.
- Co to jest Starszyzna? – wtrącił Carlisle.
- Nie mogę tego wyjaśnić. Wyjawianie wam tajemnic, których możecie użyć przeciwko nam, jest zakazane.
Uśmiechnęłam się przepraszająco. Wiem, że nie zrobiliby tego. Nie miałam pojęcia, dlaczego tak uważałam, ale to czułam.
- Mówiąc dalej... To było wielkim zaskoczeniem, że ktoś wstawił się za wampirami. A już sprzeciwianie się władcy – pokręciłam głową – było karane śmiercią. Jednak wielu poszło za przykładem tak ważnej osoby, jaką był mój mąż. Władca pod presją innych zgodził się i nie zabił was, wegetarian. Ale – mój głos się załamał. To wszystko było dla mnie bolesne. Nawet po pięćdziesięciu latach. – Ci, którzy się sprzeciwili się władcy, zostali zabici. W tym mój mąż.
- Jeśli to dla ciebie trudne, nie musisz tego mówić – powiedział Carlisle.
Uśmiechnęłam się do niego.
- Nie, jest dobrze – zaprzeczyłam. – Wracając do pytania Rose. My nie starzejemy się. Chyba że nie będziemy się przemieniać. To jest jedyny warunek. Od śmierci mojego męża poprzysięgłam sobie, że już nigdy się nie zmienię. I, jak widać – wskazałam sama na siebie – to działa.
- Bardzo nam przykro i chcieli... – zaczęła mówić Esme, ale przerwał jej budzik.
- Och! To już ta godzina? – spytałam sama siebie zakłopotana. Gdzie minął mi ten czas? – Bardzo was przepraszam, ale muszę wyjechać i to teraz, by nie spóźnić się na samolot.
- Ależ oczywiście – powiedział Carlisle. – Było mi miło cię poznać i mam nadzieję, że zostaniemy przyjaciółmi. – Wyciągnął do mnie rękę, którą uścisnęłam bez chwili zastanowienia. Potem podeszła Esme, uścisnąwszy mnie. Była bardzo miłą osobą. Reszta ich przybranych dzieci kiwnęła głową i wyszła.
Patrzyłam, jak biegną w stronę lasu i przypomniałam sobie o Lucy.
- Cholera!
Wyszłam z domu i zawołałam.
- Lucy! Do domu!
Weszłam do środka, wzięłam torebkę i gotowa do wyjścia skierowałam się w stronę drzwi.
Słyszałam bieg Lucy. Po tak długim życiu mam wyczulony słuch. Był potrzebny do walki. Nie chciałam jej spotkać. Zadawałaby niepotrzebne pytania, na które nie ma odpowiedzi. Sama nawet nie wiem, czy mi się uda. Spojrzałam na stolik. Leżała tam kartka.
Westchnęłam. Wyjęłam z torebki długopis i napisałam szybko, że wrócę jutro wieczorem i ma iść do szkoły. Po głębszym zastanowieniu dodałam, że nasi pobratyńcy mieszkają w La Push. Dzięki nim powinna trzymać się przez jeden dzień z daleka od kłopotów. Zgięłam zwitek papieru i położyłam na stolik. Wybiegłam z domu, już pewnie mocno spóźniona i skierowałam się w stronę lotniska. To będzie ciężki dzień, pomyślałam.[/i] |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez xxxvampirexxx dnia Pią 12:11, 09 Lip 2010, w całości zmieniany 4 razy
|
|
|
|
Rosalie_Houston
Nowonarodzony
Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 13 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znikąd :P
|
Wysłany:
Pią 21:57, 09 Lip 2010 |
|
To był bardzo interesujący odcinek mimo ,iż narzekasz na brak weny. Skoro tak Ci idzie bez natchnienia to ciekawy jakie dzieła tworzysz z nim
Muszę przyznać ,że ta notka jedynie zwiększyła moje zainteresowanie "Panterą". Tekst przeczytałam bardzo szybko, ale dokładnie. Błędów ortograficznych nie zauważyłam ,a interpunkcja nie jest moją mocną stroną.
Błagam na kolanach:
Dodaj szybciej następny odcinek. Bo opowiadanie to, prawdziwy skarb ,z którego forum powinno być dumne
Liczę na to ,że bardzo szybko zaspokoisz moją ciekawość dotyczącą losów Lucy i Emmett'a . Życzę łaskawszej Weny Rosie_H |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Rosalie_Houston dnia Pią 21:57, 09 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
xxxvampirexxx
Wilkołak
Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 155 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraina Czarów ;)
|
Wysłany:
Czw 12:32, 05 Sie 2010 |
|
Rosalie_Houston
Jest mi bardzo miło Mam już w głowie, co i jak, ale ciężko przelać, to na 'papier'. Następny rozdział nie wiem, kiedy, ale może coś koło 1 tygodnia będzie, jeśli beta wróci.
Zawieszam.
Nie wiem, kiedy wrócę... |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez xxxvampirexxx dnia Czw 12:32, 05 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
MIsia0712
Nowonarodzony
Dołączył: 08 Maj 2011
Posty: 13 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Nowa Ruda
|
Wysłany:
Nie 15:27, 25 Wrz 2011 |
|
To jest po prostu zarąbiste. Em... chciała bym przeczytać więcej ale ... jak widać ni ma. Jest mi cholernie przykro, że nie mogę tego zrobić. Proszę o więcej rozdziałów. :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|