FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Życie na wspak [T] [NZ] [+18] Rozdział 5 - 29.07.10 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
syntia
Dobry wampir



Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 690
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 44 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Charming.

PostWysłany: Wto 16:03, 18 Sie 2009 Powrót do góry

Hej :) Postanowiłam przetłumaczyć jedno z moich ulubionych opowiadań. Początkowe rozdziały są krótkie, więc i kolejne aktualizacje powinny ukazywać się stosunkowo szybko. Mam nadzieję, że Życie na wspak znajdzie kilku czytelników Wink

Autorka: Ciaobella27
Tytuł: Życie na wspak (ang. Living Backwards)
Link do oryginału: [link widoczny dla zalogowanych]
Humor/Romans [AU] [AH] [OOC] [+18]
Opis: W wieku dwudziestu siedmiu lat Bella nie jest już cichą i nieśmiałą dziewczyną, którą była w ogólniaku. Po uderzeniu w głowę i utracie przytomności niespodziewanie powraca do 1999 roku, gdy uczęszcza jeszcze do ostatniej klasy szkoły średniej. Jak może odtworzyć właściwy bieg historii, skoro nie jest już Tą Bellą?
Dodatki:
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

Image

Tłumaczka: syntia
Link do tłumaczenia (plik PDF):
[link widoczny dla zalogowanych]


Życie na wspak

– Nie rozumiem – rzekła Alicja. – To strasznie zawiłe.

– To skutek życia na wspak – łagodnie wyjaśniła Królowa. – Od tego zawsze na początku trochę kręci się w głowie…

– Życie na wspak? – powtórzyła ze zdumieniem Alicja. – Nigdy o czymś takim nie słyszałam!

– …ale ma to jedną wielką zaletę: że pamięć funkcjonuje w obie strony.

– Moja na pewno działa tylko w jedną stronę – zauważyła Alicja. – Nie pamiętam tego, co się jeszcze nie stało.

– To masz kiepską pamięć, jeżeli działa tylko wstecz! – oświadczyła Królowa.

– A Wasza Królewska Mość jakie rzeczy pamięta najlepiej? – ośmieliła się spytać Alicja.

– Ja najlepiej pamiętam to, co zdarzyło się w tygodniu, który nastąpi po najbliższym – odpowiedziała niedbale Królowa. – Na przykład teraz – ciągnęła, umieszczając sobie duży kawał plastra na palcu – Królewskiego Gońca, który odsiaduje karę w więzieniu; a proces zacznie się dopiero w przyszłą środę; a przestępstwo popełni oczywiście na samym końcu.

– A jeżeli go nie popełni? – spytała Alicja.

– To tym lepiej, no nie? – odparła Królowa (…).


Lewis Carroll Po drugiej stronie lustra; przełożył Robert Stiller


1. FACEBOOK

~ Bella

Nienawidziłam Facebooka*. Przypominał mi o zabawie, której nie miałam okazji doświadczyć w szkole średniej. Przyglądając się liście ostatnich aktywności innych użytkowników, zobaczyłam, że Tyler Crowley zamęcza naszą klasę z ogólniaka swoją głupią notką Dwadzieścia pięć rzeczy o mnie.

Dlaczego powinnam się tym zainteresować, Tyler? Nie widziałam twojej uroczej osoby od dziesięciu lat i nawet wtedy prawie cię nie znałam. Bez cienia wątpliwości mogę więc powiedzieć: nie obchodzi mnie to, że jesteś kiepskim kierowcą i już dwa razy o mało co nie straciłeś prawa jazdy. Mam gdzieś, że poszedłeś na Comic–Con* i sikałeś do pisuaru tuż obok Jossa Whedona. Jeżeli Joss nie zmierza regularnie informować cię o przyszłych zdarzeniach w The Dollhouse*, możesz po prostu zniknąć.

Z własnej woli nigdy nie utworzyłabym profilu, ale Brandon postanowiła mnie do tego zmusić. W końcu uległam namowom przyjaciółki i nie stało się to przez minę zagubionego psiaka czy zdolności perswazyjne Alice. Ta dziewczyna była dla mnie cholernie ważna i jeżeli o coś prosiła, zazwyczaj spełniałam jej życzenie. Często jednak zapominała, że moje wspomnienia z ogólniaka różniły się od tych, które sama zachowała. Chodziłyśmy do jednej szkoły, ale nie obracałyśmy się w podobnych kręgach. Cóż, tak naprawdę nie obracałam się w żadnym kręgu.

W ogóle się nie obracam. Zawsze byłam śmiesznie nieskoordynowana.

Gdyby ktoś zapytał kilku moich szkolnych znajomych o Bellę Swan, z pewnością powiedzieliby coś w stylu: „Była bardzo miłą dziewczyną”, „Wydawała się cicha i naprawdę mądra” albo „To chyba ta, która kiedyś zwymiotowała na moje buty podczas WF-u”. Nie wiedzieliby, co mówić, ale to nie miało znaczenia. W końcu niewiele łączyło mnie z osobą, którą byłam w ogólniaku. Zostawiłam ją w szkolnej bibliotece, jedzącą w samotności lunch i gawędzącą z panią wypożyczającą uczniom książki. Wybierałam się na New York University* i moja rzeczywistość miała szybko ulec zmianie.

W trakcie letniego programu orientacyjnego dla pierwszorocznych przypadkiem wpadłam na Alice. Dosłownie wpadłam. Przechadzałam się po kampusie, marząc o pierwszych zajęciach na dziennikarstwie jako przedmiocie kierunkowym oraz wyobrażając sobie, że jestem kolejną Christiane Amanpour*. Wtedy omal nie przeszłam po – jak mi się na początku wydawało – małym dziecku. Mój plecak i papiery poszybowały w górę, a ja uderzyłam tyłkiem o twarde podłoże.

– Bella? – zawołała Alice. – Co tutaj robisz? Idziesz na NYU?! O mój Boże! – Skrzywiłam się, czując dotkliwy ból w pośladkach, a następnie podniosłam wzrok.

Alice Brandon? Uczęszczając z nią do tej samej szkoły przez cztery lata, czasami mówiłam jej „cześć” w hallu, kafeterii czy na korytarzu, ale nigdy nie łączyło nas coś, co choćby w jednej setnej przypominało przyjaźń. W ostatniej klasie miałyśmy razem zajęcia z literatury światowej. Brandon była wyjątkowo energiczna, a także niezwykle silna osobowościowo jak na tak małą, niepozorną istotkę. Z jej niewielkim nosem oraz krótko przyciętym, stylowym bobem przypominała mi bardziej postać z kreskówki niż realną osobę.

– Cześć, Alice – wyjąkałam. – Nie wiedziałam, że będzie tutaj ktoś z Forks. Potrzebowałam małej zmiany otoczenia.

– Bella, to fantastycznie! Nie masz jeszcze przydzielonego pokoju, prawda? Musisz zamieszkać ze mną i Rosalie.

Czy ona mówiła poważnie? Rosalie Hale była amazonką. Wysoka, piękna i dzika; ideał z długimi, falującymi puklami, podobnymi do tych, jakie widuje się w reklamach szamponów i farb do włosów. Jako dziecko marzyłam o takiej perfekcyjnej fryzurze. Rosalie była oszałamiająca, ale cholernie mnie przerażała. Chociaż każdy chłopak w naszej klasie zdawał się tracić nad sobą kontrolę w jej obecności, Rose nie zauważała ich dziwnego zachowania albo je zwyczajnie ignorowała. Właściwie to sprawiała wrażenie osoby, która zawsze chciała skopać komuś tyłek. Ale jeżeli naprawdę pragnęłam zmiany otoczenia, musiałam zacząć rozmawiać z rówieśnikami, niezależnie od tego, jak bardzo wydawali mi się straszni. Przystałam więc na propozycję Alice i postanowiłam zadbać o to, aby Rosalie nigdy nie miała okazji skopać mojego tyłka.

Od początku było coś szczególnego w naszej przyjaźni. Razem tworzyłyśmy prostą, bezkonfliktową i naturalną mieszankę różnych osobowości. Szkoda, że nie zauważyłam tego w szkole średniej. Czasem wydawało mi się, że było nam przeznaczone zostać przyjaciółkami. Alice zawsze umiała zrozumieć moje bzdurne problemy i natychmiast poprawiała mi nastrój. Rosalie, ta dzika amazonka, stała się niezawodnym kompasem przeprowadzającym mnie przez najgorsze kłopoty. Była moją opoką. Po ukończeniu studiów, uzbrojone w świeżo zdobyte stopnie naukowe, wróciłyśmy do stanu Waszyngton i zamieszkałyśmy w Seattle. Alice spędzała długie godziny na prowadzeniu firmy designerskiej, którą założyła wspólnie z dawną koleżanką z ogólniaka, Tanyą Denali, Rose zajęła się pisaniem artykułów w lokalnej gazecie motoryzacyjnej, a ja wyszukiwałam i sprawdzałam fakty dla programu informacyjnego stacji radiowej KIRO 7.

Patrząc wstecz, trudno uwierzyć, że udało mi się przetrwać tyle lat bez wsparcia Alice i Rosalie. Spotkanie tej pierwszej na dziedzińcu naszej wspólnej uczelni kompletnie zmieniło moje życie. Miało to miejsce w czerwcu, niedługo po skończeniu ogólniaka. Często zastanawiałam się, jak wyglądałby mój czas spędzony w szkole średniej, gdybym już wtedy się z nimi zaprzyjaźniła. Pewnie nigdy nie przeszłabym na „ty” z bibliotekarką.

Judy była wspaniała, a jej przyjaciele z Klubu Książkowego bardzo mili… Ale niestety także nieco podstarzali.

Z pewnością nie musiałabym płacić kar pieniężnych za przetrzymywanie książek z biblioteki i zyskałabym wspomnienia ze szkolnych imprez, randek oraz balów maturalnych.

Ostatnio Alice majsterkowała przy przeklętym Facebooku, najwyraźniej postanawiając utrudnić mi życie. Zdecydowała, że chce spotkać się z dawnymi kolegami i koleżankami z klasy. Odnowiła kontakty przez cholerny Internet. Powiedziała mi o swoich planach w zeszłym tygodniu, a ja nagle poczułam palącą potrzebę, by schować się w najbliższej czytelni.

– Bella, nie rozumiem, dlaczego nie podoba ci się mój pomysł. Teraz masz nas. I to jest twoja szansa, by pokazać tym wszystkim ludziom, którzy nie mieli okazji poznać cię w szkole, że jesteś świetną osobą. Poza tym znowu pooglądamy sobie rekonstrukcję Lauren Mallory.

Najwyraźniej popełniłam grzech śmiertelny, dąsając się z powodu zapowiedzianego przez Alice zjazdu, a naśmiewanie się z cudzego nieszczęścia było bardzo dojrzałym, współczującym i w pełni uzasadnionym zachowaniem.

Kogo ja chcę oszukać? Przecież to przekomiczne, że po spartaczonej operacji sutki Lauren są dziwnie zakrzywione. Ta asymetria niemal hipnotyzuje. Czasem mam wrażenie, że jeżeli będę patrzeć się na nie dostatecznie długo, może wrócą do prawidłowej pozycji. Nieczęsto przyglądam się cudzym piersiom, ale akurat te są zniekształcone i ponieważ ich właścicielka jest suką, nie mogę odnaleźć w sobie choćby cienia współczucia.

– Owszem, wpadam w euforię na myśl o ponownym spotkaniu ze schrzanionymi cyckami Lauren, ale to nie wystarczy, abym zaczęła się cieszyć z uczestnictwa w tym głupim zjeździe. Tam będzie mnóstwo ludzi, których ledwo co znam. Na serio, Alice! Nawet Joan nie pomoże w takiej sytuacji.

Joan. Piękna, pokryta oślepiająco różowymi kryształkami piersiówka, którą Alice podarowała mi na dwudzieste pierwsze urodziny. Moja duma i radość. Alice ochrzciła ją imieniem Joan zaraz po tym, jak przyłapała nas razem w moim pokoju, gdy zaciekle się o coś wykłócałyśmy. Sprzeczka ta miała miejsce w czasie szczególnie męczącego wieczoru z Captainem Morganem*. Wtedy okazało się, że – podobnie jak Joan of Arc* – słyszę głosy. Tyle że moje wyimaginowane dźwięki były wywołane przez alkohol i pochodziły z całkowicie nieruchomego obiektu.

Daj spokój, Bella, zasługujesz na przerwę. No dalej, Bella, przecież wiesz, że wiesz, że jest słodziutki. Nie ociągaj się, Bella, kochasz tę piosenkę. No już, Bella, świetnie się zabawimy.

To była jedna z tych studenckich imprez, podczas których ludzie wlewają w siebie litry różnych alkoholów. Tamtego wieczoru niemal rzuciłam się na chłopaka chodzącego ze mną na zajęcia z filozofii, a następnie zaczęłam tańczyć na stole, by po chwili z niego spaść i skręcić kostkę. Dzięki uprzejmości dwóch dziwaków – realnych odpowiedników Beavisa i Buttheada* – zostałam bezpiecznie odholowana do własnego mieszkania, które dzieliłam z Rosalie i Alice. Gdy ta ostatnia wróciła do domu, zastała mnie na kanapie w salonie, dąsającą się i niezdarnie opatrującą kostkę.

– To nie moja wina, Alice! – warknęłam, widząc jej pobłażliwe spojrzenie. – To ona chciała bliżej poznać Masena – wyjaśniłam, wskazując na różową piersiówkę, po czym podniosłam Joan do ust i wzięłam z niej dużego łyka. – Czy ty w ogóle widziałaś tego chłopaka? Grzeszny.

Potrząsnęłam głową, myśląc o tym, że facet był wiecznie rozczochrany i zawsze wyglądał na gotowego do akcji.

– Bella, skarbie, to świetnie, że próbujesz wyluzować i korzystasz z życia. Naprawdę, cieszę się twoim szczęściem – zaczęła ostrożnie. – Ale musisz przestać słuchać swojej piersiówki, jeżeli znowu zacznie do ciebie mówić. Gadające piersiówki nie są fajne. Okej?

Ale w rzeczywistości bawiłam się znacznie lepiej, gdy Joan wpędzała mnie w kłopoty. Zbyt wiele czasu spędziłam na chowaniu się przed innymi ludźmi. W końcu zapragnęłam chodzić na imprezy, chciałam tańczyć i całować ładnych chłopców. Joan pomogła mi zapomnieć o cichej dziewczynie, która samotnie jadła lunch w bibliotece; dzięki mojej różowej przyjaciółce odnalazłam nową siebie, czarującą kobietę z małą słabością do napojów wysokoprocentowych.

To był pomysł Joan, by pójść na tamtą imprezę. Daj spokój, Bella, zasługujesz na przerwę. To był pomysł Joan, by skoczyć na Roba Masena i wepchnąć mu język do gardła. No dalej, Bella, przecież wiesz, że wiesz, że jest słodziutki. To był pomysł Joan, by zatańczyć na stole. Nie ociągaj się, Bella, kochasz tę piosenkę. I to był pomysł Joan, by powiedzieć Buttheadowi, że pójdę z nim na randkę w następny weekend. No już, Bella, świetnie się zabawimy.

Ostatnia rada była zdecydowanie niewłaściwa. Nie bawiłam się świetnie.

Nawet teraz, kilka lat później, Joan nadal ubezpieczała moje tyły. Nieprzyjemne zadanie w pracy? Zaufana piersiówka w torebce. Nudna dyskusja z Alice na temat dekoracji wnętrz? Piersiówka w torebce. Prezentacje nowych modeli ulubionych samochodów Rosalie? Piersiówka w torebce. Nie, Joan prawie nigdy nic nie mówiła, ale zawsze mnie słyszała, gdy jej potrzebowałam.

Siedząc przy komputerze i popijając wino z kieliszka – Joan miała jednodniowy urlop – przejrzałam własny profil na Facebooku. Lauren Mallory zaprosiła mnie do znajomych, a w skrzynce odbiorczej znalazłam od niej wiadomość.

Cześć, Bella! Dowiedziałam się, że będziesz na naszym małym spotkaniu klasowym w tę sobotę. Całkowicie zapomniałam, że chodziłaś z nami do ogólniaka. Czy to nie głupie!? Zawsze myślę o Tobie jako współlokatorce Alice i Rosalie. Jestem pewna, że znajdziemy trochę czasu, aby poplotkować na zjeździe. Całuski.

Boże, nienawidziłam tego pieprzonego Facebooka.


Wyjaśnienia:
* Facebook – serwis społecznościowy przeznaczony między innymi dla uczniów szkół średnich i studentów szkół wyższych. W ramach serwisu zarejestrowani użytkownicy mogą odszukiwać i kontynuować szkolne znajomości oraz dzielić się wiadomościami i zdjęciami.
* Comic–Con – impreza poświecona serialowi, filmowi lub grze, zorganizowana dla fanów i zapowiadająca kolejny sezon lub część produkcji.
* The Dollhouse – popularny serial w USA, stworzony przez Jossa Whedona.
* New York University – szkoła wyższa w Nowym Jorku, zazwyczaj określana skrótem NYU.
* Christiane Amanpour – główna korespondentka ds. międzynarodowych CNN.
* Captain Morgan – marka rumu, nazwana po siedemnastowiecznym armatorze z Walii, Henrym Morganie.
* Joan of Arc (pol. Joanna d’Arc) – bohaterka narodowa Francji, żyjąca w piętnastym wieku; od trzynastego roku życia miała wizje i słyszała „głosy niebiańskie”, wzywające ją do ratowania ojczyzny.
* Beavis i Butthead – bohaterowie amerykańskiej kreskówki; większość czasu spędzają na siedzeniu przed telewizorem i jedzeniu nachos ([link widoczny dla zalogowanych]).


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez syntia dnia Czw 12:21, 29 Lip 2010, w całości zmieniany 15 razy
Zobacz profil autora
Prudence
Wilkołak



Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Mrocznego Kąta

PostWysłany: Wto 17:06, 18 Sie 2009 Powrót do góry

Krotki rozdział jak dla mnie, ale bardzo zabawny. Dlatego sądzę, że bedzie podobało mi się to opowiadanie / tłumaczenie.
O mało się nie popłakałam ze śmiechu czytając o piersiach Lauren, lub gadającej piersiówce. :D zabrzmiało rewelacyjnie.
Błędów nie zauważyłam.
Czekam na dalszy ciąg tego opowiadania.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
DaFi
Nowonarodzony



Dołączył: 08 Lip 2009
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 18:09, 18 Sie 2009 Powrót do góry

Mi również bardzo podoba się ten ff i ciesze się, że podjełaś się tłumacznia.
Piersiówka Joan zawsze pomoże i będzie z nami xDee :P
Błędów nie widziałam.
Rozdział trochę krótki, ale mam nadzieję, że szybko wstwiasz kolejny.
Czekam Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Magal
Człowiek



Dołączył: 23 Wrz 2008
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 19:20, 18 Sie 2009 Powrót do góry

Okej... Na początek pomyślałam, że to kolejne typowe tłumaczenie typowego ff.
Ale proszę! Znów mnie moje kochane forum i dziewczęta na nim całkowicie zaskoczyły!
Piersiówka jest doskonałym tego dowodem, a te sutki?! Um genialny pomysł- winszuje autorce ff- bardzo dobre tłumaczenie- ukłony dla Ciebie.
Cieszę się, ze tłumaczysz to opowiadanie, mam nadzieje, że całość jest tak dobra jak rozdział pierwszy....
życzę weny i dotrwania do końca opowiadania :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aja
Wilkołak



Dołączył: 06 Lip 2009
Posty: 231
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z brzucha. . . mamusi(;

PostWysłany: Wto 20:34, 18 Sie 2009 Powrót do góry

Zapowiada się ciekawie(:
Gdy tylko zobaczyłam kategorie od razu zaczęłam czytać, jakoś ostatnio mam fioła na punkcie humoru(:
Piersiówka Joan już ją lubię, a i Bella nie jest niezdarą też już ją lubię(:

Życzę weny, czasu i chęci w tłumaczeniu(:


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
xcullenowax
Wilkołak



Dołączył: 24 Lut 2009
Posty: 112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław.

PostWysłany: Wto 21:16, 18 Sie 2009 Powrót do góry

Kurcze. Jestem Ci niesamowicie wdzięczna za to, że zaczęłaś tłumaczyć to ff. Gdyby nie to, nie wiedziałabym, że takie coś jest napisane. (;

Już po pierwszym rozdziale podoba mi się pomysł, jak już wcześniej napisałam, nie miałam pojęcia, że ktoś takie coś wymyślił. (;
Zaczęłam uwielbiać piersiówkę Joan i pomysły, które pojawiają się w głowie Belli po napiciu się z niej. Lubię też Bellę, która stała się pewna siebie. ;d

Mam nadzieję, że wkrótce pojawią się kolejne przetłumaczone rozdziały. (:
Vena życzę,
xx


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Wto 21:42, 18 Sie 2009 Powrót do góry

Bella alkoholiczką- poleciało mi to tak O_o

tekst ciekawy... zapowiedź interesująca... będziemy śledzić ten temat :)

zaklinam- tłumacz dalej :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
shantibella
Wilkołak



Dołączył: 26 Sty 2009
Posty: 215
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Mannatu ;)

PostWysłany: Śro 10:56, 19 Sie 2009 Powrót do góry

No to tak - sparzyłam sobie kawusie i zasiadłam w pracy do FF którego wczoraj poleciła mi ma mentalna siostra.
Wyżej wspomniana kawusia ścieka teraz, smiejąc mi się w twarz, z mego roboczego monitora.
A wszystko za sprawą Joan <3 <3 <3
Poznajcie Weronikę
[link widoczny dla zalogowanych]
Sori, nie mam w pracy innego zdjęcia :)
Weronika jest bardziej emo i kul od Joan, lubi pejczyki i latexy ale skutek ten sam - bardzo lubimy rozmawiać i się nie rozstajemy :)
Phi, nazwywajcie to alkoholizmem ale to jest miłośc, najtrwalsza ze wszystkich i tako tu to widzę z Bellą.
Opowiadanie zapowiada się rili ciekawie i jako że niecierpliwy ze mnie babwulon - siadam do oryginała. Jednakowoż zajrzę i tu, do Joan, razem z Weroniką bo tłumaczenie - pierwsza klasa :)
Weny!
shanti&weronika


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
rani
Dobry wampir



Dołączył: 23 Gru 2008
Posty: 2290
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 244 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze Smoczej Jamy

PostWysłany: Śro 11:13, 19 Sie 2009 Powrót do góry

Mentalna siostra także przybywa, bo właśnie skończyła czytać Laughing
Bella lubiąca sobie wypić? Podoba mi się Mr. Green Wprawdziwe ja nie mam Joan, ale był sobie kiedys taki Franek, wspólne dobro kilku osób Laughing
Taa, a żeby tak w temacie, gdy tylko zobaczyłam o czym jest to opowiadanie wiedziałam, że zostane jego wielką fanką. Podróż w czasie? Łiiii, ja mam obsesje na punkcie filmów/książek o tej tematyce :D
Czyta sie bardzo fajnie, bardzo lekkim stylem napisane, do tego Bella nie wkurza mnie od samego początku, więc ja jestem na tak :D


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez rani dnia Śro 11:14, 19 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Czw 8:14, 20 Sie 2009 Powrót do góry

Sama w to nie wierzę, ale urzekło mnie. Z opisu skojarzyło mi się z filmem Peggy Sue wyszła za mąż, ciekawa jestem, jak akcja potoczy się tutaj, bo najwyraźniej Bella nie ma zdradzającego ją męża, z którym będzie chciała zerwać już w liceum, by nigdy nie wychodzić za niego za mąż.
Kwiknęłam w dwóch miejscach. Zaiste gadające różowe (blah!) piersiówki NIE SĄ FAJNE. Laughing
No i przy nazwisku. Rob Masen? ROB MASEN? Laughing
Ogólnie fajnie się czyta, tekst jest po polsku, a nie po polskiemu, dobrze to przełożyłaś. No dobra raz bym tam zmieniła "ledwie co znam" na "ledwo co znam", ale poza tym chyba nic mi nie wpadło w oko. Ale jestem chora, więc mam prawo nie widzieć i nie rejestrować dupereli.
Ogólnie tekst całkiem przyjemny. Czekam na dalszy ciąg.
Pozdrawiam i życzę weny do tłumaczenia,
jędza thin


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
syntia
Dobry wampir



Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 690
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 44 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Charming.

PostWysłany: Pią 18:02, 28 Sie 2009 Powrót do góry

Wszystkich zainteresowanych przepraszam, że tak długo musicie czekać na tłumaczenie kolejnego rozdziału. Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko powiedzieć, że kurs na prawo jazdy wykańcza mnie i fizycznie, i psychicznie. Nareszcie w ten weekend będę miała więcej czasu i najpóźniej w niedzielę ukaże się kolejny rozdział Wink
Dziękuję za wszystkie komentarze :D

Cytat:
[link widoczny dla zalogowanych]


Weronika jest przepiękna Laughing Tak bardzo polubiłam Joan, że poważnie myślałam o nabyciu jakiejś ślicznej piersiówki. Tylko nie mam pojęcia, co z nią później zrobić, biorąc pod uwagę fakt, że fizycznie spędzam w samochodzie po kilka godzin dziennie, mentalnie jestem w nim dwadzieścia cztery na dobę. Mogłabym popijać ukradkiem, kiedy instruktor by nie patrzył Rolling Eyes

thin, faktycznie, "ledwo co" brzmi dużo lepiej Wink Zaraz zmienię. I także padłam na fragmencie z Robem Masenem, ale już nie wspominałam o tym w przypisie, bo wstyd tego nie wiedzieć.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
LewMasochista
Wilkołak



Dołączył: 31 Lip 2009
Posty: 113
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 13:47, 08 Wrz 2009 Powrót do góry

Piersiówka rządzi xD

Podoba mi się, trafiłam tutaj zasatanawiając się, czy może ff będzie napisany wspak czy coś:)

No i czekam, czekam i doczekać sie nie moge:(
jestem szalenie ciekawa co tez nawyrabia sie na tym zjeździe:)

Szczerze??? Ja też mam fazy, ze moja piersiówka do mnie gada. Chyba czas z tym skończyć. Ale skoro znalazłam "osobe" podobna do mnie to sie zastanowie:D

WENY i czasu!:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Eleni
Nowonarodzony



Dołączył: 03 Wrz 2009
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 12:04, 09 Wrz 2009 Powrót do góry

Znajdzie czytelników, oj znajdzie, a tutaj jedna czytelniczka już podskakuje na krześle, w oczekiwaniu na kolejny rozdział. Samo streszczenie mnie zaciekawiło (choć zwykle nie przepadam za praktyką zdradzania fabuły w streszczeniach), a pierwszy rozdział baaardzo mi się spodobał. Sama autorka ma smykałkę do pióra (czy te klawiatury) i czytało się to szybko i z przyjemnością. Wizja mówiącej piersiówki zaiste genialna i wywołała na mojej twarzy rozbawiony uśmiech. Jak na ogół jestem krytyczna, tak tutaj nie bardzo mam się czego czepić... przynajmniej na razie.
Poza tym myślę, że tłumaczenie jest bardzo dobre. Jeśli są błędy, to nie rzucają się w oczy, choć istnieje też możliwość, że po prostu tak się wciągnęłam, że ich nie dostrzegłam. Tak czy inaczej moim skromnym zdaniem tłumaczka radzi sobie świetnie. Bardzo się cieszę, że zdecydowałaś się zaprezentować tutaj to opowiadanie, na pewno zostanę stałą czytelniczką.
Pozdrawiam.
Eleni


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Nelennie.
Zły wampir



Dołączył: 27 Kwi 2009
Posty: 289
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: tak bardzo Wrocław

PostWysłany: Śro 16:10, 09 Wrz 2009 Powrót do góry

Ciekawie, ciekawie.
Bella, która słucha swojej piersiówki? Czemu nie? Uśmiałam się na momentach pirsiówki:) Joan;*
Skoro Lauren jest suk*, to należała jej się spaprana opracja, zgadzam się z Bellą.
Podróż w czasie? Czegoś takiego jeszcze nie było.
Będzie ciekawie.
Powodzenia w tłumaczeniu, pozdr.
N.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Monika W
Wilkołak



Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 15:27, 12 Wrz 2009 Powrót do góry

Cytat:
Gadające piersiówki nie są fajne. Okej?


Wejdzie to do mojego słownika :)
A i idę do sklepu po swoją własną, osobista Joan, tylko ja ją inaczej nazwę :)

Bardzo mi się podoba. Bella alkoholiczką, ale grunt, że ma dobre przyjaciólki.
Rozumiem, ze pan Masena Bells spotka teraz po latach. Laughing

Czekam na kolejny rodział


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Monika W dnia Sob 15:37, 12 Wrz 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Kristenhn
Wilkołak



Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 206
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 30 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 15:54, 12 Wrz 2009 Powrót do góry

Cóż, muszę przyznać, że i mi spodobał się ten rozdział. Bella z piersiówką Joan mnie rozbraja Laughing Jestem strasznie ciekawa, co wydarzy się dalej. Jak Bella poprowadzi swoje tytułowe "życie na wspak"? Jak pozna Masena? Laughing Uważam, że będzie to ciekawe doświadczenie zarówno dla niej, jak i dla nas - czytelników.
W tłumaczeniu nie zauważyłam błędów, tekst czytało mi się płynnie. Nawet literówek nie zauważyłam.
Więc, życzę dużo czasu i ochoty na tłumaczenie i niecierpliwie czekam na kolejny rozdział.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
syntia
Dobry wampir



Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 690
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 44 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Charming.

PostWysłany: Sob 12:38, 19 Gru 2009 Powrót do góry

Betowała hubus999, której za pomoc bardzo dziękuję. Wink
Zapraszam do czytania.


2. CYBER-PODGLĄDACZKA

~ Bella

Ktoś otworzył drzwi. Usłyszałam, jak wchodzą do sypiali, starając się mnie nie obudzić, jednak próby zachowania choćby względnej ciszy spęzły na niczym. Tak naprawdę w żadnej z nich nie było nic subtelnego czy delikatnego – ani w Alice, ani w Rosalie. Chciałam podnieść ociężałe powieki i skopać ich tyłki za tak wczesną pobudkę w sobotę, ale ktoś musiał wsadzić mi w oko ostry śrubokręt, który teraz dotkliwie ranił mój biedny mózg. Ból rozchodzący się w całej czaszce był bardziej niż nieznośny. Usta niemal krzyczały, błagając o szklankę wody, a żołądek nieprzyjemnie się skręcał. Próbowałam sobie przypomnieć, co robiłam poprzedniego wieczoru, i dlaczego ktoś chciałby mnie zabić w czasie snu.

Pod zamkniętymi powiekami pojawił się obraz butelki wina, w której próbowałam utopić smutki związane z przeklętym zjazdem klasowym. Jeszcze wczoraj wypicie dużych ilości alkoholu wydawało się całkiem dobrym pomysłem.

– Isabello Swan, ty mała ladacznico – zasyczała Rosalie, Królowa Subtelności. – Podglądałaś za pomocą Facebooka.

Powoli otworzyłam oczy i odruchowo zaczęłam szukać wzrokiem śrubokręta, bo nadal nie mogłam uwierzyć, że przepyszne wino wytrawne może wywołać tak wiele bólu. W końcu dostrzegłam pustą butelkę Pinota*, która stała tuż obok monitora. To rozwiało wszelkie wątpliwości, potwierdzając fakt, że moją głowę pustoszył największy kac dwudziestego pierwszego wieku. Albo tego tygodnia. Bez różnicy.

Zachowywały się zbyt głośno. Alice najwyraźniej postanowiła zwiększyć moje tortury, rzucając bzdurne oskarżenia i używając wysokiego, nieprzyjemnego dla ucha głosu.

– Edward Cullen, Bella? Podglądałaś Edwarda Cullena? – zapytała z niedowierzaniem i spojrzała na ekran komputera. – Skąd ci się to, do diabła, wzięło?

Nagle zbladłam. No właśnie: skąd mi się to wzięło? Ledwo co znałam Edwarda Cullena. Definitywnie nie należał do towarzystwa, w którym zwykle przebywałam. Pamiętałam, że w szkole był fanem skórzanych kurtek i motocykli – wyglądał jak współczesne wcielenie Jimmy’ego Deana*. Z pewnością nie miał zwyczaju spędzania czasu w bibliotece z cichymi kujonami i ich podstarzałymi przyjaciółmi z Klubu Książkowego. On nie interesował się mną, ja nie interesowałam się nim.

– Nie podglądałam – zaprzeczyłam, brzmiąc jak niesforny maluch przyłapany na jedzeniu słodyczy po kolacji. – Zwariowałaś, Alice. Pewnie zobaczyłam jego profil i trochę się zainteresowałam. To wszystko.

– Wątpliwe, Bella – zaczęła Rosalie ostrożnie. – Wygląda na to, że wysłałaś mu zaproszenie do znajomych. Zgaduję, że faktycznie go nie podglądałaś. Ty po prostu szukałaś okazji.

Byłam wkurzona. Zostałam fizycznie zaatakowana przez przepyszną i jakże niebezpieczną butelkę Pinota Grigio, a następnie obudzono mnie śmiesznie rano w wolną od pracy sobotę i oskarżono o wyimaginowaną, szkolną miłostkę.

– Szkoda, że Edwarda nie będzie na dzisiejszym spotkaniu – dodała Alice. – Napisał do mnie emaila w zeszłym tygodniu. Ma bar w centrum, który wcześniej należał do jego kuzyna. Garrett niedawno przeprowadził się z dziewczyną na Alaskę i sprzedał pub Edwardowi. Interes idzie chyba całkiem nieźle, skoro nie mógł wziąć nawet jednego dnia wolnego, by pojawić się na zjeździe. Ale to świetnie, że dobrze mu się powodzi. W szkole zawsze wydawał się taki zagubiony.

– Przykro mi, Belsy – zagruchała Rosalie. – Chyba będziesz musiała spróbować poderwać kogoś innego albo spędzisz wieczór, zabawiając się ze swoim wysłużonym wibratorem. Stać cię jeszcze na to? Spójrzmy prawdzie w oczy: Duracell* zarabia na tobie fortunę.

– Okej, okej, już się ze mnie ponabijałyście – krzyknęłam w końcu. – Teraz, jeśli łaska, wyprowadźcie swoje dupy z mojej sypialni.

– Widzisz. Mówiłam ci, że potrzebuje porządnego bzykanka – wymamrotała Rose niewyraźnie.

– Właściwie, Bella, chciałyśmy ci tylko powiedzieć, że wybieramy się do sklepu, aby kupić kilka nowych ciuchów, które założymy na zjazd – wytłumaczyła Alice. – Nie musisz iść z nami, ale w zamian obiecaj mi, że ubierzesz się we wszystko, co dla ciebie zaplanowałam.

Alice zdecydowała, że na spotkaniu zaprezentujemy się w wymyślnych strojach rodem z końca lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku – podobnych do tych, które nosiłyśmy w ogólniaku. Uważała to za świetny pomysł.

Wprost genialny, Alice.

Wiedziałam, że chciała mnie wcisnąć w jakąś przylegającą do ciała bluzkę i parę nisko skrojonych dżinsów. Prawda była taka, że osiemnastoletnia Bella nie założyłaby takich rzeczy, nawet gdyby ktoś przystawił jej lufę pistoletu do głowy. Lecz rzeczywistość nigdy wcześniej nie powstrzymała mojej przyjaciółki. Alice i tak wygra, więc po co z nią walczyć? Dopóki nie musiałam wstawać z łóżka i brać udziału w jej sklepowej eskapadzie, byłam szczęśliwa.

– Okej. Zastosuję się do twoich sugestii odnośnie ubrań na ten jakże szczególny wieczór. Ale teraz znikajcie. – Zwróciłam się do Rosalie: – Proszę, zabierz już stąd tę szantażystkę i zostawcie mnie sam na sam z moim kacem.

Spełniając życzenie konającej, moje kochane współlokatorki opuściły mieszkanie w poszukiwaniu przestarzałych ciuchów, które mogłybyśmy założyć na spotkanie klasowe. Niedługo po wyjściu przyjaciółek zapragnęłam, żeby wróciły i mnie czymś zajęły, odwróciły uwagę od prawdopodobnie wyimaginowanych problemów. Zamiast tego zostałam sama, samiuteńka, jako jedyne towarzystwo mając przeszywający ból głowy i ciągle zbliżającą się wizję strasznego przeznaczenia. Było jasne, że mój plan przespania piętrzących się przede mną kłopotów (wszystkich związanych ze zjazdem) został zrujnowany. Próbowałam nie myśleć o tym, gdzie idę i kogo spotkam tego wieczoru.

Sprawdziłam skrzynkę odbiorczą. Wzięłam pięć tabletek Tylenolu*. Posprzątałam w kuchni. Zadzwoniłam do Angeli. Zrobiłam pranie.

Jednak co jakiś czas moje oczy same kierowały się w stronę komputera. Nic się nie stanie, jeżeli tylko zerknę, prawda? Wariatki były w sklepie, więc już na zawsze pozostaną w nieświadomości.

Zalogowałam się na Facebooku i sprawdziłam listę ostatnich aktywności innych użytkowników.

Lauren wysłała wirtualnego misia do Tylera. Kto wymyślił takie gówno?

Angela postawiła mi kolejkę. Och, to było pomysłowe. Na zdrowie, Angela.

Edward Cullen zaakceptował moje zaproszenie. Hmmm. A więc witam, Edwardzie Cullenie.

Kliknęłam na jego profil. Wcześniej małe zdjęcie znacznie się powiększyło i… było piękne. Na czarno-białej fotografii zobaczyłam Edwarda; nie patrzył prosto w obiektyw. Jego twarz zdobił szeroki uśmiech, ukazujący dwa rzędy białych zębów, a przy kącikach oczu zauważyłam niewyraźne zmarszczki. Stał za kontuarem jakiegoś baru – zgaduję, że to lokal, który prowadził.

Czy on już tak wyglądał w szkole średniej? Boże. Był nieziemski. Zdecydowałam, że w najbliższym czasie muszę zorganizować wycieczkę do jego pubu, ale bez Wariatek. Z pewnością by mnie jakoś ośmieszyły. Mogłabym zaprosić Angelę i Bena. Ten ostatni zawsze chętnie pozostawał trzeźwy i pod koniec wieczoru mógł zaopiekować się pijanym towarzystwem. Ci tam na górze już doskonale wiedzieli, że jeżeli Edward w rzeczywistości był tak gorący jak na tym zdjęciu, będę potrzebowała pomocy, by wrócić do domu. Albo po prostu nie wrócę do domu. Niedobra Bella. Musiałam tylko wyciągnąć nazwę baru od Alice.

Nagle usłyszałam, że ktoś wchodzi do mieszkania. Szybko zamknęłam profil Edwarda i wylogowałam się z Facebooka. Nie chciałam dawać Wariatkom amunicji. Otworzyłam drzwi sypialni i zobaczyłam Alice, która stała na środku salonu i dźwigała co najmniej dwa tuziny papierowych toreb.

– Kurna, Alice! Jak długo zostajemy w 1999? To miał być tylko jeden wieczór, zapomniałaś?

– Bella, twoje narzekanie jest prawie tak samo męczące jak biadolenie Rose. Musiałam zostawić ją u Emmetta, bo nie mogłam dłużej znieść jej głupich uwag. Nie potrafi się na niczym skoncentrować, gdy ten wielkolud jest w mieście. Czy mogłybyście chociaż spróbować cieszyć się z dzisiejszego zjazdu?

Emmett McCarty chodził z nami do ogólniaka. Był wspomagającym w szkolnej drużynie futbolowej, Forks Spartans. Wszyscy go uwielbiali, a dziewczyny marzyły o takim chłopaku. Dzięki sportowemu stypendium został przyjęty na Florida State University, a jakiś czas później – trwała już piąta kolejka ligi – zwerbowano go do Seattle Seahawks*. W trakcie trzeciego meczu doznał kontuzji wiązadła krzyżowego przedniego. Lekarze orzekli, że przez ten uraz już nigdy nie wróci do najwyższej formy. Seattle Seahawks postanowiło się go pozbyć i ostatecznie został wypożyczony do miejscowej drużyny futbolowej o bardzo kiepskich wynikach.

Rosalie śliniła się do Emmetta przez całą szkołę średnią. Kilka razy usiłowała zwrócić na siebie jego uwagę, ale wszystkie próby zakończyły się fiaskiem, więc postanowiła wielbić go z ukrycia. Chociaż każdy chłopak w klasie marzył o randce z Rosalie Hale, ona sama interesowała się tylko Emmettem. Niestety, największą miłością McCarty’ego był futbol. Wszystko zmieniło się podczas jednego z pokazów nowych modeli samochodów, na które Rose uwielbiała mnie zaciągać. Dokładnie rok temu ponownie spotkałyśmy Emmetta i Rosalie odważyła się zaprosić go na kawę. Rozmawiali przez wiele godzin – tak długo, że właściciel kawiarni musiał wygonić ich ze swojego lokalu. Od tego czasu zaczęli się ze sobą spotykać, choć praca Emmetta nie oddziaływała dobrze na ich związek i nadal znacznie go utrudnia. Kiedy już kontrakt podpisany z jego obecną drużyną wygaśnie, McCarty poszuka jakiegoś stałego, niewymagającego ciągłych podróży źródła zarobków. Rose długo na niego czekała, więc łamie mi się serce, gdy myślę o tym, że przebywają ze sobą przeraźliwie małą ilość czasu. Zaraz po ich pierwszej randce Rosalie powiedziała mi, że kiedyś wyjdzie za mąż za Emmetta. Była szczęśliwa, będąc wreszcie jego dziewczyną, ale żałowała, że nie zaczęli spotykać się już w ogólniaku. Ja i Alice nie chciałyśmy jednak płakać nad rozlanym mlekiem – cieszyłyśmy się, widząc na twarzy przyjaciółki szczery uśmiech. Mało istotne, że pojawił się tam tak późno.

Okej, bardzo istotne.

– Jak długo zostanie w mieście? – zapytałam, upychając swoje cztery litery między torbami wyściełającymi niewielką kanapę. Zaczęłam przeglądać nowe zdobycze Alice.

– Dwa tygodnie – odparła. – Byłoby dużo prościej, gdyby już kilka lat wcześniej powiedziała mu o swoich uczuciach. Nie podjąłby się tej pracy i w ogóle by nie wyjeżdżał. Pewnie mógłby zostać trenerem. Rosalie jest idiotką.

– I to mówi dziewczyna, która znalazła swoją bratnią duszę w wieku szesnastu lat.

Alice zaczęła spotykać się z Jasperem Whitlockiem w ogólniaku. W ogóle się nie kłócili i zazwyczaj doskonale wiedzieli, co druga osoba zamierza powiedzieć, najwyraźniej czytając sobie w myślach. Czasem wydawało mi się, że posługiwali się własnym językiem, zrozumiałym tylko dla nich samych. Nigdy nie wyznałabym tego Alice, ale patrzenie na nią i jej chłopaka zawsze poprawiało mi humor. Każda dziewczyna powinna mieć takiego Jaspera. Podczas gdy on wydawał się powściągliwy i spokojny, Alice była pełna życia, energiczna. Idealnie się uzupełniali. I gdyby głębiej się nad tym zastanowić… Wszyscy nie tylko powinni mieć osobistego Jaspera, ale także osobistą Alice.

Moje rozmyślania przerwał dźwięk telefonu.

– Tu Alice… Cześć, Tanya. – Twarz dziewczyny wykrzywiła się w nieprzyjemnym grymasie.

Tanya Denali chodziła kiedyś do szkoły średniej w Forks, a obecnie była partnerką biznesową Alice. Znałam tę historię aż za dobrze.

Tanya zaprosiła Edwarda na bal z okazji ukończenia ogólniaka. Alice zamierzała iść na imprezę z Jasperem i chociaż Cullen powszechnie uważany był za samotnika, dość dobrze dogadywał się z Whitlockiem. Nic więc dziwnego, że obie pary postanowiły pojechać na bal jedną limuzyną. W luksusowym samochodzie – z przyciemnionymi światłami, cichą muzyką i dużą dawką alkoholu – Alice opowiedziała Denali o swoich marzeniach założenia firmy designerskiej. Tanya zrewanżowała się informacją o przyjęciu jej na wydział biznesowy NYU i zasugerowała, że mogłyby razem rozkręcić jakiś interes. Alice przysięgała, że wtedy wydawało jej się to dobrym pomysłem. Przez jakiś czas ich współpraca naprawdę układała się wzorcowo. Trzy lata w college’u spędziły na badaniach rynku, starając się ułożyć sprytny, racjonalny i innowacyjny biznesplan, tak aby zacząć działalność zaraz po otrzymaniu dyplomów. Interes szybko się rozwinął dzięki smykałce Alice do różnych barw i wzorów oraz talentowi Tanyi do odważnego prowadzenia biznesu. Denali była fantastycznym sprzedawcą – przekonała kilku bogatych klientów, by porzucili większe firmy designerskie i zaufali duetowi łączącemu styl, niezawodność i niską cenę.

Niestety relacja partnerska wspólniczek przechodziła poważny kryzys.

– Tak… Ale Tanya, Tanya, już o tym rozmawiałyśmy!… Nie, wcale nie sądzę, że wiesz, co robisz! To klient! Ale dzisiaj mamy zjazd… Tanya, przysięgam, jeżeli… Tanya? Tanya? – Alice odwróciła się w moją stronę ze wściekłym wyrazem twarzy. – Odłożyła pieprzoną słuchawkę.

– Alice, naprawdę nie rozumiem, jak ty ją jeszcze znosisz – powiedziałam stanowczo, oglądając bardzo krótką i ciasną koszulkę. Gdzie, do cholerny, można teraz kupić takie rzeczy?

Moja głowa poderwała się do góry, gdy usłyszałam zduszony szloch. Alice nigdy nie płakała. Przenigdy. Nawet wtedy, gdy zmusiłam ją, by pomogła mi kupić jakąś ładną aktówkę.

– W tym rzecz, Bella – zakwiliła, opadając na kanapę i szarpiąc się wściekle za włosy. – Mam tego dosyć, ale nie mogę odpuścić. Chociaż czasem chcę po prostu zrezygnować.

– Alice. Nie ma mowy. Słyszysz mnie? Zgadzam się, że Tanya jest ciężkostrawna, ale ta firma w całości należy do ciebie. To twój talent, pomysły, krew, pot i łzy. Wcale jej nie potrzebujesz.

– Nie rozumiesz, Bella. Wiem, że byłabym w stanie samodzielnie poprowadzić firmę. Ale teraz jest już za późno. Tanya zainwestowała wiele pieniędzy w ten biznes i jej udziały są zbyt duże. Obie jesteśmy właścicielkami. Domyślasz się, co zamierza robić dzisiaj wieczorem? – Skrzywiłam się, wiedząc, co Alice zaraz powie. Słyszałam o „randkach” Tanyi.

– Idzie odwiedzić jednego z naszych największych klientów. W tej chwili jego żona poznaje uroki Long Beach* w zupełnie innej części kraju. Więc nagle Tanya zdecydowała, że musi przedyskutować z Marcusem nowy projekt, który ostatnio wpadł mu do głowy. Nowy projekt. Jasne.

– Musisz z nią porozmawiać, Alice – doradziłam. – Zanim sytuacja wymknie się spod kontroli.

– Za późno – odparła zrezygnowana. – Straciłyśmy cennego klienta w zeszłym tygodniu. W trakcie wykonywania zlecenia.

Otworzyłam szeroko usta. Alice nigdy wcześniej nie została wykopana z pracy.

– Żona klienta weszła do jadalni akurat wtedy, gdy Tanya pokazywała facetowi bardzo kreatywne sposoby wykorzystania antycznego stołu, który specjalnie dla niego wyszukałam.

Byłam oszołomiona. Tak, Tanya zachowywała się niepoprawnie. Nie miała problemów ze szczegółowym opowiadaniem znajomym o swoich podbojach. Niełatwo mnie zaskoczyć, ale tej kobiecie kilka razy się to udało. Po obrazowym sprawozdaniu jednej z jej licznych przygód już nigdy nie będę mogła słuchać piosenek Hootie and the Blowfish*. I chociaż Alice często skarżyła się na sekretne spotkania Tanyi z klientami, nikt nie sądził, że Denali jest aż tak głupia, by ryzykować powodzenie realizacji zlecenia.

– Nie stać mnie, by wykupić jej akcje – kontynuowała zrozpaczona Brandon. – I nie mogę teraz odejść, bo zniszczyłabym sobie reputację. – Wyglądała na zmęczoną i pokonaną, a ja mogłam myśleć tylko o tym, jak bardzo chciałabym teraz udusić Tanyę za lekceważenie mojej przyjaciółki. – Ku*wa. Jestem wściekła. Powinnam szykować nas na spotkanie z ludźmi, z którymi nie gadałyśmy przez wieki, a zamiast tego ryczę z powodu Tanyi… A ona, tak na marginesie, leży w tej chwili z rozłożonymi nogami na osiemnastowiecznym biurku, które sprowadziłam do Seattle w zeszłym tygodniu.

Następnym razem bez takich szczegółów, poproszę.

– Alice, kochana współlokatorko, niniejszym przysięgam na moje BlackBerry, że dzisiejszego wieczoru nie usłyszysz ode mnie żadnego słowa skargi i niewdzięczności. Obiecuję założyć na siebie te wszystkie śmieszne ubrania, które przygotowałaś i w których będziemy tańczyć aż do rana – zapewniłam, odgrywając rolę wzorowej przyjaciółki. – Nie pozwolimy kościstemu tyłkowi Tanyi Denali zrujnować twojego zjazdu, a jutro połączymy nasze mózgowia i znajdziemy wyjście z tego gówna. Umowa stoi? – zapytałam, wyciągając rękę.

– Stoi! – zawołała, ściskając moją dłoń, a następnie chwyciła jedną z toreb i rzuciła nią we mnie. – Teraz to przymierz. Muszę zobaczyć, czy nisko skrojone dżinsy nie są przypadkiem zbyt nisko skrojone. Wydaje mi się, że twój tyłek będzie wyglądał w nich zjawiskowo.

To jest właśnie moja Alice. Martwi się o mój tyłek, podczas gdy to jej własny potrzebuje ratunku.

– Czy Rose i Em spotkają się z nami na miejscu? – zawołałam przez ramię, wchodząc do sypialni z „nowymi” ciuchami.

– Aha. Emmetta nie było przez kilka tygodni i musi nadrobić kilka rzeczy.

– Jestem pewna, że wszystkie mają coś wspólnego z łóżkiem i Rosalie. I może kajdankami.

Tak, mamy calutkie dwa tygodnie, zanim znowu wyjedziesz. Nadrabiaj, ile chcesz.

– Cieszę się, że nadal umiesz siebie rozśmieszać. A teraz przymierzaj. Chcę już tańczyć do „La Vida Loca”* albo jakichś innych obciachowych piosenek, których wtedy słuchałyśmy.

Chwyciłam mocniej torbę i wyciągnęłam z niej kilka obcisłych bluzek w różnych kolorach. Ubrałam się w jedyną nierobiącą widowiska z moich atrybutów. Następnie wygrzebałam z paczki dżinsy, o których wcześniej wspominała Alice. Przyłożyłam je do bioder i obejrzałam efekt w lustrze, myśląc, że za żadne skarby nie zdołam się w nie wcisnąć. Dla utrzymania równowagi oparłam rękę na biurku i lekko się przechyliłam, próbując wciągnąć na siebie ekstra małe i nierozciągliwe spodnie. Nic z tego. Nie chciałam prosić o pomoc Alice, bo wtedy musiałabym wziąć udział w jej zabawie Bella Barbie. Napięłam więc wszystkie mięśnie i zaczęłam skakać po pokoju – w górę i w dół – by zmusić materiał do poddania się krągłościom mojego tyłka. Szalony taniec przyniósł całkiem niezły rezultat. Prawie założyłam dżinsy i prawie czułam się w nich komfortowo. Kątem oka zauważyłam moją najlepszą kumpelkę do picia, Joan, leżącą cichutko na biurku. Chwyciłam ją i wcisnęłam do tylniej kieszeni spodni. Podskoczyłam jeszcze jeden raz, by poprawić ułożenie dżinsów wokół talii, ale gdy spadałam, zniosło mnie na lewo i uderzyłam o kant biurka. Nie zdołałam złapać równowagi.

To był jeden z tych momentów, które dzieją się w zwolnionym tempie. Wiedziałam, że upadnę i nie mogę tego powstrzymać. Chciałam zamortyzować uderzenie, ale nie miałam na to czasu. Kiedy moja głowa spotkała się z drewnianą podłogą, poczułam ostry ból, a potem wszystko pochłonęła ciemność.


Wyjaśnienia:
* Pinot Grigio – białe wino.
* Jimmy Dean – amerykański piosenkarz, aktor, biznesmen.
* Duracell – firma produkująca baterie.
* Tylenol – lek przeciwbólowy.
* Seattle Seahawks – zawodowy zespół futbolu amerykańskiego z siedzibą w miejscowości Seattle, w stanie Waszyngton.
* Long Beach – miasto znajdujące się w południowej części Hrabstwa Los Angeles, na wybrzeżu Pacyfiku.
* Hootie and the Blowfish – amerykańska grupa popowo-rockowa założona w 1989 w Columbii.
* La Vida Loca – jedna ze słynniejszych piosenek Ricky’ego Martina.


Dalsze rozdziały dostępne na moim chomiku [link widoczny dla zalogowanych] -->

5 III 2010 - Rozdział trzeci: EFEMERYCZNY
5 IV 2010 - Rozdział czwarty: PRZENIESIONY Z PRZESZŁOŚCI


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez syntia dnia Czw 9:22, 29 Lip 2010, w całości zmieniany 8 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Sob 21:57, 17 Lip 2010 Powrót do góry

Syntio mam nieco spaczone poczucie humoru, może dlatego Bella-Podglądaczka- Alkoholiczka tak nieziemsko mnie bawi Smile Właśnie zabieram się za czytanie kolejnych rozdziałów z twojego chomika.
Mam nadzieję, że odkopanie tego opowiadania z ostatniej strony Kącika Pisarza zmotywuje cie do dalszej pracy nad tłumaczeniem. Zawsze bardzo podziwiałam dziewczyny na tym forum, ktore podejmowały się tego trudnego i niewdzięcznego zadania. Mam nadziejęm, że uda ci się je dokończyć. Weny i natchnienia
Aurora


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
belongs_to_cullens
Wilkołak



Dołączył: 27 Sty 2010
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 9:43, 20 Lip 2010 Powrót do góry

Cudowne opowiadani:) muszę się przyznać, że przeczytaniu czterech rozdziałów po polsku nie mogłam się powstrzymać i przeczytałam całość po angielsku. Jest nieziemskie, cudownie, że to tłumaczysz Syntia.

Będę zaglądała regularnie, bo chętnie przeżyję tę historię raz jeszcze, tym bardzie, że tłumaczenie jest bardzo dobre. Świetnie przekładasz na nasz języck pokręcone myśli Belii oraz jej rozmowy z Wariatkami. Nie sprawdzałam poszczególnych zdań, ale zdecydowanie zachowujesz atmosferę tego opowiadania.

Życzę więc weny i czasu!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
syntia
Dobry wampir



Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 690
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 44 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Charming.

PostWysłany: Czw 12:17, 29 Lip 2010 Powrót do góry

Wklejam piąty rozdział oraz dodatkowo trzeci i czwarty, bo nie jestem pewna, czy ŻNW zostanie i na forum, i na chomiku, czy może zostawię je tylko na gryzoniu. Dział Fanfiction pochłania dużo czasu, którego obecnie, niestety, nie mam. Na razie nie podejmuję żadnych decyzji i zostawiam sobie otwartą furtkę.
Tymczasem zapraszam do czytania.
Wersja PDF na moim chomiku.



3. EFEMERYCZNY

~ Bella

Zanim otworzyłam oczy, zwróciłam uwagę na dwie rzeczy: gryzący materiał pod policzkiem, który z pewnością nie był moją ulubioną poduszką, oraz cholerny ból głowy. Żadne z powyższych nie wróżyło dobrze na przyszłość. Wydawało mi się, że nie byłam pijana poprzedniego wieczoru, chociaż takie przypuszczenie zawsze miało niski stopień prawdopodobieństwa. Wyczułam słaby zapach truskawek, co mnie zdziwiło, bo przecież wcale nie lubiłam daiquiri*. Wszystkie rodzaje tego drinka, z jakimi się zetknęłam, były do kitu. Więc jeżeli upiłam się jakimś owocowym – dokładniej truskawkowym – badziewiem, musiałam znajdować się w bardzo trudniej, stresującej sytuacji.

Przetoczyłam się na plecy. Byłam pewna, że moja boląca głowa odpadnie przy gwałtowniejszym ruchu. Otworzyłam oczy i zamrugałam kilka razy, starając się zrozumieć to, co zobaczyłam. Niezależnie od tego, jak szybko pracowały moje powieki, obraz przede mną się nie zmieniał. Istniało kilka możliwych wyjaśnień, ale żadne z nich nie wydawało się wystarczająco rozsądne.

Ściany były fioletowe. W rogu pomieszczenia stało małe biurko, na którego blacie znajdował się stary komputer stacjonarny, a obok niego kilka płyt: Third Eye Blind, Korn, Lauryn Hill. Niedużą biblioteczkę wypełniały mniejsze i większe tomiki, wszystkie bardzo wysłużone. Wzrok przyciągała kolorowa okładka „Wyznań Gejszy”. Na środku podłogi leżała porzucona torba szkolna, wypełniona podręcznikami i zeszytami oraz wystającymi z bocznych kieszeni ulotkami. Budzik powiedział mi, że była północ. Wiedziałam, o której godzinie zadzwoni.

Wszystko tutaj jest pokręcone, dziwne i niemożliwe.

To musiał być sen, w którym przeniosłam się do mojej starej sypialni w Forks. Zazwyczaj nie odczuwałam silnych bólów głowy podczas spania, ale wytłumaczenie zaistniałej sytuacji wyjątkowo realistycznym koszmarem było jedyną logiczną drogą postępowania. Przycisnęłam ręce do skroni, próbując złagodzić nieprzyjemne dudnienie w czaszce – właśnie wtedy zaczęły wracać wspomnienia. Zjazd. Nisko skrojone dżinsy. Brak koordynacji ruchowej. Utrata przytomności.

Uderzyłam się w głowę. Kur**.

Były jeszcze dwie inne opcje. Albo nie żyję, albo zapadłam w śpiączkę. Jeżeli umarłam i trafiłam do Nieba, ktoś mi za to odpowie. Moja stara sypialnia w domu rodziców nie była miejscem, w którym chciałam spędzić wieczność. Nagle poczułam się tak, jakbym grała w serialu Zagubieni* – nie wiedziałam kiedy jestem. Znając mnie, miałam pewność, że gdzieś w pokoju znajdował się kalendarz. Bardzo wolno wstałam z łóżka, nie orientując się w zasadach, które obowiązują w przypadku, gdy podróżujesz w czasie (albo jesteś martwy bądź zapadłeś w śpiączkę). Przykładowo moje nogi mogły nie działać prawidłowo. Nie chciałam ryzykować.

Na blacie drewnianego biurka stał kalendarz, w którym przy poszczególnych dniach umieszczono przypadkowe wyrazy i ich definicje. Słowo na każdy dzień. Kalendarz wskazywał datę 29 kwietnia 1999 roku. Byłam w ostatniej klasie. Skończę szkołę w maju, a w czerwcu wyruszę do Nowego Jorku. Słowo na dzisiaj brzmiało efemeryczny.


Efemeryczny: 1. Zaczynający się i kończący tego samego dnia; istniejący tylko albo nie dłużej niż jeden dzień; np. efemeryczny kwiat. 2. Krótkotrwały; istniejący bądź trwający jedynie przez krótki okres czasu.


Najwyraźniej dostałam wiadomość od mojej genialnej podświadomości. Poczułam się lepiej, zdawszy sobie sprawę, że to był tylko nieprzyjemny sen. Ta wizyta będzie efemeryczna, a jutro obudzę się w wygodnym łóżku w Seattle, jako towarzystwo mając podły ból głowy.

Muszę zapamiętać, by odnaleźć płytę Korn wśród starych rzeczy. Zupełnie zapomniałam, jak bardzo ich kiedyś lubiłam.

Nie mogąc oprzeć się pokusie, podeszłam do porzuconej na podłodze torby, aby zbadać jej zawartość. W środku znalazłam kilka niejasno znajomych podręczników: do hiszpańskiego, trygonometrii i chemii. Ktoś powinien powiedzieć dzieciakom, że wiedza zdobyta na tych przedmiotach w ogóle nie przydaje się w prawdziwym życiu. Sprawdzony fakt. Mogę za to poręczyć.

W trakcie przeszukiwań jedna z ulotek spadła na podłogę.


Dołącz do klasy maturalnej! Przyjdź 20 maja na bal z okazji ukończenia szkoły i ostatecznego pożegnania Forks High. Bilety wstępu na imprezę można kupić w bufecie.


Mój umysł automatycznie wrócił do ogólniaka, wizualizując obskurne korytarze, których ściany były oblepione kolorowymi plakatami, zachęcającymi do pójścia na bal. Komitet organizacyjny wybrał piosenkę „I Still Believe” Mariahi Carey jako motyw przewodni imprezy. Osobiście uważałam, że utwór ten brzmiał zbyt słodko i tandetnie, poza tym Brenda K. Starr zaśpiewała go dużo lepiej. Jednak to nie piosenka była moim zmartwieniem – w rzeczywistości nie miałam nawet okazji posłuchać jej na balu. W tym czasie okupowałam krzesło dentystyczne w zupełnie innej części miasta. Widzicie, całą klasę maturalną spędziłam w bibliotece lub domu z nosem utkwionym w książce, dlatego nie spotykałam wielu przedstawicieli przeciwnej płci. Więc – zamiast siedzenia w swoim pokoju i dąsania się z powodu imprezy, na którą nie poszłam – zdecydowałam się zająć myśli… czyszczeniem zębów. Tak, mój partner na bal dał mi papierowy śliniaczek zamiast wianka z kwiatów na rękę*.

Dziękuję, doktorze Jamison. To był magiczny wieczór.

Patrząc na ulotkę, poczułam dołujący smutek. Czy moja podświadomość próbowała dać mi do zrozumienia, że byłam totalną idiotką w szkole średniej? Przecież doskonale o tym wiedziałam i nikt nie musiał mi tego wypominać.

Chociaż odczuwałam pokusę powęszenia w swoim dawnym pokoju i próby zrozumienia siedemnastoletniej mnie, zdecydowałam, że nie należy przedłużać tej wizyty. Powinnam wrócić do łóżka, przykryć głowę kołdrą i – zapominając o wygodach posłania, jakie miałam w mieszkaniu w Seattle – pójść spać. Wdrapawszy się na twardy materac, poczułam znajome ukłucie w tylnej kieszeni spodni. Ciągle miałam na sobie nisko skrojone dżinsy, te same, które wpakowały mnie w czasoprzestrzenny bałagan. Wyciągnęłam rękę i odnalazłam moją kochaną kumpelkę, Joan. Potrząsnęłam nią szybko i usłyszałam wspaniały dźwięk alkoholu rozbijającego się o metalowe ścianki naczynia.

Chyba jestem skłonna uwierzyć, że trafiłam do Nieba.

Powoli odkręciłam korek i przystawiłam nos do otworu, wąchając zawartość piersiówki. Mmmm. Wódka. Normalnie nie piłabym czystej i zmieszałabym ją z jakimś słodkim napojem, ale w tym przypadku cel uświęcał środki. Wzięłam dużego łyka i poczułam przyjemne pieczenie na języku i w gardle.

Już lepiej.

Mocny alkohol i trauma zetknięcia się z szarą rzeczywistością mojego nastoletniego życia złączyły swoje siły, szybko mnie usypiając. Zamknęłam oczy i pożegnałam się z Tą Bellą. Bellą, którą zostawiłam w Forks. Efemeryczną. Bo taka właśnie była. I cieszyłam się z tego powodu.


***


Obudził mnie dźwięk budzika. Radio grało kawałek „Smooth” Santany i Roba Thomasa. Materiał pod policzkiem był gryzący. Tyłek opinały nisko skrojone dżinsy. Ściany miały fioletowy kolor.

Kur**.


Wyjaśnienia:
* Daiquiri – popularny koktajl alkoholowy na bazie białego rumu, syropu cukrowego i soku z limetki ([link widoczny dla zalogowanych]).
* Zagubieni – popularny serial telewizyjny, którego akcja toczy się na tajemniczej, bezludnej wyspie; w jednym z późniejszych sezonów poruszono problem podróży w czasie.
* Wianek z kwiatów na rękę (ang. corsage) – [link widoczny dla zalogowanych].



4. PRZENIESIONY Z PRZESZŁOŚCI

~ Bella

Spędziłam pół godziny na nerwowym przemierzaniu małej przestrzeni mojego pokoju. Ogarniała mnie panika. Ciągle tu byłam. Chociaż sytuacja wydawała się koszmarna, z pewnością nie śniłam.

Nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że zabiła mnie para dżinsów w stylu retro. Nie mogłabym znieść takiego upokorzenia. Wolałam zachować wiarę w miłosiernego Boga, który – po zakończeniu naszego ziemskiego życia – nie skazywał nas na wieczność w szkole średniej. Określiłabym siebie jako dość miłą osobę. Wprawdzie próbowałam zwrócić do sklepu już raz założoną sukienkę, ale ogólnie starałam się być dobrym człowiekiem, który po śmierci zasługiwał na skrzydełka, harfę i perfekcyjną cerę.

Zatem – jeżeli nie byłam martwa – musiało istnieć jakieś logiczne wyjaśnienie faktu, że obudziłam się w 1999 roku. Podróże w czasie, chociaż bywały częstym motywem filmów i seriali, w rzeczywistości nie istniały. Ashton Kutcher przeżywał Efekt Motyla*, a Peggy Sue* rozważała, czy ponownie wyjść za mąż – ale w naszym szarym, całkowicie realnym świecie nie było czegoś takiego jak „powtórka z rozrywki”. Możliwość, że zapadłam w śpiączkę, wydawała się dużo bardziej prawdopodobna, ale nie wyjaśniała guza z tyłu mojej głowy. Czy mózg nie powinien chronić mnie przed bólem? Nie rozumiałam tego gówna.

Podsumowując, cofnęłam się w czasie, mimo że nie wsiadałam do żadnego De Loreana*.

Zdecydowanie zbyt często oglądałam telewizję. Te wszystkie produkcje o zaburzeniach czasoprzestrzennych źle wpływały na moją głowę. Nie mogłam przestać myśleć o tym, jak bardzo skomplikowane wydają się filmy o podróżach w czasie. Istniało milion różnych zasad. Jeżeli zmieniasz część przeszłości jakieś osoby, następuje efekt domina. Ashton Kutcher podjął jedną złą decyzję i… Bum! Amy Smart* stała się ćpającą dziwką.

To była poważna sprawa. Nie miałam pojęcia, jak i po co się tu znalazłam. Nie chciałam spieprzyć przyszłości albo zostać ćpającą dziwką, więc musiałam szybko wziąć się w garść i wymyślić rozsądne wyjście z sytuacji.

Zerknęłam na budzik. Była siódma rano. Zbyt długo spacerowałam po pokoju i teraz musiałam przygotować się do szkoły. Zalała mnie fala paniki, kiedy zdałam obie sprawę, że nie wiedziałam, kiedy rozpoczynały się lekcje, gdzie znajdowała się moja szafka oraz jakie zajęcia miałam pierwsze. Nic nie pamiętałam! Może zablokowanie wszelkich wspomnień z liceum było odwracalnym mechanizmem obronnym. A może cały alkohol, który skonsumowałam na przestrzeni lat, wypalił mi komórki pamięci. W każdym razie – miałam przerąbane. Peggy Pierdolona Sue nie musiała się martwić takimi rzeczami.

Pociągnęłam swój tyłek w stronę łazienki i, będąc na korytarzu, usłyszałam jakiś ruch na parterze. Tata. Mama z pewnością poszła już do szpitala. Zastanawiałam się, czy Charlie ciągle tu będzie, kiedy wyjdę z domu do szkoły, czy może ma wcześniejszą zmianę. W pewnym sensie nie mogłam się doczekać spotkania z młodszą wersją mojego ojca.

Weszłam do łazienki i natychmiast otoczył mnie zapach truskawek, który wcześniej poczułam na szorstkiej poduszce. Przy umywalce, oprócz moich przyborów toaletowych, stało też kilka kosmetyków należących do rodziców. Podniosłam wodę po goleniu taty i się uśmiechnęłam. W teraźniejszości mieszkałam tylko trzy godziny drogi stąd, więc często widywałam Charliego, ale nasze spotkania były raczej krótkie. Zapach jego perfum uspakajał. Część mnie tęskniła za mieszkaniem w starym domu rodzinnym.

Szykując się do szkoły, ułożyłam plan działań. Po dotarciu do Forks High pójdę prosto do sekretariatu i poproszę o pokazanie mi mojej karty zdrowia. Każdego roku uzupełnialiśmy ją nowymi danymi, by pani Cope wiedziała, w jakiej klasie byliśmy, w razie gdyby chciała nas znaleźć. Te papiery zawierały nasze plany lekcji, numer szafki oraz – jeżeli się nie myliłam – szyfr do niej. Skrzyżowałam palce, ponieważ zobaczenie tej karty było idealnym, chociaż tymczasowym, rozwiązaniem. Miałam niemal całkowitą pewność, że moja szafka znajdowała się na pierwszym piętrze niedaleko sali biologicznej Bannera, ale nie mogłam przypomnieć sobie szczegółów.

Kiedy próbowałam podkręcić końcówki włosów – nie używając przy tym specjalnej szczotki do modelowania – usłyszałam ciche pukanie do drzwi mojej sypialni.

– Bells? – zawołał tata z korytarza. – Jadę na posterunek.

Jego głos wyrwał mnie ze żmudnych rozmyślań. Szybko wstałam z krzesła przed toaletką i przeszłam przez pokój. Gdy z rozmachem otworzyłam drzwi, tata podskoczył i zrobił mały krok do tyłu. Ja również trochę się przestraszyłam, ale szybko przyzwyczaiłam oczy do jego starego – chociaż dla mnie nowego – wyglądu. Włosy wciąż miały kolor popielatej czerni, ale nie zauważyłam pośród nich pasm siwizny, które miał w teraźniejszości. Z pewnością wyglądał młodziej. Jednak najlepsze były jego wąsy. Cholerne porno–wąsy. Zupełnie zapomniałam, że kiedyś je nosił. Dlaczego nie wydawało mi się to śmieszne dziesięć lat temu? Nie mogąc się powstrzymać, zaczęłam chichotać.

– Bells? – odezwał się ponownie, tym razem zdezorientowany. – O co chodzi? I twoje włosy są takie jakieś… – Wykonał zamaszysty ruch ręką w stronę mojej głowy. – Idziesz tylko do szkoły, prawda?

Zdołałam powstrzymać śmiech.

– Oczywiście, tato. A co? Mam wybór? Mogę nie iść? – Może szkoła była opcjonalna!

Spojrzał się na mnie dziwnie.

– Nie, jasne, że nie. Wyglądasz po prostu jakoś… luksusowo. – Przeniósł ciężar z jednej nogi na drugą, najwidoczniej nie czując się zbyt komfortowo.

– Och! To nic takiego, tato. Postanowiłam spróbować czegoś nowego.

Tak, to się nazywa uczesanie włosów przed wyjściem z domu zamiast wiązania ich w niechlujnego koka.

Charlie odchrząknął, wyraźnie zakłopotany.

– No cóż, w porządku. Muszę już iść, więc… Zobaczymy się wieczorem, Bells. – Odwrócił się i zszedł na dół po schodach. Zauważyłam, że zatrzymał się przy drzwiach i jeszcze raz krótko na mnie spojrzał, a następnie wyszedł. Tata był całkiem wnikliwym obserwatorem, ale mogłabym się założyć, że moje zachowanie wytłumaczył sobie działaniem hormonów.

Zapakowałam torbę podręcznikami i zerknęłam w kierunku kalendarza, szukając wzrokiem słowa na 30 kwietnia.


Przeniesiony z przeszłości: 1. Ponownie przywołany. 2. Odradzający się.


Cóż, przesłanie jest jasne.

Zeszłam na dół i wzięłam z kuchni Cinnamon Pop Tart*. Wepchnęłam ciasto do ust i skierowałam się do wyjścia.

Muszę zapamiętać, by kupić jakieś Pop Tart w teraźniejszości – zaraz po tym, jak odszukam płytę Korn w mojej przepastnej szafie. 1999 rok kryje wiele skarbów.

Zobaczyłam czerwoną furgonetkę, którą kiedyś – w przeszłości albo przyszłości – zajechałam na przysłowiową śmierć. Samochód stał na podjeździe. Nazywałam go Czerwonym Baronem. Tak, nadawałam imiona wielu intymnym przedmiotom. Wdrapałam się na siedzenie kierowcy, próbując powstrzymać wzruszenie. Kochałam tę furgonetkę. Może nie była szybka, zręczna czy wyjątkowo ozdobna, ale zawsze sobie radziła na długich dystansach. Jednak nawet podekscytowanie, związane z możliwością ponownego poprowadzenia mojego ulubionego auta, nie mogło podnieść mnie na duchu. Wsunęłam kluczyk do stacyjki i pojechałam do szkoły, czując nieprzyjemny supeł w żołądku.

Gdy zaparkowałam przed szkołą, uświadomiłam sobie, jak bardzo to liceum wydawało mi się teraz małe. Spędziłam już cztery lata na NYU, gdzie pojedynczy dom akademicki przypominał wielkością cały budynek Forks High. Zauważyłam wiele znajomych twarzy, zlewających się w niewyraźną smugę; twarzy, których nie widziałam od lat, ale które straszyły mnie z profilów Facebooka od przeszło dwóch tygodni.

Tyler Crowly pokazywał grupie dzieciaków wklęśnięcie w zderzaku swojego auta. Wiadomości bieżące, Tyler, twoje umiejętności prowadzenia samochodu są do chrzanu i takie pozostaną.

Lauren Mallory weszła do budynku z rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej. Och, Lauren, naciesz się tymi naturalnymi cyckami, póki masz czas, bo niedługo zmienią się w duże i zniekształcone potwory.

Zauważyłam czerwony kabriolet, zaparkowany obok vana Erica Yorkie’a. To był samochód Rose.

Niewidzialne ręce zacisnęły się wokół mojego serca. W szkole średniej nie przyjaźniłam się ani z Rosalie, ani z Alice. W klasie maturalnej prawie w ogóle nie widywałam tej pierwszej. Nie mogłam sobie wyobrazić sytuacji, w której musiałabym udawać, że moje przyszłe współlokatorki nie były dla mnie jak rodzina. Potrzebowałam Rose i Alice. Nie działałam poprawnie bez Rose i Alice. Wtedy sobie przypomniałam. Był 30 kwietnia. Miałam spotkać Alice w trakcie programu orientacyjnego za ponad miesiąc. Raczej nie zmienię przyszłości, jeżeli zaprzyjaźnię się z nią trochę wcześniej, prawda?

Rose i ja nie miałyśmy razem żadnych lekcji. Nie można było mnie też nazwać duszą towarzystwa, a tym bardziej osobą, która odważyłaby się odezwać do Rosalie Hale. Na szczęście sytuacja między mną a Alice wyglądała nieco lepiej – uczęszczałyśmy razem na zajęcia z literatury światowej. Zobaczę ją w klasie, kiedykolwiek by to nie było. Mogłabym powiedzieć jej „cześć”, rozpocząć przypadkową pogawędkę o pogodzie. To chyba by nie zaszkodziło kontinuum czasoprzestrzennemu. Jezusie Chrystusie, brzmiałam tak, jakbym chciała zaprosić ją na głupi bal maturalny. Potrząsając głową, próbowałam zakończyć mój psychotyczny monolog wewnętrzny. Następnie wysiadłam z furgonetki i skierowałam się w stronę szkoły.

Kiedy weszłam do głównego korytarza, moje nozdrza zostały zaatakowane ostrą mieszanką różnych woni. To miejsce pachniało jak nastolatki – duszno, uciążliwie i nieprzyjemnie. Gdybym trafiła do roku, w którym uczęszczałam już do college’u, potrafiłabym znieść zapach kadzidła, przenikającego ściany akademika. To, co czułam w Forks High, było po prostu paskudne. Tłumiąc narastającą irytację, wzięłam głęboki wdech i skierowałam się do sekretariatu. Pani Cope siedziała za drewnianym biurkiem, a jej wyraz twarzy wskazywał na wysoki poziom rozdrażnienia. Kapitalnie.

– Dzień dobry, pani Cope – zapiszczałam. Pociły mi się ręce, a przecież dzień dopiero się zaczął.

– Bella. Dzień dobry, jak mogę ci pomóc? – zapytała, podnosząc brew.

– Chciałabym się dowiedzieć, czy jest możliwość otrzymania kopii mojej karty zdrowia.

Grzecznie. Zwięźle. Szło mi całkiem nieźle.

– Czy mogę wiedzieć, po co ci ta karta, Bella? To dość nietypowa prośba. – Przyglądała się mi badawczo.

Wcześniej nie sądziłam, że chęć otrzymania kopii własnej karty zdrowia była w jakikolwiek sposób „nietypowa”, ale teraz, gdy o tym pomyślałam, takie życzenie naprawdę wydawało się dziwne. Te dokumenty zawierały informacje, które nastoletnia Bella znała na pamięć. Nie istniał żaden rozsądny powód, dla którego powinnam chcieć zrobić kopię, a ponieważ zapobiegliwe myślenie najwyraźniej nie było moją najmocniejszą stroną, nie przygotowałam wyjaśniania dla tej specyficznej prośby.

– No więc, hm, od jakiegoś czasu biorę lekarstwo na… – Cholera, w ogóle tego nie przemyślałam. Lekarstwo na co? – …zawroty głowy, które czasami miewam. – Byłam dumna z mojej zdolności szybkiego kłamania, ponieważ pani Cope wyglądała na szczerze zmartwioną. – To nic poważnego – kontynuowałam. – Uderzyłam się w głowę, ponieważ… Wie pani, to w końcu ja – dodałam, przewracając oczami. – Super łamaga. Więc… Ta dolegliwość robi mnie bardzo zapominalską i boję się, że mogę zapomnieć szyfr do mojej szafki albo plan lekcji… – Albo rok, w którym się obecnie znajduję.

Widziałam, że pani Cope nabiera się na moje marne tłumaczenia, więc po chwili przerwałam bezsensowną paplaninę, nie chcąc ryzykować, że przestanie wierzyć w tę historyjkę. Wstała i podeszła do gabloty z dokumentami uczniów, mieszczącej się za jej biurkiem. Po chwili znalazła moją kartę i wskazała ręką w stronę kopiarki.

– Proszę bardzo, kochanie, ale spróbuj być bardziej ostrożna. Dobrze by było, gdybyś odbierała dyplom w jednym kawałku. – Przekazała mi papiery ze szczerym uśmiechem na twarzy.

– Bardzo dziękuję, pani Cope. – Byłam już cała spocona, ale przynajmniej teraz mogłam dowiedzieć się, gdzie miałam pierwszą lekcję, i zmierzyć się z nieuniknionym.

Wyszłam z sekretariatu. Skręciłam w prawo i stanęłam przed rzędem szafek; wtedy ich zobaczyłam. Alice i Jasper szli przez korytarz, trzymając się za ręce. Chłopak nagle się zatrzymał, obrócił dziewczyną tak, jakby była baleriną, i pocałował ją w czubek głowy. Moje serce się złamało. Chciałam krzyknąć „Jazzy, ty marna podróbko mężczyzny!”, ponieważ zazwyczaj to właśnie robiłam, gdy obnosił się ze swoim uczuciem. Jednak teraz nic nie powiedziałam, ponieważ nazwanie transwestytą faceta, którego nie powinnam znać, mogło go przypadkiem wkurzyć.

Chciałam porozmawiać z Alice, dlatego potrzebowałam jakiegoś planu – tym razem dogłębnie przemyślanego. Mogłam zaproponować, żebyśmy się razem pouczyły do… czegokolwiek powinniśmy się teraz uczyć. Wtedy ukazałabym swoją bardziej czarującą stronę charakteru, a Alice dostrzegłaby moją świetność i zostałaby moją najlepszą przyjaciółką.

Okej, ten plan musi być bardziej szczegółowy.

Miałam sporo czasu, by popracować nad Operacją o kryptonimie „Alice”, ponieważ – według mojego planu lekcji – zajęcia z literatury światowej rozpoczynały się zaraz po lunchu. Teraz miałam trygonometrię.

Po krótkiej wizycie przy mojej szafce skierowałam się w stronę sali 218. Zamierzałam wejść do klasy tuż po tym, jak wszyscy usiedliby na swoich miejscach. Wtedy mogłabym zająć ławkę, która jako jedyna byłaby wolna. Wspaniały pomysł, nieprawdaż? Ale kiedy zerknęłam przez małe okienko w drzwiach pomieszczenia, klasa wydawała się wyjątkowo wyludniona. Zostały jedynie dwa tygodnie do końca szkoły, więc rozleniwieni maturzyści zaczęli unikać Forks High. Westchnęłam ze zrezygnowaniem i zdecydowałam, że jeżeli nauczycielka zacznie mnie wypytywać o powody zajęcia nieodpowiedniego krzesełka, opowiem jej historię tragicznego uderzenia i uciążliwych zawrotów głowy, znaną już pani Cope. Takie wytłumaczenie było całkiem wiarygodne, ponieważ miałam poważne problemy z koordynacją.

– Ach, Bella, to miłe, że zdecydowałaś się do nas dołączyć – warknęła pani Jacob zza biurka. – Może pomogłabyś nam znaleźć kąt odniesienia* w przykładzie wypisanym na tablicy.

Kąt odniesienia? Czy ja kiedyś wiedziałam, co to jest? Myślałam, że byłam bardzo dobra z trygonometrii, ale najwidoczniej nie radziłam sobie z zatrzymywaniem informacji w mózgu. Kąt odniesienia brzmiał jak jakiś termin z geometrii, a przecież to nie to samo co trygonometria!

– Hm, nie, dziękuję – odparłam swobodnie. – Jestem pewna, że ktoś inny, bardziej wykwalifikowany w tym temacie, będzie chciał to zrobić. Ja po prostu zajmę swoje miejsce. – Przez chwilę wyglądała na oszołomioną, bezgłośnie otwierając i zamykając usta. Miałam nadzieję, że wymigałam się od konieczności rozwiązania zadania, ale niepokoił mnie fakt, że pani Jacob nie przestawała się na mnie patrzeć, gdy siadałam w jednej z pustych ławek.

– Bella – zaczęła. Wiedziałam, co zamierzała powiedzieć. Wybrałam złą ławkę i nauczycielka myślała, że zwariowałam. – Twoje miejsce jest tam, koło Tanyi. – Wskazała dziewczynę, siedzącą po drugiej stronie kasy; niechętnie przeniosłam wzrok na żmiję, która kiedyś zatruje egzystencję mojej najlepszej przyjaciółki. Alice mówiła mi niezliczoną ilość razy, że po ukończeniu studiów sama powinna założyć firmę, nie zapraszając Denali do współpracy. To straszne, jak rozmowa, którą odbyłeś w wieku siedemnastu lat, mogła nadać kurs całemu twojemu życiu.

Zanim mogłam pomyśleć o powodzie, dla którego usiadłam w złej ławce, coś sobie uświadomiłam. Mogłam to naprawić. Mogłam tak zaaranżować sytuację, że Alice i Tanya nigdy nie rozpoczną wspólnego biznesu. Może właśnie dlatego tutaj byłam. Może miałam zapobiec błędom, które zdarzyły się w szkole średniej.

Po chwili poczułam potężną falę podekscytowania, kiedy zdałam sobie sprawę, że spróbuję też zeswatać ze sobą Emmetta i Rosalie. Nie musieliby zmarnować tak wielu lat, nie mając przy sobie tej drugiej osoby.

– Bella – powtórzyła pani Jacob.

– Och, przepraszam. – Nie mogłam przestać szczerzyć zębów. Zamierzałam naprawić Alice i Rosalie, tak jak one naprawiły mnie. – Hm, uderzyłam się w głowę poprzedniego wieczoru i czy mogłabym…

– Może pójdziesz do pielęgniarki, Bella?

Wyszłam z sali i zaczęłam planować. Mając notkę usprawiedliwiającą moją nieobecność, mogłam opuścić poranne zajęcia.

Byłam irracjonalnie zdenerwowana przyszłym spotkaniem z Alice. Wydawało się to dość głupie, skoro znałam ją od dziesięciu lat, ale nie mogłam powstrzymać obezwładniającego uczucia lekkiej paniki. W południe byłam już wrakiem człowieka. Zdecydowałam, że potrzebuję świeżego powietrza i chwilowej ucieczki od przykrego zapachu szkoły średniej.

Podążając chodnikiem otaczającym wschodnią ścianę budynku szkolnego, zauważyłam niewielką przestrzeń za salą gimnastyczną, z drugiej strony zamkniętą gęstą ścianą lasu. Na ziemi znajdowało się kilka kartonów po dostawie mleka, odwróconych do góry dnem, aby można było na nich usiąść. Wokół leżały pety papierosów, rozsiane w trawie niczym ziarna jakiegoś zboża. Wyglądało na to, że ktoś spędzał tutaj sporo czasu.

Usiadłam na jednym z kartonów, podkulając nogi i opierając plecy o chropowatą ścianę. Zamknęłam oczy i zaczęłam głęboko oddychać, próbując się zrelaksować, ale hiperwentylacja nie odnosiła zamierzonego skutku. Wiedziałam, że w tej chwili tylko jedna rzecz była w stanie uspokoić moje skołatane nerwy, ale to wydawało się złe i niewłaściwe. Sekundę później zdecydowałam, że nie obchodziły mnie stereotypy, zakazy i konwenanse. Wyciągnęłam piersiówkę z tylnej kieszeni spodni, odkręciłam korek i wzięłam szybkiego łyka. Znajome pieczenie w gardle momentalnie mnie rozgrzało. Przechylając się do przodu, położyłam głowę na kolanach i zamknęłam oczy. Wyobraziłam sobie życie, w którym Alice odnosiła sukcesy, samodzielnie prowadząc własną firmę – bez żadnego niestosownego zachowania i straty klientów. Jej reputacja pozostała nienaruszona. Zobaczyłam też Rosalie, noszącą piękną długą suknię w kolorze żywej czerwieni, oraz Emmetta, ubranego w smoking ze szkarłatnym pasem obiegającym talię*. Wybierali się razem na bal z okazji ukończenia szkoły średniej. Wizualizowałam tę idealną koncepcję, dodając kolejne szczegóły i z całą mocą uświadamiając sobie, jak idealnie razem wyglądali.

Wtedy usłyszałam cichy kaszel. Przestraszona, spojrzałam w górę.

Zobaczyłam chłopaka, stojącego pod ścianą tuż przy rogu budynku. Palił papierosa i patrzył się na mnie z zaciekawionym wyrazem twarzy. Edward Cullen.


Wyjaśnienia:
* Efekt Motyla – thriller fantastycznonaukowy z 2004 roku; główny bohater, zagrany przez Ashtona Kutchera, odkrywa sposób zmieniania teraźniejszości przez manipulację przeszłymi zdarzeniami; chociaż intencje ma dobre, jego decyzje oddziałują na życia wielu przypadkowych ludzi, nie zawsze w pozytywny sposób.
* Peggy Sue – komediodramat z 1986 roku; film opowiada historię kobiety przeżywającej kryzys małżeński, która podczas balu absolwentów omdlewa i przenosi się w czasie do ostatniej klasy college’u. Zachowując świadomość dorosłej osoby, próbuje ukształtować swoje na nowo przeżywane życie, aby uniknąć już raz popełnionych błędów.
* De Lorean – samochód sportowy produkowany seryjnie przez DeLorean Motor Company w latach 1981–1982; auto to wykorzystano jako wehikuł czasu w filmie „Powrót do przyszłości” ([link widoczny dla zalogowanych]).
* Amy Smart – aktorka; w „Efekcie Motyla” zagrała dziewczynę o imieniu Kayleigh, ukochaną głównego bohatera (w rolę którego wcielił się Ashton Kutcher); w wyniku zmian, jakie nastąpiły podczas manipulowania przeszłością, Kayleigh stała się uzależnioną od narkotyków prostytutką.
* Cinnamon Pop Tart – jest to prostokątny, płaski kawałek upieczonego ciasta z nadzieniem cynamonowym ([link widoczny dla zalogowanych]).
* Kąt odniesienia (ang. reference angle) – kąt, który w kole geometrycznym znajduje się między osią OX i ramieniem kąta będącego w pozycji standardowej; kąt odniesienia przyjmuje wartości bezwzględne i nie przekracza dziewięćdziesięciu stopni; komentarz tłumaczki: wyrażenie „reference angle” przetłumaczyłam dosłownie – osobiście nigdy nie uczyłam się o takich kątach na lekcjach poświeconych trygonometrii.
* Gruby pas obiegający talię (ang. cummerbund) – [link widoczny dla zalogowanych].



Rozdział piąty betowała Nina Spektor, której bardzo dziękuję :).

5. NIEOBECNY

~ Edward

Obudziła mnie piosenka Santany, wydobywająca się z głośników radia. Podczas snu musiałem przypadkiem zrzucić je na podłogę i wtedy się włączyło – normalnie nie słuchałem tego komercyjnego gówna. Chwyciłem poduszkę i zakryłem nią głowę, próbując wyciszyć nieprzyjemną melodię. Nie podziałało. Wiedziałem, że jeżeli znowu spóźnię się na zajęcia, któryś z nauczycieli zmusi mnie do zostania po południu w szkole i odrobienia opuszczonych godzin. Nie miałem zamiaru niepotrzebnie wydłużać sobie pobytu w piekle, jakim było Forks High. Ponieważ nie widziałem sensu w odkładaniu tego, co nieuniknione, powoli zwlokłem się z łóżka i ruszyłem w stronę łazienki.

Mijając kalendarz wiszący na ścianie, zobaczyłem datę. 30 kwietnia. Upragniony dzień zbliżał się maleńkimi kroczkami.

Dwadzieścia dwie doby.

Pięćset dwadzieścia osiem godzin.

Trzydzieści jeden tysięcy sześćset osiemdziesiąt minut.

I już mnie nie będzie.

Dla nikogo nie stanowił niespodzianki fakt, że postanowiłem nie iść do college’u. Uczyłem się całkiem nieźle i nie miałbym problemu z dostaniem się na jeden z miejscowych uniwersytetów, ale to gówno po prostu nie było mi pisane. Carlisle zasugerował, bym porozmawiał z jego kuzynem o pracy w barze zaraz po ukończeniu ogólniaka. Garrett miał pub w Seattle, gdzie mieszkał z żoną, Kate. Zawsze chętnie brałem udział w wycieczkach Carlisle’a do miasta, gdy odwiedzał swojego krewnego. Chociaż bar był wypełniony samotnymi facetami, przeżywającymi kryzys wieku średniego i próbującymi utopić swoje smutki w szkockiej*, czułem się tam komfortowo. Może dlatego, że wiedziałem, co ci ludzie czuli.

Mając błogosławieństwo Carlisle’a, wyruszyłem do Seattle, aby spotkać się z Garrettem. Mimo kalendarzowej pory roku, dzień był ciepły i suchy, więc z radością wyciągnąłem z garażu motor, by pojechać nim do miasta. Wiatr chłostał mnie w twarz, a koła lekko podskakiwały na nierównej nawierzchni jezdni. Poczułem, że żyłem, pierwszy raz od dłuższego czasu. Wydawało mi się to trochę dziwne, że zobaczę Garretta bez Carlisle’a, ale kiedy dotarłem do autostrady, wszystkie troski zniknęły. Zmierzałem ku czemuś lepszemu.

Opuszczam miasteczko Forks. Do zobaczenia wkrótce.

Teraz musiałem tylko przekonać Garretta, że powinien dać mi posadę. Każdego lata zatrudniał jakiegoś studenta, by pomagał mu w prowadzeniu baru, ale kiedy szkoła znowu się zaczynała, pozostawał na lodzie. Wiedziałem, że potrzebował kogoś solidnego, pracownika, na którym mógłby polegać. Zamierzałem udowodnić, że byłem osobą, której szukał. Zatrudnienie mnie wydawało się dość ryzykowne i Garrett musiał chcieć mi zaufać. Mając osiemnaście lat, nie będę mógł prowadzić baru przez następne trzy, ale miałem nadzieję, że w międzyczasie nauczę się operować w tym biznesie.

Jedną z rzeczy, które najbardziej lubiłem w Garrecie, była jego skłonność do nieowijania w bawełnę i mówienia prosto z mostu. Nie spodziewałem się, że będzie traktował mnie ulgowo.

– Posłuchaj, Edward. Jesteś świetnym dzieciakiem i wierzę, że pod tą całą buntowniczą otoczką kryje się pracowita osoba – zaczął. – Ale muszę mieć pewność, że podejdziesz do tego bardzo poważnie. Jesteśmy rodziną, jednak mówimy tutaj o źródle mojego utrzymania. Nie możesz tego spieprzyć.

– Garrett, ja… – odpowiedziałem szybko, próbując go uspokoić.

– Nie wyskakuj mi tutaj z płonnymi obietnicami. Mówię na serio, Edward. Godziny pracy są długie, a pieniądze bardzo małe. Nie będziesz miał wiele wolnego czasu. Tak właściwie to chciałbym, abyś zaczął zaraz po ukończeniu szkoły. Muszę wiedzieć, że naprawdę ci na tym zależy.

W Seattle regularnie otwierano i zamykano wiele pubów, ale bar Garretta odniósł sukces na rynku i dynamicznie się rozwijał przez ostatnie kilka lat. Byłbym szalony, omijając taką ofertę pracy, chociaż z opisu bardziej przypominała wyrok więzienny niż życiową okazję.

Tego właśnie chcę. To jest moje miejsce.

– Szkoła kończy się 22 maja. Mogę zacząć od 23. Masz moje słowo. – Wyciągnąłem rękę i Garrett ją uścisnął. Następnie poklepał mnie mocno po ramieniu i się uśmiechnął.

– A więc 23.

Muszę tylko przetrwać kolejne dwadzieścia dwa dni i będę mógł zacząć swoje życie od początku. Pracując sam na siebie. Nie dostając rzeczy za darmo tylko dlatego, że stałem się cudzym obowiązkiem. Chciałem swobody i samodzielności.

Ze snu na jawie wyrwało mnie pobrzękiwanie naczyń dochodzące z niższego piętra. Esme najprawdopodobniej przygotowywała jakieś skomplikowane śniadanie, na przykład naleśniki francuskie*. Potem będzie patrzyła, jak je zjadam – otworzy szeroko oczy i cierpliwie poczeka na moją aprobatę.

Esme pisała książkę kucharską, a ja stałem się jej niechętnym i marudzącym królikiem doświadczalnym. Podczas gdy miska zbożowych płatków byłaby w pełni satysfakcjonująca, ta kobieta uwielbiała faszerować mnie różnymi rodzajami jajek, ostatnio przyrządzonymi po benedyktyńsku*. I gdyby już sam fakt konieczności spożywania tej mdłej potrawy nie był wystarczająco irytujący, musiałem też wyrazić opinię na temat sosu holenderskiego, który przyrządziła jako przystawkę. Chciałem krzyknąć: „Nic mnie nie obchodzi ten pieprzony sos holenderski”, ale Esme wyglądała na szczerze podekscytowaną i zachwyconą swoim obecnym zajęciem. Więc, ponieważ jestem tchórzem i mięczakiem, powiedziałem jej, że sos jest kremowy, ale niezbyt ciężki. Z niechęcią dokończyłem i jajka, i przeklętą przystawkę.

Jednak tego ranka, z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu, nie mogłem tego dłużej znieść. Chciałem tylko pójść do szkoły, jakoś ją przeżyć, a potem popracować nad moim motorem. Nie miałem ochoty debatować, który sposób przyrządzenia truskawek był lepszy: w postaci dżemu czy marmolady. Tak, te dwie rzeczy różniły się od siebie i mocno wkurzał mnie fakt, że o tym wiedziałem.

Żałuję, że nie mogę wymknąć się z domu oknem.

Z cichym jękiem zszedłem po schodach i skierowałem się w stronę sfery działań wojennych Esme. Kiedy wszedłem do pomieszczenia, stała do mnie tyłem, myjąc naczynia. Na stole przy moim miejscu czekał talerz belgijskich wafli*, a obok niego miseczka ze świeżymi owocami i ubitym kremem.

Zastanawiam się, czy nie zechciałaby dodać płatków zbożowych do swojej książki kucharskiej – wtedy może raz zjadłbym normalne śniadanie.

– Dobry, Esme – powitałem ją, nie mogąc powstrzymać ziewnięcia.

– Edward. – Uśmiechnęła się do mnie promiennie. - Cieszę się, że już jesteś. Nie mogę się doczekać, aż spróbujesz wafli waniliowych. Carlisle sadzi, że dodałam zbyt dużo aromatu, ale ja się nie zgadzam. Myślę, że to idealna ilość. – Znowu zaczyna. – I jak? Smakuje ci? – zapytała, widząc, że sięgam po moje ekskluzywne śniadanie.

Przyglądała mi się tymi swoimi dużymi oczami. Chciałem, by książka odniosła sukces, naprawdę, ale, mówiąc szczerze, nawet gdybym zakrztusił się tą pieprzoną wanilią, zamierzałem jej powiedzieć, że to najlepsze wafle, jakie kiedykolwiek zjadłem.

Carlisle i Esme nie mieli dzieci. Zakładam, że gdyby chcieli wychować małego brzdąca, zrobiliby sobie jakiegoś. Przyjęcie nastoletniego chłopca pod swój dach nigdy nie było częścią ich wielkiego planu na życie, jednak zawsze traktowali mnie wspaniale. Zawdzięczałem im bardzo dużo, więc jeżeli Esme chciała usłyszeć, że zrobiła najsmaczniejsze wafle, jakie kiedykolwiek wziąłem do ust, właśnie to jej powiem. Zasługiwała na dużo więcej.

– Esme, naprawdę – zacząłem, nadal przeżuwając. – Te wafle są niesamowite. – Nie kłamałem. Były bardzo smaczne. Nie miałem pojęcia, skąd Carlisle wiedział, że Esme dodała za dużo wanilii, ale postanowiłem nie komplikować sobie życia. Wprawdzie nie mogłem mieć płatków, ale nie zamierzałem być dupkiem i narzekać z powodu nietypowej diety. Jadłem wafle jak prawdziwy mężczyzna.

– Wiedziałam! – krzyknęła triumfalnie. – Recepta pozostaje taka, jaka jest. Och, i na obiad mamy dzisiaj Osso Buco*, Edward. Tym razem dodam trochę cytrynowego aromatu, by nadać potrawie unikalnego smaku. Mam nadzieję, że w końcu trafię w dziesiątkę.

To już trzeci raz w ciągu tego miesiąca, kiedy gotuje to danie. Znajdźcie mi innego ucznia w Forks High, który wie, czym jest Osso Pieprzone Buco. Śmiało, spróbujcie.

– Tak właściwie, Esme, dzisiaj wracam bardzo późno do domu – zacząłem przepraszająco.

– Późno? Dlaczego? – zapytała rozczarowana. Boże, nienawidziłem jej rozczarowywać.

– Zamierzam wziąć motor do szkoły i poprosić pana Varnera, by na niego zerknął. Muszę się dowiedzieć, czym jest ten dziwny dźwięk, który słyszę, gdy zostawiam silnik na jałowym biegu – wyjaśniłem. – Dlatego po szkole spędzę trochę czasu w warsztacie.

Podczas pierwszego roku ogólniaka zapisałem się na zajęcia dla początkujących mechaników u Varnera. Zacząłem przebudowywać Hondę CL175* z 1973 roku, która w krótkim czasie stała się moją dumą i radością. Mimo że Varner należał do niesprzyjającej uczniom populacji nauczycieli, lubiłem faceta. Łatwo się z nim rozmawiało i zawsze z chęcią pomagał mi w realizacji mojego małego projektu, więc miałem nadzieję, że będzie umiał znaleźć źródło problemu.

– Wiesz, że nie znoszę tego motoru, Edward. Dlaczego nie możesz jeździć samochodem? Właśnie po to go dostałeś. – Tak, kupiliście mi Volvo. Ja złożyłem motor. Był mój.

– Nie wiem. Ponieważ pogoda dopisuje. Albo szkoła się kończy. Albo muszę przyprawić cię o kilka zawałów serca, zanim wyjadę do Seattle. Wybieraj do woli.

Pokręciła głową i rzuciła we mnie ręcznikiem do osuszania naczyń.

– No dobrze – westchnęła dramatycznie. – Chyba mogę odłożyć ci trochę Osso Buco z obiadu. Spróbujesz, kiedy będziesz już w domu. Ale nie wracaj zbyt późno, okej?

Pocałowałem ją szybko w policzek, chwyciłem mój obszarpany plecak i skierowałem się do drzwi. Zarzucając torbę na plecy, wskoczyłem na motor i go odpaliłem, by po chwili usłyszeć znajomy, grzechocący odgłos. Musiałem to naprawić, zanim przeprowadzę się do Seattle. Mogłem nie mieć czasu, by majsterkować przy tej maszynie po rozpoczęciu pracy w barze Garretta.

Byłem w dość kiepskim nastroju, parkując przed Forks High. Dziwny dźwięk stawał się coraz wyraźniejszy. Podejrzewałem uszkodzenie mechaniczne sprzęgła silnika, ale bliższy przegląd musiałem odłożyć na później. Wiedziałem, że będę o tym myślał przez cały czas spędzony w tej beznadziejnej szkole.

Parkując motor, zauważyłem Jaspera Whitlocka, który machał do mnie z drugiej strony betonowego placu. Był ze swoją dziewczyną, Alice, i wyglądał na nieźle podirytowanego.

– Hej, Jasper – przywitałem go. Whitlock był porządnym kumplem. Miałem szczęście, że to on został moim partnerem laboratoryjnym na chemii, a nie jeden z tych idiotów, którzy chodzą z nami na zajęcia. Jasper zdawał się nie przejmować opiniami innych. Jeżeli faktycznie w jakiś sposób na niego oddziaływały, nigdy nie dawał tego po sobie poznać. Wydaje mi się, że ani razu nie widziałem go zdenerwowanego. Aż do teraz.

– Edward, proszę, powiedz mi, że napisałeś swoją część sprawozdania z chemii, które mieliśmy zrobić na dzisiaj. Chyba zaraz zwariuję.

Facet lekko świrował, co mnie bardzo zdziwiło, bo Jasper nigdy nie tracił nad sobą kontroli.

– Tak, tak. Mam ją. Dlaczego pytasz?

– Bardzo ją kocham, naprawdę, ale Alice musiała pojechać do każdej firmy z wynajmem limuzyn w Seattle, zanim zdecydowała się na jeden samochód, który, według niej, jest idealny na bal – zaczął, podnosząc oczy ku niebu. – Próbowałem napisać kilka sensownych zdań na chemię, podczas gdy ona rozmawiała z tłumem przedstawicieli handlowych we wszystkich miejscach, które odwiedziliśmy. – Tym razem to Alice przewracała oczami, najwyraźniej nie odczuwając jakichkolwiek wyrzutów sumienia. – Musiałem zostawić moją pracę domową w jednej z tych trzynastu firm, w których byliśmy.

– Boże, Jasper – skarciła go Alice. – Daj już sobie z tym spokój, okej? – Odwróciła się w moją stronę, odprawiając swojego chłopaka. – Więc… Edward. Zarezerwowałam piękną limuzynę. Mamy w niej dużo miejsca, więc ty i twoja partnerka możecie pojechać z nami.

– Nie przepadam za takimi imprezami, Alice – odparłem. Bal maturalny nie był częścią mojego planu „Jak przetrwać kolejne dwadzieścia dwa dni”.

– Nie przepadasz? – zapytała, chyba mi nie dowierzając. – Edward, to obrzęd inicjacji. Jak możesz nie przepadać za obrzędem inicjacji? Proszę, powiedz mi przynajmniej, że idziesz na ognisko przed balem. – Teraz wydawała się naprawdę zaniepokojona. Wiedziałem, że chciała dobrze, ale zaczynałem być tak samo podirytowany jak Jasper.

– Przykro mi, że muszę cię rozczarować, mała. Za ogniskami też nie przepadam. Nie przejmuj się chemią, stary – dodałem, zwracając się bezpośrednio do Jaspera, zanim Alice zdążyła jeszcze coś powiedzieć. – Zostawmy to tak, jak jest. Oddamy tylko moją część sprawozdania. Zobaczymy się później. – Kiwnąłem głową na pożegnanie zdewastowanej Alice i zacząłem iść w stronę szkoły.

– Nie poddam się, Edward! – krzyknęła za mną. Wspaniale.

Później nie było wcale lepiej. Gdzieś pomiędzy kulinarną zasadzką Esme, spieprzonym motorem i zaangażowaniem mnie w nowy projekt Alice „Zaopiekuj się zwierzaczkiem” zdecydowałem, że powinienem rano pozostać w łóżku. Koza z pewnością byłaby mniej bolesna.

Dwie pierwsze lekcje przebiegły bez komplikacji. Większość nauczycieli powtarzało materiał, by przygotować nas do egzaminów końcowych, ale uczniowie, którzy pojawili się w Forks High na dwa tygodnie przed końcem szkoły, nie byli zainteresowani nauką. Wyglądało na to, że wiele osób postanowiło opuścić dzisiejsze lekcje. Przekląłem się w duchu, że zignorowałem swój instynkt i nie pozostałem w domu. Jedyną rzeczą, która trzymała mnie przy zdrowych zmysłach, była możliwość wymknięcia się za salę gimnastyczną i zapalenia papierosa tuż po zajęciach z cywilizacji zachodniej. Siedząc w klasie i słuchając tej idiotki, pani Lee, marudzącej o wojnie secesyjnej, zacząłem wyobrażać sobie moje przyszłe życie w Seattle. Widziałem siebie za kontuarem baru, przyrządzającego jeden z tych drinków o głupich nazwach, które dziewczyny zamawiały, kiedy chciały zaszaleć i nie mieć później wyrzutów sumienia. Uśmiechnąłem się na myśl, że będę sprzedawał takie napoje jak „Zwal mnie z nóg” albo „Pieprz mnie”. Tak, Seattle zapowiada się obiecująco.

Mój humor znacznie się poprawił dzięki fantazjom o pijanych studentkach i rozmaitych koktajlach. Kiedy zadzwonił dzwonek, byłem dość pozytywnie nastawiony do świata.

– Wychodząc z sali, odbierzcie ode mnie wasze prace domowe z poprzedniego tygodnia – powiedziała pani Lee. Ponieważ siedziałem z tyłu klasy, musiałem cierpliwie poczekać w kolejce, żeby odebrać swoje wypracowanie. – Ach, panie Cullen. Może gdyby spędzał pan mniej czasu, gapiąc się w okno, i dokładnie przemyślał swój temat, dostałby pan lepszą ocenę. – Zacisnęła usta i podniosła sugestywnie brew, wręczając mi moją pracę domową. Suka mnie nie lubiła, odkąd wytknąłem jej błąd merytoryczny w pierwszym tygodniu szkoły. Utkwiłem zdumiony wzrok w swoim wypracowaniu, na którym było więcej czerwonych uwag nauczycielki niż właściwego tekstu, napisanego przeze mnie czarnym długopisem. Postawiła mi słabą tróję.

Wiedziałem, że dłużej nie wytrzymam. Musiałem zapalić. Chciałem uciec z tej cholernej szkoły.

Wychodząc z klasy, zgniotłem wypracowanie i wyrzuciłem je do kosza. Słyszałem wołanie pani Lee, ale je zignorowałem. Ruszyłem w stronę głównego wyjścia. Na zewnątrz było chłodno i zbierało się na deszcz, ale miałem jeszcze trochę czasu, zanim upierdliwa mżawka uniemożliwi mi zapalenie zbawiennego papierosa.

Kiedy na początku semestru okazało się, że miałem wolną godzinę przed lunchem, byłem wkurzony, bo nie chciałem niepotrzebnie przedłużać męki przebywania w szkole. Pragnąłem mieć to jak najszybciej za sobą. Jednak z upływem czasu coraz częściej potrzebowałem jakieś odskoczni, sposobu, by się uspokoić i opanować nerwy. Lepiej radziłem sobie z tym wszystkim, mogąc posiedzieć za salą gimnastyczną na jednym z kartonów, które podwędziłem z bufetu. Dzięki moim małym wycieczkom powstrzymywałem się przed nazwaniem pani Lee głupią ignorantką, która nie wie, że Inwazja w Zatoce Świń nie była pomysłem Kennedy’ego. Udawało mi się nie skopać tyłka Mike’a Netwona za to, że próbował obmacywać jakąś pierwszoklasistkę tuż obok mojej szafki. Starałem się również nie patrzeć negatywnie na przytłaczająco dużą liczbę dni, jaka pozostała do rozdania świadectw. Ta chwila z papierosem dawała mi siłę, by przetrwać dzień.

Zanim dotarłem do końca chodnika prowadzącego na tyły sali gimnastycznej, zaatakował mnie intensywny zapach truskawek. Za cholerę nie mogłem odgadnąć, skąd pochodził. Wychodząc zza rogu budynku, zdałem sobie sprawę, że, po raz pierwszy od rozpoczęcia semestru, moje ulubione miejsce było już zajęte. Jakaś dziewczyna siedziała na jednym z kartonów po mleku. Długie, brązowe włosy zasłaniały jej twarz. Położyła głowę na zgiętych kolanach, a między nogami trzymała coś, co wyglądało na piersiówkę. Z takim atrybutem w ręku wyglądała bardziej na klientkę baru Garretta niż uczennicę Forks High. Dziewczyna nie zauważyła mojego przybycia. Poczułem się niezręcznie, ale chwilowy dyskomfort szybko zamienił się w irytację, kiedy sobie uświadomiłem, że nawet za salą gimnastyczną nie mogę mieć ciszy i spokoju. Wyciągnąłem papierosa z paczki i odkaszlnąłem znacząco, nie wiedząc, w jaki inny sposób zwrócić na siebie uwagę i powiedzieć jej, żeby się stąd wyniosła. Dziewczyna spojrzała do góry, a ja, zszokowany, zachłysnąłem się powietrzem. Bella Swan. Bella Swan siedziała na kartonie po mleku w moim ulubionym miejscu za salą gimnastyczną. Z piersiówką. Która była zajebiście różowa.

– Och – wysapała zawstydzona, próbując niezdarnie stanąć na nogach. Zerknęła na papierosa, którego miałem w ustach, a następnie przeniosła wzrok na pety, leżące u jej stóp. – Nie wiedziałam… Znaczy, nie spodziewałam się, że ktoś tu przyjdzie.

Gdybym był całkowicie racjonalny, stwierdziłbym, że nic nie miałem do Belli Swan. Nie wiedziałem, jak brzmiał jej głos, dopóki się do mnie przed chwilą nie odezwała. Ale ponieważ patrzyłem na sprawę bardziej emocjonalnie, jej obecność mnie kurewsko zirytowała. Niespodziewana inwazja dziewczyny była kolejną rzeczą, która nie poszła dzisiaj po mojej myśli.

– No cóż – warknąłem. – Teraz już wiesz.

Jej twarz, wcześniej lekko zarumieniona ze wstydu, nagle się zmieniła. Dziewczyna wyprostowała ramiona i zmrużyła oczy, patrząc na mnie groźnie.

– No cóż – zaczęła kpiąco. – Jesteś jednym wielkim rozczarowaniem, Edward – stwierdziła oficjalnie, idąc w stronę chodnika. Kiedy mnie mijała, moje nozdrza wypełnił zapach truskawek. – A zapowiadało się tak pięknie.

– Co? O co ci, do diabła, chodzi? – zapytałem, marszcząc brwi.

Nawet mnie nie zna. O czym ona mówi?

– Mogłabym zapytać o to samo, Edward – odparła, zatrzymując się i kładąc ręce na biodrach. – Chodzi mi o to, że mam kiepski dzień i teraz najwyraźniej naruszyłam granicę twojej fortecy samotności, więc musisz zachowywać się jak ostatni palant. Zatem, mimo że mam multum problemów, w tej chwili najbardziej irytującym są ładni chłopcy, którzy wydają się dużo bardziej atrakcyjni, gdy nic nie mówią.

Odwróciła się, by odejść, a ja stałem tam jak idiota, próbując zrozumieć, co właśnie powiedziała. Nie chciałem, by zajmowała moje miejsce za salą gimnastyczną, ale czułem się okropnie z powodu tego, jak ją potraktowałem. To nie była jej wina.

– Hej – zawołałem. Zatrzymała się i obróciła powoli, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Dopiero wtedy zauważyłem, że jej bluzka była bardzo ciasna.

Może jednak mógłbym znieść towarzystwo Belli Swan.

– Ja nie… Zwykle nie… – jąkałem się jak jakiś dupek. Musiałem to z siebie wyrzucić. – Też mam kiepski dzień.

Zaśmiała się do siebie i potrząsnęła gwałtowanie głową. Zacząłem się zastanawiać, czy Bella Swan nie przechodziła właśnie załamania nerwowego z akompaniamentem piersiówki, malutkiej bluzki i dziwnego chichotu.

– Nie przejmuj się – odparła łagodnie, wpychając swoją różową przyjaciółkę w tylną kieszeń spodni. – Jednak jestem całkiem pewna, że mój kiepski dzień przebija twój.

– Od kiedy Bella Swan nosi piersiówkę do szkoły? – zapytałem, chcąc zmienić temat. Dziewczyna nagle napięła mięśnie, jakby szykowała się do ucieczki. Wyglądała na zakłopotaną.

– Od kiedy Edward Cullen wciąga do płuc kilogramy nikotyny za salą gimnastyczną? Serio, to miejsce wygląda okropnie - dodała, wskazując na ziemię i moje niedopałki.

– Tylko mówię, że jeżeli ktoś cię złapie, twój tyłek poważnie na tym ucierpi.

– Nie martw się o mój tyłek, Edward – powiedziała, przeciągając słowa i opierając się o ścianę budynku. – Poza tym podczas zajęć Joan chowa się w torbie.

– Joan? – Najwyraźniej za nią nie nadążałem. – Kim, do cholery, jest Joan?

Zaczęła opowiadać tę pokręconą historię o tym, jak nazwała swoją piersiówkę, a ja nie wiedziałem, czy to było ujmujące, czy raczej dziwne. Wtedy zdecydowałem, że Bella Swan przechodziła jednak jakiś skomplikowany rodzaj załamania nerwowego.

Zanim zdążyłem zadać kolejne pytanie dotyczące jej piersiówki, usłyszałem dzwonek dochodzący z wnętrza budynku.

– No więc, Edward, mimo że nasza mała pogawędka jest bardzo pokrzepiająca, muszę się udać na… jakąś tam lekcję – oznajmiła, a jej głos cichł z każdym wypowiadanym słowem. Odepchnęła się od ściany i ponownie zaczęła odchodzić.

– Hej – powtórzyłem. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Załamanie nerwowe Belli było całkiem zabawne. – Gdybyś jeszcze kiedyś miała kiepski dzień, zawsze miło będzie cię tutaj spotkać.

Zerknęła na mnie przez ramię i uśmiechnęła się nieznacznie. Patrzyłem, jak szła chodnikiem, zmierzając w stronę głównego budynku szkolnego. Bezskutecznie próbowałem objąć umysłem naszą nietypową rozmowę. Nagle pragnienie wskoczenia na motor i opuszczenia reszty zajęć stało się przytłaczające. Dzień wydawał się coraz bardziej dziwny i nie chciałem czekać na kroplę przelewającą czarę goryczy. Zaciągając się głęboko papierosem i próbując myśleć pozytywnie, powtórzyłem w głowie słowa, które pozwoliły mi przetrwać resztę lekcji w szkole.

Dwadzieścia dwa dni.


Wyjaśnienia:
* Szkocka whisky (ang. Scotch Whisky) – napój alkoholowy, tworzony z słodu jęczmiennego lub jęczmienia, dojrzewający w dębowych beczkach przynajmniej przez okres trzech lat. Najpopularniejsze gatunki: Johnnie Walker, Teacher’s, The Famous Grouse ([link widoczny dla zalogowanych]).
* Naleśniki francuskie (ang. French Crepes) – [link widoczny dla zalogowanych].
* Jajka po bendeyktyńsku (ang. Eggs Benedict) – [link widoczny dla zalogowanych], na zdjęciu z sosem holenderskim.
* Belgijskie wafle (ang. Belgian Waffles) – [link widoczny dla zalogowanych].
* Osso Buco – duszona gicz cielęca ([link widoczny dla zalogowanych]).
* Honda CL175 – [link widoczny dla zalogowanych].


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez syntia dnia Śro 17:23, 15 Wrz 2010, w całości zmieniany 6 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin