FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Pełnia (Full Moon) [NZ] - 17.11.2010 (Rozdz. X) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Pon 21:51, 25 Paź 2010 Powrót do góry

dzieki za powiadomienie:)
tym rozdzialem i wcześniejszym zdziwiłas mnie
Charlie wilkołakiem to jest wręcz nieprawdopodobne
(myślałam, że dodałam komentarz do ostatniego, ale widocznie nie doszedl)
ciekawe wprowadzenie jest, teraz najważniejsze pytanie co się stanie z Nessie, jak to pójdzie wszystko i co Charlie zrobi
więc czekam do następnego
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mirona
Wilkołak



Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 155
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Żory

PostWysłany: Śro 16:14, 17 Lis 2010 Powrót do góry

OK, już dostałam kolejną porcję zbetowanego tekstu. Wiem, wiem... Trochę długo tutaj nic nowego nie wstawiałam. Cóż ja na to poradzę? Mój czas mnie ogranicza, a w dodatku wena, która ulotniła się gdzieś nie ma ochoty jak na razie działać... :(
Nie no, jeszcze w dodatku wzięłam na siebie całkiem inny projekt i wgl. Może w 2011 powinien się pojawić w Kąciku Pisarza.
Tak nawiasem mówiąc to dziękuję wszystkim za to, że trwacie przy mnie i mojej mozolnej pracy i oczywiście za to, że mnie wspieracie (nawet nie pisząc komentarzy, które jak wiadomo są paliwem do dalszego pisania).
Betowała jak ostatnio: Courtney

Rozdz. X "Niespodziewane spotkanie" (EPOV)

Na dworze powoli się rozjaśniało. Słońce wstawało ze swojego uśpienia, posyłając leniwie pojedyncze promienie w kierunku odwiecznego adoratora – Ziemi. Po kilku minutach światło oświetlało każdy kąt lasu pokrytego śniegiem. Od białego dywanu odbijały się promienie słoneczne, które padały na nasze skóry, dzięki czemu wokół tańczyły kolorowe refleksy świetlne.

W momencie, gdy Charliego dosięgła wiązka światła, ten zaczął się dusić. Bella od razu podbiegła do swojego ojca–wilkołaka, próbując mu pomóc. Komendant Swan tylko podniósł rękę, pokazując, że nie potrzebuje pomocy. Przykląkł na ziemi, ciągle mając problemy z oddychaniem. Po chwili przewrócił się na śnieg, tracąc przytomność. Jego przemiana z powrotem w człowieka właśnie się rozpoczęła. Ogromne ciało wilkołaka dostało padaczki. Po chwili mięśnie zaczęły tracić masę, a włosy pokrywające skórę rozrzedziły się i powróciły do normalności. Po kilku minutach leżał przed nami już jako człowiek. Oddech miał miarowy, lecz nadal nie odzyskiwał przytomności. Moja żona klęczała przy nim bezradnie, próbując go ocucić. Podszedłem do niej i wyciągnąłem w jej kierunku dłoń. Ona tylko spojrzała na mnie obojętnym wzrokiem i położyła swoją rękę na mojej. Gdy wstała, przytuliłem ją do siebie, po czym powiedziałem:
- Wezmę go na ręce i zaniesiemy do domu, bo się wyziębi. Po drodze na pewno się obudzi – rzekłem jej delikatnie na ucho. Ona podniosła swoją głowę i spojrzała na mnie swoimi czarnymi oczyma i posłała mi subtelny uśmiech.
- Dziękuję.

Wypuściłem Bellę z objęć i zrobiłem tak, jak powiedziałem. Głowa komendanta bezwładnie wisiała w powietrzu, gdy go niosłem.

Powoli podążaliśmy w kierunku domu mojego teścia. Słońce, które jeszcze tak niedawno oświetlało cały las, ustąpiło miejsca chmurom. W tej części stanu Waszyngton to zupełnie normalne. Już dawno się do tego przyzwyczaiłem. Po chwili zaczął prószyć drobny śnieg. Stwierdziłem, że ciało Charliego powoli się wychładza. Nie dość, że na dworze było około dziesięciu stopni na minusie, to w dodatku ja potęgowałem ten efekt swoją zimną skórą. Jedyne, co przyszło mi do głowy, to zadzwonić do Jake’a, aby wziął ze sobą jakikolwiek koc i odeskortował nieprzytomnego ojca Belli do domu.
- Kochanie, możesz wziąć na ręce swojego tatę? – zapytałem. - Muszę zadzwonić. - Uśmiechnąłem się w duchu na wydźwięk pytania, które zadałem mojej żonie.
- Jasne.

Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer domowy do Blacków. Dzwoniłem dosyć długo. Chciałem już zakończyć połączenie, gdy po drugiej stronie usłyszałem zaspany głos.
- Tak, słucham. – Poznałem, że odebrał senior Black.
- Dzień dobry. Z tej strony Edward Cullen. Przepraszam, że dzwonię o tak wczesnej porze, ale czy zastałem Jacoba? – zapytałem grzecznie.
- Nie, Jake jeszcze nie przyszedł… nie, poczekaj chwilę – Billy odchylił słuchawkę od siebie i zwrócił się w kierunku swojego syna. – Dobrze, że jesteś. Masz telefon.
- Kto to? – zapytał mój przyszły rozmówca.
- Edward Cullen.
- Daj mi spokój, idę spać – odpowiedział mu na odczepne.
- On nie chce z tobą rozmawiać – przekazał mi Billy.
- To ważne – naciskałem.
- Och… Jake, porozmawiaj z nim. Mówi, że to ważne.

Po drugiej stronie nastała cisza.
- Nie dość, że przed świtem zaskakujesz mnie nowościami, to w dodatku nie pozwalasz mi się położyć i odpocząć – mówił z przekąsem mój rozmówca. – To o co chodzi?
- Jeśli chcesz, aby dziadek twojego wpojenia stracił palce z powodu odmrożenia, to proszę, idź spać, a jeśli chcesz go uratować, to weź ze sobą jakiś koc i wyjdź z domu – odpowiedziałem.
- Gdzie jesteście? – zapytał wyraźnie ożywiony.
- Pół godziny drogi pieszo w stronę Forks od miejsca naszego wcześniejszego spotkania.
- Za pięć minut będę – oznajmił, po czym odłożył słuchawkę.
Bella patrzyła na mnie niepewnie. Po chwili skierowała wzrok na swojego ojca.
- On naprawdę może stracić palce? – powiedziała z przerażeniem.
- Spokojnie, nic mu się nie stanie. Lada moment przybędzie Jacob i go ogrzeje – rzekła Alice, po czym podeszła do niej i ją objęła swoją ręką.

Bella położyła Charliego na śniegu.
- Dasz mi swoją kurtkę? – zwróciła się do mnie.
Nic nie mówiąc, zdjąłem swoją wierzchnią odzież i podałem mojej żonie. Ona bez słowa okryła komendanta Swana.

Bells, kiedy była człowiekiem i mieszkała z Renee, zawsze odgrywała rolę opiekuńczej matki. W tej sytuacji zachowywała się podobnie. Otaczała opieką i bezpieczeństwem Charliego tak, jakby był jej synem. Tymczasem to ona była jego córką. Wieczna altruistka. Bezpieczeństwo innych najważniejsze, zaś swoją ochronę stawiała na samym końcu.

Nagle usłyszałem szmer. Ktoś się do nas zbliżał i zapewne nie był to Jacob, bo po pierwsze – styl jego chodu poznam wszędzie, a po drugie, były tam co najmniej dwie osoby. Kątem oka spojrzałem na Bellę i Alice. One także coś zauważyły. Szybko stanęliśmy wokół nieprzytomnego Charliego, tworząc formację trójkąta. Nie mogłem dosłyszeć ich myśli.
- Alice, wiesz kto to może być? – zapytała Bella.
- Nie mam zielonego pojęcia.

Z daleka dojrzałem trzy postaci ubrane na czarno. Wiedziałem już, kto się zbliżał. Wysłannicy Volturi podążali w naszym kierunku spokojnym krokiem. O dziwo, nie mieli założonych na sobie peleryn.
- Czyżby, jako dobrzy gospodarze, chcielibyście poczęstować nas deserem? – zironizował Demetri.

Bella wyskoczyła przed niego, gotowa do ataku. Szczerzyła swoje zęby, a z wewnątrz jej ciała wydobywał się syk, którego można by było jej pozazdrościć.
- Ależ po co od razu te nerwy? – Demetri rozłożył ręce w poddańczym geście. Po chwili podszedł do mojej żony, spojrzał jej głęboko w oczy i powiedział: - A tak w ogóle, to pięknie wyglądasz, kiedy się złościsz. – Po czym pogładził ją ręką po policzku. Jego myśli wypełniły się różnymi obrazami mojej żony i nie były to moralne wizje… O nie, tego już za wiele - pomyślałem, po czym sam zaatakowałem tego zwyrodnialca. Przewróciłem go na ziemię i zablokowałem tak, że nie mógł się ruszyć.
- Jeszcze raz usłyszę od ciebie takie myśli, to cię zabiję – wysyczałem mu prosto w twarz. Demetri nie wyglądał, jakby się przejął. Milczał i z zaciekłością patrzał na mnie. Po chwili zaczął się wić z bólu, chociaż nic mu nie robiłem. Wstałem z niego i zobaczyłem jak Jane się na nim wyżywa.
- Aaa! Skończ, zaraz głowę mi rozerwie! – krzyczał w agonii. Po chwili się uspokoił. Klęczał na ziemi i dyszał tak, jakby przebiegł kulę ziemską dookoła z pięć razy.
- Dlaczego? – zapytał pokrzywdzony.
- Bo mnie już wkurzasz – wyrzuciła z siebie Jane.
- Się rządzi… - powiedział do siebie Demetri.
- Co, może chcesz jeszcze? – zapytała i spojrzała na niego swymi krwistoczerwonymi oczyma.
- Nie, przepraszam – skapitulował.

Usłyszałem, jak w głowie tej małej, a zarazem groźnej dziewczynki rodzi się zazdrość o tego wampira. Trochę się zdziwiłem, gdyż nie potrafiłem sobie wyobrazić ich razem. Z tego podsłuchiwania wyrwało mnie pytanie samej zainteresowanej.
- Kto to jest? – zapytała podejrzliwym głosem Jane, wskazując na leżącego Charliego.

Nasza trójka milczała.
- Pytałam się, kto to jest – powtórzyła zirytowana.
- Znaleźliśmy go w lesie podczas polowania – skłamała Bella.
Nasza rozmówczyni podeszła spokojnym krokiem do mojej żony. Podniosła do góry głowę, aby na nią spojrzeć. Na twarzy Jane malował się szyderczy uśmiech.
- Czy ty uważasz mnie za idiotkę? – powiedziała przepełnionym powagą głosem do Bells. – Powiecie mi, kto to jest, czy mam zrobić się niemiła?
- Przecież wiesz, że nic nam nie zrobisz, dopóki utrzymuję tarczę – rzekła moja żona.
- Wam nic nie zrobię, ale jemu tak – odpowiedziała, po czym przeszła obok nas i nagle usłyszałem głośne wycie. To był Jacob. Znęcała się teraz nad rudawym wilkiem, aby uzyskać prawidłową odpowiedź na zadane wcześniej pytanie.
- Czekaj! Dobra, powiem ci – krzyknęła Bella. – To jest mój ojciec – po chwili dodała.
- I co, tak trudno było odpowiedzieć? – powiedziała uszczypliwie.

Jake pod postacią wilka leżał na ziemi, widocznie wycieńczony tym palącym bólem w głowie, do którego mogła doprowadzić Jane. Słyszałem, jak przeklinał tą blondynkę o szkarłatnych oczach. Postanowił podnieść się z ziemi i podszedł położyć się obok Charliego, aby dostarczyć mu odrobinę ciepła.

Zaś ta mała terrorystka doszukiwała się drugiego dna w sprawie z komendantem.
- Czy on wie o naszym istnieniu? – padło pytanie, którego wszyscy się obawiali. Jeśli skłamiemy, domyśli się. Jeśli powiemy prawdę, to skutki mogą być tragiczne. Nie tylko dla niego, ale również dla nas. Powoli zaczęła wkurzać mnie jej dociekliwość.
- Tak, ale nie zna jeszcze wszystkich szczegółów – postanowiła nie owijać w bawełnę Bella. Widziałem, że bała się. Bała się o swojego rodziciela.
- Aro będzie niepocieszony stratą tylu utalentowanych wampirów… - powiedziała Jane. Jej myśli wyrażały całkiem odmienne zdanie od tego, co powiedziała przed chwilą. Przywódca wampirzego świata tylko czekał na pretekst, aby zgładzić naszą rodzinę. Nie mógł zrobić tego bez racjonalnego wytłumaczenia, bo źle by to wyglądało. Właśnie za niedługo dostanie to, czego chciał. Straci swoich potencjalnych wrogów i to w dodatku legalnie.

Nagle wyrwała mnie wizja Alice. Noc. Księżyc w pełni oświetla okoliczne lasy. Na drzewach rosną liście, a wokół czuć zapach żywicy. Między drzewami biegnę ja, Bella i Renesmee. Za nami jest ktoś jeszcze. Nieznajoma postać podbiega do naszej małej córki i bierze ją na ręce. Nessie nie protestuje. Uśmiecha się do obcego. Po chwili on odwraca się twarzą w naszą stronę. W świetle księżyca widać jego znajomą twarz. Wyraźnie zaznaczona szczęka, bardziej umięśnione ciało, czarne wąsy i czerwone tęczówki. Charlie jako nowonarodzony! Miałem wrażenie, że przeżywam deja vu.

Spojrzałem znacząco w stronę mojej siostry. Jeszcze tego brakowało! Nie dość, że już jest wilkołakiem, to zostanie wampirem! Niby jak? Może od razu przemieńmy jeszcze hurtem Renee i Phila, to będzie cała rodzinka w komplecie… Cullenowie i Swanowie na zawsze razem! - pomyślałem.
Jak jej tego nie powiemy, to życie jego i w dodatku nasze może być zagrożone. Nie możemy narażać rodziny – przekazała mi Alice, po czym sama zaczęła mówić:
- Miałam wizję. Ojciec Belli też zostanie wampirem.

W myślach Jane pojawiły się wątpliwości i złość. Znowu wywiną się tym samym - przeszło jej przez myśl.
- Ale i tak uważam, że Aro powinien się o tym dowiedzieć – ciągnęła. – Cóż, myślę, że zobaczymy się za niedługo – dodała, po czym przeszła obok nas, a za nią ciągnęli się Demetri i Feliks.

Cudem nikt nie ucierpiał, przede wszystkim nic nie stało się Charliemu. Jedynie Jacob mógł narzekać na późniejszy ból głowy.

Wilk widząc, że trójka wampirów przeszła, wstał i odszedł na kilka metrów. Macie się nie odwracać - przekazał mi telepatycznie, a ja wypowiedziałem to głośno do dziewczyn. Po chwili za nami ukazał się rosły Indianin ubrany w jeansowe szorty i trzymający koc w ręku. Podszedł do mojego, nadal nieprzytomnego teścia i owinął go kocem, po czym podniósł bezwładne ciało.

W końcu ruszyliśmy w stronę domu komendanta Swana. Jacob narzucił nam tempo podobne do marszobiegu.

Cisza rozlegała się w białym lesie. Starałem się nie zagłębiać w głowy moich towarzyszy. Ostatnio coraz lepiej wychodziło mi ignorowanie cudzych myśli, chociaż tego dnia nie szło mi to za dobrze. Alice ciągle była skupiona na swojej wizji, uwaga Jacoba także była skierowana na ten temat. Chciał o coś zapytać, tylko nie umiał tego głośno wypowiedzieć. W dodatku biło od niego zmęczenie, które zostało jeszcze bardziej spotęgowane przez Jane. Belli nie potrafiłem usłyszeć, zresztą jak zawsze. To było czasami irytujące i jednocześnie podniecające, ale akurat w tym momencie przeważało to pierwsze. Zawsze mogłem zobaczyć co w niej siedzi przez jej oczy. Przerażające było to, że tego dnia nic nie wyrażały. Była tam pustka, nicość i czerń.
- Czy naprawdę przemienicie Charliego w wampira? – w końcu złożył do kupy swoje pytanie Jacob.
- Pożyjemy, zobaczymy – odpowiedziała Alice.
- Wiecie, że jeśli tak się stanie, to złamiecie pakt – rzekł. – Wtedy Sam nie będzie miał żadnych skrupułów, aby was zaatakować, a ja ze swoją małą sforą nie będę bronił waszego tyłka.
- Posłuchaj, Jake. Nawet nie wiadomo czy komendant na sto procent zostanie jednym z nas. Wizje Alice nie zawsze muszą się wypełnić. Poza tym, jak na razie Charlie jest naszym wrogiem. On może być nieobliczalny – powiedziałem. Nagle poczułem na sobie ciążący wzrok Belli.
- Nie musisz przedstawiać mojego ojca w takim świetle – rzekła z wyrzutem.
- Kochanie, Charlie jest naszym wrogiem i tego nie zmienimy – próbowałem się tłumaczyć.
- Czyli co, mamy go zabić? – wyrzuciła z siebie. Nie wiedziałem co powiedzieć.
- Wiesz, dzięki. Twoje milczenie mówi samo za siebie. Lepiej idź prosto do domu. Sama z Jake’m i Alice odniesiemy mojego ojca.
Uuu, chyba narobiłeś sobie jeszcze jednego nieprzyjaciela… - pomyślał Jacob. Spojrzałem w niego lodowatym wzrokiem.
- Jak chcecie – powiedziałem na odchodne.

Pobiegłem w kierunku domu Carlisle’a i Esme. Plułem sobie w twarz za to, co powiedziałem. Znowu kłótnia z Bellą. A było już dobrze. Nienawidzę tego, jak ona się na mnie złości. Nienawidzę siebie za to, że doprowadzam ją do tego stanu. Dziwię się, że jeszcze mnie nie zostawiła. Powinna była zrobić to dawno temu, gdy była człowiekiem. Nie raniłbym ją tym, jaki jestem.

Dobiegłem już do domu moich przyszywanych rodziców. Nie chciałem się z nimi widzieć. Nie miałem ochoty patrzeć w ich pytające oczy. Poznaliby od razu, że coś jest nie tak. Skierowałem się do naszego małego domku na uboczu. Tam mogłem trzeźwo pomyśleć bez wnikania w myśli innych. Wszedłem przez drzwi frontowe i poszedłem od razu na górę. Miałem jeden cel. Położyć się na łóżku i zacząć rozmyślać.

Jak się z tego wywinąć? Zamienić Charliego w wampira? Tym bardziej nie mam pojęcia, jak to zrobić. On jest wilkołakiem i nie wiem, jak zareaguje na jad. Nie wiem, czy trzeba go przemienić pod postacią wilkołaka czy człowieka. Jeśli zaś go nie przemienimy, to Volturi będą nas ścigać. Będzie jeszcze gorzej, gdy dowiedzą się, kim tak naprawdę jest. Przechowywanie dziecka księżyca niesie za sobą kolejne konsekwencje…

To mnie wkurza! Każde możliwe wyjście jest złe. Irytuje mnie to, że nic nie wiem o Ryanie i pozostałych z gatunku Charliego…

Wiem! Mam pomysł! To powinno przekonać wszystkich. Przynajmniej na najbliższy czas…


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
behappy
Wilkołak



Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 19:24, 17 Lis 2010 Powrót do góry

Z każdym rozdziałem mnie zaskakujesz i z każdym zdaniem które czytam jestem zaciekawiona co zaraz się wydarzy. Ta atmosfera i ten nastrój pomieszany z świetna akcją to jest to czego szukam w opowiadaniach:D Niby nic a takie wciągające. No normalnie uwielbiam to!! Mam tyle pytań że aż szkoda pisać. Jestem bardzo ciekawa jakie będą dalsze losy Charliego i Cullenów. coś mi tu "śmierdzi" z tymi wampirami z Włoch. Stawiam że coś kombinują. trochę mnie irytuje Bella z tym opiekuńczym podejściem do swojego ojca, który i tak jest ich wrogiem. To co chce chronić ojca czy córkę. a co do Edwarda to widać że nie jest ideałem. no bo jak się niekiedy czyta jakieś komentarze czy fankluby<bez> to ciarki przechodzą na myśl jak ludzie"kochają EDwarda". a tu widać że niekiedy jest wkurzający:P No to chyba na tyle co mam do powiedzenia.

pozdrawiam i mam nadzieję że naładowałam cie wysokoenergetycznym paliwem moim komentarzem:-D Życzę dużo weny i czekam niecierpliwie.
B Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mirona
Wilkołak



Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 155
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Żory

PostWysłany: Nie 15:04, 21 Lis 2010 Powrót do góry

Hmm... Szkoda, że jest tylko jeden komentarz pod ostatnim rozdziałem, ale cóż...
Dobra, przejdę do konkretów.
Właśnie przed chwilą wrzuciłam na mojego chomika Pełnię w pliku doc. rozdziały od 6-10. Jakby ktoś wolał sobie poczytać w dokumencie, to serdecznie zapraszam!
[link widoczny dla zalogowanych]
Dział: Moje FanFicki


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sanna Slytherin
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Gru 2010
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 16:41, 21 Gru 2010 Powrót do góry

Oki, dzis przeczytalam wszystkie rozdzialy i musze powiedziec, ze nawet lubie te narracje Edwarda. Ciekawe, jaki plan ma... I, PROSZE Uwaga , wklejaj juz ten rozdzial, bo jestem ciekawa, co teraz bedzie!

Pzdr.
Sanna S.

EDIT: a w ogóle to Volturi pewnie bedzie chcialo Alice, Edwarda i (chyba) Belle w zamian za pomoc, prawda Mirona?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sanna Slytherin dnia Wto 17:40, 21 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin