|
Autor |
Wiadomość |
Mirona
Wilkołak
Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 155 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Żory
|
Wysłany:
Pią 13:53, 26 Mar 2010 |
|
Witam, witam i o zdrowie pytam :) Otóż, postanowiłam wam przedstawić mojego małego, skromnego tworka, który jest zarazem debiutem w pisaniu prozą (proszę, nie bijcie mocno!). To może trochę opowiem o tym tworku. Jest to kontynuacja Sagi, no taka moja własna wersja zdarzeń na piątą część. Postacie, wiadomo, kanoniczne. Wklejam specjalnie dla was I i II rozdział
P.S. Wszelka "cukierkowatość" I rozdz. zamierzona, ale wraz z rozwojem akcji będzie bardziej "mrrrocznie" :P
P.P.S Zapomniałabym, betowała: Gelida, której bardzo, ale to bardzo dziękuję!
To zapraszam do czytania :)
Rozdz. I "To już rok"
W końcu świt. Kolejny dzień się zaczął. Czas jak zwykle wlecze się niemiłosiernie, lecz jak dla mnie to dobrze. Minął już rok od chwili, gdy stałam, jeszcze jako człowiek, na ślubnym kobiercu obok mojego ukochanego. Rok czasu, odkąd powiedziałam „tak”, by zostać na zawsze żoną Edwarda, by stać się członkiem rodziny Cullenów. Niecały rok, odkąd nasza mała Renesmee jest na świecie. Niecały rok minął od wydarzeń, których nie chciałabym pamiętać, a mianowicie przyjazdu Volturi, którego tak się bałam z powodu ryzyka utraty mojej córeczki. Na całe szczęście to już daleka przeszłość, lecz kiedy przebiegnie mi przez głowę myśl, że mogłam wtedy to wszystko stracić, robi mi się słabo...
Jestem szczęśliwa. Mam wspaniałą rodzinę, dom i przyjaciół. Dzisiaj jest pierwsza rocznica naszego ślubu. Ciekawa jestem, co wymyślił Edward na wieczór, a raczej co wymyśliła Alice. Ona jest taką wspaniałą osobą, ale czasem mam ochotę ją rozszarpać! Cóż, moja szwagierka nie odpuści sobie okazji, aby nie przygotować jakiegoś przyjęcia z pompą. I nikt nie jest w stanie jej odmówić. Każdy wie, że Alice jest w swoim żywiole, gdy może zrobić imprezkę. Nawet na durne urodziny. A ona jest świadoma tego, że nienawidzę przyjęć. Najchętniej zapomniałabym, że istnieje coś takiego jak kalendarz.
Edward od samego rana jest z Emmettem na polowaniu. Nessie śpi, a Rosalie czuwa przy niej. Moja Renesmee ma niecały roczek, a już wygląda na ośmiolatkę. Jest taka prześliczna i mądra! Nasza mała dama o ślicznych loczkach o lekko rdzawym odcieniu i różowiutkich rumieńcach na twarzyczce, które sprawiają, że przypomina mi się moje dzieciństwo. Zawsze, gdy odwiedzamy Charliego, Nessie chce, abyśmy przeglądały album z moimi zdjęciami z dzieciństwa. Przykłada mi wtedy swoją rączkę do policzka i pokazuje obrazy mówiące: „mamo, zobacz jak jestem do ciebie podobna”. Ma rację, ale jest też bardzo podobna do Edwarda. Ma taki sam uśmiech i kolor włosów. A przede wszystkim potrafi rozkochać w sobie każdego. Teraz się nie dziwię, dlaczego Jacob wpoił sobie Nessie.
Renesmee często pokazuje mi inne dzieci i pyta się, dlaczego nie może się z nimi bawić. Nie wiem, co jej odpowiadać, gdy zadaje mi to pytanie. Postanowiliśmy z Edwardem, że gdy nadejdzie moment, jak przestanie rosnąć, poślemy ją do szkoły. Na razie mała sama rozumie, że mogłaby innym dzieciom wyrządzić krzywdę. Musi się jeszcze dużo nauczyć, jak obchodzić się z ludźmi. Dobrze, że ma Jacoba przy sobie i zapomina o swoich małych troskach.
Usłyszałam, że ktoś zbliża się do naszego domu. Był kilometr od nas. Poznałam po krokach, że to Jacob idzie nas odwiedzić. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
– Cześć, Bella! Mogę wejść?
– Jacob! Po co się pytasz, jak wiesz... Wejdź.
– Nessie jeszcze śpi?
– Tak, ale na pewno zaraz wstanie. Założę się, że nic nie jadłeś u Billy’ego. Może zrobię ci śniadanie zanim Renesmee się obudzi?
– Ty to potrafisz czytać w myślach...
– Chyba mnie z kimś pomyliłeś.
– Hm... no tak. Edwarda nie ma?
– Poszedł na polowanie z Emmettem. Już kilka dni się z nim nie widział, więc zgadali się, że pójdą razem.
– Czyli, jeśli Edward jest z Emmettem, to ta blond pijawka jest tutaj?
– Mógłbyś się wypowiadać życzliwiej o Rosalie? Tak, jest u małej.
– Ha! Wiedziałem!
Przygotowałam coś do jedzenia Jacobowi. Pochłonął całe śniadanie w niecałe pięć minut. Chwilę później Rosalie i Renesmee wyszły z pokoju dziecięcego.
– Cześć, kundlu – powiedziała blondynka do Jacoba, ale on ją zignorował i nawet na nią nie spojrzał. Podszedł szybko do małej.
– Witaj, słońce! – odezwał się do małej, po czym wziął ją na ręce.
– Jacob! Tak się stęskniłam za tobą!
– Nie widziałaś mnie zaledwie jeden dzień, a już tęskniłaś?
– A to ty nie tęskniłeś? – Nessie zrobiła smutną minkę i popatrzała na niego.
– Oczywiście, że tak. Jak ci minęła noc? Może śniło ci się coś ładnego?
– Tak, miałam taki śliczny sen. Pokazać ci?
– Jasne.
Na twarzyczce mojej córki znów pojawił się uśmiech. Przystawiła swoją drobną, a zarazem smukłą rączkę do policzka Jacoba i pokazała mu, co jej się śniło ostatniej nocy. Jake i Nessie wyglądają razem tak słodko... Ciekawa jestem, jak będą razem wyglądać za pięć lat, gdy Renesmee będzie fizycznie szesnastolatką.
Z tego zamyślenia wyrwała mnie Rosalie.
– Ja już idę do siebie. Pamiętaj, że wszyscy czekamy na was wieczorem.
– Pamiętam, pamiętam. A nawet gdybym zapomniała, to Alice na pewno by to zobaczyła w swojej wizji i od razu by przybiegła, aby mi przypomnieć.
– No tak, masz rację. To trzymaj się, bratowo!
– Do zobaczenia.
– Połamania nóg po drodze, blondi! – powiedział Jacob do Rosalie na pożegnanie.
Rose podeszła jeszcze do Nessie, żeby ją przytulić i zabójczym wzrokiem zmierzyła swojego wroga.
– Ty chyba powinieneś być w swojej budzie, co?
Podeszła z gracją do drzwi i pobiegła z zawrotną prędkością w kierunku domu Cullenów. Po minucie była już pewnie przy mieszkaniu Carlisle’a i Esme.
– W końcu poszła.
Tym razem to ja popatrzyłam na Jacoba spod byka.
– No co tak na mnie patrzysz? To ona zaczęła!
– Nieważne, kto zaczął! Wkurza mnie to, jak się do siebie odnosicie. Tyle czasu wampiry żyją z wilkołakami w pokoju, a wy jakoś nadal nie możecie się zaprzyjaźnić.
– Ja nawet mógłbym pierwszy wyciągnąć do niej rękę na zgodę, ale ona jakoś nie potrafi przyzwyczaić się do myśli, że już na stałe będę u was gościł, czy to się jej podoba, czy nie. Chyba nie potrafi znieść mojego zapachu, tak jak ja jej.
– Proszę, postaraj się być następnym razem dla niej milszy co?
– Dobrze, proszę pani, postaram się.
Właśnie usłyszałam, że ktoś biegnie w stronę domu. Nawet wiedziałam, kto.
– Zdaje mi się, że Edward z Emmettem wracają z polowania.
– To dobrze, bo muszę z nim porozmawiać o ważnej sprawie.
– A o czym to musisz pomówić z moim mężem?
– Aaa... dowiesz się może później.
Właśnie wszedł mój ukochany ze swoim bratem. Miałam wrażenie, jakby czas na chwilę zwolnił. Zobaczyłam w drzwiach Edwarda, który jak zwykle po polowaniu wyglądał nienagannie. Mnie to jeszcze nie wychodziło tak dobrze jak jemu. Zawsze musiałam ubrudzić się zwierzęcą krwią.
Edward był ubrany w szarą koszulę i jeansy. Wyglądał jak normalny facet, ale dla mnie zawsze był niczym anioł. Zaś Emmett miał na sobie opiętą białą koszulkę, przez którą było widać wszystkie jego mięśnie, i czarną bluzę zarzuconą przez ramię. Na głowie miał swoją ulubioną czapkę z daszkiem.
– Witaj, kochanie! Cześć, Jacob! – odparł mój ukochany, po czym podszedł do mnie i objął mnie w pasie, by pocałować mnie namiętnie w usta. – Hmm... Ty też powinnaś zjeść śniadanie. Masz oczy koloru węgla.
– Jeszcze głód mi tak mocno nie dokucza. Pójdę jutro.
– Skoro tak uważasz. Jacob, chyba chcesz porozmawiać. Chodź, pójdziemy do gabinetu na piętrze.
Poszli oboje na górę. Zostałam sama z Emmettem i Nessie. Szwagier zabawiał małą, a ja sobie przypomniałam o jego istnieniu.
– Wybacz, Emmett, że cię nie przywitałam.
– Nie dziwię się. Ed tak się w ciebie wessał, że myślałem, iż cię już nie puści.
– Ty i te twoje żarty.
– Tak poza żartami, Rose nie ma u ciebie?
– Jak widać nie ma. Wyszła kilka minut przed waszym przyjściem.
– Poszła do domu?
– Tak.
– To ja też pójdę. Może zdążę ją dogonić. Do wieczora!
– Na razie.
Emmett pocałował Renesmee w czółko i wyszedł. Mała podeszła do mnie i wtuliła się w moje nogi. Poczułam delikatne bicie jej serduszka. Przypominało mi o moim człowieczeństwie. Edward też uwielbiał ten dźwięk. Nie dziwię mu się. Był taki... jednostajny, uspokajający.
Nessie zapytała mnie, o czym rozmawia tata z Jacobem na górze.
– Nie wiem, kochanie – odparłam, po czym usiadłyśmy na kanapie.
– Mamo?
– No co?
– Kocham cię?
– Ja też cię kocham, nawet nie wiesz, jak bardzo.
– To pokaż mi, jak bardzo mnie kochasz!
– O, tak! – Przytuliłam ją do siebie tak, aby nie zrobić jej krzywdy. W prawdzie jest półwampirem, ale ma w sobie trochę z kruchości człowieka.
Siedziałyśmy w milczeniu przez kilka minut. Cały czas wsłuchiwałam się w rytm, który wybijało jej serce.
W pewnym momencie Jacob z Edwardem zeszli do pokoju gościnnego. Mój mąż miał kamienny wyraz twarzy, Jake zresztą też. Zaniepokoiłyśmy się tym faktem. Czułyśmy, że dzieje się coś złego, ale nie wiedziałyśmy dokładnie, co.
– Bello, mogę zabrać Nessie do La Push? Billy ucieszy się, kiedy zobaczy małą. Odstawię ją koło piętnastej, okej?
– Jasne, tylko ją przebiorę.
Poszłyśmy do jej małej sypialni poszukać jakiegoś ubrania. Renesmee dała mi do zrozumienia, że wybada, o co chodzi i powie mi później. Przebrała się i z wrodzonym wdziękiem pobiegła do salonu.
– Do zobaczenia! – zawołała.
Chwilę potem wyszli.
Edward siedział nadal z nieruchomą twarzą i przeskakiwał nerwowo po kanałach w telewizji. Usiadłam mu na kolanach i objęłam go, po czym spojrzałam prosto w jego złote oczy.
– Edward, powiesz mi, co się dzieje?
– Drobne komplikacje, ale nieszkodliwe.
– Jakie komplikacje? Wyjaśnisz mi, co jest grane? Wiesz, że nie lubię, gdy coś przede mną ukrywasz.
– Nie teraz, kotku, dowiesz się po przyjęciu.
– Dopiero? Och, no dobra, ale powiesz mi wszystko, co wiesz.
– Obiecuję. Możesz nawet mnie torturować i świecić lampą po oczach.
– To chyba nie będzie konieczne.
Siedzieliśmy przez krótką chwilę w milczeniu. Postanowiłam, że odezwę się pierwsza.
– W końcu zostaliśmy sami...
– Też to zauważyłem. Wiesz co?
– Hmm?
– Kocham cię.
Przypomniała mi się sytuacja, jak Renesmee dzisiaj rano w ten sam sposób mnie podeszła. Zachichotałam.
– Z czego się śmiejesz?
– Nessie dzisiaj rano powiedziała mi to samo.
– I co w tym śmiesznego?
– To, że mam deja vu.
– Aha... I tak bardzo śmieszy cię to twoje „deja vu”?
– Wiesz, co jej odpowiedziałam?
– Mogę się tylko domyślać – odpowiedział z sarkazmem.
– Powiedziałam jej, że ją kocham, nawet nie wie, jak bardzo, a ona powiedziała, żebym pokazała jej swoją miłość.
– To jak bardzo ją kochasz?
– A tak! – Uścisnęłam Edwarda z całych sił.
– To bardzo mocno ją kochasz. A mnie jak bardzo kochasz?
Uścisnęłam go jeszcze bardziej i zaczęliśmy się śmiać. Nasze oczy spotkały się na chwilę, a potem nie widziałam nic poza jego twarzą, na której widniał ten zadziorny uśmiech, który wręcz ubóstwiałam. Zbliżyliśmy się jeszcze bardziej i Edward zaczął mnie całować. Przestałam wręcz oddychać, zresztą tlen w tym momencie nie był mi potrzebny. Wystarczył mi tylko mój mąż i nasza bliskość, która zakrywała wszelkie problemy. Pragnęłam, aby ta chwila była wieczna.
W naszym tańcu miłości poszliśmy do sypialni. Złączeni razem. Dwoje staliśmy się jednym ciałem, jednym rozumem.
************
Zza gęstych chmur zaczęły wybijać się pojedyncze promienie słońca, które wpadały przez okno sypialni wprost na nas i nasze łóżko. Otworzyłam oczy i zobaczyłam tylko ścianę, która mieniła się tysiącami kolorów. Światło to pochodziło z naszych nagich ciał, które mieniły się jeszcze bardziej.
Zorientowałam się, że na zegarku wybije zaraz piętnasta – za chwilę miał przyjść Jacob z Renesmee. Było nam tak wspaniale, lecz musieliśmy zakończyć nasz „taniec godowy”.
– Edward, zaraz Nessie przyjdzie. Może zaczniemy się ubierać, co? Nie możemy narażać dziecka na tego typu widok.
– Masz rację. Pójdę wziąć prysznic. – Podarował mi delikatny pocałunek w usta.
– Nie musisz się spieszyć – powiedziałam.
Postanowiłam włożyć coś na siebie. Weszłam do mojej ogromnej garderoby, którą Alice nam podarowała, i podeszłam do półki z bluzami z bawełny, a potem poszukałam jakiś jeansów.
Wzięłam się za sprzątanie dowodów naszej małej zbrodni. Dopiero teraz zauważyłam, jak zdemolowaliśmy nasze łóżko i nocną szafkę, która znajdowała się obok. Następnym razem każę zrobić ramę do łóżka z włókna węglowego, bo ta stal jest na nas dwoje za słaba.
Po uprzątnięciu bałaganu podeszłam do lustra. Włosy miałam w takim stanie, jakby przed chwilą strzelił we mnie piorun. Ułożyłam je jakoś, po czym spięłam w kok.
Zeszłam do salonu i zaczęłam bawić się w przeskakiwanie między kanałami w telewizji. Po chwili znudziło mnie to i wzięłam pierwszą lepszą płytę z brzegu i włączyłam ją w odtwarzaczu.
Położyłam się na kanapie i zaczęłam się wsłuchiwać w słowa i melodię lecącej w tle piosenki.
Kiedyś muzyka była dla mnie zlewającą się całością, gdzie wyróżniały się tylko gitara i wokalista. Teraz potrafiłam rozpoznać każdy instrument. Znałam nawet każdy dźwięk zagrany przez danego muzyka. To jest niesamowite uczucie mieć bardziej wyostrzone zmysły od zwykłego człowieka. Słyszę wszystko tak dokładnie. Widzę tysiące kolorów w niesamowitej ostrości. Czuję miliony zapachów, a każdy jest inny.
W tym zamyśleniu nie zwróciłam większej uwagi na to, że ktoś się zbliża. Zresztą wiedziałam, że to Jacob z Renesmee wracają z La Push. Weszli przez drzwi frontowe.
– Już jesteśmy!
– No, chyba się spóźniliście – jest pięć po piętnastej.
– Mamo...
– No już, przecież wiesz, że żartuję. – Podeszłam do Nessie i wzięłam ją na ręce, po czym zwróciłam się do Jacoba: – Dziękuję ci, że wziąłeś małą do siebie.
– Spoko. Świetnie się razem bawiliśmy. A Billy był zachwycony, że mógł gościć małą. Poza tym, tobie z Edwardem przydała się ta chwila wolności, co?
– Przydała się, przydała... Jak będziesz wracał do La Push, pozdrów Billy’ego od nas.
– Jasne. Dobra, to ja już idę. Widzimy się jeszcze dzisiaj, co nie?
– Oczywiście.
Jacob poszedł w las. Zamienił się w wilka i pobiegł w stronę rezerwatu. Odwróciłam się do Renesmee i zapytałam:
– Jak było z Jacobem? Pokażesz mi, co robiliście?
Nessie uśmiechnęła się do mnie, pokazując rząd białych ząbków. Przystawiła mi rączkę do twarzy i pokazała, jak spędziła czas ze swoim starszym opiekunem.
Spacerowali po plaży, budowali zamki z piasku i chlapali się wodą. Śmiali się przy tym tak, że wystraszyli ptaki z okolicznych drzew. Gdy Jacob zauważył, że mała jest cała przemoczona, wziął ją na ręce i przytulił mocno do siebie, aby Nessie się ogrzała. Poszli potem do Billy’ego zjeść coś na obiad.
Jeżeli chodzi o ojca Jacoba, to jego nastawienie do nas diametralnie się zmieniło. Kiedyś nie było mowy, aby którykolwiek z wampirów mógł się zbliżyć do rezerwatu. Teraz nawzajem regularnie się odwiedzamy.
Jake jest taki opiekuńczy w stosunku do Renesmee. Wiem, że zawsze mogę na niego liczyć. Są razem tacy szczęśliwi. Nie wyobrażam sobie, żeby mogli być kiedykolwiek osobno. Nie chcę o tym myśleć, ale gdyby jedno z nich zginęło, drugie by znalazło sposób, aby odejść z tego świata. Tak jak Edward chciał popełnić samobójstwo, gdy myślał, że nie żyję. Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym.
Po chwili mój ukochany zszedł na dół. Miał jeszcze trochę mokre włosy, które przecierał ręcznikiem. Był ubrany, ale widać było, że nie chciało mu się wysuszyć włosów. Podszedł do nas i objął swoim ramieniem, po czym delikatnie rzekł:
– Mam dwie ukochane kobiety przy sobie – czegóż chcieć więcej... No, a teraz może byście poszły się przygotować, bo już za dwie godziny mamy być u Carlisle’a i Esme.
– Czy ty nas poganiasz?
– Można tak powiedzieć. Idźcie na górę, bo muszę wyciągnąć moją niespodziankę...
– Dobrze. Chodź, Nessie, idziemy poszukać jakichś sukienek.
Poszłyśmy do naszej szafy. Czekałam, aż Renesmee poszuka czegoś dla siebie, żeby mogła mi potem pomóc w znalezieniu odpowiedniej sukienki.
– Pamiętasz, jak mówiłam ci, że postaram się wyciągnąć informacje od Jacoba? – powiedziała córeczka.
Zrobiłam zaskoczoną minę. Zupełnie zapomniałam! Tyle rzeczy działo się dzisiaj rano...
– No i czego się dowiedziałaś?
– Widzisz, Jacob zorientował się, po co pytałam go o te informacje. Powiedział mi, ale prosił, abym nic ci nie mówiła.
– Mi też coś obiecałaś...
– No tak, ale po tym, co usłyszałam, postanowiłam posłuchać się Jacoba.
– Nessie... Co takiego ci powiedział?
– Naprawdę wolę, abyś dowiedziała się później. Zaraz jest przyjęcie z okazji pierwszej rocznicy waszego ślubu. Nie chcę, abyś się denerwowała...
– Dobra. I tak twój tata ma mi wszystko wyjaśnić.
– No to chodź, poszukamy sukienki dla ciebie.
Po tym, co mi powiedziała, byłam jeszcze bardziej zdenerwowana, jednak postanowiłam nie pokazywać tego po sobie. Renesmee doskonale wiedziała, co czuję, ale skutecznie odciągała moją uwagę od tego, co mi powiedziała.
Co do małej, jak na swój wiek była bardzo dojrzała. Ma zaledwie roczek, a jej rozum jest na poziomie niejednej piętnastolatki. Miała także doskonały gust. To chyba dlatego, że często przebywa w towarzystwie Alice i czyta jej gazety o modzie. Zawsze, gdy mojej szwagierki nie było w pobliżu, o mój wygląd zewnętrzny starała się zadbać Nessie i skutecznie się jej to udawało. Lubię patrzeć, jak mała gania po szafie i szuka dla mnie ubrań. To chyba jej ulubione zajęcie. Mam tylko nadzieję, że nie odziedziczyła chęci organizowania przyjęć po Alice. Uśmiechnęłam się do siebie w duchu...
Gdy przebrałam się w sukienkę, którą znalazła mi Renesmee, chciałam zejść na dół, ale córeczka jeszcze mi nie pozwoliła. Pociągnęła mnie delikatnie i powiedziała, żebym przejrzała się w lustrze.
Sukienka była z czarnej satyny z eleganckim szerokim czerwonym pasem z okrągłą sprzączką. Sięgała mi do kolan. Była lekko opinająca, ale przy moim „nowym” ciele jeszcze bardziej podkreślała moje atuty. Byłam prawie cała ubrana na czarno. Tak bardzo to kontrastowało z moją mlecznobiałą skórą, że się przeraziłam. Postanowiłam podkreślić moje usta czerwoną szminką i założyć czerwony płaszcz do kompletu z paskiem. Gdy spojrzałam na swoje oczy koloru węgla, otworzyłam szufladę i wyjęłam paczkę brązowych soczewek kontaktowych. Poczułam jak nasila się mój głód, ale go zignorowałam.
Byłyśmy już gotowe. Wzięłam małą na ręce i zeszłyśmy na dół, gdzie czekał na nas Edward. Zdążył w tym czasie obsypać cały salon płatkami białych i czerwonych róż. W całym domku unosił się intensywny zapach kwiatów.
– Widzę, że ubrałaś się prawie pod kolor mojej niespodzianki dla ciebie.
– Jesteś kochany... A ja nawet nie pomyślałam o prezencie dla ciebie.
– Bello, ty jesteś największym prezentem w moim życiu. No i oczywiście nasza wspaniała córeczka. Nic innego już mi nie potrzeba do szczęścia...
Po tym wyznaniu Edwarda nadal nie potrafiłam zapomnieć o tym, co powiedziała mi Renesmee. Niepokój wypełniał powoli moje myśli...
Rozdz. II "Przyjęcie"
Do przyjęcia zostało jeszcze niecałe pół godziny. Dokładnie tyle wystarczało nam na spokojne dojście do domu Carlisle’a i Esme. Szliśmy powoli, ludzkim tempem w trójkę. Edward obejmował mnie w pasie, a ja trzymałam Renesmee na rękach. Spacerowym krokiem przesuwaliśmy się w wyznaczonym nam kierunku. Przysłuchiwaliśmy się w milczeniu ostatnim dziennym świergotom ptaków. Osłonięte delikatnie przez chmury słońce było zaledwie kilkadziesiąt metrów nad widnokręgiem. Niebo mieniło się od odcieni pomarańczu aż po różnego rodzaju fiolety. Nigdy nie widziałam tak pięknego zachodu słońca. Podobne zjawisko miałam okazję podziwiać w Phoenix, ale to jest nieporównywalne z tym, co ujrzałam dzisiaj. Z wrażenia aż przystanęłam. Z zamyślenia wyrwał mnie Edward swoim stwierdzeniem:
– Piękny wieczór. Jeszcze niejeden przeżyjesz w swoim życiu.
Poszliśmy dalej. Chwilę później byliśmy już przy domu moich „teściów”. Cały ogród był przystrojony w pomarańczowo-różowe lampiony, które świetnie komponowały się z zachodem słońca za naszymi plecami. Założę się, że Alice przewidziała, że spodoba mi się dzisiejszy zmierzch.
Weszliśmy do środka. Wszyscy już byli i czekali na nas. Dom był przystrojony tymi samymi lampionami co na zewnątrz, a w całym mieszkaniu unosiły się przeróżne zapachy kwiatów.
Alice podbiegła do nas tanecznym krokiem i nas przywitała.
– No, nareszcie przyszliście! Nie mogliśmy się was doczekać. I co, jak ci się podoba wystrój? Postanowiłam go zgrać z zachodem słońca, którym tak się zachwycałaś po drodze do nas.
– Alice, jest pięknie.
– Wiem, wiem, że ci się podoba, mnie też! Dobra, kochani, teraz życzenia i prezenty dla naszych przyjaciół!
Pierwsi składali życzenia Carlisle i Esme. Podarowali nam piękny obraz. Ja dodatkowo dostałam naszyjnik z medalionem, na którym widniał herb rodu Cullenów. Renesmee otrzymała podobny, tylko mniejszy. Następnie podeszli do nas Charlie, Sue i Seth. Leah powiedziała, że nie może przyjść, lecz wydaje mi się, że nadal nie pała do nas sympatią i z tego powodu była nieobecna. Następny był Jacob ze swoim ojcem. I tak dalej, i tak dalej...
Wydawało mi się, że składanie tych życzeń nigdy się nie skończy. Nadal nie lubię, gdy jestem w centrum uwagi. Alice stara się jak najusilniej zmienić moje przyzwyczajenia. No, może kiedyś się jej uda. W każdym bądź razie życzę jej powodzenia. Ma w końcu na to całą wieczność.
Na końcu właśnie ona z Jasperem podeszła do nas.
– Wszystkiego najlepszego z okazji pierwszej rocznicy ślubu! Nie zgadniesz, co dla was mamy!
– No nie, Alice, jesteś niemożliwa! – odezwał się Edward. Pewnie usłyszał, o czym myślała.
– Co takiego? – zapytałam.
– Wiesz, co nam kupili?
– Co?
– Nowe łoże małżeńskie.
– Alice!
– Tak przez przypadek ujrzałam, do jakiego stanu dzisiaj doprowadziliście swoje łóżko w sypialni i przy okazji kupiliśmy dla was nowe. Jest aktualnie w garażu. Po przyjęciu pomożemy wam zainstalować je w waszym domu.
– Czasami chciałabym, abyś nie miała swojego daru – odezwałam się, po czym uśmiechnęłam się do niej. – Nie wiem, czy mam ci dziękować, czy udusić...
– Ja bym wolała to pierwsze.
Podeszłam do niej i podziękowałam. Ale nam numer wykręciła z tym łóżkiem! To nazywa się mieć poczucie humoru.
Po złożeniu życzeń wszyscy zaczęli się bawić. Postanowiłam porozmawiać chwilę z Charliem.
– I jak ci się podoba?
– Jak zwykle Alice pozytywnie mnie zaskoczyła swoim pomysłem na wystrój.
– Tak... ona potrafi zaskakiwać – dodałam z sarkazmem. – A jak ci się układa z Sue?
– Dobrze, nie narzekam – Charlie jak zwykle próbował streścić wszystko w kilku słowach i mówić jak najmniej. Postarałam się wyciągnąć coś więcej od niego.
– Nie narzekasz? Może byś tak wysilił się na dłuższą wypowiedź...
– Och, no dobra. Oświadczyłem się jej.
– Nic nie mówiłeś! Kiedy?
– Dwa tygodnie temu.
– Przyjęła zaręczyny?
– Tak, przyjęła.
– Najszczersze gratulacje, tato! To kiedy możemy się spodziewać waszego ślubu?
– Na razie wszystko na spokojnie...
– Rozumiem. Wolisz poczekać.
– Dokładnie.
Jeszcze chwilę staliśmy tak przy oknie i rozmawialiśmy. Charlie wprawdzie przyzwyczaił się do „nowej Belli” i do tych wszystkich dziwnych rzeczy, które go otaczają, a mianowicie do tego, że młodzi chłopcy (i niektóre dziewczyny, na przykład Leah) z plemienia Quileutów w jakimś czasie dojrzewania zamieniają się w wilki oraz do tego, że rodzina Cullenów praktycznie się nie zmienia. Wiedziałam, że coś podejrzewa, ale on wolał żyć w nieświadomości dla swojego bezpieczeństwa. Miał rację. Nie wytrzymałby nerwowo, gdyby się dowiedział, że jestem wampirem.
Po chwili Charlie chciał się o coś oprzeć i nie zauważył róż swobodnie leżących na stole. Niefortunnie położył rękę tak, że kolce wbiły mu się w dłoń. Poczułam mocną kwiatową woń wymieszaną z jego krwią... Wszyscy Cullenowie spojrzeli w naszą stronę. Przez głowę mignęło mi wspomnienie z moich osiemnastych urodzin, kiedy to ja się zraniłam w palec, a Jasper nie wytrzymał i mnie zaatakował... W tym momencie poczułam się tak samo jak on... Mój głód, który do tej pory skutecznie ignorowałam, nasilił się niesłychanie. Poczułam wyraźny ogień w moim przełyku, który był nie do zniesienia. Można było go zaspokoić tylko jednym. Krwią. Wszyscy stali jak wryci. Czekali na moją reakcję. Czekali, aż rzucę się na własnego ojca.
Własnego ojca...
Coś mnie oświeciło. Przestałam oddychać, aby nie czuć tego kuszącego zapachu jego krwi. Przecież nie mogłam zabić własnego ojca z powodu głodu! Czułam więź, jaka łączyła mnie i Charliego. Ze spokojem zaproponowałam mu, że opatrzę mu rękę. Po chwili Carlisle odezwał się:
– Może ja to zrobię. Mam większe doświadczenie...
– Nie, Carlisle, dam radę. Możesz przynieść opatrunek?
– Oczywiście.
Carlisle poszedł do gabinetu po bandaż. Wzięłam go od niego i opatrzyłam rękę mojego taty. Wszyscy stali jak słupy soli. Gdy to robiłam, nie myślałam o niczym innym, jak o więzi, która nas łączy i o tym, że nie mogę go skrzywdzić. Udało mi się! Poprosiłam jeszcze Esme, aby wytarła ślady krwi na podłodze. Charlie odezwał się pełen podziwu:
– Wow, nie wiedziałem, że tak dobrze potrafisz opatrywać rany. Zawsze myślałem, że nienawidzisz zapachu krwi. Carlisle, może zatrudnisz ją jako swoją asystentkę?
– Wiesz, właśnie się nad tym zastanawiam...
– Dziękuję, Bello.
– Proszę bardzo – odezwałam się ze spokojem do swojego ojca.
– Przepraszam was wszystkich, ale muszę pomówić na chwilkę z Bellą, zaraz do was wrócimy – przemówił Edward z wyraźnym podekscytowaniem na twarzy. Wziął mnie za rękę i wyszliśmy na zewnątrz przed dom. – Kochanie, to, co zrobiłaś było niesamowite!
– A tam niesamowite...
– Zaskoczyłaś nas wszystkich! Tylko słyszałem w myślach innych, jak się zastanawiali, kiedy się na niego rzucisz! A ty pełna spokoju zaproponowałaś, że opatrzysz mu rękę! Bello, nawet Carlisle w tak krótkim czasie bycia wampirem by się nie oparł zapachowi ludzkiej krwi. Zrobiłaś coś, co zwaliło nas z nóg! Naprawdę, nawet ja sądziłem, że zrobisz mu krzywdę. W tym momencie proszę cię o wybaczenie...
– Za co?
– Za to, że nie wierzyłem, że się oprzesz... Powiedz mi, jak to zrobiłaś? Przecież od dłuższego czasu jesteś na głodzie.
– Nie oddychałam i myślałam tylko o więzi, jaka łączy mnie z Charliem. Ot, cała filozofia.
– Chyba nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać.
– Na to liczę... – odrzekłam z sarkazmem w głosie, po czym uśmiechnęłam się do niego i weszliśmy z powrotem do środka.
Wszyscy wyglądali tak, jakby nic się nie stało. Zabawa trwała dalej, lecz wiedziałam, że każdy, oprócz Charliego, był w szoku. Powoli zbliżała się północ. Goście podziękowali za zaproszenie i wyszli. Pierwszy podszedł do mnie Carlisle.
– Bello, to, czego dokonałaś... Jestem pełen szacunku wobec ciebie!
– Naprawdę jesteśmy z ciebie dumni – odezwała się Esme i przytuliła mnie.
– Nawet ja nie ingerowałem w twoje zachowanie – powiedział Jasper.
– Nikt z nas nie wierzył, że tak postąpisz – stwierdziła Rosalie.
– Ja tylko czekałem, aż się na niego rzucisz – zażartował Emmett.
– Dajcie spokój! Naprawdę sądziliście, że zaatakuję własnego ojca? – odparłam.
– Właściwie, nikt nie wiedział, jak się zachować. Czy spróbować cię powstrzymać, przy tym narażając się na to, że Charlie zauważy, że coś jest nie tak i zacznie podejrzewać nas o różne rzeczy, czy po prostu mieć nadzieję, że nie podskoczysz mu do gardła – odrzekła Alice.
– Widocznie wszyscy mieliście taką nadzieję – powiedziałam z sarkazmem w głosie.
– W każdym bądź razie, zachowałaś się bardziej dojrzale od nas wszystkich – stwierdził Edward.
– Dobra, już tak nie zachwycajcie się nad moim wyczynem. Było, minęło. A teraz trzeba to wszystko posprzątać.
Wszyscy w niecałą minutę zrobili to, co powiedziałam. Dom lśnił cały od góry do dołu. Potem zaczęli rozmawiać między sobą o całym tym zdarzeniu z Charliem. Ja pozostałam tylko obserwatorem. Zauważyłam, że Renesmee śpi na kanapie. Okryłam ją kocem i upajałam się stukaniem jej małego serduszka. Zorientowałam się, że w salonie nie ma Edwarda, Carlisle’a i Jacoba. Pomyślałam, że są w gabinecie, więc tam poszłam. Usłyszałam, że o czymś rozprawiają między sobą. Z początku myślałam, że rozmawiają o mnie, lecz po dłuższym przysłuchaniu się zrozumiałam, że tematem było coś innego.
– Carlisle, co o tym sądzisz? – odezwał się Jacob.
– Bardzo dziwne. Uważam, że trzeba to niezwłocznie zbadać. A ty, Edwardzie, co myślisz o tych dziwnych śladach?
– Skoro nie należą ani do człowieka, ani do żadnego zwierzęcia, to może są to ślady jakiegoś innego wampira, który przywędrował w tę stronę.
– Na pewno to nie są ślady wampira. Ktoś od Sama bez wahania poznałby zapach jednego z was. One natomiast nie mają żadnej woni – stwierdził Jacob.
– A jak wyglądają? – zapytał się Carlisle.
– Mają wilcze palce, lecz ich stopa jest wydłużona tak jak u człowieka. Można je przyrównać do śladów yeti.
Yeti?! Co on gada? Przecież one nie istnieją! Chociaż, skoro istnieją wampiry i ludzie zamieniający się w wilki, to czemu nie yeti? W tym świecie nic już mnie nie zaskoczy.
Rozmowa toczyła się dalej.
– Carlisle, chyba nie myślisz poważnie?
– A właśnie, że myślę o tym jak najpoważniej, Edwardzie...
– O co chodzi? Możecie mi to przybliżyć? – odezwał się zdezorientowany Jacob.
– Jacobie, mamy pewne podejrzenia z Edwardem co do tych śladów.
W tym momencie Alice weszła na górę. Byłam pewna, że za chwilę wyda się to, że podsłuchiwałam.
– Bello, co robisz przy gabinecie Carlisle’a?
– No pięknie, właśnie mnie wydałaś...
– Co?!
Zza drzwi wyszedł Edward.
– Bello, co ty tutaj robisz? – zapytał mnie z lekkim wyrazem gniewu na twarzy.
– No widzisz, szłam ciebie poszukać i usłyszałam twoją rozmowę z Carlislem i Jacobem...
– Podsłuchiwałaś nas? – zrobił się bardziej dociekliwy.
– Dobra, przyznaję się... podsłuchiwałam. – Rozłożyłam ręce.
– Nie musiałaś stać przy drzwiach. Mogłaś chociaż zapukać. Otworzylibyśmy ci.
– To może wyjaśnicie mi teraz, o czym rozprawiacie, bo słyszałam trochę, ale nic z tego nie rozumiem.
– Dobrze. Wejdź, powiemy ci, o czym rozmawialiśmy. Alice, ty też chcesz wiedzieć?
– No jasne, że tak. Przez Jacoba nie mogę nic przewidzieć. Zakłóca moje „fale”.
Weszłyśmy do środka. Carlisle siedział na swoim fotelu, a Jacob był oparty o sąsiednią ścianę. Oboje mieli pytające miny. Edward zaczął nam wyjaśniać, o czym „debatowali”.
– Widzisz, Bello, pamiętasz, jak rano rozmawiałem z Jacobem?
– Pamiętam. Nie chciałeś mi nic potem powiedzieć.
– Właśnie poinformowaliśmy Carlisle’a o temacie naszej porannej rozmowy z Jacobem.
– To powiesz mi dokładnie, o czym była?
– Bella, to nie jest takie proste... – wtrącił Jacob.
– Dobrze, Jacob, ty znasz więcej szczegółów. Przedstaw jej całą sytuację – rzekł Edward, po czym Jake zwrócił się bezpośrednio do mnie.
– Sytuacja jest taka: gdy chłopcy Sama patrolowali teren wokół La Push jakieś dwa dni temu, natknęli się na dziwne ślady. Ni to należące do jakiegoś zwierzęcia, ni do jakiejś osoby. Sam powiedział mi o tym zjawisku i poprosił, abym skontaktował się z Carlislem. Ma nadzieję, że wy będziecie wiedzieć coś więcej. Te tropy wyglądają tak, jakby należały do istoty skrzyżowanej z człowiekiem i z wilkiem. W dodatku nie posiadają żadnego charakterystycznego zapachu. Dokładnie nie wiemy, do kogo należą te ślady.
– Carlisle i ja mamy pewne podejrzenia, do kogo mogłyby należeć, ale najpierw musimy obejrzeć ten trop – wyjaśnił mi Edward.
– To może powiedzcie od razu, jakie są wasze przypuszczenia – powiedziałam.
– Chcemy się dokładnie upewnić. Na razie to są tylko nasze spekulacje – odezwał się Carlisle.
– Zaczyna robić się gorąco... – mruknęła Alice.
– Jacob, wiesz coś jeszcze? – zapytałam.
– Wiem tylko tyle, że zwiadowcy nie widzieli żadnej postaci. Jakimś cudem znaleźli te ślady.
– A gdzie dokładnie się znajdują?
– Są na granicy La Push z terenem Cullenów.
– To chodźmy tam. Na co czekać? – postanowiła Alice.
– Czekaj, Alice, nie tak od razu. Jutro nad ranem pójdziemy – zwrócił się do niej Edward. – Najpierw musimy odstawić Renesmee do domu, poza tym Bella długo nie polowała.
– Aaa, właśnie! Jeszcze wasz prezent trzeba przenieść... To pójdę zapytać Jaspera i Emmetta, czy mi pomogą.
– Jacob, weźmiesz Nessie do nas do domu i popilnujesz ją? Ja będę towarzyszył Belli w polowaniu.
– Dobra.
Wyszliśmy wszyscy z gabinetu Carlisle’a i zeszliśmy na dół. Była tam tylko Rosalie i Esme. Rose patrzyła na śpiącą Renesmee, a Esme czytała książkę. Jacob kulturalnie poprosił moją szwagierkę o to, aby podała mu Nessie, bo idzie zanieść ją do domu. Zdziwiona tym, z jaką uprzejmością Jake się do niej odezwał, zrobiła to, o co ją prosił. Ja natomiast podeszłam do Esme i podziękowałam jej za prezent, jaki podarowała mi i małej oraz powiedziałam jej, iż zostalibyśmy na noc, ale Nessie musi spać w swoim łóżku. Ona z wrodzoną życzliwością uśmiechnęła się do mnie i odpowiedziała, że nie ma za co dziękować, oraz żebyśmy odwiedzali ich częściej, nie tylko od święta. Obiecałam jej jeszcze na pożegnanie, że to na pewno się zmieni.
Wyszłam na zewnątrz. Przed garażem stał Edward i czekał na mnie. Pobiegliśmy, jak najszybciej się da, do naszego domku. Przebraliśmy się i udaliśmy się na nocne polowanie.
************
Byliśmy już jakieś dziesięć kilometrów od domu Cullenów. W okolicy nie było nikogo oprócz mnie i Edwarda. Po chwili zza krzaków wysunął się mały jelonek. Zapewne zabłąkał się o tej późnej porze. Zdałam się na mój instynkt. W ułamku sekundy byłam już przy nim. Wbiłam się moimi zębami prosto w jego ciepłą szyję, gdzie znajdowała się pulsująca tętnica. Cóż, to małe zwierze miało bardzo mało krwi w sobie, lecz na przekąskę wystarczyło. Usłyszałam pumę czającą się na drzewie. Nie zdążyła nawet się obejrzeć. Bo przecież po co... W końcu w tych lasach była największym drapieżnikiem. W ogóle nie spodziewała się innego – groźniejszego drapieżcy od niej. Ta puma zakończyła swój żywot w podobny sposób jak jelonek. Poczułam, jak ogień palący mnie od środka już się uspokoił. Zamienił się tlący płomyczek, który grzał mój przełyk.
Po całym zdarzeniu spojrzałam na siebie. Jak zwykle byłam umazana zwierzęcą krwią, ale już nie tak bardzo jak na pierwszym polowaniu. Edward zauważył, że już skończyłam i podbiegł do mnie. Starał się bardzo zakamuflować to, o czym myśli w danej chwili, mimo że jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, ani pozytywnych, ani negatywnych. Po prostu, jego twarz była jak idealnie wyrzeźbiony kamienny posąg. Nauczyłam się, że kiedy jest w takim stanie, intensywnie o czymś myśli. Nie musiałam zgadywać, o czym. Po prostu to wiedziałam. Cała ta sytuacja ze śladami jest nie tyle co podejrzana, ale dziwna. Nie potrafię sobie wyobrazić, do jakiej istoty mogłyby należeć. Edward i Carlisle mają swoje przypuszczenia. Problem w tym, że na razie nie wyciągnę nic więcej od nich na ten temat. Muszę być cierpliwa.[/img] |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mirona dnia Śro 16:20, 17 Lis 2010, w całości zmieniany 9 razy
|
|
|
|
|
|
Lady M.
Nowonarodzony
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 39 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 20:57, 26 Mar 2010 |
|
nie zawsze jestem przekonana do pisania kontynuacji Sagi, ale to ff jest naprawdę fajne:)
Bardzo przyjemnie się czytało. Nie będę Ci wytykać błędów, bo sama się na tym nie znam xD
Nie mogę doczekać się następnego;];* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
zawasia
Dobry wampir
Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D
|
Wysłany:
Sob 8:59, 27 Mar 2010 |
|
muszę przyznać, że to jest bardzo ciekawa kontynuacja, ma coś w sobie i przyciąga
podobają mi się potyczki słowne Rose i Jacoba, zawsze poprawiają humor, tak samo żarty Emmeta:)
widzę, że mała wyrośnie na drugą Alice, jeśli chodzi o modę, to może i dobrze, chociaż mamusia będzie ładnie ubrana a nie tylko bluzki bawełniane i spodnie
ciekawi mnie jakiego nowego stworka wymyśliłaś
do następnego pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Nina=)
Wilkołak
Dołączył: 25 Wrz 2009
Posty: 204 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 14:53, 27 Mar 2010 |
|
A mi się nie podobało. Tak jak już sama na początku powiedziałaś jest 'cukierkowato' i mimo, że pewnie za chwilę się okażę, że rodzinie Cullenów i sforze wilków zagraża zmutowany stwór, to raczej nie pozbędziesz się tej cukierkowatości. Edward ciągle mówi o tym jak to kocha Bellę i Nessi. Wszyscy żyją w takiej idealnej harmoni.
No może oprócz Jacoba i Rose ale widać, że zaczynają się do siebie przekonywać. Ten cały zachwyt nad wyczynem Belli był sztuczny. Bardzo liczyłam na to, że Bella rzuci się na swojego ojca i go zabije. A tak okazało się po raz kolejny jak doskonałą samokontrolę ma Bella. Irytowało mnie to już w książce ale tutaj przejaskrawiłaś to jeszcze bardziej. Twoje dialogi są suche. Nie ma w nich myśli Belli, emocji mówiącego czy choćby jakichkolwiek wskazówek jak powiedziała to dana osoba. Na przyszłość popracuj też nad opisami. Ale przede wszystkim DIALOGI!
Przepraszam, że tak ostro ale takie jest moje zdanie.
Zajrzę tu jeszczę zobaczyć jak poradziłaś sobie z kolejnym rozdziałem
Pozdrawiam
Nina =) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
EsteBella;*
Człowiek
Dołączył: 22 Gru 2009
Posty: 81 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Hmm.. A już wiem... Wampirowo;]
|
Wysłany:
Sob 17:10, 27 Mar 2010 |
|
Tak jak inni nie jestem za kontynuacjami sagi, ale ta wyjątkowo mnie zaintrygowała.
Jest cukierkowato, ale relacje Jake z Rose zawsze powalą na kolana=]
Weny przez gigantyczne W;*
EsteBella=] |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Gelida
Zły wampir
Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 407 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znienacka
|
Wysłany:
Wto 16:30, 30 Mar 2010 |
|
W zasadzie, ja też rzadko czytuję kontynuacje sagi, bo po prostu sądzę, że niewiele ciekawych wątków można dalej rozwinąć, niewiele można wprowadzić akcji. Chyba że wymyślisz coś ciekawego.
Ale może teraz krótko i na temat pierwszego i drugiego rozdziału.
Wiadomo, jako że to kontynuacja sagi (a ja znowu zaczynam... =_=), że relacje między bohaterami zostały zachowane. Pomimo że mi czasami w BD uwierał nadmiar cukru w cukrze, dobrze, że postacie nie zmieniły swoich charakterów. W pierwszym rozdziale było mdło, choć już się pojawiły dziwne wzmianki. Czytając drugi miałam wrażenie deja vu. I mimo, że Bella ma superkontrolę i w ogóle, wolałabym, by zaatakowała Charliego. A tak ten wątek się okazał niepotrzebny, tylko przysporzył Belli chwały.
W sumie niewiele mogę jeszcze powiedzieć na temat dwóch pierwszych rozdziałów, bo akcja dopiero się rozkręca. Ale liczę na to, że będzie ciekawie. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
behappy
Wilkołak
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 17:54, 30 Mar 2010 |
|
Bardzo spodobał mi się ten ff. Dużo jest na forum kontynuacji sagi ale też trzeba mieć pomysł żeby to się jakoś kleiło.
Ładnie są opisane uczucia i cała akcja, fajny pomysł z tym śladem i dlatego zaciekawił mnie ten ff, cały czas czytający jest trzymany w napięciu co przeczyta zaraz. Alice i jej prezent- bardziej spodziewałabym się tego po Emmecie - to do niego pasuje I podziwiam Bellę że się opanowała.
Zżera mnie ciekawość kto jest właścicielem tajemniczego śladu.
Życzę dużo weny i czekam (nie pozwól żebym umarła, akt zgonu: śmierć i niecierpliwości).
B |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Mirona
Wilkołak
Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 155 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Żory
|
Wysłany:
Wto 21:00, 30 Mar 2010 |
|
Dziękuję za wasze komentarze. Zarówno za te pochwalające jak i nie. W końcu nie każdemu da się dogodzić, prawda? To mam dla was kolejną porcję mojej - jak na razie - kalekiej twórczości. Mam nadzieję, że i ten rozdział wam się spodoba. Życzę miłej lektury :)
P.S. Dzięki Nino i Gelido za cenne wskazówki dotyczące dialogów.
P.P.S. Jeśli też zauważycie jakieś niedociągnięcia, czy coś, to po prostu piszcie. Nie obiecuję, że do wszystkiego się dostosuję, ale bynajmniej się postaram
Rozdz. III "Ślady"
– Nie uważasz, że to wszystko jest jakieś irracjonalne? – odezwałam się do Edwarda.
– Co masz na myśli?
– Cały ten świat, w którym żyjemy... Czuję się, jakbym istniała w jakiejś baśni...
– Widzisz, Bello, kiedyś, jak byłem młodym wampirem, też miałem takie podejście do wszystkiego, co mnie otaczało, lecz teraz to jest dla mnie normalne. Ta dawna irracjonalność stała się... jak by to powiedzieć... racjonalna.
– Czyli mam czekać prawie dziewięćdziesiąt lat, aby wszystko stało się dla mnie zwyczajne? – zironizowałam.
– Założę się, że stanie się to szybciej – odrzekł Edward z lekkim uśmiechem na twarzy.
Tak... Całe moje życie stało się nie tyle irracjonalne, co wręcz nienormalne. Nie przypominam sobie, czy myślałam w ten sposób, gdy byłam człowiekiem. Przecież to było normalne... Wampiry i zmiennokształtni obok nieświadomych własnego niebezpieczeństwa ludzi. Dodatkowo do tej trójki ma dojść jakaś inna – baśniowa – rasa, o której nic nie wiem... Teraz, gdy na to patrzę, wydaje mi się, że jestem na innej planecie. Nie zdziwię się, jeśli UFO przyleci pewnego dnia do nas na herbatkę. Myślę, że powinnam się przyzwyczaić, że coraz to nowe stworzenia pojawiają się po prostu „ot tak”. Uznać to swoim rozległym umysłem za normalne. Mam nadzieję, że to, w czym obecnie żyję, stanie się racjonalne i to jak najszybciej...
**********
Po polowaniu wróciliśmy do naszego domu. Renesmee spała u siebie w pokoju a Jacob na kanapie w pokoju gościnnym. Postanowiliśmy nie przeszkadzać mu i pozwolić się porządnie wyspać. Poszliśmy z Edwardem do naszej sypialni. Stało już tam nowe łóżko od Alice i Jaspera z ramą z włókna węglowego. Miało bardzo ładne zdobienia w kształcie bluszczu. Śmiałam się w myślach do siebie, gdy pomyślałam o tym nietypowym prezencie.
Gdzieś w mojej głowie znajdowały się myśli odnośnie tego, co ma nastąpić dzisiejszego poranka. Edward, Carlisle, Alice, Jacob i ja mieliśmy spotkać się z Samem i kilkoma osobami z jego watahy na granicy La Push z terenem Cullenów. Wyobrażałam sobie różne kształty śladów, które mogłyby się tam znajdować. Podłużne, z wilczymi palcami... Krzyżówka wilka z człowiekiem.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie Edward.
– O czym tak intensywnie myślisz?
Miałam na całe szczęście tą przewagę nad nim, że nie potrafi czytać w mojej głowie. Postanowiłam jednak, że uchylę mu rąbek swoich przemyśleń.
– Wyobrażałam sobie różne kształty tych śladów, które mamy rano zbadać. – odpowiedziałam mu z obojętnością w głosie.
Nagle Edward sposępniał. Stał się wręcz obcy dla mnie. Jak nie on.
– Hej, czy powiedziałam coś nie tak? – odezwałam się, zaniepokojona jego zachowaniem.
– Wolałbym, abyś nie zaprzątała swojej głowy tą sprawą... – powiedział stanowczo. Potraktował mnie jak małe dziecko.
– A niby dlaczego? – starałam się dowiedzieć czegoś więcej.
– Po prostu skup się na czymś innym. – Nadal chciał, abym nie zajmowała się sprawą, o której nic nie wiedziałam, lecz to było dla mnie niemożliwe. Ciekawość była jak mój głód – pragnęłam jeszcze więcej.
– Edward, nie potrafię o tym po prostu zapomnieć – ciągnęłam dalej.
– Zrób to dla mnie. – Teraz chciał mnie wziąć na słodkie oczka.
O, nie, pomyślałam, tak nie będziemy się bawić.
– Powiedz mi najpierw, dlaczego – naciskałam.
– Ale jesteś dociekliwa... – mruknął pod nosem.
– No, czekam.
– Nie powinnaś się tym zajmować.
Powoli zaczęła mnie irytować jego postawa. Poszukałam w swojej głowie jakichś kontrargumentów.
– Aha. Nie chcesz, żebym mieszała się w twoje sprawy... – wypaliłam mu to prosto w twarz. Jego zdziwienie mówiło samo za siebie.
– Wiesz, że to nieprawda – próbował się jakoś obronić.
– To mnie oświeć.
– Nie znasz okoliczności tej sprawy.
– To mi je przedstaw.
– Rano się dowiesz. – Gdy usłyszałam te słowa, poczułam wszechogarniającą złość.
– Edward... Znowu coś ukrywasz przede mną. Najpierw twoją rozmowę z Jacobem, gdzie znam już temat waszych rozważań, a teraz nie chcesz mi opowiedzieć szczegółów. Jesteś nie fair w stosunku do mnie. – Mój głos wyraźnie się podniósł. Prawie krzyczałam.
– Bello, proszę, nie kłóćmy się teraz – mówił błagalnym głosem.
– Nie kłóćmy się?! Jeśli chcesz, żebyśmy się nie kłócili, to powiedz mi w końcu, co jest grane! – nadal krzyczałam.
– Nie zrozumiałabyś...
O nie. Tym razem przegiął.
– Czy ty masz mnie za głupią blondynkę?! Wiele rzeczy potrafię zrozumieć, ale w tej chwili tym, czego nie rozumiem, jest twoje postępowanie – moje zirytowanie sięgało zenitu.
– Bello, naprawdę nie mogę... – Przerwałam mu w połowie zdania:
– Dobra, skończ. Wkurzasz mnie tym swoim „nie mogę” i „nie powinnaś”. Czy ty nie rozumiesz, że ja się po prostu martwię?
– Bello...
– Już nic nie mów. Wychodzę i nie wiem, czy jeszcze dzisiaj wrócę.
Wyszłam. Właściwie to wyskoczyłam przez balkon w naszej sypialni i pobiegłam przed siebie. Musiałam się uspokoić. Czułam jak moje myśli i martwe serce były w rozsypce. W biegu wszystko wygląda inaczej. Słychać tylko szmer wiatru ocierający się o ciało i widać okoliczne drzewa, które przypominają żywe słupy.
Zorientowałam się, że byłam już daleko od domu. Przystanęłam. Usiadłam na zwalonym pniu, który znajdował się obok mnie. Chciałam z kimś porozmawiać. Najlepiej z Alice. Pewnie już wiedziała, że jej potrzebuję. Nie czekałam nawet minuty, a ona zjawiła się praktycznie znikąd. Skoczyła jakieś dwadzieścia metrów ode mnie i zrobiła w powietrzu salto, w dodatku upadła na wyprostowanych nogach przede mną. Tak jakby była na zawodach z gimnastyki, tylko w wersji dla wampirów. Po swoim małym popisie usiadła obok i zwyczajnie mnie przytuliła. Gdybym potrafiła płakać, to łzy z moich oczu lałyby się hektolitrami. Sama właściwie nie wiedziałam dlaczego, ale tak się czułam.
– No, Bells, to opowiesz, co się stało? – zapytała mnie spokojnie.
– Pokłóciłam się z Edwardem. Pierwszy raz, odkąd jesteśmy razem. Zawsze myślałam, że nigdy nie będzie kłótni między nami. A my się posprzeczaliśmy praktycznie o nic... – Miałam wrażenie, że mój głos zaczyna drżeć. Czułam wyjątkową wilgoć w oczach, lecz nie uroniłam ani jednej łzy.
– Zawsze musi być ten pierwszy raz – stwierdziła.
– A ty się kłóciłaś z Jasperem? – zapytałam. Szczerze mówiąc, ciekawiło mnie to, czy ona miała podobną sytuację.
– Hmm... dobre pytanie. – Przez chwilę milczała. Widocznie przeglądała swój umysł za poszukiwaniem wspomnień dotyczących kłótni z Jasperem. Minutę później odpowiedziała: – Właściwie to chyba nie sprzeczaliśmy się między sobą.
– No tak... – Po chwili dodałam: – Dziękuję.
– Za co? – zapytała z lekkim zdziwieniem.
– Za to, że chociaż znałaś całą sytuację wcześniej to i tak zachowałaś się, jakbyś słyszała ją po raz pierwszy w życiu.
– Proszę bardzo. Zawsze do usług. – Uśmiechnęła się do mnie delikatnie. Siedziałyśmy w milczeniu oraz bezruchu przez kilka godzin.
Czas spędzony z Alice minął szybko, mimo że praktycznie potem już nie rozmawiałyśmy. Miałam chwilę, aby wszystko sobie poukładać. Przekalkulować to jeszcze raz. Tak na spokojnie. Z jednej strony miałam wrażenie, że to głupota kłócić się o tak błahą sprawę, jak jakieś ślady, lecz z drugiej strony bolało mnie to, że Edward ukrywa przede mną prawdę, która i tak miała wyjść na jaw wraz ze wschodem słońca.
*********
Zaczęło robić się jasno na dworze, lecz po chwili chmury zasłoniły promienie słoneczne jak kurtyna zasłania scenę w teatrze. Pobiegłyśmy do wyznaczonego nam wcześniej miejsca. Wszyscy już tam byli i czekali na nas. Mój mąż patrzył na mnie wzrokiem, który wyrażał skruchę, potem się odwrócił w stronę zebranych tam osób. Starałam się na chwilę nie zwracać na niego uwagi, tylko zająć się obecną sytuacją. Sam dyskutował zawzięcie z Carlislem, a Jacob, Jared, Paul i Edward przysłuchiwali się ich rozmowie. Zauważyłam, że Alice stoi w miejscu i ma oczy skierowane w pustą przestrzeń. To oznaczało tylko jedno. Dostała wizję, która całkowicie ją zaskoczyła.
– Alice co widziałaś? – zwróciłam się bezpośrednio do niej. Mój partner szedł powoli w naszą stronę. Pewnie już widział wizję w jej głowie.
– Wiem, co stwierdzi Carlisle, gdy zobaczy ślady – powiedziała z wyraźną pustką w głosie, która mnie zaniepokoiła.
– Co takiego powie?
W tym momencie przerwał nam Edward.
– Chodźcie za mną.
Spojrzałam na Alice z bezradnością. Podeszliśmy w trójkę do reszty zgromadzenia.
– Dobra, jesteśmy już wszyscy – powiedział Carlisle.
– Jared, Paul, pokażcie, gdzie są te ślady – rozkazał Sam swoim dwóm towarzyszom.
Pokręcili się chwilę po okolicy i ruszyli w jednym kierunku. Widać było, że nie potrafili odnaleźć na nowo tych odcisków. Jakieś pięćdziesiąt metrów od nas pod dosyć okazałym krzewem znaleźli to, czego szukali. Pomachali do nas, abyśmy tam podeszli. Pobiegliśmy wszyscy w ludzkim tempie do miejsca, gdzie stali Paul i Jared.
– Chodźcie, znaleźliśmy! – zawołali.
Odsunęli delikatnie trawę, która zasłaniała ślady. Wszyscy, oprócz Alice i Edwarda, pochylili się nad tajemniczym zjawiskiem. Zobaczyliśmy to, o czym nie mieliśmy zielonego pojęcia. Nieznajome odciski wyglądały dokładnie tak, jak sobie wcześniej wyobrażałam.
Carlisle wyprostował się. Jego twarz wyrażała niepokój, a nawet strach.
– Moje przepuszczenia się potwierdziły. Miałem rację, Edwardzie. To są ślady prawdziwych wilkołaków.
Zamurowało mnie. Zawsze myślałam, że Sam i jego gromada są prawdziwymi wilkołakami. Widocznie myliłam się. W mojej głowie powstawały coraz to nowe pytania. Jak wyglądają te nieznane wilkołaki? Czym się odżywiają? Czy powstają podobnie jak wampiry? Ilu ich jest? Czy są dla nas groźni? I wiele, wiele innych...
– Prawdziwe wilkołaki?! To my jesteśmy nieprawdziwi? – oburzył się Paul.
– Wy jesteście zmiennokształtnymi istotami, a to trochę różni się od wilkołaków – odpowiedział mu Carlisle.
– Czyli jacy oni są? – zapytał Jared.
– Musiałbym wam opowiedzieć wszystko od początku.
– Śmiało, mów – wtrącił Sam.
– Wydaje mi się, że to nie jest odpowiednie miejsce, aby wam przedstawić tą historię. Może pójdziemy do mojego domu? Tam wam wszystko wyjaśnię.
– Dobra, ale ja muszę jeszcze skoczyć na chwilę do La Push – rzekł Sam.
– Dobrze. To przyjdźcie za godzinę.
Wszyscy się rozeszli. Młodzi Quileuci zamienili się w wilki i pobiegli przed siebie, zaś my, wampiry, pobiegliśmy w stronę domu Cullenów. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mirona dnia Śro 9:28, 31 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
zawasia
Dobry wampir
Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D
|
Wysłany:
Wto 21:37, 30 Mar 2010 |
|
prawdziwe wilkołaki no tego to sie nie spodziewałam, ale to dobrze, że to wilkołakia a nie wymyślenie jakiegoś nowego stworzenia, po co robić z powieści jeszcze bardziej fantasy, prawda?:p
jak już po 2 rozdziale pisałam podoba mi się Twoja kontynuacja, ale zdziwiłam się, że Bella chciała przejść przez życie z Edem bez kłótni, czy ona nie wie, że potem fajne jest godzenie i czasami sprzeczki są potrzebne
no cóż pisz dalej, bo już czekamna kolejny
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Lady M.
Nowonarodzony
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 39 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 14:22, 31 Mar 2010 |
|
uuuuuuuuuła. Kłótnia... moim zdaniem Edward nie powinien odgradzać się jakimś "murem tajemnic" w stosunku do Belii. Ale podoba mi się to jak zareagowała.
Prawdziwe wilkołaki? hmm.. Robi się ciekawie;) Nie mogę doczekać się kolejnego ;D
pozdrawiam;* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
behappy
Wilkołak
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 19:14, 31 Mar 2010 |
|
Jak mi się podoba ten ff - chyba nie uwierzycie ale bardzo, po tym rozdziale. Najpierw zaciekawił mnie I i II rozdział, ale to po tym stwierdziłam że cały ff będzie ciekawy.
Pierwsza kłótnia już mają za sobą Bella i Edward - życie to nie bajka(gdzie ja to piszę, w ff-ie). Denerwuje mnie to że Edward zataja wszystko przed Bellą - ona ma prawo wiedzieć.
Alice to dobry materiał na przyjaciółkę(mimo jej obsesji na punkcie przyjęć i mody), ale i tak bym nie zamieniła swoich przyjaciółek na Alice. Niekiedy bliskość osoby wystarcza, słowa są zbędne.
Prawdziwe wilkołaki????
Cytat: |
– Prawdziwe wilkołaki?! To my jesteśmy nieprawdziwi? – oburzył się Paul. |
Ja mam takie same pytanie! Mam nadzieję, że usłyszę odpowiedź w następnym rozdziale.
Pozdrawiam i czekam niecierpliwie(szybko pojawiają się nowe rozdziały- za to dzięki wielkie).
B |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Nina=)
Wilkołak
Dołączył: 25 Wrz 2009
Posty: 204 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 12:13, 02 Kwi 2010 |
|
No!
Moim zdaniem ten rozdział jest dużo lepszy od dwóch poprzednich
Dialogi były bardziej naturalne oraz okraszone opisami przeżyć,
Bella i Edward nie pogodzili się od razu rzucając sobie w ramiona, bardzo fajne było zachowanie Belli, też bym tak na jej miejscu zrobiła
Sytuacja z prawdziwymi wilkołakami całkowicie mnie zaskoczyła. Bałam się, że będzie to jakiś potwór-mutant rodem z tandetnych horrorów, a ty tymczasem wzięłaś pomysł z sagi, bo tam, o ile się nie mylę było wspomniane o wilkołakach. Mam taką jedną, małą wątpliwość : "Pokręcili się chwilę po okolicy i ruszyli w jednym kierunku. Widać było, że nie potrafili odnaleźć na nowo tych odcisków." czy aby zmiennokształtni nie powinni bez problemu odszukać tych śladów? W końcu węchem dorównują niemal wampirom. A poza tym i Cullenowie mogli im pomóc bo nie tak trudno by im było rozróżnić nowy i stosunkowo świeży ślad...
Dobra, koniec narzekań. Jeśli chodzi o błędy to wyłapałam jedno powtórzenie ale nie mogę go teraz znaleźć. Jak mi później się rzuci w oczy to zrobię edita.
Życzę weny i dużo czasu na pisanie
Pozdrawiam
Nina =) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Mirona
Wilkołak
Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 155 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Żory
|
Wysłany:
Nie 20:58, 04 Kwi 2010 |
|
Cieszę się, że zaczyna wam się podobać mój fanfick. Jak narazie to wdzięczny z niego tworek, ale trochę niesforny :) Cóż kończę tę niepotrzebną paplaninę i wklejam świeżo co zbetowany przez wspaniałomyślną (jak dla mnie) Gelidę.
Miłego czytania forumowiczki :)
Rozdz. IV "Historia"
Droga powrotna do Forks przebiegała w ciszy. Starałam się zostać z tyłu. Po chwili morderczego pędu zatrzymałam się. Reszta mojej obecnej rodziny pobiegła dalej w wyznaczonym kierunku. Zostałam sama. Naokoło mnie był tylko las. Mój zmysł powonienia wyłapywał zapach wilgoci wymieszany z intensywną wonią żywicy sosnowej. Pogoda, jak zwykle, nie była najpiękniejsza. Chmury coraz mocniej kłębiły się na sklepieniu niebieskim. Poczułam pojedyncze krople deszczu na swoim ciele, które ochładzały coraz mocniej moją lodowatą skórę. Deszcz powoli zwiększył swoją częstotliwość. Nadal stałam pośrodku zielonego boru. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Poczułam mocniej znaną mi woń lasu. Starałam się oczyścić swój umysł. Chciałam nie myśleć już o niczym. Zostać sam na sam z naturą. Bez niepotrzebnych „gości” w mojej głowie. Położyłam się na mokrym mchu. Nadal miałam zamknięte oczy. Po chwili je otworzyłam. Nad moją głową widniały korony drzew. Krople wody spadały z nieba. Wyglądało to trochę jakby ziemia była połączona z niebem cieniutkimi, przezroczystymi rureczkami. Doznałam psychicznej ulgi, zaś moje ciało zostało, w pewien metaforyczny sposób, zregenerowane. Długo tak leżałam, przez co straciłam poczucie czasu. Postanowiłam wstać i pobiec do mojego domu, aby się przebrać w suche ubrania.
Mieszkanie zastałam puste. Bez zastanowienia weszłam szybko po schodach w celu udania się do obszernej szafy znajdującej się w sypialni. Podeszłam do półki z koszulkami i jeansami. Nałożyłam na siebie jeszcze brązową bluzę i wyszłam. Po około minucie stałam na podjeździe do garażu przed willą Cullenów. Weszłam do środka, jak gdyby nic się nie stało. W salonie zastałam Alice i Edwarda. Mój mąż grał na fortepianie smutną melodię, zaś Al siedziała przed telewizorem i oglądała program, prawdopodobnie o modzie. Carlisle zapewne był w swoim gabinecie.
– Gdzie są pozostali? – zapytałam.
– Poszli na polowanie – odpowiedziała moja przyszywana szwagierka.
– A Nessie?
– Rose wzięła ją ze sobą – odrzekła z wyraźną obojętnością.
Chwilę potem rozległ się odgłos dzwonka do drzwi. Poszłam otworzyć. Przyszedł Sam z Jaredem i Paulem. Za nimi stał Jacob. Pokazałam im ręką, aby weszli do środka. Carlisle stał już na dole. Każdy zajął miejsce przy ogromnym stole. Mój teść usiadł na skraju stołu i przywitał nas formalnie. Na jego twarzy można było zauważyć niesamowity spokój.
– Witajcie, moi mili. Spotkaliśmy się, aby dokładniej wgłębić się w problem, który nas napotkał. Mianowicie chodzi o wilkołaki. Nigdy nie stanąłem twarzą w twarz z tą istotą, ale jestem pewien, że ślady znajdujące się na granicy należały do osobnika tej rasy.
– Skąd masz taką pewność? – zapytał Sam.
– Kiedyś został mi przedstawiony bardzo szczegółowy opis tych istot.
– Można wiedzieć, od kogo? – tym razem odezwał się zaciekawiony Jared.
– Jak wiecie, swego czasu przebywałem w Volterze. Tam dowiedziałem się o istnieniu tych istot.
– Od Volturi?! Coś nie wierzę, żeby mogli ci powiedzieć prawdę... – stwierdził Jacob.
– Możecie mi wierzyć lub nie, ale jestem w stu procentach przekonany rzetelności tych informacji – jego ton głosu sam za siebie wyrażał pewność, o jakiej mówił.
– Dobrze, Carlisle, kontynuuj.
– Dziękuję, Sam. Na sam początek przedstawię wam wygląd wilkołaków. Posturą przypominają zwykłego człowieka, lecz pod wieloma względami się od nich różnią. Przede wszystkim wielkością. Są to potężnie zbudowane istoty. Posiadają futro, lecz jest bardzo rzadkie. Mogą poruszać się na dwóch kończynach, ale także sprawnie się przemieszczają na czterech łapach. Przednie łapy są typowo wilcze, zaś tylnie są lekko wydłużone. Zresztą, ślady tylnich stóp znaleźliście w lesie.
– Czy te wilkołaki coś jedzą? – spytał się Paul.
– Kiedy są pod postacią wilkołaka nie jedzą nic, zaś gdy są ludźmi, to, oczywiście, jedzą zwykłe jedzenie.
– To one zamieniają się w ludzi? – zdziwił się Jacob.
– Ja bym powiedział odwrotnie, że to ludzie zamieniają się w wilkołaki.
– Czy te istoty mogą przeobrazić się wtedy, kiedy chcą? – wtrącił Jared.
– W odróżnieniu od was przeobrażają się gdy nastanie północ. A wraz ze świtem stają się z powrotem ludźmi.
Przysłuchiwałam się temu dialogowi z uwagą. Tym razem to ja zabrałam głos.
– Czy one są dla nas jakimś zagrożeniem? – gdy wypowiedziałam te słowa, spojrzałam na Edwarda. Jego wzrok usiłował wręcz wypowiedzieć odpowiedź na moje pytanie.
– Tak, są dla nas groźni. Niestety są również zagrożeniem dla zwykłych ludzi.
– A dokładniej?
– W przeciwieństwie od naszych przyjaciół z La Push, ich przemiany nie mają podłoża genetycznego. Można powiedzieć, że swoich „kompanów” dobierają sobie poprzez zarażenie, które wygląda prawie tak samo jak przemiana człowieka w wampira.
– Czyli poprzez ugryzienie i wstrzyknięcie do układu krwionośnego ich własnego jadu? – wtrącił Sam.
– Zgadza się.
Właśnie przyszła mi do głowy pewna myśl. Postanowiłam się z tym podzielić.
– Mam jeszcze jedno pytanie. Jak dla mnie to jest trochę dziwne. Prawie trzy lata wiem o istnieniu wilkołaków z plemienia Quileutów oraz wampirów, a o prawdziwych wilkołakach nigdy nie słyszałam. Carlisle, możesz to jakoś wyjaśnić?
– Zadałaś dobre pytanie. Otóż w Ameryce nigdy nie było Dzieci Księżyca.
– Dzieci Księżyca?! To tak one się nazywają? – Zdziwiłam się, gdy usłyszałam tę nazwę. Miałam wrażenie, że gdzieś już słyszałam ten termin.
– Tak. A dokładniej, nazywają ich tak zwykli ludzie.
– Dlaczego?
– Po prostu uważali ich za sektę. Dzieci Księżyca stworzyły razem formację o nazwie Zakon Pełni. Co miesiąc, dzień przed pełnią księżyca spotykali się w różnych miejscach w Europie lub w Azji.
– To ludzie musieli wiedzieć, że zamieniają się w wilkołaki – stwierdził Jacob.
– Może i kilka osób czegoś się domyślało, ale zazwyczaj człowiek o zdrowych zmysłach trzymał się od nich z daleka.
– Czy to wszystko, o czym powinniśmy wiedzieć? – zapytał Sam.
– Jest jeszcze coś. Aro wspominał mi, że kilka lat przed moją przemianą wampiry stoczyły śmiercionośną walkę z Dziećmi Księżyca, czego skutkiem było wymarcie tego gatunku na starym kontynencie.
– To właściwie nie powinniśmy się ich obawiać, skoro wyginęły, a w Ameryce nigdy ich nie było – powiedział Paul.
– Nie było, do dnia dzisiejszego. Uważam, że trzeba porozmawiać z Aro – rzekł stanowczo Carlisle.
Gdy to usłyszałam, wszystko zaczęło się we mnie gotować.
– Ty chcesz z nim rozmawiać?! Nie pamiętasz, co chciał zrobić Renesmee? Przecież to szaleństwo! – wykrzyczałam.
– Bello, myślę, że Carlisle ma rację. Volturi mieli styczność z Dziećmi Księżyca i wiedzą, jak z nimi postępować – próbował mnie uspokoić Edward.
Po tym, co usłyszałam z jego ust, zaczęłam szukać w swoim umyśle jakiś argumentów, tylko po to, aby nie mieć już styczności z Volturi. Widziałam kątem oka, jak pozostali członkowie naszej debaty przyglądają się ze zdziwieniem mnie i mojemu mężowi.
– Ale przecież jeden wilkołak nie może nam w jakiś sposób zagrozić. Spójrz, ile jest nas, wampirów. Nie licząc do tego sfory z La Push, a w lesie nie znaleźliśmy więcej śladów. Nie możemy od razu lecieć do Volterry, bo przeszkadza nam Dziecko Księżyca – mówiłam lekko wzburzonym głosem.
– Tak, jeden wilkołak nic nam nie zrobi, ale my sami nie wiemy, ile ich jest na tym kontynencie – stwierdził mój mąż. Jego głos był także wyraźnie podniesiony.
W tym momencie odezwał się Carlisle:
– Mam propozycję. Poczekajmy miesiąc, aż sprawa się rozwinie. Jeśli przez ten czas nic się nie wydarzy, to puścimy tą sprawę w niepamięć, jeżeli napotkamy znowu jakiekolwiek ślady, to osobiście polecę do Volterry, aby przedstawić im nasz problem.
– Carlisle’u, ja uważam, że powinieneś od razu się z nimi spotkać. Nie możemy zwlekać z tą sprawą – odezwał się mój mąż.
– Może przeprowadzimy głosowanie? – zaproponowałam. Miałam nadzieję, że reszta osób będzie myślała podobnie jak ja.
– Dobra, to kto jest za tym, aby Carlisle jechał teraz do Volterry? – zapytała Alice.
Ręce podnieśli Edward, Carlisle i Alice.
– A kto jest przeciw?
Ręce podniosły pozostałe osoby zgromadzone w domu Cullenów.
– Głosowanie uważam za zamknięte. – oświadczyła Alice.
Widziałam na twarzy Edwarda głęboki żal wymieszany z odrobiną złości. Na pewno uważał, że popełniliśmy błąd, co do zatrzymania jego przyszywanego ojca w Forks. Poczułam małą wątpliwość co do własnego zdania, ale szybko odgoniłam tę myśl od siebie.
Carlisle podziękował wszystkim za przyjście. Potem na boku poprosił Sama, aby przekazał ludziom z rezerwatu, by nie chodzili nocą po lesie. Przedstawiciele sfory wyszli. Została tylko nasza czwórka.
Po tej rozmowie moje nastawienie do sprawy trochę się zmieniło. Przestałam się bać tego, co miało nastąpić. Czułam wręcz zniecierpliwienie i ekscytację, która rosła z minuty na minutę. Myśli w mojej głowie zaczęły się rozjaśniać. Wszystko, co dotyczyło tej sprawy zrobiło się klarowne. Miałam dziwne przeczucie, że coś w najbliższym czasie się wydarzy. Coś, co zmieni bieg naszej historii. Tylko nie wiedziałam, czy to będzie dobre, czy złe. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Lady M.
Nowonarodzony
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 39 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 9:35, 05 Kwi 2010 |
|
Cieszę się, że dodajesz tak szybko rozdziały;] Mimo twojej wspaniałej wyobraźni, nie podobał mi się opis prawdziwych wilkołaków... nie wiem... ale mi coś tu przypomina te stworzenia z Harry'ego Pottera... A tak poza tym to dziwi mnie trochę, że Edward i Bella są nadal ze sobą niepogodzeni. Wiadomo, że była kłótnia, ale wampiry to istoty w uczuciach. prawda? no cóż... sorry, że tak ostro, ale to są moje spostrzeżenia. Nie przejmuj się, jakby co;P Mam nadzieję, że następny rozdział będzie o niebo lepszy;)
Dużo weny i czasu;)
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Lady M. dnia Pon 9:41, 05 Kwi 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Gelida
Zły wampir
Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 407 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znienacka
|
Wysłany:
Czw 17:28, 08 Kwi 2010 |
|
Rozdział wisi cztery dni i tylko jeden komentarz? Nieładnie...
Spodobało mi się wprowadzenie kłótni. Bella i Edward uchodzili za taką idealną parę, we wszystkim zgodni, co było już sztuczne i nudne. I wreszcie się w czymś nie zgadzają. Ucieszyło mnie to niezmiernie. Przestaje być cukierkowo.
Akcja z wilkołakami... Podejrzewałam, że to będą one, bo wykorzystałaś wzmiankę z PŚ i postanowiłaś rozwinąć ten wątek. Chciałabym, by pojawili się Volturi... Mam słabość do nich Potterowskie wilkołaki? Rzeczywiście, podobieństwa są. Ale właśnie takie są prawdziwe wilkołaki (nie mylić ze zmiennokształtnymi!) znane z legend. Podoba mi się to, że nie ograniczyłaś się do ogólnikowych wiadomości na ich temat, a rozbudowałaś ich historię, uwiarygodniając ją. Liczę na to, że wilkołaki nie dadzą spokoju Cullenom |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
behappy
Wilkołak
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 19:06, 08 Kwi 2010 |
|
Przybyła, zobaczyła i skomentowała! Na reszcie- tylko złajać za brak czasu dla ff-a, a teraz tak poważnie. Zaczyna mi się podobać tak naprawdę ten ff, ciekawa fabuła a do tego lekki styl pisania. Czego chcieć więcej? chyba tylko następnego rozdziału.
Podobają mi się te prawdziwe wilkołaki. Z opisu przypominają te z różnych filmów. Coś jest na rzeczy, że wszędzie są opisywane podobnie. *zastanawia się czy wilkołaki nie egzystują razem z nią*.
Cytat: |
– Dzieci Księżyca?! To tak one się nazywają? – Zdziwiłam się, gdy usłyszałam tę nazwę. Miałam wrażenie, że gdzieś już słyszałam ten termin. |
No Bello! wytęż swoją pamięć, była wzmianka o tych istotach w książce.
Pozdrawiam i czekam niecierpliwie na rozwinięcie akcji, bo zapowiada się, że to nie koniec.
B. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Mirona
Wilkołak
Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 155 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Żory
|
Wysłany:
Czw 19:23, 08 Kwi 2010 |
|
Cóż mogę wam powiedzieć... Bardzo się cieszę, że przypada wam powoli do gustu mój ff. Jeśli zaś chodzi wam o prawdziwe wilkołaki, to powiem szczerze, że nie miałam zamiaru ich opisywać pod postacie z Harrego Pottera. Przyznaję się bez bicia, że nawet nie czytałam żadnej książki z serii p. Rowling. Widziałam tylko 1 i 2 cześć filmu ale to laaata temu. Piąty rozdział jest jeszcze u bety. Jestem w trakcie pisania szóstego rozdziału, ale na razie opornie mi to idzie (główny winowajca to brak czasu). W przyszłości postaram się pomyśleć o wrzucaniu kolejnych rozdziałów na "chomika". Pozdrawiam wszystkich i liczę na więcej waszych komentarzy
Edit: Już mam 5 rozdzialik i wklejam
Rozdział V: "Nieproszony gość"
Za oknem nadal padał deszcz, lecz nie tak intensywnie jak wcześniej. Niebo powoli zaczęło się rozjaśniać. Słońce delikatnie przebijało się przez lekko skłębione chmury, które po chwili ustąpiły miejsca gwieździe oświetlającej naszą planetę.
Na zegarku wybiła szesnasta. Kilka minut później do domu wróciła reszta rodziny będąca wcześniej na polowaniu. Zrobiło się gwarno. Wszyscy wokoło się śmiali oprócz Edwarda, który ciągle wygrywał smutną melodię na fortepianie. Chciałam już do niego podejść, aby z nim porozmawiać, ale zauważyłam, że Renesmee szła w jego kierunku. Chyba chciała, żeby nauczył ją grać, bo wziął małą na kolana i pokazywał jej różne dźwięki na klawiszach. Po chwili podeszła do mnie Esme. Stanęła koło mnie i przytuliła swoją drobną ręką.
– Bello, mogę cię o coś zapytać? – powiedziała delikatnie.
– Słucham.
– Czy pokłóciłaś się z Edwardem?
– Powiedział ci? – zapytałam. Czułam, jak moja złość zaczyna na nowo wzrastać.
– Nie.
– Rozmawiałaś z Alice – stwierdziłam.
– Też nie.
– To skąd wiesz? – spytałam z lekkim zdziwieniem.
– Kochanie, nie jestem ślepa, aby tego nie zauważyć – powiedziała.
– Cóż, nie potrafię się kryć ze swoimi uczuciami – rzekłam, po czym spuściłam głowę w dół. Mój wzrok utkwił w podłodze.
– Nie martw się, on też nie potrafi. – Uśmiechnęła się do mnie delikatnie, po czym dodała: – Wszystko będzie dobrze.
– Kiedyś na pewno – powiedziałam z lekkim optymizmem w głosie.
Esme poszła na górę. Po naszej krótkiej rozmowie zwróciłam się do Edwarda.
– Idę do domu.
– Iść z tobą, czy wolisz sama wracać? – zapytał mnie tak, jakby nic wcześniej się nie stało.
– Jak chcesz – odrzekłam z udawaną obojętnością.
– To pójdziemy razem – stwierdził, po czym zwrócił się do Nessie. – Chodź, mała, ubieraj się, idziemy do domu.
– Tak szybko? Dopiero co tutaj przyszłam, a już idziemy – zaczęła narzekać.
– Nie marudź, tylko się zbieraj – powiedziałam lekko karcącym głosem.
– Och, no dobra.
Renesmee poszukała swojej wierzchniej odzieży. Mój mąż wyszedł na zewnątrz i czekał na nas. Pożegnałam się ze wszystkimi, wzięłam małą za rękę i wyszłyśmy. Pobiegliśmy w stronę lasu.
**********
Na dworze robiło się powoli ciemno. Nessie spała w swoim pokoju, zaś Edward brał prysznic. Położyłam się na kanapie i włączyłam odtwarzacz. Przysłuchiwałam się melodii, która leciała z głośników. Po chwili zwyczajnie zaczęło mi się nudzić. Czas straszliwie się dłużył. Chciałam, aby nastąpił już kolejny dzień. Nie miałam co ze sobą zrobić. Usłyszałam, jak mój mąż schodzi po schodach na dół. Nadal byłam zła na niego, ale już trochę mniej. Usiadł na przeciwległym fotelu, wziął pilot od wieży i ściszył muzykę.
– Dlaczego przyciszyłeś? – oburzyłam się.
– Bella, chcę z tobą porozmawiać – rzekł poważnym tonem.
– No to słucham – powiedziałam. Zmieniłam moją poprzednią pozycję na siedzącą. Założyłam ręce i spojrzałam mu głęboko w oczy.
– Chciałbym cię przeprosić.
Zapadła niezręczna cisza.
– Tylko tyle masz do powiedzenia? – zapytałam uszczypliwie.
– Czekaj chwilę – odparł. Wyglądał, jakby czegoś nasłuchiwał. Po chwili wstał i zaczął kręcić się po pokoju. Moją złość na niego zastąpił niepokój.
– Edward, co się dzieje? – mój głos lekko drżał.
– Idź do Nessie – rzekł stanowczym głosem.
– Ale...
– JUŻ! SZYBKO! – wykrzyczał. Poszłam do pokoju naszej córeczki. W tym momencie mój mąż wyszedł na zewnątrz. Usiadłam koło niej na łóżku. Powoli zaczęła się wybudzać.
– Mamo, co się stało? – zapytała zaspanym głosem.
– Nic, kochanie, chciałam sprawdzić, czy śpisz – skłamałam. – Idź spać dalej.
Renesmee zamknęła oczy i wróciła w objęcia Morfeusza. Zaczęłam patrzeć za okno. Zauważyłam w oddali na drzewie dziwną postać, która z daleka w ogóle nie była podobna do zwierzęcia ani do człowieka. Po chwili zniknęła mi sprzed oczu. Kilka sekund później usłyszałam, jak coś z ogromną siłą uderzyło o ziemię. Kilka głuchych uderzeń. Trzask łamanych kości. Nagle to coś zostało ciśnięte o ścianę domu. Poczułam, jak mieszkanie lekko zadrgało. Mała się znowu przebudziła.
– Mamo... – wyszeptała ze strachem w głosie.
– Wstawaj. Ubierz się i biegnij co sił w nogach w stronę domu Carlisle’a – powiedziałam jej na ucho.
– Powiesz mi, co jest grane?
– Nie teraz. Zrób to, o co cię proszę.
Nessie wstała szybko z łóżka i pobiegła w stronę szafy. Ubrała pierwszą lepszą rzecz z brzegu i wybiegła z naszego domu. W tym momencie zobaczyłam, jak coś przeleciało przez szybę z pokoju małej do środka. Zamarłam. To był Edward. Wyglądał tak, jakby walczył z całym legionem zła.
– Bells, uciekaj... – wydyszał ostatkiem sił.
– Nie zostawię cię samego – podeszłam do niego i pocałowałam go w czoło na znak, że jestem przy nim. Czułam, że szykuje się coś złego. Okryłam nas swoją „tarczą” na wypadek, gdyby ten ktoś, kto zaatakował mojego męża miał jakieś zdolności paranormalne.
Za wybitym oknem stała ta sama postać, którą widziałam wcześniej, tyle, że teraz była wyraźniejsza. Mięśnie tej istoty były ogromne. Niejeden siłacz mógł jej pozazdrościć takiej postury. Skóra wydawała się być okropnie ciemna, pomimo że na stwora padała odrobina światła. Całe ciało było pokryte rzadkim futrem czarnego koloru. Popatrzyłam na twarz. Była całkowicie ludzka. Złowrogie oczy spoglądały na nas z pogardą. Jego usta wygięły się w szyderczy uśmiech. Spowodowało to we mnie przypływ przeogromnego gniewu, który przeistaczał się w chęć mordu. Moje ciało przyjęło pozycję ataku a z wnętrza krtani wydobył się gardłowy charkot. Wroga mi istota spojrzała na mnie z góry, po czym odeszła. Miałam ochotę pobiec za nim. Chwycić za kark i urwać mu łeb, lecz wiedziałam, czym to może się skończyć. Przede wszystkim nie mogłam zostawić Edwarda samego.
Spojrzałam na mojego męża. Nie wyglądał najlepiej. Biała skóra na jego rękach była popękana, lecz powoli się regenerowała. Kości miał połamane. Powykrzywiane kończyny nie wyglądały najlepiej. Jego twarz wyrażała nieopisany ból. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Zabrakło mi słów.
– Bella! Gdzie jesteś? – usłyszałam dźwięczny głos w salonie. To była Alice.
– Tutaj.
– O mój Boże! Nie zdążyłam – powiedziała zasmuconym głosem. Za chwilę zza jej pleców wysunął się Jasper.
– Co tutaj się działo? – zapytał.
– Alice, nie powiedziałaś mu? – zwróciłam się do mojej przyjaciółki.
– Jak tylko dostałam wizję, od razu tutaj przybiegłam. Jasper wyszedł za mną.
– Czy on...
Przerwał mu Edward:
– Jeszcze żyję, Jasper – powiedział bardzo cicho.
– Jazz, zadzwoń do Carlisle’a – rozkazałam mu. – Al, ty pomóż mi go podnieść – zwróciłam się do mojej szwagierki.
– Na trzy, Okej?
– Okej. To raz, dwa, TRZY – w tym momencie Edward zaczął krzyczeć z bólu. Nie potrafiłam tego znieść... jego cierpienia. Chciałam wziąć przynajmniej część tych boleści na siebie.
Powoli wlokłyśmy go w stronę domu Cullenów. Gdy byliśmy w połowie drogi, z naprzeciwka dobiegli do nas Emmett z Carlislem. Zdołałam dojrzeć w tej ciemności malujące się przerażenie w ich oczach. Bez słowa wzięli mojego ukochanego najdelikatniej jak się da i położyli na ziemi.
– Trzeba mu nastawić kości – odezwał się mój teść.
– A nie da się go jakoś bezpiecznie przenieść do was? – zapytałam.
– Wolałbym to zrobić teraz. Będzie łatwiej, dopóki do końca się nie zrosną – rzekł. Przygryzłam lekko wargę. Wiedziałam, że to nie będzie łatwe.
– Carlisle, do cholery, zrób to, co do ciebie należy – powiedział ostatkiem sił Edward.
– Skoro tak uważasz... – Zwrócił się do Emmetta: – Musisz mi trochę pomóc, bo sam za bardzo nie dam rady.
Uklęknęli przy nim i zaczęli swoją robotę. To był makabryczny widok. Widok, któremu towarzyszył przeraźliwy krzyk przesączony bólem. Ten ból aż dźwięczał w uszach. Musiałam się odwrócić. Nie mogłam na to patrzeć. Po prostu nie mogłam...
***********
Czułam się okropnie. Moja psychika powoli wysiadała. Wyrzuty sumienia zaczęły mnie gnębić. Gdybym pozwoliła im jechać do tej pieprzonej Volterry, ale nie… Bella znowu wolała chronić swój tyłek, zamiast zatroszczyć się o innych, wypominałam w myślach. Przecież chciałam dobrze. Bałam się, że Aro zechce nas zwerbować w swoje szeregi. Dlatego nie chciałam, aby Edward, czy Carlisle tam się wybrali, próbowałam usprawiedliwiać się sama przed sobą. Teraz i tak spotkanie z wrogami przeszłości nas nie minie. Niestety. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mirona dnia Pią 16:43, 09 Kwi 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
Lady M.
Nowonarodzony
Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 39 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 17:14, 09 Kwi 2010 |
|
Ten rozdział jest znakomity;)
Przecież wiadomo, że gdyby Bella zgodziła się pojechać do Volterry, to nie byłoby zapewne tak ciekawie - nie ma co się załamywać;D
Te wilkołaki... musiały wkroczyć w takim momencie... eh... super, że Edward chciał aby Bella uciekała. To świadczy o ogromnej miłości;] Mam nadzieję, że pogodzą się wkrótce. Tak sobie myślę, że ona już mu wybaczyła;]
Pozdrawiam;) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
valentin
Zły wampir
Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pią 21:16, 09 Kwi 2010 |
|
Też tak myślę...
Mam nadzieję że w następnym rozdziale się pogodzą, i skończy się użalanie... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Renesmee_Carlie_Cullen
Nowonarodzony
Dołączył: 02 Gru 2009
Posty: 5 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Deszczowe Forks
|
Wysłany:
Sob 18:35, 10 Kwi 2010 |
|
Wooow ...
Twój ff mnie poraził ..
Dzieci Nocy podoba mi się określenie tych " innych wilkołaków "
Opisujesz wszystkie sytuacje z taką dokładnością .
Trochę posmutniałam , Kiedy Bella i Edward się pokłócili .
Ale gdy ten wilkołak zaatakował Edwarda przeraziłam się .
Pisz szybciutko kolejną częśc !!
Bo umrę z ciekawości )
Pozdrawiam ! ;* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|