FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Pełnia [NZ] - Rozdział 3 - 13.08.10 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
rosalie15
Nowonarodzony



Dołączył: 21 Sty 2010
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: The Heaven in the Hell.

PostWysłany: Nie 15:48, 01 Sie 2010 Powrót do góry

Witam Wink Oto mój pisarski debiut, więc proszę o wyrozumiałość Wink
Jest to kontynuacja 'Księżyca w nowiu'. Akcja rozpoczyna się 17 lat po opuszczeniu Belli przez Edwarda. Bella układa sobie życie na nowo, ale czy jest szczęśliwa?
Bez przedłużania, oto rozdział pierwszy:
Beta: Dżejn_ (dziękuję ;*)

Deszcz lał się strumieniami. Przezroczyste krople zamazywały cały krajobraz, bębniąc o szyby samochodów na drodze wjazdowej do miasteczka Forks w stanie Waszyngton, które przywitało przybyszów nie tylko intensywnymi opadami, ale i niską temperaturą, niespotykaną jak na końcówkę lata. Ale po aurze pogodowej tej mieściny wszystkiego można było się spodziewać.
Trzy ze stojących w korku samochodów zboczyły z jezdni. Pokaźny czarny jeep, eleganckie srebrne volvo i jaskrawożółte porsche skierowały się na nie oznakowaną leśną drogę. Jechali krętymi uliczkami, co rusz hamując na zakrętach. Po jakiś pięciu minutach dotarli
do... domu? Raczej pozostałości okazałej rezydencji. Co prawda fundamenty dalej stały, ale całość ledwo się trzymała. Powybijano wszystkie okna, nie było ani śladu po drzwiach czy futrynach. Jednak ślad dawnej świetności pozostał, choćby we wspomnieniach byłych domowników.
Z pierwszego samochodu wyłoniła się olśniewająca blondynka o posągowych kształtach. Rozłożyła parasol i przeczesała dłonią gęste pasma długich włosów. Zacmokała z dezaprobatą na wygląd posiadłości; swojego ówczesnego domu.
- Mówiłam, że nie ma sensu tu wracać. Niewiele z tego zostało - prychnęła, poprawiając błękitny żakiet.
- Kochanie, nie dramatyzuj - Z jeepa wyszedł rosły brunet o imponujących mięśniach. - Może i taki domek bardziej do nas pasuje? No wiecie, budzi nastrój grozy czy coś tam. Zawsze to jakieś urozmaicenie.
Jak za dotknięciem różdżki obok niego pojawili się pozostali pasażerowie. Drobna filigranowa dziewczyna o krótkich i sterczących włosach oraz zabawnej twarzyczce elfa trzymała za rękę wysokiego blondyna z kręconymi włosami i umięśnioną, choć szczupłą sylwetką. Obok nich przystanął inny blondyn, wyglądający na najstarszego z rodziny, obejmujący niską kobietę o kasztanowych, lekko falowanych włosach do ramion. Na samym końcu stał, wydawałoby się najmłodszy, chłopak o zmierzwionej wiatrem rudawej czuprynie.
Wszyscy byli nienaturalnie bladzi i wyróżniali się nieziemską urodą. Cała siódemka wpatrywała się w budynek.
- Synu, nie czas na żarty! - skarcił chłopaka najstarszy blondyn.
- Właśnie, to nie jest zabawne - poparła go żona, a po chwili rozejrzała się wokoło. W jej ciemnych, prawie czarnych oczach pojawił się smutek. Tak bardzo dbała o ten ogród, teraz zarośnięty chaszczami; tyle pracy włożyła w aranżację wnętrz, teraz odrapanych i cuchnących wilgocią... Jej mąż szepnął jej coś do ucha i złapał za rękę. Ta tylko machnęła, przywołując na twarz uśmiech. Powiodła wzrokiem po zebranych. W końcu się odezwała:
- Musimy wspólnie zastanowić się, co teraz robić. Nie wygląda to najlepiej... - zwróciła się do towarzysza. Mężczyzna zasępił się i jeszcze raz rzucił okiem na swój dawny dom. Tyle dobrych wspomnień się z nim wiązało. Wiedział, że nie będzie im łatwo tak po prostu stąd wyjechać, ale jeszcze trudniej byłoby zacząć tutaj żyć od nowa. Już miał się odezwać, kiedy ubiegła go dziewczyna o wyglądzie chochlika.
- Jak to co? - oburzyła się. - Przecież opowiadałam wam o mojej wizji! Ten dom znów będzie wspaniały, trzeba tylko trochę wiary!
Jej optymizm był wręcz namacalny.
Blondyn o posturze lwa jęknął. - Kochanie, myślę, że tym razem twoja wizja się nie sprawdzi. Spójrz tylko na te ruiny...
Dziewczyna spochmurniała i wygięła usta w podkówkę. - Ale z was pesymiści - mruknęła.
Tymczasem mięśniak wyraźnie się ożywił. Stanął obok siostry i aż drżał z podekscytowania.
- A ja uważam, że ona ma rację - wypalił. - Wszystko można odbudować. A jeśli nam się to nie uda, zawsze możemy mieszkać tak jak teraz, będzie bardziej mrocznie i...
- Zamknij się! - krzyknęli równocześnie.
- No co?
- Kotku, przestań pleść bzdury! - nachmurzyła się blondwłosa piękność.
- Ja plotę bzdury?! - oburzył się chłopak. - No nie, siostrzyczko, ratuj, tylko ty mnie tu rozumiesz!
Dziewczyna zerknęła na brata z rozbawieniem.
- Nooo proszęęęę waaas! - piszczała, skacząc wokół przyszywanych rodziców. - Zacznijmy od razu z remontem i będzie po kłopocie! Mówię wam, będziemy tu naprawdę szczęśliwi. Jak kiedyś...
Jej wizja brzmiała tak entuzjastycznie, że na twarzach niemalże wszystkich przybyszów pojawił się zarys uśmiechu. Niemalże. Miedzianowłosy chłopak, stojący na uboczu, absolutnie nie był zainteresowany rozmową. Pochłaniały go własne myśli; własne wspomnienia. Odtwarzały się w jego głowie tak wyraźnie, że widział je, jakby wydarzyły się wczoraj. Jej brązowe włosy, jej piwne oczy... Jej uśmiech, nierówne bicie serca i urocze rumieńce na policzkach... Jej łzy, spływające podczas ich ostatniej rozmowy...

*

Tymczasem w innej części miasteczka...
Biały, średniej wielkości domek tonął w strugach deszczu. Na mały podjazd wjechał nieco podniszczony volkswagen.
Wysoki mężczyzna o kruczoczarnej czuprynie wypadł z niego jak oszalały i puścił się pędem w kierunku drzwi wejściowych. Trzasnął nimi z impetem i ruszył w kierunku kuchni, strącając w pośpiechu rodzinną fotografię, stojącą na szafce. Zignorował szkodę i wszedł do pomieszczenia.
- Są tu! Niech ich szlag, wrócili! - wrzasnął, uderzając pięścią w stół. Tyle negatywnych emocji kłębiło się w jego umyśle. Napięcie wokół niego było wręcz namacalne. Otaczała go ciemna chmura, odstraszająca wszystkich dookoła. Cały drżał, opierając się o krzesło.
Zgrabna brunetka odstawiła garnek na kuchenkę i podłączyła gaz. Przetarła dłonią czoło i odwiązała fioletowy fartuszek. Sięgające do szyi brązowe włosy zasłaniały jej twarz, a piwne oczy wyrażały znużenie i zmęczenie, ale nie wyglądała na więcej niż trzydzieści pięć lat. Wlepiła swój wzrok w trzęsącego się mężczyznę.
- O co znowu chodzi? - zapytała, wyraźnie przyzwyczajona do takich sytuacji. Na jej bladej twarzy pojawiła się maleńka zmarszczka. Sięgnęła po łyżkę i przemieszała zawiesinę.
- Jak to o co?! Jeszcze się pytasz?! - Jego indiańskie rysy bardziej się zaostrzyły. Wpatrywał się gniewnie w towarzyszkę. - Ci przeklęci krwiopijcy wrócili do Forks!
Łyżka wypadła z jej dłoni, z hukiem obijając się o podłogę. Słowa męża nie chciały do niej dotrzeć. Jak to wrócili? To niemożliwe...
- Syn Sama, Erik, wczoraj przeszedł swoją pierwszą przemianę. Pijawki znowu się tu kręcą. Po siedemnastu latach... - westchnął, opanowując się nieco. - My też się wczoraj przemieniliśmy. Kurczę, nie mogę w to uwierzyć! Te pieprzone...
Kobieta nie słuchała. Nie interesowała jej opowieść męża. Oczami wyobraźni, zamiast stada groźnych wampirów, polujących na ludzi, widziała tylko jedną postać. I te złote oczy, wpatrujące się w nią z miłością...

*

Deszcz powoli ustawał. Z wciąż zachmurzonego nieba nie wydostała się ani jedna kropelka. Dopiero teraz miasteczko budziło się do życia. Tak jakby właśnie opuściło wodną skorupę i spokojnie odetchnęło, ukazując swoje walory.
Na ulicach zaczęli się zbierać ludzie. Jedni pędzili do pracy, inni na zakupy. Dzieci biegły na place zabaw, a młodzież do barów. Staruszek spacerował z psem, a ciężarna kobieta ciągnęła za sobą małą dziewczynkę z lalką w ręce.
Miedzianowłosy mężczyzna o alabastrowo bladej cerze i nieziemskiej urodzie szedł wolno jedną z uliczek. Nie obrał żadnego kierunku, po prostu kierował się przed siebie.
Dotarł przed budynek szkoły. Nie było to już kilka złączonych pawilonów, jak przed laty, ale szeroko rozbudowane konfiguracje. Widać, że porządnie o nie zadbali. Jasnożółta elewacja rzucała się w oczy już ze sporej odległości. Mimo wakacji wydawało się, że to miejsce tętni życiem.
Chłopak przeczesał palcami zmierzwione włosy. On widział teraz inne miejsce. Ponury budynek, a przed nim Ona, wysiadająca ze swojego starego samochodu. Jej blada cera, jej długie włosy... Jej uśmiech, ten zarezerwowany tylko dla niego... Widział każdą jej radość, każdy smutek... Widział...
No, wreszcie cię znalazłem - usłyszał w swoim umyśle, pośród szeregu innych odgłosów. Obejrzał się i ujrzał swojego ojca. Wpatrywał się w niego smutnymi oczami.
- Carlisle - skinął głową na powitanie.

*

Brunetka machinalnie zbierała odłamki szkła z podłogi. Jeden, drugi, trzeci... Monotonnie wrzucała każdy do kosza. Jej oczy już nie wyrażały żadnych uczuć - były puste, zupełnie jakby taka sytuacja była rutynową powinnością. Tymczasem jej mąż latał po całym domu, pakując najpotrzebniejsze rzeczy. Ustalił, że teraz najlepiej będzie, jeśli przeprowadzi się do rezerwatu. Przynajmniej będzie na miejscu w razie potrzeby...
Na schodach pojawiła się czyjaś sylwetka. Młoda dziewczyna w czarnym T-shircie, dżinsowej minispódniczce i modnych balerinkach w mig pokonała stopnie. Bez słowa ominęła mężczyznę i skierowała się do przedpokoju. Złapała w dłoń torebkę i ciemną skórzaną kurtkę, ignorując sprzątającą brunetkę.
- Dokąd idziesz? - zapytała cicho kobieta. Dziewczyna mruknęła coś pod nosem o tym, że musi się przejść. W tym czasie w drzwiach pojawił się Indianin. Wrogo spojrzał na nastolatkę.
- Odpowiadaj, jak cię matka pyta! - wrzasnął, ale na dziewczynie nie zrobiło to wrażenia. Już nacisnęła na klamkę, kiedy poczuła piekący ból na prawym policzku.
Trzask drzwi, zamkniętych przez podmuch wiatru oraz brzdęk upadającego kawałka szkła z rąk brunetki przerwały uporczywą ciszę.
Nagle nastolatka po prostu obróciła się na pięcie i wybiegła na zewnątrz. Jej matka po cichu odetchnęła z ulgą.
- A ty dokąd?! Wracaj tu! Niech ja cię dorwę, smarkulo! - Mężczyzna ruszył za nią w pościg, ale dziewczyna była szybka. Bardzo szybka. Zaklął głośno i wrócił do domu, potrącając przy tym żonę. Zniknął w drzwiach sypialni.
Kobieta spokojnie kontynuowała czynność. W końcu, kiedy sprzątnęła wszystkie odłamki, podniosła z ziemi upuszczoną fotografię. Przedstawiała na pozór szczęśliwą rodzinę: mama i tata, dwójka dzieci. Wszyscy uśmiechali się do obiektywu, obejmując się radośnie. Odwróciła zdjęcie, gdzie znalazła datę; wykonano je sześć lat temu. Wtedy starali się jeszcze wszystko poukładać. Sama nie wiedziała, kiedy przestali...

*
Dwaj mężczyźni przechadzali się ulicami Forks. Mijali kolejne budynki, przypominające im tak niedawną przeszłość. Co by było, gdyby nie wyjechali? Czy wtedy mogliby być naprawdę szczęśliwi? To było już tylko pytanie bez odpowiedzi.
Doszli do szpitala. Zupełnie jak liceum, budynek został gruntownie odnowiony. Teraz jaśniał niczym najcenniejszy nabytek miasteczka. W powietrzu dało się wyczuć zapach leków i innych medykamentów. Wokoło krzątali się pracownicy, odziani w białe fartuchy. Ten chaos sprawił, że niższy z mężczyzn, blondyn, uśmiechnął się do siebie.
- Niesamowite, że minęło tylko siedemnaście lat, a już nie poznaję tego miejsca - zaśmiał się. Już wyobrażał sobie, że niebawem po raz kolejny rozpocznie tu pracę, niosąc pomoc tak wielu ludziom, że znów uratuje czyjeś życie...
Jego towarzysz milczał, wpatrując się przed siebie. Widział sterylnie czystą, białą salę i brunetkę leżącą nieruchomo na łóżku, podłączoną do tysiąca rurek i innych aparatów. Jej puls był wtedy ledwo wyczuwalny...
- Słuchasz mnie, synu? - usłyszał nieme pytanie Carlisle’a. Skinął głową, nie myśląc, co robi. Nie potrafił uwolnić się od tych wspomnień, nawiedzających go w każdej sekundzie pobytu tutaj. A może wcale nie chciał...
- Chcecie tu zostać? - odezwał się po dłuższej chwili. - Jak zamierzacie wytłumaczyć ludziom nasz wiąż młody wiek? Nie minęło aż tyle czasu... - zauważył przytomnie.
Jego ojciec spojrzał na niego uważnie. - Tak, mamy takie plany, ale nie zrobimy niczego bez uzgodnienia z tobą - zapewnił. - Jeśli nie będziesz chciał...
- To nie ma znaczenia. Już o tym nie myślę. Wszystko mi jedno - przerwał mu miedzianowłosy, zaciskając mocno szczękę.
Oboje na siebie zerknęli.
Dobrze wiesz, że to nieprawda...

*

Indianin zapakował ostatnią torbę do volkswagena i zatrzasnął bagażnik. Obszedł pojazd i otworzył drzwiczki od strony kierowcy. Usadowił się na siedzeniu, włożył kluczyki do stacyjki i odpalił silnik. Po chwili samochód zniknął z podjazdu.
Kobieta stała przy kuchennym oknie i wpatrywała się w ślad za odjeżdżającym mężem.
- Nawet nie zapytałeś, czy możesz wziąć mój samochód... - szepnęła do siebie.
Westchnęła i zasłoniła firankę.
Głupie auto nie miało tu nic do rzeczy, po prostu od dawna nie mogli się porozumieć. Patrząc na teraźniejsze zachowanie małżonka, nie mogła się nadziwić, jak bardzo się zmienił. Kiedyś zabawny, czuły, rozumiejący ją bez słów, dający poczucie bezpieczeństwa, o którym tak marzyła; teraz stał się agresywny, wzniecał kłótnie bez najmniejszego powodu... Dzisiejsza sprawa tylko pogłębiała jego zachowanie. Swoją wściekłość na wampiry, przez które znów musi dźwigać brzemię przodków, wyładowywał na niej i dzieciach. I, co najgorsze, ona zaakceptowała tę sytuację! Już nie robiły na niej wrażenia sceny bijatyk i awantur, to stało się dla niej rutyną.
Ale dziś coś się zmieniło. Wspomnienie tych złotych oczu, nawiedzających ją w wyobraźni, napawało ją nadzieją. Dawało jej siłę, by po prostu oddychać...

*
Wiatr ciągle wiał, niebo dalej było zachmurzone, ale nie spadła już ani kropla deszczu. Forks zaczynało tętnić życiem.
Młoda, na oko nie mająca nawet osiemnastu lat dziewczyna biegła jedną z ulic, trwożnie oglądając się za siebie. Nagle poczuła, że wpadła na coś twardego. Nie przewróciła się jednak, bo czyjeś lodowate dłonie złapały ją w pasie. Podniosła wzrok.
Zabójczo przystojny chłopak o lekko rozczochranej czuprynie parzył na nią uważnie złotymi oczami. Zbyt uważnie i zbyt dziwnymi oczami, przez co już zapaliło jej się czerwone światełko. Tego nauczyło ją życie. Nie mogła jednak oprzeć się jego urodzie. Miał idealne rysy twarzy i rudawe włosy, ale było w nim coś takiego, że nigdy nie mógłby zostać jej chłopakiem.
W końcu otrząsnęła się z letargu. Wyswobodziła się z silnego uścisku mężczyzny i spojrzała przepraszająco.
- Nie musisz przepraszać - szepnął aksamitnym głosem. Wodził po niej wzrokiem.
- Ale to przecież ja... - Chciała się wytłumaczyć, ale uderzyło ją coś innego. - Skąd pan wiedział, co chcę powiedzieć?
Mężczyzna lekko się zmieszał.
- Domyśliłem się - wyjaśnił szybko. Nastolatka zaczerwieniła się lekko; wyszła na idiotkę. Nagle chłopak drgnął i wpatrywał się przerażony najpierw w nią, a potem gdzieś przed siebie. Dziewczyna nie wiedziała, co się dzieje.
- Naprawdę przepraszam i dziękuję - powiedziała, ale mężczyzna nie zmienił pozycji.
Wtedy dostrzegła inną postać, stojącą tuż obok. Coraz bardziej zdezorientowana i lekko zdenerwowana, czym prędzej pożegnała się i z gracją poszła przed siebie.
Chłopak zadrżał i popatrzył w ślad za znikającą dziewczyną. Tak samo się rumieniła... To były te same rumieńce...
Carlisle również zerkał na oddalającą się sylwetkę. Jej rudawe włosy lekko powiewały na wietrze. Taki sam odcień jak u jego syna... Jednak ciągle widział jej oczy. Te oczy. Do dziś pamiętał, jak w tysiąc dziewięćset osiemnastym roku jedna z jego pacjentek opisywała mu ten unikatowy kolor. Soczysta zieleń, niczym liść uniesiony pod promienie słońca. Inny niż wszystkie... Oczy syna tej kobiety. Oczy Edwarda.

*

Brunetka powolnym krokiem dotarła przed okazały brązowy budynek. Biblioteka w Forks, choć świeciła pustkami, musiała działać chociażby dla garstki klientów, nie miała więc co się martwić o pracę. Ostrożnie pokonała stopnie, prowadzące do wejścia i weszła do środka. Szybko zrzuciła zielony płaszcz i odłożyła torebkę na miejsce.
- O, jesteś już! - zawołała starsza kobieta z ufarbowanymi na wściekle bordowy kolor włosami. - Chciałam wyjść wcześniej. Przyjechał mój syn i...
- Żaden problem - wtrąciła brunetka. Tamta tylko skinęła głową i po chwili jej nie było. Jej zastępczyni uprzątnęła trochę biurko i zajęła swoje miejsce. Teraz pozostawało tylko czekać na wiernych, ale nielicznych czytelników, przekładających książki nad internet i telewizję. Przypięła do jasnobłękitnej koszuli plakietkę ze swoim imieniem i nazwiskiem.
Isabella Swan-Black.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez rosalie15 dnia Pią 11:19, 13 Sie 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Lady M.
Nowonarodzony



Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 16:46, 01 Sie 2010 Powrót do góry

Widzę, że mam zaszczyt komentować FF jako pierwsza;)
Masz niezwykły styl, który czyta się wspaniale;) Na początku trochę nie podobalo mi się, że Bella jest... hmm.. nieco starsza. ale to może z tego powodu, iż wszyscy przyzwyczailiśmy się do 17, 18-latki.
Też mnie zdziwiło, że Bella może być z Jackobem. jakie szczęście, że ich związek się rozpada;]
A to podobieństwo córki Belli do Edwarda... daje dużo do zastanowienia... Bo oni chyba nie byli jeszcze razem do BD, a to jest historia po NM.
Musisz nam to wszystko wyjaśnić w nowych rozdziałach;)
Naprawdę mi się podoba Twoje FF. Brak słów... już po pierwszym rozdziale jest cudownie.
ymm... znalazłam tam gdzieś jakąś małą literówkę, ale da się przeżyć;D
Koniecznie napisz, kiedy nowy rozdział, bo umieram z ciekawości;)
Życzę weny i czasu;]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lady M. dnia Nie 16:46, 01 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
capricorn
Człowiek



Dołączył: 17 Wrz 2009
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 18:38, 01 Sie 2010 Powrót do góry

Na początek się powinnam przywitać więc witam :)
Zaintrygowałaś mnie, czegoś takiego jeszcze nie było.
Styl pisania płynny i bardzo ciekawy.
Nasuwa mi się wiele pytań, szczególnie podobieństwo córki Belli do Edwarda oraz co z drugim dzieckiem Belli.
Pozostaje mi poczekać (niestety) na kolejny rozdział.

Pozdrawiam. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Nie 18:51, 01 Sie 2010 Powrót do góry

Masz ciekawy pomysł i niezły styl pisania. Nie wiele mogę powiedzieć po jednym rozdziale ale to opowiadanie moze mieć niezły potencjał. Już na początku zaskakujesz i potrafisz zaciekawić.
Tylko proszę nie zrób z Jackoba damskiego boksera, dobrze? Bo jak na razie pojawił mi się tu obraz niezłego furiata.
Pytań postawiłaś co niemiara Smile Co mnie zdziwiło? Nie zielone oczy córki Izabelli. Nie jej małżeństwo z Jackobem czy powrót po 17 latach Cullenów do Forks.
Mnie zaskoczyło to, że przy ich statusie majątkowym nadal jeżdżą tymi samymi samochodami!!! ;-) Srebrne Volwo, żółte Porsche, czarny Jeep ;-) ok, nowe edycje, nowe modele ale przywiązanie do marki zostało Smile
Weny i czekam na dalszy ciąg
Aurora


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mysterious
Nowonarodzony



Dołączył: 03 Lis 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zapomniane Miasto

PostWysłany: Pon 8:56, 02 Sie 2010 Powrót do góry

To jedno z lepszych opowiadań, które czytałam... :)

Masz naprawdę ciekawy, lekki styl- przypłynęłam przez ten tekst, jak po tafli niezmąconej wody i wciąż mi mało! Pomysł bardzo ciekawy. W tym opowiadaniu jest to coś... Wykreowane przez Ciebie postaci mają swoje kanoniczne charaktery, ale najbardziej podoba mi się trójka, która jak na razie dominowała w tym rozdziale... Edward i Bella kojarzą mi się z romantycznymi kochankami, są jak zjawy, takie delikatne, kierujące się tylko miłością, statyczni bohaterowie. Za to Jacob to niezwykle dynamiczna postać, w scenach, w których się pojawia, wszędzie go pełno. Ciekawie wykreowałaś tę trójkę. Jedyne co- nie podoba mi się ta uległa Bella, która nie zareaguje, nie przeciwstawi się mężowi, ale skoro rzecz dzieje się kanonicznie, wydaje mi się, że tak wszystko się potoczyło, jakby została z Jacobem (nie przepadam za nim, bo w Sadze jest taki niedelikatny, wybuchowy xD).
I o co chodzi z tą podobną do Eddiego córką Bells? No, ładnie... :D

Już czekam na kolejne odcinki :)

Życzę czasu i weny

Pozdrawiam,
Mys


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dżejn_
Nowonarodzony



Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 15:22, 03 Sie 2010 Powrót do góry

Cóż... Jestem betą, więc skomentować wypada Wink
W sumie nie ma nic konstruktywnego do napisania, bo szanowne koleżanki powyżej pięknie ujęły w słowa to, co myślę o Twoim opowiadaniu Wink
Uwielbiam Twój styl i bardzo mnie cieszy, że mam swój wkład w to opowiadanie, nawet taki malutki Wink)
No to duuużo weny ! ;D
<3


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
rosalie15
Nowonarodzony



Dołączył: 21 Sty 2010
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: The Heaven in the Hell.

PostWysłany: Śro 8:58, 04 Sie 2010 Powrót do góry

Bardzo Wam wszystkim dziękuję za tak miłe słowa. Szczerze powiedziawszy nie sądziłam, że mój ff przypadnie Wam do gustu. Tym bardziej się cieszę i z przyjemnością będę go kontynuować :)
Aurora Rosa: A jak, przywiązanie do samochodów to podstawa :D

A teraz oddaję w wasze ręce rozdział nr 2.

Beta: niezastąpiona Dżejn_ bez której nie byłoby mnie tutaj ;*



Niebo w Forks pokryło się naręczami białych, kłębiastych chmur. Tworzyły skomplikowane wzory, które w każdym innym umyśle oznaczały co innego. Poszczególne zwierzęta, rośliny, części ciała...
Edward Cullen nie zastanawiał się nad ich znaczeniem. Szybkim marszem przemierzał ulicę za ulicą. Szara kurtka była niedopięta, a miedziane włosy jak zwykle zmierzwione przez leciutki wiatr. Miał lekko przymrużone oczy, nie wyrażające żadnych uczuć. Przyjął neutralną minę, jakby nic, co należało do tego miejsca, w ogóle go nie obchodziło.
W pewnym momencie przystanął, niczym porażony piorunem. Źrenice lekko mu się rozszerzyły. Skupił wzrok na jednym punkcie, wpatrując się w niego jak w nieznane światu dzieło sztuki. Wspomnienia wróciły jak bumerang. Późna noc, cisza wokoło. Biały budynek. Jej łóżko i Ona sama, pogłębiona we śnie, co chwila powtarzająca jego imię...
Teraz też miał przed sobą ten dom. Nieco podniszczony, z wymienionymi oknami i zupełnie innymi, jaśniejszymi drzwiami, ale wciąż ten. Jej dom...
Podszedł do furtki. Niewiele się zmieniła, może oprócz niedokładnego pokrycia brązowawą farbą. Skrzynka na listy wisiała tam, gdzie kiedyś. Chwilę się wahał. Nie wiedział przecież, kogo tu zastanie... Jednak nacisnął na klamkę. Furtka ustąpiła. Powoli przeszedł na mały chodnik prowadzący do wejścia. Gdzieniegdzie walały się dziecięce zabawki: piłki, łopatki do piaskownicy, rower... Przeszło mu przez myśl, że pewnie mieszka tutaj inna rodzina. Ale zaraz potem pojawiła się kolejna wizja. Co, jeśli trafił na właściwe miejsce, tylko Ona ułożyła sobie życie na nowo?
Zanim dokończył tę myśl, drzwi wejściowe zaskrzypiały lekko i stanął w nich jakiś chłopiec. Miał smagłą cerę i kruczoczarne krótkie włosy. Spod niebieskiej koszulki z wizerunkiem brazylijskiej drużyny piłkarskiej wystawały dość spore jak na dziecko mięśnie. Wyglądał na jakieś dziesięć lat.
- Pan do mamy? - zapytał, odrzucając jedną nogą piłkę, która przeturlała się tutaj z przedpokoju. Ciekawe, kto to...?
Młody Cullen nie odpowiedział, ale analizował indiańskie rysy dziecka. Nie mógł być jej synem...
- Przepraszam, chyba pomyliłem... - urwał, gdy jego wampirze zmysły złapały wzrok chłopca. Te oczy. Te same piwne oczy. To ten sam odcień. To Jej oczy...
Sam nie wiedział, kiedy znalazł się w pobliskim lesie. Nawet się nie pożegnał, po prostu uciekł jak tchórz. Tak, jak prawie siedemnaście lat temu...

*

- Nie, to połóż w innym miejscu, może się potłuc. A ten stół najlepiej postawić przy oknie. O, właśnie tak. Wygląda super! A to co... Jasper, ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie łączył sztuki współczesnej ze starożytną?!
W opuszczonej dotąd rezydencji na krańcach Forks aż wrzało. Trudno pomyśleć, że jeszcze trzy dni temu ten dom stał zupełnie pusty, zaniedbany. Teraz lśnił. Usunięto chaszcze sprzed budynku, zasiano nowe rośliny w ogrodzie, a wnętrze posiadłości wyglądało jak wyjęte z planu hollywoodzkiej produkcji. Drogie meble, oryginalne obrazy, a całości dopełniał zapach kwiatu pomarańczy. W powietrzu dało się wyczuć wyjątkowy nastrój.
Drobna dziewczyna o twarzy elfa krzątała się wokoło, podskakując radośnie i wydając polecenia pozostałym domownikom. Blondyn imieniem Jasper westchnął ciężko, kiedy ponownie został skrytykowany przez ukochaną.
- Alice, daj mi żyć - jęknął. - Przed chwilę powiedziałaś...
- Widocznie źle słyszałeś! - przerwała, pokazując mu język. Jednak już po chwili posłała mu w powietrzu całusa, a on udał, że usiłuje go złapać.
- A ten? - Jasper wskazał na przepiękny obraz Leonarda da Vinci. - Może być?
Dziewczyna nachmurzyła się.
- Hej, Ally, nie mów, że usiłujesz namówić Jazz’a, żeby został ekspertem od sztuki! - zawołał rosły brunet, trzymający w objęciach blondynkę o niesamowitej urodzie, która uśmiechnęła się i szepnęła ukochanemu coś do ucha. Ten zaniósł się tubalnym śmiechem.
- Emmett! Rosalie! - pisnęła Alice. - Mieliście ustawić rzeczy na pólkach, a nie obściskiwać się na kanapie!
Ci tylko spojrzeli na siebie, czule się pocałowali i szybko zabrali do swojej pracy.
- No! - Alice wyglądała na usatysfakcjonowaną. - Jeszcze trochę i wszystko będzie wyglądało jak kiedyś... O, Esme! - zawołała na widok niskiej kobiety, stojącej w drzwiach. - Jak ci się podoba?
Kasztanowłosa oparła się o framugę i obrzuciła wzrokiem cały salon. Jak na zawołanie wszyscy znieruchomieli, czekając na jej reakcję.
- Jest cudownie, dzieci - rozmarzyła się. - Jak siedemnaście lat temu. Miałaś rację, Alice! - Kobieta uścisnęła przyszywaną córkę. W jej złotych oczach błysnęła iskierka radości.

*

Miedzianowłosy chłopak krążył po lesie bez najmniejszego celu. Machinalnie przedzierał się przez krzaki, idealnie omijając każdą napotykaną przeszkodę. Jego wyostrzone zmysły pozwalały mu na pokonywanie trasy poza określonym szlakiem.
W głowie wciąż widział te oczy. Odtwarzały się w jego umyśle, niczym puszczony w kółko film. A więc zapomniała... Miała nową rodzinę. Miała męża, syna... Pewnie była szczęśliwa. Szczęśliwa bez niego.
Zaśmiał się gorzko. Przecież, do cholery, sam ją o to prosił! Niech będzie tak, jakbyśmy się nigdy nie spotkali... Dla niej było, dla niego nigdy nie przestało. Codziennie, przez to siedemnaście lat nie opuszczał go obraz jego ukochanej. Jego Belli... Na jego twarzy pojawił się przerażający smutek. Przysiadł na powalonym pniu i ujął twarz w dłonie. Dlaczego był taki załamany? Przecież sam jej kazał ułożyć sobie życie. Chciał, aby była szczęśliwa. Dlaczego to go tak bardzo bolało? Dlatego, że k o c h a ł a teraz kogoś innego? Że wolała być z normalnym człowiekiem? Odpowiedź była prosta i Edward dobrze o tym wiedział. Bolała go jej strata. To, że do kogoś innego mówi kochanie i że ktoś inny całuje Ją na dobranoc. Bolało go też to, że ten ktoś Ją uszczęśliwia. Nie musi przy Niej wystrzegać się krwi, uważać, żeby nie połamać Jej kości. Nie musi udawać kogoś, kim nie jest. Bolało go to, że tak po prostu zaprzepaścił swoją jedyną szansę na miłość... Masochistyczny Lew utracił swe Jagnię.

*

- Wiesz, kto to był? Przedstawił się? - zapytała Isabella, wypakowując z toreb zakupy. Odgarnęła wolną dłonią niesforny kosmyk z czoła i posłała swojemu dziesięcioletniemu synowi pytające spojrzenie. Mieli identyczne oczy. Malec tylko mruknął coś pod nosem, porwał ze stołu paczkę cukierków i już go nie było. Kobieta westchnęła i zaczęła ustawiać produkty w szafkach. Nawet nie zastanawiała się, kto tu dzisiaj przyszedł. Wiedziała. Jaki inny młody chłopak, „chyba dość ładny, prawie biały i z rudawymi włosami” mógł jej szukać? Tylko jeden.
- Bello - usłyszała za plecami. Nie wiedziała, czy daje się ponieść wyobraźni, czy to ten sam aksamitny baryton wypowiada te słowa. Tak czule jak kiedyś...
- Bella! - Nie. Z pułapek marzeń wyrwał ją ostrzejszy głos. Wiedziała, że teraz musi się opanować. Że w ogóle musi się opanować.
- Co ty tutaj robisz? - zapytała cicho, skupiając, jeszcze nie w pełni przytomne, spojrzenie na mężu, stojącym w drzwiach. - Mówiłeś, że teraz całe dnie będziesz spędzał w rezerwacie - przypomniała, odkładając masło do lodówki. Mężczyzna złapał jej dłoń i uniemożliwił jej zamknięcie drzwiczek. Cały drżał i wpatrywał się w nią gniewnie.
- To już nie mogę pobyć we własnym domu, tak?! Wolałabyś, żeby ten twój krwiopijca przyszedł, prawda? Wciąż go kochasz, przyznaj się!
Bella nie odpowiedziała. Czegokolwiek by teraz nie wyznała i tak wiedziałby, że kłamie. Zastanawiała się, czy dlatego taki jest... Dlatego, że nie potrafiła go kochać. Przecież Jake tak się starał, aby im wszystkim było dobrze...
Do kuchni weszła młoda dziewczyna. Posłała matce obojętne spojrzenie i zdjęła z suszarki szklankę. Wzięła do ręki karton z sokiem jabłkowym.
- Nie widzisz, że rozmawiamy?! - krzyknął mężczyzna, wyraźnie poirytowany. - Wynoś się, nie potrzebujemy cię!
- Jake - szepnęła kobieta, ciągle opanowana przez jego silne dłonie. Ten zupełnie ją zignorował. Zaczął ciężej oddychać, jednocześnie próbując opanować nasilające się drgawki. Tymczasem dziewczyna spokojnie odkręciła wieczko i zaczęła nalewać płyn do naczynia. Dawno temu nauczyła się ignorować takie sytuacje.
Nagle Jacob gwałtownie puścił żonę, aż ta zachwiała się, upadając na blat, i pędem ruszył w kierunku nastolatki. Z całej siły popchnął ją na stół tak, że wpadła na stojącą tam szklankę. Szkło rozbryzgało się na kawałki, boleśnie kalecząc plecy dziewczyny. Ta jęknęła, oblewając sokiem całą przestrzeń wokół siebie. W jej zielonych oczach zalśniły łzy, ale nie pozwoliła im spłynąć, choć ból w kręgosłupie stawał się ostrzejszy. Krew pulsowała jej w żyłach, a w głowie powstał istny chaos. Próbowała się otrząsnąć, ale nie miała siły.
Zapadła cisza.
Bella, widząc, że córka nie zamierza reagować, natychmiast się wyprostowała i bez słowa sięgnęła po ścierkę. Tymczasem mężczyzna wpatrywał się gniewnie w nastolatkę, ciągle niebezpiecznie podrygując. - Co robisz, idiotko?! - zagrzmiał. I to było otrzeźwienie...
- Ja?! - nieoczekiwanie wybuchnęła dziewczyna, ignorując palący ból. Zadrżała, opanowana przez kłębiące się w jej głowie negatywne emocje - od wściekłości po odrzucenie. - To raczej ty nie wiesz, co robisz! Powiedz, sprawia ci to przyjemność? Dręczenie wszystkich naokoło! Bawi cię to?!
Mężczyzna zaczął się trząść.
- Nie wyprowadzaj mnie z równowagi! I nie odzywaj się do mnie takim tonem, rozumiesz? Nie pozwalam ci!
- To sobie nie pozwalaj! Nie muszę cię słuchać! Nie jesteś moim ojcem!

*

Słabe światło księżyca oświetlało rezydencję na krańcach miasta. Jej przeszklone wnętrze było niczym zwierciadło, odbijające okoliczne lasy. W środku wciąż krzątali się domownicy. Prace nad remontem domu dobiegały końca, wszystko było już prawie gotowe. Emmett i Jasper podłączali telewizor, Alice ustawiała kwiaty, Esme i Rose ścierały kurze, a Carlisle właśnie wrócił ze szpitala i radośnie oznajmił wszystkim, że znów przyjęto go do pracy, wspaniałomyślnie nie komentując jego wciąż młodego wieku.
Tymczasem Edward nie świętował z rodziną. Zaszył się na górze w swoim pokoju, przygotowanym mu przez Alice i leniwie wpatrywał się w księżyc. Cały czas o Niej myślał. O Jej nowym życiu. Czy na pewno była szczęśliwa? Czy na pewno już go nie potrzebowała?
Zerwał się lekki wiatr. Chłodny podmuch wpadł do pomieszczenia, przynosząc ze sobą rześkie powietrze. Każdy człowiek zadrżałby z zimna, ale Edward ani drgnął. On nie był każdym, nie był człowiekiem... To nie robiło na nim wrażenia.
Coś zagwizdało wokoło, a z szafki spadło jakieś pudełko. Dopiero to wybudziło Edwarda z letargu. Wstał i podniósł strącony przez wiatr przedmiot. Przez chwilę przyglądał mu się z nieodgadnionym wyrazem twarzy, aż w końcu podniósł wieczko. Mimowolnie się do siebie uśmiechnął, choć to bardziej imitowało uśmiech. Już nie potrafił się cieszyć... Przejechał alabastrową dłonią po zawartości pudełka. Stary dziennik, broszka, pierścionek... Pamiątki, jakie pozostały po jego dawnym życiu. Życiu o wiele prostszym, normalnym.
Nagle dostrzegł coś jeszcze. Delikatnie wyciągnął podniszczoną fotografię. Na czarno-białym kawałku papieru widniała postać przepięknej kobiety. Miała proste włosy, wyrafinowanie upięte w koka, idealnie gładką cerę i pełne usta. Nieśmiało uśmiechała się do zdjęcia. Choć dawna technologia nie uchwyciła kolorów, Edward doskonale pamiętał jej rudawe włosy, nieco bardziej intensywne od jego własnych, oraz zielone oczy o identycznym odcieniu jak jego, zanim stał się wampirem...
Przed oczami mignęła mu pewna postać. Przypomniał sobie spotkanie na ulicy z przed kilku dni, kiedy potrąciła go jakaś dziewczyna. Teraz dokładnie odtwarzał jej wygląd. Też miała rude włosy. Oczy? Cholera, nie mógł ich sobie dokładnie przypomnieć. Ale jej twarz... tak bardzo podobna do twarzy kobiety ze zdjęcia...
Westchnął ciężko, odkładając fotografię na miejsce. Chyba zaczynał wariować. W przypadkowej dziewczynie widział cechy jego bliskich. Wtedy zachwycał się jej rumieńcami, wyobrażając sobie, że to rumieńce Belli, a teraz porównuje nastolatkę do matki. Młody Indianin wydawał mu się synem Belli tylko dlatego, że mieszkał w jej dawnym domu i miał piwne oczy. Dość! - krzyknął w myślach. Musiał się otrząsnąć i przestać rozpamiętywać. Skoro ma tu znowu mieszkać, powinien się przystosować i zachowywać normalnie. Tylko czy potrafił...?

*

Bella stała, opierając się rękoma o kuchenny stół i wpatrując się w jasny księżyc. Przez chwilę wydawało jej się nawet, że zamiast wielkiego półkola widzi Jego, ale wiedziała, że to tylko wytwór jej chorej wyobraźni. On nie wróci, a ona musi żyć jak do tej pory.
Przeniosła pusty wzrok na wnętrze kuchni. Nie było już śladu po dzisiejszej sprzeczce. Ze wszystkich sił starała się nie myśleć, w jak trudnej sytuacji jest jej córka. A mąż? Jemu też nie jest lekko. Usiłowała domyślić się, dlaczego tak się stało. Przecież miało być zupełnie inaczej...

Bella Swan siedziała na schodkach prowadzących do domu Blacków, chowając twarz w dłoniach i krztusząc się łzami. Cała drżała.
- O Boże, co teraz będzie? Co ja najlepszego zrobiłam? Co teraz, Jake? Jak ja... Boże, nie!
Zaczęła spazmatycznie oddychać, z trudem wpuszczając powietrze do ust. Obok niej uklęknął młody Indianin. Porwał ją w ramiona i zaczął kołysać we wszystkie strony.
- No już, Bells, przestań! Będzie dobrze, słyszysz? Jestem z tobą, cii - powtarzał w kółko, starając się ją uspokoić.
Dziewczyna natychmiast mu się wyrwała. Spojrzała na niego gniewnie spod zapuchniętych powiek.
- Czy ty siebie słyszysz? - zaskrzeczała, bo głos miała zachrypnięty od płaczu. - Nic nie będzie dobrze, Jake! Ja jestem w ciąży, rozumiesz? Nie dotarło to do ciebie? B ę d ę m i a ł a d z i e c k o ! - wycedziła. - A On wyjechał. Zostawił mnie! I co, dalej twierdzisz, że będzie dobrze? Nie będzie. Zostałam zupełnie sama. Boże, jak Charlie się dowie...
Jake spokojnie pozwolił jej wszystko z siebie wyrzucić. Dalej obejmował ją umięśnionymi ramionami. Gdy skończyła, spojrzał na nią uważnie i lekko się uśmiechnął.
- A ja dalej twierdzę, że będzie - powtórzył twardo. - Nie martw się niczym, ja się wami zajmę. Jeśli tylko zechcesz, mogę być ojcem dla tego dziecka. Nie musisz nikomu mówić prawdy. Ożenię się z tobą i będziemy rodziną.
Bella zaśmiała się gorzko.
- Jasne - mruknęła ironicznie.
Nie doczekała się odpowiedzi. Spojrzała na towarzysza. Miał poważny wyraz twarzy, a z jego oczu biły miłość i troska. Mówił serio?
- Co ty pleciesz? Przecież to nie będzie twoje dziecko. Nie będzie takie jak ty - Zrobiła znaczącą pauzę. - To dziecko... - przerwała, zachłystując się powietrzem.
Jacob nic sobie nie zrobił z jej słów.
- Wiem. Ale nie robi to na mnie wrażenia. Zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa. I ty, i to maleństwo. Bella - Zmusił ją, by spojrzała w jego oczy. - Kocham cię. Tak bardzo cię kocham... Proszę, spróbujmy...
Dziewczyna wahała się. Nie potrafiła zrozumieć sensu tych słów. Nie wierzyła w nie. Bała się, że to znów piękna bajka, która szybko się skończy.
- Nigdy cię nie skrzywdzę, nie mógłbym, przecież wiesz - zapewniał. - Dam ci wszystko, czego potrzebujesz. Nie będziesz musiała się dla mnie zmieniać. Pomyśl, jak Charlie będzie się cieszył...
Miał rację. Ojciec byłby wniebowzięty. Pewnie wybaczyłby jej nawet tę ciążę w wieku osiemnastu lat. A Jake... już teraz promienieje. Ale czy ona byłaby szczęśliwa? Czy potrafiłaby pokochać kogoś innego?
- Jacob - zaczęła ostrożnie, biorąc jego wielkie dłonie w swoje drobne ręce. - Wiem, że masz dobre chęci, ale... to nie ma sensu. Ja tak łatwo o.. Nim nie zapomnę. I to dziecko... Ono będzie jego, a nie...
- Bella - prychnął zirytowany, przerywając jej. - Wiem o tym wszystkim. Niczego od ciebie nie wymagam. Wszystko samo się ułoży. Z czasem nie będziesz już wspominać tego... zauroczenia. Uda nam się, zobaczysz.
Zerknęła na niego. W jego ciemnych oczach znalazła potwierdzenie słów. Znalazła nadzieję na lepsze jutro.
Westchnęła i czule przytuliła głowę do jego rozgrzanego torsu.
- Chciałabym uwierzyć, że masz rację.
On tylko się uśmiechnął.
- Mam. Sama się przekonasz. Kocham cię i pokocham twoje dziecko. Jakiekolwiek będzie...


Ona uwierzyła, ale on nie miał racji. Nie ułożyło się. Nie pokochała go, a on nie pokochał jej córki. Dlaczego? Dlatego, że tak bardzo przypominała ojca...?


Czekam na opinie :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez rosalie15 dnia Śro 15:12, 04 Sie 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Lady M.
Nowonarodzony



Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 9:51, 04 Sie 2010 Powrót do góry

O kurczę... rozdział świetny!
Nie mogę wyjść z podziwu twojego wspaniałego stylu. Dziękuję, że dodałaś kolejny tak szybko. To zaspokoiło mój umysł na kilka następnych minut;D Jestem szczęśliwa, że to córka Edwarda;](tyko.. jakie jest jej imię?) Kiedy on się o tym dowie? Carlise oczywiście jest niesamowity, to on pierwszy zobaczył to podobieństwo. Może jakoś on coś tu zaradzi?;]
Ugh... tak bardzo mi się nie podoba Jackob... Jak on może się tak znęcać nad Bellą i jej córką? To nie jest dobre... Niech ta Bella doprowadzi w końcu swoje życie do porządku.. Weźmie rozwód i po kłopocie ;]
Mam nadzieję, że już niedługo dojdzie co spotkania Belli i Edwarda;*
Z utęsknieniem (już po raz drugi) czekam na kolejną część tego spaniałego FF.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
rosalie15
Nowonarodzony



Dołączył: 21 Sty 2010
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: The Heaven in the Hell.

PostWysłany: Czw 10:25, 05 Sie 2010 Powrót do góry

Lady M. bardzo ci dziękuję :)
Imię córki Belli wyjdzie na jaw swoim czasie. Co do Jacoba, taki miał być od samego początku, takiego go wykreowałam, a co z tego wyjdzie... zobaczymy :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
natzal
Człowiek



Dołączył: 20 Sty 2010
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 20:53, 12 Sie 2010 Powrót do góry

Łał... Robi wrażenie :O
Uwielbiam pisać o przemocy i uwielbiam o niej czytać ;D
Jestem dziwna, wiem. W każdym razie pierwszy rozdział był nieco zagmatwany, a ten jest sto razy lepszy. Co prawda obydwa mi się podobały, ale drugi bardziej. Imię nadal mnie zastanawia. Nigdy nie mogłabym pomyśleć, że Jake to tyran. To takie nierealne. Biedna dziewczyna. Ma załatwione życie. Ojczym ją bije, ojciec - siedemnastolatek wrócił. Nic dodać, nic ująć. Ciekawe czy wie o wampirach oraz wilkołakach :)
Czekam na ciąg dalszy!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
rosalie15
Nowonarodzony



Dołączył: 21 Sty 2010
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: The Heaven in the Hell.

PostWysłany: Pią 11:17, 13 Sie 2010 Powrót do góry

Witam :) Dziś piątek trzynastego, a to, wbrew pozorom, zawsze jest mój szczęśliwy dzień :) Dlatego wrzucam rozdział trzeci, mając cichą nadzieję, że przypadnie wam do gustu tak jak dwa poprzednie. Jeszcze raz dziękuję za wszystkie komentarze, bardzo zależy mi na waszej opinii.

Beta: Dżejn_ :*

Miłego czytania!

Było już ciemno. Latarnie świeciły pełnym blaskiem, a okoliczne sklepy, restauracje czy banki zachęcały mieszkańców jaskrawymi neonami reklam. Samochody przemierzały ulice z tym samym, niezmiennym piskiem opon, bezdomne psy błąkały się wśród pijaków. Dla jednych życie się zaczynało, dla innych kończyło.
Niezbyt wysoka dziewczyna powolnie kierowała się przed siebie. Temperatura sięgała jakichś piętnastu stopni Celsjusza, a ona nie miała na sobie nawet kurtki. Energicznie pocierała rękoma zmarznięte ramiona. Jej miedziane włosy, niedbale spięte, częściowo opadały na twarz. Mimo późnej pory miała na sobie okulary przeciwsłoneczne.
Nagle przystanęła. Zaczęła szybciej oddychać. Powoli podeszła do stojącej obok ławki i ostrożnie na niej usiadła, jednocześnie łapiąc się za plecy. Jej twarz wykrzywił grymas bólu. Przez cienki materiał białej bluzki można było dostrzec opatrunek. Zdjęła okulary, pozwalając kilku łzom spłynąć. Czuła się tak podle... Jak niepotrzebny śmieć, którego przy pierwszej lepszej okazji należy wyrzucić. Tak, te słowa najlepiej opisywały jej uczucia.
Minęło ją kilkoro przechodniów, zerkając na nią z zaniepokojeniem. Ona w każdym z nich widziała potencjalnego wroga. Miła staruszka z psem, ochroniarz z klubu naprzeciwko, sprzedawca ze spożywczego... Za każdym razem jej zielone oczy poszerzały się ze strachu. Przez swoje szesnastoletnie życie tego właśnie się nauczyła. Zachowanie Jacoba uodporniło ją na rodzinne awantury i bijatyki, które, z marnym skutkiem, starała się ignorować, ale i wzmocniło poczucie samotności i strachu przed nieznanym.
Kiedy była mała, wszystko wydawało się prostsze. Skończywszy sześć lat, na świecie pojawił się jej młodszy brat. Cieszyła się. A On jak się cieszył... Całe dnie poświęcał synkowi, zapominając o swoim pierwszym dziecku. Któregoś dnia zbił ją za to, że włączyła telewizor, kiedy Matthew akurat zasnął. Pobiegła wtedy do matki i po raz pierwszy ta również ją odtrąciła. Rok później dowiedziała się prawdy: On nie jest jej ojcem. Jest tatą Matt’a, ale nie jej. Kocha go, bo to jego syn, a jej już nie, nie jest mu potrzebna. Na początku wściekała się na matkę, że ją okłamywała. Potem stawała na rzęsach, żeby mu się przypodobać. Była dla niego nienaturalnie miła, robiła wszystko, jak kazał, przynosiła dobre stopnie... Nie pomagało, dalej traktował ją jak powietrze. To było największe odtrącenie, jakiego w życiu doświadczyła. Ile by dzisiaj dała, żeby w tej sprawie nic się nie zmieniło... Ale zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Kiedy się broniła – lanie, kiedy biegła do matki – lanie; spóźniła się pięć minut – lanie; nie domyła jednego talerza po kolacji - lanie; wyszła z koleżanką, której On nie lubił - lanie... Najgorsze było to, że została sama. Mama jej nie broniła, nie reagowała na kolejne awantury i bijatyki. W końcu i ona się do nich przyzwyczaiła, zaczęła traktować jak codzienną rutynę. Choć nigdy nie przestała marzyć o innym życiu. Za dwa lata będę dorosła, wyprowadzę się i będę szczęśliwa, jak w bajce, marzyła. To były tylko sny, które czasami przychodziły. Wiedziała już, że się nie spełnią...
Otrząsnęła się z letargu i odrzuciła do tyłu opadającą grzywkę. Drżącymi dłońmi wyjęła z kieszeni spodni telefon. Szybko wystukała odpowiedni numer. Czekając na połączenie, ubrała okulary i wstała.
- Nikki? Mogę dzisiaj spać u ciebie?

*

- A możesz wytłumaczyć mi dlaczego? - Alice twardo spojrzała na brata, wyginając usta w podkówkę. Edward westchnął i przeniósł swój wzrok z siostry na widok za oknem.
- Już postanowiłem. Nie zostanę tu, nie mogę.
Dziewczyna nachmurzyła się i podeszła do rozmówcy. Położyła mu rękę na ramieniu.
- Edward - zaczęła niepewnie. - Wiem, że to dla ciebie trudne, ale...
- Nic nie wiesz! - brutalnie jej przerwał, odtrącając jej rękę.
Dziewczyna drgnęła. Wyraz twarzy jej brata zmienił się gwałtownie. Zamiast smutku i cierpienia malował się na niej gniew i rozdrażnienie.
Po chwili nieco ochłonął i kontynuował, ciągle ostrym i chłodnym tonem.
- Nie masz pojęcia, jak się czuję. Żadne z was nie ma pojęcia. Świetnie się tu bawicie, a mnie nie jest do śmiechu. Dlatego nie potrafię z wami mieszkać. Najlepiej będzie, jeśli wyjadę - Postanowił, umiejscawiając swój wzrok w klombie za oknem.
Alice spojrzała na niego gniewnie.
- Dla kogo będzie najlepiej? - zapytała podstępnie. - Ty będziesz zadowolony, tylko ty.
- Alice - jęknął.
Dziewczyna nie zamierzała przestać.
- Chcesz znowu uciec, bo tak jest najłatwiej! Dlaczego nie spróbujesz? Nie dasz sam sobie szansy? Tchórz z ciebie i tyle! Siedemnaście lat temu też stchórzyłeś i Bella...
- Dość!
Z twarzy chłopaka ciskały pioruny. Złapał siostrę za ramiona, gwałtownie nią potrząsając.
- Nie mów o Niej! Nie możesz!
Wzrok miał dziwnie rozbiegany, jakby właśnie przechodził jakiś atak. Napiął mięśnie, mocniej ściskając dziewczynę. Alice spokojnie czekała, aż uspokoi emocje. Ale jej brat nie zamierzał się opanować. Usiłował złapać oddech, choć wcale nie był mu potrzebny.
- Wszystko w porządku? - W drzwiach pojawiła się wysoka i umięśniona sylwetka Jaspera. Chłopak obrzucił wzrokiem całe pomieszczenie, po czym jednym susem znalazł się przy ukochanej.
- Wystarczy, Edward - Złapał go za ramię i odciągnął od siostry. Intensywnie na niego spojrzał i jak za dotknięciem magicznej różdżki, miedzianowłosy wydał się być spokojniejszy.
Jasper, upewniwszy się, że brat doszedł do siebie, objął żonę i wyszli z pokoju. Na korytarzu dobiegł ich szept Edwarda.
- Przepraszam, Alice. Po prostu masz rację...

*

- A ty już na nogach? Dopiero ósma!
W drzwiach balkonowych jednego z domów stanęła wysoka blondynka. Długie włosy miała w lekkim nieładzie, a różowa koszula nocna powiewała na wietrze. Ziewając, usiadła na małym hamaku, obok innej, miedzianowłosej dziewczyny. Podążyła za jej spojrzeniem.
Forks budziło się z nocnego snu. Było całkowicie jasno, choć początek dnia nie zapowiadał się na zbyt słoneczny. Gęste chmury już przykryły błękitne niebo, a w powietrzu dało się wyczuć zbliżający się deszcz.
- Nie mogłam spać - odpowiedziała w końcu. Jej towarzyszka energicznie pokręciła głową, odrzucając prostą jak drut grzywkę do tyłu.
- Ech, ja to mam twardy sen. Niech zgadnę, pewnie znowu moja zwichrowana siostra wróciła o nieprzyzwoitej porze i zapomniała, że wszyscy śpią, mam rację?
Tamta tylko się uśmiechnęła.
- Nie było tak źle - mruknęła. - Dziękuję, że w ogóle mogłam u was przenocować. Gdyby nie ty...
- Przestań! - Blondynka machnęła ręką. - Wiesz, że zawsze możesz do nas przyjść. Ale - Przybrała skoncentrowany wyraz twarzy, a jej głos przestał być tak piskliwy - musisz mi powiedzieć, co się tak naprawdę stało. Więc?
Miedzianowłosa westchnęła smutno. Podciągnęła kolana pod brodę i objęła je rękoma. Utkwiła wzrok w horyzoncie.
- To, co zawsze. Jacob - wyjaśniła krótko. Jej koleżanka westchnęła.
- Jeszcze raz cię uderzy, a przysięgam na wszystkich świętych, że mnie popamięta! – żachnęła się. Tamta tylko wybuchnęła gorzkim śmiechem.
- Dzięki, Nikki - objęła ją przyjaźnie. - Zawsze mogę na ciebie liczyć.
- Nicole Wilson, do usług! - zasalutowała przyjaciółka i również zaczęła chichotać. Ale nagle spoważniała, wpatrując się z koleżankę dużymi brązowymi oczyma.
- Skoro - zaczęła nieśmiało, co było do niej niepodobne. - Skoro, no wiesz...
Jej towarzyszka spojrzała na nią znacząco, dając znak, by kontynuowała. Ta wzięła głęboki wdech i wyrzuciła z siebie wszystko jednym tchem.
- Skoro masz tyle problemów z ojczymem, to pogadaj z mamą o swoim ojcu. Wiesz, tym prawdziwym. Może on mógłby ci pomóc.
Ona tylko smutno się uśmiechnęła.
- Chciałoby się - mruknęła. - Myślisz, że nie próbowałam? Pięć tysięcy razy zaczynałam z nią ten temat. I zawsze to samo: albo jest zajęta, albo nie chce o tym gadać, albo mówi mi, że nie wie, kto jest moim biologicznym tatą.
Nicole pokręciła w niedowierzaniu głową.
- Coś tu nie gra - Zastanawiała się na głos. - Może ona po prostu nie chce, żebyś wiedziała? - Podsunęła.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Może - odparła. - Nawet nie masz pojęcia, jak ja chciałabym wiedzieć - dodała ciszej.
Nikki przytuliła ją do siebie.
- I pewnego dnia się dowiesz, zobaczysz. Ja ci to mówię!
- Śniadanie! - zawołała jakiś donośny alt. Dziewczyny równocześnie wstały i ruszyły za głosem gospodyni, zostawiając wizję lepszego życia porzuconą wśród innych marzeń.

*

Pierwsze krople zaczęły spadać z nieba. Po chwili całe Forks znów tonęło w strugach deszczu. Tymczasem na obrzeżach miasta...
- Emmett! Natychmiast oddaj mi tego pilota! Słyszysz?!
Rosalie założyła ręce na piersi i wyczekująco spojrzała na męża. On zdawał się jej wcale nie widzieć.
- Jak on podaje tę piłkę?! Co za baran! Jazz, spójrz tylko! - wydzierał się, z uwagą oglądając mecz. Jasper mruknął coś o braku umiejętności amerykańskich piłkarzy. Rose zaś stanęła tuż przed ukochanym i skupiła jego uwagę na sobie.
- Emmett - powiedziała miękko.
On w końcu oderwał się od ekranu telewizora. Spojrzał na żonę.
- Kochanie, ale ty naprawdę nie rozumiesz. To...
Nie dokończył, bo blondynka czule pocałowała go w usta. Oddał pieszczotę, zachłannie przygarniając ją do siebie i wplatając palce w jej gęste włosy. Zirytowany Jasper przeniósł się na fotel. Tymczasem Rose, wykorzystując nieuwagę ukochanego, zwinnie wyjęła mu z ręki pilota. Zaśmiała się triumfalnie, przerywając pocałunek.
- Brawo, Em. Nici z meczu - Jasper westchnął głośno. Blondynka z uśmiechem przełączyła na jakiś kanał o modzie.
- Kobiety - mruknął wyraźnie nachmurzony Emmett.
Nagle do salonu wszedł Edward. Wszyscy znieruchomieli, czekając na jego ruch. On tylko przeczesał swoje i tak potargane włosy i uśmiechnął się, zakłopotany.
- Chciałem was przeprosić - powiedział w końcu. - Ostatnio wyraźnie się na was wyżywałem. To nie powinno się zdarzyć - Rose prychnęła, wracając do oglądania emisji z pokazu mody w Mediolanie. Miedzianowłosy kontynuował: - Postanowiłem też zostać tutaj z wami. Nie będę nigdzie wyjeżdżał.
Emmett i Jasper wyraźnie się ożywili. Obaj wstali i uścisnęli brata.
- Nareszcie mówisz do rzeczy! - stwierdził z przekąsem ten pierwszy. Jazz roześmiał się. - To może małe polowanko na zgodę? - zaproponował.
Edward pokręcił głową. - Najpierw muszę załatwić coś innego - Spojrzał na Jaspera.
- Dokąd poszła Alice?

*

Deszcz monotonnie uderzał o dachy budynków. Większość mieszkańców skryła się w domach, ale było paru śmiałków, włóczących się po ulicach. Należała do nich Alice Cullen. Przemierzała okoliczne wystawy sklepowe z uśmiechem. Miała na sobie czarny płaszczyk, a włosy pozostawiła w naturalnym nieładzie. Osłaniała się szarą parasolką, choć wcale jej nie potrzebowała. Nagle zatrzymała się przed jakimś sklepem. Chwilę na niego popatrzyła i postanowiła wejść. Nacisnęła na klamkę, ale wtedy drzwi otworzyły się z drugiej strony. Tylko jej szybki refleks pozwolił uniknąć zderzenia. Spojrzała na wychodzącą kobietę. Kruczoczarne włosy, okulary, skromny strój. Obie wpatrywały się w siebie coraz bardziej poszerzającymi się oczami.
- Angela?

*

Edward stawiał szybkie kroki. Chciał znaleźć Alice. Musiał ją przeprosić za ostatnie zachowanie. Nie tak powinien postępować brat.
Mijał przechodniów, usiłując wytropić jej zapach. Nagle przystanął. Duży brązowy budynek. Miejska biblioteka. Nic się nie zmieniła. Stał tak przez chwilę. Dziwny i natarczywy głos w jego umyśle usilnie podpowiadał mu, żeby tam wejść. W sumie już dawno nic nie czytał... Postanowił wejść do środka.

*

- No i to by było na tyle. Ben pracuje w banku, a ja wychowuję Thomasa. Ma już sześć lat, ale ustaliliśmy, że ja zostanę z nim w domu. Ale lepiej powiedz, co u ciebie? Nie do wiary, nic się nie zmieniłaś!
Alice i Angela spokojnym krokiem przemierzały ulice. Deszcz uderzał o ich parasole, ale ani trochę to im nie przeszkadzało.
- Nic ciekawego, wierz mi - odpowiedziała Ally, skrzętnie omijając temat starzenia się. - Dopiero co się przeprowadziliśmy, urządzamy się jakoś.
Angela pokiwała głową. Po chwili znów się odezwała, zmieniając głos na podekscytowany, co było do niej niepodobne. - A słyszałaś, że Jessica wyszła za Mike’a?
- Żartujesz?!
- Nie - pokręciła głową. - Mają córkę, Vanessę. Ale znasz ich, wiesz, jacy są... Trzy lata temu się rozwiedli. Jess poznała jakiegoś włoskiego milionera i się zaręczyła. Mieszkają w Seattle. O Mike’u nic mi nie wiadomo.
Alice z zapałem chłonęła wszystkie miejscowe plotki. Jednak po chwili emocje opadły, a ona pomyślała o jedynej osobie, o której chciałaby się czegokolwiek dowiedzieć. Pomyślała o Belli.
Postanowiła wykorzystać okazję i wyciągnąć coś z Angeli.
- A co u innych znajomych z liceum? - zapytała, poprawiając pasek od płaszcza.
Kobieta spojrzała na nią z naciskiem. - Pytasz o Bellę, tak? - domyśliła się.
Ally tylko kiwnęła głową, ani trochę nie zażenowana swoją ciekawością.
- Dalej mieszka w Forks - Wampirzyca z trudem ukryła entuzjazm - i pracuje w bibliotece. Młodo wyszła za mąż. Ma dwoje dzieci.
Alice wyraźnie spochmurniała, ale starała się nie dać po sobie niczego poznać. Angela tymczasem zawahała się, usilnie się nad czymś zastanawiając.
- Co? - Cullenówna spojrzała na koleżankę z uwagą.
- Zastanawiam się, czy ci to mówić - przyznała tamta. - Podobno im się nie układa...
Alice zmrużyła oczy. - Belli i jej mężowi?
- Tak - odpowiedziała Angela. - Jakby to ująć...? Widzisz, Bella odwróciła się od wszystkich znajomych. Od lat z nią nie rozmawiałam, tak jak z przyjaciółką. Ale ludzie gadają. Poza tym, parę razy widziałam ją z siniakami. Nie mówiąc już o jej córce... - Przerwał jej dźwięk komórki. - O, przepraszam! Halo?
Alice stała milcząca. Myślała o przyjaciółce. Jak to możliwe, że wyszła za mąż? Przecież tak bardzo kochała Edwarda. Ale z drugiej strony nie mogła być całe życie sama. Tylko ten jej mąż...
- Dzwonił Ben - Głos Angeli wyrwał ją z zamyślenia. - Muszę wracać.
- Och, dobrze - Ponownie przywróciła na twarz uśmiech. - Więc... do zobaczenia!
Uścisnęły się. Po chwili drobna sylwetka Angeli zniknęła na skrzyżowaniu. Alice też postanowiła wracać.
Jednak po chwili całe miasto zaszyło się mgłą, a ona zobaczyła coś, co może się dopiero zdarzyć. Miała wizję. Uśmiechnęła się do swoich myśli.
No to, Edwardzie, widzę, że moja pomoc w spotkaniu ukochanej może już nie być potrzebna...

*

Edward szybko pokonał schody i po chwili był już we wnętrzu biblioteki. Od razu dobiegł go przyjemny zapach książek. Już miał ruszyć między regały, gdy dotarł do niego inny trop. Ten, którego nie sposób pomylić z żadnym innym. Zszokowany, podążał za jego śladem. Doszedł do biurka bibliotekarki. Kobieta podniosła głowę znad jakiejś powieści.
- W czym mogę...
Ich oczy się spotkały.
Inni klienci wchodzili, wychodzili. Minęła minuta, dwie... Oni się nie ruszyli. Byli tylko oni i ich nie słabnąca mimo upływu lat miłość. Złote oczy wpatrzone w czekoladowe, masochistyczny lew i jego bezbronne jagnię... Wszystkie elementy porozrzucanych puzzli wróciły na swoje miejsce.

Czekam na komentarze :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lady M.
Nowonarodzony



Dołączył: 10 Mar 2010
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 12:59, 13 Sie 2010 Powrót do góry

Chciałam zacząć ten komentarz od czegoś innego, ale końcówka mnie zaszokowała;> Byłam zdziwiona trochę, że Edward chce się stąd wyrwać skoro nie zobaczył nawet Belli... Na całe szczęście się spotkali!!;*
Nie ładnie ucinać rozdziału w tak ekscytującym momencie;* To grozi tą chęcią zdobycia szczypty niewiedzy, która jest jeszcze nieodgadniona.
W jednym zdaniu: rozdział jak zawsze BOSKI, nie mogę doczekać się następnego;*
Weny i czasu.
pozdrawiam;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
plamka14
Nowonarodzony



Dołączył: 24 Sie 2009
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 19:20, 14 Sie 2010 Powrót do góry

Cuudne, cuudne, cuudne ! :o
Kobieto jesteś boska, serio :D
Fanfick jest fantastyczny, styl masz bardzo dobry, a czyta się bardzo, bardzo płynnie.
Podoba mi się pomysł - oryginalny. Ale zachowanie Belli jest okrpone - w stosunku do córki Edwarda - nie usprawiedliwia ją fakt, że boi się Jake'a i Ruda przypomina jej ukochanego.

Czekam na ciąg dalszy, tylko błagam, pośpiesz się :p
Pam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Nie 12:24, 15 Sie 2010 Powrót do góry

no, no, no... podoba mi się:)
chociaż czytając gubie się troszkę, ale jest na tyle ciekawe, że napewno będe wracac do następnych rozdziałów...
ciekawie przedstawione jest dwójka dzieci, mąż bijący żonę i córkę mam nadzieję, że następne rozdzialy będą dosyc często się pojawiac
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ZuzKa
Dobry wampir



Dołączył: 14 Lis 2009
Posty: 724
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: nieopodal Wrocławia. | Tam gdzie zimno i deszczowo..

PostWysłany: Śro 17:32, 25 Sie 2010 Powrót do góry

Dobrze, że trafiłam do tego tematu dopiero teraz, kiedy są tu trzy rozdziały. Jeden by mi nie wystarczył :)
Pochłonęłam całość strasznie szybko, nie zwracałam uwagi na nic - po prostu czytałam.
Łatwo się czyta. Masz świetny styl. Nie ma żadnych zgrzytów, wszystko się ładnie łączy w całość.
Jedno mi nie pasuje: akurat w takim momencie skończyć rozdział?! Oj, nieładnie, bardzo nieładnie ;p
Cieszę się, że w końcu Edward i Bells się spotkali. Czekałam na to od początku Fanficka :) Podoba mi się też to, że w twoim opowiadaniu jest dużo Alice :)
Fajnie wykreowałaś Jake'a, mi tam to pasuje. Najlepiej będzie jak Bella od niego odejdzie i wróci do Edwarda.. xD
Pisz, pisz jak najwięcej i wrzucaj tutaj jak najszybciej!
Czekam na więcej, tylko błagam.. nie męcz mnie i wstaw szybciutko ciąg dalszy :)
Zuz.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Amiya
Dobry wampir



Dołączył: 10 Lis 2008
Posty: 2317
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 30 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Stąd ;)

PostWysłany: Śro 20:26, 25 Sie 2010 Powrót do góry

Nigdy nie wiem od czego zacząć kiedy chcę skomentować czyjeś dzieło. Tak, własnie, to co piszesz i jak piszesz śmiało mogę nazwać dziełem. :)
Masz bardzo fajny styl pisania. Wszystko szybko i "zwiewnie" się czyta.
Co do akcji to zaskoczyła mnie tylko ciąża Belli. Nie potrafię sobie też wyobrazić aroganckiego, oschłego w kontaktach międzyludzkich, niemiłego i brutalnego Jacoba, naprawdę.
Czekam aż akcja się rozwinie, jak zawsze liczę na szczęśliwe zakończenie.

W oczekiwaniu na kolejny rozdział,
Ami. Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Amiya dnia Śro 20:27, 25 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Klaudia95
Nowonarodzony



Dołączył: 06 Kwi 2010
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 0:21, 26 Sie 2011 Powrót do góry

bardzo zaciekawił mnie ten ff :D no ale jak moglaś przerwać w takim momencie. mam nadzieje że bedzie więcej rozdziałów bo nie moge sie doczekać.
życze weny


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin