FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Planning Perfection [T] [NZ] Rozdział XVI: 19.12.2010 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Nie 22:25, 15 Lis 2009 Powrót do góry

Reilee.... teraz całkiem w porządku :) nawet zabawnie... lekko z dystansem, ale coraz lepiej Very Happy

Ivett, rozdział mnie rozbawił... trochę poleciało mi kiczem przy Belli Cullen, ale mimo wszystko i tak bardzo mi się podoba...

jak zwykle podziwiam wszystkich tłumaczy i dziękuję za to, że poświęcasz swój czas :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ukos
Zły wampir



Dołączył: 07 Wrz 2008
Posty: 487
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 0:16, 16 Lis 2009 Powrót do góry

zaczne od marudzenia:
Cytat:
posłał mi zakrzywiony uśmiech
a nie skrzywiony? krzywy?
Cytat:

żylibyśmy życiem niczego nie żałując
bo normalnie to ludzie żyją śmiercią? Wink

A teraz bez marudzenia - rozdział leciutki i przyjemny, fajnie się go czytało.
Nie wiem, czy poswięcasz tekstowi więcej czasu, czy "rozkręciłaś się", ale z każdym rozdziałem ff staje się coraz bardziej przyjazne czytelnikowi.


Do treści na którą, jako tłumacz, nie masz wpływu mam zastrzeżenia.
Zirytowało mnie lekko zerżnięte z oryginału gadanie przez sen i mocno niefinezyjne przyspieszenie tempa wątku Edward-Bella.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Larissa
Wilkołak



Dołączył: 09 Lip 2009
Posty: 222
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 25 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Z dwóch miast: Piaseczno [PL] i Zohor [SK]

PostWysłany: Pon 8:39, 16 Lis 2009 Powrót do góry

Wiesz, Ivett, ja bardzo lubię tłumaczenia.
A zwłaszcza romantyczne tłumaczenia. :)
Dlatego bardzo podoba mi się ten FF.
Dobrze tłumaczysz, ale mimo wszystko
pojawiły się zdania, które - moim zdaniem - nie
miały dużego sensu. Dwa z nich podał(a) ukos.
No więc czekam na dalsze części.
Pozdrawiam.
Larissa


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ivett
Nowonarodzony



Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: tam gdzie na mapie kończy się papier...

PostWysłany: Nie 14:14, 29 Lis 2009 Powrót do góry

Rozdział IV: Anthony & Masen

Tłumaczenie: Ivett
Beta: oczywiście Reilee (Dziękuję!)

Jak zwykle, również na chomiku :) -> [link widoczny dla zalogowanych]



PWB

- Bello, podnoś tyłek z łóżka, zanim tam pójdę i wyważę drzwi! - krzyknęła Alice z salonu. Dzisiaj miałyśmy w planach kupowanie sukienek, przy czym ja chciałam się tylko wczołgać na łóżko i schować. Oczywiście Alice nigdy by na to nie pozwoliła.

Szukała idealnej sukienki wszędzie, aż w końcu zdecydowała się ją zaprojektować. Projekt zleciła osobie, która była w stanie to zrobić i w związku z tym jej sukienka wkrótce miała być gotowa. Oznaczało to, że ja i Rose byłyśmy następne do odstrzału. Musiałyśmy znaleźć doskonałe kreacje dzisiaj, ponieważ plan z dnia na dzień robił się coraz bardziej napięty, wiedziałam o tym odkąd stałam się osobą, która musi go przestrzegać.
- Bello! - zawołała Alice.
- Już idę! - odpowiedziałam. Nienawidzę zakupów, więc dzisiejszy dzień będzie dla wszystkich koszmarem. Łóżko ciągle mnie wołało, nawet wtedy, gdy byłam już wykąpana i ubrana. Weszłam do salonu i zastałam tam sfrustrowaną Alice, która tupała niecierpliwie nogą.
- Zajęło ci to wieczność - zajęczała.
- Nie przesadzaj. Jestem gotowa.
- Najwyższy czas. - Złapała moją rękę i pomknęłyśmy po schodach do Rose, która czekała w aucie.

Siedziałam cicho, podczas gdy one zaś rozmawiały o tym, co może ładnie wyglądać i o jakich stylach i kolorach myślały. Byłam ich lalką Barbie, więc wtrącanie się było bezcelowe. Dzisiejszy dzień był ich dniem, a ja nie mogłam nic na to poradzić.

Zaparkowałyśmy i weszłyśmy do centrum handlowego, kierując się od razu na najwyższe piętro, gdzie można było znaleźć bardziej luksusowe sklepy. Kiedy byłyśmy w środku, sprzedawczynie od razu nas otoczyły. Przeprowadzono nas przez przymierzalnie, a potem podano szampana. Ja jedynie usiadłam na krześle i czekałam aż Alice i Rose zaczną mi rozkazywać.

Nie czekałam długo, zanim przyniesiono dziesięć lub dwanaście sukienek, które musiałam przymierzyć. Najwyraźniej, żebym nie miała szansy marudzić, kazano mi zostać modelką dzisiejszego pokazu. Wszystkie sukienki były zbyt falbaniaste, zbyt skąpe, za długie, za krótkie, miały zły dekolt lub były po prostu obrzydliwe. Dziewczyny traciły już cierpliwość do sprzedawczyni, która twierdziła, że te to jedne z najlepszych. Ja cierpliwość straciłam już wiele godzin temu, ale wiedziałam, że muszę gryźć się w język, żeby przeżyć ten dzień bez kłótni.

Ubrano mnie w niebieską sukienkę elegancko spływającą po ciele, pokazującą wszystkie moje kształty w odpowiednich miejscach, kiedy pozwolono mi zrobić sobie przerwę. Sklep był na ostatnim piętrze, więc miał dostęp do tarasu wychodzącego na miasto. Przeprosiłam, upewniając się, czy mogę wyjść w założonej kreacji, po czym skierowałam się w stronę chłodnego popołudniowego powietrza.

- Czyż nie wygląda pani ślicznie, pani Cullen? - Rozpoznałam łagodny głos natychmiast. Powoli się odwróciłam, aby zobaczyć bardzo seksownego Edwarda ubranego w garnitur i idącego w moją stronę.

Pochylałam się nad barierką, kiedy podszedł, stanął za mną i otoczył moją talię ramieniem, przyciągając do siebie, gdy razem patrzyliśmy na tętniące życiem ulice.

- Myślisz o naszym ślubie? - zażartował.
- Hmm... mam niewielką lukę w pamięci, przypomnij mi. - Zaśmiał się i pokiwał twierdząco.
- Oczywiście, kochanie. Pobraliśmy się na klifie...
- Nie. - Potrząsnęłam głową.
- Bez klifu?
- Bez - powiedziałam.
- W porządku. - Uśmiechnął się i zaczął od nowa. - Pobraliśmy się w klubie country, w ogrodzie, gdzie się w sobie zakochaliśmy. Recepcjonistka zdołała nas wcisnąć, więc wzięliśmy ślub pół roku później. Wszystko było pięknie udekorowane i bardzo gustowne. Razem z naszymi rodzinami i przyjaciółmi świętowaliśmy naszą deklarację miłości. Jedliśmy obiad w popołudniowym słońcu i tańczyliśmy w świetle księżyca, zanim wyruszyliśmy na miesiąc miodowy do... - Czekał, abym dokończyła jego zdanie.
- Paryża.
-...do Paryża, gdzie przebywaliśmy w apartamencie z widokiem na Wieżę Eiffla i Sekwanę. Za dnia odkrywaliśmy ulice, zaś w nocy siebie nawzajem.
- A co z twoimi obowiązkami zawodowymi, za które się musiałeś zabrać zaraz po ślubie? - zapytałam, pamiętając o tym, co powiedział, kiedy szukaliśmy lokalu.
- Odłożyłem je, żeby być z moją rumieniącą się panną młodą.
- Brzmi nieźle - wymamrotałam, trąc ramiona z zimna, na co on przysunął się bliżej.
- No tak. – Staliśmy nieruchomo w komfortowej ciszy, patrząc na miasto...
- Jak wam idą zakupy? - zapytałam, przerywając ciszę.
- Nie bez kłopotów jak zawsze. Emmett źle się obchodził z kilkoma garniturami i skończyło się na tym, że w końcu podarł jeden, który był na niego za mały. Jasper przechodzi atak paniki, bo nie wie, który z pięciu zaakceptowanych przez Alice, jest najlepszy. Nie chce jej zawieść przez wybranie złego, ale nie wie też, który będzie pasował.
- A ty?
- Ja zachowuję się normalnie, tak jak zawsze. - Nie chciało mi się w to wierzyć.
- Panie Cullen, jednak mamy... - Oboje zwróciliśmy się w stronę głosu. Zobaczyłam przed nami blond postać.
- Oh, Lauren, to jest moja żona Bella, o której ci opowiadałem - powiedział spokojnie Edward, rzucając mi szybkie spojrzenie.
- Oczywiście. Nie chciałam przeszkodzić - odpowiedziała, patrząc na mnie gniewnie.
- Nic się nie stało. Bello, kochanie, to jest Lauren. Bardzo mi pomaga przy wybieraniu smokingu. – Wiadome było, iż jest pomocna za bardzo.
- Wykonuję tylko swoje obowiązki - powiedziała Lauren, ale oczywiste było to, że robiła to nie tylko przez swoją pracę. - Jak długo jesteście małżeństwem?
- Tylko ponad rok - odparł Edward, uśmiechając się.
- Macie dzieci?
- Tak, dwójkę - wyrzuciłam z siebie, zanim Edward posłał mi uśmiech.
- Tak, dwóch... małych chłopców, Anthony'ego i Masena. Obydwaj mają rok. - Uśmiechnął się do Lauren, która to odwzajemniła i powróciła do pracy, zorientowawszy się, że prawdopodobnie nie ma szansy na randkę z nim.
- Mamy dzieci? - zapytał Edward, kiedy drzwi się już zamknęły.
- Najwyraźniej - wymamrotałam, na co on się zaśmiał. - Anthony i Masen? - zapytałam.
- Moje drugie imiona - wytłumaczył. - Nie mogłem nic innego wymyśleć. Spodziewałem się, że powiesz nie, kiedy o to zapytała, więc byłem trochę zaskoczony twoją odpowiedzią.
- Przepraszam.
- Nie masz za co. Ja nie przepraszałbym za istnienie naszych dzieci. - Uśmiechnął się, a ja wywróciłam oczami. - To kto zajmuje się teraz chłopcami?
- Twoi rodzice.
- O! Nawet nie wiedzą o tym, że jestem żonaty, a co tu mówić, że mam dwóch synów, których teraz powinni pilnować. Pewnie to dla nich duża niespodzianka - zażartował.
- Najwidoczniej nie, w przeciwnym razie otrzymalibyśmy od nich jakiś telefon. - Pokiwał głową, ciągle się uśmiechając i dobrze się bawiąc odgrywaniem ról.
- Bello, zdecydowałyśmy… Oh, Edward, hej - powiedziała Alice wychodząc na zewnątrz. Odwróciliśmy się, po czym odsunęliśmy się od siebie.
- Cześć, jak tam wszystko idzie?
- Nie za dobrze - wywróciła oczami. - Ale powoli zmierzamy ku końcowi. A co u Jaspera? - zapytała niecierpliwie Alice.
- Nienajgorzej - skłamał. - Kupujemy smokingi.
- Domyśliłam się, naprawdę nie sądzę, że mógłbyś to nosić z innego powodu. - Wskazała na jego ubiór.
- No to ja już was zostawię. Do zobaczenia. - Skinął na Alice i na mnie, zanim przeszedł przez taras i wszedł do sklepu obok.

Alice rzuciła mi ciekawskie spojrzenie, więc szybko zmieniłam temat, zanim zaczęła coś mówić.
- Co postanowiłyście? - zapytałam patrząc na jej przymrużone oczy.
- Ta sukienka, którą masz na sobie jest idealna, więc ją weźmiemy - powiedziała po kilku sekundach, po czym wróciłyśmy do środka. Rose była gotowa do wyjścia, ponieważ wybrała sobie coś, kiedy my byłyśmy na zewnątrz, a Alice jej ufała, więc nawet nie spojrzała na nią drugi raz.
Przebrałam się najszybciej, jak mogłam i dołączyłam do dziewczyn na zewnątrz. Suknie miały zostać dostarczone do naszego apartamentu. Poszłyśmy do restauracji na dachu budynku i zajęłyśmy stolik dla trzech osób. Podczas lunchu dyskutowałyśmy na temat ślubnych planów, no bo o czym innym mogłyśmy dyskutować.

Obawiałam się następnego punktu z mojej listy. Lekcji tańca. Mam dwie lewe nogi, bez wątpienia pod koniec wszystkie palce Edwarda będą połamane. Jako świadkowie będziemy musieli razem zatańczyć. Wiadomo też, że nie ma nic lepszego od wspólnych ćwiczeń. Osobiście myślę, że mogłabym udawać chorą i nie pójść, ale gdyby Alice się o tym dowiedziała, na pewno by mnie zabiła. Tylko, że po ślubie.

Taniec po prostu nie był moją mocną stroną, ale miałam nadzieję, że przynajmniej Edward będzie w tym dobry i nie będziemy na parkiecie wyglądać jak skończeni idioci. Pomimo że do ślubu zostało trochę czasu, mieliśmy wziąć się za to teraz, żeby się odpowiednio przygotować, przynajmniej tak powiedziała Alice.

Spodziewałam się, że po prostu wyskoczy z jakąś datą i każe nam się dostosować. O ile szczęście dopisze, nie nastąpi to zbyt wcześnie, w przeciwnym razie ja i Edward jesteśmy skończeni. Ciągle mamy dużo rzeczy do zrobienia i chociaż się staramy, wszystko idzie dobrze, lecz jednak zbyt wolno.

Alice wie, że nie zrobiliśmy kilku rzeczy, bo umówiliśmy się, że zrobimy je razem, ale jeśli chodzi o pozostałe zadania, pewnie myśli, że wszystko jest już załatwione. W najgorszym wypadku namówię Edwarda, żeby poinformował Jaspera, a wtedy ten porozmawia z Alice, aby trochę zwolniła.

Podczas lunchu było zabawnie, potem poszłyśmy do samochodu, by wrócić do domu. Chciałam wreszcie położyć się do łóżka i zasnąć. W drodze do auta wpadłyśmy na chłopaków, którzy podeszli do nas wesoło się uśmiechając. Emmett, który był pierwszym, który nas zobaczył, wykrzyczał: - Kochanie! - przez cały parking, więc od razu byłyśmy świadome ich obecności.

- Hej - wymruczał do mnie Edward. - Mam coś dla ciebie.
- Co takiego? - zapytałam lekko zmartwiona. Podał mi kopertę, która była mniej więcej wielkości kartki papieru A5.
- Otwórz na osobności, no chyba że chcesz żeby wszyscy dowiedzieli się o żarcie - powiedział, wskazując pozostałą czwórkę.
- Okej, dzięki.
- Nie ma za co. - Pożegnaliśmy się, bo chłopaki mieli zając się innymi sprawami.

Gdy już byłam w samochodzie, z dala od oczu Rosalie i Alice, wyciągnęłam kopertę i cicho ją otworzyłam, w czasie, gdy one obgadywały sprzedawczynie. Było to zdjęcie dwóch małych chłopców stojących obok jakiejś pary. Wszyscy elegancko ubrani, zwróceni byli tyłem do aparatu i patrzyli na Paryż z Wieżą Eiffla w tle. Na fotografii Edward napisał:

„Prezent ślubny 2008 - tym razem zabraliśmy chłopców i być może przekonamy się, czy uda nam się zrobić córeczkę."

Zaśmiałam się cicho i potrzasnęłam głową. W jakiś sposób odkryłam dzisiaj, że jestem żoną Edwarda od ponad roku i że mamy bliźniaki, Anthony'ego i Masena. Ten żart z każdą chwilą robił się coraz bardziej złożony. Nie jestem w stanie myśleć o tym, co odkryjemy podczas naszego następnego spotkania.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Nie 21:41, 29 Lis 2009 Powrót do góry

hm, bardzo ciekawe to udawanie małżeństwa... coś czuję, że będzie z tego jeszcze świetny ubaw... jakoś ta końcówka wyszła lekko sztywna... nie bardzo mi się spodobała...

zastanawiają mnie te lekcje tańca... to zbliża ludzi... poza tym - trzeba jakoś się zapoznać, żeby spłodzić córeczkę...

a właśnie - nie pasuje mi kompletnie skąd oni mają od razu dwójkę po zaledwie rocznym małżeństwie... no chyba, że wpadka i chyba, że bliźniaki :)

bardzo przyjemne tłumaczenie, dalej cię dopinguję :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ukos
Zły wampir



Dołączył: 07 Wrz 2008
Posty: 487
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 22:57, 29 Lis 2009 Powrót do góry

kirke, oczywiście, że bliźniaki - masz to zaznaczone w tekscie

Jedyne, co mi się nie spodobało, to zdanie z Emmettem który był pierwszy, który...
Dałabym tak: "Emmett, pierwszy, który nas zobaczył", żeby nie powtarzać "który"

Poza tym kupuję, naprawdę się rozkręcasz jako tłumacz.
Sama fabuła też mnie wciągnęła, dziwna gra w małżeństwo Edwarda i Belli jest intrygująca. Mam nadzieję, że autorka nie spaprała ciekawie zaczętego wątku i nie poszła na łatwiznę.

Dziękuję za przedstawiony kawałek, na pewno będę wyglądać następnego.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ivett
Nowonarodzony



Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: tam gdzie na mapie kończy się papier...

PostWysłany: Sob 16:10, 02 Sty 2010 Powrót do góry

Kolejny rozdział "Planning Perfection"! W końcu, po długich zmaganiach :D Przepraszam za tak długą przerwę i obiecuję, że więcej się to nie powtórzy!

Dziękuję również za wszystkie komentarze - aż lepiej się tłumaczy, wiedząc że ktoś to wszystko czyta :)

Z tego, że już mamy Nowy Rok, życzę wszystkim wszystkiego najlepszego!

Rozdział V: Rice

Tłumaczenie: Ivett & Reilee
Beta: Reilee - Dziękuuuuję bardzo :D

Jak zwykle, również na chomiku :) -> [link widoczny dla zalogowanych]



PWE

– Teraz spróbujemy ponownie. Gdy muzyka się zacznie, przyjmijcie pozycje! – zawołał nauczyciel tańca.


Ruszyłem do przodu i jedną rękę umieściłem na talii Belli, a drugą w jej dłoni. Tańczyliśmy już około dziesięć minut i odkryłem, że muszę pilnować moich nóg, gdyż Bella miała tendencję do nadeptywania na nie. Bardzo się starała i niesamowicie było obserwować koncentrację wypisaną na jej twarzy, gdy liczyła kroki. Dobrze, że szło jej coraz lepiej, przystanęła na moich stopach tylko siedem razy.

Robiła to przypadkowo, ale za każdym razem przepraszała. Z Rose było przeciwnie. Ona i Emmett byli w środku jakiejś dużej kłótni, więc co jakiś czas dało się słyszeć, jak jedno atakowało drugie. Rose oczywiście specjalnie mocno deptała szpilkami jego nogi, na co on krzyczał, a potem odpłacał się, kołysząc ją w ramionach.


Ich relacja była naprawdę dziwna.. Oczywiste było to, że Rose podobała się Emmettowi od momentu, kiedy ją spotkaliśmy. Zdradziło go wpatrywanie się w nią. Gdy dowiedział się, że lubi motoryzację, jego uczucia się pomnożyły. Jednak zamiast słodkiego i opiekuńczego Ema, którego wszyscy znamy, zachowywał się jak kretyn... a Rose się to podobało. Krzyczy i znęca się nad nim, co według Belli oznacza, że go lubi. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek to zrozumiał, ale jeśli oni wiedzą, o co chodzi, to wszystko w porządku.

– Gotowa tym razem? – zapytałem Bellę, patrząc w jej oczy.
– Nie. – Przygryzła nerwowo wargę.
– Poradzisz sobie, wszystko zależy od tego, jak się prowadzi.
– Ciągle to powtarzasz – wymamrotała, kiedy rozpoczęła się muzyka.


Jej twarz była pełna emocji, kiedy się poruszaliśmy, tańczyliśmy i obracaliśmy w rytmie piosenki. Bardzo się starała, aby zrobić to jak należy, co było czarujące. Tańczyliśmy tak blisko siebie, że czułem całe jej ciało przyciśnięte do mojego. Była tak delikatna, że musiałem się powstrzymywać i pamiętać, że byliśmy ciągle na prywatnej lekcji tańca z Rose, Emmettem, Jasperem i Alice.


Nauczyciel skinął głową, kiedy przechodził obok nas, a następnie poszedł pomóc Rose i Emmettowi, którzy znowu się sprzeczali.
– Zrelaksuj się – powiedziałem cicho.
– Co? – Bella straciła koncentrację i spojrzała w górę, a jej noga nadepnęła na moją. Mruknąłem cicho, a jej oczy zrobiły się szerokie. – Przepraszam.
– W porządku. – Otrząsnąłem się z bólu i uśmiechnąłem się do niej. – Musisz się odprężyć, taniec ma być zabawą.
– Wiem, ale zrobię ci krzywdę, jeśli nie będę ostrożna.
– Mało prawdopodobne. Możemy spróbować jeszcze raz? Tym razem patrz na mnie, nie na podłogę. – Bella skinęła głową i delikatnie się do mnie uśmiechnęła.


Czekałem na odpowiedni moment w utworze, zanim zacząłem prowadzić. Kilka pierwszych kroków było strasznych dla moich nóg, a Bella wykrzywiała twarz w strachu. Zachichotałem, ignorując zbliżający się ból, prawdopodobnie już nie został mi ani jeden palec, po czym podniosłem jej podbródek, żeby na mnie spojrzała.


– Pamiętasz nasz pierwszy wspólny taniec? – powiedziałem, starając się poprawić jej nastrój i ją uspokoić.
– Co? – Spojrzała na mnie zmieszana.
– Nasz pierwszy taniec jako mąż i żona. – Potrząsnęła głową i zaśmiała się. – Całkiem nieźle się prezentowaliśmy.
– Nie. Ty byłeś dobry, a ja ciągle stawałam na twoich stopach.
– To było warte bólu. – Przewróciła oczami.
– Przypomnij mi, jaka była nasza piosenka? – zapytała, z roześmianymi oczami.
– Oczywiście „Clair de Lune” Debussy'ego. Jak mogłaś zapomnieć? Może nie ma tam żadnych tekstów z deklaracją miłości, ale jest to żywotna melodia i nasza miłość też taka będzie. – Wybuchła śmiechem i przestaliśmy tańczyć.
– To było naprawdę straszne.
– Wiem – jęknąłem.
– Właśnie wymyśliłeś jeden z najbardziej banalnych tekstów, jaki kiedykolwiek słyszałam. – Ciągle się śmiała.
– Tak. - Potrząsając głową, rozpocząłem taniec jeszcze raz. Nie zauważyła tego, ale poruszała
się bardziej gładko po parkiecie.– Czy miałem rację, co do naszej piosenki?
– Całkowicie. Nie mogłabym wymyśleć nic lepszego – potwierdziła. – Czy twoi rodzice mają dzisiaj chłopców? – zapytała, uśmiechając się.
– Nie, nie dziś. Są z twoimi rodzicami, nie pamiętasz?
– Najwyraźniej nie, odświeżysz mi pamięć? – Uśmiechnąłem się i zgodziłem.
– Oczywiście, kochanie. Twoi rodzice przyjechali dzisiaj rano i po uzgodnieniu, gdzie mają pójść, zabrali ich do zoo.
– Moi rodzice razem? – podważyła.
– Tak.
– Hmm. – Zadumała się.
– O co chodzi?
– Moi rodzice są rozwiedzeni, więc jestem zaskoczona, że zgodzili się pójść razem do zoo, zastanawiam się również, co na to mój ojczym. – Uśmiechnęła się do mnie promiennie, czekając na moją odpowiedź.
– Poszli wszyscy razem. Twój ojciec stwierdził, że chłopcy powinni znać wszystkich dziadków, z obu stron.
– Naprawdę? – Uśmiechnęła się.
– Naprawdę. – Potrząsnęła głową, śmiejąc się, a potem muzyka przestała grać. – Moje gratulacje – powiedziałem.
– Za co? – Bella zapytała zmieszana.
– Właśnie skończyliśmy tańczyć, a ty ani razu nie nadepnęłaś na moją nogę. – Zrozumienie zaświtało jej w oczach i posłała mi wielki uśmiech, po czym mnie przytuliła.
– Jak to zrobiłeś? – spytała zdumiona.
– Pomogłem ci się zrelaksować.
– Dzięki.
– Przyjemność po mojej stronie. – Odeszliśmy na bok i usiedliśmy obok Alice i Jaspera, kiedy nauczyciel tańca ponownie powtarzał kroki z Emmettem i Rose.
– Jeśli będą się tak dalej zachowywać, będę musiała ich rozdzielić – powiedziała Alice, obserwując, jak Rose odepchnęła rękę Emmetta od swojej dłoni.
– No dalej, Rose, kochanie tańczmy! – Emmett skłonił się ekstrawagancko, na co Rose go odepchnęła.
– Z pewnością są trudnymi dziećmi – zgodziła się Bella.
– Czy Rose planuje twój wieczór panieński? – Jasper zapytał Alice.
– Tak, nie mogłyśmy tego powierzyć Belli, jest za dużym świętoszkiem. – Bella posłała jej gniewne spojrzenie i skrzyżowała ramiona. Zrobiła kwaśną minę, co sprawiło, że zapragnąłem ją pocałować.
– No więc uważam, że mamy teraz asa w rękawie – powiedział Jasper, wstając i ciągnąc Alice wraz z nim. Zamienili kilka słów z Emmettem i Rose, na co ci zajęczeli i spojrzeli na mnie i Bellę ze strachem.
– Nie możesz pozwolić Edwinie planować naszej męskiej nocy, Jazz! To niesprawiedliwe – wydyszał Emmett. Zignorowałem to, jak mnie nazwał i to, że Bella się ze mnie wyśmiewała.
– Tak samo jak nie możesz pozwolić Belli - zakonnicy planować naszych dzikiej imprezy, Alice! – zawołała Rose.
– Jeśli tak, to wy dwoje musicie się jakoś zachowywać – odrzekła panna młoda. Rose wściekała się jeszcze przez kilka sekund, po czym wyciągnęła rękę do Emmetta.
– Dobrze, tańczmy. I pamiętaj, co powiedziałam, żadnego niewłaściwego dotykania, w przeciwnym razie zadbam, byś nie mógł mieć dzieci – Emmett uśmiechnął się radośnie i podszedł, biorąc jej dłoń w swoją, a drugą umieszczając na talii dziewczyny.


Nauczyciel tańca widząc, że już się ustawili, puścił muzykę, a Jasper i Alice przyłączyli się ponownie do nas. Niespodziewanie zatańczyli bez jednego błędu, obrażania lub piorunujących spojrzeń. W rzeczywistości wyglądali naprawdę dobrze i wykonali to jak profesjonaliści.


Alice była z siebie bardzo zadowolona, że w końcu ustawiła ich w miejscu, a ja i Bella tylko się im przyglądaliśmy. Nadal siedzieliśmy, zaś druga para dołączyła na parkiet.


– Nigdy nie będę taka dobra – powiedziała Bella, obserwując całą czwórkę, tańczącą bez wysiłku.
– Tak, będziesz – odpowiedziałem, pochylając się i umieszczając łokcie na kolanach. – To nam zajmie trochę czasu, ale dokonamy tego.
– Wątpliwe .
– Miej we mnie trochę wiary, Bello. – Obróciła się i uśmiechnęła się lekko.
– Sądzę, że muszę, w końcu jesteś moim mężem. – Zadowolona wstała i wyciągnęła rękę. – Zatańczymy?
– Myślę, że to świetny pomysł, pani Cullen. – Biorąc ją za rękę, wróciliśmy na parkiet, uśmiechając się z powodu naszych własnych żartów.
– Dziękuję za kartkę. – powiedziała Bella, kiedy ćwiczyliśmy niektóre kroki fokstrota.
– Ach, pomyślałem, że Ci się spodoba. – Niewinnie się do mnie uśmiechnęła i pokiwała głową.
– To było słodkie. Gdzie to znalazłeś?
– To może być nieco szokujące, ale było na wystawie, to była pocztówka, ostatni egzemplarz – odparłem.
– A czy naprawdę wierzysz w to, co tam napisałeś? – Uśmiechnąłem się.
– O nas i o tym, że powinniśmy mieć córkę? Oczywiście. – Roześmiała się lekko.
– I jak byśmy ją nazwali? – Bella zapytała, patrząc w moje oczy.
– Nazwalibyśmy ją… eh, teraz twoja kolej, aby wybrać. Wybrałem imiona chłopców, więc Ty możesz wybrać dla dziewczynki.
– Dałabym jej imię po moich dwóch najlepszych przyjaciółkach.
– Co? Przepraszam bardzo, ale nie nazwiemy naszej córki Rice – zaprotestowałem. Wywróciła oczami i kontynuowała.
– Nazwałabym ją Rosemary.
– No cóż, teraz jestem naprawdę zagubiony. Wiem, że Rose jest Twoją najlepszą przyjaciółką, ale kto to Mary?
– Pełne imię i nazwisko Alice, to Mary Alice Brandon. Więc dziecko miałoby imię Rosemary, w skrócie ROE.
– Roe Cullen – powtarzałem w mojej głowie. – Tak. Podoba mi się. Więc teraz mamy pięcioosobową rodzinę.
– Na to wychodzi.
– A niech to, mam dobre umiejętności taneczne.
– Co sprawia, że tak twierdzisz? – Uniosła brew.
– Nawet nie zauważyłaś, że byłaś tyle razy w ciąży i to za moją sprawą. – Przewróciła oczami i szturchnęła mnie w ramię. Zaśmiałem się, po czym kontynuowaliśmy taniec we względnej ciszy. Cieszyłem się z możliwości bycia tak blisko niej.
Całkowicie źle ją oceniłem, zanim się spotkaliśmy. Myślałem, że Bella będzie przeszkodą w planowaniu tego ślubu, ale okazała się wybawieniem, zawsze mi pomagała i dawała uczciwą opinię. Dodatkowo wydaje się, że nasz żart rodziny pasuje do wszystkiego, co robimy. Kto by powiedział, że z powodu oświadczyn Jaspera, uzyskam fikcyjną rodzinę z trojgiem dzieci? Na pewno nie ja.


Następną rzeczą, o której się dowiem, będzie to, że mamy zwierzątko i dom na przedmieściach, z idealnie zieloną trawą i białym płotem – wszystko fikcyjne. Szczerze powiedziawszy, myślę, że bezwiednie tańczymy na krawędzi noża. To było jak złe balansowanie, tylko czekające na to, aby coś się nie udało.


Nie mogę zaprzeczyć temu, że Bella mnie pociąga i chciałbym ewentualnie stworzyć z nią związek, ale w tej chwili jesteśmy tylko przyjaciółmi. Przekraczanie tych granic, bez wątpienia doprowadziłoby w końcu do katastrofy. Ciągle mam z nią jeszcze do zaplanowania ten ślub i spotkanie jej potem na przyjęciu, tak więc nie ma sensu psuć wszystkiego i znaleźć się w sytuacji nie do zniesienia dla nas obojga.


Mimo że wszystko jest uczciwe i zrozumiałe, wciąż nie mogę powstrzymać umysłu od rozmyślania nad pocałunkiem z nią, zwłaszcza kiedy z takim trudem skupiała się na prawidłowych krokach. Jest w niej coś takiego, że chcę się dowiedzieć co. Chociaż wątpię, że kiedykolwiek będę w stanie. Jest jak zagadka, którą staram się rozszyfrować.


Tajemnica, w każdym razie. Nie mogę jej rozpracować. Zawsze mogę przewidzieć reakcje osób, które znam, ale z nią mam problem. Trzyma mnie w niepewności i po prostu nie wiem, czego mam się spodziewać w następnym momencie. Na przykład wtedy, gdy wracaliśmy z oglądania lokali. Nigdy nie wziąłbym jej za taką, która mówi we śnie, faktycznie bardzo mnie przestraszyła kiedy coś powiedziała, ale to był świetny wgląd w jej myśli.


Bella potargała moje włosy i pocałowała w policzek, przerywając moje myśli. Pożegnaliśmy się i obiecała, że się wkrótce zobaczymy. Jej wyrazy sympatii nie były takie jak w stosunku do kochanka, ale przyjaciela. Wzdychając, uświadomiłem sobie, że najbliższe kilka miesięcy będę spędzał na pracy z kimś, kogo bardzo lubię, odsuwając na bok namiętność i pożądanie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ukos
Zły wampir



Dołączył: 07 Wrz 2008
Posty: 487
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 12:56, 03 Sty 2010 Powrót do góry

Coś mnie ten żart z małżeństwem zaczyna nużyć. Ile można?
Ale to zarzut w stronę autorki, do Ciebie mam inne "ale". Niestety, ale rozdział jest bardzo słaby stylistycznie.

Cytat:
To było jak złe balansowanie, tylko czekające na to, aby coś się nie udało.

Ała... To zdanie rani moje oczęta i umysł starający się dociec, o co właściwie chodzi.

Albo taki kwiatuszek:
Cytat:
Mimo że wszystko jest uczciwe i zrozumiałe, wciąż nie mogę powstrzymać umysłu od rozmyślania nad pocałunkiem z nią, zwłaszcza kiedy z takim trudem skupiała się na prawidłowych krokach.

Powstrzymywanie umysłu od rozmyślania? Brrrrr

Ogólnie cały tekst jest niedopracowany - przypomina mi pierwszy rozdział, a przecież kolejnymi pokazałaś, że potrafisz ładniej. Składam to na karb braku czasu i okołoświątecznego zamieszania. I nie ukrywam, że liczę na powrót do wyższej formy.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Nie 21:57, 03 Sty 2010 Powrót do góry

ukos, faktycznie jakoś nie zauważyłam bliźniactwa :P
hm, mnie akurat nie nuży i nie nudzi, raczej bawi i to bardzo...
lubię autorów, którzy zaczynają dobry żart i od czasu do czasu powtarza... całkiem ciekawy zabieg... uroczy i przydatny... humor jest potrzebny, bo to w końcu komedia romantyczna ma chyba wyjść w efekcie :)

okropna przewaga dialogów nad opisami, ale póki są takie hm, takie zabawne :)

jakieś tam błędy dobre... no i napisałabym Edwinowi... - raczej w tej formie... ale ogólnie się nie czepiam
oczekuję następnego rozdziału :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kakunia
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Polski :)

PostWysłany: Pon 17:11, 04 Sty 2010 Powrót do góry

– Nie możesz pozwolić Edwinie planować naszej męskiej nocy, Jazz! To niesprawiedliwe – wydyszał Emmett. Zignorowałem to, jak mnie nazwał i to, że Bella się ze mnie wyśmiewała.
– Tak samo jak nie możesz pozwolić Belli - zakonnicy planować naszych dzikiej imprezy, Alice! – zawołała Rose.
.

Świetny fragment, widać jak Bella i Edward do siebie pasują.

– Sądzę, że muszę, w końcu jesteś moim mężem. – Zadowolona wstała i wyciągnęła rękę. – Zatańczymy?
– Myślę, że to świetny pomysł, pani Cullen. – Biorąc ją za rękę, wróciliśmy na parkiet, uśmiechając się z powodu naszych własnych żartów.
Kto by powiedział, że z powodu oświadczyn Jaspera, uzyskam fikcyjną rodzinę z trojgiem dzieci? Na pewno nie ja.


Kolejny dobry pomysł z tą rodziną, ale gdzieś czytałam coś podobnego.

Jednym słowem SUPER.
Weny życzę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
negatyw.
Nowonarodzony



Dołączył: 04 Sty 2010
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: bierze się ciemność?

PostWysłany: Pon 22:21, 04 Sty 2010 Powrót do góry

Idealny tekst na poniedziałkową randkę z matematyką. Nieważne jaką będę miała ocenę na koniec roku! Nieważne, że nie dostanę się do wymarzonej szkoły! Edward i Bella są małżeństwem z trójką dzieci! To jest ważne! Ach. Tak bardzo uwielbiam takie miłe, przyjemne opowiastki. Lala. Mam po nich taki świetny humor, że aż tańczyć się chcę. Lala.
Pozdrawiam,
negatyw. Lala.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Reilee
Zły wampir



Dołączył: 06 Wrz 2009
Posty: 320
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gloomy Swamp

PostWysłany: Pon 22:27, 04 Sty 2010 Powrót do góry

Cytat:
przypomina mi pierwszy rozdział, a przecież kolejnymi pokazałaś, że potrafisz ładniej.

Ukos, to ja zastrajkowałam...

Lubię to opowiadanie, bo jest słodkie, ale faktycznie, też mam nadzieję, że niedługo skończą z tym żartem xD i zacznie się COŚ dziać ;)
Rosalie i Emmett mnie rozbrajają ^_^

Ivett, powodzenia ;)
[następny rozdział ruszę dopiero w poniedziałek, wybaczysz mi prawda? :p mam nadzieję, że jest taki jak się umawiałyśmy, bo jak nie to będę gryźć, mniam mniam! XD]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ivett
Nowonarodzony



Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: tam gdzie na mapie kończy się papier...

PostWysłany: Wto 22:40, 26 Sty 2010 Powrót do góry

Przepraszam za poprzedni rozdział... Mam nadzieję, że ten będzie już lepszy.

Miłego czytania! :)



Rozdział VI: Niedoświadczony

Tłumaczenie: Ivett
Beta: Ilciak - wieeeelkie DZIĘKUJĘ! :D

Również chomik -> [link widoczny dla zalogowanych]

PWB

– Oni są do kitu! – oświadczyła Rose. – Nie możecie mieć ich na przyjęciu.
– No nie wiem, właściwie to mnie się podobają – odezwał się Emmett.
– Nikogo nie obchodzi to, co myślisz – wyrzuciła z siebie Rose, żeby Emmett się zamknął.
– Oh, widzieliście tę sukienkę? Była wspaniała, przewiń Jazz. – zawołała podekscytowana Alice, kiedy wszyscy siedzieliśmy przed telewizorem w mieszkaniu Emmett’a, Jasper’a i Edwarda, oglądając nagrania różnych zespołów na wesele.


Na filmie wideo, który obecnie oglądaliśmy, było czterech starszych panów z szorstkimi głosami, którzy byli przekonani, że tak samo mogli tańczyć, jak i śpiewać, więc wykonywali dziwne ruchy biodrami na ekranie. To było kręcone na jednym z wesel, na których grali, więc mieliśmy również widok na szczęśliwą parę i ich gości.


– Czas na decyzje – powiedział Jasper, zatrzymując się na sukni, którą Alice chciała zobaczyć i zwracając się do reszty z nas.

– Podobają mi się! – oznajmił Emmett, wstając i pokazując jego wydanie jednej z ich piosenek, wraz z dodatkiem bioder. Szybko został obrzucony poduszkami i popchnięty na podłogę, gdzie już był cicho.

– Edward?

– Nie ma mowy – powiedział, potrząsając głową.

– Zgadzam się z Edwardem, nie będziecie ich mieć – dodała Rose.

– Alice?

– Nie, myślę, że możemy znaleźć kogoś lepszego. – Tak naprawdę nie mieliśmy żadnej potrzeby wyrażania opinii, w końcu to Alice miała decydujący głos, gdyż Jasper nigdy nie zagłosowałby przeciw niej, wiedząc, że to jest ich ślub.

– Więc już wiadomo, zatem następny zespół. – Jasper zmienił DVD i usiadł z powrotem, naciskając play.


Pokój wypełnił się kiepską wersją „All By Myself” Eric’a Carmana. Był to nietypowy wybór utworu na ślub, albo na cokolwiek. Do czasu kiedy doszli do drugiej zwrotki, Jasper wstał i zmienił płytę. Byli naprawdę straszni.

Obejrzeliśmy ponad trzydzieści różnych zespołów i każdy z nas był coraz bardziej zmęczony. Było kilka takich, na których zgodziliśmy się całą grupą, ale Alice ich odrzucała i znowu zaczynaliśmy od nowa. Do tej pory mieliśmy grupę sześciu zespołów, które byłyby w stanie wystąpić, innymi słowy, kapele które się nam podobały, ale panna młoda powiedziała tylko “może”, żeby nas zadowolić.


– Myślę, że to nie żaden z nich – powiedziała Alice, wyciągając się na kanapie.

– No to co teraz? – zapytała Rose.

– Jutro w klubie zagra kilka zespołów, powinniśmy pójść i je sprawdzić. – Po tym wstała, chwyciła rękę Jasper’a i ruszyli do jego sypialni.

– Czyli ona tutaj zostaje – zauważył Emmett.

– No co ty nie powiesz Sherlock’u – odpowiedziała Rose.

– Chcesz żebym podzielił się moim łóżkiem? – zapytał, uśmiechając się jak dziecko na Boże Narodzenie.

– W żadnym wypadku.

– Oh, no dalej kochanie. Obiecuję, że będę grzeczny i zostanę na mojej stronie łóżka – błagał Emmett.

– A co ty na to, żebyś ty spał na kanapie a ja na łóżku?

– Nie, tak nie będzie – powiedział potrząsając głową.

– Dobrze, ale jeśli mnie dotkniesz, to cię wykastruję – ostrzegła.

– Tak jest, proszę pani – zasalutował Emmett. Wstali i skierowali się do jego sypialni. Rose, czy chce się do tego przyznać, czy nie, to i tak go lubi. Było to oczywiste po tym jak znosiła ostatnie wydarzenia. Stara Rosalie walczyłaby dotąd, aż by wygrała łóżko dla siebie, ale ta nowa poddała się bardzo łatwo.

– Możesz wziąć moje łóżko, tylko pozwól mi się przebrać – powiedział Edward, wstając.

– Oh nie, nie martw się, po prostu wrócę do domu – rzekłam biorąc płaszcz.

– Bello, ale jest w pół do dwunastej w nocy – zmarszczył brwi.

– Wiem, ale nic mi się nie stanie. – Ubrałam płaszcz i chwyciłam torebkę.

– Po prostu tu zostań.

– Nie trzeba, idź spać. Zobaczymy się później.

– Przynajmniej pozwól mi ciebie odwieźć. Będę czuł się znacznie lepiej, wiedząc, że dotarłaś bezpiecznie – powiedział Edward, trzymając mój nadgarstek.

– Nie ma potrzeby.

– Proszę? – Wywróciłam oczami i skinęłam głową.

– Dobrze, ale nie musisz tego robić.

– Wiem. – Zabrał kluczyki ze stolika i wyszedł ze mną z mieszkania. – Ale chcę.


Zeszliśmy na parking we względnej ciszy i wsiedliśmy do samochodu. Edward odjechał od apartamentowca i skierował się w kierunku centrum, aby zabrać mnie do domu. Wyglądał dobrze w ulicznym świetle, przy którym jego włosy stały się ciemniejsze i były w jeszcze większym nieładzie niż zwykle. Byłam tak pochłonięta myślami o nim, że nie usłyszałam nawet kiedy zadał mi pytanie.


– Przepraszam? – zapytałam lekko oszołomiona.

– Zapytałem, co sądzisz o zespołach, których słuchaliśmy – powiedział z uśmiechem.

– Oh… eh, niektóre były niezłe. Większość z nich była okropna, ale tego się spodziewałam. Mam nadzieję, że jutro wieczorem będzie lepiej.

– Masz na myśli dzisiaj? – Spojrzałam na tablicę rozdzielczą i uświadomiłam sobie, że było już po północy.

– No tak, dzisiaj. – Delikatna muzyka wypełniła auto na resztę podróży. Wszystkie kawałki były grane na pianinie, tak jak te, które już kiedyś już słyszałam, jednak nie mam pojęcia kto grał.

– Edward?

– Tak? – Jego oczy były wpatrzone w drogę, ale odwrócił się by ze mną rozmawiać.

– Kto to gra?

– Na płycie? – Spojrzałam na jego profil, podziwiając jego silną szczękę, nos, usta i oczy. Chciałam go strasznie pocałować.

– No to chyba ja.

– Ty?

– Tak, ja.

– Nie wiedziałam, że potrafisz grać na pianinie.

– Jest dużo rzeczy, których o mnie nie wiesz… jeszcze.

– O! Powinieneś zagrać na przyjęciu – skomentowałam.

– Już tego próbowałem. – Zachichotał. – Ty chcesz być fotografem, a ja muzykiem, ale się nie zgodzili. – Potrząsnął głową. – Więc utknęliśmy na planowaniu całej imprezy, zajęciu którego nikt z nas nie chciał.

– Przypomnij mi, dlaczego się z nimi przyjaźnimy?

– Kto wie? – Uśmiechnął się Edward.

– Możesz się tutaj zatrzymać – powiedziałam, szykując się do wyjścia.

– Jesteś pewna? Mogę cię odprowadzić i upewnić się, że dotarłaś cała – zaoferował.

– Tak, nic mi nie będzie. Dzięki. – Pochyliłam się, pocałowałam go w policzek i wysiadłam, po czym ruszyłam do mieszkania.
Pocałowanie go było niemądre. W pewnej chwili chciałam się przesunąć i pocałować go w usta. Byłby to niesamowity błąd. Nasza przyjaźń musi się trochę uspokoić, jednak jest to trudne, bo jutro będziemy się widzieli i planujemy razem ten ślub.


Nie ważne co czuję do Edwarda, muszę to odepchnąć i zamknąć na klucz. Jeśli Rose zdołała utrzymać swoje uczucia co do Emmett’a, to z pewnością mogę zrobić to samo. Mam na myśli, że to nie powinno być takie trudne. Wszystko co muszę zrobić, to nie wyobrażać całowania się z nim lub moich rąk w jego włosach oraz modlić się, że nie będzie robił nic nieodpowiednio seksownego. W przeciwnym razie będę skazana na porażkę.

Najwyraźniej Bóg nie słuchał moich modłów. Kiedy pojawiłyśmy się w klubie, żeby spotkać się z chłopakami, gdzie miały grać zespoły, moje kolana zmiękły. Edward wyglądał bardzo dobrze, wręcz nieprzyzwoicie dobrze. Miał na sobie czarną koszulę z rękawami podwiniętymi do łokci i szare dżinsy z czarnymi butami, ale było coś w sposobie jakim wyglądał w klubie i jak się do mnie uśmiechał.


– Bello, no idź – zażądała Rose zza mnie, kiedy szłyśmy przez tłum ludzi do miejsca, gdzie siedzieli chłopaki.

– Rose, kochanie! – krzyknął Emmett, kiedy nas zobaczył. – Cholera, czyż nie wygląda fantastycznie – Jego oczy wędrowały po jej ciele, a ona kochała każdą tego sekundę. – Napijesz się?

– Tylko jeśli ty stawiasz.

– Oczywiście. – Uśmiechnął się i poszedł do baru.

– Czy zaczęli już grać? – zapytała Alice, przeskakując przez Edwarda i siadając na kolanach Jasper’a.

– Jeszcze nie, ale już niedługo.

– Dobrze, że nic nie przegapiłyśmy. Bella prowadziła i jechałyśmy prędkością babci – prychnęła Rose.

– To jest niedomówienie. Jestem zaskoczona, że nie dostałyśmy mandatu za tak wolną jazdę. – Posłałam im obu gniewne spojrzenie.

– Nie, nie ma żadnej potrzeby żeby mi dziękować za to, że zgodziłam się być trzeźwa, abyście mogły pić – odrzekłam. Alice i Rose jednocześnie wywróciły oczyma.

– Dziękujemy Bello – zgodziły się.

– Czas na drinki – ogłosił Emmett, podając szklanki i dwa soki pomarańczowe. – Kto prowadzi?– Zgłosiłam się razem z Edwardem i otrzymaliśmy nasze napoje. – Okej, czas na picie!


Rose wzięła jednego i wypiła za pierwszym razem, a potem odstawiła kieliszek z hukiem. Następnie oblizała usta by przedłużyć cały proces. Z tego, że siedziałam obok Emmett’a, usłyszałam jak ciężko wciągnął powietrze, kiedy to oglądał.


– To było cholernie seksowne – wyszeptał zanim sam wypił swoją kolejkę, nie spuszczając wzroku z dziewczyny.

– Oh, zaraz zaczynają! – zapiszczała Alice, wiercąc się na kolanach Jazza, co doprowadzało go do szaleństwa.


Zaczęło się od serii akordów na gitarze, po czym dołączyła perkusja. Ludziom pod sceną, tak jak i Alice, bardzo się to podobało. Wokalista był całkiem wysoki, ponad sześć stóp, i miał brązowe włosy oraz ładną twarz. Uśmiechnął się do tłumu, a potem zaczął śpiewać coś, czego nigdy nie słyszałam, ale chcąc być szczerym – było to całkiem niezłe.


– Jest gorący – rozmyślała Rose.

– Co? – Emmett odwrócił głowę, żeby spojrzeć, rozlewając na siebie drinka, prawdopodobnie jednak nie miał nic przeciwko. – Wygląda jak by był z liceum.

– Więc? – Podniosła brwi, czekając na wyjaśnienia, jaki jest jego problem.

– Czy nie jest on zbyt niedoświadczony, nie chciałabyś gościa, który wie co robi?

– Może lubię, kiedy są niedoświadczeni. – Wzruszyła ramionami, ale było to rażące kłamstwo.

Rose nienawidziła facetów, którzy nie wiedzieli co robią w łóżku. Ramiona Emmett’a opadły i przygarbił się oraz zmarszczył brwi, najwyraźniej zirytowany. Usłyszałam delikatne chichot obok mnie, więc się odwróciłam i zobaczyłam śmiejącego się i potrząsającego głową Edwarda.


– Więc spodobało by ci się z Edwardem – powiedział Emmett, krzyżując ramiona.

– Ej! – odparł obrażony chłopak, już teraz się nie śmiejąc.

– Czy ona zamierza się z nim drażnić cały czas? – wyszeptał w moje ucho.

– Prawdopodobnie. – Uśmiechnął się i wywrócił oczami.


Wzięłam łyk mojego soku pomarańczowego, próbując zablokować uczucie drżenia, które biegło w wzdłuż mojego kręgosłupa, gdy Edward do mnie szeptał. Miała to być długa noc, jeśli wszystko toczyłoby się tak dalej.

Po zakończeniu występu, Alice odeszła od stolika, ciągnąc za sobą Rose, a następnie słodziła gościowi, który stał przy drzwiach prowadzących do pokoju, gdzie znajdował się zespół. Chłopak był w ich rękach jak cement, a kiedy Rose się ku niemu lekko pochyliła, otworzył drzwi. Posłała mu uwodzicielski uśmiech zanim odeszła z Alice.


– Jak może lubić facetów bez doświadczenia? – zapytał Emmett, krzywiąc się. Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu na widok jego kwaśnej miny. Cokolwiek Rose próbowała robić, na pewno działało.

– Co jest takie zabawne? – zwrócił się do mnie.

– Nie lubi. Rose nienawidzi mężczyzn, którzy się niedoświadczeni. Lubi, kiedy facet dokładnie wie co ona lubi i jak to zrobić, w przeciwnym razie wyrzuci cię z łóżka i już nigdy się do ciebie nie odezwie.

– Oh – zastanawiał się nad tym przez chwilę. – Więc chciała żebym był zazdrosny?

– Tak mi się wydaje. – Wzruszyłam ramionami.

– Jeśli tak, to możemy grać w to oboje. – Uśmiechnął się promiennie zanim odszedł do innego stolika i wrócił z uderzająco piękną dziewczyną, mającą blond włosy o czerwonawym odcieniu.

– Witam ponownie. – Uśmiechnęła się do Jasper’a i Edwarda.

– Bello, to jest Tanya, znamy ją ze szkoły. Tanyo, to jest Bella, druhna – przedstawił Jasper.

– Cześć – powiedziałam, lekko się uśmiechając.

– Witaj.

– Tanya ma mi pomóc, aby Rose zrobiła się zazdrosna – powiedział Emmet, a Edward prychnął.

– I jak to planujesz zrobić, Tanyo?

– Słuchaj, nie chcę się w to wtrącać, ale Emmett powiedział, że postawi mojemu stolikowi dwie kolejki drinków jeśli przyjdę, usiądę na jego kolanach, będę szeptać mu do ucha i dotykać jego klatki, a potem mam powiedzieć, że idę do toalety, żeby on mógł za mną pójść. I wtedy da mi pieniądze na drinki i wrócę do przyjaciół – odpowiedziała, wygładzając swoją spódnicę zanim usiadła na jego kolanach i umieszczając ręce za jego głową.

– No i przecież Rose nie wie, kim ona jest, więc wszystko będzie dobrze – bronił swój plan Emmett, kiedy dziewczyny nam machały.

– Wystąpią na naszym przyjęciu – oznajmiła Alice, opadając na kolana Jasper’a.

– Bardzo dobrze – powiedział, całując pannę młodą w policzek.

– No, byli bardzo szczęśliwi, że to zrobią, i nawet jeśli nigdy wcześniej tak nie występowali, zdołałam ich namówić, oferując darmowy posiłek i to, że im hojnie zapłacimy.

– A zdobyłaś numer wokalisty? – zapytałam Rose, kiedy spojrzała na dziewczynę siedzącą na Emmecie.

– Tak, zdobyłam. Jake był bardzo chętny, żeby pójść ze mną na randkę – odrzekła, pijąc kolejny kieliszek.


Tanya i Emmett zachichotali, kiedy jej ręka przejechała po jego bicepsie. Coś do siebie szeptali, po czym dziewczyna wstała i odeszła, posyłając chłopakowi gorące spojrzenie. Podążył za nią jak szczeniak.


– To nie było fajne. Kim była ta kanalia? – zapytała Rose, kiedy tamci nie byli w zasięgu słuchu. Edward napił się swojego soku, aby powstrzymać się od śmiechu, a Jasper potrząsnął tylko głową.

– Nie wiem, jej imię to Tanya – powiedziałam, próbując pomóc. – Dlaczego się tym interesujesz? Myślałam, że dostałaś numer wokalisty?

– No cóż, nie… Ja… Ja myślę, że on miał dziewczynę, bo była tam taka jedna, na imię jej było Leah czy coś w tym stylu, i niedobrze jest odbierać mężczyznę innej, kiedy ta jest tuż obok – powiedziała Rose, wzruszając ramionami i pijąc następną kolejkę. – Idę zatańczyć.

– Oh, ja też! – Alice wstała razem z nią i poszły w razem w tłum.

– Oni muszą się spiknąć – oznajmił Edward, potrząsając głową.

– Definitywnie – zgodził się Jasper.


Chociaż oboje próbowali zwalczyć swoje powiększające się do siebie uczucia, było oczywiste, że to nie działało. Myślałam, że mogę wziąć z nich przykład co do chowania moich uczuć, ale oni sie poddali. Co zostawia mnie z niekończącym się problemem, czy odepchnąć moją przyjaźń z Edwardem i pocałować go, czy usiąść i zostawić to?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Śro 18:15, 27 Sty 2010 Powrót do góry

Cytat:
Co zostawia mnie z niekończącym się problemem, czy odepchnąć moją przyjaźń z Edwardem i pocałować go, czy usiąść i zostawić to?
to usiąść nijak mi tu nie pasuje... jakoś dziwnie ;P

przekomarzanie Emmetta i Rose to chyba najciekawszy element tego opowiadania... :P
jakiś taki wyjątkowo nudny rozdział... zaczyna się robić znów po prostu drętwo... nie ma sensu logicznego między myślami Bells a tym co się dzieje...
spotyka faceta - nic o nim nie wie i od razu zaczyna myśleć o nim... (ja rozumiem myśleć jak o podmiocie seksualnym), ale mieszanie do tego od razu związku musi mieć swój powód... chociaż jedno powłóczyste spojrzenie albo cokolwiek w tym stylu... natomiast słyszymy tylko o tym jaki jest seksowny...
no dobra, mam nadzieje, że będzie coś super w następnym rozdziale :P
dziękuję za tłumaczenie Wink

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Just Maggie x3
Nowonarodzony



Dołączył: 13 Lut 2010
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 1:41, 14 Lut 2010 Powrót do góry

Pani Cullen ^ ^
Ciekawe jak Eduardo zdobędzie Belle.
W końcu mają dzieci xd
Czytając do lałam ze śmiechu.
Nie mogę się doczekać wieczoru kawalerskiego xd
Emmett jest bogiem jeżeli chodzi o seks xd
Ohh...
Czekam na następny rozdział ^ ^



Całuję Maggie


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Doris89
Nowonarodzony



Dołączył: 20 Paź 2009
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grudziądz

PostWysłany: Nie 12:10, 14 Lut 2010 Powrót do góry

Ja tu czekam i czekam na nowy rozdział. Kiedy się on pojawi??


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ivett
Nowonarodzony



Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: tam gdzie na mapie kończy się papier...

PostWysłany: Nie 20:31, 14 Lut 2010 Powrót do góry

Rozdział VII: Mixed Messages

Tłumaczenie: Ivett
Beta: Ilciak :*

I jak zwykle chomik: [link widoczny dla zalogowanych]

Miłego czytania :D

BPOV

- A więc nie planuję nic jeść i dlatego wy tam jedziecie. Chcę żebyście szczerze ocenili, które ciasta smakują najlepiej, a które są okropne – zadeklarowała Alice, siedząc z nami w jeepie Emmetta.

- To co tak dokładnie mamy robić? – zapytałam.

- Tak długo jak mamy dużo jeść, ja w to wchodzę – ogłosił Emmett prowadząc.

- Dobieramy się w pary, idziemy do osobnych pokoi i piszemy, co myślimy o ciastach na tych kartkach. Potem się spotkamy, przedyskutujemy nasze opinie i zadecydujemy, które jest najlepsze na nasze przyjęcie weselne. Ufam waszym kubkom smakowym, więc upewnijmy się, że będziemy mieli dobry tort.

- Alice, przypomnij mi, dlaczego ty nie jesz żadnego ciasta? – zapytał Jasper.

- Bo nie chcę przybrać na wadze, kiedy ciągle mam przymiarki sukni ślubnej.

- Jesteśmy na miejscu! – zawołał Emmett, parkując jeepa obok piekarni.


Weszliśmy do środka i zostaliśmy poprowadzeni do różnych pokoi. Mnie i Edwarda posadzono w dwa krzesła i kazano chwilę poczekać, nim ciasta będą przyniesione. Poczęstowano nas szampanem, po czym zostaliśmy sami w jasnokremowym pokoju, w którym można było zobaczyć różne ozdoby.


Zanim którekolwiek z nas mogło coś powiedzieć, do pomieszczenia weszły trzy dziewczyny z tacami. Każda miała pojedyncze kawałki ciasta z widelcem. Niektóre z nich wyglądały bardzo smakowicie, kiedy inne były okropne. Jednak musiałam pamiętać, że to smak się liczy, nie jak się prezentuje. Ale Alice pewnie chciałaby też ładny tort.


- Smacznego! – powiedziała jedna z dziewczyn, uśmiechając się promiennie do Edwarda, zanim nas zostawiła.

- Więc, od którego chcesz zacząć? – zapytał Edward.

- Ty wybieraj. – Pokiwał głową i podał mi kawałek razem z widelcem.


Było przepyszne, lekko migdałowe, chociaż tych fanem nie jestem, ale i tak smakowało dobrze. Edward zachichotał i wziął widelczyk, by spróbować samemu. Uśmiechnął się i pokiwał głową, zanim podał mi kartki, o których nam mówiono, wraz z długopisem. Miałam zaznaczyć kolumnę, którą myślałam, że najlepiej oceniała smak ciasta. Opcje różniły się od tych jak bardzo ci smakowało, do tych jak ci nie smakowało.


- To ciasto marchewkowe – powiedział Edward po spróbowaniu.


Kontynuowaliśmy jedzenie i ocenianie ciast, jak i picie szampana. Przy niektórych kawałkach nasze opinie były jednogłośne, po prostu smakowały okropnie. Były również takie, przy których się nie zgadzaliśmy, a mianowicie, ja myślałam, że były dobre, a Edwardowi w ogóle nie smakowały lub odwrotnie.


- Jak wam idzie, znaleźliście już coś, co wam smakuje? – zapytała jedna z dziewczyn.

- Tak, jest parę takich. – Edward podał naszą kartkę, a dziewczyna razem z koleżankami zabrały stare tace i odeszły, żeby przynieść coś lepszego na drugą turę.

- A więc, ty i twoja narzeczona macie podobne gusta, zatem nie ma zbyt dużego wyboru – powiedziała dziewczyna, wchodząc ponownie do pokoju.

Edward odwrócił się do mnie, uśmiechając się. Wziął moją dłoń i pocałował ją. – Tak, moja narzeczona i ja bardzo dobrze się dogadujemy. - Kelnerka umieściła tacę na stoliku i zostawiła dla nas kolejną butelkę szampana, po czym wyszła.

- Więc moja śliczna narzeczono, który chcesz spróbować jako pierwszy? Czy powinienem cię nakarmić? – Puścił oczko i uśmiechnął się, nalewając mi więcej trunku.

- Próbujesz mnie upić? – zapytałam podejrzliwie.

- Ja? Nigdy! – powiedział ze zbyt dużym entuzjazmem. Wywróciłam oczami, ale i tak biorąc łyka.

- Jeśli nie masz nic przeciwko, mój przyszły mężu, mógłbyś mi opowiedzieć jak poprosiłeś mnie o rękę?

- No cóż, jeśli zapomniałaś, to niewiele mogę zrobić, aby odświeżyć ci pamięć. – Poklepał swój nos i uśmiechnął się.

- W porządku, jak taki masz zamiar, to ja nie powiem ci co zaplanowałam na naszą noc poślubną. – Jego oczy błyszczały od humoru.

- Myślę, że mogę się domyślić co będziemy robić.

- Podstawy, tak. Ale to będzie coś więcej niż tylko seks. – Podniosłam brwi, wyzywając go.

- Jestem lekko zaintrygowany, ale myślę, że będę musiał poczekać i wtedy się przekonam. To zabawne, jak z bycia małżeństwem z trójką dzieci, staliśmy się narzeczeństwem, zależnie od sytuacji. Jeśli dobrze pamiętam, to już powinniśmy mieć naszą noc poślubną.

- Tak jak powiedziałeś, zależy od sytuacji, a w takiej jeszcze nie mieliśmy. – Uśmiechnął się i pokiwał głową.

- No to kiedy odzyskam moją nieodparcie seksowną żonę, która nosiła moje dzieci? – zapytał z taką intensywnością w swoich oczach, jakiej wcześniej nie widziałam.

- Kiedy będziemy musieli udawać, że jesteśmy małżeństwem.

- Nie mogę się doczekać.


Ignorując sprzyjający do flirtowania nastrój, w którym się znaleźliśmy, wróciłam do próbowania ciast i w końcu zdecydowałam, który smakuje mi najbardziej, z delikatnym i puszystym maślanym kremem wypełniającym ciasto maderskie. Edwardowi również ten przypadł najbardziej do gustu, więc poszliśmy do drzwi obok, aby sprawdzić, co u Rose i Emmetta.


Zamiast powiadamiać ich o naszym towarzystwie, staliśmy w drzwiach obserwują ich. Nawet nie było mowy o tym, by nas zauważyli, bo byli tak zajęci sobą.


- A ten smakuje tak jak ty, tylko, że nie aż tak dobrze – powiedział Emmett, pochylając się i karmiąc ciastem Rose.

- Jest przepyszne.

- Tak jak ty. – pomyślałam, że w przypadku Rose, to wywróciłaby teraz oczami, ale zamiast tego pochyliła się, przyciągnęła do siebie Emmetta i pocałowała go delikatnie, a jednak z pasją, w usta.

- Myślę, że powinniśmy ich zostawić – wyszeptał Edward w moje ucho, przy czym jego dłoń znajdowała się na moich plecach. Zgodziłam się i ruszyłam za nim, właściwie nie pamiętając co powiedział, gdyż moje myśli krążyły wokół jego ręki.

- No to który wam smakował? – zapytała Alice, siedząc naprzeciwko Jaspera i obserwując jak zjada kawałki ciasta.

- Ten był najlepszy – powiedziałam, wskazując właściwy na ich tacy. Jasperowi schodziło o wiele dłużej, żeby przebrnąć przez nie wszystkie, gdyż Alice kazała mu opisywać każdy kęs bardzo szczegółowo, włączając w to smaki i fakturę.

- Zgadzam się, Alice, myślę, że ten jest dla nas idealny – powiedział natychmiastowo Jasper. Wyglądał jakby było mu trochę niedobrze od tych wszystkich słodkości, i jestem pewna, że mówił tylko tak, żeby wymigać się od jedzenia czegokolwiek więcej.

- Być może… ale musimy jeszcze poczekać na to, co mają do powiedzenia Rose i Emmett. – Wyskoczyła ze swojego krzesła i poszła do drzwi obok, przyprowadzając wspomnianą dwójkę.

- Który wam najlepiej smakował?

- Ciasto czekoladowe z polewą lukrową – powiedział Emmett, patrząc na ich nietknięty kawałek.

- Nie, mnie nie smakował – stwierdziła Rose, odsuwając się od Emmetta i przeszukując stół. – Ten – powiedziała, pokazując ten sam, co Edward i ja.

- Okej, Jazz, kochanie możesz mi podać widelec? – zapytała słodko Alice. Wzięła od niego widelczyk, nabrała na niego maleńki kawałek ciasta i włożyła do swoich ust.


To był decydujący moment. Jeśli jej nie posmakował, wtedy zaczynamy wszystko od nowa i mam wątpliwości, co do Jaspera mogącego przetrwać to ponownie.


- To jest to! To jest moje ciasto! – zgodziła się. – Oh, fantastycznie. No to teraz jak już mamy ten właściwy, dam im mój projekt co do wyglądu. – I zaraz po tym była już za drzwiami, szukając jednej z kobiet do pomocy.

- Dzięki Bogu. Chce mi się wymiotować – powiedział Jasper i szybko wstając, rzucił się do drzwi, które prawdopodobnie kryły za sobą łazienkę. Emmett zaczął się śmiać, pożerając w tym samym czasie czekoladowe ciasto, a Rose posłała mu rozbawione spojrzenie.

- Jasper nie cierpi ciast – wyjaśnił Emmett.

- To dlaczego siedział tu ponad godzinę jedząc je? – zapytałam.

- Bo kocha Alice, a ona nie chciała nic jeść, co oznacza, że on musiał.

- Oh, no cóż, to było miłe – powiedziałam, myśląc o tym przez co musiał dla niej przejść.

- Rose, dlaczego masz ciasto we włosach? – zapytała Alicie, gdy wróciła. Ręka Rose powędrowała do tyłu jej głowy i wytarła pozostałości tortu, pytając Emmetta czy już wszystko zniknęło. Wyglądał na lekko zaniepokojonego.

- Ja… eh… miałam to na rękach i musiałam przeczesywać włosy. – Potem nastąpiła swoim obcasem na palce Emmetta, na co on jęknął. Nie przeszło to jednak niezauważone przez Alice.

- Co z tobą nie tak? – Skrzywiła się na niego.

- Po prostu to jest takie dobre – odpowiedział, jedząc więcej ciasta ze łzami w oczach. Było oczywiste, że przeżywa agonię i Rose tak łatwo się nie poddawała. Tak jakby chciała usunąć mu wszystkie palce.

- W porządku, gdzie jest Jazz?

- Tutaj – powiedział, wchodząc i uśmiechnął się do niej z uwielbieniem.

- Zrobiłbyś to dla mnie? – wymamrotałam do Edwarda, kiedy wychodziliśmy.

- Co bym zrobił?

- Coś czego nie cierpisz, tylko po to by mnie uszczęśliwić. Jakby nie było jesteś moim narzeczonym/mężem i takie tam.

- Oczywiście – uśmiechnął się. – Tak długo, jak ty zrobiłabyś to samo dla mnie.

- No cóż, być może… zależy od tego, co by to były.

- Skoro tak, to to samo dotyczy ciebie. – Doszliśmy do jeepa. Alice, Jasper, Edward i ja wsiadaliśmy do tyłu. – Za tobą zawsze moja kochana żono – powiedział Edward z uśmiechem.


Wsunęłam się do auta z Edwardem, który zamykał za nami drzwi. Zapięcie od pasa przy siedzeniu wbijało mi się w tyłek, a moje żebra były atakowane przez łokcie Alice, która siedziała obok Jaspera.


- To jest absurdalne – powiedział Edward. Podniósł mnie i usadził na swoich kolanach, zanim zapiął nas oboje pasem. – Lepiej?

- Eh… tak – powiedziałam, starając się nie rumienić. Za dużo kontaktu fizycznego z Edwardem roztapiało mnie i niestety byłam do niego przypięta, więc mój mózg był bezużyteczny.


Przyrzekam, Emmett specjalnie znajdował każdą dziurę w drodze. W kółko podskakiwałam na kolanach Edwarda i założę się, że było mu ciężko przy mojej wadze. Od czasu do czasu lekko warknął, co było bardzo seksowne, i jęknął kiedy skręcaliśmy, a ja praktycznie prześlizgnęłam się po jego okolicach pachwinowych. Cały czas go przepraszałam, ale wydawało się jakby mnie nie słuchał. Jego oczy były zamknięte, jednej ręki używał do uszczypnięcia grzbietu swojego nosa, a drugą przytrzymywał mnie na kolanach.


- Boże, Bello. Zabijasz mnie tutaj – wyjęczał cicho w moje ucho, podczas gdy inni dyskutowali Bóg wie o czym.

- Przepraszam. Wiem, że jestem ciężka i jak chcesz mogę usiąść z powrotem tam gdzie siedziałam. – Zaśmiał się i potrząsnął głową.

- Nie jesteś ciężka.

- Więc jak cię krzywdzę? – zapytałam zmieszana.

- Nie przestrasz się, ani nie rób żadnych dźwięków – wyszeptał, przyciągając moje ciało tak, że było całkowicie przyciśnięte do jego klatki piersiowej i wystającym problemem w jego dżinsach. Robiłam wszystko co w mojej mocy, by nie krzyknąć, bo nawet nie było mowy o zaalarmowaniu wszystkich o tych małych tarapatach.

- Przepraszam – wyszeptałam ponownie.

- Dlaczego?

- Ponieważ ja ci to zrobiłam i tego nie naprawię. – Łagodnie zachichotał i położył głowę na moim ramieniu, wąchając od czasu do czasu moje włosy.

- W porządku. Myślę, że przeżyję.

- Jak zamierzasz pójść do mieszkania, tak żeby inni nie zauważyli?

- To może być mały problem – wymamrotał. – Jestem pewny, że coś wymyślę, ale słuchaj, co do tego, to przepraszam, że to się stało. Moje ciało jest w tej chwili nie do opanowanie i reaguje na wszystko. To mogło się wydarzyć z każdym i przepraszam, że to byłaś akurat ty.

- Nie ma sprawy – powiedziałam, robiąc grymas, którego na szczęście nie mógł zauważyć.


Zatrzymaliśmy się pod naszym mieszkaniem, więc szybko wysiadłam, nie spoglądając nawet na Edwarda. Naprawdę zraniło mnie to, że było mu przykro ze dostał erekcji przeze mnie. Moje podejrzenia były prawidłowe: lubi mnie tylko jako przyjaciółkę, i na pewno odrzucił myśli o byciu kimś więcej. Właśnie to, co każda dziewczyna chce usłyszeć.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Magal
Człowiek



Dołączył: 23 Wrz 2008
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:39, 14 Lut 2010 Powrót do góry

Ojoj jak się cieszę, że jest nowy rozdział.
Stęskniłam się za tym tłumaczeniem.
Rozdział był dość spokojny, ale spodobał mi się, no może oprócz tej końcówki. Biedny Jezz...
No nic, czekam na kolejny rozdział :)
Ps. a właśnie dziś przeglądałam forum i zastanawiałam się czy tłumaczenie ff zostało porzucone... Ciesze się, że nie


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rainwoman
Człowiek



Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: południe Polski

PostWysłany: Pon 8:24, 15 Lut 2010 Powrót do góry

Wczoraj dopiero dojrzałam to tłumaczenie i przyznam, wciągnęło mnie, choć postać Edwarda jak dla mnie, jest jeszcze niepełna. Może po prostu przywykłam do dość wyraźnie zarysowanych bohaterów, a tu, w tym konkretnym przypadku mam jakieś mieszane odczucia, co nie znaczy, że to jest złe. Czekam jak akcja rozwinie się dalej i jakim pokaże się Edward w kolejnych rozdziałach. Owszem można tu odszukać motywy (chociażby żarty per pani Cullen - jak w Across the ocean) które występują w innych ff, ale to przecież nieuniknione i nie należy traktować tego jako zarzut. Opowiadanie ma całkiem przyjemną aurę, czyta się je lekko, zaskakuje rozwiązaniami i pomysłami, wciąga. Na pewno będę tu zaglądać, śledząc z uwaga losy bohaterów, bo naprawdę jestem ciekawa jak autorka ułoży losy swoich bohaterów.
Jak zawsze życzę weny i czasu, bo to dwaj sprzymierzeńcy :D
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za świetne tłumaczenie.
Deszczowa


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pon 14:40, 15 Lut 2010 Powrót do góry

Cytat:
- Nie przestrasz się, ani nie rób żadnych dźwięków – wyszeptał, przyciągając moje ciało tak, że było całkowicie przyciśnięte do jego klatki piersiowej i wystającym problemem w jego dżinsach. Robiłam wszystko co w mojej mocy, by nie krzyknąć, bo nawet nie było mowy o zaalarmowaniu wszystkich o tych małych tarapatach.
moje wścibstwo żąda odpowiedzi - czy to były małe tarapaty dosłownie ;P

a poważnie... choć chwilami miałam wrażenie, że wszytko się wlecze - dostałam w łeb od kolezanki (tia... niedługo jej ślub), że wszystko do takiej uroczystości trzeba przygotować i nie ma mowy o spieprzeniu czegoś przez niedopatrzenie... i właściwie ględziła tak długo na temat kazdego centymetra kwadratowego sukienki, że te kolejne czynności opisywane przez autorkę nie mają szans mnie znudzić...
całość napisana lekko, ale brakuje mi wdrażania w szczegóły - nie wiemy jak dokładnie smakuja i wyglądają te ciasta... jak wyglądały pokoje... takie tam - w co była ubrana Bella/Alice/Rose i chłopcy...

no dobra - za tłumaczenie dziękuję :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin