|
Autor |
Wiadomość |
Taka_Ja
Człowiek
Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 87 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 16:39, 01 Sty 2010 |
|
Autorko - cudne, okraszone samą słodyczą, harmonijne opisy tworzą rozkoszny nastrój w tym tekście - przesyconym zmysłowością i intymnością. :-)
Tym razem było bardzo ostro. Byłam trochę zaskoczona i oszołomiona tą śmiałością w ukazywaniu namiętności i pożądania. Również muszę przyznać, że cały opis miłości fizycznej, choć bardzo odważny i szczegółowy, zachował w całokształcie ogólną nutę dobrego smaku. Było ekscytująco i intrygująco.
Perspektywa przedstawiania wydarzeń pozwala wyzwalać jeszcze większą ciekawość u czytelnika.
Odrobina niepokoju na zwieńczenie tej części wyraźnie zasiała niepewność. Jestem ogromnie ciekawa, jak wszystko potoczy się w kolejnych częściach.
Czekam na nie niecierpliwie i pozdrawiam, życząc wszystkiego najpiękniejszego w Nowym Roku :wink: :* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Frozen
Nowonarodzony
Dołączył: 22 Lut 2009
Posty: 11 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pią 18:07, 01 Sty 2010 |
|
"za piękne by mogło być prawdziwe" tymi słowami skomentuję ten rozdział.
Dałaś teraz obrót o 180 stopni z tym bólem głównego bohatera, zaskoczyłaś mnie totalnie. Jestem ciekawa jak potoczą się dalsze losy E & B w tej historii.
Karcę się w myślach za to że tak zwlekałam się z przeczytaniem twojej pracy, jest ona tak świetnie i płynnnie napisane że nawet nie zauważyłam kiedy przeczytałam całość :)
Miło poznać FF w którym opisy mnie nie nudzą :)
życzę weny i szczęśliwego nowego roku :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Juliette22
Człowiek
Dołączył: 15 Paź 2009
Posty: 62 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 14 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gliwice
|
Wysłany:
Pią 21:29, 01 Sty 2010 |
|
Yvette89
Ehm ja boginią i muzą? Nie będę się zagłębiać w znaczenie tych słów, na pewno mi do bycia nimi brakuje dość dużo, ale dziękuję :)
Czasem sama zastanawiam się co czuję, czytając ponownie ten tekst. Pomimo, że jestem autorką przyznam iż sama siebie też zadziwiam czasem.
tola
Jak się cieszę, ze komentują też nowe osoby :) Dziękuję Ci!
Tak, ja i moja wyobraźnia... no więc powiem wam, że czasem miksuje mi się tyle pomysłów w głowie iż nie nadążam. Spisuje sobie pomysły na nowe akcje do tego opowiadania i zastanawiam się już nad nowym – też muzycznym, ale o tym kiedy indziej.
Skupiam się puki co na tym opowiadaniu i wiem, że możecie mnie udusić, ale na razie przewiduję 8 może 10 rozdziałów.
villemo
Jesteś tutaj stałym gościem i zawsze napiszesz mi coś miłego! Uwielbiam cię :)
Taka_Ja
I znów :) Możecie mi mówić po imieniu, za młoda jestem na tytułowanie mnie, jestem totalną amatorką :)
Więc pod tym nikiem skrywa się nie kto inny jak Ania – Julia to moje przezwisko, po prostu jestem romantyczką.
Zmieściłam się pod cienką granicą z opisami intymnych scen – ulżyło mi.
Frozen
Zimny nik :) dziękuję, że jednak zajrzałaś tutaj i za komentarz :*
No więc tak, to wasze komentarze są dla mnie natchnieniem i cieszę się, że znów się podobało :)
Na razie mam w głowie 4 różne zakończenia... cóż wciąż nie zdecydowałam się na żadne bo zmieniam czasem już niby gotowy rozdział i wychodzi coś nowego. Są propozycje dwóch HE i dwóch nie HE – zobaczymy.
Z racji tego, że zbliża mi się sesja wielkimi krokami, nie wiem jak to będzie z dalszymi publikacjami.
V r. jest już napisany, naniosę jeszcze tylko kilka poprawek i wysyłam do Cornelie.
Powiem wam tyle o nim, że w większości związany jest z muzyką.
Ale nie byłabym sobą gdyby to było zbyt proste, więc możecie przeżyć lekki szok :)
Merci
za wsparcie, dobre słowa i życzenia noworoczne :)
to będzie cudowny rok :* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Pią 21:50, 01 Sty 2010 |
|
Juliette22 - rozdział zjawiskowy - jak do tej pory każdy... trzymasz się konkretnych metafor i konkretnej tematyki... świetne nawiązania... ha, jak muzyka dla moich oczu ;-)
hm, rozdział bardzo... ja wiem... spokojny... delikatny... sielankowy... potem taki bardziej pod erotykę podchodzący... silniejsza strona Belli i własciwie strona nieznana...
no i jeszcze dość ciekawe zakończenie... które daje nam nadzieje na popsucie wszystkiego - czyli element najciekawszy :) może to brutalne, ale mimo wszystko z przyjemnością dowiem się co się popsuło.... :)
dobra robota :)
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
xKikax
Nowonarodzony
Dołączył: 08 Maj 2009
Posty: 42 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Miasto cudów :)
|
Wysłany:
Sob 1:26, 02 Sty 2010 |
|
Juliette jesteś normalnie boska!
Chociaż muszę przyznać, że Bella-kocica to mi jakoś nie pasowało. Wcześniej była taka 'grzeczna' a teraz taka ostra. Ale i tak bylo wspaniale.
KOCHAM twoje 'wydanie' Edwarda. Jezu...jak ja go kocham! A to twoja zasługa to jasnej ciasnej :)
Ale co ty masz zamiar narozrabiać, co?;) Edkowi coś zrobić chcesz?
Zdecydowanie popieram resztę forumowiczów co do HE, liczę na Ciebie:)
Oby ten Nowy Rok przyniósł ci sukcesów, tak jak Wam wszystkim:)
Pozdrtawiam, K. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
sandwich
Nowonarodzony
Dołączył: 15 Kwi 2009
Posty: 28 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 15:48, 02 Sty 2010 |
|
Długo dochodziłam do siebie po szalonym Sylwestrze, więc dopiero teraz komentarz.
Ten odcinek można by określić w całości jako PWP ale jego delikatnego wydania. Bardzo uważasz by nie być wulgarną w opisach, co akurat w tym opowiadaniu pasuje ze względu na Belle. Choć po tym odcinku zamazuje się jej obraz jako niewinnej, czy wstydliwej. Zresztą, co tu się dziwić, skoro takiego faceta dorwała :P
Wizja Belli-kocicy rzeczywiście nieco nachalna, jakby za szybko, ale domyślam się, że to zasługa jej partnera i jego miłości, pożądaniu, podziwie dla niej. Bella uzewnętrzniła swoją zwierzęca naturę i pokazała swojemu ukochanemu, że jej uczucie ma nie tylko platoniczną stronę ;)
Czyzby Edward był zawałowcem? Albo jakaś ukryta wada serca, hmm...
Pozostaje czekać na kolejny rozdział.
Wracając jeszcze do tej częsci, to świetnie się czytało, piękny styl, działający na wyobraźnie - BRAWO.
Pozdrawiam i życzę dużo dobrego w 2010 roku. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Dzwoneczek
Moderator
Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 231 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Sob 23:26, 02 Sty 2010 |
|
No, jestem.
Jestem tu, rozmarzona, oczarowana, z wypiekami na twarzy, pływam w euforii, gorąco mi...
Podoba mi się. Bardzo. Nie czytałam jeszcze polskiego fanficka z tak przepięknymi opisami erotyki. I pięknie piszesz o miłości. Ładnym językiem. Tak mi się to podoba, że nie będę ci wytykać błędów. Choć trochę ich jest. Głównie w rozdziałach 3 i 4.
Ach, jak mi błogo. tego nastroju nawet nie popsują problemy Edwarda z sercem. Swoją drogą bardzo ładnie ci wychodzi męska narracja. I ładnie nakreśliłaś jego charakter. Tylko jedna uwaga - trochę za dużo zdrobnień. Faceci aż tak ich nie używają. Przede wszystkim w myślach.
Na początku zastanawiałam się, czy jesteś muzykiem. Ale w miarę czytania, stwierdziłam, że nie. Ja jestem :) I wierz mi, żaden muzyk nie napisałby, że osiągający sukcesy kompozytor i dyrygent ma w domu pianino. I w filharmonii też nie ma prawa być pianina, kochana. Tylko i wyłącznie FORTEPIAN. Proces kompozycyjny też nie wygląda raczej tak, jak to opisałaś. Ale nie będę się tego czepiać, bo jest to poetyckie, jest to twoja wizja i zrobiłaś to ładnie. Szanuję to. Tylko z tym słuchem absolutnym to nie jest tak.... Ja akurat jestem posiadaczką takowego. (Sprawa wrodzona). Słuch absolutny to słuch wysokościowy. Polega na tym, że osoba go posiadająca jest w stanie podać bezwzględną wysokość dźwięku, bez odniesienia czyli np. mogę bez kamertonu czt jakiegoś instrumentu po prostu zaśpiewać ci "A" (440 Hz) i to faktycznie będzie A, jeśli sprawdzisz z instrumentem. Ale dość tych wywodów. I tak jest pięknie. Będę dalej czytać. Tak trzymaj, dziewczyno.
Tylko zmień to pianino na fortepian, bo mnie zęby aż bolą...
Pozdrawiam, Dzwoneczek.
EDIT: I bardzo rozbawił mnie ten zielony dywan... |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Nie 11:46, 03 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Juliette22
Człowiek
Dołączył: 15 Paź 2009
Posty: 62 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 14 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gliwice
|
Wysłany:
Śro 20:24, 20 Sty 2010 |
|
SKRZYPACZKA
[link widoczny dla zalogowanych]
Pozdział zbetowany :)
Beta: Maddie
P.S.
Nie zabijajcie mnie po przeczytaniu :*
***V***
*Koncert*
Powitał nas dzień, na który mój zespół czekał z niecierpliwością. Dzień premiery koncertu. Sam wyczekiwałem na niego z utęsknieniem. Nazwałem go „Bella”. Moja uwaga w całości była pochłonięta przez cudną istotę, obok której zbudziłem się dziś rano, z którą dzieliłem pełnię szczęścia.
Wieczorne przedstawienie miało być pełne przepychu. Sala została ozdobiona bukietami kwiatów, zatrudniono dwie dodatkowe osoby do obsługi świateł. Na widownię, którą miała być ścisła śmietanka kulturalna kraju, czekały chłodne wina i drinki oraz przekąska po premierze. Duchowa strawa była niewystarczająca. Wieczór miał być ucztą zarówno dla duszy jak i ciała.
W budynku filharmonii zjawiliśmy się bardzo wcześnie, aby odbyć próbę generalną i dopieścić instrumenty. Wszyscy, bez wyjątku, byli perfekcyjni. Byłem z nich dumny. Z siebie także, zwłaszcza, gdy patrzyłem na moją Isabellę, ten ognisty diament, który oszlifowałem w przepiękny brylant. Miał teraz olśnić publiczność. Nie było najmniejszych wątpliwości, że to zrobi.
Ćwiczyliśmy długo, trochę nerwowo – wszyscy w jakimś stopniu ulegli emocjom tego ważnego wieczoru. Mnie rozpraszała raczej Isabella, tuląca się do mnie co jakiś czas, unosząca słodkie usta ku moim. Wreszcie członkowie orkiestry zaczęli zajmować miejsca na podeście sceny.
Mieliśmy dla siebie półkolistą przestrzeń zamkniętą przed oczami widzów ciężką, purpurową kurtyną. Stałem na ambonie dla dyrygenta i robiłem ostatni przegląd moich „wojsk”. Nie było to potrzebne – doskonale znali swoje miejsca. Z lewej - skrzypce, na wprost altówki, z prawej wiolonczele i kontrabasy. Obok łukami puzony, fagoty, tuby, klarnety, rogi, oboje, waltornie i trąbki. Pośrodku, trochę ukryte – flety: proste i poprzeczne. Po lewej, w głębi, wstydliwie chował się fortepian, w tle harfa, kotły, złociła się perkusja.
Panowie układali poły fraków na wygodnych krzesłach, panie szeleściły taftą sukien. Tu i ówdzie rozlegały się nerwowe kaszlnięcia i szmer kartek partytur. Wolnymi krokami przemierzałem scenę, sprawdzając po raz setny mikrofony, kable, smyki, wyciory i partytury. Już niemal wszyscy byli na miejscach.
Rozejrzałem się, nie było jeszcze najważniejszej osoby. „Pewnie poprawia makijaż!” – pomyślałem, trochę zeźlony. Posłałem basistę, żeby ją znalazł i przynaglił. Pobiegł. W przejściu minął się z sopranistką Rosalie. Zdziwiłem się nieco – nie występowała dzisiaj.
Podeszła do mnie z wyraźnie wymuszonym uśmiechem, wyciągając ręce w sztucznym geście powitania.
- Maestro, jak pan cudownie dziś wygląda! – Jej głos był piskliwy i nienaturalny.
- Dziękuję – odparłem sucho. „Po co tu przyszła? Najwyraźniej chce nam zepsuć koncert.”
- Tak pan kwitnie, taki rumiany! – szczebiotała dalej. Idiotka. – Tak panu dobrze robi ta miłość! Któż by się spodziewał takiego uczucia, prawda? Zadziwiające, jak to dziewczę się w panu kocha. Ale myślę, że wiele dziewcząt zakochałoby się w takim znanym, BOGATYM twórcy...
Nie miałem ochoty słuchać dłużej tych bredni. Wbiłem zimny wzrok w jej krowie, obsmarowane czarną kredką oczy i wycedziłem:
- Proszę już zejść ze sceny pani Hale, zaraz zaczynamy.
Zbladła pod kilogramem różu. Widziałem, jak zacisnęła gniewnie szczękę. Ale uśmiechnęła się sztucznie raz jeszcze.
- Ja tylko chciałam życzyć panu szczęścia w miłości, maestro – Obróciła się na pięcie i tupiąc, zeszła ze sceny. Ale nie zdołała utrzymać złości w ryzach. Gdy odwracała głowę, dostrzegłem jak jej uśmieszek zmienia się w pogardliwy grymas, a w oczach pojawia się gniew.
Wzruszyłem ramionami. Nie mogła zaszkodzić mojej Muzyce. Przeczesałem włosy ręką. Moje myśli skupione na złośliwej Rosalie rozproszyło pojawienie się basisty, a za nim Isabelli. Wyglądała bosko. Taka lekka i zwiewna w swojej lśniącej sukni. Wokół jej smukłej szyi skrzył się tysiącem ogników mój prezent. Makijaż miała dopracowany, faktycznie musiała nad nim spędzić sporo czasu. Nie patrząc na mnie, ruszyła ku swojemu miejscu w pierwszej grupie skrzypiec.
Szukałem jej wzroku, ale uparcie odwracała ode mnie swoje piękne oczy. Udało mi się jednak pochwycić jej spojrzenie i zdrętwiałem. Jej źrenice tchnęły smutkiem, powieki były zaczerwienione. Czyżby płakała? Nagle zauważyłem dziwną bladość jej twarzy, palce zaciśnięte na gryfie jej dziwacznych, jasnych skrzypiec tak mocno, aż zbielały. Poczułem niepokój. Co się mogło stać?
Usiadła na swoim miejscu. Chciałem podejść do niej, zapytać, objąć, ale nie miałem już czasu. Operator świateł krzyknął cicho zza drzwi, że za 2 minuty kurtyna idzie w górę. Nagle zacząłem się bać, że Isabella nie zagra w ogóle, że zemdleje, albo zacznie płakać, że ja sam nie wytrzymam napięcia i przerwę koncert. Wszystkie nerwowe emocje, jakie były udziałem reszty orkiestry przez ostatnie dni i tygodnie, dopadły mnie ogromną falą w kilka sekund. Zesztywniałem, zacząłem się pocić. Wskazówki na zegarze w głębi sceny zaczęły galopować. Ręce mi drżały.
Pochwyciłem niespokojny wzrok jednej z wiolonczelistek. Zauważyła, co się ze mną działo. Odetchnąłem głęboko. Musiałem się opanować. Spojrzałem na Isabellę. Sztywno, ale spokojnie kładła skrzypce na ramię. Poczułem niewielką ulgę. Cokolwiek się działo, nie było widać, aż tak ważne, żeby przerywać koncert.
Oparłem się o swój pulpit. Nuty i pięciolinie wirowały mi przed oczami. Czułem żyłkę drgającą na skroni. Jednak mój oddech powoli się uspokajał. Po chwili spojrzałem już przytomnie na zegar. Pół minuty. Dobrze. Czas na pokrzepienie serc. Uniosłem głowę, siląc się na spokój.
- Moi drodzy – zacząłem. Mój głos był nieco ochrypły, ale poza tym szło mi całkiem zgrabnie. – Gramy dziś dla wymagającej publiczności, ale to wy macie od siebie wymagać najwięcej. Przez ostatnie tygodnie byłem z was dumny. – Fala uśmiechów. Rzadko ich chwaliłem. – I wciąż jestem. Mam nadzieję, że granie tego utworu sprawi wam tyle radości, ile mnie sprawiło jego napisanie. Bawcie się dobrze.
Nie patrzyłem na Isabellę. Chyba obawiałem się tego smutku w jej oczach. Ukłoniłem się mojej orkiestrze i odwróciłem się ku zasłoniętej jeszcze kurtynie. Zastygliśmy w oczekiwaniu. Cichy dzwonek oznajmił, że kurtyna idzie w górę.
Na chwilę oślepiły mnie światła. Bateria reflektorów bezlitośnie cięła nasze twarze gorącymi promieniami. Momentalnie, pot zaczął lać się ze mnie strumieniami. Ludzie na widowni, owiewani prądem klimatyzatora, nie wiedzą, jakim wysiłkiem są występy w prażących promieniach tysięcy watów.
Chwila ciszy... i, niczym rewolwery w starych westernach, zaczęły strzelać flesze aparatów. Jednocześnie na nasze biedne, zgrzane głowy posypała się burza oklasków. Na szczęście nie musiałem się uśmiechać.
Jednak pełne szacunku i podziwu szepty, oklaski i nastrój wyczekiwania dodały mi odwagi. Na chwilę odsunęły ode mnie smutny wzrok Isabelli i zdenerwowanie. Uciszyły gwałtowne, bolesne stukanie serca.
Scena i muzyka były przecież moim żywiołem. Znów to poczułem. Tak żywo, jak zawsze. Byłem młody, pełen dumy i pewności siebie. Zniecierpliwiony tłum czekał na ruch mojej dłoni, na niebiańskie nuty, które spłyną i ukoją dusze zbrukane szarym pyłem codzienności. Zaprowadzę ich ku katharsis. I ku boskości. Jedynie jej posmakują. Ale ta chwila da im ślepą nadzieję, która pchać ich będzie przez resztę marnego żywota.
Jakimże mocarzem stawałem się, stojąc przed nimi w smokingu i z batutą w dłoni, niczym iluzjonista z różdżką. Tak jak on, mogłem im dać jedynie iluzję, ale też właśnie iluzja była tym, czego ode mnie chcieli.
Tradycyjnym gestem zastukałem kilka razy delikatnie w poręcz, która dzieliła mnie od widowni. Uciszyli się momentalnie. Odwróciłem się do orkiestry.
Tak samo jak ja, czuli się pewniej - to, czego się obawiali, już się działo. Nie było po co się bać. Spojrzałem na blade, zdeterminowane twarze. Nie patrzyłem w lewo, na twarzyczkę mojej ukochanej - mógłbym się założyć, że białością dorównywała kartkom partytury. Uniosłem ręce i zaczęliśmy. Spokojnie weszła niemal cała orkiestra.
Pierwsza część koncertu była "moja". Wygrywali więc piękną wiosnę mojego życia - lata nauki i pierwsze miłości. Potem nadeszło gorące, nabrzmiałe owocami lato – emocje polowań na kobiety, rozkosze. Noce spędzone na pisaniu i samotne sączenie drinków. Szalone przyjęcia w objęciach dziwek i alkoholu.
Wszystko ucichło na chwilę i parę pięciolinii opisało to, kim się stałem. Nie tak chciałem siebie postrzegać. Ale jakaś bezsensowna szczerość zadomowiła się - razem z nią - w moim sercu i nie mogłem się już oszukiwać.
Zakończyliśmy pierwszą część. W chwili ciszy rozległ się szmer rozmów za moimi plecami - nie tego się spodziewali? A może są tak poruszeni? Nieważne. Najpiękniejsza część miała dopiero nastąpić.
Rozmowy ucięły się nagle. To Isabella wstała. Gdy odwróciłem się w jej stronę, zrozumiałem milczenie sali. Jej twarz była niemal biała. A oczy. Mały zdrajca w piersi ścisnął mi gardło nagłym bólem.
Jej oczy były czarne od łez. Patrzyła na mnie, więżąc mnie wzrokiem skazańca, przykuwając do miejsca, dręcząc swoim bezmiarem rozpaczy. Nie odrywała ode mnie spojrzenia, sunąc na środek sceny niczym zjawa w swojej czarnej sukni. Cudo zdało się teraz niemal żałobną szatą na bladej skórze mojej divy.
"Co się stało?!" - chciałem zapytać. Chciałem ruszyć ku niej, objąć ją i zmusić te niewypłakane łzy, aby znikły z pięknych oczu. Ale w tym momencie zatrzymała się, wyciągnęła przed siebie swoje wielkie, jasne skrzypce i oparła je na ramieniu. Gryf mierzył we mnie niczym ostrokół. Teraz skrzypce i smyczek – miecz.
Stałem bez ruchu. Nic nie mogłem zrobić. Czy zagra? Nie odwróciła się do sali. Uniosła smyczek do strun, wciąż patrząc na mnie. Orkiestra gwałtownie przyjęła pozycje gotowości. Zorientowali się już, że coś jest nie tak, że nie będę dyrygował. Czekali na pierwszą nutę mojej genialnej skrzypaczki. A ona.
Isabella przeciągnęła smykiem po strunach. Nieco zgrzytliwy, niski dźwięk przeszył dreszczem widownię. Orkiestra przytomnie natychmiast dołączyła do skrzypiec. Ku mojemu zaskoczeniu i ogromnej uldze, grała planowo - pomimo strasznego, jak mi się wydawało, cierpienia.
Teraz ona opowiadała o sobie. Łagodnie opisała swoje krótkie, pełne radości i optymizmu życie. Kwiaty, laurki, skrzypce po dziadku, piosenki i pierwsze sonaty. Śmiech i nieśmiałe marzenia o świecie muzyki. Orkiestra dopełniała te obrazy. Tworzyli razem bogaty, plastyczny świat. Ludzie musieliby być głusi i głupi, aby go nie pojąć i nie pokochać.
Potem wszystkie instrumenty cichły stopniowo, milknąc ostatecznie. Pozostały jedynie skrzypce. Tylko moja piękna, smutna Isabella. Grała bez nut. Patrzyła tylko na mnie. Świat zamknął się na nas dwojgu niczym kopuła. Otoczyła nas bańka ciszy.
Wtedy smyczek nagle załkał. Wiedziałem - to byłem ja. To był moment, kiedy poznała moją muzykę. I zapragnęła. I jej, i mnie. Popłynęła cicha melodia. O nieśmiałości, upartych ćwiczeniach, nadziei... że kiedyś będzie na tyle dobra, aby grać u mojego boku. Nieco wstydliwie i cicho skrzypce szepnęły o braku czasu, tysiącu wyrzeczeń, wciąż pustym portfelu... A wszystko dla muzyki... i dla mnie.
Po policzku mojej cudownej skrzypaczki spłynęła łza. Poczułem nagły wstyd. Fala rumieńca zalała moją twarz. Isabella zagrała jeszcze parę nut i zdrętwiałem. Cały skład orkiestry wstrzymał oddech.
Nie grała koncertu. Opowiadała tę samą historię, ale widzianą poprzez wodospad łez. Jak dostała się do mojej orkiestry. Gwałtowne, rozbuchane nuty radości i dumy. Bicie serca, kiedy byłem blisko. Strach i nieśmiałość, wątpliwości - czy sprosta wyzwaniu. Szarpiące duszę dźwięki opisały ból, gdy widziała mój gniew i chłód. Radosne - zachwyt, gdy zapowiedziałem jej solowy występ.
Zdołała nieznanym mi sposobem odegrać wieczór, gdy szykowała się na lekcję ze mną. Miękko oddała szelest grzebienia we włosach, słodki, ciężki zapach perfum, zdenerwowanie.
Już wiedziałem, co nastąpi. Chciałem uciec, schować się przed wzrokiem tych ludzi, którzy za chwilę dowiedzą się, kim jestem naprawdę. Isabella grała nasze lekcje, swoją ufność i niewinność. Okrasiła je nutą goryczy, opowiadając o swej naiwności. I wtedy jej skrzypce zadrżały. Wszedłem w jej życie z butami - z moim pożądaniem, bezczelnością - rozgniotłem jej mały, naiwny światek. Zdeptałem jej radość i uwielbienie. Zmalałem w jej sercu i umyśle z mistrza do rozmiarów karła - szpetnego i godnego pogardy.
Ach, jak to bolało. Nie tylko mnie. Kolejna łza potoczyła się po policzku mojej ukochanej. Ale między nami były jej skrzypce, jej struny, jątrzące nasze dusze żałosnym płaczem. Nie chciała jednak odebrać mi wszystkiego. Smyczek zadrżał opowieścią o nieznanych jej uczuciach, jakie obudziły moje pieszczoty. O pragnieniu i lęku.
Nie zamknęła mnie w brudzie. Zagrała moją skruchę. Jeszcze jedna łza skapnęła na fragment moich przeprosin, który popłynął spod jej palców. Jakimś cudem umiała odtworzyć każdy odcień mojej burzliwej improwizacji z tamtego wieczoru.
Potem powiedziała im wszystkim o naszych wspólnych, pełnych spokoju dniach. Przebrzmiał szelest stronic przeczytanych książek, plusk wypitych drinków, trzask spalonych polan - wszystko przesycone... żalem?
Patrząc na mokre ślady na jej twarzy, wciąż i wciąż zadawałem sobie pytanie: "Dlaczego? Co się stało z moją Isabellą?"
Przerwała te rozpaczliwe myśli nagłym brzękiem strun. Śmiało, wyzywająco wygrywała na nich moje wyznanie, naszą pierwszą, namiętną miłość. Z zaciętymi zębami opowiadała o pragnieniu, czułości i bólu, jakie były jej udziałem. Zmieszane z jakimś dzikim gniewem i rozpaczą, przejmująco targały moją duszą.
Zmierzała ku końcowi. Jasne, toporne skrzypce odśpiewały pieśń wspólnych poranków, zapach kawy... Włożyła tam nawet kwiaty, nawet czekoladki...
Teraz moment ukończenia koncertu. Wystrzały korków od szampana w jej melodii nie zdołały mnie poruszyć. W napięciu czekałem na finisz, na wyjaśnienie tych łez i bólu, o przyczynie którego nie miałem pojęcia, a który zdawał się ogromnieć z każdą chwilą.
Nadzieja i oczekiwanie narastało w jej nutach - to zbliżał się wielki dzień koncertu. Ale dlaczego w tych dźwiękach pojawiły się fałszywe? Skąd te małe zadry, tkwiące na końcu pięciolinii jak drut kolczasty? Smukła dłoń Isabelli cięła struny szybkimi smagnięciami. Patrzyłem, słuchałem całym sobą, usiłując zrozumieć. Serce ścisnęło mi się niebezpiecznie.
I nagle zrozumiałem. Zazdrość. Złe spojrzenia. Komentarze. Plotki. To wszystko, o czym ja nie wiedziałem, o czym nigdy nie mówiła. Teraz jej skrzypce płakały o bólu, o wątpliwościach, które rodziły się nocą, gdy leżała w moich ramionach. O szpilkach, wtykanych jej chętnie za moimi plecami. Wbijanych w jej małe, ufne serduszko. Rozdzierających je po kawałku.
Gwałtowna fala dźwięków sprawiła, że drgnąłem. Isabella bezlitośnie darła struny smykiem. Nie odrywała ode mnie obłąkańczego wzroku. Chyba łkała. Zagłuszała to kakofonia łamiących się, poszarpanych dźwięków. Już nic nie rozumiałem. Oto działo się coś na moich oczach, coś, czemu nie mogłem zapobiec. Ta krucha, delikatna istota zwijała się w spazmach bólu, którego nie mogły wypłakać nawet jej wierne skrzypce.
A ja mogłem tylko słuchać. I usłyszałem zawód. I zdradę. I wiedziałem, że to moja wina, cokolwiek się stało, ja byłem przyczyną. To bolało jeszcze bardziej, niż jej rozpacz.
Isabella drżała. Zabrakło jej sił. Smyczek coraz częściej opadał, dźwięki były coraz dłuższe, coraz bardziej płaczliwe i łkające. Nagle wyprostowała się i cięła struny jednym, raptownym ruchem. Opuściła instrument i znieruchomiała. Tylko łzy płynęły nieprzerwanym strumieniem po jej twarzy.
Obezwładniła mnie przepaść bólu w jej oczach. Patrzyliśmy na siebie w bezruchu. Cisza trwała. Miałem wrażenie, że już nigdy się nie skończy.
Ale przerwały ją oklaski. Pierwsze, nieśmiałe, pociągnęły za sobą inne. Po chwili cała sala wstała, oklaskując tragedię mojej skrzypaczki. Bańka wokół nas pękła, powrócił tłum, orkiestra i reflektory.
A oni klaskali. Jaką nienawiść czułem ku tym oprawcom, którzy niczym rzymski plebs oklaskiwali krew i cierpienie. Chciałem wrzasnąć w proteście przeciwko całemu światu. I przeciw temu, co było we mnie. I tak skrzywdziło tę cudowną kobietę z jasnymi skrzypcami w ręku.
Isabella ocknęła się nagle. Bez słowa, bez żadnego gestu odwróciła się i pospiesznym krokiem zeszła ze sceny. Chciałem ruszyć za nią. Powstrzymały mnie przerażone spojrzenia członków orkiestry - zakończyłoby się to skandalem. Ale nie mogłem teraz dyrygować.
Zacisnąłem pięści w gniewie. Ten parszywy tłum trzymał mnie tu. Zmuszał do radowania się razem z nim łzami mojej ukochanej. Czy miałem wyjście? Powstrzymałem drżenie warg i odwróciłem się ku widowni. Powitano to owacjami. Skłoniłem się, dając do zrozumienia, że to koniec występu. Że wszystko odbyło się według planu.
Nikt nie pojął, że żaden człowiek o zdrowych zmysłach nie mógł mieć w planie takiego bólu.
Kłaniałem się w blaskach fleszy. Te dwie minuty zdawały mi się wiecznością. Moje myśli i skołatane serce były na korytarzach, w poszukiwaniu mojej Isabelli. Wreszcie ciężka kurtyna zakryła mój strach przed ludzkim wzrokiem. Zostawiwszy zszokowaną orkiestrę samej sobie, gnany rosnącym przerażeniem, zagłębiłem się w labirynt kuluarów filharmonii.
Wołałem jej imię, zaglądałem do każdego otwartego pomieszczenia, drżąc na myśl, że mogła być w którymś z tych zamkniętych, albo wyjść z budynku. Nie wiedziałem, co się z nią mogło stać, co mogła zrobić. Wolałem o tym nie myśleć. Galopowałem przez kolejne piętra, a moje serce łomotało w proteście.
Kiedy wpadłem do kolejnej z sal dydaktycznych, zamarłem w progu. Na wysokości oczu miałem talię mojej Isabelli.
Nastała ciemność … |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Juliette22 dnia Sob 21:33, 20 Lut 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
sandwich
Nowonarodzony
Dołączył: 15 Kwi 2009
Posty: 28 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 20:29, 20 Sty 2010 |
|
To jakaś telepatia O_o
Byłam na forum 10min temu i zastanawiałam się, co się dzieje ze "Skrzypaczką".
Nie mogłam się wczuć w atmosferę tego rozdziału, chyba zbyt zmęczona jestem (nie dosypiam kilka nocy z rzędu).
Oczywiście, pięknie napisałaś, ale nie czuję tej rozpaczy Belli i wydaje mi się taka nierzeczywista. Skoro tak się kochają, to wystarczyłoby porozmawiać ze sobą i skonfrontować zasłyszane przez Bellę plotki. No, nie wiem...
Wrócę do tego rozdziału, kiedy się wyśpię, może to zmieni odbiór.
Pozdrawiam ciepło i weny życzę. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez sandwich dnia Czw 11:34, 21 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Ewelina
Dobry wampir
Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 58 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P
|
Wysłany:
Śro 20:47, 20 Sty 2010 |
|
Ojojoj, cóż za tragedia! Nie tego się spodziewałam, to była wieka dramat jak dla mnie, jednak poruszyły mnie emocje zawarte w tym rozdziale. Czasami gubiłam się, kiedy Bella grała, trudno było opanować myśli Edwarda. Ale co do jej żalu, to myślę, że Rosalie miała coś z tym wspólnego. A że Bella jest młoda i naiwna...Mam nadzieję, że Edward mimo wszystko przeżyje w Twoim ff i na końcu będzie HE, bo gdyby to się skończyło jakimś dramatem, wiele ludzi chybaby Ci tego nie wybaczyło:)
Weny na pisanie,
PS, bez bety tekst est rewelacyjnie napisany, serio:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
MissCullen
Nowonarodzony
Dołączył: 26 Paź 2009
Posty: 34 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 21:33, 20 Sty 2010 |
|
Dobra... z góry przepraszam za być może mało konstruktywny i niezbyt składny w swej wymowie komentarz, ale wciąż jestem w szoku...
Od kilku dni myślałam o tym, kiedy pojawi się nowy rozdział Skrzypaczki. No i nareszcie jest! I o ile jedna tajemnica (bólów Edwarda) nie została wyjaśniona, o tyle doszła teraz druga.
Masz niezwykły dar oddziaływania za pomocą słowa na emocje innych ludzi (moje na pewno). Przez cały rozdział zimny dreszcz przebiegał po moim ciele, ręce wciąż mam lodowate, a nogi trzęsą mi się jak galareta. Niewiele autorów ff'ów potrafi wywołać we mnie taką reakcję. Tobie się to udało. Fenomenalnie władasz słowem, potrafisz bardzo obrazowo opisać uczucia, a metafora to Twoje drugie imię. Niemal czułam te wszystkie emocje towarzyszące zarówno Edwardowi, jak i Isabelli podczas jej solo.
Co do powodu żalu i smutku Belli, zgadzam się z przedmówczynią, że Rosalie maczała w tym palce. Cóż, zapewne wszystko prędzej czy później wyjdzie na jaw.
Póki co, życzę ogromnych pokładów weny do jak najszybszego napisania kolejnego rozdziału i gratuluję dotychczasowych,
MissCullen. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Dzwoneczek
Moderator
Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 231 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Śro 21:41, 20 Sty 2010 |
|
Czyżby Bella się powiesiła???
Oj, nie chcę takich dramatów...
Boże, dlaczego Bella zawsze musi w tych fanfikach być durna i wierzyć złośliwym ludziom...
Poza tym - opis koncertu - przepiękny. Co za facet, ten Edward w twoim wydaniu!
Wolałabym jednak czytać betowany rozdział. Błędów trochę jest. Prosiłaś o litość, to nie będę cytować. Ale na przyszłość - lepiej poczekać i wstawić betowany. Mnie na przykład błędy rozpraszają... A chciałabym się skupić na treści, na opisach. Pięknych przecież. Niech ich nie psują błędy.
Nie mogę, po prostu nie mogę - durna ta Isabella? Rozumiem, że wrażliwa, ale no, wierzyć komuś takiemu jak zazdrosna d--a, a nie wierzyć temu, czego doświadczyła z Edwardem? Musiała przecież poczuć, ze to było prawdziwe. Czy ona musi być przeważnie taką d__ą wołową???
Weny życzę. Nie kaz nam długo czekać.I wielu cudownych nutek na tym twoim pianinie. :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
villemo
Wilkołak
Dołączył: 29 Sie 2009
Posty: 114 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: wzgórze czarownic
|
Wysłany:
Śro 21:51, 20 Sty 2010 |
|
Dzięki:D Ja uwielbiam ten ff, więc stale tu zaglądam. Wiedziałam, że coś pójdzie nie tak. Co ta małpa Rosalie naopowiadała Belli? Muszę przyznać, że kilka samotnych łez spłynęło po moim policzku, kiedy czytałam ten rozdział. Czytam bardzo dużo książek i opowiadań, przynajmniej staram się, bo to zależy od mojego czasu, ale muszę szczerze przyznać, że takiego opisu muzyki jeszcze nie czytałam. Ja poprostu widziałam Bellę stojącą na scenie w świetle reflektorów, zapłakaną, z ogromnym bólem na twarzy i słyszałam muzykę wychodzącą spod jej smyczka. Nawet nie potrafię znaleźć słów, które dość dobrze opiszą i wyrażą to co czuję. Jednak jedno wiem napewno... bardzo boję się kolejnego rozdziału. Mam złe przeczucia co do zdania: "Na wysokości oczu miałem talię mojej Isabelli". Mam nadzieję, że coś źle zrozumiałam, że Bella nie popełniła samobójstwa... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Taka_Ja
Człowiek
Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 87 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 22:06, 20 Sty 2010 |
|
Pochłonęłam z zapartym tchem Było pięknie, urzekająco, ekscytująco - wspaniale.
Opis koncertu i ta ogromna doza emocji, która pozwalała mi całkowicie się zatracić, naprawdę odczuwać... Słowo jest plastyczne pod Twoim piórem, wszystko wyważone, uwypuklone w odpowiednich miejscach, rysujesz czystą subtelność, głębię w odczuciach bohaterów, które z miejsca mnie zaczarowują.
Świetnie wykreowałaś Edwarda. Wspaniale odczuwa, prawdziwie, głęboko i pięknie - jak na artystę przystało. Duszę ma pełną muzyki, tworzy ją, obdarza nią innych; czuje muzyką i staje się z nią jednością w przepiękny sposób.
Bella już nie tylko jako sens istnienia, ale też jako muza swojego artysty. Charakter ich relacji potrafi wydobywać całe pokłady piękna i niezwykłości uczucia.
To cięcie w zakończeniu potęguje już moją niecierpliwośc w oczekiwaniu na kolejny rozdział tego opowiadania, które urzeka w każdej nowej częsci
Błędów nie wyłapywałam, maksymalnie dałam się pochłonąć treści
Czekam na dalszy rozwój wydarzeń, magię muzyki i kolejne porcje emocji Pozdrawiam :* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
tola
Człowiek
Dołączył: 15 Cze 2009
Posty: 73 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 22:13, 20 Sty 2010 |
|
Przeczytałam i postaram się sklecić jakiś w miarę przyzwoity komentarz, bo konstruktywny to chyba dla mnie teraz za dużo powiedziane.
Może zacznę od ogólnego wrażenia: rozdział jak najbardziej mi się podobał, jak już moje poprzedniczki powiedziały potrafisz naprawdę ładnie opisywać wszystkie uczucia i emocje. Gdy czytałam opis koncertu to cały czas obawiałam się, czy przypadkiem coś nie stanie się Edwardowi, po ostatnim rozdziale dobrze mnie nastraszyłaś. Myślałam, że z tych nerwów znowu wrócą te jego bóle i cały koncert diabli wezmą, a tutaj nic, wszystko się udało. Jednak końcówką mnie zabiłaś, to naprawdę wygląda tak, jakby ona się powiesiła bo przecież nie skakałaby z radości do sufitu żeby Edward miał jej pas na wysokości oczu...
Jeżeli to prawda to Bella jest naprawdę dziwna… w sumie nie byli ze sobą aż tak krótko, żeby tak się przejęła komentarzem Rosalie. Nawet pisałaś, że na próbie skradała mu całusy, a na pewno jeżeli ludzie szeptali po kątach to robili to już wcześniej, a nie dopiero w dzień koncertu, więc trochę by to było dziwne, gdyby ona się dopiero teraz tym przejęła… No nic, poczekamy i zobaczymy. Chociaż swoją drogą wydaje mi się, że powód jej załamania był inny.
Jeżeli uśmiercisz Bellę… no cóż, mam mieszane uczucia co do tego, ale jeżeli masz wszystko przemyślane w związku z tym może być naprawdę ciekawie. Jednak jeżeli Edward będzie do końca życia ubolewał za jej stratą to nie wiem, czy to przetrwam, tym bardziej, że wszystko tak ładnie obrazujesz słowami, coś czuję, że bym płakała razem z nim.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, bo naprawdę warto. Ten twój ff to taka mała uczta dla ducha, że tak powiem. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Czw 18:35, 21 Sty 2010 |
|
świetny koncert - naprawdę bardzo dobry... sposób w jaki opisujesz emocje jest godny pozazdroszczenia... chciałabym wiedzieć jak to robisz, bo robisz to bardzo dobrze...
czuję się emocjonalnie spełniona...
powiało mi bardzo silnymi uczuciami, których dwoje ludzi nie potrafi do końca zrozumieć i opanować... maestro ma swoją przeszłość, której się wstydzi, ale pragnie też rozgrzeszenia... odkrywa się przed światem, ale nikt tego nie rozumie... dla nich to tylko kolejny genialny koncert...
a ona... ona jest w samym środku... ma swoje przeżycia i swoje demony... które atakują ją raz po raz... bezustannie zmuszając do defensywnej postawy... opisuje co czuje... okrasza to emocjami, które on pojmuje bez wyjątku, z którymi nie może teraz nic zrobić... musza poczekać az kurtyna opadnie, ale wtedy jest już za późno..
poleciało mi samobójstwem przez powieszenie... dostałam dreszczy...
czekam na następny rozdział...
nie martw się - nie zabiję cię - chcę wiedzieć co będzie dalej... :P
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Juliette22
Człowiek
Dołączył: 15 Paź 2009
Posty: 62 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 14 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gliwice
|
Wysłany:
Pią 10:54, 22 Sty 2010 |
|
No więc muszę was załamać, albo i nie, otóż nie wiem kiedy pojawi się szósty rozdział...
Z racji tego, że nie skończyłam go pisać – czyli jest w rozsypce – a złamałam sobie prawą rękę, nie jestem w stanie go dokończyć w najbliższym czasie.
Tak wiem, prawie jak Bella, ja i moja niezdarność...
Gips strasznie mi zawadza, nie wspomnę już o sesji i o tym, że te słowa pisze mój chłopak.
Obiecuję, że jak tylko mi go ściągną, to w ramach rehabilitacji skończę go szybciutko i będę błagać o jak najszybsze zbetowanie go.
sandwich dzięki :* czemu stało się i działo tak, a nie inaczej dowiecie się kolejnej części
Ewelina no więc Edward przeżyje :) główny bohater musi żyć, bo w kocu to EPOV :)
MissCullen dzięki :*
Dzwoneczek tak, wiem, przepraszam :* poprawię się następnym razem :) uh te emocje :D tylko spokojnie
villemo wzruszyłam Cię? O jakże mi miło :) co do dalszego ciągu... tajemnica
Taka_Ja, tola ahy i ochy <rozmarzona> dziękuję :*
kirke moja droga :) cieszę się, że tak idealnie streściłaś rozdział miło wiedzieć, że ktoś tą sytuację czuje tak jak ja, dzięki!
Oddana wam Juliette :*
Zaspamuję i polecę wam 3 FF – moim zdaniem warte uwagi Pozdrawiam Autorki :*
Autorskie opowiadanie Cascabel Pamiętać
&
Autorskie opowiadanie new life Senna jawa
&
Autorskie opowiadanie serenithy Mroźny poranek
P.S.
Dobra, a teraz będę niemiła...
No gdzie te ponad 6000 komentarzy?? No gdzie??
Żartuję!!
Ale mam pewien apel :)
Nie bójmy się komentować!! Z tego żyją autorzy FF, z nadziei wlewanej w nasze serca dzięki waszym ciepłym słowom. Dzięki krytyce, poprawiają się. Dzięki nam dostają weny.
Wiem, wiem, KK... Dla mnie to trochę przesadzone.
Jeżeli ktoś z was, ma chęć skomentować mój FF, proszę bardzo. Mogą to być 3 proste zdania, wyraźcie swoją opinię. Może z czasem nauczymy się pisać KK według ram tego znaczenia, ja też, ale nie bójmy się! |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Pilar
Nowonarodzony
Dołączył: 08 Gru 2009
Posty: 4 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 9:28, 23 Sty 2010 |
|
Pod wpływem Twojego apelu postanowiłam zostawić komentarz, bo podziwiam Ciebie, Twoją wyobraźnie i "Skrzypaczkę":)
Po pierwsze- to, co urzekło mnie w tym opowiadaniu, to nieprzewidywalność akcji- przynajmniej dla mnie. Wchodząc na forum nigdy nie wiem, co nam zaserwujesz w kolejnym rozdziale. Przykład? Zakończenie ostatniego rozdziału. Byłam w ogromnym szoku.
Po drugie- Twój opis koncertu, a zwłaszcza występu Belli był po prostu...zniewalający. Czytając go, miałam wrażenie, że sama słyszę to, co ona gra. Jestem pod ogromnym wrażeniem.
Po trzecie- może to banalne, ale uwielbiam Twojego Edwarda i Twoją Bellę. Wiem, że to może trochę oklepane, ale kocham czytać o przemianach ludzi pod wpływem miłości.
Mimo tego, że chcę jak najszybciej zobaczyć nowy rozdział współczuję Ci złamanej ręki. Tak więc życzę szybkiego zrośnięcia:) Pozdrawiam |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Only_Edward
Nowonarodzony
Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 8 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bydgoszcz / Forest in Forks
|
Wysłany:
Czw 1:42, 28 Sty 2010 |
|
Kurczę to się posypał. Mam wrażenie, że Rosalie maczała w tym palce.
Biedna Bells. Ehh- Smutny ten rozdziaŁ : (( |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Melanie22
Nowonarodzony
Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 2 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 0:38, 31 Sty 2010 |
|
Droga Juliette22 miałam nie lada problem żeby się zalogować ponieważ zwykle używam takiego nicku jaki ty masz, (widocznie jesteśmy jakoś podobne ) ale w końcu wygrałam z komputerem i bardzo się z tego cieszę, bo muszę ci powiedzieć, że masz talent dziewczyno! Twoja opowieść jest niesamowita i po prostu nie da się oderwać od czytania jej. Co do ręki to życzę powrotu do zdrowia no i powrotu do pisania oczywiście xDD.
No i znowu się powtórzę jesteś niesamowita i oby tak dalej.
Pozdrawiam- Kolejna fanka "Skrzypaczki"- Julia ;* |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Melanie22 dnia Nie 0:40, 31 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|