|
Autor |
Wiadomość |
Amaranthine
Zły wampir
Dołączył: 10 Lut 2009
Posty: 414 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Dreamland
|
Wysłany:
Sob 14:16, 16 Sty 2010 |
|
Ja również bez zbędnych słów oddaję w wasze łapki kolejny rozdział, jako, że pewnie jesteście już bardzo ciekawi reakcji Belli, gdy przypomniała sobie, co zrobiła .
Oprócz tego bardzo dziękuję za wszystkie komentarze, jednocześnie prosząc o kolejne, które pokazują nam, ze mamy dla kogo tłumaczyć .
* * *
Autorka: crimsonmarie
Tłumaczyła: Amaranthine
Beta: chochlica1
ROZDZIAŁ 6
*BELLA*
Gdy następnego ranka usłyszałam dźwięk alarmu, otworzyłam oczy i jęknęłam, sięgając, by wyłączyć budzik, zanim na powrót zagrzebałam głowę w poduszkach i objęłam je ramionami.
Nie miałam innego wyjścia, jak tylko odgrzebać nadmuchiwany materac, który zalegał na dnie mojej szafy, odkąd się tu wprowadziłam.
Nie był zbyt wygodny.
Tak naprawdę zazwyczaj każdego ranka budziłam się na ziemi, nieważne jak bardzo napompowałam materac wieczorem.
Bolące plecy dawały mi się we znaki przez ostatnie dwie noce. Ktokolwiek sądził, że spanie na podłodze może polepszyć stan kręgosłupa, gorzko się pomylił.
Moje biodra aż wrzeszczały, domagając się, bym zmieniła pozycję. Albo tak właściwie wyszła z domu i kupiła nowe łóżko.
Nie miałam najmniejszego zamiaru wykonać pierwszej z tych czynności, dopóki mój budzik nie rozdzwonił się jeszcze raz i nie miałam już ani odrobiny wolnego czasu, żeby wykonać drugą.
Chociaż cała ta sytuacja mogła mieć wiele wspólnego z faktem, że zeszłej nocy Rosalie zaciągnęła mnie i Angelę na parkiet na dosłownie kolejną piosenkę.
Najwyraźniej uwielbiała każdy kawałek grany przez DJ-a. Mogła nie znać ich tytułu, nie wiedzieć, kto je śpiewał albo jakie były ich słowa, ale oznajmiała, że je uwielbia i przez całą noc nie pozwoliła nam usiąść czy odpocząć.
Ale później kupiła kolejkę drinków i wszystko jej wybaczyłyśmy.
Ziewnęłam, rozciągając ramiona nad głową, kiedy zakopałam nos jeszcze głębiej w szorstki materiał poszewki na mej poduszce. Uśmiechnęłam się do siebie, przypominając sobie, co zrobiłam zeszłej nocy.
Nagle moje oczy się rozszerzyły i błyskawicznie usiadłam, gapiąc się na ścianę przede mną.
O. Mój. Boże.
Pocałowałam go. Zaciągnęłam swój tyłek do jego domu, zapukałam do jego drzwi, a kiedy otworzył, nie zrobiłam nic innego, jak tylko się na niego rzuciłam.
Pocałowałam Edwarda Cullena.
Mojego sławnego sąsiada.
Tego, który wcześniej nie okazywał żadnego zainteresowania moją osobą.
Tego, który powiedział mi też, że nie jest na mnie zły za to, co zrobiłam.
Ale w końcu byłam podpita.
Kto chciałby denerwować podpitą osobę?
Nikt, w tym cała rzecz.
- O mój Boże - jęknęłam, pochylając się do przodu i chowając twarz w dłoniach.
Miałam iść z nim dziś na zakupy.
- O mój Boże! - krzyknęłam, wyrzucając w powietrze zaciśnięte pięści.
On odwzajemnił mój pocałunek.
- O mój Boże! - wrzasnęłam, pochylając się jeszcze bardziej i zwijając się w kulkę na końcu wypompowanego materaca.
Będę musiała się przeprowadzić. Nie ma żadnego sposobu, żeby to naprawić.
Pocałowałam go w szyję.
- O mój Boże - wyjęczałam w szorstką niebieską kołdrę, którą też wyjęłam wcześniej z dna szafy.
Powiedziałam mu, że go chcę.
- O mój Boże – zaskomlałam na granicy łez, zakopując nos w materiale.
Znowu usiadłam prosto, a włosy opadły mi na twarz, kiedy ponownie zagapiłam się na ścianę przede mną.
Powiedział, że jeżeli naprawdę tak myślę, porozmawiamy o tym dzisiaj.
- O mój Boże - wyszeptałam, ciężko przełykając i kładąc dłoń na klatce piersiowej, gdy usiłowałam równomiernie oddychać.
Porozmawiamy o tym. Czyli było coś, o czym mielibyśmy rozmawiać. A to oznaczało, że może, ale tylko może, on też mógł coś do mnie czuć.
- O mój Boże - odetchnęłam, złażąc z materaca i biegnąc do łazienki.
Kiedy stałam w strumieniu wody pod prysznicem z dłońmi zanurzonymi w spienionych włosach, było mi ciężko wyobrazić sobie, jak bardzo wszystko zmieniło się w przeciągu ostatniego dnia.
Przyszłam do pracy długo przed tym, kiedy Jessica nawet pomyślałaby o wstaniu z łóżka, zadowolona, że mogę mieć choćby te kilka godzin ciszy w miejscu, które traktowałam jak drugi dom.
Mogłam w spokoju wypić kubek kawy z Cumberland Farms i przeglądnąć wczorajszą robotę Jessici, poprawiając jej błędy albo zwyczajnie robiąc to, czego ona nie pokwapiła się wykonać.
Gdyby to było jakkolwiek możliwe, wyrzuciłabym ją już dawno temu. Ale po raz kolejny stanowiło to moje jedyne źródło dochodu i nie miałam zamiaru go stracić. Jej ojciec przywróciłby do życia wszystkie moje lęki, a nie chciałam być bezrobotną.
A w dodatku nie mogłam znieść myśli, że przejęłaby księgarnię, w której prowadzenie moja rodzina włożyła tyle wysiłku i uczucia. Szczerze mówiąc, przez to robiło mi się trochę niedobrze.
Myślałam o Edwardzie przez cały dzień. Tak naprawdę niechcący ignorowałam większość klientów, którzy do mnie podchodzili, by poprosić o pomoc, bo byłam zbyt skupiona na jego uśmiechu, albo na wspomnieniu, jak jego oczy rozbłysły, gdy zjadł swój pierwszy kawałek pizzy, albo tym głupim, krzywym uśmieszku, którego nie potrafiłam wyrzucić z głowy.
Nawet kiedy Jessica w końcu się pojawiła, fakt, że spóźniła się bite trzy godziny i w dalszym ciągu będzie żądała, bym jej za nie zapłaciła, nie wyprowadził mnie z równowagi tak, jak zazwyczaj się to działo.
Mniej się tym przejmowałam. To wszystko stawało się żałosne i niebezpieczne, ale tak naprawdę nic mnie to nie obchodziło.
Nie czułam się tak od momentu, kiedy zaczęłam się spotykać z Jakiem. I prawdę powiedziawszy, nawet wtedy to było nic z ogarniającym mnie w tej chwili uczuciem spokoju i potrzeby.
Dzień dosłownie przeleciał mi na mglistym, brązowowłosym, zielonookim, pięknie uśmiechającym się wspomnieniu i nim się zorientowałam, myślami siedziałam w swojej furgonetce, jadąc do domu, by przyszykować się na wyjście wieczorem, którego wcale tak nie wyczekiwałam.
Wiedziałam, że robiłyśmy to w każdy piątek. Przez cały tydzień zdawałam sobie sprawę, że wybierzemy się do Saratogi oraz że nabędę idealną okazję i wymówkę, by się wstawić, jeśli tylko będę miała na to ochotę.
Ale to byłby jeden dzień mniej spędzony z Edwardem. Jeden dzień, w którym w ogóle bym się z nim nie zobaczyła. Jeden dzień bliżej do jego wyjazdu.
I nie miałam najmniejszego pojęcia, kiedy znowu tu przyjedzie.
Mimo to ubrałam się tak, jak Rosalie chciałaby, bym to zrobiła, w trakcie wyraźnie krzywiąc się w trakcie. Próba wyjścia w moich zwyczajnych, nudnych, wygodnych dżinsach i równie nudnym i wygodnym t-shircie tylko spowodowałoby, że zaciągnęłaby mnie z powrotem do domu i kazała ubrać to, co ona wybierze.
I przy okazji przez cały czas by zrzędziła. Marnowałabym jej cenny czas, który mogłaby poświęcić na tańczenie, picie i flirtowanie, a absolutnie nienawidziła tracić okazji na rzucenie jakiegoś biednego, niczego niespodziewającego się i zazwyczaj niewinnego mężczyzny na kolana.
Rozkwitała w nasze piątkowe wieczory.
Biedna Angela i ja byłyśmy tam z nią jedynie dla towarzystwa.
Posunęłam się nawet do tego stopnia, że wyprostowałam włosy i lekko umalowałam oczy, dochodząc do wniosku, że im więcej wysiłku włożę w wystrojenie się, tym będzie szczęśliwsza i szybciej minie nam noc.
Ale okej, to były tylko życzenia. Żadna z nas nie wracała do domu, zanim wybiła północ, czasami nawet pierwsza rano – a wszystko dzięki Rosalie.
Po raz pierwszy spotkałam Rosalie Hale na imprezie w college'u. Moja współlokatorka, Lauren Mallory, zaciągała mnie na imprezy żeńskiego bractwa, kiedy nie miała z kim iść.
Nigdy nie umiałyśmy się dogadać, ale gdy tylko czegoś chciała, stawałam się jej cholerną najlepszą przyjaciółką.
Spędziłam większą część nocy, stojąc przy misce z doprawionym alkoholem ponczem, mając nadzieję i modląc się, że Lauren wkrótce będzie miała za sobą swoją zwyczajową dawkę trunku.
Z samego rana miałam zajęcia a do tego dwa referaty, które musiałam oddać za minimum dwadzieścia cztery godziny. Naprawdę nie posiadałam czasu na udawanie, że nawiązuję kontakty z napalonymi, pijanymi członkami męskiego bractwa, którzy myśleli, że są najlepszą rzeczą na tym świecie.
Stojąc tam, byłam podrywana przez większą ilość facetów, niż umiałam zliczyć. Ktoś wylał piwo na rękaw mojej koszulki od Van Halena, a jakąś godzinę temu ktoś inny niemal na mnie zwymiotował.
Gotowałam się, by wrócić do zacisznego pokoju w naszym akademiku i spędzić resztę nocy, robiąc ostatnie poprawki w swoich referatach.
Kiedy straciłam Lauren z oczu, zaczęłam ją przeklinać i podniosłam wzrok dopiero wtedy, gdy obok siebie usłyszałam niskie warknięcie.
- Można by pomyśleć, że moi współlokatorzy będą mieli więcej rozumu – oświadczyła wysoka blondynka o figurze modelki, sięgając po puszkę piwa ze stolika obok mnie. - Za sześć godzin mam zajęcia.
- Ja nie mogę nawet znaleźć swojej współlokatorki – wymruczałam, fukając, gdy skrzyżowałam ręce na piersiach i stanęłam na palcach.
W pomieszczeniu było całe morze ludzi, ale żadna osoba nie wyglądała jak moja brązowowłosa znajoma.
Blondynka w dalszym ciągu mi się przyglądała, spokojnie sącząc piwo. Wyglądało na to, iż w ogóle nie zwraca uwagi na hałas i zamieszanie wokół niej, jako że wszyscy faceci, którzy wcześniej mnie podrywali, leżeli teraz u jej stóp, śliniąc się i gapiąc na nią.
- Też masz na jutro referaty? - spytała, unosząc perfekcyjnie wyregulowaną brew w moją stronę.
- Dwa. – Westchnęłam, po raz kolejny próbując dostrzec, czy Lauren nie ma gdzieś w pobliżu.
Oczywiście nigdzie jej nie było. To ogromnie ułatwiłoby mi życie, a ona zwykle uwielbiała je utrudniać.
- Mieszkasz w akademiku?
Przytaknęłam, kiwając głową i ciężko wzdychając, gdy z powrotem opadłam na pięty i na nią spojrzałam.
Dlaczego właściwie aż tak przejmowała się pracą domową? Nie wyglądała mi na typ dziewczyny, która poszłaby do college'u po to, żeby naprawdę się czegoś nauczyć.
- Tak. – Ponownie westchnęłam, powoli irytując się jej ciągłymi pytaniami. - Dlaczego?
- Twoją współlokatorką jest Lauren Mallory, prawda?
Powoli kiwnęłam głową, patrząc na nią zwężonymi oczyma.
Jakim cudem wiedziała o mnie aż tyle, kiedy ja nawet nie miałam pojęcia, kim ona jest?
- Jeden z moich współlokatorów sypia z nią od trzech miesięcy. Powiem mu, żeby ją tu zatrzymał.
Rozpogodziłam się, nagle pałając wdzięcznością do stojącej obok mnie piękności. Stała z jedną ręką opartą na brzuchu, w drugiej trzymając puszkę piwa, którą się bawiła.
- Pod jednym warunkiem – kontynuowała, zaciskając wargi.
Zawsze musi być jakieś „ale”. Zawsze.
- Jakim? - wymamrotałam, zbyt zajęta przeklinaniem Lauren, żeby o cokolwiek się z nią teraz kłócić.
- Pozwolisz mi się przyłączyć, żebym też mogła się pouczyć.
- W porządku! - szybko odparłam.
I od tamtej pory trzymałyśmy się razem. W wielu przypadkach potrafiła być okropnym utrapieniem, snobistyczna czy też sztywna, ale zawsze była przy mnie, kiedy jej potrzebowałam. Stanowiła najbardziej szczerą osobą, jaką znałam i nigdy nie uważała na to, co mówi, na co zazwyczaj musiałam uważać, kiedy rozmawiałam z nią o czymś ważnym.
Dochodząc do wniosku, że mój dzisiejszy wygląd ją usatysfakcjonuje, chwyciłam kurtkę i zeszłam na dół. Przerzuciłam ją przez jedno z krzeseł w jadalni, zanim weszłam do kuchni.
Chwyciłam kawałek pizzy z pudełka, które przyniosłam do domu zeszłego wieczoru, podgrzałam go i zjadłam, stojąc na środku jadalni.
A kiedy już z tym skończyłam, zorientowałam się, że wpatruję się w przestrzeń, myślami odpływając w stronę Edwarda.
Zobaczę się z nim jutro, po wyjściu z pracy. I spędzę z nim większość popołudnia, które mi pozostanie.
Tak naprawdę wybieramy się jedynie na zakupy, ale zawsze to było odrobinę więcej czasu spędzonego z nim.
A ja z miłą chęcią przyjmę każdą chwilę, jaką będzie chciał mi poświęcić.
Nigdy wcześniej nie miałam prawdziwej okazji, żeby spędzić z nim trochę wolnego czasu. Zawsze moją uwagę zajmował Jake i nieważne, jak bardzo chciałam pójść i spotkać się z Edwardem, on zawsze skutecznie znajdował coś do roboty dla nas obojga.
Teraz to oczywiście nabierało więcej sensu, ale wcześniej, zanim wszystko mi wytłumaczył, nie umiałam tych rzeczy połączyć..
Byłam tak zajęta, łącząc ze sobą wskazówki, które tłumaczyłyby zachowanie Jake'a, że totalnie przegapiłam samochód Angeli parkujący na podjeździe, dopóki nie usłyszałam, jak Rosalie krzyczy na mnie z dworu.
Wychodząc na zewnątrz, kiedy już miała zacząć łomotać w drzwi i przechodząc przez jej szybką kontrolę ubrania, minęło jedyne dwadzieścia sekund, zanim zaczęła zarzucać mnie pytaniami.
- Kim on jest? - zażądała odpowiedzi, odwracając się na przednim siedzeniu, gdy już wszystkie wsiadłyśmy do samochodu.
- Co?
- Nie udawaj głupiej, Swan – ostrzegła mnie, a jej błyszczące, niebieskie oczy zwęziły się, gdy wskazała na mnie wymanikiurowanym paznokciem. - Masz ten idiotyczny, ogromny uśmiech na twarzy. Kim on jest?
- I co się stało z Jakiem? - Angela ożywiła się na siedzeniu kierowcy, spoglądając na mnie we wstecznym lusterku. - Nigdy nie opowiedziałaś mi o tym do końca.
Angela Webber była najmilszą i najsłodszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek spotkałam. Jak to się stało, że zaprzyjaźniła się z Rosalie, było dla mnie kompletną zagadką. Kiedy zaczęłam więcej przebywać z Rose, Angela zawsze była z nami, przewracając oczyma na niemal każde słowa, które wypłynęły z ust tej pierwszej.
Stanowiła kompletne przeciwieństwo siedzącej obok blondynki. Jej brązowe włosy były pofalowane, a okulary z czarnymi oprawkami zawsze zsuwały się z jej nosa, w wyniku czego musiała je poprawiać co kilka sekund.
Rose szczerze ich nienawidziła. Ja uważałam, że wyglądały uroczo. Angelę to nie obchodziło, tak czy siak.
Spotykała się z tym samym chłopakiem – Benem Cheneyem – od liceum i z tego, co się orientuję, ich małżeństwo było naprawdę jak ze snu.
Nie cieszyłam się z tego, że zeszłego września byłam zmuszona do noszenia różowej sukni druhny, ale chociaż to mogłam zrobić dla dziewczyny, która potrafiła najgorszy możliwy dzień obrócić w coś pozytywnego.
Wzięłam więc głęboki wdech i zaczęłam relacjonować całe zajście, nie omijając żadnego szczegółu, podczas naszej czterdziestominutowej jazdy do Saratogi.
Kiedy wreszcie skończyłam, oczy Rosalie wciąż były we mnie utkwione i tym razem uformowały się w dwie maleńkie szparki.
- Nie jesteś zmartwiona sytuacją z Jakiem – oświadczyła.
- Troszeczkę.
- Ale nie na tyle, żeby powstrzymało cię to przed uganianiem się za swoim seksownym sąsiadem.
Wyszczerzyłam się wbrew sobie. Nie wspomniała nic o jego statusie gwiazdy. Wyglądało na to, że w ogóle się tym nie przejmowała.
Miałam ochotę ją za to ucałować.
- Nie. – Ponownie szeroko się uśmiechnęłam.
- Więc na co czekasz! - wykrzyknęła, sięgając do tyłu i uderzając mnie w ramię.
Raczej mocno, śmiem dodać.
- Nie znęcaj się nad nią, Rose! - zbeształa ją Angela, wjeżdżając na parking, z którego był dostęp do wszystkich klubów na ulicy Caroline.
- A on jest tobą zainteresowany?
- Nie wiem.
Zobaczyłam, że przewraca oczami, odwracając się. Wszystkie trzy wysiadłyśmy z samochodu, spotykając się z tyłu pojazdu i krzyżując ramiona, tak jak zawsze, gdy szłyśmy w kierunku The City Tavern – czteropiętrowego klubu, w którym często bywałyśmy.
- Musiałby być głupi, żeby nie być – stwierdziła Angela, uśmiechając się do mnie. - Jesteś niezłą sztuką, Bello.
- Dzięki Ang.
- Tak, tak, wystarczy już tego. Po prostu korzystaj z okazji! - oświadczyła Rose, wyrzucając rękę w powietrze w teatralnym geście. - Co masz do stracenia?
- Dobrego przyjaciela.
- Przyjaciele są lepszymi kochankami.
Gdybym tak naprawdę nie usłyszała, co powiedziała, mogłoby to nawet zabrzmieć filozoficznie. Jeśli wtedy miałabym za sobą kilka drinków, prawdopodobnie bym się z nią zgodziła i więcej o tym nie myślała.
Ale ją słyszałam i nie wypiłam jeszcze wystarczająco dużo.
- Kto mówił coś o kochankach?
- Bello! - pisnęła widocznie zniecierpliwiona, wyjmując dowód osobisty z kieszeni w dżinsach, gdy podchodziłyśmy do wejścia do klubu. - Właśnie o tym myślisz i nawet nie próbuj zaprzeczać.
- Nawet nie wiem, czy on jest mną zainteresowany! - wykrzyknęłam, wyjmując własny dowód i pokazując go ochroniarzowi, kiedy już tam doszłyśmy.
- Ja jestem – powiedział mężczyzna, a światło znad wejścia odbijało się w jego łysej głowie.
- Zapomnij! - odpaliła Rosalie, zaciągając nas obie do ciepłego wnętrza i natychmiast w górę po pierwszych schodach. - Bella, możesz sprawić, że się tobą zainteresuje.
Wywróciłam oczyma, ciężko wzdychając i zaciskając dłonie na ramionach Angeli. Wchodziłyśmy drugim rzędem schodów. Nasze obcasy głośno stukały o twarde podłoże.
To, jak udawało nam się zejść z powrotem w jednym kawałku po tych cholernych schodach, po tym, jak już skończymy z drinkami, było absolutnie zadziwiające. Szczególnie mając na sobie szpilki, na których noszenie każdego tygodnia nalegała Rose.
- Jak? - Ponownie westchnęłam, a rytm muzyki na czwartym piętrze zaczął zagłuszać naszą rozmowę.
- Masz swoje kobiece wdzięki – oznajmiła, szczerząc się, gdy wchodziłyśmy pod trzecie schody.
- Oczywiście – parsknęłam, znowu przewracając oczami.
- Jestem pewna, że on też jest zainteresowany – zapewniła mnie Angela, poklepując jedną z moich wciąż znajdujących się na jej ramionach dłoni. - Może po prostu się boi.
- Musi radzić sobie z o wiele ważniejszymi sprawami niż zainteresowaną nim sąsiadką – zrzędziłam. – I jestem pewna, że się nie boi.
- W taki razie jest zwyczajnym głupkiem! - krzyknęła Rosalie, kiedy w końcu dotarłyśmy na czwarte piętro i ruszyłyśmy w kierunku otwartego wejścia. - A tacy zawsze się boją.
- Ale on zawsze jest taki... pewny siebie! - wrzasnęłam, usiłując przekrzyczeć muzykę. Dotarłyśmy do zatłoczonego baru i czekałyśmy, aż barman do nas podejdzie.
- Zrób pierwszy ruch! Wygląda na to, że nie masz innego wyjścia!
- Nie mogę tego zrobić!
- Dlaczego? - zapytała, kładąc ręce na biodrach. Po raz kolejny posłała mi gniewne spojrzenie.
- Bello – zaśmiała się Angela, kręcąc głową. - Czasy się zmieniły.
- O czym ty mówisz?
- Zrób pierwszy ruch.
A jeśli już Angela to powiedziała, było to coś wartego zastanowienia. Nie uchodziła również za osobę, która przejmowałaby kontrolę, więc jeśli teraz kazała mi wziąć sprawę w swoje ręce, to zdecydowanie coś oznaczało.
Resztę nocy spędziłyśmy pijąc, tańcząc, przyglądając się, jak Rose owija sobie kolejnych mężczyzn wokół małego palca, tylko po to, by wtedy, gdy już jedzą jej z ręki, spławić ich, oraz wymyślając dla mnie plan gry.
A kiedy nasz wieczór dobiegł końca i Rosalie z Angelą wycofały samochód z mojego podjazdu, ja dalej stałam w miejscu, wpatrując się w dom Edwarda z kluczami w ręku, wykręcając usta na bok.
Rose miała rację. Co miałam do stracenia? Przez większość czasu mieszkał w Kalifornii i widziałam się z nim tylko wtedy, gdy przyjeżdżał do swojego zacisza. Wciąż odśnieżałabym jego podjazd, kiedy byłaby taka potrzeba, ale jeśli to jedyna rzecz, jakiej ode mnie chciał, pogodziłabym się z tym.
A poza tym przysięgłam blondynce, że pójdę z nim porozmawiać.
Nim po powrocie zatrzymałyśmy samochód, zobaczyłam w jego salonie niebiesko-białe światło ekranu telewizora. To pozwoliło mi myśleć, że przynajmniej był u siebie, co bardzo ułatwiłoby sprawę, kiedy zabrałabym się za pukanie do drzwi.
W tym równaniu nie było już więcej niewiadomych. W danym momencie czułam się całkiem dobrze i nie chciałam zmarnować fałszywej pewności siebie, która właśnie płynęła w moich żyłach.
Najgorsze, co mogło się stać, to to, że będzie spał. A wtedy po cichu wróciłabym do siebie i opadła na materac, żeby odespać dzisiejszy odlot.
Krzyżując ramiona, przeszłam przez ulicę i niemal zatańczyłam na schodach prowadzących na jego werandę, do drzwi wejściowych. Zapukałam trzy razy i cierpliwie czekałam, aż otworzy.
Musiał otworzyć. No bo kto zostawiłby włączony telewizor?
Kiedy już miałam zapukać jeszcze raz, drzwi stanęły przede mną otworem, a w nich on z włosami porozkładanymi na wszystkie możliwe kierunki – jak zwykle – i lekko zadziwionym wyrazem twarzy.
Gdyby nie piwo, które jeszcze krążyło w moim organizmie, prawdopodobnie powolutku bym się wycofała, szczodrze się tłumacząc.
Niestety, nie po to tu przyszłam.
Spłukując szampon z włosów, mogłam przypomnieć sobie wszystko, co mu powiedziałam. W najgorszym razie trafiłam w dziesiątkę.
Pamiętam, jak praktycznie zmusiłam go, by odwzajemnił mój pocałunek. Zupełnie dosłownie się na niego rzuciłam.
Łagodnie westchnęłam, sięgając po żel pod prysznic i dozując go na myjkę, którą zdjęłam z wieszaczka.
Ale to, jak jego usta układały się na moich, kiedy już mnie pocałował, powodowało, że tortury, przez które przechodziłam, były tego warte.
Nawet jeśli nie miałoby się to nigdy powtórzyć, a wszystko, o czym chciał rozmawiać, to przywrócenie poprzedniego porządku rzeczy, już na zawsze zapamiętam, jak smakował w moich ustach.
I ten wspaniały jęk wydobywający się z jego warg już na zawsze będzie rozbrzmiewał w moim sercu.
Ja tego dokonałam. Jęknął tak przeze mnie.
Kładąc myjkę z powrotem na stojak, potarłam dłońmi twarz i wzięłam głęboki oddech, relaksując się pod dotykiem gorącej wody spływającej po moich bolących plecach i biodrach.
Wciąż pozostawało piekielnie dużo czasu do chwili, kiedy zobaczę się z nim po pracy. Było również śmiertelnie wiele scenariuszy, które tworzyłam w swojej głowie, dotyczących tego, jak mówi mi, żebym dała mu spokój.
Ale ten jęk, ten mały, boski jęk będzie muzycznym tłem do wszystkich czynności.
I szczerze mówiąc, jak mogłabym na coś takiego narzekać?
~*~
Resztę dnia spędziłam zaszywając się wśród półek z książkami, nerwowo przechodząc nad ich stosami oraz ignorując widocznie ciekawskie spojrzenia, które Jessica wciąż posyłała w moją stronę, kiedy byłam dla niej widoczna.
Ogólnie rzecz biorąc, w ogóle ją ignorowałam, co prawdopodobnie było połowicznym powodem, dla którego tak patrzyła. Nigdy wyraźnie nie zwracałam na nią uwagi. Po prostu nie mogłam. Byłam jej szefową, a to stanowiło coś nieprofesjonalnego i bezsensownego. Nigdy wcześniej tego nie robiłam, nieważne jak bardzo się na nią wściekałam.
Ale obawiałam się, że w sekundzie, w której zacznie opowiadać o swoich nadchodzących wakacjach i zachowywać się pretensjonalnie, wypaplam, że pocałowałam swojego sąsiada. Tego, od którego przez cały ten czas kazałam jej się trzymać z daleka. Tak naprawdę nikt poza mną i Edwardem nie musiał o tym wiedzieć.
Wspomnienie jego reakcji osadziło się w mojej głowie i ilekroć podszedł do mnie klient z prośbą o pomoc, nie zwracałam na niego uwagi.
Bardzo ciężko było mi się skupić na czymkolwiek innym.
Około południa pobiegłam do swojego mini biura na drugim piętrze i zamknęłam drzwi na klucz.
Sprzedałam Jessice tanią wymówkę, mówiąc, że mam do zrobienia jakąś zaległą papierkową robotę – co w rzeczywistości było prawdą – i uciekłam, zanim jeszcze zdążyła kiwnąć głową.
Usiadłam w postarzałym krześle przy moim biurku, nerwowo przygryzając paznokcie i intensywnie wpatrując się w zegar, którego wskazówki powoli zbliżały się do szesnastej.
Robotę papierkową, jaką powinnam załatwić dawno temu, ignorowałam z każdą chwilą i uderzeniem sekundowej wskazówki. A gdy poruszała się ta wskazująca minuty, jęk Edwarda wzmagał się coraz bardziej.
Ale nie chciałam, żeby zamilkł. Nigdy nie pragnęłam go zapomnieć. Jeżeli miała to być jedyna rzecz, jaka mi po nim dziś zostanie, chciałam ją nagrać i odtwarzać w kółko aż do końca swojego życia.
Jeden mały dźwięk nigdy nie znaczył dla mnie aż tyle, co teraz.
Było to zarówno przerażające, jak i ogromnie satysfakcjonujące.
Kiedy więc zegar w końcu wskazał godzinę czwartą po południu, serce podskoczyło mi do gardła, a dłonie zaczęły się trząść. Wstałam od biurka, zbierając dokumenty, którymi jeszcze trzeba było się zająć.
Chciałam wziąć je ze sobą do domu na wszelki wypadek, gdyby Edward kazał mi się od siebie odczepić. W ten sposób, będę miała na co się gapić przez kolejne kilka godzin, myśląc w samotności nad rzeczami, jakie mogłam zrobić inaczej.
Chwytając torebkę i klucze z drugiego końca biurka, wyszłam z biura po schodach w dół na roztrzęsionych nogach po raz pierwszy naprawdę wdzięczna, że Jessica wyszła punkt czwarta, jak zwykła robić w soboty.
Kiedyś powiedziała mi, że ma życie prywatne, do którego wraca, i nie chciała spędzać tu ani chwili dłużej, niż musiała, gdy tam czekał na nią cały świat.
Szybko spoglądając nad blatem głównego biurka, przygryzłam dolną wargę, widząc znajdujący się na nim bałagan.
Nie zrobiła dosłownie nic. Zazwyczaj zajmowała się choćby jedną rzeczą. Pierwszą, jaką robiła, była najmniejsza i najmniej ważna rzecz odkładana przeze mnie, dopóki nie trzeba było jej wykonać, ale dzisiaj nawet się o tym nie śniło. Wszystko wyglądało dokładnie tak, jak zostawiłam to wczoraj wieczorem, zanim wyszłam.
Szczerze mówiąc, zaczynałam się zastanawiać, co takiego wypisywała na klawiaturze, kiedy przez cały dzień słyszałam ohydny stukot jej sztucznych paznokci na klawiszach.
Ciężko wzdychając, przeczesałam dłonią włosy, kręcąc głową, nim wyszłam na zewnątrz i zamknęłam za sobą drzwi.
Pięć i pół minuty później zaparkowałam na swoim podjeździe, a zanim wysiadłam z furgonetki i wbiegłam do domu, mój wzrok powędrował w stronę jego domu widocznego we wstecznym lusterku.
Było mniejsze ryzyko, że przyjdzie tu otwarcie na mnie nawrzeszczeć, kiedy nie zwlekałam przed wejściem.
Położyłam swoje rzeczy w przedpokoju i zatrzasnęłam drzwi wejściowe po to, by chwilę potem otworzyć drzwi do szafy i wyjąć kowbojski kapelusz leżący na górnej półce.
Kilka lat temu moja mama i Phil zostali zaproszeni na imprezę z okazji Halloween i przebrali się za kowboja i kowbojkę. Nie pamiętam do końca, jak ich przebrania wylądowały w mojej szafie, ale w tej chwili nie to obchodziło mnie najbardziej. Miałam to, czego potrzebowałam i nie zamierzałam poddawać w wątpliwość tego, co wreszcie mi wychodziło.
Wciąż istniała nadzieja, że wszystko się ułoży. Że kiedy zeszłej nocy mówił, iż wcale mnie nie nienawidzi, naprawdę miał to na myśli. W innym wypadku nie byłam pewna, jak zniosę to odrzucenie.
I nie byłam również pewna, dlaczego już wydawał się znaczyć dla mnie więcej, niż Jake kiedykolwiek znaczył.
Rzucając kowbojski kapelusz na wierzch mojej torebki, wbiegłam po schodach do sypialni, otwierając na oścież górną szufladę komody i wyjmując zwykłą, czarną chustę, którą w cieplejsze dni zwykłam związywać włosy do tyłu.
Było to o wiele łatwiejsze niż używanie tych głupich gumek recepturek, tylko targających włosy.
Schodząc na dół po schodach, stanęłam w przejściu prowadzącym do salonu, gładząc chustę w palcach, gdy wpatrywałam się w kowbojski kapelusz.
Wszystko może dobrze się ułożyć. Mógł jedynie powiedzieć mi, że nie chce być ze mną w taki sposób i wciąż będziemy mogli zostać przyjaciółmi.
Wciąż będę mogła się z nim przyjaźnić. Nie musiałam być nikim więcej, jeśli on tego nie chciał. Jeśli on nie poczuł tego, co ja, kiedy go pocałowałam, mogliśmy po prostu dalej być przyjaciółmi.
Zrobiłam duży wdech i podeszłam do kapelusza. Zagryzając dolną wargę, dotarłam do niego.
Mogłam to zrobić. Mogłam zachowywać się, jakby nic się nie stało, jeśli była taka potrzeba. Mogłam się z nim tylko przyjaźnić.
Podnosząc kapelusz, klucze i torebkę z podłogi, wzięłam jeszcze jeden głęboki oddech, a następnie zatrzasnęłam i zamknęłam za sobą drzwi.
Moje oczy śledziły jego dom, kiedy szłam przez ulicę. Me serce powędrowało do gardła, a dłonie pociły się, gdy zaciskałam je mocniej na brzegu ronda kapelusza.
Jak miałam poradzić sobie z kilkumiesięcznymi przerwami między jego wizytami, kiedy zepsułam wszystko jednym pocałunkiem? Podczas gdy go tu nie było, spędzałam czas myśląc o nim, nawet jeśli nie było to aż tak intensywne, jak przez kilka ostatnich dni.
Jeżeli nie potrafiłam zauważyć tego, nim wypomniał mi to Jake, właśnie to robiłam od momentu jego wyjazdu.
Jak miałam przetrwać czas rozłąki, jeśli byśmy się nie dogadali?
- Zamknij się, Bello – wyszeptałam sama do siebie, podczas gdy moja lewa stopa wstąpiła na jego podjazd.
Wykonałam kolejny mocny wdech i ciężko przełknęłam ślinę, podchodząc i stając przed drzwiami wejściowymi.
No cóż, i teraz nie następuje nic.
Sięgając wolną ręką, zapukałam do drzwi i szybko zacisnęłam powieki, słysząc jego kroki.
Mogę to zrobić. Mogę to zrobić i zrobię. To nie będzie dla mnie koniec świata.
Usłyszałam odgłos otwieranych drzwi i uniosłam jedną powiekę, podnosząc wzrok, by ujrzeć stojącego przede mną Edwarda i krzywy uśmieszek na jego twarzy.
Nie byłam pewna, co mam o tym myśleć. Tak naprawdę to mogło oznaczać cokolwiek. I niekoniecznie musiało to być coś dobrego.
- Cześć – powiedziałam potulnie, otwierając drugie oko i machając do niego wolną ręką.
- Wejdź! – oświadczył wesoło, wciąż się uśmiechając i ustępując mi miejsca. - Mamy tyle do... - Nagle zatrzymał się, przekręcając głowę na bok, gdy zauważył kowbojski kapelusz i bandanę w moim ręku. - Co to jest?
Przeszłam przez próg, przełykając ślinę i nerwowo się uśmiechając.
- To twoje przebranie – odparłam cicho. - Doskonale wtopisz się w tłum, obiecuję.
- Kowbojski kapelusz? - spytał, podnosząc jedna brew i zamykając za mną drzwi.
I dzięki tej zwykłej czynności, podszedł do mnie niemożliwie blisko, przez co na sekundę zaniemówiłam. Nawet gdy drzwi były już zamknięte, nie postąpił do tyłu, niemal całkowicie uniemożliwiając mi powiedzenie tego, co trzeba powiedzieć.
- Tak – wykrztusiłam, kiwając potakująco głową i gładząc palcami brzeg kapelusza. - Nie zauważyłeś, że niemal każdy mężczyzna tutaj nosi podobny?
Pokręcił przecząco głową, wciąż zaciskając wargi i wpatrując się w kapelusz.
- Prawie w ogóle nie wychodzę z domu, Bello. – Spojrzał na mnie, a na jego twarz wypłynął lekko wymuszony uśmiech. - Jak mógłbym zauważyć?
Moje policzki zapłonęły z gorąca i znowu przygryzłam dolną wargę, niezręcznie wzruszając jednym ramieniem i postępując z nogi na nogę.
- Nie wiem.
- Chociaż nigdy wcześniej o tym nie myślałem. Zawsze na myśl przychodziła mi czapka baseballowa albo coś...
- Jeśli nie chcesz go zakładać, nie musisz. – Ciężko westchnęłam, krzyżując ramiona na klatce piersiowej i gwałtownie mrugając, żeby zatrzymać łzy napływające mi nagle do oczu.
O mój Boże, czasem stawałam się taka sentymentalna. To takie żałosne. Nie chciał założyć tego kapelusza i nie był to żaden problem. Znajdziemy mu inny.
- Nie! - wykrzyknął, sięgając w moją stronę, żeby delikatnie złapać mój nadgarstek. - Jest wspaniały. Naprawdę.
Pokiwałam głową, kładąc kapelusz i bandanę na stoliku obok, zanim spuściłam wzrok na swoje buty, po raz kolejny zagryzając wargę.
W dalszym ciągu trzymał w dłoni mój nadgarstek i kiedy na niego spojrzałam, on też wgapiał się w moje buty, wolną ręką przeczesując swoje potargane włosy.
- Mogę zapytać cię o kilka rzeczy? - spytał, szybko podnosząc wzrok.
Uśmiech, który wcześniej wystąpił na jego usta, dawno znikł, i mimo że byłam nerwowa już na długo, zanim tu przyszłam, to jeszcze pogorszyło sprawę.
Przytaknęłam kiwnięciem głowy, nie ufając swemu głosowi na tyle, by próbować uformować jakieś słowa.
To było właśnie to; ma zamiar poprosić mnie, żebym odeszła i niemal słyszałam, jak wypowiada te słowa swym pięknym głosem. Do diabła, umiałam nawet poczuć, jak części mojego zdradliwego serca zaczynają pękać na maleńkie kawałki.
To nie miało się tak potoczyć. Nie miałam być tak zaangażowana w coś, co nigdy się między nami nie zdarzy. Nie miałam czuć czegoś takiego do kogoś, kto nigdy nie będzie chciał mnie w taki sposób.
Odwróciłam wzrok znowu zmuszona do serii gwałtownych mrugnięć, gdy łzy wypełniły moje oczy.
- Czy już całkowicie otrząsnęłaś się po rozstaniu z Jacobem?
Zmarszczyłam brwi, kiedy jeszcze przez chwilę wpatrywałam się w bordowy dywan na podłodze w salonie. Popatrzyłam wprost na niego.
- Co?
Jego obraz mi się zamazywał i musiałam ponownie popatrzeć w bok, czując, że łzy, których wcale się nie pozbyłam, zaczęły torować sobie drogę po moich policzkach.
Nie mogłam pozwolić, żeby znowu zobaczył, jak płaczę. Nie w tej chwili. Nie, kiedy wydawał się być tak radosny, otwierając mi drzwi. Nie zrujnuję jego dobrego humoru swoimi głupimi myślami i pomysłami.
- Gdyby pojawił się w przeciągu tygodnia i przyznał, że popełnił błąd... – zaczął, chwytając mój podbródek i zmuszając mnie, bym na niego spojrzała. - Przyjęłabyś go z powrotem?
Świetnie. Jestem pewna, że teraz już zobaczył, iż jestem na skraju łez. Dlatego fuknęłam i wyrwałam nadgarstek z jego uścisku, owijając sobie ramiona wokół pasa.
- Nie. Edwardzie, co to ma z tym wszystkim wspólnego?
- To ma wiele wspólnego ze wszystkim. – Przyglądałam się, jak jego usta zadrżały, zanim wykrzywił je w niewielkim grymasie. - Wasz związek jest całkiem zakończony, tak? Nie ma żadnej szansy, żebyś chciała znowu z nim być?
- Nie. To koniec. Nawet gdyby zapłacił mi milion dolarów, nigdy bym do niego nie wróciła. Edwardzie...
- Mam jeszcze tylko jedno pytanie – delikatnie mi przerwał.
Wzięłam głęboki oddech i pokiwałam głową.
Czułam się zdezorientowana. Nie byłam pewna, co to miało z tym wszystkim wspólnego i dlaczego w ogóle stanowiło teraz coś ważnego.
- Czego...? - przerwał, przestępując z nogi na nogę i opuszczając ręce luźno po bokach. Zgarbił ramiona, gdy puścił mój podbródek. - Czego ode mnie chcesz?
I tak, to właśnie to. To, na co czekałam przez cały ten czas. Ukłucie, które prowadziło tylko do spirali żalu i poczucia winy spowodowane przez jedno Espresso Martini za dużo.
- Co? - wykrztusiłam, ciężko przełykając i spuszczając wzrok na podłogę.
Te cholerne łzy... Dlaczego po prostu nie mogły sobie pójść i zostawić mnie w spokoju? Albo przynajmniej zaczekać aż będę sama?
- Czego ode mnie chcesz? - powtórzył zniżonym głosem, nagle znajdując się o wiele bliżej niż sekundę temu.
To oczywiście,spowodowało wrzucenie wyższego biegu przez moje serce, pomimo że miałam ochotę pobiec do swojego domu i schować się tam, dopóki nie stanę się tak stara, że nie będę pamiętała, co schrzaniłam.
- Niczego! - wykrzyknęłam, wycofując się, co poskutkowało jedynie tym, że uderzyłam plecami w drzwi wejściowe. - Ja tylko... ja nie... Gdybym wiedziała, że pocałunek może spowodować, iż pomyślisz, że czegoś od ciebie chcę, nigdy...
- Och! Nie, Bello. Już w porządku. – Usłyszałam, jak bierze duży wdech. Podskoczyłam, gdy położył dłonie na moich ramionach. Wciąż wpatrywałam się w swoje stopy i w końcu też w jego, skoro podchodził coraz bliżej. - Zeszłej nocy, powiedziałaś, że tego chciałaś. Co dokładnie obejmuje to coś?
Gwałtownie podniosłam głowę, patrząc na niego rozszerzonymi oczami wypełnionymi łzami. Natomiast jego oczy spoglądały prosto na mnie, a oddech stał się szybki i płytki. Delikatnie ściskał moje ramiona, czekając, aż coś powiem.
Wyglądał prawie, jakby się... denerwował.
- Hmm... to obejmuje... - Odpłynęłam, próbując dobrać wszystko w słowa tak, żeby ani go nie przestraszyć, ani nie obrazić. -... ciebie.
Jestem całkowitym głupkiem. To przecież bardzo wyjaśniało naszą sytuację, prawda?
Oblizał wargi i pokiwał głową, stawiając nogi nieco szerzej, co jak się domyślałam, ułatwiało mu spoglądanie na mnie z góry. Albo delikatne spławienie mnie. Nie byłam do końca pewna, dokąd prowadziły te wszystkie pytania.
- Jaką część mnie, Bello? - wyszeptał.
- Jaką cześć...?
- Odpowiedz – poprosił, a jego oczy zatopione w moich przepełnił swojego rodzaju smutek. - Proszę.
- Chcę cię całego. – Odetchnęłam, kręcąc głową i ciężko przełykając ślinę.
W tym momencie nie istniał już powrót. Ostatnie, co mogłam zrobić, to być z nim szczera.
- Czy możesz znieść to, że jestem aktorem? Czy możesz znieść to, że każdy tabloid w tym kraju robi cholerną aferę nawet z jednej głupiej kolacji z przyjaciółką?
- Ufam ci – wyszeptałam, kładąc drżące dłonie na jego ramionach. - I znam cię na tyle, żeby wiedzieć, że nikomu byś tego nie zrobił.
- Nie zrobiłbym tego tobie – łagodnie mnie poprawił, prostując się i robiąc jeszcze jeden krok w moją stronę, sukcesywnie zapełniając dzielącą nas przestrzeń. - Ale muszę wiedzieć, Bello. Czy poradzisz sobie z cały tym gównem związanym ze spotykaniem się ze mną?
- Chcesz się ze mną spotykać? - pisnęłam, wbijając paznokcie w jego ramiona.
- Tak. – Uśmiechnął się, pochylając się i opierając swoje czoło o moje. - Tak myślę.
- Myślisz?
- Muszę wiedzieć, Bello. – Uśmiech znikł, a jego twarz znowu stała się całkowicie poważna. - Czy sądzisz, że zniesiesz wszystko, co idzie w parze z byciem ze mną?
Wzięłam głęboki wdech nosem i zacisnęłam wargi.
To było to. Moja szansa. To, na co czekałam.
- Jeśli to oznaczałoby bycie z tobą, ale prawdziwe bycie – zaczęłam delikatnie - to tak, Edwardzie. Sądzę, że tak.
Oczekiwałam na uśmiech lub że chwyci mnie w ramiona i będzie przytulał do momentu, kiedy nie będę mogła oddychać. Coś w tym stylu. Coś, co pokazałoby mi, że właśnie tego chce.
Zamiast tego, jedynie oblizał wargi i wziął głęboki oddech.
O Boże, a co jeśli on tylko żartował? Jeśli chciał się tylko przekonać, co musi zrobić, żebym rozpadła się przed jego oczami?
Cóż, w takim razie czekanie na to zajmie mu dość długo, jeżeli właśnie tego pragnął.
- Ludzie będą cię fotografowali – odparł łagodnie. Jego głos brzmiał niemal tak, jakby cierpiał. - Już nigdy nie powrócisz do cichego, spokojnego życia.
- Ale ty będziesz ze mną? - spytałam głosem o kilka oktaw wyższym niż zazwyczaj.
Zwykle spotykało mnie to, gdy się bardzo denerwowałam i w tym samym momencie musiałam coś powiedzieć. Nie był to do końca pisk, ale nie brzmiało to też jak mój normalny głos.
Oczywiście to niezwykle żenujące. Spowodowało tylko to, że jeszcze bardziej się zestresowałam.
- Jeśli tylko będę mógł, to oczywiście, że tak. Nigdy nie zostawię cię samej, jeśli nie będę musiał.
Słysząc te słowa, czułam się, jakbym fruwała w powietrzu. Jakby gigantyczny ciężar został zdjęty z mojej klatki piersiowej. Gdy przyglądałam się, jak na jego wargi powoli wypływa uśmiech, wydusiłam z siebie stłumiony chichot.
- Więc nie przeszkadza mi to – zaśmiałam się, kręcąc głową. - Naprawdę mi nie przeszkadza.
I wtedy pojawił się ten szeroki uśmiech, a jego dłonie w końcu opuściły moje ramiona i podążyły tam, gdzie chciałam; ciasno owinął je wokół mojej talii, przyciągając mnie do siebie i zanurzając nos w moim ramieniu. Zarzuciłam mu ręce na szyję, przylegając do niego równie mocno, co on do mnie.
- Muzyka dla moich uszu – wymruczał, ściskając mnie jeszcze raz, zanim się wyprostował, opierając dłonie na moich biodrach.
Ja tylko się do niego szczerzyłam zbyt podekscytowana całym tym pomysłem bycia z Edwardem Cullenem. Razem. Chodzenia na randki. Całowania się.
O mój Boże, całowania.
- Powiedz mi więc, o co chodzi z tą chustą, którą przyniosłaś. – Wskazał na nią podbródkiem, nie puszczając mnie. - Na co będzie potrzebna?
Sięgnęłam do góry i przeczesałam palcami jego włosy lekko oszołomiona, że mogę zrobić to tak otwarcie, nie będąc pod naciskiem zdziwionych spojrzeń, jakich się od niego spodziewałam.
- Twoje włosy są zbyt rozpoznawalne. Nawet gdyby były pod kapeluszem, ludzie wypatrzyliby je w jednej chwili. Dlatego je zakryjemy.
Uśmiechnął się do mnie, pochylając się i delikatnie dotykając moich warg swoimi.
W mojej głowie wystrzeliły tysiące iskierek i odwzajemniłam uśmiech, ciasno obejmując ramionami jego szyję, stając na palcach i zatapiając się w jego usta, zanim się ode mnie odsunie.
Lecz tym razem się nie zawahał, a jego usta złączyły się z moimi równie żarliwie. Po raz kolejny owinął ręce wokół mojego tułowia, by mnie do siebie przysunąć.
- Jesteś olśniewająca, wiesz o tym? - spytał, odrobinę się odsuwając.
Widząc to, chciałam zrobić kwaśną minę, ale nie mogłam się na to zdobyć. Byłam zbyt szczęśliwa przez to, że ten mężczyzna, ten boski, wspaniały mężczyzna, obejmujący mnie, się ze mną spotykał. Był moim chłopakiem i mimo że ten fakt nie do końca jeszcze do mnie dotarł, niewiele to teraz znaczyło.
Z każdą chwilą rosłam, płynęłam w powietrzu, czy jakiego tam jeszcze innego oklepanego wyrażenia używało się, żeby opisać, jak niesamowicie czuło się w pobliżu tej drugiej osoby. Nie chciałam zbyt wiele się nad tym zastanawiać.
Byłam szczęśliwa. Nie czułam się tak od bardzo dawna i zamierzałam tego kwestionować.
Miałam zamiar żyć chwilą, cieszyć się nią i kompletnie zanurzyć się w tych uczuciach, bo nigdy wcześniej ich nie doświadczałam.
A kiedy posadziłam go przy stole w jadalni z czarną bandaną przewieszoną przez ramię, a moimi dłońmi w jego włosach, nie umiałam powstrzymać głupkowatego uśmiechu, przez który Rose męczyła mnie cały wczorajszy wieczór.
Ale tak naprawdę nawet nie próbowałam tego zrobić. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Ewelina
Dobry wampir
Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 58 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P
|
Wysłany:
Sob 15:08, 16 Sty 2010 |
|
Powiem jak Bella: O mój Boże! Wreszcie!!! Poproszę o więcej takich rozdziałów. Ucieszyłam się, że chap ma 15 stron, ale nie miałam wielkich nadziei na to, że jednak coś wydarzy się między Edwardem a Bellą. A tu proszę! Autorka nie mogła piękniej tego napisać.
Jedyne co mi pozostaje, to dziękować za tłumaczenie i z niecierpliwością oczekiwać następnego rozdziału! |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
scrittore
Człowiek
Dołączył: 09 Sty 2010
Posty: 70 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Polska
|
Wysłany:
Sob 16:41, 16 Sty 2010 |
|
Ten ff jest piękny. Nie ma innego słowa, żeby go określić. Przyznaję, że nie należy do najłatwieszych ale, aż się chce czytać. Wszystkie uczucia są ładnie opisane i dopasowane. Nie spodziewałam się, że w tym rozdziale już będą razem jednak podoba mi się taki obrót sprawy. Nie lubię Jacoba i z początku gdy byli jeszcze razem planowalam zostawić ten ff. Na całe szczęście przetrwałam i widzę, że było warto. Oczywiście mam nadzieję, że chociaż ten jeden ich wypad będzie spokojny. Edwardowi też należy się trochę wolności. Z niecierpliwością oczekuję następnego rozdziału w którym E&B pójdą na zakupy.
Czasu i cierpliwości.
Pozdrawiam:
scrittore |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Yvette89
Zły wampir
Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 258 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 37 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piekiełka :P
|
Wysłany:
Sob 17:55, 16 Sty 2010 |
|
Wow!!
Cud, miód i orzeszki, malina czy co tam jeszcze :D Rozdział, sam w sobie, jak i tłumaczenie rewelacja :) Tekst czytało mi się płynnie i bez problemu
Co do samej treści, to cieszę się strasznie, że zarówno Edward, jak i Bella odważyli się spróbować Będę trzymała za nich kciuki i niecierpliwie wyglądała kolejnego rozdziału :D
Dziękuję gorąco i pozdrawiam :D |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Aurora Rosa
Dobry wampir
Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 54 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki
|
Wysłany:
Sob 18:21, 16 Sty 2010 |
|
Może zacznę od tego co wpadło mi w oko:
"Mimo to ubrałam się tak, jak Rosalie chciałaby, bym to zrobiła, w trakcie wyraźnie krzywiąc się w trakcie" - tego "w trakcie" było o jedno za dużo
A tutaj zabrakło spacji: "To oczywiście,spowodowało wrzucenie wyższego biegu przez moje serce...".
"- Masz swoje kobiece wdzięki - oznajmiła, szczerząc się, gdy wchodziłyśmy pod trzecie schody". Cos mi tu nie pasuje z tymi trzecimi schodami. Może wchodziłyśmy na trzecią kondygnację schodów lub na trzecie pietro (poziom). Coś mi się tu nie klei.
A teraz moja opinia, czyli czysty zachwyt
Tłumaczenie doskonałe. Płynne, nie zgrzyta, mimo tych drobiazgów, które wymieniłam na poczatku. Chylę czoła za chęci i wytrwałość, bo ten ff to naprawdę kawał tekstu, więc i roboty mnóstwo.
Samo opowiadanie mnie oczarowało już na początku. Subtelnością, delikatnością. Leniwie toczącą się akcją, która jednak nie jest na siłę przeciągana.
Nie wiem jak moge jeszcze wyrazić swój zachwyt, może tylko tak, że wrócę tu gdy tylko pojawi się nowy rozdział.
Weny i czasu |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Cicha
Człowiek
Dołączył: 03 Sty 2010
Posty: 76 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 18:44, 16 Sty 2010 |
|
Powielę opinie poprzedniczek, pisząc, że tłumaczenie bardzo mi się podoba. Chociaż będę powtarzać po innych zwroty wyrażające zachwyt, nie mogę się powstrzymać od zostawienia komentarza.
Wielkie brawa należą się z pewnośćią autorce, która wykreowała ten wspaniały świat. Mamy tutaj do szynienia z jednym z niewielu FFów, w którym wszyscy bohaterowie są ludźmi, a Edward nie jest zadufaną w sobie gwiazdą, Bella jedyną dziewczyną na świecie nieśliniącą się na jego widok, a Rosalie wredną suką.
Wielkie gratulacje należą się także wszystkim trzem tłumaczkom, które podjęły się zbiorowej pracy przetłumaczenia dobrego opowiadania na język ojczysty. I zrobiły to wyśmienicie!
Stay to chyba jedno z nielicznych tekstów, które przeczytałam za jednym zamachem, nie opuszaczając wybranych akapitów. Nie zastanawiałam się takżę "co takiego autor miał na myśli?", bo wszystko było napisane zgrabnie i jasno.
Napiszę takżę: "Wreszcie!", bo nie mogłam się doczekać połączenia Belli i Edwarda. Kryje się za tym kolejny plus dla autorki, za to, że nie rzuciła ich sobie w ramiona w pierwszym akapicie drugiego rozdziału ;)
Oczywiście marzy mi się, aby wszystko było już słodko i szczęśliwie, ale co to by było za opowiadanie, jakby caly czas trwała sielanka. Przygotowuję się więc psychicznie na komplikacje i oczekuję kolejnego rozdziału.
pozdrowienia,
Cicha |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Sob 18:53, 16 Sty 2010 |
|
Cytat: |
Mimo to ubrałam się tak, jak Rosalie chciałaby, bym to zrobiła, w trakcie wyraźnie krzywiąc się w trakcie. |
powtarza się w trakcie...
hm, przez to, że tłumaczenie rozdziału zakończyło się w tak niespodziewanym momencie, nie mogłam oprzeć się potrzebie przeczytania oryginału :P
to o mój Boże śniło mi się po nocach - cieszę się, że w końcu mam to po polsku - dziękuję ! :)
rozdział przełomowy... delikatnie rzecz ujmując, ale czeka nas jeszcze wiele wzruszeń - śledźcie kobiety, bo warto
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Taka_Ja
Człowiek
Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 87 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 19:58, 16 Sty 2010 |
|
Stay... zanurzyłam się ze słodką przyjemnością w tekście kolejnego rozdziału opowiadania, które ukochałam bezgraniczną miłością
Tym razem sporo zmian, bardzo przełomowa część. Wszystkie emocje Belli po pocałunku, niecierpliwość jej oczekiwania, pozwoliły odczuć elektryzującą ekscytację. Jak zwykle bohaterka sprawdziła się świetnie jako narratorka i komentatorka wydarzeń Teraz czekam również na męski punkt widzenia. Niezależnie jednak, z jakiej perspektywy zostaną ukazane kolejne wydarzenia, oczekuję już następnego rozdziału z niecierpliwością gigantycznych rozmiarów
Skłaniam się w podziękowaniu w stronę kochanych, niezawodnych tłumaczek, życząc niegasnącego zapału i pokładów chęci :* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
seska
Dobry wampir
Dołączył: 19 Mar 2009
Posty: 864 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 23:03, 16 Sty 2010 |
|
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!
Uff.
O mój Boże! To opowiadanie jest cudowne!
O mój Boże! To wszystko jest niewiarygodne!
O mój Boże! Ten Edward jest... ajajaj, boski, genialny, wspaniały, uroczy, kochany...
O mój Boże! Bella jest świetną dziewczyną, niczego nie robi na siłę, pożegnała Jacoba - medal dla tej pani
O mój Boże! Nareszcie był kiss, nareszcie są razem
O mój Boże! O mój Boże! O mój Boże! O mój Boże! O mój Boże! Jestem wierną fanką na wieki
Bardzo dawno temu, trafiłam na ten FF, przeczytałam pierwszy rozdział i o nim zapomniałam. Na szczęście dobrze rzeczy same przyciągają, więc z zapartym tchem przeczytałam całość i jestem totalnie zauroczona
Dużym plusem jest świetne tłumaczenie, brawa! Po drodze wyłapałam kilka literówek i jakieś drobne błędy, ale widzę, że chyba większość została przez dziewczyny wyszczególniona
Niecierpliwie czekam na kolejne rozdziały, obawiam się o moje paznokcie - nie chcę ich obgryzać, więc muszę znaleźć coś, co mi zajmie ręce |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Ezri
Nowonarodzony
Dołączył: 06 Sty 2010
Posty: 31 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław
|
Wysłany:
Nie 19:03, 17 Sty 2010 |
|
Czytałam to opowiadanie w oryginale, ale nie mogłam się oprzeć temu tłumaczeniu. Po polsku brzmi to dla mnie jakoś tak lepiej i jest bliższe sercu:) Podoba mi się taka Bella. Niby jest nieśmiała i taka podobna do Belli z kanonu, ale nie działa mi tak na nerwy. I moja ulubiona scenka, kiedy to Bella przypomina sobie co "narozrabiała" pod wpływem procentów i Rosalie:) Wielkie dzięki za tłumaczenie i życzę duzo wolnego czasu
Pozdrawiam Ezri |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
marcia993
Dobry wampir
Dołączył: 27 Sty 2009
Posty: 997 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 104 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: who cares?
|
Wysłany:
Sob 20:51, 30 Sty 2010 |
|
Jejku, dziewczyny, dziękujemy za taki odzew. Jest nam strasznie miło z tego powodu. Czy tym razem też możemy na Was liczyć?
I z góry przepraszam za wszelkie błędy i zgrzyty, ale rozdział jest świeżo przetłumaczony i nawet nie miałam czasu, by go dokładniej przeczytać.
***
Autorka: crimsonmarie
Tłumaczyła: marcia993
Beta: cudna chochlica1
ROZDZIAŁ 7
*EDWARD*
- Wyglądam śmiesznie.
Parsknęła, przyciskając podbródek do kierownicy.
- Naprawdę!
- Tak – zaśmiała się, przytakując i ponownie siadając prosto. – Naprawdę.
- Jesteś pewna, że to coś da?
- Nie jesteś rozpoznawalny. Jesteś śmieszny, pamiętasz?
Zacisnąłem na nią usta, obracając się, bym mógł spojrzeć w boczne lusterko i popodziwiać jej dzieło. Moje włosy zostały całkowicie ukryte pod czarną chustką, ponieważ kapelusz znajdujący się na czubku mej głowy był wystarczająco duży, żeby ukryć całą osobę. Płaszcz zakrywał brodę, odkrywając jedynie nos.
- Śmieszny – wymamrotałem po raz kolejny, siadając na niewygodnej kanapie samochodu i zerkając na Bellę.
Ścisnęła wargi w bardzo smutnej próbie nie wyśmiania mnie, co robiła od czasu, gdy dziesięć minut temu założyła na moją głowę ten głupi kapelusz.
Jednak o wiele lepiej widzieć ją powstrzymującą się od śmiechu niż ze łzami w oczach, tak jak wcześniej.
One były jak szybkie ukłucie w brzuch. Zwłaszcza że wiedziałem, iż to ja je spowodowałem. Zadawałem jej ból, płakała przeze mnie. Nigdy nie chciałem stać się tego przyczyną.
Cholernie tremowałem się przed zobaczeniem jej. Pragnąłem z nią porozmawiać, spytać o wszystko, o czym myślała od ubiegłej nocy.
Byłem podminowany – zbyt zajęty rozmyślaniem o tym, co się między nami wydarzyło, by zasnąć. O czwartej nad ranem mój umysł pracował na pełnych obrotach, zastanawiając się nad tym, co do mnie czuła, dlaczego mnie pocałowała i jak sobie z tym poradzimy. Nie chciałbym, aby tego żałowała, czy była przestraszona mną lub swoim zachowaniem, bo Bóg jeden wie, że ja nie byłem.
I kiedy scena z zeszłego wieczoru odtworzyła się w mej głowie, zdecydowałem, że jej na to nie pozwolę. Gdyby wskazówka zegara przetoczyła się przez czwartą, a ona wróciła do domu i gdyby dziesięć minut wcześniej nie stała na mojej werandzie, poszedłbym tam.
Nie miałem pewności, kiedy podjąłem decyzję, by nie pozwolić jej odejść, ale doszedłem do wniosku, że nie wyrażę zgody na to, by przeszła obok mnie. Była jedyną osobą, która nie traktowała mnie inaczej niż resztę, choć wiedziała, kim jestem. Była jedyną, z którą mógłbym spędzać wiele godzin i nie potrafiłbym się tym męczyć.
Nie tylko stresowałem się odezwaniem do niej, to mnie przerażało. Co, jeśli sprawa z Jacobem nie okazałaby się zamknięta, a ja tylko przyczyniłbym się do złagodzenia jej bólu? Zerwali zaledwie kilka dni wcześniej, a ona już dawała mi coś do zrozumienia. Nie chciałem stać się facetem, z którym spotykałaby się w zastępstwie za Jacoba. Chciałem być facetem, z którym pragnęłaby się związać.
I jeśli naprawdę z nim skończyła, czy potrafiłaby poradzić sobie ze stylem życia, który prowadzę? Stałym nękaniem, spekulacjami i niekończącym się nawałem fotografów, którzy chodziliby za nami krok w krok? Teraz nie ma do czynienia z żadną z tych rzeczy, więc czy naprawdę zechce z tego zrezygnować tylko po to, żeby ze mną być?
Nie miałem też pojęcia, jak poradzimy sobie ze związkiem na odległość. Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałem. Jednak nie potrafiłbym być z dala od niej przez długi czas, a utrzymywanie kontaktu jedynie przez telefon nie jest zbyt dobrym rozwiązaniem. Czy pragnęła być ze mną tak bardzo, że poradziłaby sobie z tym, że nie widywalibyśmy się regularnie?
Tak. Ufała mi – robiła więc coś, czego nawet nie próbowały moje byłe dziewczyny, nim rozpętywało się między nami to całe piekło. Chciała być ze mną, zrezygnować dla mnie z normalnego, spokojnego życia, jakie prowadziła w małym miasteczku, które mogliśmy oboje nazwać domem.
Takie coś się nigdy nie zdarzyło. Nikt nie poświęcał swojego życia, by być ze mną w sposób, jakiego pragnąłem.
Uśmiechnąłem się do niej, obserwując, jak patrzy na drogę, a palce tańczą w rytmie, który odtwarzał się w jej głowie.
Nalegała, żebyśmy wzięli tę śmiertelną pułapkę, jaką nazywała furgonetką, bo możliwe, że ktoś widział, gdy wysiadałem kilka dni temu z volvo.
Nie myślałem o tym w ten sposób i zostałem zmuszony, by na to przystać. Wspiąłem się na miejsce pasażera w zardzewiałym pojeździe, kiedy ona zajęła miejsce kierowcy, niemal jakby tańczyła, trzymając tryumfalnie klucze nad głową.
I przysiągłem, wtedy i teraz, że gdybyśmy musieli gdzieś pojechać, będę nas woził swoim wypożyczonym samochodem.
W nim przynajmniej działało radio.
I nie czułem się w nim, jakbym siedział na bombie zegarowej, która wybuchnie, kiedy któreś z nas wykona jakiś zły ruch.
Większość jazdy minęła nam w komfortowej ciszy, a przerywały ją tylko momenty, gdy Bella zerkała na mnie i ponownie prychała.
Spuściłem jedynie rondo kapelusza niżej, sprawiając, że jej prychnięcia przeistoczyły się w chichot, a potem w zdecydowany śmiech. Zniżyłem się na siedzeniu i skrzyżowałem ramiona.
Ale dźwięk jej śmiechu był tego warty. A sposób, w jaki odchylała głowę przy moich próbach udawania południowego akcentu, był jeszcze lepszy.
Może nie tak bardzo jak pomysł, by to ona prowadziła. Ale nadal czułem się dzięki temu o wiele lepiej, kiedy wiedziałem, że to dzięki mnie.
Gdy dwadzieścia minut później wjechaliśmy na parking Price Chopper, wszystkie oznaki zrelaksowania opuściły moje ciało. Spojrzenie na głupi sklep wystarczyło, abym się spiął, co było dosyć głupie z mojej strony.
Nie mogłem unikać każdego miejsca, w którym mnie rozpoznano. Gdybym to robił, nigdy bym nigdzie nie wychodził. Utknąłbym w domu i po jakimś czasie strasznie się zestarzał.
- Hej.
Porzuciłem te myśli, kiedy usłyszałem głos Belli. Zorientowałem się, że zaparkowała tak blisko sklepu, jak to możliwe. Ze wszystkich sił starałem się do niej uśmiechnąć, czując się z tego powodu trochę niedobrze.
Gdyby jej dom był złączony z moim, może to wszystko nie wydawałoby się takie złe.
- Hm? – wymruczałem, próbując się szczerze uśmiechnąć.
Chwyciła moją dłoń i splotła nasze palce, ściskając ją lekko i łagodnie się do mnie uśmiechając.
- Nikt oprócz mnie nie wie, Edwardzie. Nie będziemy tam dłużej niż godzinę.
- Wiem. Tylko...
- Wiem. – Przytaknęła, ponownie ściskając moją rękę przed puszczeniem jej i popchnięciem drzwi. – Godzina!
Przełknąłem ciężko i złapałem klamkę, szarpiąc ją, po czym wyszedłem z furgonetki. Położyłem dłoń na czubku kapelusza, upewniając się, że jest na miejscu, chociaż nawet nie wiał wiatr, by coś mogło go strącić.
Nie miałem zamiaru niczego zmieniać, aby zostać rozpoznanym. Nie, kiedy byłem w mieście, do którego lubiłem uciekać. Nie, kiedy byłem z dziewczyną, która rzuciła wszystko, aby do mnie dołączyć I nie zadawała przy tym żadnych pytań. Zostało nam nieco ponad dwóch tygodni, żebyśmy mogli nacieszyć się spokojem i ciszą, zanim powrócę do Kalifornii i zmierzę się ze wszystkim, co się z tym wiąże. Nie chciałem marnować ani chwili, którą z nią spędzam.
A uciekanie od hordy ludzi raczej nie wydawało się dobrze spędzanym z Bellą czasem.
Wcześniej nie popadałem w tak wielką paranoję. I gdybym nie miał dziewczyny przy sobie, może nadal bym w nią nie popadał.
Nie lubiłem krzyków i pędzenia do mnie, jednak gdybym był sam, zniósłbym to trochę lepiej. Nie chciano mnie skrzywdzić, po prostu zobaczyć.
Teraz miałem Bellę. Jeśli kapelusz by nie zadziałał i ktoś mimo wszystko by mnie rozpoznał, ona znalazłaby się w samym centrum zamieszania. Istniało duże ryzyko, że mogłaby zostać ranna, jeśli doszłoby do tego. Jestem pewny, że zacząłbym odpychać ludzi, żeby się do niej dostać.
Jeannie odarłaby mnie żywcem ze skóry, gdyby zobaczyła takie zdjęcia.
- Może powinniśmy iść gdzieś indziej – wymamrotałem do Belli, gdy obeszła samochód i dołączyła do mnie.
- Może powinieneś się odprężyć i rozejrzeć dookoła – powiedziała łagodnie, kolejny raz łącząc nasze palce i ciągnąc mnie w stronę wejścia.
Ludzie byli rozproszeni po całym parkingu, goniąc swoje dzieci lub pakując torby pełne zakupów do aut.
I wszyscy z nich rzucali mi jedynie krótkie spojrzenia, kiedy szedłem naprzeciw nich, po czym odwracali wzrok, kontynuując to, co robili. Nikt nie gapił się na mnie, zatrzymywał czy wskazywał palcami. Czułem, że zaczynam się relaksować, gdy zmierzaliśmy do automatycznych drzwi.
- Mówiłam – wymruczała kącikiem ust, biorąc wózek.
Szarpnąłem jej rękę, zmuszając do zatrzymania się, i pochyliłem się, aby złożyć pocałunek na jej policzku, ostrożnie unikając wsadzenia jej końca kapelusza do oka.
- Kiedy masz rację, to masz rację.
Patrzyłem, jak jej twarz stawała się coraz bardziej czerwona i pojawia się na niej szeroki uśmiech. Wziąłem od niej wózek i ruszyłem za nią, kiedy wyciągała listę zakupów z torebki.
I po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułem się normalnie. Byłem odprężony, znów garbiłem się nad rączką wózka i podążałem za Bellą wzdłuż przejścia, obserwując, jak przez dziesięć minut zastanawiała się, na który ser ma większą ochotę.
Wiedziałem, że spędzimy tu więcej niż godzinę, ale jeśli postrzegano mnie za normalnego faceta robiącego zakupy ze swoją dziewczyną, moglibyśmy zostać tu nawet przez sześć godzin i nie przejmowałbym się tym.
- Co myślisz o tym, żeby zrobić na kolację kurczaka z parmezanem? – zapytała z roztargnieniem, wędrując oczami po dwóch opakowaniach sera, jakie trzymała.
Oparłem łokieć na rączce i podparłem policzek na ręce, uśmiechając się z wyższością i obserwując, jak podąża wzrokiem między produktami spoczywających w jej dłoniach, myśląc o tym, który rodzaj będzie się do tego bardziej nadawał.
- Jemy razem kolację? – spytałem.
Podniosła oczy, żeby na mnie spojrzeć i kiwnęła głową, jakby to była najbardziej oczywista odpowiedź na świecie.
- Przynajmniej tyle mógłbyś zrobić, wiesz – wycedziła, rzucając jedno opakowanie sera do koszyka, a drugie okładając do lodówki.
- Słucham? – zadałem pytanie, unosząc brew, choć i tak pewnie tego nie zobaczyła.
Ten kapelusz był wielki. A ja go uwielbiałem. Moja dziewczyna i jej chytre pomysły to coś wspaniałego.
I gdyby nie sposób, w jaki powiedziała swój cholerny komentarz i sprawiła, że serce opadło mi aż do żołądka, pewnie uśmiechnąłbym się głupio na tę myśl.
- Pozwolić mi na zrobienie ci zakupów. – Wywróciła oczami i odwróciła się ode mnie. - Nieważne.
Wpatrywałem się w nią, a moja szczęka dosłownie opadła. Ruszyła wzdłuż lodówek, przebiegając palcami po ich metalowej obudowie.
Ale po chwili zerknęła na mnie znad ramienia, a jej oczy pojaśniały, natomiast uśmiech stanowczo przykleił się do jej ust.
Odprężyłem się, oddychałem równomiernie i z łatwością, skupiając się na tym, co robiła. Na czymś, od czego właśnie powinienem zacząć. Na czymś, co nie powinno działać na mnie w ten sposób.
Uspokój się, Edwardzie. Wszystko w tym momencie twojego życia jest idealne. Przestań się martwić i zacznij cieszyć tym, co masz.
- To był cios poniżej pasa. – Wskazałem na nią, zostawiając za nią wózek i efektywnie łapiąc ją w pułapkę naprzeciw lodówki. – I praktycznie domaga się odwetu.
- Och? A jaki rodzaj odwetu planujesz?
Podniosła brodę i obróciła się, na szczęście nie uwalniając się z pułapki. Bezczelnie skrzyżowała ręce na piersiach.
Mogłem zobaczyć, jak próbuje zwalczyć uśmiech, w który formowały się jej usta. Niemal nie potrafiłem powstrzymać się przed odwzajemnieniem gestu.
- Nie będzie łatwy – zacząłem, okrążając wózek, dzięki czemu stałem teraz naprzeciw niej. – I raczej nie polubisz go za bardzo.
- Nie możesz tego przewidzieć już teraz, prawda? Nie masz pojęcia, co lubię, a czego nie.
A kiedy położyła dłoń na moim torsie, gdy się do niej zbliżyłem, i przygryzła dolną wargę, mogłem założyć się o całą swoją karierę, że Bella Swan naprawdę wpędzi mnie do grobu.
Nie żebym narzekał, gdyby do tego doszło. O Boże, nie. Umierałbym z uśmiechem na twarzy, gdyby ta dziewczyna była ostatnia osobą, którą zobaczę.
- Hm – wybełkotałem, delikatnie łapiąc ją za nadgarstek i całkowicie do siebie przyciągając. – Coś wymyślę.
- Tutaj są inni ludzie.
Bańka, w której się znajdowaliśmy, prysła, i zobaczyłem, że kobieta w średnim wieku stoi naprzeciw nas z trójką dzieci i wpatruje w coś, co pewnie stało się bardzo interesującą scenką, w której ja i Bella braliśmy udział.
Ups.
Wstrzymałem oddech, czekając, aż odkryje, kto ukrywa się pod kapeluszem, i opadnie jej szczęka, a następnie zacznie się jąkać i prawdopodobnie krzyczeć.
- Przepraszam – zaśmiała się Bella, delikatnie odpychając mój tors i zmuszając mnie do zejścia z drogi. Jej twarz zapłonęła czerwienią. – Już schodzimy pani z drogi.
Złapała pierwsze opakowanie masła, jakie ujrzała, i wrzuciła je do zapełnionego już wózka, nim szybko pokierowała nas z dala od działu z lodówkami.
- To było upokarzające. – Pozwoliła sobie na śmiech, gdy szliśmy przez dział zbożowy w kierunku kas.
- To było absolutnie niesamowite! – krzyknąłem, łapiąc ją za talię, sprawiając przy tym, że się zatrzymała. – Nawet do mnie nie mrugnęła – wyszeptałem, obracając ją w swoich ramionach.
- Kapelusz robi swoje – powiedziała, pochylając się i łagodnie stukając w jego szczyt.
Śmiałem się, przyciskając żywiołowo jej wargi do swoich, po czym szybko się od niej cofnąłem.
- Wszystkie podziękowania należą się tobie
- No cóż. – Odetchnęła, odchrząkując.
Wyszczerzyłem się. Ja to sprawiłem. I naprawdę fajnie było wiedzieć, że reaguje na mnie w ten sam sposób, w jaki ja reaguje na nią .
- Taki był plan, co nie? – spytała, uśmiechając się do mnie delikatnie, gdy odchodziła do wózka.
- Już nigdy nie zwątpię w twój wybór nakrycia głowy.
- Nie powinieneś. – Kiwnęła rzeczowo głową przed zaciśnięciem ust i spojrzeniem na mnie. – Masz wszystko, czego potrzebujesz?
Zerknąłem przez jej ramię na zawartość koszyka, przeglądając wzrokiem wszystkie produkty, jakie były moje, a następnie spojrzałem na te zbożowe, na które miałem straszną ochotę, odkąd pojawiłem się tu ostatnim razem. Przytaknąłem.
A potem, zanim mogła się ruszyć, ciasno oplotłem ją ramionami i przyciągnąłem do siebie.
- Tak – wyszeptałem jej do ucha. – Mam wszystko, czego potrzebuję.
~*~
- Wiesz, naprawdę nie musisz pomagać mi w noszeniu tych wszystkich rzeczy.
Zignorowałem ją, biorąc jeszcze kilka toreb z jej furgonetki i przechodząc przez podjazd do drzwi. Czekałem, aż podejdzie z kluczami.
W końcu miałem jedzenie i byłem z tego całkiem dumny. Stałem się także bardzo przywiązany do kapelusza, dzięki któremu wyglądałem całkiem śmiesznie, ponieważ kiedy miałem go na sobie, nikt nawet nie spojrzał na mnie dwa razy.
Położyłem zakupy na ladzie, ponownie krzywiąc się, gdy zobaczyłem swoją twarz na okładce Life&Style, które przejrzałem. Z łatwością za wszystko zapłaciłem i wyszedłem ze sklepu, a nikt nawet za mną nie krzyczał.
Popołudnie należało do udanych, a resztę wieczoru zamierzałem spędzić z Bellą.
Serio, nie miałem na co teraz narzekać.
- Edward, masz jeszcze masę rzeczy, które musisz zanieść do swojego domu. Naprawdę jestem w stanie ze wszystkim sobie poradzić.
Uniosłem jedynie na nią głowę, patrząc znacząco na klamkę i klucze w jej rękach.
Jeśli poważnie myślała, że pozwolę jej wnieść te wszystkie torby w pojedynkę, chyba postradała zmysły. Może na podjeździe nie zostało już zbyt wiele lodu, ale i tak było go wystarczająco dużo, by mogła się poślizgnąć i upaść, gdyby niewątpliwie na niego stanęła.
Na dodatek to był jeden ze sposobów, w jaki mogłem spędzić z nią czas.
- To naprawdę irytujące, kiedy się nie odzywasz – narzekała, otwierając drzwi i popychając je.
Uśmiechnąłem się słabo i wszedłem do salonu, mrugając z powodu całkowitej, panującej tam pustki.
Jedynymi meblami, jakie zostały w małym pokoju, były stary, niebieski, bujany fotel, lampa i mały stolik, na którym spoczywała sterta papierów.
Mówiła mi, że zabrał prawie wszystko, ale sądziłem, że zostawił chociaż kanapę.
- Naprawdę zabrał wszystko, co nie?
Westchnęła ciężko i pokiwała głową, wzruszając ramionami i posyłając mi smutny, wzruszający uśmiech.
- Tak.
- Drań – wybełkotałem, a moje oczy zwęziły się, gdy poszedłem do kuchni i położyłem torby na podłodze.
Rozweselenie, jakie czułem, odkąd wyszliśmy z Price Chopper, zniknęło. Widząc, co od niej zabrał – od tej pięknej, cholernie bliskiej perfekcji kobiety, z którą teraz oficjalnie byłem – sprawiło, że wszystko, co wcześniej odczuwałem, prysnęło.
Nie rozumiałem, nieważne, jak korzystne to było dla mnie, jak mógł odejść od niej z powodu czegoś tak śmiesznego jak zazdrość. I to, że wziął więcej niż połowę tego, co znajdowało się w ich wspólnym domu, nie czyniło tego łatwiejszym.
Czekałem, aż podeszła do mnie, kładąc kilka toreb, jakie trzymała na podłodze, obok tych, które ja tam przed chwilą postawiłem. Kiedy to zrobiła, złapałem ją za rękę.
- Co jeszcze zabrał? – domagałem się odpowiedzi.
- Nic, czego nie mogłabym zastąpić.
- Bello, co jeszcze zabrał?
Znów ciężko westchnęła i przeczesała wolną dłonią włosy, wbijając wzrok w podłogę i powoli kręcąc głową.
- Kanapę, ukochane krzesło, łóżko, swoją szafę, stolik nocny, kilka lamp, parę garnków i naczyń. Nic, czego nie mogłabym zastąpić.
- Zabrał twoje łóżko – powtórzyłem, niemal warcząc, przy czym moje oczy zwęziły się jeszcze bardziej. – To na czym śpisz?
- To naprawdę nic wiel...
- To jest coś wielkiego, Bello! – wykrzyknąłem. - Cholernie wielkiego!
Łatwo pominęła część o tym, że zabrał jej łóżko, co oznaczało, że najprawdopodobniej sypia teraz na podłodze lub na tym pieprzonym fotelu stojącym w salonie, który nawet nie wyglądał na wygodny.
Powiedziała jedynie, że zniszczył jej sypialnię. Nigdy nie wspomniała, iż zrobił to przez wzięcie łóżka.
To miało sens, a ja powinienem odczytać to między wierszami i sam do tego dojść. Ale nie, byłem tak cholernie skupiony na tym, jak układały się jej usta, gdy mówiła, że nie potrafiłem myśleć o niczym innym.
- Śpię na dmuchanym materacu – w końcu wymamrotała. – Proszę, Edwardzie, nie rób z tego wielkiej sprawy. Odszedł i jeśli poczuł się lepiej dzięki wywiezieniu ze sobą mebli, to kogo to obchodzi?
- Mnie. Obchodzi mnie to, że od dwóch dni pewnie się nie wysypiasz.
Podszedłem do niej, okryłem jej twarz dłońmi i ostrożnie popatrzyłem w oczy.
Jakim cudem wcześniej nie zauważyłem, że były praktycznie sine i z całą pewnością niedokrwione? Dostrzegałem w niej wszystko, jednak nie widziałem, że zasypiała na stojąco?
Jakim ja byłem chłopakiem?
- Edward, nic mi nie jest.
Zabrałem jedną rękę z jej twarzy i ściągnąłem nią kapelusz, rzucając go na podłogę, nim stanowczo przycisnąłem do niej swoje usta.
Czułem bezpośredni przepływ energii, który przeze mnie przeszedł, i objąłem wolną ręką jej talię, przyciskając ją do siebie. Jej dłoń leniwie owinęła się wokół mojej szyi.
Uniosłem głową, delikatnie chwytając między zęby jej dolną wargę, kiedy ona pocierała palcem mój policzek.
- Dzisiejszej nocy zostajesz u mnie – szepnąłem, oddalając się od niej.
- Nie, to nie...
Przerwałem jej, kolejny raz przyciskając do jej ust swoje, a mój język wędrował po jej górnej wardze. Szybko je rozdzieliła.
Czułem, jak rozwiązywała węzeł, który miałem na szyi. Szybko ściągnęła chustę z mej głowy i zatopiła dłonie we włosach. Jej język napotkał mój.
Obróciłem nas, przyciskając ją teraz do drzwiczek lodówki i kładąc ręce po jej bokach.
- Dzisiejszej nocy zostajesz u mnie – wyszeptałem ponownie, gdy po raz kolejny się cofnąłem.
- To nie...
Znów przycisnąłem swoje wargi do jej, szybko kontynuując pocałunek z miejsca, w którym skończyłem. Zacisnęła pięści na moich włosach, zawijając nogę na wokół mnie. Nie mogłem powstrzymać się przed jęknięciem w jej usta.
Oczywiście przyparłem ją do siebie już kilka razy przez ten krótki czas, odkąd staliśmy się parą, ale wcześniej to nie było ani odrobinę podobne do tej sytuacji. Po prostu pasowała. Była niczym pasujący do mnie, brakujący kawałek - jedyny, który mógł wypełnić lukę.
Nie czułem wcześniej niczego podobnego. Nigdy żadne uczucia nie przebiegały przeze mnie tak jak w chwili, gdy przebywała ze mną. Jakby każdy nerw płonął, bolał i czekał na cokolwiek, co ta kobieta pragnęła mi dać.
Nie wiedziałem, czy powinienem być z tego powodu przerażony, czy może zadowolony. Nigdy nic nie działało na mnie tak bardzo i nie miałem pojęcia, co z tym zrobić.
- Dzisiejszej nocy – wydyszałem, kiedy ponownie się odsunąłem, przypierając swoje czoło do jej – zostajesz u mnie.
- Rano muszę iść do pracy.
- Mam budzik.
- Obudzi cię.
- Nie przeszkadza mi to. – Otworzyłem oczy, by zobaczyć, że się na mnie patrzy. – Mogę nawet spać na kanapie, gdybyś chciała.
- Nie. Nie wyrzucę cię z własnego łóżka. To ja zostanę na kanapie.
Wywróciłem oczami, znowu je zamykając i pochylając się, by pocałować jej wargi, składając na nich serię szybkich, delikatnych pocałunków.
- Potrzebujesz odpoczynku – wyszeptałem, pochylając się, aby ucałować ją w czoło.
- I ty to mówisz – wymamrotała, opierając się o mnie i przyciskając policzek do mojej piersi. – W poniedziałek mam wolne. Zostanę u ciebie jutro.
- Bello. – Westchnąłem, potrząsając głową i schylając się, by zatopić nos w jej ramieniu. – Dlaczego czynisz to jeszcze trudniejszym, niż to konieczne?
- Przyjechałeś tu, żeby od wszystkiego odpocząć, włączając w to budziki. – Odsunęła się ode mnie, a ja spojrzałem na nią z góry. – Nie chcę ci przeszkadzać.
- Ile razy muszę ci jeszcze powiedzieć, że nie przeszkadzasz? Chcę, żebyś tam była, Bello.
- Jutro – obiecała. – Jutro wieczorem u ciebie zostanę.
- Trochę doprowadzasz mnie do szału, wiesz?
Zaśmiała się i przytaknęła. – Tak, wiem.
Westchnąłem ciężko, łącząc palce za jej plecami i dramatycznie przewracając oczami, nim przycisnąłem do siebie nasze czoła.
- W porządku. Jutro wieczorem zostajesz w moim domu i położysz się spać.
- Naprawdę nie musisz...
- Chcesz, żebym się powtórzył? – Zaśmiałem się, łagodnie pocierając jej nos swoim. – Nie robię niczego, czego nie chcę, Bello.
- Źle się z tym czuję.
- Nie czuj się tak – szepnąłem, ocierając swoimi wargami o jej i obserwując, jak zamyka oczy. – Proszę, nie czuj się tak.
- Jeśli zostanę u ciebie jutro wieczorem – zaczęła, odchrząkując i podnosząc powieki. – Mogę nie zechcieć stamtąd odejść.
- A kto powiedział, że musisz? – zapytałem, uśmiechając się do niej delikatnie,
- Praca. Jessica jedzie na wakacje pod koniec tygodnia i wtedy nie będę miała żadnych wolnych dni.
Wywróciłem oczami. Nigdy nie spotkałem tej dziewczyny, ale z tego, co mówiła mi o niej Bella, nie byłem do niej zbyt przychylnie nastawiony.
- Czemu ona przejmuje twój wakacyjny czas? Przecież to twój sklep, tak? Nie powinno być odwrotnie?
Patrzyłem, jak czerwień zaczyna oblewać skórę jej szyi, więc uniosłem na nią brew. Och, więc ta cała Jessica szantażowała ją czymś wstydliwym, żeby dostać to, czego chciała.
- To... nic.
Próbowała się ruszyć, ale zablokowałem ją ciaśniej ramionami i pokręciłem głową.
- To coś.
- Nic ważnego.
A kiedy to mówiła, to zawsze coś oznaczało. Zorientowałem się, że zazwyczaj było to coś cholernie poważnego, co zawsze starała się ukrywać, by nie zranić niczyich uczuć.
- Nie okłamuj mnie, Bello. Proszę – powiedziałem łagodnie błagalnym tonem.
- Naprawdę jesteś w tym dobry. – Odetchnęła, oblizując wargi.
- I nie rozpraszaj.
- Odkryła, że byłeś moim sąsiadem chwilę po tym, jak się wprowadziłeś, więc zrezygnowałam ze swoich wakacji, żeby cię nie nękała – w końcu wybełkotała na jednym oddechu.
Moje oczy delikatnie się poszerzyły i kiwnąłem głową. – Och.
Przytaknęła, przygryzając dolną wargę i odwracając ode mnie wzrok. – Tak.
Otworzyłem usta, po czym zamknąłem je i po chwili znów otworzyłem. – Och.
Nie byłem w stanie wymówić innego słowa niż to.
- Chodźmy po resztę zakupów, dobrze? Naprawdę zgłodniałam.
Jedynie kiwnąłem, pozwalając jej uwolnić się z moich objęć i wyszedłem za nią z domu, skupiając się na wszystkim oprócz zakupach, które pewnie zamarzłyby w furgonetce, gdybyśmy zostawili je tam na dłużej.
Poświęciła swój wakacyjny czas, żeby uchronić mnie przed kimś, kto by mnie tylko denerwował, a kilka godzin temu zrezygnowała ze spokojnego życia na rzecz mojego.
Co jeszcze pozwoliłbym jej poświęcić, nie robiąc tego samego dla niej?
~*~
Następnego popołudnia stałem naprzeciw Volvo, wpatrując się w drzwi księgarni i zaciskając przed sobą ręce w pięści.
Spędziliśmy spokojną noc po tym, jak zmusiłem swoje usta do wypowiedzenia czegoś innego niż „och”. Bez względu na to, jak bardzo próbowałem ją przekonać, żeby została u mnie, nie zrobiła tego.
Nawet kiedy pocałowałem ją na dobranoc i przeciągnąłem bez jej orientacji na ganek, szybko cofnęła się i chuchnęła ciężko, gdy zawiał na nas podmuch bardzo zimnego wiatru.
Chyba ktoś próbował nam coś powiedzieć.
Musiałem zaczekać do dzisiejszego wieczoru, a ona nie będzie mogła się wtedy wymigać.
Prawdę mówiąc, chciałem tylko, żeby się wyspała. A trzymanie jej w ramionach podczas snu było dla mnie ogromnym dodatkiem.
Gdy nareszcie wróciłem do domu, spędziłem co najmniej cztery godziny na krzątaniu się po salonie, przeczesywaniu ręką włosów i myśleniu o wszystkim, co dla mnie poświęciła.
Przecież nie musiałem teraz spać. Mógłbym przespać cały, pieprzony dzień, gdybym czuł, że jest mi to potrzebne.
I wiedziałem, że poświęciła dla mnie sporą część swojego życia, ale nie zdawałem sobie sprawy, jak dużą, kiedy byliśmy tylko przyjaciółmi. Nigdy nie powiedziała niczego o Jessice Stanley kradnącej jej czas przeznaczony na wakacje z mojego powodu lub o Jacobie, który był wystarczająco zazdrosny, by zrobić jej awanturę dzień przed tym, jak przyjechałem.
Z czego jeszcze zrezygnowała, nie mówiąc mi o tym?
A wydobycie z niej tych informacji nie wydawało się łatwym zadaniem. Wzbraniałaby się przed tym, znajdując różne sposoby, aby mnie rozproszyć i sprawić, że całkowicie zapomnę o tym, iż coś innego pochłaniało moje myśli.
Więc zamiast spędzania dnia na chodzeniu po domu i zamartwianiu się tym, nad czym nie posiadałem kontroli, chwyciłem kluczyki i wyszedłem na zewnątrz, po czym pojechałem do sklepu i stanąłem na krawężniku.
Przynajmniej to mogłem spróbować zrobić odpowiednio.
Biorąc głęboki oddech i opuszczając ręce, wysiadłem z samochodu. Zacząłem krótki spacer w stronę księgarni, a moje oczy powędrowały do drzwi.
Kiedyś to pewnie był czyjś dom, lecz został zamieniony w miejsce pracy. Złota kołatka, która wisiała na ciemno purpurowych drzwiach, sprawiła, że pokręciłem głową. Popchałem je i rozejrzałem dookoła, gdy się za mną zatrzasnęły.
W pokoju głównym stały trzy grupy czterech szerokich, wyglądających na wygodne foteli. Na małym stoliku znajdował się ekspres do kawy, cukier i creamer z blondynką siedzącą po jego drugiej stronie. Za nią było przejście, które prowadziło do pomieszczenia z książkami.
Na szczęście oprócz niej nie było tu nikogo. Nie wiem, jaki rodzaj sceny zostanie odegrany z moją samozwańczą, największą fanką, ale nie chciałem, by towarzyszyła temu publiczność.
Sam sobie przytaknąłem, będąc pod wrażeniem. Wsadziłem kciuki do kieszeni dżinsów, gdy zwyczajnie podszedłem do lady.
Dziewczyna, która w moim mniemaniu była Jessicą, siedziała naprzeciw komputera, wędrując oczami po monitorze. Stukała jasnoróżowymi i oczywiście sztucznym paznokciami w przestrzeń obok siebie, rzecz jasna mnie przy tym ignorując lub nie mając pojęcia o mojej obecności.
Przykleiłem do twarzy najmilszy uśmiech, jaki potrafiłem wymusić i położyłem – raczej głośno – ręce na ladzie.
Podskoczyła, a jej podirytowana mina szybko zniknęła, gdy mnie zobaczyła.
- O cholera – wymamrotała, a jej usta uformowały się w idealne „o”, natomiast oczy się poszerzyły. – To... ty.
Kiwnąłem głową, podtrzymując uśmiech.
- Tak.
- Czy... to... czy ty… co mogłabym...? – wyrzucała z siebie, szybko do mnie mrugając. – Naprawdę tu jesteś?
Znów pokiwałem głową. - Tak.
Patrzyłem, jak brała głęboki wdech, i chciałem skulić się z dala od niej. Podskoczyła, piszcząc, a krzesło, na którym siedziała, potoczyło się do tyłu i uderzyło w ścianę.
- O mój Boże!
- Wolałbym nie wywoływać scenki, więc jeśli mogłabyś zachowywać się troszkę ciszej, byłbym ci za to naprawdę wdzięczny.
Promiennie się do niej uśmiechnąłem, zwalczając chęć przebiegnięcia całego sklepu w poszukiwaniu Belli i ukrywania się za nią do czasu, aż Jessica zapomniałaby o moim istnieniu.
Miałem zadanie do wykonania. Musiałem to zrobić dla Belli. To jedyny powód, dla jakiego pozwalałem jej się na mnie gapić i piszczeć bez odwrócenia się i rzucenia do ucieczki jak tchórz, którym stałem się, gdy tu przybyłem.
- Och, tak, oczywiście! – Wydała z siebie kolejny pisk, tańcząc przez moment, nim wzięła kolejny wdech i się wyprostowała. – Czy jest coś, co mogłabym dla ciebie zrobić?
- Właściwie tak. – Uśmiechnąłem się i jeszcze bardziej pochyliłem nad ladą, używając wszystkich aktorskich sztuczek, które opanowałem. Nie czułem się nawet ani troszeczkę źle z tego powodu. – Słyszałem o twoich zbliżających się wakacjach.
- Chciałbyś się przyłączyć?
Patrzyła na mnie, a ja musiałem zakasłać, aby odkaszleć połączenie odrazy i niedowierzania ze swojego głosu.
To nie było łatwe zadanie.
- Ach, nie, ale dziękuję, że o mnie pomyślałaś. Zastanawiałem się tylko, czy kiedy wrócisz, nie miałabyś nic przeciwko, żeby na tydzień przejąć zmiany Belli? Ona też bardzo potrzebuje odpoczynku.
Obserwowałem, jak zwęża oczy, a złudzenie tego, czego ode mnie chciała, z każdym momentem powoli zanikało.
- Nie mam żadnych obowiązków względem tego miejsca i jej. Kiedy mnie zatrudniała, wiedziała, że nie mam ochoty pracować więcej, niż muszę.
- Nawet dla mnie? – spytałem, uśmiechając się i pochylając nad ladą, by położyć rękę na jej ramieniu. – Naprawdę bym to docenił.
- A czemu to ma dla ciebie takie znaczenie?
Och, plotki były dla niej ważniejsze niż dobro pracodawcy.
Cofając rękę i pozwalając jej opaść z jej ramienia na ladę, zwilżyłem usta i kontynuowałem uśmiechanie się.
Nie zamierzałem dać jej satysfakcji bycia pierwszą osobą, która dowie się czegokolwiek, co tyczyło się mojego życia prywatnego.
- Powiem ci, czemu. – Pochyliłem się bliżej, zniżając głos i widocznie się rozglądając. – Jeśli to dla mnie zrobisz, imienne zaproszenie na premierę jednego z moich filmów będzie na ciebie czekało.
Mina mówiąca „zobaczyłam gwiazdę” powróciła na jej twarz, gdy się uśmiechnęła, ukazując wszystkie zęby. Zaczęła ponownie się we mnie wpatrywać.
Czy to naprawdę na kogoś działało? Na mnie nie robiło żadnego wrażenia i stwarzało sytuację jeszcze cięższą, niż była. Zwłaszcza, gdy musiałem zachować przy tym twarz.
- Zrobiłbyś to?
Przytaknąłem, szczerząc się słodko, po czym wstałem i ponownie zacząłem uderzać opuszkami palców po ladzie.
- Więc co na to powiesz? Pokryję cały koszt dojazdu na premierę, a wszystkim, co musisz zrobić, jest tylko rzucenie okiem na księgarnię przez króciutki tydzień.
- Umowa stoi. – Kiwnęła głową, a mały pisk opuścił jej usta. – Mogę zrobić sobie z tobą zdjęcie? Bo nikt mi w to nie uwierzy.
Więc zrobiłem sobie z nią jakieś sześć zdjęć, stając od niej najdalej, jak mi na to pozwalała, kiedy rozbłyskał flesz. Zapiszczała, przeglądając te zdjęcia. Wreszcie miałem okazję, żeby spytać, gdzie jest Bella.
Mina jej zrzedła i szybko schowała aparat do torby podróżnej, którą nazywała torebką, zakładając ramiona na piersi i ściskając wargi w stanowczej, denerwującej linii.
- Zaszyła się na cały dzień w biurze – oświadczyła kapiącym z pogardy głosem i odwróciła się na krześle w stronę komputera. – Zadzwonię do niej i powiem, żeby zeszła na dół.
- Gdybyś tylko powiedziała mi, jak tam dojść, sam bym ją znalazł. Nie chcę cię kłopotać.
- Nie – powiedziała chłodno, podnosząc telefon i podpierając się na łokciu. – Zadzwonię.
No dobra.
- Dzięki, Jess. Naprawdę jestem za to wdzięczny.
Uśmiechnąłem się i widziałem, jak świeciła do mnie zębami. Jej złość całkowicie zniknęła. gdy przycisnęła klawisz na telefonie.
- Nie ma za co, Edwardzie. Cała przyjemność po mojej stronie.
Odszedłem od lady, odwracając się do Jessici tyłem i przespacerowałem się leniwie po głównym pomieszczeniu w rękoma za plecami.
Słyszałem, jak Jessica się rozłączyła. Uśmiechnąłem się przez okno, naprzeciw którego stałem, nasłuchując uważnie jakiegokolwiek dźwięku, jaki wskazywałby na to, że to Bella idzie, by mnie zobaczyć.
Moje zachowanie było całkowicie patetyczne. Jakbym musiał ją zobaczyć. Przebywanie z dala od niej odczuwałem tak, jakby brakowało kawałka mnie. Nieważne, jak niewiele czasu minęło, odkąd ją ostatni raz widziałem. Skończyłem na tym, że wpatrywałem się w zegarek na DVD częściej, niż robiłem cokolwiek innego, niecierpliwie czekając, aż jej furgonetka zacznie dudnić na drodze.
- Co słychać, Jess?
Obróciłem się, słysząc jej wyczerpany głos i patrząc, jak opiera się o ladę i przeczesuje ręką włosy, gdy patrzy nieruchomo na Jessicę.
- Ktoś przyszedł, żeby cię zobaczyć.
Bella odwróciła się i wyprostowała. Szeroki uśmiech pojawił się na jej twarzy, kiedy mnie zobaczyła.
Jednakże osłabł, gdy rzuciła okiem między mnie a Jessicę, która posyłała mi oczywiste spojrzenia.
- Uch – wymamrotała, niezręcznie do mnie podchodząc. – Wszystko w porządku?
Przytaknąłem, promiennie się do niej uśmiechając. – Wszystko w porządku. A teraz nawet jeszcze lepiej.
- Co ty... uch…? – Znów popatrzyła na Jessicę, która w ostentacyjny sposób wpatrywała się w ekran monitora, jakby coś z niego wyskoczyło sekundę przed tym, jak znów skierowała swój wzrok na mnie. – Nie rozumiem, Edwardzie.
Położyłem ręce na jej policzkach, nadal się uśmiechając i potrząsając głową.
- Wszystko w porządku – powtórzyłem łagodnie. – Masz chwilę?
- Ach, tak. – Obróciła się do Jessici, która rażąco się na nas patrzyła. – Jess, nie będzie mnie przez kilka minut.
Złapała mnie za nadgarstek, nim dziewczyna zdążyła odpowiedzieć, trzymając go stanowczo. Prowadziła nas przez drzwi i w górę schodów, ukrywając nieopodal nich. Otworzyła drewniane drzwi, ciągnąc mnie do małego, zagraconego pokoju. Zatrzaskując je za nami.
- Zechcesz mi powiedzieć, dlaczego ona zachowywała się tak cholernie spokojnie, przebywając z tobą w jednym pokoju? Wiesz, że ma na pulpicie twoje zdjęcie? Jak ty... Dlaczego… Jakim cudem ona…?
- Bello. – Zaśmiałem się, podchodząc do niej i ciasno oplatając ramionami jej talię, przez co szarpnąłem ją w swoją stronę. – Wszystko w porządku.
- Jak to możliwe? – Westchnęła zirytowana, obejmując rękoma moje ramiona.
- Przekupiłem ją.
- Nie! – jęknęła, opierając czoło na mojej klatce piersiowej. – Czemu to zrobiłeś? Teraz nigdy nie da ci spokoju!
- Zrobiłem to, żebyś mogła wziąć tydzień wolnego, jak wróci z urlopu.
Ponownie uniosła głowę i zwęziła na mnie oczy.
- O czym ty mówisz?
- Kiedy wróci z wakacji, ty wybierzesz się na własne – odparłem delikatnie, pochylając się, by móc otrzeć jej wargi swoimi. – Zostanie tu i wszystkim się zajmie.
- Pewnie puści to miejsce z dymem.
Pokręciłem głową, wykręcając usta i uśmiechając się do niej. – Nie, nie wydaje mi się, żeby to zrobiła.
- Czym ją przekupiłeś?
- Biletami na premierę mojego filmu. – Wzruszyłem ramionami. – Będzie czekała na zewnątrz razem z innymi fanami, ale tego jej już nie powiedziałem.
Jej usta się otworzyły, lecz kąciki uniosły, zanim ponownie przejęła nad sobą kontrolę i je zacisnęła.
- To nie było zbyt miłe.
- Ale dzięki temu załatwiłem ci wakacje, których tak bardzo potrzebujesz, prawda? – Schyliłem się i pocałowałem ją łagodnie, uśmiechając się z powodu elektryczności przepływającej przez moje ciało. – I będziesz mogła spędzić cały twój wolny czas ze mną.
- Dlaczego miałabym chcieć to zrobić? – wymamrotała w moje wargi, wplątując dłonie w moje włosy i ponownie mnie całując.
- Bo musisz dostać tę część mnie, która należy do ciebie, wiesz. – Znów dałem jej całusa, wbijając koniuszki palców w jej koszulkę. – Nie zostanę tu na zawsze.
Poczułem w brzuchu ostry, przeszywający ból, który niemal powodował odrętwienie, i musiałem przycisnąć ją do siebie jeszcze bardziej, by powstrzymać się przed skręceniem.
- Tak – wyszeptała smutno, oddalając się ode mnie. – Wiem.
- Bello...
Uniosła policzek, posyłając mi wymuszony uśmiech, jakiego nienawidziłem, i wyciągnęła palce z moim włosów.
- Edward, to nasza rzeczywistość. A my sobie z nią poradzimy. – Z łatwością wzruszyła ramionami, a fałszywy uśmiech powoli zamieniał się w mały, prawdziwy. – Nie pozwolę ci odejść, ani też nie zamierzam przestać na ciebie liczyć.
Uśmiechnąłem się do niej i pochyliłem, by złączyć nasze czoła i delikatnie ją pocałować.
- Nawet nie wiesz, jak dobrze to słyszeć – szepnąłem, zamykając powieki.
Położyła dłonie na moich policzkach, a ja kolejny raz otworzyłem oczy i spojrzałem prosto w jej.
- Jeśli ty w to wchodzisz, ja też – odszepnęła, pocierając kciukami moje policzki. – O to właśnie chodzi.
Uśmiechnąłem się i złapałem górną wargę między własne, ssąc ją delikatnie, przed niechętnym cofnięciem się.
- Pozwolę ci wrócić do pracy. – Rozejrzałem się po niewielkim biurze i westchnąłem, ściskając ją jeszcze raz przed wypuszczeniem z ramion. – Dziś wieczorem?
Przytaknęła, kładąc ręce przy bokach i przekrzywiając na mnie głowę.
- Jesteś tego pewny? Nie chcę…
Zbliżyłem się do niej i ponownie pocałowałem.
- Okej – wydyszała, kiedy znów się oddaliłem. – Dziś wieczorem.
- Dziękuję.
Gdy wyprowadziła mnie z biblioteki, drzwi się za mną zatrzasnęły, a ja dosłownie wskoczyłem do swojego samochodu.
Zamierzała trzymać się mnie, a niewiele ludzi to naprawdę robiło, odkąd stałem się aktorem. Zdawanie sobie sprawy, że była tu i miała zamiar zostać, to uczucie, którego nie potrafiłem opisać.
Ale cholernie dobrze było o tym wiedzieć. |
Post został pochwalony 3 razy
Ostatnio zmieniony przez marcia993 dnia Sob 21:22, 30 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Ewelina
Dobry wampir
Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 58 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P
|
Wysłany:
Sob 21:15, 30 Sty 2010 |
|
Cytat: |
łaszcz zakrywał brodę, odkrywając jedynie nos. |
Płaszcz
Cytat: |
Kiedy to zrobiła, załapałem ją za rękę. |
złapałem
Cytat: |
Nigdy żadne uczucia nie przebiegały przeze mnie tak jak w chwili, gdy przebywała ze mą. |
mną
Rozdział fantastyczny! Słodki, romantyczny, bez zbytniej ilości lukru. Miło jest widzieć bezinteresowność Belli i Edwarda, który stara się ułatwić jej życie. Przyznam się szczerze, że szkoda, iż dziewczyna odmówiła facetowi spania w jego łóżku (bez podtekstów), ale jako że to Bella, można było to przewidzieć. Stay należy do grona moich ukochanych opowiadań i za każdym razem, kiedy pojawia się chap, to dziękuje Wam za tłumaczenie. Dzisiaj dziękuje Marcie:)
Czekam na kolejny, mam nadzieję, że będzie równie wspaniały.
Pozdrawiam!
PS. Drodzy czytelnicy, jeśli nie chcecie pisać komentarzy, a raczej KK, to zostawcie chociaż pochwałę. To tłumaczenie na to zasługuje. |
Post został pochwalony 2 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Sob 21:31, 30 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Taka_Ja
Człowiek
Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 87 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 22:37, 30 Sty 2010 |
|
Jako stała i wierna czytelniczka jak zwykle zostawiam ślad swojej skromnej czytelniczej obecności
Kolejny świetny rozdział. Takie małe preludium do tego, jak mogłaby wyglądać i rozwijać się relacja głównych bohaterów po przypieczętowaniu uczuć rozpoczęciem związku. Czytanie o pierwszych współnych poczynaniach tej dwójki jest odprężające i rozkoszne. Przed dwojgiem stoi nadal parę pytań bez odpowiedzi, niejeden trudny orzech do zgryzienia. Z ogromną przyjemnością będę śledzić ich losy i trzymać kciuki za naszych bohaterów Autorka jak do tej pory zadbała o ciekawe rozwiązania w fabule, pozwalające na utrzymywanie się nutki niepewności w kolejnych rozdziałach, ciągłe podsycanie ciekawości
Dziękuję dziewczynom za tłumaczenie, ogrom zapału i chęci włożone w przekładanie tego opowiadania |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Cicha
Człowiek
Dołączył: 03 Sty 2010
Posty: 76 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 16:40, 31 Sty 2010 |
|
Wczoraj późnym wieczorem przeczytałam siódmy rozdział Stay'a, jednak dopiero dzisiaj zajęłam się komentowaniem z racji tego, że wczoraj oczy same mi się zamykały i z pewnością nie napisałabym nic mądrego.
Cytat: |
Rozdział fantastyczny! Słodki, romantyczny, bez zbytniej ilości lukru. Miło jest widzieć bezinteresowność Belli i Edwarda, który stara się ułatwić jej życie. Przyznam się szczerze, że szkoda, iż dziewczyna odmówiła facetowi spania w jego łóżku (bez podtekstów), ale jako że to Bella, można było to przewidzieć. |
W pełni zgadam sie z wypowiedzią Eweliny - rodział był bez wątpienia słodki i przyjemy, jednak w granicach dobrego smaku, za co chwała autorce!
Także każda z was wywiązuje się świetnie z tłumaczenia, co pisałam już pod wcześniejszym rozdziałem, jednak i pod tym powielę swoję opinię. Zdaję sobie sprawę, jak takie komentarze karmią wena :)
(wiem, że piszę zupełnie niezrozumiale, jednak duża w tym wina waszego opowiadania.)
Cóż jeszcze mogę napisać:
- że każdym rozdziałem przenosicie mnie na chwilę do innej bajki?
- że zakochałam się w opisywanej histori tak somo jak w jej tłumaczeniu?
- że z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział?
Napisałam to wszystko, jednak mam nadzieję, że same zdajecie sobie sprawę, jak dobrą robotę odwalacie przy każdym, nawet najkrótszym akapicie!
pozdrawiam,
Cicha |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aurora Rosa
Dobry wampir
Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 54 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki
|
Wysłany:
Nie 17:22, 31 Sty 2010 |
|
Cudo uwielbiam to tłumaczenie. Odwalacie kawał doskonałej roboty. Wczoraj, gdy czytałam tę część wpadło mi w oko kilka literówek i brak spacji w kilku miejscach, co wcale nie przeszkadzało mi cieszyć się tą historią. Ma w sobie romantyzm, urok, kilmat ale nie jest przesadnie słodkie. Za dużo lukru może zrujnować wszystko.
Miałam sama zabrać się za oryginał ale chyba wolę poczekać na efekty waszej ciężkiej pracy, bo są poprostu rewelacyjne. Czasmi ciężko jest przełożyć na ojczyst język pewne wyrażenia, opisy sytuacji. Ale wam udaje się to doskonale. Macie dziewczyny talent, w żadnym razie nic tu nie zgrzyta. Od pierwszego rozdziału trzymacie bardzo wysoki poziom i nigdy nie spadł ona ani o milimetr. Może dlatego dla mnie to nr 1 tłumaczeń na tym forum. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Viv
Dobry wampir
Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 1120 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 103 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z 44 wysp
|
Wysłany:
Pon 16:05, 01 Lut 2010 |
|
Dziewczyny naprawdę dzięki , że za tłumaczenie . To jedno z moich ulubionych opowiadań .
Edward jest tu chyba najbardziej romantyczny jaki tylko moze być .
No i Bella , taka nieśmiała i robi wszystko ,żeby tylko ułatwić mu życie , nawet swoim kosztem . Ładnie z jego strony , że się odwdzięczył , akcja z Jessicą była super .
Czeka ich zapewne jeszcze wiele trudnych chwil , nowy związek , sława Edwarda , no i on niedługo wyjedzie , co wtedy .
Świetna robota z tłumaczeniem , zostaje mi tylko życzyć dużo czasu i chęci na następne rozdziały .Pozdrawiam
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Trusiaczek
Człowiek
Dołączył: 21 Sty 2009
Posty: 79 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań
|
Wysłany:
Śro 20:41, 10 Lut 2010 |
|
Kilka słów by Trusia:
Stay to kolejne z tłumaczeń, na które trafiłam przypadkiem. Z początku miałam mieszane uczucia. Dlaczego? Wszyscy co czytają moje opowiadanko wiedzą że jestem zdecydowanie TEAM JACOB , a kiedy zaczęłam czytać to tłumaczenie i Bella była właśnie z Jacobem, to wiedziałam, że stanie się coś co zrani Jaka i dziewczyna poleci do Edwarda. Mimo to czytałam dalej. Stało się tak jak myślałam, ale... cóż... nadal czytałam dalej. I mimo to, nadal podoba mi się Stay. Czekam na kolejne rozdziały. Weny!!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Czw 18:51, 11 Lut 2010 |
|
ta - niedobra kirke znowu nadrabia :)
powiedziałam sobie *nie ma herbatki w kubeczku z Edwardem, dopóki nie skomentujesz* - jestem więc :)
ten ff w zasadzie ma w sobie coś szczególnego, jakąś magię, która wciąż na nowo mnie przyciąga... spotkania Belli i Edwarda są dla mnie przeżyciem prawie emocjonalnym, bo za każdym razem towarzyszy temu dawka emocji, które opisane w ten sposób, w jaki robi to autorka, a na polski przekłada tłumaczka - naprawdę robi robotę - u nas się tak mówi ;]
wyjście do sklepu w tym kapeluszy rozdrobniło mnie na kawałeczki... wyobrażenie sobie Roberta w tym było przezabawne (tak - mój książkowy Edward kompletnie różni się od RPatzza, ale za każdym razem czytając ff o Edwardzie - gwieździe widzę akurat aktora - pewnie ze względu na jedną branżę :) )
i oczywiście spotkanie z Jess... kategorycznie scena przekomiczna
dorwałam się do oryginału, ale ja tak mam, że po angielsku za długo nie poczytam, stąd też nie dotarłam do końca... mogę jednak powiedzieć, że jeszcze przez wiele rozdziałów opowiadanie nie straci swojego uroku... a dalej - dalej muszę doczytać :P
pozdrawiam grupę tłumaczącą :* dobra robota :)
pozdr.
kirke,
która idzie po obiecaną sobie herbatkę :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kristenhn
Wilkołak
Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 206 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 30 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Sob 21:58, 13 Lut 2010 |
|
Czas na kolejny rozdział, który oddaję w wasze ręce bez zbędnego gadania. Enjoy!
Rozdział możecie również znaleźć na [link widoczny dla zalogowanych].
Edit: Dziękuję za wychwycenie błędów. Przyjmuję wszystko na siebie, bo tłumaczyłam to na wpół przytomna i prawie umierająca, a potem w ostatniej chwili wysłałam Weronice tekst do zbetowania. Shame on me.
***
Autorka: crimsonmarie
Tłumaczyła: Kristenhn
Beta: chochlica1
ROZDZIAŁ 8
*BELLA*
Przez boczne okno księgarni obserwowałam, jak Edward zjeżdżał z krawężnika i kierował się ku naszej drodze. Oplotłam się ramionami, a na mojej twarzy widniał jeden z najidiotyczniejszych uśmiechów.
Zmęczenie, które czułam w każdym calu ciała, nie zniknęło, ale nie było tak zauważalne, jak kilka minut temu. To banalne i sentymentalne, jednak za każdym razem, kiedy mnie dotknął, moje nerwy się ożywiały, jakby niecierpliwie na niego czekały.
Nie spodziewałam się, że zobaczę go przed skończeniem pracy. Cholernie przeraziło mnie spokojne zachowanie Jessici przebywającej z jej obiektem westchnień w tym samym pokoju.
Zanim zaczęłyśmy się nienawidzić, raz powiedziała mi, że – gdyby miała możliwość spotkania go – robiliby wiele nielegalnych rzeczy, nieważne, gdzie by się znajdowali albo kto by im się przyglądał. W porę zrozumiałam, iż nie żartowała, więc fakt, że była spokojniejsza, niż kiedykolwiek ją widziałam, i siedziała po drugiej stronie pomieszczenia od niego, okropnie mnie przestraszył.
Wtedy – gdy powiedział mi, że przekupił ją w zamian za to, że dostanę tydzień wolnego, którego nie miałam dłużej, niż mogłam pamiętać – przysięgam, moje serce się zatrzymało. Rzeczy, jakich prawdopodobnie chciała od niego w zamian za to, sprawiały, że robiło mi się niedobrze.
Domyśliłam się, iż bilet na premierę filmu to wszystko, więc me serce wróciło na swoje miejsce, bijąc tam, gdzie powinno, a nie w gardle, jak to było kilka chwil temu.
- Więc nadal nie mogę się do niego zbliżać?
Zostałam wyrwana z rozmyślań, gdy usłyszałam za sobą zadowolony i brzmiący jak wszystko wiedzący głos Jessici.
- Tak – odpowiedziałam natychmiast, nie odwracając się do niej nawet mimo tego, że samochód zniknął za rokiem ponad dwie minuty temu.
- Idę z nim na premierę, Bello. – Niemal słyszałam, jak wywróciła oczami. – Nie sądzisz, że teraz nie ma to sensu?
Och, gdyby tylko wiedziała, że będzie znajdowała się w bezpiecznej od niego odległości pośród morza innych fanów wyglądających dokładnie tak samo. Jak mogła nawet myśleć, że pójdzie z nim, jeżeli on tylko zaoferował jej bilet? To nie miało dla mnie sensu, ale sądzę, że tak proste rzeczy zwyczajnie nie posiadały racji bytu w jej mózgu.
- Co według ciebie się wydarzy? – spytałam, w końcu się do niej odwracając. – Sądzisz, że zakocha się w tobie bez pamięci?
- A ty? – warknęła, gapiąc się na mnie z drugiej części pomieszczenia. – Naprawdę uważasz, że masz u niego szanse?
Ze wszystkich spojrzeń, jakie posyłała podczas jego pobytu tutaj, wykonała niezłą robotę, ignorując sposób, w jaki jego dłonie ujmowały moją twarz.
I pomimo tego, że wiedziałam lepiej, jej słowa wciąż trafiły w czuły punkt. Zdawałam sobie sprawię, iż on był ze mną i że chciał tego, jednak to nie powstrzymało mnie przed wątpliwościami, które pojawiały się w mojej głowie, nawet odkąd istniała możliwość, iż staniemy się parą.
- Co widzisz, kiedy na niego patrzysz, Jess? – zapytałam, powoli przemieszczając się do blatu i stając przed nią. – Co takiego w nim widzisz, co sprawia, że chcesz go tak bardzo?
- Jest gorący – odparła zwyczajnie, wzruszając ramionami i opierając się plecami o krzesło. – I wydaje mi się, że naprawdę wie, jak podarować dziewczynie niezapomniane chwile. – Przerzuciła włosy przez ramię, zdecydowanie krzyżując ramiona na piersiach. – Pewnie nigdy się o tym nie dowiesz, prawda?
- Więc sądzisz, że pasujesz do niego, biorąc pod uwagę fakt, że jest gorący i wygląda, jakby wiedział, co robi w łóżku? To powód, dla którego go pożądasz?
- Tylko dlatego, że jesteś jego cholerną sąsiadką, uważasz, że wiesz o nim wszystko? – Pochyliła się na swoim fotelu, składając ręce na biurku. – Nie znasz go.
Ugryzłam się w język na tyle mocno, aby natychmiast posmakować krwi. Spojrzałam na nią.
Gdyby tylko mogła przeczytać moje myśli albo na jeden dzień znaleźć się na moim miejscu, wtedy nie byłoby mowy, aby była w stanie wypowiedzieć choć jedną z tych rzeczy, patrząc mi prosto w twarz.
- A ty znasz? – zadałam pytanie, naśladując jej wcześniejsze słowa, starając się, aby mój głos brzmiał naturalnie.
Nieznaczna ilość klientów włócząca się dookoła w innym pomieszczeniu z pewnością nie byłaby zadowolona, gdybym zaczęła krzyczeć na nią w sposób, w jaki chciałam.
- Wiem o nim więcej, niż ty mogłabyś kiedykolwiek marzyć. Jesteś tylko zabawką, Bello, a kiedy on da ci do zrozumienia, że nic dla niego nie znaczysz, będzie mi cię żal. Wyrzuci cię na zbity pysk tak szybko, jak stąd wyjedzie i wróci do Kalifornii.
Znowu jej słowa trafiły w czuły punkt, a ja potrafiłam jedynie przebiegnąć językiem po zębach, kiedy kontynuowałam wpatrywanie się w nią. Moje myśli wirowały dookoła.
Może jednak zauważyła jego ręce na mej twarzy i wynajdywała wszystkie małe rzeczy, których mogła użyć, by mnie zranić.
- W ogóle go nie znasz – warknęłam.
- Ty także. Kimkolwiek myślisz, że jest, to tylko dlatego, że jest tutaj z dala od wszystkiego. Minutę po tym, jak będzie daleko stąd, daleko od ciebie, sama zobaczysz. Nic dla niego nie znaczysz.
- A pięć minut wcześniejszej rozmowy z nim natychmiast robi z was przyjaciół, prawda?
- Nie, ale sprawia, że jesteśmy ze sobą bardzo blisko. Nie masz pojęcia, o czym rozmawialiśmy, Isabello.
A sposób, w jaki uniosła podbródek, wyprostowała ramiona i plecy na tym cholernym fotelu, sprawił, że chciałam ją zamordować. Koniuszki moich palców zadrgały przy bokach, a nozdrza się rozszerzyły, kiedy walczyłam, aby kontrolować wściekłość.
- I nie robi dla mnie żadnej, cholernej różnicy – powiedziałam niskim tonem głosu. – Fantazjujesz na temat tego, kim jest. Wiem lepiej; znam jego prawdziwą osobowość i jedna nieistotna rozmowa z tobą tego nie zmieni.
- Nie jesteś dla niego wystarczająca – syknęła, pochylając się, aby oprzeć się dłońmi o biurko i powoli się podnieść. – Nie jesteś wystarczająco ładna albo utalentowana, albo bystra, albo wystarczająco dobra, abyś była z kimś takim jak on. Wyrzuci cię na zbity pysk zaraz po tym, jak odpocznie, i nie będzie zastanawiał się nad tym dwa razy. Jesteś zabawką i wszyscy to dostrzegają.
Zacisnęłam zęby i wzięłam głęboki wdech przez nos. Gapiłam się na nią, zaciskając dłonie w pięści.
Tak łatwo byłoby cofnąć rękę, a potem uderzyć ją w sztuczny nos, gdybym tylko nie była jej szefową.
- Nie masz o niczym pojęcia – wydyszałam.
- Zobaczymy.
Nie odzywając się już, przebiegłam przez schody i zamknęłam za sobą drzwi do mojego biura, zanim oparłam się o nie i rozluźniłam ręce.
Powinnam być na dole, pomagając żałośnie małej ilości klientów – którzy przeszukiwali książki, w jakich poszukiwanie włożyłam serce i duszę – i obowiązkowo ignorując siedzącą na swoim stanowisku Jessicę, nie pozwalając jej słowom przedostać się do moich myśli, co sprawiłoby, że zaczęłabym wątpić w Edwarda.
Znałam go. Wiedziałam, że go znałam. Wiedziałam, kim naprawdę był, ponieważ ja nie byłam taka jak ona. Nie byłam z nim dla sławy i możliwości przelecenia hollywoodzkiego Złotego Chłopca sześcioma sposobami do niedzieli. Znałam go i wiedziałam, że nigdy nie skrzywdziłby mnie w ten sposób.
Ale te słowa, te pięć drobnych słów zawierały tyle prawdy: – „Nie jesteś dla niego wystarczająca”. – Paliły mnie w brzuchu, oczach i policzkach.
O tak, miałam świadomość, że były prawdziwe.
~*~
Do czasu, kiedy dzień dobiegał końca, a ja parkowałam na moim podjeździe, czułam się bardziej niż pokonana. Nie poprawiło się ani trochę po mojej konfrontacji z Jessicą i pomimo tego, że nie mogłam doczekać się jednej rzeczy po powrocie do domu, nawet to nie mogło poprawić mi humoru.
Przestałam płakać po jakichś piętnastu minutach, zebrałam się w sobie i śmiało zeszłam po schodach w próbie zachowywania się jak wyrafinowana, profesjonalna posiadaczka księgarni, która podczas większości dni była niemal pusty.
Papierkowa robota, jaka zawsze na mnie czekała, została w końcu ukończona kilka chwil wcześniej, nim nie zawołano mnie na dół. Przez to naprawdę nie miałam dobrej wymówki na ukrywanie się tam przez resztę dnia, nieważne, jak bardzo potrafiło to być usprawiedliwione.
Jej słowa nie przestawały krążyć w mojej głowie. Nieistotne, o czym próbowałam myśleć albo jak bardzo starałam się być szczęśliwa na zbliżającą się noc, którą zamierzałam spędzić z Edwardem. Nic nie pomagało. Zostały wypalone w moim umyśle, szydząc ze mnie i ośmielając mnie do zaprzeczenia im.
Nie mogłam tego zrobić. Nie mogłam zaprzeczyć czemuś, co było oczywistą prawdą. Nieważne, jak bardzo tego chciałam.
Leniwie sięgając, chwyciłam torebkę i otworzyłam drzwi samochodu, wyślizgując się z siedzenia. Ociężale skierowałam się ku frontowej werandzie.
Moje oczy wylądowały na białym kawałku kartki przyklejonym do drzwi, przez co głośno przełknęłam, powoli wyciągając po niego rękę.
Bello,
dzisiaj ja gotuję. Wszystko, co musisz zrobić, to przyjść. Niedługo.
Edward
Z moich ust wyrwał się niespodziewany szloch, więc pospiesznie włożyłam klucze do zamka, zanim wbiegłam do domu i zatrzasnęłam za sobą drzwi.
Gotował dla mnie. Gotował i czekał na mnie. Chciał, abym do niego przyszła, a wszystkim, o czym umiałam myśleć, to jaka okropna dla niego byłam.
Pieprzona Jessica Stanley zachowująca się wyniośle i właściwie mająca rację dwie minuty przed otworzeniem cholernych ust w związku z czymś, co bardzo wiele dla mnie znaczyło.
Warknęłam, agresywnie rzucając torbę i notatkę na podłogę, nim skierowałam się na górę do mojej śmiechu wartej sypialni.
Przedarłam się przez szafę, nakładając czystą bieliznę i parę jeansów na, w większości, sflaczałym materacu za mną. Gwałtownie odwróciłam się w stronę szafy i zaczęłam przedzierać się przez wieszaki w poszukiwaniu koszuli.
Nie miała racji w związku z tą sprawą. Nie mogła. Nie, kiedy mi na nim zależało, nie, kiedy nareszcie byłam szczęśliwa po tak długim nudzącym mnie związku. I nie, kiedy miałam tak bardzo ograniczoną ilość czasu spędzanego z nim. Nie, nie ukradnie mi tego.
Chwytając jasnoniebieską bluzkę z długimi rękawkami, założyłam ją, a następnie wzięłam torbę podróżną z półki nade mną, zdziwiona, że wciąż tu była.
Miałam torbę podróżną. Nie posiadałam łóżka, ale ostatecznie miałam pieprzoną torbę podróżną.
Ponownie warcząc, zamknęłam drzwiczki od szafy i podeszłam do materaca, pospiesznie wpychając wszystkie moje ciuchy do torby, zanim weszłam do łazienki po drugiej stronie korytarza.
Dobywając wszystko, czego potrzebowałabym na jedną noc, wrzuciłam to także do torby, zapinając ją i schodząc po schodach.
Zasługiwałam na coś dobrego w życiu. Zasługiwałam, aby mieć w nim Edwarda. Wiedziałam, kim naprawdę był; blaski i flesze, które niemal każdego dnia go otaczały, kiedy wyjechał z miasta, nie robiły żadnej różnicy. Był tylko Edwardem Cullenem. Współczującym, troskliwym, słodkich facetem, który z jakiegoś powodu wybrał mnie.
Spośród wszystkich kobiet, w jakich mógł przebierać, wybrał mnie.
Zatrzymałam się w połowie drogi do drzwi wejściowych z torbą przerzuconą przez ramię, kiedy głośno przełknęłam.
Dlaczego akurat ja? Co w ogóle we mnie widzi? Byłam zwykła, niezdarna i nudna. Żadna z tych cech nie mogła się równać z cechami tych, z którymi on powinien być.
Miała rację. Nie byłam dla niego wystarczająco dobra.
Znowu głośno przełknęłam i zaczęłam powoli iść w stronę drzwi, schylając się po torebkę i klucze, nim zamknęłam je za sobą i wyszłam na werandę.
I pomimo tego wszystkiego, wciąż pragnęłam z nim być. Nadal pragnęłam spędzać z nim czas, jaki mu pozostał. Gdyby to była jedyna szansa na bycie szczęśliwą, podczas chwil, gdy się z nim znajdowałam, nie chciałam ich marnować.
Zmierzałam tylko do zranienia siebie, ale jeśli miałabym okazję do poczucia tego, czego nigdy nie doświadczyłam z Jakiem, nie zamierzałam się zastanawiać.
Owinęłam się ciaśniej płaszczem, idąc na drugą stronię ulicy, a następnie wchodząc na jego werandę. Stanęłam naprzeciwko drzwi i wzięłam głęboki wdech.
Zapukałam, kręcąc się niespokojnie, kiedy słuchałam odłogu jego pospiesznych kroków po drugiej stronie. Uśmiechnęłam się, potrząsając głową i spoglądając na własne nogi.
Póki co nie wiedział, że za jakiś czas byłabym dla niego odpowiednia.
Drzwi otworzyły się i zanim mogłam tak naprawdę coś pojąć, znalazłam się w jego ramionach. Nasze usta się złączyły.
Upuściłam torbę podróżną na podłogę, kiedy zamknął za nami drzwi. Jego ramiona wciąż ciasno mnie oplatały. Wyciągnęłam ręce, aby założyć je na jego szyi.
- Tęskniłem za tobą – wydyszał przed ponownym pocałowaniem mnie.
Przycisnęłam go do siebie, przesuwając językiem po jego dolnej wardze i chętnie spotykając jego język, kiedy otworzył dla mnie usta.
Moje serce jednocześnie wydawało się nieco pęknąć i przyspieszyć na jego słowa. Wsunęłam dłonie w jego włosy, przybliżając jego twarz do mojej, jak tylko to możliwe.
Nie zamierzałam tego marnować. Wzięłabym wszystko, co chciałby mi dać, bez sprzeciwu i pytania o więcej, ponieważ nie miałam pojęcia, kiedy byłabym od niego odcięta.
- Lepiej zjedzmy – wysapał, lekko się odsuwając. Wciąż oplatał jedną ręką moją talię, a ja w końcu zobaczyłam, że w drugiej trzymał drewnianą łyżkę. – Albo możesz nigdy nie wejść dalej.
Uśmiechnęłam się, kiwając na łyżkę w jego dłoni, na co się zaśmiał, pochylając się, aby złożyć pocałunek na moim policzku. Zaprowadził mnie do jadalni, zatrzymując mnie tuż przy wejściu do kuchni.
Na stole leżał czerwony obrus. Otwarta butelka białego wina znajdowała się w czymś, co wyglądało jak srebrny kubełek, dwa kieliszki stały obok, dwie niezapalone świeczki znajdowały się w srebrnych świecznikach, a bukiet czerwonych róż leżał na samym środku tego wszystkiego.
- Och – wymamrotałam, przyciskając dłonie do brzucha, kiedy oczy zaczęły mi łzawić.
- Czy to za dużo? Mogę się tego pozbyć – powiedział cicho i szybko.
Chwyciłam jego nadgarstki, gdy sięgnął po jeden ze świeczników, i potrząsnęłam głową, odwracając się, aby znowu na niego spojrzeć.
- Nie. – Pokręciłam na niego głową, biorąc głęboki wdech i uśmiechając się do niego. – Nikt nigdy nie zrobił dla mnie czegoś takiego.
Obserwowałam, jak się rozluźnił i odwzajemnił uśmiech. Następnie wyciągnął rękę, aby odsunąć kosmyk włosów opadający mi na oczy.
- Idioci – powiedział zwyczajnie, pocierając kciukiem mój policzek, zanim pozwolił swojej ręce ponownie opaść. – Zasługujesz na to i jeszcze więcej.
To tylko sprawiło, że w oczach zebrało mi się więcej łez, a jedna tak właściwie spływała już po moim policzku. Owinęłam ręce dookoła jego pasa i ukryłam twarz w jego klatce piersiowej.
- Szczerze, Bello, mogę to zabrać – rzekł nerwowo, wzmacniając uścisk dookoła mnie.
- Nie. – Pociągnęłam nosem, trzęsąc głową i opierając się policzkiem na jego piersi, wpatrując się w telefon. – To po prostu o wiele więcej, niż oczekiwałam i...
- Tak? Bello, musisz ze mną rozmawiać – wyszeptał do mego ucha, rysując na moich plecach uspokajające okręgi, kiedy przerwałam. – Nie jestem pewny, co robię źle.
- Nie robisz niczego źle. Wszystko robisz dobrze.
Niemal zbyt dobrze. Jakby to był wyćwiczony ruch, którego używał w stosunku do wszystkich, z którymi się umawiał. Róże, wino, świeczki i obiad prawdopodobnie oznaczały dla niego tę samą rzecz; noc kończącą się igraszkami w jego łóżku, nim wyrzuciłby mnie nad ranem i nigdy więcej nie zadzwonił.
Zamknęłam oczy, chowając noc w jego klatce i biorąc duże hausty powietrza. Chwytałam koszulkę chłopaka i zaciskając ją w pięściach.
Nigdy bardziej nienawidziłam Jessici Stanley niż teraz. Jak śmiała zrujnować coś, co było tak nowym i idealnie rozpoczętym związkiem? Jakim prawem mówiła te rzeczy, kiedy nie wiedziała, jak między nami jest?
- Więc co się stało? Bello, proszę – błagał, chwytając moją twarz w dłonie i gładząc moje policzki, dopóki nie otworzyłam oczu. – Musisz powiedzieć mi, co cię męczy, albo postradam zmysły.
- Dlaczego chcesz ze mną być? – zapytałam cicho, zwalczając pociągnięcie nosem. Obserwowałam go uważnie. – Dlaczego mnie chcesz?
Przyglądał mi się przez parę dręczących sekund, zanim schylił się, by oprzeć swoje czoło na moim.
- Wczoraj, kiedy siedzieliśmy na parkingu Pice Hopper i miałem bardzo mały atak paniki na myśl powrotu do tego miejsca – odparł łagodnie, zwilżając usta – zauważyłaś to. Zauważyłaś to i wzięłaś mnie za rękę – sięgnął za nas, żeby ująć jedną z moich dłoni – i powiedziałaś, że tylko ty o tym wiesz. Nie śmiałaś się ze mnie ani nie powiedziałaś mi, że zachowuję się paranoicznie.
Uniósł nasze dłonie, złączając palce i odsuwając się lekko, aby umieścić pocałunek na moim palcu serdecznym.
- Zrobiłaś dla mnie obiad – kontynuował, składając kolejny pocałunek na środkowym palcu. – Sprzeczasz się ze mną.
Zaśmiał się lekko z nieznanego mi powodu i ucałował mój palec wskazujący.
- Nie chcesz zawracać mi głowy budzikiem i oddałaś swój urlop, aby uratować mój odpoczynek. Przyniosłaś mi pizzę, skrzydełka kurczaka i piwo.
Ponownie zachichotał, potrząsając głową, nim umieścił jeszcze jeden całus na zewnętrznej stronie mej dłoni i z powrotem zetknął nasze czoła.
- Nigdy nie traktowałaś mnie inaczej niż swoich przyjaciół. Nigdy nie byłem dla ciebie aktorem, zawsze zostawałem sąsiadem. Nie masz pojęcia, jak wiele to dla mnie znaczy.
Wtedy mnie pocałował, delikatnie poruszając ustami, zanim odsunął się i ścisnął moją rękę.
- To tylko parę powodów, dla których chcę z tobą być, Bello. Mogę kontynuować, jeśli chcesz... – Posłał mi uśmieszek, przyciskając nasze dłonie do swojej klatki piersiowej. – Ale mógłbym nigdy nie przestać i wydaje mi się, że właśnie przypala nam się obiad.
Zaśmiałam się ze łzami w oczach, które teraz wypełniły je z całkowicie innego powodu, gdy ścisnęłam jego rękę i uniosłam się, aby raz jeszcze go pocałować.
- Okej.
Znowu mnie pocałował, nim zabrał rękę i łyżkę, o której zapomniałam, ze stołu. Poszłam za nim do kuchni, unosząc brew na bałagan, jaki zrobił na każdym widocznych calu półek.
Przetarłam oczy, osuszając je z łez. Oparłam się biodrem o szafkę i obserwowałam, jak mieszał coś, co wyglądało na spaghetti w garnku na kuchence.
- Czy mogę zapytać, co robisz?
- Spaghetti i pulpety mięsne – oświadczył dumnie, spoglądając na mnie, gdy zgasił ogień i chwycił rączkę garnka. – Naprawdę nie wiem, jak przyrządzić coś innego.
Zaśmiałam się, potrząsając głową. Podszedł do zlewu i wrzucił kluski do sitka znajdującego się w środku.
- Mogłabym coś zrobić.
- Nie – rzekł szybko, trzęsąc głową, kiedy bezskutecznie odsunął kosmyk włosów z twarzy.
Zdusiłam w sobie śmiech i przygryzłam dolną wargę.
- Moja kolej, by zrobić coś dla ciebie.
- Właśnie załatwiłeś mi tygodniowy urlop.
Odwrócił się i przewrócił oczami, stawiając parujący garnek z powrotem na kuchence. Otworzył drzwi piekarnika i chwycił parę niebieskich rękawic z szafki wiszącej obok niego.
- Nie liczy się. – Wziął blaszkę z nierówno ułożonymi pulpetami i ustawił ją na palnikach obok pustego garnka. – Robisz dla mnie o wiele więcej. Moja kolej.
- Jeśli nalegasz.
Odłożył rękawice do szafki, zamykając ją, a następnie odwrócił się do mnie ze ściśniętymi ustami.
- Dlaczego pytałaś o coś takiego?
Poruszyłam się niezręcznie, przygryzając wargę i krzyżując ramiona na piersiach. Udawanie głupiej i przeciąganie czegoś nieuniknionego nie posiadało sensu. Wiedziałam, o czym mówił. Miał prawo, aby znać odpowiedź.
Nie oznaczało to, że chciałam odpowiedzieć bardziej, niż pragnęłam wyrwać wszystkie włosy z głowy. Jednak wolno mu wiedzieć, dlaczego jego dziewczyna zwątpiła w niego już po czterdziestu ośmiu godzinach.
- Ja po prostu... – zaczęłam, biorąc głęboki wdech i ponownie wpatrując się we własne stopy.
Naprawdę potrzebowałam nowej pary butów, w które mogłabym się wpatrywać. Moje znoszone białe tenisówki nie były już interesujące.
- Nie jestem jak dziewczyny w Kalifornii. Nie mogę być.
Nic nie mówił, a ja zamknęłam oczy, czekając, aż te same słowa, które wcześniej wypowiedziała Jessica, dotrą do moich uszu.
- Dlaczego sądzisz, że chcę, abyś była? – zapytał w końcu delikatnie. – Jesteś... Bello, spójrz na mnie.
Potrząsnęłam głową, zaciskając palce na moich bokach, kiedy kurczowo trzymałam się tego, co pozostało z mojej dumy.
Nie, żeby zostało jej jakoś dużo, ale wciąż był malutki kawałeczek, jakiego udało mi się uczepić.
Wydałam z siebie zduszony płacz, kiedy poczułam jego dłoń na moim podbródku unoszącą moją głowę i zmuszającą mnie do spojrzenia na niego.
- Jesteś tą, której szukałem – wyszeptał, otulając moją twarz dłońmi, gdy zyskał moją uwagę. – Nie zdawałem sobie z tego sprawy wcześniej, ale teraz w końcu cię mam i nie ma powodu do dalszego szukania.
Dla każdej normalnej, bezpiecznej dziewczyny te słowa byłyby idealne. Przypieczętowałyby wszystko, co niemo ze sobą zawarliśmy i nie byłoby potrzeby, aby zadawać inne głupie pytania.
A ja nie jestem normalną, bezpieczną dziewczyną. Nigdy nie byłam i z pewnością nigdy nie będę. Spotykanie się z uosobieniem perfekcji także by tego nie zmieniło.
- Nie mówisz tego tylko po to, abym nie czuła się jak idiotka?
- Powiedziałaś, że mi ufasz – wyszeptał, brzmiąc, jakby cierpiał.
- Nie, Edwardzie, ufam ci! – rzekłam szybko, zmniejszając odległość między nami i chwytając się jego talii. – Ufam.
- Więc zaufaj mi i tym razem. – Oplótł rękoma moje ramiona, przytrzymując mnie przy sobie. – Chcę z tobą być. Nigdy nie powiem ci czegoś, co nie jest prawdą, i nigdy nie zostawię cię dla kogoś innego, ponieważ – całkiem poważnie – wszyscy inni przestali dla mnie istnieć. – Przycisnął usta do mojego czoła, z roztargnieniem przeczesując palcami moje włosy. – Ufaj mi, Bello.
Owinęłam ramiona dookoła jego pasa, znowu przymykając oczy i oddychając przez nos.
- Okej – odparłam słabo, głośno przełykając.
- Okej – powtórzył, nie odsuwając się ode mnie. – A teraz co powiesz na coś do zjedzenia?
Otworzyłam oczy, spoglądając prosto w jego, i przytaknęłam, gdy ujrzałam lekki uśmieszek na tego twarzy. Oczy Edwarda wyglądały na udręczone, ale wciąż się uśmiechał. Chciałam kopnąć samą siebie za skażenie tego, co powinno być całkowicie idealną nocą.
Tak, zasługiwał na kogoś więcej niż ja. Zasługiwał na kogoś pięknego, pewnego siebie, kto mógł dać mu wszystko, czego kiedykolwiek by potrzebował, bez pytania. Chciałam być dla niego tą osobą. Bardziej niż czegokolwiek na świecie pragnęłam być tą jedną kobietą w jego życiu, jakiej nigdy by nie porzucił albo jaką by się nie znudził.
Lecz nie miałam urojeń i nie zamierzałam oszukiwać siebie, że mogłabym być dla niego tą kobietą. Wiedziałam, kim byłam, a Bella Swan nigdy nie stanowiła żadnej z rzeczy, której ktoś taki jak Edward Cullen potrzebował.
Ale teraz chciał mnie. Był świadomy tego, kim jestem, i mimo wszystko chciał mnie. Więc trzymałam buzię zamkniętą i korzystałam z tego, co mi ofiarował.
Stanęłam na palcach i na chwilę przykryłam jego górną wargę swoją, nim odsunęłam się i odwzajemniłam jego uśmieszek.
- Brzmi w porządku.
Jeszcze raz mnie pocałował, spokojnie i delikatnie poruszając ustami. Wolno odszedł w kierunku jedzenia.
Wzięłam głęboki oddech, uspokajając się. Znowu oparłam się o szafkę i obserwowałam, jak w ciszy miesza pulpety ze spaghetti.
I wtedy bez odrywania oczy od jedzenia znajdującego się przed nim, sięgnął do mnie wolną ręką, układając ją wewnętrzną stronę do góry. Zrobiłam krok w jego stronę, umieszczając moją dłoń w jego i złączając nasze palce. Przyciągnął mnie bliżej, dopóki nie znalazłam się pod jego ramieniem, przyciśnięta do jego boku.
- Powiedz mi, jeżeli będzie smakowało okropnie, okej? Mam trochę Bagel Bites w zamrażarce, w której przygotowaniu jestem zawodowcem.
Zaśmiałam się, chowając nos w jego klatce piersiowej i oplatając jego talię wolnym ramieniem.
I w tym momencie zdecydowałam, że nie zamierzałam pozwolić rozgoryczeniu Jessici Stanley odebrać mi coś, co powinno być proste i łatwe. Coś, czego chciałam, nie zdając sobie z tego sprawy, póki nie wydarzyło się kilka dni temu. Nie pragnęłam zasmucać Edwarda czymś, co zaprzątało moją głowę. To nie w porządku.
Nie, wciąż nie byłam dla niego wystarczająco dobra i nie, prawdopodobnie nigdy bym nie była. Ale niezależnie od tego wszystkiego, on mnie chciał. Chciał mnie i sprawiał, że czułam się szczęśliwa. Nie zamierzałam pozwolić komuś na kierowanie moim związkiem zamiast mnie samej.
- Jestem całkiem pewna, że smakuje idealnie – powiedziałam miękko, unosząc na niego wzrok.
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się radośnie, ściskając moją rękę.
- Mam nadzieję, że powiesz to, kiedy już tego spróbujesz.
- Jak możesz to spieprzyć? No proszę – zaśmiałam się. – To prosta potrawa.
- Nigdy nie robiłem niczego prostego, Bello. Zawsze wszystko sobie utrudniałem.
- Więc to twoja własna wina, czyż nie?
Zaśmiałam się głośno, kiedy jego szczęka opadła. Natychmiast wrzucił drewnianą łyżkę do spaghetti.
- Powinnaś mnie wspierać! – oświadczył w końcu, potrząsając na mnie głową.
- Sam to powiedziałeś! Ja się tylko zgadzam.
- Nie powinnaś!
Znowu zachichotałam, wyswobadzając się z jego ramion i wchodząc do jadalni, aby wziąć butelkę wina i nalać trochę do jednego z kieliszków.
- Obraża mnie, a potem pije moje wino – burknął zza mnie. – Widzę już, jak to jest.
Powoli odwróciłam się na pięcie, ostrożnie trzymając kieliszek wina w dłoni, kiedy patrzyłam, jak sięgnął do szafki po dwa talerze i postawił je na szafce.
- To bardzo dobre wino – skomentowałam po wypiciu jednego łyka. – Próbujesz mnie upić, aby było łatwiej zaciągnąć mnie do łóżka?
Uniósł na mnie brew, gdy nałożył dużą ilość spaghetti na talerz.
- Potrzebowałbym wina, aby to zrobić?
Wszystkie moje mięśnie brzucha wydawały się zamienić w papkę. Szybko wzięłam kolejny łyk trunku, obserwując go nad oprawką kieliszka.
- Nie – oznajmiłam cicho, koncentrując się bardzo uważnie na utrzymaniu moich rąk w miejscu. – Nie potrzebowałbyś.
Poczułam się nieco lepiej, kiedy próbował nie upuścić łyżki i, tak spokojnie jak tylko to możliwe, pociągnęłam następny łyk.
- Ja nie… - Zwilżył usta językiem i wziął głęboki wdech. – Chcę, abyś wiedziała, że nie zaprosiłem cię na noc po to, by uprawiać z tobą seks. Naprawdę chcę, żebyś się wyspała.
Uśmiech, który rozświetlił moją twarz, prawdopodobnie wyglądał bardzo komicznie, ale nie mogłam się powstrzymać. Myślałam o tym, jednak nie miałam szansy dłużej nad tym rozważać ze słowami Jessici krzyczącymi w mojej głowie.
Niektóre rzeczy po prostu zapamiętujemy bardziej niż inne.
- Ja...
Ponownie odłożył łyżkę do cedzidła i podszedł do mnie. Wyjął kieliszek z mojej dłoń i postawił go na stole, zanim ujął obie moje ręce w swoje.
- Jesteś dla mnie ważna – oznajmił miękko. - I nie chcę niczego przyspieszać. Kiedy nadejdzie odpowiedni czas...
Skinęłam, zabierając je od niego, aby przeczesać nimi jego włosy, wciąż szczerząc się jak idiotka, gdy umieścił dłonie na mojej talii i przyciągnął mnie do siebie bliżej.
- Idealnie – powiedziałam cicho.
Po prostu się do mnie uśmiechnął, pochylając się, żeby pocałować mnie jeszcze raz, zanim odwrócił się do jedzenia i w końcu zaniósł je do stołu bez żadnych więcej przeszkód.
Obiad smakował świetnie. Nie był spalony i pomimo tego, że po skosztowaniu go Edward znajdował się w połowie drogi do zamrażarki po Bagel Bites, o których wspomniał wcześniej, przekonałam go, żeby tego nie robił.
Denerwował się i to sprawiało, że było mi o wiele łatwiej. Nie stanowiłam jedynej osoby, która martwiła się o wszystko. Miło było to wiedzieć.
Uparłam się, aby zająć się naczyniami, kompletnie ignorując go i unikając, kiedy próbował zabrać je z moich rąk. Naprawdę, nie tak trudno zebrać wszystko i włożyć do zmywarki, którą posiadał.
Mimo to stanowczo stwierdził, że nie zrobię nic przez resztę dnia. Przed włożeniem wszystkiego, czego nie zjedliśmy, do lodówki, usadził mnie w salonie z kieliszkiem wina i pilotem w dłoni, którym mogłam kontrolować połowę świata. Nie, żebym wiedziała, co z nim, do cholery, zrobić.
Szczerze, nawet niczego nie obejrzeliśmy, gdy w końcu do mnie dołączył. Miał swój kieliszek z trunkiem, ale szybko położył oba na stoliku do kawy. Chwycił moją twarz i mocno przycisnął swoje usta do moich.
Nie, żebym miała coś przeciwko. Jedną rzeczą, którą wiedziałam, że kocham, były jego wargi blisko moich, jego język w moich ustach i jego dłonie na mej twarzy albo ramiona dookoła mnie przez wydłużoną ilość czasu.
I kiedy poczułam, że moje oczy zamykają się bez pozwolenia, zaśmiał się i uniósł mnie, chwytając przy okazji moją torbę podróżną. Skierował nas w stronę schodów i zaniósł mnie do jego sypialni, aby posadzić na łóżku.
Raz jeszcze mnie pocałował, śmiejąc się, kiedy zacisnęłam ramiona dookoła jego szyi w żałosnej próbie pociągnięcia go ze mną w dół.
- Nie kuś mnie – wyszeptał, składając pocałunek na moim policzku, nim wstał i podszedł do szafy. – Pozwolę ci się przebrać.
Położyłam się na łóżku chwilę po tym, jak wyszedł z pokoju, ciesząc się z faktu, że nie będę tylko spała w prawdziwym łóżku, ale w prawdziwym łóżku z Edwardem.
Ziewając, przerzuciłam nogi na jego drugą stronę i chwyciłam torbę, którą chłopak zostawił na podłodze obok mnie.
Podniosłam ją i rzuciłam, a moja twarz zaczerwieniła się, kiedy zdałam sobie sprawę, czego zapomniałam spakować.
Jak mogłam nie przynieść czegoś do spania?
Och, czekaj, byłam zbyt zajęta emocjonowaniem się cholerną współpracowniczką i tym, co powiedziała, aby pamiętać o tym, że będę potrzebowała piżamy.
Wzdychając ociężale, odstawiłam torbę na podłogę i podeszłam do drzwi, otwierając je i kierując się w stronę schodów.
- Porzucasz mnie, tak?
Podskoczyłam, chwytając się poręczy schodów, nim spadłabym. Odwróciłam się, zauważając Edwarda stojącego w wejściu do łazienki i opierającego się o futrynę, mającego na sobie tylko flanelowe spodnie od piżamy.
Bez koszulki. Nie nosił koszulki, a te cholerne, bliskie perfekcji mięśnie brzucha sprawiały, że niemal ciekła mi ślinka.
ku***, mój chłopak był wspaniały.
- Uhm – wymamrotałam, kiedy przełknęłam ślinę, niezdolna, aby oderwać oczy od idealnie wyrzeźbionych zaokrągleń jego torsu. – Ja... Zapomniałam czegoś.
- Czego?
Moja umiejętność logicznego wysławiania się objawiała się krótkoterminowo.
- Czegoś do spania – odpowiedziałam zawstydzona, śmiejąc się nerwowo. Zmusiłam się, by spojrzeć mu w oczy. – Wcześniej miałam wiele na głowie.
Zachichotał, nim odepchnął się od futryny i wskazał ręką w kierunku sypialni.
- Naprawdę muszę pójść po coś do spania.
- Bello, na zewnątrz jest pięć stopni na minusie – zaśmiał się, podchodząc do mnie i chwytając moją rękę, aby pociągnąć mnie za sobą. – Nie pozwalam ci tam wyjść.
- Ale co ja...?
- Mam coś, co możesz nosić. Spokojnie – nakazał, śmiejąc się, kiedy w końcu wypuściłam barierkę z mojego śmiertelnego uścisku i podążyłam za nim.
Obserwowałam, jak znowu podszedł do szafy, otwierając jedną z dolnych półek i wyciągając długą, białą koszulkę z numerem dwadzieścia trzy w kolorze granatu.
- Grałeś w coś? – spytałam, biorąc ją od niego, kiedy mi ją zaoferował.
Odwróciłam ją, uśmiechając się głupkowato na słowo „CULLEN”, które widniało na plecach pomiędzy łopatkami.
- Starałem się. – Zachichotał, wzruszając ramionami. – Byłem najgorszym trzecim bazowym.
Zaśmiałam się, potrząsając głową.
- Ciężko mi w to uwierzyć.
- Och, uwierz mi – zaśmiał się ponownie, całując moje czoło, zanim znowu wyszedł. – Daj mi znać, jak będziesz gotowa.
Bezwstydnie patrzyłam się na jego mięśnie pleców, gdy wychodził za drzwi, nieświadomie oblizując usta, kiedy zamknął je za sobą.
Och, byłam gotowa.
Biorąc głęboki wdech, szybko się rozebrałam i nałożyłam koszulkę przez głowę, owijając ramiona dookoła siebie i szczerząc się idiotycznie.
Nosiłam jego koszulkę. I było bardzo wielkim prawdopodobieństwem, że nigdy jej już nie odzyska.
- Możesz już wejść! – zawołałam, przygryzając dolną wargę, kiedy podeszłam do łóżka i stanęłam po stronie, na której wcześniej mnie posadził.
Drzwi się otworzyły się. Wetknął głowę do środka, uśmiechając się szeroko, gdy jego oczy na mnie spoczęły.
- Hm – wymamrotał, całkowicie otwierając drzwi i wolno podszedł do łóżka z drugiej strony. – Leży na tobie idealnie.
- Tak właściwie, to myślałam sobie, że już jej nie dostaniesz z powrotem.
Uniósł brew, kiedy odsunął pościel po jego stronie, obserwując intensywnie, jak ja zrobiłam to samo.
- Naprawdę?
Kiwnęłam, ostrożnie wsuwając jedną z moich nóg pod kołdrę i siadając na zimnej pościeli, odwracając się, aby na niego spojrzeć.
Moje plecy i biodra już się cieszyły, mając pod sobą coś całkowicie solidnego. Chciałam jęknąć, odrzucić głowę i ukryć się w pościeli.
Ale byłam całkiem pewna, że to dałoby Edwardowi złe wrażenie i tak bardzo, jak oboje tego chcieliśmy, było prawdopodobnie za wcześnie.
Prawdopodobnie. Może.
Przyglądałam się, jak wszedł pod kołdrę, przykrywając nią swoje kolana i przekręcając głowę w moją stronę.
- Naprawdę.
- Zgodzę się na to pod warunkiem, że będziesz nosiła ją tylko u mnie. – Pochylił się, a nasze usta dzieliły milimetry, kiedy kontynuował: – To oznacza, że musisz spędzać każdą noc ze mną... zaczynając teraz.
- Budzik. – To wszystko, co zdołałam z siebie wydobyć.
- Nie obchodzi mnie to, Bello – wyszeptał, delikatnie dotykając moich ust. – Chcę cię tutaj. – Pocałował mnie szybko, zanim nieco się odsunął. – Tak długo, jak jesteś w stanie.
Włożyłam drugą nogę pod okrycie i przysunęłam się do niego bliżej, umieszczając dłonie na jego kolanach okrytych zwykłą, czarną kołdrą.
- Wiesz, mam własny dom.
- Tak, ale nie masz łóżka. I chcę cię tutaj – stwierdził cicho, bawiąc się końcówkami moich włosów. - A na dodatek moja koszulka wygląda na tobie naprawdę zajebiście.
Zaśmiałam się, kładąc łokieć na jego ramieniu i wsuwając jedną z moich dłoni w jego włosy.
- I jest bardzo wygodna.
Usłyszałam jego cichy jęk i musiałam głośno przełknąć. Mój oddech zaczął przyspieszać, kiedy poczułam delikatne szarpnięcie moich włosów, które sygnalizowało, że zacisnął dłonie w pięści.
- Powinniśmy spać – wymruczał. – Jesteś zmęczona.
I tak bardzo, jak chciałam temu zaprzeczyć, była to prawda. Oczywiście gdybyśmy nie przestali i pokierowalibyśmy to w odpowiednim kierunku, naprawdę tego bym chciała, a zmęczenie każdej części mojego ciała przestałoby dla mnie istnieć.
- Nie muszę iść spać – wymamrotałam, całując go.
- Jesteś tu, aby spać. – Wziął głęboki wdech, a jego ręka uwolniła się z moich włosów, kiedy nieco się odsunął. – Dodatkowo – zaśmiał się – będziesz tu przez wszystkie noce, więc mamy wiele czasu na... niespanie.
Zachichotałam, zabierając rękę z jego włosów i kładąc ją z powrotem na jego kolanie.
- Jesteś pewny, że budzik nie będzie cię denerwował, kiedy będę go potrzebowała?
Westchnął ociężale, mrużąc na mnie oczy.
- Bello...
- Chcę się tylko upewnić! – wyjaśniłam, unosząc obie ręce. – Nie chcę...
Przerwał mi, przyciskając usta do moich, popychając mnie na plecy i częściowo się na mnie kładąc. Zakwiliłam, a moje ręce natychmiast oplotły jego szyję. Rozchyliłam dla niego wargi i wygięłam plecy w łuk.
- Naprawdę trudno mi się powstrzymać – wydyszał, siadając i ciągnąc mnie za sobą. – Więc po prostu zostań, proszę, Bello.
I naprawdę, nie zamierzałam się kłócić. Jego oczy błagały mnie, a myśl, że będę z nim każdej pojedynczej nocy, dopóki nie będzie musiał wyjechać, zamieniała się w zbyt dobrą do przepuszczenia okazję.
Tyłem dłoni pogładziłam go po policzku, kiwając głową.
- Teraz ze mną utknąłeś.
Uśmiechnął się i odwrócił głowę, chwytając moją dłoń i umieszczając na niej delikatny całus.
- Nie chcę, aby było inaczej. – Znowu się pochylił, zaciskając palce dookoła mojej ręki, kiedy mnie pocałował. – Chodźmy spać.
Wyłączył światło i położyliśmy się, spotykając się w połowie i szybko się do siebie przytulając. Tak szybko, jak zamknęłam oczy po pocałunku i wyszeptaniu „dobranoc”, usnęłam.
A ja kochałam każdą pojedynczą minutę. |
Post został pochwalony 2 razy
Ostatnio zmieniony przez Kristenhn dnia Sob 22:45, 13 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Ewelina
Dobry wampir
Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 58 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P
|
Wysłany:
Sob 22:28, 13 Lut 2010 |
|
Cytat: |
Zamknęłam oczy, chowając noc w jego klatce i biorąc duże hausty powietrza. |
nos
Cytat: |
Chwytałam koszulkę chłopaka i zaciskając ją w pięściach. |
zacisnęłam
Głupia Jessica i jej głupie odzywki. I po części też głupia Bella, która nigdy nie wierzy w siebie i w uczucia Edwarda. Jedno jest pewne: to był jeden z najmilszych rozdziałów Stay, i kocham to opowiadanie coraz bardziej z każdym pojawiającym się rozdziałem. Cieszy mnie też to, że autorka pokazała Edwarda od innej strony: zdenerwowanego i przejętego swoim zachowaniem, starającego się, aby wszystko układało się perfekcyjnie. Dajcie mi takiego faceta a Was ozłocę.
Dziękuje za rozdział, był naprawdę udany. Czasu na tłumaczenie następnego życzę,
pzdr! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|