|
Autor |
Wiadomość |
Taka_Ja
Człowiek
Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 87 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 19:41, 28 Mar 2010 |
|
Wygląda na to, że Belli będzie ciężej niż przypuszczałam.
Ta niepewność i poczucie ciągłej oceny jej związku z Edwardem - aktorem przez bliskich i obcych może być twardym orzechem do zgryzienia. Ona panicznie boi się, że żadna para oczu nie potrafi dostrzec tego, co naprawdę połączyło tych dwoje. Nic dziwnego. Nie chce być postrzegana jak nieproszony gość, przelotna przygoda.
Niestety, oboje są skazani na ciągłe bycie na tapecie, na ustach i oczach bardzo wielu życzliwych i tych mniej życzliwych. Trudno będzie Belli do tego przywyknąć i przejść nad tym do porządku dziennego, co widać po jej reakcji na spotkanie z Alice.
Dziewczyny na pewno muszą się jeszcze wzajemnie dotrzeć, poznać, potrzebują czasu. Myślę, że w miarę jego upływu Bells poczuje się nieco lepiej w towarzystwie tego narwanego chochlika.
Bella i Edward muszą zadbać o ten nowonarodzony związek. Nie będzie im łatwo, ale nie mają innego wyjścia, jak stawić wszystkiemu czoło. Zobzczymy, jak to będzie, kiedy przyjdzie im zmierzyć się z tym większym światem.
Dziękuję kochanej tłumaczce :* Życzę mnóstwa chęci, zapału i czasu
Pozdrawiam, czekając już na kolejną porcję ciepła, miodu na serce i czystej przyjemności czytania |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Nie 20:40, 28 Mar 2010 |
|
hm, było uroczo...
zdenerwowanie Belli osobą Alice jest całkiem zrozumiałe... ja też bym sie bała kogoś z taką nadpobudliwością i niewyparzonym językiem, kto do tego wszystkiego ukrywa się przed Jasperem...
próbuję nie wyprzedzać faktów, bo czytałam ciut do przodu i naprawdę trudno mi się skupić na obecnej chwili w tłumaczeniu... ale spróbuję...
Bella rozśmiesza mnie swoim zachowaniem i nieporadnością... autorka trochę czasem przesadza, ale podobają mi się jej opisy pocałunków... są jakieś szczególnie słodkie... nie wiem jak to inaczej określić... znajduję kilka elementów, które bardzo mi się podobają, z drugiej jednak strony przesadza niejednokrotnie i to trochę aż na przesadyzm wychodzi...
ogólnie opowiadanie mi się podoba i jestem bardzo wdzięczna tłumaczkom :)
dobra robota kobiety :) dziękuję :)
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
cullens_fan
Dobry wampir
Dołączył: 27 Lut 2010
Posty: 1654 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 105 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 14:25, 06 Kwi 2010 |
|
Chciałam tylko zaznaczyć, że bardzo lubię to opowiadanie. Jest takie spokojne, ma swój klimat. Relacje Edwarda i Belli są tu takie niewinne dość, jakby obojgu brakowało wiary w siebie.
Śledzę ten fan fic i czekam na kolejne rozdziały. Dziękuję za tłumaczenie |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aurora Rosa
Dobry wampir
Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 54 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki
|
Wysłany:
Nie 18:01, 11 Kwi 2010 |
|
Dziewczyny wiem, że tłumaczenie opowiadania to bardzo pracochłonne zajęcie a każda z was ma jeszcze inne zobowiązania i inne opowiadania. Mam jednak nadzieję, że szybko wstawicie tutaj kolejny rozdział. To opowiadanie to stanowczo mój nr 1 zagranicznych FF i ogromna w tym wasza załsuga, ponieważ jestem ciut leniem i nie mam tyle cierpliwości. Doceniam ogrom pracy jaki wkładacie w to tłumaczenie. A samo opowiadanie na tle innych FF jest wyjątkowe. Bardzo lubię tę powolność akcji, subtelne relacje między bohaterami. To wzajemne krążenie i przyciąganie się miedzy Bellą i Edwardem. Czasami potrzeba takiej subtelności, delikatności. Chyba, że pojawia się Alice ze swoimi walizkami i caly nastrój szlag trafia ;-)
Bardzo cenię sobie to co robicie i w jakim stylu. Bardzo wysoko postawiłyście poprzeczkę innym tlumaczkom, które powinny stawiać sobie was za wzór.
I z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Aurora |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Sarabi
Człowiek
Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 79 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Śro 21:20, 14 Kwi 2010 |
|
Z przykrościa zauwazyłam, że przeczytałam, ale nie skomentowałam. Kajam się.
Bardzo lubie ten ff za jego spokój. Wiele sie dzieje w życiu E i B, przeszli wielka rewolucję, w końcu skrystalizowali swoje relacje, zrozumieli co ich łączy, a mimo to tekst pisany jest wolno, akcja toczy się łagodnie. autorka powoli wprowadza nas w ich świat. I to jest wielka zaleta tego tekstu.
Razi mnie tylko, że Bella cały czas jest taka koszmarnie zakompleksiona, nie wierzy ani w siebie, ani w uczucie Edwarda. Ciekawe jak sobie poradzi w momencie, kiedy ich związake ujrzy światło dzienne, bo w końcu do tego dojdzie.
Dziekuje za tłumaczenie tego tekstu. W chwilach zabiegania pozwala mi na złapanie oddechu i ukojenie. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Nina Spektor
Nowonarodzony
Dołączył: 05 Kwi 2010
Posty: 22 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 22:59, 16 Kwi 2010 |
|
To opowiadanie śledzę już od dłuższego czasu, więc najwyższa pora, bym też zostawiła po sobie ślad. Jestem naprawdę zauroczona tą historią. Nic nie dzieje się tu na siłę. Czytając ,,Stay", zawsze wyciszam się, a mój humor, nawet jeśli jest to niedzielny wieczór z perspektywą pójścia do szkoły następnego dnia, zawsze poprawia się. Relacje między Bellą a Edwardem są budowane bardzo powoli, bez zbędnego pośpiechu.
A teraz może kilka słów o głównych bohaterach:
Bella - jej nieśmiałość i brak wiary w siebie trochę mnie irytuje, jednak nie jest to tak zupełnie ,,ciapowata" Bella, z jaką można się spotkać w innych FF.
Edward - no cóż... Taki Słodziak po prostu. Nie umiem go inaczej opisać. Chyba każda dziewczyna chciałaby spotkać na swojej drodze takiego Edwarda.
Co do tłumaczenia, to nie mam żadnych zastrzeżeń. Czyta się bardzo szybko, bez żadnych zgrzytów. Tak trzymać. Pozdrawiam, NS. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Nina Spektor dnia Nie 0:34, 18 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Kristenhn
Wilkołak
Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 206 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 30 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Nie 0:07, 18 Kwi 2010 |
|
Autorka: crimsonmarie
Tłumaczyła: Kristenhn
Beta: ilciak
ROZDZIAŁ 11
*EDWARD*
Jęknąłem, odsuwając się od Belli i przewracając na drugi bok, kiedy budzik zaczął dzwonić następnego ranka.
Dwadzieścia minut, które obiecałem jej poprzedniej nocy, wydłużyło się w trzydzieści, potem czterdzieści, a jeszcze potem w całą godzinę, podczas której siedziałem z Alice w jadalni, pozwalając jej paplać o tym, jak wspaniała była Bella, jak bardzo się wygłupiła, jak źle się czuła i bla, bla, bla.
Szczerze, przestałem słuchać, kiedy zaczęła opowiadać, co Jasper robił każdego dnia, aby ją zdenerwować. Kiedy skończyła, rozpoczęła wyjaśnianie mi, co czyniłby ją przepraszać.
Nigdy nie zdałem sobie sprawy, że miała owiniętego go wokół małego palca – aż do tego momentu. I prosiłem Boga, abym nigdy nie miał tak okropnej sytuacji.
Zmierzałem tam, ale naprawdę miałem nadzieję, że nie będę musiał kupować Belli całego domu tylko po to, aby przeprosić za coś głupiego.
Tak, domu. I to tak naprawdę nie był nawet dom. Byli teraz dumnymi właścicielami całego zamku w Szwajcarii.
Mimo wszystko udało mi się uciec, kiedy dwadzieścia minut dobiegło końca. Wchodziłem po schodach wystarczająco długo, aby skorzystać z łazienki i być gotowym tylko po to, aby znaleźć Bellę śpiącą. Na wierzchu pościeli, mającą na sobie jedynie mój stary podkoszulek, z włosami rozrzuconymi dookoła niej i jednym z najspokojniejszych wyrazów twarzy, jaki kiedykolwiek widziałem.
Ciężko było zamknąć drzwi i wrócić z powrotem na dół, by dokończyć rozmowę z moją małą siostrzyczką.
I w końcu po godzinie, Alice ziewnęła i to wystarczyło, aby podniosła się z krzesła i podreptała do salonu, rzucając przez ramię: „Dobranoc Edwardzie”.
Nigdy wcześniej nie wbiegłem po tych schodach tak cholernie szybko.
I spałem spokojnie z kobietą, która wciąż od czasu do czasu wyjękiwała moje imię we śnie, dopóki ten cholerny budzik nie zaczął na mnie piszczeć.
Na oślep zacząłem machać ręką obok mnie, mając nadzieję, że budzik znajdował się blisko, gdy poczułem, jak Bella przyciska się do moich pleców i sięga, aby wyłączyć to cholerstwo.
- Śpij dalej – wyszeptała mi do ucha, składając pocałunek na mojej szczęce.
- Nie – wymamrotałem, ziewając i chwytając jej ramię, aby owinąć je dookoła mnie, zanim mogła odsunąć się zbyt daleko. – Powinienem wstać.
- Jest piąta rano. Śpij dalej.
Jęknąłem, ponownie ziewając, kiedy gładziłem kciukiem wierzch jej dłoni.
- Jezu, Bello. Nawet nie widać słońca.
Zaśmiała się sennie i raz jeszcze pocałowała moją szczękę.
- Dzisiaj przychodzą nowe książki, więc muszę być tam wcześniej.
Wydałem z siebie dźwięk, potwierdzając, iż zrozumiałem, ściskając jej rękę, nim w końcu pozwoliłem jej wstać.
Mimo tego, jak bardzo tego chciałem, moje ciało nie zamierzało ze mną współpracować, więc mruknąłem, kiedy wyczołgała się z łóżka i odwróciłem z powrotem, ukrywając się w ciepłym miejscu, które przed chwilą opuściła.
Kilka minut później usłyszałem, jak woda w łazience zaczęła lecieć i sprzeczałem się z sobą przez następne piętnaście minut, aby wprawić własne ciało w ruch. Wszystko, co musiałem zrobić, było przekręcenie się, położenie stóp na niesamowicie zimnej podłodze i wstanie. To wszystko, co potrzebowałem uczynić.
Przysuwanie nosa do poduszki, na której spała Bella i wciąganie zapachu jej szamponu ani trochę nie pomagało.
Przyniosła swój własny szampon i te wszystkie dziewczęce rzeczy, których najwyraźniej musiała używać rankiem, zmuszając mnie do stania w łazience przez dziesięć minut każdego ranka, by spróbować odgadnąć, do czego potrzebowała siatkowanej gąbki.
Nigdy nie rozumiałem kobiet i ich zwyczajów.
Ale nie przejmowałem się tym. Jak dla mnie mogła przynieść tu wszystko, co posiadała i nie obchodziłoby mnie to ani trochę.
Ostatecznie miałam łóżko. I ja tu byłem. I chciałem jej tak długo, jak to tylko, ku***, możliwe.
Nie poruszyłem się nawet po tym, jak usłyszałem, że woda przestała lecieć i słuchałem, jak Bella powłóczyła nogami w dół schodów, gdy skończyła.
Ponownie ziewając, przeciągnąłem się i w końcu zszedłem z łóżka. Ona już wstała i ja także powinienem. Chciałem ją pocałować, zanim poszłaby do pracy i zapytać ją, czy miała plany na lunch.
Jestem pewny, że Alice byłaby zainteresowana.
Wstając, wygiąłem się w tył, raz jeszcze wyciągając ręce nad głową, zanim wyszedłem z pokoju na korytarz.
Zatrzymałem się, gdy usłyszałem głos Alice i ściągnąłem usta, mrużąc lekko oczy.
Wciąż zabierała mi czas, który mogłem spędzić z moją dziewczyną. Tylko dlatego, że spała na kanapie i zawsze była jedną z pogodnych, porannych osób nie oznaczało, iż mogła kraść kilka cennych chwil, które posiadałem.
- Bello – usłyszałem na schodach czysty, cichy głos Alice. – Chcę, byś wiedziała, że nie zamierzałam cię wczoraj urazić.
Uśmiechnąłem się i potrząsnąłem głową, wsłuchując się uważnie w konwersację.
Dosłyszałem, jak Bella mieszała swoją kawę, uderzając łyżeczką o kubek. Uśmiechnąłem się lekko i oparłem głowę o ścianę.
Dobrze wiedzieć, że czuła się jak u siebie w domu. Podobało mi się, że zrobiła sobie kawę albo nalała jej do filiżanki bez zbędnego myślenia o tym.
- W porządku, Alice.
- Nie – westchnęła ciężko. – Nie jest w porządku.
- Alice…
Niemal prychnąłem. Jeśli Bella naprawdę wierzyła, że ucieknie z domu, zanim usłyszy przeprosiny mojej siostry, była szalona.
- Wiele dla niego znaczysz, Bello.
Obie były ciche, więc zamknąłem oczy, wstrzymując oddech, kiedy niemo przeklinałem Alice.
Miała bardzo zły nawyk mówienia zbyt dużo w nieodpowiednich momentach. Tak właściwie robiła to cały czas i naprawdę nie chciałem, aby wydusiła z siebie wszystko, co myślała, że czułem do Belli.
Stałem wyprostowany, bardzo chcąc zejść w dół tych cholernych schodów i bezczelnie przerwać cokolwiek, co wydobywało się z ust Alice, jednak zaraz potem ponownie usłyszałem głos Belli.
- On także wiele dla mnie znaczy, Alice.
Śmiech na mojej twarzy był niemożliwy do powstrzymania. Nieco się relaksując, znowu oparłem się o ścianę i kontynuowałem nasłuchiwanie, aby wiedzieć, w której chwili przerwać ich rozmowę.
- To... umm.... – zaśmiała się lekko. – To wszystko dzieje się tak szybko, wiesz?
- Jest aż tak źle?
Raz jeszcze zamilkła i poczułem, jak moje serce opada, kiedy dłonie zacisnęły się dookoła moich ramion.
- Nie – powiedziała delikatnie, niemal zbyt nisko, abym usłyszał. – Boże, nie. Alice, twój brat... Nigdy wcześniej nie czułam czegoś podobnego do nikogo innego.
Mój uśmiech powrócił, serce z powrotem znajdowało się w mojej klatce piersiowej – tam, gdzie powinno, a ręce na ramionach rozluźniły się, kiedy raz jeszcze oparłem głowę o ścianę.
- Było mu naprawdę ciężko znaleźć kogoś, kto nie zostawiłby go chwilę później. Miał naprawdę ciężki okres w swoim życiu, podczas którego nie mógł się z nikim porozumieć.
Przekręciłem oczami, odwracając się, aby przycisnąć plecy do ściany i powoli zsunąć w dół, wyciągając nogi przed siebie i kładąc dłonie na podłodze po obu moich stronach.
- Ale kiedy mówił mi o tobie przez telefon, a potem, gdy zobaczyłam go na lotnisku z tym głupim kapeluszem na głowie – zaśmiała się lekko i mogłem wyobrazić sobie, jak potrząsa głową – kiedy myślał o tobie, wydawało się całkiem oczywiste, że jesteś inna.
Znowu były ciche i odchyliłem głowę do tyłu, zamykając oczy i biorąc głęboki wdech.
- I kiedy w końcu zobaczyłam was razem, to było nawet bardziej oczywiste. On czuje coś do ciebie, Bello.
Całkowita cisza spowiła dom i chciałem uderzyć głową o ścianę tak mocno, jak tylko mogłem.
Zamierzałem zaszyć jej cholerne usta. To jedyny sposób, abym był pewien, że nigdy więcej nie powiedziałaby czegoś takiego.
- Ja umm... – Usłyszałem, jak Bella chrząknęła i przechyliłem głowę w kierunku schodów, uważnie słuchając. – Zakochuję się w nim, Alice.
Moje usta opadły i każdy mięsień w moim ciele zmienił się niemal w ciecz. Moje plecy zetknęły się prawie z podłogą, zanim zdałem sobie sprawę, że ześlizgiwałem się i przekręciłem się na brzuch, podglądając przez przestrzeń w balustradzie jak siedziały przy stole w jadalni.
Ręce Belli oplecione były dookoła jej kubka z kawą, dolną wargę w buzi, a jej oczy ostrożnie przesuwały się z kubka na moją siostrę. Plecy Alice skierowane były w moją stronę, ale widziałem, że każdy cal jej ciała był sztywny i spięty.
Głośno przełknąłem, chwytając się brzegu stopnia i przyciągając się nieco bliżej do balustrady.
- Mogłabyś odpowiedzieć mi na jedno pytanie, Bello?
Skinęła, wpatrując się w jej kawę i przygryzając dolną wargę.
Naprawdę musiałem spróbować ją przekonać, aby przestała to robić. Jej usta były cholernie idealne, a jeśli wciąż by to robiła, ostatecznie je sobie odgryzie.
- Powiedział, że zerwałaś ze swoim chłopakiem.
Bella ponownie kiwnęła głową, spoglądając na Alice, nim z powrotem przeniosła wzrok na kubek.
- Zakładam, że to było niedawno?
Bella ponownie skinęła w pozytywnej odpowiedzi.
- Mój brat nie jest tylko zastępczym facetem, prawda? Nie wykorzystujesz go, aby dostać się do kogoś innego?
- Nie! – powiedziała szybko Bella z rozszerzonymi oczami, gdy znowu spojrzała na Alice. – Nie, Alice, Boże, nie! Jestem z nim, bo tego chcę. Jake zniknął z mojego życia. Chcę Edwarda. Nigdy nie chciałam tak bardzo kogoś innego.
Mimo tego, iż moje kości wciąż były niczym miazga, a mózg pracował na najwyższych obrotach, zastanawiając się nad tym wyznaniem – tym pięknym, cudownym, wspaniałym „Zakochuję się w nim” – nadal byłem w stanie się uśmiechnąć jak idiota.
Zdołałem nawet powstrzymać się od pragnienia zamordowania mojej siostry w przeciągu sekundy.
Alice kiwnęła, unosząc podbródek, kiedy sączyła swoją czarną kawę.
I właśnie przez ten mały gest chciałem się na nią rzucić, owinąć palce dookoła jej chudej szyi i zacząć ją dusić. Czy nie była tą, która zapewniała mnie, że wiedziała, iż Bella taka nie była? Nie była tą, która oświadczała wczorajszym popołudniem, iż jestem zakochany?
Co z tym wszystkim się stało?
Kiedy zacząłem podnosić się i poczułem, że moje kości zaczęły mi sztywnieć, usłyszałem, jak Bella zaczerpnęła powietrza.
- Nie jestem jak żadna z tych, z którymi się wcześniej spotykał – zaczęła cicho, rozkładając dłonie na stole i gapiąc się na nie. – Nie jestem bogata ani sławna i tak naprawdę nie mam zbyt wiele do zaoferowania.
Zmrużyłem na nią oczy, siadając na schodku i silnie się w nią wpatrując. W tym momencie nie obchodziło mnie, czy mnie widziała. Nie powinna tak myśleć, powinna wiedzieć lepiej.
- Ale nic nie może się równać z tym, co czuję, kiedy z nim jestem – rzekła łagodnie, a mały uśmiech błąkał się w rogu jej ust. – Reszta świata znika, gdy jestem z nim i uważam go za mojego chłopaka. Wiem, że to nie potrwa wiecznie, bo ma własne życie, do którego musi niebawem wrócić, ale wiem, że zrobię wszystko, co jestem w stanie, by to się udało. Troszczę się o niego, zakochuję się w nim i nie zamierzam go stracić.
Poczułem lekkie ukłucie w sercu, jakby żądało, abym zszedł na dół i chwycił piękną brunetkę, która właśnie wyznała, że się we mnie zakochuje.
- To nie to, że ci nie ufam, Bello – rozpoczęła Alice, sięgając dłonią, aby położyć ją na dłoni Belli. – Po prostu nie chcę widzieć mojego brata zranionego.
- A ja nie chcę go zranić, Alice. Będę starała się tego nie zrobić, jednak nie jestem idealna.
Wzruszyła jednym ramieniem, a ja pochyliłem się do przodu, opierając się łokciami na kolanie i policzkiem na dłoni, uśmiechając się leniwie.
Och, gdyby tylko mogła zobaczyć sposób, w jaki na mnie patrzyła, nie mówiłaby tego ani nie myślała w ten sposób.
- Nie chcę go skrzywdzić.
- Przepraszam za wścibstwo i naciskanie na ciebie.
Przewróciłem oczami i ledwo powstrzymałem chęć zadrwienia. Ujęła to bardzo delikatnie.
- Ochraniasz swoją rodzinę. – Ponownie wzruszyła ramionami, unosząc kawę do ust. – Miło to widzieć.
- Lubię cię. – Alice zaśmiała się, a w jej śmiechu można było dosłyszeć delikatny dźwięk dzwoneczków, który odziedziczyła po naszej matce. – I naprawdę jest mi przykro, jeśli cię uraziłam albo skrzywdziłam w jakikolwiek sposób zeszłej nocy lub tego ranka.
- Więc zaczniemy od nowa. – Bella usiadła prosto, wyprostowała ramiona i wyciągnęła rękę. – Miło mi cię poznać, Alice. Nazywam się Bella i zakochuję się w twoim bracie.
Wyszczerzyłem się, gdy Alice zaśmiała się i wstała, omijając dłoń Belli i sięgając, aby mocno ją przytulić. Zgadując, że przepytywanie się skończyło, wstałem i zszedłem po schodach.
Spotkałem oczy Belli, kiedy spojrzała i uśmiechnęła się szeroko, podchodząc do niej, podczas gdy Alice z powrotem siadła, i pocałowałem ją w policzek.
- Jak się mają moje dziewczyny tego ranka? – spytałem radośnie, wchodząc do kuchni.
- W porządku – zawołała Bella.
Uśmiechnąłem się do siebie, kiedy usłyszałem uśmiech w jej głosie i wyjąłem kubek z szafki.
- Dlaczego jesteś taki szczęśliwy? – zapytała Alice. – Nienawidzisz poranków.
Nalałem sobie trochę kawy i wszedłem do jadalni, siadając obok Belli i opierając się plecami o krzesło, szczerząc się.
- Poprawiają się – odparłem szczęśliwie, unosząc kubek do ust.
- Cholera! – Podskoczyłem, kiedy Bella krzyknęła, natychmiast pochylając się i odstawiając kubek na stole. – Muszę iść!
Moje serce zwolniło i z powrotem zacząłem normalnie oddychać. To absolutnie niesamowite jak jedno proste słowo z jej ust mogło mnie przerazić.
Zeskoczyła z krzesła, chwytając pusty kubek po kawie i biegnąć do kuchni, żeby wstawić go do zlewu.
- Zobaczymy się później.
Wróciła do mnie, składając pocałunek na moim policzku i nieświadomie kładąc przy tym dłoń na moim ramieniu.
- O której godzinie jesz lunch? – spytałem, szybko oplatając ramieniem jej talię.
- Kiedy chcę. – Wzruszyła ramionami, próbując wydostać się z mojego uścisku. – Muszę iść!
Śmiała się, kiedy w końcu uwolniła się z mojego ramienia i szybko poszła do salonu. Odskoczyłem od stołu, ignorując spojrzenie Alice i podążyłem za nią.
- Przyjedziemy około trzynastej trzydzieści, okej?
Przerwała nakładanie płaszcza i odwróciła się do mnie, przechylając głowę, zanim uśmiechnęła się i podeszła, by mnie pocałować. Moje ramiona natychmiast owinęły się dookoła jej talii po raz kolejny, nie chcąc jej już wypuszczać.
- Brzmi świetnie.
- Miłego dnia – wymamrotałem, znowu ją całując.
- Dzięki – zakpiła, wzdychając ciężko. Nawet, gdy poddała się jeszcze jednemu pocałunkowi. – Puść mnie.
- Dlaczego chcesz mnie zostawić, Bello? – wyszeptałem, uśmiechając się, kiedy otarłem własnymi ustami o jej.
- Nie chcę – odparła, sięgając rękoma, by leniwie gładzić moją szyję. – Ale nie każdy z nas jest dobrze opłacalnym aktorem.
- Cios poniżej pasa – wymamrotałem, delikatnie całując jej górną wargę.
- Ale to prawda. – Znowu mnie pocałowała, zabierając ręce z moich ramion, kiedy skończyła nakładać płaszcz. – Trzynasta trzydzieści?
Skinąłem, uśmiechając się, gdy w końcu pozwoliłem jej pójść i obserwowałem, jak chwyciła torebkę i klucze ze stolika stojącego obok drzwi.
- Będziemy tam.
- Lepiej żebyś miał rację.
Chwyciła gałkę w drzwiach i otworzyła je, robiąc krok do przodu, nim odwróciła się z powrotem i pocałowała mnie jeszcze raz.
- Pa – wyszeptała, całując mój policzek i odwracając się, by wyjść za drzwi.
- Pa, Alice! – krzyknęła nad moim ramieniem, a następnie zamknęła za sobą drzwi.
Obserwowałem przez okno, jak przebiegła przez ulicę i natychmiast wskoczyła do swojego samochodu, czekając kilka sekund, nim odpaliła go.
- Usłyszałeś wszystko, co chciałeś wiedzieć? – Spokojny głos Alice dobiegł mnie z kuchni.
Wciąż stałem przy oknie, wpatrując się w pusty podjazd Belli. Nie zamierzałem pytać, skąd wiedziała, że słyszałem wszystko, co powiedziały parę minut temu. To prawdopodobnie tylko by mnie zdezorientowało, sprawiło, że zacząłbym się zastanawiać, w jakiej kapuście znaleźli ją moi rodzice i ostatecznie doprowadziłoby mnie do nikąd.
- Co to było za śledztwo, Alice? Obiecałaś.
- Żadna z tych rzeczy nie była dla moich korzyści, Edwardzie.
Powoli się odwróciłem, wracając do jadalni i zajmując moje miejsce, krzyżując ramiona na piersi i przyglądając się jej z drugiej strony stołu.
- Co?
- Cóż, okej. – Westchnęła, opierając łokcie na stole i podnosząc swój kubek, aby trzymać go w dłoniach. – To tylko troszeczkę dla moich korzyści. Ale szczerze, nie mam pojęcia, jak ona cię nie słyszała, do cholery.
- Nie byłem taki głośny.
- Słyszałam cię.
- Słyszysz wszystko – wymamrotałem, lekko wydymając usta.
Kiwnęła głową w zgodzie, opierając się o krzesło i chwytając kubek, kopiując moją pozycję, zanim wzięła łyk kawy.
- Brzmiało jakbyś się tam wił po podłodze.
Rzuciłem na nią okiem, złączając brwi, kiedy uniosłem kubek do ust i powoli wypiłem kawę.
Przewróciła oczami i potrząsnęła głową.
- Jesteś żałosny. Nie wiem, co ona w tobie widzi.
- Dzięki – wycedziłem, krzyżując kostki pod stołem.
- Ma głowę na karku, nie żyje w wyimaginowanym świecie jak ta blond psycholka, z którą umawiałeś się rok temu, wydaje się wiedzieć, jakim idiotą jesteś i wciąż się w tobie zakochuje.
Wyszczerzyłem się i pochyliłem do przodu, stawiając kubek na stole i obserwując ją.
Postanowiłem zignorować komentarz o idiocie. Skupiałem się bardziej na całej tej części o miłości.
- Jaka jest różnica?
- Różnica między Bellą a psycholką?
- Nie! – Przewróciłem oczami i przeczesałem włosy ręką, wzdychając ociężale. – Pomiędzy zakochiwaniem się byciem zakochanym.
- Zakochanym?
Zamknąłem mocno oczy i przeniosłem dłonie z włosów na twarz.
Jeszcze tylko jeden dzień. Jeden dzień i będzie z powrotem w samolocie do Waszyngtonu, gdzie nie będę musiał się z nią widzieć do dwudziestego drugiego.
- Tak – odparłem przez zęby, z hukiem opuszczając ręce na stół i gapiąc się na nią. – Jaka jest różnica?
- Niezbyt duża.
- Ale jest.
- Czy ty nigdy nie byłeś naprawdę zakochany, wielki bracie?
Zmrużyła na mnie oczy, uderzając jej obrączką o kubek i obserwując mnie uważnie.
- Nie – powiedziałem, opierając się o krzesło, aby znowu skrzyżować ramiona na piersi. – Nigdy.
To prawda. Jasne, było parę dziewczyn, do których się zbliżyłem i kilka, z którymi potencjalnie mogłoby być coś więcej, ale nigdy nie byłem nawet blisko bycia zakochanym. I były jeszcze te, które nie chciały nic więcej niż ujawnienia i dobrego startu w ich własnej karierze, wykorzystując mnie, do czego tylko mogły, nim odeszły z mojego życia bez oglądnięcia się za siebie, kiedy w końcu dostały telefon od agenta, którego szukały. Po prostu zacząłem akceptować, że to nie było przeznaczone dla mnie. Bycie kompletnie i całkowicie skonsumowanym przez kogoś i ufanie komuś innemu wystarczająco, aby oddać wielką część siebie, która przestała dla mnie tak wiele znaczyć. Ostatecznie tak było, aż do teraz. Ale to nie była miłość. To, co było pomiędzy mną a Bellą jeszcze nie było miłością, racja? Powiedziała, że się zakochiwała, a nie, że już się zakochała, więc musiała być jakaś różnica. I gdyby Alice po prostu powiedziała mi, jaka, może byłbym w stanie coś wykombinować.
- Cóż, to wiele wyjaśnia.
- Powiesz mi? – warknąłem, mrużąc na nią oczy. – Chcę wiedzieć, co muszę zrobić, aby się we mnie zakochała.
- Co musisz zrobić?
- Jak na kogoś, kto myśli, że wie wszystko, jesteś czasami zadziwiająco tępa.
- Dlaczego chcesz, żeby była w tobie zakochana? – spytała zwyczajnie, sącząc kawę z kubka. – Jeśli jesteś tak zacięty, twierdząc, że nie jesteś jeszcze w niej zakochany, dlaczego to ma jakieś znaczenie?
- Po prostu ma!
Uniosła na mnie brew, kończąc kawę, zanim odstawiła kubek na stół i pochyliła się do przodu.
- Przyznaj to, Edwardzie.
- Nie ma nic do przyznania! – krzyknąłem, wyrzucając ręce.
Przesuwała palcem po brzegu kubka, przechylając głowę i kontynuując obserwowanie mnie.
- W porządku – powiedziała zwyczajnie, wzruszając ramionami i wstając. Chwyciła kubek i poszła do kuchni.
Przyglądałem się jej ze zmrużonymi oczami, jak włożyła go do zmywarki i podeszła do lodówki.
- Więc zamierzasz mi powiedzieć, jaka jest różnica?
- Nie – stwierdziła, wyciągając opakowanie jajek i podchodząc do kuchenki.
- Dlaczego nie? – warknąłem, znowu krzyżując ramiona.
- Będziesz znał różnicę, kiedy ją poczujesz. Do tego czasu nie powiem o tym nic więcej. – Schyliła się i wyjęła patelnię z dolnej szafki, stawiając ją na kuchence i chwytając olej z górnej półki. – Chcesz trochę jajek?
- Nie, chciałbym, żebyś powiedziała mi, jaka jest różnica!
- Przykro mi – zaśpiewała, przechylając głowę, gdy zapaliła ogień i wzięła jajko.
- Doprowadzasz mnie do szału! – zawołałem, wstając i wchodząc po schodach.
- Tak ma być! – krzyknęła za mną.
Wszedłem do łazienki i zamknąłem za sobą drzwi, opierając się o nie i gapiąc na prysznic znajdujący się naprzeciwko mnie. Moje oczy zatrzymały się na siatkowanej gąbce, którą Bella zawiesiła na półeczce prysznicowej i poczułem, jak moje ciało się rozluźniło.
Mogłem nie wiedzieć teraz, co to jest, ale wiedziałem, że czułem coś do Belli.
Wiele łączyło się z byciem w kimś zakochanym. Wiedziałem to zbyt dobrze. Oczekiwania, zależność i nagła, kompletna niezdolność do myślenia o sobie bez szczerego wciągania kogoś innego w moje myśli.
Czy było to coś, co miałbym robić? Czy już włączałem Bellę we wszystko, co robiłem i byłem od niej zależny?
Zacząłem krążyć po małym pomieszczeniu z jedną ręką we włosach, a drugą włożoną w kieszeń od piżamy.
Oczywiście, że byłem od niej zależny. Oczyszczała mój podjazd, kiedy padało, robiła mi obiad, kiedy wiedziała, że byłem głodny, dotrzymywała mi towarzystwa, kiedy czułem się samotny i po prostu była, kiedy jej potrzebowałem.
Wiedziała, czym się zajmuję i uczyniła wiele, aby upewnić się, że to nigdy nie będzie naszym problemem. Dała mi cholerny kowbojski kapelusz, gdy szliśmy na zakupy, będąc na tyle zapobiegliwą, aby wziąć bandanę do zakrycia nią moich włosów.
Zapewne nikt inny by się tym nawet nie przejmował.
Ale Bella tak.
Bo się o mnie troszczyła.
Bo się we mnie zakochała i chciała ochraniać mnie przed szalonymi, krzyczącymi fanami, na których się natykałem, i którzy sprawiali, że czułem się niekomfortowo.
Chciała chronić mnie przed nimi tak jak ja chciałem chronić ją przed Jacobem, kiedy wciąż się pojawiał.
Ale to nie oznaczało, że ją kochałem. Chciałem, aby była bezpieczna. To wszystko ani więcej, ani mniej.
Tak jak namówiłem ją, żeby tutaj została, ponieważ chciałem, by się wyspała. Nie miałem żadnych ukrytych motywów, a ona potrzebowała snu. Więc została tu, ze mną, dokładnie tam, gdzie powinna być.
Przez resztę mojego życia.
Zatrzymałem się pośrodku łazienki, szerokimi oczami gapiąc się na umywalkę, jak moja ręka opadła z włosów i obiła się o moje udo.
Reszta mojego życia to bardzo długi czas. I nie tylko dla mnie, ale dla Belli także. Co, jeśli nie chciała zostać na tak długo? Co jeśli za kilka miesięcy wszyscy ludzie śledzący każdy jej ruch i spekulujący o niej na Internecie w końcu dadzą się we znaki i nie będzie chciała ze mną być?
Jakbym to przetrwał? Jakbym przeszedł przez coś takiego? Bycie z Bellą teraz – kiedy tak naprawdę nikt o nas nie wie, kiedy jesteśmy odosobnieni od wścibskich spojrzeć i fleszy aparatów – jest idealne. Jakbym mógł przez to przejść, jeśli zostawiłaby mnie z powodu tych wszystkich rzeczy, które zostałyby jej odebrane przeze mnie?
Nie przeżyłbym tego. Nie było sposobu, abym był zdolny przeżyć bez Belli. Nie teraz, kiedy wiedziałem, co bycie z nią znaczyło i jak się czułem, gdy tylko ją ujrzałem.
Coś wewnątrz mnie dało o sobie znać, pozostawiając mnie bez powietrza, kiedy pochyliłem się, opierając ręce na zlewie. To nie bolało, ale było ogromnie szokujące i zaskakujące.
I te nieopisanie silne szarpnięcie w moim sercu, kiedy usłyszałem, jak mówiła Alice, że zakochiwała się we mnie, zaczęło coś znaczyć. To coś więcej niż potrzebowanie jej albo obserwowanie przez cały czas, albo zasypianie z nią każdej nocy, to było coś więcej.
I to cholernie mnie przeraziło. Nigdy wcześniej nie czułem się w ten sposób. Nigdy żadna część mnie nie była tak bardzo do kogoś przywiązana. I te przywiązanie nie było czymś tak błahym jak balony w kształcie serduszek, o nie, czułem się, jakbym był przywiązany pieprzonymi kablami do jedynej osoby na świecie, bez której nie mógłbym żyć.
- Alice! – krzyknąłem, robiąc krok w kierunku drzwi i otwierając je na rozcież, kiedy zdołałem złapać powietrze.
Stała tuż za drzwiami z talerzem jajecznicy w ręce, kiedy wetknęła jeden kęs do ust.
- Hm? – wymamrotała, unosząc brwi i przeżuwając.
- Nienawidzę cię – warknąłem.
- Już to odkryłeś? – spytała, kiedy przełknęła, kompletnie ignorując, co do niej powiedziałem.
- To tylko parę dni – znowu warknąłem, zaciskając dłoń na futrynie i gapiąc się na nią.
- Nie potrzeba pół roku, by się zakochać, Edwardzie – odparła spokojnie, biorąc kolejny kęs jajecznicy. – Zajęło mi około minuty, żeby zdać sobie sprawę, że kocham Jaspera.
Przewróciłem oczami, rozluźniając opuszki palców na framudze i biorąc parę oddechów.
Zawsze była taka dramatyczna w związku ze swoim mężem, od którego musiała odpocząć kilka dni temu.
- Jest pewna różnica między tobą a mną.
- Nieduża. – Kończąc jajka, delikatnie dźgnęła moje udo widelcem, zanim odwróciła się i zeszła po schodach. – Teraz po prostu musisz jej to powiedzieć.
Ponownie oparłem się o futrynę, uderzając o nią głowę i słuchając odgłosów dochodzących z kuchni.
Nie mogłem po prostu cieszyć się tym, co właśnie zacząłem czuć nie, musiałem natychmiast rozpocząć zastanawianie się, jak jej to powiedzieć. O tak, i to też było po prostu cholernie proste.
Jakbym nie krążył po domu, próbując wymyślić idealny sposób, bo Bella zasługiwała na perfekcję. Szczególnie, kiedy to było coś tak ważnego jak to. Jakbym nie wyrywał sobie włosów z głowy, bo wszystko, o czym pomyślałem, brzmiało jak niejasna kupa gówna.
Nie, w małym świecie Alice pełnym romantyczności i perfekcji, to wszystko było tak cholernie proste.
- Powiedz to! – krzyknęła na mnie.
- Co? – odkrzyknąłem, odczuwając lekki ból głowy.
- Nie bądź głupi, Edwardzie! Powiedz to!
Przestałem próbować zmiażdżyć swoją twarz na ścianie i zamknąłem mocno oczy, zaciskając obie dłonie w kieszeniach i biorąc głęboki wdech.
- Nie sądzisz, że powinienem powiedzieć to najpierw jej? – zapytałem, odchodząc od wejścia, by stanąć na szczycie schodów.
Ona stała na dole z ramionami skrzyżowanymi na piersi i prawą nogą uderzającą o podłogę.
- Po prostu to powiedz!
- Dlaczego?
- Jeśli nie możesz powiedzieć tego na głos do mnie, jak zamierzasz powiedzieć to jej?
- Zawsze byłaś takim wrzodem na dupie?
- Tak – odparła, uśmiechając się szeroko. – Powiedz to!
- Alice...
- Edward! Dlaczego tak utrudniasz sprawę?
- Dlaczego tak naciskasz?
- Bo ją lubię. Lubię ją i myślę, że jest dla ciebie cholernie idealna. I chcę, abyś zdał sobie z tego sprawę i powiedział to po to, by w końcu stało się to dla ciebie prawdziwe.
- Nigdy nie powiedziałem, że nie jest.
- Uderzałeś głową o ścianę!
- Przez ciebie!
- Gówno prawda.
Westchnęła, mrużąc oczy i gapiąc się na mnie. Odwzajemniłem jej spojrzenie, zdeterminowany, aby się nie poddać.
- Zgoda. Nie Mów tego. Cholera, nie mów tego nawet jej, jeśli nie chcesz! Ale nie będę cię pocieszać, kiedy wyjedziesz i będziesz czuł się winny za to, że nie wie, co naprawdę do niej czujesz.
- Do tej pory już jej powiem.
- Jasne. – Przewróciła oczami i machnęła ręką, nim poszła do salonu. – Spotykamy się z nią o trzynastej trzydzieści, racja?
- Tak! – zawołałem przez zęby, odwracając się na pięcie i wracając do łazienki.
Mógłbym spędzić w tym pomieszczeniu resztę dnia. Było ciche i całkowicie wolne od obecności Alice, a to właśnie tego potrzebowałem w tej chwili.
Włączyłem wodę i pozwoliłem jej lecieć, dopóki nie była wystarczająco gorąca, nim rozebrałem się ze spodni od piżamki i wszedłem do wanny.
Uśmiechnąłem się lekko na tę głupią gąbkę, która wciąż zwisała z półeczki, zasłaniając zasłony.
- Bella – wyszeptałem i całe napięcie oraz stres, które czułem przez kłótnię z Alice i jej oskarżenia, odeszło, kiedy zamknąłem oczy.
Niestety wskazówki zegara nie wskazały trzynastej trzydzieści tak szybko, jakbym tego pragnął.
~*~
- Nie powiesz jej o niczym, prawda? – spytałem, gdy o wcześniej ustalonej porze wjechaliśmy na parking przed księgarnią.
Reszta poranka minęła w ciszy. Alice siedziała w salonie z laptopem, a ja z moim w jadalni. Jeannie miała kilka pytań odnośnie premiery filmowej, która miała miejsce drugiego stycznia, ale była to tylko nagląca spawa, z którą musiałem się zmierzyć.
Spędziłem więcej niż pół dnia na granie w gry on - line, które nie interesowały mnie bardziej, niż gadanie mojej siostry o moim sercu, jednak skutecznie mnie zajmowało.
- Nie, do cholery, nie powiem nic o tym, że jesteś w niej zakochany.
Zacisnąłem zęby, wzmacniając uścisk na kierownicy, gdy zatrzymałem się i wyjąłem kluczyki ze stacyjki.
Zauważyłem czerwone BMW M3 i samochód Belli, ale reszta parkingu była całkowicie pusta. Potrząsając głową i zastanawiając się, jak szedł biznes w trakcie zimy, wysiadłem z samochodu i zaczekałem, aż Alice zrobi to samo.
- Szpanerski – zauważyła Alice z oczami przyklejonymi do samochodu, nim poszliśmy wzdłuż ścieżki i podeszliśmy do wejścia.
- Nie mam pojęcia, co to robi w tym mieście – wymamrotałem, popychając drzwi i słysząc śmiech Belli odbijający się od ścian.
Natychmiast się wyszczerzyłem, czekając, aż Alice wejdzie do środka, zanim ja to zrobiłem, zamykając za sobą drzwi i podchodząc do lady.
Właścicielka samochodu, jak zakładałem, odwróciła się, by spojrzeć na nas, gdy usłyszała nasze kroki i rozpoznałem ją jako blondynę, która towarzyszyła Belli tej nocy, kiedy mnie pocałowała.
- Hej! – przywitała się Bella, siedząc za ladą z uśmiechem na twarzy i pochylając się nad nią, żeby szybko mnie pocałować.
Odwzajemniła uśmiech, opierając brodę na ręce i nie zrywając ze mną kontaktu wzrokowego, jak się od niej odsuwałem. Czułem się tak, jakbyśmy byli w naszym małym świecie i nigdy nie chciałem, aby to się zmieniło. Nikt inny nie istniał na zewnątrz bańki, którą stworzyliśmy, dopóki nie musieli, a w tej chwili nikt inny nie musiał istnieć.
Ostatecznie nie musieli, dopóki blondyna niemal jednocześnie nie chrząknęła z Alice, która kopnęła mnie w goleń. To nie mógł być bardzo dobry znak.
Syknąłem, odwracając się do niej ze zmrużonymi oczami.
- Co jest takie ważne? – warknąłem.
- Och. – Bella zaśmiała się nerwowo i szybko odwróciła do niej, gdy Alice uśmiechnęła się do mnie. – Edwardzie, Alice, to moja przyjaciółka Rosalie Hale.
Rosalie wstała, wyciągając dłoń i czekając, aż uczynię to samo.
- Miło mi w końcu cię poznać – rzekła spokojnym i opanowanym głosem, potrząsając moją rękę. – Wiele o tobie słyszałam.
Podskoczyłem, kiedy zobaczyłem spinacz do papieru zwisający z głowy Rosalie i prychnąłem, gdy oboje zwróciliśmy się do Belli, która się w nas wpatrywała.
- Spinacz? – spytała Rosalie, unosząc brew.
- To pierwsza rzecz, którą ujrzałem.
Rosalie przewróciła oczami, zabierając dłoń i zwracając się do Alice, uniosła głowę w bardzo podobnym do Alice stylu, kiedy kogoś oceniała.
- Nie słyszałam o tobie praktycznie nic – stwierdziła. – Ale i ciebie miło mi poznać.
Dostrzegłem, jak Bella unosi rękę do czoła, delikatnie uderzając o nie opuszkami i zamykając oczy, potrząsnęła głową.
- Rose. – Westchnęła ociężale. – Zachowuj się, proszę.
- Och, w porządku! – odparła Alice, lekko się śmiejąc. - Jestem Alice, siostra Edwarda.
Rosalie przytaknęła, wygładzając ołówkową spódnicę – to smutne, że wiedziałem nawet, czym jest ołówkowa spódnica – a potem zwinęła w kulkę papier śniadaniowy, w którym – jak zakładałem – znajdowała się jej kanapka i wrzuciła go do śmietnika stojącego obok niej.
- Miło poznać was oboje, jednak naprawdę muszę wracać do pracy. – Uśmiechnęła się miło do naszej dwójki, a następnie odwróciła się do Belli, kiedy chwyciła płaszcz i torebkę. – Zadzwonisz do mnie.
Bella pokiwała głową, przygryzając dolną wargę, gdy Rosalie pomachała i wyszła.
- Przepraszam za nią – odezwała się, uśmiechając się do nas. – Ona jest... jest po prostu Rose.
Westchnęła ciężko i wstała, zawijając resztę kanapki, która jej została i odkładając ją na bok.
- Lubię ją! – wyjaśniła Alice, uśmiechając się radośnie i rozglądając się po głównym pomieszczeniu. – Bardzo szczera.
- Och, to jest niedomówienie. – Bella potrząsnęła głową, znowu wzdychając, zanim uśmiechnęła się do mnie. – Co robiliście?
- Kłóciliśmy się! – oznajmiła Alice, podchodząc do wejścia i zaglądając do środka.
Zerknąłem na tył jej głowy, wciskając dłonie do kieszeni dżinsów, gdy zaczęła do siebie nucić.
- Och?
- Nie pytaj – wymamrotałem, wyjmując ręce i oplatając ramię dookoła jej talii, kiedy obeszła ladę dookoła.
- Okej. – Ziewnęła, opierając się o mnie i kładąc głowę na mojej klatce.
- Zamawiasz tu czasopisma, Bello?
Przytaknęła, odchodząc ode mnie i idąc do pomieszczenia z książkami, z Alice drepczącą jej po piętach, szczęśliwie paplającą o nowych projektach, które zaczęła dzisiejszego popołudnia.
Westchnąłem i siadłem na niewygodnym krześle, które Rosalie przed chwilą zajmowała i czekałem cierpliwie na powrót Belli.
Kiedy w końcu wróciła, na szczęście bez Alice, szybko chwyciłem ją za talię i przyciągnąłem na moje kolana. Zachichotała cicho, opierając się o moją klatkę piersiową i składając mały pocałunek na mojej szyi.
- Nie powinnam tego robić – wymamrotała, siadając prosto i wzdychając.
- Robić czego?
- Siedzieć na tobie. – Uśmiechnęła się i schyliłaby mnie pocałować. – To niezbyt profesjonalne.
- Ale tęskniłem za tobą – powiedziałem cicho, pocierając jej plecy.
- Widziałeś mnie osiem i pół godziny temu.
- To za dużo czasu sam na sam z Alice.
Zaśmiała się i ponownie mnie pocałowała, wstając i opierając się o ladę z nogami znajdującymi się pomiędzy moimi.
- Jeszcze sześć i pół godziny – westchnęła, sięgając dłonią, aby przeczesać nią moje włosy.
Spojrzałem na nią, a moje serce zaczęło boleśnie bić w klatce, gdy dostrzegłem, jak bardzo zmęczona była. Bardziej niż czegokolwiek chciałem ją podnieść, powiedzieć Alice, aby pilnowała sklepu, zabrać ją do mojego domu i kazać jej spać.
- Możesz zatrudnić kogoś innego? – spytałem, pochylając się, aby owinąć ręce dookoła jej ud.
- Nie zarabiam tyle, abym mogła dać komuś coś opłacalnego. To wolny sezon.
- Naprawdę wolny sezon – wymruczałem.
Uśmiechnęła się i kiwnęła, przeczesując moje włosy i kładąc dłonie z tyłu mojej głowy.
- Więc – zaczęło, cicho chrząkając – Rosalie i Angela chcą cię poznać.
Przełknąłem nagłą gulę w gardle, gdy moje oczy się rozszerzyły, a dłonie zaczęły kręcić się nerwowo przy jej udach.
- Uh...
- Nie musisz – rzekła cicho, śmiejąc się nerwowo i trzęsąc głową. – Jeśli nie chcesz. To znaczy... nie będą próbowały cię poturbować i już poznałeś Rose, więc...
- Są twoimi najlepszymi przyjaciółkami, racja? – spytałem, kiedy przerwała.
Skinęła, przygryzając dolną wargę, kiedy zaczęła lekko drapać skórę mojej głowy.
Moje oczy wywróciły się do tyłu, powieki opadły, a oddech zaczął przyspieszać, kiedy nieświadomie przyciągałem ją do siebie.
- Edward – zaśmiała się, przestając mnie drapać i kładąc dłonie na moich ramionach.
Otworzyłem oczy i spojrzałem na nią, uśmiechając się leniwie.
- I wiele dla ciebie znaczą? – zadałem pytanie, szybko wracając do naszej rozmowy, gdy mój umysł się przejaśnił.
Kiwnęła znowu, nadal cicho się ze mnie śmiejąc.
- Więc musimy coś wykombinować. Jeśli wiele dla ciebie znaczą, dla mnie też wiele znaczą.
- Tak?
Zdjąłem jedną z jej rąk z mojego ramienia i uniosłem ją do ust.
- Powiedz, jak już coś ustalisz, dobrze? Nie mam nic lepszego do roboty.
- Zadzwonię do nich, jak skończę pracę.
Przełknąłem głośno i raz jeszcze złożyłem pocałunek na wierzchu jej dłoni, przytakując.
Byłem zdenerwowany całą tą sprawą. Jasne, słyszałem, jak Rosalie krzyczała na Bellę parę razy i właśnie ją spotkałem, ale spędzanie przeciągającej się ilości czasu z jej najlepszymi przyjaciółkami było niemal tak złe jak poznanie jej ojca.
Jej najlepsze przyjaciółki miały nad nią dużą kontrolę. Wszystkie przyjaciółki ją miały i jestem pewien, że przyjaciółki Belli nie różniły się w tej kwestii.
Jeśliby mnie nie polubiły, byłbym spalony. Niewiele związków mogło przetrwać, jeżeli przyjaciółki dziewczyny nie lubiły chłopaka. Widziałem, jak w przeszłości parę razy przydarzyło się to Emmettowi.
I wiedziałem, że nie byłbym w stanie tego znieść. Nie po tym, jak zdałem sobie sprawę, co do niej czuję. Sam fakt, że stała, kiedy ja chciałem, by bezpiecznie siedziała na moich kolanach był w tej chwili istną torturą. To tak jakby ktoś miał duży, soczysty stek zwisający na linie przed okropnie głodnym lwem. Im bliżej jest lew, tym bardziej odsuwają od niego stek.
Nie poradziłbym sobie, gdyby Rosalie i Angela przekonały ją, że byłem dla niej nieodpowiedni i zabrałby ją ode mnie.
- Hej.
Podskoczyłem, kiedy poczułem jej dłonie na policzkach, a moje oczy skoncentrowały się na tyle, by ujrzeć, że pochyliła się nade mną tak, że jej oczy były na tym samym poziomie z moimi. Nawet nie zorientowałem się, że moja ręka opadła mi na kolana, kiedy ona uwolniła swoją.
- Nie ma, o co się martwić – wyszeptała, gładząc kciukami moje policzki.
Uśmiechnąłem się do niej niepewnie.
- To brzmi dosyć znajomo.
Odwzajemniła uśmiech, pochylając się, żeby delikatnie dotknąć moich ust swoimi.
- Polubią cię.
- Lubiły Jacoba?
Jej oczy błysnęły, a ja otworzyłem usta, chcąc cofnąć swoje słowa, jednak ona wypuściła powietrze i pocałowała mnie ponownie.
- Nie, niezbyt. Ale ciebie polubią. Co jest do nielubienia?
Och, prawdopodobnie znalazłaby się cała lista w torebce Alice, którą z chęcią by pokazała komukolwiek, gdyby tylko o to zapytali.
- Uh...
- Pytanie retoryczne – wymamrotała, lekko dotykając ustami moich. – Proszę, nie martw się o to.
- Wiesz jak bardzo byłaś zdenerwowana, gdy miałaś poznać Alice?
Kiwnęła głową, zabierając dłonie z mojej twarzy i znowu stając prosto. Ponownie oplotłem jej uda rękoma i spojrzałem na nią, oblizując usta.
- Tak właśnie się teraz czuję.
- Wszystko będzie dobrze – odparła łagodnie, kładąc jedną dłoń na wierzchu mojej głowy. – To jak kolacja towarzyska. Zrobię coś i przez jakiś czas będziemy po prostu siedzieć i rozmawiać. Będzie zwyczajnie, nic zbyt wymyślnego i bez nacisku.
- Bez nacisku – powtórzyłem, kpiąc.
- Nie musisz, jeśli nie chcesz – westchnęła, opuszczając dłoń do jej boku. – Po prostu powiem im, że masz zbyt wiele do pracy.
- Nie – rzekłem łagodnie, potrząsając głową. – Chcę.
- Nie chcę zmuszać cię do robienia czegoś, czego nie chcesz.
A może powinna? Miała prawo, aby wymagać, bym spotkał się z jej przyjaciółkami i je poznał. Zrezygnowała dla mnie stanowczo zbyt dużo, a co ja uczyniłem? Uporałem się z jej głupią współpracowniczką w zamian za jej czas wakacyjny. To nic w porównaniu do całego gówna, które ona zrobiła dla mnie.
- Nie zmuszasz – powiedziałem, delikatnie zawijając palce dookoła jej dłoni. – Są wielką częścią twojego życia. Chcę je poznać.
Przygryzła dolną wargę, zaciskając palce dookoła moich.
- Wiesz, ty też jesteś wielką częścią mojego życia – stwierdziła cicho. – Chcę, żeby to widziały.
I ten głupi uśmiech powrócił, kiedy wstałem i delikatnie złączyłem nasze usta.
- Mogłabyś zaprosić je dzisiaj wieczorem.
Dochodzący z wejścia głos Alice sprawił, że oboje podskoczyliśmy i zwróciliśmy na nią nasze spojrzenia. Zwyczajnie opierała się o framugę, nieobecna przeglądając Vogue’a.
- Nie mam żadnych mebli – wydyszała Bella, umieszczając wolną dłoń na klatce.
- Mój dom – powiedziałem cicho, lekko ciągnąc ją za rękę.
- Nie będzie ci to przeszkadzało?
Spojrzała na mnie i uśmiechnąłem się, kręcąc głową i wzruszając jednym ramieniem, gdy złączyłem nasze palce.
- Ufam ci, z kolei to oznacza, że ufam twoim przyjaciółkom. Niech przyjdą dzisiaj.
- W dodatku – odezwała się Alice z oczami utkwionymi w magazynie – uważam, że Rosalie pasowałaby do Emmetta.
Przewróciłem oczami, schylając się i opierając czoło o czoło Belli.
- Nie możesz dać temu spokoju, prawda? – jęknąłem, jak Bella się zaśmiała.
- Wiesz, że mam rację – zaśpiewała, zanim odwróciła się do innego pomieszczenia i raz jeszcze zniknęła.
- Zawsze masz rację – warknąłem.
Bella znowu się zaśmiała i ponownie mnie pocałowała, ściskając moją dłoń.
- Jesteś pewny, że nie masz nic przeciwko?
- Tak. Tak długo jak będziesz w stanie nie zasnąć.
Uśmiechnęła się leniwie i skinęła.
- Wypiję więcej kawy.
- Powinnaś mi powiedzieć. Kupiłbym ci.
Wzruszyła ramionami, delikatnie ocierając czubek jej nosa z moim.
- Przyszedłeś – odparła łagodnie. – To mi wystarczy.
Uśmiechnąłem się i znowu ją pocałowałem, oplatając ramieniem jej talię i ssąc jej dolną wargę.
I prawie jej powiedziałem, gdy odsunąłem się od niej. Miałem to na końcu języka, byłem gotowy, aby to z siebie wykrztusić, kiedy oboje usłyszeliśmy, jak frontowe drzwi otworzyły się i zamknęły.
- Przepraszam – powiedziała, nim odsunęła się i uśmiechając się radośnie do klientki, która przyszła. – Dzień dobry!
Z powrotem usiadłem na krześle i przyglądałem się, jak podeszła do kobiety w podeszłym wieku, która podała tytuł książki, którą chciała. Uśmiechnąłem się i przechyliłem głowę w bok, gdy Bella zaprowadziła ją do jednego z krzeseł po drugiej stronie pokoju i powiedziała jej, że pójdzie ją dla niej znaleźć.
Moja dziewczyna była niesamowita i skończyłem przejmować się tym wszystkim. Byłem całkowicie w niej zakochany. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Ewelina
Dobry wampir
Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 58 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P
|
Wysłany:
Nie 0:54, 18 Kwi 2010 |
|
Achhhhhhhhhhhhhhhhhhhh! Jestem diabelnie happy!!!
Nie wiem czy uda mi się skleić kilka konstruktywnych zdań z uwagi na porę, jednak spróbuję.
To było niesamowite, kiedy Bella powiedziała, iż zakochuje się w Edwardzie. A jego reakcja mówi sama za siebie. Zdecydowanie kocham tego Edwarda za jego wątpliwości, reakcje i czułość, jaką obdarza dziewczynę. Rozdział był zabawny i słodki - zabawny z uwagi na Alice i jej wkurzającą wszystkowiedzę nt uczuciowego życia brata.. A słodki? No cóż, nie da się ukryć, że myśli i czyny chłopaka przekonują mnie jeszcze bardziej, że to urodzony romantyk. Facet poświęca się żeby spotkać się z kobietami, które znają Bellę od dawna i pomimo strachu, że być może nastawią ją przeciw niemu, zgodził się na małe "party". I to wiele o nim świadczy i pokazuje, że miłość, którą obdarzył dziewczynę, jest szczera. A ten dodatek w postaci walenia o ścianę był komiczny. Chociaż z taką siostrą wytrzymać, to ciężka sprawa. Mam nadzieję, że Alice szybko wyjedzie, bo chcę być świadkiem cichych, romantycznych i spokojnych wieczorów naszej zakochanej pary. I jak znam życie, wyznanie miłosne będzie w dziwnym miejscu i dziwnie sformułowane:)
Przepraszam, ale nie wypiszę błędów, po prostu nie ta godzina.
Niemniej dziękuje za rozdział, opłacało się czekać i z niecierpliwością wyczekuje następnej części!!!!
Pozdrawiam,
uradowana zakochanym Edwardem Ewela! |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Nie 0:57, 18 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Yvette89
Zły wampir
Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 258 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 37 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piekiełka :P
|
Wysłany:
Nie 1:03, 18 Kwi 2010 |
|
AAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!! W końcu!! W końcu to sobie uświadomił!! Na początku to wyznanie Belli i podsłuchiwanie Edwarda rozwaliło mnie :D Nie sądziłam, że on się na to odważy :) Myślałam, że jednak im przerwie, ale nie;p Alice w roli śledczej wywołuje prawie gęsią skórkę ;p Nie wiem dlaczego, ale w tym opo Alice nie porywa mnie, jednak ją lubię :D I to ocenianie Bells... Grrr. Jednak to dzięki tej wścibskiej brunetce Cullen uświadomił sobie co czuje i na czym polega kochanie :) Cieszy mnie to strasznie :D
Łatwo mu było mówić, że Bells ma się nie denerwować, kiedy miała poznać jego siostrę, a teraz sam ma stracha ;p Jednak wierzę, że dziewczyny go polubią, a Alice i Rose zostaną przyjaciółkami :)
A sama końcówka bossska :D
Dziewczyny, dziękuję za ten rozdział :) Cudo.
Czekam (nie)cierpliwie na kolejny part i życzę czaru oraz weny
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
bugsbany
Wilkołak
Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 101 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 6:38, 18 Kwi 2010 |
|
No w końcu!!!:D Nareszcie nasz aktor uświadomił sobie co czuje do Belli. Mam nadzieję, że nie wystraszy się i zdąży jej powiedzieć co czuje zanim wróci do Kaliforni. Rozdział jesy cudowny:D
Cieszę się, że Alice pomogła swojemu bratu zrozumieć kim staje się dla niego Bella, jak wiele dla niego znaczy. Taka siostra to skarb, może jest trochę głośna i wkurzająca, ale jest kochana.
Już nie mogę się doczekać wspólnej kolacji z Rose i Angelą, coś czuję, że to będzie bardzo ciekawy wieczór:D
A odrobina stresu jeszcze nikomu nie zaszkodziła, niech Edward na włąsnej skórze poczuje co czuła Bella przed poznaniem jego siostrzyczki:D
Dzięki za tak niesamowity rozdział i z utęsknieniem czekam na następne:D Zyczę weny i przede wszystki czasu....buziaki Bugsbany |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
zawasia
Dobry wampir
Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D
|
Wysłany:
Nie 9:53, 18 Kwi 2010 |
|
no nareszcie...
jak miło się obudzić w niedzielny poranek i dostać od razu coś miłego:)
bycie zakochanym jakie to piękne uczucie dla każdego z nas, a dla Eda i Belli to jest b. ważne...
Alice jest genialna i te jej pomysły, jak nie "spowiedz" poranna Belli to teraz czyżby chciała zeswatać Emmeta? mogłoby być zabawnie. prawda?
rozdział długi a tak się szybko go czyta, ale to znak że wciąga i czekam już na następny
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aurora Rosa
Dobry wampir
Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 54 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki
|
Wysłany:
Nie 18:36, 18 Kwi 2010 |
|
Wysmarowałam tu piekny, długi komentarz. Ale pisałam go tyle czasu, że zostałam wylogowana a oczywiście nie skopiowałam go, by nie zniknął w razie jakiegokolwiek wypadku. GRrrrrrrrrrrrrrrrr. Mam ochotę krzyczeć ze złości!!!
Ok - głęboki wdech - postaram się odtworzyć to co chciałam wam przekazać.
Małe baboki:
"Ostatecznie miałam łóżko. I ja tu byłem. I chciałem jej tak długo, jak to tylko, ku***, możliwe." Jeśli to dotyczy narracji Edwarda to powinno być "miałem łóżko". Jeśli dotyczy Bells "miała łóżko". Jednak kierowałabym się ku narracji Edwarda.
Tutaj umknęło "a": "Pomiędzy zakochiwaniem się byciem zakochanym." Pomiedzy zakochiwaniem się a byciem zakochanym.
"Zatrzymałem się pośrodku łazienki, szerokimi oczami gapiąc się na umywalkę, jak moja ręka opadła z włosów i obiła ..." a może lepiej by zabrzmiało: szeroko otwartymi oczami gapiłem się na umywalkę... lub poprostu gapiąc się na umywalkę poczułem... Coś mi w tym zdaniu zazgrzytało.
Tutaj w jednym zdaniu dwa razy pojawia sie imię Alice: "Rosalie przewróciła oczami, zabierając dłoń i zwracając się do Alice, uniosła głowę w bardzo podobnym do Alice stylu, kiedy kogoś oceniała." Może zamiast powtórnego imienia dobrze, by zabrzmialo "w podobnym do niej stylu, kiedy kogoś ocenia"?
To chyba wszystkie "potworki", które wpadły mi w oko ;-)
A teraz moja ulubiona część komentarza, czyli absolutny zachwyt nad tym opowiadaniem Jest nr 1 na mojej liście zagranicznych ff. Uwielbiam jego powolne, leniwe tempo akcji. Nawet wścibska Alice jakoś nie irytuje. Nie bylo w tym rozdziale określenia "chochlik", którego szczerze nie znoszę i macie u mnie dodatkowe punkty za to. Całe "przesłuchanie" przeprowadzone przez tę małą wiedźmę było slodkie. Jest bardzo troskliwą siostrą. Ale nie chciałabym znaleść się w takiej sytuacji, jako ta "odpytywana z uczuc"
Gdy pojawiła się Rose moje myśli automatycznie popędziły ku Emettowi. To przez kanon, przepraszam. Ale nie tylko Bella ma przeczucie, że będą do siebie pasować, ja też.
Jasper... Ja też chcę zamek w Szwajcarii!!! Facet ma nerwy ze stali, że wytrzymuje z Alice
Dostałam napadu histerycznego śmiechu przy tym zdaniu "Brzmiało jakbyś się tam wił po podłodze." ;-) moja perełka w tym rozdziale:-)
Dziękuję, dziękuje, dziękuję!!! Za to ile pracy wkładacie w to, by taki leń jak ja mógł sobie poprawić humor
Życzę weny i czasu na kolejny rozdział. Czekam z niecierpliwością
Aurora
P.S.
Tym razem skopiuję, tego posta żeby w razie potrzeby jakoś go uratować |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Wto 11:20, 20 Kwi 2010 |
|
komentuje i tak z opóźnieniem, ale i tak się cieszę, że w ogóle... :P
Cytat: |
Rosalie przytaknęła, wygładzając ołówkową spódnicę – to smutne, że wiedziałem nawet, czym jest ołówkowa spódnica |
tak Edward - to smutne, że siostra wymusza na tobie poznanie z rodzajami spódnic - no ale przecież każda ma inny zamek, więc wiedza i tak się może przydać :P
bawi mnie nieodmiennie Alice, ale to chyba norma, więc po co to nawet pisać? ;> przesłuchanie jakie przeprowadziła było mistrzowskie - nie ma to jak kilka pytań z rana - dopóki się dziewczyna nie obudzi do końca, zaskoczenie zawsze skutkuje :P
na pewno Edwardowi ta wiedza się przyda :P
czekam dalszego rozwoju wypadków :P
dziekuję za świetne tłumaczenie :*
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Taka_Ja
Człowiek
Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 87 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 20:40, 20 Kwi 2010 |
|
Ukochane Stay... Za każdym razem, kiedy ukazuje się nowy rozdział, przypominam sobie, z jakich powodów tu zaglądam i utwierdzam się w przekonaniu, że klikam we właściwe miejsce we właściwym czasie.
Ciepło, ukojenie i nadzieja - okładają najsłodszym miodem i pokrzepiają małe czytelnicze serduszko. Wlaśnie to czuję, wchodząc w świat tego opowiadania.
Związek bohaterów rozwija się powoli i sukcesywnie, docierają się nawazjem, cudnie jest o nich czytać. Stanowią świetną parę, pojawiają się ciekawe emocje. Wszystko okrasza ta nutka niepewności, co dalej, co, kiedy przyjdzie Edwardowi wrócić do normalnego życia, do pracy...
Na razie aktor upewnił się co do uczuć Belli (dzięki, Alice ). Oboje wciąż pozostają zachowawczy, trochę przerażeni siłą tego, co ich połączyło.
Alice i jej ocena rzeczywistości to strzał w dziesiątkę. Jej obecność jest potrzebna tym dwojgu
Dziękuję za poświęcony czas i pracę włożoną w tłumaczenie opowiadania Świetna robota :*
Już czekam niecierpliwie na ciąg dalszy i kolejną porcję słodkiego ukojenia
Pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Sarabi
Człowiek
Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 79 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Wto 22:06, 20 Kwi 2010 |
|
Ufff, w końcu. Nasi bohaterowie uswiadomili sobie, że łączy ich głebsze uczucie. Są co prawda tym faktem przerażeni, ale na pewno powoli oswoją się z tą sytuacją i pozwolą rozkwitać uczuciu.
Alice jest sprytną, wścibską osóbką, choć widać, że bardzo kocha brata.
Mój dzień, kiedy pojawia się Stay jest zdecydowanie udany, zawsze mam po lekturze dobry nastrój. Dziekuję za tłumaczenie tego tekstu i czekam niecierpliwie na kolejna dawkę mojego osobistego poprawiacza nastroju
Pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
dusiaczek
Nowonarodzony
Dołączył: 22 Kwi 2010
Posty: 4 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Ulicy Sezamkowej
|
Wysłany:
Pon 18:57, 26 Kwi 2010 |
|
Uwielbiam to opowiadanie!! ;] Nie przepadam za Jacobem i podoba mi się sposób przedstawienia go. Nie mogę się doczekać kolejnej części.
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kristenhn
Wilkołak
Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 206 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 30 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Czw 21:09, 12 Sie 2010 |
|
Życzymy miłego czytania Rozdział możecie znaleźć także na chomiku: [link widoczny dla zalogowanych]
Autorka: crimsonmarie
Tłumaczyła: Amaranthine
Beta: ilciak
ROZDZIAŁ 12
*Bella*
- Rose, masz się zachowywać! – wykrzyknęłam do słuchawki telefonu, opartej między moją szyją i ramieniem, gdy przemierzałam tam i z powrotem swoje biuro o siódmej wieczorem, robiąc, co tylko w mojej mocy, żeby wszystko uporządkować zanim będę mogła się tym zająć jutro rano.
Jezu, wciąż mam jeszcze kolację do ugotowania, kiedy już tam przyjdę. Kiedy ten dzień tak szybko zleciał? Dlaczego wydawało mi się, że Edward i Alice byli tu zaledwie pięć minut temu? Dlaczego czułam się jakbym zaraz miała zacząć hiperwentylować i zemdleć?
Może pięć dodatkowych kaw, które wypiłam w ciągu dnia robiły jakąś różnicę.
- Oczywiście, że będę się dobrze zachowywała Bello. Skąd ci przyszło do głowy, że mogłoby być inaczej?
- Nawet ze mną nie zaczynaj – warknęłam, rzucając czystą kopertę na stos papierów zanim chwyciła długopis.
- Ktoś tu musi się uspokoić. Albo potrzebuje seksu.
Długopis wysunął się z moich palców i wpadł pod kaloryfer po drugiej stronie pokoju. Zamknęłam oczy, biorąc głęboki wdech i lekko pukając palcami w czoło wolną ręką.
Rose miała trochę racji, ale żadna z tych rzeczy nie miała się zdarzyć w najbliższej przyszłości. Uspokojenie się z tym momencie nie wchodziło w grę, a co do tego drugiego… no cóż… dojdę to tego, kiedy przyjdzie na to czas.
- Musisz zadzwonić do Angeli – powiedziałam spokojnie. – Ja mam zbyt wiele do zrobienia,
a zaczyna mi się kończyć czas.
- O której mamy u ciebie być?
Spojrzałam na zegar zawieszony nad wejściem i jęknęłam zdając sobie sprawę, że marnowałam ogromną ilość czasu na głupoty jak na przykład upominanie Rose, żeby nie wystraszyła mojego chłopaka, kiedy w tym samym momencie mogłabym myśleć, co przygotować na dzisiejszą kolację.
- O siódmej trzydzieści. Zaparkujcie na moim podjeździe i po prostu przejdźcie na dugą stronę ulicy.
- U niego, tak?
- U mnie nie ma na czym usiąść – wymamrotałam, chwytając płaszcz, torebkę i kluczyki,
i kładąc je na biurku. – Nie miałam jeszcze okazji, żeby kupić nowe meble.
- Naprawdę powinnaś wreszcie to zrobić.
Wywróciłam oczami, wolną ręką przeczesując włosy. Bóg wie, że chyba nie mogłabym mieć już więcej na głowie.
- I zrobię. Zadzwoń proszę do Angeli i powiedz jej, że jeżeli chce może przyprowadzić ze sobą Bena. Jestem pewna, że Edward doceni obecność innego mężczyzny w domu – mruknęłam kręcąc głową.
- W porządku - westchnęła.
Ponownie wywróciłam oczami, podnosząc płaszcz z torebką i przerzucając je przez ramię.
- Zobaczymy się za pół godziny.
- Do zobaczenia Bello.
Zrzuciłam telefon z ramienia, szybko łapiąc go zanim upadnie na ziemię i wyłączając. Kładąc go na podstawce, naciągnęłam na siebie płaszcz, biorąc do ręki klucze, po czym niemal sfrunęłam po schodach i na zewnątrz.
Zamknęłam drzwi i pobiegłam na mały parking, wskakując do swojej furgonetki.
Wciąż nie miałam najmniejszego pojęcia, co ugotuję na kolację. Gdy się nad tym zastanawiałam nic nie przychodziło mi do głowy, a teraz oficjalnie brakowało mi czasu.
Okej, oprócz tego też się denerwowałam. Minęły dwa miesiące zanim w końcu przedstawiłam Jacoba Rose i Angeli, a i wtedy nie skończyło się to zbyt wesoło.
Spotkanie w zatłoczonym barze w środku przedmieścia Glens Falls prawdopodobnie też nie było jednym z moich najlepszych pomysłów.
Nigdy nie wybaczyły Jake’owi za to, że strasznie się upił i zwymiotował prosto na ich buty – a dokładniej na niezwykle drogie buty Rose od Manolo, – gdy wychodziliśmy z baru.
I od tej pory wszystko między nimi układało się coraz gorzej. Rzadkością było to, żeby Jake był zawarty w naszych planach, nie ważne jak często usiłował je przeprosić przez te lata.
Już wtedy powinnam była się domyślić. Moje dziewczyny jeszcze nigdy mnie źle nie pokierowały.
Mogłam się tylko modlić, żeby zobaczyły jak wspaniały jest Edward, ile dla mnie znaczył
i jak bardzo różnił się od Jake’a.
A ten dzień – albo przynajmniej te kilka minut zanim zbudził mnie alarm budzika, gdy spałam w ramionach Edwarda – zaczął się całkiem dobrze.
Alice i ja zaczynałyśmy od nowa. Nie mogłam winić jej za to, że była w stosunku do mnie ostrożna; gdybym chodziła w jej butach sama byłabym ostrożna. Na szczęście moje stopy byłyby na mnie wściekłe pod koniec dnia, gdybym choćby spróbowała nosić to, co ona nazywała butami.
To było jak najbardziej naturalne i powiedziałam jej prawdę. Ukrywanie czegokolwiek nie miało sensu, gdy wiedziałam, że chciała się tylko upewnić, że chciałam czegoś więcej niż tylko jego sławy.
Dzień w dalszym ciągu przebiegał spokojnie, dopóki nie nadciągnęła Rosalie, z kolejnymi torbami zakupów zwieszającymi się z jej nadgarstków, opadając na krzesło i zmuszając mnie do zdradzenia jej wszystkich szczegółów spotkania z Alice. Opowiedziałam jej wszystko po kolei i właśnie, gdy pytała, kiedy wreszcie będzie miała szansę się z nim spotkać, pojawili się Edward i Alice.
To spotkanie przebiegło niemal tak gładko, jakbym tego chciała, a możliwość spędzenia kilku chwil z Edwardem była wspaniała.
Ale wtedy, gdy zaczęłam myśleć o wszystkim, co mogło pójść źle w trakcie kolacji, zaczął się stres. Tyle rzeczy przyszło mi do głowy, że natychmiast mnie to zaalarmowało.
Gwałtownie kręcąc głową w próbie przywołania jakichś pozytywnych myśli, wjechałam na podjazd, wyszłam z samochodu i pobiegłam na drugą stronę ulicy, wskoczyłam na schodki na werandzie i niecierpliwie zastukałam w drzwi.
Ze środka usłyszałam krzyki, zmarszczyłam brwi, kręcąc z niedowierzaniem głową
i wzdychając, gdy ponownie zapukałam.
Nie mieliśmy na to czasu. Nieważne jak bawiła mnie ich rywalizacja, teraz stanowczo nie była na to pora.
Podniosłam wzrok, gdy drzwi się otworzyły i zanim miałam czas, żeby zareagować, jego ramiona oplotły mnie w talii, jego głowa zanurzyła się w moje włosy i ramiona i wypchnął mnie na werandę.
Potknęłam się przechylając się w tył i mocno złapałam się jego ramion, żeby utrzymać równowagę – w międzyczasie kompletnie upuszczając na ziemię torebkę i klucze.
- Edward? Wszystko w porządku? - spytałam łagodnie, niemal bojąc się podnieść głos.
- Ona doprowadza mnie do szaleństwa – wyszeptał mi do ucha, mocno przyciskając mnie do siebie. - Nie masz najmniejszego pojęcia jak bardzo się cieszę, że cię teraz widzę.
Lekko się zaśmiałam, całkowicie go obejmując, chowając nos w zagłębieniu jego szyi
i zamykając powieki.
Tak. To właśnie tego potrzebowałam. To właśnie tutaj chciałam być. Cały ten stres, cały dodatkowy bagaż emocji, który targałam ze sobą przez cały dzień, wszystko to zniknęło, gdy tak ze mną stał i obejmowaliśmy się jakby nic innego się nie liczyło.
- Co mam przygotować na kolację? - zapytałam delikatnie.
- O to już ktoś zadbał – wymamrotał, składając leciutkie pocałunki na mojej szyi.
- Co? Chyba nie gotowałeś, prawda?
- Nie – odparł chichocząc. - Alice przyrządziła swoją znaną na całym świecie Lasagne.
Ogromny ciężar momentalnie spadł z mych ramion i zrelaksowałam się jeszcze bardziej, uśmiechając się i nucąc z zadowolenia.
- Czy naprawdę myślałaś, że każemy ci się wszystkim zająć, kiedy to był jej pomysł?
- Po prostu myślałam...
- Źle myślałaś kochana – odpowiedział delikatnie, prostując się dokładnie na tyle żeby przycisnąć swe wargi do moich.
Czy właśnie nazwał mnie kochaną? Czy naprawdę dopiero, co tak powiedział? Nie wyobraziłam sobie tego, prawda? Zabrzmiało prawdziwie. A już na pewno efekt, jaki na mnie miało był wystarczająco prawdziwy.
Dudniące serce? Jest.
Euforyczne uczucie rosnące pod moją klatką piersiową? Jest.
Ogromne pragnienie całowania go do nieprzytomności i posłanie reszty świata w cztery diabły?
Och, tak. Jest.
- Jak bardzo jesteś zmęczona? - szepnął, gdy się ode mnie odsunął, a jego ręce w tej samej chwili objęły moją twarz i wpatrywał się w moje oczy.
A jeśli nie zauważyłby tego idiotycznie ogromnego uśmiechu na mojej twarzy, który wystarczyłby za odpowiedź, potrzebował wizyty u okulisty.
- Jest idealnie.
Powoli się uśmiechnął i schylił żeby znowu mnie pocałować.
- Tak, naprawdę tak jest – odetchnął w moje wargi.
Moje kolana miały wielką ochotę ustąpić i gdyby nie to, że kurczowo ściskałam jego ramiona, prawdopodobnie zamieniłabym się w zawstydzającą kupkę u jego stóp.
- Wy dwoje!
Obydwoje podskoczyliśmy na dźwięk głosu Alice i usłyszałam jęk Edwarda, gdy upuścił głowę na moje ramię.
- Musicie mi nakryć do stołu!
Spojrzałam nad barkiem Edwarda i ujrzałam ją stojącą w wejściu z białym, falbaniastym fartuchem, do którego Edward nigdy nie powinien się przyznawać, zawiązanym ciasno wkoło jej tali, gdy groźnie machała w naszą stronę łopatką.
- O której mają przyjechać?
- O siódmej trzydzieści – zaśmiałam się.
- Z dwadzieścia minut? - pisnęła wyrzucając ręce nad głowę i odwracając się żeby
z powrotem wejść do domu. - Stół! Teraz!
- Myślę, że lepiej będzie, jeśli wejdziemy do środka. Mama jest zła.
Parsknął śmiechem w moje ramię, lekko przekręcając głowę i składając duży całus
u podstawy mojej szyi.
Moje powieki się przymknęły i już dość mocny uścisk, jakim obdarzałam jego ramiona jeszcze się zacieśnił, gdy poczułam jak przesuwa językiem po mojej skórze. Moje wargi lekko się rozchyliły a moja głowa opadła do tyłu i jego język kreślił powolne koła na mojej skórze, wspinając się po szyi.
- Mówię poważnie!
Wzdrygnęliśmy się i Edward ciężko westchnął, składając na mojej szyi ostatni krótki pocałunek zanim się wyprostował i chwycił moją dłoń. Chwyciłam torebkę z podłogi bez zatrzymywania się i rzuciłam ją na stolik, kiedy weszliśmy do środka.
- Polubią mnie, prawda? - zapytał delikatnie Edward, puszczając mnie na tyle, żebym mogła zdjąć płaszcz i rzucić kluczyki obok torebki.
- Tak – kiwnęłam głową, błyskawicznie chwytając jego rękę i pozwalając by poprowadził mnie do jadalni. - Naprawdę nie ma się, czego bać.
Alice przerosła samą siebie przystrajając stół. Biały, bawełniany obrus był równiutko rozłożony na okrągłym blacie, dwie świece znajdowały się w niskich świecznikach, położonych po przeciwnych stronach, a dopasowane do całości serwetki były równomiernie rozłożone wkoło stołu.
Całość przypominała zdjęcie żywcem wyjęte z jakiegoś magazynu, ale biorąc pod uwagę to, co już zdążyłam nauczyć się o Alice, nie powinno mnie to zdziwić.
Lasagne, którą przyrządziła pachniała niesamowicie i uśmiechnęłam się, opierając się o ramię Edwarda, a on się schylił i złożył pocałunek na czubku mojej głowy.
- Dlaczego trzymasz je schowane w pudełku? - wykrzyknęła Alice, stojąc na górze schodów, trzymając w dłoni biały talerz ze złotym i błękitnym brzegiem.
To było naprawdę niesamowite jak ta dziewczyna mogła poruszać się tak szybko i jeszcze zajmować się kilkoma rzeczami naraz.
- Co ty robisz w mojej szafie? - wykrzyknął Edward, szybko ściskając moją dłoń, zanim przeskoczył schody, co dwa stopnie i wyrwał talerz z ręki Alice.
- Możemy ich dzisiaj użyć!
- Po co?
- Na kolację! Po co innego kretynie?
- Mam całkowicie dobre talerze w kuchni!
- Są nudne i zwyczajne.
Przyglądałam się jak Alice zacisnęła swoje dłonie oparte na biodrach w piąstki i zadarła nos do góry, niemal wyzywając Edwarda żeby się z nią nie zgodził.
Musiałam zakryć usta, żeby nie zacząć się z nich śmiać, bo naprawdę, żadne z nich nie wyglądało na skore żeby przyłączyć się do mnie, jeśli zrobiłabym to w tym momencie.
- To są talerze, Alice! Komu do cholery zależy na tym jak one wyglądają?
- Będziemy mieli gości, Edwardzie! Czy chcesz żeby pomyśleli, że mieszkasz jak świnia?
- Tak, naprawdę chcę!
Wtedy w końcu się zaśmiałam i musiała zacisnąć wargi naprawdę mocno, kiedy oboje odwrócili się w moją stronę, Edward parskając śmiechem, a Alice rzucając mi karcące spojrzenie.
- Co ty o tym myślisz Bello? - spytała Alice, wyrywając z powrotem talerz i przyciskając go do boku.
- Tak naprawdę to nie ma znaczenia. I tak nie będą na to zwracali uwagi.
Przewróciła oczami, wyrzucając wolną rękę w powietrze.
- Wy dwoje jesteście dla siebie idealni – warknęła, z powrotem wpadając do sypialni Edwarda.
- Dziękuję! - odkrzyknął Edward zanim za nią pobiegł.
- Dlaczego one w ogóle są w twojej szafie? Powinny być wyciągnięte!
- Nie mam miejsca, żeby trzymać je gdzie indziej! Alice! Zostaw to pudełko!
Roześmiałam się kręcąc głową, gdy weszłam do kuchni i zaczęłam wyjmować jego białe, zwykłe talerze z szafki.
Słuchałam jak w dalszym ciągu się kłócą, ich głosy przytłumione, lecz ton ten sam odkąd przyjechała Alice. Edward się na nią złościł, a ona zdawała się nic sobie z tego nie robić, gdy w dalszym ciągu robiła to, cokolwiek złościło go od początku.
Wyjmowałam sztućce z szuflady, gdy usłyszałam, że Edward schodzi na dół, mamrocząc coś z niezadowoleniem i trzymając dłonie we włosach, gdy do mnie podchodził.
- Myślę, że powinniśmy uciec – mruknął do mojego ucha, podczas gdy jego ręce objęły mnie w talii, a on stanął za moimi plecami.
- I tak pewnie by nas znalazła – zastanawiałam się, biorąc talerze i sztućce do obu rąk.
- Nie, jeśli uciekniemy wystarczająco szybko.
Roześmiałam się i lekko odchyliłam do tyłu, żeby pocałować go w szczękę, zanim wyswobodziłam się z jego uścisku i zaczęłam rozkładać talerze na stole.
- Wyjeżdża jutro, prawda? - spytałam przez ramię, kładąc talerze obok serwetki.
- Tak. Z samego rana oczywiście.
Oparł się o futrynę od drzwi oddzielających jadalnię od kuchni i założył ręce na klatce piersiowej delikatnie się do mnie uśmiechając.
- Jakieś pomysły, co chciałabyś robić w wakacje?
Wzruszyłam ramionami, rozciągając się przez stół żeby położyć ostatnie nakrycie i zajęłam się sztućcami.
- Spędzić je z tobą.
- Oczywiście.
Spojrzałam na niego i przewróciłam oczami, kiedy zobaczyłam jak pociera opuszkami palców koszulkę, a na jego twarzy rośnie bezczelny uśmiech.
- Mogłabym zdecydować, że chcę gdzieś pojechać.
- To też możemy zrobić – odparł gładko, wzruszając ramionami i wyciągając jedną nogę przed siebie, żeby chwilę potem skrzyżować obie w kostkach. - Czego tylko sobie tylko zażyczysz.
- Miałam na myśli bez ciebie – wskazałam na niego nożem do masła, gdy jego mina trochę zrzedła i uśmiechnęłam się sama do siebie. - Nie muszę spędzać całych wakacji z tobą, jeśli tego nie chcę.
- To ja jestem jedynym powodem, dla którego masz wakacje!
Po raz kolejny wzruszyłam ramionami, elegancko układając na stole widelce, posuwając się wkoło niego.
- Więc możesz je sobie zabrać.
Kontynuowałam swoje skrupulatne zajęcie, kiedy Edward podszedł do mnie ciężko krocząc
i wpatrywał się w mój profil, nachylając się w moją stronę, podczas gdy ja desperacko usiłowałam ukryć szeroki uśmiech, który niemal wypłynął na moją twarz.
- Bello Swan.
- To byłabym ja – odparłam spokojnie, wciąż krążąc wokół stołu i rozkładając sztućce.
Wrzasnęłam, gdy chwycił mnie w pasie, kiedy tylko ostatni widelec był na stole, śmiejąc się, kiedy próbowałam wyrwać się z jego uścisku.
- Edward! - krzyknęłam, kiedy podniósł mnie do góry i obrócił nas wkoło. - Postaw mnie na podłogę!
- Mówisz mi, że mogę sobie wziąć wakacje, które właściwie wymusiłem z pewnej Jessici,
z którą pracujesz, wcisnąć do tyłka i nie oczekiwać żadnej zapłaty? Nie sądzę!
Wszedł do salonu i bezceremonialnie rzucił mnie na kanapę, skacząc na mnie i przyszpilając mnie, zanim w ogóle miałam szansę normalnie złapać oddech.
- Edward! - wykrzyknęłam po raz kolejny, śmiejąc się, gdy złapał obie moje ręce w jedną swoją dłoń, a drugą położył na moim biodrze. - Nie! Nawet nie próbuj!
- Co do diaska wy oboje tam robicie? - spytała Alice, zaglądając do pokoju, gdy już zeszła
z powrotem na dół.
- Zemsta! - krzyknął Edward zanim zatopił palce w moim boku.
Wrzeszczałam i wiłam się pod nim, mój oddech zamieniał się w śmiech, gdy poruszał palcami po moim brzuchu.
- Jesteście absurdalni – udało mi się usłyszeć Alice przez moje krzyki i śmiech, zanim odwróciła się i sobie poszła.
- Edward! - zdołałam wydobyć z siebie głos, wyginając plecy i się do niego przyciskając. - Przestań, proszę!
- Powiedz, że doceniasz to, że masz wakacje! - zaoferował, wbijając palce w moje żebra.
Znowu krzyczałam i usiłowałam się dostać, podczas gdy on kontynuował tortury.
- Byłeś okropnie samolubny! - wydyszałam, próbując uwolnić swoje nogi i krzycząc, kiedy znowu dopadł mojego boku.
- Ależ oczywiście, że byłem samolubny – powiedział, jakby to było najnormalniejsze
w świecie. - To prawo dane nam od Boga, że mogę spędzić czas ze swoją dziewczyną, przez cały tydzień, bez żadnych problemów!
- Nie wiem, na jakiej ty żyjesz planecie – wrzasnęłam, kiedy jego kciuk odnalazł ten punkt na moim udzie, który był szczególnie wrażliwy na łaskotki. - Ale nie sądzę, że to dane od Boga prawo! Edward!
- Powiedz to! - zagroził, jego palce po raz kolejny na mojej klatce piersiowej. - Albo ta tortura nigdy nie ustanie!
Usiłowałam wziąć oddech i w dalszym ciągu wyzwolić swoje ręce z jego uścisku.
- W końcu umrę! Nie mogę nawet oddychać!
- To jest twoja zapłata! Powiedz to!
- Doceniam to! - w końcu wykrzyknęłam, wiercąc się, kiedy jego ręka zostawiła w spokoju moje biodro.
- Tak, jak myślałem – uśmiechnął się szeroko, puszczając moje nadgarstki.
- Jesteś takim dupkiem – zaśmiałam się, gwałtownie chwytając jego podbródek i przyciskając jego usta do moich.
- W końcu ktoś się ze mną zgadza! - usłyszeliśmy krzyk Alice z kuchni.
- Zamknij się, Alice – wymamrotał naprzeciwko moich ust, przesuwając językiem po mojej dolnej wardze i szybko spotykając mój, gdy je otworzyłam.
Uśmiechnęłam się i wyciągnęłam ramiona, żeby otoczyć jego szyję, moje palce natychmiast zaplątały się w jego włosy.
- Dziękuję za moje wakacje – wyszeptałam odsuwając się od niego.
- Ja tylko żartowałem, wiesz – uśmiechnął się wyciągając rękę i gładząc mnie po policzku.
- Wiem, ale tak czy siak, dziękuję.
- Nie ma, za co.
- Czy już skończyliście?
Alice wsadziła głowę do salonu, jej brwi uniesione do góry a dłonie oparte na biodrach.
- Czego chcesz? - westchnął Edward, gładko się ze mnie zsuwając i wyciągając do mnie rękę.
Chwyciłam jego dłoń i pozwoliłam mu się podnieść, anielsko uśmiechając się do Alice, gdy dziewczyna przewróciła oczami.
- Ty musisz iść uczesać włosy – powiedziała, wskazując na mnie. - A ty, pomóc mi kroić chleb czosnkowy.
- Bo to oczywiście jest robota dla dwóch osób.
- Jestem więcej niż chętna żeby otruć twoją porcję Lasagne – zagroziła, teraz wskazując na niego.
Zaśmiałam się i delikatnie poklepałam go po plecach, zanim wyszłam z salonu i po schodach w górę, do łazienki. Włączając światło i spoglądając w lustro wykrzywiłam się na widok swojego odbicia.
Moje policzki były zaczerwienione, włosy były absolutnie wszędzie i wyglądałam jakby właśnie przeżyła atak jakiegoś gryzonia.
Co w rzeczywistości nie było dalekie od prawdy. Naprawdę miły atak, jednak atak w rzeczy samej.
A sposób, w jaki czułam jego ciało na moim był na pewno czymś, czego chciałam doświadczyć ponownie. I to tak naprawdę wiele razy, i na pewno tak często jak to było możliwe.
Chwyciłam swoją szczotkę do włosów i cicho zanuciłam melodię, czesząc nią włosy, rozprostowując plątaninę, którą uzyskałam po nie-tak-znowu-okropnym-ataku.
- Bella! Już idą! - zdenerwowany głos Edwarda dotarł na górę. - I dlaczego jest z nimi mężczyzna?
Roześmiałam się i położyłam szczotkę z powrotem na półce, zanim zgasiłam światła
i zbiegłam po schodach, żeby stanąć przed nim.
- To Ben, mąż Angeli. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, ale pomyślałam, że może chciałbyś mieć jeszcze jednego mężczyznę w domu.
Uśmiechnął się niepewnie kręcąc głową, chwytając moją dłoń, gdy wyciągnęłam ją w jego stronę i popychając mnie w stronę drzwi.
- Zaprosiłaś jeszcze kogoś? - wrzasnęła Alice.
- Wystarczy jedzenia, prawda? - zawołałam przez ramię, przygryzając wargę.
Wiem, że powinnam była powiedzieć jej wcześniej. Chociaż biorąc pod uwagę to, że zostałam zaatakowana zanim jeszcze weszłam do domu, musiałam przysłuchiwać się ich kłótniom a później byłam atakowana po raz kolejny, miałam przekonywującą wymówkę żeby o tym zapomnieć.
- Tak, ale o takich rzeczach musisz mi mówić wcześniej Bello! Muszę zmienić całe nakrycie stołu!
- Przepraszam!
- Wcale nie muszę być tego świadkiem – odparł nerwowo Edward, wpatrując się intensywnie w drzwi, kiedy usłyszeliśmy kroki na werandzie. - To znaczy, możesz otworzyć drzwi, prawda?
- Przestań zachowywać się jak dziewczynka! - krzyknęła Alice z kuchni.
- Wcale mi nie pomagasz! - odkrzyknął Edward, podskakując, kiedy kroki ustały i ktoś zapukał do drzwi.
- Staram się! - odparła śpiewnym głosem Alice.
Zaśmiałam się na nich i sięgnęłam, kładąc dłoń na policzku Edwarda i delikatnie gładząc kciukiem jego nos.
- Wszystko będzie w porządku – powiedziałam delikatnie, przypatrując się jak jego oczy się zamykają, gdy oparł się o moją rękę. - Na pewno cię pokochają.
- Jak możesz być tak tego pewna?
- Bo zobaczą jak wiele dla mnie znaczysz i jak bardzo jesteś dla mnie ważny, i wszystko będzie w porządku. Zaufaj mi w tej sprawie, dobrze?
Jego oczy się otworzyły i wziął głęboki wdech, przekręcając głowę, żeby złożyć całusa na mojej dłoni, kiedy pokiwał twierdząco.
- Dobrze.
Pochyliłam się i otworzyłam drzwi, odsłaniając Rosalie stojącą przede mną z ręką uniesioną, żeby zapukać jeszcze raz.
- Piekielnie najwyższy czas, Bella. Zapomniałaś, że na zewnątrz jest zimno?
- Rose – westchnęła Angela, kręcąc głową.
- Mi też miło cię zobaczyć.
Zeszłam z drogi i cała trójka weszła do środka i zaczęła zdejmować płaszcze. Chwyciłam dłoń Edwarda i przyciągnęłam go do siebie, robiąc, co w mojej mocy, żeby stłumić chichot wywołany jego spiętą postawą i lekko opóźnionymi reakcjami.
- Rose, ty już poznałaś Edwarda.
Pokiwała głową, posyłając mu jeden ze swych oślepiających uśmiechów i podając mi swój płaszcz.
- Miło mi cię poznać – uśmiechnęła się Angela, podając mu rękę na powitanie.
Edward sztywno wyciągnął swoją i potrząsnął nią automatycznie, zanim zwrócił się do Bena, żeby zrobić to samo.
- Chłopcze, ty naprawdę musisz trochę ochłonąć – oświadczyła Rose, klepiąc go po ramieniu zanim weszła głębiej do domu, rozglądając się dookoła.
- Ignoruj ją – Angela i ja powiedziałyśmy w tym samym momencie.
- Przyzwyczaisz się do niej po jakimś czasie – dodał Ben, przewracając oczami i stając obok Edwarda. - To może trochę zająć, ale w końcu sam już nie zwracasz na nią uwagi.
- Wszystko słyszałam! - krzyknęła Rosalie, ledwo się odwracając żeby rzucić mu złowrogie spojrzenie, gdy przypatrywała się każdemu najmniejszemu szczegółowi stołu nakrytego przez Alice, która zdołała kompletnie go przearanżować zanim cokolwiek zauważyłam.
Ben posłał jej anielski uśmiech i Edward zdołał wydusić z siebie nerwowy chichot, lekko ściskając moją dłoń.
- Masz uroczy dom Edwardzie – odrzekła Angela, uśmiechając się do niego. - Dziękujemy za zaproszenie.
- Dziękuję, ze zgodziliście się przyjść – odparł cicho.
Odłożyłam płaszcz Rose na bujany fotel za naszymi plecami, pokazując Angeli i Benowi, żeby zrobili to samo ze swoimi płaszczami.
- Czyli, całkiem polubiłeś tę okolicę, co? - spytała Angela, patrząc na Edwarda.
- Kocham tu przebywać – uśmiechnął się szeroko, ponownie ściskając moją rękę i patrząc
w dół na mnie.
Zaśmiałam się i uśmiechnęłam do niego promiennie, prowadząc ich do jadalni i robiąc, co
w mojej mocy, żeby zagłuszyć kotłujące się we mnie nerwy jeszcze nieco dłużej.
- Będę gotowa za minutę! - krzyknęła z kuchni Alice.
- Nie groź im, Alice – westchnął Edward. - Nie chcemy ich wystraszyć tak wcześnie.
- Zamknij się!
- To moja siostra, Alice – wytłumaczył cicho Angeli i Benowi. - Zatrzymała się u mnie na kilka dni.
- Jeszcze raz skąd jesteś? - spytała Rosalie okrążając stół i podziwiając obramowane zdjęcia rodzinne wiszące na ścianie, których jakoś nigdy wcześniej nie zauważałam.
Huh. Czy one zawsze tam były? Czy może byłam tak zajęta Edwardem, że kompletnie mi to umknęło?
- Nasza rodzina mieszka w Forks, w Waszyngtonie.
- Forks? - prychnęła, odwracając się w jego stronę. - Jest tam też miasto, które nazywa się Spoons?
- O, Boże – wymamrotała Angela, klepiąc się w czoło i spuszczając wzrok na swoje stopy.
- A może też Knives?
- Rose! - wrzasnęłam, zwężając oczy, gdy na mnie spojrzała. - Dość.
- Och, uspokój się, Bello – westchnęła, machając na mnie lekceważąco i powracając do oglądania zdjęć. - Tylko sobie z nim żartuję.
- Okej!
Wszyscy się odwróciliśmy, gdy Alice wyszła z kuchni, już bez fartucha i z oślepiająco promiennym uśmiechem przyklejonym do twarzy.
- Kolacja będzie gotowa za jakieś dziesięć minut. Czy ktoś ma ochotę na coś do picia?
- Tak – Edward i ja odpowiedzieliśmy w tym samym momencie.
Angela stłumiła śmiech, a Alice musiała zacisnąć usta zanim pokiwała głową.
- Przyniosę. Komuś jeszcze? - spytałam, zadowolona, że będę mogła coś zrobić.
Może to nie był taki dobry pomysł. Było za wcześnie. To całe dzisiejsze zdarzenie było zbyt wczesne, bo Edward nie czuł się komfortowo goszcząc moich przyjaciół u siebie w domu.
W swoim sanktuarium, gdzie czuł się dobrze i bezpiecznie.
- Masz może wino? - zapytała Rose, całkowicie się odwracając i porozumiewawczo kiwając głową w stronę Alice.
Alice wesoło do niej pomachała, szybko do niej podchodząc i wskazując zdjęcia, na których był Emmett.
Chciałam przewrócić oczyma, ale okazało się, że bardziej mam ochotę parsknąć ze śmiechu. Czyli wcześniej nie żartowała mówiąc, że ci dwoje są dla siebie stworzeni.
- Tak, wino jest w lodówce i ja też poproszę – odparła przez ramię Alice, opowiadając
z najmniejszymi detalami historie, które kryły się za każdym ze zdjęć, które skupiały się na Emmetcie.
- Piwa Ben? - spytałam, podnosząc jedną brew, gdy ten podszedł od drugiej strony do Edwarda.
- Pewnie – szybko się uśmiechnął i kiwając głową, zanim odwrócił się do Edwarda i spytał, czy przypadkiem nie interesuje się baseballem.
- Pomogę ci, Bello – odparła Angela, krzyżując ze mną ramiona i wchodząc do kuchni.
Spojrzałam przez ramię na Edwarda, który niepewnie przenosił ciężar ciała z jednej stopy na drugą, patrząc na mnie błagającymi oczyma zanim zniknęłam w drugim pomieszczeniu, posyłając mu mały dodający otuchy uśmiech.
- Bello – wyszeptała Angela, śmiejąc się, gdy podałam jej dwa kieliszki na wino z górnej półki i podeszłam do lodówki. - Oddychaj.
- To naprawdę porządny facet, Ang – odparłam również szepcząc i wyciągając butelkę wina z dolnej komory. - On tylko... On jest bardzo nerwowy i...
- Nie masz mi się, z czego tłumaczyć – roześmiała się jeszcze raz, wyciągając przed siebie kieliszki, podczas gdy ja wyjęłam z butelki korek. - Wszystko jest w porządku.
- Chciałabym żebyście go polubili. On jest... Ja... - pokręciłam głową, nalewając czerwone wino do kieliszków, wsadzając korek z powrotem do butelki i odwracając się, żeby ponownie schować ją do lodówki. - Jestem w nim zakochana. - wyszeptała, odwracając się twarzą do niej.
Kompletnie na całego, wstrząsającym ziemią, pochłaniającym życie rodzajem miłości. Już skończyłam się w nim durzyć. Prawdopodobnie w tym samym momencie, w którym zaproponował, żebym zaprosiła na kolację swoich przyjaciół.
Rezygnował ze swojej bezpiecznej kryjówki, żeby poznać moich znajomych, dlatego, że go o to poprosiłam. Jego azyl był zagrożony przez ludzi, których ani nie znał ani nie mieszkał blisko nich i on tak po prostu się temu poddał... dla mnie.
- Tak.
Zamrugałam na nią, przytrzymując otwarte drzwi od lodówki w drodze żeby wyjąć piwo.
- Że co proszę?
- Bello, przecież cię znam. I wiem, kiedy jesteś w coś bardzo zaangażowana. Nigdy tak nie wyglądałaś ani się tak nie zachowywałaś, kiedy byłaś z Jakiem, więc wiem, że tym razem to coś innego.
Odetchnęłam i przyłożyłam dłoń do swojego napiętego brzucha, żując dolną wargę, gdy się odwróciłam i chwyciłam cztery butelki piwa.
- Przyzwyczai się do nas – wyszeptała, kiedy odeszłam od lodówki. - Dopiero, co przyszliśmy, więc to oczywiste, że to będzie nerwowe przeżycie, dla was obojga. Ale pamiętaj, że jesteśmy twoimi przyjaciółmi i dostrzegamy różnicę.
Uśmiechnęłam się i uściskałam ją, robiąc wszystko, żeby jednocześnie nie rozlać kieliszków
z winem, które trzymała w ręku albo nie upuścić jednej z butelek, które trzymałam ja.
- Dziękuję.
- Trochę go rozruszamy. Nie martw się – puściła mi oczko, gdy weszłyśmy z powrotem do jadalni.
Podałam butelki z piwem Benowi i Edwardowi, patrząc jak się do mnie uśmiecha, nie przerywając rozmowy z Benem, którą prowadził, kiedy byłyśmy w kuchni.
Odwzajemniłam uśmiech, otwierając własną butelkę, zanim podeszłam do miejsca, w którym Angela, Rose i Alice wciąż stały przy zdjęciach. Podałam piwo Angeli i przysłuchiwałam się, jak Alice opowiada pochłoniętej jej opowieścią Rose wszystko, co musiała wiedzieć
o Emmetcie.
Edward w końcu wydawał się być trochę bardziej zrelaksowany. Nie był jeszcze do końca rozluźniony, ale nie był też tak spięty, jak kilka minut wcześniej.
Uśmiechnęłam się do siebie, biorąc łyk z butelki i pierwszy raz tego dnia poczułam, jakby wszystko naprawdę miało ułożyć się tak, jak tego chciałam.
Około jedenastej wszyscy zaczęli się zbierać do wyjścia, wciąż znajdując nowe tematy do rozmowy, gdy to robili.
Im dłużej siedzieliśmy przy stole, tym Edward wyraźniej się uspokajał, nucąc pod nosem, chwaląc Lasagne Alice i w końcu nawet zadając małe, trywialne pytania, żeby podtrzymać dyskusję.
Wystarczyło, że Rosalie spytała Alice, czym się zajmuje i od tej chwili wszystko potoczyło się jak z płatka.
Przekonałam się, że Edward wcale nie przesadzał, mówiąc, że był najgorszym, trzeciobazowym jaki kiedykolwiek istniał. Alice opowiedziała nam, jak zamyślił się nad czymś, dostał piłką w głowę i był nieprzytomny przez około godzinę w trakcie ostatnich rozgrywek.
Jego twarz zaczerwieniła się niemal tak samo, jak zazwyczaj rumieni się moja i odwzajemnił się opowiadając wszystkim jak raz, kiedy byli młodsi grali w chowanego i Alice utknęła, kiedy próbowała schować się za muszlą w łazience. Siedziała tam przez prawie godzinę zanim Emmett w końcu ją znalazł i niemal musiał wyrwać toaletę ze ściany, żeby ją wydostać zanim rodzice wrócą do domu.
Nie chciałam nawet pytać, jak ona w ogóle tam weszła. Tak, była miniaturowa, ale nigdy nie pomyślałabym, że mogłaby wcisnąć się akurat za toaletę.
Nawet Rosalie udało się za bardzo nikogo nie obrazić i przyłapałam ją na gapieniu się na zdjęcia Emmetta na ścianie więcej niż jeden raz. Chociaż Alice odwaliła kawał dobrej roboty usiłując ją nim zainteresować.
Edward odkrył, że Angela jest fotografem i bardzo się tym zaciekawił. Chciał zobaczyć jej portfolio i zaproponował, że jeśli by chciała może po powrocie do Kalifornii szepnąć słówko tu i tam i załatwić jej kilka dobrych kontaktów. Angela promieniała, ale odmówiła, twierdząc, że woli zostać w Lake George.
A ja promieniałam przez to. Nawet mimo to, że propozycja wyszła od Edwarda, fakt, że Angela odmówiła tak szybko spowodował, że nabrałam ochotę żeby przelecieć przez stół
i zamknąć ją w uścisku. Podczas gdy chciałam, żeby korzystała z każdej nadarzającej się okazji, – bo była jednym z najlepszych fotografów, jakich znałam – byłam zachwycona, że nie chciała tego osiągnąć, podpinając się pod gwiazdorski status mojego chłopaka.
Jednak zaoferowała mu sesję zdjęciową, jeśli miałby na nią ochotę.
A gdy pokiwał głową, zgadzając się i oświadczając, że zadzwoni do niej w tygodniu, czułam jakbym dostała skrzydeł.
Polubił moich przyjaciół. Chciał spędzić z nimi więcej czasu. W końcu zrelaksował się na tyle, żeby rozmawiać z nimi otwarcie, akceptować ich propozycje, śmiać się i żartować przypominając sobie zawstydzające zdarzenia z dzieciństwa razem z siostrą.
Przez większość czasu wieczór okazał się sukcesem i nie mogłam być bardziej szczęśliwa. Rosalie zachowywała się na tyle, na ile umiała, Ben podtrzymywał rozmowę z Edwardem, podczas gdy reszta z nas była zajęta dyskusją na inny temat i wszyscy dogadywali się świetnie.
Szłam koło Edwarda, kiedy odprowadzaliśmy ich do frontowych drzwi dwadzieścia minut później, Alice zaraz za nami wciąż rozprawiając z Rosalie na temat czegoś, o czym nawet nie miałam siły już myśleć.
Uścisnęłam każdego po kolei, gdy już włożyli płaszcze, żegnając się i szykując do wyjścia.
I nie ważne jak bardzo uwielbiałam cała trójkę, walczyłam z zamykającymi się powiekami. Jedyne, co w tej chwili chciałam zrobić, to zawlec się na górę po schodach i do łóżka, żebym mogła zaznać, chociaż kilku godzin snu zanim zbudzi mnie alarm.
- W porządku, musimy się zbierać – oświadczył Ben, przerywając szybkie rozmowy rozbrzmiewające wkoło niego i tłumiąc ziewnięcie, gdy wyciągnął dłoń do Edwarda. - Miło było cię poznać, chłopie. Daj znać, jeśli będziesz czegoś potrzebował. Bella ma mój numer.
Uśmiechnęłam się, wpatrując się z radością, jak Edward mocno ściska jego dłoń, dziękując za ofertę pomocy.
- Och! Jeszcze coś, zanim sobie pójdziemy – Rosalie odwróciła się chwilkę przed tym, jak miała otworzyć drzwi i połysk w jej oku, kiedy spojrzała na Edwarda zmroził mi krew
w żyłach. - Jeśli ją skrzywdzisz, nie zawaham się przed powieszeniem twoich jąder za haczyk od wędki.
Gapiłam się na nią z rozszerzonymi oczyma i opadniętą szczęką. Nie byłam nawet w stanie nic powiedzieć – przepływający przeze mnie absolutny szok i niedowierzanie zdawał się mnie kompletnie sparaliżować.
Alice śmiała się histerycznie za naszymi plecami i byłam całkiem pewna, że słyszałem, jak uderza o podłogę. Angela i Ben wpatrywali się w nią mniej więcej tak samo jak ja i nie mogłam nawet spojrzeć na Edwarda.
Gdyby cokolwiek miało kiedyś zniszczyć nasz związek, to mogło być właśnie to. A jeśli tylko miałabym szansę, żeby przedłużyć poprzednią rozmowę, zrobiłabym to.
- Rosalie! - oburzyła się Angela, uderzając ją w ramię.
Rose ledwo niewinnie wzruszyła ramionami, jakby groźby w kierunku Edwarda to była pestka i nie robiły żadnej różnicy.
- To sprawiedliwe ostrzeżenie. Dzięki za kolację, Alice! - rzuciła uśmiech Edwardowi, który – kiedy w końcu na niego spojrzałam, stał w obiema rękami zasłaniającymi dolną część swojego ciała. - Dzięki za zaproszenie nas do siebie, Edwardzie.
I po chwili znalazła się na zewnątrz, pozostawiając naszą czwórkę w ciągłym szoku. Alice wciąż się śmiała, usiłując złapać oddech i wydając z siebie wysokie dźwięki przypominające szloch.
Nigdy w życiu nie spotkałam dwójki ludzi, których chciałabym zamordować tak bardzo, jak w tym momencie Alice i Rosalie.
- Brak mi słów – Angela w końcu przełamała ciszę, powoli kręcąc głową i gwałtownie mrugając.
- Nie martw się, stary – Ben zaśmiał się nerwowo, klepiąc napięte ramię Edwarda. - To samo powiedziała do mnie. W pewnym sensie. Prawie.
Edward zdołał wydusić z siebie niepewny uśmiech, zanim pokiwał głową i włożył ręce do kieszeni, nerwowo wpatrując się w drzwi, z pewnością w oczekiwaniu na jakiekolwiek znaki obecności Rosalie.
- Dziękujemy za zaproszenie. Naprawdę, miło było poznać was oboje – Angela posłała mu zmęczony uśmiech, sięgając, żeby uścisnąć jego ramię i spojrzała na Alice. - Porozmawiamy później, Bello.
- Dziękuję, że przyszliście! - wydusiłam z siebie, patrząc, jak w końcu znikają za drzwiami.
- Lubię ją! - wykrzyknęła Alice, kiedy zatrzasnęłam drzwi.
Odwróciłam się do niej, ze zwężonymi oczyma, kiedy patrzyłam jak podnosiła się z podłogi
i ocierała łzy z oczu, opierając się o ścianę za swoimi plecami i łapiąc za brzuch.
- Nie sądzisz, że będzie idealna dla Emmetta?
- Tak – wymamrotał Edward, szybko potakując. - Tak, cholernie sądzę, że tak.
- Naprawdę mi przykro – odparłam błyskawicznie, przygryzając dolną wargę, gdy odwróciłam się z powrotem do niego. Jego szalona siostra mogła zaczekać. - Nie sądziłam, że ona naprawdę... - bezradnie wyrzuciła ręce w powietrze. - Przepraszam.
Pokręcił powoli głową, wyciągając ręce i przyciągając mnie do siebie, ciasno mnie obejmując i zanurzając twarz w moich włosach.
- Po prostu się o ciebie martwi – odetchnął. - Ale proszę, nigdy przenigdy nie pozwól jej przebywać blisko mnie z czymkolwiek choćby odrobinę przypominającym haczyk wędkarski.
- Obiecuję – wymamrotałam, owijając ramiona wokół jego pasa.
- W porządku wy dwoje – powiedziała Alice, w końcu uspokajając się na tyle, żeby stanąć prosto. - Wszyscy musimy jutro wcześnie wstać, więc wynocha z mojego pokoju.
- Z przyjemnością – odparł Edward, trzymając jedną rękę wokół moich ramion, kiedy pociągnął mnie po schodach.
- Dziękuję Alice – powiedziałam cicho, uśmiechając się, gdy się na chwilę zatrzymałam. - Wszystko poszło całkiem dobrze.
Narobiła sobie dużo kłopotów, żeby przygotować kolację dla ludzi, których nawet nie znała
i nie miałam prawa się na nią gniewać, nie ważne jak bardzo popierała denerwujące komentarze Rosalie.
Była jego siostrą. To normalne, że takie zawstydzające momenty ją śmieszyły.
Uśmiechnęła się promiennie, szybko obejmując mnie ramionami, ściskając i głośno całując mnie w policzek, zanim się odsunęła.
- Cała przyjemność po mojej stronie, Bello. Zobaczymy się rano.
Pokiwałam głową i pozwoliłam Edwardowi poprowadzić się na górę, opierając się o niego, gdy weszliśmy do sypialni.
- I dziękuję tobie – dodałam delikatnie, obracając się, żeby stanąć naprzeciwko niego, zanim za bardzo by się oddalił.
- Za co? - spytał równie cicho, kładąc dłonie na obu stronach mojej talii i lekko pocierając kciukiem mój brzuch.
- Za to, że dałeś im szansę i zaprosiłeś do siebie. To naprawdę wiele dla mnie znaczy.
Uśmiechnął się i pochylił, lekko dotykając moich warg swoimi, gdy pokiwał głową.
- Wszystko dla ciebie Bello.
Moje serce podskoczyło i nie mogłam zrobić nic innego jak tylko się do niego uśmiechnąć.
- Nie było tak źle, prawda? - spytałam, wyciągając dłoń i wplatając palce w jego włosy.
- Mogło być o wiele gorzej. Polubiłem ich – odparł potakując i wykrzywiając usta na jedną stronę. - Chociaż nieco obawiam się Rosalie.
Roześmiałam się stając na palcach, żeby pocałować go jeszcze raz.
- Nie dopuszczę jej blisko ciebie bez innych świadków.
- To wszystko, o co proszę.
Zaśmiałam się jeszcze raz, a on posłał mi uśmiech.
- Powinniśmy się trochę przespać – odrzekł delikatnie, pochylając się, żeby pocałować mnie w czoło. - Czeka nas długi ranek.
Zgodziłam się i wyswobodziłam z jego ramion, biorąc do ręki koszulkę, która od pewnego czasu była już moja. Na pewno nie miałam zamiaru mu jej oddawać i wiedziałam, że zdawał już sobie z tego sprawę.
Tak, czeka nas długi poranek – Alice nie wydawała się należeć do typu ludzi, którzy szybko się żegnają, ale dopóki wiedziałam, że pod koniec dnia wróci do domu, było to coś, z czym na pewno warto było się uporać. |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Taka_Ja
Człowiek
Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 87 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 22:25, 12 Sie 2010 |
|
Stay. Tęskniłam za tym tytułem. Bardzo.
Zrobiło mi się ciepło na sercu, naładowałam się pozytywną energią. Jak zwykle.
O, tak. Naprawdę za tym tęskniłam...
Nareszcie spotkanie z przyjaciółmi Belli. To było potrzebne zarówno jej, jak i Edwardowi. Widać, że ten był bardzo spięty, bardzo chciał, by go zaakceptowano. Dobrze, że się dogadali, znaleźli wspólny język i zrobili pierwszy krok. Tak czy inaczej to ważne, jeśli Edward naprawdę chce być obecny w życiu Bells.
W obojgu rodzi się piękne uczucie ze sporym potencjałem na szczęśliwy związek.
Losy Rosalie już zaczynają splatać się z Emmettem. To byłoby korzystne i dla niej samej i dla wszystkich z otoczenia.
Alice jest rozbrajająca i w trakcie swojej wizyty nadała tym kilku dniom smaczku i koloru.
Jestem ogromnie ciekawa, jak to wszystko dalej się potoczy. Trzymam kciuki za tę parę, która w tym opowiadaniu przynosi tak wiele ciepła i dobrej energii
Dziękuję tłumaczkom za świetną robotę, wspaniały przekład. Za każdy uśmiech i pokłady optymizmu podczas czytania tego tłumaczenia
Czekam niecierpliwie na kolejne rozdziały |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
zawasia
Dobry wampir
Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D
|
Wysłany:
Czw 22:44, 12 Sie 2010 |
|
tyle czekania, naprawdę dałaś nam dlugo wolnego
ale jest teraz i nawet nie wyobrażasz sobie jakie to piękne uczucie i mile zobaczyc nowy rozdział po tak długim czasie...
dziękuje, dziękuję, dziękuję
rozdzial długi więc tym bardziej się cieszę... co do treści jak zawsze świetnie
ale w tym rozdziale chyba Rose była najlepsza, jej pewnośc siebie, "sila", oraz poczucie humoru genialne
cieszę się, że wszyscy się polubili i mam nadzieję, że takie mile chwilę będą się częściej pojawiac
do następnego
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Ewelina
Dobry wampir
Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 58 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P
|
Wysłany:
Czw 22:56, 12 Sie 2010 |
|
O Boże, Stay!!!!!! Kocham, ubóstwiam, pragnę, myślę, szaleję za tym opowiadaniem. Dziewczyny, sprawiłyście mi ogromną radość, wstawiając dzisiaj kolejny rozdział. Bałam się, że nie dane mi będzie przez długi czas poczytać o aktorze Edwardzie, tym bardziej więc byłam zaskoczona informacją, że pojawił się chapik. Jesteście cudne i wspaniałe i przysięgam, będę Was wychwalać pod niebiosa za to że: a) znalazłyście to tłumaczenie, b) wróciłyście do niego po tak długiej przerwie. Nie mam zamiaru wypisywać błędów, bo one dzisiaj nie są ważne - liczy się przede wszystkim to, iż Stay wróciło! A co do samego rozdziału to... za dużo Alice, za dużo przyjaciół Belli, za mało sytuacji na linii Bella-Edward. Oczywiście czap wyszedł niezwykle sympatycznie, sama kolacja została piękne opisana, a najbardziej rozśmieszały mnie momenty, kiedy to rodzeństwo Cullen zaczęło kłótnie o trywialne rzeczy.
Macie we mnie wierną fankę i pewnie w którymś momencie będziecie miały mnie dosyć i moich rozgorączkowanych i chaotycznych komentarzy, ale kocham to opowiadanie za urok, który posiada, a także za magię uczucia w nim zawartego.
Dziękuje po stokroć i czekam na kolejny! |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|