|
Autor |
Wiadomość |
Susan
Administrator
Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 732 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 19:44, 29 Cze 2010 |
|
mTwilku - dziękuję, dziękuję, dziękuję! Tak bardzo czekałam na nowy rozdział The Doll House, że jak wczoraj poprosiłaś mnie o przeniesienie go do KP, to podskoczyłam ze szczęścia na krześle. Cieszę się, że znów mogę poczytać moje ulubione zagraniczne opowiadanie.
Brakowało mi tego opowiadania i jego klimatu.
Alice i rozmowa o Jasperze. Z jednej strony nie dziwię się jej, że chciała się go posłuchać, ale z drugiej strony rozumiem Bellę, która chciała pomóc chłopakom. Martwiła się o nich.
Na szczęście nic się im nie stało. Urocze było, jak Edward oglądał Bells, sprawdzając, czy wszystko z nią ok. A ten jego siniak i to, że Jake go walnął
Wzajemne opatrywanie ran Edwarda i Belli - fajne. Choć jeszcze lepsze było to, że Cullen w końcu powiedział jej coś o sobie. Za dużo było tych tajemnic. Dobrze, że wreszcie trochę się to rozjaśniło. A fragment o tym, jak Alice dołączyła do rodziny - słodkie.
Widzę, że w kolejnym rozdziale czeka nas duże nerwów. Przynajmniej tak mi się wydaje. Chcą wykończyć tamtych. Edwardowi nie podoba się to, że Alice i Bella też będą w tym uczestniczyć, ale chyba nie miał zbyt dużo do gadania.
Ten fragment mnie rozbawił:
Cytat: |
Charlie upewnił się, że umiem strzelać, zanim poszłam na pierwszą randkę. |
Końcówka z tymi wyznaniami, co każde zrobi, jeśli przeżyje oraz scenka z Bellą i Edwardem oraz zapraszaniem na obiad, wprowadziły trochę optymizmu. To było takie zwyczajne. Sprawiające, że na chwilę zapomnieliśmy o tym, co się dzieje.
Ale wiem, że teraz zacznie się najgorsze.
Jeszcze raz dziękuję, że wróciłaś do tłumaczenia :* Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Bardzo mi się podobało. Czytało się bardzo dobrze.
Buziaki! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
seska
Dobry wampir
Dołączył: 19 Mar 2009
Posty: 864 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 20:13, 29 Cze 2010 |
|
Co ja mogę powiedzieć?
Bardzo się cieszę, że kontynuowane jest tłumaczenie. Z przyjemnością będę śledzić następne rozdziały.
Znam już treść tego FF, bo przeczytałam kawałek czasu temu całość, ale że Domek jest jednym z lepszych opowiadań, na pewno będę tu zaglądać
Tylko chciałabym prosić o jedno... częściej wstawiane rozdziały... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aja
Wilkołak
Dołączył: 06 Lip 2009
Posty: 231 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z brzucha. . . mamusi(;
|
Wysłany:
Wto 21:08, 29 Cze 2010 |
|
Bardzo stęskniłam się z tym ff(: i cieszę się bardzo że wstawiłaś nowy chap.
Zgadzam się z Uskrzydloną, że tytuł rozdziału idealnie odzwierciedla nastrój, bo rozdział był taki miły. Bardzo podobała mi się konfrontacja Edwarda z Jacobem(:
Jestem bardzo ciekawa następnych rozdziałów, jak to się wszystko poukłada...
Życzę Ci duuużo czasu, chęci, motywacji i weny w tłumaczeniu aby następne rozdziały pojawiały się częściej. A za całą dotychczasową Twoją prace i czas bardzo bardzo bardzo dziękuję.
Pozdrawiam Aja(: |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
mTwil
Zły wampir
Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 345 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 80 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: O-ka
|
Wysłany:
Wto 23:16, 29 Cze 2010 |
|
Dziękuję wam serdecznie za komentarze. Nawet nie wiecie, jak miło mi się zrobiło, kiedy weszłam tu i zobaczyłam aż tyle nowych. Liczę się oczywiście z tym, że moje opóźnienia nie wpływają pozytywnie na czytelników i wobec tego jestem wam tym bardziej wdzięczna.
Postaram się robić co w mojej, żeby szybciej się z tym uporać, ale widzę, że niestety wakacje niczego mi nie ułatwiają, bo właśnie teraz częściej bywam tu z doskoku i nie mam kiedy przysiąść i poważnie się za coś zabrać.
Co do wątpliwości - wszystko się wyjaśni. Już niebawem.
Dziękuję i przepraszam. Króciutko, bo padam.
mTwil |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez mTwil dnia Wto 23:17, 29 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
wela
Zły wampir
Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 452 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 37 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Broadway
|
Wysłany:
Czw 2:10, 01 Lip 2010 |
|
Przeczytałam, ale jazda, co?
Nie lubię zbyt rozczulać się nad tłumaczeniami, bo co mi z tego, że zacznę doradzać, podsuwać pomysły albo po prostu krytykować, skoro i tak to nie zależy od Ciebie? To tak jak odpowiadać za czyny starszej bądź młodszej siostry przed jakimś strasznym sądem, który nie bierze pod uwagę żadnych wymówek. Mimo wszystko postaram się trochę, bo to mTwilek, który - chociaż nie miał zbyt dużego pola do popisu - zawsze komentował teksty ze mną związane.
Najpierw podejdę do tematu ogólnie - czy mi się podobało, czy wrócę, czy warto jest czytać ten tekst. Nie jest może on najwyższych lotów, ale jestem pewna, że gdyby dostał się w ręce jakiejś niedoświadczonej (może i jakoś szczególnie doświadczona w tłumaczeniu nie jesteś, ale nie jest to twoje pierwsze opowiadanie i zdecydowanie niesiesz już jakiś bagaż ze sobą) i niedouczonej użytkowniczki, która po prostu chce się dowartościować własnym tematem i beznadziejnymi komentarzami. Wyciągasz z tego opowiadania to, co najlepsze, tak sądzę. To moje zdanie i możliwe, że nie jest poparte mocnymi argumentami, bo opiera się na spostrzegawczej naturze i literackiej intuicji, ale moje zdanie i go nie zmienię, taka będę.
Nie lubię w tłumaczeniach czepiać się szczegółów, którego tłumacz nie jest w stanie zmienić, ale muszę, ponieważ nie mogę tej kwestii przemilczeć. Możliwe, że została już przez innego użytkownika podjęta, ale nie czytałam komentarzy, więc nie krzyczeć tylko słuchać.
Powracam do wcześniejszych rozdziałów - dokładnie do tego, w którym Angela, Ben, ktoś tam, kto był ranny (przykro mi, ale nie pamiętam, czytałam to w rozstępie czasowym dosyć długim) i ktoś tam jeszcze udali się jakimś tam samochodzikiem, żeby sprowadzić pomoc. Okazało się, że nikt im nie uwierzył i jakiś tam urzędas zlecił przysłanie kogoś z nadleśnictwa. No dobrze, tylko droga autorko KambrioRain - jeżeli moja arogancja jest na tyle wysoka, by źle napisać nick autorki, to obecnie palę się na stosie - zapomniałaś o drobnym, naprawdę maluteńkim szczególe. W zagrożonych była Bella Swan. Jak mniemam Bella Swan, ta Swan. Córka szeryfa. Czy gdyby wczasowicze, którzy uciekli, postanowili poszperać i naprawdę sprowadzić pomoc, nie udaliby się do ojca Belli i nie opowiedzieli mu o wszystkim? Przykro mi, droga KambrioRain, ale to poważny błąd, bo jestem pewna, że Charlie sprowadziłby pomoc i historia potoczyłaby zupełnie inaczej. Przecież szeryf ma duży zasięg działania. Nawet jeżeli - zasłużmy - tropiciele mają jakieś tam znajomości w policji i nie tylko, przez co kolejne morderstwa są po prostu jedynie retuszowane, to i tak Charlie Swan zacząłby działać na własną rękę, a wtedy na pewno Bella nie przespałaby się z Edwardem. To mnie bardzo gryzie i musiałam się tym szczególikiem podzielić.
A teraz przejdę do milszych rzeczy, mianowicie akcji. Te opowiadanie odpręża, czasem nawet potrafię się uśmiechnąć czy zaśmiać przy lekturze tego tekstu, przeważają dialogi, co zdecydowanie idzie lekkości, płynności i jasności na plus, ale strach... Czy pojawia się strach? Może nie strach, ale ciekawość, co będzie dalej, jest we mnie cały czas. Uważam, że bardziej to jest gatunek akcji niż horroru.
Ta scena, kiedy Bella i Edward się przekomarzali, a on wyszczerzył się do niej w uśmiechu była okropna i miałam ochotę zwymiotować. Jak z taniej komedii.
editZapomniałam wspomnieć jeszcze o pewnej rzeczy, która działa na plus tego opowiadania. Jak wszyscy wiemy, fick powstał jeszcze w epoce antykanon bądź niekanon, ewentualnie precz kanon. Mam na myśli to, że panowała moda na wszelakie Badwardy, schodzenie z tematu i najlepiej to jeszcze niech opowiadanie w ogóle nie ma nic, zupełnie nic wspólnego ze Zmierzchem. No żeby tylko wpasowywało się w ramki, uzupełniało się odpowiednio imiona bohaterów i było okej. Mimo wszystko te opowiadanie jest inne - jest w nim wiele nawiązań do kanonu. Rose, która zostaje zgwałcona. Emmett, którego Rose ratuje. Mięta, którą czują do siebie poszczególne pary - to może jest normalnością, ale w przypadku Alice i Jaspera już widać sytuację z Przed Świtem, zamieniają się jedynie rolami. Jasper ufał Alice, wiedział, że tak jak ona postanowi, będzie dobrze. Tutaj mamy odwrotną sytuację - Alice bezgranicznie ufa Jasperowi. Jest też Edward, który walczy, a raczej walczył w marynarce wojennej (jakoś tak), pamiętamy przecież, że za czasów swojego życia niemartwego też był w wojsku. Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność, jednak wystaczy, bo na pewno każdy zrozumiałby, co mam na myśli.konieceditu
Jako tłumacz jestem pewna, że sprawiasz się nieźle. I ogólnie uważam, że opowiadanie jest warte uwagi, ponieważ trzyma w napięciu i po przeczytaniu zastanawia się, co będzie dalej. Nie przechodzą go żadne wyrzuty sumienia albo jakieś refleksje na temat życia czy, o losie garbaty, śmierci. Po prostu zastanawia się, co wydarzy się dalej. Tak więc czekam, przyjdę skomentować i wtedy bardziej skupię się na treści.
A ty ćwicz warsztat, ponieważ chcę zobaczyć cię w czymś własnym. Jak najszybciej.
Powodzonka i szczęścia.
Welość :) |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez wela dnia Czw 2:27, 01 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Dzwoneczek
Moderator
Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 231 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Sob 15:25, 03 Lip 2010 |
|
Cóż mogę ci powiedzieć, twilku? Wykonałaś, jak zawsze zresztą, kawał dobrej roboty. Ciągle nie wiem, co myśleć o tym opowiadaniu. Jak sama kiedyś zauważyłaś - brakuje tu opisów, są niemal same dialogi. I... nieco dziwny jest ten rozdział. Niewiele się w nim dzieje, może oprócz... końcówki, gdy rodzi się jakaś subtelna więź między Bellą i Edwardem.
Ten Jasper-pustelnik jakoś mnie nie przekonuje. Trochę to naiwne i dziwne, że w środku lasu jakiś facet wybudował sobie dom... I ta "błyskawiczna" miłość jego i Alice...
Cytat: |
Nieco zawstydziło mnie odkrycie faktu, że jej pokój znajdował się zaraz obok mojego. |
A to czemu? Nie rozumiem...
Co do tłumaczenia - to tak, jak napisałam powyżej, choć mam parę uwag. Oczywiście, zrób z nimi, co uważasz.
Cytat: |
Jeśli się stąd nie wydostaniemy, a im coś się stanie, nie wybaczę sobie tego. |
Taka wątpliwość co do logiki - chyba raczej "nie wyjdziemy". No bo z wydostaniem się z tego domu, żeby pomóc reszcie chyba raczej nie miały kłopotów...
Cytat: |
- Bella, nie jestem idiotką. |
Cytat: |
- Bella, byłam w gorszym stanie, niż to sobie wyobrażasz – Alice wyznała. |
Warto używać, gdy można, formy wołacza, która brzmi bardziej po polsku czyli - lepiej "Bello" niż "Bella".
Powtórzonko:
Cytat: |
Jasper będzie zbyt zajęty mną, żeby martwić się o samego siebie. Ciągle będą martwić się o ciebie. |
Cytat: |
Szybko strząchnęłam jego ręce. |
Twilku, no co ty? "Strząchnęłam"? Strasznie to żargonowe... "Strząsnełam" by wystarczyło...
Cytat: |
– Chciała się zemścić na Edwardzie i zabić Bellę. Zamiast niej zadowoliła się mną, ale wtedy Bells zeszła na dół. – wyjaśniała wszystko, co zaszło pomiędzy mną a Victorią, kiedy myślałam, że była nieprzytomna. |
Albo usuń kropeczkę po "na dół", albo "wyjaśniała" dużą literką.
Cytat: |
- On uratował ci życie – przypomniałam mu.
- Po pierwsze zrobił to, żeby ocalić twoje życie – powiedział Jake |
Wystarczyłoby: "Po pierwsze - zrobił to, żeby ocalić twoje - powiedział Jake." I dałabym tam myślnik...
Cytat: |
- Zacznę się bawić. Za dużo straciłam już na czytanie o życiu, zamiast na jego przeżywanie. |
Przydałoby się słowo "czas", bez niego dość niezgrabnie brzmi ta konstrukcja... czyli: "Za dużo czasu już straciłam na czytanie o życiu, zamiast je po prostu przeżywać." - Tę drugą część zdania zmieniłabym na coś takiego, bo u ciebie wychodzi na to, że przeżywać życie to strata czasu. Gdybyś użyła słowa "poświęcić" zamiast "stracić" to co innego.
No cóż... czekam, aż zacznie się coś dziać. Bo te rozdziały, gdzie nic się nie dzieje są po prostu... nijakie. Gdy nie ma napięcia ani jakiejś akcji wywołującej emocje, ani opisów, to te dialogi są w zasadzie... "o niczym". Rozdział o "sprawach organizacyjnych", powiedziałabym.
Pozdrawiam serdecznie,
Dzwoneczek |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Sob 15:29, 03 Lip 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
mTwil
Zły wampir
Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 345 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 80 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: O-ka
|
Wysłany:
Czw 16:16, 18 Lis 2010 |
|
Wyszłam z wprawy.
___________________________________________________________
rozdział nie był betowany
Rozdział 12
Witajcie w Domku dla Lalek
Przedzieraliśmy się przez las, uważając na każdy kolejny krok, zupełnie jak jacyś pieprzeni wojownicy. Gdyby nie słodziutka, malutka Alice i posiniaczona ja moglibyśmy sprawiać wrażenie całkiem groźnych. W końcu jednak udało nam się pokonać Victorię, więc nie byłyśmy aż tak nieużyteczne. Czułam też, że było coś, co Alice jeszcze przede mną ukrywała.
Na tę chwilę nie wierzyłam, że moje serce mogłoby kiedykolwiek spowolnić swój rytm. Co jakiś czas Edward dźgał mnie w krzyż, naprowadzając na właściwą drogę. Myślę, że wiedział, jak kurewsko byłam przerażona. Gdyby jednak przestał mnie dotykać, byłoby możliwe, że rzuciłabym się na niego w najbardziej nieodpowiednim momencie.
- Jak masz zamiar dostać się do Emmetta i Rose bez narażania się na postrzał? – Jacob zapytał cicho. – Pamiętaj, powiedział, że ustrzeli wszystko, co przekroczy próg drzwi. Nie byłoby zbyt ciekawie przetrwać to wszystko tylko po to, żeby na koniec dostać kulkę od leśniczego.
- Wyślemy cię tam pierwszego – powiedziałam kąśliwie.
- To bolało, Bello – odpowiedział, przykładając dłoń do serca.
Edward, podirytowany, westchnął.
- Wy dwoje nigdy nie poradzilibyście sobie w marynarce.
Miał stuprocentową rację. Gdyby tylko jakiś instruktor musztry wydarł mi się w twarz, pewnie bym się rozpłakała. Jacob za to mógłby być królem wśród mięśniaków. Ale i tak nie zapowiadało się na to, żeby kiedykolwiek miał zamknąć swoją jadaczkę.
Alice i Jasper nie odzywali się. Wiedziałam, że dziewczyna się denerwuje. Nie minęło dużo czasu, odkąd ostatnio uciekała przed tropicielami. Teraz sama ich szukała. Zdecydowanie musiało pomagać jej to, że była teraz z Jasperem.
To, co udało mi się o nim dowiedzieć, było dość ciekawe. Po tym, kiedy zaczął zadawać się z nieodpowiednim towarzystwem, bogaci rodzice zdecydowali się wysłać go do dziadka Jacka, weterana II wojny światowej. Ci dwaj tak się ze sobą zżyli, że gdy staruszek odszedł, Jazz nie chciał wrócić do rodziców. Z jednej strony podziwiałam go, ale z drugiej było mi też trochę przykro. Może kiedy to wszystko się skończy, wszyscy spotkamy się u niego.
Cholera. Uprawiałam seks w domu dziadka Jaspera.
- Jesteśmy śledzeni. – Jazz powiedział to tak spokojnie, jakby zdawał relację na temat pogody. – To tylko jeden z nich. Nie ujawni się, póki będziemy się trzymać razem.
- W takim razie rozdzielmy się – wtrącił cicho Edward. Całkowicie mu, ku***, odjebało. - Nie jesteśmy daleko od domku. Bardziej prawdopodobne, że zaatakuje, kiedy dojdzie do spotkania w pojedynkę, więc ty i Alice pójdziecie w jedną stronę, a Jake i Bella w drugą. Wszyscy razem spotkamy się w tym miejscu.
- Jak masz zamiar się rozdzielić, żeby nie wyglądało to podejrzanie? – zapytała Alice.
Jacob chwycił mnie za ramię.
- Muszę się odlać. Bella, chodź ze mną, proszę – powiedział głośno.
- Nie pójdę robić z tobą robić siku – odpowiedziałam, chcąc brzmieć na zaskoczoną.
- Sam na pewno nigdzie nie pójdę, a nie wierzę tym dwóm kolesiom, że nie będą podglądać – sprzeczał się.
Przez chwilę sądziłam, że Edward go zastrzeli, ale Alice ciągnęła dalej:
- Ja też muszę iść. Możemy zrobić sobie przerwę? – zapytała słodkim, cholernie przekonującym głosikiem.
Edward westchnął.
- W porządku. Zostanę tu i będę obserwował. Tylko się pospieszcie, okej? – Chwycił mnie za rękę, zanim zdążyłam odejść. – Wracaj szybko.
Nic mu się nie stanie, powtarzałam sobie, kiedy oddalaliśmy się z Jacobem. Chciałam poczuć się jak Alice, tak żeby móc wierzyć, że wszystko będzie dobrze, ale nie potrafiłam. Zamiast tego zaczął przepełniać mnie strach, zwiastujący, że stanie się coś złego.
- Jake. – Zatrzymałam się – musimy zawrócić. Co jeśli coś mu się stanie?
- Bells, ten facet to maszyna – powiedział. – Jeśli ktoś z nas ma się wydostać z tego gówna, będzie to on.
Odwróciłam się do tyłu, żeby spojrzeć za sobie.
- Cholera – Jacob krzyknął. Gdy spojrzałam na niego, zobaczyłam tkwiącą w jego nodze strzałę. Wyciągnął ją, kiedy ja w szaleństwie próbowałam namierzyć, skąd nadszedł strzał. – Bello, uciekaj!
- Chodź. – Jedną ręką złapałam go za ramię, a drugą chwyciłam moją broń.
Próbował biec razem ze mną, ale z każdym krokiem coraz bardziej słabł.
- Idź. – Jego nogi odmówiły posłuszeństwa, sprawiając, że upadł na ziemię.
Nie było mowy, żebym zostawiła go samego. On w podobnej sytuacji nigdy by tego nie zrobił.
- Jacob, kiedy się obudzisz, mam zamiar skopać ci tyłek, za to, że dałeś się trafić strzałą z pieprzonym środkiem nasennym.
- Proszę, idź – błagał. Kiedy nie drgnęłam, rozwścieczył się. – Wynoś się stąd, do kurwy nędzy!
- Zamknij się! – uciszyłam go. – Muszę słyszeć, kiedy ktoś będzie się zbliżał.
Nagle rozległ się dźwięk kroków. Ktoś zbliżał się do nas, ale nadchodził ze złej strony. To nie mógł być Edward, Jasper czy Alice. Trzęsły mi się ręce, kiedy podniosłam broń. – Proszę, bądź tropicielem – modliłam się w duchu. Nie było czasu na zadawanie pytań, więc tak szybko, jak mogłam, oddałam strzał.
W tym samym momencie zapanowała cisza. Byłam pewna, że nie spudłowałam. Niestety oni też nie. Natychmiast wyciągnęłam strzałę z mojego ramienia, ale Jacob postąpił dokładnie tak samo. Teraz leżał za mną prawie nieprzytomny. Nie wiedziałam, jak długo miało to potrwać, ale nie dzieliło mnie już dużo od tego, żeby do niego dołączyć.
- Zdejmij tłumik – wyszeptał Jake.
Dlaczego nie pomyślałam o tym wcześniej? Szybko zrobiłam, co polecił i oddałam kilka strzałów w powietrze. Teraz musieli nas znaleźć. Miałam tylko nadzieję, że Edward zjawi się pierwszy. Trzymałam się najdłużej, jak tylko mogłam, ale wkrótce wszystko stało się czarne.
Nie wiedziałam, na jak długo odpłynęłam ani gdzie, do cholery, się teraz znajdowałam. Leżałam na czymś miękkim i czułam przyjemny chłód przy moim czole.
- Nie waż się jej, ku***, dotykać!
- Jake – zachrypiałam. Wciąż był ze mną.
- Otwórz oczy, Isabello. – Głos sprawił, że moje serce się uspokoiło. Był zwodniczo kojący, ale też kompletnie mi nieznajomy. Zmusiłam się do podniesienia powiek. Uśmiechał się do mnie starszy mężczyzna.
- Dzień dobry, moja droga. Witaj w Domku dla Lalek. – Z oddali dochodziły mnie krzyki Jake’a. Chciałam się rozpłakać, ale nieznajomy mnie powstrzymał. – Jacob, jeśli nie nauczysz się panować nad sobą, wiedz, że wyciągnę z tego konsekwencje. Obaj nie chcielibyśmy patrzeć na to, jak coś złego dzieje się Isabelli tylko dlatego, że nie potrafisz się zachować.
Jacob był przywiązany do krzesła w drugiej części pokoju, wpatrując się w mężczyznę, ale tym razem już nie krzycząc.
- Kim jesteś? – zapytałam trzęsącym się głosem.
Facet był zajęty związywaniem mi rąk za plecami. Znajdowaliśmy się w pomieszczeniu, które mogło przypominać ciemnię.
- Przepraszam. Gdzie moje maniery? – Obrócił się, by stanąć przede mną. – Mam na imię Aro. Miło cię poznać, Isabello. Straciłem przez ciebie sporo moich tropicieli. – Wydawał się bardziej tym rozbawiony niż przejęty.
- Dlaczego to robisz? – Szczerze, dalej nie byłam pewna, co w ogóle robił.
- Wszyscy zawsze pytają o to samo. – Zachichotał. Wziął mnie pod ramię, pomagając podnieść się z małego tapczanu i stanąć na nogi. – Nie wierzę już w przyjazne nastawienie twojego przyjaciela, więc pozwól, że tę wycieczkę odbędziemy tylko we dwoje.
- Proszę, pozwól mu iść. Nie będzie sprawiał kłopotów – błagałam. Nie chciałam się z nim rozstawać.
Aro potrząsnął głową.
- Przykro mi, kochanie. Wkrótce znowu się zobaczycie. Chcę, żebyście oboje poznali moją rodzinę. Zatrzymał się przed drzwiami i chwycił jedwabny szal. – Nie bój się. To dla twojego dobra. Mój brat szybko się irytuje. Na twoim miejscu nie mówiłbym nic, czego mógłbym potem żałować. – Umiejscowił materiał w moich ustach i przewiązał go przez głowę, kneblując mnie, zanim opuściliśmy pomieszczenie.
Czułam się, jakbym znajdowała się w muzeum. Na ścianach korytarza wisiały obrazy, każdy oświetlony osobną lampą. – Niestety nie możemy trzymać naszych lalek w nieskończoność. Portrety sprawiają, że pozostają wieczne. Mogę opowiedzieć ci historię każdego z nich – Aro powiedział dumnie. Jak dla mnie szliśmy zbyt szybko, żebym mogła się im wszystkim przyjrzeć. – Na tym piętrze znajduje się nasza główna kolekcja. Niektóre z egzemplarzy mogą być ci nawet znajome. Trzeba jednak przyznać, że lubimy ozdoby, więc części z nich pewnie nie rozpoznasz. – Zatrzymał się przed parą pięknych, rzeźbionych drzwi. – Chciałabyś zobaczyć?
Potrząsnęłam głową. Nie wiedziałam, co znajduje się w pokoju i wcale nie chciałam tego zmieniać. Aro jednak miał inny plan. – Oczywiście, że tak. – Zachichotał, otwierając drzwi i popychając mnie na tyle mocno, abym weszła do środka. – Co o tym myślisz?
Pokój wypełniony był wielkimi pudłami. W każdym z nich znajdowała się ludzkiego rozmiaru lalka.
- Do wyboru akcesoriów wykorzystuję moją wiedzę o każdym z egzemplarzy. – Nie mogłam słuchać, jak nazywał ich egzemplarzami, kiedy każdy był ludzkim istnieniem. – To jeden z moich ulubionych – powiedział, wskazując na piękność z jasnobrązowymi włosami i porcelanową cerą.
- Była z grupy przed tobą – wyjaśnił. To musiało oznaczać, że przybyła razem z Alice.
- Ach. – Uśmiechnął się, przeprowadzając mnie przez pokój, - Ten może ci się spodobać. Powiedz, Isabello, czy nie mam racji? – Po moim policzku pociekła łza. Wpatrywały się we mnie pozbawione życia oczy Jessiki Stanley. Jej loki były spięte spinką, która pasowała do stroju cheerleaderki, w jaki była ubrana. – Mieliśmy dużo roboty ze skórą. Victorię trochę poniosło przy jej szyi, ale szczęśliwie sobie z tym poradziliśmy.
Chwycił moje ramię i poprowadził do następnego pudła.
- Ten egzemplarze doskonale do siebie pasują. Wręcz nie mogą się bez siebie obejść. Na szczęście jego rany dało się łatwo ukryć pod ubraniem. – Mike Newton był ubrany w oryginalny piłkarski strój. W jakiś sposób udało się im ustawić go tak, że wydawało się, jakby miał zamiar rzucić piłką.
Zamknęłam oczy. Nie mogłam dłużej na to patrzeć.
- Tak, tak, Isabello. – Mężczyzna bawił się moimi włosami. Odsunęłam się od niego. – Nie musisz się z ich powodu smucić. Każde zostało zamrożone na czas. Zawsze będą piękni i młodzi. To byłoby marnotrawstwo, gdyby dorośli i się zestarzeli. – Nie wydawało się, żeby miał problem z tym, że sam nie jest najmłodszy.
- Niestety nie będziesz już chyba w stanie rozpoznać reszty z nich. Mamy jeszcze kilka prawdopodobnie znajomych ci egzemplarzy na górze, ale na nie przyjdzie pora później – powiedział. – Jacob czeka już w jadalni. Poznacie moją rodzinę.
Zanim ruszyliśmy, zatrzymał się, żeby osuszyć moje powieki.
- Lepiej nie płacz. Moja córka lubi łzy. – Nie wiem, co to, do cholery, mogło oznaczać, ale zdecydowanie było to coś w rodzaju ostrzeżenia.
Kiedy zobaczyłam Jacoba, od razu poczułam ulgę. Aro obiecał mi, że spotkam go ponownie, ale ten facet był psychiczny. Nie wierzyłam w ani jedno jego słowo. Jake wydawał się być nietknięty poza tym, że jego włosy zostały ścięte, a brud zniknął ze skóry. Również był zakneblowany. Z tego jednak się cieszyłam, bo wiedziałam, że w innym wypadku nie byłby w stanie wysiedzieć cicho. Nie chciałam, żeby coś mu z tego powodu groziło.
Po obu jego stronach stało dwóch potężnych mężczyzn. Żaden z nich nie dorównywał Jake’owi, ale i tak sprawiali wrażenie przerażających.
Aro podprowadził mnie do nich.
- Isabello, Jacobie, pozwólcie, że przedstawię wam moich ochroniarzy, Demetri i Felix. – Zostawił mnie i usiadł przy stole.
Dostrzegłam jeszcze dwóch innych mężczyzn i trójkę młodych ludzi stojących za nimi, dwoje dziewcząt i jednego chłopca. Wydawali się być w moim wieku, może trochę młodsi.
Aro wskazał na osobnika siedzącego obok niego. – To mój brat, Marek. Od niego zależy, kto dostanie którą lalkę. Doskonale wie, co lubi każdy z nas. – Marek nie odzywał się, skinął jedynie głową na powitanie.
- Mój brat, Kajusz – powiedział, przedstawiając kolejnego z nieznajomych. – Woli sztukę abstrakcyjną. Zajmował się waszymi przyjaciółmi, Royce’em i Tylerem. Na szczęście dla Tylera, nie był w stanie się do niego zbliżyć – dodał. Obaj mężczyźni zaśmiali się. Chore sukinsyny.
- Z tyłu widzicie moje dzieci – powiedział czule. – Są perfekcyjnymi laleczkami. Sam je stworzyłem.
- Jane. – Najmniejsza dziewczynka zrobiła krok naprzód. Wystarczyło, że tylko na nią spojrzałam, a wiedziałam, że to właśnie o niej mówił Aro. – Które lalki są twoje, kochanie?
- Mam Carmen, Kate i Tanyę, tato – powiedziała z podłym uśmieszkiem.
Aro prawie pękał z dumy.
- Alec. – Chłopiec wystąpił naprzód. – On woli mniej chętne do współpracy egzemplarze. Jest bardzo pomysłowy, o czym się jeszcze przekonacie. To ważne, żebyście wiedzieli, co może was spotkać, kiedy nie będziecie się zachowywać, jak należy. – Przeszył mnie dreszcz, kiedy widziałam, jak ta dwójka na nas patrzy.
- I moja druga córka – Renesmee. – Ostatnia dziewczynka dołączyła do rodzeństwa. – Nieco niechętnie podchodziła do naszej kolekcji, ale ostatecznie zdecydowała się na Jacoba. – Nie. Poczułam napływające do oczu łzy, ale wiedziałam, że nie mogę płakać, stojąc naprzeciw Jane.
- Muszę przyznać, że wasza grupa była najbardziej kłopotliwa ze wszystkich dotychczas – powiedział Aro. – Victoria wciąż jeszcze nie wróciła. Wiecie coś na ten temat? – Jak wyobrażał sobie, że mamy odpowiedzieć z kneblami w ustach? Zaśmiał się ponownie. – Pewnie już nie wróci, prawda? Wiedziałam, że pewnego dnia za bardzo się oddali.
Mężczyzna zaczął cicho rozmawiać ze swoimi braćmi. Przestąpiłam krok bliżej do Jacoba. Spojrzeniem usiłowałam przekazać mu, jak bardzo jest mi przykro, ale jedyne, co widziałam, to jego czysta determinacja. Nie poddawał się. Mogłam jedynie skinąć w odpowiedzi, dając znak, że jestem z nim.
- Teraz – Nasz przewodnik podniósł się – każdy uda się z powrotem do siebie. Wkrótce dokończymy naszą wycieczkę. – Kiedy tylko pokój się wyludnił, obszedł dookoła stół, stając przed nami. – Felixie, zdejmij knebel Jacoba. – To nie zapowiadało niczego dobrego. – Masz coś do powiedzenia? – Jake zacisnął szczękę, nie odzywając się ani słowem. – Widzę, że wziąłeś sobie moje słowa do serca. Isabella ci za to podziękuje. – Uśmiechnął się.
Następnie zwrócił się do mnie i sam usunął kneblujący mnie szal.
- A co z tobą, kochanie? Miałabyś ochotę coś dodać? – Zachichotał. – Możesz śmiało mówić. Cokolwiek powiesz, nie zrobię wam krzywdy.
Było kilka rzeczy, o których chciałam wspomnieć, ale musiałam być ostrożna. Nie wierzyłam, że mógłby się powstrzymać przed zrobieniem krzywdy mi czy Jacobowi. - Nie ujdzie ci to na sucho.
Sukinsyn znowu się zaśmiał.
- Udaje mi się przez wiele lat. Twoi mali przyjaciele, którzy uciekli przed tropicielami, zostali zlekceważeni przez policję. Wysłali kogoś z leśnictwa, prawda? – Nie mógł wiedzieć o Samie, Lei ani Sethcie. Oni za to wiedzieli o tropicielach. Ostatecznie mogli skontaktować się z moim ojcem. Charlie nie ustąpiłby, póki by nas nie znalazł. – Zniknięcia nigdy nie są rozpatrywane szczegółowo. Gdyby nawet były, gwarantuję, że zapewnilibyśmy wystarczająco dużo dowodów na to, że były to ataki zwierząt czy wypadki w czasie wspinaczki. Dlaczego masz nadzieję, że w twoim przypadku będzie inaczej?
Znaliśmy ludzi, którzy wiedzieli dokładnie, gdzie jesteśmy. Mieliśmy przyjaciół zmierzających do tego chorego domu. Nie mogłam mu tego powiedzieć, ale sama ta wiedza sprawiała, że czułam w sobie nieco więcej siły do walki.
- Nie myślisz chyba o Edwardzie? – Aro zapytał, gdy na jego twarzy pojawił się znajomy uśmieszek.
Moje oczy na pewno zdradzały zdziwienie. Jak, do cholery, mógł o tym wiedzieć?
Zachichotał.
- Głupiutka dziewczynko, Edward był jednym z tych, którzy cię tu przywiedli. |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez mTwil dnia Sob 20:19, 20 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
zawasia
Dobry wampir
Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D
|
Wysłany:
Czw 20:39, 18 Lis 2010 |
|
nie wyszłaś z wprawy, gwarantuje Ci to
z jednej strony się cieszę, że już dzieje się coś są w tym chociaż pojmani są w środku i teraz tylko czekać na resztę
ale koniec 100% zaskoczenie i mam nadzieję, że to tylko słowa i Edzio nie jest w to zamieszany
ale jak zawsze cudowny rozdział pełen w napięciu
czekam do następnego i mam nadzieję, że będzie szybciej niż ten
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Susan
Administrator
Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 732 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 21:03, 18 Lis 2010 |
|
mTwilku, ale mi niespodziankę sprawiłaś! Byłam tak niesamowicie zaskoczona, gdy zobaczyłam nowy rozdział, że aż otworzyłam buzię z wrażenia. Przecież niedawno na sb pisałaś, że nie masz weny, czasu itd. na tłumaczenie. A tutaj... szok!
Dziękuję za ten rozdział, naprawdę!
Bardzo mi się podobało. Myślałam o różnych rozwinięciach tego opowiadania, o Aro, tropicielach itd., ale tego, że oni trzymają ludzi jak lalki - nie. Skojarzyło mi się to trochę z Domem Woskowych Ciał. Ale gdy czytałam to opowiadanie od początku, to w ogóle mi to do głowy nie przyszło. Zaskoczyłam się bardzo pozytywnie.
A końcówka i słowa o tym, że Edward był jednym z tych, który przywiódł tu Bellę. Nie spodziewałam się tego. Choć trzeba było przyznać, że zachowanie tego faceta budziło wątpliwości i sama nadal nie wiem, czy aby na pewno do końca to prawda. Zobaczymy w dalszej części.
Boję się, że stanie się coś Jacobowi. A tak bardzo tego nie chcę. Nessie ma się nim zająć? Super O.o Polubiłam go w tym opowiadaniu, choć na początku mnie wkurzał. Nie chcę by źle skończył.
Pomysł z rozdzieleniem się jak widać nie wyszedł na dobre. To wszystko było zaplanowane? Kurcze, ciekawe. I te strzały z środkiem nasennym. Wszystko się tak jakoś w całość zaczyna układać.
No sam domek dla lalek okazał się przerażający, a jego twórcy to totalni psychole. Aż mnie ciarki przechodziły, gdy o tym czytałam. Naprawdę to wszystko jest straszne i... brr, sama do końca nie wiem, co o tym myśleć, bo zawsze przerażają i obrzydzają mnie tacy ludzie.
Kurcze, podoba mi się niesamowicie to opowiadanie. Dlatego dziękuję raz jeszcze, że jednak znalazłaś chęci, siły i czas na tłumaczenie. I wcale nie wyszłaś z wprawy. Czytało się bardzo dobrze.
Dziękuję, mTwilku :* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aja
Wilkołak
Dołączył: 06 Lip 2009
Posty: 231 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z brzucha. . . mamusi(;
|
Wysłany:
Nie 13:24, 21 Lis 2010 |
|
Bardzo bardzo się cieszę że powróciłaś, dziękuje, dziękuje(:
I w żadnym wypadku nie wyszłaś z wprawy.
Robi się coraz ciekawiej, i domek dla lalek robi wrażenie... A zagranie z Edwardem na koniec wydaje mi się w pewnym stopniu prawdziwe. Zobaczymy później na ile miałam racje.
Przepraszam za chaotyczność i całkowity brak składu tego komentarza, po prostu nie mogłam nic nie napisać, a spieszy mi się jak cholera. Tak więc wiedz, że bardzo bardzo się cieszę że Domek powrócił mam nadzieję że już na stałe i życzę weny, czasu, czasu i chęci i do zobaczenia, mam nadzieję nie długo.
Pozdrawiam Aja(: |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|