|
Autor |
Wiadomość |
Aurora Rosa
Dobry wampir
Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 54 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki
|
Wysłany:
Czw 20:06, 19 Lis 2009 |
|
Wspaniałe. Po serii cukierkowych opowiadań Bella+Edward cieszę się, że moge przeczytać coś co nie jest takie przesłodzone. Bardzo dobry manewr - wprowadzenie narracji Jackoba. Możemy poznać cała sytuację z innej strony. Może jest jeszcze we mnie jakaś pozostałość zakręconej romatyczki ale pojawiła sie w mojej łepetynce myśl, że Jackob i Bella mogliby być razem. Mimo niechęci jest między nimi chemia i bardzo dużo ich łączy.
Szkoda, że ostatnio nie ma prawie wcale Jaspera ale z racji osoby narratora nie powinnam byc zaskoczona.
A o tym, że fantastycznie oddajesz uczucia bohaterów, doskonale kreujesz postacie nie musze już wspominać. Powie ci to każdy czytający to opowiadanie.
Jeszcze tu wrócę. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
volturiana
Dobry wampir
Dołączył: 10 Gru 2008
Posty: 624 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 36 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Volterra
|
Wysłany:
Czw 20:17, 19 Lis 2009 |
|
Okej, więc zacznę od tego że rzadko czytam polskie ff, jestem chyba ciut wybredna, a i pomysły nie których ff są zbyt.. płaskie. Ale przejdźmy do rzeczy - rzadko też komentuje ff, ale ten muszę skomentować.
Po prologu i pierwszym rozdziale bałam się że ten ff jest wzorowany na WA - trudna przeszłość, trauma, problemy psychiczne...
Ale przy każdym następnym rozdziale to wrażenie skutecznie odeszło i gratuluje Ci pomysłu !
Bella - rozumiem ją, jej podejście do Rosalie ( takie słuchanie: a niech sobie gada), a że tak powiem spokój odnajduje w cięciu się... cóż, dziwnie to zabrzmi, niestety 'kojące' ale nie na długo. Cieszę się że znalazła oparcie w Jasperze i wiem co czuje, boi się że go straci... ale wierzę że ta przyjaźń dalej bd trwać :) Wypadek, Michael... trochę tego jej się składa i dziewczyna cierpi, ale rozumiem ją i gratuluję Ci Tej Belli - mam nadzieje że jej nie 'spłycisz' nagłą przemianą
Jacob - no i tu mnie zagięłaś, nie spodziewałam się że to on bd tym drugim...
Jest trudny do rozgryzienia, naprawdę wiem o nim mało, ale myślę że stopniowo go coraz bardziej poznamy, choć z drugiej strony obawiam się też że Bella przypomina mi Melanie - więc stąd to takie przyciąganie miedzy nimi. Z kolei boję się też że coś się stanie, że on po prostu zrobi coś Bells.. nie wiem takie moje dziwne odczucie. Ale cieszę się że odeszłaś od pomysłu że w tym bagnie co Bells jest Ed.
Edward - yhm, mało go, mam ciut niedosyt... on chce poznać Bellę, ale ona sama właściwie nie wie czy go dopuścić... Chciałaby, nie chcę, takie trochę rozdarcie. Przypomina Mike'a ? Tylko trochę, nie jest tak nachalny, nie irytuje tak bardzo, ale gdzieś tam cos nas w nim gryzie. Mam nadzieję że on gdzieś tam przyczyni się do zmiany Belli - choć trochę :)
Na koniec dodam że bd tu zaglądać i czytać kolejne rozdziały i gratuluje ! :D
[mój pierwszy ruski post - huh ! życzę Ci weny takiej jaka mnie trafiła po przeczytaniu Twojego ff ^^] |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Maya
Wilkołak
Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!
|
Wysłany:
Pią 0:09, 20 Lis 2009 |
|
Kurczę, no. To może tym razem zacznę normalnie :)
Jej. Jestem poruszona, ... poruszona do głębi.
To jak opisałaś uczucia Jacoba, o fuck. Poprostu perfekcyjnie.
Jego sen. Nie no masz u mnie dziesiątkę. Nie spodziewałam się, .. BA !
Wręcz byłam pewna, że to wszystko dzieje się naprawdę !
Kurde, chciała bym by Bells była z Blackiem. Kurde, ona musi z nim być. Kurde, nie wierzę w to co piszę :) Ale kurde, tak mi tu pasuje ona i Jake, że aż, aż kurde, no ja czuję tą chemię pomiędzy nimi, tu siedząć w fotelu, czuję ! Nio.
Bardzo spodobała mi się postawa Emmetta. Jest chyba naprawdę dobrym qumplem.
Nie lubię Melanie. Znaczy, wiem że ona nie żyję. Ale poprostu jej nie trawie. Nienawidzę jej za to, co Jake przez nią przechodzi. Mam nadzieję poznać już nie długo trochę więcej szczegółów odnośnie tego co sie stało pomiędzy nimi, co ich porużniło.
No to już tylko formalność:
Jestem na tak. :PP
Rewelacja.
No, ale że ja lubię pomarudzić, to,.. wiesz tak naprawdę to mi sie wcale nie podobało..i trochę wiesz, takie wiesz, no wiesz, prawda, że wiesz?
Wiesz że żartuję No wiesz, nie była bym sobą gdy bym tego nie napisała :))
Ej, ale za krótki ten rozdział ! Dawać mi tu Jaspera
Pozdrawiam Serdecznie, Ave vena
"Nie ma mniejszego zła, więc muszę być po prostu zły." <333
P.S Piosenka <3 |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Fresz
Gość
|
Wysłany:
Pią 16:36, 20 Lis 2009 |
|
Muszę napisać komenta
Postaram się, żeby był w miarę konstruktywny.
Kiedy zaczęłam czytać, przy pierwszej części rozdziału, uśmiechnęłam się. Ba! Nawet uśmiałam. I chodzi mi tu o Ręcznego, jak się pewnie domyślasz ;D
Czytając drugi "akapit"... Boże, co też ona napisała? Uśmierciła Bellę? Główną bohaterkę (na spółkę z Jacobem)? Przekonałaś mnie stuprocentowo. Super to opisałaś. Każdy szczegół, niby nieistotny, a jednak dodawał tekstowi jakiegoś mistycyzmu. Powoli coś zaczyna do Jacoba dochodzić, zaczyna rozumieć, że Bella jest dla niego kimś więcej. I tak samo jak Maya, czuję się z tym trochę dziwnie, bo wolę żeby Bella była z Jacobem. To jest takie dziwne... W sadze mi się ten jegomość nie spodobał, a Ty ukazałaś go w nowym, lepszym świetle.
I za to Ci dziękuję
Pozdrawiam i Veny życzę. |
|
|
|
|
Zmierzchowa fanka
Wilkołak
Dołączył: 15 Maj 2009
Posty: 103 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 41 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spod pióra S. Kinga
|
Wysłany:
Czw 16:06, 26 Lis 2009 |
|
Odpisuję Wam wspaniałe i cudowne
Po pierwsze serdecznie dziękuję za komentarze, jestem dumna z siebie i z Belli oraz Jacoba. Uwielbiam Was wręcz, ale muszę zawieść. Niestety. Jednak najpierw:
Cytat: |
Boże, co też ona napisała? Uśmierciła Bellę? Główną bohaterkę (na spółkę z Jacobem)? |
Nie uśmiercę jej, to mój pupilek
Do rzeczy, nie mam dużo czasu. Rozdział dwunasty idzie mi opornie, straaasznie mi się pisze, nie wiem dlaczego. Dlatego też spodziewać się go można, no nie wiem, za tydzień, dwa, trzy? Nie mam pojęcia, nie chcę ff zawieszać, bo może wena mnie najdzie i coś wyskrobię (tak jak to było z roz. ostatnim), ale nic nie obiecuję.
Jednak żeby Was się szybko nie pozbyć i żebyście czekali, mogę coś tam zaspoilerować.
Na pewno KTOŚ zginie, KTOŚ ucierpi, KTOŚ się zakocha, KTOŚ się załamie i KTOŚ oberwie po bebeszkach. Myślę, że wszystko będzie się działo w najmniej oczekiwanych momentach i sytuacjach. Wspominam jeszcze tylko, że nie myślcie, że A&J to będzie TO. Jazz już kogoś kocha
Dobra spadam. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Annie_lullabell
Zły wampir
Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 292 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk
|
Wysłany:
Czw 16:45, 26 Lis 2009 |
|
Okey, JESTEM! Twoja wierna czytelniczka. ;]
Powiem tak, moja droga, kochana ZF, uwielbiam, gdy piszesz jako Jacob. Wtedy opowiadanie nabiera nowego wyrazu i mocniejszych emocji, gdyż twój Jake jest ostrym kolesiem.
Co do krytyki, błędów nie wyłapałam, nie mam nic do skrytykowania, bo wiesz, jak kocham twój ff :)
Co do samej fabuły. Zapewne mówiłam już to, ale powtórzę. Twoja Bella jest na tyle świetna i oryginalna, że każda osoba z problemami (w moim obecnym stanie, też ja) jest w stanie postawić się na miejscu Belli - tak jest idealnie wykreowana.
Co jeszcze... To może rozwiń juz trochę akcję.. Chcę love story.. albo nie, lepiej nie. Love story sa przereklamowane, WSZYSTKIE.
Więc mam nadzieję, że w następnym rozdziale też mnie pozytywnie zaskoczysz wspaniałością.
Pozdrawiam, Annie ;*
P.S. sorry, że nie postarałam się w tym komentarzu, ale ostatnio mało rzeczy jestem w stanie zrobić porządnie i dół mnie dosięgł. Chyba mam coś z tej twojej Belli ;] |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Vena
Wilkołak
Dołączył: 28 Lut 2009
Posty: 117 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Lubań
|
Wysłany:
Sob 16:11, 28 Lis 2009 |
|
Dzięki za dedykację! Oczywiście, nie zawiodłam się na nowym chapie! Wręcz przeciwnie, jestem wniebowzięta. I mimo, że wygadałaś się o tym śnie, to przypomniałam sobie o tym dopiero po skończeniu czytania. A pierwsza część nieźle mnie przeraziła! Kocham Twojego Jake'a, ponieważ jest aż do bólu prawdziwy i realny. Człowiek, który cierpi, kocha i nienawidzi. I muszę szczerze podziękować za kawałek o Melanie. Ten poprzedni Jacob był taki ciepły i miły, a teraz? Los go doświadczył naprawdę ciężko. Bardzo mi go szkoda.
No i oczywiście pisz pisz i jeszcze raz pisz, bo dawno nikomu głowy nie urwałam! A muszę przyznać, że ten FF skradł moje serce. |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Paramox22
Zły wampir
Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 32 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD
|
Wysłany:
Nie 14:13, 29 Lis 2009 |
|
Zacznę od tłumaczenia się. Zgubiłam hasło do konta co jest u mnie zupełnie normalne i nie mogłam skomentować. Dziś mnie oświeciło, weszłam na konto i wreszcie mogę skomentować.
Lubię perspektywę Jacoba, więc ucieszyłam się, że mogę poczytać opowieść z jego punktu widzenia. Podejrzane wydało mi się rozmyślanie Jacoba o Belli. Mam wrażenie, że on coś do niej czuje, ale jego duma zimnego dupka, nie pozwala zaakceptować tego uczucia. Chcę, aby Jacob i Bella byli razem i może dlatego szukam niepotrzebnego kontekstu, aby potwierdzić ich uczucia. Zdaje mi się, że los ich połączył i dlatego Jacob trafił do sali, gdzie Bella się właśnie cięła. Druga teoria to, że Jacob o niej myślał i dlatego tam się znalazł. Mimo że to był sen on się martwił, chciał pozwolić jej się wypłakać. Moja szczęka opadła w momencie, którym opisałam jak w rękach Jacoba zwisa bezwładne, zimne ciało. Zaczęłam się bać, że ją uśmierciłaś, czego na szczęście nie zrobiłaś. Nie chciałabym, abyś już to opowiadanie zakończyła.
Spodobało mi się wspomnienie Jake'a. Takie sytuacje pozwalają nam zrozumieć uczucia bohatera, dlaczego zachowuje się tak, a nie inaczej oraz jakie wydarzenie w przeszłości tak go zmieniło.
Nigdy chyba o tym nie wspominałam, ale przypadł mi do gustu układ każdego rozdziału. Te podtytuły wzniecają moją ciekawość, a wiersze mi się spodobały.
Pozdrawiam i życzę weny,
Paramox |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Zmierzchowa fanka
Wilkołak
Dołączył: 15 Maj 2009
Posty: 103 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 41 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spod pióra S. Kinga
|
Wysłany:
Sob 1:12, 05 Gru 2009 |
|
Cześć i czołem dziewczęta (i chłopcy, jeżeli się jakiś nawinie). Jest całkiem przyjazna godzina, więc wstawiam dla was rozdział dwunasty, który miał się ukazać nieco później, bo z częścią drugą, ale nie mogłam się doczekać Będę go dodawać na raty, części będzie trzy. Teraz po kolei: ta poniżej pisana jest z perspektywy panny Belli (wrócimy do niej, ale nie na długo), druga ze strony Jaspera (już możecie sikać, bo pana Jazza stworzyłam na drugą stronę swojego ideału, myślę, że będzie słodki), trójeczka znów Belli. No i rozdział trzynasty będzie kompletnym przełomem, w pewnym sensie pojednaniem Jacoba i Jaspera. Kocham Was wszystkie, za wszystko, za to, że mogę na Was liczyć. Już nie mam pojęcia jak to napisać, brak słów... Jestem żałosna, bo powinnam każdej odpisać pięcioma stronami Worda, ale nie potrafię wyrazić wdzięczności.
Teraz coś specjalnie dla mojej Bety, która myśli, że mogłabym być na nią zła. CO?! Na wszystkie Piękne Jacoby tego świata! To co robisz jest cudowne!
Beta: dumna i wspaniała Fresh
Piosenka: [link widoczny dla zalogowanych]
ROZDZIAŁ DWUNASTY (I część):
Randka:
'Rzeczy, które widzimy [...] to te same rzeczy, które istnieją w nas. I nie ma żadnej innej rzeczywistości prócz tej, jaką mamy w sobie. Dlatego też większość ludzi żyje tak nierealnie, ponieważ zewnętrzne obrazy uważają za rzeczywistość, a swego własnego świata wcale nie dopuszczają do głosu. Można być wtedy nawet szczęśliwym. Lecz z chwilą, gdy pozna się już raz tamto, inne, nie ma się już wyboru i nie można iść drogą, którą obiera większość.'
Ja też:
Ze względu na moją chorobę mam dożywotnie zwolnienie z wuefu. To jedyna jasna strona tej całej fobii. Sporty są brutalne oraz strasznie kontaktowe. Twarda piłka i napaleni na nią, spoceni zawodnicy - to nie dla mnie. Zupełnie nie fair jest to, że słabszym graczom się nie odpuszcza tylko wyśmiewa. Tak właśnie jest z Angelą. Biedna lata za tym kolistym, skaczącym, wydającym mrożące krew w żyłach odgłosy przedmiotem tortur i ze łzami w oczach próbuje przechwycić ją przed zawodnikiem z przeciwnej drużyny. Ani razu jej się nie udaje.
Bez szczególnego zainteresowania obserwowałam Edwarda, który strzelał piątego kosza pod rząd. Znowu ten triumfalny uśmieszek błądził po jego twarzy i tylko czekał, aż będzie mógł się pojawić w całej okazałości. Chłopak spojrzał w moją stronę i pomachał. Uśmiechnął się, jego białe zęby zalśniły i wydało mi się przez chwilę, że gra on w jakiejś głupiej reklamie pasty do zębów lub gabinetu stomatologicznego, coś w tym stylu. Nagle podszedł do niego facet od wuefu i zaczął coś tłumaczyć, energicznie wymachując dłońmi. Omiotłam wzrokiem całą sylwetkę Edwarda. Miał na sobie dość luźną koszulkę, ale mięśnie rąk nadal się odznaczały, to robiło wrażenie. Rudawe, poczochrane włosy i twarz, która powinna znajdować się na każdej okładce gazety - też robiły wrażenie. Wszystko robiło wrażenie.
Teraz kolej na mnie. Zbyt szerokie biodra w połączeniu z niecałymi stu sześćdziesięcioma centymetrami. Zaniedbane włosy i worki pod oczami nie wyglądały zbyt dobrze. Poszarzała twarz, fatalne ubrania, poobgryzane skórki od paznokci i zupełny brak makijażu. Do tego płochliwość, blizny na całym ciele, fobia społeczna i depresja. Czy to był szczyt jego marzeń? Nie sądzę. Co ten chłopak – model - mógłby ode mnie chcieć? Nic mu nie mogę dać, nie potrafię.
Edward odszedł od trenera i od razu do mnie podbiegł, usiadł na ławce obok, a ja dyskretnie się odsunęłam.
- Czy jeśli ktoś strzela dużo koszy, musi schodzić? - zagadnął, a ton jego głosu wcale nie wskazywał na to, że chłopak był wściekły, wręcz przeciwnie.
Wzruszyłam ramionami, po czym jeszcze ciaśniej się nimi owinęłam.
- Może to zakłóca jego system wartości. – Spojrzałam na chłopaka przez kurtynę, którą tworzyły moje włosy. - Nie możesz być lepszy od nauczyciela, Edwardzie.
Zaśmiał się.
- Taa – mruknął.
Miałam nadzieję, że to koniec rozmowy na dziś, ale najwyraźniej dla niego był to dopiero początek.
- Mam nadzieję, że nasze sobotnie spotkanie jest nadal aktualne. Zależy mi.
Nie kłamał. Przybrał taki ton głosu, że wiedziałam, iż mówił prawdę. Prawie zamlaskałam, zupełnie jak pies, który zamiast zjeść resztki ze stołu, rozporządził własną karmę.
Kiwnęłam głową.
- Super, już nie mogę się doczekać.
Mmm. Powinnam coś powiedzieć, prawda? ‘Ja też’? Coś w ten deseń. Odchrząknęłam i zebrałam się w sobie, niestety tylko cicho mruknęłam. To łatwiejsze niż wypowiedzenie dwóch słów. O wiele prostsze. I nie trzeba myśleć.
Dżinsy:
W moich nozdrzach pałętał się zapach papierosów i proszku do prania. Mój zapach. Ręce położyłam na stole, skrzyżowałam i oparłam na nich brodę. Byłam zmęczona trajkotaniem Alice, gadała tylko o ubraniach. Cały czas, bez przerwy. Wiem, że powinno mnie to interesować, ale jakoś nie mogłam się przemóc, żeby choć trochę poudawać zaciekawienie. To było niewykonalne.
Starałam się z całych sił przestawić mój mózg tak, aby analizował chociaż jej krzątanie się po pokoju. Nic z tego. Odpływałam. Moja świadomość była wyłączona przed światem zewnętrznym i wirowała, napotykając na kolejne etapy szamoczących się rozmyślań, które do tej pory miały cztery stopnie.
Pierwszy, najlżejszy - Bella nie myśli ani o tym, co jest, ani o tym, co będzie, próbuje się odczepić od ciała. Stopień drugi, można go też nazwać pośrednim - Bella myśli tylko o tym, co jest, zero przeszłości i przyszłości, stara się odciąć, ale nie do końca. Następny próg jest już ostrzejszy, niebezpieczniejszy i bardziej bolesny - Bella nie może się odłączyć, ale myśli tylko o tym, co może być i o tym, co już się dzieje, ucieka od życia, które dobija ją jeszcze bardziej. No i najgorsza, czwórka - Bella wie wszystko, czuje, płacze i zgrzyta, ale tylko wewnątrz, w środku.
Jednak niedawno doszedł nowy dział. Zagłady, obalania myśli i uczuć. Rozrywający, przedzierający się przez cząstki świadomości, stopień o nazwie ‘Jacob’. Jacob Black, Jacob – Świr – Black. Nakrzyczał na mnie, powyzywał, zbeształ i zrównał z ziemią, teraz jestem pewna, że miałam rację co do jego zachowania. Nie pomyliłam się, musiał coś przeżyć, coś bardzo złego i niedającego mu spokoju na tyle, że musiał odgrodzić się gniewem. Ja chroniłam się milczeniem, on wybrał inną ścieżkę. Nie mogę jej określić mianem lepszej lub gorszej, właściwej czy nie, ona jest tak samo pokręcona jak moja. Zrozumiała czy nie - i tak jest wspomnieniem. Całe moje życie składa się ze wspomnień i nieokreślenie długiej, mrocznej ucieczki od nich.
Całkiem mało dramatyczne i przerażające. Prawie wywróciłam oczami, nawet w myślach byłam sarkastyczna.
- Isabello Marie Swan! - Głos Alice podrażnił brutalnie moje bębenki w uszach i wywołał na mojej twarzy grymas wściekłości przewlekanej zaskoczeniem i zawstydzeniem.
Musiała o coś pytać, a ja nie słyszałam. Znowu. Spojrzałam na nią. Minę miała godną przyszłego zabójcy, zaciskała usta i groźnie marszczyła czoło. W rękach ściskała wieszak, na którym wisiała obrzydliwa, ciemnozielona sukienka. Pokręciłam głową, dając jej do zrozumienia, że mi się nie podoba.
Prychnęła i usiadła koło mnie. Przekręciłam głowę tak, żeby mieć na nią lepszy widok.
- Nie wiem – westchnęła zmęczona. - Nic ci się nie podoba. - Popatrzyła mi w oczy, zamknęłam je.
- Może – szepnęłam – pójdę w czymś, co sama wybiorę?
- Ale ja chcę pomóc – jęknęła.
Była jak małe dziecko. Upierdliwa, denerwująca, uparta, ale też kochana i urocza. Zastanowiłam się.
- To moja... – zawahałam się, bo nie lubiłam wymawiać tego słowa głośno.
- Randka – zakończyła za mnie pewnie i bez oporów. - Owszem, ale z moim bratem.
Oparłam się plecami o kanapę.
- To cię nie upoważnia do męczenia mnie. - Zagryzłam wargę.
Zachichotała i pokręciła przecząco głową.
- Nie męczę cię. W ostateczności mogę zgodzić się na dżinsy.
Prychnęłam.
- Ostatecznie to ja tylko na dżinsy się zgodzę.
Uniosła ręce i wstała.
- Poddaję się. - Ruszyła w stronę szafy.
Zachichotałam cicho.
Alice zachowywała się zupełnie normalnie. Mogę jej nadać miano mojej przyjaciółki, weszła do podobnych szeregów co Jazz. Powiedziałam jej, powiedziałam i nie żałuję. Wyznałam jej wszystko o mojej chorobie, także ze względu na to, że randka z Edwardem ma się odbyć bez dotykania. Wytłumaczyła mu delikatnie i subtelnie, tak przynajmniej twierdzi, że nie lubię i nie chcę być dotykana. Nie pytał ‘dlaczego’, ponieważ jej wypowiedź była dobitna i ostra, nieznosząca sprzeciwu, jednak nadal subtelna.
Wreszcie rzuciła mi w twarz czymś fioletowym. Rozłożyłam to na wysokość twarzy, tak żebym mogła zobaczyć owo coś w pełnej krasie. Zwykła bluzka z krótkim rękawkiem. Nic szczególnego, nie rzucała się w oczy.
- Niech będzie – burknęłam.
- Plus to. - Czarny sweterek z długim rękawem i fioletowymi guzikami.
Kiwnęłam głową, było w porządku.
- Jak sama mówiłaś, moje spodnie nie będą na ciebie pasować, więc... - przerwała, żeby wyjąć coś z torby, którą ściskała w lewej ręce. – Znalazłam te spodnie w twojej szafie.
Zwykłe czarne rurki, których nie nosiłam od wieków, zapomniałam o nich. Kolejne kiwnięcie. Alice zachichotała.
- Wyglądasz jakbyś szła na pogrzeb, a nie na randkę.
- Tak się czuję. - Zagryzłam wargę.
Ponownie usiadła koło mnie.
- Będzie fajnie. - Głos miała pewny, ale to przecież Alice. - A co zrobisz z włosami?
Wzdrygnęłam się i skuliłam jeszcze bardziej.
- Nic – mruknęłam.
Tymi włosami zajmowała się kiedyś ruda dziewczyna. To takie niesprawiedliwe, że nawet w tych najbardziej błahych i z pozoru niewinnych zdaniach bądź czynnościach, kryje się tyle bolesnych wspomnień. Zagadnień, roztrząsanych spraw, o których wolimy zapomnieć, nie pamiętać. Uciekać, wykrzykiwać. Niemą prośbą błagać o to, co nie jest mi dane. Nie potrafię się śmiać, już nie. Nawet nie cieszę się z randki z Edwardem, z tego możliwego chwilowego powrotu do żywych.
W krainie, w której aktualnie przebywam - byłam sama. Byłam, ponieważ dołączył do mnie ktoś jeszcze. A on nawet o tym nie wie. Jesteśmy tacy sami.
Westchnęłam ciężko.
'Żadnej rzeczy nie wysondowaliśmy do głębi, jeśli nie zbadaliśmy jej w świetle, jakie daje przygnębienie.'
______________
Wiem, że nie wyszło tak jak być powinno, ale proszę o wyrozumiałość. Mogę jedynie dać Wam bonus, czyli ciupciusi fragment drugiej części:
Byłem oficjalnym kretynem.
Zaśmiałem się do siebie.
I chociaż byłem na jej każde skinienie. Wierny jak pies. To niesprawiedliwe, bo nikt nigdy tak na mnie nie działał.
Pokręciłem głową na własną głupotę.
Nie musiałem, a chciałem, otaczać ją niezbędną troską. Musiała funkcjonować, a ja byłem skłonny funkcjonowanie jej zapewnić. I chociaż miałem kiedyś p...
Do następnej części, która powinna pojawić się na dniach |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Zmierzchowa fanka dnia Nie 15:13, 17 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Antalya
Gość
|
Wysłany:
Sob 3:42, 05 Gru 2009 |
|
Zastanawiam się jak zacząć ten komentarz... Dla niektórych jest późno w nocy, a dla innych wcześnie nad ranem. To zapewne nie najlepsza pora do wytężania swojego umysłu do pisania KK... Ale trudno.
Właśnie skończyłam to czytać. Pochłonęłam całość na raz i teraz żałuję, że wcześniej omijałam to opowiadanie.
Na forum dodaje się wiele różnych ff. Większość opowiada o cukierkowej miłości głównych bohaterów. Najczęściej akcja się powiela... Zawsze ten sam schemat: pierwsze spotkanie; randka; bla, bla, bla; miłość; problemy; HAPPY END... Tak wygląda większość.
To opowiadanie jest jednym z tych, które mało tego, że odbiegają od schematu 'twilightowej śmietanki miłosnej' jak nazywa to moja przyjaciółka. Miałaś na niego świetny pomysł, którego może pozazdrościć nie jeden pisarz, lecz chyba nie do końca go wykorzystałaś. Ukazuje on problemy osoby, która przeszła tragedię. Kilka osób już pisało podobne teksty i raczej nie jest to nic nowego, ale jednak ma to coś w sobie.
Bella - moim zdaniem to bardzo trudna postać. Nie potrafi nawet spróbować wystawić nos poza klosz, w którym się zamknęła po wypadku. Nie za bardzo podoba mi się jej podejście do wszystkich. Niby rozumie, że zachowuje się źle i dziwnie, ale nic z tym nie robi. Spotkania z Kate nie dadzą jej rezultatów, bo nie chce niczego zmieniać. Dam tu taki trochę głupi przykład: włosy. Nic z nimi nie robi, bo przed wypadkiem zajmowała się tym Rudowłosa. To nie jest wymówka..
Jacob - tajemniczy, skrywający swoje prawdziwe 'ja' człowiek, który gra skurwysyna wobec wszystkich. Osobiście w sadze nawet nie lubiłam tej postaci, więc nie chcę się na jego temat rozpisywać. :)
Jazz - według mnie to jest najnormalniejsza postać w tym opowiadaniu. Tak mogłabym podsumować go w jednym zdaniu... gdybym chciała. Ale nie chcę. :P Zachowuje się, moim zdaniem, trochę jak starszy brat. Zastanawiam się jak mógł zakochać się w tak rozpuszczonej dziewczynie jak Rose... Dobra. Mam nadzieję, że z Alice mi się uda, a w miedzy czasie jego matka dostanie zawału, albo auto ją przejedzie i dzięki spadkowi po niej będzie mógł rozwijać swój talent.
Rose, Alice, Edward i reszta szczęśliwej rodzinki. Albo mi się wydaje, albo oni cały czas są na haju. Nie wiem... Może ekstazy? Ich zachowanie odbieram jako patrzenie na świat przez różowe okulary. Rose wiecznie wygadania, szczęśliwa, bla-bla-bla; Edward... Tu nie wiem co napisać. Zwymiotować można od poziomu jego radości. Brakuje tylko, żeby klaskał uszami stojąc na głowie. Chociaż pewnie, ze szczęścia, że się Bella zgodziła iść na randkę z Nim, pajacyki w pokoju robił. Bleeeeee. ; Alice nadal zalicza się do tego kręgu, lecz uważam, że jest najnormalniejsza z wyżej wymienionej trójki. ; Szczęśliwą rodzinką nazywam wszystkich innych bohaterów o podobnej postawie.
Stylistyka... średnio, ponieważ czasami coś zgrzytało. Interpunkcja - wyłapałam kilka braków przecinków.
Nie mam siły pisać dalej, więc kończę ten nic niewnoszący i mało konstruktywny komentarz.
Błędów zapewne w nim co niemiara.
Pozdrawiam, Anatalya.
Edit:
Doznałam olśnienia, ze może jednak Jazz nie zakochał się w Alice tyko w Belli i się wstydzi???? Wybacz, jestem męczącym czytelnikiem. |
Ostatnio zmieniony przez Antalya dnia Sob 17:41, 05 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Kristenhn
Wilkołak
Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 206 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 30 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Sob 10:36, 05 Gru 2009 |
|
Zacznę od tego, że strasznie dawno tu nie zaglądałam, ale miałam nawał zajęć w szkole i po prostu brakowało mi czasu na wszystko. A ffy ktoś musiał tłumaczyć Jako, że teraz jestem chora i siedzę bezczynnie w domu, mogę nadrobić zaległości.
Rozdział dziesiąty. Kurczę. Ciężko będzie cokolwiek konstruktywnego napisać, ponieważ jestem pod ogromnym wrażeniem, ale mam nadzieję, że jednak mi się uda.
Rozdział jest z punktu widzenia Jacoba, który jest strasznym dupkiem, ale wiemy teraz, że ma do tego powody. Nie robi tego, bo lubi taki styl życia - on został do niego brutalnie zmuszony, nie miał wyboru. Głęboko w sobie chowa urazę, wini wszystkich za śmierć jego dziewczyny, ale to nic nie daje, a tylko przynosi opłakane skutki. Razi wszystkich dookoła i nie zawraca sobie tym głowy.
Cholernie podobały mi się opisy i cieszę się, że było ich tak dużo. Czytając je miałam wrażenie, że przeniosłam się do ich świata i stoję tuż obok, obserwując Jacoba i Bellę.
Jasper jest świetnym przyjacielem, co pokazałaś nam i w tym rozdziale - opiekuje się Bellą i nie chcę, aby cokolwiek złego jej się stało.
Dobrze, że Jacob wyszedł z sali, nie chciałabym, aby zrobił jej krzywdę. A on sam miałby potężne wyrzuty sumienia, jeszcze większe niż dotychczas.
Rozdział jedenasty. Jacob ciągle rozpamiętuje byłą dziewczynę, zastanawiając się, czy byłaby na niego zła, gdyby żyła. Czy złościłaby się? Nie potrafi przestać myśleć zarówno o niej, jak i o Belli i to go dobija. Kochał Mel, jednak ona odeszła, a mimo wszystko jest jakby żywa w jego sercu.
Sen opisałaś ta realnie, że naprawdę nie pomyślałam o tym, że może tylko snem być. Zastanawiałam się, co będzie dalej, skoro Bella nie oddycha. Co zrobi Jacob? Zostawi ją, czy zaniesie do pielęgniarki? Co powie? I nagle on się budzi.
Ten sen pokazał, że Bella tak naprawdę go obchodzi, chociaż on stara się odrzucić wszystkie myśli z nią związane. Może chce być dla niej kimś więcej niż jakimś dupkiem? Nie mówię tu o zakochaniu, ale może chce ją bronić? Może podświadomie nakazuje sobie martwić się o nią, aby nie przydarzyło jej się nic złego, aby nie dopuścić do jej śmierci? Nie chce, aby to samo stało się Belli, co Mel.
Opisy znowu fantastyczne, naprawdę można się w nich zatracić.
Rozdział dwunasty. Zacznę tutaj od Alice, która ma jakby dwie osobowości i trochę mi się to nie podoba. Z jednej strony kreujesz ją na głupią dziewczynę, która potrafi paplać tylko o ubraniach i modzie, a z drugiej sprawiłaś, że Bella powiedziała jej o swojej chorobie. I to mi się cholernie nie podoba. Bo Rosalie też jest tutaj pusta, ale z jakiegoś powodu Bella nie powiedziała jej o sobie całej prawdy. Skoro Alice wie o chorobie Belli i jej problemach, powinna być... normalna? Mam nadzieję, że rozumiesz, co chcę ci przekazać. Po prostu - gdybym ja była na miejscu B., a A. gadałaby tylko o ciuchach - nie powiedziałabym jej niczego.
Randka z Edwardem pojawi się w kolejnym chapiku i jestem bardzo ciekawa, jak to wszystko się potoczy. Czy uszanuje prośbę Alice? Czy to do niego dotarło wystarczająco, aby nie popełnić jakiegoś błędu i przy tym nie wyrządzić Belli ogromnej krzywdy? Mam nadzieję.
Całokształt jest świetny. Zauważyłam poprawę w pisaniu, ponieważ w tych rozdziałach jest więcej opisów, które bardzo, bardzo lubię. I dialogi są na dobrym poziomie, nie tak sztuczne jak wydawały mi się na początku.
Jedyne, co mogę jeszcze napisać to - gratuluję. Szczerze.
Czekam na kolejny rozdział i życzę weny |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kristenhn dnia Sob 10:39, 05 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Fresz
Gość
|
Wysłany:
Sob 11:39, 05 Gru 2009 |
|
Wiesz, jak teraz podniosłaś moje ego, droga ZF? Maksymalnie wysoko. No fakt, dumna to jestem, że mogę betować Wypalonych… Ale wspaniała? Mmm… Nad tym bym podyskutowała, ale dobra. Niech Ci będzie
To może teraz wysilę się na WMKK (W Miarę Konstruktywny Komentarz)… Będę czytać od nowa i komentować.
Dożywotnie zwolnienie z wuefu. Ja też tak chcę! Może nie takim kosztem, ale byłoby miło…
Nie możesz być lepszy od nauczyciela, Edwardzie. I tutaj się uśmiechnęłam. Szczerze i szeroko.
Pierwszy, najlżejszy - Bella nie myśli ani o tym, co jest, ani o tym, co będzie, próbuje się odczepić od ciała. Stopień drugi, można go też nazwać pośrednim - Bella myśli tylko o tym, co jest, zero przeszłości i przyszłości, stara się odciąć, ale nie do końca. Następny próg jest już ostrzejszy, niebezpieczniejszy i bardziej bolesny - Bella nie może się odłączyć, ale myśli tylko o tym, co może być i o tym, co już się dzieje, ucieka od życia, które dobija ją jeszcze bardziej. No i najgorsza, czwórka - Bella wie wszystko, czuje, płacze i zgrzyta, ale tylko wewnątrz, w środku. Nad tym musiałam trochę pomyśleć, żeby to w pełni zrozumieć. To okrutne, że w tak „krótkim” fragmencie ujęłaś prawdę o wielu ludziach. Ja miewam często takie etapy, zawsze inne od poprzednich.
To takie niesprawiedliwe, że nawet w tych najbardziej błahych i z pozoru niewinnych zdaniach bądź czynnościach, kryje się tyle bolesnych wspomnień. Można by Ciebie cytować na większą skalę. To zdanie wbiło mi się chyba najbardziej w pamięć. Jest krótkie, ale przepełnione emocjami.
Na razie mój komentarz składa się niemal tylko z cytatów, ale pora to zmienić. Tym małym spoilerem następnej części podsyciłaś moją ciekawość. A rozdział trzynasty? To będzie dopiero git…
Zauważyłam, że zdążyłam już zatęsknić za punktem widzenia Belli. W tym tekście da się zauważyć to, że Bells powoli się przełamuje. Założy rurki (błahy przykład). Może to oznaczać jedynie część garderoby, ale ja doszukałam się w tym ukrytego sensu. Według mnie jest to swego rodzaju przełamanie się. Robi coś, czego ostatnio się wystrzegała.
Czy mi się wydaje, czy Alice zaczyna przypominać Rose? W tym tekście ukazałaś ją jako pustą lalę, która wie, kiedy trzeba ucichnąć i spasować. Czekam na drugą część. Zobaczymy, co Jacob będzie miał do powiedzenia
Do następnego, na pewno piekielnie ciekawego rozdziału,
Bella95. |
|
|
|
|
Sweet angel of death
Nowonarodzony
Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 25 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wlck
|
Wysłany:
Sob 14:08, 05 Gru 2009 |
|
Wspaniałe.
Cholera, masz talent dziewczyno! Łza mi się w oku kręciła jak to czytałam.
Całe opowiadanie jest takie inne niż wszystkie. Teraz FF kojarzy się z sweet miłością B & E. Nie mówię oczywiście, że tamte są złe. Tylko nie poruszają takich problemów jak tu.
Edward chyba nie rozumie problemów Bells. Chyba można zajarzyć, że jeśli ktoś wygląda tak jak Bella to ma jakiś problem. Głupek.
Podziwiam Cię za to opowiadanie. Należy ono do moich ulubionych.
Sorry, że tak krótko. Nie umiem napisać konstruktywnych komentarzy.
Pozdrawiam,
Kaj. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aurora Rosa
Dobry wampir
Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 54 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki
|
Wysłany:
Sob 15:09, 05 Gru 2009 |
|
Rewelacja, jak zawsze z resztą. I przestan ZF marudzić, że nie wyszło jak powinno, bo wyszło wspaniale. Zawsze bardziej lubiłam Jackoba niż Edwarda. I widzę, że w twoim opowiadaniu powoli zbliżą się do siebie. Bo łączy ich więź, o którą trudno byłoby w relacjach z Edwardem. Bella I Jackob przeżyli osobiste tragedie i one mogą im pomóc wypracować tę więź. Niestety Edward nie będzie w stanie tego w pełni zrozumieć, ponieważ nie doświadczył czegoś tak złego w swoim życiu. Doskonała robota. Czekam z niecierpliwościa na kolejny rozdział. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Vena
Wilkołak
Dołączył: 28 Lut 2009
Posty: 117 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Lubań
|
Wysłany:
Sob 15:34, 05 Gru 2009 |
|
Uwielbiam Wypalonych! Uwielbiam i już! Mogę nawet tupnąć nogą. Jeśli będzie trzeba, to będę pisała to uparcie w każdym komentarzu!
Zacznę może od piosenki, która jest bardzo nastrojowa i uspokajająca. Pokusiłam się o przeczytanie słów i także się nie zawiodłam. Ogólnie - cud miód i orzeszki ^^
Nie wiem dlaczego, ale w tym rozdziale całkowicie inaczej patrzyłam na postać Belli. Może to przez poprzednie rozdziały z perspektywy Jacoba? Nie wiem, ale zdecydowanie mi się podobało. Jej myśli są bardzo prawdziwe, bardzo ludzkie. Jest bardziej dojrzała, niż mogłoby się wydawać. Podoba mi się, jaką wielką uwagę zwraca na niewielkie sprawy. Ma w sobie współczucie, to widać, bo po co miałaby poświęcać tyle czasu na rozmyślanie o Angeli? W Twoim FF nawet zwykła gra w koszykówkę nabiera innego znaczenia, jest niczym walka o przetrwanie, bitwa słabych i wytrwałych. Jest w tym także Edward - piękny, idealny, wymarzony chłopak każdej dziewczyny, o charakterze Mika Newtona. Mimo wszystko, nie umiem go nie lubić. Bo widzi coś w Belli. Bo ma siłę, żeby do niej zagadnąć, mimo, że jej nie do końca się to podoba. Wydaje mi się, że czasem takie działania mogą dać jakieś efekty. Nie łudzę się na nic podczas ich następnej randki, nie chciałabym nawet czegoś takiego. A wiesz dlaczego? Bo Edward jest Edwardem, przynajmniej w większości bardzo przypomina sagowego. Ale Bella nie jest Bellą. Nie tą Smeyerowską. Nie widzę jej u boku Edzia, bo nie potrafię. To oczywiście świadczy o Twoim talencie! Pomyśl tylko! Sprawiłaś, że dwie połówki jabłka, najbardziej kochająca się para w sadze, nagle przestaje do siebie pasować. Na prawdę wykreowałaś osobne postacie, posługując się tylko istniejącymi już etykietkami.
Cieszę się, że nie odebrałaś Alice jej charakteru. Jest taką małą gwiazdeczką, rozświetlającą nieco ponury nastrój. Lubię i lubiłam jej relację z Bellą, zarówno z sagi, jak i Twoją. Ona i Emmet są chyba jedynymi postaciami, w jakich nie chciałabym nic zmieniać. Zawsze byli najbardziej realni i najciekawsi. Dziękuję Ci więc za Ally.
Na koniec muszę jeszcze dodać co nieco na temat bonusowego kawałka, jaki wstawiłaś z drugiej części.
Mniej - więcej wiem, o co chodzi. Niestety bardziej mniej, niż więcej, co pewnie było Twoim sprytnym zabiegiem. Ich relacja robi się pokręcona, niemal chora. I to mi się podoba. To podobne uczucie, jak podczas oglądania filmu, gdy z rumieńcami na twarzy wyczekujemy kulminacyjnego momentu, ale bohaterowie nie umieją się do tego zabrać. Często mówię wtedy ( w myślach, lub na głos) " Na co czekasz, głupia! ", albo "Zrób coś z tym, durniu!". Nie wiem, czy zrozumiałaś tą wypowiedź, bo jest dosyć chaotyczna, ale chodzi mniej więcej o to, że im bardziej złożone i pokręcone są relacje między ludźmi, tym bardziej wciągamy się w tą sprawę i dopingujemy. Teraz nie mogę się od tego uwolnić, tak samo, jak na koniec Romea i Julii zawsze będę szeptać "Ona żyje! Ona żyje, nie zabijaj się!"
Dziękuję. Bardzo. Bardzo bardzo.
Vena. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Misty butterfly
Wilkołak
Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 228 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 17:31, 05 Gru 2009 |
|
Ooo nastepny rozdzialik;) A raczej jego czesc...
Bardzo podobaly mi sie rozdzialy oczami Jacoba ale ciesze sie ze wrocilas narazie do Belli bo bylam ciekawa jak ona zareaguje na jego zachowanie...Idzie na randke Edwardem? Myslalam ze odpuscila ja sobie, ale w sumie sie ciesze to moze byc ciekawe... W twoim opowiadaniu Edward wydaje mi sie taki nieco Mike-waty...
Sama nie wiem...;)Pojednanie Jazza i Jacoba mowisz? To na pewno bedzie ciekawe;) Ja osobiscie czekam na przelamanie lodow miedzy B&J...Poczekamy zobaczymy... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Zmierzchowa fanka
Wilkołak
Dołączył: 15 Maj 2009
Posty: 103 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 41 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spod pióra S. Kinga
|
Wysłany:
Pon 22:12, 07 Gru 2009 |
|
Antalya, mam nadzieję, że ten krótki fragment tekstu pozwoli Ci odrobinę zrozumieć Bellę (oczywiście jeśli go przeczytasz), bo uwierz, nie łatwo wracać do wspomnień. Jednak cieszę się, że zostawiłaś tutaj swoją opinię, bo wiem, że przynajmniej mój ff nie jest Ci obojętny i mimo wszystko starasz się pomóc a nie zaszkodzić albo mi ubliżyć. Dzięki.
Kristenhn, Twój komentarz zadziwił mnie najbardziej ze wszystkich, jestem teraz z siebie taka dumna, że chce mi się zaklaskać uszami i tańczyć, serio, skaczę do sufitu. Takiej pochlebnej opinii na pewno się nie spodziewałam i właśnie dlatego tak trzęsę się przed dodaniem drugiej części, a korci mnie. Jeżeli Cię zawiodłam serdecznie przepraszam.
Czy naprawdę muszę odpowiadać każdej z osobna? Jesteście cudowne i tyle, gdybym mogła napisałabym Wam dłuuugi list z podziękowaniem, ale zupełnie nie mam pojęcia co by się w nim znalazło. Wysłałabym też kwiaty, ale mam adres tylko jednej osoby, chyba że podacie mi swoje.
Dobra, już się nie rozwodzę dłużej tylko daję Wam nowy rozdział, moje ukochane Silniki.
Rozdział dedykuję mojej Becie, która najwyraźniej nie wierzy w swoje możliwości i szybkość sprawdzania, zawsze mnie zaskakuje, na przykład ten rozdział miał być na wtorek popołudniu.
Beta: Fresh
Piosenka: [link widoczny dla zalogowanych]
ROZDZIAŁ DWUNASTY (II część):
(Jasper)
"Powiedziałaś: ‘Teraz już nie jest tak samo
Być zdobywanym’
[...]
I powiedziałem, że dobrze to znam.
Ten sekret, o którym wiemy
Ale nie potrafimy go wyjawić
Kocham Twoją godność
Kocham Twoją zuchwałość
Co to za hałas na górze, kochanie?"
Dziennik sir Jaspera:
Kretyn, kompletny...
Przycisnąłem długopis tak mocno, aż przedziurawił kartkę.
I chociaż tak bardzo pragnąłem, chciałem żeby była blisko...
Przełknąłem ślinę, głośno, byłem tak ckliwy.
...mnie. Byłem oficjalnym kretynem.
Zaśmiałem się do siebie.
I chociaż byłem na jej każde skinienie. Wierny jak pies. To niesprawiedliwe, bo nikt nigdy tak na mnie nie działał.
Pokręciłem głową na własną głupotę.
Nie musiałem, a chciałem, otaczać ją niezbędną troską. Musiała funkcjonować, a ja byłem skłonny funkcjonowanie jej zapewnić. I chociaż miałem kiedyś p...
Przerwałem, ponieważ za drzwiami rozległo się niepewne, cichutkie pukanie. Tylko jedna osoba w taki sposób prosiła o wejście do środka. Szeroki uśmiech wstąpił na moje usta, tam już pozostając i nie dlatego, że tak wypadało. Chciałem codziennie dawać jej uśmiechy w każdej postaci i z każdej mało oczywistej okazji. Zatrzasnąłem dziennik i walnąłem go na łóżko. W skowronkach podbiegłem do drzwi, otwierając je na oścież. Oczy prawie wyszły mi z orbit, bo to była moja Bella, ale...
Czy naprawdę miała takie idealne kształty, czy tylko ja byłem na tyle ślepy, żeby tego nie zauważać? Miała od zawsze. Pierwszy raz widziałem ją w czymś, co opinało ją na tyle, że nie wyglądała jak bezkształtne, skulone biedactwo którym była. Kobieta to dobre określenie. Nigdy nie wątpiłem w to, że kobietą była, bo mimo smutnego i zmęczonego wyrazu twarzy była piękna. Mój zachwyt opuścił usta, ale to było dość kłopotliwe dla naszej dwójki.
- Wyglądasz prześlicznie – wydukałem.
Spłonęła tym swoim rumieńcem, kochałem to. Wymusiła obojętną minę, ale widziałem, że próbuje się nie uśmiechnąć.
- Weź spadaj – mruknęła.
Usunąłem się, żeby nie tarasować jej przejścia. Władowała się już bez skrępowania do naszego wspólnego „światka”. Zamknąłem za nią drzwi i obserwowałem jak ściąga buty i siada na moim łóżku, odsuwając notes. Sam zagrzałem miejsce na krześle, które wcześniej zajmowałem. Potargałem sobie włosy.
- A to...
- Dzisiaj mam tę nieszczęsną randkę. - Wywróciła oczyma.
Teatralnie puknąłem się w czoło.
- No tak – powiedziałem. - I ty sama... - zacząłem.
- Alice mnie dorwała – ponownie mi przerwała.
Kiwnąłem głową.
- W czymś ci przeszkodziłam? - zapytała.
- W niczym szczególnym.
Mrugnęła.
- Czyli pisałeś dziennik. - Zachichotała.
- Hej, ja nie kwestionuję tego, co ty robisz. - Udałem obrażonego.
- Bo zawsze użalasz się razem ze mną. - Wyszczerzyła się do mnie.
Odwzajemniłem się tym samym. Wbrew pozorom użalanie się z Bellą jest zajmującym zajęciem.
Właściwie lubię to, bo za każdym razem jesteśmy tylko my. Nasza dwójka jest dość popapranym wzorcem przyjaciół. I nie chodzi mi tutaj o to, że nie zataczamy codziennie błędnego koła, naskakując na tych złych, którzy może i tak bardzo nie szkodzą, ale po prostu istnieją. No i się śmieją. A to jest zarezerwowany dla osób, które cierpienia doświadczają bądź doświadczyły kiedyś. Jakby katharsis. Odkupienie winy, ale ludzie zasad się nie trzymają. To wiadome. Trzeba iść zakrętami, a nie prosto, bo będzie za łatwo. Nastolatki znajdą coś śmiesznego nawet w rzeczach zupełnie poważnych. Faktycznie, nazywa się to głupawką i jest bez sensu, powszechnie znana i zazwyczaj nierozróżniana od poczucie humoru.
Ja i Bella śmiejemy się, ale później wracamy do tego, co prawdziwe, nie możemy sobie pozwolić na więcej. Wygląda na to, że rozwojem przypominamy czterdziestolatków, mało szalonych i poważnych. Ale lubimy to, jak już wspomniałem - to jest nasze.
- Kiedy masz to „wyjście”? - Nie byłem do końca pewien swojej ciekawości.
Celowe zastąpienie słowa „randka” nie przeszło obok niej niezauważone. Wiedziałem, że nie lubi używać tego zwrotu. Właściwe nazywanie rzeczy po imieniu też przychodziło nam z trudem. Oczywiste słówka i zagadnienia były zbyt trudne. Byliśmy inni pod każdym względem, krętość ścieżki jaką obraliśmy czasami mnie zadziwiała.
Wzruszyła ramionami i spojrzała na zegarek, który okupował jedyny wolny skrawek ściany. Resztę zajmowały moje pseudo dzieła, które o dziwo Belli się podobały.
- Za godzinę. - Jak zawsze słowa opuściły jej usta niepewnie i złożona prawda biła z nich jak stos cegieł.
Ona była pewna co do swoich zamiarów, nie bała się też Edwarda. Obawiała się tylko tego, że być może na kilka godzin wstąpi do świata, w którym nie była tak długo. Być może w nim utonie, a ja to rozumowanie znałem doskonale. Tyle czasu uciekała od tego chaosu, a teraz zamierza skoczyć od razu na głęboką wodę. Wychyla nieco nos zza walki z sobą samą, to musi być trudne.
- Edward jest w porządku, inaczej bym cię nie puścił albo żądał tego, żebym ci towarzyszył, co jak wiadomo, jest niemożliwe – powiedziałem wszystko szybko i bez zająknięcia, ponieważ byłem zupełnie przekonany, że ona tego potrzebowała. - Wiesz, że mogę się gdzieś schować i złamać mu nos, jeżeli tylko dasz mi znak, żebym to zrobił?
Zaśmiała się. Nie byłem do końce pewien, czy powiedziałem to w żartach. Nie, to była prawda przewlekana śmiechem. Gdyby on coś jej zrobił - cokolwiek - chodziłby bez zębów. Załatwiłbym to z nim tak jak z Jacobem i chociaż później przez dwa dni musiałem trzymać rękę w lodzie, bo drań miał cholernie twardą szczękę, nie żałowałem ani trochę. Zrobiłbym to jeszcze raz i kolejny, gdyby tylko była taka konieczność.
- Dzięki, Jazz. - Spuściła wzrok.
Znałem ten gest doskonale, to był jej osobisty objaw szczerości. Byłoby niesprawiedliwe, gdybym skłamał, mówiąc, że tego nie lubię, bo lubię bardzo. Jej szczerość i te małe rzeczy, dzięki którym wydaje się bardziej niewinna i delikatniejsza niż większość ludzi.
Odchrząknąłem i rozsiadłem się wygodniej na krześle.
- Co u Alice? Dawno jej nie widziałem.
Siostra Edwarda była słodką istotą, na tyle miłą, że Bella zaczęła uważać ją za swoją przyjaciółkę. Otwierała się coraz bardziej i wpuszczała pojedyncze jednostki do swojego małego światka, a ja byłem tym dumnym kretynem, który miał zaszczyt się tam znaleźć. Razem z Alice otaczaliśmy ją niezbędnym murem. Rozmawiałem z nią kiedyś, wtedy przestałem uważać ją i jej brata za zagrożenie dla Belli.
- Jest w porządku, chyba. Zaczęła umawiać się z Jamesem. - Uśmiechnęła się. - Jest bardzo zadowolona i nawet Edward mniej na niego narzeka.
- Przyzwyczaił się? - zapytałem.
- Raczej nie ma wyjścia. - Zachichotała uroczo, a ja musiałem zacząć się szczerzyć, te dźwięki zawsze tak na mnie działały. - Znając Alice, pewnie ma już zaplanowaną całą przyszłość.
- Włącznie z domem i dziećmi – podsumowałem za nią.
- Pewnie tak. - Kiwnęła głową. - Słuchaj, muszę mieć kogoś, kto przećwiczy ze mną rolę na przesłuchanie. - Wyciągnęła z tylnej kieszeni świstek papieru. - Mam się tego nauczyć, partnera przydzielą już w trakcie.
- Jestem do twojej dyspozycji. - Wziąłem od niej kartkę.
- Nauczyłam się pierwszych linijek i uważam, że scena, kiedy Julia jest na balkonie, jest zupełnie bez sensu. - Prychnęła. - Czy oni nie potrafili się normalnie porozumiewać?
- Masz na myśli takie mówienie wprost? - dociekałem.
Kiwnęła głową, oczekiwała wytłumaczenia. Nabrałem głośno powietrze.
- No wiesz, gdyby mówili prosto z mostu, to nie byłoby to samo. Swoje uczucie opisywali błahostkami. Porównania i metafory zawsze mają ukryte znaczenie.
- Może po prostu byłoby krócej – mruknęła.
Parsknąłem.
- Możliwe. - Zagryzłem wargę i przeczyściłem gardło, spojrzałem na tekst przede mną i na moją towarzyszkę. - Ty zacznij. - Wskazałem na nią brodą.
- Okej. Ekhm... - Zmrużyła oczy.
- Jakeś tu... - Gestem dłoni nakazałem, żeby kontynuowała.
- Ach! No tak. - Westchnęła. - Jakeś tu przyszedł, powiedz mi, i po co? Mury ogrodu trudne i...
Uniosłem brwi, a ona przerwała.
- No co? - Założyła ręce na piersi i wydęła dolną wargę.
- Mówisz jak do taksówkarza o tym, że droga, którą przyjechał, jest dziurawa – zaszydziłem. - Och, taksówkarzu, jak to zrobiłeś, że dojechałeś bez szwanku, panie, jestem pod wrażeniem – przedrzeźniałem ją i chyba mi to nie wychodziło.
- Nie mam takiego głosu. - Zrobiła obrażoną minę.
Wzruszyłem ramionami.
- Wcale nie chcę, żeby mnie przyjęli. - Skrzywiła się.
- Rozumiem, ale postaraj się chociaż trochę, żeby cię nie wywalili.
Uciekła wzrokiem, a później skinęła głową i ponownie odchrząknęła.
- Jakeś tu przyszedł, powiedz mi, i po co? Mury ogrodu trudne i wysokie. I śmierć tu czyha, zważywszy, kim jesteś... - mówiła płynnie i pięknie.
Tym razem - bez zająknięcia, sprawiała mi przyjemność głosem i tonem jaki obrała. Miałem wrażenie, że tym razem mam do czynienia ze starą Bellą, tą, która kiedyś mieszkała w tym ciele. Z Bellą sprzed tragedii. Rozpierała mnie duma z tego, że ukazała mi się pod postacią całkiem inną i niepamiętliwą. Zanim się obejrzałem, skończyła swoją kwestię, więc zabrałem się za recytowanie własnej i nie szło mi to tak zgrabnie jak jej, ale zwracałem się wprost do jej duszy, bo chciałem, żeby wzięła kwestię Romea do siebie. Pragnąłem, aby wypowiadane teraz słowa były nasze – Jaspera i Belli.
- Lotem miłości łatwo mur przesadzić. Kamienie uczuć moich nie wstrzymają. Miłość na wszystko waży się, gdy trzeba...
Tylko raz skomentowała, że teksty są zupełnie głupie i wstawała bezceremonialnie, naśmiewając się z cytatów zawartych na kawałku papieru, który wciąż ściskałem w dłoni. Tylko raz skrzywiła się na słowo „miłość” i powiedziała, że się poddaje. Później szło nam jak z płatka.
Przez niecałą godzinę uspokajałem ją, prosiłem, żeby się opanowała, mówiłem, jak dobrze jej idzie i wspierałem na każdym kroku. Robiłem to, co zawsze. Podobało mi się, że zawarliśmy z Bellą niepisany pakt i cieszyłem się z każdej sekundy, którą spędziłem w jej obecności. Po czterdziestu minutach ponownie wstała, tym razem spokojnie, ale na jej twarzy malował się niepokój.
- Muszę iść. - Spojrzała na zegarek jakby miała nadzieję, że czas się zatrzymał i będzie mogła zostać.
- W porządku – odpowiedziałem. - Mam cię odprowadzić?
Potrząsnęła głową.
- Poradzę sobie – mruknęła.
- Dobrze. - Zacisnąłem usta.
Ruszyła do wyjścia. Otworzyła drzwi i pomachała mi.
- To do zobaczenia.
- Jasne. - Uśmiechnąłem się, chcąc dodać jej otuchę.
Zatrzasnęła drzwi, a ja znów zostałem sam. Podszedłem do łóżka, po drodze łapiąc długopis. Dopadłem swój dziennik i otworzyłem go tam, gdzie skończyłem pisać.
I chociaż miałem kiedyś pewność, że podoba mi się Rosalie, gdy spotkałem Bellę… pewność się rozwiała, bo tamta nie była już warta mojej uwagi. Teraz chcę zapewnić mojej przyjaciółce ochronę, a moim osobistym, skrywanym marzeniem jest to, abym mógł dotknąć ją. Wyleczyć i postawić na nogi, bo...
Odetchnąłem głęboko.
...byłem oficjalnie zakochanym kretynem. Problemem jest to, że nie mogę ruszyć mojego maleństwa.
Zrezygnowany odłożyłem długopis na bok i przymknąłem powieki, nawet nie wiedziałem, dlaczego byłem taki zmęczony.
Wiedziałem tylko, że było dla mnie za późno.
Kilka godzin później:
Obudziłem się dziwnie zdrętwiały i obolały. Ręce miałem cały czas pod ciałem, więc musiałem się trochę namęczyć, żeby odzyskać w nich czucie. Kiedy tylko mogłem zacisnąć dłoń w pięść, wyjrzałem przez okno. Niebo było ciemne jak smoła. Zaburczało mi w brzuchu i kiedy tylko wstałem, żeby wziąć sobie coś do jedzenia z lodówki, ktoś zaczął walić w drzwi. Z pewnością robił to nogą i to z całej siły. Rzuciłem się w stronę hałasu, żeby opierniczyć intruza, ale gdy tylko je otworzyłem - krzyk uwiązł mi w gardle.
Jacob Black stał na korytarzu, a na rękach miał moją Bellę, skuloną. Najdziwniejsze było to, że najwyraźniej była ona nieprzytomna i owinięta w kurtkę Blacka. Twarz miała czerwoną, zapłakaną.
- Wpuść mnie, do kurwy – warknął i nie czekając aż coś odpowiem, pchnął mnie barkiem, a następnie wszedł do środka.
Położył jej bezwładne ciało na moim łóżku i zdjął koc z grzejnika, po czym dokładnie ją otulił. A ja stałem jak sparaliżowany i nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Olbrzym odwrócił się w moją stronę.
- Zamknij je. - Wskazał brodą na drzwi.
Posłusznie zrobiłem to, co mi powiedział. Byłem tak oszołomiony, że nie potrafiłem nawet wykrztusić zwykłe 'spadaj'. Po prostu stałem i czekałem na wyjaśnienia.
"I na koniec Twych wszystkich słów
Kto będzie Cię kochał?
Kto będzie walczył?
Kto spadnie daleko w dal?" |
Post został pochwalony 2 razy
Ostatnio zmieniony przez Zmierzchowa fanka dnia Nie 15:14, 17 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Maya
Wilkołak
Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!
|
Wysłany:
Pon 22:31, 07 Gru 2009 |
|
O, zgrozo.
oddychaj..no już, Wdech, wydech...
O ja cięęę......
Jasper: Mój kochany, kochany... Ale jak mogłaś mi to zrobić ? Zakochał sie... w Belli. Jak magłaś, a ?? To teraz ja już nie wiem.. ja już nie wiem czy chce, żeby Bells była z Jacobem, czy z Jazzem... pfff, masakra jakaś normalnie... byla bym zapomniała, reakcja gdy ja zobaczył, fajnie podoba mi sie :) Taak, kurcze sympatycznie napisane i te ich rozmowy, to zrozumienie, S.Mayer może cie po stópkach całować.
Bella: Fajnie :) Otwiera się. Jest lepiej, ale kto wie co będzie po tym incydencie, ale o tym póżniej. A i nie, nie wcale sie nie uśmiecha, ale do Jaspera to sie wyszczerzy :)
Jacob: No, zależy mu na Belli, tu też przełom. Dobrze, dobrze, przyniósł ją, utulił w kurteczke, w kocyk, fajnie :)
No więc... uwaga, teraz co do końcówki...
Ja coś czułam ! Czułam, że coś sie stanie ! Nie wiem co ! Ale wiedziałm że wydarzy sie coś i to nei bedzie nic dobrego....
Mogę tylko stawiać, że Edward poprostu pewnie próbował sie dobrac do Belli, ale ... no. Iszzzz ty, ja.nie.lubię.Edwarda. Grrr poprostu NIE !
Ajajjaj, fiu fiu, do czego to doszło... No i dalej...
JAK mogłas zakończyć w takim momencie
Ty. Ty. Ty prefidna bestyjko ty ! :)
Pfff, dobra poprostu jakaś masakra, dziewczyno jesteś genialna, ja już nie mogę, chciało by sie tu pod każdym rozdziałem zostawić komenta, ale ja już nie wiem co pisać, a jak nic nie napiszę to mi sie poprostu koszmary śnią po nocach... No więc, jeżeli przy następnym komentarzu będa same słówka, typu: Cudo. Rewelacja. Brawo. Owacje na stojąco. Klaniam sie nizutko itp itd to mam nadzieję że sie nie obrazisz
Ale pewnie jeszcze przejadę sie na pewniej osóbce co zrobiła coś Bells
ufff
więc jeszcze pozostaje mi tylko jedna sprawa, taka jedna pochwałka:
Napisałaś:
Jestem w Twoim podpisie! Powinnam Ci kliknąć dziesięć pochwał, zawsze puchnę z dumy jak czytam to co mi napisałaś, poprawiasz humor i zachęcasz do pisania.
Tiii, Tiii, Ty ! Nie przginaj, dzisięć pochwał ? pfff, wystarczy mi, że ciebie to cieszy, że venka jest, i humorek:) Jasne, że mi miło, ale bez przesady :)
Edit(któryś już tam xD)
Zmierzchowa fanka napisał: |
Na pewno KTOŚ zginie, KTOŚ ucierpi, KTOŚ się zakocha, KTOŚ się załamie i KTOŚ oberwie po bebeszkach.
|
Kto Kto Kto zginie ? edek ??? niee, chyba nie, może jakiś uczeń.
Ucierpi, stawiam że chodziło o Bellę.
Zakocha, stawiam iż o Jaspera.
Załamie, hmm nie wiem. Może znowu Bella.
Oberwie, hmm stawiam iż Edek^^
No to zdrówko
Pozdrawiam cieplutko i ave venka i ten no ave czas, którego zawsze jest za mało. a i ave ochota i ave dobry humorek. jej, ile tych avów xD
No to jeszcze Ave zmierzchowej fance miłościwie nam tu panującej^^
Edit (jeszcze coś mi sie przypomniało...)
ale, boże. boże. boże. Właśnie coś sobie uświadomiłam.
Ty chyba nie uśmiercisz Jaspera ???????? co ??? Nawet.nie.prubój.
Chyba, że chcesz złamać mi serce. O.
Twój Black. Whitlock. Twój Black. Whitlock. Twój Black. Whitlock. ....
i co ja mam teraz robić ? Kocham tego mega sexy brutala, ale Jazz, ochh Jazz to mój ulubieniec i jeszcze ten którego ty wykreowałaś, fiu fiu miodzio i co ja pocznę ... przecież nie możesz złamać uczuć Jaspera, co ?
Masakra. Wymyśl, coś bo ja tu poprostu, och araz wybuchne i jeszcze wyobrażnia wysyła mi tyle czarnych scenariuszy, że....no.
Jedno tylko: Zakaz uśmiercania Jaspera. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Maya dnia Pon 0:38, 14 Gru 2009, w całości zmieniany 6 razy
|
|
|
|
volturiana
Dobry wampir
Dołączył: 10 Gru 2008
Posty: 624 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 36 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Volterra
|
Wysłany:
Pon 23:09, 07 Gru 2009 |
|
No więc tak po pierwsze: zostawiłaś nas tu wygłodniałych :D I założę się że nie tylko ja mam niedosyt :D
Po drugie huh, nie wiem jak mam to ująć z ładem i składem żeby to KK przypominało. Ale zacznę od tego że cieszę się z tego jak przedstawiłaś uczucia Jaspera - to nie był wybuch w stylu: " oh, Bella ma randkę z Edwardem - muszę go obłożyć! Oh, Jake się kręci - ten podły drań! Uh, Oh Ah, Moja Bella. " - tutaj to było takie bardziej dojrzałe, może nie w 100% pewne uczucie ale szczere, pełne takiej troski, przyjaźni. Choć nie powiem jemu samemu chyba tez jest ciężko.
Alice z Jamesem? W sumie Jasper nie zareagował jakoś nadzwyczajnie i może gdyby Bella nie była tak podnerwicowana to może by to zauważyła.
No i koniec - Boże ! Dlaczego ?! Ja nie mam nic to Jake - jego postać jest trudna do rozgryzienia - ale czemu się pojawia w takich momentach? Coś ich stawia sobie na drodze, zawsze przypadkiem i ciekawe co tym razem się stało. Myślę że to nie może być sprawka Edwarda choć, yhm obawiam się że ktoś, coś Belli zrobił no a Jake pojawił się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Ciekawi mnie tylko co ta no Edward ...
Podsumowując - leżę u Ciebie na wycieraczce pod drzwiami i czekam aż zarzucisz kolejną porcją |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kristenhn
Wilkołak
Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 206 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 30 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pon 23:36, 07 Gru 2009 |
|
Na początku zaznaczę, że nie myślałam o Jasperze w ten sposób, nigdy nie sądziłam, że mógł zakochać się w Belli, bo poza przyjacielską pomocą i troską nie dostrzegałam niczego więcej. Oczywiście miałam świadomość, że może ją kochać, ale jako przyjaciółkę. Jednak w większości przyjaźni damsko-męskich następuje moment, kiedy jedno z nich się poddaje i wyznaje drugiemu miłość. Więc to zrozumiałe. Tym bardziej, że Jasper był dla Belli pierwszą osobą, której mogła zaufać, zwierzyć się, opowiedzieć o swoim strachu, bólu, cierpieniu.
Rozdział pisany z jego perspektywy był... ciekawy, bardzo. W końcu mogliśmy wejść w jego duszę i przekonać się, o czym tak naprawdę myśli. Jasper jest dobrze wykreowaną postacią, tak mi się wydaje. Od samego początku go polubiłam.
Jednak (tak, tak, zawsze muszę mieć jakieś "ale") moim zdaniem było stanowczo za mało opisów. Nie mówię o jakości, bo jest ona w porządku, opisy mi się podobały bardzo. Ale ilość mnie przeraziła, niestety w ten niedobry sposób. Chciałabym jeszcze głębiej wniknąć w duszę Jaspera, dowiedzieć się jeszcze więcej. Wiesz co mam na myśli?
Zastanawia mnie też, co przytrafiło się Belli i skąd, do cholery, pojawił się tam Jacob? Mam nadzieję, że to wszystko nie przez Edwarda, jednak kobieca intuicja mówi mi, że tak może być. Tylko proszę, nie rób z Edwarda większego idioty niż już nim jest. Bo w tej postaci też widzę pewną nieścisłość. Mianowicie - Jasper uważa go za dobrego chłopaka, co więcej! Pozwala mu się spotkać z Bellą, jego małą, kochaną przyjaciółką, która zasługuje na wszystko, co najlepsze. A we wcześniejszych rozdziałach miałam wrażenie, że Edward jest zwykłym idiotą. Mogę to porównać do odbierania przeze mnie postaci Alice, o czym pisałam w poprzednim komenatrzu.
No, myślę, że już dość namieszałam w tym poście i mam nadzieję, że nic nie pokręciłam i da się mnie zrozumieć.
Stawiam ostateczne pytanie, którym podsumowuję mój komentarz: co zrobi Jasper? |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kristenhn dnia Wto 9:14, 08 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|