|
Autor |
Wiadomość |
Juliann
Człowiek
Dołączył: 05 Wrz 2009
Posty: 74 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z kątowni:)
|
Wysłany:
Pią 21:29, 05 Lut 2010 |
|
Znam i pierwszy, i drugi cytat z drugiej części. Bardzo je lubię;-).
Ja może o jednym bohaterze... Jacob zaczyna się zmieniać, to widać. Aczkolwiek wydaje mi się, że trochę gubi się w swoich uczuciach. Raz nienawidzi Belli, innym razem ją kocha, lub odczuwa obie te rzeczy równocześnie (oczywiście opisy owych uczuć mnie urzekają^^). Właściwie to on nienawidzi jej za to, że ją kocha. O tak może.
Jeśli chodzi o początek pierwszej części:
Cytat: |
Piękna melodia. Światła widziane z okna jadącego samochodu. Śnieg pokrywający ziemię. Neony sklepów migoczące w oddali. Śmiejące się dziecko. Rytm twojego serca. Zapach czekolady. Smak mandarynek. Drogowskaz wskazujący właściwą drogę, ścieżkę. Zimna dłoń na rozgrzanym policzku. To wszystko jest zwyczajne. Czyżby? Nie jest piękne. Naprawdę? Zastanów się. A czy zyska na wartości, kiedy zniknie? Nie z powierzchni ziemi, ale z zasięgu twojego wzroku. Stracisz to, a wtedy nabierze tych wszystkich niesamowitych cech. Widzisz to? Ja tak.
Uświadomiłam sobie, że czas wyznacza granice. Granice miłości. Przyjaźni. Smutku. Rozpaczy. Desperacji. Pożądania. Tragedii. Szczęścia. Nadziei.
Mi też je wyznaczył. Czas może wszystko. Dosłownie wszystko. Może ci się wydawać, że to ty pracujesz nad tym, co zrobisz, że kontrolujesz cyfry, litery, zdania, uczucia. Panujesz nad swoim następnym krokiem. Jednak tego nie robisz. I w głębi duszy wiesz, że mam rację. Bo kiedyś znikniesz i zapanujesz nad tym. A ja być może, ale tylko być może, zniknę z tobą. |
to powiem tylko, że zobaczyłam własne przemyślenia ubrane w słowa. Jak przeczytałam ten fragment, aż mi zaparło dech Hej, ja skądś o tym wiem, przecież myślałam o tym. Nawet znam to...? Trochę dziwnie tak sobie to uświadomić.
Zauważyłam też, że piszesz krótkie zdania. Przytoczę dwa przykłady:
Cytat: |
Fałszywość ludzi jest czymś normalnym. Powszechnie przyswajalnym. Milczenie robi z człowieka dziwaka. Pojedyncze jednostki, takie jak ja, są nietolerowane. |
Cytat: |
Ja wiem, że ona dojrzy. Zobaczy to wszystko na nowo. Tak, jak ja. Wiem, że nie będzie lepiej. To jest już niemożliwe. Jednak teraz otworzę nową stronę, zaostrzę nowy ołówek, zapiszę nowy życiorys. My utworzymy kolejną alejkę życia. Dla nas nieznaną, ale z daleka piękną. Z bliska też. Zapoczątkujemy nową kategorię naszego szczęścia. Kocham tę myśl. Nie mam pojęcia, w jaki sposób i kiedy wyzbyliśmy się tej wzajemnej nienawiści. To takie pokręcone. Już jej nie ma. Moje myśli wypełnia nowa fala. |
Atam, dobra, nie czepiam się. Szczerze mówiąc, również mam małą tendencję do pisania w ten sposób, jak coś ''tworzę''. Chodzi mi po prostu o to, że tak mi się rzuciło w oczy podczas czytania, ale uważam, że to nawet tu pasuje;>.
/albo takie wrażenie, albo już ktoś o tym pisał.../
Aktualnie nie mam bladego pojęcia, co może się dziać dalej-u mojej skromnej osoby plus za to, ponieważ nie lubię wiedzieć (domyślać się) co będzie później w opowiadaniach (cóż za zdanie!).
Zmęczona już jestem i wyszło co wyszło. Pozdrawiam+weny |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Misty butterfly
Wilkołak
Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 228 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 22:16, 06 Lut 2010 |
|
O rany, powalilas mnie tym rozdzialem;)
Kocham Rock i Nirvane i klasyczne horrory i kocham ten rozdzial;)
Pierwszy powodem jest to, ze Jake wkoncu otworzyl oczy...
Oczywiscie juz wczesniej zdawal sobie sprawe z tego, ze cos go do Belli ciagnie, ale przez tak dlugi czas chowal sie za murem obojetnosci, ze nie chcial do siebie dopuscic tej mysli...
Nienawidzi ja za to ze ja pokochal...
No bo jak? Zyl sobie samotnie, ze swoimi problemami i koszmarami z przeszlosci, wykreowal siebie na zimnego dupka, ktory byl wyprany z wszystkich uczuc. Mial taki swoj swiat do ktorego nikt inny nie mial dostepu. A tu nagle pojawia sie taka mala, krucha, nie wyroznajaca sie dziewczyna i wywraca jego swiat do gory nogami. Przywraca bolesne wspomnienia, zdaje sie dokladnie wiedziec co czuje i jaka walke toczy sam ze soba a na dodatek budzi w nim na nowo uczucia, ktore uwazal za umarle i niedostepne dla niego;)
Druga rzecza jest to, ze wkoncu zaczeli NORMALNIE rozmawiac;)
I co lepsze okazalo sie ze maja wiele wspolnego. Bella wypalila z tymi bajkami i tu takie zaskoczenie;) Chichoczacy Jacob;) O tak to niewatpliwie musial byc uroczy widok;) Kurcze ta Kate jest niezla, ja tez myslalam na poczatku ze to jakas cholernie nudna wypicowana baba, a tu prosze;)
Teraz bede myslec o tym co dalej sie wydarzy...Tak mnie ciekawosc zzera;) Wiec Veny i czasu;) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Annie_lullabell
Zły wampir
Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 292 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk
|
Wysłany:
Pon 8:57, 08 Lut 2010 |
|
Nie ma to jak rozpocząć nowy dzień, tydzień, siadając do komputera i czytając twoje opowiadania. Świetny rozdział w sam raz na poprawę humoru.
To teraz tak. Uwielbiam, kiedy piszesz w narracji Jacoba. On jest wtedy taki prawdziwy do bólu. Bella też, ale wolę taką bezpośredniość Jake'a. Muszę przyznać, że zaskoczyłaś mnie tym rozdziałem. Myślałam, że jeszcze trochę się ze sobą pomęczą, a tu taki zwrot akcji, że jednak trzeba mieć nadzieję i się nie poddawać.
Strasznie mnie rozbawił motyw wampirów, wilkołaków i king konga. Ciekawe to było. ;]
Życzę ci jeszcze mega weny i mam nadzieję, że szybko coś dodasz.
Pozdrawiam, Annie ;* |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Annie_lullabell dnia Pon 9:00, 08 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Fresz
Gość
|
Wysłany:
Wto 8:25, 09 Lut 2010 |
|
Mówiłam już, że podobają nam się te same piosenki? Jeśli nie, to teraz o tym zaznaczam. Szczególnie pierwsza wzbudza we mnie takie miłe odczucia i wspomnienia... A mówiłam już, że kocham Twojego Jacoba? Pewnie tak, ale mogłabym to zaznaczać pod każdym rozdziałem z jego perspektywy. Dobrze, że podzieliłaś ten rozdział na części, dzięki temu mogliśmy poznać zdania i Belli, i Jacoba na ten sam temat. Podoba mi się, że powoli zaczynają rozumieć, co ich łączy... Jake zaczął się przełamywać...
Tworzysz świetne opisy i ten rozdział wcale nie był słaby
Mam nadzieję, że zakrętasy losu wyprostują się Tobie i Twoim bohaterom.
Pozdrawiam i weny życzę!
PS. A tak swoją drogą to siedzi u mnie już kolejny rozdział ;]
PS2. Przepraszam, że tak krótko... |
|
|
|
|
Zmierzchowa fanka
Wilkołak
Dołączył: 15 Maj 2009
Posty: 103 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 41 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spod pióra S. Kinga
|
Wysłany:
Wto 15:25, 09 Lut 2010 |
|
Gwoli wyjaśnienia dla Juliann, jest dokładnie tak jak podejrzewasz, Jacob nienawidzi Belli właśnie za to, że ją kocha. Bądźmy szczere - koleś miał swoje, za przeproszeniem, popieprzone życie i nagle zjawia się "kurdupel", który rozwala cały jego niewyrobiony system wartości i wątpliwą pewność siebie.
Owszem tworzę krótkie zdania, bo, jeżeli tak to można ująć, mam już swój pseudo wyrobiony styl pisania i raczej się go trzymam. Jednak cieszę się, że mimo wszystko w miarę się podobało.
Wszystkie zawsze piszecie, że lepiej mi wychodzi perspektywa Jacoba, dlatego rozdział od strony Belli, chcę, żeby było tak samo dobrze, jak w drugim przypadku. Skoro mam się uczyć, robię to na swoich błędach.
Jak zawsze dziękuję za tak miłe opinie, chociaż przyznaję, że trochę się zawiodłam, nie na Was, a na sobie, bo nie skłoniłam widocznie do wypowiadania się.
Starałam się subtelnie przypomnieć, że Wasze opinie dokarmiają wenę, ale chyba mi nie wyszło.
Mam nadzieję, że to Was nie zawiedzie, bo starałam się nad nim popracować. To mój królik doświadczalny, jeżeli mogę go tak nazwać. Po prostu wypuszczam bohaterów na trochę inne tory. Wiem, że to, iż tak szybko dodaję, może świadczyć o tym, że się nie starałam, ale... sami oceńcie.
Piosenka: [link widoczny dla zalogowanych]
Beta: wspaniała Fresh
ROZDZIAŁ SZESNASTY:
"Jeśli potrafisz spędzić z kimś pół godziny w zupełnym milczeniu i nie czuć przy tym wcale skrępowania, ty i osoba ta możecie zostać przyjaciółmi. Jeśli zaś milczenie będzie wam ciążyło, jesteście sobie obcy i nie warto nawet starać się o zadzierzgnięcie przyjaźni."
- Czyli to, co robicie, jest dobre? - zapytał Jazz, przewracając w palcach długopis i unosząc lekko brew.
Leżeliśmy na łóżku w jego pokoju. Z nogami wspartymi na ścianie.
- Absolutnie doskonałe – zgodziłam się.
Zamknęłam oczy i odgryzłam spory kawałek czekoladowego „Brownie”. Siedemnastoletni ślad mnie, był czymś, co mogłabym nienawidzić i kochać jednocześnie. Choroba, chociaż tak każąca, wcale mnie nie przerażała, a każdy postawiony krok był jak najbardziej właściwy. Ja sama chciałam żałować miliona rzeczy, których dokonałam lub o których nawet nie pomyślałam. Na przykład te czekoladowe „Brownie”, moja mama je kiedyś piekła, a ja nigdy. Powodów mogło być wiele, niektóre zmyślone, inne zupełnie przyziemne. Po prostu nie potrafiłam piec, ale były książki kucharskie, jednak ja nie potrafiłam...
To, że czasami zachowuję się jak osesek, nie znaczy, że bez własnego zdania idę przez upierdliwe życie. Nie muszę mieć poczucia humoru, żeby śmiać się z jakichkolwiek żartów. Fantazyjność, bystrość i inteligencja nigdy nie idą w parze.
Złośliwa anegdota kolegi nie ma prawa wyprowadzić cię z równowagi, bo bądźmy szczerzy – on gówno wie. Twoje pojękiwanie o idiotyzmie ludzi jest jak najbardziej na miejscu. Wiesz dlaczego? Ponieważ każdy kryje debila i u niektórych jest on głęboko schowany, a u innych wyrasta w kontaktach międzyludzkich. Jestem już chora i zmęczona kołataniem się po powłoce bomby atomowej, nie wiem, czy to dobrze, czy źle.
I nie mam pojęcia, czy to, że Jacob jest jak najbardziej w porządku – jest właściwe. Określenie kogoś takiego 'człowiekiem' jest niedopowiedzeniem. On ma istny brak jakiegokolwiek poczucia humoru, niesamowicie wybrakowaną wiedzę i w zanadrzu same nieśmieszne żarty. I dlatego jest taki doskonały, bo nie stara się być zawsze na przodzie i wyprzedać tych wszystkich, którzy zamieszkują planetę Ziemię. Chyba chodzi o to, żeby się wyróżniać i być jednocześnie sobą, a on jest w stu procentach. I to jest tak cholernie dobre.
- Chodzi mi o to, że on wie i zawsze wiedział o tym, że wszyscy są zdrajcami – orzekłam.
Usłyszałam znaczące chrząknięcie.
- Ja też jestem? - zapytał Jasper.
- Nie mówię tutaj o dziwolągach – stwierdziłam. - Tylko o tych wszystkich, tam, gdzie nie ma muzyki, rozumiesz?
Nic nie odpowiedział, rozumiał. Nic nie ma swojego uroku, to ludzie dostrzegają w niektórych rzeczach piękno, w swoim czasie.
Ja też dostrzegłam.
- Tak naprawdę ma własne zdanie, o wszystkim wyrobioną opinię – mówiłam dalej.
Nie taka znowu zła świadomość świata jest dość przyjemna, kiedy chce się powrócić do żywych. Bez niepotrzebnych ceregieli. Strach przed dotykiem podsyca pragnienie zrobienia krzywdy. Częste próby monotematycznych rozmów wciągały mnie w zamieszanie terapeutycznych zagrań. Ze strony mojej mamy. I taty.
- Zachowuje się jak dupek i nie chciałabym, żeby się zmieniał, rozumiesz?
Spojrzałam na niego. Wydął dolną wargę i wzruszył ramionami.
- No, chyba.
Zachichotałam.
Zdobywanie się na jakąkolwiek odwagę nie świadczyło o bohaterskiej duszy, której nie posiadałam. Nie miałam ani krzty rozsądku i opanowania i nie miałam zamiaru wytyczać sobie niepotrzebnych granic, które ograniczają się do roztropności.
System olewania jest okropnie analogiczny do systemu bycia olewanym, tylko ten pierwszy jest bardziej skomplikowany.
Tak naprawdę dzieci są nienormalne. Wyobrażają sobie jakiś świat i żyją w nim. Potrafią być wszystkim, czym zapragną. Od latającej wróżki do wielkiego przedsiębiorcy, chociaż nie wiedzą dokładnie, co to drugie oznacza. Dziewczynki bawią się w mamusie, wkładają sobie poduszki pod koszulkę i udają, że są w ciąży. Chłopcy bawią się samochodami lub kierując plastikowymi żołnierzami doprowadzają do krwawej jatki. I nikt ich za to nie upomina. Może ja też chciałabym poudawać kiedyś, że jestem księżniczką? Tylko dlaczego zostałabym uważana wtedy za wariatkę? W takim razie określenie 'dorosły' lub 'dojrzały', oznacza dla mnie 'ograniczony'. Mentalnie i fizycznie.
Dzieci nie są ograniczone, są wolne. I odzyskując moje wyzwolenie, będę dzieckiem. Nieskrępowana wolą innych i chorobą.
Przekręciłam się na bok, ściągając nogi i układając je w wygodny sposób. Spojrzałam w jego oczy, marszcząc brwi.
- Jak tylko to się skończy, to cię przytulę – stwierdziłam.
Jego twarz rozjaśnił promienny uśmiech.
- Cudownie.
Zachichotałam.
Nasze wspólne stosunki były naturalne. Rozmowy przychodziły gładko i nie były porównywalne do żadnej przyjemności. Po prostu samoistnie niezrównane. On był sam i to, że miał odrobinę lepiej ode mnie, zupełnie nie wykluczało go z kręgu cierpiących. Każde, nawet najmniejsze udręki są warte jak największej uwagi.
- Cholera, potrzebujesz mnie, Whitlock – zorientowałam się.
- Tak – odpowiedział jak najbardziej na poważnie.
Cisza jest często męcząca. Głośna od napięcia i niewypowiedzianych słów. To jest cisza zażenowania.
Jednak cisza ma też inne znaczenie. Może utwierdzać w przekonaniu, że twój rozmówca rozmyśla. Być może nad twoimi słowami lub nad zupełnymi bzdurami. To nieważne, jednak ta cisza jest zupełnie nie zawstydzająca.
Jest jeszcze jeden rodzaj ciszy, czyli moja i Jaspera. Nosi w sobie i pierwszą, i drugą opcję. Obie są dobre, nie tylko znośne, ale całkowicie przyjemne.
Wzdrygnęłam się, gdy poczułam, jak materac podskakuje gwałtownie do góry razem ze mną. Po chwili widziałam, jak Jazz robi niesfornego fikołka i niezgrabnie ląduje na podłodze. Zachichotałam, ale on zupełnie się tym nie zraził ani nie zakłopotał. Wstał tylko i zaczął chodzić w tę i z powrotem, całkiem jakby się nad czymś zastanawiał.
- Co jest? - spytałam.
- Musimy coś zrobić.
Stanął i zwrócił się w moją stronę, przyłożył palec do ust, zaciskając je uprzednio.
- Co masz na myśli? - Uniosłam brwi, zaczął zachowywać się jak wariat.
- Coś głupiego, mam na myśli coś głupiego.
Usiadłam, podwijając kolana pod brodę i unosząc kącik ust. Brzmiało nieźle. Właśnie od tego powinnam zacząć życie, od zrobienia czegoś głupiego. Z Jasperem.
- Okej, masz jakiś pomysł?
Zaśmiał się, próbując naśladować gości z horrorów. Demoniczny śmiech.
- To było żałosne – stwierdziłam, a mój głos zadrżał, bo próbowałam nie wybuchnąć mu śmiechem prosto w twarz.
- Zamknij się, Swan! Nie graj mi na nosie. - Pogroził palcem.
Uniosłam dłonie w geście poddania. Zbliżył się i kucnął przy materacu.
- Zjesz mięso – oświadczył.
Otworzyłam szeroko oczy i potrząsnęłam gwałtownie głową w zaprzeczeniu.
- Tak, zjesz mięso, to głupie.
- Nie robiłam tego od siedmiu lat.
- Ha! Czas na zmiany. Zeżresz ogromnego kurczaka razem z nóżkami, dzisiaj będziesz sadystką. - I znów demoniczny śmiech.
- Nie!
Absolutnie nie miałam zamiaru się na to nie zgodzić. Nie rozumiałam, dlaczego w ogóle mnie do tego zmusza. 'Nie tknę mięsa, o nie, nie, nie, nie, nie. Na pewno'.
- A później wykąpiemy się w rzece Hudson.
Wciągnęłam gwałtownie powietrze.
- Nie mówiłeś o łamaniu przepisów.
- Robiąc głupoty, musisz liczyć się z czymś takim – stwierdził, wstając.
- Nie zgadzam się, wymyśl coś innego. - Uparcie założyłam ręce na piersi i oparłam się plecami o ścianę, dając mu wyraźny komunikat, że jak chce - może iść sam.
- Bells, pakując się w kłopoty, będziesz miała ciekawsze to nowe życie.
- Nie zmusisz mnie. - Wzruszyłam ramionami, zaciskając zaciekle usta.
Westchnął zrezygnowany i przeczesał włosy dłonią.
- No dobrze, trudno.
***
- Ty przebiegła żmijo. - Zmrużyłam groźnie oczy, a później przeniosłam wzrok na ogromnego kurczaka na moim talerzu i z powrotem na zadowolonego z siebie Jazza. - Jak mnie do tego zmusiłeś?
Prychnął i nachylił się w moją stronę.
- Doskonale wiesz, że ja nic nie zrobiłem. Przecież nie zaciągnąłem cię siłą.
Oczywiście, że nie zaciągnął mnie siłą, nie musiał. Po prostu wprowadził niemy szantaż. Smutne spojrzenia, tysiąckrotne wymawianie słowa „szkoda”, wykręcanie dłoni i wmawianie mi, że teraz będziemy się nudzić. Jednak dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nigdy się nie nudziliśmy i dzisiaj pewnie byłoby podobnie. Ale on był tak cholernie dobrym manipulatorem, że wtedy nawet nie pomyślałam o robieniu czegoś innego.
To wszystko wcale nie jest takie niezwykłe, to kurczak. Ale dla mnie to istota żywa, której kiedyś biło serduszko i która najprawdopodobniej miała kiedyś własną rodzinę oraz przyjaciół. Czy człowiek musi zabierać prywatność nawet innym stworzeniom? W moim mniemaniu jesteśmy zwykłymi degeneratami.
Chociaż przyznaję, że ta knajpka była całkiem przyjemnym miejscem, oczywiście pomijając fakt, że wszędzie unosił się zapach pieczonych trupów. Wszystkie ściany wykonane były w taki sposób, że wyglądały jakby były drewniane, co jest bujdą, bo dokładnie widziałam, jak z zewnątrz w jednym miejscu odleciała deseczka i pod spodem był obsypujący się tynk. Naprzeciwko wejścia stał długi bar w kolorze mahoniowym, na szczęście nie było widać kuchni, bo wtedy bym zwymiotowała.
Zajęliśmy z Jazzem stolik zaraz przy oknie, ponieważ powiedziałam, że nie jestem do końca pewna, czy dam sobie z tym wszystkim radę i mogę zasłabnąć.
- Lepiej posol – ledwo go zrozumiałam, bo przeżuwał już spory kawałek.
W przeciwieństwie do mnie, nie zastanawiał się ani chwili i od razu zabrał się za jedzenie. Spojrzałam na niego z krzywą miną, muszę przyznać, że wyglądał komicznie z ustami pełnymi pieczeni. Podjął żałosną próbę uśmiechu i przez to jego policzki zrobiły się pucołowate jak u małego dziecka, gdyby otworzył usta, pewnie wszystko by z nich wyleciało, więc zacisnął je w wąziutką linię.
- Mmm. - Pogładził się po brzuchu, chciał mi pokazać, jakie to pyszne, szczerze w to nie wątpiłam.
Upiłam łyk coli i przeniosłam wzrok na swój talerz. Niepewnie wzięłam do ręki widelec, wbiłam go w brązową skórkę ptaka i przekręciłam, odsłaniając białe mięso. Wyskubałam mały kawałek i podniosłam na wysokość ust, włożyłam i zaczęłam przeżuwać. Żyłam. Rzeczywiście, smaczne, ale właśnie łamałam własne zasady. Połknęłam i chciałam więcej. Nabiłam kolejny kęs i ponownie zaczęłam jeść.
- I co, maleństwo? - zapytał, a jego głos zabrzmiał tak, jakby próbował się nie roześmiać.
Ostatecznie jedzenie mięsa nie jest takie tragiczne, mogłam to jakoś znieść. Chociaż nie, to jest cudowne i nie mogłam tego 'jakoś' znieść. Musiałam to znosić. Pyszne, przepyszne.
Tak dawno już nie jadłam zwierząt, że smakowało, jakby było najwspanialszym jedzeniem na świecie.
- Do tej pory jechałaś tylko na rybach, czy wrócisz do biednych kurek i świnek?
- Jesteś okropny.
Roześmiał się, a ja zrobiłam to samo. Zwyczajnie nie potrafiłam się powstrzymać, podobnie jak od jedzenia.
***
- Nadal nie sądzę, że to jest dobry pomysł.
Skrzywiłam się. Staliśmy na brzegu rzeki Hudson, wiał dość zimny wiatr, a tafla wody nie wyglądała przyjaźnie. Wręcz przeciwnie, lekko falowała, była czarna, a kiedy pomyślałam o jej temperaturze to ciarki przeszły mi po plecach.
Przyznaję, że z tej perspektywy Nowy Jork wyglądał całkiem inaczej, zupełnie mniej groźnie. Zagryzłam wargę.
Rzeczy głupie i szalone są czymś, czego człowiek zazwyczaj się boi i przed czym się wzbrania. Wiadomo dlaczego, łatwiej przyglądać się ludziom na krawędzi niż samemu łamać zasady.
- Oj, daj spokój, zjadłaś przed chwilą ogromną kurę.
- Dlaczego w ogóle chcesz to zrobić? - zapytałam podejrzliwie.
- To świetna zabawa - przekonywał.
- Skąd wiesz?
- Bo już kiedyś się tutaj kąpałem. - Wyszczerzył się w moją stronę.
- Z...
Nie dokończyłam, bo poczułam lekkie wibracje w kieszeni moich dżinsów. Wyjęłam z niej mały telefon komórkowy i popatrzyłam na wyświetlacz. „Mama”. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam sobie aparat do ucha.
- Tak?
- Cześć kochanie – usłyszałam głos mojej rodzicielki.
- Cześć mamo.
- Jak sobie radzisz?
- Jest w porządku – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- A jak terapia?
Standardowe pytania, zawsze to samo, dlatego rozmowa z rodzicami nie była pierwszorzędną, upragnioną rozrywką.
- Jest napraw...
Zamarłam, bo mój towarzysz z pewnym siebie uśmieszkiem zaczął ściągać kurtkę, a później bluzę... i koszulkę. Gwałtownie wciągnęłam powietrze i miałam nadzieję, że nie zwrócił na to uwagi.
Było cholernie zimno i ciemno, jakby nie patrzeć było po ósmej wieczorem. Rozejrzałam się dookoła, żeby sprawdzić, czy nikt przynajmniej nie wybrał się na spacer tą drogą. Wyglądało na to, że jesteśmy sami, chociaż kto wie, co kryło się w krzakach, wszystko jest przecież możliwe.
Już zapomniałam, jak bardzo podobały mi się męskie ręce. Kiedyś jeździliśmy ze znajomymi nad jezioro w lecie i tam było ich pełno. Josh zawsze miał takie szerokie ramiona, lubiłam na nie patrzeć.
Męskie ręce są piękne. Silne, długie i stworzone do ochrony, ale najbardziej kręcą mnie włosy. Włosy na rękach, Jasper je miał. Właściwie to jego górne kończyny spełniały wszystkie wymagania. Były wspaniałe.
- Bello? Halo?
Odchrząknęłam.
- Przepraszam, terapia idzie świetnie.
Jazz spojrzał na mnie i uśmiechnął się tak cholernie uroczo, zrobiło mi się gorąco i starałam się nie patrzeć na jego nagi tors. Chociaż przyznaję, że było to okropnie trudne, zważając na to, że jego klatka piersiowa była bardzo... imponująca. Niepojętym było, jak do tej pory mogłam tego nie widzieć, przecież to takie oczywiste.
- Ten mój partner jest nap...
Nie, tego już za wiele. Po zdjęciu butów i skarpetek, ręce blondyna powędrowały właśnie do paska od spodni, pociągnął za właściwy koniec i kiedy wreszcie puścił, zajął się guzikiem i rozporkiem. Wreszcie zdjął dżinsy w dół. Miał bardzo masywne uda i szerokie łydki. Na szczęście miał na sobie luźne bokserki i dzięki temu nie opinały jego...
- Wiesz co, mamo, ja chyba muszę już kończyć.
- Ale, Bello!
- Pa, kocham cię. - I nie zważając na jej protest, zatrzasnęłam klapkę.
- To na pewno dobry pomysł? - upewniłam się.
- Jest świetny.
Zastanowiłam się jeszcze przez chwilę, zagryzając wargę.
- Okej, raz się żyje, prawda?
- Oczywiście, maleństwo.
Odwrócił się do mnie plecami i ruszył w stronę wody. Najpierw wsadził tylko jedną stopę, a później wbiegł gwałtownie.
- Hej, chyba mnie nie wystawisz, co, szczurze lądowy? - krzyknął i położył się na plecach, wolno machając rękami, dzięki temu utrzymywał się na powierzchni.
- Woda jest bardzo zimna?
- Chodź i sama się przekonaj. - Prychnął.
Westchnęłam i powoli zaczęłam ściągać z siebie kolejne warstwy ubrań. Już jak zostałam w koszulce, trzęsłam się okrutnie. Zdjęłam trampki i skarpetki, położyłam je blisko niedbale rzuconych ubrań Jazza. Wreszcie pozbyłam się wszystkich wierzchnich warstw i zostałam w bieliźnie. Objęłam się rękoma, ponieważ chciałam tracić jak najmniej ciepła.
Zaczęłam robić posuwiste kroczki w stronę rzeki. Ponownie rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu jakichkolwiek intruzów, a kiedy nikogo takiego nie znalazłam, umoczyłam stopę. Woda była lodowata. Spojrzałam na Jazza, wyglądał na zadowolonego.
- Wbiegnij szybko.
Wypuściłam szybki wydech i rzuciłam się biegiem w głębię. Dno było dość nieprzyjemne pod moimi stopami, a woda zdawała się zamrażać moje żyły. Zaczęłam szczękać zębami.
- Po prostu się ruszaj, Bello.
Zaczęłam więc wierzgać nogami i rękami. I rzeczywiście, po pewnym czasie zrobiło się zupełnie przyjemniej. Zaczęłam przypominać sobie, jak się pływa. To też okazało się całkiem proste. Wystarczyło spróbować.
Usłyszałam chichot Jazza i poczułam na swojej twarzy zimną wodę. Drań mnie ochlapał. Odwzajemniłam się tym samym i doszło do tego, że po prostu staliśmy w rzece Hudson i chlapaliśmy się nawzajem.
Nie miałam pojęcia, czy to, że właśnie łamaliśmy przepisy, jakoś wpłynie na moją, do tej pory nieposzlakowaną opinię, czy też nie. Jasper Whitlock był moim najlepszym przyjacielem, miałam nadzieję, że nic tego nie zmieni. Bo potrzebowałam najlepszego przyjaciela, właśnie takiego jak on. Mogliśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym. Mogliśmy zachowywać się jak dzieci, ale w naszych wzajemnych oczach, było to cholernie dojrzałe.
Bo spójrzmy prawdzie w oczy, bez odrobiny głupoty człowiek szybciej się starzeje, a ja miałam zamiar żyć jeszcze bardzo długo.
- Cholera, potrzebujesz mnie, Whitlock – śmiejąc się, powtórzyłam słowa sprzed dwóch godzin.
- Ty też mnie potrzebujesz, Swan – stwierdził i porządnie chlusnął mi w twarz.
- Jeszcze jak.
Wiedziałam, że mógł mną manipulować, kiedy tylko chciał. Całkiem nieźle mu to wychodziło.
"Niech pociechą dla nas będzie to, iż żaden ból na świecie nie trwa wiecznie. Kończy się cierpienie, pojawia się radość - tak równoważą się nawzajem." |
Post został pochwalony 2 razy
|
|
|
|
Fanka Twilight
Nowonarodzony
Dołączył: 29 Mar 2009
Posty: 43 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 18:00, 09 Lut 2010 |
|
Uwielbiam ten ff! Już sama nie mogę się zdecydować z kim walałabym, żeby była Bella: z cudownym Jasperem, moją największą miłością, czy może z ciemno charakterowym Jacobem! Obydwoje są tacy różni, ale ja zakochałabym się w obydwóch.
Rozdział bardzo przyjemny. Wygłupy dwójki przyjaciół są takie.... ożywcze? odświeżające? Nie potrafię tego nazwać, ale bardzo mi się podobało. Tym bardziej, że nie zauważyłam żadnego błędu, nawet interpunkcyjnego, a to ostatnio rzadkość.
Mam nadzieję, że już wkrótce dowiemy się więcej z kolejnego rozdziału.
Pozdrawiam i gratuluje świetnej opowieści,
F.T. |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Fresz
Gość
|
Wysłany:
Śro 11:01, 10 Lut 2010 |
|
Przybywam (ha!) z komentarzem, który, mam nadzieję, będzie choć trochę zbliżony do konstruktywnego.
Tym razem zasiadam przed komputerem i dopiero piszę. Poprzedniego komentarza redagowałam w komórce, gdzie jest trochę spaczone spojrzenie na objętość... Tam widziałam masę tekstu, a na forum parę linijek... No niestety, ale chciałam napisać oddzielnie pod tamtym rozdziałem W końcu co nowa część, to nowe bodźce, które mną kierują w komentarzu. Przeklęte problemy z fora.pl mogły sprawić, że nie odczytałabym szybko wiadomości z rozdziałem szesnastym, który czekałby do następnego dnia. A byłoby to zbeszczeszczenie Twojej pracy i poważne zadarcie mojej ciekawości. Tak cholernie chciałam wiedzieć, co będzie dalej Ale niespodzianka Ci się udała, nie ma to jak dwa rozdziały w przeciągu paru dni xD
To nie jest tak, droga Zmierzchowa Fanko, że uważamy rozdziały pisane z perspektywy Jacoba za 'lepsze' Przynajmniej w moim przypadku. One po prostu... Sama świadomość, że są w nich zawarte przemyślenia, dogłębne zachowania i spostrzeżenia, za przeproszeniem, dupka, sprawia, że rozdział staje się ciekawy. I nie chodzi o to, że tamte bardziej lubię... Po prostu uwielbiam wiedzieć, co się w głowie Jake'a dzieje... Rozdziały z punktu widzenia Belli są równie ciekawe. Ale co się będziemy rozdrabniać? Wszystkie rozdziały w Wypalonych są ciekawe!
Ja się właśnie dziwię, że pod poprzednim rozdziałem było tak mało komentarzy, w końcu był niemal tak wspaniały jak ten... Użyłam słowa 'niemal', bo kurczaka i kąpieli w rzece nic nie przebije... Napiszę jeszcze to, co już Ci mówiłam. Każdy kolejny rozdział wydaje się być tym najlepszym. Widać, że potrafisz pisać i świetnie Ci to wychodzi... O ile w początkowych rozdziałach czytało się troszkę ciężko, o tyle obecne, pomimo długości, wydają się krótkie, bo przyjemnie się z nimi zapoznaje... Wiem, bredzę i odchodzę od tematu, ale taka już moja natura... Dziewczyny, czytelniczki Wypalonych, dokarmiajmy wena ZF, któremu pozwoliłyśmy już urosnąć!
Co do rozdziału... powalił mnie swoim optymizmem. Ciekawie opisałaś relacje Belli z Jasperem. Ten brak napięcia między nimi, niemal namacalne iskierki przywiązania. Chciałabym mieć takiego przyjaciela, przy którym o niczym nie krępowałabym się mówić. Mam przyjaciółkę, ale męski osobnik byłby miłym odświeżeniem monotonii życia. Dziwię się, że Bella nie zuważa, co Jazz do niej czuje... To jest przecież widoczne gołym okiem Wiem, łatwo się tak mówi, stojąc z boku jako obserwator.
Zgrabnie przekazałaś nam również relacje Belli i jej mamy... Uśmiechnęłam się, gdy dziewczyna przerywała rozmowę, zauważając "rozbierającego" się Jaspera Wyobraziłam sobie twarz spanikowanej matki, taki charakterystyczny grymas twarzy...
Bella wreszcie się przemogła. Odebrałam ten rozdział jako taki swego rodzaju przełom. Twoja bohaterka zrobiła coś, czego nie robiła przez długi czas. Zjedzenie mięsa i złamanie zasad - to rzeczy, których się wystrzegała. A jednak pod naporem manipulacji przyjaciela zgodziła się...
Teraz mam wielki problem. Dotąd wolałam, żeby Bella była z Jacobem, czarnym charakterem, ale teraz już sama nie wiem...
Pozdrawiam serdecznie, życzę duużo weny i czasu!
Fresh |
|
|
|
|
esterwafel
Wilkołak
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 13:34, 11 Lut 2010 |
|
Przeczytałam wszystkie dotychczas dodane rozdziały i jestem... zachwycona. Naprawdę. Już dawno nie czytałam tak dobrze napisanego FF i to polskiego. Zazwyczaj tłumaczenia są lepsze.
A zainteresowałam się nim po Twoim komentarzu pod "Moje cudze życie". Masz rację, że ludzie teraz czytają jedynie banalne opowiadania przepełnione seksem i przesłodzone Edwardem. Jak ja go nie lubię. Plus dla Ciebie, że przepadasz za Jacobem. Ja zawsze uważałam, że został on skrzywdzony przez SM w sadze. Należało mu się coś lepszego.
Ale wracając do Twojego opowiadania, jak lubiłam Jacoba od zawsze, tak przez jego opisy polubiłam go jeszcze bardziej. Sprawiał wrażenie zimnego drania, ale okazało się, że tłumi w sobie niesamowite cierpienie po stracie ukochanej. Zgaduję, że obwinia się za jej śmierć. Właśnie nie wiem dlaczego powiedział jej, że ją nienawidzi. To było smutne, bo przecież wyznała mu miłość.
Bella jest też ciekawą postacią. Jej ból, zupełnie jakby była zgniatana przez świat. Szkoda, że była taka nie miła dla Lizzy, kiedy odwiedziła ją w szpitalu. Jednak się jej nie dziwię. Obwiniała ją za ten wypadek, a przecież to nie do końca była jej wina.
Jasper również mnie interesuje. Jest trochę podobny do sagowego Jacoba. Doskonale rozumie Bellę i ją kocha.
Zastanawia mnie, jak rozwiążesz problem tego trójkąta. I kto zginie, bo napisałaś, że tak będzie. Intrygują również uczucia samej Belli, bo tak naprawdę po ostatnim rozdziale stwierdziłam, że Jazz też ją w pewien sposób fascynuje. Kogo wybierze? Jedno jest pewnie. Któryś z chłopaków ucierpi i to jest przerażające.
Czekam na kolejną część.
Pozdrawiam i życzę weny.
Esterwafel |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Misty butterfly
Wilkołak
Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 228 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 19:45, 11 Lut 2010 |
|
Dokladnie zgadzam sie z poprzedniczka, twoje opowiadanie jest swietne;)
Bohaterowie twojego FF maja fantastycznie wykreowane charaktery.
Zmagaja sie z wieloma problemami, i te ich przezycia sa takie realistyczne ze podczas czytania naprawde mozna sie zaglebic w te ich uczucia i stawiac w ich sytuacji;)
To wlasnie lubie w tym opowiadaniu, jest bardzo wciagajace i po przeczytaniu rozdzialu ciagle chce sie wiecej;)
Malo jest teraz opowiadan wartych przeczytania. W wiekszoscipostacie sa plytkie, cukierkowe itd...Jak narazie moje ulubione to wlasnie: "Wypaleni", "Moje cudze zycie", "AiEK" i "W wilczym swiecie".
A rozdzial oczywiscie mi sie podobal;)
Jazz jest swietny;)
Nie wierze ze Bella sie na to zgodzila, skurczybyk faktycznie musi byc dobrym manipulatorem...
Cos tam miedzy nimi zaczelo iskrzyc? Coz w koncu musiala zauwazyc ze Jasper to swietny facet;)
Opiekunczy, slodki i troche szalony;)
I widzisz teraz mam dylemat kocham Jacoba ale Jazz sie zaczyna wkradac do mojego serducha...Zupelnie jak u Belli hmmm i co teraz???
Zycze ci duzo Veny, checi i czasu do pisania;) |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Zmierzchowa fanka
Wilkołak
Dołączył: 15 Maj 2009
Posty: 103 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 41 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spod pióra S. Kinga
|
Wysłany:
Pią 13:13, 12 Lut 2010 |
|
Razem z Fresh narzucamy Wam dość szybkie tempo. Mam nadzieję, że rozdział przypadnie do gustu, liczę na Wasze komentarze.
Esterwafel całkowicie się z Tobą zgadzam. Jacob był raczej pokrzywdzoną postacią w sadze, a później jeszcze to żałosne wpojenie go Nessie.
Bez zbędnego pisania: zapraszam do czytania.
Beta: Fresh
Piosenka: [link widoczny dla zalogowanych]
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY:
"[...] życie to taki dziwny prezent. Na początku się je przecenia: sądzi się, że dostało się życie wieczne. Potem się go nie docenia, uważa się, że jest do chrzanu, za krótkie, chciałoby się niemal je odrzucić. W końcu kojarzy się, że to nie był prezent, ale jedynie pożyczka. I próbuje się na nie zasłużyć."
Prawie zamarzałam. Z końcówek moich włosów kapała woda, a ubrania przykleiły się do mojego mokrego ciała. Opatuliłam się mocniej rękoma i próbowałam nie szczękać zębami, starałam się być dzielna i nie narzekać. Pociągnęłam niżej kaptur i teraz zasłaniał moje policzki przed smagającym je wiatrem. Skostniałe dłonie wsadziłam pod pachy.
- Już? – zapytałam i chociaż starałam się, żeby w moim głosie nie było pretensji, chyba mi się nie udało.
Usłyszałam ostateczny szczęk zamka i głos Jazza:
- Już. Przyjaźń z woźnymi jest opłacalna.
Uśmiechnął się zawadiacko i odsunął, żeby przepuścić mnie przodem, dzwoniąc mi przy uszach ogromnym pękiem kluczy. Wywróciłam oczami i ruszyłam.
- Wpadnę przez ciebie w kłopoty – jęknęłam, przekraczając próg szkoły.
Noc była dzisiaj wyjątkowo ciemna i zimna. Chociaż możliwe, że to tylko moje wyobrażenia, gdyż już drugi raz w ciągu dwóch godzin łamałam przepisy i narażałam się na interwencję policji.
Korytarz placówki był całkowicie pusty i odrobinę mroczny, zwłaszcza wtedy, kiedy Jasper zatrzasnął za nami drzwi.
- Po pierwsze: zamknij się i ciesz się chwilą. Po drugie: czy możesz zapalić światło? - usłyszałam rozbawiony głos mojego, jak się okazało, lekko zbzikowanego przyjaciela.
Prychnęłam, ale wymacałam dłonią włącznik i po chwili cały hol został zalany bladym światłem.
- Świetnie – sarknęłam.
Roześmiał się.
Naprawdę, ulegałam mu zbyt łatwo i nie wiedziałam, czy to dobre. Jak widać myliłam się, kiedy myślałam, że Jasper jest dojrzały, wręcz przeciwnie. Zachowywał się jak dzieciak, a ta jego zuchwałość i pewność siebie dziwnym trafem dodawała mi energii.
Nie chciałam być taka jak on. Nie chciałam mówić tych samych rzeczy. Jeść tych samych dań. Skupiać się na tych samych radościach. Przebywać wśród tych samych ludzi. Chciałam po prostu, żeby pokazywał mi to, co sprawia, że się uśmiecha. Powoli odkrywać, jaki jest naprawdę, co myśli, gdy mówi „nie chcę o tym rozmawiać”. To może wydawać się głupie, ale chciałam zwyczajnie zapoznać się z tak surrealistyczną psychiką. Na swój sposób pokręconą, kuriozalną, ekscentryczną, że aż podobną do mojej. Miło dowiadywać się, że nie jest się samemu w świetle moralnej zagłady. Bardzo miło.
To chyba dlatego z taką łatwością zgadzałam się z tymi wszystkimi głupotami, do których mnie zmuszał.
- Co ty masz dzisiaj, dzień świra? - spytałam, rozglądając się dookoła, żeby upewnić się, że naprawdę jesteśmy sami.
Wreszcie mój wzrok padł na niego, właśnie wzruszał ramionami.
- Być może lub po prostu zawsze się ukrywałem. - Wyszczerzył się do mnie.
Zmarszczyłam brwi, bo jego wypowiedzi stały się naprawdę zagadkowe.
- To znaczy?
- To znaczy, że możliwe, że zawsze byłem świrem, ale dobrze to ukrywałem. - Zacisnął usta i zaczął iść przed siebie, nawet nie oglądając się za siebie.
To, czego się w tej chwili podejmowaliśmy, nie mogłam przydzielić do żadnej kategorii. Na pytanie „dlaczego” posiadałam całkiem prostą odpowiedź: zupełnie nie mam pojęcia,co w tej chwili robimy.
Po kąpieli w rzece blondyn oznajmił, że nie wypełniliśmy jeszcze całego planu. Tak, przygotował plan. Kiedy zapytałam się, co jeszcze ma zamiar robić, posłał tylko w moją stronę podstępny uśmieszek i zwyczajnie ruszył przed siebie, a ja, nie wiedząc dlaczego, powlokłam się za nim.
Do tej pory niemiłosierny brak zainteresowania moją osobą zupełnie mi nie przeszkadzał. Nie zwracałam uwagi na to „kto z kim i dlaczego”, a to tylko dlatego, że zwyczajnie się zakopywałam.
Jednak teraz zaczęłam potrzebować. Miłości, przyjaźni, szczęścia. Akceptacji. Chciałabym wiedzieć, w jakich sytuacjach mam zachowywać spokój, kiedy się śmiać i czy wszyscy, którzy podają się za czyichś przyjaciół – naprawdę nimi są. Obserwować ludzi, dopatrywać się u nich dobrych cech, znajdywać wady. Czerpać możliwości, które uciekły ode mnie dawno temu. Nie rozumiem – jak mogłam tego nie widzieć? Przecież ja nie byłam sama. Myślałam, że przyjazd tutaj całkowicie zabierze mi prywatność, która kiedyś nie wykraczała poza granice mojego umysłu. Jednak wtedy poznałam Jaspera, a on naprawdę, od samego początku, niezauważalnie – pomagał. Już na wejściu wyciągnął w moją stronę dłoń, której ja nie dostrzegałam, a teraz ją widzę. Bardzo wyraźnie.
- To nasz przystanek.
Zatrzymaliśmy się, a ja spojrzałam w kierunku, w którym wskazywał. Zamarłam.
- Zwariowałeś – stwierdziłam, a kiedy dostrzegłam jego zadowoloną minę, zwątpiłam. - Prawda?
- Cóż, przyjaciółko, możesz sądzić, co chcesz, ale wchodzimy.
I zrobił krok w kierunku drzwi, na których widniał napis „Dyrektor”. I wtedy sobie przypomniałam, prawie wyskoczyłam ze skóry. Pacnęłam się w czoło i pisnęłam przerażona. Miałam przekichane. Jasper odwrócił się do mnie, a właściwy klucz już tkwił w zamku.
- Co jest? - zapytał, a mina mu zrzedła.
Zacisnęłam usta i myślałam, że zwymiotuję. Oparłam się ręką o ścianę i złapałam za serce. Spojrzałam w górę i ujrzałam, że pod sufitem majaczy coś czarnego.
- Bella, źle się czujesz?
Kucnął, żeby zaglądnąć mi w twarz. Pokręciłam głową.
- Monitoring – wydukałam z wysiłkiem i ponownie klepnęłam się w czoło.
On tylko wstał i zaczął niemiłosiernie chichrać. Złapał się za brzuch i lekko odchylił do tyłu. Przegiął, zdecydowanie. Czy w ogóle wiedział, co to oznacza?
- Wylecę przez to ze szkoły! - wrzasnęłam, a z nerwów w oczach stanęły mi łzy.
Wolałam nawet nie myśleć, co powiedzą moi rodzice. Przecież to chore.
- Nie wylecisz.
- Jak możesz być taki spokojny? – szepnęłam i czułam się jak dziecko, które zostało nakryte na wyjadaniu cukierków w sklepie.
Miałam tylko zacząć dość ciekawie to moje nowe życie, a od razu zostałam młodocianym kryminalistą.
- Wyłączyłem wszystkie kamery.
Otworzyłam szeroko oczy i wstałam, wolno opuszczając rękę, która do tej pory wciąż znajdowała się na mojej piersi.
- Wyłączyłeś? Jak?
Dlaczego on potrafił dokonywać takich zwykłych – niezwykłych rzeczy? I jak to robił, że za każdym razem zachowywał się tak nierozsądnie i nie ponosił kary? To było fascynujące.
- Przyjaźń z woźnym jest opłacalna – powtórzył i powrócił do majstrowania przy zamku, po chwili drzwi powoli się otworzyły.
Zagryzłam wargę i z zaufaniem weszłam do gabinetu, od razu zapalając światło.
Blondyn zatrzasnął za nami drzwi i podszedł do biurka, żeby za chwilę zająć za nim miejsce. Czułam się tutaj dość niepewnie, jak niewolnik, który cudem znalazł się w komnacie swojego pana.
Zaczęłam przystępować z nogi na nogę, nie odrywając wzroku od mojego nienormalnego przyjaciela. A on, jakby nigdy nic, zdjął swój zielony plecak z ramienia i położył go na biurku. Zaczął wyjmować z niego same niezdrowe rzeczy. Żelki, kiełbaski, ciasteczka, czipsy i napoje. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że na kupce znalazła się też paczka papierosów. Wsadziłam ręce do kieszeni mojej kurtki – to były moje papierosy, musiał wyjąć mi je, kiedy się ubierałam po naszej nocnej kąpieli.
- Jazz, co ty wyprawiasz? - spytałam podejrzliwie, robiąc kilka kroków w jego stronę.
- Jem – odpowiedział, odgryzając spory kawałek kiełbasy i przeżuwając go z naprawdę szczęśliwą miną.
Rozejrzałam się i pokręciłam głową w niedowierzaniu.
- Ale dlaczego TUTAJ? - mocno zaakcentowałam ostatnie słowo.
Czy naprawdę trudno konsumować gdzie indziej? Na przykład u niego w pokoju, tak jak zawsze? On był takim cholernym dziwakiem, moim cholernym dziwakiem. Potrafił ubarwić swoje życie w naprawdę ekscentryczny sposób.
- Bo tutaj jeszcze nie jadłem – wymamrotał z buzią pełną jedzenia, otwierając colę.
Z wnętrza puszki wydobył się cichy syk.
Jasper był tak strasznie nieokrzesany. Po pierwsze – musiałam nauczyć go jeść z zamkniętymi ustami, nie każdy chce oglądać, co akurat przeżuwa, chociaż mi to nie przeszkadzało. Po drugie, lepiej przekonać go do tego, żeby nie łamał często przepisów. Raz czy dwa można, ale nie pod rząd, wreszcie wpakowałby się w jakieś kłopoty, a ja razem z nim. Po trzecie...
Po trzecie, wcale nie chciałam tego robić. Czyli musiałam, ale nie chciałam, więc co powinnam zrobić? Po prostu nie poprawiać, zostawić go takim, jaki jest, czyli idealnym. Dziecinnym i czasami obrzydliwym.
Wahałam się jeszcze przez chwilę, aż wreszcie podeszłam do krzesła, które stało centralnie naprzeciwko Jazza, usiadłam na nim i otworzyłam paczkę ciasteczek. Zaczęłam chrupać jedno z nich, rozkoszując się wspaniałym uśmiechem satysfakcji, który majaczył się po ustach blondyna. To on pierwszy przerwał ciszę, nachylając się w moją stronę i szepcząc, chociaż oboje wiedzieliśmy, że to nie jest konieczne:
- Jedzenie wszędzie smakuje inaczej.
Uniosłam brwi, ale się nie odzywałam, wiedziałam, że nie dokończył.
- Musisz jedynie to poczuć. Zawsze zmiesza się z zapachem otoczenia, w którym się posilasz.
Spojrzałam na swoje ciastko.
- Więc... co mam zrobić, żeby to poczuć?
Zmarszczyłam czoło. Zaśmiał się, jakby to było oczywiste.
- Po prostu to poczuj, Bello.
Zastanowiłam się chwilę.
- Jesteś idiotą.
- Dzięki.
Usadowił się wygodniej w fotelu i zaczął podgryzać kolejną kiełbasę. Ja zaś zaczęłam się ponownie rozglądać po wnętrzu. Nigdy nie byłam tutaj od tak, beztrosko siedząc i rozmawiając o prawdziwych głupotach.
Mój wzrok padł na szafkę na której widniał napis „Akta Ucznia”. W tym momencie doświadczyłam czegoś jakby deja vu. Westchnęłam głęboko, bo szczerze nienawidziłam tego uczucia, odgryzłam kolejny kawałeczek wypieku i coś zaczęło mi świtać.
I wtedy znowu sobie o czymś przypomniałam. Jasper przez przypadek spełnił moje marzenie. Któregoś dnia wyobrażałam sobie, że wchodzę do gabinetu dyrektora i przeglądam teczki uczniów. „Swan, ty idiotko!”.
Gwałtownie zerwałam się z miejsca, prawie wywracając się o własne nogi dobiegłam do komody i otworzyłam pożądaną szafkę.
- Co ty robisz? - usłyszałam głos Jaspera, który miał zapewne oszołomioną minę.
Nie dbałam o to, czy uważa mnie w tym momencie za wariatkę. Zupełnie mnie to nie obchodziło. Nawet nie raczyłam mu odpowiedzieć, bo już grzebałam wśród białego papieru, szukając litery B.
Wreszcie mój palec zatrzymał się na nazwisku „Black”. Dysząc tak, jakbym właśnie dostała jednego z moich napadów histerii, wyciągnęłam akta. Wzięłam spory haust powietrza i otworzyłam. Poczułam, że Jasper stoi za mną, ale zupełnie o to nie dbałam. Nie obchodziło mnie, jaką ma minę, co chciałby powiedzieć ani czy uważa to, co robię, za słuszne. Milczał, a to dawało mi wolną rękę i znak, że mnie nie potępia.
Pierwsza strona była standardowa. Zdjęcie, data urodzenia, miejsce zamieszkania, imiona rodziców – bzdety. Zaczęłam wertować strony, aż wreszcie znalazłam to, czego szukałam. Zabrałam się za czytanie.
Potwierdzenie od psychologa donosi, że uczeń ma poważne zaburzenia osobowości. Bywa agresywny, ma spore trudności w kontaktach interpersonalnych. Jeżeli zawiera przyjaźnie, to tylko z ludźmi, których uważa za „gorszych”. Niska samoocena sprawia, że nie potrafi dostatecznie skupić się na nauce.
Ma wyraźne urojenia ksobne, które, jak na razie, można zaliczyć do rodzaju prostych. Jednak nie wiadomo w jakim kierunku potoczy się schorzenie. Zaobserwowano silne napady histerii, które często występowały w czasie nikłego zagrożenia. Zarejestrowano również liczne próby samobójcze oraz okaleczenia ciała.
Uczeń choruje na silną depresję, która została wywołana traumatycznymi wydarzeniami z przeszłości – śmierć ojca oraz dziewczyny...
Wypuściłam teczkę z rąk. Nawet nie zauważyłam, że po moim policzku ciekła łza. Cholerna łza – starłam ją szybko, ale wtedy zalała mnie fala tak silnej goryczy, że aż mnie to zabolało.
Złapałam się za serce, ponieważ czułam, że właśnie zostało rozszarpane. Nawet nie zauważyłam, że zsuwam się po komodzie i siadam na podłodze, łapiąc się za włosy i nie mogąc się powstrzymać – zrobiłam to, co zawsze. Wepchnęłam sobie pięść do ust i zaczęłam płakać, chciałam to z siebie wyrzucić.
Ja zwyczajnie dokładnie wiedziałam, jak to jest, znałam to wszystko aż za dobrze. Chciałam wrzeszczeć.
Ludzie, którzy nie mają takiej przeszłości, nie znają umierania. Melancholia nikczemnego znikania jest przerażająca. Unosisz się, kilkakrotnie opadasz i nawet nie znasz godziny. Boisz się tego, czego nie znasz. Wspinasz na najwyższą wieżę żalu i desperacko szukasz oparcia, żeby nie uderzyć plecami o twarde, zimne podłoże. Alochtoniczne myśli napływają do twojej nabrzmiałej głowy – krzywdzisz się. Wylewasz z krwią wszystko, czego nie potrafisz wykrzyczeć.
I pragniesz ze sobą skończyć, bo to najłatwiejsza droga do zapomnienia. A wiadomo, że chwilowe zapomnienie jest dobre, ale ty zapominasz na zawsze. Jednak wtedy o tym nie myślisz, tylko wybierasz sposób.
W tym momencie chciałam go podbudować. Chciałam, żeby on zrobił to samo.
Nie byłam jedynym „upadłym Aniołem”, jak kiedyś nazwała mnie moja mama.
"Kiedy zaczniesz patrzeć na świat przez pryzmat ideologii, jesteś skończony. Żadna rzeczywistość nie wpasuje się w żadną ideologię. Życie jest bogatsze."
_______
Jeszcze raz proszę o dokarmianie wena |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Zmierzchowa fanka dnia Pią 13:14, 12 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
EsteBella;*
Człowiek
Dołączył: 22 Gru 2009
Posty: 81 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Hmm.. A już wiem... Wampirowo;]
|
Wysłany:
Pią 17:56, 12 Lut 2010 |
|
Świetny rozdział!
Jestem pod wrażeniem!
I ciekawi mnie Jazz...
Czekam na kolejny rozdział i nie, nie narzucasz tępa po prostu dodaj rozdział do końca przyszłego tygodnia a będę całkowicie usatysfakcjonowana;]
WeNa;*
Z poważeniem
Ta Jedyna Bella;* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Misty butterfly
Wilkołak
Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 228 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 18:50, 12 Lut 2010 |
|
Wow dziewczyny faktycznie tempo z tymi rozdzialami narzucilyscie piorunujace....ale ja sie bardzo ciesze Nowy rozdzial "Wypalonych" zawsze jest mile widziany
Az strach pomyslec...gdzie sie wszystkie czytelniczki podzialy? A tak serio to mysle ze po prostu nie spodziewaly sie tak szybko nowych rozdzialow, ale pewnie nadrobia jak sie zorientuja... Bo duzo nas tu bylo przy tym opowiadaniu :)
Jasper to totalny swir i za to go kocham <3 Sama czasami mam taki dzien swira;) No moze nie az taki...heh
"Bo tutaj jeszcze nie jadlem" O rany! To mnie rozbroilo;)
Takiego kumpla ze swieca szukac. Kurcze Bella coraz powaziej zaczyna rozmyslac nad tym co ich laczy, i ja tez...
Tak sie zastanawialam kiedy Bella sie dowie o Melanie. I Jacob stracil ojca? Znaczy sie cos tam chyba we wczesniejszych rozdzialach o tym bylo ale nie opisane tak jak wiadomosc o smierci Mel.
Bella sie dowiedziala i mu wspulczuje bo sama czuje sie zupelnie tak samo. Mysle ze pewnie zauwazyla juz wczesniej ze duzo maja ze soba wspolnego ale nie spodziewala sie ze az do tego stopnia...Obydwoje stracili bliskie osoby...
Ciekawi mnie teraz jak bedzie wygladalo ich nastepne spotkanie..
P.S.Mnie sie bardzo podoba perspektywa Belli teraz jest bardziej otwarta i jakby smielsza |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Doris89
Nowonarodzony
Dołączył: 20 Paź 2009
Posty: 45 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grudziądz
|
Wysłany:
Pią 18:51, 12 Lut 2010 |
|
Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam...!!!:D:D:D Ominełam aż 3 nowe rozdziały i dzisiaj dopiero je przeczytała. Mam taki nawał pracy na studiach, że nie wiem gdzie żyję:(
No to zaczynam od początku.
Super, że Bella i Jacob zdecydowali się na wspólną terapię. Jesteś niesamowita to jak przedstawisz postać Jacoba powala mnie na kolana.
W ogóle ostatnio nie wspominasz o Edwardzie i szczerze?? nie odczułam jakoś braku jego postaci...a to oznacza, że tak budujesz napięcie i całą historię, że nie ma momentu w którym bym zaczęła się zastanawiać gdzie jest Edek??
Plan Jaspera w któym Bella je mięso, kąpie się w rzece i włamuje się do gabinetu dyrektora szkoły- leżałam i kwiczałm ze śmiechu.
Jazz ma taki wpływ na Bells, że aż boje się pomyśłeć co będzie dalej.hehe
Czekam na ciąg dalszy. WENY!!!
I jeszcze raz przepraszam, że się nie odzywałam:( |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Misty butterfly
Wilkołak
Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 228 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 19:00, 12 Lut 2010 |
|
Kurcze mialam racje
Ale nie myslalam, ze tak szybko to sie potwierdzi...
Widzisz masz wiernych czytelnikow, i twoje FF jest swietne Ja czytam kazdy rozdzial Wiec pozostaje ci tylko zyczyc jeszcze wiecej Veny bo talentu ci na pewno nie brakuje |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Juliann
Człowiek
Dołączył: 05 Wrz 2009
Posty: 74 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z kątowni:)
|
Wysłany:
Pią 19:18, 12 Lut 2010 |
|
Rzeczywiście, narzuciłyście tempo, ale mnie to tam pasuje...
Ciekawie doprowadziłaś do poznania przeszłości Jacoba. Jak Bella zaczęła łamać przepisy z Jasperem, zastanawiałam się o co teraz chodzi? ale znam już odpowiedź. Mam mały mętlik w głowie, bo zastanawiam się w jaki sposób historia dalej się potoczy, a jest tyle rozwiązań! Tak szczerze, to nie mam pojęcia co jeszcze mogłabym napisać.
Wypomnę jedno małe powtórzenie:
Cytat: |
Zacisnął usta i zaczął iść przed siebie, nawet nie oglądając się za siebie. |
Pooozdrawiaaaaaam i oczywiście czekam, nawet cierpliwie;-) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
esterwafel
Wilkołak
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 20:08, 12 Lut 2010 |
|
Ale ucieszyłam się na nowy rozdział :D
Brakowało mi samego Jacoba. Dobrze, że Bella w końcu dowiedziała się, co go spotkało bo o to chodziło. Najpierw zastanawiałam się, po co Jasper zabrał ją do gabinetu, ale jak widać taki zabieg był zaplanowany :)
Nadal nie mogę rozszyfrować uczuć Belli do każdego z chłopaków. Jacob jest jej bliski, bo są podobni do siebie, no i jej się podoba. A Jasper wyciągnął do niej dłoń i stał się przyjacielem. Pytanie brzmi: którego z nich wybierze. Jak dobrze, że nie wzięłaś Edwarda, bo mnie strasznie gościu wkurza :D
Weny i najlepiej jakbyś tak często dodawała rozdziały ;d |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Paramox22
Zły wampir
Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 32 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD
|
Wysłany:
Pią 20:36, 12 Lut 2010 |
|
Zacznę od tego, że strasznie mi wstyd, że tak długo nie komentowałam. Nie mam kompletnie pojęcia, co Ci napisać, aby zmotywować do dalszego pisania, bo ja mam wrażenie, że ten komentarz będzie bardzo podobny do poprzednich napisanych przeze mnie, ale postaram się napisać coś nowego, mimo że uważam to zadanie za niewykonalne. Na wstępie przeproszę Cię, ale nie mam ochoty słuchać wybranych piosenek. Nie dlatego, że nie podobają mi się Twoje wybory, tylko z powodu mojego kaprysu na Korna. Te piosenki zwykle pomagają mi się lepiej wczuć w rozdział, ale dziś poradzę sobie bez nich. Działanie psycholog to to, na co czekałam. Nie miałam całkowicie pojęcia, jakie kolejne zadania im przydzieli. Mogłam jedynie się domyślać, a domysły z mojej strony rzadko kiedy są trafne. Zadawanie pytań jest niby takie proste, a jednak wymaga troszkę myślenia. Jednak nie z powodu odpowiedzi, a chęci otwarcia. Między odpowiedziami Belli wstawiałaś opisy. Do nich przejdę później, ale te parę zdań pokazują nam idealnie bitwę dziewczyny. Stoi przecież przed chłopakiem, który ją zawsze denerwował i oczekują od niej, że stanie na środku sali i zacznie opowiadać o sobie. Teraz zaczynam zauważać postępowanie psycholog. Gdyby na pierwszej wizycie kazała im się całkowicie otworzyć nie zrobiliby tego albo później żałowaliby. Działanie krok po kroku jest bardziej bezpieczne. Zaczynam wierzyć, że Katie ma swój tajny plan, na pewno o tym metrze wcześniej już pomyślała. Nie uwierzę w to, że podróż metrem nie jest próbą zbliżenia ich do siebie. Zaszło dziwne zjawisko u mnie, kiedy czytałam odpowiedzi Belli. Zaczęłam trochę się z nią utożsamiać z główną bohaterką. Wiem, że autorzy często podają zespoły, filmy, które lubią. Co prawda Nickelbacka już nie słucham, ale były momenty, że całkowicie się tą kapelą zauroczyłam. Podobno jestem dziwna, bo lubię horrory i siedzę na nich niewzruszona, a Koszmar z ulicy Wiązów jest moim ulubionym filmem, nawet wierszyk mam wywieszony na tablicy korkowej! Przechodząc dalej do opowiadania muszę aż wspomnieć o perspektywie Belli. To nie tak, że jej nie lubię, teraz jest mi obojętne, czyje losy czytam. Na początku dawałaś nam tylko perspektywę Belli, a poznanie punktu widzenia Jacoba było wielką nowością. W nim kocham teksty typu:
Cytat: |
Zakochałem się i nie jestem w stanie powiedzieć, czy to dopiero pierwszy raz. |
Cytat: |
Fascynujące stworzonko |
Musisz mi wybaczyć. Zwykle nic nie cytuję, ale w tym przypadku nie mogłam się powstrzymać. Nie wiem, czy się już domyśliłaś, ale pragnę na siłę połączyć Jacoba i Bellę. Kiedy czytam takie teksty jestem pewna, że ich zeswatasz i teraz czekam z utęsknieniem na te ważne słowa, które mam nadzieję, że padną z ich ust. Drugi cytat powalił mnie na łopatki, chyba nie muszę tłumaczyć czemu.
Kolejny rozdział przewrócił całkowicie moje myślenie. Moją ulubioną postacią z sagi jest Jasper, a inne znoszę, bo muszę. Dziś mamy piątek i strasznie podoba mi się pomysł z wygłupami. Sama dopiero co wróciłam z miasta z moimi wariatami i naprawdę rozumiem potrzebę zrobienia czegoś szalonego, w szczególności że dziś prawie policja mnie złapała na naszym wypadzie. Pomysł więc strasznie spodobał mi się. Dodatkowo pomyślałam, może w końcu Bella przestanie dramatyzować i się zabawi. Byłam już przygotowana na rozczarowanie, a tu taka niespodzianka. Przez jej dramatyzm nie sądziłam, że coś takiego zrobi. Nie oszukujmy się, to Bella zawsze najbardziej marudzi. Zdziwiły mnie pomysły Jaspera i to, że główna bohaterka nie je mięsa. Może ma to związek z tym, że nie chce nikogo więcej zabijać… Nie wytrzymam, muszę wspomnieć o Jazzie. Jak wcześniej wspomniałam, lubię go. W jakimś poprzednim rozdziale dopuszczałam nawet możliwość, że będą razem, a teraz mi obojętne z kim będzie Bella. Jacob czy Jasper – nie robi mi to już różnicy. Można powiedzieć, że oby dwaj jej potrzebują, chociaż nie wszyscy (czytaj zimny dupek) jej to powiedzą, bądź wyrażą przez gesty. Nie mam najmniejszego pojęcia, skąd bierzesz pomysły, ale rozmowa z mamą była genialnie zrobiona, a reakcja Belli wyśmienita. Szczerzyłam się do ekranu jak głupia. W Jasperze uwielbiam też sposób, w jaki nazywa swoją przyjaciółkę, najlepsze określenia to maleństwo i szczur lądowy.
Rozdział kolejny również przypadł mi do gustu, zresztą jak wszystkie, które napisałaś. Na dalszy ciąg szalonych przygód moje oczka się zaświeciły. Naprawdę zaczynam żałować, że nie mam znajomego woźnego, który wyłączyłby monitoring w mojej szkole i dał klucz do gabinetu dyrektora. Ale byłaby zabawa… Na posiłek w tym miejscu powiem: każdy ma swoje upodobania. Naprawdę lubię ich relacje. Przebywanie z Jasperem przychodzi Belli łatwiej, co chyba zmniejsza szanse Jacoba, ale nadal mam nadzieję na ich związek i te magiczne słówka. Wiedziałam, nawet byłam pewna, że te przygody będą mieć jakieś przesłanie, ale nie wiedziałam jakie. Pomysł z aktami Jacoba wydaje się taki oczywisty, ale nigdy bym na to nie wpadła jednak. Nikt poza Tobą nie wie, co pragniesz zrobić z bohaterami i to jest straszne, bo nam pozostają tylko marne, nietrafne domysły. Nie wiem czemu, ale mam takie skojarzenie, że może Bella dostanie jakiegoś napadu i wpadną z Jasperem za włamanie się do akt. Musiałam nawet na wikipedii sprawdzać, co to są urojenia ksobne
Nie jest na tym forum tak, że jakiś autor jest najlepszy w opisach i dialogach. Jeśli miałabym wybrać te pierwsze, to na nagrodę zasłużyłabyś Ty. W niektórych opowiadaniach pomijam te opisy, bo są nużące, ale tu czyta mi się wszystko ciekawie. Podoba mi się tempo pracy, które narzuciłyście. Trzymam za was kciuki, abyście wytrwały w swoim postanowieniu i dostawały dużo komentarzy, bo praca, którą wykonujecie jest na najwyższym poziomie. Jeszcze raz przepraszam za nieskomentowanie ostatnich trzech rozdziałów.
Pozdrawiam,
paramox |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Annie_lullabell
Zły wampir
Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 292 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk
|
Wysłany:
Sob 0:07, 13 Lut 2010 |
|
Faktycznie, tempo zabójcze, ale z drugiej strony bardzo dobrze. Przynajmniej możemy czytać, co słychać u naszej Belli.
Nie umiem wykrzesać z siebie tyle madrych słów, ile ty wykrzesałaś, pisząc komentarz do mojego opowiadania, ale postaram chociaż po krótce streścić, to co czuję za każdym razem, gdy czytam twoje dzieło.
Uważam, że jest to jeden z najemocjonalniejszych ff, jakie kiedykolwiek powstały i to jest wspaniałe. To w jaki sposób potrafisz dobrać słowa, opisać uczucia, przedstawić sytuacje, nagle zmienić kompletnie działania głównych bohaterów, jest po prostu świetne. Jak sama podkreślasz w pewien sposób pokazujesz jakąś tam część swojej histori, tak? i właśnie to sprawia, że jest to prawdziwe i poruszające.
Mam nadzieję, że dalej będziesz tak wspaniale pisać i każdy rozdział będzie przyjemnością zarówno przy pisaniu, jak i czytaniu ;]
Pozdrawiam, Annie ;* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Fresz
Gość
|
Wysłany:
Nie 16:51, 14 Lut 2010 |
|
Ten rozdział był... Nie wiem, jak to wyrazić. Radosny, ale jednocześnie końcówka była nieco przygnębiająca. Wreszcie Bella dowiedziała się, co wstrząsnęło Jacobem na tyle, że jest jaki jest. Wizja "włamania się" do gabinetu dyrektora wyszła dość optymistycznie, a zarazem obiecująco Też bym tak chciała... Jazz chyba naprawdę najadł się czegoś niezdrowego i teraz szaleje... Boże, trudno mi pisać komentarz do tego rozdziału, choć znam już następny... Dlatego dłużej nie przynudzam, przepraszając tym samym za brak konstruktywności. Wiedziałam, że czytelnikom Wypalonych nowe rozdziały po prostu umknęły Teraz jest więcej komentarzy i, mam nadzieję, wszystkie Cię nawenowały. Jeśli chcesz, to nie zmniejszaj tempa. Betowanie Twoich tekstów to przyjemność...
Pozdrawiam i życzę siedmiomilowej weny! |
|
|
|
|
Zmierzchowa fanka
Wilkołak
Dołączył: 15 Maj 2009
Posty: 103 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 41 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spod pióra S. Kinga
|
Wysłany:
Nie 18:25, 14 Lut 2010 |
|
Wysyłam i nim się obejrzę już jest, dlatego teraz wznosimy aplauz dla Fresh!
Cytat: |
Jak sama podkreślasz w pewien sposób pokazujesz jakąś tam część swojej historii, tak?
|
Owszem, dość sporą część.
Widzę, że nieźle motam Wam w głowach i nie czuję się przez to winna, przepraszam. Dodam, że małymi kroczkami człapiemy ku końcowi, dlatego zwalniam tempo. Wmawiam sobie, że robię to, żeby dopracowywać rozdziały, ale prawda jest taka, że zwyczajnie nie chcę rozstawać się ani z moim dzidziusiem, ani z Wami, ponieważ jesteście cudowni (jeżeli znajdzie się jakiś chłopak).
Mam nadzieję, że rozdział narobi Wam smaku i wrócicie po następny. Liczę również na to, że odzew pod każdym rozdziałem będzie tak duży, jak pod poprzednim.
Szczególnie zachęcam do przesłuchania piosenki, która, za każdym razem gdy jej słucham, wywiera na mnie niesamowite wrażenie:
[link widoczny dla zalogowanych]
ROZDZIAŁ OSIEMNASTY:
"Warto istnieć! Żeby poznać świat, kochać kogoś, być czyimś przyjacielem lub po prostu być komuś pomocny."
Kiedy nie śpisz spokojnie, to znaczy, że coś cię dręczy. Męczy od środka. Zabiera te osiem godzin, które powinieneś poświęcić spoczynkowi. Właśnie dzisiaj była taka noc.
Wiedziałam, że muszę to zrobić. Jeżeli stchórzę – nie odzyskam życia.
Dokonać wyboru jest zawsze najtrudniej. Ślęczysz nad decyzją dniami i nocami, nie możesz się zdecydować. A później znowu nie śpisz, bo nie wiesz, czy to, czego się podejmujesz, jest właściwe. Jednak ja nie myślałam nad tym zbyt dużo czasu. Praktycznie bez zastanowienia wpakowałam wczorajsze znalezisko do kieszeni, bez dbania o to, czy się pognie lub zabrudzi. Najważniejszy był plan, który powoli rodził się w mojej zmęczonej głowie.
Nie chciałam przyciskać Jacoba do muru, do niczego zmuszać. Chciałam, żeby tylko postawił się wyżej niż do tej pory. Łatwiej jest spadać, wiem o tym, ale nadwyrężenie kości przy wędrówce w górę daje później swoje efekty.
Niemoc nie jest taka tragiczna, kiedy się wie, że zostanie się wyzwolonym.
Tragedia spotyka każdego. W jednym przypadku jest dostrzegalna mniej, w drugim bardziej. Dla ciebie może to być połamanie ulubionego ołówka, dla mnie strata kogoś bliskiego. Jednak w obu przypadkach pojawia się ból i ucisk w sercu.
Pojednanie może mieć wiele znaczeń. Może zapewnić ci bezpieczeństwo, niekiedy ochronę. Jednak nigdy nie masz gwarantowanej przyjaźni. Nie wiedziałam, czy zawierając sojusz z Jacobem Blackiem, uzyskam coś, co zwykli ludzie nazywają bratnią duszą, a ja cudem. Nie miałam pojęcia, jak potoczą się nasze losy. Czy będą spisane na tym samym papierze, czy rozstaniemy się po osiągnięciu naszego wspólnego celu.
W tej chwili byłam pewna tylko jednej rzeczy. Musiałam zyskać pełne zaufanie oraz porozmawiać z nim o tym, czego dowiedziałam się wczoraj.
W pośpiechu założyłam spodnie i narzuciłam na siebie bluzę. Szybkim ruchem zgarnęłam piżamę i wychodząc z łazienki, rzuciłam ją na łóżko. Z szybkością torpedy zaczęłam pakować książki do torby. Potarłam oczy, ponieważ byłam wykończona. W nocy zamiast spać rozmyślałam i układałam w głowie to, co mu powiem. Było tego całkiem sporo. Dopiero nad ranem, pełna obaw i wątpliwości, zasnęłam z myślami przepełnionymi śniadą twarzą.
Wsunęłam do kieszeni moją paczkę papierosów.
W tym czasie Rose bez słowa zwlokła się z łóżka i poszła wziąć poranny prysznic. Po chwili usłyszałam jej przepełniony pretensjami głos.
- Mogłabyś nie świnić?! - wrzasnęła.
- O co ci chodzi? - zapytałam tylko po to, żeby myślała, że obchodzi mnie to, co ma do powiedzenia.
W rzeczywistości nawet na nią nie spojrzałam, tylko wkładałam piórnik do torby.
- Umywalka jest cała w paście.
Ona zawsze miała takie problemy. Światowej wagi, niebezpieczne i warte uwagi – pomyślałam ironicznie.
- Do tej pory ci odpuszczałam, ale teraz musisz wiedzieć, że...
- Wiesz co, Rosalie? - Odwróciłam się i popatrzyłam w jej oczy.
Słysząc mój waleczny ton, założyła ręce na piersi i uniosła wyzywająco brew.
- Pierdol się, ludzie mają większe problemy niż brudna umywalka – syknęłam i nie czekając na jej odpowiedź, wyszłam z pokoju, trzaskając drzwiami, pewna, że zostawiłam ją samą z szeroko otworzonymi ustami.
Miałam teraz ważniejsze sprawy na głowie. Dobiegłam do wind i nacisnęłam właściwy przycisk. Kiedy drzwi się otworzyły, wkroczyłam do środka i walnęłam otwartą dłonią w złotą czwórkę.
Oparłam głową o zimne lustro i zamknęłam oczy. Wciąż słyszałam wczorajsze słowa Jazza: „Daj mu spokój. Nie wiesz, jak zareaguje, jestem pewien, że twoje zamiary są niewłaściwe. Nie powinnaś tak bardzo się nim interesować”. Kiedyś być może zastanowiłabym się nad tym głębiej. Pewnie cały ranek analizowałabym jego słowa i nie podjęłabym się tego wszystkiego. Jednak „teraz” nie jest „kiedyś”, a ja sama jestem całkiem nową Bellą. Tym razem się nie poddam. Wreszcie poczułam szarpnięcie kabiną i winda stanęła na właściwym piętrze. Wiedziałam, że raczej nikogo nie spotkam, była jeszcze godzina do rozpoczęcia lekcji.
Rozglądnęłam się w poszukiwaniu korytarza „z obrazem w czerwonej ramie” - tak głosiła instrukcja mojego przyjaciela. Kiedy moje oczy odnalazły punkt zaczepienia, rzuciłam się biegiem w tamtą stronę. Uważnie analizowałam cyferki na mijanych pokojach. Przy 601 moje ręce zadrżały, a serce zaczęło łomotać w piersi.
605 – mój przystanek. Zwykłe drzwi, niczym nie różniące się od innych w tej szkole, a jednak ten, kto się za nimi znajdował, był taki niezwykły. Poprawiłam plecak, który zaczął niezwykle ciężyć i uginać prawe ramię. Podobnie było z kradzionymi dokumentami, spoczywającymi w mojej kieszeni.
Wzięłam głęboki oddech i trzęsącą się dłonią zapukałam. Czułam się tak, jakbym miała zaraz zwymiotować. Z nerwów żołądek podszedł mi do gardła, próbując wypchać wczorajszego kurczaka.
Wreszcie drzwi otworzyły się i stanął w nich ogromny mężczyzna – Sam Uley. Skuliłam się odrobinę, ponieważ wyglądał jak kryminalista, z kruczoczarnymi włosami, w granatowym podkoszulku i ciemnych dżinsach. Uniósł brwi w oczekiwaniu na to, że coś powiem.
Opamiętałam się.
- Cześć, jestem Bella i... - wydukałam, przełykając głośno ślinę. - Jest Jacob?
Sam wypuścił głośno powietrze i czochrając włosy, przesunął się tak, żebym mogła wejść.
- Nie będzie zachwycony. - Wskazał na łóżko, w którym leżało coś bezkształtnego, wielkiego i zielonego. - Ja wychodzę, nie będę przeszkadzał.
- Dzięki – powiedziałam, kiedy drzwi już się zatrzasnęły, nie byłam pewna, czy usłyszał.
W pokoju panował okropny bałagan. Wszędzie były porozrzucane ubrania i książki. Tuż nad miejscem spoczynku mojego „celu” wisiała wielka antyrama z mnóstwem zdjęć za cienką szybką. Podeszłam bliżej, ostrożnie, żeby nie nadepnąć na iPoda, spoczywającego na podłodze tuż przy zwisającej ręce Jacoba – tylko tę część ciała było widać spod przykrycia. Przyjrzałam się fotografiom.
Mały Black na żółtym czterokołowym rowerku – tutaj miał może ze trzy latka, uśmiechał się rozkosznie w stronę aparatu, ukazując spory brak uzębienia w przednich partiach. Zachichotałam cichutko. Kolejne zdjęcie, które przykuło moją uwagę, było sporych rozmiarów – Jake miał może osiem lat i trzymał w dwóch rękach wędkę, która była trzy razy większa od niego. Przy jego boku stał szczęśliwy mężczyzna, w wieku około trzydziestu lat, trzymał chłopca w pasie, jakby bronił go przed wpadnięciem do jeziora. Na samym dole antyramy widniała kartka z napisem:
Dla kochanego syna,
Mama
Usłyszałam, jak chłopak przewraca się i wydaja z siebie ciche westchnięcie. Podłożył sobie pod głowę swoją wielką dłoń i spał dalej. Był bez koszulki i wyglądał bardzo... zachwycająco. Miał lekko wydęte wargi i zmarszczone brwi. Był tak cholernie atrakcyjny i z opóźnieniem zorientowałam się, że też niesamowicie podobny do ojca. Wymamrotał coś niezrozumiałego przez sen.
Musiałam go wreszcie obudzić. Tylko jak? Wyprostowałam się i rozejrzałam w poszukiwaniu czegoś, co mi w tym pomoże. Wreszcie zobaczyłam kij bejsbolowy, oparty o szafkę nocną Sama – chyba się nie obrazi, jak go pożyczę. Wzięłam pałkę do ręki, była ciężka. Podeszłam do śpiącego Blacka i oddychając ciężko przez nos, szturchnęłam jego szeroki bark. Przewrócił się tylko na bok i sapnął głośno. Musiałam się bardziej postarać. Podniosłam bejsbol do góry i szybko walnęłam nim o podłogę. Drewno wydało głuchy łoskot, a Indianin usiadł gwałtownie, rozglądając się na wszystkie strony. Wreszcie mnie dostrzegł, wyglądał na wstrząśniętego.
- Co ty robisz w moim pokoju, do kurwy?
Dostrzegł to, co trzymałam w dłoniach.
- I w dodatku z bejsbolem? - dodał, unosząc brwi.
Zacisnęłam wargi i odłożyłam pałkę na jej miejsce.
- Przyszłam do ciebie.
- Po co? - zapytał, wstając i ponownie rozglądając się po pokoju, dostrzegł coś za moimi plecami. - Podasz mi koszulkę?
Obejrzałam się do tyłu i spostrzegłam na podłodze biały t-shirt. Schyliłam się i podniosłam, rzuciłam w jego stronę. Złapał go i od razu wciągnął przez głowę – szkoda. Usiadł na łóżku i gestem pokazał mi, że jeśli chcę, mogę zrobić to samo, tylko że na krześle przy szafie. Przysunęłam je i spoczęłam przed nim.
- Słuchaj, to nie w porządku, że przyłazisz tutaj bez ostrzeżenia. - Starał się być opanowany.
Zadarłam podbródek.
- A co, narobię ci wstydu? - wyszydziłam.
Zaśmiał się, słysząc mój ton.
- Nie, pani niebezpieczna. Moi kumple nic nie wiedzą o naszych wspólnych... - szukał odpowiedniego słowa – wypadach. Będę musiał się tłumaczyć.
Uniosłam brwi na jego śmieszne sformułowanie.
- To nie są kumple – stwierdziłam.
Rozjuszyłam go, bo prychnął i machnął na mnie ręką.
- Po co się tutaj przywlekłaś, żeby mi dokopać?
Pokręciłam przecząco głową.
- Wiem, dlaczego chodzisz do psychologa – zaczęłam, wyciągając skradzione papiery.
Uniósł brwi na ich widok i rzucił mi zawadiacki uśmieszek.
- Włamałaś się do gabinetu dyrektora? Ładnie.
Żartował, to dobry znak. Odchrząknęłam i postanowiłam kontynuować.
- Znam przyczynę twojej choroby – wyjaśniłam.
Mina mu zrzedła, przełknął głośno ślinę, jego dziurki od nosa rozszerzyły się, kiedy zsunął się trochę z łóżka i sięgnął do szafki nocnej, żeby wyciągnąć z niej papierosy oraz zapalniczkę. Odpalił jednego i zaciągnął się porządnie, wypuszczając szary dym, wykrztusił:
- Co cię to, ku***, obchodzi? Hę?
To pewnego rodzaju okrucieństwo. Co mnie obchodzi? No cóż, pytanie względnie łatwe, ale ja nie znam ostatecznej odpowiedzi. Chcę się nim przejmować, dlaczego? Bo on tego potrzebuje. Chociaż się do tego nie przyzna, chociaż będzie się wzbraniał rękami i nogami, będzie wypierał się wszystkiego – ja się nie poddam. Nigdy nie zrobię takiego świństwa, nie wypnę się na kogoś, kto niesamowicie cierpi, a to cierpienie można z łatwością porównać do tego, co odczuwam ja.
Wiem, że Kate będzie wkurzona, ponieważ działam na własną rękę, ale ja sądzę, że tak trzeba postąpić. Chcę osiągnąć w tej kwestii maksimum, a jeżeli będzie trzeba, przyciągnę go do siebie wołami.
- Tak się składa, że bardzo mnie to obchodzi – poinformowałam zupełnie pewna swoich racji.
Nachylił się w moją stronę i mrużąc oczy, wyszeptał:
- Jak to jest z tobą, Bello? Zjawiasz się znikąd i tylko mieszasz. - Zacisnął usta i pokiwał głową, jakby na swoje myśli. - I to nie jest złe.
Zadrżałam na dźwięk swojego imienia, kiedy je wymówił. Niespodziewany dreszcz przebiegł przez moje ciało i rozlał się gorącem aż po czubki moich włosów. Dlaczego on tak na mnie działał? To niesamowite, czułam przyjemną elektryczność, która niosła się w jego oddechu.
To wyznanie całkowicie zbiło mnie z pantałyku. Szczerość jest podstawą góry pozytywów. Nigdy nie zachowywał się w taki sposób, zupełnie spontanicznie. Tym razem nie wzbraniał się zupełnie przed niczym, powiedział to, co myślał.
Sapnęłam szybko i spuściłam wzrok. Kontynuowałam, nie zwracając uwagi na jego wcześniejsze słowa, udawałam, że ich nie wypowiedział.
- Próbowałeś się zabić? Dlaczego? - zapytałam bezpośrednio, wiedząc, że owijanie w bawełnę jest bez sensu.
Zaśmiał się, jakby pytanie nie było poważne. Jakbym właśnie powiedziała jakiś dobry, stary żart. Nie rozumiałam tego, dla mnie temat był poważny.
- Według mnie to nie jest śmieszne – wykrztusiłam zszokowana jego zachowaniem.
- Posłuchaj, przyłazisz tutaj, grzebiesz swoimi małymi rączkami w moim mózgu... - postukał się kilka razy po głowie – i oczekujesz odpowiedzi na takie pytania.
Zastanowiłam się. Miał cholerną rację. Mogłam się zgodzić z każdym słowem, które padło z jego ust.
Wszystko będzie dobrze, kiedy tylko zwrócisz uwagę na czyjeś przygnębienie. Ja zwróciłam i co z tego mam? Nie wiem. Rzetelne wypełnianie słowami gestów jest czymś, co właśnie robię, a jednak nie jest to tak prawe, jak wydawało mi się na samym początku.
Stwierdziłam, że muszę po prostu pokazać mu swoje. Wet za wet. Podzielić się z nim tym, co posiadam w swoich zakichanych wspomnieniach. Powrócić z nim do horrendalnej przeszłości i trzymać go za rękę. Zaprowadzić tam, gdzie sama boję się chodzić.
Nigdy nie warto bazować się na opinii innych. Bo Jacob był cholernie ironicznym dupkiem, chciałam, żeby został w tej skórze na zawsze. To nie była tylko i wyłącznie maska, kamuflaż nie zawsze oznacza fałsz. I w tym przypadku właśnie tak było. Miałam bardzo nieokiełznane myśli, biegające pośród niepodjętej decyzji. Zwyczajnie bałam się podjąć działanie, które może zmienić to, co do tej pory uważałam za bezpiecznie. Ujawnienie się jest zagadką, a ja rozwiązaniem.
Zarośnięci oszustwem ludzie podchodzą do życia w bardzo wyrachowany sposób. Są ostrożni, ponieważ obawiają się zdemaskowania. Nie chcę być jedną z nich.
Wet za wet.
- Ja też kogoś straciłam – wydukałam, marszcząc w smutku czoło. - Nie jedną osobę.
A kiedy odpowiedziała mi cisza, wstałam i podciągnęłam do góry bluzę i koszulkę. Obróciłam się do niego tyłem. Teraz mógł dokładnie przyjrzeć się moim bliznom. Wszystkie były od siebie tak bardzo różne.
Jedna była najgorsza, ciągnęła się od dołu pleców aż do pępka. Była gruba i nieregularna, odznaczała się od reszty ciała. Zacisnęłam oczy, dodając sobie odwagi.
Kiedy z powrotem naciągnęłam ubranie i zwróciłam się w jego stronę, wyglądał na zmieszanego i zszokowanego jednocześnie.
Teraz wiedział, jak ja sama czułam się wczoraj, kiedy odkryłam to, co odkryłam. Zupełnie jakby nie chciał wniknąć w moje myśli, ale już to zrobił. Jakbym zaciągnęła go do mojego świata. Do moich problemów. Okropnie jest cierpieć, ale widzieć czyjąś melancholię jest jeszcze gorzej. Straszne jest znaleźć się w centrum obcej tragedii, odczuwać obcą tęsknotę, strach. Wkroczyć na czyjeś terytorium apatii. Sunąć wśród sfrustrowanych części ukrytej części życia.
- Chyba nie jesteś sam – stwierdziłam i nie mogąc się powstrzymać, wypuściłam z kącika oka jedną samotną łzę.
Zerwał się na równe nogi. Zagryzłam wargę. Mogłabym nabrać ostatnich, aprobujących pozytyw tej sytuacji, myśli.
To takie dobre. Można być generałem własnych wspomnień i kontrolować to, co przyniesie jutro. Wystąpić w optymistycznym przedstawieniu, grając w sposób jeszcze nie wykryty. Absolutnie nie ścierając się w swojej beznadziejności, tylko ulec jej i pielęgnować, żeby później zamienić w coś satysfakcjonującego.
Wet za wet.
Zacisnął usta i zmarszczył brwi.
- Możliwe, że niezupełnie – przytaknął, chociaż nie zadałam mu pytania.
Nie jesteś sam, idioto. Od dzisiaj siedzimy w tym razem i z każdym nowym krokiem wspólnie zatracamy się w sobie, poznając to, co jest monstrualnym postumentem przyszłości. Naszej przyszłości.
Jeżeli uczynimy coś źle, to będzie właściwe. Jeśli wkroczymy na ścieżkę dobra, to będzie właściwe. Bo zdradzając siebie, zdradzę też jego.
Od dzisiaj. I będę o tym pamiętać. Nie oczyszczę swoich myśli, ale mogę je wybielić.
- Może damy sobie dzisiaj spokój ze szkołą? - zapytał.
Uniosłam brew.
- Masz na myśli wagary? – upewniłam się.
Kiwnął głową, czekając na to, co powiem.
A ja prawie skakałam ze szczęścia, że chce spędzić ze mną czas.
- No to dzisiaj nie ma szkoły – stwierdziłam.
- Powiesz mi wszystko? - Przekrzywił głowę, ponownie badając moją reakcję.
- Wet za wet – powiedziałam na głos.
"Trochę naszego życia pozostanie zawsze w nieznanych przyjaciołach, którzy nas zrozumieli i kochali."[/quote] |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Zmierzchowa fanka dnia Nie 18:27, 14 Lut 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|