|
Autor |
Wiadomość |
vler
Nowonarodzony
Dołączył: 15 Sty 2009
Posty: 16 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ostrowiec Świętokrzyski
|
Wysłany:
Wto 20:44, 08 Wrz 2009 |
|
Hej, hej, spokojnie :)
Ja rozumiem Twój zawód, ale pomyśl tez ze strony czytelnika. Jest teraz rok szkolny, ludzie mają mniej czasu żeby tu zaglądać, abo zaglądają w późnych godzinach tak jak ja teraz.
Po drugie, ja na przykład weszłam tu z cichą nadzieją, że będzie nowy chapik. Ale zazwyczaj zaglądam do wątków w których zmienia się data w nazwie, większość czytelników mogło to zmylić, bo nadal tkwi tam "Zawieszone".
Szkoda, że jednak zawiesiłaś, mnie osobiście zainteresowało Twoje pisanie.
Nie wiem jak określić opowiadanie, samo w sobie jest smutne, ale też pełne nadziei, bo jak by nie patrzeć Bella jednak się nie podała.
Minimalnie mi to przypomina WA, ale ogromnie jestem ciekawa dalszego rozwoju wydarzeń. Mam też sporą nadzieję, że jednak Jacob zniknie z pola widzenia, bo jakoś nie przepadam za tą postacią, a i jego charakter w tym opowiadaniu mi to ułatwia
Czasami nawet ciężko jest cokolwiek napisać, bo momentami aż brak słów, nie bardzo potrafię określić swoje uczucia w związku z opisaną tu sytuacją. I pewnie dlatego też, Bella nie chce się ujawniać, bo ciężko to pojąć komuś, kto przez takie coś nie przeszedł.
Też przeżyłam wypadek, 3 lata temu, mogliśmy zginąć. Nie wiem jakim cudem ale wszyscy przeżyliśmy.
Moja przyjaciółka niestety ma pamiątki na buzi, już nie wygląda tak jak kiedyś i rzeczywiście zamknęła się w sobie i odsunęła ode mnie, potrafiła urządzać też kłótnie których nie rozumiałam, nie chciała wychodzić z domu, no i niestety, już się nie przyjaźnimy. Nie pozwoliła mi do siebie dotrzeć. Wiem, że to był dla nas wszystkich szok, każdy przeżył to na swój sposób, smutne, że tak to się musiało skończyć, a ona nie pozwoliła mi sobie pomóc, bo jakiś problem ma na pewno. No i niestety przyjaźń się skończyła. Z tym że nie z braku zainteresowania, lecz z braku zaufania z jej strony.
Nie chcę lać wody, dla mnie to też trudny temat, bo tamten czas to nie było nic przyjemnego. Też miewałam lęki, z tym że związane tylko z samochodem, jak kierowca jechał zbyt szybko, bądź na przejściu gdy zbliżał się samochód, jednak prawie całkowicie mi przeszło. I za to dziękuję niebiosom.
Namawiałabym Cię do kontynuowania, wiem, że zrobiło Ci się przykro z powodu małej ilości komentów, ale przemyśl to, naprawdę. Mogę Ci obiecać, że po każdym rozdziale zostawię dłuuugi komentarz |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
shantibella
Wilkołak
Dołączył: 26 Sty 2009
Posty: 215 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Mannatu ;)
|
Wysłany:
Śro 10:55, 09 Wrz 2009 |
|
Droga Zmierzchowa Fanko, właśnie pod ostatnim opublikowanym rozdziałem kliknęłam Ci pochwałę oraz obiecuję robić to pod każdym, mam nadzieje, przeczytanym w przyszłości.
Podoba mi sie Twoje opowiadanie bardzo. Piszesz że jakimś tam bodżcem są Twoje własne przezycia - duży plus za odwage w zmierzeniu sie z nimi w ten sposób. Sama, jak byłam młoda i jeszcze młodsza miałam... pewien problem i, przyznam szczerze, że nie potrafiłabym chyba o nim pisac.
Zreszta, ja nawet do teraz za dużo o nim nie mówie...
Także, wielki, wielki plus za odwagę.
Podoba mi się styl opowiadania, nie widzę błędów, a akcja fabuła wciąga jak bagno.
Pisz, proszę! weny! |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez shantibella dnia Śro 10:56, 09 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Zmierzchowa fanka
Wilkołak
Dołączył: 15 Maj 2009
Posty: 103 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 41 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spod pióra S. Kinga
|
Wysłany:
Śro 14:42, 09 Wrz 2009 |
|
Czuję się podle, że tak was potraktowałam. Nie chcę zmuszać do pisania komentarzy, naprawdę. Teraz, jak już wiem, że moja praca nie idzie na marne... jest lepiej. Widziałam, że mam dużo wejść, ale nie wiedziałam czy czytacie czy po prostu zaglądacie, ot tak. Skoro jednak okazało się, że śledzicie losy moich bohaterów to będę kontynuować.
Przepraszam was bardzo! Jeżeli nie wiecie co napisać nie piszcie nic. Macie rację, to ja zachowałam się jak kretynka... Głupio mi, głupio, głupio, głupio.
Nie będę więcej wycinać takich numerów... Teraz za każdym napisanym komentarzem będę się czuła winna, że w jakiś sposób was do tego zmusiłam. Nie chciałam, żeby tak wyszło
Tak naprawdę nie spodziewałam się, że ktokolwiek odpisze, dlatego wczoraj w ogóle tutaj nie zaglądałam (liczyłam może na dwie - trzy osoby). Dzisiaj wpadłam, żeby zobaczyć czy jest nowy rozdział 'Puszki Pandory'. Dopadło mnie ogromne zaskoczenie kiedy zobaczyłam tyle wiadomości.
Jednak i tak chwilowo zawieszam ff. Gdyż praktycznie nie mam czasu na nic. Teraz, razem ze mną, kontem zarządza moja przyjaciółka, która ma więcej wolnego czasu. To ona najprawdopodobniej wstawi szósty rozdział.
Nie musicie komentować za każdym razem... Teraz wiem, że ktoś czyta.
Rozdział szósty się pojawi, ale jeszcze nie wiem kiedy.
Jeszcze raz ogromnie przepraszam (głównie za własną głupotę) i pozdrawiam,
Egoistyczna kretynka - ZF
|
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Annie_lullabell
Zły wampir
Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 292 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk
|
Wysłany:
Śro 16:01, 09 Wrz 2009 |
|
Dobrze, że jednak wznowisz opka, i bardzo sie cieszę, że podjęłaś jednak taką decyzję.
Na pewno z niecierliwością będę czekała na kolejny rozdział i postaram sie najszybciej jak się da go skomentować. I nie myśl, że to będzie wymuszone
Zrobie to z własnej woli, gdyz ten ff cholernie mi sie podoba :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
vler
Nowonarodzony
Dołączył: 15 Sty 2009
Posty: 16 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ostrowiec Świętokrzyski
|
Wysłany:
Śro 20:49, 09 Wrz 2009 |
|
Oj tam, nie przepraszaj, ważne, że już wszystko jasne :) I nikt się na nikogo nie gniewa :D
Mam nadzieję, że niebawem będziesz miała więcej czasu, bo już się doczekać nie mogę relacji z randki Belli i Edwarda
Tak więc czekam z niecierpliwością na kontynuację opowieści, którą z chęcią skomentuję :D
Życzę weny i pozdrawiam! |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez vler dnia Śro 20:50, 09 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
katttte
Nowonarodzony
Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 6 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Czw 0:06, 10 Wrz 2009 |
|
Cieszę się że postanowiłaś kontynuować :)
nie ważne kiedy wrzucisz coś dalej, ważne że będzie ciąg dalszy, co jest wystarczającą przyjemnością :)
Nie tylko samo opowiadanie jest wyjątkowe, masz niesamowity styl pisania - zwykły dobór słów, zwrotów, skojarzeń to jedne z lepszych stron Twojego pisania. Podoba mi się bardzo pamiętnikowy styl, wspomnienia emanujące ciemnością, brutalnością świata napisane wcale nie aż tak brutalnie, ale bardzo subtelnie.
Czekam ze zniecierpliwieniem na ciąg dalszy - a zwłaszcza refleksje Bell podczas randki
No co, w końcu też jestem kobietą |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Agness91
Nowonarodzony
Dołączył: 18 Cze 2009
Posty: 39 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Turów
|
Wysłany:
Sob 11:32, 12 Wrz 2009 |
|
Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że będziesz kontynuować 'Wypalonych' ;D
Szczerze mówiąc byłam załamana kiedy przeczytałam że porzucasz opowiadanie, jednak w miarę czytania komentarzy, na moich ustach zaczął czaić się uśmiech, gdy dobrnęłam do końca miałam już ogromnego banana na twarzy xD
Bardzo przywiązałam się do tego opowiadania, jest tak wciągające, że nie wyobrażam sobie tego ze miałabyś je zostawić...
No ale skoro wszystko dobrze się skończyło, to pozostaje mi tylko życzyć weny ;D |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Agness91 dnia Sob 11:41, 12 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Vena
Wilkołak
Dołączył: 28 Lut 2009
Posty: 117 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Lubań
|
Wysłany:
Nie 20:22, 13 Wrz 2009 |
|
Kochana ZF!
Wróciłam dzisiaj rano, ale postarałam się jak najszybciej zobaczyć Wypalonych. Wiem, że komentuję dość późno, ale wcześniej byłam w dosyć kiepskim stanie fizycznym i nie zdołałabym niczego napisać.
Powiem Ci, że nie pozwoliłabym Ci zawiesić Wypalonych. To nie jest jedno z tych opowiadań , jakie można zostawiać. Piszesz o poważnym problemie, bardzo ciężkim do opisania, dlatego Wypaleni mają taką wartość. Z resztą, sama zobaczyłaś, ile ludzi odpowiedziało na zawieszenie. Nie jesteś sama, wielu ludzi chce Cię wspierać i oczekuje na kolejne rozdziały. Mogę z czystym sercem stwierdzić, że jestem jedną z tych, które wyczekują chapów z największą niecierpliwością.
W sumie, to nie mam Cię nawet za co krytykować. Błędów nie wyłapuję, nie plączesz się w opisach, nie gubisz wątku. Wręcz przeciwnie. Posługujesz się świetnymi porównaniami, a scenom histerii Belli nadajesz odpowiedni klimat i przedstawiasz cały proces myślowy bohaterki, który prowadzi ją do tej rozpaczy.
Mam nadzieję, że już więcej się nie zawahasz i będziesz to kontynuowała. Póki co pozostaję Ci wierna i zawsze ciekawa kolejnych rozdziałów.
PS. na którą mamy tańce? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Zmierzchowa fanka
Wilkołak
Dołączył: 15 Maj 2009
Posty: 103 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 41 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spod pióra S. Kinga
|
Wysłany:
Śro 19:11, 23 Wrz 2009 |
|
Przedstawiam rozdział szósty
Beta: niezastąpiona Fresh
Piosenka do rozdziału: Sia - Breathe Me
ROZDZIAŁ SZÓSTY:
Zdziwienie
"Zdziwienie, zaskoczenie... to początek zrozumienia."
Coś:
****
Telefony dzwonią – nie odbieram. Sygnał się urywa. Lizzy i Maggie próbują skontaktować się ze mną przez cały dzień. Inni też wydzwaniali – bez skutku.
Jestem umierającym wrakiem wypalonego człowieka.
Są ferie zimowe. Podobno wczoraj spadł śnieg. Ja go nie widziałam. Nawet nie chciałam go zobaczyć.
Ciemne rolety w moich oknach są zasłonięte. Lustro przykrywa białe prześcieradło. Nie widziałam swojej twarzy od dwóch tygodni.
Moja własna beznadziejność przytłacza mnie niesamowicie, jestem do niczego. Nawet nie mogę zmusić się do samobójstwa. Chcę, a nie potrafię. Pragnę zniknąć z tego świata raz na zawsze. Nie mam najmniejszej ochoty włóczyć się po kuli ziemskiej. Nie umiem radzić sobie z własną słabością.
Dźwięk dzwonka w moim telefonie, w sypialni, ponownie zagrzmiał. Dryndał i dryndał, usilnie nie dając mi spokoju. W końcu sygnał ucichł. Nawet nie ruszyłam się, żeby zobaczyć kto to. Nie obchodziło mnie to.
Leżę w swoim łóżku przykryta pościelą, prawie się duszę. Nie robię nic. Po prostu mi się nie chce. Telewizor i komputer jest wyłączony. Rodzice w pracy. Nie lubię kiedy są w domu. Muszę wtedy wstać i udawać, że dobrze się czuję, jeść i kłamać.
Telefon leży na biurku, powinnam go wyłączyć, żeby nie słyszeć kiedy ktoś znowu zadzwoni. Jednak jest tak daleko, tysiące mil stąd. Już go nie widzę. Zamknęłam oczy. Kiedy ponownie stałam się ślepa, zastanawiałam się, po co w ogóle je otwierałam... Kolejny raz pochłonęła mnie błoga nicość. Sen.
Obudził mnie nieprzyjemny ucisk w dole brzucha. Muszę skorzystać z toalety! Kompletnie mi się nie chce. Tutaj jest tak ciepło i przyjemnie. W końcu i tak nie wytrzymam. Nie chcę stąd wychodzić, ale wygląda na to, że jestem zmuszona.
Powolutku odkryłam głowę, zerknęłam na zegarek, w pół do dziewiętnastej. Ile godzin już tutaj leżę? Sto? Tysiąc? Wieczność? Charlie powinien niedługo wrócić. Wreszcie ściągnęłam pościel z reszty mojego ciała, usiadłam na łóżku, a następnie wstałam. Chyba zbyt gwałtownie, bo zakręciło mi się w głowie, podparłam się o nocną szafkę. Kiedy krew spokojnie rozlała się po reszcie ciała, stanęłam o własnych siłach. Zaczęłam stawiać powolne, pojedyncze kroczki ku drzwiom. Jakbym dopiero uczyła się chodzić.
Zachciało mi się płakać. Wychodząc z łóżka straciłam pewnego rodzaju ochronę przed światem zewnętrznym. Czułam się zagrożona.
Wolno i ospale dotarłam do łazienki. Szybko załatwiłam potrzebę. Kiedy myłam ręce, mój wzrok przyciągnęło puste miejsce po lustrze, które niegdyś wisiało nad umywalką. Stłukłam je ponad dwa tygodnie temu, wmawiając rodzicom, że zrobiłam to przez przypadek. Kłamałam.
Nie chcąc widzieć swojego obicia, rzuciłam nim o podłogę. Roztrzaskało się na miliony maleńkich kawałeczków.
Szybkim krokiem wyszłam z łazienki, trzasnęłam za sobą drzwiami, odwróciłam się i przez chwilę szłam tyłem, zupełnie jakbym się bała, że drewniane, niepozorne drzwi zaraz się na mnie rzucą.
Zaczynam biec korytarzem w stronę mojego pokoju. Wpadam do niego zadyszana od razu przekręcając klucz.
Opieram się plecami o wejście. Zsuwam się na podłogę i zaczynam kwilić, z oczu nie lecą mi jednak łzy. Już ich tam nie ma, wszystkie zużyłam. Łapię się za włosy i zaczynam ciągnąć, nie chcą się wyrwać. Zaciskam boleśnie oczy, zamykam usta i zaczynam dyszeć przez nos. To moje wołanie o pomoc. Tylko że nikogo tutaj nie ma. Jestem wyłącznie ja. 'Nikt cię nie usłyszy, Bella' – nasuwa mi się na myśl.
- Jesteś zbyt cicha – mówię do siebie. - Powiedz im, że cierpisz i nie wiesz dlaczego – szepczę wiedząc, że nigdy tego nie zrobię...
Wstaję, potykając się o krawędź łóżka, ale idę dalej. Podchodzę do zakrytego lustra i zdzieram z niego prześcieradło.
Stoję teraz oko w oko ze sobą. Moja twarz jest szara, oczy czerwone i napuchnięte. Włosy są tak tłuste, że aż świecą. Na mojej bluzie od dresu widnieją ślady po ketchupie, nieudanej kolacji. Jestem obrzydliwa. Ohydna i odrażająca.
Zaczyna mnie mdlić. Chwiejnym krokiem podchodzę do biurka, otwieram szufladę i wyciągam z niej nożyczki. Przygotowuję je tak, jakbym chciała wyciąć jakiś kształt z papieru. Jadnak tego nie robię.
Podwijam rękaw bluzy, obracam rękę wewnętrzną stroną do góry. Przyciskam ostrze do bladej, delikatnej skóry. Zaczynam ciągnąć nim w poprzek, aż pojawiają się kropelki krwi. Z moich ust wydobywa się tylko jeden cichy syk bólu. Później jestem cicho. Cichuteńko.
Siadam na podłogę i opieram się o biurko. Zaczynam tworzyć nową ranę nieco bliżej nadgarstka. Piecze, ale to dobrze. Krwi leci niewiele.
Wyciągam jeszcze z szuflady chusteczkę i przykładam ją do czerwonych kreseczek, rysują się na niej szkarłatne plamy. Później kładę się, jakby bezwładna, na podłogę. I już jest lepiej, już nie boli. Szczypie mnie ręka, ale już nie odczuwam bólu psychicznego. Tego gorszego. Czuję się taka lekka. Zupełnie jak po spowiedzi. Na moich ustach czai się leciutki uśmiech. Zmęczona wstaję, chowam nożyczki i wyrzucam chusteczkę, podchodzę do łóżka. Wczołguję się pod ciepłą kołdrę i zasypiam.
Jest lepiej. Może nawet jutro zadzwonię do Lizzy. Może.
****
To był pierwszy raz kiedy się skrzywdziłam. Późniejsze problemy również załatwiałam w ten sposób. Wszystko ze mnie cudownie ulatywało. Kilka pociągnięć ostrzem po skórze załatwiało sprawę. Wiedziałam, że to głupota, ale pomagało. Kiedy na ręce brakowało już miejsca, na przykład robiły się okropnie twarde strupy, cięłam się gdzie indziej. Wszystko co zasłonięte, było odpowiednie: brzuch, nogi, a nawet piersi. Ból był zawsze taki sam.
Jednak teraz, kiedy jadę na prochach, nie robię tego. Czasem mnie korci, nawet bardzo, ale staram się nie tworzyć nowych blizn.
Wystraszona Alice stała i patrzyła się na moje pocięte ręce. Musiałam zachować pozory, że jest w porządku. Co prawda wszystko było zagojone, lekko różowawe, ale ona nie było głupia. Odchrząknęła cicho, kucnęła i wyszeptała:
- Bella, co ty sobie robisz?...
Zaczęłam energicznie potrząsać głową, naciągnęłam rękaw zasłaniając sznyty.
- To nie tak – wydukałam ledwo słyszalnie.
Alice szybko się rozejrzała i spojrzała mi w oczy.
- Ja myślę, że dokładnie tak. - Skrzywiła się.
Zadzwonił dzwonek. Wszyscy zaczęli rozchodzić się na miejsca. Jednak dziewczyna została przy mnie.
Przymknęłam lekko oczy i wypuściłam głośno powietrze.
- Nie. - Tylko to słowo opuściło moje usta.
Ponownie na nią spojrzałam. Analiza – właśnie to malowało się na jej ładnej twarzy.
Westchnęła ciężko i zagryzła wargę.
- Powiesz mi? - zapytała.
Wykręcałam sobie kciuka.
- Nie mów nikomu... - zaczęłam, ale przerwałam, bo za plecami Alice stał pan Banner.
Odchrząknął. Dziewczyna podskoczyła.
- Przepraszam – wyszeptała.
Spojrzała na mnie jeszcze raz, kiwnęła głową. Nikomu nie powie.
Lekcja się zaczęła. Otworzyłam zeszyt na ostatniej stronie i zaczęłam bazgrolić. Na koniec zajęć nauczyciel zapowiedział kartkówkę, którą napiszemy jutro. Nie mam zamiaru się uczyć. Zawalę to.
Ma rację:
Leżałam na swoim łóżku i udawałam, że słucham Rosalie, która trajkocząc bez opamiętania chodziła na nowej bieżni. To dzięki jodze, aerobiku i innym ćwiczeniom ma taką idealną figurę. Ja jestem z całkiem innej bajki. Oczywiście żadna ze mnie roztyta klucha, ale specjalnie szczupła też nie jestem. Taka zupełnie normalna.
Zerknęłam na zegarek. Miałam jeszcze pół godziny do wizyty u psychologa.
- Może chcesz iść z nami w piątek do pizzerii? - Zapytała zadyszana Rose.
- Mmm... - Udałam, że się zastanawiam. - Nie, będę sprzątała z Jacobem scenę, później będę zmęczona. - Przewróciłam się na bok.
- No tak... - Zeskoczyła z bieżni i podeszła do biurka, wzięła z niego wodę mineralną. - To może jutro? - Wzięła spory łyk.
Spojrzałam na nią. Niesforne pasma włosów powyłaziły jej podczas ćwiczeń z luźnego, wysokiego kucyka. Niektóre poprzyklejały się do spoconego karku oraz szyi. Krótki topik odsłaniał jej pięknie wyrzeźbiony, płaski, opalony brzuch. Wyglądała jakby właśnie urwała się z reklamy obuwia sportowego lub z jednego z tych obleśnych teledysków jakiś zboczonych DJ-ów.
Uniosła brew i czekała na odpowiedź.
- Nie, dzięki. - Spuściłam wzrok.
Usłyszałam głośne, zirytowane prychnięcie.
- Co? - zapytałam.
- Wiesz co, mam dość...
Popatrzyłam się na nią i usiadłam. Czekałam.
Zakręciła butelkę i rzuciła ją na łóżko. Stanęła wyprostowana i podparła się pod boki, miała wściekły wyraz twarzy.
- Zawsze się ciebie pytam, czy chciałabyś z nami gdzieś pójść. Staram się być miła. - Jej dziurki od nosa groźnie się rozszerzyły. - Odpowiadasz zawsze tak samo. Nie. Wiecznie: NIE! - Ostatnie słowo wykrzyczała.
Byłam cicho.
- Cały czas nosisz bluzy z kapturem, opychasz się fast – foodami i oglądasz kreskówki – mówiła sfrustrowanym głosem. - Nawet mi nie powiedziałaś, że Edward zaprosił cię na randkę, dowiedziałam się od Alice! - wrzasnęła.
Moje oczy się rozszerzyły.
- Jesteś bez przerwy ponura. - Założyła ręce na piersi. - Sprawiasz wrażenie osoby, której na niczym nie zależy. - Zrobiła w moją stronę kilka kroków. - Wiesz co? - To było pytanie retoryczne. - Moim aktualnym marzeniem jest zmiana współlokatorki. - Wzruszyła ramionami i odwróciła się, żeby wziąć rzeczy pod prysznic.
Zanim ruszyła do łazienki, jej oczy ponownie spoczęły na mojej twarzy.
- Jesteś porąbana.
Zatrzasnęła drzwi.
Rosalie wykrzyczała wszystko co leżało jej na sercu. Wylała z siebie rzeczy, które jej we mnie nie pasowały.
Ja nie powiedziałam nic. Miała rację.
Bardzo wolno zwlokłam się z łóżka i włożyłam czarną bluzę. Naciągnęłam na głowę kaptur i wyszłam, kiedy w łazience zaczęła lać się woda.
'Zasłużyłam na coś gorszego' – myślałam, kiedy szłam w stronę wind.
Szok:
Budynek, do którego zmierzałam, znajdował się trzy przecznice od szkoły. Kiedy wyszłam, zrobiło mi się zimno, pożałowałam, że nie wzięłam kurtki. Kropił deszcz. Naciągnęłam rękawy na dłonie i oplotłam się rękoma, żeby było mi cieplej. Po kilkunastu krokach moje kupione na przecenie trampki były przemoczone. Włosy kleiły mi się do twarzy. Nawet nie wiedziałam, kiedy z oczu zaczęły lecieć mi łzy.
Spływały powoli i zlewały się z deszczem. Sama nie wiem, dlaczego płakałam. Może dlatego, że wiedziałam, że od teraz Rose nawet nie będzie zachowywać pozorów, że mnie lubi. Jednak nie byłam pewna, czy mi na tym zależało. Musiał być inny powód, którego jeszcze nie znałam. Cieszyłabym się gdyby potrącił mnie któryś z przejeżdżających samochodów.
Gdy przechodziłam obok parku, minęła mnie grupka przyjaciół. Dwie uśmiechnięte, wysokie dziewczyny i trzech rosłych chłopaków. Kiedy przechodzili koło mnie, wybuchnęli głośnym śmiechem. Rżeli tak donośnie, że to na pewno ja byłam obiektem tych drwin. Owinęłam się ciaśniej rękoma.
W końcu ujrzałam kremowy, wysoki budynek. Weszłam do środka i ściągnęłam kaptur. Było jasno, ciepło i przyjemnie. Prawie się uśmiechnęłam. Ruszyłam znaną mi drogą schodami w górę, prosto do błękitnego holu na pierwszym piętrze.
- Dzień dobry – powiedziała młoda, jasnowłosa kobieta za kontuarem, chyba była nowa, jeszcze jej nie widziałam. Skinęłam głową. - Do kogo? - zapytała biorąc do ręki jakieś teczki.
- Umm, do Kate. - Pociągnęłam nosem.
Dziewczyna spojrzała na zegarek, później na kartkę przyklejoną do monitora i pokiwała głową.
Przeniosła wzrok na mnie.
- Isabella Swan? - Uniosła brew.
Potaknęłam.
- Usiądź. - Wskazała na jedno z białych, plastikowych krzeseł stojących pod ścianą.
Klapnęłam na najbliższe i czekałam. Po chwili zachciało mi się pić. Zaczęłam się rozglądać. Jest! Plastikowy pojemnik z wodą stał niedaleko. Podeszłam do niego i napełniłam biały kubeczek. Wypiłam wszystko duszkiem i kiedy zbliżałam się do śmietnika, ktoś wyszedł od Kate...
- Pamiętaj o jutrzejszej wizycie – powiedziała do niego. Skinął jej głową.
Wmurowało mnie. To niemożliwe. Co on tutaj robi? Dlaczego chodzi do psychologa? Coś jest nie tak.
Kiedy tak stałam z szeroko otwartymi, wlepionymi w niego oczami, spojrzał na mnie. Wyglądał na tak samo zaskoczonego jak ja, mogę nawet powiedzieć, że się przestraszył. Zupełnie jakbym właśnie odkryła jakąś mroczną tajemnicę, którą do tej pory znał tylko on. I Kate...
"Pomocy, znów to zrobiłam
Jak wiele razy wcześniej
Zraniłam się dziś znowu
I najgorsze jest, że to tylko moja wina
Zagubiłam się znowu
Zagubiłam się i nigdzie nie można mnie znaleźć
Myślę, że mogę się załamać
Pogubiłam się i nie czuję się bezpieczna"
__________________
Rozdział siódmy pojawi się mniej więcej za tydzień. |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Zmierzchowa fanka dnia Nie 15:04, 17 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Annie_lullabell
Zły wampir
Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 292 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk
|
Wysłany:
Śro 20:17, 23 Wrz 2009 |
|
Jejku :D Z rozdziału na rozdział jest coraz lepiej.
Jak mi sie podoba ta Bella. Jest taka niesamowicie realistyczna i prawdziwa.
Powiedz, błagam, powiedz, że tym kims kto wyszedł od Kate był Edward! Błagam!
Będę czekała na kolejne
pozdrawiam, Annie |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Fresz
Gość
|
Wysłany:
Czw 18:28, 24 Wrz 2009 |
|
Rozdział jak zwykle interesujący. Dobrze, że Alice nie powiedziała Rose o ranach Belli. Wtedy ta to by całkiem się uwzięła. A ja mam nadzieje, że tą osobą, która wychodzi od Kate będzie Jacob. On jakoś bardziej mi do tego pasuje
A teraz czekam z niecierpliwością na sprzątanie sceny (J&B :D) i randkę Bells z Edwardem. |
|
|
|
|
Donnie
Nowonarodzony
Dołączył: 16 Wrz 2009
Posty: 5 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 10:27, 26 Wrz 2009 |
|
Bella95 napisał: |
A ja mam nadzieje, że tą osobą, która wychodzi od Kate będzie Jacob. On jakoś bardziej mi do tego pasuje
|
No mi też, ale zobaczymy co autorka wymyśli ^^
Opowiadanie zaje***te, wiernie czytam od samego początku i mam nadzieję, że następna część pojawi sie w miare szybko, bo tak samo jak Pani wyżej nie mogę się doczekać sprzątania sceny.
Szkoda, że w tej części o Jasperze nic, no ale, myślę, że potem to się nadrobi, nie?:>
Osobiście cholernie wku...irytuje mnie Edward, taki za Mike'owaty(chociaż Mike mnie nie irytował, ale to już inna sprawa;x).
Dobra, kończę, bo ledwo żyje i pisze jakbym chciała, a nie mogła.
Weny życzę! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Zmierzchowa fanka
Wilkołak
Dołączył: 15 Maj 2009
Posty: 103 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 41 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spod pióra S. Kinga
|
Wysłany:
Nie 11:40, 27 Wrz 2009 |
|
Annie_lullabell - nic nie powiem
Bella95 - nie pisnę słówkiem, ale ty wszystkiego dowiesz się najszybciej.
Donnie - Edward właśnie ma taki być, zawsze był denerwujący, ale w moim opowiadaniu postanowiłam to uwydatnić...
Zostałam poproszona o spis dotychczasowych piosenek oraz linków do nich. Postanowiłam napisać to na forum, bo może komuś się jeszcze przyda...
Rozdział I:
Metallica - Unforgiven II -
[link widoczny dla zalogowanych]
Rozdział II:
Sia - Don't Bring Me Down -
[link widoczny dla zalogowanych]
Rozdział III:
Avril Lavigne - Nobody's Home
[link widoczny dla zalogowanych]
Rozdział IV:
Elisa - Dancing
[link widoczny dla zalogowanych]
Rozdział V:
Flyleaf - Amy Says
[link widoczny dla zalogowanych]
Rozdział VI:
Sia - Breathe Me
[link widoczny dla zalogowanych]
Chciałabym jeszcze dodać, że ostatnia piosenka jest najważniejsza w calutkim opowiadaniu. Dokładnie oddaje stan Belli, jej odczucia, wszystko.
Jeżeli ktoś nie rozumie po angielsku niech przeczyta tłumaczenie, wtedy dowie się o co mi chodzi...
Rozdział siódmy jeszcze piszę i nie wiem kiedy skończę, ale postaram się szybko... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Agness91
Nowonarodzony
Dołączył: 18 Cze 2009
Posty: 39 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Turów
|
Wysłany:
Wto 15:17, 29 Wrz 2009 |
|
Ooo, nie było mnie tyle czasu, a tu widzę że opowiadanie ruszyło pełną parą ;D
Jacob, Jacob to na pewno będzie Jacob ;D
Tak jak poprzedniczki tez nie mogę się doczekać sprzątania sceny ;D ale się będzie działo ;D
Co do Edwarda to od początku opowiadania mam o nim swoje zdanie i łatwo go nie zmienię...
Wkurzyła mnie Rose, po co się tak unosiła, skoro widzi że Bella nie zachowuję sie jak zwyczajna nastolatka, to wiadomo że ma jakiś kłopot, albo kłopoty i to ogromne ;o
Życzę Weny.
Pozdrawiam Agness91 |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Agness91 dnia Wto 15:20, 29 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Zmierzchowa fanka
Wilkołak
Dołączył: 15 Maj 2009
Posty: 103 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 41 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spod pióra S. Kinga
|
Wysłany:
Czw 13:58, 01 Paź 2009 |
|
Miłego czytania rozdziału siódmego... Ładnie proszę o komentarze. Mam nadzieję, że spełniłam oczekiwania.
Piosenki:
1. Within temtation - 'Angels'
2. Deftones - 'Change'
Beta: ekspresowa Fresh
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Zawsze milczę
"Czy jest coś gorszego dla dziecka, niż potworna śmierć? Owszem, potworny wstyd. Ponieważ one tak naprawdę nie wierzą, że umrą. Dlatego nie znają strachu. Wszyscy inni umierają, tylko nie dzieci. Za to kiedy masz tych naście lat, wstyd czai się za każdym rogiem."
Wstyd:
Ściany w gabinecie Kate miały kolor seledynowy. Zapewne ich zadaniem było uspokojenie i wyciszenie pacjenta. Miały nakłonić do zwierzeń, jednak na mnie działały wręcz odwrotnie. Już czułam się jak w psychiatryku.
Psycholożka ciągle mnie obserwowała. Czekała, aż się w końcu odezwę. Ciągle milczałam. To był pewnego rodzaju szantaż i strajk jednocześnie. Siedziałam po turecku na kozetce. Nawet nie chciałam się położyć. Moje buty pozostawiły na jasnym materiale ciemne, mokre, paskudne plamy z błota. Musiałam powstrzymać szyderczy uśmieszek, który chciał wkraść mi się na usta. Złamie się, musi.
Kobieta zapisała coś w swoim notatniku. Poprawiła okulary na nosie i znowu zaczęła wiercić mi dziurę w mózgu. Nie spuszczała ze mnie wzroku.
Rozpoczęłam skubanie skórki przy paznokciu. Patrzyłam, jak suchy, zadziorny kawałeczek skóry mknie ku górze za pomocą mojego palca. W końcu oderwałam ją całkowicie. Pojawiło się trochę krwi i zapiekło.
Popatrzyłam na Kate i zmrużyłam oczy. Pociągnęłam nosem i oczyściłam gardło. Spróbuję jeszcze raz.
- Co ON tutaj robił? - wycedziłam to pytanie po raz setny.
Kate westchnęła ciężko. Sprawiała wrażenie osoby, która zmęczyła się tłumaczeniem dziecku, że lizaka zje dopiero po obiedzie.
Trudno. Niech mi powie - przestanę ją męczyć. Naprawdę chcę wiedzieć.
- Bello, nic ci nie powiem. - Prychnęłam. Zacisnęła usta. - Już tłumaczyłam, że to tajemnica między mną, a Jacobem. Chyba nie chciałabyś, żebym wygadała wszystko, o czym rozmawiamy, jemu?
Wzruszyłam ramionami. Może jednak miała rację? W końcu lekarze mają jakieś gówno zakazujące rozpowiadania czegoś tam.
Ja też nie chciałabym, żeby Kate powiedziała temu psycholowi o moim problemie. On też mnie tutaj zobaczył i akurat wtedy Kate musiała wyjść, żeby z uśmiechem oznajmić, że teraz kolej na Bellę Swan. Jednak mina jej zrzedła, kiedy zobaczyła, że na twarzy Jacoba widnieje strach i zdziwienie jednocześnie, z mojej mogła wyczytać to samo. Dupek podszedł do mnie i, mrużąc oczy, szepnął:
- Niech mi się ktoś, ku***, o tym dowie...
Gdy poczułam jego gorący oddech, włoski na plecach stanęły mi dęba, a ja sama zadrżałam. Nie mogłam otrząsnąć się z szoku nawet kiedy już odszedł, tupiąc głośno buciorami.
- Bella? - wyczekujący głos Kate kazał mi odpowiedzieć na pytanie.
Zorientowałam się, że zamurowało mnie na dobrą minutę i ciągle patrzyłam w jeden punkt. Potrząsnęłam głową.
- Przepraszam – wykrztusiłam i spuszczając oczy, dodałam. – Masz rację, nie chciałabym...
Odetchnęła z ulgą. W ciągu miesiąca naszej znajomości zdążyła się dowiedzieć o mnie tyle, że jak się uprę, to trudno mnie przekonać, że ktoś inny może mieć rację. Jestem uparta jak cholera. Egoistyczna, zawzięta, niekiedy nawet chamska - te słowa opisują mnie najlepiej.
Kate odchrząknęła i poprawiła się w fotelu. Założyła nogę na nogę. Zaczęła przeglądać swoje notatki, jak mniemam, z wcześniejszych wizyt. Zatrzymała się dłużej na jakimś fragmencie, między jej brwiami powstała maleńka zmarszczka, zupełnie jakby się nad czymś głowiła. Nabrała gwałtownie powietrza przez nos i westchnęła. Spojrzała na mnie z przyjaznym wyrazem twarzy, na jej ustach czaił się lekki uśmiech.
- Świetnie, skoro wszystko sobie wyjaśniłyśmy... – zaczęła tak milutkim głosikiem, że aż zachciało mi się rzygać. - Chciałabym dzisiaj poruszyć, mmm. - Zastanowiła się. - Dość delikatny i jak sądzę, być może, drażliwy dla ciebie temat.
Zmarszczyłam brwi. Nogi mi trochę zdrętwiały, więc postawiłam je na ziemi, tym samym kładąc głowę na puszystych poduszkach. Leżałam w bardzo dziwnej pozycji.
Ciężko nabrałam powietrze. Zupełnie bez sensu. Rodzice wysyłają dzieci do psychologów nie dając im prawa wyboru. Ona mi nie pomoże. Za każdym razem poruszamy 'niebezpieczne' tematy i za każdym razem, jak stąd wychodzę, czuję się gównianie. Żadnych rezultatów. Nic. Prawie przewróciłam oczami.
- Słucham – szepnęłam.
Położyłam się w całości na kozetce, głowę skierowałam do góry i zamknęłam oczy, ręce skrzyżowałam za głową. Było mi wygodnie.
- Wspominałaś, że bardzo wcześnie straciłaś dziewictwo – powiedziała.
Pokiwałam głową.
- Czy myślisz, że mogło to mieć wpływ na twoją depresję? Nie jesteś już z tym chłopcem?
- Nie – rzuciłam krótko, może zbyt ostro.
Usłyszałam jak skrobie długopisem po papierze.
- Czy możesz mi o tym opowiedzieć? - zapytała przymilnym głosem.
Zastanowiłam się. Mogę, ale czy chcę? Czy pragnę, żeby ta kobieta dowiedziała się więcej o tym, co mnie zawstydza, o tym, co sprawia, że krzywię się na samo wspomnienie tych chwil? Czy tego chcę? Ona będzie to miała na papierze, wszystko zanotuje, a mogę później żałować. Ubolewać nad tym, że zdradziłam jej, jaka jestem żałosna, licha i słaba. Jestem miernotą w najgorszym wydaniu.
Pamiętam to, jak się czułam. Słabo i nędznie.
****
'Bo wszyscy to robią', 'Przecież tego chcesz' – miłe słowa, które mnie przekonały. Czuję się zgwałcona. Ale nie jestem. Zgodziłam się, rzekomo tego pragnąc. Niby go kochałam, chociaż wiedziałam, że on mnie nie. Miałam stać się fajna i bardziej chciana. Teraz czuję się tylko brudna.
Stoję pod prysznicem i wspieram się ręką o mokre, zimne kafelki. Oczy mam zamknięte, a gorąca woda moczy mnie od góry do dołu. Włosy oblepiają mi plecy.
Powoli uchylam powieki. Boję się dotknąć, jestem taka nieczysta. Przez moją głowę przelatują obrazy sprzed dwóch godzin.
Jego ręka na moim udzie, przesuwająca się w górę. Mętlik w moim umyśle. Byłam przerażona, chociaż wtedy tego tak nie widziałam. Jego szorstkie usta na mojej szyi, sunące wyżej. W końcu dotykające moich drżących, suchych warg. Zaczął mnie całować, gwałtownie i z pożądaniem. Prawie słyszałam triumf buszujący w jego głowie. Byłam taka maleńka, taka krucha pod jego ciężarem. Ja, próbująca oddać pocałunek, przezwyciężyć to, czego nie chciałam. 'Nie, powiedz: NIE!' - ktoś krzyczał, jakby z oddali. Mój głos rozsądku próbował się przebić. Nie wiedziałam, czy mogłam mu pozwolić do mnie dotrzeć.
On był taki przekonujący. Wmawiał, że mnie kocha, a ja nawet wiedząc, że kłamie, uległam. Jestem głupią czternastolatką.
Coraz bardziej drapieżnie wciska mnie w materac i wchodzi na mnie, rozkłada moje nogi, czuję jego podniecenie napierające na materiał spodni. Nadal mnie wgniata. Boli, ale nic nie mówię. Pozwalam mu działać. Nie mam doświadczenia. 'Może tak trzeba' – myślę. Teraz wszystko idzie już bardzo szybko. Klęka i ściąga sobie przez głowę koszulkę. Nawet nie upewnia się, czy na pewno tego chcę. Już wie, że jestem jego. Milczę. To Michael, nie powinnam od niego zbyt wiele wymagać.
Znowu wpija się w moje usta. Mocno, boleśnie i gorliwie. Jego ręka błądzi po moim ciele. Wpełza twardymi, długimi palcami pod materiał bluzki. Sunie dłonią w górę. Gdy dochodzi do koronki biustonosza, bez krzty wahania wpycha pod niego łapsko. Chciałam go zatrzymać, ale nie wiedziałam jak. Na wszystko się zgodziłam. W końcu słyszę jego zirytowane warknięcie, kiedy stanik i bluzka utrudniają mu dostęp do moich piersi. Bez ostrzeżenia rozrywa cienki materiał. Głośno nabieram powietrze, moje oczy się rozszerzają.
- Co ty... - zaczynam, ale przykłada mi palec do ust.
- Spodoba ci się. Obiecuję. - Uśmiecha się.
Niepewnie kiwam głową. Później już nic nie czuję. Pamiętam, że ściągnął mi spodnie. Dźwięk rozsuwanego rozporka mnie zaniepokoił, ale Michael zapewnił, że wszystko będzie w porządku. Pamiętam też odgłos rozrywanej folii.
Ja, już całkiem naga i przerażona. On, jęczący i trzęsący się w ekstazie. Następnie moje łzy, malutkie łezki, które sączyły mi się z oczu. Tak bardzo żałowałam.
Teraz stoję tutaj, w łazience. Boję się ruszyć. Znowu płaczę. Jestem niewielka. Bolało. Nie sam seks, ale moja głupota.
Siadam w brodziku prysznica i podkulam kolana pod brodę. Opatulam je rękoma. Zaczynam przyśpiewywać jakąś piosenkę. Nie pamiętam tytułu, ale kocham tę melodię. Wreszcie nucenie zamienia się w mruczenie, a następnie w szloch. Jest krótki i cichy.
To wszystko była moja wina. To dlatego, że milczałam. Sprzeciw nie jest taki łatwy, jak się wydaje...
****
- Bello?! - echo głosu Kate sprowadziło mnie z powrotem na ziemię.
Zamrugałam oczami, pod powiekami poczułam wilgoć. Znowu się zamyśliłam.
- Przepraszam – szepnęłam i spojrzałam na nią.
Pokiwała głową i wymusiła uśmiech.
- Masz. - Wysunęła w moją stronę chusteczkę.
Wzięłam ją i wytarłam sobie oczy.
Kate odchrząknęła.
- Opowiesz mi o tym? - zapytała.
Wszyscy psychologowie są nieziemsko wścibscy.
- Nie – warknęłam szorstko, zirytowana jej dociekliwością.
To okrutna praca – stwierdziłam w myślach, kiedy Kate zaczęła mnie prosić o tę historyjkę, twierdząc, że mi to pomoże...
Świnie:
Lubię, kiedy pada. Powietrze jest świeże. Bez skazy, takie czyste. Łatwo się wtedy oddycha. Chociaż często nie mam ochoty tego robić, kiedy pada, jest to przyjemne. Ludzie siedzą w domach, ulice są puste. Bez problemu mogę sobie wyobrazić, że na świecie jestem zupełnie sama. Jednak odkąd poznałam Jaspera, lubię spędzać samotność razem z nim.
Często siedzimy i rozmawiamy o błahostkach. Czasami nawet się śmieję. Obydwoje jesteśmy wyrzutkami, ale rozumiemy się bardzo dobrze. On zawsze przyjmuje z godnością moje wahania nastrojów. Ja znoszę jego wiecznie dobry, irytujący humor. Jasper wie, że jak siedzę i milczę, a mój wzrok jest nieprzytomny, to nie warto mnie zagadywać.
Teraz kucamy pod daszkiem sali gimnastycznej i obserwujemy ulewę, która panuje na dworze. Odkąd powiedziałam Jazzowi, kogo zobaczyłam u psychologa, marszcząc brwi, szepnął tylko: 'Dziwne'. Od tamtej pory oboje milczeliśmy.
- Zimno ci? - zapytał mój przyjaciel.
Pociągnęłam nosem i spojrzałam na niego. Potrząsnęłam przecząco głową. On, ciasno objęty rękoma, trząsł się cały. Nie dziwię się, że zamarzał, skoro miał na sobie tylko kremową, cienką, bawełnianą bluzę. Ja zaopatrzyłam się w grubą kurtkę z puszystym kapturem.
- Tobie jest – stwierdziłam i zaczęłam obgryzać skórkę przy paznokciu.
- Mhm...
Uniosłam brwi.
- Może pokażę ci moją kanciapę? - Przez jego ciało przeszedł silny dreszcz.
Kiwnęłam głową.
Wyszliśmy na deszcz i zaczęliśmy biec w stronę budynku, gdzie znajdowały się mieszkania dla pracowników. Wpadliśmy do ciemnego korytarza. Nic nie widziałam.
- Jazz - syknęłam.
- Tutaj. - Jego głos dobiegał z mojej prawej strony.
- Gdzie teraz? - Zdjęłam z głowy kaptur.
- Poczekaj i nie ruszaj się.
Usłyszałam odgłos przesuwania ręką po scianie, po chwili hol rozświetliło sporo lamp, które zwisały z sufitu. Zamrugałam kilka razy, przyzwyczajając się do światła.
- Chodź – rzucił do mnie Jazz i uśmiechając się, ruszył do przodu.
Zaczęłam za nim dreptać. Korytarz nie był elegancki i piękny, jak te w szkole. Na ścianach łuszczyła się seledynowa farba. Co kilka metrów mijaliśmy jakieś zabawne obrazy. Na widok jednego z nich zachichotałam. Sześć świń, które siedziały jak ludzie, jedna z nich trzymała racicą papierosa i wydawało się, że coś mówiła, pozostałe słuchały jej z uwagą.
- Z czego się śmiejesz? - zapytał mój przyjaciel.
- Z tego obrazu ze świniami.
Jasper parsknął.
- Ach... - Podrapał się po głowie. - To ja go narysowałem.
Uniosłam brwi.
- Serio? - zapytałam.
Pokiwał głową.
- To członkowie rady pedagogicznej – powiedział cicho.
Wybuchnęłam śmiechem.
- Nie ma co, podobni!
- Alice też tak powiedziała. - Zarechotał.
Zatrzymałam się. Zrobił to samo. Wmurowało mnie. Zaraz, co on powiedział?
- Słucham? - zapytałam.
Wzruszył ramionami.
- Dzisiaj po lekcjach wpadła na mnie przypadkiem i... Wiesz, co? Ona jest cudowna i chyba...
Urwał, bo zobaczył, że mrużę oczy, co jest równoznaczne z tym, że jestem wściekła.
- No co? - Zrobił minę niewiniątka.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - Założyłam ręce na piersi.
- No przecież ci mówię...
- Dopiero teraz?! Super – syknęłam.
- O co ci chodzi?
O co mi chodzi? Nie wiem. On ma do tego pełne prawo. Może zapraszać do siebie Alice, rozmawiać z nią, a nawet umawiać się na randki. To nie moja sprawa, ale jednak poczułam się... No, nie wiem, niedoinformowana? Odrzucona?
Spuściłam wzrok i zagryzłam wargę. Jako egoistyczna, porąbana dzikuska, byłam po prostu zazdrosna. Cholernie, zawistnie i bezczelnie zazdrosna. Tylko nie wiedziałam, dlaczego. Jak mogę być zazdrosna, skoro on mi się w ogóle nie podoba? I wtedy mnie olśniło.
Zupełnie odcięta od świata, samotna jednostka – to właśnie będę ja, jeżeli Jazz będzie z Alice. Będę tylko siedzieć przy kreskówkach. Ja, bez jakiejkolwiek wartości.
Przeniosłam wzrok na Jaspera. Wciąż mnie obserwował.
- Muszę iść. - Odwróciłam się i zaczęłam biec w stronę wyjścia.
- Bella! - krzyczał za mną, ale już ledwo go słyszałam. - Bells, przepraszam!
Wypadłam na zewnątrz i trzasnęłam drzwiami. Znowu to samo. Czy wszyscy przyjaciele muszą mnie zostawiać?
Biegłam ile sił w nogach, dysząc ciężko. Deszcz utrudniał mi widoczność, ale wiedziałam, jak dostać się do szkoły. Zawsze uciekam od prawdy, w tym jestem dobra.
Z pragnienia i zmęczenia zrobiło mi się niedobrze. Poczułam jak wszystko podchodzi mi do gardła i zwymiotowałam na mokrą, ciemną trawę...
Nienawidzę Jacoba:
Obudziło mnie jasne światło, przedzierające się przez zasunięte zasłony. Leniwie się przeciągnęłam i próbowałam wciągnąć powietrze, jednak okazało się, że mój nos jest zatkany.
- Świetnie – mruknęłam, siadając.
Spojrzałam w bok, łóżko Rose było już zaścielone, a jej w nim nie było. Zmarszczyłam brwi i zaczęłam nasłuchiwać, czy przypadkiem nie ma jej w łazience. Cisza. Mój wzrok padł na zegarek.
- Ku*** jego jebana mać! - krzyknęłam i zerwałam się do postawy stojącej. Zakręciło mi się w głowie.
Spóźniałam się właśnie na lekcje. Zaczęłam w pośpiechu wciągać na siebie ubrania leżące najbliżej. Wpadłam do łazienki i szybko zerknęłam w lustro. Wyglądałam jak siedem nieszczęść. Dobrze, że po wczorajszych nocnych eskapadach porządnie się wymyłam, bo do tego bym jeszcze śmierdziała.
Pośpiesznie wrzuciłam do plecaka kilka paczek chusteczek i jak torpeda wyleciałam na korytarz. Pod nosem wyzywałam Rosalie.
Nie miałam czasu czekać na windę, więc zbiegłam schodami prawie się przy tym zabijając. Wpadłam do klasy dysząc i sapiąc.
- Przepraszam! - krzyknęłam goniąc do swojej ławki.
Pani Cope pokiwała głową, nie wyglądała na wściekłą.
- Właśnie mówiłam, że za tydzień odbędzie się przesłuchanie, na które MUSI się panna stawić. - Mocno zaakcentowała ostatnie słowo.
Zaczęła czytać dokładne daty i godziny dla aktorów, tancerzy i piosenkarzy.
Wypakowałam swoje książki. Po chwili na moim biurku wylądowała kulka papieru. Dokładnie wiedziałam, kto ją rzucił. Odwróciłam się i spojrzałam prosto we wściekłe oczy Jacoba.
- Spierdalaj – szepnęłam jadowicie i przekręciłam się z powrotem do przodu.
Po sekundzie od mojej ręki odbiła się kolejna kulka. Musiałam się powstrzymać, żeby nie warknąć. Schyliłam się i podniosłam ją z podłogi.
Ponownie zwróciłam się w kierunku tego debila i ja również rzuciłam w niego papierem.
- Odwal. Się. Ode. Mnie – wycedziłam.
- Rozwiń to, kretynko – syknął.
- Nie chcę państwu przeszkadzać w romansach, ale prowadzę tutaj lekcję – głos pani Cope rozniósł się po klasie.
Oczy wszystkich padły na moją czerwoną twarz i naburmuszonego Jacoba. Szybko powróciłam do właściwej pozycji.
Nauczycielka jeszcze chwilę srogo się na nas patrzyła, po czym pokręciła głową i wróciła do czytania.
Dyskretnie rozwinęłam zmiętą kartkę.
'Wiesz, co? Twoje zdanie lata mi koło dupy, ale jeśli chcesz przetrwać w tej szkole, to radzę ci, żebyś nie mówiła nikomu, gdzie mnie wczoraj widziałaś...'
On chyba sobie żarty stroi.
- Ehem. - Wyciągnęłam z plecaka chusteczki i zaczęłam donośnie wydmuchiwać, w jedną z nich, nos.
Nauczycielka przerwała i popatrzyła się na mnie zirytowana. Klasa wybuchnęła śmiechem. Spauzowałam wycieranie zaczerwienionego nosa.
- Przepraszam – szepnęłam bordowa jak burak.
- Następnym razem wyjdź – wycedziła przez zęby.
Kiwnęłam głową. Odwróciłam liścik na drugą stronę i napisałam:
'Wiesz, co? Twoje zdanie lata mi koło dupy, więc, przykro mi, ale może mi się coś tam wymknąć...'
I, nawet się nie odwracając, rzuciłam to do tyłu. Usłyszałam jak Jacob prycha wściekle i odsuwa swoje krzesło, żeby podnieść karteczkę z podłogi. Po kilku sekundach kulka ponownie zgrabnie wylądowała na mojej ławce.
'Ja też cię tam widziałem, wariatko. Nie pieprz mi tutaj, że coś może ci się wymknąć, bo naprawdę tego pożałujesz i tak sobie pogadamy w piątek, słonko...'
Co za podły skurczybyk!!! Już miałam mu odpisać, kiedy ktoś wyrwał mi karteczkę. Spojrzałam do góry na winowajcę. Pani Cope stała nade mną i machała liścikiem z naprawdę zirytowaną miną. Po czym bez ostrzeżenia zgniotła papier i wsadziła do kieszenie spodni. Odwróciła się i podeszła do swojego biurka.
- Zostajecie po lekcjach. - Wskazała na mnie i Jacoba.
No świetnie! Jeszcze brakowało tego, żebym przez tego Patafiana została na rozmowie z nauczycielem. Zniżyłam się w swoim krześle i wyciągnęłam nogi przed siebie. Położyłam łokcie na blacie, jedną rękę uniosłam do góry i wcisnęłam sobie skórkę od paznokcia między zęby. Gryzłam ją z prawdziwą furią.
Właśnie w tym momencie uświadomiłam sobie, że darzę Jacoba Blacka czystą, nieskalaną nienawiścią.
Słowa na 'p':
Lekcja dobiegła końca, a ja zerwałam się ze swojego miejsca i podeszłam skruszona do biurka nauczycielki. Usłyszałam, że Dupek kroczy w naszą stronę, po chwili stał już obok mnie.
Pani Cope westchnęła ciężko, jej oczy biegały szybko po naszych twarzach. Zmrużyła oczy. Wsparła łokcie o blat i nachyliła się w naszą stronę. Czekaliśmy. Sekundę, kilka, kilkanaście. Musiałam powstrzymać się, żeby nie zacząć tupać butem o posadzkę.
- Będę z wami szczera. - Zaczęła, wyglądała jakby zastanawiała się, jakich słów użyć lub jakie są dozwolone.
Prawie prychnęłam, co jak co, ale ona zawsze jest szczera, nie musi tego zapowiadać. Cham pomyślał chyba to samo, bo poruszył się niespokojnie. Obiecałam sobie, że na niego nie spojrzę lecz co chwilę czułam na mnie jego wzrok. Olej to – powtarzałam sobie jak mantrę.
- Jesteście wrzodami na moim tyłku – wypaliła w końcu.
Zawsze, jak słyszysz takie słowa z ust nauczyciela, zdajesz sobie sprawę, że to też człowiek. Cholernie zapracowany, wkurwiający człowiek. Taki z ludzkimi potrzebami i myślami. W tamtym momencie zorientowałam się, że ona nie spędza całych dni na obmyślaniu, jak utrudnić życie uczniowi. Ma swoją rzeczywistość i problemy. Codzienność przytłacza ją tak jak i mnie, jest zmęczoną kobietą. To widać.
- Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, że przeszkadzacie. - Machnęła ręką. - Jesteście zaabsorbowani albo kłótnią, albo tym... - Wyciągnęła z kieszeni zmiętą kulkę i położyła ją na blacie. - Nie chcę wiedzieć, co tutaj pisaliście, to wasze sprawy, ale... - Pogroziła nam palcem. - Nigdy więcej...
Pokiwałam głową. Jacob wziął liścik i wsunął sobie do kieszeni.
- Możecie iść. - Rozsiadła się wygodnie w fotelu.
Ruszyłam do wyjścia.
- Panno Swan? - usłyszałam.
- Tak? - zapytałam z ręką na klamce. Jacob stanął i chuchał mi w kark.
No tak, przerwa mu ucieka.
- Nie wyglądasz najlepiej... - Zastanowiła się chwilę.
W sumie ma rację, nie czuję się zbyt dobrze.
- Panie Black, proszę zaprowadzić koleżankę do pielęgniarki.
Co?! Tylko nie to! Otworzyłam szeroko oczy.
- Myślę, że sobie poradzi – burknął.
Pani Cope zachichotała.
- Ja myślę, że nie, zaprowadź ją i już – powiedziała z uśmiechem.
- Naprawdę sobie poradzę – wydukałam.
- Nie. Możemy się tak wiecznie przekomarzać. - Uniosła brew czekając na naszą odpowiedź.
Uznałam, że nie ma sensu się sprzeczać, skoro ona nie dowie się, czy Jacob rzeczywiście ze mną poszedł. Zdawało się, że czyta mi w myślach, bo powiedziała:
- Dzisiaj przejdę się do pani Brown i sprawdzę, czy tam dotarliście. Oboje. - Ostatnie słowo zaakcentowała.
Wyszłam na korytarz i właśnie w tym momencie zadzwonił dzwonek na kolejną lekcję.
- Ku*** - mruknął Jacob. - Chodź, kaleko. - Ominął mnie i zaczął iść do przodu, nawet nie oglądając się za siebie.
Widocznie nie obchodziło go, czy za nim podążam, czy nie. Chciał mnie jak najszybciej mieć z głowy.
Jego nogi były bardzo długie, więc musiałam zacząć truchtać, żeby dotrzymać mu kroku. Jego zawsze zepsuty humor działał mi na nerwy, niekiedy naprawdę przesadzał.
- To nie ja kazałam ci ze mną iść – szepnęłam, wywracając oczami.
Nagle zatrzymał się, odwracając w moją stronę. Spojrzałam w jego twarz, musiałam zadrzeć głowę do góry, był taki wysoki. Przyznam, że udało mu się mnie wystraszyć, wyglądał groźnie ze zmrużonymi oczami i zaciśniętymi ustami. Wzdrygnęłam się. Zaczęła mnie boleć głowa.
- Świetnie, że mi nie kazałaś – prychnął. - Jesteś wkurwiająca! Już drugi raz sprawiłaś, że jestem skazany na twoje nudne towarzystwo!
Jego sfrustrowany głos rozniósł się echem po korytarzu. Podparłam się pod boki. On był bezczelny!
- To ty zacząłeś! Doskonale wiesz, że więcej jest w tym twojej winy – syknęłam.
Wybuchnął demonstracyjnym śmiechem, odchylając głowę do tyłu i łapiąc się za brzuch.
- Uuu, jakaś ty groźna. - Uśmiechnął się ironicznie.
Warknęłam.
- Jesteś nienormalny – fuknęłam ze złością. - Myślisz, że wszystko kręci się wokół ciebie. Uważasz, że wszyscy powinni się ciebie bać! - Złapałam się za głowę.
Z nerwów w oczach stanęły mi łzy, zaczęłam się trząść.
- Ja przynajmniej nie jestem wariatem, który wszystkiego się boi – odwarknął.
Zmarszczyłam brwi i założyłam ręce na piersi.
- O co ci chodzi, Black?
Uniósł kącik ust w szyderczym uśmieszku. Wiedział, że trafił w czuły punkt.
- Myślisz, że nie widać jak zawijasz się w swój kokon? - Zagryzłam z nerwów wargę. - Codziennie uciekasz po lekcjach do toalety. - Wzruszył ramionami. - Jesteś dziwolągiem.
Zaczęłam dyszeć przez nos. Zacisnęłam zęby.
- Nienawidzę cię – szepnęłam, po czym wyminęłam go i ruszyłam przed siebie do pielęgniarki.
Z łatwością mnie dogonił.
- Miejmy to za sobą – westchnął.
Resztę drogi pokonaliśmy w milczeniu, zdawał sobie sprawę z tego, że zrobił mi niemałą przykrość. Nawet nie wiedziałam, kiedy po moim policzku zaczęła płynąć łza, szybko ją starłam. Nie chciałam, żeby widział moją słabość. Dziwne, wczoraj to samo powiedziała mi Rosalie, a nie przejęłam się tak bardzo. Zasmuciło mnie to, że Jacob Black wygarnął mi prawdę. Czystą prawdę, z której zdawałam sobie sprawę. To chore, że obchodziło mnie jego zdanie, ale jednak...
Głowa zaczęła mi pękać w szwach, bolał kark, miałam najszczerszą ochotę położyć się spać.
- Idź. - Usłyszałam. Spojrzałam na niego.
Zirytowany wypuścił głośno powietrze przez nos i wskazał na drzwi. Wisiała na nich tabliczka z napisem: 'Pielęgniarka'.
Ruszyłam tam i zapukałam kilka razy, po czym weszłam, nie czekając na pozwolenie. W środku stała pulchna, niska kobietka około czterdziestki. Na mój widok uśmiechnęła się życzliwie.
- Witaj kochana, czy ktoś z tobą przyszedł? - zapytała bez ogródek.
Pokiwałam głową.
- Gdzie czeka?
Ponieważ drzwi nadal były otwarte, obejrzałam się do tyłu, żeby przekonać się, że Jacoba już nie było.
- Nie czeka – burknęłam.
Pani Brown wyminęła mnie i wyszła na korytarz. Po chwili wróciła, a za nią ciągnął się Jacob, który wyglądał jakby mógł zabić wszystko, co się rusza. Opadł na krzesło naprzeciwko drzwi, które pielęgniarka zatrzasnęła.
- Po co on tutaj? - zapytałam wskazując na drzwi.
- Och, w razie czego druga osoba może zaprowadzić chorą do pokoju. Nie puszczę cię samej.
Czy oni wszyscy, do cholery, powariowali? On mnie naprawdę kiedyś zabije! Gwałtownie potrząsnęłam głową.
- Nie – powiedziałam stanowczo. - Sama mogę pójść.
Pielęgniarka zaśmiała się. Zrobiłam bardzo nieprzyjemną minę, dając do zrozumienia, że to wcale, a wcale nie jest zabawne. Mina jej zrzedła.
- Usiądź. - Wskazała na krzesło obok swojego biurka, po czym sama zajęła miejsce za nim. Jednym słowem totalnie mnie zlała, byłam wściekła. - Jak masz na imię, słonko?
Odchrząknęłam.
- Isabella Swan.
Zaczęła przeglądać papiery i zatrzymała się dłużej na jakimś fragmencie. Jej oczy na chwilę zwróciły się na moją twarz, mina tej kobiety wyrażała coś jakby... Współczucie? Zrozumienie? Nie wiem. Zmarszczyłam brwi.
Odłożyła papiery i ponownie na mnie spojrzała, znowu się szczerząc. Naszła mnie ochota przywalenia jej w twarz, była zbyt miła i optymistyczna, taka szczęśliwa.
- Nie wyglądasz najlepiej. - Musiałam powstrzymać prychnięcie, już dzisiaj ktoś mi to powiedział.
Wstała i podeszła do apteczki. Wyciągnęła z niej termometr.
- Masz, włóż to sobie pod pachę. - Podała mi go ostrożnie.
Świetnie. Czyli już wiem, co wyczytała w tych papierach. Ciekawe, jak to ujęli? 'Uwaga! Psychol! Nie ruszać i nie karmić!' - pasowałoby. Usłużnie zrobiłam to, o co mnie prosiła.
- Jak się czujesz? - zapytała siadając na kozetce.
Wzruszyłam ramionami.
- Mmm – mruknęłam, spuszczając wzrok. - Bywało lepiej. - Zaczęłam przyglądać się swoim paznokciom.
Już się nie odezwała. Kilka minut później poprosiła mnie o oddanie termometru, spojrzała na niego i zacmokała.
- Stan podgorączkowy – wyrokowała. - Dzisiaj zrezygnujesz z lekcji...
Podała mi jakieś tabletki i wodę do popicia.
- Przyjdź do mnie jutro, kochanie. Zwolnię cię u dyrektora.
Skinęłam głową.
- Niech ten młodzieniec zaprowadzi cię do twojego pokoju.. - Zastanowiła się chwilę. - To twój chłopak? - Uniosła brew.
Popijałam właśnie tabletki i zakrztusiłam się wodą. Zaczęłam kasłać, uniosłam ręce do góry.
- W życiu – wykrztusiłam, kiedy się uspokoiłam.
Zachichotała.
- No dobrze...
- Pójdę sama – przerwałam jej, wyrzucając kubeczek.
- Nie, nie pójdziesz – odpowiedziała mi, robiąc zaciętą minę.
Czy wszyscy dorośli muszą być tacy wredni, uparci i pewni swoich racji? Zupełnie bez sensu.
Próbowałam się bronić:
- Ale ja...
- Kochanie, powiedziałam, że ma cię zaprowadzić i już. - Ton jej głosu zupełnie nie pasował do słowa 'kochanie'. Chyba koniec z miłą panią Brown, czas na pielęgniarkę - terminatora. - Jesteś przeziębiona. Nie chcę, żebyś zemdlała gdzieś po drodze, on cię zaprowadzi i koniec. Mogę zadzwonić do pani Cope, żeby powiedziała ci, co o tym sądzi. - Położyła rękę na telefonie.
Warknęłam. Wredna, podła, pewna siebie baba. Niby miła, a tu, proszę... 'Super, niech ten skurwiel mnie zarżnie i to będzie wasza wina. Nikczemne skurczybyki!' - miałam ochotę wrzasnąć, ale zamiast tego odwróciłam się na pięcie i otworzyłam z hukiem drzwi.
Jacob siedział na krześle i, wyglądając przy tym bardzo seksownie, patrzył na mnie spod byka. Skrzywiłam się na swoje myśli. Zaczęłam iść tam, skąd przyszliśmy, chciałam jak najszybciej znaleźć się w łóżku.
- Zaprowadź ją do pokoju. - Usłyszałam głos pielęgniarki i dźwięk zamykanych drzwi.
Oczami wyobraźni zobaczyłam, jak Jacob rzuca się na kobietę. Do moich uszu dobiegło ciche przekleństwo, głośne sapanie przez nos i szuranie butów, które, niestety, się przybliżało. Szliśmy bez słowa, do wyjścia ze szkoły.
- Zajebiście, nie dość, że zabrałaś mi przerwę, to jeszcze muszę szlajać się z tobą po mrozie. Nawet nie mam pierdolonej kurtki! - krzyknął, gdy poczuliśmy na skórze lodowaty wiatr, na dworze było naprawdę zimno.
Milczałam, postanowiłam wystawić się na próbę i być cicho, kiedy on mówi. Nie wdawać się z nim w dyskusje. Musiałam głęboko odetchnąć, żeby nie wybuchnąć.
Jednak on wyraźnie nie miał zamiaru mi darować.
- Ciekawe, co powiedzieliby znajomi gdyby mnie z tobą zobaczyli, kretynko!
Nie, tego było już za wiele. Odwróciłam się w jego stronę.
- Ty perfidny, paskudny, parszywy, plugawy draniu! Nawet mnie nie znasz! Nie masz prawa tak mówić! - Rozpłakałam się. Załamanie nerwowe, tak to można, ku***, nazwać. Już nie dbałam o to, że ten dupek mnie obserwuje. - Nienawidzę cię! Jesteś cynicznym, wrednym skurwielem!
Odwróciłam się od niego i ponowiłam marsz. Po policzkach obficie ciekły mi łzy. Po chwili poczułam, że na moim ramieniu zaciska się jego wielka dłoń.
- Nie dotykaj mnie! - Wrzasnęłam ile sił w płucach i próbowałam się wyrwać.
Silne dreszcze przeszły przez moje ciało kiedy nie chciał mnie puścić. Krzyczałam, zaciskając oczy. Nie! Dyszenie, szloch... W końcu utrata gruntu pod nogami i ogłuszający ból w czaszce. Moja mokra twarz i przeszywający wrzask przerażenia. To ja! Mój pisk przedzierał wszystko... Przechodził przez moje kości i płynął żyłami wprost do walącego serca. Głos. Jeden przestraszony głos.
Bolała mnie głowa. Coś ciepłego i lepkiego na moim czole.
- Coś ty ku*** narobił! - usłyszałam znajomy, kochany głos. Coś jakby upadek i ktoś dał komuś w twarz.
Tak bardzo się bałam. Miałam ochotę umrzeć. Później poczułam, że się unoszę i... nastała ciemność...
"Ponieważ właśnie się gubię,
To bez znaczenia, że jestem zagubiona,
To bez znaczenia, że się zatrzymam,
To bez znaczenia, że jestem po drugiej stronie.
Ponieważ właśnie ranię,
To bez znaczenia, że jestem zraniona.
To bez znaczenia, że nie dostałam tego,
Na co zasługiwałam...
Nie lepiej i nie gorzej..." |
Post został pochwalony 2 razy
Ostatnio zmieniony przez Zmierzchowa fanka dnia Nie 15:05, 17 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Bella77
Nowonarodzony
Dołączył: 03 Cze 2009
Posty: 8 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 14:56, 01 Paź 2009 |
|
Mam prośbę mogłabyś wstawić swoje opowiadanie na chomika? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Fanka Twilight
Nowonarodzony
Dołączył: 29 Mar 2009
Posty: 43 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 16:55, 01 Paź 2009 |
|
Świetne opowiadanie. Nie wyłapałam żadnych błędów, ale też nie nastawiałam się na to czytając. Lubię ten ff. Jest taki prawdziwy. Mam tylko nadzieję, że Bella nie będzie chodzić z Edkiem. W ogóle do siebie nie pasują. Co innego Jacob. Ucieszyłabym się gdybym byli ze sobą. Na pewno potrafiliby się zrozumieć. Poza tym Jake jest taki... nie potrafię tego określić. Pociągający? Interesujący? Intrygujący? No nie wiem.
Pozdrawiam
F.T. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Agness91
Nowonarodzony
Dołączył: 18 Cze 2009
Posty: 39 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Turów
|
Wysłany:
Czw 20:04, 01 Paź 2009 |
|
No wiedziałam że to będzie Jacob ;D
A te karteczki na lekcjach tak jakoś dziwnie mi się skojarzyły :D
A jej pierwszy raz w wieku 14 lat?? Ten Michael to zwykły skur****, że jej to zrobił ;/ <wrr>
Z rozdziału na rozdział coraz bardziej się wciągam, a ten FF podobał mi się od samego początku ;D
Kurde co to sie nam z tą Bellą porobiło??
Do czego ten Jacob doprowadził??
I czyj był ten "znajomy, kochany głos"??
Oii, zaintrygowałaś mnie i teraz nie będę mogła się doczekać nowego rozdziału ;D
Bardzo składny ten komentarz ;D ale chyba się już wszyscy przyzwyczajają
Życzę Weny i Czasu,
Twoja wierna fanka Agness91 |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Annie_lullabell
Zły wampir
Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 292 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk
|
Wysłany:
Czw 20:26, 01 Paź 2009 |
|
Ooo, czyli to jednak Jacob :D
No cóz, rozdział jak zwykle świetny.. Jesteś mega geniuszem, dziewczyno ;]
I nie ma tu takiej cukierkowości, za co chwała i hymny pochwalne.
Rozwijaj się ;*
Pozdrawiam, Annie |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Annie_lullabell dnia Śro 17:41, 14 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Vena
Wilkołak
Dołączył: 28 Lut 2009
Posty: 117 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Lubań
|
Wysłany:
Pią 16:17, 02 Paź 2009 |
|
Nareszcie! Jest, jest jest!
Uhh nie miałam prawa zareagować inaczej na Twój powrót, a na dodatek na 2 cudowne, pełne treści i strasznie wciągające chapy. Jesteś w tym mistrzynią. Mogłabym się niemal obrazić o to, że wcześniej nie wiedziałam, jakim pięknym językiem możesz pisać. Jestem całkowicie zadowolona z Wypalonych i jedyne, co mogę Ci życzyć to tylko wena i ciągła motywacja.
Bądź silna!
Pozdrawiam, Vena. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|