|
Autor |
Wiadomość |
zawasia
Dobry wampir
Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D
|
Wysłany:
Nie 22:22, 25 Lip 2010 |
|
jakie to slodkie, że byl z nią... po prostu cudowne...
taka mała rzecz a cieszy:D
Edi i Bells, dwoje ludzi z dużą inteligencją oraz romantycznym, artystycznym wnętrzu, czyli idealnie pasują do siebie...
chociaż i tak najbardziej spodobała mi się dziś Alice i ukladanie ciuchów kolorami, tak to jest to co lubię...
lubię Twoje opowiadanko i mam nadzięję, że dosyc często będą rozdzialy
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Phebe
Wilkołak
Dołączył: 17 Kwi 2010
Posty: 140 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sleepy Hollow
|
Wysłany:
Pon 15:05, 26 Lip 2010 |
|
Fragment o "inteligentnym chrząknięciu" po prostu mnie zabił!
Mmm, wszystko ładnie się układa, aż nazbyt ładnie...
Obawiam się pewnych zawirowań i rychłych kłopotów w kiełkujących relacjach pomiędzy naszą parką...
Ach, co tu wiele mówić, mam słabość do artystów- jeszcze jeden powód, by wielbić Edwarda C.
Czekam na więcej! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
loucura
Nowonarodzony
Dołączył: 23 Lis 2008
Posty: 18 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 14:04, 01 Sie 2010 |
|
Łapcie, czwarty rozdział :)
Betowała znów tAnya, dziękuję pięknie!
Rozdział 4 - Pocałunek na pożegnanie
Bella:
- Ach, przepraszam pana. Czy mógłby pan powtórzyć swoje pytanie? – zająkałam do Edwarda.
- Oczywiście, panno Swan. Czy symbolika kolorów i tematyka “Szmaragdu, Lazuru i Rubinu” była zainspirowana czymkolwiek, czymś osobistym czy jakimś innym wydarzeniem? – powtórzył, w czasie gdy ja próbowałam odzyskać opanowanie. Rozważałam nad jego pytaniem przez parę chwil.
- To niesamowicie przemyślane pytanie, Edwardzie, i cieszę się, że podobała ci się moja książka. W kwestii odpowiedzi, kolory, których użyłam do opisania świata baśniowego to barwy, które widywałam przez całe moje życie w rodzinnym mieście Forks, w stanie Waszyngton. Jest tam naprawdę dużo drzew i pełno innej pięknej roślinności. Zawsze wyobrażałam sobie, że wróżki chowały się między drzewami, czekając, aż je znajdę. Gdy zaczęłam pisać tę książkę, po prostu użyłam tych barw bez głębszego zastanawiania się, dopiero po dwudziestu stronach zorientowałam się, że kolor zielony może pomóc mi wyrazić, że te istoty są dobre i naturalne, zupełnie poza dążeniem do władzy i chciwością. Jednocześnie w innej literaturze zieleń jest symbolem piękna i natury, więc pasowało. Żółtego również użyłam celowo jako znaku nadziei dla naszego realnego świata, a to było zainspirowane kolorem nieba tutaj, w Los Angeles, w czasie, gdy zachodzi słońce. Kiedy zaczęłam pisać tę powieść, dopiero co się tutaj przeprowadziłam, a moja pierwsza książka zajmowała wysoką pozycję na listach bestsellerów, więc miałam wiele powodów do tego, aby być przepełniona nadzieją. A jeśli chodzi o temat, to nie wydaje mi się, żeby coś konkretnego mnie zainspirowało. Pamiętam, że czytałam wtedy Harry’ego Pottera i namiętnie słuchałam albumu Ok Computer Radiohead, a pomysły po prostu napływały. Następne pytanie?
Edward uśmiechnął się do mnie szeroko i wyglądał tak, jakbym mu zaimponowała swoją odpowiedzią. Dobrze, pomyślałam. Zobaczymy, czy uda mi się go powalić na kolana moim wyjściowym strojem.
Kolejne pytania z reguły się powtarzały. Gdy ktoś zapytał, czy się z kimś spotykam, zarumieniłam się i powiedziałam, że nie. Przyznaję, wiedziałam, że teraz coś więcej niż parę randek nie byłoby najlepszym pomysłem. Miałam zdecydowanie za dużo na tapecie, żeby podołać jeszcze poważnemu związkowi. Jednak byłam czasami naprawdę zajebiście samotna. Może Edward Cullen zechciałby ogrzać trochę twoje prześcieradła.
Pytania się skończyły, więc menedżer księgarni zapowiedział, żeby wszyscy zebrani ustawili się w kolejce zgodnie z numerkami, które otrzymali wcześniej. Starałam się wyciągnąć szyję i zobaczyć, gdzie stoi Edward, ale nie mogłam go znaleźć. Ludzie zaczęli przesuwać się do przodu, musiałam na jakiś czas zaprzestać poszukiwań. Teraz był czas na pracę.
Upewniłam się, że z każdym zamieniłam chociaż parę słów i podpisałam książkę, z dedykacją. Lubiłam to robić, żeby wiedzieli, że dbam o nich i ich opinie. Jedna dziewczyna, Sarah, dała mi patchworkową narzutę na łóżko wyszytą dodatkowo ptaszkami z okładki “Skrzydeł letniego wiatru”. Była bardzo cicha i nieśmiało podała mi podarek, zupełnie jakby nie była pewna, czy może to zrobić. Wstałam i przytuliłam ją, dziękując gorąco za prezent. Zawsze jestem poruszona, gdy wielbiciele okazują tak dużo uczucia moim pracom, zwłaszcza od czasu, gdy książki stały się dużą częścią mnie.
Ogonek kurczył się, a gdy zostało już tylko z piętnaście osób, zobaczyłam na samym końcu Edwarda. Ostatkiem sił powstrzymałam się przed popędzeniem do niego między ludźmi, lecz na szczęście byłam bardzo zaabsorbowana podpisywaniem książek tylko po to, żeby wreszcie się z nim spotkać. Jeszcze chwila. Nie ekscytuj się tak, żadne z was nie powiedziało wprost, że to randka, idiotko.
Nareszcie dotarł do mojego stolika. Miał na sobie ciemne jeansy i czarny, dobrze dopasowany T-shirt, który opinał delikatnie jego ciało. Mogłam zobaczyć mocno zarysowane mięśnie klatki piersiowej i ramion. Poczułam rozprzestrzeniające się po moim ciele ciepło. Musiał wiedzieć, jak na niego reaguję, bo znów posłał mi ten swój uśmiech.
- Nie musisz podpisywać, jeśli nie chcesz – powiedział cicho, wyglądając tak, jakby czuł się niezręcznie. Zaczęłam się martwić, że bezwstydnie gapiłam się trochę zbyt długo.
- Nie, w porządku. Będę szczęśliwa, mogąc podpisać twoją książkę. Z dedykacją? – zapytałam, a mój głos podskoczył o oktawę. Świetnie, Swan.
- Co powiesz na “Na wszystkie miłe nadchodzące chwile”? – Jego świdrujące oczy szukały w moich odpowiedzi, a ich kolor pociemniał nieznacznie.
Uśmiechnęłam się i wzięłam książkę z jego rąk. Napisałam to, o co prosił i dodałam “z dużą dozą uwielbienia, Bella Swan”. Gdy skończyłam, Edward zabrał książkę, nawet do niej nie zaglądając.
Wtedy pojawiła się Alice i powiedziała:
- Edward był ostatni, czyli na dzisiaj koniec. Zajmę się wszystkimi sprawami z menedżerem. Edward, zakładam, że przyjechałeś samochodem? – Chłopak pokiwał głową, a Alice kontynuowała:
- W takim razie, do zobaczenia później. Bawcie się dobrze! – Zabrała ze sobą narzutę, odwróciła się na pięcie i popędziła do biura.
Edward obszedł stolik dookoła i wyciągnął do mnie rękę. Złapałam ją i wyszliśmy w stronę samochodu. Nie puściłam jego dłoni do czasu, aż musiałam wsiąść do auta. Nie miałam pojęcia, dokąd jedziemy, ale prawdę mówiąc, zupełnie mnie to nie obchodziło. Chciałam spędzić trochę czasu z tym cudownym mężczyzną.
Edward:
Zdecydowałem się zabrać Bellę do pewnego uroczego miejsca, które odkryłem poszukując dobrego sklepu z płytami. Serwowali tam jedzenie chyba z każdego zakątka świata, więc był to bezpieczny wybór. Jechaliśmy w ciszy, jedynymi obecnymi odgłosami były dźwięki Requiem Verdiego. Robiłem co w mojej mocy, aby skupić wzrok na drodze, jednak… było to zajebiście trudne, skoro ubrała się w taki sposób.
Wyglądała jak połączenie seksownej żoneczki z lat pięćdziesiątych i pin-up girl. Jej sukienka była czarna i ukazywała dostatecznie duży fragment dekoltu. Musiałem rozpaczliwie walczyć z chęcią spojrzenia, jednak w pewnym momencie złamałem się i pozwoliłem sobie zerknąć. Miała bardzo bladą, prawie że półprzezroczystą skórę. Oprócz tego była dość, ekhm, hojnie obdarzona przez naturę, biorąc pod uwagę jej drobną budowę. Po prostu przyznaj, dziewczyna ma niezłe cycki. Nie owijaj w bawełnę tylko z tego powodu, że chcesz być uprzejmy, szarmancki i generalnie super. Doskonale wiesz, że najchętniej pieprzyłbyś ją tu i teraz i ocierał twarzą o ten zachwycający biust. Och, kogo, do kurwy, próbuję oszukać? Moje lubieżne myśli były jak najbardziej prawdziwe.
Gdy wsiadła do mojego mustanga z 1966 roku zauważyłem, że ma na sobie cholernie wysokie szpilki i pończochy-kabaretki. Nie byłem do końca przekonany, jednak w pewnym momencie miałem wrażenie, że mignął mi przed oczami pas do pończoch. O, stary. Musiała wiedzieć, co taki widok zrobi ze mną i z poziomem testosteronu, gdy dobierała ten zestaw. Nawet jej makijaż był niesamowity, wyraźny, ale nie przegięty.
- Dokąd jedziemy? – zapytała po paru minutach, nerwowo bawiąc się rączką swojej małej torebki.
- Zabieram cię do Café Luminiere. Podają tam wszystkie możliwe typy jedzenia. – I desery, które najchętniej zjadłbym prosto z twej nagiej skóry.
- Mają tam burgery? Od dłuższego czasu ich nie jadłam. Alice była na jakiejś wegetariańskiej fazie i zażądała, abyśmy wszyscy przez trzy tygodnie spróbowali nie jeść mięsa. Desperacko potrzebuję protein – Spojrzała na mnie z zawstydzeniem, jakby wydawało jej się, że powiedziała zbyt dużo.
- Owszem, mają, jednak nigdy tam ich nie jadłem. Jestem wegetarianinem. Coś wydaje mi się, że to przeze mnie Alice wymusiła na tobie nową dietę. Spróbowała czegoś, co przygotowałem kiedyś na kolację i stwierdziła, że to najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek zjadła. Jak powiedziałem jej, że to wegetariańska potrawa, zaczęła wypytywać mnie o książki kucharskie i resztę. – ku***, Cullen, świetnie. Teraz będzie na ciebie zła za odmawianie jej pysznych burgerów, plastrów bekonu i innych mięsnych potraw na rzecz tofu.
Zamiast tego zaśmiała się, a jej oczy zapałały radosnym blaskiem.
- Taak, to jest właśnie Alice. Robi mi takie rzeczy od siedemnastu lat. Już do tego przywykłam.
- Jak się poznałyście?
- Usiadłyśmy obok siebie w przedszkolu. Ja pozwoliłam jej rysować moimi kredkami, a ona podzieliła się swoimi ciasteczkami. Tak to się chyba zaczęło, myślę. Nie było prawdopodobnie żadnej sytuacji, w której Alice nie miałaby swojego udziału. – W jej głosie brzmiała delikatna nuta, gdy mówiła o Alice. Można było spokojnie powiedzieć, że kocha swoją przyjaciółkę niczym członka własnej rodziny i była między tymi dwiema kobietami naprawdę silna więź. Co oznaczało, że musiałem zadbać o to, żeby żyć z Alice w dobrych stosunkach.
- Masz jakąś rodzinę tutaj, w Los Angeles?
- Taak, mojego brata, Emmetta. Mieszka z nami i pomaga zarządzać moim małym literackim imperium. A ty masz tutaj kogoś bliskiego?
- Nie. Moi rodzice w dalszym ciągu mieszkają w Nowym Jorku, a rodzeństwa nie mam. Jesteś szczęściarą, że dorastając miałaś przy sobie Emmetta i Alice.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Byłem naprawdę samotnym dzieckiem, ciągle w podróży i na przesłuchaniach. Przed siedemnastym rokiem życia nawet nie miałem prawdziwego przyjaciela. A wtedy pojawił się Jasper. – W tym momencie zdałem sobie sprawę z tego, że dzielę się czymś zbyt osobistym – i żałosnym – jak na pierwszą randkę. Zwłaszcza, że nie raczyłeś jej powiedzieć o tym, że to faktycznie była randka.
Siedzieliśmy w ciszy przez minutę, zanim odpowiedziała:
- Nie miałam zamiaru poruszać trudnego tematu. Jeżeli to zrobiłam, bardzo cię przepraszam. – Spojrzała w dół na swoje ręce z ponurą miną.
- W porządku – zapewniłem ją. – Nie wiedziałaś przecież. Moje dzieciństwo było zupełnie inne niż u większości ludzi. I to nie jest chyba najlepszy temat na pierwszej randce. – Posłałem jej słaby uśmiech i zdziwiłem się, gdy podniosła na mnie radosny wzrok.
- Więc to jest randka, Edwardzie? – wyszeptała; jej głos przyciągał mnie do jej pięknej twarzy, a ja starałem się patrzeć jednocześnie i na drogę, i na nią.
- Tylko jeżeli chcesz, aby tak było – powiedziałem, zniżając głos.
A ona mrugnęła do mnie, lekko rozchylając usta. Została w tej pozycji przez parę sekund, po czym szybko odwróciła się w stronę przedniej szyby, a na jej policzkach wykwitł szkarłat. To był przepiękny widok, poważnie. Ta mała ilość koloru rozpromieniła jej bladą cerę.
- W takim razie – powiedziałem, przełamując ciszę – skoro powiedziałem ci coś tak osobistego, powinnaś zrobić to samo dla mnie… w imię sprawiedliwości, oczywiście.
Bella zwróciła się do mnie twarzą i uśmiechnęła się.
- Pytaj śmiało.
- Jeżeli miałabyś zapytać złotą rybkę o trzy życzenia, co by to było? Aha, i nie możesz poprosić o życzenia ekstra ani nieegoistyczne gówna jak pokój na świecie, koniec głodu czy zero broni nuklearnej. – To było pytanie, które zadawałem każdemu, kogo poznawałem, jednak tym razem zrobiłem to znacznie wcześniej niż zwykle.
- Um… daj mi chwilkę do namysłu. – Pokiwałem głową na zachętę, a ona się zastanowiła.
- Moim pierwszym życzeniem byłoby, abym nigdy nie miała problemów z pisaniem. Blokada jest frustrująca, trudno mi sobie z nią poradzić, a wszyscy wokół są smutni albo zdenerwowani. Moje drugie życzenie to to, aby mój tata w końcu znowu zaczął randkować, bo minęło już dużo czasu, a naprawdę nie chcę, żeby do końca życia był sam. Trzecie życzenie dla mnie – chciałabym znaleźć kogoś, kto będzie troszczył się o mnie wystarczająco, aby oddać mi swoją duszę i dopełnić moją.
- Brzmi nieźle. – Byłem naprawdę pod wrażeniem jej odpowiedzi. Doskonale rozumiałem frustrujący zastój w pisaniu i cieszyło mnie, że kocha swojego tatę i chce, żeby był w końcu szczęśliwy. Trzecia odpowiedź mnie zaintrygowała, zwłaszcza, że nie bardzo wiedziałem, co miała na myśli przez oddawanie duszy. Wciąż jednak było to znacznie bardziej elokwentne niż prośby o dom, samochód i Brada Pitta.
Znów zapadła cisza, jednak tym razem nie była ona niezręczna. Po paru minutach dojechaliśmy na miejsce. Bella wyskoczyła z samochodu, zanim byłem w stanie obejść samochód i otworzyć jej drzwi. Zastanawiałem się, czy jest walczącą feministką, czy coś. Nieeee, bojowa feministka nigdy w życiu nie ubrałaby się tak jak ona, więc myślę, że była po prostu podekscytowana. Wiem, że ja byłem cholernie podekscytowany, zwłaszcza gdy obserwowałem, jak zbliżała się do drzwi, lekko kołysząc biodrami.
Bella:
Przyjechaliśmy na miejsce, a ja byłam cholernie podekscytowana i zdenerwowana. Po naszej rozmowie przeprowadzonej w samochodzie czułam się niezręcznie i zastanawiałam się, o czym myśli Edward. Gdy samochód zatrzymał się pod restauracją, wyskoczyłam z niego, zanim zdałam sobie sprawę z tego, że chyba powinnam poczekać w środku, aż otworzy mi drzwi. Wyglądał na typ, który robi tego rodzaju rzeczy. Obróciłam się, by upewnić się, że wciąż za mną idzie i złapałam go na wpatrywaniu się w mój tyłek. Poczułam mały dreszcz pędzący przez moje nerwy. Misja zakończona powodzeniem.
Robiąc trzy długie kroki zmniejszył dystans między nami i weszliśmy razem do restauracji. Przytrzymał dla mnie drzwi, a gdy przez nie przeszłam, położył mi na plecach dłoń, wskazując drogę. Ten delikatny dotyk sprawił, że mimowolnie westchnęłam i musiałam znów rozpocząć walkę z chęcią wskoczenia na Edwarda.
Zostaliśmy zaprowadzeni do stolika w zacisznym kącie i po tym, jak zamówiliśmy coś do picia (woda dla mnie, herbata mrożona dla Edwarda), zapadła niezręczna cisza. Postanowiłam temu zapobiec.
- Wiesz, to całe spotykanie się z ludźmi jest dla mnie niesamowicie niezręczne, ty też wyglądasz na zakłopotanego. W takim razie może powymieniamy się pytaniami? Nie pytajmy o nic szczególnie skomplikowanego i starajmy się odpowiadać najszybciej, jak się da.
- Jak dla mnie brzmi w porządku, ale zamówmy najpierw, hm? – odpowiedział.
Jak na zawołanie, do naszego stolika podeszła kelnerka, aby zebrać zamówienie. Dla siebie wzięłam cheeseburgera z bekonem i frytkami ze słodkich, a Edward poprosił o burgera z guacamole i fasolką, również z frytkami.
- Dobra, zapytam pierwsza. Dlaczego zamówiłeś frytki z batatów?
Edward uśmiechnął się uroczo i odpowiedział:
- To chyba moja ulubiona rzecz z całego menú. Są perfekcyjne. A ty?
- Nigdy takich nie jadłam, chciałam spróbować czegoś nowego. Ile masz lat i którego są twoje urodziny?
- Dwudziestego czerwca, mam dwadzieścia pięć lat. To samo pytanie.
- Trzynastego września i mam dwadzieścia dwa lata.
Pytania padały dalej. Sporo się od niego dowiedziałam, jak na przykład imiona jego rodziców (Carlisle i Esme), pełne imię (Edward Anthony Cullen), ulubiona potrawa (fettucine alfredo), ulubiona książka (Buszujący w zbożu Salingera) i ulubiony film (Casablanca). Wyglądał na zadowolonego z takiego prowadzenia rozmowy i zdecydowanie się rozluźnił. Przypomniało mi się, jak w samochodzie opowiedział mi o tym, jak poznał swojego pierwszego prawdziwego przyjaciela, którym był Jasper, gdy miał szesnaście lat. To skłoniło mnie do rozmyślań nad tym, czy w ogóle kiedyś wcześniej randkował i miałam nadzieję, że nie wystraszyłam go zbytnio. Wtedy zadał kolejne pytanie.
- Twój ulubiony kolor?
- Zielony – odpowiedziałam, spoglądając w dół na stolik. Bałam się, że spłonę rumieńcem, gdy spojrzę w jego przepiękne oczy w moim ulubionym kolorze. Miałam problem z wymyśleniem pytania, więc on zapytał mnie o kolejną rzecz.
- A pełne imię?
- Isabella Marie Swan.
- Jest piękne. Dlaczego nie przedstawiasz się jako Isabella?
- Sama nie wiem. Chyba po prostu zawsze wolałam być nazywana Bellą. – Chociaż teraz chyba mogę wrócić do tytułowania się Isabellą, bo sposób w jaki to imię wychodzi z twoich ust doprowadza mnie do orgazmu.
W tym momencie przyszła kelnerka z naszymi zamówieniami; jedliśmy w ciszy. Za każdym razem, gdy nasze spojrzenia się krzyżowały, uśmiechaliśmy się do siebie. I wtedy zauważyłam, że tuż nad górną wargą ma odrobinę guacamole.
- Um, Edward? Masz trochę… czegoś na twarzy – powiedziałam lekko zażenowana. Otarł usta serwetką, ale niestety ominął sos.
Poczułam nagłą potrzebę zlizania go i zanim zdołałam się powstrzymać, już pochylałam się nad stolikiem.
- Uh… B-bella? Co-? C… – zająknął się, a ja przybliżyłam jeszcze bardziej swoją twarz do jego. Przez kilka sekund wpatrywałam się w hipnotyzujące, zielone oczy, a wtedy mój język przesunął się wolno nad jego wargą, usuwając ślad pikantnego awokado. Oblizałam usta i usiadłam z powrotem. Twoja kolej, pomyślałam, czując się niesamowicie z siebie dumna.
Edward:
Po prostu siedziałem tam, kompletnie ogłuszony. Jeszcze pięć minut temu rumieniła się jak pięciolatka, bo jej ulubiony kolor okazał się kolorem moich oczu, a teraz zlizywała guacamole z mojej twarzy. Byłem zdezorientowany jak diabli i niesamowicie podniecony.
W trakcie naszej szybkiej wymiany pytań dowiedziałem się sporo o niej. Jej ulubionym filmem jest The Rocky Horror Picture Show, uwielbia wszystkie typy muzyki poza country i rapem, a jej ulubiona książka to Sto lat samotności Gabriela Garcii-Marqueza. Nigdy nie słyszałem ani o filmie, ani o książce i zastanawiałem się nad ich klasą. Przestałem zastanawiać się w momencie, gdy powiedziała mi, że jej ulubioną operą jest Madame Butterfly. Uważam, że każdy, kto lubi Pucciniego, ma świetny gust.
Usiadła z powrotem naprzeciwko mnie z wyniosłym wyrazem twarzy. Nie miałem najmniejszego pojęcia jak uprzejmie zareagować na taki rozwój wydarzeń, więc po prostu uśmiechnąłem się i wróciłem do jedzenia, starając się zignorować podtapiające mnie fale pożądania.
Czekając na rachunek przeprowadziliśmy małą rozmowę na temat naszych przyjaciół i nienormalnych upałów. Próbowała się dorzucić, ale… Nigdy bym jej na to nie pozwolił.
- Pozwolę ci zapłacić kolejny, dobra? – powiedziałem, kładąc na stole swoją kartę kredytową. Gdy dostałem ją z powrotem, dopisałem hojny napiwek i odprowadziłem Bellę do samochodu. Zegar wskazywał piątą po południu.
Znów siedzieliśmy w ciszy, jednak było spokojnie. Ten typ ciszy, który dzielisz z kimś , kogo znasz od lat. W dalszym ciągu spoglądaliśmy na siebie ukradkiem, a gdy jedno przyłapało drugie na wpatrywaniu się, nasze policzki ciemniały. Zastanawiałem się, czy czerwieni się jeszcze w jakimś innym miejscu oprócz twarzy i wyobrażałem sobie, jak ciemny rumieniec może wyglądać na jej piersiach i brzuchu.
- Czego słuchamy? – zapytała w pewnym momencie.
- Requiem Verdiego. Podoba ci się?
- Pewnie. Jest naprawdę potężne i pompatyczne jak na requiem. Czyje to nagranie? Zerknęłabym sobie w domu i może nawet zamówiła kopię.
- Christy Ludwig i Elizabeth Schwarzkopf. To chyba najlepsze wykonanie, jakie znalazłem. Balans między chórem a solistkami jest niezrównany.
Po tym już nie odpowiedziała. Słuchaliśmy muzyki w spokoju. “Lacrimosa” zawsze rozjaśniała mi w głowie. Gdy dojechaliśmy w okolice księgarni, Bella wskazała mi kierunek do jej domu.
Ostatecznie dojechaliśmy na miejsce. Dziewczyna wyciągnęła rękę w stronę klamki, jednak zatrzymałem ją.
- Hej, poczekaj. Mam dla ciebie niespodziankę – powiedziałem, sięgając na tylne siedzenie po małą paczkę, którą ukryłem pod jej siedzeniem.
- Edward, nie musiałeś tego robić. Znaczy się, zapłaciłeś za mój obiad i w ogóle – Jej policzki znów przybrały ten uroczy odcień, a oddech uwiązł mi w płucach. Nigdy w życiu nie widziałem, żeby tak niewinna reakcja wyglądała tak ponętnie.
- Ty dałaś mi prezent. Stwierdziłem, że będzie w porządku, gdy ja też ci coś podaruję. – Zamilkła, a po pół minuty zaczęła rozpakowywać prezent.
- Znasz tę pracę? – zapytałem Bellę, trzymającą w rękach “Leaves of grass” Walta Whitmana.
- Czytałam trochę na studiach. Przyznam, że bardzo mi się spodobała. To jego pierwsza edycja, czy wydanie pośmiertne? – Byłem zachwycony, że była zaznajomiona na tyle, że rozróżniała te dwie wersje.
- Pośmiertne. Zawsze przyjemnie czytało mi się Whitmana i w młodości często wykorzystywałem jego tekst w moich kompozycjach. Myślę, że możesz nazwać to zerknięciem w moją duszę, Isabello, używając twojego zwrotu.
Ona po prostu patrzyła na mnie, a jej oczy stawały się jaśniejsze i ciemniejsze jednocześnie. Jak one to robią? W pewnym momencie przerwała cały ten proces przybliżając swoją twarz do mojej.
- Dziękuję – wyszeptała. Jej usta były tak blisko, że mówiąc, niemal muskała moje wargi.
- Cała przyjemność po mojej stronie – odpowiedziałem.
Przycisnęła swoje usta do moich, obdarzając mnie czułymi ruchami i delikatnym naciskiem. Położyłem dłoń na jej policzku, lekko gładząc go kciukiem. Poczułem palce zaciskające się na moich włosach i przyciągające mnie jeszcze bliżej. Nasz pocałunek pogłębiał się, a usta zderzały się w paradoksie pasji i czułości. Jej wargi rozwarły się w tym samym momencie co moje i nasze języki rozpoczęły taniec. Moja druga ręka owinęła się wokół jej talii, a dłoń spoczęła na plecach. Bella zajęczała w moje usta, a ja o mały włos nie straciłem kontroli.
Potrzeba oddechu przerwała pocałunek, jednak odsunęliśmy twarze tylko o milimetry. Wpatrywaliśmy się w siebie przez parę chwil, starając się rozszyfrować nasze spojrzenia. W jej oczach widziałem pożądanie, podekscytowanie i strach i całkowicie mnie to rozemocjonowało. Wargi pozostały lekko rozchylone, gdy próbowała złapać oddech. W świetle zachodzącego słońca miały różany odcień.
- Myślę, że powinnam się zwijać. Dziękuję za urocze popołudnie, Edwardzie. Zadzwonisz wieczorem? – spytała, kończąc chwilę perfekcji wspomnieniem o rzeczywistości. Miałem nadzieję, że zaprosi mnie do środka, ale sądzę, że nie chciała działać tak szybko.
- Oczywiście. – Wyskoczyłem z samochodu, aby otworzyć jej drzwi i odprowadzić pod próg domu. Gdy dotarliśmy do drzwi, delikatnie przycisnęła swoje usta do moich, opierając ręce na moich biodrach. Ten pocałunek nie był tak namiętny jak poprzedni, pozostał niewinny, słodki i miękki.
- Dobranoc, Edwardzie – powiedziała, wyciągając rękę w stronę klamki.
- Słodkich snów, Isabello – odpowiedziałem, łapiąc ją za dłoń i składając łagodny pocałunek na jej kłykciach. Punkt dla Cullena.
Obróciłem się i wróciłem do samochodu, wpatrując się w wypukłość w moich spodniach. Może następnym razem, mały kolego, pomyślałem sobie. Wyjechałem z podjazdu i skierowałem się do domu.
Bella:
Weszłam do domu, zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie. Kurczę, ten facet jest naprawdę, naprawdę czarujący. Czarujący niczym Clive Owen, czy ktoś. Mam przejebane.
Stałam tam oszołomiona, wciąż myśląc o tym, że pocałował mnie w rękę, gdy zadzwonił telefon.
Odebrałam, nie patrząc nawet na wyświetlacz.
- Tak?
- Belllllllllaaaaaaaa. Co tam, kochanie? – odpowiedział głos po drugiej stronie. Mógł należeć tylko i wyłącznie do Jacoba.
Przyjaźniłam się z Jacobem prawie tak długi czas, jak z Alice. Jego ojciec dobrze znał Charliego, wspólnie spędzaliśmy dużo czasu. Tata Jacoba, Billy, był przywódcą plemienia rdzennych Indian, więc z reguły widywałam tylko jego syna. Gdy chłopak skończył szesnaście lat, zbuntował się i postanowił uczęszczać do liceum w Forks, które miało świetny profil taneczny. Jacob zawsze był wspaniałym tancerzem, w zasadzie to robił fakultet z tańca na UCLA, jednocześnie studiując prawo. Nie kontaktowałam się z nim od jakiegoś czasu, więc miło było z nim porozmawiać.
- Właśnie wróciłam do domu z randki. A co u ciebie?
- Seth i ja również wróciliśmy właśnie z randki. Obejrzeliśmy Star Treka w starym kinie, zajebisty film. Spodoba ci się, serio. A teraz robimy kolację. Hej, masz ochotę wpaść? – zaproponował, a ja usłyszałam w tle Setha pytającego się, gdzie może znaleźć oliwę.
- Dzięki, dopiero co jadłam. W każdym razie, to taka po prostu sobie rozmowa, czy masz jakąś sprawę?
- W zasadzie to zastanawiałem się, czy Alice jest w domu. Muszę ją podpytać, czy zgodziłaby się zatańczyć ze mną do występu chóru UCLA. Jest gdzieś tam?
- Poczekaj chwilę, sprawdzę. – Odłożyłam na chwilę słuchawkę i zawołałam ją. Gdy nie usłyszałam żadnej odpowiedzi, przebiegłam się szybko po domu i zorientowałam się, że zostałam w domu zupełnie sama. Szlag by to, to byłby świetny moment na zaproszenie Sexy Cullena. Ja pierdolę.
Podniosłam słuchawkę.
- Nie, zdaje się, że pojechała do M.I.A. razem z Emmettem. Chcesz zostawić dla niej jakąś wiadomość?
- Ach, w porządku. Zadzwonię na komórkę albo pogadam z nią w piątek.
- Dobra. Hej, co jest w piątek?
- Bells? To pierwszy piątek miesiąca. Dobra, słuchaj, Seth potrzebuje pomocy, pogadamy później. Kocham cię!
- Ja ciebie też. – Rozłączyłam się, czując się głupio, że zapomniałam o piątku.
Alice zawsze urządzała przyjęcia w pierwsze piątki miesiąca. Zaczęła to praktykować, gdy zmarli jej dziadkowie jakieś dwa lata temu i odziedziczyła po nich sporą sumę. Nigdy nie powiedziała mi, jaka to dokładnie kwota, twierdząc, że wciąż chciałaby pracować, żeby sama się utrzymywać. Jednak kiedyś wyznała, że gdyby tylko chciała, mogłaby żyć niczym Paris Hilton. Pieniądze dziadków wydawała tylko i wyłącznie na te dzikie imprezy.
Zawsze ich nienawidziłam. Czułam się wyobcowana, może poza chwilami, gdy paliłam trawkę z Jacobem. W dodatku ktoś (zazwyczaj Alice lub Emmett) kończył uprawiając seks w moim łóżku. Cóż, może chociaż tym razem to ja będę uprawiać seks – z Edwardem – w moim łóżku. Sprawy zaczynają wyglądać trochę lepiej, Swan. Weszłam do swojego pokoju rozbierając się przed kąpielą i zastanawiając się, jaki motyw na imprezę wybrała Alice tym razem.
i jak? ^^ |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
belongs_to_cullens
Wilkołak
Dołączył: 27 Sty 2010
Posty: 126 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 16:43, 01 Sie 2010 |
|
Hehe, para nam się rozkręca, albo może lepiej - nakręca:)
Jestem ciekawa, co to będzie za impreza.
No i Jakob ?? z Sethem?? Nieźle:)
Czytało się bardzo miło i lekko - błędów nie widziałam.
Powodzenia z dalszymi rozdziałami życzę:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
zawasia
Dobry wampir
Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D
|
Wysłany:
Nie 17:41, 01 Sie 2010 |
|
tekst, myśli Eda na temat Belli i jej piersi genialny... musiałam aż kilka razy to przeczytac:)
rozdział taki mily, fajnie, że dowiadujemy się troszke o nich co lubią, czego słuchają... dzięki temu możemy ich poznac lepiej.
ciekawi mnie następny rozdział... rozmowa z Jacobem mnie zaciekawiła co się tam będzie działo... nie mogę się doczekac
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Phebe
Wilkołak
Dołączył: 17 Kwi 2010
Posty: 140 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sleepy Hollow
|
Wysłany:
Nie 21:42, 01 Sie 2010 |
|
Jacob i Seth?!!
No, to pięknie...
Mmm, nasza parka ma niezłe tempo... Żeby tylko nie zaczęła za bardzo galopować...
Och, impreza. Bella paląca trawkę. Dziki seks. To nie może skończyć się dobrze...
Żartuję (a może jednak nie?).
Czekam na kolejny rozdział. Muszę przyznać, że tłumaczenia czyta się całkiem gładko.
Powodzenia i weny! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kju
Dobry wampir
Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 836 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 12:29, 28 Sie 2010 |
|
swietny odcinek, zainspirowalam sie requiem, dzieki
przemyslane teksty, nie sklamie, jesli napisze, ze dyskusja B&E najbardziej "glebokie" posrod wszystkich ff, ktore udalo mi sie czytac, a jest ich niemalo, bardzo podoba mi sie Twoj styl pisania, jest dojrzaly, spojny i bardzo przyjemnie go odbieram,
zycze checi i czasu, nie zrazalabym sie mala iloscia komentarzy, weny Ci nie brak pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
loucura
Nowonarodzony
Dołączył: 23 Lis 2008
Posty: 18 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 18:39, 25 Wrz 2010 |
|
Voila - rozdział piąty. Za zbetowanie dziękuję przeprzeprzeprzepięknie Courtney - niezastąpionej, szybkiej, cudownej :)
I wiecie co? Podoba mi się taka Bella - w końcu jest konkretna, a nie taka nieśmiała klucha :D
5. Dajcie mi wino, kobiety i zioło
Edward:
Otworzyłem drzwi do apartamentu. Nic nie wskazywało na to, że Jasper jest w domu. Pewnie wyszedł gdzieś z Alice, pomyślałem, rzucając klucze na szafkę.
Gdy tylko wszedłem do pokoju, zacząłem gorączkowo pozbywać się ubrania, które w trakcie powrotu do domu zaczęło mi strasznie ciążyć. Nie mogłem powstrzymać się od myślenia o Belli i o tym, jak wspaniale wygląda i całuje. Wyłożyłem na biurko wszystkie drobne z kieszeni i rzuciłem ciuchy do kosza. Zdecydowałem, że koniecznie potrzebuję prysznica, więc skierowałem się do łazienki. Odkręciłem wodę, sprawdziłem jej temperaturę, upewniając się, że była chłodna. Zdecydowanie potrzebowałem zimnego prysznica.
Wszedłem do kabiny prysznicowej i stałem pod zimnym strumieniem przez kilka minut. Chłodna woda pomogła mi oczyścić umysł, jednak nie zrobiła tego samego z moim libido. Mały Eddie wciąż stał w oczekiwaniu na jakąś rewelację. Nie pomagały mi również kołaczące się po głowie fantazje z Bellą unoszącą spódnicę, ujawniając tym samym, że nie ma pod nią bielizny. Stwierdziłem, że już najwyższy czas zająć się tym problemem i zacząłem powoli głaskać moją erekcję. W mojej głowie Bella oblizywała swoje wargi i szeptała, jak bardzo mnie pragnie. Chwilę później ruchy mojej ręki przyspieszyły, i z momentem, w którym wyimaginowana Bella ściągnęła całkiem swoją sukienkę, doszedłem, pozwalając, by woda zmyła dowód mojego podniecenia do odpływu. Dopiero wtedy mogłem wziąć prawdziwy prysznic, cholernie zażenowany wpływem, jaki ta dziewczyna na mnie wywierała.
Gdy skończyłem prysznic, wytarłem się i zacząłem szukać w komodzie bokserek, gdy usłyszałem, jak frontowe drzwi się otwierają. Przeleciałem przez pokój i zamknąłem drzwi, mając nadzieję, że Alice nie przyszła z Jasperem. Szybko ubrałem się i czekałem, aż ktoś przyjdzie do mnie i zapyta, jak poszła randka z Bellą. Po kilku niezakłóconych przez kogokolwiek minutach zdecydowałem, że nadszedł czas na telefon do Belli.
Zgarnąłem z biurka telefon I zacząłem szukać jej numeru. Wybrałem go i czekałem, aż głos Belli zabrzmi w słuchawce.
- Tak? – odpowiedziała, zupełnie zdyszana, jakby właśnie skończyła biec w maratonie, czy coś.
- Hej. Stało się coś?
- Nie, po prostu szukałam książki w moim studio po drugiej stronie domu, gdy usłyszałam, że telefon dzwoni. Pobiegłam, żeby na pewno zdążyć go odebrać. – Wciąż słyszałem jej ciche dyszenie, a moje libido znów podrosło. ku***, człowieku, weź się w garść, nie jesteś już nastolatkiem.
- Ach. To jak, masz jakieś plany na resztę wieczoru?
- Nie bardzo. Chciałam spróbować wypocić parę stron przed pójściem spać, od podpisywania książek jeszcze nie usiadłam do pisania najnowszej powieści. Hej, nie podziękowałam ci jeszcze za twoje pytanie, prawda?
- Hm, w zasadzie to tak, zaraz przed tym, jak na nie odpowiedziałaś.
- W takim razie jeszcze raz dziękuję. Niezbyt często padają takie pytania. Większość fanów pyta o moje prywatne życie albo czy piszę kolejną część. Najbardziej nie znoszę pytań o to, czy na podstawie którejś z moich książek powstanie film. Bez przerwy dzwonią do mnie producenci w tej sprawie, ale żaden z nich nie chce, abym to ja pracowała nad scenariuszem. Chcą swoich ludzi.
- Gdybyś mogła wybrać któregokolwiek reżysera do sfilmowania twojej książki, kto by to był?
- Zależy. W sensie mój absolutny faworyt, czy ktoś, kto realistycznie oddałby klimat opowieści?
- Jedno i drugie.
- Realistycznie, do „Skrzydeł…” chciałabym Garry’ego Marshalla. Zrobił wiele komedii romantycznych i myślę, że świetnie dałby sobie radę z romantycznymi elementami fabuły. A w moich marzeniach reżyserem byłby Sam Mendes. Naprawdę, nie wiem czy którykolwiek z jego filmów mi się nie podobał.
- A do „Szmaragdu…”?
- Tutaj i w jednej kategorii i w drugiej mam tę samą osobę. Naprawdę bardzo chciałabym pracować z Guillermo del Toro. Fantastyczne elementy w jego filmach są przepięknie zrobione, a w mojej książce jest parę rzeczy, które powinny zajebiście przerazić. W trakcie pisania miałam okropne koszmary, ale jednocześnie mogłam zobaczyć całą scenerię bardziej realnie. Myślę, że byłby zdolny do ożywienia tych wyobrażeń. Plus, słyszałam, że jego dzieci uwielbiają moje powieści.
- Zdajesz sobie sprawę, że w chwili obecnej Guillermo del Toro jest po łokcie zarobiony w pracy nad „Hobbitem”, prawda?
- Taaaak, wiem. Ale poczekałabym na niego, poważnie. “Szmaragd, Lazur, Rubin” jest mniej popularny od drugiej książki, więc wydaje mi się, że gdyby został przerobiony na film, fani mogliby zobaczyć to, co widzę ja. Z Guillermo del Toro za sterem bez wątpienia powstałoby przepiękne dzieło.
Rozmawialiśmy jeszcze jakiś czas o obsadach w filmach fantasy. Okazało się, że oboje mamy sentyment do Edwarda Nortona, w szczególności w filmie „Fight Club”, i oboje mamy również obsesję na punkcie filmów fantastycznych dla dzieci z lat ’80. Gdy spojrzałem na zegarek z budzikiem, uświadomiłem sobie, że rozmawiamy już przeszło godzinę.
- Hej, Bello, zdajesz sobie sprawę z tego, że rozmawiamy już od godziny i piętnastu minut?
- Ja pierniczę, poważnie? – Usłyszałem jak się poruszyła, przypuszczalnie w poszukiwaniu zegara. - Chyba powinnam się zwijać, naprawdę powinnam trochę popisać. Po prostu tak łatwo się z tobą rozmawia. Nie wiem dlaczego, z reguły jestem dość nieśmiała w otoczeniu ludzi, których nie znam.
- Mam dokładnie tak samo. Kto wie? W każdym razie, bardzo się cieszę, że cię poznałem, Bello. Teraz nie jestem aż tak uzależniony od Jaspera, który wymyśla mi rozrywki na każdy dzień.
Zaśmiała się. – Mówiąc o zabawie, ten piątek jest pierwszym piątkiem w miesiącu. Alice zawsze organizuje w ten dzień imprezę, zawsze jest jakiś temat przewodni. Tak czy inaczej, chyba to, co próbuję powiedzieć, to serdecznie cię zapraszam.
- Na pewno będę. Spotkamy się jeszcze wcześniej?
- Zapewne nie. Mam parę spotkań z wydawcą i naprawdę, powinnam się poważnie zabrać za pisanie – powiedziała z rozczarowaniem w głosie.
- W porządku. W takim razie do zobaczenia w piątek.
Jasne. Nie wahaj się do mnie zadzwonić, gdy najdzie cię ochota.
- Oczywiście. Dobranoc, Bello.
- Pa.
Rozłączyłem połączenie i poszedłem szukać Jaspera. Musiałem spytać o te przyjęcia, czego się spodziewać i co na siebie nałożyć.
Bella:
Minęły już cztery dni, od kiedy ostatni raz widziałam się z Edwardem. Każdego wieczoru rozmawialiśmy przez telefon i całymi dniami smsowaliśmy. Za każdym razem, gdy widziałam na wyświetlaczu telefonu jego numer, radowałam się jak dziecko, a Alice za każdym razem zwracała uwagę na to, jak uśmiecham się do komórki za każdym razem, gdy dostaję od niego wiadomość.
Pisanie jednak nie szło mi tak gładko. Zaliczyłam kolejną przeszkodę we wtorek, i przez resztę tygodnia nie napisałam więcej niż trzy strony. Miałam spotkanie z Angelą, asystentką wydawcy na temat tego, ile mogę z tej książki wycisnąć, a ona ustaliła kolejną datę na omówienie sprawy na przyszły tydzień. Miałam również kolejne spotkanie z dyrektorem wydawnictwa w kwestii napisania przedmowy do nowego wydania książki pewnego młodego autora, którego uwielbiałam przed paroma laty. Zgodziłam się, nie mam jednak pojęcia, jakim cudem znajdę czas na napisanie tego tekstu.
Przez sporą część tego tygodnia byłam naprawdę nieźle podłamana, nie pomogła nawet Alice, która na każdym kroku przypominała mi o tym, że już w piątek spotkam Edwarda. Pomimo tego, że czułam się podekscytowana tym faktem, w głębi duszy czułam, że zawiodłam.
Tematem najbliższej imprezy była Noc Retro. Powiedziała wszystkim zaproszonym, że mają nie zakładać ciuchów, które były modne po roku 1990, uwzględniając również to, że nie znosi ery grunge’u i nie chce widzieć żadnej flaneli. Wybrała dla siebie czerwoną, luźną kieckę z lat ’20, w której wyglądała naprawdę uroczo. Powiedziała mi również, że Jasper wynalazł gdzieś garnitur, w którym wygląda jak prawdziwy gangster. W środę wybrałyśmy się na zakupy, żeby znaleźć coś dla mnie. W sklepie z ciuchami vintage, który Alice często odwiedza, wyszperałam świetną sukienkę - małą, czarną, bez rękawów, z golfem i czerwonym skórzanym paskiem w talii.
Od razu zabrałyśmy się również za szukanie seksownych butów i znalazłyśmy parę – wysokich do uda, dokładnie w kolorze paska. Zaraz poczułam się lepiej, niż parę dni temu. Pozwoliłam nawet Alice ułożyć sobie włosy, zrobić makijaż i co tam jeszcze chciała.
Gdy przyszedł piątek, wraz z Alice obudziłyśmy się wcześniej, aby skończyć przygotowywania. Zostałam wysłana do sklepu po więcej alkoholu, odrobinę przekąsek i trochę papieru toaletowego ekstra. Emmet został wyrzucony do cukierni po odbiór ciasta, które zamówiła Alice, i po Erica Yorkie, aby mógł rozstawić swój cały DJowski sprzęt w rogu salonu. Przyjechałam do domu na godzinę przed rozpoczęciem przyjęcia i zaraz za progiem napadła na mnie Alice.
- Gdzie ty do cholery byłaś? Potrzebuję przynajmniej półtorej godziny na przygotowanie nas obu! Chodź! – wykrzyknęła, wciągając mnie do swojego pokoju. Posadziła mnie na wprost ogromnej toaletki i zakazała się ruszać. Szturchała i trącała moją twarz przeróżnymi produktami, których nie mogłam rozpoznać. Potem zaatakowała moje włosy prostownicą i zapięła mi na uszach ogromne kolczyki. Później rozkazała mi usiąść na łóżku, a w tym czasie zabrała się za swoją fryzurę i makijaż. Zaraz jak skończyła przebrałyśmy się w swoje sukienki, które najwyraźniej zdążyła wcześniej przenieść do swojego pokoju. Wsunęła swoje buty i pomogła mi z moimi. Gdy usłyszałyśmy muzykę wydobywającą się z salonu, otworzyłyśmy drzwi i zostałyśmy powitane przez Emmeta ubranego jak Don Johnson w Miami Vice.
- Hej, laski! Przyjęcie właśnie się zaczyna. Jake już jest, rozkłada się ze swoim “ekwipunkiem” na kanapie – wykrzyknął, robiąc w powietrzu cudzysłów i przyciągając mnie do siebie w niedźwiedzim uścisku. Kiedy tylko się uwolniłam, skierowałam się w stronę Jacoba.
- O mój Boże, Bella, wyglądasz nieziemsko. A ten makijaż… Alice? – zapytał, doskonale wiedząc, że nigdy nie byłabym w stanie tak odtworzyć makijażu Twiggy.
Pokiwałam głową. – Ty również wyglądasz cholernie dobrze. Zupełnie jak Greg Brady. – Miał na sobie dzwony z jeansu, powiewającą niebieską koszulę i brązową kamizelkę. Ostatnio ściął włosy i teraz były perfekcyjnej długości – wyglądał jak prawdziwy amerykański Kelso z That 70’s Show.
- Dobra, muszę iść wytropić naszego chochlika. Wciąż nie rozmawiałem z nią o tym tańcowaniu. – Jake wyszedł do kuchni w poszukiwaniu Alice, a ja poszłam przywitać się z Erikiem Yorkie, właścicielem baru, w którym poznałam Edwarda w zeszłym tygodniu.
- Yorkie! – krzyknęłam w ogłuszającą muzykę. Akurat puścił jakiś kawałek techno, którego nie rozpoznałam.
- Jej, Pisareczko! Jak tam? – odpowiedział.
- Świetnie! Mam dla ciebie playlistę! – obeszłam głośnik i weszłam do jego kabiny. Podał mi listę wszystkich utworów, które miał na swoim komputerze, a ja szybko odhaczyłam te, które chciałam, żeby zagrał. Zaraz jak skończyłam, zobaczyłam Jacoba machającego do mnie, z piwem w jednej ręce i bongo w drugiej.
- Więc, to piwo dla mnie, czy dla ciebie? – spytałam, jak tylko się do niego dopchałam.
- ku***! Zapomniałem o drinku dla ciebie.
Zaśmiałam się. – W porządku, sama sobie coś przyniosę. Przyniosłeś wystarczającą ilość dla nas? – pokiwałam głową wskazując na bongo.
- Przyniosłem wystarczającą ilość dla dziesiątki przeciętnych ludzi. Co powinno znaczyć, że nie wystarczy dla mnie, ciebie i Alice.
Zaśmiałam się, wchodząc do kuchni. Rozejrzałam się po butelkach i zastanowiłam się, czego bym się napiła. W końcu wybór padł na tequilę z lodem. Przygotowałam drinka i poszłam w stronę kanapy, na której umościł się Jake.
- Proponuję toast – powiedział, unosząc w powietrze swoją butelkę. Złapałam szklankę i czekałam, aż kontynuuje.
- Za Bellę Swan, niesamowitą pisarkę i jeszcze bardziej niesamowitą przyjaciółkę.
- Och, Jake, jesteś zbyt słodki – odpowiedziałam, trochę poruszona jego uwagą, ale też trochę zawstydzona.
- Dobra, w takim razie cieszmy się tą potężną dawką marihuany, którą dla ciebie przyniosłem – powiedział, podtykając mi bongo pod nos.
Chwyciłam naczynie i przyłożyłam do niego twarz, gdy Jake odpalał. Zaciągnęłam się słodkim dymem i zatrzymałam go w płucach na parę sekund, zanim wypuściłam go prosto w twarz Jacoba. On zaśmiał się i przejął ode mnie bongo.
- Pozwalam to robić tylko ładnym dziewczynom, wiesz – pozwolił sobie na drobny docinek w moim kierunku, zanim sam się zaciągnął.
- Jesteś taki pochlebny dzisiaj! Najwyraźniej Seth dał ci dziś rano.
- Doskonale wiesz, o czym mówisz. No to daj buziaczka wujkowi Jacobowi, za bycie tak cudownym przyjacielem z tak cudownym ziołem.
Zaśmiałam się, oplatając jego szyję rękoma i pocałowałam go w policzek. Gdybyś tylko był Edwardem, pomyślałam sama do siebie.
Edward:
Co. Do. Kurwy.
Jasper i ja przyjechaliśmy na imprezę trochę spóźnieni, bo mieliśmy trochę problemów z tą śmieszną peruką, którą miałem na głowie. Alice nalegała na to, abym ubrał się jak hipis, żeby dopełnić strój Belli, na co ja bez zastanowienia się zgodziłem. Ale gdy przekroczyłem próg jej domu, zobaczyłem ją, owiniętą dokoła jakiegoś kolesia, który wyglądał jakby przynależał do K. C. i do Sunshine Band. A zaraz później pochyliła się i pocałowała go w policzek.
Dobra, zapewne miała na to jakieś świetne usprawiedliwienie, i to nie tak, że jesteś jedyny w swoim rodzaju czy coś. Byłeś na jednej randce z tą dziewczyną. Starałem się znaleźć jakąś wymówkę dla jej zachowania, ale wciąż byłem nieźle wnerwiony. Bez chwili namysłu pomaszerowałem do kuchni, skąd zabrałem butelkę Jacka Danielsa ze stołu. Odkręciłem ją i wziąłem trzy ogromne łyki prosto z naczynia.
- Hej, stary, wszystko okej? – spytał Jasper. Uniósł brwi, jak tylko zobaczył butelkę w mojej ręce.
- Jest zajebiście. Po prostu chciałem się upewnić, że dorwę tę butelkę wcześniej niż ktokolwiek inny. – Pierdolone dziewczyny. Zawsze mnie robią w ch***.
Alice zauważyła nas i podeszła bliżej. Patrzyła co chwilę na mnie i na Jaspera, ale nie odezwała się ani słowem. Mądre posunięcie, Alice.
Przyłożyłem butelkę z powrotem do moich ust i piłem. Pogubiłem się w rachunkach.
Bella:
Zobaczyłam Edwarda, gdy przyjechał. Wyglądał… sprośnie, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Najwyraźniej Alice go dorwała przed kupieniem mojej sukienki, pomyślałam.
Miał na sobie poprzecieranie i podarte jeansy i ciemną kamizelkę, ze skórzanymi frędzlami u dołu. Na szyi miał kilka sznurków korali, a na głowie perukę, sięgającą do jego ramion, w kolorze tylko trochę ciemniejszym, niż jego naturalne włosy. Wyglądał seksownie, uroczo i… wyglądał na zawstydzonego. Zobaczyłam go wchodzącego do kuchni, nawet na mnie nie spojrzał. Nie miałam najmniejszego pojęcia, o co chodzi.
- Bella, co to za facet, który właśnie przyszedł? Wygląda przepysznie – zapytał Jacob.
-To ten, z którym miałam randkę w poniedziałek. Ma na imię Edward i masz się przy nim zachowywać. Nie mam pojęcia, jak może zareagować na ciebie. – Wzięłam parę łyków tequili, czekając, aż Edward wyjdzie z kuchni.
Edward:
- E? Musisz odłożyć tę butelkę – powiedział Jasper, sięgając w stronę mojej ręki po Jacka Danielsa.
- Niet. Wszystko okej. To moja ulubiona – pociągnąłem kolejny łyk, jednak zdałem sobie sprawę, że butelka była już pusta.
- Już nic nie ma, Edward. Odłóż tę pierdoloną butelkę – uległem jego namowom, zastanawiając się, czy znajdę gdzieś w okolicy kolejną.
- Kto do kurwy nędzy wypił całego J.D.? Potrzebuję więcej.
Alice nam przerwała.
- Hej, dlaczego nie pójdziesz poszukać Belli? Chwilę temu była w salonie.
- Taak, uwieszając się i całując jakiegoś kolesia, który wyglądał, jakby był ze Studio 54. Nie potrzebuję towarzystwa Belli, wszystko, czego chcę jest tutaj. – Rozejrzałem się za kolejną butelką Jacka Danielsa, ale przerwała mi dziewczyna z dzikimi kręconymi włosami, ubrana jak Madonna w czasach „Like a virgin”. Alice wyszeptała coś Jasperowi do ucha, po czym wyszła.
- Hej – powiedziała, kładąc rękę na moim ramieniu i sunąc nią w stronę dłoni.
- Hej, jestem Edward. Jak masz na imię, piękna? – Jestem pewien jak diabli, że nie Bella, mówię ci.
- Jessica, a ty stoisz sobie tutaj, wyglądając naprawdę seksownie, hipisku. Zatańczymy?
- Pewnie. – Poszedłem z nią do salonu, pomimo, że każda część mojego mózgu na mnie wrzeszczała. To jakieś nieporozumienie! Urzynanie się w trzy dupy niczego nie naprawi!
Taa, jasne, upijanie się sprawia, że rzeczy stają się bardziej znośne.
Bella:
- Um, Bella? – powiedziała trochę nieśmiało Alice.
- Aha? Co jest? Widziałaś może gdzieś Edwarda? – spytałam z nadzieją, że może ona wyjaśni mi jego nagłe wyście z pokoju.
- Chodź na chwilkę do mojego pokoju, muszę cię o coś spytać. – Złapała mnie za ramię i pociągnęła z sofy. Szybko zgarnęłam swojego drinka ze stolika.
- Alice, muszę cię o coś później podpytać – chodzi o taniec – powiedział Jacob.
Oczy mojej przyjaciółki pojaśniały, a ona sama uśmiechnęła się do Jacoba, prowadząc mnie do swojej sypialni i zatrzaskując za sobą drzwi.
- Całowałaś wcześniej Jacoba? – zapytała, nie tracąc czasu.
- Pocałowałam go w policzek i przytuliłam. Zawsze to robimy, doskonale o tym wiesz – byłam dość zdezorientowana złością Alice.
- Edward widział. I nie wie o naszej przyjaźni z Jacobem, ani tego, że Jake jest gejem. Myśli, że próbujesz go spławić.
- O ja pierdolę! – wykrzyknęłam w panice. No, teraz jego zachowanie miało sens. Totalnie, zupełnie wszystko spierdoliłam.
- Dokładnie. W ciągu swojego dziesięciominutowego pobytu tutaj wydudlał całą butlę Jacka Danielsa. Biegnij naprawić sprawy. TERAZ.
Bez chwili wahania wyskoczyłam z pokoju Alice. Muszę to wszystko jakoś załagodzić.
Przedarłam się przez tłum w salonie, w momencie, w którym miałam wejść do kuchni, ujrzałam Edwarda z uwieszoną na nim, całującą go po szyi i chichoczącą Jessicą Stanley.
Stanley to pierdolona dz***a. Unicestwię tę sukę. Dobra, czas trochę obniżyć swoją wrogość.
- Cześć wam, Edward – powiedziałam do dwójki. Jego wzrok skierował się w górę i napotkał furię w moim wyrazie twarzy.
Zaczął coś mówić, ale mu przerwałam.
- Nie krępuj się moją obecnością. Wpadłam tylko po butelkę – złapałam butelkę tequili i pociągnęłam prosto z gwinta parę łyków.
Zaczęłam się oddalać, ale obróciłam się przez ramię – A tak przy okazji? Facet z którym mnie widziałeś to przyjaciel rodziny. Przyjaciel rodziny - gej. Miłego wieczoru, Edwardzie. Tobie również, Jessico – wyszłam z powrotem do salonu, gotowa do picia przez całą noc.
Edward:
- Wow, z Belli jest niezła suka, nie? – Jessica zachichotała obok mnie. Jej ręce przesuwały się po mojej nagiej klatce piersiowej, a mnie kręciło się w głowie.
Ten koleś był tylko przyjacielem. Przyjacielem, którego nie pociągają dziewczyny. Zupełnie źle oceniłem sytuację, dwadzieścia milionów razy pogarszając całą sprawę, a teraz skończyłem nieźle urżnięty z jakąś dziewczyną, która nie jest Bellą.
Jasper złapał mnie za ramię i odciągnął od Jessiki.
- Przepraszam, Jess, muszę na parę minut pożyczyć Edwarda – powiedział jej.
Zaprowadził mnie do jakiejś sypialni i zamknął za nami drzwi. Potknąłem się o łóżko.
- Czyj to pokój, Jazz? Nie chcę zostać przyłapany w pokoju Belli.
- Spoko luz, to pokój Alice. W każdym razie, musisz iść i wszystko naprawić. Powiedz Belli, że przesadziłeś i że przepraszasz. Ta biedna dziewczyna opróżnia butelkę tequili, jakby to była woda, a jest dosyć maleńka. Pochoruje się i to wszystko będzie twoja wina. Nie chcesz mieć jej na sumieniu, nie? – Pokręciłem głową. – Dobrze. Idź odkręcić sprawy.
Opuściłem pokój i wróciłem na przyjęcie. Było tak tłoczno, nigdzie nie było widać Belli. Rozejrzałem się wkoło, krążąc i potykając się co jakiś czas o własne stopy.
Była taka rozwścieczona, gdy zobaczyła mnie z Jessiką, prawie jakby była zazdrosna. Plus, wyglądała niesamowicie. Jej sukienka była tak cholernie krótka, że ledwie się kwalifikowała jako sukienka, bardziej była dłuższą koszulką. Kozaki do uda z czerwonego winylu były żywcem wyjęte z fantazji o zdominowanym przez kobietę facecie. Jej makijaż sprawił, że oczy wydawały się bardziej okrągłe i niewinne. A ty wszystko zjebałeś, zjebałeś jakąkolwiek szansę na dogadanie się z nią przez bycie takim ku***em. Co za pierdolone piekło.
Jakieś pół godziny zajęło mi odnalezienie jej. Siedziała na głośniku naprzeciwko stanowiska Dja, z już pustą butelką w ręce. Podeszła w stronę DJa, prawie upadając i szepcząc mu coś do ucha. Uśmiechnął się do niej i podał jej mikrofon, a sam zaczął majstrować coś przy sprzęcie muzycznym. Nagle znajome tony Journey zaczęły wydobywać się z głośników.
-“Just a small town girllllll…. livin’ in her loooonely wooorld…. she took the midnight train goin’ anywhere – zaśpiewała Bella. Doprowadziłem tę biedną dziewczynę do śpiewania Journey na karaoke. Jestem pierdolonym dupkiem.
Zbliżałem się do niej, a ona wciąż śpiewała. Gdy stałem naprzeciwko, opuściła mikrofon.
- Odpieprz się ode mnie, Edward. Nie potrzebuję twoich dziecięcych gierek – jej słowa zlewały się w jeden długi wyraz. Zamachała rękoma próbując mnie odgonić, i straciła równowagę.
Bella:
Próbowałam przegonić Pana Jestem-Zbyt-Seksowny Cullena, gdy upadłam. Zgrabnie, Swan, nie potrafisz nawet poruszyć się bez upadania. Mentalnie przygotowałam się na zderzenie z twardym podłożem, gdy poczułam ramiona oplatające się wokół mnie, chroniące mnie od pewnego urazu.
Spojrzałam do góry i spotkałam się z parą szmaragdowych oczu. Przełknęłam, czując nagle suchość w ustach. Edward postawił mnie do pionu, dalej jednak oplatając ramieniem. I wtedy zaczął śpiewać.
- Strangers waiting, up and down the boulevard… their shadows searching in the night – wymruczał delikatnie, a jego usta muskały moje ucho. Poczułam dreszcz płynący przez całe ciało.
- Edward? Mógłbyś pomóc mi dostać się do pokoju? Jakoś nie wydaje mi się, żebym dała radę sama ustać bez upadania.
Poprowadził mnie przez tłum zgromadzony w wielkim salonie, dalej mnie obejmując. Zobaczyłam Jessikę Stanley posyłającą mi mordercze spojrzenie i Alice z Jasperem, przytulających się. Emmett spojrzał na mnie ze zdezorientowaniem, jednak wzruszył tylko ramionami i wrócił do żywej konwersacji z jakąś rudą, stojącą u jego boku. Zdałam sobie sprawę, że wszyscy się na nas gapią, ale ilość pochłoniętej przeze mnie tego wieczoru tequili sprawiła, że miałam to gdzieś.
Edward otworzył drzwi do pokoju i delikatnie posadził mnie na łóżku.
- Skąd wiedziałeś, który pokój jest mój? – zapytałam, gapiąc się na niego. Wyglądał naprawdę interesująco w swoim przebraniu. Mogłam zobaczyć linię mięśni na jego szczupłym ciele i niesamowicie mnie to podnieciło. Albo to przez tequilę przemawiającą do mojego mózgu, nie jestem pewna.
- Szczęśliwy traf – odpowiedział chrapliwym głosem. Siedzieliśmy parę sekund w absolutnej ciszy.
- Słuchaj, Bella, przepraszam. Nie wiedziałem, kim jest ten gość, dopóki się nie odezwałaś. Przegiąłem, a na dodatek jestem kompletnym dupkiem. Wybaczysz mi? – spytał, wpatrując się we mnie.
- Mogę ci wybaczyć przesadną reakcję. Ale nadrabianie wszystkiego z Jessicą “pieprzę wszystko, co ma fiuta” Stanley to coś, na co potrzebuję trochę więcej czasu.
- Rozumiem. I przepraszam. W takim razie… Zostawię cię teraz samą. – Odwrócił się i zaczął iść w stronę drzwi wyjściowych.
- Poczekaj! – zawołałam. Zatrzymał się i odwrócił przez ramię. – Wybaczam ci, okej? Nie idź. – Wstałam z łóżka i zaczęłam iść w jego stronę; zatrzymałam się jakieś sześć cali od niego.
Edward pochylił się w moją stronę, obejmując mnie w pasie i przysuwając bliżej.
- Bella?
- Tak?
- Pragniesz mnie?
- O ku***, tak.
Obrócił mnie i przesunął do tyłu, aż poczułam za plecami drzwi.
- Świetnie. Ja również cię pragnę – wyszeptał. A później mnie pocałował.
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez loucura dnia Nie 8:56, 26 Wrz 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
zawasia
Dobry wampir
Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D
|
Wysłany:
Sob 20:36, 25 Wrz 2010 |
|
kolejny genialny rozdział
wkońcu jakaś zazdrośc, nie było pięknie i idealnie tylko zazdrośc i to jest to
a ich rozmow telefoniczna, tylko prawdziwa miłośc może prowadzic do tego, że rozmawiamy bardzo dludo i czas leci i leci i nie wiemy kiedy to się dzieje
ale byłoby ciekawie gdyby był wątek film...
do następnego
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Elleeae
Nowonarodzony
Dołączył: 26 Wrz 2010
Posty: 5 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Nie 12:14, 26 Wrz 2010 |
|
Aż musiałam się zarejestrować i coś napisać, bo bym chyba nie wytrzymała. Strasznie, ale to strasznie podoba mi Twoje tłumaczenie, od razu przyciągnął mnie tytuł i te pięć rozdziałów, które są do tej pory pochłonęłam w kilkanaście minut i jestem zachwycona. Naprawdę bardzo podoba mi się ta cała historia i chętnie będę czytała ją dalej.
Powodzenia życzę w dalszym tłumaczeniu i pozdrawiam (: |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
loucura
Nowonarodzony
Dołączył: 23 Lis 2008
Posty: 18 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 21:21, 06 Paź 2010 |
|
Dzięki za miłe słowa, mam nadzieję, że szóstka Cię nie rozczaruje :)
Betowała znów Courtney - nie zabiję Cię, spokojnie, nie mam ku temu powodów :) Dziękuję pięknie!
Enjoy.
6. Grawitacja
Edward:
Przyparłem Bellę do drzwi i usłyszałem, jak jej oddech przyspiesza. Po tym, jak powiedziałem, że jej pragnę, po prostu musiałem pocałować jej cudowne usta, smakując tequilę, którą piła i ten orzeźwiający aromat. Wolną rękę oparłem o drzwi, a jej dłonie pieściły moją twarz. Przerwała pocałunek, ale tylko po to, aby zacząć całować mnie wzdłuż linii szczęki, a później szyi. Jęknąłem, gdy lekko ugryzła mnie w ucho i powoli przesuwała swoje ręce z policzków na klatkę piersiową. Przesunąłem głowę, by mieć lepszy dostęp do jej szyi, na której zacząłem składać powolne pocałunki w zagięciu między szyją a obojczykiem. Bella sapnęła i głośno jęknęła. Jej dłonie prześlizgnęły się z powrotem na moją głowę, po czym zerwała mi z głowy tę idiotyczną perukę i wplątała palce w moje włosy. Pozwoliłem swoim dłoniom przesuwać się w górę i w dół jej pleców i znów pocałować ją w usta. Jej wargi były tak niesamowicie delikatne i bez chwili wahania ustępowały moim, chyba nigdy nie będę miał ich dość. Język Belli przedarł się na zewnątrz i polizała mnie po górnej wardze; rozchyliłem usta i pozwoliłem jej wejść. Mógłbym dojść od samego całowania jej, to jest tak kurewsko gorące. Jej dłonie zacisnęły się na połach mojej kamizelki, którą zaczęła powoli zsuwać mi z ramion, gdy ja przerwałem pocałunek. Pozwoliłem jej zdjąć marynarkę i sznurki korali z mojej szyi. Czułem tak wiele rzeczy na raz: byłem szczęśliwy, że już się na mnie nie gniewa, podniecony przez jej dotyk i trochę odurzony przez alkohol, który tego wieczoru spożyłem.
- Odwróć się – powiedziałem, a ona to zrobiła. Mój głos był bardziej głęboki i szorstki, niż zazwyczaj. Oplotłem dłońmi jej talię, aby rozpiąć pasek, powoli i dokładnie. Słyszałem jej głośny i ciężki oddech, ale oprócz tego nie zauważyłem żadnych innych fizycznych zmian. Gdy usunąłem pasek, sięgnąłem w stronę jej szyi i złapałem zapięcie zamka.
- W porządku? – spytałem, mając nadzieję, że powie “tak”.
Bella głośno przełknęła i odpowiedziała prawie że szeptem – Tak.
Rozpinałem sukienkę tak wolno, jak robiłem to z paskiem. Zadrżała, gdy zamek musnął jej skórę, dostała gęsiej skórki na ramionach. Odeszła ode mnie i obróciła się, zsuwając sukienkę z ramion. Ubranie opadło na podłogę; zgrabnie z niego wyszła. Stała przede mną w czarnej koronkowej bieliźnie i czerwonych butach sięgających ud. Nigdy wcześniej nie widziałem nic tak atrakcyjnego i musiałem powstrzymać się od rzucenia się na nią niczym piętnastoletni prawiczek.
- Przeniesiemy się na łóżko? – zapytała cicho, jej oczy płonęły rudym ogniem. Złapałem ją za rękę i poprowadziłem do łóżka. Oboje usiedliśmy, a ona zaczęła ściągać buty. Wciąż na mnie patrząc, rozpinała zamki i zsuwała obuwie ze stóp. Skóra na jej nogach połyskiwała nieco od potu. Pochyliłem się i przesunąłem palcem po jej nodze, od stopy aż do połowy uda. Objęła mnie za szyję i przybliżyła swoje wargi do moich. Plądrowaliśmy nawzajem swoje usta jeszcze bardziej kompletnie, niż wcześniej. Bella wstała z miejsca obok mnie i usiadła na mnie okrakiem, wciąż nie rozłączając naszych ust. Przesunąłem ręce w górę jej pleców, aby rozpiąć biustonosz. Zajęczała mi w usta, przyjąłem to jako zachętę. Gdy usłyszałem, że haftka została odhaczona, Bella odsunęła się i pozwoliła czarnej koronce zsunąć się z biustu i opaść na podłogę. Jej piersi były absolutnie idealne, pełne, nie za duże, nie za małe. Jędrne, pokryte niemal przezroczystą skórą, zupełnie jak reszta ciała. Na czubkach miały ciemniejsze rumieńce, aż uśmiechnąłem się na myśl, jak różane są. Musnąłem dłonią jej piersi, trąciłem kciukami jej sutki. Westchnęła z zadowoleniem i przylgnęła swoimi biodrami do mnie. Tarcie było szokujące, a ja zacząłem szybciej pocierać jej biust z nadzieją, że da mi więcej tego cudownego uczucia. Gdy tak się stało, jęknąłem i przetoczyłem Bellę na plecy, abyśmy mogli kontynuować nasze namiętne postępki. Niestety, gdy próbowałem ją przeturlać, jej ciało ześlizgnęło się z krawędzi łóżka i spadło na podłogę z nagłym hukiem.
- Bella, wszystko w porządku? – zapytałem, przerażony swoją niezdarnością.
Jęknęła cicho, obracając się i pocierając miejsce, na które upadła..
- Aaaaaaaaaał, moja dupa! – wykrzyknęła, masując swój przepyszny tyłek.
Widok jej, odzianej tylko w czarne majtki, pocierającej pośladek i niezgrabnie próbującej wstać, to było dla mnie o wiele za dużo i zacząłem się śmiać.
Bella:
Edward i ja zaczynaliśmy się już naprawdę mocno angażować, aż nagle skończyłam na podłodze z posiniaczonym tyłkiem. Miałam największego na świecie pecha, a uświadomiłam sobie to szczególnie mocno w chwili, gdy zorientowałam się, że Edward się ze mnie śmieje.
- ku***, jaki masz problem? Sturlałeś mnie na ziemię, idioto. Mam teraz siniaka wielkości pieprzonej Kanady na dupie – wycedziłam, wzburzona faktem, że znalazł sobie świetną rozrywkę w moim nieszczęściu.
- Chodź, kochanie, pomogę ci – powiedział, wstając, wciąż tłumiąc śmiech.
- Nie ma takiej opcji! Dam sobie radę. – Uklęknęłam, chybocząc się i opierając o golenie Edwarda.
Podniósł mnie z ziemi i przytulił do siebie. Czułam na biodrze jego erekcję i moja krew znów zaczęła się gotować.
- W którym miejscu skończyliśmy? – zapytałam uwodzicielskim tonem.
- Bella, ile wypiłaś? – spytał z obawą.
- Nie do końca pamiętam – odpowiedziałam szczerze.
- Właśnie. Nie sądzę, żeby to był najlepszy pomysł. Nie chcę być jeszcze większym sukinsynem i wykorzystać uroczą, nietrzeźwą dziewczynę – posadził mnie z powrotem na łóżku, tym razem nie poleciałam. No cóż, przynajmniej nie wyłożyłaś się dzisiaj trzy razy..
- Dlaczego musisz być taki… szlachetny i wrażliwy? Ja CHCĘ żebyś mnie wykorzystał! Aż się do tego palę! – wykrzyknęłam, pragnąc poczuć jego erekcję bez ciuchów stojących nam na przeszkodzie. Wyciągnęłam przed siebie ręce w kierunku guzika jego spodni, ale on pacnął mnie po dłoni.
- Swan, to się nie stanie, a przynajmniej nie dziś wieczór. Jeżeli zdecydujesz się pójść ze mną na kolejną randkę, obiecuję ci, że pozwolę przyprowadzić się do domu i zdewastować – odparł, a jego oczy błyszczały jak lampki choinkowe.
- Cokolwiek. – Skrzyżowałam na nagich piersiach ramiona i nadąsałam się z nadzieją, że dzięki temu zmieni zdanie.
- Dobra, zwijam się. Pogadamy jutro. – Zebrał swoje porozrzucane ciuchy z podłogi i zaczął zmierzać w kierunku drzwi.
- Edward?
- Tak, Bella? – spytał, odwracając się w moją stronę.
- Mógłbyś zostać i poprzytulać się do mnie? Nie mam ochoty wracać na przyjęcie, ale nie chcę też być sama.
Uśmiechnął się lekko.
- Jasne. Narzuć tylko jakiś t-shirt czy coś.
Posłałam mu szatański uśmiech, rozprostowałam ramiona i wypięłam przed siebie klatkę piersiową.
- A to, Bella, to po prostu nie jest fair. Ja tu próbuję być tym dobrym gościem, a ty sprawiasz, że staje się to dość trudne.
- Dobra, w porządku – oświadczyłam, powoli podnosząc się do pozycji pionowej bez upadania. Równie wolno udałam się w stronę mojej garderoby, z której wygrzebałam t-shirt i szorty do spania. Naciągnęłam je tak szybko, jak tylko mogłam, starając się zignorować płomienne spojrzenie Edwarda.
Gdy się odwróciłam, Edward już siedział na łóżku, wciąż w jeansach.
- Wiesz, możesz zdjąć spodnie, jak chcesz. Obiecuję nie próbować niczego tej nocy – powiedziałam, mając nadzieję, że będzie czuł się wystarczająco komfortowo, by spać obok mnie w samej bieliźnie. Tak się zastanawiam, jakie nosi bokserki: luźne czy opięte?.
- Jesteś pewna?
- Tak, jasne.
Rozpiął guziki jeansów i zsunął je na dół. Miał na sobie przylegające czarne bokserki, na których mogłam zobaczyć zarys jego wciąż naprężonego penisa. A w środku piszczałam z podekscytowania, ile tylko sił w płucach. To tylko kwestia czasu, Swan.
Przeprosiłam Edwarda i poszłam do łazienki umyć twarz i wyszczotkować zęby. Zrobiłam to tak szybko, jak się tylko dało, mając nadzieję, że Edward nie czuje się zbyt niezręcznie. Gdy skończyłam, wróciłam do sypialni, rozczesując jednocześnie włosy. Nie uważałam zbytnio na to, co robię, co poskutkowało tym, że przypierniczyłam kolanem w biurko.
- Bella, żyjesz? – zapytał, szybko wstając z pozycji siedzącej i klękając obok mnie.
- Tak, w porządku. Zwykle i tak jestem dość niezdarna, a tequila wszystko dodatkowo pogarsza.
- Chodź, pomogę ci – Edward wstał, a gdy się pochylił, jedną rękę włożył w zgięcie moich kolan, a drugą objął mnie na wysokości ramion i podniósł. Zaniósł mnie do łóżka i lekko położył, po czym sam wspiął się na nie po drugiej stronie.
Leżeliśmy tak razem na plecach, pod przykryciem, wpatrując się w sufit. To było niezręczne, jednak żadne z nas nie przerwało tej ciszy. Zdecydowałam przysunąć się bliżej do Edwarda, a on oplótł mnie ramionami, przytulając do siebie. Skuliłam się z rękoma przy jego klatce piersiowej, ze splecionymi ze sobą nogami. Szybko zapadliśmy w sen.
Edward:
Obudziłem się z czegoś, co wydawało się być długą drzemką i otworzyłem oczy, aby napotkać nieznane mi pomieszczenie. Przez ułamek sekundy zastanawiałem się, gdzie jestem, jednak wtedy poczułem ciepło wiercącego się obok ciała. Bella, pomyślałem, a uczucie zadowolenia stopniowo rozprzestrzeniało się po moim ciele na samo wspomnienie pocałunków i pieszczot z ostatniej nocy. Bella pokręciła się jeszcze chwilkę, otworzyła oczy i skupiła się na mojej twarzy.
- Dzień dobry, Isabello – powiedziałem cicho, podnosząc rękę, aby pogładzić ją po policzku. Ona zaczerwieniła się i w momencie, gdy dotknąłem jej skóry, spuściła wzrok.
- Wyglądasz jak pierdolona reklama Calvina Kleina. Jak ty to robisz? – zapytała, chyba nawet ciszej niż ja.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz, szalona dziewczyno. A poza tym, nie tylko ja obudziłem się dzisiaj na pogniecionych prześcieradłach – zabrałem rękę z jej twarzy i oparłem ją o fragment jej talii wyeksponowany przez podwiniętą koszulkę.
Bella zaśmiała się z wdziękiem i złożyła szybki, miękki pocałunek na moich ustach, po czym z powrotem położyła głowę na mojej klatce piersiowej. Westchnęła, muskając ciepłym powietrzem moją nagą skórę na brzuchu. Cicho jęknąłem w odpowiedzi na jej dotyk. W tym momencie szybko się poderwała, a na twarzy miała wymalowaną panikę.
- Bella? Co się dzieje? – zapytałem, nie bardzo pewien, co się właśnie stało.
Zeskoczyła z łóżka i pędem poleciała do łazienki, zatrzaskując i zamykając na klucz drzwi za sobą. Usiadłem i chciałem za nią pobiec, jednak gdy się poruszyłem, moja głowa omal nie wybuchła z bólu. ku***, ale jestem skacowany. Usłyszałem oczywiste odgłosy wymiotowania i przekleństw. Nie ja jeden odczułem efekty poprzedniej nocy. Ostrożnie wstałem i powoli podszedłem do drzwi, pukając w nie kłykciami.
- Bella? Potrzebujesz pomocy? – spytałem, w duchu modląc o to, aby powiedziała „nie”, ale wiedziała, że gdyby tylko mnie potrzebowała, trzymałbym jej włosy. Ale z ciebie cipa, Cullen. Zrobiłbyś dla niej wszystko, a nie zaliczyliście jeszcze nawet drugiej bazy.
- Ugh, nie. – Usłyszałem odgłosy bieżącej wody.
- Hej, gdzie masz aspirynę? Przyniosę ci tabletki i szklankę wody. – I wezmę trochę dla siebie jak już tam będę.
- W kuchni. Dzięki. – Wydostałem się z sypialni i poszedłem do salonu, patrząc na burdel, który pozostał po wczorajszym szaleństwie. Wszędzie sterty butelek, sprzęt muzyczny wciąż rozstawiony. Obok drzwi frontowych leżało parę damskich torebek, zastanawiałem się, czy właścicielki wiedzą, gdzie rzeczone torby się znajdują. Między kuchnią a salonem zauważyłem schody, więc cała reszta odsypiała w pokojach na górze. Wszedłem do kuchni i zamarłem. Wielki, krzepko wyglądający facet tam stał, mamrocząc coś do siebie, mieszając w srebrnej misce coś, co wyglądało jak ciasto na naleśniki. Miał na sobie szlafrok z napisem „Czy to kiełbaska na moim grillu, czy po prostu cieszę się, że cię widzę?”. Starałem się po cichu wycofać, ale podłoga zaskrzypiała mi pod stopami. On spojrzał w górę i zauważył mnie, a ja cofnąłem się ze strachu, modląc się do Boga, Jezusa, czy kto tam mnie w miarę lubi, o to, żeby ten facet nie okazał się bratem Belli.
- Kim ty, do kurwy nędzy, jesteś i co robisz w mojej kuchni? – zapytał, odstawiając na blat miskę.
- Ummm… M-m-mam na imię Edward. Byłem tutaj poprzedniej nocy na imprezie i byłem zbyt wstawiony, żeby wrócić samodzielnie do domu – odpowiedziałem, mając nadzieję, że taka wymówka go usatysfakcjonuje.
- Taaa, oprócz tego zakładam, że całą noc pieprzyłeś moją siostrę. Widziałem, jak poprzedniej nocy poszedłeś z nią do jej pokoju. – O ja pierdolę, to brat Belli.
- Ty jesteś Emmett? Miło mi cię poznać. – Wyciągnąłem rękę z nadzieją, że ją uściśnie. On zignorował mnie, a ja opuściłem rękę, czując się jak kompletny kretyn.
- Tak, to ja jestem Emmett, a ty lepiej wytłumacz to, że zakradasz się po moim domu w samej bieliźnie. – Spojrzałem w dół, uświadamiając sobie, że nie założyłem na siebie spodni. Oooooo ja pierdolę, ten gość cię zajebie.
- Umm, Bella źle się czuje. Przyszedłem tu po aspirynę i szklankę wody dla niej. – Proszę, nie zabijaj mnie, nic nie zrobiłem twojej siostrze. No, może oprócz małej akcji z cyckami, ale proszę, nie zabijaj mnie!
- Ja się tym zajmę. Ty lepiej idź się ubrać i wypierdalaj z mojego domu w czasie najbliższych trzydziestu sekund, albo wezmę swojego shotguna i wystrzelam cię w piździec. Nasz tata jest szeryfem policji i wcześnie nauczyłem się posługiwać bronią. Nigdy nie pudłuję. Nie miałeś nawet na tyle przyzwoitości, żeby zakręcić się w jej pobliżu, gdy mnie nie było w domu, arogancki ku***ie.
- A-a-ale ja z nią nie spałem. Całowaliśmy się tylko i zdecydowaliśmy iść spać, przysięgam! – mogłem usłyszeć w moim głosie panikę i terror i byłem pewien, że ten gigant stojący przede mną również.
- Gówno mnie to interesuje. Wypierdalaj stąd i trzymaj się z daleka od mojej siostry. Masz osiemnaście sekund.
Wystrzeliłem do pokoju Belli, w szaleństwie szukając swoich ciuchów. Tylko wsunąłem stopy z powrotem w sandały, gdy Bella, zaalarmowana hałasem, wyszła z łazienki.
- Dokąd idziesz? – spytała skonsternowana.
- Twój brat przyłapał mnie w kuchni, a teraz zabije mnie, jeżeli stąd nie wyjdę.
Ona tylko zaśmiała się i wrzasnęła na cały dom – Emmetcie Deanie McCarty, ale już!
- Co ty do kurwy nędzy wyrabiasz?! – wykrzyknąłem. Na pewno chce, żeby Emmett zabił mnie tutaj, na jej oczach, dla swojej pokręconej, chorej rozrywki. Byłem tego pewny.
Emmett wszedł z ogromnym uśmiechem na ustach i oparł się o framugę.
- Sorry, Bells, to było aż zbyt proste. A poza tym, to Jasper zaproponował, że powinienem wyciąć mu taki numer. – Odwrócił się i zwrócił do mnie. – Przepraszam cię, stary, za takie pieprzenie z tobą. Nie myślałem, że weźmiesz to aż tak mocno do siebie. – Wyciągnął przed siebie rękę po uścisk, a ja złapałem ją, jednocześnie uwalniając oddech, który jak się okazało, wstrzymywałem. To wszystko było pieprzonym żartem. Żartem, który zasugerował Jasper. Pierdolony Jasper.
- Bardzo was, chłopcy, przepraszam za przerywanie wam tego jakże ważnego momentu tworzenia więzi, ale jestem skacowana i umieram z głodu. Em, czy robisz naleśniki?
- Oczywiście, że tak. Czy nie robię ich zawsze, jak ty i Alice sobie popijecie? A tak w ogóle, to naprawdę ich potrzebujesz po tej całej tequili, którą wczoraj pochłonęłaś – odpowiedział z miłością i troską o swoją małą siostrzyczkę.
- Zajebiście. Za parę minut przyjdę – po tych słowach Emmett opuścił pokój.
-Teraz, jak masz na tyłku spodnie, możesz iść za Emmettem – powiedziała Bella, chichocząc cicho i zasłaniając usta ręką. – Obiecuję ci, że nie ugryzie. Jednak nie mogę obiecać, że ja tego nie zrobię. – Powiedziawszy to, odprawiła mnie powolnym, leniwym pocałunkiem. Zauważyłem, że smakowała miętą, niesamowicie. Zadziwiające są te płyny do płukania ust.
Bella:
Moje życie zaczyna się stawać odrobinę surrealistyczne.
Ostatniej nocy wypiłam butelkę tequili, topiąc w niej smutki po ujrzeniu Edwarda uwieszonego na Jessice.
Wtedy się skumałam, że był pijany i próbował zrekompensować sobie tą dziwką fakt, że zobaczył mnie całującą mojego męskiego, gejowskiego przyjaciela w policzek, nie wiedząc, że Jacob jest moim przyjacielem gejem.
Później prawie że uprawialiśmy seks, ale spadłam z łóżka i się poturbowałam.
Jeszcze później zasnęliśmy przytuleni i obudziliśmy się na miłosnym haju, zanim musiałam pobiec do łazienki i się porzygać.
Gdy tylko skończyłam odkażać swoje usta, zobaczyłam Edwarda, który właśnie miał niemal wybiec z wrzaskiem z domu jak jakaś laska w horrorze o grasującym w okolicy mordercy, bo Emmett chciał się z nim trochę podroczyć, a on się nie zorientował, że to wszystko był żart.
A teraz jadłam naleśniki z Edwardem bez koszulki u mojego boku, Alice mającą na sobie sięgającą ziemi koszulę nocną z Dzwoneczkiem z “Piotrusia Pana”, Jasperem w bokserkach i ogromnym t-shircie Incubus z szafy Alice i z Emmettem, który nosił idiotycznie śmieszny fartuch z niestosownym, seksualnym podtekstem.
Powinnaś zacząć spisywać swoje wspomnienia na książkę. Twoja rzeczywistość zaczyna mieć mniej sensu niż fikcja, którą piszesz - pomyślałam sobie, nadziewając na widelec kolejny kawałek naleśnika. Edward rozmawiał z Jasperem i Emmettem o grze video Half-Life 2 i nie miałam pojęcia, co się, do cholery, dzieje.
- Gordon Freeman jest moim absolutnym faworytem wszechczasów, jeżeli chodzi o postaci z gier video – powiedział mój brat z ustami pełnymi ciasta.
- Faktycznie, jest świetny, ja jednak w dalszym ciągu pałam szaloną miłością do tych oldschoolowych postaci. Wiesz, Mario, Link, te sprawy – odpowiedział Jasper, trzymając widelec nad talerzem.
- Hej, a graliście już w Bioshock? Słyszałem naprawdę niezłe opinie, ale jeszcze nie miałem okazji sprawdzić osobiście – powiedział Edward.
- Tak! O mój Boże, to jest niesamowite. Małe Siostrzyczki naprawdę zajebiście mnie wystraszyły – wykrzyknął Emm.
- Dobra, chłopcy, koniec rozmówki o grach video. Siedzą z wami przy stole dziewczyny – zwróciła im uwagę Alice, mrugając do mnie porozumiewawczo.
- Dokładnie, nie mam najmniejszego pojęcia o czym rozmawiacie. Dobra, to kłamstwo, dobrze wiem, kim są Mario i Link, ale cała reszta brzmi dla mnie jak bełkot – dodałam.
- Przepraszamy, drogie panie. Nie za bardzo miałem znajomych do takich rozmów, w szczególności od kiedy stałem się twoją dziwką od nowej książki, Bella – powiedział Emmett. Uderzyłam go w żartach w ramię.
- Taak, więc, to ja płacę tutaj rachunki, przynajmniej możesz wnieść swój wkład i spróbować ułatwić mi trochę życie – powiedziałam mu, szczerząc się do niego i dając mu całusa w policzek.
- Uważaj! Masz syrop na całej twarzy!
Wszyscy się zaśmialiśmy, a Edward wziął mnie pod stołem za rękę. Spojrzałam na niego i ścisnęłam jego dłoń. Cała sytuacja wydawała się niesamowicie na miejscu i pomyślałam, że może zbytnio pospieszyłam się z myśleniem, że jedyne czego chcę od tego faceta to seks. Wydawało się, że ma naprawdę dobre serce i miałam nadzieję, że w nadchodzących dniach będę mogła nauczyć się o nim trochę więcej.
Gdy śniadanie się skończyło, Alice i Jasper zadecydowali, że pójdą do kina, zahaczając tylko o jego mieszkanie, żeby mógł się przebrać. Jazz zostawił swój samochód i pojechał z Alice tak, aby Edward mógł sam wrócić do domu, gdyby potrzebował auta. Po wyjściu naszej uroczej parki, Edward poprosił mojego brata o pożyczenie koszulki. Emmett uprzejmie wyświadczył mu tę przysługę, mrugając do mnie i robiąc obsceniczne gesty za plecami Edwarda naciągającego gładki, zielony t-shirt. Cóż, przynajmniej nie dał mu żadnej koszulki z nadrukowanymi sprośnymi powiedzonkami.
Edward i ja postanowiliśmy zostać w domu i obejrzeć film, ale nie mogliśmy zdecydować jaki.
- Na co masz ochotę? – zapytał Edward, rozsiadając się na kanapie.
- Z chęcią obejrzałabym „Niekończącą się opowieść”, nie widziałam jej już jakiś czas. Może być? – spytałam, wyciągając płytę z regału. Mamy od cholery DVD, wszystkie są pogrupowane dzięki wytycznym Alice: na gatunki, później rok, a na końcu alfabetycznie, od najwcześniejszej daty.
- Raczej wolałbym obejrzeć jakąś akcję, albo może… przygodowy? Nie wiem, przyjrzę się, co tu masz. – odpowiedział, stając obok mnie. Objął mnie ramieniem, a ja oplotłam go rękoma w pasie. W ciszy przeglądał tytuły, z lekko uniesionymi brwiami. W końcu wybrał płytę, „Deatf Proof”.
- Czy ten będzie w porządku? – zapytał, patrząc mi w oczy. Zauważyłam, że miał oczy w identycznym odcieniu, jak koszulka. Zastanawiałam się, czy Emmett zrobił to naumyślnie.
- Death Proof jest okej. Quentin Tarantino to jeden z moich ulubionych reżyserów – odpowiedziałam.
- Mój również. – Wrócił z powrotem na sofę, podczas gdy ja wkładałam płytę do odtwarzacza. Gdy uporałam się ze wszystttkiiimi ustawieniami, położyłam się na kanapie z głową opartą na udzie Edwarda.
Obejrzeliśmy całość w ciszy. Przerywaliśmy ją tylko wtedy, gdy razem śpiewaliśmy piosenki grane w filmie, a Edward wspominał, jak świetnie mi szło karaoke poprzedniej nocy, gdy byłam solidnie ubzdryngolona.
- A tak na marginesie, zawsze śpiewasz „Don’t stop belivin”, gdy sobie popijesz? – zapytał, delikatnie wplatając mi palce we włosy.
- Nie, w zasadzie to nigdy tego nie śpiewam przy ludziach. Byłam zbyt pijana, aby przejmować się faktem, że boję się tłumu. Padło na ten kawałek, bo... naprawdę bardzo go lubię.
- Ach. – Jego palce kontynuowały drogę I zaczęły masować mi głowę. Skończyliśmy film bez zbędnych słów.
- Cóż, Bello, chyba będę się zwijać do domu. Muszę trochę popisać – powiedział, przeciągając się.
- Poważnie? Zacząłeś coś nowego? – spytałam podekscytowana, że w końcu wrócił do pracy.
- Taak, i przepraszam, ale naprawdę muszę się za to zabrać, zanim nuty wypadną mi z głowy. Zobaczymy się jutro? – zapytał z nadzieją.
- Przepraszam, muszę na poważnie wziąć się do pisania. Mam za sobą parę ciężkich dni i muszę teraz odstawić trochę ekstra stron.
- W porządku. Co powiesz na jutro wieczór?
- Tak jakby mam wtedy program do obejrzenia. Słyszałeś kiedyś o Czystej Krwi?
- Nie.
- To, tak jakby, najlepszy program jaki teraz puszczają w telewizji. Leci na HBO. Masz HBO?
- Nie.
- Ach, hm, jeżeli chcesz możesz pożyczyć ode mnie pierwszy sezon na DVD. Jest naprawdę świetny, zapewniam cię. Dużo seksu, przemocy i humoru, no i wampirów. – Podeszłam do półki i ściągnęłam z niej płytę.
-Brzmi jak niezły ubaw
- Teraz najważniejsze, bądź bardzo ostrożny z tymi płytami, są dla mnie naprawdę super-ważne – podałam mu pudełko.
- W takim razie, jeśli to wszystko, to odprowadź mnie do samochodu.
Podążyłam za nim do wyjścia, w stronę podjazdu. Edward otworzył drzwi od strony kierowcy i zaczął coś gorączkowo przeszukiwać. Wykorzystałam możliwość i pogapiłam się trochę na jego perfekcyjnie wyrzeźbiony tyłek obleczony w raczej ciasne jeansy.
- Trzymaj – powiedział, podając mi iPoda.
- Hej, hej, poczekaj, nie możesz dawać mi iPoda w zamian za DVD. To szaleństwo. Jestem niezdarna i z całą pewnością go zgubię – debatowałam z nim, opowiadając historię o poprzednich trzech iPodach z zeszłego roku.
On pocałował mnie w czoło i uśmiechnął się tym swoim uśmieszkiem, od którego spadają mi spodnie.
- Ufam ci. Plus, to tylko jeden z moich odtwarzaczy.
- Masz dwa? – pisnęłam.
- Tak, ten jest od muzyki klasycznej do słuchania w domu – wiesz, opery, symfonie, chorały i cała reszta. Nie będę miał nic przeciwko, jak przesłuchasz. Masz w domu ładowarkę? – Pokiwałam. – Świetnie. Potraktuj to jak kolejne zerknięcie w moją duszę.
Edward przyciągnął mnie do siebie i pocałował, długo i mocno. Moje ręce instynktownie owinęły się wokół jego szyi, przybliżając go jeszcze bardziej.
- Do zobaczenia później, Isabello – powiedział po pocałunku. A później wsiadł do samochodu i odjechał.
Wróciłam do domu i rozkoszowałam się wydarzeniami minionej doby. Ten mężczyzna był frustrujący i doprowadzający do szału, i seksowny, i inteligentny, i troskliwy. Miał dobry gust w kwestii kina, a za chwilę miałam dowiedzieć się, jak stoi z muzyką. Westchnęłam, zastanawiając się, gdzie, do cholery, moje interakcje z Edwardem zmierzają i czy naprawdę tego chcę.
Moja komórka zadzwoniła z mojego pokoju i podeszłam do stolika nocnego, na którym leżał telefon, aby przeczytać wiadomość.
Już za tobą tęsknię, piękna. Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy.
E.
Uśmiechnęłam się do siebie i odpisałam na wiadomość.
Ja również za Tobą tęsknię. Zobaczymy się we wtorek?
B.
Emmett wlazł do mojego pokoju I przyłapał mnie na uśmiechaniu się do siebie jak idiotka.
- Wiesz co, Bells, zwykle masz beznadziejny gust, jeżeli chodzi o facetów, ale ten mi się podoba. Niech się tutaj trochę pokręci – podszedł do mnie, aby mnie przytulić. – Tylko upewnij się, że ma na sobie gacie, gdy szwęda się rano po domu. – Zaśmiałam się z niego, a on wypuścił mnie ze swoich ramion i poszedł na górę do swojego pokoju. Zobaczę, co da się zrobić, Emmett. Myślę, że też chciałabym, żeby był obok. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez loucura dnia Śro 22:29, 06 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
zawasia
Dobry wampir
Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D
|
Wysłany:
Czw 12:25, 07 Paź 2010 |
|
Emmet jest świetny, jak on cos zrobi, wymysli, to chyba jedyna osoba, ktorej pasuje robienie żartow i jest to jak najbardziej na miejscu
a co do Belli i Eda świetnie rozegrana scena w łóżku już naprawdę myślałam, że sie przespią gdy ona jest pijana, a tu buuum wielkie:) spadła:)
oby więcej takich scen
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
belongs_to_cullens
Wilkołak
Dołączył: 27 Sty 2010
Posty: 126 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 19:32, 14 Paź 2010 |
|
No świetnie, ale się rozkręciło, zrobiło wciągająco:))
Chyba pożyczyłabym im jednak trochę zawirowań w życiu (myślałam, że nie porozumieją się tak szybko po buzi buzi Jake Jess), ale co tam, zaglądanie w dusze też może być przyjemne... w każdym razie ekscytujące są te początkowe spotkania, dni, wspólne chwile, poznawanie się... ach..
Uwielbiam takiego Ema:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kaan
Wilkołak
Dołączył: 13 Lis 2010
Posty: 142 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 15:13, 11 Gru 2010 |
|
Świetny ff, mam nadzieję na dalszy ciąg, choć od dłuższego czasu nie ma nowego rozdziału. Tłumaczenia są trudne, ale wieżę, że nie znikniesz. Życzę weny, czasu i cierpliwości. Pozdrawiam!!!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
loucura
Nowonarodzony
Dołączył: 23 Lis 2008
Posty: 18 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 7:27, 28 Gru 2010 |
|
Hej, chciałam Was najmocniej przeprosić za zniknięcie - tłumaczenie poszło na jakiś czas w odstawkę, miałam sporo przeróżnych rzeczy na głowie, ale... obiecuję, że jeszcze przed Nowym Rokiem prześlę rozdział do Bety :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
wampiromaniaczka
Wilkołak
Dołączył: 03 Lis 2010
Posty: 241 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Oświęcim
|
Wysłany:
Wto 22:37, 04 Sty 2011 |
|
Czytając wcześniejsze rozdziały "Z życia artysty" myślałam, że akcja pójdzie nieco wolniej, ale i tak mi się podoba. Drażnią mnie jednak przekleństwa. Całkowicie burzą nastrój, sprawiają, że akcja staje się pospolita i sprowadza się od słów; sex, drugs and rock and roll. Bez tych przekleństw byłoby...dojrzalej. Skoro to jednak tłumaczenie, z pewnością mogę się mylić. Ciągle podziwiam tę nieskończoną ilość możliwych kombinacji fabularnych , tworzenia nowych, ciekawych i zaskakujących wątków!
Kiedy będzie dalszy ciąg, bo wciągnęłam się w temat? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|