|
Autor |
Wiadomość |
Allie
Zły wampir
Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 252 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Szczecin
|
Wysłany:
Sob 20:39, 13 Lut 2010 |
|
Słowem wstępu, opowiadanie posiada większość postaci z książki, lecz ogromna ilość ma zmieniony charakter. Akcja rozgrywa się w Forks. Główną bohaterką jest osoba którą sama stworzyłam i to z jej perspektywy będzie znaczna część opowiadania. Gdy będą wulgaryzmy dam odpowiednie oznaczenia. Zapraszam do czytania!.
[link widoczny dla zalogowanych]
Beta: Coco Chanel
Rozdział I
Czasami życie zmusza nas do rozpoczęcia wszystkiego od nowa. W innym miejscu i z nowymi wspomnieniami. Przynajmniej tak twierdzą moi rodzice. Moim zdaniem od przeszłości nie da się uciec, a nawet jeśli uda się o niej zapomnieć na jakiś czas, i tak prędzej czy później wszystkie wspomnienia powrócą.
Czas mijał tak szybko, jak obraz za szybą. Jechałam z moim tatą do miasteczka zwanego Forks. Ze słonecznego i przepełnionego ludźmi miasta, przenosiłam się do dziury. Na dodatek, niebo w tym miasteczku, prawie zawsze pokryte jest chmurami. Wbiłam się w fotel. Byłam odrętwiała i jak najszybciej chciałam wrócić do domu. Spojrzałam za szybę. Akurat pojawił się znak witający w Forks. Nie chciałam na to patrzeć, więc odwróciłam wzrok w lewo. Koło mnie siedział dobrze zbudowany mężczyzna, o ciemnych, kasztanowych włosach i zielonych oczach. Wzrok miał utkwiony w rozciągającej się przed nami drodze. Jechaliśmy już bardzo długo, więc było po nim widać zmęczenie. Nazywał się Tom Haker. Był najlepszym ojcem, jak i zarówno najlepszym kumplem na świecie.
- Czy coś się stało Alex? – zapytał nagle. – Zauważyłem, że się we mnie wpatrujesz.
- Zamyśliłam się – odparłam.
Odwróciłam głowę i, bez żadnego zainteresowania, zaczęłam przypatrywać się mijanemu krajobrazowi. Co chwilę pojawiały się niskie budynki, do których nie byłam przyzwyczajona. Westchnęłam cicho.
- Szybko przywykniesz do tej ciszy i spokoju – powiedział mój tata.
- Wątpię. Matt nigdy by do tego nie przywyknął…
Usłyszałam jak tata mocniej zaciska ręce na kierownicy. Wiedziałam, że weszłam w strefę tabu.
- Pamiętaj po co jest ta przeprowadzka – burknął.
W odpowiedzi jedynie prychnęłam. Denerwowała mnie ciągła ucieczka od tego tematu. Wspomnienia bolały, ale przecież dało się do tego przywyknąć! Cała ta sytuacja była tak niedorzeczna, że wszystko się we mnie gotowało. Nie odezwałam się w ogóle, aż do końca naszej podróży. Minęliśmy centrum miasteczka i wjechaliśmy do lasu. Ptaki śpiewały swą słynną melodię, która w powieściach zachwycała głównych bohaterów. Mnie ona w ogóle nie ruszała. Fakt, było to coś innego niż szum aut i krzyki na ulicy, ale w żaden sposób nie powodowało, że robiło mi się cieplej w okolicach serca.
- Nie cieszy cię ten spokój?
Zacisnęłam wargi w cienką szparkę. Miałam już dość tego sztucznego zainteresowania. W pewnym momencie pojazd zwolnił i mocno odbił w krzaki. O mało co nie krzyknęłam. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że jest tam dróżka prowadząca w dół.
- Jak będziesz wracała do domu, to nie pomyl ścieżki, bo nie tylko my mieszkamy w lesie.
Czy on nie mógł przestać? Już dosyć nasłuchałam się na temat tego miejsca. Z pomiędzy drzew i krzewów zaczął wyłaniać się sporych rozmiarów dom, otoczony wysokim płotem. Zapewne gdybym zobaczyła go w innych okolicznościach, zapierałby dech w piersiach, ale teraz był… Normalny. Ogromne okna, lekko spadzisty dach i oczywiście klasyczne, czerwone dachówki. Cały budynek miał kolor delikatnego kremu, przez co wyróżniał się na tle zieleni i brązu. Brama otworzyła się przed nami. Ujrzałam wtedy sporych rozmiarów ganek z bujaną ławką. Podłoga była wyłożona ciemnymi kafelkami - zapewnie dla kontrastu. Gdy auto zatrzymało się tuż przed wejściem, zauważyłam dwuletniego chłopca. Czym prędzej wysiadłam z samochodu i uśmiechnęłam się szeroko. Malec zeskoczył z huśtawki i podbiegł do mnie.
- Alex! – krzyknął radośnie, lekko sepleniąc .
Kucnęłam, gdy tylko pokonał schody. Ułamek sekundy później już był w moich ramionach.
- Fabi – wyszeptałam.
Fabian był chłopcem o czarnych włosach i zielonych oczach. Wyglądał jak aniołek, przez co podbijał serca niejednej kobiety, czy nastolatki.
- Jak usłyszał, że niedługo przyjeżdżacie, to nie chciał się stąd ruszyć.
Podniosłam głowę. W drzwiach stała kobieta o blond włosach i zielonych oczach. Miała pięćdziesiąt lat, czyli była w wieku mojego ojca.
- Cześć mamo – wyszeptałam. Podniosłam się, trzymając Fabiego na rękach.
- Dobrze, że dojechaliście cali.
O mało co nie jęknęłam ze złości.
- Babcia mówiła, że będziecie wcześniej – wymamrotał z wyrzutem maluch.
Uśmiechnęłam się szerzej.
- Dziadek musiał wolno jechać, bo był zmęczony.
- Achaaa – wymamrotał, nie do końca zadowolony z mojej odpowiedzi.
Miałam ochotę zachichotać. Dziwne, jak przez tego brzdąca potrafił mi się zmienić humor.
- No, chodźcie do środka. Czas na obiad.
Powoli ruszyłam ku nowemu domowi. Mama stanęła w drzwiach i przepuściła mnie. Weszłam do holu, który był przestronny i wyraźnie przygotowany dla większej ilości osób. Zdjęłam buty, po czym zsunęłam je również małemu. Ruszyłam dalej. Po lewej stronie zauważyłam ogromny salon z wyjściem na ogród. Wszystko było w tonacji delikatnej zieleni. Odwróciłam głowę w lewo. Znajdowała się tam przestronna kuchnia z nowoczesnym wyposażeniem. Czym prędzej poszłam schodami do góry.
- Mój pokój jest tutaj – odezwał się Fabian, wyciągając rączkę.
Jego pokój był najbliżej schodów. Dzięki temu, każdy miał do niego dostęp.
- A gdzie jest mój? – zapytałam, podrzucając go lekko.
- Na końcu.
Postawiłam Fabiego na ziemi, przez co spojrzał na mnie smutno. Pogłaskałam go delikatnie po głowie.
- Zaraz wrócę.
Do oczu malca napłynęły łzy.
- Idę zobaczyć pokój, za moment wrócę i się pobawimy. Obiecuję.
Skinął leciutko głową. Zacisnęłam usta w szparkę, obróciłam się i, zostawiając za sobą chłopca, poszłam do mojego nowego pokoju. Uchyliłam drzwi, nie będąc pewna, czy rzeczywiście chciałam go zobaczyć. Ale przecież będę musiała tu mieszkać. Zaklęłam cicho pod nosem i pchnęłam mocniej drzwi. Pomieszczenie było duże i przestronne. Po lewej stronie rozciągał się rząd szafek i półek. Przed sąsiednią ścianą stało ogromne łóżko, a obok niego szafka nocna. Dalej rozciągały się okna, które wpuszczały wiele promieni słonecznych, przez co w pokoju było bardzo jasno. Zauważyłam również wyjście na balkon. Wiodąc wzrokiem dalej, zauważyłam biurko. Koło niego znajdywała się szafa, dwa stojaki na gitary i kolejne przejście. Mijając komodę i stojącą na niej wieżę, podeszłam do drzwi. Nacisnęłam klamkę i moim oczom ukazała się śliczna łazienka. Podłoga była wyłożona niebieskimi kafelkami, a na środku znajdowała się dwuosobowa wanna. Czyżby jakaś sugestia? Moja brew powędrowała na chwile do góry. Oprócz wanny, w łazience znajdował się prysznic i reszta niezbędnych sprzętów. Gdy skończyłam się rozglądać, odwróciłam się i wróciłam do sypialni. Podeszłam do okna i oparłam się o parapet. Matt pewnie skakałby z radości, na wieść o przeprowadzce do domu jednorodzinnego, ale pewnie zrzedła by mu mina, gdyby dowiedział się, gdzie. Na mojej twarzy zagościł uśmiech. Wysoki, barczysty mężczyzna, o jasnobrązowych włosach i zielonych oczach, najpierw podskakuje jak sześciolatek, a po chwili jest bliski płaczu. A Ann? Pochyliłam głowę i zacisnęłam usta w cienką linię. Chciało mi się płakać. Każdy z nich cieszyłby się na swój sposób. Tylko ja nie potrafiłam tego zaakceptować. Nigdy nie rozumiałam, dlaczego zdecydowali się na przeprowadzkę dopiero teraz, a nie wcześniej, gdy byliśmy w komplecie. Może wtedy żadna z tych tragedii, nie miałaby miejsca. Poczułam, jak po moich policzkach spływają łzy. Wszystkie mury, które wokół siebie wybudowałam, zaczynały się powoli kruszyć. Ale dlaczego? Przecież oswoiłam się z tym wszystkim… Skoro tak, to czemu wszystko wciąż tak boli? Nabrałam łapczywie powietrza. Gdy płakałam zapominałam zupełnie o oddychaniu.
- Alex? – Cichy, dziecinny głos przerwał moje rozmyślania.
Uniosłam głowę i zauważyłam Fabiana, stojącego w drzwiach. Przetarłam rękawem bluzy twarz i obróciłam się.
- Tak Fabi? – zapytałam lekko drżącym głosem.
- Czemu płaczesz?
- Coś mi do oka wpadło. – Wymyśliłam na poczekaniu.
Spojrzał na mnie smutny. Wiedział co naprawdę się stało. On, dziecko, które o życiu nie powinno wiedzieć nic.
- Babcia powiedziała, że mam po ciebie przyjść, bo jest obiad.
Westchnęłam. Podeszłam do niego i wzięłam go na ręce. Pewnie niejedna osoba powiedziałaby, że tak dużego dziecka, nie powinno przyzwyczajać się do noszenia na rękach, ale tak było szybciej. Dzięki wszystkim treningom, Fabian był dla mnie leciutki. Zbiegłam po schodach i wpadłam do kuchni. Przy niewielkim stole siedzieli moi rodzice. Usadziłam małego na krześle, po czym sama zajęłam swoje miejsce.
- Płakałaś – stwierdził tata.
Bez słowa wzięłam sztućce i zaczęłam jeść. Czułam na sobie dwa przenikliwe spojrzenia. Wchłonęłam wszystko niemal od razu. Wstałam i pomogłam zjeść Fabianowi. Moje ruchy były lekko nerwowe. Wciąż miałam ochotę rozpłakać się jak małe dziecko.
- Idź na górę, ja go nakarmię. – Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Spojrzałam z wdzięcznością na mamę.
- Dziękuję – mruknęłam cicho.
Oddałam jej widelczyk i szybkim krokiem wyszłam na korytarz. Biegiem ruszyłam w kierunku schodów. Po chwili weszłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi. Rzuciłam się na łóżko, a łzy, które powstrzymywałam przez cały czas, wypłynęły. Miałam być silna! Wtuliłam głowę w poduszkę. Obiecałam im, że nie będę przez nich płakać , nieważne co się stanie. Zagryzłam wargę. Po chwili poczułam smak krwi w ustach. Zamknęłam oczy i odpłynęłam, zapamiętując jedynie swój szloch.
Uchyliłam powieki. Domyśliłam się, że było już późno. Westchnęłam. Jak mogłam dać się ponieść emocjom? Czemu tak łatwo zmienia mi się humor? Podniosłam się. Już po chwili znajdowałam się w łazience. Oparłam się o zlew i spojrzałam w lustro. Długie, ciemnobrązowe włosy, wcześniej splecione w warkocz, odstawały w każdą stronę. Niegdyś pełne blasku, zielone oczy, wydawały się matowe i lekko przekrwione. Policzki i zgrabny nos były zaczerwienione. Odkręciłam kurek z zimną wodą, nabrałam jej trochę na dłonie i obmyłam dłońmi twarz. Czułam się fatalnie. Wyglądałam jak strach na wróble. Aż zdziwił mnie fakt, iż Fabian się nie wystraszył na mój widok. Zakręciłam kurek, po czym wytarłam się. Znowu spojrzałam w lustro. Zniknęły jedynie zaczerwienienia. Wyszłam na korytarz i, mając nadzieję, że wszyscy śpią, powoli zaczęłam schodzić po schodach.
- Może ona miała racje? – burknął dość głośno męski głos.
Gwałtownie się zatrzymałam. Ktoś był na dole.
- Nie miała – odezwał się tym razem głos kobiecy.
- Pierwszy raz się rozpłakała.
- Przecież nie można tego dusić w sobie!
- Ta przeprowadzka miała na celu poprawić jej stan, a nie pogorszyć! Kochanie, rozumiem, że to też dla nas, ale najpierw powinniśmy martwić się o dzieci!
- Zostajemy tu, czy tego chcesz czy nie. Alex po pewnym czasie oswoi się z tym wszystkim.
Ktoś mocno uderzył czymś w blat.
- Skarbie, czy do ciebie nie dociera fakt, że to t wszystko ją rani? - zapytał.
- Fabian czuje się znakomicie. - odpowiedziała.
- Mówię tu o naszej córce!
- A ja mówię o naszym wnuku!
- Ona jest ważniejsza!
- On jest ważniejszy!
Zacisnęłam dłonie w pięści.
- Szczerze? Ta przeprowadzka jest dla mnie i Fabiana. Mam świadomość tego, że jej nie pomagają jakiekolwiek zmiany…
- Jak możesz mówić to z takim spokojem?
- Bo patrzę na dobro Fabiana. To jedyne co zostało po Ann!
- A co zostanie po Alex? Co zostało po Mattcie?
- Alex da sobie ze wszystkim radę. Zawsze dawała.
- Może już sobie z tym nie radzi.
- Nonsens.
Miałam dość. Jak mogła tak lekko mówić o tym, co czuję, nawet ze mną nie przebywając? Jedyna osoba, która rozumiała mnie stuprocentowo, odeszła z tej rodziny miesiąc temu… Odeszła na dobre. Z powrotem pobiegłam do swojego pokoju. Czułam się jak zamknięty w klatce ptak. Nie mogłam nic zrobić. Pozostawało mi jedynie czekać, aż ktoś zlituje się nade mną i da mi kluczyk do drzwiczek. Musiałam tak żyć, dopóki któremuś z moich rodziców coś nie przemówi do rozsądku. Egzystować dla Fabiana, dla Matta. Zamknęłam drzwi i osunęłam się na podłogę. Skuliłam się. Wszystko wydawało się takie duże i straszne. Zostałam sama z tym wszystkim. Bałam się, a zarazem odczuwałam ogromny smutek. Da się tak? Mieć swoje dwa negatywne uczucia, o takiej wielkości, że aż mnie paraliżują? Nawet nie mam do kogo pobiec i kogo przytulić. Wszystkich przyjaciół zostawiłam… Dzięki rodzicom. Łzy cisnęły mi się do oczu. Zaszlochałam cicho. Chciałam gdzieś uciec… Do miejsca, w którym poznam kogoś, kto mnie zrozumie… |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Allie dnia Pon 14:24, 11 Paź 2010, w całości zmieniany 9 razy
|
|
|
|
|
|
thingrodiel
Dobry wampir
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 148 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka
|
Wysłany:
Sob 21:25, 13 Lut 2010 |
|
Jak na najlepszego ojca na świecie, to ten ojciec wykazuje kompletny brak wiedzy o swojej córce czy też wypranie z wrażliwości. Podejście "poradzi sobie" to podejście skończonego kretyna.
Jak wiele innych opowiadań, to też zaczyna się od przeprowadzki. Zawsze mnie zastanawiało, czemu ci ludzie w tych opowiadaniach zawsze się przeprowadzają do Forks? Ze słonecznych albo chociaż dużych miast? Czemu wyrywają się ze swoich naturalnych środowisk, do których są przyzwyczajeni, by zamieszkać w obcym, zapyziałym miasteczku, gdzie wiecznie leje i tylko depresji można od tego dostać? Nigdy tego nie zrozumiem. Pojmowałam to jeszcze u Meyer - zostało to wyjaśnione i to już na początku książki. A w opowiadaniach jakoś autorzy nie palą się do wyjaśnień. Bohaterowie im się przeprowadzają, bo... bo tak? Bo w Forks są wampiry i wilkołaki? Rozumiem, że tu mamy do czynienia z jakąś traumą, ale gwałtowna zmiana otoczenia to nie jest najlepszy pomysł, szczególnie, że jakoś nie widzę, by ktokolwiek (może poza ojcem, który widzi w tym chyba jakiś sens) jakoś szczególnie skakał z radości, bo ludzie z miasta przeprowadzili się... w środek lasu. No to ich czeka niezły survival, nie powiem...
Na razie opowiadanie nie zaczęło się jakoś ciekawie, ale podejrzewam, że jeszcze tu zajrzę. Skusił mnie ładny tytuł ze znajomym brzękiem (to trochę inaczej kiedyś brzmiało, ale co tam) i obietnica odmiennych charakterów. Tylko błagam, żadnych zaćpanych badwardów i puszczających się Bellek, bo sczeznę...
Na zakończenie - razem z betą powinnyście wziąć się solidnie do roboty. Może zajrzyjcie do poradnika? Informacje tam zawarte mogą wam się przydać. Na razie tekst jest naszpikowany różnej maści kwiatkami, wymienię garść.
Cytat: |
Był najlepszym ojcem, jak i zarówno najlepszym kumplem na świecie. |
"Był zarówno najlepszym ojcem, jak i najlepszym kumplem na świecie." Choć ja bym to najchętniej jeszcze inaczej ujęła.
Cytat: |
- Czy coś się stało Alex? |
Przecinek przed "Alex".
Cytat: |
- Pamiętaj po co jest ta przeprowadzka – burknął. |
Wg mnie to zdanie po prostu nie brzmi, napisałabym je tak: "Przypomij sobie, po co się przeprowadzamy - burknął.", jeśli jednak uprzesz się przy swojej wersji, to wstaw chociaż przecinek po "Pamiętaj".
Cytat: |
Nie odezwałam się w ogóle, aż do końca naszej podróży. |
"Do końca naszej podróży nie odezwałam się ani słowem."
Cytat: |
Ptaki śpiewały swą słynną melodię, która w powieściach zachwycała głównych bohaterów. |
To zdanie można zrozumieć następująco: ptaki śpiewały jakąś konkretną kompozycję. "Always look on the bright side of the life"?
Cytat: |
. Z pomiędzy drzew i krzewów |
Spomiędzy
Cytat: |
Wyglądał jak aniołek, przez co podbijał serca niejednej kobiety, czy nastolatki. |
"...czym podbijał serca większości kobiet, w tym nastolatek." (Jakoś tak, bo na razie zdanie jest niegramotne)
Przecinek po "Cześć".
"Ahaaa"
Cytat: |
Dalej rozciągały się okna |
Te rozciągające się okna mi nie grają...
Cytat: |
Mijając komodę i stojącą na niej wierzę |
wieżę <--- za ten błąd zarówno tobie, jak i twojej becie należą się ostre bęcki
I trochę jeszcze tego było, ale już mi się nie chce.
Weny i powodzenia!
jędza thin |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Allie
Zły wampir
Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 252 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Szczecin
|
Wysłany:
Sob 22:38, 13 Lut 2010 |
|
Dziękuję za znalezienie błędów. Wybacz, ale to nie ojciec ma takie podejście do córki tylko matka. Jedynie to chciałam wyjaśnić, by nie pojawiły się jakiekolwiek niedomówienia. Pozdrawiam :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
thingrodiel
Dobry wampir
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 148 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka
|
Wysłany:
Nie 9:38, 14 Lut 2010 |
|
A, to pewnie dlatego tak mi wyszło, bo przy ostatnim dialogu nie ma zapisu kto co mówi i można się zgubić. Niemniej mamusia wobec tego jest niezła. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
behappy
Wilkołak
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 10:51, 14 Lut 2010 |
|
Nawet podoba mi się choć to tylko początek. Zapowiada się dobrze, błędów nie zauważyłam dopóki thingrodiel ich nie wypisała.
Fabuła jest dość dobra jak będzie dobrze wykorzystana. Najpierw zastanawiałam się kim jest Fabian, syn Alex, ale później mówi o matce Alex - babcia. później zastanawiałam się kto jest matką malca, ale się dowiedziałam- Ann, przypuszczam, że to siostra Alex.
Życzę dużo weny i zachęty do dalszego pisania.
B |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Allie
Zły wampir
Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 252 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Szczecin
|
Wysłany:
Czw 5:10, 18 Lut 2010 |
|
Rozdział II
Beta: Coco Chanel :)
Wybudzając się z twardego snu, pierwsze co poczułam, to potworny ból całego ciała. Starałam się otworzyć oczy, ale promienie słońca raziły mnie niemiłosiernie. Gdy po kilku chwilach doszłam do siebie, dotarło do mnie, że leżę skulona na ziemi w tym przeklętym pokoju. Zacisnęłam mocno powieki. Chciałam, żeby ten koszmar się skończył. Nie wiedziałam ile minęło czasu, ale nie zanosiło się na to, by ktokolwiek miał mnie zabrać z tego świata. Znowu otworzyłam powieki, po czym bardzo powoli wstałam. Podeszłam do szafy i otworzyłam ją. Wszystko w niej było poukładane kolorystycznie. Wyciągnęłam czarny dres, koszulkę i, oczywiście, tego samego koloru bieliznę. Zamknęłam się w łazience. Kilkoma ruchami zrzuciłam wczorajsze ubrania i weszłam pod prysznic. Odkręciłam wodę. Krople zaczęły spływać po moim ciele, znacząc na nim ledwo widoczne linie. Po krótkiej chwili ginęły, zlewając się z innymi, po czym zmieszane ze sobą wpadały do rury, znikając z pola widzenia każdego człowieka. Zamknęłam oczy. Przywołałam w myślach uśmiechniętą twarz brata, który mówił mi, że wszystko będzie dobrze. Oparłam się o ścianę i pochyliłam głowę, przez co po chwili miałam mokre włosy. Wszystko wydawało się być na wyciągnięcie ręki. Otworzyłam powieki, złapałam za tubkę z żelem i wycisnęłam sobie trochę różanego płynu na dłoń. Umyłam się czym prędzej. Dzisiaj nie mogłam sobie pozwolić na rozkoszne chwile pod prysznicem, ponieważ jutro miałam pójść do szkoły. Parę minut później stałam już ubrana, na środku łazienki. Wysuszyłam moje brązowe kłaki, związałam je w warkocz i wyszłam. Postanowiłam posiedzieć na balkonie. Otwierając drzwi, poczułam falę letniego powietrza. Po słonecznym dniu, nad miasteczkiem zaczęły zbierać się chmury. Położyłam się na zimnych kafelkach i zamknęłam oczy. Drzewa szumiały, dzięki lekkim podmuchom wiatru, więc był hałas, ale zupełnie inny niż ten, do którego przywykłam. - Alex…
Natychmiast usiadłam i obróciłam się. Fabian stał przed wejściem na balkon.
- Co się stało?
- Chcę żelki, a babcia i dziadek są zajęci… - mruknął.
Westchnęłam. Podniosłam się i wróciłam do środka. Ubrałam bluzę, wzięłam kluczyki i dokumenty.
- Chodź – powiedziałam.
Zeszliśmy na dół.
- Kupić coś?
- Pieniądze i lista znajdują się na stole w kuchni! – krzyknęła mama z salonu.
Miałam ochotę wrzasnąć. Wszystko się we mnie gotowało. Wykorzystując fakt, że Fabian chce cokolwiek, posłużyli się też mną. Dla uspokojenia policzyłam do dziesięciu i wzięłam to, co musiałam. Ubrałam małego, po czym sama założyłam obuwie. Przeszłam przez kuchnię do ogromnego garażu. Podeszłam do terenówki, na którą kiedyś brat namówił tatę. Usadziłam małego w foteliku, który znajdował się na tylnym siedzeniu, po czym sama zajęłam miejsce kierowcy. Brama, o dziwo, była otwarta. Po kilku minutach znalazłam się w miasteczku. Rozglądając się uważnie, w końcu dostrzegłam cel mojej podróży. Zatrzymałam się na parkingu dla klientów. Weszliśmy do środka. Mały od razu zniknął między półkami. Wzięłam koszyk i uczyniłam to samo. Lista była długa, przez co prawie wszystko wysypywało mi się z koszyka. Westchnęłam na widok zapakowanych rączek Fabiego. Postawiłam koszyk koło kasy, posyłając uśmiech kasjerce i wróciłam po zgrzewkę picia dla siebie, kolejną do lodówki i kolejną dla małego. Postawiłam wszystko na ladzie. Przez głowę przechodziła mi jedna myśl. Jak z się z tym wszystkim zabiorę? Westchnęłam, pakując wszystko. Mały wpatrywał się we mnie uważnie.
- Poradzisz sobie? – zapytała ekspedientka.
- Czy nic się nie stanie, jeśli będę nosiła po kilka rzeczy? – odpowiedziałam pytaniem.
- Na razie nie ma klientów, więc to nie problem.
Po raz kolejny posłałam jej uśmiech i rozpoczęłam gonitwę między samochodem, a sklepem. Westchnęłam, gdy zostały mi tylko zgrzewki do wzięcia. Wtedy zauważyłam barczystego mężczyznę, o czarnych włosach i niebieskich oczach, który wychodził z budynku i niósł moje zakupy.
- Mary powiedziała, że masz za mało rąk – powiedział z rozbawieniem.
Dopiero teraz zauważyłam spore auto koło swojego.
- Dziękuję! – odpowiedziałam mu radośnie.
Fabian wyjrzał zza mnie.
- Ale pan jest duży!
Spojrzał na niego oniemiały.
- Twój? – zapytał nagle.
- Siostry – odparłam, zabierając od niego jedną zgrzewkę i wrzucając ją do bagażnika.
Dwie ostatnie włożył sam.
- Tak w ogóle, to jestem Emmett. Emmett McCarty – przedstawił się.
- Aleksandra Haker – odpowiedziałam mu. - A ten brzdąc, to Fabian.
- Cześć, Fabian.
- Dzień dobry panie McCarty – mruknął Fabi.
Chłopak wyciągnął z tylnej kieszeni spodni, dwa ogromne lizaki. Jeden wręczył mojemu podopiecznemu, a drugi mnie.
- To tak na osłodę dnia – powiedział. – Do zobaczenia!
Przyglądałam się jego umięśnionym plecom. Emmett przypominał misia. Zamknęłam bagażnik i włożyłam małego do fotelika, po czym sama usiadłam na miejscu kierowcy. Przed sobą widziałam te śliczne, niebieskie oczy. Pokręciłam głową, odpalając silnik. Ruszyłam w stronę domu. Jechałam wolniej niż zwykle, bo we wstecznym lusterku wciąż widziałam zdziwione spojrzenie mojego małego mężczyzny. Ten chłopak… Jego spojrzenie hipnotyzowało. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z czymś takim. Skręcając w leśną ścieżkę, moje myśli płynęły spokojnie. Gdy wyobraziłam sobie, co by powiedział na jego temat Matt, wspomnienia nawet mnie nie zabolały. Przeczesałam ręką włosy, poczym skręciłam głębiej w las, by dojechać do domu. Wjeżdżając do garażu, wciąż nie mogłam się pozbierać. I tak pewnie go już nie spotkam. Nie wyglądał na nastolatka, który chodzi do miejscowego liceum. Zgasiłam silnik i wysiadłam. Wyciągnęłam Fabiana, który bez słowa pobiegł do domu. Wzięłam kilka toreb i weszłam do kuchni. Postawiłam je na ogromnym blacie. Czynność tą wykonałam kilkukrotnie. Gdy stawiałam ostatni pakunek, w pomieszczeniu zjawiła się mama, z brzdącem koło nogi.
- I Alex pomógł taki duży pan – opowiadał chłopiec, podkreślając słowo duży i wydłużając ostatnią spółgłoskę.
- Kogo takiego poznałaś? – zapytała prosto z mostu.
Czemu musi się wtrącać w moje życie? To przecież moja sprawa.
- I jeśli myślisz, że to twoja sprawa, to się mylisz.
Co za kobieta! Czy ona czyta mi w myślach?
- Emmett McCarty – burknęłam.
- Z opowiadań Fabiana, wyglądał na niebezpiecznego . - Zauważyła niemiło.
- To, że jest duży, nie oznacza, że jest niebezpieczny – odparłam sucho.
- Mógł wam coś zrobić! – Podniosła ton głosu.
- Pomógł mi, a ekspedientka wyraźnie go znała. – Podałam jej dwa argumenty.
- I co z tego!
Ta kobieta potrafiła ze wszystkiego zrobić problem.
- Jak tak ci wszystko przeszkadza, to sama chodź po zakupy! – warknęłam.
Wyminęłam ją wściekła. Tak łatwo potrafiła mnie wytrącić z równowagi, że nawet mój największy wróg nie potrafił w tak szybki i bezwstydny sposób, podnieść mi ciśnienia. Pobiegłam po schodach na górę, po czym wpadłam do swojego pokoju. Trzasnęłam drzwiami jak najmocniej potrafiłam i rzuciłam się na łóżko. Obróciłam się na plecy. Gdy już powoli zaczynałam zapominać o tym wszystkim, ona potrafiła świetnie mi to przypomnieć. To było tak irytujące i zarazem dołujące, że aż nie dało się tego wyobrazić. Miałam ochotę teraz coś rozwalić i krzyczeć przy tym jak najgłośniej, byle dać upust negatywnym emocjom. Dobrze wiedziałam, że nie mogłam tego zrobić. Fabian mógłby to usłyszeć i znów wróciłabym do punktu wyjścia. Przecież jest oczkiem w głowie mojej matki. Nie interesuje ją jej własna córka, tylko wnuk. Zacisnęłam dłonie w pięści. Nie dość, że odeszła osoba, która rozumiała mnie całkowicie, to musiałam zostawić przyjaciół, którzy zawsze byli przy mnie. Warknęłam cicho pod nosem. Znowu to wszystko buzowało się we mnie, a nie tego chciałam. Wzięłam kilka głębokich wdechów i zamknęłam oczy. Wyobraziłam sobie siebie i brata z kumplami, grających na instrumentach. Muzyka, którą graliśmy, ukajała ból. Uśmiechnęłam się lekko. To był nasz sposób… Nagle drzwi się uchyliły. Wiedziałam to po tupocie małych stóp. Ktoś wdrapał się i przytulił mnie.
- Znów się kłócą. – Usłyszałam szept Fabiana.
Przytuliłam go jedną ręką i przekręciłam się na bok, dzięki czemu mogłam gładzić jego główkę.
- Nie rozumiem, czemu babcia ma taki zły humor przez tego pana, bo on był naprawdę miły – mówił cichutko.
- Wiem skarbie. Babci zaraz przejdzie – szeptałam.
Nawet nie pamiętam, kiedy oboje zasnęliśmy. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Cornelie
Dobry wampir
Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 1689 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 297 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z łóżka Erica xD
|
Wysłany:
Pon 14:54, 15 Mar 2010 |
|
Dobra, Allie, jestem xD
Najpierw zacznę od pierwszego rozdziału. Na pewno cieszy mnie to, że stworzyłaś własną postać, chodzi mi o Alex. Opowiadań o Jazzie, Edziu czy Belli jest na pęczki, dlatego fajnie, że kreujesz coś własnego. Niestety pierwszoosobówka trochę mi się przejadła, ale jestem w stanie to przełknąć.
Brakuję mi jednego głębszej analizy zachowań, odczuć. Dialogi są troszkę suche. Radziłabym ci, tak jak mi to kiedyś ktoś powiedział, przykładowo pisać tak:
- Da sobie radę - powiedziawszy to, zmarszczył brwi.
Albo:
- Da sobie radę - warknął, unosząc brwi.
To wprowadza jakiś dynamizm to wypowiedzi, możemy zobaczyć, co bohater robi, bez suchego wypowiadania słów :) Ale to tylko moja sugestia.
Rozpoczęłaś od przeprowadzki. Zauważyłam, że większość tak robi. Może to dziwne trochę zjawisko, ale iście popularne xD Ciekawi mnie, co się tak naprawdę stało, dlaczego się przeprowadzili. No i lubię już Fabiana xD
Co do rozdziału drugiego akcja zbytnio na sile nie przybrała, ale pojawiła nam się postać Emmetta. Miło, że to nie Ed albo Jazz xD W każdym razie sytuacja w markecie była słodka. Nadal darzę uczuciem Fabiana xD
No i przykro mi z powodu Alex. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży, a ona sama odnajdzie szczęście :)
Na razie tyle xD Trzym się mała :* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
natzal
Człowiek
Dołączył: 20 Sty 2010
Posty: 93 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 17:08, 20 Mar 2010 |
|
Podoba mi się.
W niektórych miejscach wydaje się troszeczkę nudnawe,
ale to ładnie nadrabiasz.
Nie kojarzę żadnych błędów ortograficznych.
Najlepsze jest to, że stworzyłaś własną postać. Mam dość Belli. W sumie każde opowiadanie jest o Swan, więc czytam tylko te oryginalne jak twoje. Wyczekuję nowego rozdziału! ;* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
behappy
Wilkołak
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 18:48, 20 Mar 2010 |
|
Czytałam to już, a dlaczego nie skomentowałam - to chyba nikt nie wie. Co pamiętam to podoba mi się ff, który porusza tematy nie błache tylko poważne. Może to będzie love story, bo już pojawił się facet a raczej powinnam powiedzieć misiek - Emm. Główna bohaterka naprawdę ma ciężko z taką matką- dziwię się że wytrzymuje to i jeszcze się nie wyprowadziła.
Pozdrawiam B |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Allie
Zły wampir
Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 252 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Szczecin
|
Wysłany:
Sob 22:17, 20 Mar 2010 |
|
Bardzo dziękuję za komentarze! Już się bałam, że moje opowiadanie nikomu do gustu nie przypadło.
Rozdział III +16 ze względu na przekleństwa
Beta: Coco Chanel :)
Moja ulubiona piosenka leciała w kółko już od kilku minut, coraz bardziej mnie denerwując. Jęknęłam cicho, czując wciąż Fabiana na ramionach. Gdy uchyliłam powieki, ujrzałam zaspanego malca, który bardzo powoli przecierał piąstkami oczy. Uśmiechnęłam się lekko. Rękę, która bezwładnie leżała na główce brzdąca, podniosłam powoli. Była cała zdrętwiała. Po chwili mogłam już spokojnie wyciągnąć telefon i wyłączyć budzik. Podniosłam się powoli, zostawiając Fabiego na łóżku. Wyciągnęłam świeże ubrania i zamknęłam się w łazience. Wchodząc pod prysznic, zastanawiałam się, jacy ludzie chodzą do pobliskiego liceum. Czy są tacy jak wszyscy inni? Zarozumiali i zapatrzeni w siebie? Czy jest to społeczność, która akceptuje każdego swojego członka, i przede wszystkim… Spotkam tam Emmetta? Pokręciłam głową, mało co nie wybuchając śmiechem. Po co myślę na zapas? Niedługo pojadę tam i się przekonam. Po kilku chwilach orzeźwiającego prysznica, wyszłam. Wytarłam się szybko i ubrałam w rzeczy, które zabrałam ze sobą. Znalazłam się w pokoju. Wyciągnęłam torbę, która zawieruszyła się gdzieś podczas wyprowadzki. Dopiero teraz zauważyłam gdzie jest. Spakowałam potrzebne książki, plan i niezbędne rzeczy, które miałam już od pewnego czasu. Spojrzałam na śpiącego malca. Przeczesałam ręką włosy. Jedyną myślą, która przychodziła mi do głowy, było zaniesienie go do łóżka. Wzięłam go czym prędzej na ręce i po sekundzie znalazłam się pod drzwiami do jego pokoju. Pchnęłam je. Pomieszczenie było średniej wielkości, porównując do mojego. Ściany były błękitne, dzięki czemu uśmiechnęłam się lekko. Okno zajmowało większą część ściany, do której byłam obrócona. Po mojej lewej, znajdowały się dwie spore komody, a za nimi cel naszej podróży. Położyłam go delikatnie, przykrywając miękkim kocem. W rogu znalazłam misia, którego mu dałam. Od razu się w niego wtulił. Pogłaskałam go po głowie. Wyglądał tak słodko gdy spał. Westchnęłam cichutko. Zeszłam na dół. W kuchni spotkałam tatę. Siedział przy kuchennym stole i powoli popijał kawę, czytając wczorajszą gazetę, którą kupiłam.
- Cześć, tato.
- Cześć, słoneczko.
Miał wyraźnie podkrążone oczy, co świadczyło o tym, że nie spał dobrze tej nocy.
- Może wiesz, gdzie jest reszta moich rzeczy?
Szukając torby natknęłam się na pudełka z pamiątkami, albumami i, przede wszystkim, na dwa futerały.
- Gitary i pudła są w piwnicy.
- Rozłożyłeś perkusję Matta?
- Owszem.
Dziwne ciepło rozlało się po moim ciele. Zupełnie jakby on tu był, stał i namawiał mnie, bym jak najszybciej tam pobiegła.
- Drugie śniadanie jest gotowe – dodał, widząc moje podekscytowanie.
Zawsze potrafił odczytać wszystkie moje emocje z oczu.
- Dziękuję – powiedziałam, uśmiechając się szeroko.
O dziwo i on wykonał identyczny gest.
- Cieszę się, że w końcu wraca ci pogoda ducha.
- To dlatego, że mam dla kogo żyć
Podeszłam i pocałowałam go w czoło, po czym pognałam do piwnicy, zostawiając zszokowanego ojca. Na dole mieściła się pralnio-suszarnia, mały spichlerz na przetwory, pomieszczenie na rzeczy, których się nie używa i to miejsce, do którego zmierzałam. Uchyliłam drzwi i o mało nie straciłam oddechu. Zawsze o takim czymś marzyliśmy. Ściany były wyłożone specjalną gąbką do wyciszania, w rogu stał instrument mojego brata, dalej cztery stojaki na gitary - elektryczną, basową, klasyczną i akustyczną. Trzy mikrofony w statywach, trzy piecyki i elektryczne pianino. Pod małymi okienkami, stała sofa, obok tego szafka, a na niej pudła, które chciałam odnaleźć. Dopiero teraz dostrzegłam dwa futerały, które były oparte o wolną ścianę. Wzięłam pokrowiec z klasykiem i wróciłam na górę. Postanowiłam, że zaraz po szkole tam wrócę.
Podjechałam pod szkołę lekko spięta. Już od wejścia ludzie interesowali się moją osobą. Odetchnęłam kilkukrotnie. Złapałam torbę i gitarę, po czym jak najprędzej chciałam dostać się do szkoły. Pech chciał, że o mało co, nie wywróciłam się. Pięknie Alex, cudowne wejście. Zatrzasnęłam drzwiczki od samochodu i ruszyłam w stronę szkoły. Ludzie szeptali o czymś, a ja miałam dziwne wrażenie, że tematem ich rozmów byłam ja. Pokręciłam delikatnie głową, przecierając oczy. Co by zrobił Matt w tym momencie? Zapewne wmówiłby sobie, że wszystko jest dobrze. I tak właśnie zrobiłam, a raczej próbowałam zrobić. Mijałam uczniów, którzy przypatrywali mi się, jak jakiemuś okazowi w zoo. Po kilku męczących chwilach, znalazłam się pod salą. Większość moich rówieśników okupowała parking, dzięki czemu ta część korytarza była prawie pusta. Usiadłam na ziemi i wyciągnęłam mój ukochany instrument. Sprawdziłam, czy jest nastrojony, po czym rozpoczęłam cicho grać, nucąc sobie tekst piosenki. Nawet nie zorientowałam się, kiedy zamknęłam oczy. Muzyka przeszywała moje serce na wskroś, nadając spokój myślom. Raz po raz zmieniałam progi, a struny wydawały coraz piękniejszy dźwięk. Delikatna gra przerodziła się w normalny pokaz. To było tak naturalne, aż musiałam usłyszeć brawa kilku osób, by wyrwać się z transu. Otworzyłam powieki. Nade mną stała drobna brunetka o urodzie chochlika. Postrzępione włosy i ogromny uśmiech zaprzeczały jej urodzie.
- Pięknie grasz – odezwała się.
- Dzięki.
- Jestem Alice – powiedziała, siadając.
- Alex – odparłam.
- Ja gram na klawiszach, i myślałam, że robię to dobrze. Kobieto, jak długo grasz?
- Szczerze? Nie pamiętam – odpowiedziałam.
Po raz pierwszy potrafiłam tak luźno nawiązać konwersację.
- A co to był za utwór?
- Sama nie wiem – mruknęłam.
Gdy oddawałam się grze, grałam to, co podpowiadał mi instynkt muzyka, to, co nuciło mi serce.
- Ty to grałaś tak po prostu? – Szok wymalowany był na jej twarzy.
- No tak… - Po raz pierwszy od dłuższego czasu na moich policzkach pojawił się rumieniec.
- Masz talent! – powiedziała podekscytowana. - Naucz mnie tego!
Spoglądała na mnie w tak błagalny sposób, że nie potrafiłam odmówić.
- Nie ma sprawy, ale nie obiecuję, że cię tego nauczę – odpowiedziałam na jej prośby.
Ogromny uśmiech rozświetlił jej dziecinną twarz. Nie do wiary… W co ja się pakowałam? Ledwo znałam tą dziewczynę, a oferowałam jej pomoc. Zadzwonił dzwonek. Moja towarzyszka powoli wstała.
- Koło mnie jest wolne miejsce, usiądziesz?
Zrobiłam to samo co ona. Czemu nie? Może Alice okaże się wspaniałym kompanem podczas nudnych przerw?
- Jasne – odparłam.
Weszłam za nią do sali i usiadłam z tyłu, pod oknem. Historia. Jeden z przedmiotów, którego nie trawiłam, ale jak zwykle moja mama uparła się, bym uczęszczała na ten przedmiot, choć przerabiałam to wcześniej. Położyłam się na ławce, mamrocząc o niesprawiedliwości świata. Alice spojrzała na mnie zdziwiona. Pewnie zastanawiała się, jak taki świetny muzyk, może być tak zrzędliwy. Mało co nie roześmiałam się na tą myśl. Nie byłam marudna, tylko mówiłam wszystko, co było w mojej głowie, tak zawsze mawiał mój brat. Zachichotałam cicho. Nie wiem czemu, ale lubiłam w sobie te zmiany humorów. Mogłam w bardzo szybki sposób dostosować się do sytuacji, choć większość osób, pewnie stwierdziłaby, że nadaję się tylko do wariatkowa. Podniosłam delikatnie głowę, by spojrzeć na nauczyciela, który produkował się, by wbić nam do głów powody kolonizacji Ameryki. To było proste. Ziewnęłam bezczelnie i wróciłam do poprzedniej pozycji. Nie mogę zrozumieć, czemu w szkole mogłam być kim chcę, a w domu zmieniałam się w walczącą ze sobą osobę? Pojawienie się w szkole po miesiącu od rozpoczęcia było dziwnym pomysłem, ale cóż zrobić. Po niekończących się katorgach, zabrzmiał dzwonek. Z ulgą wyszłam na przerwę. Porównałam z Alice nasze plany lekcji i okazało się, że mamy razem większość lekcji. Na biologii, której nie miałam z moją nową znajomą, poznałam Bellę, miłą dziewczynę, która skrywała się za stosem książek i okularami. Miała kasztanowe włosy opadające na ramiona i śliczne, piwne oczy. Była ładna i zgrabna, ale również nieśmiała, gdyby nie fakt, że jedyne wolne miejsce było wolne koło niej nigdy nie przebiłabym się przez jej osłonę przed resztą społeczeństwa. Zadowolona szłam na w-f. Dzień mogłam uznać za udany. Wraz z panną Swan i małym chochlikiem miałyśmy tą samą lekcje. Starając się jak najwięcej dowiedzieć o mojej partnerce, przy stole odkryłam, że była artystką. Gdy zniknął tłum, wyprostowała się i gestykulowała w tak znany mi sposób - mój sposób.
- Malujesz? Piszesz? Grasz na czymś? – zapytałam, gdy przechodziłyśmy koło męskiej toalety.
- Zostaw mnie zboczeńcu! – znajomy krzyk przerwał naszą rozmowę.
- Zamknij się suko – warknął drugi głos.
Oddałam Bells moje rzeczy i w jednej sekundzie znalazłam się w środku. Wysoki blondyn, lekko umięśniony, przygwoździł Alice do ściany i powoli ją rozbierał. Moja koleżanka była cała zapłakana. Adrenalina i złość zaczęły buzować w moim ciele. Złapałam delikwenta z całej siły za barki, szarpiąc go przy tym do tyłu. Puścił chochlika bez oporów. Był zbyt zdezorientowany, by w jakikolwiek sposób zareagować. Skoczyłam przed niego, by stać z napastnikiem twarzą w twarz. W pięknym stylu obiłam mu twarz. Ślad tak szybko nie zejdzie. Narobiłam mu też wiele siniaków na klatce piersiowej, które będą mu dokuczały przez długi czas. Chłopak nadal nie wiedział co się dzieje. Na dowidzenia kopnęłam go z całej siły w brzuch przez co zgiął się wpół i od razu wyłożył się na kafelkach. Skulił się.
- Nigdy więcej jej nie tykaj, bo nie będzie taryfy ulgowej – wysyczałam.
Oddychałam ciężko. Dopiero teraz ujrzałam, że mam krew na knykciach. Westchnęłam. Przemyłam dłoń. Całe szczęście to była krew tego idioty. W lustrze dostrzegłam dwie przerażone twarze.
- Alice ,ubieraj się, Bella sprawdź, czy żaden nauczyciel tędy nie idzie – mruknęłam.
Bez słowa wykonały moje polecenie.
- Czysto. – Usłyszałam.
Wyprowadziłam z pomieszczenia roztrzęsioną koleżankę. Zaprowadziłam je do siebie do auta i kazałam usiąść na tylnych siedzeniach. Alice powoli dochodziła do porządku, choć nadal płakała.
- Dziękuję – wymamrotała.
- Nie masz za co. Żaden idiota nie będzie robił krzywdy moim koleżankom – odpowiedziałam jej.
Złość powoli mnie opuszczała. Czułam się taka spokojna i wyprana z negatywnych uczuć.
- Czemu tak zareagowałaś? – zapytała nagle Swan.
Spojrzałam na nią zdziwiona. Siedziałam od początku bokiem, by widzieć je obie. Serce przyśpieszyło mi nagle. Po raz pierwszy ktoś zapytał o moją przeszłość. To krępowało, a ból z tamtego widoku powracał. Zamknęłam oczy. Spokój uleciał tak szybko, jak się pojawił.
- Alex? – zapytała zaniepokojona.
- Nic mi nie jest – odpowiedziałam z trudem.
Wzięłam kilka głębokich oddechów. Otworzyłam powieki i spojrzałam na nie.
- Dlaczego tak zareagowałam, pytasz? – mówiłam lekko drżącym głosem.
Milczały, czekając na odpowiedź.
- Moja siostra została zgwałcona – powiedziałam na jednym tchu.
Cisza, jaka zapadła po tych słowach, była krępująca jak nigdy wcześniej w moim życiu.
- I co dalej się stało? – zapytała Alice po kilku minutach. – Chcę usłyszeć jej historię.
Nie wiem, czy czuła się z nią w jakiś sposób powiązana, ale… Po prostu miałam wrażenie, że gdyby nie moje doświadczenie, chciałaby wiedzieć co mogłoby się stać.
- Zaszła w ciążę, urodziła synka, gdy tylko odstawiła go od piersi, sięgnęła po narkotyki, by zapomnieć o fatum z przeszłości, po roku przedawkowała – powiedziałam, wpatrując się w parking.
- Skoro ją to tak bolało, to czemu dała żyć malcowi?
- Moja siostra szanowała jego życie. Przecież nosiła go pod piersią, był częścią niej. Nie potrafiła go niszczyć tylko dlatego, że przytrafiło się to jej. Chciała sama pójść na dno.
Pamiętam jej sine ciało w szpitalu i płacz Fabiana. Zagryzłam dolną wargę. Gdy mam wrażenie, że uciekam od przeszłości, ona wraca, wraz z nowymi doświadczeniami. Ironia życia? Chyba tak. Większość nastolatków żyje sobie spokojnie, bez większy problemów. Jedynym ich dylematem jest ‘w co się ubrać’, by dobrze wyglądać w szkole i przypodobać się innym. Czemu los był taki niesprawiedliwy? Oparłam głowę o zagłówek. Życie zaczynało być męczące.
- Alex? – Cichy szept przerwał gonitwę myśli.
Spojrzałam na chochlika.
- W porządku?
- Przepraszam, że zmusiłam cię do przywołania niemiłych wspomnień - odezwała się nagle Swan.
- Nic się nie stało – odparłam.
Tak naprawdę stało się, i to dużo. Mętlik w moje głowie powrócił i ani myślał odchodzić. Obróciłam się w fotelu.
- Zapnijcie pasy, odwiozę was do domów – powiedziałam.
Bez marudzenia wykonały moje polecenia. Odpaliłam silnik, po czym ruszyłam. Już po chwili opuszczałam parking miejscowego liceum. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Allie dnia Nie 10:56, 21 Mar 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
behappy
Wilkołak
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 10:15, 21 Mar 2010 |
|
Fajny rozdział i ciekawy. Nareszcie zaczyna się trochę wyjaśniać co do rodzeństwa Alex. Podoba mi się, że Zaprzyjaźniła się z Bellą i Alice. Każda jest inna, a i tak się spotkały i jak myślę będą dobrymi przyjaciółkami.
Już dużo czytałam ale takiego ff'a to jeszcze nie;
Cytat: |
Wysoki blondyn, lekko umięśniony, przygwoździł Alice do ściany i powoli ją rozbierał. |
Przypuszczam, że napastnikiem jest Jasper. Ale przynajmniej wyjaśniła się sprawa śmierci siostry Alex. Fajnie są opisane uczucia jakie targają główną bohaterką.
Pozdrawiam i czekam na dalszy ciąg
B |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Allie
Zły wampir
Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 252 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Szczecin
|
Wysłany:
Wto 9:07, 23 Mar 2010 |
|
Radziłabym nic nie przepuszczać, bo nic nie jest pewne Cieszę się, że mam stałą czytelniczkę :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
` Coco chanel .
Wilkołak
Dołączył: 24 Gru 2009
Posty: 139 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bielsko - Biała ^^ <33
|
Wysłany:
Pon 19:44, 05 Kwi 2010 |
|
Podoba mi się. Żal mi Fabiana... wychowywać się bez matki i ojca? ;( Fajnie, że Alex znalazła sobie przyjaciółkę - Alice. Mam nadzieję, że dzięki niej Alex będzie trochę weselsza i zapomni o przeszłości. Za wszystkie błędy z góry przepraszam, nie będę się tłumaczyć. Po prostu zawiodłam. Szkoda, że tak mało osób komentuje. Autorce napewno zrobi się cieplej na sercu, gdy ktoś pozostawi komentarz. Znam to z własnego doświadczenia.
Pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Allie
Zły wampir
Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 252 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Szczecin
|
Wysłany:
Pią 9:45, 09 Kwi 2010 |
|
Rozdział IV
Beta : Moja niezastąpiona Marta (Coco chanel)
Oparłam się o zlew. Nie mogłam dopuścić, by emocje brały nade mną górę. Przemyłam swoją twarz i spojrzałam w odbicie. Musiałam zejść na dół i zrobić obiad, bo mama pojechała do Port Angeles do kosmetyczki. Niedługo musiała jechać do firmy w Nowym Yorku, gdyż coś się sypało. Oczywiście był wspólnik, ale niektórych decyzji nie mógł podejmować sam. Dwa dni jazdy samochodem. Wyszłam z łazienki i zeszłam na dół. Postanowiłam zrobić frytki z rybą - wszystko było w zamrażalniku. Wrzuciłam wszystko na patelnię i, co chwila mieszając paski z ziemniaków, czekałam, aż wróci tata z Fabianem. Ta kobieta była na tyle bezczelna, że pojechała i zostawiła malca w jego gabinecie w szpitalu. Chciałam pojechać po Fabiego, lecz mój tata kończył wcześniej pracę, więc to on miał go odebrać. Drzwi prowadzące do garażu otworzyły się. Ujrzałam moich dwóch mężczyzn.
- Cześć, słoneczko – powiedział na wejściu tata.
- Cześć – odpowiedziałam, uśmiechając się pokrzepiająco.
Mały podbiegł i przytulił się do moich nóg.
- Fabi – powiedział mężczyzna ostrzegawczo.
Chłopiec podszedł do stołu, a on usadził go na specjalnym krzesełku. Nałożyłam wszystko na cztery talerze, ostatni przykrywając drugim, by nic nie wyschło. Resztę rozstawiłam na meblu, przy którym siedziały najważniejsze osoby w moim życiu. Podałam im sztućce i sama zajęłam swoje miejsce. Jedliśmy w ciszy. Dzisiaj poznałam mamę Alice, Esme…
Podjechałam pod dom mojej koleżanki. Wysiadłam pierwsza, by pomóc nadal roztrzęsionemu chochlikowi. Gdy poszkodowana, wsparła się na mnie, z budynku wybiegła przerażona kobieta o ciemnych włosach i drobnej sylwetce.
- Alice, dziecko!
Złapała ją w ramiona. Alice przytuliła się do niej mocno, po czym znowu rozpłakała. Zagryzłam wargę.
- Pomożesz mi? – zapytała.
Obróciłam głowę i skinęłam na Bellę.
-Obie pomożemy.
Zaprowadziliśmy koleżankę do salonu. Swan po krótkich instrukcjach, poszła zrobić herbatę. Kobieta głaszcząc swoje dziecko spoglądała na mnie wyczekująco.
- Jeden z chłopców próbował się do niej dobrać – powiedziałam na jednym wydechu, nieco zbyt szybko.
- Mówiłam mu, żeby znowu nie wyjeżdżał!
- Czy to się powtarzało wcześniej? – zapytałam.
- Raz – odparła.
- Niech pani się nie martwi, gdybym wiedziała, pilnowałabym jej jak oka w głowie. Teraz tak będzie.
- Mike będzie miał piękną śliwę i kilka szwów na policzku – powiedziała Bells, wchodząc z tacą.
Postawiła szklanki na stoliku i również, tak jak ja, usiadła w fotelu. Kobieta przyglądała się nam zdziwiona.
- To Alex obezwładniła Mike’a – wyjaśniła moja koleżanka z biologii.
- Dziękuję wam, i mówcie mi Esme.
Później odwiozłam drugą z moich towarzyszek. Następnie wróciłam do swoich czterech ścian. I oto siedzę przy stole.
- Pobawisz się z Fabianem? – zapytał nagle tata.
- Jasne –odpowiedziałam, kończąc posiłek.
Zebrałam naczynia, zmyłam je i spojrzałam na siostrzeńca. Stał i rozglądał się w poszukiwaniu czegoś ciekawego.
- Chcesz iść na spacer?
Pokiwał gorliwie główką. Ubrałam go ciepło, sama narzucając tylko bluzę i wkładając buty. Wyszliśmy na świeże powietrze. Mały od razu się ożywił. Nagle złapał mnie za rękę i pociągną w stronę ściany lasu. Wyszliśmy z terenu posesji, i ruszyliśmy między drzewa. Robiłam to z duszą na ramieniu. Bo co jeśli się zgubimy? Westchnęłam. Fabian ganiał jak nigdy. Skakał, podnosił liście, które już zaczynały opadać, gdyż był początek jesieni. Znowu czułam się wolna, z dala od cierpienia i wspomnień. Gdy malec roześmiał się lekko, ja też to zrobiłam. To było tak naturalne i niesamowite, że znowu pokochałam ten dźwięk. Po dobrej godzinie, mój podopieczny usiadł na ziemi i ziewnął dobitnie.
- Zmęczony? – zapytałam.
Pokiwał powoli główką. Zmrużył oczka, lecz po chwili jego twarz rozświetliła się z zadowolenia.
- Fajnie tu jest – powiedział.
Ukucnęłam przed nim.
- Dlaczego?
- Bo ty się cieszysz, dziadek się cieszy… - wyliczał na palcach – A babcia… Tak dziwnie na wszystko patrzy…
Pogłaskałam go po czapce.
- Ale w ogóle tu jest cicho, i … i… fajnych panów tutaj poznajesz!
Zaśmiałam się. Gdy uspokoiłam się, wstałam, łapiąc Fabiana za ręce. Po chwili już niosłam go, idąc w stronę domu.
- A spotkamy jeszcze tego pana? – zapytał.
- Pewnie tak – odpowiedziałam.
Po prostu miałam taką nadzieję. Po około pół godzinie, doszłam do ścieżki, która prowadzi do naszego domu. Niezłe kółko odwinęliśmy i mieliśmy niezły fart, że nie odeszliśmy zbyt daleko. Otworzyłam ręką furtkę, po czym znalazłam się na terenie budynku. Postawiłam malca i pozamykałam wszystko. W kilku krokach znaleźliśmy się w środku. Rozebrałam chłopca, po czym ten pognał na górę i skręcił w lewo, zapewne do gabinetu taty. Zdjęłam bluzę, a następnie buty. Poszłam do kuchni po picie i ruszyłam na górę. Zajrzałam do ojca, malec opowiadał mu co robiliśmy podczas naszej wycieczki. Zniknęłam równie szybko, co się pojawiłam i zaszyłam się w swoim pokoju. Rzuciłam się na łóżko. Dochodziła siedemnasta, a ja już byłam zmęczona. Zastanawiam się, gdzie przeoczyłam moment, w którym matka postawiła Ann ponad mnie. Kiedy zaczęła mnie nienawidzić? Dopóki był Matt, nawet nie zwracałam na to uwagi. Po mojej drogiej siostrze został tylko Fabian, którego kochała… Ale czy za to, że był jej wnukiem, czy za to, że w pewien sposób przypominał jej o córce? Wiele pytań, żadnych odpowiedzi. Przewróciłam się na bok, przybierając pozycję embrionalną. Czemu dom był miejscem, w którym wracałam tak często do problemów? Po co to? Przecież świat miał tyle do zaoferowania, a jeszcze więcej mi dał wcześniej. Uśmiechnęłam się. Tak… Naprawdę wiele mi podarował. Kształtowałam pasję, robiłam to, co lubiłam i nie przejmowałam się niczym. Wraz z bratem i jego kumplami, grywaliśmy razem w garażu. Wcześniej, w czasach, w których chciał zostać sportowcem, nie lekarzem jak tata, grywał w kosza, tym samym ucząc mnie. Spędzaliśmy tak wiele czasu ze sobą… W momencie, w którym poszedł na studia, ja odnalazłam się w motoryzacji. Jednoślady były czymś niesamowitym i ekscytującym. Jak wielu ludziom podnosiło to adrenalinę, tak mnie jazda wprawiała w stan, który trudno określić. Otępienia? Relaksu? Bardziej stwierdziłabym, że nic nie istniało w takich chwilach oprócz motoru. Liczyło się tylko to, że jadę i czuję błogostan, którego większość ludzi nie jest wstanie odczuć. Niestety w Forks, rzadko kiedy były warunki do wyciągnięcia motoru na jezdnię. Zostawał mi cros, lecz ta jazda potrzebowała maksymalnego skupienia i obeznanego terenu. W tym sęk, że obydwu rzeczy nie mogłam spełnić. Westchnęłam cicho. Świat pędził do przodu, a ja stałam w miejscu. Matki nie zmienię w ciągu godziny, powrotu do Nowego Yorku również nie spowoduję. Musiałam zebrać się w sobie i starać się iść wyznaczoną ścieżką do momentu, w którym będę mogła sama decydować o sobie. Rozłożyłam się na łóżku, znów kładąc się na plecy. Jutro znowu do szkoły. Jestem ciekawa, czy Alice będzie? Czy ten cały Mike naskarżył dyrektorce i już od początku będę miała zawieszenie za wszczęcie bójki, wróć, za pobicie? Położyłam przedramię na oczach. Za dużo pytań zadawałam samej sobie. Za wiele myślałam, co doprowadzało mnie do szału. Gdy byłam wściekła, zadawałam więcej pytań… Błędne koło się zamykało. Usiadłam energicznie. Musiałam się czymś zająć. I to w trybie natychmiastowym! Wstałam, podeszłam do laptopa leżącego na biurku. Odpaliłam go i cierpliwie czekałam na uruchomienie systemu operacyjnego. W końcu pojawił się napis ‘Witamy’, po czym załadował się pulpit. Uśmiechnęłam się na widok zdjęcia, które przedstawiało mnie i moich wszystkich, najbliższych znajomych. Podłączyłam komputer pod wieżę. Otworzyłam program muzyczny Foobar. Kliknęłam kilkukrotnie, a z głośników zaczęła sączyć się muzyka. Lekka, energiczna… Po, dosłownie sekundzie, dałam się ponieść melodii. Próbowałam tańczyć, skakałam, wygłupiałam się. W pewnym momencie roześmiałam się głośno. Każdy dźwięk ukazywał jakieś uczucia, dawał chęć do życia. Tym dla mnie była muzyka. Nie zbiorem nut, które ładnie brzmiały, lecz mieszanką uczuć, które były przekazywane przez dźwięki instrumentu, przez słowa i odpowiednią tonacje. Kolejny utwór. Uchyliłam powieki spoglądając na zegarek na sprzęcie grającym, dochodziła siedemnasta czterdzieści. Okręciłam się dwa razy wokół własnej osi i odetchnęłam głęboko. Nagle mój telefon zaczął wibrować. Wyciągnęłam go i odebrałam połączenie.
- Tak? – zapytałam.
- Hej Alex… Tu Alice…
Otworzyłam szeroko oczy. No tak, dałam jej swój numer.
- Tak?
- Mogłabym wraz z Bellą wpaść do ciebie? – zadała pytanie.
- Jasne, przyjechać po was?
- Nie trzeba, mieszkasz niedaleko mnie – odpowiedziała.
- Będę na was czekać.
- Pa.
- Na razie.
Ściszyłam muzykę i czym prędzej zbiegłam na dół, by powiedzieć o tym rodzicom. Mama już wróciła i siedziała w salonie, oglądając jakiś program na temat mody. Pokręciłam głową.
- Koleżanki do mnie wpadną – oznajmiłam.
- Jakie?
- Ze szkoły – odpowiedziałam.
- Byle były ułożone – burknęła – bo osobiście je wyproszę.
Jak zwykle miała do wszystkiego pretensje. Ten jej chroniczny lęk o Fabiana. Wywróciłam oczami. Tata zapewne dalej siedział w gabinecie.
- Kiedy wyjeżdżasz? – zapytałam.
- Jutro, i nie wiem kiedy wrócę – wyjaśniła. – Fabiana muszę, niestety, zostawić wam.
Chwila ciszy.
- Wiesz, te wszystkie konferencje, bieganina…
- Tak, rozumiem – mruknęłam.
Obróciłam się i pobiegłam na górę. Zapukałam do gabinetu ojca.
- Proszę! – powiedział.
Weszłam do środka i uśmiechnęłam się szeroko. Tata zajmował się papierkową robotą do pracy. Dzięki tym inwestycjom, mamy tyle pieniędzy. Fabian siedział na ziemi i rysował. Ujrzałam drzewa, chmury, ptaki i mnie, wraz z nim na spacerze. Malec spojrzał na mnie, wstał i podbiegł z pracą. Dał mi ją do ręki.
- Śliczne – powiedziałam. – Narysuj coś jeszcze.
Wrócił na swoje miejsce. Złapał znowu kredki do swych rączek.
- Koleżanki ze szkoły do mnie przyjdą.
- Dobrze, cieszę się, że kogoś poznałaś.
Posłałam mu uśmiech, po czym wróciłam na dół. Akurat zadzwonił dzwonek. Nacisnęłam przycisk, który odblokowywał zamek w bramce, wyjrzałam, przez okno. Przyjechały samochodem. Wcisnęłam drugi guzik, by je wpuścić. Już po minucie stałam na ganku. Gdy tylko znalazły się koło mnie, uścisnęłam je serdecznie. Zapewne były tym zszokowane. Ale cóż, potrzebowałam tego.
- Dzięki za to, że się zgodziłaś – powiedziała Alice.
- To ja się cieszę, że to zaproponowałyście.
Zaprosiłam je gestem do środka. Rozebrały się, po czym, przechodząc przez korytarz, przywitały się z moją rodzicielką. Ta spojrzała na nie spod byka, nie mogąc się do niczego przyczepić. Zaprowadziłam je do swojego pokoju. Bella delikatnie otworzyła usta, za pewne w szoku. Alice bezceremonialnie rzuciła się na łóżko. Popchnęłam lekko pannę Swan. Ostrożnie przeszła przez pokój, siadając na krześle przed biurkiem. Ja zajęłam miejsce koło chochlika.
- Gracie na czymś? – zapytałam.
Obie spojrzały na mnie zdziwione.
- Na klawiszach.
- Na basie – wyznała Bells.
Bez zastanowienia poderwałam się, gestem wskazałam, by poszły za mną. Po kilku chwilach znalazłyśmy się w piwnicy. Otworzyłam drzwi do wyciszonego pomieszczenia.
- Niestety nie mam gitary basowej – powiedziałam, patrząc na stojak.
- To miejsce jest super!
- Załóżmy zespół – wypaliła Alice.
Uśmiechnęłam się szeroko. Miałam nadzieję, że któraś z nich to powie.
Może pobyt w Forks nie będzie taki zły? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kju
Dobry wampir
Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 836 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 12:38, 09 Kwi 2010 |
|
ff swietny! podoba mi sie pomysl, jak i dodanie nowych bohaterow, jeszcze nie wiem czy Matt to brat , ale pewnie niedlugo sie dowiem
dobrze i przyjemnie sie czyta, opisy urealniaja mi powiesc i potrafie sie wczuc w emocje postaci. Troche brakuje mi dialogow miedzy dziewczynami, paru historyjek szkolnych, "zasad" miastowych
jest troche bledow chyba wszystkie dotycza koncowki ę
np tę myśl, a nie tą myśl
zycze Weny i czekam z niecierpliwoscia na kolejny rozdzial |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
behappy
Wilkołak
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 14:41, 09 Kwi 2010 |
|
I co tu napisać? Świetny ff i rozdział też. Nic tak prawie się nie dzieje, ale wspomnienia i czuje się po prostu te uczucia jakie targają Alex. Trochę mi szkoda jej, że mam taką matkę. Rodzice nie są idealni, ale zawsze można znaleźć u nich ukojenie i wsparcie. Wydaje się, że zachowanie Fabiana jest dziwne, ale dzieci tak mają, hasają i biegają bez końca do utraty sił.
Fajnie, że Bella i Alice odwiedziły Alex. Założę się że zostaną przyjaciółkami na dobra i na złe.
Życzę dużo weny i pozdrawiam.
B.
PS. Dzięki za powiadomienie o nowym rozdziale. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
ParanormalVampire
Wilkołak
Dołączył: 09 Kwi 2010
Posty: 126 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pią 16:56, 14 Maj 2010 |
|
Opowiadanko jest super. Fajny pomysł z zespołem.
Moim zdaniem największą wadą są niepotrzebne wstawki i rozciągniecia (np. W końcu pojawił się napis ‘Witamy’, po czym załadował się pulpit. program muzyczny Foobar.) Takie wstawki są dobre gdy mówią o odczuciach, lub czemuś służą w akcji.
Winszuję talentu, mi pisanie idzie gorzej.
Czekam na nowy rozdział (kiedy będzie?) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Allie
Zły wampir
Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 252 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Szczecin
|
Wysłany:
Pią 17:49, 14 Maj 2010 |
|
Rozdział V
Przepraszam za długą nieobecność moja poprzednia beta nie ładnie zastrajkowała, nie mówiąc nawet, że rezygnuje...
Beta: Nina (dziękuję kochana :) )
Wstając rano, czułam się… radosna? Tak, to dobre określenie. W kilka chwil zebrałam się i wzięłam kartki, które wydrukowałam zeszłej nocy wraz z nowymi koleżankami. Spakowałam książki i, pełna nadziei, pobiegłam na dół. Tata ubierał Fabiana. Malec nie był z tego zadowolony. Widząc mnie, wyrwał się i podbiegł, wyciągając rączki.
- Gdzie go zabierasz? – zapytałam, kucając.
Chłopiec przytulił się do mnie.
- Do żony kolegi po fachu, mieszkają niedaleko nas. Zgodziła się nim opiekować pod nieobecność mamy.
- Powierzasz go Esme? – zapytałam.
- Owszem, tylko ani słowa mamie.
Skinęłam głową.
- Zawieść go?
- Jakbyś mogła, on bardziej Ci ufa.
Wzięłam chłopca na ręce i ruszyłam do garażu. Posadziłam go w foteliku i już po kilku chwilach jechałam drogą w stronę domu Alice. Gdy dojechałam, zadzwoniłam do drzwi.
- Słucham?
- Dzień dobry. Tata prosił, by podrzucić Fabiana.
Brama otworzyła się. Zatrzymałam się pod samymi drzwiami. Ku mnie wyszła Esme z lekkim uśmiechem. Czym prędzej wysiadłam. Kobieta przytuliła mnie serdecznie.
-Nie wiedziałam, że Fabian to twój syn – wyznała.
- Siostrzeniec – poprawiłam ją.
W progu stanęła Alice. Po wczorajszym incydencie nie było śladu, na jej twarzy widniał uśmiech. Mama chochlika puściła mnie. Pomachałam koleżance i wyciągnęłam przerażonego malca z auta
- Zostaniesz z panią Esme… - zaczęłam.
- Dziadek mi mówił – powiedział cicho.
Kobieta wyciągnęła do niego rękę i razem, wymijając Alice, weszli do środka.
- Mogę jechać z tobą? – zapytała moja roztrzepana znajoma.
- Jasne, wsiadaj.
Znalazłyśmy się w aucie i już po kilku minutach jechałyśmy do szkoły.
- Wybacz, że cię wykorzystuję, ale mój brat zaspał, a my mamy rozwiesić te ulotki.
- Ej, jak chcesz mogę po ciebie przyjeżdżać.
- Zapytam go, czy zawsze będzie się spóźniał.
Uniosłam wysoko brwi. Jej brat chodził do tej szkoły?
W końcu wjechaliśmy do miasteczka. Ulice były puste, nawet nie było śladu po jakimkolwiek uczniu. Zatrzymałam się na prawie pustym parkingu. Stały tam tylko trzy samochody. Wysiadłyśmy. W starym miejscu zamieszkania nigdy nie byłam tak wcześnie w szkole. Westchnęłam. Zamknęłam moje cztery kółka i dogoniłam Alice, która wchodziła do środka. Zaraz koło drzwi stała Bella. Wyciągnęłam kartki i rozdałam im spory plik oraz taśmę i nożyczki.
- Ma to wisieć na każdej szafie i drzwiach.
Skinęły głowami. Rozdzieliłyśmy się. Ja z Alice skończyłyśmy szybko, było już trochę uczniów, gdy wyruszyłyśmy na poszukiwanie Swan. Gdy w końcu ją zauważyłam, była otoczona przez trzech chłopaków, w tym tego całego Mike’a. Stanęłam za nim wściekła.
- Chcesz bardziej oberwać? – wysyczałam.
Obrócił się zdziwiony. Miał piękne limo i opatrunek na policzku.
- Od ciebie? – zakpił.
Złapałam go za bluzę i z całej siły pociągnęłam, usuwając się na bok, przez co wylądował na ziemi. Spojrzał na mnie zszokowany.
- Chcesz oberwać jeszcze raz?
-Kłamiesz.
Uśmiechnęłam się kpiąco.
- Doprawdy? – powoli wstał.
Uderzyłam go od dołu w szczękę. Następnie sprzedałam kopniaka z kolana w brzuch.
- Jeszcze, czy wystarczy?
Zgiął się, trzymając się za szczękę i miejsce pod żebrami.
- Chcesz się bić? - wymamrotał.
Wyprostował się, jego mimika wyrażała ból
- Proszę bardzo.
Może byłam zbyt pewna siebie, ale wiedziałam, co robię. Nie ruszył się. Obróciłam się w stronę Belli. Złapał mnie za szyję. Tlen przestał dochodzić do moich płuc. Stanęłam mu z całej siły na stopę, więc mnie puścił. Uderzyłam go z łokcia w splot słoneczny, przez co jęknął. Moja koleżanka była sparaliżowana.
- Chodźcie – warknął.
Jego świta opuściła nasze towarzystwo.
- Alex, wszystko gra? – usłyszałam tak upragniony głos.
Spojrzałam w bok. Ku mnie szedł barczysty chłopak z Alice u swego boku. Za nimi podążało dwóch, jego kolegów - jeden o rudych włosach, drugi o blond.
- Tak, Emmett – powiedziałam, podnosząc rzeczy Bells.
Dopiero gdy się wyprostowałam, zauważyłam, jak zrobiło się tłoczno. Wielu uczniów przyglądało mi się ze zdziwieniem.
- Wy się znacie? – zapytał chochlik, gdy stanęli koło nas.
- Tak – odparliśmy zgodnie.
- Dzięki za uratowanie siostry – powiedział, uśmiechając się lekko.
- Nie ma za co – odparłam, rumieniąc się. Uciekłam wzrokiem. Sama jego obecność doprowadzała mnie do tego dziwnego stanu. Zaklęłam w myślach. Musiałam się wziąć garść!
-Szukacie perkusisty? – zapytał.
Zmusił mnie, bym spojrzała w jego niebieskie oczy.
- Owszem – odpowiedziałam.
- Em, rusz tyłek, bo Rose zrobi mi krzywdę – powiedział blondyn.
- Do zobaczenia, Alex, Alice i koleżanko.
Odeszli od nas. Odetchnęłam.
- Skąd wy się znacie? – zaatakowała mnie Panna McCarty.
- Pomógł mi w sklepie.
Obie zachichotały. To było dziwne, bardzo dziwne. Wywróciłam oczami.
- Chodźcie na lekcje – mruknęłam.
Na zajęciach byłam tak zamyślona, że Chochlik mnie szturchał.
To było niesamowite. Facet, o którym miałam zapomnieć, chodzi ze mną do szkoły i jest bratem mojej koleżanki. Po raz pierwszy zdarzyło mi się coś takiego. Matt na pewno by coś poradził. Właśnie, Matt. Nie wiem, czemu, ale oczy zaszkliły mi się na jego wspomnienie.
Czemu to tak zabolało w tym momencie? Może dlatego, że nie mam bratniej duszy, która powiedziałaby mi, dlaczego tak się zachowuję? Przygryzłam wargę. Matt, do cholery! Byłam bliska płaczu. Wrzuciłam wszystko do torby i wybiegłam z sali. Byłam słaba… Ale czy na pewno? Nie bałam się o siebie… To jest lekkomyślność. Walka dla słabszych. Dobre serce? Ale sama w sobie byłam słaba... Przecież to ja go zabiłam, to moja wina. Potrącałam ludzi, chciałam wydostać się na zewnątrz. Wypadłam na dwór i usiadłam na schodach. Rozpłakałam się, tak po prostu. Wplotłam palce we włosy i płakałam. Drugą ręką uderzyłam w beton. Nagle poczułam, jak ktoś obejmuje mnie ramieniem.
- Ej…- Zdziwiłam się, gdy usłyszałam głos McCarty’ego.
- Co jest?
- Nie chcę o tym mówić – wymamrotałam.
Od razu przestałam płakać.
- Dasz radę wysiedzieć na lekcjach?
Skinęłam delikatnie głową, choć nie byłam w cale tego taka pewna.
- To chodź.
Pociągnął mnie lekko w górę. Wróciliśmy do budynku. Szliśmy w ciszy, odprowadzani natarczywymi spojrzeniami innych uczniów. Nagle przed nami wyrosła piękna blondynka.
- Emmett – zapiszczała.
- Tak, Rose? – zapytał.
- Musimy porozmawiać… - burknęła.
- Nie możemy…
- Chcę porozmawiać teraz – podkreśliła.
Nie ruszył się.
- Sami.
Westchnął. Spojrzał na mnie.
- Pójdę już – powiedziałam cicho.
Ruszyłam wolno, by po chwili przyspieszyć. Chciał być tylko miły… A ja? No właśnie, co ja? Pomyślałam, że chce się ze mną zakolegować. Skarciłam siebie w myślach. Za dużo sobie wyobrażam.
Ziewnęłam. Angielski… Za kilka sekund dzwonek na długą przerwę. Gdy w końcu upragniony dźwięk do tarł do moich uszu, podniosłam się. Byłam od kilku minut spakowana. Wraz z Alice, która była równie śpiąca jak ja, udałam się na stołówkę. Znalazłam wolny stolik. Zaniosłam tam nasze rzeczy. Moja towarzyszka wiedziała, co mi wziąć. Po kilku chwilach zjawiła się Bella, a za nią wrócił Chochlik.
- Też jesteś zmęczona? – zapytałam.
Obie ziewnęły, a ja o mało co nie zachichotałam.
- H…Hej – zaczął kobiecy głos.
Podniosłam głowę. Moim oczom ukazała się Afroamerykanka. Czarne włosy miała splecione w milion warkoczyków, a brązowe oczy patrzyły na nas przestraszone.
- Leah! – powiedziała Swan.
- Cześć… - wymamrotała. – Ja w sprawie tego ogłoszenia, co porozwieszałyście po całej szkole…
- Siadaj! – powiedziała ochoczo Alice.
Leah usiadła z nami.
- Dziś spotkamy się u mnie, to pokażemy Ci wszystko – wyjaśniłam.
- Dobrze.
Nowa znajoma powoli się rozluźniła. Ubierała się bardzo kobieco.
- Gdzie się zaopatrujesz w ubrania? – zapytała McCarty.
- Och...
Obie dziewczyny pochłonęła rozmowa na temat mody. Pokręciłam głową z niedowierzaniem.
Tego samego dnia odebrałam Fabiana. Następnie pobrzdąkałyśmy na instrumentach, próbując razem coś stworzyć. Później pogaduchy u mnie w pokoju do późna. Tak minęły dwa tygodnie. Czułam się szczęśliwa, nie myślałam o przeszłości. Lecz poniedziałek zaczął przynosić zmiany. Stojąc na korytarzu, usłyszałam nagłe poruszenie. Ruszyłam w tamtym kierunku. Pierwsze, co usłyszałam, to zapłakaną Alice.
- Natychmiast przestańcie!
Przedarłam się przez tłum. Brat mojej koleżanki bił się z własnym przyjacielem. Byłam w szoku. Emmett z całej siły odepchnął blondyna. To był ten moment. Stanęłam między nimi w chwili, gdy wymieniali ciosy, i dostałam w żebra i w łopatkę. Oprzytomnieli natychmiast. Bolało, cholernie…
Skrzywiłam się.
- Odbiło ci? – krzyknął na mnie McCarty.
Uczniowie nagle byli cicho.
- Łaskawie reagowałbyś na prośby siostry – wysyczałam.
- Spadaj, idiotko! - wycedził chłopak za moimi plecami.
- Jak chcesz, to bij. Ja się stąd nie ruszę.
Nagle poczułam, jak kopnął mnie w kładkę piersiową. Późnij obrócił się i chciał uderzyć w twarz, ale zasłoniłam się rękami.
- I co, ulżyło? – warknęłam
Z tłumu wypad miedzianowłosy, łapiąc kumpla. Opuściłam gardę. Alice przytuliła Emmetta, który spoglądał na mnie w szoku.
Ból uniemożliwiał mi oddychanie.
Nagle poczułam, jak ktoś mnie przyciska do ściany.
- Nie wtrącaj się w nieswoje sprawy!
Przyduszał mnie przedramieniem.
Ostatnie, co pamiętam, to biegnącego Emmetta.
Wszystko mnie bolało. Do tego ten zapach…
- Wybudza się.
Ktoś podniósł mi powiekę i przejechał światłem.
- Ała… - wymamrotałam.
- Słyszysz mnie?
- Yhym. – Jedynie na tyle było mnie stać.
- Jeszcze raz coś takiego zrobisz, a będziesz miała szlaban!
Uchyliłam powieki. Ujrzałam tatę.
- Co się stało?
- Byłaś niedotleniona i zemdlałaś. Masz połamane kilka żeber i obitą łopatkę.
Nagle drzwi się otworzyły. Ujrzałam całą rodzinę McCarty i mojego Fabiana.
Zapłakany malec przebiegł przez całą salę, wdrapując się na łóżko.
Przytulił się do mnie. Skrzywiłam się.
- Co jest, skarbie?
- Nie zostawisz mnie tak, jak Matt i mama – wymamrotał w pościel.
- Nie, oczywiście, że nie. – Pogłaskałam go po główce.
- Fabi, powinieneś dać jej odpocząć. – Z pomocą zjawił się Emmett. Miał podbite oko i rozciętą wargę.
Złapał malca i, siadając koło mojego łóżka, wziął go na kolana. Alice usiadła na łóżku, a dorośli opuścili salę.
- Jak się czujesz? –zapytał.
-Wszystko mnie boli, ale jest dobrze.
- Czemu to zrobiłaś? – zapytała.
Westchnęłam, bawimy się w Sto pytań do?
- Nie mogłam znieść twojego płaczu - mruknęłam.
- O co poszło? – zapytałam po chwili ciszy.
Dziewczyna spojrzała za okno.
- Chodziło o dawną obietnicę – mruknął. – Rose, dziewczyna, którą widziałaś w naszym towarzystwie, chciała być jedyna między trzema chłopakami. Jasper miał wybór. Albo mnie zmusi do ograniczenia kontaktów z siostrą, albo do stracenia własnej.
- Chore – skomentowałam.
- A to wszystko przez to, że byłyśmy przyjaciółkami i się pokłóciłyśmy – dodała.
- Miałem dość mijania siostry i widywania jej wieczorami w domu, więc doszło do bójki.
Skrzywiłam się. Jak można przyjaźnić się z kimś takim.
- Rose jest pusta – mruknęłam.
- Ona jest po prostu mściwa – zauważyła ciemnowłosa.
Podniosłam się.
- Masz leżeć – powiedział Emmett.
- Dajcie spokój – mruknęłam.
Tego samego dnia zostałam wypisana, ale miałam jeden warunek - leżeć przez tydzień w łóżku. Wieczorem odwiedziły mnie dziewczyny z wieściami ze szkoły. Jasper został zawieszony na kilka tygodni, a Emmett na trzy dni. Dowiedziałam się również, iż Rose popłakała się na wieść o bójce. Tylko ciekawe, dlaczego?
Było mi smutno, gdy wychodziły. Ta pozytywna aura gdzieś uciekła. Po długich chwilach wpatrywania się w sufit, odpłynęłam do krainy snów. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Allie dnia Sob 20:09, 10 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
behappy
Wilkołak
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 9:14, 11 Lip 2010 |
|
Hej! po pierwsze dzięki za powiadomienie o nowym rozdziale, który podoba mi się. Teraz przynajmniej Alex jest szczęśliwa. i okazało się że Emm jest bratem jej najlepszej koleżanki- świetne zestawienie, choć trochę krępujące.
Leah jest czarna?? No to tu mnie zaskoczyłaś i jeszcze te warkoczyki. Ciekawe na czym gra, bo chyba chce być w zespole Alex. Mike działa mi już na nerwy. przydałoby się mu jakieś porządne lańsko, a Alex jest wojownicza i nie da się tak łatwo. choć nie musiała wchodzić między Emma a...? teraz nie wiem kim jest ten drugi. Ten co podduszał ją to nie był czasem Edward?? jestem ciekawa. A tą obietnicę jakoś nie rozumiem, może jest zbyt skomplikowanie napisana. i jak Alex ma przeleżeć w łóżku tydzień, to jak niemożliwe.
pozdrawiam, życzę weny i dobrej współpracy z betą.
B. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Allie
Zły wampir
Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 252 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Szczecin
|
Wysłany:
Nie 14:33, 18 Lip 2010 |
|
Rozdział VI
Beta: Nina Spektor, jak zwykle niezastąpiona :)
Podniosłam powieki. Po domu rozchodził się słodki zapach naleśników. Kiedy to ja czułam taki zapach w pokoju? O matko! Czułam się, jakbym była mała. Na moją twarz wstąpił lekki uśmiech. Nagle drzwi się otworzyły. W szparze pojawiła się główka Fabiana.
- Obudziła się! – krzyknął uradowany, wbiegając.
Wskoczył do mnie na łóżko.
- Naprawdę? – Męski, znany głos dotarł do moich uszu.
Serce zabiło mi mocniej. To niemożliwe! W moim pokoju pojawił się barczysty, czarnowłosy chłopak.
- Emmett? – Ledwo co to wykrztusiłam.
Miał piękne limo i rozciętą wargę.
- We własnej osobie – powiedział, uśmiechając się lekko.
- Co tutaj robisz? – Byłam zszokowana.
- Z mamą stwierdziliśmy, że umilimy ci pobyt w domu.
Podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Bez przesady, nie jestem inwalidą – powiedziałam zakłopotana.
- Twój tata zgodził się, ponieważ Esme zajmie się małym, a ja po prostu będę dotrzymywał ci towarzystwa
Westchnęłam. Postawił przede mną tacę na nóżkach.
- I nie marudź, ja cię tak urządziłem – dodał, zajmując miejsce koło malca.
Dotknęłam widelcem naleśnika oblanego syropem.
- Nie bój się, zjadliwe.
Czym prędzej zjadłam wszystko, co miałam na talerzu. Mój nowy towarzysz zabrał tacę na biurko, twierdząc, że wyniesie to przy okazji. Nie wiem, jakim cudem wywiązała się między nami rozmowa. Najpierw na tematy błahe. Co lubimy, jakie mamy hobby. Okazało się, że Em, tak jak ja, kocha motory, gra w szkolnej drużynie footballowej. W międzyczasie chłopak położył się na boku, podpierając jedną ręką głowę, a Fabi powoli usypiał wtulony w niego. McCarty był słodki, to było trzeba przyznać. Niebieskie oczy, ciemne włosy i to ciało. Aż mnie dreszcz po plecach przeszedł.
- A co chcesz robić w przyszłości? – zapytał.
- Chcę być albo muzykiem, albo lekarzem – odpowiedziałam.
Poruszył się lekko.
- To może zobaczymy się na jednych studiach – powiedział, uśmiechając się lekko.
- Mam nadzieję – odparłam. – Dlaczego chcesz zostać lekarzem?
- Chęć niesienia pomocy ludziom – wyjaśnił.
W wielu sprawach myślimy podobnie, no proszę. Spotkać faceta, który chce robić to, co ty, i to z tego samego powodu… Rzadkość w tych czasach.
- W ogóle kim dla ciebie jest Rose? - To pytanie chodziło mi po głowie tak długo…
Speszył się lekko. Już wiedziałam, że weszłam na cienką warstwę lodu.
- Jeśli nie chcesz mówić… - zaczęłam spanikowana.
Spojrzał na mnie zdziwiony i uśmiechnął się lekko po chwili. Wyciągnął rękę i przejechał nią po moim policzku.
- Nie rumień się tak, nic złego nie zrobiłaś.
Zamarłam na chwilę. Ja? Miałam wypieki na twarzy? Cofnął rękę, nie przestając mi się przyglądać.
- Ja i Rose próbowaliśmy być ze sobą przez jakiś czas, nawet dwa razy wylądowaliśmy w łóżku, gdy byłem pijany.
Cały idealny obraz o moim księciu z bajki poszedł w niepamięć.
- Ale wycofałem się, za bardzo wykorzystywała moje słabości, chciała mieć mnie na własność jak jakąś zabawkę, żałuję do tej pory, że nie potrafiłem wtedy zaprzestać pić. – Ciągnął dalej, spoglądając za mnie. – Do niej nadal nie dociera, że z nią nie jestem.
Zagryzł wargę, przeze mnie wracał do niemiłych wspomnień. Powoli położyłam się na boku i prawą ręką pogładziłam go po policzku. Miał taką delikatną skórę. Przymknął powieki. Uśmiechnęłam się lekko. Niby wykonałam drobny gest… Nagle złapał moją dłoń i na jego twarzy znowu wykwitł uśmiech. Wiedziałam już jedno – będziemy wspaniałymi przyjaciółmi.
- Dziękuję – powiedział cicho.
- Nie ma za co – odparłam.
- Jesteś niesamowita – wyznał.
Otworzyłam oczy. Zaskoczył mnie. Nagle to, co o nim sądziłam, wróciło, tak jak gdyby nigdy nic. Znowu zaczął na mnie działać w ten niesamowity sposób. Lubiłam to…
- Dzi… Dziękuję
Siedziałam na łóżku z gitarą w dłoni. Dziewczyny tam, gdzie mogły, a sam Emmett przy łóżku, opierając się o tą stronę, której ja byłam bliżej. Uśmiechał się, lekko słuchając tego, co komponowałyśmy. Po raz pierwszy od śmierci Matta czułam, że ktoś mnie rozumie. To wszystko było jak we śnie, którego nie chciałam przerywać. Uśmiechałam się, cieszyłam, tak naturalnie… Aż trudno było powiedzieć, że ja to ja.
Tydzień minął jak z bicza strzelił. Był czwartek, ubierałam się bardzo powoli. Wstałam za wcześnie i nie miałam pomysłu, co ze sobą zrobić. Złapałam torbę i zeszłam na dół. Ubrałam tam grubą bluzę Emmetta, którą u mnie zostawił. Kochałam zapach jego perfum. On… Przymknęłam powieki. Nagły tupot małych nóżek wyrwał mnie z mojego ulubionego stanu, którego do tej pory nie potrafiłam określić. Spojrzałam na malca.
- Już jedziemy? – zapytał.
- Taki jesteś niecierpliwy?
- Pani Esme jest fajna – powiedział, spuszczając wzrok i ruszając niezgrabnie nóżką.
Fabian coraz bardziej zaskakiwał mnie w naśladowaniu mnie za czasów, gdy byłam naprawdę szczęśliwa. Pogłaskałam go po głowie.
- Ubieraj się – powiedziałam.
Podskoczył radośnie i pobiegł do holu. Pokręciłam głową. Kolejne odgłosy kroków na panelach.
- Jak się spało? – Głos taty ciepło rozbrzmiał w korytarzu.
- Dobrze – odparłam, obracając się.
- Na pewno chcesz iść do szkoły?
- Tak – odpowiedziałam, kładąc ręce na biodra.
Uśmiechnął się tylko w odpowiedzi i tak jak Fabi ruszył do przedsionka.
Zatrzymałam się przed domem przyjaciółki. Wysiadłam, by wyciągnąć malca z samochodu. Gdy już wchodziliśmy na ganek, w drzwiach pojawiła się Esme.
- Ciocia Esme! – krzyknął radośnie chłopczyk.
- Cześć szkrabie. Alex, Alice zaraz zejdzie – powiedziała, znikając w głębi domu.
Westchnęłam, zawracając i schodząc powoli po schodkach. Nagle przytuliły mnie wielkie ramiona. Uśmiechnęłam się lekko.
- Cześć kruszynko! – Ach, jak ja kochałam ten głos, działał na mnie jak muzyka.
- Cześć Em! – odparłam.
Puścił mnie i stanął przede mną.
- Jedziesz z nami? – zapytałam.
- Skoro proponujesz – odparł – I co, napisałaś to co, zamierzałaś?
Przez ten tydzień moje więzi z czarnowłosym mocno się zacieśniły. Rozmawialiśmy dosłownie o wszystkim.
- Tak, napisałam nawet dwa teksty, jeden był inspirowany tym co, mi opowiadałeś – wyjaśniłam, widząc jego unoszące się brwi.
- Ja zainspirowałem ciebie?
- Yhym
Uśmiechnął się szeroko. Przytulił mnie.
- Nie możesz się ze mną rozstać nawet na chwilę – wymamrotał cicho.
Wtuliłam się w niego mocno.
- Żebyś wiedział – wyszeptałam sama do siebie.
- Ej misie! Czas jechać do szkoły!
Em puścił mnie natychmiast. Alice podeszła do nas i mocno szarpnęła za rękaw. Wywróciłam oczami.
Wysiadłam z auta, śmiejąc się. Moi znajomi byli niesamowici, z drobnej rzeczy potrafili zrobić problem, w krótkim czasie cała sytuacja przeradzała się w niezłą komedię. Tak… W ten sposób mogłam żyć do końca swych dni.
- Znowu coś zrobili? – Koło mnie pojawiła się uśmiechnięta Bella.
- Jak zwykle… - zaczęłam wycierając łzy
Najzwyczajniej w świecie popłakałam się.
- Zatrzymaj łzy na moment, w którym z tobą skończę, Haker. – Tej barwy głosu nienawidziłam.
Zagryzłam wargę i obróciłam głowę w stronę przodu mojego cacka. Stała tam zgrabna blondynka z dwiema koleżankami. Już miałam zamiar otworzyć usta, by coś jej odpowiedzieć, gdy drzwi trzasnęły.
- Witaj Em! – zapiszczała.
Ratujcie mnie! Ta kobieta naprawdę jest taka pusta? Uniosłam wysoko brwi. W dosłownie sekundę ze zdziry przeistoczyła się w słodką istotkę.
- Witaj, Hale – burknął.
Dziewczyna, jakby nie wyczuwając jego wrogości, stała dalej. Odwróciłam się w jego kierunku. Przyglądał mi się uważnie.
- Hej, Em! – powiedziała Bella
- Siemka, Bells – Przeniósł na nią spojrzenie.
- Znowu odwalacie jakieś cyrki, że biedna Alex popłakała się ze śmiechu?
- Jakie znowu? My tak zawsze!
Pokręciłam głową.
- To jego wina! – krzyknęła z drugiej strony auta Alice.
- Nie prawda, bo jej – mruknął niewinnie chłopak.
Swan poklepała go po ramieniu.
- Nie martw się, ja i Alex i tak jesteśmy po twojej stronie.
Uśmiechnął się promiennie. Jak mało było im potrzebne do szczęścia. Odchrząknęłam lekko.
- Czas iść do szkoły – oznajmiłam.
Zamknęłam moje cztery kółka, po czym dogoniłam moich przyjaciół. Tak… To bardzo dobre określenie dla nich. Nim do nich doszłam, zdążyła dołączyć Leah i przyjaciel Emmetta, Edward. Choć ten ostatni jakoś nie był mi specjalnie bliski, cieszyłam się, że wszyscy oni są w moim życiu. Mama miała racje, wyjazd do Forks jest czymś niesamowitym. Byłam tu tak krótko, a tyle przeżyłam, tylu niesamowitych ludzi poznałam… Chyba zacznę jej bardziej ufać. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|