FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Geneza [NZ, +16] R:5 5.03.10 Zawieszone Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Karema
Nowonarodzony



Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 13:11, 19 Lut 2010 Powrót do góry

Super FF, bardzo mnie się podoba :) Demetrii jest taki grr :D aż ślinka cieknie, co tam Edward niech Bella bierze tego ogiera ;p Ogólnie wolę postacie z Volturi są takie och i ach ,nie to co Edward czy jakiś Jacob :D
Czekam na nowe rozdziały z niecierpliwością :) Życzę weny ! Twisted Evil


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
losamiiya
Dobry wampir



Dołączył: 27 Lis 2009
Posty: 1767
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 212 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Mexico City.

PostWysłany: Pon 21:41, 22 Lut 2010 Powrót do góry

Jest mi wstyd... wstyd mi, że dopiero teraz zauważyłam nowy rozdział. Przepraszam Cię bardzo, nic mnie nie usprawiedliwia.
Ale cóż. Komentuję już.

Bardzo fajnie przedstawiłaś na początku te poszukiwania i dochodzenia Belli - ciekawy wątek. Całe to późniejsze przygotowanie do wyjazdu na wakacjie - miłe, lekkie, przyjemnie.
Jednak muszę powiedzieć, że w tym rozdziale za dużo jest dla mnie tego opisywania... za mało akcji. Cieszyłam się, gdy już pod koniec akcja zaczęła się toczyć, gdy spotkali Demetriego. Czytałam, czytałam, już było ciekawie, a tu nagle pstryk i koniec... liczyłam na coś więcej. Być może wtedy rozdział byłby bardziej wyrównany jeśli chodzi o nastrój, klimat i akcję.
Było dla mnie za bardzo 'lejowato'...
Jestem pewna, wiem, że Geneza jest bardzo dobrym i wartym przeczytania ff-fem. To jest Twój taki styl pisania, tak piszesz i tak lubisz.
Mnie na ogół to nie przeszkadza, raczej cieszy, że jest to tak odrębne i oryginalne, ale jednak w tym rozdziale było dla mnie za mało tego, czrgo powinno być dużo i za dużo tego, czego powinno być mniej. (Tak, tylko ja to rozumiem).
Wybacz mój komenatrz, może to przez moje nie skupienie, mimo wczesnej pory oczy i myśli mi gdzieś tam umykają i może dlatego tak to wyszło...
Jutro przeczytam rozdział jeszcze raz i spojrze na niego bardziej 'świeżo'.
Być może zwrócę jeszcze na coś uwagę, a na pewno dopiszę.

Pozdrawiam jak zawsze serdecznie i życzę weny i weny i wspaniałych pomysłów i chęci... bo wiem, jak pięknie potrafisz pisać.

los


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Pią 21:59, 05 Mar 2010 Powrót do góry

Dziękuję za wszystkie dobre słowa, krytykę, a przede wszystkim za to, że czasem jeszcze zajrzycie do tego opowiadania.

Beta: Niezastąpiona Dzwoneczek, która ma do mnie dużo cierpliwości.

5. Cyganie

W porcie w Varnie czekały na nas dwie czarne, lśniące limuzyny z przyciemnianymi szybami, klimatyzacją i skórzaną tapicerką w kolorze kości słoniowej. Zdecydowanie wyróżniały się na tle innych bułgarskich samochodów.
- Mhm – mruknął Jacob. – Ktoś tu mówił, żeby nie rzucać się w oczy.
Limuzyny prowadzili szoferzy ubrani w staromodne liberie, zapinane na złote guziki. Kierowcy byli ludźmi. Zachowywali się w stosunku do nas z ogromnym szacunkiem i atencją, ale poza ukłonem na powitanie nie zamienili z nami ani słowa. Ten fakt zastanowił mnie bardziej niż widok luksusowych aut, przysłanych po nas przez Rumunów. Kiedy usadowiliśmy się wygodnie w samochodach, zapytałam o to Carlisle’a.
- Czy oni o nas wiedzą?
- Tak. To Cyganie. Od wieków są związani ze Stefanem i Vladimirem. Wiernie im służą – wyjaśnił doktor.
- Nie oglądałaś „Draculi” Coppoli? – Edward zaśmiał się. Westchnęłam z ulgą. Mój mąż w końcu odzyskał dobry humor. W zasadzie wszyscy mieliśmy lepsze nastroje. Spotkanie z Demetrim było już tylko nieprzyjemnym wspomnieniem. Teraz cieszyliśmy się perspektywą wycieczki.

Z Varny pojechaliśmy w stronę Bukaresztu, a potem skierowaliśmy się dalej na północ. Kiedy minęliśmy Braszów, wyraźnie zmienił się otaczający nas krajobraz. Mijaliśmy coraz mniej miast i wiosek. a droga stała się bardziej kręta. Biegła przez bujne, zielone lasy i stepy Siedmiogrodu. Po prawej stronie zaczęły wyłaniać się szczyty Karpat Wschodnich. Jechaliśmy przez Transylwanię. Kilkanaście kilometrów za Bystrzycą szofer zjechał z głównej szosy i wąskimi, stromymi drogami wjechaliśmy w krainę górskich masywów Bargau. Niedługo później zza ściany lasu wyłonił się stary, kamienny zamek. Stał na niewielkim wzniesieniu. Miał kilka wież, strzeliście wznoszących się ku niebu, i kilkanaście krużganków. I, o Święci Pańscy, był otoczony fosą! Wyglądał, jakby żywcem przeniesiono go ze Średniowiecza.
- No nie. Mamy tu mieszkać? – jęknęłam, patrząc z wyrzutem na Edwarda. Nie tak wyobrażałam sobie odrestaurowaną posiadłość naszych gospodarzy.
- Uuu… Tu chyba w dodatku straszy. Nie dość, że to miejsce zamieszkują Dracula Jeden i Dracula Dwa, to jeszcze pewnie roi się tu od Białych Dam i innych plączących się nocą zjaw. – Jacob zachichotał.
- Podobno wewnątrz jest całkiem przytulnie – odparł Edward, krzywiąc się nieco. Chyba sam w to nie wierzył. Wjechaliśmy na dziedziniec zamku przez zwodzony most i ogromną stalową bramę. Dziedziniec robił całkiem przyjazne wrażenie. Roiło się na nim od taborów cygańskich. Wszędzie kręcili się ludzie: kobiety ubrane w kolorowe spódnice i chusty, ogorzali, czarnowłosi mężczyźni z długimi wąsami, w białych koszulach i szerokich spodniach, oraz małe dzieci biegające boso, umorusane na wesołych buziach. Słychać było gwar rozmów, ktoś grał na harmonii, ktoś się kłócił. Zdziwiło mnie także, że na widok powoli wjeżdżających limuzyn nikt nie zwrócił uwagi. Szoferzy zaparkowali samochody przed głównym wejściem do zamku. Ogromne drzwi otworzył ubrany w elegancką liberię starszy lokaj. Ukłonił się i dyskretnie skinął na kierowców, by wnieśli nasze bagaże.
- Normalnie Wersal. – Usłyszałam, tuż za sobą, rozbawiony baryton Emmetta. Weszliśmy do środka. Wewnątrz czekała na nas niespodzianka. Ogromny hol, wysoki na kilkanaście metrów, był urządzony nowocześnie, ale z widocznym przepychem i dbałością o detale. Ściany w kolorze kremowym obwieszone zostały gustownymi obrazami w złotych ramach, wysokie, drewniane schody z mahoniu pokryte były białymi dywanami, wszędzie w wazonach stały świeże kwiaty. Na szczycie schodów tkwili nieruchomo nasi gospodarze, ubrani nieco staromodnie w kunsztowne surduty.
- Witajcie. – Usłyszałam cichy głos Stefana. Jako pierwszy zszedł do nas, zaraz za nim podążył jego brat.
- Witaj, Stefanie. Witaj, Vladimirze. – Carlisle wystąpił nieco do przodu, zwracając się do Rumunów.
- Mam nadzieję, że podróż mieliście udaną. – Stefan stanął tuż przed moim teściem. – Bądźcie zatem naszymi gośćmi. – Niespiesznym gestem dłoni zaprosił nas do zamku. – Przygotowaliśmy dla was całe południowe skrzydło naszego domu. Jest najbardziej przestronnie i nowocześnie urządzone. Z jego okien można podziwiać piękno i dostojeństwo Karpat oraz zieloną dolinę rzeki Ilzy. Liczę na to, że mile spędzicie tutaj czas.
- Dziękuję, Stefanie. Naprawdę jesteśmy zaszczyceni, że możemy być waszymi gośćmi – odparł kurtuazyjnie Carlisle.
- To dla nas przyjemność, że możemy gościć słynnych Cullenów w swoich skromnych progach – po raz pierwszy odezwał się Vladimir. W porównaniu z bratem miał bardziej czerwone oczy i niebezpieczny wyraz twarzy.
- Chrrr… – Usłyszałam cichy odgłos wydobywający się z gardła Jacoba. Emmett szturchnął go znacząco.
Carlisle zdawał się nie zwracać na to uwagi i kontynuował rozmowę ze Stefanem.
- Oczywiście chcielibyśmy poznać wasz piękny kraj, ale przybyliśmy także po to, by zgłębić pewne sekrety…
Stefan zmarszczył brwi i zniżył głos do szeptu.
- Sekrety?
- Bella, a my wraz z nią, pragnie poznać genezę naszego istnienia – odparł Carlisle. Rumun dopiero teraz zaszczycił mnie spojrzeniem. Stałam między Edwardem a Jacobem, trzymając na rękach rozglądającą się wokoło z zainteresowaniem Renesmee.
- Bello. – Głos Stefana był bezbarwny. Dopiero teraz zauważyłam, że jego czarne oczy są bardzo przenikliwe. Stary wampir patrzył w taki sposób, jakby chciał mnie prześwietlić na wylot. Uniosłam z dumą twarz. Byłam przecież całkiem silną wampirzycą.
- Czyżbyś szukała odpowiedzi na jedno z najważniejszych pytań, moje dziecko? – zapytał po chwili. W jednej sekundzie znalazł się tuż przy mnie i Renesmee.
- Tak. Pragnę poznać prawdę – odparłam wymijająco. Nadal patrzyłam mu w oczy bez cienia jakiegokolwiek strachu czy obawy.
- Dobrze… To godne pochwały zainteresowanie, choć musisz wiedzieć, że nie ty pierwsza chcesz dotrzeć do źródła. Z tego co wiem, nikomu to nie udało, ale kto wie… Ty jesteś taka niezwykła – mruczał Stefan prawie bezgłośnie. Kątem oka dojrzałam, że Emmett i Jasper zaczynają się już trochę niecierpliwić. Nie mówiąc o Jacobie, który stał przy mnie spięty i wyprostowany jak struna, co chwila marszcząc nos.
- No cóż. – Nagle Stefan oderwał swój wzrok ode mnie i przemieścił się, sunąc lekko nad ziemią, w stronę schodów. – Zatem trafiliście w najlepsze miejsce, żeby rozpocząć swoje poszukiwania. Tutejsi ludzie – Cyganie - od zawsze służyli nam wiernie. Zapewne pamiętają niejedną legendę związaną z istnieniem wampirów.
Stefan skinął ręką na lokaja, który pojawił się bezszelestnie w drzwiach.
- Victorze, zaprowadź naszych gości do ich komnat. – Wydał polecenie donośnym głosem, a potem zwrócił się do Carlisle’a. – Jesteśmy do waszej dyspozycji, mój drogi przyjacielu. Czujcie się jak u siebie w domu.

Podążyliśmy niespiesznie za naszym przewodnikiem. Rozglądałam się wokoło, oczekując ponurych, ciemnych pomieszczeń rodem z gotyckiego horroru, a szliśmy przez szeroki hol. skąpany w jasnym, słonecznym świetle wpadającym przez ogromne okna. Wszędzie rosły piękne, egzotyczne rośliny, ustawione w szerokich wiklinowych donicach, a na ścianach, pomalowanych w delikatnym kolorze ecru, wisiały gdzieniegdzie odbijające światło, ogromne lustra w złotych, ozdobnych ramach. Przeznaczone dla nas południowe skrzydło tej średniowiecznej budowli urządzone było w tym samym stylu. Dodatkowo zostało wyposażone w najnowszy sprzęt RTV.
- Uff… Już się bałem, że nam zaproponują jakieś średniowieczne kazamaty – westchnął Jacob.
- Nie jest tak źle – odparł Edward. Rozmieściliśmy się w kilku sypialniach, z których każda była urządzona z iście barokowym przepychem.
- Mam tylko nadzieję, że jak będę spał, to nie zaatakują mnie upiornie piękne wampirzyce z długimi kłami i wężami zamiast włosów. – Jacob zdawał się być nadal nie do końca przekonany do miejsca naszego pobytu.
- Chyba że Rosalie założy plastikowe kły i nakręci włosy na wałki. – Jasper poklepał go po ramieniu, widocznie rozbawiony obawami jedynego wilkołaka w towarzystwie.
Roześmialiśmy się wszyscy, wyobrażając sobie Rosie w takiej roli.

Następne kilka dni minęło w nadzwyczaj miłej i spokojnej atmosferze. Nasi gospodarze nie narzucali się w żaden sposób, ale jeśli chcieliśmy spędzić z nimi trochę czasu, zawsze byli do naszej dyspozycji. Najczęściej z ich towarzystwa korzystali Carlisle i Edward. Doktor toczył wielogodzinne dysputy natury filozoficznej ze Stefanem i Vladimirem, zaś Edward spędzał większość czasu w zamkowej bibliotece, zachwycony bogatym księgozbiorem zebranym przez Rumunów. Emmett całymi dniami siedział z pilotem w ręku przed ogromnym telewizorem. Oglądał mecze piłki nożnej, coraz bardziej zafascynowany najpopularniejszym, europejskim sportem. Wychodził z zamku jedynie po to, by zapolować w okolicznych, obfitujących w zwierzynę lasach lub – co nas wszystkich wprawiało w autentyczne zdziwienie – żeby porozmawiać o przepisach kulinarnych ze starymi Cygankami, mieszkającymi w taborach na pobliskich wzgórzach.
- Leczo będzie dla ciebie za ostre, mój drogi przyjacielu – przemawiał do Jacoba, jedynego chętnego do spróbowania normalnego, ludzkiego jedzenia. – Ale mamałyga i gulasz mogą ci smakować.

Jasper i Alice całymi dniami urywali się na długie, konne przejażdżki po okolicznych wzgórzach i dolinach. Niesamowite, zawsze myślałam, że konie boją się wampirów, ale te ze stajni Stefana i Vladimira były niezwykle oswojone i reagowały na naszą obecność ze stoickim spokojem. W tych konnych wycieczkach czasami towarzyszyła im Esme, by znaleźć wspaniałe plenery do swoich szkiców. Rosalie ewidentnie się nudziła, twierdząc, że nie po to przyjechała do Europy, żeby siedzieć na jakiejś wsi. Marudziła tak bardzo, że Carlisle zgodził się w drodze powrotnej zatrzymać na kilka dni w Paryżu, gdzie Rosie miała zamiar wykupić pół tegorocznej kolekcji Haute Couture. Gdzie ona miała zamiar w tym chodzić, po Forks?
Ja spędzałam czas głównie z Edwardem, Nessie i Jacobem. Z mężem przeglądałam stare księgi w bibliotece naszych gospodarzy, w poszukiwaniu najmniejszej chociaż wzmianki na temat początków wampiryzmu, ale tak naprawdę wolałam razem z Nessie przebywać wśród niezwykle gościnnych i życzliwych nam Cyganów, mieszkających na dziecińcu zamku i w okolicznych wioskach. Jacob też zaprzyjaźnił się z kilkoma miejscowymi Romami i często grywał z nimi w karty. Nessie, jak przystało na „beztroską pięciolatkę”, całymi dniami bawiła się z miejscowymi dziećmi.
Byłam zafascynowana zachowaniem tych ludzi w stosunku do nas – wampirów. Przecież doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że przebywając w naszym towarzystwie, ciągle są narażeni na śmierć. Nie wiedzieli przecież, że jesteśmy wegetarianami i żywimy się jedynie krwią zwierząt, a mimo to byli w stosunku do nas bardzo serdeczni i bezpośredni. Zapytałam o to Stefana.
- Bello, ci Cyganie, których tu widzisz, od wieków żyją z nami w naturalnej symbiozie. Wiedzą, kim jesteśmy. Przekazują sobie to wtajemniczenie z pokolenia na pokolenie. Akceptują to i w pewien sposób są naszym łącznikiem ze światem zewnętrznym. Można powiedzieć, że służą nam wiernie od tysięcy lat, ale to złe określenie. Są raczej współtowarzyszami w dochowaniu naszej tajemnicy. Chronią nas, jeśli tego potrzebujemy, na przykład przed narwanymi pogromcami naszej rasy, których, uwierz mi, spotkać można w każdym stuleciu. A my chronimy ich. Mają u nas wikt i opierunek, niektórzy dla nas pracują, tak jak Victor czy Tomasz - nasz stajenny, lub Paco i Slavo - nasi szoferzy. Dbamy o nich, kształcimy ich na najlepszych uniwersytetach, zapewniamy im nietykalność… W nie tak odległych znowu czasach, kiedy naszym krajem rządził sam szatan w ludzkim ciele – Nicolae Ceaucescu, żaden z naszych podopiecznych nie musiał obawiać się jakichkolwiek represji czy prześladowań. No i jeszcze jedno… Nie pijemy ich krwi. Mogą czuć się przy nas bezpiecznie.
- Och – westchnęłam. Fakt, będąc jeszcze człowiekiem, sama zaprzyjaźniłam się z Cullenami, którzy byli przecież wampirami, ale nie sądziłam, że całe klany cygańskie mogą żyć w takiej symbiozie z naszym gatunkiem. To było niesamowite, zwłaszcza, że Stefan i Vladimir żywili się bardziej tradycyjnie niż my, gustując w ludzkiej krwi.
- Powinnaś porozmawiać z kilkoma starymi Cygankami, one znają wiele legend. – Stefan popatrzył mi prosto w oczy. Jego twarz była uderzająco skupiona. – Masz niezwykły dar, Bello, nawet jak na wampira. Ten dar może być dla ciebie zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem.
- Przekleństwem? – Wzdrygnęłam się. Co miał na myśli?
- Mówię o Volturi. Myślę, że będą chcieli pozyskać cię, tak byś stała się jedną z nich. Aro nie odpuści. Byłabyś zdecydowanie najcenniejszym diamentem w jego koronie. – Przestrzegł mnie z wyraźnie zatroskanym wyrazem swoich szkarłatnych oczu.
- Nigdy nie będę taka jak Volturi. Nie dołączę do nich. Ja już mam swoją rodzinę – żachnęłam się.
- Tak, wiem… Musisz jednak mieć się na baczności. Aro nie da tak łatwo za wygraną. Powinnaś o czymś wiedzieć. – Zamilkł na chwilę, przyglądając mi się tym razem w ten sam, przenikliwy sposób jak w momencie, w którym dowiedział się o głównym celu naszej wizyty. - Istnieją bardzo stare cygańskie podania, które mówią, że kiedyś jeden z nas dotrze do źródła tej skrzętnie skrywanej tajemnicy, jaką jest nasze pochodzenie.
- Tajemnicy? Czyjej tajemnicy?
- Tego nie wiem. Myślę jednak, że ktoś z nas cały czas nosi ją w sobie. – Słowa Stefana brzmiały zagadkowo. Czy chciał mi coś jeszcze przekazać, czy też może sam nie wiedział nic więcej?
- Porozmawiaj ze starymi Cygankami - szepnął tylko i oddalił się bezszelestnie w stronę biblioteki. Zamyślona wyszłam na zamkowy dziedziniec. Rozejrzałam się dookoła. Toczyło się tu codzienne, barwne życie. Umorusane dzieci wraz z Nessie radośnie taplały się w dużej kałuży, brudząc się jeszcze bardziej. Jacob, wraz z kilkoma mężczyznami, siedział przed jednym z wozów na drewnianych skrzynkach i grał w karty. Na środku podwórza stała duża balia, gdzie młodsze Cyganki robiły pranie, obok zaś, w kociołkach rozwieszonych nad ogniskiem, gotował się gulasz z mięsa, ziemniaków i papryki. Wokół unosił się intensywny zapach czosnku i cebuli. Podeszłam do starszej kobiety, która siedziała samotnie na schodkach jednego z dalej stojących wozów. Trzymała w ręku jakiś naszyjnik, a raczej zwój koralików nawleczonych na nitkę, z dołączonym do nich małym, srebrnym krzyżykiem. Przykucnęłam obok niej w milczeniu, widząc, że coś szepta pod nosem do siebie. Nie spojrzała na mnie, nadal tkwiła nieruchomo, obracając w rękach koralik po koraliku i mrucząc coś jak mantrę. Po kilku chwilach jednak schowała naszyjnik do kieszeni swojej kolorowej, suto marszczonej spódnicy i odwróciła głowę w moją stronę.
- Nie chciałam przeszkadzać - powiedziałam cicho. Kobieta miała brązową, ogorzałą, pomarszczoną twarz, ale jej czarne, błyszczące oczy patrzyły na mnie z ciekawością godną młodej dziewczyny. Uśmiechnęła się do mnie.
- Słucham cię, dziecko. – Pogłaskała moją twardą, zimną dłoń, ale nie wzdrygnęła się od tego dotyku.
- Nazywam się Bella Cullen. Od niedawna jestem… no wie pani… - Nie miałam pojęcia, jak rozpocząć rozmowę i co jej w ogóle mogę powiedzieć. O co zapytać? Od czego zacząć?
- Dziecko, wiem, kim jesteś. – Ułatwiła mi trochę sprawę. Przyglądała mi się przyjaźnie.
- Przyjechaliśmy tutaj, żeby odwiedzić Stefana i Vladimira, ale też w poszukiwaniu pewnych odpowiedzi… - szepnęłam. – Powiem wprost, muszę odnaleźć źródło naszego istnienia, Stefan zasugerował mi, że powinnam porozmawiać z wami. Podobno istnieją jakieś legendy, podania…
Cyganka przyglądała mi się teraz bardziej uważnie. Z jej twarzy zniknął przyjacielski uśmiech, został zastąpiony niespokojnym grymasem. W jej czarnych oczach dostrzegłam lęk.
- Proszę się nie bać… - zaczęłam, nie do końca wiedząc, czym mogłam ją przestraszyć.
- Nie boję się ciebie, moje dziecko. – Pokręciła głową, ponownie uśmiechając się do mnie. – Tak… - Zamyśliła się na moment. – Jesteś inna. Masz w sobie niezwykłą siłę, jesteś dobra.
Nagle kobieta wetknęła mi w rękę ten drobny sznur korali, który wcześniej schowała do kieszeni.
- Zatrzymaj tę rzecz, to różaniec. On cię poprowadzi, kiedy znajdziesz odpowiedź na swoje pytanie. Jeśli chcesz poznać naszą starą legendę, przyjdź dziś wieczorem i zapytaj o Cecylię. Ona jest najstarsza z nas, najmądrzejsza, najwięcej wie. - Cyganka skinęła mi głową na pożegnanie i zniknęła w swoim wozie. Siedziałam nieruchomo na schodkach jeszcze przez jakiś czas. Potem, ocknąwszy się nieco z lekkiego transu, pobiegłam do męża, żeby mu opowiedzieć, co mi się właśnie przydarzyło.
- Edward! – zawołałam, jak tylko minęłam drzwi biblioteki. Mój ukochany z niezwykle skupioną miną studiował właśnie jakąś ogromną, starą księgę. Tekst był napisany po łacinie.
- Tak, Bello? – Spojrzał na mnie. – Jesteś czymś podekscytowana? Masz prawie zaróżowione policzki. – Zachichotał. – Coś się stało?
- Rozmawiałam z pewną Cyganką i dostałam od niej te koraliki. – Pokazałam Edwardowi różaniec. – Zrobiło się jakoś dziwnie, a potem ona powiedziała, że mam przyjść wieczorem, to może dowiem się czegoś, no wiesz, o nas - wampirach…
- Dobrze, Bello. Pójdziemy tam razem. Jacob mówił, że dziś w nocy Cyganie świętują, będą palić ogniska na zboczu i bawić się do rana. Chętnie posłucham ich legend. – Edward przytulił mnie do siebie. Poczułam, jak jego silne ramiona obejmują moją talię, a chłodne usta błądzą po moich włosach. Poczułam się bezpieczna w jego objęciach. Staliśmy tak przez chwilę, chłonąc nawzajem swoją bliskość.
- Mhm… - usłyszałam gdzieś za swoimi plecami. To Rosalie stała w drzwiach biblioteki.
- Co tam, Rosie? – zapytałam.
- Słyszałam, że dziś jest jakaś impreza. Ogniska, tak? A co ja mam niby na siebie włożyć, na ten wieczorny piknik? – Rosalie jak zwykle myślała tylko o jednym.
- Proponuję dżinsy, ciepłą bluzę i adidasy – odparłam z uśmiechem.
- Fhm…- fuknęła tylko Rosie. – Moja droga, może nie zauważyłaś, ale tutejsze kobiety nie chodzą ubrane w dżinsy. Już wiem, wezmę Ema i zabiorę go na zakupy do jakiegoś miasta, może coś upoluję… - I już jej nie było.
- Oj, wieczorem może być gorąco, jak Rosie wystąpi w nowej, kusej kreacji. Widziałeś, jak młodzi Cyganie na nią patrzą? – Zaśmiałam się do Edwarda.
- Nie zauważyłem, ale to dobrze, że pójdziemy tam wszyscy razem – odparł Edward spokojnie. – Chciałbym ci coś pokazać, ja też chyba coś znalazłem.
- Taak? Czemu nic nie mówiłeś? – Od razu się zainteresowałam.
- Muszę jeszcze dokładnie sprawdzić te informacje i myślę, że ci Cyganie mogą mi w tym pomóc – odparł, obejmując mnie ponownie ramieniem. – A teraz chodź, zapolujmy, żeby wieczorem nie być głodnym.
Pobiegliśmy szybko przez bibliotekę i holl, wyskoczyliśmy przez tylne wyjście i ruszyliśmy przez bujny las na łowy.

Kiedy wróciliśmy po kilku godzinach, zapadał już zmierzch. Chmury nad górami układały się w szaro-granatowe mazaje, gdzieniegdzie prześwitując szkarłatem i złotem zachodzącego słońca. Na łagodnie opadającym od zamku ku najbliższej wsi zboczu zaczynały radośnie połyskiwać pierwsze promyki rozpalanych właśnie, cygańskich ognisk. Carlisle i Esme zaproponowali, że zostaną z Nessie w ten wieczór i przypilnują, żeby grzecznie poszła spać. Stefan również zdecydował, że zostanie i dotrzyma towarzystwa moim teściom.
Ucałowałam Nessie na dobranoc. Razem z Edwardem, Alice i Jasperem poszliśmy przez dziedziniec zamku, mijając ogromną bramę i fosę, ku rozległemu, łagodnemu zboczu, na którym płonęły już cygańskie ogniska. Wokół rozbrzmiewała rzewna muzyka, płynąca z kilku akordeonów i skrzypiec, która mieszała się z ludzkimi głosami i wiatrem szemrzącym wśród koron drzew. Kiedy doszliśmy do obozowiska, pierwsze, na co zwróciłam uwagę, to była radość i spokój malujące się na tych smagłych twarzach. Ci ludzie, żyjący w taki „pierwotny” sposób, byli szczęśliwi. Cieszyli się swoją obecnością, pogodnym wieczorem, wspólną zabawą. Jak tylko znaleźliśmy się w magicznym kręgu wszechogarniającej zabawy, podszedł do nas stary mężczyzna, ubrany bardzo odświętnie, o którym mówiono, że jest królem tutejszych Cyganów. Wyciągnął w powitalnym geście rękę do Edwarda i Jaspera, ukłonił się mi i Alice.
- Jacob mówił, że przyjdziecie. Bądźcie naszymi gośćmi – powiedział cicho. Miał czarne jak węgiel oczy, smagłą cerę i, mimo słusznego już wieku, prężną, szczupłą sylwetkę.
- Daćo – Edward uścisnął mu dłoń. – Czujemy się zaszczyceni, mogąc uczestniczyć w waszym święcie.
Cygan skinął lekko głową. Uśmiechnął się i donośnym głosem zwrócił się do swoich ludzi.
- Moi drodzy, mamy dziś szczególnych gości. Traktujmy ich jak swoich.
Po chwili podeszli do nas pozostali Romowie i zaprosili do swojego ogniska. Usiadłam razem z Alice obok znajomej mi już, po dzisiejszym popołudniu, starszej Cyganki i jej córki, a Edward poszedł w stronę starszyzny i dołączył do rozmawiającej grupki mężczyzn. Jasper usunął się trochę w cień i z odległości kilku metrów obserwował Jacoba i jego towarzyszy, namiętnie grających w pokera. Biedak nadal musiał się powstrzymywać, ludzka krew była dla niego zbyt kusząca.

Siedziałam przez dłuższy czas cicho, słuchając opowiadań płynących z ust mojej znajomej. Mówiła o swoim rodzie, wspominała przodków, opisując ich tak realistycznie, jakby byli wśród nas. Opowiadała o średniowiecznych krucjatach, o pogromcach szukających wrażeń, o wojownikach, którzy pod przykrywką szerzenia chrześcijaństwa w Europie, tępili Cyganów, ale jeszcze bardziej pragnęli zgładzić Stefana i Vladimira. Potem zaczęła wspominać czasy współczesne, kiedy to reżim Ceaucescu i ponura gwardia jego agentów, działających w całej Rumunii, pragnęła za wszelką cenę poznać tajemnicę nieśmiertelności braci. Opowiadała o przesłuchaniach ludzi z okolicznych wiosek, o znajomych i przyjaciołach z innych klanów, ginących w niewyjaśnionych okolicznościach, bynajmniej nie z powodu wampirów mieszkających w zamku.
- Panowie – tak określała Stefana i jego brata – tu się nie żywią. Żaden z okolicznych mieszkańców nie musi czuć się zagrożony. Zachowują bardzo dużą dyskrecję, nie skrzywdzą swoich… Kiedyś jednak tak nie było. Ponad trzy tysiące lat temu Panowie zachowywali się bardziej swobodnie. Byli wtedy traktowani niczym Bogowie, żyli tu na tych ziemiach i nikt nie był w stanie im zagrozić przez setki lat. Tworzyli podobnych do siebie, ale nie zwracali uwagi na to, że część z tych nowych jest bardzo niezaspokojona, nie przestrzega żadnych reguł. Były to bardzo niebezpieczne czasy. Aż w końcu przybyli inni, obcy Bogowie i w ciągu jednej chwili zniknął cały ród stworzony przez Stefana i Vladimira. Pozostali tylko oni. Przerażeni, samotni, pozbawieni przywilejów, bogactw, tytułów. Wówczas my – Cyganie pomogliśmy im po raz pierwszy, musieliśmy szukać wsparcia, ponieważ ci obcy Bogowie skrzywdzili też jedno z nas. Młodą dziewczynę, która była przygotowywana do przemiany…
- Volturi – szepnęłam. Ci obcy Bogowie to musieli być oni. Przybyli zaprowadzić porządek.
Nagle Cyganka przerwała swoją opowieść. Siedziałyśmy z Alice zapatrzone w nią i nie zwracałyśmy uwagi na bawiących się wokół ludzi. Alice pierwsza odwróciła głowę. Zmarszczyła nos.
- No nie… Rosie – mruknęła. – Mam nadzieję, że nie będzie kłopotów.
Spojrzałam za Alice w stronę zamku. Do obozowiska zbliżała się właśnie Rosalie ubrana w obcisłe jeansy, wysokie szpilki i kusy czerwony sweterek, podkreślający jej smukłą talię i duży biust. Długie blond włosy, rozpuszczone luźno w lokach, opadały jej na plecy. Blada cera była jeszcze bardziej podkreślona przez czerwień ust, pomalowanych wyzywająco szminką. Emmett szedł tuż za nią, ubrany zdecydowanie bardziej stosownie do okazji w proste, czarne jeansy i białą bluzę Nike z kapturem.
W jednej chwili dostrzegłam, że wszyscy młodzi mężczyźni spoglądają w stronę zbliżającej się Rosie z rosnącym pożądaniem. Tego nam jeszcze brakowało! Zobaczyłam, że Edward z niesmakiem przygląda się siostrze, a Jasper śmieje się w mroku. Tylko Jacob warknął cicho i usłyszałam, jak mruczy pod nosem:
- Odstawiła się jak stróż w Boże Ciało!
Rosalie widocznie była znudzona wzburzeniem i zainteresowaniem, które wywołała wśród większości męskiej części świętujących. Wzięła Emmetta za rękę, podchodząc do mnie i Alice.
- No i co? To ma być ta super impreza? – Wydęła wargi z grymasem wyrażającym lekką pogardę.
- Rosie, jesteśmy tutaj gośćmi, a naszym gospodarzom należy się szacunek. – Alice wstała i ujęła siostrę pod rękę. Wyraźnie chciała nieco załagodzić dość niezręczną sytuację.
- O, Pani Maria! – Emmett radośnie przywitał się ze starszą Cyganką, która wcześniej uraczyła mnie swoimi opowieściami. – Widzę Bello, że poznałaś już osobę, która podała mi najwspanialsze przepisy kulinarne na świecie.
Mój duży szwagier z właściwą sobie gracją usiadł koło mnie. Cyganka uśmiechnęła się i nieco rozbawiona szepnęła do mnie:
- Pan Emmett jest całkiem niezłym uczniem. Ma talent.
- Taa… Niewątpliwie – mruknęłam z lekkim niedowierzaniem.
- Idźcie się, dzieci, pobawić. Cieszcie się tą chwilą – powiedziała, dotykając delikatnie mojej dłoni. – A jak przyjdzie Cecylia, wówczas dokończy najlepiej tę historię. Koniecznie musisz ją poznać.
Emmetta nikt długo nie musiał namawiać do zabawy. Poczułam, jak podrywa mnie do góry i niosąc lekko nad ziemią, zaczyna wirować w rytm skocznych melodii wygrywanych na skrzypcach.
- Puść mnie, wariacie! – Starałam mu się wyrwać, ale nie dawał za wygraną. Wciąż byłam bardzo silna, ale straciłam już nieco ze swojej mocy nowonarodzonej i Em zaczynał dawać sobie ze mną radę. Po chwili śmiałam się i tańczyłam, unoszona przez Emmetta jak piórko, w rytm skocznej melodii. Młodzi Cyganie oraz Jasper z Alice poszli naszym śladem i bawiliśmy się teraz, wesoło pląsając wokół ogniska.
- Pozwolisz – szepnął do mnie Edward, zjawiając się znienacka obok mnie i Emmetta.
- Jasne braciszku – zaśmiał się Em.
Mój mąż wziął mnie w ramiona. Muzyka powoli cichła, jej dźwięki były teraz spokojniejsze. Do tonów skrzypiec dołączyła melodia wygrywana na akordeonie. Nieco rzewna, smutna. Zaczęliśmy wirować w tańcu, zapatrzeni w siebie. Nigdy nie przypuszczałam, że taniec może mi sprawić tyle radości i przyjemności. Jako człowiek byłam taka niezgrabna, że sama myśl o poruszaniu się na parkiecie napawała mnie zgrozą. Teraz lekka i zwiewna jak piórko, poruszałam się w rytm muzyki z gracją baletnicy. Fakt, Edward rewelacyjnie prowadził. Tańczyliśmy tak przez dłuższą chwilę, ciesząc się z każdej sekundy spędzonej w swoich ramionach.
- Chyba ktoś na ciebie czeka – szepnął mi do ucha, kiedy już przestałam myśleć o czymkolwiek innym poza przyjemnością, jaką sprawiało mi wirowanie z moim mężem w rytm cygańskiej muzyki.
- Och. - Otrząsnęłam się. – Pójdziesz ze mną?
- Nie. Mam wrażenie, że ta stara Cyganka chce porozmawiać tylko z tobą.

Odwróciłam się i spostrzegłam, że przy znajomej mi już Marii stoi przygarbiona staruszka ubrana w czarne szaty, w chuście zarzuconej na głowę. Podpierała się grubym, drewnianym kijem, jakby nie była w stanie ustać o własnych siłach. Wyglądała na bardzo zmęczoną i schorowaną. Kiedy jednak zbliżyłam się do niej, dostrzegłam w jej twarzy niesamowicie młode i błyszczące, mądre, czarne oczy.
- Jestem Bella – przedstawiłam się cicho, uśmiechając się delikatnie.
- Bella. – Powtórzyła moje imię. Jej dźwięczny głos też nie pasował do wizerunku starej kobiety. Brzmiał młodo, miał melodyjną, śpiewną barwę. Cecylia – tak miała na imię – wzięła mnie za rękę i powoli poprowadziła poza krąg rozbawionych Cyganów, do starego wozu stojącego na samym końcu polany. Tutaj nie docierała już muzyka, a światła płonących ognisk były ledwo widoczne. Nocne niebo było jednak bezchmurne i nad lasem, niczym ogromna lampa, świecił srebrzyście księżyc.
- Więc to ty jesteś tą zimną istotą, która chce dotrzeć do prawdy – zaczęła, a ja wzdrygnęłam się nieco. Jakoś nie przepadałam za tym określeniem naszego gatunku.
- Tak – odparłam tylko, patrząc jej prosto w oczy. Przyglądała mi się przez dłuższą chwilę, nic nie mówiąc, a jedynie niewyraźnie mrucząc coś pod nosem. Jej wzrok był jednocześnie przenikliwy i łagodny.
- Maria miała rację. Jesteś dobra. Masz takie jasne, złote oczy… Myślisz przede wszystkim o innych, nie o sobie. Jesteś bardzo odważna. Nie bałaś się zimnych istot, kiedy byłaś jeszcze człowiekiem. Nie mieli do ciebie dostępu – zaczęła mówić, trzymając delikatnie moją białą dłoń w swoich starych, brązowych i pomarszczonych rękach. – Taak… Maria może mieć rację.
- Maria? – zdziwiłam się. – W czym?
- Powoli, dziecko, wszystko w swoim czasie. Na początek musisz poznać do końca pewną historię. Maria zaledwie ci o niej wspominała. Nie jest to tylko legenda, ale prawdziwa historia, która wydarzyła się już bardzo dawno temu. Żyła tu kiedyś dziewczyna, która miała na imię Elena. Była Cyganką z naszego rodu. Piękną, odważną i silną. Tak jak i ty. Pokochał ją jeden z naszych Panów, ale jej nie przemienił. Nikt nie wie dlaczego. Była jeszcze bardzo młoda, miała piętnaście lat; być może chciał poczekać, aż dorośnie i stanie się w pełni kobietą. Ona nie chciała czekać. Kochała go całym sercem i pragnęła być taka jak on, pragnęła być z nim. Niestety, nie udało się…
- Och – jęknęłam. Pomyślałam, że wampir nie był w stanie się powstrzymać i zabił dziewczynę. Ale nie…
- Kiedy nadszedł wyznaczony dzień jej przemiany i pożegnania z dziewictwem, przybyli oni. Piękni i silni Bogowie z Południa. Zginęli wszyscy. Pozostali tylko dwaj bracia i Elena, choć była jeszcze człowiekiem; czary obcych Bogów nie działały na nią. Potem zaczęły się dziać dziwne rzeczy. W ich przywódcę jakby coś wstąpiło. Za wszelką cenę pragnął mieć u swego boku Elenę. I wtedy wydarzyła się tragedia. Dziewczyna po rozmowie z nim chwyciła miecz jednego z wojowników i wbiła go sobie prosto w serce. Umarła, zanim jeszcze osunęła się na ziemię.
- Aro… - szepnęłam. To musiał być on. To Volturi byli tymi obcymi Bogami, a Stefan i Elena… Ta historia do złudzenia przypominała mi moją i Edwarda. Tylko że ja jestem wampirem. Czy nie takie było żądanie Volturi? Co to wszystko miało znaczyć?
- Dlaczego się zabiła? Nie chciała być jedną z nich, tak? – dopytywałam się starej Cyganki.
- Tak – odparła zmęczonym głosem Cecylia.
- Ale jaki to ma związek z tym, czego ja szukam? Rozumiem, że jej i moja historia są do siebie w pewien sposób bardzo podobne, ale co to ma wspólnego z dotarciem do źródła prawdy?
- Dziecko, może ta prawda tkwi właśnie w tym podobieństwie. A teraz pozwól, że odpocznę. Jestem już bardzo stara i zmęczona. Uważaj na siebie, Bello. Bądź bardzo ostrożna. – Cecylia wstała powoli. Pomogłam jej wejść po kilku schodkach do środka wozu, po czym pobiegłam w stronę ognisk.
- Edward, muszę porozmawiać jak najszybciej ze Stefanem. – Złapałam swojego męża za rękę i chciałam go pociągnąć za sobą. Przytrzymał mnie jednak lekko.
- Poczekaj, Bello, nie wypada tak oddalić się bez pożegnania – zganił mnie łagodnie.
- Och, no tak.
Pożegnaliśmy się zatem z przemiłymi gospodarzami i ruszyliśmy w stronę zamku. Stefan zdawał się na nas już czekać w bibliotece. Siedział sam, wpatrzony w niebieskawo połyskujący ogień na starym, bogato zdobionym kominku.
- Stefan… - szepnęłam, podchodząc do niego. Patrzyłam teraz na tego rumuńskiego wampira zupełnie z innej perspektywy. On też kiedyś kochał i był kochany. Nie było mu jednak dane zaznać szczęścia, które spotkało mnie i Edwarda. To Volturi zniszczyli jego miłość.
- Nadal ją kocham, Bello. Wiesz już, że my – wampiry, jeśli obdarzamy kogoś tak wielkim uczuciem, jest ono niczym skała. Ludzka miłość jest równie ulotna i krucha, jak ludzkie życie. Nasza miłość jest nieskończona, nieśmiertelna, wieczna…
Uklękłam obok niego i spojrzałam mu w oczy. Były przepełnione smutkiem i tęsknotą.
- Już wiecie, dlaczego Volturi są moimi wrogami, pomimo tego, że oficjalnie tolerujemy swoje istnienie. – Stefan nagle spojrzał na mnie i na Edwarda. – Nie pozwólcie, żeby zniszczyli i waszą miłość.
Siedzący przy kominku wampir wydał mi się wówczas najbardziej nieszczęśliwą istotą na świecie. Wszystko, co miał, zostało mu odebrane. Klan z Południa. Widmo Volturi znów dało o sobie znać.


Post został pochwalony 2 razy

Ostatnio zmieniony przez BajaBella dnia Pią 22:00, 05 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
behappy
Wilkołak



Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 15:44, 06 Mar 2010 Powrót do góry

I znów świetny rozdział. Trochę mnie dziwi, że nie ma jeszcze żadnych komentarzy, bo to jest po prostu genialny ff. Cały czas mnie zaskakujesz i nie wiem co zdarzy się za chwilę. Sama nie wiem co9 zaraz się stanie i to jest fajne, bo niektóre ff są takie przewidywalne- i co to za frajda jak już na początku jak będzie wyglądać koniec. Rozdział jest długi i to mi się podoba, bo forum aż jest pełne od ff, które są krótki, albo rozdziały są krótkie. Jest dużo opisów i czytelnik a przynajmniej ja czuję się jakbym tam stała obok bohaterów i wszystko widzę ale też czuję jakie emocje targają nimi. Ten ff jest też darmową lekcją geografii, historii i obyczajów Europy. Czytając uczymy się. To wszystko co do stylu pisania, bo fanie się czyta, lekko i płynnie. Nie zauważyłam błędów( beta zrobiła co miała zrobić, tylko pozazdrościć takiej bety).

A teraz coś o treści. Bardzo podoba mi się pomysł podróży do Europy. Zaciekawiła mnie historia Stefana i Eleny, każdy myśli że bracia to znaczy Vladimir i Stefan są bezlitosnymi wampirami, a tu taka niespodzianka. Zastanawia mnie ta historia braci i intryguje mnie ta więź i zażyłość wampirów i Romów. Bardzo barwnie opowiedziane są legendy i można nawet uwierzyć w nie. Rose jak zawszy psuje atmosferę(przyznaję się, że nie lubię jej nawet jak jest postacią pozytywną) i ten jej styl na ognisko.

Pozdrawiam i życzę dużo czasu i weny, bo talent to ty masz i nie marnujesz go. Czekam niecierpliwie na następny rozdział.
B Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 17:49, 06 Mar 2010 Powrót do góry

Dla mnie osobiście, dopiero od tego rozdziału zaczęło się robić naprawdę ciekawie. A najbardziej urzekła mnie historia Stefana. Jakoś bardziej przemawia do mnie, że za nienawiścią braci do Volturi kryje się historia miłosna, niż tylko walka o wpływy.
Świetnie sobie radzisz z geografią BB, a opisy są bardzo wizualne, co lubię.
Motyw przymierza z Cyganami też mi się bardzo spodobał. No i element humorystyczny - strojnisia Rose. :)
Życzę ci przede wszystkim wytrwałości w doprowadzeniu tego do końca.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
meadow
Człowiek



Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nibylandia

PostWysłany: Nie 0:06, 07 Mar 2010 Powrót do góry

Droga BajaBello, dopiero dzisiaj dorwałam twój ff w swoje nędzne łapki i muszę Ci powiedzieć, że bardzo mi się on podoba. Ogólnie nie lubię, nie czytam ff, w których są wampiry, ale to jest post BD, więc nie burzy mi ułożonego świata przez panią SzMeyer. No i zaciekawił mnie wstęp. ;d

Zastanawia mnie co tak naprawdę Alistair chce powiedzieć Belli, jaką tajemnicę chce jej zdradzić. Mam nadzieję, że powie to jej, zanim Demetri go dorwie. No i jego plany, czego tak naprawdę domaga się Aro? Czy chodzi tutaj tylko o dar Belli czy chcą rozwalić więź łączącą całą rodzinę Cullenów? Wiele pyta mogłabym zadać Ci teraz, ale wiem, że odpowiedzi będziesz odkrywała dopiero z każdym kolejnym rozdziałem, więc zatrzymam tę listę dla siebie. ;p

Podoba mi się sposób w jaki piszesz, jest taki płynny, taki spójny i bardzo wciągający. No i świetnie budujesz napięcie, to jest bardzo ważne w tego typu tekstach, jeżeli chcemy, aby innym się spodobało. I ja jestem zdecydowanie na wielkie TAK z plusem x)

Na koniec życzę mnóstwo czasu i dobrego kontaktu z kolegą Wenem. Wyciskaj z niego wszystko co się da.;>
I obiecuję, że z komentarzem do następnego rozdziału postaram się bardziej ;]
pozdrawiam, m;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin