FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Graviora manent [NZ] 09.05 R4 ZAWIESZONE Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Fresz
Gość






PostWysłany: Sob 11:53, 13 Lut 2010 Powrót do góry

Przybywam z nową grafomanią, która jest całkiem inna od poprzedniego opowiadania, a przynajmniej mam taką nadzieję. Rzecz ma się w 5610 roku na planecie Albatrox, która została zawładnięta przez cztery potężne rody - wampirów, wilkołaków, czarodziejów i ciemnowładców, spychające ludzi na dalszy plan. Czy znany z Pradawnej Pieśni Obrońca wyzwoli człowieczy klan?

Zachęta: Głównym bohaterem jest niegłupkowaty Emmett Wink

PS. Opowiadanie miało już swój debiut na chomiku, ale ta wersja jest kompletnie zmieniona.

Oznaczenia: [OOC][AU]

Graviora manent - Najgorsze dopiero nadejdzie

Beta: Maddie, dziękuję Wink

PROLOG

Moc Pradawnej w Pięciorgu zawarta
Moc Pradawnej w Pięciorgu ukryta
Cztery rody potężne, magią utkane
Jeden błahy, lecz mocny
Waśnie między rodzeństwem rozstrzygnie brat piąty
Ukryty i sponiewierany pokona rody haniebne
Odmieni świat i zmieni los
By na czele stać, zabierając głos


- Znalazłeś mnie? – zapytał stojącego przed nim potwora, bezskutecznie oczekując odpowiedzi.

Zakrył wielką dłonią zielone oczy, które nie były przyzwyczajone do oślepiającej poświaty. Poczuł chłód odznaczający się na rozpalonym czole, ale mimo tego nie poruszył się nawet o milimetr. Czekał na rozwój wypadków, lustrując najbliższą okolicę. Szukał na wszelki wypadek jakiejkolwiek drogi ucieczki. Stał na wysokim wzgórzu wznoszącym się w pobliżu mokradeł, ponad dachami śmiertelników, a pod stopami czuł zimne i ostre kamienie, które kaleczyły jego stopy, w płuca bezczelnie wdzierały mu się bagienne opary. Na bestii nie wywierało to żadnego wrażenia, wszystko było jej obojętne… Nadal zbliżała się, ukazując długie szpony. Mężczyzna mimowolnie zacisnął dłonie w pięści i zrobił nieśmiały krok do przodu, brnąc w stronę przeznaczenia. Napiął zmęczone mięśnie rąk, ukazując niebieskie żyły rysujące się na opalonej skórze. Pod wpływem adrenaliny miał ochotę walczyć z niepokonanym. Czuł się gotów na ostateczne starcie, gotów na śmierć. Podszedł dostatecznie blisko, ażeby mógł spojrzeć stworowi w oczy.

- Nie poznaję cię. Jak możesz mi to robić?

W odpowiedzi usłyszał przejmujący ryk, po którym potężna, owłosiona sylwetka zaczęła stopniowo zmieniać się i przeradzać w coś niezaprzeczalnie słabszego, w człowieka. Napastnik przeczesał dłonią kruczoczarne włosy i zaśmiał się kpiąco. Ujął w dłoń swoją brodę i odezwał się ckliwie:

- Jak mogę? Po prostu musisz zginąć, to twoje przeznaczenie… Braciszku.

W chwilę po ostatniej wypowiedzianej głosce rzucił się na ziemię, przybierając ponownie sylwetkę przysadzistego potwora o czerwonych oczach zwiastujących czające się zło. Otworzył swoją paszczę, ukazując rząd długich, ostrych zębów. Złapał ofiarę szponem za mankiet bordowej koszuli i uniósł na wysokość swoich oczu. Mógł poczekać, aż wzbudzi w człowieku paniczny strach, ale wiedział, że zabawa jedzeniem nigdy nie popłacała. Zbliżył wyrywającego się mężczyznę do swoich ust. Odetchnął głośno i począł rozszarpywać ciało, z którego wydobywały się ostatnie krzyki. Jeszcze ciepła krew rozbryzgała się na szarych skałach, pozostawiając ślad po okrutnej rzezi.

***

W tamtej chwili mógł powiedzieć o śmierci wiele. Na pewno to, że była bolesna.


ROZDZIAŁ PIERWSZY

Przed czterystoma laty

Jacob spoglądał z pożądaniem na otaczające go krajobrazy. Zachwycał się nad wspaniałością zielonych pagórków, kwiecistych drzew i brunatnych ścieżek. Choć wszystko było tylko fatamorganą, pragnął znaleźć się w rozkosznych miejscach, w których nie było dane mu przebywać. Zatracając się w swoim przeznaczeniu, jakim było władanie ciemnowładcami, zapomniał o moralnych wartościach. Z przyzwyczajenia nawet nie potrafił zanurzyć się we wspomnieniu błogiego dzieciństwa. Kiedyś był szczęśliwy i nieuświadomiony… Całkowicie nie zdawał sobie sprawy z tego, jak będzie wyglądało jego dorosłe życie, co ulegnie zmianie, a co zostanie takie samo. Teraz mógł jedynie żałować i pragnąć powrotu, ale całkowicie(powtórzenie) bezskutecznie. Cofnąć czas i wybrać spokój, zniszczyć przyczynę rozpadu rodziny, uratować matkę… Niby umarła w spokoju kajana tylko bólem serca, ale każda śmierć jest bolesna. Bez wyjątków. Cofnąć czas i zapomnieć o przyszłości. Po wytężeniu umysłu w jego głowie pojawił się jeden obraz.

Mały, na oko, pięcio albo sześcioletni chłopiec o kruczoczarnych włosach biegnie po drewnianej podłodze i wskakuje na kolana niezwykle podobnej do niego kobiety. Przytula się do szyi rodzicielki, a ona gładzi dłonią rozwichrzoną czuprynę. Są szczęśliwi i uśmiechnięci, pełni wzajemnego zaufania…W ich oczach widać iskierki miłości, które łączą się w jedną całość. Lico dziecka nie jest zhańbione żadną skazą, a jedynie lekko zrumienione.

Przyjemna wizja zniknęła wraz z usłyszanym pukaniem do drzwi. Jacobowi zawsze przeszkadzano w najmniej dogodnych do tego momentach. Rozwiewanie wspomnienia wywołało lekkie ukłucie w mostku, słodki żal ścisnął jego serce. Machnął dłonią przed oczami i otoczenie wróciło do normalności. Stara, zakurzona komnata bez okien nie mogła równać się z zieloną równiną pod gołym niebem. Ubogie umeblowanie sprawiało wrażenie, jakby właściciel wyprowadzał się, zabierając resztę dobytku ze sobą. Jednak w tym przypadku był to zwykły przejaw braku fantazji. Rozległo się ponowne, bardziej natarczywe pukanie.

- Proszę – oznajmił mężczyzna głębokim barytonem.
- Nareszcie! – Miedzianowłosy, który z impetem otworzył drzwi, był wyraźnie zniecierpliwiony. – Czy wiesz, co planuje uczynić nasza siostra?
- Nie.
- Zamierza powiedzieć poddanym o zbliżającym się wypełnieniu słów Pieśni.

Jacob od rana czuł, że ten dzień przyniesie coś nieoczekiwanego. Wszystkie poranne wróżby zwiastowały nadchodzące nieszczęście. Edward bez wahania śmiał przekazywać złe wieści, wedle prawa ponosił współwinę, ale król wampirów był na to obojętny. Wysoki mężczyzna nie przejmował się przesądami ani wierzeniami, po prostu chciał powiedzieć, więc powiedział.

- Rozumiesz to?! Ona UWIERZYŁA!

Gdyby świat mógł się rozpaść na jedno słowo przywódcy wampirów, pewnie teraz by to nadeszło, ale w powietrzu roznosiło się przez chwilę jedynie echo ostatniego słowa. Uwierzyła. Uwierzyła, że żyje na tym świecie ktoś, kto jest zdolny do wyparcia władców z tronów – ich własny brat. Dopuściła do siebie tę myśl, jednocześnie zrzucając na cztery rody ogromne brzemię, które unieść mogą tylko wspólnymi siłami…

- Idę z nią porozmawiać.

Edward śledził wzrokiem wychodzącego powolnie brata, gdyby mógł – zatrzymałby go. Jednak znał niewzruszony charakter i upór przywódcy ciemnowładców. Usłyszawszy trzask zamykanych drzwi, podążył w kierunku przykrytego kocem bujanego fotela. Drewniana podłoga trzeszczała pod stopami rosłego mężczyzny, dając nieświadomie świadectwo swojej starości. Miedzianowłosy rozsiadł się wygodnie i przechylił głowę na oparcie, zamykając znużone powieki. Spróbował wyobrazić sobie świat bez rodzeństwa, świat, w którym nie ma miejsca na słabostki i wygodę. Życie przesycone bólem i strachem…

Tymczasem Jacob zmierzał w kierunku komnaty Belli, próbując zachować opanowanie. Choć nie usłyszał dokładnie, która siostra zwątpiła, czuł, że to właśnie przywódczyni czarodziejów mogła złamać się pierwsza. Od dawna wyczuwał w jej głosie lekkie znużenie i irytację spowodowaną każdym wydarzeniem przepowiadającym wypełnienie Pieśni. Tylko ona mogła sprowadzić zwiastuna śmierci nad głowy królewskiej rodziny i zniszczyć to, nad czym tak długo pracowali. Brunet, bez uprzedniego pukania, pchnął drewniane drzwi. Ujrzał swoją siostrę, która pakowała jakieś rzeczy do dużej torby. Chciała uciekać?

- Czy to prawda? – zapytał spokojnie Jacob, opanowując swoją porywczość.
- Tak. Uwierzyłam. Musiałam. – Bella otarła samotnie spływającą łzę.
- Czyżby?

***

Przed dwoma tysiącami laty

Młodo wyglądająca dziewczyna biegła brudnymi ulicami miasta, pragnąc znaleźć się w domu, w objęciach kochającej matki. Unosiła lekko długą spódnicę, brodząc w błocie, które sięgało do kostek. Cienie zachodzącego słońca niebezpiecznie kładły się u stóp i odbierały miejsce światłu. Ponuro wyglądające, szare mury budynków odstraszały swoim stanem przechodzących ludzi, lecz Jane nie zważając na przykre zwiastuny, skręciła w uliczkę, która miała szybciej doprowadzić ją do domu. Nagle usłyszała bicie dzwonu na wieży kościelnej i zrozumiała, że było już na wszystko za późno. Czas zaprzysiągł się na jej niekorzyść i nie miała szansy zdążyć. Co chwilę zauważała krążące dokoła duchy ciemności, które tanecznym krokiem osaczały i straszyły swoje przyszłe ofiary.

Młoda dziewczyna pokręciła lekko głową z niedowierzaniem. Nie potrafiła zrozumieć, czemu akurat ją miało to spotkać. Śmierć ze szponów mutanta była hańbą niegodną prawdziwego człowieka. Jane szła zdezorientowana i nie wiedziała, co począć, gdyż nikt dotąd nie przeżył starcia, w jakim miała się właśnie zmierzyć. Potulnie przykucnęła na bruku, tracąc nadzieję, która jako jedyna w skrajnych przypadkach mogła przepędzić złe moce i czekała na nadchodzącą śmierć.

+++

Zamykając oczy pełne powagi,
zatapiam się w smutku radosnym

Zatrzymując bicie serca,
zapobiegam dalszej istocie

Opadając bezwładnie,
niszczę wszelkie wątpliwości

Umieram…


+++

Nagle przed oczami Jane pojawił się czarny cień, mozolnie przybierający ludzką postać. Mężczyzna w ciemnych szatach ujął dziewczynę za podbródek i uniósł do góry. Miał pełne zaufania, duże, zielone oczy, które były jedyną pozostałością po ludzkim życiu, jakie kiedyś prowadził. Obnażył swoje ostre zęby, a z jego ust wydobył się przeciągły syk, odgłos triumfu. Dziewczyna stała przerażona naprzeciw swojego przyszłego zabójcy, drżąc ze strachu i podniecenia. Narastające napięcie utworzyło swego rodzaju więź między ofiarą a mordercą. Wampir rozprostował gwałtownie dłoń trzymającą kobiecy podbródek, wbijając szpony w gładką i ciepłą skórę. Dziewczyna jęknęła cicho i rozpaczliwie, czując spływającą po szyi krew. Potwór zbliżył swoje wydęte usta do krtani i musnął ją delikatnie językiem, tamując czerwoną ciecz, która spływała swobodnie po ciele. Odsunął się, zwalczając pragnienie, ale po chwili powrócił do poprzedniej pozycji, Jednak tym razem wbił zęby w skórę, wstrzykując śmiercionośny jad. Źrenice dziewczyny gwałtownie się rozszerzyły, a jej ręce poczęły wykręcać się w bolesnych konwulsjach. Wampir przyssał się do ciała i chłeptał boską ambrozję - krew dziewicy.

Dziewczyna umarła jak tysiące innych ludzi na planecie Albatrox, ale nikt nie zdawał sobie sprawy, jak cenna osoba odeszła z tego świata…

***

Współcześnie

- I tak cię złapię! – krzyknął Emmett do swojej dziewczyny.

Rosły mężczyzna biegł po kuchni, uganiając się za wysoką blondynką o twarzy anioła. Dziewczyna sprawiała wrażenie szczęśliwej, śmiała się. Emanowała od nich widzialna gołym okiem miłość.

- To niesprawiedliwe, jesteś większy! – wykrzyknęła opatulona męskimi ramionami dziewczyna.

Stawiała fałszywy opór, lecz tak naprawdę nie czuła się przy nim jakkolwiek zagrożona. Chwilę jeszcze „leciała” w ramionach swojego mężczyzny i rozkoszowała się myślą o zapowiedzianym ślubie. Jednak w chwili wyobrażonej przysięgi narzeczony opuścił ręce, zestawiając delikatnie swoją dziewczynę do rzeczywistości. Zbliżył do niej twarz i pocałował namiętnie w wiśniowe usta, które poddały się miłej czynności. Przerwała im matka Emmetta, Miriell, wchodząc do kuchni z kopertą w dłoni. Spojrzała na parę zakochanych i pokręciła głową z dezaprobatą.

- Synu, musimy porozmawiać w cztery oczy – spojrzała znacząco na Rosalie.
- Mamo, ona jest ze mną – zaprotestował Emmett ciepłym głosem i musnął czoło ukochanej.
- Emm, wiesz, jak mocno cię kocham?
- Tak, mamo.
- W tym cały szkopuł… Nie jestem twoją matką…

Miriell była wyraźnie speszona i spuściła wzrok, ale jej głos zachował swoją zwykłą pewność siebie. Emmett spoglądał to na starsza kobietę, to na Rosalie. Nie mógł uwierzyć w słowa Miriell i uważał zaistniałą sytuację za słaby żart. Przyjrzał się swojej matce. Odziedziczył po niej oczy, ale na tym kończyło się podobieństwo. Zapewne musiał wdać się w jakiegoś dalszego krewnego, gdyż jego ojciec był blondynem, ale żeby od razu go z tego powodu wydziedziczać?

- Jak to nie jesteś? – prychnął. – Nie bawią mnie takie żarty.
- Miałam ci to powiedzieć, gdy skończyłeś trzy tysiące dwieście lat, ale nie dałam rady. Parę tysięcy lat temu do drzwi naszego mieszkania zapukał gruby jegomość podający się za mnicha. Zostawił nam tobołek z zawiniętym niemowlakiem, pewne informacje i sobie poszedł. Mówiłam ci kiedyś, że twój ojciec nie mógł mieć dzieci? – Emmett pokręcił przecząco głową. – Dlatego traktowaliśmy cię, jakbyś był cudem. Zrozum, że nie mogłam ci powiedzieć wcześniej, nie dałabym rady…

Młody mężczyzna wstał i podszedł do okna spowitego bielą tajemniczego księżyca. Były rzeczy, którym czasami się dziwił, były sytuacje, w których tracił nadzieję. Ale zawsze miał przy sobie rodziców, mamę i tatę. Ojciec był dobrym człowiekiem, lecz odszedł z tego świata zabity przez brutalnego ciemnowładcę. Potwór zhańbił prawego człowieka swoją krwią i pożarł, bezczeszcząc bezbronną duszę. Natomiast Miriell opiekowała się swoim synem na każdym kroku, poczynając od najmłodszych lat, aż po dzień wyznania prawdy. Czy ta rozmowa mogła cokolwiek zmienić w życiu szczęśliwej rodziny? Emmett błyskawicznie przetwarzał informacje, które wkraczały do jego umysłu. Analizował każde słowo, każdy gest kobiety, którą zawsze uważał za prawdziwą rodzicielkę. Lecz biologia nie miała znaczenia przy tak mocnej miłości syna i matki. Nic nie mogło zepsuć ich prywatnego szczęścia, może najwyżej lekko złagodzić buzujące uczucia.

- Emmett, dobrze się czujesz? – Miriell podeszła do mężczyzny i położyła dłoń na jego ramieniu.
- Co to za informacje? – wysyczał brunet, odwracając się w stronę kobiety.
- Mnich zostawił list. Powiedział, że tylko ty będziesz umiał go otworzyć… - Wyjęła spod płaszcza grubą kopertę i wyciągnęła ją zaciśniętą w dłoni w kierunku syna.

+++

Jedna informacja
potrafi zgubić

Jedna informacja
potrafi zmienić

Jedna informacja
potrafi zniszczyć
i w proch obrócić


Ostatnio zmieniony przez Fresz dnia Sob 19:08, 03 Lip 2010, w całości zmieniany 11 razy
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Sob 13:07, 13 Lut 2010 Powrót do góry

Cytat:
Cofnąć czas i zapomnieć o przyszłości(przyszłości czy przeszłości?).
beta ci chyba notkę zostawiła :)

no cóż... mocne fatasy - naprawdę w moim stylu, choć nikt nie miał okazji tutaj do końca go poznać...
sam wstęp kursywą nawiązuje (przynajmniej według mnie) do Władcy Pierścieni - Tolkien też miał coś podobnego i też w formie mini legendy - jak dla mnie plus ogromny za coś takiego... nastrojowe, tajemnicze... przyjemne dla ucha...
coś co ubóstwiam - brak informacji... a jednocześnie bardzo wiele na raz, bo większość rzeczy musimy przemyśleć dość dokładnie by wyciągnąć wiadomości, które nam posłużą w przyszłości...
chcę się upewnić co do pewnych wątków:
Jane i Agnes to dwie różne osoby? miałam wrażenie, że pomyliłaś się i nie zmieniłaś imienia
Emmett żyje parę tysięcy lat? ludzie tyle żyją?
muszę niestety uzgodnić nasze wersje, bo skoro mam możliwość zamęczania autora głupotą byłoby z niej nie skorzystać...
Bella wydaje mi się być Kasandrą z Troi Wink
na razie krótko z mojej strony, chcę lepiej poznać to opowiadanie...

bardzo mocne wejście i mam nadzieje, że kolejne rozdziały również będą tak udane jak ten :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
alice1995
Wilkołak



Dołączył: 08 Lut 2010
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 14:37, 13 Lut 2010 Powrót do góry

Na prawdę inne to opowiadanie. napisałaś jednak trochę za krótko. Za mało wniosłaś i ktoś może pomyśleć, że nie masz konkretnego pomysłu. Pierwszy rozdział jest mocno poszarpany. Znaczna jego część mogłaby składać się na prolog. Nie wniosłaś w nim za dużo.Sad

Nie zniechęcaj się jednak. Pisze to, bo jestem dobrej myśli i wiem... Czuję, że będzie z tego hit Very Happy



Weny życzę, bo pomysł zapewne jest. Brak tylko weny by go do końca wykorzystać. talent także jest, a to jest najważniejsze:razz:

Alice1995

PS.:
Prosiłabym o bardziej rozwinięte i wnoszące coś nowego rozdziały, które nie wyglądają jak prolog. Zaprzyjaźnij się także z przyciskiem <ENRTER>


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Maddie
Dobry wampir



Dołączył: 21 Sie 2008
Posty: 1990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Z Tokio

PostWysłany: Sob 15:15, 13 Lut 2010 Powrót do góry

kirke napisał:
Cytat:
Cofnąć czas i zapomnieć o przyszłości(przyszłości czy przeszłości?).
beta ci chyba notkę zostawiła :)

Zostawiłam. Wink Moim zdaniem tam powinna być "przeszłość", ale nie chciałam Fresh niczego narzucać, bo może miała na myśli coś całkowicie innego.


[quote=alice1995]Zaprzyjaźnij się także z przyciskiem <ENRTER> [/quote]
A po co jej więcej Enterów? Rolling Eyes
Cytat:
Za mało wniosłaś i ktoś może pomyśleć, że nie masz konkretnego pomysłu. Pierwszy rozdział jest mocno poszarpany. Znaczna jego część mogłaby składać się na prolog. Nie wniosłaś w nim za dużo.

Ja wcale nie odniosłam takiego wrażenia. Czy zawsze wszystko ma być podane jak na tacy? Podoba mi się, że nic nie jest do końca jasne, to pobudza wyobraźnię i ciekawość. Smile
Cytat:
Brak tylko weny by go do końca wykorzystać

To nie brak weny, tylko celowy zabieg.

Już Ci pisałam, Fresh, że sam pomysł jest odświeżający (fajna gra słów :D) i wnosi coś nowego] do naszego małego światka FF. Betować takie teksty to sama przyjemność. Nie tylko przez pomysł, ale też wykonanie. Wink
Weny, weny!

Pozdrawiam. Wink
Maddie vel Sucharek


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Maddie dnia Sob 15:16, 13 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Fresz
Gość






PostWysłany: Sob 17:22, 13 Lut 2010 Powrót do góry

Pozwolę sobie odpowiedzieć...

kirke napisał:
Cytat:
Cofnąć czas i zapomnieć o przyszłości(przyszłości czy przeszłości?).
beta ci chyba notkę zostawiła :)

Faktycznie, rozkojarzona jestem... Dziękuję za wyłapanie Wink

kirke napisał:
Tolkien też miał coś podobnego

Tak, miał. Możliwie, że podświadomie o tym myślałam...

kirke napisał:
Jane i Agnes to dwie różne osoby?

I znowu kwiatek, którego wyłapałaś Wink Na swoją obronę mam to, że zaczynałam pisać z autorskimi imionami, ale uznałam, że póki co lepiej trzymać się Sagi, więc wszystkie nazwy własne przeprawiałam. Oprócz Miriell.

kirke napisał:
Emmett żyje parę tysięcy lat? ludzie tyle żyją?

Zapomniałam o tym na początku wspomnieć... Jeden rok, w którym zmienia się ciało człowieka, trwa 200 lat ziemskich. Więc w chwili obecnej Emmett jest osiemnastolatkiem.

kirke napisał:
Bella wydaje mi się być Kasandrą z Troi Wink

Ja nie znalazłam podobieństwa, ale Kasandra jest ciekawą postacią, więc śmiało możesz Bellę z nią kojarzyć Wink

Cytat:
Za mało wniosłaś i ktoś może pomyśleć, że nie masz konkretnego pomysłu.

Hmm... Powiem Ci, że każdy rozdział powinien zostawiać pewien niedosyt, aby chciano przeczytać kolejną część. Z drugim partem Twojej wypowiedzi też się nie mogę zgodzić. Pierwszy raz mam tak opracowaną fabułę, krok po kroku. Przewiduję nawet liczbę rozdziałów, ale wolę jej nie zaznaczać. Czasami jakiś nieuwzględniony wątek wpadnie do głowy... Pomysł "chodził" za mną przez parę miesięcy, więc miałam sporo czasu na stworzenie szkieletu opowiadania. Dziękuję za krytykę, bo wiem, że to są po prostu Twoje odczucia Wink

Cytat:
Brak tylko weny by go do końca wykorzystać.

Tak, jak napisała Maddie. Wszelkie niedopowiedzenia są celowe, a wena mnie póki co nie opuszcza.

A co do Entera... Porobię te przerwy Wink Wiem, że sporo osób je baardzo lubi Wink


Dziękuję za bardzo motywujące komentarze ;]


Ostatnio zmieniony przez Fresz dnia Sob 23:18, 13 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Sob 21:38, 13 Lut 2010 Powrót do góry

Jestem pod dużym wrażaniem. To, co nam zaserwowałas zapowiada fantastyczną opowieść. Mam nadzieję, że utrzymasz bardzo dobry poziom opowiadania, bo choć trudno o jakieś ważne podsumowania na podstawie jednego rozdziału, to mnie zaintrygowałaś.
I ogromny plus, że nie zrobiłas z Emmetta głupkowatego mięśniaka. Uwielbiam Emma a tendencja do "ogłupiania" tej postaci w wielu ff strasznie mnie mierzi ;-/
Mam nadzieję, że nie będziemy zbyt długo czekać na kolejną część. Jeszcze tu wrócę


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lempi
Nowonarodzony



Dołączył: 10 Lut 2010
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lublin

PostWysłany: Wto 15:34, 16 Lut 2010 Powrót do góry

Mi się bardzo podoba, lubię takie opowiadania gdzie czytelnik od początku pozostaje w niepewności i musi rozbudzić swoją wyobraźnię. Zapewne z czasem dowiemy się więcej o każdym z bohaterów. Cieszę się także, że możemy tu zobaczyć wampiry i inne fantastyczne istoty, a nie ciągle ludzie i wielkie miłosne historie.
Ogólnie to dobrze mi się czytało. Ubóstwiam opisy, a u Ciebie były wręcz doskonałe, normalnie cud miód i orzeszki. No i Enter moim zdaniem powinien zostać w spokoju. Po co rozciągać tekst na Bóg wie ile. No, ale to zależy od gustu :)

Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na nowy rozdział


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Fresz
Gość






PostWysłany: Sob 15:55, 27 Lut 2010 Powrót do góry

Jeszcze raz dziękuję za wspaniałe komentarze Wink Skutecznie dokarmiacie moją wenę...

Beta: Maddie, thx ;*

ROZDZIAŁ DRUGI

Emmett przyglądał się uważnie wyciągniętej pomarszczonej dłoni, która skrywała w swoich objęciach jedyny dowód świadczący o jego prawdziwej przeszłości. Pragnął tylko wyrwać kopertę i zanurzyć się w lekturze, klnąc cicho pod nosem. Uniósł głowę nieco wyżej i ujrzał dwie bliskie mu kobiety, które czekały na jakąkolwiek reakcję z jego strony. Miriell wykrzywiła twarz w prowizorycznym uśmiechu, który, prawdę powiedziawszy, mógłby przyprawić małe dziecko o płacz. Jednak Emmett był dorosły i doskonale rozumiał, że nawet taki wyraz twarzy dużo kosztował jego matkę. Limit okazywania uczuć i emocji skończył się w dniu pogrzebu męża. Nie pogodziła się ze śmiercią Zygmunta, a nawet nie miała takiego zamiaru. Rosalie natomiast, zagryzając nerwowo wargę, próbowała zrozumieć pobudki, które kierowały Miriell, gdy postanowiła zachować list dla siebie. Jednak doszła w końcu do wniosku, że w pełni pojmie sens tego wyboru dopiero wtedy, gdy zostanie matką, która bez względu na wszystko dba o dobro swoich dzieci.

- Daj mi to. - Emmett wyciągnął nieśmiało rękę i otworzył dużą dłoń. - Proszę.
- Nie przyłożę do tego ręki - oznajmiła Miriell spokojnym tonem.

Kobieta doskonale wiedziała, że syn nie zrobi niczego wbrew jej woli. Zbyt dobrze go wychowała, żeby teraz jej się sprzeciwił i zbyt dobrze, żeby teraz mogła go stracić...

- Przyrzeknij, że cokolwiek tam wyczytasz, nic się nie zmieni - oznajmiła drżącym głosem - i na zawsze pozostaniesz ze mną.
- Nie, ale jedno mogę ci obiecać. Dowiesz się pierwsza o zawartości tego listu. - Nie miał nawet nadziei, że wypowiadane właśnie słowa cokolwiek wskórają. - Proszę, zrozum moje położenie...

Kobieta nagle rozluźniła uścisk i wypuściła z dłoni list, który z impetem uderzył o twardą, drewnianą podłogę. Biała koperta odznaczyła się na brązowym tle, spowitym napływającą przez szpary mgłą. Miriell odwróciła się i wyszła do jedynej sypialni w mieszkaniu, gdzie mogła choć przez chwilę być sama. Emmett schylił się i podniósł list, który bezapelacyjnie miał dla niego wysoką wartość. Spostrzegł, że aby ją otworzyć, musi podać hasło. Miał do pokonania typowe zabezpieczenie tajnej korespondencji. Przypomniał sobie prorocze słowa Miriell. Tylko ja wiem, jak to otworzyć...

- Emm, ja może pójdę do twojej matki. - Skinął do Rosalie głową i został sam z zagadką.

Próbował wykrzesać z pamięci jakiekolwiek przebłyski charakterystycznych słów z wczesnego dzieciństwa, ale wręcz niemożliwym byłoby kojarzyć zdarzenia z okresu niemowlęctwa. Wypróbowywał wszystko, co przychodziło mu do głowy, ale nie znalazł słowa - klucza. Zamknął oczy, próbując wczuć się w tok myślenia osoby, o której istnieniu dowiedział się przed niespełna godziną. Co za słowo ukryłaś jako klucz... mamo? Mamo! Podświadomie wpadł na pomysł nowego wyrazu, który, choć wydawał mu się mało prawdopodobny jak na klucz do ściśle tajnego listu, mógł skutecznie chronić kopertę przed otworzeniem przez osoby trzecie.

- Mama! - wykrzyknął, zbliżając nieco usta do czujnika głosu.

Ciszę przerywaną szlochem Rose przebiła melodia niczym z pozytywki, którą widział kiedyś na wystawie w muzeum. Koperta otworzyła się, gdy ucichła ostatnia nuta słodkiej melodii. Emmett dopiero teraz zauważył, że brzeg papieru był lekko nadszarpnięty, jakby już ktoś chciał otworzyć zatrzaśniętą końcówkę. Mężczyzna wyjął pożółkłą kartkę papieru i zaczął lustrować pobieżnie tekst. Raz. Drugi. Trzeci. Nie mógł uwierzyć w słowa, które czytał i powoli zaczynał żałować, że nie odpuścił, gdy była ku temu odpowiednia pora.


Drogi Emmecie!

Wiedziałam, że w końcu odnajdziesz pozostawione przeze mnie hasło, które zaszczepiłam w Tobie, gdy jeszcze się nie narodziłeś. Dzisiaj, jak mniemam, skończyłeś okrągłe trzy tysiące dwieście lat. Niezmiernie się z tego cieszę i mam nadzieję, że bez problemów wyrosłeś na porządnego, silnego mężczyznę, dojrzałeś emocjonalnie i fizycznie. Wiedz, że będzie Ci to potrzebne w Twojej dalszej drodze...

Nie mam pojęcia, od czego zacząć, więc zacznę od początku.

Trzy tysiące dwieście lat temu powiłam na świat pięcioro dzieci, a ty byłeś jednym z nich. Masz dwóch braci i dwie siostry, choć w Twoim świecie zapewne nie są godni, aby ich tytułować tym mianem. Słyszałeś może o złych rasach? Pewnie tak, to było głupie pytanie. Musisz wiedzieć, że to ja wydałam ich władców na świat, a przez ten nierozważny krok zwyczajni ludzie stali się terroryzowani. Twoje rodzeństwo nie zawsze było złe, lecz wraz z moją śmiercią zamieniło się w bezduszne bestie. Ciebie uratowała matczyna miłość. Od początku zauważałam dominację czworga dzieci i bojąc się o Twe życie, oddałam Cię mnichowi, któremu przykazałam, by zostawił małe dziecię wśród kochających ludzi. Mam nadzieję, że co do tego się nie pomylił.


Nie pomylił.

Teraz, w Twojej współczesności, potwory zawładnęły światem i tylko Ty możesz go uratować. Jak najszybciej udaj się do miasteczka Marion, zawitaj do gospody i zapytaj o Anioła, tak na niego mówią miejscowi. Dla Ciebie zaś będzie Eleazarem - nauczycielem, a Ty będziesz jego uczniem. Jako mentor pokieruje Twoimi poczynaniami, począwszy od nauki aż po walkę. Zaufałam mu, więc i Ty spróbuj to uczynić. Polubiłam go, więc i Ty czuj to samo. Ja jestem całym Tobą, a Ty jesteś cząstką mnie...

Przypominasz sobie może słowa Pieśni? Jeśli tak, zapamiętaj je dobrze, gdyż bezpośrednio Ciebie dotyczą. Od czasu Twojego uświadomienia i zdania sobie przez rodzeństwo sprawy z powagi sytuacji, jesteś w wielkim niebezpieczeństwie. Zabieraj minimum, ufaj niewielu i miej nadzieję, bo dzięki niej pokonasz przeciwności. Cokolwiek by się działo, dbaj wyłącznie o dobro ludzkości.

Musisz ich pokonać!

A teraz przeczytaj ten list jeszcze raz i drugi, a potem spal, gdyż ściany mają uszy, sufit kryje oczy, a podłogi usta.

Ufaj nielicznym.



Emmett odłożył kartkę na stolik, nie mogąc skupić się na racjonalnym myśleniu, które w tej sytuacji byłoby najwłaściwsze. Rozmyślał o czytanych słowach. Jak on, zwykły człowiek, mógłby być biologicznym synem Pradawnej i bratem Czworga? Choć wydawało się być niemożliwym, to najwyraźniej prawdziwym. Przeznaczenie wybrało go na Obrońcę, przydzieliło zaszczytną, a zarazem najtrudniejszą rolę w walce o wolność.

***

- O pani, Newton przyniósł wczorajszą statystykę - oznajmił sługa, kłaniając się przed Bellą.
Zawsze miałam słabość do tego strażnika, pomyślała o wspomnianym Michaelu. Gruby jegomość wyszedł, a po chwili do komnaty wszedł wysoki blondyn.

- O pani...
- Bello - poprawiła machinalnie królowa czarodziejów.
- Bello, minionej nocy zabito dwa tysiące stu dwudziestu pięciu ludzi. Wyniki są co najmniej zadowalające - uśmiechnął się na potwierdzenie, ukazując rząd białych zębów.
Bella machnęła dłonią, a drzwi posłusznie się zamknęły. Lubiła polegać na swoich darach, gdyż to bardzo ułatwiało życie, a takie kobiety jak ona - zawsze szły na łatwiznę. Okrążyła blondyna uwodzicielskim krokiem, kołysząc zamaszyście biodrami. Mężczyzna śledził wzrokiem piękną kobietę, której dłonie, po długiej wędrówce, spoczęły na jego ramionach. Usłyszał przy uchu cichy szept, propozycję. Gdyby Mike mógł, teraz pewnie by się zaczerwienił i zawstydził, ale natura czarodzieja nie pozwalała na żadne z tych zachowań. Wykrzywił jednak usta w uśmiechu i wziął dłonie Belli w swoje. Odwrócił się i uświadomił sobie, że ta gra mogła oznaczać tylko jedno - pożądanie. Zbliżył swoje usta do jej i zanurzył w zimnie pełnych, wiśniowych warg. Sprawy pewnie potoczyłyby się dalej, gdyby nie doniosłe pukanie.

- Odejść! - krzyknęła Bella, odrywając się na chwilę od miłej czynności.

Pukanie jednak nie ustało.

- Chyba już powiedziałam: odejść! - dała upust swojej irytacji natrętnym, nieproszonym gościem.
- Na pewno? - spytał spokojnym głosem król ciemnowładców.
- Jacob? - Kobieta oderwała się od Michaela, ocierając machinalnie usta. Podeszła do drzwi: - Wejdź.

Do komnaty wkroczył wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, który wszelkie emocje krył za maską ciemnej karnacji. W czarnych oczach można było dostrzec jedynie pustkę, która przerażała resztę władców. Każdy król szanował zdanie Jacoba i liczył się z nim najbardziej. To on był rozumem i rozsądkiem całego imperium, musiał zachowywać się w pełni odpowiedzialnie.

- Michael właśnie składał mi raport - powiedziała Bella, widząc karcący wzrok brata. - A teraz, z łaski swojej, wyjdź! - zwróciła się do przedstawiciela jej klanu.

Blondyn posłuchał, gdyż ukłonił się władcom i zniknął za drzwiami.

- Raport... Czyżby? - Jacob jako jedyny z rodzeństwa miał dar zwany szóstym zmysłem - intuicję. - Przecież wiesz, że nie powinniśmy się zadawać z hołotą.
- On należy do straży przybocznej - próbowała bronić swoich racji Bella.
- Nie jest ciebie wart... - Pokręcił głową. - Nieważne, przyszedłem do ciebie w innej sprawie - ciemnowładca zmienił temat na mniej kłopotliwy. - Doniesiono nam, że w okolicach Northon przebywa mężczyzna, który może być zamieszany w spisek. Niektórzy nawet sądzą, że to Obrońca. Chociaż są to zapewne kolejne przesadzone informacje, musimy je zweryfikować, a bez ciebie się nie obejdzie.
- Prosisz mnie o to? - zapytała szatynka obojętnym głosem, czując w sercu satysfakcję.
- Wiesz, że byłoby to poniżej mojej godności. - Spojrzał siostrze w czarne oczy. - Nie zapominaj jednak, że to ty czterysta lat temu zapoczątkowałaś to piekło, więc jesteś nam coś winna.
- Jeśli nie ja, uwierzyłby Edward albo Alice, bez różnicy. - Wzięła głęboki wdech. - To było nasze przeznaczenie zapisane w kartach. Czy mógłbyś żyć ze świadomością, że słowa Pieśni w każdej chwili mogą się ziścić? Teraz przynajmniej mamy świadomość, że musimy walczyć.
- Pomożesz?
- Oczywiście. Jaki jest plan?
- Musimy przebić się przez barierę jego domu, bo raczej nie czyni sobie nocnych przechadzek. Moja moc nie wystarczy, potrzebujemy potężnych czarów, twoich czarów, Bello. Nasi wysłannicy nocami badają sytuację, raport będzie gotowy za tydzień. Bez względu na jego wyniki zaatakujemy, nie warto kusić losu.
- To wszystko?
- Jeszcze jedno. On naprawdę nie jest ciebie wart, Bello. Co powiedziałabyś na Jaspera? Pochodzi z królewskiego rodu...
- On jest z Alice - zaprotestowała.
- Nie bądź śmieszna, Bello - zadrwił. - Czy uważasz, że nasza droga siostra jest zdolna kochać czarodzieja? Przecież ona jest wilkołakiem, ale co innego ty...
- Odejdź i nie bluźnij! - krzyknęła poirytowana czarownica.

Jacob wyszedł, trzaskając głośno drzwiami. Potrafił perfekcyjnie zdenerwować siostrę, utrzymując równocześnie doskonałą harmonię ducha. Nie kłócili się często, a jeśli już, to o błahostki. Co go obchodzi, z kim sypiam i jakim prawem wtrąca się do życia mojego i Alice? Oburzona kobieta zasiadła na twardym krześle przed stołem do tarota. Zastanowiła się chwilę nad wyborem kart, aż w końcu stanęło na jej ulubionej talii - talii śmierci.

***

- Rose, musimy poważnie porozmawiać - powiedział, a po chwili namysłu dodał: - Matko, chodź tutaj.

Obie kobiety przyszły zgodnie z prośbą. Młodsza spieszyła się, aby przytulić ukochanego, a starsza włóczyła nogę za nogą.

- Miriell, obiecałem ci, że dowiesz się pierwsza, ale czy nie pogniewasz się, gdy powiem wam obu?
- Mów, synu.
- Moja... - Głos mu się chwilowo załamał - biologiczna matka w liście wytłumaczyła wszystko, co powinienem był wiedzieć przed czterystoma laty. Pamiętacie słowa Pieśni? Tak, te, które, jak głosi legenda, wypowiedziała Pradawna w chwili śmierci. Według niej na świecie pojawi się Obrońca, który wyzwoli ludzkość z letargu, z niewoli... A wedle tego listu, to ja nim jestem.

Rosalie jęknęła cicho z dreszczem podniecenia, jaki chwilowo opanował jej ciało i poczęła wpatrywać się w kamienne oblicze ukochanego. Miriell pozostała jednak nieugięta i z wrodzoną powagą spoglądała na twarz syna.

- Wierzę w to. I wedle jej prośby powinienem jak najszybciej udać się do miasteczka zwanego Marion, tutaj już nie jest bezpiecznie - powiedział, uprzedzając wszelkie pytania. - Rosalie, spakuj moje rzeczy. Matko, chciałbym porozmawiać z tobą na osobności.
- Nigdzie cię nie puszczę! - paniczny płacz blondynki przebił spokojne powietrze.
- Wrócę, obiecuję...
- Pójdę z tobą! Nie puszczę cię samego! - w słodkim głosie dało się wyczuć narastającą panikę.
- Dobrze, Rose, pójdziesz ze mną do Marion, a później poradzę się nauczyciela. Matko, możemy porozmawiać?

Skinęła krótko głową, śledząc wzrokiem wchodzącą do sypialni blondynkę.

- Chcę ci podziękować za wszystko, co dla mnie zrobiłaś. Wychowałaś na szczęśliwego mężczyznę. Chcę, abyś wiedziała, że zawsze byłaś, jesteś i będziesz moją prawdziwą matka. To ty uczyłaś mnie chodzić... - Emmett otarł samotną łzę szczęścia. - Pradawna, choć chciała mnie chronić, stchórzyła.
- Synu, muszę ci coś wyznać. Oprócz listu było jeszcze to. - Miriell wyjęła spod płaszcza sześciokątne zawiniątko. - Przepraszam.

Kobieta uroniła pierwszą gorzką łzę od czasu pogrzebu męża i pobiegła do sypialni. Emmett otwierał opakowanie, myśląc tylko o zakłamaniu matki, ale doszedł do wniosku, że chciała jego szczęścia. Wszyscy chcą tylko mojego dobra, a wychodzi gorzej niż bez jakichkolwiek starań... Pod zerwanym ozdobnym papierem ukazała się brązowa, mała szkatułka z wieczkiem wysadzanym czerwonymi kamieniami. Otworzył lekko przykrywkę i ujrzał pod spodem kawałek zżółkniętej kartki.

Niech ten pierścień wskazuje Ci drogę.

Charakter pisma niewątpliwie pokrywałby się z tym pochodzącym z listu. Pradawna zostawiła sygnet, który musiał posiadać magiczną siłę. Złoty okrąg z wielkim szafirem jako oczko wydawał się nieco za luźny, ale mimo tego Emmett włożył go na palec. Nagle drobiazg rozbłysł się oślepiającym blaskiem, który zmusił mężczyznę do zasłonięcia oczu drugą ręką. Gdy Obrońca spojrzał na serdecznego palca, rozwiały się wszystkie wątpliwości co do rozmiaru sygnetu - magiczna siła sprawiła, że pasował jak ulał.


Ostatnio zmieniony przez Fresz dnia Pon 19:20, 01 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Lempi
Nowonarodzony



Dołączył: 10 Lut 2010
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lublin

PostWysłany: Sob 16:53, 27 Lut 2010 Powrót do góry

Wchodzę sobie na forum tylko na chwilę, a tu nowy rozdział. Miałam przeczytać i wypowiedzieć się później, ale nie mogę sobie darować.
Zaskoczyło mnie to, że Alice jest wilkołakiem, ale po dłuższym przemyśleniu stwierdziłam iż pasuje mi do tej "roli". W końcu to ona w ostatniej części Zmierzchu najbardziej z rodziny Cullenów zaprzyjaźniła się (jeżeli to można nazwać przyjaźnią) z Jacobem, a ten jaka wiadomo był przedstawicielem tej rasy. Ogółem to mi się wszystko podoba i to tak na maxa i Bella uwodzicielka, normalnie cud miód orzeszki :)
Wiem, że trochę mało, ale czas mnie troszkę nagli. Następnym razem postaram się o jakieś lepsze wypociny niż te które tutaj zaprezentowałam.

Pozdrawiam serdecznie i gigantycznej weny życzę.

Ps.:
Muszę zadać to pytanie. Wiem, że głupie ale mnie to jakoś ciekawi.
Akcja toczy się w roku 5610. Isabella i jej rodzeństwo mieszkają w zamku, mają straż itp. Intryguje mnie jedna rzecz. Czy chodzili wtedy w jakiś wytwornych szatach czy też w normalnych ciuchach w jakie my aktualnie posiadamy?
Być może, że odpowiedź znajduje się w opowiadaniu, a ja niedokładnie je przeczytałam. Jeżeli tak to kłaniam się do stópek i przepraszam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Sob 20:03, 27 Lut 2010 Powrót do góry

komentarz na bieżąco... a bo tak...
Cytat:
Ciebie uratowała matczyna miłość.
to dość hm... obiektywne... nie no - powaznie to zdanie rozwaliło podniosły charakter - co innego, gdyby list był od mnicha :D
Cytat:
Teraz, w Twojej współczesności, potwory zawładnęły światem i tylko Ty możesz go uratować. Jak najszybciej udaj się do miasteczka Marion, zawitaj do gospody i zapytaj o Anioła, tak na niego mówią miejscowi. Dla Ciebie zaś będzie Eleazarem - nauczycielem, a Ty będziesz jego uczniem. Jako mentor pokieruje Twoimi poczynaniami, począwszy od nauki aż po walkę.
w twojej współczesności? a skąd ona to wie... ja wiem, że to fantasy, ale nie robi za bardzo... poza tym kto przy zdrowych zmysłach zostałby w jakiejś spelunie 16 lat i czekał... czekał na nie wiadomo co... Wink
Cytat:
A teraz przeczytaj ten list jeszcze raz i drugi, a potem spal, gdyż ściany mają uszy, sufit kryje oczy, a podłogi usta.

Ufaj nielicznym.
to z uszami i ustami jest bardzo dobre... a co do Ufaj nielicznym - (muszę dopisać) - dlatego powiedz TYLKO/AŻ dwóm kobietom (które pewnie plotkują, ja wiem, że one chcą dobrze, ale mimo wszystko to kobiety)

czasem jak coś strzelisz to zabija całość... wykombinowałaś za wiele z tymi latami, bo mieszasz ewidentnie ... Emmett ma albo 16 lat albo ponad trzy tysiące... zabijasz sens wszystkiego... ustal jeden sposób datowania - wtedy Em będzie mógł ich mieć nawet siedem tysięcy, ale musimy mieć odnośnik... (odsyłam do Davida Eddings'a - Polgara Czarodziejka - są nieśmiertelni, kazdy żyje ileś tam... ale wiadomo o co kaman )

bardzo mi się spodobał ten rozdział... :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Fresz
Gość






PostWysłany: Pon 16:31, 01 Mar 2010 Powrót do góry

Przybywam i odpowiadam Wink

Lempi napisał:
Zaskoczyło mnie to, że Alice jest wilkołakiem, ale po dłuższym przemyśleniu stwierdziłam iż pasuje mi do tej "roli".

Początkowo miało zostać niemal jak w sadze. Jacob - wilkołak. Edward - wampir. Bella - czarodziejka (samo imię brzmi tak... magicznie). Została Alice. Niestety, ale nie mogłam się przemóc. Ród ciemnowładców, nie ukrywam, ma największe znaczenie z tych czterech wymienionych. Nie wyobrażałam sobie na jego czele tak zaszufladkowanej postaci. Trzeba to przyznać, że Alice "gra" głównie słodkie, narwane chochliki (nienawidzę tego słowa -.-"). Musiałam coś przestawić, a to właśnie Jake wydał mi się "najtwardszy".

Lempi napisał:
Muszę zadać to pytanie. Wiem, że głupie ale mnie to jakoś ciekawi.
Akcja toczy się w roku 5610. Isabella i jej rodzeństwo mieszkają w zamku, mają straż itp. Intryguje mnie jedna rzecz. Czy chodzili wtedy w jakiś wytwornych szatach czy też w normalnych ciuchach w jakie my aktualnie posiadamy?
Być może, że odpowiedź znajduje się w opowiadaniu, a ja niedokładnie je przeczytałam. Jeżeli tak to kłaniam się do stópek i przepraszam.

Władcy noszą na sobie zwykłe "nasze" ubrania, ale przykrywają je ciemnymi płaszczami obszytymi na brzegach złotą nicią, czyli z zewnątrz wyglądają bardzo dystyngowanie. Natomiast reszta potworów (w formie bezosobowej - Cienie) nosi zwyczajne czarne płaszcze, oczywiście gdy są w ludzkiej postaci, bo po przemianie dla każdego klanu sprawa wygląda inaczej. Muszę też wspomnieć, że to władcy są najbardziej "ludzcy", bo kiedyś byli ludźmi. Przemiana nastąpiła wraz ze śmiercią Pradawnej. Zresztą o ich "lokum" jeszcze napiszę i nie jest to zwyczajny zamek.

kirke napisał:
Cytat:
Teraz, w Twojej współczesności, potwory zawładnęły światem i tylko Ty możesz go uratować. Jak najszybciej udaj się do miasteczka Marion, zawitaj do gospody i zapytaj o Anioła, tak na niego mówią miejscowi. Dla Ciebie zaś będzie Eleazarem - nauczycielem, a Ty będziesz jego uczniem. Jako mentor pokieruje Twoimi poczynaniami, począwszy od nauki aż po walkę.
w twojej współczesności? a skąd ona to wie... ja wiem, że to fantasy, ale nie robi za bardzo... poza tym kto przy zdrowych zmysłach zostałby w jakiejś spelunie 16 lat i czekał... czekał na nie wiadomo co... Wink

Nie kryję tego, że Pradawna ma, a raczej miała, moc, o której nawet Władcy mogliby tylko marzyć. Miała również zdolność przewidywania przyszłości. Wiem, że to trochę naiwne, ale Eleazar jednak czeka w tej gospodzie, bo takie mu powierzono zadanie. Oczywiście nie siedzi tam non stop Wink

kirke napisał:
czasem jak coś strzelisz to zabija całość... wykombinowałaś za wiele z tymi latami, bo mieszasz ewidentnie ... Emmett ma albo 16 lat albo ponad trzy tysiące... zabijasz sens wszystkiego... ustal jeden sposób datowania - wtedy Em będzie mógł ich mieć nawet siedem tysięcy, ale musimy mieć odnośnik... (odsyłam do Davida Eddings'a - Polgara Czarodziejka - są nieśmiertelni, kazdy żyje ileś tam... ale wiadomo o co kaman )

To naprawdę dało mi sporo do myślenia i dziękuję za tego "kopa" Wink
Nowa wersja:
Ludzie nie mogą umrzeć śmiercią naturalną - pod tym względem są nieśmiertelni. Mogą żyć wiele tysięcy lat... Natomiast jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny, to średnio dwieście lat sprawia w człowieku cielesne zmiany na poziomie roku. I tak aż do "widocznych" czterdziestu lat, bo od wtedy człowiek fizycznie się już nie zmienia. Choć Miriell jest (albo będzie) nazywana starszą kobietą, to jej wygląd zatrzymał się na "czterdziestce".
alice1995
Wilkołak



Dołączył: 08 Lut 2010
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 14:53, 02 Mar 2010 Powrót do góry

No... Podobał minie się ten rozdział.
Pomysł z listem, pieśnią - cudo. No, a styl listu bajeczny.
Ty dziewczyno w ogóle piszesz bajecznie, naprawdęWink *przysięga z ręką na sercu*.
Gdzieś ty się uchowała, Meyer ma poważną konkurencję.

Ten rozdział podobał mi się bardziej niż poprzedni!.. Oby tak dalej.!. Powodzenia;)

Alice

PS.: Dzięki za powiadomienie o rozdziale na PW.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
abcd
Nowonarodzony



Dołączył: 08 Mar 2010
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 11:17, 08 Mar 2010 Powrót do góry

Jako brat autorki, zmuszony, przeczytałem i chcę cos powiedzieć.
Podoba mi się twój styl. Czytam mało książek, ale jak coś to głównie fantastykę. Ten pomysł wydaje mi się naprawdę dobry. Zmierzchu nie czytałem, to nie znam za bardzo jakie postacie są w książce. Te mi się podobają. Czuję jakiś taki klimat tego opowiadania.
Może nie jestem obiektywny, ale to jest świetne. Aneta ma talent i potencjał, ale wszystko to musi jeszcze dopracowywać.
Pozdrawiam. Ona wie, że ma we mnie stałego czytelnika, chociaż nie zawsze komentuje.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Invisse
Zły wampir



Dołączył: 19 Lip 2009
Posty: 355
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 20:19, 08 Mar 2010 Powrót do góry

Hej :)
Leżąc sobie którejś bezsennej nocy stwierdziłam, że muszę przeczytać Twoje opowiadanie. A więc jestem Wink

Muszę przyznać, że miałam problem ze zrozumieniem wielu rzeczy, przez co musiałam cofać się w tekście. Spore zamieszanie przy datach - skakanie cztery setki w przód, tysiąc w tył... nie wiem, miałam z tym trochę problemu, albo po prostu to, że jestem zmęczona i śpiąca. Jeśli to drugie, to przepraszam za zarzuty.

Zabrakło mi paru kluczowych opisów - jako fani wiemy, jak wyglądali Edward i Jacob, ale mi, jako czytelniczce tego opowiadania, przelotna informacja o kolorze włosów wydaje się niesycąca Wink No i ciekawi mnie, w co oni byli ubrani. Boże, Bella w długiej szacie wyglądałaby jak czarodziejka z księżyca xP

Sam pomysł z czterema rodami jest niesamowity - no i te rozmieszczenie postaci z sagi w ich miejscach. Podejrzewam, że piszesz to jako własne opowiadanie, a tu tylko zmieniasz imiona, ale dla mnie to lepiej - ostatnio po prostu się uzależniłam od postaci noszących imiona Belli i Edwarda. A jeśli B&E są rodzeństwem... ciekawie Wink

A jeśli chodzi o gościa z prologu, to stawiam na Jacoba. Wydawał mi się taki "bardziej" niż Edward. Niezupełnie jestem pewna, w czym był "bardziej", ale takie mam odczucie Smile

Kim jest Jane i czemu była tak ważna, by w środku rozmowy wtrącać wspomnienie o niej?

Cytat:
Spojrzał siostrze w czarne oczy.

Bella ma czarne oczy Wink *gratuluje sobie spostrzegawczości* A poza tym, to świetny pomysł. Może to dlatego, że jest czarodziejką.

Cytat:
Kobieta nagle rozluźniła uścisk i wypuściła z dłoni list, który z impetem uderzył o twardą, drewnianą podłogę.

Nie wiem, czy coś tak lekkiego jak koperta może upaść z impetem Wink

Pozdrawiam,
In.

EDIT: Właśnie przeczytałam Twoją odpowiedź na pytania powyżej. Widzę, że dużo myślałaś nad tym tekstem i sporo nowych rzeczy wprowadzasz :) Nie mówię, że to źle, ale wiesz... wypadałoby o tym pisać w tekście, a nie w komentarzach. Jeśli dotrzesz do trzydziestego rozdziału, nikt nie będzie czytał poprzednich stron, więc całość będzie dla niego niezrozumiała. Wiem, że to trudne, zapisać te twoje pomysły w tekście, ale spróbuj.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Invisse dnia Pon 20:24, 08 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Rosie Hale-McCarty-Cullen
Nowonarodzony



Dołączył: 01 Lip 2009
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: z Forks takiej małej dziury w stanie waszyngton

PostWysłany: Wto 20:18, 09 Mar 2010 Powrót do góry

świetne opowiadanie
czekam na więcej
podoba mi się bo jest o emie, a bella nie jest tak ą fajtłapą jak w twilight:):):)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Fresz
Gość






PostWysłany: Śro 16:31, 10 Mar 2010 Powrót do góry

Jeszcze raz niezmiernie dziękuję za komentarze Wink Dziękuję też kirke i Invisse za takie dwa komentarze, które pomogą mi pisać lepiej, dobitniej i bardziej zrozumiale.

Beta: kochana Maddie ;*


ROZDZIAŁ TRZECI

Pierwszy przejaw magicznej siły wprawił mężczyznę w osłupienie połączone z chwilowym paraliżem umysłu. Dotąd Emmett żył w szarym światku zwykłych ludzi, ale niebawem sytuacja miała obrócić się o sto osiemdziesiąt stopni i przewrócić monotonną egzystencję do góry nogami. Do jego uszu dochodziły głuche trzaski, które wydawały pakowane przez Rosalie przedmioty. Szczerze powiedziawszy, nie chciał zranić uczuć swojej dziewczyny, ale jednocześnie nie mógł zabrać jej ze sobą. Taka podróż mogłaby być zbyt niebezpieczna, a nie miał zamiaru ryzykować życia i szczęścia ukochanej. Z nadzieją myślał o Eleazarze, który wyperswaduje jej to z głowy i uciszy kłębiące pokusy. Chciał też wierzyć, że nauczyciel okaże się człowiekiem godnym zaufania, co Pradawna jasno zaznaczała.

- Rosalie, pomóc ci? - zapytał Emmett zaniepokojony chwilowym brakiem znaku życia. - Jesteś tam?

Postanowił zajrzeć do sypialni, pchnął drewniane drzwi, ale się nie otworzyły. Spróbował jeszcze raz, lecz nadal tajemnicze 'coś' stawiało opór.

- Mamo, Rose, wszystko w porządku? Co tam się dzieje? - zadał pytanie, bezradnie wpatrując się w nieposkromione drewno.

Nagle usłyszał delikatny, melodyjny szept, który pochodził zza drzwi.

- Cicho... Nie wchodź tu. - Te słowa Rose zadziałały na Emmetta jak płachta na byka.
- Kochanie, otwórz. Chyba, że chcesz, abym użył siły...
- Dobrze, ale wchodź powoli - wysyczała blondynka po krótkiej chwili.

Emmett zmniejszył opór i nacisnął lekko mosiężną klamkę, co spowodowało, że drzwi zaczęły się otwierać. Mężczyzna widział kolejno odsłaniane skrawki pokoju ogarniętego nocnym światłem bladego księżyca. W promieniu jego wzroku znalazły się kolejno łóżko i szafa, aż spostrzegł okno, zaprzestając dalszego otwierania. Za brudną szybą dało się zauważyć cień, którego chytre oczy powalały na ziemię zielonym blaskiem. Potwór zaczął machinalnie wpatrywać się w Emmetta, śledząc wzrokiem każdy jego ruch. Mężczyznę zastanowiło to, jakim cudem siły nieczyste mogły zbliżyć się na taką odległość do azylu, jakim był dom. Słyszał kiedyś o ludziach wyrywanych nocami z barier, ale zawsze uważał to za nieprawdopodobne, a co najważniejsze, nieprawdziwe wymysły. Teraz też nie był pewien, czy potęga rodu cienia mogła pokonać magiczna skorupę, ale nie chciał tego sprawdzać. Poruszył ręką, a oczy intruza powędrowały bezpośrednio za jego ruchem. Emmett nie miał już złudzeń co do celu wizyty potwora. ONI już wiedzieli o jego istnieniu, a nie mogło się to skończyć dobrze. Spojrzał na przerażoną twarz Rosalie. Dziewczyna zagryzła wargi, aby nie wybuchnąć płaczem. Myślała tylko o tym, aby nie okazać słabości, bo miała przecież wyruszyć na wędrówkę w nieznane ze swoim narzeczonym, a tam czekają ich większe niebezpieczeństwa. Spoglądała na Emmetta, który wpatrywał się prosto w oczy potwora. Nagle do jej głowy dotarł fragment legendy, z którego wynikało, że przez kontakt wzrokowy potwory badają nasze życie. Nie mogła pozwolić na to, żeby zło dowiedziało się o przeznaczeniu ukochanego. Podeszła krok do przodu i dała porządnego susa, przewracając Emmetta. Zatoczyli się parę razy, aż w końcu mężczyzna pozostał odwrócony tyłem do okna.

- Jeśli chcesz, aby nie wiedział o twoim przeznaczeniu, nie patrz mu w oczy - wytłumaczyła Rose, zauważając zaskoczoną twarz ukochanego.

Emmett powolnie wstał, ukazując potworowi swoje plecy, teraz nie miał nawet zamiaru się odwrócić. Cień spoglądał, jak obiekt podnosi ręce do góry. Nagle spostrzegł błysk na jednym z palców. Przyjrzał mu się uważnie, przekręcając lekko głowę w prawo. Tak, to był TEN sygnet, sygnet władców. Nie miał już wątpliwości, że ten człowiek zagrażał czterem rodom, skazując tym samym ludzki klan na wywyższenie. Emmett opuścił ręce, a Rosalie umownie obserwowała zachowanie potwora. Nagle powietrze przeszył dziki skowyt, który zmusił ludzi do zakrycia uszu rękoma. Emmett odwrócił się i spojrzał przez szybę, próbując nie utrzymywać kontaktu wzrokowego. Potwor jednak od razu, gdy przestał wyć, rozpłynął się w ciemności.

- Jesteśmy bezpieczni - oznajmił Emmett. - Przynajmniej na razie. Jaka była jego reakcja?
- Patrzył na ciebie, nic więcej - Rosalie poskąpiła szczegółów.
- Synu... - Dopiero teraz dwójka młodych ludzi zauważyła ściśniętą w kącie starszą kobietę.

Miriell wolała się wcześniej nie odzywać, gdyż cień za oknem ją przerażał. Pamiętała dobrze, jak zginął Zygmunt...

***

- Kochanie, dzwony - przekomarzał się mężczyzna trzymający kobietę za rękę.
- Zawsze musisz do tego doprowadzać - powiedziała pełna wyrzutu, przyśpieszając kroku.

Miriell nigdy nie lubiła tych ryzykownych przechadzek, ale jej mąż przepadał za dreszczykiem emocji, jaki wkradał się do ciała po usłyszeniu pierwszego dzwonu. Choć do domu było blisko, bała się, że coś pójdzie nie tak i zginą. Zawsze to samo, niepokój niezmiennie ogarniający człowieka. Nie chciała ryzykować, bo mieli przecież dziecko, które nie poradziłoby sobie bez rodziców. Jej oddech z każdym kolejnym krokiem stawał się coraz mniej miarowy, przechodził w głośne rzężenie. Natomiast rześki mężczyzna czuł się jak w swoim żywiole. Uwielbiał te wieczorne przebieżki i nie wiedział, z kim albo czym się tak naprawdę ściga. Może z czasem, którego miary wyznaczały kolejne głośne dzwony, a może z przeznaczeniem, chcąc żyć jak najdłużej wbrew nieprzychylnemu losowi. Widział już majaczące w oddali drewniane drzwi domu, które mały Emmett otworzył w oczekiwaniu na rodziców. Chłopiec nie zdawał sobie jeszcze sprawy z powagi sytuacji, nikt nie chciał mu wytłumaczyć, o co chodzi z tymi dziwnymi dźwiękami. Nauczono go jednak, że wtedy musi być w domu, nieważne czy swoim, ale jakimkolwiek domu. Podświadomie czuł, że dzwony nie oznaczały nic dobrego. Teraz spoglądał na rodziców, którzy biegli spowici światłem latarni. Matka miała rozwiane, falujące na wietrze włosy, a ojciec niewyraźny uśmiech przyklejony do twarzy. Miriell poczuła ukłucie w sercu i obiecała sobie, że ostatni raz zgodziła się na wieczorny spacer. Wiedziała jednak, że z nią czy nie, Zygmunt i tak pójdzie. Nie miała pojęcia, gdzie podział się ten rozsądny mężczyzna, w którym się zakochała. Nagle zauważyła, że rozległ się ostatni dzwon i przyspieszyła kroku, ciągnąc męża za rękę. Czyżby pomyliła się w obliczeniach? Nigdy jej się to nie zdarzyło, zawsze skrupulatnie odliczała piętnaście donośnych dźwięków. Nagle wokół ich głów zaczęły majaczyć czarne cienie, które zataczały coraz mniejsze kręgi, zbliżając się do swego celu.

- Zygmunt! - Kobieta spojrzała na ukochanego, a w jego oczach ujrzała panikę.

Zawsze wiedziałam, mówiłam, prosiłam, ale...

+++

W obliczu zagrożenia
zamykasz oczy.

W obliczu zagrożenia
czujesz strach.

A później
umierasz...


+++

- Uciekaj! - krzyknął spłoszony mężczyzna. - Musisz zająć się Emmettem!
- Nie zostawię cię - próbowała przekrzyczeć bębniący dokoła huk.
- Musisz. - Zygmunt przytulił się do żony i spojrzał znacząco na stojącego w drzwiach syna.

Nigdy nie darowałby sobie, gdyby przez jego głupotę zginęła Miriell. Dopiero w czasie bezpośredniego zagrożenia zdał sobie sprawę ze swojego zaborczego charakteru, który prowadził ich właśnie ku śmierci. Musiał jednak ocalić ukochaną za wszelka cenę. Nie mógł pozbawić syna matki, która zginęłaby z jego powodu. Spojrzał na przerażoną twarz żony, wpatrującą się uparcie w jego twarz, nie chcąc zwracać najmniejszej uwagi na krążące dokoła cienie. W tamtej chwili wolała umrzeć razem z ukochanym, niż żyć bez niego. Poczuła na czole muśnięcie ciepłych ust i spojrzała w przerażone oczy. Choć trwało to jedynie chwilę, potrafiła odczytać wszystkie kłębiące się za szklistą poświatą uczucia. Począwszy od frustracji, przez żal, aż po strach. Majaczące iskierki świadczyły o stresie, jaki ogarnął jego osobę i o adrenalinie, nieproszenie wdzierającej się do krwi.

- Nie mogę...
- Musisz.

Zygmunt pchnął ukochaną w kierunku drzwi, które były już zamknięte, gdyż Emmett dobrze znał podstawowe zasady bezpieczeństwa. Zanosząc się szlochem, pobiegła na przekór własnej woli w niechcianym kierunku.

Jej się udało.


+++

Widzieć śmierć,
ale być bezradnym.

Widzieć śmierć,
ale nie umierać.

Milczeć...


***

- Mamo, czy wszystko w porządku? - zapytał Emmett, zatroskany zachowaniem matki, choć znał odpowiedź.
- Ja... To-o było-o straszne...

Starsza kobieta zaniosła się donośnym szlochem, który z impetem przeciął panującą dokoła ciszę. Nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, jak bardzo zadziwiła swojego syna, wpatrującego się szeroko otwartymi oczami w przygarbioną postać. Nagle w głowie, a może sercu, Emmetta pojawiła się litość. Podszedł do matki i przytulił ją, otaczając szerokimi ramionami wątłe ciało. Kobieta przylgnęła do syna i położyła głowę na jego ramieniu, mocząc łzami niebieską koszulę. Nie chciała nic robić, mogła trwać zanurzona w zapachu syna, tak bardzo podobnym do woni Zygmunta. Nigdy sobie nie darowała, że go wtedy opuściła na pastwę potworów. Też mogły ją gonić, ale miłość ukochanego stworzyła wokół niej barierę nie do przebicia. Później, przy oknie, widziała dokładnie, jak Zygmunt poniósł śmierć z rąk wilkołaka. Już wtedy wiedziała, że te obrazy nigdy nie znikną z jej głowy, a teraz umocniła się w tym przekonaniu. Gdy zobaczyła za oknem cień, myślała, że to już koniec. Przyszli po nią, bo kiedyś im umknęła. Myślała tylko o sobie, a nawet pragnęła, żeby to o nią chodziło, bo wiedziała, że teraz istniał jeszcze drugi powód - Emmett. Niemal pewnym było to, że jednak przyszli po niego.

- To było straszne... To było straszne... - zaczęła zawodzić starsza kobieta.
- Ciii - uciszył ją mężczyzna. - Już wszystko dobrze.

Nadal trwający w uścisku Emmett przygiął nogi, pozwalając matce osunąć się po ścianie na podłogę, która zaskrzypiała pod nowym ciężarem. Rosalie trzymała się z tyłu, bo tak naprawdę nie należała jeszcze do rodziny. Nie uważała się za nią. Spoglądała jedynie na przyjemną scenę, choć w głębi duszy chciała sama brać w niej udział. Nagle ujrzała zapraszający gest narzeczonego, który spojrzał w stronę ukochanej i machnął dłonią. Podeszła nieśmiało i przytuliła się do nowej rodziny, do jedynej rodziny... Ciszę przerwał zapłakany głos Miriell:

- C-co to z-za pierścień? - Odsunęła się i ujęła lewą rękę syna.
- Był w szkatułce.
- Emm, Rosalie zapomniała o czymś wspomnieć. Cień przez jakiś czas wpatrywał się w to miejsce - powiedziała, opanowując spazmatyczny oddech i dotknęła sygnetu.

Wiedzieli. Ta wiadomość dotarła do umysłu Emmetta bez ostrzeżeń, niszcząc przekonanie o wygranej bitwie. Przez głupią lekkomyślność dał im wyraźnie do zrozumienia, kim jest i co zamierza. Teraz mieli otwartą drogę.

***

Na szczycie góry Archelios, gdzie zło brało swój początek, a dobro pozostawało za granicami, nadchodzący wampir wywołał niemałe poruszenie. Niefortunnie przekazał swoją wiedzę osobom nieuprawnionym, które rozniosły plotkę po całej szerokości mistycznego królestwa. Ciemne obłoki zbierały się blisko nad ziemią, tworząc czarne plamy na tle szarawej skorupy. Jeśli ktoś przeciął swoją osobą te tajemnicze tumany, nagle rozpierzchały się trujące muchy. Mimo nieśmiertelności, wszyscy trzymali się z daleka, gdyż jadowite ukąszenie należało do niemiłych doświadczeń. Sztuczne światło latarni rozbłyskało złotymi smugami po ziemi, do której nie dochodziło naturalne słońce. Miejsce wygospodarowane dla czterech nikczemnych rodów odznaczało się wyjątkową ponurością. Choć nie widział jej żaden zwyczajny człowiek, krążyło wiele legend na temat tej krainy. Każda kolejna osoba przeinaczała plotkę, więc ludzie przestali już wierzyć w to, co się mówi i zapisali najbardziej prawdopodobne domysły w księdze. Świat brutalnych stworzeń był jednak nieco mniej straszny, niż przekazywano w podaniach. Codzienne egzystowanie na górze Archelios nie różniło się znacznie od reszty Albatroxu. Większość potworów przybierała człekokształtne postacie i wędrowała bez celu po wielkim placu, umykając piorunom. Władcy nie mogli pogodzić się z tym, że ludziom przypadł Albatrox, a im jedynie szczyt Archeliosu. Nie narzekali jednak, bo znali powody, ale mimo tego czuli frustrację.

- O pani... - Eric skłonił się zamaszyście przed Alice, przytrzymując na brzegach czarną szatę. - Mamy nowe informacje dotyczące najważniejszej sprawy.

Każdy dobrze wiedział, o co chodziło, gdy mówiono o priorytecie, gdyż został niezaprzeczalnie ustalony na jednym ze spotkań Wielkiej Rady. Sprawa tajemniczego Obrońcy nie schodziła z języków populacji Archeliosu mimo dokładnych wskazówek Czworga.

- Precz! - krzyknęła władczyni. - Nie zrozumiałeś, że masz zdać nam raport dopiero za sześć dni? Nie będę słuchać twojego gadania o niczym. Mam ważniejsze sprawy na głowie!

Alice nie zdawała sobie sprawy z niefortunnej decyzji, która zaprzepaściła szanse na zmianę przyszłych wydarzeń. Gdyby zadecydowała inaczej, wszystko potoczyłoby się innym torem.

+++

Jedna decyzja.

Potrafi zniszczyć
i w proch obrócić.


Ostatnio zmieniony przez Fresz dnia Nie 13:32, 11 Kwi 2010, w całości zmieniany 2 razy
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Czw 11:19, 11 Mar 2010 Powrót do góry

szlag skasował mi się taki porządny komentarz - niech to...
Cytat:
a tam takie stwory często będą ich nawiedzać
nie... czekają ich nawet większe niebezpieczeństwa - ale to tylko propozycja...
Cytat:
że dzięki kontakcie wzrokowym potwory
że przez kontakt wzrokowy
Cytat:
ze swojego chorego charakteru,
chory charakter nie bardzo - protestuję...
poza tym jak mała Rose mogła powalić wielkiego Emmetta - ten facet to skała... chyba, że miała w ręce jakąś pokaźną belkę i walnęła go przez krzyż - wtedy faktycznie mógł upaść :P

retrospekcje najlepiej wyglądają w [i] bo się jakoś przyjęło... :P
Cytat:
- Nie mogę...
- Musisz.

Zygmunt przytulił mocno ukochaną, która objęła jego szerokie ramiona, spoglądając w kierunku drzwi prowadzących do domu. Teraz były już zamknięte, bo Emmett dobrze znał podstawowe zasady bezpieczeństwa. Zrobiła krok do tyłu i zanosząc się szlochem, pobiegła na przekór własnej woli w niechcianym kierunku.

Jej się udało.
za długo, gdyby ją pchnął w stronę domu, krzyknął albo coś... ale żadnych pożegnań i czułych przytulasów, zabiłaś adrenalinkę...

Cytat:
Miejsce zagospodarowane dla czterech nikczemnych rodów
miejsce wygospodarowane - chyba tak się pisze... a zresztą i tak nie pasuje... miejsce zajęte przez :P
miejsca się powtarza, bo jest też zdanie poniżej...

mnie się podoba... acz weszłaś na taki dostojny tryb, więc dobrze by było z tego nie schodzić, bo mi się podoba :P ja bym coś pokombinowała z bogatszym bardziej wyszukanym słownictwem, ale tak bez zbytniej przesady, żeby nie było sztucznie...
jak dla mnie to się toczy w bardzo dobrym kierunku i z miłą chęcia zaczynam swoim komentarzem resztę :P

pozdrawia
kirke
Cytat:
Emmetta pojawiła się litość, którą pragnął kogoś obdarować.
litość, którą pragnął kogoś obdarować? ja protestuję...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gelida
Zły wampir



Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 407
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 45 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znienacka

PostWysłany: Wto 17:23, 06 Kwi 2010 Powrót do góry

Hm... fantasy? No, no, plus za oryginalność. Rzadko (albo wcale) mogę uświadczyć na tym forum fantasy z prawdziwego zdarzenia. A lubię coś takiego, bo dzięki temu mogę znaleźć się w zupełnie innym świecie, oderwać od rzeczywistości, która (nie ukrywajmy) jest nadzwyczaj monotonna Rolling Eyes No i to zawsze pewna okazja do wykazania się autora - stwarza swoją rzeczywistość, coś zupełnie indywidualnego (mimo że czerpie niektóre elementy z rzeczywistości). I, tak, powtórzę się - pomysł jest bardzo oryginalny, taki... świeży Laughing
Bohaterowie też mi się podobają. Pierwszy raz chyba spotkałam się z tym, że Alice i spółka są tymi "czarniejszymi" charakterami. Niszczą ludzkość, aż wreszcie znajduje się ktoś (Emmett), który ma się im przeciwstawić. Kurczę, chyba mam deja vu, bo historia jakby wydaje mi się znana, ale nie mogę sobie przypomnieć żadnej książki, która by o tym traktowała.
Przyznaję, na początku nie mogłam się odnaleźć w tym opowiadaniu, ten nowy świat mnie trochę zaskoczył i spowodował małe zamieszanie w moim mózgu. Ale stopniowo zaczęłam się oswajać z tą inną rzeczywistością, zaczęłam poznawać jej prawidła i zasady nią rządzące i już nie czuję się jak kompletny nowicjusz czy może turysta zwiedzający Albatrox Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Nie 13:24, 11 Kwi 2010 Powrót do góry

Droga Fresh dziękuję za przypomnienie o kolejnym rozdziale Very Happy nie martw się pojawiam się tutaj za każdym razem. Niestety nie zawsze mam natchnienie na sensowny komentarz. Ale postaram się Very Happy.
Twój Emmett sprawia wrażenie nastolatka wchodzącego w dorosłość. Ma jeszcze nieco dziecinne spojrzenie na świat a jednocześni budzi się juz w nim siła prawdziwego wojownika. Taki typ "faceta z krwi i kości". Może to śmieszne określenie ale mam wrażenie, że to mądry, bystry i kochający facet, który ma swoje priorytety. Bardzo fajna postać.
Rose - ona się boi tego, co jest przeznaczone Emmettowi. Nie dziwię się, będzie narażony na niebezpieczeństwa. Mam nadzieję Fresh, że dasz jej siłę, mądrość i odporność. Ta posatać ma potencjał, nie zrób z niej proszę pustej Barbie bo to sie już wszystkim czytelnikom "przejadło".
Jeśli mogę coś zasugerować Very Happy wiem, ze wena nie przychodzi na zawołanie ale jesli ci się uda to wstawiaj częściej rozdziały. Zdarza mi sie już pewne okoliczności i wypowiedzi zapomnieć z powodu dużej przerwy.
Poza tym jako czytelnik chciałabym się więcej dowiedzieć o "wielkiej czwórce", o Pradawnych i o mieszkańcach góry Archelios. Wiem, że z pewnością rozwiniesz te wątki ale ja jestem ciut niecierpliwym czytelnikiem Smile I jesli coś mnie zainteresuje - a to opowiadanie mnie bardzo wciąga - to chciałabym wiedzieć jak najwiecej na ten temat ;-)
Pozdrawiam Fresh, życzę weny i wytrwałości. I z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Aurora


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
alice1995
Wilkołak



Dołączył: 08 Lut 2010
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pon 15:42, 12 Kwi 2010 Powrót do góry

Dziękuję Fresh za powiadomienie o rozdziale.

Zacznijmy od postaci. Zarysowałaś ich charaktery bardzo dokładnie. Matka jest kochająca, wiele przecierpiała, Emmet jest prawie dorosłym mężczyzną, a Rose czuje się obco w nowej rodzinie. Wszystko to jest bardzo realistyczne, widziałam przed oczami scenę, gdy Emmet tuli matkę i zaprasza do siebie Rosalie. Emmt sprawia wrażenie bardzo odważnej osoby, jest jednak mniej domyślny i przewidujący niż Rose. Ona zaś nie może poszczycić się tak wielką odwaga jak on. Postąpił bardzo bezmyślnie pokazując pierścień, gdyby nie Rosalie, cień szybciej by dowiedział się kim on jest. Twoja Rose jest bardzo bystra. I jest jeszcze Alice... W twoim opowiadaniu jest taka jakaś inna, piękna w swej inności. Trzyma się wyznaczonych wcześniej reguł i nie chce ich łamać. Jest przeciwieństwem książkowej All.
Wydarzenia... W twoim tekście czuło się napięcie, barwę świata. Wszystko jest pięknie zarysowane, dopracowane. Piękne jednym słowem, fantastyczne i oryginalne w swej pomysłowości.

Dziękuję jeszcze raz za powiadomienie o nowym rozdziale.
Dużo weny życzę.

Alice


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin