|
|
|
|
Poll :: JAK OCENIACIE TO OPOWIADANIE? |
A) FATALNY |
|
10% |
[ 3 ] |
B) NIEZŁY |
|
3% |
[ 1 ] |
C) DOBRY |
|
17% |
[ 5 ] |
D) ŚWIETNY |
|
68% |
[ 20 ] |
|
Wszystkich Głosów : 29 |
|
Autor |
Wiadomość |
serenithy
Człowiek
Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Wto 20:39, 25 Sie 2009 |
|
***
Kiedy dotarliśmy na wyznaczone miejsce, wszyscy już tam byli. Lilii stała pewnie z boku, otoczona małą grupką nieznanych mi wampirów. Domyślałam się, że Aro nie podaruje sobie możliwości przemówienia i wzbudzenia jeszcze większego melodramatyzmu, wcale się nie pomyliłam. Kidy weszliśmy na polanę Aro wstał z prowizorycznego tronu i klasnąwszy w ręce znacząco, uciszył całe towarzystwo, po czym zabrał głos.
- Ukochani przyjaciele, każdemu wiadome jest, dlaczego się tu spotkaliśmy. Będziemy świadkami pojedynku między dwoma wampirzycami, Sylwią – przesunęłam się na środek stając naprzeciwko niego, – która jest naszą nową siostrą, a Lilii naszą starą przyjaciółką. Oczywiście wynik walki nie będzie do niczego zobowiązywał, ma tylko dowieść słuszność decyzji Marka. Podejdźcie do mnie moje drogie – zwrócił się do nas.
Lilii wysunęła się na przód, podchodząc jako pierwsza, Aro podał jej swoją dłoń, a ona ją uścisnęła, po czym przeszła do Kajusza, który tym samym gestem życzył jej powodzenia. W końcu podeszła do Marka i do niego również wyciągnęła dłoń. Marek podał jej rękę niechętnie, po czym odezwał się do niej tak cicho, że tylko najbliżej stojący, mogli to usłyszeć.
- Dobrze ci radze, nie zadawaj jej bólu
Na co ona odpowiedziała równie cicho:
- Czyżbyś bał się o swoją zabaweczkę, drogi Marku?
- Mówię to wyłącznie dla twojego dobra Lilii.
Aro i Kajusz uśmiechnęli się z przekąsem, bo wiedzieli, co Marek ma na myśli, ale wampirzyca była na tyle zarozumiała, że nie wzięła na poważnie tego ostrzeżenia. Nastała moja kolej podeszłam do Ara, który zaraz chwycił moje ramiona i ucałował mnie w czoło. Ten czuły gest rozwścieczył Lilii. Następie podeszłam do Kajusza, który chwycił moje dłonie i przyciągnął mnie do siebie w przyjaznym uścisku i wyszeptał mi do ucha:
- Musisz wygrać, postawiłem na ciebie.
- Dziękuje Kajuszu.
Wampir uśmiechnął się do mnie serdecznie, przesunęłam się w stronę Marka, który w ogóle, nie patrząc na to, że mamy ogromną widownie, chwycił moją twarz i nieprzyzwoicie wpił się w moje usta, z taką siłą, że nie mogłam się poruszyć, aby zaprotestować. Za plecami usłyszałam warknięcie Lilii, Marek puścił mnie zadyszany, po dłuższej chwili. Spojrzał mi w oczy i wyszeptał czule:
- Kocham Cię.
Nic więcej mi nie było potrzebne. Odwróciłam się w stronę mojej rywalki, uśmiechnęłam się szyderczo, aż kipiała złością. Podeszłam bliżej do niej i wyciągnęłam w jej stronę rękę, ale ona to zignorowała, na co rozszedł się po tłumie szum. Uśmiechnęłam się do niej obnażając zęby. W tej chwili, za moimi plecami, wśród drzew pojawił się pierwszy słoneczny promień.
- Pojedynek się rozpoczął – poinformował Kajusz.
Stałam spokojnie ciągle, uśmiechając się. Lilii odskoczyła w bok, po czym cisnęła we mnie jakimś ogromnym kamieniem. Oczywiście zdążyłam odskoczyć, ale wylądowałam z powrotem w tym samym miejscu. Nagle wampirzyca wściekle rzuciła się na mnie, ale znowu zdołałam zrobić unik. Jej złość, czyniła ją przewidywalną. Stanęła naprzeciwko mnie, po czym po bokach usłyszałam trzask, pamiętałam co mówił mi Marek, więc skoczyłam jakieś dziesięć metrów dalej, po czym zauważyłam leżące w miejscu gdzie stałam, dwa ogromne drzewa. Lilii nie była zbytnio zdziwiona, zniknęła z mojego pola widzenia. Czekałam na jakiś sygnał i nagle zostałam zaatakowana z czterech stron, zdołałam ominąć wymierzone we mnie głazy, ale Lilii udało się mnie przewrócić. Jednym gwałtownym ruchem naskoczyła na mnie. Udało mi się ją odepchnąć, wymierzając niezłego kopniaka. Wampirzyca znów rzuciła się na mnie, naskoczyła na moje plecy, próbując mnie ugryźć. Trudno było utrzymywać jej zęby z dala ode mnie i jednocześnie odepchnąć ją. W końcu uskoczyła w bok, widząc, że nie da rady mnie ukąsić. Była niezwykle szybka, w jednej chwili podcięła mi nogi, a potem udało jej się przygnieść mnie drzewem. Drzewo nie było zbytnio ciężkie, aby powstrzymać mnie na dłużej. Udało mi się uwolnić, ale wampirzyca uderzała we mnie coraz mocniej, raz uderzyła mnie tak mocno, że w locie ścięłam chyba z siedem świerków. Wszystkie wampiry obserwowały nas z zapartym tchem. Nagle poczułam, że uderza we mnie coś bardzo dużego, był to ogromny głaz, który powalił mnie na ziemie. Lilii wykorzystała ten moment, kiedy próbowałam się go pozbyć, aby mnie zaatakować. Wbiła mi bardzo boleśnie swoje pazury w ramie miażdżąc mi przy tym bark. Marek poderwał się na dźwięk mojego krzyku, ale Kajusz zdążył go powstrzymać przed ingerowaniem w nasz pojedynek. Zdołałam wydostać się z pod kamienia i odrzucić moją napastniczkę na drugą stron polany. Ale ona nie dawała za wygraną podskoczyła, stając za mną, wykręciła mi boleśnie rękę. Usłyszałam trzask tkaniny to moja bluzka nie oparła się szponom mojej przeciwniczki. Wiedziałam, że zrobiła to specjalnie, aby mnie upokorzyć, zostałam w samym staniku, wampirzyca kopnęła moje nogi tak, że padłam na kolana. Trzymała mnie w żelaznym uścisku nie mogłam nic zrobić. Lilii wyszczerzyła zęby wiedziałam, że zaraz nastąpi mój koniec. Szarpiąc mnie za włosy zwróciła się do Marka:
- I to ma być twoja ochrona?
Próbowałam się wyrwać, ale bez powodzenia, widziałam ból i furię w oczach Marka. I wtedy usłyszałam jego głos w mojej głowie:
- Walcz nie poddawaj się! Walcz! Dla mnie!
Chciałam go posłuchać, ale nie miałam siły, aby się uwolnić. Próbowałam się szarpać, ale Lilii cisnęła we mnie jeszcze paroma głazami, po czym pochyliła się nade mną i wyszeptała:
- To twój koniec zabaweczko, a tak nawiasem mówiąc, już nie mogę się doczekać, aby znów poczuć słodkie usta Marka, całuje cudownie prawda?
Uśmiechnęła się szyderczo, a we mnie wezbrała furia, myśl o niej całującej mojego Marka wezbrała we mnie nowe pokłady energii. Odrzuciłam ją od siebie i przybierając pozycje do ataku, rzuciłam się na nią i już po chwili, moje dłonie zaciskały się na jej szyi. Patrzyła na mnie z przerażeniem w oczach i ogromnym bólem. Wstałam i rzuciłam nią przez polanę. Wampirzyca upadła i zanim zdążyła wstać, byłam już przy niej. Usiłowała rzucić we mnie jakimś drzewem, po dłuższej chwili zdołała się uwolnić. Naskoczyła na mnie powalając mnie na ziemie. Ścisnęła moją szyje, a ja próbowałam ją odciągnąć od siebie. Widziałam jej determinacje i furię, wysyczała przez zęby:
- Marek jest mój i byle zdzira, mi go nie odbierze.
Była już tylko parę centymetrów od mojej szyi, a ja słysząc jej słowa wpadłam w niepohamowaną furię, odepchnęłam ją z całej siły, po czym głośno warknęłam:
- Marek JEST MÓJ!
Podeszłam do niej i chwyciłam ją za szyję. Uniosłam jej ciało nad Zienie. Poczułam w dłoniach dziwne mrowienie, jakby dreszcz przechodzący przez moje ręce, czułam energie szamoczącej się w mojej ręce wampirzycy. Nagle poczułam też, że mogę ją wchłonąć, zaczęłam ją zasysać powoli. Lilii przestała się szamotać, jej ciało stało się bezwładne w mojej dłoni. Wszystkie oczy wbite były teraz w moją osobę, a ja po raz pierwszy świadomie, wysysałam energie życiową mojej ofiary. Usłyszałam szepty i jęki:
- Co ona jej robi?
- Niewiarygodne…
- Marek to ma oko…
- Jest cudowna…
Energia Lilii rozpływała się ciepłem po moim ciele. Czułam, że mogę wyssać z niej jeszcze więcej, ale oparłam się pokusie wyssania jej do końca. Wypuściłam jej ciało z dłoni. Upadła na ziemie bezwładnie. Rozejrzałam się dookoła, wszystkie oczy patrzyły na mnie z przerażeniem. Nagle wśród wampirów rozległ się szum. Ktoś z tłumu krzyknął:
- Na śmierć i życie!
Głosy się wzmocniły, nagle jeden z nich krzyknął:
- Na śmierć i życie!
Wampiry zaczęły niemal skandować:
- Na śmierć i życie!
Spojrzałam w stronę Marka, który stał i spoglądał na mnie triumfalnym wzrokiem. Mimo nienawiści do tej wampirzycy, nie chciałam jej zabijać. Obróciłam się tyłem do leżącej nieprzytomnie wampirzycy i zwróciłam do przyglądającego mi się tłumu.
- Czy ktoś jeszcze nie wierzy, że jestem odpowiednią partnerką dla Marka?
Rozejrzałam się dookoła. Na polanie zapanowała idealna cisza. Tylko ta mała wampirzyca z twarzą aniołka, którą niedawno poznałam, chichotała cicho. Czułam się nieziemsko, wygrałam, dowiodłam swojej siły i do tego wzbudziłam szacunek. Wampirzyca leżała pod moimi stopami, nieruszana się, jakby była martwa. Aro, Kajusz i Marek jednym skokiem znaleźli się koło mnie. Marek chwycił mnie za ramiona i ściskając mocno szepnął:
- Byłaś taka sexy.
Aro uśmiechnął się na ten nieprzyzwoity komentarz. Kajusz o mało nie prychnął śmiechem, mrugnął do mnie. Czułam rozpierającą mnie dumę. Aro zrobił krok do przodu wyciągnął mały srebrny przedmiot, wiedziałam o co chodzi. Posmutniałam, spuściłam oczy. Marek zdjął swój płaszcz i osłonił nim moje pół nagie ciało. Przytulił mnie do siebie, po czym pawie niezauważalnie musnął rękę Aro. Ten natychmiast zrozumiał o co chodzi, kiwnął głową. Marek chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę lasu. Szliśmy przez polane. Nagle wszystkie wampiry skłoniły się w pół. Marek szepnął do mnie:
- Kochają ciebie.
- Raczej się mnie boją – odpowiedziałam.
Na co Marek uśmiechnął się do mnie, stwierdzając:
- Tak będzie dla nich najbezpieczniej. Czy wiesz, że uczyniłaś mnie dziś nie tylko najszczęśliwszym wampirem na świecie, ale również najpotężniejszym?
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem, odczytał je szybko i dodał dumnie:
- Żaden wampir przy zdrowych zmysłach, nie ośmieli się mnie zaatakować, kiedy chroni mnie tak potężny obrońca.
Po tych słowach wystrzeliliśmy w górę, znikając z zasięgu wzroku wampirów zgromadzonych na polanie.
***
Wróciliśmy do hotelu. Agnes czekała na mnie, kiedy mnie zobaczyła nie wytrzymała rzuciła mi się na szyję. Bardzo ucieszyła mnie jej reakcja, tylko Marek się skrzywił i chrząknął znacząco. Agnes natychmiast odskoczyła ode mnie, nico zmieszana i wyszeptała:
- Przepraszam za moje zachowanie
Spojrzałam na Marka karcącym wzrokiem, a on wywracając oczyma powiedział miłym głosem, lekko wymuszonym…
- Nie szkodzi Agnes, czy już wszystko przygotowałaś?
- Tak panie – walizki są już w samochodzie.
- Jakie walizki? – zapytałam niepewnie.
- Niespodzianka – odpowiedział Marek, po czym zwrócił się do Agnes – mam jeszcze jedną prośbę do ciebie, nie mów o niczym moim braciom, nie chce by zbyt szybko nas znaleźli.
- A Demetrii panie?
- On wie co ma robić.
- Tak panie, do zobaczenia pani - skłoniła się Agnes
Już miała odejść, kiedy wyrwałam się z uścisku Marka i przytuliłam ją mocno, szepcząc do ucha – dziękuje za wszystko. Wampirzyca uśmiechnęła się radośnie. Marek chwycił mnie za rękę i pociągnął do windy, był przy tym bardzo tajemniczy. Ciągle mnie ściskał i szeptał mi do ucha.
- Jesteś piękna…
- Pragnę cię…
- Wyglądasz tak kusząco…
- Twój zapach mnie odurza…
- Torturujesz mnie swoim pięknem…
Nagle przypomniało mi się, że nadal mam na sobie tylko brudne spodnie i podarty stanik. Wzdrygnęłam się na myśl, że ludzie mogą mnie tak zobaczyć. Próbowałam wyplątać się z ramion Marka, żeby zawrócić windę, krzyknęłam:
- Musimy tam natychmiast wrócić!
- Nie ma mowy – powiedział stanowczo mój partner.
- Zobacz jak wyglądam – Marek przygryzł dolną wargę i zmierzył mnie wzrokiem.
- Wyglądasz rozkosznie – powiedział, przyciskając jednocześnie swoim ciałem moje ciało do ściany windy.
- Nie wyjdę stąd tak ubrana – powiedziałam.
- Zawsze mogę cię wynieść – uśmiechnął się łobuzersko.
Spojrzałam na niego z przerażeniem, wiedziałam że nie żartuje. Musiałam spróbować czegoś innego, zrobiłam smutną minę, po czym spojrzałam na mojego ukochanego i bardzo delikatnie pocałowałam jego usta. Ledwie je musnęłam, pocałowałam jego szczękę, i jeszcze delikatniej jego szyję. Jego oczy po prostu płonęły, a ręce drapieżnie zaciskały się na mojej talii. Wyszeptałam do niego słodkim głosem:
- Na dole jest butik, zajęłoby mi to tylko pięć minut.
Spojrzałam na niego robiąc żałosną minkę, a on odsunął się troszeczkę ode mnie, wzdychając głośno
- Tam gdzie cię zabieram, ubrania nie będą ci potrzebne – powiedział na pół złamanym głosem.
Spuściłam wzrok i wbiłam go w podłogę. Pewnie gdybym mogła płakać, to łzy leciałyby mi ciurkiem. Marek podniósł jednym palcem mój podbródek, spojrzał w moje oczy i powiedział zrezygnowanym głosem.
- Jesteś najniebezpieczniejszym stworzeniem na świecie i do tego okręciłaś sobie mnie wokół palca.
W moich oczach zaświeciła iskierka nadziei i nie pomyliłam się. Marek westchnął głośno, po czym, puszczając mnie i odsuwając się powiedział:
- Masz trzy minuty na zakupy, a jeśli spóźnisz się choć o ułamek sekundy, rozerwę ten butik na strzępy i zrobię sobie ucztę z ekspedientek!
- Tak jest panie - odpowiedziałam zadowolona z siebie.
Marek skomentował to tylko cichym warknięciem. Kiedy drzwi od windy się otworzyły wyszłam starając się zachować ludzkie tempo. Za plecami usłyszałam głos Marka:
- Pamiętaj, strzępy!
Spojrzałam na niego, wściekłość kipiała w nim. Nie udawałam już ludzkiego tempa. Weszłam do butiku. Panie zdziwiły się moim niecodziennym strojem. Chwyciłam komplet jedwabnej bielizny, czarną spódniczkę i bluzkę która wyglądała jak skóra węża, chciałam wyglądać sexy. Do tego chwyciłam parę japonek, rzuciłam wszystko na ladę. Pani zapytała, czy dostarczyć do pokoju? Powiedziałam, że chce je od razu założyć. Uśmiechnęła się tylko, widocznie była przyzwyczajona do ekscentrycznych zachowań, mieszkających tu wampirów. Wpadłam do przymierzalni i przebrałam się w oka mgnieniu, stare ciuchy wywaliłam do kosza. Zabrałam tylko płaszcz Marka. Kiedy wyszłam z przymierzalni, Matek stał już przed szybą butiku i był wściekły. Widocznie musiałam przekroczyć, dany mi czas. Podbiegłam szybko do niego i pociągnęłam go za rękę w stronę windy, żeby nie przyszło mu do głowy dotrzymać obietnicy. Kiedy byliśmy już w windzie, Marek wcisnął przycisk parkingu hotelowego. Kiedy winda ruszyła zatrzymał ją. Podszedł do mnie opierając ręce o ścianę za mną. Czułam że cały drży, jego słodki oddech upajał mnie. Patrzył na mnie tak, jakby miał za chwile mnie rozszarpać. Gdybym powiedziała, że się nie bałam byłoby to kłamstwo. W końcu przerwałam ciszę, która torturowała mnie każdą sekundą swego trwania.
- Jak bardzo się na mnie złościsz?
- Bardzo! – powiedział lodowatym tonem.
- Jak bardzo mam przechlapane? – zapytałam nieśmiało.
- Bardzo!
Wpatrywał się we mnie, a ja czekałam kiedy wybuchnie. Przewiercał mnie wzrokiem na wylot, w końcu skruszonym głosem powiedziałam
- Zrobię wszystko, tylko się na mnie nie złość.
- Wszystko?
- Tak wszystko – odpowiedziałam bezmyślnie.
Marek spojrzał na mnie i roześmiał się, po czym znowu uruchomił windę. odsunął się pod ścianę i ciągle chichocząc. przyglądał się mojej zdziwionej minie. Patrzyłam na niego jak na wariata, kiedy winda się w końcu otwarła. wyszłam z niej szepcząc pod nosem:
- Szalony wampir.
Co jeszcze bardziej rozbawiło mojego ukochanego. Chwycił mnie za rękę i włożył w nią jakiś mały przedmiot, były to kluczyki samochodowe.
- Co to? – zapytałam.
- To prezent dla ciebie.
- Nie no, ja kiedyś z tobą zawaruję. Najpierw się na mnie szaleńczo wściekasz, a potem dajesz mi prezenty? Nic nie rozumiem!
Marek nic nie mówił, tylko ciągle chichotał. Strasznie irytowało mnie jego zachowanie, w końcu zapytałam:
- Z jakiej okazji?
- A musi być okazja?
Wzruszyłam ramionami, po czym nadusiłam zielony guzik, rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam, jak mruga do mnie światłami ogromny potwór. Podeszłam do niego, był to jakiś ogromny samochód terenowy. Nie miałam żadnej wiedzy motoryzacyjnej. Podeszłam do niego bliżej i otwierając drzwi zapytałam mojego kochanego:
- To jest czołg?
On uśmiechnął się i pokiwał przecząco głową, po czym zaczął mi objaśniać:
- To samochód terenowy, prawdziwy potwór ma silnik 4.0, jest w stanie wyciągnąć 270 km/h myślę, że ci się spodoba. Ma przyciemnione szyby, także możemy jeździć nim również w pełnym słońcu.
- Jest bardzo ładny – odpowiedziałam trochę zmieszana.
Zastanawiałam się po co mi takie ogromne i szybkie auto, ale nie chciałam go znowu rozłościć. Wskoczyłam więc bez słowa za kierownice. Marek usiadł obok mnie. Powoli ruszyłam, starałam się jechać ostrożnie. Ulice były na szczęście jeszcze puste. Mój luby przyglądał mi się uważnie, uśmiechnął się mówiąc:
- Teraz już wiesz, po co ci takie auto?
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem i pokiwałam przecząco.
- Zobacz na licznik – powiedział tryumfalnie
Zerknęłam i nie wierzyłam własnym oczom, jechałam 220 km/h przez miasto! Na szczęście było puste, bo inaczej ludzie na pewno zwróciliby na mnie uwagę, a co dopiero policja. Wydawało mi się, że jadę dość wolno i ostrożnie! Wszystko wydawało się takie dokładne. Faktycznie samochód, który niedawno mijałam wydawał się strasznie wlec przede mną. Ale przecież nigdy nie jeździłam tak szybko, bo wydawało mi się to zbyt ryzykowne. Teraz była to naprawdę przyzwoita prędkość. Zaraz za granicą miasta, przycisnęłam mocniej pedał gazu i dalej wydawało mi się, że jedziemy bezpiecznie. Byłam zachwycona, kiedy wskazówka przekroczyła 270 km/h. Marek spojrzał na mnie, po czym poklepał mnie po kolanie i szepnął:
- Zwracamy na siebie zbyt dużo uwagi skarbie.
Spojrzałam na niego z rozczarowaną minką, ale posłusznie zwolniłam do 190 km/h. Teraz wydawało mi się, że się strasznie wlekę, mimo iż jechałam najszybciej, lewym pasem jezdni. Strasznie mnie irytowało, kiedy ktoś nie chciał mi zjechać. Zazwyczaj moje auto budziło respekt i ludzie sami uciekali mi z drogi. No był jeden uparciuch, nawet lekko go szturchnęłam, na co Marek pokiwał głową z dezaprobatą. Prowadzenie samochodu nigdy nie sprawiało mi takiej frajdy.
- Dokąd jedziemy? – zapytałam w końcu.
- Na małe wakacje – odpowiedział tajemniczo Marek
- A dokąd?
- W góry – odpowiedział zdawkowo.
- A to dlatego terenowe auto – Marek uśmiechnął się, po czym powiedział:
- Nie tylko dlatego – powiedział - boje się pomyśleć co byś robiła, gdybym kupił ci szybsze, sportowe auto.
Marek położył rękę na moim kolanie i delikatnie je głaskał. Dobrze, że nie musiałam się zbytnio koncentrować na jeździe, bo strasznie mnie rozpraszał. Na szczęście refleks i spostrzegawczość miałam bardzo wyostrzone. Niestety dalej strasznie łatwo szarpały mną żądze, kiedy Marek głaskał moje ramie albo odgarniał mi włosy, miałam ochotę po prostu się na niego rzucić. W końcu poprosiłam Marka, żeby był grzeczny, bo mam problem z kontrolą, na co on roześmiał się serdecznie i zabrał ode mnie swoje ręce. Niestety nie na długo, już po pięciu minutach nachylił się nade mną i zaczął całować moje ramiona, kiedy go upomniałam westchnął tylko i szepnął do mnie
- Cóż ja mam dokładnie ten sam problem co ty.
***
Po dokładnie dwóch godzinach byliśmy już w górach, następną godzinę Marek kazał mi jechać po wąskich szlakach. Autko sprawowało się świetnie, niemal wspinało się pod górę, jak kot. Już od bardzo dawna nie mijaliśmy żadnych domostw. Marek wciąż nie patrzył na drogę, tylko wciąż mnie obserwował, drażniąc się ze mną. Uśmiechnęłam się do niego i powiedziałam:
- Wiesz co…- spojrzał na mnie zaciekawiony – to wygląda trochę jak porwanie. Przedzieramy się przez las, do nieznanego miejsca, a ty patrzysz na mnie jakbyś chciał się na mnie lada chwila rzucić
- Hmmy ciekawa teoria – wymruczał cicho.
- No tak, tylko, że osoba porwana zamiast leżeć związana z tyłu na siedzeniu, prowadzi auto które dostała od porywacza.
Marek uśmiechnął się tajemniczo po czym szepnął mi do ucha:
- Mogę naprawić swój błąd – i drapieżnie wbił we mnie swój wzrok.
Szczerze mówiąc zamurowało mnie. Nie wiedziałam czy mówi poważnie, czy żartuje w końcu żeby wybrnąć z tej sytuacji, zapytałam lekko speszonym głosem:
- Daleko jeszcze?
Niestety nie uzyskałam odpowiedzi. Marek zaczął chichotać, po czym skutecznie rozpraszał mnie całując mnie po szyi i szepcząc mi do ucha:
- Jesteś piękna… pachniesz tak rozkosznie… jesteś cudowna.
Pierwszy raz w życiu czułam się naprawdę wspaniale. Byłam adorowana i rozpieszczana przez nieziemsko przystojnego wampira, który cały czas tylko na mnie patrzył. Marzenie każdej dziewczyny.
- O czym myślisz? – zapytałam po dłuższej chwili.
Marek zmieszał się widocznie, nagle wyprostował się i spojrzał w okno zamyślony, nie wiedziałam, że takie proste pytanie może zdenerwować. Tym bardziej chciałam znać odpowiedź.
- Marku, o czym myślisz?
- Poproszę inny zestaw pytań – odpowiedział nieco zażenowany.
- Nie, proszę powiedz mi.
- Zastanawiałem się… to znaczy myślałem o… no bo…
Po raz pierwszy widziałam go w takim stanie, w końcu nie wytrzymałam i warknęłam na niego.
- Marku!
- Zastanawiałem się nad tym, czy tobie no wiesz… jest ze mną dobrze.
Spuścił zawstydzony oczy, a mnie po prostu zamurowało. Jak mogło mu coś takiego chodzić po głowie. Byłam absolutnie pewna, że wie co do niego czuje. Zaraz po chwili pomyślałam sobie jaka to komiczna sytuacja i zaczęłam chichotać. Wampir żyjący ponad tysiąc lat wątpi w swoje siły przy 25-latce. Marek patrzył na mnie jak trzęsę się ze śmiechu, po czym powiedział ze smutkiem w głosie:
- Nie jestem człowiekiem, ale dalej jestem mężczyzną i właśnie ranisz moje ego.
Zatrzymałam samochód, po czym spojrzałam na niego. Ujęłam jego twarz w swoje ręce i powiedziałam poważnie:
- Marku przy nikim innym, nigdy wcześniej nie czułam się tak, jak przy tobie! Twój oddech… twoje spojrzenie… twoje słowa… wzbudzają we mnie taką falę podniecenia, że naprawdę trudno mi się powstrzymać, żeby się na ciebie nie rzucić. Ale ty mnie torturujesz, bo dotykasz mnie i całujesz, doprowadzając do szaleństwa moje zmysły. A kiedy…- uśmiechnęłam się znacząco - …po prostu doprowadzasz mnie do szaleństwa!
Marek nic nie powiedział, tylko się uśmiechnął. Patrzyłam na niego, wydawał się bardzo spięty. Po chwili powiedział:
- Czy mogłabyś jechać dalej? Nasz domek jest za tamtymi drzewami.
Wyczułam coś dziwnego, jakby starał się coś przede mną ukryć.
Ja jednak dalej wpatrywałam się w niego, bo wydawał się bardzo zdenerwowany. Próbowałam odczytać z jego twarzy co się dzieje. Wpatrywał się w swoje zaciśnięte pięści. I nagle wszystko zrozumiałam. Jaka ja byłam głupia i naiwna i nic nie zauważyłam… co za egoistka ze mnie. Zawsze zdawało mi się, że Marek czuje to samo co ja, że bycie ze mną jest dla niego tak samo cudowne, jak dla mnie bycie z nim. A przecież on żył na tym świecie ponad tysiąc lat, miał już zapewne ogromne doświadczenie, a ja, co ja mogłam mu dać? Byłam wściekła na siebie, że dopiero teraz to zauważyłam, byłam tak skoncentrowana na sobie. Torturowała mnie myśl, że Marek jest na tyle honorowy, że nigdy mi tego nie powie i że zostanie ze mną, z powodu wyrzutów sumienia. Oczy zaczęły mnie piec niemiłosiernie. W końcu Marek wyrwał mnie z zamyślenia prosząc mnie bardzo oficjalnym tonem:
- Czy moglibyśmy jechać dalej? Chciałbym być jak najszybciej na miejscu.
Zauważyłam, że próbował teraz unikać mojego wzroku, odsunął się też ode mnie i byłam już pewna swojej teorii. Ruszyłam w końcu i już po krótkiej chwili zauważyłam ogromną wille w środku lasu. Prezentowała się oszałamiająco. Zatrzymałam się na podjeździe, zanim zdążyłam zgasić silnik, Marek był już przy moich drzwiach. Mimo iż nie mogłam wydusić z siebie ani jednej łzy, jakiś ludzki odruch kazał mi przetrzeć oczy, które wydawały mi się płonąć czerwienią. Mój ukochany od razu zorientował się, że coś jest nie tak. Otworzył moje drzwi chwycił moją twarz w swoje dłonie zmuszając mnie, abym na niego spojrzała. Przesunął swoim kciukiem wzdłuż mojej powieki, a potem zapytał z troską:
- Co się stało kochanie? Coś cię boli?
- Nic mi nie jest.
Próbowałam wyrwać moją twarz z jego objęć, niestety bezskutecznie. Marek spojrzał na mnie wzrokiem pełnym podejrzeń, zmrużył oczy po czym powiedział lekko zdenerwowany:
- Powiedz mi co się dzieje, bo oszaleje przez ciebie.
- Czy mógłbyś zostawić mnie na chwilę samą?
- Nie! Powiedz mi co się dzieje!
- Czy wtedy pozwolisz mi pobyć trochę samej?
- Prawdopodobnie nie, ale i tak musisz mi powiedzieć, co się dzieje.
W jego oczach szalał strach, a ja nie rozumiałam dlaczego się aż tak mną przejmuje. Wzięłam niepotrzebny oddech, po czym zaczęłam nieskładnie wyrzucać z siebie.
- Czy ty jesteś… czy ja… bo chciałabym wiedzieć… to znaczy…
Marek potrząsnął mną lekko, po czym złamanym niemal płaczliwym głosem szepnął:
- Sylwio nic nie rozumiem! Błagam, powiedz mi co się stało?
- Czy ty jesteś ze mną szczęśliwy?
- Oczywiście że tak!
- Chodzi mi o to, bo kiedy jesteśmy razem… no wiesz… bo ja ci powiedziałam prawdę, jak się czuje przy tobie kiedy… jesteś blisko… i chciałabym wiedzieć czy ja… to znaczy – Marek patrzył na mnie z ciekawością – czy ty jesteś ze mnie zadowolony?
- Dlaczego mnie o to pytasz?
Wykręciłam głowę, żeby na niego nie patrzeć, po czym stwierdziłam, że nie mam nic do stracenia i że powinnam być z nim szczera, żeby nie musiał się do niczego zmuszać.
- Bo wiem, że ty jesteś bardziej doświadczony w tych sprawach i pewnie masz większe wymagania niż ja. Nie chciałabym cię do niczego zobowiązywać, ani żebyś się męczył przy mnie. Marku proszę bądź ze mną szczery i powiedz mi całą prawdę.
- I to ja jestem szalony? – zapytał Marek, nie czekając na odpowiedź, przyciągnął mnie do swojego ciała i wyszeptał – jak mogłaś coś takiego pomyśleć?
- Bo wtedy jak się zatrzymaliśmy i powiedziałam ci co czuje, to ty się zezłościłeś i odsunąłeś się ode mnie, więc myślałam…
- Ty głupiutka wampirzyco, wzięłaś to za złość? Ja tylko starałem się nie rozszarpać twojego nowego auta na strzępy i uwierz mi, to była druga najtrudniejsza rzecz jaką zrobiłem w swoim bardzo długim życiu.
- Dlaczego miałbyś zniszczyć moje auto? Nic nie rozumiem.
- Bo kiedy mi powiedziałaś jak na ciebie działam i co czujesz, miałem ochotę po prostu przestać się kontrolować, móc chwycić cię i zacząć pieścić twoje słodkie ciało. Przez całą drogę tutaj starałem się tego nie zrobić, wcale mi nie ułatwiałaś.
- Przecież nic nie robiłam – wtrąciłam się.
- Jak to nic! Odgarniałaś włosy, dotykałaś swojej szyi i do tego tak rozkosznie przygryzałaś dolną wargę. Na prawdę nie wiele brakowało, a bym… – nie dokończył tylko się uśmiechnął znacząco, po czym dodał – kiedy jesteś blisko tracę zmysły, nic nie jest ważne.
Zsunął swoje ręce na moje barki potem na talie przyciągnął mnie do siebie i zaczął mnie całować, tak drapieżnie, że niemal brutalnie. Całe moje ciało wzdrygało się pod jego pieszczotami. Nagle usłyszałam dźwięk dartego materiału. Odsunął się na chwile przyjrzał się mojej rozdartej bluzce po czym z rozkosznym uśmiechem stwierdził:
- Kupie ci inną, spodnie też.
Uśmiechnęłam się. Uwiesiłam się na nim i oplotłam go swoimi nogami w pasie. Marek wyciągnął mnie z auta. Nawet nie zauważyłam, kiedy i jak znaleźliśmy się w środku pięknego domu. Przy Marku trudno było mi się koncentrować na czymkolwiek, poza nim. Jego pieszczoty przenikały całe moje ciało. Czułam niemal fizyczny ból, kiedy odsuwał się ode mnie choćby na chwilę. Każdy jego dotyk wywoływał we mnie burzę szalejących namiętności. Nie myślałam o niczym innym, jak tylko o tym, co zrobić, aby móc sprawić mu jeszcze większą rozkosz. Moje usta błądziły po jego ciele, znały już każdy zakamarek. Czułam jego zapach, jego smak. Pragnęłam pieścić jego ciało w nieskończoność. Każdy jego jęk budził we mnie potwora, który pragnął coraz więcej. Marek doprowadzał mnie na skraj obłąkania, kiedy kład się na mnie i przytrzymywał mnie swoim boskim ciałem. Nie mogłam się poruszyć, nie mogłam go dotknąć. Wtedy on swoimi delikatnymi pocałunkami, rozpalał moje zmysły. Szarpałam się i wiłam pod ciężarem jego ciała. Czułam, że zaraz wybuchnę, jeżeli go nie dotknę. A on ocierał się o moje ciało, delikatnie. Ta delikatność doprowadzała mnie do szału. Spoglądał na mnie i wiedziałam, że pragnie tego zbliżenia, ale odwlekał ten moment, a moja ekscytacja sięgała zenitu. Czułam jak delikatnie wchodzi we mnie i po prostu odlatywałam. Jego ruchy były takie delikatne i wolne, drażnił się ze mną. Chciałam przyciągnąć go mocniej do siebie, aby poczuć go mocniej. Ale on panował całkowicie nad sytuacją. Pochylił się nade mną i wyszeptał do ucha:
- Jesteś moja!
Zadrżałam. Dyszałam głośno. Moje ciało wiło się, niczym w dzikim tańcu. Gdybym mogła się wyswobodzić i przycisnąć go mocniej do siebie. Móc poczuć go w pełni. Leżałam przyciśnięta do podłogi. Nagle poczułam jak Marek z całym impetem przycisnął mnie do siebie i wbił się we mnie. Z moich ust wydobył się dziki krzyk. Marek nadal mnie przytrzymywał, ale jego ruchy stały się bardziej agresywne. Chwycił dłonią moje włosy, wgryzł się w moją szyję. Wszystko to doprowadzało mnie do dzikiej ekstazy. Wreszcie moje dłonie były wolne. Wbiłam swoje paznokcie w jego plecy i widziałam, jak rozkosznie się wygina. Jego ruchy były mocne i szybkie, krzyczałam w ekstazie. Moje ciało nie miało dość. Marek nie przestawał, zmieniał co jakiś czas, szybkość i intensywność. Uwielbiałam jego dzikość i stanowczość. Wiedział czego chce i brał to ode mnie. Nie dawał odpocząć mojemu ciału, ani na chwile. Wciąż wyginał moje ciało, w coraz to nowych pozach. Czułam się jak zabawka w jego dłoniach i było mi z tym bardzo dobrze! To on o wszystkim decydował, miał nade mną całkowitą kontrole i to mi się najbardziej podobało.
***
Czas nie liczył się kiedy byliśmy razem. Nie miałam pojęcia ile czasu minęło od kiedy tu przyjechaliśmy. Pragnęłam go czuć, jeszcze mocniej, jeszcze bliżej. Ten niedosyt nakręcał nasze ciała jeszcze mocniej. W końcu Marek delikatnie odsunął mnie od siebie, i uśmiechając się do mnie powiedział słodko:
- Chyba nie chcesz spóźnić się na własny ślub?
- Przecież ma być dopiero za tydzień.
Marek zaczął się śmiać, nic nie rozumiałam, ale on tłumiąc śmiech wyszeptał:
- Ślub jest za trzy dni najdroższa.
- Jak to?
- Jesteśmy tu dokładnie siedemdziesiąt dwie godziny.
- Trzy dni?
Marek roześmiał się, po czym stwierdził z dumą:
- Jestem naprawdę taki dobry?
- Najlepszy – wyszeptałam – możemy zostać tu jeszcze trochę?
- Pragnę tego najbardziej na świecie, ale mamy pewne obowiązki. Mamy całą wieczność, na cieszeni się sobą i takie chwile jak ta. Po za tym, nie będę ukrywać, że trochę zgłodniałem.
- Och! Przepraszam, taka straszna ze mnie egoistka!
- Po prostu masz inne potrzeby. Wiesz myślę, że wiem o co chodzi z tym twoim brakiem pragnienia.
- Tak? – zapytałam zdziwiona.
- My żywiący się w tradycyjny sposób, czerpiemy energię z krwi, to znaczy nie słabniemy z powodu jej braku, ale jest nam potrzebna. Ty natomiast zaspokajasz swój głód, wysysając nie krew, a energię życiową. To tylko teoria, zobaczymy z czasem czy się potwierdzi. A teraz przyniosę ci walizki, które spakowała nam Agnes, żebyś mogła się ubrać – powiedział to z wyraźną niechęciom.
- Czy możemy jechać moim autem do Włoch? – Zapytałam.
- Wygodniej będzie jechać moim – zrobiłam smutną minę – ale możesz prowadzić, ja znajdę sobie inne zajęcie na czas podróży – uśmiechnął się drapieżnie, po czym zniknął z moich oczu.
Postanowiłam, że przed wyjazdem jeszcze się wykąpie. Poszłam do łazienki, na której środku była ogromna wanna. Napuściłam do niej cieplej wody ale wydawało mi się, że z kranu leci wrzątek nie bolało, ale było bardzo nieprzyjemne. Odkręciłam zimną wodę i pobiegłam do kuchni, gdzie napotkałam Marka. Bacznie przyglądał się moim poszukiwaniom. Otworzyłam lodówkę była prawie pusta, ale znalazłam tam to czego szukałam - kostki lodu! Wzięłam wszystkie i wróciłam do łazienki. Wrzuciłam je do wanny, po czym sama do niej wskoczyłam. Było bardzo przyjemnie. Dopiero po chwili zauważyłam, że Marek przygląda mi się, stojąc na progu łazienki. Podszedł do mnie bardzo powoli po czym stwierdzi:
- W sumie możemy zostać tu jeszcze parę, – uśmiechnął się filuternie - no może kilkanaście godzin.
Wszedł do wanny i przyciągając mnie do siebie znów zaczął pieścić moje ciało.
*** |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez serenithy dnia Wto 20:48, 25 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Wto 22:47, 25 Sie 2009 |
|
no cóz... poza tym, że nawet ja wspomnę o błędach powiem, że pomysł ciekawy... zastanawiam się czy ukatrupisz Sylwię- bo o ile pamiętam wybranka Marka niestety nie dożywa Edwarda i Belli...
pomysł świetny- podobają mi się opisy- powiedziałbym, że całkiem profesjonalne
pozdrawiam
czekam na koniec, bo wazne jak człowiek kończy (czy jakoś tak)
S. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
ajaczek
Zły wampir
Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Śro 12:45, 26 Sie 2009 |
|
Gdzieś na forum zaginął mi twój ff i jak dziś przez przypadek wpadłam na niego to się niezmiernie ucieszyłam. Bo przyznam się szczerze że tytuł wogóle mnie nie naprowadził, no ale teraz juz zapamiętam
Ale dzięki temu udało mi się przeczytać naraza 3 rozdziały. I teraz przejdę do podsumowania. Najpierw plusy: piszesz bardzo długie rozdziały, masz dobry styl pisania, który bardzo przyjemnie się czyta i łatwo wprowadzasz czytelnika w świat swoich bohaterów i o to chodzi!!! Do tego dochodzi bardzo oryginany pomysł na ff, pomysł który mnie bardzo zainteresował bo jest inny niż wszystkie na tym forum. Zaskakujesz zwrotami akcji i że tak napiszę pokazałaś wielką trójce z bardziej ludzkiej strony - jeśli to możliwe :) Bardzo podobają mi siętwoi bohaterowie: Marek, który jest szaleńczo zakochany w Sylwii i jest taki pełny życia, uczuć, Sylwia, której dałaś nowe życie jako wampirzycy i dałaś jej poznać smak uczucia wielkiej miłości. JEstem pod mega wrażeniem. Czekam na kolejne rozdziały.
Acha wpadły mi w oko kilka błędów - pozjadałaś kilka literek, ale nie umniejszyło mi to przyjemności w czytaniu
Życzę weny w pisaniu kolejnych rozdziałów i czasu :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
MonsterCookie
Gość
|
Wysłany:
Czw 19:45, 27 Sie 2009 |
|
Przeczytałam hmm no i jestem zawiedziona, bo myślałam, że Sylwia zginie Ale niestety okazało się, że przeżyła i dobrze jej się wiedzie.
Ale tak na poważnie, bardzo spodobała mi się fabułą tego ff, zastanawiam się już co będzie dalej. Fajnie przedstawiasz postać Marka i ogólnie wszystkich Volturi.
W tekście dało się zauważyć kilka błędów, ale i tak był świetny.
Weny,
MonsterCookie. :) |
|
|
|
|
serenithy
Człowiek
Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Śro 6:50, 09 Wrz 2009 |
|
MAM NADZIEJE ŻE KOLEJNA CZĘŚĆ WAS NIE ROZCZARUJE. ŻYCZĘ PRZYJEMNEGO CZYTANIA I CZEKAM NA WSZYSTKIE WASZE OPINIE. POZDRAWIAM WSZYSTKICH CZYTELNIKÓW
***
Czas przy Marku mijał szybko i bezpowrotnie. Nasze plany początkowo zakładały, że pojedziemy bezpośrednio do Włoch. Zmieniły się one po tajemniczym telefonie. Wróciliśmy do Hotelu w którym zaczęło się moje nowe, lepsze życie. Marek nie wyjaśnił mi skąd ta zmiana planów. Ja nie naciskałam na niego zbytnio. Po powrocie udaliśmy się od razu do sali z rzeką w podłodze. Na początku dziwiłam się, czemu wszyscy mi się przyglądali. Nagle przypomniałam sobie o małym postoju, jaki urządziliśmy sobie z Markiem, kiedy tu jechaliśmy. Uśmiechnęłam się do swoich wspomnień. Delikatnie przesunęłam rękę po swojej spódniczce, ale wszystko było w porządku. Marek zauważył moje zaniepokojenie i spojrzał na mnie przelotnie, po czym uśmiechnął się szeroko. Spojrzałam pytająco na niego. On pochylił się w moją stronę i z szerokim uśmiechem na ustach wyszeptał:
- Ja tam nie rozumiem, po co kobietom bielizna, tak jest o wiele lepiej.
Spojrzałam na siebie i wtedy wszystko zrozumiałam. Miałam na sobie koronkową przezroczystą bluzeczkę, a pod spodem nie miałam stanika. Na domiar złego bluzka była rozdarta z boku. Szalenie się cieszyłam, że już nie mogę się rumienić, bo jak nic, moja twarz stanęłaby w tej chwili w płomieniach. Na szczęście w sali nie było zbyt dużo wampirów. Postanowiłam postawić na pewność siebie. Wyprostowałam się i owinęłam zalotnie wokół ramienia Marka. Wyszczerzyłam zęby w szerokim uśmiechu i przywitałam się.
- Witajcie moi drodzy Kajuszu, Aro – skłoniłam się uprzejmie.
Aro podbiegł do mnie szybko, przytulając mnie mocno i serdecznie do siebie, mówiąc:
- Moja droga nie musisz się nam kłaniać.
- Już niedługo staniesz się jedną z nas – dodał Kajusz – powinnaś nauczyć pewnych zasad.
Aro nadal przyciskał mnie do siebie, karcąc go wzrokiem powiedział:
- Sylwia jest stworzona do tej roli.
- Nie wątpię, ma w sobie wrodzony powab i wdzięk, ale trochę etykiety, nigdy nie zaszkodzi.
Marek zrobił bardzo gniewną minę. Postanowiłam więc wtrącić się do rozmowy.
- Kajuszu twoje komplementy są nazbyt pochlebne. Natomiast zgadzam się z tobą, że dla własnego komfortu psychicznego, wolałbym wiedzieć, jak mam się zachowywać.
- Twoje zachowanie jest nienaganne, moja droga – wtrącił Aro, w końcu mnie puszczając.
- Ale zawsze może być lepiej – powiedziałam spoglądając na swoją bluzkę.
Wampiry zaczęły chichotać. Podszedł do nas Demetri, który dotąd trzymał się z boku i kłaniając się nisko, powiedział:
- Moja Pani czy mogę cię prosić o rozmowę?
Wszystkie wampiry spojrzały teraz na niego. Zdziwiłam się, o czym chce ze mną rozmawiać.
- Tak oczywiście – odpowiedziałam.
Demetri wyciągnął w moją stronę dłoń. Nie wiedziałam o co chodzi. Marek pochylił się nade mną i szepnął mi do ucha:
- Powinniście porozmawiać na osobności – spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
Dematri dalej trzymał wyciągniętą w moją stronę dłoń. Podałam mu rękę nie odrywając oczu od Marka. O co mogło chodzić, że to właśnie Demetri musiał mi o tym powiedzieć? Dlaczego Marek nie mógł mi o tym powiedzieć? Demetri delikatnie pociągnął mnie ku wyjściu. Przepuścił mnie grzecznie w drzwiach windy. Gdy tylko drzwi windy się zamknęły, usłyszałam jakiś ogromny hałas. Mój towarzysz wcisnął przycisk parteru. Wzrok miał wbity w podłogę. Przyglądałam mu się uważnie wydawał się zażenowany. Po chwili ściągnął swój płaszcz i podał mi go grzecznie. Zdziwiłam się tym gestem, przecież wiedział, że mi nie może być zimno. Mimo to mu odpowiedziałam:
- Nie dziękuje, nie jest mi zimno.
- To dla mojego bezpieczeństwa, jeśli Pani pozwoli.
Spojrzałam na niego zdziwiona, nie wiedziałam o co mu chodzi.
- Demetri, o co ci chodzi? – w końcu zapytałam.
Wzrok miał wbity w podłogę. Jego wyraz twarzy, był nieprzenikniony. Podeszłam do niego i chwytając go za ramiona potrząsnęłam nim delikatnie. Wcale nie zareagował. Przemówiłam więc ostro do niego:
- Demetri nakazuje ci odpowiedzieć na moje pytanie. O co ci chodzi z tym płaszczem? Co się z tobą dzieje?
Dalej trzymałam ręce na jego ramionach, on cały się spiął po czym odpowiedział:
- Pani błagam załóż to, bo twój widok… w takim stroju, jest dla mnie torturą – gdy to mówił przez jego ciało przeszedł dreszcz.
Przez chwile patrzyłam na niego zahipnotyzowana. On podniósł swój wzrok i spojrzał na mnie. Jego oczy były czarne niczym węgiel. Nagle poczułam coś, czego nie powinnam była czuć. Dziwne przyciąganie pchało mnie w stronę tego wampira. Demetri nie odrywając ode mnie oczu chwycił moje nadgarstki i ściągną je ze swoich ramion. Mały tylko krok dzielił mnie od tragedii. Na szczęście los nade mną czuwał, bo winda stanęła, a drzwi zaczęły się otwierać. Odskoczyliśmy od siebie nagle. Kiedy całkowicie się otwarły, oboje staliśmy spięci po przeciwnych stronach windy. Nie patrząc na niego wyjąknęłam:
- Przepraszam.
On nie odezwał się do mnie, tylko podał mi grzecznie swój płaszcz. Wzięłam go tym razem bez zająknięcia i szybko na siebie włożyłam. Kiedy wyszliśmy z windy starałam się trzymać, jak największy dystans. Wyszliśmy przed hotel. Demetri otworzył przede mną drzwi swojego sportowego vipera który, stał tuż przed wejściem. Znieruchomiałam na myśl, że znowu będzie nas dzielić, tak mało odległość. Nie mogłam popełniać takich błędów dlatego, zrobiłam krok do tyłu. Wbiłam wzrok w jezdnie, po czym grzecznie zapytałam:
- Może pójdziemy piechotą?
- Lepiej będzie, jeżeli pojedziemy samochodem.
Wsiadłam niepewnie, moje ciało przeszył dreszcz. Kiedy tylko wampir wsiadł do auta, znów poczułam się dziwnie. Zablokowałam wszystkie swoje mięśnie. Kurczowo chwyciłam się drzwi niestety uchwyt nie wytrzymał. Nie mogłam wytrzymać tego napięcia.
- Demetri? – próbowałam utrzymać spokojny ton swojego głosu – czy możesz mi wyjaśnić co się dzieje? Nie rozumiem dlaczego…
- Przepraszam moja Pani, to moja wina – przerwał mi Demetri.
Odważyłam się w końcu spojrzeć na niego. Zaciskał mocno ręce na kierownicy. Jego zacięty wyraz twarzy, zdradzał jego spięcie. Chciałam rozluźnić atmosferę.
- Przestań się do mnie tak zwracać, wiesz przecież jak mam na imię.
Uśmiechnął się smutno. Nie odrywał wzroku od jezdni, mimo iż nie było mu to potrzebne, żeby prowadzić samochód.
- Czujesz się tak… dziwnie ponieważ jesteś nowonarodzona. Nowonarodzeni szybko popadają w skrajne emocje. Dziwie się, że tak dobrze sobie z nimi radzisz. Zazwyczaj nowonarodzeni pragną mocniej i intensywniej. Nie umieją kontrolować się przy tym. Fale emocji przychodzą nieoczekiwanie i tak samo szybo, jak przychodzą tak szybko znikają.
- Ale ja nie powinnam tego do ciebie czuć. Kocham Marka.
- To tak jakbyś powiedziała, że nie powinnaś czuć bólu. Mimo, iż twój umysł nie chce go odczuwać, to twoje ciało i tak na niego reaguje.
- Ale to niewłaściwe – wtrąciłam niegrzecznie.
- Co jest niewłaściwe? - Zapytał spoglądając nerwowo na mnie.
- Czuje ogromne pożądanie… - nie potrafiłam dokończyć zdania.
- Ja też je czuje mimo iż, nie jestem nowonarodzonym.
- Dokąd jedziemy? – Zapytałam, żeby nie brnąć w ten temat za daleko.
- Muszę ci o czymś powiedzieć, a najlepiej jeśli zobaczysz to, na własne oczy.
- Dlaczego Marek nie mógł mi tego powiedzieć?
- Bo chciał, żebyś samodzielnie podjęła decyzje.
- Jaką decyzje?
- Już prawie jesteśmy na miejscu.
Ta zmiana tematu trochę poskromiła moje rządze. Nadal czułam pewny dyskomfort spowodowany tym dziwnym przyciąganiem. Myśl o tym, iż jestem atrakcyjna i pociągająca pieściła moją próżność. W końcu postanowiłam się skoncentrować na drodze. Musiałam się mocno skoncentrować, żeby nie myśleć o swojej absurdalnej rządzy. W końcu Demetri zatrzymał auto. Moje zdziwienie było ogromne, kiedy uzmysłowiłam sobie, że stoimy na ulicy na której kiedyś mieszkałam.
- Demetri co my tu robimy?
- Kiedy ty i Marek wyjechaliście, pojawił się pewien problem.
Przyglądałam się mu uważnie. Zapowiadało się na długie opowiadanie. Nadal nie wiedziałam co to ma wspólnego z tym, że stoimy przed moim domem.
- Dlaczego tu jesteśmy?
- Wszystko po kolei. Niedługo po waszym wyjeździe narodził się nowy wampir. Nie byłaby to dla nas tak ważne, gdyby nie fakt, że jest on bardzo niebezpieczny.
- Jak każdy wampir – wtrąciłam.
- Nie jak każdy, dobrze wiesz, że są wśród nas bardziej uzdolnione osoby. Ty jesteś jedną z najbardziej uzdolnionych wampirzyc. Ten nowo narodzony, też jest uzdolniony.
- Co to oznacza?
- Nie wiemy na czym polega jego talent. Ale żaden wampir nie wyszedł cało z konfrontacji z tym nowym. Nawet nasi utalentowani bracia zginęli, próbując się dowiedzieć czegoś więcej.
- Ale czego od niego chcecie?
- To już zależy od ciebie.
- Nie rozumiem. Czy mógłbyś mówić jaśniej?
- Chodź zobaczysz sama.
Mój towarzysz wysiadł z auta. Po bezsensownym pożądaniu nie było już śladu. Ciekawość i zdziwienie wypełniło całkowicie mój umysł. Szłam w kierunku swojego domu. Nie wiedziałam, dlaczego właśnie ja mam zająć się tym nowym wampirem? Dlaczego idziemy do mojego dom? Nagle Demetri zatrzymał się. Spojrzał na mnie, po czym powiedział:
- Myślę, że chciałabyś tam wejść sama, ja poczekam w aucie.
Spojrzałam na niego z ciekawością. Wzięłam niepotrzebny wdech i wtedy to poczułam. Słodki wampirzy zapach unosił się w powietrzu wraz z zapachem świeżej krwi. Zapach wydał mi się dziwnie znajomy. Cały czas zastanawiałam się dlaczego ten wampir kręcił się koło mojego domu. Być może opuszczony dom, wydał mu się świetną kryjówką.
***
Stałam przed drzwiami własnego domu, a czułam się jakbym nigdy wcześniej tu nie była. Nieskoszona trawa i zapuszczone rabaty, wyglądały żałośnie. Na parapecie stały uschnięte kwiaty. Usłyszałam jakieś szmery wewnątrz domu. Weszłam ostrożnie. W domu panował ogromny bałagan, jakby ktoś czegoś szukał. Powyrzucana z szafek rzeczy leżały na podłodze. Wszędzie unosił się zapach krwi. Mój gość znajdował się w sypialni. Zlokalizowanie go nie było niczym trudnym. Starałam się zachowywać bardzo cicho. Weszłam powoli na piętro i stanęłam w drzwiach do sypialni. To co ujrzałam zmroziło krew w moich wampirzych żyłach. Zobaczyłam swojego męża. Leżał na łóżku, a pod jego ciałem wiła się jakaś kobieta. Nie mogłam się poruszyć. Długo nie cierpiał po moim odejściu - pomyślałam. Nie miałam mu za złe, że sobie kogoś znalazł. Już chciałam się odwrócić i wyjść. Zostawić go razem z resztą mojej przeszłości. Ale nagle moje zmysły odebrały jakieś dziwne bodźce. Zapach krwi unoszący się w całym domu, stawał się bardziej intensywny i mieszał się ze słodkim wampirzym zapachem. Wtedy zrozumiałam, że dziewczyna wije się w bolesnych konwulsjach a nie w rozkosznym uniesieniu. Z mojego gardła wydobyło się głośne warknięcie. W jednej sekundzie Feliks odskoczył pod ścianę, przybierając postawę obronną. Wszystko stało się jasne. Wampir o którym mówił Demetri to… mój mąż. Na łóżku leżało martwe ciało. Wezbrała we mnie ogromna złości. Nie pohamowane pokłady agresji, wstrząsały moim ciałem. Przyglądałam się mojemu przeciwnikowi. Część mojego umysłu dokładnie opracowywała plan ataku. Natomiast inna część mnie zastanawiała się kto mu to zrobił? Feliks widocznie też zaczął rozumieć sytuacje. Wyprostował się, na jego twarzy pojawił się dziwny uśmiech. Nie mogłam tego wszystkiego pojąć. Kto? Dlaczego? To było jak najgorszy koszmar. Jak w tandetnym horrorze, mściwy mąż wraca, aby zabić niewierną żonę. Chciałam wybiec, ale wiedziałam, że to nie rozwiąże problemu. Moje szczęście legło w gruzach. Feliks przyglądał mi się uważnie. Nagle odezwał się do mnie:
- Więc to prawda, to cudownie.
Nie rozumiałam o co mu chodzi. Na wszelki wypadek cofnęłam się zapobiegawczo. Nie mogłam nic z siebie wydusić, oprócz cichego szeptu:
- Jak to się stało?
- Kochanie nie cieszysz się? Możemy być razem na zawsze. Bosko silni i piękni, czyż to nie cudowne?
- Nie – odpowiedziałam głośnym warknięciem.
- Kochanie co się dzieje?
Feliks zaczął iść w moją stronę. Pochyliłam się przybierając pozycje obronną. Wyszczerzyłam zęby, zza których wydobył się warkot.
- Nie zbliżaj się – wysyczałam.
- Kochanie nie rozumiem, przecież ona mówiła że…
- Jaka ona?- wtrąciłam.
- No twoja przyjaciółka.
- Jaka przyjaciółka?
- No Lilii.
Syknęłam głośno. Więc to o to chodzi, to wszystko sprawka Lilii. Zdawała sobie sprawę, że może nie wyjść cało z tego pojedynku. Wszystko zaplanowała, na wypadek swojej porażki i tak miałam cierpieć.
- Jak to się stało? Kiedy? – Zapytałam.
- Dokładnie trzy dni po twoim odejściu zjawiła się tu twoja przyjaciółka…
- Ona nie była moją przyjaciółką! – Warknęłam!
Spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Powoli przysuwał się do mnie. Wyciągnął dłoń w moją stronę, a ja zawarczałam jeszcze głośniej.
- Co było dalej? – zapytałam.
- Przyszła do mnie i powiedziała, że nie mogę się poddawać, że ty ciągle mnie kochasz. Powiedziała, że grozi ci ogromne niebezpieczeństwo i że tylko ja mogę ci pomóc, ale musze coś dla ciebie poświęcić. I wtedy… – Jego twarz wykrzywiła się w bolesnym grymasie – …a potem obudziłem się i już taki byłem. Czułem niepohamowaną siłę, moje zmysły… to po prostu wspaniałe. Czuje się jakbym był bogiem, tylko to pragnienie – spojrzał na ciało, leżące na łóżku. Ale teraz już wszystko będzie dobrze kochanie, znów będziemy razem.
W jednej chwili znalazł się przede mną, chwycił moje ręce. Przycisnął mnie swoim marmurowym ciałem do ściany. Wściekłość wezbrała we mnie nową, ogromną falą. Nie mogłam się poruszyć. Feliks pochylił się nade mną i zaczął całować moją szyję. Próbowałam się wyszarpnąć. Był niewiarygodnie silny, zapewne dzięki krwi swojej ofiary. Brutalnie przyciskał swoje usta do mojego ciała. Jego dłonie błądziły po moim ciele. Słyszałam głos rozrywanych ubrań.
- Przestań!
Nie zwracał uwagi na moje protesty. Ścisnął mnie swoimi kamiennymi ramionami. Rzucił mnie na łóżko, obok ciała swojej ofiary.
- Przestań!
Nic do niego nie docierało, jakby był w amoku. Jednym ruchem, zepchnął martwe ciało na podłogę, robiąc sobie miejsce. Szarpałam się, próbowałam go ukąsić, ale trzymał rękę na moim gardle. Gdybym musiała oddychać, byłabym już martwa. Czułam strach i wściekłość. Nie miałam innego wyjścia, musiałam się uwolnić za wszelką cenę. Zacisnęłam swoje dłonie na jego nadgarstkach. Znowu poczułam dziwne mrowienie, jakby dreszcz przechodzący przez moje ręce. Zaczęłam wysysać powoli energie mojego oprawcy. Resztką sił odepchnął mnie od siebie.
- Nic nie rozumiesz! – Wysapałam do wampira wijącego się w konwulsjach na podłodze. – To nie była moja przyjaciółka! Ona zrobiła to, żeby uniemożliwić mi bycie szczęśliwą! A ja teraz nie wiem… musisz odejść! – powiedziałam stanowczo.
Moja wypowiedź była nieskładna i chaotyczna.
- Między nami nic już nie ma! Ja kocham kogoś innego. Musisz na zawsze zniknąć z mojego życia.
- Jesteś moja – warknął, powoli podnosząc się z podłogi.
- Nie, nie jestem, nigdy nie byłam!
Obserwowałam go uważnie, widziałam ,jak jego ciałem szarpie wściekłość. Byłam pewna, że będę potrafiła się obronić. Z drugiej strony nie chciałam go skrzywdzić. Wiedziałam, że nie da tak łatwo za wygraną.
- Jeśli mnie kochasz zniknij na zawsze z mojego życia! Pozwól mi być szczęśliwą.
- Możesz być szczęśliwa tylko ze mną! Nie bój się, wybaczę ci twoją zdradę. Znów będzie, jak dawniej.
- NIE! - Krzyknęłam
- Będziesz robić co ci karze! – Warknął gniewnie.
Jego głos, rozszedł się dreszczem po moim ciele. Nagle poczułam ogromny nacisk na moje ciało. Czułam, że nie mogę mu się sprzeciwić. Chciałam się ruszyć ale nie mogłam.
- Nie chciałem tego, ale nie dajesz mi wyboru, uwierz to dla twojego dobra.
- Co mi robisz? – Zapytałam.
Uśmiechnął się złowieszczo. Podszedł do mnie, szepnął:
- Nie ruszaj się.
Moje ciało wbrew mojej woli zesztywniało. Chciałam się cofnąć, ale moje mięśnie odmawiał posłuszeństwa. Oczy zaczęły mnie piec. Moje ciało całe drżało, nie wiedziałam co się dzieje. Felkis znowu zaczął całować moją szyję. Nie mogłam się poruszyć. Nie odrywając ust od mojego ciała zaczął szeptać:
- Niedawno to odkryłem, to siła perswazji. Mogę wydawać ci polecenia, a ty nie możesz się im sprzeciwić. Mimo iż twoja świadomość wyrywa się do kogoś innego, twoje ciało zostanie ze mną. Na wieczność.
- NIE!
- Ależ tak moja droga, zostaniesz ze mną i to z własnej woli.
- Nigdy! Kocham Marka!
- Kochasz mnie! – Warknął.- Jeśli będziesz chciała do niego wrócić on zginie, i to z twojej ręki!
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Musiał to odczytać bo postanowił dać mi pokaz swoich umiejętności. Odsunął się ode mnie i zaczął wydawać mi polecenia:
- Przynieś nóż z kuchni.
Nie chciałam robić tego co mi kazał, ale władza nad moim ciałem nie należała do mnie. Po chwili stałam w pokoju z kuchennym nożem w reku. Gdybym tylko mogła go dotknąć, obezwładnić. Moje dłonie delikatnie drżały, a on mówił dalej:
- Wyciągnij go przed siebie… a teraz wbij w swoje serce.
Zanim się spostrzegłam trzymałam nóż wyciągnięty w stronę swojego zimnego serca, tylko ręka Feliksa powstrzymywała mnie przed wbiciem go, we własne serce. Moje oczy piekły suchością. A on nie przestawał mówić:
- Masz zostać ze mną na zawsze! Jeżeli pomyślisz chociaż o opuszczeniu mnie, każe ci zabić. Każe ci go torturować przez wiele godzin. A teraz będziesz grzeczną dziewczynką, odłożysz nóż i dokończymy to co zaczęliśmy. I nie waż się próbować swoich sztuczek. Jeżeli mnie jeszcze raz zranisz, twój kochanek będzie wił się w agonii, przez długie miesiące! Rozumiesz mnie?
- Możesz mieć moje ciało, ale nigdy nie będę cię kochać!
Uśmiechnął się szyderczo. Uderzył mnie w twarz. Po czym znowu powtórzył swoje pytanie:
- Rozumiesz mnie?
- Tak – wyszeptałam cicho.
- Grzeczna dziewczynka, a teraz będziesz dla mnie bardzo miła. Połóż się wygodnie na łóżku skarbie.
Moje ciało słuchało jego słów, mimo iż całym sercem, pragnęłam po prostu uciec. Przycisnął mnie swoim twardym ciałem i zaczął nachalnie całować. Jego pieszczoty paliły moją skórę, zadając mi ból. Pragnęłam tylko żeby moje cierpienie skończyło się, jak najszybciej. Kiedy zaczął schodzić ustami coraz niżej, na moje piersi, pępek spięłam się cała. Podwinął moją spódnice, a jego ręce zaczęły ściągać moją bieliznę. Zacisnęłam uda z całej siły, ale to go nie powstrzymało. Szarpał moim ciałem. Czułam się bezsilna i upokorzona. Starałam się wyłączyć swoją świadomość. Nie wiem ile godzin, znęcał się nad moim ciałem. Kiedy w końcu położył się obok, byłam cala obolała.
- Będę mogła się pożegnać? – zapytałam w końcu.
- Dobrze, pójdę z tobą. – Powiedział słodkim głosem.
- Nie! – Krzyknęłam w przerażeniu.
- Nigdzie się nie ruszysz bez mnie!
Wiedziałam, że nie mogę narażać najdroższej mi osoby. Nie mogłam też powiedzieć mu prawdy, bo próbowałby mnie odzyskać. Mógłby wtedy zginąć, a tej myśli nie mogłam znieść. Przypomniałam sobie słowa Demetriego: Bo chciał żebyś samodzielnie podjęła decyzje. To jedyne wyjście, muszę go przekonać, że podjęłam decyzje. Że pragnę być z Feliksem. Tylko wtedy pozwoli mi odejść. Tylko tak będę mogła go ocalić. Jedyny problem stanowił Aro, tylko on mógł poznać moje myśli i prawdę. Powoli w mojej głowie pojawiał się misterny plan. Niestety będę musiała mocno zranić Marka, żeby mi uwierzył.
- Czy mogę cię o coś prosić?
Feliks spojrzał na mnie podejrzliwie. Po czy niechętnie skinął głową.
- Daj mi proszę tydzień… żebym mogła to wszystko zakończyć. Potem wrócę do ciebie i będziemy razem na zawsze.
- Nie – warknął.
- Inaczej nie dadzą nam spokoju. Za tydzień będziemy wolni, wyjedziemy i będziemy razem na zawsze. Zrobię wtedy dla ciebie wszystko – wyszeptałam zalotnie.
- Dam sobie z nimi radę, nikt nas nie powstrzyma.
- Błagam zrób to dla mnie. - Wyszeptałam.
Przysunęłam się do niego, zaczęłam całować jego szczękę. Wiedziałam, że w siłowej konfrontacji nie mam z nim żadnych szans. Ale w końcu byłam kobietą i miałam swoje sposoby. Całym ciałem przylgnęłam do niego. Widziałam, że sprawiam mu rozkosz. Jego oczy płonęły z podniecenia.
- Potem będę tylko twoja… - wyszeptałam chwytając ustami płatek jego ucha.
- Trzy dni - rzucił szorstko - i nie próbuj mnie oszukać. A teraz pocałuj mnie.
Moje cało znów posłusznie zareagowało na jego rozkaz. Przybliżyłam swoje usta do jego. Objął mnie mocno. Wplątał dłoń w moje włosy i pocałował. Po chwili odsunął się i szepnął:
- Czas start. Do zobaczenia za trzy dni, ukochana.
Wstałam szybko z łóżka. Moje ubrania nie nadawały się już do noszenie. Wzięłam sukienkę z szafy. Feliks nie podnosząc się z łóżka przyglądał mi się wzrokiem pełnym pożądania. Postanowiłam wybiec szybko, żeby nie zdążył zmienić zdania.
***
Wyszłam z własnego domu pogrążona w agonii. Czułam się, jak dz***a, sprzedająca swoje ciało. Ale zapłatą miało być życie mojego ukochanego, więc warto było. Ku mojemu zdziwieniu przed domem nie stało sportowe auto Demetriego. Na jego miejscu stało moje terenowe auto. Wiedziałam co to oznacza. Kiedy podeszłam bliżej Marek wysiadł z auta i zmierzył mnie wzrokiem. Oczywiście zauważył, że jestem inaczej ubrana. Zauważył pewnie też świeże ukąszenia które zadał mi Feliks. Otworzył bez słowa przede mną drzwi pasażera. Po czy sam usiadł za kierownicą i odpalił auto. Całą drogę jechaliśmy w milczeniu. Próbowałam pozbierać myśli. Co ja miałam mu powiedzieć. Części na pewno już się domyślał. Kiedy weszliśmy do pokoju hotelowego podszedł do mnie. Przytulił mnie o siebie i wyszeptał:
- Nie ważne co się stało, ważne że jesteśmy razem - na zawsze.
I wtedy nie wytrzymałam. Wyrwałam się z jego ramion. Odsunęłam się od niego. Patrzył na mnie. Moje ciało rozpalało się do czerwoności, kiedy stał blisko. Jego słodki zapach upajał mnie do utraty zmysłów. Jego dotyk sprawiał mi niewyobrażalną rozkosz. A ja musiałam zrobić wszystko, żeby mnie znienawidził. Marek przyglądał mi się uważnie. Wzięłam głęboki wdech po czym wyszeptałam:
- Podjęłam decyzje.
Marek z zaciekawianiem przyglądał mi się. Uśmiechnął się do mnie. Nie spodziewał się tego co miałam mu do powiedzenia.
- To Lilii go przemieniła. Powiedziała mu, że ma o mnie walczyć. – Usłyszałam ciche warknięcie – on mnie kocha i ja… chce dać mu drugą szansę. W końcu ślubowałam mu.
- Do póki was śmierć nie rozłączy, ty umarłaś! On z resztą też! – Wtrącił.
Czułam, że przestaje panować nad sobą. Mark cały się trząść. Przez jego ciało przechodziły silne konwulsje.
- Wiesz ja nadal coś do niego czuje.
- Chciałaś umrzeć, spełniłem twoje życzenie. Teraz należysz do mnie! Nic mnie nie obchodzi, co on do ciebie czuje!
- Ale ja też go kocham.
Serce mi się łamało, kiedy patrząc mu prosto w oczy, podle kłamiąc. Nigdy wcześniej nie czułam się tak źle. Wiedziałam, że będę musiała okłamać samą siebie. Wmówić sobie, że go nie kocham, mimo iż całe moje jestestwo pragnęło go. Inaczej on też mi nie uwierzy. Stał z zamyśloną miną. Patrzył na mnie i widziałam jak wzbiera w nim złość.
- Jesteś Moja, nie pozwolę ci odejść.
- Ale ja cię nie kocham. To tylko żądza nowonarodzonego wampira przyciągnęła mnie do ciebie.
Twarz Marka kipiała gniewem. Pochylił się przybierając pozycje do ataku. Stałam nieruchomo. Wolałam zginąć z jego ręki, niż musieć dalej wmawiać mu te brednie. Sama nie wierzyłam swoim kłamstwom. Brzydziłam się samej siebie. Stałam gotowa na śmierć, obserwując ruchy mojego ukochanego napastnika. Ale on zamiast mnie zabić, chwycił mnie w pół i skoczył w stronę łóżka. Przygniótł mnie swoim marmurowym ciałem. W jednej chwili zerwał ze mnie ubrania. Zaczął obsypywać nachalnymi pocałunkami. Próbowałam się bronić. Na nic się to zdało bo przytrzymywał moje nadgarstki. Moje ciało, zachęcająco reagowało na jego pieszczoty. Umysł natomiast chciał się wyrwać. Nie mogłam dać mu nadziei. Moje próby uwolnienia, tylko wzmagały jego pożądanie. On nie ustępował. A ja czułam się osaczona. Z jednej strony mój ukochany, który doprowadzał mnie do szaleństwa. Jego stanowczość i nieuległość wzbudzały we mnie euforię. Uczucie, które pozwalało mi czuć, że jestem całkowicie od niego zależna upajało mnie. Z drugiej strony przytłaczało mnie moje własne pożądanie. Byłam już poza granicą obłędu po prostu oszalałam. Wyrwałam się Markowi i zamiast uciec, rzuciłam się na niego. Zaczęłam pieścić jego boskie ciało. Bez opamiętania całowałam i gryzłam. Na twarzy Marka widziałam nie tylko rozkosz, ale i uśmiech pełen triumfu. Nic nie mogłam zrobić, wiedziałam jak wielką cenę zapłacę za tą chwile rozkoszy. Pomyślałam: Niech to będzie ten ostatni pożegnalny raz. I całkowicie się mu oddałam.
***
Zawsze trudno było mi się oderwać od Niego. Tym razem przerwanie tej chwili było wyjątkowo bolesne. Wiedziałam, że już nigdy w całej mojej egzystencji nie będzie mi dane zaznać tej rozkoszy. Marek leżał uśmiechając się do siebie. Musiałam coś zrobić. Nie mogłam powiedzieć mu prawdy. Nie mogłam go okłamywać, bo mi nie wierzył.
- Muszę zapolować – wyszeptałam cicho.
Spojrzał na mnie podejrzliwie. Pamiętał doskonale, że ja nie czułam pragnienia. Z drugiej strony zgadzało się to z jego teorią. Według niej mogłam się żywić na dwa sposobi i krwią i energią. Wstał z łóżka. Jego nagie ciało przyprawiało mnie o zawrót głowy. Uśmiechnął się i powiedział:
- Pójdę z tobą.
- Powinieneś zająć się wyjazdem, i tak już wszystko się opóźniło.
- Nie pozwolę, żebyś poszła sama – powiedział.
Wiedziałam, co ma na myśli. Nie chciała abym poszła do Feliksa. Widziałam, że tak właśnie myśli bo w jego oczach pojawiła się wściekłość.
- Nie pójdę sama, wezmę ze sobą Agnes.
- Nie! Warknął gniewnie.
- Dobrze więc, poproszę Demetriego, żeby mi towarzyszył.
Mój ukochany stawał się bardziej podejrzliwy. Ja natomiast wstałam i udałam się w stronę garderoby. Ubrałam się w pierwsze rzeczy jakie podeszły mi pod rękę.
- Nie mogła byś poczekać? Włosi są na prawdę apetyczni. – powiedział wpatrując się we mnie.
- Poczekam pod warunkiem, że będziesz trzymał się na dystans!
Marek warknął na mnie gniewnie, po czym krzyknął:
- Demetrii!
Wampir zjawił się w oka mgnieniu. Nisko się skłaniając, czekał na dalsze instrukcje.
- Pani chce zapolować, masz zapewnić jej bezpieczeństwo – powiedział Marek.
Już chciałam powiedzieć, że nie potrzebuje opiekunki. Że potrafię sobie radzić, ale się powstrzymałam. Podskoczyłam szybko w stronę Demetriego. Byłam już gotowa żeby wyjść, kiedy usłyszałam głos Marka:
- Poczekaj!
Podszedł do mnie i bez żadnego skrępowania chwycił mnie za tyłek. Uniósł delikatnie do góry i wpił się w moje usta. Przez chwile mnie to krępowało. Potem całkowicie mu się oddałam. Oplotłam swoje nogi wokół jego bioder. Wplątałam dłoń w jego włosy. Całowałam bez opamiętania. Pewnie gdyby nie obecność Demetriego znów wylądowalibyśmy w łóżku. Marek oderwał się od moich warg i delikatnie postawił na ziemi.
- Wróć szybko, ja też jestem spragniony – wyszeptał.
Wiedziałam, że nie chodzi mu o krew. Westchnęłam głęboko. Po czym wyszłam z Demetrim. Biedny wampir był tak skrępowany tą sceną, że nie spojrzał na mnie ani razu. W końcu kiedy odeszliśmy na tyle daleko, żeby Marek nie mógł nas usłyszeć. Chwyciłam Demetriego za ramię i przyciągnęłam do siebie. Patrzył na mnie całkowicie zdezorientowany. Pochyliłam się w jego stronę. Czułam jak całe jego ciało spina się nerwowo. Po czym wyszeptałam nad jego uchem:
- Sprowadź do mnie Kajusza
Spojrzał na mnie pełen zdziwienia.
- To bardzo ważne, Marek nie może się o niczym dowiedzieć.
- Ale Pani, ja nie mogę cię zostawić samą.
Przysunęłam się jeszcze bliżej, delikatnie przylgnęłam do jego ciała. Tylko jego oczy zdradzały co teraz czuje. A ja wyszeptałam znowu:
- Idź po Kajusza, natychmiast!
Czułam, jak dreszcz przeszywa jego ciało. Mimo iż się wahał, nie odmówił. Zniknął bezszelestnie. Stałam zamyślona w holu hotelu. Zastanawiałam się czy dobrze wybrałam. Czy nie lepiej byłoby porozmawiać z Aro. ale on zawsze stawał po stronie Marka, nie mogłam ryzykować, że tym razem postąpi podobnie. Pamiętałam też, co Marek mówił o nim: To Aro zbiera utalentowanych. Mogłam liczyć tylko na Kajusza. On od samego początku twierdził, że jestem niebezpieczna. Gdyby wtedy go posłuchano, wszyscy byliby bezpieczni. Stałam zamyślona kiedy nagle usłyszałam za sobą głos:
- Co to za pilna sprawa Sylwio? – Zapytał Kajusz.
Odwróciłam się, spojrzałam na niego. Za nim stał Demetri, ze wzrokiem wbitym w podłogę.
- Mój dostojny Panie, przepraszam, że w taki sposób to czynie, ale chce prosić cię o towarzyszenie mi w czasie polowania.
- Nie jestem twoim panem ale bratem. A z tego co wiem, to Demetri miał ci towarzyszyć. Czy nie lubisz jego towarzystwa.
- Szczerze mówiąc czuje się przy nim nieco skrępowana.
- Czy Demetri zrobił coś, co Cię uraziło?
- To raczej moja wina Kajuszu – powiedziałam spuszczając wzrok.
Kajusz roześmiał się. Zrozumiał dokładnie o co mi chodzi. Po czym zwracając się w stronę Demetriego powiedział:
- Widocznie ja nie jestem zbytnio atrakcyjny, możesz odejść Demetri. No więc chodźmy zapolować. Na co masz ochotę?
Pytanie było retoryczne, więc nie starałam się na nie odpowiedzieć. Wyszliśmy spokojnie z hotelu. Kiedy tylko zniknęliśmy z zasięgu ludzkiego wzroku puściliśmy się biegiem. Przemykając ciemnymi uliczkami zastanawiałam się co mam mu powiedzieć. Na ile mogę mu zaufać! Myśli nie dawały mi spokoju. Nawet nie zauważyłam kiedy Kajusz złapał jakąś prostytutkę i wyssał ją całkowicie. Choć nie czułam pragnienia, dopadłam jakiegoś pijaczka. Pachniał okropnie, niemal musiałam wykręcać nos ale wolałam jego niż zabijać kogoś niewinnego. Jego krew była przesiąknięta alkoholem. W końcu Kajusz usiadł na jakimś dachu i spoglądając na mnie zapytał:
- O czym chciałaś porozmawiać?
- Skąd wiesz że chciałam?
- Jesteś nędzną aktorką, powiedz mi co cię gryzie?
- To długa historia, ale musisz ją poznać.
- No więc? Słucham.
- Dotyczy mojego poprzedniego życia. Jak wiesz byłam w nim mężatką. Jak również wiesz od niedawna mój mąż też jest wampirem. Co prawda żadne więzy nas już nie trzymają. Przysięgałam wierność, miłość, uczciwość małżeńską i że go nie opuszczę aż do śmierci, a przecież umarłam parę dni temu. Tylko że on nadal roszczy sobie do mnie jakieś prawa.
- Ne martw się moja droga, tylko Marek…
- No właśnie o to chodzi. Całym moim wampirzym sercem kocham Marka. Chciałabym spędzić z nim resztę wieczności. Chętnie oddałabym za niego życie. Ale Feliks mój mąż on posiada talent. I zagroził że użyje go przeciwko wam jeśli ja nie zostanę z nim.
Kajusz uśmiechnął się złowieszczo. Po czym objął mnie ramieniem i szepnął:
- Nie masz się o co martwić moja droga. Nie jesteś jedyną utalentowaną wampirzycą na naszym dworze. Sam Alec i Jean są w stanie powalić niezłą armię.
- Kajuszu ja nie dałam mu rady.
Spojrzał na mnie podejrzliwie, po czym zapytał:
- Na czym polega jego dar?
- Potrafi manipulować ciałem swojego przeciwnika. O mało nie wbiłam sobie noża w serce tylko dlatego że mi kazał. Po za tym nie mogłam mu się sprzeciwić. Stałam nieruchomo kiedy on…
Kajusz wydawał się zamyślony.
- Może wykorzystać talenty innych wampirów przeciwko nim samym. Zagroził że jeśli z nim nie zostanę, to rozkaże mi zabić Marak. Wiesz że mam takie możliwości. Nie chce tego.
Zaczęłam się trząść. Wpadłam w histerie wyobrażając sobie Marka, konającego u moich stup.
- Proszę nie pozwól mi na to. Zabij mnie! Wtedy nie będę mogła go zabić.
- To nie rozwiąże problemu, będzie chciał się mścić. Ale nie martw się staniemy do walki!
- Nie! Nawet jeśli uda wam się wygrać, Markowi i tak może się coś stać. Ja już zadecydowałam odejdę z nim. Zabiorę go jak najdalej od was. Będę go miała cały czas na oku. Może za jakiś czas znajdę sposób żeby go zabić.
- Marek ci na to nigdy nie pozwoli.
- Wiem dlatego jest mi potrzebna twoja pomoc. Muszę wymyśleć coś co spowoduje że Marek sam mnie znienawidzi. Mam na to tylko dwa dni.
- Ucieczka nie jest wyjściem. Żaden wampir nigdy nie wygrał z Volturi.
- Kajuszu on może przeciwstawić was sobie. Nie będziesz chciał. Będziesz cierpieć a i tak twoje dłonie będą rozszarpywać twoich braci.
- To niemożliwe!
- Wiem co mówię – warknęłam. – Kajuszu ja… leżałam na łóżku – głos mi się załamał - i nie mogłam się poruszyć. On robił ze mną co chciał. Nie umiałam się obronić. Mój umysł wił się w agonii, a ja leżałam tam.
Cała się trzęsłam. Właśnie opowiadałam o najbardziej upokarzającej chwili mego życiu. Szargały mną złość i smutek. Oczy piekły mnie niewyobrażalnie. Miałam nadzieje że mnie zrozumie. Wstał, chwycił moje ramiona. Potrząsnął mną lekko. Wysyczał przez zaciśnięte zęby:
- Zapłaci za to co ci zrobił.
- Kajuszu błagam. On jest niebezpieczny. Bardziej niż twój cały dwór. Nikt oprócz nas nie będzie o tym wiedział. Tylko ja będę cierpieć. Powiedz mi tylko co mam zrobić, żeby Marek mnie znienawidził? Próbowałam mu powiedzieć że już go nie kocham. Nie uwierzył mi. Jak mam go zranić żeby mi nie wybaczył?
- Nie wiem. Nie widziałem go nigdy tak szczęśliwego. Myślę że wybaczy ci wszystko. Znam Marka od bardzo dawna i nie wiem czy jest taka rzecz – powiedział i zamyślił się.
- Więc odejdę.
- To nic nie da! Demetri cię odnajdzie.
- Więc Demetri musi zginąć, żeby Marek mógł żyć.
Kajusz spojrzał na mnie. Czułam w sobie ogromną desperacje.
- Marek nie pocznie do póki cię nie odnajdzie. Po za tym to nie jest wyjście, staniemy do walki. Choćbyśmy mieli zginąć wszyscy!
- To nie chodzi tylko o was! Ze swoimi zdolnościami Feliks może pogrążyć cały świat w ciemnościach. Nikt nie będzie umiał mu się przeciwstawić. Jeśli z nim odejdę postaram się go kontrolować. I trzymać jak najdalej od was ale, również od ludzi.
Kajusz słuchał mojego histerycznego wywodu. Widziałam że, strach w moich oczach jego też przeraża. Nagle Kajusz spiął się cały. Spojrzałam na niego z przerażeniem. Dopiero po chwili usłyszałam wampirze kroki. Wzięłam głęboki wdech i wyszeptałam do znieruchomiałego wampira:
- Uciekaj!
Ale on nie poruszył się. Wpadłam w panikę nie wiedziałam co mam zrobić. Po sekundzie na dachu pojawił się Feliks. Podszedł do mnie i chwytając mnie za włosy, przechylił mnie do tyłu. Przycisnął swoje usta do moich. Mogłam spróbować podnieść ręce i spróbować go obezwładnić. Podniosłam delikatnie ręce dotykając jego szyi. Już miałam je przesunąć na twarz. Ale znów usłyszałam głos, któremu nie umiałam się sprzeciwić:
- Bądź grzeczną dziewczynką.
Moje ręce opadły mimowolnie. Kątem oka widziałam Kajusza przyglądającego się tej upiornej scenie. Odsunęłam się delikatnie i wyszeptałam do Feliksa:
- Pragnę cię – moje słowa go chyba zdziwiły bo spojrzał na mnie podejrzliwie. – Chodźmy do naszego domu.
- Marna z ciebie aktorka – usłyszałam w odpowiedzi. – Więc to jest ten twój Marek?
- Nie.
- Błagasz mnie o trzy dni na pożegnanie a zamiast spędzać je ze swoim… kochankiem – warknął – Marnujesz je na spiskowanie przeciwko mnie. Widocznie byłem dla ciebie za dobry.
Feliks cały drżał ze wściekłości. Bałam się że może zrobić krzywdę Kjuszowi.
- Nie spiskowałam. Próbowałam go tylko uświadomić. Żeby pozwolili mi odejść.
- Nie musisz prosić ich o pozwolenie! Należysz do mnie!
- Wiem. Proszę nie pozwól mi cierpieć zabierz mnie daleko z tąd. I daj mi to czego pragnę.
Przylgnęłam do jego ciała. Oplotłam ramionami. Widziałam że w miejsce złości napływa nowe uczucie. Tak jak każdym nowonarodzonym tak i nim szargały nagłe namiętności. Musiałam zrobić wszystko żeby moi bliscy byli dalej bezpieczni.
- Dobrze sokoro jesteś taka napalona – spojrzał na mnie. - Tylko zostawię jeszcze małe ostrzeżenie. –
Podszedł bliżej do Kajusza i powiedział do niego:
- Uważasz się za lepszego ode mnie. Ale jesteś bezsilny. Przekaż swoim braciom żeby nie wtrącali się w moje sprawy. Wtedy i ja zostawię was w spokoju. A teraz uklęknij przed swoim panem i ucałuj moje stopy.
Widziałam jak gniew szarpie Kajuszem. Było to dla niego największe upokorzenie w życiu. Ale jego ciało poddawało się rozkazom Feliksa. Widziałam go klęczącego. To była moja wina. Podbiegłam szybko do Feliksa zanim Kajusz zdążył zbliżyć się do jego stóp. Rzuciłam się na niego i powalając go na ziemie, zaczęłam szaleńczo całować. Nie dając mu ani odrobiny wytchnienia. Rozdarłam jego koszulę i zaczęłam gryźć jego tors. Oderwałam się na chwilę. i wyszeptałam:
- Przepraszam… ale widząc cię takim władczym nie umiałam nad sobą zapanować.
Moje ręce dalej błądziły po jego ciele. Kajusz nadal klęczał. W końcu Feliks uwierzył mi. Chwycił mnie na ręce. Po czym rzucił cierpkie słowa w stronę klęczącego Wampira:
- Ostrzeż swoich braci że ze mną nie ma co zadzierać.
Kajusz wstał i spojrzał w moją stronę. Moje usta, nie wydając dźwięku ułożyły się w jedno słowo:
- Demetri!
Kajusz kiwnął lekko głową na znak że rozumie. Więcej już nie zdążyłam zobaczyć. Feliks targany pożądaniem zabrał mnie z dachu. Nie zdołał nawet donieść mnie do domu. Rzucił mnie na ziemie gdzieś w ciemnym zaułku. I zaczął brutalnie gwałcić moje ciało. Nie mogłam mu się sprzeciwiać. Musiałam nawet udawać zachwyt żeby nie nabrał podejrzeń. Pozostawiał kolejne blizny. Starałam się odłączyć umysł od ciała żeby nie oszaleć z bólu. Koncentrowałam się na głosach i zapachach mnie otaczających. Nie były one przyjemne ale było to lepsze niż koncentrowanie się na zadawanych mi ranach. Dopiero świt otrzeźwił trochę mojego oprawcę. Podniósł się, moje ciało poczuło ulgę. Znowu nie miałam na sobie ani skrawka materiału. Feliks spojrzał na mnie i powiedział gniewnie:
- Możesz do niego wrócić, zostały ci dwa dni.
- Nie chce do niego wracać – wyszeptałam to bluźnierstwo z uśmiechem na twarzy. – Nie zniosę rozłąki z tobą.
Feliks patrzył na mnie nieufnie.
- Pożądałam jego władzy, jego siły. Tego mi brakowało kochanie, silnego mężczyzny. Teraz ty jesteś najpotężniejszym facetem jakiego znam i do póki tak zostanie będę pożądać tylko ciebie.
- Powinienem być wdzięczny twojemu kochasiowi. Podarował nam tak wielki dar. Ale gdy myślę że on cię dotykał i… - znowu wpadał w gniew - … mam ochotę go zabić.
Wymusiłam w sobie dreszcz. Znów przylgnęłam do jego ciała. Znów zaczęłam pieścić jego ciało. Obsypywałam je całe pocałunkami. A jego złość znikała ustępując miejsca nowej fali pożądania. Wyszeptałam cicho:
- Zabierz mnie z tąd i zrób ze mną co tylko chcesz.
Nie musiałam długo czekać na odpowiedź już po chwili byliśmy w naszym domu. A Feliks znów znęcał się nade mną. Jego pieszczoty były coraz bardziej brutalne i coraz wymyślniejsze. Myśl o tym że mogłabym się do tego przyzwyczaić, raniła mnie jeszcze bardziej. O to jaki los mnie czekał. Oczy płonęły bólem. Wiłam się w agonii. Feliks odbierał to inaczej. Widziałam uśmiech na jego twarzy, i wciąż niegasnące podniecenie. Jego uczucie paliło mnie. Czułam że moje ciało płonie, a ja nie mogłam odsunąć się od płomienia. Karą za to było by patrzenie jak płonie Marek. Zastanawiałam się jak długo może trwać mój ból. Wzmagał się i niszczył mnie. Wyczerpana cierpieniem jakie przynosiło mi kolejne uniesienie mojego oprawcy, opadłam bezwładnie na ziemię. Feliks uśmiechał się zadowolony z siebie. Odbierał to całkiem inaczej. Pewnie myślał sobie: wykończyć wampirzycę, niezłe osiągnięcie. Ja nie mogłam go wyprowadzać z błędu więc szepnęłam resztką sił:
- Nigdy nie przeżyłam czegoś takiego.
Nie kłamałam w całej swojej egzystencji nie czułam się tak okropnie. Obolałe członki mojego ciała, leżały bezwładnie. Udręczony umysł stał na granicy, zza której nie było odwrotu. A wiedziałam że to dopiero początek.
***
- Musisz do niego wrócić - powiedział Feliks ubierają się.
Spojrzałam na niego. Był zadowolony z siebie. Wzięłam głęboki oddech i zmusiłam się do wstania. Podeszłam do niego i wtulając się w jego ramiona westchnęłam:
- Nie chce.
- W końcu do ciebie dotarło. Cieszę się że w końcu zrozumiałaś, że to mnie naprawdę kochasz.
Nagle usłyszałam jakieś głośne uderzenie. I po paru sekundach zobaczyłam go. Mój boski Marek stał w drzwiach mojej sypialni. Przyglądał się jak naga tulę się do innego wampira. Byłam pewna że skoczy i rozszarpie nas oboje. On natomiast wyciągnął w moją stronę rękę i szepnął najcudowniejszym głosem na świecie:
- Kochanie chodź proszę do mnie, zabiorę cię z tond.
Każda komórka mojego ciała wyrywała się do niego. Spojrzałam na twarz Feliksa wiedziałam że czeka tylko na mój błąd żeby móc go zabić. Oddałabym wszystko żeby móc dotknąć jego aksamitnej dłoni. Mimo to spięłam się i jeszcze mocniej przylgnęłam do ciała Feliksa. To była najgorsza scena z mojego istnienia. Mój ukochany stojący zaledwie na wyciągnięcie ręki. Ja naga w ramionach swojego oprawcy. Przez ciało Marka przeszedł dreszcz ale mówił nadal spokojnym tonem:
- Kochanie nic ci nie grozi, chodź ze mną.
Nagle u boku Marka pojawiła się Jane i Alec. Cień nadziei który przeszył moje ciało, był niewyobrażalni bolesny. Nie miałam pewności czy dadzą mu radę. Feliks wypuścił mnie z objęć i szepnął na tyle głośno aby wszystkie wampiry go usłyszały:
- Jesteś wolna możesz wybrać.
Wiedziałam że jego słowa nie są szczere. Była to ostateczna próba. Pragnęłam z całej siły móc wybrać Marka. Skręcałam się z bólu. Spoglądałam raz na niego raz na Feliksa. Pragnęłam teraz żeby chwycili mnie i rozdarli na pół żebym nie musiała cierpieć. Żebym nie musiała wybierać.
- Kochanie, nie bój się nic ci się nie stanie. Chodź do mnie.
Mimowolnie zrobiłam krok do przodu. Wiedziałam że to był niewybaczalny błąd. Musiałam zareagować natychmiast. Przykucnęłam, przybierając pozycję do ataku. Warknęłam cicho:
- Zostaw nas w spokoju! Nic dla mnie nie znaczyłeś.
Marek patrzył jak rzucam w jego stronę te bluźnierstwa. Cierpiałam katusze. Stałam zasłaniając swojego wroga i warcząc na ukochanego. Wszystko żeby go ratować – tłumaczyłam swoim myślom. Wiedziałam że będę musiała go zranić. Ale bolało mnie to stokroć bardziej niż jego. Pragnęłam wtulić się w jego ramiona. Prosić żeby mnie zabrał z tond jak najdalej.
- Słyszałeś! Ona podjęła decyzje – powiedział Feliks.
Feliks podszedł do mnie i położył mi ręce na ramionach. Wyprostowałam się i oparłam o jego ciało. Wiedziałam że torturuje swoimi gestami mojego ukochanego. Nie miałam wyjścia. Musiał uwierzyć że go wykorzystałam.
- Ona należy do mnie! - warknął Marek.
Już szykował się do ataku kiedy nagle upadł na ziemie. Zaczął wić się z bólu trzymając się za głowę i kuląc się w kłębek. Spojrzałam w stronę Feliksa. Stał z szyderczym uśmiechem na twarzy. Nie mogłam się zorientować o co chodzi. Dopiero kiedy spojrzałam na Jane zrozumiałam co się dzieje. Oczy małej wampirzycy były pełne przerażenia. Feliks sterował jej darem przeciwko Markowi. Alec miał taki sam wyraz twarzy widocznie jego darem też sterował. Nie miałam pojęcia co czuł teraz mój ukochany. Wiedziałam że cierpiał i nic nie mogłam z tym zrobić. Rzuciłam się na szyje Feliksa i szepnęłam:
- Starczy kochanie.
- Powinienem ich zabić inaczej nie dadzą nam spokoju.
- Jeśli to zrobisz, będą nas już zawsze ścigać.
Po raz pierwszy w życiu śmiertelnie się bałam. Widok cierpiącego Marka, będzie mnie już zawsze prześladował. Ale będzie też dla mnie motywacją. Poświęcę całą moją egzystencję aby on nigdy nie cierpiał. Podbiegłam do bliźniaków i chwyciłam je za ręce. Znów poczułam mrowienie, i już po chwili ich energia wypełniała moje ciało. Nie chciałam ich zabić, jedynie obezwładnić. Widziałam w ich oczach ból który mieszał się z innym uczuciem. Mimo iż ich krzywdziłam w ich oczach pojawiła się wdzięczność. Uśmiechnęłam się ukradkiem do Aleca. Po czym oboje powaliłam na ziemię. Widziałam że w Feliksie wzmaga się złość. Musiałam działać szybciej niż on. Podeszłam do leżącego Marka i lekkim kopnięciem pchnęłam go na ścianę. Widziałam jak zdziwienie miesza się z bólem. Musiałam go przekonać. Musiał stracić wszelką nadzieję. Podeszłam do niego i unosząc go za gardło do góry powiedziałam:
- Sam widzisz do czego jesteśmy zdolni. Daj nam spokój drugiego ostrzeżenia nie będzie.
Marek w ogóle się nie bronił. Nie szarpał. Patrzył tylko na mnie. Byłam tak blisko niego. Czułam jego zapach. Miałam ochotę paść mu do stóp i błagać, by mi wybaczył. Powiedzieć mu prawdę. Ale obraz jego twarzy wykrzywionej bólem motywował mnie. Nie mogłam się poddać. Nie po tym wszystkim co widziałam. Feliks był za silny. Opuściłam jego ciało delikatnie. Oderwanie dłoni od jego skóry było niczym najwymyślniejsza średniowieczna tortura. Chciałam szepnąć mu chociaż żegnaj, ale nie mogłam popełniać błędów. Odwróciłam się od niego i powoli przesunęłam się w stronę Feliksa. Usłyszałam cichy głos za swoimi plecami:
- Sylwio kocham cie. Pamiętaj zawsze będę.
To był gwóźdź do mojej trumny. Zamarłam w bezruchu. Już miałam zawrócić kiedy poczułam nagle jak moje ciało przysuwa się w stronę Feliksa. Teraz on panował nad moim ciałem. Moje ramiona objęły jego szyję. Ten jeden raz byłam mu wdzięczna. Wiedziałam że sama nie zdołałaby zrobić ani jednego kroku. Czułam jakbym w tym momencie rozdarła się na pól. Moje serce mimo iż martwe i ciche na zawsze zostanie z Markiem. Za Feliksem natomiast podąży jedynie cień istoty którą do tej pory byłam. Nie umiałam już nic powiedzieć, nic zrobić. Ta sytuacja była ponad moje siły. Feliks chwycił mnie za rękę i pociągną w kierunku okna tarasowego. Pocałował mnie w czoło po czym wziął na ręce i wyskoczył. Puścił się biegiem.
***
Nie mogłam płakać, więc nic nie koiło mojego bólu. Odtwarzałam w swojej głowie te scenę milion razy. Musiałam zapamiętać, dlaczego będę cierpieć do końca swych dni. Nie wiem jak długo Feliks biegł. W końcu zatrzymał się w jakimś lesie. Położył mnie na ziemi. Nie miałam ochoty się ruszyć. Nie chciałam na niego patrzeć. Chciałam go zabić. Chciałam się zabić. Pomyślałam że nie mam teraz nic do stracenia. Feliks spojrzał na mnie jak kule się z bólu na trawie. Podszedł do mnie i podniósł mnie tuląc do siebie.
- Nie mamy innego wyjścia, to będzie ostateczny dowód twojej miłości.
Spojrzałam n niego z przerażeniem.
- O co ci chodzi? – zapytałam drżącym głosem.
- Musisz go zabić inaczej nie da nam spokoju.
- Nie! Marek musi żyć żebym ja mogła żyć.
- Nie on musi umrzeć!
- Nie Feliksie musi zginąć tylko Demetri. To dzięki niemu mogą nas namierzyć. Jeśli on zginie nasze kłopoty się skończą.
- Demetri… - Feliks zamyślił się.
- Ja się tym zajmę.
Chciałam mieć pewność że niezabite kogoś przy okazji. Pyzatym jedyne co mogłam dać Demetriemu to szybkie i bezbolesne unicestwienie. Feliks przytaknął mi. Podniosłam się i rzuciłam się biegiem w kierunku hotelu. Nie mogłam dać się zabić bo wtedy nic by nie powstrzymało Feliksa. Kiedy stanęłam przed hotelem wpadłam na genialny pomysł. Musiałam wywabić Demetrego i znalazłam na to prosty sposób. Chwyciłam kamień i cisnęłam go w czerwonego Vaipera zaparkowanego tuż przed wejściem. Rozległo się wycie alarmu samochodowego. Ku mojemu zdziwieniu nikt się tym nie zainteresował. Liczyłam na to że wampir zechce sprawdzić co się dzieje z jego ukochanym autkiem. Nagle wyczułam że ktoś zbliża się w moim kierunku. Byłam stu procentowo pewna że był to wampir. Po krótkiej chwili rozpoznałam zapach.
- Witaj Demetri – szepnęłam.
- Moja pani – powiedział Demetri stając przede mną.
Skłonił się nisko. Mnie dopadły ogromne wyrzuty sumienia. On był dla mnie taki miły a ja musiałam go zabić tylko dlatego że posiadał pewien dar. Spojrzałam na niego, a on patrzył na mnie tak ufnie. Już chciałam się wycofać kiedy w mojej głowie pojawił obraz wijącego się z bólu i umierającego Marka. Podeszłam bliżej.
- Demetri… – zaczęłam niepewnie, ale on nie pozwolił mi skończyć.
- Wiem wszystko – powiedział patrząc mi w oczy. – Kajusz wszystko mi wytłumaczył. Nie martw się jestem dumny mogąc umrzeć w takiej sprawie.
- Demetri…
- Nie musisz mieć wyrzutów sumienia, ja zrobił by to samo będąc na twoim miejscu. Nie miał bym żadnych skrupułów, więc ty też ich nie miej. Chronienie członków triady jest najważniejsze, wiedziałem o tym kiedy rekrutowano mnie do straży. Możemy zaczynać?
Powiedział to jakby chodziło o wizytę u dentysty. Ale wiedziałam że muszę to zrobić. Nie byłam w stanie nic powiedzieć tylko jedno:
- Dziękuje.
Wampir uśmiechnął się i wyciągnął ręce w moją stronę. Podeszłam do niego i chwyciłam jego dłonie. Poczułam znajome mrowienie w dłoniach. Trochę mnie to zdziwiło bo myślałam że musze dotykać głowy mojej ofiary. Demetri czułym gestem przytulił mnie do siebie. Szepnął:
- Zróbmy to jak najszybciej.
Westchnęłam głośno. Zaczęłam czuć jak wysysam energie z mojego przyjaciela. Czułam przy tym niemal fizyczny ból. Nagle zdarzyło się coś nieprawdopodobnego. Nie miałam pojęcia co się ze mną działo. Jakbym przestała istnieć. Nie czułam nic i wtedy w moim umyśle pojawiła się jedna myśl… Alec. Nie wzięłam tego pod uwagę. Dałam się tak głupio wciągnąć w pułapkę. Więc Kajusz mnie zdradził. Skazał wszystkich Volturi na śmierć. Nigdy mu tego nie wybaczę. Najbardziej dręczyła mnie myśl, że nie wiedziałam co się działo. Czy toczy się walka? Czy Marek jest bezpieczny? Byłam pewna, że do póki Alec żyje, ja pozostanę w takim stanie. Nigdy nie byłam zbyt pobożna, ale w tej chwili zaczęłam się modlić. Błagałam Boga, aby Markowi nic się nie stało.
*** |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez serenithy dnia Sob 8:51, 12 Wrz 2009, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
trueblood
Nowonarodzony
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 15 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 19:17, 18 Wrz 2009 |
|
Od dawna śledzę opowiadania umieszczane na tym forum ale dopiero to zmusiło mnie, abym w końcu zalogowała się, ujawniła swoją obecność i powiedziała co myślę o tym opowiadaniu. Krótko mówiąc jestem zachwycona! ! ! ! ! ! ! ! Przeczytałam to opowiadanie kilka razy i za każdym razem coś mnie zaskakuje na przykład ten Feliks. W opowiadaniu jest tyle wątków, a jednak autorka panuje nad nimi i stopniowo je rozwija. Akcja wcale nie opada ciągle trzyma w napięciu kiedy jestem już przekonana że teraz już wszystko będzie dobrze pojawiają się kolejne przeszkody, aż zapiera dech. Jest tu też coś czego nie znalazłam nigdzie indziej, tajemnica, mam nadzieje że w też to czujecie że Sylwia jest bardzo tajemniczą postacią i myślę, że nas jeszcze zaskoczy, Marek natomiast ma wiele cech Edwarda chociaż jest bardziej stanowczy i męski jak mi się wydaje, bo z jednej strony niby pozwala Sylwii wybrać ale nie godzi się z jej wyborem i idzie za głosem serca, nie poddaje się. intryguje mnie też co to znaczy, że jest idealna? Aż korci mnie żeby przeczytać zakończenie, coś czuje po klimacie opowiadania, że nie będzie zbyt szczęśliwe! co do stylu i poprawności to się nie czepiam w końcu nie o to chodzi w dawaniu komentarzy żeby ocenić ortografie ale żeby docenić to co tekst ten niesie w sobie. Czekam z niecierpliwością i mam nadzieje że się nie zawiodę. pozdrawiam i czekam na kolejną część! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
serenithy
Człowiek
Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pią 19:32, 18 Wrz 2009 |
|
DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE! TO JUŻ OSTATNI FRAGMENT MROŹNEGO PORANKU MA NADZIEJE ŻE WAS NIE ROZCZARUJE. ŻYCZĘ MIŁEJ LEKTURY I POZDRAWIAM WSZYSTKICH SWOICH CZYTELNIKÓW TO DLA WAS PISZĘ!
***
Nagle wszystko wróciło. Moje wampirze zmysły znów zaczęły rejestrować tysiące bodźców, dając mi opis sytuacji. Znajdowałam się w jakimś wilgotnym lochu. Nie było w nim żadnego światła, byłam pewna że znajduje się jakieś dwadzieścia metrów pod ziemią. Moje ciało przykute było do ściany obręczami, wykonanymi z jakiegoś dziwnego strasznie wytrzymałego metalu. Szarpałam się ale nie mogłam się uwolnić. Gdzieś w oddali wyłapałam jakieś obce mi głosy. Zdziwiło mnie bardzo że czuje zarówno wampirzy słodki zapach, jak i kuszący ludzki. Nie wiedziałam gdzie jestem ani co się wydarzyło. Jedyna myśl która utrzymywała mnie przy zmysłach to nadzieja że Markowi nic się nie stało. Próbowałam się uwolnić ale metal nawet nie drgnął i wtedy przypomniałam sobie że coś podobnego już się zdarzyło. Zaraz po mojej przemianie obudziłam się przykuta do ołtarza. Gdzieś w oddali usłyszałam skrzypnięcie metalu. A potem usłyszałam znajomy rytm wybijany przez wampirze kroki. Dwa wampiry schodziły po schodach idąc w moim kierunku. Zapach zdradził mi tożsamość moich gości. Zanim zdążyły minąć dwie sekundy drzwi loch zaskrzypiały i otwarły się. Pierwszy wszedł Kajusz pewnym krokiem a zaraz za nim do lochu wszedł Aro. Przyglądałam im się intensywnie po czym zapytałam o jedyną rzecz która mnie obchodziła.
- Co z Markiem?
- Spokojnie moja droga jest cały i zdrowy.
Te słowa były chłodnym deszczykiem dla mojej spalającej się z troski i zmartwienia duszy. Markowi nic nie było, moje prośby zostały wysłuchane. Byłam szczęśliwa. W mojej głowie natychmiast pojawiły się następne pytania.
- Gdzie on teraz jest? I dlaczego jestem tu więziona? Chce go zobaczyć!
- Niestety to teraz nie jest możliwe – powiedział spokojnie Aro. - Musisz nas zrozumieć Sylwio. I wiedzieć że robimy to dla jego dobra.
- Dla dobra całego naszego świata – dodał Kajusz.
- Mało jeszcze wiesz o naszym świecie Sylwio. Nie masz pojęcia jak cienkie są granice, które wyznaczamy. Jak kruche są zasady, które rządzą naszym światem. I jak niewiele trzeba, aby zapanował w nim chaos. Dlatego tak ważne jest pilnowanie porządku.
- Aro nic nie rozumiem, o czym ty mówisz?
- Och Sylwio gdyby to było proste, tak bardzo bym chciał żebyś wszystko zrozumiała. Żeby ci to wytłumaczyć muszę najpierw opowiedzieć ci o naszym początku. To było bardzo dawno temu, już nawet nie pamiętam ile setek lat już minęło. Wtedy na świecie było o wiele więcej wampirów niż teraz. Ludzie byli bezbronni wobec naszej siły. I wtedy pojawił się on…
- Adonis – wyszeptał Kajusz.
- Był on najpotężniejszym ze znanych mi wampirów. Szybko podporządkował sobie liczne klany wampirów. Ogłoszono go wtedy przywódcą, my nazywaliśmy go pierwszym.
- Był najstarszym wampirem jakiego znaliśmy, jego pamięć sięgała niemal do czasów prehistorycznych. – wtrącił Kajusz.
- Adonis rządził sprawiedliwie wampirzym światem. Ustalił zasady które gwarantowały nam spokojną egzystencje. Pierwszy dbał o to aby zachować równowagę między naszym światem a światem ludzi. W końcu byli nam na swój sposób potrzebni. Gdyby ludzki rodzaj wyginął, co by wtedy stało się z naszym światem? Niestety Adonis jak każdy władca, miał swoich zwolenników, jak i przeciwników. Rządne władzy wampiry powstały przeciwko Adonisowi.
- Wybuchła wojna. – powiedział Kajusz.
- Jedyna taka wojna, pochłonęła wiele ofiar. Wampiry walczyły ze sobą wybijając siebie na wzajem jak również ogromną ilość ludzi. Atakujący jednak nie docenili siły Adonisa.
- Miał on ogromny i potężny dar – dodał Kajusz.
- Wszyscy jego przeciwnicy zostali zniszczeni. I wtedy Adonis został ogłoszony imperatorem. Nikt już nie ośmielił podważyć się jego praw. Rządził sprawiedliwie nikt tego nie kwestionował.
- Do czasu - wtrącił Kajusz.
- Tek wtedy pojawiła się Dalila. Była to niezwykła ludzka kobieta. Adonis po wiekach samotnego życia postanowił stworzyć sobie partnerkę.
- Niestety wybrał właśnie ją. Dalila stała się jedną z nas i dopiero wtedy pokazała swoją prawdziwą twarz. Zaraz po przemianie okazało się że jest równie silna jak Adonis. Do tego był rządna krwi i władzy.
- Nastały ciemne czasy dla naszego rodzaju – westchnął Kajusz.
- Okręciła sobie Adonisa wobec palca, spełniał każdą jej prośbę. Adonis był głuchy na racjonalne argumenty. Nikt nie spodziewał się, czego pragnie Dalila.
- Niektórzy podejrzewali, ale nikt ich nie słuchał – wtrącił z przekąsem Kajusz.
- Tak. Dwa wampiry ośmieliły się podzielić z Adonisem swoimi podejrzeniami. Ale on był całkiem zaślepiony, nie chciał nas słuchać!
Słuchałam zaciekawiana tej historii. Widziałam z jaką pasją i zaangażowaniem mi ją opowiadają. Byłam pewna że brali udział w tych wydarzeniach, bo uczucia było widać na ich twarzy. Nie wiedziałam tylko po co mi to mówią. I co to ma wspólnego ze mną i z Markiem.
- Adonis nie wierzył, że jego wybranka pragnie dla siebie absolutnej władzy, a on sam jest tylko środkiem. – dodał Kajusz.
- Nie mogliśmy na to patrzeć. Musieliśmy udowodnić że nasze podejrzenia są prawdziwe. Uknuliśmy więc spisek przeciwko Dalili.
Spojrzałam na nich i wszystko zrozumiałam.
- To wy byliście tymi dwoma wampirami – stwierdziłam.
Aro tylko uśmiechnął się i lekkim kiwnięciem głowy potwierdził moją tezę.
- Tak moja droga. To my jako jedyni zachowaliśmy zdrowe zmysły. Nie ulegliśmy czarowi jaki roztaczała Dalila. Trzeźwo patrząc na sytuacje domyśliliśmy się o co chodzi tej wampirzycy.
- Ale potrzebowaliśmy dowodów – wtrącił Kajusz.
- Zdobyliśmy je, ale Adonis wziął to za podstęp i spisek. Nie uwierzył nam – westchnął Aro. – Dalila zaczęła niszczyć nasz świat. I wydawało się że nic jej nie powstrzyma. Każdy kto stanął jej na drodze ginął. Adonis pod jej wpływem stał się nieugiętym tyranem. Krążyły głosy domagające się zmiany stanu rzeczy. Ale szybko milkły, na wieczność. Ale wtedy nagle los zaczął nam sprzyjać bo pojawił się on.
Kajusz uśmiechnął się tajemniczo i wyszeptał cicho – Marek.
- Pojawił się z nikąd – kontynuował Aro. - On sam nie pamiętał swojego życia sprzed przemiany. Obudził się po prostu w jakiejś jaskini i nic nie pamiętał. Zaczął tułać się po świecie aż trafił na nas. Z początku wydawał się być zwykłym wampirem, nie wykazywał jakiś szczególnych zdolności.
- Dobrze je ukrywał, tak jak teraz, z resztą – dodał Kajusz.
- i wtedy nadarzyła się szansa na przywrócenie sprawiedliwych rządów. Dalila zakochała się w Marku. On sam gardził nią. Doprowadzało to ją do furii. Adonis oczywiście niczego nie zauważył. Nie zauważył nawet, że Dalila postanowiła się go pozbyć. Miała już na tyle dużo zwolenników, że nie potrzebowała go. Nic nie spodziewający się Adonis zginął z ręki swojej ukochanej. Dalila natomiast objęła rządy jako imperatorka. Chciała zmusić Marka aby dołączył do niej, on jednak uważał ją jedynie za stworzenie godne pogardy. Dalila dała mu wybór albo z nią albo w ogóle. I wtedy nasz świat podzielił się na dwie połowy. Jedna to ci którzy stali po stronie Dalili. Druga to ci którzy wiązali nadzieje z nowym początkiem, z Markiem. Marek nie chciał władzy chciał się usunąć w cień, ale na szczęście udało nam się przekonać go, że to dla dobra nasz wszystkich. Losy całego świata leżały w jego rękach. Istnienie nasze jak i całej ludzkości. Wszystko zależało od jego decyzji.
- Nasza walka była skazana na przegraną. – Zaczął mówić Kajusz. – Było nas o wiele mniej niż zwolenników Dalili. Walka była zacięta. W końcu na polu bitwy została tylko garstka wojowników Dalili i nas trzech ja, Aro i Marek. Dajlila pewna swej wygranej uderzyła na nas. I wtedy jeden jedyny raz Marek użył swojej umiejętności. Widok był przerażający, nigdy nie zapomnę tego obrazu. – Kajusz zatonął w swoich myślach, jego twarz wykrzywił przerażający grymas.
- Na polu bitwy zostaliśmy tylko my. Chcieliśmy ogłosić Marka nowym imperatorem, ale on odmówił. Załamał się po tym co zrobił. Twierdził że żadne stworzenie nie zasłużyło na taki koniec. Marek przysiągł sobie że nigdy już nie użyje swojego talentu przeciwko żadnej żyjącej istocie. Chciała odejść. Ale nie mogliśmy mu na to pozwolić.
- Znów zapanował by chaos – jęknął Kajusz.
- Postanowiliśmy wspólnie że nie zostanie ustalony kolejny imperator. Ale nasz świat potrzebował zasad i strażników którzy będą ich strzec. Tak powstała triada. Marek, Kasjusz i Ja, jedyne wampiry które pamiętały stary porządek. Ustaliliśmy nowe prawo na wzór pierwszych zasad które wprowadził Adonis. I poprzysięgliśmy że nigdy z żadnego powodu nie sprzeniewierzymy się nim.
- Nasz porządek trwa już dwa tysiące lat. – powiedział z dumą Kajusz.
- Triada zapewnia naszemu światu równowagę.
Wtedy dotarło do mnie co mi chcieli powiedzieć. Zrozumiałam swoją sytuację. Spuściłam swój wzrok i szepnęłam cicho:
- Ja nie jestem taka jak Dalila.
- Oczywiście że nie moja droga. Ty naprawdę kochasz Marka, wiem to, bo znam twoje myśli. Wiem że potrafiłabyś się dla niego poświęcić.
- I to musisz zrobić – wtrącił Kajusz.
- Ale dlaczego? Ja nie pragnę władzy. Chce tylko być przy Marku – powiedziałam.
- O to właśnie chodzi moja droga. – kontynuował Kajusz. - On też pragnie tego, ponad wszystko. Poświęcił by cały świat, cały ład - dla ciebie. On jest gwarantem równowagi pomiędzy naszym światem a światem ludzi. Nie zdajesz sobie sprawy z jego mocy, jeżeli Marek opuści triadę nie ostanie się nikt. Znów wybuchnie walka o władze. Znów zginą setki wampirów i miliony ludzi. Nastanie najmroczniejsza epoka w dziejach świata.
- Ale on tego nie zrobi.
- No i dochodzimy do sedna sprawy. Moja droga, Marek podjął już decyzje i oficjalnie nam ją przedstawił. Postanowił odejść z tobą, stwierdził że to będzie dla was najlepsze wyjście. – powiedział z przekąsem Kajusz. Zrozum on się nie podda. Nigdy nie widziałam żeby mu na czymś aż tak zależało. Nic do nie go nie dociera.
- Tak jak do Adonisa – szepnęłam.
- Tak zachowuje się bardzo podobnie. Zrozum nas Sylwio, kochamy cię jak naszą własną siostrę ale są rzeczy ważniejsze.
- A jeśli przekonam go żeby został?
- Marek jest bardzo uparty. Nawet jeśli ci się uda, to będzie to czasowe, do póki znowu coś nie zagrozi twojemu życiu. I wtedy tak jak teraz nie będziesz miała na to wpływu.
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nie wiem co tak na prawdę się stało? Co się stało z Faliksem? Nie dbałam o jego życie, byłam po prostu ciekawa. Podniosłam więc wzrok i zapytałam cichutko:
- Co się stało z Feliksem?
- Spotkał go los gorszy od śmierci - powiedział Kajusz, znów wykrzywiając twarz w grymasie.
- Co się z nim stało? – Zapytałam.
- Marek… – szepnął cicho Aro.
Nic więcej nie musiał mówić. Spuściłam wzrok i szepnęłam cicho:
- Ale przecież przysiągł, po zniszczeniu Dalili, że tego już nigdy nie uczyni.
- No właśnie. Widzisz teraz o co chodzi. Marek jest w stanie zniszczyć cały świat, przez wzgląd na ciebie.
- I stanie się tak jak z Adonisem – jęknęłam cicho.
- Nie – warknął Kajusz – Marka nikt nie będzie w stanie powstrzymać. Jedynym wampirem który jest w stanie powstrzymać Marka jesteś ty.
- Nigdy nie skrzywdzę Marka – powiedziałam gniewnie.
- Ani on ciebie – kontynuował Kajusz. Historia się powtarza. Dwa najpotężniejsze wampiry znowu są razem. Co prawda ty jesteś inna, ale Marek jest dokładnie taki sam jak Adonis. Tak samo desperacko zakochany jak on i tak samo zawzięty.
- Co mam zrobić? Czego ode mnie oczekujecie? – zapytałam.
- Mamy nadzieje że nie dopuścisz aby historia się powtórzyła. Losy świata tym razem zostały złożone w twoje ręce. Za godzinę przyjdzie po ciebie Marek. On nadal myśli że jesteś pod wpływem Alecka. Nie wie o tej rozmowie.
- To sprawi mu ból. Nie ma żadnej nadziei dla nas?
- Gdyby była, nigdy nie śmielibyśmy prosić cię o to. Uwierz nam to jedyny sposób. – Powiedział ze smutkiem Aro.
- Jestem więc gotowa. Zabijcie mnie teraz!
Aro skrzywił się, na jego twarzy pojawił się grymas bólu, tak samo jak na twarzy Kaajusza.
- No dalej - warknęłam - sama się nie zabije!
Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że to nie jest wyjście.
- Z rozpaczy zabije całe życie… szepnęłam.
Aro i Kajusz spojrzeli na mnie przytakując mi.
- Nie mogę też odejść bo on będzie mnie szukał i znajdzie. Muszę go przekonać że go nie kocham, to on musi podjąć tą decyzje. To on musi mnie zabić.
Nagle przez całe moje ciało przeszedł dreszcz bólu. Wiedziałam że będzie go bardziej boleć niż mnie. Wiedziałam że będzie cierpieć, ale musiałam to zrobić. Mogłam oczywiście nie zważać na nic, wybrać miłość. Co by się wtedy na prawdę stało? Oczy piekły mnie niemiłosiernie. Ból przeszywał moje ciało kolejnymi falami. Z zamyślenia wyrwał mnie Aro mówiąc:
- Pójdziemy już, Marek niedługo tu przyjdzie. Pamiętaj niczego od ciebie nie wymagamy. Każdą twoją decyzje uznamy za słuszną – Aro podszedł bliżej, chwycił moją twarz i ucałował moje czoło.
Kajusz powtórzył jego gest, po czym szepnął do mnie:
- Chciałbym pomóc ci nieść to brzemię. Gdybym tylko mógł…
Oboje cofnęli się i spoglądając na mnie wycofali się i wyszli. Zostawili mnie samą. Długo myślałam nad różnymi scenariuszami. Nad tym co powinnam zrobić i co chcę zrobić. Zastanawiałam się czy będę w stanie zrobić to co powinnam. Nie wiem jak długo byłam pogrążona w myślach. Dopiero dźwięk kroków na korytarzu otrzeźwił mój umysł. Wzięłam głęboki wdech i byłam pewna że to on.
***
Z każdym krokiem moje ciało drżało coraz mocniej. Stałam na rozstaju drugi, z jednej strony to co chciałam, a z drugiej to co powinnam. Co miałam zrobić? I wtedy go zobaczyłam. Mój anioł stał u drzwi lochu, przyglądał mi się wzrokiem przepełnionym miłością. Podszedł do mnie, a ja zrobiłam to co musiałam. Naprężyłam wszystkie mięśnie i warknęłam ostrzegawczo. Marek jednak zignorował moje zachowanie. Chciała już zacząć odpinać obręcze więżące moje ciało, kiedy to wyszczerzyłam zęby i ponownie warknęłam. Marek uśmiechnął się do mnie i szepnął do mnie:
- Spokojnie kochanie zaraz będziesz wolna.
Zaczęłam się szarpać, udając że chce się wyrwać. Gdy tylko Marek zbliżył się do mnie i zaczął odpinać obręcze, wbiłam zęby w jego szyję, boleśnie go kąsając. Odsunął się ode mnie i znów szepnął słodko:
- Kochanie wiem że jesteś zła, ale to bolało.
Uśmiechnął się i znów chciał podejść do mnie. Ale ja znów naprężyłam się i warknęłam. Napięłam swoje mięśnie, zacisnęłam pięści. Marek przyglądał się mojemu zachowaniu. Nie rozumiał go tak jak i ja nie rozumiałam. Podszedł do mnie i nie zważając na moje zachowanie zaczął znów odpinać obręcze. Uwolnił najpierw moje nogi, więc odepchnęłam go tak że przeleciał na drugi koniec lochu. Podniósł się, jego wzrok był pełen obaw i zmartwień. Nie wiedziałam co on teraz czuje. Mnie rozrywał przerażający ból, trawiący moje ciało. Marek podniósł się i znów podszedł do mnie. Stanął przede mną i ignorując moje zachowanie zaczął mówić do mnie.
- Kochanie wszystko ci wyjaśnię, tylko pozwól mi żebym cię stąd zabrał. Już wszystko jest w porządku. Uspokój się proszę bo nie mogę cię uwolnić.
Znów warknęłam. Napięłam swoje ciało. Wyszczerzyłam zęby, dając mu do zrozumienia że nie mam zamiaru odpuścić.
- Kochanie nie denerwuj się, wiem że cię oszukałem, ale to było dla twojego dobra. Teraz już nic nie stoi na drodze naszemu szczęściu.
Jak bardzo chciałabym w to wierzyć. Ale nie mogłam. Nie mogłam dopuścić do tego żeby całe losy świata zależały od moich kaprysów. Marek znów zaczął majstrować przy obręczach a ja wiłam się jak opętana. W pewnym momencie musnął swoją dłonią moje ciało. Zalała mnie fala pożądania. Było ono tak silne że całe moje ciało przeszył dreszcz. Marek cofnął się a ja jęknęłam cicho. Chciałam dać mu do zrozumienia że jego dotyk sprawia mi ból. Marek wyciągnął rękę w moją stronę, a ja chciałam dać mu do zrozumienia że nie chce tego. Odsunęłam się jak najdalej mogłam. Gdy tylko mnie dotknął, wykręciłam się i jęknęłam głośno. Natychmiast cofnął rękę i spojrzał na mnie zdziwiony. Gdy tylko cofnął rękę rozluźniłam mięśnie. Popatrzył na mnie i zapytał:
- Kochanie co się stało?
Nic nie odpowiedziałam tylko spojrzałam na niego wzrokiem pełnym złości.
- Wyczuwam twoją wściekłość i ból ale nie wiem skąd to się bierze?
Warknęłam tylko cicho w odpowiedzi. Znów naprężyłam ciało i zaczęłam wić się i szarpać. Nie wiedziałam jak będzie interpretować moje zachowanie. Nie wiem czego po nim oczekiwałam. Wiedziałam tylko że nie będę mu tego w stenie wytłumaczyć. Jedyne co mogłam zrobić to trzymać go na dystans. Nie mogłam dopuścić, aby zapanowało nade mną uczucie, które paliło mnie od środka. Mały błąd mógł kosztować mnie bardzo drogo. Marek przyglądał mi się uważnie. Nagle cofnął się do drzwi i warknął na strażnika:
- Sprowadź Aro, natychmiast!
Marek stał wpatrzony we mnie. W jego oczach widać było ból. Nie rozumiał mojego zachowania. Pragnęłam bardzo przestać istnieć. Zastanawiałam się co bym zrobiła gdybym mogła cofnąć czas. Jakich wyborów bym dokonała. Starałam się unikać jego wzroku. Szarpałam się warcząc jak opętana, a on stał i przyglądał się mi. W oddali usłyszałam kroki Ara, towarzyszyły mu dwa inne wampiry. Jednym z nich, to z pewnością Kajusz, natomiast kroki drugiego był mi nie znane. Marek stał jak posąg, nie poruszył się nawet kiedy Aro i Kajusz weszli do lochu. Obcy wampir trzymał się z tyłu. Nie wszedł do lochu, ale zatrzymał się przed drzwiami. Aro podszedł do Marka i kładąc mu rękę na ramieniu zapytał grzecznie:
- Marku co się stało?
Marek stał wpatrzony w moje wijące się w konwulsjach ciało. Nic do niego nie docierało. Zniecierpliwiony Kajusz szturchnął go lekko i zapytał:
- Marku co się stało?
- On jej coś zrobił… coś się z nią dzieje. Ja nie rozumiem…
- Uspokój się Marku, zaraz wszystkiego się dowiemy – powiedział Aro.
Podszedł do mnie. Wzdrygnęłam się. Odsunęłam się niestety moje ruchy były ograniczone. Po chwili poczułam jak Aro dotyka mojej dłoni. Marek przyglądał się każdemu mojemu ruchowi. Aro spojrzał na mnie z zaciekawieniem, napięłam wszystkie swoje mięśnie. Po czym zrobiłam to co powinnam. Zacisnęłam swoją dłoń na dłoni Ara i czując delikatne mrowienie. Mimo iż nie chciałam tego zrobić, wyssałam część jego energii. Starałam się nie zrobić mu krzywdy. Trudno było oderwać się od niego. Czułam jak rozkoszna i potężna energia wypełnia moje ciało. Rozchodziła się po moim ciele niczym ciepło, którego tak dawno nie czułam. Kiedy jednak Aro osunął się na podłogę, puściłam jego dłoń. Kajusz podszedł szybko do brata i pomógł mu wstać. Marek natomiast dalej stał niczym posąg wpatrując się we mnie. Po chwili Aro doszedł do siebie i szepnął do Marka:
- To nie ona.
Marek spojrzał na niego z zaciekawieniem. Po czym zapytał:
- Co z nią jest?
- Nie wiem, nie pozwala mi wniknąć w swoje myśli. Jest w niej coś czego nie rozumiem. Jakby to nie była ona…
- Jak to nie ona! To moja Sylwia – warknął Marek.
Skomentowałam to głośnym warknięciem.
- Marku nie wiem co się dzieje – powiedział skruszonym głosem Aro.
Marek podszedł do mnie. Znów zaczęłam histerycznie reagować na bliskość mojego ukochanego. Zignorował moje zachowanie. Podszedł do mnie i chwycił w swoje dłonie moją twarz. Napięłam swoje mięśnie jęknęłam głośno, jakby sprawiał mi ból. On jednak nie zrezygnował. Przybliżył swoje usta do moich. Dobrze że moje serce nie mogło już bić, bo zdradzało by ekscytacje jaką odczuwałam. Pożądanie zalało mnie nową falą. Kiedy usta Marka dotknęły moich, poczułam rozkosz i słodycz. Nie mogłam się jednak zapomnieć. I mimo iż czułam niewyobrażalną rozkosz musiałam zrobić coś co zaboli nie tylko mnie. Spięłam się mocno po czym czując lekkie mrowienie zaczęłam wysysać energie mojego najdroższego. Miałam nadzieje że odsunie się, czując jak uchodzi z niego energia. On jednak nie cofnął się. Jego pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny. Czułam jak słabnie z każdą sekundą. Bałam się że go skrzywdzę ale wiedziałam że jeżeli przestanę to na nic pójdzie cały mój trud. Na szczęście Aro i Kajusz zdążyli odciągnąć Marka ode mnie, zanim zdążyłam go skrzywdzić. Warknęłam głośno. Marek też próbował się wyrwać swoim braciom, ci jednak zdołali go utrzymać z dala ode mnie.
- Marku może potrzebuje czasu – szepnął Kajusz. – Nie wiemy co się dzieje, ale musimy zachować środki ostrożności.
Marek warknął gniewnie na swojego brata po czym odwrócił się w moją stronę. Jego oczy czerwieniły się jakby miały z nich polecić łzy. Spojrzał na mnie wzrokiem pełnym troski i szepnął łagodnie:
- Nie wiem co ten bydlak tobie zrobił kochanie. Chce ci pomóc ale musisz mi powiedzieć co się stało? Szaleje z rozpaczy, więc błagam powiedz mi jak mam ci pomóc?
Wykręciłam głowę w przeciwną stronę. Marek chciał podejść do mnie, ale bracia znów go przytrzymali.
- Marku choć, powinniśmy to przedyskutować – wtrącił Aro.
- Nigdzie się bez niej nie ruszę! - Warknął Marek.
Wyszarpnął się z więznących go rąk. Podszedł do mnie i klękając u mych stup zaczął rozpaczliwie prosić:
- Kochanie nie wiem co się stało, ale błagam cię odezwij się chociaż do mnie.
Odtrąciłam go tak iż upadł na podłogę. Ból który widziałam na jego twarzy wzmacniał ten który rozrywał moje ciało. Chciałam się odezwać. Muc chociaż powiedzieć że go kocham, albo że to nie jego wina. Nie mogłam zrobić nic. Chciałam to wszystko zakończyć. Byłam na skraju obłędu kiedy patrzyłam na Marka. Jego ból odbijał się w moich oczach. Czułam się jakby ktoś wyrywał mi serce przegryzając się przez moją klatkę piersiową. Cierpienie Marka było nie do zniesienia dla mnie. Kajusz próbował odciągnąć Marka. Aro wciąż powtarzał:
- Marku dajmy jej czas.
Ale do Marka nie docierały żadne racjonalne argumenty. Chciałam żeby odszedł. Chciałam cierpieć w spokoju. Każdy oddech mojego ukochanego torturował moje nozdrza. Każdy jego ruch przeniknięty bólem rozrywał moją dusze na strzępy.
- Marku musimy to przedyskutować. Porozmawiajmy na spokojnie. Znajdziemy jakieś wyjście.
- Nigdzie się bez niej nie ruszę – warknął Marek.
- To nie jest dobry pomysł Marku. Ona strasznie źle znosi naszą obecność, popatrz na nią. Powinniśmy dać jej odpocząć – powiedział Kajusz.
Byłam mu za to wdzięczna. Co prawda nie mogłam odczuwać zmęczenia, ale ból który czułam doprowadzał mnie do obłędu. Czy wampiry mogły postradać zmysły? Ja czułam że jeśli to potrwa dłużej to naprawdę oszaleje. Marek patrzył cały czas na mnie. Jego sińce wokół oczu były ogromne a tęczówki niemal czarne. Były takie nieprzeniknione, nie można było wyczytać z nich nic oprócz ogromnego bólu.
- Marku, Kajusz ma racje. Zostawmy ją samą. Może ten stan minie – szepnął z troską Aro.
- Nie mogę jej tak zostawić. Sama, przykuta do ściany jak zwierze… – głos mu się załamał.
W tym Momocie do lochu wkroczył wampir który dotychczas trzymał się z tyłu. Był to smukłej budowy, wysoki mężczyzna o długich białych włosach. Nigdy wcześniej go nie widziałam. Podszedł do Aro i spojrzawszy na niego musnął jego dłoń. Zastanawiałam się co mu chce przekazać. Aro kiwnął tylko głową po czym powiedział do Marka:
- Dla jej dobra powinniśmy zostawić ją w spokoju. Jej stan pogarsza się z sekundy na sekundę.
Marek spojrzał na mnie, a potem na obcego wampira. Po czym podszedł do mnie i chwytając moją twarz w swoje dłonie szepnął:
- Kocham cię, bez względu na wszystko. Wrócę jak tylko będę mógł.
A potem wpoił się w moje usta. Próbowałam się szarpać, ale przegrywałam ze swoimi uczuciami. Wiem że powinnam go odepchnąć ale nie umiałam. Napięłam wszystkie mięśnie i jęknęłam głośno marszcząc brwi. Marek odsunął się natychmiast. Spoglądał na mnie a ja nic nie mogłam zrobić. Był to najbardziej bolesny widok, widzieć jak mój ukochany cierpiąc odwraca się i wychodzi. Miałam tylko nadzieje że nie będzie cierpiał bardziej niż ja.
***
Zostałam sama. Długo wsłuchiwałam się w oddalające się kroki. I co teraz się stanie? Mam całą wieczność spędzić przykuta do tej ściany? Byłam gotowa ponieść taką cenę pod warunkiem że nie przysporzy to jeszcze więcej cierpienia mojemu ukochanemu. Nie mogłam ryzykować, a może mogłam? Może za bardzo się przejęłam tym wszystkim. W końcu kocham Marka co mogło by się stać? Czy miłość nie jest najważniejsza na świecie. Czy nie powinnam o nią walczyć? Co mnie obchodzi cały świat, kiedy nie mogę mieć, tego czego pragnę? Długo rozmyślałam nad tym wszystkim. Samotność dokuczała mi, jak nigdy dotąd. Czułam się jakbym była jedyną istotą na świecie. Pozostawiona na pastwę swej wieczności. Gdybym choć mogła mieć nadzieje, że śmierć ukoi mój ból, ale nie mogłam. Byłam nieśmiertelną istotą, która bez końca będzie płonąć bólem. Dość długo dyskutowałam z swoimi myślami. W końcu znowu usłyszałam kroki. Rozpoznałam je natychmiast, to kroki Marka, wybijały rytm symfonii, która pieściła moje uszy. Dopiero po chwili usłyszałam też kroki drugiego wampira. Rozpoznanie jego kroków nie było trudne. W mojej głowie zagościła myśl: Po co Marek sprowadził Aleca? I wtedy znów zapadłam się w ciemność. Nic nie czułam i poznałam odpowiedź na swoje pytanie. Alec był jedynym wampirem który mógł mnie unieszkodliwić. No prawie jedynym, Marek radził sobie prawie równie dobrze co on. Ocknęłam się w całkiem innym miejscu. Była to bardzo wysoka komnata. Pod samym sufitem były okna z zdobnymi kratami. Nie byłam już skrępowana. Wstałam więc i rozejrzałam się dokładniej. Pomieszczenie było okrągłe i miało jedną parę żelaznych drzwi. Na samym środku komnaty było ogromne łóżko na którym leżałam. Dopiero po chwili moje zmysły dały mi do zrozumienia że nie jestem sama. Zerwałam się i natychmiast odskoczyłam sycząc. Marek stał oparty nonszalancko o ścianę. Moja reakcja go nie zdziwiła. Warknęłam ostrzegawczo, a on się tylko do mnie uśmiechnął. Po czym odezwał się najsłodszym głosem na świecie.
- Aro i Kajusz doradzali mi abym dał ci czas. Nie wiemy co się stało i dlaczego, ale ty zawsze byłaś wyjątkowa. Chce żebyś wiedziała że bez względu na wszystko nigdy nie przestanę cię kochać i będę czekać na ciebie choćby całą wieczność.
Chciałam się odezwać powiedzieć mu cokolwiek ale nie była w stanie. Zignorowałam go. Wskoczyłam na okno które znajdowało się pod sufitem i siadając na parapecie zaczęłam wpatrywać się w krajobraz rozciągający się za oknem. Starałam się udawać że go nie widzę. On sam nie narzucał się mi swoją obecnością, stał tylko i patrzył na mnie. Na jego twarzy nie było już tyle bólu, wydawało mi się że nadzieja ukoiła go. Ja stałam się spokojniejsza wiedząc że on tak nie cierpi.
***
Wszystkie dni wyglądały od teraz tak samo. Marek spędzał prawie każdą noc w mojej komnacie. Po prostu stał i wpatrywał się we mnie. Ja natomiast wpatrywałam się w krajobraz za oknem. Obserwowałam ludzi biegających po ulicach. Wampiry które próbowały wmieszać w tłum ludzi. Świat za oknem stał się dla mnie odskocznią. Marek codziennie mówił mi że mnie kocha i że poczeka na mnie nawet całą wieczność. Czasami tylko wpatrywał się we mnie, a czasami opowiadał mi co się dzieje na dworze. Mówił mi że jak tylko wyjdę z tego stanu w którym jestem to zabierze mnie na wycieczkę po Wolterze. Miałam nadzieje że z czasem przestanie przychodzić że mu się to znudzi ale on przychodził każdego wieczoru. Czasem zakradał się do mnie Aro albo Kajusz i też opowiadali mi co się dzieje. Aro opowiadał mi ze Marek stracił zainteresowanie czymkolwiek. Mówił iż za dnia snuje się po dworze niczym cień. I tylko zmrok wywołuje uśmiech na jego twarzy. Kajusz przyprowadzał mi czasem jakichś ludzi. Denerwował się i krzyczał na mnie często bo nie miałam zamiaru ich zabijać. Opowiadał mi że Marek również zaniedbuje polowania. Czułam że przychodzą do mnie ponieważ mają ogromne wyrzuty sumienia. Aro często pytał mnie czy jestem pewna że postępujemy dobrze, ale ja nie znałam odpowiedzi. Marek opowiadał mi o rzeczach które chciałby mi pokazać. A ja milczałam. Siedziałam tylko na parapecie swojego okna i przyglądałam się temu co się działo na zewnątrz. Miałam mnóstwo czasu na to aby móc przemyśleć czy wszystkie moje wybory były prawidłowe. Pewnego dnia Marek przyszedł jak zwykle o zmroku, ale był bardzo niespokojny. Chodził wciąż dookoła pokoju i spoglądał na mnie. W końcu usiadł na łóżku, wlepił swój wzrok w podłogę i zaczął mówić do mnie.
- Muszę ci coś powiedzieć. Chce żebyś wiedział. Byłem temu jak najbardziej przeciwny, ale… Kochanie to już trwa tak długo. Dziś minął rok od kiedy przywiozłem cię do Woltery. Rok od kiedy trwasz w tym stanie. Kajusz i Aro stwierdzili że tak będzie najlepiej… ja nie wiedziałem.
Jego słowa były nieskładne i nie rozumiałam co chce mi powiedzieć. Udawałam obojętną, wpatrując się w krajobraz miasta. Ale wewnątrz mnie ciekawość wzbierała. Wziął głęboki wdech i kontynuował.
- Aro stwierdził że moje zachowanie trzeba jakoś wytłumaczyć. Przekonał Kajusza że lepiej będzie trochę po majstrować w pamięci naszych poddanych. To znaczy… jak ci to wytłumaczyć. Pamiętasz tego wampira który przyszedł z nami pierwszego dnia w Wolterze? Nazywa się Kronos. Potrafi zmieniać wspomnienia. Na życzenia Aro i Kajusza, Kronos zmienił wspomnienia większości wampirów które cię znały. Oni wymazali cię z ich pamięci. Ciebie jak i wszystkie wydarzenia z tobą związane. Umieścił w ich głowach inne wspomnienie. Oni twierdzą że tak będzie lepiej. Według nowej wersji moja żona Didyma zmarła bardzo dawno temu. Prawdę zna tylko pięcioro wampirów. Nie wiem dlaczego tak zrobili. Boję się że oni nie wierzą że ty z tego wyjdziesz. Ale ja wiem swoje. Kiedyś będziemy jeszcze szczęśliwi. Jego nadzieja pozwalała mu żyć, nie chciałam mu jej odbierać. W głębi duszy czułam ulgę widząc go codziennie. Nie mogłam pozwolić sobie na bliskość, ale sam jego widok był dla mnie rozkoszą. Kiedyś opowiedział mi że Aro znów stworzył utalentowanego wampira. Marek opowiedział mi że go nie znosił tylko dlatego że wampir miał na imię Feliks, mimo iż ten nie miał nic wspólnego z swoim imiennikiem. Większość informacji w ogóle mnie nie interesowało. Ale czasem historie które mi opowiadał Marek był ciekawe. Opowiadał mi o rodzinie Cullenów. Podobno wampir z tej rodziny zakochał się w ludzkiej dziewczynie. Marek z taką żarliwością opowiadał mi o uczuciu jakie dzieliło tych dwoje. O złożoności ich związku. Być może jego tak jak i mnie ta historia napawała nadzieją. Głos mojego ukochanego był kołysanką dla moich uszu. Z czasem przyzwyczaiłam się do tej sytuacji. Marek niczego nie żądał, do niczego mnie nie zmuszał. Przychodził zawsze kiedy słońce zachodziło za horyzontem. Ja od wielu miesięcy nie poruszałam się. Siedziałam na swoim oknie i marzyłam. Marzyłam o tym że kiedyś wszystko się zmieni i znów będę mogła być z Markiem tak jak kiedyś. Mimo swej monotonności moje życie było znośne. Nie mogłam powiedzieć że byłam w pełni szczęśliwa bo brakowało mi… bliskości. Moim ulubionym zajęciem było rozpamiętywanie tych namiętnych chwil spędzonych w ramionach mojego ukochanego. I tak mijały dni… miesiące… lata… Przyzwyczaiłam się do tej stałości. Tak miała wyglądać moja nieśmiertelna wieczność. Osiągnęłam swój cel, Marek został z braćmi. Światu nic nie groziło. Więc wygrałam!?
*** |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez serenithy dnia Sob 10:46, 26 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
trueblood
Nowonarodzony
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 15 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 20:12, 19 Wrz 2009 |
|
Ach przeczytałam z zapartym tchem, ja bym nie była taka wspaniałomyślna jak Sylwia jeb.. cały świat skoro nie można mieć tego co się kocha! nie ma napisu koniec więc liczę na to, że to jeszcze nie jest koniec tej historii. Po za tym nadal nie wiem dlaczego ona jest taka idealna! no i co z Agnes? czyżby miała przygodę w stylu Rose? A tej historyjki na koniec to nie kupuje coś mi w niej nie pasuje! proszę powiedz że to jeszcze nie koniec tej historii! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
serenithy
Człowiek
Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Nie 18:39, 20 Wrz 2009 |
|
WIDZĘ ŻE CZYTASZ MI W MYŚLACH TRUEBLOOD, SZKODA ŻE JEDYNYM, NO CÓŻ PISANIE SPRAWIA MI PRZYJEMNOŚĆ WIĘC NAWET JEŚLI TYLKO TY TO CZYTASZ TO WARTO PUBLIKOWAĆ - DZIĘKUJĘ! OTO KOLEJNA CZĘŚĆ MOJEJ MINI SAGI, MAM NADZIEJE ŻE PRZYPADNIE WAM DO GUSTU OTO:
[link widoczny dla zalogowanych]*c5*82asna+tw*c3*b3rczo*c5*9b*c4*87/Mro*c5*bcny+poranek
BOLESNE PRZEBUDZENIE
***
Czy marzyliście kiedyś, aby rano otworzyć oczy i być kimś innym?
Czy marzyliście, aby porzucić dotychczasowe spokojne życie?
Zrobić coś naprawdę wielkiego?
Czy chcieliście być kimś wyjątkowym?
Kimś jedynym w swoim rodzaju?
Naiwni ludzie! Nie wiecie jak wielkie szczęście posiadacie. Żyjecie w świecie, którego nie musicie rozumieć. Jesteście zdolni do kochania i to wam nie wystarcza! Posiadacie ogromny dar, coś, o czym ktoś taki jak ja, może tylko marzyć. Mimo to oddajecie to tak łatwo. Dla kilku błyszczących monet oddajecie to, co wyróżnia was spośród miliona istnień. Być może prawdą jest, że nigdy nie jest się w stanie docenić czegoś, zanim się tego nie straci. Ja straciłam wszystko w ułamku sekundy i zostałam sama.
***
Snułam się po ciemnych uliczkach Paryża. Właśnie wracałam do hotelu, w którym mieszkałam. Mijałam znane mi na pamięć wystawy sklepowe. Przyglądałam się swojemu odbici w szklanych drzwiach. Nie myślałam nad tym, dokąd idę, robiłam to niemal mechanicznie.
- Dobry wieczór panno Margarit – powiedział miły baryton.
Mój wzrok automatycznie skierowała się w kierunku, z którego dochodził głos. Należał on do pracownika hotelowego, który stojąc za kontuarem recepcji, skłonił mi się nisko. Spojrzałam szybko na identyfikator przypięty na piersi mężczyzny, odczytując jego imię. Uśmiechnęłam się i odpowiedziałam:
- Dobry wieczór Fransua.
Mężczyzna zarumienił się, a jego serce zaczęło szybciej bić. Chciał chyba jeszcze coś dodać, bo otworzył usta, ale nie dałam mu ku temu okazji. Szybko przemierzyłam hotelowe lobby, znikając za drzwiami windy. Kiedy drzwi znowu się otwarły, odetchnęłam z ulgą. Hol był pusty, więc mogłam niezauważenie udać się do swojego pokoju. Zamykając za sobą drzwi, w końcu poczułam się bezpieczna. Rzuciłam torebkę na fotel, a sama położyłam się na łóżku. Zamknęłam oczy. Uwielbiałam te chwile spokoju. Uwielbiałam rozkoszować się ciszą, rzadko miałam ku temu okazję. Niestety cisza nie trwał długo, przerwało ją natrętne pukanie. Doskonale wiedziałam, że to kelner z moją kolacją. Jak co wieczór wedle mojego życzenia, przynosił posiłek do mojego pokoju.
- Proszę! –Zawołałam, podnosząc się z łóżka.
Kelner otwarł drzwi i wniósł na srebrnej tacy, przykrytej kryształową pokrywom, jakieś kolorowe danie. Wskazałam mu stolik, na którym życzyłam sobie, żeby położył tace. Podałam mu banknot, mężczyzna uśmiechnął się szeroko. Widocznie, wysokość napiwku była satysfakcjonująca. Odwzajemniłam uśmiech i powiedziałam:
- Dziękuje.
Dając mu jednocześnie do zrozumienia, że pozwalam mu odejść. On jednak stał nadal przyglądając mi się uważnie.
- Czy coś jeszcze? – Zapytałam.
Mężczyzna zmieszał się na te słowa. Jego policzki zaczerwieniły się. Spuścił wzrok i nie patrząc na mnie zapytał:
- Chciałem zapytać, czy jest pani zadowolona z usług naszego kucharza?
- Tak, jestem bardzo zadowolona – odpowiedziałam z uśmiechem.
Domyślałam się, o co mogło chodzić mężczyźnie. Przebywałam w tym hotelu już prawie miesiąc. To zbyt długo jak dla mnie, ludzie zaczynali pewnie plotkować. Machinalnie chwyciłam, więc za pokrywkę tacy i odłożyłam ją na bok. Wzięłam w palce odrobinę misternie przystrojonej potrawy i skosztowałam. Kelner uśmiechnął się, w jego oczach widać było ciekawość.
- Myyy… przekaż proszę kucharzowi, że dziś wyjątkowo zachwycił mnie swoim talentem. Poproś go również, aby jutro osobiście przyniósł mi kolacje, chce go poznać.
Kelner uśmiechnął się, wyszczerzając nieco żółtawe zęby, po czym odwrócił się i wyszedł. Gdy tylko umilkły jego kroki wbiegłam do łazienki. Pochyliłam głowę nad umywalką. Wkładając dwa palce do ust, pozbyłam się tego paskudztwa z swojego gardła. Na szczęście nie zdążyło dotrzeć do mojego żołądka. Było to naprawdę upokarzające. Wróciłam do pokoju, aby pozbyć się reszty potrawy. Chwyciłam tace i wyrzuciłam jej zawartość do sedesu. Powinnam tak robić od samego początku. Naiwnie myślałam, że to normalne, że kobiety mało jedzą. Ale nie dało się ukryć, ja nie jadałam w ogóle. A już na pewno nie te świństwa, którymi żywili się ludzie. Niemniej przyszedł czas, aby znów się przenieść. Nie mogłam dopuścić, aby plotki przerodziły się w coś poważniejszego. Nie miałam ochoty wyjeżdżać. Paryż bardzo mi się podobał. Ale taki był mój los. Przyzwyczaiłam się już do tego, mogłam nawet powiedzieć, że stało się to znośne. Położyłam się znowu na łóżku i zaczęłam rozmyślać nad tym, gdzie teraz chciałabym się udać. Może Londyn? A może Budapeszt? Od roku zwiedzałam stolice europejskie. Podziwiałam największe osiągnięcia kultury tego kontynentu. Każde miasto zachwycało mnie swoimi urokiem i powabem. Wciąż w głowie miałam piękne krajobrazy, tych cudownych miejsc, które mogłam zwiedzić. Myślami wracałam tam, gdzie z każdej strony krzyczały głosy historii. Które miejsc miało być następne? Jak każdej kobiecie, tak i mi trudno było się zdecydować. Tyle pięknych miejsc, które na mnie czekały. Wstałam i podeszłam do okna. Otwarłam je szeroko. Do moich uszu zaczęły docierać przepiękne odgłosy, była to najpiękniejsza muzyka, jaką zdarzyło mi się słyszeć. Dochodziła ona z pokoju znajdującego się obok mojego. Było to przepiękne wykonanie sonaty „księżycowej” Ludwig van Beethovena. Wtedy właśnie podjęłam decyzje, cicho szepnęłam do siebie – a więc Bonn. Chwyciłam za słuchawkę, w której niemal natychmiast odezwał się uprzejmy głos:
- Czym mogę służyć panno Margarit?
- Proszę o przygotowanie na jutro mojego rachunku.
- Czy opuszcza nas pani?
- Tak, jutro około godziny dziewiętnastej.
- Wszystko będzie gotowe panno Margarit.
- Dziękuje – odpowiedziałam i odłożyłam słuchawkę.
Postanowiłam, że wybiorę się jeszcze na ostatni spacer po ulicach Paryża. Przebrałam się w wieczorową suknie i postanowiłam wyjść. Było już za późno, aby dama, za którą chciałam uchodzić, wychodziła sama na miasto. Podeszłam, więc do drzwi tarasowych i po prostu przez nie wyskoczyłam. Był to o wiele szybsze rozwiązanie, niż wychodzenie tradycyjnym sposobem. Po za tym, w ten sposób nikt nie zauważy mojego zniknięcia, przez co nie wzbudzę jeszcze większych podejrzeń. Mój skok zakończył się na dachu pobliskiego budynku. Paryż pachniał najpiękniej z pośród miejsc, w których ostatnio miałam okazje bywać. Zapach róż unosił się wszędzie. Zeskoczyłam na ulice w jakimś ciemnym zaułku, tak, aby nikt nie był w stanie mnie zauważyć. Machinalnie przeczesałam palcami włosy i zaczęłam iść przed siebie. Napawałam się zapachami miast i dźwiękami dochodzącymi z licznych kawiarenek. Westchnęłam głęboko. Uwielbiałam Paryż. Był takim fascynującym miastem, które żyło przez całą dobę. Doskonałe miasto dla kogoś takiego jak ja. Będę mile wspominać czas tu spędzony. Przechadzałam się po oświetlonych przez kolorowe światła ulicach. Ludzie przechodzący obok mijali mnie niezauważalnie. Udałam się w kierunku pola Marsowego. Ubóstwiałam atmosferę tego miejsca. Lubiłam siadać na ławce i napawać się pięknem tego miejsca. Dziś jednak nie było mi to dane. Zanim zdążyłam dojść na miejsce, poczułam dobrze mi znany zapach krwi. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie mieszał się z słodkawym zapachem jednego z moich pobratymców. Syknęłam cicho, przeklinając swoją decyzję. Cofnęłam się szybko, aby pozostać niezauważona. Starałam się unikać takich spotkań. Mogły się one bardzo źle dla mnie skończyć. Wolałam nie ryzykować, mimo iż, zapach był całkowicie obcy. Natychmiast zaczęłam biec w przeciwnym kierunku. Często krążyłam wokół jednego miejsca, a potem zmieniałam kierunek. Liczyłam na to, że po skończeniu posiłku wampir nie postanowi śledzić mojego tropu. Istoty takie jak ja, zazwyczaj starały się utrzymywać dystans między sobą. Ja niestety byłam na to szczególnie wyczulona. Tylko tego mi nigdy nie brakowało – towarzystwa istot podobnych do mnie. W fatalnym nastroju wróciłam do swojego pokoju. Ubolewałam nad tym, że nie dano mi nawet szansy na to, abym mogła pożegnać się z Paryżem. Spakowałam swoje rzeczy, a potem usiadłam przed drzwiami tarasowymi i w ciszy wpatrywałam się w krajobraz rozciągający się za nią. Przyglądałam się jak miasto zasypia.
***
Z Zamyślenia wyrwało mnie dopiero, wschodzące słońce. Nie lubiłam tej pory dnia. Niektórzy uważali, że poranek to początek dnia, mi poranek zawsze kojarzył się z końcem i zimnem. Kończyła się właśnie jedyna bezpieczna dla mnie pora dnia. Wstałam z podłogi i podeszłam do spakowanych już walizek. Wyciągnęłam jedną z sukienek, która znajdowała się na wierzchu. Była dość obcisła, w duże białe groszki, które ślicznie kontrastowały z głęboką czernią. Założyłam ją i ciemne okulary. Jak co dzień wyszłam z pokoju, aby udać się za miasto. Wsiadając do windy wcisnęłam przycisk parkingu. Na trzecim piętrze dosiadła się jakaś para. Dziewczyna tuliła się do swojego partnera. On natomiast wlepiał swoje oczy we mnie. Było to nie zwykle krępująca sytuacja. Na szczęście wysiedli na parterze. Facet o mało nie przewrócił się, wysiadając z windy. Obejrzał się na mnie i zahaczył o próg nogą. Jego policzki natychmiast się zaczerwieniły. A jego partnerka spojrzała na niego ze złością. Roześmiałam się głośno, gdy tylko zamknęły się drzwi windy. Wysiadłam na parkingu, nadal uśmiechając się. Muszę przyznać, że byłam dość próżna. Lubiłam, kiedy mężczyźni na mnie patrzeli. Widziałam pożądanie w ich oczach i fascynacje. Tak łatwo było zawrócić im w głowie. Szybko przemierzyłam drogę do swojego auta. Wyszukałam w torebce kluczyki i już po chwili, moje czarne audi zamrugało do mnie wesoło. Uwielbiałam szybkie i potężne auta, a moja Q7 była po prostu stworzone dla mnie. Miała spory silnik, świetnie trzymała się drogi, była szybka i po prostu piękna. Miała ciemne szyby, które pozwalały mi jeździć o każdej porze dnia. Wsiadłam i jak co dzień wybrałam się za miasto, gdzie spędzałam większość dnia. Starałam się nie wzbudzać podejrzeń. Prawdopodobnie i tak uchodziłam za ekscentryczkę. Przesiadywanie za dnia w hotelu i wychodzenie o zmroku, mogła zbytnio podziałać na wyobraźnie ludzi. Dlatego starałam się dostosować do ludzkiego rytmu życia. Zazwyczaj wyglądało to tak, że za dnia wychodziłam i wracałam wieczorem. Po zapadnięciu zmroku natomiast, wymykałam się niezauważalnie ze swojego pokoju, aby móc podziwiać miasto. Ciemność w niczym mi nie przeszkadzała, wręcz przeciwnie. Dla mnie wszystko nabierało blasku dopiero w świetle księżyca. Dziś musiałam wrócić wcześniej, załatwić wszystkie sprawy związane z wymeldowaniem. Miałam nadzieje, że pójdzie szybko. Zanim jeszcze zapadł zmierzch, wróciłam do hotelu. Udałam się od razu do recepcji, aby uregulować swój rachunek. Fransua, widząc mnie, uśmiechnął się szeroko.
- Witam panno Margarit, wszystko już gotowe. Oto rachunek – powiedział, podając mi kartkę papieru.
Spojrzałam tylko na sumę na końcu. Sięgnęłam do torebki, wyciągając plik banknotów, położyłam go na kontuarze i przesunęłam go w stronę recepcjonisty wraz z rachunkiem. Po czym dodałam:
- Proszę niezwłocznie podać kolacje do mojego pokoju, za godzinę mam zamiar wyjechać.
- Oczywiście. Czy mogę również dodać, iż było nam niezwykle miło gościć panią w naszym hotelu.
Uśmiechnęłam się grzecznie i odpowiedziałam:
- Dziękuje, mi również było miło.
- Mam nadzieje, że niedługo, będziemy mogli ponownie panią gościć – dodał, kiedy już odchodziłam.
- Również ma taką nadzieje. Do widzenia Fransua.
- Do zobaczenia – odpowiedział francuz z szerokim uśmiechem na ustach.
Oczywiście było to oczywiste kłamstwo. Nie miałam zamiaru już nigdy tu wrócić. Taką miałam zasadę. Nie przyzwyczajać się, ani do miejsc, ani do ludzi. Nigdy nie bywałam dwa razy w tym samym miejscu. Starałam się, nie rzucać w oczy i unikać rozgłosu. Te zasady zapewniały mi bezpieczeństwo. Wchodząc do pokoju poczułam obcy zapach. Nauczyłam się już zapachów obsługi hotelowej, a ten był całkiem inny. Być może wpadałam w paranoje, ale starałam się być ostrożna. Moje obawy jednak się sprawdziły, w moim pokoju ktoś był. Rozejrzałam się po pokoju i zauważyłam ogromny bukiet czerwonych róż. Podeszłam bliżej, chwyciłam za bilecik przyczepiony do bukietu. Rozchylając karteczkę odczytałam inskrypcje: Dla najpiękniejszej. Kto mógł przysłać mi kwiaty? Nikogo tu nie znałam. Z nikim się nie spotykałam. Nigdzie nie bywałam. Nagle rozległo się pukanie, a ja aż podskoczyłam nerwowo. Zazwyczaj słyszałam, kiedy ktoś się zbliża, jednak te kwiaty wytrąciły mnie z równowagi.
- Proszę – zwołałam.
Po chwili do pokoju wszedł wysoki mężczyzna. Jego strój zdradzał, że jest on kucharzem. Wepchnął do pokoju wózek z przygotowaną kolacjom.
- Dobry wieczór panno Margarit.
- Dobry wieczór.
Mężczyzna uśmiechnął się. Zdenerwowałam się, ale starałam się zachować zimną krew. Wzięłam głęboki wdech, po czym zwróciłam się do mężczyzny.
- Mój drogi, przez ostatni miesiąc zachwycałeś mnie swoimi specjałami. Jestem szczerze oczarowana twoim talentem. Chciałabym ci podziękować, za twój trud.
- Gotowanie dla pani było czystą przyjemnością – wtrącił.
Uśmiechnęłam się. Starałam się być miła. Mężczyzna przyglądał mi się uważnie. Starał się ukryć to, że się po prostu na mnie gapi. Jego wzrok jednak dość często zatrzymywał się na moim dekolcie. Prawdopodobnie każda inna turystka na moim miejscu, była by zachwycona. Oto przystojny francuz, nie może oderwać ode mnie oczu. Widziałam pożądanie w jego oczach. Wiedziałam jak mogła się zakończyć ta noc, wystarczyłby tylko jeden mój gest. Jednak ja nie mogłam pozwolić sobie na błędy. Chwyciłam torebkę i wyciągnęłam z niej parę banknotów, podając je mężczyźnie powiedziałam:
- Dziękuje.
On jednak nie wyciągnął ręki po nie. Podszedł jedynie bliżej i cichym głosem powiedział:
- Pani satysfakcja jest dla mnie najlepszym wynagrodzeniem.
Łatwo było doszukać się w tej wypowiedzi drugiego sensu. Cofnęłam się, gdyż dzieląca nas odległość była niebezpiecznie mała. On natomiast nie dawał za wygraną. Znów podszedł do mnie, pochylając się nade mną szepnął mi do ucha:
- Czy czymś jeszcze, mogę pani służyć?
Adrenalina w jego żyłach tętniła tak kusząco. Nie zdawał sobie sprawy z niebezpieczeństwa, w jakie się właśnie pakował. Odsunęłam się ponownie.
- Tak - odpowiedziałam bez wahania – możesz odejść.
Mężczyzna jednak mnie nie posłuchał. Przycisnął moje ciało do ściany. Spojrzał na mnie, w jego oczach płonął dziwny płomień. Przesunął dłoń po moim ramieniu i nagle się osunął. Musiał poczuć chłód mojej skóry. Ile mógł się domyślić? Jakie wnioski mógł wysunąć? Spojrzałam na niego drapieżnie. Wiedziałam, co powinnam zrobić, zasady były jasne. Nikt nie mógł dowiedzieć się o naszym istnieniu. Mężczyzna jednak cofnął się i wyszeptał:
- Przepraszam.
Przyjrzałam mu się uważnie. Wydawał się skruszony, a nieprzestraszony. Skłonił się nisko i wyszeptał:
- Moje zachowanie było karygodne. Proszę o wybaczenie, nie wiem, co się ze mną stało. Jest mi bardzo przykro.
Natychmiast potem wyszedł. Przez chwile jeszcze stałam oszołomiona. Co się ze mną dzieje? Wpadam w paranoje. Wampir w parku, róże i zachowanie kucharza, to tylko nic nieznaczące wydarzenia. Za mocno się tym przejmuje. Przecież nikt nie domyśla się, kim jestem. Chwyciłam za walizki i postanowiłam jak najszybciej opuścić to miejsce. Przestałam czuć się tu bezpiecznie. Ale czy ktoś taki jak ja, mógł czuć się bezpiecznie gdziekolwiek?
***
Podróż samochodem do Bonn, zajęła mi kilka godzin. Nie miałam gotowego planu. Ciągle rozpamiętywałam ostatnie wydarzenia. Próbowałam powiązać je ze sobą. Nic jednak do siebie nie pasowało. Do miasta wjechałam już po wschodzie słońca. Na szczęście pogoda mi sprzyjała. Było bardzo pochmurno i słońce nie zdołało przebić się przez grubą warstwę chmur. Znalezienie hotelu nie było zbyt trudne. Wybrałam Mozarta, był to piękny budynek z czerwonej cegły i licznymi zdobieniami. Jak zwykle poprosiłam o pokój na najwyższej kondygnacji. Kobieta w recepcji starała się być miła. Musiałam jasno wytłumaczyć jej, czego oczekuje. Uprzedziłam ją, że nie życzę sobie, aby ktoś mi przeszkadza lub wchodził do mojego pokoju, podczas mojej nieobecności. Poprosiłam również, aby zawsze o osiemnastej kelner przynosił mi kolacje do pokoju. Kobieta słuchała uważnie wszystkich moich uwag. Nie lubiłam niedopowiedzeń, dlatego za pobyt zapłaciłam od razu za miesiąc z góry. Udając się za boyem hotelowym do swojego pokoju, uważnie rozglądałam się, starając się zapamiętać, jak najwięcej szczegółów. Chłopak otworzył drzwi pokoju i wniósł walizki. Oddał mi klucze do pokoju, życząc miłego pobytu. Wyciągnęłam banknot z torebki i podałam mu, dziękując mu równocześnie. Kiedy wyszedł dokładnie obejrzałam pokój i rozpakowałam swoje rzeczy. Postanowiłam wykąpać się, udałam się do łazienki. Kiedy tylko otworzyłam drzwi łazienki, poczułam zapach krwi, stłumiony jakimś ostrym detergentem. Rozejrzałam się dokładnie i zauważyłam ślady krwi pod obrzeżem wanny. Zapach krwi był dość intensywny i świeży. Rozejrzałam się dokładnie, próbując odgadnąć, co się mogło tu stać. Wyszłam do pokoju i zauważyłam jaśniejsze plamy na dywanie. Prawie nie zauważalne. Wskazywały jednak na to, iż ktoś próbował usunąć jakieś plamy z niego. Być może popadałam w paranoje, jednak dla mnie, wszystko wyglądało jednoznacznie. Poprzedni mieszkaniec tego pokoju, musiał być moim pobratymcem. Usiadłam na łóżku, wpatrując się w okno, zastanawiałam się, co powinnam zrobić. Krew była świeża, więc może on być jeszcze gdzieś w okolicy. Czy powinnam tak bardzo ryzykować? A może powinnam natychmiast wyjechać. Wolałam nie napotykać się, na swoich pobratyniców. Długo siedziałam i przyglądałam się jak zapada zmierzch. Przez cały dzień, ani jeden promień słoneczny, nie przebił się przez grubą warstwę chmur. Wymarzone miejsce dla kogoś takiego jak ja. Nie będę ciągle uciekać – pomyślałam. Niech się dzieje, co chce i tak mnie kiedyś znajdą, to tylko kwestia czasu. Podjęłam decyzje – zostaje. Na korytarzu rozległy się kroki. Spojrzałam na zegar na ścianie, była osiemnasta, czas odegrać swoją rolę. Kiedy rozległo się pukanie do drzwi, wstałam i udałam się w ich kierunku, żeby je otworzyć. Zanim jeszcze do nich podeszłam, uderzył mnie kuszący zapach. Cholera – zaklęłam pod nosem. Delikatnie wzięłam kilka oddechów. Zapach był taki wspaniały. Zastanawiałam się, czy powinnam otworzyć drzwi. Ale jeśli nie otworze, to, co mam zrobić? Już dużo czasu minęło już, od kiedy po raz ostatni piłam krew. Czy będę w stanie opanować się, kiedy ten człowiek tu wejdzie? W końcu postanowiłam, że bezpieczniej będzie, jak wpuszczę go jednak do pokoju. Podeszłam do drzwi od łazienki i krzyknęłam:
- Proszę.
Sama natomiast, zamknęłam się w łazience. Niestety w niczym mi to nie pomogło, gdy tylko człowiek wszedł do mojego pokoju, jego zapach rozszedł się i dotarł do moich nozdrzy. Moje mięśnie napięły się automatycznie. Byłam gotowa do ataku.
- Przyniosłem kolacje – zawołał przyjemny baryton z pokoju.
Nie mogłam już dalej walczyć. Zapach zawładnął mną. Wiem, że będę musiała szybko zniknąć po tym, co zaraz zrobię, ale to było silniejsze ode mnie. Otworzyłam drzwi. Zapach, zaczął pieścić moje nozdrza. Nigdy wcześniej, nie czułam tak silnego pragnienia. Mężczyzna stał tyłem do mnie. Podeszłam do niego, stanęłam tuż za nim. Miałam już zatopić swoje zęby w jego szyję, kiedy on nagle odwrócił się. To, co zobaczyłam sprawiło, że zamarłam. Kusząco pachnący mężczyzna, popatrzył na mnie, swoimi niebieskimi oczami. Mogłabym przysięgnąć, że już go kiedyś spotkałam. Jego nieco długie czarne włosy, niesfornie opadały mu na czoło. Widząc mnie, uśmiechnął się szeroko. Byłam pewna, że znałam ten uśmiech. Moje ciało przeszył dreszcz. W głowie plątało się tysiące myśli. Stałam i patrzyłam na niego, a jego zapach przyciągał mnie do niego.
- Przyniosłem kolacje – powtórzył.
Słyszałam, że do mnie mówi, ale nie rozumiałam, co chce mi przekazać. Mężczyzna zmarszczył nieco brwi i zapytał:
- Czy coś się stało?
- Co? – Zapytałam rozkojarzona.
Mężczyzna znowu uśmiechnął się do mnie. Jego uśmiech był taki uroczy. Nie świadomie podeszłam do niego i dotknęłam jego twarzy. Była gładka i taka ciepła. Mężczyzna nie odsunął się. Stał spokojnie i patrzył na mnie. Zdałam sobie sprawę z tego, że popełniłam błąd.
- Przepraszam, jesteś taki podobny do… – urwałam, nie umiałam tego z siebie wykrztusić.
Cofnęłam rękę. Mężczyzna zmierzwił ręką swoje włosy. Ponownie, uśmiechając się powiedział:
- Często to ostatnio słyszę, widocznie moja twarz jest bardzo pospolita.
- Ktoś ci mówił już coś takiego? Kiedy? – Zapytałam nerwowo.
Mężczyzna zachichotał, przywołując widocznie swoje wspomnienia.
- To zabawne, ale poprzedni gość z tego pokoju wymeldował się natychmiast po tym, jak mnie zobaczył. A w zeszłym miesiącu jedna kobieta na ulicy, na mój widok uciekła z krzykiem.
Opowiadał to lekkim tonem, jak dowcip. Nie zdawał sobie sprawy z tego, w jak wielkim był niebezpieczeństwie. Nie wiedział, jakie niebezpieczeństwo grozi mu teraz. Spojrzałam na tace, którą położył na stoliku, po czym na niego. Próbowałam przybrać delikatny ton głosu:
- Jak się nazywasz?
- Marcel Kranz – odpowiedział.
- Marcelu, czy zjesz ze mną kolacje? Chciałabym się czegoś więcej o tobie dowiedzieć, jeśli nie masz nic przeciwko.
Co ja wyprawiam, chyba oszalałam, nie powinnam mu tego proponować. To nie tylko niebezpieczne, ale i niestosowne – beształam się w myślach.
- Byłoby mi bardzo miło, ale szef mnie zabije. I tak ostatnio mam u niego przechlapane, więc bardzo mi przykro, ale…
- Ach tak, dziękuje ci w takim razie – powiedziałam szybko.
Sięgnęłam do torebki, aby wyciągnąć napiwek. W tym czasie mężczyzna nerwowo spoglądał na mnie. Podałam mu banknot. On natomiast, zamiast podziękować i wyjść, spojrzał na mnie i niepewnie zapytał:
- Czy zwiedzała pani już miasto?
- Nie miałam jeszcze okazji.
- Bo ja… to znaczy, jeśli pani zechce… bo ja jestem studentem historii sztuki i doskonale znam miasto.
Mężczyzna nie umiał się wysłowić. Jednak ja zrozumiałam, o co mu chodzi.
- Będzie mi bardzo miło – odpowiedziałam.
Mężczyzna uśmiechnął się szeroko, po czym wyszedł. Wsłuchiwałam się w rytm jego kroków, kiedy oddalał się od mojego pokoju. Wsiadając do windy, przeklął coś po cichu, mówiąc chyba do siebie, – ale z ciebie idiota Marcel! Dopiero teraz doszło do mnie to, co zrobiłam. Na jakie niebezpieczeństwo naraziłam nie tylko jego, ale i siebie. Powinnam wyjechać natychmiast. Poderwałam się i zaczęłam się pakować. Przestałam, kiedy znów usłyszałam kroki. Po chwili, znowu ktoś zapukał do mojego pokoju.
- Proszę.
W moich drzwiach znów pojawił się Marcel. Jego twarz płonęła czerwienią. A jego serce, biło tak głośno i szybko. Był taki kuszący. Wystarczyłaby mi jedna sekunda. Mężczyzna zapytał grzecznie:
- Ja bardzo przepraszam, że pani przeszkadzam, ale chciałem jeszcze zapytać, o której i gdzie się spotkamy?
Podeszłam do niego bliżej. Byłam gotowa, aby skosztować go, ale kiedy patrzyłam w jego niebieskie oczy, czułam niemal fizyczną barierę. Nieświadomie znów podniosłam rękę do jego twarzy. Zatrzymałam ją na szczęście w połowie drogi, już chciałam ją cofnąć, kiedy mężczyzna chwycił ją. Znieruchomiałam, co on chciał zrobić? Obserwowałam uważnie każdy jego ruch. Uniósł moją dłoń w kierunku swojej twarzy i złożył na niej pocałunek. Jego usta, rozgrzały moją lodowatą dłoń. Nie mogłam oderwać od niego oczu. Pragnienie, pchało mnie coraz bliżej niego. W końcu cofnęłam rękę. Przestałam oddychać, aby nie ulec pokusie. Jednak sama myśl o tym zapachu, sprawiała napływ jadu.
- Jutro o dziesiątej? – Zapytałam.
- Świetnie – odpowiedział radośnie i uśmiechnął się szeroko.
Czułam jakby hipnotyzował mnie swoim spojrzeniem. Moim ciałem szarpały pożądania, z jednej strony pragnęłam jego krwi, a z drugiej strony chciałam poznać go. Chciałam dowiedzieć się wszystkiego o nim. Nie wiedziałam, które pragnienie okaże się silniejsze. Czułam dziwne uczucie, które dawało mi pewien rodzaj przyjemności z obecności tego mężczyzny.
- Gdzie mam czekać na panią? – Zapytał, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Przy fontannie, przed hotelem.
- Dobrze, a więc do zobaczenia.
Nawet się nie obejrzałam, a mężczyzna wyszedł z mojego pokoju. Nie rozumiałam tego, co się ze mną działo. Ten człowiek, tak dziwnie na mnie działał. Przeszedł mnie dreszcz, kiedy przypomniałam sobie jego zapach. A z drugiej strony, te zniewalające oczy. Mogłabym przysiąc, że znałam go. To spojrzenie, ten uśmiech. Nie powinnam tak reagować. A co jeśli jutro będzie słonecznie – pomyślałam. Głupia wampirzyca - warknęłam na siebie. Nie powinnaś się z nim spotykać, powinnaś jak najszybciej wyjechać. Nie kuś losu - beształam się w myślach. Jednak było w nim coś takiego, co nie pozwalało mi rozsądnie myśleć. Za oknem panowała już ciemność. Postanowiłam, że zapoluje dzisiejszej nocy. Było to okrutne, musiałam zabić człowieka, aby jutro nie zabić innego. Dawno temu wyrzekłam się swojej natury, a teraz sama i dobrowolnie, postanowiłam wrócić do starych praktyk. Podeszłam do drzwi tarasowych. Otwarłam je szeroko. Wzięłam głęboki wdech i wyskoczyłam. Wylądowałam w jakiejś ciemnej uliczce. Zapachy, otaczające mnie, nie były tak kuszące, jak ten, który dziś poznałam. Postanowiłam wytropić jakiegoś bezdomnego. Tacy ludzie, zazwyczaj w ogóle się nie bronią, oni pragną zmiany. Śmierć jest dla nich wytchnieniem. Przynajmniej tak to sobie tłumaczyłam, aby usprawiedliwić swoje postępowanie. Zrezygnowałam z tego pomysłu, kiedy w oddali usłyszałam krzyk. Zlokalizowani miejsca, z którego dobiegał głos, nie było trudne. Pobiegłam szybko w tamtym kierunku. Zobaczyłam mężczyznę, który napastował jakąś bardzo młodą dziewczynę. Dziewczyna szarpała się, próbując się wyrwać. Mężczyzna był jednak silniejszy, przyciskał jej ciało do ściany, zdzierając z niej ubrania. Dziewczyna płakała i błagała go, żeby ją zostawił. Jego to tylko jeszcze bardziej nakręcało. Słyszałam jak krew gwałtownie przepływa przez tętnice i żyły, napędzana adrenaliną. W końcu postanowiłam wkroczyć do akcji. Podeszłam bliżej tak, aby mężczyzna mógł zauważyć moją obecność.
- Zostaw ją! - Powiedziałam stanowczo.
Mężczyzna spojrzał w moim kierunku. Zatkał ręką usta swojej ofiary, aby nie mogła krzyczeć. Uśmiechnął się szyderczo, po czym zwrócił się do mnie:
- Poczekaj laleczko, aż skończę z tą małą, a zajmę się i tobą.
Pewnie podeszłam bliżej. Chwyciłam jego dłoń i odepchnęłam go od dziewczyny, która stała zdezorientowana.
- Uciekaj i nie odwracaj się za siebie! – Powiedziałam do niej.
Dziewczyna spojrzała na mnie, w jej oczach było przerażenie.
- Idź już! – Warknęłam na nią.
Dziewczyna już się nie wahała. Odwróciła się i zaczęła biec. Mężczyzna natomiast zdążył się podnieść. Doskoczył do mnie i wykręcając mi rękę, przycisnął mnie do ściany. Był jak w amoku. Zaczął błądzić dłońmi po moim ciele. Jego oddech był płytki, a adrenalina w jego żyłach taka kusząca. Chciałam się upewnić, że podjęłam właściwą decyzję.
- Zostawisz mnie, jeśli cię o to poproszę? – Zapytałam, szukając resztek człowieczeństwa w tej istocie.
- Jasne kotku, jak z tobą skończę.
- Dlaczego to robisz?
Mężczyzna nic nie odpowiedział, tylko roześmiał się lubieżnie. Upewnił mnie, że podjęłam właściwą decyzję. W końcu zabicie gwałciciela, to mniejsze przewinienie, niż zabicie bezdomnego. Byłam pewna, że gdybym mu nie przeszkodziła, skrzywdziłby tą dziewczynę. Tak jak chciał skrzywdzić mnie teraz. Nie zdawał sobie nawet sprawy, z kim zadarł.
- Muszę ci coś powiedzieć, zanim cię zabiję. Ja… Nie jestem człowiekiem.
- Jasne kotku… - wysapał mi do ucha, rozdzierając mi ubranie.
W końcu zaczęła nużyć mnie ta farsa. Odepchnęłam mężczyznę jednym ruchem. Upadł on pod ścianą, na jakąś stertę śmieci. Podeszłam do niego, chwytając go za szyję podniosłam do góry. Widziałam zdezorientowanie w jego oczach.
- Widzisz jak szybko role się odwracają? – Wyszeptałam przybliżając jego szyję do swoich ust.
Delikatnie musnęłam ustami jego skórę. Poczułam jak przez jego ciało przechodzi dreszcz. Czułam jak jego tętno przyspiesza, a adrenalina wypełnia żyły. Pulsująca krew, pieściła moje zmysły. Taka krucha skóra, dzieliła mnie od zaspokojenia pragnienia. Jakiś cichy szept w mojej głowie mówił: - nie rób tego! Dotknęłam ustami jego szyi. Strach, sparaliżował ciało mojej ofiary. Chwyciłam delikatnie zębami jego skórę. Tak nie wiele mnie dzieliło, od tego, aby znów rozkoszować się ludzką krwią. Już miałam przegryźć jego szyję, kiedy w ostatnim momencie odrzuciłam go na bok. Nie mogłam znów być potworem. Obiecałam sobie, że nie będę tego robić. Co za żart natura zrobiła sobie ze mnie. Wampirzyca, która nie może się pożywić. Mężczyzna zamiast uciec natychmiast, na wypadek gdybym zmieniła zdanie, wstał i podszedł do mnie. Padł przede mną na kolana. Zaszokowało mnie jego zachowanie. Patrzyłam na jego gesty. Zaczął bełkotać coś pod nosem:
- Wiem, kim jesteś… uczyń mnie takim jak ty… będę ci służył, całą wieczność.
- Co ty mówisz? Nawet ty nie zasługujesz na taki los, jak ja wiodę.
- Błagam zrobię wszystko.
- Chcesz być potworem, jeszcze gorszym niż jesteś?
- Jestem bogaty, mogę dać ci wszystko!
- Nie możesz dać mi tego, czego naprawdę pragnę. Po za tym, nie mam czasu na opiekę nad nowonarodzonym.
Odwróciłam się i zaczęłam odchodzić. Zignorowałam reguły, które wpoił mi mój nauczyciel. Zostawiłam swoją ofiarę przy życiu, pomimo tego, że widział moją twarz.
- Zemszczę się, pożałujesz swojej decyzji – krzyknął za mną.
Zatrzymałam się. Nie myślałam nad tym długo. Moja reakcja była natychmiastowa. Doskoczyłam natychmiast do mężczyzny, pchnęłam go na ścianę. Wgryzłam się w jego szyję. Prawdopodobnie człowiek nie zauważył nawet, co się z nim stało. Z jego ciała szybko umknęło życie. W furii, jaka mnie ogarnęła, wypiłam każdą kroplę jego krwi. W końcu odrzuciłam jego martwe ciało. Musiałam zatrzeć ślady. Wrzuciłam, więc jego ciało do śmietnika i podpaliłam. Postanowiłam wrócić do hotelu. Czułam się źle. Po raz kolejny, moja natura zawładnęła mną. A co jeżeli jutro, też ze mną wygra?
*** |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez serenithy dnia Pon 20:35, 28 Gru 2009, w całości zmieniany 4 razy
|
|
|
|
Dahrti
Zły wampir
Dołączył: 21 Lis 2008
Posty: 328 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Nie 19:48, 20 Wrz 2009 |
|
Otóż ja też czytam;] Przeczytałam całą pierwszą część i muszę powiedzieć, ze ppoczątek podobał mi się, nawet bardzo. Potem zrobiło się to jakie troszkę za bardzo pokręcona, ale końcówka, taka nostalgiczna, z otwartym zakończeniem była naprawdę bardzo dobrze napisana i sprawiła, że ff... otawał się w pamięci. Bo gdyby był happy end to człowiek tylkoby ię uśmiechnął i poszedł dalej, a tak... no cóż, jak lubię takie zakończenia (zczególnie innych potaci niż Bi E - tam jako wolę szczęśliwe zakończenia).
Cieszę się niezmiernie, że piszesz dalej. Muszę przyznać - powrót w wielkim stylu. Bardzo zgrabnie napisany, od razu poczułam sympatię i wpółczucie dla bohaterki a jednoczenie dobrze, że nie jest cukierkowata i przełodzona. No i od razu pojawiły ię pytania kim ona jet, kim jet ten chłopak, co jest przysłowiowo grane... komentować pewnie regularnie nie będę bo to mi nigdy nie wychodzi, ale czytać będę na pewno.
Czekam:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
trueblood
Nowonarodzony
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 15 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 12:44, 21 Wrz 2009 |
|
Miło mi to słyszeć serenithy! jestem wiernym czytelnikiem i muszę powiedzieć, że nie zawiodłam się na tobie, co prawda mam już swoje podejrzenia, ale zostawię je na razie dla siebie. czekam na kolejne części z niecierpliwością. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
serenithy
Człowiek
Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pon 21:29, 21 Wrz 2009 |
|
OTO KOLEJNY FRAGMENT OPOWIADANIA, JUŻ W NASTĘPNEJ CZĘŚCI ZACZNĘ ODKRYWAĆ TAJEMNICE TEGO OPOWIADANIA. MAM NADZIEJE ŻE WAM SIĘ SPODOBA, JESTEM OTWARTA NA KOMENTARZE I SUGESTIE MIŁEJ LEKTURY!
***
Całą noc wpatrywałam się w krajobraz rozciągający się za moim oknem. W Końcu kiedy zaczęło świtać. Wstałam z podłogi i poszłam do łazienki. Napuściłam do wanny zimnej wody. Zanurzając swoje ciało w wodzie marzyłam o tym aby móc się odprężyć. Nie marzyłam o śnie, bo on był nieosiągalny. Chciała choć przez chwilę o niczym nie myśleć. Niestety nawet jeśli próbowałam, to i tak cześć mojego umysłu rozpatrywała wydarzenia ostatnich dni. Woda nie rozluźniała moich mięśni, wciąż były spięte. W każdej chwili gotowe do ataku lub obrony. Nie wiem jak długo tak leżałam. Uczucie było przyjemne. Ale musiałam się przygotować w końcu byłam umówiona za Marcelem. Kiedy wyszłam z łazienki zauważyłam że pogoda jest idealna. Grube warstwy chmur zalegały na niebie. Nawet jeden promień słoneczny nie był w stanie się przebić. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej sukienkę. Białą w czarne wzory kwiatowe. Rozczesałam włosy. Wyjrzałam przez okno. Wychodziło ono wprost na fontannę pod którą się umówiłam. To co zobaczyłam zdziwiło mnie. Mimo iż do naszego spotkania zostało jeszcze pół godziny to Marcel już na mnie czekał. Kręcił się nerwowo wokół Fontany. Mówił coś do siebie. Ubrany był dość luźno ale z gustem. Miał lniane rybaczki i białe polo. W ręku trzymał czerwoną różę. Cholera co on sobie pomyślał? Że to randka czy coś? Powinien trzymać się ode mnie z daleka, a nie umawiać się ze mną. Zazwyczaj ludzie wyczuwają przy nas zagrożenie. Muszę dowiedzieć się o nim tego co mi jest potrzebne. A potem szybko wyjechać. Taki miałam plan. Powtarzałam go w głowie, planując każdy szczegół kiedy schodziłam do hotelowego holu. Nie wiem czemu czułam ogromną irytacje musząc zachować ludzkie tępo.
- Dzień dobry panno Margarit – powiedziała usłużnie recepcjonistka.
Podeszłam do niej. Starałam się zachować miły ton głosu, mówiąc do niej:
- Dzień dobry. Dziś wrócę dopiero wieczorem – powiedziałam zostawiając klucz.
- Dobrze proszę pni, życzę miłego dnia.
Skierowałam się w kierunku drzwi wyjściowych. Przed wyjściem na zewnątrz, upewniłam się że słońce nie wyszło zza chmur. Szczęście mi dziś jednak dopisywało. Kiedy podeszłam do fontanny, Marcel stał odwrócony tyłem. Jego zapach był cudowny. Nie był już taki silny, jak wczoraj. Być może dlatego że wczoraj napiłam się krwi, albo dlatego że świeże powietrze trochę je rozpraszało. Mówił coś pod nosem do siebie:
- Dzień dobry panno Margarit… Nie, cholera, a może… Witam Margarit… Nie, nie…
- Może po prostu dzień dobry?
Marcel aż podskoczył kiedy się odezwałam. Zaraz potem na jego twarzy pojawił się rozkoszny rumieniec. Zaczęłam chichotać, za to mojemu towarzyszowi nie było chyba do śmiechu.
- Przepraszam – szepnęłam – nie chciałam cię wystraszyć.
Choć w gruncie rzeczy dla twojego bezpieczeństwa powinnam. Ale nie mogę się oprzeć chęci widzenia ciebie. Tak, uczciwie by było powiedzieć mu to. Pewnie wtedy zdał by sobie sprawę z tego że nie jestem tym za kogo się podaje. Nie chciałby mnie wtedy widzieć. To by było najlepsze wyjście dla niego. Niestety chęć dowiedzenia się o nim wszystkiego, była silniejsza niż zdrowy rozsądek.
- Nie przestraszyła mnie pani, ja po prostu… To znaczy…
- Idziemy?- Zapytałam.
- Tak oczywiście – uśmiechnął się szeroko. Od czego chciała by pani zacząć?
- Nie wiem, zdaje się absolutnie na ciebie.
- Może zaczniemy od domu Beethovena?
- Dobrze – odpowiedziałam, chwytając jego ramie.
Kiedy tylko zaczęliśmy iść Marcel zaczął opowiadać, niczym wytrawny przewodnik.
- Dom, w którym przyszedł na świat wielki kompozytor, leży w samym sercu miasta. To miejsce pielgrzymek melomanów z całego świata stanowi jedyne zachowane mieszkanie rodziny Beethovenów w Bonn. O życiu i dziełach kompozytora przypomina 150 oryginalnych eksponatów, w tej liczbie jego słynny portret oraz ostatni fortepian.
Był doskonały w swojej roli. Omawiał wszystko dokładnie i ze szczegółami. Opowiadał wiele anegdot związanych z powstawaniem wielu zabytków. Mówił o tym z taką namiętnością. Wsłuchiwałam się uważnie kiedy opowiadał o mieście i jego historii.
- Barokowy Stary Ratusz, dominuje nad całą zabudową rynku. Zewnętrzne schody ratusza o pozłacanych balustradach były widownią wielu historycznych wydarzeń. Również bońska poczta główna, mieści się w zabytkowym budynku. Przed barokową budowlą stoi brązowy pomnik Ludwiga van Beethovena, ulubiony motyw pamiątkowych fotografii. Wysoko w niebo wznosi się romańska katedra - Bonner Münster. Jej budowę ukończono w okresie, gdy kładziono fundamenty pod katedrę w Kolonii.
Oprowadził mnie po Pałacu Poppelsdorf, pokazał mi sławny boński uniwersytet. Kiedy mówił niemal na własnej skórze czułam cień historii. Nawet nie zauważyłam jak szybko zaczął zapadać zmrok. Czułam się przy nim swobodnie. Czasami tylko kiedy stał zanadto blisko, przypominałam sobie jak bardzo pragnęłam jego krwi. Całkowicie jednak nad sobą panowałam.
- Mam nadzieje że nie zanudziłem cię na śmierć? – zapytał kiedy spacerowaliśmy po starówce.
- Nie, bardzo miło spędziłam dzień. Czy mogę ci się odwdzięczyć zapraszając cię na kolacje?
Po raz pierwszy moje słowa były szybsze niż myśli. Dopiero po chwili dotarło do mnie jak będę musiała pozbyć się zjedzonego posiłku. Ale tylko tak mogłam z nim swobodnie porozmawiać. Weszliśmy do pobliskiej restauracji. Od razu podszedł do nas kelner, wskazał nam stolik w rogu sali, jakby czytał mi w myślach. Potrzebowaliśmy spokoju, a ja nie mogłam zwracać na siebie uwagi. Zresztą było to ostatnie miejsce gdzie można by znaleźć wampira. Zapachy które unosiły się wokół nie były dla mnie przyjemne. Ludzie mogli uznawać je za wykwintne, dla mnie były lekko mówiąc nieprzyjemne. Kelner podał nam karty, i odszedł ,dając nam czas do zastanowienia. Nie musiałam wertować karty nic co się w niej znajdowało nie było w moim jadłospisie. Kiedy kelner wrócił, poprosiłam o krwisty befsztyk mając nadzieje że nie zemdli mnie po nim. Mój towarzysz zamówił jakieś danie o obco brzmiącej nazwie i do tego wino. Kelner przyjął zamówienie i skłoniwszy się odszedł. Uznałam że to najlepszy moment aby rozpocząć rozmowę, na której mi tak bardzo zależało.
- Marcelu, czy mógłbyś mi coś o sobie opowiedzieć?
- Tak proszę pani, a co panią interesuje?
- Marcelu ja zwracam się do ciebie po imieniu, więc mów mi po prostu Margarit – doradziłam, uśmiechając się.
- Dobrze Margarit, to co cię interesuje?
- Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie?
- Tak pamiętam – powiedział lekko się rumieniąc. Była pani… to znaczy byłaś bardzo zdziwiona kiedy mnie zobaczyłaś.
- Tak bo przez chwile myślałam że jesteś kimś innym. Dlatego chciałabym się dowiedzieć czy to czysty zbieg okoliczności, czy może wiążą was jakieś pokrewieństwo.
- A jak nazywa się tamten człowiek?
I tu mnie miał. Nie mogłam mu powiedzieć że był kropka w kropkę podobny do Marka Volturi, przywódcy wampirów. Jak miałam mu wytłumaczyć że ten Marek może mieć przeszło dwa tysiące lat. Po za tym podejrzewam że Volturi to nie jest jego prawdziwe nazwisko. Cholera, jak mam się czegoś dowiedzieć nie mówiąc mu nic. Widocznie mój towarzysz zauważył moje zamyślenie bo zapytał:
- Czy to ktoś ważny dla ciebie?
- Nie, po prostu nie znam jego prawdziwego nazwiska.
- To trudno będzie nam coś ustalić. Ale pochodzi z Bonn?
- Tego też nie wiem – odpowiedziałam zawstydzona.
Uświadomiłam sobie że jest to błądzenie w ciemnościach. Nie znałam żadnych danych. Nie wiedziałam nawet w którym dokładnie roku przestał być człowiekiem. Jedyne co wiedziałam o naszym władcy to, to że jest jednym z najstarszych wampirów. Sprawa więc wydawała się z góry przegrana. Z drugiej strony to uderzające podobieństwo do niego nie mogło być do końca przypadkowe. Mogę się założyć że gdyby był wampirem, nikt niebyły w stanie ich odróżnić. Z drugiej strony to całkiem kusząca myśl. Mieć dla siebie na własność imitacje Marka Volturi. Szybko odgoniłam tą myśl. Nie wiem dla czego, ale chłopak ten wzbudził moją sympatię. Po za tym najgorszemu z moich wrogów nie życzyłabym takiego losu, jaki ja wiodę. Na zawsze potępiona, ciągle muszę się ukrywać nie tylko przed ludźmi, ale i przed wampirami. Na wieczność samotna. Dusza która raz wyrwana z korzeniami, już nigdy nie może odnaleźć swojego miejsca. Skazana na wieczną tułaczkę i wieczne istnienie. Tak ten opis doskonale określał to czym jestem. Marcel przyglądał mi się uważnie, próbując chyba odczytać moje myśli. Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć, o co zapytać. W końcu kelner przyniósł nasze zamówienie. Sam widok potrawy nie był zły. Ale zapach był ohydny. Marcel dostał jakąś tajemniczą potrawę którą natychmiast zaczął zjadać. Nie mogłam oderwać oczu od niego. Tak apetycznie zjadał to paskudztwo. No tak co za idiotka ze mnie. Przecież cały dzień był ze mną i nic nie jadł. Nie byłam przyzwyczajona do przebywania z ludźmi. Więc całkowicie zapomniałam, że oni muszą jeść. Sama rozgrzebałam nieco swoją potrawę. Nie odważyłam się jednak włożyć czegokolwiek do ust, co nie umknęło uwadze mojemu towarzyszowi.
- Nie smakuje ci? – zapytał kiedy wciągnął już całą swoją potrawę.
- Nie jestem głodna – odpowiedziałam, niepewnie się uśmiechając.
- No tak wy kobiety nigdy nie jesteście głodne, zawsze na diecie. Nie wiecie jak dużo was omija. Może chociaż spróbujesz co?
- Nie mam ochoty, naprawdę. Ale jeśli ty masz to proszę bardzo, – powiedziałam podsuwając mu swój talerz.
Najpierw spojrzał na niego niepewnie. Ale po chwili wziął widelec i niby od niechcenia zaczął zjadać jego zawartość. Po krótkiej chwili talerz był pusty. Przywołałam kelnera i zapytałam:
- Co jest waszą specjalnością dzisiaj?
Kelner wymienił jakąś tajemniczą nazwę, która nic mi nie mówiła. Mimo to poprosiłam o przyniesienie dwóch porcji. Sama chwyciłam za kieliszek z winem i mocząc jedynie usta odstawiłam go ponownie na stole. Kiedy kelner przyniósł kolejne potrawy oczy Marcela rozbłysły. Mimo iż był szczupłym mężczyzną, jego apetyt był naprawdę ogromny. Ja znowu wpatrywałam się jak z apetytem zajada. Chciałam podsunąć mu również moją porcje, ale odmówił, mówiąc:
- To już byłaby przesada.
- Przepraszam, powinnam pomyśleć o jakimś obiedzie. Byłam samolubna myśląc że skoro ja nie jestem głodna to ty również nie.
- Daj spokój, dopiero teraz poczułem głód. Wcześniej w ogóle nie czułem że mam żołądek.
- Dlaczego?
- Ach… nie ważne. Mam nadzieje że miło spędziłaś czas. Ja wiem że strasznie przynudzam. Dla mnie to takie fascynujące.
- Nie nudziłeś, opowiadałeś to wszystko z taką pasją. Miło było cię słuchać.
- Wiem że mówisz to tylko z grzeczności – powiedział, uśmiechając się szeroko.
- Nie mówię poważnie – powiedziałam, pochylając się w jego stronę.
Nagle zobaczyłam jak Marcel podnosi rękę w kierunku mojej twarzy. Nie wiedziałam co ma zamiar zrobić. Przyglądałam się jak z każdą chwilą jest coraz bliżej. Musnął drżącą dłonią mój policzek. Jego palce przesunęły się wzdłuż mojej szczęki. Czułam jak jego ciepło, niemal parzyło moją twarz. Jednocześnie poczułam dreszcz, jakby porażenia prądem. Cofnęłam się szybko do tyłu, przyglądając się mu uważnie.
- Przepraszam – szepnął, jakby wyrwany z transu.
- Co chciałeś zrobić? – Zapytałam, trochę zdenerwowana.
- Przepraszam ale jesteś tak nieziemsko piękna. Twoja skóra wydaje się być z porcelany, taka jasna, gładka i… zimna. Wybacz mi nie chciałem cię urazić, po prostu nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ty.
Na swoje szczęście – pomyślałam. Sytuacja zaczynała się komplikować. Zaczął zauważać że jestem odmienna. Nie mogłam dłużej ryzykować. Nie mógł dowiedzieć się niczego więcej, bo wtedy musiał by umrzeć.
- Powinniśmy już iść – powiedziałam, zimnym, opanowanym tonem.
Marcel spojrzał na mnie. Jego oczy wdawały się bardzo smutne. Ja jednak musiałam myśleć wyłącznie o bezpieczeństwie, nie tylko moim ale również jego. Poprosiłam kelnera o rachunek. Marcel chciał oczywiście jako dżentelmen zapłacić, jednak byłam szybsza. Wsunęłam kelnerowi kilka banknotów które znacznie przewyższały sumę na rachunku. Podziękowałam serdecznie i wstałam, kierując się w kierunku wyjścia. Marcel szedł za mną niczym cień. Milczał całą drogę. Nie chciałam żeby tak się poczuł, ale dla jego bezpieczeństwa tak będzie lepiej. Spojrzałam na niego dopiero pod hotelem. Nie wiem dlaczego, wywoływał we mnie takie dziwne uczucia. Było mi żal że tak ostro z nim postąpiłam. Zatrzymałam się tuż przed schodami, odwracając się w jego stronę powiedziałam:
- Było mi naprawdę miło…
- Do czasu aż wszystkiego nie popsułem – wtrącił.
- Nie, to nie o to chodzi. Ja po prostu nie chce żebyś źle mnie zrozumiał. Bardzo miło spędziłam z tobą czas i naprawdę chciałabym, żebyśmy mogli się zaprzyjaźnić ale…
- Więc ustalone przyjaciółko! – zawołał radośnie.
- Nie rozumiesz mnie. Ja nie jestem odpowiednią kandydatką na przyjaciółkę. Przyjaźnienie się ze mną nie jest dobrym pomysłem.
- Nawet gdyby okazało się że jesteś z włoskiej mafii, to i tak byś mnie nie zraziła.
Moje ciało spięło się, a ja zamarłam. Czy to możliwe, że ten człowiek wiedział coś o mnie? Nie to nie możliwe! Próbowałam przekonać siebie samą. On nawet nie zdaje sobie sprawy jak trafnych porównań używa.
- A jeśli ci powiem że ryzykujesz życie w każdej sekundzie w której przebywasz ze mną?
- Nie dbam o to! – odpowiedział radośnie.
- Ale ja muszę – odpowiedziałam srogo.
Marcel wcale nie zrażał się tymi słowami. Nie docierało do niego co chce mu powiedzieć. Jestem najniebezpieczniejszą istotą na świecie. Uciekaj jeśli życie ci miłe - tak powinnam mu powiedzieć. Czy on nie wie że zadawanie się z wampirami jest igraniem z ogniem? Prawdopodobieństwo, że zadając się ze mną nie dożyje czterdziestki było wyższe niż dziewięćdziesiąt procent! Nawet jeśli sama go nie zabije to mogą zrobić to moi pobratynicy. W naszym świecie nie ma czegoś takiego jak przyjaźni miedzy wampirem, a człowiekiem. Co prawda znałam przypadki kiedy to wampir zakochał się w ludzkiej kobiecie. Działo się to niezwykle rzadko, ale zawsze kończyło się śmiercią jednego z nich. Nigdy nie kończyło się to dobrze dla człowieka. Nie mogę narażać go – pomyślałam – nawet jeśli on sam niema nic przeciwko temu! Zanim zdążyłem cokolwiek dodać, Marcel pochylił się w moją stronę i pocałował mój policzek. Nie czekając na moją reakcje, odwrócił się i odszedł. Stałam i nie wiedziałam co tak naprawdę się stało. Nie chciałam tego wszystkiego. Jego bliskość i ten zapach sprawiły, iż poczułam pragnienie, jak nigdy dotąd pragnęłam jego krwi. Nie wiem dokładnie jak to się stało że nie rzuciłam się na niego. Widocznie element zaskoczenia pracował na jego korzyść. Wchodząc do hotelu nie miałam pomysłu, jak to wszystko rozwiązać. Z jednej strony dlaczego miałam sobie wszystkiego odmawiać? Dlaczego miałam być porządna liczyć się z konsekwencjami swojego zachowania? Od pięciu lat nie zamykam oczu zanim nie sprawdzę że nic mi nie grozi. Żyje jak cień wampira. Dlaczego nie mogę robić tego co inni? Mam przed sobą całą wieczność, a marze tylko o tym żeby przestać istnieć. Dlaczego nie miałabym zacząć żyć normalnie. Powinnam przestać drżeć że zaraz mnie znajdą. Przestań nie wolno ci! - Powiedział mi wewnętrzny głos mojego rozsądku. - Co się z tobą dzieje, nie pamiętasz o jaką stawkę walczysz? Tak bardzo lubisz lochy Woltery, że znowu chcesz tam wrócić. Zapomniałaś już jak wielką nagrodę Volturi wyznaczyli za Ciebie. Zapomniałaś ile wycierpiałaś z ich ręki? – Wciąż beształ mnie mój rozsądek. Miałam w głowie mętlik. Kiedy dotarłam do pokoju, miałam już ułożone w głowie dwie alternatywne wersje mojego planu działania. Jedna z nich zakładała, że natychmiast się spakuje i odejdę, aby wieść takie samo nędzne życie jak dotychczas. Druga zakładała że przestanę się przejmować, tym że cały świat wampirów marzy o tym żeby mnie złapać i jak najszybciej oddać w ręce Volturich. Niestety jako jedyna mogłam pochwalić się tym że uciekłam z rąk wampirze rodzinie królewskiej. Byłam też najbardziej poszukiwaną wampirzycą na świecie. Kiedy to wspominałam moja blizna zaczynała piec mnie niemiłosiernie, nie dając mi zapomnieć, jak wiele cierpienia mi sprawili. Kładąc się na łóżku, wciąż rozpatrywałam obie opcje. Nie mogłam liczyć na to że sen ukoi moje wątpliwości, a rano będę mogła spojrzeć na to wszystko z innej perspektywy. Czekała mnie długa, jak zwykle nieprzespana noc.
***
Nawet nie zauważyłam kiedy wstało słońce. Stałam wpatrzona w swoje odbicie w oknie. Miałam nadzieje że wszystko się jakoś wyjaśni, że rano będę wiedziała co zrobić. Jednak tak się nie stało. Dzień zapowiadał się bardzo obiecująco. Chmury zasłaniały dokładnie całe niebo, nie dając się przebić najmniejszemu promyczkowi słońca. Stałam przed oknem wciąż w tej samej pozycji. Nie poruszałam się od dwunastu godzin. Nie było to dla mnie problemem od kiedy zostałam nieśmiertelną istotą. Musiałam tylko w obecności ludzi zwracać uwagę, aby nie pozostawać zbyt długo bez ruchu. Usłyszałam kroki gdzieś w oddali, na korytarzu. Stawały się one coraz głośniejsze, aż w końcu zamilkły tuż przed moimi drzwiami. W moje nozdrza uderzył cudownie kuszący zapach. Głośne i szybkie bicie serca zdradzało tożsamość mojego gościa, tak samo jak jego zapach, który odurzał moje zmysły. Zanim jeszcze pukanie do drzwi zdążyło zabrzmieć, zawołałam:
- Wejdź.
Wejdź na swoją zgubę – pomyślałam. Kiedy drzwi się otwarły, zapach natychmiast wypełnił cały pokój. O wiele łatwiej było mi z nim walczyć na świeżym powietrzu, niż w ciepłym zamkniętym pomieszczeniu. Zacisnęłam dłoń na poręczy krzesła, siadając na nim niedbale. Wszystkie moje mięśnie napięły się mimowolnie.
- Witaj, mam nadzieje że nie przeszkadzam. Chciałem tylko zapytać czy mógłbym dziś wieczorem coś ci pokazać?
- Wiesz to chyba nie najlepszy pomysł - zaczęłam niepewnie.
Marcel spojrzał na mnie, jego błękitne oczy były smutne. Nie wiem dlaczego budziły we mnie litość.
- Co chcesz mi pokazać? – Zapytałam niepewnie.
Nagle jego twarz rozświetliła się i pojawił się na niej uśmiech.
- Będę czekać na ciebie o dwudziestej koło fontanny.
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo Marcel wybiegł z pokoju natychmiast po tym jak to powiedział. Ten chłopak naprawdę mnie rozbrajał. Mogłam oczywiście dogonić go bez najmniejszego trudu, ale nie chciałam. Jego nieco dziecinne zachowanie wywołało uśmiech na mojej twarzy. Co mogę zrobić kiedy on sam wprost nadstawia ciągle swój kark. Jak miałam mu wytłumaczyć że nie powinien tego robić, a jednocześnie nie mówić mu nic o sobie. Pogoda za oknem zachęcała do wyjścia. Postanowiłam więc wybrać się na spacer. Przebrałam się i wyszłam ze swojego pokoju. Od razu poczułam zapach Marcela. Ku mojemu zdziwieniu nie prowadził on do części służbowej hotelu, ale na zewnątrz hotelu. Postanowiłam iść za nim, zobaczyć gdzie się wybierał dzisiaj. Jego zapach zawiódł mnie do jakiejś ubogiej dzielnicy. Wiele pytań rodziło się we mnie. Moja chora ciekawość tworzyła wciąż nowe scenariusze. W jednym z nich Marcel był sprzymierzeńcem moich wrogów i miał być przynętą w zwabieniu mnie w pułapkę. W innym był człowiekiem pragnącym zostać wampirem, który chce się ze mną zaprzyjaźnić i poprosić o przemianę. Każda następna wersja była coraz bardziej nieprawdopodobna. Ja jednak wolałam obstawać przy wersji niczego nie świadomego człowieka, który nieświadomie przyciągał kłopoty. Teraz jego największym kłopotem było moje zbytnie zainteresowanie jego osobą. Dzielnica w której się znalazłam wyglądała naprawdę żałośnie. Co taki człowiek jak on mógł tu robić? Powybijane szyby i stare rozpadające się budynki sprawiały wrażenie opuszczonych. Pośród betonowych budynków, ulic i chodników nie było ani skrawka zieleni. Zapach Marcel stał się jeszcze bardziej intensywny gdy znalazłam się przed jakąś obskurną kamienicą. Rozejrzałam się dookoła i postanowiłam dalej podążyć za nim. Usłyszałam głos rozmowy, a raczej kłótni. Jeden głos rozpoznałam bez problemu był to głos Marcela, drugi był chrapliwy i przypominał raczej bełkot.
- Co ty smarkaczu wiesz o życiu! – bełkotała kobieta.
- A co ty wiesz? Nic cię nie obchodzi? Nawet twoje własne życie?– mówił podniesionym głosem Marcel.
- A co miałam twoim zdaniem zrobić?
- Cokolwiek!
- Tak będzie lepiej.
- Powinnaś wrócić.
- Nigdy tam nie wrócę
- Chce ci pomóc, ale musisz wrócić, inaczej nie mamy już o czym rozmawiać.
- Marcel poczekaj, nie mógłbyś dać mi trochę pieniędzy?
Nie słyszałam już odpowiedzi. Musiałam się wycofać bo usłyszałam kroki na schodach. Nie chciałam się na niego natknąć, bo niby co miałam mu powiedzieć? Jestem szaloną wampirzycą, która ma obsesje na twoim punkcie. Myślę że powinieneś uciec jak najszybciej, bo pachniesz tak apetycznie, że przyciągasz nieszczęścia. Moja ciekawość graniczyła już chyba z obłędem. Postanowiłam zobaczyć kobietę z którą spotkał się Marcel. Chciałam wiedzieć o co chodzi. Nigdy nie przejmowałam się sprawami śmiertelników, dlaczego ten śmiertelnik wzbudzał we mnie aż takie zainteresowanie. Przesuwałam się w zamyśleniu coraz wyżej po schodach. W końcu stanęłam naprzeciwko odrapanych drzwi. Pchnęłam je lekko i weszłam do środka. Od razu uderzył w moje nozdrza zapach alkoholu, zmieszany z innymi nieprzyjemnymi zapachami. Podeszłam bardzo cicho rozglądając się po ruderze. Okna były pozasłaniane jakimiś brudnymi szmatami. Poodzierane ściany sprawiały, iż mieszkanie wyglądało na niezamieszkane. Skradałam się po cichu, nie miałam z tym nigdy problemu. Kobieta znacznie ułatwiła mi zadanie. Bo już po chwili usłyszałam jak jej oddech zwalnia, rytm serca wyrównuje się. Kiedy podeszłam na tyle blisko aby móc ją zobaczyć ona już spała. Leżała zwinięta w kłębek. Dookoła łóżka stały puste butelki. W całym pokoju unosił się obrzydliwy zapach alkoholu. W podłodze było pełno dziur przez które do pokoju wchodziły karaluchy. To co najbardziej zszokowało mnie w tym pomieszczeniu to sterta zabawek dziecięcych w jednym z kątów. Jak ktoś mógł tak żyć? Kobieta spała bardzo niespokojnie, bełkotała coś przez sen.
Jej rysy twarzy były mi dziwnie znajome. Jej zapach był bardzo podobny do zapachu Marcela. Było mi żal tej kobiety ale co ja mogłam dla niej zrobić. Odwróciłam się i już miałam wyjść kiedy nagle usłyszałam jej głos:
- Wiedziałam że wrócisz po mnie – powiedziała.
Zamarłam w bezruchu. Nie wiedziałam co mam zrobić, czy powinnam uciec czy dowiedzieć się o co jej chodzi. Odwróciłam się powoli, ku mojemu zdziwieniu zauważyłam że kobieta nadal śpi. Mówiła przez sen. Wyglądało na to że śnią się jej jakieś koszmary, jej serce zaczęło bić mocno i nierównomiernie.
- No na co czekasz zabij mnie tak jak zabiłaś moich rodziców. Jestem gotowa no dalej!
Podeszłam bliżej aby upewnić się że na pewno śpi. Ciekawość wezbrała we mnie ogromną falą. Postanowiłam wykonać dość ryzykowny ruch, ale musiałam dowiedzieć się coś więcej o tym co łączy ją z Marcelem i co za tragedia dręczy ją, nie dając jej wytchnąć nawet we śnie. Wzięłam głęboki wdech i łagodnym głosem zwróciłam się do niej:
- Kto zabił twoich rodziców?
- Ty, dziesięć lat temu. A teraz wróciłaś po mnie, wiedziałam że tak będzie, ale nikt mi nie wierzył.
- Opowiedz mi jak to się stało – szepnęłam łagodnym głosem.
Kobieta zmarszczyła brwi. Na jej twarzy pojawił się grymas, który nie trudno było rozszyfrować. Widać było że czuje ogromny ból, wspominając tamte wydarzenia. Po chwili zaczęła mówić, z początku bardzo nieskładnie:
- Noc… było mi zimno. Mama mówiła że nie mogę więcej dostać bo musi starczyć dla Marcela, ale jego nie było. Mama kazała mi iść spać, ale ja nie spałam. Widziałam cienie i szepty. Nagle zrobiło się bardzo cicho. Chciałam iść do taty i mamy ale głos, kazał mi uciekać. Wyszłam przez okno po schodach, było mokro. Bałam się ,zaczęłam płakać. Wtedy ją zobaczyłam…
Widziałam jak po twarzy kobiety zaczęły płynąć łzy. Zacisnęła pięści, myślałam że już że się obudzi. Ona jednak mówiła dalej drżącym głosem:
- Była piękna… myślałam że to anioł. Szła w moim kierunku wyciągnęła do mnie ręce...
- Co się stało? – zapytałam.
- Marcel… on jej nie widział, nie wierzy mi. Tylko ja znam prawdę.
Kobieta zaczęła się rzucać na łóżku. Bałam się że się ocknie. Mimo iż miałam jeszcze mnóstwo pytań, musiałam odejść zanim kobieta zorientuje się że to nie sen. Byłam bardzo poruszona. Nadal było wiele niewiadomych, ale to czego się domyślałam było oczywiste. Ta kobieta była świadkiem polowania wampira i przeżyła to, co zdarza się niezwykle rzadko. Rodziło się we mnie mnóstwo pytań. Nie miałam teraz wyboru musiałam zobaczyć się z Marcelem i dowiedzieć się co się stało tak naprawdę. Ciekawość wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem. Wróciłam do hotelu. Nie mogłam spokojnie myśleć, miałam tyle pytań, ale jak mam go o to zapytać? Czas zawsze mi się dłużył, ale te parę godzin były dla mnie torturą. W końcu wybiła godzina spotkania. Pospiesznie wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę umówionego miejsca. Marcel czekał już na mnie tak jak wczoraj, przyniósł mi róże. Kiedy tylko mnie zobaczył, na jego twarzy pojawił się uśmiech. Podszedł do mnie szybkim krokiem. Chwycił moją dłoń i złożył na niej gorący pocałunek. Jego zapach był tak kuszący. Jego serce biło w rytm melodii która pieściła moje uszy. Miałam ochotę choć trochę oddać się mojej słabości, ale po tym co dziś się dowiedziałam bariera go chroniąca była jeszcze mocniejsza.
- Witaj – powiedziałam uśmiechając się serdecznie.
- Witaj, czy mogę ci powiedzieć że wyglądasz dziś olśniewająco?
- Myślę, że przyjaciel może powiedzieć coś takiego przyjaciółce.
Chciałam ochłodzić trochę jego zapędy. Musiałam trzymać go na dystans aby zapewnić mu bezpieczeństwo.
- Co chciałeś mi pokazać? – Zapytałam.
Marcel uśmiechnął się tajemniczo, po czym chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą, mówiąc:
- Chodź, nie możemy się spóźnić.
- Ale dokąd idziemy?
Marcel zignorował moje pytanie. Szedł dość szybko, nie oglądając się na mnie. Jego gorąca dłoń mocno zaciskała się na mojej lodowatej dłoni. Zastanawiałam się czy on nie czuje tej różnicy? Czy tylko ją ignoruje? Co on sądzi o mnie, przecież zauważył że jestem inna. A co jeśli domyśli się prawdy, co wtedy będę musiała zrobić? W końcu Marcel zatrzymał się. Rozejrzałam się dookoła. Znajdowaliśmy się nas jakimś wzgórzu z którego rozciągał się widok na miasto. Zapadał właśnie zmierzch i nagle, miasto spowijało się w ciemności. Nagle w jednej sekundzie miasto rozbłysło tysiącami światełek. Był to naprawdę piękny widok, oświetlone uliczki, podświetlone fontanny. Wszystko rozbłysło w jednej chwili, różnymi kolorami. Wspaniale było na to patrzeć. Zachwyciłam się tym widokiem, nie umknęło jednak mojej uwadze że Marcel położył swoje dłonie na mojej tali. Lekkim i powolnym ruchem próbował przyciągnąć mnie do siebie. Jego serce zaczęło bić szybko i gwałtownie, adrenalina w jego żyłach sprawiła że moje gardło zapłonęło z bólu. Ciepło jego dotyku zdawało się płynąć falami po moim ciele. Jego tętnice pulsowały rozkoszną krwią. Marzyłam o tym by poczuć na swoich ustach jej smak. Poczuć jak żyły pulsują pod wpływem dotyku moich chłodnych warg. Jego zapach odurzał mnie coraz mocniej, a on był coraz bliżej. Resztkami kontroli jakie we mnie zostały odsunęłam się od niego, i odeszłam na bok. Świeże powietrze otrzeźwiło nieco mój umysł. Próbowałam złapać go jak najwięcej, niestety Marcel mi tego nie ułatwiał. Podszedł do mnie i muskając dłonią moje ramie szepnął cicho:
- Przepraszam, wiem że nie powinienem ale… to jest silniejsze ode mnie.
Nagle mój umysł wychwycił z otoczenia niepokojące informacje. Próbowałam się skoncentrować. Wzięłam głęboki wdech i byłam pewna, w okolicy pojawiły się wampiry. Polowały. Było ich trzy, byli bardzo spragnieni bo nie zwracały uwagi na zachowanie środków ostrożności. Nie mogłam liczyć na to że nas nie wyczują, prawdopodobnie już złapali nasz trop. Kurde co miałam zrobić, ucieczka nie miała sensu.
- Cholera – zaklęłam cicho.
Marcel spojrzał na mnie nieco zdziwiony moim podenerwowaniem. Musiałam podjąć natychmiast decyzje. Spojrzałam na niego i zapytałam:
- Ufasz mi?
- Co się stało? – zapytał zaniepokojony.
- Ufasz mi? – powtórzyłam pytanie.
- Tak – szepnął.
- Więc przysięgnij mi że nie odezwiesz się do póki ci nie pozwolę!
- Dobrze – odpowiedział bez przekonania.
- Przysięgnij! – Warknęłam ostro.
- Przysięgam.
Widziałam że w jego oczach szalał niepokój, nie miałam jednak czasu na wyjaśnienia. Zostało nam tylko kilka sekund.
- Pamiętaj nie wolno ci się odezwać, cokolwiek się stanie.
Marcel kiwnął głową na znak, że mnie rozumie. Podeszłam do niego i pchnęłam go, tak że upadł na ziemie. Spojrzał na mnie z przerażeniem. Pochyliłam się nad nim, przybliżając swoje usta do jego szyi szepnęłam:
- Nic Ci się nie stanie, nie bój się.
Bardzo chciałam wierzyć w te słowa. Niestety nie miałam żadnej gwarancji że mi się uda. Usłyszałam zbliżające się kroki. Przybrałam pozycje ochronną zasłaniając jednocześnie swoim ciałem Marka. Syknęłam ostrzegawczo, wtedy zza drzew wyłoniły się trzy postacie. Czułam jak ciało Marcela zadrżało słysząc ten dźwięk, ale nie mogłam teraz okazywać mu zbytniej uwagi. Warknęłam głośno, postacie zatrzymały się w bezpiecznej odległości. Bez problemu dojrzałam ich sylwetki. Na przedzie stał wysoki smukły mężczyzna o długich jasnych włosach. Za nim, niczym ochroniarze stały dwie kobiety.
– Spokojnie, nie mamy wrogich zamiarów – powiedział mężczyzna.
Wyprostowałam się dając tym samym znak, że moje zamiary również nie są wrogie.
- Przeszkodziliście mi w polowaniu –powiedziałam oschle.
- Nie mieliśmy takiego zamiaru, biliśmy tylko ciekawi – powiedział mężczyzna uśmiechając się do mnie.
- Czy to wasze terytorium? – Zapytałam.
- Tak, ale nie czuj się skrępowana.
Mówiąc to mężczyzna zaczął iść w moim kierunku, towarzyszące mu kobiety zaczęły natomiast nas okrążać. Czarne jak smoła tęczówki wampirów nie wróżyły nic dobrego. Przywódca podchodząc, do mnie wyciągnął dłoń i przedstawił się grzecznie.
- Jestem Jeremiasz, a to moje towarzyszki Monik i Katrina – powiedział wskazując na zajmujące za nim pozycje wampirzyce.
- Miło mi was poznać – odpowiedziałam – jestem Margarit.
Mężczyzna uśmiechnął się do mnie. Jego towarzyszki zaczęły wpatrywać się w moją ofiarę. Zapadła krępująca cisza. Jeremiasz spojrzał na twarz Marcela i zamarł w bezruchu, musiał zauważyć to czego obawiałam się najbardziej. Rzucił mi zdziwione spojrzenie. Po czym zapytał wprost:
- Czy nie uważasz, że ten śmiertelnik jest uderzająco podobny do Marka Volturi?
Spojrzałam na przerażoną twarz Marcela i od niechcenia powiedziałam:
- Nigdy nie miałam okazji poznać osobiście żadnego z członków triady.
Miałam nadzieje że nie będzie drążył tego tematu, niestety moje nadzieje okazały się płonne. Wampir zaczął opowiadać, jak to miał okazje być w Wolterze i poznać Aro, Kajusza i Marka. Słyszałam zachwyt w jego głosie kiedy mówił jak mile tam został przyjęty. Kiedy opowiadał o jednej z uczt w której miał okazje brać udział, słyszałam nutkę tęsknoty. Nie chciałam go zirytować przerywając mu opowiadanie ale, widząc nerwowo krążące towarzyszki Jeremiasza musiałam coś zrobić. Widać było jak nęci je zapach krwi Marcela.
- Drogi przyjacielu – zaczęłam ostrożnie, przerywając opowieść wampira – mogłabym słuchać twoich opowieści całą wieczność. Podróżuje jednak już tak długo i pragnienie rozprasza należną twoim opowieścią uwagę.
- Ach tak – westchnął wampir – w takim razie wybacz nam nasze najście. Pozwól mi również moja droga, mieć nadzieje że odwiedzisz nas niebawem.
- Za nic w świecie nie darowałabym sobie rozkoszy wysłuchania jeszcze wielu twoich wspaniałych opowieści.
- W takim razie będziemy oczekiwać twojego przybycia.
- Będę zaszczycone drogi przyjacielu - powiedziałam, drygając grzecznie.
Jeremiasz odwrócił się i zniknął w gęstwinie zarośli. Jego towarzyszki przyglądały mi się jeszcze przez chwilę. Pochyliłam się nad leżącym nieruchomo Marcelem. Zbliżyłam swoje usta do jego szyi. Jego krew zdawała się wrzeć w żyłach, wydawało mi się że wzywa mnie. Dotknęłam wargami jego rozgrzanej skóry. Czułam przepływającą w żyłach adrenalinę. Marcel zadrżał, ja jednak byłam zbyt opętana pragnieniem aby, zauważyć że tak niewiele dzieli mnie od tragedii. Z transu wyrwała mnie jedna z wampirzyc która, odchodząc zawołała:
- Smacznego!
Ciało Marcela przeszył dreszcz. Resztkami świadomości zdołałam się od niego odsunąć. Odskoczyłam w bok, świeże powietrze otrzeźwiło mój umysł. Zmierzwiłam swoje włosy, zwracając się do leżącego nadal na ziemi towarzysza:
- Chodźmy stąd tu nie jest bezpiecznie.
*** |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez serenithy dnia Sob 10:33, 26 Wrz 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
ajaczek
Zły wampir
Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Czw 11:36, 24 Wrz 2009 |
|
Ni komentowałam dość długo bo przebywałam na urlopie i musze Ci się przyznać szczerze że jak tu zajrzałam to mnie zamurowało. Tyle rozdziałów do przeczytania Ale od poczatku
Końcowe rozdziały (nie wiem czy dobrze zrozumiałam bo tak napisałaś w mailu -
DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE! TO JUŻ OSTATNI FRAGMENT MROŹNEGO PORANKU MA NADZIEJE ŻE WAS NIE ROZCZARUJE. ŻYCZĘ MIŁEJ LEKTURY I POZDRAWIAM WSZYSTKICH SWOICH CZYTELNIKÓW TO DLA WAS PISZĘ! -
mnie totalnie zaskoczyły, zaserowowałaś nam totalnie zaskakujące zwroty akcji, tyle emocji, dramtu i smutku... Nie sądziłam że pokierujesz w ta stronę swoje ff. Ale jak zwykle nie trafiłam ze swoimi przypuszczeniami
Związek Sylwi i MArka pokazałaś jako niezwykle uczuciowy, namiętny taki jedyny na świecie, ich miłość była totalnie obłędna, myślałam że pozwolisz im być razem... Pięknie opisłaś ich uczucia, gesty, słowa, relacje. Dodatkowo wprowadziłaś całkowity zwrt akcji poprzez sprawienie że jej były mąż został wampirem, który jest obdarzony potężnym darem... Tak skomplikowałaś ich dotychczasowe życie, skomplikowałąś to chyba złe określenie Ty poprostu je zburzyłaś. Pokazałś drugie oblicze miłości - chorej, brutalnej, jednostronnej a także pokazałaś jak dużo można znieść w imię miłości, jak Sylwia z pełną świadomością odrzuca miłość MArka w imię jego bezpieczeństwa - świetnie to opisałaś, jestem pełna podziwu dla twojego talentu.
Byłam zszokowana ostatnim rozdziałe, w którym opisujesz że jednak MArek się nie poddał, walczył o nią, starał się ją przekonać. Czytałam ten rozdział i miałam cały czas nadzieję że pozwolisz im być szczęśliwymi i żeby byli razem, bo stowrzyłaś pomiędzy nimi przepiękne uczucie...
Twój ff był świetny, bardzo oryginalny pomysł - jedyny z jakim spotkałam się na tym forum, świetne wykonanie - widaż że wszystko miałaś przemyślane i zaplanowane, w niektórych odcinakach wkradło się kilka błędów ale nie wpłynęły one na jakość twojego ff. Twoje rodziały były mega długie i bardzo szybko je dodawałaś! I chwałą Ci za to bo dobrego ff nigdy nie za dużo! Jestem bardzo zadowolona że zajrzałam tutaj i miałam okazję przeczytać twoją twórczość!
A teraz przechodzę dalej, załączyłaś kolejne części i nie wiem zabardzo jak do nich podejść... Czy jest to kontynuacja "Mroźnego poranku"? Mam nadzieję że tak bo było by mi bardzo smutno z powodu takiego zakończenia jakie nam zaserwowałaś...
Jesli jednak nie jest to kontynuacja to i tak nadal będę czytać bo jest bardzo dobra, intrygująca, zaskakująca i tajmenicza.... Znowu czuję że nieźle namącisz
Życzę weny w pisaniu i szybkiego dodawania kolejnych rozdziałów i mam nadzieję że zaserwujesz mi odpowiedź na moje pytanie odnośnie kontynuacji
pozdrawiam
ajaczek
p/s
ale się rozpisałam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
serenithy
Człowiek
Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Czw 17:17, 24 Wrz 2009 |
|
DRODZY CZYTELNICY DZIĘKUJE, ŻE CIĄGLE CZYTACIE MOJE OPOWIADANIA, OTO KOLEJNY FRAGMENT KTÓRY UCHYLI RĄBEK TAJEMNICY. POZDRAWIAM SERDECZNIE!
Marcel wstał z ziemi. Widziałam że nadal się trzęsie. Pewna byłam że to raz na zawsze rozwiąże moje problemy. Dziwiłam się że jeszcze nie uciekł z krzykiem. Nie zwracając na niego uwagi zaczęłam iść w kierunku hotelu, bo nic innego nie przyszło mi do głowy. Marcel milczał całą drogę, tak było zresztą wygodniej. Miałam czas żeby wszystko przemyśleć. Miałam też nadzieje, że będzie się mnie bał, nie zapyta o nic i ucieknie kiedy tylko nadarzy się taka okazja. On jednak szedł cały czas za mną jego serce wciąż biło niespokojnie, pewnie umierał ze strachu. Kiedy dotarliśmy do hotelu, od razu skierowałam się w stronę swojego pokoju. Wciąż miałam nadzieje że w przypływie rozsądku Marcel ucieknie. wchodząc do pokoju moje nadzieje prysły jak bańka mydlana. Kiedy usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi, wzięłam głęboki oddech i siadając na łóżku powiedziałam:
- Możesz już się odezwać, jeśli chcesz.
- Jesteś winna mi wyjaśnienia. Co to w ogóle było? Kim ty jesteś i kim oni byli? Dlaczego się tak zachowałaś i co oni od nas chcieli?
Marcel zasypywał mnie pytaniami, a ja ciągle rozważałam co powinnam zrobić.
- Im mniej wiesz tym lepiej dla ciebie – powiedziałam.
-Musisz mi to wyjaśnić, ja nic nie rozumiem. Co się właściwie tam stało?
- Uwierz mi nie chcesz tego wiedzieć. Lepiej jest żyć w błogiej nieświadomości. Zapomnij o tym wszystkim, o mnie. Potraktuj to jak zły sen, inaczej twoje życie będzie w ogromnym niebezpieczeństwie.
- Nie! - Powiedział gniewnie – chce znać prawdę.
- Ja… ja sama nie wiem kim jestem! Kiedyś życie było łatwiejsze. Żyłam tak jak ty, nieświadoma tego co tak naprawdę dzieje się wokół mnie. Jako człowiek byłam szczęśliwa, wiodłam spokojne życie. Ale było we mnie pragnienie. Tak jak ty chciałam znać prawdę. Nie zdawałam sobie sprawy jak ogromna będzie jej cena.
Usiadłam na fotelu, w końcu odważyłam się spojrzeć na niego. Stał z zaciśniętymi pięściami. Wpatrywał się we mnie, w końcu zobaczył we mnie potwora, którym byłam. Nie wiem czemu tak się działo ale, mówiąc mu to, czułam ulgę. Jakbym ściągała z swoich ramion ogromny ciężar. Wiedziałam że narażę go na śmiertelne niebezpieczeństwo mówiąc mu kim jestem, ale ciągnęłam dalej.
- Nie mogę mieć do nikogo pretensji, nawet do swojego stwórcy. To była moja decyzja, miałam wolną wolę to była wyłącznie moja decyzja. Jak nikt, ja inny miałam wybór. Mogłam żyć w nieświadomości, ale ja byłam… ach, chciałam znać prawdę, tak jak ty.
Myślałam że moje słowa ostrzegą go i zniechęcą do brnięcia w to dalej. Myliłam się, Marcel podszedł do mnie i kładąc mi ręce na ramionach szepnął:
- Ja muszę znać prawdę.
- Nawet jeśli za jej znajomość będziesz musiał zapłacić życiem? – Zapytałam, sądząc się wycofa. – Zrozum ryzykujesz życie przebywając ze mną. Ta prawda cię zniszczy, już nic nie będzie tak jak dawniej. Już nie będziesz mógł się cofnąć i udawać że wszystko jest jak dawniej.
- To nie ważne. Powiedz mi! – Zażądał.
- Dobrze więc, skoro jesteś gotów zapłacić za to życiem, pytaj.
- Kim jesteś?
- Potworem – odpowiedziałam krótko
Marcel pokręcił głową z niedowierzaniem. Uśmiechnął się do mnie dając mi do zrozumienia że mi nie wierzy.
- Kiedy mój stwórca mówił mi, że jest potworem też mu nie wierzyłam. Jak istota tak piękna może być potworem? Zazwyczaj potwory kojarzą się z czymś brzydkim, a on był tak zabójczo przystojny – dosłownie. Miał białą i gładką cerę, niczym najcenniejsza porcelana. Miał w sobie tyle gracji. Do tego ten odurzający słodki liliowy zapach, upajał moje zmysły. Nieśmiertelny, wiecznie młody. Nieludzko silny i szybki. To jak się przy nim czułam nie dało się opisać, jakbym była stworzona po to by należeć do niego. Byłam gotowa zapłacić każdą cenę za to żeby muc napawać się jego pięknem. Wtedy nie zdawałam sobie sprawy z tego, że to co mi mówił o sobie było prawdą.
Marcel spojrzał na mnie i szepnął cicho:
- Nie jesteś potworem.
Wezbrała we mnie wściekłość, on wcale mnie nie słuchał. Marcel cofnął się widząc moją gwałtowną reakcje. Przykucnęłam w pozycji ataku, warknęłam gniewnie i nim zdążył cokolwiek zrobić rzuciłam się na niego. Złapałam go w locie i rzuciłam na łóżko. Starałam się nie połamać mu kości. Spadliśmy oboje na łóżko. Sytuacja była wielce dwuznaczna. Marcel leżał na plecach, rozłożony na łopatki, ja siedziałam na nim, przytrzymując jego dłonie. Zanim zdążył zrozumieć co się stało, warknęłam na niego, mówiąc:
- Spróbuj się uwolnić!
Marcel zaczął się szarpać. Czułam jego agresywne ruchy pod sobą, dla mnie były one jednak zabawą. Wyszczerzyłam zęby i pochylając się nad nim, powiedziałam:
- Niech nie zwiodą cię pozory, zabicie ciebie nie sprawiło by mi więcej problemu, niż zabicie muchy. Jestem stworzona do tego by zabijać. A szczerze mówiąc mam ochotę cię zabić odkąd tylko cię zobaczyłam. I na dodatek ty się w ogóle przed tym nie bronisz, wręcz przeciwnie wciąż nadstawiasz swój kark. Nie zdajesz sobie sprawy z tego jak kruche jest twoje ciało i jak niewiele dzieli cię od śmierci. Pragnę twojej krwi jak żadnej innej dotąd. Nadal myślisz że nie jestem potworem? – zapytałam, wstając. – Powinieneś już iść - rzuciłam oschle, podchodząc do okna.
- Nigdzie się stąd nie ruszę, nadal nie wiem kim jesteś.
- Hmmy… równie odważny jak i głupi. Nikt ci nie powiedział że ciekawość to pierwszy stopień do piekła?
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
- Co za uparciuch! Niewiarygodne!
- Mówisz o sobie? Zgadzam się, jesteś strasznie uparta – powiedział z sarkazmem.
- Nie jestem człowiekiem, byłam nim kiedyś. Jeszcze niedawno myślałam że przynależę do tego samego gatunku co mój stwórca, myślałam że jestem wampirem. Ostatnio przekonałam się jednak że niektóre moje cechy znacznie odbiegają od cech wampirzych. Chociaż przy tobie czuje się jak stuprocentowy wampir.
- Od jak dawna nie jesteś człowiekiem?
- Od dziesięciu lat.
- Żywisz się ludzką krwią?
- Wampiry żywią się wyłącznie ludzką krwią. Są oczywiście wyjątki które ze względów moralnych żywią się krwią zwierząt. Ja natomiast jestem całkiem inna, posiadam pewną unikalną zdolność, która pozwala mi przeżyć bez krwi. W sumie zanim cię poznałam w ogóle nie wiedziałam czym jest pragnienie krwi. Owszem żywiłam się nią przez jakiś czas, ale tylko dlatego żeby nie odstawać od innych.
- Zabijałaś ludzi?
- Tak. W swoim nowym życiu zabiłam wielu ludzi. Doskonale pamiętam ich twarze, grymas bólu który pojawiał się gdy uchodziło z nich życie.
- Kochałaś wampira który cię przemienił, prawda?
- Tak – odpowiedziałam lakonicznie.
- Dlaczego go zostawiłaś?
- Tak wyszło – odpowiedziałam, mając nadzieje że zadowoli się tą odpowiedzią.
- Mówiłaś że chciałaś mnie zabić, dlaczego więc tego nie zrobiłaś?
- Jesteś taki podobny do niego. W pierwszej chwili gdy cię zobaczyłam moje zmysły oszalały. Czułam człowieka, ale widziałam wampira. Masz taki sam głos, tak samo się uśmiechasz. To nieprawdopodobne że mogą być dwie prawie identyczne osoby.
- To dlatego nie możesz mnie zabić, bo ci go przypominam?
- Nawet nie wiesz jakie to trudne dla mnie. Nigdy przedtem nie pragnęłam tak krwi, jak pragnę twojej. Pachniesz tak smakowicie. Twoje serce wybija rytm który niemal mnie hipnotyzuje. Twoja krew woła mnie. Trudno mi opanować tak silne pragnienie. Z drugiej strony kiedy patrzę na ciebie, czuje niemal fizyczną barierę, która nie pozwala mi cię skrzywdzić. To wszystko doprowadza mnie do obłędu, mogę cię zabić w afekcie.
- Okłamałaś więc wampira w parku, mówiąc że nie znasz tego Marka?
- Tak.
- Dlaczego to zrobiłaś?
- Trudno będzie ci to zrozumieć. Marek mnie stworzył, to on mi podarował nieśmiertelność i… On jest najpotężniejszym wampirem jaki kiedykolwiek istniał. Istnieje tylko jeden wampir, który ma równe szanse w walce z nim i stoi on właśnie przed tobą. Jestem uciekinierką, od pięciu lad włóczę się po całym świecie, starając się ukryć przed nim. Zdaje sobie sprawę, że kiedyś mnie znajdzie, to tylko kwestia czasu. Nawet gdyby miał zniszczyć cały świat, aby mnie znaleźć, nie była by to dla niego zbyt wielka cena. Ma całą wieczność na szukanie mnie, a dla nas świat nie jest wcale taki wielki.
- Co się stanie kiedy cię znajdzie?
- Nie wiem, być może wrócę do swojej wieży. Tylko czy świat będzie dalej istniał kiedy się to stanie?
- O czym ty mówisz?
- Sama już nie wiem. Pogubiłam się w tym wszystkim. Nie wiem już co jest dobre, a co właściwe. Gdybym miała chociaż pewność że wybory których dokonałam były dobre, że decyzje, które podjęłam, zraniły tylko mnie. Nie powinnam istnieć. Powinnam zginąć tamtej nocy kiedy go pierwszy raz spotkałam.
- Nie mów tak! Ja wierze że wszystko, co nas spotyka ma sens. Może nie widzimy go od razu, ale staje się on jasny z perspektywy czasu.
- A co jeśli moim przeznaczeniem jest doprowadzić do wojny? Wojny która zniszczy nie tylko ludzi, ale również wampiry? Czy można uciec takiemu przeznaczeniu?
To, że się spotkaliśmy też ma jakiś cel. Może on nie był twoim przeznaczeniem. Być może los daje ci szanse aby zmienić swoje przeznaczenie.
Spojrzałam na niego. W jego oczach płonął dziwny płomień. Mówił to z takim przekonaniem.
- Nie powinnam była cię w to mieszać, naraziłam twoje życie na ogromne niebezpieczeństwo. Wybacz mi jeśli potrafisz – powiedziałam łagodnie.
- Nic nie muszę ci wybaczać, to ja dokonałem wyboru. Co teraz?
- Nic, jutro rano wyjadę, a ty już zawsze będziesz patrzył na świat przez pryzmat dzisiejszej nocy. Twoje życie już nigdy nie będzie takie beztroskie jak kiedyś. Mam tylko nadzieje że strach nie zdominuje reszty twego życia.
- Chcę jechać z tobą.
- To śmieszne, nie możesz.
- Zabierz mnie ze sobą, nie będę dla ciebie ciężarem.
- Nie! – Warknęłam gniewnie.
- Dlaczego?
- Bo jestem dla ciebie największym zagrożeniem. Bo nie możesz od tak rzucić tego co kochasz. Chcesz zostawić wszystko, po co? Co ci to da?
- Sama mówiłaś, że już nic nie będzie tak jak dawniej.
- Ale to nie powód! Ty nie rozumiesz, oddałabym wszystko żeby móc być śmiertelna tak jak ty. Żeby nie wiedzieć tego wszystkiego, żeby stać się kimś innym. Żeby mieć szanse na normalne życie, a ty chcesz to rzucić? Dlaczego?
- Bo cię kocham – wyszeptał cicho.
Nie chciałam tego słuchać! Byłam wściekła! Nie chciałam mu zrobić krzywdy. Podbiegłam do okna i w mgnieniu oka wyskoczyłam przez drzwi tarasowe. Zaczęłam biec przed siebie. Jego słowa wciąż brzmiały w moich uszach.
***
Do pokoju wróciłam dopiero nad ranem. Właśnie zaczynało świtać. Marcel czekał na mnie. Widać było że czekał na mnie przez całą noc. Miał podkrążone i smutne oczy, które błyszczały od łez. Moje zimne serce krajało się na kawałki, gdy na niego patrzyłam ale co miałam zrobić? Postanowiłam go zignorować. Nie zwracając na niego uwagi zaczęłam się pakować. Marcel nie odrywał ode mnie wzroku, w końcu zebrał się na odwagę i zaczął wyrzucać z siebie nieco nieskładną wypowiedź.
- Wiesz, mnie tu nic nie trzyma. Nie mam rodziny no oprócz obłąkanej siostry, która nie chce mnie znać. Całe moje życie było kłamstwem i teraz kiedy wiem, to co wiem, nie mogę wrócić do poprzedniego życia. Czuje że…
- Przestań! – Wrzasnęłam – czy ty myślisz że obchodzi mnie to co czujesz?
- Ale…
Nagle poczułam coś niepokojącego.
- Ciiii! – szepnęłam nie pozwalając mu dokończyć swojej wypowiedzi.
Marcel zamilkł, spojrzał na mnie pytająco. Nie miałam czasu na wyjaśnienia, zanim zdążyłam cokolwiek zrobić do pokoju przez drzwi tarasowe wskoczyła piątka wampirów. Na ich czele stał niedawno poznany Jeremiasz. Obok niego stały dwa postawne wampiry. Z tyłu za nimi natomiast stały Katrina i Monik. Starałam się zachować luźną postawę, mimo iż wiedziałam że to nie jest kurtuazyjna wizyta.
- Przepraszam za najście, moja droga, ale obiecałaś nas odwiedzić i nie dotrzymałaś obietnicy – powiedział przesłodzonym tonem Jeremiasz.
- Czy to jedyny powód twojej wizyty? – Zapytałam oskarżająco.
- Ach… istotnie jest jeszcze jedna malutka sprawa, nie lubię jak się mnie okłamuje droga Sylwio!
Warknęłam gniewnie w odpowiedzi. Od dawna nie słyszałam swojego prawdziwego imienia. Miałam nadzieje że nikt go już nie pamięta, że już nigdy go nie usłyszę. Wampirzyce zaczęły okrążać mnie, przygotowując się do ataku. Musiałam szybko coś wymyśleć. Z drugiej strony nie mogłam powstrzymać swojej ciekawości zapytałam więc:
- Jak się dowiedzieliście?
- Och… moja droga, twoje zachowanie cię zdradziło, twoje maniery niemal dorównują manierom samego Aro. Po za tym, nie doceniasz Volturich. Musiałaś im nieźle zaleźć za skórę, każdy wampir na świecie cię szuka. Ciekaw jestem co uczyniłaś, że Volturi nie przebierają w środkach, aby cię odnaleźć. Obiecali ogromną nagrodę za złapanie ciebie. Dziwi mnie tylko dlaczego tak im zależy na tym, żeby nic ci się nie stało.
- Ich troska o moją osobę jest nazbyt przesadna – powiedziałam słodko.
- Powiedz mi prawdę, nie jesteś zwykłym zbiegiem. Zbyt wiele trudu zadają sobie Voilturi, aby cię odnaleźć.
- Dziwi mnie dlaczego Volturi nie zdradzili powodu dla którego mnie szukają. Może wtedy niektóre wampiry nie podjęły by tak pochopnej decyzji o ściganiu mnie. Otóż drogi Jeremiaszu jestem bardzo niebezpiecznym wampirem. To dlatego Volturi mnie ścigają. Uwierz mi, nie chciałam cię urazić moim niewinnym kłamstwem. Skoro jednak już znasz prawdę powinniśmy pomyśleć nad racjonalnym wyjściem z tej niewygodnej sytuacji.
- Dobrze że o tym wspomniałaś – opowiedział, uśmiechając się szyderczo. – moja propozycja jest taka: pójdziesz z nami dobrowolnie nie stawiając żadnego oporu. W zamian za to, zapomnimy o twoim śmiertelnym przyjacielu.
- Mylisz się, myśląc że mi na nim zależy – powiedziałam hardo.
Jeremiasz wykrzywił usta w jadowitym uśmiechu. Spojrzał w stronę przerażonego Marcela stojącego za moimi plecami i z przesadną grzecznością powiedział:
- W takim razie nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli oddam go w bezpieczne ręce Monik i Katriny.
Warknęłam głośno w odpowiedzi. Przysunęłam się bliżej do Marcela, zasłaniając go przed szykującymi się do ataku wampirzycami. Jeremiasz roześmiał się głośno, pytając:
- Jaka jest twoja decyzja?
- Przedstawiłeś mi swoją propozycję, a teraz wysłuchaj mojej. Odejdziecie stąd natychmiast, pozwolicie nam wyjechać. Nie będziecie nas śledzić, ani szukać. Zapomnicie o tym że mnie w ogóle widzieliście i nie szepniecie ani słowa o tym Volturim.
Wampiry wybuchły dźwięcznym śmiechem, co strasznie mnie zirytowało. Przedstawiłam im rozsądną propozycje. Mogli odejść i nie zrobiłabym mim krzywdy. Mogę się założyć że Volturi nie pisnęli ani słowem o tym, że spotkanie zemną, zakończy się śmiercią dla każdego, kto będzie miał zamiar mnie skrzywdzić. Dwa postawne wampiry błyskawicznie rzuciły się na mnie, wykręcając mi ręce, próbowali mnie unieruchomić. I nagle znów to poczułam. Delikatne mrowienie w dłoniach zapowiadało nagły przypływ energii. Już dawno zapomniałam jakie to wspaniałe uczucie, wyssać energie wampira. Ku mojemu zdziwieniu kontem oka dostrzegłam jak Marcel rzuca się na jednego z przytrzymujących mnie wampirów, ten odtrącił go jednym ruchem, rzucając nim o ścianę. Widziałam jak Marcel upada i traci przytomność. Widziałam jak wampirzyce zaczynają przesuwać się w jego stronę. Nie maiłam czasu do stracenia. Zaczęłam wysysać energie trzymających mnie wampirów. Po chwili wampiry upadły bezsilnie na podłogę. Widząc to, Katrina i Monik rzuciły się na mnie. Katrina wgryzła się w moją nogę. Poczułam ogromny ból. Monik próbowała przytrzymać mnie wskakując na moje plecy. Wtedy stało się coś niesłychanego, poczułam energię życiową wszystkich istot znajdujących się w pokoju. Zazwyczaj mogłam poczuć i wyssać energię tylko temu kto sprawiał mi ból i mnie dotykał. Teraz czułam energię wszystkich, mogłam też wybrać którą chce wyssać. Poczułam jak moje ciało wypełnia energia wampirów, nawet Jeremiasza, który stał dość daleko ode mnie. To nowe uczucie wprawiało mnie w euforię. Byłam wszechmocna, czułam się cudownie. Przymknęłam oczy rozkoszując się tym uczuciem, w tym czasie Jeremiasz wykorzystał chwilę mojej nie uwagi i uciekł wyskakując przez okno. Czułam że powinnam go dogonić, ale byłam tak bardzo zaabsorbowana tą nową siłą że pozwoliłam mu odejść. Lepiej dla niego będzie jeśli zachowa to wszystko dla siebie, Volturi nie tolerują niewygodnych świadków. Jeśli zaś będzie na tyle głupi aby nie posłuchać mojej rady to sam będzie winny swojej śmierci. Czekał mnie pracowity poranek, musiałam zatrzeć ślady wampirzej obecności. Miałam również kilka trudnych decyzji do podjęcia i musiałam je podjąć sama. Nie było czasu do stracenia.
*** |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez serenithy dnia Sob 10:48, 26 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
ajaczek
Zły wampir
Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Pią 11:58, 25 Wrz 2009 |
|
No to teraz jest wszystko jane dla mnie :) Teraz wiem że to kontynuacja :) I mam wielki uśmiech na ustach z tego powodu!!! Rozdział bardzo dobry, świetnie napisany, porywający swoimi zwrotami akcji! Zaskoczyłaś mnie powrotem miejscowych wampirów do Sylwi! Teraz naprawdę jestem ciekawa jak się sprawy potoczą. Ta akcja, w której Sylwia syssysa energię z pozostałych wampirów pokazałą że zaczyna się jej podobą uczucie posiadania władzy ciekawi mnie czy to rozwinie? Czy bedzie chciała posiadajć jej coraz więcej? I jak dalej sprawy się potoczą?! Co z MArkiem?
Czekam zaintrygowana na kolejne części tego ff, jest nim oczarowana. Świetnie piszesz, masz super styl, taki porywający, czarujący, wciągający.
Życze przyjemności z pisania nowych rozdziałów a sobie cierpliwości na czekanie na nie :)
pozdrawiam
ajaczek |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Fanka Twilight
Nowonarodzony
Dołączył: 29 Mar 2009
Posty: 43 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 22:53, 25 Wrz 2009 |
|
Ja chcę jeszcze! Wcześniej nie czytałam tego tematu. Uznałam, że jest zbyt krótki i jak tylko się wciągnę to historia się skończy. Nie żałuję! Dzięki temu teraz miałam naprawdę potężną dawkę emocji.
Czytając najpierw trzęsłam się z podekscytowania, śmiałam na cały głos, a kiedy zaczęły się komplikacje ryczałam w niebogłosy. Jeszce nie czytałam tak porażającego opowiadani i, wierz mi lub nie, myślę, że Stefcia może Ci tylko pozazdrościć talentu.
Mam nadzieję, że nowy rozdział już wkróce pojawi się na forum, bo ja już teraz się nie cierpliwie. Aktualnie, to ff jest moim numerem jeden, choć czytając pierwsze rozdziały strasznie zrażała mnie ilość błędów, które popełniłaś. W większości to literówki, jednak jest też kilka poważniejszych. Jednakże jest już tak późno, że nie mam siły ich wszystkich wypisywać.
A tak na marginesie: Dlaczego napisałaś, że to już ostatni rozdział Mroźnego Poranku, skoro dalej to prowadzisz? Ja już się zasmuciłam i wpadłam w zły humor, jednak dla pewności doszłam do końca strony, bo data w nazwie jest dzisiejsza. Potem była już tylko euforia wywołana kolejnymi rozdziałami.
No. Finite.
Pozdrawiam
F.T. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
serenithy
Człowiek
Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Sob 10:26, 26 Wrz 2009 |
|
DROGA F.T. MROŹNY PORANEK SIĘ SKOŃCZYŁ W WOLTERZE. PONIEWAŻ DOKLEJAM KOLEJNE OPOWIADANIE DO POPRZEDNIEGO NIE MOGŁAM GO NAZWAĆ W TYTULE ALE JUŻ POCZYNIŁAM PEWNE KROKI ABY JE ODRÓŻNIĆ. NIE CHCE ZACZYNAĆ NOWEGO POSTU, CAŁĄ TRYLOGIĘ MAM ZAMIAR OPUBLIKOWAĆ W JEDNYM POŚCIE PONIEWAŻ TO TAKA MINI SAGA! F.T. DZIĘKUJE CI ZA POCHLEBNE SŁOWA NAPRAWDĘ MIŁO JE SŁYSZEĆ ALE Z ZDANIEM:
"ŻE STEFCIA MOŻE CI POZAZDROŚCIĆ TALENTU" WIĘKSZOŚĆ JEJ FANÓW SIĘ NIE ZGODZI, ALE NAPRAWDĘ MIŁO MI TO SŁYSZEĆ, W PODZIĘKOWANIU DLA CIEBIE I WSZYSTKICH CZYTELNIKÓW KOLEJNY FRAGMENT! ZA BŁĘDY PRZEPRASZAM ZAWSZE SIĘ WKRADAJĄ! POZDRAWIAM I ŻYCZĘ MIŁEJ LEKTURY!
***
Przyduszając pedał gazu do oporu, starałam się jak najszybciej opuścić Bonn. Nie byłam pewna czy postąpiłam słusznie. Nie umiałam przewidzieć też konsekwencji swoich decyzji. Miałam nadzieje, że wybrałam najlepsze wyjście. Z zamyślenia wyrwał mnie ryk syren.
- Cholera – przeklęłam cicho.
Spojrzałam w lusterko i w oddali za sobą dostrzegłam ścigający mnie radiowóz. Ucieczka przed nim nie sprawiłaby mi najmniejszego problemu. Jednak ostatnią rzeczą, która była mi potrzebna to spektakularna ucieczka, o której będą pisać miejscowe brukowce. Teraz, kiedy mnie rozpoznano, każdy rozgłos był dla mnie niebezpieczny. Zwolniłam, więc zatrzymując się na poboczu. Droga była pusta, otoczona gęstym lasem. Dookoła nie było żadnej żywej duszy. Obserwowałam w lusterku podchodzącego do mnie policjanta. Opuściłam szybę, uśmiechając się serdecznie powiedziałam:
- Dzień dobry.
- Dzień dobry, poproszę pani dokumenty – powiedział srogo policjant.
Sięgnęłam po nie i nie przestając się uśmiechać podałam je policjantowi. Obejrzał je dokładnie. Były idealnie podrobione, nie spodziewałam się, że mogą być z tym jakiekolwiek kłopoty. Policjant spojrzał na mnie, po czym powiedział:
- Poproszę panią ze mną do radiowozu.
Wysiadłam z auta i poszłam za nim. Wsiadając do samochodu poczułam niepokojący zapach krwi. Policjant pokazał mi filmik, na którym mój samochód gnał 290 km/h. Westchnęłam głośno, po czy zapytałam:
- Ile będzie mnie to kosztować?
Policjant uśmiechnął się i szybkim ruchem zablokował drzwi samochodu. Położył mi rękę na kolanie, przesuwając ją pod linie spódnicy szepnął cicho:
- To zależy od ciebie.
- Co pan robi? – Zapytałam oburzona, - proszę mnie natychmiast wypuścić!
- Negocjuje z tobą formę zapłaty – powiedział przygniatając mnie swoim ciałem.
- Chyba pan żartuje – powiedziałam chwytając za klamkę samochodu. Z jednej strony byłam wściekał na zachowanie policjanta, z drugiej jednak strony bawiła mnie ta sytuacja. Słaby człowiek próbował zgwałcić śmiertelnie niebezpieczną wampirzycę. Wysiadłam z samochodu wyszarpując drzwi z boku samochodu. Policjant wybiegł za mną i chwytając mnie za rękę zapytał:
- Dokąd się wybierasz słonko, jeszcze z tobą nie skończyłem.
- Ale ja z tobą tak – warknęłam - dobrze ci radze lepiej mnie puść.
Mężczyzna nie dawał za wygraną, nie chciałam go zabijać, mimo iż on usilnie dążył do tego. Spojrzałam na niego.
- Czy ty naprawdę nie widzisz, w co się pakujesz?
- Zaraz zobaczysz, co ja ci wpakuje – powiedział, popychając mnie na maskę samochodu.
Rozdarł moją bluzkę, pochylił się nade mną i zaczął całować mnie swoimi obleśnymi wargami. Miałam tego dość. Jednym ruchem odepchnęłam go tak, że upadł na ziemię. Spojrzał na mnie nieco zdziwiony.
- Człowieku czy żądza przesłoniła ci twoje zmysły? Właśnie odepchnęłam od siebie o wiele silniejszego ode mnie faceta. Po za tym, wyrwałam drzwi z twojego samochodu żeby z niego wyjść. Nie słyszysz, że moje serce nie bije ze strachu. Dotykasz mnie i nie czujesz, że jestem zimna jak trup? Nie jestem naiwną dziewczynką. Powinieneś mnie posłuchać, kiedy radziłam ci żebyś mnie zostawił. Naprawdę nie chciałam cię zabić, ale nie dajesz mi wyboru. Podeszłam do niego, słyszałam jak jego serce bije jak oszalałe, próbując się wyrwać z klatki piersiowej. Widziałam przerażenie w jego oczach.
- Zapłacisz teraz za wszystkie swoje grzechy, ile ich było? – Warknęłam pochylając się nad nim.
Mężczyzna udawał, że nie wiem, o czym mówię.
- Przyznaj się to zabiję cię szybko i bez bólu, a uwierz mi mogę to zrobić bardzo powoli.
- One same się o to prosiły, wszystkie jesteście dziwkami!
Żadnych wyrzutów sumienia. Nie rozumiałam jak ktoś może być taki bezlitosny, być potworem będąc człowiekiem. Chwyciłam mężczyznę za koszulę i podniosłam do góry. Rzuciłam go na maskę samochodu. Podeszłam do niego i opierając ręce obok jego głowy szepnęłam cicho:
- Przecież mnie chciałeś? Na co czekasz? Oto jestem cała dla ciebie.
Czułam jak mężczyzna drży pode mną. Adrenalina w jego żyłach tętniła jak oszalała. Nie zastanawiałam się zbytnio nad tym, co robię. Dałam się ponieść furii, jaka mnie wypełniała. Pochyliłam się nad nim, i już po chwili czułam rozkoszny smak jego krwi. Mężczyzna nie miał siły się bronić. Już po chwili z jego ciała zaczęło uchodzić życie. Nagle za sobą usłyszałam głośne bicie ludzkiego serca. Byłam tak zaabsorbowana swoją ofiarą, że nie zauważyłam, że mam widownie. Oderwałam na chwilę usta od szyi martwego już policjanta i próbując przybrać łagodny ton głosu powiedziałam:
- Marcel, wróć natychmiast do samochodu.
Nie odwracałam się za siebie. Czekałam aż trzasnęły drzwi samochodu. Nie widziałam wyrazu jego twarzy, ale słyszałam jego łopoczące serce. Nie miałam już ochoty dokończyć posiłku. Wyciągnęłam z kieszeni mały błyszczący przedmiot, który zabrałam na pamiątkę z Woltery. Był to mały palnik, którego Volturi używali do zacierania śladów. Wsadziłam policjanta do samochodu i zepchnęłam radiowóz z drogi, tak żeby wyglądało to na wypadek i podpaliłam go. Poprawiłam nieco rozczochrane włosy. I wróciłam do swojego samochodu.
***
Od dłuższego czasu jechaliśmy w milczeniu. Co niby miałam mu powiedzieć? Że sam się o to prosił zadając się z wampirzycą. Pewnie umierał teraz ze strach i marzył o sposobności do ucieczki. Przyglądał mi się uważnie, pewnie bał się spuścić mnie z oka żebym nie dobrała się do jego szyi. W końcu przerwał jednak tą ciszę, pytając:
- Dokąd jedziemy?
- Nie wiem, a dokąd chciałbyś jechać?
- Zawsze marzyłem o tym żeby zobaczyć chiński mur – odpowiedział, uśmiechając się nieśmiało.
- Dobrze – odpowiedziałam spokojnie.
- Żartujesz pojedziemy do Chin?
- No przecież sam chciałeś, prawda? – Zapytałam, zdziwiona jego ekscytacją.
- Ale to strasznie daleko.
- No to, co? – Zapytałam zdziwiona.
- Nic, - powiedział nieco rozbawiony - to wspaniale, zawsze o tym marzyłem.
- Powinieneś się przespać, miałeś dziś dość wrażeń.
- Nie jestem zmęczony.
- Nie bój się, już nie jestem głodna, nie zabije cię we śnie - powiedziałam z sarkazmem.
- Nie boję się ciebie, po prostu nie jestem zmęczony.
- Nie musisz udawać. Ustalmy jedną zasadę, skoro mamy spędzić z sobą trochę czasu. Nie będziemy się okłamywać, ani nic przed sobą ukrywać. Ja nie będę przed tobą udawać, że nie jestem potworem, a ty nie będziesz udawał, że się mnie nie boisz.
Mark chciał zaprotestować, pewnie miał zamiar powiedzieć coś w rodzaju: nie no, nie jesteś potworem i wcale się ciebie nie boję. Musiał sobie jednak przypomnieć mój ostatni wybryk, westchnął głośno i wlepił wzrok w szybę. Nie byłam dumna z tego, kim jestem, ale nie mogłam też przez całą wieczność udawać kogoś, kim nie byłam. Przez dłuższy czas jechaliśmy w ciszy. W końcu Marcel postanowił się odezwać.
- Może chciałabyś odpocząć? – Zapytał z troską – ja mogę trochę poprowadzić.
Swoją wypowiedzią strasznie mnie rozbawił. Próbowałam zachować spokój żeby go nie urazić, ale po krótkiej chwili wybuchłam głośnym śmiechem. Marcel spojrzał na mnie, jego wyraz twarzy zdradzał jego irytację, moim zachowaniem.
- No co? Myślisz, że nie poradziłbym sobie za kierownicą? Ty jedziesz już parę godzin i do tego od dawna nie spałaś, powinnaś odpocząć.
Oczywiście powinnam być mu wdzięczna za troskę, ale nie umiałam pohamować śmiechu. Ach człowiek troszczący się o wampira, nie no tego nie widziałam jeszcze.
- Marcelu nie zrozum mnie źle – zaczęłam, próbując utrzymać poważny ton głosu. – Nie chodzi o to, że nie poradziłbyś sobie za kierownicą. Ja po prostu nigdy nie jestem zmęczona.
- Jak to? – Zapytał zdziwiony.
- Wampiry są stworzeniami wiecznymi, ale nie nieśmiertelnymi. Możemy tak długo żyć, ponieważ wszystkie nasze procesy fizjologiczne zostały przerwane. Ja już nie żyje, nie oddycham, nie jem, nie rosnę, nie starzeje się, nie tracę siły, więc nie muszę jej regenerować.
- To wy nie śpicie w trumnach? - Zapytał skonsternowany.
Już dłużej nie umiałam utrzymać poważnego tonu. Zaczęłam chichotać tak głośno, że niemal cały samochód się trząsł. Marcel patrzył na mnie widziałam, że kipi złością.
- Ach, co za bzdury ludzie wymyślają na nasz temat.
- A słońce was nie spala?
- Marcel! Czy zapomniałeś już, że niedawno spędziliśmy cały dzień razem? Jakoś nie spłonęłam. Po za tym zobacz jest środek dnia!
- Ach no tak, a czosnek?
- Co z nim?
- No nie boisz się jego zapachu?
- Muszę przyznać, że pachnie ohydnie, jak każde ludzkie jedzenie zresztą. A uprzedzając twoje następne pytanie, powiem ci, że krzyż nie parzy mojej skóry. Nie stopie się też od pokropienia święconą wodą, i mogę chodzić po poświęconej ziemi. A przebicie wampira osikowym kołkiem jest nie tylko nie skuteczne, ale wręcz niemożliwe. Mało jest rzeczy, które mogą zranić wampira.
- Co na przykład?
- Czemu pytasz, masz zamiar zabić jakiegoś wampira?
- Nie no skąd, po prostu jestem ciekawy.
- Wampira można unicestwić spalając ich ciała. Również wilkołaki mają w sobie tyle siły, aby nas zniszczyć. Ale największym zagrożeniem dla wampira jest tak naprawdę drugi wampir.
- Na przykład - Volturi?
- Volturi to grupa bardzo niebezpiecznych wampirów. Na ich czele stoi tak zwana triada dostojnych. Składa się ona z trzech najstarszych i najpotężniejszych wampirów, którzy stanowią władzę i prawo w naszym świecie. Posiadają oni liczną straż przyboczną, której zadaniem jest chronienie ich. Nikt nigdy nie wygrał z nimi, a wielu próbowało. Obalenie Volturich wiązałoby się z przejęciem władzy nad wszystkimi wampirami na świecie. Jest to jednak nie możliwe, Volturi sprawują swoją władzę od ponad dwóch tysięcy lat. Do póki istnieje triada, istnieje porządek – powiedziałam z nostalgią.
- A ten Marek Volturi to jeden z nich tak?
- Marek, Aro i Kajusz tworzą triadę. To oni stoją na straży naszego świata i sprawują w nim władzę.
Marcel musiał zauważyć, że wspominanie tego sprawia mi ból, bo szybko zmienił temat, pytając:
- To, jakie macie prawa?
- To zasady, które pozwalają nam żyć w pokoju. Musisz zrozumieć, że wampiry to bardzo zawzięte i porywcze stworzenia. Trudno je powstrzymać jak już wbiją sobie coś do głowy. Najważniejszą zasadą jest zakaz ujawniania się, z nim wiąże się wiele zakazów i nakazów.
- Jakich na przykład?
- Nie wolno nam wtajemniczać ludzi, jeśli nie mamy zamiaru ich zabić lub zmienić – powiedziałam lekko.
- A więc…
- Nie bój się. Volturi sami nie przestrzegają do końca swoich praw, więc ja też nie muszę się nimi specjalnie przejmować. Po za tym jestem renegacką, mnie zasady nie dotyczą.
- Co zamierzasz?
- Pojedziemy do Polski, tam złapiemy jakiś statek, albo samolot do Chin. Mam nadzieje, że nie będzie problemu z przewiezieniem auta.
- Nie o to mi chodzi – powiedział nieco poirytowany.
- A o co?
- Masz zamiar przez całe życie uciekać?
- Tak – szepnęłam cicho.
- Może kiedyś zapomną o tobie i przestaną cię ścigać.
- Marek nigdy nie przestanie mnie szukać. Dla niego tysiąc lat poszukiwań, to nie jest zbyt wiele. Ma całą wieczność na to żeby mnie znaleźć. Pamiętam jego słowa, kiedy widziałam go po raz ostatni, powiedział: Powiedz tylko jedno słowo, a złożę cały świat u twych stup.
- Każda kobieta chciałaby usłyszeć coś takiego – wtrącił Marcel.
- Tak, tylko, że ja zdawałam sobie sprawę z tego, że on jest w stanie dotrzymać swojej obietnicy.
- Ty ciągle go kochasz.
Nie było to pytanie, więc nie czułam się zobowiązana odpowiedzieć. Odpowiedź była oczywista, kochałam go ponad swoje życie, ale nie ponad jego życie. Byłam w stanie poświęcić wszystko, ale nie jego. To dla tego zdecydowałam się na ucieczkę, mimo iż byłam na swój sposób szczęśliwa, żyjąc w wieży w Wolterze. Mogłam go codziennie widywać, słyszeć jego rozkoszny głos, kiedy mówił, że mnie kocha, czuć jego zapach. Postanowiłam jednak odejść, zostawić to wszystko, aby ocalić istnienie Marka. Od tamtego czasu nie było sekundy abym nie tęskniła za nim, nie żałowałam jednak swojej decyzji. Zrobiłabym wszystko dla niego, a on dla mnie i dlatego nie mogliśmy być razem. Marcel doskonale wiedział, że nie mam już ochoty więcej tego rozpamiętywać, nie pytał, więc już o nic. Wpatrywałam się w jezdnie i widziałam twarz mojego Marka. Kiedy słońce zaczęło zachodzić, uświadomiłam sobie coś bardzo ważnego. Podróżowałam z człowiekiem! Cholera, jak mogłam być taką egoistką, nie pomyślałam, że on w odróżnieniu do mnie musi jeść. Zjechałam natychmiast do pobliskiego zajazdu.
- Co się stało - Zapytał zdezorientowany Marcel.
- Czas coś zjeść.
Marcel spojrzał na mnie przerażony. No tak mógł mnie źle zrozumieć, po tym, co ostatnio widział i czego się dowiedział.
- Spokojnie – powiedziałam, lekko się uśmiechając. – Źle się wyraziłam, powinnam powiedzieć czas żebyś coś zjadł. Idź zamów sobie coś.
- A ty nie idziesz?
- Zaraz przyjdę, muszę poczekać, aż słońce całkiem zajdzie.
- No, ale mówiłaś, że słońce cię nie spala.
- Nie spala tylko – westchnęłam - łatwiej będzie ci pokazać.
Opuściłam szybę po stronie Marcela, do samochodu wpadło kilka promyków zachodzącego słońca. Podsunęłam swoją rękę pod strumień światła. Moja skóra iskrzyła się w świetle promieni słonecznych.
- Wygląda jakby była pokryta diamentowym pyłem – powiedział zachwycony.
Przez dłuższą chwilę przyglądał się jak moja dłoń błyszczy. Wyglądał jak zahipnotyzowany. Nie odrywał wzroku od niej wzroku. W końcu słońce całkowicie zniknęło za horyzontem i moja ręka znów stała się blada i matowa. Mimo to Marcel dalej nie odrywał od niej wzroku.
- O czym myślisz? – Zapytałam zniecierpliwiona.
Przyglądałam mu się uważnie. Strasznie się zmieszała słysząc moje pytanie. Jego policzki zaczerwieniły się. Wysiadł natychmiast z auta i udał się w kierunku zajazdu. Wyszłam natychmiast za nim, doganiając go zapytałam ponownie:
- O czym myślisz?
- Myślę o tym, że jestem strasznie głodny i chętnie bym coś zjadł.
Wiedziałam, że kłamie, ale nie mogłam drążyć tematu, bo właśnie minęliśmy próg zajazdu. Jego twarz była rozkosznie zaróżowiona. Zaczął się intensywniej pocić, jego serce przyspieszyło, a w żyłach wrzała adrenalina. Kiedy usiedliśmy, natychmiast podeszła do nas kelnerka. Pamiętając, jaki apetyt ma Marcel, zamówiłam od razu dwa zestawy dnia. Kiedy kelnerka odeszła, pochyliłam się nad stołem i szepnęłam:
- Radze ci nie kłamać przy mnie, i bez tego jesteś kuszącym kąskiem.
- Policzki Marcela poczerwieniały jeszcze bardziej.
- No, bo…. Ja się zastanawiałem się czy ty, to znaczy czy ja… - jąkał nieskładnie.
Strasznie mnie irytowało jego zachowanie. Po chwili przyszła kelnerka stawiając przed nami talerze z jedzeniem. Marcel zaczął jeść z apetytem, szybko opróżnił swój talerz. Podniósł głowę tylko na chwile żeby rozejrzeć się czy nikt nie patrzy jak podmienia nasze talerze. Unikał mojego wzroku.
- Wiesz, co zatrzymać się tu na noc. – Powiedziałam, kiedy Marcel skończył jeść.
- Przecież ty nie śpisz.
- Ale ty musisz się przespać – odpowiedziałam.
Marcel upierał się, że może przespać się w aucie, ale chciałam mu wynagrodzić tą głodówkę. Niestety gospodyni poinformowała mnie, że mają już tylko jeden wolny pokuj. Nie było mi to zbytnio na rękę. Mimo iż spędziłam z Marcelem cały dzień, nie byłam głodna bałam się, że mogę mu zrobić krzywdę. Ale nie miałam innego wyboru, mój towarzysz wprost słaniał się na nogach ze zmęczenia. Gospodyni wskazała nam pokój i wręczając klucze, życząc dobrej nocy. Widziałam, że Marcela krępuje ta sytuacja. Pewnie bał się, że zabije go, gdy tylko zamknie oczy.
- Połóż się, powinieneś odpocząć.
- A ty? – Zapytał lekko podenerwowany.
- O mnie się nie martw, wybiorę się na spacer po okolicy.
- Spacer?
Widziałam, że wyraźnie zaczął się denerwować. Uśmiechnęłam się nieśmiało, chciałam go uspokoić.
- Nie bój się nie będę polować.
- To, dlaczego wychodzisz?
- Chce zapewnić ci trochę komfortu, nie chce żebyś bał się zasnąć.
- Nie boje się!
Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową. Wiedziałam, że kłamie, zdradzało go nie tylko serce, ale i krew, która rozkosznie pulsowała w jego żyłach. Krew, której tak bardzo pragnęłam.
- Jasne – powiedziałam z ironią – połóż się, wrócę o świcie.
Podeszłam do okna, otwarłam je szeroko przygotowałam się do skoku, gdy za swoimi plecami usłyszałam głos Marcela.
- Sylwio!
Odwróciłam się natychmiast. Spojrzałam na niego gniewnie.
- Nigdy tak się do mnie nie zwracaj. Sylwia umarła w dniu, w którym opuściłam Wolterę. Teraz jestem Margarit i tak się do mnie zwracaj! - Powiedziałam ze złością.
Zaraz pożałowałam swojego zachowanie. Oczy mojego towarzysza zaszkliły się, a czoło zmarszczyło. Cholera musi być z ciebie taką zimna suka – pomyślałam. Spojrzałam na niego i cicho jęknęłam:
- Przepraszam.
Marcel odwrócił się ode mnie. Musiałam bardzo go przerazić moim wybuchem. Kurde chłopak ryzykuje życiem przebywając z tobą, a ty zachowujesz się jak idiotka.- Karciłam się w myślach.
- Marcelu przepraszam, nie powinnam się tak zachowywać. Ty jesteś taki… miły dla mnie, a ja…
- Rozumiem – wtrącił – chcesz pogrzebać swoje imię razem ze swoją przeszłością.
On rozumiał mnie tak dobrze. Nie zdawał sobie jednak sprawy z wszystkiego. Moje imię w jego ustach brzmiało jak… wołanie mojego ukochanego. Przywoływało nie tylko ból, ale i tęsknotę. Słysząc swoje imię w jego ustach czułam się jakby był przy mnie. Może, dlatego że był taki podobny do mojego ukochanego czułam się przy nim dziwnie… Odkąd odeszłam od niego, byłam cieniem przemykającym niewidocznie pośród ludzi. A teraz czułam się inaczej, jakby sensem mojej egzystencji miało być chronienie tego śmiertelnika. Pozostawało jednak pytanie, skąd to podobieństwo?
- Marku? Czy mogę się o coś zapytać?
- Pytaj, o co chcesz? – Odpowiedział ufnie.
- Mówiłeś, że nie masz rodziny, co się z nią stało?
- Rodzice zginęli. Od tamtej pory wszystko się jakoś pokomplikowało. Miałem siostrę. Ale rozdzielono nas po śmierci rodziców. Każde z nas trafiło do innego domu dziecka. Tam spędziłem swoją młodość. Kiedy osiągnąłem pełnoletniość zacząłem pracować, dostałem się na studia i poznałem ciebie.
- A twoja siostra?
- Odnalazłem ją niedawno, całkiem przypadkiem. Zadzwoniono do mnie ze szpitala psychiatrycznego. Poinformowano mnie, że uciekła. Od lekarza dowiedziałem się, że tam spędziła dzieciństwo. Postanowiłem ją odnaleźć, poszedłem do jedynego miejsca, które przyszło mi do głowy. Do naszego starego domu. Znalazłem ją tam, ale to nie była ona, tylko wrak człowieka. Chciałem ją namówić żeby wróciła do szpitala, ale mi się nie udało.
- Czy wiesz, dlaczego tam trafiła? – Zapytałam.
- Mnie nie było w domu w tą noc, kiedy zginęli rodzice. Ona była, udało jej się przeżyć, ale doznała szoku. Mówiła niestworzone rzeczy, że to anioły zabiły rodziców. Bredziła, wciąż powtarzała, że wrócą po nią, bo nie znaleźli tego, czego szukali.
Moja teoria się potwierdziła. Rodzice Marcela zginęli z ręki wampirów. Dziwiło mnie to, wampiry nie miały w zwyczaju zabijać wchodząc do domów. Zazwyczaj szukaliśmy łatwych kąsków. Ludzi szwendających się nocą po ulicach. Po za tym, czego mogli szukać? Cała sprawy była dla mnie niejasna. Czy to możliwe abym Marcel miał coś wspólnego z Markiem Volturi. Byli prawie identyczni, zastanawiałam się czy gdyby Marcel był wampirem, czy umiałabym ich wtedy rozróżnić?
- Dziękuje, że mi to opowiedziałeś, wiem jakie to dla ciebie trudne.
- Oboje mamy za sobą trudną przeszłość. Nie powinniśmy obracać się za siebie tylko patrzeć w przyszłość. Spojrzeć inaczej, z wiarą w to, co nas czeka.
Marcel podszedł do mnie, chwycił w swoje dłonie moją twarz. Dotyk jago ciepłych dłoni był niesamowity. Czułam jak rozpływa się falą ciepła po moim lodowatym ciel. Nie spodziewałam się tego, co chciał zrobić. Jego serce waliło jak młot, a zapach wrzącej krwi śpiewał do mnie. Marcel przysunął swoją twarz do mojej i pocałował mnie w policzek i przytulił do siebie. Poczułam się jakoś dziwnie. Znieruchomiałam. Bałam się poruszyć, żeby nie zrobić mu krzywdy. Przestałam oddychać, nie pomogło mi to jednak zbytnio. Jego bliskość sprawiła, że pragnienie zaczęło szarpać moim ciałem. Jego szyja była taka kusząca, resztką swojej słabej samokontroli odepchnęłam go od siebie. Zrobiłam to zbyt mocno, bo przeleciała przez cały pokój, uderzył o ścianę i upadł na podłogę.
- Cholera czy ty nie słuchasz mnie w ogóle? Nie rozumiesz nic z tego, co do ciebie mówię? Jestem wampirem, mogę cię zabić, a ty robisz wszystko żeby mi to ułatwić. Czy ty naprawdę chcesz umrzeć?
- Przepraszam - jęknął
Syknęłam ostrzegawczo i odsunęłam się. Nie czekałam dłużej, wyskoczyłam przez okno. Słyszałam za sobą jeszcze wołanie Marcela, ale nie zawróciłam. Wiedziałam, że go bardzo tym skrzywdziłam, on tylko chciał okazać mi trochę ciepła.
*** |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
ajaczek
Zły wampir
Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Pon 11:15, 28 Wrz 2009 |
|
Ty to umiesz budować akcję!!!
JEstem jak zwykle pod wielki wrażeniem po przeczytaniu kolejengo rozdziału. Zaintrygowałaś mnie, teraz siedzę zaciekawiona jak potoczą się dalsze losy bohaterki. Znając ciebie wiem że juz masz plan i pomysł na kolejne rozdziay a ja siedzę niecierpliwie i czekam na ich publikację :)
Nurtuje mnie jak Sylwi udało się uciec z Voltery? Chyba że Marek jej w tym pomógł ale w tą wątpie... Ciekawi mnie także co zamierza Sylwia dalej... Jakie ma plany wobec MArcela? Przemieni go w wampira? Storzy z niego kolejnego potwora?
Wkradło się kilka błędów w ten rozdział ale wogóle one nie wpłynęły na jego zawartośc! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Pon 13:21, 28 Wrz 2009 |
|
Pod wrażeniem to mało powiedziane... twoje opowiadanie żyje swoim życiem, a ja na pewno z nim... choć na twoim miejscu zainwestowałabymw betę, bo ja mam małe problemy z przeczytaniem tego tekstu... cały czas przeszkadzają mi te drobne błędy...
sama treść genialna... wszystko się ładnie ze sobą wiąże... choć ja nie jestem zwolennikiem happy-endów i zakończyłabym na zamknięciu Sylwii w lochu... :P
kontynuacja podoba mi się oczywiście :P
pozdr.
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
trueblood
Nowonarodzony
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 15 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 13:49, 28 Wrz 2009 |
|
A mi tam błędy nie przeszkadzają, (choć trzeba przyznać że trochę ich było) jestem zachwycona przebiegiem akcji! widać że masz wenę, bo bardzo szybko i dużo publikujesz! jestem wniebowzięta czytając kolejne części. a ten kawałek z policjantem ostro! strasznie mi się podoba to że piszesz z takim pazurem. wreszcie nie cukierkowata opowiastka, a prawdziwe opowiadanie grozy! czekam na kolejny fragment z niecierpliwością! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|
|
|
|
|