FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Mroźny poranek [NZ][+18] 16.02.2010 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Poll :: JAK OCENIACIE TO OPOWIADANIE?

A) FATALNY
10%
 10%  [ 3 ]
B) NIEZŁY
3%
 3%  [ 1 ]
C) DOBRY
17%
 17%  [ 5 ]
D) ŚWIETNY
68%
 68%  [ 20 ]
Wszystkich Głosów : 29


Autor Wiadomość
Fanka Twilight
Nowonarodzony



Dołączył: 29 Mar 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 15:51, 03 Paź 2009 Powrót do góry

Jezu, jakie to jest piękne! Znalazłam kilka błędów ortograficznych, ale co one znaczą? Twoje opowiadanie niezmiennie mnie wzrusza. Przy nim płączę, śmieję się i co drugą scenę wstrzymuję oddech. Uwielbiam Twoje postacie. Czy mi się wydaje, czy Kajusz trochę się podkochuje w naszej Sylwii? Jej! Już się nie mogę doczekać kolejnego odcinka! Chociaż muszę przyznać, że Twoja twórczość trochę mnie dołuje. W wolnych chwilach próbuję coś pisać, a potem czytam 'Poranek' i... no właśnie. Wiem, że moje wypociny nie mają nawet szansy zaistnieć w porównaniu z tym opowiadaniem... Ach. No cóż. Mam nadzieję, że nowa część będzie już wkrótce.
Pozdrawiam,
wierna Twojemu opowiadaniu F.T.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Sob 20:00, 03 Paź 2009 Powrót do góry

nioch-nioch-nioch.... to romantyczne było... fuj :P

ale jak zwykle cię wspieram... :P
Marek zazdrosny ? hm ? ;> ciekawe...

podobało się, ale było romatycznie :::::)

pozdrawiam
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
serenithy
Człowiek



Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 20:45, 03 Paź 2009 Powrót do góry

KOCHANI OTO W WASZE RĘCE ODDAJE OSTATNIĄ CZĘŚĆ BOLESNEGO PRZEBUDZENIA. MAM NADZIEJE ŻE TYM RAZEM SPODOBA WAM SIĘ ZAKOŃCZENIE. DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKIE SŁOWA KTÓRYMI KOMENTOWALIŚCIE MOJE OPOWIADANIE, NIGDY NIE SĄDZIŁAM ZASKARBIĘ SOBIE WASZ PODZIW. JESZCZE RAZ DZIĘKUJĘ I ŻYCZĘ MIŁEJ LEKTURY!!!!!

***

Niestety mimo mojego sprzeciwu, słońce wzeszło i nastał czas rozstania. Marek nie pozwolił mi nawet żebym towarzyszyła mu do granicy miasta. Prosił mnie żebym została w zamku, tak miało być łatwiej. Jeszcze bardzo długo po jego odjeździe stałam w oknie i wpatrywałam się w punkt w którym zniknął z moich oczu samochód Marka. Znów czułam suchość w oczach i ten dziwny niepokój. Koło południa przyszła Agnes, stanęła koło mnie chwyciła mnie za rękę i po prostu była przy mnie. Po dłuższej chwili powiedziałam:
- On wróci, obiecał mi. Wróci prawda?
- Tak, na pewno wróci – powiedziała łagodnie Agnes, uśmiechając się do mnie.
Przytuliłam ją mocno, jej obecność dawała mi ukojenie. W końcu, oprzytomniałam trochę. Spojrzałam na Agnes i zapytałam ją:
- Czy możesz mi wytłumaczyć, dlaczego odeszłaś z dworu Volturich?
- To długa historia – odpowiedziała, próbując mnie zbyć.
- Agnes, ja mam teraz bardzo dużo czasu – powiedziałam z nutką pretensji w głosie.
- Pamiętasz jak ci kiedyś obiecałam, że opowiem ci, jak to było z moją przemianą?
- Tak, pamiętam.
- Chyba właśnie nadszedł czas. Więc, od czego by tu zacząć? Urodziłam się w 1770 roku w Ameryce południowej, jako córka niewolnicy. Moja matka była kucharką, więc całą swoją młodość spędziłam w kuchni. Matka umarła kiedy miałam 15 lat, a ponieważ ja nie umiałam jej zastąpić w kuchni zostałam sprzedana. Trafiłam do domu bogatego plantatora, miałam tam być pokojówką, ale moja rola szybko się zmieniła. Stałam się nałożnicą swojego pana, musiałam spełniać każdą jego zachciankę. Wciąż poniżana, wykorzystywana i bita, tak wyglądała moja codzienność. Pewnej nocy, kiedy leżałam niemal nieprzytomna u stup swojego pana usłyszałam krzyki. Mój pan poderwał się i poszedł sprawdzić co się stało, ja nie miałam siły podnieść się z podłogi. Odgłosy które dochodziły z zewnątrz, mroziły krew w żyłach, były przerażające. Krzyki, płacz i lament, bałam się poruszyć. Po paru minutach krzyki ucichły, zdołałam doczołgać się do okna, to co zobaczyłam… – głos jej się załamał, widziałam ból rysujący się na jej twarzy.
- Co zobaczyłaś? – Zapytałam delikatnie.
- Płonący stos, zrobiony z ludzkich ciał. Było ciemno więc trudno było mi dostrzec co się tak naprawdę działo. Stałam w tym oknie i patrzyłam na to, zauważyłam jakieś cienie przenikające wokół stosu i wtedy go zobaczyłam.
- Kto to był? –Wyrwało mi się z ust.
- Kajusz. Na początku nie zorientowałam się, co ma zamiar zrobić. Myślałam, że chce mi pomóc. Podszedł do mnie, wyglądał jak anioł, przyglądał mi się tak intensywnie. Dotknął mojej twarzy, przeszedł mnie dreszcz. Pochylił się nade mną, nie wiedziałam co mam zrobić, nie mogłam się poruszyć, wtedy poczułam jego chłodne usta na swojej szyi. Nawet nie wiesz jak wielką rozkosz poczułam. Nie byłam przyzwyczajona do tego, aby mężczyzna traktował mnie z taką delikatnością. Objął mnie delikatnie, myślałam że śnie. Nie chciałam się obudzić. Zanim się zorientowałam co się dzieje, byłam już prawie martwa. Nie czułam bólu, czułam się po prostu bardziej słaba, senna. Nie byłam zła na niego, byłam wdzięczna za tak piękną śmierć, dlatego resztką sił szepnęłam:
- Dziękuję.
Wtedy on oderwał się ode mnie. Byłam na niego zła, bo kiedy tylko to zrobił, poczułam przerażający ból. Który zaczął rozrywać moje ciało. Wydawało mi się, że po prostu wrzucił mnie na stos, razem z innym, bo moje ciało trawił ogień. Jak się potem okazało, był to ból związany z przemianą. Kilka dni później obudziłam się, ale nie byłam już sobą. Chciałam zapytać go, dlaczego to zrobił, dlaczego mnie nie zabił?
- I co? – Zapytałam, umierając z ciekawości.
- Nigdy tego nie zrobiłam.
- Ale dlaczego?
Agnes uśmiechnęła się serdecznie, po czym westchnęła:
- Ty nic nie rozumiesz prawda?
- Nie za bardzo – przyznałam.
Ty jesteś wybranką Marka, Volturi traktują cię jak siostrę, dlatego nie widzisz w tym problemu. Ja natomiast jestem nikim. Nie należę do straży przybocznej bo nie mam żadnych dodatkowych zdolności, w sumie nie mam żadnej roli na dworze. Byłam z nimi, bo nie miałam żadnego pomysłu na to co z sobą zrobić. Volturi traktowali mnie jak niepotrzebną pamiątkę z jednej z ich podróży. Wiele razy chciałam odejść, ale…
- Ale ty kochasz Kajusza.
- Tak, od tamtej nocy kocham Kajusza, tylko że to nie mIało żadnego znaczenia, bo on miał już żonę, po za tym on nawet mnie nie zauważa. No wiesz nie ta półka jak dla mnie.
- Nie mów tak!
- Ach jaka ty jesteś naiwna – westchnęła Agnes.
- Nadal nie rozumiem, co to miało wspólnego z twoim odejściem?
- Kiedy się pojawiłaś, nagle poczułam że istnieje. Ty traktowałaś mnie całkiem inaczej. Zauważyłaś mnie i…
- Pokochałam, jak siostrę – dokończyłam.
- Tak. Moje istnienie nabrało jakiegoś sensu. Tego dnia kiedy wyszłaś z Kajuszem, czułam się strasznie dziwnie, jakbym przeczuwała, że ma się coś stać. A potem ta twoja choroba, strasznie chciałem się z tobą zobaczyć, ale zabroniono mi. Moje istnienie stało się nie do zniesienia, nie wiedziałam co się z tobą dzieje, nikt nie chciał mi nic powiedzieć, i wtedy postanowiłam porozmawiać z Kajuszem. Poszłam do niego, bardzo się zdziwił, słysząc, że proszę go o rozmowę. Początkowo stwierdził że nie ma czasu, ale ja nie ustępowałam. Błagałam go, żeby pozwolił mi z tobą porozmawiać. Ale on mi odmówił, powiedział mi tylko że ty nie chcesz z nikim rozmawiać, nawet z Markiem. I wtedy poprosiłam o pozwolenie na odejście z dworu. Kajusz nie miał, żadnych obiekcji, to pewnie była dla niego ulga w końcu mógł się mnie pozbyć.
- To dlaczego wróciłaś?
- Na rozkaz Aro.
- Ach tak, w takim razie, poproszę Aro aby go cofnął. Jesteś wolna i możesz robić co chcesz.
- Głuptasie, - powiedziała rozweselona Agnes. I tak bym wróciła, jak tylko bym się dowiedziała, że wróciłaś. W końcu jesteś jedyną przyjaciółką jaką mam.
- Cieszę się, że wróciłaś Agnes.
- Ja też się cieszę.
- A co do Kajusza to…
- Nawet o tym nie myśl!
- Ale dlaczego? Mogłabym go delikatnie podpytać.
- Ale ja nie chce tego wiedzieć. Dobrze jest, jak jest i niech tak zostanie – proszę.
Nie wracałyśmy już więcej do tej rozmowy. Parę razy próbowałam, ale Agnes zawsze mnie zbyła.

***

Dni bez Marka strasznie mi się dłużyły. Cieszyłam się, że żyję w dwudziestym pierwszym wieku i istnieją telefony komórkowe. Marek dzwonił codziennie o świcie, długo rozmawialiśmy ze sobą, nam obojgu to rozstanie dało w kość. Nie chciałam go pytać, jak tam tajna misja, mimo iż strasznie byłam tego ciekawa. Zazwyczaj rozmawialiśmy o błahostkach, o tym że tęsknie i jak bardzo pragnę jego powrotu. Marek obiecywał że to nie potrwa długo, że już niedługo się zobaczymy. Minął tydzień, nosiło mnie strasznie. Aro stwierdził, że stałam się strasznie drażliwa, nawet Kajusz narzekał na moje zachowanie. Oboje żartowali, sobie, mówiąc, że dla własnego bezpieczeństwa, już nigdy nie pozwolą Markowi opuszczać Woltery. Irytowało mnie to strasznie, tak na prawdę tylko Agnes mnie rozumiała. Wciąż bałam się, że coś się stanie i mimo iż Aro codziennie powtarzał mi, że nie mam powodów do obaw, ja i tak się martwiłam. Moja paranoja sięgnęła zenitu dnia ósmego, naszej rozłąki. Jak zwykle czekałam na telefon od Marka, ale on milczał jak zaklęty. Już minuta spóźnienia doprowadzała mnie do obłędu. Po godzinie poderwałam się i pobiegłam do Aro. On oczywiście stwierdził, że jak zwykle przesadzam. Jak to on powiedział: Marek nie jest dzieckiem, da sobie radę. To stwierdzenie doprowadziło mnie do furii. Próbowałam się do niego dodzwonić, ale wciąż słyszałam irytujący głos w słuchawce powtarzający mi do znudzenia że: abonent jest czasowo niedostępny, proszę zadzwonić później. Więc dzwoniłam, średnio siedem razy na minutę. W końcu telefon się rozładował, co wprawiło mnie w dziki szał. Rzuciłam nim o ścianę, tak że rozsypał się na milion części. Byłam zła na swoje zachowanie, bo teraz już w ogóle nie mogłam liczyć na to, że Marek w końcu zadzwoni. Nosiło mnie coraz mocniej, z minuty na minutę moim ciałem szarpała coraz większa wściekłość, zmieszana z bezradnością. Myślałam, że oszaleje kiedy nagle do pokoju wpadła Agnes. Była dziwnie uradowana, co mnie jeszcze bardziej irytowało. Spojrzałam na nią i zapytałam się dość ostro:
- Co cię tak cieszy?!
- Marek wraca – powiedziała z dumą Agnes.
Nagle wszystko ustało. Wszystkie negatywne uczucia zniknęły. Ważne było tylko to, że On w końcu wraca. Dziwiło mnie trochę, dlaczego mnie nie uprzedził. Po za tym wczoraj nic nie wspomniał o tym, że wraca. Moje podejrzenia jednak szybko zastąpiła myśl: Marek wraca, nic się nie stało. Chciałam wybiec mu na spotkanie, ale Agnes mnie powstrzymała, mówiąc:
- Jest środek dnia, więc lepiej będzie jak pójdziesz do głównej sali i poczekasz na niego razem z innymi Volturim.
- Niestety miała racje, moje zachowanie przez ostatni tydzień było nie do zniesienia, więc teraz powinnam zachować się, jak na wybrankę Marka przystało.
Szybko przebrałam się, w uszykowane przez Agnes ubrania i udałam się w kierunku głównej sali. Gdy tam weszłam wszyscy już tam byli. Wciąż nie byłam przyzwyczajona do tych wszystkich ukłonów i w ogóle, ale postanowiłam się zachowywać, jak na Volturich przystało. Kiedy doszłam do Aro i Kajusza, ukłoniłam się i zapytałam:
- O której ma zjawić się Marek?
- Jest już w mieście – odpowiedział Kajusz.
- Cieszę się, że do nas dołączyłaś – powiedział znacząco Aro.
Wiedziałam co miał na myśli: W końcu przestało ci odbijać i zachowujesz się, jak na jedną z nas przystało. Stanęłam po prawej stronie, obok tronów i czekałam. Każda sekunda wydawała mi się, niemiłosiernie długo ciągnąć. W sali panowała absolutna cisza, wszyscy czekali na powrót Marka. W końcu drzwi się otworzyły. Czułam się jakby moje serce miało zaraz znowu zacząć bić. I wtedy wszedł On, dumny, z głową podniesioną do góry i tym pięknym uśmiechem, który kochałam. Włożyłam wiele wysiłku w to żeby nie wskoczyć od razu w jego objęcia. Stałam, patrząc jak mój ukochany zbliża się, do mnie. W pewnym momencie uderzyła we mnie fala niepokoju, była ona całkowicie irracjonalna więc odepchnęłam ją szybko od siebie. Wiedziałam od Agnes, która przez ostatnie dni uczyła mnie etykiety panującej na dworze, że muszę czekać cierpliwie, aż Marek sam się do mnie zwróci. Aro i Kajusz wstali z swoich tronów. Aro rozłożył ramiona i powiedział uradowany:
- Marku, jak dobrze, że w końcu wróciłeś.
Marek objął brata i powiedział:
- Ja też się cieszę, że w końcu jestem w domu.
- Dobrze cię znowu widzieć – powiedział Kajusz.
Marek i jego objął w braterskim uścisku, odpowiadając mu:
- Dziękuje.
W końcu spojrzał w moją stronę, znów poczułam ten irracjonalny niepokój, który znikł w momencie, gdy Marek rozłożył swoje ramiona, mówiąc:
- czy nie przywitasz się ze mną?
Nie umiałam się już opanować, natychmiast wskoczyłam w jego objęcia. Znów mnie przytulał, czułam się cudownie, to była piękna chwila. Nie umiałam tylko pozbyć się myśli, że coś jest nie tak. Ale co mogło być nie tak? Marek wrócił, jesteśmy razem, za parę tygodni miał się odbyć nasz ślub, nic już nie miało nas rozdzielić. Czyli wszystko było tak, jak być powinno. To się chyba nazywa szczęśliwe zakończenie, prawda?

***


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Sob 21:36, 03 Paź 2009 Powrót do góry

Kobieto, doprowadzasz mnie do takiego stanu że nie potrafię składnie się wypowiedzieć! Twój ff jest fenomenalny, niesamowity, niepowtarzalny, oryginalny, ujmujący, porywający, oczarowywujący, magiczny, uczuciowy, emocjonalny, zaskakujący, itp. itd. mogłabym tak jeszcze bardzo długo wymieniać. Brakuje mi słów aby to opisać. Siedze przed komputerem po przeczytaniu 3 ostatnich rozdziałów i jestem w szoku. Niesamowicie zawładnął mną twój ff, wprowadziła mnie w swój świat, świat bohaterów, którzy przeżywają tak piękne uczucia, świetnie to opisujesz i oczarowywujesz czytelnika. Twoi bohaterowie są tacy cudowni, przeżywają tak silne, piękne uczucie, towarzysza im takie emocje, że czytając aż dech zapiera. Jestem naprawdę pod wielkim wrażeniem. Rzadko kiedy udaje się jakiemuś ff wywołać u mnie tak silne emocje. Jesteś jedną z nielicznych autorek, na których prace czekam z utęsknieniem, które dostarczają mi tyle emocje. Cieszę się że miałam okazję czytać twoją twórczość! Stworzyłaś naprawdę świetne dzieło! A do tego tak szybko serwujesz nam kolejne rozdziały! Naprawdę jestem pod mega wrażeniem!
Rozumiem że to jeszcze nie koniec? Obdarujesz nas jeszcze kolejną dawką emocji? Mam taką nadzieję i tego sobie życzę! A Tobie życzę większej liczy czytelników, bo wg mnie ten ff jest niedoceniony!!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Sob 21:41, 03 Paź 2009 Powrót do góry

te pytania pod koniec koljnych części mnie zabijają... chcę przewidzieć, a wiem, że mi się nie uda...

jak zwykle boosssko :)
za nami dwie części przed nami tylko jedna... jakoś mi pusto...ale cieszę się tym, co jest :P

pozdrawiam
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Fanka Twilight
Nowonarodzony



Dołączył: 29 Mar 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 22:08, 03 Paź 2009 Powrót do góry

O mój Boże! To było cudowne! I co ja mam teraz napisać?! Założę się, że ten Marek to tak naprawdę ten przyjaciel Marcel, czy jak mu tam. Ale raczej mi się to nie podoba. No, chyba, że się wyjaśni zanim zdążą się pobrać, bo wtedy byłby niezły bigos. OMG! Nie mogę myśleć po tej dawce Marka, którą mi zaaplikowałaś. Uzależniłam się! Ratunku! Chcę jeszcze! Jeśli nie chcesz żebym zwariowała, to szybko wstawiaj następny rozdział. Ale mi zrobiłaś niespodziankę! Wchodzę na forum a tu aktualizacja! Myślałam, że to tylko nowy komentarz, a tu proszę! Kolejna część!
Pozdrawiam
F.T.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
trueblood
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 22:20, 03 Paź 2009 Powrót do góry

Nie no aż łzy mi poleciały. to było po po prostu, aż brak słów... jestem pewna że to nie koniec:
serenithy napisał:
Znów mnie przytulał, czułam się cudownie, to była piękna chwila. Nie umiałam tylko pozbyć się myśli, że coś jest nie tak. Ale co mogło być nie tak? Marek wrócił, jesteśmy razem, za parę tygodni miał się odbyć nasz ślub, nic już nie miało nas rozdzielić. Czyli wszystko było tak, jak być powinno. To się chyba nazywa szczęśliwe zakończenie, prawda?

tak nie kończy się opowiadania. to obietnica i będę czekała! Masz racje ajaczku ten ff jest bardzo niedoceniany, chciałabym żeby wszyscy mieli szanse przeczytać te wspaniałe opowiadanie, jestem pewna że zakocha się w nim każdy kto je przeczyta, jest taki inny, cudowny. chciałabym to wykrzyczeć aby każdy użytkownik tego forum zajrzał tu i dał jej znać że nie tylko pięć osób czyta jej opowiadanie! w każdym razie serenithy ja będę zawsze twoją najwierniejszą fanką i będę czytać cokolwiek napiszesz! czekam na trzecią część oby jak najszybciej! dziękuję i pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
serenithy
Człowiek



Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 22:56, 03 Paź 2009 Powrót do góry

OCH! NIE RÓBCIE MI TEGO WPADNĘ W SAMO ZACHWYT I ZACZNĘ PŁAWIĆ SIĘ W SWOJEJ PRÓŻNOŚCI! I CO WTEDY? STANĘ SIĘ PUSTĄ I PRZEMĄDRZAŁĄ DZIEWCZYNĄ KTÓRA SĄDZI ŻE... A NIE CZEKAJCIE JUŻ TAKA JESTEM, WIĘC MOŻECIE MNIE CHWALIĆ. A TAK NA POWAŻNIE DZIĘKUJĘ WAM SERDECZNIE ZA TE SŁOWA, CZŁOWIEK WIEŻY ŻE MOŻE LATAĆ KIEDY LUDZIE PRZYPRAWIAJĄ MU SKRZYDŁA! NIESTETY W ZAMIAN ZA TO MOGĘ WAM DAĆ JEDYNIE OBIETNICĘ, A OTO ONA:

[link widoczny dla zalogowanych]*c5*bcny+poranek


Ognista zemsta


***

Zemsta jest słodka, kiedy spija się ją powoli.
Trzeba delektować się każdą kropelką, aż do końca.
Wysysać ją, jak krew ukochanego, który, patrząc ci w oczy i oddaje swoje życie.
Zemsta jest jak czarna dziura, zasysa Cię całą, coraz więcej, wciąż więcej.
Aż pochłania cię całkowicie i potem zostaje tylko pustka.
Nie ma już żądzy, ani rozkoszy, ani nasycenia.
Jest tylko pustka


***


Zaczynało już zmierzchać. Przemierzałam las w poszukiwaniu swojej ofiary. Była blisko czułam jego strach. Biegłam szybko, polegając wyłącznie na swoim instynkcie. Mijałam wznoszące się ku niebu drzewa. W powietrzu unosił się zapach krwi, był ranny. Jak długo da rade jeszcze przede mną uciekać? Minutę, dwie? Czułam, że już niedługo zatopię swoje zęby w swoje ofierze. Wszystkie zmysły mówiły mi, że już niedługo nadejdzie czas mojego ucztowania. Słyszałam jego łopoczące serce i wrzącą w żyłach krew. Wbiegając na polanę byłam pewna swojej wygranej. Słońce właśnie zachodziło za horyzontem, ostatnie promienie słońca wycofywały się, pozostawiając za sobą jedynie mrok. Rozejrzałam się, pozostając ciągle w pozycji obronnej. Wzięłam głęboki wdech i już wszystko było jasne. Wyprostowałam się i wykrzywiając usta w szyderczym uśmiechu zaczęłam mówić:
- Nie masz już dokąd uciekać, zakończmy już tą zabawę!
- Dla ciebie mordowanie jest zabawą – odezwał się drżący głos.
- Oczywiście, w końcu jestem wampirem, krwiożerczym potworem. Bez uczuć, bez serca po prostu maszyną do zabijania!
- Dobrze wiesz, że nim nie jesteś – powiedział mężczyzna, wkraczając na polanę.
- Jestem! – Warknęłam gniewnie - zaraz ci to udowodnię – powiedziałam.
Ugięłam kolana, i jednym susłem znalazłam się przed wystraszonym mężczyzną. Widziałam strach w jego oczach, mimo iż był gotowy oddać życie za swoją sprawę, w tym momencie paraliżował go strach. Podniosłam rękę do jego twarzy, dotknęłam jej i poczułam ciepło.
- Na co czekasz? Zabij mnie!
- Dlaczego miałabym cię zabić? Zniszczyliście wszystko co kochałam, zabraliście mi jedyne światło w mroku, który mnie ogarnia. Dlaczego miałabym cię zabić? O nie, nie dostąpisz tej łaski.
- Co chcesz zrobić?
- Chce ci pokazać, co to znaczy być wampirem, jak to jest czuć pragnienie. Pokaże ci jak wygląda mój świat.
- Co ci to da?
- Będę patrzeć jak zabijasz swoich bliskich, swoją żonę, dzieci, matkę. Będę rozkoszować się twoim bólem i pławić się w oceanie twojej udręki. Zobaczysz, co zrobiliście z moim światłem.
Jego ciało zadrżało, kiedy to powiedziałam. Jego twarz wygięła się w bolesnym grymasie. To była najsłodsza zemsta. Pochyliłam się nad jego szyją, próbował się odsunąć, ale wykręciłam mu rękę, łamiąc ją prawdopodobnie w dwóch miejscach. Mężczyzna jęknął głosem pełnym bólu:
- Błagam, zabij mnie.
- Dlaczego miałabym to zrobić? Będziesz cierpiał tak, jak ja cierpię. Do zobaczenia za trzy dni – szepnęłam.
Przybliżyłam usta do jego szyi, jego krew nie pachniała jakoś specjalnie zachęcająco, jakby nie było w niej adrenaliny, która nadawała jej smak. Moje usta dotknęły jego rozgrzanej skóry i już po chwili czułam gorącą krew wypełniającą moje usta. Wzięłam parę łyków i odrzuciłam mężczyznę na ziemie. Przez chwilę przyglądałam się, jak mężczyzna wije się w dzikich konwulsjach. Uśmiechnęłam się na myśl, że zostało ich już tylko trzech. Przeczesałam palcami nieco potargane włosy i postanowiłam wrócić do domu. Na dziś starczy –pomyślałam. Rzuciłam się biegiem, przez las. Po paru minutach byłam już pod budynkiem, który nazywałam domem, tak naprawdę był tylko miejscem gdzie przebywałam. Mój dom już nie istniał, bo nie było osoby, która nadawała sens temu słowu. On, jak zwykle siedział na schodach, każdej nocy siedział i czekał na mój powrót. Widząc mnie podniósł wzrok i spojrzał na mnie, jego oczy zawsze mnie paraliżowały. Zwolniłam, bardzo powoli weszłam na schody, a on jak zwykle zapytał:
- Znów to zrobiłaś?
- Tak, szkoda, że ze mną nie poszedłeś, starczyłoby i dla Ciebie – powiedziałam z ironią.
- Dobrze wiesz, co o tym myślę!
- Wiem, chociaż mało mnie to obchodzi!
- Jak możesz! Co oni ci zrobili?
- To samo co ty! Zabrali mi moje światło, to oni uczynili mnie potworem.
- Jego już nie ma, musisz się z tym pogodzić! Zemsta nic nie zmieni! Nie wskrzesi go!
- Milcz! Nie masz prawa o nim mówić – warknęłam wściekle.
Minęłam go i weszłam do środka. Znów czułam ten ból, który towarzyszył mi nieustannie. Zamknęłam oczy i próbowałam go zignorować, ale był on silniejszy niż ja. Powoli czułam, jak znów wygrywa ze mną.
- Nie walcz z tym – powiedział chrapliwy głos.
Podniosłam wzrok i spojrzałam na miejsce z którego dochodzi. Joel siedział w kącie pokoju przykuty do ściany, jego twarz wykrzywiona bólem i lękiem była dla mnie pocieszeniem.
- To boli! – Jęknęłam
- To ból przemiany nie walcz z tym wtedy szybciej minie.
- To nie jest przemiana! Ten ból rozrywa mnie od dnia, kiedy mi go odebraliście!
- No właśnie! Twoja przemiana nie mogła dobiec końca, bo on ją hamował! To dlatego zaczęłaś się rozwijać, kiedy go nie ma. Teraz w końcu dopełnisz swoje przeznaczenie.
- Nie! Ten ogień mnie spali! Ty ciągle nic nie rozumiesz! – Syknęłam i wyprostowałam się.
Kontem oka widziałam wchodzącego do salonu Marcela. Podał mi swoje ramie i pomógł mi przejść do góry. Wciąż kątem oka patrzyłam na przykutego człowieka, czułam niepohamowany gniew, chęć zniszczenia go, a jednocześnie byłam taka słaba. Marcel zaprowadził mnie do sypialni, pomógł mi usiąść.
- Możesz już iść – powiedziałam, czując kolejną falę bólu.
- Musisz z tym skończyć, to cię zabija! Daj sobie spokój, on już nie wróci, nic już tego nie naprawi.
- Wiesz dlaczego cię nie zabiłam? – Zapytałam.
- Bo ci go przypominam – szepnął cicho.
- Nie! Dlatego, że wciąż mam w sobie odrobinę nadziej. Inaczej kazałabym temu światu płonąć, razem ze mną – zwinęłam się w kłębek czując kolejną falę bólu. – A teraz wynoś się, bo zmienię zdanie – syknęłam groźnie.
Kiedy Marcel wyszedł, zacisnęłam mocno zęby, żeby nie krzyczeć z bólu. Czasami mi się to udawało, a czasami mój krzyk rozchodził się po całym lesie. Każdy dzień był coraz gorszy, coraz mniej nad tym panowałam. Płomienie paliły mnie coraz mocniej, jednak nie narzekałam. W tych chwilach, kiedy ból władał moim ciałem, łatwiej było mi go wspominać. Widzieć jego twarz, jego oczy, jego usta. Czułam niemal jego zapach, to było warte każdego bólu. Moja świadomość na te parę chwil odrywała się od ciała i dryfowała w nieokreślonej przestrzeni. Jeszcze kilka minut, i ból zniknie, a z nim obraz Marka w mojej głowie.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez serenithy dnia Pon 20:33, 28 Gru 2009, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Antalya
Gość






PostWysłany: Sob 23:39, 03 Paź 2009 Powrót do góry

Na początku chciałabym zaznaczyć, iż czytam to opowiadanie od samego początku. Jest to jeden z moich ulubionych tekstów. Cieszę się za każdym razem, kiedy dodasz następną część.
Podoba mi się Twój styl. Jest on lekki i przyjemy w czytaniu. Dużo opisów i długie rozdziały, interesujące wątki - to jest dokładnie to co lubię. Pierwsza część - jeżeli mogę to tak nazwać <?>- była bardzo ciekawa. Czasami zżerało mnie z ciekawości co się stanie dalej. Opis miłości Sylwii i Marka był cholernie interesujący.
Przy drugiej części, na początku zastanawiałam się o co chodzi. Margarit? Czy to na pewno dobre opowiadanie? Zaczynałam się domyślać kim, tak na prawdę, jest główna bohaterka.
Marcel? Hmm... Marcel mi nie pasował. Nie lubiłam go. Tyle o Nim na razie... Błędów było sporo w niektórych rozdziałach drugiej części, lecz dało się do przeoczyć. Jedyne denerwowało mnie pisanie Woltera zamiast Volterra. Ogólnie druga część również była bardzo ciekawa, a mogę przyznać, że dzięki większej, moim zdaniem, tajemniczości kontynuacja bardziej mi się podobała.
Trzecia część... I tu się wypowiedzieć nie potrafię. Rozumiem, że nie ma już Marka, Marcel jest wampirem, a Sylwia poluje i przemienia swoje ofiary by cierpiały. To do tej postaci to nie podobne, ale... Zemsta ma swój unikalny smak. Cierpiąca kobieta jest skłonna do wielu rzeczy i bardzo się zmienia.
Jest już trochę późno, więc nie chce mi się rozpisywać, ani czytać, czy ten komentarz, ma jaki kolwiek sens Wink .
Pozdrawiam, Antalya.


Ostatnio zmieniony przez Antalya dnia Nie 10:12, 04 Paź 2009, w całości zmieniany 2 razy
serenithy
Człowiek



Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 11:55, 04 Paź 2009 Powrót do góry

WITAM SERDECZNIE TO KOLEJNY FRAGMENT OGNISTEJ ZEMSTY, NIESTETY NIE MOGĘ WAM OBIECAĆ ŻE W NAJBLIŻSZYM CZASIE POJAWI SIĘ KOLEJNY. MUSZĘ ZAJĄĆ SIĘ BARDZIEJ PRZYZIEMNYMI! MAM NADZIEJE ŻE OGNISTA ZEMSTA PRZYPADNIE WAM DO GUSTU TAK SAMO, JAK MROŹNY PORANEK I BOLESNE PRZEBUDZENIE. MUSZKĘ TROSZECZKĘ POSPOJLEROWAĆ I UPRZEDZIĆ WAS ŻE TYM RAZEM NIC NIE DA SIĘ PRZEWIDZIEĆ! POZDRAWIAM SERDECZNIE!

***

Usłyszałam ciche pukanie do drzwi, a zaraz potem pytanie:
- Mogę już wejść?
Czułam, jak ból opuszcza moje ciało, znów stawałam się sobą zimnym, twardym i niezniszczalnym wampirem. Czułam jak gaśnie ogień, który mnie trawi. Podniosłam się z łóżka, podeszłam do okna i szepnęłam cicho:
- Wejdź.
Marcel wszedł nieśmiało, stanął za mną i cichym głosem, który tak dobrze znałam zaczął mówić:
- Te napady bólu są coraz dłuższe i coraz bardziej intensywne. Znów krzyczałaś, bałem się że coś ci się stanie.
Odwróciłam się powoli i spojrzałam na niego. Jego cienie pod oczami były ogromne, nienaturalny żółty kolor oczu nie pasował do bladej wampirzej cery. Był taki podobny, patrzenie na niego, było moją prywatną torturą.
- Teraz się o mnie martwisz? A kiedy zabijałeś połowę mnie, rok temu, jakoś nie przejmowałeś się tym.
- Nie miałem nic wspólnego z jego śmiercią.
- No tak, ty tylko się po niego podszyłeś. Jak mogłeś się łudzić, że się nie domyślę. Że nie poznam, oddałeś swoje życie na nic.
- Kochałeś mnie kiedy byłem człowiekiem, myślałem...
- Co sobie myślałeś?! Że zapomnę, że kocham Marka i będę udawać, że wszystko jest w porządku, że ta podmiana nie zrobi mi różnicy! Weźmiemy ślub i będziemy szczęśliwi?!
- Ja tylko…
- Zmarnowałeś szansę którą ci dałam! Dałam ci nowe życie, bez wampirów. A ty co zrobiłeś?
- Chciałem być z tobą.
- Ty nic nie rozumiesz, naprawdę nic nie rozumiesz! Marek był mi przeznaczony. Byliśmy stworzeni dla siebie, byliśmy dwoma częściami jednej całości. Ci którzy zabrali ode mnie Marka zachwiali równowagę całego wszechświata. Im się zdawało, że to Marek jest ciemnym elementem, a ja jestem dobrem, które go równoważy. Mylili się! To Marek był tym dobrym elementem, on był początkiem, zabrali nie ten element! Stworzyli potwora, który jest w stanie zniszczyć świat i nic nie jest w stanie go powstrzymać. Jedyną osobą która może mnie powstrzymać, to Marek. Jeśli go nie odzyskam cały świat spłonie ze mną.
- Nie mów tak, nie możesz tego zrobić! – powiedział przejęty Marcel.
- A kto mnie powstrzyma? – Rzuciłam gniewnie.
- Błagam cię nie rób tego.
- Więc oddaj mi to co moje!
- Wiesz, że nie mogę tego zrobić, on już nie istnieje.
Wezbrał we mnie ogromny gniew, chwyciłam Marcela za gardło i podniosłam nad ziemię. Widziałam strach w jego oczach, to była moja zemsta, widzieć codziennie strach w jego oczach. To poczucie winy, które go wypalało. Każdego dnia był zależny całkowicie ode mnie. Przywiązany do mnie niezauważalnymi więzami. Odrzuciłam jego ciało na bok.
- Czas się posilić – powiedziałam do siebie.
- Zabijesz go! – Jęknął Marcel.
- O nie, śmierć to łaska, a on jej nie dostąpi!

***

Zeszłam na dół, Joel nadal siedział w kącie, w końcu nawet gdyby chciał to i tak niebyły wstanie z niego wyjść. Łańcuch na jego szyi sięgał jedynie na dwa metry, tylko tyle! Tak skułam go jak psa, w końcu każdy potrzebuje znać swoje miejsce. Oboje wiedzieliśmy co teraz nastąpi, można powiedzieć, że w swoim okrucieństwie popadłam w pewną rutynę, każdy dostawał swoją torturę o określonej porze. Najpierw Marcel, który był świadkiem, jego torturą było patrzenie, widział mnie wracającą z polowań nasyconą krwią i zemstą. Potem patrzył jak cierpię i jak zadaje ból, co było najsubtelniejszą torturą. Najokrutniejszą z jego tortur było patrzenie, jak rosnę w siłę, żeby zniszczyć świat. Co dzień bez wytchnienia zabijałam w sobie resztki tego co możnaby nazwać człowieczeństwem. Teraz czas na Joela, jego tortury były bardzo podobne do tych, które serwowałam Marcelowi, co dzień patrzył, jak się zmieniam, jego tortura była jednak jeszcze bardziej wyszukana, karmił swoją krwią potwora, który miał przynieść na świat śmierć i ciemność. Oddawał mi swoją krew, oczywiście nie dobrowolnie. Codziennie po ataku bólu czułam ogromne pragnienie, to dziwne bo nigdy wcześniej tego nie czułam. Zawsze sądziłam że to jest moja wyjątkowość, a teraz w końcu miałam to co chciałam, byłam zwykłym wampirem. Tylko że teraz nie umiałam tego docenić. Nie chciałam zabić Joela, nie chciałam też, żeby był wampirem, dlatego codziennie nacinałam jego skórę tak, aby sączyła się z niej krew, po czy spijałam ją, patrząc mojej ofierze w oczy. Robiłam to codziennie, ta rutyna stała się moim życiem, a raczej jego nędzną namiastką. Chwyciłam nóż leżący na stoliku i podeszłam do Joela, jego ciało było pokryte drobnymi i płytkimi nacięciami, gdyż już od paru tygodni znęcałam się nad nim.
- Gdzie dziś nacinamy – Zapytałam czysto teoretycznie.
- Podetnij mi gardło! – warknął gniewnie Joel.
- Ale to by cię zabiło, nie mogę tego zrobić. Ty nie rozumiesz chyba o co mi chodzi. Ja wcale nie chce waszej śmierci, ja chce zemsty. Chce żebyście co dzień czuli ból ten sam, który mnie rozrywa. Nie zdajecie sobie sprawy z tego co zrobiliście. On był jedyną osobą, która nadawała sens mojemu istnieniu, bez niego nie mam po co istnieć, a ponieważ jestem nieśmiertelna to mogę się zniszczyć tylko poprzez zniszczenie całego świata.
- I zniszczysz cały świat po to, żeby przestać istnieć?
- Tak. Nie zdajesz sobie sprawy jaki ból czuję, jak wielki ogień mnie pali. Kiedy dopełnię swojej zemsty, niczego już nie będzie!
- Zrobił z ciebie Potwora! Nie taką Sylwia znałem!
- Nie znałeś mnie w ogóle! To wy mi to zrobiliście! Obdarliście mnie z całego dobra. Marek był tym, który czynił mnie dobrą i jeśli go nie odnajdę, spalę cały świat!
- Nie możesz tego zrobić, to nieludzkie!
- A kto powiedział że ja jestem człowiekiem? Dawno przestałam nim być.
- Błagam cię zatrzymaj to, dopóki to jeszcze możliwe.
- W tym cały trik ja nie mogę tego zrobić, tylko Marek może to zrobić, więc powiedz mi gdzie on jest, żebym mogła wszystko naprawić.
- On już nie istnieje!
- Oboje wiemy że to kłamstwo! On jest taki jak ja, nieśmiertelny, niezniszczalny! Powiedz mi gdzie on jest, a będę mogła to powstrzymać.
- Nie mogę!
Spojrzałam na niego z iskierką nadziei. Od roku czekałam na te słowa, na błąd któregoś z nich. Joel zdał sobie sprawę z tego co zrobił, spojrzał na mnie wzrokiem pełnym litości. Od wielu tygodni torturowałam go, groziłam mu, a kluczem do wszystkiego była nadzieja. Wystarczyło dać im trochę nadziei.
- Powiedz mi co z nim zrobiliście? Gdzie on jest? Pomóż mi uratować świat!
- Nic więcej ci nie powiem! – Warknął gniewnie Joel.
Wezbrała we mnie wściekłość. Podeszłam do mężczyzny chwyciłam go za gardło i podniosłam do góry, miałam już zmiażdżyć jego gardło, kiedy moje zmysły zarejestrowały nieproszonego gościa.
- Marcel - zawołałam, odrzucając jednocześnie na bok na wpół żywe ciało Joela.
Marcel natychmiast przyszedł i stanął obok mnie.
- Mamy gościa, szepnęłam cicho.
Marcel kiwnął głową, po czym spojrzał na przerażonego mężczyznę leżącego pod ścianą, na jego twarzy zagościł grymas bólu. Nie wiem dlaczego w Marcelu zostało tak wiele ludzkich uczuć, być może był to swoisty talent, bardzo nieprzydatne u wampira - czuć ból ludzi. Naprężyłam swoje mięśnie w pełnej gotowości, po chwili do salonu wpadł wysokie przystojny wampir. Przyglądałam mu się uważnie, próbując odczytać jego intencje, tacy jak on byli nieprzewidywalni. Mężczyzna rozejrzał się dookoła, spojrzał na Joela, już miał się skierować w jego stronę kiedy zastąpiłam mu drogę. Przyjrzałam mu się uważnie, w końcu był moim dziełem, to ja go stworzyłam. Czekałam na to, co zrobi. Joel przyglądał się całej tej scenie, jakby nic nie rozumiał. Miałam już dość tej ciszy, przesunęłam się na przód i uśmiechając się szyderczo zapytałam:
- I jak ci się podoba?
Wampir pochylił się, zajmując pozycję do ataku, warknął gniewnie.
- Daj spokój, atakowanie mnie nie ma najmniejszego sensu.
- Zabij mnie! – Warknął wampir
- Przecież ty już nie żyjesz Samirze – odpowiedziałam arogancko.
- Błagam zabij mnie, nie mogę tego znieść!
- Więc wiesz jak ja się czuję, jak czuje się każdy wampir na świecie. Ale przecież wampiry nie mają uczuć, więc czego nie możesz znieść Samirze?
- To pragnienie ono pali, to tak strasznie boli i nie mogę się na sycić… ich oczy one cierpią, a ja nie mogę się nasycić…
Mówił jak obłąkany, nie wiedziałam co tak naprawdę czuje bo nigdy nie byłam nowonarodzoną, nigdy też nie czułam pragnienia krwi, po prostu przyzwyczaiłam się do picia krwi, zalewałam nią żal i ból, dopiero od niedawna wiedziałam co to jest prawdziwe pragnienie. Tak naprawdę pragnęłam tylko jednego i przysięgłam sobie, że zrobię wszystko, aby to mieć. Samir dalej wyrzucał z siebie nieskładne informacje.
- Ten ból i krzyk… matka, dziewczynka, ci ludzie oni krzyczą w mojej głowie.
- Mogę to wszystko zabrać – szepnęłam zachęcająco.
- Zrób to! Zabierz to ode mnie!
Podeszłam do niego, pochyliłam się nad nim, położyłam mu ręce na ramionach i szepnęłam cicho:
- Mogę sprawić że, to zniknie, ale nie mogę zrobić tego sama, potrzebuje do tego Marka.
- Kogo?
- Marka Volturi, wampira którego złapaliście w zeszłym roku.
- On nie żyje – powiedział zajadle Samir.
- Joel powiedział że żyje, że ukryliście go gdzieś, muszę wiedzieć gdzie? Wtedy będę w stanie zabrać twój ból i odkręcę to całe zło, potrzebuje tylko Marka.
Wampir spojrzał niepewnie na Joela, ten całkiem zdezorientowany, podniósł się i wrzasnął wściekle:
- Nic jej nie mów! To podstęp!
- Uwierz mi mogę to zabrać, sprawić że nie będziesz już cierpiał.
- On jest… - zaczął Samir.
- Nie! - Wrzasnął Joel!
- Gdzie? - Zapytałam podekscytowana.
- On jest uwięziony, na wieki!
- Gdzie?!
- W…
Samir nie zdążył mi wyjawić tego bo Joel rzucił w niego kulą ognie. Wampir spłonął natychmiast. Byłam tak blisko.
- Nie!!! – Warknęłam wściekle.
Wezbrała we mnie złość spojrzałam w stronę konającego Joela. Oddał życie za to żeby utrzymać tą informacje przede mną. Ale ja tak łatwo się nie poddam, szybko minęłam kupkę prochu, która pozostała z Samira, chwyciłam w pół konającego Joela.
- O nie tak łatwo mi nie uciekniesz – warknęłam, po czym wgryzłam się w jego szyję.
Wzięłam parę łyków i opuściłam jego ciało na podłogę, miałam nadzieje że wampirzy jad uprzedzi śmierć. Przez chwile wpatrywałam się w niego, kiedy zaczął wić się w konwulsjach i szepnęłam cicho do siebie:
- Udało się.
Podniosłam się i podeszłam do Marcela stojącego przy oknie. Na jego twarzy widniał ból, jego mięśnie były napięte i gotowe do ataku.
- Czy coś nie tak? – Zapytałam ironicznie.
- Wszystko jest nie tak, to miało całkowicie inaczej wyglądać.
- A jak to wyglądało w twojej wizji?
- Ty nie jesteś sobą! Kiedy cię poznałem byłaś taka dobra, delikatna a teraz jesteś…
- Potworem.
- Nie, nie o to chodzi, to jest wszystko poplątane jakby ktoś pociął to wszystko co widziałem na kawałki i poprzekładał.
- O czym ty mówisz?
Marcel odwrócił się w moją stronę, chwycił moje ramiona, spojrzał na mnie czule i szepnął:
- Nic, to tylko takie brednie, jestem zmęczony.

***

Wiedziałam że kłamie, ale nie mogłam na niego naciskać. Przez ten dzień osiągnęłam więcej niż przez cały rok, gdybym wiedziała, że kluczem do nich nie jest ból, tylko nadzieja zaoszczędziłabym wiele czasu. Zostawiłam Marcela i jak co dzień wybrałam się na polowanie, zostało mi jeszcze trzech łowców, trzech chowających się i drżących ze strachu łowców. Planowałam dziś zastosować inną taktykę, ale najpierw musiałam ich znaleźć. Przemierzałam las, szukając tropu i nagle usłyszałam szepty, te same które słyszałam będąc tu po raz pierwszy. To była jakaś forma komunikowania się łowców. Nie rozumiałam o co chodzi, ale musieli być blisko. Zdałam się na swoje zmysły, zamknęłam oczy i pobiegłam w kierunku z którego dobiegały szepty. Czułam się świetnie, uwielbiałam polowania, wypełniły one pustkę jaka powstała kiedy… nie lubiłam wspominać tych chwil, sprawiały mi ból, wolałam patrzeć w przyszłość i wierzyć że jeszcze wszystko można naprawić. Przez ten rok moje życie wypełniała zemsta, zabijałam i niszczyłam wszystko co stawało mi na drodze, z początku umiałam to kontrolować. Z czasem rządza mordu była coraz większa, nie panowałam nad nią. Tyle niewiadomych, gdyby Marek tu był na pewno powiedziałby mi co mam zrobić. Poczułam ukłucie bólu, zawsze to czułam, kiedy go wspominałam. Minął rok, a ja wszystko dokładnie pamiętałam, każdą jego postawę, każdy jego uśmiech, jego rozbierające spojrzenia i ten błysk w oku, kiedy mówiłam mu, że go kocham. To wszystko było tak blisko, a jednocześnie tak odległe, bolało! Z zamyślenia wyrwał mnie zapach, na który właśnie natrafiłam. Nie był ludzki ani wampirzy, mógł więc należeć jedynie do łowcy. Zawsze dziwiło mnie dlaczego pachną inaczej niż ludzie, w końcu twierdzili że nimi są, a jednak ich krew była jak woda, pijesz czujesz że gasi pragnienie, ale nie ma żadnego smaku. Podążyłam za tym zapachem, przemykając bezszelestnie pomiędzy drzewami zauważyłam ruch, jakieś dwa kilometry przed sobą. Znów poczułam w sobie chęć niszczenia i zabijania, rządze krwi, musiałam ją opanować w końcu miałam zmienić strategie. Zatrzymałam się jakieś pół kilometra od swoich ofiar, byli tam wszyscy trzej, pokusa była bardzo silna, ale wiedziałam już że nie tylko o zemstę chodzi. Musiałam wydobyć z nich informację, postanowiłam użyć nowej broni – nadziei. Musiałam być wiarygodna, łowcy nie byli głupi. Wpadłam jednym susem na polanę, wylądowałam dokładnie po środku nich. Spojrzeli na mnie z przerażeniem, zgięłam się w pół, wykrzywiłam twarz aby wyglądało na to, że cierpię i szepnęłam cicho:
- Uciekajcie dopóki nad nią panują!
Mężczyźni spojrzeli na siebie, po chwili znów usłyszałam szepty. Chwycili moją przynętę, więc czas zacząć przedstawienie – pomyślałam. Upadłam na ziemie i zaczęłam się wić, jakby coś we mnie rozrywało mnie na strzępy. Zacisnęłam zęby i wysyczałam głosem pełnym bólu:
- Uciekajcie, długo jej nie utrzymam!
- Kogo? – zapytał jeden z mężczyzn, przyglądający się mojemu popisowi aktorskiemu.
- Wampirzyca! Uciekajcie, ona chce was zniszczyć, uciekajcie!
Mężczyźni dalej stali zdezorientowani, szepty były coraz głośniejsze, niemal krzyczały dookoła mnie, widać było że są niezgodni, zastanawiałam się tylko, który z nich stoi po mojej stronie. Grałam dalej swoją rolę, miałam nadzieje, że tak wydobędę z nich informacje. Kiedy szepty były już na tyle głośne, że zaczęły mnie drażnić postanowiłam przejść do drugiego etapu mojej prowokacji. Zastygłam w bezruchu, zamknęłam oczy, podniosłam się powoli i stanęłam w pełni wyprostowana, otworzyłam oczy i szepnęłam cicho:
- Znów się spotykamy.
Mężczyźni cofnęli się. Widać było zdziwienie na ich twarzach.
- Trzech ostatnich łowców, czyż to nie smutne? – Zapytałam zajadliwie. Oto nadszedł kres waszego istnienia, od jutra nie będzie nic prócz chaosu i zniszczenia, świat pozna nie wyobrażalny ból i spłonie razem ze mną.
Zgięłam się znów w pól, jęknęłam głośno:
- Uciekajcie… aaa, poświęcona ziemia…
Znów upadłam na ziemię, zaczęłam dygotać. Mężczyźni nie zwlekali, zaczęli uciekać, jak bydło biegli w jednym kierunku, który sama wskazałam. Mogłabym teraz ich zabić i nie zajęłoby mi to więcej niż pięć minut. Było to nawet zabawne, robili dokładnie to co chciałam, znalazłam sposób żeby nimi sterować, byłam z siebie dumna, dałam im jeszcze chwile na ucieczkę, a potem pobiegłam w stronę pobliskiego cmentarza. Stanęłam tuż przed nim, warknęłam gniewnie. Czułam ich strach, widziałam ich drżące cienie.
- Tacy odważni łowcy, bohaterowie, a chowają się przed jedną kobietą. Nic wam to nie da kiedyś będziecie musieli stąd wyjść, a wtedy was znajdę, z dniem kiedy zabije ostatniego z was nastąpi koniec. Nastanie czas ognia i mroku! Cały świat zginie!
- Dlaczego to robisz? – Zapytał jeden z mężczyzn, wychodząc jednocześnie z cienia.
- Takie jest moje zadanie! Nie wiedzieliście o tym? Sami mówiliście, że mam przynieść kres i zrobię to! Wyświadczyliście mi wielką przysługę i dlatego pozwolę wam patrzeć na chwile mojego tryumfu!
- Jaką przysługę? – zapytał mężczyzna podchodząc coraz bliżej do mnie.
Wykrzywiłam usta w szyderczym uśmiechu. Nadszedł czas na etap trzeci. Udając że widzę przed sobą jakąś niewidzialną barierę dałam krok do przodu po czym odskoczyłam do tyłu układając swoje ciało w pozycji obronnej, warknęłam cicho, rzucając wiązkę przekleństw po nosem.
- Jeszcze was dopadnę! I wtedy podziękuje wam za wolność – powiedziałam złowieszczo.
Wyprostowałam się i rzuciłam się biegiem powrotem do domu. Byłam z siebie dumna, mój plan zaczął działać, zasiałam w nich zwątpienie, podzieliłam ich i dałam im pozorne uczucie bezpieczeństwa i władzy. Tak naprawdę było to jedynie złudzenie, które pozwoliłam żeby mieli. Mój dzisiejszy sukces napawał mnie tyloma różnymi emocjami, dawał mi poczuć namiastkę tryumfu. Byłam z siebie dumna rozpierała mnie energia. Wracając przeskakiwałam z jednego drzewa na drugie, rozpierała mnie niewyobrażalna energia, w końcu i w moim życiu pojawiła się nadzieja, nadzieja na to, że mogę odzyskać to co straciłam.
Marcel jak co wieczór czekał na mnie na schodach domu. Zdziwił się bardzo widząc w jakim stanie wracam, po chwili na jego twarzy pojawiło się przerażenie.
- Co ty zrobiłaś? – Zapytał szorstko.
- Nic – odpowiedziałam zdawkowo.
Marcel doskoczył do mnie, chwycił mnie i potrząsnął mną, pytając:
- Co zrobiłaś?
- Dlaczego myślisz że coś zrobiłam, już nie mogę wrócić do własnego domu?
- Jesteś taka inna, jakby szczęśliwa?
- Czyż nie tak sobie to wyobrażałeś?
- Tak, ale…, zresztą nie ważne cieszę się, że nikogo dziś nie zabiłaś.
- Byłam głupia Marcelu, nie widziałam tego i teraz…
Na twarzy Marcela pojawiło się głębokie zdziwienie, kiedy mówiłam te słowa. W jego oczach widać było nadzieje i radość. Chwycił mnie mocno i przyciągnął do siebie, nie broniłam się i przed nim musiałam odgrywać swoją rolę. Wiedział za dużo i mógłby wszystko popsuć, nie potrafiłam go zniszczyć, tak bardzo przypominał mi Marka, dlatego musiałam mieć go po swojej stronie. Weszłam do domu, w kącie salonu, wił się z bólu zmieniający się Joel. Spojrzałam na niego, mógł mnie zdemaskować i mimo, iż chęć zemsty była we mnie nadal silna, podniosłam rękę przed siebie zagryzłam dolną wargę i rzuciłam w niego kulą ognia. Jego ciało spłonęło w ułamku sekundy, została po nim tylko kupka prochu. Marcel spojrzał na mnie z zaciętym wyrazem twarzy i zapytał:
- Dlaczego to zrobiłaś?
- Pozwoliłam mu odejść – szepnęłam cicho, po czym zgięłam się w pół czując falę nadchodzącego bólu.
Marcel chwycił mnie szybko na ręce, nie pozwalając mi upaść na podłogę, ataki bólu były coraz większe. Czułam ogień palący mnie ogień, wiłam się w ramionach Marcela próbując znaleźć choć chwilę wytchnienia. Marcel zaniósł mnie do góry, do mojej sypialni, położył mnie na łóżku. Zwinęłam się w kłębek i szepnęłam cicho do wychodzącego Marcela:
-Dziękuję.
Marcel uśmiechnął się tylko i zamknął za sobą drzwi, a ja utonęłam w oceanie bólu. Nie zdawałam sobie sprawy z tego co dzieje się z moim ciałem, widocznie to był jakiś mechanizm obronny. Kiedy ciało cierpiało niewyobrażalne cierpienia, mój umysł ocinał się od niego, aby nie popaść w obłęd.

***

Kiedy się ocknęłam okazało się, że leże na podłodze. Nie byłam sama Marcel siedział tuż obok trzymając moją rękę, kiedy spojrzałam na niego uśmiechnął się niepewnie i zaraz zaczął się tłumaczyć.
- Przepraszam, krzyczałaś tak bardzo, że… chciałem tylko sprawdzić czy nic ci się nie stało i…
- Nic się nie stało – powiedziałam podnosząc się z podłogi.
- Wołałaś go, zawsze go wołasz kiedy…
- On jest lekarstwem na ten ból, dlatego go wołam, może kiedyś mnie usłyszy – powiedziałam podchodząc do okna.
Marcel poszedł, stanął za mną położył mi ręce na ramionach, w taki sam sposób jak robił to Marek. Czasami był tak bardzo podobny do niego, że nawet moje ciało dawało się zwieść, niestety to nie był on. Westchnęłam głęboko, obróciłam się i spojrzałam w oczy Marcela.
- Tak bardzo za nim tęsknie, gdyby była jakakolwiek nadzieja, oddałaby wszystko, naprawdę wszystko…
- To nie możliwe, jego już nie ma.
- W głębi serca to wiem, ale ta nadzieja ona pozwala mi nie oszaleć, nie pozwala mi się poddać każe mi walczyć z nią.
- O czym ty mówisz?
Uśmiechnęłam się i wtuliłam w jego ramiona, kolejna przynęta została zarzucona – pomyślałam. Marcel objął mnie opiekuńczo ramieniem i szepnął troskliwie:
- Wszystko się ułoży, zobaczysz będzie dobrze.
- Nie chce być sama, boję się…
- Nie jesteś sama, zawsze będę przy tobie.
Udało się – pomyślałam. Mój plan zaczął nabierać konkretnych kształtów. Teraz tylko musiałam zdobyć ich zaufanie i zmusić ich żeby sami zaprowadzili mnie do Marka. Musiałam dopracować swój plan, potrzebowałam więcej czasu, szepnęłam więc cicho do Marcela:
- Mógłbyś zostawić mnie samą, chce odpocząć.
- Tak oczywiście – odpowiedział uśmiechając się.
Wstał i wyszedł z pokoju, podniosłam się i podeszłam do okna. Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w swoje odbicie w szybie, składając w głowie misterny plan. Pierwszym jego punktem było przekonanie moich wrogów, że jestem po ich stronie. Wiedziałam, że będzie to dość trudne po tym wszystkim co ostatnio zrobiłam. Wciąż w głowie pojawiały mi się kolejne pomysły, nowe intrygi, rozpatrywałam kolejne możliwości.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez serenithy dnia Nie 11:59, 04 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Pon 14:19, 05 Paź 2009 Powrót do góry

Świetny rozdział! Powalił mnie, totalnie. Opis zemsty, z każdym szczegółem był przerażający, taki groźny, mroczny, tajemniczy i wyrachowany że aż wywołuje ciarki na plecach... Twoja nowa Sylwia jest demoniczna, zrobiłaś z niej Marka znanego z opowieści Aro. Stałą się bezwzględnym potworem, pałającym jedynie chęcią zemsty i odnalezienia swojego ukochanego. Zaskoczyłaś mnie takim obrotem sprawy, ale czego można się spodziewać po twoim ff?! Tylko zaskakujących zwrotów akcji! I za to Ciebie uwielbiam :)
Czekam na kolejne rozdziały :)
edit
Wiesz jak czytałam ostatnią część coś brakowało mi Marcela, za łatwo z nim poszło, Sylwia kazała mu wracać i nagle wszyscy się zgodzili i cisza o nim! Dlatego czułam że jeszcze jakoś namąci w tym opowiadaniu jego postać i się nie pomyliłam. Namąciła ale zupełnie w inny sposób niż się tego spodziewałam! Mam nadzieję że w kolejnych rozdziałach wyjasnisz wszystko i zaserwujesz nam happy end?! Bo ja uwielbiam happy endy mimo że są tandetne i przewidywalne, chociaż bardzo romantyczne :)
pozdrawiam
ajaczek
p/s
gratuluję nowej pracy i jak tam idzie Ci?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ajaczek dnia Wto 20:08, 06 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
trueblood
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 15:31, 06 Paź 2009 Powrót do góry

To jest po prostu... AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! to jest, brak mi słów. każda część jest taka inna. tajemnicza, romantyczna, mroczna i po prostu ja nie wiem jak ty to robisz, tak swobodnie ci to idzie, jesteś bardzo wszechstronna. więc od początku, najpierw nie wiedziałam co się dzieje. gdzie jest w ogóle marek? Ja chce z powrotem Marka, choć jak cię znam to odnalezienie go nie będzie łatwe. dalej mam nadzieje że to się szczęśliwie skończy! czekam z niecierpliwością na to co będzie dalej. aż mnie korci żeby dowiedzieć się co Sylwia wymyśli. zastanawia mnie też co zrobisz z Marcelem, bo on chyba naprawdę ją kocha i nie chcący wplątał się w to wszystko, jak znam ciebie to pewnie umrze broniąc Sylwii?! ciekawi mnie też jak został złapany Marek, taki potężny wampir no i miał bliźnięta! no nic muszę czekać bo te odpowiedzi masz tylko ty! życzę weny i czekam z niecierpliwością!!!!!!!!!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
serenithy
Człowiek



Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Czw 20:19, 08 Paź 2009 Powrót do góry

ZNALAZŁAM CHWILKĘ ABY NAPISAĆ KOLEJNĄ CZĘŚĆ, MAM NADZIEJE ŻE WAM SIĘ SPODOBA I POWOLI ZACZNIE ODKRYWAĆ TAJEMNICĘ, CHOĆ MAM ICH JESZCZE KILKA W ZANADRZU. CZEKAM NA WASZE SPOSTRZEŻENIA I UWAGI MIŁEJ LEKTURY!

***

Była jedna rzecz, za którą tęskniłam z mojego poprzedniego życia – za snem. Ludzie nie zdają sobie sprawy, jakim on jest błogosławieństwem. Przynosi ukojenie w bólu i pozwala się rozluźnić. Z czasem zaczęłam myśleć, że to jest cena bycia wszechmocnym. Co z tego, że mam przed sobą całą wieczność skoro nie mogę odpocząć. Całą wieczność i ani chwili wytchnienia. Całkiem inaczej zaczęłam postrzegać śmierć, od kiedy stałam się wampirem, zaczęłam myśleć, że jest ona nagrodą. Jakby się zastanowić to całkiem racjonalna teoria. Ludzie rodzą się i umierają, po śmierci idą w inne szczęśliwsze miejsce. Wampiry są natomiast potępione i dlatego nigdy nie będą mogły umrzeć i iść do tego szczęśliwszego miejsca, które ludzie często nazywają niebem. Wampiry mogą tylko przestać istnieć, niestety mi i Markowi nawet to nie będzie dane. Mamy istnieć po wieki, jak dobro i zło, światło i ciemność aż do końca świata, a co potem? Co się z nami stanie, kiedy świat przestanie istnieć? Czy wtedy i ja przestanę istnieć, czy nadal będę tułać się wśród pustki. Kim jest Bóg, jeśli w tak okrutny sposób mnie kara? Wiele razy zastanawiałam się, kim bym była gdybym nie spotkała Marka. Czy stałabym się tym, kim jestem? Nie traktowałam spotkania Marka jak przekleństwo, raczej było to dla mnie błogosławieństwem. Wiedziałam, że był to akt miłosierdzia, że strony Boga. Ale teraz, kiedy nie było go przy mnie, coraz częściej zastanawiałam się nad tym, co by było gdybym pozwoliła mu wtedy wezwać taksówkę. Czy gdybym mogła cofnąć czas to postąpiłabym inaczej? Nie mogłam się załamywać, wątpić w to, że odnajdę Marka i że znów będę szczęśliwa. Spędziłam długie godziny skulona w kłębek na swoim łóżku. Marcel nie narzucał się, wiedział że cierpię. Nie zastanawiałam się nad tym jaki jest dzień, lub pora dnia. Odkąd Marek odszedł, nic nie miało dla mnie znaczenia. Z zamyślenia wyrwały mnie jakieś głosy, brzmiały znajomo. Z trudem podniosłam się z łóżka i zeszłam na dół. Zobaczyłam trzy kłócące się wampiry, już miało dojść do rękoczynów, kiedy wampiry zauważyły moją obecność. Marcel odskoczył w moją stronę, stanął tak, aby mnie zasłonić i szepnął z wyrzutem:
- Mówiłem im, że to nie jest odpowiednia chwila.
- To bezsens Marcelu, dla gości z Woltery zawsze znajdę czas. Aro, Kajuszu, co was do mnie sprowadza?
- Zmieniłaś się bardzo przez ten rok – syknął Kajusz.
- Nie masz zamiaru się z nami przywitać? – Zapytała Aro, rozkładając jednocześnie ramiona w powitalnym geście.
- Ależ oczywiście – powiedziałam zaczynając z chodzić powoli ze schodów.
Marcel syknął gniewnie, skarciłam go wzrokiem i powiedziałam serdecznym głosem:
- Marcelu mówiłeś, że masz coś do załatwienia.
Marcel spojrzał na mnie, doskonale mnie rozumiał, wiedział jaka jest sytuacja, kiwnął więc tylko głową i dokładnie przyglądając się moim gościom wyszedł z domu. Wiedziałam, że będzie w pobliżu, odkąd straciłam Marka, Marcel próbował wejść w jego rolę, również w rolę mojego obrońcy. Często drażnił mnie tym zachowaniem. Lecz teraz miałam inne kłopoty na głowie. Czułam, że Volturi nie zjawili się bez powodu. Podeszłam do Aro, który szybko chwycił mnie w swoje ramiona, gdybym była człowiekiem to pewnie połamałby mi żebra. Kajusz zwykle bardziej sceptyczny, podszedł do mnie i równie mocno uściskał mnie, mówiąc z wyrzutem:
- Zaniedbujesz nas moja droga.
- Nie powinnaś była wyjeżdżać z Woltery – dodał Aro.
- Dobrze wiecie, że nie mogłam tam zostać, bez Marka nic mnie tam nie trzymało.
- Przykro nam to słyszeć – powiedział Aro.
- Nie zrozumcie mnie źle, w Wolterze każdy pyłek przypominał mi Marka.
- Wiem co czujesz, nam też brakuje Marka, ale musisz zdać sobie sprawę z tego, że my istniejemy dalej – powiedział Kajusz.
- No właśnie, nikt z nas nigdy nie zastanawiał się nad tym, jak będzie funkcjonował nasz świat, kiedy Marek odejdzie. Broniliśmy się przed tym, jak wiesz na wszystkie sposoby. Niestety ten czas nadszedł i powoli wszystko zaczęło się sypać – dodał Aro.
- Nastały niebezpieczne czasy, nasza triada była gwarantem tego, że nie zapanuje chaos, a teraz…
- Sytuacja jest bardzo napięta, zrozum nas – wtrącił Aro.
- Rozumiem i uwierzcie mi, robię co mogę aby odnaleźć Marka, ale na razie nic, tylko poszlaki. Strzępy informacji, a ja nie umiem ich poskładać, bo brakuje mi klucza do tego, czyli powodu.
Spojrzałam na nieco skonsternowane wampiry, na ich twarzach nadal malowało się zmartwienie. Dopiero po chwili, dotarło do mnie, że to nie po informacje o Marku im chodziło. Nie, po to nie fatygowaliby się osobiście. Volturi rzadko opuszczali Wolterę, więc powód musiał być naprawdę ważny, spojrzałam na nich zaniepokojona i zapytałam:
- Po co przyjechaliście?
- Nie możemy dalej okłamywać całego świata wampirów! Gdyby tylko odkryli prawdę, to skończyłoby się rzezią, a nasze głowy poleciałyby, jako pierwsze.
- Co chcecie mi powiedzieć?
- Musisz nas zrozumieć – zaczął delikatnie Aro, - triada musi istnieć, inaczej znów wybuchnie wojna!
- Nic nie rozumiem – przyznałam szczerze.
- Długo się nad tym zastanawialiśmy i sądzimy, że świat powinien poznać prawdę.
- Jaką prawdę?
- Sylwio, ja wiem, że ty ciągle masz nadzieje, ale fakty mówią same za siebie, Marka nie ma, a triada musi istnieć.
- Zgoda – powiedziałam zdawkowo.
Oba wampiry wpatrywały się we mnie, próbując odczytać, co mam na myśli.
- Zgoda - powtórzyłam – wybierzcie kogoś nowego, kiedy odnajdę Marka będziemy mogli odejść i całą wieczność spędzić tylko we dwoje.
- Nie rozumiesz nas, nie możemy wybrać do triady kogoś nowego, przypadkowego, nie na miejsce Marka. Wampir, który go zastąpi musi być równie potężny jak on i musi być akceptowany przez cały nasz świat, jako następca Marka.
- Do czego dążysz Kajuszu?
- Marek cię wybrał, jesteś najpotężniejsza z nas, nikt ci się nie sprzeciwi.
- Tylko ty możesz go zastąpić Sylwio – powiedziała Aro – zrób to dla niego, dla nas wszystkich.
- Nie – warknęłam gniewnie – wasz świat mnie nie interesuje!
- Jesteś Volturi! To też twój świat.
- Nie!
- Marek ci się oświadczył – Zaprotestował Kajusz.
- Ale mnie nie poślubił – odpowiedziałam arogancko.
Aro uśmiechnął się i łagodnym głosem zaczął mówić.
- Sylwio, cały nasz świat wie, że jesteś jedną z nas, wielu widziało pokaz twojej siły, nikt nie podważy tej decyzji.
- Wy nie wierzycie w to, że Marek nie przestała istnieć?
- Chcielibyśmy w to uwierzyć, ale…
- Nic o nim nie wiecie! O nie może przestać istnieć, zabrali go, ale nie mogą go zniszczyć!
- Naprawdę chciałbym w to wierzyć, ale… - znów zaczął mówić Aro.
- On jest waszym stwórcą, a ja waszym niszczycielem.
- O czym ty mówisz? – Zapytał Aro.
- Gdyby Marek przestał istnieć to i wy wszyscy sczeźlibyście w piekle. To on był pierwszym, a ja mam być ostatnia, ale los zakpił sobie z przeznaczenia i rozkochał początek w końcu. Tak miał przetrwać wasz gatunek, tylko nasza miłość gwarantowała wam przetrwanie. Dopóki istnieje we mnie nadzieja, że go odzyskam pozwolę wam istnieć, kiedy ta nadzieja we mnie umrze dopełnię swojego przeznaczenia.
- Nie możesz tego zrobić – Powiedział gniewnie Kajusz.
- A kto mnie powstrzyma? Tylko Marek mógł to zrobić, dobrze wiecie, że nawet moce Aleca już na mnie nie działają, inaczej nie byłoby mnie tu.
- Nie chcemy cię kontrolować, my tylko chcemy twojego dobra.
- Chcecie tylko utrzymać władze, którą dzierżyliście przez wieki, wybaczcie mi, kocham was jak braci, ale nie mogę tego znieść. Nie mogę znieść myśli, że mogę go już nie zobaczyć.
- Nie jesteś taka jak dawniej. Kiedyś rozumiałaś, co to znaczy poświęcenie dla dobra wspólnego – westchnął Kajusz.
- Wy nic nie rozumiecie, nadciągająca wojna jest niczym w porównaniu z tym, co się ze mną dzieje. Tęsknota nade mną szaleje, trąca mnie skrzydłem gniewnym, czy wciąż ta sama? Jeszcze nie wiem, nie wiem, nie wiem. Co noc wypalam się jak feniks i tylko dzięki nadziei podnoszę się z popiołów, ale coraz trudniej jest mi nad tym panować. Jeśli pewnego dnia nie znajdę powodu aby się podnieść, cały świat zapłonie ze mną.
- O czym ty mówisz?
- Jeśli nie odnajdę Marka świat jest stracony. Tylko on może to zatrzymać.
- Ale jak?
- Pamiętasz ten dzień, w którym Marcel przybył do zamku, podając się za Marka?
- Tak.
- Cały dzień czułam się dziwnie, przeczuwałam, że coś jest nie tak, czułam niepokój nie dałam się oszukać, Już po paru chwilach odkryłam prawdę.
- Ty jedna nie dałaś się zwieść – Przyznał Aro.
- Tego dnia obudziło się we mnie coś, nie wiem, co to jest, ale to pragnie niszczyć, karmi się strachem i bólem. Staje się coraz silniejsza, nie wiem jak długo będę potrafiła nad tym panować.
- Powinnaś jechać z nami do Woltery!
- Wy ciągle to samo! Cały świat się wali, a was obchodzi tylko jedno – władza. Po co wam korona, kiedy królestwo upadnie? Myliłam się co do was, jesteście strachliwymi, starymi tchórzami, którym nie chodzi o dobro moje czy Marka, a jedynie o swoje przywileje! Wynoście się z mojego domu! Chętnie popatrzę jak płoniecie na swoich tronach.
- Jeśli nas zabijesz to…
- To co? – Zapytałam wściekła.
Mimowolnie naprężyłam mięśnie, a w moich rękach pojawiły się kule ognia. Czułam jak moje ciało opanowuje furia.
- Uspokój się! Nie jesteśmy twoimi wrogami – wrzasnął Kajusz.
- Macie na to za mało odwagi! Dlatego nigdy nie sprzeciwiliście się Markowi, na rękę wam było trzymanie z nim, wiedzieliście o tym, że walka z nim nie miałaby sensu, dlatego teraz chcecie stanąć po mojej stronie, bo zdajecie sobie sprawę z tego, że nie macie szans mi się przeciwstawić. Ale ja nie pozwolę sobą dyrygować!
- To nie prawda! – Zaprotestował Kajusz. – Ty i Marek jesteście dla nas najważniejsi! Skoro twierdzisz, że go odnajdziesz, będziemy czekać, udowodnimy ci, że to nie strach nas przy was trzyma, ale miłość.
Spojrzałam z niedowierzaniem na Kajusza, nie wiem czemu ale zawsze czułam, że mogę mu zaufać i mimo iż to Aro okazywał mi więcej czułości, to w Kajuszu było coś, co kazało mi wierzyć jego słowom.
- Wracajcie do Woltery, tam jest wasze miejsce – powiedziałam ostro.
- Czy możemy ci pomóc jakoś?
- Nie, chyba że wiecie gdzie jest Marek?
- Możemy się przydać, dobrze wiesz, że przede mną żadna prawda się nie ukryje – powiedział Aro.
- A jednak przez tyle wieków Marek ukrywał przed tobą swoją tajemnicę. A jednak nie potrafiłeś odczytać moich myśli, kiedy ci na to nie pozwoliłam.
- Tak, ty i Marek jesteście wyjątkowi, koniec i początek.
- Odnajdę go sama, on wzywa mnie, nie słyszę skąd dobiega jego głos, ale słyszę go w każdej chwili agonii mojego ciała. Odnajdę go choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobię. Odnajdę go, albo spłonę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez serenithy dnia Czw 20:22, 08 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Nie 20:02, 11 Paź 2009 Powrót do góry

Każdym kolejnym rozdział przenosisz mnie do świata rozpaczy, bólu i chęci zemsty - czyli świata swojej bohaterki. Twoje opisy są tak dobre że odczuwam jej emocje. Świetnie Ci wyszło to porównanie jej do feniksa, który odradza się.
Rzeczywiście powoli odsłaniasz swoje tajemnice, nie podejrzewałam że to Marcela podstawili jako MArka wracającego z wyprawy. Intrygujesz swoim ff, zaskakujesz zwrotami akcji. Ale to już wszystko wiesz, bo piszę Ci to co rozdział Wink
I mam nadzieję że to się nie zmieni i nadal będziesz mnie tak oczarowywać!!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jere
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Lut 2009
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z krainy wyobraźni!

PostWysłany: Śro 18:26, 04 Lis 2009 Powrót do góry

twoj ff jest niesamowity, ta historia naprawde mnie wciagnela. jest inny niz wszystkie, jestes lepsza od stefci Wink i pisze to szczeze. coz, nie dodam nic madrego, ale moge naprawde pogratulowac tworczosci! czekam na kolejne rozdzialy! :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
serenithy
Człowiek



Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pon 21:18, 09 Lis 2009 Powrót do góry

DZIĘKUJĘ ZA TE WSZYSTKIE SŁOWA! NIESTETY NOWA PRACA, ŚMIERĆ NAJDROŻSZEJ OSOBY I ZALEGŁOŚCI W NAUCE TO NIE SĄ SPRZYJĄCE WARUNKI DO PISANIA. JEDYNE CO MOGĘ WAM DAĆ TO OBIETNICE, ŻE JUŻ NIEDŁUGO ZASERWUJE WAM PORCJE MOCNYCH WRAŻEŃ A NA RAZIE MAŁY ROZDZIALIK DLA OSŁODY

***

Długo przekonywałam Aro i Kajusza, że najlepsze co mogą teraz zrobić to wrócić do Woltery. Zastanawiałam się długo nad tym co powiedzieli – triada musi istnieć. Miałabym zastąpić Marka? W ogóle mnie to nie powinno obchodzić! Wciąż jednak o tym myślałam, a przecież sprawy Volturich, to nie mój interes! Aro wyjeżdżając prosił mnie, abym informowała go o wszystkim i abym poważnie rozważyła to, co powiedział. Kajusz próbował wziąć mnie pod włos, mówiąc: Marek chciałby abyś zajęła jego miejsce. Nie chciałam znów się kłócić dlatego obiecałam, że to przemyślę. Byli jak starsi bracia, martwili się o mnie, chcieli zostawić mi straż przyboczną, ale ostentacyjnie odmówiłam, twierdząc że jestem już dużą dziewczynką i dam sobie radę. Nawet sama Agnes mogłaby pokrzyżować moje plany. Mimo iż tęskniłam za moją przyjaciółką, sprzeciwiłam się, kiedy Kajusz zaproponował, że ją przyśle. Z drugiej strony zastanawiałam się czy zaproponował mi to, bo znów chciała się jej pozbyć? Obiecałam sobie, że kiedy to wszystko się skończy, to spróbuje wyjaśnić tą sytuacje między nimi. Kiedy to się skończy, jeśli to się skończy. Marcel wrócił dopiero o zmroku, wiedział że Volturi nie żywią do niego sympatii, zdawał sobie sprawę z tego, że najchętniej rozszarpaliby go na strzępy i z tego, że jego życie i śmierć zależy wyłącznie ode mnie. Zawsze dziwiło mnie, że korzystał z drzwi frontowych, to było nawet śmieszne, te jego ludzkie odruchy. Wiedziałam, że ciekawi go o czym rozmawialiśmy, był zbyt honorowy aby podsłuchiwać. To dziwne ale przez ten rok poznałam go na tyle dobrze, że z wyrazu jego twarzy wiedziałam, że go coś martwi. Na początku zakładałam, że to Volturi wprawili go w taki nastrój. Chodził po domu z zawrotną prędkością, nic nie mówił, tylko ciągle spoglądał w okna, starał się ukryć coś przede mną, ale mnie nie był w stanie oszukać. Początkowo próbowałam go zignorować, ale w końcu zaciekawiło mnie jego zachowanie.
- Czekamy na kogoś? – Zapytałam niby od niechcenia.
- Co? – Zapytał zmieszany Marcel wyrwany z zamyślenia.
- Przestań, wiesz że przede mną nic nie da się ukryć!
- Nic nie ukrywam, tylko się martwię.
- Czym?
- Volturi postanowili zapolować w drodze powrotnej.
Tak to był sygnał dla mnie, tego potrzebowałam, to mogła być moja jedyna niepowtarzalna szansa, na zdobycie zaufania moich wrogów. Wybiegłam szybko przez drzwi. Nie zastanawiałam się, biegłam za zapachem Volturich, nie potrwało to długo, już po paru chwilach natrafiłam na zapach świeżej krwi. Wskoczyłam na polanę, przybierając postawę do ataku. Dwa żerujące wampiry spojrzały na mnie zaciekawione. Warknęłam gniewnie, szykując się do ataku. Wampiry nie zareagowały jednak. Kajusz i Aro spoglądali na mnie zaciekawieni, obaj pochyleni nad swoimi wykrwawiającymi się ofiarami. Napięłam wszystkie mięśnie, szykując się do skoku, wycedziłam przez zęby:
- Mieliście wracać do Woltery!
- Chyba się nie gniewasz? Postanowiliśmy nabrać sił na drogę powrotną. – powiedział Aro.
- A właśnie, że mam, wynoście się stąd, to mój teren! –Warknęłam gniewnie.
- Ależ moja droga…
Aro nie zdążył dokończyć, wzbiłam się w powietrze i doskoczyłam do niego powalając go na ziemie. Kajusz stał na swoim miejscu, nie poruszył się ani o milimetr. Aro spoglądał na mnie zadziwiony, jakby próbował odczytać z moich oczu, o co mi chodzi, nie odważył się jednak dotknąć mojej dłoni. Wtedy właśnie znów usłyszałam w głowie te niezrozumiałe szepty wokół mnie.
- Słyszysz to? - Zapytałam.
Aro spojrzał na mnie zaciekawiony, tę chwilę nieuwagi wykorzystał Kajusz. Doskoczył do mnie, wykręcił mi ręce, uwięził mnie w swoich ramionach i odciągnął mnie od Aro. Szepnął mi do ucha:
- Uspokój się.
- Puść mnie, albo zginiesz.
Kajusz szepnął jeszcze ciszej:
- Ufam ci – po czym mnie puścił i przesunął tak, aby osłonić brata.
Odskoczyłam parę metrów dalej, doskonale wiedziałam, że jestem obserwowana, zastanawiałam się dlaczego moi towarzysze ich nie zauważyli, przecież te szepty niemal krzyczały w mojej głowie. Byli tam wszyscy trzej, obserwowali i komentowali każdy mój krok, musiałam więc grać dalej.
- Nie chce na swoim terenie wampirów.
Kajusz i Aro przyglądali mi się dokładnie, nie było ważne co teraz myślą, przedstawienie musiało toczyć się dalej.
- Kazałam wam wracać do domu!
- Ależ Sylwio… siostro! – zawołał Aro.
- Milcz! Nie jestem twoją siostrą! Jestem waszym końcem! – Warknęłam złowrogo.
- Ale… - zaczął Aro, ale Kajusz powstrzymał go przed dalszą dyskusją, wycofał się szepcząc cicho:
- Widzę, że nie jesteśmy tu mile widziani, pozwól nam odejść, a więcej nas nie zobaczysz.
Kiwnęłam głową. Aro był nieco zdezorientowany, spojrzał na mnie wzrokiem pełnym żalu i goryczy, Kajusz natomiast uśmiechnął się przelotnie na pożegnanie. Tępo wpatrywałam się w głuszę w której zniknęła moja rodzina. Długo zastanawiałam się ile jeszcze będę musiała poświęcić aby odnaleźć Marka. Nie wiem jak moje zachowanie zinterpretują inne wampiry, pewnie pomyślą, że postradałam zmysły z rozpaczy. Tylko Kajusz, który zawsze obdarowywał mnie nadmiernym zaufaniem wiedział, że to co robię ma jakiś cel, przynajmniej ja chciałam w to wierzyć. Wróciłam do tego co od roku nazywałam domem. Czułam się naprawdę podle, mimo iż czułam że odniosłam zwycięstwo wprawiając łowców w konsternacje to psychicznie byłam tylko cieniem istoty którą byłam kiedyś. Czułam, że kolejny atak bólu przygwoździ mnie z niewyobrażalną siłą. Resztką sił wdrapałam się po schodach do swojej sypialni, jak zwykle pustej i zimnej. Położyłam się na łóżku, zwinęłam się w kłębek. Czułam jak ból nadchodził kolejnymi falami, przeszywa na wskroś moje ciało. Chciałam jak zwykle skoncentrować się na oderwaniu swego umysłu od cierpiącego ciała, kiedy nagle z ciemności bólu wyrwał się mętny szept, który wzywał mnie:
- Sylwio… ukochana…

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez serenithy dnia Pon 21:27, 09 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Fanka Twilight
Nowonarodzony



Dołączył: 29 Mar 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 8:27, 10 Lis 2009 Powrót do góry

No nareszcie! Mimo że rozumiem, że masz swoje prywatne życie, to jednak bardzo się niecierpliwiłam, czekając na kolejny rozdział. Cieszę się, że go w końcu dodałąś. Ach... Twój Kajusz jest cudowny. Taki wyrozumiały i inteligentny... Jeśli Marek by nie wrócił, to chciałabym, żeby to z nim była Sylwia. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że pewnie tak nie będzie, ale pomarzyć chyba wolno, prawda? W każdym bądź razie, gratuluje powrotu na forum i życzę tak wspaniałej kontynuacji jak wcześniej.
Pozdrawiam
F.T.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
trueblood
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 21:02, 11 Lis 2009 Powrót do góry

Ten kawałek jest jak kropla wody na zeschnięnte usta, co prawda nie nasyca ale daje zapowiedź ugaszenia pragnienia. Często tu zaglądam aby sprawdzić czy coś nowego się nie pojawia i ucieszył mnie ten fragment mimo iż krótki. czekam na dalszy rozwój akcji.
Ps.
Fanka Twilight twoje insynuacje są naprawdę ciekawe!
Czekam na ciąg dalszy! Czekam... Czekam... Czekam... Czekam... Czekam... Czekam... Czekam... Czekam... Czekam... Czekam... Czekam... Czekam... Czekam... Czekam... Czekam... Czekam... Czekam... Czekam... Czekam... Czekam... Czekam... Czekam... Czekam... Czekam...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez trueblood dnia Śro 21:03, 11 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
serenithy
Człowiek



Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Śro 22:07, 11 Lis 2009 Powrót do góry

WASZE KOMENTARZE MOBILIZUJĄ MNIE DO PISANIA, DZIĘKUJĘ WAM ZA NIE I ZAPRASZAM DO CZYTANIA. MAM NADZIEJE ŻE WAS NIE ROZCZARUJE.

***

Jego głos otrzeźwił mój umysł i wyrwał ciało z odrętwienia. Ocknęłam się, szukając miejsca skąd dochodził głos. Nagle do pokoju wbiegł Marcel przyglądał mi się jakby patrzył na kogoś obłąkanego. Czy to możliwe postradałam zmysły? Ale ten głos był taki wyraźny...
- Czy coś się stało? – Zapytał Marcel.
- Słyszałam go wołał mnie. - Marcel spojrzał na mnie wzrokiem pełnym litości. – Ja nie oszalałam, to trudno zrozumieć, ale kiedy poznałam marka on potrafił komunikować się ze mną bez słów, to było jak telepatia.
- Opowiedz mi o tym – zachęcał Marcel.
Nie byłam pewna ile mogę mu powiedzieć. Nie wiedziałam czy pyta mnie tylko z grzeczności, czy może mi w czymś pomóc. Chciałam już się wycofać powiedzieć, że chyba mi się zdawało, ale mimo wszystko usiadłam na łóżku i zaczęłam mówić:
- Kiedy byłam jeszcze człowiekiem, Marek uspokajał mnie i ostrzegał właśnie w taki sposób.
- Nie rozumiem – przyznał Marcel.
- Ja też nie do końca to rozumiem. Pierwszy raz usłyszałam jego głos w swojej głowie po naszym pierwszym spotkaniu.
- Przed czym cię wtedy ostrzegał?
Niechętnie chciałam wracać do tych wydarzeń, ale czułam że powinnam mu to powiedzieć, było to irracjonalne, bo przecież mogłam zniszczyć cały misternie budowany plan. Mimo to mówiłam dalej:
- Moje życie nie zaczęło się od spotkania Marka. Chciałabym żeby tak było zapomnieć to wszystko co było przedtem. Musisz wiedzieć, że tylko Marek wie kim byłam zanim stałam się wampirem.
- A Aro i Kajusz?
- Oni znają część prawdy, wiedzą że byłam mężatką, mój były mąż sprawił im wiele problemów,
- Byłaś mężatką? – Zapytał ze zdziwieniem Marcel.
- Tak. To był najciemniejszy okres w moim życiu.
- Co się z nim stało?
- Wiesz do końca nie wiem, Aro i Kajusz mówili mi, że Marek się z nim rozprawił.
- Usunął konkurencje – wtrącił Marcel.
- Nie to nie tak, musisz zrozumieć, że Feliks nie był dobrym człowiekiem, a kiedy stał się wampirem… stał się jeszcze bardziej okrutny.
Oczy zapiekły mnie na wspomnienie bólu, który zadawał mi Feliks. Głos mi zadrżał i zamilkłam na chwilę.
- Drugi raz słyszałam głos Marka w swojej głowie… – zaczęłam mówić, kierując rozmowę na inne tory, - kiedy pierwszy raz spotkałam Kajusza i Aro. To dziwne, zawsze mi się wydawało, że próbował ukryć moje moce przed Aro. teraz jednak wydaje mi się że próbował ukryć o wiele więcej.
- Ale przecież oni tworzyli triadę, po co Marek miał ukrywać cokolwiek przed swoimi braćmi?
- Nie wiem – skłamałam.
- Czy kiedyś jeszcze słyszałaś potem jego głos w swojej głowie?
- Nie, chyba nie. Chociaż kiedy obudziłam się po swojej przemianie…
- Tak? – Zachęcał mnie Marcel.
- On uspokajał mnie, ale to nie możliwe bo był wtedy nieprzytomny.
- Wampir? Nieprzytomny?!
- To długa historia. Potem już nie było potrzeby, aby mówił do mnie w ten sposób. Och…
- Co?
- On był zawsze blisko mnie, kiedy tak do mnie mówił, czy to znaczy?
- Sylwio, nie powinnaś…
- Co? Nie powinnam mieć nadziei? Tylko ona podtrzymuje ten świat w istnieniu!
Zaczęłam nerwowo chodzić po pokoju, myśl że on może być blisko rozrywała moje martwe serce. Jak mogę go znaleźć? Co mogę zrobić? Te myśli zawładnęły moim umysłem. Nagle poczułam ból, zanim się obejrzałam leżałam na ziemi, przygnieciona ciałem Marcela, nie wiedziałam co się stało. To niewiarygodne moje myśli pochłonęły mnie tak bardzo, że nie zauważyłam nieproszonych gości. Podniosłam się, Marcel stanął przede mną zasłaniając mnie. Mój dzielny żołnierzyk, całkowicie zapomniał, że mnie nie można zniszczyć. Tak jak wtedy w hotelu, kiedy był człowiekiem rzucił się na wampira, on słaby człowiek. W drzwiach stały dwa wampiry, ale wyczuwałam obecność co najmniej dziesięciu. Wysunęłam się za pleców Marcela, uśmiechając się zalotnie zapytałam:
- Czemu zawdzięczam tą wizytę?
- Zaatakowałaś Volturich, musisz za to zapłacić! – Warknął Arogancko jeden z wampirów. –
A więc to całe gadanie o zastąpieniu Marka i o tym że chcą mi pomóc to miało tylko uśpić moją czujność! Albo z nimi albo w ogóle. Co za podstępne wampiry przysłali nieznane mi wampiry, abym nie wiedziała czego mam się spodziewać, a z drugiej strony przecież doskonale wiedzieli że nie można mnie zniszczyć. I wtedy wszystko zrozumiałam. Kochany Kajusz, coś mi podpowiadało, że to jego sprawka. Mimo iż, nie miał daru czytania w myślach, to doskonale zrozumiał motywy, które kierowały moim postępowaniem. To naprawdę niebywałe, zawsze wydawało mi się, że on jako jedyny z Volturich nie posiada żadnego talentu, a jednak rozumiał mnie zawsze bez słów. Dał mi możliwość dalszej realizacji mojego planu. Nie wiedziałam skąd wiedział co chce zrobić, nie byłam też pewna której opcji powinnam się trzymać. Jednak nie mogłam ukrywać że zabicie kilku wampirów sprawi że stanę się bardziej wiarygodna w oczach łowców, a przecież to jest mój plan – zdobyć zaufanie łowców. Z zamyślenia wyrwał mnie warkot jednego z moich nieproszonych gości.
- Szykuj się na śmierć! – usłyszałam.
- Umarłam już tysiąc razy! – Warknęłam gniewnie.
- Tym razem umrzesz na zawsze! – Warknął wampir wskakujący przez okno.
Nagle w mojej sypialnie zrobiło się strasznie tłoczno, Wampiry wskakiwały przez okna tłucząc przy okazji szyby. Dwanaście wampirów otoczyło mnie i Marcela, na zewnątrz wyczuwałam jeszcze kilka czerwonookich bestii które szykowały się do ataku. Nie mogłam pozwolić sobie na spektakularny atak, po pierwsze szkoda mi było tego domu, w jakiś głupi sentymentalny sposób przywiązałam się do niego. Po drugie nie chciałam aby przy okazji bronienia mnie mój dzielny rycerzyk zginął. Dla tego skoncentrowałam się próbując wychwycić wszystkie istoty. Kiedy mi się udało zaczęłam wysysać energię z istot w moim zasięgu. Dawno tego nie robiłam, sama nie wiem czemu. O było takie przyjemne, w jednej chwili cały oddział głupich wampirów upadł na kolana. Patrzenie na wijące się z bólu potwory napawało mnie dziwnym uczuciem, pragnęłam więcej i więcej. Ich energia wypełniała moje ciało dając mu dziwne uczucie, jakby ciepła. Czułam, iż w moich przeciwnikach nie było już kszty energii, a jednak dalej byłam jej spragniona. Nagle poczułam na swym ramieniu dłoń Marcela, zdekoncentrowana przerwałam przepływ energii.
- Starczy – szepnął łagodnie.
Spojrzałam na niego gniewnie, miałam mu za złe, że przerwał mi ucztowanie. Cofnął się o parę kroków jakby mnie nie poznał. W jego oczach widziałam przerażenie. Nie rozumiałam tego po tylu miesiącach patrzenia na to jak czynię okrucieństwa, on po raz pierwszy spojrzał na mnie, jak na potwora.
- O co ci chodzi? – Zapytałam skonsternowana.
- Twoje oczy!
- Co z nimi?
Marcel wybiegł nagle, wrócił po chwili z lustrem. Spojrzałam na swoje odbicie i oniemiałam. W miejscu gdzie powinny znajdować się moje czerwone tęczówki znajdowała się pustka, czarna niezgłębiona pustka.
- Co się stało? Ja…
- Czy ty normalnie widzisz? – Zapytał Marcel.
Rozejrzałam się po pokoju, nie czułam żadnej różnicy. Nadal wszystkie kontury były wyraźne, wszystko widziałam wyraźnie, nawet na odległość trzech kilometrów.
- Tak, wszystko jest jak dawniej.
- To dziwne twoje oczy są takie… nie wiem jak to określić, są przerażające!
Może to od tej energii, nigdy wcześniej nie wyssałam aż tyle na raz.
- Nie wiem, ale mam nadzieje, że to minie, miałaś takie piękne oczy.

***

Dni mijały bardzo szybko, mimo iż bardzo chciałam, nie usłyszałam już głosu Marka. Moje oczy też nie zmieniły się, dalej wyglądały okropnie, tak nie ludzko! Całymi dniami przemierzałam las, szukając okazji do spotkania łowców, niestety nie było żadnych efektów, jakby zapadli się pod ziemię. Również okoliczne wampiry postanowiły się wyprowadzić z najbliższej okolicy, nie dziwie się, po moich ostatnich zmianach nastroju, nikt na świecie nie mógł czuć się bezpiecznie. Mijały tygodnie, które dłużyły się niczym lata. Czas ciążył mi, ból się nasilał, a ja powoli traciłam nadzieję. Marcel wszędzie snuł się za mną, nie rozmawialiśmy, bo niby o czym mieliśmy rozmawiać? O tym że zmieniam się w potwora? Że zaczyna mnie dopadać obłąkanie? A może o tym iż nie powinnam zabijać ludzi aby ugasić pragnienie, które było coraz większe. To było dziwne, ja nigdy nie pragnęłam, jakby miłość Marka zaspakajała wszystkie moje pragnienia. Zastanawiało mnie czy mogłabym zagłodzić się? Co by się wtedy stało? Czy to mogłoby mnie zniszczyć? Rozmyślania pochłaniały kolejne dni, które stawały się coraz mniej znośne. Pewnego dnia, kiedy ocknęłam się o kolejnym ataku bólu zauważyłam pewną zmianę. W domu panowała absolutna cisza. Nie było słychać nawet nerwowego chodzenia Marcela, czekającego na koniec mojego ataku. Przestraszyłam się, nie wiedziałam co się mogło stać. Przebiegłam się szybko po całym domu, nie było go. To nie podobne do niego, nigdy nie wychodził z domu kiedy miałam ataki, uważał że jestem wtedy bezbronna i że jego zadaniem jest mnie wtedy pilnować i chronić. A dziś go nie było, dziwne uczucie zalało moje serce była to mieszanka złości, strachu i chyba odrobina tęsknoty. Wybiegłam z domu, nie czułam go, zapach wyraźnie był stłumiony, jakby ktoś chciał specjalnie go ukryć, żebym nie mogła go znaleźć. W głowie pojawiały mi się kolejne scenariusze wydarzeń które rozegrały się kiedy ja byłam nieprzytomna. Moim ciałem zaczęła szarpać złość, znowu odebrano mi coś mojego! Najpierw Marek, teraz Marcel! Dlaczego ktoś robi mi coś takiego! Komu zależy na tym, abym była nieszczęśliwa! Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, iż mimo iż nie chciałam tej myśli do siebie to jednak? Marcel był kimś ważnym dla mnie. Biegłam przed siebie, bez tropu, bez poszlak co ja w ogóle robię? I wtedy usłyszałam wokół siebie szepty. To łowcy, śledzili mnie. Co się ze mną dzieje, staje się taka ludzka, szargają mną emocje i staję się mniej czujna.
- Dlaczego go zabraliście? – Wrzasnęłam złowrogo.
Nagle z cienia wyłoniła się postać. Zaczęła powoli iść w moją stronę. Znieruchomiałam, nie chciałam go wystraszyć. Postać zaczęła zbliżać się do mnie i już po chwili księżyc oświetlił jej znajomą twarz.
- Gdzie on jest? Dlaczego go zabraliście? On nic wam nie zrobił!
- Obwiniasz nas o coś czego nie zrobiliśmy – odpowiedział łowca, zatrzymując się jakieś poęć metrów ode mnie.
- Co się więc z nim stało?
- On odszedł od ciebie – powiedział cienki kobiecy głos.
- On by nie odszedł, nie zostawiłby mnie… - jęknęłam.
- Żaden mężczyzna by tego nie wytrzymał – powiedziała trzecia postać, wciąż tkwiąc w ciemnościach.
- Nie rozumiem – przyznałam szczerze.
Łowczyni wskoczyła na polanę i stanęła obok swego kompana. Przyglądałam się jej uważnie, widziałam ją już wcześniej, w dzień w który Joel wprowadził mnie w ich świat. Co prawda nie było wtedy czasu na przedstawienia i inne kurtuazyjne gesty mimo to wiedziałam, iż stojące przede mną postaci to Colin i Laura, a pozostający w ukryciu łowca to Justin. Ich imiona były tajemnicą którą wyrywałam z ich kompanów podczas tortur. Nie miałam zamiaru jednak szczycić się tą wiedzą w tej sytuacji, w końcu zależało mi na ich zaufaniu, a przypominanie im o tym iż to ja wybiłam ich braci pewnie by mi nie pomogło. Kobieta podeszła do mnie i wyciągnęła w moim kierunku dłoń, mężczyzna chciał ją powstrzymać jednak ta szybkim gestem dała mu znać że ma pozostać na miejscu. Przyglądałam się jej ruchom, wyglądała na zmartwioną, podniosła dłoń w kierunku mojej twarzy i dotknęła jej delikatnie. Jej gest zdziwił mnie, zastygłam w bezruchu i obserwowałam ją dokładnie. Wydawała się przyjaźnie nastawiona, patrzyła na mnie jakby mi współczuła.
- Biedactwo – powiedziała łagodnie. – nie zauważyłaś tego? On cię kochał.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez serenithy dnia Śro 22:09, 11 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Jere
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Lut 2009
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z krainy wyobraźni!

PostWysłany: Czw 15:35, 12 Lis 2009 Powrót do góry

twoje opowiadanie robi sie coraz ciekawsze i coraz trudniej mi czekac na kolejne rozdzialy Laughing
jedyna rzecza ktora moglaby mnie rozczarowac to zakonczenie tej historii Wink
piszesz tak ciekawie ze wydaje mi sie wrecz niemozliwe zebys mogla kogokolwiek nim rozczarowac!

czekam niecierpliwie na kolejne czesci
i jeszcze raz gratuluje tworczosci! masz ciekawe pomysly Cool


kiedy kolejna część???? Laughing


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jere dnia Wto 12:05, 17 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin