|
Autor |
Wiadomość |
Anex Swan
Wilkołak
Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 170 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piwnicy... ech, tam gdzie internet i książki ^^
|
Wysłany:
Śro 19:59, 25 Lis 2009 |
|
No to co teraz ja? Z każdym rozdziałem piszesz coraz lepiej, na początku chyba stres cie zeżarł, bo jakoś ten rozdział jest ładnie zbetowany, pięknie napisany i ogólnie śliczny. Wiem to się nazywa konstruktywny komentarz, ale teraz tak jakoś mi to nie wychodzi. Spotkanie z Cullenami number 2 dobrze opisany. Pomysł naprawdę dobry, tylko teraz nie mam co napisać. Powiem, że podoba mi się postać Belli, nie jest to szara myszka, a przywódczyni z krwi i kości ( jeśli mogę tak powiedzieć) Ogólni rzecz biorąc to jest przepięknie, aż za słodko się robi... będzie jakaś draka? No przecież nie może być tak cukierkowo. to tylko sugestia, a raczej pytanie. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdzialik.Na dużo, dużo więcej. Muszę się nasycić. Życzę weny, czasu i dobrego humoru na pisanie kolejnych rozdziałów.
Pozdrawiam Anex
Ps. Przepraszam, że tak krótko, tak jakoś nie mogę, wybaczysz ? * spytała z nadzieją* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
anetta_94
Wilkołak
Dołączył: 09 Sie 2009
Posty: 103 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 20:20, 25 Lis 2009 |
|
Anex wybaczam za tak krótki komentarz :) cieszę, że się podoba.
Oj będzie się działo za kilka rozdziałów. Tylko będzie jeszcze kilka cukierkowych, a potem... hmm... coś się stanie nieoczekiwanego, jeszcze czegoś takiego nie było. przynajmniej ja się nie natknęłam^^ |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Sonea
Wilkołak
Dołączył: 01 Maj 2009
Posty: 104 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Kielce
|
Wysłany:
Czw 9:34, 26 Lis 2009 |
|
Hm... pierwszy raz wypowiadam się w tym fanfiku, ale wcześniej śledziłam go regularnie. Powiem szczerze, ze podoba mi się pomysł aczkolwiek jest przewidywalny jak dla mnie, ale być możne ta prostota mnie zgubi i stanie się coś nieoczekiwanego:)
Byłoby ciekawie. Czekam na rozwinięcie akcji.
Pozdrawiam, Sonea. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
anetta_94
Wilkołak
Dołączył: 09 Sie 2009
Posty: 103 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 19:44, 10 Gru 2009 |
|
bardzo was przepraszam, ale nie moja wina, że najpierw awaria była w TP SA a potem miałam remont i odłączony został mój komp od neta.
Dodaję wreszcie 6 rozdział
Beta Nefer13
***********************
Rozdział 6
Gdy podjechałam pod dom, zauważyłam, że na podjeździe stoi samochód – granatowy mercedes Esme. Wjechałam do garażu i zaparkowałam. Znajdowały się w nim jeszcze dwa auta. Kanarkowe porshe Alice i czarne ferrari Jaspera. Wysiedliśmy i ruszyliśmy do drzwi prowadzących do mieszkania.
- Hej – odezwała się uśmiechnięta mama, jednak, gdy zobaczyła nasze ponure miny, uśmiech zniknął z jej twarzy. – Co się stało?
- Nic – odpowiedziałam automatycznie, jak zawsze miałam w zwyczaju.
- Przecież widzę, że coś ukrywacie – powiedziała zmartwiona naszym zachowaniem.
- Chodzi o to, że… - zaczęła Alice. Popatrzyła w stronę, gdzie staliśmy. Kiwnęłam głową, na znak, aby dokończyła. – Że w szkole pojawili się nowi uczniowie, którzy są wampirami, tak samo jak my.
- Och – odpowiedziała krótko zamroczona Esme i machnęła ręką, abyśmy kontynuowali. Dalej patrzyła na nas, ale myślami była daleko od domu.
- Gdy wracaliśmy, śledzili samochód Belli, więc zatrzymaliśmy się w lesie, aby z nimi porozmawiać. Chcą się z nami spotkać o siedemnastej na polanie, na którą natrafiliśmy na ostatnim polowaniu. Zresztą sami to zaproponowaliśmy – dokończyła All i zerknęła na mnie.
- Polują na zwierzęta? – zapytała mama, dalej będąc myślami gdzieś indziej.
- Nie wiemy, bo mieli czarne oczy, ale ich ojciec lub przyjaciel pracuje w szpitalu – odpowiedziałam, ponieważ widziałam, że Alice nie da rady mówić, spoglądając na smutną twarz Esme. – Wiemy także, jak się nazywają – dodałam po cichu, wpatrując się w moje rodzeństwo. Jasper zerkał to na mnie to na naszą mamę. Na pewno czuł się zagubiony przez nasze emocje. Ja byłam przestraszona, denerwowałam się i współczułam Esme, ale jestem pewna, że to było nic w porównaniu z samopoczuciem naszej opiekunki, która teraz stała na środku salonu i w ogóle nie oddychała. W jej oczach można było zobaczyć ból, szok, przerażenie, radość i małą iskierkę nadziei. Z zamyślenia wyrwało mnie pytanie, zadane przez naszą mamę.
- To jak się nazywają? – Słyszeliśmy, jak w głosie Esme walczyły o dominację ból i zaciekawienie, i jak próbowała ukryć to pierwsze uczucie. Zerknęłam na Jaspera, a potem na Alice, ich wzrok mówił jasno, że nie wiedzieli czy powiedzieć jej prawdę, czy nie. Może to nie był ten Cullen? Ale z drugiej strony, ile osób o takim nazwisku żyje?
- Cullen – odezwał się jako pierwszy Jazz, to było jedyne słowo, jakie powiedział, odkąd przyjechaliśmy do domu. Spojrzałam na naszą mamę. W jej oczach była teraz nadzieja i niepewność.
- Mówicie, że pracuje w szpitalu i nazywa się Cullen? – zapytała nas stłumionym głosem. Nie odpowiedziałam, ale zaczęłam intensywnie się jej przyglądać. Na jej twarzy można było ujrzeć nadzieję i szczęście, ale też strach i ból. Popatrzyłam na Jaspera, a on na mnie. Mój brat także nie zamierzał odpowiedzieć na to pytanie, kiedy wyczuł emocje naszej mamy. Oczywiście Alice miała inne plany.
- Tak. – Popatrzyłam na nią z wyrzutem, ale ona tylko kiwnęła głową i się uśmiechnęła. Ona coś knuje, pomyślałam. Tylko co?
- Och – wymamrotała Esme i usiadła na kanapie, która stała za nią.
- Co się stało? – zapytał zmartwiony Jazz, nie spuszczając naszej mamy z oczu.
- To… to chyba… chyba on – oznajmiła nam, jąkając się. Naprawdę to nie wiedziałam, o co chodzi. Spojrzałam na moje rodzeństwo, widać było, że jest tak samo zagubione jak ja.
- Ten, co cię zostawił? – Alice wypowiedziała swoje myśli na głos.
- Tak – odpowiedziała Esme łamiącym się głosem.
Gdy spojrzałam w jej oczy, ujrzałam ból i strach. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, jak się czuje, ponieważ sama przez to przechodziłam po śmierci Oscara. Przeżywałam ten sam ból, który rozerwał moje martwe serce na tysiąc nic nieznaczących kawałków.
Przypomniałam sobie okres mojej depresji po jego odejściu. Wolałam samotność, ciemne barwy, a na polowania wychodziłam raz lub dwa razy w miesiącu. Nie mogłam znieść litości i współczucia od Esme, dlatego wybrałam się na kilkuletnią wyprawę po świecie. Między innymi pojechałam do Irlandii, gdzie poznałam Toma, który zaczął się do mnie kleić. Wtedy przyszedł mi pomysł, jak uszczęśliwić mamę, więc wróciłam do mojej rodziny z nowym wampirem. Tak jak przypuszczałam, cieszyła się, że znalazłam nową miłość, jednak mojego związku nie można nazwać tym uczuciem.
Gdy nadal spoglądałam w oczy Esme, zauważyłam też rodzącą się nadzieję i iskierkę miłości. Widać było, że nasza mama ciągle kocha tego Cullena.
Moje przemyślenia przerwał Jasper.
- Jeśli nie chcesz, to nie musimy tam iść.
- Chcę to zrobić i przekonać się czy to naprawdę on.
- Na pewno? – zapytał Jazz troskliwym głosem.
- Na sto procent.
Po paru minutach rozmowy na neutralne tematy, takie jak szkoła, Esme poszła do swojego pokoju, a Alice i Jasper usiedli na kanapie. Braciszek włączył telewizor i przeglądał kanały. W końcu trafił na jakiś program i zaczęli go oglądać. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie w salonie, zostało jeszcze czterdzieści minut do spotkania, więc postanowiłam poczekać na Toma na werandzie. Siedziałam i przyglądałam się naturze. Centralnie przed domem znajdował się ogród, którym zajmowała się Esme. Znajdowało się w nim dziesięć rodzajów kwiatów w różnych kolorach. Po prawej od ogrodu stała biała altanka średniej wielkości, w której często przesiadywałam kilkanaście lat temu. Bardzo się cieszę, że Jazz postanowił ją wyremontować. Po dziesięciu minutach siedzenia i przyglądania się otoczeniu wokół domu, mój chłopak wreszcie się zjawił.
- Gdzieś ty się, do cholery, podziewał? – krzyknęłam do niego. Widocznie nie spodziewał się takiego powitania, bo z zaskoczenia wmurowało go w ziemię.
- Byłem na polowaniu – odpowiedział, a ja zaczęłam do niego podchodzić, ciągle nie odrywając od niego wzroku.
- Znowu na polowaniu – powiedziałam znudzona. – Codziennie tylko słyszę, że jesteś na polowaniu.
- Wiem, że dużo poluję, ale…
- „Dużo poluję”? – przerwałam mu brutalnie. – Myślisz, że ja piłam tyle krwi? Otóż nie, nawet jako nowonarodzona. Starałam się wtedy wytrzymać te kilka dni. Zresztą, to nie jest normalne wybierać się codziennie do lasu.
- Wiem, ale to się zmieni – odpowiedział milutkim głosem. Gdybym mogła to chyba bym zwymiotowała do tego słodkiego tonu. Miałam już go dosyć, ale niestety na razie nie wyrzucę go z naszego domu. Esme nie zniosłaby podwójnego bólu lub straty.
- Już przyzwyczaiłeś się do naszej diety. A teraz co? – zadałam mu, według mnie, proste pytanie, jednak zabrzmiało to jak oskarżenie, bo nadal byłam rozdrażniona.
- Nie wiem, jak to wytłumaczyć.
- Ale ja wiem. – Popatrzyłam na niego. Na jego twarzy było wypisane tylko zniecierpliwienie, więc dokończyłam. – Zapolowałeś na człowieka.
- Jak możesz mnie o coś takiego oskarżać? – Popatrzył na mnie z niedowierzaniem, ale głęboko w jego oczach widać było strach.
- To jak inaczej da się to wytłumaczyć?! – zapytałam, w moim głosie można było usłyszeć kpinę. Zerknęłam w stronę domu, gdy usłyszałam tam poruszenie. Przy oknie stała Alice z Jasperem i oglądali całe przedstawienie.
- Nie wiem – wymamrotał niepewnie Tom.
- Ale ja wiem. Zapolowałeś na człowieka – powtórzyłam dobitnie, lekko wkurzona. Widziałam, jak na jego twarzy pojawiają się różne emocje: od strachu, przez niepewność, kończąc na zdziwieniu. Po chwili te uczucia zastąpiła złość.
- Jak możesz mnie o coś takiego podejrzewać? – oznajmił zdenerwowany, patrząc na mnie z niedowierzaniem.
- To wyjaśnij mi jak można to wytłumaczyć inaczej?! – krzyknęłam na niego. Ile razy można pytać o to samo w ciągu dwóch minut? W końcu nerwy mogą puścić, nawet wampirowi.
- … - odpowiedziała mi cisza. To typowe dla Toma, że nie odpowiada na najważniejsze pytania.
- To proste. Zabiłeś człowieka, a teraz polujesz codziennie na zwierzęta, żeby zaspokoić głód, jednak nie możesz, ponieważ zwierzęca krew nie zaspokaja już twojego pragnienia – podsumowałam zadowolona z siebie. Wpatrywałam się w Toma, jego twarz mówiła jedno: szok.
- Nieprawda. Zresztą, jak możesz mnie o coś takiego posądzać? – Oj coś się chłopak powtarza. Słychać było, że kręci. Spojrzałam w stronę Jaspera, który nadal stał w oknie. Kiwnął głową i powiedział bezgłośnie jedno słowo „kłamie”. Potem odszedł od szyby, zapewne do swojego pokoju, aby przygotować się do spotkania z rodziną Edwarda Cullena.
- Powiedz prawdę! – rozkazałam twardo. Popatrzył na mnie najpierw z szokiem, wymalowanym na twarzy, po chwili jednak znowu przerodziło się ono w rozdrażnienie.
- Przecież mówię! – podniósł głos. Ten ton jeszcze bardziej mnie rozwścieczył.
- Nie krzycz na mnie! Jak mam ci ufać?
- Nie ufasz mi? – zapytał zdziwiony i zaczął coś mruczeć pod nosem, usłyszałam jedno zdanie, które mnie zainteresowało: „Mówił, że ona jest naiwna”. Co to miało znaczyć? Coś czuję, że się niedługo dowiem.
- Tego nie powiedziałam.
- Ale chciałaś – odparł. Zapadła cisza, a ja myślałam, czemu nie można porozmawiać z Tomem bez wszczynania kłótni. Przez chwilę zastanawiałam się, co mam mu powiedzieć, kiedy w końcu wymyśliłam odpowiedź, bez żadnych skrupułów mu ją oznajmiłam.
- Masz rację. Chciałam to powiedzieć. Nie ufam ci i nie wierzę w to, co mówisz. Zadowolony? – Zauważyłam, że przestał się poruszać. Wyglądał jak posąg. Na twarzy został jedynie wyraz zaskoczenia. Przebudziło go dopiero wołanie, które dochodziło z wnętrza domu.
- Bella! Tom! Przestańcie się kłócić – nakazała nam mama stanowczym tonem, ale nadal rzucałam mordercze spojrzenia mojemu chłopakowi. – Musimy już iść.
- Dokąd? – zapytał mój „ukochany”. Jak się nie bywa w domu, to tak jest. Zdecydowałam się wypowiedzieć moje myśli na głos:
- Trzeba było nie polować, tylko jechać do szkoły to byś się dowiedział – powiedziałam i ruszyłam w stronę Alice, która właśnie wychodziła przez drzwi frontowe.
- Wyjaśnimy ci to po drodze – oznajmił Jasper.
Po paru minutach, gdy ukochany Alice powiedział nam, co mamy robić, jeśli dojdzie do bitwy, wyruszyliśmy na spotkanie z Cullenami. Cały czas po mojej głowie chodziło tylko jedno pytanie, na które odpowiedź zna tylko przyszłość. Czy któreś z nas straci życie przez nowych znajomych? |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Czw 20:24, 10 Gru 2009 |
|
czyżbym była pierwsza... miejsce to zaszczytne...
powiem tak: jestem z ciebie dumna, bo poczyniłaś ogromne kroki... chyba masz jakieś siedmiomilowe buty u siebie w domku, bo odskocznia jest naprawdę duża, zresztą pewnie sama widzisz różnicę pomiędzy pierwszym rozdziałem, a tym obecnym...
akcja się rozkręca... nie tyle powoli, co może po prostu po kolei... spodobał mi się ten pomysł z Tomem i jego ataku na człowieka... nie podoba mi się natomiast ten mały niezamierzony spoiler... czasem tak jest, że jeśli myślisz o następnym rozdziale mimowolnie zamieszczasz 'wskazówki' jego dotyczące... uważaj na to
zobaczymy, zobaczymy, na razie jestem bardzo zadowolona z postępów ...
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Anex Swan
Wilkołak
Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 170 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piwnicy... ech, tam gdzie internet i książki ^^
|
Wysłany:
Pią 17:54, 11 Gru 2009 |
|
Cytat: |
Gdy wracaliśmy, śledzili samochód Belli, więc zatrzymaliśmy się w lesie, aby z nimi porozmawiać. Chcą się z nami spotkać o siedemnastej na polanie, na którą natrafiliśmy na ostatnim polowaniu.– dokończyła All i zerknęła na mnie. |
Ojej, aż tyle tych "na"? Mam propozycję... Chcą się z nami spotkać o siedemnastej na polanie. Zobaczyliśmy ją podczas ostatniego polowania... Chyba lepiej brzmi? I dalej, jak pamiętam i sprawdziłam, to chyba zdrobnienie Alice jest Al, a nie All.
Cytat: |
odpowiedziałam, ponieważ widziałam, że Alice nie da rady mówić, spoglądając na smutną twarz Esme. |
Zgubiłam się, proponuję coś takiego ...odpowiedziałam spoglądając na twarz Esme, ponieważ wiedziałam, że Alice nie da rady mówić...
Cytat: |
Jasper zerkał to na mnie to na naszą mamę. Na pewno czuł się zagubiony przez nasze emocje. |
Nasze... chyba wiesz o co chodzi... przez emocje, które go otaczały... może tak nie wiem zbytnio jak można to zastąpić.
Cytat: |
Ja byłam przestraszona, denerwowałam się i współczułam Esme, ale jestem pewna, że to było nic w porównaniu z samopoczuciem naszej opiekunki, która teraz stała na środku salonu i w ogóle nie oddychała. |
Muszę mówić... czasy nie jestem, ale byłam.
Cytat: |
- Tak. – Popatrzyłam na nią z wyrzutem, ale ona tylko kiwnęła głową i się uśmiechnęła. Ona coś knuje, pomyślałam. |
Po pierwsze, po co po "tak" jest kropka? Po drugie ona... tą pierwszą możesz wyrzucić ^^
Cytat: |
- Ale ja wiem. – Popatrzyłam na niego. |
I po co znowu ta kropka ?
Więcej nie znalazłam, z interpunkcji nie jestem dobra muszę się podszkolić, więc tu błędów nie znalazłam. Wypowiem się może teraz co do tekstu. Pomysł jak już wcześniej mówiłam jest bardzo dobry. Beta miała chyba coś zły dzień, bo niezbyt udało jej się, ostatnie teksty były już naprawdę dobre pod tym względem, ale i tak brawka dla niej ^^ Opisy jakieś tam są, choć mogłabyś opisać choćby tą kanapę, na której usiadła Esme. Zdenerwowałam się trochę gdy zobaczyłam te opisy uczuć, wiem, że to dobrze, dodałaś je i tekst od razu był dłuższy, ale ciągle słyszałam o tym samym: wyczytałam z jej twarzy ( i w kółko te same emocje ) wyczytałam z jej oczu. ( i znów to samo ) Następnie, za dużo podkreślasz: moje, nasze, swoje, jego itp. Nie mówię tam gdzie jest to konieczne, ale tam gdzie nie potrzeba. Ogólnie to i tak lepiej ci idzie niż na początku, to dla mnie wielki plus. I nie martw się tym co napisałam, jak mogę się przyczepić to tak robię, a przecież nie ma ideałów każdy się tu uczy na błędach, dlatego właśnie staram się mówić otwarcie o tym co mi się nie podoba. Chyba jest to lepsze niż same pochwały? No dobrze tak dla osłody powiem, że i tak Twój tekst bardzo mi się podoba i na pewno zajrzę tu gdy pojawi się nowy rozdział aby zobaczyć Twoje postępy.
Pozdrawiam i życzę weny, Anex
Ha! Dłuższy komentarz ^^ ( Nie mogłam się powstrzymać od napisania tego na końcu ) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aliss.
Wilkołak
Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 237 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Nie 13:44, 13 Gru 2009 |
|
Witam. Czytałam wszystko naraz, więc zacznijmy od błędów.
Cytat: |
Co parę lat, przeprowadzamy się do innego miasta |
niepotrzebny przecinek
Cytat: |
Co parę lat, przeprowadzamy się do innego miasta. Tym razem wybór padł na małą miejscowość – Forks. Kilkadziesiąt lat temu już mieszkaliśmy tutaj. |
powtórzenie
Cytat: |
Związana jest z Jasperem. |
zły szyk zdania. powinno być "Jest związana z Jasperem."
Cytat: |
z mojego, już pustego, pokoju, i wybiegłam |
niepotrzebny przecinek
Cytat: |
Ale ja za to zrobię sobie większą, musimy się jakoś zmieścić z Jasperem |
zamiast przecinka myślnik
Cytat: |
zapytała mnie Alice, robiąc maślane oczka. Jak mogłam się nie zgodzić, gdy moja siostra robiła takie słodkie oczka i, przy okazji, odczepi się od mojej garderoby? |
powtórzenie, niepotrzebny przecinek
Cytat: |
krzyknęłam, trochę za bardzo entuzjastycznie |
brak przecinka, powinno być raczej - "zbyt entuzjastycznie"
Cytat: |
Jasper, gdy rozpoznał moje uczucia, prawie zaczął się dusić ze śmiechu, próbując je ukryć. |
Co próbował ukryć? Jej uczucia?
Cytat: |
Kupiliście wszystko. co potrzebne? |
co JEST potrzebne. brak przecinka.
Cytat: |
Meble mają przywieść za dwie godziny, więc bierzemy się do pracy! |
przywieŹĆ! "więc bierzmy się..."
Cytat: |
Wyjątkowo w tym roku pozwoliłam udekorować swój pokój Alice, ponieważ w tym momencie nie miałam do tego głowy. |
powtórzenie
Cytat: |
- Oczywiście, siostrzyczko. |
brak przecinka
Cytat: |
- Witaj, Bello. – Przywitał się jak gdyby nigdy nic. |
j/w
Cytat: |
- No, rozchmurz się. |
j/w
Cytat: |
- zapytałam, zdziwiona faktem, że ktoś ze sfory z nami rozmawia bez konkretnego powodu. |
j/w
Cytat: |
Miałam ochotę się z niego pośmiać, gdy spojrzałam na Jaspera i Alice, ich miny wskazywały, że nie tylko ja próbuję się powstrzymać. |
bez sensu. jeśli już to "Miałam ochotę się z niego pośmiać. Gdy spojrzałam na Jaspera i Alice to ich miny wskazywały, że nie tylko ja próbuję się powstrzymać."
Cytat: |
Możliwe, że są wampirami, nazywają się tak samo jak my, nasunęła mi się tylko jedna sprawa, którą muszę załatwić. |
bez sensu. jak już to "Możliwe, że są wampirami, a do tego nazywają się tak samo jak my. Nasunęła mi się tylko jedna sprawa, którą muszę załatwić."
Cytat: |
cały czas na czymś się intensywnie skupiała.
|
zły szyk zdania. zdanie nielogiczne. cały czas się skupiała? Mogła być skupiona.
Cytat: |
cały czas na czymś się intensywnie skupiała.
- Nie sądzę – odpowiedział Jazz. Był skupiony. |
powtórzenia
Cytat: |
- Pamiętacie to, co powiedziała nam Esme o swoim ukochanym i jego nazwisku? – podsunęłam, może się zorientują, o co mi chodzi w tym momencie.
Zerknęłam w stronę biurka nauczyciela. Cullenowie zaczęli odpowiadać na pytania naszego wścibskiego biologa.
- Powiedziała, że mamy takie samo nazwisko jak jej ukochany…
|
powtórzenia
Cytat: |
dopowiedział Jasper, który z zagubieniem przyglądał się minie jego ukochanej, też wiedział, że na coś wpadła. |
po co ten przecinek? powinna być kropka i koniec zdania, bo jest cholernie bez sensu
Cytat: |
Wiedziałam, że Jasper chciał z nimi porozmawiać, ale Alice nie była lepsza, myślę, że w końcu sama do nich pójdzie, żeby wyjaśnić wszystkie sprawy.
|
zamiast przecinka powinna być kropka i nowe zdanie
Cytat: |
powiedziała zadowolona blondynka. Cieszyła się na pewno z tego, że nie muszą tutaj stać i dyskutować z innymi wampirami. Gdy byliśmy w szkole, zauważyłam w czasie lunchu, że posyłała mordercze spojrzenia w kierunku moim i All. Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że to pusta, zapatrzona tylko w siebie blondynka. |
powtórznie
Cytat: |
Gdy zerknęłam na moją rodzinę, zwróciłam uwagę na Jazza, który szedł przodem, trzymał za sobą All |
Eęę?? O co kaman? jak mógł ją trzymać za sobą? Może po prostu za rękę i zamiast przecinka "i".
Cytat: |
Po chwili zorientowałam się także, że zaczął grać na zwłokę.
|
po co to "także"?
Cytat: |
ale mu brutalnie przerwałam. |
"ale przerwałam mu brutalnie"
Cytat: |
A wy, po co chodzicie do liceum? |
niepotrzebny przecinek
Cytat: |
odezwała się uśmiechnięta mama, jednak, gdy zobaczyła nasze ponure miny, uśmiech zniknął z jej twarzy. |
powtórzenie
Cytat: |
powiedziała, zmartwiona naszym zachowaniem. |
brak przecinka
Cytat: |
Chcą się z nami spotkać o siedemnastej na polanie, na którą natrafiliśmy na ostatnim polowaniu. |
powtórzenia
Cytat: |
Słyszeliśmy, jak w głosie Esme walczyły o dominację ból i zaciekawienie, i jak próbowała ukryć to pierwsze uczucie. |
Tsaa... trochę bez sensu
Cytat: |
Zerknęłam na Jaspera, a potem na Alice, ich wzrok mówił jasno, że nie wiedzieli czy powiedzieć jej prawdę, czy nie. |
zamiast przecinka kropa
Cytat: |
Spojrzałam na moje rodzeństwo, widać było, że jest tak samo zagubione jak ja. |
j/w
Cytat: |
- Chcę to zrobić i przekonać się, czy to naprawdę on.
|
brak przecinka
Cytat: |
Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie w salonie, zostało jeszcze czterdzieści minut do spotkania, więc postanowiłam poczekać na Toma na werandzie. |
zamiast przecinka myślnik
Cytat: |
- Jak możesz mnie o coś takiego podejrzewać? – oznajmił zdenerwowany, patrząc na mnie z niedowierzaniem.
|
on nie oznajmił tylko zapytał.
Cytat: |
- To wyjaśnij mi, jak można to wytłumaczyć inaczej?!
|
brak przecinka
Cytat: |
odpowiedziała mi cisza. To typowe dla Toma, że nie odpowiada na najważniejsze pytania.
|
powtorzenia
Ogólnie o błędach:
Masz dużo nielogicznych, długich i pokręconych zdań. Wyobraź sobie, jakbyś to czytała. Napewno byś umarła od braku oddechu;)
Momentami tekst jest płytki i strasznie przewidujący. A przy okazji to pod koniec szóstego rodziału jest pytanie Belli:
Cytat: |
Cały czas po mojej głowie chodziło tylko jedno pytanie, na które odpowiedź zna tylko przyszłość. Czy któreś z nas straci życie przez nowych znajomych? |
Czy przypadkiem Alice nie przewiduje przyszłości?
Dobra, teraz żeby Cię pocieszyć powiem coś miłego;D Tekst mi się podobał, pomimo tak wielu błędów. Jestem ciekawa, co zdarzy się w następnym rozdziale i czekam na niego z niecierpliwością. Przygotuj się psychicznie na wytykanie błędów przeze mnie - tak, jestem okrutna;)
życzę Weny i pozdrawiam;)
angel |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
anetta_94
Wilkołak
Dołączył: 09 Sie 2009
Posty: 103 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 21:08, 18 Gru 2009 |
|
Na początek
dziękuję Ci Angel. Wiem, co mam teraz zrobić z tekstem. I nie przeszkadza mi krytyka, wręcz przeciwnie:-)
To teraz kolejny rozdzialik!!!
Beta: Nefer13
***************
Rozdział 7
W czasie biegu Jasper wytłumaczył zaistniałą sytuację Tomowi, po tym zapanowała cisza. Esme znajdowała się za mną i Alice. Na polanę prowadzili nas mężczyźni. W pewnym momencie poczułam zapach czterech wampirów: rodzeństwa Cullen i jeszcze jeden, którego nie znałam. Mieliśmy przewagę nad obcymi, ponieważ oni nie mogli zorientować się, kiedy i z której strony przyjdziemy, a to wszystko dzięki moim zdolnościom. Na łąkę mieliśmy dotrzeć za dwie minuty. Zniecierpliwiona zaczęłam wymijać chłopaków, kiedy to zrobiłam, Jasper warknął na mnie. Zapewne nie pochwalał takiego zachowania, ale co mnie to obchodzi?
Po chwili wybiegłam zza drzew na polanę, gdzie ich zobaczyłam. Stali na samym środku łąki i rozglądali się. Na przodzie ich grupy znajdował się blondyn, który wyglądał na jakieś trzydzieści lat. Był on jedyną osobą, jakiej nie poznałam po zapachu. Zatrzymałam się jakieś piętnaście metrów przed nimi. Po kilku sekundach zza ściany lasu wybiegli Jasper, Tom i Alice, a Esme dołączyła do nas po chwili. Chłopcy stanęli obok mnie, a siostra zajęła miejsce za Jasperem. Zerknęłam na naszą mamę, która znajdowała się troszkę za nami. Głowę miała spuszczoną i w taki sposób unikała naszego wzroku.
- Dziękuję wam za przybycie - odezwał się blondyn spokojnym i opanowanym głosem. Tym właśnie sposobem zwrócił na siebie moją uwagę. Teraz przyjrzałam mu się dokładniej. Był ubrany w markowe ciuchy, trochę bardziej poważne niż mają jego towarzysze, w ciemnych barwach. Miał takie same miodowe oczy i jasne, krótkie włosy. W pewnym momencie usłyszałam, że Esme wciąga gwałtownie powietrze. – Nazywam się Carlisle Cullen, a moje adoptowane dzieci już zapewne znacie.
Słyszałam, jak moja mama głęboko oddycha. Czekałam, aby zobaczyć czy zdoła zabrać głos, jednak po dłuższej chwili postanowiłam podjąć konfrontację z doktorem.
- Witaj. - Esme odetchnęła z ulgą, a gdy zerknęłam na nią, posłała mi uśmiech. Powróciłam wzrokiem do Carlisle’a. Zauważyłam też, że Edward zainteresował się naszą mamą, jednak miał zdezorientowaną minę. – Jestem Bella Cullen, a to moje rodzeństwo: Alice i Jasper oraz mój chłopak Tom, a tam stoi nasza przyszywana matka – Esme.
- Esme? – zapytał zszokowany. Spojrzałam na miedzianowłosego, który patrzył zagubiony na Carlisle’a, potem przeniósł wzrok na moją mamę, która ciągle stała ze spuszczoną głową i oddychała tak, jakby zaraz miała się rozpłakać.
- Tak. Esme Cullen – postanowiłam pozostać niewzruszona. Zerknęłam na Jaspera. Chciałam mu przekazać oczami, żeby pomógł mamie się uspokoić, bo nie wytrzyma tego napięcia. Oczywiście zrozumiał od razu i kiwnął głową. Wróciłam wzrokiem na głowę rodziny Cullen. Jego twarz wyrażała radość, szok i smutek jednocześnie. – Coś nie tak?
- O mój Boże – wyszeptał, nie odrywając spojrzenia od postaci, która stała za nami.
- Tak, to ja, Carlisle – odezwała się mama i wyszła przed nas. Popatrzyłam na nią z troską.
- Wy się znacie? – zapytała Rosalie, patrząc to na swojego ojca, to na Esme. Zauważyłam, że założyciele naszych rodzin zaczęli się do siebie zbliżać, gdy doszli do siebie, doktor zaczął mówić.
- Nie wiem, jak mam cię przeprosić. Wybaczysz mi kiedyś? – zaczął załamany, patrząc w swoje buty.
- Carlisle… - zaczęła mama niepewnym głosem, ciągle patrząc na swojego ukochanego.
- Szukałem cię wtedy, lecz bezskutecznie. Nie było dnia, żebym o tobie nie myślał. Żałuję, że pozwoliłam ci odejść. Wybacz – ostatnie słowo praktycznie wyszeptał. Wszyscy nie oddychali, tylko słuchali i czekali, co będzie dalej.
- Ale ja już dawno ci wybaczyłam – powiedziała mama czułym głosem, który był inny niż ten, jakim się zwracała do swojej rodziny.
- Esme, musisz odpowiedzieć mi na jedno pytanie – oznajmił poważnie doktor. Zerknęłam na wszystkich po kolei. Rosalie była poruszona wydarzeniami, Emmett czekał na to, aż akcja się rozwinie, Edward i Jasper lekko się uśmiechali, a Tom patrzył gdzieś w przestrzeń i zachowywał się tak, jakby go to w ogóle nie obchodziło. W końcu podeszłam do Alice. Przez chwilę miała nieobecny wzrok, lecz potem zaczęła się szczerzyć jak głupi do sera, kiedy zauważyła, że przyglądam się jej z ciekawością, pokręciła tylko głową, zaprzeczając. Posłałam jej piorunujące spojrzenie, przez co zaczęła chichotać, ale zaraz przestała.
- Tak? – zapytała wystraszona Esme, która wybudziła mnie z tej bardzo denerwującej „rozmowy” z moją siostrą.
- Czy ty… Czy ty mnie je… jeszcze kochasz? – wyjąkał doktor. Jego dzieci spojrzały na niego zaskoczone. Nie jestem pewna z jakiego powodu, czy przez to pytanie, czy dlatego, że się jąkał. Wszyscy z niecierpliwością czekali na odpowiedź Esme. No, może nie wszyscy. Zauważyłam, że Tom zaczął się denerwować, nawet nie wiem z jakiego powodu, przecież nic złego się nie dzieje.
- Oczywiście, że tak. Zawsze cię kochałam i zawszę będę.
Po wypowiedzeniu tych słów, Carlisle wziął swoją ukochaną w ramiona i zaczął coś szeptać jej coś do ucha tak, aby nikt go nie słyszał. W tej romantycznej chwili zaczęłam na nowo oddychać, czując ulgę. Spojrzałam w stronę Alice i Jaspera, jednak zaraz odwróciłam wzrok, aby im nie przeszkadzać w przytulaniu się, kiedy przeniosłam spojrzenie na drugą stronę, spostrzegłam, że Rosalie i Emmett zachowują się tak samo, jak moja siostra ze swoim ukochanym. Właśnie wtedy, gdy wszyscy się do siebie tulili, Tom też postanowił się przyłączyć. Podszedł do mnie i położył mi jedną rękę na ramieniu, a drugą na plecach i zaczął wtulać się we mnie, lecz ja odepchnęłam go, zmroziłam wzrokiem i odeszłam od niego na jakieś piętnaście metrów. Spojrzałam na Edwarda, bo jako jedyny nie miał partnerki do przytulania i zauważyłam, że przyglądał mi się chichocząc. Jego zachowanie wyprowadziło mnie z równowagi, więc zapytałam przerywając ciszę.
- Długo jeszcze będziecie się tutaj tak wszyscy obściskiwać? Jeśli tak to sorry, ale muszę już lecieć, bo mam coś jeszcze do załatwienia. Gdy wypowiedziałam ostatnie słowa, znów zerknęłam na miedzianowłosego, a ten ciągle gapił się na mnie. Cóż, przynajmniej przestał chichotać. Przeniosłam wzrok na pozostałych, którzy zaczęli odsuwać się od siebie.
- Nie. Już skończyliśmy – odpowiedział mi Carlisle, a wszystkich napadł atak śmiechu. Przez to jeszcze bardziej się wkurzyłam, bo nie widziałam nic śmiesznego w tej sytuacji.
- To widzę, że sobie porozmawialiśmy – powiedziałam zirytowana. – Do zobaczenia – pożegnałam się i zaczęłam powoli zmierzać w kierunku ściany lasu, gdy usłyszałam pytanie:
- Dlaczego was nie czujemy? – zapytał Edward, patrząc na mnie. Już miałam odpowiadać, ale Esme podążyła z wyjaśnieniami.
- Ponieważ Bella nas blokuje.
- Blokuje? – zapytał z ciekawością Carlisle.
- Bello mogłabyś nas odblokować? – Esme zerknęła na mnie z niemą prośbą. W stosunku do niej nie potrafiłam być bezczelna.
- Oczywiście – zgodziłam się i natychmiast zdjęłam z rodziny tarczę.
Spojrzałam na Cullenów. Miałam ochotę zacząć się śmiać, ponieważ ich miny były bezcenne, ale trzeba się zachowywać w towarzystwie.
- Teraz czujemy, że jesteście wampirami – powiedział Emmett nadal ze szokowanym wyrazem twarzy. Zauważyłam, że Edward dziwnie mi się przygląda. W końcu zabrał głos.
- Ale ciebie, Bello, nadal nie czuje – powiedział z nieodgadnioną miną.
- Bo sama siebie nie odblokowałam – oznajmiłam to tak, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Trzeba jakoś zmienić temat, żeby przestali interesować się moją osobą. Hmm… pomyślmy. O! Już wiem! – Macie jakieś dodatkowe zdolności?
- Tak – zaczął Emmett, patrząc niewinnie na brata. – Edward potrafi czytać w myślach.
- Właśnie dlatego wolę nie ściągać ze swojego umysłu tarczy – poinformowałam miedzianowłosego z chytrym uśmieszkiem.
- Nie chcesz, żebym poznał twoje tajemnice? – zapytał niewinnie Ed, patrząc na mnie maślanymi oczkami.
- To jest pierwszy i najważniejszy powód. – Przy odpowiedzi głos lekko mi zadrżał, a Edward zmarszczył brwi. Postanowiłam się zreflektować i prowadzić neutralne rozmowy. – W skrócie: mogę zablokować zapach człowieka lub wampira oraz potrafię ochronić kogoś przed darami mentalnymi wampirów, na przykład takimi jak czytanie w myślach – uśmiechnęłam się złośliwie do miedzianowłosego. Zrobił urażoną minę, ale zaraz się opamiętał i zapytał:
- Posiadacie jeszcze jakieś zdolności?
- Jasper kontroluje emocje – odezwała się zawsze wkurzająca i mała osóbka, innymi słowy nieokiełznana Alice.
- Fascynujący dar Bello – wtrącił Carlisle, cały czas się na mnie patrząc.
- Dziękuję – odparłam z uśmiechem. – Czy żywicie się krwią zwierząt?
- Tak – odpowiedział mi Edward. – Polujemy na zwierzęta, ponieważ nie chcemy być potworami – dopowiedział, patrząc dziwnym wzrokiem na Jaspera.
Zapadła cisza. Po chwili milczenia odezwała się Esme.
- Zapraszamy was do nas da domu. Mieszkamy niedaleko stąd. Tam, nad rzeką. – Odwróciła się i pokazała im kierunek. Emmett popatrzył ze zdziwieniem na moją rodzinę. W końcu się odezwał.
- Tam jest wasz dom? Myślałem, że to ludzka siedziba.
- Ale to krypta wampirów, jak to nazwaliby ludzie – powiedziałam i w tym samym czasie do głowy przyszedł mi szatański pomysł. – Emmett?
- Co?
- Radzę ci tak dużo nie myśleć, bo mózg ci się przegrzeje – oznajmiłam mu jak najczulszym głosem. Alice zaczęła się śmiać pierwsza, a po kilku sekundach wszyscy się do niej przyłączyli. No może nie wszyscy, bo Emmett dalej myślał nad sensem zdania, gdy w końcu go olśniło, warknął na mnie i odszedł od nas kawałek obrażony, przez co jeszcze bardziej zaczęliśmy się śmiać. – OK. Było miło się z kogoś powygłupiać. – Misiek fuknął. – Emm nie wiedziałam, że lubisz naśladować koty, ale do rzeczy. Biegnijcie za nami.
Po wypowiedzeniu tych słów, ruszyłam biegiem w drogę powrotną do naszego domu. Do razu wszystkich wyprzedziłam o jakieś parę metrów. Nagle usłyszałam, że ktoś mnie dogania. Obróciłam głowę w lewą stronę i zobaczyłam szczerzącego się do mnie Edwarda. Przez ten uśmiech wiedziałam, o co mu chodzi, oczywiście o wyścig. Czy faceci muszą być hazardzistami? Pewien czas biegliśmy obok siebie, jednak wyprzedził mnie miedzianowłosy, ale przyspieszyłam maksymalnie i wyszłam na prowadzenie. Okazało się, że dotarliśmy do domu w tym samym czasie.
- No to mamy remis – odezwał się Edward, dalej uśmiechając.
- Tak – przytaknęłam. Jednak mam niewyparzony język, więc zawsze muszę kogoś podpuścić. – Ale następnym razem remisu już nie będzie.
- Czyli będziemy się jeszcze ścigać? – zapytał zadowolony i przysięgłabym, że jego uśmiech stał się jeszcze szerszy.
- Może.
- Czyli podobał się nasz wyścig?
- Nie – skłamałam. Nie dam mu tej satysfakcji, aby jego ego urosło bardziej. I tak jest już za wysokie. Ten bieg poprawił mi humor. Rozpierała mnie energia i chciałam się śmiać z byle czego. Edward jako pierwszy wywabił mnie z szarego i nudnego życia.
- A właśnie, że tak. Skoro chcesz się jeszcze ścigać – powiedział, dalej pokazując swoje ostre ząbki. Chyba zauważył, że poprawił mi humor. Zaczęłam myśleć nad jakąś wredną odpowiedzią. Po dziesięciu sekundach patrzenia na miedzianowłosego, przyszła mi piękna riposta.
- Chcę się ścigać, bo następnym razem nie dam ci już forów i wygram – oznajmiłam spokojnie i uśmiechnęłam się tajemniczo. Zauważyłam, że Edwarda zatkało, jednak szybko się otrząsnął.
- Ok. – Zrobił podstępną minę, ale zaraz jego twarz przybrała poważny wyraz. – Jak sobie życzysz wygranej, będziesz ją miała, o pani – powiedział starym akcentem i się ukłonił. Na początku byłam w szoku, a potem, razem z Edwardem, wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Gdy już prawie leżeliśmy na ziemi, przybiegły nasze rodziny. Jazz, All, Rose, Esme i Carlisle uśmiechali się do nas.
Widać było radość w ich oczach. Emmett udawał, że nadal jest obrażony, ale zdradziecki śmiech wymknął się z jego gardła. Zerknęłam na Toma i zakrztusiłam się powietrzem. Mój chłopak patrzył morderczym wzrokiem na Edwarda i zaciskał dłonie w pięści, a na twarzy malowała się nienawiść.
Zmarszczyłam brwi, bo nie rozumiałam dlaczego Tom nienawidzi Edwarda?
czekamy na komentarze!!!
Aneta&Patrycja |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez anetta_94 dnia Sob 15:05, 19 Gru 2009, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Sob 19:57, 19 Gru 2009 |
|
literóweczki ci się wtłukły gdzieniegdzie... ale ogólnie bardzo ciekawy rozdział :)
Cytat: |
Zmarszczyłam brwi, bo nie rozumiałam dlaczego Tom nienawidzi Edwarda? |
a ja wiem! a ja wiem! dostane lizaka ? ;>
no dobra teraz powaznie... podoba mi się postawa Belli... to jak zorganizowałaś tę rodzinę... opisy...
nie podobało mi się (niestety będzie więcej)
- wybuchanie śmiechem co chwilkę (trochę sztucznie to wyglądało ... co za dużo to niezdrowo)
- szybkie rozprostowanie sytuacji Esme - Carlisle (za szybko... za szybko... lepiej by było gdybyś pociągnęła tę sytuację jeszcze trochę... jakaś niepewność... czy coś...)
- dalej nie wiemy o co im poszło... a oni jakby nigdy nic sobie w ramiona...
- ta sena z wtulaniem się w każdego za różowo było...
mam mieszane uczucia... wspieram... pomysł mi się podoba, ale czasem dziewczęta przesadzacie z romantyzmem :P
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
anetta_94
Wilkołak
Dołączył: 09 Sie 2009
Posty: 103 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 20:09, 25 Gru 2009 |
|
WITAM I ZAPRASZAM NA NOWY ROZDZIALIK!!!
beta: Nefer13
********************
Rozdział 8
Następnego dnia, gdy wjeżdżaliśmy na szkolny parking, zobaczyłam, że Cullenowie na kogoś czekają. Zaparkowałam swoje autko obok samochodu któregoś z rodzeństwa, jednak nie miałam ochoty na kolejne spotkanie z Edwardem Cullenem. Co z tego, że potrafi poprawić mi humor? Nie chcę przeżywać ponownie bólu, jak się do kogoś przywiążę, a on później zniknie z mojego życia
- Cześć Rose! – zawołała uradowana Alice, kiedy wyszła z mojego czarnego audi, od razu podbiegła do blondyny i Emma, a Jasper poszedł za jej przykładem. Tom stał w ciszy. Nie odezwał się do mnie ani jednym słowem od wczoraj. Wszyscy, oprócz mnie i Edwarda, ruszyli w stronę szkoły, cały czas o czymś dyskutując. Gdy ja stałam przy samochodzie, przyglądając się swojemu rodzeństwu, podszedł do mnie miedzianowłosy.
- Nie idziesz z nimi? – zapytał, ale nie patrzył na mnie tylko na dwie blondynki, które stały pięć samochodów przed nami i ciągle wpatrywały się w Eda. W jego spojrzeniu ujrzałam tylko i wyłącznie strach. Nawet nie chcę wiedzieć, o czym myślały.
- A ty, czemu z nimi nie idziesz? – Najlepszą obroną jest atak.
- Lubię trzymać się na uboczu.
- Ja też wolę nie chodzić z zakochanymi – palnęłam bezmyślnie. Ile razy sobie powtarzałam! Najpierw myśl, a potem mów! Nie odwrotnie! Ale oczywiście jestem wybrykiem natury i muszę robić wszystko nie tak jak należy.
- Nie lubisz chodzić z zakochanymi? – zapytał. No i czemu mnie łapie za słówka? – A Tom? Czegoś tu nie rozumiem. – Wyglądał na zdezorientowanego i patrzył prosto na mnie przeszywając wzrokiem.
- Nie musisz niczego rozumieć – odszczeknęłam i ruszyłam w stronę szkoły. On jest niemożliwy! Jak można z nim wytrzymać tyle lat co Rose?
- Dobra zaczekaj! – zawołał i podbiegł do mnie w ludzkim tempie. Popatrzyłam na niego z niemym pytaniem. Wyglądał, jakby o czymś intensywnie myślał. W końcu spojrzał na mnie i zaczął mówić. – Wczoraj na polanie zauważyłem, że…
- Że co? – zapytałam, kiedy się zaciął. W międzyczasie zatrzymałam się i wpatrywałam się w niego uporczywie.
- Że bardzo odtrącasz Toma – powiedział niewyraźnie, a mnie zalała fala wściekłości. Czy on sobie myśli, że będzie się bezkarnie wtrącał w moje życie? I tak już dużo namieszał.
- Wiesz, jakoś nie chcę mi się z tobą gadać – wycedziłam przez zaciśnięte zęby i zmrużyłam oczy. Och, gdyby wzrok mógł zabijać, byłoby już o jednego osła mniej.
- Tak samo jak mnie – odpowiedział. Więc po co zacząłeś rozmowę, jak okazało się, że nie chcesz wcale rozmawiać?
- To się odwal – ujęłam moje myśli w trzech prostych słowach.
Odwróciłam się i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Gdy odchodziłam, usłyszałam jeszcze jego śmiech. Co za idiota, pomyślałam. Trzeba go wysłać do psychiatry. A może nie. Lekarz mu już nie pomoże. Z tymi myślami doszłam do klasy w której miałam historię.
Cztery następne lekcje minęły w bardzo szybko. Niestety, ale najgorsza godzina dopiero przede mną. Chemia. W jednej ławce z Edwardem.
Niech mnie ktoś zabije! – krzyczałam w myślach.
Na stołówkę dotarłam prawie ostatnia. Wszyscy uczniowie siedzieli już przy swoich stolikach, wygłupiając się i śmiejąc. Alice, Jasper oraz Tom stali w kolejce po jedzenie, więc do nich dołączyłam.
Na lunch, którego oczywiście nie tknę, wzięłam sałatkę i wodę mineralną, i ruszyłam w stronę mojej paczki, jeśli można ją tak nazwać. Gdy usiadłam, otworzyłam sałatkę i zaczęłam grzebać w niej widelcem.
- Przystojniak z niego – odezwała się jakaś dziewczyna z naszego stolika.
- Z kogo? – odezwałam się od niechcenia, ale przypuszczałam czyje nazwisko usłyszę.
- Jak to z kogo? – zapytała zdziwiona i zła w jednym. Czy ja jej coś zrobiłam, że się na mnie wścieka? – Z Edwarda Cullena oczywiście – dodała rozmarzonym tonem.
- Z tego namolnego kretyna? – odpowiedziałam parsknięciem. Usłyszałam, jak niektóre dziewczyny prychnęły wkurzone, a Jazz i All usiłowali się z nich nie śmiać.
- Znasz go? – zapytała podnieconym głosem Sarah.
- Powiedzmy.
Właśnie wtedy, gdy odpowiedziałam, zauważyłam, że Edward i jego rodzeństwo zaczęło zbliżać się do naszego stolika..
- Cześć Bello – odezwał się miedzianowłosy, uśmiechając się do mnie. Dopiero po chwili zerknął na nasz stolik. – Och, przepraszam. Zapomniałem się przedstawić. Jestem Edward Cullen, a to moje rodzeństwo Rosalie i Emmett.
- Nic nie szkodzi – odpowiedziała oczarowana Lucy.
- Ja jestem Sarah, to Lucy oraz Bob i… - Zaczęła pokazywać poszczególne osoby, ale gdy doszła do nas, Edward brutalnie jej przerwał.
- Już poznaliśmy rodzeństwo Cullen – oznajmił szczerząc się do mnie.
- Może się dosiądziecie? – zapytał Bob, patrząc z pożądaniem na Rose, w końcu to spojrzenie zaczęło przeszkadzać Emmettowi i rzucił mojemu znajomemu mrożące krew w żyłach spojrzenie, a chłopak zaczął wypatrywać się w coś ciekawego na talerzu przed sobą. Zerknęłam na dziewczyny z mojego stolika. Wszystkie były wpatrzone w miedzianowłosego jak w obrazek.
- Chętnie – odparł Edward. Rosalie i Emmett usiedli koło Alice i Jaspera, a Ed oczywiście zajął miejsce jak najbliżej mnie. Jemu chyba życie nie miłe.
- Widzisz, nawet razem siedzimy na stołówce – zagadnął i znowu zaczął się szczerzyć. Obiecuję, że następnym razem spróbuję mu wybić kilka tych jego białych ząbków. Ciekawa jestem czy by się to udało?
- Niestety – burknęłam.
- A ja uważam, że to całkiem fajnie.
- A ja uważam wręcz przeciwnie – oznajmiłam i postanowiłam opuścić stołówkę, zanim doszłoby do rękoczynów. Po wyjściu zerknęłam jeszcze przez okno. Zauważyłam, że Sarah przygląda się Edwardowi, jakby był jakimś bogiem w ludzkim wcieleniu i uśmiechała się do niego.
Spojrzałam na zegarek i stwierdziłam, że do nieszczęsnej lekcji zostało jeszcze dwadzieścia minut, więc usiadłam na ławeczce pod oknem sali gimnastycznej.
Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego nie lubię Cullena.
Po pierwsze, jest natrętny i mam wrażenie, że się do mnie przystawia.
Po drugie, przypomina mi trochę Oscara.
Po trzecie, nie wiem dlaczego, ale podoba mi się i mam wrażenie, że jest dla mnie kimś ważnym. To wszystko jest dziwne, a może to ja jestem dziwna?
Pięć minut później zaczęłam myśleć na temat Toma. Dlaczego ciągle z nim jestem? Sama tego nie jestem pewna. Nie kocham go, to tylko mój znajomy. Od początku to była tylko przyjaźń, jednak on chyba zakochał się we mnie bez wzajemności. Dlaczego nie zerwałam tej znajomości, kiedy jeszcze mogłam? Tyle pytań, a ja nie potrafię na nie odpowiedzieć, przez co teraz tkwię z Tomem i nie mam własnego życia. Wszystko stało się takie poplątane. Po kilku następnych minutach postanowiłam poważnie porozmawiać z Tomem i wszystko wyjaśnić. Jest to według mnie najlepsze rozwiązanie.
Gdy podjęłam decyzję, moje myśli znów powróciły do Oscara. Ciekawe, czy chciałby, abym była szczęśliwa, żebym kogoś pokochała. Teraz zdałam sobie sprawę, że poza moim ukochanym świata nie widziałam. Jeszcze kilka dni temu, gdy myślałam o nim, czułam ból w swoim martwym sercu, a po pojawieniu się Edwarda całe to uczucie zniknęło, nawet, co najdziwniejsze, nie pamiętam wszystkich szczegółów wyglądu Oscara. Wszystko dzięki miedzianowłosemu, ale ja go przecież nie lubię.
W końcu coś przerwało moje rozmyślenia, a dokładnie to ktoś.
- Mogę się dosiąść? – zapytał Ed
- Nie – sprzeciwiłam się, jednak on nic sobie z tego nie robił i usiadł koło mnie.
- Dzięki. Lubisz samotność? – odezwał się, patrząc przed siebie.
- Bardzo lubię samotność – odpowiedziałam, wzdychając.
- To mamy coś wspólnego. A właściwie to dlaczego mnie nie akceptujesz? – zapytał, przenosząc wzrok na mnie. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się złośliwie.
- Bo jesteś nachalny, wpychasz nos w nie swoje sprawy, ciągle mnie zaczepiasz, jeszcze mam wymieniać?
- Cieszę się, że mówisz o mnie to, co myślisz – powiedział i zachichotał. Jego śmiech był zaraźliwy i przyłączyłam się do niego. Pokręciłam głową i pomyślałam, jak mogłabym podtrzymać rozmowę.
- Zawsze mówię to, co myślę.
- Nie wątpię.
Zapadła cisza, ale nie niezręczna. Przyglądałam się ścianie lasu, który rozpościerał się przed nami. Liście zaczęły zmieniać kolor i spadać z drzew. Jednak czemu się dziwić, przecież jest jesień. Widziałam różne małe zwierzątka, które zaczęły przygotowywać się do przyjścia zimy. Nagle moją głowę zaprzątnęła jedna myśl.
- Dlaczego… – zaczęłam, ale od razy ugryzłam się w język. Edward tylko popatrzył na mnie z ciekawością i zapytał, o co chodzi. Byłam więc zmuszona, do zadania tego pytania.
- Dlaczego rozmawiasz ze mną i próbujesz być miły, jeśli można to tak nazwać?
- Cóż… po prostu cię lubię.
Tym razem ja zerknęłam na niego z niemym pytaniem wypisanym na twarzy, kiedy zobaczył moją minę, westchnął zrezygnowany i zaczął się tłumaczyć..
- Bo masz ciekawą osobowość. A czy ty jesteś w stanie mnie chociaż trochę polubić? – Odbił piłeczkę w moją stronę. Chwilę pomyślałam, zanim mu oznajmiłam, co sądzę.
- To zależy. – Nie ma co, jaka wyczerpująca odpowiedź, Bello.
- Od czego? – zapytał zadowolony Edward i zaczął znowu szczerzyć się do mnie.
- Od tego, czy nadal będziesz taki. – Miałam nadzieję, że wie, co mam na myśli.
- Jak wczoraj i dziś?
- Tak – zgodziłam się z jego tokiem myślenia.
- Dobrze. Postaram się trochę zmienić. – Czy ja się przesłyszałam? On chcę się zmienić? Jestem z siebie dumna. Lekarz mu nie pomoże, ale ja owszem.
- Za bardzo się nie zmieniaj, tylko czasami ugryź się w ten swój długi język, zanim coś powiesz. A tak przy okazji. Lubię twój charakter. – Powiedziawszy to, zerknęłam na Edwarda, wyglądał na zadowolonego.
Gdy miał mi coś powiedzieć, zadzwonił dzwonek. Na lekcji stwierdziliśmy, że mamy podobne charaktery. Oznajmił mi, że czasami jestem chamska i wstrętna, zresztą jemu powiedziałam to samo.
Po lekcjach uprzedziłam go, że minie sporo czasu zanim go polubię, a on jakby nigdy nic, powiedział, że poczeka. Zaskoczył mnie swoim postanowieniem.
W drodze do domu nie mogłam się skupić na tym, co mówiła do mnie Alice. Uchwyciłam tylko to, że jej monolog był o Esme i Carlisle. Próbowałam się skupić, ale na darmo. Moje myśli wciąż powracały do jednej osoby. Edwarda Cullena.
********
Czekamy na komentarze. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Pon 12:34, 28 Gru 2009 |
|
hm, rozdział słabszy... kategorycznie... za dużo na raz... zbyt wiele wniosków, które znikąd nie wypływają... ludzie/wampiry nie zmieniają zdania od tak... coś musi ich do tego skłonić - to podstawowa zasada... wydarzenie = wniosek = przemyślenia = reakcja... czy jakoś tak... i dopiero pisz...
zbyt dużo na raz... za wiele decyzji... zbyt szybka decyzja o 'pokoju' z Cullenem ... przypomina jej miłość sprzed lat... więc nawet nie powinna go nielubić... tylko chyba bardziej cierpieć na jego widok i zamykać się w sobie... czy jakoś tak to widzę :)
do następnego - mam nadzieje, że wyprostujesz to trochę :)
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
anetta_94
Wilkołak
Dołączył: 09 Sie 2009
Posty: 103 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 17:34, 29 Sty 2010 |
|
nadszedł czas na 9 rozdział.
przepraszam, że tak długo.
Beta: Nefer13 - oczywiście
******
Rozdział 9
Do domu wróciłam cała w skowronkach. Pod koniec drogi, którą pokonaliśmy moim kochanym autkiem, Alice i Jasper patrzyli się na mnie jak na wariatkę, którą dopiero wypuścili z zakładu psychiatrycznego. Pewnie wydawało im się, że musiałam zwariować, ponieważ od bardzo dawna nie widzieli mnie takiej radosnej. Gdy tak zerkałam na moje rodzeństwo, miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, ponieważ ich miny prezentowały w tym momencie mieszankę szoku, radości i ciekawości. Mój nastrój uległ zmianie przez jednego upierdliwego wampira, a mianowicie Edwarda. Gdyby nie on, dalej żyłabym jak zwiędnięte warzywo.
Kiedy tylko podjechałam moim czarnym audi pod dom, uciekłam od mojej przerażającej siostry. Już w samochodzie widziałam, jak zerka w moją stronę z ogromną ciekawością, więc wolałam się ewakuować, niż stać przed nią pod ostrzałem niekontrolowanych pytań, wychodzących z jej ust. Wyskoczyłam z autka i poszłam w stronę salonu, Alice podążała za mną, ciągnąc za sobą uśmiechniętego Jaspera.
- Cześć Esme. Cześć Carlisle – zawołałam, zmierzając w stronę schodów. Zerknęłam za siebie i zauważyłam, że moja siostrzyczka wciąż za mną idzie i rzuca w moim kierunku mordercze spojrzenia. Oj, nie odpuści mi dzisiaj.
- Hej!
- Witaj – odpowiedzieli jednocześnie, a ja zamarłam w pół kroku, ponieważ dotarło do mnie, że mamy dodatkowego lokatora.
- Carlisle? – zapytałam zaskoczona. Co tu robi doktor?
- Tak. Przyszedłem odwiedzić Esme – powiedział, czule spoglądając na swoją ukochaną.
- To świetnie – ucieszyłam się. W końcu moja mama nie będzie samotna. Popatrzyłam w stronę rodzeństwa i uśmiech zszedł z moich ust. Alice już przygotowywała się do tortur.
- Jeszcze dzisiaj zamierzamy wybrać się na polowanie. Może któreś z was ma ochotę się przyłączyć? – grzecznie zapytał doktor, ale nie umknęła mi niema prośba w jego oczach.
- NIE! – odpowiedzieliśmy jednocześnie ja, Alice i Jasper. – Nie będziemy wam przeszkadzać. Więc, jedźcie i bawcie się dobrze – oznajmiłam spokojnie i pognałam na górę do swojego pokoju.
Gdy dobiegłam do mojego prywatnego zakątka, postanowiłam pomyśleć nad swoją przyszłością i przeszłością. Po zamknięciu drzwi, podeszłam do półki i sięgnęłam po moją przeszłość – zdjęcie moje i Oscara. Usiadłam z nim na łóżku i zaczęłam rozmyślać. Jednak po pięciu minutach moje myśli powędrowały w stronę pewnej osoby o miedzianych włosach. Dlaczego na początku nie chciałam polubić Edwarda? Dlaczego nie chciałam spędzać z nim ani minuty? Dopiero teraz odpowiedź stała się oczywista. Po prostu się bałam. Strach zapanował nad moim umysłem w taki sposób, że byłam pewna, że jak się do niego przywiążę, to on odejdzie bez słowa wyjaśnienia. W tej właśnie chwili doszłam do wniosku, że on nie opuści nikogo bez wyraźnej przyczyny. Nawet nie zauważyłam, że na mojej twarzy maluje się szczery uśmiech. Jednak nie długo się nim cieszyłam, ponieważ do mojego pokoju wpadła Alice.
- Co robisz, Bello? – zapytała, jak już otworzyła z hukiem moje biedne drzwi.
- Boże! All, ale mnie wystraszyłaś! – oznajmiłam jej z ironią w głosie. Zerknęłam na moją siostrzyczkę i zobaczyłam, że się szeroko uśmiecha. – Nie robię nic takiego – odpowiedziałam na jej pytanie.
Alice, zobaczywszy moją minę, z której wyparował uśmiech, a pojawił się smutek, podeszła i usiadła obok mnie na łóżku. Jej wzrok powędrował do ramki, którą nadal trzymałam dłoniach.
- Tęsknisz za Oscarem? – zapytała z westchnieniem.
Postanowiłam pokazać jej moje nowe „ja” – szczęśliwe, pełne energii i nie patrzące w przeszłość.
- Może trochę, ale to było i nie wróci. Esme miała rację, że ten ból kiedyś minie.
- A minął? – spytała. Widać było, że bardzo podobała jej się moja odpowiedź, bo zauważyłam, że lekko podskakuje na moim łóżku.
- Tak, minął, więc zamykam ten rozdział raz na zawsze.
- Dasz radę?
- Dam – odpowiedziałam twardo. – Pomyśl tylko: jestem człowiekiem, a on był moim chłopakiem, kiedy chodziliśmy do szkoły. Po paru latach, każde idzie w swoją stronę i uczymy się żyć bez siebie. W końcu oboje znajdujemy osoby, z którymi chcemy być do końca naszych dni – dokończyłam moją bezsensowną wypowiedź z uśmiechem. Spojrzałam na Alice zaniepokojona, bo jej podskoki się skończyły. Moja siostra przyglądała mi się z szokiem, wymalowanym na twarzy. Nie mogła wyksztusić z siebie żadnego słowa, dopiero po dwóch minutach ocknęła się z tego stanu.
- Bello, skąd w tobie tyle pozytywnej energii?
- Nie wiem. Jestem taka zadowolona z życia, dawno nie czułam się tak dobrze.
- Czy z tą twoją radością ma coś wspólnego pewien wampir o imieniu Edward? – zapytała Alice, ruszając brwiami.
- Możliwe – odpowiedziałam wymijająco.
- Lubisz go?
- Troszeczkę.
- Czyli go trochę lubisz, a jemu mówisz, że wręcz przeciwnie, zgadłam?
- Zgadłaś siostrzyczko, zgadłaś.
- A teraz wybacz, idę na małe polowanie – oznajmiła zadowolonym tonem. Gdy już zmierzała do drzwi, coś mi się przypomniało.
- Alice zaczekaj! Mam jedno pytanie. – All zatrzymała się i odwróciła w moją stronę.
- O co chodzi?
- Wiesz, dlaczego Carlisle i Esme się rozstali? – zapytałam i popatrzyłam jak moja siostra usiadła obok mnie i po cichu zaczęła mówić:
- Rosalie mi opowiadała, że zaczęło się to, zanim stała się wampirem. Dowiedziała się o tym od Edwarda. Ta historia zaczęła się, gdy do ich rodziny przyłączyła się Chelsea…
- Zaraz – przerwałam jej. – Czy to nie ta wampirzyca od Volturii, która niszczy więzy między wszystkimi?
- Tak, to ona – powiedziała, ale po chwili się wkurzyła. – Przestań mi przerywać, bo nigdy ci tego nie opowiem. – Pod wpływem jej oczu przytaknęłam potulnie i już jej nie przerywałam.
- A więc zaczęło się to w 1921 roku…
Retrospekcja
Rok 1921, szpital w Columbus.
- Doktorze przywieziono ciało kobiety, którą znaleziono na zboczu klifu. Jej mąż chce wiedzieć, czy może pan zrobić sekcję zwłok i sprawdzić, co spowodowało śmierć jego małżonki.
- Dobrze, zaraz przyjdę i zobaczymy – odpowiedział Carlisle pielęgniarce, który o tej porze miał dyżur.
Pozbierał wszystkie dokumenty z biurka i włożył je do szuflady. Po drodze do drzwi zabrał swój fartuch i ruszył w stronę kostnicy, by obejrzeć zwłoki. Gdy wszedł do pomieszczenia, stanął jak wryty. Usłyszał słabe bicie serca kobiety.
Jak można żywego człowieka do kostnicy przywieść, bez sprawdzenia, czy żyje? pomyślał Carlisle. Podszedł i odkrył prześcieradło z jej twarzy. Była to piękna dziewczyna w wieku nie więcej niż trzydziestu lat, miała karmelowe włosy. Przez głowę Cullena przemknęła myśl – przemień ją w wampira. Przez kilka sekund blondyn zastanawiał się i w końcu postanowił to zrobić.
Uda mi się, pokrzepiał się, zbliżając do szyi kobiety. Uda się tak, jak w przypadku Edwarda.
Po podaniu do jej krwioobiegu jadu, wziął kobietę na ręce i wyskoczył przez okno. Skierował się w stronę lasu, biegł, dopóki słyszał ludzi, ukrył nieznajomą i wrócił do szpitala.
Wyszedł, jak gdyby nigdy z kostnicy i wziął się za wypisanie akt:
Imię i nazwisko: Esme Anne Platt
Miejsce urodzenia: Columbus, stan Ohio.
Data urodzenia: 16. kwietnia 1895
Mąż: Charles Evenson
Dzieci: Syn – zmarł kilka dni po urodzeniu.
Carlisle zatrzymał się w miejscu, gdzie miał wpisać informacje o śmierci. Przez moment zastanawiał się, jak wytłumaczyć zniknięcie ciała. W końcu zaczął pisać:
Zgon: 21. sierpnia 1921.
Na skutek skoku z klifu. Śmierć na miejscu z powodu ran.
Ciało skremowano.
Po wypełnieniu dokumentów, wrócił do gabinetu, przebrał się i ruszył po Esme, aby zabrać ją do swojego domu.
Gdy przybył do mieszkania, zauważył, że jest tylko Chelsea – czarnowłosa wampirzyca, która przyłączyła się do nich dwa lata temu i została partnerką Carlisle’a. Edward był na polowaniu. Kobieta wybiegła z domu, a gdy zobaczyła na jego rękach inną, gwałtownie się zatrzymała.
- Kto to jest? – zapytała zszokowana.
- Esme Anne Platt – odpowiedział, mijając ją.
- Co ona tu robi?! – krzyknęła.
- Będzie z nami teraz mieszkać – poinformował spokojnie, wchodząc do salonu. Na środku znajdowała się kanapa i dwa fotele, przed nimi stał stół.
- Jak to będzie teraz z nami mieszkać?! W imię czego?!
- Uspokój się. Przemiana się zaczęła, nie mogłem jej zostawić na pastwę losu.
- Dlaczego zawsze jesteś taki wspaniałomyślny?! Co cię ona w ogóle obchodzi!
- Mówię ci, że nie mogłem jej tak zostawić – powiedział spokojnie Carlisle, jednak był zszokowany wybuchem Chelsea.
- Ok, decyduj – ona albo ja. – Carlisle nic nie odpowiedział. Wampirzyca patrzyła się na niego z bólem w oczach. – Jeszcze będziesz chciał, abym wróciła!
Carlisle nie miał nawet szansy jej zatrzymać, ponieważ po kilku sekundach już jej nie było. Położył Esme na kanapie i usiadł na krześle przy niej.
Po dziesięciu minutach do domu wrócił Edward, który zastał ojca w tej dziwnej pozycji. Zatrzymał się w progu salonu w szoku, jednak, kiedy odzyskał mowę, zaczął zadawać pytania pytania.
- Cześć. Kto to jest i co tutaj robi? – zapytał i zbliżył się, jednocześnie czytając myśli ojca.
Ma na imię Esme. Nie mogłem jej zostawić. Ci niewykwalifikowani lekarze nawet pulsu nie potrafią dobrze zmierzyć. Od razu, gdy ją przywieźli, postanowili przetransportować ją do kostnicy. Usłyszałem jej serce, że wciąż bije. Musiałem ją ratować. Myślom Carlisle’a brakowało sensu, Edward jednak je rozumiał. Jeszcze do tego Chelsea uciekła. Nie wiem, co robić.
- Chelsea uciekła?! – ucieszył się miedzianowłosy. – Ta wiedźma zostawiła nas w końcu?
- Taa. – To była jedyna odpowiedź blondyna.
Pół roku później:
Edward pobiegł na polowanie, jak co tydzień, a Esme i Carlisle siedzieli w salonie. Oczy kobiety zmieniły już barwę na miodową, jednak czasami miały przebłyski czerwonego koloru. Przez sześć miesięcy żyli jak szczęśliwa rodzina. Miedzianowłosy wyczytał kilka miesięcy temu, że jego ojciec chce się oświadczyć wampirzycy, z czego był bardzo zadowolony.
Pewnego dna ta sielanka została zakłócona przez jedną osobę. Chelsea wparowała do domu, w którym kiedyś mieszkała i od razu zaczęła używać swojego daru na blondynie.
- Cześć, kochanie! – zagruchała czarnowłosa, w międzyczasie podchodząc do Carlisla i pocałowała go.
- Cześć, nie wiedziałem, że przyjdziesz – powiedział wampir i zerknął na Esme, która w dalszym ciągu siedziała na kanapie, jednak teraz wpatrywała się w niego w szoku i z bólem w oczach.
- Zdecydowałeś się już? Wolisz ją czy mnie? – zapytała zadowolona i mocniej zaczęła działać na mężczyznę.
- Zdecydowałem. Wolę ciebie i nie mam pojęcia, czemu tak długo zwlekałem z odpowiedzią.
koniec retrospekcji
- …tego już było za dużo dla Esme, więc spakowała się i uciekła z tego domu – zakończyła smutno Alice.
- O mój Boże. Co za wredna jędza – skomentowałam i poczułam, że nienawidzę tej wampirzycy za to, co zrobiła mamie.
- Ok, to ja lecę na to polowanie. Pa.
- Pa, All – odpowiedziałam cicho siostrze, ale już jej nie było.
Postanowiłam zapolować, tak jak moja siostra. Pożegnałam się z Esme i Carlislem, i wypadłam z domu jak strzała. Tymczasem w lesie, zamiast wywąchać od razu zwierzynę, zorientowałam się, że nie mogę doczekać się ponownego spotkania z Edwardem. Co on mi zrobił? Cały czas jego osoba zaprząta moje myśli. W końcu zapolowałam na to, co się napatoczyło, po trzecim jeleniu wdrapałam się na drzewo i zajęłam miejsce na jednej z gałęzi. Siedziałam tak spokojnie, aż nagle usłyszałam czyjeś kroki. Zeskoczyłam na ziemię i zaczęłam się skradać w kierunku zachodnim, skąd słyszałam dźwięki, jednak ktoś zaskoczył mnie z południa i powalił na ziemię. Po paru chwilach wyrwałam się napastnikowi i odwróciłam w jego stronę. Zobaczyłam, że przygniótł mnie Edward Cullen. Nasza pozycja była trochę kłopotliwa – ja leżałam na plecach, a miedzianowłosy siedział na moich udach.
- Cześć – przywitał się wesoło.
- Hej – odpowiedziałam mu i po chwili zaczęłam się denerwować, że Ed ciągle na mnie siedzi, więc postanowiłam go upomnieć. – Czy mógłbyś być tak miły i zejść ze mnie, bo jeśli nie, to sama sobie będę musiała sobie poradzić.
- Jasne. – Wstał i podał mi rękę, którą z chęcią przyjęłam. Gdy już byliśmy na nogach, ciekawość wzięła nade mną górę.
- Co tu w ogóle robisz?
- Właśnie do was biegłem, ale wtedy zobaczyłem cię na tym drzewie.
- I postanowiłeś mi zrobić kawał? – zapytałam, zerkając na niego, gdy szliśmy między wysokimi krzewami.
- Właśnie tak. A tak naprawdę to biegłem do was, mając nadzieję, że zastanę tam Carlisle’a.
- Spóźniłeś się. Carlisle i Esme wybrali się dwie godziny temu na kilkudniowe polowanie.
Jakiś czas spacerowaliśmy w milczeniu. Miałam nadzieję, że przerwie tą ciszę, ale z drugiej strony, to była miła cisza. W końcu się doczekałam.
- Bello?
- Hmm…
- Mogę zadać ci jedno pytanie, jako materiałowi na przyjaciela? – zapytał nieufnie.
- Wal śmiało.
- Jak to się stało, że jesteś wampirem?
- Właściwie to pamiętam tylko tyle, że w 1920 roku w wieku osiemnastu lat zostałam przemieniona. Nie wiem, jak to się stało, w pamięci zostało mi tylko to, że mam na imię Bella i moją siostrą jest Alice.
- All jest twoją rodzoną siostrą? – zapytał. Gdy na niego spojrzałam, mogłam stwierdzić, że był w szoku. Zachichotałam z jego wyrazu twarzy.
- Tak.
- Więc, do tej pory mieszkasz z rodzeństwem, mamą i chłopakiem?
- Tak, ale…
- Bello, skarbie, wszędzie cię szukam.
Właśnie w tym momencie zjawił się Tom. Nie mógł wybrać gorszego momentu, by mnie znaleźć. Czemu właśnie teraz? Popatrzyłam na niego z uniesionymi brwiami w niemym pytaniu, jednak on wolał się gapić na Edwarda. W końcu nie wytrzymałam i zadałam mu pytanie.
- Co się stało?
- Mamy gości. Wilkołaki postanowiły nas odwiedzić.
- Cholerka. Muszę lecieć, Edward. Do zobaczenia jutro.
Miałam już zacząć biec, jednak miedzianowłosy mnie zatrzymał, kładąc swoją rękę na moim ramieniu.
- Mogę iść z wami? Właściwie to my też mieliśmy rozmawiać z Indianami z La Push.
- Czemu nie, chodź – powiedziałam. Po twarzy Toma zorientowałam się, że nie spodobał mu się ten pomysł.
- Ścigamy się? – zaproponował Ed z wesołym uśmiechem.
- Jasne, że tak – odpowiedziałam i bez zastanowienia ruszyłam w stronę mojego domu, za sobą usłyszałam jeszcze narzekanie Cullena, że gram nie fair.
Biegliśmy łeb w łeb, bo mój przeciwnik już po chwili mnie dogonił. Kiedy byliśmy pół kilometra od domu poczuliśmy smród wilkołaków.
******
proszę o szczere komentarze |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez anetta_94 dnia Pią 17:37, 29 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Sob 20:11, 30 Sty 2010 |
|
znowu będę narzekać...
dialogi nie bardzo... sztuczne lekko... wcześniej było o niego lepiej - rozdział znowu wygląda na niedopracowany do końca... wiem, że nie jest to łatwe, ale jednak czasem trzeba przeciągnąć coś przez kilka rozdziałów, żeby wzbudzić w czytelniku ciekawość i takie tam...
do poprawy niemal wszystko ... retrospekcja - raczej nieudana, bo Chelsea więzi zrywa łątwo, ale jej ofiary to odczuwają... a Carlisle powinien byc przynajmniej trochę świadom - do tego Esme pewnie o niej słyszała, więc dlaczego sie obraża? nie, nie kupuję tego, bo zbyt naciągane...
mam nadzieje na lepszy rozdział
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
anetta_94
Wilkołak
Dołączył: 09 Sie 2009
Posty: 103 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 21:53, 30 Sty 2010 |
|
w 11 rozdziale będzie ciąg dalszy historii z innej perspektywy.
kirke mam takie pytanie. skąd wiesz, że ofiary Chelsea coś odczuwają?
a ta retrospekcja... wiem, że nie była udana, ale musiałam połowę rozdziału zmieniać, aby wyjaśnić tę sprawę |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Pon 9:18, 01 Lut 2010 |
|
anetta_94 - Carlisle tak to chyba opisywał zdaje się przy drugim spotkaniu z Volturi... :P pewna nie jestem, ale takie wyniosłam wrażenie... poza tym - biorąc pod uwagę, że twój Carlisle jest świadom jej mocy chyba powinien się zorientować :) a przynajmniej mieć na uwadze :)
czekam na 11 :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
anetta_94
Wilkołak
Dołączył: 09 Sie 2009
Posty: 103 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 13:29, 24 Kwi 2010 |
|
oto jest 10 rozdział.
sorki, że tak długo, ale są takie rzeczy w życiu, które doprowadza człowieka do rozsypki.
ale pozbierałam się i oto jest nowy rozdział
Beta: Nefer13:*
**********
Rozdział 10
Gdy dobiegliśmy pod dom, podwórko okazało się puste. Szybko weszliśmy do środka i zobaczyliśmy czterech Indian, którzy siedzieli na kanapie. Kiedy alfa sfory zauważył, że przyszłam, wstał.
- Dobrze, że jesteś – odezwał się Sam nerwowym głosem. – Chciałem z tobą porozmawiać.
- Co to za sprawa, której nie możesz załatwić z moim rodzeństwem? – zapytałam zakłopotana.
- Muszę powiedzieć, że dobrze się z tobą negocjuje.
- Negocjuje? – Byłam szczerze zdziwiona odpowiedzią wilkołaka.
- Niedawno natrafiliśmy na świeże ślady wampirów…
- Przysięgam, że to żadne z nas – przerwałam mu, ponieważ nie chciałam, żeby doszło do złamania paktu, bo wtedy nie mielibyśmy szans. Pięć wampirów na dziesięciu wilkołaków – to byłaby dla nas próba samobójcza, a nie chciałam w to mieszać rodziny Edwarda.
- Z was nie, zresztą znamy wasze zapachy, ale jak to nikt z twojej rodziny to może ktoś od doktora Cullena? – zapytał stojącego obok mnie miedzianowłosego. Sama się do niego odwróciłam, ale on wpatrywał się cały czas w przywódcę stada ze spokojem. Po co ktoś z nich miałby zapuszczać się do La Push?
- Sam – odezwał się w końcu Ed, jednak mimowolnie zrobił krok w kierunku wilkołaka i w tym samym momencie Paul zawarczał, nie wstając z kanapy, a Quil i Embry stanęli po obu stronach alfy. – Ani ja, ani moje rodzeństwo, nawet mój ojciec nie zapuszczali się na wasz teren. Jeżeli chcecie sprawdzić, czy nie kłamiemy, to porównajcie nasze zapachy z tamtymi.
Sam po krótkiej analizie zgodził się na prośbę Edwarda. Miedzianowłosy zadzwonił po Rosalie i Emmetta, którzy zjawili się po kilku minutach. Indianie przemienili się w wilkołaki i zaczęli podchodzić do Cullenów, by ich obwąchać. Rose nie była z tego zadowolona i wskazywał na to wyraz jej twarzy. Zapewne w myślach już układała plan zabicia wilków, chociaż wiedziała, że nie wolno jej tego zrobić ze względu na pakt.
Po około dziesięciu minutach wszyscy ponownie siedzieliśmy w salonie. Mieszkańcy La Push usiedli na jednej z kanap, rodzina doktora usiadła na drugiej, a domownicy usiedli na fotelach tak, że ja niestety wylądowałam na podłodze, bo zabrakło miejsca dla wszystkich.
Zachciało im się przychodzić wszystkim na raz – pomyślałam trochę wkurzona. – To JA muszę wszystko załatwiać, a jak przyjdzie co do czego, to ląduję na podłodze.
Po chwili Sam przerwał ciszę, która panowała od czasu, gdy wróciliśmy do pomieszczenia.
- Wybaczcie nam za to sprawdzenie, ale musimy wszystko brać pod uwagę.
- Nie ma sprawy – odpowiedział Edward. Chyba musiał być zadowolony, że zostali uniewinnieni.
- Jak to nie ma sprawy?! – krzyknęła Rosalie. – Nie przeszkadza ci to, że wąchały cię jakieś kundle i teraz będziesz śmierdzieć nimi na kilometr?!
- Rose, proszę, uspokój się. Nic ci się przecież nie stało. Ten zapach możesz w każdej chwili zmyć – odezwał się uspokajająco Carlisle, który zaczął być częstym gościem w naszym domu. Blondyna obraziła się na wszystkich i już się nie odzywała. Chciało mi się z niej śmiać, bo zachowywała się jak rozkapryszona dziewczynka a nie wampir, który ma ponad pięćdziesiąt lat!
- Czy macie coś z zapachem tych obcych wampirów? – zapytał Jasper, który wolał się nie angażować kłótnie z Rosalie.
- Tak, mam – odpowiedział alfa sfory i podał Jazzowi kawałek jakiejś roślinki, która zaczęła wędrować z rąk do rąk po całym salonie. Jak dowiedzieliśmy się po krótkiej naradzie, niestety żadne z nas nie znało tej woni.
- Sam, czy mógłbym cię prosić o zmianę granicy? – zapytał Edward. Każdy, kto był teraz w pomieszczeniu, zaczął się gapić na miedzianowłosego, nic nie rozumiejąc.
- Zmiana granicy? – spytał Emmett, patrząc dziwnie to na Carlisle’a to na Eda.
- Tak – powiedział dobitnie, po czym kontynuował – chcę, żeby wszystkie wampiry, mieszkające w Forks, miały takie same terytorium, więc pragnę, aby nasza granica przestała istnieć, a ta, która należy do rodziny Belli, dalej funkcjonowała.
Wszyscy z szokiem patrzyliśmy na Edwarda. Jednak po chwili na mojej twarzy zaczął się malować mały, radosny uśmieszek, a Ed go odwzajemnił.
- Nie widzę żadnych przeszkód – oznajmił, nadal zaskoczony, Sam.
- Świetnie! Jeżeli pojawią się jakieś inne ślady powiadomicie nas o tym, tak? – zapytałam, patrząc wyczekująco na Paula, który zawsze potrafi mnie doprowadzić do białej gorączki.
- Dobra. Tym razem nie zrobię nic przeciwko tobie. Możesz być spokojna – powiedział smutno, a ja uśmiechnęłam się złośliwie w jego stronę, bo wiedziałam, że coś kombinował.
- Dziękujemy. – Zabrał głos Carlisle. – Do zobaczenia, Sam.
Wszyscy wstaliśmy, a doktor z Esme poszli odprowadzić wilkołaki do drzwi. Gdy wyszli z salonu, jak na sygnał wszyscy rozłożyliśmy się na kanapach, a Rose od razu zaczęła otwierać wszystkie okna, żeby pozbyć się smrodu wilków.
- Może to jakieś wędrujące wampiry – odezwał się Tom, po tym jak nasi rodzice wrócili.
- Możliwe – odpowiedział Carlisle i przytulił do siebie Esme. Przyglądałam się im chwilę i doszłam do wniosku, że ładnie ze sobą wyglądają. Doktor i mama są przeciwieństwami, ale w pozytywnym sensie. On jest wysokim blondynem o średniej posturze, a ona niską i drobną osobą z karmelowymi włosami.
- Może wcale nie szukają zaczepki, po prostu nie znają granic, bo tu nigdy nie mieszkali – stwierdził mój chłopak.
- Też tak sądzę – potwierdził Emmett.
- Więc, nie ma się czym martwić. W końcu sobie pójdą i tyle o nich będziemy słyszeć – przekonywał Thomas.
- Jak to wszystko to pożegnamy się wraz z Rose, bo wybieraliśmy się na polowanie. To do zobaczenia jutro w szkole – powiedział Em i wyciągnął blondynę, która nadal była naburmuszona.
W międzyczasie Carlisle i Esme ewakuowali się z salonu, kiedy wyszli, zapewne zaszyć się w pokoju naszej mamy, Edward wstał z kanapy i podszedł do mnie.
- Ja też będę się zbierał, bo od dawna porządnie nie polowałem. – Popatrzył mi w oczy przepraszająco i zaczął zmierzać w kierunku drzwi frontowych. Zaczęłam iść za nim, jednak tuż przed wyjściem odwrócił się z pytaniem w oczach. – Może jutro opowiesz mi coś o sobie?
- Mamy zrobić dzień zwierzeń? – zapytałam zadowolona z takiego obrotu sprawy, bo może dowiem się czegoś więcej o życiu Esme i Carlisla na samym początku. – Mam nadzieję, że ty też mi coś opowiesz?
- Zobaczymy.
- Jak na przyjaciół przystało, to powinieneś coś wiedzieć o mnie, a ja o tobie. To działa w dwie strony – oznajmiłam podchwytliwie.
- Więc, jesteśmy już przyjaciółmi? – zapytał zadowolony z siebie Edward.
- Ciebie nie da się nie lubić. Zresztą przekonałam się ostatnio do ciebie.
- To cześć, przyjaciółko! – pożegnał się z uśmiechem.
- Do zobaczenia, przyjacielu.
Po wyjściu Eda zamknęłam drzwi i skierowałam się do salonu, gdzie Tom oglądał coś w telewizji. Jednak, po kilku minutach bezczynnego siedzenia na kanapie, postanowiłam zaszyć się w swoim pokoju z jakąś książką. Niestety nie cieszyłam się spokojem zbyt długo, ponieważ po chwili do mojego zakątka wtargnął jakiś bardzo denerwujący chochlik, który miał być na polowaniu z Jasperem.
- Czemu ja się dowiaduję wszystkiego, co ciebie dotyczy, ostatnia – zaczęła jęczeć i od razu chciałam uciec z daleko od tej małej osóbki. – Czemu teraz usłyszałam informację, że polubiłaś Edwarda? Nie możesz nawet powiedzieć tak błahej rzeczy swojej siostrze? Czym ci zawiniłam? – dodała smutna i usiadła obok mnie na łóżku.
- Alice, ty zawsze wiesz wszystko pierwsza, więc chciałam ci zrobić niespodziankę. Wiedziałam, że chcesz, abym polubiła całą rodzinę Carlisle’a. Prawie mi się to udało, jednak muszę powiedzieć, że Rosalie chyba nie będę darzyć tym samym uczuciem co ciebie – odpowiedziałam i mocno przytuliłam ją do siebie. Zauważyłam, że od razu mojej kochanej siostrzyczce poprawił się humor.
Gadałyśmy tak jeszcze z godzinę, w końcu się pożegnała i mogłam się paść w objęcia marzeń oraz problemów.
Noc dłużyła się niemiłosiernie. Około czwartej rano usłyszałam, że Tom znowu gdzieś wyszedł, ale już nie będę robić o to awantury, bo w najbliższym czasie czekają na mnie dwa, dość trudne, zadania. Mianowicie pożegnanie się z Thomasem i wyrzuceniem go z mojego życia raz na zawsze oraz wyjawienie swojej przeszłości Edwardowi. Jednak najbardziej się boję, że miedzianowłosy okaże mi litość, a ja tego uczucia nienawidzę.
Zobaczymy, co przyniesie poranek.
***********
czekam na komentarze, nawet te najgorsze |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez anetta_94 dnia Sob 21:54, 24 Kwi 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
zawasia
Dobry wampir
Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D
|
Wysłany:
Sob 19:52, 24 Kwi 2010 |
|
złych komentarzy nie powinnaś mieć, w każdym bądź razie nie ode mnie:D
bo ja uwielbiam to opowiadanko...
Bella mimo wszystko jest głową rodziny, ale patrząc na jej zdolności nie ma co się dziwić i wg mnie nadaje się na to "stanowisko"
ciekawe są relację między nimi, widzę że postacie maja charakter swoich pierwowzorów oczywiście oprócz Belli, która teraz jest twarda i taka mi się podoba...
ciekawi mnie historia Esme i Carlisa, wiec czekam już na następny rozdział, w którym wszystko się wyjaśnii
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
valentin
Zły wampir
Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Sob 20:58, 24 Kwi 2010 |
|
O tak!!!!
Zdecydowanie, dobry fragment:)
Tak długo na niego czekałam.
ten tom to coś ma z tym zapachem, ja to czuje, ja to wiem!!!
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Czw 21:26, 06 Maj 2010 |
|
cóż... generalnie nie wiem jak mogłam przegapić, ale jakoś mi się udało...
grunt, że w końcu jestem... ale pewnie zaraz się mniej ucieszysz...
ponieważ ponownie nie bardzo pasowały mi dialogi... jakoś tak sztywno brzmiały... wiem w czym tkwi twój problem, bo miałam dokładnie to samo... spróbuj sobie wyobrazić jak te stworki wszystkie ze sobą rozmawiają i nadać temu bardziej trójwymiaorwy charakter, bo przez rozmowy widać najlepiej więzi łączące dane osoby, a tutaj tego brakuje... tym bardziej, że próbujesz wybudować napięcie pomiędzy Bellą i Edwadem, a niestety wciąż się to nie udaje...
ogólnie jest dobrze... podoba mi się pomysł - sam w sobie, ale poczekam na głębsze słowa pochwały jak dojdziesz do radu z emocjonalizmem postaci i ich sposobem wyrażania się
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
anetta_94
Wilkołak
Dołączył: 09 Sie 2009
Posty: 103 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 8:28, 26 Cze 2010 |
|
zbijcie mnie za to, że tak późno rozdział wstawiam. nie mam na to wytłumaczenia.
Co do rozdziału to wyszedł strasznie krótki, nie wiem czemu:)
ok teraz zapraszam do tej krótkiej lekturki:)
beta: Nefer13
**************
Rozdział 11
Gdy wybiła siódma, zaczęłam wszystkich poganiać, ponieważ chciałam być jak najszybciej w szkole. Oczywiście moja wszechwiedząca siostra stwierdziła, że jeszcze jest za wcześnie i nie zdążyła się wyszykować. Poszłam szybko do pokoju, wzięłam z garderoby błękitną bluzkę, rurki i trampki, i się ubrałam. Pobiegłam do garażu, krzycząc po drodze, aby Alice i Jasper pojechali innym samochodem. Wiedziałam, że moja siostra chce coś powiedzieć, ale nie zdążyła, bo już wyjeżdżałam z podjazdu moim autkiem.
Po piętnastu minutach byłam już w pobliżu szkoły, na parkingu zobaczyłam srebrne volvo, przy którym stał Edward. Wysiadłam z samochodu i poszłam w jego kierunku. Zauważyłam, że przyjechał sam, bo nie słyszałam, żeby Emmett wył na mój widok.
- Gdzie twoje rodzeństwo? – zapytałam ciekawa, dlaczego przyjechał sam.
- Mogę zapytać o to samo ciebie – odpowiedział, uśmiechając się do mnie zadziornie.
- Alice i Jasper stwierdzili, że jest za wcześnie, by iść do szkoły, więc postanowili jechać sami. – Racja może trochę naciągnęłam wydarzenia, ale to oni nie chcieli ze mną przyjechać.
- Rose i Emm powiedzieli mi to samo. Mam wrażenie, że coś kombinują, ale teraz nie oto chodzi. Może zaczniemy nasz „dzień zwierzeń”? – zapytał, poruszając sugestywnie brwiami.
- Idziemy na wagary?
- Jestem za – odpowiedział. A po chwili uśmiechnął się zadziornie i wymówił słowa, które mnie zdenerwowały – Chyba, że się boisz.
Zwęziłam oczy i pociągnęłam Edwarda w kierunku ściany lasu. Szliśmy spacerkiem w milczeniu przez jakiś czas. Po pięciu minutach miedzianowłosy postanowił przerwać ciszę, zaczynając w tym samym momencie „dzień zwierzeń”.
- Mam pytanie – oznajmił cichym głosem, zerkając na mnie.
- Słucham cię, mój przyjacielu – zachęciłam z uśmiechem.
- Mówiłaś, że Alice jest twoją rodzoną siostrą i po przemianie nie pamiętałyście nic. Jak to się stało, że spotkałyście Jaspera, Esme i Toma? – zapytał i w międzyczasie usiedliśmy na konarze drzewa na pięknej polanie. Roiło się na niej od różnobarwnych kwiatów i innych roślin. Łąka miała kształt koła i wyglądała tak, jakby ją ktoś stworzył dla siebie. Nie podejrzewałam, że na tej planecie mogą istnieć takie magiczne miejsca. Najwidoczniej dopiero teraz zaczęłam odkrywać piękno tego świata.
- Po naszej przemianie w 1920 roku ja i Alice, która jest ode mnie o rok młodsza, wędrowałyśmy samotnie jakieś dwa lata – zaczęłam, patrząc na rośliny znajdujące się przede mną. – Pewnego dnia spotkałyśmy Jaspera i zaprzyjaźniliśmy się. All czuła do niego coś więcej. Wszyscy polowaliśmy raz w miesiącu, bo wtedy zabijaliśmy ludzi dla ich krwi, więc postanowiliśmy robić to najrzadziej, jak się tylko dało. – Spuściłam wzrok na swoje dłonie, ponieważ bałam się reakcji Edwarda na wiadomość, że w przeszłości byłam takim potworem. Wzięłam głęboki oddech i kontynuowałam. – Nasze katusze przerwała Esme. Spotkaliśmy ją, gdy pożywiała się jeleniem. Pamiętam, że wtedy nas sparaliżowało. Nie mogliśmy sobie tego wyobrazić: wampir niepijący ludzkiej krwi – zaśmiałam się na to wspomnienie. – Tak oto nasza mama opowiedziała nam wszystko o jej diecie. To było dla nas zbawienie, więc przyłączyliśmy się do niej.
- Toma poznałam trochę inaczej. Około dwudziestu lat temu, po śmierci Oscara, mojego narzeczonego, postanowiłam podróżować przez jakiś czas samotnie. Pewnego lata odwiedziłam Irlandię i natknęłam się na Thomasa, który spacerował po lesie akurat wtedy, gdy polowałam. Był bardzo zainteresowany moją dietą, więc wytłumaczyłam mu to, co najważniejsze i zapytał, czy mógłby się do nas przyłączyć. Ja się zgodziłam i tym oto sposobem wróciłam do Esme – uśmiechnęłam się szczęśliwa do Edwarda, ponieważ była to pierwsza obca osoba, której opowiedziałam swoje losy i, o dziwo, poczułam się lepiej. – Teraz mi powiedz jak ty i twoje rodzeństwo stało się wampirami.
Po wypowiedzeniu mojej prośby zauważyłam, że wyrwałam miedzianowłosego z zamyślenia. Zastanowił się chwilę i zaczął opowiadać swoją historię:
- Więc, wszyscy zostaliśmy przemienieni przez Carlisle’a. Pierwszym członkiem naszej rodziny byłem ja. Gdy miałem siedemnaście lat wybuchła epidemia hiszpanki. Na początku zachorował mój ojciec, potem matka, a na końcu ja. Od razu znaleźliśmy się w szpitalu, gdzie Carlisle był lekarzem. Po długich męczarniach zmarli moi rodzice, jednak matka poprosiła wampira, żeby mnie ratował i tak zrobił. Po kilku latach dołączyła do nas Chelsea i owinęła sobie Carlisle’a wokół palca. Od początku jej nie lubiłem i czas, gdy z nami mieszkała, był dla mnie jedną wielką torturą. Gdy mój ojciec oznajmił mi, że ta wredna małpa uciekła, bo zmienił Esme w wampira, to był dla mnie jeden z najszczęśliwszych dni. – Zerknął na mnie i chwycił za rękę. Chyba dobrze wie, co przeżywam, gdy ktoś opowiada mi o mamie. Popatrzyłam na niego i kiwnięciem głowy dałam mu znak, by kontynuował. – Nasze szczęście trwało pół roku. Poszedłem na polowanie, a kiedy wróciłem, zastałem kompletnie załamanego Carlisle’a, siedzącego na kanapie, z twarzą schowaną w rękach. Nie wiedziałem, co się dzieje. Nie słyszałem nigdzie Esme, a z myśli ojca nic nie dało się wyczytać, chyba nawet nie zauważył, że wróciłem. Gdy o to zapytałem, odpowiedział mi roztrzęsiony, co się stało. Że Chelsea wróciła, że stała się silniejsza i potrafi lepiej władać swoją mocą. Jednak, kiedy w końcu wykrztusił, że przez nią Esme odeszła, to chciałem ją zabić. Carlisle nie mógł się po tym pozbierać. Potem dowiedzieliśmy się, że Chelsea dołączyła do Volturii, więc mieliśmy na razie spokój. Ojciec długo nie mógł się przemóc, aby zmienić w wampira kolejną osobę. Ta chwila nadeszła, gdy znalazł Rosalie całą we krwi na trawie, na jakimś pustkowiu. Po przemianie nie chciała z nami rozmawiać, więc doszedłem do wniosku, że mogła zostać zgwałcona. Na szczęście zaufała nam i byliśmy w miarę szczęśliwą rodziną. Następnie pojawił się w naszym życiu Emmett, który, jak zawsze pierwszy do wszystkiego, sam zaatakował niedźwiedzia i wylądował ledwo żywy na drodze Rosalie. To chyba tyle na temat mojej rodziny.
Zapadła cisza. Myślałam nad tym, czemu los ponownie połączył Carlisle’a i Esme. Może to prawdziwa miłość, która przetrwa nawet najgorsze chwile? Chciałabym się kiedyś jeszcze raz zakochać. Pragnęłam, żeby to było znów możliwe.
Po kolejnych kilku minutach postanowiłam zadać pytanie, które naszło mnie na początku naszej rozmowy.
- Edward? Czy zabiłeś kiedyś człowieka? – zapytałam niepewnie.
- Parę razy i myślałem, że Carlisle mnie za to znienawidzi, wtedy właśnie poznałem lepiej mojego ojca i dowiedziałem się, że on nie ocenia osób po niektórych błędach, które popełniają.
- Przepraszam, że blokuję swoje myśli, ale niektóre wolę zachować dla siebie – powiedziałam i popatrzyłam niewinnie na Edwarda, który cały czas się mi przyglądał.
- Ja też bym ukrywał swoje myśli, jakby jakiś natręt, taki jak ja, chciał je odczytać – odpowiedział, śmiejąc się. Po chwili dołączyłam do niego i wstaliśmy ze swoich miejsc, by pójść dalej w głąb lasu.
Do końca tego niezwykłego dnia opowiadaliśmy sobie o swoim życiu, bólu, przyjaciołach, o miejscach, które odwiedzaliśmy.
Gdy słońce zaczęło zachodzić, zorientowałam się, jak późno się robi.
- Będę się już zbierać – powiedziałam smutno. – Esme będzie się o mnie martwić, nie wspominając o Alice, której obiecałam wybrać sukienkę na jej randkę z Jasperem. Jak nie wrócę o godzinie, którą wyznaczyła, jutro już mnie nie zobaczysz, bo mnie zabije – dopowiedziałam z lekkim chichotem.
- To byłoby straszne – oznajmił i dołączył do mojego śmiechu. – Może spotkamy się jutro na polanie?
- Czemu nie.
- To o której? – zapytał z zadowolonym uśmiechem, gdy szliśmy w stronę parkingu.
- Może o dziewiątej rano? Muszę coś jeszcze załatwić przed naszym spotkaniem.
- Ok. Pa. - Chciał już wsiąść do samochodu, gdy zatrzymałam go i dałam mu całusa w policzek.
- Pa – odpowiedziałam i szybko wsiadłam do mojego auta i pojechałam do domu. We wstecznym lusterku widziałam zdziwienie i leniwy, zadowolony uśmiech formujący się na jego twarzy, zanim odjechał do swojej rodziny w przeciwnym kierunku niż ja.
Podczas jazdy zastanawiałam się, co mnie skłoniło do takiego pożegnania z Edwardem.
Pod koniec drogi zorientowałam się, jakie uczucie formowało się w moim martwym sercu, ocieplało je i dzięki niemu ponownie ożyło.
Wiem, czemu aż tak zaufałam miedzianowłosemu i czemu mnie do niego ciągnie. Czy mogłam się w nim zakochać? Czy dane mi było poczuć ponownie to niezwykłe uczucie? Jak Tom zareaguje na decyzję, którą w związku z nim podjęłam? Zaczęłam się bać powrotu do domu.
**********
proszę o te najgorsze komentarze tym razem:) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez anetta_94 dnia Sob 8:47, 26 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|