|
Autor |
Wiadomość |
Maxsia
Człowiek
Dołączył: 02 Wrz 2009
Posty: 74 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Forks
|
Wysłany:
Nie 20:26, 11 Paź 2009 |
|
Witam, zamieszczam pierwszy rozdział, mojego opowiadania. Akcja toczy się w świecie twilight, aczkolwiek postaci trochę odbiegają charakterem od swoich pierwowzorów. Życzę miłej lektury, proszę o łaskę, jest to moja pierwsza taka akcja :)
Betowała AngelsDream
Za co szczerze dziękuje!
RYWAL
ROZDZIAŁ I
Graton. Małe, zapomniane miasteczko na wybrzeżu Stanów Zjednoczonych, szargane wiecznym wiatrem i pogrążone w nieustającym półmroku. Gdzie promienie słoneczne nie mają siły, by przebić się przez grubą warstwę szarych chmur. Nie przypuszczałam, że, rzucona przez wir wydarzeń, trafię do wiecznie zielonej krainy, w której spotkają mnie chwile szczęścia i łez.
Szłam przez niknącą ścieżkę, przytrzymując się obrośniętych mchem drzew, moje nogi wbijały się głęboko w rozmokłą ściółkę. Pomyślałam, że może odpocznę chwilkę przed dalszym marszem, ponieważ nie byłam zbyt dobrym piechurem, wręcz tragicznym - potrafiłam potknąć się o własne stopy - usiadłam na szerokim pniu i rozprostowałam kończyny, wyciągając mocno palce, by pozbyć się zmęczenia. Przeszłam już parę kilometrów, odkąd weszłam w las pod moim domem. Bałam się, że ledwie widoczna ścieżka nagle się skończy, a wraz z nią moja wycieczka, którą rozpoczęłam wiedziona głupią ciekawością. Uległam pokusie i weszłam w gąszcz za Jacobem. Po rozmowie ze mną, lekko wzburzony utarczką, wbiegł do lasu. Nie zastanawiając się, pobiegłam za nim, żeby go przeprosić, szłam długo, widząc jego plecy - wciąż się oddalające i wreszcie znikające mi z oczu. Moje wścibstwo nie znało granic! Co Jacob może robić w środku lasu, jak zdoła z niego wyjść? Uderzyło mnie pytanie - jak JA stąd wyjdę?
Popatrzyłam na ścianę lasu rozpostartą tuż przede mną. Wydawała się wibrować jakąś elektryzującą siłą. Odniosłam wrażenie, że zaczyna się ściemniać i nagle zauważyłam to - między liśćmi coś się poruszyło. Twarz bardzo blada, nawet jak na pochmurne Graton, mignęła mi tylko, ale przyciągnęły mnie oczy - piękne i nierealne. Żaden człowiek nie mógł mieć takich oczu. Czarne jak węgle, ze złotą poświatą wokół źrenic, błyszczące, hipnotyzujące, wołające mnie. Było w nich również cierpienie, ale i coś innego, jakby pożądanie. Natchnęła mnie myśl, te oczy... Czyżby ten mężczyzna mnie pragnął?
Rozglądałam się, postać znikała za jednym drzewem, by pojawić się zaraz za drugim. Zaczęłam pojmować dziwność tej sytuacji i odczuwać strach. Wycofywałam się powoli, stawiając kroki tyłem, mając nieznajomego ciągle przed sobą. Nagle, w oka mgnieniu zniknął. Zachwiałam się i potknęłam, upadając. Wpadłam na czyjeś ręce, wydawało mi się jednak, że uderzyłam o dwa wystające zimne głazy. Wtedy akcja potoczyła się już bardzo szybko, z lewej strony, kątem oka, zauważyłam Jacoba biegnącego w moją stronę i szykującego się do skoku.
- Jacob? Czemu ty... - Nie zdążyłam dokończyć, kiedy chłodne dłonie odepchnęły mnie na bok i usłyszałam tylko huk zderzających się ciał.
Przez zamknięte powieki zaczęły przedzierać się promienie jasnego światła. Otworzyłam oczy, nad moją głową znajdowała się mocna żarówka lampy, którą sama wybrałam z wyprzedaży na Halloween. Wycięte wzory zębów i skośnych oczu rzucały cienie na ściany mojego pokoju. Wszystko wyglądało tu jak zwykle, ciemne biurko z lampką, a na nim komputer, niewielka szafa, fotel, łóżko i garstka skotłowanych ubrań w kącie.
- Bella?! Ile mam cię budzić dziewczyno, zaspałaś! - Głos Charliego dobijał się do mnie, jak przez mgłę.
- Już wstaję tato - wychrypiałam, podnosząc się do pionu na łóżku i rozgrzebując pościel. - Która godzina?
- Już późno, muszę iść, bo spóźnię się do pracy. Miłego dnia Bell's. - Zamknął za sobą drzwi i tyle go widziałam.
Charlie był typem samotnika i nie mówił nic ponad to, co musiał, więc nie miałam większych problemów, by egzystować z nim pod jednym dachem. Nigdy nie przeszkadzało nam milczenie - widać wrodziłam się w mojego ojca.
Zabrałam się powoli do życia, wyciągnęłam kosmetyczkę i poczłapałam do łazienki, by zmyć z siebie resztki snu. Już rozbudzona i ubrana, zbiegłam po schodach do kuchni i nasypałam do miski resztę płatków z pudełka i dolałam trochę mleka. Połknęłam całość w pośpiechu, zdjęłam kurtkę z wieszaka i wyskoczyłam na podjazd pod domem. Wsiadłam do ciężarówki, odpaliłam silnik, zawarczała wesoło, lubiłam ją mimo że była stara i bardzo zdezelowana. Z karoserii odpadały kawałki zmatowiałego czerwonego lakieru - miała jednak swój styl i ponadczasową solidność.
- Już nie robią takich aut - zagadnęłam do siebie i pojechałam w stronę szkoły.
Kiedy dojechałam, parking był już zapełniony po brzegi. Ledwo znalazłam jakieś miejsce parkingowe. Gdy zamykałam samochód doskoczył do mnie Jacob.
- Co słychać, Bella? - Popatrzył na mnie swoimi złotawymi oczami. Jak na Indianina był za blady i te oczy nie pasowały do całości, ale nie pytałam go nigdy o szczegóły i jego przeszłość. Nie chciałam na razie naruszać naszej i tak świeżej przyjaźni.
- Późno dzisiaj jesteś - stwierdził.
- Niestety, ale zaspałam, dobrze że Charlie mnie obudził przed wyjściem, bo spałabym na amen.
- Chodźmy już, bo zaraz dzwonek zadzwoni, odprowadzę cię i znikam.
- Znikasz? - zapytałam zdezorientowana. - Przecież mamy teraz razem biologię.
- Dzisiaj daję sobie spokój z lekcjami. Jest piątek - będę mieć dłuższy weekend. - Uśmiechnął się zawadiacko i, zanim się obejrzałam, już go nie było, nie zdążyłam nawet nic odpowiedzieć. Rany, jak ten chłopak szybko biegał, spełniłby się w szkolnej drużynie lekkoatletycznej.
Jacob był moim przyjacielem ze szkoły, odkąd przyjechałam do Graton z gorącego Meksyku, gdzie mieszkałam z przewrażliwioną matką przez ostatnie dwa lata. Spotkałam jego. W pełnej stołówce uczniów, siedział sam, przy pustym stoliku. Był również nowym uczniem, bo przeniósł się z liceum w rezerwacie. Indianin nie miał lekko w szkole pełnej białych dzieciaków, które znają się od dzieciństwa, nie tylko one, ale ich rodzice i dziadkowie. Gdy pojawiłam się w miasteczku, nie było końca rozmowom i ukradkowym zerknięciom w moją strone. Pojawił się on i uratował gdy wpadłam w szpony paniuś, takich jak Jessica, czy Agnes. Udawały moje przyjaciółki, ale tylko czekały na moje potknięcie, bym straciła zainteresowanie płci przeciwnej (oczywiście na ich korzyść).
Weszłam do sali zaraz po tym, jak zadzwonił dzwonek. Spuszczając głowę, przeszłam szybkim krokiem obok biurka nauczyciela. Ale coś mi się nie zgadzało - w mojej ławce już ktoś siedział i to nie byle kto, jakiś nowy uczeń. Zazwyczaj siedziałam sama. Jacob był już przydzielony do kogoś innego, gdy zaczęłam uczęszczać do szkoły w Graton. Musiałam zadowolić się pustym miejscem obok siebie.
-Swan, od dzisiaj już masz partnera na zajęcia, pewnie się cieszysz - rzucił profesor Mason w moją stronę.
Ten wiecznie ociekający jadem gbur, musiał zawsze coś od ciebie dodać, inaczej nie żyłby. Zaczęłam powoli odwracać się do mojego nowego współtowarzysza niedoli. Stanęłam jak wryta, piękne miodowe oczy, blada twarz, kasztanowe włosy i sylwetka jak u atlety, wyrzeźbiona, ale jednocześnie delikatna. Wpatrywał się we mnie z ciekawością i lekkim zmieszaniem. W końcu stałam na środku sali i gapiłam się na niego. Odwrócił wzrok i zapatrzył się w tablicę, a ja usiadłam na miejscu obok, jakby ktoś spuścił ze mnie powietrze.
Lekcja dłużyła się niemiłosiernie, a ja spoglądałam na niego kątem oka i nie mogłam się nadziwić, że wygląda jak ten mężczyzna z mojego snu. Gdy zadzwonił dzwonek, wszyscy wyszli z sali i nie miałam zobaczyć go aż do lunchu, podczas którego spotkała mnie następna niespodzianka. Kiedy wchodziłam do stołówki, zaczepił mnie ten chłopak.
- Szukam Jacoba Blacka, słyszałem, że się z nim zadajesz. - Oburzyłam się jego impertynencją, i tym, że nawet się nie przedstawił, a już wysuwał jakieś żądania.
- Nie zadaję, a przyjaźnię, poza tym nie jestem jego sekretarką. - Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam iść w odwrotną stronę, jednak "nowy" chwycił mnie za łokieć. Poraziło mnie zimno jego dłoni wyrwałam się i popatrzyłam na niego, na jego twarzy dostrzegłam lekki szok, ale szybko zdołał go ukryć za głupkowatym uśmieszkiem.
- Sam go znajdę... Prędzej czy później. - Wydawało mi się, że nie dosłyszałam drugiej części zdania wypowiedzianej przez niego półgębkiem.
Nurtowało mnie to, dlaczego akurat dzisiaj Jacob robi sobie wolne, (z moich spostrzeżeń wynikało, że robił to tylko w słoneczne dni - twierdził że lubi przyrodę i promienie słoneczne na twarzy), a tu jakiś blady impertynent wypytuje o niego. Pozostało mi tylko czekać do następnego dnia by móc zadać te pytania. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Maxsia dnia Pią 16:14, 23 Paź 2009, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
|
|
ajaczek
Zły wampir
Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Nie 20:47, 11 Paź 2009 |
|
Hm... Zaintrygowałaś mnie. Czy mi się dobrze wydaje że JAcoba zrobiłaś wampirem??? Dość nowatorski pomysł. Rozdział krótki, ale zachęcający. Przyjemny styl pisania, dobrze się czyta. Zaciekawiłaś mnie i przyznam się że że zajrzę tu jeszcze |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Nie 20:54, 11 Paź 2009 |
|
hm, jakieś to dziwne... ale przyjemne... całkiem fajne opisy...
nie podoba mi się ten 'las pod domem' - jakoś to nie po polsku - nie lepiej ' las poniżej domu, nieopodal albo coś...
Bella dalej się potyka to miłe :) Jacob unika słonecznych dni, a Edward jest dalej zimny - ja się ciut pogubiłam pod koniec, ale mam nadzieje, że kolejny rozdział przyniesie nowe wieści
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
nellkamorelka
Wilkołak
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 102 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec
|
Wysłany:
Nie 21:10, 11 Paź 2009 |
|
hmm... jak na razie czyta się dość dobrze, chociaż początkowi brakowało chyba nieco lekkości... dalej pociągnęłaś już w dobrą stronę i tak trzymaj:)
mam nadzieję, że zamieścisz niedługo następny rozdział i wtedy będzie można powiedzieć coś więcej:)
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Donna
Dobry wampir
Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 664 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 77 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: from Six Feet Under
|
Wysłany:
Nie 21:32, 11 Paź 2009 |
|
Na początku zachwyciło mnie rozbudowane słownictwo, ale potem zniknęło w zapomnieniu poprzez pospolicie używane słowa. To nic, wciąz jest dobrze:D
Co do stylu pisania, widać, że w niektórych miejsca zdania formułujesz tak, a nie inaczej i choć nie jest to błędem, to widać, że to twoje pierwsze opowiadanie. A ponieważ takie jest, jestem na tak.
Czytało się dosyć lekko, w akcji Belli "Umycie się - Zjedzenie płatków - wyjście" potoczyło się trochę za szybko, a potem nagle zaczęłaś rozwięźle opisywać samochód. To naprawdę było dziwne. Tutaj wszystko wręcz pędem robiłaś, jak w przyspieszonym tempie, a tu nagle opisujesz samochód.
Co do reszty obiekcji nie mam, opowiadanie nie jest jakieś super zachwycające, ale na pewno nie jest słabe. Jestem tylko ciekawa, co będzie dalej.
Pisz, rozwijaj się - czekamy na kolejny rozdział. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
thingrodiel
Dobry wampir
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 148 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka
|
Wysłany:
Nie 22:11, 11 Paź 2009 |
|
Przybyła jędza thin...
Więc tak - jeszcze nie wiem, jak to poprowadzisz. WYDAJE mi się, że to inna wersja Zmierzchu, gdzie Jacob i Edward będą się tłukli w szkole (ciekawe, czy wszystkie chwyty będą dozwolone ). Ale to tylko luźna myśl, bo po pierwszym rozdziale nie sposób zgadnąć.
Znalazłam kilka potknięć (o tym za chwilę), ale to drobiazgi. Zastanawiam się tylko na tym:
Cytat: |
Zachwiałam się i potknęłam, upadając. |
Czy "potknąwszy, upadłam"?
Odnośnie twojego stylu, to powiem tak - jestem ciut rozczarowana. Pierwszy akapit był świetny. Bardzo ładnie, obrazowo zaczęłaś, ładne sformułowania, wszystko cacy. A potem robi się be - styl z akapitu na akapit siada. Reszta już nie jest taka ładna. Robi się taka... zwykła, jakich wiele, nic szczególnego. Taki kolejny odprysk Meyer. A szkoda, ten wstęp jest bardzo zachęcający.
Zostało dosłownie kilka drobiazgów do poprawienia.
Cytat: |
Miłego dnia Bell's. |
Bez apostrofu.
Cytat: |
lubiłam ją mimo że była stara |
Przecinek przed "mimo".
"inaczej by nie żył" (choć lepiej by było "nie przeżył" lub "zwariował"); linijkę wyżej brakuje spacji po myślniku (przed "Swan")
Więcej grzechów nie pamiętam.
Ponieważ jeszcze nie wiem, czy jestem kompletnie na "tak" czy też na "nie", muszę poczekać na drugi rozdział, by dowiedzieć się czegoś więcej. Choć mam nadzieję, że to nie kolejny romans.
Weny życzę.
jędza thin |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Maxsia
Człowiek
Dołączył: 02 Wrz 2009
Posty: 74 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Forks
|
Wysłany:
Pon 11:56, 12 Paź 2009 |
|
Dziękuję za miłe komentarze, bałam się, że będzie dużo, dużo gorzej. Dopiero przy drugiej cześci myslę, że sie wiele wyjaśni, jest dłuższa. Niektórych pewnie rozczaruję, ale nie chciałam napisać tego FF tak, by ubrać go w piękne słowa, a czytelnika trzymać na dystans. Może wydać się to zbyt trywialne, ale postanowiłam Belli nieco pogmatwać życie i delikatnie zaostrzyć charakterek. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Zapraszam
Betowała:
AngelsDream
ROZDZIAŁ II
Jechałam do domu z głową pełną myśli dotyczących oczu, które mnie tak hipnotyzowały. Co się ze mną dzieje, do cholery?! To ja, Bella Swan, największy odludek świata. Nigdy nie miałam do czynienia z chłopakami, zawsze ukrywałam się, a jeśli odpychałam, to odpychałam ich maską cwaniactwa, a zarazem nieśmiałości "Swan - wieczna feministka" - nie mogłam się z tym nie zgodzić. Unikałam płci przeciwnej z powodów praktycznych i tak większość mojego prywatnego czasu zajmowały prace domowe i matka, która nie umiała poradzić sobie z własnym życiem. Miałam wybór: zamieszkać z ojcem albo z matką na odwyku. Cóż wybrałam wiecznie mokrą krainę. Postąpiłam w moim mniemaniu samolubnie, ale chciałam zająć się tylko sobą. Myślę, że się udało - spotkałam znajomych, przyjaciela, zostałam zaakceptowana.
Koła ciężarówki zaczepiły nieco o żwirowe pobocze i straciłam panowanie nad kierownicą, samochód zaczął się ślizgać po mokrej nawierzchni, znów zjechał na pobocze i powoli wytracał prędkość, coś strzeliło i zahuczało, w końcu gwałtownie zatrzymał się. Uff. Wysiadłam, żeby ocenić straty, jedno koło nie nadawało się do dalszej jazdy, całkiem straciłam oponę, która leżała nieopodal w skrawkach. Uznałam, że musiało ją rozedrzeć coś ostrego leżącego na poboczu drogi.
- Wrr! I co ja teraz zrobię z tym fantem?! - wydarłam się, niestety nikt mnie pewnie nie usłyszał. Zaczęłam przeklinać w duchu: Kretynko, piękna, nowa komórka leży w twojej szafce nocnej, a ty co? Nie lubisz się zaznajamiać z techniką? - Punkt numer jeden do wykonania po powrocie do domu: już nigdy nie rozstawać się z komórką. Złapałam się za głowę i kucnęłam przy aucie, opierając się o przedni zderzak. Pozostawało mi tylko czekać, aż ktoś będzie przejeżdżał, może mi pomoże przy zmianie koła albo pożyczy telefon, bym mogła zadzwonić do Charliego.
- Sama to bym nawet tego klucza nie podniosła, żeby sobie krzywdy nie zrobić, ze zmianą koła samodzielnie, dam sobie spokój - wymamrotałam. Usłyszałam odgłos nadjeżdżającego samochodu, wyprostowałam się, by móc pomachać do kierowcy, aby się zatrzymał. W moją stronę zmierzało srebrne, sportowe Volvo. Tutaj takie auta bardzo rzadko się spotyka, na ogół przeważają stare ciężarówki i vany. Podniosłam rękę, żeby wskazać na moje koło, gdy zauważyłam, kto prowadzi samochód, nikt inny jak nowy uczeń. Lekko zadrżałam, nie miałam zamiaru prosić o pomoc tego dupka. Innego wyjścia nie było, machnęłam ręką. Mijając mnie, zrobił zdziwioną minę, jednak zjechał na pobocze i się zatrzymał. Chwilę nie wychodził, zastanawiałam się czy zaraz nie odjedzie, ale po chwili drzwi się otworzyły i z samochodu wysiadł ten szczupły, nieźle wyrzeźbiony eros. Dla mnie prezentował się jeszcze lepiej niż w szkole, ubrany był w niebieskie jeansy i beżowy obcisły sweterek ukazujący trochę nagiego torsu. Włosy miał w lekkim nieładzie, zjechałam niżej wzrokiem te oczy, ach! I te idealnie wykrojone usta...
- Ekhm, mogę w czymś ci pomóc, czy dalej będziesz tak stać?
- Jeśli pomógłbyś mi zmienić koło albo chociaż pożyczył komórkę, to będę wdzięczna. - Z zażenowaniem odwróciłam wzrok, jak mogłam się tak w niego wpatrywać?
- Właściwie, to tu nie ma zasięgu – zaczął, rozglądając się wokół. - Więc chyba pozostaje nam jedynie zmienić to koło.
- Nie przedstawiłeś mi się w szkole. Ja jestem Bella Swan. - Pomyślałam, że nie zaszkodzi zaprezentować dobrych manier w stosunku do dobroczyńcy, który zdeklarował się naprawić mi samochód.
-Edward Cullen. - Krzątał się przy tyle ciężarówki i wyszukiwał narzędzia i zapasowe koło, nie spojrzał na mnie ani razu, więc ja mogłam się w niego wpatrywać, nie bojąc się, że mnie na tym przyłapie.
- Mogę ci jakoś pomóc?
- Poradzę sobie. - Uklęknął na mokrym asfalcie i zaczął odkręcać śruby.
- Ubrudzisz się. - Podeszłam, by podać mu coś pod kolana, ale w mgnieniu oka zerwał się i przybił mnie z miejsca swoim spojrzeniem. Zmroziło mnie nie na żarty.
- Nie możesz stać tam gdzie stałaś? Najbardziej mi pomożesz po prostu nie przeszkadzając.
- Nie chciałam cię zdenerwować. Bez ciebie pewnie siedziałabym tu jeszcze parę godzin, albo zwyczajnie wybrałabym się do domu pieszo.
- Co zrobiłaś tej ciężarówce? Obawiam się, że sama zmiana koła nic nie da, wahacz prawdopodobnie jest skrzywiony, nie pojedziesz dalej - mówiąc to, zdjął zepsutą felgę i zajrzał w nadkole samochodu.
- Straciłam panowanie nad kierownicą i opony zaczepiły o pobocze, nie sądziłam, że to takie poważne.
- Może nie aż tak, poważne, mogło być gorzej, mogło ci się coś stać... - Błysnął oczami w moim kierunku. - Zabieraj swoje rzeczy, tymczasem cię podwiozę.
Siedzieliśmy w nowiutkim volvo, Edward nie odzywał się odkąd wsiedliśmy, nawet nie zapytał o drogę, stwierdziłam, że może odwdzięczę się za jego pomoc.
-Jacob dzisiaj zwiał, ale nie podał mi jakiś konkretnych powodów, przedłużył sobie po prostu weekend.
Popatrzył na mnie, spuszczając wzrok z drogi, po chwili się uśmiechnął.
-To do niego podobne.
-Skąd się znacie?
- Można powiedzieć, że jesteśmy tak jakby rodziną - mówiąc to, podgłośnił radio, żeby ewidentnie uciąć temat. - Lubisz to?
W radiu leciał przebój zespołu Muse, który przypadł mi do gustu już dawno, melodia była spokojna, jednak w refrenie miała "power".
-To jeden z moich ulubionych zespołów... O tu mieszkam! - Wskazałam na dobrze widoczny dom.
Edward zaparkował na podjeździe, zapatrzył się w przednią szybę, nie zgasił silnika więc to miało oznaczać coś na kształt: "wypad już, bo mi się śpieszy".
- Dzięki za podwiezienie i do zobaczenia w poniedziałek. - Spojrzał na mnie jakbym mu powiedziała coś śmiesznego i mruknął:
- Może.
Odwróciłam się z otwartą buzią, żeby go "walnąć" jakąś ciętą ripostą, ale volvo znikało już z moich oczu.
- Palant.
Zadzwoniłam do Charliego zaraz po wejściu do domu. Musiałam mu powiedzieć, że trzeba zgarnąć moją ciężarówkę z trasy. Następnie wybrałam numer Angeli i zaproponowałam jej zakupy następnego dnia. Było wiadome, że auto pewnie będę mieć w naprawie, tak więc umówiłam się z nią, by po mnie wpadła o jedenastej.
Pojechałyśmy do małego centrum handlowego, gdzie było parę sklepów z fajnymi ciuchami. Stałyśmy w przymierzalniach godzinami, szukałam czegoś super, złapałam się na tym, że zależało mi by zaimponować Cullenowi. Co się ze mną działo? Przecież on nawet nie jest dla mnie miły! Kupiłam dwie pary wąskich dżinsowych rurek, czarne kozaki na niewielkim obcasie i czerwoną bluzkę z ogromnym dekoltem - miałam zamiar założyc ją w poniedziałek do szkoły.
Nastawiłam budzik na wcześniejszą godzinę niż zwykle, wstałam, wzięłam gorący prysznic, wysuszyłam włosy na szczotce, dzięki czemu były proste, a jednak puszyste. Założyłam moje nowe ciemnogranatowe rurki, kozaki i tę czerwoną bluzkę, na wierzch wybrałam czarne bolerko z długim rękawem, ponieważ było jeszcze w miarę ciepło, bo była późna jesień, na ramię zarzuciłam jeansową kurtkę. Dzisiaj do szkoły miał mnie odwieźć ojciec, miałam wrócić z którąś z koleżanek, ewentualnie Jacob mógł mnie podwieźć na motorze do domu.
Szłam parkingiem, a oczy wszystkich skupiły się na mnie, co nie było zaskoczeniem - dekolt wyglądał oszałamiająco, sama nie mogłam się nadziwić, jak stałam przed lustrem, że obcisły strój dodaje mi uroku. Rozglądałam się dookoła, ale nie mogłam dostrzec motocykla Indianina. Miałam wrażenie, że to z powodu "nowego". Zadzwonił dzwonek, więc skierowałam się do sali. W klasie podeszłam do ławki, a on już tam był. Ucieszyłam się, bo patrzył na mnie oczami wielkimi jak spodki. Dzisiaj miały jakąś taką jaśniejszą barwę. Uśmiechnął się do mnie.
- Ładnie dzisiaj wyglądasz. - Boże, jaki on był przystojny! Odwzajemniłam uśmiech - jak dobrze, że nie zapomniałam użyć nowego błyszczyka.
-Ty też. - Chyba zbiłam go z tropu moją odpowiedzią, bo odwrócił wzrok i z półuśmiechem zapatrzył się w blat ławki.
- Chyba nie masz dzisiaj ciężarówki, mogę cię odwieźć po lekcjach do domu?
- Ok, dzięki.
Na późniejszych zajęciach ani na lunchu go nie było, zaczęłam już wątpić w prawdziwość jego propozycji, jednak, gdy wyszłam na parking po lekcjach, zza zakrętu podjechało do mnie srebrne volvo. Szyba od strony pasażera lekko się uchyliła i usłyszałam:
- Wsiadaj.
Pociągnęłam za klamkę i wsunęłam się na przednie siedzenie, zapięłam pas i ruszyliśmy, od razu, zauważyłam, że jedziemy w przeciwną stronę niż mieszkam.
- Pomyliłeś drogę, ja mieszkam tam. - Pokazałam kciukiem za siebie. - Mógłbyś zawrócić?
- Na razie nie. - Nie zaszczycił mnie nawet spojrzeniem.
- Co to ma znaczyć? - krzyknęłam, a raczej pisnęłam!. Zaraz uspokoiłam się trochę, może źle odczytałam jego intencje, może chce mnie gdzieś zaprosić. Jednak jego mina nie wskazywała na to, że ma ochotę na pogawędkę. Odniosłam wrażenie, że jest jakby wściekły. Wpatrywał się spod łba w drogę, a na liczniku mieliśmy już ponad 160km/h.
- Nie mam ochoty na zabawę, możesz zawrócić?
- Jedziemy poznać moją rodzinę. - Wyglądałam chyba jakby ktoś mnie walnął kijem baseballowym.
- Nie uważam, by był to odpowiedni moment.
Jechaliśmy w ciszy jeszcze pół godziny, Edward pędził jak szalony, zastanawiałam się, jak jest w stanie mieć taką władzę nad kierownicą. Pokonywał zakręty jak prosty odcinek drogi, nie ściągając nogi z gazu. W pewnym momencie skręcił w leśną drogę i po chwili ukazał nam się duży ceglany dom, wyglądał bardzo przytulnie, mimo że pewnie liczył sobie trzy pietra i można się było w nim zgubić. Edward zaparkował na podjeździe i otworzył drzwi z mojej strony, bym mogła wysiąść. Wykonując te czynności, nie spojrzał na mnie ani razu, czułam się bardzo nieswojo, ale nie miałam wyjścia musiałam wysiąść. Znowu zaczęłam sobie pluć w brodę, że nie mam przy sobie komórki - mogłabym zadzwonić po kogoś, żeby po mnie przyjechał. Chociaż, gdyby to był ojciec, pewnie nie byłby zadowolony, że wsiadłam do samochodu z prawie nieznajomym mi chłopakiem. Postanowiłam poczekać jak sytuacja się rozwinie i może będę mogła zadzwonić ze środka.
Weszliśmy dużymi oszklonymi drzwiami do środka, wnętrze było bardzo przytulne, wszystkie podłogi pokryte jasnymi puchatymi dywanami, a ściany pomalowane na pastelowe barwy, jakby ten dom urządzała kobieta.
Usłyszałam hałas na wyższym piętrze i spojrzałam na schody, zbiegała z nich niewysoka brunetka o rewelacyjnej figurze, porcelanowej cerze i nastroszonych krótkich włosach. Uśmiechała się szeroko. patrząc na mnie.
- Edward nie mówił, że będziemy mieć gości.
- Alice, Bella nie jest naszym gościem, a czymś w rodzaju przynęty. - Chyba miałam głupkowatą minę, bo spojrzeli na mnie uważnie. Zaczęłam się cofać w kierunku drzwi, po czym zerwałam się biegiem, niestety nie miałam szans, któreś z nich szarpnęło mnie do tyłu. Chwyciłam się szafki, która stała w przedpokoju. Była na niej wielka porcelanowa waza, która zachwiała się, gdy byłam ciągnięta w tył.
- Bello, nie wyrywaj się, to nic nie da. - Usłyszałam za sobą aksamitny głos Edwarda. Trzymał mnie w stalowym uścisku, uspokoiłam się, więc trochę go poluzował. Wtedy odskoczyłam, pociągnęłam bardziej za szafkę i waza, która i tak już wcześniej była niestabilna, spadła mi na głowę. Wszystko w koło zawirowało, zaczęłam tracić siły, zobaczyłam nad sobą zatroskaną twarz Edwarda, a potem już tylko ciemność...
Obudziła mnie rozmowa, w pokoju było pewnie z pięć, może sześć osób. Postanowiłam przez pewien czas nie otwierać jeszcze oczu, może uda mi się coś podsłuchać.
-Jak mogłeś ją walnąć wazą?! - Damski głos, pewnie należał do niskiej brunetki.
- Nie walnąłem jej, sama na nią spadła.
- Dobrze wiesz, że mogłeś to inaczej rozegrać. - Tym razem był to inny męski głos.
- Myślisz, że ona coś znaczy dla tego Indianina? Obawiam się, że może go nie obejść jej los i po nią nie przyjdzie.
- Przyjdzie, przyjdzie. Prędzej czy później...
- Cii... Mamy towarzystwo.
Usłyszałam ciche kroki, ktoś do mnie podchodził.
- Obudziłaś się Bello. Przykro mi, że tak wyszło. - Otworzywszy oczy zobaczyłam, że Edward stał nademną i patrzył, niemal z czułością. Zaczęłam się rozglądać dalej, obok niskiej dziewczyny o twarzy chochlika stała inna - wyższa blondynka o posągowej figurze, niezwykle ładna; na prawo wielki dryblas o twarzy dziecka i wysoki, szczupły szatyn.
- Alice już poznałaś, to Rosalie, Emmet i Jasper, są moim rodzeństwem. Zerwałam się szybko, jednak nie był to najlepszy pomysł, bo zachwiałam się i złapałam za głowę - miałam ogromnego guza.
- Oni też chcą porzucać we mnie naczyniami?! - krzyknęłam i zaczęłam odsuwać się w stronę wyjścia, wpadłam plecami na twardą klatkę piersiową, odwróciłam się.
- Edward, jak...? - Stał za mną, mimo że przed chwilą był przede mną.
- Uderzyłaś się w głowę, Bello. Chodź, połóż się jeszcze.
- Ja nie chcę leżeć, chcę do domu - powiedziałam tonem płaczliwego dziecka, Edward zabrał mnie pod rękę.
- Nie ma dyskusji, na razie tu zostajesz, czy ci się to podoba czy nie.
Zastanawiałam się gorączkowo, co się tu dzieje, co powie Charlie, gdy się dowie, że nie wróciłam do domu. Na pewno zacznie mnie szukać i dowie się od kogoś, że wsiadłam do samochodu Cullena, a wtedy przyjedzie po mnie.
- Jak masz zamiar wytłumaczyć się mojemu ojcu? - zapytałam z hardą miną - zagryzałam wargi i patrzyłam mu prosto w oczy.
- Niby skąd będzie wiedział, że tu jesteś?
- Na pewno ktoś widział, jak wsiadałam do twojego samochodu.
- Zadbałem, by nikt nie widział. - Uśmiechnął się pod nosem. Pewnie dlatego nie było go na reszcie lekcji, ma jakieś doskonałe alibi. Niech to szlag! Co robić i czego oni chcą od Jake'a?
- Co chcecie od Jacoba? - spytałam.
- Black ma ze mną pewnie rachunki do wyrównania i już niebawem dowie się, że mam coś dla niego na tyle cennego, by się pojawić i to odbić. - Odwrócił się do mnie plecami. Zauważyłam, że jest bardzo spięty i nie oddycha, ale jak mógł robić to tak długo?
- Uważasz, że jestem dla niego cenna? Przecież my tylko się przyjaźnimy...
-Tacy jak my nie przyjaźnią się z ludźmi - urwał, bo chyba zorientował się, że powiedział zbyt wiele. Przymknął oczy i wciągnął głęboko powietrze, po czym obrócił się przodem, stając tuż przed moją twarzą. Wdychał mój zapach jakby był niezwykły, zbliżał się coraz bardziej, błądził przy mojej szyi i obojczyku, powrócił do policzka, wreszcie do ust. Byłam tak sparaliżowana, że stałam i nie poruszyłam się nawet o milimetr. Obserwowałam jego ruchy i zapamiętanie w tym co robi, spostrzegłam kątem oka, że jesteśmy sami w salonie. Jego rodzeństwo, które mi przed chwilą przedstawił gdzieś się ulotniło. Był już o milimetry od moich ust, przymknęłam oczy, by przygotować się do pierwszego w moim życiu pocałunku. Mimo że był moim porywaczem, pragnęłam tego tak bardzo, że aż bolało. Serce kołatało mi w piersi, a oddech był tak przyśpieszony, że dyszałam mu prosto w twarz. Nie mogłam już dłużej wytrzymać tego oczekiwania. Wspięłam się na palce, żeby przyśpieszyć pocałunek, gdy byłam już tak blisko, by dotknąć te chłodne, gładkie usta, drzwi wejściowe do domu otworzyły się, a Edward odskoczył ode mnie. Popatrzył na mnie tak jakbym zrobiła jakiś niewybaczalny błąd - ze wstrętem i okrucieństwem w oczach. Odwrócił się i wybiegł. W pokoju stała para ludzi. Wyglądali jakby wiekiem przekraczali trzydziestkę, jednak uroda odejmowała im lat. Mężczyzna - postawny blondyn o bladej cerze i kobieta - o kasztanowych puklach sięgających łopatek - uśmiechali się do mnie serdecznie. Straciłam rachubę, kim ja tu jestem więźniem czy gościem?!
- Witaj - odezwała się kobieta - na imię mi Esme, a to jest Carlisle. Jesteśmy rodzicami Edwarda, a ty pewnie jesteś jego przyjaciółką Bellą ?
- Edwardzie, czy nie niegrzecznie zostawiać gości samych?! - zawołał mężczyzna, w stronę, w którą pobiegł młody Cullen.
- Właściwie to ja już wychodziłam, więc jeśli państwo pozwolą. - Ominęłam parę, wyszłam przez drzwi i rzuciłam się pędem w stronę, z której przyjechaliśmy. Była tam niewielka leśna droga, wytyczona tylko kołami przejeżdżających tędy samochodów. Biegłam i biegłam, nie sądziłam, że jest to tak daleko od głównej trasy. Obcasy nowych butów topiły się w mokrym błocie - nie mogłam utrzymać tempa, zasapałam się tak bardzo, że przystanęłam i oparłam dłonie o zgięte kolana.
- No, Bella, nie czas na odpoczynek. Musisz uciekać z tego domu wariatów. - Wyprostowałam się do dalszego biegu, jednak przede mną stał już Edward. Miał bardzo rozwścieczoną minę, patrzył prosto w moje oczy. Zmroziło mnie. To by było na tyle, jeśli chodzi o ucieczki.
- Jak ci się udało mnie tak szybko dogonić ?! To niemożliwe!
- A jednak, Bello. Mówiłem ci, że chwilowo z nami zostaniesz, niestety musisz się zastosować do mojej prośby. - Zrobił krok w moją stronę, nie mogłam już walczyć, nie miałam siły. Odwróciłam się tyłem i zaczęłam iść z powrotem w stronę ich domu. Nie słyszałam kroków za plecami, jednak czułam jego wzrok na sobie.
Doszliśmy do werandy gdzie stała już całą rodzina.
- Przepraszam, Edwardzie - odezwała się Esme.
Nie wiedziałam, co się tam dzieje, ale przyrzekłam sobie, że się dowiem jaka jest moja rola w całym tym wariactwie?! No, i gdzie - do cholery - podziewa się Jacob?! |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Maxsia dnia Pon 14:30, 12 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
nellkamorelka
Wilkołak
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 102 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec
|
Wysłany:
Pon 14:57, 12 Paź 2009 |
|
hmm... super, że tak szybko:) nie zawiodłaś mnie moja droga:) akcja toczy się szybko i zdecydowanie, a jednocześnie bardzo zaskakująco- tak trzymaj dalej, a będę czytała Twój ff z zapartym tchem:) coś mi tam mignęło co nadawałoby się do poprawy, ale zostawię to innym, ja wolę skupić się na treści:) mam nadzieję, że na kolejny rozdział nie każesz nam długo czekać?:)
pozdrawiam i życzę dalszej weny:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Pon 19:53, 12 Paź 2009 |
|
dalej jakoś zaskakująca, ale niewiadomo co i jak do końca... fajna tajemnica... :P ale chciałabym ją poznać...
i dlaczego Edward trwaktuje Bellę jak przynętę ?
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
VampiresStory
Zły wampir
Dołączył: 19 Maj 2009
Posty: 325 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań
|
Wysłany:
Wto 15:00, 13 Paź 2009 |
|
Zapytam szczerze: czy jesteś pewna, że ten tekst był betowany?
Oczywiście, nikt nie jest idealny, ale tu jest mnóstwo błędów.
Powiem jeszcze, że nie podoba mi się Twój styl. Niebezpiecznie przypomina opowiadanie mojej przyjaciółki, tyle że ona rekompensowała to długimi i zaciętymi polemikami między bohaterami, którzy wiedzieli, co to ironia. Ty piszesz skomplikowane zdania, które w efekcie wcale nie są dynamiczne, akcja nie leci do przodu, a tworzysz jedynie długi ciąg myśli Belli. Najbardziej uderzył mnie ten fragment:
Maxsia napisał: |
Koła ciężarówki zaczepiły nieco o żwirowe pobocze i straciłam panowanie nad kierownicą, samochód zaczął się ślizgać po mokrej nawierzchni, znów zjechał na pobocze i powoli wytracał prędkość, coś strzeliło i zahuczało, w końcu gwałtownie zatrzymał się. Uff. Wysiadłam, żeby ocenić straty, jedno koło nie nadawało się do dalszej jazdy, całkiem straciłam oponę, która leżała nieopodal w skrawkach. Uznałam, że musiało ją rozedrzeć coś ostrego leżącego na poboczu drogi. |
W takim przypadku powinno się tworzyć krótkie i dynamiczne zdania, by oddać ich stronę czynną.
Swoją drogą, dlaczego Edek zachowuje się jak cham? Znowu? Bez pozwolenia zawozi Bellę do swojej rodziny, robi przy tym miny, jakby działa mu się krzywda i patrzy spode łba.
Po chwili:
Sorry, zmieniam zdanie. On jest chamem. Przynęta? Bella?
I ten pomysł ma u mnie jednocześnie duuużego plusa. Po prostu nie mogę. Oj, naczytałam się za dużo humanów ostatnio...
Nie wiem, co się dzieje, ale chociażby ze względu na dom wariatów będę tu wchodzić.
Życzę weny. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aliss.
Wilkołak
Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 237 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Wto 16:39, 13 Paź 2009 |
|
Przykro mi, nie podoba mi się. Tekst jest suchy i jeśli piszesz w pierwszej osobie powinno być więcej przemyśleń, a nie tylko opis prozaicznych, codziennych czynności. Jeśli chodzi o rodzinę Cullenów - są napewno dziwni. Nie mogłam się połapać o co chodzi. No, ale cóż, pracuj, aż w końcu napiszesz coś naprawdę dobrego.
Pozdrawiam. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Maxsia
Człowiek
Dołączył: 02 Wrz 2009
Posty: 74 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Forks
|
Wysłany:
Wto 18:27, 13 Paź 2009 |
|
kirke napisał: |
i dlaczego Edward trwaktuje Bellę jak przynętę ?
|
Jakby wszysto wiadome było od początku, nie było tak fajnie ale w nastęnym rozdziale to kto wie.
Cytat: |
Zapytam szczerze: czy jesteś pewna, że ten tekst był betowany? |
Był. Jeśli sądzisz, że błędy są tak rażące - wypisz je.
Cytat: |
Powiem jeszcze, że nie podoba mi się Twój styl. Niebezpiecznie przypomina opowiadanie mojej przyjaciółki, tyle że ona rekompensowała to długimi i zaciętymi polemikami między bohaterami, którzy wiedzieli, co to ironia. |
Nie czytałam opowiadania twojej "przyjaciółki", jeśli udostępnisz to chętnie, może uda mi się załapać trochę tej ironii.
Cytat: |
Swoją drogą, dlaczego Edek zachowuje się jak cham? Znowu? Bez pozwolenia zawozi Bellę do swojej rodziny, robi przy tym miny, jakby działa mu się krzywda i patrzy spode łba. |
Hej! A czemu nie? W końcu ja to napisałam, jak będe chcieć to "Edek" będzie tańczyć na uszach, i robić kulki z nosa stopami :D
Nie oczekiwałam tak miłych komentarzy od reszty, bardzo dziekuje i postaram się, by coś z tego powstało.
Pozdrowienia Maxsia. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
nellkamorelka
Wilkołak
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 102 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec
|
Wysłany:
Wto 18:32, 13 Paź 2009 |
|
A ja nadal podtrzymuję, że jak do tej pory mnie się podoba:) też jestem ciekawa jakie "rażące" błędy się tam pojawiły? bo mnie jakoś nic tak poważnego nie rzuciło się w oczy, a trochę już żyje na tym naszym pięknym świecie:)
życzę dalszej weny autorce:)
ps.: krytyka powinna być konstruktywna z przykładami |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Maxsia
Człowiek
Dołączył: 02 Wrz 2009
Posty: 74 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Forks
|
Wysłany:
Sob 21:25, 17 Paź 2009 |
|
Dodaję kolejny element mojego opowiadania. Pewnie niektórych nim rozczaruje, jednak trzeba trochę ponudzić, żeby potem było to "coś".
Więc w tym rozdziale wyjaśnienia, w nastęonym akcja ( 4 ż w betowaniu).
Beta: AngelsDream
ROZDZIAŁ IV
Edward pociągnął mnie za łokieć, szliśmy po schodach na piętro. Po drodze mijaliśmy wiele
obrazów, czyżby były to reprodukcje? Kilka z nich miałam okazję już kiedyś widzieć w książkach. Prowadził mnie korytarzem, mijając już trzecią parę drzwi po prawej, a po lewej trzecie okno.
Otworzył czwarte drzwi przez nas mijane i wepchnął mnie do przestronnego pokoju utrzymanego w barwach błękitu. Po środku pomieszczenia stało wielkie dwuosobowe łoże, miało śliczną kapę w białe i błękitne różyczki. Z prawej ustawiono ogromną biała szafa, z drugiej strony toaletkę z lustrem oprawionym w złotą ramę z małymi perełkami. Przyjrzałam się mu bliżej i wreszcie dotarło do mnie to, co widzę.
- Boże, jak ja wyglądam.- Wpatrywałam się w swoje odbicie i dotykałam dłonią wielkiego, fioletowego guza na moim czole.
- Może nie będzie tak źle. - Edward zaszedł mnie od tyłu i spoglądał w moje oczy w lustrze. Zawahał się przez chwilę, ale podniósł rękę i dotknął opuszkiem palca mojego czoła. Przymknęłam oczy, chłód jego dłoni delikatnie koił pulsujący ból. Poczułam się sennie. Był to bardzo trudny dzień, a tyle myśli kołatało się po mojej głowie.
- Powinnaś położyć się spać. Powiem Alice, żeby przyniosła ci wszystko, czego potrzebujesz. - Otworzyłam oczy, stał naprzeciwko mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Bello, nie uciekaj, szkoda twojego wysiłku, mogła by ci się stać krzywda... - Jego głos koił moje nerwy, ale po chwili dotarł do mnie sens wypowiedzianych słów.
- Grozisz mi?! Nie spocznę, dopóki nie wydostanę się stąd, nie będę dobrowolnie niczyim więźniem - krzyczałam nie na żarty, chyba spurpurowiałam na twarzy, bo uśmiechnął się półgębkiem. Zaczął się odwracać, widocznie skończył rozmowę ze mną na dobre. - Cullen, nie ujdzie ci to na sucho!
- Jeśli będziesz czegoś potrzebować, krzyknij, dobrze ci to wychodzi.
Zamknął za sobą drzwi, a ja stałam przy toaletce, na prawo znajdowało się jakieś pomieszczenie, otworzyłam je. Okazało się, że była tam, bardzo przestronna łazienka z wielką wanną i prysznicem, na małej szafce leżała błękitna piżama w kratkę i trochę kosmetyków, takich jak żel pod prysznic, szampon czy balsam do ciała. Napuściłam wody do wanny. Wrzuciłam parę pachnących kulek z koszyczka obok. Niebawem, dzięki nim, woda zaczęła się pienić. Ściągnęłam moją szałową, czerwoną bluzkę, to samo zrobiłam z resztą ubrań i wskoczyłam do kąpieli.
Chyba zasnęłam, bo, gdy obudziło mnie pukanie, woda była już całkiem zimna, a z piany nie pozostało prawie nic.
- Bello, czy wszystko w porządku? - Edward niepewnie stał za uchylonymi drzwiami, widziałam jego dłoń opierającą się o framugę.
- Tak, nie wchodź, muszę się ubrać! - Wyskoczyłam jak oparzona, chwyciłam za ręcznik i szybko się nim owinęłam. Chłopak otworzył drzwi i zerknął w moją stronę. Chyba się speszył tą sytuacją, bo odwrócił wzrok w stronę prysznica.
- Nic nie było słychać, bałem się, że się utopiłaś.
- Jak mogłeś usłyszeć cokolwiek... Masz tu podsłuch?
- Nie, ja po prostu... - pokręcił głową - nieważne, dobrej nocy.
Wyszedł z pokoju szybkim krokiem i zamknął za sobą drzwi, jednak nie usłyszałam, żeby przekręcał klucz w zamku, lub podstawiał pod nie jakieś krzesło. Czyżby mi zaufał, czy był, aż tak naiwny, by uwierzyć, że nie jestem w stanie im uciec.
Osuszyłam włosy, ubrałam się w piżamę i położyłam na łóżku. Mimo drzemki w wannie, zmęczenie dawało o sobie znać, postanowiłam, że jutro zadecyduje co dalej, z Charliem, Jacobem i oczywiście Edwardem. Niepokoiło mnie to, co odczuwałam, gdy był w pobliżu. Na samą myśl traciłam oddech.
- Chyba jestem nienormalna, szaleję za porywaczem, brutalem i podglądaczem w jednym... - szepnęłam.
Chwilę potem odpłynęłam w sen.
EDWARD
Od pewnego czasu za ścianą słyszałem równy oddech, Bella pewnie już spała. Gdy wszedłem do łazienki, miałem ochotę uciekać gdzie pieprz rośnie. Zanim mnie zauważyła, przyjrzałem się jej dokładnie. Leżała niemal cała zanurzona w wodzie, z zamkniętymi oczami i lekko uchylonymi ustami. Jasna cera kontrastowała z ciemno-kasztanowymi włosami. Po ramionach spływała woda. Piana już prawie znikła i gdybym miał serce, to chyba wyskoczyłoby mi z piersi. Musiałem się odezwać i opamiętać, w powietrzu wirował zapach jej młodej skóry. Chwila i mogłoby się to dla nas - dla niej – źle skończyć.
Nie mogłem myśleć o Belli w inny sposób, jak w taki, posłuży za przynętę dla Blacka.
Wiele lat temu Jacob Black należał do plemienia Quiletów. Indianie nie chcieli wampirów na swoim terenie i wymyślali co chwilę nowe sztuczki, aby się ich pozbyć, niestety przy starciu z naszymi krewniakami Jacob został ukąszony, przez jednego z nich, i dokonała się transformacja. Rozwścieczony swoją dolą, szukał zemsty i trafił na naszą rodzinę. W tym czasie już żyliśmy w wstrzemięźliwości przed ludzką krwią i walką z naszą, jak i każdą inną, rasą.
Indianin trafiwszy na trop jednego z nas podczas polowania na leśną zwierzynę, zaatakował i tej potyczki nie przeżyła jedna osoba.
W tamtym czasie dołączyła do nas Trish, najsłodsza i najukochańsza dziewczyna, jaką kiedykolwiek miałem okazję spotkać. Gdy została przemieniona, miała około czternastu lat, więc była zamknięta w ciele małej dziewczynki. Kochałem ją jak siostrę, mogłem powierzyć każdą tajemnicę. Na polowania wybieraliśmy się razem, rozumieliśmy się bez słów. Zawsze wiedziała, czego potrzebuję i ja wiedziałem, czego potrzebuje ona. Jedyny raz oddaliliśmy się od siebie na tyle, by stracić jakikolwiek kontakt, to wystarczyło - Black wykorzystał ten moment. Gdy znalazłem ognisko, poczułem nie tylko swąd palonego wampirzego ciała, ale i zapach innego wampira – właśnie jego. Zemścił się w sposób okrutny, który w moim mniemaniu zasługiwał na odwet.
Z zamyślenia wyrwało mnie chrapnięcie Belli piętro wyżej.
- Edwardzie, chyba powinniśmy ją puścić wolno. Skąd ta pewność, że on będzie chciał ją odzyskać? – Alice weszła bezszelestnie do salonu i usiadła na kanapie obok mnie. – Pewnie już szuka ją całe miasteczko.
- Wiesz, że nie mogę tego zrobić. To jedyny sposób, by go jakoś zwabić. Odkąd jest członkiem naszej rasy, nigdy, nigdzie nie zagrzewał dłużej miejsca, nie spoufalał się z ludźmi, a tym bardziej nie przyjaźnił z nimi. Musi być jakaś przyczyna, dlaczego tak się stało, czemu wybrał właśnie Bellę…
- Chyba na to ostatnie pytanie znasz odpowiedź. Uważaj, żebyś i ty nie mógł się z nią rozstać.
- To, co mówisz jest absurdalne! – Zerwałem się z kanapy i stanąłem sztywno tyłem do siostry. - Uważasz, że mógłbym zakochać się w człowieku, w dodatku tak upierdliwym?!
- To ty to powiedziałeś, ale skoro pytasz, mnie o zdanie, to myślę, że tak. Uważam, że jest słodka, no i bardzo ładna. – Zerknąłem na nią zza ramienia, siedziała bez ruchu tam, gdzie wcześniej i uśmiechała się jak najedzony kociak.
BELLA
W oczy raziło mnie światło słoneczne i było to coś tak abstrakcyjnego w tej części kraju, że napawałam się tą chwilą i zacisnęłam powieki. Postanowiłam jeszcze poleżeć, kiedy zalała mnie fala wspomnień z poprzedniego dnia. Zerwałam się i rozejrzałam wokół, nie byłam w swoim pokoju. Na rogu łóżka leżały jakieś ubrania, które nie należały do mnie. Gdy spałam, ktoś tu był – pomyślałam. Wstałam i podeszłam do okna. Musiało być jeszcze wcześnie, bo mimo jaskrawego słońca, rosa pokrywała trawę i gdzieniegdzie unosiła się lekka mgiełka. Przeszłam przez pokój w kierunku pozostawionych ciuchów. Były to: zwiewna bluzka w granatowo-fioletowe mazaje, ciemnogranatowe rurki, czarne balerynki – wszystko dokładnie w moim rozmiarze.
- Niesamowite – wymamrotałam, dotykając ciuchów.
Przebrałam się szybko, weszłam do łazienki, gdzie umyłam twarz i zęby.
Postanowiłam zrobić sobie mała wycieczkę po domu, w którym, jakby tego nie nazwać, byłam więźniem.
Uchyliłam delikatnie drzwi i wystawiłam głowę, by spojrzeć na korytarz. Rozglądnęłam się na obie strony, z żadnej nikt nie nadchodził. Gdybym skierowała się w lewą stronę, znalazłabym się u szczytu schodów, którymi szliśmy wczoraj. Postanowiłam jednak wybrać odwrotny kierunek. Minęłam kilka par takich samych skrzydeł, na końcu korytarza natknęłam się na uchylone. Te były podwójne, jak się okazało, gdy je pchnęłam, prowadziły do gabinetu. Większą część ścian pokrywały rożnego rodzaju obrazy, mozaiki i ikony. Wiele z nich musiało być bardzo starych i przedstawiały na pewno niemałą wartość. Nad dębowym biurkiem spoczywał ogromnych rozmiarów portret rodzinny w złoconej ramie. Uwieczniono na nim, w dziwnych, starodawnych strojach wszystkich, których miałam okazję spotkać wczoraj, oprócz jednej. Dziewczynki o słodkim uśmiechu, kręconych blond włosach i wielkich niebieskich oczach. Gdy się na nią patrzyło, wyglądała jak aniołek, który przez pomyłkę pojawił się na tym malowidle. Podeszłam bliżej i dotknęłam gładziutkiej buzi spoglądającej na mnie z obrazu.
- Gdzie jesteś? – szepnęłam.
- Piękna, prawda?- Usłyszałam za sobą czyjś głos, to ten miły blondyn, podobno ojciec tego gbura. – Była dobrym dzieckiem, wszyscy za nią szaleli. Niestety już jej nie ma. Po jej odejściu, aż do teraz, nie mogłem dostrzec u Edwarda innych emocji niż nienawiść.
- Aż do teraz? – Zaciekawił mnie tym, co powiedział.
- Bello, chciałbym się nie mylić, na razie nie mogę powiedzieć ci nic więcej. Mam nadzieje, że wybaczysz mojemu synowi i dostrzeżesz w nim zalety.
- Czemu ma służyć cała ta farsa, panie Cullen? Dlaczego mnie tu więzicie, czemu pan się na to zgadza? – Nie mogłam dłużej trzymać emocji na wodzy. – Na pewno już mnie szukają, prędzej czy później, wszystko wyjdzie na jaw i nie tylko pański syn, ale pan również pójdzie siedzieć.
Z jego twarzy nie zniknął dobrotliwy uśmiech
-Bello, zostawmy wszystko w rękach Boga. Tymczasem zejdź na śniadanie, Edward już denerwuje się naszą zbyt długą dyskusją.
Pomyślałam, że zaraz zwariuję, nic w sprawie mojego porwania się nie wyjaśniało. Wręcz na odwrót, coraz bardziej czułam się zdezorientowana. Wszyscy mówili do mnie jakimś nie zrozumiałym dla mnie językiem.
Zostawiłam Carlisle’a wpatrującego się dalej w obraz, sama skierowałam się korytarzem, a potem schodami, na parter, gdzie miała znajdować się kuchnia.
Na dole roztaczał się zapach naleśników, dotarłam za nim do bardzo przestronnej jadalni.
- Bello, jak cudownie, że już wstałaś, dajesz mi okazję do wypróbowania moich zdolności kulinarnych! – Twarz Esme rozjaśniał szeroki uśmiech. – Siadaj kochanie, lubisz naleśniki?
- Eee… tak, lubię. – Byłam zdezorientowana całą sytuacją. Tymczasem Esme wniosła wielki półmisek z jedzeniem i postawiła go na stole.
- Częstuj się śmiało, gdybyś potrzebowała dokładki jestem obok.
Wpatrywałam się w górę jedzenia, którą przede mną umieściła, była to porcja dla co najmniej dziesięciu osób. Kobieta zniknęła za rogiem. W mojej głowie zaświtała myśl. Rzuciłam wzrokiem przez stół na przeszklone drzwi, które wychodziły na ogród. Wstałam najciszej jak tylko mogłam. Stopa za stopą, zbliżałam się do wolności. Z zaciśniętymi powiekami nacisnęłam klamkę – ustąpiła. Wybiegłam, ile sił w nogach, zimne powietrze chłostało mnie po twarzy. Stopy w lekkich butach wbijały się w rozmokłą trawę. Już po chwili wbiegłam między drzewa, chroniły mnie przed wzrokiem mieszkańców domu. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
BaaaSsia
Wilkołak
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 116 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Sob 21:38, 17 Paź 2009 |
|
Jupii kolejny rozdział.
Bardzo fajny.troszke krótki[ale to nic]...
Ciekawe czy uda jej się uciec...
Bardzo mnie rozmieszyła sytuacja z Esme i naleśnikami...:)
...
Rozdział ogl. naprawde fajny...
Czekam na dalsze rozdziały.
weny i czasu!
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
nellkamorelka
Wilkołak
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 102 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec
|
Wysłany:
Sob 21:44, 17 Paź 2009 |
|
cieszę się, że tak szybko wstawiłaś kolejny rozdział. Nie rozumiem jedynie Twoich obaw, co do ewentualnego rozczarowania czytelników? ja na pewno nie jestem rozczarowana:) nieco rzeczy wyjaśniło się w tym rozdziale, zwłaszcza odnośnie porwania Belli. Mam jednak nadzieję, że wzajemna fascynacja Edwarda i Belli nie pójdzie jakoś błyskawicznie? niech się troszkę pomęczą:) wiem, sadystka ze mnie, ale wolałabym się podelektować:)
Błędów jak to zwykle ja nie zauważam, jeśli ff mnie wciągnie.
Zresztą zazwyczaj wypowiadam się jedynie przy tych ff, którymi jestem zauroczona, wiec wylewam tony jak to ktoś nazwał "kisielu":)i nie zamierzam tego zmieniać.
a teraz szybciutko bierz się do pracy i jak najprędzej wstaw kolejny rozdział:)
Pozdrawiam
Nellka |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Sob 21:44, 17 Paź 2009 |
|
coś niecoś się wyjaśniło...
więc z kolei pytania się nasuwają...
gdzie jest Jacob ?
dlaczego wszyscy 'lecą' na Bellę? :P
bardzo, bardzo ładny styl przyjemny w czytaniu
pozdrawia
i wciąż odwiedza
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Maxsia
Człowiek
Dołączył: 02 Wrz 2009
Posty: 74 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Forks
|
Wysłany:
Pią 16:03, 23 Paź 2009 |
|
Dostarczam kolejną porcję
Żeby temat nie usechł, oj mało tych komentarzy mam nadzieje, że czytających więcej
Betowała: Mille
ROZDZIAŁ IV
EDWARD
Staliśmy z Carlisle’m i Esme przy oknie w gabinecie. Na zewnątrz roztaczały się pasma zieleni - soczystych traw i wielkie korony iglastych drzew. Wiał porywisty wiatr i padał drobny deszcz. Przez trawnik przed domem przedzierał się człowiek, walcząc z rozmokłym podłożem. Drobna sylwetka sprawiała wrażenie tak kruchej, że każdy następny powiew mógłby ją przewrócić lub porwać w dal.
- Myślisz, że po nią przyjdzie? – zapytał Carlisle. – Jacob na pewno zdaje sobie sprawę z tego, że już tu na niego czekasz. - Jego dłoń powędrowała na moje ramię, uścisnął je i poklepał w akcie wsparcia. - Synu, zastanów się jeszcze, czy tego chcesz. Zemsta nie zmniejszy twojego cierpienia, ani go nie wymaże. Nie poświęcaj niewinnej istoty do walki w imię własnych celów.
- Na pewno jest jej zimno i jest głodna. Nie zjadła tego, co dla niej przygotowałam. – Twarz Esme rozjaśnił koci uśmiech. Igrała ze mną.
- Wczoraj patrolowaliśmy z Emmetem okolice; natknęliśmy się na ślady Blacka. To kwestia czasu, gdy zbliży się na tyle, bym mógł go dopaść. Tymczasem idę trzymać rękę na pulsie; mała Bella gotowa się zgubić.
Zostawiłem rodziców objętych i spoglądających przez okno. Wybiegłem na dwór, wiatr muskał moją twarz. Jakże mocno musiała odczuwać te podmuchy ludzka istota? Jak chłód poranka oddziaływał na gładką, ciepłą skórę, gdy na mojej wywoływał lekkie mrowienie?
Czułem obecność Belli w powietrzu i na drzewach, których dotykała. Z każdym krokiem zostawiała na podszyciu nutę swojego unikalnego zapachu. Zawierał on w sobie mieszankę kwiatów - frezji i lilii, a także owoców - truskawek, którymi pachniały pasma jej włosów za każdym razem, gdy poruszyła głową.
Trzymałem dystans na tyle, by być przy niej, widzieć każdy jej ruch, a zarazem uchronić się przed jej wzrokiem. Szła coraz wolniej, zagłębiając się w leśne ostępy. Potykała się o powalone konary drzew, a nieposkromione gałązki szarpały jej ubranie.
Targały mną sprzeczne emocje. Bardzo chciałem wykorzystać jedyną szansę, by dorwać tego drania. Z drugiej strony miałem wyrzuty sumienia, głębokie poczucie winy, które wielką szpilą wbijało mi się w serce. Chciałem ukryć swoje uczucia przed rodziną, ale przede wszystkim przed sobą. To spadło na mnie jak grom z jasnego nieba; zdałem sobie sprawę, że się w niej zakochałem…
-Kocham cię – wyszeptałem. Odkąd zobaczyłem Bellę wtedy w szkole, nie mogłem przestać o niej myśleć. Śledziłem każdy jej krok, czuwałem, gdy spała. Sam przed sobą nie chciałem przyznać, że jest coś między nami; tłumaczyłem ten stan żądzą zemsty. Chyba wszyscy w koło widzieli to, czego ja sam nie chciałem zauważyć.
BELLA
Błądziłam po lesie od kilku godzin. Zmęczone mięśnie odmawiały posłuszeństwa. Spojrzałam przez konary drzew na ciemne, burzowe niebo. Sprawiało wrażenie, jakby lada chwila miała zacząć się nawałnica. Zastanawiałam się, jak mogłam wpaść na tak błyskotliwy pomysł, by uciec w środek lasu, którego nie znałam. Zobaczyłam wielkie, powalone drzewo. Usiadłam przy nim, opierając się plecami o jego pień, i objęłam kolana.
- Edwardzie… - wymknęło mi się.
Przymknęłam oczy, zimno przenikało mnie do szpiku kości. W wyobraźni zobaczyłam jego piękną twarz. Gdybym tylko mogła cofnąć czas i rozegrać to wszystko w innych okolicznościach. Czułam, że Edward pała do mnie niewytłumaczalną nienawiścią. Miało to związek z Jacobem, jednak nie wiedziałam, co między nimi zdarzyło się w przeszłości, by tak spotęgować jego emocje.
Krzaki obok lekko się poruszyły. Podskoczyłam przerażona. W głębi lasu wszystko mogło mnie spotkać. Bez wątpienia, były tu również dzikie zwierzęta. Moje ciało doznało nagłego paraliżu, w żaden sposób nie mogłam się poruszyć. Nie potrafiłam wydobyć z siebie ani jednego, cichego dźwięku, choć nawet gdybym mogła krzyczeć - i tak nikt by nie usłyszał w tej części gęstwiny.
Krew pulsowała mi w żyłach z prędkością światła; zwinęłam się w kulkę. Nagle przed oczami zobaczyłam czyjeś buty. Podniosłam głowę, i na widok osoby stojącej przede mną, moje serce zabiło mocniej z radości.
- Edward! – Rzuciłam się jak gazela w jego ramiona, czując jakbym uderzyła w ścianę. W jednej chwili wszystko przestało mieć znaczenie. Tulił mnie w ramionach, w jednej dłoni trzymając grubą, puchową kurtkę, którą owinął mnie jak niemowlę. Zarzuciłam mu ręce na szyję; jego twarz niebezpiecznie zbliżała się do mojej, aż w końcu nasze usta połączyły się.
Zapomniałam, gdzie jestem. Nie liczyło się nic, oprócz nas. Jak w próżni. Miałam tyle pytań które mnie nurtowały, na które musiałam uzyskać odpowiedzi, jednak teraz niewiele mnie to interesowało.
Chłopak delikatnie nakłonił mnie, bym położyła się na ściółce. Błądził ustami po mojej twarzy, potem szyi. Jego dłonie poruszały się na moim rozpalonym ciele, zaczął z zapałem rozpinać guziki bluzki, którą miałam na sobie. Oddychałam szybko, niemal spazmatycznie. Bałam się tego, co miało nastąpić za chwilę, z drugiej strony nie mogłam się doczekać, kiedy staniemy się jednością. Pieścił moje piersi i brzuch, a moje dłonie bezwiednie wędrowały po jego odsłoniętym torsie. Delektowałam się smakiem jego ust, zapachem muskularnego ciała. Po chwili leżałam już naga na stosie naszych ubrań. Ruchy Edwarda zaczęły nabierać prędkości, a z gardła wyrwał się pomruk, a raczej warknięcie – jak u dzikiego zwierzęcia. Musiałam wyglądać na dość wystraszoną, bo jego oczy szybko wypełniły się smutkiem. Puścił mnie i przysiadł obok, nie dotykając. Ukrył w dłoniach swoją twarz w akcie rozpaczy.
- Bello, muszę ci coś powiedzieć – zaczął, rzucając mi pełne żalu spojrzenie. – Wiesz… ja nie do końca jestem człowiekiem.
Patrzyłam na niego, nie rozumiejąc, co do mnie mówi.
- To… kim ty jesteś?
- Wampirem.
Doznałam szoku, z twarzy odpłynęła mi cała krew. Zalała mnie fala różnych myśli i setki pytań. Zastanawiałam się, jak to jest możliwe, i czy w ogóle istnieją takie istoty. Był dzień, a on siedział obok mnie. Światło nie robiło mu krzywdy, w ich domu nie było trumien. Czy pił ludzką krew?
Zerwałam się, zaczęłam zbierać ciuchy i bezładnie narzucać je na siebie. Trzęsące się dłonie nie pozwalały mi nawet na zapięcie spodni. Po chwili pędziłam dalej w las, a Edward trzymał się tuż za mną. Wiedziałam, że jeśli chciałby zrobić mi krzywdę, to już dawno by się to stało. Chwycił mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę.
- Poczekaj, to nic nie da. Do niczego nie prowadzi. Odstawię cię do domu, Bello. Więcej mnie nie zobaczysz.
Dotarło do mnie, w końcu.
- Nie chcę… to znaczy chcę cię widywać. Nie obchodzi mnie, kim czy czym jesteś.
- Jeśli pozwolisz, to ja odprowadzę ją do domu.
Sytuacja potoczyła się tak szybko, że nie wiedziałam, co się dzieje wokół. Edward z wielkim rykiem rzucił się na przybyłego. Rozpoznałam w nim Jake’a. Skakali obaj na wiele metrów w górę, by uniknąć ciosu przeciwnika. Szarpali zębami swoje ciała, odrzucali na pnie drzew, jak szmaciane lalki. Usłyszałam jakiś krzyk, dotarło do mnie, że to mój własny.
Pierwszy szok minął. Podbiegłam do walczących, by ich rozdzielić. Byli splecieni w żelaznym uścisku. Ciągnęłam obu za ubrania, niestety to było tak, jakbym chciała poruszyć dwie skały. Nagle poczułam cios. Siła odrzutu była tak wielka, że oddalałam się z niesamowitą prędkością od walczących. Moje plecy napotkały przeszkodę. Ogromny ból rozdarł moje lędźwie. Poczułam ciepło rozlewające się po moim lewym boku. Pod stopami nie było podłoża, przez łzy spojrzałam w dół. Z mojego brzucha wystawała złamana gałąź, naostrzona jak włócznia. W ustach wyczuwałam metaliczny smak krwi. Zalewała ona również całe moje ciało poniżej otwartej rany. Chwyciłam oburącz konar, chciałam się jakoś podeprzeć, jednak byłam przygwożdżona do pnia. Wszystko trwało zaledwie kilka sekund – jedna po drugiej opadałam z sił. Przez przeszywający ból traciłam przytomność, świat wokół wirował z dużą prędkością. Usłyszałam krzyki z oddali. Chyba ktoś mówił do mnie, dotykał, unosił... Nie czułam już nic. Zawieszona pomiędzy dwoma światami, miałam chwilę, by zastanowić się nad swoim życiem, nad tym, czego mogłabym żałować. Tylko jedno przyszło mi do głowy.
Żałuję miłości, której nie dałam szansy, której już nigdy nie będę mogła mieć.
Dalej była już tylko ciemność… |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Maxsia dnia Pią 16:13, 23 Paź 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
nellkamorelka
Wilkołak
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 102 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec
|
Wysłany:
Pią 18:31, 23 Paź 2009 |
|
hmm... biedna Bella... piszesz naprawdę dobrze:) chociaż chyba jestem troszkę zawiedziona tak szybkim rozwojem akcji. Wolałabym się chyba jeszcze troszkę podelektować wzajemnymi podchodami Belli i Edwarda. W końcu to Twoja wersja Sagi:)
jak już napisałam wcześniej bardzo mi się podoba Twój ff i z chęcią przeczytam c. d.:)
czekam na kolejny rozdział i życzę weny:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Pią 21:24, 23 Paź 2009 |
|
no tak... to ja ponarzekam...
za szybko to wszystko - to uczucie... ta miłość ... ta sytuacja w lesie... i wyznanie, że jest wampirem (brakowało mi krzyków Belli, niedowierzania... czegoś w tym stylu) dośc uprościłaś sytuację...
podoba mi się bardzo zakończenie tej częsci... i zobaczymy co będzie :)
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|