|
Autor |
Wiadomość |
new life
Zły wampir
Dołączył: 13 Sie 2008
Posty: 489 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 31 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Pon 23:17, 11 Sty 2010 |
|
[OOC] [AU/AH]
Witam kolejny raz Chciałabym zaprosić Was do czytania mojego drugiego ff-a mojego autorstwa, który w wolnych chwilach, udało mi się napisać. Napisałam kilka rozdziałów, mam pomysł na kolejne, ale za długo odkładam moment publikacji. Mam nadzieje, że pamiętacie mnie, autorkę „Nigdy więcej” i przeczytacie to, co teraz Wam chce pokazać.
„Senna jawa” nie powstałabym bez dwóch osób, które kocham i podziwiam. Lana6, która wydrukowała wszystko to, co miałam i poradziła mi w niektórych miejscach, co porawić a co zostawić ( „to jest dobrze” „to wykreśl” „a to w ogóle wzięte z kosmosu”). Dziękuje jej za to.
CoCo, której miałam nie słodzić, bo tego nie lubi, więc niech jej będzie. Moja zaginiona siostra, którą odnalazłam i która skazana na mnie jest do końca życia. I to właśnie ona, obiecała mi że zatańczy na moim ślubie właśnie tak dance . No dobra, starczy tego zabawnego ;p
Beta: CoCo
[link widoczny dla zalogowanych]
Rozdział 1.
Zmiany
Krople lecące z kranu, uderzające o brudne talerze, rozciągają się echem po całej kuchni. W tym pomieszczeniu jem samotnie zimny obiad po kolejnej kłótni z mamą i siostrą. Jednakże to nie do końca moja prawdziwa rodzicielka. Renee była nieślubną córką mojego dziadka, który dopuścił się jedynego romansu w całym swym życiu. Oczywiście, nigdy nie zaakceptował swojego dziecka, płacił alimenty i na tym kończyła się jego opieka. Nie interesował się jej losem, nie chciał i nie mógł. Nie pozwoliła mu na to moja babcia. Jedyną spadkobierczynią zdawała się być moja prawdziwa mama - Marie Claire Swan. Renee przygarnęła mnie po jej śmierci. Nie miałam nikogo. Dziadkowie dawno umarli, zostawiając prawowitej córce ogromną fortunę. Renee, jako najbliższa i jedyna krewna, zaopiekowała się mną. Nigdy nie znałam swojego ojca, nawet nie wiedziałam, czy tak naprawdę pragnął kiedykolwiek poznać swe dziecko. Dlatego znajdowałam się tu, pod dachem Renee, bo nie miałam innej rodziny. Bądź co bądź ta kobieta to dobra osoba, ale tak naprawdę nie interesowała się mną. Dawała jeść, lecz nic poza tym, nie zaznałam żadnej matczynej miłości. Co innego tyczyło się jej córki.
Rose, bo to o niej mowa, zawsze podlizywała się Renee, zwłaszcza wtedy, gdy pod koniec miesiąca rozdzielałyśmy pozostałe nam pieniądze. Co tym razem? Sukienka, perfumy, buty... To co zawsze, tylko w innej kolejności. Niestety, z moja siłą przekonywania i argumentami bywałam na straconej pozycji i nie miałam zbyt wiele do powiedzenia. I co z tego, że w szafie znalazły się tylko dwie pary spodni, i tak już wytartych, a także ze cztery bluzki, których rękawy już od dawna są za krótkie? Podczas gdy ja chodziłam w tych samych ciuchach, Rose mogła zmieniać odzież codziennie, ale przecież jako siostra mogłaby się dzielić swoimi ubraniami, lecz ona zdawała się mieć inną koncepcję na ten temat. Jeśli wychodziłam na dyskotekę, Rosalie bywała życzliwa tylko wtedy, gdy widziała to Renee. W innych przypadkach twierdziła, że łączą nas tylko „więzy krwi”. W szkole omijała mnie szerokim łukiem, nie przyznając się, że się znamy. Na tym kończyła się ta znajomość.
Zrezygnowana wstałam i podeszłam do zlewu. Brudne talerze leżały tam nadal, chociaż dziś to Rose powinna zmywać, ale już znałam te przypadki.
Renee, pracująca na dwie zmiany, wraca do domu i widzi brudne naczynia. Rose, pełna skruchy, podbiega do niej i przeprasza, że nie pozmywała, bo uczyła się i nie miała czasu, podczas gdy tak naprawdę słuchała głośno muzyki. Jednak jako dobra siostra poprosiła mnie, abym po raz setny wyręczyła ją z tego, bo przecież tylko siedzę i nic nie robię. Co miałam począć?
Zaczęłam zmywać i hałasować w kuchni. Kiedy skończyłam i wytarłam stół, do kuchni weszła Rose ze świeżo pomalowanymi paznokciami i z perfekcyjnie nałożonym makijażem.
- Pozmywałaś? – zapytała zaskoczona. – Przecież dziś była moja kolej. No cóż, jutro ty też zmywasz – uśmiechnęła się, po czym wyszła swoim zgrabnym krokiem.
Jej blond włosy układały się zawsze idealnie, bez większego trudu robiła różne inne fryzury. Kobiece kształty i zgrabne pośladki sprawiały, że na jej punkcie szaleli wszyscy faceci w szkole. Jednakże Rose nie miała nikogo na stałe. Nigdy nie przyprowadziła do domu mężczyzny, by przedstawić go mamie. To ona chodziła do ich domów. Zwykle otoczona prezentami zdawała się być królową całej szkoły. Moim zdaniem nie miała do zaoferowania niczego oprócz urody. Wszelkie sprawdziany pisała tylko z pomocą osób trzecich, bo sama nic nie potrafiła. Cieszę się, że wiedziała, jak wiązać sznurówki, choć nie mogłam tego do końca stwierdzić, gdyż ciągle chodziła w kozakach. Jednak to dzięki niej w szkole miałam spokój. Nikt mnie nie zaczepiał i nie zagadywał nic nie wnoszącymi rozmowami.
Gdy ogarnęłam już całą kuchnię, ruszyłam do swojego pokoju. W przedpokoju zatrzymałam się przed znajdującym się tam lustrem. Kobieta po drugiej stronie szklanego odbicia miała długie brązowe włosy i czekoladowe oczy. Można powiedzieć, iż wyglądała na ładną, lecz nie wyróżniała się niczym szczególnie. Nieśmiałość i skromność wyryły się w jej wzroku. Aby nie smucić się z powodu odbicia, postanowiłam pójść do swej samotni. Przez uchylone drzwi do pokoju Rose zauważyłam, że kończyła się przebierać w modną krótką spódniczkę, połączoną z bluzką wiązaną na szyi i kozakami sięgającymi kolan. Włosy spięła złotą spinką, pozwalając, aby kosmyki nie zasłaniały jej twarzy, a piękne loki spływały po ramionach Nie chcąc, żeby mnie zauważyła, schowałam się we własnym świecie.
Był piątkowy wieczór, a ja czytałam książki i słuchałam muzyki. Podczas gdy w radiu leciała jakaś wolna piosenka, moja komórka zawibrowała. Nie śpiesząc się, wstałam i podeszłam do szafki. Okazało się, że dostałam wiadomość od mojego chłopaka.
Jamesa poznałam na jednej z pierwszych imprez. To było jedno z nielicznych wyjść razem z siostrą. Renee poprosiła ją, aby zapoznała mnie z paroma osobami, mi z kolei nakazała znaleźć przyjaciół, bo, jak sama stwierdziła, zaczęło ją martwić, że nigdzie nie wychodziłam. Rose, jako dobra córka, pokazała jej, jak się z tego powodu cieszy. Do czasu. W klubie zachowywała się zupełnie inaczej. Zostałam sama. Podeszłam do baru i zamówiłam sobie drinka, uprzednio pokazując dowód potwierdzający pełnoletniość i płacąc własną gotówką, którą udało mi się zabrać z domu. Tam właśnie poznałam Jamesa. Siedział trzy metry ode mnie i rozmawiał z jakąś dziewczyną. Trzymała jego rękę na udzie w obleśny sposób, okazując, co chciałaby z nim robić. Obrzydliwe. Miała więcej tapety na twarzy, niż swojego mózgu w zakamarkach głowy, nie kryjąc przy tym piskliwego głosu, kiedy się śmiała. Prowadzili ożywioną i radosną dyskusję, dopóki nie spojrzeliśmy na siebie w tym samym czasie. Jego towarzyszka chyba to zauważyła, bo sama odwróciła się w moim kierunku. Jej wzrok mówił sam za siebie: „On jest mój”, na co spojrzałam na nią chłodno, dając do zrozumienia: „Bierz go sobie”.
Kiedy ta zakryła chłopakowi moją skromną postać, ten wychylił się jeszcze bardziej. Aha!, pomyślałam. Dziewczyna jest na straconej pozycji. Pogadali jeszcze z kilka minut, kiedy opuściła go, a on przysiadł się do mnie.
- Dla mnie jeszcze jednego, a dla tej młodej damy tego samego drinka, którego zamówiła wcześniej – oznajmił barmanowi.
Podniosłam głowę, aby przypatrzyć się mu bliżej. Błękitne oczy, krótkie blond włosy. Ideał!
Więc czego chciał?
- Ja dziękuję, mi już wystarczy. – Spojrzałam mu prosto w oczy i zaczęłam schodzić z krzesła.
- Poczekaj, nie uciekaj. Nic ci nie zrobię, chciałem się tylko przestawić. James, miło mi – uśmiechnął się, pokazując rząd lśniących białych zębów, jednocześnie podając rękę.
- Nie boję się ciebie, po prostu muszę już iść, a pijana nie dojdę do domu. – Zignorowałam go, kiwając na kelnera i wyciągając w jego stronę banknot w ramach napiwku.
- W zamian za wspólnego drinka, odwiozę cię do domu – zaproponował James.
- Nie, dziękuję, nie skorzystam. – Pomachałam do kelnera na dowidzenia.
Ruszyłam szybkim krokiem do stolika Rose, aby się pożegnać, ale nie zastałam jej. Byłam przygotowana na taką okoliczność, dlatego też zabrałam z domu pieniądze. Postanowiłam opuścić to miejsce. Odwróciłam się i zderzyłam z czymś twardym, co stawiało opór. Spojrzałam w górę i natrafiłam na Jamesa. Nie ma co ukrywać, zdawał się nieźle zbudowany.
- Przepraszam, nie zauważyłem cię.
Akurat, pomyślałam.
- Nie masz co robić i z kim? – zapytałam. – Wróć do tamtej laski i daj mi spokój.
- Twarda jesteś, a nawet ślepa. Nie widzisz tego, co masz przed sobą? – wyszeptał kokieteryjnie.
- A niby czego?
- Tego smukłego ciałka, błękitnych oczu i uśmiechu, o którym marzą kobiety?
Starałam się, naprawdę, lecz nie udało mi się powstrzymać śmiechu.
- Sądzę, że jak znajdę taką osobę, to dam ci znać – uśmiechnięta, minęłam go i skierowałam się w kierunku wyjścia.
Wzięłam szybko swój płaszcz i wyszłam na zewnątrz. Pogoda nie należała do najlepszych. Wiał silny wiatr, a chmury pokrywały całe niebo, oznajmiając zbliżającą się burzę. Okryłam się szczelniej i ruszyłam do postoju taksówek. Kilkuminutowy spacer mi nie zaszkodzi, pomyślałam. Byłam już kilka metrów od klubu, kiedy usłyszałam głośne zamknięcie drzwi. Gwałtownie odwróciłam się, aby zobaczyć, kto jest sprawcą tego huku i jakie było moje zdziwienie, kiedy zauważyłam, że to James. Przyspieszyłam kroku.
- Poczekaj! – krzyknął.
Biegnąc w szpilkach, wiedziałam, że nie mam szans na ucieczkę. Zwolniłam do swobodnego kroku. Po krótkiej chwili miałam już towarzysza.
- To miło z twojej strony, że na mnie poczekałaś, schlebia mi to – powiedział zdyszanym głosem, próbując złapać oddech.
- Coś słaba kondycja - zadrwiłam.
- Jeszcze byś się zdziwiła, jaka naprawdę jest – stwierdził ze złośliwym uśmieszkiem.
- Możliwe, ale nigdy się nie przekonam. Serce mi krwawi z tego powodu – odparłam ironicznie, dotykając swojej kurtki, udając ból serca.
- Wiesz co, polubiłem cię. Nie rzucasz się na mnie jak inne, więc mógłbym pomyśleć, że coś jest z tobą nie tak, ale według mnie masz poczucie humoru, jesteś cięta, no i ślicznie się śmiejesz. Jak chcesz, to mogę się pokazać z tobą kilka razy, żeby ci koleżanki zazdrościły.
Tego było już za wiele. Oparłam się przy najbliższym słupie i wybuchłam śmiechem. Chociaż nie znałam go, miał w sobie coś, czego nie mieli inni. Poczucie humoru. Każde jego zdanie miało podwójne dno. To zabawny i uroczy mężczyzna, przesycony seksem i dziką namiętnością, jednakże to nie kandydat na wiernego partnera. Prawdopodobnie zmieniał dziewczyny co miesiąc. Idealny na przyjaciela, od dobrych rad i wspólnego pójścia na piwo, a czasem może i od seksu.
- Widzę, że skromność jest obcym słowem dla ciebie, szkoda, bo lubię takich facetów.
- Dla tak pięknej kobiety jestem w stanie się zmienić, jeśli taka ma być moja ofiara.
- Sorry, ale jakoś ci nie wierzę.
- I bardzo dobrze, mi nie wolno wierzyć, ale może cię zaskoczę, kto wie.
Zdawał się szczery, jeden plus, ale też bezpośredni, kolejny minus. Dochodziliśmy już do postoju, kiedy zagrodził mi drogę.
- Wytrzymałem całą naszą wycieczkę, a ty nadal mi się nie przedstawiłaś. – Ponownie wyciągnął w moim kierunku dłoń i się przedstawił. – Jestem James, miło mi. Z kim mam przyjemność?
- Bella. – Uścisnęłam rękę. – Mi też miło.
- A więc, Bello, może spotkamy się jutro? To same miejsce, ta sama godzina, co ty na to?
- Może być jutro, jeśli chcesz, ale to będzie strata czasu.
- Dlaczego? Przecież ci się podobam – stwierdził.
Podeszłam do drzwi taksówki i wsiadłam, zamykając je za sobą. Uchyliłam trochę szybę, spoglądając na Jamesa opartego o drzwiczki.
- To do jutra – powiedział uśmiechnięty.
- Do jutra i jeszcze coś…
- Co takiego? – Przysunął twarz bliżej mojej, tak że dzieliły nas tylko centymetry.
- Podobnie jak tobie, mi też nie wolno wierzyć. – Po czym szybko zasunęłam szybę i odjechałam.
Na wspomnienie tego, zrobiło mi ciepło na sercu. Świetnie się dogadywaliśmy, często śmialiśmy. Dzięki niemu, czułam się szczęśliwsza. Nie byliśmy oficjalnie parą, ale dużo czasu spędzaliśmy razem. Oczywiście wszyscy myśleli, że to coś więcej. Właściwie tak się zachowywaliśmy, jak przyjaciele. Ufałam mu. Wiedziałam, że to, co mu powiem, pozostanie między nami. Obydwojgu było to na rękę.
Odczytałam wiadomość: „Przyjadę po ciebie za trzydzieści minut, James”
Chcąc zdążyć przed jego przyjazdem, zakradłam się po cichu do pokoju Rose i zrobiłam wyjściowy makijaż, a także zabrałam trochę jej ciuchów. Po piętnastu minutach czekałam gotowa. W czarnych rurkach i srebrnej bluzce prezentowałam się nawet nieźle. Punktualnie o wyznaczonej godzinie do drzwi zapukał James, witając mnie buziakiem w policzek. Po chwili siedzieliśmy już w jego samochodzie i kierowaliśmy się do klubu.
Jazda upłynęła szybko, więc nawet nie spostrzegłam, kiedy weszliśmy do klubu i przeciskaliśmy się przez tłum do stolika. Przy nim siedzieli nasi znajomi, a także Rose z jakimś obcym mężczyzną. Spojrzałam na Jamesa. Dziś zdawał się inny, nieobecny. Coś mu nie pasowało, ale nie chciał powiedzieć, o co chodzi. Gdy wypiliśmy kilka drinków, skierowaliśmy się na parkiet. Głośna muzyka i alkohol sprawiły, że tańczyliśmy bardzo blisko siebie, niemal dotykając się każdą częścią ciała. Wiedziałam, jak ten wieczór się zakończy. Ciekawiło mnie tylko, gdzie to się odbędzie.
Kątem oka zauważyłam Rose stojącą przy barze i rozmawiającą z obcym facetem. Był wysoki, dobrze zbudowany, ubrany w czarną koszulę i jeansy. Pił drinka, kiedy Rose zagadywała go. Zauważyłam coś, czego nie spotyka się na co dzień. Siostra zdawała się zła i zawiedziona, a raczej jej duma nie mogła przyzwyczaić się do porażki. Po chwili opuściła swojego towarzysza i wróciła do stolika, gdzie czekał na nią poprzedni partner. Kilka piosenek później James zszedł z parkietu i usiadł przy pozostałych. Wkurzyło mnie to, że zostawił mnie samą i nawet nie poinformował mnie, że chce iść. Nagromadzona do tej pory złość i gniew sprawiły, że musiałam odreagować to wszystko. Muzyka zdawała się idealna. Szybki rytm sprawił, że szalałam na parkiecie, nie zwracając uwagi na innych. Kiedy miałam już schodzić, zauważyłam, że James jest pogrążony w rozmowie z… Rose. To dla mnie dziwne, przecież ona zawsze unikała jego towarzystwa. Nie chciałam tego słuchać i być przy ich konwersacji. Powróciłam na parkiet. Kilka minut później moje biodra zostały otoczone przez silne ręce. Cieszyłam się, że James przerwał dyskusję z Rosalie. Humor trochę się polepszył. Tańczyłam tak chwilę, a kiedy odwróciłam się, doznałam szoku. To nie był James. Moim towarzyszem okazał się mężczyzna z baru. Śmiało tańczył ze mną, przyciągając ciało do ciała. Spojrzałam na Jamesa, czy aby nie ma nic przeciwko, lecz on nadal zdawał się zajęty Rose. Nie miałam już wątpliwości. Tańczyłam dalej. Akurat włączyli moją ulubioną piosenkę (Whizzkidz ft. Inusa Dawuda - Rumours (Digi Digi)), więc nawet nie żałowałam braku Jamesa. Mój towarzysz nadal był przy mnie, tańcząc w rytm muzyki. Ocieraliśmy się o siebie bardzo często, sama nie wiem, kto bardziej tego pragnął. Przeleciało kilka piosenek, kiedy złapałam zadyszkę. Zaczęłam kierować się w stronę zejścia, kiedy ktoś złapał mnie za nadgarstek. To on, pan nieznajomy.
- Zostań! – Głośna muzyka zagłuszała jego krzyk.
- Zmęczyłam się, muszę się czegoś napić.
- Chodźmy do baru – zaproponował.
Mogłabym w końcu go poznać, dowiedzieć się, jak ma na imię, jednakże nie przyszłam tu sama.
- Może innym razem – uśmiechnęłam się, po czym ruszyłam do stolika.
Mój niedokończony drink nadal stał na swoim miejscu, kiedy James z Rose pili już następne. Gdy pojawiłam się obok Jamesa, ten tylko na mnie spojrzał i powrócił do rozmowy. Usiadłam na sofie i zrelaksowałam się, pijąc. Skierowałam oczy na parkiet, w poszukiwaniu nieznajomego, lecz nie znalazłam go. Czyżby wyszedł już z jakąś dziewczyną? Możliwe. Jednak kiedy spojrzałam w stronę baru, doznałam szoku. Para zielonych oczu wpatrywała się nieustannie w moją osobę. Sprawił, że wstrzymałam oddech i znieruchomiałam. Czym prędzej odwróciłam wzrok w zakłopotaniu. Zrobiło się duszno, więc postanowiłam iść do łazienki. W tym czasie, kiedy zamierzałam już wstać, zostałam zatrzymana przez Jamesa.
- Idziemy? – zapytał, lekko bełkocząc.
- Jeszcze wcześnie.
- Wiem, ale Rose chce już iść.
- Niech idzie, jest przecież ze swoim facetem – zaczynał mnie denerwować.
- To już nie jest jej facet.
- A skąd ty o tym możesz wiedzieć?
- Powiedziała mi o tym – oznajmił i dotknął mego ramienia.
- No tak, przecież rozmawialiście cały wieczór – odpowiedziałam sarkastycznie.
- Jakbyś chciała ze mną rozmawiać, to mogłaś po prostu przyjść.
- Klub nie jest do rozmowy, lecz do tańca, ale dla ciebie to nie ma znaczenia
- Nie kłóć się ze mną – odpowiedział twardo, kiedy pojawiła się Rose. – Idziesz?
- Nie, zostanę.
- Jak chcesz, na razie – powiedział chłodno i odwrócił się w kierunku wyjścia.
Kątem oka zauważyłam złośliwy uśmieszek Rose, jednakże całe to przedstawienie nie zrobiło na mnie wrażenia. W tym momencie obydwoje byli mi obojętni.
Skierowałam się do łazienki. Przejście było jedynym miejsce w całym klubie, w którym nie świeciły się żadne światła. Uroku dodawały jedynie czerwone lampki, dając romantyczny nastrój. Po drodze mijałam różne pary, które całowały się i pieściły wzajemnie. Zazdrościłam im tego, mieli z kim to robić... Na szczęście szybko minęłam te osoby i skierowałam się do damskiej toalety. Przy wejściu napotkałam przeszkodę. Otóż przede mną, oparty nonszalancko o ścianę, stał mój nieznajomy. Patrzył się tym swoim gorącym wzrokiem i uśmiechał się promiennie. Nie ukrywam, zrobiło to na mnie wrażenie, jednak nie mogłam mu tego okazać, dlatego twardo ruszyłam do przodu. Niestety, w drzwiach zatrzymał mnie, nie dając możliwości przejścia.
- Przepraszam, mógłbyś się odsunąć? – zapytałam bezbarwnym tonem.
- Ależ proszę – powiedział melodyjnym głosem i ręką wskazał wejście.
Cieszyłam się z tego, że w końcu jestem w damskiej toalecie. Podeszłam do umywalki i opłukałam sobie twarz zimną wodą, uważając, aby nie zmazać tuszu do rzęs. W międzyczasie jakaś kobieta weszła do łazienki, zamykając za sobą drzwi. Spodziewałam się odgłosów szpilek, lecz niczego takiego nie usłyszałam. Odwróciłam się w kierunku, skąd przyszła kobieta, i nie zauważyłam tam poszukiwanej osoby. Przede mną stał mężczyzna, świdrując mnie szmaragdowym wzrokiem. Zanim zdążyłam zaprotestować, znalazł się tuż za mną, ręką obejmując mnie w pasie, a drugą odchylając szyję. Było to o tyle dziwne, że spodobało mi się i nie potrafiłam mu się oprzeć. Mogłam nawet stwierdzić, że zachowywał się zachłannie i brutalnie. Westchnęłam głośno, kiedy posmakował językiem mojej skóry, jednocześnie wciskając rękę pod mój top.
To już zaszło za daleko.
Chwyciłam jego dłoń, ale druga automatycznie zaatakowała po drugiej stronie. Na szczęście uratowało mnie otwarcie drzwi i wejście kilku dziewczyn.
- Idźcie się bzykać gdzie indziej – powiedziała jedna z nich, śmiesznie przeciągając sylaby.
Zrobiło mi się wstyd, dlatego szybko wybiegłam stamtąd, kierując się do wyjścia. Jeszcze w drzwiach odwróciłam się na chwilkę, aby ostatni raz spojrzeć na tego dziwnego mężczyznę. Stał z opuszczoną głową i rękami opartymi o umywalkę. Gdzie się pojawiła ta gwałtowność i pewność siebie, którą miał, nim wszedł do łazienki?
Szybko wybiegłam na zewnątrz do znajdującej się nieopodal taksówki i ruszyłam do domu. Ze zmęczenia przymknęłam oczy i przespałam całą podróż. Dopiero słowa taksówkarza: „Jesteśmy na miejscu.” obudziły mnie i wysiadłam z samochodu. Po zapłaceniu za kurs, ruszyłam do domu. Zdziwiłam się, bo na podjeździe stał samochód Jamesa. Szybko wbiegłam do mieszkania i skierowałam się do swojego pokoju. Minęłam królestwo Rose i moje serce stanęło. Na wielkim łóżku, w różowej pościeli leżała Rose w objęciach Jamesa. Spali nadzy, okryci jedynie cienkim prześcieradłem. Na półce nocnej leżała otwarta paczka prezerwatyw, a ich ubrania leżały dosłownie wszędzie. Podniosłam głowę, chcąc powstrzymać napływające łzy. Szybko wbiegłam do pokoju i trząsnęłam drzwiami. Rzuciłam się na łóżko i wybuchłam płaczem. I co z tego, że miałam dziewiętnaście lat? Jako dorosła kobieta miałam prawo wylewać słone krople, kiedy tylko chciałam, a teraz pragnęłam wyrzucić z siebie całą złość. Mężczyzna, któremu zaufałam, zdradził mnie i to z własną siostrą! Jednak czy nie przeczuwałam tego? Ostatnio jego zachowanie wskazywało na to, że nudzi się już ze mną. Jednak mógł wybrać kogoś innego niż Rose… Łzy cały czas wypływały spod powiek. Zauważyłam już pierwsze promienie słońca, dające znak o nadchodzącym, nowym dniu. Nie mogłam zasnąć, nie dałam rady. Ciągle myślałam o tym, że oni leżą razem, nadzy, obejmujący się… Jednak nie mogłam się załamać. Byłam przekonana, że Rose zrobiła to specjalnie. Przespała się z Jamesem, aby zrobić mi przykrość. I udało się jej, jednak nie chciałam okazać, że wygrała. Kiedy wybiłam siódma rano, wstałam i ruszyłam do łazienki. Po zimnym prysznicu wysuszyłam włosy i wyprostowałam je, następnie zrobiłam sobie delikatny makijaż. Nałożyłam trochę różu na policzki i wyszłam z łazienki. Będąc na dole, kiedy jadłam śniadanie, usłyszałam kroki na schodach. Mogłam wybierać z dwóch osób, które oprócz mnie znajdowały się w domu. Niestety Renee była w pracy, musiałam sobie poradzić sama.
Do kuchni weszła zaspana i ledwo co ubrana Rose, mając na sobie tylko bieliznę i prześwitujący top.
- Dzień dobry – przywitała się.
- Dzień dobry – odpowiedziałam, zajadając się kanapką i czytając gazetę. Rose zauważyła, że jem apetyczne kanapki i sięgała po nie, kiedy szybko zabrałam je z jej zasięgu.
- Podziel się trochę, bądź dobrą siostrą
- Wystarczająco długo byłam dobrą siostrą, ale znudziło mi się to. Tam jest lodówka – Pokazałam jej ręką – a tu jest chleb i nóż, zrób sobie sama.
- Nie wściekaj się na mnie, to i tak by się stało – stwierdziła zjadliwym głosem.
- Ale co takiego? – zapytałam niewinnie.
Nie zdążyła odpowiedzieć, kiedy do kuchni wszedł James we wczorajszym ubraniu. Spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem i podszedł.
- Witaj. – Przywitał się, dając całusa w policzek. Nie spodziewałam się takiego zachowania, a tym bardziej nie spodziewała się Rose. Nóż, który trzymała w ręku, upadł na ziemię, a siostra ruszyła w naszym kierunku.
- Co ty wyprawiasz? – zapytała wściekle.
- Jak to co, witam się z Bellą – odpowiedział spokojnie, śmiejąc się z niej prosto w twarz.
- Bellą! – krzyknęła. – Spałeś ze mną, a ty się witasz z Bellą! – Szarpnęła go za ramię. Delikatnie zabrał jej ręce i uśmiechnął się, pokazując rząd białych zębów.
- Co się tak wydzierasz? To był tylko seks. Wypiłem za dużo, a ty prawie rzuciłaś się na mnie, ale teraz wytrzeźwiałem do końca. Nie ma o czym gadać. Bello, podwieźć cię? – zapytał się, kiedy pakowałam kanapki do szkoły.
- Już idę. – Ruszyłam w jego stronę. – Na razie, Rose, i nie wściekaj się na mnie, to i tak by się stało – powtórzyłam jej własne słowa, a znikając w korytarzu, usłyszałam, jak uderza czymś ciężkim w ścianę.
Całą drogę milczeliśmy, każdy miał swoje własne myśli. Doskonale wiedziałam, że to ostatni raz, kiedy się z nim widzę jako jego dziewczyna.
- To i tak by się stało, Bello.
- Nie musisz się tłumaczyć, przecież nie byliśmy parą, co nie?
- Oficjalnie nie, ale wiem, że przywiązałaś się do mnie, jak ja do ciebie. Tylko tu nie chodzi o ciebie, lecz o mnie – westchnął. – Musisz zrozumieć, że ja nie jestem taki jak ty. Jesteś delikatna, spokojna. Twój facet będzie najszczęśliwszym gościem na świecie i ja tego szczęścia będę zazdrościł – zamilkł, aby po chwili dopowiedzieć: – Przepraszam za Rose.
- Musiałeś akurat z nią? Wiesz, jaki ma do mnie stosunek? – zapytałam pełna złości. – Teraz nie da mi żyć.
- Mam nadzieję, że nie – uśmiechnął się. – Nie po tym, jak ją potraktowałem w kuchni.
- Masz rację, to było dobre i trochę poprawiło mi humor.
- Cieszę się, tylko tyle mogłem zrobić po czymś takim. Jedynym minusem jest to, że nigdy więcej nie zaprzyjaźnię się z Rose.
Odczekaliśmy kilka sekund, aż wybuchliśmy śmiechem. Lubiłam takie momenty, wtedy niczym się nie martwiliśmy.
- Mam nadzieję, że to nie popsuje niczego między nami. Nadal jesteś moją przyjaciółką. No wiesz, będę przychodził do ciebie z każdym problemem, zwierzał się ze swoich przeżyć łóżkowych, przedstawiał ci moje dziewczyny i…
- Wiesz co – Klepnęłam go w ramię – dziękuję za taką przyjaźń.
- Ale o co ci chodzi? – zapytał niewinnie.
- No dobra. – Pochyliłam się z uśmiechem, aby nasze twarze znalazły się blisko. – Jeśli ty będziesz przedstawiał swoje dziewczyny, to ja będę ci przedstawiała chłopaków. Będziemy z nimi rozmawiać o seksie.
Zobaczyłam jego minę. Teraz już nie wyglądał na pewnego siebie. James zachowywał się jak przyjaciel, brat, a jak wiadomo, bracia są bardzo przewrażliwieni na punkcie chłopaków swoich młodszych sióstr. Trafiłam w sedno.
- Dobra, przekonałaś mnie, ale z problemami będę mógł przychodzić? – zapytał, pokazując piękny uśmiech.
- Kiedy tylko będziesz chciał. Mam nadzieję, że mogę na ciebie liczyć w tej kwestii?
- Oczywiście, możesz przyjść nawet z Rose.
- Głupek. – Dostał z pięści w ramię. – Idę już – odparłam obrażona, kiedy zatrzymaliśmy się przed szkołą.
- Przecież żartuję! – krzyknął. – Nie chcę mieć z nią nic wspólnego.
- To będzie trudne – wyszeptałam, odwracając się do niego.
- Damy radę. – Chwycił mnie za rękę. – Jak coś, to daj znać, a ja za kilka minut będę.
- Jasne, możesz niedługo spodziewać się telefonu, a teraz idę, bo spóźnię się na zajęcia. Do zobaczenia – powiedziałam i zwróciłam się w stronę wejścia do budynku.
- Do zobaczenia – odpowiedział, kiedy zamknęłam drzwi.
Weszłam do szkoły i skierowałam się do szatni, aby odwiesić rzeczy. Wychodząc, pogadałam ze znajomymi, starając się być bardziej towarzyską i otwartą. Zostałam przyjaźnie przywitana, a nawet zaproszona na wspólny lunch. Kierując się na pierwsze zajęcia, wychowanie fizyczne, wbiegłam szybko do szatni i przebrałam się prędko. Następnie wyszłam na korytarz i ruszyłam w stronę sali gimnastycznej. Przypatrując się moim dłoniom szłam ze schyloną głową i nagle trafiłam na cos twardego. Kiedy myślałam, że wpadam na drzwi i spojrzałam się w górę, modliłam się o to, żeby to były właśnie one. Jednak moje modły nie zostały wysłuchane.
- Nic ci nie jest? – zapytał obojętnym głosem mężczyzna, którego poznałam na dyskotece. Nie poznał mnie, z czego się ucieszyłam. Podał mi rękę i pomógł wstać. Trochę zbyt gwałtownie pociągnął mą postać, ponieważ wylądowałam w jego ramionach. Szybko odskoczyłam, na co się trochę zdziwił. Przypatrzył się z bliska mej twarzy i zauważyłam, jak źrenice rozszerzają się w szoku.
- To ty? – zdołał wykrztusić.
- Tak, to ja. A teraz przepraszam, muszę iść na zajęcia. – Czym prędzej minęłam go i wbiegłam na salę.
To nie może być prawda, pomyślałam.
To nie może być on! Nie w tej szkole... Skąd się tu wziął? |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez new life dnia Czw 9:59, 13 Maj 2010, w całości zmieniany 7 razy
|
|
|
|
|
|
kakunia
Nowonarodzony
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 43 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Polski :)
|
Wysłany:
Wto 18:14, 12 Sty 2010 |
|
new life napisał: |
Stał z opuszczoną głową i rękami opartymi o umywalkę.(...)
- To ty? – zdołał wykrztusić.
- Tak, to ja. A teraz przepraszam, muszę iść na zajęcia. – Czym prędzej minęłam go i wbiegłam na salę.
|
Prawdziwa historia kopciuszka, lepsze wydanie.
Brak mamy, wredna siostra i książe poznany na ,, balu'.
Pomimo scenariusz rodem z Disney'a podoba mi się to opowiadanie.
Nagłe zmiany nastroju Edwarda, jak mniemam, lub to, że chodzą do tej samej szkoły.Ciekawi mnie reakcja Rosalie na niego.
Pozostaje mi tylko czekać do następnego rozdziału. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aliss.
Wilkołak
Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 237 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Wto 20:44, 12 Sty 2010 |
|
Nawet mi sie podobało, choć momentami było... Puste. Rose - dziwkowata sucz. Jak zawsze. Ma pełno ciuchów i juz robi nie wiadomo co z niby chłopakiem Belli. Jasne... I tak przy okazji, jeżeli opisujesz akcje gdzies tam w ameryce, to ludzie alkohol mogą pić od 21 lat.
No i oczywiście na pierwszym planie James i edward. Ta. To w łazience było więcej niż dziwne. Nie wiem, co więcej mogę powiedzieć. Poczekam na rozwinięcie sytuacji.
Pozdrawiam.
EDIT: Kiedy następny rozdział? |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aliss. dnia Czw 16:52, 14 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Ewelina
Dobry wampir
Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 58 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P
|
Wysłany:
Wto 20:57, 12 Sty 2010 |
|
Podpada mi to pod Kopciuszka. Zła, niedobra macocha i jej jeszcze gorsza córka, która ma wszystko, czego zapragnie. Smutny początek historii, Rose jest podana na tacy aby ją nienawidzić, a James to postać z bardzo zawiłą osobowością i jeszcze mętniejszymi uczuciami. Stworzona z rozmysłem, lekko irytująca, w której jednak drzemią pokłady dobra, i który w późniejszym czasie pomoże Belli, pomimo incydentu z jej siostrą.
Mam przeczucie, że to nie będzie słodko sielankowa opowiastka o typowo pustej Rosalie, ale o sprytnej, nikczemnej i przebiegłej osobie, która za wszelką cenę chce uprzykrzyć życie siostrze. A co za tym idzie, jeśli autorka zechce połączyć Bellę i Edwarda jakąś więzią (czego Ci droga new life życzę), to pewnie blondyna zechce odbić jej faceta, mimo, że on odtrącił jej pseudo wdzięki w klubie. Poza tym znaczek +18 mówi sam za siebie:)
Powiem ogólnie: podoba mi się. Amen. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Wto 20:59, 12 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
losamiiya
Dobry wampir
Dołączył: 27 Lis 2009
Posty: 1767 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 212 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Mexico City.
|
Wysłany:
Wto 21:05, 12 Sty 2010 |
|
Bardzo fajny pomysł, interesująca historia. Zgodzę się z poprzedniczakami - przypominające takiego współczesnego Kopciuszka
Bardzo mi się podobało. Jest ciekawie, dzieje się, skupiasz się na dialogach między bohaterami, a mnie na opisywaniu sytuacji, co mi się bardzo podoba i sprawia też, że fajnie, lekko się to czyta.
Jest dużo takiego humoru 'na poziomie', co również na plus.
Jest pare literówek, poza tym ładnie napisane.
Super, czekam na cd. :)
Życzę weny, Pozdrawiam.
los. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez losamiiya dnia Wto 21:07, 12 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Nina=)
Wilkołak
Dołączył: 25 Wrz 2009
Posty: 204 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 21:12, 12 Sty 2010 |
|
Hmm
Bardzo się cieszę, że wróciłaś z nowym opowiadaniem. Czekałam na nie z niecierpliwością
Ja specjalnie nie kojarzę tego z "Kopciuszkiem" - nigdy nie lubiłam tej bajki...
Nie spodobała mi się postać Rosalie. Zrobiłaś z niej (tak jak w większości opowiadań) pustą i wredną egoistkę. Błagam cię nie rób z Emmeta głupiego osiłka!
Trochę odwróciłaś rolę... zwykle to James jest tym złym a Ed to wzór cnót itp
Belcia w moim mniemaniu wypadła na 'łatwą i tanią'... może się mylę bo w końcu to początek.
Ale podoba mi się to (no może oprócz Rosalie). Pewnie mówiłam to przy okazji 'New life', że podoba mi się jak piszesz ale się powtórze. Wyłapałam jedno powtórzenie ale nie chce mi się tego szukać bo dzielnie próbuje przebrnąć przez ułamki, pierwiastki i wszelkie niewiadome...(czyt. matematyka)
Na pewno zajrzę tu jeszcze i o ile czas mi na to pozwoli to skomentuje
Pozdrawiam
Nina=) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
new life
Zły wampir
Dołączył: 13 Sie 2008
Posty: 489 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 31 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Czw 16:46, 14 Sty 2010 |
|
Ciesze się, że przypadło Wam do gustu zaskoczyło mnie tylko jedno. Nigdy nie pomyslałam o tym, że Senna jawa może przypominać kopciuszka. Te osoby które mnie znają to wiedzą, że lubie mieszać, komplikować, tutaj tez tak będzie. Potrzeba mi tylko czasu, którego ostatnio jest mi brak (niestety, doba ma tylko 24h) i sił do pisania, choć pomysł i wenę mam
Nina=) nie martw się, za bardzo lubie postać Emmeta, że aż tak go zniesmaczyć ;p
dziękuje za wszystkie komentarze i przepraszam za błędy które wyłapałyście
pozdrawiam
new life |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
_Alice_Cullen_
Nowonarodzony
Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 44 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Częstochowa / SF / Forks
|
Wysłany:
Pon 19:01, 18 Sty 2010 |
|
Jejku Czytałam "Nigdy więcej", bardzo mi się podobało, ale to wydaje mi się się będzie tak samo super albo i lepsze. Wiesz co? Ty chyba naprawdę lubisz James'a, tylko tu jest pokazany w lepszym świetle. Edward taki pewny siebie... podobało mi się to. Najlepszy jednak był koniec z tym "To ty?", a ona tak po prostu bez niczego odpowiedziała "Tak, to ja". Ja po czymś takim bym nie potrafiła nic powiedzieć i jeszcze bym uciekała
Jesteś świetna w pisaniu FF-ów, więc...
Życzę weny |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez _Alice_Cullen_ dnia Pon 19:02, 18 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
new life
Zły wampir
Dołączył: 13 Sie 2008
Posty: 489 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 31 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Pią 0:15, 12 Lut 2010 |
|
Przepraszam co niektóre osoby, że musiały tak długo czekać, ale w ferie strasznie sie rozleniwiłam A po przeczytaniu ostatniego rozdziału Susan, jestem w romantycznym nastroju i mam ochote kogos przytulic
Mam nadzieje, że sie Wam spodoba te 12 stron
Jedziemy :)
beta: moja odzyskana siostra CoCo
2. Przeprowadzka
Całe wychowanie fizyczne minęło mi bardzo niespokojnie. Ciągle zastanawiałam się, kim on jest, skąd się tu wziął. Nie był uczniem tej szkoły, nie znałam go.
Na zajęciach graliśmy w siatkówkę. Jednakże to tylko ja odbijałam piłkę, bo jako jedyna potrafiłam. Od dziecka interesowały mnie różne sporty. Grałam w siatkówkę, koszykówkę i dużo pływałam. Co jakiś czas również biegałam, to dla mnie forma relaksu. Po skończonym meczu przebiegłam się jeszcze dookoła boiska, aby nie mieć zakwasów, i wyszłam z sali. Wzięłam prysznic i ruszyłam na dalsze zajęcia. Zawsze po lekkim wysiłku stawałam się głodna, dlatego skierowałam się do stołówki. Już przy kasie usłyszałam podniecone piski dziewczyn dookoła. Były czymś podekscytowane, jednak nie miałam pojęcia czym. Płaciłam już za zamówioną zapiekankę, kiedy usłyszałam je wyraźniej niż przedtem.
- Mówię ci, on jest boski – westchnęła jedna z nich.
- Wiem o czym mówisz, a te jego oczy, po prostu ideał.
- A na ile on tu przyjechał?
- Mówi się, że do końca tego roku, czyli niecałe dwa miesiące. Ma zdawać wszystkie egzaminy naszym systemem, a potem wraca do siebie. Jaka szkoda, ale dwa miesiące to bardzo długo czasu, a wiesz że… - urwała niespodziewanie.
Zaciekawiłam się, co stało się tego przyczyną, jednak po chwili sama się przekonałam. Odrzucająco słodki zapach perfum uświadomił mnie, że tuż za mną stoi Rose i jej kumpele.
- Jest i moja kochana siostrzyczka – zadrwiła. – Zgłodniałyśmy?
- Spostrzegawcza jesteś – odpowiedziałam, kiedy wzięłam pełną tackę i minęłam ją.
Usiadłam przy jednym z nielicznych wolnych stolików i zaczęłam jeść. Jednak nie długo cieszyłam się wolnością. Naprzeciw mnie usiadła wściekła Rose.
- Musimy pogadać – oznajmiła.
- Nie mamy o czym, idź do swojego towarzystwa.
- Zaraz dam ci spokój i będziesz mogła zostać sama, tak jak przez resztę dnia.
- Czego chcesz, Rose? – zapytałam znużona jej gadaniną.
- Jesteś jeszcze z Jamesem? Po naszej nocy myślałam, że już nie będzie z tobą, ale przy śniadaniu doświadczyłam czegoś innego. Więc?
- Rose, my nigdy nie byliśmy ze sobą. Po prostu spędzaliśmy razem czas, ale każde z nas robiło co chciało.
- Czyli James jest wolny?
- Po co się pytasz, skoro i tak już się z nim puściłaś? – powiedziałam, nie mogąc się powstrzymać.
- Uważaj na słowa – zagroziła mi.
- Wiesz co, możesz sobie wsadzić te twoje słówka. Znudziły mi się tak samo jak ty i twój cały świat. Nie mam zamiaru w nim uczestniczyć, zapamiętaj to sobie. My się po prostu nie znamy.
- Nie dasz sobie beze mnie rady – stwierdziła, kiedy zauważyła, że wstaję od stolika. – Nikt się z tobą nie zaprzyjaźni.
- Czy ty jeszcze tego nie pojęłaś? Nie zależy mi na twoich znajomych, tym towarzystwie. To nie jestem ja. Nie musisz mi grozić takim czymś, bo mnie to nawet nie rusza – specjalnie podniosłam ton głosu, aby wszyscy dookoła mnie słyszeli. – Do widzenia, Rose.
Odeszłam, zostawiając ją z szokowaną ze wściekłą miną.
Reszta dnia minęła spokojnie. Na nudnej biologii rysowałam kwiatki w zeszycie, a na angielskim wypełniałam krzyżówki i sudoku. Kiedy zadzwonił dzwonek, podskoczyłam jak oparzona i wybiegłam z klasy. Wychodząc z szatni, podczas zapinania kurtki, zderzyłam się z kimś. Nie patrzyłam na tego kogoś, powiedziałam jedynie „przepraszam” i ruszyłam dalej.
Mimo że trwała kalendarzowa wiosna, pogoda zbytnio nie dopisywała. Szare chmury i deszcz nie poprawiały mi humoru. Dodatkowy wiatr sprawiał, że droga powrotna do domu stała się ciężka. Szłam bez kaptura, dlatego też wróciłam do domu z mokrymi włosami, które skręciły się pod wpływem wilgoci. Podeszłam do lustra, aby je poprawić, ale i tak układały się tak, jak chciały. Zdjęłam buty, powiesiłam kurtkę i ruszyłam do kuchni. Tam spotkałam uśmiechniętą Rose.
- Mama chce z tobą porozmawiać – oznajmiła zadowolona.
Czego mogła chcieć ode mnie Renee? Przecież niczego złego nie zrobiłam.
- Gdzie jest? – zapytałam obojętnym tonem.
- W sypialni, przygotowuje się do pracy. Idź, czeka na ciebie.
Odechciało mi się jeść, nie w jej towarzystwie. Ruszyłam niepewnym krokiem na górę, nie będąc pewna, co mnie czeka.
Jej sypialnia znajdowała się na końcu korytarza, tuż za pokojem Rose. Podeszłam do drzwi i zapukałam cicho. Po kilku sekundach usłyszałam „proszę” i weszłam. Już w wejściu poczułam, że Renee cała wibruje od złości. Biegała i szukała odpowiednich rzeczy do pracy. Włosy w nieładzie związała luźno w kucyk.
Weszłam do pokoju, w którym bardzo rzadko przebywałam. Nazywałam je swoistym sanktuarium Renee, ponieważ nikt, prócz niej i córki, nie miał tu wstępu. Dlatego też, gdy znalazłam się w środku, dotykając stopami miękkiego dywanu, rozejrzałam się bacznie. Pomieszczenie nie wyglądało na zbyt duże, jednak ogromne okno nadawało mu wielkości i rozjaśniało ponury zielonkawy kolor znajdujący się na ścianach.
Niedaleko drzwi znajdowała się komoda, na której ktoś poustawiał w równym rzędzie ramki ze zdjęciami. Osoby na fotografiach wyglądały na szczęśliwe i zadowolone z życia. Dwie kobiety. Matka i córka. Coś ukłuło mnie w sercu, ponieważ nie dostrzegłam żadnego zdjęcia, na którym spostrzegłabym siebie. To jedynie bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie należę do tego świata i tej rodziny.
Przeniosłam wzrok na ogromne stare łoże z baldachimem. Renee uwielbiała stary styl, więc całe łóżko wyglądało jak wzięte z innej epoki. Osnute było delikatną satynową pościelą, a poduszki w ciemnych kolorach dodawały uroku. Spojrzałam w bok i dostrzegłam niewielką toaletkę, na której leżało bardzo wiele drobnych rzeczy, których Renee używała do codziennego makijażu, a nad tym wszystkim wisiał niewielki stary zegar.
- Wejdź i zamknij za sobą drzwi – powiedziała chłodno, przerywając moją kontemplację.
Zaczęłam się bać. Nerwowo kręciła się po pokoju, myśląc nad czymś ważnym.
- Musimy porozmawiać. Już dawno powinnyśmy.
- Po to tu przyszłam. – Założyłam nogę na nogę, nerwowo nią kołysząc.
- Dobrze. – Usiadła obok. – Już dawno o tym myślałam. Zastanawiałam się, czy mogłabyś pójść do pracy, zarobić trochę pieniędzy.
- Do pracy? – zapytałam zdziwiona tą propozycją. – Przecież mam szkołę!
- Wiem, ale będą ci potrzebne pieniądze po skończeniu szkoły. Może pójdziesz na uczelnię, a nas na to nie stać.
- Przecież mam pieniądze swojej matki, zabezpieczyła mnie na przyszłość.
Kiedy zamieszkałam u Renee, wszystkie wartościowe rzeczy zostały sprzedane, a pieniądze wpłacone na jedno konto. Zgodnie z wolą mojej matki dostawałam co miesiąc pokaźną sumkę, a w momencie ukończenia dwudziestu jeden lat, miałam wszystko odziedziczyć. Ta data zbliżała się wielkimi krokami.
Oprócz pieniędzy Marie Claire, Renee otrzymywała zapomogę jako rodzina zastępcza. Do końca mojej edukacji otrzymywała każdego miesiąca sześćset dolarów na pokrycie wszystkich kosztów. Mogłam nawet stwierdzić, że to ja je utrzymywałam i to dzięki mnie jej sypialnia wyglądała tak, jak teraz.
- Tak, ale to nie wystarcza, aby pokryć wszystkie wydatki miesięczne.
- A powiesz mi, jakie były te moje miesięczne wydatki?
- No wiesz… – wymamrotała zakłopotana. – Twoja szkoła, dojazdy, jedzenie, no i odzież wraz z kosmetykami. To trochę kosztuje.
- Czy ty masz pojęcie, kiedy kupiłam sobie ostatnio nowe ubranie? Może w zeszłym roku, a kosmetyki to już nie pamiętam. Tyle razy mówiłam ci, że potrzebuje nowych rzeczy, ale ty wszystko dajesz Rose. Ja się nie liczę, już dawno to zrozumiałam! – krzyknęłam, kiedy nie mogłam już wytrzymać. – A ponadto, co miesiąc otrzymywałaś pieniądze z opieki społecznej jako rodzina zastępcza. Jeszcze ci płacono za wychowywanie mnie, więc nie mów mi, że nie miałaś żadnych pieniędzy!
- Przecież dawałam ci pieniądze, co drugi miesiąc lądowały u ciebie. Zawsze kiedy wracałyście ze szkoły, leżały na stole, z kartką podpisaną twoim imieniem, więc nie wiem, o co tyle krzyku.
- Nie wiem, gdzie te pieniądze były, ale ja ich nie znajdywałam. Spytaj się Rose, czy ich czasem nie wzięła!
- Rose? Moja córka? Ona nie zrobiłaby takich rzeczy, nie obrażaj Rose.
-Tak, przepraszam. Wiem, że twoja córka jest święta. Zawsze pomocna i kochana Rose. Chociaż tak naprawdę to ja wszystko robiłam, wyręczałam ją, żebyś była zadowolona, ale jak widać, ty tego nie zauważyłaś.
- Nie oszukuj mnie, nie wierzę ci.
To zdecydowało o wszystkim. Wiedziałam, że nie dam rady się z nią dogadać. Nie mogę mieszkać w jednym domu z Rose i jej matką.
- Nie musisz wierzyć, nie zależy mi na tym. Nigdy nie traktowałaś mnie jak córkę, pomimo tego że jestem twoją bliską rodziną. Nie znałam mojej matki, ale nie byłaby z ciebie zadowolona!
Uznałam, że nasza rozmowa zakończyła się, dlatego wstałam i skierowałam się do drzwi.
– Jeszcze dziś spakuję swoje rzeczy i wyprowadzę się, a jutro zgłoszę w urzędzie, że nie jesteś już moją rodziną zastępczą. – Zauważyłam, jak na jej twarzy pojawił się szok, spowodowany moją decyzją. – Już nie będziesz się martwić moimi wydatkami.
- Nie możesz tego zrobić! – krzyknęła. - Nie wolno ci.
- Mylisz się, mogę to zrobić i zrobię. Do widzenia, ciociu – specjalnie akcentując ostatnie słowo, wyszłam i trząsnęłam drzwiami. Nie dałam jej możliwości dalszej kłótni. Zbiegłam po schodach i weszłam do kuchni, gdzie czekała na mnie uśmiechnięta Rose.
Już wiem, kto wymyślił, żebym pracowała, pomyślałam.
- Jak tam rozmowa z mamą? – zapytała zjadliwie.
- Dobrze, dziękuję. – Podeszłam z uśmiechem, wzięłam jabłko, gryząc je i siadając przy stole. Wyciągnęłam starą gazetę i zaczęłam czytać. Czułam ciekawski wzrok Rose na sobie i miałam z tego powodu ogromną frajdę. W międzyczasie wpadłam na pewien pomysł.
- Wiesz może, gdzie jest jakieś wolne miejsce pracy? – zapytałam z udawanym spokojem.
Tak jak się spodziewałam, podbiegała do mnie od razu z gazetą, gdzie miała zaznaczone oferty. Była bardzo przejęta, kiedy zaczęła mówić.
- Jest kilka. – Otworzyła gazetę. – Tu jest miejsce w bibliotece, będziesz segregowała stare katalogi. Praca od ósmej do szesnastej, niedziele są wolne.
- A kiedy czas na szkołę? – zapytałam, próbując ukryć nadchodzący uśmiech.
- Szkołę możesz zawiesić na rok lub uczyć się wieczorami, to nie jest zły pomysł. A teraz dalej. Kolejna praca jest w modnej restauracji, pojawiło się wolne miejsce przy zmywaku, a potem, jak będziesz dobrze pracować, awansujesz na kelnerkę – mówiła z takim przejęciem, że aż jej się oczy świeciły. – Możesz też zajmować się starszymi osobami, ale to jest trochę obrzydliwe, bo nie wyobrażam sobie mycia i karmienia starszych ludzi. Okropieństwo, ja bym czegoś takiego nie mogła znieść, ale może dla ciebie jest to odpowiednie.
Co ty nie powiesz, suko!
- Na razie to wszystko – kontynuowała – ale w następnej może będzie więcej, nie musisz się martwić, jeszcze popytam się znajomych, może znajdą coś odpowiedniego dla ciebie – uśmiechnęła się do serdecznie. – Albo taka na przykład Jessica – dodała po chwili. – Wiem, że szukała kogoś do sprzątania jej basenu, spytam się, czy nadal nikogo nie znalazła.
Odwróciła się w stronę kuchni i mieszała coś w garnku, z pewnością myśląc nad moją pracą.
Niedoczekanie twoje.
Wyjęłam z kieszeni komórkę i napisałam wiadomość.
Cześć James, to ja. Wyprowadzam się z domu, możesz po mnie przyjechać? To jest bardzo pilne! Czekam.
Schowałam komórkę, kiedy otrzymałam raport dostarczenia wiadomości. Zjadłam jabłko do końca i wyrzuciłam ogryzek do kosza. Przy kuchni nadal stała Rose, nucąc pod nosem piosenkę. Wyglądała na szczęśliwą. Po raz pierwszy zdawała się szczęśliwa dzięki mnie. Dam jej kilka minut satysfakcji, pomyślałam i skierowałam się na górę. Jedna torba wystarczyła, aby spakować moje ubrania i kosmetyki. Wszystkie książki i inne pomoce schowałam do plecaka. Dla pewności wzięłam jeszcze kilka ręczników i małego jaśka, nie wiedząc dokładnie, gdzie będę spała. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. James przyjechał. Podeszłam do barierki i krzyknęłam, żeby wszedł na górę.
- Hej – przywitał się, całując mnie w policzek.
- Hej, weźmiesz to wszystko?
- Nie masz więcej rzeczy? Trochę mało jak na kobietę – zapytał zdziwiony.
- Nie, tylko tyle mi potrzeba. Po resztę wrócę później – skłamałam, aby zakończyć dalsze drążenie tematu.
Po chwili zostałam sama w pustym pokoju. Już nigdy nie będę leżeć na tym łóżku, wyglądać przez okno. Żegnaj smutny świecie, czas dorosnąć. Z torbą pod ręką i plecakiem na plecach zeszłam na dół, gdzie napotkałam zdziwione spojrzenie Rose.
- Co ty robisz?
- Jak to co? Wyprowadzam się, przecież o to wam chodziło, czyż nie? – Zbladła, słysząc moje słowa.
O tak, w końcu doczekałam tej miny.
- Miałaś tylko iść do pracy i zarabiać pieniądze, ale mieszkać tutaj i płacić tak jak za wynajem.
- Za prąd też musiałabym płacić? – zapytałam. – Czy to wliczałoby się do czynszu? Rose, naprawdę jesteś tak głupia i sądziłaś, że dam się wykorzystywać? Przecież nawet dziś ci o tym powiedziałam, że kończę z tobą, chyba jasno się wyraziłam. James? – zapytałam, łapiąc go za rękę. – Idziemy?
- Tak, na razie, Rose – pożegnał się z uśmiechem.
- Żegnaj, Rose – powiedziałam, kiedy trzymałam już rękę na klamce, jednak siostra zatrzymała mnie.
- Nie możesz odejść, razem z Renee cię potrzebujemy! Przepraszam, jeśli kiedykolwiek cię uraziłam, to już się nie powtórzy, obiecuję.
- Musiałabyś przepraszać za całe życie. Możesz zapomnieć o moich pieniądzach, już ich więcej nie zobaczysz. Żegnaj, Rose – warknęłam, zatrzaskując drzwi.
- Na pewno tego chcesz? – James zadał pytanie.
- Wiem, że to będzie trudne – Przymknęłam oczy – ale naprawdę chcę się od nich uwolnić, nawet nie wiesz, jak źle mi się z nimi mieszkało.
- Dobrze, więc w takim razie gdzie jedziemy? – zapytał, kiedy siedzieliśmy już wygodnie w jego samochodzie.
- Yyy, to znaczy… wiesz, jest już późno i zimno, więc.. myślałam, że wiesz… mogłabym…. – Nie potrafiłam wydusić z siebie tego, co zamierzałam.
- Zamieszkać na razie u mnie? – Wydawał się wyraźnie rozbawiony moim zachowaniem.
- Tak, jeśli nie masz nic przeciwko – uśmiechnęłam się do niego.
- Nie mam, po prostu będę musiał ograniczyć sprowadzanie dziewczyn do siebie.
- Nie będziesz ich w ogóle zapraszał, dopóki nie znajdę czegoś odpowiedniego do mieszkania.
- W ogóle?
- W ogóle – stwierdziłam stanowczo.
- Dobra, więc trzeba cię jak najszybciej wykopać gdzie indziej – zaśmiał się, uciekając przed moją ręką.
Prowadziliśmy ożywioną rozmowę aż do jego mieszkania, które znajdowało się w spokojnej dzielnicy, niedaleko centrum. Razem, ze wszystkim rzeczami, weszliśmy na czwarte piętro. Przytulne mieszkano, z jedną sypialnią, pokojem gościnnym, kuchnią i łazienką było idealne dla samotnego mężczyzny. Mógł robić, co chciał i nikt mu nie rozkazywał. Podobało mi się to.
Po wejściu do środka, powiesiłam kurtkę na wieszaku i ruszyłam do kuchni. Podpaliłam gaz i postawiłam czajnik pełen wody. Wyjęłam szklanki z szafki i wrzuciłam po torebce herbaty do każdej z nich, po czym odwróciłam się do Jamesa. Stał oparty o ścianę i przyglądał mi się.
- Widzę, że nawet nie musiałem cię zapraszać do środka. Sama sobie świetnie poradziłaś.
Olałam go i ruszyłam do swoich rzeczy. Podeszłam i wzięłam niewielką część pod rękę.
- Sypialnia czy sofa? – zapytałam.
- Masz na myśli mnie czy siebie?
- Mnie, oczywiście.
- Sypialnia, chociaż raz będę kulturalny. Skoro i tak masz tutaj długo nie mieszkać – powiedział żartobliwie, biorąc resztę moich rzeczy i niosąc do pokoju.
Sterta gazet leżała dookoła łóżka, które o dziwo przykryte było zieloną narzutą. Podniosłam jedną i nie zdziwiłam się. Znając Jamesa, to do późnej nocy czytał je i szukał nowych pomysłów do pracy. Podobało mi się jego podejście, miał zapał. Przebiłam się przez zgromadzony bałagan i położyłam swoje rzeczy na łóżku, uprzednio zrzucając z niego okruchy suchego chleba po ostatnim posiłku. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Szafki poszczególnych mebli stały rozchylone, w niektórych wystawały skrawki poszczególnych ubrań. Trochę dalej, w szczycie szafy leżały czarne, wywinięte skarpety. Typowy facet. Ściany pokryte różnymi plakatami ulubionego zespołu rockowego, ale także różnych kobiet w skąpym bikini. Jednak coś innego zrobiło na mnie wrażenie. Mianowicie plakaty przedstawiające pewne sytuacji i będące efektem wyobraźni Jamesa, której miał na pewno dużo. Reklama była jego życiem, a praca w niej - natchnieniem. Rozgościłam się, ciesząc się, iż mam takiego przyjaciela.
- Będzie ci wygodnie? – zapytał jakiś czas później.
Oglądaliśmy jeden z rozrywkowych programów lecących późną nocą. Nie chciało mi się spać. Wykąpana, w piżamie, siedziałam przed telewizorem, zajadałam się popcornem i popijałam go colą. Tak dawno nie czułam się zrelaksowana, chociaż dużo mi nie było trzeba.
- A co, martwisz się, że nie zasnę?
- Wiesz – powiedział, wkładając kolejne porcje popcornu do buzi. – Jakbyś tak bardzo chciała – uśmiechnął się – to zawsze możesz mnie zawołać.
I tak cały czas… Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, czułam się naprawdę dobrze. Jednak wiedziałam, że czasem byłam przeszkodą. James często wychodził wieczorem na imprezy, nie zapraszał nikogo do domu. Z kolei w dzień pracował. Dział reklamy był dla niego idealny. Zastanawiałam się często, dlaczego nie pracuje jako model. Miał idealną sylwetkę do tej posady. Wysportowane ciało i ten uśmiech sprawiały, że dziewczyny uganiały się za nim ciągle. Radził sobie. Bez pomocy osób trzecich i tak żył w godziwych warunkach. James również nie miał rodziców. Różnica między nami polegała na tym, że został podrzucony pod drzwi sierocińca. To przykre, lecz on znosił to idealnie. Podziwiałam go. Dlatego ja też zaczęłam szukać pracy. Tak jak Rose mi pokazywała, znalazłam posadę w restauracji, na zmywaku. Może to nie była wymarzona praca, ale opłacalna. Wieczorami akurat miałam czas, by trochę popracować. Dzięki niej mogłam odłożyć trochę pieniędzy na przyszłość, jednocześnie płacąc Jamesowi za wynajem. Na siłę wcisnęłam mu te pieniądze, bo dobrowolnie nie chciał przyjąć. Ze szkołą tez sobie poradziłam. Towarzystwo zdawało się nie do zniesienia. Rose, razem z koleżankami, stały się nieznośne. Nawet wtedy, gdy nie zwracałam na nie uwagi, po pewnym czasie to wszystko zaczęło mnie przytłaczać. Dlatego poszłam do dyrekcji, wyjaśniłam sytuację i poprosiłam o weekendowe nauczanie. Zgodzili się bez żadnych problemów. Spotkałam nowe osoby, poznałam inny sposób nauczania. Co prawda miałam więcej nauki w domu Jamesa, ale nie przeszkadzało mi to. Załatwiłam też sprawy w urzędach, wykreślając Renee jako moją rodzinę zastępczą. Dostałam trochę pieniędzy na nowy początek życia, a za trzy miesiące kończyłam dwadzieścia jeden lat, co sprawiło, że w końcu wiedziałam, na czym stałam.
Dni i tygodnie mijały w spokoju. Siedziałam aktualnie na lekcji biologii, gdzie omawialiśmy tkanki roślinne i zwierzęce. W niektórych tematach byłam do przodu, przerabiając je na dziennych zajęciach. Niemniej jednak, nie nudziłam się. Zajęcia prowadzone przez pana Pattinsona były całkiem ciekawe. Nie ukrywam, że większą uwagę kierowałam na niego, a nie na to, co omawia. Mogłam oderwać się od rzeczywistości, marzyłam.
Rzuciłam go na stół, rozrywając czarną koszulę, idealnie opinającą jego ciało. Guziki uciekały w różne strony, kiedy mój język zaczął ssać jego sutka, zaś męskie dłonie zaciskały się na moim pośladku. W jednej chwili zostaliśmy sami, mogliśmy robić, co chcemy. Moja bluzka została uniesiona, odsłaniając koronkowy, czerwony biustonosz. Odsłaniając miseczkę, zaczął …
- Ziemia do panny Swan.
Usłyszałam głos, który w moim umyśle wydawał zupełnie inne dźwięki. Powróciłam do świata realnego.
- Tak? – zapytałam, nadal czując podniecenie.
- Gdzie pani poszła?
- Byłam bardzo blisko. – Gdyby on wiedział, o czym mówię, nie uśmiechałby się do mnie w taki sposób.
- Proszę daleko nie uciekać – odpowiedział. – Teraz otwieramy książkę na stronie siedemdziesiątej ósmej, a panna Swan przeczyta nam cały rozdział.
Co ja wyrabiam?
Zaczęłam czytać to, co kazał nam pan Pattinson. Byłam już pod koniec rozdziału, kiedy ktoś zapukał do sali, po chwili wchodząc do środka.
Zupełnie o nim zapomniałam!
Zielona koszula, sweterek w kratę. Wyglądał na eleganckiego, bogatego. Brązowy bałagan w zupełności do niego pasował. Uroczy. Podszedł do profesora i zaczęli cicho ze sobą rozmawiać. Kiedy profesor spojrzał do dziennika, nieznajomy rozejrzał się po sali. Wodziłem wzrokiem po osobach, kiedy natrafił na mnie. Przestał penetrować pokój.
- Jeśli chcesz, możesz przyjść w środę do czwartej grupy – powiedział profesor.
Jednak on nie zwrócił na niego uwagi. Ciągle wpatrywał się we mnie. Zmrużył oczy, chcąc lepiej się przyjrzeć. Toczyliśmy niewidoczną walkę. Kto pierwszy odwróci wzrok - przegrywa. Musiałam przemóc samą siebie, aby on nie wygrał.
- Panie Cullen? – zapytał profesor.
- Tak? – zapytał obojętnym tonem „pan Cullen”.
- Zgadza się pan na środę?
Zamknął oczy i westchnął, odwracając się do profesora.
- A może mógłbym odrobić zajęcia teraz? Nie będę zawracał panu głowy w środę - zaproponował.
- Teraz jest grupa weekendowa, nie będzie to panu przeszkadzało?
- Nie, to mi jest bardzo na rękę – odpowiedział, kierując oczy w moją stronę.
- Dobrze, proszę usiąść koło pana Newtona – skierował ręką na ławkę Mike’a.
Posłusznie podszedł do jego ławki, ale zamiast usiąść, porozumiewawczo spojrzał na Mike’a, podając mu coś dyskretnie, po czym odwrócił się do profesora.
- Profesorze?
- Tak, panie Cullen? – Widocznie miał już dość naszego nowego ucznia.
- Pan Newton nie chce ze mną usiąść, niestety w przeszłości mieliśmy ze sobą niemiłe starcie – skłamał.
- Czy to prawda, panie Newton? – zaciekawiony zapytał Mike’a.
- Tak – odpowiedział zachwycony dodatkową kasą. – Nie chciałbym z nim siedzieć.
- Dobrze – westchnął profesor. – Proszę usiąść z…
Dalszej części nie musiałam słyszeć. Tylko dwa miejsca były wolne. Kiedy tu przyszłam, nie usiadłam z Mike’m, bo jest strasznym dupkiem, dlatego tylko jedno miejsce zostało wolne. Przy mnie.
Zgrzyt odsuniętego krzesła i zapach męskich perfum zawładnął moją osobą. Jeśli chciał, aby kobiety zwracały na niego uwagę, udawało mu się to.
- Panno Swan, proszę zapoznać Pana Cullena z dzisiejszym tematem.
- Dobrze – wymamrotałam.
Otworzyłam na odpowiedniej stronie, wyjęłam swoje notatki i zaczęłam mówić.
- Mówiliśmy o tkankach zwierzęcych i roślinnych, ich różnicach i cechach wspólnych. Potem…
- Nazywam się Edward Cullen – powiedział, przerywając mi i sprawiając, że straciłam wątek. – Ty jesteś Bella Swan? – zapytał.
Podał mi rękę, którą uścisnęłam szybko, aby nie zapatrzyć się na niego. Wyrwałam ją i powróciłam do zajęć. Mimo że nie wiedziałam, o co chodzi, bo nie mogłam się skoncentrować, nadal wpatrywałam się w tablicę. Nawet myśl o profesorze Pattinsonie nie pomogła.
- Miałaś kiedyś taki przypadek, kiedy śnią ci się różne, dziwne rzeczy, a potem one się spełniają? – Usłyszałam głos Edwarda.
- Nie, nie zdarzyło mi się. Nawet nie pamiętam moich słów – wyszeptałam, ciągle nie patrząc na niego.
- Bo widzisz, miewam ostatnio dziwne sny i mam z nimi małe kłopoty.
- To powinieneś iść do specjalisty. - Wiedziałam, że byłam niemiła, ale to moja jedyna obrona.
- Nie mogę, bo to właśnie ty mi się śnisz – odparł.
- Co? – Zdziwiłam się jego wyznaniem. Spojrzałam w zielone oczy. – O czym ty mówisz?
- Odkąd przyjechałem, jeszcze przed spotkaniem cię w klubie, śniłaś mi się kilka razy. Mam ciągle ten same sny – posmutniał.
- Zwariowałeś. – Odsunęłam się od niego.
- Dlaczego? – zapytał. – Nic nie mogę na to poradzić. Nie kontroluję tego, nie jestem w stanie… – Przybliżył się, dotykając mojej dłoni.
On chyba zwariował, pomyślałam.
Uciekłam przed jego dotykiem, zrzucając podręcznik z ławki. Nie uszło to uwadze profesora, który dziś był wyjątkowo upierdliwy.
- Panno Swan, czy coś się stało?
- Tak… to znaczy nie… Po prostu źle się poczułam, muszę na chwilę wyjść na świeże powietrze.
- Dobrze, idź.
Wstałam, chowając swoje rzeczy do torby. Starałam się na niego nie patrzeć, choć miałam świadomość, że on wpatrywał się we mnie.
- Poczekaj, nie uciekaj znowu – szepnął, łapiąc mnie za rękę.
- Jesteś chory, powinieneś się leczyć! – Wyrwałam mu ją, kierując się do drzwi.
Szybko wyszłam na korytarz. Wolnym krokiem udałam się na zewnątrz i wzięłam głęboki wdech.
On nie istnieje, to tylko wytwór mojej wyobraźni, pomyślałam.
Skoro wyobrażałam sobie profesora Pattinsona na stole, to czemu Edwarda mogłam sobie nie wyobrazić? Przecież on nie mógł powiedzieć tego, co usłyszałam przed chwilą.
Katem oka zauważyłam nadjeżdżający autobus. Kilkoro uczniów powolnym krokiem wsiadało do środka. Zastanawiałam się, czy nie pojechać wcześniej, lecz postanowiłam się przejść. Nie chciałam z nikim rozmawiać, potrzebowałam spokoju.
Huk zamykanych drzwi i głośny krzyk wołający moje imię.
To nie może być prawda. Proszę, tylko nie to.
- Bello, poczekaj! – krzyknął.
Nie chciałam z nim rozmawiać, nie teraz, nie tutaj i nie o tym śnie.
Chociaż wiedziałam, że jest to dziecinne, zaczęłam uciekać. Na nic lepszego nie wpadałam. Nie miałam samochodu, dlatego biegłam w kierunku autobusu. Edward nadal wrzeszczał, kiedy wbiegałam do autobusu.
- Może pan już jechać? – zapytałam zdyszana.
- Widzę tam jeszcze jednego ucznia, poczekamy na niego i ruszamy – odpowiedział.
I co teraz mam zrobić? Nie mogę z nim rozmawiać.
- On nie jest naszym uczniem, chce się załapać na darmowy transport – skłamałam.
- Niedoczekanie jego! – Kierowca zamknął drzwiczki w momencie, kiedy Edward dobiegł do autobusu.
- Proszę otworzyć! – warknął, waląc dłonią w szybę.
Odetchnęłam spokojnie i udałam się na wolne miejsce. Tak jak tego chciałam, kierowca włączył silnik.
- Cholera! – nie spodobało się to Edwardowi.
Spokojnie okrążył autobus, który ruszał bardzo wolno. Szukał okna, w którym mnie zauważy, a kiedy mu się to udało, podbiegł do niego.
- Otwórz okno! – krzyknął, ponownie waląc w szybę.
Autobus przyspieszył, ale on nie zwalniał, przeciwnie. Biegł, krzycząc i wołając. Inne samochody mijały nas, niemal potrącając Edwarda.
Zwariował.
Otworzyłam okno, nie z potrzeby rozmowy z nim, lecz nie chciałam mieć go na sumieniu. Szybko złapał mnie za rękę i ścisnął tak, że nie mogłam jej wyrwać.
- Odejdź – wymamrotałam.
- Nie – wydyszał. – Najpierw musimy porozmawiać.
Dlaczego szkolny autobus jeździ tak wolno?
- Nie chcę z tobą rozmawiać, odejdź, bo potracą cię inne samochody.
- Poradzę sobie, musimy porozmawiać, chcę ci powiedzieć o tym śnie – odparł w biegu.
Kierowca zmieniał bieg, przyspieszając. Edward może i był wysportowany, ale długo tak nie wytrzymał. Końcówkami palców dotykał moich dłoni, co spowodowało, że jego oczy posmutniały. Włosy, dotąd w jakimś porządku, teraz wyglądały na roztrzepane, a z pomocą podmuchów wiatru kierowały się w różne strony.
- Proszę, wysłuchaj mnie… – Zwalniał, tracąc siły.
- Nie chcę tego słyszeć – odpowiedziałam.
- Chcę ci tylko o nim powiedzieć, może to mnie uwolni, pozwoli normalnie myśleć.
- Dobrze – zgodziłam się. – Co ci się śniło? – Tym razem to ja go ścisnęłam, wciągnięta w jego grę.
- Byłaś w nim, ze mną – krzyknął ostatkami sił, kiedy puściłam jego rękę, będąc w totalnym szoku.
Odwróciłam się, aby na niego spojrzeć. Opuścił głowę, rękami opierając się o kolana wyraźnie zmęczony. Przebiegł spory kawałek od szkoły. Przynajmniej byłam pewna, że nie pojedzie za mną. Usiadłam z powrotem na siedzenie. Inni patrzyli się na mnie dziwnym wzrokiem, lecz nie obchodziło mnie to. Myślałam o Edwardzie, o tym, co powiedział.
Odchyliłam głowę do tyłu, opierając się o siedzenie.
Edwardzie Cullenie, kim jesteś i czego ode mnie chcesz?
~~~~
A na koniec, DZIEKUJĘ SUSAN za Wybór |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Pią 11:10, 12 Lut 2010 |
|
historia współczesnego Kopciuszka - całkiem całkiem... może zacznę od tego, że mi się podoba, żeby nie było wątpliwości w tej kwestii... pomysł bardzo ciekawy i dość dobrze zrealizowany...
co mi się nie podoba:
- Rose... dlaczego zawsze musi być taką suką... ona naprawdę wiele przeszła i jej charakter w sadze był podyktowane sytuacjami i emocjami, których Meyer nie ogarnęła do końca... ale robienie z niej ewidentnej złośnicy jest niefajne :) no bo niby dlaczego ma się znęcać nad Bellą? nie ma powodu - zbudowałaś jej postać typowo jednowymiarowo, a myślę, że zostało wiele przestrzeni do zaangażowania jeszcze... nawet najgorsze typy mają swoje dobre cechy i strony... i nie mówię tu o urodzie...
- niektóre zdania budujesz bardzo sztucznie - jakby na siłę... przeszkadzało mi to w czytaniu...
Cytat: |
Wychodząc z szatni, podczas zapinania kurtki, zderzyłam się z kimś. Nie patrzyłam na tego kogoś, powiedziałam jedynie „przepraszam” i ruszyłam dalej. |
- na przykład tutaj słowo ktoś jest użyte całkiem niepotrzebnie... nie lepiej by było - nie zwróciłam nawet uwagi, odchrząknęłam tylko przepraszam i powędrowałam dalej... no przynajmniej sugestia z mojej strony...
a teraz coś, co każdy lubi: CO MI SIĘ SPODOBAŁO:
- James - postać dopracowana powiedziałabym... jest uroczy i nareszcie pozytywnie przestawiony... podrywacz z sercem - tak bym go okresliła...
- bunt Belli - tak trzymać, w końcu się nie przewraca, nie potyka... jest silna... aż mi się chce krzyknąć YEAH!
- przeprowadzka - może nieść z sobą wiele nowych możliwości i jest całkiem dobrym rozwiązaniem... dobre wyjście z sytuacji...
- zdrada James'a i zachowanie obojga... podoba mi się czystość sytuacji - wyjaśnili sobie wszystko na początku i nawet po bzyknięciu Rose pewne rzeczy pozostają bez zmian... dalej są przyjaciółmi i dorośle reagują na wszystko - nie ma dramatu jednej nocy i niepotrzebnie wylewanych łez...
na pewno wrócę - tego możesz być pewna :)
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Vicki
Nowonarodzony
Dołączył: 20 Sty 2010
Posty: 24 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Pią 12:10, 12 Lut 2010 |
|
Super rozdzialik ! Naprawdę ! Tylko ten Edward jest trochę dziwny, nie przepraszam on bardo dziwnie się zachowuje ! Mówił że miał sen hym.. a może w tym ff to Edward ma wizje co ? Heh byłoby ciekawie zważając na to że jest on człowiekiem. Dobra ja już nie zgaduje tylko czekam aż wstawisz kolejny rozdzialik
Pozdrawiam
Vicki |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
new life
Zły wampir
Dołączył: 13 Sie 2008
Posty: 489 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 31 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Pią 13:52, 12 Lut 2010 |
|
kirke napisał: |
co mi się nie podoba:
- Rose... dlaczego zawsze musi być taką suką... ona naprawdę wiele przeszła i jej charakter w sadze był podyktowane sytuacjami i emocjami, których Meyer nie ogarnęła do końca... ale robienie z niej ewidentnej złośnicy jest niefajne :) |
jeśli chodzi o Rose, to ona na końcu taka nie będzie, już ją zaczynam zmieniać, więc jeśli ją lubisz, to się nie zawiedziesz. Tylko musze to zrobić powoli, nie na siłe
Cytat: |
- niektóre zdania budujesz bardzo sztucznie - jakby na siłę... przeszkadzało mi to w czytaniu...
Cytat: |
Wychodząc z szatni, podczas zapinania kurtki, zderzyłam się z kimś. Nie patrzyłam na tego kogoś, powiedziałam jedynie „przepraszam” i ruszyłam dalej. |
- na przykład tutaj słowo ktoś jest użyte całkiem niepotrzebnie... nie lepiej by było - nie zwróciłam nawet uwagi, odchrząknęłam tylko przepraszam i powędrowałam dalej... no przynajmniej sugestia z mojej strony... |
Zgadzam się z tobą w 100% mogłoby być o wiele lepiej tak jak napisałaś, nastepnym razem postaram się to omijać.
Cytat: |
a teraz coś, co każdy lubi: CO MI SIĘ SPODOBAŁO:
- James - postać dopracowana powiedziałabym... jest uroczy i nareszcie pozytywnie przestawiony... podrywacz z sercem - tak bym go okresliła... |
ja go sobie zawsze tak wyobrażałam, nawet w filmie, jak na niego patrzyłam, to miałam takie wyobrażenie o nim
Cytat: |
- bunt Belli - tak trzymać, w końcu się nie przewraca, nie potyka... jest silna... aż mi się chce krzyknąć YEAH! |
nie lubie Belli fajtłapy, więc jej tutaj nie znajdziecie
Cytat: |
- przeprowadzka - może nieść z sobą wiele nowych możliwości i jest całkiem dobrym rozwiązaniem... dobre wyjście z sytuacji... |
poprostu wpadłam na inny pomysł, mam nadzieje, a przeprowadza była w takim momencie potrzebna i jak sama napisałaś, daje dużo możliwości
Cytat: |
- zdrada James'a i zachowanie obojga... podoba mi się czystość sytuacji - wyjaśnili sobie wszystko na początku i nawet po bzyknięciu Rose pewne rzeczy pozostają bez zmian... dalej są przyjaciółmi i dorośle reagują na wszystko - nie ma dramatu jednej nocy i niepotrzebnie wylewanych łez... |
dokładnie, nie zniosłabym pisania trzech rozdziałów, podczas których wyjaśnialiby sobie wszystkie nieścisłości, a tak, załatwili to od razu.
Cytat: |
na pewno wrócę - tego możesz być pewna :) |
trzymam za słowo, licze na szczere komentarze (nawet te złe)
Cytat: |
Mówił że miał sen hym.. a może w tym ff to Edward ma wizje co ? Heh byłoby ciekawie zważając na to że jest on człowiekiem. Dobra ja już nie zgaduje tylko czekam aż wstawisz kolejny rozdzialik |
blisko blisko a rozdział 3 juz na moim chomiku
dziękuje za szczere komentarze
pozdrawiam
new life |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
alice1995
Wilkołak
Dołączył: 08 Lut 2010
Posty: 161 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pią 15:39, 12 Lut 2010 |
|
O! Wreszcie nowy rozdział, mam nadzieję, że będziesz dodawać je częściej;)
Bardzo mi się podoba twój ff. Naprawdę jest podobny do Kopciuszka, no jest lepszy!
Masz bardzo fajny styl pisania. Bardzo przyjemnie mi się czytało.
Czekam z (nie)cierpliwością na ciąg dalszy;)!
Worka weny życzę |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Invisse
Zły wampir
Dołączył: 19 Lip 2009
Posty: 355 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 16:31, 12 Lut 2010 |
|
Kiedyś weszłam na twojego chomika, ściągnęłam pierwszy rozdział i od tygodnia przeczesuję forum, bo pobrany plik nazywał się "1.pdf" i nie miałam pojęcia, skąd go mam. Ale znalazłam i cieszę się szalenie :)
A przy okazji to jestem wściekła, bo coś współczesno - kopciuszkowego od niedawna chodziło mi po głowie i żeś mi pomysł gwizdnęła ;P *Wywala język*
Dobra, a teraz o treści. Sam pomysł jest naprawdę świetny, choć wykonanie gdzieniegdzie trochę... kuleje. Trochę sztucznie zapisujesz dialogi, zdarza się, że wtrącasz słówka typu: ponieważ, dlatego, prawdopodobnie. To nie jest złe, ale nie wszędzie one pasują, bo ludzie swoją mowę upraszczają na max., a ich rozmowy nie przypominają raportów statystycznych z tymi upoważnieniami. Najbardziej chyba zgrzytało mi w rozmowie Renee i Belli, która była nienaturalna - po wiadomości o kradzionej kasie oczekiwałam opisu i większej refleksji, a Ty zastąpiłaś to szybką reakcją Renee z półki "moja córka to skarb". No i podejrzany wydaje mi się fakt, by co miesiąc Renee kładła na stole sześć stów, nie upewniając się, czy Bella je wzięła. I czemu Belli ani razu nie udało się tej kasy znaleźć przed Rose?
Dialogi natomiast pełną mocą nadrabiasz opisami, bo te są świetne. Potrafisz opisać pokój, by nie znudzić czytelnika. Podoba mi się, jak przedstawiasz emocje. Tak naturalnie.
Postaci. Niektóre budujesz bardzo realnie i naturalnie, ale w kilku czegoś mi zabrakło. Jak kirke wspominała, brak mi paru słów o Rose. Może robiła to z zazdrości? Mam nadzieję, że trochę ją rozwiniesz w przyszłości :)
Ale najbardziej to kocham twoją Jane. Ta laska wymiata
weny,
I. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
nela23
Nowonarodzony
Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 6 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 16:55, 12 Lut 2010 |
|
co do jednego, że czasem czegos brakuje, cos napisalas za duzo itp to moze masz i racje, bo to bie sie akurat to podoba. Mi na przyklad, podoba sie jak ktos pisze takie slowa jak "poniewaz" "prawdopodobnie" itp bo dla mnie to normalny język. KAzdy ma swoje plusy i minusy twojego opowiadania, tak ja mam swoje. Za mało jest tutaj Edwada, ale za to ciekawy masz pomysl z tymi snami, wizjami? i to szczegolnie jesli on jest czlowiekiem. Podoba mi się tez jej postawa. Naprawde rzadko mozna spotkac belle jako taką "lepszą" wersję. Czekam na wiecej i mam nadzieje ze nasze komentarze, wszystki, pomogą ci na przyszlosc.
Ja nadal mam nadzieje, ze wlaczesz jakies watki kryminalne, erotyczne czy sensacyjne, nie ineteresuje mnie normalna opowiesc o miłości, za duzo sie ich naczytalam. czekam tez z (nie)cierpliwoscią na kolejny rozdzial "Fuga ex mundo", bo tez juz troche czasu minelo od ostatniego rozdzialu, popracujcie troche i nie pozwolcie nam na niego czegac za dlugo. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
new life
Zły wampir
Dołączył: 13 Sie 2008
Posty: 489 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 31 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Nie 22:01, 14 Lut 2010 |
|
Witam ponownie rozdział oddaje dosyć szybko, ale chyba nie macie mi tego za złę W tym szczególnym dniu, chciałabym życzyc wszystkim dziewczynom szczęści w miłości i oby z tymi chłopami było mniej kłopotów, niz do tej pory (podając mój przykład).
Dziękuje za wszelkie komentarze i zapraszam do czytania
beta: CoCo
[link widoczny dla zalogowanych]
3. Nieproszony gość
James
Stosy papierów do wypełnienia, milion plików do przejrzenia. Tak wyglądała praca w reklamie. Jak to powiedział nasz stary profesor Nelson:
”Dobry reklamodawca potrafi trafnie powiązać strategię firmy ze strategią produktu, a następnie przełożyć przygotowane założenia na język reklamy. Potrafi dobrać środki i narzędzia reklamy do specyfiki produktu oraz firmy.”
Tylko dlaczego te środki i narzędzia pochłaniają tak dużo czasu, zajmują tak wiele miejsca?
Mógłbym narzekać tak w nieskończoność, ale ten rodzaj pracy miał w sobie to, że mogłem używać wyobraźni, korzystać ze wszystkiego, co miałem pod ręką. Musiałem tylko zadowolić przełożonych, a w szczególności daną firmę, dla której robiłem reklamę.
Ostatnie dni spędzałem do późnej godziny w pracy, a to z powodu dwóch rzeczy. Firma, która czekała na reklamę, dała nam krótki termin oddania projektu, co spowodowało, że zespół pracował dłużej, czasem zostając na noc. Był też inny powód, który miał na imię Bella. Kiedy wracałem do domu, czekała na mnie z kolacją i z uśmiechem na twarzy. Gdy na nią patrzyłem, coś we mnie ożywało, sprawiało, że chciałem żyć. Jednak wiedziałem, że to nie jestem ja. To nie dla mnie. I chociaż żywiłem do niej głębokie uczucia, nie mogłem jej tego okazać. Już kiedyś ją zraniłem, wiedziałem o tym. Nigdy tego nie zapomnę i nigdy nie powtórzę. Nie mogłem stać w miejscu, w jednym związku. Będąc z innymi kobietami, uwalniałem się. Mogłem odreagować napięcie podczas seksu, jakie kumulowało się przez całe tygodnie. I co miałem jej powiedzieć?
Bello zależy mi na tobie, ale nie zamierzam z tobą być, bo nie wytrzymam z jedną kobietą?
Już wolałem to ukrywać niż patrzeć na jej zrozpaczoną twarz. Dałbym wszystko, aby ją ochronić, nawet jeśli miałbym chronić ją przed samym sobą. Wolałem być sam, bez stałej partnerki. Nie wiedziałem nawet, czy jestem w stanie kogoś pokochać. Nigdy nie okazywano mi żadnego uczucia, nie bez własnej korzyści. Tylko jedna osoba to potrafiła. Bella. Wszystko kręciło się wokół niej, dlatego wiedziałem, że tracąc ją, strącę swoje życie.
Wskazówki zegara dziś wyjątkowo poruszały się powoli. Dopiero dwudziesta, choć miałem wrażenie, jakby była druga w nocy. Po wypiciu trzech kaw moje oczy świeciły się jak latarki, zapamiętując każdy szczegół w projekcie. Pracowałem na najwyższych obrotach, mimo że czułem się strasznie zmęczony.
- James? Masz te pliki dla Victorii? – zapytała Kate, asystentka Victorii.
Kiwnąłem, nie odpowiadając jej.
Victoria, szefowa całej firmy. Razem z ojcem, Arem, stworzyli ogromne imperium, stali się sławni i bogaci, ale co z tego, skoro ich wnętrza i dusze zdawały się puste. Szefowa była wysoką, szczupłą kobietą, której włosy przypominały ogień, a ciało nakłaniało do grzechu. Popełniłem kiedyś błąd i skusiłem się na owoc zakazany. Wiedziałem, że z nią wiąże mnie tylko seks, miły czas spędzenia w pracy lub po godzinach, jednak po pewnym czasie znudziło mnie to, wyczerpała się.
Dokładnie wiedziałem, co się teraz stanie, gdzie będę musiał iść.
- Świetnie, w takim razie idź zanieś jej te dokumenty – powiedziała.
Od kiedy to ja mam nieść jej papiery, a nie asystentka?
Otóż od czasu, kiedy pracownik uprawia seks z pracodawcą, a wokół wszyscy udają, że nic się nie dzieje, chociaż niejeden wiedział. Miałem też świadomość, że prawie wszyscy.
Wychodząc z sali konferencyjnej, gdzie wspólnie zajmowaliśmy się projektem, czułem wlepiony we mnie wzrok kolegów i koleżanek. Będąc już na korytarzu, mogłem spokojnie odetchnąć świeżym powietrzem, bez ich wścibskich spojrzeń. Podszedłem do windy, wcisnąłem przycisk przywołujący ją na piętro i czekałem. Myślałem, że będę sam, w samotności, jednak po chwili usłyszałem głośny stukot kobiecych szpilek. Dołączyła do mnie nieznana towarzyszka, zakłócając mój spokój. Zatrzymała się dokładnie koło mnie, sprawiając, że jej perfumy, bardzo słodkie, drażniące moje nozdrza, owiały ciało. Instynktownie podążając za jej zapachem, odwróciłem się do niej, sprawiając, że zostałem powalony na kolana. Nigdy nie widziałem jej tutaj, nie rozmawiałem.
Wysoka, szczupła, patrzyła na mnie niepewnym wzrokiem. Biała bluzka, spódnica do kolan, delikatnie opinała jej zgrabną sylwetkę. Dodatkowo szpilki wydłużały nogi, sprawiając, że moje myśli stały się niebezpieczne. Spojrzałem jej w oczy i zauroczyłem się drugi raz.
Blond włosy splątane w jeden gruby warkocz, chociaż pojedyncze kosmyki odstawały od reszty, dzięki czemu wyglądała niewinnie i uroczo. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Przeszywała mnie swoimi błękitnymi oczami i zauważyłem coś niewiarygodnie zadziwiającego.
Zarumieniła się i to dzięki mnie!
Nerwowo zgarnęła uciekające włosy za ucho i ruszyła do windy, która nie wiadomo kiedy otworzyła się. Podążając za kobietą, ruszyłem do środka. Stanęła w kącie, odsuwając się jak najdalej. Ja zaś oparłem się o ścianę, mając najlepszy widok z możliwych. Mogłem zlustrować dokładniej tę piękność, dlatego nie marnowałem czasu. Chociaż ona to widziała, nie przejmowałem się tym. Rozluźniłem krawat, kiedy zrobiło się duszno. Wcisnąłem ostatni guzik i ruszyliśmy. Nieznajoma poruszyła się, przystępując z jednej nogi na drugą, ręką odsuwając też skrawek koszuli, gdzie wdmuchnęła trochę powietrza.
Co ona wyprawia?
Spojrzała się w moim kierunku, taksując mnie wzrokiem, oceniając wygląd. Napotkałem jej wzrok, kiedy winda niespodziewanie wydała jakiś dźwięk i otworzyła się. Nawet nie zauważyłem, kiedy przejechaliśmy te kilka pięter. Jednak nie to było dziwne. Otóż w wejściu stała uśmiechnięta Victoria. Jej wzrok skierowany był na mnie, ale kiedy spojrzała na moja towarzyszkę, uśmiech momentalnie znikł.
- Jane? Nie pomyliłaś pięter? – zapytała ostro Victoria.
Ta spuściła głowę, nie wiedząc, co powiedzieć. Zrobiło mi się jej trochę żal, wszyscy znali Victorię, wiedzieli, że dla słabszych jest nieuprzejma.
- Przegapiłam piętro, przepraszam – wyszeptała cicho.
- Następnym razem nie przegapiaj piętra, pamiętaj o tym. James? – Skierowała wzrok z powrotem na mnie.
- Tak? – odpowiedziałem z uśmiechem, wiedząc, że to poprawi sytuację.
- Zapraszam do gabinetu – odparła i odwróciła się, odchodząc.
Zostaliśmy sami. Zapanowała cisza, nikt się nie ruszał, ledwo było słychać nasze oddechy. Podszedłem powoli bliżej Jane, unosząc jej brodę do góry. W końcu spojrzałem jej głęboko w oczy, płakała. Pojedyncza łza spłynęła po policzku. Kciukiem starłem po niej ślad, dotykając delikatnego skóry dziewczyny. Odsunęła się ode mnie, przecierając oczy, zostawiając mały ślad tuszu dookoła.
- Przepraszam – wyszeptała, przygnębiona.
- Nie musisz przepraszać. Ja ci jestem winien przeprosiny – powiedziałem, wysiadając z windy. – To przeze mnie, więc lepiej będzie, jak już pojedziesz, nie wiadomo, co może zrobić Victoria – uśmiechnąłem się, patrząc jak drzwi się zamykały.
- Do zobaczenia – wyszeptałem, kiedy już praktycznie drzwiczki były zamknięte, ale udało mi się zauważyć jej uśmiech spowodowany moją obietnicą zbliżającego się spotkania.
Edward
- Edwardzie! Śniadanie! – krzykneła Esme, moja matka.
Podniosłem leniwie głowę, spoglądając na zegarek znajdujący się na szafce nocnej. Punkt siódma. Dawno temu odkryłem, że Esme jest chodzącą zegarynką, nie spóźnia się nawet o minutę. Odrzuciłem koc i wstałem, kierując się do łazienki. Zimny prysznic ostatecznie postawił mnie na nogi, otrząsając z minionych snów. Zamiast wypocząć, przeżywałem dziwne zdarzenia, których czasem nie rozumiałem. Przeżywałem to tak, jakby były prawdziwe. Jednakże męczyłem się, starając, aby jej dotknąć, poczuć. Od czasu spotkania w klubie nie mogę o niej przestać myśleć, czasem mam też problemy z odróżnieniem, czy to się dzieję w rzeczywistości. Dlatego musiałem się z nią spotkać, porozmawiać, a może wtedy moje życie wróciłoby do normy. Martwiłem się tym, że ostatnie sny stawały się coraz dziwniejsze. Widziałem małą dziewczynkę z jakąś maskotką w ręku, stojącą nad grobem, płaczącą. Nie znałem jej, nie pamiętałem, jednak wiem, że powinienem. Coś, niewiadomo co, nakazywało mi śnić dalej, poznawać więcej szczegółów. Kiedy w innym śnie ta mała dziewczynka przeobraziła się w kobietę, wiedziałem, kim już jest. To ona. Dziewczyna z klubu. Nie miałem tylko pojęcia, skąd te obrazy pojawiały się w mej głowie, stały się częścią mojego życia.
Już bardziej ożywiony, z mokrymi włosami, zszedłem na dół. W kuchni, tak jak się spodziewałem, latała wokoło Esme, spiesząc się do pracy, chociaż i tak zawsze docierała tam przed czasem.
- Śniadanie masz na stole – powiedziała w biegu. – W lodówce przygotowany obiad, wystarczy tylko włożyć do mikrofalówki.
- Dobrze – odparłem, nalewając sobie soku do szklanki. Za bardzo nie zwracałem uwagi na to, co mówi, moje myśli błądziły wokół innej osoby.
- Edwardzie? – zapytała Esme, kiedy zorientowałem się, że w końcu stała w miejscu i nie zmieniała swojego położenia przez dziesięć sekund. – Coś się stało? Znów ci się śniła – stwierdziła.
- Tak – tylko tyle mogłem wydusić, bo mój stan mówił sam za siebie.
- Dobrze. – Spojrzała na zegarek. – Mam jeszcze pięć minut do wyjścia. Mów, co było tym razem.
Esme to jedyna osoba, która rozumiała moje położenie i umiała doradzić. Odkąd nawiedzały mnie te dziwne sny, była dla mnie oparciem, zawsze mogłem na nią liczyć. Chociaż mieszkaliśmy zupełnie sami, odkąd odeszła od Carlisle’a, i włóczyliśmy się po różnych stanach, to właśnie tutaj odzyskała spokój. W tym miejscu ojciec jej nie znalazł i miałem cichą nadzieję, że nigdy nie znajdzie. Nie żyło nam się najlepiej, nie byliśmy zamożnymi ludźmi, jednak mieliśmy siebie i to nam wystarczało. Niektórzy byliby zdziwieni, jak silna może być więź matki z synem, i ile radości może przynieść wspólne jedzenie lodów czekoladowych przed telewizorem. Te momenty, tak proste rzeczy, utkwiły mi w pamięci i gdy czułem się smutny bądź załamany, podnosiły mnie na duchu.
- Ostatnio śniła mi się nie tylko ona, pojawiła się jako mała dziewczynka, płakała – zacząłem.
- A gdzie się znajdowała? Z kim była? – zapytała, uważnie wpatrując się we mnie.
- To przypominało cmentarz, jakby stała nad grobem, trzymając jakąś osobę za rękę.
- To musiało być smutne, bo prawdopodobnie zmarła jej bliska osoba, dlatego płakała.
- Tak, pewnie masz racje. Pamiętam jeszcze kilka innych rzeczy.
- Tak? Jakie? – zapytała, wstając i szykując się do wyjścia.
- Miała tak samo brązowe włosy, jakie ma teraz, lecz wtedy zdawały się związane w dwa warkocze, przepasane białymi kokardami. Widziałem ją wyraźnie, ubraną w zieloną sukienkę, sięgającą do kolan. Jednak sen nie trwał długo, wtedy się obudziłem.
Skończyłem, lecz cisza, jaka zapanowała w kuchni, była czymś rzadko spotykanym w tym domu. Podniosłem głowę, spoglądając na Esme. Stała pośrodku kuchni i patrzyła na mnie dziwnym wzrokiem.
- Coś się stało? – zaniepokoiłem się.
- Ta dziewczynka, jej sukienka i warkocze… pamiętam. Był też tam cmentarz… Edwardzie – Spojrzała na mnie z widocznym szokiem w oczach. – Wiem, kim ona jest.
- Co? – wstałem. – Znasz ją?
- To znaczy, z twojego opisu kojarzę pewne fakty. Nie jestem pewna w stu procentach, że to ona, ale jak na razie wszystko się zgadza.
- Kim ona jest? – zapytałem zniecierpliwiony.
- Moja dawna przyjaciółka, Marie Claire urodziła dawno temu córkę, Isabellę, wbrew woli innych. Mówiło się, że Claire związała się z dziwnym mężczyzną, który, kiedy dowiedział się, że Marie Clairie jest w ciąży, zażądał natychmiastowego usunięcia ciąży. Oczywiście Claire musiała uciekać, od tamtej pory nie widziałam się z nią za często. Dopiero po kilku latach, kiedy przypadkowo dowiedziałam się o jej śmierci, poszłam na cmentarz. Tam właśnie spotkałam małą Isabellę. Była wraz ze swoją ciotką i jej córką. Wtedy właśnie była ubrana tak, jak opisywałeś.
- Ale skąd mogłem to pamiętać?
- Zabrałam cię ze sobą, dziwię się, że tego nie pamiętałeś.
- Nie pamiętałem – zamyśliłem się. - Więc jej matka nie żyje – stwierdziłem. – Wiesz może, w jakich okolicznościach umarła?
- To też jest dziwne. Mówiło się, że umarła przy porodzie, jednakże Claire była najsilniejszą i najodważniejszą osobą, jaką znałam. Dopiero kiedy dowiedziała się o ciąży, postanowiła uciec, ochronić jeszcze nienarodzone dziecko. Sama nie uwierzyłam w tę wersję śmierci przy porodzie. Dużo osób nawet nie wiedziało, że Claire nie żyje. Ja dowiedziałam się kilka lat po fakcie. Straciłam jedyną przyjaciółkę, lecz zachowałam po niej jedną rzecz.
- Jaką?
- Kiedy wyszła cała afera o ciąży, Claire dała mi swój pamiętnik. Nie wiedziałam tak naprawdę, po co, bo pamiętnik jest czymś bardzo prywatnym, dlatego nigdy go nie czytałam, nie naruszałam jej intymności.
- Nigdy tak naprawdę nie byłaś ciekawa, co się z nią stało? Jak umarła? – zapytałem.
- Nie miałam nawet okazji – odpowiedziała. – Sam dobrze wiesz, jak wygląda nasze życie. Ciągle jesteśmy w ruchu, zmieniamy miasta. Ciężko jest coś zacząć, skoro nie wiesz, że możesz tego nie dokończyć.
- Wiem, ale mam nadzieję, że te miasto jest ostatnim na naszej liście. – Esme spojrzała na mnie i wiedziała, o jaką osobę mi tak naprawdę chodzi. Nie chciałem opuszczać Forks, musiałem porozmawiać z Isabellą.
- Ja też mam taką nadzieję, synku – powiedziała, wychodząc z kuchni.
Zostałem sam ze swoimi myślami i problemami. Po zjedzeniu śniadania wyszedłem i udałem się do szkoły w poszukiwaniu pewnej osoby. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Pon 13:50, 15 Lut 2010 |
|
cóż - dobry rozdział... w zasadzie całkiem smaczny
to może znowu w punktach, ale tym razem nie zatytułuję:
- odniosłam wrażenie, że chcesz uszczęśliwić wszystkich bohaterów na siłę:
* James... jego myśli o rodzinie - bo muszę przyznać, że kiedy zaczął o Belli czekającej z kolacją rzuciła mi się tylko taka wizja... - niecałe kilka minut później spotyka Jane i ... no właśnie - czytelnik odnosi wrażenie, że to ta jedyna na całe życie...
- historia Edwarda i Esme... niedopowiedziana, ale jednak urzekająca... prawdopodobna... i chwytająca za serce.... Carlisle w wersji nie całkiem uroczej bardzo mi się podoba, choć tylko wspomniałaś...
- sny Edwarda o małej Isabelli - wystraszyłaś mnie, przyznam, bo myślałam, że chcesz zrobić tysięczny zabieg, że los ich połączył... i takie bla bla bla - naprawdę adrenalinka mi wzrosła... ale bardzo ładnie wybrnęłaś i skupiłaś się na psychice i pamięci małego dziecka...
- Esme ma pamiętnik matki Belli - nie mogę się doczekać tajemnic, które tam tkwią, bo na pewno jakieś są... choćby zagadkowa śmierć...
rozdział udany, choć trochę mnie zasmuciło, że zmieniłaś narrację :)
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
new life
Zły wampir
Dołączył: 13 Sie 2008
Posty: 489 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 31 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Pon 14:39, 15 Lut 2010 |
|
A wiesz, że własnie pisałam o czymś, co na pewno nie uszczęsliwiałi niektore postacie poprostu zrobiłam taki wstęp, teraz zacznie się dziać. Pojawią się pewne osoby, na pewno złe osoby. Rozwine tez wątek pamiętnika, możesz byc pewna, a na pewno postaram się żebyś poczuła dreszczyk to chyba na tyle dziękuje |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
nela23
Nowonarodzony
Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 6 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 19:31, 24 Lut 2010 |
|
no ja juz sie nie moge doczekac tych "złych" osób, wiec wstawiaj szybciutko rozdział
czy moglabym miec do ciebie prosbe? moglabys nie łączyc Belli z Edwardem? niech to sie wyroznia, bedzie cos innego. Inne podejscie, inne pary tez moga byc ciekawie napisane, a ty naprawde fajnie piszesz. I jak mozesz, wstawiaj rozdzialy na chomika.
Dziekuje |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
belongs_to_cullens
Wilkołak
Dołączył: 27 Sty 2010
Posty: 126 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 14:27, 25 Lut 2010 |
|
Do tej pory zawsze czytałam zakończone opowiadania i przyzwyczaiłam się już do tego, że czytam, aż skończę. Stwierdziłam, że zobaczę, jak to będzie poczekać sobie na kolejne części. I zaczęłam czytać Twoje opowiadanie.
Zaczytałam się tak, że zapomniałam, o całym świecie i dopiero odkrycie, że nie ma jeszcze dalszych części "przywróciło" mnie do rzeczywistości:)
A teraz konkretniej:
- lubię opowiadania, w których mam wrażenie, że wkraczam do jakiegoś świata, że jest on przemyślany i kompletny - tu mam właśnie takie wrażenie. Postacie są różnorodne, ich losy jak najbardziej realne.
- rozśmieszył mnie nauczyciel biologii - pan Pattinson:))
- nigdy jeszcze nie spotkała takiego Jamesa, podoba mi się jako lekkoduch, przyjaciel, trochę mam obawy, co tego jego uczucia do Belli, czy nie będzie pożywką dla jakiegoś melodramatu tutaj - ale moż właśnie tak ma być
- Edward - jestem ciekawa, jak dalej rozwinie się historia z jego snami, to nie jest chyba zwykła wrażliwość?:)
Czekam z wielką niecierpliwością na ciąg dalszy!!! Powodzenia!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|