|
Autor |
Wiadomość |
keya_black
Nowonarodzony
Dołączył: 13 Lut 2009
Posty: 9 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Sob 0:17, 05 Gru 2009 |
|
Witam!
The Best Part of My Life to opowiadanie które zaczęłam pisać w któreś deszczowe popołudnie, potem postanowiałm połączyć je ze starym opowiadaniem i wyszło mi coś takiego :) Jest to troszeczkę opowieść kryminalna ale nie zraźcie się tym. W pierwszych rozdziałach może tego nie widać ale akcja rozwinie się z czasem xDWiększość postaci wymyśliłam sama jednak wystąpią też postacie z sagi Zmierzchu. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Jeszcze któtkie tłumaczenie odnośnie miejsc z ff:
- Eliza - Miasto wymyślone przezemnie. O ile mi wiadomo nie ma takiego:)
- Będzie Polska, Rosja, UK i obie Ameryki:)
Rozdziały będą pojawiac się okazyjnie, raz to będzie po tygodniu, raz po trzech-czterech dniach, a raz co dwa tygodnie. Oczywiście jeżeli wam się spodobają moje wypociny:D
Pierwszy rozdział jest z lekka tajemniczy i zbyt wiele nam nie mówi, ale po krótce przedstawia główną bochaterkę.
Jakaś muzyka w tle (preferuje muzykę z filmów więc taka będzie się pojawiać): http://www.youtube.com/watch?v=kBSR_hwKXAM&feature=fvst
Beta: mloda1337 :)
Prolog
"Kto musi wracać, nie cieszy się z pokonania trudnej drogi."*
To zabawne jak łatwo można oszukać ludzi. Wtopić się w ich otoczenie i szpiegować. Nawet się nie orientują, a już na pewno nie wtedy, kiedy sprawi się, żeby myśleli, że są lepsi i ważniejsi. To głupie i dziecinne, ale lubię ich szpiegować, odkrywać ich najgłębsze tajemnice. Żyję ich życiem. Jest łatwiejsze, bezproblemowe, wolne od wszystkiego. A ja nie jestem wolna. Zawsze czuję obecność uciążliwego głodu. A najgorsze jest to, że nienawidzę go zaspokajać. I tak źle i tak niedobrze. Dlatego wolę, egzystować życiem innych. Dzięki temu mogę uciec od swojego. Uciec jak najdalej. Najlepiej nigdy nie wracać. Ale tak się nie da, a wracać trzeba zawsze, by swoim egoizmem nie skrzywdzić innych...
*Władysław Grzeszczyk - Parada paradoksów
1) O losie kobiety decyduje miłość na jaką się godzi*
Trudno żyć bez miłości. Nawet takiej, która nigdy nie będzie spełniona. Nawet bez tej platonicznej. Pomyślałam więc, dlaczego nie? Dlaczego przez resztę, życia miałabym cierpieć? Bo ktoś mi każe? To nie jest fair. Przez całą swoją durną egzystencję byłam posłuszna wszystkim wokoło. Pomagałam ludziom z dobroci serca. Starałam się nie być egoistką, myśleć najpierw o potrzebach innych, a nie własnych. I nie zdawałam sobie sprawy, że nie każdy taki jest. Że są źli ludzie, którzy tylko czekają by przemienić twoje, życie w ruinę nie zdatną do odbudowania. To mnie spotkało. Wszystkie prawdy, które wyznawałam, wszystkie postanowienia, dobre uczynki, wszystko szlag trafił. Nie było nic. A raczej było coś. Wielka dziura w mojej duszy, żądająca wyjaśnień, mająca tylko jedno pytanie, mianowicie dlaczego? Dlaczego...? Po prostu DLACZEGO? Najgorsze było to, że nikt nie potrafi mi odpowiedzieć. Nie dlatego, że nie chcą bądź nie mogą, lecz dlatego, że nie znają odpowiedzi. To się po prostu stało. Takie rzeczy się po prostu zdarzają. I to wszystko. Tę prawdę wyznawaj teraz. Pozwól rzeczom się dziać. Pozwól nowemu życiu płynąć. Nieważne, czy tego chcesz, czy nie, teraz już nie masz wyboru. Tak mi powiedzieli. I co zrobiłam? Pozwoliłam rzeczom płynąć. Pozbawiłam się rodziny i przyjaciół aby moim życiem zaczął rządzić przypadek. Ta bezradność, całkowite oddanie nowemu zadaniu. Wierność nowym regułom. Nie przez strach, po prostu wydawało mi się że robię wszystko tak jak powinno być. GÓWNO PRAWDA! Ale, żeby to zrozumieć, potrzeba czasu. Zdążyłam popełnić wiele błędów. Zrobiłam wiele rzeczy, z których nie jestem dumna, ale jedna zasada pozostała. Nic nie ma i nie będzie miało znaczenia w moim życiu. Jestem bo jestem. Jestem bo był ktoś inny. Są i będą inni bo jestem ja. I tak przez całe życie. Pora się z tym pogodzić. Ale jak? Zapytałam sama siebie. To nie jest to czego chcę. Ja takiego życia nie wybrałam, więc dlaczego mam wyznawać te reguły? Żyć tak jak oni? Dlaczego? Czy nie mogę żyć po swojemu? Oczywiście, że możesz - powiedzieli. Ale to nie zadziała. Wielu przed tobą próbowało. Nigdy w siebie nie wątpiłam, więc nie zamierzałam w siebie zwątpić i tym razem. I tak odłączyłam się od nich. Nareszcie żyłam po swojemu. Poznawałam ludzi. Żyłam wśród nich, wyglądałam jak oni. Lecz po pewnym czasie zaczęło mnie to nudzić. Potrafiłam więcej, zaczęłam więc ich szpiegować. Zgłębiać ich życiowe marzenia i sekrety. Przenosząc się z miejsca na miejsce, przeżyłam tak wiele lat. Pomogłam spełnić sny wielu ludziom, jednak żaden z nich nie wie, komu to zawdzięcza. Nie mogę się ujawnić. Nigdy też nie przyłączam się do żadnego z naszych, nikt mi nie odpowiada. Jednak znalazłam takie miasto do którego lubiłam wracać co jakiś czas. Eliza. Mój Dom.
* Włoskie przysłowia
2) Nikt nie ustrzeże pustego domu.
Moje podekscytowanie wywołane powrotem do domu było wręcz dziecinne. Ale tak bardzo się cieszyłam, a bardzo rzadko mi się to zdarza. Wracam do domu. Znowu. Leciałam samolotem z Phoenix do Elizy tym razem chciałam zostać tam na dłużej. Ostatni raz byłam tam pięćdziesiąt lat temu. Ach, ciekawe, co się zmieniło? Tyle będzie trzeba zrobić. Ogarnąć cały bałagan, który postał w domu. Zrobić zakupy. Uśmiechnęłam się w myślach. Moje urodziny. Które to już? Pewnie Anne będzie wiedziała. Anne to moja przemiłą przyjaciółka. Stworzono nas mniej – więcej w tym samym czasie, różnica pięciu, może dziesięciu lat. Jak miło będzie można znów ją zobaczyć. Jest jeszcze oczywiście Mirriel. Zawsze spotykamy się na moje urodziny. Moje rozmyślania przerwał dzwonek telefonu.
- Jesteś już na miejscu? - ten głos rozpoznałabym wszędzie. Mirriel.
- Nie, jeszcze jakieś pięćdziesiąt kilometrów. Coś się stało?
- Andy? - zapytała takim tonem jakby spodziewała się ode mnie bury.
- Tak? Mir, o co chodzi?
- Mogłabyś przymknąć oko na przepisy? Wpakowałam się w małe kłopoty. Za pół godziny będę u ciebie. Przyjedź jak najszybciej! - poprosiła z rozpaczą w głosie. Od razu dodałam gazu. Nie dzwoniłaby gdyby to nie było cos ważnego.
- Już jadę. Przyjadę niewiele po tobie. O nic się nie martw, razem z Anny ci pomożemy w cokolwiek byś się nie wpakowała – zawsze może na nas liczyć. Nawet na mnie, mimo że jestem odludkiem.
- Dziękuję - zapadła cisza, podczas której myślałam, że zarysuje mi sprawę, ale kiedy nic takiego nie nastąpiło uświadomiłam sobie, że chce abym to ja coś powiedziała. Ja jednak nie wiedziałam co. Pocieszać ją czy jak?
- Słuchaj, muszę kończyć. Zobaczymy się w domu - nie kłamałam. Konsolka informująca o braku paliwa zaczęła świecić. Wiem, że to niebezpieczne, ale wożę ze sobą kanister z benzyną na okazje takie jak ta. Kiedy bak był pełen, schowałam pusty kanister na tylne siedzenie samochodu. Jeszcze się kiedyś przyda. Teraz czas jechać. Ponownie zasiadłam za kierownicą, rozwijając olbrzymie prędkości. Choć nie okazywałam tego, bałam się. Nie lubię okazywać słabości, nawet, kiedy jestem sama. Ale bałam się. Mirriel nie pakuje się w kłopoty. A nawet jeśli się w nie pakuje. Potrafi sama sobie poradzić. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że to musi być coś dużego. Może nawet lepiej, że wjeżdżałam juz do miasta. Musiałam ograniczyć prędkość. Inaczej rozbiłabym się gdzieś, skasowała wóz i opóźniła mój przyjazd do domu. Oczywiście mogłabym pobiec, ale musiałabym zostawić walizki. Mniejsza o nie i tak jestem już na miejscu. To tutaj. Eliza. Plan miasta nie zmienił się tak bardzo, a z GPS - em do pomocy trafić we właściwe miejsce to łatwizna. Znanymi ulicami przemykałam cichutko moim Porsche Cayenne. Wreszcie dojechałam ulicy, na której stoi mój dom. Cały czas, powoli posuwając się na przód i myśląc o najbliższej przyszłości, nie zauważyłam człowieka stojącego po środku ulicy. Przerażona usłyszałam, jak ktoś obija się o maskę i dach samochodu, a potem upada na asfalt. Żałując, że kolacja dzisiaj tak wcześnie, wyskoczyłam z samochodu, wyłączając wcześniej silnik i w dwóch susach dopadłam mojej ofiary. Kobieta zaśmiała się głośno po czym wycelowała we mnie palcem i wysokim głosem powiedziała:
- Miłe powitanie! Ja ci tu robie niespodziankę, a ty mnie przejechałaś! - zaśmiała się jeszcze raz.
- Anne, co ty wyprawiasz? I wygadujesz? - spytałam znużonym głosem, robiąc przerwę między pierwszym, a drugim zdaniem. Jakaś odpowiedź by się przydała. Ann tylko wstała z klęczek i wyściskała mnie za wszystkie czasy.
- Witaj, w domu Andy! – powiedziała uroczyście, z poważnym wyrazem twarzy. Trzeba było to zobaczyć, żeby zrozumieć mój niepohamowany atak śmiechu. Anny nadąsana bąknęła, że też miło mnie widzieć. Postanowiłam się opanować dla własnego dobra. Wiedziałam, że potem mi się za to odpłaci.
- Mirriel już jest? - zapytałam z zupełnie innej beczki.
- Nie - idąc w stronę samochodu, kontynuowałyśmy rozmowę. Moja przyjaciółka nerwowo szarpała kosmyk włosów. To oznaczało, że się martwi. Zresztą nie była jedyna - dzwoniłam do niej kilka razy, ale nie odbierała. Mówiła ci może coś o tym bagnie, w które się wpakowała? - w milczeniu pokręciłam głową na znak zaprzeczenia. - To coś dużego prawda? Inaczej nie prosiła by nas o pomoc? – ostatnie zdanie zabrzmiało jak pytanie. Naprawdę bardzo martwiła się o Mili.
- Też mi się tak wydaje. Nawet, kiedy zadarła z klanem z Sale nie prosiła nas o pomoc. Boję się, Anne. Nic nie przychodzi mi do głowy. Przecież Mili przez ostatnią setkę żyła na uboczu, jak mogłaby się w coś wpakować? Było już wszystko! Nawet nielegalny handel krwią...
Anne nie wiedziała, co odpowiedzieć. Doskonale ją rozumiałam. Zaparkowałam przy bramie. Podjazd pewnie jak zawsze zawalony liśćmi. Do przejścia na piechotę zostawało jakieś pięćset metrów.
- Pomożesz mi z walizkami?
- Jasne.
Wyszłyśmy z samochodu, spowrotem w zimną noc. Idąc w ciszy, obie wyczułyśmy niespodziewanie woń jednego z naszych. Równie niespodziewanie z mroku wyłoniła się postać kobiety, podbiegła do mnie i uściskała.
- Jak dobrze, że już jesteś! - wyszeptała w moje włosy.
- Mirriel... - w oczach zebrały mi się łzy. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Po prostu się rozpłakałam.
- Ciiii... Skarbie, będzie dobrze... Nie płacz... Musisz mieć dużo siły... - pocieszały mnie, jedna przez drugą.
- Już. Przepraszam. To po prostu... Nie wiem, tak się bałam! Dlaczego nie odbierałaś telefonów? - zapytałam oskarżycielsko.
- Jak pójdziesz do domu, to sama zobaczysz. - odpowiedziała mi drwiącym tonem.
- Co? - nic nie rozumiałam. Przecież bałagan zawsze był, powinna się przyzwyczaić.
- Ja nic nie powiem. I nie, nie chodzi o bałagan. - wzruszyłam ramionami. W sporach z Mirriel zawsze źle wychodziłam. Szłyśmy dalej, nie czując potrzeby rozmowy. Wiedziałyśmy, że później będzie na nią mnóstwo czasu. Jednak, kiedy zobaczyłam z daleka dom, zdziwiłam się nie mało. Podjazd był ograbiony, wejście oświetlone. W oknach widniały nowe zasłony, a na podjeździe stał duży, rodzinny van.
- Ok, która mi to wytłumaczy? - Anne popatrzyła na mnie zdziwiona, a Mir z nonszalancją wzruszyła ramionami.
- Sama zobaczysz, mówiłam.
- Ok... – powtórzyłam, po czym zaczęłam iść w stronę domu szybkim krokiem. Kątem oka zauważyłam kosz do gry dla dzieci na podwórzu. Co to ma, do cholery, być?! To mój dom! Nikt nie może się tak bezceremonialnie do niego wprowadzać! Weszłam na werandę, wzięłam oddech żeby choć trochę ochłonąć. Efekt był niestety odmienny od zamierzonego. Zapukałam wściekle trzy razy. Kiedy przez minutę nikt mi nie otwierał, powtórzyłam gest. Zresztą, do czego to dochodzi? Muszę pukać do własnego domu?! Mowy nie ma! Złość wylewała się ze mnie i tworzyła nieprzyjemną aurę. Nacisnęłam klamkę i kiedy ta ustąpiła, z uśmiechem przekroczyłam próg dużego hallu. Naprzeciwko, po schodach, szła do mnie kobieta w szlafroku. Miała może czterdzieści lat. „Szczęśliwa mamusia” pomyślałam z ironią.
- Przepraszam, kim pani jest? Nie można tak po prostu wchodzić do cudzego domu!
- Do cudzego nie, ale do swojego owszem. - odpowiedziałam arogancko. - Angelina Scott. Właścicielka domu. A pani to kto? I co pani tu robi? - w głębi duszy ucieszyłam się, bo kobietę wyraźnie zatkało.
- To jakiś żart? Mieszkam tu od pięciu lat i nigdy o pani nie słyszałam. Ani od poprzedniej właścicielki domu, ani od prawnika, więc grzecznie proszę, żeby pani wyszła zanim wezwę policję - zakamuflowałam wybuch śmiechu kaszlnięciem. Ta kobieta mi grozi! Starałam się brzmieć poważnie, kiedy odpowiadałam.
- Proszę bardzo. Mój prawnik wyśle mi papiery i akt własności. Jestem właścicielką tego domu pani... - uwielbiałam straszyć ludzi, a ta kobieta wyraźnie zaczynała się mnie bać. Cóż miała powody nawet jeśli o nich nie wiedziała. Znowu zaśmiałam się w myślach.
- Roger. Melisa Roger. - w jej tonie nie było nic prócz suchości.
- Więc… pani Roger. Powiem tak. Mam za sobą długą podróż. Załóżmy, że jestem córką pani zmarłego brata. Przygarnie mnie pani pod swój dach. Zapisze do szkoły i każe mężowi i dzieciom mnie akceptować. Nazywam się Debi Globath. Powtórz... - użyłam "siły perswazji" jak to nazywam. Nie wiem dlaczego to się dzieje, ale potrafimy majsterkować przy wspomnieniach ludzi. Jest to bardzo przydatne, na przykład teraz.
- Och, Debi! Jak miło cię widzieć? Jak się czujesz? U mamy wszystko w porządku?
- Och, tak! Jest teraz we Włoszech, stwarza nową markę torebek i butów.
- To cudownie! W końcu się za to wzięła, to dobrze… to dobrze. Po stracie Jamesa... myślałam, że się nie pozbiera. Miło słyszeć, że wszystko już w porządku. I dzięki temu pomieszkasz trochę u nas. Cieszysz się?
- Jasne ciociu, Meliso. - Melisa rozłożyła ręce by mnie uściskać.
- Na dworze są moje koleżanki. Mogłyby też przenocować?
- Ależ oczywiście - odpowiedziała kobieta pod wpływem „czaru”. Wybiegłam na dwór do przyjaciółek.
- I jak? Nie wyrzucisz przecież całej rodziny. – Mirriel, jak zawsze pełna sceptycyzmu.
- Nie muszę. Patrzycie właśnie na siostrzenice właścicielki domu. – mruknęłam z zadowoleniem po czym zaprosiłam je do środka. Zapowiadała się ciężka noc. Ten zapach... Ach, ślinka napływa do ust. Ale to jeszcze nie pora, by ich zamordować. Jeszcze nie...
_________________________________________________________ |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez keya_black dnia Wto 19:34, 22 Gru 2009, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Nie 18:56, 06 Gru 2009 |
|
hm, czytałam już ten ff, ale widzę, że edytowałaś i dodałaś więcej tekstu... cóż... nikt nie komentuje, więc doczytam dodam coś od siebie, bo po prologu i pierwszym rozdziale muszę stwierdzić, że masz talent...
od razu widac, że się przygotowałaś do napisania tego tekstu... no i chwała... do tego jesteś oczytana ... tytuły rozdziałów są świetne - doskonale zapowiadają treść... podobno niektórym to przeszkadza, jednak ja nie mam z tym żadnych problemów...
pomysł twój mi się podoba, acz... nie wiem za bardzo co powiedzieć, bo żadnej z postaci nie znam, są postaciami stworzonymi przez ciebie i poczekam na ich dokładniejszy opis... na razie jak wspomniałam wcześniej bardzo mi się podoba...
ciekawy wampirzy dar wprowadziłaś... zobaczymy w czym pomoże, a w czym przeszkodzi... nowe wampiry.... nowe kłopoty, a może nowe przyjaźnie... nie mam pojęcia co będzie i az mnie nosi :)
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
keya_black
Nowonarodzony
Dołączył: 13 Lut 2009
Posty: 9 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Pią 13:55, 11 Gru 2009 |
|
Ta-dam. :) Mam nadzieje, że teraz więcej osób skomentuje. :)
Przeprasza, przepraszam moja bete kochaną!
beta: młoda1337
3)Przyjaźń zawarta w dzieciństwie to jedyne, co nie umiera wcześniej niż my.
Nadszedł poniedziałek. Po przynoszącej dużo niespodzianek niedzieli, ten dzień jest zbawieniem. Szłam właśnie do szkoły (tak, "ciocia" z dnia na dzień załatwiła mi miejsce, nie wiem, jak jej się to udało), kiedy czyjaś duża dłoń dotknęła mojego ramienia. Ludzka dłoń..
- Debi...? - mężczyzna, a raczej chłopak, który mnie zatrzymał miał piękny głos. Taki ciepły. Byłam już bardzo spragniona. Noc spędzona sam na sam, w jednym domu z ludźmi to traumatyczne przeżycie. Po tak długim odosobnieniu – mam na myśli moje pięcioletnie wakacje – była to dla mnie katorga.
- My się znamy? - zapytałam z uśmiechem nieznajomego.
- Nie... jeszcze. Wiesz, nie wiedziałem, że Mark ma córkę. Jestem Jasper Roger.
- Och.. No to teraz już wiesz. - odpowiedziałam koloryzując głos nutką hipnotyzującej magii.
- No, tak... Idziesz do szkoły?
- Ta... Nie wiem jakim cudem Melisa załatwiła mi miejsce tak szybko. Miałam nadzieje, że kilka dni będę mogła się ponudzić. - uśmiechnęłam się ciepło do Jaspera. Na chwilę zaniemówił.
- Jeśli mama czegoś chce, to nie ma siły żeby ją od tego odwieść.
- Zauważyłam. Jak długo tu mieszkacie? Tata nigdy o was nie opowiadał, a mama niewiele wiedziała. - kłamałam tak często, że teraz przychodziło mi to z łatwością.
- Pięć lat. Przedtem mieszkała tu jakaś staruszka, ale kiedy umarła, a władze nie znalazły testamentu, dom wystawiono na sprzedaż.
- A staruszka was nie nawiedza? - Popatrzył na mnie dziwnie, jakby nie wiedząc, co odpowiedzieć. Ja z kolei się zaśmiałam, widząc jego minę, jednak w głębi duszy martwiłam się. Po pierwsze: wiedziałam, że ta kobieta ich nawiedza, po drugie bo ta kobieta była wampirzycą, która od zawsze pilnowała mojego domu. Miała dar zmieniania się w różne postaci, mogła więc być kimkolwiek. Ktoś musiał ją zabić. Nie spodziewała się tego. Sara, tak miała na imię, dała by mi znać, gdyby coś było nie tak. Zawsze tak robiła. A gdyby uciekła, wiedziałabym o tym, gdyż wiązała nas umowa. Dawno temu uratowałam Sarze życie przed klanem Aslowur i od tego czasu spłacała dług, pilnując mojego domu. Było jej to na rękę, bo miała dom, do którego przyjeżdżałam średnio co sześćdziesiąt lat), dostęp do stałej gotówki, którą jej zapewniałam no i oczywiście stały dostęp do krwi od krwiodawstwa Lukier. Krwiodawstwa były to stowarzyszenia ludzi, którzy wiedzieli o wampirach i oferowali im swoją krew, w zamian za zostawienie ich rodzin i miast w spokoju. Lukier mieściło się w Elizie, ale obejmowało kilka pobliskich wsi i miasteczek. Większość wampirów zgadzała się na taki układ i podpisywała specjalny kontakt, który świecił się na czerwono, jeśli wampir go złamał. Oczywiście byli tacy, którzy żadnego kontraktu nie podpisywali i żyli tak jak na wampira przystało, czyli łowy nocą, a spanie za dnia i tak dalej, ale było to życie wysoce niewygodne, a ludzie dawali nam swoją krew za tak niewiele. Pół litra dla mężczyzny, czterdzieści setnych litra dla kobiety na tydzień. To nam wystarczało. Nie czuliśmy się pełni, ale mogliśmy egzystować bez atakowania ludzi. Ja nie podpisałam kontraktu ale chyba to zrobię. Polowanie na własną rękę, rosnące ceny proszku "rżeżre" i odpowiednie dobranie ofiary jest strasznie uciążliwe. Ciała mogę spalać, ale smród i popiół, który by z tego zostaje trzeba usuwać, a ja brzydzę się tym.
- Co się tak zamyśliłaś? - przywrócił mnie do rzeczywistości Jasper.
- Ach, nic. Wiesz, pierwszy dzień w szkole. Zastanawiam się, jak to będzie. - skłamałam gładko. Tak naprawdę w ogóle się nie martwiłam, zmieniam szkołę tyle razy, że nowa jest po prostu kolejnym zapełnieniem czasu. Wszystko, czego nauczają tutejsi nauczyciele wiem. Ba, mogłabym się założyć, że umiem więcej od większości z nich.
- No to proszę. Panie przodem. Jesteśmy na miejscu - powiedział mój nowy kolega, z szerokim uśmiechem na ustach. Rzeczywiście, stałam właśnie przed moim nowym liceum, imienia Alberta Woldorfa, wybitnego pisarza dziewiętnastego wieku, którego miałam okazje poznać osobiście. Ale nie czas na rozpamiętywanie starych, dobrych czasów. Czas iść do szkoły!
- Dżentelmenie, dziękuję bardzo - posłałam mu uśmiech po czym przekroczyłam bramę. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez keya_black dnia Wto 19:39, 22 Gru 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Pią 14:16, 11 Gru 2009 |
|
hm, to kto jest betą?
drugie hm, krótko, krótko, ale przyjemnie...
kilka zdań mi się nie podobało, ale to pozostawiam twojej becie... kimkolwiek ona jest
dziwaczna nazwa ta na "A"... jakoś mi nie pasuje, ale za to pomysł z traktatami i wampirzycą zmieniającą się i strzegącą domu pasuje mi jak najbardziej, a nawet rzeknę, że mi się podoba...
znowu notka z dziedziny humanistycznej o Albercie W. - bardzo dobrze....
krótko, więc i komentarz jakiś niewyraźny...
stosujesz jakiś dziwny szyk przestawny, który czasem razi, a czasem pasuje... nie umiem cię wyczuć...
mogłabyś dodać jakiś opis wyglądu Jaspera... wlaściwie to nie jest często spotykane imie, więc zastanawia mnie czy to ten meyerowski
nie mam więcej uwag...
do następnego...
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Klaudi
Nowonarodzony
Dołączył: 20 Gru 2009
Posty: 3 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 12:00, 21 Gru 2009 |
|
Jako osoba z natury czepialska, trochę się poczepiam. Wybacz.
Cytat: |
The Best Part of My Life to opowaidanie które zaczęłam pisać w któreś deszczowe popołudnie, potem postanowiałm połączyć je ze staym opowiadaniem i wyszło mi coś takiego |
opowiadanie, starym
Cytat: |
Anne jest moją przemiłą przyjaciółka. |
przyjaciółką (a przemiła to dość dziwnie brzmi w kontekście: Anne jest moją...)
Cytat: |
Przyjadę nie wiele po tobie. |
niewiele pisze się razem
Cytat: |
- Mirriel już jest? - Zapytałam z zupełnie innej beczki. |
Wydaje mi się, że zapytałam powinno być z małej litery, jako, że jest to czasownik niejako związany z mową.
Cytat: |
- Jak pójdziesz do domu, to sama zobaczysz. - odpowiedziała mi drwiącym tonem. |
Po zobaczysz nie powinno być kropki, jako, że wypowiedź + zdanie zawierające czasownik związany z mową piszemy w taki o to sposób, np:
- Ala ma kota - powiedział Tomek.
*brak kropki po wypowiedzi
*po myślniku czasownik związany z mową napisany małą literą
*kropka dopiero na samym końcu
To tyle z natury technicznej.
Co do samej treści. Powiem szczerze, że najbardziej podobał mi się prolog. Mimo że krótki, zauroczył mnie.
Rozdziały także przypadły mi do gustu, jednakże są one zbyt krótkie aby powiedzieć o nich wiele więcej.
Sama postać Angeliny Scott wydaje się być dość ciekawa. Jednak moim zdaniem zbyt pobieżnie ją wykreowałaś. Brakuje mi jakiegoś opisu...
Niewątpliwie masz talent, choć nie do końca jeszcze wyrobiony styl.
W każdym bądź razie będę czytać ciąg dalszy, jak już zamieścisz.
Wiedz, że mi się podobało.
Pozdrawiam i ściskam z Zakopanego,
Klaudi (tobie znana jako Alicja :)) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
keya_black
Nowonarodzony
Dołączył: 13 Lut 2009
Posty: 9 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Wto 19:43, 22 Gru 2009 |
|
Dziękuję Klaudi:) I tobie Kirke:) Miło wiedzieć, że moje opowiadanie podoba się komuś na tyle, że postanowił je skomentować. Błędy poprawione, a czwarty rozdział dziś wieczorem będzie u bety więc za kilka dni można się spodziewać nowej notki.
Pozdrawiam wszystkich czytających i życzę wesołych świąt:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
behappy
Wilkołak
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 22:53, 25 Gru 2009 |
|
Już się nie mogę doczekać rozwinięcia akcji.
Jasper "jest" kuzynem głównej bohaterki, przypuszczam,że pojawią się jeszcze inne postacie. Ff zapowiada się ciekawy.
Trochę jestem niezadowolona,że na razie jest mało bohaterów z sagi, a może w ogóle nie ma żadnych. Ale ja taka jestem, lubię jak występują Bella, Edward itd., proszę się nie przejmować mną i pisać dalej.
"Miło wiedzieć, że moje opowiadanie podoba się komuś na tyle, że postanowił je skomentować. "
Opowiadanie jest dobre i uważam,że jest warte skomentowania. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Karola C.
Nowonarodzony
Dołączył: 30 Gru 2009
Posty: 5 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Śro 15:06, 30 Gru 2009 |
|
Chciałaś komentarzy, to masz ;)
Zacznijmy od tego, że się poczepiam. Wiem, że masz dysleksję, ale te błędy naprawdę rzucają się w oczy.
Jeśli chodzi o fabułę: mam nadzieję, że masz jakiś pomysł na dalszy ciąg, bo to, co do tej pory zamieściłaś czyta się (pomijając te nieszczęsne błędy) bardzo dobrze. Na razie mało wiem, o Andy Scottt, to ją owiją delikatną tajemnicy, ale chciałabym się o niej więcej dowiedzieć. Nie mam większych zastrzeżeń, czekam na więcej.
Postaraj się (wiem, że ci się uda), a napiszesz naprawdę fajne opowiadanie. Weny!
Twoja oddana przyjaciółka, Karolina. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|