FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Więzy krwi [NZ] Zawieszony! Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
lilczur
Wilkołak



Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 141
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z daleka

PostWysłany: Nie 23:20, 26 Lip 2009 Powrót do góry

Na początek wielka prośba - zaznacz w tytule, że jest aktualizacja, wtedy na pewno więcej osób zajrzy.:)
Lubię Twoje opowiadanie - już to wcześniej pisałam - ale przyznam, że po przeczytaniu tego rozdziału poczułam pewien niedosyt. Był taki trochę "o niczym", poprzednie bardziej trzymały w napięciu. Uratowałaś go końcówką: wilkołak wpojony w czystą wampirzycę, no nieźle.Wink Już Renesmee była kontrowersyjna jako ukochana wilkołaka, a była tylko pół-wampirzycą, a tu tym bardziej jest "mezalians" (hihi).:D Pomysł fajny, mam nadzieję, że nie spłycisz tematu i jeszcze namieszasz.
Błędzików było trochę, ale z gatunku drobniutkich: literówki, powtórzenia, stylistyka. Jestem leniem śmierdzącym, nie chce mi się o tej porze wynurzać, jak coś, to daj znać, wypiszę je na PW. Ale to naprawdę drobinki.
Mała tylko rada: nazwy różnego rodzaju wytworów przemysłowych, w tym samochodów, piszemy z małej litery: "Wsiadłam do mojego różowego audi"; z wielkiej piszemy, gdy chodzi o nazwy firm wytwarzających te artykuły oraz nazwy marek firmowych: "Wsiadłam do różowego auta marki Audi."

czepialska lilczur


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nieznana
Zły wampir



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca

PostWysłany: Pon 11:23, 27 Lip 2009 Powrót do góry

Przeczytałam już wczoraj, ale dzisiaj Ci skomentuje ten rozdzialik... Świetny, choć mało się stało... ale wpojenie wilkołaka w wampira.... CUDO!!! No po prostu GENIALNE!!! Nawet nie wiem jak mogła bym to jeszcze opisać... nie mam pojęcia...
Podoba mi się ten pomysł i ta ich rozmowa na lekcji... świetna udała Ci się...
Oczywiście czekam na kolejny rozdział bo nie mogę się do czekać co się wydarzy dalej...

pozdrawiam
n/z


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez nieznana dnia Pon 11:24, 27 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Śro 15:45, 29 Lip 2009 Powrót do góry

No to przeczytałam dwa rozdziały i
Po pierwsze - są one bardzo krótkie... I to mnie trochę zasmuca ale, to po drugie widać twój rozwoj pisarski z rozdziału na rozdział, coraz bardziej mi się podoba. Zaskoczyłaś mnie dwo zwrotami akcji - pierwszym że niedzwiedź powali ją - acha i jak ona nie wyczuła tego smrodu wilkołaków??? (W sadze oni śmierdzieli) - czy może u Ciebie nie śmierdzą oni? Wink A ponadto totalnie mnie zaskoczyłaś wpojeniem! To się teraz będzie działo!!!
Czekam na kolejny rozdzia, życze weny i dużo czasu na tworzenie!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Annie_lullabell
Zły wampir



Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Śro 18:44, 29 Lip 2009 Powrót do góry

Otóż chciałam wytłumaczyć, że w którymś z rozdziałów, chyba będzie wytłumaczone, że dla głównej bohaterki oraz... pewnej grupy osób, wilkołaki nie będę śmierdziały :D
A co do następnego rozdziału, to czekam na betę i już jak tylko dostanę go z powrotem to szybciutko wstawię Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
MonsterCookie
Gość






PostWysłany: Śro 21:08, 29 Lip 2009 Powrót do góry

Kolejny rozdział, który przeczytałam i przyznam, że mi się podobał.
Zaskoczył mnie zwrot akcji, wpojenie wilkołaka w wampira. Fajnie to rozegrałaś, spodziewałm się jednak, że Kimberly będzie wściekła z tego powodu, a ona tymczasem czuję wewnętrzną satysfakcję.
Zastanawia mnie też czemu dla pewnej grupy wilkołaki nie śmierdzą. Postaraj się to szybko wyjaśnić :D

MonsterCookie. :)
Annie_lullabell
Zły wampir



Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Nie 20:13, 02 Sie 2009 Powrót do góry

To kolejny rozdzialik.
Beta: Wyjątkowa ;** Dzięki wielkie!


Rozdział VI
Delegacja
Całą noc surfowałam po internecie i czytałam plotki o gwiazdach. Fajnie by było, gdybym moim jedynym problemem było to, czy wstrzyknąć sobie botoks w policzek czy w czoło, a może jeszcze więcej silikonu wsadzić w biust.
Zatopiłam się w myślach.
Nagle doszedł mnie skowyt. I z pewnością nie był to zwierzęcy skowyt.
- ONI - szepnęłam w przerażeniu. Pobiegłam do swojej ogromnej garderoby i wygrzebałam jakąś zwiewną, czarną sukienkę. Idealnie pasowała do moich włosów, które były w kolorze ciemnego blondu.
- Kimberly! - Do mojego pokoju wpadła Lisa. - Oni tu idą, prawda?
- Tak - odpowiedziałam zdawkowo. - Lepiej się przygotujcie. Chociaż z tego co słyszę, nie mają złych zamiarów. Boją się, że możemy być nieuprzejmi.
- Czyżby Biali nauczyli manier i pokory swoje wojsko? A to nowość - powiedział Jake, wchodząc do pokoju.
- Oni są bardziej cywilizowani od zwykłych czerwonych - odpowiedziałam, wsłuchując się w ich myśli. - Chodźmy już. Zaraz przybędą.

Wszyscy staliśmy na polanie, gdzie za chwilę mieliśmy się spotkać z NIMI.
Pierwsza wyszła piękna Haubrey w powłóczystej, krwistoczerwonej sukni.
- To dlatego przybyli w obawie - szepnęła mi do ucha Cornely. Nie od dziś Haubrey się mnie bała. Ciekawe czemu.... Zaśmiałam się cicho. Gdy tylko Haubrey to zauważyła, jej twarz zmieniła się nie do poznania. Z pewnej siebie wampirzycy, zmieniła się niemal w dziecko, bojące się o to, że ktoś zaraz zabierze mu wszystko, co ma.
Tuż za Białą szło dziesięciu Czerwonych. Szli troszkę jak zwierzęta, bez butów, większość w podartych ubraniach. Był to dość zabawny obrazek w porównaniu z Haubrey.
- Witajcie - rzuciłam na powitanie. Moja rodzina wolała siedzieć cicho. Nagle na respekt im się wzięło? Kolejny uśmiech pod nosem.
- Witajcie również. - Tak jak myślałam, przemawiać będzie tylko i wyłącznie Haubrey.
- Co was do nas sprowadza? - zapytałam uprzejmie. Korzenie nakazywały mi zachować grzeczność. Bez względu na to, jak bardzo nie lubiłam Haubrey.
- Wasza wysokość, mój brat Adam wysłał nas w celu zaproszenia ciebie na uroczysty bal - Haubrey powiedziała to bardzo uroczyście. Ale po chwili dodała w myślach: Radziłabym ci wziąć więcej ciuchów. Wiesz, co on planuje, prawda?
- Obawiam się, że nie skorzystam.
- To przecież dyshonor dla nas, gdybyś odrzuciła zaproszenie. Cała arystokracja będzie zawiedziona.
- Wybacz, ale mam naprawdę inne zajęcia. I nie mam zamiaru wracać do dawnych zwyczajów.
- Czyżbyś zapomniała wszystko? - Tu Haubrey przywołała do swoich myśli wszystkie sceny z "wystawnych" uczt w Awignion.
- Przestań!
- Gdzie twoje maniery, księżniczko?
- A gdzie twoje? - zapytałam wyraźnie podirytowana. Haubrey cofnęła się, gdy tylko obnażyłam lekko zęby.
Tom odruchowo złapał mnie za ramię i w myślach obiecał, że nie pozwoli Haubrey przekroczyć granicy. Mój brat posiadał bowiem dar tworzenia tarczy, takiego jakby pola siłowego. Zazdrościłam mu tego.
- Wasza wysokość, czyżby boli cię to, że powodzi nam się lepiej niż tobie tutaj - samotnie?
- Jeżeli przybyłaś tu, żeby ze mną przegrać, to proszę bardzo. Stawaj na środek - rzuciłam jej wyzwanie. Haubrey była mocna tylko w gębie. I prysł jej strach.
- Wybacz za śmiałość. Obawiam się, że wizytacja skończona. Zostało mi jednak ostatnie pytanie. Przybędziesz czy nie?
- Powiedz swojemu bratu, żeby na nic nie liczył.
I w tym momencie Haubrey ruszyła do tyłu wraz ze swoją świtą, a ja bezradnie padłam na trawę. Pierwszy raz w czasie całego wampirzego życia zrobiło mi się słabo.
Koniec części VI


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nieznana
Zły wampir



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca

PostWysłany: Nie 20:19, 02 Sie 2009 Powrót do góry

Ta długość rozdziału nie jest zachwycająca... ;( Mogła byś bardziej rozwinąć tą rozmowę i coś jeszcze dodać, szkoda, że tylko tyle opublikowałaś. Podoba mi się Twoje ff i była bym zachwycona, możliwością przeczytania o wiele dłuższego rozdziału następnym razem :) Więc liczę, że mnie nie zawiedziesz. I takie pytanie czemu jej się zrobiło słabo?? Czemu zrezygnowała z wcześniejszego życia?? I czemu nie chce iść na ten bal?? Musisz mi to jakoś wytłumaczyć, jak nie zrobiłaś tego w poprzednich rozdziałach, to mam nadzieję, że zrobisz to w najbliższych :)

pozdrawiam
n/z


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez nieznana dnia Nie 20:30, 02 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Annie_lullabell
Zły wampir



Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Nie 21:17, 02 Sie 2009 Powrót do góry

Sprawa balu i tego wszystkiego będzie juz niedługo wyjaśniona, natomiast wiem, ze ten rozdział nie był zbyt długi, dlatego dodam od razu jeszcze dziś 7 rozdział, który jest jakby uzupełnieniem poprzedniego :D
beta: Wyjątkowa love

Rozdział VII :
Cóż mam zrobić?
Leżałam tak chwilkę, a rodzina wolała się do mnie nie zbliżać. Stali przy rzece i intensywnie sie we mnie wpatrywali.
- Jakbyś nas potrzebowała, to idziemy sprawdzić, czy nikt nie przekroczył granicy. W końcu zaczęło kręcić się tu mnóstwo wampirów - powiedziała głośno Lindsay.
Pokiwałam głową na znak, że rozumiem, iż chcą mnie zostawić w spokoju. I znów kolejna fala bólu. Tak bardzo nic mnie nigdy dotąd nie bolało. Dawno niebijące serce jakby "ożyło". Szkoda tylko, że była to przenośnia. Tak bardzo chciałam się wypłakać komuś w ramię. Ale niby z kim mogłam szczerze pogadać? Nie miałam takiej osoby. To było przygnębiające.
Postanowiłam złamać do końca wszystkie zasady. I tak nikt nie mógł mi nic zrobić. Nikt. Nawet Adam i jego stuknięta rodzinka królewska.
Wstałam i ruszyłam przed siebie. Moje nogi same mnie poniosły do umownej granicy. Stałam tam jak wryta i myślałam. To musiał być zabawny widok. Smukła dziewczyna, wyglądająca jak posąg.
Poczułam znajomą woń.
- Bobby?
Cisza.
Usłyszałam czyjeś myśli, ale bardzo ciche.
Przepraszam za wszystko...
- Ja też... - Wstrzymałam oddech, bo poczułam, jak przemiła woń się do mnie przybliża. Ciekawe, rodzinie królewskiej wilkołaki nigdy nie śmierdziały, ale mojej "nowej" rodzinie zawsze.
Stanął obok mnie w swej ludzkiej postaci, więc ułatwił mi czytanie w swoich myślach. Myślał intensywnie, co powiedzieć. Jak układać zdania. I w końcu ni z gruchy, ni z pietruchy wystrzelił z tekstem: - Kocham cię i jest to silniejsze ode mnie. Nie obchodzi mnie nic! Rozumiesz? Mam gdzieś to, że jesteś jedną z zimnych, mam gdzieś, że jesteśmy odwiecznymi wrogami. Kocham cię.
Zaskoczył mnie tym wybuchem. To było faktycznie silniejsze od niego.
- Hmm, tak właściwie, to nie za bardzo wiem, co powiedzieć. Całym sobą kusisz mnie do zakosztowania twojej krwi. - Zaczerpnęłam powietrza. To było złamanie kolejnej zasady. Jego cudowny zapach aż mnie odurzył. - Masz taką cudowną woń.
Bobby nawet nie drgnął.
- Nie obchodzi mnie to. I tak cię kocham. - Nie musiał tego mówić, ale tylko potwierdził swoje myśli.
Nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć. Czy ja też go kochałam? Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć.
- Nie musisz mi odpowiadać. Ja wiem swoje i ty wiesz swoje.
Odgarnął mi włosy z szyi na bok. To było przyjemne, gdy mnie tak dotykał. Miał tak bardzo ciepłą skórę.
- Inne wampiry pachną o wiele gorzej od ciebie. Jesteś inna.
Nic nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że nie jestem taka jak wszyscy.
- Trzymasz się z dala od ludzi, nawet od swojej rodziny. Pachniesz też o wiele lepiej od reszty. I masz takie piękne oczy. Wyróżniasz się.
- To zbyt skomplikowane jak na ciebie.
- A czemu nie chcesz mi wszystkiego wytłumaczyć?
- Bo to dla mnie naprawdę ciężka sprawa.
- Mamy mnóstwo czasu.
- Ty kiedyś wyrośniesz.
- Niekoniecznie. Dopóki będę się zmieniał w wilka, nie postarzę się ani o minutę. Podobnie do ciebie.
- Tylko, że w tobie bije serce. - Moje oczy się zaszkliły. Po raz pierwszy, od stu pięćdziesięciu czterech lat płakałam, a raczej to było coś, co wyglądało jak płacz.
Bobby przybliżył się do mnie i mnie przytulił. Lekko się wzdrygnął, gdy poczuł moją lodową skórę.
- Faktycznie jesteś zimna. - Uśmiechnęliśmy się do siebie. Gdy już przyzwyczaiłam się do jego zapachu, przestałam myśleć o moim wielkim pragnieniu.
- Wiesz co. Ja chyba ciebie też - powiedziałam to zupełnie z kontekstu, ale Bobby odwrócił mnie do siebie i spojrzał głęboko w oczy. Było to nieme pytanie.
Powstrzymasz się, na pewno, powtarzałam sobie bez ustanku. Po chwili przybliżyłam się do jego twarzy. On do mnie też. To był lekki, ale jakże słodki pocałunek. Chciałam więcej, ale pamiętałam o tym, żeby się powstrzymać.
- Chyba nie było tak źle. Jeszcze żyję - zaczął żartować Bobby, co mnie lekko zirytowało.
- Lepiej uważaj. - Uśmiechnęłam się i odsłoniłam lekko rząd śnieżnobiałych, ostrych jak brzytwa zębów.
Podobał mi się taki sposób konwersacji. Nie wymagał skupienia, tylko płynięcia... Jakbyśmy byli zwykłą parą nastolatków, szukających swojego miesjca na świecie.
-Musisz się bardziej kontrolować.- I tak zaczęło sie tak słodkie, normalne przekomarzanie.

Gdy wróciłam do domu, byłam absolutnie pewna trzech rzeczy. Kochałam Bobby'ego, bałam sie, że go skrzywdzę i już niedługo za kilka chwil szczęścia mogłam przypłacić życiem swoim i rodziny.
Koniec części VII


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Annie_lullabell dnia Nie 21:18, 02 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
MonsterCookie
Gość






PostWysłany: Pon 14:19, 03 Sie 2009 Powrót do góry

Ta długość rozdziałów nie jest zachwycająca, nie masz innego wyjścia, musisz wstawiać dłuższe :D
A jeśli chodzi o tekst to mi się podobał. Błędów nie ma, a dzięki temu czyta się dobrze.
Co raz bardziej intryguje mnie główna postać. Wpojenie, dziwna przeszłość i ten bal. Musisz nam to wyjaśnić koniecznie.

Pozdrawiam,
MonstrCookie Wink
nieznana
Zły wampir



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca

PostWysłany: Pon 15:15, 03 Sie 2009 Powrót do góry

Już chyba wspominałam coś o długości rozdziałów, prawda?? Nadal nie podoba mi się ich skąpa budowa!! Mam tylko taka uwagę... Bardziej skupiasz się na dialogach niż opisywaniu i to przez to Twoje rozdziału nie są rozbudowane... Do tego dochodzi fakt, że główna bohaterka po kilku zdaniach już wyznała mu miłość, choć jak wcześniej wspominała, że nie ma pojęcia c do niego czuję... Przypuszczam gdybyś bardziej rozbudowała opisy uczuć, ludzi i otoczenia, to po pierwsze Twoje rozdziały były by bogatsze, po drugie dłuższe i po trzecie bardziej zachwycające :) I trochę zagmatwałaś akcję. Nie do końca rozumiem to... Wiem, że główna bohaterka jest jakby "błękitnej krwi", czyli z rodu królewskiego i że wampiry są podzielone na różne klasy. Ale nie wiem skąd się wzięła ona w nieswojej klasie?? Co robiła wcześnie?? Czemu chciało jej się płakać po wizycie tej wampirzycy?? I praktycznie nic o niej nie wiem... Mam nadzieję, że nas w najbliższej przyszłości uświadomisz choć trochę... I co mi się jeszcze nie podoba, to to, że w ostatnich rozdziałach rozgrywa się tylko jedna akcja i praktycznie, rzecz biorąc to w jednym miejscu oraz w jednym czasie. Można to porównać do jednej sceny z filmu... Mam nadzieję, że popracujesz nad opisami i długością, zarazem, rozdziałów :)

pozdrawiam
n/z


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Annie_lullabell
Zły wampir



Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Pon 20:22, 17 Sie 2009 Powrót do góry

Dawno nic nie dodawałam. A więc kolejny rozdział
Beta: Wyjątkowa
Mam nadzieję, że się spodoba

Rozdział 8:
Przeszłość.
Zastanawiałam się tylko, kiedy te kilka strasznych wiadomości dotrze do Adama. Zarówno on, jak i jego brat posiadali dar widzenia zamiarów. Tylko, że Adam widział to, co miało nastąpić dwadzieścia cztery godziny wcześniej, a Karol widział to, co dzieje się w teraźniejszości i dotyczy danej osoby, na której się skupił. Jednak Karol posiadał jeszcze drugą cechę. Był wstanie wpływać na uczynki innych, kierować nimi.. Były to bardzo niebezpieczne dary, których szczerze nie cierpiałam.
Całe rodzeństwo zawsze się zastanawiało, jak to możliwe, że udało mi się uciec z Awignion, gdy byłam cały czas obserwowana. Nigdy nie zdradziłam nikomu tej tajemnicy i chyba dobrze, bo nie wiem, czy byłoby to słuszne.
Pomogła mi wtedy w tym moja własna matka i nie mówię tu o Lisie.
Dakota, bo tak miała na imię moja mama, przyjechała do Awignion w wieku osiemnastu lat. Została wypędzona z Verony we Włoszech z powodu ciąży. Dobrze znałam tę historię, gdyż za każdym razem, gdy matka opowiadała mi o ojcu, bardzo się bałam, by nie wybuchła i ze złości nie rzuciła się na mnie.. Było to jeszcze przed moją przemianą.
W każdym razie, moja matka zawitała do Awignion, ale nigdzie nie mogła znaleźć schronienia. Zmęczenie i ciąża bardzo ją wyczerpały. Była bardzo słaba, więc położyła się w jednym z zaułków. To wtedy znalazł ją Georg, mój stworzyciel. Była bardzo blada i mizerna. Zabrał ją więc na zamek. Wszystkie wampiry znajdujące się na zamku, myślały, że to przekąska. Świeża krew i to w dodatku z jeszcze świeższą w środku. Jednak Georg, który był władcą, nie pozwolił dotknąć Dakoty nawet przez swoja służkę. Zajmował się nami. Gdy tylko moja matka się przebudziła, była bardzo wystraszona. Pomimo zapewnień Georga, że nic jej nie grozi na zamku, bardzo bała się "nowych przyjaciół". Bardzo szybko pojęła, z kim ma do czynienia. Georg zakochał się w Dakocie, a ona w nim. Mijały dni, tygodnie. Piękna miłość człowieka i wampira, który dla tej jednej był w stanie zrezygnować z picia ludzkiej krwi. Nie trwało to wiecznie. Pewnego dnia Dakota dostała silnej gorączki, czuła, że jej ukochane dziecko, które przez cały ten czas nosiła przy sercu, chce się wydostać na świat. W mig zrozumiała kilka faktów. A co, jeśli Georg czeka właśnie na jej dziecko; co, jeśli jej jedyne szczęście ma zostać wkrótce ofiarą tych okropnych bestii? Co, jeśli ona sama zostanie zgładzona? Dakota miała mętlik w głowie. Pomimo tego, że niektóre wampiry przywykły już do jej obecności na zamku, nie pozwalała się nikomu dotknąć. Wtedy nadszedł ten czas. Jedna ze służek, która była tylko półwampirem, od razu pojęła, o co chodzi Dakocie. Natychmiast wezwała swego pana i wszystko mu dokładnie wytłumaczyła. Georg był w szoku, wiedział, że to kiedyś nastąpi. Nie był jednak dobrze przygotowany. Mimo to zdecydował się, że to on odbierze poród. Nie mógłby się pogodzić z tym, jeśli ktoś inny zabiłby jego ukochaną. Wiedział, że może mu się udać.
I udało się mu. Był bardzo zaskoczony moją urodą tuż po narodzeniu. Nie byłam jak zwykły człowiek. Według całego królestwa byłam za piękna na człowieka. Widziano we mnie objawienie i bóstwo.
Moja mama jednak nie była taka szczęśliwa po porodzie. Zdążyła się mną nacieszyć zaledwie przez parę godzin, gdyż potem do jej organizmu wdarło się zakażenie. Georg sprowadził, kogo tylko mógł. Mnie dla bezpieczeństwa oddał pod opiekę owej półwampirzej służki, która nie miałaby nawet serca zabić nawet dorosłej osoby, a co dopiero dziecka.
Pomimo tego, że miałam zaledwie parę godzin, niecały dzień, doskonale utkwił mi w pamięci ten krzyk, wydobywający się z zamku, podczas gdy ja byłam niesiona do chaty służki.
To Dakota krzyczała. Krzyczała z bólu. Nic nie mogło jej pomóc, więc Georg zadecydował o przemianie. Jej serce przestało bić. Czułam to, jako maleńkie dziecko....
Na zamek powróciłam dopiero po roku. Moja matka nie była już dla mnie niebezpieczna. Widziałam, jak płakała, gdy mnie zobaczyła. Jeżeli tylko można to nazwać płaczem. Miałam nową rodzinę. Georg i Dakota pobrali się, a ja stałam się ich dzieckiem. Jedynym żywym dzieckiem w całym zamku. To musiała być atrakcja.
Żyłam tam normalnie, jak normalne dziecko. Miałam normalne stroje, normalne jedzenie. Specjalnie dla mnie gotowano, co już w ogóle było ewenementem. Praktycznie cały świat kręcił się wokół mnie. Moi rodzice byli zachwyceni. Georg nikogo tak nie traktował jak mnie. Byłam księżniczką.*
Mając piętnaście lat wybrałam się poza miasto wraz z jedną z wampirzyc, Madelaine, która darzyła mnie dużą sympatią. Miała tyle lat co ja, gdy została przemieniona. Bardzo mi zazdrościła tego, że mogłam normalnie żyć.
Nagle z przeciwka zauważyłyśmy pędzącą karetę. Kareta ta wpadła w poślizg i sunęła wprost na nas. Madelaine niewiele myśląc rzuciła sią na mnie, by uratować przed zmiażdżeniem. Gdy było już po wszystkim, ostrożnie wyjrzałam zza żelaznego uścisku towarzyszki. Czułam krew. Od zawsze byłam przyzwyczajana do tego zapachu, gdyż średnio raz na tydzień cały zamek wypełniał ten aromat. Ostrożnie spojrzałam na Madelaine. Dziewczyna wyraźnie ze sobą walczyła.
- Odejdź, jeśli musisz - zaproponowałam jej.
- Księżniczko, nie mogę. Obiecałam Panu. Obiecuję cię nie skrzywdzić.
- A jeżeli zrobisz krzywdę tym ludziom, znajdującym się w karecie? Jeśli żyją, nie możemy ich narażać na jeszcze większe niebezpieczeństwo.
- Odejdę na cztery metry, a ty ich opatrz, jak tylko będziesz umiała. Proszę. Gdy skończysz, zawołaj mnie..
- Dobrze.
- A i.. błagam o wybaczenie. - Tym zbiła mnie kompletnie z zamyślenia.
- Czemu?
- Bo śmiałam ci rozkazać. Wybacz mi..
- Dobrze, wybaczam. Idź już. Dam sobie radę.
I wtedy poznałam to rodzeństwo.. Powoli wyciągnęłam spod drzwiczek najstarszego i najprzystojniejszego z nich. Potem jakoś udało mi się wyciągnąć dziewczynę, która była bardzo chuda i mała. Na końcu wygrzebałam spod kół niewysokiego, lekko pulchnego chłopaczka. Szybko ich opatrzyłam. Wtedy ocknął się najstarszy z nich.
- Gdzie… gdzie... jestem?
- Na drodze. Mieliście wypadek - wolno wyjaśniłam.
- Kim jesteś?
- Nikim ważnym, ale na imię mam Kimberly. Wraz z przyjaciółką zabiorę was na pobliski zamek, dobrze?
- Jeśli to konieczne.. Auu, boli.. - Jego piękna twarz wykrzywiła się w bólu.
- Co cię boli? Pokaż, znam się trochę na tym.
- Noga, nie mogę nią ruszać. - Wzięłam kij i usztywniłam mu bolącą kończynę.
Gdy już upewniłam się, że żadne z rodzeństwa nie krwawi, zawołałam Madelaine.
- Dobrze się spisałaś. Zabierzmy ich stąd.
I tak oto cudowne rodzeństwo trafiło na zamek. Jak się potem okazało, najstarszy z nich nazywał się Adam, dziewczyna Haubrey, a pulchny chłopak - Karol.
Mijały tygodnie, miesiące. Szybko zorientowałam się, że Adam, który był ode mnie starszy, coś do mnie czuje. Byłam tym zaskoczona, ale w tym świecie było za dużo nieprawdopodobności, bym się bardziej tym faktem przejęła.

Pewnego dnia wybraliśmy się całą czwórką na wycieczkę do pobliskiego lasu. Miałam wtedy siedemnaście lat... Siedzieliśmy wtedy na łące przy ognisku, gdy zza drzew dało się słyszeć furkot i trzask. Na polanę wypadła wataha wilków. Nie mieliśmy z nimi żadnych szans. Zresztą, co mogłoby zrobić dzieci...? Wszyscy byli zmasakrowani oprócz mnie. Przede mną wilki czuły respekt, ale niestety niedługo, bo w końcu jeden z nich rzucił się na mnie, łamiąc kręgosłup. Nigdy wcześniej nie czułam takiego bólu. Gdy leżałam tak na polanie, zdołałam tylko wyszeptać imię matki. Potem czułam już tylko zimno, jakby mnie ktoś przytulał do marmuru, a potem rozpętało się piekło...
Trwało to ponad dwa dni. Czułam, jak każde moje naczynie krwionośne rozsadza się od środka. Myślałam, że jestem spalana, że to mój pogrzeb. Ale przecież miałam świadomość! Chcieli pogrzebać mnie żywcem! Chciałam się wyswobodzić, ale nie mogłam krzyczeć. Nie mogłam...
Ogień stopniowo gasł. Czułam, że moje serce jeszcze bije, wiec pomyślałam, że może ktoś się zorientował, że żyję i ugasił stos. Ale to było tylko moje pobożne życzenie. Poczułam, jakby ktoś mi wyrwał całą klatkę piersiową i cały ból ustał już na zawsze.
Pamiętam, że stała nade mną Dakota i to ona gładziła mnie po ręce. Tuż obok niej stał Georg, który patrzył wzorkiem pełnym współczucia i fascynacji. Powoli wstałam. Moi rodzice odsunęli się, ale tylko odrobinkę. Spojrzałam w lustro i oniemiałam.. Byłam... byłam… piękna. Idealna i doskonała. Byłam co prawda wychowywana wśród wampirów, ale nie do końca wiedziałam o ich istnieniu. Nigdy wcześniej nie widziałam takiego wampira jak ja. Chyba nikt nie widział. Szybko podjęto więc decyzję, że będę wabikiem na ludzi. Miałam być żywą przynętą.
Minęło kilka dni od mojej przemiany, nie byłam już spragniona i wtedy spotkałam Adama.
- Myślałam, że tylko mnie udało się uratować.
- Nie. Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz - żartował Adam. - Zresztą moje rodzeństwo też jest teraz... takie.
I tak mijał czas, Adam był osobistym zastępcą Georga, a ja przyprowadzałam ludzi z coraz to nowych miast. Uwielbiałam się bawić ludźmi, a szczególnie prostymi chłopcami z pobliskich wiosek, którzy poszliby za mną nawet w ogień.

Sielanka niestety nie trwała długo. Pewnego dnia przyjechał poseł z Rumuni. Prosił o audiencję. Jednak gdy tylko zrozumiałam, że potrafię czytać innym w myślach, kazałam Georgowi go wyrzucić. Od tego rozpętała się wojna między dwoma największymi rodami wampirów w Europie. Byliśmy my i tak zwany ród Czerwonych, który wywodził się właśnie ze wschodu. Było wiele bitew, mniej lub więcej ważnych. Jednak najważniejszą była ta, w której zginął Georg. Tuż przed śmiercią powiedział, że jeżeli cokolwiek się stanie, Adam ma zostać nowym władcą. I tak też niestety się stało... Po tym wydarzeniu definitywnie wygraliśmy, a Czerwonii zostali naszymi niewolnikami.
Czułam się źle. Władzę miało praktycznie całe rodzeństwo, a ja byłam tylko wabikiem. Postanowiłam z tym skończyć. Kiedyś, dawno dawno temu na nasz dwór przybył pewien wampir z Ameryki, który mówił, że da się być wampirem, jednocześnie nie będąc zabójcą ludzi.
To był Joseph. To dzięki niemu nabrałam wiary, że mogę się zmienić. I w ten sposób, pomimo ciągłego obserwowania, udało mi się uciec pewnej nocy do Ameryki. Moja matka pomogła mi w tym, używając swojego daru, jakim było tworzenie tarczy, która unieruchamiała inne dary na jakiś czas.
Tak trafiłam do rodziny Josepha, który nie był ani trochę zaskoczony moim przybyciem.
Koniec części VIII


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nieznana
Zły wampir



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca

PostWysłany: Pon 21:00, 17 Sie 2009 Powrót do góry

Nie spodziewałam się, że tak weźmiesz sobie mój komentarz do serca xD Poprosiłam o opisy i są, poprosiłam o wyjaśnienia, co się stało i dostałam, chciałam wiedzieć jaka była przeszłość głównej bohaterki i dowiedziałam się :D I powiem, że jestem usatysfakcjonowana. Teraz zrozumiałam sens całego ff i dlaczego odmówiła Kim odmówiła tej wampirzycy :D

Strona techniczna, no przyznam znalazłam parę błędów: "Kiedy, dawno dawno..." Przecinek powinien być po pierwszym "dawno" nie po "kiedy". To taki przykład, ale jest ich więcej, błędów. Nie będę ich wymieniać, przepraszam normalnie bym to zrobiła, ale postanowiłam szybko przeczytać i skomentować, bo mam jeszcze pełno do roboty i nie chcę odkładać tego na później.

Więc czekam na następny rozdział i życzę weny :)

pozdrawiam
n/z


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Annie_lullabell
Zły wampir



Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Czw 21:06, 20 Sie 2009 Powrót do góry

Następny rozdział już jest.
Beta: Wyjątkowa Wink

Rozdział 9:
Siła woli
Długo tak rozmyślałam nad moją przeszłością. Wiedziałam, że niedługo będzie mi pisane spotkać się z całym klanem Białych. Bałam się tego, chociaż tak naprawdę oni powinni bać się mnie. Nie mogłam jednak temu zaradzić. Sama wywołałam burzę. Sama sprawiłam, że wilki znów się przebudziły i sama doprowadziłam do wielu dwuznacznych sytuacji. Nie miałam jak temu zaradzić. Wszyscy domownicy schodzili mi z drogi jak tylko mogli. Zdawali sobie sprawę, że gdy mnie rozzłoszczą, to nie będą mieli ze mną łatwo.
Trapiła mnie jeszcze jedna myśl. Co, jeśli tamci przybędą tym razem całym orszakiem? Co, jeśli będą chcieli mnie zabrać siłą? I wreszcie; co, jeśli będą chcieli zgładzić Bobby'iego? Tych pytań było za dużo. Nawet jak na moją głowę, nawet jak na moje wampirze życie.
Ludzie to mają łatwo. Gdy dokonują wyborów, najczęściej nie liczą się z takimi konsekwencjami - pomyślała Comely, gdy odgadła, jakimi rozważaniami jestem pochłonięta.
Spojrzałam jej prosto w oczy i nawet nie musiała wytężać swojego daru, żeby odgadnąć, co mam na myśli. Moje oczy wołały same przez siebie, żeby wszyscy dali mi spokój, ale żeby jednocześnie ktoś się mną zaopiekował. Czego ja tak właściwie oczekiwałam? Tego, że wszyscy się będą nade mną użalać, a ja będę się nimi bawiła?
Trzeba dorosnąć, księżniczko! - powiedziałam sobie w myślach.
Postanowiłam, że zniknę. Musiałam wtedy zrezygnować z daru czytania w myślach, ale cóż. Przynajmniej wreszcie zapanuje cisza w mojej głowie. Przemknęłam niepostrzeżenie do swego pokoju, podejrzewam, że nikt by tego nie zauważył, nawet jakbym była widzialna. Gdy znalazłam się już na miejscu, zdjęłam niewidzialność i zupełnie bezmyślnie rozpoczęłam się pakować. Sama nawet nie wiedziałam, po co to robię. Podeszłam do szafy, w której znajdowała się 'ona'. 'Ona’, czyli jedna z niewielu pamiątek z Awignion. Była to piękna suknia balowa. Z czasów, gdy jeszcze wydawano bale, a nie dyskoteki.
Teraz pojęłam, co moja podświadomość kazała mi uczynić. Jednak zdołałam się zorientować, że to wcale nie podświadomość. Ktoś mną kierował. I byłam niemalże więcej niż pewna, że doskonale znam tego kogoś.
-Wyjdź z ukrycia, wiem, że tu jesteś.
Usłyszałam głośne westchnięcie. Po tym westchnięciu właśnie rozpoznałam, kto to był.
- Przepraszam. Wiesz, że musiałem.
- Nie! - wrzasnęłam. - Nie będziecie mną kierować! Nie przybędę i tyle.
- Czemu zaprzeczasz sama sobie? Zapewne zdajesz sobie sprawę, że to jedyne dla ciebie racjonalne wyjście. Jesteś brakującym ogniwem naszej rodziny. Adam nie ma całkowitej mocy bez ciebie.
- Tym bardziej się nie pojawię już nigdy więcej w Awignion. A porywając mnie lub działając na moją wolę, możecie narazić się Pradawnym...
- Nie wspominaj o nich. Dobrze wiesz, że możesz zrobić największe głupstwo w swoim całym życiu.
- Być może, ale jeżeli tylko mnie tkniecie, nie zawaham się ani chwili.
Nastąpiła cisza. Karol myślał nad tym, co powiedzieć, jednak wszystkie myśli wylatywały mu z głowy z prędkością torped, bylebym tylko się nim zbyt długo nie przysłuchiwała.
- Adam nie będzie zadowolony. Sprzeciwiasz się prawu, a to karalne.
- No pięknie, to teraz będziesz mnie jeszcze straszył prawem, które ustalił mój ojciec? No ślicznie...
- Król wampirów ma prawo wybrać sobie małżonkę...
- Córka króla ma prawo sobie wybrać, jak spędzi resztę swego życia i kto będzie jej mężem!
Karol spochmurniał. Nie miał argumentów. Byłam ważniejsza rangą niż on i jego siostra razem wzięci. Po to właśnie byłam potrzebna Adamowi. A ja nie zamierzałam zrobić tej przyjemności i dać mu całej władzy. W ostateczności przecież mogłam obudzić Pradawnych, którzy byliby po mojej stronie z powodu więzów krwi.
- Widzę, że nic nie wskóram. Chyba będę się zbierał. – Przysunął się do otwartego na oścież okna.
- Poczekaj. - Odwrócił się do mnie. Miał nadzieję, że zmieniłam zdanie. - Dlaczego Adam was wysyła, a sam nie potrafi przyjechać?
Zastanawiał się długo. Nie chciał mówić głośno, więc skinęłam, że nie musi.
On cię zbyt bardzo kocha, by móc przyjechać tu osobiście. Boi, że nie opanowałby się.
Byłam zaskoczona tą wypowiedzią.
- Możesz już iść.
Karol wyszedł, a ja poczułam, że naprawdę nie wiem, co mam robić.
W takim stanie zastała mnie Lisa, która miała dziwne przeczucia. Jej dar podpowiadał jej, żeby jak najszybciej się ze mną spotkać.
- Kochanie, co się stało. Tom mówił, że czuł tu innego wampira. Kto to był?
- Karol.
- Ten z Awignion? - Skinęłam głową. - Czego chciał?
- Chciał mnie zabrać do Awignion.
- Ale po co?
- Po to, po co przyszła tydzień temu Haubrey. Próbują na mnie wywrzeć nacisk.
- Tak nie wolno przecież! Jesteś wolnym człowiekiem, a właściwie wampirem, ale wolnym!
- Wiem..
- Poza tym, o ile mi wiadomo, jesteś od niego ważniejsza w tej całej hierarchii. - No tak. Lisa nigdy nie lubiła zbytnio zapoznawać się ze światkiem wampirzych przywódców.
- Tak, masz rację. Najgorsze jest to, że nie mam pojęcia, co począć. To wszystko jest dla mnie zbyt trudne.
- Rób zawsze tylko to, co ci nakazuje serce.
Lisa przytuliła mnie mocno i długo tak siedziałyśmy. Jak matka i dorastająca córka, mająca więcej problemów niż przeciętny dorosły.
Koniec części IX



Przepraszam, że takie krótkie, ale jakoś dłuższego nie potrafiłam wykombinować. Za to, niedługo dam kolejną część po prostu Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nieznana
Zły wampir



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca

PostWysłany: Pią 15:12, 21 Sie 2009 Powrót do góry

Rozdział spokojny, dość dobrze napisany, ale nie powiem, że rewelacyjny...
Nie było w nim akcji, bohaterka tylko rozmyślała nad swoim życiem. Spotkała Karola i to było na tyle. Nic interesującego, ale zawsze musi być taki rozdział, nie możesz ciągle gonić akcji. Czekam na następny i na pewno przeczytam

Weny

pozdrawiam
n/z


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
MonsterCookie
Gość






PostWysłany: Pią 20:05, 21 Sie 2009 Powrót do góry

Z tych dwóch rozdziałów, które ominęłam najbardziej spodobał mi się 8 pt. ''Przeszłość'' W końcu wyjaśniło się trochę spraw związanych z Kim, i dlatego lepiej wszystko teraz rozumiem. Ogólnie rzecz biorąc podoba mi się cały tekst wraz z fabułą. :)

Czekam na następne części,
Pozdrawiam,
MonsterCookie. :P
Annie_lullabell
Zły wampir



Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Pią 14:37, 04 Wrz 2009 Powrót do góry

Otóż, ciesze sie, że się podobały te części

Kolejne, oczywiście betowała Wyjatkowa

Rozdział X:
Dwa podejścia.
Myślałam, że już nic nie będzie mnie w stanie wyprowadzić z równowagi, a jednak się myliłam. Gdy wszystkie moje problemy na chwilę pozornie się uspokoiły i uciszyły, musiałam powrócić do codzienności, no i oczywiście usprawiedliwić się przed dyrektorką Kent, dlaczego nie było mnie przez kilka dni w szkole.
Gdy tylko weszłam do szkoły, zrobiło mi się niedobrze. Wszędzie wisiały dekoracje na nadchodzący bal. Podążyłam błagalnym wzrokiem za Lindsay, która właśnie dołączyła do swoich przyjaciółek. Odgadła, że na nią patrzę, więc odwróciła się i rzuciła mi współczujące spojrzenie.
Byłam strasznie samotna w tej szkole. Tak właściwie, to wszędzie byłam samotna. Nagle dobiegł mnie czyjś głos w myślach, na tyle się wyróżniający, że natychmiast się odwróciłam.
- Oh, hej Bobby - powiedziałam, zanim jeszcze do mnie dobiegł.
- Siemka. Co ty taka skulona pod ścianą stoisz?
- A tak jakoś. Gdzie twoi koledzy? Oni też..?
- Jeśli chodzi ci o "wilkołakostwo", to tak. Josh, ten najwyższy z nas, który chodzi do ostatniej klasy liceum jest naszym przywódcą. - Pochylił się, szepcząc do ucha: - Szczerze mu tego zazdroszczę.
- Łał, aż tak ci źle, jako podmiot wilkołakowego społeczeństwa?
- Nie, ale gdybym był najważniejszym z nas, kazałbym innym, by cię w końcu zaakceptowali.
- A nie akceptują mnie?
- Raczej trudno o to, by wilkołaki ze spokojem zniosły chorą miłość jednego wybryku natury do pięknej wampirzycy.
Zamilkliśmy oboje, bo zadzwonił dzwonek na lekcje.
Powoli udaliśmy się do klasy.
Niedługo bal.. lalala - zanucił w myślach Bobby.
- Ugryź się w pięty - burknęłam do niego.
- To jest teoretycznie możliwe, ale jesteś pewna, że chcesz poczuć moją krew?
- Idiota... - Przyspieszyłam kroku i wpadłam do klasy jak burza. Usiadłam, jak zwykle, na swoim miejscu, a Bobby wszedł do klasy tanecznym krokiem, jak gdyby nigdy nic.
- Nie od dawna wiadomo, że psy nie mają mózgów
Bobby udał, że mnie nie usłyszał i nagle zaczął się bardziej interesować lekcją. Nie prościej było po prostu wyłapywać w myślach nauczyciela, czego od nas oczekuje na następną lekcję? Niestety stary pan Henzel miał spore problemy z elokwencją.
Głośno westchnęłam.
- Nie oddychaj tak głośno, bo jeszcze inne komary się zreflektują, że masz zamiar rzucić się na jakiegoś bezbronnego Indianinka.
Każde jego słowo powoli wyprowadzało mnie z równowagi.
- Zamkniesz się wreszcie? - syknęłam do niego.
Bobby odsunął się delikatnie ode mnie. Widział, że coś jest nie tak.
Odetchnęłam jeszcze raz, a zapach, który przed chwilą wyłapałam zanikł.
- Przepraszam, Bobby, to nie tak...
- Ok, Kim, skoro tak bardzo ci przeszkadzam, to już się do ciebie nie odezwę..
- Wy tam dwoje z tyłu! Wstajecie do odpowiedzi, bo cały czas utrudniacie mi prowadzenie lekcji - zawołał pan Barner. - A więc, Kimberly, powiedz nam, co jest miarą bezwładności ciała.
- Masa - wyłapałam w myślach któregoś z uczniów, który jakby wiedział, że może mi w ten sposób pomóc.
- Yhh, dobrze, możesz usiąść. Teraz Bobby. Co to jest spadek swobodny ciała?
- Ehhmmm... no ten tego...
- Siadaj, pała. A teraz robimy zadania.
- Pięknie dziękuję Zimnej Piękności.
- Nie ma za co, trzeba się uczyć, a nie żyć samą miłością.
Zadzwonił dzwonek.
Bobby pobiegł na wf, a ja ruszyłam w kierunku sali od angielskiego. W jednej chwili dopadło mnie całe rodzeństwo i lekko zdezorientowaną zaczęli wyciągać na zewnątrz budynku.
Też ją wyczułaś?
Pokiwałam znacząco głową na pytanie Cormely.
- Co ona może tu robić? - zapytał Jake. - Tutaj antywegetarianie się nie zatrzymują przecież.
- Ja ją znam. Znam ten zapach, ale nie słyszę jej myśli.
- Znasz ją?! - wszyscy krzyknęli chórem.
- Tak...Tak mi się przynajmniej zdaje.
- To Biała? - zapytał Tom, od razu aktywując swoje pole siłowe wokół naszej piątki.
- Tom, spokojnie, Kimberly mówi, że ją zna, a skoro ją zna, to oznacza, że nie zagraża nam.-Pogłaskała go po ramieniu Lindsay.
- Nie ufałbym Białym, obojętnie kim oni by byli.
Nagle odpłynęłam, moje oczy praktycznie wyszły z orbit. Moja przyjaciółka Madelaine trzymała w rękach niczego nieświadomego Bobby'iego Silvera. Idiota pomyślał, że to jakaś moja znajoma.
Gdy tylko Cormely spojrzała w moje oczy i zobaczyła o czym myślę, wydała cichy, ale stanowczo rozkaz.
- Zatrzymajcie ją.
Byłam gotowa do skoku. Mało obchodziły mnie inne dzieciaki na parkingu. Madelaine na pewno była pod wpływem Karola. Wiedziałam to całą sobą.
Wampirzyca przez chwilę jeszcze się we mnie wpatrywała oczami bez wyrazu, a potem wraz z Bobby'm pognała w stronę dobrze znanej mi polany. Chłopak dopiero teraz zrozumiał, że to wcale nie jest moja przyjaciółka. Zaczął się jej wyrywać. Bałam się, że albo ona go pierwsza zaatakuje, albo on się zmieni i ją powali na ziemię.
- Nie możemy teraz opuścić szkoły. Powstałoby wtedy zbyt dużo niedomówień - oznajmiła Lindsay.
- Ale Bobby... - jęknęłam.
- Dorwiemy ją.
- A co, jeśli będzie już za późno? Co, jeśli on się zmieni? Wyda siebie i watahę. Wyda wszystkich... - zaczęłam histeryzować. Naprawdę nie wiedziałam, co mam robić.
- Tom i ja pojedziemy teraz ich szukać, a Cormely i Jacke za dwie lekcje. Ty musisz zostać, żeby nas usprawiedliwić.
- Ale tylko mnie Madelaine może słuchać!
- Ale nawet ty nie potrafisz blokować innych darów, żeby ją uwolnić spod tego amoku, pod którym, według ciebie, ona jest.
- Ale Lindsay...
- Zaufaj mi. Na pewno cię nie zawiodę.
Lindsay i Tom poszli ludzkim, ale dość szybkim krokiem na parking do samochodu.
Usłyszałam, jak z piskiem opon ruszają swoim niebieskim Mercedesem. Wzbierało mi się na histerię. Jak Maddie mogła to zrobić?
I co ona w końcu chciała z nim zrobić? Tyle myśli cisnęło mi się do głowy.
Gdy tylko Cormely i Jacke odjechali,, do głowy wpadł mi pewien nieco szalony, plan. Dobrze znałam akcję Gevosów, więc wiedziałam, w jaki sposób terroryzują inne wampiry. Zresztą sama byłam autorką tego planu, po tym, gdy dokonałam egzekucji na Rudolfie, zabójcy mojego ojca. Jak zmusić nieposłusznego wampira do współpracy? Zabrać mu to, co dla niego najcenniejsze.
To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu. Wybiegłam ze szkoły tuż po następnej lekcji. Wsiadłam w swoje sportowe Audi i ruszyłam prosto na lotnisko. Na szczęście zawsze nosiłam przy sobie dużo więcej gotówki, niż zwykle potrzebowałam.
Uważałam, że jest to po prostu niezbędne w razie nagłych wypadków, takich jak ten. Jechałam bardzo szybko, nawet nie zwracałam uwagi na to, czy ktoś mnie juz wyczuł, czy Lisa już miała wizję, że to, co mam zamiar zrobić, zniszczy cały nasz świat. Miałam to gdzieś.
Lot samolotem był stosunkowo krótki. No i nie miałam większych problemów, żeby przestawić się na czas europejski. Nie posiadałam samochodu, a nie za bardzo miałam ochotę na jazdę zatłoczonym autokarem z Paryża do Awignion. Ruszyłam na miasto w poszukiwaniu czegoś dla siebie. Przecież nie mogłam zostawiać śladów. Postanowiłam skorzystać z daru niewidzialności. W ten sposób zdobyłam śliczne Maseratti w kolorze złota. Strasznie mi się spodobało.
Koniec części X

Rozdział 11
Awignion
Jechałam bardzo szybko. Niemalże wyczuwałam, że był tędy uprowadzony wilkołak. W dodatku mój wilkołak. Jak w ogóle Adam dowiedział się o Bobby'm, o raz o tym, że był wilkołakiem. Właściwie był on bardzo mądrym wampirem. Przewidział i bez swego daru, że gdy zabierze mi to, co mam najcenniejsze, szybko podejmę walkę o to "coś". Poza tym, Adam szczerze nienawidził wilkołaków. To przez nich nasza czwórka stała się wampirami. To one zaatakowały nas wtedy na polanie... I oszczędziły mnie, by potem wydać na pastwę największego wilka z watahy. Tak się zastanawiałam podczas podróży, czy Adam chciał się po prostu zemścić na jakimś wilkołaku za wszystkie męki. Czy on po prostu był tak szaleńczo we mnie zakochany, czy jak? Nie potrafiłam tego zrozumieć.
Dojeżdżałam już do bram Awignion. Od razu zrozumiałam, że prawdopodobnie całe miasto czeka na moje przybycie. Trochę mnie to krępowało. Przybrałam normalny wyraz twarzy. Przy bramie stał jeden wartownik. Nie myślał o niczym konkretnym. Prawdopodobnie miał taki rozkaz, żebym tak czysto przypadkowo się o czymś nie dowiedziała.
Przejechałam bez większego trudu i dotarłam na główny dziedziniec. Było pochmurnie, tak jakby niebo chciało płakać nad losem Bobb'iego, a nie mogło. Naprzeciw wyszła mi Dakota. Wyglądała na bardzo zastraszoną.
- Kimberly..
- Witaj. Wiesz, po co tu jestem, prawda?
Cicho mruknęła.
- Chodź, przyszykuję cię do spotkania. - Zrozumiałam od razu, że Dakota nie może mówić głośno, na jakie spotkanie ma mnie przyszykować. Mogłam być tylko pewna, że w ostateczności zablokuje inne dary, bym mogła uciec.
- No to chodźmy.
W mojej dawnej komnacie wisiała wielka i strasznie długa suknia balowa. Podobna do tej, która wisiała u mnie w szafie w Stanach. Była piękna, ale nie potrafiłam się nią cieszyć w obliczu takiej sytuacji.
Mów tylko to, co oni chcą usłyszeć. Gdy będziesz czuła nacisk, daj mi znak, a ja natychmiast zablokuję tamtych, byś mogła uciec. Kiwnęłam głową na znak, że zrozumiałam. Gdyby ktoś nas obserwował, co na pewno miało miejsce, mógł pomyśleć, że po prostu kiwnęłam z zachwytu nad suknią.
Szybko się ubrałam, zrobiłam odpowiednią fryzurę, makijaż i ruszyłam na zamek. Nie spieszyłam się. Szłam raczej wolno. Tak naprawdę chciałam się tam znaleźć jak najszybciej, ale nie mogłam tego dać po sobie poznać.
Doszłam. Jednym ruchem pchnęłam ciężkie, metalowe drzwi od głównej sali balowej.
Miałam rację. Wszystkie wampiry, które znałam i też kilka nowych, zapewne stworzonych po moim wyjeździe, zgromadzili się po bokach sali, a Adam wraz z rodzeństwem siedział na tronie w samym środku.
- Witamy w Awignion - przemówił pierwszy.
- Witaj również. - Musiałam zachować spokój i skupić się na myślach innych.
Nastąpiła niezręczna cisza. Najwidoczniej Adam pragnął komunikować się ze mną za pomocą myśli.
Wiedziałem, że przyjedziesz. Dziwi mnie tylko, że dałaś się nabrać. Sama wymyśliłaś przecież tego typu polowania. Niezawodny wabik, pomyślał Adam i uśmiechnął się pod nosem.
Mimowolnie odsłoniłam lekko zęby.
- Czemu nie dzielisz się swymi myślami z innymi? To, że masz jakieś chore plany wobec mnie, to już wiedzą wszyscy. Nie potrzebujesz się już skrywać. - Teraz to ja wykrzywiłam usta w ironicznym uśmiechu.
- Skoro tak wolisz...
- Tak, tak właśnie wolę.
- Dobrze. Wiemy wszyscy doskonale o tym, że wilkołaki w Stanach znów się odrodziły....
- Z łaski swojej... mógłbyś uściślić? Bo ja wiem doskonale, że nie mówisz prawdy. Wilkołaki, a wilkołaki to sporo różnica.
- Jaka, jeśli można wiedzieć? - rzuciła kpiąco Haubrey.
- Taka, że te wilkołaki, które są w Stanach i te, które zaatakowały nas ponad 100 lat temu są jakby dwoma różnymi gatunkami.
Wszyscy zaczęli słuchać mnie w skupieniu. Gdy rozglądałam się po sali, spostrzegłam, że brakuje tu Madelaine.
- A więc, amerykańskie wilki zmieniają się pod wpływem genów. A wilkołaki te, które pojawiły się tutaj, zostały stworzone przez naszą rasę... To my i Pradawni ekpserymentowaliśmy z naturą. I te wilkołaki przedłużają swój gatunek za pomocą ataku. Zupełnie podobnie do nas. A wilki z legend Indian przedłużają gatunek za pomocą genów.
- Księżniczko, coś mi się nie zgadza. W takim razie, dlaczego ten wilkołak, za którym tu przyjechałaś zakochał się w tobie. Nie masz przecież szans na przedłużenie jego gatunku. To jest bez sensu - odezwał się Karol. W sumie miał rację, bo wcześniej się nad tym nie zastanawiałam.
- Niech zgadnę, nie myślałaś nad tym?
Warknęłam.
Adam uniósł ręce w obronnym geście.
- Spokojnie. Tylko spokojnie.
Popatrzyłam na niego z politowaniem. Był ostatnią osobą, której rad bym posłuchała.
- Wiem, że nie jest ci łatwo. Ale powinnaś zastanowić się, czy w ten sposób nie narażasz naszego gatunku na jakieś niezdrowe układy. Jako jedna z Białych powinnaś wybierać, co jest dobre, a co złe..
- Już wybrałam i z pewnością ty nie jesteś częścią tej dobrej strony.
Pokręcił głową.
Tobie nie mogę zrobić nic, ale temu wilkołakowi...
Zamarłam. Moje mięśnie się napięły, a w oczach pojawił się hart ducha.
- Zakończmy to raz, a dobrze.
- Masz zamiar walczyć? - jęknęła Haubrey. - Z nami wszystkimi?
- Nie.. Ona chce walczyć tylko ze mną. Czyż nie o to ci chodzi. Żeby odebrać tron, który wcześniej mi podarował Georg?
Wyprostowałam się. Więc to po to ściągnął na zamek wszystkie mieszkające w okolicy wampiry. Potrzebował świadków!
Syknęłam i odsłoniłam zęby.
- To więc po to jest ta cała szopka! - wrzeszczałam. - Chcesz w świetle świadków ośmieszyć mnie, oskarżyć o zdradę i pomoc rasie wrogów, a potem wymierzyć sprawiedliwość. Tylko jest jedno małe, ale... Beze mnie nie będziesz mógł już nic uczynić, słonko.
Zaskoczyłam go, tak szybkim rozumowaniem. Zresztą on bardzo się pilnował, żeby teraz o tym nie myśleć.
- To nie tak...
- A jak? Innego wytłumaczenia nie mam. W niczyich myślach nie widzę innego, bardziej sensownego wytłumaczenia.
- Gdybym chciał to zrobić, wymyśliłbym byle pretekst. Ale zabić cię nie mogę. Niedobrowolnie ciebie tu przetrzymywać też nie…
-Więc po co to wszystko.? - Moje rysy złagodniały. Chciałam zmusić go do mówienia moim dawnym zwyczajem.
- Panie... - nagle wtrąciła się Madelaine, która przybyła przed chwilką.
- Nie przerywaj! - Uderzył ją z całej siły w twarz, a ta od uderzenia przeleciała kilka metrów i upadła w przeciwległy kąt sali.
Bardzo mi się to nie spodobało, więc posłałam Adamowi mrożące krew w żyłach spojrzenie.
Moja frustracja i gniew wzbierały we mnie niczym bomba zegarowa.
- Jeśli spadł mu choć jeden włos z głowy, jeśli będzie w jakikolwiek sposób naruszony, zabiję cię. - Przestałam grać i zagroziłam Adamowi.
- Poczekaj. Chcę to wyjaśnić....
W tym momencie usłyszałam głośny ryk.. Ten sam ryk z polany. To był Bobby.
- Co mu zrobiłeś? - rzuciłam się na mojego rozmówcę. Nie mogłam zebrać w sobie odpowiedniej siły, żeby powalić go na ziemię. Przytrzymał mnie za ręce. - W tej chwili gadaj!
- Nic mu nie zrobiłem.! - Adam był jeszcze bardziej przerażony niż inne wampiry znajdujące się w sali.
- Musimy uciekać! - zakomenderował Karol.
- Dlaczego? - opierała się Haubrey.
Adam wciąż ściskał moje ręce, nie pozwalając mi się uwolnić.
- Puść mnie! To rozkaz!
- Nie słucham twoich rozkazów - Adam protestował.
- Owszem słuchasz!
Musiał puścić.
Wszystkie wampiry znajdujące się w sali zaczęły wybiegać i uciekać. Zrozumiałam, dlaczego nastąpił taki popłoch. Bobby swoim krzykiem musiał wezwać do zamku europejskie wilkołaki, które były dużo gorsze. A dziś była pełnia...
Podbiegłam jednym susem do Madelaine, która leżała skulona w kącie. Przytuliłam ją mocno do siebie.
- Już dobrze...
Oni go torturowali. Przepraszam. Nie chciałam cię tu zwabić. Ani jego, ani twoim kosztem. Wybacz mi proszę, Maddie szlochała w myślach.
-Wybaczam, a teraz szybko. Musimy znaleźć Bobby'iego i uciekać. Jedziesz ze mną do Stanów!
Dziewczyna wpatrywała się we mnie swoimi wielkimi, błękitno-fioletowymi oczami. Była przerażona.
Do sali wpadł wielki wilk. Rozejrzał się i od razu spostrzegł mnie. Jednak nim cokolwiek zdążył zrobić, z tyłu złapały mnie czyjeś silne ręce. To Lewis, osobisty ochroniarz Adama pociągnął mnie w tył. Wykręcił ręce tak, że nie miałam możliwości oporu.
Jęknęłam z bólu. Lewis był dużo silniejszy ode mnie. Powlókł mnie tak do drzwi, w czasie, kiedy inni "ochroniarze" odciągali Bobby'iego. Wilk jednak zgrabnie pokonywał jednego za drugim. Wkrótce spostrzegłam, jak Madelaine mu pomaga. Jednak nikt nie mógł zatrzymać mojego porywacza. Nikt... Nagle zatrzymaliśmy się. Lewis jęknął i warknął, a po chwili poczułam, że nic mnie już nie trzyma. Odwróciłam się szybko i zobaczyłam, jak przez główną szybę wbiega wataha wilkołaków. Największy z nich właśnie przed chwilą dokonał egzekucji na moim porywaczu. Bałam się. Te wilki różniły się bardzo od Bobby'iego, który w tej chwili, gdy inni zajęli się pozostałymi w zamku wampirami, zmienił się w człowieka i podszedł do mnie. Zupełnie irracjonalnie przebiegł mi uśmieszek po twarzy, gdy Bobby starał się jak najszybciej ubrać w dresy, które zawsze nosił przy sobie na rzemyku.
- Nic ci nie jest? - spytaliśmy niemal równocześnie. – Nie - równie synchroniczna była odpowiedź.
Teraz spojrzałam z powrotem na wielkiego basiora. Patrzył na mnie oczami pełnymi nienawiści, ale również współczucia.
Na własne oczy zobaczyłam wilkołaka, który oddał mi hołd. A wraz z nim pozostałe wilki, które już skończyły "sprzątać" po balu. Myślałam, że padnę ze zdziwienia. Na szczęście pomocnym ramieniem okazał sie Bobby...
Koniec części XI


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
MonsterCookie
Gość






PostWysłany: Wto 20:04, 08 Wrz 2009 Powrót do góry

Dopiero teraz natknęłam się na nowe rozdziały, nie wiem dlaczego tak późno, ale już zabieram się do pisania :P
Rozśmieszyło mnie kiedy Bobby dostał pałę, ale to chyba przez to, że podobnie mówi moja nauczycielka. :D
Poza tym akcja na parkingu była ciekawa.
No i jeszcze w Awignion ta jakby bitwa, była interesująca.
Świetnie to wszystko opisałaś i ogólnie bardzo mi się podobało.

Pozdrawiam,
MonsterCookie. :)
Eleni
Nowonarodzony



Dołączył: 03 Wrz 2009
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 22:43, 08 Wrz 2009 Powrót do góry

Hm. Skoro prosisz o wskazywanie błędów, wypiszę to, co najbardziej rzuciło mi się w oczy:

„Nieee, tego bym nie mogła zrobić największej plotkarze w szkole. Jennifer, to ona mnie najbardziej denerwowała w tej szkole”

Powtórzenie „szkole”

„Może by im sobie coś podcięła, gdybym miała tam jeszcze krew...”

Może bym sobie coś

„Wyszłam z klasy i po prostu oniemiałam. Wpadłam na zabójczo przystojnego chłopaka. Jak mniemałam był Indianinem”

Oniemiałam, mniemałam, to jakoś dziwnie brzmi, można byłoby to zmienić na „podejrzewałam, że”

Z językowych: wgapiała

A tak poza tym… idealnie nie jest, ale opowiadanie robi na mnie dobre wrażenie. Zgrabnie sięgasz do „Zmierzchu” wykorzystując z niego tylko pewne motywy i naginając je do własnych potrzeb. Masz bardzo dobre pomysły, z wykonaniem trochę gorzej, ale też nie jest źle. Już sam początek mnie zainteresował: jakby odwrócenie schematu. W większości książek to chłopak jest wampirem, dziewczyna człowiekiem. Tutaj jest odwrotnie. Choć podejrzewam, że Bobby może być wilkołakiem, ale to się przekonam, jak sięgnę do kolejnych rozdziałów… no to czytam dalej.


Tak: rozdział drugi całkiem niezły. Ale gubię się trochę w bohaterach. Czytelnik nie zna ich tak dobrze jak Ty, więc powinnaś chyba postarać się każdemu poświęcić odrobinę więcej uwagi. Mi oni wszyscy się zlewają i mylą ze sobą.
Za to bardzo mi się podoba, że sama wymyśliłaś organizację wampirzego świata, zamiast wszystkiego ściągać od Meyer. Muszę przyznać, że ten podział wampirów jest całkiem ciekawy. Masz ode mnie za to dużego plusa. Trochę żałuję, że główna bohaterka pochodzi z tej królewskiej rodziny, bo jakoś to takie… po prostu niezbyt mi pasuje, ale to moje zdanie;)

Biorę się za rozdział trzeci i od razu błąd mi się rzuca w oczy:


- Ciekawe co ona na siebie założy...

Przecinek przed „co”


O, Bobby cudownie pachnie? Cóż, rzeczywiście kompletne odwrócenie schematu Belli i Edwarda. I jeszcze myśli „za mgłą”. Ale właściwie… to ciekawy pomysł. Powiem szczerze, wciągnęłam się. Dobrze, już nie piszę o każdym rozdziale osobno, bo to strasznie chaotycznie wyjdzie. Teraz biegnę czytać dalej hurtem.
A jednak. Nie mogę się powstrzymać. Bobby jest wilkołakiem! Ha! Zgadłam. I bęęęędzie sfora. No dobrze, dobrze, już milczę, czytam grzecznie.


No dobrze. Skończyłam. Wreszcie. I mam tyle do powiedzenia, że nie wiem, od czego zacząć. Znowu mi wyjdzie jeden wielki chaos.
Zacznijmy od tego, że moim zdaniem masz naprawdę dobre pomysły. Akcja jest ciekawa, wciągnęła mnie i właściwie połykałam kolejne rozdziały. Niemniej, warsztat! Tak, z tym trochę gorzej. Zdarzają się błędy, poza tym czasami i styl szwankuje. Na ten przykład bohaterowie żyją w pustce. Nie przypominam sobie, żebyś umieściła choć jeden opis w tekście. To prawda, że ich nadmiar może nużyć, ale kompletny brak też nie jest dobry. Oprócz tego mam zarzut odnośnie bohaterów.
Kim - postać z dużym potencjałem i ciekawą historią, jedyna naprawdę dobrze pokazana, ale jednocześnie zbyt idealna. Wampirza księżniczka, piękniejsza niż jakikolwiek inny wampir, posiada dwa talenty (naprawdę jeden by nie wystarczy?), inne wampiry muszą ją słuchać, zapewne posiada też więcej niesamowitych umiejętności. Jak zwykle nie czepiam się marysusimu, tak tutaj jej idealność trochę mi przeszkadza.
Bobby - ten bohater może być bardzo, bardzo ciekawy, ale niestety na razie przedstawiasz go dość marginalnie. Wilkołak, który zakochał się w wampirzycy może być świetnym tematem. Liczę na to, że rozwiniesz tę postać.
A pozostali? Tło. Żaden się nie wyróżnia. Może trochę Adam, ale też niespecjalnie. Lubię wyrazistych bohaterów, a tu niestety mamy ich masę i prawie żaden nie jest naprawdę dobrze przedstawiony. Poświęć więcej uwagi swoim postaciom, to dobrze zrobi temu tekstowi.

Ogółem czytało się bardzo przyjemnie i opowiadanie mi się podoba, ale musisz się postarać, aby nie zmarnować potencjału, który posiada. Życzę powodzenia i na pewno wpadnę, aby przeczytać kolejne rozdziały. Kłaniam się i pozdrawiam serdecznie.
Eleni


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Cornelie
Dobry wampir



Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 1689
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 297 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z łóżka Erica xD

PostWysłany: Wto 23:47, 08 Wrz 2009 Powrót do góry

Po pierwsze długość rozdziałów jest powalająca, niestety w negatywnym tego słowa znaczeniu. Ja jestem w stanie wiele zrozumieć - brak czasu, może i brak weny, ale czytelnik czeka na rozdział, mając nadzieję, że nie dasz mu ochłapów, tylko COŚ, coś, co będzie mógł czytać i czytać.
Ja zaczynałam i nawet się nie wkręcając już byłam przy kolejnym i kolejnym rozdziale. Przykładowo rozdział 9 zajął mi półtora strony w wordzie. No ale dobra, koniec o tym Wink
Co do bohaterów - skłaniam się tu do zdania Eleni. Opko ma potencjał ( jak każde ) wystarczy je dopieścić, kochać jak własne dziecko, czytać parę razy, radzić się bety ( od tego kurczę też są xD ).
Uważam, że gdybyś poświęciła trochę więcej uwagi swoim bohaterom wyszło by to trochę zgrabniej.
A i jeszcze jedna prośba - więcej opisów sytuacji, scen, uczuć - czytelnik nie wie, co ci siedzi w głowie. Rozumiem, że wyobraźnia też ma pracować, ale i ona musi mieć jakieś podstawy Wink

No to na tyle - będę obserwować Wink

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Annie_lullabell
Zły wampir



Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Pią 11:12, 25 Wrz 2009 Powrót do góry

Dzięki za kk
A teraz daję kolejny rozdział. Dawno nic nie dawałam, ale wybaczcie brak czasu i może i brak weny Wink
beta: wyjątkowa ;**

Rozdział 12:
Więzy krwi
Byłam w niemałym szoku po tym, co przed chwilą tu zobaczyłam. Wilkołak pokłonił się? Przede mną?! Moja irytacja i zdezorientowanie sięgnęło zenitu, gdy największy z wilków zaczął przeobrażać się w człowieka.
- Wybacz nam, pani, za taką brutalność..
- Jaka pani? Czy ktoś raczy mi wreszcie wyjaśnić, co tu się dzieje? - Stałam jak głupia i wymachiwałam rękoma. Bałam się, że to tylko sen, a tak naprawdę na zewnątrz mojej świadomości jestem właśnie rozszarpywana na kawałeczki.
Wilki stanęły jak wryte na ten wybuch agresji. A potem wszyscy zaczęli zmieniać się w ludzi.
W końcu znów przemówił ich przywódca.
- Nie wiesz o niczym, prawda? Ta tajemnica była najpilniej strzeżona na świecie. Twój pobratymiec, który zwie się królem wszystkich wampirów, oszukał cię. Ojciec również. Tylko matka wie o twoim pochodzeniu, ale jak zapewne sądzę, Adam porwał ją, by nigdy nie wyjawiła ci tego, co może go zniszczyć. Teraz, gdy nadarzyła się okazja i zaatakowaliśmy zamek, by przyjść ci z pomocą...
Czułam, jak oczy wychodzą z orbit. Już nawet przestałam słuchać, co mówi do mnie ten człowiek, który jeszcze przed chwilą był wilkołakiem.
- Że co? – Nic nie rozumiałam.
Chłopak był wyraźnie zirytowany, a do mnie nie dochodziły niczyje myśli. Byłam zagubiona. A w umyśle panowała cisza.
- Wybacz, najwyraźniej nas nie słyszysz. Tak, to bardzo prawdopodobne. Na nas po prostu nie działają dary wampirów...
I znów "bla bla bla".
- Mógłbyś tak z łaski swojej przejść do sedna, bo ja naprawdę nic nie rozumiem.
- Dobrze, już dobrze. A więc... Co wiesz o swoim pochodzeniu?
- Pochodzę stąd.
- Nie, nie... Chodzi mi o to, kto jest twym ojcem.
- Nie wiem. Dakota twierdziła, że to był jakiś drań. - Boże, zwierzałam się właśnie wilkołakowi, swojemu odwiecznemu wrogowi. Ze mną naprawdę było coś nie tak.
Nic ci nie jest? Masz minę, jakby ktoś cię właśnie zjadł i zwymiotował.
- Ale jak? Chwila. Dlaczego słyszę Bobby'iego, a was nie?
- Bo my działamy na innych zasadach. Mam kontynuować?
Skinęłam głową.
- Dakota nigdy nie wspomniała ci o ojcu?
- No tylko tyle, co nic.
- A na zamku nie dziwił nikogo ani twój zapach, ani nic?
- Chwila.. Zawsze mi mówiono, że ślicznie pachnę, ale wiedziałam, że wampiry odbierają trochę inaczej zapachy.
- A nie mówili tak przypadkiem, że jako dziecko byłaś nieludzko piękna?
- Do czego pijesz?
- Do tego, że nigdy nie byłaś człowiekiem!
Myślałam, że się przewrócę.
- To kim niby byłam według ciebie?
- Potomkinią Pradawnych. Z tego co wiem, tylko ty możesz ich obudzić, wiem również, że bez ciebie Adam nie ma mocy nad innymi istotami nieludzkimi. Stąd taki wniosek.
- Ale to nie ma sensu, bo niby jak?! - jęknęłam.
- Pradawni również nie byli istotami ludzkimi. Byli pół-wampirami i pół-wilkołakami.
- Że co? To przecież kłóci się samo ze sobą.
- Poczekaj, daj mi dokończyć. - Zawiesił głos. Gdy dostrzegł, że już się uspokoiłam, zaczął kontynuować. - Otóż, wśród Pradawnych wybuchła wojna o to, kto jest ważniejszy, a kto nie. Zdrajcy szybko zauważyli, że łatwiej jest im się posługiwać wampirzymi odruchami.-Wywróciłam oczami na dźwięk słów, że wampiry były zdrajcami. - Druga część odkryła, że łatwiej jest im być wilkołakami. W ten sposób rozpoczęła się wojna. Tylko czterech Mądrych nie wdawało się w tę bitwę. Myśleli, jak spróbować pogodzić zwaśnione strony. W tym czasie na świecie pojawiało się coraz więcej i wilkołaków, i wampirów. Zaczęli ginąć niewinni ludzie, więc Wielka Czwórka postanowiła ostudzić temperamenty obu obozów wojennych. Zesłali winnych na wieczne męki, a sami postanowili zaszyć się w miejscu, w którym nikt nie przeszkodził im wiecznie rozmyślać. Jednak jeden z nich, niejaki Bartosz, postanowił wcielić w życie plan B, gdyby jednak nic by im się nie udało. Postanowił stworzyć dziecko, które w razie potrzeby zmieniłoby bieg historii. Uwiódł więc piękną mieszczankę Werony, która była nad poziom rozwinięta intelektualnie, dlatego posądzano ją o czary. Została wygnana z miasta na dobre, gdy tylko jej najbliżsi dowiedzieli się o ciąży.
W ten sposób trafiła do Awignion. A resztę to już chyba znasz, prawda?
Byłam w szoku. Nie mogłam wykrztusić słowa. Ja miałam być niby tym cudownym dzieckiem? Jak?
- Ale nadal nie rozumiem, dlaczego teraz oddałeś mi pokłon.
- Jesteś jedyną żyjącą potomkinią Pradawnych. Już kiedyś na polanie cię rozpoznałem. - Tu zamilkł.
- To ty wtedy się zawahałeś, czy mnie zgładzić, czy też nie! To przez ciebie omal nie zginęłam.
- Gdybym cię wtedy nie zaatakował, zrobiliby to Czerwoni, a oni nie oszczędziliby cię, tylko dobili. Zrobiłem to celowo, byś przeżyła. - Widziałam w jego oczach tyle współczucia i cierpienia, że nie mogłam nie potwierdzić jego słów.
- Czerwoni by mnie zabili? Dlaczego niby?
-A niby dlaczego zaatakowali ten zamek już kiedyś? Chcieli ciebie. Jesteś brakującym ogniwem, które jest potrzebne wszystkim do panowania nad resztą.
No tak, wszystko się zgadzało. Byłam w niemałym szoku. Wilkołak wyjaśnił mi w całości genezę mojego istnienia.
- Tak więc...
- Wszystkie istoty pozaludzkie muszą oddawać ci hołd, jako jedynej prawowitej władczyni.
- Aha… - wydusiłam i zamilkłam.
Koniec części XII


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin