|
Autor |
Wiadomość |
nieznana
Zły wampir
Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca
|
Wysłany:
Pią 11:40, 25 Wrz 2009 |
|
Ach, Ania!
Fajny rozdzialik, trochę króciutki, ale czegoż my się tu dowiedzieli! Nasza bohaterka jest potomkinią i to kogo!! Takiego rozwoju akcji się nie spodziewałam i muszę przyznać, że mnie zaskoczyłaś!
Ogólnie patrząc na akcję, jaka rozwija się w tym ff, to jest ona bardzo ciekawa i aby ją podrasować, przydałyby się opisy! Jednak teraz i tak wiem, co i jak oraz nawet rozpoznaje stany emocjonalne, ale nie potrafię się w nie wczuć! Do tego potrzebuję trochę opisów :D
pozdrawiam
n/z |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Prudence
Wilkołak
Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 177 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Mrocznego Kąta
|
Wysłany:
Sob 8:19, 26 Wrz 2009 |
|
Nie komentowałam chyba jeszcze tego opowiadanie, więc to będzie mój pierwszy raz. Muszę stwierdzić, że to dziełko ma w sobie to coś, jest fajnie lekko napisane, przyjemnym stylem co powoduje, że szybko i przyjemnie się je czyta. Jedna rzecz mnie tylko odstrasza, za szybka akcja. Za szybko wszystko się dzieje.
Pomysł masz fajny, wykonanie również, styl też. Tylko moźe musisz zwolnić troszkę?
Pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Annie_lullabell
Zły wampir
Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 292 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk
|
Wysłany:
Pią 20:18, 09 Paź 2009 |
|
dziękuję ;]
beta: wyjatkowa ;** dzieki wielkie!
Rozdział 13:
Powrót do rzeczywistości.
Teraz, gdy powróciłam już do świata żywych, dopiero odkryłam, jak bardzo całe to zamieszanie wpłynęło na moją psychikę. Zapewne nie było to ostatnie spotkanie z wilkołakami i wampirami z Awignion, ale tak czy inaczej byłam wdzięczna tym pierwszym za to, co dla mnie zrobili. Gdyby nie oni, pewnie robiłabym za jakąś kurtyzanę Adama albo za jakieś dziwadło z białym poblaskiem, które "pomaga królować nad światem" boskiemu rodzeństwu. Cudnie, wprost fatalnie. A tak, leciałam właśnie samolotem z powrotem do Stanów. Przy moim boku spał Bobby, który przez cała drogę trzymał mnie za rękę, żeby tylko nie spuścić mnie ze wzroku. Byłam wdzięczna losowi, że tak to się skończyło, przynajmniej na jakiś czas.
Gdy byliśmy już nad miastem, Bobby się obudził i odruchowo spojrzał na mnie, czy aby na pewno tu jestem, czy też przypadkiem tylko jego snem. Przyjemnie było słuchać tak jego myśli. Oboje się uśmiechaliśmy. Mój ukochany nie potrzebował daru, żeby wiedzieć, o czym myślę. Pochylił się ku mnie i pocałował delikatnie. Nawet nie musiałam się zastanawiać, czy zrobiłabym mu krzywdę, czy też nie.
- Chcę jeszcze - obruszyłam się jak małe dziecko.
- A nie zabijesz tych wszystkich ludzi w samolocie? - Po twarzy Bobby'ego przebiegł uśmieszek.
- Ich nie załatwię, ale ciebie owszem - szepnęłam najciszej, jak tylko się dało. Uśmiechnęłam się szeroko.
Bobby nawet nie czekał na inną odpowiedź. Przysunął się do mnie i od razu pocałował. Mało mnie obchodziło, co sobie myślała bizneswoman siedząca obok. Dla mnie liczyło się tylko tu i teraz. Bez wątpienia podobało mi się tego typu wybudzanie i powrót do świata żywych.
Oderwałam się na chwilę.
-Bobby, już wylądowaliśmy. - Oboje zaczęliśmy się głośno śmiać. Stewardessy popatrzyły na nas jak na parę świrów, ale dla mnie dziś tak naprawdę nic się nie liczyło.
Wsiedliśmy do taksówki i ruszyliśmy.
- Jedziemy do domu. Wreszcie...
- Taa, ale do mojego. Spotkasz nareszcie pozostałą część sfory, którzy muszą cię polubić. - Bobby uśmiechnął sie łobuzersko.
- Wiesz co… Nie wiem, czy chcę korzystać z informacji, które ostatnio poznałam. Nie chcę nad nikim panować. Chcę, żeby było tak jak dawniej.
Zapadła cisza i w takiej właśnie atmosferze dojechaliśmy do jego skromnego domku w rezerwacie. Na ganku czekał już Josh i reszta chłopaków. Z tego co słyszałam, raczej nie byli zadowoleni, że Bobby przyprowadził tutaj wampira.
Jeden z Indianinów zaczął się trząść i wyraźnie na mnie warczał, gdy tylko wysiedliśmy z taksówki. Stanowczym ruchem upomniał go Josh, który tylko się bacznie przyglądał.
- Witamy na terytorium wilków - odezwał się zupełnie niespodziewanie najniższy z chłopców.
Uśmiechnęłam się lekko i przyjaźnie.
- No dobra, to ja ci może przedstawię moich KUMPLI. - Bobby specjalnie naciskał na słowo 'kumple', gdyż nie za bardzo wiedział, co reszta powie na mój widok.
- A więc tak, od prawej: Kurt. - Tu wskazał na najniższego i najbardziej do mnie przychylnie nastawionego chłopaka. – To Jose. - Wskazał na najstarszego i najbardziej poważnego. – Jason - najbardziej niepohamowany i niepokorny - dodał Bobby w myślach. – Michael. - Chłopaczek o pięknych oczach, ale nie tak pięknych jak Bobby. – Eric. - Wydał mi się takim kujonkiem, ale dobra, cicho... - I Dominic. - Zupełnie zwyczajny chłopak.
- Oraz ty - dodałam z uśmiechem na ustach. Indianie byli lekko zakłopotani moją barwą głosu. Mieli takie same odczucia jak Bobby pierwszego dnia.
- Ale ty masz piękny głos - odezwał się najprzyjemniej do mnie nastawiony wilkołak.
- Dziękuję - posłałam mu grzeczny uśmiech. Bobby ścisnął mnie w talii, ale rzecz jasna, nic mnie to nie zabolało. Chciał chyba tym gestem pokazać Kurtowi, że jestem już zajęta.
- I te oczy… - tym razem odpłynął Eric.
Uśmiechnęłam się i poczytałam chłopcom trochę w myślach. Tylko Jason, Josh i Dominic nie wyrażali nawet w myślach żadnego entuzjazmu. Jason był strasznie nerwowy, rozważał różne możliwości, jakby mnie zabić, gdybym zrobiła jakiś fałszywy krok. Bobby dostrzegł, że mimowolnie drgnęłam.
- Co jest? - Boby przytulił mnie jeszcze mocniej, widząc reakcję.
- Nic, nic. Widocznie nie powinnam tu dłużej przebywać. - Spojrzałam mimowolnie w oczy Jasona. Ten syknął i zaczął mocno charczeć.
- To ta zdzira! Ona potrafi czytać w myślach! Zdzira! - Chłopak zaczął cały dygotać. Bobby'iego również mimowolnie przeszły dreszcze. Pogłaskałam go lekko po ramieniu, by się uspokoił.
- Nawet tak do niej nie mów! - wycedził przez zęby mój towarzysz.
- Przecież to pijawa!
- Słuchaj, no... - Bobby zasłonił mnie swoim ciałem.
- Bobby, nie trzeba, ja już sobie pójdę po prostu. - Chciałam załagodzić jakoś sprawę, nie obchodziły mnie przecież teksty innych, a szczególnie jakiegoś podrzędnego gatunku.
Boże... Ja to pomyślałam… Nie, nie... To nie jest żaden podrzędny gatunek. Oni są normalni, ten sam poziom. Nawet nie mam zamiaru korzystać z mojego daru... A może jednak... Nie! Zganiłam się od razu w myślach i potrząsnęłam głową, jakbym chciała wyrzucić z niej to, o czym przed chwilą myślałam.
- Nie, ja to załatwię.
- Stop. Oboje. Bójką nic nie zaradzicie - wreszcie wtrącił się Josh ze swoim nieskazitelnie mocnym głosem. - Jason okaż trochę gościnności, a ty Bobby mógłbyś chociaż nas uprzedzić.
- Mogłem... Ale to nie powód, żeby on ją obrażał!
- Masz rację, Bobby. Jason, możesz nas opuścić, by się uspokoić?
- Ty chyba żartujesz! To ja mam was opuszczać, bo przyjechała ta pijawa, a nie ona? Co z wami?! Rzuciła na was jakiś urok czy jak?
- Mam ci pomóc iść? - zapytał Josh z lekkim sarkazmem. A jednak ten chłopak nie był tak zgorzkniały i poważny, na jakiego wyglądał.
Jason potrząsnął głową i rzucił przez zaciśnięte zęby.
- Nie, dziękuję.
Po chwili chłopak odszedł, a ja doskonale wiedziałam, że od razu, gdy nas opuścił, przemienił się w wilka.
- On tak często...? - Zerknęłam z bladym uśmiechem na Bobby'iego.
- Taa, zawsze, gdy na naszym terytorium pojawia się jakaś piękna wampirzyca u boku jego brata.
- Brata? Aa, wy się tak nazywacie z tego powodu, że jesteście wilkami. To w sumie zrozumiałe. - Nie wiem czemu, ale chyba wyszłam na idiotkę po tym stwierdzeniu.
Bobby zaśmiał się cicho i pomyślał: Jesteś słodka, gdy udajesz głupiutką.
Warknęłam na niego w żartach, jednak od razu doskoczyli do nas Josh i Dominic. Byłam nieźle zszokowana.
- Ale to tylko żarty. Zostawcie ją! – Czułam, jak Bobby cały drga, trzymając mnie mocno w talii. Czułam również doskonale przyspieszone oddechy dwóch napastników, którzy powoli się do nas zbliżali, jednak na razie tylko w ludzkiej formie.
- Puść ją, Bobby. Mogła cię zaatakować!
- Tak to jest, jak się ufa komarom.
- Przesadzasz! - Tym razem to nie ja wydałam z siebie charkot, tylko Bobby. - Ona nic nie zrobiła! - Bobby jęknął. I lekko się odsunął. Czułam, jak cały drga.
- Bobby... Proszę cię... Przestań, spokojnie, nic się nie stało - zaczęłam do niego mówić, by się uspokoił.
Na dźwięk mojego głosu, dreszcze trochę ustąpiły.
W tym samym momencie Josh i Dominic się zatrzymali. Usłyszałam myśli Jake'a, mojego brata.
- Boże! - wyjęczałam. Odwróciłam się raptownie i zobaczyłam, jak Jake i Tom wyłaniają się z lasu.
Bobby drgnął, ale mimowolnie jednak się troszkę rozluźnił.
- Radzę wam się odsunąć - powiedział ugodowo Tom. Z tego co wywnioskowałam z jego myśli, miał zamiar odepchnąć ich polem siłowym, ale to dopiero w ekstremalnym przypadku.
- Pięknie, Krwiopijcy się zlecieli. - Dominic już nie udawał zwyczajnego. Był jeszcze bardziej zgorzkniały niż Jason.
Nagle przed dom wpadł ogromny wilk. To Jason, wrócił.
Jego oczy ciskały błyskawice. Zaczęłam naprawdę się bać.
- Stop! Przestańcie! - krzyknęłam i wszystko się zatrzymało. Po raz pierwszy, odkąd odkryłam swoje pochodzenie, użyłam mocy, która we mnie drzemała. Cała fala rozlała się jak jakiś wybuch. Wszyscy potulnie się uspokoili i zatrzymali. Widziałam ich jak obłoki, a ja sama świeciłam jasno. Wydawało mi się, jakbym była w innym wymiarze.
- Po co wam kłótnie? Po co wam to wszystko? Pomyślcie sobie, że dzisiejszego dnia w ogóle nie było. A przynajmniej, że nie tak potoczyły się sprawy - mówiłam głosem władczyni. Słyszałam to tym wyraźniej, ponieważ wszyscy w myślach przetwarzali jeszcze raz moje słowa, tak, jakby rozsadzały im czaszki. - Rozstańmy się w pokoju. Nie chcę kolejnej bitwy - zakończyłam. Czułam, że zrobiłam dobrze i słusznie. Jednak gryzły mnie wyrzuty sumienia, że nakazuję komuś swoją wolę, że zmuszam kogokolwiek do robienia czegoś wbrew sobie. A najbardziej gryzło mnie to, że rozkazuję także Bobby'emu.
Inny wymiar zniknął. Staliśmy dalej na podwórku przed domem mojego ukochanego. Josh i Dominic odsunęli się najdalej jak tylko mogli. Bobby też nieznacznie stanął z boku. Już nawet mnie nie dotykał. Dwójka pozostałych wilkołaków, którzy od samego początku stali z boku, nieznacznie się poruszyli do tyłu.
Natomiast moi dwaj bracia stali jak wryci w ziemię i bacznie mi się przyglądali.
Kurde, no. Wszyscy teraz mnie mieli za jakąś psycholkę!
- Hmm, macie mnie za wariatkę?
- Nie, skąd. Tylko, że... hmm, jestem zaskoczony - powiedział Tom ze spokojem.
- Co to było? - wypalił Jake.
- To zbyt długa historia. Wracajmy już do domu. - Uśmiechnęłam się do Bobby'ego i szepnęłam mu do ucha: - Przyjdę wieczorem.
Zaraz po tym ruszyłam w stronę lasu, a za mną podążyli moi bracia.
Koniec części XIII
A więc tak, z bólem serca muszę zawiesić to opowiadanie. Czytelników nie ma, beta już nie współpracuje ze mną i cóż.. dupa blada.
Zapraszam za to, do moich innych "dzieci" i tam życzę miłej lektury. A całość TEGO opka znajduje się na moim chomiku ;] |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Annie_lullabell dnia Nie 21:14, 20 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|