|
Autor |
Wiadomość |
nieznana
Zły wampir
Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca
|
Wysłany:
Czw 20:29, 20 Sie 2009 |
|
Wojna Bells i Charliego mnie zabiła... Spokojny i stateczny Komendant Policji obrzuca swoją córkę jedzeniem xD Tego jeszcze nie było :D
Rozdział podobał mi się i to bardzo, czekam na tę wycieczkę!! Akurat teraz przerwałaś i karzesz nam oczekiwać! Czy Ty nie masz serca? Jak można nam to robić, nam biednym czytelniczkom!
Podoba mi się wątek przyjaźni Lauren i Belli, jest nietypowy i, co najważniejsze, nie przejedzony. Nie często mam okazję czytać o takiej przyjaźni... Zazwyczaj Lauren to ta zła i wrogo nastawiona do bohaterki. Nie miła i zbyt pewna siebie. Nawet w sadze nie cierpi Bells.
A tu taka miła odmiana. Lauren jako przyjaciółka i na ploteczki się umówiły xD
No więc czekam na tę wycieczkę i proszę, żebym długo nie musiała xD
pozdrawiam
n/z |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
LewMasochista
Wilkołak
Dołączył: 31 Lip 2009
Posty: 113 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Pią 7:30, 21 Sie 2009 |
|
Kurcze. Nareszcie nowa dawka:)
Ładnie prosisz o komentarze, więc proszę.
Jacob przynoszący Belli kwiaty- słooodkie.
James widzący ją upaćkaną. Jej jak i jego mina musiała być bezcenna:)
No i ta troska i w ogóle:D
Mike i Lauren! -tym mnie dobiłaś.
Czekam na dalszą część i weny Kochana:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
ajaczek
Zły wampir
Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Pią 10:03, 21 Sie 2009 |
|
Pochłonęłam wręcz nowy rozdział. Bardzo lubię twój ff. Jest taki inny, oryginalny i przy tym bardzo zaskakujący. Czekałam na jakieś wydarzenie, zaskakujące a jak narazie mam wrażenie że jest to powtórka ze "Zmierzchu" tylko bohaterowie są trochę zmodyfikowani tzn. Bella bardziej odważna i przebojowa, Charli bardziej otwarty (wojna na jedzienie zaskoczyła mnie totalnie ) a James jest dla mnie jak narazie Edwardem tylko ze innymi włosami... Czekam na kolejny rozdział, w którym mam nadzieję że podczas zaplanowanej wycieczki zaserwujesz nam jakieś zakskakujące wydarzenie, które zmieni bieg wydarzeń!
Życzę weny i dużo czasu na pisanie kolejnych rozdziałów :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
xcullenowax
Wilkołak
Dołączył: 24 Lut 2009
Posty: 112 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław.
|
Wysłany:
Pią 16:51, 21 Sie 2009 |
|
Łał, jestem pod wrażeniem Twojego opowiadania, aramgad. Nie wiem, dlaczego nie czytałam wcześniej, ale teraz jestem pewna, że będę wierną czytelniczką. ;d
Bardzo podobała mi się część z perspektywy Edwarda. Jego wypowiedzenie, to, że matka uważa, że jest porąbany, romans z Heidi, wszystko. ;e
Lubię, kiedy Edward nie jest kanoniczny, ale często, gdy taki jest to nie jest fajnie. ;d U Ciebie jest strasznie sympatyczny i bardzo oryginalny, szczególnie ze swoim stylem bycia. ;d
Część z perspektywy Belli jest też bardzo fajna. Zastanawiam się jak potoczą się ich losy, bo mam nadzieję, że panna B. będzie z panem E. Mam oczywiście swoje typy, w tym taki, że Bella stanie się wampirem. ;d
Podoba mi się to, że przełamujesz stereotypy. Z Lauren robisz sympatyczną dziewczynę, a z Erica przystojniaka. ;d
Nie mogę doczekać się kolejnych części.
życzę weny,
xx |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
aramgad
Wilkołak
Dołączył: 10 Mar 2009
Posty: 197 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 19:52, 30 Sie 2009 |
|
Wklejam kolejną część, po raz kolejny dziękując Wam za komentarze :)
Beta Frill
8 września 1960 roku, Forks/ Spokane
Wstałam o szóstej rano, równo z budzikiem. Wzięłam prysznic i założyłam naszykowane wczoraj ubranie, dżinsy i bluzkę z długim rękawem, która miała delikatny dekolt i była w bardzo ciepłym, brązowym odcieniu. Na wierzch zarzuciłam rozpinany, również brązowy, sweter z kapturem. O siódmej zbiegłam do kuchni i przygotowałam śniadanie dla siebie i Charliego oraz naszykowałam mu obiad do podgrzania. W końcu obiecałam, że nie będzie głodował, a moja wycieczka nie stanowiła wymówki. Zrobiłam nam kilka kanapek na wynos – sobie do Spokane, a tacie do pracy. Zjedliśmy posiłek wspólnie. Poinstruowałam staruszka, jak odgrzać rybę i ziemniaki, co skwitował stwierdzeniem, że jest duży i sobie poradzi. Roześmiałam się niemal histerycznie. Nałożyłam buty i złapałam plecak. Charlie odwoził mnie na miejsce zbiórki, czyli pod szkołę. Dojechaliśmy bardzo szybko.
Ucałowałam tatę w policzek i wybiegłam z auta, modląc się, aby nie chciał odprowadzać mnie do autobusu. Na szczęście odjechał, a ja odetchnęłam z ulgą. Na boisku stali już prawie wszyscy uczniowie z klas jadących na wycieczkę, poza Cullenami. W sumie, to ja także przybyłam spóźniona. Nie dużo, ale te kilka minut wystarczyło, abym musiała siedzieć sama. Lauren usiadła z Mikiem. Gdy mnie ujrzała, spojrzała przepraszająco, ale nie miałam jej tego za złe. Pewnie sądziła, że nie przyjdę, poza tym, myślę, że zamierzała go wybadać, po tych nowinkach, jakie jej sprzedałam. Z tyłu zostały dwa wolne miejsca, zajęłam jedno z nich i wyciągnęłam książkę. W pewnym momencie usłyszałam, że ktoś siada obok. Zerknęłam ukradkiem i dech mi zaparło, a tętno niebezpiecznie przyspieszyło. Prędko odwróciłam wzrok i dalej czytałam z wypiekami na twarzy. Niestety nie mogłam się skupić na literkach, wszystkie tańczyły przed oczami, złośliwie układając się ciągle w to samo imię: JAMES.
Nagle usłyszałam jego głos i tak wyglądała nasza rozmowa:
- Cóż to za książka, która aż tak cię pochłania? – zapytał i dodał z uśmiechem: - W dodatku pięknie rumienisz się przy lekturze.
- Och… - zaczęłam się jąkać. – To… to… ten… no… „Piętnastoletni kapitan”.
- Hm, chyba jest fajna, skoro świata poza nią nie widzisz?
- Całkiem przystępna – jedynie tyle dałam radę z siebie wydusić.
Reszta drogi minęła w ciszy. Żadne z nas się nie odezwało, więc nadal starałam się przebrnąć przez trzeci rozdział, ale koncentracja nie stanowiła mojej mocnej strony w tym momencie. Wszystko przyciągało mnie do towarzysza obok, jego zapach, wygląd, głos. Poddałam się. Westchnęłam cicho i zamknęłam powieść. Na szczęście już dojeżdżaliśmy do Spokane.
Wysiedliśmy na parkingu. Do nowo otwartego ZOO, celu naszej wycieczki, było stąd zaledwie dwieście metrów. Nauczyciel ustawił nas parami – jak w przedszkolu. Uznałam, że mój pech jest zdecydowanie permanentny, gdyż ponownie trafiłam na blondyna. Zignorowałam go jednak i zaczęłam rozmawiać z Lauren, która stała z Mikiem, zaraz za nami. Pogoda przedstawiała się całkiem znośnie – nie padało, ale zachmurzenie było całkowite, tak, jak zapowiadali w prognozach. Kiedy weszliśmy do ogrodu, pan Cornell, nauczyciel biologii, podzielił nas na grupy czteroosobowe i każdej podał kopertę z zadaniami. Oczywiście łatwo się domyślić, jakie osoby należały do mojego zespołu. Mike, Lauren i JAMES! Cóż, trudno. Nie przeskoczę tego. Odczytaliśmy kartkę:
Odnajdźcie na terenie Ogrodu Zoologicznego w Spokane trzy drapieżne koty, różnych gatunków i opiszcie je krótko.
Mało skomplikowane. Podeszliśmy do mapy. Klatki z lwami i tygrysami znajdowały się tuż koło wejścia, mieliśmy farta. Gorzej z ostatnim kotkiem – najbliżej znaleźliśmy geparda, ale i tak był to spory kawałek drogi. Na szczęście dostaliśmy dwie godziny na wykonanie zadania. Ruszyliśmy w stronę lwiego wybiegu. O zgrozo, jako jedyna posiadałam notatnik i ołówek, więc zaczęłam przepisywać informacje z karty. Reszta przyglądała się zwierzęciu. Kiedy skończyłam, James podszedł do mnie i poprosił o notes. Oczywiście podałam mu go. Patrzyłam, co robi, ale starannie zasłaniał kartki. Oddał mi zeszyt po niecałym kwadransie. Zamarliśmy, gdy ujrzeliśmy wynik końcowy. Naszkicował lwa. Był to najpiękniejszy rysunek, jaki kiedykolwiek widziałam. Milczenie przerwała Lauren. Zaproponowała, abyśmy się podzielili. Ona z Mikiem pójdą obejrzeć tygrysa, a ja z Jamesem geparda. Cholera! Nie bardzo mi to odpowiadało, ale wiedziałam, że zaczyna między nimi iskrzyć i pragną pobyć sami. Zgodziłam się, choć nie ukrywałam braku entuzjazmu. Przyjaciółka ucałowała mnie w policzek, szepcząc przy tym „dzięki, B”. No i jak się na nią gniewać? Uśmiechnęłam się do niej i nie czekając na reakcję Jamesa, skierowałam się w stronę klatki geparda. Według mapy miałam do przebycia jakieś sześćset metrów. Nawet nie zauważyłam, kiedy Cullen zrównał się ze mną. Kątem oka widziałam, że gapi się na mój dekolt. Dupek, ale jaki przystojny. Po kilkunastu minutach dotarliśmy do celu. Obok geparda znajdowały się małpy. Przed ich klatką stała wymowna tabliczka ostrzegawcza:
Uwaga! Małpy rzucają odchodami, prosimy nie podchodzić za blisko!
Żeby brzmiało zabawniej, informacja była strasznie brudna, więc chcąc cokolwiek przeczytać, musiałam podejść bardzo blisko wybiegu dla małp. Zobaczyłam jedną z nich jak szykuje się do rzutu. W ostatniej chwili James złapał mnie za rękę i pociągnął z całej siły na siebie. Przewróciliśmy się. Leżałam teraz na wybawicielu, a dziesięć centymetrów od mojej twarzy spoczywała małpia kupa. Zaczęłam się histerycznie śmiać, nie zważając na położenie. Poczułam, jak blondyn napina mięśnie i również zaczyna trząść się ze śmiechu. Jego skóra wydawała się… lodowata. Spojrzałam mu w oczy, były barwy miodu, piękne. Zastygł bez ruchu, również mi się przyglądając. Zapytałam go, czy nie jest mu zimno. Zaprzeczył. Wzruszyłam ramionami i powoli podniosłam się z ziemi. Dokończyliśmy nasze zadanie i udaliśmy się na miejsce zbiórki. Wszyscy już czekali, z wyjątkiem… Lauren i Mike’a. Widziałam, że nasz nauczyciel już otwierał usta, aby zapytać o nich, gdy wybiegli zza rogu, śmiejąc się i trzymając za ręce. Uśmiechnęłam się i szybko zerknęłam na Jessice. Tak, jak przypuszczałam była purpurowa ze złości. Ruszyła w naszym kierunku, ale pan Cornell cofnął ją. Kazał nam ponownie stanąć w parach i zaprowadził nas na parking. Wsiedliśmy do autokaru. Spodziewałam się kolejnej, cichej podróży. Jednak James mnie zaskoczył – wypowiedział jedno, ale jakże znaczące zdanie:
Pójdziesz ze mną w piątek do Wesołego Miasteczka?
12 września 1960 roku, Forks
Nawet nie potrafię napisać, co wydarzyło się w tym tygodniu. Dobrze pamiętam tylko poniedziałek, dzień wycieczki. A później to już tylko pojedyncze wydarzenia. We wtorek, na biologii omawialiśmy nasze zadania z zoo. Aha i rozmawiałam z Jamesem o piątku. W środę chłopak miał na sobie czarną koszulę, w czwartek nie było go w szkole, a dziś, dziś jest piątek rano. Cały dzień z nim przede mną. Na wszystkich lekcjach uczestniczymy wspólnie, a na osiemnastą umówiliśmy się na randkę. Tak nasz wypad nazwał blondyn we wtorek, gdy rozmawialiśmy na korytarzu. Do szkoły wyszłam w kapciach, taka byłam roztargniona i podekscytowana. Na szczęście, gdy wsiadałam do ciężarówki spojrzałam na stopy. Puściłam się pędem do domu, założyłam buty i ponownie ruszyłam do wozu. Upewniłam się jeszcze, czy przebrałam się z koszuli nocnej. Podczas pierwszych czterech lekcji gapiłam się na tego przystojniaka.
Podczas lunchu zdarzyło się coś dziwnego. Podeszła do mnie Rosalie, siostra Jamesa i zaprosiła do ich stołu. Oczywiście skorzystałam. Nieśmiało podążyłam za nią i zajęłam wolne miejsce. Bardzo dobrze czułam się w ich towarzystwie. Całą godzinę opowiadaliśmy sobie przeróżne historie i kawały. Czułam, że ich polubię. Wszyscy byli dla mnie mili, z jednym wyjątkiem - Alice patrzyła na mnie jak na wroga. Nie zamieniła ze mną ani jednego słowa. Dziwnie zachowywał się także Emmett. Niby się uśmiechał, odpowiadał na pytania, ale robił to… ostrożnie. Jakby się bał. Najlepiej dogadywałam się z Rose, była fantastyczna. James wyglądał na zadowolonego z takiego obrotu sprawy, choć niewiele mówił. Bałam się, że może zmienił zdanie i nie chce iść nigdzie wieczorem. Moje rozmyślania przerwał dzwonek. Przed nami ostatnia lekcja. Znienawidzony, a jednocześnie ulubiony ostatnimi czasy przedmiot. Nic z niego nie rozumiałam, ale fakt, że dzieliłam ławkę z Jamesem sprawiał, że niemal w podskokach biegłam na każdą matematykę. Powoli podniosłam się z krzesła. Myślałam, że rodzeństwo pójdzie jak zwykle przodem, ale zaskoczyli mnie. Blondyn podał mi ramię, z którego skorzystałam z miłą chęcią. Rose szła obok, cały czas trajkocząc. Odprowadziła nas pod samą klasę i pocałowała mnie w policzek. James zapytał ją, co wyczynia, bo wydawał się tak samo zaskoczony jak ja, na co jego siostra wypowiedziała jeszcze dziwniejsze, choć bardzo miłe zdanie:
- Nie martw się, Bella i ja będziemy świetnymi przyjaciółkami.
I pobiegła do swojej klasy. Chyba na geografię, ale nie dam sobie głowy uciąć. Wciąż byłam w szoku. James zaśmiał się nerwowo i poszliśmy do naszej ławki.
Lekcja minęła mi zaskakująco szybko. Wyszliśmy razem ze szkoły. Towarzysz odprowadził mnie do samochodu. Złapał moją dłoń i przyłożył ją sobie do ust.
- Będę po ciebie o osiemnastej. Do zobaczenia.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, już odszedł. Rozejrzałam się po parkingu. Siedział już w swoim BMW.
Nie pamiętam, jak dotarłam do domu. Wszystkie czynności wykonywałam mechanicznie. Serce nie zwalniało tempa. Zrobiłam obiad, wzięłam prysznic i zaczęłam szykować ubrania na wieczór. Pamiętając o pogodzie, wybrałam dość obcisłe dżinsy i błękitny sweterek – bez głębokiego dekoltu, ale za to bardzo dopasowany. Poprawiłam makijaż i spojrzałam na zegarek – za dziesięć szósta. Powoli zeszłam do salonu i usiadłam w fotelu. Włączyłam telewizor i czekałam. Miałam wrażenie, że minęło co najmniej pół godziny zanim usłyszałam dzwonek do drzwi, ale w rzeczywistości wybiła punkt osiemnasta. Niemal w podskokach dopadłam drzwi. Otworzyłam je z rozmachem, a gdy zobaczyłam za nimi Jamesa z bukiecikiem stokrotek uśmiechnęłam się promiennie. Wzięłam od niego kwiatki i włożyłam do wazonu zanim wyszliśmy. Jego BMW pokonało konieczną odległość w dwadzieścia minut. Rozmawialiśmy w tym czasie o szkole i o powodzie mojej przeprowadzki do Forks.
To, co zobaczyłam na miejscu nieźle mnie zaskoczyło. Spodziewałam się malutkiego wesołego miasteczka i niewielkiej ilości osób, a w rzeczywistości był to całkiem spory lunapark i dziki tłum ludzi. James pomógł mi wysiąść z auta i ruszyliśmy w kierunku wejścia. Wykupiliśmy karnety, aby bez problemu móc korzystać ze wszystkich atrakcji. Na rozgrzewkę wybraliśmy dość spokojną karuzelę. James od razu chciał iść na kolejkę górską, wahadło i do domu strachów, ale postawiłam na swoim. Kiedy przejażdżka na karuzeli dobiegła końca udaliśmy się w stronę budek z jedzeniem. Uwielbiam prażone migdały i orzechy. Kupiliśmy pięć różnych paczek i dwie cole. Siedzieliśmy na ławce i konsumowaliśmy, obserwując bawiących się ludzi. Trochę rozmawialiśmy:
- Teraz, Bello, wybieraj na co idziemy? - zapytał chłopak.
- Hm…
- Aha tylko musisz wybrać z trzech wcześniej odrzuconych – uśmiechnął się zawadiacko.
- Och, nie! To nie sprawiedliwe. I szczerze mówiąc, nie wiem.
- To odrzuć coś, na co kompletnie nie masz ochoty.
- Wahadło – rzuciłam bez zastanowienia
- Okej. To najpierw kolejka, a później strachy – puścił mi oczko.
Westchnęłam i podałam mu dłoń, a on pociągnął mnie w stronę szynowego giganta. Przełknęłam głośno ślinę, na co James zaśmiał się i przytulił mnie do siebie. Doszłam do wniosku, że może to jednak nie będzie takie złe i mocniej wtuliłam się w jego ciało. Na szczęście miejsca w pierwszym wagoniku były już zajęte. Pracownik lunaparku posadził nas w drugim i zapiął zabezpieczenia. Nadal kurczowo trzymałam blondyna, a on nie protestował. Ruszyliśmy. Najpierw powoli podjeżdżaliśmy pod górkę, ale gdy znaleźliśmy się na jej szczycie kolejka z olbrzymią prędkością zaczęła się staczać. W tym momencie chyba wbiłam paznokcie w rękę Jamesa, ale nie jestem pewna, bo nic nie dał po sobie poznać. Dostałam potężnego kopa adrenaliny, ale gdy wysiadaliśmy, trochę żałowałam, że to już koniec. Szybko jednak otrzeźwiałam, bo James już ciągnął mnie do domu strachów. Był duży, przemieszczało się po nim pieszo i w okularkach 3D. Kolega kazał mi iść pierwszej, ale obiecał, że będzie tuż za mną. Nagle zza rogu wyskoczył kościotrup. Wydarłam się i cofnęłam o krok. Ponownie dłoń blondyna spoczęła na mojej, a mnie od razu zrobiło się lepiej. Zastanawiałam się, czy nie marznie, bo ciągle ma chłodne ręce, ale moje rozmyślania przerwał Freddie Kruger wybiegający zza czarnej zasłony. Kurczę, to nie była maszyna. On dalej biegł. Zaczęłam wrzeszczeć i uciekać ciągnąc za sobą Jamesa. Niestety potknęłam się o leżącą na ziemi strzygę i jakimś cudem upadłam na brzuch Cullena. Nasze twarze się spotkały, a James ściągnął okulary i spojrzał tak, że nie wiedziałam, kim jestem. I wówczas stało się to, o czym marzyłam – pocałował mnie delikatnie. Naparłam z pasją na jego usta, przez chwilę uczynił to samo, lecz nagle odsunął się, jakby go coś uderzyło. Pomógł mi wstać i ruszyliśmy do wyjścia. Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Posmutniałam i chyba to zauważył, bo przytulił mnie mocniej i ucałował w czoło.
- Chodź – powiedział – wygram dla ciebie misia.
Poszliśmy w stronę gier. Spojrzałam w tamtym kierunku i ujrzałam szczerzącą się do mnie postać – Jacob. Przywitałam się z nim i przedstawiłam sobie chłopaków. Nie wyglądali na zbytnio szczęśliwych z powodu zawarcia tej znajomości. Rozpoczęli żenującą rywalizację, kto wygra maskotkę dla Belli. Stałam i przyglądałam się ich szczeniackiej zabawie. Udało się jednemu i drugiemu. Gdybym przyjechała samochodem, wróciłabym sama do domu, bo byłam wściekła. Wzięłam oba miśki i nie dziękując żadnemu, poszłam na parking. Usiadłam na masce BMW i czekałam. James przybiegł za mną. Miał wyraźnie skruszoną minę i uśmiechał się przepraszająco. Nie potrafiłam się na niego gniewać. Staliśmy jakiś czas na ganku przed domem, wpatrując się sobie w oczy. Już miałam odwrócić się, by otworzyć drzwi, gdy chwycił moją dłoń i ucałował jej wierzch. Zaczerwieniłam się jak burak. Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, ale widać było, że ze sobą walczy.
Wreszcie się odezwał:
- Bello, jesteś dla mnie kimś niezwykle istotnym. Przy tobie życie nabiera sensu. Chciałbym… Chciałbym, abyś już zawsze była przy mnie, ale jest coś czego o mnie nie wiesz.
- Powiedz mi zatem – powiedziałam cicho.
- Jutro. Będę w samo południe.
Odwrócił się, wsiadł do samochodu i odjechał. A ja stałam jak idiotka i patrzyłam na drogę, w miejsce, w którym auto zniknęło z pola widzenia. |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
nieznana
Zły wampir
Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca
|
Wysłany:
Pon 0:45, 31 Sie 2009 |
|
AAAAAAAAAAAAaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaAAAAAAAAAAAAaaaaaaa!!!
Dobra wywrzeszczałam się, to czas na komentarz xD
WOW! Cudowny, genialny, ekstra, zajebiaszczy, fantastyczny, nieziemski, zniewalający, zdumiewający, zachwycający, wspaniały, śliczny, boski, cudny, doskonały, fenomenalny, imponujący, niesamowity, niezwykły, oszałamiający, piękny, porażający, porywający, przepiękny, prześliczny rozdzialik xD Trochę mnie poniosło, ale to co dzisiaj nam zaserwowałaś, to coś niesamowitego, więc się nie dziw, że tak słodzę. Jestem pod ekstremalnie ogromnym wrażeniem!!
Zaskoczyło mnie ogromnie zachowanie Rose... Wow! TO było coś, zrobiłaś z niej taką ciepłą i miłą dziewczynę, otwartą na nowych ludzi i udzielającą się towarzysko. Świetnie przyjęła Bellę do towarzystwa i naprawdę była dla niej miła. Jak nie Rosalie.
Co do Alice, to jej zachowanie było dziwne, nie zaakceptowała Belli i nie chciała jej w gronie przyjaciół - rodziny. Odmawiał zapoznania się z nią i rozmowy. Była niechętnie do niej nastawiona i dała jej to odczuć.
Emmett był zdystansowany i jego zachowanie mówiło "Może jesteś fajna, ale mnie to nie obchodzi, jestem miły, bo tak mnie wychowano" i koniec. Przynajmniej był uprzejmy.
I teraz nieznana przygotowała kilka teorii na ten temat xD
Pierwsze, jak to przeczytałam, co mi wpadło do głowy, to był pomysł zamiany charakterami. No wiesz, Rose zamieniła się z Alice, a Emmett z Jasperem. A czemu tak wywnioskowałam? Rosalie była przyjazna, miła i jako pierwsza wyciągnęła rękę dl naszej bohaterki, a ten cytat utwierdził mnie w tym przekonaniu:
Cytat: |
- Nie martw się, Bella i ja będziemy świetnymi przyjaciółkami. |
Z tego cytatu również wywnioskowałam, że Rose ma dar Alice...
Co do zmiany Emmetta w Jaspere, to wywnioskowałam, że to przez problem Jazza z dietą, a że Em był taki zdystansowany i nie zabawny, to pomyślałam, że jego problemem jest pragnienie (:
Postawa Alice, też była inna. Taka kopia zachowania Rosalie. Była miła, ale nie chciała mieć nic wspólnego z człowiekiem. No kropka w kropkę Rose.
To pierwsza teoria. Tylko po głębszym zastanowieniu odpada. Bo przecież my nie mamy tu Jaspera!! Albo o nim zapomniałaś, albo specjalnie o nim nie wspomniałaś. Stawiam na to drugie, bo Twój ff jest bardzo dopracowany, nawet w szczegółach :D Więc jak nad tym myślałam, doszłam do kolejnej tezy xD
Emmett ma problemy z pragnieniem, dlatego był taki zdystansowany. To się nie zmienia xD
Natomiast Alice jest zazdrosna o Bellę, ponieważ podwinęła jej Jamesa. Pewnie biedna wampirzyca starała się jak mogła przez te wszystkie lata, a tu naglę przeprowadza się jakaś ludzka dziewczyna do miasteczka i bach. James się nią interesuje.
Co do Rosalie stwierdzam, że chciał mieć jakąś nową przyjaciółkę. Wiesz, jakiegoś urozmaicenia w życiu, nie tylko te same twarze, a że Alice (bo uważam, że to jednak ona ma nadal wizje przyszłości) widział je jako przyjaciółki, bo nie mogła zobaczyć sobie w tej roli, z wymienionych wyżej powodów xD
To jest moja druga teza xD
Teraz z innej beczki xD
Pomysł sparowania Mike i Lauren - tego jeszcze nie było!! Mi osobiście się podoba i czekam jak rozwiniesz ten wątek.
Co do Belli i Jamesa, to zmieniłam zdanie xD Kobieta zmienną jest i stwierdziła, że chcę, aby ci dwoje byli razem i nie wpieprzaj mi tu jakiegoś Eda xD Naprawdę jest on w tym momencie zbędny xD Nie żartuję xD Cały rozdział mi się strasznie podobał, czekam na następny, tak jak i czekam na trzecią część, i czekam na to jak rozwinie się akcja, i na Edwarda (choć w chwili obecnej, jestem za jego niewystąpieniem xD dla mnie nie musi w ogóle już przybywać) oraz czekam na reakcję Belli. Przecież to nie Zmierzch, więc nigdy nic nie wiadomo, może inaczej zareagować i uciec od niego xD Choć tego bym nie chciała. Może również go rzucić, a później mieć wypadek i doktorek Cullen będzie zmuszony do interwencji. A wtedy Bella stanie się jedną z nich i nie będzie z Jamesem, więc Edwardowi zostawiamy bramę otwartą do serca bohaterki. Jest tyle różnych opcji, że czekam co ty wymyślisz...
O Jezu najłaskawszy! Ależ ja się rozpisałam! Dobra już kończę, bo jest przed drugą, więc coś mi mówi, że jakieś głupoty tu nawypisywałam :P Właśnie pobiłam swój dotychczasowy rekord w długości KK xD mam nadzieję, że się nie gniewasz xD
Jeszcze zganię innych za nieskomentowanie takiego dzieła i żeby mi się to zmieniło w najbliższym czasie!!
WENY
pozdrawiam
n/z |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez nieznana dnia Pon 0:46, 31 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
ajaczek
Zły wampir
Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Pon 11:01, 31 Sie 2009 |
|
WOW i OMG!!!
Siedzę wciśnięta w fotel po przeczytaniu tego rozdziału. Wszystko pozmieniałaś!!! Totalnie mnie zaskoczyłaś postawą Rosali - zrobiłaś z niej Alice i na odwórt z Alice - zrobiłaś z niej Rosali. Jakoś zupełnie nie mogę sobie wyobraźić tego :) Rosali przemiła i zostająca z Bellą przyjaciółkami??!! Szok! Emmecikiem mnie zasmuciłąś, uwielbiam jego specyficzne poczucie humoru i tu byłam niemiło zaskoczona taką zmianą charakteru. Super pierwsza randka z Jamsem. Bardzo mi się podobało pokazanie przez Ciebie początków ich znajomości i tego łączącego ich uczucia. Mam nadzieję że James nie będzie nadopiekuńczym Edwardem?!
Byłam pod wrażeniem też przez długość tego odcinka:) Oby więcej takich!!!
Życząć przyjemności z pisania kolejnego rozdziału, pozostaję w oczekiwaniu :) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ajaczek dnia Pon 11:02, 31 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Susan
Administrator
Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 732 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 14:38, 31 Sie 2009 |
|
Nowy rozdział! Hurra :D
Moja kochana aramgad...
Oczywiście niezwykle mi się podobało :) uwielbiam Twoje opowiadanie :)
Moment, gdy James usiadł w autobusie obok Belli a ona ledwo wydukała z siebie kilka słów mnie rozwaliła :P i te literki układające się w imię towarzysza :P
Albo akcja z małpami, które rzucają odchodami. Myślałam, że padnę ze śmiechu dobrze, że James pociągnął Bellę, bo nie chciałabym sobie wyobrazić jej z kupą na twarzy :P
Cytat: |
Pójdziesz ze mną w piątek do Wesołego Miasteczka? |
Bardzo mi się spodobał ten pomysł :)
Zdziwiło mnie wrogie zachowanie Alice w stołówce. Zazwyczaj wszyscy ją opisują, jako wesołą, otwartą dziewczynę Ty najwidoczniej chcesz to zmienić
Cytat: |
- Nie martw się, Bella i ja będziemy świetnymi przyjaciółkami. |
Skąd ja znam to zdanie? :P czyżbyś zamieniła Alice i Rosalie charakterami? :P
Cytat: |
moje rozmyślania przerwał Freddie Kruger wybiegający zza czarnej zasłony |
Wiesz co... Powiem Ci, że Koszmar z ulicy Wiązów to jeden z moich ulubionych horrorów. Gdybym poszła do Domu Strachów i wyskoczyłby na mnie Kruger to padłabym na zawał :P
Cytat: |
- Bello, jesteś dla mnie kimś niezwykle istotnym. Przy tobie życie nabiera sensu. Chciałbym… Chciałbym, abyś już zawsze była przy mnie, ale jest coś czego o mnie nie wiesz.
- Powiedz mi zatem – powiedziałam cicho.
- Jutro. Będę w samo południe. |
Czemu to zrobiłaś? Czemu? Ja chcę wiedzieć co się będzie działo dalej! A Ty skończyłaś w takim momencie :( jak możesz robić siostrze takie rzeczy :( Jestem naprawdę bardzo ciekawa co się wydarzy w następnej części :)
Cieszy mnie również, że relacje Belli i Jamesa się pogłębiają :) a rywalizacja o pluszaka dla Bells między Jamesem i Jacobem była niezwykła :P też bym się wkurzyła na miejscu bohaterki :)
Twoje opowiadanie jest naprawdę cudowne. Czyta się je świetnie. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
LewMasochista
Wilkołak
Dołączył: 31 Lip 2009
Posty: 113 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Pią 13:38, 04 Wrz 2009 |
|
OMG!
Wbiłaś mnie w fotel, asfalt, szczena mi opadła czy co tam jeszce chcesz:)
"(...)Nagle usłyszałam jego głos i tak wyglądała nasza rozmowa:
- Cóż to za książka, która aż tak cię pochłania? – zapytał i dodał z uśmiechem: - W dodatku pięknie rumienisz się przy lekturze.
- Och… - zaczęłam się jąkać. – To… to… ten… no… „Piętnastoletni kapitan”.
- Hm, chyba jest fajna, skoro świata poza nią nie widzisz?
- Całkiem przystępna – jedynie tyle dałam radę z siebie wydusić. (...)"
Ten cytat mnie powalił xD
No i kurde. Rose nareszcie jest ciepła i przyjazna. Pozmieniałas wsystko TOTALNIE!
jeszcze jestem w szoku.
WENA! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
aramgad
Wilkołak
Dołączył: 10 Mar 2009
Posty: 197 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 22:10, 08 Wrz 2009 |
|
Dziękuję wszystkim za komentarze :)
Nieznana, oby więcej takich :)
Co do Rose - zdradzę, że daru Alice nie posiada :) Alice ma go nadal
Z Emmetem też nie trafiłaś, więcej nie powiem.
Sus pomysł z Freddiem wziął się z mojego rzeczywistego wypadu do Horrorwood - uciekałam jak wariatka
A teraz kolejna wstawka.
Beta - niezastąpiona Frill - merci :D
13 - 20 września 1960 roku, Forks
Sobota
Niemal całą noc się zastanawiałam, o co chodziło Jamesowi. Nie wiem, o której zasnęłam, ale gdy ostatni raz patrzyłam na zegarek, była druga nad ranem. Budzik zadzwonił o dziesiątej. Wyleciałam z łóżka jak z procy, w kierunku łazienki. Umyłam się, umalowałam delikatnie i ułożyłam włosy. Ubrałam się pospiesznie i zeszłam na dół zrobić sobie śniadanie oraz obiad dla taty. Dwie następne godziny zleciały mi bardzo szybko. Kończyłam właśnie pisanie notki dla Charliego, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Kątem oka spojrzałam na zegar w salonie – samo południe. Z uśmiechem na ustach otworzyłam drzwi. James zapytał, czy jestem gotowa, na co odpowiedziałam, że jak najbardziej.
Zaprowadził mnie do samochodu i ruszyliśmy w drogę. Jechaliśmy prawie cztery kwadranse, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Zatrzymaliśmy się w najpiękniejszym miejscu, jakie kiedykolwiek widziałam. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, tego widoku nie zapomnę do końca życia. Przede mną znajdowało się bardzo ładne jezioro. Towarzysz rozłożył koc na brzegu i gestem wskazał, abym usiadła. Zrobiłam to szybko. Ciekawość zżerała mnie od środka. Złapał mą dłoń i pogładził delikatnie. Palcem wskazującym kreślił linie na widocznych żyłach. Robił to z takim zacięciem, że aż wydawało się to dziwne.
Wreszcie przemówił:
- Bello, jesteś dla mnie bardzo ważna. Nie przypuszczałem, że coś takiego może się zdarzyć, zwłaszcza, że wydajesz się kruchą istotką, ale stało się – zakochałem się. Nie mam prawa tego czuć, ale nie potrafię wyzbyć się tej miłości.
- James – przerwałam mu. - Ja także się w tobie zadurzyłam. Jednak w przeciwieństwie do ciebie, nie uważam, że to coś strasznego.
- Nie rozumiesz…
- Racja, nie rozumiem. Wytłumacz mi zatem – zażądałam, nieco poirytowana.
- To nie takie proste. Ech – westchnął. – Bello, jak zapewne zauważyłaś, moja rodzina i ja… My… Jesteśmy troszkę inni. Bledsi, mroczniejsi, zdolniejsi, bardziej wysportowani… Mógłbym tak długo wymieniać, ale przejdę do sedna. Jak wiesz, skończyłem osiemnaście lat, ale istnieję o wiele dłużej. Urodziłem się w 1850 roku, w Nowym Jorku, zatem, technicznie rzecz ujmując, mam już sto dziesięć lat.
- To niemożliwe… – wtrąciłam, otwierając szeroko buzię.
- Cicho, nie przerywaj mi! – Zdenerwował się rozmówca. - Mam sto dziesięć lat i od 1868 roku jestem wampirem.
Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy, ale nie pisnęłam ani słowa. Mój towarzysz kontynuował opowieść.
- Zostałem przemieniony przez niejakiego Demetriego, sługę Volturii, wampirzej starszyzny. Początkowo, jako tropiciel, rozkazano mi służyć na dworze, ale zostałem posłany w teren. Nie ważne, po co, tego ci nie powiem, więc nie pytaj – warknął nagle, aż podskoczyłam.
- Nie zamierzałam – szepnęłam.
- Wybacz – odpowiedział, wyraźnie zakłopotany swoim zachowaniem. - Generalnie, zmierzam do tego, iż pięć lat temu spotkałem na swojej drodze rodzinę Cullenów i przyłączyłem się do nich. Carlisle i jego najbliżsi są dość specyficzni… Nie żywią się ludzką krwią, preferują zwierzęcą. Przystałem na ten warunek. Z początku było to bardzo trudne, ale udało mi się. Nie znaczy to, że krew ludzka, twoja krew, nie stanowi dla mnie pokusy. Przebywanie z tobą jest dla mnie nie lada wyzwaniem, ale nie potrafię sobie tego odmówić. Kocham cię, Bello.
James spuścił głowę. Czekał na mój ruch. Podejrzewam, że się bał. Tylko czego? Odrzucenia czy akceptacji? Wiedziałam, że mogę mu dać tylko jedną odpowiedź…
- James – zaczęłam – kocham cię i nic nie zmieni moich uczuć.
Spojrzał na mnie badawczo i nagle na jego twarzy pojawił się najpiękniejszy i najbardziej szczery uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałam. Moje serce znacznie przyspieszyło, gdy James się do mnie przytulił. Siedzieliśmy tak, w milczeniu, przez kilkanaście minut, rozkoszując się swoim dotykiem i zapachem. Moje sny wreszcie się ziściły, byłam szczęśliwa. Młodzieniec opowiedział mi o Cullenach. Dowiedziałam się, że niektóre wampiry posiadają specjalne zdolności. W ich rodzinie padło na Alice, która widziała przyszłość. Mój chłopak został tropicielem – i to nie byle jakim. Reszta to „zwyczajne” wampiry.
O swojej przeszłości nie chciał mówić, więc nie naciskałam. Zyskaliśmy w końcu czas, aby poznać się nawzajem. Pod wieczór wróciliśmy do domu. James odprowadził mnie pod drzwi i delikatnie ucałował moją dłoń.
Jeszcze będąc nad jeziorem, ustaliliśmy, że jutrzejszy dzień spędzę z jego rodziną. Nie powiem, że się nie bałam, bo byłoby to wielkie kłamstwo, ale górę wzięło podekscytowanie. Żegnaliśmy się kilka minut. W końcu jednak, oderwaliśmy się od siebie i pobiegłam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko tak, jak stałam.
Niedziela
Mój chłopak przyjechał po mnie o jedenastej. Tata dziś także pracował, ale wczoraj wieczorem zdążyłam go poinformować, gdzie się wybieram. Na szczęście, się nie sprzeciwiał. Rano miałam ogromny problem ze wyborem odpowiedniego stroju. Chciałam być elegancka, ale nie odstawiona. Wreszcie zdecydowałam się na brązową koszulę i kremowe, lniane spodnie. Prezentowałam się całkiem nieźle. Dostałam pochwałę od Jamesa:
- Pięknie wyglądasz, Bello – oznajmił z przekonaniem.
- Dziękuję – odparłam, rumieniąc się.
- Gotowa? – zapytał.
Przytaknęłam i podałam mu dłoń. Usadził mnie w samochodzie i gdy tylko zajął swoje miejsce, ruszyliśmy z piskiem opon.
Rezydencja Cullenów znajdowała się na uboczu, w lesie. Trzeba wiedzieć, że gdzie dokładnie skręcić, żeby tam trafić. Mały pałacyk sprawiał wrażenie barokowego, był piękny. Zbudowany na planie elipsy, odrobinę przypominał rotundę. Przed nim mieścił się ogród, pasujący idealnie do stylu budynku. Jako że sztuka fascynowała mnie odkąd tylko pamiętam, nie mogłam oderwać od niego wzroku. Jednak wampir szybko skupił moją uwagę na czymś innym:
- Spójrz – wskazał na północ – to Rose. Chodźmy się przywitać.
Rosalie stała w niewielkiej, drewnianej altanie i machała do nas. Podążyliśmy w jej kierunku. Siostra Jamesa niemal rzuciła się na mnie, całując w oba policzki.
- Jestem taka szczęśliwa, wszyscy jesteśmy – piszczała. – Wiedziałam, że to tylko kwestia czasu.
Uśmiechnęłam się do niej życzliwie i pozwoliłam rodzeństwu poprowadzić się do pałacyku. W salonie czekała cała rodzina Cullenów. Pierwsza podeszła Esme, przybrana matka Jamesa i podobnie jak Rose ucałowała mój policzek. Jej mąż, doktor Carlisle, stał tuż za nią, czekając na możliwość przywitania się. Nawet Alice zaszczyciła mnie miłym słowem, ale zaraz potem uciekła na górę. Rozmawialiśmy chwilę na dole, gdy James nagle przerwał i zaczął ciągnąć mnie do ogrodu. Wyrwałam mu dłoń. Spojrzał zaskoczony i odrobinę zły. Uśmiechnęłam się do niego promiennie i powiedziałam:
- Chciałabym zobaczyć twój pokój.
Przytaknął i ponownie łapiąc mnie za rękę, skierował się ku schodom. Weszliśmy na drugie piętro. James otworzył przede mną dwuskrzydłowe drzwi i gestem zaprosił do środka. Pokój był przepiękny, urządzony oczywiście w stylu barokowym. Na środku stało ogromne łoże.
- Podoba ci się, Bello? – zapytał, gdy zauważył, co mnie tak bardzo zainteresowało.
- Piękne – zaczerwieniłam się i szybko dodałam – ale czy nie mówiłeś, że wy nie sypiacie?
- Mówiłem, jednak w łóżku można robić również inne rzeczy, skarbie.
Poczułam falę gorąca, ogarniającą całe moje ciało.
- Oj, Bello, Bello – zachichotał. – Ja, na przykład, czytam na leżąco. Łóżko już się tu znajdowało, podobnie jak inne meble.
- Och – westchnęłam, trochę zawiedziona.
Nagle partner podbiegł w moją stronę i pewnym ruchem łapiąc mnie pod ręce, umieścił wraz ze sobą na łóżku. Byłam w takim szoku, że nie wydusiłam z siebie żadnego dźwięku. To się stało tak szybko. I wówczas poczułam jego lodowate usta na swoich. Poddałam się pocałunkowi, oddając go z pasją. Przesuwałam dłońmi po torsie Jamesa, czułam idealną rzeźbę ciała wampira. Nie wiem, jak długo trwały nasze pieszczoty, ale niestety nagle dobiegły końca. Poczułam się zakłopotana.
- Czy zrobiłam coś nie tak? – zapytałam.
- Nie, skarbie. Po prostu to nie takie proste. Muszę się mocno skupiać, aby przez przypadek nie zrobić ci krzywdy. Nie, żeby to było niemożliwe. Posiadam wystarczająco dużo siły i samokontroli, aby panować nad pragnieniem, ale i tak nie chcę się z niczym spieszyć. Jesteś dla mnie zbyt ważna.
Nie pamiętam, co robiłam później ani jak znalazłam się w domu. Zakochałam się, a miłość nie liczy czasu.
Środa
Poprzednie dwie doby zajmowałam się swoim chłopakiem i nie znalazłam ani chwilki, aby coś napisać. Dziś niestety wyjechał na polowanie. Zapowiadał się nudny dzień, ale nic bardziej mylnego. Już na parkingu „zaatakowała” mnie Rose:
- Bells, jak dobrze cię widzieć! – krzyknęła. – Chłopców nie ma, pomyślałam, że mogłybyśmy wybrać się razem do kina i może do sklepu. Potrzebuję porady przy wyborze nowej bielizny. Wiesz, chcę zaskoczyć Emmetta.
- Bardzo chętnie – odparłam zgodnie z prawdą.
Nie miałam ochoty na samotne siedzenie w domu, a poza tym lubiłam tę dziewczynę.
Rose złapała mnie pod rękę i poprowadziła do szkoły, trajkocząc przy tym wściekle. Po lekcjach czekała przy nowym samochodzie. Powiedziała, że dostała go wczoraj. Było to różowe, cukierkowe ferrari. Idealne dla niej. Ruszyłyśmy z piskiem opon. W kinie grali tylko dwa filmy: „Psychozę” i „Nie jedzcie stokrotek”. Wybrałyśmy oczywiście komedię. Zaraz po seansie wybrałyśmy się do pobliskiej lodziarni. Przegadałyśmy tam całą resztę popołudnia, rezygnując z zakupu bielizny. Rose stwierdziła, że i tak ma pełne szafy ubrań. Zazdrościłam jej, ja nie posiadałam zbyt wiele. Pożegnałyśmy się na parkingu szkolnym. Wsiadłam do mojej starej ciężarówki i powoli kierowałam się w stronę domu. Mimo wszystko, było to udane popołudnie.
Kolejne dni mijały zwyczajnie. Panowie z polowania wrócili w czwartek. Spędziłam z moim chłopakiem trzy dni, nie mogąc się od niego oderwać. Chodziliśmy na spacery, całowaliśmy się, byliśmy nad „naszym” jeziorem, gdzie także się całowaliśmy, poznałam go z Charliem. Przy nim jakoś się powstrzymaliśmy. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
LewMasochista
Wilkołak
Dołączył: 31 Lip 2009
Posty: 113 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Śro 7:10, 09 Wrz 2009 |
|
Aaaaaaaaaaaaaaaa NOWY ROZDZIAŁ!:)
Powiem szczerze. Podobało mi się. Ale mogłas bardziej opisac wizytę u Cullenów. Bo takie same suche fakty były:(
James i Bella. No tego jeszcze nie grali:D Ale cos ten James mi nie pasi. Jakis taki dziwny jest. Myslę, ze jeszcze nas zaskoczy:)
Weny! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Susan
Administrator
Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 732 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 8:25, 09 Wrz 2009 |
|
Już wczoraj widziałam, że jest nowy rozdział, ale byłam zbyt śpiąca by się za niego brać. Dziś to na szczęście nadrobiłam :)
Rozdział mi się podobał, choć szczerze mówiąc zdziwiła mnie bardzo reakcja Belli. Wiem, że w sadze też spokojnie zareagowała na wieść o tym, że wampiry istnieją, ale u Ciebie nie wykazała praktycznie żadnych emocji. Sprawiała wrażenie jakby to wszystko po niej spłynęło. Czytam jej zapiski z dziennika/pamiętnika. Dziwi mnie, że nie wylała na papier swoich odczuć. Nie wierzę, że ot tak pogodziła się z tym, że jej ukochany żywi się krwią i nie wzbudziło w niej to jakiś większych emocji. Nie chodzi mi o to, że powinna zastanawiać się czy powinna z nim być czy coś w tym stylu. Jednak brakowało mi jakichkolwiek uczuć. Przykro mi...
Wizyta u Cullenów również mogła być dłużej opisana. Tutaj też było dla mnie zbyt mało uczuć.
Jednak sam rozdział przypadł mi do gustu. Lubię Twój styl, Twoje pomysły i wykonanie :) Ciekawi mnie James... No i oczywiście cała reszta opowiadania również. Mam nadzieję, że nie będziemy musiały czekać bardzo długo na kolejną część :) Wierzę również, że nie jesteś na mnie zła za ten komentarz :) :* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
aramgad
Wilkołak
Dołączył: 10 Mar 2009
Posty: 197 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 10:59, 22 Wrz 2009 |
|
Nie jestem zła, bo czemu? Po to są komentarze. Wizyta u Cullenów, jak i reakcja B. - cóż to było zamierzone, chciałam pokazać, że póki co ona jest tak zaślepiona miłością do J, że nic innego do niej nie dociera, gdy jest z nim. Ona jest jakby głucha na bodźce poza głosem J. i ma klapki na oczach ukierunkowane na ukochanego. Będzie pisała co raz mnie j opisowo, chyba, że dotyczyć to będzie jej ukochanego. Do czasu jednak...
Wklejam kolejną część. Jest króciutka, ale następna będzie dłuższa.
Beta: Frill
1 października 1960 roku, Forks
Ta środa zapowiadała się okropnie. James wczoraj znów wyjechał na polowanie, chociaż dzisiaj wieczorem zamierzał wrócić. Wiało strasznie i lało. Za zgodą taty zrezygnowałam z pójścia do szkoły. Opatuliłam się kocem i rozmyślałam o… Jacobie. Odkąd zaczęłam chodzić z Cullenem, nie miałam czasu na wizyty u przyjaciela. Postanowiłam do niego zadzwonić. Odebrał po pierwszym sygnale i umówiliśmy się na szesnastą w La Push. Na szczęście pogoda powoli się poprawiała. Godzinę przed zaplanowanym wyjściem już tylko lekko mżyło, a wiatr ustał całkowicie. Zupełnie, jakby aura dawała mi przyzwolenie na spotkanie z kumplem. W rezerwacie pojawiłam się chwilę przed ustalonym czasem. Samochód zaparkowałam na podwórzu Blacków. Kątem oka spostrzegłam jakąś postać w garażu. Podejrzewałam, że to Jacob, jednak gdy podeszłam bliżej, uznałam, że się pomyliłam. Stojący tyłem do mnie mężczyzna mierzył, na oko, dwa metry wzrostu i posiadał atletyczną budowę ciała. Długie, czarne włosy sięgały mu aż do pasa. Westchnęłam odrobinę za głośno, na co nieznajomy nagle się odwrócił. Ze zdziwienia szczęka opadła mi niemal do ziemi. To był JACOB! Widząc moją minę, odezwał się:
- Hej – powiedział głębokim głosem.
Ja tymczasem stałam i gapiłam się na niego, nie mogąc wydusić z siebie słowa.
- Halo! – Machnął mi ręką przed oczami. – Ziemia do Belli!
Głos nadal odmawiał mi posłuszeństwa, choć bardzo starałam się wyjąkać chociaż krótkie powitanie. Zamiast tego, z gardła wydobyło się dziwne chrząknięcie. Jake spojrzał na mnie i roześmiał się głośno.
- Widzisz, moja droga, gdybyś częściej mnie odwiedzała, pamiętałabyś, jak wyglądam.
Puścił do mnie oczko i podszedł bliżej. Stał się mężczyzną, cholernie przystojnym w dodatku, tylko że to było absolutnie nieprawdopodobne. W końcu udało mi się odpowiedzieć:
- Hej, zmieniłeś się troszkę?
Właściwie bardziej spytałam niż stwierdziłam, bo wciąż nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam.
- Odrobinę zmężniałem i urosłem, to nic takiego, Bells.
- Nic takiego? Jak to? Nie widzieliśmy się jakieś trzy tygodnie, a ty wyglądasz, jakby minęło kilka lat.
- Przesadzasz…
- Nie! – przerwałam mu. – Powiedz, o co tu chodzi?! Jak to się stało?
- Nie mogę. Przykro mi.
- Jacob, przecież wiesz, że nikomu nie powiem. Odkąd spotykam się z Jamesem, nic mnie już chyba nie zaskoczy. – Wywróciłam oczami.
- No tak, wiesz o pijawkach. Bells wybacz mi, ale nie uzyskałem zgody, aby z tobą o tym rozmawiać. Możemy spędzić razem miły dzień albo możesz już iść – jak wolisz?
- Zostanę – wyszeptałam, zawiedziona.
- Co chcesz robić? Mały spacer?
- Prowadź, przystojniaku. – Uśmiechnęłam się i podałam mu dłoń.
Jake złapał ją i pociągnął mnie w stronę plaży, gdyż słońce zachęcająco wyglądało zza chmur. Usiedliśmy na kocu i rozmawialiśmy, próbując nadrobić stracony czas. Jacob zręcznie omijał temat, który najbardziej mnie nurtował, ale nie naciskałam. Nic nie zapowiadało nagłej zmiany pogody. Czarno zrobiło się praktycznie w pół minuty. Potężna błyskawica przedzieliła niebo na pół. Grzmoty były tak głośne, że nie słyszałam nic z tego, co usiłował powiedzieć do mnie Jacob. Szybko podnieśliśmy się i zaczęliśmy biec do domu. Kiedy przebiegaliśmy obok starego, wielkiego drzewa, oślepił mnie walący w nie piorun. Kątem oka dostrzegłam, że iglak leci prosto na nas. I wówczas wydarzyło się coś bardzo dziwnego. Mój towarzysz zmienił się w olbrzymiego wilka w przeciągu sekundy, a ja wtedy straciłam przytomność. Obudziłam się w swoim łóżku, rozebrana do bielizny i przykryta kocem. Na bujanym fotelu, w kącie pokoju, siedział Jake w swojej ludzkiej postaci. Gdy zobaczył, że otworzyłam oczy, szybko doskoczył do mnie i złapał mnie za rękę, mówiąc:
- Tak się bałem, Bello. Jak się czujesz?
- Dobrze. Jake… kim… jesteś?
- Wilkołakiem – odpowiedział bez zastanowienia i spuścił głowę.
- Och… - westchnęłam.
Chciałam powiedzieć, że to bez znaczenia, podziękować, ale nagle usłyszałam walenie do drzwi.
- Czy mógłbyś otworzyć? – zapytałam Jacoba.
- Jasne – mruknął.
Szybkim krokiem ruszył do drzwi. Usłyszałam, jak je otwiera i wtedy do moich uszu dotarły krzyki. To James wrzeszczał na Jacoba, każąc mu się wynosić. Byłam tak osłabiona, że nie znalazłam w sobie siły, aby wstać i ich uspokoić; łzy zaczęły mi spływać po policzkach. W tym momencie do pokoju wpadł blondyn. Nastąpiła krótka wymiana zdań między nami:
- Bella, skarbie, nic ci nie jest? – zapytał z taką czułością w głosie, że nie miałam sumienia się na niego złościć.
- Nie, jestem tylko osłabiona, cieszę się, że jesteś. A gdzie Jake? – spytałam.
- Musiał wyjść – warknął mój chłopak.
- Acha. – Wiedziałam, że to nie do końca prawda, ale nie chciałam się kłócić. Zdecydowałam, że zadzwonię do Jacoba, kiedy James wyjdzie.
- Tak się martwiłem – mówiąc to, James położył się obok i nie ściągając koca, przytulił mnie. – Już nigdy nie zostawię cię samej.
- Cieszę się. Bardzo za tobą tęskniłam.
Wtuliłam się w niego i odpłynęłam. Gdy się obudziłam, zegarek wskazywał dwudziestą pierwszą. Koło mnie leżała karteczka z informacją, że ukochany wróci po północy, kiedy Charlie zaśnie. Wstałam i chwiejnym krokiem podeszłam do telefonu. Jacob odebrał po drugim sygnale.
- Hej… – zaczęłam.
- Nie możemy się już więcej widywać – usłyszałam w słuchawce, a zaraz potem nastąpiła cisza.
Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Wybrałam numer ponownie, ale nikt nie odbierał. Po dziesiątej próbie dałam spokój. Postanowiłam, że za kilka dni pojadę do niego. Poszłam do łazienki, aby się nieco odświeżyć i wróciłam do pokoju. Myślałam, że spokojnie wytrzymam do powrotu wampira, ale zasnęłam niemal natychmiast. James przyszedł o północy. Wiem, bo obudził mnie jego zimny, choć jednocześnie gorący, pocałunek. Wtuliłam się w marmurowe ciało boskiego Cullena i ponownie odpłynęłam. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Susan
Administrator
Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 732 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 12:09, 23 Wrz 2009 |
|
aramgad moja droga :*
Cieszę się, że nareszcie wstawiłaś nowy rozdział :) Szkoda, że taki króciutki ten fragmencik, ale co tam :D I tak bardzo się z niego cieszę :)
No to do rzeczy.
Cytat: |
Opatuliłam się kocem i rozmyślałam o… Jacobie. |
O Jacobie :D Muszę przyznać, że zdziwiłam się, gdy to przeczytałam. Ostatnio ciągle był James, James... A tu nagle Bella przypomniała sobie o Jake'u. Muszę przyznać, że bardzo mnie to ucieszyło. Wiesz jak lubię młodego Blacka
Cytat: |
Zupełnie, jakby aura dawała mi przyzwolenie na spotkanie z kumplem. |
No bo Jacob to dobry chłopak :P Dobrze, że Bella sobie o nim przypomniała :D
Cytat: |
Stojący tyłem do mnie mężczyzna mierzył, na oko, dwa metry wzrostu i posiadał atletyczną budowę ciała. Długie, czarne włosy sięgały mu aż do pasa. Westchnęłam odrobinę za głośno, na co nieznajomy nagle się odwrócił. Ze zdziwienia szczęka opadła mi niemal do ziemi. To był JACOB! |
No to ładnie się Jacob zmienił :D Muszę przyznać, że Twój opis Jake'a sprawił, że puściłam wodze fantazji i wyobraziłam go sobie :D ładny widok... ojj, ładny :D Przepraszam... Chyba sie zapędziłam :P
Cytat: |
- Odrobinę zmężniałem i urosłem, to nic takiego, Bells. |
Rzeczywiście to nic takiego :P Urósł pół metra, przytył kilkanaście kilo, wyrosła mu kupa mięśni, ale to drobiazg :P Cały Jake :P
Cytat: |
Mój towarzysz zmienił się w olbrzymiego wilka w przeciągu sekundy, a ja wtedy straciłam przytomność. |
A tak Jake nie chciał wyznać Belli tajemnicy :P
Cytat: |
To James wrzeszczał na Jacoba, każąc mu się wynosić. |
Grrr... Jake uratował Belli życie, a James go tak potraktował. Boże... Ci faceci... Ja już ich kompletnie nie rozumiem :P Gdyby nie Jacob Bella by nie żyła, a ten ma jakieś schizy :P
Cytat: |
- Nie możemy się już więcej widywać – usłyszałam w słuchawce, a zaraz potem nastąpiła cisza. |
Powiedz mi... Czy Ty chcesz mnie kompletnie zrazić do facetów w tej części [i]Zapisków...[i]? :P Coraz bardziej mnie irytują, wkurzają i w ogóle :D
Muszę przyznać, że pomimo tego iż ten rozdzialik był taki króciutki bardzo mi się podobał. Po pierwsze pojawił się Jacob. Po drugie Bella dowiedziała się o jego tajemnicy. Po trzecie akcja z walącym się drzewem, wilkiem a potem zachowaniem obu panów bardzo mnie wciągnęła. Brawo aramgad :) Nie mogę się doczekać kolejnej części... No i momentu, gdy znów poczytam coś z perspektywy Edwarda :D tęsknię za jego rozmyślaniami i przygodami :P
Buziaki :*
EDIT: Dziwi mnie, że nikt nie skomentował jeszcze tego rozdziału Takie świetne opowiadanie a nikt nie czyta? No wiecie co? Wstydźcie się :P Czytać i komentować, bo dostaniecie bęcki :P
EDIT: O mój Ericu! Jaki długi komentarz stworzyłam :D Widzisz jak kocham Twoje opowiadanie? :P :* |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Susan dnia Śro 12:11, 23 Wrz 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
ajaczek
Zły wampir
Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Śro 13:17, 23 Wrz 2009 |
|
Pochłonęłam ostatnie dwa rozdziały i jestem zauroczona. Przez te dwa rozdziały bardzo duzo rzeczy się wydarzyło, dostarczyłaś nam niezłą ilość nowinek:) Bella poznała wkońcu tajmenicę obu panów: JAcoba i Jamesa. Widać że jak to bywa zupełnie straciła dla swojego wybranka głowę ale tak to chyba jest w miłości. Ciekawi mnie dalszy rozwój akcji.
Stworzyłaś świetny ff, który urzeka swoim styl i zaskakuje zwrotami akcji i zmianami ohaterów (chodzi mi o charaktery). Z utęsknieniem czekam na kolejne twoje rozdziały i moga być krótkie byle by dostarczały takiej dawki emocji jak ostatnie.
Życzac weny czekam na kolejne rozdziały. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
LewMasochista
Wilkołak
Dołączył: 31 Lip 2009
Posty: 113 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Śro 13:28, 23 Wrz 2009 |
|
Jest! Nareszcie nowa dawka:)
Noooooooo, Jacob sie nieźle zmienił xD Głupi James:p Dlaczego go wygonił??:(
Brawo dla Jake'a rozebrał ją do bielizny i ...NIC. Jestem pod wrażeniem:p
Jednak porządny z niego wilk:)
WENY! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
xcullenowax
Wilkołak
Dołączył: 24 Lut 2009
Posty: 112 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław.
|
Wysłany:
Śro 13:33, 23 Wrz 2009 |
|
Kurcze, kolejny fantastyczny rozdział! (:
Cieszę się, że Bella nareszcie pomyślała o kimś innym niż James, taka odmiana. ;e Reakcja Bells na widok Jake'a była świetna!
Dobrze rozegrałaś też moment, kiedy B. dowiedziała się o wilkołakowakości Jacoba, strasznie mi się to podobało.
Nie umiem postawić Jamesa, w sytuacji Edwarda, tzn, nie umiem wyobrazić sobie Jamesa, jako superesktrałał Edwarda. ;e
Nie mogę doczekać się kolejnych rozdziałów!
weny życzę,
xx |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
aramgad
Wilkołak
Dołączył: 10 Mar 2009
Posty: 197 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 22:21, 11 Paź 2009 |
|
Ponownie dziękuję za komentarze. Jednocześnie przepraszam za zwłokę, jednak zarówno ja, jak i moja beta, mamy mnóstwo na głowie. Jednak opowiadania absolutnie nie porzucam! Oto kolejny "rozdział".
Ostatni kwartał 1960 roku, Forks
Październik
Niestety ostatnie trzy miesiące tego roku opiszę krótko, bo w moim życiu przeważa nudna miłość i nie ma, o czym pisać. Codziennie widuję się ze swoim chłopakiem, chodzimy na spacery, przytulamy się, całujemy. Ot, takie zwykłe sprawy zakochanych.
Jacob ze mną nie rozmawia. Pojechałam do niego pięć dni po burzy, ale Billy powiedział, że jego syn nie chce mnie znać. Przez kilka dni próbowałam się do przyjaciela dodzwonić, ale bez skutku. W końcu się poddałam.
Najciekawiej wspominam osiemnastego października. Pojechaliśmy z Jamesem na małą wycieczkę, nad nasze jezioro. Spędziliśmy tam cały dzień i James podarował mi naszyjnik, który należał do jego matki. Był zrobiony z bardzo delikatnego srebra, właściwie to pierwszy raz widziałam tak piękną rzecz. Obiecał mi wtedy coś, wartego zapisu.
- Zawsze, gdy będziesz miała na sobie ten łańcuszek, będę w stanie cię odnaleźć. Wyczuję, gdy znajdziesz się w tarapatach – powiedział.
- Och, James. Dziękuję bardzo.
- Kochanie, nie ma za co. Muszę dbać o swój skarb. – Uśmiechnął się i przyciągnął mnie do siebie. Całowaliśmy się bez opamiętania. Wampir pracował wciąż nad swoją samokontrolą i przyznaję, że szło mu znakomicie.
Wiem, że dla zwykłego obserwatora ten dzień wcale nie wydaje się aż taki fajny, ale ja uważam, że był cudowny.
Opiszę jeszcze jeden październikowy dzień, dwudziesty czwarty, który zapisał się w mojej pamięci, z kolei, bardzo przerażająco. Umówiłam się z Jamesem przed szkołą, gdyż zaplanowaliśmy sobie małe wagary i wycieczkę do miasteczka. Spotkaliśmy się punktualnie o trzynastej, czyli zrezygnowaliśmy z dwóch ostatnich lekcji. W centrum poszliśmy najpierw na obiad. Chłopak zmusił się nawet do wypicia szklanki wody, chociaż wcale tego od niego nie oczekiwałam. Cullen zawsze próbował mi wynagrodzić swoją inność, a mnie to strasznie wkurzało. Po posiłku postanowiliśmy się przespacerować. Szliśmy wzdłuż rzeki, przytulając się i rozmawiając o naszych uczuciach i przyszłości. Kiedy zbliżyliśmy się do niewielkiego, drewnianego mostu, zza pobliskiego drzewa wyskoczył wysoki, dziwnie ubrany mężczyzna. James natychmiast mnie odsunął i rzucił się na przybysza. Zrozumiałam niemal natychmiast – patrzyłam właśnie na innego wampira. Jednak nie zaczęli walczyć. Miałam wrażenie, że się znają, choć niespecjalnie lubią. Słyszałam tylko fragmenty ich wypowiedzi. Najpierw rozmawiali na mój temat. James bronił mnie zaciekle, podczas gdy tamten mówił, że jest głodny – głośno przełknęłam ślinę, za głośno. Zwróciłam tym na siebie uwagę drapieżników. Obcy wyminął mojego chłopaka i natychmiast doskoczył do mnie, szarpiąc za włosy. Zaczął przesuwać palcami po mojej szyi, a jego czarne ślepia obserwowały miejsce, gdzie pod cienką skórą wyraźnie odznaczał się zdecydowanie za szybki puls. James odrzucił napastnika na kilka metrów. Spojrzał na mnie przepraszająco i pobiegł za tamtym.
Usłyszałam śmiech nieznajomego i krzyk:
- Ona chce cię odzyskać, jeszcze się spotkamy. Do zobaczenia!
I zniknął. Niemal rozpłynął się w powietrzu.
James długo przepraszał za to zajście, ale nie powiedział nic na temat przybysza ani osoby, o której wspominał wampir.
Przez następny tydzień października ukochany starał mi się wynagrodzić i pomóc zapomnieć o minionych wydarzeniach. I udało mu się to.
Listopad
Absolutnie nudny i paskudny miesiąc. Zimno, wietrznie i deszczowo. Mnie specjalnie to nie obchodziło, bo i tak zazwyczaj przebywałam z Jamesem. Krwiopijca, który zaatakował nas w październiku, więcej się nie pojawił. Czas, który Cullen spędzał na polowaniu, dzieliłam z Rose lub Lauren. Miałam spore wyrzuty sumienia, że tak rzadko się z nimi widuję sam na sam. Zdawałam sobie sprawę, że szczególnie tę drugą zaniedbuję. Na szczęście, moja przyjaciółka też chodziła z chłopakiem, poza którym świat dla niej nie istniał.
Dziesiątego listopada wybrałam się z nią do jedynego baru w Forks. Bardzo się zdziwiłam, gdy zadzwoniła i zaczęła nalegać na spotkanie, zwłaszcza, że widziałyśmy się dwa dni wcześniej. Samochód nie chciał ruszyć, więc spóźniłam się odrobinę. Lauren już czekała i ,o zgrozo, płakała. Podbiegłam do dziewczyny, mijając zgrabnie zgromadzonych w knajpie klientów.
- On mnie zdradza – usłyszałam, gdy tylko usiadłam obok.
- Jak to? Niemożliwe! Przecież cię kocha, to widać!
Na serię moich zapewnień, Lauren wybuchnęła jeszcze większym płaczem. Przytuliłam ją szybko i zaczęłam głaskać po włosach. Zanim się uspokoiła minęło dobre pół godziny. Jej nastrój nie uległ specjalnej poprawie, chyba zwyczajnie zabrakło jej łez. Odwiozłam ją do domu, nie mogłam przecież pozwolić, żeby w takim stanie wracała sama. Czując się odpowiedzialna za przyjaciółkę, postanowiłam przeprowadzić małe śledztwo. Udałam się do sklepu Newtonów. Pani Newton, jak zawsze, siedziała przy kasie. Nie było ruchu, co bardzo mi pasowało. Mike’a nigdzie nie zauważyłam. Złapałam paczkę paluszków i podeszłam do lady. Na mój widok kobieta się rozpromieniła. Zamierzałam zadać jej kilka podchwytliwych pytań.
- Witaj, Bello! Dawno cię u nas nie było. Jak tata?
- W porządku – odpowiedziałam – dużo pracuje jak zawsze. Zastałam może Mike’a?
- Nie, ostatnio wiecznie nie ma czasu, ale się nie gniewam, bo przecież dużo się uczy z Angelą.
- Z Angie… Hmm… To ciekawe. Dziękuję, pani Newton. Do zobaczenia.
Szybko wyszłam ze sklepu. Postanowiłam złożyć naszym małym naukowcom niezapowiedzianą wizytę. Angela mieszkała pięć minut drogi ode mnie, więc najpierw pojechałam do siebie, zostawić tego hałaśliwego gruchota i ruszyłam do sąsiadki na piechotę. Gdy dotarłam na miejsce, zamiast zapukać, podeszłam pod okno. Wspięłam się na palce i ujrzałam coś, co wzbudziło we mnie wstręt i chęć zabijania. Mike całował się na kanapie z Angelą, jednocześnie ściągając z niej ciuchy. Absolutne paskudztwo. Byłam w kropce. Nie wiedziałam, co zrobić. Wkroczyć do środka i ich nakryć? Powiedzieć jak najszybciej Lauren? Załamie się, to pewne! Pogadać ze zdzirą Angelą na osobności? Oleje mnie. To może z Mikiem? Nie, bo w ten sposób zdradzę swoją przyjaciółkę. Miałam mętlik w głowie i chciałam wrzeszczeć. Odeszłam stamtąd w końcu, decydując się na rozmowę z Rose, gdyż podejrzewałam, że wymyśli coś mądrzejszego niż ja. Z tym postanowieniem wróciłam do domu i zadzwoniłam do siostry Jamesa. Rosalie obiecała przyjechać za dziesięć minut. Usiadłyśmy w salonie, gdzie powoli przedstawiłam jej problem. Przez cały czas słuchała uważnie. Kiedy skończyłam, stwierdziła, że jedynym wyjściem jest zdemaskowanie gada przy Lauren, a następnie zemsta. Opracowałyśmy plan idealny. Ploty przerwał mój ukochany, więc Rose pożegnała się szybko, zostawiając mnie w objęciach swojego brata.
W połowie miesiąca zaczął sypać śnieg. Najgorszy był siedemnasty listopada. Tego dnia obudziłam się nieco przed budzikiem. Wstałam zaspana i poszłam się umyć. Po orzeźwiającym prysznicu wróciłam do pokoju, aby się ubrać. Gdy odsłoniłam zasłony, ujrzałam coś, co martwiło i cieszyło jednocześnie – zasypane drogi. Tata wyszedł do pracy już wczoraj wieczorem, James wyjechał z braćmi na polowanie, a Jacob ze mną nie gada. Na spotkanie z Lauren również nie miałam szans. Moje rozmyślania przerwało walenie do drzwi. Wiedziałam, że to Rose, nie było innej możliwości, tylko ona mogła się tu dostać w taką pogodę.
Otworzyłam jej drzwi i zaprosiłam do środka, gdzie kontynuowałyśmy plan zniszczenia Newtona. Bawiłyśmy się przy tym świetnie. Dzień mogę zaliczyć do naprawdę udanych, mimo nieobecności ukochanego. Tak, wiem, jestem monotematyczna.
Pod koniec listopada wychowawca poinformował nas o zbliżającej się grudniowej wycieczce. Tydzień na śniegu z Jamesem. Ja chcę już siódmy grudnia! Dobrze, że zostało tylko dziesięć dni. Po lekcjach szłyśmy z Rose i Lauren do wyjścia. Wcześniej zaobserwowałyśmy z Rosalie, że Mike i Angela po zajęciach zawsze chowają się za kotarą w końcu korytarza, gdzie całują się namiętnie. Obrzydlistwo. Tego dnia specjalnie skierowałam tam swoje kroki, ciągnąc za sobą Lauren. Rose energicznie pociągnęła za sznur, a naszym oczom ukazała się zdradziecka parka. Myślałam, że wywiąże się ostra kłótnia, jednak Lauren mnie zaskoczyła.
Wypowiedziała tylko jedno zdanie: „Życzę udanej wycieczki, gołąbki”, odwróciła się na pięcie i odeszła dumnym krokiem. Ciekawiło mnie, co kombinuje, ale jednego byłam pewna – zemsta będzie krwawa!
Grudzień
Piątego grudnia spakowałam już większość rzeczy na wyjazd. Charlie miał nockę, co oznaczało, że James pojawi się u mnie znacznie wcześniej niż zazwyczaj i będzie mógł wejść drzwiami. Stało się jednak inaczej. Po wyjściu taty poszłam pod prysznic. Przeraziłam się nie na żarty, gdy drzwi kabiny nagle otworzyły się z hukiem. Zamierzałam zacząć wrzeszczeć, na szczęście mój chłopak szybko zatkał mi usta. Kątem oka spojrzałam na niego, był nagi. Podobnie zresztą jak ja. Tego dnia pierwszy raz widzieliśmy nasze ciała w pełnej okazałości. James dołączył do mnie, zamykając za sobą cicho drzwiczki. Zestawienie gorącej wody i jego zimnego ciała wywołało u mnie dreszcz. Chociaż sama jego obecność sprawiała, że włosy stawały dęba. Byłam podekscytowana. James zaczął całować moją szyję, niebezpiecznie krążąc wokół miejsca, gdzie bada się tętno. Zadrżałam, poniekąd z podniecenia, ale i ze strachu. Wówczas wampir uspokoił mnie, wypowiadając te słowa:
„Bello, kocham cię i pragnę, będę uważał, nic ci się nie stanie, ale dłużej nie wytrzymam”.
Ledwo dałam radę przytaknąć. Potrzebowałam go, większość moich snów dotyczyła naszego zbliżenia. Jednak nie zrobiliśmy tego pod prysznicem, a na łóżku. Bolało trochę, ale ogólnie było wspaniale. James naprawdę okazał się mistrzem samokontroli. Miałam jednak wrażenie, że poprzez skupienie na moim bezpieczeństwie, nie do końca doznał spełnienia. Nie okazał jednak żadnego niezadowolenia. Wtuliłam się w jego boskie, marmurowe ciało i zasnęłam szczęśliwa. Nie widzieliśmy się następnego dnia, bo Cullenowie musieli się najeść przed wyjazdem. Cały dzień spędziłam z tatą, dawno już tego nie robiliśmy.
Siódmego grudnia wyjechaliśmy z Forks punktualnie. Góry Kaskadowe znajdują się niedaleko miasteczka, a mimo wszystko w tamtejszym Parku Narodowym Mount Rainier jest, co robić. Zapowiadał się bardzo ciekawy tydzień. Było to też doskonałe miejsce dla Cullenów. Co roku spada tam ogromna ilość deszczu i góra Mount Rainier, czyli śpiący wulkan, jest często osłonięta chmurami. Dookoła znajdują się lodowce, łąki górskie i ogromna puszcza.
Mieliśmy wynajęty dom w okolicach Parku. Dotarcie tam z Forks, zajęło nam raptem dwie godziny. Pokoje przydzielono z góry i tak trafiłam na Alice. Jako jedyne dostałyśmy dwójkę, o losie. Żadna z nas nie wykazywała radości z takiego obrotu sprawy. Próbowałam się zamienić z Rose, która lepiej by się czuła w towarzystwie siostry niż Lauren, Jessiki i Angeli, ale nasz wychowawca pozostał nieugięty. Panowie we trójkę trafili razem do pokoju, bez zbędnych osób. Musiałam zacisnąć zęby i przeżyć ten wyjazd. Pierwszy dzień zaplanowano typowo adaptacyjnie. Po obiedzie zwiedziliśmy najbliższą okolicę i do końca dnia otrzymaliśmy wolne. Emmett z Rose poszli do sali kominkowej, a Alice wymknęła się do Jaspera. Nie musiałam długo czekać, aby poczuć zaciskające się na mojej talii silne ramiona i zimne wargi muskające szyję. Zwinnym ruchem odwróciłam się w stronę ukochanego i pozwoliłam naszym ustom się połączyć. James rzucił mnie na łóżko, gdzie dotykaliśmy się bardzo odważnie. Drzwi zamknęliśmy na klucz, więc nie przejmując się niczym, zaczęłam rozbierać mojego mężczyznę. Namiętność dosłownie nas obezwładniła, kochaliśmy się jeszcze żarliwiej niż poprzednio.
Wieczorem, po kolacji, wychowawca zarządził ognisko integracyjne. Ubraliśmy się ciepło i zasiedliśmy na ławkach dookoła paleniska. Śpiewaliśmy, piekliśmy kiełbaski – było bardzo fajnie. Jednak nieubłagalnie zbliżał się moment, gdy Alice i ja, znajdziemy się same w tym samym pomieszczeniu. Bałam się tego bardzo. Chociaż nic mi dotąd nie powiedziała złego, wobec mnie pozostawała chłodna i niedostępna – nie lubiłam jej. Pierwsza przemknęłam do pokoju i naszykowałam się do snu. Tylko jak tu spokojnie spać z nienawidzącą cię wampirzycą, która nigdy nie zamyka oczu? Zmęczenie jednak wzięło górę, zasnęłam zanim Alice zjawiła się w pokoju.
Kolejne dni upływały nam na licznych wycieczkach, obserwacji zwierząt, jeździe na nartach i wspinaczkach górskich. Moja współlokatorka zręcznie omijała moje towarzystwo, a ja na wszelki wypadek, wymusiłam na Jamesie obietnicę, że będzie mnie pilnował w nocy.
Przełomowy okazał się ostatni wieczór. Pragnienie Jamesa dało o sobie znać, więc wymknął się na polowanie z braćmi, a ja zostałam sama z Alice. Usiadłam na łóżku i pogrążyłam się w lekturze, gdy nagle usłyszałam głośne westchnienie i poczułam, że dziewczyna siada na moim łóżku. Rozmowa z nią była dziwna, ale wiele zmieniła, wiele wniosła, wiele wyjaśniła:
- Bello, ja już dłużej nie mogę – zaczęła. – To nie tak, że cię nie lubię…
- A niby jak? – zapytałam trochę zbyt sarkastycznie.
- Widzisz, nie wiem, czy mój brat ci mówił, ale posiadam pewien dar…
- Tak, wiem, widzisz przyszłość.
- No, powiedzmy, widzę możliwy rozwój wydarzeń.
- Czy miałaś jakąś wizję o mnie?
- Tak i nie spodobała mi się. Bello, myślę, że zniszczysz naszą rodzinę, że James będzie chciał cię ugryźć. Nie wiem, czy aby zabić, czy przemienić, ale na pewno ugryzie człowieka… A wtedy my… My…
- Będziecie musieli zniknąć z Forks?
- Tak.
- Alice, ja nigdy…
- Wiem, Bello, wiem.
Mówiąc ostatnie słowa, wyskoczyła przez okno. Długo nie mogłam zasnąć, udało mi się to dopiero po pierwszej, gdy James przytulił mnie i ukołysał do snu.
Pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia spędziłam z Charliem, a wieczór w moim pokoju z Cullenem. Tata kupił mi płaszcz, tak jak go prosiłam, a James koszulkę nocną, bardzo kusą. Następnego dnia miałam jechać do mamy, więc dzisiejsza noc z wampirem była bardzo intensywna. Kochałam Jamesa i nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Tydzień rozłąki to dla mnie koszmar. Pożegnaliśmy się rano, a potem wyjechałam. Podczas pobytu u matki nie mogłam się na niczym skupić, nie umiałam się z niczego cieszyć. Czułam się chora. Mama była bardzo zdziwiona moim przywiązaniem do Forks i co chwila podpytywała, czy mój stan nie ma związku z jakimś chłopakiem. Nie wiem, czemu milczałam, ale nie chciałam się z nią dzielić swoim szczęściem. Do Forks wróciłam po Nowym Roku, licząc, że jego samotne rozpoczęcie, nie wróży nic złego… |
Post został pochwalony 2 razy
|
|
|
|
LewMasochista
Wilkołak
Dołączył: 31 Lip 2009
Posty: 113 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Wto 6:49, 13 Paź 2009 |
|
Juz to wczoraj czytałam, ale nie miałam kiedy zostawic komentarza, więc czynie to teraz:D ten james jakos mi nie podchodzi. I to nie jest tak, ze jestem fanką Edka( nie jestem, wole Emmetta) i tylko z nim widze Bellę. Ale albo mam zbyt bujną wyobraźnię, albo james da nam jeszcze popalić.
Alice nielubiąca Belli? No ciekawe, ciekawe. Myślę, ze ona po prostu przed czymś chce ja ustrzec. Tak myslę......Za duzo myslę:p
jak zwykle napisane lekko, przyjemnie i z sensem. I jak zwykle bardzo mi sie podoba. czekam na dalsze części, które, mam nadzieję, pojawią sie wkrótce:)
Śle uściski
Lew...albo lepiej Lwica:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Susan
Administrator
Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 732 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 22:00, 13 Paź 2009 |
|
Daga, Słońce... Wiesz, że Tobie to wybaczę każde nawet największe opóźnienie z dodawaniem rozdziałów :) A tak w ogóle to bardzo Ci dziękuję za powiadomienie odnośnie nowej części Zapisków Podróżnika :) bardzo mnie cieszy, że dodałaś nowy rozdział :)
Muszę przyznać, że zdziwiły mnie słowa Belli.
Cytat: |
Niestety ostatnie trzy miesiące tego roku opiszę krótko, bo w moim życiu przeważa nudna miłość i nie ma, o czym pisać. Codziennie widuję się ze swoim chłopakiem, chodzimy na spacery, przytulamy się, całujemy. Ot, takie zwykłe sprawy zakochanych. |
Sagowa Bella by tak nie powiedziała. Ona wzniosłaby ku niebu te wszystkie chwile, dni, miesiące. Opowiadałaby, że każda sekunda była niezwykle emocjonująca i najwspanialsza na świecie. Na szczęścia Twoja tak nie zrobiła. Plus dla Ciebie :)
Szczerze mówiąc nie dziwię się Jacobowi, że się nie odzywa. Nie po ostatnich zajściach.
Prezent od Jamesa - naszyjnik, który sprawi, że James wyczuje Bellę w każdym miejscu albo gdy będzie miała kłopoty. Ciekawy podarunek.
Zajście z innym wampirem mnie zadziwiło. Nie spodziewałam się tego w Twoim opowiadaniu. Kolejny plus. Wprowadziłaś element zaskoczenia. A ja takie bardzo lubię :)
Kurcze... zrobiło mi się żal Lauren. Mike ją zdradza z Angelą. No i znów role się odwróciły. W sadze to Lauren była tą złą Ale mi się dziś podoba rozdział :D Chyba sama to widzisz, co nie? :) No ale wracając do Lauren. Dobrze, że odkryła dzięki Belli i Rose co się tak naprawdę dzieje.
Scena pod prysznicem oraz zbliżenie Belli i Jamesa ładnie opisane. Nie był to dokładny opis, lecz delikatnie zaznaczony. Podoba mi się to. Kolejny plus :D
Wycieczka ciekawa. Rozmowa z Alice niepokojąca. Zaciekawiła mnie ta jej wizja. Nawet nie wiesz jak bardzo.
Muszę stwierdzić, że to jeden z najlepszych rozdziałów Twojego opowiadania. Bardzo mi się podobało. Czytało się super z wielką przyjemnością. Jestem niesamowicie ciekawa co się stanie w kolejnym rozdziale. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Susan dnia Wto 22:02, 13 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|