|
Autor |
Wiadomość |
wasilina
Człowiek
Dołączył: 24 Cze 2009
Posty: 78 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ŁDZ
|
Wysłany:
Sob 15:36, 27 Cze 2009 |
|
Zemsta Belli to dopiero coś :D Ostro sobie pogrywają ale to
akurat mi się bardzo podoba. A ostatni roździał był świetny. Bella w tym
opowiadaniu sprawia wrażenie twardej babki, edzio również nie wygląda na
totalnego lalusia i jego postać do tej pory jest dość zagadkowa :D wszystko
jest takie tajemnicze ... Oh kiedy następny roździał ?? |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez wasilina dnia Sob 15:37, 27 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
Mirell.
Wilkołak
Dołączył: 12 Kwi 2009
Posty: 148 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wROCK | Tam gdzie szczęście wchłania się z powietrzem.
|
Wysłany:
Nie 14:04, 28 Cze 2009 |
|
oj, przepraszam, że tak dawno nie komentowałam, ale miałam mały zastój umysłowy.
ej, to opowiadanie wkracza na listę moich ulubionych : O
po prostu uwielbiam twoją Bellę i twojego Edwarda, kupuję ich na całej lini!
Zeemsta jest słoodka, o tak! Mam nadzieję, że dużo się wydarzy, a Bella pokaże nie pazurki, tylko szpony! Edward też nie zostaje bez niczego, też niezły z niego zawodnik : O :)
jednym słowem bardzo mi się podoba i nie mogę sie doczekać dalszych części!
pisz, pisz i pisz,
veny życzę,
p,Mirell ;* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
lilczur
Wilkołak
Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 141 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 14 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z daleka
|
Wysłany:
Nie 21:28, 28 Cze 2009 |
|
Czemu to opowiadanie nie jest dalej kontynuowane? Mam nadzieję, droga autorko, że nie porzuciłaś pomysłu i w niedługim czasie doczekamy się dalszego ciągu. Nie przewiduję innej opcji, więc bierz się do roboty i wstawiaj prędziutko kolejny rozdział!!!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
oleczkaa9216
Nowonarodzony
Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 19 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Głogów
|
Wysłany:
Nie 22:46, 28 Cze 2009 |
|
lilczur napisał: |
Czemu to opowiadanie nie jest dalej kontynuowane? Mam nadzieję, droga autorko, że nie porzuciłaś pomysłu i w niedługim czasie doczekamy się dalszego ciągu. Nie przewiduję innej opcji, więc bierz się do roboty i wstawiaj prędziutko kolejny rozdział!!!! |
Wiec, przyznaję się do winy. Trochę zaniedbałam to opowiadanie, ale obiecuję, że od dzisiaj biorę się ostro do pracy. Już teraz mogę powiedzieć, że następny rozdział będzie z perspektywy Edwarda :D
Dziękuje wszystkim za pozytywne komentarze, no i negatywne też, bo one w jakimś stopniu motywują do jeszcze większej pracy. :) :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
lilczur
Wilkołak
Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 141 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 14 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z daleka
|
Wysłany:
Pią 23:12, 03 Lip 2009 |
|
Zabiję! Utłukę i nogi z dupska powyrywam! Gdzie jest ten następny rozdział? Co? Obiecałaś babo dalszą część, zrobiłaś smaczka, że będzie z perspektywy Edzia, a tu dalej cisza! Nie rób mi tego, tak lubiłam czytać to ff i tak czekałam na zemstę Belli. Nie poganiam, ale raz raz! Wstawiaj kolejny rozdział prędziutko! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
oleczkaa9216
Nowonarodzony
Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 19 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Głogów
|
Wysłany:
Sob 17:38, 04 Lip 2009 |
|
BETA: .wymyślona.
Rozdział 5
Edward:
Przechadzałem się uliczkami Waszyngtonu i zastanawiałem się, jak doszło do tego wszystkiego. Dlaczego los postawił na mojej drodze Bellę Swan? Dlaczego? Nie znałem odpowiedzi na to pytanie, choć bardzo chciałem ją poznać. Z jednej strony była mi jakoś dziwnie bliska, czułem, jakbym ją znał od bardzo dawna, lecz z drugiej… No właśnie, z drugiej strony, była przecież moim wrogiem, przeciwnikiem. Dzieliła nas praca, zawód, nasze rodziny, które ze sobą rywalizują. Dzieliło nas tysiące rzeczy, a mimo to coś mnie do niej ciągnęło. Czułem się, jakbym śnił na jawie. Za każdym razem, gdy ją widziałem po moim ciele rozprzestrzeniało się ciepło, którego nie byłem w stanie zatrzymać. Pytanie tylko, czy aby na pewno chciałem je zatrzymać? Następne pytanie bez odpowiedzi, których w mojej głowie roiło się coraz więcej.
Dzisiaj po raz pierwszy zobaczyłem inną stronę jej natury. A kiedy już ją ujrzałem, nie mogłem się nadziwić, skąd w jednej kobiecie tyle piękna. Na tle dyskotekowych świateł wyglądała niczym piękność nie z tej ziemi. W taktach przeróżnej muzyki ruszała się z pełną gracją, seksapilem, który przyciągał innych facetów, oraz z niesłychaną lekkością, która tak łatwo przychodziła jej w tańcu. Za każdym razem, gdy widziałem jakiegoś obleśnego typa, który przesuwa wzrokiem po jej ciele, wrzał we mnie gniew. Nie rozumiałem, w jaki sposób można tak piękną istotę jak Bella brać za obiekt przelotnej fascynacji lub po prostu za zabawkę, którą można się pobawić, a potem zostawić. Ona jest kimś wyjątkowym… Boże, co się ze mną dzieje? Poznałem ją parę dni temu, a wydaje mi się, jakby minęła już wieczność.
Jeszcze ta sytuacja dzisiaj. Dlaczego przez cały wieczór zachowywała się tak, jakby chciała, żebym był zazdrosny? Nic nie rozumiałem. Nic nie sklejało się w jedną całość. Muszę przyznać, że jej się udało. Gdy zobaczyłem ją z tym mężczyzną, który perfidnie wlepiał swój wzrok w jej biust, aż gotowałem się z wściekłości. Nie potrafiłem jej zrozumieć. Raz elegancka, wyrafinowana i nieprzystępna, a innym razem ciepła, ufna, czuła. W pracy była nieugiętym prawnikiem, natomiast w życiu prywatnym… Hmm, w życiu prywatnym była uczuciową kobieta. Można by się zastanowić, czy nie ma siostry bliźniaczki, gdyż ta osoba przedstawiała dwa różne usposobienia.
W mojej głowie ciągle brzmiało ostatnie wypowiedziane przez nią zdanie: „Zemsta jest słodka”. Szczerze mówiąc, nie wiem, co mnie podkusiło, żeby dać jej nauczkę. Wtedy po prostu stwierdziłem „niech dzieje się, co chce”. Wiedziałem, że to nie może posunąć się dalej, więc po prostu zrobiłem wszystko, aby myślała, że z mojej strony to też tylko i wyłącznie zemsta. Muszę przyznać, że chyba byłem świetnym aktorem. Kiedy szepnąłem jej na ucho to samo, co ona mi, po prostu zamarła. Podniosłem się i ruszyłem w stronę wyjścia.
Chciałem do niej podejść, wziąć ją w ramiona i powiedzieć, że to tylko żart. Ale nie zrobiłem tego. Katem oka dostrzegłem, jak wyraz twarzy Belli zmienia się z zaskoczenia, przez wzburzenie, po gniew.
Ciągle czuję jej smak na swoich ustach. Gdy delikatnie zetknęliśmy się wargami, poczułem, jakby przeszedł mnie wstrząs elektryczny i muszę dodać, że był on bardzo przyjemny. Nie wiem, jak długo się całowaliśmy, ale mi wydawało się to ułamkami sekund.
Spacerując tak uliczkami Waszyngtonu, uświadomiłem sobie, że Bella tego tak nie zostawi, że będzie chciała się odegrać. „Boże, dlaczego wtedy działałem tak pochopnie?” – zastanawiałem się, zmuszony czekać na jej pierwszy ruch. Podobno „w miłości i na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone”, więc dlaczego nie miał bym się do nich dostosowywać? Uśmiechnąłem się do siebie. Nie mogłem się poddać bez walki, wiec po prostu niech się dzieje, co chce. „Wojnę czas zacząć”- postanowiłem i roześmiałem się na myśl o wspólnej zemście. Dla mnie to oczywiście będzie dobra zabawa, a dla niej….hmm, no chyba nieugięta chęć pogrążenia mnie. To zapewne będzie bardzo ciekawe widowisko. Nie pozostało mi nic innego jak pozostawić sprawy własnemu biegowi i czekać, co przyniesie przyszłość. Z tą myślą odnalazłem samochód i wróciłem do domu.
*** *** ***
Tej nocy spałem zaledwie kilka godzin, bo po powrocie do domu nie mogłem zasnąć. Przed oczami ciągle miałem Bellę. Stwierdziłem ze śmiechem, że prześladuje mnie nawet w moim własnym domu.
Obudziłem się bardzo wcześnie, gdyż zapowiadał się pracowity dzień. Dziś miałem podpisać kontrakt na dużą sprawę. Jeszcze nie wiedziałam, kto będzie przedstawiał mojego przeciwnika, ale miałem przeczucie, że los po raz kolejny połączy mnie z rodzinną firmą Belli. Jako, że wstałem w bardzo dobrym humorze, postanowiłem umówić się z przyjaciółmi na wieczór. Miałem przeczucie, że ten kontrakt będzie mój, wiec muszę go oblać.
Wykonałem poranną toaletę, ubrałem się, wypiłem czarną, mocną kawę i ruszyłem do biura. Niestety, jak zwykle, mój przyjazd opóźnił się z powodu korków ulicznych. Gdy przekroczyłem próg biura zauważyłem, że praca tu już wrze. Podszedłem do biurka mojej sekretarki, która jak zawsze już zawzięcie pracowała.
- Dzień dobry, Jessico. Są dla mnie jakieś wiadomości? – zapytałem przyjaźnie.
- Dzień dobry, panie Cullen. Tak, dzwonił pan Weber i przełożył spotkanie na jutro na godzinę 15.00. Dzwonił także pan Call, który chciał się z panem pilnie skontaktować i prosił, aby pan jak najszybciej do niego oddzwonił. A tu jest pańska korespondencja – powiedziała z uśmiechem i podała plik kopert.
- Dziękuję ci, Jessico. W razie czego jestem u siebie w biurze. A! I proszę cię, przynieś mi czarną, mocną kawę – poprosiłem, a moja sekretarka tylko skinęła głową.
Oj, zapowiada się bardzo pracowity dzień – pomyślałem, krzywiąc się przy tym troszeczkę. Czekając na kawę, wziąłem się za przeglądanie korespondencji. Nic ciekawego, jak zwykle reklamy, rachunki, zaproszenia na przyjęcia- normalka. Usłyszałem pukanie, więc powiedziałem „proszę”. W drzwiach pojawiła się moja sekretarka z gorącą kawą. Grzecznie podziękowałem i powiedziałem, że może wrócić do pracy.
Postanowiłem wykonać kilka telefonów. W czasie piątej kolei zauważyłem czerwoną lampkę na interkomie. Nacisnąłem przycisk i poczekałem na głos sekretarki.
- Panie Cullen, ma pan gościa – odezwała się szybko Jessica.
- Kto to? – zapytałem uprzejmie.
- Pan Jasper Hale.
- Proszę go wpuścić. Dziękuję bardzo- powiedziałem i wyłączyłem przycisk.
Minutę później w drzwiach stanął Jasper.
-Hej, nie przeszkadzam? – chciał się upewnić mój gość.
-Cześć. No jasne, że nie. Wejdź. Napijesz się czegoś?
-Nie, dzięki. W sumie to ja w dość nietypowej sprawie – odparł wymijająco. Nie podoba mi się ta cała rozmowa – pomyślałem sztywno.
-Więc co mogę dla ciebie zrobić?- zadałem pytanie sympatycznym tonem, maskując swoje nerwy.
-Wiec…Yyy…Alice mnie przesłała, bo stwierdziła, że przede mną się otworzysz. Wiesz, męska solidarność- wyrzucił z siebie odpowiedź.
Alice, mogłem się tego domyślić. Nie ma to jak kochana siostrzyczka – pomyślałem gorzko.
-Jazz, nie kręć, tylko mów. O co chodzi? – ponagliłem chłopaka. Byłem już trochę poirytowany.
-Ok. Wiec chcieliśmy, to znaczy Alice chciała wiedzieć, co cię łączy z Bellą- powiedział na jednym tchu. On naprawdę jest śmieszny, kiedy się denerwuje –przemknęło mi przez myśl i roześmiałem się w duchu z tej idiotycznej sytuacji.
-Jak to, co mnie z nią łączy? – zapytałem, bo szczerze byłem bardzo ciekawy, co miał na myśli w stwierdzeniu „łączy”.
-Oj nie udawaj, że nie wiesz, o czym mówię- zdenerwował się Jasper, na co zrobiłem minę mówiącą „nie mam pojęcia, o co ci chodzi” - Kto wczoraj tak zawzięcie kłócił się z Emmettem o odwiezienie pięknej Belli do domu? Kto się z nią obściskiwał podczas tańca? I co? Już pamiętasz, czy mam wymieniać dalej? – Zaskoczył mnie. Nie sądziłem, że moi znajomi przez cały wieczór nas obserwowali. Co ja teraz miałem mu odpowiedzieć? Najlepiej się z tego wszystkiego wykręcić- postanowiłem i zacząłem wymyślać zgrabną odpowiedź.
-Więc po pierwsze: wcale się nie obściskiwaliśmy, tylko normalnie tańczyliśmy, wspominając, że Alice nas do tego zmusiła. A po drogie: nie kłóciłem się z Emmettem, gdyż on sam nie miał za bardzo nic przeciwko, abym odwiózł jego siostrę do domu.
- Alice cię zmusiła? Stary, to po prostu przekracza wszelkie granice. Każdy wie, że lecisz na tą Swan i nie zaprzeczaj, że tak nie jest.- Teraz, to już mnie kompletnie zaszokował. Im ja bardziej robiłem się sfrustrowany, tym jemu było weselej.
- Nic między nami nie ma i to ci powinno wystarczyć- odparłem szybko, gdyż ten temat powoli robił się niewygodny.- Ale mam dla ciebie pewna propozycję- zacząłem i zauważyłem błysk w oczach Jaspera.
-Tak? A jaką?- dopytywał się, jakby wcześniejszej rozmowy w ogóle nie było.
-IMPREZA! Dzisiaj mam podpisać bardzo ważny kontrakt, który już mam w kieszeni i muszę go koniecznie oblać. Wiec co ty na to?- zapytałem już zupełnie odprężony.
-Ed, ty się jeszcze pytasz? No jasne, że jestem za. Jak myślisz, może zaprosimy też Emma i Rose? – zaproponował z nadzieją.
- No jasne, że tak. Wydają się naprawdę mili- powiedziałem entuzjastycznie.
- No to super. Co do klubu, to chyba ten co wczoraj? – upewnił się Jazz.
- Tak, tak jak najbardziej – zdecydowałem rozbawiony.
- No, ja powoli będę się zbierał, bo mam jeszcze parę spraw do załatwienia na mieście. To do wieczora, Ed – pożegnał się i zniknął za drzwiami gabinetu.
Spojrzałem na zegar, który wskazywał już 12.00. Nie miałem pojęcia, gdzie zgubiłem trzy godziny. Stwierdziłem, że wieczorem zaszaleję, a teraz biorę się ostro do pracy.
W miedzy czasie podpisałem sterty dokumentów. Odebrałem i wykonałem kilkanaście telefonów. Byłem na konferencji prasowej, która przebiegła bez zarzutu. Później, tak jak myślałem, podpisałem umowę, która już dawno miałem zagwarantowaną. Osoba, którą miałem reprezentować wydawała się bardzo miła. Pomyślałem, że nasza praca będzie przebiegać bez najmniejszych problemów.
O 15.00 wróciłem do biura ze spotkania nieźle już wykończony. Ten dzień dał mi naprawdę w kość. Zasiadłem za swoim biurkiem i zacząłem przeglądać umowy do podpisania na jutro. Nagle na interkomie pojawiła się czerwona lampka. Byłem zaskoczony, gdyż była już godzina 16.00 i moja sekretarka powinna właśnie opuszczać biuro. Nacisnąłem przycisk i czekałem na informację.
-Panie Cullen, ma pan gościa, który…nie jest zbyt pozytywnie nastawiony – powiedziała zdenerwowana asystentka. Zastanawiałem się, kto mógł przyjść o tak późnej porze, a do tego doprowadzać moją sekretarkę do takiego stanu.
-Kto to? – zapytałem bez ogródek, gdyż sam byłem bardzo ciekaw, kto mnie nachodzi.
- Pani Isabella Swan… |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
lilczur
Wilkołak
Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 141 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 14 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z daleka
|
Wysłany:
Sob 18:26, 04 Lip 2009 |
|
No w końcu się doczekałam!:D
Warto było poczekać, bo rozdział pierwsza klasa. Jak napisałaś, że będzie pisany od strony Edwarda, to trochę się bałam, że tak jak poprzednio będzie opisana ta sama scena, która przedstawiona była z punktu widzenia Belli i będę musiała czytać te same dialogi. A tu miła niespodzianka, trzeba przyznać, że zgrabnie się wywinęłaś.
Podobał mi się Edward, że tak z humorem podszedł do sprawy. Ale coś czuję, że szykujesz niezłą akcję - wściekła Bella w gabinecie Edzia... Oj, będą problemy. Intryguje mnie, po co przyszła i dlaczego nie była "zbyt pozytywnie nastawiona"... Co Ty tam uknułaś?
Jedno, co bym doradzała, to żebyś w dialogach robiła spację po myślnikach - tak jest bardziej przejrzyście.
Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział!
I oby był szybciej niż ten!:P |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
wymyślona
Wilkołak
Dołączył: 09 Kwi 2009
Posty: 222 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 21:20, 04 Lip 2009 |
|
brak spacji po myślnikach to moja wina. Przyznaję się bez bicia.
A żeby nie było off-topic'u to dopiszę dalszą część komentarza, jak przeczytam całość, która mnie nieco zaintrygowała podczas betowania.
lilczur napisał: |
Nie ma za co bić, te spacje to przecież malutka pierdółka. Rozdział zbetowany jest świetnie, więc raczej chwalić trzeba i to bardzo! :D:D:D |
ach, dziękuję. Jako że jest to mój pierwszy występ w roli bety, bałam się Waszych reakcji na moją pracę jak diabli. Ale teraz zaczyna się we mnie tlić maleńka iskierka nadziei, że może jednak nie jest tak źle i nie zjecie mnie żywcem xD
oleczkaa9216 napisał: |
To nie twoja wina, tylko moja i w przyszłości postaram się ją naprawic. Jeszcze raz bardzo ci dziękuje za sprawdzenie;* |
Nawet jeśli, to moim, nazwijmy to z przymrużeniem oka, "obowiązkiem" było to poprawić. I nie ma za co. Przynajmniej mi się nie nudziło. A po wstawieniu przez Ciebie tego rozdziału domyślam się, że jednak nie wkurzyłaś się aż tak bardzo za tą moją ingerencję w Twoje opowiadanie. Całe szczęście. :)
Dobra, a teraz komentarz do całego opowiadania. Jest całkiem ciekawe, fajne, lekkie i przyjemne. Nic dodać, nic ująć. Like it.
Irytowało mnie trochę to "braciszku, siostrzyczko" w rozmowach między Bellą a Emmettem. Jasne, kochające oraz dogadujące się rodzeństwo i w ogóle, ale bez przesady. Te ciągłe zdrobnienia były trochę naciągane no i strasznie się powtarzały. No i to, że Bella się nie zorientował, iż ten cholerny Cullen, co ją pokonał, to brat Alice. Bells potem sobie wyrzucała swoją głupotę, a Ty to wyjaśniłaś w którymś z komentarzy, ale i tak. Podobnie z Edwardem: nie wiedział, że B. to najlepsza przyjaciółka Alice? Znał jej chłopaka, a nie znał przyjaciółki... ? Niech żyje szybka obczajka! xD
Ponadto wyłapałam kilka literówek i drobnych błędów interpunkcyjnych typu "na co ona odpowiedział", "odpisać" zamiast "opisać, niepotrzebny przecinek przed "i", "nie chciałem by się na mnie złościła" (brak przecinka przed "by") itp. Nie piszę tego ze złośliwości czy czegoś takiego, broń Boże! Ja to robię odruchowo i z dobrej chęci. I gdyby ktoś wytknął mi błędy, których ja nie znalazłam w tym rozdziale, a pewnie trochę się ich znajdzie, byłabym wdzięczna. Poza tym, przesyłam wielki ukłon w stronę Miss Juliet i wszystkich innych bet. Poprawianie błędów to pracochłonna, czasochłonna i dość ciężka praca.
A tak na koniec pozwolę sobie zacytować jeden fragment, bodajże z drugiej części czwartego rozdziału:
Cytat: |
"- Cullen, nienawidzę cię- wybuchnęłam (...)
- Zawsze to jakieś gorące uczucie." |
Czy naprawdę tylko mi kojarzy się to z piętnastym rozdziałem Zaćmienia? A konkretniej z jednym z moich ulubionych cytatów, kiedy to Bella uszkodziła sobie rękę, uderzając Jacoba w twarz po tym, jak ja pocałował.
"- Nienawidzę cię, Black.
- To dobrze. Zawsze to jakieś gorące uczucie.
- Ja ci dam gorące uczucie! Zamorduję cię w afekcie, ot co!"
Pozdrawiam serdecznie |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez wymyślona dnia Sob 23:28, 04 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Ewelina
Dobry wampir
Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 58 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P
|
Wysłany:
Sob 22:28, 04 Lip 2009 |
|
Znowu ta elektryczność... :) Kolejne opowiadanie, w którym prąd przepływa przez Edwarda i Belle.
Fajnie, że wróciłaś z nowym chapem, ale mam mały niedosyt, szczerze mówiąc... Być może akcja w gabinecie trochę poprawi mi humor. Już widzę wściekłą Belle... Ale dlaczego mam wrażenie, że oboje skończą na biurku Edwarda i będą się obściskiwać?? :)
Heh, życzę weny. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
oleczkaa9216
Nowonarodzony
Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 19 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Głogów
|
Wysłany:
Sob 22:35, 04 Lip 2009 |
|
.wymyślona. napisał: |
brak spacji po myślnikach to moja wina. Przyznaję się bez bicia.
A żeby nie było off-topic'u to dopiszę dalszą część komentarza, jak przeczytam całość, która mnie nieco zaintrygowała podczas betowania. |
To nie twoja wina, tylko moja i w przyszłości postaram się ją naprawic. Jeszcze raz bardzo ci dziękuje za sprawdzenie;* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Anne Cullen
Wilkołak
Dołączył: 18 Maj 2009
Posty: 221 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Blois, Francja
|
Wysłany:
Nie 14:39, 05 Lip 2009 |
|
Świetne! :D :D :D :D
Zacznę od tego, że napisanie tego wszystkiego z punktu Edwarda to był świetny pomysł. Wiemy teraz jakie jest jego nastawienie do tej całej syacji.
Po drugie. Czemu kończysz w takim momencie?!
Wracając do zakończenia.No tu mnie zaskoczyłaś. Niezbyt pozytywnie
nastawiona Bella
w gabinecie Edwarda?
Zapowiada się ciekawie, nie powiem. Ja jednak też czuję niedosyt w tym rozdziale. Mam nadzieje, że kolejny dodasz szybcj niż ten.
Błędów wytykać nie będę (jeżeli w ogóle jakieś są, a takowych nie dostrzegłam) ponieważ sa robię ich całe mnóstwo <Co>
...................................................................................................
Ave Vena!!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
nieznana
Zły wampir
Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca
|
Wysłany:
Pon 14:49, 06 Lip 2009 |
|
1. Tak pierwszy rozdział mi się okropnie czytało ENTERY, to przez to. Ale później już poprawiłaś się :)
2. Jak mogłaś nazwać Alice CHOCHLIKIEM!!! Sorki ale ten wyraz wzbudza we mnie negatywne emocje... po prostu już nie mogę czytać o tym ;/
Ale tak po za tym fabuła mnie nawet wciągnęła. Ostatni rozdział mi się podobał, czekam na następny, ponieważ zaciekawiłaś mnie tą wizytą Belli w jego biurze.
WENY i ciekawych pomysłów
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany:
Wto 16:12, 14 Lip 2009 |
|
kurcze! nie wiem czemu, ale czytając Central Park i Zaskoczeni przez miłość, widać mnóstwo podobieństw. najśmieszniejsze, że oba teksty czytałam jednego dnia i jest jeden moment, gdzie nie tylko powtarza się motyw, ale też dialog. w jednym jest, ze Edward jest bratem Alice, która przyprowadza go na imprezę, chociaż Bella o tym nic nie wie, a w drugim jest dosłownie to samo, tylko że E jest bratem Emmetta. jeszcze dialog... Boże, normalnie jakbym czytała jakieś wypracowanie ściągnięte z internetu i nieudolnie przerobione. nie mam pojęcia czy te dwa opowiadania pisze jedna i ta sama osoba, jeśli tak to staje się to "troche" nudne. a jeżeli dwie inne to na prawdę współczuję;/
np.
"Edward, to mój brat. Bello, dobrze się czujesz? Strasznie zbladłaś. – Dopiero teraz mnie oświeciło. Edward CULLEN. Alice CULLEN. Ta zbieżność nazwisk. Jak mogłam tego wcześniej nie zauważyć?" - ZPM
"Emmett Cullen, Edward Cullen. Czemu ja od razu nie wpadłam na to, że oni są braćmi? Znałam doskonale Esme i Carlisle’a, ale nie przyszło mi do głowy, że mają jeszcze jednego syna. Nie skojarzyłam tego, ale przecież „nie jednemu psu Burek.”.
- Bells, coś się stało? – wymamrotała opiekuńczo Alice. – Strasznie zbladłaś, co nie zdarza się zbyt często." - CP |
|
|
|
|
`Wapmirzyca` ; ****
Człowiek
Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 83 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Sparkle London <3
|
Wysłany:
Sob 11:38, 01 Sie 2009 |
|
Umm... interesujące.
Masz dobry styl pisania. Mi też trochę przypomina Central Park.
Ale czytałam tyle blogów i ff i wiem że potem trudno jest coś napisać.
Bardzo podoba mi się twój pomysł : )) Ciekawe co ta Bells wymyśliła :)
Pozdrawiam ; **
Veny, czasu i posłusznej klawiatury. : )) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
AlicjaC
Wilkołak
Dołączył: 30 Lip 2009
Posty: 150 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z krainy czarów
|
Wysłany:
Sob 8:51, 08 Sie 2009 |
|
Właśnie skończyłam czytać i przyznam, że mnie wciągnęło
Bardzo podoba mi się ten FF. Szczególnie te ich zemsty. Z jednej strony jest to tragiczne....ale z drugiej śmieszne
Mam nadzieję, ze niedługo odwiesisz ten FF i go skończyć. Myślę, że nie tylko ja z przyjemnością poznam dalsze losy bohaterów.
Pozdrawiam. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
oleczkaa9216
Nowonarodzony
Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 19 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Głogów
|
Wysłany:
Śro 7:49, 21 Paź 2009 |
|
BETA: transfuzja;>
Rozdział 6
Bella:
Retrospekcja
Przez całą noc nie mogłam spać, gdyż ciągle miałam przed oczami to niefortunne zdarzenie z ubiegłego wieczoru. Tamta scena przesuwała mi się przed oczami w zwolnionym tempie. Istny koszmar na jawie. Jedno było pewne: nie poddam się bez walki. Wczoraj Cullen rzucił pierwsze wyzwanie do bitwy, a ja nie zamierzam być mu dłużna. Nie będę miała wobec niego skrupułów - nie po tym, jak mnie upokorzył. Tego tak łatwo się nie zapomina. Zastanawiałam się, co mogłabym zrobić, by boleśnie mu dopiec. Miałam dużo pomysłów, lecz żaden nie był dość ekscytujący.
Dochodziła godzina 7.00. Nie musiałam się spieszyć, gdyż moje pierwsze spotkanie umówione było na 10.00. Poszłam wziąć orzeźwiający prysznic, który rozluźniłby moje napięte mięśnie. Strumienie wody zawsze pomagały mi ukoić nerwy. Gdy skończyłam poranną toaletę, zbliżała się 7.30. Miałam jeszcze bardzo dużo czasu do spotkania, więc postanowiłam zjeść porządny posiłek. Zawsze, gdy mam wcześniej wybrać się do pracy, nie udaje mi się zjeść pożywnego śniadania. Kiedy parzyłam kawę, rozległa się melodia telefonu. Zastanawiałam się, kto mógł do mnie dzwonić o tak wczesnej porze. Podeszłam do aparatu i odebrałam.
- Halo? - zapytałam uprzejmie.
- Cześć, kochanie, co tam słychać? - Zauważyłam, że w głosie ojca słychać było zdenerwowanie.
- Cześć, tato. U mnie w porządku, właśnie szykuję się do spotkania, które mam o 10.00. A co tam u ciebie? Coś się stało? – zapytałam, nieco zaniepokojona.
- Kochanie, mam do ciebie prośbę… Mogłabyś być dzisiaj troszeczkę wcześniej w biurze? – Teraz to w ogóle zaczęłam się denerwować.
- Tato, co się stało? – wyrzuciłam z siebie jednym tchem.
- Kochanie, to nie jest rozmowa na telefon. Przyjedziesz wcześniej do biura? – zapytał z nadzieją w głosie.
- Oczywiście, postaram się być jak najszybciej.
- Dobrze, będę na ciebie czekał. Pa, kochanie – powiedział.
- Pa, tato – odparłam szybko.
Z porządnego śniadania nici. Nawet jeśli chciałabym coś zjeść, nie mogłabym, gdyż mój żołądek skręcał się od nerwów. Wypiłam szybko kawę i w rekordowym tempie się ubrałam.
Właśnie parkowałam pod biurem, gdy jakiś debil zajechał mi drogę. Wiem, że była to zdecydowanie moja wina, ale dlaczego, do cholery, dzisiaj wszystko musi być przeciwko mnie? Facet, na którego o mały włos nie wjechałam, postukał się palcem w głowę. Jeśli chciał dać mi do zrozumienia, że jestem nienormalna, to niestety się spóźnił, już od dawna zdawałam sobie z tego sprawę.
Prawie wbiegłam do biura. Wiedziałam, że coś musi być nie tak, ponieważ gdyby nie było to nic ważnego, tata poczekałby do końca mojego planowanego spotkania. Jednak poprosił, żebym zjawiła się wcześniej. Napięcie moich nerwów sięgało już granic możliwości. Dziś cały wszechświat był przeciwko mnie. Jedno wiedziałam na pewno, to dopiero początek. Już miałam wybrać schody, gdy niespodziewanie winda się otworzyła. To, cholera, chyba cud – pomyślałam sarkastycznie.
Wsiadłam do windy i wcisnęłam przycisk szóstego piętra. Po pięciu minutach byłam już na miejscu. Kate – nasza sekretarka – podniosła wzrok znad komputera, uśmiechnęła się delikatnie i powiedziała:
- Wszyscy na panią czekają w biurze pani ojca.
Teraz dopiero zaczęłam się denerwować. Narada rodzinna? Z jakiego powodu? Nie musiałam się dłużej zastanawiać, gdyż właśnie stanęłam pod drzwiami gabinetu ojca i delikatnie zapukałam. Usłyszałam ciche „proszę”. Weszłam i zauważyłam, że jest tata, Emmett i dwóch z najlepszych w naszej firmie adwokatów.
- Dzień dobry – przywitałam się i podeszłam pocałować Charliego i Emmetta w policzek.
- Witaj, kochanie. Usiądź – odezwał się spokojnie, lecz w jego oczach dostrzegłam niepokój.
- Bez owijania w bawełnę. Co się stało, tato? Po co wezwałeś mnie wcześniej? – zapytałam prostu z mostu. Mój kochany braciszek zaśmiał się z mojej dociekliwości i puściło mnie oczko.
- Kochanie, spokojnie. Proszę, usiądź – powiedział to tak, że nie sposób było mu odmówić.
- OK, siedzę. Mogłabym się teraz dowiedzieć, co się dzieje? – zapytałam niecierpliwe.
- Siostrzyczko, więcej cierpliwości. – Mądrala się znalazł! Posłałam mu wymowne spojrzenie.
- Kochanie, sprawa jest bardzo delikatna. Więc może zacznę od początku, pamiętasz może sprawę Clearwaterów? – zapytał z nadzieją tata.
- Czy to nie jest sprawa związana z obaleniem testamentu? – Tylko tyle udało mi się przypomnieć w tym całym chaosie nerwów.
- Tak, mniej więcej o to nam chodzi. Chcemy, abyś to ty poprowadziła tę sprawę. Jesteś jednym z najlepszych adwokatów w naszej firmie i po wspólnej naradzie dochodzimy do wniosku, że świetnie sobie poradzisz z Cullenem – obwieścił spokojnie tata.
- Z Cullenem? To on ma być moim przeciwnikiem? – zapytałam szczerze zdziwiona. Hmm... Przecież to wspaniała okazja na wygranie naszej prywatnej wojny – pomyślałam, zadowolona ze swojego pomysłu.
- Tak, kochanie. Ale to jeszcze nie koniec. Dzisiaj dostaliśmy list od Cullena i kopię drugiego testamentu – powiedział z nutą gniewu.
- Drugi testament? Od kiedy jest drugi? O ile sobie dobrze przypominam, był jeden – stwierdziłam podenerwowana, gdyż sprawa nie zapowiadała się za ciekawie.
- Był jeden, ale wyszedł na jaw drugi, który sporządzał Cullen cztery miesiące przed śmiercią starego Clearwatera. Do testamentu przesyła jeszcze liścik. Myślę, że powinnaś do przeczytać. Liścik jest zaadresowany do ciebie – powiedział i podał mi karteczkę, na której napisane było „Miłej lektury. Edward Cullen”.
Zawrzał we mnie gniew. Co on sobie wyobraża?
- Skormakował nas – powiedział spokojnie Emmett.
Zostać skormakowanym w wolnym tłumaczeniu znaczyło tyle, co otrzymać mocne uderzenie w policzek. Właśnie tak się czułam.
- Miłej lektury – parsknęłam gniewnie. – Cullen urządza sobie kpiny. Śmieje się nam prosto w twarz.
- Ciekawi mnie, dlaczego przysłał to do ciebie, a nie do Charliego? – Emmett zerknął na liścik, zaadresowany bezpośrednio do mnie.
- Przysłał do mnie, aby przypomnieć mi o sprawie Stallway’a i o tym, że przegrałam. Chce mi dać do zrozumienia, że tak samo będzie z testamentem. Spreparował go razem z tą szmatą. – Byłam tak zła, że nawet nie panowałam nad tym, co mówię.
- Siostrzyczko, opanuj słownictwo – powiedział Emmett. – Masz na myśli młodą wdowę Clearwater?
- Emmett, przestań ze mnie żartować! To wcale nie jest zabawne! Popatrz na ostatnią stronę. Zobacz, kto był świadkiem! – ostatnie zdanie prawie wykrzyczałam.
Mój brat przerzucił kilka stron, aż znalazł tę, na której widniały podpisy trzech osób obecnych przy sporządzaniu testamentu - świadków, którzy pod przysięgą zeznali, że Harry Clearwater był w pełni władz umysłowych w momencie spisywania ostatniej woli.
Emmett nie wierzył własnym oczom.
- Wielebny Andrews z kościoła prezbiteriańskiego w Lakeview, rabin Newman z Cherry Hill oraz ojciec Cleary z kościoła Świętej Filomeny. Nie, no niezła lista. Wyobraź sobie tę trójkę w sądzie. Przecież nikt nie odważy się zakwestionować ich zeznań! Sprytnie pomyślane. – Teraz miałam wielką ochotę go uderzyć. Jak on w ogóle może chwalić jego pomysły?
- Sprytnie! Nie rozumiesz, Emmett? Cullen igra z nami! To wszystko jego sprawka. Ci trzej świadkowie...
- Sądzisz, że chodziło mu o symbolikę trzech króli? Albo może ta trójka to ukłon w stronę poprawności politycznej? – Trzymajcie mnie, bo zaraz naprawdę go uderzę.
- Emmett, przestań się wygłupiać! Ci tak zwani świadkowie, to jedno wielkie oszustwo, żaden z nich nie podpisał tego testamentu! Ale Edward Cullen myśli, że nas nabierze. – Byłam tego pewna.
- Czekaj… Nie rozumiem, do czego zmierzasz.
- Edward Cullen sądzi, że jestem głupia i naiwna - powiedziałam wzburzona. - Wiem dobrze, co chce zrobić. Fałszywa lista świadków to spisek ze strony tego gada. W ten niewybredny sposób daje do zrozumienia, że uważa mnie za niekompetentną idiotkę!
- Widzę, że rzeczywiście zalazł ci za skórę – stwierdził tata
- Nie, nieprawda! Może próbować, ale to mu się nigdy nie uda! – powiedziałam z mocą.
- Sądzę, że już mu się częściowo udało, bo testament Harry’ego Clearwatera przypomniał ci wasze potyczki w sądzie. A jeżeli myślisz, że podrobił podpisy pastora, rabina i księdza, to znaczy, że Cullen osiągnął cel – powiedział spokojnie tata.
- No tak, jak mogłam się spodziewać, że cokolwiek zrozumiecie?! – zawołałam zdenerwowana.
- Bello, Cullen wie jak osobiście podeszłaś do sprawy Stallway’a i wykorzystuje to. Już połknęłaś haczyk – powiedział wszystkowiedzący Emmett.
Jak on mnie czasami denerwuje... – pomyślałam zirytowana.
- Przestań używać tych rybackich metafor! Są banalne i nie na miejscu! – krzyknęłam.
- Dobra, powinienem wymyślić coś oryginalnego, na przykład porównania do gadów? - uśmiechnął się Emmett. - A może wolisz falliczne? Bo według mnie wpływ pana E.C. na ciebie nie ma nic wspólnego z łowieniem ryb ani z...
- Nie możesz być poważny choć przez chwilę? - Ku swemu zdziwieniu poczułam, jak fala ciepła zalewa mnie od stóp do głów. Zdenerwowałam się jeszcze bardziej. Nie miałam ochoty słuchać żartów Emmetta. - Wcale... Wcale nie podeszłam do tej sprawy osobiście! Po prostu nie jestem zadowolona z jej wyniku...
- Nie potraktowałam sprawy Stallway’a osobiście - powtórzyłam, ale te słowa nie brzmiały przekonująco nawet dla niej samej.
- Chciałbym ci wierzyć, lecz Cullen pewnie myśli inaczej - zauważył Emmett, wskazując na kopertę. - Zrobił pierwszy ruch.
- Tak. - Byłam bliska załamania. Musiałam coś zrobić. Chciałam natychmiast wyjść z biura. - Zaraz wracam! – zawołałam i wybiegłam z biura, omal nie przewracając Katie, która właśnie wchodziła do pokoju.
Koniec retrospekcji
- Muszę się natychmiast zobaczyć z Edwardem Cullenem – zażądałam wściekła. Szczerze powiedziawszy, spodziewam się, że mi odmówią, ale nie mam zamiaru tak łatwo dać się spławić…
- Powiem mu, że pani przyszła – odezwała się zza biurka sekretarka.
- Nie trzeba, sama mu to powiem – zakomunikowałam i przemaszerowałam obok jej biurka, kierując się prosto do gabinetu.
- Panie Cullen, ma pan gościa, który… nie jest zbyt pozytywnie nastawiony.
Ja nie jestem pozytywnie nastawiona na spotkanie z tym podstępnym, aroganckim szczurem? No, gdzież bym była?! – pomyślałam sarkastycznie.
- Kto to? – usłyszałam w tle głos tej hieny.
- Isabella Swan…
Edward otworzył drzwi, dokładnie w chwili, gdy sięgnęłam po klamkę. Przez dłuższą chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Mogłam dostrzec, że wyglądał elegancko i profesjonalnie, tak jakby pracował w najdroższej kancelarii w mieście, a do jego biura wkroczył właśnie jeden z najważniejszych klientów. Moje serce na chwilę zamarło, a później zaczęło bić w oszałamiająco szybkim tempie. Sama nie wiedziałam, czy to z gniewu. W moim ciele właśnie budził się nieznany dotąd ogień. Odrzuciłam to uczucie na bok, w końcu nie przyszłam tu w celach towarzyskich, tylko aby raz na zawsze zakończyć z sprawę Edwardem Cullenem.
- Czy moglibyśmy… - zaczął.
- Spójrzmy prawdzie w oczy – przerwałam mu gniewnie i przeszłam od razu do ataku. – Sytuacja wymknie ci się spod kontroli.
- Spójrzmy prawdzie w oczy – powtórzył po mnie spokojnie, co jeszcze bardziej zwiększyło u mnie poziom irytacji. – Sugerujesz, że ulegam złudzeniom. – Widać dobrze bawi się moim kosztem – pomyślałam gorzko.
- Albo to złudzenie, albo przestępstwo. Z pewnością to drugie, więc nie wyobrażaj sobie, że ostatni numer ujdzie ci na sucho.
- Pani mnie starszy, panno Swan? Czy też ulega panice? A może jedno i drugie? Proszę mówić dalej. Jestem bardzo ciekaw, co sprowadza szanowną panią mecenas w moje skromnie progi i to o tak wczesnej porze – wyraźnie się ze mnie naśmiewał.
- Och, nie udawaj, że nie wiesz… – Skrzyżowałam ręce na piersi i obrzuciłam go pełnym niezadowolenia spojrzeniem. Czekałam tylko, aż przyzna się, że przysłał mi sfałszowaną kopię testamentu.
- Nie mam pojęcia. Obawiam się, że będziesz musiała mnie oświecić. – Prychnęłam lekceważąco, ale on zdawał się tego nawet nie dostrzegać. – Jeśli mi nie powiesz, sam spróbuję zgadnąć. Jestem świetny w rozwiązywaniu zagadek…
- Więc nie pozostaje mi nic innego, jak cię uświadomić.
Miałam nadzieję, że nie zauważył mojego zmieszania. Jego strategia zepchnęła mnie niestety do defensywy. Zachowałam się impulsywnie i histerycznie. Dobrze, że nie jesteśmy w sądzie. Nie potrzebuję świadków kolejnej klęski – pomyślałam posępnie.
- Doskonale wiesz, że mówię o nowym testamencie Harry’ego Clearwatera. Oboje z Emily Uley wymyśliliście tę bajeczkę po to, aby moi klienci zgodzili się na ugodę sądową.
- Przypuszczam, że mówisz o testamencie świętej pamięci Clearwatera seniora. A tak na marginesie, moja klientka nazywa się Emily Uley-Clearwater – Edward uniósł gniewnie brwi.
Miałam ochotę go udusić.
- Dobrze wiesz, o czym mówię. Przestań mnie zanudzać szczegółami - rzuciłam poirytowana.
- Staram się wyrażać bardzo precyzyjnie, moja droga. Fakty muszą być wiarygodne. - Pojednawczy uśmiech nie ujął surowości jego słowom. - Wiesz dobrze, że dokładność i szczegóły mogą mieć wpływ na werdykt w sprawie.
Nienawidziłam, gdy ktoś zwracał się do mnie jak do studentki pierwszego roku , a wspomnienie sprawy Stallway’a jeszcze bardziej mnie rozwścieczyło.
- Myślałem, że umówimy się na jakiś specjalne spotkanie dotyczące testamentu, ale skoro mam czas, może porozmawiamy teraz… Staram się być tak samo spontaniczny. – Wyraźnie śmiał się mi w twarz.
- Nie jestem spontaniczna. - Jeszcze NIKT czegoś takiego mi nie powiedział. Czułam się wręcz upokorzona. Myślał, że się umówimy, jeszcze czego. Oczywiście, zwykła procedura przewidywała kilka spotkań.
- O mało się nie nabrałem. - Musiałam przyznać, że miał niezwykły talent. Jego głos brzmiał jednocześnie szczerze i pogardliwie. Szczerze, zastanawiałam się, jak on to robi.
- Jessico, mogłabyś przynieść nam trochę kawy? – zapytał asystentkę.
Odwróciłam się nagle przypomniawszy sobie o Jessice. Od chwili, kiedy tu weszłam całą swoją uwagę skupiłam na Edwardzie Cullenie. Nawet nie zwróciłam uwagi na to, że asystentka nadal stoi w drzwiach i przysłuchuje się naszej rozmowie.
- Nie łącz mnie z nikim – poprosił uprzejmie.
- Nie chcę żadnej kawy – powiedziałam z mocą.
- No dobrze. – Obrzucił mnie pogardliwym spojrzeniem, który wywołał u mnie jęk irytacji. – Rzeczywiście, ostatnia rzecz jakiej ci trzeba, to dodatkowa porcja kofeiny. Jesteś wystarczająco spięta, a po kilku łykach kawy mogłaby nastąpić prawdziwa katastrofa. Nie chcę, żebyś zrobiła sobie krzywdę, rozbijając się o ściany. Ostatecznie ten pokój nie jest z gumy.
Usiłowałam opanować wzburzenie, które z minuty na minutę się powiększało. Zastanawiałam się, co mu odpowiedzieć, lecz nagłe zabrakło mi słów. Dokładnie wiedziałam, do czego zmierzał. Starał się zepchnąć mnie na pozycje obronne, podczas gdy on cały czas atakował. Powinnam go zignorować, a tym czasem dałam się sprowokować tej podstępnej, pozbawionej skrupułów mendzie.
- Nie jestem spięta, panie Cullen.
- Wybacz, ale pozostanę przy swoim zdaniu. – Uśmieszek satysfakcji tylko potwierdził, że popełniłam błąd.
Zacisnęłam pięści, odetchnęłam głęboko. Zebrałam siły.
- Pozwolę sobie w prostych słowach wyjaśnić, o co mi chodzi. Nie mam ochoty na kawę, bo nie przyszłam tu na spotkanie towarzyskie – powiedziałam spokojnie.
- Zatem filiżanka kawy mogłaby wszystko zmienić. Interesująca teoria. Proszę o kolejny wykład na temat dobrych manier. Jak wygląda spotkanie towarzyskie, panno Swan? Może mi to pani wytłumaczyć? – wyszedł zza biurka i powoli podszedł do mnie.
- Czy randka również jest spotkaniem towarzyskim? – wycedził, podkreślając słowo „randka” i spoglądał na mnie drwiąco.
Po raz kolejny stałam się obiektem jego kpin. Czy nie jestem sobie winna? Doskonałe wyczuł moje zdenerwowanie i wykorzystał bez skrupułów. Jessica wyglądała na rozbawioną.
- Skoczę do baru naprzeciwko i przyniosę dużą kawę. Oczywiście czarną? – Cullen skinął głową, więc dziewczyna ruszyła do drzwi. – Zaraz wracam.
- Nie przynoś nic dla panny Swan, nie dlatego, że jest spięta jak diabli, tylko dlatego, że…
- Nie chcemy, żeby ktokolwiek myślał, że macie tu spotkanie towarzyskie – Jessica mruknęła porozumiewawczo, a jej szef roześmiał się szczerze.
Wiedziałam, że powinnam zrobić to samo. Roześmiać się, ignorując złość, która mnie przepełniła. Cullen próbował wytrącić mnie z równowagi, nie powinnam mu na to pozwolić. Wykrzywiłam usta w uśmiechu.
- Coś cię boli – podszedł do mnie. – Dziwnie wyglądasz.
Fałszywy uśmiech zniknął tak szybko, jak się pojawił. Spojrzałam na niego.
- Konieczność przebywania w twoim towarzystwie jest rzeczywiście bolesna.
- To dlatego, że skopałem ten śliczny tyłeczek w sprawie Stallway’a? – W jego oczach błysnęły radosne ogniki. – Ciągle masz do mnie żal?
Twarz rozjaśniał mu się jeden z tych szczerych uśmiechów, a nie fałszywych grymasów, za które miałam go ochotę spoliczkować.
- To, że Stallway jest właścicielem salonu samochodowego, nie oznacza, że może znęcać się nad pracownikami – powiedział Edward. Łagodność jego głosu, nie pasowała do wyrazu oczu. – Znęcanie się nad pracownikami to temat tabu, tak jak molestowanie seksualne. Prawdę powiedziawszy, największe sprawy o odszkodowania dla pracowników dotyczą stresów, zawstydzania i poniżania w miejscu pracy.
- W związku z tym przekonałeś ławę przysięgłych, że Stallway naraził Tylera Croweley’a na stres, wstyd i poniżenie – uśmiechnęłam się ironicznie.
- Miałem mnóstwo dowodów. Twoja sprawa była z góry przegrana. Po prostu skazana na porażkę. Trzeba było namówić Stallway’a do ugody.
- Sprawa Stallway’a była do wygrania. Nie schlebiaj sobie. Mój ojciec poradziłby sobie z nią, a ja przegrałam, ponieważ… ponieważ ty…
Nagle zabrakło mi słów. Spędziłam wiele godzin, rozważając szczegóły procesu, ale właściwie teraz, kiedy miałam okazję obalić jego osąd, nie byłam nic w stanie z siebie wydusić. Mój umysł pracował jak przeciążony komputer.
- Twój ojciec nie jest cudotwórcą, też by przegrał – oświadczył zdecydowanie. – Ale co tam, to już przeszłość. Zacznijmy wszystko do początku – uśmiechnął się szczerze.
Właściwie miałam ochotę odwzajemnić uśmiech. To byłoby takie proste…
Moje usta uniosły się w kącikach ust, gdy nagle przypomniałam sobie, z kim mam do czynienia i po co tu się znalazłam. Nie miałam zamiaru ulec jego urokowi. O nie, na pewno nie! Uśpił moją czujność, lecz tylko na chwilę. Szybko zniosłam uśmiech z twarzy i zesztywniałam.
Jednocześnie stwierdziłam, że Edward znalazł się blisko, za blisko mnie. Szybko cofnęłam się chwiejnym krokiem. Zamiast złości odczuwałam strach. Tylko wrodzona duma powstrzymała mnie od natychmiastowej ucieczki.
Wyprostowałam się i postanowiłam pokazać temu gburowi, gdzie jego miejsce.
- Wiem, do czego zmierzasz – powiedziałam poważnym i donośnym głosem.
- Naprawdę? – spojrzał na mnie z góry. – Więc może mnie oświecisz, bo nie planuję zgadywać.
Spojrzałam mu w oczy. Gdyby wzrok mógł zabijać, jedno z nas właśnie leżałoby martwe na podłodze.
- Pańskie gierki nie robią na mnie wrażenia, panie Cullen – oznajmiłam dobitnie.
- Szkoda. Ale ponieważ nie mam pojęcia, o czym mówisz, bądź tak dobra i wyjaśnij – zauważyłam, że przeszedł na ty. Co za zuchwalec!
- Nie mam zamiaru. Możemy prowadzić tę grę wyłącznie w sądzie – rzekłam i znowu się cofnęłam. Wciąż stał za blisko, a ja nie czułam się bezpiecznie. Zbyt wielka siła emanowała z tego mężczyzny.
- Prowadzimy jakaś grę? – Ponownie zrobił krok, zmniejszając dystans między nami.
I znów się cofnęłam, on zrobił krok na przód. Wreszcie oparłam się plecami o ścianę. Edward stał zaledwie kilka centymetrów ode mnie.
- Chcesz mnie przestraszyć, ale nic z tego. – Starałam się zachowywać jak w sądzie, ale wiedziałam, że nie wychodzi mi to zbyt dobrze. Z kolei jego strategia sprawdzała się, aż nazbyt pomyślnie. Oddychałam szybko i nierówno. Nie mogłam w żaden sposób ukryć przerażania.
- Nic z tego – powtórzyłam z mocą.
- Wyjaśnijmy sobie kilka spraw. Nie mam zamiaru cię straszyć i cieszę się, że się mnie nie boisz.
Głos Edwarda brzmiał teraz tak miękko. Podniosłam spojrzenie i napotkałam jego wzrok.
Miotały mną jednocześnie złość i ciekawość. Miałam ochotę śmiać się i kląć na przemian. Przez całe życie nie spotkałam nikogo, kto działałby na mnie tak jak Edward Cullen. Wszystko co mówił, robił wywoływało u mnie silne reakcje. Prawdę powiedziawszy, samo przebywanie w jego towarzystwie wyprowadzało mnie z równowagi…
Staliśmy zbyt blisko siebie, ja o tym wiedziałam i on o tym wiedział, chociaż widać było, że nie przeszkadza mu to ani trochę.
Nagle jego dłonie znalazły się nad moją głową, co powodowało, że byłam w potrzasku. Dopiero teraz przeraziłam się nie na żarty.
Zauważyłam, że Cullen patrzy na moje usta, więc moje oczy, w ogóle nie prosząc się o zgodę, same powędrowały do jego warg. W przerażeniu stwierdziłam, że nasze usta dzieli tylko kilka centymetrów. Myśl, myśl, przecież nie możesz go pocałować! – powtarzałam sobie w duchu.
- Nawet nie próbuj – powiedziałam cicho.
- Czego mam nie próbować? – zapytał i nagle jego dłonie zsunęły się na moje biodra. – Tego?
Bezceremonialnie zaczął całować moją szyję, twarz. Boże, dopomóż! – krzyczałam w duchu.
- Przestań! – powiedziałam bardziej pewna siebie. – Nie masz prawa… Wiesz, że mogę zaskarżyć cię o molestowanie seksualne.
- Możesz, ale wiem, że tego nie zrobisz – oznajmił rozbawiony i powoli, lecz intensywnie, zaczął pieścić moją szyję.
W moim ciele płonęły dwa pożary. Jeden bezwarunkowego pożądania, a drugi nieodwołalnego gniewu.
- Powtarzam: przestań! – rzekłam głośno i gniewnie.
- A jeśli nie przestanę? – spytał i zaczął mnie całować w kącikach ust.
Wiedziałam, że muszę zareagować, inaczej żałowałabym tej chwili do końca życia. Przeklinałabym siebie w duchu, że w ogóle na to pozwoliłam, że dałam się sprowokować temu podstępnemu draniowi. Wiedziałam jedno, teraz albo nigdy.
Gdy on był zajęty obściskiwaniem mnie, nadarzyła się świetna okazja. Powtarzałam w myślach, że muszę to zrobić. Policzyłam do trzech i kopnęłam go w bardzo czułe miejsce u mężczyzn. Jak na zawołanie upadł na ziemię. W pierwszej chwili chciałam się pochylić i mu pomóc, lecz po chwili sobie przypomniałam sobie, dlaczego to zrobiłam. Choć zmuszona byłam przyznać, że gdy leżał na podłodze, wyglądał jak niewinne dziecko, które zostało niesłusznie ukarane.
Zasłużył na to! - powtarzałam w myślach, by odpędzić wyrzuty sumienia.
- Mówiłam, żeby pan przestał, panie Cullen. Było miło, ale niestety się spieszę. W sprawie Clearwatera skontaktuję się z panem telefonicznie. Do widzenia – powiedziałam słodko i wyszłam szybko z biura. Jedyną rzeczą jaką zauważyłam wychodząc, był rozwścieczony wzrok Edwarda.
Mówiąc szczerze, to nie był taki straszny dzień, za jaki miałam go jeszcze rano. Jak na razie wszystko szło po mojej myśli i mam nadzieję, że tak dalej tak będzie.
Szkoda tylko, że nie wiedziałam, że z Cullenem nie warto zadzierać... |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez oleczkaa9216 dnia Śro 7:52, 21 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
lilczur
Wilkołak
Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 141 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 14 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z daleka
|
Wysłany:
Śro 9:18, 21 Paź 2009 |
|
Chciałoby się rzec: NARESZCIE! Trzeba było długo czekać, ale było warto. Moim zdaniem, to najlepszy rozdział z dotychczasowych.
Dialogi pomiędzy Bellą a Edwardem są świetnie, ociekają delikatną uszczypliwościa i ironią. Wbrew pozorom, wcale nie jest łatwo napisać wartki dialog, który nie trąci sztucznością. Tobie się to doskonale udało, brawo!
Bardzo interesującą intrygę prawniczą wymyśliłaś. Dwa testamenty, oj, nie będzie łatwo...
Co najlepsze, Twoje opowiadanie to nie tylko romansik, to naprawdę zabawny tekst, a przepychanki i podchody głównych bohaterów chwilami rozśmieszają do łez. Super, jestem pod wielkim wrażeniem!:)
No i pierwszy raz ZUPEŁNIE bezbłędnie. Kolejne brawa, tym razem za wybór bety. W końcu to trans, jakby był jakis błąd, byłabym szczerze zdumiona. Trzymaj się tej bety, bo jest naprawdę bardzo dobra.:)
Mam nadzieję, że tym razem nie będziemy musieli czekać na kolejny rozdział tak długo. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez lilczur dnia Śro 9:20, 21 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Ewelina
Dobry wampir
Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 58 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P
|
Wysłany:
Śro 13:02, 21 Paź 2009 |
|
Powiem tak: no wreszcie! Chociaż już miałam cichą nadzieje, że Bella ulegnie... Bardzo współczuje Edwardowi, ale chyba to jej będzie potrzebne szczęście. Wrażenia? Hmmm.. zmienne. Kiedy dziewczyna wpadła do jego gabinetu i zaczęła z nim rozmawiać pomyślałam: "Boże, ale z niej histeryczka, nie umie porządnie się wysłowić..." Później jednak przekonałam się, że z "magnetyczną siłą E.C." nie ma szans.. No cóż.. prawie słaba płeć.
Wróciłaś do nas z fantastycznym rozdziałem, mam nadzieję, że kolejny pojawi dosyć szybko :)
pzdr |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
seska
Dobry wampir
Dołączył: 19 Mar 2009
Posty: 864 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 13:43, 21 Paź 2009 |
|
Wow, nareszcie jest! Hallelujah!
Świetny, bardzo dowcipny rozdział. Uśmiałam się jak norka z dialogu B & E :)
Ten zwierzęcy magnetyzm... Och, uwielbiam takich facetów :P Uwielbiam takiego... Edwarda (a nie jakiegoś zimnego/ciepłego kluska :P).
Zakończenie spotkania przez Bellę - było epickie! Nie spodziewałam się, że Edward doigra się akurat takiej zapłaty za swoją zuchwałość, ale tak czy siak - było super :P
Czasem Belli zdarza się ogarnąć Choć po części ją rozumiem, przy takim facecie ciężko się myśli, a ilość kiślu drastycznie wzrasta
Czekam na kolejny rozdział i mam nadzieję, że nie będziesz nas długo przetrzymywać |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
oleczkaa9216
Nowonarodzony
Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 19 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Głogów
|
Wysłany:
Sob 21:02, 31 Paź 2009 |
|
BETA: transfuzja;>
Rozdział 7
Bella
Siedziałam w swoim biurze i zastanawiałam się, cóż było takiego w nazwisku Edwarda Cullena, że podnosiła ona rangę procesu o ton lub dwa?
Natychmiast się skarciłam. Niezależnie od tego, jacy prawnicy są w to zaangażowani, w grze chodziło o udowodnienie, że drugi testament został sfałszowany.
Umarł stary Clearwater, który zostawił cały spadek swojej nowej, młodej żonie. Rodzina tego nie akceptowała i wniosła pozew do sądu, że drugi testament został podrobiony. Obecność Edwarda Cullena nie powinna mieć jakiegokolwiek wpływu na ciężar sprawy. A jednak miała. Nie byłam naiwna, by myśleć inaczej. Oznaczała ona dla uczestników więcej kamer i sprawozdań telewizyjnych. Oznaczała większe tłumy na każdym etapie postępowania sądowego. Oznaczała też ogromne dla mnie wyzwanie, kiedy będę musiała pokonać tak podobny, bystry, nieubłagalnie dociekliwy i wyrachowany umysł swojego przeciwnika
Przypomniałam sobie „dotknięcie” jego spojrzenia podczas ostatniego spotkania. Przez chwilę czułam się zniewolona tym wspomnieniem, jednak natychmiast się otrząsnęłam. Zirytowana biegiem swych myśli rozejrzałam się po biurze, aby powrócić do rzeczywistości.
Biurko, praca – to było moje życie.
Na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech – przypomniałam sobie, jaka byłam szczęśliwa, telefonując do ojca zaraz po pierwszej wygranej sprawie. Podzielał moją dumę, jeszcze bardziej mnie w niej utwierdzając.
Przez całą moją bezsenną noc zastanawiałam się, czy może jednak testament jest prawdziwy. Może to moje uprzedzenie do Cullena nie pozawala mi się przyznać do tego, że on ma rację w tej sprawie?
Długi czas myślałam też o mojej relacji z Edwardem. Po naszym ostatnim małym incydencie czułam się tak, jakby mnie prześladował. Wszędzie widziałam jego twarz i ten cholernie zapierający dech w piersiach łobuzerski uśmiech.
Czułam się tak, jakbym stała nad przepaścią i miała wybrać odpowiednią decyzję, od której zależałoby moje życie. Wiedziałam, że którąkolwiek wybiorę, to ona i tak zmieni moją egzystencję. Tylko jeden krok - albo aż jeden.
Ale dosyć tego! Prostując plecy, zapragnęłam wymazać z pamięci tajemniczą, zachwycającą twarz Edwarda Cullena.
Właśnie wchodziłam do biura i zobaczyłam Emmeta i Kate, więc postanowiłam się przywitać.
- Hej, Bella – powiedziała uśmiechnięta Kate.
- Cześć – mruknął ponuro Emmett.
Czyli nie tylko ja jestem dziś w złym humorze. Jak miło – pomyślałam sarkastycznie.
- Nie jest ci w tym gorąco? – zapytała Kate, patrząc na mój szary golf i granatową marynarkę. Sama była ubrana w bluzkę bez rękawów i sztruksową, krótką spódniczkę.
- Bella nigdy się nie poci – wycedził Emmett. – Mogłaby w tym stroju wejść do sauny.
Podciągnęłam sweter jeszcze wyżej.
- Podobno dziś wieczorem ma się ochłodzić – powiedziałam niepewnie.
- Tak. Temperatura spadnie do dwudziestu pięciu stopni – mruknął Emmett. – Brr… Trzeba wyciągnąć kalesony.
- Może byście skończyli te towarzyskie pogaduszki? – Charlie Swan wmaszerował do gabinetu jak generał na inspekcję pododdziałów. – To jest biuro, nie magiel. Czas wziąć się do roboty. Chyba nie wymagam zbyt dużo?
Ja i Emmett wymieniliśmy niespokojne spojrzenia. Dzień rozpoczęty od reprymendy szefa nie wróżył nic dobrego.
Ojciec spojrzał na nas tak, że żadne z nas nie pisnęło nawet słowa.
- Czy w sali konferencyjnej jest kawa? – zapytał sucho.
Kate skinęła głową,
- Bella, Emmett, chodźcie ze mną. A ty – zwrócił się do sekretarki – przypilnuj, aby nikt nam nie przeszkadzał. I sama też nie wchodź. Rozumiesz?
- Nawet się nie zbliżę do drzwi – gorąco zapewniła Kate.
Cała nasza trójka weszła do sali konferencyjnej na końcu korytarza. Ojciec zamknął drzwi i zbliżył się do dzbanka z kawą.
- Może to pytanie jest nie na miejscu, ale zachowujesz się dziś nietypowo. Czy coś się stało? – Emmett posłał mu niewinny, chłopięcy uśmiech, który zawsze robił wrażenie na innych.
- Gratulację spostrzegawczości. Jesteś niezwykle bystry, Emmett. Może gdybyś był równie zdolny w pracy, wygralibyśmy więcej spraw i nie tracili starych klientów. Bo jeżeli tak dalej pójdzie, będziemy stać i patrzeć jak kolejni rezygnują.
- Coś się stało? – spytałam zaskoczona tą niezwykłą naganą. Kilka razy widziałam już ojca tak zdenerwowanego na Emmetta, ale po raz pierwszy odezwał się do niego tak szorstko.
- Dowiesz się, jak nie przestaniesz mi przerywać! – Charlie zwrócił swój gniew na mnie. – Dacie mi skończyć, czy dalej macie zamiar zadawać te głupie pytania?
- Przepraszam. Już nie będę. – Skuliłam się na swoim krześle. Po nieprzespanej nocy nie czułam się najlepiej. Rano, gdy zadzwonił budzik, ledwie dowlokłam się do łazienki. Miałam wrażenie, że głowa mi pęknie, ale to był dopiero początek. Myjąc zęby, spojrzałam w lustro i o mało nie zadławiłam się szczoteczką. Na szyi miałam…
Oblałam się rumieńcem i podciągnęłam golf jeszcze wyżej. Purpurowy ślad po ugryzieniu był bardzo widoczny. Dlatego założyłam ten sweterek, co wygląda dość dziwnie w ciepły dzień. Doskonale pamiętałam moment, kiedy Edward Cullen ukąsił mnie w szyję.
Teraz, w świetle dnia, erotyczne wspomnienie zbladło i czułam się poniżona. Wyglądałam jak narzeczona Draculli. Nigdy nawet nie używałam słowa „malinka". A teraz miałam ją na szyi.
Z początku chciałam wpaść do biura Edwarda z awanturą. Perspektywa ponownego spotkania była kusząca. Myśl, że jeszcze raz go zobaczę, przyprawiała mnie o tremę i zawroty głowy, ale przestraszyłam się własnej reakcji, godnej zakochanej nastolatki. W rezultacie nie poszłam do Cullena, tylko prosto do kancelarii.
Dotarłam tam w samą porę, by usłyszeć, jak Emmett pytał Katie o stosunki Tanyi z Cullenem. Znak, który pozostawił mi na szyi, zaczął palić żywym ogniem. Wyobraziłam sobie ją i Edwarda razem. Całujących się i dotykających...
- Bello, ty mnie wcale nie słuchasz! – głos Charliego wyrwał mnie z zadumy.
Nie zamierzałam się wypierać, choć mój ojciec wyglądał tak, jakby miał rozszarpać nas oboje. Z pewnością żałował teraz, że zatrudnił swoje potomstwo we wspaniałej kancelarii i musi się z nami teraz, niestety, użerać. No cóż, takie życie. Nie ma co, humorek dopisuje – pomyślałam sarkastycznie.
- Z całym szacunkiem, Charlie, ale nie możesz nas winić za przyjazd Edwarda Cullena – ośmielił się wtrącić Emmett.
- Nie? – znowu ogarnął go gniew. – A dlaczego? Dlatego, że nie czujecie się ani trochę winni za klęskę, jaką z nim ponieśliśmy? Zamiast uważać go z głupka, niekompetentnego idiotę, powinniście brać z niego przykład. I nie chodzi tylko, że ma coraz więcej klientów!
Zauważyłam, jak próbuje nad sobą zapanować i do dopiero po dłuższej chwili ciszy odezwał się pierwszy.
- Nasza sytuacja jest niezwykle trudna – powiedział już spokojnie, ale ręce nadal trzęsły mu się ze złości.
- Dobrze wiecie, że firma Clearwater ma własnych prawników. Seth dał mi do zrozumienia, że poprosi ich o pomoc, a przecież nasza kancelaria zawsze zajmowała się ich sprawami! Edward Cullen po raz kolejny wpakuje nas w tarapaty! - walnął pięścią w stół.
Podskoczyłam na krześle i bezwiednie dotknęłam szyi. Edward całował ją i dotykał. Kłopoty? Przez niego nie mogłam normalnie myśleć.
- Wyglądacie jak półtora nieszczęścia. – Chralie znów był wściekły. – Gdzie się podział wasz duch walki? Zamierzacie się tak łatwo poddać? Emmett, może wybierzesz jakiś bardziej spokojniejszy zawód i przeniesiesz się do banku ciotki? A ty, Bello, czemu w końcu nie wyjdziesz za mąż? Wybierz faceta, przy którym zbyt często nie będziesz musiała używać swoich szarych komórek! Nie marnujcie czasu w mojej kancelarii!
Na samą myśl o małżeństwie poczułam skurcz w żołądku. To zdecydowanie nie dla mnie – pomyślałam pewna swego.
Charlie opuścił salę, trzaskając drzwiami.
Ja z Emmettem wymieniłam te same spojrzenia.
- Praca w banku? O nie! – skrzywił się. – Kochana cioteczka umie wsadzić szpilkę, zresztą bankowość mnie nudzi!
- Nie musiał mi przypominać o małżeństwie. Jestem już dorosła i sama mogę o sobie decydować – powiedziałam z mocą.
- Jest naprawdę fatalnie – odrzekł poważnie Emm.
- Masz rację, zupełna katastrofa.
Weszłam do biurze zaraz po burzliwym spotkaniu z ojcem i wzięłam się do pracy. Powiesiłam żakiet na oparciu fotela i wyjęłam z aktówki teczkę z etykietą: „Wspólnota Brytyjska przeciw Stallway’owi”, umieściłam ją z powrotem kartotece i wyjęłam stamtąd inne dokumenty, które wymagały mojej natychmiastowej uwagi. Rozgrzana porannymi okolicznościami, przerwałam pracę dopiero w porze lanchu. Doświadczenie mówiło mi, że mając za sobą nadprogramowe godzinny, jakie przepracowałam w minionym tygodniu, padnę z wycieńczenia przed końcem dnia.
Było już późne popołudnie, gdy podniosłam wzrok znad kopii dokumentów, które właśnie studiowałam. Podniosłam wzrok i natrafiłam na rozbawione oczy mojego wroga… boskiego wroga. W niedbałej pozie stał w drzwiach Edward Cullen. Byłam tak zaskoczona faktem, jego niezapowiedzianej wizyty, że zaniemówiłam. Odzyskałam dopiero głos, gdy mężczyzna przekroczył próg.
- Witam, panie Cullen – przywitałam go śmiało. – Czy ma pan do mnie jakąś sprawę?
- Nie myśli chyba pani poważnie, że uda jej się tak łatwo przede mną umknąć? – zapytał z naciskiem na każde słowo.
Nie dając się zepchnąć od razu na pozycje obronne, puściłam podtekst jego słów mimo uszu.
- Proszę, niech pan wejdzie dalej – powiedziałam z lekka kpiną w głosie, delektując się jego błyskiem rozbawienia w oczach. – Czym mogę panu służyć, panie Cullen?
- Wczorajszy spektakl był pierwszorzędny, ale ten teraz jest jeszcze lepszy. Czy pani zawsze jest taka wytworna? – Ani na chwilę nie odrywał ode mnie wzroku.
Miałam niepohamowaną ochotę go uderzyć, lecz powstrzymałam się. Wiedziałam, że przy każdej okazji będzie mi wypominał wczorajsze spotkanie. Postanowiłam, że dziś będę opanowana. Nie pokażę mu, jak na mnie wpływa.
- Staram się - odparłam beznamiętnie. – Co pana do mnie sprowadza? O ile mi wiadomo, nie byliśmy umówieni – oznajmiłam spokojnie z nutką irytacji w głosie.
- Nie byliśmy, ale pomyślałem, że powinniśmy to zmienić –rzekł z tajemniczym uśmieszkiem.
Wstałam, podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Gestem ręki pokazałam mu, że może już iść. Jednak on stał nadal i patrzył, więc powiedziałam słodko z uśmiechem w kącikach ust:
- No to widać, źle pan myślał. Jeśli to wszystko, co ma pan do powiedzenia, to moglibyśmy się już pożegnać. Mam bardzo dużo pracy i…
Zanim zdążyłam się zorientować, zamknął drzwi i zostałam do nich przyciśnięta. Przez chwilę miałam deja vu. Spojrzałam mu w oczy, co było moim największym błędem. Patrzył na mnie ogarnięty namiętnością, której nawet nie starał się ukryć. Nie mogłam uwolnić wzroku oraz siebie od wrażenia, jakie wywierała na mnie bliskość jego ciała.
Zamiast złości i oburzenia – typowej dla mnie reakcji – poczułam zawrót głowy.
- Coś mi to przypomina. Wczoraj, też przywarłeś mnie do muru. W dosłownym znaczeniu – rzekłam rozbawiona.
- A w przenośni? – zapytał
- Jeśli jeszcze raz wspomnisz ten podrobiony testament…
- On jest prawdziwy. – W oczach Edwarda pojawiły się wesołe ogniki.
- Widzisz, nawet kłamać nie potrafisz – powiedziałam pewna swego.
- Moja droga, mówię do ciebie jak prawnik do prawnika. Mam gdzieś ten testament – słyszałam i widziałam w wyrazie jego twarzy, że mówił prawdę, ale ja i tak nie chciałam, a może bałam mu zaufać… Sama nie znałam na to pytanie odpowiedzi.
- O, rany. Jestem po wrażeniem – odrzekłam przekornie.
Powoli uniosłam ręce. Edward chwycił mnie za nadgarstki i przytrzymywał w górze. Po chwili przycisnął mnie mocniej do ściany. W ogóle nie miałam ochoty go odpychać. Chciałam zarzucić ramiona na jego szyję.
Zdałam sobie sprawę co się dzieje. Jak to się stało, że pozwalałam Edwardowi traktować się w ten sposób? Przecież przed chwilą rozmawialiśmy o testamencie Clearwatera.
Serce krzyczało: Pocałuj go! Zaś rozum mówił: Dziewczyno, co ty robisz? Uspokój się! Ciekawsza była pierwsza opcja, ale wybrała drugą, mądrzejszą.
Nie mogłam mu ulec. Przynajmniej nie od razu. Spróbowałam uwolnić ręce, ale jego uścisk był zbyt mocny. Starałam się odsunąć, ale te wysiłki spełzły na niczym. Przywarł do mnie mocniej. Wsunął nogę pomiędzy moje uda. Wszystko, co robiłam, tylko wzmagało jego podniecenie. Wyraźnie czułam tego efekty.
Edward jęknął. A może to było westchnienie.
- Robisz to specjalnie. Chcesz, żebym zwariował. Doskonale wiesz, co się ze mną dzieje. Nie przestaniesz dopóki, nie doprowadzisz mnie do granicy wytrzymałości – powiedział ochrypłym głosem.
Zachichotałam cicho, jednak po chwili się opamiętałam. Sytuacja wcale nie była zabawna. To ja byłam ofiarą. Już drugi raz w ciągu tygodnia – przyparto mnie do ściany, dosłownie. Ten mężczyzna mnie prześladował.
- Uważasz, że to śmieszne? – Edward delikatnie dotknął wargami moich kącików ust. Gdy chciał odsłonić moją szyję, obciągając kołnierz, zaczęłam się wiercić. Nie chciałam, aby zobaczył znak naszego wczorajszego intymnego zbliżenia. Nie chciałam, aby był jeszcze bardziej dumny, niż jest, wiedząc, że zostawił na mnie swój ślad.
Niestety w szarpaninie nie miałam szans. On górował siłą nad mną. Gdy zobaczył, dlaczego nie chciałam, aby zobaczył mojej szyi, najpierw dotknął delikatnie śladu, a później zrobił krok do tyłu i spojrzał mi prosto w oczy. Zarumieniłam się gwałtownie, nie będąc w stanie nawet nad tym zapanować.
- Skoro już widziałem, co ci własnoręcznie zrobiłem… nie musisz się tak ukrywać.
- Twoje usta nie miały z tym nic wspólnego – powiedziałam i zaczerwieniłam się jeszcze bardziej.
Nie chciałam, aby to zobaczył, ale skoro tajemnica się wydała, powinnam zareagować ostrzej. Cały dzień męczyłam się w ciepłym swetrze, wzbudzając powszechne zdumienie.
- Może piętnowanie kobiet za pomocą ust to twój obyczaj, ale mnie tym nie oczarowałeś, Cullen – powiedziałam złowrogo. –Jestem za stara…
- To nie jest zwyczaj i doskonale rozumiem, że nie jesteś oczarowana. – Przesunął się i pogłaskał mnie po włosach. – Przepraszam, Bello, to się już więcej nie powtórzy… - Musnąwszy moją skroń, dodał – przynajmniej nie tak, aby wszyscy widzieli.
Wydałam cichy jęk. Jednak nie potrafiłam mu się oprzeć.
Czując jego rosnące podniecenie, poruszyłam rytmicznie biodrami i otarłam się o niego. Walcząc z zahamowaniami, które przez tyle lat pozwalały mi zachować samokontrolę, nagle zrozumiałam, że mój los zależy od tego mężczyzny, od siły jego pragnień i potrzeb. Nic poza nim i tą chwilą nie miało dla mnie teraz znaczenia.
Edward musnął moją twarz czubkiem nosa.
- Nie każesz mi przestać? - zapytał cicho
Spojrzałam mu głęboko w oczy.
- Nie – wykrztusiłam.
- Dobrze – dotknął wargami moich ust. – Wiem, że nie chcesz, żebym przestał.
Czubkiem języka badał zarys moich warg. Rozchyliłam usta w niemym przyzwoleniu, ale nie pocałował mnie.
- Chcesz, żebym to robił? – pytał dalej.
- Za dużo mówisz – zaprotestowałam. Wiedziałam doskonale, o co mu chodzi.
- Jestem taki drobiazgowy. Przecież wiesz – uśmiechnął się czule.
Jego wargi znowu dotykały moich ust. Drażnił mnie szybkimi, gwałtownymi pocałunkami, ale za każdym razem, gdy pragnęłam, aby nasze usta w końcu przywarły do siebie, on się odsuwał.
- Chyba przesadzasz z tą drobiazgowością – poskarżyłam się.
Roześmiał się łagodnie.
- Czemu tak jęczysz?
- Wcale nie jęczę – obruszyłam się. – Nigdy w życiu nie jęczałam! Przestań mnie w końcu obrażać, bo…
- Kochanie, przepraszam. Nie chciałem cię obrazić. – Znów się uśmiechnął i puścił moje ręce. – Chciałem, żebyś poczuła się dobrze. Nie gniewaj się na mnie.
Drażnił się ze mną, flirtował. Przez chwilę miałam nadzieję, że odzyska władzę nad sobą i będzie w stanie odejść. Stało się wręcz odwrotnie.
Dlaczego miał na mnie taki wpływ? Nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi. Co z tego, że mnie irytował, doprowadzał do pasji, skoro w następnej chwili poddawałam się jego urokowi?
- A co powiesz na to? – dłońmi delikatnie dotknął moich piersi.
Mimo że od dawna miałam swobodne ręce, nie oderwałam ich od ściany. Moje piersi nabrzmiały w jego uścisku. Westchnęłam z rozkoszy, jaką mi dawał.
- Cudownie – to było jedno, wielkie niedopowiedzenie. Tego uczucia po prostu nie dało się określić słowami.
Chciałam więcej, dużo więcej. Moje sutki nabrzmiały, stały się twarde, wrażliwe i były teraz wyraźnie wyczuwalne przez stanik. Pragnęłam pieszczot. Gotowa byłam błagać go, aby nie przestawał mnie dotykać. Jego ręce po prostu działały cuda i dawały niepowtarzalną rozkosz. Powoli i leniwie zaczął zataczać koła na mojej skórze, lekko uciskając.
Jęknęłam, dając się ponieść wyraźnym pragnieniom.
- Otwórz oczy – zażądał. – Spójrz na mnie.
Powoli podniosłam powieki. Patrzyłam na jego spuchnięte od pocałunków usta.
- Chcesz, żebym cię pocałował? – zapytał cicho.
Niczego bardziej nie pragnęłam w tej chwili. Delikatnie skinęłam głową.
- Nie słyszałem – wyszeptał.
Westchnęłam.
- Tak – w tym jednym słowie zawarłam wszystko. Poddałam się.
Lekko chwycił zębami moje usta, najpierw dolną, potem górną wargę. Jęknęłam z rozkoszy.
- Powiedz moje imię, Bello – zażądał.
- Zbyt wiele gadasz, Edward – powiedziałam, obejmując rękami jego szyję.
- Mam się zamknąć i pocałować cię?
- Tak.
Przyciągnął mnie do siebie jeszcze mocniej niż przedtem. Całował namiętnie i głęboko, a ja oddawałam mu pocałunki, czując pożądanie ogarniające całe moje ciało. Zapomniałam o rzeczywistości, gdy dłonią wprawionego kochanka pieścił moje piesi, gdy poczułam między udami twardą, nabrzmiałą męskość. Jego ruchy stawały się coraz bardziej intensywne, a ja drżałam w oczekiwaniu na więcej.
Rękoma objął moje pośladki, wbijając w nie palce. Prowokacyjnie otarłam się o niego.
Rozdzielające warstwy ubrań było teraz straszną przeszkodą, przynajmniej dla mnie. Szybkim ruchem wyciągnęłam mu koszule ze spodni i dłońmi dotknęłam jego nagich pleców. Miał miękką, gładką, lekko wilgotną skórę.
Poczułam, że się w nim zatracam, tonę w jego zapachu i smaku. Oczarowana jego męskością poczułam nagły przypływ siły i euforii.
Pragnęłam go. Tak niesamowicie go pragnęłam. Zadrżałam i nieoczekiwanie oprzytomniałam. Przestałam go całować i spojrzałam mu w oczy.
Edward, jakby wyczuwał moje zmieszanie, gdyż po chwili do mnie przemówił z czułością:
- Oboje tego chcemy.
Pochylił się ponownie ku mojej szyi, w wilgotne delikatne pocałunki znów mnie oszołomiły.
- Jest cudownie, Bello. Tak właśnie powinno być – powiedział łagodnie.
Nie miałam siły, aby się sprzeciwić, poprzestałam więc na cicho wyszeptanych kilku słowach:
- Nie powinniśmy tego robić, Edwardzie.
- Może masz rację, ale zrobimy, prawda? – zapytał z nadzieją.
Ponownie mnie pocałował, więc nie miałam czasu na odpowiedz. Po chwili uniósł nieznacznie głowę, lecz nadal trzymał usta blisko mojej twarzy, tak, że czułam jego ciepły oddech.
- Chcę się tobą kochać, Bello. Pragnę cię – szepnął czule i wsunął dłonie pod mój golf. – Pozwól mi, proszę.
Zanim zdążyłam się odezwać, rzekł jeszcze:
- Powiedz, że tego chcesz. Pozwól mi to usłyszeć.
- Potrzebujesz potwierdzenia na każdym etapie? – Po raz kolejny przepełniła mnie fala ciepłych uczuć dla tego człowieka. Mój świat, który od tak dawna tworzyłam, budowałam, właśnie przewracał się do góry nogami.
- Tak – odparł.
Patrzył na mnie tak intensywnie, jakby chciał przeniknąć moje wnętrze, jakby chciał wydobyć najbardziej ukryte pragnienia.
- Tak – powiedziałam oszołomiona. W sądzie nikt nie wysławiał się lepiej ode mnie, a w życiu prywatnym nie potrafiłam mówić o uczuciach i pragnieniach. Edward mnie obserwował i czekał.
- Powiedz to, Bello.
- Chcę… tego samego co ty – wykrztusiłam.
Edward ponownie mnie pocałował, a ja mu ochoczo odpowiedziałam. Nie chciałam, by to się kończyło, wręcz przeciwnie, pragnęłam, by trwało wiecznie.
Byliśmy tak zajęci sobą, że nie usłyszeliśmy otwieranych drzwi.
- O rany! Nie poduście się! – rozległ się pełen zaskoczenia głos. Ja i Edward natychmiast od siebie odskoczyliśmy gwałtownie.
Zafascynowany Emmett stał w drzwiach i gapił się na nas, z wyrazem szoku. Ja westchnęłam, Edward zaklął. Oboje odsieliśmy się od siebie jeszcze bardziej.
- Przepraszam, że przeszkodziłem – powiedział, wyraźnie wciąż zaszokowany. Po chwili już go nie było w pokoju.
Ja i Edward staliśmy i nie odzywaliśmy się. Każde z nas unikało spojrzenia drugiego. To była bardzo niezręczna sytuacja, cisza, całe zajście.
W końcu się przełamałam i powiedziałam:
- Chyba powinieneś już iść. – Byłam cała czerwona ze wstydu.
- Chyba masz rację – odrzekł i w jednej chwili znów byłam w jego ramionach. Spojrzał mi w oczy. – Tylko nie myśl, że skończyliśmy – powiedział czule, delikatnie musnął mój policzek i po jego pobycie w tym gabinecie nie było śladów.
Moja ręka sama powędrowała do ust, nabrzmiałych od pocałunków. To był jeden prawdziwy i niezaprzeczalny dowód jego pobytu tutaj.
Po chwili oprzytomniałam i pobiegłam jak burza do biura mojego braciszka. Wpadłam do niego, nie siląc się na żadne grzeczności czy powitanie.
- Nie waż się nikomu o tym mówić - zażądałam szybko i groźnie.
- Oczywiście, kochana siostrzyczko. Tylko mam taką małą prośbę – powiedział łagodnie.
- Jaką? – zapytał podejrzliwie.
- Opowiedz mi, jak to moja kochana siostrzyczka wdała się w romans ze swoim wrogiem Edwardem Cullenem? – Ciśnienie mi się podniosło.
- NIE MAM romansu z Edwardem Cullenem!!! – wysyczałam wściekłą.
- Och, doprawy? - zapytał wyraźnie zadowolony z mojej reakcji.
Tak więc następne parę godzin spędziłam na opowiedzeniu ze szczegółami, jak to było, kiedy „zaprzyjaźniłam się”, jak to nazwał Emmett, z Cullenem.
Gdy po męczącym dniu siedziałam w domu z lampką wina, sama zastanawiałam się, co jest między mną a Edwardem. Wiem na pewno, że jeszcze nigdy czegoś takiego nie czułam. Wiem też, że moje uczucia do niego teraz bardzo się zmieniły. Teraz go już nie nienawidzę, ja go po prostu… po prostu go lubię.
Siedziałam i myślałam, co jest lub co może być między mną a Edwardem, gdy w głowie nieoczekiwanie przypomniał się zdanie z pewnej piosenki. „Czy to jest miłość, czy to jest kochanie?”. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|