|
Autor |
Wiadomość |
marisa:*
Człowiek
Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 97 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 11:17, 19 Sie 2009 |
|
nieznana, tak bardzo się wstrzymywałam przed czytaniem, bo chciałam poczekać do 10 rozdziału, żeby za jednym zamachem dużo więcej przeczytać. Ale nie;/ Wczoraj wieczorem nie powstrzymało mnie nawet zmęczenie. Wyłączyłam kompa i wydrukowałam sobie rozdzialiki, żeby przeczytać w łóżeczku. A rano obiecałam skomentować:)
Swietny pomysł z umieszczeniem w opowiadaniu nowej osoby, która jakby patrzy z boku na poczynania Belli. Ale muszę również dodać, że nie wiem czy ja bym temu podołała, w końcu Natalie to kuzynka Bellli, a nie ona sama i chyba ciężko będzie opisać spotkania B&E. Chyba, że jak wróci to będzie z Natalie, a Bella mogłaby być z Alekiem. :P Co do tego chłopaka, nie podoba mi się. To połączenie niebieskiego z czerwonym, jasno mówi, ze pije on krew ludzi. A patrzy tak dziwnie na Lie, że aż się o nią boję. Poważnie, moim zdaniem twój ff jest taki trochę z grozą, bo w każdej chwili może coś wyskoczyć;/ Lie nie zdaje sobie sprawy, że otacza ją grono samych wampirów, jestem ciekawa czy jej matka chociaż wie z kim się spotyka:lol: Chciałabym jeszcze dodać, że podoba mi się ta postać, jest ona bardzo odważna i nie boi się wyzwań( wyciągnięcie Belli z dołka, to jest wyczyn) mam nadzieję, ze nic się nikomu nie stanie i nie każesz lecieć Belli do Włocha, za tym głupkiem:lol: pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy Marisa |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
ajaczek
Zły wampir
Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Czw 12:29, 20 Sie 2009 |
|
Dziś przeczytałam twój ff od samego początku do końca i stwierdzam że mi się podoba. Masz fajny styl pisania, czyta się bardzo przyjemnie i szybko. Co do pomysłu, to gdzieś się już spotkałam z czymś podobnym (do Belli przyjeżdża kuzynka, przyjaciółka... ). Czekam na kolejne rozdziały, które mam nadzieję że wniosą kilka nowych zwrotów akcji. Narazie wprowadziłaś Aleca - czekam na jakieś wydarzenia związane z jego osobą. Liczę na zaskakujący rozwój twojego ff bo ma ku temu przesłanki :) W głowie kotłuje mi się kilka domysłów związanych z przyszłymi rozdziałami, ciekawe czy któreś z nich się potwierdzą
Życzę weny, czasu i przyjemności na pisanie kolejnych rozdziałów. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
MonsterCookie
Gość
|
Wysłany:
Czw 15:17, 20 Sie 2009 |
|
Na początku muszę cię przeprosić, że wcześniej nie komentowałam, ale niestety miałam brak dostępu do komputera. :(
A teraz zacznę od tego, ż bardzo mi się podobało. Tekst zdecydowanie dobry, ty wiesz, że ja kocham twój styl i fabułę. Najlepsza scenka to według mnie spotkanie Bella vs. Jacob vs. Natalie w pokoju Bells :D
Denerwuje mnie, że ta Lie jest taka trochę niedomyślna, ale jak przeczytałam powyżej to Bella wyjaśni jej wszystko niedługo.. Także nie pozostaje mi nic innego jak czekać na następny rozdział.
Pozdrawiam,
MonsterCookie. :) |
|
|
|
|
Swan
Zły wampir
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 40 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P
|
Wysłany:
Pon 17:29, 31 Sie 2009 |
|
"Gadał jak najęty i okazał się straszne natarczywy.... W końcu zadzwonił dzwonek, a ja wyparowałam z klasy."
Klasy? Wydawało mi się, że byli na stołówce?
No ale oprócz tego wszystko pasuje :)
Co do samej treści- kurde, brakuje mi punktu widzenia Belli. I to cholernie xD No bo... Lie jest niedoinformowana. Ja jestem ciekawa reakcji Belli na wizytę Aleca. Czy ona go kojarzy? Nie... W końcu nie znała go wcześniej.. A może po prostu wie kim on jest? I co je. No ale nie wierzę, że ani razu nie porozmawiali. A jeśli porozmawiali to ja chcę znać przebieg rozmowy! O matko xD Ciekawość mnie rozwala normalnie :P
Weny, czasu i chęci do dalszego pisania :)
Pozdrawiam,
Swan
EDIT: Boże przepraszam xD Przyzwyczaiłam się, że czytam same tłumaczenia. Z tym opowiadaniem zrobiłam wyjątek i teraz się mylę... No cóż mój mózg dzisiaj nie pracuje :P Wybacz :) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Swan dnia Pon 18:57, 31 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Susan
Administrator
Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 732 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 17:42, 31 Sie 2009 |
|
Swan napisał: |
A więc zacznę tak... czyta się lekko i przyjemnie. Świetnie tłumaczysz :D
(...)
Weny, czasu i chęci do dalszego tłumaczenia :) |
Ale przecież nieznana nie tłumaczy Motyle to opowiadanie Jej autorstwa widzisz gdzieś oznaczenie, które mogłoby wskazywać na tłumaczenie?
Uwielbiam Twoje opowiadanie Fruwajko nawet nie wiesz jak się nakręcam na nowy rozdział :) a wiem, że szykujesz dla nas coś ciekawego. Pisz, pisz :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
new life
Zły wampir
Dołączył: 13 Sie 2008
Posty: 489 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 31 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Pon 20:04, 31 Sie 2009 |
|
witam :) dlugo mnie nie było ale wasnie mam troche czasu wolnego w pracy wiec moge leniuchowac
dawno temu napisałam komentarz, bo na samym poczatku po prologu i jeste mi z tego powodu bardzo wstyd. we wrzesniu bede miala miej pracy, wiec wiecej czasu. To moze teraz przejde do konkretow
Sciągnełam sobie wszystkie rozdziały z twojego chomika i przeczytałam wszystkie naraz i jestem nim zachwycona! czytało się lekko i przyjemnie, a postacie, ktore wplatasz w opowiadanie sprawia ze jest ciekawie i interesująco. I tu mnie najbardziej fascynuje postac Aleca. Chciałabym, a raczej mam nadzieje ze napiszesz o nim cos wiecej, jakies ciekawe wątki. Do tej pory pamietam scene w pokoju Belli w starciu B&J&N bardzo mi sie ta scena podobała i uważam ją za bardzo ciekawą i smieszną.
chcialabym cie w tym momencie pochwalic. Pochwalic za umiejetnowsc opisywania sytuacji Belli z pkt widzenia innej osoby. Ciekawa jestem jak opiszesz z B&E. Ja bym tak nie umiała, dlatego ciesze sie ze ty piszesz
juz kiedys o tym pisalam ale napisze jeszcze raz :) podoba mi sie twoj tytul. Jest taki inny i radosny :) bardzo mi sie podoba, bo to wlasnie tytul mnie ty przyciągnął.
czekam na dalsze rozdzialy z niecierpliwoscia, bo wiem ze mnie zaskoczysz, a takze to ze ten rozdzial na pewno mi sie spodoba
zycze veny :)
new life |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
nieznana
Zły wampir
Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca
|
Wysłany:
Pon 20:10, 31 Sie 2009 |
|
Na początku dziękuję za komentarze i informuję, że nowy rozdział jest już napisany i na dniach powinien się pojawić :D
Cieszę się, że podoba wam się mój wytwór wyobraźni, KoSa natchnęłaś mnie i obiecuję Ci, że napiszę jeden rozdzialik z perspektywy Belli, już nawet wiem co w nim będzie, ale na niego jeszcze będzie trzeba poczekać.
Swan - każdemu zdarzają się pomyłki, więc tym się nie przejmuj :D Co do tego dzwonka, to nie mogę znaleźć tego kawałka. Ale jak tak było, to przepraszam, następnym razem bardziej się przyłożę :D
n/z |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
marcia993
Dobry wampir
Dołączył: 27 Sty 2009
Posty: 997 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 104 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: who cares?
|
Wysłany:
Pon 20:43, 31 Sie 2009 |
|
nieznana napisał: |
Co do tego dzwonka, to nie mogę znaleźć tego kawałka. Ale jak tak było, to przepraszam, następnym razem bardziej się przyłożę :D |
Za co Ty przepraszasz? :D A od czego masz betę, co?
Strasznie przepraszam za ten błąd (i kilka innych, które się wcześniej pojawiły) i obiecuję, że to JA się następnym razem bardziej przyłożę.
A to zdanie, które wskazała Swan, jest w trzecim rozdziale.
A teraz wypowiem się na temat treści, bo wydaje mi się, że wcześniej tego nie robiłam (to dlatego, że jestem niestety typem osoby, która czyta, ale nie komentuje). Bardzo lubię Twoją Lie (zresztą tak jak wiele osób ^^) i cieszę się, że zdecydowałaś się opisać tę historię z jej punktu widzenia, bo wprowadza to do tekstu powiew świeżości. Jednak jestem ciekawa, jak opowiesz o wydarzeniach, które nastąpią, gdy Edward powróci (chyba, że tak się nie stanie ), bo to będzie dosyć trudne do wykonania, jeśli Motyle nadal będą prowadzone w narracji Natalie. Czy wprowadzisz PWB?
I najbardziej intryguje mnie Alec. :D Tej postaci jestem chyba najciekawsza. :D
Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć duuuużo weny. :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
nieznana
Zły wampir
Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca
|
Wysłany:
Sob 14:00, 05 Wrz 2009 |
|
Dodaję nowy rozdział i z góry informuję, że nie wiem kiedy pojawi się następny. Na razie napisałam sam początek :D Ale teraz jest weekend, więc postaram się przysiąść do tego na spokojnie i może kilka godzin poświęcić :) Oczywiście jeszcze raz dziękuje za komentarze i zapraszam do czytania :D
Rozdział dostępny również na [link widoczny dla zalogowanych]
Beta: cudowna Alice_415
Rozdział V
"Powrót na Alaskę"
Minęły już prawie dwa miesiące i to właśnie dzisiaj wyjeżdżam do Palmer na święta Bożego Narodzenia. Jest poniedziałek, dwudziesty pierwszy grudnia, siódma trzydzieści – ostatni dzień szkoły w tym roku kalendarzowym.
Przez ostatnie tygodnie widziałyśmy z Bellą Jacoba parę razy. Nasze spotkania nie trwały jednak długo - jedynie kilka minut i nigdy nie przekraczały dwudziestu. Na początku jeździłyśmy do niego, ale po pewnym czasie dałyśmy sobie z tym spokój. Teraz nie wiem, co u niego słychać, jak się miewa albo czy dobrze się czuje i jak spędza święta. Kompletnie nic. Nawet Billy Black nie kontaktuje się z wujkiem Charliem. Razem z Bellą jakoś to przetrawiłyśmy i znalazłyśmy wspólny język z kilkoma nowymi osobami w szkole. Nawet sama Lauren, która nawiasem mówiąc nas nie lubiła, z powodów znanych tylko jej samej zaczęła rozmawiać z nami na przerwach i podczas lunchu. Oczywiście nadal ma taki skrzekliwy głos jak kiedyś, ale zdążyłyśmy się już do niego przyzwyczaić. Poznałyśmy ją bliżej i okazało się, że nie była tak wredną osobą, za jaką ją miałyśmy. Co do tego nowego, to nie był on już głównym tematem plotek w mieście. Ludzie przetrawili jakoś fakt, że przyjechał tu sam i mieszka w wielkim domu na obrzeżach miasta. Na szczęście dla mnie - na drugim końcu Forks. Nie zniosłabym, gdyby okazało się, że jest moim sąsiadem. Mam go już dość w szkole, to poza nią mogę chyba odpocząć, prawda?
- Cześć, Bells. Jak się spało? – spytałam, wchodząc do kuchni i siadając na jednym z krzeseł.
- Cześć! Bardzo dobrze, dziś ostatni dzień szkoły i jestem pełna świeżej energii. Co do twojego odlotu: ustaliliśmy z Charliem, że to ja cię odwiozę. Wyjeżdżamy o szesnastej, więc ojca jeszcze nie będzie, dlatego kazał się z tobą pożegnać. – Uśmiechnęła się łagodnie i podała mi miskę z mlekiem i płatkami. Podziękowałam jej, po czym zaczęłam jeść. Już nie mogłam się doczekać świąt, bo byłam w domu dosyć dawno. Nie widziałam mamy, znajomych... Podobno moja najlepsza przyjaciółka wróciła do miasta za namową siostry. Martha dużo mi pisała w mailach o tym, co się zmieniło, ale sama chcę, to zobaczyć. Podobno cały dom, oprócz mojego pokoju, został pomalowany przez Heathana, a w salonie było przemeblowanie.
*****
Dojeżdżałyśmy właśnie pod szkołę, wjechałyśmy na parking i zostawiłyśmy tam ciężarówkę Belli. Dziś to ona prowadziła, a moje autko stało grzecznie na podjeździe i niszczyło się na deszczu. Weszłyśmy do środka za dziesięć ósma i udałyśmy się do klasy. Dotarłyśmy tam w ciągu pięciu minut i czekałyśmy na lekcję. Oczywiście, jak każdego dnia, Jess już stała pod drzwiami i czekała na nas, po czym zaczęła rozmowę. Muszę się przyznać, że gdy trzy tygodnie temu cały ten Alec dał jej głęboko do zrozumienia na pewnej domówce u Tylera, że nie jest nią zainteresowany, to strasznie mi ulżyło. Biedna dziewczyna była załamana, ale dzięki temu nie muszę już wysłuchiwać pochlebstw i wzdychań pod jego adresem. Niesamowita ulga. Niestety Jessica się lekko podłamała.
Piątkowy wieczór, wszyscy jechali na imprezę do Tylera. Miała się odbyć świetna zabawa, nawet Bella się na nią skusiła. Po dwudziestej drugiej Jess była już nieźle wstawiona, a alkohol w jej żyłach szalał na całego, dodając tym pewności siebie i odwagi. Siedzieliśmy w siódemkę: ja, Bells, Angela, Lauren, Jessica, Martha i Ann. Te dwie ostatnie dopiero co poznałam i są one o rok młodsze. Każdy wypił przynajmniej jedno piwo, ja osobiście sączyłam chyba trzecie albo czwarte, ale nie jestem do końca pewna. Jedynie Bella nie upiła nawet łyka, choć starałam się ją poczęstować. Po trzecim odmówieniu odpuściłam sobie. Rozmawiałyśmy o chłopakach z naszej paczki i o kilku uczniach. Nic specjalnego. Oczywiście Jess musiała zacząć temat Aleca, nie było innej opcji.
- Dziewczyny, a co myślicie o tym nowym? Czyż nie jest przystojny? Ma takie silne ręce… - Nadawała jak najęta, a ja po trzecim zdaniu się wyłączyłam. Rozmyślałam o Belli, Jacobie i Edwardzie, bo wiem, że ci ostatni nie przepadali za sobą.
Nagle wszystkie dziewczyny zaczęły ochoczo dopingować Jess. Chcąc wiedzieć, co się stało, zapytałam o to siedzącą obok kuzynkę.
- Jess postanowiła zrobić pierwszy krok i zagadać w końcu do Aleca. Swoją drogą to może być ciekawe.
- A ty co o tym myślisz? Uda jej się? Mi jakoś ten chłopak nie podchodzi, jest jakiś dziwny, sama nie wiem... Może mam jakieś przywidzenia. Ale jeśli ona chce zrobić pierwszy krok, to muszę to zobaczyć. – Puściłam oczko do Belli i upiłam spory łyk piwa.
- No, dziewczyny, trzymajcie za mnie kciuki. Jeszcze dzisiaj będzie mój. – Dziewczyna wstała z kanapy i podeszła do stojącego przy barze chłopaka. Prawdopodobnie był to Alec.
Obserwowałam ją z zaciekawieniem i chciałam wiedzieć, jak to się skończy. Niestety tłum tańczący na parkiecie i głośna muzyka uniemożliwiały mi dowiedzenie się czegokolwiek. Po kwadransie widziałam uciekającą przez drzwi frontowe Jessicę i usłyszałam odpalanie silnika samochodu - nasz transport odjechał. Na imprezę przyjechałyśmy jej autem, a Bella miała nas nim odwieźć, ponieważ mieszkałyśmy blisko niej. Musiałyśmy się przez to przejść kawałek, ale wyszło nam to na dobre - ochłonęłam trochę i wywietrzyłam zapach alkoholu przed spotkaniem z Charliem.
W poniedziałek wszyscy mówili o incydencie na imprezie. Samej zainteresowanej nie było, a Alec trzymał język za zębami, więc po szkole krążyły najróżniejsze plotki. Ludzie nie wiedzieli, co zaszło między tą dwójką i - jak to w Forks - od razu wymyślali swoje wersje.
Zadzwonił dzwonek, Jessica życzyła nam miłych świąt i udała się na swoje miejsce. Razem z Bells podeszłyśmy do ławki i zajęłyśmy miejsca. Kolejna nudna lekcja z filmem. Skąd to wiem? A stąd, że pan profesor się spóźnia. On nigdy tego nie robi, chyba że właśnie wlecze za sobą stary magnetowid z jeszcze starszym telewizorem. Czy to jeszcze w ogóle działa? Nie powinno przypadkiem znaleźć się w jakimś muzeum z podpisem „Wynalazek dwudziestego wieku”? A my mamy już przecież dwudziesty pierwszy i szczerze powiedziawszy kasety VHS są już dosyć przestarzałe. Kto tego jeszcze używa?
Czeka mnie czterdzieści pięć minut czystej nudy... Niech mnie ktoś zabije!
Z tego, co pamiętam, wywnioskowałam, że udało mi się przysnąć w trzynastej minucie lekcji i przespać kolejne dwadzieścia. Niestety pobudka nie należała do najprzyjemniejszych. Siedziałam na bardzo twardym krześle w jeszcze bardziej niewygodnej pozycji. Prawą ręką podpierałam sobie czoło, a lewą trzymałam nadgarstek. Włosy ułożyły się falami, przykrywając częściowo moją twarz, co umożliwiło mi spokojne spanie i nienarażenie się na złość nauczyciela. Jednak po pewnym czasie zdrętwiałe od trzymania ich w jednej pozycji mięśnie rozluźniły się. Powoli, milimetr po milimetrze, moja twarz niebezpiecznie zbliżała się do twardej, drewnianej ławki. I tak boleśnie uderzyłam się o nią, że moje wspaniałe i relaksujące odpłynięcie skończyło się guzem na czole. Oczywiście hałas zwrócił uwagę połowy klasy, ale tym się nie przejmowałam. Ważniejszy był ból, który to spowodowało. Cholera! Ale to boli!
Nareszcie lunch. Ulubiona pora wszystkich uczniów i czemu tu się dziwić? W końcu można spokojnie się najeść, pogadać z innymi, a nawet skorzystać z toalety. I to wszystko w ciągu jednej przerwy!
Właśnie wchodziłam do stołówki, a przede mną szło jeszcze kilka osób. Zauważyłam Bellę zmierzającą do bufetu, ale była tak czymś zaabsorbowana, że nie spostrzegła leżącej na drodze skórki od banana. Chciałam krzyknąć, żeby uważała, ale dokładnie w tym momencie na nią nastąpiła. Biedna... Zaliczy nieprzyjemne spotkanie z podłogą. Już było mi jej żal i chciałam do niej podbiec, ale ktoś mnie w tym uprzedził. Zaraz, zaraz… Czy to nie przypadkiem ten nowy? Jaki tam znowu nowy - uczęszcza do naszej szkoły już któryś miesiąc, więc nie jest już nowym. Ale dla mnie i tak zostanie...
Alec podbiegł do niej i zdążył uchronić przed pewnym upadkiem. Skąd on się tam wziął? Pewnie szedł za nią po lunch, a ja go nie zauważyłam, zresztą nie dziwię się, bo niby czemu miałabym się nim przejmować? Ja nie Jessica. I to miłe z jego strony, że pomógł. Podeszłam do nich i chciałam mu podziękować, choć nie ja powinnam to zrobić, ale z tego co widzę, Bella zapomniała języka w ustach. Już miałam mu to powiedzieć, gdy Newton zawołał go do stolika. Chłopak uśmiechnął się i przechodząc, niechcący otarł się o moje ramię. Przebiegł mnie zimny i nieprzyjemny dreszcz spowodowany chłodem, jaki odczułam. Miał na sobie tylko bluzkę z krótkim rękawem, jednak mógłby założyć na siebie jakiś sweter.
- Bells, wszystko w porządku? Idziesz po jedzenie?
- T-tak. – Jej głos był bardzo spięty. Cała była spięta. Każdy jej mięsień skurczył się i przygotował na zadanie ciosu. W jej oczach dało radę dostrzec setki, jak nie tysiące, różnych emocji. Od dezorientacji, poprzez paniczny strach i ból, aż do niewyobrażalnej złości. Co doprowadziło ją do takiego stanu? Przez całą przerwę uważnie się jej przyglądałam i kilkakrotnie analizowałam przebieg tego zdarzenia na początku przerwy. I nic, ale to kompletnie nic, nie wpadło mi do głowy. Wszystko wyglądało normalnie.
******
Jest siedemnasta dwadzieścia, a ja dopiero wbiegam na teren lotniska. Na drodze Forks–Seattle był wypadek drogowy i przez to prawie spóźniłam się na samolot. Ale na szczęście odprawa na mój lot jeszcze trwała. Szybko podeszłam do pani z plakietką na lewej piersi i podałam jej bilet oraz dokumenty. Już po kilku minutach przemierzałam ogromną halę odlotów czy jak to tam się nazywa. Najważniejsze to dostać się do bramki numer pięć, skąd wejdę na pokład samolotu. Zdążyłam. Zajęłam miejsce i wyciągnęłam książkę z zamiarem jej przeczytania. Podróż powinna trwać kilka godzin, więc miałam dużo czasu na nadrobienie zaległości. Jestem na trzecim tomie „Zielonej Mili” Stephena Kinga. To bardzo poruszająca historia, ponadto uwielbiam tego pisarza. Zostały mi jeszcze cztery części łącznie z tą, którą mam w ręku. Wyciągnęłam mały kalendarzyk z reklamą jakiegoś salonu kosmetycznego, który robił za moją zakładkę i pogrążyłam się w lekturze.
Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam, ale to nie ważne, liczy się, że znów miałam sen. Tak, znów mi się coś śniło, ale tym razem nie to, co zawsze. To dość skomplikowane i dziwne, bo od kiedy pierwszy raz przyśnił mi się wilk, polana i nieznany mi mężczyzna, nic innego nie przechodziło przez mój umysł. Osobiście wolałam tę drugą opcję, jednak nie zawsze miałam na to wpływ. Chciałoby się powiedzieć, że to miła odmiana, ale nie. Ten sen mnie przerażał. Nie wiem czemu, ale tak było.
Środek nocy, idę wąskimi uliczkami między starymi kamieniczkami. Ktoś podąża za mną, ale nie mogę się odwrócić, by spojrzeć na nieznajomego. Coś mi zabrania, jakaś dziwna siła, ale wiem, że na pewno nie znajduję się tam sama. Jest niewyobrażalnie ciemno, a jednak widziałam wszystko ze szczegółami. Szłam po cichu przez te brukowane uliczki, kostka miejscami jest nierówna i wystają z niej zdradzieckie kamienie. Zgrabnie je wymijałam i nie zahaczyłam o żaden z nich, co było dość dziwne. No wiem, nie jestem kaleką, ale jednak w tak ciemną noc bez wątpienia powinnam się wywrócić kilka razy, nie mówiąc już o potknięciach.
Ja i mój towarzysz mieliśmy jakiś cel, do którego zmierzaliśmy. Mieliśmy się gdzieś dostać. Coś zrobić. Wypełnić jakieś bardzo ważne zadanie. Od tego zależało życie. Ale czyje? Co mamy zrobić? Co to za zadanie? Idziemy właśnie ulicą Via del Cappuccini na północ. Skąd jak to wiem? Przecież nigdy tu nie byłam, niezbyt się orientuję w terenie i na pewno nie rozróżniam kierunków świata bez punktu zaczepienia. Jest noc, ale nie widać gwiazd, dookoła mnie są budynki, a nie drzewa i w najbliższej okolicy nie widziałam żadnych starych kościołów. Więc jak niby miałam określić kierunki świata? Nie mam punktu zaczepnego, a jednak jestem święcie przekonana, że zmierzamy na północ. Mkniemy pod przykryciem nocy przez uliczki niewidzialnie dla innych i zbliżamy się do celu. Już jesteśmy blisko, czuję to. Zaraz dojdziemy do…
W tym momencie się obudziłam. Sen się urwał, nie dostrzegłam miejsca, do którego się zbliżaliśmy, do którego dążyliśmy. Ach, o co w tym wszystkim chodziło?
- Prosimy o zapięcie pasów bezpieczeństwa, zaraz będziemy lądować. Prosimy pasażerów o… - Co?! Przespałam cały lot? Jak to możliwe? Przecież czuję się jeszcze bardziej zmęczona, zresztą byłam przekonana, że ten sen nie trwał więcej niż pięć minut. To była tylko króciutka drzemka. Przynajmniej tak mi się zdawało...
Przetarłam ręką zaspane oczy, poprawiłam się na miejscu i schowałam swoją książkę, zaznaczając, gdzie skończyłam. Zapięłam pas i czekałam. Zaraz miałam zobaczyć moją mamę po tak długim czasie.
Wylądowaliśmy bez żadnych komplikacji. Spokojnie zebrałam swoje rzeczy i podążyłam za tłumem, aby udać się po odbiór bagażu. Zabrałam go z taśmy i ruszyłam dokończyć odprawę. Ku mojemu zaskoczeniu już po pięciu minutach stałam w holu z torbą przy boku i uwieszoną na swojej szyi Marthą. Obok stał Heathan i głupkowato śmiał się z jej reakcji. Po gorących powitaniach mężczyzna zaprowadził nas do auta. Otworzył mi tylne drzwi, a ja wślizgnęłam się na miejsce. Przez całą drogę mama trzymała mnie w objęciach, a gdy już dojechałyśmy do domu, chciałam wejść do środka, ale zatrzymała mnie w połowie drogi, zadając liczne pytania.
- Lie, tak bardzo się cieszę, że jesteś. Co słychać u Swanów? Charlie dziękował mi, że przeprowadziłaś się do nich i wyciągnęłaś Bellę z depresji. Na początku nie chciałam mu uwierzyć, wiesz, przewrażliwiony ojciec, który odzyskał córeczkę... Pewnie przesadzał opisując jej zachowanie. Rozumiem, dziewczyna się podłamała po zerwaniu z chłopakiem, podobno to była jej pierwsza miłość. Ale żeby od razy popadła w stan odrętwienie? W to jakoś nie chciało mi się uwierzyć… - Gadałaby tak bez końca, gdybym jej nie przerwała. Jej partner już dawno wszedł do domu z walizką i pewnie teraz rozpala ogień w kominku.
- Mamo, spokojnie! Opowiem ci o wszystkim jutro. Teraz jest już późno i stoimy na dworze, a robi się coraz zimniej – zauważyłam.
- O mój Boże! No przecież na pewno jesteś zmęczona podróżą, a ja cię tu wypytuję... Przecież jutro też jest dzień. – Objęła mnie ramieniem i zaprowadziła do środka.
Weszłyśmy do domu i zastałyśmy jej chłopaka przy kominku z zapałkami w ręce.
Rozebrałam się z mokrej kurtki i butów. Zajęłam miejsce na jednym z foteli i obejrzałam duży pokój. Faktycznie się tu pozmieniało... Mama w tym czasie parzyła dla mnie herbatę w kuchni. Siedziałam sobie otoczona kilkoma miękkimi poduszkami i przykryta polarowym kocem. Rozejrzałam się dokoła i zauważyłam, że meble zostały odświeżone, nowo polakierowane i wypolerowane, nawet uchwyty wymienili. Patrzyłam dalej: kanapa była ze skóry, ale dopiero teraz zauważyłam, że została odnowiona. Tak jak i na fotelach, na sofie również było pełno poduszek. Na środku stał niski, szklany stolik z wazonem kwiatów, a pod nim leżał ciepły, włochaty dywan w kolorze bordo. Było tu ślicznie, ale nie chciało mi się już doszukiwać innych drobiazgów, więc postanowiłam, że jutro je znajdę, a teraz szybko wypiję herbatkę i położę się spać. Jestem strasznie zmęczona...
Mam nadzieję, że się podobało i liczę na komentarze, nawet nie wiecie jakiego powera po nich dostaję :D
pozdrawiam
n/z |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez nieznana dnia Pią 9:48, 16 Paź 2009, w całości zmieniany 4 razy
|
|
|
|
Cocolatte.
Wilkołak
Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 42 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 14:16, 05 Wrz 2009 |
|
O! Nowe motyle! Jak fajnie :)
Ale się porobiło. Ta scena w stołówce... Jestem pewna, że Bella wiedziała, że Alec jest wampirem, i przypomniał jej się jednocześnie Edward, stąd te jej emocje.
A ten sen Lie? Boże! Ta dziewczyna to ma chyba jakieś zdolności do przewidywania przyszłości w snach. No i oczywiście ta scena z Jess na początku...Coś wspaniałego :)
No cóż. Rozdział jest z pewnością pełen akcji, nie nudzi i jest w miarę długi, co się chwali. Błędów nie wypatrywałam, ale nic mi się nie rzuciło w oczy. Gratulacje dla Twojej bety :)
Czekam na kolejne i życzę weny.
Pozdrawiam,
Latte. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
xRiotedGirlx
Nowonarodzony
Dołączył: 25 Lip 2009
Posty: 9 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 16:28, 05 Wrz 2009 |
|
fajny ten ff :D
czekam na następny rozdział
pozdrawiam i życzę weny ;D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Susan
Administrator
Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 732 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 19:03, 05 Wrz 2009 |
|
Mówiłam, że przeczytam rozdział dopiero jutro, ale nie mogłam się oprzeć i zrobiłam to dzisiaj nawet nie wiesz jak na niego czekałam :) cieszę się, że już jest :*
Oczywiście mi się podobał.
Uderzenie Lie o czołem o stół - świetne.
Zastanawia mnie Alec. Znalazł się obok Belli bardzo szybko i uchronił ją przed upadkiem. Skąd ja to znam mam do niego jakieś dziwne podejrzenia tzn. są one dosyć oczywiste, ale może mnie zaskoczysz? Alec to przecież imię brata Jane z sagi i on był wampirem. Na dodatek ma zimną skórę co potwierdza tę opinię. Czyżby Bella wyczuła, że ma do czynienia z krwiopijcą?
Ciekawi mnie co powiedział/zrobił Alec Jessice, że ta tak uciekła na imprezie... Dobrze, że nie rozbiła się nigdzie samochodem po pijaku.
Zielona Mila - pamiętam jak tworzyłaś ten moment swojego opowiadania :P tak samo jak ten ze skórką od banana :D
Sen Lie mnie zainteresował. Na pewno coś oznacza mam nadzieję, że wkrótce wyjaśnisz co :)
Rozdział ogólnie miły, ale mało obfity w wydarzenia. Pewnie odbijesz to sobie i nam w kolejnych częściach Fruwajek nie znaczy to, że mi się nie podobał. Wręcz przeciwnie - był cudowny :) lubię opisy, a tych było dziś dużo :)
Niestety jeden malutki minusik :( Brak Jake'a :( mam nadzieję, że wkrótce będzie go więcej. Wiesz, że go uwielbiam :D
Wierzę również, że nie będziesz kazała mi... nam czekać na kolejny rozdział zbyt długo |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
MonsterCookie
Gość
|
Wysłany:
Sob 20:35, 05 Wrz 2009 |
|
No wreszcie doczekałam się kolejnego odcinka ^^
No i jak zwykle świetnie, tekst bardzo dobrze napisany, ładny, uroczy i przyjemny.
Zdecydowanie najlepsza wpadka Jess i gdy Lie przysnęła na lekcji. :D
Poza tym ten Alec, coś w nim jest, ale nie wiem co. Biedna Bella, całe życie z wampirami.
Oraz oczywiście porót Natalie do domu i ten jej dziwny sen, wydaje mi się, że niedługo będą chyba Włochy, chyba, że sie mylę.
Podsumowując - rozdział obfitujacy w rożne akcjie, strasznie mi się podobał.
Pozdrawiam,
MonsterCookie. :) |
|
|
|
|
Annie_lullabell
Zły wampir
Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 292 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk
|
Wysłany:
Nie 14:21, 06 Wrz 2009 |
|
Wreszcie znalazłam czas, by to przeczytać i powiem tak, jestem pod ogromnym wrażeniem. kuzynka Belli jest super jeśli chodzi o charakterek. No i ten motyw Aleca. niby dlaczego w sumie pomógł Belli? Mogła sie wywrócić i nic by sie nie stało.
Bardzo mi sie podoba i liczę, ze juz niedługo pojawi sie kolejna częśc. Na pewno będę czytała dalej.
Życzę weny i pozdrawiam,
Annie |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
nieznana
Zły wampir
Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca
|
Wysłany:
Nie 11:24, 11 Paź 2009 |
|
Dziękuje za wszystkie komentarze, bardzo mi miło z tego powodu :D
Latte - faktycznie Bella przypomniała sobie o Cullenach i jej podejrzenia, co do Aleca, się potwierdziły skąd te wszystkie różne emocje :D Co do snów, to nie przypominasz sobie czasem, że w BD Bella miała prorocze sny... Nic więcej nie zdradzę xD W sumie sama nie wiem, co Alec powiedział Jess :D i chyba nikt się już tego nie dowie. Co do bety to jest najlepsza :D
xRiotedGirlx - cieszę się, że Ci się spodobał, mam nadzieję, że następny również tak miło przyjmiesz :D
Susan - Oczywiście, że Bella rozpoznała kim jest jej wybawca, co ją strasznie zestresowało :) I oczywiści, że Alec to brat Jane Wink Ale pytanie jest takie, co on robi w Forks? Co do sytuacji na imprezie, to już wcześniej wspominałam, że sama nie mam pojęcia, co on jej tam nagadał xD Co do Jake'a to poczekaj jeszcze trochę, a na pewno się doczekasz :D
MonsterCookie - Oj tak, Włoch będą na pewno, ale jeszcze nie teraz, a na marginesie ta ulica, którą szła Lie we śnie to jedna z głównych ulic prowadząca do zamku w Voltierze :D Wiem, bo sprawdzałam ;P No i musiałam trochę humoru wprowadzić, stąd przyśnięcie Lie na lekcji, wpadka Jess i skórka od banana ;P
Annie_lullabell - może w Alecu budzi się człowiek? Może jego reakcja to był odruch? A może po prostu miał w tym jakiś cel? Może tym chciał zmienić zdanie Lie na jego temat? Przybliżyć się do niej? Albo po prostu stał obok i poczuł potrzebę pomocy słabszym :D
A teraz dodaje najnowszy i jednocześnie najdłuższy rozdział jaki kiedykolwiek napisałam :D Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Beta jak zawsze najwspanialsza Alice_415 oraz Kristenhn
Rozdział również w formacie pdf. na [link widoczny dla zalogowanych]
Rozdział VI
Tajemnice
Wstałam wcześnie rano, kiedy jeszcze było ciemno. Wiedziałam, że ponownie nie zasnę, więc wzięłam czyste ubrania i po cichu wymknęłam się z pokoju. Prześlizgnęłam się na paluszkach do łazienki, która znajdowała się po przeciwnej stronie korytarza. Wchodząc, od razu zrzuciłam z siebie pidżamę i szybko weszłam pod prysznic. Nie jestem pewna, ile czasu pod nim spędziłam, ale gdy wyszłam, już świtało.
Skierowałam się do pokoju, złożyłam łóżko i włączyłam laptopa, a po kilku minutach sprawdziłam pocztę elektroniczną. W skrzynce miałam dwadzieścia jeden nieprzeczytanych wiadomości, z czego dwadzieścia to głupie reklamy. Usunęłam je wszystkie i zostawiłam jeden mail od koleżanki, kliknęłam na niego i przeczytałam.
Hej, Lie!
Dowiedziałam się, że moja najlepsza przyjaciółka właśnie odwiedza Palmer! Czyż to nie cudownie? Tylko dlaczego dowiaduję się o tym teraz i to jeszcze stojąc w kolejce do kasy?! Twoja mama właśnie płaci przy niej rachunek i chwali się pani Shanet, że o dwudziestej wyjeżdża na lotnisko odebrać swoją córeczkę. To pomyślałam sobie, że może w któryś dzień zaszczyciłaby mnie ona swoją obecnością.
Kocham Cię,
Ash.
Szybko odpisałam, że miałam w Forks problemy z Internetem - co było paskudnym kłamstwem, ale nie chciałam jej urazić - i że w najbliższym czasie jeszcze nie raz się spotkamy, ponieważ zostanę w Palmer przez calusieńki tydzień, a my musimy nadrobić zaległości. Wysłałam wiadomość.
Siedziałam tak przez jakiś czas - nie zdawałam sobie sprawy jak długo, ale za oknem już dawno pojawiło się słońce. Nawet o niczym nie myślałam, choć patrząc na to ze strony fizycznej, jest to praktycznie niemożliwe. Jednak ja wpadłam w dziwny stan otępienia. Nie wiem, co mnie do niego doprowadziło. Zmęczenie? Pewnie tak, przecież mam za sobą kilkugodzinną podróż samolotem, a dzisiaj wcześnie wstałam. Postanowiłam więc, że zejdę do kuchni i się czegoś napiję.
Kiedy już się w niej znalazłam, zaczęłam przeglądać szafki w poszukiwaniu jakiegoś w miarę dużego kubka, do tego puszki z krówką, w której zawsze znajdowała się kawa i cukier. Uch… Po tym remoncie wszystko znajduje się nie w tym miejscu, co trzeba! Po chyba piętnastu minutach znalazłam szukane przedmioty. Wyjątkiem był tylko cukier - trudno, najwyżej napiję się bez niego. Zaparzyłam kawę i odczekałam kilka chwil, aby trochę ostygła. Usiadłam na swoim ulubionym krześle, którego mama na szczęście nie wyrzuciła, i wpatrywałam się w przestrzeń za oknem. Śnieg o brzasku był przepiękny, a odcień bieli taki odświeżający i wpadający w błękit. Przypominał niebo w słoneczny dzień nad jakimś lazurowym wybrzeżem oraz wydawał się ciepły i przyjemny. Trzydzieści metrów dalej, gdzie kończył się już nasz ogródek, widniała ściana lasu. Wszystkie choinki zostały poubierane w puchowe płaszcze o takim samym kolorze co podłoże. Wyróżniał się jedynie zielony, który spod nich wystawał. Wyglądało to cudownie i choć nie pierwszy raz mam okazję to oglądać, za każdym razem zachwycam się tym widokiem na nowo. Zawsze uwielbiałam siedzieć i wpatrywać się w dal - tam wszystko się układało w logiczną całość i miało sens, właśnie tam zawsze rozwiązywałam swoje problemy i przychodziło mi to bez większego wysiłku. Nie wiem, dlaczego tak się działo, ale to miejsce posiadało w sobie coś magicznego.
W całym domu panowała cisza i czemu tu się dziwić, skoro jedynym osobnikiem na nogach jestem ja? Mama z Heathanem jeszcze spali - nie oszukujmy się, jest dopiero siódma dwadzieścia. Tylko ja jestem na tyle dziwna, żeby wstawać w święta przed świtem. Cisza zmusiła mnie do rozmyślań o ostatnich miesiącach. Myślałam o Belli, która i tak zrobiła ogromne postępy i zaczęła się udzielać towarzysko, czego na początku nie oczekiwałam. Kiedy ujrzałam ją pierwszy raz, wróć – kiedy zobaczyłam cień jej osoby, załamałam się, a teraz, odżyła i to z moją pomocą! Jestem bardzo szczęśliwa z tego powodu. Nie chcę zbierać za to laurów, ale i tak jestem dumna, że choć w minimalnym stopniu się do tego przyczyniłam. Myślałam również o szkole i wydarzeniach z nią związanych, miałam przeczytać w ciągu świąt jakąś lekturę, ale kto by się tym przejmował. Przecież i tak tego nikt nie zrobi, a nauczyciel od angielskiego na pewno o tym zapomni. Rozmyślałam też o Lauren, którą coraz bardziej lubię oraz o Jessice – dobrze, że już się otrząsnęła z tej niemiłej sytuacji z domówki u Taylera, mimo że przyczynił się do tego fakt, że w pobliskich lasach zaczęli ginąć turyści. Mieszkańcy Forks, a w szczególności uczniowie mojej szkoły, znaleźli sobie nowy temat do plotek i pozostawili Jess w spokoju. Sama zainteresowana dochodziła do siebie trochę dłużej niż bym przypuszczała. Te zaginięcia i zabójstwa są straszne, nawet Seattle Times się o tym rozpisywał. Dlatego też - po części z tego powodu - Charlie i Bella nie mogli przylecieć na Alaskę. Charlie przez pracę, a Bells nie chciała zostawiać go samego na święta. Podobno komisariat w Forks przechodzi istne oblężenie, zgłaszają się ludzie do pomocy przy poszukiwaniach, telefony się urywają od rodzin zaginionych i nie tylko, ponieważ nawet dziennikarze starają się czegoś dowiedzieć. Co z grubsza nie ma sensu, ponieważ Charlie nawet NAM nie chce zdradzić szczegółów. Choć tego może dziennikarze nie wiedzą.
Po pewnym czasie moje myśli zeszły na niebezpieczne tereny. Mimo że „niebezpieczne” to niedokładnie to słowo, którego chciałam użyć. Może lepszym wyrazem byłoby „dziwne”? Zresztą nie ważne, liczy się fakt, że o nich pomyślałam, a mianowicie o Quileutach. Przypomniałam sobie wszystkie przedziwne sny i zbieżność z tymi należącymi do Belli. A co najważniejsze - nie odnalazłyśmy jeszcze tej polanki, choć podczas poszukiwań skreśliłyśmy dwie z pozostałych możliwości, to następnego tygodnia warunki atmosferycznie nie były po naszej stronie. Spadł pierwszy śnieg, a i temperatura drastycznie się obniżyła, więc odłożyłyśmy to na jakiś czas. Do poprawy nie doszło i tak powoli nasza nadzieja upadała. Z chęcią zobaczyłabym tę polanę, w końcu widziałam ją już kilkanaście razy w snach, ale jeszcze nigdy w rzeczywistości, lecz wiedziałam, że jest piękna. Jak bardzo dziwnie to brzmi? Odnalezienie jej w tym roku nie było już możliwe, po pierwsze: pogoda z tygodnia na tydzień się pogarszała, a nie polepszała. Po drugie: nauczyciele dostali jakiegoś szału przed końcem semestru i cudem było, gdy mieliśmy mniej niż dwa sprawdziany dziennie. A po trzecie: nieubłaganie nadchodziła zima, co oznaczało coraz krótsze dni, a żeby tam dojść, potrzebowałyśmy minimum pół dnia. Zresztą powinnyśmy mieć jeszcze chwilę, żeby się nią nacieszyć, odpocząć po wyczerpującym marszu i pokonać tę samą drogę z powrotem. Skoro już miałybyśmy takie szczęście i dostałybyśmy się na tę polankę, chciałabym przynajmniej jakieś dwadzieścia minut pobyć w tym bajecznym miejscu. Chyba, że kiedy stopnieje śnieg, poprosimy Jacoba, o ile będziemy mieli kontakt, o pomoc. Przecież na ognisku opowiadał mi pełno historyjek z wypadów do lasu. Z kumplami znają go jak własną kieszeń, przynajmniej tak wywnioskowałam. Jego pomoc byłaby niezastąpiona. A jak już o Jake’u mowa - do tej pory nie rozwikłałam jego zagadki. Coś mi mówi, że Bells tak, lecz za każdym razem, kiedy mam okazję zostać z nią sama, szybko mnie zbywa albo unika. To nie tak, że w ogóle ze sobą nie gadamy, wręcz przeciwnie, coraz częściej. Jednak za każdym razem gdy zaczynam temat Quileutów, ona momentalnie ma tysiąc innych rzeczy do zrobienia, a jak nawet i nie ma, to i tak udziela mi wymijających odpowiedzi. Wiem, że nie mówi mi całej prawdy, na pierwszy rzut oka widać, że coś się pod tym kryje, jednak nie wiem dokładnie co. Opcję z zakochaniem już dawno odrzuciłam, gdyż była ona wielce niedorzeczna, choć i tak przypuszczam, że chłopak się w niej podkochuje - na pewno to nie jest ta zagadka, o którą mu chodziło. Już nie raz zaprzątałam sobie tym głowę, bo to frustrujące, kiedy nie wiesz o czymś w przeciwieństwie do wszystkich dookoła. No może przesadziłam – nie do wszystkich. Ale do większości! Mam o tym jedynie blade pojęcie, a mianowicie wiem tylko, że chodzi o młodych Indian zamieszkujących rezerwat La Push. Jest to coś związanego z przeszłością i poniekąd z Cullenami. A dlaczego akurat z nimi - to proste: kiedy zapytałam Bellę, czy to ma jakiś związek z rodziną jej byłego chłopaka, nie dość, że zaszkliły się jej oczy, nerwowo przygryzła wargę, a to wszystko wyjaśnia. Oczywiście nie dostałam słownej odpowiedzi, jednak jej ciało powiedziało mi wszystko. Tylko, że te trzy rzeczy nie trzymają się kupy. Każde jakby wyrwane z innej bajki i połączone - nie widzę w tym sensu. Odgoniłam te myśli od siebie, ponieważ już spędziłam nad nimi wystarczająco dużo czasu.
Siedziałam tak bardzo długo, wpatrując się w przestrzeń przede mną i kończąc moją, już zimną, kawę. Czułam się całkowicie rozbudzona i pełna energii, co na pewno było sprawką kofeiny. Spojrzałam na zegarek i musiałam się uszczypnąć - już dziewiąta. Czyżbym spędziła tu ponad półtorej godziny? Poszłam się przejść po domu i rozprostować nogi, ale najpierw podeszłam do zlewu i umyłam kubek. Odłożyłam go na suszarkę i ruszyłam na zwiady. Przeszłam przez przedpokój i weszłam do salonu. Oczywiście był pusty, skierowałam się więc na górę, do swojego pokoju. Przez cały korytarz nasłuchiwałam odgłosów ludzi lub trzeszczenia podłogi. Nie chciałabym, aby zaskrzypiała obok drzwi do sypialni mamy. Nie miałam zamiaru jej budzić, bo to, że ja nie śpię, nie oznacza, że i ona tego nie robi. Wślizgnęłam się do pokoju i położyłam wygodnie na łóżku. Wzięłam iPoda i puściłam jedną z ulubionych piosenek. Generalnie nie fascynuję się muzyką - a w szczególności nie jestem na bieżąco z nowościami – jednak pomaga mi się ona odprężyć lub na czymś skupić.
Leżałam tak przez jakiś czas, a w myślach wtórowałam wokaliście, zastanawiając się, czy mamie spodoba się prezent ode mnie i jaki mam kupić dla Heathana. W końcu będziemy spędzać te święta wspólnie. Dzisiaj jadę z rodzicielką do jakiegoś centrum, więc doradzi mi, co mam kupić. W końcu nie wypada nic mu nie dać - jakby nie patrzeć, teraz jest już częścią rodziny.
Piosenka się skończyła i zaczęła nowa. Zaraz, zaraz, czy to nie ta, która… Tak to ta! Nawet nie wiedziałam, że mam ją wgraną! Przecież na tej nucie odwaga Jess wezbrała i w podeszła do Aleca. Z pewnością od teraz jest przez nią znienawidzona, ale w sumie to była całkiem ciekawa akcja. Tylko żałuję, że nie mogłam znaleźć się bliżej i dosłyszeć ich wspólnej rozmowy. Wszyscy są ciekawi, co się wtedy stało, ale ta dwója nie chce nic powiedzieć. To mnie zastanawia, no bo jakby nie patrzeć, Alec zachował się w stosunku do Jessici jak dżentelmen. Nie wyjawił nikomu, co się wydarzyło i co powiedział, choć to, że ją odrzucił, jest pewne. Właściwie starałam się o nim nie myśleć, nie chciałam widzieć jego dziwnych spojrzeń w moją lub Belli stronę i równie dziwacznego zachowania. Zresztą reakcje kuzynki na jego obecność były podobne: za każdym razem, gdy mijałyśmy go na korytarzu czy w porze lunchu, ona się spinała, jakby coś jej zrobił. Pewnego dnia spytałam, o co chodzi, lecz powiedziała mi tylko, abym go unikała i najlepiej, żebym zerwała z nim wszelkie kontakty – jakbym w ogóle jakieś miała. Ostrzegała mnie przed nim, nie chciała, abym została z nim sam na sam. Od tamtej pory bacznie go obserwowałam, oczywiście z ukrycia, ponieważ nie chciałam zostać przyłapana, choć coś mi się zdawało, że on doskonale wie, co robiłam. Zauważyłam też, że chłopak nigdy niczego nie je, choć to ukrywa. Zazwyczaj nakłada na tacę dużo jedzenia, trochę w nim grzebnie, a za jakiś czas połowy nie ma, tylko problem polega na tym, że ani razu nie podnosi widelca do ust. Świetnie wygląda, bo jest ogromnie przystojny i nie dziwię się, że Jess się w nim zakochała. Do tego jest bardzo, ale to bardzo dobrze wychowany. Nie tak jak wszystkie chłopaki z Forks, on się umie zachować i nawet przepuszcza dziewczyny w drzwiach. Jakby był z innej epoki…
Wyłączyłam muzykę i postanowiłam zejść na dół. Mama powinna już wstać. Zeszłam po schodach i skierowałam do kuchni. W połowie drogi poczułam przepiękny zapach naleśników. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że Martha już nie śpi. Weszłam do pomieszczenia i usiadłam na swoim krześle, a ona oczywiście mnie nie zauważyła. Odchrząknęłam lekko i przywitałam się.
- Dzień dobry, mamo.
- Och, nie zauważyłam, kiedy weszłaś. Dzień dobry, kochanie – odpowiedziała i posłała mi radosny uśmiech. Musiała być wypoczęta, bo skakała po kuchni jak Zając Wielkanocny, robiąc dla nas śniadanie. Z tego wszystkiego nawet nie zauważyła moich gigantycznych worków pod oczami i przekrwionych białek. W zasadzie nic mi nie dolegało i byłam całkowicie rozbudzona, a nawet pełna energii, czego się nie spodziewałam. Mama już kończyła robić naleśniki, więc wyjęła sos z lodówki i polała je, ja natomiast wyciągnęłam talerze oraz sztućce i rozłożyłam je na stole.
Przez cały posiłek nie odezwałyśmy się, jedynie zachwycałyśmy daniem i nawet nie wiedziałyśmy, co można by było więcej powiedzieć niż „och” i „ach”. Kiedy skończyłyśmy, pozbierałam naczynia, a Martha poszła wziąć prysznic. Kończąc zmywanie, poszłam na górę i przebrałam się w modne i ciepłe ubrania, które były przede wszystkim wygodne. Niedługo miałyśmy jechać do centrum i istniało duże prawdopodobieństwo, że spotkam tam kogoś znajomego, więc musiałam jakoś wyglądać. Po kilku minutach wyszłam ubrana w ciemne, dżinsowe rurki i granatowy sweterek z dekoltem w serek, po czym wkroczyłam do kuchni z zamiarem napicia się czegoś.
- O, cześć, Lie! – zawołał Heathan, zmywając talerz po jedzeniu.
- Cześć! Już wstałeś?
- Tak. Nawet wcześniej niż twoja mama, tylko musiałem jeszcze wysłać raport do pracy w sprawie zwolnienia.
- A… - wymruczałam. – Co będziesz robić, gdy pojedziemy na zakupy?
- Nie wiem, muszę dokończyć rozkręcanie półek w przedpokoju, bo Martha prosiła, abym to zrobił przed świętami i może uda mi się go jeszcze pomalować.
- Na jaki kolor?
- Myśleliśmy nad jakimś ciepłym odcieniem żółci. Wiesz, aby wchodząc, od razu było cieplej – uśmiechnął się do mnie w odpowiedzi.
- To dobry pomysł, bo ta poszarzała biel już nie wygląda ładnie. – W tym momencie weszła mama. – Hej, gotowa?
- Tak, możemy jechać – powiedziała do mnie, po czym podeszła do mężczyzny i pocałowała go na pożegnanie.
- To ja poczekam w przedpokoju – mruknęłam i wymknęłam się z kuchni, by zostawić ich samych. Ubrałam kozaki na niewielkim obcasie i zarzuciłam na siebie zimowy płaszcz. Martha zaraz podeszłą do mnie z wielkim uśmiechem na twarzy i zrobiła to samo co ja.
Wyszłyśmy na zewnątrz i muszę powiedzieć, że byłam zaskoczona – niestety niepozytywnie. Na dworze wiał silny i porywisty wiatr, śnieg lekko prószył i do tego było okropnie zimno. Wyśmienita pogoda na zakupy. Jednakże lepszej o tej porze w tym rejonie nie uświadczysz. Wsiadłyśmy do samochodu mamy i od razu włączyłam ogrzewanie, a później radio. Ona włożyła kluczyki do stacyjki i za piątym razem odpaliła - nie żeby miała jakiegoś rzęcha, ale w tym rejonie kilkakrotne odpalanie jest normalne. W tak niskich temperaturach naprawdę ciężko jest „obudzić do życia” zamarznięty silnik i częściej się one zużywają, dzięki czemu miejscowe salony z autami mają niezły utarg i nie plajtują. Od centrum dzieliło nas dwadzieścia minut drogi, więc ułożyłam się wygodnie na siedzeniu i przymknęłam oczy, aby się odprężyć. Wsłuchiwałam się w muzykę płynącą z radia i myślałam o tym roku. Był on niewątpliwie najbardziej zwariowanym w moim życiu. Na samym początku - ślub Heathana i mamy – tak, wiem, nieczęsto o nim wspominam, ale kto by mi się dziwił, skoro był to najbardziej upokarzający dzień mojego życia? Przyjęłam do wiadomości, że są małżeństwem, ale o ślubie zapomniałam. Później - przeprowadzka do tego domu, w którym aktualnie spędzałam święta. Miało to miejsce jakoś na początku drugiego semestru. Następnie - zwariowane wakacje z mamą – chciała pobyć ze mną tylko sam na sam i się zabawić. Heathan nie miał nic przeciwko, bo wiedział, że potrzebujemy czasu dla siebie, a ta cała sytuacja nie jest dla mnie prosta. Miałyśmy polecieć do Włoch, ale za namową ojczyma wybrałyśmy się do Egiptu. W sumie nigdy wcześniej nie widziałam piramid. Myślałam, że one są dosyć małe, ale kiedy zobaczyłam je pierwszy raz, szczęka mi opadła. Po tych cudnych wakacjach czekała mnie przeprowadzka do Forks. Pewnie chcielibyście się dowiedzieć, co mnie do niej podkusiło. Po pierwsze - złe wieści od wujka Charliego, po drugie - chciałam poznać trochę Ameryki i po trzecie – tu w sumie nie jestem oryginalna – chciałam dać mojej mamie i jej nowemu partnerowi trochę swobody.
- Natalie, pobudka – zawołała, parkując na jednym z wolnych miejsc w podziemnym garażu.
- Nie spałam, ale już się zbieram – odparłam trochę zaspanym głosem, co doprowadziło ją do śmiechu. Dołączyłam do niej.
- Dobra, niech ci będzie. – Nic jej nie odpowiedziałam, po prostu odpięłam uwierający mnie pas bezpieczeństwa i wyszłam z auta, zatrzaskując je. Mama zablokowała zamek i ruszyłyśmy w stronę windy.
*******
Już drugą godzinę chodzę z mamą po sklepach z modną odzieżą. To nic, że przyjechałyśmy tu po prezent dla Heathana, który od dobrej godziny jest zakupiony i grzecznie leży na dnie torebki.
Kupiłam mu najlepszą płytę Aerosmith, którą polecił mi sprzedawca. Wiem, płyta CD to niezbyt oryginalny prezent, lecz lepszego nie udało mi się wymyślić. Przecież chodzi tylko o intencje, prawda?
Właśnie wchodziłyśmy do kolejnego butiku, a ja marzyłam tylko o kubku gorącej czekolady i ciepłych kapciach. Nie żebym się skarżyła, bo uwielbiam zakupy, ale dzisiaj jestem niewyspana i strasznie zmęczona, do tego przedświąteczny szał i hałas panujący w całym centrum mi tego nie ułatwiały. Jednak moja mama wyglądała na taką radosną i szczęśliwą z powodu wypadu na miasto z własną córką i spędzić z nią trochę czasu, iż nie miałam serca jej tego odbierać. Podeszłam do pierwszego lepszego stojaka z bluzkami i zaczęłam je przeglądać. Po kilku minutach natrafiłam na naprawdę ładną bluzeczkę. Wzięłam ją, aby przymierzyć i poszłam na dalsze poszukiwania, podczas których znalazłam jeszcze dwa topy i spodnie. Mama zniknęła gdzieś wśród tych stert ciuchów, więc niewiele myśląc, poszłam do przymierzalni. Znalazłam jedną wolną i szybko się do niej wślizgnęłam. Założyłam pierwszą bluzkę i podeszłam do większego lustra poza garderobą. Stała tam również niewielka osóbka z czarnymi włoskami, chyba w moim wieku. Popatrzyłam na swoje odbicie i stwierdziłam, że jej kolor mi nie pasuje. Weszłam z powrotem do pomieszczenia i tym razem ubrałam spodnie oraz inny top. Wyszłam, aby znów się przejrzeć. Podeszłam i okręciłam się dwa razy, przeceniając moją koordynację ruchową, co doprowadziło do mojego upadku. Trochę zażenowana podniosłam się z podłogi i otrzepałam spodnie. Popatrzyłam dookoła, by upewnić się, czy nikt tego nie wiedział. Jednak się przeliczyłam, stała tam z jakąś blond pięknością ta sama drobna, czarnowłosa dziewczyna – i obie patrzyły się w moją stronę. Zawstydzona uciekłam do kabiny i szybko przebrałam się w moje ciuchy. Chciałam już wyjść z tego przeklętego sklepu. Po opuszczeniu przymierzalni już ich nie było. W akcie ulgi wypuściłam głośno powietrze i pognałam, by poodkładać ciuchy. Szybko odłożyłam je byle gdzie i opuściłam butik. Usiadłam przy jednym ze stolików w kawiarence na wprost owego sklepu i wysłałam sms mamie, gdzie akuratnie jestem, żeby się nie martwiła. Podeszła do mnie kelnerka.
- Czy mogę przyjąć zamówienie? – zapytała mało entuzjastycznie.
- Tak, poproszę kawę – odpowiedziałam uprzejmie, posyłając jej uśmiech.
Kobieta odwróciła się i poszła, ja zaś siedziałam i wpatrywałam się w przestrzeń. Po chwili wróciła z moim napojem i znów odeszła. Łapczywie chwyciłam za filiżankę i, przy okazji parząc lekko język, upiłam spory łyk. Byłam tam przez jakiś czas, dopóki nie dosiadła się moja mama. Zamówiła dwa czekoladowe ciastka i jeszcze jedną kawę. Po chwili otrzymała zamówienie i podsunęła jedno z łakoci pod mój nos, a takiemu zapachowi się nie odmawia. Wystarczył jeden wdech, a woń przepysznej i umiłowanej przeze mnie czekolady dotarła do najgłębszych zakamarków płuc. Większego zachęcenia nie potrzebowałam, chwyciłam szybko widelczyk do deserów i wbiłam go w ciastko. Osoba, która wynalazła to arcydzieło kulinarne, powinna dostać Nobla!
Skończyłam jeść i dopiłam kawę. Mama jeszcze nawet nie skosztowała deseru, więc wyciągnęłam telefon i napisałam wiadomość do Belli. Wiecie, takie standardy - co tam u niej i Charliego, a także i Renee, co planuje na święta, jaki prezent chciałaby dostać – oczywiście wiedziałam, że nie przepada za nimi, ale i tak musiałam jej coś kupić. Właśnie dlatego wybrałam mniejsze zło i dałam jej możliwość wybrania. To takie pójście na kompromis – obie strony będą zadowolone. Jeszcze pozdrowiłam ją od Marthy i nacisnęłam „wyślij”. Poczekałam na raport i wsunęłam telefon do kieszeni. Mama właśnie kończyła ostatnie kawałki ciastka. Oparłam się wygodnie o krzesło i przymknęłam powieki, ponieważ byłam niesamowicie zmęczona.
- Lie, chciałabym z tobą porozmawiać. – Miała tak stanowczy głos, że od razu otworzyłam oczy i popatrzyłam na nią niepewnie. Wyglądała na poważą i wystraszoną, jakby obawiała się mojej reakcji. Kiwnęłam głową, dając jej znać, aby kontynuowała. – Widzisz, razem z Panem Wiewiórką…
- nie dokończyła, bo brutalnie jej przerwałam.
- Pan Wiewiórka?! - Jezu! Czego ta kobieta jeszcze nie wymyśli? – Kim jest Pan Wiewiórka?
- Ach, Lie. Nigdy ci o tym nie wspominałam? – zapytała.
- Niestety nie – odpowiedziałam, zastanawiając się, o czym jeszcze zapomniała mi powiedzieć. – Więc kim on jest?
- Ach, tak! To Heathan. – Parsknęłam śmiechem. Heathan Panem Wiewiórką? Ta kobieta ma zwariowane pomysły. – Wiem, że to śmiesznie brzmi, ale to nie koniec. – Teraz zaczynałam się jej bać. Co jeszcze wymyśliła? Jelonka Bambi? A może Psa Pluto? – A więc wszystko zaczęło się pewnego wieczoru w Paryżu, spacerowaliśmy akurat jedną alejką w cudownym parku, gdy nagle zauważyliśmy wiewiórkę. Była oswojona i nie uciekała przed ludźmi. Chciałam podejść do niej bliżej, więc zaciągnęłam Heathana pod drzewo, na którym siedziało zwierzątko i pstryknęłam jej zdjęcie. Nie pomyślałam, że mogę ją spłoszyć fleszem. Odwróciła się w naszą stronę i po chwili uciekła do norki. Byłam zawiedziona i chciałam jeszcze porobić parę zdjęć, więc mój mąż wspiął się na wysokość nory zwierzęcia i zajrzał do niej. Po chwili dostał żołędziem między oczy. – Śmiałyśmy się przez dobry kawałek czasu. W końcu postanowiłyśmy wracać do domu.
******
Po powrocie do domu napisałam maila do Ash o naszym jutrzejszym spotkaniu. Umówiłyśmy się na drugą popołudniu. Później rozpakowałam swoją torbę i zeszłam na dół zjeść obiad, po czym położyłam się do łóżka, aby czytać książkę, lecz po kilkunastu minutach zmęczenie wzięło górę i położyłam się spać.
I kolejna uliczka między starymi kamienicami. Kolejny bieg pod osłoną nocy. Jeden Cel, jedna szansa…
*******
Znowu wstałam wcześnie rano. Wczoraj, gdy się obudziłam, panowała ciemność. Dzisiaj było troszkę lepiej, bo już świtało. Przewróciłam się na drugi bok i poszukałam rękę telefonu, który zostawiłam wieczorem na stoliku nocnym. Znalazłam - szósta czterdzieści siedem, świetnie. Powoli wstałam z łóżka i usiadłam na jego brzegu. Rozejrzałam się po pokoju i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam jakieś ciuchy i kosmetyczkę, po czym udałam się do łazienki. Wzięłam ciepły prysznic oraz ubrałam się, rozczesałam też włosy i związałam je w kucyk. Zebrałam swoje rzeczy i uchyliłam drzwi od łazienki, aby zorientować się, czy wszyscy śpią – tak było. Zeszłam więc na dół, po drodze odwiedzając swój pokój. Miałam zamiar zrobić sobie kawę i już znalazłam wszystkie potrzebne mi rzeczy, ponieważ wczoraj spytałam mamę, gdzie trzyma cukier, a po kilku minutach trzymałam w ręku ciepły kubek wypełniony tym pysznym napojem. Wróciłam na górę i podeszłam do biurka, włączyłam laptopa, wzięłam kilka łyków i podeszłam do łóżka, by je złożyć. Popatrzyłam na zegarek i zasiadłam do komputera. Miałam właśnie chwycić kubek, lecz coś papierowego trafiło do mych rąk. List z moim imieniem. Ale... jak? Jeszcze przed chwilą go nie było, a teraz już jest? Przecież nikt nie wchodził do pokoju, gdyby tak się stało, wiedziałabym o tym.
Z lekką niepewnością otworzyłam kopertę i wyciągnęłam złożoną kartkę. Rozłożyłam ją i była tam zapisana krótka notatka. Przeczytałam raz, drugi i nadal siedziałam jak wryta, mimo że wszystkie słowa układały się w zdania, a zdania w całość, to mój mózg nie przyswajał treści. Obróciłam ją na drugą stroną – była pusta. Znów spojrzałam na tekst i go przeczytałam. Czy to był jakiś żart? Spojrzałam na dół listu. Oczywiście nikt się nie podpisał. Myślałaś, że to zrobi? W głowie przypominałam sobie całą treść listu i próbowałam go zrozumieć. Zatrzymałam się na jednym ze zdań: „Jeśli chcesz dowiedzieć się całej prawdy o trapiących Cię sprawach, przyjdź do opuszczonej chatki w lesie niedaleko domu, będę czekać”. Co mam teraz zrobić? Oczywiście może czekać mnie duże niebezpieczeństwo, jeśli tam pójdę, ale… Chcę wiedzieć! Już nie mogę dłużej wytrzymać, ciągle te tajemnice! To jest wkurzające! Ale… Jeśli to jakaś pułapka… Cholera! Raz kozie śmierć – idę. Szybko wyłączyłam komputer i wrzuciłam list oraz komórkę do torebki. Na paluszkach zeszłam na dół - nie chciałam zbudzić Pana Wiewiórki i mojej mamy, więc wymknęłam się z domu. Dopiero na ganku założyłam buty i zarzuciłam na siebie kurtkę. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę dobrze mi znanego domku.
Szłam leśną ścieżką i przez całą drogę byłam zaskoczona swoją decyzją. Nie podejrzewałam, że potrafię tak zaryzykować i szybko podjąć decyzję. Przecież będę tam sama, w starej chatce w lesie, gdzie nikt nie usłyszy krzyków o pomoc, nikt mnie nie znajdzie i nawet nikt nie będzie wiedział, gdzie szukać. Bo co, jeśli ten ktoś zrobi mi krzywdę, wykorzystując moją ciekawość, żeby zaciągnąć mnie w tak odludne miejsce jak to? Jednak ona zdecydowanie wygrała ze zdrowym rozsądkiem. Nie tylko chciałam usłyszeć odpowiedzi na trapiące mnie pytania, ale dowiedzieć się, kim jest ta osoba. Po charakterze pisma wiedziałam, że jest pewna siebie, gdyż wskazywały na to zawijasy i dość duża czcionka liter, a także bardzo ozdobna pierwsza litera listu. Wywnioskowałam również, że ma szacunek do adresata - był równiusieńki i napisany bardzo starannie, niemal wykaligrafowany. Ktoś spędził nad nim trochę czasu, a patrząc na niego po raz kolejny, czułam się, jakbym trzymała w ręku jakiś starodawny list miłosny albo coś podobnego, tylko że starego. List był bardzo czysty, bezbłędny i przede wszystkim piękny. Te wykaligrafowane litery trochę mnie zdziwiły, bo kto w tych czasach przywiązuje wagę do takich szczegółów?
Powoli, lecz pewnym krokiem, weszłam rozsypującymi się schodami na werandę i podeszłam do drzwi. Chatkę pamiętam już z wcześniejszych lat, pamiętam nawet dzień, kiedy znalazłam ją z Ashley. To były moje ósme urodziny, impreza odbywała się na podwórku, a goście, to znaczy dzieciaki, bawiły się na dworze w chowanego. Już od tamtych czasów była moją najlepszą przyjaciółką. Postanowiłyśmy razem znaleźć genialną kryjówkę, w której nikt nas nie znajdzie, więc pobiegłyśmy do lasku, zresztą jak większość dzieci. Od małego się tam wychowywałam i dobrze go znałam, więc nie było mowy o pomyłce i zgubieniu się w nim. Szłyśmy ścieżką, którą nadal pamiętam, gdy Ash zaproponowała wejście w głąb lasu i tak też zrobiłyśmy. Po pięciu minutach zza drzew wyłoniła się chatka. Ta sama, w której aktualnie się znajdowałam. Jak to u dzieci - ciekawość wzięła górę i weszłyśmy do niej. Była w lepszym stanie niż teraz, ale miało to miejsce dziesięć lat temu. Rozejrzałyśmy się wtedy po niej, wyglądała na opuszczoną, w kątach pająki utkały sobie domy, a na pozostawione przez kogoś meble pokrywał kurz, podłoga natomiast skrzypiała, a o świetle można było zapomnieć. Promienie słoneczne przechodziły przez szpary między poprzybijanymi do framug okiennych deskami i oświetlały pomieszczenie. Domek składał się z jednej głównej izdebki i dwóch mniejszych, posiadała również łazienkę, to znaczy stała tam umywalka i prowizoryczna toaleta, niestety bez wody. Z zewnątrz wyglądała na bardzo zniszczoną i od razu można było się zorientować, że jest opuszczona od bardzo dawna. Teraz jej stan się pogorszył, praktycznie cała chatka została przechylona na wschód i opierała się na solidnym konarze drzewa, które kiedyś rosło metr od bocznej ściany, a teraz wyglądało z budynkiem jak jedność. Drzwi nie trzymały się pionu i z pewnością nie dało rady ich zamknąć, jedynie przymknąć, aby ograniczyć dostęp do środka. Całe drewno, z którego została zrobiona, zostało porośnięte solidnym i gęstym mchem.
Wzięłam kilka głębokich wdechów i weszłam do środka. Oczywiście cholernie się bałam. Po całym pomieszczeniu rozchodził się nieprzyjemny odór pleśni i czegoś jeszcze. Nie był on zbyt miły dla nosa. Wzięłam rękaw od bluzy i przytkałam go do twarzy. Od razu lepiej. Zanotować: nigdy więcej nie wchodzić tu bez maski gazowej. Na środku pokoju stały dwa czyste krzesła, nie było na nich kurzu i kompletnie zaburzały motyw przewodni. Podeszłam do nich i przyjrzałam się im.
Drzwi zaskrzypiały, jakby ktoś na siłę próbował je zamknąć. Wystraszyłam się tego dźwięku, bałam się nawet odwrócić i spojrzeć na tego kogoś, ale wiedziałam, że po to tu przyszłam. Chciałam dowiedzieć się wszystkiego. Wszystkiego, co przede mną ukrywają. Po chwili przełamałam swoje lęki i powolutku zaczęłam się przekręcać w stronę wyjścia. Obróciłam się o pełne sto osiemdziesiąt stopni i stanęłam jak wryta. Co tu się dzieje? Mężczyzna przede mną był w lekkim półmroku, lecz nadal mogłam dostrzec jego posturę, rysy twarzy i doskonale zdawałam sobie sprawę, kim jest mój towarzysz.
Przez cały czas stałam, wpatrując się w mężczyznę i nie potrafiłam wypowiedzieć żadnego sensownego zdania. Nic nie chciało przejść przez moje gardło, ale nie musiało, bo on odezwał się pierwszy.
- Jestem wampirem…
___________________
Liczę na wsze opinie i mam nadzieję, że się spodobało
pozdrawiam
n/z |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez nieznana dnia Pią 9:50, 16 Paź 2009, w całości zmieniany 4 razy
|
|
|
|
marta_potorsia
Wilkołak
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 164 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ostróda
|
Wysłany:
Nie 13:43, 11 Paź 2009 |
|
Jesteś. Trupem.
Jak, no ja się pytam: jak mogłaś skończyć w takim momencie? Chcesz, żebym padła na zawał serca?
Od początku spodziewałam się, że Lie spotka Cullenów. Tylko czy to Edward? A może jej ojczym? Qrde, dziewczyno, denerwujesz mnie, tyle Ci powiem.
Rozdział długi, praktycznie bezbłędny, ale mnie to nie zadowala! Chcę więcej. Rozkazuję Ci wstawić szybko kolejny rozdział, a nie za kilka tygodni, bo się obrażę, zabiję, zakopię, odkopię, sprofanuję zwłoki i ponownie zakopię.
Piszę jak rozhisteryzowany bachor. Trudno, przeżyję tę dziecinadę.
Pozdrawiam, Marta. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Cocolatte.
Wilkołak
Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 42 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 16:51, 11 Paź 2009 |
|
Czyżby Heathan?
Cytat: |
Po pewnym czasie moje myśli zeszły na niebezpieczne tereny. (...) ponieważ już spędziłam nad nimi wystarczająco dużo czasu. |
Ten fragment (tj. jego pełna wersja) jest strasznie długa, i w dodatku ani widu, ani słychu po jakichkolwiek enterach. To niedobrze - często się gubiłam, traciłam wątek i dosłownie literki mi skakały przed oczami. Czy mogłabyś choć troszeczkę to przeredagować, tak, aby wprowadzić choć trzy entery? No, niech będą dwa. Ale błagam, zrób coś z tym
Rozdział mi się podoba - wreszcie zaczyna się coś dziać, wampiry i te sprawy. Najbardziej podobała mi się ostatnia scenka, ta z chatką w lesie. Mam przeczucie - o czym już wcześniej wspomniałam - iż tym wampirem jest ten Heathan (jak źle napisałam, to wybacz, ale to imię mnie zabija :D ). O ile dobrze pamiętam, w pierwszych rozdziałach Lie zauważyła u niego wampirze cechy - znaczy, wtedy nie wiedziała, że są one wampirze.
A jeśli poplątałam opowiadania, to wybaczzz!
Czekam na kolejne rozdziały, byle szybko (wcale nie wywieram presji :D )
Pozdrawiam,
Latte. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Cocolatte. dnia Nie 16:52, 11 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Annie_lullabell
Zły wampir
Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 292 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk
|
Wysłany:
Nie 17:38, 11 Paź 2009 |
|
Bożeee.. Jakie to genialne :D Najlepszy "Pan wiewiórka"
Ejj, a ten koleś w chatce to Heathan, prawda? Powiedz, że to prawda ;D
O matko.
Wdech
wydech
wdech
Zawał..
piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii
Czemu tak skończyłaś? Do cholery? Przepraszam, za cholerę.. ale kurde, no! Ja chcę wiedzieć, co bedzie dalej :D
A rozdział rzeczywiście mega długi.... boże, on jest monstrualny!
Kochana, weny! ;* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
MonsterCookie
Gość
|
Wysłany:
Nie 19:38, 11 Paź 2009 |
|
Przeczytałam i muszę powiedzieć, że od teraz uwielbiam twoje superdługie rozdziały
Sam styl pisania - jak zwykle świetny.
Za to fabuła, no cóż szczerze powiedziawszy spodobała mi się. Pan Wiewiórka, hmmm dość orginalny pomysł :D
No i oczywiście scena w chatce - najlepsza, w końcu jakaś akcja. Jestem na 99% pewna, że tajemniczy mężczyzna to Heathan.
A teraz powinnaś dostać, że dopiero teraz wstawiłaś rozdział i za to, że skończyłaś w takim momencie. Ale nie będe bić, jeśli następny wstawisz szybciej. :D
Pozdrawiam,
MonsterCookie. |
|
|
|
|
bOlka
Człowiek
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 76 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pon 9:12, 12 Paź 2009 |
|
Właśnie skończyłam czytać Twoje opowiadanie i, no cóż, jestem pod wrażeniem. Może nie tyle z powodu wartkiej akcji czy jakoś szczególnie ineteresujących dialogów, tylko ze względu na pomysł i odwagę, żeby napisać takie coś Po prostu każde zdanie Twojego ff aż krzyczy :WAMPIRY SĄ WŚRÓD NAS xd No, bo przecież i Alec (to wydaje się oczywiste chociażby dlatego, że Bella tak na niego reaguje) i wszystko wskazuje na to, że Heathan też. No, no, niezły ojczymek. Jej mama ma niezły gust, hehe.
Miałabym kilka zastrzeżeń, co do samej fabuły. Na przykład, jak ktoś tu już zauważył, Bella nie powinna z taką łatwością wspominać o Edwardzie, przynajmniej jak dla mnie. A poza tym (to też już ktoś napisał) Lie jest rzeczywiście trochę zbyt wszędobylska. Wszystko musi wiedzieć, zawsze wszystkiego pierwsza się domyśla i musi być wszędzie, gdzie akurat ma się coś wydarzyć.
Jeszcze jedno. Pewnie to było zamierzone, przecież to jest opowiadanie z okresu, kiedy Bella była "w dołku" i przyjaźniła się Jacobem, ale fakt, że ich rozmowy sa tak podobne (niemal identyczne!) do tych w KwN trochę mnie uprzedził. Nie mówię, że to źle, myślę, że wiesz co robisz;) Jednak mnie osobiście nie spodobało się to. Tym bardziej, że czasami wsadzasz Lie teksty, które w KwN wypowiedziała Bella (dla przykładu to o skakaniu z klifu).
Mam nadzieję, że nie masz mi za złe mojej szczerości. Ty bardzo mi pomogłaś, jesli chodzi o mój ff, więc staram się jakoś odwdzięczyć (nie wiem czy mi się udaje;))
Podsumowując, Twój ff spodobał mi się i mam zamiar regularnie sprawdzać temat. Pozdrawiam i niech Wena będzie z Tobą! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|