|
Autor |
Wiadomość |
Arabella
Zły wampir
Dołączył: 10 Sty 2009
Posty: 345 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: z łóżka Pattinsona.
|
Wysłany:
Czw 15:54, 24 Wrz 2009 |
|
Siedemnastowieczny Mediolan. Marco pochodzi z zamożnej, kupieckiej rodziny.Wiedzie typowe życie rozpuszczonego młodzieńca. Lecz pewnego dnia beztroski świat zostaje zburzony. Jego ukochana siostra zostaje zamordowana w niewyjaśnionych okolicznościach. Z biegiem czasu dowiaduje się, że w na pozór normalnym mieście istnieje niebezpieczny i przerażający świat opanowany przez krwiożercze istoty. Ogarnięty żądzą zemsty Marco przyłącza się do tajnej gildii łowców wampirów.
W wersji pdf.
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
Trailer2 Taniec śmierci
PROLOG
Delikatny podmuch wiatru raz, po raz pieścił jej nagą skórę. Chłód, jaki bił od kamieni mroził nerwy, lecz ciało było rozgrzane ekscytującym oczekiwaniem. Zacisnęła ręce w pięści, głęboko wbijając paznokcie w ciało. Ból, jaki poczuła wzmagał nagromadzone napięcie.
- Chodź, chodź. Panie…. Jestem twoją wybranką. Zasłużyłam. – szeptała w ekstazie.
W mroku, który ją otaczał nie mogła widzieć zakapturzonych postaci stojących w kręgu, wokół kamiennego podestu, na którym leżała. Do jej zmysłów dochodził jedynie szelest szat, gdy ciała zebranych poruszały się w rytmicznym tańcu.
- Panie, proszę. Uczyń mnie wybraną.
Poczuła, jak czyjeś zimne ręce powoli przesuwają się po jej łydce, w drażniący sposób podążając ku górze. Jęknęła z podniecenia, wyginając ciało w łuk. Nieznajomy poznawał każdy zakamarek jej ciała, gdy doszedł ich uszu śpiew. Kobiety i mężczyźni wzywali Pana Ciemności, prosząc o łaskę i moc.
Dziewczyna poddawała się coraz gorętszym pieszczotom bez oporu. Była przepełniona szczęściem, że oto ma szansę stać się wyjątkowa - naznaczona znamieniem mocy. Postacie, znajdujące się teraz wokół niej, wybrały ją, by stała się konkubiną Władcy Mroku. Odczuwała wszechogarniająca dumę i napięcie, nie mogąc doczekać się, gdy to się stanie. Zawierzyła swoja duszę ciemności.
Nagle śpiew ucichł, a zebrani padli na kolana. Z rozpalonymi zmysłami leżała samotnie na podeście.
Otworzyła oczy.
Zza drzew wyszła grupka zakapturzonych postaci. Czarne szaty, które mieli na sobie poruszały się wraz z każdym podmuchem coraz silniejszego wiatru, jakby przyroda żywo reagowała na atmosferę panującą w tym miejscu.
- Panie... – wyjęczała jedna z klęczących kobiet.
Grupa nowoprzybyłych rozstąpiła się, a dziewczyna dostrzegła pośród nich niezwykłą postać. Mężczyzna był nienaturalnie wysoki, barczysty, a od jego postawy biła magnetyzująca siła. Nie mogła oderwać od niego oczu. Oblizała spierzchnięte wargi.
Jego ciemne, długie włosy opadały kaskadami na twarz, przykrytą białą maską. Kobieta intuicyjnie wiedziała, że jest nieziemsko piękny. Zadrżała z podniecenia.
Czuła, jak jego spojrzenie prześlizguje się po jej wyeksponowanych krągłościach.
- Nagroda was nie ominie – odezwał się głębokim barytonem.
Nic więcej nie mówiąc, usiadł okrakiem na leżącej kobiecie. Gdy ściągnął z głowy kaptur, poczuł jak napręża się leżące pod nim ciało.
Delikatnym ruchem dłoni odgarnął wilgotne włosy z czoła ofiary. Dziewczyna drgnęła. Nie spodziewała się, ze ludzkie ręce mogą być tak przeraźliwie zimne. Spojrzała mężczyźnie, który miał zaprowadzić ją do Pana Ciemności prosto w oczy. Z bielą maski wyraźnie kontrastowały szkarłatne tęczówki.
Krzyknęła z przerażenia, próbując wyszarpać się z uścisku. Mężczyzna tylko jeszcze bardziej zacisnął uda wokół jej bioder i gwałtownym ruchem szarpnął za włosy, odchylając głowę dziewczyny.
- Boże! Nie! – Zdążyła wykrzyczeć, zanim jej gardła nie zalał strumień gorącej krwi. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Arabella dnia Pon 13:10, 29 Mar 2010, w całości zmieniany 14 razy
|
|
|
|
|
|
lilczur
Wilkołak
Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 141 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 14 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z daleka
|
Wysłany:
Czw 16:06, 24 Wrz 2009 |
|
OMG! Krótkie, ale przerażające. Już sama "okładka" opowiadania pokazuje, że nie będzie lekko, łatwo i przyjemnie. Ale ja lubię takie mroczne klimaty. Szkoda, że dałaś tak mało tekstu, chętnie poczytałabym więcej.
Nie masz bety, jak widać. Błędów też nie narobiłaś wiele, ale interpunkcja trochę podupada. Tragedii nie ma, ale kilka poprawek by się przydało.
Mam nadzieję, że nie trzeba będzie długo czekać na ciąg dalszy i że następnym razem zaserwujesz trochę dłuższy tekst.:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Arabella
Zły wampir
Dołączył: 10 Sty 2009
Posty: 345 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: z łóżka Pattinsona.
|
Wysłany:
Czw 19:46, 24 Wrz 2009 |
|
Ten prolog to tylko wersja, nazwijmy testowa. Pierwszy rozdział powinien pojawić się jutro, najpóźniej w sobotę. Nie jestem w stanie przewidzieć jak z wielu rozdziałów będzie składać się opowiadanie. Moim zamiarem jest połączenie świata wamirów z Twilight [od razu uprzedzam, zapomnijcie o Edzie i jego rówieśnikach] ze światem ludzkim. Jak widać prologu, głównym bohaterem nie jest ani krwiopijca, ani człowiek o imieniu zerżniętym z Sagi. To na jakiej płaszczyźnie połączą się ze sobą te dwa światy niech pozostanie dla was tajemnicą. Znam już zakończenie i kilka wątków w trakcie, ale reszta będzie efektem inspiracji.
Bless,
Ara
PS. Na moim chomiku, jak również Thin pojawił się 13 rozdział tłumaczenia MD. W imieniu Thin polecam serdecznie. Niech potwór będzie z Wami. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Arabella dnia Czw 19:49, 24 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Zmierzchowa fanka
Wilkołak
Dołączył: 15 Maj 2009
Posty: 103 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 41 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spod pióra S. Kinga
|
Wysłany:
Sob 22:08, 26 Wrz 2009 |
|
Wiem, że mała ilość komentarzy jest przykra i dobijająca, ale cóż tu dużo ukrywać, takie życie...
Zapoznałam się z twoją postacią przez MD, za czasów kiedy bawiłaś się w tłumaczkę. Opowiadania już nie czytam, bo przestałam miewać ochotę na Edwarda - zboczeńca. Jednak nie o tym chciałam tutaj napisać.
Pierwszy raz mam do czynienia z twoją samodzielną pracą. Przedstawiłaś króciutki kawałeczek tekstu, ale muszę stwierdzić, że powaliłaś mnie. Stuprocentowo trafiłaś w mój gust sadystycznie powalonej erotomanki Niezwykle trudno mnie czymkolwiek zaciekawić, ale, brawo, Tobie się udało.
Coś całkowicie nowego nam się tutaj szykuje. Nie będzie (przynajmniej taką mam nadzieję) Edi + Belka = WNM. Gratuluję. I wiesz co? Jak zaczynałam czytać to przypomniał mi się początek mojej przygody z wampirami. Zaczytywałam się wtedy w dziełach Anny Rice, później przyszedł czas na Kinga.
Bardzo rzadko komentuję, dlatego cały czas noszę brzemię 'Nowonarodzonego'. Wystawiam opinię dopiero jak coś mi się bardzo spodoba lub nie <buu> (częściej to drugie)
Ty powaliłaś mnie na kolana i chylę czoła przed dojrzałością twojego tekstu. Mam nadzieję, że jeszcze wiele osób skusi się na przeczytanie i skomentowanie, bo jak nie, to będzie kolejne świetne niedocenione opowiadanie (oczywiście jak wszystko będziesz prowadziła w takim właśnie stylu)
Mrocznie, tajemniczo i do tego ociekające seksem, to to co lubię Masz we mnie wiernego czytelnika. W końcu coś nie Edkowo - Bellowatego
Mam ogromną nadzieję, że wstawisz szybko kolejny rozdział... To nie jest oklepane i zerżnięte z sagi, to w zupełności Twoje. Nikt Ci tego nie odbierze, niech inni biorą z Ciebie przykład...
Pozdrawiam,
ZF |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Nie 14:11, 27 Wrz 2009 |
|
cóż... brak Cullenów... brak sfory.. brak nawet Roberta...
będę czytać - było interesująco :) nie wiem do czego to zmierza, ale mam nadzieję, że się nie zawiodę...
zbudowałaś fajną scenę... całkiem od podstaw krok po kroku, bez nadmiernego pośpiechu i to się opłaciło - prolog jak dla mnie bomba :)
pozdr.
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Arabella
Zły wampir
Dołączył: 10 Sty 2009
Posty: 345 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: z łóżka Pattinsona.
|
Wysłany:
Nie 22:59, 27 Wrz 2009 |
|
Dzięki za wszystkie miłe słowa. A powiedziałam sobie "Sylwio, zerwij z cukierkowym tłajlajtem". Prawie zerwałam, ale nie z "moimi" wampirami. Znowu mam szalona wenę, jak przy pisaniu "Nowego życia". Tyle, że teraz mam inne spojrzenie na pisanie. Bite pół roku nie czułam tego napięcia w opuszkach palców. Sama nie wiem jak to wszystko wyjdzie. Mam mniej więcej obmyślone zakończenie i kilka wątków w trakcie. Ale najlepiej pisze mi się na żywioł. Na pierwszy rzut oka opowiadanie może nie mieć nic wspólnego z Sagą. ale kto powiedział, że głównym bohaterem/bohaterami muszą być postacie tak dobrze nam znane z Tłajlajtu? Dlaczego nie nogą być tłem? Bardzo morderczym tłem? Czy ktoś zastanawiał się jak powołane do wiecznego życia w mroku zostały inne wampiry, zaprzyjaźnione z naszymi ulubieńcami z Sagi? Oczywiście pojawiło się kilka FF o Tanyi, ale gdzie reszta? Może uda mi się wypełnić te lukę, a przy tym nie zanudzę was na śmierć.
Dziękuję becie Mizuki - kolorowe komentarze są niezwykle pomocne:)
Pierwszy
Marco rzucał się nerwowo po posłaniu, mamrocząc różne pozbawione wspólnego sensu słowa. Jego czoło pokryła cieniutka warstwa potu. Nagle zerwał się z krzykiem.
- Lidio!
Przez kilka długich minut dochodził do siebie. Klatka piersiowa młodzieńca poruszała się gwałtownie. Łapczywie chwytał powietrze, próbując wyrównać oddech. Wierzchem dłoni przetarł wilgotne powieki.
Już blisko dwa miesiące minęły od śmierci jego jedynej, ukochanej siostry. Dopiero jej strata uświadomiła mu, jak ważną osobą była w jego życiu. Pustka, jaką po sobie zostawiła była trudna do zniesienia - nie tylko dla niego. Matka kompletnie oszalała. W ciągu jednej nocy osiwiała, przestała jeść i normalnie spać. Nie chce z nikim rozmawiać. Cały swój czas spędza na modlitwie, prosząc Boga o zbawienie dla duszy Lidii. Z ojcem było wprawdzie trochę lepiej, ale tylko na pozór. Marco wiedział, jak trudno jest mu okazywać emocje, także te negatywne. To, że nie pokazywał na zewnątrz żalu po stracie córki, nie znaczy, że nie cierpiał. Jednak tylko w nim miał teraz względne oparcie. Marco strasznie źle czuł się w domu. Budynek zdawał się umrzeć razem z Lidią. Jakby wraz z nią zostały wyssane wszystkie życiowe soki z otoczenia, w którym żyła. Samotność stała się zbyt przytłaczająca.
Znów śnił mu się ten sam koszmar. Chyba już nigdy nie zapomni dnia, w którym ujrzał martwe ciało siostry. Było nagie, pokryte siniakami i zakrzepłą krwią. Ale najgorsza była rana na krtani. Ktoś lub coś wgryzło się jej w szyję, rozrywając na strzępy.
Zakrył twarz dłońmi.
Kto był zdolny do takiej zbrodni? Marco nie mógł uzmysłowić sobie, w jaki sposób Lidia została zwabiona, a potem zamordowana. Sama nigdy nie opuszczała posiadłości - tym bardziej w nocy. Po raz ostatni widział ją, gdy udawała się na spoczynek po wspólnej kolacji. Następnego dnia jakiś bezdomny odnalazł jej zmasakrowane ciało pod Kościołem Santa Maria delle Grazie. Gdyby tylko wiedział, że po posiłku ostatni raz widzi te roześmiane oczy! Dopiero po jej śmierci, gdy długo myślał o tym ostatnim spotkaniu, uzmysłowił sobie, że oczy siostry nie błyszczały tak jak zwykle. Wydawała się zamyślona i… spięta? Nie mógł darować sobie, że nie zapytał o powód jej trosk.
Zaschło mu w ustach z wrażenia. Powoli wysunął się z pościeli, stawiając gołe stopy na zimnej posadce. Zmierzwił włosy, jakby tym gestem starał się odegnać od siebie marę nocną, dręczącą jego duszę od dwóch miesięcy.
Na stole stał dzban z doskonałej jakości winem. Marco przyłożył spragnione wargi do kielicha, delektując się rarytasem, na jaki stać było jego rodzinę. Nigdy nie musiał zastanawiać się nad rzeczywistą wartością pieniądza. Zawsze miał to, czego tylko zapragnął. Ale wydarzenia ostatnich miesięcy udowodniły mu, że za złoto nie można kupić wszystkiego.
Nagle do jego uszu doszedł hałas dobiegający z podwórza. Ktoś rozdzierającym głosem wzywał pomocy. Marco nasłuchiwał przez chwilę tych dźwięków, nie czyniąc nic więcej. Po chwili poczuł, że jego powieki stają się coraz cięższe. Położył się do łóżka, mając nadzieję, że tym razem uda mu się przespać kilka godzin w spokoju.
Następnego dnia obudził się dosyć późno. Miał wrażenie, jakby całą noc spędził ze swoimi ziomkami na zabawie z dziewkami. Głowa pękała mu z niewyspania. Z głośnym jękiem podniósł się z posłania. Chciał obmyć się z potu, który pokrył jego skórę po przeżyciach ostatniej nocy. Uchylił drzwi na korytarz i zawołał swojego majordomusa.
- Federico? Federico chodźże do mnie natychmiast!
Z irytacją trzasnął drzwiami.
Po minucie do jego sypialni wbiegł zdyszany sługa. Jego pomarszczona twarz była wykrzywiona w grymasie zmęczenia.
- Tak, panie? W czym mogę ci pomóc?
- Jak to, w czym? A co ja mogę o tej porze robić?
Federico w geście przeprosin pochylił się.
- Tak, panie. Już karzę grzać wodę. – Bardzo szybko opuścił pomieszczenie.
- Głupiec… - młodzieniec przeklął ze złością pod nosem. Rzucił się ponownie na łóżko, wpatrując się uporczywie w baldachim.
Po kilkunastu minutach ponownie pojawił się Federico, niosąc ze sobą misę wody oraz czystą bieliznę.
Marco szybko zrzucił z siebie przepocone ubranie, po czym zanurzył dłonie w wodzie. Gdy umył się, władczym gestem wyciągnął dłoń w stronę sługi, aby ten podał mu świeżą koszulę.
- Co to za krzyki słyszałem dziś nad ranem z ulicy? Nie mogłem spać.
W oczach Federica pojawiła się iskierka strachu.
- Przed domem Donata Bramante znaleziono dziś zwłoki mężczyzny. Ludzie gadają, że leżał tam kompletnie nagi i miał poderżnięte gardło. Niestety ja nie załapałem się na to widowisko, bo szybko zabrali ciało denata. Powiadają jednak, że był to makabryczny widok. Jego gardło było całe w strzępach, jakby jakieś zwierze wyżarło mu szyję. Matko Boska, co za świat – wyjąkał majordomus, żegnając się szybko.
Marco zastygł w bezruchu. Poczuł jak ponownie wilgotnieje mu wnętrze dłoni. Przed oczami, bez jego woli, pojawił się obraz martwego ciała Lidii.
- Gdzie go zabrali? – wychrypiał.
- Panie, nie wiem.
- To się dowiedz! – wrzasnął chłopak, szybkimi ruchami nakładając resztę odzienia. Musiał natychmiast porozmawiać z ojcem.
Z impetem wybiegł z pokoju, udając się do gabinetu głowy rodziny. Przed samymi drzwiami zwolnił i nacisnął klamkę.
- Ojcze, ojcze! –wykrzyczał już w progu.
W pomieszczeniu nie było jednak nikogo.
- Do diabła! – ryknął Marco. Czuł palącą potrzebę zobaczenia się z ojcem.
Pobiegł do jadalni, licząc na to, iż tam go zastanie. Jednak i tam spotkał go zawód. Pewnie udał się w interesach do miasta.
Marco odczuwał coraz większy niepokój. Okaleczone ciało mężczyzny za bardzo przypominało mu o jego Lidii. Może uda mu się rozwikłać zagadkę jej tajemniczej śmierci?
Mógłby zwierzyć się teraz matce, ale ta myślami była w innym świecie. Nie chciał jeszcze bardziej narażać jej zmysłów na szwank.
Postanowił nie czekać ani na ojca, ani na Francisco. Każda chwila może zatrzeć cenny ślad.
Gdzie znaleźli ciało? Był zbyt zafrasowany samym faktem okoliczności morderstwa, aby przypomnieć sobie ten szczegół. Z irytacją uderzył pięścią w drzwi. Starał się przypomnieć sobie nazwiska wszystkich rodzin mieszkających w okolicy.
Nagle doznał olśnienia.
- Bramante! – Jakże mógł zapomnieć nazwisko jednego z najznakomitszych przedstawicieli Mediolanu.
Kazał osiodłać konia. Powóz jedynie spowalniałby podróż.
Przede wszystkim musiał pojawić się na miejscu, w którym znaleziono zwłoki. Może ktoś coś widział? W międzyczasie Federico powinien dowiedzieć się do jakiej kostnicy przewieziono denata. Będzie mógł wtedy porozmawiać z jakimś wyższym rangą przedstawicielem prawa. Pełna sakiewka otwiera wiele, na pozór zamkniętych, drzwi.
Nie miał ani chwili do stracenia.
Na miejscu okazało się, że pod domem architekta zgromadził się spory tłum. Jego sługom niezbyt skutecznie wychodziło przepędzanie ciekawskiej gawiedzi. Z plotek, które usłyszał dowiedział się, że na ciele były rozrysowane jakieś magiczne wzory, a same zwłoki należą do syna zubożałego szlachcica de Vivon. To już coś! Ofiarami nie padały osoby z plebsu. Wiedział, że to stanowczo zbyt wcześnie na wysuwanie tego typu wniosków, ale był niemal pewien, że obie te zbrodnie mają ze sobą wiele wspólnego.
Zanim ruszył do komendanta miasta, postanowił odwiedzić barona de Vivon. Pochodził on z dawnego, majętnego francuskiego rodu, który pojawił się w Mediolanie za czasów wojen włoskich i dominacji Franciszka I. Jednak, gdy władzę nad północnymi Włochami przejęła hiszpańska gałąź Habsburgów pozycja rodu stopniowo, ale nieubłaganie zaczęła spadać. Francuzi, rodacy największego wroga cesarza, nie byli mile widziani w strefie wpływów Habsburgów. Po śmierci swego ojca, de Vivon przepuścił większość majątku, grając w karty oraz wykupując dziewki. Zarówno on sam, jak i jego rodzina stracili niemal wszystkie wpływy na hiszpańskim dworze. Marco doskonale o tym wiedział. Mimo, iż jego własna rodzina nie posiadała tytułów, była poważana w mieście właśnie ze względu na majątek i wpływy handlowe.
W bramie domu barona spotkał jego odźwiernego.
- Hola, hola. Pana nie ma w domu.
- A kiedy będzie? – zapytał Marco, nie schodząc z konia.
- Nie wiem. Nie mówił, kiedy wróci, ale nie sądzę, aby prędko pojawił się z powrotem. Dziś nad ranem znaleziono zmasakrowane zwłoki jego syna Dominica. Co za tragedia… - westchnął.
Marco pogrzebał w sakiewce w poszukiwaniu magicznej rzeczy niemal każdemu rozwiązującej język.
Sługa chwycił złotą monetę, sprawdzając zębami, czy aby nie jest fałszywa. Po czym schował ją głęboko w fałdy portek. Na ustach chłopaka pojawił się kpiący uśmieszek.
- Czy wiesz jak to się stało?
- Panie, nikt tego nie wie. Ale pan Dominic wmieszał się w nieciekawe towarzystwo. Wychodził nocami, myśląc że nikt go nie widzi. Słyszałem jak kiedyś jego ojciec…
Nastąpiła cisza. Zniecierpliwiony Marco po raz wtóry sięgnął do sakiewki. Poskutkowało.
- Słyszałem, jak kiedyś pan de Vivon oskarżył syna o ….
- Mówże!
Sługa rozejrzał się na wszystkie strony, sprawdzając czy nikt ich nie podsłuchuje.
Dla bezpieczeństwa ściszył głos niemal do szeptu. Marco pochylił się w siodle.
- Powiadają, że Dominic de Vivon uprawiał czarną magię! – mówiąc to wykonał na piersiach znak krzyża.
Czarna magia? Jakieś bractwo? Marco nie mógł w to uwierzyć. To, co właśnie usłyszał było tak nieprawdopodobne… Mimo, że kościół uparcie pali heretyków, nikt normalny nie wierzył w istnienie czarnej magii. Ale może to on sam był za normalny dla tego dziwnego świata.
Bez słowa pożegnania spiął konia i pognał do domu. Miał cichą nadzieję, że odnajdzie tam zarówno ojca, jak i Federica. Musiał podzielić się z kimś tymi fantastycznymi wiadomościami, bo sam nie wiedział, co tak naprawdę o tym myśleć. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Pon 7:37, 28 Wrz 2009 |
|
'poderżnięte gardła' się zgadzają... trupy się zgadzają...
czarna magia ?! hm, pospólstwo wymyśla niestworzone opowieści - przecież to wampiry :D
podoba się ten rozdział i sam pomysł konwencji sądząc po twoim poście :)
będzie się uroczo czytało
pozdrawiam
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Zmierzchowa fanka
Wilkołak
Dołączył: 15 Maj 2009
Posty: 103 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 41 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spod pióra S. Kinga
|
Wysłany:
Wto 19:07, 29 Wrz 2009 |
|
Na początek: CO TUTAJ TAK PUSTO!!!
Kupiłaś mnie prologiem... Zaczarowałaś, powaliłaś i przywiązałaś... Jednak pierwszy rozdział... Coś mi nie pasowało. Sama nie wiem co... hmm. Może mało opisów? Mało uczuć? Był jakiś taki inny. Nie mogłam się wczuć w sytuację. Przeczytałam, bo przeczytałam, ale bez emocji i wypieków na twarzy, tak jak to było z prologiem.
Jednak całość ma coś w sobie i chce się czytać. Podoba mi się, że skusiłaś się na narrację trzecioosobową, podziwiam. Walnęłaś z całkiem innego toru. Opisujesz nowe, dramatyczne wydarzenia, nie trzymasz się schematu cukierkowego i pokazujesz, że narrator wszechwiedzący nie gryzie
Rozdział pierwszy nie jest taki jak się tego spodziewałam, ale wierzę, że później będzie fantastycznie... Mam tą małą, osobistą prośbę: rozwiń opisy uczuć. Mam na tym punkcie bzika...
Piszesz tak, że wszystko ma własny czar, którego nie da się powtórzyć. Mam nadzieje, że mnie rozumiesz. To całkiem inny rodzaj dramaturgii...
Mam nadzieję, że zdobędziesz wielu fanów, bo myślę, że ta opowieść na to zasługuje. Cały czas modlę się, żeby ludzie wyzbyli się kolorowego musu bajkowej historii, bo życie wcale takie piękne nie jest. Staram się to pokazać w moim opowiadaniu i teraz liczę na to, że mi pomożesz, właśnie 'Tańcem Śmierci'...
Powodzenia i pozdrawiam,
ZF |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Nelennie.
Zły wampir
Dołączył: 27 Kwi 2009
Posty: 289 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: tak bardzo Wrocław
|
Wysłany:
Wto 20:35, 29 Wrz 2009 |
|
Pokuszę się o komentarzyk ^^
Czemu takie fajne opowiadanie komentuje tak mało osób?
Bo taklie jest: fajne, orginalne. Noo, i Edka I Belki nie widać. I dobrze. Taki opowiadania zaczynająmi sie coraz bardziej podobać. Dlatego sama też zaczęłam takie pisać. Ale tu mówimy o Twoim dziele.
Jak zauważyła Zmierzchowa fanka - czegoś brakuje. Ale ja ci nie pomogę. Z prostej przyczyny: nie wiem czego dokładnie. Domyśłam się, że w prologo o Lidii mowa. Morederstwo? Mam nadzieję, że w takim klimacie to urzymasz. Bo różowe opowiastki (AH) są już nudnę. Przynajmniej większość. Są oczywiście takie, do któych mimo tego małego AH, mnie ciągnie, ale... generalnie wolę o wampirach. Wilkołaki też zdzierżę, jesli wspomniane wampirki się pojawią ^^ wiem jestem wymagająca. Ale znowu będzie off-top...
Oki. Do rzeczy. Jeszcze raz: będzie magia? <prosi>
Juzu! Co ja mam, że nie umiem nawet pół KK wykrzesać?! Przecież na to zasługuje ten FF...
Czy FF, będzie cały w trzecioosobówce? Mam nadzieję, że tak.
Jestem jak najbardziej za tym, żebyś pisała dalej...
veeeny, pozdr,
N.
EDIT: Przepraszam, że tak nie-KK-owsko. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Arabella
Zły wampir
Dołączył: 10 Sty 2009
Posty: 345 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: z łóżka Pattinsona.
|
Wysłany:
Śro 16:52, 30 Wrz 2009 |
|
Niunia, jak to mówi mów brat - weź poluzuj. Nie musisz napisać Bóg wie jak długiego i elokewentnego posta, w którym mnie zjedziesz czy pochwalisz. Liczy się to, że mówisz z sensem i na temat;] Dzięki po stokroć, za te słowa "uznania". Na swoja obronę mam to, że skoro w prologu umieściłam scenę morderstwa, to nie oczekujcie, że przez całe opowiadanie, z rozdziału w rozdział będzie utrzymywane to samo napięcie. Chcę budować je powoli, a musze was jakoś wprowadzić w klimat opowiastki. Kolejną tego przyczyną może być krótkość rozdziałów. Mam już napisane kilka do przodu, które w takim razie umieszczę w postaci jednego, albo wstawie je zaraz po sobie.
Przewiduję elementy magii, ale nie w postaci hokus pokus, czary mary, bo nie chcę zronić z Marco drugiego Pottera. Rodzina chłopaka nosi ukryte brzemię, które teraz wyjdzie na światlo dzienne.
Co do narracji. Będę pisać tylko w narracji trzecioosobowej. Ostatnie półtora opowiadania pisałam w pierwszej osobie, co z perspektywy czasu bardzo, ale to bardzo mi się nie podoba. Tym razem nie chciałam popełnić tego błędu.
Bless i do następnego rozdziału:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
ajaczek
Zły wampir
Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Czw 15:05, 01 Paź 2009 |
|
Udało mi się przeczytać dziś prolog + pierwszy rozdział i bardzo mi się podoba. Masz świetny styl, którym przenosi czytelnika w świat swoich bohaterów, pełen mroczności, zagadek i dramatyczności... Bardzo mi sięto podoba :) MAm nadzieję że dalsze ozdziały także takie będą! Masz bardzo oryginalny pomysł na ff, mam nadzieję że tego nie zmarnujesz :)
Życzę dużej weny i szybkiego dodawania rozdziałów! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Arabella
Zły wampir
Dołączył: 10 Sty 2009
Posty: 345 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: z łóżka Pattinsona.
|
Wysłany:
Sob 11:41, 24 Paź 2009 |
|
Po długiej nieobecności, a co się z tym wiąże brakiem wszelakiej aktywności forumowej, zamieszczam kolejny rozdział.
W wyniku chwilowej chęci i weny stworzyłam filmik opowiadający o pierwszych kilku rozdziałach Tańca śmierci. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
Serdeczne podziękowania dla bety : Mizuki
Drugi
Jednak, jak się okazało, ojca nie było jeszcze w domu. Marco był niepocieszony. Czuł podniecenie wibrujące mu pod opuszkami palców. Musi przygotować się do rozmowy z komendantem Fanzago, znanym powszechnie z nadmiernie poważnego traktowania zajmowanego przez siebie urzędu.
Aby nie tracić ani chwili, udał się na piętro, które zajmowała służba. Chłopak odnalazł Federica czyszczącego srebrną zastawę. Bez słowa powitania zaczął go wypytywać.
- Czego się dowiedziałeś?
Mężczyzna zerwał się na równe nogi. Patrząc w ziemię zaczął zdawać relację. Słowa z jego ust wypadały z szybkością błyskawicy.
- Zwłoki należą do niejakiego Domenica de Vivon. Komendant zakazał zbliżania się do kostnicy, ale widziałem jak przewożą ciało w inne miejsce. Ludzie powiadają, że w jego ciele nie ostała się ani kropelka krwi! – z trwoga wyszeptał ostatnie zdanie.
- Boże… - wyjąkał Marco. Nerwowym krokiem przemierzał długość pokoju.
- Panie, niech Jezus Chrystus ma nas wszystkich w swojej opiece. Panienka Lidia również została zabita przez diabła?
- Co ty, na miłość Boską, wygadujesz? – zirytował się Marco, odwracając się gwałtownie w stronę sługi. Miał już dosyć tych niesamowitych opowieści o diable i jego wyznawcach. Prędzej był w stanie uwierzyć, że tych mordów dokonują chorzy psychicznie ludzie, niż zamieszane w te wydarzenia moce zła.
Ale co w takim razie mogło łączyć Lidię z tymi łotrami?
Przeczesał palcami swoje ciemne, kręcone włosy. Czuł, że chaos, jaki opanował jego umysł odbiera mu zdolność logicznego myślenia. Akurat w takim momencie nie było przy nim ojca…
- Muszę… - powiedział, nie zdając sobie sprawy z tego, że wypowiedział słowa na głos.
- Tak, panie?
- Kiedy przybędzie mój ojciec, powiadom mnie natychmiast. Będę w swoich komnatach.
- Tak jest, panie.
Lecz ojca nie było kilka kolejnych godzin. Wrócił do domu dopiero wtedy, gdy słońce zalało miasto czerwoną poświatą. Przez cały ten czas Marco siedział jak na szpilkach, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Czuł się jak mały, bezbronny chłopiec, który zgubił drogę do domu. Dopiero teraz zaczął sobie uświadamiać jak silnie związany jest z rodziną, w jak wielkim stopniu na nich polega. Wzdrygną się na samą myśl, że mogło by ich nie być przy jego boku w tej chwili.
Gdy tylko usłyszał o powrocie ojca, natychmiast udał się do jego gabinetu. Prawie nie oddychając, streścił mu dzisiejszy dzień. Cosimo Gordiano nie odezwał się ani słowem, podczas przepełnionego emocjami monologu syna. Przyglądał mu się tylko uważnie.
- Jeżeli to, co mówią jest prawdą, to będzie znaczyło, że w mieście grasuje banda pomyleńców składająca ofiary szatanowi. Trzeba pozamykać tych szaleńców! – wykrzyczał młodzieniec.
Cosimo nadal wpatrywał się w syna, nie odzywając się słowem. Na czole pojawiła mu się wąska głęboka zmarszczka. Marco był zbity z tropu. Serce szybko łopotało mu w piersi ze wzburzenia, a po twarzy spłynęła kropelka słonego potu.
- Ojcze, czy do ciebie dociera, co to znaczy? Śmierć Lidii nie była przypadkowa. Musimy coś z tym zrobić! – powtórzył.
Starszy mężczyzna przymknął powieki w reakcji na słowa syna, a na jego twarzy odmalował się grymas cierpienia.
- Nic nie będziesz robił – wyszeptał ledwo dosłyszalnie.
- Słucham? – Marco nie mógł uwierzyć w słowa ojca.
- Zakazuję ci. Słyszysz? Zakazuje ci mieszać się w te sprawy. Śmierć twojej siostry była kwestia przypadku. W Mediolanie nie ma wyznawców diabła. Jeśli w to wierzysz to jesteś większym głupcem, niż mogłem sądzić.
- Ale, ojcze…
- Jeśli nie wykażesz posłuszeństwa, pozbawię cię praw do majątku. To ostatnie, co mam ci do powiedzenia. Jestem teraz zajęty. Jutro mają sprowadzić do miasta bele jedwabiu. Wiesz, co to znaczy, prawda?
- Tak jest … – głos Marco drżał od wstrzymywanych emocji. Wyszedł z gabinetu bez słowa pożegnania. Jedynie co czuł, to palące spojrzenie ojca.
Dlaczego zabronił mu dążyć do odkrycia prawdy? Czy był ślepy na ślady, jakie pojawiły się dziś rano? Marco czuł żal do ojca, na którym się zawiódł. Tak bardzo liczył na jego wsparcie i dobre słowo. Los zsyłał im szansę, a ten starzec nie chce jej wykorzystać. Dlaczego tak uparcie wierzy w tą niedorzeczność, że morderstwo było kwestia przypadku?
Gdy tylko wszedł do swoich komnat, nalał sobie kielich wina. Liczył alkohol zmroczy wyrzuty sumienia. Suche wargi przyłożył do zimnego brzegu kielicha, łapczywie spijając cierpki napój.
Nie mógł spać w nocy. Ciągle zastanawiał się nad tym, czego był świadkiem dzisiejszego dnia. Diabeł, wyznawcy szatana? Uśmiechnął się w duchu. To tylko jakaś pożywka dla ociemniałej miernoty. Lecz nie zmienia to faktu, że okoliczności znalezienia zwłok były do siebie podobne. Nie wspominając o zadanych obrażeniach. Jednakże na zimnym ciele Lidii nie było żadnej magicznej ornamentyki. Tylko ta okropna dziura w gardle.
Zacisnął dłonie w pięści. Musi dopaść jej mordercę. Czuł, że to dla niego sprawa życia lub śmierci. Musi pomścić jej przedwczesny zgon i ranę, która nigdy się nie zabliźni, a jaka pozostała w sercu całej rodziny.
Poczuł palącą suchość w gardle. Podszedł do stołu, na którym stał dzban z winem. Ku zaskoczeniu Marco okazało się, że był pusty.
- Chyba tyle nie piłem? – zapytał sam siebie z lekkim uśmieszkiem, głośno odstawiając srebrne naczynie.
Była późna noc, lecz nie chciał budzić żadnego ze sług. Postanowił więc sam udać się do kuchni w poszukiwaniu szkarłatnego trunku.
Cicho uchylił drzwi. Wzdrygnął się na zimny podmuch przeciągu. Aby dojść do pomieszczeń kuchennych musiał zejść do głównego holu. Psioczył w tym momencie na lokalizację zajmowanych przez służbę komnat. Do kamiennych ścian przymocowane były gdzie niegdzie ozdobne kandelabry, przez co na korytarzach panował półmrok.
Nagle usłyszał jakieś dźwięki dobiegające ze schodów na końcu korytarza. Przestał oddychać. Mimo że nie rozumiał wypowiadanych słów, intuicja kazała mu zachować ostrożność. Lecz w jego przypadku, ciekawość zawsze była silniejsza od głosu rozsądku.
I to był błąd.
Jak najciszej zbliżył się do końca korytarza. Przycisnął policzek do kamiennej ściany i zaczął nasłuchiwać. Początkowo był zbyt podekscytowany, żeby dostatecznie się skupić. Jego uszu dochodziły jedynie strzępki rozmowy. Poirytowany przysunął się jeszcze bliżej krawędzi ściany.
- Nie ma mowy! – wyszeptał nieznajomy głos. – Nie będę dla ciebie ryzykował.
- Ricardo, obiecałeś mi to. Nie możesz się teraz wyprzeć. Nie możesz!
Marco zamarł z przerażenia. Ojciec? Jeszcze bardziej przybliżył się do rozmawiających.
- Czyś ty oszalał? Chcesz z nimi wojować? Teraz, gdy twoja córka oddała za ciebie życie?
Chłopaka oblał zimny pot strachu. Co to właściwie miało znaczyć? Ciągle w głowie błąkała mu się myśl…
… twoja córka oddała za ciebie życie …
Osunął się po kamiennej ścianie na posadzkę.
Nagle głosy zamilkły.
- Co to było? – zapytał Ricardo.
- Chodźmy stąd – odezwał się Cosimo Gordiano.
Marco poczekał chwilę, aż postacie oddalą się dostatecznie. W miarę słabnięcia szelestu materiału, ręka, którą przygryzał stawała się mokra od krwi. Wstrząsany spazmami płaczu dobiegł do sypialni, gdzie z krzykiem rzucił się na łóżko.
Jego szczęśliwy świat oraz bezgraniczne zaufanie do najbliższych nagle legło w gruzach niczym zamek z kart. Nie mógł ufać nawet ojcu. A pierwszą ofiarą stała się Lidia. To za dużo jak na jego zaledwie dwudziestoletnie barki.
Zaczął szeptać w poduszkę.
- Ojcze nasz, Jezu, Matko Przenajświętsza, zmiłujcie się nade mną. Błagam! - łzy nie pozwoliły mu nic więcej powiedzieć.
Gdy tylko wzejdzie słońce, ujrzy nowy, nieznany świat.
Już nigdy nic nie będzie takie samo.
*
Gdy zaczęło świtać, był już gotowy. Bał się odciąć od świata, w którym dotychczas egzystował. Rodzice planowali dla niego świetny kontrakt majątkowy z córką jednego z najzamożniejszych kupców z Mediolanu. Ale nie przejmował się tym zupełnie. Dotychczas myślał, że jeśli jego przyszła żona nie będzie wyjątkowo szkarada i gadatliwa, to ją jakoś zniesie. Resztę przyjemności zawsze mógł znaleźć poza domem. Lecz teraz wszystko uległo diametralnej zmianie. Dorósł podczas tej jednej koszmarnej nocy. A jeśli kobieta, która będzie dzielić z nim łoże, też go zdradzi? Zawiedzie się na niej jak na ojcu? Czy będzie go to równie mocno bolało, gdyby ją szczerze … pokochał? Te i wiele innych pytań bez odpowiedzi dręczyły go w ciemnościach sypialni. Chłód samotności mroził jego wnętrzności, nie pozwalając zasnąć spokojnym snem.
Przez całą noc po głowie kołatała mu się tylko jedna myśl - ojciec doprowadził do śmierci Lidii. Czy to był właśnie powód, dla którego zabronił mu się w to mieszać?
Nie mógł na razie zniknąć bez słowa z domu. Byłoby to zbyt oczywiste. Ojciec od razu domyśliłby się, jeśli jeszcze tego nie wie, że to on poprzedniej nocy podsłuchiwał. Musi zachować ostrożność w tym, co robi i mówi. Początkowo zastanawiał się nad wykrzyczeniem mu prawdy w twarz. W myślach wyobrażał sobie, jak stoi przed nim, pozwalając słowom żalu i goryczy opuszczać usta. Później wsiadłby na konia, galopem opuszczając rodzinny dom. Ale co dalej? Postanowił, że musi wpierw dowiedzieć się choć kilku szczegół sprawy, nim podejmie konkretną decyzję. Nie może zapomnieć o matce…
… twoja córka oddała za ciebie życie… - słowa te drwiły z Marco w jego podświadomości.
Zrezygnowany przyłożył dłonie do twarzy. Nie może ufać nawet własnej rodzinie. To cios, po którym ciężko będzie mu się podnieść.
Przez noc doszedł do wniosku, że pierwsze, co musi zrobić, to dowiedzieć się, jaka obietnica łączy ojca z nieznajomym Ricardo. Najprościej było wypytać o to matkę. Ojciec powinien dzisiaj być zajęty sprawami handlowymi, ale dla zapewnienia pozorów zabierze matkę do kościoła, aby tam spróbować coś z niej wycisnąć.
Przy śniadaniu byli na szczęście tylko we dwoje.
Pani Izabella Gordiano miała niewiele ponad czterdzieści lat, ale sprawiała wrażenie jakby miała ich o kilkadziesiąt więcej. Cierpienie po stracie córki bardzo ją przybiło. Grzebała widelcem w podanej dziczyźnie, nie odzywając się do nikogo. Marco zaczął zastanawiać się, czy uda mu się złapać z nią kontakt. Wyglądała na obłąkaną. Wlepił oczy w jej posiwiałe włosy i zmęczoną twarz. Serce ścisnęło mu się z żalu na ten żałosny widok złamanej przez życie kobiety.
Głośno odkaszlnął.
- Matko, śniła mi się dziś Lidia. Odniosłem wrażenie, że jest w moim śnie nieszczęśliwa. Jej dusza widocznie błaga o wstawiennictwo do miłosiernego Boga. Czy zechcesz wesprzeć moją modlitwę dziś wieczorem?
Izabella Gordiano po raz pierwszy tego dnia spojrzała na syna.
- Lidia?
- Tak, matko. Chcę się dziś pomodlić w Kościele Santa Maria delle Grazie. Czy będziesz mi towarzyszyć?
- Dusza Lidii prosi o naszą ludzką pomoc u Boga. Pójdę już teraz zacząć modlitwę. Moja biedna córeczka…
Wstała do stołu, udając się do własnej komnaty. Marco poczuł wszechogarniającą złość. W geście rezygnacji uderzył pięścią w stół.
Musi teraz bardzo uważać, żeby nie wzbudzić w ojcu podejrzeń. A tak bardzo liczył na jego pomoc! Nie spodziewał się, że to on stoi za zabójstwem własnej córki. Czy jego życie także jest w niebezpieczeństwie? Przeszły go ciarki przerażenia.
- Lidio, obiecuję, że pomszczę twoją śmierć. Tak mi dopomóż Bóg i wszyscy święci – mówiąc to wstał od stołu i udał się do sypialni. Pusta jadalnia przytłaczała go aż za nadto, a chwila wytchnienia dobrze mu zrobi.
Obudził się dopiero po kilku godzinach, odsypiając poprzednie bezsenne noce. Przetarł oczy, próbując uzmysłowić sobie, która jest godzina. Zaczynało się ściemniać. Zerwał się szybko z posłania. Kazał Federico przyszykować powóz dla niego i matki. Już najwyższy czas.
Rodzicielka czekała na niego w swojej komnacie nadal pogrążona w gorącej modlitwie. Gdy uchylił drzwi, nawet na niego nie spojrzała. Aby zwrócić jej uwagę ku sobie, zapukał cicho.
- Już jedziemy? – zapytała, nie odwracając głowy.
- Tak. Powóz czeka przed bramą.
Próbowała podnieść się z klęczek, ale ugięły się pod nią nogi ze zmęczenia. Marco podbiegł do matki.
Spojrzała mu prosto w błękitne źrenice.
- Matko… – Wtulił się z jękiem w jej ciepłą szyję. Otoczyła go swoimi matczynymi ramionami i przyciągnęła mocno do piersi. Po stracie jednego dziecka, zostało jej jeszcze drugie. Zbyt często o tym zapominała.
Podróż zajęła im niewiele czasu. Tłum biedoty i mieszkańców rozstępował się przed kopytami galopujących koni.
W Kościele, przed którym odnaleziono zwłoki Lidii, nie było prawie nikogo. Marco ujął matkę za rękę i, ramię w ramię, przekroczyli próg świątyni.
Pierwszym, co rzucało się w oczy, była niezwykła jasność panująca wewnątrz Kościoła. Wierna owieczka nie uczuła się przytłoczona monumentalnością i mrokiem Domu Bożego. Gdzieś poza samym kościołem, w refektarzu, umieszczone jest sławne malowidło ścienne Leonarda da Vinci - Ostatnia Wieczerza. Marco pamiętał, jak kiedyś oglądał je razem z nieżyjącą już babcią. Przerażała go przestrzeń, jaką widział w tle. Powiedziano mu, że to Bóg zesłał dar na da Vinci, aby ten mógł tak malować. Uśmiechnął się na samą myśl o swojej reakcji na te słowa. Dziecięce mrzonki.
Usiedli w bocznej nawie. Izabella od razu rozpoczęła modlitwę. Marco zaczął powtarzać po niej słowa, lecz myślami był daleko. Z każda mijającą sekundą w jego sercu narastało uczucie nadziei i wiary. Poczuł, że potrzebuje wyspowiadać się przed Bogiem. Nikomu z ludzi nie mógł powierzyć swoich trosk. Jedynie On je zrozumie.
Cicho oddalił się do konfesjonału.
- Chcesz się wyspowiadać? – odezwał się czyjś głos zza drewnianej ścianki.
- Tak.
- Zgrzeszyłeś synu?
- Grzeszę cały czas. Lecz tym razem chcę podzielić się z Bogiem swoimi troskami, licząc na dobre słowo. Bądź moim przewodnikiem.
Marco wyrzucił z siebie cały ciężar, jaki tłamsił jego spokój i ciążył na sercu. Opowiedział o śmierci siostry, wydarzeniach ostatniego dnia oraz ojcu. Kapłan nie odezwał się ani słowem. Gdy Marco skończył, przemówił.
- Synu… Wierzysz w diabła?
Pytanie duchownego zaskoczyło chłopaka. Diabła nie ma, to tylko sposób na wzbudzenie strachu w mniej oświeconych owieczkach.
- Nie wierzę.
Nastąpiła cisza.
- A powinieneś – przemówił kapłan. – Ty i twoja rodzina staliście się świadkami ingerencji złych mocy w ludzki świat. Bóg prowadzi odwieczną wojnę z Szatanem i jego sługami o dusze człowieka. A twoja siostra ją przegrała.
Marco otworzył usta z niedowierzania.
- Co, proszę?
- Twoja siostra opowiedziała się po stronie Pana Ciemności. Dokonała wyboru.
- To jakaś kpina? – Marco był coraz bardziej wściekły. Dlaczego wszyscy, na każdym kroku chcą mu wmówić, ze w śmierci Lidii maczały palce moce piekielne?
- Marco Gordiano, przyszłość karze ci uwierzyć. To słowa Boga – mówiąc to, kapłan wyszedł z konfesjonału.
Chłopak przez chwilę klęczał, nie mogąc się poruszyć - niczym sparaliżowany. Miał wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mu z piersi. Skąd kapłan znał jego imię? Wybiegł za oddalającym się sługą bożym. Dopadł go przed ołtarzem.
- Skąd znasz moje imię? Skąd to wszystko wiesz? – Marco próbował dostrzec twarz księdza, ale spowijał ją mrok kaptura.
- Chcesz poznać prawdę?
- Tak, chcę – wysapał.
- Chcesz pomścić siostrę?
- Tak!
- A czy będziesz gotów narazić własne życie, żeby zbawić jej duszę?
Marco zawahał się chwilę. Ale znał odpowiedź.
- Tak.
Nieznajomy pochylił się ku chłopakowi, tak aby nikt nie mógł usłyszeć ostatniego zdania jakie chciał mu powiedzieć. Marco poczuł na twarzy słodkawy oddech mnicha.
- W takim razie przyjdź na jutrzejszą mszę świętą o zachodzie słońca. Ale bądź sam. To bardzo ważne. I pod żadnym pozorem nie zdradź się przed ojcem. Z Bogiem, młodzieńcze. Niech wszyscy święci mają w opiece twoją duszę i twojego ojca.
Marco upadł na kolana. Nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje, tak bardzo kręciło mu się w głowie. Podbiegła do niego matka.
- Synu, synu? – Głaskała go po twarzy. – Co ci jest?
- Już dobrze. To wszystko przez te kadzidła. Zrobiło mi się duszno.
- Na pewno? Co chciał od ciebie ten ksiądz?
- Poprosiłem go tylko, żeby odmawiał przez miesiąc mszę za Lidię.
- Powinniśmy być na każdej.
- Nie będzie takiej potrzeby. Bóg jest wszędzie.
- Och, synu. To gdzie był Bóg, gdy umierała moja córka? – Marco zdziwił się na te bluźniercze słowa, wypowiadane z ust matki.
Podniósł się z klęczek. Miał wrażenie, że przerasta go to wszystko. W milczeniu opuścili kościół, wychodząc na rozgwieżdżoną noc. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Arabella dnia Sob 12:22, 24 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
nellkamorelka
Wilkołak
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 102 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec
|
Wysłany:
Sob 20:35, 24 Paź 2009 |
|
Naprawdę mi się podoba:) piszesz bardzo płynnie i lekko, widać, że masz dobry warsztat. Jestem pod wrażeniem i na pewno zostanę z tym ff na dłużej:) wprowadziłaś mnie w świat tajemnic i zbrodni i ciekawa jestem gdzie jeszcze mnie zabierzesz?:)
życzę weny i mam nadzieję, że nie każesz nam czekać zbyt długo na kolejny rozdział:)
Pozdrawiam
Nellka |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Arabella
Zły wampir
Dołączył: 10 Sty 2009
Posty: 345 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: z łóżka Pattinsona.
|
Wysłany:
Nie 11:41, 25 Paź 2009 |
|
W związku z tym, że nie wiem kiedy znów mnie najdzie wena [ pewnie jak zwykle, gdy będę musiała skupić się na czymś naprawdę ważnym] już teraz wstawię dwa kolejne rozdziały.
W wersji pdf.
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
Trzeci
Marco odetchną pełna piersią, próbując wyrównać bicie serca, trzepoczące w jego klatce piersiowej niczym skrzydła ptaka. Nerwowo wyłamywał knykcie u rąk. Skóra wewnątrz nich była zimna oraz wilgotna.
W Kościele nie było zbyt wiele osób. Po jego prawej stronie grupka mniszek z pobliskiego zakonu odmawiała wieczorną litanię. Ich cichy szept unosił się echem po sali. Nieco dalej, bliżej marmurowego ołtarza siedzieli inni wierni pogrążeni w modlitwie. Mocniej otulił się atłasowym płaszczem. Skrajne emocje jakie odczuwał – strach i podniecenie - buzowały w jego żyłach, wywołując dreszcze.
Do nozdrzy wdzierał się ostry zapach kadzidła, który przyprawiał o zawrót głowy. To wszystko w połączeniu z przeżyciami ostatnich dni, sprawiały, że czuł się nieswojo. Nerwowym spojrzeniem przeczesywał wnętrze Kościoła w poszukiwaniu znajomego kapłana, lecz nigdzie nie było go widać. Pewnie przygotowywał się do odprawienia wieczornej mszy, pocieszał się Marco.
Przez całą noc zastanawiał się nad słowami, które usłyszał wczoraj od spowiednika. Gnębiło go pytanie skąd znał jego ojca. I te aluzje do postaci diabła. W racjonalnym świecie w którym żył, nie było zbyt wiele miejsca na magię i zjawiska nadprzyrodzone. Wprawdzie został wychowany w religii katolickiej, a przez całe życie nasiąkał niczym roślinka prawami głoszonymi przez Kościół, lecz nie przywiązywał do nich prawdziwej wagi. Był jak niewierny Tomasz - nie uznawał bytu czegoś, czego nie może wyczuć zmysłami. A teraz raptem wszyscy insynuują mu, że diabeł istnieje i co gorsza jego słudzy podnieśli dłoń na życie jego siostry. Totalna bzdura. Niedorzeczność, która sprawiła, iż miał jeszcze większy mętlik w głowie.
Marco był tak pogrążony we własnych myślach, że nie usłyszał dzwonów wzywających na wieczorną modlitwę. Nieprzytomnie rozejrzał się wokół siebie, badając nowo przybyłych.
Kościół był prawie pusty. Pojawiło się zaledwie kilku wiernych, którzy zajęli miejsca po przeciwległych nawach. Uwagę chłopaka przykuła tajemnicza aura otaczająca nieznajomych. Ich twarze spowijał mrok kapturów. Chwilę potem głęboki głos odprawiającego mszę odbił się echem od kamiennych ścian świątyni, skupiając na sobie uwagę zebranych.
Z każdą mijaną minutą Marco czuł narastającą frustrację. Nie mógł skupić się ani na modlitwie ani na własnych myślach. Drażniło go spojrzenie, jakim obdarzał go ów nieznajomy kapłan. Czuł się tak, jakby tamten wiedział o nim wszystko, samym wzrokiem sięgając głębi duszy, wzbudzając w niej jeszcze większą pożogę. A Marco nie wiedział o nim nic, prócz tego, że ów nieznajomy posiada wiedzę, która może mu się przydać. Niepewność strasznie go frustrowała. Jeszcze z większą siłą zacisnął wilgotne palce na fałdach płaszcza.
Po wygłoszeniu ostatniego błogosławieństwa, Kościół zaczął powoli wyludniać się. Młodzieniec nie wiedział co uczynić. Pójść poszukać księdza, czy czekać aż sam do niego podejdzie? Już miał opuścić ławkę, gdy usłyszał za plecami szept.
- Zaraz przyjdzie. Niecierpliwi idą prosto do piekła.
Marco z wrażenia przysiadł. Gdy odwrócił się, żeby zobaczyć kto do niego mówił okazało się, że miejsce zanim było puste.
- Co do …?
Oblał się zimnym potem. Tego było dla niego za wiele. Gdy przemierzał boczną nawę, kierując się ku wyjściu, poczuł na swoim ramieniu mocny uścisk.
- Taki duży, a taki tchórzliwy. Jeśli w dalszym ciągu chcesz się spotkać z ojcem Novellim, a przy tym nie narobisz ze strachu w portki, to chodź za mną.
- Pan mnie obraża! – oburzył się Marco. Ze złością patrzył w oczy przemądrzałemu nieznajomemu. Mógł mieć mniej więcej tyle samo lat co on. Miał jasne, prawie białe włosy oraz bladą cerę. Jego uroda była powalająca. Szczególnie tutaj, na południu europy, gdzie przeważnie wszyscy mają ciemną karnację.
- Chcesz czy nie? – dopytywał się chłopak. Na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech zwycięstwa.
Marco przełknął głośno ślinę. Nie może dopuścić do tego, aby jego poczucie godności przeszkodziło mu w poznaniu prawdy. Taka szansa może się już nigdy nie powtórzyć. Spiął się w sobie i odpowiedział, jak tylko mógł spokojnie.
- Prowadź – I nie patrząc na towarzysza ruszył przed siebie.
Chłopak roześmiał się tylko głośno, co jeszcze bardziej wzburzyło Marco. Raz jeszcze odetchnął głęboko, postanawiając, że nie da się już więcej sprowokować. A przynajmniej postara się o to.
W prezbiterium znajdowały się kamienne, kręte schody do podziemi kościoła. Chłopak chwycił kaganek wiszący na ścianie i ruszył w dół ku ciemności, nie oglądając się na Marco. Płomień drgał silnie pod wpływem podmuchów powietrza.
- Nie ociągaj się! – krzyknął jasnowłosy w kierunku gościa, który ostrożnie stawiał kroki na stromych schodach.
- A ty uważaj żebyś przypadkiem nie spadł – powiedział pod nosem Marco. Co za nieokrzesany człowiek – myślał zbulwersowany.
Szli kilka dobrych minut, krążąc po spowitych w mroku korytarzach. Wilgoć panująca w podziemiach wzmagała tylko zapach stęchlizny, a stopy raz po raz nieznośnie ślizgały się po mokrej posadce. Nagle, na końcu korytarza pojawiło światełko, które z każdym krokiem robiło się jaśniejsze. Ciarki podniecenia przebiegły po plecach Marco. Przyspieszył więc, prawie doganiając swojego przewodnika.
Gdy wstąpił w krąg światła, okazało się, że w pomieszczeniu jest ów ksiądz, który go wczoraj wyspowiadał.
- Długo kazałeś na siebie czekać młody człowieku – powiedział uśmiechając się ciepło.
- Ja naprawdę… - z zawstydzeniem wyjąkał.
- Dobrze, już dobrze. Rozumiem. Usiądź proszę – mówiąc to wskazał na stojące naprzeciwko niego obłożone purpurowym aksamitem krzesło.
Marco posłusznie wykonał prośbę Kaplana.
- Poznałeś już Joachima – machnął dłonią na chłopaka z kagankiem przy drzwiach, a ten w odpowiedzi ukłonił się żartobliwie niczym dworzanin.
- Tak, miałem tą przyjemność – kpiąco odpowiedział Marco. Czuł, że chyba nie polubił go, a najprawdopodobniej jego odczucia są odwzajemnione. Joachim odwdzięczył się mu uśmiechem od ucha do ucha, pokazując rząd śnieżnobiałych zębów.
Ksiądz uważnie przyglądał się chłopakowi. Współczuł mu całym sercem. Jest zbyt młody na poznanie prawdy, zbyt młody na wzięcie na swoje barki takiej odpowiedzialności. Wiedział jednakże, że po stracie kilkorga swych uczniów potrzebna jest mu nowa krew. I do tego jaka…
Sam nie wierzył we własne szczęście. Gdyby nie przypadek, syn tego podłego człowieka nie siedziałby teraz przed nim. Już dawno temu nauczył się zagłuszać głosy wyrzutów sumienia. Nawet teraz, gdy w perfidny sposób wykorzystuje furię Marco do własnych celów, siedzi opanowany z chłodnym, racjonalnym umysłem. Zakon wart jest każdego poświęcenia.
- Ojciec wie, że pojechałeś na mszę? – spytał niespodziewanie Novelli, sprowadzając chłopaka na ziemię.
- Myślę, że nie. Powiedziałem matce, że jadę spotkać się z moimi towarzyszami. Często znikam na cała noc, więc nie będą nic podejrzewać. Na wszelki wypadek poprosiłem przyjaciółkę, żeby zapewniła mi odpowiednie alibi.
- Dobrze. W takim razie muszę ponowić wczorajsze pytanie. Czy jesteś gotów poświęcić wiele, żeby poznać prawdę o śmierci Lidii?
- Tak – bez wahania odpowiedział Marco.
- Przemyśl to raz jeszcze, bo nie będzie odwrotu.
Marco pochylił się na krześle, patrząc księdzu prosto w oczy.
- Tak, jestem gotów.
- Żal mi ciebie drogi synu, ale wiem, że nie masz wyjścia. To co dziś usłyszysz i zobaczysz sprawi, że świat jaki dotychczas znałeś przestanie istnieć. Obawiam się, że nie będzie ci łatwo się z tym pogodzić.
Marco nie wiedział co powiedzieć. Brzmiało to wszystko niezwykle tajemniczo i … makabrycznie. Tak jakby miał się zaraz pożegnać z życiem. Nie wiedział co powiedzieć, ale w sercu czuł, że czyni dobrze. Chyba…
- Musisz przyrzec mi coś jeszcze – odezwał się Novelli – Wiedza, którą zaraz posiądziesz może kosztować cię życie. Jeśli zdradzisz się przed nieodpowiednimi ludźmi kim naprawdę jesteś i co wiesz, poniesiesz odpowiednią karę. Nie mogę dopuścić by ktokolwiek nas zdradził. – stanowczość jaka pobrzmiewała w jego głosie sprawiła, iż Marco wiedział, że mówi prawdę. Cóż to za tajemnica na śmierć i życie?
Zmarszczył brwi.
- Dlaczego w takim razie mi zaufałeś? Nie boisz się, że i tak wiem za dużo, aby ci zaszkodzić?
Kapłan odchylił się mocno na krześle, nie spuszczając wzroku z chłopaka.
- Bo masz w sobie moc i zbyt bardzo zależy ci na zemście – odpowiedział po chwili.
Marco roześmiał się.
- Nie będzie ci do śmiechu, gdy wyjawię ci jaka krew płynie w twych żyłach – uciął ostro Novelli.
W komnacie zapanowała grobowa cisza. Obaj patrzyli sobie głęboko w oczy, sprawdzając siebie nawzajem. Lecz w spojrzeniu chłopaka pobłyskiwała iskierka lęku. Przez moment analizował stan zdrowia psychicznego księdza, gdyż z jego ust słyszał same bzdury. Diabeł, demony, nadprzyrodzona moc? Matko Boska w co ja się wplątałem.
- Podejrzewasz coś w stosunku do swego ojca, prawda? – zapytał się cicho.
Novelli wiedział, że uderzył we właściwą strunę.
Marco nie odpowiedział. Słowa nie były wstanie przejść przez jego zaciśnięte gardło. W dalszym ciągu trudno mu było myśleć o najbliższym mu człowieku w kategorii zła i zdrady.
- Musisz być ze mną całkowicie szczerym. Inaczej nie będę wstanie ci pomóc – przekonywał ksiądz.
Chłopak przełkną głośno ślinę.
- Dwa dni temu… usłyszałem przypadkowo, jak… - zawahał się. Novelli nie ponaglał go, pozwalając zmierzyć się z własnymi demonami – ojciec przekonywał nieznajomego mi człowieka o imieniu Ricardo, aby ten mu w czymś pomógł, lecz ten nie chciał tego uczynić, mimo iż, ojciec powoływał się na jakieś przyrzeczenie dane mu dawno temu – Wyrzucił to z siebie jednym tchem, chcąc jak najszybciej mieć to za sobą. Zdanie, które wypowiedział paliły mu gardło.
Novelli zacisną usta w wąską kreskę, przez co jego stara twarz wydawała się jeszcze starsza. Smutnym, jakby przepraszającym wzrokiem popatrzył na swojego gościa.
- To co teraz powiem może wydawać ci się niedorzeczne. Zburzę wizerunek ojca jaki był ci dotychczas znany. Wiem, że zadam ci ból, ale musisz o tym wiedzieć. Inaczej nie będziesz mógł pomścić śmierci Lidii. Daję ci ostatnią szansę względnego wyboru. Możesz odejść i żyć dalej w błogiej nieświadomości, bądź też stawić czoła wyzwaniu. Którą drogę wybierasz?
Marco schował twarz w dłoniach. Co robić, co robić? – ta myśl cały czas kołatała mu się w głowie. Po raz pierwszy poważnie się zawahał.
- Tak – wydusił z siebie niemal dosłyszalnie. Jeśli okaże się obłąkany, to nic nie straci. Najwyżej będzie się wściekał, że zawierzył swoje życie wariatowi. – Gdybym mógł wybierać, to chciałbym, aby to wszystko się nie wydarzyło. Ale to los za mnie zadecydował, kierując moje kroki do tego kościoła. Muszę mu się poddać.
- Trudna, aczkolwiek mądra decyzja. Może pocieszy cię fakt, iż nie będziesz już sam.
W tym momencie, niewiadomo skąd do komnaty zaczęły wchodzić zakapturzone postacie. Marco kilkoro z nich rozpoznał. To byli ci sami ludzie, którzy przybyli na nabożeństwo. Otoczyli ich kołem, niczym czarnym całunem.
Na twarzy chłopaka musiała odmalować się cała paleta emocji jakie odczuwał, gdyż kapłan powiedział.
- Nie lękaj się ich. To nie żadne demony czy duchy – Lecz po chwili dodał – Prawie.
Zakapturzone postacie wybuchły gromkim śmiechem.
Marco miał wrażenie, że zaraz pęknie mu staw szczękowy ze zdziwienia.
- Kim… kim jesteście? – wyjąkał
- Łowcami wampirów – odpowiedział jeden z nich ściągając kaptur.
Czwarty
To chyba wina kadzideł. Ktoś musiał wsypać tam jakiś narkotyzujący specyfik, stąd pewnie jego halucynacje. A może nie wytrzeźwiał do końca po ostatniej nocy? Marco zaczął śmiać się histerycznie. Wpierw bardzo cichutko, lecz z każdą chwilą coraz silniejszy pogłos odbijał się od kamiennych ścian. Łza delikatnie zaznaczyła swój ślad na jego śniadym policzku.
Zebrani patrzyli na niego w osłupieniu, nie będąc pewnymi jak zareagować. Chłopak wstał z krzesła i tyłem zaczął powoli wycofywać się ku wyjściu, w dalszym ciągu nie mogąc opanować rozbawienia. Ojciec Novelli znał przyczynę jego dziwnej reakcji. Był z pewnością w głębokim szoku. Niespokojny spojrzał w kierunku mężczyzny, który przed chwilą wyjawił ich tajemnicę. Szukał w jego wzroku jakiejś rady, wsparcia. Lecz ten z pochmurną miną rozglądał się po sali. Gdy ich spojrzenie spotkało się na krótką chwilę, dał mu do zrozumienia, że popełnili błąd ufając Marco.
Gdy chłopak niespodziewanie wpadł na Joachima, odwrócił się przerażony w jego kierunku. Następnie szybkim spojrzeniem obrzucił zgromadzonych, skupiając się ostatecznie na sprawcy tej całej farsy. Jasnowłosy chłopak przeczuwając co za chwilę może się wydarzyć odsunął się od drzwi, tak aby dostęp do nich pozostawał wolny.
- Jesteście wariatami. Wszyscy! Powinni was zamknąć w klasztorze świętej Brygidy, żeby siostrzyczki mogły chronić świat przed takimi jak wy. Jesteście pomyleni….
Przerwał mu błagalnym tonem Novelli.
- Marco, proszę…. – mówiąc to wstał, wyciągając w jego kierunku pomarszczone dłonie.
Młodzieniec cofnął się znacznie do tyłu.
- A może to wy zabijacie, co? Próbujecie mnie wciągnąć w wasze chore gierki, zasłaniając się jakimiś wampirami. Wariaci! – wykrzyczawszy to co leżało mu na sercu, pobiegł w kierunku wyjścia.
Gdy odgłos jego butów ucichł, napięta atmosfera w pomieszczeniu nieco zelżała.
Novelli schował twarz w dłoniach. Był załamany. Taka szansa przeszła im koło nosa. Nie osiągnęli nic, a do tego zaszkodzili niewinnemu chłopakowi. Powinien posłuchać rady Lucjusza i złamać rodzinne przeznaczenie. Już od dawna krew rodziny Gordiano jest zbyt rzadka, żeby ponieść na swych barkach przeznaczenie. Jego czarne myśli rozwiał głos Lucjusza.
- On wróci. Prędzej czy później wróci. Widziałem to w jego oczach. Jego moc jest silniejsza niż u ojca.
- Obyś miał rację przyjacielu. Inaczej czeka nas ciężki los – westchnął głośno.
Ksiądz odwrócił się w kierunku pozostałych zgromadzonych. Chciał poznać ich zdanie, wybadać nastrój po tym fatalnym zdarzeniu.
Pierwsza zareagowała blond włosa kobieta. Mogła mieć nie więcej niż dwadzieścia kilka lat. Miała kręcone włosy spięte w luźny kok na karku. Przeraźliwie niebieskimi oczyma wpatrywała się w Lucjusza.
- Mistrzu, czy warto tak ryzykować? A jeśli nas zdradzi? Widział przecież twoją twarz. Wie kto jest naszym łącznikiem. Straciliśmy ostatnio zbyt dużo braci przez wampiry, nie ryzykujmy więc dla ludzi.
Lucjusz spojrzał na nią karcącym wzrokiem. Był dla nich niczym ojciec, a nawet czymś więcej. Mistrz, mentor, nauczyciel - to za mało, żeby określić związki łączące go z pozostałymi członkami gildii. To on wyszkolił ich wszystkich, nauczył jak przeżyć w starciu z krwiożerczymi istotami. Mimo swojego podeszłego wieku, był ciągle zadziwiająco sprawny, jakby drzemiąca w nim moc miała nigdy nie osłabnąć. Miał siwe, gęste włosy sięgające ramion. Nosił krótko przystrzyżoną brodę, która tylko dodawała mu lat, ale potęgowała również bijącą od niego charyzmę. Był przystojnym mężczyzną, mimo że jego twarz oszpecała okropna blizna na policzku sięgająca szyi. Nigdy nie blednąca pamiątka po ostrych zębach wampira.
- Jak możesz tak nawet myśleć Kesjo. A dla kogo narażamy życie, jak nie dla ludzi? Walczymy dla nich na śmierć i życie, po to aby wyplenić z powierzchni ziemi te plugawe stworzenia żywiące się ich krwią. Przyznam, że nie popierałem decyzji brata Novelliego. Myślałem, że znamię naszej rodziny jest u niego równie mało widoczne jak u jego ojca. Jednakże głęboko się myliłem. Jest jednym z nas. Bądźcie wyrozumiali dla jego reakcji. Jest jeszcze tylko człowiekiem.
*
Marco biegł dopóki starczyło mu sił. Przez cały czas, nieznośnie ślizgał się po mokrej powierzchni, a do tego sprawy nie ułatwiał brak światła. Biegł jednak nie zwracając uwagi na boleśnie wykręcanie kostki, na poranione wnętrze dłoni, gdy po omacku szukał wyjścia. Biegł chcąc zostawić za sobą przeszłość.
Dlaczego nie może obudzić się z tego koszmaru? Tak bardzo chciał, żeby był to tylko okropny sen, że zaraz perlistym śmiechem obudzi go Lidia karcąc za błogie lenistwo. Wszystko będzie takie jak dawniej. Ale jakiś głos podpowiadał, że to już przeszłość do której nie ma powrotu. Prawda śmiała mu się szyderczo prosto w twarz, kpiąc z jego naiwności.
W końcu odnalazł kamienne schody. Kilka razy przewrócił się wchodząc, nie zauważywszy wysokich, stromych krawędzi. Był zbyt otępiały, żeby zwrócić uwagę na towarzyszący mu ból. Gdy tylko znów znalazł się w kręgu światła nieco uspokoił się. Bardziej opanowany wszedł na teren kościoła. Gdy przechodził koło ołtarzyka w bocznej nawie, jego uwagę zwróciły płaskorzeźby przedstawiające istoty z piekła rodem. Mimowolnie zatrzymał się.
A jeśli to była prawda? To co przed chwilą usłyszał i czego był naocznym światkiem, nie było tylko straszną halucynacją? Co wtedy?
Stanowczo zbyt wiele wątpliwości trawiło jego duszę. Z dnia na dzień było tylko coraz gorzej. Kolejne morderstwo na wzór śmierci siostry, pogłoski o diable, zdrada ojca, a do tego ludzie podający się za łowców wampirów. Czy to on jest wariatem, czy tylko tacy ludzie go otaczają? Sam nie był już tego taki pewien.
Szybkim krokiem udał się w kierunku drzwi wyjściowych.
Noc była bardzo zimna, jak na tę porę roku. Mocniej otulił się płaszczem, zgrzytając zębami z zimna.
Za rogiem świątyni czekał na niego wierny ogier. Jego sierść miała odcień wspaniałej głębokiej czerni, z lekko połyskującym granatowym odcieniem. Marco sprawnie dosiadł konia. Zanim uderzył go piętami w bok, dając sygnał do galopu, spojrzał w niebo. Było czarne niczym smoła, z gdzieniegdzie ozdabiającymi je plamami roziskrzonych gwiazd. Surowość tego widoku ścisnęło serce Marco. Skulił się na siodle, niczym od silnego ciosu. Bolała go dusza, która nie zaznała wytchnienia od bardzo długiego czasu. Ile jeszcze wytrzyma?
Nagle spiął silnie cugle Yedkivina i pognał niczym wiatr w kierunku domu kochanki. Czuł, że tylko w jej ramionach znajdzie dzisiaj ukojenie, nie tylko dla ciała ale i dla duszy.
*
Opuścił jej dom nad ranem, gdy tylko zaczęło świtać. Spędził cudowne chwile z Lukrecją. Jej ciało dało mu tej nocy wiele przyjemności. Już od dawna nie czuł się tak odprężony, tak że prawie zupełnie zapomniał o powadze sytuacji, której świadomość powróciła, gdy tylko promienie wschodzącego słońca padły na ich splecione w uścisku miłości ciała. Marco nie mógł zasnąć. Czuwał jedynie, przysłuchując się spokojnemu oddechowi kochanki. Tak bardzo zazdrościł jej tej chwili, pragnąc zamienić się z nią miejscami. Nie mogąc już dłużej bezsilnie leżeć nałożył ubranie. Lukrecja w odpowiedzi przewróciła się z jękiem rozkoszy na drugi bok. Marco podszedł do niej bezszelestnie i złożył na jej nagiej łopatce delikatny pocałunek. Postanowił, że prześle jej dziś jakiś wykwintny podarunek w podzięce.
Gdy wyszedł na ulicę zaskoczyło go, jak wielu ludzi zaczynało o tej porze pracę. Niedaleko jakiś mężczyzna ciągnął za sobą drewniany wózek, wypełniony po brzegi chrustem. Inny natomiast otwierał swój malutki sklepik. Bogaci mieszkali z biedotą. Uroki włoskich miast.
Jadąc do domu w dalszym ciągu czuł w nozdrzach cudowny, piżmowy zapach skóry kochanki. Rozkoszując się wspomnieniem wspólnie spędzonych chwil, zamknął oczy pozwalając Yedkivinowi prowadzić się do domu.
Z każda chwilą, gdy zbliżali się do rodzinnej kamienicy, koń stawał się coraz bardziej narowisty. Czar nocy prysł, gdy Marco o mało co nie spadł z jego grzbietu. Uspokajającym głosem próbował uspokoić Yedkivina, lecz ten nie reagował na jego starania. Poruszał szybko nozdrzami, wypuszczając z nich kłęby pary. Niczego nieświadom Marco, jak wiele nocy wcześniej zajechał na podwórze. Zdziwiło go, że nikt nie wyszedł mu pomóc oporządzić konia. Zwykle stajenny był gotów do pracy równo z pierwszymi promieniami słońca. Wzburzony lenistwem sługi sam wprowadził ogiera do stajni. Chwilę zajęło mu zdjęcie z niego siodła i uprzęży. Yedkivin nie chciał się jednak zamknąć w boksie. Dopiero po krótkiej wymianie sił, wierzgając i prychając poddał się woli chłopaka. Reszta koni reagowała równie dziwnie. Były niespokojne i bardziej hałaśliwe niż zwykle.
Sam nie wiedział dlaczego, ale jakiś wewnętrzny głos podpowiedział mu, że coś poważnego musiało się stać. Powolnym krokiem udał się w kierunku domu. Z każdą mijaną sekundą, jego oddech stawał się coraz bardziej ciężki i urywany. Z lękiem otworzył drzwi, które poddały się jego sile z lekkim skrzypieniem. To co zobaczył przyprawiło go o mdłości.
W całym domu czuć było cierpki, duszący zapach krwi. Meble w głównym holu były porozbijane, jakby rzucone z ogromną siłą na przeciwległą ścianę. Otępiały zapachem i makabrycznymi przeczuciami powoli wspinał się po marmurowych stopniach schodów.
Pierwszym ciałem na jakie natrafił były zwłoki służki Beatrix. Pustymi, niczego już nie widzącymi oczyma wpatrywała się w sufit. Jej twarz wykrzywiona była w okropnym wyrazie bólu i przerażenia. W ostatnim geście konającego chwyciła palcami srebrny medalik jaki nosiła. Marco nie dostrzegł początkowo na jej ciele żadnych oznak zadanych ran. Przerażony nachylił się ku zsiniałemu ciału. Wtedy dopiero ujrzał okropne dwie rany na szyi. Z jednej z nich przed kilkoma godzinami pociekła cieniutka strużka krwi. Marco dotknął skóry służącej. Była przerażająco blada i zimna, jakby w jej żyłach nie została ani kropelka szkarłatnego płynu.
Z okrzykiem strachu pobiegł do komnat rodziców. Potykał się o własne nogi, gdyż oczy miał przysłonięte łzami. Gdy wpadł na ciężkie, drewniane drzwi wiedział już co za chwilę za nimi zobaczy.
Pani Izabella leżała przy kominku z twarzą zwrócona ku ziemi. Jej biała koronkowa koszula nocna była cała pobryzgana krwią. Marco podszedł do niej głośno pochlipując. Padł przed nią na kolana, chowając twarz w mokrych od łez dłoniach. Bał się zobaczyć martwą twarz ukochanej matki. Sam już nie wiedział ile czasu spędził klęcząc. Po długiej chwili odważył się spojrzeć w jej mętne źrenice. Tak jak się podświadomie spodziewał miała na szyi dwie rany. Uczynił na jej czole delikatny znak krzyża. Odmówiwszy cichą modlitwę za duszę zmarłej, wstał aby odnaleźć zwłoki ojca. Nie było ich jednak ani w sypialni, ani w bibliotece.
Wiedział gdzie będą. Niczym lunatyk skierował swe kroki w stronę gabinetu ojca. To co tam zobaczył przeraziło go jeszcze bardziej.
Ciało ojca było nagie. Leżał na ziemi w pozycji człowieka witruwiańskiego, a wkoło niego popiołem był usypany pentagram. Ręce i nogi miał ułożone idealnie pod kątem zagięcia rogów gwiazdy. Ktoś jednym sprawnym ruchem podciął mu gardło, tak że strumień krwi zalał podłogę. Następnie palcami umoczonymi w szkarłatnym płynie wymalował na brzuchu taki sam pentagram, w którym leżało ciało. Gdy nachylił się nad jego zmasakrowanym ciałem, na nadgarstku ujrzał rany takie same jak u poprzednich ofiar. Tym razem jednak odniósł wrażenie, że w ten sposób nie wyssano z niego krwi. Było to po prostu zwykłe ugryzienie, a tak przynajmniej mu się wydawało.
Oczy Marco były już zupełnie suche. Pobladłymi ustami szeptał modlitwę za duszę rodziców, błagając o odkupienie.
Dopiero teraz zaczął uświadamiać sobie powagę sytuacji. Słowa wczorajszej rozmowy z ojcem Novellim z szybkością błyskawicy przelatywały przez jego głowę.
…diabeł, wyznawcy szatana, wampiry…
Otępiały usiadł za biurkiem ojca, nie odrywając wzroku od ciała brodzącego we krwi. Nie dał już rady nawet płakać. Myślami był daleko stąd, w krainie szczęścia do której już nigdy nie zawita. Przed oczyma miał pewne wydarzenie z przeszłości. On i jego młodsza siostra biegali po głównym salonie bawiąc się w berka. Matka bacznym wzrokiem spoglądała na nich, radując się ich szczęściem. Nagle do domu wrócił ojciec niosąc ze sobą ogromny wór. Padli sobie w ramiona, ściskając się i całując mocno. Wyjął z niego piękne prezenty przywiezione z Dalekiego Wschodu. Marco podświadomie otworzył szufladę biurka. Odnalazł w jej wnętrzu drewniane, ozdobne pudełko. Przez chwilę spoglądał na nie, powracając myślami do chwili gdy ojciec mu je wręczył. Kilka dobrych lat musiało minąć, nim ostatni raz grał z nim w szachy. Przedmiot ten bardzo mu przypominał ojca z przeszłości. Z głośnym hukiem zatrzasnął szufladę, nie mogąc znieść już własnych myśli.
Oparł czoło o blat biurka. Gdy po chwili podniósł z niego głowę, zauważył niedokończony list. Ojciec musiał w pośpiechu kreślić słowa, gdyż jego jak zwykle zgrabne pismo było trudne do odczytania. Marco zaczął czytać.
Drogi hrabio de Souvinion,
Piszę ten oto list pod naglącą prośbą pomocy. Moja rodzina jest w ogromnym niebezpieczeństwie. Błędy z przeszłości dają ponownie o sobie znać. Widocznie nie wystarczyło im życie mej jedynej córki. Czy według ciebie niedostatecznie się wycierpiałem? Sam oddałbym się w ich pokryte krwią ręce, lecz nie mnie chcą. Proszę, bądź mi opoką i wsparciem. Wstaw się u przyjaciela Wielkiego Seneszala, aby łaskawiej spojrzał na moją rodzinę. Błagam inaczej mój …
Boże…
Czuł, że zaczyna mu brakować powietrza. Odrzucił od siebie list, jakby ten palił jego ręce. Miał wrażenie, że zaraz straci świadomość. Musi uciec z tego pokoju, domu, miasta!
Wstał gwałtownie, tak że krzesło na którym siedział uderzyło o podłogę. Nerwowym wzrokiem spojrzał po raz ostatni na ciało ojca. Ten widok miał mu się wryć w pamięć na całe życie.
Po kilku chwilach nie oglądając się za siebie wyszedł z pokoju. Hałas jaki wywoływały jego buty przy zetknięciu z podłogą, roznosił się echem po korytarzu. W domu nie było nikogo, żadnej żywiej duszy. Nie miał w sobie siły, żeby udać się do komnat służby sprawdzając czy ktoś ostał się przy życiu. Wiedział, że nikomu nie udało się wyjść cało z tej masakry.
Nagle katem oka zobaczył cień, wymykający się z biblioteki. Przerażony przystanął. Zimny pot spłynął mu ze skroni. Głęboko oddychając próbował zapanować nad skrajnymi emocjami jakie opanowały jego umysł. Z jednej strony chciał paść w tej chwili na kolana, czekając jak ktoś zabije go z równą premedytacją jak członków jego rodziny. Lecz nagle w jego żyłach z wolna zaczęła buzować krew. Gniew jaki rodził się w jego sercu, wyczuwał w koniuszkach palców. Zemsta była całym nim. Wyciągnął z pochwy zawieszonej przy pasie szpadę. Z wypiętą piersią i głową pełną wizji krwawej zemsty wbiegł do biblioteki.
Przerażony przystanął, gdyż nie było tam nikogo. Nerwowo obrócił się na pięcie szukając przeciwnika, lecz tylko upewnił się, że w pomieszczeniu nie było nikogo prócz jego samego. Oszalały z powodu ostatnich przeżyć, ze szpadą w ręku zaczął krzyczeć z całej piersi, mając nadzieję wypłoszyć mordercę.
- Pokaż się tchórzu! Pokaż się skurwysynie! Już jesteś martwy, obiecuję ci. Jak Bóg mi świadkiem, jesteś już martwy!
Powietrze przeszył szyderczy, zimny niczym lód kobiecy śmiech. Marco szukał wzrokiem miejsca skąd dochodził.
- Pokaż się i walcz!
Niespodziewanie przed jego oczyma, w odległości niespełna kilku metrów z sufitu niczym zwierzę spadła młoda kobieta.
- Co do jasnej cholery? – wyszeptał Marco z pobladłymi ze strachu ustami.
- Jesteś piękniejszy niż mi mówiono – powiedziała ukazując w uśmiechu wampirze kły. Kobieta z wolna zaczęła zbliżać się do Marco, który nie wiedząc do końca co zrobić wyciągnął w ataku szpadę. Wampirzyca jednym uderzeniem wybiła mu ją z ręki, aż ta poleciała po marmurowej posadzce na przeciwległy kraniec pokoju. |
Post został pochwalony 2 razy
Ostatnio zmieniony przez Arabella dnia Śro 10:09, 28 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
endorphines
Nowonarodzony
Dołączył: 16 Sty 2009
Posty: 14 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Wto 18:39, 27 Paź 2009 |
|
:D wielki powrót! Twój w postaci świetnego opowiadania i mój na łono forum
Pochwała: świeże, mrooooczne, lekko się czyta i ja zapomniałam że nie jest to dziełko wielokrotnie przeredagowywane, sprawdzane przez nie wiem jakich profesjonalistów z wydawnictw. A wierzę ze poświęciłaś na to równie dużo trudu jak autorzy z tysięcznymi nakładami. Gratuluję. Podoba mi się
Minusik: jest czasem w tekście coś takiego co razi mi oko np. powtarzalność niektórych wyrazów w zdaniach po kolei. Za literówki się nie czepiam bo też mi się zdarza
Pozwalam Ci wzorować główną postać kobiecą na mnie ;P
TiOłPi forever! |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez endorphines dnia Śro 19:02, 28 Paź 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Arabella
Zły wampir
Dołączył: 10 Sty 2009
Posty: 345 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: z łóżka Pattinsona.
|
Wysłany:
Śro 18:20, 28 Paź 2009 |
|
Dzięki endo. Dzięki tobie wiem że będę miała na tyle siły żeby wyrzucić z siebie tę historię. Wyrzygam ją ale i tak będzie;] Mimo wszystko.
W związku z tym, że nie mam kontaktu z moją dotychczasową betą Mizuki [ najprawdopodobniej nie ma internetu] nową betą zaangażowaną w projekt została dredzio, za co jej serdecznie dziękuję.
Kończąc chciałabym bardziej namacalnie przedstawić głównego bohatera ff. Znalazłam osobę, która idealnie wpasowała się w moje wyobrażenie o nim co do joty. Przed Wami Nicholas Rogers, jako Marco Gordiano.
http://www.youtube.com/watch?v=PyqRz37vWQE |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
In_love
Nowonarodzony
Dołączył: 21 Sty 2009
Posty: 12 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 13:20, 01 Lis 2009 |
|
Intrygujące.
Miałam kontakt z twoim poprzednimi pracami. Nowe życie i Cienie majestatu bardzooo, ale to bardzooo mi się podobały. Midnight desire czy jak to się zwało darowałam sobie, bo nie trawię parodii. Ale patrząc po liczbie komentarzy chyba się pdobało, więc chyba tylko ja mam takie odchylenia. A teraz przedstawiasz nam nowy ff. I powiem ci szczerze, ze podoba mi się równie mocno jak Nowe życie, a nawet bardziej. Juz ci mówię dlaczego.
Po pierwsze. Widać że myślisz nad tym co piszesz. Nie jestem wyrocznią stylu, ale mówię co czuję. Marco jest postacią, która ewoluuje w trakcie rozwijania się akcji. Z rozkapryszonego chłopaczka, przemienia się w dorosłego mężczyznę
Po drugie.
Masz świetny styl. Duzo opisów wciągających w akcję, a do tego zrównoważona z nimi ilość dialogów.
Po trzecie
Pomysł.
Jesteś tym z autorów, który szuka nowych dróg nie oglądając się na pozostałych. Kilka ff przeczytałam, większość przeglądałam i statystycznie zawsze jest B i E. Do znudzenia. A ty zapełniasz luki Twilightu. Na forach o HP, ludzie piszą ff o każdym możliwym watku, a w przypadku tej serii książek tak niestety nie jest. Całe szczęście, że jest kilka osób twojego pokroju.
PS. Co za przystojny gość z tego Rogersa! Tak będę sobie wyobrażała Marco.
PS2. Jestem ciekawa co się stanie w kolejnym rozdziale. Zakończyłaś w świetnym momencie,
PS3. Dlaczego tak mało ludzi komentuje takie zaje***te opowiadanie?
Czekam wytrwale do następnego. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
endorphines
Nowonarodzony
Dołączył: 16 Sty 2009
Posty: 14 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Wto 20:46, 17 Lis 2009 |
|
bo to naprawdę jest świetne opowiadanie. Nie powinnam się przyznawać, ale miałam wgląd w kolejną część tegoż tworu i jestem naprawde pozytywnie nakręcona :)
pod postem In_love podpisuję się obiema rękami! i czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy. I na ostateczną wersję kolejnego kawałka
Wiem że nie masz teraz zbyt wiele czasu na pisanie, ale rób to przez sen. Bo masz fanów swojej twórczości i rób to dla nich :-* |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez endorphines dnia Wto 20:46, 17 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Anex Swan
Wilkołak
Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 170 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piwnicy... ech, tam gdzie internet i książki ^^
|
Wysłany:
Pią 17:19, 20 Lis 2009 |
|
... Zrobiłaś z ego horror z krwi i kości i to dosłownie. Piszesz bardzo ładnie i bez większych zgrzytów, podoba mi się wymyślona przez Ciebie postać Marco. To dobrze, ze nie ma tu Edwarda i Belli. No właśnie zrobiłaś z wampirów ludzi podłych, na początku myślałam, że ci "zakapturzeni" ( tak pozwolę ich sobie nazwać) są wampirami, ale nie oni są tymi dobrymi. O tym dowiedziałam się dopiero z czwartego rozdziału. Bawisz się z czytelnikiem, grasz z nimi, bynajmniej tak to odczuwam. Ta gra jak mniemam będzie na pewno wciągająca i przerażająca, a więc uzbrajam się w misia *szczerzy zęby w wielkim uśmiechu* Bardzo podoba mi się postać Marco, chociaż na początku ( a raczej w pierwszym rozdziale) wydał mi się zarozumiały, gburowaty i egoistyczny. Teraz już tak nie uważam. Udało Ci się stworzyć nieziemski klimat pełen tajemniczości, a ja takie klimaty uwielbiam Zawsze gdy są ciekawe ff jest mały odzew, dlaczego? ( choć nie przepraszam najczęściej) Nie wiem, bo tytuł tutaj akurat powinien przyciągać, a nie odstraszać. Podoba mi się fabuła, akcji tu jeszcze zbyt dynamicznej nie ma lecz mniemam, że nie długo się pojawi. Będę na pewno twoją stałą czytelniczką.
Pozdrawiam i życzę weny Anex
Ps. Czekam na kolejny rozdzialik! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Arabella
Zły wampir
Dołączył: 10 Sty 2009
Posty: 345 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: z łóżka Pattinsona.
|
Wysłany:
Wto 21:59, 24 Lis 2009 |
|
Jestem prze-szczęśliwa, że ktoś wygrzebał mój tworek z otchłani kilku stron innych FF. Twoje słowa są niczym plastry miodu na moją duszę.
5 rozdział od dawna czeka na dokończenie. Może w przyszłym tygodniu się za niego wezmę. Jak na razie... umieszczę jeden wątek, który może [?] podsyci nastrój.
Wampirzyca przykucnęła, prawą ręką dotykając zimnej podłogi. Przechyliła lekko głowę, obserwując reakcję Marco przy zetknięciu ze ścianą. Zdezorientowany chłopak trzęsąc się niczym osika na wietrze, wstał z trudem ciągle opierając się plecami o ścianę. Czuł, że gdyby nie ta podpora ponownie runął by z wrażenia na ziemię.
Przez kilak sekund patrzyli sobie w oczy. Ciszę pierwsza przerwała kobieta.
- I co teraz będzie? – powiedziała spokojnym głosem. Uwielbiała tę część zabawy, kiedy pogrywała z ofiarą w kotka i myszkę. Marco nie różnił się zachowaniem od innych. Wprawdzie większość uciekała od niej z krzykiem, biegnąc na oślep przed siebie, ale i tak kończyła w jej ramionach, pozbywając ją tylko przyjemności zabawy. Chłopak widocznie był w zbyt wielkim szoku, żeby reagować tak radykalnie. – Pokazać ci coś? - wyszeptała.
Podniosła aksamitną spódnicę do góry pokazując idealnie wyrzeźbione udo. Uwagę przyciągał mlecznobiały odcień skóry, gładkiej niczym marmur. Zdezorientowany Marco nie wiedział co zrobić. Pod wpływem impulsu pobiegł w kierunku drzwi.
Nim zdołał uczynić kilka kroków, drogę ku wyjściu zatarasowała wampirzyca. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|