FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Za tobą/Taganka (BajaBella i AngelsDream)[Z] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Sob 22:16, 26 Mar 2011 Powrót do góry

Pojedynkują się: BajaBella i AngelsDream


Forma: Miniatura
Długość: 2 - 6 stron w wordzie, TNR 12
Tytuł: Dowolny
Chcemy: trudnej miłości, toksycznego związku, XX wieku, Polski, Rosji albo Francji, dopuszczalna ilość wampirów: b.o.
Nie chcemy: brak
Termin: Dwa tygodnie, 19 marca, przedłużone do 26.03
Beta: Bez


UWAGA! Zgodnie ze zmianami w regulaminie, nie można przyznawać remisów w podsumowaniu oceny. Takie oceny nie będą brane pod uwagę w liczeniu punktów.


Koniec oceniania: 11.04

Oceniamy według schematu:

Pomysł: 5 pkt.
Styl: 7 pkt.
Spełnienie warunków: 3 pkt.
Postacie: 5 pkt.
Ogólne wrażenie: 5 pkt.
Punkty przyznawane w innej punktacji nie będą liczone.

Jeśli nigdy nie oceniałaś/ -eś, zapoznaj się z zasadami. ← klik!


TEKST A:


Ograniczenie wiekowe [+16]


Za tobą



— Kocham cię — szeptała, nie wierząc w te słowa.
— Ja ciebie też — odpowiadał i była w tym jakaś cząstka przywiązania, może rutyny, ich własna namiastka czegoś cennego.


Stali — ramię przy ramieniu — na rozległym, prawie zupełnie płaskim terenie tundry. Chłopak zwrócił twarz w górę i uśmiechnął się delikatnie do chmur zasłaniających słońce. Wiatr szarpał połami płaszcza dziewczyny oraz mierzwił futrzany kołnierz wokół jej szyi. Milczała, mimowolnie zaciskając zęby. Nagle zalegającą między nimi ciszę przerwał jego głos:
— Powinniśmy zapolować.
— Nie jestem głodna — odparła, choć wiedziała, że opór jest bezcelowy. Jak wiele razy wcześniej, posłał w stronę Jane kpiący uśmieszek.
— Musisz jeść — skwitował prosto, po czym sięgnął dłonią do bladego policzka siostry. Opuszkami palców powiódł po idealnie gładkiej skórze. — Musisz jeść — powtórzył i warknął, gdy skinęła głową w odpowiedzi. Kiedyś wierzyła, że może pokonać każdego. Kiedyś cieszył ją ból innych. Kiedyś minęło dawno temu wraz z wygodnym, bezpiecznym życiem przy boku Aro. Alec musiał zauważyć zmianę w jej twarzy, odsunął się natychmiast, z obrzydzeniem wycierając dłoń o spodnie.
— Przestań — syknął. — Tamto już nie wróci! — Wrzasnął, przekrzykując wyjący, nieznośny wiatr. — Teraz mamy wszystko! — Obrócił się wokół i wyciągnął ręce na boki. — Wolność, przestrzeń i wybór! — Jane musiała opuścić głowę, by nie zobaczył żalu wypełniającego oczy dziewczyny.
— Zapolujmy, siostro! — Krzyknął i zaczął biec w stronę maleńkiej, jakuckiej wioski, którą udało im się wczoraj znaleźć.
— Za tobą — szepnęła, a gorycz wraz z jadem napłynęły jej do ust.

Kochała Aro, jednak nie mogła liczyć na wzajemność. Przemieniona zbyt wcześnie, choć uratowana od tragicznej śmierci w płomieniach, straciła szansę na oswojenie się z własną kobiecością. Dla wampirów zgromadzonych w Volterze była więc tylko wiedźmą; złośliwą, rozkapryszoną panienką. Jedynie Alec wplatał palce we włosy dziewczyny i patrzył w jej intensywnie czerwone oczy. Przyciągał Jane do siebie, kąsał bladą szyję; poddawała się jego pieszczotom, przekonana, że nigdy nie doświadczy innych. Klękała przed bratem, wierząc, że nie zasłużyła na nic więcej. Nie pamiętała już nawet, kiedy pierwszy raz po nią sięgnął. Wyrzuciła tę chwilę z pamięci. Kiedy ból stawał się nie do zniesienia, korzystała z daru, niszcząc kolejną ludzką istotę lub słabego, błagającego o litość wampira. W pełni zasługiwała na strach widoczny w oczach niższych sług Volturi. Gdy przechodziła korytarzami, szeleszcząc materiałem pretensjonalnie wyzywającej sukni, tchórze odskakiwali na boki, gnąc się w ukłonach. Aleca raczej lubiano — spokojniejszy i cierpliwszy — łatwiej zdobywał sprzymierzeńców. Bliskich przyjaciół, zakłamanych popleczników, głupiutkie kochanki. Z początku nie zwracała na to uwagi, potem udawała, że nie rozumie. Szeptów, warknięć, spojrzeń. Czekała cierpliwie, często po prostu siedząc na krześle ustawionym oparciem do drzwi.

W końcu szatyn przyszedł do komnaty Jane i wyjaśnił, co zaplanował. Nie chciał władzy, a jedynie wolności. Wyglądał jak anioł pragnący po upadku wrócić przed oblicze Pana. Zniewalająco idealny i przesiąknięty złem niedającym się opisać. Snuł marzenia o przyszłości bez konieczności walk w cudzych wojnach, które nigdy ich tak naprawdę nie interesowały. Mówił długo, pięknymi słowami sięgał do serca siostry i zdobył je ostatecznie. Świadomość konsekwencji zaufania mu w pełni nadeszła zbyt późno. Ach! Wciąż wspominała, jak pokonywali kamienne schody za ukrytym przejściem. Coraz szybciej, w dół, aż wreszcie droga uniemożliwiła im podążanie obok siebie. Właśnie wtedy wypowiedziała słowa przekleństwa:
— Za tobą. — Jej głos drżał z przejęcia.

Syberyjskie pustkowia wydawały się niezwykle gościnne dla pary wampirów. Napotykali na masowe groby i miejsca egzekucji, nie wnikali jednak w ludzkie sprawy. Cokolwiek działo się na obszarze Rosji, jakiekolwiek decyzje polityczne oznaczały śmierć niewinnych, czystki sprzyjały rodzeństwu. Zacierali ślady, pławiąc się w makabrze pochłaniającej kolejne osady i miasteczka. Czasami, gdy nastawała bezksiężycowa noc, słyszeli płacz. Alec zaczynał wtedy krążyć po okolicy, a gdy jego poszukiwania źródła dźwięków znów okazywały się nieskuteczne, wydymał wąskie usta, po czym przeklinał z pogardą. Dziewczyna wymownie milczała, zazwyczaj siedząc na uboczu.

Jane wbiła zęby w szyję dziecka i spijała słodką krew. Nie patrzyła na brata pożywiającego się na matce niemowlęcia. Po chwili odrzucili martwe ciała na ziemię i Alec odezwał się pierwszy:
— To było zbyt proste.
— Czyżby? — spytała, krzyżując ręce na piersiach.
— Chyba nie przejmujesz się tym, co mówił ten wariat? — Uniósł brew.
— Jakucki szaman — stwierdziła. — Nazwał nas pomiotem Dolnego Świata, po czym wybełkotał imię, którego nie znam — dodała. — Zabiłam go, wwiercałam w jego umysł z całych sił, a on milczał…
Alec roześmiał się w iście upiorny sposób.
— Boisz się ich wydumanych bóstw czy uraził twoje rozdmuchane ego? — prychnął. Nie odpowiedziała. Odwróciła się plecami, dusząc w sobie rozczarowanie oraz wstyd.
Zniszczony bębenek szamana wciąż spoczywał w oderwanej od tułowia dłoni właściciela. Palce mężczyzny zadrgały, żądając sprawiedliwości.

Czy powinna się zdziwić, gdy na ich drodze nagle pojawił się wysoki mężczyzna, odziany w ciemny płaszcz z kapturem zasłaniającym twarz? W pierwszej chwili pomyślała, że wreszcie zostali wytropieni przez Demetriego, ale postać — zaatakowana przez Jane — jedynie wzruszyła ramionami. Złączyła wychudłe dłonie przy swoich ustach i zagrała na źdźble trawy pieśń, która zmusiła rodzeństwo do opadnięcia na kolana, a następnie zasłonięcia uszu. Alec warknął, próbował atakować raz po raz, bez skutku. Melodia ustała. Mimo że byli w stanie wstać, nie zdołali podejść do napastnika.
— Kim jesteś? — wyjęczała słabo dziewczyna.
— Bogiem. Chara Suorun. — Dwa ostatnie słowa wypłynęły z ust zjawy w postaci niewielkich czarnych motyli, które zawirowały w powietrzu. Stworzenia lub tylko ich doskonałe iluzje otoczyły wampiry, po czym ułożyły się w kształt monstrualnych rozmiarów łosia i niedźwiedzia. Bestie również okazały się odporne na moc bliźniąt. Alec spanikował, zasłaniając się siostrą jak tarczą.
— Zrób coś, zrób! — krzyknął histerycznie. Od ponad trzystu lat polegali na swoich mocach, które po raz pierwszy okazały się całkowicie nieskuteczne. Zaprzeczyła ruchem głowy, nie chciała walczyć. Zwierzęta jednak nie atakowały, stały spokojnie, najwyraźniej czekając na sygnał tego, który je wezwał. Przerażające bóstwo przemówiło mrukliwym, nieludzkim głosem:
— Mieliście szansę stanąć po stronie dobra, jednak przynieśliście mojemu ludowi jeszcze więcej cierpienia i nieszczęść. Wyczuwam wasze nieumarłe trzewia i smród nienaturalnej egzystencji. Zapamiętajcie słowa przodka szamanów. Nie zaznacie spokoju. Ścigani przez duchy Powalacza Drzew i Rosochacza będziecie wiecznymi ofiarami swoich zbrodni. Uciekajcie! — krzyknął na koniec.
Jane ruszyła niepewnie, ciągnąc za sobą brata. Niedźwiedź i łoś wydały ze swoich gardeł wspólny ryk.
— Za wami — warknął Chara Suorun, unosząc się w powietrzu. — Będę za wami.

Jane myślała o skoczeniu w ogień, o zakończeniu swojego istnienia. Przemijały kolejne dekady XX wieku, a wraz z nimi trwała ich ucieczka. Z gończymi psami Voltery na karku i wciąż dręczącymi ich zjawami syberyjskiej ziemi nie mogli nigdzie osiąść. Żadne miejsce nie dawało rodzeństwu schronienia, żadna pieszczota — otuchy. Czasami dziewczynę kusiła wizja powrotu do Aro — czy głowa Aleca była naprawdę tak wygórowaną ceną za wygody i możliwość odpoczynku? Tuż przed kolejnym świtem, gdy wspólnie obserwowali wschodzące słońce, miała w zwyczaju oplatać palcami kark jedynego kochanka, lecz nigdy nie znalazła w sobie dość odwagi, by zwykły dotyk zmienić w ostateczność.

— Nienawidzę cię — myślała, patrząc w jego czarne, wygłodniałe oczy.
— Jesteś nikim — syczał w jej stronę, układając się między rozłożonymi nogami siostry.


Umierając, nie czuła niczego. Zniknął żal i szaleństwo, które zwróciło ich przeciw sobie. Wampirzyca nie widziała ani nie słyszała, nie mówiła. Oblepiona pustką, zatopiona w nieskończonej beznadziei, po prostu przestała istnieć. Do jej uszu nie dotarł przejmujący wrzask chłopaka, który otoczony ogniem i złamany przez niewyobrażalne cierpienie, wypluł ostatnie słowa:
— Prowadź, Jane. Idę za tobą.

Słowo wyjaśnienia:
Tekst odnosi się do czystek, które Stalin — ze względu na wdrożenie pomysłu kolektywizacji — rozkazał wykonać wśród jakuckich plemion około 1928 roku.

Wymienione w tekście bóstwo należy do tradycyjnego panteonu Jakutów i samo w sobie nie jest ani dobre, ani złe — często ingeruje w sprawy ludzi. Jednocześnie powoduje klęski na świecie oraz nie pozwala go katastrofom zniszczyć.

Jakuci dzielili świat na Górny — odpowiedni dla herosów, dobrych bóstw i duchów, Środkowy — ludzki, wypełniony istnieniami wszelkiej maści, a także Dolny — przeznaczony dla demonów i wszystkiego, co pierwotne i zazwyczaj nieprzychylne człowiekowi.



 

TEKST B:


Taganka
 


Moskwa, grudzień, 1971
Czekam na ciebie. Za oknem zaczyna prószyć pierwszy śnieg. Jest jeszcze lepki, delikatny, jakby nieśmiały. Wiruje w tańcu nastoletniej baletnicy, która dostała swoją pierwszą, wielką rolę. Szansę, by przez jeden krótki moment być pięknym łabędziem. Oklaski, wiwaty, a potem przejmująca cisza. Nic. Pustka. Zapomnienie.
To ja jestem tym doskonałym, czarnym ptakiem. Jeszcze nim jestem. Jeszcze rozwijam skrzydła do lotu, jeszcze potrafię podnieść głowę i spojrzeć ci prosto w oczy. Krzyczę, klnę, wariuję, bo cię kocham. To mnie niszczy, wypala od środka, ale gram dalej. Wszak jestem aktorką.
Kolacja wystygła. Mięso i warzywa smętnie obsychają na tandetnym, kuchennym stole. Ciebie wciąż nie ma. Krążę po naszym maleńkim, zapyziałym mieszkanku, wycieram kurze, ustawiam książki, poprawiam obrus. Byleby tylko zająć czymś ręce. Nie myśleć.
Boję się. Trzęsę się ze strachu, że coś ci się mogło stać. Wszak przedstawienie skończyło się już kilka godzin temu. Moskwa nie jest bezpiecznym miastem, nawet dla ciebie – jej syna.
Nie wiem czy zostałeś w teatrze, czy poszedłeś pić. Nie dopuszczam do siebie przerażających myśli, że wszechobecni, smutni mężczyźni w czarnych kapeluszach i długich, znoszonych płaszczach, tym razem nie docenili twojego talentu i wywlekli cię tylnymi drzwiami z garderoby, by chronić Związek Radziecki przed takimi wichrzycielami jak ty.
Irracjonalna jest ta noc. Wskazówki na zegarze w groteskowo zwolnionym tempie przesuwają się do przodu tak, jakby chciały mnie uwięzić w tej ponurej pętli czasu. Czekam na ciebie, na świt, na jakąkolwiek zmianę lecz nic się nie dzieje. Moskwa śpi, zmęczona po kolejnym ciężkim dniu swojej szarej egzystencji. Tylko ja mam wciąż otwarte oczy i z niepokojem patrzę na ten obcy dla mnie świat.
Druga trzydzieści – cisza. Druga trzydzieści trzy i dziesięć sekund – serce zamiera mi na moment. Potykam się i przewracam w szalonym biegu do telefonu. Zdążyłam. Drżącą ręką podnoszę słuchawkę. Przez chwilę słyszę tylko bicie własnego serca. Bum-bum, bum-bum…
- Halo! To pani? – słyszę jakiś bełkotliwy głos. – Halo, jest pani tam?
- Tak.
- Wołodia jest tutaj. Niech pani posłucha – trzaski i krzyki zagłuszają rozmowę. – Paszoł won! Przepraszam, to nie do pani. Proszę przyjechać jak najszybciej.
- Adres, jaki adres? – pytam zdrętwiałymi ze strachu ustami.
- Bolszoj Karietnyj 22. – Głos w słuchawce milknie. Słyszę już tylko sygnał przerwanego połączenia.

Wybiegam z mieszkania narzucając na siebie jedynie drogi, wełniany płaszcz kupiony w Paryżu. Dopiero na ulicy, brnąc w roztapiającym się śniegu i błocie zauważam, że na nogach mam tylko domowe klapki. To nic. Najważniejsze jest teraz dotrzeć jak najszybciej do ciebie. Wyciągnąć cię z matni. Potem będę się martwić o siebie.
Biegnę, potykając się po brudnej, ciemnej ulicy. Gdzieniegdzie pali się jakaś zapomniana latarnia. To miasto mnie przeraża swoją ignorancją, przyzwoleniem na zło, biedę i nieszczęścia ludzkie. Jest jak bezlitosna matka, która odpycha od siebie swoje dzieci, wykrzywiając twarz w zimnym, oficjalnym uśmiechu komunistycznej działaczki.
Zdyszana wpadam na Prospekt Mira i widzę w oddali żółte światła samochodów. Rządowa wołga i stara rozklekotana łada mijają mnie, oślepiając na moment reflektorami. Dobiegam do końca ulicy, gdzie przed hotelem dla obcokrajowców powinny stać taksówki. Nerwowo sięgam do kieszeni płaszcza i wyjmuję z niej zwitek zmiętych banknotów. Oddycham z ulgą. Mam przy sobie ponad pięćdziesiąt dolarów. Starczy mi na opłacenie kierowcy nawet na cały miesiąc.
Wsiadam do brudnego samochodu i kalecząc rosyjski podaję adres. Piętnaście minut później zatrzymujemy się przed obskurną kamienicą.
- Proszę zaczekać. – Pokazuję taksówkarzowi pieniądze i ledwie dostrzegam jego rozpromienioną twarz. Jestem pewna, że będzie tkwił na posterunku jak posłuszny pies.
Wchodzę do środka. Klatka schodowa cuchnie stęchlizną. Stare, drewniane schody skrzypią. Drzwi na ostatnim piętrze są uchylone. Słychać śmiech, przekleństwa i dźwięki rozstrojonej gitary. Twój zachrypnięty, pijany głos…
„Trwa polowanie, polowanie trwa bez końca
Na drapieżniki, co w rozpaczy szczerzą kły.
Krzyczą myśliwi, psy szczekają. W blasku słońca
Na białym śniegu lśnią czerwone ślady krwi.”*

Siedzisz skulony na kanapie w dużym pokoju, przyciskając do siebie w obronnym geście starą gitarę. Obok ciebie jakaś młoda, pijana dziewczyna z obnażonymi piersiami. Ma mętny wzrok, ciężko oddycha przez rozchylone usta. Dłonią gładzi twój nieogolony policzek. Na podłodze pełno niedopałków, pustych, poprzewracanych butelek. Przy stole nakrytym gazetą siedzą jacyś obcy ludzie. Piją wódkę ze szklanek i jedzą resztki wędzonej ryby.
Dostrzegasz mnie. Usiłujesz wstać, ale nie dajesz rady. W bezbronnym geście wyciągasz do mnie ręce. Gitara z głuchym jękiem spada na podłogę. Z nadludzką siłą udaje mi się cię podnieść.
- Pomogę pani – słyszę czyjś głęboki, melodyjny głos. Do moich nozdrzy dociera nieco słodkawy, uderzający zapach. Niepokojący. Drżę. Powoli odwracam głowę. Mężczyzna, który stoi tuż za mną jest wysoki, bardzo elegancki i przystojny. Nie pasuje tutaj. Jego ciemne, lekko podkrążone oczy patrzą na mnie spokojnie, zbyt spokojnie. Jest w nich coś dziwnego. Są jak ślepia drapieżnika, który z zadowoleniem obserwuje swoją ofiarę. Bierze twoje bezwładne ciało i podnosi je lekko, jakby od niechcenia.
- Kochanie, poznaj, to jest mój przyjaciel – bełkoczesz, opierając z ulgą głowę na ramieniu mężczyzny. – Dimitri, Dimka… najdroższy.
- Demetri – prostuje nieznajomy. Nie mogę oderwać wzroku od jego niebezpiecznie błyszczących oczu. Przyciągają mnie jak magnes. Czuję się lekko oszołomiona, to pewnie przez ten słodkawy, mocny zapach jego perfum.
- Marina Vlady – przedstawiam się cicho.
- Wiem, kim pani jest. Proszę pozwolić mi sobie pomóc. Zaniosę Wołodię do taksówki.
- Dobrze – zgadzam się od razu, choć gdzieś w głębi duszy czuję, że nie powinnam. Jakiś irracjonalny lęk budzi się we mnie przy tym mężczyźnie. Spycham go jednak szybko do podświadomości. Chcę już wyjść z tej obskurnej meliny. Uciec stąd jak najszybciej i zabrać ciebie do domu.
Zbiegam po schodach zaraz za nim. Jestem pod wrażeniem, musi być bardzo silny. Przyglądam się, jak sprawnie pakuje twoje bezwładne ciało na tylne siedzenie samochodu.
- Dziękuję – mówię, kiedy odwraca się do mnie. Znów widzę jego palący wzrok. Pochyla się nade mną, jakby chciał mnie pocałować. Stoję bez ruchu, zahipnotyzowana.
- Dobry wieczór, towarzysze. – Obok nas przystaje nie oznakowana, milicyjna wołga. Dwaj tajniacy, uśmiechając się nieprzyjemnie, podchodzą do nas. W panice uświadamiam sobie, że nie mam przy sobie paszportu. Wybiegłam z domu bez torebki. Dostrzegam grymas niechęci na twarzy nieznajomego. Staje przede mną, odgradzając mnie od tych smutnych panów w czarnych kapeluszach.
- Dokumenty! – pada komenda.
- Towarzysze, jak możecie być tacy ślepi? Nie poznajecie jednej z najlepszych, współczesnych francuskich aktorek, Mariny Vlady? To anioł, nie kobieta! W dodatku pokochała ten piękny kraj i jednego z jego wybitnych synów, samego Wysockiego.
Widzę, że na pustych twarzach tajniaków pojawia się zaskoczenie. Jeden z nich zagląda przez uchylone drzwi do samochodu.
- Ty kto? – szturcha cię za ramię, nie dostrzegając w mroku twojej twarzy.
- Władimir Siemionowicz Wysocki – bełkoczesz. Odbija ci się wypite morze alkoholu i wymiotujesz prosto na płaszcz służbisty. Ten wzdryga się z obrzydzeniem, słyszę jak przeklina.
- Kola, daj spokój – uspokaja go kolega i zwraca się do mnie z szacunkiem. – Proszę nam wybaczyć. Ja… widziałem film z pani udziałem. Jestem pod wrażeniem. Czy mogę pani podać rękę? Nikt mi nie uwierzy, że uścisnąłem dłoń samej Mariny Vlady.
Spokojniejsza o nasz los, podaję rękę temu tajniakowi i słyszę jakby głuche warczenie. Dziwne, rozglądam się lecz nie widzę żadnego zbłąkanego psa.
- A wy to kto? – Służbista w brudnym płaszczu nie daje za wygraną, patrząc ponuro na Demetriego. Widocznie, za wszelką cenę, chce się wykazać przed przełożonymi, udowodnić jaki to z niego wzorowy funkcjonariusz.
- Jestem włoskim arystokratą, ale część mojej rodziny pochodzi z tych stron – słyszę rozbawienie w głosie mężczyzny. Nie wiem co go tak śmieszy, ale ja na jego miejscu nie wychylałabym się z takim rodowodem.
- Arystokrata, a? W taki razie pokażemy ci nasz piękny kraj, gdzie nie ma już żadnych burżuazyjnych świń. – Nienawiść w głosie tajniaka, mrozi mi krew w żyłach. – Pani niech odwiezie męża do domu i położy go spać. Zmęczony biedak. Nic dziwnego, że pije. Jakbym miał taką żonę, też bym chlał.
Służbista spluwa znacząco w moją stronę. Czuję, że się czerwienię. Złość wzbiera we mnie, jak niepohamowany ogień. Boję się, że zaraz wybuchnę i wykrzyczę temu małemu człowieczkowi w twarz, co o nim myślę. Wiem jednak, że nie mogę. Niepotrzebne mi są kolejne problemy. Wystarczą mi te, które mamy w naszym małżeństwie.
- Pani Marino, proszę już jechać. – Jakby z oddali dociera do mnie spokojny głos mężczyzny. Wsiadam do taksówki, skulona z zimna i ogarniającej mnie przerażającej bezsilności patrzę, jak tajniacy prowadzą go do samochodu.
- Do zobaczenia. – Nieznajomy uśmiecha się do mnie. Dostrzegam dziwny błysk w jego pociemniałych oczach. Nie wiem dlaczego, ale nie martwię się o niego. Wygląda na takiego, który poradzi sobie z całym komunistycznym ustrojem.

Dwa dni później siedzisz w kuchni nad talerzem gorącej zupy z miną zbitego psa. Wciąż przepraszasz, powtarzasz, że to już ostatni raz, że nigdy więcej. Chcę ci wierzyć. Ciągle jeszcze tli się we mnie nadzieja, że potrafię cię ocalić przed samym sobą. Po raz kolejny wybaczam, choć boję się, że to tylko kłamstwa. Puste słowa. I choć wiem, że mnie kochasz, to czuję się przy tobie nikim. Twoja twórczość jest dla ciebie żoną, wódka - kochanką, a kim jestem ja?
Rzucasz się w wir pracy. Piszesz nocami, w ciągu dnia masz wielogodzinne, mordercze próby do „Hamleta”. Nie pijesz. Wydajesz się być szczęśliwy. Zaczynam wierzyć, że tym razem może nam się udać.
Wieczorem oglądam wiadomości szykując ci kolację. Podają informację o zaginięciu dwóch funkcjonariuszy milicji w ostatnim czasie. Robi mi się zimno, wracają wspomnienia tamtego wieczoru i niebezpiecznych oczu tajemniczego nieznajomego. Ty go przecież znasz!
- Wołodia? – pytam cicho, wiedząc, że nie lubisz jak ci się przerywa pracę. Podnosisz na mnie zmęczony wzrok. Akceptujesz moją obecność i to, że chcę chwilę porozmawiać.
- Pamiętasz tego Włocha wtedy wieczorem, jak po ciebie przyjechałam?
Unosisz brwi. Usiłujesz sobie przypomnieć lecz zapewne masz tylko pourywane strzępki obrazów z wydarzeń tamtej nocy.
- Włocha?
- Przedstawiłeś mi go. Miał na imię Demetri, Dimitri… jakoś tak.
- Dimka! Oczywiście, że pamiętam. Ma facet łeb. Tyle wypiliśmy a on był trzeźwy. – Uśmiechasz się na samo wspomnienie, ale chwilę potem przyglądasz mi się uważnie. Dostrzegam lekki niepokój w twoich oczach. – Czemu o niego pytasz?
- Zabrali go wtedy ci dwaj tajniacy. Widziałeś go od tego czasu?
Patrzysz na mnie nic nie rozumiejąc. Najwyraźniej przeceniłam możliwości twojego umysłu. Nie pamiętasz nic z powrotu do domu.
- Nie, nie widziałem – odpowiadasz sucho i zły odwracasz się ode mnie plecami. Nie chcesz rozmawiać o swoich ułomnościach.

Dni upływają nam w tym samym, szalonym tempie. Tuż przed premierą „Hamleta” wracasz z próby w świetnym nastroju. Przynosisz mi kwiaty, od drzwi wołasz, żebym otwierała szampana. Kiedy mnie przytulasz, wyczuwam w twoim oddechu dobrze znajomą woń wódki. Krzyczę, ty mnie uspokajasz. Przekonujesz, że wypiłeś tylko dwa kieliszki i potrafiłeś odmówić trzeciego. Czujesz się wolny. Twierdzisz, że pokonałeś nałóg. Już nie jesteś jego niewolnikiem. Po czym wypijasz całą butelkę szampana i zasypiasz w fotelu. Płaczę z bezsilności.
Dzień premiery „Hamleta” w Teatrze na Tagance jest wydarzeniem w Moskwie. Rosjanie cię kochają, wręcz wielbią. Bilety w kasach dawno wyprzedane, przed wejściem tłumy. Wszyscy przyszli tylko po to, aby ciebie zobaczyć na scenie.
Siedzę wzruszona na widowni, zauroczona Twoją charyzmą. Jestem dumna z ciebie i szczęśliwa, widząc jak twój talent rozkwita w aplauzie tysięcy braw.
Po spektaklu idziemy na bankiet. Ty brylujesz. Otacza cię tłum wielbicieli, którzy chłoną każde twoje słowo, spijają je z twoich ust. Uśmiecham się. Wiem, że tego potrzebujesz, że nic bardziej cię nie motywuje do dalszej pracy, jak uwielbienie i miłość twoich słuchaczy.
Rozmawiam z innymi aktorami, z reżyserem. Nie dostrzegam, kiedy wypijasz pierwszy kieliszek.
- Dobry wieczór – słyszę znajomy głos. Słodki zapach dociera do mnie chwilę później. – Świetne przedstawienie. Proszę pogratulować ode mnie Wołodii.
- Czemu pan sam tego nie zrobi?
- Nie lubię tłumów. – Demetri uśmiecha się do mnie z rozbrajającą szczerością. Ma piękne zęby. Białe, mocne. Znów ogarnia mnie to niejasne poczucie zagrożenia. Pomimo tego, że jestem przyzwyczajona do przebywania w towarzystwie bardzo przystojnych mężczyzn, największych amantów światowego kina, ten człowiek mnie onieśmiela.
- Napije się pani szampana? – Pochyla się nade mną, muskając, niby przypadkiem moją dłoń. Czuję jego lodowatą skórę. Cofam z przerażeniem rękę. Dostrzega lęk w moich oczach.
- Uwielbiam to pani spojrzenie spłoszonej łani – szepce.
- Dima, stary draniu! – słyszę twój zachrypnięty, mocny głos. Oddycham z ulgą, kiedy stajesz obok i obejmujesz mnie ramieniem, ewidentnie manifestując przed drugim samcem, że jestem twoją kobietą.
- Właśnie zaproponowałem twojej żonie szampana. Trzeba uczcić ten wielki sukces.
- Szampana dla mojej Duszeńki i dla nas pół litra dobrze zmrożonej wódki. – W twoim głosie słyszę dobrze maskowaną wrogość. – Gdzie byłeś tyle czasu?
- Podróżowałem.
- Jak się skończyła ta nieprzyjemna sytuacja z tymi tajniakami? Nie miał pan problemów? – pytam, choć chyba tak do końca nie chcę poznać odpowiedzi. Przed oczami mam informację o zaginionych milicjantach i nie wiem dlaczego, te fakty jakoś układają mi się w logiczną całość.
- Jestem jak kot. Zawsze spadam na cztery łapy.
Kelner podaje nam alkohol. Wypijasz szybko dwa kieliszki i bierzesz do rąk gitarę.
- Drodzy przyjaciele – wołasz, wydobywając z napiętych strun pierwsze dźwięki. – Tę piosenkę dedykuję dziś mojemu druhowi, Demetriemu.
Tym razem nie mylisz imienia. Robisz to celowo, patrzysz mu zaczepnie w twarz i zaczynasz śpiewać.
„Taganko, co noc płomienie mi się śnią
Taganko, ty zmarnowałaś młodość mą
Taganko, na zawsze będę więźniem twym
Oddałem talent mocom złym…”**

Wokół nas zbiera się tłum. Ludzie milczą, zasłuchani. Dyskretnie oglądam się za siebie i widzę, jak Demetri oddala się szybko w stronę drzwi. Pokonałeś groźnego rywala.

Miesiąc później jesteś zmęczony swoim sukcesem. W bezsenne noce, kładziesz głowę na mych kolanach i płaczesz, że się wypaliłeś. Nie możesz tworzyć. Drzesz białe, puste kartki. Krzyczysz, że cię ograniczam, że nie jesteś wolny, że się dusisz. Widzę, jak się męczysz. Nie wiem co robić. Boję się, że cię tracę. Wychodzisz, trzaskając drzwiami.
Znów czekam na ciebie. Wydzwaniam do przyjaciół, pytam, gdzie jesteś. Nikt nie wie. Mijają dwie najdłuższe doby w moim życiu. Szukam cię po całej Moskwie, w końcu znajduję. Brudnego, pijanego, szczęśliwego. Jakaś blondynka pieści ustami twojego penisa, a ty patrząc mi prosto w oczy wypijasz duszkiem kolejną szklankę wódki.
Nie mówię ani jednego słowa. Wychodzę z tamtej meliny i zbiegam po schodach do taksówki. Ciągle w uszach brzmi mi jeszcze twój straszny, pijacki śmiech.
Tego samego wieczoru wyprowadzam się do hotelu. Bilet na samolot do Paryża udaje mi się zdobyć cudem na następny dzień. Uciekam z Moskwy.

Paryż, 1972
Kocham moje miasto wiosną. Rozkwita pąkami nabrzmiałych kasztanów, gwarem z ulicznych kafejek, odurza zapachem wiecznej dekadencji, upaja smakiem cierpkiego, wytrawnego wina. Tu odżywam. Znów jestem sobą, Mariną Vlady – aktorką, a nie nieszczęśliwą żoną słynnego artysty, alkoholika.
Nie odbieram od ciebie telefonów, więc piszesz listy. Ich też nie otwieram. Muszę okrzepnąć. Przemyśleć, zastanowić się. Potem podejmę decyzję, co dalej z nami. Zaczynam z powrotem grać. Praca na planie daje mi pewnego rodzaju odskocznię. Namiastkę normalnego życia. Poświęcam się roli, to przynosi ukojenie.
Kończymy zdjęcia pod koniec czerwca. Jest ciepły, przyjemny wieczór, kiedy całą ekipą idziemy na Montmartre potańczyć, pośmiać się, odpocząć po kilku miesiącach wytężonej pracy.
Bawię się znakomicie. Jestem na lekkim rauszu, upojona szampanem i wyśmienitym nastrojem, jakiego nie miałam od tygodni. Dostrzegam piękno mojego kolorowego miasta i porównuję go do szarej, ponurej Moskwy. Nie chcę tam wracać, choć nadal tęsknię za tobą, to uświadamiam sobie, że tu jest moje miejsce na ziemi.
- Co za cudowny obrazek! Widzieć panią w tak radosnym nastroju. – Melodyjny, głęboki głos sprawia, że zamieram na moment. Przerywam szalony taniec i boso zbiegam z parkietu. – Marino, nie ucieknie mi pani.
Czuję słodki oddech tego mężczyzny na mojej szyi. Kręci mi się w głowie, ostatkiem sił odwracam się do niego i spoglądam mu odważnie w oczy.
- Do cholery, Demetri. Kim ty jesteś?
- Twoim przeznaczeniem.
Śmieję mu się w twarz. Widzę, jak jego oczy ciemnieją, stają się groźne, bardzo groźne. Cichy pomruk wydobywa się z jego gardła. Pochyla się nade mną, łapiąc mnie w pół i przyciągając do siebie z nieludzką siłą. Prawie miażdży mi kości, nie mogę złapać oddechu.
- Jesteś głupia, jeśli go nadal kochasz. Nie jest ciebie wart. Ja mogę ci dać więcej, dużo więcej albo skrócić twoje cierpienia. Wybieraj.
- Puść mnie. – Staram się go odepchnąć, ale nie daję rady. Zaczynam krzyczeć, dostrzegam, że moi przyjaciele podchodzą do nas.
- Pamiętaj, znajdę cię wszędzie. Poczekam na odpowiedni moment – mówi szeptem, prawie dotykając moich ust swoimi wargami. – Do zobaczenia, moja piękna.
Osuwam się bez sił na podłogę. Kiedy odzyskuję przytomność jego już dawno nie ma. Znajomi nawet nie zdążyli zareagować, tak szybko wyszedł.
Wracam roztrzęsiona do domu i zamawiam rozmowę międzynarodową z Moskwą. Po kilkudziesięciu minutach słyszę w słuchawce twój zachrypnięty głos.
- Halo?
- Wołodia! – krzyczę i zaczynam łkać, nie potrafiąc już nic więcej powiedzieć.
- To ty? Duszeńka maja… Nie płacz, proszę. Co się stało, Maleńka? Już dobrze, tylko przestań. Ty wiesz, że ja kocham tylko ciebie, prawda? Wybaczysz mi, najdroższa? Nie zniosę tego, że płaczesz przeze mnie.
- Wołodia, on tu był – mówię wreszcie przerywanym głosem.
- Kto?
- Demetri. Ty go znasz, powiedz mi, kto to jest? Ja się go boję!
Cisza w słuchawce trwa całą wieczność. W końcu zaniepokojona telefonistka, kalecząc język francuski pyta: - Mówi się?
- Tak, tak – odpowiadamy jednocześnie.
- Marina, posłuchaj mnie uważnie. – Twój głos jest przeraźliwie spokojny i trzeźwy. – Wsiadaj w najbliższy samolot do Moskwy. Wyjedź jak najszybciej z Paryża. On jest niebezpieczny. To upiór, tak nazywamy ich tutaj, w Rosji.
- Kto? Wołodia, co ty mówisz? Jesteś pijany?
- Tak, Duszeńka, musisz mi uwierzyć. Zaufaj mi ten jeden, ostatni raz. On nie żyje. Jest nieumarły i chyba poluje na ciebie.
- O, Boże…
- Bóg nie ma z tym nic wspólnego. Proszę, posłuchaj mnie.
- Dobrze, Wołodia. Wracam.

Moskwa, lipiec 1980
Odszedłeś na zawsze. A wraz z tobą cząstka mnie. Nic już nie będzie takie, jak dawniej. I choć nasza miłość umierała powoli, stopniowo przez te wszystkie lata, niczego nie żałuję. Czuwałam przy twoim ciele przez ostatnie trzy noce, robiąc rachunek sumienia, rozliczając i ciebie, i siebie. Gdybym miała wybrać raz jeszcze swoje życie, niczego bym nie zmieniła. Nawet tych momentów upokorzenia, strachu o ciebie, poczucia bezsilności i przegranej, którą noszę w sobie.
Zostawiam cię na tym cmentarzu, byś spał spokojnie. Nie mówię żegnaj, mówię – do widzenia, Wołodia.
Odchodzę ostatnia od twojego skromnego grobu, przybranego tysiącem barwnych kwiatów. Wiem, że Rosjanie o tobie nigdy nie zapomną, tak jak ja. Jest parno, zanosi się na burzę. Spoglądam w niebo i widzę nadciągające od południa ciemne, granatowe chmury. Oddycham głęboko i zamieram w bezruchu. Ten zapach: znajomy, słodki, niebezpieczny. Czuję zimno za swoimi plecami. Już wiem, kto za mną stoi.
- Witaj, Marino. Długo kazałaś mi czekać na odpowiedni moment…
____________________________________________________________________
* „Polowanie na wilki”, W. Wysocki, w tłum. A. Osieckiej
** „Taganka”, W. Wysocki, w tłum. P. Kukiza.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Wto 18:15, 12 Kwi 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
WikiAlice
Nowonarodzony



Dołączył: 27 Lut 2011
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 19:44, 27 Mar 2011 Powrót do góry

Pierwsze opowiadanie:

1. Pomysł: 2 pkt.
2. Styl: 2 pkt.
3. Spełnienie warunków: 1 pkt.
4. Postacie: 2 pkt.
5. Ogólne wrażenie: 2 pkt.

Opowiadanie drugie:

1. Pomysł: 3 pkt.
2. Styl: 5 pkt.
3. Spełnienie warunków: 2 pkt.
4. Postacie: 3 pkt.
5. Ogólne wrażenie: 3 pkt.



Pomysł :
1 2 pkt 2 3pkt.
Choć oba pomysły przypadły mi do gustu lecz rzec muszę, że przekonał mi tekst numer 2. B jest bardziej oryginalne. Rosyjskie tango, teatr to rzeczy w świecie opowiadań Twilight coś niespotykanego. Coś co przyciąga.

Styl:
Styl obu autorek przypadł mi do gustu ale opowiadanie drugie jest pisane z taką lekkością której nie zauważyłam w A. Więc punty zostały w taki a nie inny sposób podzielone.

Spełniane warunki:

Miałam tu niezły dylemat, gdyż postanowiłam nie dawać remisów. Opowiadanie A jak i zarówno B spełniają kryteria ale jestem bardziej pozytywnie nastawiona do opowiadania B.

Postacie:

Opowiadanie B miało o wiele bardziej barwniejsze postacie. Ich charakter, ta zakazana miłość. To było coś takiego, że wstrzymujemy dech w piersiach. Były to postacie które pod pewnymi względami są podobne do "gwiazd" rosyjskich z tamtego okresu.

Ogólne wrażenie:

Opowiadanie A zrobiło na mnie bardzo duże wrażenie. Miało w sobie tę kroplę tajemniczości. Lecz B było... morzem tajemniczości. Opera, teatr, Hamlet. Fragmenty piosenek. Alkohol..


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez WikiAlice dnia Wto 12:50, 29 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Dilena
Administrator



Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 158 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 13:37, 01 Kwi 2011 Powrót do góry

Przeczytałam te dwa teksty. Sprawa ma się tak, jeśli chodzi o Was - Bajko i Angie - obie jesteście niezaprzeczalnie zdolnymi pisarkami, więc nie wiem czy rozwodzić się nad tekstami jak kiedyś. Tutaj decyduje teraz raczej kwestia gustu - czy podobał mi się pomysł, zrobienie z postaciami tego, a nie innego i tak dalej. Mam faworyta, muszę kogoś wybrać i zdecydowanie jeden tekst bardziej przypadł mi do gustu od drugiego, ale to nie zmienia faktu, że obie jesteście świetne, i co będę dużo mówić - niech wygra lepsza!

Pomysł: 5 pkt.

Tekst A - 4
Tekst B - 1


Ja nie przepadam za tekstami o jakichkolwiek "bogach", bo nie. Ale chyba pierwszy raz nie poczułam niesmaku, czytając tekst A. Alkoholizm, sztuka, pasja, tworzenie są jak najbardziej na miejscu, nawet bardziej nam znane, bliższe, do zrozumienia, ale Alec i Jane w takim wydaniu to coś nowego.

Styl: 7 pkt.

Tekst A: 3,5
Tekst B: 3,5


Co tu dużo gadać: jest świetnie i tu, i tu. Przez B jednak naprawdę przepłynęłam, mimo że nie kupiła mnie historia. Mam jednak wrażenie, że czasem autorko tekstu B nadużywasz przymiotników, opisując błahe sprawy. Tekst A jest napisany tak jak lubię, a w zasadzie sama podobnie postępuję z budową zdania Wink Mimo ciężkości tematu, trochę lirycznie.

Spełnienie warunków: 3 pkt.

Tekst A: 1,5
Tekst B: 1,5

Inaczej nie mogę. Wszystko na miejscu, nie mnie oceniać czy dosłownie czy metaforycznie lepiej.

Postacie: 5 pkt.

Tekst A: 2
Tekst B: 3

Tutaj przyznaję punkt więcej tekstowi B, ponieważ trochę bardziej postacie "żyją". Nie, nie przyczepię się do tekstu A - może jedynie powiem, że kilka linijek więcej na temat Aleca na pewno zadziałałby tutaj w moim mniemaniu na plus. Demetri, mimo że nie jest głównym bohaterem tekstu, wzbudza napięcie, a więc brawo, bo to nie lada wyczyn!

Ogólne wrażenie: 5 pkt.

Tekst A: 4
Tekst B: 1


Jak wspominałam wyżej, kwestia gustu. Naprawdę, jestem zadowolona, że miałam okazję czytać wasze teksty, oba są świetne, nie ukrywajmy. Oba nawet świeże, co w tym fandomie nie jest już dziś prostą sprawą. Takie fantasy, jakie przedstawia nam jednak autorka tekstu A mnie pochłonęło. Gratuluję Wam obu!

Razem:

Tekst A: 15
Tekst B: 10



Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Antonina
Dobry wampir



Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1127
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 41 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z objęć Jokera

PostWysłany: Śro 21:57, 06 Kwi 2011 Powrót do góry

Malutki offtop na początek, a mianowcie super, że jest pojedynek do oceny, daaawno niczego nie oceniałam...

Pomysł: 5 pkt.
Tekst A – 4
Tekst B - 1
Pomysł na tekst A z jednej strony był ciekawy i nietuzinkowy, ale z drugiej strony mam wrażenie, że autorka starała się przekazać zbyt dużo treści i za bardzo rozbudowany wątek na za małej przestrzeni, przez co tekst w miarę czytania staje się nieco męczący w odbiorze, chociaż start był bardzo dobry. Natomiast zupełnie nie przypadł mi do gustu pomysł na tekst B, tj. wprowadzenie ludzkich i obcych postaci oraz fabuła.

Styl: 7 pkt.
Tekst A – 4
Tekst B – 3
Tekst A czytało mi się dobrze pod względem poprawności językowej, słownictwo było bardzo fajnie dobrane – zróżnicowane, poprzez styl czuło się dobrze atmosferę tego tekstu. W zasadzie nie można się przyczepić do niczego poważniejszego, natomiast mam tylko jedne zastrzeżenie – zgrzyt, a mianowicie wyraz: „cierpliwszy” – chyba powinno być: „bardziej cierpliwy”, wydaje mi się, że ta pierwsza forma nie jest poprawna...
Natomiast co do odbioru: poprzez jednolitą czcionkę tekst chwilami robił się chaotyczny, może użycie kursywy byłoby tu pomocne...
Co do tekstu B: sposób prowadzenia narracji mnie męczył. Chwilami nie wiedziałam co czytam i lekturę niektórych zdań musiałam powtarzać. Z drugiej strony, paradoksalnie trudno nie doceniać tej narracji, ponieważ słowotok tej kobiety jest oddany w bardzo prawdziwy sposób, jakby ona faktycznie to opowiadała i ktoś nagrywał to jak leci. Plus za ładne słownictwo. Jednakże suma sumarum, lepiej mi się czytało tekst A, stąd taka a nie inna ocena.

Spełnienie warunków: 3 pkt.
Tekst A – 1,5
Tekst B – 1,5
Spełnione.

Postacie: 5 pkt.
Tekst A – 2,5
Tekst B – 2,5
W tekście A, uważam, wzajemne stosunki między bohaterami były świetne (w sensie sposobu przedstawienia, opisania i pomysłu rzecz jasna). Ciekawe było przedstawienie takich toksycznych relacji pomiędzy – wydawałoby się – idealnym rodzeństwem. Przedstawione zostały w sposób przekonywujący.
Tekst B również wywarł na mnie pozytywne wrażenie pod względem postaci i ich budowy. Odnoszę wrażenie, że autorka wykazuje się znajomością realiów ówczesnej Rosji i ludzi tam mieszkających. Sposób myślenia i uczucia głównej bohaterki względem męża są sukcesywnie prowadzone przez całość tekstu tak, że w pełni można uwierzyć w tą historię.


Ogólne wrażenie: 5 pkt.
Tekst A – 3
Tekst B – 2
Na korzyść tekstu A na pewno przemawiają postacie, ich relacje i koncepcja budowy, natomiast jak już wcześniej pisałam, za dużo treści w tak krótkim tekście. Nie spodobało mi się też zbytnio wprowadzenie bóstwa, tak trochę ni przypiął ni wypiął. Ale plus za fajny motyw przewodni („za tobą”). Tekst B był napisany umiejętnie, zarówno pod względem stylistycznym jak i fabularnym, natomiast sam pomysł a przez to cały tekst nie przypadł mi do gustu w porównaniu z tekstem A. Jestem też niezadowolona z niejasnego zakończenia (jest to coś, czego ogólnie nie cierpię). W tym wypadku nie wiem, dlaczego mąż Mariny umarł, czy np. się zapił czy może Demetri mu pomógł. Wyjaśnienie jego śmierci na pewno rzuciłoby pewne światło na zakończenie i odbiór całego tekstu, więc szkoda, że nie ma tej informacji.

Podsumowując:
Tekst A - 15
Tekst B - 10


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zgredek
Dobry wampir



Dołączył: 21 Sie 2008
Posty: 592
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 51 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Antantanarywa

PostWysłany: Sob 12:35, 09 Kwi 2011 Powrót do góry

1. Pomysł: 5 pkt.
Tekst A: 2
Tekst B: 3
Uch, to tak... Mamy tekst A ze schizycznym związkiem między Alecem (czy jak się to imie odmienia) a Jane i tekst B, z jego związkiem żony alkoholika z tymże alkoholikiem i jakiś wampir na przyczepkę. No i mnie zdecydowanie bardziej pociąga ta druga opcja, chociaż mogłoby się wydawać, że wampir tam wciśnięty na siłę, ale to właśnie on jest katalizatorem pewnych wydarzeń pomiędzy małżeństwem. No a dla smaczku Rosja w tle Wink - ciekawe, nie wymuszone, oryginalne. Z kolei w A - ucieczka Aleca i Jane i błąkanie się po Syberii nieszczególnie ekscytujące, jakby autorka miała pomysł jedynie na spotkanie z bogiem, budowała wokół tego całą historię i w efekcie to jedyny intrygujący moment opowiadania.


2. Styl: 7 pkt.
Tekst A: 2
Tekst B: 5
Tekst A nie jest pod względem językowym zły, tylko jakiś taki nudny. Mamy opisy wydarzeń, postaci, a wszystko to boleśnie bezuczuciowe - gdyby była to historia na miarę Harrego Pottera, z masą momentów zapierających dech w piersiach i akcją pędzącą jak rollercoaster, byłabym w stanie zrozumieć taką formę narracji, być może nawet by mnie to wciągnęło. Ale choć para wampirów wędrujących po pustkowiu i spotykająca po drodze boga (?) nie są złym pomysłem samym w sobie, to to bezpłciowe wykonanie nie przypadło mi do gustu.
Jane musiała opuścić głowę, by nie zobaczył żalu wypełniającego oczy dziewczyny. - miałam tu małego zonka - po co to dziewczyny, nie wystarczyło napisać jej oczy? W tej formie wydaje się, że chodzi o oczy kogoś innego...

Co do opowieści B, z początku wydawało mi się, że za dużo tu zdań pojedynczych, jednak po chwili uznałam, że w pełni oddają one uczucia głównej bohaterki. A narracja pierwszoosobowa jest w pełni uzasadniona w tym przypadku i tworzy niezwykły klimat, trochę jak w Mistrzu i Małgorzacie. Naprawdę miałam wrażenie, że na chwilę przeniosłam się do Rosji początków XX wieku. Cud, miód i orzeszki, chociaż bez sucharów się nie obyło.
To ja jestem tym doskonałym, czarnym ptakiem. Jeszcze nim jestem. Jeszcze rozwijam skrzydła do lotu, jeszcze potrafię podnieść głowę i spojrzeć ci prosto w oczy. Krzyczę, klnę, wariuję, bo cię kocham. To mnie niszczy, wypala od środka, ale gram dalej. Wszak jestem aktorką.
Kolacja wystygła. Mięso i warzywa smętnie obsychają na tandetnym, kuchennym stole. Ciebie wciąż nie ma. Krążę po naszym maleńkim, zapyziałym mieszkanku, wycieram kurze, ustawiam książki, poprawiam obrus. Byleby tylko zająć czymś ręce. Nie myśleć.
Boję się. Trzęsę się ze strachu, że coś ci się mogło stać. Wszak przedstawienie skończyło się już kilka godzin temu. Moskwa nie jest bezpiecznym miastem, nawet dla ciebie – jej syna.
- to pewnie przeoczenie, ale użycie tak niecodziennego słowa dwukrotnie na tak małej powierzchni sprawia wrażenie złe.

Moskwa śpi, zmęczona po kolejnym ciężkim dniu swojej szarej egzystencji. - zdanie nie jest błędne, ale jak jeszcze raz gdzieś przeczytam egzystencja...

Siedzę wzruszona na widowni, zauroczona Twoją charyzmą. Jestem dumna z ciebie i szczęśliwa, - nie zdziwiłam się na pierwsze Twoją, bo całe opowiadanie mogłoby być listem do męża, ale wtedy ciebie też powinno być dużą...


3. Spełnienie warunków: 3 pkt.
Tekst A: 1,5
Tekst B: 1,5


4. Postacie: 5 pkt.
Tekst A: 1
Tekst B: 4
W tekście A Jane jest taka, jakby autorka sama nie wiedziała, co z nią zrobić. Nie wiem, czy kochała brata, czy bardziej była przewiązana do Aro - w takim razie dlaczego w ogóle pobiegła z Alecem? Przekonał ją, ale czym? Wszystko to było jakoś napomknięte, ale nie wyjaśnione - postaci płytko nakreślone. Dlatego mi się nie podobało.
Tekst B to z kolei opis zmagania kobiety z nałogiem męża. Kobiety przywiązanej do ukochanego mimo wszystko i czuć to szaleństwo w każdym jej słowie. Nie jest to zdrowe, ale toksyczny związek był w temacie i wypadło to razem bardzo realistycznie, bardzo przekonująco.


5. Ogólne wrażenie: 5 pkt.
Tekst A: 0
Tekst B: 5

Wiem, że jestem tutaj bardzo surowa, ale czytanie opowiadania A nie sprawiło mi żadnej przyjemności, być może jest też to efekt znudzenia fandomem. W każdym razie pani od B ma mnie całą=P


Summa Summarum:
Tekst A: 6,5
Tekst B: 18,5


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez zgredek dnia Sob 12:36, 09 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Sob 20:53, 09 Kwi 2011 Powrót do góry

Kto jeszcze skusi się na ocenę?
Z uwagi na małą ich ilość i w porozumieniu z autorkami tekstów wydłużam głosowanie o dwa dni, które pojedynek stracił, gdy serwis fora.pl miał zawiechę, także oceniajcie. Jest czas do 11 kwietnia! Ładnie proszę w imieniu dziewczyn i swoim! :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 20:18, 10 Kwi 2011 Powrót do góry

Ja się skuszę!

Pomysł: 5 pkt.
A - 2
B - 3
Oba pomysły przypadły mi do gustu. Obie autorki naprawdę się postarały i stworzyły ładne, porządne i dopracowane teksty. Jestem pod dużym wrażeniem. Jednak bardziej podobała mi się sytuacja, gdzie mamy parę - nieszczęśliwą kobietę i faceta alkoholika, a do tego Demetriego - tajemniczego, niebezpiecznego, upartego, a ja lubię takich bohaterów. Zresztą dwójka ludzi również mi się podoba. To, co się między nimi działo, potem jak Demetri ścigał kobietę - lubię takie motywy.
W pierwszym tekście spodobało mi się spotkanie z bogiem i to, że Alec i Jane odważyli się uciec od Volturi. Autorka ładnie opisała całą sytuację, która doprowadziła do tego spotkania, budowanie pewnego rodzaju napięcia i w ogóle. Jednak bardziej przypadł mi pomysł w tekście B.

Styl: 7 pkt.
A - 3.5
B - 3.5
Tutaj nie potrafiłam wybrać, który tekst bardziej podobał mi się pod względem stylistycznym. Obie autorki mają swój wypracowany styl. Bardzo dobry, z bogatym słownictwem, sprawiający, że można sobie wszystko dokładnie wyobrazić. A ja właśnie to bardzo lubię. To, że autor/ka potrafi sprawić, że podczas czytania dane sceny, obrazy pojawiają się w mojej głowie, przenoszę się do innego świata. Dziękuję Wam za dwa takie teksty.

Spełnienie warunków: 3 pkt.
A - 1.5
B - 1.5
Spełnione.

Postacie: 5 pkt.
A - 2
B - 3
Po przeczytaniu tekstów zaczęłam się zastanawiać, co mogę powiedzieć o poszczególnych bohaterach. Co mogę powiedzieć o Alecu i Jane? Uciekali, że zbuntowali się, mogło się w pewnym momencie wydawać, że ich relacje się psują przez to, co się dzieje wokół nich, ale tak wcale do końca nie było. Przecież do samego końca byli razem.
Za to w miniaturce B mamy małżeństwo. Kobieta kocha swojego męża, pomimo tego, że on pije, sprawia, że ona cierpi. Zostawia go w pewnym momencie, ale wraca. Po części ze względu na Demetriego, ale nie tylko. Naprawdę jej zależało. No i do tego mamy Demetriego - elektryzującego, niebezpiecznego, ale pociągającego.
Bardziej jednak przemawiają do mnie bohaterowie tekstu drugiego.


Ogólne wrażenie: 5 pkt.
A - 1
B - 4
Zatrzymałam się na chwilę i zastanowiłam, który tekst na dłużej zapadnie mi w pamięci. No i bardziej podoba mi się tekst B. Lubię takie klimaty. Trochę historii, opisy obyczajów, emocji, wyraziści bohaterowie, ciekawa historia. Naprawdę bardzo dobra miniaturka, o której długo nie zapomnę. Lubię takie klimaty. No i ten Demetri.
Tekst A również mi się spodobał, ale nic nie poradzę na to, że bardziej przypadł mi do gustu tekst B.

Podsumowanie:
A - 10
B - 15

Chciałam jednak pogratulować obu autorkom, bo obie są niesamowicie utalentowane i stworzyły naprawdę fajne teksty.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Susan dnia Nie 20:19, 10 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 19:28, 11 Kwi 2011 Powrót do góry

Chyba zdążyłam, prawda? nie darowałabym sobie...

Pomysł: 5 pkt.

A: 1
B: 4

Cóż... Było tak, że najpierw przeczytałam sobie kilka dni temu tekst A. I bardzo mi się podobał, stwierdziłam, że głównie podoba mi się pomysł na ukazanie toksycznej miłości wampirzego "rodzeństwa". Miłość ta jest przepełniona uzależnieniem odpowiadającym narkotycznemu, balansuje na granicy nienawiści, a jednocześnie ich w ich relacji wieje zimowy wiatr, jak w tej tundrze. Mniej podoba mi się ta cała sprawa z jakuckim bóstwem i ściganiem, jakoś mnie to nie przekonało.
Dzisiaj przeczytałam Tagankę. I jestem zauroczona, uwiedziona, zachwycona. Wszystko mi się tu podoba, nie chciałabym, żeby autorka zmieniła choćby szczególik w tym tekście. Pomysł na wplecenie znanego nam z fandomu wampira Demetriego w tragiczny finał życia Wysockiego i historię jego małżeństwa z Mariną Vlady jest po prostu genialny. I wszystko to w aurze, klimacie jakże autentycznie ukazanej Moskwy w "najlepszych latach" Związku Radzieckiego. Czy nikt naprawdę nie zauważył, że to nie jakiś alkoholik i nie jakaś francuska żona, że to postacie autentyczne? No ale ja kiedyś szalałam na punkcie poezji Wysockiego... Pomysł naprawdę cudny i cudnie zrealizowany, gratuluję.

Styl: 7 pkt.
A - 3
B - 4

Tu miałam ciężki orzech do zgryzienia. Bo tekst A jest pięknie napisany i lepiej wypada, jeśli chodzi o poprawność językową. Błędów w zasadzie nie ma, jakieś drobiazgi. No może tylko to, że imię Aro powinno się odmieniać, czego autorka nie robi, trochę mnie irytowało. W tekście B sporo jest błędów interpunkcyjnych, przecinki szaleją, znalazłam też jeden ortograficzny. Ale... na plus z kolei przemawiają przepiękne opisy, bogate słownictwo. Mimo kłujących mnie w oczy błędów płynęłam przez tekst. To, co ostatecznie zadecydowało, że w tej kategorii wygrywa jednym punktem tekst B to bardzo udana narracja pierwszoosobowa w czasie teraźniejszym. Uwielbiam coś takiego! Bardzo zgrabnie ci to wyszło, autorko!

Spełnienie warunków: 3 pkt.
A - 1.5
B - 1.5

Ta kategoria to nudy...

Postacie: 5 pkt.

A - 2
B - 3

Obie panie stworzyły genialne postacie, takie, które się czuje, widzi. Podobają mi się zarówn o Jane, Alec, jak i cała trójka z opowiadania B. Jeden punkt więcej dla tekstu B za emocje i za relacje między postaciami. Tekst B po prostu bardziej "wdziera się" w bohaterów, i powiedziałabym, że mamy tu postacie namalowane kolorami, podczas gdy w tekście A nakreślone (choć mistrzowsko) węglem.

Ogólne wrażenie: 5 pkt.
A - 1
B - 4

Bardzo subiektywna ocena, ale na tym to polega. I cóż ja mam na to poradzić, że zakochałam się w "Tagance"? Wciągnęła mnie od pierwszych słów i trzymała w napięciu do ostatniej kropki. Czytałam z wypiekami na twarzy. Piękna historia o uczuciach, łatka nie tylko kanoniczna, ale i historyczna. I ta Moskwa jak żywa... cudnie opisana.
Tekst A przy bardzo dobrym pomyśle, wydał mi się od połowy jak gdyby "ucięty", pośpiesznie zakończony. Choć ma specyficzny, poruszający klimat, czegoś mi w nim zabrakło. Ale w sumie podoba mi się finał. Tylko jakoś tak... jakby się historia nie rozwinęła, jakby była takim... streszczeniem.

Podsumowanie:

A: 8,5
B: 16,5

Gratulacje dla obu pań.
I żałość ogarnia, że tak mało ocen, bo to wspaniały pojedynek.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Wto 18:14, 12 Kwi 2011 Powrót do góry


Dzięki za dwie dodatkowe oceny po wydłużeniu terminu! I ogólnie dziękuję oceniającym za poświęcony czas. :)

6x25=150 punktów

Tekst A otrzymał 64 pkt.
Tekst B pozostałe 86.

Zwycięża autorka miniaturki pod tytułem Taganka, a jest nią BajaBella! Gratuluję!
bravo


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin