|
Autor |
Wiadomość |
k8ella
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 729 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 63 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod spojrzenia towarzysza Belikova
|
Wysłany:
Sob 13:48, 20 Lut 2010 |
|
ANTIDOTUM
Witam wszystkich serdecznie.
Przełykam głośno ślinę i wciąż się zastanawiam, czy wstawić to opowiadanie. Jednak ciekawość zwycięża no i oto proszę, mój nowy twór.
Jest to opowieść osadzona w przyszłości, kiedy to ziemia boryka się ze zmianami klimatycznymi, a ludzie – z dominującymi wampirami. Główna bohaterka Amy Reef walczy z odwiecznymi wrogami ludzi.
Tyle słowem wstępu.
Oznaczam to jako opowiadanie z ograniczeniem wiekowym ze względu na mogące się pojawić sceny przemocy, seksu i przekleństwa.
Jeszcze jedna uwaga. Niektóre nazwy są podane w języku angielskim i są to działania celowe. Zatem nie będę tego zmieniała, mimo że może się to Wam nie podobać.
beta to oczywiście droga dredzio
Zapraszam
rozdział I
SYMULACJA
- Cholerna mgła – szepnęła pod nosem.
Rozejrzała się dookoła, próbując rozróżnić jakiekolwiek kształty w nieprzeniknionej bieli, która wypełniała każdy cal przestrzeni przed, obok, nad i za nią. Wydawało jej się, że na lewo zobaczyła pień. Wyciągnęła dłoń i przesunęła się w tym kierunku. Dotknęła chropowatej kory, chłonąc wilgoć i chłód drewna. Ono przynajmniej było namacalne. Reszta tonęła w niebycie.
- Daleko jeszcze? - zapytała cicho.
- Masz przed sobą około pięciuset metrów, Amy – głos Lewisa w milimetrowym nadajniku umieszczonym w jej uchu, brzmiał pewnie i uspokajająco. - Wkrótce powinnaś dotrzeć do rzeki.
Kiwnęła głową, potwierdzając jego słowa. Znała mapę tego obszaru na pamięć. To, co w rzeczywistości okrywała wieczna chmura, oglądała jeszcze kilka godzin temu na ekranie laptopa. Co prawda, zdjęcia pochodziły sprzed stu lat, kiedy zmiany klimatyczne nie przybrały jeszcze tak drastycznych rozmiarów. Nie można jednak było oczekiwać znaczących deformacji ukształtowania terenu, jeśli działalność na tym obszarze określano jako znikomą.
- Dzięki bogu – westchnęła, pochyliła się nieznacznie i w tej pozycji kontynuowała przemykanie.
Po około dziesięciu krokach poczuła pod stopami piach. Dobrze.
Pewnie weszła do chłodnej wody, wiedząc, że w najgłębszym punkcie sięgnie jej brody, a nurt nie będzie o tej porze roku zbyt wartki. Kombinezon, który szczelnie ją otulał, został wykonany z materiału wodoodpornego, za co była niezmiernie wdzięczna. Jedyne, co czuła, to niska temperatura otaczającej ją cieczy oraz nieznaczny napór prądu rzeki na mięśnie. Poziom wody opływał jej kolana, potem uda, wpełzał po pośladkach na plecy. Zdecydowanie nieprzyjemne wrażenie. Nabrała powietrza, czując zimno na swoich piersiach.
W pewnym momencie grunt usunął się jej spod nóg. Jęknęła cicho, starając się utrzymać równowagę i zaczęła delikatnie odgarniać wodę, próbując płynąć jak najciszej. Zanurzyła twarz i pozwoliła, by chłód otrzeźwił ją nieco. Przepłynęła jakieś dwadzieścia metrów, po czym zbadała dno stopą. Rzeka sięgała jej pasa. Powoli podniosła się i wycisnęła nadmiar wody ze swoich średniej długości, czarnych, gęstych włosów. Przetarła ręką twarz, odzyskując ostrość widzenia, która z pewnością przydałaby się niezmiernie, gdyby nie fakt, że nadal wszystko spowijała gęsta mgła. Wyszła na brzeg i natknęła się na rozrośnięte do nietypowych rozmiarów krzaki. To było niespodziewane. Przedarła się przez nie w miarę cicho, wchodząc, według obrazu z komputera, w gęsty las. Faktycznie zrobiło się nieco ciemniej i ogarnął ją jeszcze większy chłód, spotęgowany uprzednim pływaniem. Sucha trawa i liście szeleściły delikatnie pod jej butami.
Czy oni to słyszą?
Serce zabiło jej mocniej i próbowała uspokoić nerwy.
- Amy... - Cleo skarciła w słuchawce. - Jeśli będziesz się tak zachowywać, to za chwilę spotkasz się z całą armią wampirów. Twoje serce wali tak głośno, że ja je słyszę! Natychmiast się ucisz. Masz szczęście, że ich najbliższy patrol jest poza zasięgiem.
- Wiem, kochana, wiem. Staram się, jak mogę – powiedziała i wzięła kilka głębszych oddechów. Postanowiła zatrzymać się na moment. Kucnęła powoli, rozluźniając napięte mięśnie pleców, objęła rękami kolana i trwała w bezruchu, dopóki nie odzyskała w pełni kontroli nad własnym ciałem.
Musisz to zrobić. Dla nich, dla siebie. Jesteś im to winna. - Powtarzała w myślach. Nie miała czasu na wątpliwości. Nie tutaj, nie teraz. Z tej ścieżki nie ma odwrotu.
W pełni zdecydowana podniosła się i ruszyła przed siebie. Stawiała kroki powoli, z rozmysłem, starając się najpierw wybadać podłoże. Nie chciała stanąć na gałęzi albo stracić równowagi. To równałoby się ze zwróceniem na siebie uwagi. Na to jednak było za wcześnie, zdecydowanie za wcześnie. Cała misja spełzłaby na niczym.
Życiowe zadanie, na które czekała od momentu, gdy skończyła dwanaście lat. Cały jej świat został wówczas brutalnie zniszczony. Zdmuchnięty jak domek z kart. Ot tak sobie, dla zabawy. Wciąż nie mogła pojąć okrucieństwa istot, które darzyła największą pogardą. Krwiopijców, bezdusznych żywych trupów, wybryków natury, które panoszyły się wszędzie i dominowały nad rasą ludzką. Na samą myśl o nich, wzdrygnęła się z obrzydzeniem.
Dziś nadszedł czas porachunków. Oko za oko, ząb za ząb.
- Amy – ostrzegł ją Lewis – tuż przed tobą. Uważaj! Dwa wampiry, poruszają się bardzo szybko, dokładnie w twoim kierunku.
Wstrzymała oddech i zamarła. Przed sobą dojrzała drzewo i czym prędzej przywarła do niego. Próbowała nie oddychać i modliła się, by nie wydało jej jedyne na tym pustkowiu bijące, żywe, ludzkie serce. Teraz nawet ona słyszała zbliżające się potwory. Śmiały się głośno, nie zwracając na nią żadnej uwagi. Ich głosy odbijały się echem od rosnących dookoła roślin. Dźwięczały metalicznie. Przerażająco. Przemknęły w niewielkiej odległości od znieruchomiałej kobiety.
Nie zauważyli mnie! - przemknęło jej przez głowę. Rozluźniła mięśnie. Gdy już nie słyszała żadnych odgłosów, zdecydowanym krokiem wróciła na obraną przez siebie ścieżkę. Poruszanie się po niej ograniczało wydawane przez nią dźwięki. Dzięki temu mogła nadrobić stracony poprzednio czas. Prawie biegnąc, pokonała około stu metrów i dojrzała wyłaniający się z mgły kształt ogrodzenia. Podeszła cicho do wykutej z metalowych prętów bramy i wchodząc przez nią, próbowała znaleźć budynek. Gdy tak przemykała ukradkiem, starając się za wszelką cenę dostać jak najbliżej rezydencji, do jej uszu dotarło to. Dźwięk, który wiedziała, że usłyszy. Mimo to, nie była przygotowana na ogrom emocji, jaki ją wówczas ogarnął. Strach zmieszany z obrzydzeniem, bezsilność i wola walki, walczyły ze sobą. Ten syk, oddech wampira. Wstrząsnął nią dreszcz i zmusiła się, by nie krzyknąć z przerażenia. Siłą woli pozostała w tym samym miejscu bez ruchu.
Tuż za sobą poczuła lodowaty podmuch. Nieznośny świst powietrza praktycznie rozsadzał jej głowę. W odruchu obronnym skuliła się i zasłoniła rękami uszy. Czyjeś silne, zimne dłonie chwyciły jej własne i wykręciły boleśnie do tyłu. Nie zdążyła nawet krzyknąć.
- SYMULACJA DOBIEGŁA KOŃCA. MISJA ZAKOŃCZONA SUKCESEM - oznajmił beznamiętnie komputerowy głos.
Drzwi sali ćwiczebnej otworzyły się z hukiem. Pole magnetyczne zostało włączone na powrót i Amy opadła bezsilnie na zimną, kamienną posadzkę. Oparła głowę i ręce na podłodze, czując, jak strużka potu spływa jej po plecach.
Wygrałam! - triumfowała.
***
- Amy, byłaś świetna – pochwalił Lewis, patrząc na nią z podziwem i pomagając pozbyć się obcisłego kombinezonu do symulacji. Rozpiął zamek na plecach i rozchylił materiał, by mogła swobodnie zsunąć resztę rękami. Zatrzymał się w połowie czynności. - Jak zwykle ćwiczysz bez bielizny!
Jego głos brzmiał oskarżycielsko, a on zarumienił się, odwracając błękitno–szare oczy, ukryte za okrągłymi, metalowymi okularami. Miał blond włosy, które złotymi pasemkami sterczały we wszystkich kierunkach. Był średniego wzrostu, niezbyt umięśniony. Typowy intelektualista i komputerowiec z zamiłowania. Od roku współpracowała z nim i Cleo w trakcie szkolenia. Ich trójkę łączyły zażyłe, wręcz bratersko- siostrzane więzi. Słodki.
- Lewis – przewróciła oczami i spojrzała na niego z uśmiechem. Zachowywał się irracjonalnie. Ściągnęła elastyczny uniform do połowy i pochyliła się do przodu, obejmując ramionami nagie piersi. - Wiesz, jaka tu panuje temperatura podczas symulacji?! A ten pieprzony strój nie przepuszcza powietrza. Wyobraź sobie, jak ja się czuję, wyciskając z siebie siódme poty. Myślałam, że po tych wszystkich próbach przeszedłeś do porządku dziennego nad moim ciałem. No i sam mówiłeś, że nie da się mnie kochać – przypomniała mu gorzkie słowa z ich ostatniej sprzeczki. O tak, pamiętała dokładnie. Popatrzył na nią z wyrzutem. Machnęła głową, wskazując na stertę ubrań leżących niedbale na podłodze.
- Przekręcasz moje słowa – westchnął tylko i podał jej czarną obcisłą koszulkę, którą zostawiła wcześniej obok podestu. Patrzył na nią jak zbity pies.
Wzruszyła ramionami, chwytając ubranie i wsuwając je szybko na siebie.
- Obróć się, bo naprawdę jesteś gotowy zemdleć – postraszyła, zsuwając resztę obcisłego stroju, obnażając dół nagiego ciała. Kucając, złapała za spodnie i w błyskawicznym tempie założyła je. Zapinając zamek, rozejrzała się po pełnej sprzętu sali, w poszukiwaniu czegoś, co umknęło jej uwadze. Nagle przypomniała sobie i zapytała kolegę. - Powiedz mi, co to było na końcu?
- Masz na myśli obraz czy dźwięk?
- No, nie udawaj... Przy poprzedniej próbie tego nie zarejestrowałam – sięgnęła pamięcią wstecz. Była pewna, że nie słyszała niczego podobnego wcześniej. Jeśli chodziło o tajemnice, Lewis zachowywał się jak dziecko. Cieszył się, gdy udawało mu się coś przed nią ukryć. Dzisiejsza próba była tego najlepszym dowodem. Nie pisnął ani słówkiem, a teraz stał i udawał niewiniątko. - Myślałam, że mi czaszkę rozsadzi! Zwariowałeś?!
- Colin kazał wstawić te odgłosy. - Wzruszył ramionami, a na jego ustach błąkał się nieśmiało uśmieszek. - Ponoć szpieg, którego znaleziono martwego na Przełęczy Pokoju, miał przy sobie to nagranie. Ostatnie minuty jego podłego życia.
- Jezu! Miał koleś pecha... Nawet nie chcę myśleć, jak zginął – Amy wzdrygnęła się na samą myśl. - Muszę przyznać, że twoje programy są coraz lepsze, Lewis. Nawet woda była bardziej wodnista. No i ten numer z obsuwającym się dnem. Już dawno się tak nie umęczyłam.
- Jak zawsze służę pomocą. - Widać, że pochwała podziała łagodząco na nastrój Lewisa. Stał odwrócony do niej bokiem, zajęty całkowicie odłączaniem sprzętu. Jego twarz, teraz rozpromieniona, lśniła w świetle piętnastu ekranów komputerów, umieszczonych na metalowej konstrukcji. Na wszystkich widoczny był ten sam obraz. Zarys wampirzej rezydencji dystryktu pierwszego, ginący we mgle. Miejsce przeznaczenia misji. Jej misji. Zadośćuczynienie i odkupienie.
Amy otrząsnęła się z przytłaczających ją wiecznie bolesnych wspomnień. Westchnęła cicho, kręcąc głową i schyliła się, by zawiązać wysokie, czarne martensy. Skupiona na przetykaniu zielonych sznurówek przez nieskończoną ilość metalowych kółek, usłyszała lekkie i ciche kroki, zbliżającej się szybko osoby. Podniosła głowę, by napotkać wesołe spojrzenie ciemnobrązowych tęczówek, otoczonych gęstymi, czarnymi rzęsami. Twarz Cleo rozjaśniał ogromny uśmiech. Jak zawsze, gdy była zadowolona, wręcz promieniała. Uniosła prawą rękę do góry, zachęcając przy tym:
- Przybij piątkę! - To powiedziawszy, po przyjacielskim geście, rzuciła się na Amy i niemalże udusiła ją w uścisku mocnych, czekoladowych ramion. - Niech cię przytulę.
- Daj spokój. Jesteśmy drużyną, pamiętasz? - Wdzięczność i duma ściskały jej krtań. Odsunęła się, patrząc uważnie na nią. Zastanawiała się, czym zasłużyła sobie na przyjaźń ze strony tej szalonej dwójki. Zresztą, to było nieważne. Kochała ich. Tworzyli zgrany zespół, co w przypadku tak poważnej misji, było podstawą. Ona się narażała, oni ratowali jej tyłek.
- Ty tu jesteś od brudnej roboty – odparła i biorąc ją pod rękę, poprowadziła w kierunku drzwi. - Jesteś pierwszą, która pomyślnie przeszła symulację. Zresztą on już wie.
- Żartujesz chyba? – Amy spojrzała na nią niedowierzająco.
- System jest tak zaprojektowany, że wszystko od razu wyskakuje w jego osobistym palmtopie. Myślę, że Colin wybierze ciebie – dodała po chwili Cleo, puszczając do niej oczko. - Nie ma lepszego kandydata.
- Jeszcze musi zobaczyć moje wyniki, no i szczepionka...
***
Wcisnąwszy ręce w szerokie kieszenie ulubionych spodni, Amy szybkim krokiem przemierzała puste o tej porze, ciemne korytarze podziemnej bazy ruchu oporu. Chciała już znaleźć się w swojej przytulnej, choć mało atrakcyjnej celi. Długo zastanawiała się, jak nazwać własne lokum i ostatecznie uznała, że ta nazwa dokładnie oddaje jej obraz. Marzyła o prysznicu i dobrej powieści, jak zawsze po ciężkim dniu pracy. Niestety, mówiąc „literatura”, miała na myśli ściągane z sieci e-booki, gdyż prawdziwej książki nie trzymała w rękach od dzieciństwa. Nikt w bazie nie posiadał biblioteki. Ba, żadna osoba nawet o tym nie mogła marzyć, oprócz niej.
- Hej! - Jej rozmyślania przerwał męski głos. - Oto i zwyciężczyni wyścigu szczurów.
- Tomas. – Kiwnęła w kierunku rosłego, dobrze zbudowanego mężczyzny, który zbliżał się szybko. - Już cała baza o tym wie?
- Wiesz, że tu niczego nie da się ukryć – zaśmiał się w odpowiedzi na jej minę męczennicy.
Podszedł i po przyjacielsku objął ramieniem. Pachniał bardzo przyjemnie. Dokładnie tak, jak zapamiętała, kiedy kilka lat temu spotkali się zupełnie prywatnie. Chciał być wtedy dla niej kimś ważnym, kimś więcej niż kolegą. Owszem podobał się jej, w ten sposób też. Jego przystojna twarz rozjaśniała się przy każdym uśmiechu, ukazując rozkoszne dołeczki. W kącikach oczu pojawiały się zmarszczki mimiczne dodające uroku, nie lat. Był zabawny i ujmujący. Zdecydowanie za dobry dla niej. Nie umiała się zaangażować, nie chciała go skrzywdzić. Nie wiedziała, czy będzie w stanie mu zaufać. Nie rozumiał jej obiekcji. Nic z tego nie wyszło. Koniec końców zostali przyjaciółmi.
- Brutal. - Pacnęła go otwartą ręką w umięśnioną klatkę piersiową, uśmiechając się szeroko.
- Cała ty... - westchnął, opuszczając ramię. Zrobił krok w tył i pochylił głowę tak, by jego oczy znalazły się na tym samym poziomie co jej. Zamachał niewielkim czytnikiem przed nią. - Ale, dość tych pieszczot... Niosę Colinowi twoje wyniki. Jeszcze cieplutkie odebrałem z laboratorium.
- Nie przesłali ich systemem? - zapytała z przekąsem, wiedząc o płynnym przepływie informacji.
- Coś im się w centrum medycznym popsuło – powiedział ogólnikowo. - W każdym razie, skoro już się widzimy, może zerkniesz na nie okiem?
- Mogę? - zamrugała kusząco rzęsami.
- Wiesz, dla ciebie wszystko... - szepnął jej do ucha, podając srebrny ekranik. Wzięła go ostrożnie do ręki.
- Hmmm... - Przeglądała szybko dane, prześlizgując wzrok po cyferkach w tabeli. Wreszcie uśmiechnęła się subtelnie, chyba sama do siebie. - Wygląda na to, że wyniki mam wręcz idealne.
- Nigdy w to nie wątpiłem. Jak zwykle wyglądasz bosko.
- Ty zawsze swoje - podsumowała zadowolona z tego, co zobaczyła i wręczyła mu malutkie urządzenie. - Dzięki.
- Zawsze do usług, Amy. – Jego oddech miękko opłynął jej twarz.
- Och, Tomas. - Pokręciła głową i pieszczotliwie pogłaskała go po idealnie gładkim policzku.
***
Gorące krople uderzały nieustannie w napięty kark Amy, masując obolałe członki. Odchyliła do tyłu głowę, pozwalając ciepłu otoczyć twarz. Zamknęła oczy, czując jak stres powoli ustępuje pod naporem wody. Wmasowała delikatnie szampon we włosy, potem spłukała go i obserwowała pianę, gdy spływała po jej nagim ciele do odpływu. Namydliła się od stóp po szyję, wdychając świeży zapach żelu. Potem stała bez ruchu przez kilka minut, po prostu relaksując się chwilą przyjemności.
Uwielbiała ten wieczorny rytuał, który przywodził jej na myśl domowe zwyczaje z dzieciństwa. Kąpiel w wielkiej wannie, wśród pachnącej piany. Potem codzienna porcja gorącego, słodkiego kakao i czytanie lub rozmowy do poduszki. Zamykając oczy, przywoływała obrazy tak miłe jej sercu. Zacisnęła mocno powieki, powstrzymując łzy. Tego już nie mogła mieć, nigdy...
Wróciła do szarej rzeczywistości, zakręciła wodę i wyszła spod prysznica. Tłamsząc w sobie łzy, sięgnęła po wiszący obok kabiny gruby ręcznik. Kiedy wytarła się i założyła koszulkę oraz bokserki, opuściła miniaturową łazienkę, gasząc najpierw światło. Zostawiła ją uchyloną, wiedząc, że monotonny szum wentylatora działa na nią uspokajająco, podczas ciszy panującej tu w nocy. Podeszła do lodówki, która stała przy drzwiach wejściowych. Otworzyła, wyjmując butelkę schłodzonej wody. Odkręciła nakrętkę, po czym wypiła łapczywie połowę jej zawartości. Zamknęła drzwiczki chłodziarki i zabierając ze sobą napój, ruszyła w stronę łóżka. Rozejrzała się po niewielkim pokoju, próbując zlokalizować palmtopa. Pamiętała, że nad ranem zamknęła na chwilę oczy, a gdy alarm zaczął wyć kilka minut później, nie była w stanie ogarnąć wieczornego rozgardiaszu. Na podłodze wokół niej walały się ubrania, które nosiła poprzedniego dnia. Pozbierała je i wrzuciła do kosza na brudną bieliznę, stojącego po lewej stronie wnęki, która służyła za szafę. Podeszła do biurka i poukładała rozrzucone na nim drobiazgi. Czarną szczotkę do włosów, elektryczną szczoteczkę do zębów, którą notorycznie zostawiała wszędzie tylko nie w zlewie. Miała bowiem niechlujny zwyczaj wędrowania po celi w trakcie mycia zębów. Uważała, że stanie przez trzy minuty i gapienie się na siebie w lusterku było ewidentną stratą czasu. Gdy kończyła higienę jamy ustnej, wyłączała akumulatorek i zostawiała ją gdzie bądź, poszukując potem nerwowo potrzebnego sprzętu. Odniosła obie rzeczy na półkę pod miniaturowym lusterkiem. Wróciwszy do sypialni, kucnęła obok jednoosobowego łóżka stojącego pod ścianą i wcisnęła guziczek otwierający schowek na pościel. Kanapa rozłożyła się, odkrywając ścinę z wnęką. Po chwili jej oczom ukazała się kupka poukładanej bawełny, a na niej spoczywał srebrny palmtop, którego szukała. Uśmiechnęła się do siebie, chwaląc za pomysłowość. W końcu kto chował osobisty sprzęt elektroniczny do łóżka? Rozścieliła prześcieradło, rzuciła płaską poduszkę i rozłożyła cienki koc. W podziemiu panowała zawsze dość wysoka temperatura, około dwudziestu pięciu stopni Celsiusza, która doprowadzała Amy do szału. Wiecznie czuła się nieświeżo, zwłaszcza gdy spała, a zdarzało się to niezwykle rzadko, całe szczęście zresztą. Sprawdziła baterię w sprzęcie i z zadowoleniem stwierdziła, że posłuży jej jeszcze przez całą noc.
Westchnęła, myśląc o godzinach bezsennego leżenia, po czym włączyła palmtopa, kładąc go na łóżku. Położyła się na jasnoszarej pościeli, rozciągając mięśnie. Podparła brodę na zgiętych w łokciach rękach i wpatrywała w rozświetlony ekran. Po kolei otwierały się okienka, a ona zastanawiała się, od czego by zacząć codzienny przegląd wiadomości. Zdecydowała, że zacznie czytaniem poczty. Wpisawszy hasło, odczekała chwilę, by zobaczyć trzy nowe maile. Pierwszy był newsletter od HDNC*, który zasubskrybowała miesiąc wcześniej, przygotowując się do misji.
„25 maja 2287 r. wtorek
Jak podają wiarygodne źródła, Rada Wampirów Regionu Obu Ameryk nałożyła embargo na energię elektryczną dostarczaną Kanałem Atlantyckim z Ludzkiej Elektrowni Regionu Eurazji”.
Amy przewróciła oczami, prawie warcząc z wściekłości. Te istoty zdecydowanie zbyt się panoszyły. Zakaz dostarczania energii?! Jak, do cholery, można tak upadlać życie ludzi. Sukcesywnie zabierali im wszystko, zaczęli od władzy, a skończą na jedzeniu. Nie wspominając o tym, że żywili się na ludziach oficjalnie, bez skruchy czy jakichkolwiek kar. Paranoja!
„Jutro w godzinach porannych Zarząd AR* spotka się w celu przedsięwzięcia odpowiednich kroków w odpowiedzi na dzisiejsze rozporządzenie wampirów”.
Sapnęła głośno, ciesząc się, że wreszcie ktoś zareaguje na działania krwiopijców. Zamknęła wiadomość i otworzyła następną od AR.
„W dniu 26 maja 2287 r. o godz. 8:30 odbędzie się zebranie Zarządu AR. Prosimy o przybycie”.
Amy przełknęła głośno ślinę, gdy dotarło do niej znaczenie tego maila.
HDNC* - Human Daily News Centre – Centrum Ludzkich Wiadomości Codziennych
AR* - Army Resistance – Ruch Oporu |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez k8ella dnia Śro 19:05, 22 Gru 2010, w całości zmieniany 13 razy
|
|
|
|
|
|
migdałowa
Wilkołak
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 119 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 35 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław
|
Wysłany:
Sob 16:43, 20 Lut 2010 |
|
Na wstępie powiem Ci, że dawno nie czytałam tak dobrego kawałka tekstu w rodzimym języku. Ale o tym za chwilę.
Pierwsze skojarzenie, jakie nasunęło mi się, gdy przeczytałam opis, było odniesienie tekstu a'la Buffy postrach wampirów lub Wampirów z Morganville. Jednak, na szczęście!, okazało się to błędnym typowianiem.
Owszem, Twoja główna bohaterka, Amy, walczy z wampirami, ale różni je sporo.
Analizując pozwolę sobie na wypisywanie od myślników.
- Kreacja Amy jest barwna. Nie mamy doczynienia z papierową bohaterką, która tylko jest i czasem coś powie. Amy, już po tym rozdziale, ma zarysowane pewne cechy charakteru i to jej nadaje głębię. Posiada humor (może z deka czarny), jest inteligentna i logicznie myśli (chociażby ten brak bielizny ). Mam jednak nadzieję, że nie będzie to kolejna Mary-Sue, idealna w każdym calu. Takich ludzi nie ma, ale jestem zdania, że to doskonale wiesz i pokażesz na co ją stać i jaka jest.
- akapit 1: naprawdę kawał dobrego opisu, plastyczny i realistyczny. Wczułam się w jej sytuację i gdy przeczytałam końcówkę, zdumiłam się, że to była tylko symulacja. Jednakże z dalszych zdań wynika, że był to sprawdzian i że doskonale jej poszedł. Cieszę się, że jest zdolna :)
I dotykasz tutaj zmian klimatycznych - tematu aktualnego. Tekst może będzie miał spełniać funkcję dydaktyczną, ale zobaczymy. Póki co jesteś na dobrej drodze.
- akapit 2: Mała dygresja: Tutaj imiona Lewis i Cleo skojarzyły mi się z H20 wystarczy kropla, ale wiem, że to przypadek. Chyba;D
Rozbawił mnie ten fragment z bielizną, który później zgrabnie przeszedł w coś poważniejszego. Gratuluję umiejętności łączenia takich rzeczy. \
Amy nosi martensy! - uwielbiam ją za to, bo sama kocham własne glany.^^
- akapit 3 - nawiązanie do przeszłości - wnioskuję, że ta przeszłość zaważyła na terazźniejszości Amy, a nie inaczej. Uchyliłaś rąbka tajemnicy i bardzo dobrze. Należy stopniować napięcie.
I Tomas - ktoś, kto już był w życiu Amy kimś ważnym. Hmn...
-akapit 4 - Amy jest nieporządną, ma tendencję do bałaganiarstwa.
O, widzimy jej wadę. Doskonale, że nie jest bez skazy.
Spryciula z tym palmtopem. Nie wpadłabym na to.
Nie śpi? Dlaczego? Pytanie na którego odpowiedź będę czekać.
Na sam koniec rzucasz bombę, co mnie zdecydowanie zachęciło do lektury kolejnych rozdziałów.
Kreacja wampirów- stworzenia bezlitosne, krwiożercze, władcze, nieustępliwe.
Nieźle, nieźle.
A AR... Tu po po prostu musi być ciekawie!
Podsumowując,
ładny, barwny styl, niezły zamysł fabularny, kreacja bohaterów niczego sobie.
Oby tak dalej! Bo ja napewno tu wrócę! I długość- brawa!
pozdrawiam.
migdałowa
ależ się rozpisałam, ale uważam, że zasłużyłaś sobie na dogłębną analizę tekstu. kilka osobistych smaczków wyniuchałam i jestem dumna. z chęcią poczytam ciąg dalszy, bo mam ochotę rozgryźć tytuł ,,Antidotum'' - dlaczego tak, a nie inaczej.
m. |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Cornelie
Dobry wampir
Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 1689 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 297 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z łóżka Erica xD
|
Wysłany:
Nie 0:16, 21 Lut 2010 |
|
k8ella napisał: |
Jedyne co czuła, to niska temperatura otaczającej ją cieczy oraz nieznaczny napór prądu rzeki na mięśnie. |
Za jedyne powinien być przecinek :)
k8ella napisał: |
- Wiem kochana, wiem. Staram się, jak mogę |
Po pierwszym wiem, też przecinek
k8ella napisał: |
Stawiała kroki powoli, z rozmysłem, starając się wprzódy wybadać podłoże. |
To wprzódy w ogóle mi tutaj nie pasuje.
k8ella napisał: |
- Jak zwykle ćwiczysz bez bielizny! |
A tu się uśmiechnęłam xD Koleś zareagował, jakby urwała się z jakiejś bajki. Jeśli tak jest jej wygodnie to cóż, niech cierpi, że wystarczy mu tylko patrzeć xD
k8ella napisał: |
gdy udawało mu się coś ukryć przed nią |
Tu raczej moje widzimisię, ale lepiej czytałoby się : gdy udawało mu się coś przed nią ukryć.
k8ella napisał: |
Jego twarz rozpromieniona teraz, lśniła w świetle piętnastu ekranów komputerów, |
Jego twarz, teraz rozpromieniona, lśniła w świetle ….
k8ella napisał: |
- Ty tu jesteś od brudnej roboty – odparła i biorąc ją pod rękę, poprowadziła w kierunku drzwi. |
Przed biorąc powinien być chyba przecinek, ale głowy nie dam sobie urwać xD
k8ella napisał: |
Owszem podobał się jej, w ten sposób też |
Po owszem przecinek.
k8ella napisał: |
Jego przystojna twarz, rozjaśniała się przy każdym uśmiechu, ukazując rozkoszne dołeczki. W kącikach oczu pojawiały się zmarszczki mimiczne dodające uroku, nie lat. Był zabawny i ujmujący. |
Tutaj przyczepię się o tyle, że za szybko wszystko próbujesz przekazać. Na początku był wygląda Lewisa, teraz jego. Nie musisz z tym gnać, na opis wyglądu zawsze będzie czas
k8ella napisał: |
Zamknęła oczy, czując jak stres powoli ustępuje pod naporem wody. |
Wydaję mi się, że po czując przecinek potrzebny xD
k8ella napisał: |
wyłączała akumulatorek i zostawiała ją gdzie bądź, |
Tego nie rozumiem xD
k8ella napisał: |
Paranoja! |
Kiedyś ktoś mi powiedział, że narrator trzecio osobowy nie powinien pokazywać emocji. Nie jesteś postacią, jesteś kimś, kto o nich opowiada. Powinnaś być tutaj „bezpłciowa” więc ta paranoja z wykrzykniem się z tym kłóci :)
Co do samego pomysłu, to uważam go na innowacyjny. Zresztą trochę mi o nim wspominałaś na gadu i tak troszkę wyrobiłam sobie na jego temat opinię. Nie ma, przynajmniej ja nie trafiłam, na coś, co sprowadzałoby się do czegoś takiego, co nam serwujesz. Mamy setki lat do przodu, widzimy ruch oporu, widzimy, że wampiry coraz bardziej panują na ludzkością.
Widzimy straszny obraz, nędzy, śmierci, bólu i żalu. Przedstawiasz nam to za pomocą Amy. Postaci dośc nietuzinkowej, jak na razie.
Podoba mi się wplecenie w to wszystko nowinek komputerowych, zrobienia sali symulacyjnej, która już się pojawiła w X-menach na przykład, ale miała całkowicie inne zadanie. Nie wiem jak na razie zbyt dużo na temat samej głównej bohaterki, ani tego, co będzie miała zrobić. Wiemy, że nienawidzi wampirów i ma ku temu powód. Chcę je zniszczyć, dlatego też ćwiczy, ćwiczy i ćwiczy, cały czas, by być lepszą. Więc to perfekcjonistka w każdym calu, chcę być lepsza niż jest teraz. To się chwali, tym bardziej, że żyje w czasach, gdzie samoobrona na pewno się przyda.
Postacie nie są jeszcze do końca zarysowane, nie można o nich zbyt dużo powiedzieć. W każdym razie polubiłam już Lewisa – taki sobie maniak komputerowy, który na pewno czuje jakiś pociąg do Amy xD To już można zauważyć. Ale wydaje się sympatyczny, taki ktoś, kogo się lubi od razu. No i Cleo – wariatka taka, śmieszna osoba, który rozładowuje napięcie zgromadzone wśród wszystkich tam.
Postacie pozytywne, jak na razie wszystkie.
Jestem ciekawa jak to poprowadzisz. Do czego Amy zostanie przydzielona i jak rozegrasz całą tę sprawę z wampirami. Bo masz dużo opcji, i każda z nich powinna być ciekawa. W każdym razie mam nadzieję, że dasz nam tutaj prawdziwy czarny charakter, kogoś tak mrocznego i złego, że szok :)
A, i kombinezon – wyobraziłam sobie ją w takim czymś, to jest dobra sprawa xD
Życzę ci weny, weny i weny, a ja na pewno tu wrócę :)
Pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
martka
Wilkołak
Dołączył: 11 Lip 2009
Posty: 238 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Wto 8:55, 23 Lut 2010 |
|
Mam przyjemność czytac kolejne Twoje dzieło, po "Innej historii" jest to dla mnie coś nowego. Przede wszystkim umiejscowienie w czasie. Nie jestem zwolenniczką literatury sf, ale to co przedstawiłaś czyta się bardzo przyjemnie. Ten zarys jaki mamy w pierwszym rozdziale sugeruje intensywny rozwój akcji, dużo wątków, motywów. Organizacja ruchu oporu przywodzi na myśl czasy dla nas odległe. Jest to ciekawe połączenie historyczne, pomimo takiej odległości czasoprzestrzennej pewne rzeczy sprawdzają się nawet dwieście lat później.
Kolejna kwestia:postać Amy-osoby złożonej, nietuzinkowej, bardzo silnej charakterologicznie, a to zapowiada bardzo interesujące wydarzenia. Tajemnica płynąca z jej życiorysu powoduje, że chce się czytac dalej, wydusić z niej tę historię w jaki sposób znalazła się tu gdzie jest... Pytania się mnożą, mam nadzieję, że w miarę ukazywania się kolejnych rozdziałów poznamy te mechanizmy działania.
Nie będę się odnosić do kwestii budowy tekstu i ewentualnych błędów interpunkcyjnych czy stylistycznych. Te działkę pozostawiam bardziej oblatanym.
k8ella życzę weny, mam nadzieję na rozczytywanie sie w kolejnych rozdziałach i zgłębianie tajemnicy Amy
buziaki |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
MaRcela14
Nowonarodzony
Dołączył: 26 Gru 2009
Posty: 5 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 16:51, 02 Mar 2010 |
|
Bardzo ale to bardzo podoba mi się styl z jakim piszesz .
W tym opowiadaniu jest wszystko co potrzeba i jest wszystko idealnie , ahh te emocje ! aż dech zapiera mi w piersiach jak czytam te wspaniałe opowiadanie . które jest świetnie zilustrowane i w którym jest wszystko dopracowanie !
tak więc jednym słowem jest świetne i nie mam żadnych zastrzeżeń
niestety moją złą stroną jest to , że moje komentarze są krótkie ;(
z niecierpliwością czekam na dalsze rozdziały !
pozdrawiam MaRcela14 |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Śro 13:24, 03 Mar 2010 |
|
Cytat: |
Kanapa rozłożyła się, odkrywając ścinę z wnęką. |
widziałam, że Corny dobrała się do błędów, ale obie przeoczyłyście nieszczęsną ścianę :P
hm, zbierałam się dość długo, żeby dotrzeć, ale podobno liczy się efekt :P
nie bardzo wiem co napisać, bo każde opowiadanie autorskie rządzi się swoimi prawami i nigdy nie wiem czy robię dobrze komentując kolejne rozdziały z osobna... zacznę jak ja, od wypunktowania co i jak - wtedy się przynajmniej nie zgubię :P
- postacie (ogólnie kreacja dość ciekawa... ale nie zaskakująca... stworzyłaś zespół, który działa jak zespół, znają się dobrze, pewnie od kilku lat i mogą na sobie polegać... )
* Amy... kategorycznie rządząca się przeszłością, o której cały czas wspomina, ale jest zbyt bolesne, by przeżyć wszystko od nowa, więc przed oczami nie przesuwają się pełne obrazy, a jedynie slajdy poprzeplatane silnymi emocjami... jak dla mnie postać bardzo destrukcyjna, bo żądza zemsty nigdy nie wychodzi ludziom na dobre... nie dlatego, że tak mówi się w bajkach z morałem, ale dlatego, że nie porafią myśleć logicznie...próbują wykorzystać każdą okazję, co najczęściej jest błędem... cierpliwość jest najgenialniejszą rzeczą na świecie (cholerne dygresje... przepraszam)
Amy jest wolna od konwenansów, a może ten świat taki jest - nie wiem, muszę odczytać, aby się rozeznać... nie wstydzi się własnej nagości... uważa to w pewnym sensie za wygodniejsze... a wygoda ważna sprawa - szczególnie na ważnej misji :P - zobaczymy w którą stronę rozwiniesz jej postać... na razie jest dobrze, ale każdy zmienia się z czasem - pamiętaj o tym :P
* Lewis - informatyk... typowa łąjza - bać się gołej kobiety!? no chyba żartujesz... trochę go przerysowałaś pod tym względem, ale tym bardziej się komponuje z całością :P
* Cleo - element zbiorczy - przynajmniej tak ją odebrałam, jako koordynatorkę wszystkiego...
* wampiry - obecnie w tle... ale krwiożerczy władcy świata ograniczający ludzi w każdym mozliwym punkcie - ciekawe, interesujące... zobaczymy jeszcze co z tym fantem zrobisz i czy przypadkiem nie planujesz największej katastrofy (już ją widzę, a nie chciałabym przeczytać, ale żeby nie było - nic na nią nie wskazuje)
- styl; dobry, przyjemny, lekki... zgrabne opisy... dość barwne słownictwo... dostosowane... ale skoro to 2287 to liczę, że coś wymyślisz całkiem nowego... czekam na neologizmy także...
- pomysł - jest bardzo dobrze w ym punkcie, bo na pewno mnie zainteresowałaś tajemniczą misją, która obecnie jest niedopowiedziana.... ale przedstawia się całkiem całkiem...
- martwi mnie przedstawienie świata podziemia w taki cukierkowy sposób... Amy jest idealna... wszyscy ją lubią... ma pełno przyjaciół... a prawie były jest jednym z nich - za dobrze jest pod tym względem, a nie chciałabym, żeby to zniszczyło całość :P
na pewno wrócę :)
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Larissa
Wilkołak
Dołączył: 09 Lip 2009
Posty: 222 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 25 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Z dwóch miast: Piaseczno [PL] i Zohor [SK]
|
Wysłany:
Śro 19:14, 03 Mar 2010 |
|
k8ello!
Ten rozdział to naprawdę kawałek dobrego tekstu, muszę przyznać. :)
Nie, żebym była jakąś fanką sci-fi, ale zawsze lubię poczytać, jak ktoś
sobie przyszłość wyobraża.
Więc pierwszy plus jest za czas akcji. :)
Podoba mi się niezmiernie, że wampiry są tutaj przedstawione jako
istoty złe i niegodziwe, zabierające ludziom wszystko, co mają.
I to jest drugi plus, gdyż uwielbiam złe wampiry. :)
Podoba mi się też sama postać bohaterki i... jej imię. Zawsze lubiłam
imię Amy i inne jemu podobne, tj. Aimee, Annie, Aly...
Symulacja - następny plus. :)
Ciekawi mnie bardzo, jak rozwiniesz akcję opowiadania.
Jest to jedno z niewielu, przy których czytaniu po prostu trudno mi
samej na to wpaść! Dlatego na następny rozdział czekam
z niecierpliwością. :)
Przepraszam Cię też za to, że komentuję dopiero teraz - jakoś sobie
czasu nie mogłam poukładać. Ale lepiej późno, niż wcale.
Pozdrawiam i życzę weny,
Larissa |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
k8ella
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 729 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 63 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod spojrzenia towarzysza Belikova
|
Wysłany:
Wto 20:37, 16 Mar 2010 |
|
Witam wszystkich czytelników z nowym rozdziałem. Trochę się boję, ale nie jestem w stanie powstrzymać się od wstawienia go tutaj. Skoro powiedziało się a, trzeba i dodać b. Zatem nie ociągając się dłużej, zapraszam.
migdałowa - niezmiernie jestem Ci wdzięczna za analizę, której dokonałaś. Twoje słowa były tak niezwykłe, że zakręciło mi się w głowie.
Cornelie - zjawiłaś się i jak zawsze wsparłaś merytorycznie, nie wspominając, że duchowo też. Dziękuję.
martka - jesteś moim wenotwórczym duszkiem. A niech tam, niech wszyscy wiedzą... Gdyby nie Ty, nie wstawiłabym nowego rozdziału.
MaRcela14 - zaskoczyła mnie entuzjastycznym postem. Dziękuję.
kirke - ach kirke! Ty wiesz... Cieszę się, że mimo wahań i braku czasu, jak sądzę, nie zawiodłaś. Przybyłaś i przedstawiłaś swój punkt widzenia. Myślę, że ten rozdział nieco zobrazuje świat ruchu oporu. Buziaczki.
Larisso - dałaś słowa otuchy, którymi mnie zawsze pokrzepiasz.
beta - nieustająco cudowna dredzio
Rozdział 2
Sen
Mimo panujących wokół ciemności, jego doskonale przystosowane oczy drapieżnika widziały każdy najdrobniejszy szczegół otaczającej go przestrzeni. Niegdyś biały stolik stał tuż obok tak, że mógł dotknąć jego nogi swoim lewym butem, gdyby odrobinę się postarał. Identyczny jak ten, na którym siedział, ustawiony był po drugiej stronie, by osoba przeprowadzająca z nim wywiad miała świetny widok. Niedaleko ludzie ustawili obiektyw kamery, który nakierowany centralnie na twarz, włączał się dokładnie co godzinę i filmował go przez około trzydzieści sekund, błyskając światłem prosto w otępione źrenice. Aparatura, obecnie stojąca pod ścianą, używana była przez ludzi, gdy codziennie badali jego funkcje życiowe. Widział brunatne, dźwiękoszczelne drzwi na prawo od niego, a na lewo - lustro weneckie, przez które przeprowadzający badania osobnicy w białych kombinezonach obserwowali go.
Siedział na tym samym metalowym krześle od kilku miesięcy, z każdym dniem dokładniej poznając jego fakturę i budowę. Wszystkie zakrzywienia stawały się torturą, każdy fragment wrzynał w skórę, maltretując centymetr po centymetrze. Niesamowite było to, że po wielu latach nieodczuwania bólu i braku troski o idealne ciało, znów cierpiał. Z dnia na dzień walka o przetrwanie stawała się coraz trudniejsza. Bez świeżej ludzkiej krwi opadał z sił, a bez nocy spędzonej w trumnie, nie mógł odzyskać w pełni zdrowia. Choć, biorąc pod uwagę zmiany jakie w nim zachodziły, szczerze wątpił w skuteczność snu. Podejrzewał, że nawet dwadzieścia cztery godziny spędzone w ziemi, na cmentarzu, nie pomogłyby.
Jego ciało, nie tylko nie potrafiło się już bronić, ale ulegało wyraźnej metamorfozie. Z początku myślał, że zaczyna popadać w obłęd spowodowany uwięzieniem, ale teraz oczywistym stał się dla niego fakt, że umierał. Od przemiany, która nastąpiła tysiąc lat temu, przyzwyczajał się do myśli, że jest nieśmiertelny. Teraz zamieniał się w ledwo żywą mumię.
O ironio! Tak chybabym wyglądał we własnym grobie...
Skóra, zawsze tak piękna, lśniąca bladym blaskiem i gładka jak marmur, pociemniała, pokryła się plamami i zaczęła marszczyć jak wyschnięte winogrono. Zapadała się pod wpływem najdrobniejszego ruchu, którym starał się zmienić niewygodną pozycję. Czuł, że mięśnie, do tej pory silne i napięte, wiotczeją, kurczą się, po prostu zanikają, pozostawiając jedynie kości obciągnięte obwisłą powłoką. Rany, powstałe wskutek działania srebra, którym był spętany, pogłębiały się dosłownie z minuty na minutę. Obawiał się, że wkrótce cieniutkie łańcuszki odetną jak laser, dłonie i stopy od kończyn.
We wnętrzu było jeszcze gorzej.
****
- Czy ona zdaje sobie sprawę z powagi misji, Colin? - spytał starszy mężczyzna w białej koszuli, siedzący po lewej stronie, pochylając się nad szklanym blatem i przykrywając dłonią systemowy nośnik notatek, po którym gryzmolił młody brunet.
Gdy zapytany podniósł wzrok znad białego ekraniku, jego oczy napotkały zaciekawione spojrzenie. Zacisnął szczękę, próbując ukryć rosnącą w nim irytację. Wiedział dobrze, co ma zrobić, by akcja potoczyła się zgodnie z zamierzonym celem. Nikt nie mógł mu przeszkodzić w realizacji planów. Był przekonany, że żaden członek ruchu oporu nie domyślał się, jak bardzo znaczący jest jego udział w misji. Miał nadzieję, że nikt nigdy nie odkryje prawdy. Przełknął głośno ślinę i obrzucił spojrzeniem cała salę. Oczy siedzących dookoła wojskowych, cywilów i prezesów skierowane były w tym momencie na niego.
Uśmiechnął się, zdając sobie sprawę ze znaczenia ciszy, która panowała w pomieszczeniu. Słychać było jedynie miarowe oddechy zebranych, działającą głośno klimatyzację oraz odgłos klawiszy, w które stukał jego osobisty asystent, Peya. On, Colin Rayson, główny dowódca ruchu oporu miał władzę i wszystkie decyzje podejmowane na tej sali zależały od niego.
- Oczywiście, że tak – stwierdził głośno, a zarazem dobitnie, by wszyscy go usłyszeli.
Odpowiedział mu pomruk aprobaty oraz kiwnięcia głów i szepty.
- Panowie, jeszcze mój ojciec pokładał nadzieję w Amy Reef – przerwał efektownie, słusznie oczekując, iż wspomnienie Philipa przyniesie określony skutek. Wszyscy siedzieli w ciszy, pozwalając mu kontynuować. - Jest najlepszą kandydatką. Osobiste przeżycia sprawiają, że nikt inny nie wywiązałby się lepiej z powierzonego zadania. Gotowa będzie poświęcić życie w celu zapewnienia sukcesu planowanej przez nas akcji.
- Świetnie – wtrącił chłodno major Deanwood, dowódca Plutonu Śmierci. Odchylił się nieco na krześle i dodał: - I tak najpewniej skończy jako przekąska Thortona.
Ktoś się zaśmiał.
- Najważniejsze, żeby dotarła do rezydencji w odpowiednim czasie i wywarła na tyle dobre wrażenie, by któryś z nich się skusił – kalkulował prezes Johnes, z firmy Simaysh dostarczającej sprzęt komputerowy dla ruchu oporu. Nerwowym gestem wygładzał nieistniejące fałdy na jedwabnym krawacie.
- O nie, panowie. Celem misji jest zainfekowanie głównego zarządcy dystryktu pierwszego. Panna Reef ma dokładnie określone zadanie. Nie możemy sobie pozwolić na żadne wątpliwości czy rachunki prawdopodobieństwa. Absolutnie – dodał z mocą Reyson. Przeczesał palcami swoje krótkie włosy, po czym oparł się obydwoma rękami na stole, pochylając do przodu. - Te sukinsyny posuwają się za daleko i trzeba jak najszybciej ukrócić ich rządy. - Jego pięść wylądowała z hukiem na szklanym blacie, wprawiając go w drżenie.
Cała sala zawrzała od oklasków i rozmów. Mężczyźni zaczęli się przekrzykiwać, wyrażając w niechlubny sposób o wampirach. Colin uśmiechnął się pod nosem, a potem uniósł w górę dłoń, by ich uciszyć.
- Nie mamy zbyt wiele czasu – wtrącił Peya. - Z dostępnych informacji wiemy, że Caleb Thorton wraca do rezydencji w przyszłym tygodniu i spędzi tam tylko miesiąc.
Na holograficznym ekranie, który zajaśniał przed oczyma zebranych, pojawił się stosowny tekst oraz zdjęcie dwóch wampirów podających sobie dłonie.
„Caleb Thorton podpisał wczoraj traktat z Nikitą Wiedniejewem o zablokowaniu transportu energii elektrycznej. Tym samym Europejska Elektrownia Ludzka została zamknięta”.
Jordan Higgins, prezes koncernu energetycznego na obie Ameryki, uniósł się z krzesła. W głowie przewijały mu się miliardowe kwoty, które utracił przez wczorajszą decyzję. Wymierzył palec w hologramową twarz jednego z wampirów, dodając:
- Ten krwiopijca musi zginąć...
- Dlatego, panowie, nie przedłużając – Colin zwrócił się do zebranych – proszę o przegłosowanie mojego wniosku o dopuszczenie sierżant Amy Reef do misji „Zniszczenie”. Jako jedyna ukończyła pomyślnie symulację, a jej wyczyny na treningach są o niebo lepsze od pozostałych kandydatów.
- Wolałbym jednak spotkać się z nią i innymi ochotnikami zanim podejmę decyzję. - Generał Nickolson uniósł brew, dodając: – Nie masz nic przeciwko?
Wnętrze Reysona zadygotało z wściekłości, ale on sam zachował maskę obojętności. Kiwnął głową do Peyi, by poprosił czekających na zewnątrz ochotników.
Popatrzył na wojskowego zmrużonymi oczami.
Zapłacisz mi za to... wkrótce.
W głowie miał już plan. Twarz wykrzywiła się w drwiącym uśmieszku.
***
Amy pędziła między snującymi się powoli ludźmi, próbując dostać się głównym holem do biura Colina. Dochodziła ósma, a był to czas, gdy wszyscy udawali się do pracy.
Cholera! Czy ja zawsze muszę mieć pod górkę? Postanowiła wyjść wcześniej, by uniknąć spóźnienia, jednak nie udało się.
- Przepraszam – burknęła do wysokiej blondynki, którą właśnie minęła, trącając ją mocno w ramię.
- Uważaj, gdzie leziesz – wysyczała dziewczyna, posyłając zimne spojrzenie, które mogło by zamienić wszystko wokół w kupkę popiołu, gdyby miało taką moc.
Amy poznała właścicielkę po głosie, a błękitne oczy przypatrujące się jej lekceważąco, przekonały ostatecznie, że miała do czynienia z Julie Osmond.
Świetnie! - Uśmiechnęła się do rywalki i obracając na pięcie, ruszyła w stronę miejsca spotkania. Wiedziała, że obie tam idą, ale pod żadnym pozorem nie chciała jej towarzyszyć. Patrząc tym razem pod nogi, by nie wejść na inną niepożądaną osobę, doszła korytarzem do sali konferencyjnej. Było tu zdecydowanie ciszej niż w przejściu wiodącym, ale usłyszała szepty kilku osób. Podniosła wzrok i zobaczyła czekających na nią Lewisa i Cleo. Oprócz nich, stała tam jeszcze drobna, smukła brunetka w drogim kostiumie oraz niemiłosiernie wysokich szpilkach i średniego wzrostu, barczysty szatyn o wyłupiastych, zielonych oczach.
- Wreszcie jesteś. – Mulatka podeszła i uścisnęła ją mocno, cmokając w policzek na powitanie.
- Nie sądziłam, że tak wygląda przeprawa przez pełznących do pracy ludzi.
- Za rzadko przebywasz wśród tłumów. – Lewis uśmiechnął się, przyglądając jej znad okularów.
Zignorowała jego zaczepki.
- Weszli już?
- Niestety, nie zdążyłaś. Wszyscy są w środku.
- Cała ekipa. - Cleo machnęła znacząco ręką. - Nawet ten stary dziad Nickolson się zjawił.
- Ten, który bruździ Colinowi? - domyśliła się Amy.
- Kochana! – Lewis kiwnął głową, by się zbliżyła i wyszeptał: - On ma chrapkę na posadkę Raysona jeszcze od czasów, gdy obejmował ją jego ojciec.
- Nie za dużo tej władzy? Przecież jest generałem, tak? - Amy pokręciła głową, nie dowierzając.
- Wojsko nie daje mu władzy absolutnej, a w AR nie trzeba się martwić politykami. Tu wszystkie ruchy są dozwolone. – Cleo wyszczerzyła do nich zęby.
- Poza tym – wtrącił Lewis – ma do czynienia z wampirami, więc zna ich posunięcia. W tym ma przewagę nad Colinem. A jego to wkurza.
- Och, cała drużyna się zjawiła. - Usłyszeli kąśliwą uwagę Julie. - Jakie to słodkie – dodała nowo przybyła, przewracając oczami i wkładając sobie, wymownym gestem, palec do ust.
- A ty, Julie, jak zwykle odstraszasz swoich współpracowników – odparowała Cleo, a Lewis, który stał obrócony do niej plecami, wystawił język.
- Jędza! - syknęła blondynka.
- I vice versa – odpowiedziała Amy.
W tym momencie drzwi sali konferencyjnej zostały otwarte i wyłoniła się zza nich łysa głowa Peyi.
- Zapraszam, dziewczęta i chłopcy – szepnął zmysłowo, rozciągając usta w niesamowicie szerokim uśmiechu.
***
- Dlaczego bierzesz w tym udział? - spytał Amy prezes Johnes, wpatrując się uważnie w jej twarz. Siedzieli naprzeciw siebie po dwóch stronach owalnego blatu. Pozostali kandydaci byli przepytywani przez innych członków zarządu.
- Uważam, że należy unieszkodliwić wampiry, by już nie mogły dominować nad ludźmi. Robię to dla wolności, której powinni zaznać wszyscy.
- Dziękuję – odparł uprzejmie, wciskając guziczek na panelu przed nim. Po chwili krzesełko, na którym siedziała, przesunęło się zgodnie z ruchem wskazówek zegara do kolejnej osoby. Był nią nikt inny, tylko generał Nickolson. Przyglądał się jej przez chwilę z nieukrywanym zainteresowaniem. Nie poprzestał na twarzy, a jego wzrok ześlizgnął się po szyi, na dekolt i ramiona. Przyjęła to ze spokojem, odwzajemniając spojrzenie. Gdy ich oczy ponownie się spotkały, twarz tłustego, pomarszczonego mężczyzny rozjaśniła się w obrzydliwym uśmiechu.
- Amy? - zapytał, oblizując wargi.
- Sierżant Reef, generale Nickolson – sprostowała.
- Tak – poprawił się. - Od jak dawna jesteś w ruchu?
- Mieszkam tu od dwunastego roku życia. Do służby wstąpiłam po uzyskaniu pełnoletności, to znaczy siedem lat wstecz, a szkolenie rozpoczęłam rok temu.
- Jakie parametry osiągasz w tunelu dotykowym?
- Trzysta piętnaście nanomenów.
- Ile?! - spytał ponownie. Na jego twarzy malowało się rozbawienie.
- Trzysta piętnaście nanomenów w teście zaawansowanym.
- Od jakiego poziomu zaczynałaś? - kontynuował radośnie.
- Od podstawowego, proszę pana, z wynikiem pięćdziesięciu nanomenów.
- Ile czasu upłynęło do osiągnięcia ostatecznego wyniku? - jego głos spoważniał na równi z wyrazem twarzy.
- Pół roku.
- Zrobiłaś to w PÓŁ ROKU? - dokończył tak głośno, że wszyscy obrócili się w ich stronę.
- Sugeruje pan, że kłamię? – spytała cichutko, czując narastającą w sobie złość.
Jak on śmie! Rozejrzała się badawczo dookoła, utwierdzając w przekonaniu, że zgodnie z jej domysłami nikt już nie rozmawiał. Każda para oczu skierowana była na nią. Pochyliła się pewnie do przodu, opierając łokcie na stole. Prawie położyła się na blacie, by swobodnie dokończyć rozmowę. - Tak?
Nie odpowiedział jej, tylko gwałtownie obrócił głowę w lewo i zwrócił się do asystenta Colina:
- Dawaj mi tu wyniki tej panienki.
Peya skinął i posłusznie usiadł przy komputerze. Generał wpatrywał się uważnie w ekranik przed nim, przesuwając oczy po wyskakujących danych. Przez moment zajęty był analizą, by po chwili podnieść na nią przeszywający wzrok. Przypatrywał się jej wnikliwie spod przymrużonych powiek, milcząc. Uniosła brwi w niemym pytaniu.
- Zobaczył pan coś ciekawego? - syknęła wściekle, po czym obróciwszy się, ostentacyjnie skierowała ku wyjściu. Nikt jej nie zatrzymał, choć wiedziała, że wszyscy na nią patrzą z podziwem. Zanim drżącą ręką zamknęła za sobą drzwi, usłyszała:
- Niezła jest...
***
Szedł powoli w kierunku jej celi. Patrząc na niego, wydawać by się mogło, że spacerował lub przyglądał się wszystkiemu pobieżnie, przeprowadzając szybką kontrolę. Jednak wiedział, że miał dziś tylko jeden upragniony cel. Musiał znów ją mieć. Czuł wręcz zwierzęcą potrzebę naznaczenia tej kobiety sobą, swoim zapachem, dotykiem, nasieniem. Obsesyjnie pożądał ciała, które tak chętnie mu za każdym razem oddawała. Na wspomnienie rozkosznego ciepła jej skóry zadrżał podniecony. Przełknął głośno ślinę, nerwowo rozglądając się wokół. Z ulgą stwierdził, że nikogo nie ma w pobliżu. Prędko wszedł w zaułek prowadzący bezpośrednio do niej. Zwolnił nieco, jak gdyby wahając się jeszcze. Przystanął na moment, nasłuchując. Powiedział sobie wcześniej, że w razie jakichkolwiek przeszkód wycofa się. Odpowiedziała mu głucha cisza połączona z szumem wentylatora. Ciemne i puste o tej wczesnej porze korytarze sprzyjały przemykaniu.
Uśmiechnął się do siebie, zadowolony z takiego obrotu sprawy. Podszedł do szarej ściany z wbudowanym szyfrem i nie zastanawiając się dłużej, wystukał znany kod, po czym, uchyliwszy otwarte już drzwi, szybko przekroczył próg. Wziął głęboki wdech, gdy zamykał je za sobą. Wolno omiótł spojrzeniem pochłonięty w półmroku pokój.
Pogrążona we śnie Amy leżała spokojnie na łóżku, jak zawsze ubrana w szarą bawełnianą koszulkę na ramiączkach i brązowe bokserki w pozycji na brzuchu, z twarzą wtuloną we włączonego palmtopa, który brzęczał cichutko. Jej prawie nieosłonięte plecy i długie, umięśnione nogi pokryte były delikatną warstewką potu błyszczącą w przytłumionym świetle. Podszedł cicho bliżej, napawając oczy widokiem doskonałego ciała. Jej klatka piersiowa unosiła się nieznacznie w górę i opadała w dół. Powoli pochylił się nad nią i zdusił w sobie ogromną chęć dotknięcia delikatnej skóry w zagłębieniu szyi. Nagle poruszyła się pod nim nieznacznie, wzdychając cicho. Zastanawiał się, czy go usłyszała. Zastygł na moment w bezruchu, czekając na dalszą reakcję śpiącej. Widział dokładnie prawy profil jej twarzy z zamkniętą, a obecnie lekko drżącą powieką, pod którą gwałtownie poruszała się gałka oczna. Płatek nosa rozszerzający się co chwilę, współgrał z ustami, które rozchyliły się gwałtownie, łapiąc powietrze.
- Mamo – jęknęła cicho, by zaraz potem zastukać zębami.
Patrzył na nią jak zahipnotyzowany, domyślając się treści koszmarnego snu. Przez ułamek sekundy pomyślał, że mógłby skrócić oczywiste cierpienia i obudzić ją, jednak nie zrobił nic. Zamiast tego uważnie, a zarazem z jakąś chorą satysfakcją, obserwował reakcje śpiącej kobiety. Gdy na jej plecach raz po raz pojawiała się gęsia skórka, a z gardła wydobył zduszony krzyk, wiedział, że za moment się obudzi. Usiadł obok i stanowczym gestem ujął ramię, próbując podnieść drżące ciało.
***
Wszędzie panowała nieprzenikniona ciemność. Dziewczynka przebudziła się z powodu niewyjaśnionego hałasu, tego była pewna. Wciąż oszołomiona, przetarła powieki i uniosła się nieco z pościeli, oparła na rękach, nasłuchując. Odpowiedziała jej tylko głucha i złowróżbna cisza. Na zewnątrz błysnęło oślepiające światło. Zadrżała w obawie, że to burza. Cichy pomruk, który odbijał się echem po niebie, przetoczył się nad domem i odpłynął, potwierdzając najgorsze przypuszczenia. Poczuła, że strach przebiega jej wzdłuż kręgosłupa zimną, oślizgłą smugą. Chwyciła leżącego na poduszce obok pluszaka, ścisnęła go mocno i wysunęła się spod ciepłej kołdry.
Ostrożnie postawiła stopy na drewnianym parkiecie i syknęła, gdy podeszwy dotknęły chłodnego podłoża. Usłyszała pierwsze, grube krople uderzające głośno w szyby. Wzdrygnęła się i szybkim krokiem ruszyła ku drzwiom.
- Nie bój się misiu – szepnęła w ucho pluszowego stworzonka, próbując dodać sobie odwagi i przyciskając go mocno do twarzy, by móc wdychać jego słodki zapach konwalii. Pachniał drogimi perfumami jej matki.
Zdecydowanym gestem dziewczynka chwyciła za mosiężną klamkę i nacisnęła ją. Zamek zgrzytnął nieprzyjemnie i drzwi uchyliły się pod naporem drobnego ciała. Owionął ją chłodny powiew powietrza z parteru. Przystanęła na moment, nasłuchując. Przełknęła ślinę, próbując opanować narastający w niej irracjonalny lęk. Zrobiła krok w przód i znów słuchała. Do jej uszu w dalszym ciągu nie dochodził żaden dźwięk świadczący o obecności ludzi w domu. Zastanawiała się, która mogła być godzina i czy wszyscy już spali. Postanowiła pójść do sypialni rodziców, więc obróciła się, zrobiwszy krok.
Nagle na dole usłyszała jakiś zduszony dźwięk, przypominający jęk albo syk. Serce zaczęło jej mocniej bić. Z każdą sekundą zdawało się przyspieszać. Po chwili krew dudniła w uszach tak głośno, iż zdawało się, że to nieustanny łomot szalejącej burzy.
Z pewnym wahaniem skierowała się w stronę schodów. Po cichutku i ostrożnie schodziła boso po pokrytych wykładziną stopniach. Prawą dłonią, śliską od potu, kurczowo trzymała się mahoniowej poręczy, a lewą przyciskała do siebie brązową maskotkę.
W połowie drogi, cały hol rozjaśnił się na moment, gdy światło błyskawicy wdarło się do środka przez szklaną ścianę. Zdawało się jej, że dostrzegła jakąś postać zmierzającą prędko w stronę kuchni. Jednak nie mogła być tego pewną, gdyż zaraz wszystko na powrót pochłonęła ciemność. Wściekły odgłos głazów toczących się po sklepieniu zadudnił donośnie i ucichł po chwili.
- Mamo? - szepnęła zbyt cicho, by ktokolwiek mógł ją usłyszeć. Gardło, zaschnięte ze strachu, całkowicie odmówiło współpracy.
Ruszyła, czując jak całe ciało pokrywa się gęsią skórką, a zęby zaczynają stukać o siebie w niekontrolowany sposób. Zacisnęła mocno szczęki, aż zazgrzytało szkliwo. W tym momencie dotarła do parteru. Jej bose stopy dotknęły marmurowej posadzki, co nasiliło jeszcze targające nią dreszcze.
Przesuwała się bezszelestnie wśród otaczającej ją czerni w stronę kuchni, dopóki tam nie dotarła. Dziewczynka wyciągnęła przed siebie dłonie, próbując po omacku dotrzeć do włącznika światła. Nagle pod lewą stopą poczuła jakąś dziwną, ciepławą i lepką ciecz. Wzdrygając się, cofnęła nogę, odnajdując w tym samym momencie upragnione światło. Nacisnęła kwadracik. Najpierw przymrużyła oczy, by po chwili spojrzeć w dół. Zanim zdążyła zrozumieć widok, który pojawił się przed nią, odpłynęła w łaskawą czerń nieświadomości. Opadając czuła, że z jej ust wydobywa się przeraźliwy krzyk.
***
Zaczęła wynurzać się z koszmaru, czując tłukące się w jej piersiach oszalałe serce oraz krótki, urywany oddech, gdy próbowała opanować przerażenie. Otumaniony umysł powoli dochodził do siebie i wtedy zza sennej mgły usłyszała:
- Amy! Amy! To tylko sen! Obudź się natychmiast. Cicho. Już dobrze. - Poczuła czyjeś silne ramiona otaczające i unoszące jej odrętwiałe ciało do góry. Gorące usta składały szybkie pocałunki na zaciśniętych powiekach i mokrej od łez twarzy. - Nie płacz. To tylko zły sen – szeptał zmysłowy, kojący głos. Dłonie odgarniały pieszczotliwie włosy z wilgotnego czoła, by przejść do subtelnego, niemalże zmysłowego głaskania jej szyi i pleców. Oddech powoli się wyciszył do łagodnych westchnień, serce uspokoiło, a umysł odzyskał jasność rozumowania. Po chwili, gdy granica między jawą a snem zaczęła się wyraźnie pojawiać, skojarzyła, kto do niej mówił.
- Colin? - wychrypiała. Próbowała przełknąć ślinę, ale nie pozwalały na to suchość w ustach i dławiące jeszcze spazmy. - Przepraszam – westchnęła, co zabrzmiało bardziej jak szloch. Wtuliła się w umięśnioną klatkę piersiową, biorąc głęboki wdech, którywypełnił jej nozdrza korzennym zapachem męskiego ciała.
- Za co? Za koszmary? Daj spokój.
- Dobrze, że przyszedłeś. – Objęła mocno twardy tors, przesuwając powoli dłonie w górę i dół szerokich pleców. Podniosła nieśmiało wzrok, by zerknąć spod na wpół przymkniętych powiek na jego męską twarz. Rysy miał ostre, szczękę szeroką, zawsze dokładnie ogoloną. Dolna warga była zdecydowanie pełniejsza od górnej i nadawała mu wyraz wiecznego niezadowolenia. Wąski, ale długi nos w kształcie łuku kończył się ciemnymi, gęstymi brwiami, spod których patrzyły na nią błękitne oczy.
- Tęskniłem – wyszeptał, zbliżając usta.
- Nie chcę już spać – wyznała, dotykając jego warg swoimi.
Proszę o szczere uwagi. ;D |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez k8ella dnia Wto 22:43, 13 Kwi 2010, w całości zmieniany 6 razy
|
|
|
|
martka
Wilkołak
Dołączył: 11 Lip 2009
Posty: 238 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Śro 11:10, 17 Mar 2010 |
|
k8ella!! doskonały rozdział! Podoba mi się, że poprzez liczne przeskoki wątkowe tworzysz takie napięcie i tym bardziej jest to wciągające. Potrzeba przeczytania kolejnych wersów jest we mnie tak silna, że nie wiem ja,wytrzymam do nastepnego. Nawet szkoda mi tego wampira trochę, życ tysiąc lat i doczekac takiego końca...Ale zobaczymy, bo zapewne mylę się w domysłach swoich, bo to co tu dajesz jest zaskakujące z każdym kolejnym zdaniem. Zacieram rączki na akcję Amy, będzie to arcyciekawa rozgrywka.
A może więcej wątku miłosno-erotycznego????
Byc może wykażę się daleko idącą ignoracją, niedouczeniem wręcz, ale moje pytanie: czy Ty stworzyłas własnie nową jednostkę miary?? Mhy.. nanomeny:))
Czekam z niecierpliwością i będe poganiać |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez martka dnia Śro 11:10, 17 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
MaRcela14
Nowonarodzony
Dołączył: 26 Gru 2009
Posty: 5 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 15:00, 19 Mar 2010 |
|
Bardzo pięknie ;dd
Na prawdę zazdroszczę Ci takiej weny i tak wspaniałych , zaskakujących pomysłów, które nie wątpliwie tworzą się w Twojej głowie.
Widać po stylu z jakim piszesz, i w jaki sposób układasz zdania no i oczywiście Twoją wenę twórczą o której wspomniałam powyżej, że na prawdę masz predyspozycję do tego by zajść bardzo daleko .
A jeżeli chodzi o tok zdarzeń w 2 rozdziale to czekam na więcej i więcej! Teraz to szybko nie będziesz mogła zakończyć ANTIDOTUM, ponieważ tematyka jest znakomita i bardzo wciągająca !
Oby Twoja wena się nie buntowała i z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały ;]
Pozdrawiam MaRcela14 . |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Sob 9:22, 20 Mar 2010 |
|
tak - dotarłam, zajęło to dość dużo czasu, ale wychodzę z założenia, że liczy się efekt :)
w zasadzie mam ochotę pisać od pauz, które tak ubóstwiam, bo chyba najbardziej czytelna forma dla ciebie, ale jakoś nie wiem od czego zacząć... na pewno rozdział wiele wniósł do całości opowiadania i chyba wolałabym odejść od tego słowa 'rozdział', bo nie dzielisz w ten sposób tekstu, ale jest naturalnie niepodzielnie zyjącą całością...
zapunktowałaś u mnie 'spotkaniem na wysokim szczeblu' - wszystkimi zależnościami i zawikłaniami (łącznie z prywatnymi i historycznymi) poszczególnych postaci, pokazałaś też stosunek Amy do tych osób i ich do niej... nie bardzo mi się spodobało, że zasugerowałaś Colinowe osobiste powody akcji - gdyby to wyszło pod koniec byłoby zapewne ogromnym zaskoczeniem, a teraz trochę zużyłam niepotrzebnie czas na przemyślenia w tym kierunku...
zrobienie z Amy trutki na wampiry to dość zabawny pomysł - naprawdę jakoś mnie to ubawiło (może mam dziwny humor), ale stanowi też bardzo dobry plan opzbycia się choć części z nich... szkoda tylko, że ona o tym nie wie - jej zespół też nie będzie zadowolony...
następny ogromny plus za wspomnienia Amy i za to, że wszystko doskonale wplotłaś w to, co słyszał i widział Colin (fajny facet, tak ogólnie - przypadł mi do gustu)... i oczywiście minus za srebro... srebro jest na wilkołaki - wiem, że to opowiadanie autorskie i nie mam teoretycznie prawa się czepiac, ale nigdzie do tej pory nie spotkałam się z tą czarodziejską mocą srebra skierowaną przeciw nieumarłym... i naprawdę mi nie spasowało - mówiąc pseudo slangiem :)
przetrzymywanie wampira i opis tego, co się z nimi dzieje to cud miód i czekolada... bardzo plastycznie i jakoś emocjonalnie to odebrałam... nie wiem czy ktoś jeszcze miał podobne wrażenia...
podsumowując - mnie się podobało, choć kilka zdań jest dla mnie co najmniej podejrzanych i jeszcze bym się nad nimi zastanowiła... ale to zostawiam becie, jeśli takową masz :)
dziękuję za tę część, bo naprawdę miło się ją czytało... taka podróż żaglówką w nieznane - o takiej marzę :)
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
martka
Wilkołak
Dołączył: 11 Lip 2009
Posty: 238 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Sob 12:10, 20 Mar 2010 |
|
kirke, jesli chodzi o srebro, to widziałam taki motyw w True Blood, ludzie pętają Billa Camptona srebrem i ono na niego działa. Nie oglądałam tego serialu pasjami, ale akurat trafiłam na ten motyw.. Opis wampira doskonały, masz rację, wzbudza emocje niemalże osobiste. k8ella do (roz)dzieła. Nowego:))
muuua |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
migdałowa
Wilkołak
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 119 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 35 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław
|
Wysłany:
Sob 12:49, 20 Mar 2010 |
|
Na wstępie przepraszam, że dopiero teraz, ale dopiero wczoraj uporałam się z moim dzieckiem, które pofrunęło do bety. Także pełna sił przybywam do jednego z lepszych tworów teesa. Autorskiego, oczywiście.
I co muszę zauważyć najpierw - przez drugi rozdział przepłynęłam gładko. I wydał mi się zdecydowanie za krótki . Ale do sedna, ja - w przeciwieństwie do kirke - rozbije sobie na myślniczki.
- Jestem ciekawa wampira z pierwszego akapitu. I dobrze znam działanie srebra na wampiry (wampiry z morganville chociażby), także nie mam tu zastrzeżeń. Opis bogaty, plastyczny i pozostawiający smaczek na języku czytelnika. proszę o rozwinięcie wątku ;p
- Ładnie ukazana władza Ruchu Oporu. znamy imię głównego krwiopijcy, cele organizacji i rolę Amy. A imię Peya rozbrajające.
- kimże jest ta Julia Osmond i jaką rolę odegra... hmn... bo bez powodu to raczej być nie może;D
- haha, interakcja sierżant Amy- generał Nickolson bezbłędna.
- dwa ostatnie, normalne akapity to zakrawają na erotyk, moja pani. jednak subtelnie opisany.
- kursywą: hmn.. chyba przez te koszmary nie może spać...
no ale to wyjdzie w dalszym praniu.
Bardzo ładnie. Wysmakowanie, przemyślanie, bogato. Byle tak dalej! czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział ,,antidotum'', a już szczególnie na misję Amy.
pozdrawiam, migdałowa |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Anex Swan
Wilkołak
Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 170 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piwnicy... ech, tam gdzie internet i książki ^^
|
Wysłany:
Sob 14:07, 20 Mar 2010 |
|
Powinnam coś napisać, no nie
Czytając, miałaś naprawdę wysoko postawioną poprzeczkę przeze mnie. A wiesz dlaczego? Bo spodziewałam się czegoś innego i bardzie dopracowanego niż "Inna historia", może to i dziwne, bo ten tekst jest naprawdę świetny i nie wyobrażam sobie inaczej napisanego, ale spodziewałam się czegoś oryginalnego, już nie dało się niczego tłumaczyć pierwszym tekstem, a ja niedobra, nienasycona, potrzebowałam właśnie czegoś takiego. k8, wiesz, że udało Ci się mnie wbić w fotelik i podołać wyzwaniu? To teraz już wiesz W opisach można było się zatopić, a dialogi były sensowne, tego się spodziewałam. wiedziałam, że nie będziesz tu pisać nudnych dialogów, przesłodzonych i tym podobnych. Mogę uroczyście oświadczyć, że jestem z Ciebie dumna.
Ale wracając do tekstu, bo nieco zboczyłam. Plusem, który od razu przekonał mnie do czytania, było brutalne wytrącenie mnie ze świata słodkich wampirków. Na początku aż mną trząsało, gdy czytałam co te wampirki robią. (Pewnie zapytasz, skąd o tym wiedziałam, jak na początku była symulacja, odpowiedź jest prosta, najpierw przeczytałam końcówkę, mądrość przede wszystkim.) Ale podobało mi się to, brakowało mi tych brutalnych wampirków, krwiożerczych i władczych. Czytając myślałam nad Volturii, one jak gdyby łączyły ten świat, z tym Edwardowskim, że tak się już szczerze wyrażę. Graniczą pomiędzy tymi całkiem złymi, a tymi dobrymi. Miałam wrażenie jakbyś się nieco na nich wzorowała. Kolejny plus za to, że gdy czytałam już początek to nie wiedziałam, że to symulacja, zastanawiałam się, czy to czasem nie jest jakaś misja.
k8 napisał: |
Czyjeś silne, zimne dłonie chwyciły jej własne i wykręciły boleśnie do tyłu. Nie zdążyła nawet krzyknąć.
- SYMULACJA DOBIEGŁA KOŃCA. MISJA ZAKOŃCZONA SUKCESEM - oznajmił beznamiętnie komputerowy głos. |
A tu, to mnie z równowagi wyprowadziłaś. Wściekła byłam, jak nie wiem co. Misja zakończona sukcesem, że niby co?! Przekraść się do wroga i być zamordowanym, ale wszystko ok.
Ale nie powiem, że zaraz potem doprowadziłaś mnie do śmiechu:
k8 napisał: |
Amy, byłaś świetna – pochwalił Lewis, patrząc na nią z podziwem i pomagając pozbyć się obcisłego kombinezonu do symulacji. Rozpiął zamek na plecach i rozchylił materiał, by mogła swobodnie zsunąć resztę rękami. Zatrzymał się w połowie czynności. - Jak zwykle ćwiczysz bez bielizny! |
Ej, ja przepraszam, co mu do tego! Niech nie narzeka, ma na co popatrzeć.
O postaciach to ja może się wypowiem w następnym komentarzu, teraz nie mam siły rozpisywać się jeszcze bardziej, niż już to zrobiłam. Bardzo dobrze opisałaś wszyściutkie uczucia, pominę wątek przyjaźni z Tomasem, powiem tylko, że taki przyjaciel to skarb, jak na razie. Palmtop kojarzy mi się w dużej mierze z książką młodzieżową "Felix, Net i Nika", którą szczerze mówiąc uwielbiam, tam właśnie jest mowa o tym niezłym komputerowym wynalazku. I ten bałaganik w pokoju, wiem jak to jest gdy wszędzie walają się rzeczy, bynajmniej ze swojego doświadczenia. Na koniec Ruch Oporu, AR, ie powiem niezła nazwa i bardzo dobrze przylegająca do klimatu tego tekstu.
A oto przede mną pojawia się rozdział drugi, którego komentarzem już się zajmuję.
k8 napisał: |
Bez świeżej ludzkiej krwi opadał z sił, a bez nocy spędzonej w trumnie, nie mógł odzyskać w pełni zdrowia. |
O ironio, cudo ^^Od razu wyobraziłam sobie Drakulę w trumnie, smacznie chrapiącego. A na stoliku kubek z ludzką krwią, którą wypija przed snem.
Amy ma za zadanie zabić wampira, jednego wampira, może i ważnego, ale poświęcić życie za wampira, ich jest tysiące. Wywoła się wtedy wojna, bo inaczej na pewno nie będzie, przecież zamorduje ważną osobę, a wampiry będą chcieli się zemścić. Nie przegra, gdyby miała przegrać nie byłaby główną bohaterką. Teraz czas na mało konstruktywną krytykę ze strony Anex. Wydaje mi się, że próbujesz wprowadzić wszystkie postacie na raz, głowa mi pęka od imion, cech charakteru i wyglądu. Koniec niepoprawnej krytyki.
Nowinki techniczne, rozmowy ważne i inne takie rzeczy pięknie wprowadzone. Pokazujesz jaka dobra paczka jest z Lewisa, Cleo i Amy, kolejny plus. A co do postaci Julie, to każdy jest wredny z jakiegoś powodu, ona chyba z zazdrości. Przyszła mi tu na myśl Rose, ona tez przecież była dla Belli nie za dobra, al pod koniec dowiedzieliśmy się dlaczego. Tutaj też pewne będzie to w jakiś sposób wytłumaczone. A ta rozmowa o wynikach , tuż to bezczelność :D Żeby nie wierzyć w zdolności takiej utalentowanej dziewczyny, tuż to szok. Bardzo polubiłam Colina, jest bardzo dobry w swojej pracy, nie okazuje uczuć, chowa je za maską, a Ty świetnie je opisujesz, poznajemy, że jest opiekuńczy, mamy coraz bardziej idealnego. Ale zauważyłam początki ujawniania się jednej wady, władzy, podoba mu się kiedy czuje się ważny, to go może wpakować w niezłe tarapaty. A mówiąc jeszcze o wspomnieniu Amy, o tym jak umarli jej rodzice, ładnie wplecione i dobrze opisane. Nie mogę się po prostu Ciebie nachwalić Końcówka, jakże ciepła i romantyczna, ach ślicznie.
Jak już mówiłam o postaciach później. Czekam na kolejny rozdział. Życzę wielkiego weniska, czasu i innych czasowników
Pozdrawiam, Anex |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
k8ella
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 729 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 63 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod spojrzenia towarzysza Belikova
|
Wysłany:
Sob 18:25, 03 Kwi 2010 |
|
Witam wszystkich. Wracam z nowym rozdziałem.
Życzę wesołych świąt i całuję wszystkich przybywających, a najbardziej tych komentujących. Nie ma to jak wiadomość od czytelnika. Zatem błagam, piszcie lub w jakikolwiek inny sposób dajcie znać, czy się podoba.
Do zobaczenia na dole.
Ach, jeszcze jedno. Pierwszy akapit jest wyraźnie dla osób powyżej 18 lat.
Enjoy!
beta moja - dredzio (dziękuję)
Rozdział 3
Tajemnica
- Nie przyszedłem tu spać – zaśmiał się cicho, całując czule jej czoło.
Odsunął się nieco, przyglądając uważnie, jak gdyby chciał odczytać myśli dręczące kobietę siedzącą przed nim. Odetchnęła ciężko, obawiając się serii pytań, na które nie chciała teraz odpowiadać. Opuściwszy głowę pozwoliła, by włosy zakryły ją przed nim. Poczuła jego dłoń pod brodą i lekki nacisk, nakazujący by skierowała wzrok w górę.
- Już w porządku? - spytał troskliwie, unosząc brew. Wpatrywał się w nią intensywnie, a jego oczy ściemniały nieznacznie. Znała dobrze to pożądliwe spojrzenie, którym obdarzał ją zawsze, gdy byli sami. Budziło coś nieokreślonego w dole brzucha. Poczuła przyjemne mrowienie i uśmiechnęła się delikatnie. Była prawie pewna, że będąc teraz z nim, zapomni o wszystkim. Odda się niewypowiedzianej rozkoszy, dozna cielesnego spełnienia.
Kiwnęła lekko głową, czując narastający w niej ogień namiętności. Zsunął powoli wzrok w dół twarzy, przesunął po jej rozchylonych wargach, na nagą szyję, kształtne piersi i odsłonięty brzuch. Zawsze uważała przyglądanie się za niezwykle zmysłową pieszczotę. Jęknęła, gdy nieświadomie oblizał wargi. Colin dotknął delikatnie Amy, po czym przesunął dłonie po zgrabnych ramionach i cieniutkie ramiączka szarej koszulki powoli opadły w dół. Pochylił się nad nią i ledwie musnął delikatną skórę zagłębienia szyi. Westchnęła cicho, drżąc z emocji.
- Jesteś moja – wyszeptał tuż przy uchu, wzbudzając w niej kolejny dreszcz.
Podniósł się prędko i całkowicie już pochłonięty namiętnością chwycił mocno za nadgarstki, ciągnąc ją gwałtownie do góry. Stali na przeciw siebie zdyszani, spoceni i drżący, połykając się zachłannie wzrokiem. Rozpoczął zmysłową wędrówkę po jej miękkim, kobiecym ciele, rysując pospiesznie nieokreślone wzory palcami, drażniąc niemiłosiernie i rozpalając dziko zmysły. Przymknęła leniwie powieki, rozkoszując się doznaniami, które w niej wywoływał. Chwycił bawełnianą koszulkę i delikatnie podciągnął, zmuszając ją tym samym do uniesienia ramion nad głowę. Zdjął niewielki skrawek materiału, rzucił niedbale na podłogę i przyglądał się lubieżnie obnażonej kobiecie. Opuściła powoli ręce, obejmując się bezwstydnie i pieszcząc nagą skórę. Z jego rozchylonych ust wyrwał się cichy jęk. Przełknął głośno ślinę, po czym opadł przed nią na kolana, wtulając twarz w jej pokryty warstewką potu brzuch. Jego ciepły oddech łaskotał pępek. Delikatne ręce Amy samoistnie powędrowały w krótkie włosy mężczyzny, masując kolistymi ruchami głowę i przyciągając ją bliżej w szale namiętności. Jak gdyby wciąż był za daleko, jak gdyby wciąż nie było dość. Emocje stawały się coraz trudniejsze do okiełznania, dzikie, pierwotne. Bała się, że zaraz straci równowagę, bo nogi zaczynały trząść się niemiłosiernie i groziły odmówieniem posłuszeństwa.
- Colin – szepnęła wciąż jeszcze zachrypniętym głosem, chwytając głośno powietrze.
- Mmm – mruknął zadowolonym tonem, wciąż wędrując dłońmi po kuszących krągłościach oraz wgłębieniach, które muskał delikatnie lub ugniatał niecierpliwie. Pomógł sobie rękami, by powoli pozbyć się ostatniej części garderoby, jaka została na Amy. Bawełniane bokserki wylądowały na podłodze, a usta Colina rozpoczęły namiętną wędrówkę w górę, po jej zwilgotniałej od potu skórze. Każdy rozpalający ją do czerwoności pocałunek akcentował zwierzęcym mruknięciem i słowami budzącymi w niej ogień:
- Mój. Moja. Moje...
Palec u nogi.
Stopa.
Kostka.
Łydka.
Kolano.
Udo.
Biodro.
Pępek.
Wzbudzał szaleńczy dreszcz za dreszczem, omamiał dziko zmysły, doprowadzając ją na granicę wytrzymałości.
Ich urywane oddechy stawały się coraz głośniejsze, a ruchy bardziej gwałtowne. W końcu Amy poczuła, że już dłużej nie zniesie jego pieszczot i eksploduje. Nogi ugięły się pod nią i gdyby Colin nie chwycił jej mocno, z pewnością osunęłaby się na podłogę.
Pochyliła się nad klęczącym przed nią brunetem i objęła dłońmi jego twarz.
- Proszę – szepnęła błagalnie, składając na wilgotnych ustach namiętny pocałunek. Przymknęła powieki, nie mogąc znieść nadmiaru kłębiących się w niej zimnych i gorących dreszczy. Silne dłonie objęły ją w pasie, a ona poczuła, jak unosi się w powietrzu, by po chwili spocząć na chłodnej podłodze. Połączenie gładkiej posadzki z rozpaloną skórą wywołało stłumione westchnienie, które wyrwało się jej z rozchylonych ust. Zwilżyła je językiem i przygryzła zębami dolną wargę w odpowiedzi na układające się na niej, pożądające i pożądane ciało. Zacisnęła powieki, czując go w sobie, a pulsująca czerwień ogarnęła ją całkowicie. Bez pamięci...
Odpłynęła.
***
Przymrużył piekące powieki, reagując z opóźnieniem na oślepiające światło kamery, która przed sekundą włączyła się, by znów go sfilmować. Czuł, że nawet tak drobna czynność jak mruganie, sprawia mu trudność. Był całkowicie wyczerpany. Zdawało mu się, że traci przytomność z pragnienia, gdy próbował poruszyć językiem, by zwilżyć popękane wargi. W ustach czuł posmak żelaza i piachu, jak gdyby spędził dzień na pustyni bez kropli czegoś do picia. Dokładnie pamiętał, że ostatni łyk krwi przepłynął przez jego gardło tydzień temu. Pozostawił na ściankach policzków przecudowny aromat słodyczy, wypełniając go, jak zawsze, euforią. Nie na długo jednak. Zaraz potem wił się w agonii, a potworny ból rozsadzał mu wnętrzności. Tak działo się za każdym razem, gdy pił życiodajny, przynajmniej do tej pory, płyn.
Początkowo nie czuł żadnej różnicy. Potrafił wchłonąć zawartość całego człowieka i wciąż pozostawał nienasycony. Ba, gdy czuł się głodny, nawet pięć dorosłych osób nie stanowiło dla niego problemu. Po pewnym czasie zaczął odczuwać niepokojące mrowienie, gdy krew rozpływała się po jego pustych żyłach i tętnicach. Nie przynosiła mu już upragnionego ciepła i niemal fizycznego spełnienia. Zamiast tego, drażniła, jakby rozpychając się w naczyniach krwionośnych. Krzepła, rozbudowując delikatną siateczkę powiązań, które stawały się coraz grubsze i twardsze. Każdy kolejny posiłek sprawiał coraz bardziej przykre dolegliwości. Ból i uczucie rozdęcia stawało się niemiłosiernie dokuczliwe. Z niepokojem zauważył również, iż coraz mniejsza ilość krwi dawała mu uczucie pełności. Najgorszy był fakt, że stał się powolny, ospały i nie reagował na bodźce w normalny sposób.
Gdy zamienił się w słaniającego na nogach wampira, wykorzystali jego słabość. Urządzili zasadzkę i złapali go w ciemnym zaułku. Ślepej uliczce bez wyjścia. O tak, zauważył ironię tamtej sytuacji. To on zawsze polował, osaczał, mamił ofiary. Dopadał je w miejscu, z którego nie miały już możliwości ucieczki, gdy ze zmęczenia potykały się o własne stopy. Ich serca dudniły w piersiach, krew pulsowała gorączkowo, kusząc go, wołając, by skosztował. Nie próbował nigdy walczyć z pierwotnym instynktem, którym się wówczas kierował. Rzucał się na zatrwożone istoty i zaspokajał pragnienie. Spijał ożywcze soki do ostatniej kropli, oblizując się prawie lubieżnie, gdy osiągnął swoją rozkosz. Zawsze wpatrywał się w oczy dawcy, chłonąc emocje, przerażenie, które szybko przeradzało się w swoisty stan hipnozy. Znał mechanizmy obronne ssaków. Wiedział, że w chwilach zagrożenia endorfiny przejmowały kontrolę nad umysłem, budując w wyobraźni fałszywe obrazy, uspokajające wizje, zmniejszające ból i przerażenie. Z czasem powieki stawały się coraz cięższe, ruchy spokojniejsze, a człowiek prawie z uśmiechem przyjmował poczynania krwiopijcy. Ufnie spoglądał w ogromne, czarne źrenice drapieżcy, wywołując u niego dziwny stan skupienia i niemalże frustracji z powodu okrucieństwa, którego się dopuszczał.
Pamiętał, że owego feralnego dnia wracał z klubu Dream Blood do rezydencji, gdy grupa młodocianych ludzi otoczyła go i zaczęła słowne przepychanki. Drwili z niego, wyszydzali nieśmiertelność, poniżali za miłość do czerwonego płynu, śmiali się z nieporadności. Zbliżali niebezpiecznie, za nic mając fakt, iż był wampirem. Otoczyli go za wszystkich stron, popychali brutalnie, przewrócili ze śmiechem na brudną i mokrą ulicę. Zaraz potem młodzież zniknęła, a ich miejsce zajęli ludzie w białych kombinezonach.
***
Amy leżała uśmiechnięta, drżąc jeszcze lekko, na klatce piersiowej Colina, wsłuchując się w bicie jego serca. Początkowo dudniący odgłos wyciszał się powoli, uspokajał, aż do powolnych i miarowych uderzeń. Kobieta przyglądała się bezmyślnie skórze mężczyzny, po której wodziła delikatnie palcem, wywołując gęsią skórkę.
- Amy... - zaczął niezdecydowanym głosem. - Chciałem ci coś pokazać.
Uniosła nieco głowę, zaskoczona, by spojrzeć mu w twarz. W oczach Colina dostrzegła niepokój. To nie wróżyło niczego dobrego.
- Co takiego?
- To nie będzie dla ciebie przyjemne – uprzedził, potwierdzając jej obawy. Wziął twarz Amy w duże, silne dłonie i delikatnie pocałował czoło. - Wiąże się z twoją przeszłością.
Serce Amy zabiło szybciej, a ona oparła się na łokciach, by móc go lepiej widzieć. Tysiąc myśli przebiegło przez jej głowę jak stado rozszalałych koni. Zmarszczyła brwi, starając się mimo wszystko zachować spokój. Jednak głos zadrżał lekko:
- Słucham.
- Wiesz, nie chciałbym wyciągać na światło dzienne tej bolesnej informacji, ale sądzę, że powinnaś wiedzieć – mówił niewyraźnie, zwiesiwszy głowę. Co chwilę brał głęboki wdech, jak gdyby jeszcze nie zdecydował, co naprawdę jej powie. Jego niepewność rozdrażniła ją.
- Wykrztuś to z siebie wreszcie. Chyba, że chcesz mnie dłużej torturować? - warknęła cicho, całkowicie wyprowadzona z równowagi. Podniosła się gwałtownie z łóżka, sięgając prędko po rozrzuconą na podłodze bieliznę.
- Amy... - szepnął tuż za nią, obejmując ją czule ramionami. - Spokojnie. Zaraz wytłumaczę, tylko proszę, nie reaguj gwałtownie. Dobrze?
- Postaram się. - Wysunęła się z jego objęć, nie życząc sobie w tym momencie kontaktu z nim. Włożyła podkoszulkę oraz krótkie spodenki i opadła ciężko na łóżko. Poprawiła ręką rozmierzwione włosy, odgarniając je nerwowo ze spoconego czoła. Przymknęła znów oczy, biorąc głęboki wdech. Uspokoiwszy się nieco, spojrzała na niego stanowczo. - Jestem gotowa.
- Wiem, kto zabił twoich rodziców – powiedział szybko na jednym wydechu, a jego głos zabrzmiał jak świst. Istotnie, treść tego koszmarnego zdania była dla Amy jak ostrze noża rozcinające niezabliźnione rany. Nokaut. Jak okrutny cios wymierzony celnie prosto w serce, aż zabrakło jej tchu. Przez moment w głowie zapanowała kompletna pustka, jak gdyby nie rozumiała ani jednego słowa z usłyszanej wypowiedzi. Jednak po chwili całkowitego oszołomienia znów zaczęła logicznie myśleć.
Co on mówi? Wie?! Kto? Jak? Jak długo to trwa? - W głowie pojawiało się coraz więcej znaków zapytania. Czuła, że z każdą sekundą jej oszalały puls przyspiesza, a tępy ból w głowie staje się nie do wytrzymania. Patrzyła nieobecnym wzrokiem w przestrzeń przed sobą, wiedząc, że nie jest w stanie spojrzeć mu w oczy bez wykrzyczenia prosto w twarz, co o nim myśli. Colin od dawna znał prawdę i ukrywał ją przed nią. Oszust.
- Kto... – wykrztusiła resztką sił, łapiąc oddech po każdym słowie – to... zrobił.
- Caleb Thorton.
Amy była pewna, że gdzieś już słyszała to nazwisko. Nagle elementy układanki ułożyły się w całość, jak za dotknięciem magicznej różdżki. W jednej sekundzie wszystko stało się jasne. Cel jej misji. Nie mogła uwierzyć, że tak szybko będzie mogła odpłacić winowajcom za wyrządzone krzywdy. Prawie zaśmiała się, rozbawiona sytuacją jak dziecko. Zdecydowanie nie myślała logicznie.
- Zarządca dystryktu pierwszego... - zamruczała do siebie, a usta same rozciągnęły się w błogim uśmiechu.
- Amy? - Colin spoglądał na nią badawczo. Zapewne nie uznawał jej w tym momencie za osobę w pełni sił umysłowych. Ona sama nie była pewna, czy nie znajduje się na skraju obłędu.
- W porządku. - Machnęła do niego ręką, starając się nie okazywać zbytniego podekscytowania.
- To nie wszystko...
- Nie? - przyjrzała mu się uważnie. Patrzył na nią zatroskany.
Czyż nie zachowywała się irracjonalnie? Właśnie odkryła prawdę dotyczącą sprawcy zabójstwa Caroline i Nathaniela Reef sprzed trzynastu laty. Zamiast przeżywać traumę, siedziała z idiotycznym grymasem na twarzy, przyglądając się z zainteresowaniem swojemu kochankowi. To nie mogło dobrze o niej świadczyć.
- Jesteś pewna, że wytrzymasz? - spytał z nutką irytacji zmieszanej z niepokojem.
- Colin. - Przybrała poważny wyraz twarzy i starała się wyrażać jasno. - Za sześć dni udam się do rezydencji pełnej wampirów i będę tam skazana wyłącznie na siebie. Od roku każdy daje mi wycisk nie tylko fizyczny. Sądzisz, że nie jestem w stanie przyjąć do wiadomości kilku zdań?!
Westchnął, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Wiem, że jesteś silna, ale widzę, że to cię zabija...
- Ja się nie skarżę – wzruszyła ramionami, poirytowana jego troską. Nie była w nastroju na użalanie się nad sobą i nie pragnęła tego z jego strony. Chciała jak najszybciej mieć to za sobą.
Colin ponownie obrzucił ją niespokojnym spojrzeniem. Patrzył przez moment, jak gdyby szukał w niej odpowiedzi na dręczące go pytanie. Siedział tak bez ruchu, po czym podniósł się i chwycił Amy za nadgarstek, mówiąc: - Ubierz się, wychodzimy.
***
- Chcesz powiedzieć, że za tymi drzwiami więzisz wampira? - Oczy Amy zrobiły się wielkie jak spodki. W głowie zapanował totalny chaos, a milion uczuć zawładnęło nią przez jedną chwilę, aż zakręciło się jej w głowie. Klatka piersiowa skurczyła się pod wpływem nienawiści, która opanowała ją nagle, zabierając dopływ tlenu. Gdy uświadomiła sobie, że jedynie tą ścianą była odgrodzona od znienawidzonej istoty, bezwiednie zacisnęła dłonie w pięści. Paznokcie wbijały się w skórę tak mocno, że nie zdając sobie z tego sprawy, syknęła. Czuła, że zawartość żołądka podchodzi jej do gardła i prędko przełknęła ślinę.- Czy... Czy mogę tam wejść?
Colin chwycił ją za ramiona, potrząsając delikatnie.
- Posłuchaj. Natychmiast się uspokój. - Jego głos był stanowczy, a zarazem łagodny. - Jeśli nadal będziesz się tak zachowywać, to przysięgam, że odwołam całą misję albo zostaniesz zdyskwalifikowana.
Te słowa podziałały na nią jak kubeł zimnej wody. Mrugnęła nerwowo, jak gdyby chciała pozbyć się ziarenka piasku spod powieki. Natychmiast zaczęła myśleć logicznie.
- Kim on jest? - spytała, starając się, by jej głos brzmiał rzeczowo. Uniosła brwi do góry, ponaglając, gdy nie odpowiadał przez dłuższą chwilę. Zasłonił usta ręką i odwrócił się w drugą stronę, pokazując napięte plecy. Pokręcił głową, bijąc się wciąż z myślami. W końcu stanął z nią twarzą w twarz.
- Zanim powiem prawdę, musisz wiedzieć, że nikt inny nigdy nie może się o nim dowiedzieć. To jest najbardziej tajna informacja, jaką ci przekażę. - Przekrzywił głowę, zadając nieme pytanie.
Prychnęła głośno, by wyrazić jak bardzo jego podejrzliwość była irytująca.
- Za kogo mnie masz? Czy zbyt mało razy ukrywałam przed wszystkimi nasze potajemne spotkania? Nigdy nikomu nie zdradziłam, że jesteśmy razem. - Miała ochotę dać mu w twarz. Nie dość, że oszukiwał ją, ukrywał prawdę, to teraz jeszcze miał czelność sugerować, że ona zdradzi przekazane informacje. Wiedziała jednak, iż jakakolwiek kłótnia w tym momencie nie przyniosłaby nic dobrego. Przełknęła głośno ślinę wraz z własną dumą i dotknęła jego ramienia. - Słucham.
- W laboratorium są inne wampiry, na których prowadzimy badania nad szczepionką, a ten tutaj jest moim więźniem. Tylko moim.
Kiwnęła głową, dając znak, że rozumie. Przygryzła dolną wargę, zastanawiając się, dlaczego ten krwiopijca był tak ważny dla Colina.
- To jest stwórca Thortona... Unwin.
***
Wpadła do swojego pokoju, opadając ciężko na zatrzaskujące się drzwi. Wciąż nie mogła opanować drżenia rąk. Myśli chaotycznie przeskakiwały z obrazu na obraz. Nie potrafiła się w ogóle skupić. Wzięła głęboki wdech, uderzając zaciśniętymi pięściami w twardą powierzchnię, o którą była oparta. Głowa opadła bezradnie do tyłu, wydając głuchy odgłos w kontakcie z metalowymi drzwiami. Wszystko potoczyło się niewiarygodnie szybko i zaskakująco. Wyznanie Colina było szokujące, ale to, czego doświadczyła potem, poruszyło ją do głębi. Stała pod salą, gdzie uwięziono tysiącletniego wampira, nie mogąc doczekać się momentu, gdy wejdzie do środka i popatrzy z pogardą na krwiopijcę. Nienawiść zalewała ją coraz bardziej, aż do momentu, kiedy praktycznie zachłysnęła się ogromem uczuć. Miała przyspieszony oddech, spocone dłonie, a język wydawał się tak sztywny, jak gdyby był sparaliżowany. Prawie nie słyszała słów Colina. Zresztą po minionym wieczorze stwierdziła, że nie może mu ufać. Czuła się przez niego wykorzystana, w jakiś nierealny sposób sprowokowana lub omamiona. Starał się ją uspokoić, ale nie chciała, wręcz nie mogła go słuchać. Patrzyła na niego tępo, czytając z ruchu warg, gdyż pulsująca w żyłach krew ogłuszała ją całkowicie. Tłumaczył pobudki swego zachowania, przepraszał za wszystko i zapewniał, że robił to dla niej. Stali tam nie wiadomo jak długo, aż wreszcie zmusiła go, by wpuścił ją do środka. Drzwi otworzyły się cicho, a Amy biorąc głęboki wdech i zamykając oczy, weszła. Wahając się jeszcze, stała w progu, próbując opanować wewnętrzną burzę. Usłyszała ciche warknięcie i ze zdumieniem zmieszanym z obrzydzeniem spojrzała na istotę, która wydała ów dźwięk. Oczy powoli przyzwyczajały się do półmroku panującego w sali więziennej. Jednak postać siedząca na krześle była wyraźnie widoczna. Trwała nieruchomo w nienaturalnej pozycji i tylko oczy tego stworzenia wydawały się żyć. Wpatrywały się w Amy z taką intensywnością, aż zakręciło się jej w głowie. Nigdy wcześniej nie widziała tak niesamowitych tęczówek. Były lazurowe, tak jasne, że wydawało się, iż świecą w ciemnościach, jednak nie to było najdziwniejsze. W połączeniu z ogromnymi, czarnymi źrenicami tworzyły hipnotyzujący duet. Głębia spojrzenia wampira wprowadziła ją w niesamowity stan. Czuła się połączona z nim jakąś przedziwną, nadnaturalną więzią. Mimo że nie wydał z siebie żadnego dźwięku poza tamtym zwierzęcym odgłosem, słyszała, jak woła ją do siebie. Zrobiła krok naprzód, wypuszczając wstrzymywany oddech. Dotyk dłoni Colina wyrwał ją z hipnotycznego transu. Wtedy zobaczyła Unwina naprawdę, a raczej to, co z niego pozostało. Nie widziała go nigdy wcześniej, ale zdawała sobie sprawę, że zaszły w nim drastyczne zmiany. Wampiry były przecież drapieżcami o kuszącej urodzie, którą wabiły swoje ofiary. Jednak ta istota nie była piękna. Przerażała swoim wyglądem. Rozerwana, niegdyś biała koszula, zwisała z ramion, eksponując nagi tułów. Skóra na nim była pomarszczona i prawie brunatna, pełna przedziwnych plam o nieregularnym kształcie. Opinała w widoczny sposób szkielet, wybrzuszając się nienaturalnie w wielu miejscach. Całe ciało wydawało się być wychudzone i zniekształcone. Mimo wszystko, najbardziej przerażająca była jego twarz. Przypominała groteskowo wykrzywioną czaszkę z odsłoniętymi zębami i dominującymi kłami. Długie blond włosy, poprzyklejanymi strąkami otaczały twarz. Oczy były jedyną, wciąż jeszcze piękną częścią szkaradnej całości. Z każdym odkrywanym aspektem wyglądu wampira, uczucia Amy zmieniały się jak w kalejdoskopie. Początkowe obrzydzenie zmieniło się szybko w gniew, którego miejsce zajęła pogarda, by przejść w niepewność. Potem z zawrotną prędkością Amy poczuła strach, by wreszcie nie zastało jej nic innego jak żal i współczucie dla uwięzionego. Zszokowana tym odkryciem, wybiegła stamtąd, zostawiając za sobą zdumionego Colina.
Teraz stała spocona u siebie, nie rozumiejąc własnego postępowania. Co ze mną, do cholery, jest nie tak?! Zamiast cieszyć się, że w końcu zna prawdę o śmierci rodziców, że wkrótce będzie mogła ukarać winnego, nie potrafiła wymazać z pamięci obrazu konającego wampira. Współczuła mu, miała ochotę szlochać nad jego podłym losem. Ona, Amy Reef, wieczny przeciwnik krwiopijców, który lada moment miał wyruszyć z poważną misją, zaczęła zastanawiać się nad słusznością własnych przekonań. Owszem, nienawidziła wampirów, gardziła nimi, ale mimo tego nie potrafiła znaleźć w sobie siły, by sprawić komukolwiek tyle bólu. Nie chciała być przyczyną czyjejś powolnej i okrutnej śmierci, nawet jeśli byłby to jej najgorszy wróg.
Przerażona opadła na podłogę, szlochając głośno. Na tydzień przed rozpoczęciem misji miała wątpliwości. Nie wiedziała, co ma zrobić. Wreszcie wyjęła z kieszeni messagera* i wybrała połączenie z jedyną osobą, z którą mogła swobodnie porozmawiać.
Po chwili oczekiwania, w słuchawce usłyszała zachrypnięty jeszcze od snu głos:
- Tak?
- Cleo... Muszę z tobą natychmiast porozmawiać.
* messager – rodzaj telefonu z przyszłości |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez k8ella dnia Wto 22:25, 20 Kwi 2010, w całości zmieniany 4 razy
|
|
|
|
migdałowa
Wilkołak
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 119 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 35 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław
|
Wysłany:
Nie 17:03, 04 Kwi 2010 |
|
Zasmarkana, zakichana i generalnie w rozsypce - przybywam. Wczoraj za słabo się czułam na komentowanie... Ale dzisiaj wracam, z lepszym humorem, choć nadal nie czuję zapachów -.-
z Pet Shop Boys i All Over the World w tle biorę się za ,,Antidotum''. Które sama wybłagałam
A nie mówiłam, że erotyk? Tylko podany bardzo przystępnie, nic nie przewraca mi się w żołądku, cały czas siedzę z pełnym kubkiem herbaty *dobra, porzeczkowa*. Ładne epitety nam zaserwowałaś, plastyczne, które mogą poruszyć odbiorcę.
* Tak całkiem na marginesie, ostatnio siedzę w ang opowiadaniach i czytając ten opis zaczęłam się zastanawiać, jak skomplikowanie brzmiał by po angielsku. taa, przez katar staję się niedorzeczna. *
Hmn.. chemia między głównymi bohaterami... Dobre to i zarazem złe... Ciekawe co z tego wyniknie, i jak to dalej poprowadzisz.
Jeden wielki, świetny opis uczuć wewnętrznych. Zazdroszczę umiejętności co do treści... może później odniosę się do tego, zobaczymy.
Wiadomość... Taki buch w głowę od tyłu. Ale coś mi się nie podoba, coś tu śmierdzi... Czemu Colin nie powiedział jej szybciej? A może to ,,niby'' wyznanie prawdy ma spotęgować skuteczność Amy, a ten Caleb wcale ich nie zabił? Hmn.. sama nie wiem.
Reakcja Amy - lata hartowania, ukryty szok.
A to dopiero szok. Colin przetrzymuje twórcę Caleba... Jestem ciekawa w jakim celu... I ta szczepionka? No, no, Pani Autorko, robi się tajemniczo.
I kolejny akapit, i kolejny mistrzowski opis. Jesteś królową opisu.
No, nareszcie nieidealny wampir. Z lazurowymi tęczówkami! To mi się podoba
W Amy budzi się druga strona, ta wrażliwsza. Zaczyna na wszystko inaczej patrzeć i widać, że się w tym gubi...
No cóż, to był bardzo dobry rozdział, bogaty stylistycznie, plastyczny.
Kolokwialnie: miodzio!
Poprawił mi humor.
Tyle ode mnie, czekam z niecierpliwością na czwarty.
Pozdrowionka, migdałowa
|
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
martka
Wilkołak
Dołączył: 11 Lip 2009
Posty: 238 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Nie 17:25, 04 Kwi 2010 |
|
Uraczyłaś nas na święta przyjemnym całkiem kąskiem w postaci 3 rozdziału. Patrzę, czytam i co widzę?? Amy litującą się nad wampirem, kiedy krok dzieli ją od mordów, jakie ma na jego pobratymcach popełnić. Czyżby magnetyzm wampirzych oczu zadziałał i na nią?? Nadal jest dla mnie tajemnicą jak bardzo wązny w rozgrywce z Calebem jest Unwin. Poczekamy.. Na razie skupię się jeszcze przez chwilkę na erotycznej części rozdziału. Całkiem sprawnie wyszło Ci ukazanie seksu z niezbyt przeze mnie lubianym Colinem. Potrafi być czuły, wow.. Opis uczuć, jakie targały AMy po spotkaniu z krwiopijcą napisany wprawną ręką, z literackim pazurem. Ale akurat w Twoje umięjętności pisarskie nie wątpiłam ani przez chwilę. A zatem do następnego rozdziału, mam nadzieję, że dasz radę tak szybko jak ten.
A na świąteczny czas Tobie, kochana k8ello i wszystkim komentującym życzę spokoju i miłości
buziaki:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
D_huh
Nowonarodzony
Dołączył: 07 Kwi 2010
Posty: 1 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 20:42, 07 Kwi 2010 |
|
Jestem mile zaskoczona...hymm tak naprawde to jestem w szoku. Nigdy nie czytałam czegoś podobnego (a czytałam wiele powieści science-fiction). Te opowieści poprostu połykam, są tak super napisane, że nie da się ich czytać ze stoickim spokojem. Każdy rozdział, a raczej każda część jest tak napisana, że czuje się niedosyt, w takim sensie, że chce się dowiedzieć więcej.
Każda postać jest napisana, że już od razu widzę ją przed oczami. A sama postać Amy jest niezwykle barwna.
Ale ogromne brawa za pomysł!!! Niespodziewałam się czegoś takiego jak "opowieść osadzona w przyszłości, kiedy to ziemia boryka się ze zmianami klimatycznymi, a ludzie – z dominującymi wampirami. Główna bohaterka Amy Reef walczy z odwiecznymi wrogami ludzi."
Naprawdę bardzo się cieszę, że Ktoś wpadł na tak wspaniały pomysł!
Serdecznie gratuluję i z niecierpliwością czekam na 4 rozdział !!! Powodzenia !!! ;* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
bluelulu
Dobry wampir
Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 974 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 85 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hueco Mundo
|
Wysłany:
Pon 9:48, 12 Kwi 2010 |
|
Kasiu, na wstępie Ci powiem że powinnaś wierzyć w swoją twórczość. Dobrze mówię, to jest TWÓRCZOŚĆ a nie tfurczość. A to subtelna różnica. Znam to opowiadanie z innego forum więc nie będę przelewała dosłownie moich komentarzy bo przecież wiesz co myślę, a samo opowiadanie uważam za bardzo dobre i godne kontynuacji. Nie masz innego wyjścia.
Ponieważ zaciekawiło mnie na samym końcu to co zaszło pomiędzy uwięzionym wampirem Utwinem a Amy która nienawidzi wampirów a ten ją "przywoływał" i odczuwała głęboki żal. Ciekawe co się stało , nie mogą być spokrewnieni skoro wampir ma ponad tysiąc lat ale coś się musi za tym kryć...
Co do wampirów ; niby są idealne ale właśnie ten pozostaje wyniszczony. Ciekawi mnie co spowodowało to jego obniżenie apetytu, mniejsze zapotrzebowanie na krew. Jakaś choroba wymyślona przez ludzi osłabiająca wampiry?
Co do Amy. Wie kto zabił jej rodziców , wie wszystko a zarazem nic. Nie wiem dlaczego, ale mam przeczucie że ona jest jakimś nieświadomym pionkiem w tej całej grze między ludźmi a wampirami. Co przyniesie ta misja ze sobą? Może wampiry nie są takie złe jak się wydaje? Aktualnie bardzo w to wątpię ale zobaczymy... ;D
Masz lekki, zgrabny styl. Plastyczny. Czyta się lepiej niż dobrze na zasadzie "pochłaniania tekstu" ;D ;*
Pozdrawiam, Uskrzydlona. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
emtii;)
Nowonarodzony
Dołączył: 13 Gru 2009
Posty: 8 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 18:19, 12 Kwi 2010 |
|
Jednym słowem jestem w SZOKU , po prostu genialne ! Podziwiam Cię , nie wiem skąd czerpiesz pomysły . Tak cicho mówiąc to Ci zazdroszczę ;*
Wczoraj siedząc sobie na forum, czytam komentarze jakie dają do Antidotum i tak myślę... "Dlaczego ja tego nie czytałam wcześniej?" Po prostu nie wiem dlaczego , jestem zła na siebie ,ponieważ gdy powiedziałaś mi ,że takie coś piszesz zrezygnowałam , nawet nie wchodziłam tutaj . Bardzo Cię przepraszam;*
Teraz napiszę coś o rozdziałach które czytałam .
Zacznę Od tego ,że Amy jest wspaniale przedstawiona , od pierwszego rozdziału świetnie ją opisujesz , poprzez wydarzenia ujawniasz nam jaka ona jest ,w różnych sytuacjach .
Zauważyłam jej wadę ,bałaganiaraaaa . (przypomina mnie ;D )
Co do drugiego rozdziału … Podobał mi się jej sen. Teraz wiem ,że to był sen . Od samego początku mówiłam sobie „uważaj bo wszystko może być snem„ , ale niestety tak się zaczytałam ,że o tym zapomniałam . Gdy doszłam do opisu tak serce mi waliło , nie wiedziałam kto tam jest , co zaraz się stanie.. i się nie dowiedziałam.., ale cieszę się ,że to tylko straszny sen
Amy dowiedziała się kto zabił jej rodziców.
Wyobrażam sobie jak musiała się czuć gdy zobaczyła wampira, jego los ..
Co będzie dalej ?Czekam na kolejny rozdział. Na pewno przeczytam !;* Masz dla kogo pisaĆ!
Życzę Ci weny , weny i jeszcze raz weny !;D
Pozdrawiam serdecznie ;** |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|