|
Autor |
Wiadomość |
pijana_wiatrem
Wilkołak
Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Sosnowiec
|
Wysłany:
Pon 11:30, 08 Lut 2010 |
|
No więc jest to moje pierwsze opowiadanie wstawione na forum, ma nadzieję, że się Wam spodoba. Ogólnie jest to trochę kryminał na polu fantastycznym z odrobiną romantyzmu xDD Wiersz wstawiony w prologu nie jest mój, znalazłam go na internecie, ale postanowiłam wstawić, bo był moją inspiracją. Tak więc...Do dzieła
Betowała coco_chanell
Prolog
Skuta kajdanami Twojego milczenia
Obdarta ze złudzeń
Z ustami zakneblowanymi obojętnością
Rzucona w kąt dna Twojej duszy
Łkam bezgłośnie
A serce krzyczy…
Po bladych policzkach
Płyną łzy – prośby
Beznamiętnie tworzą słowa,
Których słyszeć nie chcesz
Których widzieć nie chcesz
Odwracasz wzrok
Sięgasz po strzykawkę
Pełną mieszanki
Realizmu i racjonalnego myślenia
Truciznę na niepotrzebną miłość
Zbliżasz się do mnie
Bezbronnej
Bez nadziei już szklanym wzrokiem
Patrzącej w przyszłość swoją
Ale nie swoją
Wbijasz igłę sprawnie i celnie
Prosto w umęczone serce…
Wspomnienia zalewają umysł
I giną gdzieś w otchłani niepamięci
Patrzysz
Jak wszystko co we mnie najpiękniejsze
Umiera
Resztką świadomości czuję
Twój przyspieszony oddech
A na granicy utraty zmysłów
Otacza mnie Twój szept
- tak będzie najlepiej…
Rozdział I
Wstałam, jeszcze zanim słońce zaczęło świecić w okna mojego pokoju, na poddaszu. Ciemność, niczym czarny aksamit, spowijała ściany. Nawet przez myśl mi nie przeszło, by się poruszyć. Po chwili zdałam sobie sprawę, że to, co mnie obudziło, to walący po oknach deszcz. Spojrzałam na zegarek. Była dopiero 5:32. Spróbowałam ponownie zasnąć, ale perkusyjne rytmy wybijane w mojego świetlika, nie dały mi wyboru.
Poszłam do łazienki i wzięłam prysznic. Stojąc pod natryskiem z moim ulubionym, wiśniowym żelem, czekałam, na totalne odrętwienie, jakie zwykle ogarniało mnie w samotnych chwilach. Nie nadeszło. Powoli zaczęłam sobie przypominać, co się wczoraj wydarzyło. Bardzo się starałam, ale za nic nie mogłam sobie przypomnieć imienia tej nowej wampirzycy w naszym zgromadzeniu. Stwierdziłam, że zapytam się Piotra, jak tylko wróci z Krakowa.
Ludzie nawet nie zdają sobie sprawy, że razem z nimi na całej kuli ziemskiej, od Europy, przez Azję, Amerykę, Afrykę, a nawet Grenlandię, żyją stworzenia tak bardzo się od nich różniące, choć niekiedy do złudzenia przypominające ludzi. Nie mówię tu tylko o wampirach, które często kamuflują się i podłączają do różnych subkultur, głównie gotów, metali i punków, a także o wilkołakach i innych Hadesańcach, takich jak gnomy, tripale, ziemozioły, gragoluńce i różnorakie hybrydy. Tu, na Śląsku, żyje tylko nasze zgromadzenie wampirów, wataha wilkołaków i drużyna ziemioziołów. Czasem zjawia się jakiś zagubiony tripal, czy gargoluniec, ale to tylko pojedyncze stworzenia.
Wyszłam spod prysznica, wytarłam sprawne, blade i wyjątkowo chude, jak u każdego wampira ciało, włożyłam na siebie rozciągnięty dres, starą, dziurawą podkoszulkę i zaczęłam suszyć falowane włosy. Wzięłam szczotkę i zieloną gumkę, która świetnie podkreślała ich ognisty odcień. Związałam je w niedbałą kitkę, zostawiając, jak zwykle pojedyncze pasma po boku, lekko przydługawej grzywki. Spojrzałam w lustro na ciemnoczerwone, pełne wargi, na drobny, lekko zadarty nos, pokryty piegami, które spełzają po policzkach. Wreszcie spojrzałam na szmaragdowozielone oczy, podkrążone ciemnymi obwódkami, po nieprzespanej nocy.
Zawsze śmieszyły mnie ludzkie stereotypy, w których wampir jest tym złym, z ciemnoczerwonymi i podkrążonymi oczyma, bojący się srebra, słońca, krzyża i kołków. Jedyne, co jest w tych opowiadaniach prawdą, to bladość i spożywanie krwi, choć i w tym jest iskra podkoloryzowania. Jako wampiry, możemy jeść ludzkie jedzenie, które nawet nam smakuje, ale dużym minusem jest to, że nie dostarcza ono energii. Pobieramy ją z krwi. Człowiek, który został zaatakowany przez wampira, nie pamięta co się z nim działo, idzie dalej, jakby nigdy nic.
Wróciłam do pokoju, gdzie dalej panowały egipskie ciemności. Na zegarku było ledwo po szóstej. Nie zapalałam światła, bo i tak świetnie widziałam w ciemności. Zabrałam się za czytanie książki, moje ulubione zajęcie. Miałam ich pełną półkę, od Shakespeare i Mickiewicza, po Martę Fox i Alex Kava'e
Wzięłam do ręki jedno z opasłych tomów. Było już lekko sfatygowane. Miało pofalowane kartki z powodu czytania na deszczu, oraz kółko po kawie na sto którejś stronie. Z łatwością dało się zauważyć, że okładka kiedyś odpadła, więc została na nowo przyklejona. Między kartkami znalazłam paragon z psiej karmy, który służył mi za zakładkę. Położyłam się wygodnie na materacu, który zastępował łóżko, i rozpoczęłam czytanie.
Nim się obejrzałam, zaczęło wschodzić słońce. Zabarwiło ściany mojego pokoju na rubinowo, który w miarę wschodzenia słońca, blakł i ukazywał rzeczywiste kolory ścian. Rozejrzałam się po pokoju. Pod oknem leżała sterta brudnych ubrań, czekających na wyniesienie ich do kosza na bieliznę, który znajdował się w łazience. Po prawej stronie, przy bordowej ścianie, stało biurko z komputerem, dalej szafki z ubraniami i duża szafa. Kolejna ściana była ze stali, prawie pusta, nie licząc kilku obrazów, antyram ze zdjęciami i tablicy korkowej. Na rogu kolejnej, też bordowej ściany, stała półka z książkami. Kawałek dalej znajdowały się drzwi i mój materac. Pokój, tak samo jak moje M3, nie był duży. Czasami myślałam o przeprowadzeniu się do większego. Przez moją głowę już nieraz przeszła myśl, by wynajmować pokoje innym Hadesańcom, ale za bardzo ceniłam sobie prywatność i niezależność. Nikt nie sprzątał moich rzeczy, nikt nie wyjadał chleba i nie zajmował łazienki, gdy trzeba było szybko wyjść. Same plusy. Innym pewnie przeszkadzałaby samotność, ale ja już do niej przywykłam. W pokoju zjawił się Euzebiusz, mój pies. Zaczął szczekać, domagając się natychmiastowego wyjścia na dwór. Narzuciłam na ramiona zieloną bluzę, zamknęłam mieszkanie i wybiegłam razem z moim przyjacielem na dwór. Euzeb od razu rzucił się do parku, jeśli można tak nazwać trzy grządki kwiatków, parę drzew, krzewów i trochę trawy. O tej porze, było tu prawie zawsze pusto. Właściwie dziś był pierwszy raz, kiedy o tej porze zobaczyłam tu człowieka, a raczej Hadesańca...
***
Spojrzałam na jego wysportowane i, nawet jak na wampira, wyjątkowo umięśnione ciało. Martwe. W powietrzu wciąż unosił się zapach strachu, zniecierpliwienia i radości - ten ostatni jako jedyny pochodził od mordercy. Powoli jednak wszystkie inne przytłumił zapach śmierci. A skoro można wyczuć jeszcze inne zapachy, oznacza to, że morderstwo miało miejsce całkiem niedawno. Tak niedawno, że zapewne miałam to być ja...
- Nie panikuj, to tylko jeden trup, przecież wiesz, że grasuje tu morderca wampirów. Piotr nie pozwoli, żeby cokolwiek ci się stało. Nie panikuj. Myśl o czymś przyjemnym. Gdzie jest Euzeb? Wracam do domu, zrobię naleśniki.-Zaczęłam się plątać w tym, co mówiłam, choć monologowałam sama do siebie. Starałam się nie bać, gdyż jeśli morderca jeszcze był w okolicy, od razu wyczułby mój zapach i wrócił po mnie... Nie, nie mogłam jeszcze stamtąd pójść. Wzięłam trupa na plecy. Tak, teraz mogłam już iść. Zamknę go w piwnicy, aż nie wróci Piotr i nie potwierdzi, że zabito go tą samą miksturą, co w przypadku innych trupów.
Zabić wampira może tylko jedna substancja. Jej bazą jest ślina wilkołaka i osocze ziemiozioła. Jednak, żeby działała, potrzebny jest jeszcze jeden składnik. Płyn mózgowo-rdzeniowy mianominów, na szczęście,już nie do zdobycia, gdyż mianominy wyginęły podczas Wielkiej Wojny, kiedy to Dzieci Księżyca wybiły całą ich populację, do produkcji tej właśnie mikstury. Jak widać, ów morderca nic sobie z tego nie robił. Znalazł jakiś substytut. Ta nowa... Ela... tak, na pewno Ela. Jej udało się uciec od tego potwora. Wczoraj na zebraniu powiedziała nam, że morderca gotuje wywar w wielkich kotłach, a potem maleńką strzykawką wstrzykuje do, od dawna niedziałającego, wampirzego krwiobiegu, który pod jej wpływem zaczynał na nowo krążyć. To powodowało śmierć wampira.
Wracając do domu z trupem na plecach, starałam się iść szybko, żeby żaden sąsiad mnie nie zauważył. Trudno ukrywać się z wampiryzmem tam, gdzie wiecznie plotkujące babcie z nadmiarem wolnego czasu, śledzą los każdego mieszkańca osiedla, jakby był ich własnym wnukiem. Zamknęłam trupa w piwnicy i wróciłam do domu. Dopiero tam przypomniałam sobie o zacinającym na zewnątrz deszczu. Zaprowadziłam Euzeba do łazienki, żeby wysechł. Sama od razu ściągnęłam mokre ubrania i włożyłam do kosza na brudną bieliznę. Poszłam się przebrać.
Starałam się siedzieć spokojnie i nie myśleć o zwłokach w mojej piwnicy. Patrzyłam w okno, a krople deszczu wydawały mi się zmieniać i układać w dziwne sekwencje, począwszy od napisów i rysunków, a kończąc na postaciach bez twarzy, jakby były one zapisane gdzieś w mojej pamięci, ale zbyt daleko, żebym mogła je zobaczyć wyraźniej. Był to zabójca. Żadne sposoby odwrócenia uwagi nie dawały rezultatu, bo moje myśli cały czas uciekały w stronę zwłok w ciemnej, wilgotnej piwnicy. Z całych sił próbowałam samą siebie przekonać, że telefon do Piotra, nie będzie dobrym pomysłem. Chciałby wtedy natychmiast wrócić, a przecież musiał zostać na zebraniu.
Niestety, moja silna wola, nie była zbyt mocna, mimo treningu przez parę stuleci. Podnosiłam słuchawkę telefonu, by wybrać numer, kiedy rozległ się dźwięk piosenki, pt.: „Sick and destroyed”, Metalliki, który służył mi za dzwonek. Lekko wystraszona dźwiękiem, którego się nie spodziewałam, musiałam przeczekać kilka sekund, by zebrać myśli. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, ale numer był zastrzeżony. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i czekałam na głos, po drugiej stronie.
- Halo...- powiedziałam po kilkunastu sekundach czekania na mojego rozmówcę. Nie musiałam długo czekać na odpowiedź.
- To miałaś być ty... - Usłyszałam głęboki, lekko zachrypnięty, męski głos. - Dziś w parku, czekałem na ciebie, lecz jak widać, nie przyszłaś na czas, jak zwykle. Zastąpił cię ktoś inny, odkładając wypełnienie wyroku, do jutra. I nie dzwoń do swojego Piotra, on i tak ci nie pomoże, a możliwe, że zginiecie oboje. Cieszyłbym się, ale czy nie za łatwa byłaby to zdobycz? Jakże wielką radością byłoby móc patrzeć, jak Piotr szuka cię po wszystkich zakamarkach miasta, sam wpadając w moje sidła, i jak przed śmiercią patrzy na twoje zmasakrowane zwłoki... - Połączenie zostało przerwane. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez pijana_wiatrem dnia Nie 10:24, 07 Mar 2010, w całości zmieniany 10 razy
|
|
|
|
|
|
Invisse
Zły wampir
Dołączył: 19 Lip 2009
Posty: 355 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 17:30, 08 Lut 2010 |
|
Hej,
moment, moment, zamiast prologu masz epilog napisane. Ale to chyba przez przypadek
Zapowiada się niezły kryminał. Tylko tak nagle urwane, akurat, jak się na dobre wciągnęłam
Znalazłam kilka błędów - gdzieś przed myślnikiem nie było spacji, po słowie "jedyne" brakowało przecinka i w tym samym zdaniu był poprzestawiany szyk słów.
Poza tym? Świetnie piszesz
Pozdrawiam i weny życzę,
I. |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
BajaBella
Moderator
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 219 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu
|
Wysłany:
Pon 23:19, 08 Lut 2010 |
|
Ej, podobało mi się. Bardzo ludzka ta twoja wampirzyca, sypia, wychodzi z Euzebem na spacer. Fajnie. Kim jest Piotr pewnie niedługo się dowiemy, ale już intruguje. Zresztą sama głóna bohaterka jest opisana w sposób dość niesamowity. Czułam się tak, jakbym czytała o zwykłej dziewczynie, coż jest wampirzycą, to przecież nic takiego, ja jestem koziorożcem. Na tej zasadzie. Wciąga. Mam nadzieję na ciąg dalszy. I błagam, nie uśmiercaj nie daj Boże Euzebiusza. Oddany, w swej przyjaźni, psiak swej wampirzej pani bardzo mnie ujął.
Pozdrawiam, BB. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
pijana_wiatrem
Wilkołak
Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Sosnowiec
|
Wysłany:
Pon 11:27, 01 Mar 2010 |
|
Przepraszam, ze tak późno. Dodaję już kolejny rozdział, mam nadzięję że wam się spodoba
Beta: coco_chanell
Rozdział II
- Jesteś! - krzyknęłam z balkonu, widząc podjeżdżający samochód Piotra pod moją klatkę. Dzisiejszy dzień był słoneczny i parny, było nawet za ciepło, żeby ruszać się z domu. Mój luby otworzył drzwiczki samochodu i stanął w pełnym słońcu. Był taki piękny… Rozwichrzona, przydługawa blond czupryna, lekko przesłaniała słodkie, bladoszare oczy, jak u Kurta Cobaine`a. Małe, wąskie usta aż prosiły się o złożenie na nich namiętnego pocałunku. Zjechałam oczami niżej, na umięśnioną klatkę piersiową i brzuch, ukryte pod koszulką Rammseina. Na silnie zbudowanych nogach znajdowały się opinające, czarne, choć lekko wyblakłe od słońca, rurki. Mimo upału, na nogach miał czarne glany. Nigdy, nawet podczas moich wielkich namów, nie mógł zrozumieć, że na zebrania powinien jeździć w garniturze. On jednak był zbyt wielkim wielbicielem metalu, żeby choć na chwilę zrzucić glany. Nie mogłam siedzieć bezczynnie w mieszkaniu, więc wybiegłam na zewnątrz i rzuciłam mu się na szyję.
- Tak, tak kochanie. Tylko mnie nie uduś - powiedział ze śmiechem. - Nie mogłem wysiedzieć na tym zebraniu ani sekundy dłużej. Tamte wampiry były kretynami. Chcieli ujawnić Tajemnice Mocy, kilkuset ludziom, żeby zrobić z nich Bank Krwii. A co, jeśli nie powstrzymaliby się i komuś coś chlapnęli? Nie, nie... nawet nie chcę o tym myśleć. Zresztą, mam ważniejsze sprawy na głowie.
Gdy skończył mówić, wziął mnie na ręce i pobiegł do mieszkania. Przechodząc przez próg, poczułam się jak panna młoda. Nie zdążyłam jednak długo o tym myśleć, ponieważ mój narzeczony rzucił mnie na materac, włączył w odtwarzaczu płytę "Liebe is fur alle da" Rammsteina i natychmiast zajął mnie innym, równie absorbującym, zajęciem. Całował mnie delikatnie, jakbym była płatkiem śniegu. Po chwili oboje nie mogliśmy wytrzymać i w szale zaczęliśmy zrzucać z siebie ubrania, jęcząc coraz głośniej. Nareszcie miałam go blisko i czułam się jak najszczęśliwsza kobieta pod słońcem.
Usłyszeliśmy walenie miotłą w kaloryfer, co znaczyło, że pan Miecio, mój sąsiad, daje nam znać, iż jesteśmy za głośno. Zachichotaliśmy i przytuliliśmy się do siebie.
Gdy tylko nasze oddechy wróciły do normy, przytulił się do mnie. Leżeliśmy tak, napawając się swoją obecnością w ciszy. Tak bardzo za nim tęskniłam, że nie wiedziałam nawet co powiedzieć. Na rozmowę przyjdzie jeszcze czas. Nie widziałam go przecież cały tydzień - odkąd wyjechał na zebranie Szefów Zgromadzeń. Tak to jest, gdy na męża wybrało się najprzystojniejszego i najinteligentniejszego wampira na Śląsku, a może nawet i pod słońcem.
Nie wyobrażałam sobie naszego ślubu, choć ceremonia miała się odbyć już za miesiąc. Od roku, osiedlowe babcie nie miały innego tematu do plotek. Na ślub zgodziłam się tylko z ich powodu. Mieszkając na kocią łapę, bylibyśmy głównym tematem codziennych pogawędek, a wtykając nos w nasze sprawy, mogłyby dowiedzieć się za dużo. Dlatego zdecydowaliśmy, by do czasu ślubu, mieszkać osobno.
***
Czy ten zabójca musiał pojawić się akurat teraz, kiedy zbliża się najpiękniejszy okres w moim życiu? Gdy nareszcie będę mogła spokojnie żyć, jako żona i matka? Kiedy powinnam być spokojna o swoją przyszłość? Ale nie jestem!
Jeżeli cokolwiek stałoby się Piotrowi, nie darowałabym sobie tego do końca życia.
Wiedziałam, że moim obowiązkiem było powiedzenie mu, o trupie w piwnicy. Jako szef musiał wiedzieć. Nie opowiedziałam tego nawet Krystianowi, naszemu "policjantowi", próbującemu rozwiązać tą zagadkę kryminalną.
A może nie powinnam mu mówić? Miał tyle spraw na głowie... Szczególnie teraz. A poza tym, pewnie był zmęczony...
Ale jak nie teraz, to kiedy?
- Kochanie... – zaczęłam, bardzo niepewnie. – Muszę ci coś powiedzieć.
- Czy to ma coś wspólnego z naszym ślubem?
- Nie.
- To może powinno zaczekać do jutra? Nie zając, nie ucieknie.
- Nie może poczekać. - Jutro może być już za późno, dodałam w myślach.
- Tak więc... słucham cię kochanie. - Usiadł naprzeciwko mnie po turecku, złapał mnie za rękę, jakby chciał mi dodać otuchy, a drugą dłonią błądził gdzieś po mojej szyi.
- Tak więc... - Odetchnęłam głęboko. – Jest kolejny trup. Znalazłam go dwa dni temu w parku i zaniosłam do mojej piwnicy. - Powiedziałam szybko z nadzieją, że może nie zrozumie. Zerwał sie gwałtownie z miejsca.
- Czemu nie powiedzialaś mi wcześniej? Jak to się stało? Kiedy dokładnie? Widziałaś kogoś? A może ktoś widział ciebie? - wykrzykiwał pytania, miotając się po całym domu. Nie wiedziałam co robić.
Starałam się nie myśleć o tym wszytkim, ale nic nie mogło powstrzymać mojego płaczu. Ukochany, gdy tylko wyczuł słony zapach moich łez, uspokoił się, usiadł koło mnie i delikatnie mnie przytulił.
- Wystraszyłem cię, Anielko? - zapytał niepewnie. W odpowiedzi przecząco pokiwałam głową, jednak Piotr chyba tego nie zauważył. - Nie chciałem, naprawdę. Nic ci się nie stanie. Będę czuwał nad twoim bezpieczeństwem dniem i nocą, cały czas pilnując, by nikt się do ciebie nie zbliżył. Obiecuję, że w przyszłym roku, na wyborach, choćby mnie błagali na kolanach, nie zgłoszę swojej kandydatury. Będziemy spokojnie mieszkać i wychowywać nasze dzieci. A teraz opowiedź mi wszystko powoli i spokojnie.
- Tak więc, było to cztery dni temu. Lało. Poszłam z Euzebkiem do parku i wtedy go zobaczyłam. Musiał zginąć niedawno, ponieważ dało sie wyczuć jeszcze inne zapachy, oprócz śmierci. A teraz lepiej już chodźmy do piwnicy, zanim jakaś sąsiadka zauważy tego trupa i postanowi zadźwonić na policję - powiedziałam z uśmiechem, ścierając wierzchem dłoni, łzy z policzków. Postanowiłam nic nie mówić o tamtym telefonie.
Wzięłam klucze i zbiegliśmy na dół. Nie mogłam otworzyć kłódki, ponieważ ręce trzęsły mi się, jakbym miała Altzheimera. Kiedy upadły mi klucze, on podniósł je i sam otworzył kłódkę. Mimo ciemności panującej w piwnicy, widziałam dobrze twarz ukochanego, zmieniającą sie w miarę wpatrywania w trupa.
- To Michał, syn Marka - powiedział drżącym głosem. - Marek wysyła go jedynie, jeżeli ma coś ważnego do przekazania. Tylko czemu czatował w parku na ciebie, a nie w moim mieszkaniu, do którego ma klucze?
- Nie wiem – odparłam, zgodnie z prawdą. - Kim jest Marek?
- SZ* w Warszawie. Widocznie miał nam coś ważnego do przekazania...
nam, albo tobie.
Nie byłam pewna, co powiedzieć. Czego mógł ode mnie chcieć SZ Warszawy? Bałam się... Ten zabójca musiał wiedzieć, kim jest jego ofiara. Działał tak, jak myślałam. Początkowo zabijał przypadkowe osoby, żeby zwrócić na siebie uwagę. Potem, coraz to bliższe memu sercu, i coraz bliżej mojego mieszkania... Coraz bliżej Piotra. Bo to o niego chodzi. On jest SZ.
Piotr wyszedł. Obiecał, że przyjdzie jutro wieczorem, na kolację. Wziął trupa ze sobą, by zawieść go do Sylwii, naszego patologa. Trzeba zbadać, czy to ta sama trucizna, Chociaż ja byłam tego pewna. Wracając z piwnicy, otworzyłam skrzynkę na listy. Zgarnęłam wszystko, co sie w niej znajdowało i poszłam na górę. Weszłam do domu, listy rzuciłam na szafkę z książkami, z której wzięłam opasłe tomisko i zaczęłam czytać.
***
Za oknem było już ciemno. Siedziałam na materacu, jedząc pyszną, wegetariańską lasagnię, popijając ją spokojnie czerwonym winem. Obok mnie siedział Piotr. Widziałam, jakim wzrokiem na mnie patrzył. Wiedziałam, na czym spędzimy dzisiejszą noc. Czułam to. Było tak miło i spokojnie… Piotr odłożył kieliszek i spojrzał na mnie. Położył mnie bardzo delikanie na łóżku i przejechał ustami po mojej szyi. Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Nie otwieraj - wymruczał mi do ucha.
Nie miałam zamiaru otwierać. Usłyszałam ciche chrobotanie klucza i kroki, jednak nie byłam pewna, czy to czasem nie wino uderzało mi do głowy. Piotr niczego nie zauważył.
Usłyszałam krzyk Piotra i poczułam jak jego ciało wiodczeje na moim. Przyciskał mnie całym ciężarem ciała. Nie mogłam oddychać, dusiłam się. Wtedy ciemna postać bez twarzy, zrzuciła ze mnie ukochanego i stanęła nade mną z wielką strzykawką.
- Teraz twoja kolej. – Usłyszałam ten sam, głęboki, lekko zachrypnięty, męski głos. Słyszałam, jak się cieszył, jak śmiał mi się prosto w twarz. To nie był wilkołak. To był człowiek. Jakiś dobrze mi znany człowiek...
***
Obudziłam się zlana potem. Na szczęście to był tylko sen. Spojrzałam na zegarek. Była dopiero 17:38. Poszłam wziąć prysznic, napawając się spokojem i moim ulubionym, wiśniowym żelem pod prysznic.
Kiedy wyszłam, poszłam do mahoniowej kuchni. Kuchnia była jedynym pomieszczeniem, którego jeszcze nie remontowałam. Meble, kafelki, farbę na ścianach, podłogę… Dosłownie wszytko wybierał pierwszy właściciel mieszkania. Duże okno oświetlało stary, ozdobny stół, mahoniowe szafki i czarno - białe kafelki za nimi, takie same jak na podłodze. Reszta ścian miała kolor ciepłego złota. Wyciagnęłam zeschnięty chleb z aluminiowego chlebaka, posmarowałam masłem i rzuciłam plasterek sera.
Razem z kanapką i ciepłą, miętową herbatką, poszłam na mój ukochany materac. Po drodze zgarnęłam listy.
Jak zwykle, mnóstwo reklam. Rachunek za wodę, prąd, gaz oraz mieszkanie. Kolejne reklamy… Na samym spodzie stosu, znajdowała się ozdobna koperta, wypisana szmaragdowym tuszem, przez wprawną w kaligrafii rekę. Z zaciekawieniem otworzyłam list. Razem z nim wypadł dziwny wisiorek z malinowym kamieniem na końcu.
Droga Anielo Wisłocka!
Wiem, że nigdy się nie widzieliśmy, ale znam Cię dobrze. Twój ojciec, przed śmiercią, był moim najleprzym przyjacielem. I tak samo jak Twój narzeczony, Piotr, był Szefem Zgormadzenia na Śląsku. Dlatego proszę Cię, jeżeli nie chcesz, by Piotr zginął tak jak Twój ojciec, nic mu nie mów o tym liście.
Zabójca nie jest wilkołakiem. Jest człowiekiem. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak dobrze Ci znanym. Nie mogę powiedzieć nic więcej, sama musisz sobie poradzić z rozwiązaniem tej zagadki. Jak widzisz, próbowałem Ci to powiedzieć przez Michała, ale zabójca był szybszy. Nie chcę ryzykować, mimo, że bardzo chciałbym Ci pomóc. W kopercie jest Kamień Mocy. Jest to pamiątka po Twoim ojcu. Twoja matka prosiła mnie, żebym Ci go dał w razie potrzeby. Noś go zawsze przy sobie. W obliczu niebezpieczeństwa, lekko się rozgrzeje. Będzie chronił Ciebie i Piotra przed wszytkim.
Dbaj o siebie i o Piotra. Pamiętaj, nic mu nie mów.
Szef Zgromadzenia
Społecznego Miasta Warszawy
Najleprzy przyjaciel Twego ojca
Marek
Moi rodzice... Zmarli obydwoje. Najpierw ojciec, potem matka. Byłam bardzo mała. Nic mi wtedy nie mówiono. Trafiłam pod opiekę Sylwii, dopóki nie byłam w stanie sama się utrzymać. W wieku osiemnastu lat, wyprowadziłam się od niej i wprowadziłam się na dość spore osiedle na Zagórzu w Sosnowcu.
Moi rodzice... Po przeczytaniu listu, przez chwilę zamarłam, potem padłam na poduszkę, zanosząc się spazmatycznym płaczem... Ostatnio coraz częściej płakałam, i to całkiem bez powodu.
Usnęłam, a gdy się obudziłam, był już ranek. Było mi strasznie niedobrze. Poszłam do łazieki i zwymiotowałam. Pewnie się czymś zatrułam. Pójdę dziś do Sylwii, zbada mnie i powie, co się dzieje. Wzięłam telefon i wybrałam numer.
- Hej Sylwia... Tak, chciałabym się umówić na dziś.... Nie, nic mi nie jest, po prostu źle się czuje, a za trzy tygodnie ślub i nie chcę się rozchorować, chyba rozumiesz... Ale jak to masz dziś już zajęte terminy? - zapytałam, znowu prawie płacząc. Sylwia to usłyszała. - Nie, naprawdę nic mi nie jest, po prostu mam zły humor i ciągle płaczę... Dobrze, będę dziś o pietnastej... Do zobaczenia i dziękuję.
Rozłączyłam się i znowu zaczęłam płakać.
* Szefem Zgromadzenia (skrót, który będzie używany) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez pijana_wiatrem dnia Nie 10:40, 07 Mar 2010, w całości zmieniany 4 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|