|
Autor |
Wiadomość |
madam butterfly
Dobry wampir
Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 576 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 126 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piernikowej chatki
|
Wysłany:
Nie 20:18, 06 Gru 2009 |
|
Cieszę się, że spodobała się Wam 'maleńka'. Długo nad nią myślałam, bo to określenie będzie przewijać się często przez GM. A maleńka pasuje mi do południowca, więc... ^^
Oddaję Wam w ręce część dwunastą, ponownie bez bety bo nie miałam dzisiaj czasu wejść na gadu i Pernix pewnie mnie za to zabije, ale chciałam Wam już to przekazać. Tak więc, za wszystkie błędy przepraszam, enjoy.
Dedykuję Pernix, co by mnie nie zabiła i AngelsDream, co by mi płodziła takie piękne komentarze ^^
Rozdział XII
Nie powstrzymasz sygnałów
Rozłączyłam się, ale nie wypuściłam telefonu z ręki. Czułam, że dopóki go trzymam, połączenie tak naprawdę nie zostało zerwane, a Jasper wciąż gdzieś tam był.
Jego ostatnia „maleńka” zdołała przywrócić do życia mój nadpobudliwy żołądek i odegnała łzy. Ściskając telefon lewą ręką, zakryłam oczy prawą, jak gdyby to miało pomóc mi zrozumieć reakcję na to, co właśnie się wydarzyło.
To była całkowicie niewinna rozmowa. Opowiedziałam mu o swoim dniu, on opowiedział mi o swoim. Szeptaliśmy z oczywistych powodów. Po prostu dwoje przyjaciół rozmawiających wieczorem.
Zdaje mi się, że ta dama przyrzeka za wiele.* Kwestia z Hamleta wskoczyła do mojej głowy. Och! Musiałam przestać myśleć i spróbować zasnąć.
W końcu jednak zasnęłam i po raz pierwszy od dłuższego czasu coś mi się przyśniło. Po przebudzeniu nie pamiętałam większości snu, ale jeden obraz utkwił mi w pamięci, podczas gdy inne zbladły. Jasper, ubrany w białe spodnie i rozpiętą, białą koszulę, wysoki i wspaniały stał na skraju lasu, otoczony blaskiem południowego słońca. Za nim, na gałęzi drzewa, znajdowała się ogromna śnieżna sowa, która rozpościerała skrzydła, sprawiając, że Jasper wyglądał jak piękny, migoczący anioł.
Obudziłam się, wciąż przyczepiona do aparatu telefonicznego, natychmiast przypominając sobie wczorajszą rozmowę i moją obietnicę, by znaleźć sposób na spotkanie z nim. Myślałam o tym biorąc prysznic i przebierając się, ale nic nie przyszło mi do głowy. Nie był tajemnicą fakt, że straszny ze mnie kłamca.
Zeszłam do kuchni z lękiem. Ku mojemu zaskoczeniu, potrzeba zobaczenia Jaspera była równie silna, co jego potrzeba zobaczenia mnie. Musiałam wpaść na jakiś całkowicie niewinny powód, dla którego mogłabym wyjść dziś z domu, ale biorąc pod uwagę fakt, jak oczywiste były moje uczucia w oczach innych, Charlie przejrzałby mnie na wylot w momencie, w którym otworzę usta.
- Dobry, tato – rzuciłam do Charliego, który czytał właśnie niedzielną gazetę.
- Dobry, Bells. - Sprawiał wrażenie zaabsorbowanego artykułem i ledwie na mnie spojrzał. Wyjęłam miskę i nasypałam do niej płatków śniadaniowych. Nie zaczęłam rozmowy, dochodząc do wniosku, że im mniej powiem, tym lepiej.
Dzięki Bogu, Charlie bardzo ułatwił mi sprawę. Po przeczytaniu całego artykułu, złożył gazetę i powiedział: - Idę dzisiaj do Harry'ego Clearwatera zobaczyć mecz. Chciałabyś pójść ze mną? Jake będzie tam prawdopodobnie ze znajomymi, a Harry ma córkę w twoim wieku.
Łał! Musiałam kopnąć się w kostkę, by uwierzyć, że nie śnię. Czy to mogła być prawda? Czy mogłam spotkać się z Jasperem bez zmyślania żadnych historyjek?
- Nie, dzięki tato. Wiesz, że nie ekscytuje mnie oglądanie sportu, a z Jake'iem spędziłam wczoraj cały dzień i jestem przekonana, że przydałaby mu się przerwa. Poza tym, mam zadanie do odrobienia na jutro.
- Cóż, w porządku. Wyjeżdżam gdzieś za pół godziny. Żona Harry'ego, Sue, przygotuje obiad, więc nie musisz się tym martwić. Chcesz, żebym ci coś przywiózł?
Naprawdę, to było zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe. Cały dzień wolny i nie musiałam nawet gotować? Mogłabym spędzić cały ten czas z Jasperem. Prawie podskoczyłam na krześle z podekscytowania.
- Pewnie tato, byłoby miło, jeśli nie będzie miała nic przeciwko temu.
- Coś ty, w meczowe dni Sue robi tyle jedzenia, że można by nakarmić całe wojsko.
- Świetnie – powiedziałam, po czym połknęłam łyżkę płatków, by powstrzymać się od potencjalnego, rozemocjonowanego bełkotu.
- No dobrze. Jesteś pewna, że poradzisz sobie tutaj sama?
Kiwnęłam głową, nie ufając sobie na tyle, by się odezwać.
Charlie wrócił do lektury gazety. Jadłam powoli śniadanie, zastanawiając się, czy mogłam jeść miskę płatków przez pół godziny. Im mniej mówiłam do wyjazdu Charliego, tym lepiej. Skończyłam posiłek szybciej, niż przypuszczałam, więc zajęłam ręce zmywaniem i wycieraniem brudnych naczyń. Czas wlókł się niemiłosiernie, ale w końcu Charlie ponownie złożył gazetę.
- W porządku, Bells, będę uciekał. Numer Harry'ego jest na lodówce, gdybyś czegoś potrzebowała.
- Wiem, tato. Poradzę sobie.
Kiedy usłyszałam oddalający się dźwięk radiowozu, skoczyłam na górę i złapałam telefon. Szybko wykręciłam numer z pamięci. Ponownie odebrał po pierwszym sygnale.
- Nie możesz przyjść – powiedział posępnie.
- Co? Nie! Od kiedy stałeś się takim pesymistą? Mogę przyjść, co więcej, mogę zostać praktycznie cały dzień. Charlie pojechał oglądać mecz ze znajomymi z LaPush. Wróci dopiero po obiedzie.
- Jak szybko możesz tu dotrzeć?
- Tak szybko, jak pozwoli mi na to furgonetka.
Podczas jazdy do jego domu naprawdę przyspieszyłam do maksimum. Na szczęście, niedzielny korek był niewielki i dotarłam tam w rekordowym czasie. Czekał na mnie na werandzie, ubrany w spodnie khaki i kremowy sweter. Opierając się obiema rękami o poręcz, wyglądał niczym zjawiskowy model. Mój oddech przyspieszył. Cholera! Miałam nadzieję, że jego zdolności wyjechały na urlop i nie wyczuł tej dziecinnej reakcji.
Otworzyłam drzwi furgonetki i wyszłam powoli, nagle niepewna, czy wejść do środka. Chciałam, by na mój widok był szczęśliwy, nie mogłam tego zepsuć, czując coś nieodpowiedniego.
Spotkał mnie u podnóża schodów - umyślnie szedł w moją stronę, by zmniejszyć dystans między nami, dopóki nie znaleźliśmy się w odległości kilku kroków od siebie. Zawahał się, niepewny, czy powinien podejść bliżej. Posłałam mu uśmiech.
- Robisz ogromne postępy, Jasper! To świetnie.
Uśmiech rozjaśnił jego twarz.
- Jest mi coraz łatwiej.
Weszliśmy do domu, Jasper podążał za mną. Rozgościłam się na sofie, a on powielił moje ruchy, siadając w odległości dwóch stóp.
- Mamy cały dzień. Co chcesz robić?
Wyglądał na delikatnie zdenerwowanego.
- Nie spodziewałam się, że będziemy mieli tyle czasu. Właściwie to nic nie zaplanowałem.
Roześmiałam się.
- W porządku, nie musimy zachowywać się tak oficjalnie. Co ty na to, że dzisiaj poznam cię trochę lepiej? Czuję, że do tej pory rozmawialiśmy tylko o mnie, ale wciąż nie wiem nic o tobie. Chciałabym poznać prawdziwego Jaspera Hale'a.
Jego uśmiech zniknął. Zmarszczyłam brwi, zdezorientowana.
- Co? Co takiego powiedziałam?
- Edward nic ci o mnie nie wspominał? - zapytał.
Pokręciłam głową.
- Niewiele, tylko tyle, że nie zostaliście stworzeni przez Carlisle'a. Powiedział, że wasze wampirze rodziny były inne. Jak mniemam, nie były wegetarianami.
Jasper uniósł brwi ze złości.
- Nie, Bello, nie były wegetarianami. Naprawdę nie lubię rozmawiać o mojej wampirzej przeszłości, ale zasługujesz na to, by poznać całą prawdę i pewnego dnia, obiecuję, podzielę się nią z tobą. Chodzi o to, że nie chciałbym popsuć dzisiejszego dnia poprzez wywlekanie na wierzch moich najmroczniejszych wspomnień. Jednak z chęcią opowiem ci wszystko, co pamiętam z mojego ludzkiego życia. Wystarczy ci to na obecną chwilę?
Nie odezwałam się, po prostu kiwnęłam głową na znak zgody. Wyczuwałam w nim smutek i niepewność - wiedziałam, że jakaś jego część obawiała się, że świadomość o wampirzej przeszłości wpłynie na moją opinię o nim. Chciałam go zapewnić, że nic nie jest w stanie tego zrobić, ale nie mogłam zmuszać go do powiedzenia mi niczego, jeśli nie był jeszcze gotowy.
- Po pierwsze, nie nazywam się Jasper Hale. Mam na imię Jasper Withlock. - Jasper zagłębił się w swoją historię. Opowiedział mi o dorastaniu w Houston na tyle, na ile pozwalała mu jego pamięć, o jego rodzinie, o wstąpieniu do Armii Konfederatów pomimo jego młodego wieku, o kolejnych awansach i zostaniu najmłodszym majorem w Teksasie.
Chociaż jego wspomnienia z ludzkiego życia były tylko szkicami, opowiadał o nich w sposób, który wypełnił wszystkie szczegółowe braki. Tak, jakby oprowadzał mnie po impresjonistycznym malarstwie, podczas gdy oboje staliśmy odrobinę za blisko obrazu, by zobaczyć pełny efekt zamierzony przez artystę. Piękno całości mogło się zagubić, ale pociągnięcia pędzlem, które widzieliśmy, wciąż były fascynujące.
Podczas słuchania wyobrażałam sobie ludzkiego Jaspera – najpierw małego chłopca, potem młodego mężczyznę, ubranego w wojskowy mundur, używającego wciąż ludzkiej charyzmy do kierowania żołnierzami, których miał pod sobą.
- Nie mogę uwierzyć, że byłeś tam przed wojną secesyjną – powiedziałam w całkowitym osłupieniu. - Tak wiele przeżyłeś.
Jasper się skrzywił.
- Moje życie, jeśli można to tak nazwać, nie było proste i zrobiłem wiele rzeczy, z których nie jestem dumny, wszystkie po mojej przemianie w wampira. Próbowałem trzymać się majora Whitlocka, bo on niczego nie żałował.
Skończył opowiadać swoją historię, siedzieliśmy przez chwilę w ciszy. W końcu postanowiłam ją przerwać:
- W porządku, majorze Jasperze Whitlock, wciąż mamy dużo czasu. Co będziemy robić? Chcesz zobaczyć film, pooglądać telewizję, posłuchać muzyki – zgodzę się na wszystko.
Jasper przekrzywił głowę i spojrzał na mnie, jak gdyby oceniając moją reakcję na niewypowiedzianą sugestię.
- Kojarzysz serial Firefly?** - zapytał. Potrząsnęłam głową. - Nigdy nie potrafiłem zachęcić nikogo to oglądania tego ze mną, ale czuję, że tobie się spodoba.
Wzruszyłam ramionami. Nigdy nie przepadałam za serialami lub filmami, bo też rzadko je oglądałam. Byłam jednak ciekawa, jakie upodobania miał Jasper.
- Czy to o owadach? - zapytałam. - Nie jestem najlepszą przyjaciółką owadów.
Roześmiał się.
- To z pewnością nie jest o owadach. Zobaczysz.
Z wampirzą prędkością przeniósł się do szafek, w których Cullenowie trzymali swoją kolekcję DVD i wyciągnął brązowe pudełko, zawierające najwyraźniej więcej niż jedną płytę.
- Nie martw się, Bello. Nawet, jeśli pokochasz ten serial, nie zobaczymy dzisiaj całości. Być może tylko odcinek pilotażowy.
Kiwnęłam głową. Dopóki miałam pewność, że dotrę do domu na obiad, nie obchodziło mnie, czy spędzimy przed telewizorem resztę dnia.
Jasper wstąpił do kuchni i przyniósł moje ulubione chipsy i napój. Podziękowałam mu, po czym zaczęliśmy oglądać.
Serial wciągnął mnie od pierwszego momentu i bardzo szybko zorientowałam się, dlaczego był jednym z ulubionych seriali Jaspera. Historia o niespokrewnionych ze sobą dezerterach, żyjących na obrzeżach społeczeństwa, pod każdym względem funkcjonujących jak rodzina, była niemalże idealnym odzwierciedleniem Cullenów. Jasper, oczywiście, był kapitanem Malem Reynoldsem – byłym buntowniczym banitą z sercem ze złota. Emmett i Jayne byli jak dwie krople wody. Edward z całą pewnością mógłby odgrywać doktora Simona Tama, a Carlisle byłby Shepherdem Bookiem. Kobiece postacie był dobrane trochę gorzej. Mimo to, River Tam mogła zostać stworzona na wzór Alice, a Inara miała piękno Rosalie, w dodatku dużo lepszą osobowość. Pokochałam od pierwszego wejrzenia ten westernowy świat science-fiction, gdzie ludzie mówią z dziwnym akcentem, używając naprzemiennie angielskiego i chińskiego.
Od czasu do czasu spoglądałam na Jaspera po to, by zobaczyć, że on też właśnie na mnie patrzy. Wiedziałam, że czuł moje zainteresowanie programem i cieszył mnie widok ukontentowania, który pojawił się na jego twarzy tylko dlatego, że mógł pokazać mi ten serial. Dzień okazał się całkiem udany.
Skończyliśmy oglądanie wszystkich odcinków z pierwszej płyty i niechętnie zgodziłam się na zakończenie seansu, gdy Jasper uświadomił mi, że nasz wspólny czas jest ograniczony. Znów wyglądał na poddenerwowanego, więc zaczęłam się zastanawiać, co tym razem go poruszyło.
- Bello, pamiętasz coś z naszej wczorajszej rozmowy?
- Mmm – mruknęłam wymijająco i spojrzałam w dół na sofę, chcąc ukryć rumieniec, który pojawi się na pewno, gdy zacznę zbyt intensywnie myśleć o tym, co i w jaki sposób powiedział.
- Czy chciałabyś... - zawahał się. Naprawdę był zdenerwowany. - Chciałabyś otworzyć swój prezent?
Nie mogłam się powstrzymać przed spojrzeniem na niego. Zeszłej nocy powiedział, że to nic wielkiego, ale sposób, w jaki się teraz zachowywał, sprawił, że prezent wydawał się ważny. Znając skłonności jego rodziny do ekstrawagancji, zmartwiłam się.
- Jasper, wiesz, jak bardzo nienawidzę tych rzeczy – wyjęczałam mocniej, niż zamierzałam.
- Wiem. - Wyglądał tak, jakby został właśnie surowo ukarany, co z pewnością nie było prawdą. Prawie zrobiło mi się go żal. Może powinnam była zobaczyć, co to za prezent, zanim zrobiłam z tego nie wiadomo jaką aferę.
- Okej, spróbuję z całych sił nie być psują. Doceniam to, że o mnie pomyślałeś i mam nadzieję, że nie kłamałeś, gdy mówiłeś, że to nic wielkiego.
- Serio, Bello, to nic wielkiego i tak naprawdę to prezent zarówno dla ciebie jak i dla mnie.
Sięgnął do stolika za nim i chwycił obwiązane kokardą pudełko, które wcześniej umknęło mojej uwadze. Podał mi je, zawstydzony.
- To pudełko z pokrywką, żadnego papieru.
Wyszczerzyłam się.
- Dobrze kombinujesz.
Pudełko było malutkie, więc patrzyłam na nie z niepokojem. Pamiętałam powiedzenie, że najlepsze rzeczy znajdują się w najmniejszych opakowaniach, ale z mojego doświadczenia takie rzeczy były zazwyczaj niesamowicie drogie, co było ostatnią rzeczą, jakiej chciałam.
- Otwórz je, Bello. Proszę.
Niechętnie zsunęłam kokardę i podniosłam pokrywkę. W środku znalazłam uroczy, malutki telefon z klapką. Spojrzałam na Jaspera zszokowana.
- Komórka, Jasper? Mówiłeś, że to nic wielkiego!
- Bo to nic wielkiego. Właściwie, to jeden z mniejszych modeli.
- Nie o to mi chodziło, Jasperze Withlock, i, do cholery, doskonale o tym wiesz. Nie mogę tego przyjąć.
Jego twarz posmutniała.
- Bello, przyrzekam, że to nic takiego. Dodałem twój numer do mojego aktualnego planu taryfowego, więc koszty rozmów i miesięczny abonament są niewielkie. W ten sposób możesz skontaktować się ze mną kiedy tylko zechcesz. W dodatku będziemy mogli rozmawiać w nocy tak długo, jak tylko chcemy, bez blokowania twojej domowej linii.
Przemyślałam wszystkie zalety jego argumentów i zrozumiałam, że nie grał fair. Myśl, że będę mogła rozmawiać z nim w nocy, być może nawet usnąć przy dźwięku jego głosu, była niesamowicie kusząca.
- Ale, Jasper, to będzie kosztować fortunę!
Machnął ręką lekceważąco.
- Rozmowy między naszymi numerami są darmowe. I mam wystarczająco dużo dodatkowych minut, które możesz wykorzystać na rozmowy z innymi.
- Nie. Jeśli mam to przyjąć, będę dzwoniła tylko do ciebie.
- Nie doczekasz się ode mnie sprzeciwu, maleńka.
Szlag. Czy on znów wypowiedział to słowo swoim topiącym lodowce, seksownym głosem? Jak, do diabła, miałam reagować racjonalnie, kiedy mówił w taki sposób? Byłam całkowicie wzburzona.
- Więc jak sądzisz? W porządku?
Nie miałam żadnych dobrych argumentów. A pokusa nocnej rozmowy była zbyt wielka.
- W porządku. Dziękuję! - Wiedziałam, że podejmuję ryzyko, ale nie potrafiłam się powstrzymać. Sięgnęłam po jego dłoń i ścisnęłam ją z wdzięcznością. Jego skóra była zimna, nie odsunął jednak twardej ręki. Wyglądał na zszokowanego, zarówno naszym fizycznym kontaktem, jak również moją bliskością. Szybko puściłam jego rękę i zajęłam poprzednią pozycję, przerażona faktem, że mogłam naruszyć cienką granicę nad którą pracował cały tydzień. Powinnaś pomyśleć, zanim coś zrobisz, Bello!
Gapił się na swoją dłoń, dotykając jej drugą, jak gdyby chciał sprawdzić, czy jeszcze istnieje. Potem spojrzał w odwrotnym kierunku, naumyślnie unikając mojego wzroku. Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale przerwał mi, zanim zdążyłam dojść do słowa.
- Nie przepraszaj, Bello. Jestem cały. TO jest w porządku. Po prostu wzięłaś mnie z zaskoczenia.
- Wiem, nie myślałam. Ja...
- Czy ja ci właśnie nie powiedziałem, że masz nie przepraszać? - zapytał, ale jego uśmiech dał mi do zrozumienia, że drażni się ze mną. W odpowiedzi uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
- Dzięki, Jasper, naprawdę. To jeden z bardziej przemyślanych prezentów, jakie kiedykolwiek otrzymałam. Jest doskonały.
Wyszczerzył się, najwyraźniej zadowolony z mojej reakcji.
- Wprowadziłem tam już mój numer, więc aby do mnie zadzwonić, musisz przytrzymać jedynkę. Dom masz pod dwójką, a komisariat pod trójką. Dołączyłem też ładowarkę i polecałbym ci podłączenie komórki do prądu jeszcze przed nocną rozmową, w razie gdybyś zasnęła w trakcie. Nie chciałbym, żeby bateria rozładowała się i przerwała nasze połączenie. Mam dla ciebie także zestaw słuchawkowy – żebyś miała wolne ręce.
O, Boże, będę wiecznie płonąć w piekle. Byłam pewna, że jego komentarz był niezaprzeczalnie niewinny, ale kierunek moich myśli, kiedy wspomniał o wolnych rękach, musiał wywołać niewiarygodne rumieńce. Wydawał się być zagubiony.
- O co chodzi? Powiedziałem coś nie tak?
- Nie – odpowiedziałam, gramoląc się z kanapy. - Muszę skorzystać z toalety. - Pobiegłam co sił do ubikacji i schowałam się za drzwiami niczym tchórz, jakby to miało powstrzymać go przed odczytaniem moich emocji. Puściłam zimną wodę i spryskałam nią twarz, potem polałam pulsujące punkty na nadgarstkach. Naprawdę musiałam zrobić coś, co trzymałoby te idiotyczne myśli i obrazki z dala od mojej głowy. Zachowywałam się jak niewyżyty, napalony nastoletni chłopak. To było całkowicie nieodpowiednie.
Użyłam toalety jako wymówki, ale kiedy się w niej znalazłam, zrozumiałam, że faktycznie potrzebuję chwili dla człowieka. Byłam wdzięczna za wszystkie ludzkie środki znajdujące się w pomieszczeniu, takie jak mydło czy papier toaletowy. Gdy skończyłam, umyłam ręce i poprawiłam włosy zanim wróciłam do salonu.
- Wszystko w porządku? - zapytał, obserwując mnie z zaciekawieniem.
- Tak – odpowiedziałam z nadzieją, że zabrzmiało to tak lekko, jak planowałam. - Co teraz robimy?
Resztę dnia spędziłam na obserwowaniu Jaspera wygrywającego ze mną w szachy, warcaby i scrabble. Największe sukcesy osiągałam przy tym ostatnim, chociaż nigdy nie potrafiłam ułożyć tak dobrych literowych kombinacji, co on. Nic w tym dziwnego, nie miałam całego słownika Webstera wykutego na pamięć. Serio!
Zbyt szybko nadszedł koniec dzisiejszego dnia. Spakowałam telefon i akcesoria do torby, podziękowałam ponownie Jasperowi, po czym ruszyłam do samochodu.
- Nie zapomnij zadzwonić dziś w nocy! - krzyknął, gdy wyjeżdżałam z podjazdu.
* Hamlet, Akt III, scena II, tłum. Józef Paszkowski
** Firefly, serial amerykański kręcony w latach 2002-3
Za komentarze wysyłam mikołajkowe wersje Waszych ulubionych zmierzchowców. To znaczy w wielkiej, czerwonej skarpecie. Nagich. Kompletnie
Ave, Motyl. |
Post został pochwalony 2 razy
|
|
|
|
|
|
DaFi
Nowonarodzony
Dołączył: 08 Lip 2009
Posty: 13 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Nie 20:54, 06 Gru 2009 |
|
Świetny rozdział. Z resztą jak zawsze. Jasperowi idzie coraz lepiej.
Fajnie, że on i Bella są w sumie coraz bliżej.
Pewnie Jazz nie może się doczekać rozmowy w nocy z Bellą, a ja na nią z niecierpliwością czekam. :)
Ogólnie wszystko jest bosko i słodko !!!
Dzięki temu ff bardzo polubiłam postać Japsera, za co Ci dziękuję.
Czekam na następny rozdział i mam nadzieję, że pojawi się tak szybko jak ten |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Nie 20:55, 06 Gru 2009 |
|
Kochana, za co miałabym Cię zabić, no wiesz. :p
Dziękuję za dedykację, jeśli coś wypatrzę to wyślę Ci info na PW, ale ja i tak nigdy nie miałam wiele roboty z Twoim tłumaczeniami, więc pewnie jest bardziej niż przyzwoicie. Jedenastkę przeczytałam wcześniej, a za ten rozdział wezmę się później i wówczas zedytuję posta, by skomentować.
Tymczasem idę pooglądać coś z lubym. :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
dotviline
Wilkołak
Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Nie 22:20, 06 Gru 2009 |
|
Hey Motylku!
Dziękuję serdecznie za najpiękniejszy mikołajkowy prezent :*
Lepszego nie mogłam sobie wymarzyć.
GM to moje ukochane opowiadanie. Na równi stoi chyba tylko P.S. Zaufaj mi... :)
M. jesteś niesamowita, wspaniała i kochana! Może się już powtarzam, ale składam Ci pokłony (SuzKa, zapraszam! Ja już bije czołem, przed Mami :P)
Myślę, że Pernix nie będzie miała się do czego przyczepić i spokojnie będzie mogła skupić się na innych rzeczach xD, ja żadnych błędów nie zauważyłam. Pod wątpliwość kładę tylko jeden fragmencik, ale to już kwestia błędu autorki, jak mniemam...
Cytat: |
Po pierwsze, nie nazywam się Jasper Hale. Mam na imię Jasper Withlock. |
Z tego wyszło takie... masło maślane :) Myślę, że lepsza forma to "...Hale, a Jasper Whitlock." O kurcze... Wkradła Ci się jednak literówka w nazwisku Jazza... Whitlock, nie Withlock... Ale to mały błąd. Nie martwmy się takimi drobiazgami... :D
Dwa fragmenty rozwaliły mnie całkowicie. Powaliły na ziemię i wywołały napad szaleńczego chichotu w połączeniu z krzykami, skokami i innymi wariactwami z radości, a wręcz euforii:
Cytat: |
- Nie możesz przyjść – powiedział posępnie.
- Co? Nie! Od kiedy stałeś się takim pesymistą? |
Wyobraziłam sobie tą minę - kurde, to mnie zabiło. Jasper w rozpaczy, normalnie kojarzy mi się z BwC -> chwila śmierci Ally. Nie ma porównania, ale skojarzenie mam... Cała ja.
Cytat: |
- W porządku, majorze Jasperze Whitlock, wciąż mamy dużo czasu. Co będziemy robić? Chcesz zobaczyć film, pooglądać telewizję, posłuchać muzyki – zgodzę się na wszystko. |
Ten ostatni fragment... Ubóstwiam dwuznaczności. Sama często się na nich łapę. Ale znając, choćby pobieżnie dalszą część GM, od razu załączyła mi się czerwona lampka i przełączyłam się na tryb "JASPER". Co w jego głowie się zaroiło... choroba, aż się zaczynam chichotać po raz wtóry.
Mami, biedactwo co Ty ze mną masz? Takie rozchichotane i zbaraniałe ze mnie stworzenie, do tego szaleńczo zakochane w Twoich tekstach i tłumaczeniach. Prawie tak mocno jak w Jazzie! :)
Kochana, ech! Co ja Ci mogę powiedzieć? Jesteś najlepsza. I dziękuję stokrotnie z Golden Moon. Twoje tłumaczenie bezsprzecznie (sprzeciw? nie widzę, nie słyszę! xD) jest niesamowite, idealne i wspaniałe i za to Cię ubóstwiam. A drobnymi błędami się nie przejmuj. Jesteś tylko człowiekiem i masz prawo do pomyłek, a co! :)
No, dobra kończę już i Cię nie zamęczam moimi pochwałami i itp.
:* :* :* x333 za tak szybkie pojawienie się kolejnego rozdziału.
Wenodajnych komentarzy i Wena samego z siebie.
Ave, moje Słoneczko!
Saludos Mami.
dot :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Viv
Dobry wampir
Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 1120 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 103 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z 44 wysp
|
Wysłany:
Pon 11:01, 07 Gru 2009 |
|
Kiedyś zajrzałam na tą stronę , ale po przeczytaniu wstępu odrazu wyłączyłam ! Bella i Jasper ? Nie , to nie dla mnie !
Ostatnio pojawiło się kilka tekstów B&J , więc skusiłam się i zaczęłam czytać. Kurczę , ale żałuję że nie zaczęłam tego wtedy czytać To jest niesamowite ! Wszystko idzie tak powoli , jak się poznawają lepiej , ta ich przyjazń (chyba narazie to przyjazń ) , w końcu zapomniałam nawet że była kiedyś z Edwardem . "Maleńka " bardzo mi się podoba , nawet mi serducho drgnęło jak tak do niej mówi
Polubiłam Jaspera w tym ff , w sadze w sumie mało go było , zawsze jakoś z boku stał a tutaj staje się kimś realnym , kimś w kim można się zakochać .
Będę czekać niecierpliwie na dalsze rozdziały , pozdrawiam Viviaan |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
SuzKa
Człowiek
Dołączył: 16 Mar 2009
Posty: 72 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: w miejscu co nie ma go na mapie - znaczy się Łódź ;)
|
Wysłany:
Pon 21:16, 07 Gru 2009 |
|
Droga Madam Butterfly, jesteś niesamowita (ale to już Ci mówiłam), tak więc przyłączam się do dotviline i biję Ci pokłony, za to tłumaczenie i za wszystkie inne dzieła.
Czytając ten rozdział cały czas chichotałam wyobrażając sobie miny i zachowania bohaterów. Bardzo pomagała w tym płynność, z jaką „pochłania” się ten teks, jesteś na prawdę niesamowitą tłumaczką.
Miałam wytknąć Ci literówkę, ale jak przeczytam ten fragment jeszcze raz okazało cię, że wszystko się zgadza, nie ma się nawet czego uczepić. Dziękuję, że zdecydowałaś się oddać nam ten rozdział jeszcze przed oddaniem go w ręce bety, która w tym przypadku nie ma zbyt wiele do roboty
Jestem zachwycona, życzę weny, no i przepraszam a nieskładny komentarz. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
madam butterfly
Dobry wampir
Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 576 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 126 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piernikowej chatki
|
Wysłany:
Pon 17:44, 28 Gru 2009 |
|
Dziękuję za wszystkie komentarze, naprawdę podkarmiają moją translatorską wenę ;)
Pernix będzie miała ze mną skaranie boskie, bo to już chyba trzeci rozdział, którego nie oddałam do betowania. Mam nadzieję, że mi to wybaczy i nie dostanę w tyłek. Po prostu mijamy się za każdym razem, albo przynajmniej mam takie wrażenie.
Od Autorki: Muszę przyznać, że zawiodłam się brakiem czytelników tego fanfica wśród wielbicieli serialu (tzw. Browncoats, potoczne słowo określające członków "Independent Faction", czyli jednej z walczących stron, a także fanów serialu Firefly - przypis tłumaczki), a jeśli są, to nie komentują, ale jakoś to przeżyję. Firefly był świetnym serialem - sprawdźcie sami.
Wszystkie postacie zmierzchowe należą do Stephenie Meyer.
Enjoy ;)
Rozdział XIII
Kołysanka
Wyjechałam z dużym zapasem czasu, więc nie zdziwiłam się brakiem radiowozu Charliego, gdy wjechałam na podjazd. Telefon zaczął dzwonić, kiedy weszłam do domu. Pobiegłam do kuchni zastanawiając się, czy Jasper nie zapomniał mi o czymś powiedzieć.
- Cześć, Bells! - Głos po drugiej stronie nie był tym, który chciałam usłyszeć.
- Cześć, Jacob.
- Och, Bello, Bello, Bello... Byłaś niegrzeczną dziewczynką – zażartował. Nie byłam w nastroju.
- O czym mówisz, Jake?
- Cóż, najpierw w ogóle nie fatygujesz się z opowiedzeniem mi o reszcie wieczoru w towarzystwie Newtona, nie przyjeżdżasz razem z tatą do LaPush i w końcu wymykasz się z domu na cały dzień, chociaż powiedziałaś, że będziesz się uczyć.
Poczułam się jak dzieciak przyłapany z ręką w słoiku z ciasteczkami. A myślałam, że wszystko poszło tak dobrze.
- Przepraszam, że nie zatelefonowałam, Jake. Wszystko ułożyło się w porządku. Mike próbował mnie pocałować, ale wystraszył go jakiś hałas w ogrodzie, więc miałam szczęście. - Ha! Szczęście nie miało z tym nic wspólnego. Nie miałam jednak zamiaru tłumaczyć Jake'owi, że Jasper obserwował mój dom, sprawdzając, czy nie potrzebuję pomocy z Mikiem.
- Dobrze. Martwiłem się. Wyglądał na zdeterminowanego. Gdy odjechaliście, pomyślałem, że powinienem był go ostrzec, czy coś, ale wpadłem na to za późno.
Westchnęłam. Zaczynałam wierzyć w teorię Jaspera o moim wzbudzaniu nadopiekuńczości w innych.
- Cieszę się, że nie pomyślałeś o tym wcześniej. Nie chciałam terroryzować Mike'a, lecz jedynie utrzymać go na dystans. A jeśli chodzi o dzisiaj, doszłam do wniosku, że po spędzeniu ze mną całego dnia masz mnie dość i nie będziesz chciał, bym przeszkadzała wam w meczu.
- Nigdy nie będę miał cię dość, ale prawdopodobnie nie przysporzyłbym ci dzisiaj dużo rozrywki. Wiem, że nie lubisz oglądać sportowych rozgrywek – przyznał niechętnie. - Więc, gdzie dzisiaj się podziewałaś? Dzwoniłem wiele razy.
- Byłam z przyjacielem. - Nie mogłam zanegować faktu, że moje odpowiedzi były ogólnikowe.
- Z przyjacielem, co? Przyjacielem, o którym nie chcesz powiedzieć Charliemu? Kto to?
Zdecydowałam, że nie mogę okłamywać Jacoba, zwłaszcza, jeśli wiedział, że Jasper jest w mieście.
- Spędziłam dzień z Jasperem. - Usłyszałam, jak Jake gwałtownie wciąga powietrze.
- Cullenem? - wyszeptał.
- Właściwie, to Hale. - Tak naprawdę to Whitlock. - Ale owszem, brat Edwarda.
- Bello... - Jego głos przebrzmiewał zarówno zmartwieniem jak i dezaprobatą.
- Wyraziłeś swoje zdanie już wczoraj, Jake. Ale już ci mówiłam – on nie zostanie tu na zawsze. A poza tym rozmowy z nim naprawdę pomogły mi zrozumieć sytuację z Edwardem.
- Jasne, jasne. Po prostu dopilnuj, żeby mówienie było jedyną rzeczą, którą zrobi. - Poczułam, że się rumienię. Czasem sama rozmowa może być niebezpieczna.
- Ile razy mam ci powtarzać, Jacobie Black, że to nie jest tak. On kogoś ma – nawet, gdybym była zainteresowana, a nie jestem, znajduje się poza moim zasięgiem. A poza tym, kto umarł i mianował cię moją przyzwoitką?
- Hm, myślę, że to byłaś ty, Bells. Kiedy poprosiłaś mnie o pomoc z Mikiem.
- Och, to była tylko jednorazowa pomoc! I wcale nie potrzebuję przyzwoitki z Jasperem, więc możesz się wreszcie odczepić. - Poczułam się naprawdę urażona.
- Spokojnie, Bello. Jezu, coś ty zrobiła? Wstałaś lewą nogą, czy co? - Teraz to on był zraniony. Cholera, nie chciałam być czepialska.
- Wybacz mi, Jake. Po prostu, cóż... Ile wie Charlie?
Minęła chwila, zanim Jacob odpowiedział, jak gdyby zastanawiał się nad odpowiedzią.
- Nic mu nie powiedziałem i nie widziałem, żeby wykonywał jakieś telefony, więc, o ile mam rację, o niczym nie wie. - Nagle Jacob stał się poważny. - Ale, Bello, jeśli spędzanie czasu z tym facetem jest takie niewinne, dlaczego nie chcesz, by Charlie o tym wiedział?
Tą uwagą trafił w dziesiątkę. Jasne, wiedziałam, że Charlie nie będzie szalał na wieść o tym, że spędzałam wiele godzin sam na sam ze starszym chłopakiem w domu, gdzie nie mieliśmy rodzicielskiej kontroli, ale było coś jeszcze, co sprawiało, że wizyty były tajemnicą. Nie chciałam, by ktoś dowiedział się, że Jasper jest tutaj, bo wiedziałam, że może wyjechać lada dzień. I nikt nie musiał wiedzieć, że porzuciło mnie dwóch braci Cullen, bez względu na rodzaj mojej więzi z Jasperem.
- To skomplikowane, Jake. Charlie zobaczy to w taki sam sposób, jak ty, a to poplącze sprawy i niepotrzebnie je utrudni. Będzie łatwiej, jeśli o niczym się nie dowie. Błagam, nic mu nie mów – poprosiłam.
- Spokojnie, Bells, nie będę kablem. Mam tylko nadzieję, że wiesz, co robisz. I powiedz Jasperowi, że jeśli w nieodpowiedni sposób dotknie włosów na twojej głowie, wyrwę mu serce i nakarmię nim wilki. - Zaśmiałam się, ale nawet dla mnie brzmiało to nieszczerze.
- Dzięki, Jake. A co ostatniej części, myślę, że to nie będzie potrzebne.
- Okej, Bells. - Usłyszałam rezygnację w jego głosie. - Charlie wyjechał stąd kilka minut temu, więc powinien być wkrótce w domu. Pomyślałem, że chcesz wiedzieć.
Spojrzałam na zegarek. Było już późno, a ja wciąż nie odrobiłam zadań i nie zajęłam się domem. Kurczę.
- Okej, muszę uciekać. Jeszcze raz dziękuję, Jake. Za wczoraj i dzisiaj. - Pożegnaliśmy się i odłożyłam słuchawkę.
Pobiegłam na górę, by ocenić ilość zadania i sytuację praniową. Zmartwiłam się, gdy zobaczyłam ile rzeczy zostawiłam na ostatnią chwilę. I wciąż nie skontaktowałam się z Benem, żeby powiedział mi, co przegapiłam, gdy odpłynęłam na piątkowych zajęciach. Po wykonaniu paru telefonów, zastałam Bena u Angeli. Na szczęście, zadana praca nie wymagała wiele wysiłku.
Resztę wieczoru spędziłam naprzemiennie włączając pranie i odrabiając zadania, przerywając jedynie, by zjeść pieczeń, którą Charlie przyniósł od Clearwaterów. Jeśli zauważył, że po całym dniu odrabiania zadań i zajmowania się domem wciąż mam za dużo obowiązków, nie skomentował tego.
Dzięki pracy, którą musiałam zrobić, czas mijał znacznie szybciej. Po obejrzeniu wiadomości, Charlie udał się do sypialni, a ja wciąż odrabiałam zadanie z hiszpańskiego. Wszystkie bezsenne noce w końcu mnie dopadły i z wysiłkiem skupiałam się na krótkiej historii, którą miałam napisać. W końcu, zrozumiawszy, że przegrałam walkę, zamknęłam notatnik z nadzieją dokończenia zadania jutro, na korytarzu szkolnym.
Szybko zakończyłam wieczorną toaletę i ubrałam piżamę. Upewniłam się, że mój nowy telefon jest podłączony do ładowarki, po czym włożyłam do ucha słuchawkę. Oczekiwałam rozmowy z Jasperem. Ponieważ byłam zmęczona, nie spodziewałam się, że konwersacja potrwa długo, ale cieszyłam się na myśl o zaśnięciu przy dźwięku jego głosu. Zgasiłam światła i wślizgnęłam się pod pled. Potem sięgnęłam po telefon, i przytrzymałam klawisz z numerem jeden.
- Nareszcie – powiedział miękko. - Zacząłem się zastanawiać, czy nie zmieniłaś zdania.
- To głupie. Dlaczego miałabym to zrobić?
- Nie wiem. Spędziliśmy dziś razem dużo czasu. Sądziłem, że osiągnęłaś swój limit. - Brzmiał tak, jakby wierzył, że to mogła być prawda. Poczułam potrzebę uświadomienia go.
- Jasper, delektowałam się każdą minutą, którą spędziliśmy razem. Chciałabym, żeby to trwało dłużej.
- Ja też, maleńka, ja też. - Mmm, wciąż uwielbiałam sposób, w jaki wypowiadał to słowo, ale byłam zbyt zmęczona na fikołki w moim brzuchu.
- Idzie ci świetnie, prawda? - zapytałam, by rozproszyć samą siebie.
- Co?
- Trening. Dłuższe przebywanie z ludźmi i ze mną. Twoja samokontrola i wytrzymałość znacznie się poprawiły.
Zawahał się.
- Tak, znacznie.
- Jak długo jeszcze? - Nie chciałam kończyć myśli. Byłam przekonana, że zrozumie pytanie. Musiałam wiedzieć, ile czasu zostało, zanim wróci do rodziny.
- Nie jestem pewien – wyszeptał. - Jakiś czas. - Westchnęłam z niewielką frustracją. W wampirzym pojęciu 'jakiś czas' mógł być liczony w dniach, lub latach.
- Miałaś udany wieczór? - zapytał, najwyraźniej pragnąc zmienić temat.
- W porządku. Tak naprawdę był nudny. Zrobiłam zadania domowe i pranie. A ty?
- Oglądałem Firefly.
- Oglądasz dalej beze mnie? Nie fair!
- Oczywiście, że nie, Bello. Obejrzałem odcinki z pierwszej płyty.
- Ale widzieliśmy je wcześniej – stwierdziłam, zaskoczona.
- Ty widziałaś je wcześniej – poprawił. - Ja głównie oglądałem ciebie.
Zarumieniłam się. Wiedziałam, że mówi prawdę.
- Dlaczego właściwie to robiłeś?
- To było bardziej interesujące od oglądania serialu.
- Myślałam, że Firefly jest twoim ulubieńcem.
- Owszem, dlatego oglądam go dziś jeszcze raz, pomimo mojej świetnej pamięci. Ale widok twojej twarzy i twoich reakcji, gdy oglądałaś to po raz pierwszy, cóż, nie przegapiłbym tego za nic w świecie. Czułem się tak, jakbym również oglądał to po raz pierwszy.
- Hmmm – wymruczałam. Byłam coraz bardziej zmęczona, zbyt zmęczona, by spróbować odpowiedzieć.
- Nie mogę się doczekać, by obejrzeć z tobą kolejny odcinek w czwartek. - Zmarszczyłam brwi. Czwartek był tak odległy. Nie rozumiałam, dlaczego nie moglibyśmy spotkać się wcześniej.
- Nie chcesz, bym przychodziła przed czwartkiem? - zapytałam, lekko zraniona. Przez chwilę nie odpowiadał i poczułam przytłaczający mnie strach.
- Z chęcią zobaczyłbym cię wcześniej, Bello, ale miałaś kilka dni wolnego z rzędu, więc stwierdziłem, że będziesz pracować. A skoro nie moglibyśmy się spotkać, zaplanowałem polowanie poza miastem.
Tym razem to ja umilkłam, przetrawiając informacje. Wyjeżdżał. Nie panikuj, Bello, to tylko polowanie. Na razie nic stałego. Wróci. Mimo moich autosugestii, zaczynałam czuć pustkę.
- Rozumiem. - To słowo było wszystkim, co mogłam wypowiedzieć, zanim mój głos się załamał. W jednej minucie moje oczy wypełniły się łzami, które spływały na poduszkę. Pociągnęłam bezwiednie nosem.
- Bello... - Nie potrafiłam odpowiedzieć. - Bella, maleńka... - Po raz pierwszy urok tego słowa przyniósł odwrotny skutek i łzy zaczęły płynąć szybciej. Nie miałam kontroli nad szlochami. Przykryłam prawą dłonią usta i nos, próbując zamaskować odgłosy.
- Bello, ciii... - Jasper próbował mnie uspokoić, ale niewiele zdziałał. - Ciii... moja maleńka... ciii... proszę. - To ostatnia, pełna desperacji prośba w końcu przebiła barierę i natychmiast mnie zatrzymała. Intensywność szlochów zmniejszyła się.
- Ja... - Szloch. - Przepraszam... - Szloch. - Nie chciałam być... - Szloch. - Takim dzieciakiem... - Szloch.
- Ciii, nie jesteś dzieckiem. Rozumiem. Powinienem był sobie uzmysłowić...
- Uzmysłowić co? - Szloch.
- Że zbyt wcześnie na podróż. Powinienem przewidzieć, jak to na ciebie wpłynie.
Szloch.
- Nie... - Szloch. - Skąd mogłeś... - Szloch. - Wiedzieć... - Szloch... - Że będę... - Szloch. - Taka żałosna... - Szloch.
- Nigdy tak nie mów – powiedział ostro. - Nigdy nie używaj tego słowa, gdy będziesz mówić o sobie.
- Ale jestem – jęknęłam. - Taka właśnie jestem.
- Bello... - Ponownie zaczął błagać. - Przestań, Bello, proszę. Zabijasz mnie, maleńka. Łamiesz mi serce. Nie pojadę. Będę polował blisko domu. Tylko przestań płakać.
Jego wzmianka o polowaniu spowodowała, że coś zaskoczyło w moim umyśle, jakieś wspomnienie czające się tuż pod powierzchnią. Desperacko próbowałam skupić się i przypomnieć, dlaczego polowanie blisko domu było tak ważne. Nagle wszystko sobie uzmysłowiłam i przestałam szlochać.
- Nie! - wykrzyknęłam, mój głos znacznie się wzmocnił. - Powinieneś wyjechać na polowanie.
- Co? - Wydawał się zdezorientowany. - Nie muszę wyjeżdżać, Bello. W okolicy jest dużo zwierzyny.
- Wiem – odpowiedziałam. - Ale i tak musisz wyjechać. Ktoś cię widział. Może gdybyś już nie został zauważony, nikt nie musiałby o tobie wiedzieć.
- Kto mnie zobaczył? – zapytał, wciąż zdezorientowany. - Nie wyczułem wokół żadnego człowieka od wielu dni, z wyjątkiem Port Angeles.
- Jacob powiedział mi, że podsłuchał rozmowę jego ojca z Samem Uleyem. Najwyraźniej Sam zobaczył cię gdzieś w pobliżu granicy rezerwatu. Musiałeś polować.
Jasper nie odpowiedział od razu. Kiedy to zrobił, jego głos ciągle przepełniony był niedowierzaniem.
- Zbliżyłem się do granicy tylko raz i jestem pewien, że nie wyczułem zapachu ludzkiego w promieniu wielu kilometrów. Sprawdziłem wcześniej, by upewnić się, że nie dojdzie do żadnych wypadków.
- Wiem tylko to, co przekazał mi Jake. A powiedział mi to zanim dowiedział się, że cię widziałam, więc nie miałby powodów do kłamstwa. Będzie lepiej, jeśli przez pewien czas będziesz polował z dala od tego terenu. Być może, jeśli nikt cię nie zauważy, nie doniosą Charliemu.
Jasper myślał nad tym przez chwilę.
- Jesteś pewna, że dasz sobie radę, jeśli pojadę?
- Tak – odpowiedziałam spokojnym głosem. Mogłam pozwolić mu tymczasowo wyjechać, jeśli to oznaczało, że wróci i znów się zobaczymy bez konieczności tłumaczenia wszystkiego Charliemu. - Tak jak wspominałeś, będę w szkole i w pracy. I tak nie moglibyśmy się zobaczyć.
- Wciąż możemy rozmawiać nocami – powiedział. - Będzie zupełnie tak jak teraz, jakbym był tuż obok ciebie. - Mój oddech przyspieszył. Ręce bez mojej wiedzy poruszyły się, by odnaleźć na łóżku miejsce obok mnie. Brzmiał tak przekonująco, że przez chwilę zastanawiałam się, czy wszedł do mojego pokoju, a ja tego nie zauważyłam. Ale miejsce obok było ciepłe i puste.
- I zobaczymy się w czwartek? - Nieudolnie próbowałam ukryć ziewnięcie.
Zachichotał cicho.
- Tak, zobaczysz mnie w czwartek. Ale teraz naprawdę powinnaś pójść spać. Jutro idziesz do szkoły.
- Nie chcę – odparłam buńczucznie. - Porozmawiajmy jeszcze.
- Maleńka, miałabyś coś przeciwko, gdybym spróbował czegoś innego? - zapytał szeptem.
- Nie – odpowiedziałam z wahaniem.
- Więc zamknij oczy. - Posłuchałam jego rozkazu. I wtedy Jasper zaczął śpiewać, jego ciepły bas otulał moje uszy.
Kiedy niebo spada
niczym koc na Twe ramiona,
a księżyc jest jak matka -
wiecznie Cię pilnująca,
brzask jest tak znajomy,
powinniście być razem
jak mgła otulająca górę – na zawsze
tak miękko – tak słodko,
całkowicie Cię otaczając,
śpiewając Ci kołysankę -kołysankę dla Ciebie,
kołysankę, kołysankę dla Ciebie.*
Była również druga zwrotka, ale nie rozpoznawałam już słów. Wszystko, co słyszałam, to jego kojący głos, utulający mnie do snu.
***
*when the sky has fallen
like a blanket on your shoulder
and the moon is like a mother
looking over you forever
and the dawn is so familiar
you were meant to be together
like a fog around a mountain - forever
so softly - so sweetly
surrounding you completely
sing you a lullabye - a lullabye to you
lullabye - a lullabye to you
(Concrete Blond - Lullabye)
Od Autorki: Ach, smutek rozstania tak bardzo jest miły (Romeo i Julia, W. Shakespeare, przypis tłumaczki). I Jasper śpiewający Belli w nocy, cóż, mogłabym przejąć tak nuconą kołysankę w każdej chwili.
Piosenka to Lullabye śpiewana przez Concrete Blond z płyty Bloodletting. Świetna płyta do wampirzych opowieści. Jeśli chcecie wiedzieć, jakie uczucia wg mnie powinny targać Bellą, gdy opuścił ją Edward, posłuchajcie piosenki Beast z tego właśnie albumu.
Proszę, poświęćcie chwilę na poinformowanie mnie o Waszych wnioskach (uwielbiam, kiedy ludzie mówią mi o swoich ulubionych fragmentach). Komentarze naprawdę przyspieszają proces pisania
Ja też proszę ładnie o komentarze, bo cudownie dokarmiają moją wenę.
Za wszelkie powtórzenia i błędy przepraszam, moja mea culpa ;)
Ave, Motyl. |
Post został pochwalony 2 razy
Ostatnio zmieniony przez madam butterfly dnia Pon 17:49, 28 Gru 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Viv
Dobry wampir
Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 1120 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 103 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z 44 wysp
|
Wysłany:
Pon 18:06, 28 Gru 2009 |
|
Wiesz że zakochałam sie w tym opowiadaniu ? Chyba już zdradzę Edwarda na zawsze , kurcze Jasper jest niesamwity !! O wiele fajnieszy od Eda .
Uwielbiam go . W sadze było go zdecydowanie za mało .
Dzięki że to tłumaczysz ! :)
Bella chyba też zaczyna coś do niego czuć ? Fajnie rozmawiaja przed snem , on jest taki słodki jak się o nią martwi i jak jej śpiewa .
Chyba zaraz poszukam tych piosenek o których mówi autorka bo ich nie znam .
Napisz jej żeby nie traciła weny i pisała , pisała ....
Pozdrawiam Viviaan |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
PsyChicznieNastawiona
Nowonarodzony
Dołączył: 21 Cze 2009
Posty: 18 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Sanok
|
Wysłany:
Pon 18:16, 28 Gru 2009 |
|
ohh.. za bardzo przywiązałam się do tego :) uwielbiam to opowiadanie.
Chyba nie zniosę oczekiwania na następny rozdział.
Racja Jaspera było zdecydowanie za mało w sadze. Ale dobrze, że ktoś w końcu pisze
opowiadania z nim i oczywiście Bellą.
To jest takie inne, że ekscytujące ;P
Weny autorce a tobie zapału do tłumaczenia.
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
dotviline
Wilkołak
Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pon 20:12, 28 Gru 2009 |
|
Kochana moja Mami!
Jesteś Wielka! :* Będę chyba Ci do końca życia dziękować, ale i tak nie powiem wszystkiego, co bym chciała... :P
M. mam nadzieję, że wybaczysz mi, iż uprzedzam Cię w odpowiedzi na jeden z komentarzy... To tak tylko... No wiesz... :P
Do PsyChicznieNastawiona
Niestety, autorka zakończyła już pisanie tego opowiadania. Ale możesz być spokojna, przed Motylkiem jeszcze jakieś 40 rozdziałów... :) Będzie, co czytać. xD
A teraz do samego rozdziału... Tylko go przeczytam :)
No dobra... To zaczynamy :)
Cytat: |
Jasne, wiedziałam, że Charlie nie będzie szalał na wieść o tym, że spędzałam wiele godzin sam na sam ze starszym chłopakiem w domu, gdzie nie mieliśmy rodzicielskiej kontroli |
[quote]
Słoneczko moje... Nie chce mi się sprawdzać, dlatego zwracam na to uwagę, ale czy w oryginale na pewno było "nie będzie szalał" takie minimalnie dziwne. Rodzic, który nie wścieka się na córkę, że spotyka się ze starszym chłopakiem? Ale, co ja się czepiam. Wszystko możliwe xD
W każdym razie to moja jedyna wątpliwość względem tekstu. Nie zauważyłam ani błędów, ani powtórzeń. Zostawiam to więc Pernix. (Ale myślę, że nie będzie miała za dużo roboty :P)
Kochana moja. Mówiłam już chyba, że czekam na ten rozdział... Za te wszystkie Maleńka... Za słodkie pocieszanie Jazza, za rozklejoną Bellę i Jake'a, który jest jak starszy brat :] I na koniec Jasper śpiewa BASEM! C: To już mnie powaliło. Kocham to opowiadanie, ale jeszcze bardziej wielbię Ciebie Motylku. Za Twoją pracę nad tym tłumaczeniem i za inne teksty spod Twojego pióra. Powtarzam się... Wybacz Słoneczko.
Co piękne w GM - uczucia, które prawie do połowy są nie jasne, zagmatwane i niepełne. Para Jasper - Bella rozwija się powoli. Muszą dojrzeć do tego, żeby być ze sobą. Co najbardziej wkurzało mnie w "Zmierzchu"? Szybkość, z jaką Stephanie połączyła Edwarda i Bellę. A gdzie czas, by poznać drugą osobę choć trochę? A żeby się zakochać? Dla mnie wszystko potoczyło się za szybko. To opowiadanie jest ciekawsze właśnie przez powolność z jaką bohaterowie dochodzą do swoich uczuć... :)
Motylku, podoba mi się, jak lekko czyta się Twoje tłumaczenie. Czasem mam wrażenie, że to opowiadanie jest po polsku... :D
Najlepsze fragmenty:
Cytat: |
- Ile razy mam ci powtarzać, Jacobie Black, że to nie jest tak. On kogoś ma – nawet, gdybym była zainteresowana, a nie jestem, znajduje się poza moim zasięgiem. A poza tym, kto umarł i mianował cię moją przyzwoitką?
- Hm, myślę, że to byłaś ty, Bells. Kiedy poprosiłaś mnie o pomoc z Mikiem |
Cytat: |
- Jasne, jasne. Po prostu dopilnuj, żeby mówienie było jedyną rzeczą, którą zrobi. - Poczułam, że się rumienię. Czasem sama rozmowa może być niebezpieczna. |
Cytat: |
- Nareszcie – powiedział miękko. - Zacząłem się zastanawiać, czy nie zmieniłaś zdania.
- To głupie. Dlaczego miałabym to zrobić?
- Nie wiem. Spędziliśmy dziś razem dużo czasu. Sądziłem, że osiągnęłaś swój limit. - Brzmiał tak, jakby wierzył, że to mogła być prawda. Poczułam potrzebę uświadomienia go. |
Cytat: |
- Bello... - Nie potrafiłam odpowiedzieć. - Bella, maleńka... - Po raz pierwszy urok tego słowa przyniósł odwrotny skutek i łzy zaczęły płynąć szybciej. Nie miałam kontroli nad szlochami. Przykryłam prawą dłonią usta i nos, próbując zamaskować odgłosy.
- Bello, ciii... - Jasper próbował mnie uspokoić, ale niewiele zdziałał. - Ciii... moja maleńka... ciii... proszę. - To ostatnia, pełna desperacji prośba w końcu przebiła barierę i natychmiast mnie zatrzymała. Intensywność szlochów zmniejszyła się.
- Ja... - Szloch. - Przepraszam... - Szloch. - Nie chciałam być... - Szloch. - Takim dzieciakiem... - Szloch.
- Ciii, nie jesteś dzieckiem. Rozumiem. Powinienem był sobie uzmysłowić...
- Uzmysłowić co? - Szloch.
- Że zbyt wcześnie na podróż. Powinienem przewidzieć, jak to na ciebie wpłynie.
Szloch.
- Nie... - Szloch. - Skąd mogłeś... - Szloch. - Wiedzieć... - Szloch... - Że będę... - Szloch. - Taka żałosna... - Szloch. |
Ostatni praktycznie doprowadził mnie do łez.
Jesteś W I E L K A Motylku!
Ciao,
dot. |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
SuzKa
Człowiek
Dołączył: 16 Mar 2009
Posty: 72 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: w miejscu co nie ma go na mapie - znaczy się Łódź ;)
|
Wysłany:
Pon 20:33, 28 Gru 2009 |
|
Oczywiście, że Jaspera było w sadze za mało!
I zgadzam się z PsyChicznieNastawioną, to dobrze, że ktoś pisze opowiadania, gdzie jest głównym bohaterem (lub jednym z kilku ważniejszych). Golden moon jest świetnym opowiadaniem, autorka świetnie opisuje uczucia bohaterów, a zwłaszcza Belli, ale co nie mniej ważne, ty świetnie to tłumaczysz, moja droga madam butterfly i za to będę dalej bić Ci pokłony! ;)
Rozdział był cudowny, świetnie "wyglądało" szlochanie Belli (chodzi mi o to, ze między słowami było "szloch") ;). Bardzo podobało mi się też pytanie Belli:
Cytat: |
A poza tym, kto umarł i mianował cię moją przyzwoitką? |
I wszystko było by świetnie oprócz tego, że nie wiem jak doczekam do pojawienia się następnego rozdziału ;)
Tak więc życzę jeszcze tylko weny naszej niezastąpionej tłumaczce.
p.s. Najlepszy fanfick z Jasperem jaki czytałam to "Błądząc w Ciemnościach" napisany przez Madam Butterfly |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
madam butterfly
Dobry wampir
Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 576 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 126 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piernikowej chatki
|
Wysłany:
Pon 20:59, 28 Gru 2009 |
|
Najpierw komentarz leci do Ciebie, moja droga dotviline ;)
NusiainForks napisał: |
Sure, I knew Charlie wouldn’t be crazy about me spending hours alone with any older boy in a house with no adult supervision |
Też mnie to zdziwiło, ale cóż, wizja autorki. Może to był sarkazm ;)
Przerażała mnie liczba szlochów w tym rozdziale. Szloch to dla mnie takie... obcesowe słowo. Nie ma w nim nic miłego ani wzruszającego, chociaż tak powinien być nacechowany. Ale nie potrafiłam ując tego inaczej, a skoro Wy nie miałyście nic przeciwko temu, niech to już tak zostanie. ;) Tylko ja mogę mieć takie problemy. ^^
Mówisz o powolnym rozwoju pary Jaspelli i całkowicie się z Tobą zgodzę - Stefania obraziła inteligencję czytelników, łącząc Bellę i Edwarda w parę po ich pierwszym spotkaniu. A mimo wszystko ma takie rzesze zwolenników, więc obawiałam się, że paring Jazza i Belli, w dodatku tak powolny, nie zostanie dobrze przyjęty, a jednak się myliłam, prawda?
To ja powinnam Wam dziękować za komentarze, a nie Wy mi za tłumaczenie. Gdyby nie Wy, tłumaczenie nie miałoby sensu, bo nie byłoby dla kogo tłumaczyć.
Viviaan, jeśli chodzi o piosenki, to będą zamieszczane przeze mnie przy każdym rozdziale. Od tego właśnie rozdziału zaczynają się conocne kołysanki Jaspera, więc pojawiają się również piosenki. Jedne lepsze, drugie gorsze, ale to nie ja je wybierałam. ;)
PsyChicznieNastawiona, jak już powiedziała Dotviline, NusiainForks skończyła już GM, ale ja mam ładnych kilkadziesiąt rozdziałów przed sobą, więc nie bój nic o brak zajęć dla mnie ;)
Jeśli natomiast chodzi o następny rozdział, to postaram się dostarczyć Wam go przed sylwestrem, ale niczego nie obiecuję. Muszę jeszcze popracować nad autorskimi projektami.
SuzKa, kurcze, BwC z pewnością nie zasłużyło na taki tytuł, ale mimo wszystko dziękuję za takie słowa. Aż się zarumieniłam. ^^ Nie macie nawet pojęcia, ile znaczą dla mnie Wasze słowa. Niedawno pewna dziewczyna poprosiła mnie na chomiku o kontynuację "Błądząc w Ciemnościach", ale nie sądzę, bym mogła się za to zabrać. Nie wiem nawet jak, od której strony. Poza tym mam tyle opowiadań na głowie, upominają się nawet o "Otwórz Oczy", gdzie ludzie nie zaglądali od kwietnia. Tak więc uciekam do GM, bo tu nie muszę wymyślać niczego własnego. Może lepiej dla Was, macie przynajmniej co czytać ;)
Jeszcze raz dziękuję za komentarze i do zobaczenia przy 14 rozdziale ^^ |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Alice1945
Nowonarodzony
Dołączył: 25 Gru 2009
Posty: 4 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 14:01, 29 Gru 2009 |
|
Ha! Widze że nie ja jedyna wolę Jaspera od Edka. On jest taką ciekawą postacią, a w sadze rzeczywiście jest go bardzo mało.
dotviline napisał: |
.
Co najbardziej wkurzało mnie w "Zmierzchu"? Szybkość, z jaką Stephanie połączyła Edwarda i Bellę. A gdzie czas, by poznać drugą osobę choć trochę? A żeby się zakochać? Dla mnie wszystko potoczyło się za szybko.
dot. |
Dziękować, żeś mnie uświadomiła. Serio teraz dopiero jak się nad tym zastanowiłam to to zchajtanie nie Belli i Edwarda było aż nienaturalnie szybkie.
Ale tu się opowiadanie komentuje. Więc;
Ja też nie byłam przekonana, że dobrze będzie jak wszystko się tak powoli będzie działo. Ale teraz myślę, że inaczej nie można tego rozegrać.
Tochę mało Edwarda. Znaczy ja bardzo kibicuje Belli i Jasperowi, ale to też nie wyjdzie dobrez jak Bells nie będzie pamiętać o swojej miłości, wybrańcu, tym jedynym... et cetera et cetera...
A teraz tłumaczenie;
To na serio w oryginale jest po angielsku? (To powinno wyjaśniać co sądze)
A tak w ogóle to zawsze sądziłam, że Bella i Edward jako para to takie dwa sztywniaki. Z Jazzem coś się dzieje.
Alice
PS;
Karmię twego wena, o madam butterfly. Mam nadzieję, że będzie taki gruby, że...no. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Alice1945 dnia Wto 14:04, 29 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
tomboy
Nowonarodzony
Dołączył: 20 Gru 2009
Posty: 14 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 18:36, 29 Gru 2009 |
|
Hej, hej. Jakże ja się niezmiernie ciesze z tego rozdziału. :) Co prawda czytam angielską wersje, ale miło jest rzucić okiem na polskie tłumaczenie. Co do samego FF, lubię koncepcję Jasper + Bella.
Edek jest taki. Hmm. Taki Werter z niego. Oo
Nie jest to może Ff najwyższych aspiracji, ale czyta się go lekko i przyjemnie. Winszuje i życzę dalszych powodzeń w tłumaczeniach. :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kaaś
Nowonarodzony
Dołączył: 09 Wrz 2009
Posty: 19 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ciepłe i (nie) przytulne piekło.
|
Wysłany:
Nie 16:18, 07 Lut 2010 |
|
Opowiadanie oczywiście prześliczne, ale to już, wydaje mi się, kiedyś pisałam, więc nie będę się nad tym ponownie rozwodzić ;D
Jestem tu w innej sprawie, dość delikatnej.
Sądzę, że raczej nie ty zakładałaś bloga na onecie i raczej nie ty wklejałaś tam przetłumaczone "Golden Moon", prawda?
Jeżeli tak, to przepraszam.
Ale sprawdź tego bloga, jeżeli to nie twój. :)
[link widoczny dla zalogowanych]
[Tak to jest, jak maniaczka wyszukuje nowych opowiadań, a tutaj plagiat... Albo coś.] |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
madam butterfly
Dobry wampir
Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 576 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 126 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piernikowej chatki
|
Wysłany:
Nie 1:06, 14 Lut 2010 |
|
Ponieważ właśnie obchodzę rocznicę mojego jestestwa na forum i ponieważ zdążyłam 'zrobić' tylko GM, by jakoś to uczcić, życzę Wam przyzwoitego spędzenia najgłupszego święta w roku i Jaspera, który będzie śpiewał Wam przez telefon kołysanki. Przepraszam za takie opóźnienia, ale mam problemy w szkole i nawał pracy przed maturą.
Tym z Was, które czytają PS, oznajmiam, że jestem w trakcie pisania i mam nadzieję, że trzeci rozdział wkrótce ujrzy światło dzienne, a Pernix mnie nie zabije.
Enjoy.
Ach, byłabym zapomniała. Kaaś, dostałam białej gorączki po Twoim poście, ale kiedy weszłam na tego bloga, oznajmiono mi radośnie, że dany adres nie istnieje. Dziękuję jednak za taką informację, dobrze wiedzieć, że ludzie nie szanują czyjejś pracy.
Szanowni Państwo, rozdział XIV
Rozdział XIV
Ryś
W poniedziałkowy poranek obudziłam się ze słuchawką w uchu.
- Jasper – powiedziałam, wciąż zamroczona.
- Dzień dobry, Bello. - Wciąż tam był! - Spałaś dobrze?
- Mmm – odpowiedziałam, przeciągając się. - Kołysanka była cudowna, Jasper. Nie wiedziałam, że jesteś tak utalentowany. Dziękuję!
- Nie mogę przypisać sobie tej piosenki – pożyczyłem ją od Concrete Blonde – ale cieszę się, że ją polubiłaś.
- Była niesamowita. Musisz mi ją jeszcze kiedyś zaśpiewać.
Zaśmiał się niskim, gardłowym śmiechem. - Jak sobie życzysz, maleńka. Jak sobie życzysz.
- Więc, co robiłeś, gdy spałam? - zapytałam, zaciekawiona.
- Niewiele. W zasadzie jechałem i słuchałem.
Jechał. To oznaczało, że już go nie było. Poczułam ukłucie w sercu.
- Dokąd jedziesz?
- Do północnej Kanady. Pomyślałem, że postraszę trochę rysi.
Północna Kanada. To brzmiało tak odlegle.
- Spotkasz tam kogoś? - zapytałam z wahaniem. Zastanawiałam się, czy któryś z Cullenów dołączy do niego na polowaniu. Okej, jeśli miałam być absolutnie szczera, chciałam wiedzieć, czy Alice będzie z nim na polowaniu. Nagle ta świadomość i towarzyszący jej niepokój zaskoczyły mnie. Musiałam przyznać, że byłam przerażona. Jeśli spotka Alice, być może już nie wróci. Podenerwowana, czekałam na jego słowa.
- Nie. - Jego odpowiedź była krótka, ucinająca temat. Poczułam ulgę, a potem winę za odczuwanie ulgi. Czy moje uczucia do Jaspera zaczęły przekraczać granicę? Nie zrobiliśmy nic nieodpowiedniego, nie powiedzieliśmy nic nieodpowiedniego, nie pomyśleliśmy... cóż, lepiej trzymać moje myśli z dala od tego. Ale mimo to, byliśmy przyjaciółmi.
- Okej, cóż, muszę się zbierać do szkoły. Powodzenia, zadzwonię wieczorem.
- Bello?
- Tak?
- Pamiętasz, co mówiłem, kiedy dawałem ci ten numer? Możesz zadzwonić do mnie kiedy tylko chcesz. Jeśli będziesz potrzebować mnie lub zwykłej rozmowy, zadzwoń.
- A co jeśli będziesz znęcał się nad jakimś rysiem, kiedy zadzwoni telefon?
- Bello... - westchnął. - Jesteś ważniejsza od polowania. Poza tym ustawiłem nasze telefony na wibracje i jeśli zadzwonią, poczujemy to i nikt inny nie będzie wiedział. Więc jeśli będziesz miała taką potrzebę, zadzwoń. Kiedykolwiek. - Podkreślił ostatni wyraz.
- Dobrze – ustąpiłam. - Zadzwonię w razie potrzeby, ale prawdopodobnie porozmawiamy wieczorem.
- Udanego dnia, Bello.
- Tobie też.
Charliego już nie było, więc szybko zebrałam się do szkoły i zjadłam błyskawiczne śniadanie. Wcale nie cieszyłam się na nadchodzący tydzień. Musiałam stawić czoło trzem samotnym dniom szkoły i pracy. Co gorsza, po kinowej katastrofie powinnam być bardziej ostrożna, unikając sytuacji sam na sam z Mike'iem, co więcej, muszę przestać śnić na jawie, by nie zgodzić się znowu na robienie czegoś głupiego.
Kiedy otworzyłam drzwi mojej furgonetki, zauważyłam paczkę leżącą na podłodze tuż obok pedałów. Zwykła, papierowa torba. Zaciekawiona, podniosłam ją i zajrzałam do środka. Zawierała przenośny odtwarzać DVD, pierwszy sezon Firefly oraz moje ulubione chipsy i napój. Uśmiechnęłam się, po czym szybko otworzyłam załączoną kartkę.
W razie gdybyś chciała zobaczyć to jeszcze raz, by zauważyć momenty, w których byłaś zbyt zajęta patrzeniem na mnie.
Wiadomość nie była podpisana. Przejechałam palcem po schludnym piśmie, zanim złożyłam kartkę i wsunęłam ją do portfela. Wróciłam do domu, by schować paczkę w sypialni, po czym wsiadłam do furgonetki i pojechałam do szkoły.
Po raz kolejny polegałam na Angeli i Benie, którzy chronili mnie przed osaczeniem przez Mike'a. Podczas lunchu wymówiłam się od jedzenia z wszystkimi, używając jako argumentu niedokończonego eseju z hiszpańskiego. Starałam się ze wszystkich sił, by nie rozmyślać o Jasperze, ale poległam raz, czy dwa. Na szczęście nie ominęło mnie nic szczególnie ważnego.
Po szkole pracowałam w sklepie. Mike miał akurat dzień wolny, nie musiałam martwić się o niezręczne wpadanie na siebie. Podsłuchałam, jak mówił o oglądaniu Monday Night Football* z Tylerem i Erikiem, więc nie musiałam martwić się również o jego niespodziewaną wizytę w sklepie.
Gdy skończyła się moja zmiana, pojechałam do domu i zjadłam obiad. Charlie oglądał football. Poszłam na górę i najpierw odrobiłam zadanie, po czym usadowiłam się na łóżku i włączyłam odtwarzacz DVD. Samo oglądanie serialu sprawiało, że byłam bliżej Jaspera, byłam również wdzięczna za zajęcie czymś mojego czasu, zanim nadejdzie pora, by do niego zadzwonić.
Wiedziałam, że Charlie z powodu meczu pójdzie później spać, więc nie czekałam na jego przyjście na górę, zanim położę się w łóżku i zgaszę światła. Musiałam być ostrożna, bym wiedziała, że wchodzi po schodach i nie usłyszy mojej rozmowy, ale nie mogłam pozwolić tej przeszkodzie powstrzymać mnie przez zadzwonieniem do Jaspera. Przykryłam się pledem i wybrałam jedynkę na klawiaturze telefonu.
- Bella. - Jego głos był miękki, delikatny, niczym pieszczota. Zamknęłam oczy i poczułam, jak ciepło rozprzestrzenia się po całym moim ciele. Zeszłej nocy miał rację. Sam dźwięk jego głosu sprawiał, że czułam go tuż obok mnie.
- Jasper. - Mój głos był równie miękki, jednak znacznie mniej melodyjny od jego. Zobrazowałam sobie w głowie jego idealną, przystojną twarz.
- Spodobała ci się moja niespodzianka?
- Bardzo – wyszeptałam. - Zobaczyłam część dziś wieczorem. Przypominała mi o tobie.
Zaśmiał się.
- Taką właśnie miałem nadzieję, zostawiając to. Co jeszcze robiłaś dzisiaj?
Chciał dowiedzieć się czegoś o moim dniu i nie pozwolił mi na pominięcie niczego, więc opowiedziałam mu wszystko ze szczegółami, nawet wizytę w sklepie dwóch turystów, którzy opowiedzieli mi niewiarygodną historię o wielkim zwierzęciu, prawdopodobnie niedźwiedziu, którego widzieli podczas wędrówki po rezerwacie, ale nie tknęło ono mężczyzn, ani ich naiwnie niezabezpieczonych zapasów pożywienia. Opowiedziałam mu, jak zręcznie pan Newton wykorzystał tę historię przeciwko turystom, przekonując ich do zakupienia ekwipunku mającego zabezpieczyć jedzenie przed niedźwiedziami. Gdy mówiłam, usłyszałam kroki Charliego, jego przygotowanie się do spania i zniknięcie w sypialni. Cicho odetchnęłam z ulgą, wiedząc, że mogę teraz całkowicie skupić się na rozmowie, bez zbędnych przerywników.
Jasper śmiał się z historii o niedźwiedziu, ale potem spoważniał.
- Wyświadcz mi przysługę, Bello, i trzymaj się z daleka od lasów, tak na wszelki wypadek. Turyści prawdopodobnie zmyślili całą historyjkę, ale gdyby jakimś cudem niedźwiedź znalazł się blisko Forks, z twoim pechem ruszy prosto na ciebie. Najlepiej będzie, jeśli unikniesz wszelkich możliwych zagrożeń.
- Jezu, Jasper, trochę przesadzamy? - Zachichotałam.
- Tylko wtedy, kiedy chodzi o twoje bezpieczeństwo – przyznał. - W dodatku nie bez powodu, biorąc pod uwagę poprzednie doświadczenia.
- Cóż, wcale nie mam czasu na wędrówki podczas twojej nieobecności, ale gdyby coś się zmieniło, przyrzekam, że zabiorę ze sobą Jake'a – jest wystarczająco wielki, by przestraszyć każdego niedźwiedzia.
Jasper milczał. Co tym razem powiedziałam? Czy naprawdę tak bardzo martwił się o mnie i wyimaginowanego misia? Westchnęłam.
- Obiecuję, Jasper, żadnego wędrowania. Jak już wspomniałam, nie mam na to czasu. A biorąc pod uwagę moją niezdarność, nawet gdybym miała czas, i tak nie skusiłabym się na wędrówki. Więc nie martw się o mnie, okej?
- Okej. - Coś zmieniło się w jego głosie. Coś, czego nie potrafiłam zidentyfikować. Pojawiła się między nami jakaś bariera, której nie było wcześniej. Nadszedł czas, by zmienić temat.
- Skoro mowa o wędrówkach, teraz twoja kolej, byś opowiedział mi o swoim dniu.
Milczał przez chwilę, tak jakby próbował skierować swoje myśli na odpowiednie tory. Potem zaczął mówić, jego głęboki głos z łatwością mnie otulił. Opowiedział mi o swojej podróży i polowaniu na rysie. Opisywał widoki w taki sposób, że miałam wrażenie, jak gdybym odbywała tę podróż razem z nim.
Niespodziewanie zrozumiałam, że chciałam z nim pojechać. Chciałam spędzić z nim czas w nieznanym miejscu, wolnym od wspomnień, oczekiwań i zobowiązań. W miejscu, gdzie moglibyśmy powiedzieć sobie wszystko.
- Chciałabym być tam z tobą. - Czy naprawdę właśnie zwerbalizowałam moje myśli w ten sposób? Moja twarz płonęła z zażenowania. Czy zrozumiał mój tok myślenia? - To znaczy, wszystko brzmi tak cudownie – dodałam szybko, by ukryć moją wpadkę.
- Też chciałbym, żebyś tu była – powiedział miękko. A potem jeszcze delikatniej, tak, że ledwo go usłyszałam, dodał: - Nic tutaj nie jest równie cudowne jak ty.
Przestałam oddychać, moje serce przestało bić, wszystko na tym świecie nagle się zatrzymało. Czy istniała jakaś możliwość, że dobrze go usłyszałam? Nie. Pewnie sobie wszystko wyobraziłam.
Cisza rozciągnęła się między nami i nie mieliśmy już żadnych bezpiecznych tematów do rozmowy.
- Tęsknię za tobą – wyszeptałam.
- Wiem, maleńka. Też za tobą tęsknię.
- Sądzę, że gdybyś tu dzisiaj był, znalazłabym sposób, by się z tobą spotkać, choćby tylko na kilka minut.
- Nie mam wątpliwości, że znaleźlibyśmy jakiś sposób.
- Czy kiedykolwiek chciałeś...?
- Wiesz, że tak.
- Ja też.
Dziwnie było prowadzić rozmowę bez żadnych konkretnych słów, a mimo to rozumieć jej znaczenie. To było jak sekretny pakt – dopóki nie wypowiedzieliśmy tego na głos, dopóki nie pojawiły się żadne werbalne potwierdzenia, mogliśmy udawać, że to nie dzieje się naprawdę.
Kolejna chwila ciszy, po której Jasper zaczął cicho śpiewać:
Chciałbym spotkać Cię
w ponadczasowym,
bezmiejscowym miejscu,
czymś wyjętym z kontekstu
i poza wszelkimi konsekwencjami.
Gdyby język był płynny,
ponaglałby nas.
Lecz oto jesteśmy,
w ciszy bardziej elokwentnej
niż jakiekolwiek słowo kiedykolwiek będzie.**
Mój oddech znowu przyspieszył. Wyjął myśli z mojej głowy i umieścił je w muzyce.
- Jak to robisz, Jasper? - zapytałam zdumiona.
- Jak robię co, maleńka?
- Jak dokładnie wiesz, która piosenka będzie idealna?
Wyczuwałam uśmiech w jego odpowiedzi: - Słuchałem wielu utworów i mam doskonałą pamięć.
- Och. - Kiedy ujął sprawę w ten sposób, zabrzmiało to niemal jak rutyna.
- I miałem ostatnio sporo czasu, by słuchać muzyki, która przypomina mi o tobie i o tym, co czuję, będąc przy tobie.
- Co czujesz, będąc przy mnie? - zapytałam ostrożnie. Nie byłam pewna, czy chciałam usłyszeć odpowiedź. Stąpaliśmy po grząskim gruncie. Powinnam była wiedzieć, że odpowie mi piosenką, piosenką którą rozpoznałam, co więcej, znałam bardzo dobrze.
Świat płonął, nikt nie mógł mnie uratować prócz Ciebie,
dziwne, do czego może zmusić głupich ludzi pożądanie.
Nigdy nie śniłem, że spotkam kogoś takiego jak Ty,
I nigdy nie śniłem, że stracę kogoś takiego jak Ty.
Nie, nie chcę się zakochać,
nie, nie chcę się zakochać
w Tobie.***
Przerwał piosenkę, nieobecność jego głosu mnie zaalarmowała. Doskonale go rozumiałam. To nie byłam tylko ja. On również to czuł. Oboje próbowaliśmy się temu oprzeć, ponieważ zniszczylibyśmy wielu ludzi, gdybyśmy się poddali.
- Bello, o czym myślisz? - zapytał, jego głos zdradził małą cząstkę niepewności. Z opóźnieniem zorientowałam się, że nie zareagowałam na piosenkę. Musiałam mu odpowiedzieć, ale nie potrafiłam mówić, więc wykorzystałam następną zwrotkę tej piosenki:
W jaką nikczemną grę grasz,
która sprawia, że czuję się w ten sposób,
cóż za nikczemna rzecz,
która sprawia, że śnię o Tobie.
Cóż za nikczemne słowa,
nigdy nie czułeś się w ten sposób,
cóż za nikczemna rzecz,
która sprawia, że śnię o Tobie.
I nie chcę się zakochać,
Nie, nie chcę się zakochać
w Tobie.
Przestałam śpiewać, wsłuchując się w kolejną ciszę między nami. Moje serce cierpiało.
- Bello, ja nigdy... - powiedział w końcu, pozwalając reszcie zdania zawisnąć w powietrzu. Nie musiałam usłyszeć zakończenia.
- Wiem, Jasper. Ja też nie.
Westchnął ciężko. - Co teraz zrobimy?
Również westchnęłam. - Spędzimy jeszcze trochę czasu jako przyjaciele, aż skończy się twój trening i wyjedziesz.
- Maleńka, nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym, żeby wszystko było inaczej.
- Właściwie, Jasper, chyba wiem. Sądzę, że wiem doskonale. Ale nie możemy z tym nic zrobić, więc musimy o tym zapomnieć. Rzeczy są takie, jakie są – nie mamy na nie wpływu. - Kilka łez spłynęło z kącików moich oczu, ale odmówiłam poddania się i uwolnienia reszty.
- Wiem. - Jego głos przepełniony był rezygnacją. - Zatrzymałem cię do późna tą paplaniną. Musisz odpocząć. Dobranoc, słodka Bello.
- Jasper, jeszcze tylko jedna rzecz.
- Tak?
- Zaśpiewałbyś mi moją kołysankę?
I po raz kolejny zaczął śpiewać.
* sportowy program telewizyjny, który transmituje poniedziałkowe mecze futbolu amerykańskiego.
** [link widoczny dla zalogowanych]
*** [link widoczny dla zalogowanych] |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez madam butterfly dnia Nie 1:23, 14 Lut 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
esterwafel
Wilkołak
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 10:57, 14 Lut 2010 |
|
Kurczaki. On jest znacznie lepszy niż Edward.
Niesamowicie opisujesz te uczucia. Nie są takie zaślepiające jak w wypadku meyerowskiej Belli i Edka. Rodzą się powoli i stopniowo, przez co są takie niezwykłe.
Jestem ciekawa jak wybrną z całej sytuacji, bo przecież jest jeszcze Alice.
Czekam na następną część. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Invisse
Zły wampir
Dołączył: 19 Lip 2009
Posty: 355 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 13:20, 14 Lut 2010 |
|
Od tego opowiadania zaczęła się cała moja fascynacja paringiem Jaspera i Belli, i myślę, że nie tylko moja Właśnie skończyłam czytać wszystkie przetłumaczone rozdziały jednym tchem. Jej, to opowiadanie zmiata Zmierzch z powierzchni ziemi.
Biję Ci pokłony za to, że to tłumaczysz, madam.
A właśnie, i z niecierpliwością oczekuję kolejnego rozdziału PS.Zaufaj mi. Ale nie musisz się śpieszyć, tylko podwyższasz temperaturę :) Mam nadzieję, że wkrótce przestaną Cię tak zawalać nauką w szkole i znajdziesz trochę wolnego czasu.
Weny,
I. |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
dotviline
Wilkołak
Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Nie 18:02, 14 Lut 2010 |
|
Cześć Słoneczko.
"Będziesz moją Walentynką?" :P
GM pasuje mi jako walentynka, w każdym możliwym sensie.
Piękny jest ten rozdział. Spokojny, melodyjny, pełen uczuć. Mało tego tytułowego "rysia"...
Ale Jasper jest taki cudowny. Oboje z Bells są bajeczni w tym ich chorym zagubieniu. Wplątali się w sieć uczuć i oboje marzą, że te uczucia ich nie dotknęły...
Jestem chyba zbyt egoistyczna, żeby chwalić ich postawę - starają się nie "zdradzać" osób, które kochali... Nigdy nie wyrzekłabym się uczuć dla wyższych celów...
Choć po części ich podziwiam.
Motylku, dziękuję za piękny prezent na to głupie święto. Chociaż jeden...
Czekam na dalsze tłumaczenia (no i na PS :))
Kurcze, jakoś tak trudno mi teraz czytać inne pairingi niż Jazz&Bells. Zakochałam się w tym połączeniu. Oni są tacy nadzwyczajni... Ich miłość jest zaskakująca. W ogóle to jest miód na moje nieszczęśliwe serce. Szkoda, że GM się skończył. Tęsknię za nim... ( -> jestem nienormalna... ;p)
Motylku, życzę weny. I Twoje zdrowie z okazji rocznicy :*
Jeśli chodzi o ten blog to cieszę się, że go nie widziałaś. Tak jest lepiej... Mam nadzieję, że nigdy więcej nikt nie zrobi Ci takiego świństwa! :*
Trzymaj się Słoneczko!
Ciao,
Twoja wierna fanka dotviline |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Kaaś
Nowonarodzony
Dołączył: 09 Wrz 2009
Posty: 19 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ciepłe i (nie) przytulne piekło.
|
Wysłany:
Śro 9:33, 17 Lut 2010 |
|
Przeczytałam, wreszcie przeczytałam!
Ach, aż mnie radość przez chwilę rozpierała, jak czytałam ten rozdział... Ale szybko zniknęła... Ach, nieważne.
Oczywiście tłumaczenie prześliczne. Uczucie pomiędzy Bellą i Jasperem rodzi się tak powoli, że nawet nie mogę się doczekać, by przeczytać, że... Bo ja wiem... Chcą to pogłębić.
Fascynujące, z jaką pasją opisała to autorka. Po części tak, jakby tam występowała lub chciała występować zamiast Belli. Też bym tak chciała... Chociaż ja, tak jakby, mam już swojego księcia z bajki. Ale zawsze warto pomarzyć :)
Pozdrawiam i czekam na kolejne rozdziały, a wiem, że jeszcze ich trochę przed tobą jest :)
PS: Droga Madam [mam nadzieję, że się nie obrazisz, że tak do ciebie piszę ] nie ma za co dziękować. Cieszę się, że blog zniknął - i to chyba po części za moim udziałem... Autorka nie przypuszczała, że fanatycy opanowali internet. :) |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|