|
Autor |
Wiadomość |
veuna
Wilkołak
Dołączył: 23 Kwi 2009
Posty: 106 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 24 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Kołobrzeg
|
Wysłany:
Pon 19:35, 28 Wrz 2009 |
|
No, więc witam serdecznie po raz trzeci Słowem wstępu i przybliżenia lektury: Wszyscy bohaterowie są ludźmi [AU/AH] i odbiegają charakterami od swoich pierwowzorów [OOC]. Bella zostaje zmuszona do małżeństwa z Jacobem Blackiem, synem jednego z najbardziej wpływowych i bogatych ludzi w Ameryce. Już na pierwszy rzut oka widzi, że jej życie nie będzie usłane różami.
beta: Masquerade
Bella Swan zapomniała, jak ma na imię jej przyszły mąż.
- Ja, Bella, biorę sobie ciebie…
Zagryzła dolną wargę. Ojciec przedstawił ich sobie kilka dni temu, tamtego strasznego dnia, gdy we czwórkę załatwiali niezbędne do zawarcia ślubu formalności; wtedy usłyszała, jak się nazywa jej przyszły mąż, który zresztą zniknął najszybciej, jak to było możliwe. Zobaczyła go znowu dopiero kilka minut temu, gdy schodziła ze schodów w jednym z apartamentów przyszłego teścia, w najbogatszej dzielnicy Seattle. Zaraz rozpocznie się okropna ceremonia zaślubin.
Ojciec stał tuż za nią. Belli wydawało się, że fizyczne odczuwa jego dezaprobatę, ale też nie byłoby to nic nowego. Zawiodła go, zanim jeszcze przyszła na świat i, bez względu na to, jak bardzo się starała, nigdy nie zdołała go zadowolić. W przestronnym, jasnym wnętrzu ozdobionym wszędzie białymi kwiatami znajdowali się ludzie, których twarze widziała po raz pierwszy w życiu. W pierwszym rzędzie - tuż za panem młodym - siedziała grupka młodych mężczyzn ubranych w idealnie skrojone garnitury i olśniewająco białe koszule rozpięte pod szyjami. Poważne miny malowały się na ich twarzach, podobnie jak na obliczach pozostałych zebranych. Nikomu tego dnia nie było do śmiechu, jakby się mogło wydawać. Kątem oka łypnęła na męża. Ogier. Groźny, niebezpieczny ogier. Wysoki, szczupły, niemal same mięśnie, ani śladu tłuszczu. Dziwne ciemne oczy. Jej przyjaciółka zwariowałaby na jego punkcie.
Miał włosy tak ciemne, że wydawały się czarne, oraz regularne rysy. Gdyby nie ponura mina, byłby wręcz nieprzyzwoicie przystojny. Bella nie po raz pierwszy tego dnia żałowała, że ojciec nie wybrał kogoś mniej onieśmielającego. Starała się opanować zdenerwowanie, tłumacząc sobie, że nie będzie przebywała w jego towarzystwie dłużej niż to absolutnie konieczne. Zaczęła jeszcze raz, z nadzieją, że jego imię przebije się przez barierę pamięci.
- Ja, Bella, biorę sobie ciebie… - I znowu urwała.
Pan młody nawet na nią nie spojrzał, o pomocy nie było co wspominać. Patrzył prosto przed siebie. Na widok ust zaciśniętych w wąską linię przeszył ją dreszcz. Przed chwilą wypowiadał słowa przysięgi, więc musiało paść jego imię, ale obojętny głos spotęgował tylko jej zdenerwowanie i nic do niej nie dotarło.
- Jacob – syknął jej ojciec za plecami.
Sądząc po głosie, ze złości zaciskał zęby. Jak na jednego z najzdolniejszych amerykańskich dyplomatów miał zadziwiająco mało cierpliwości… Przynajmniej jeśli chodziło o nią. Wbiła paznokcie w dłoń i powiedziała sobie, że nie ma innego wyjścia.
- Ja, Bella…- gwałtownie zaczerpnęła tchu – …biorę sobie ciebie, Jacobie… - jeszcze jeden wdech – … za węża.
Dopiero cichy chichot dobiegający z pierwszego rzędu uwiadomił jej co powiedziała.
Ogier odwrócił się w jej stronę i pytająco uniósł jedną brew, jakby nie był pewien, czy aby na pewno dobrze usłyszał. „Biorę sobie ciebie za węża”. Odezwało się jej poczucie humoru, poczuła, że kąciki jej ust unoszą się leciutko. Jake ściągnął brwi w poziomą kreskę nad ponurym spojrzeniem głęboko osadzonych oczu. Bella powstrzymała narastającą histerię i brnęła dalej, nie poprawiając się. Przynajmniej część miała już za sobą. W tej chwili ustąpiła blokada pamięci i przypomniała sobie jego nazwisko. Black. Jacob Black. Jeszcze jeden bogaty synek wpływowych znajomych ojca.
Silna ręka pana młodego nakryła jej drobną dłoń. Zdała sobie sprawę z jego siły, gdy wsuwał jej na palec zwykłą, prostą obrączkę z białego złota, tak bardzo modnego w tym sezonie.
- Biorę sobie ciebie za żonę – oznajmił głosem surowym i nieznoszącym sprzeciwu.
- …zatem ogłaszam was mężem i żoną.
Znieruchomiała, czekając, aż prowadzący ceremonię wypowie tradycyjną formułkę o całowaniu panny młodej. Gdy nic takiego się nie stało, wyczuła w tym rękę ojca. Przynajmniej oszczędził jej upokorzenia; nie pocałują jej te twarde, srogie usta. To cały ojciec, pamiętał o szczególe, który nikomu innemu nie przeszedł przez myśl.
Użalanie nad sobą nie leżało w jej naturze, więc odsunęła od siebie ponure myśli, gdy ojciec podszedł, by ją pocałować. Uświadomiła sobie, że czeka na ciepłe słowo, ale nie zdziwiła się wcale, gdy niczego nie usłyszała. Jeszcze raz obrzuciła spojrzeniem zebranych w pomieszczeniu gości i wymusiła na sobie delikatny uśmiech. Nieznajomi podchodzili i gratulowali zawarcia związku małżeńskiego, błyskały flesze, a po chwili wszyscy zaczęli kierować się do sali bankietowej.
Kelnerzy uwijali się w pośpiechu, obsługując zebranych. W tle grała muzyka, a Bella stała gdzieś z boku z kieliszkiem szampana w dłoni. Pana młodego już dawno nie było w pobliżu, dostrzegła go po drugiej stronie w towarzystwie czterech nieznajomych mężczyzn. Wszyscy mieli grobowe miny, jednak jeden z nich zdawał się próbować rozluźnić atmosferę. Panna młoda czuła się zagubiona i samotna pośród obcych twarzy, lecz wiedziała, czego się od niej oczekuje. Miała się uśmiechać i ładnie wyglądać. Grać szczęśliwą, chociaż do szczęścia brakowało jej tak wiele, że nie potrafiłaby ubrać tego w słowa. Jej rodzice stali, pusząc się niczym nadęte pawie, jakby ciesząc się z udanej transakcji. Co chwilę koło Belli przechodził ktoś i gratulował, siląc się na jak najbardziej oryginalne życzenia. Nie znała tych ludzi, ale od dzieciństwa wiedziała, że zazwyczaj mają nieszczere intencje. Liczą na wpływy, kontakty, i aby je zdobyć, są w stanie zrobić niemal wszystko. Wszyscy zachwycali się jej wyglądem, podziwiając klasyczną, szyfonową suknię, którą matka sprowadziła z samego Paryża. Szczerze powiedziawszy, zupełnie się jej nie podobała, ale była zmuszona ją włożyć. W gruncie rzeczy to wszystko nie miało znaczenia. To miał być najszczęśliwszy dzień w jej życiu, wymarzony i cudowny, a stało się zupełnie odwrotnie.
Przechyliła gwałtownie kieliszek i opróżniła go z zawartości. Chwyciła za suknię, aby unieść ją lekko do góry i przeszła kawałek do stojącego nieopodal kelnera z tacą pełną alkoholi.
Uśmiechnęła się do niego w wyćwiczony przez lata sposób i wzięła dwa kolorowe drinki. Miała zamiar zaszyć się gdzieś w kącie i je wypić, jednak w ostatniej chwili za plecami usłyszała swoje imię.
- Chyba nie odmówisz tańca z teściem? – zapytał starszy, elegancki mężczyzna.
Bella ukłoniła się natychmiast, niemal wylewając zawartość kieliszków. Gdy się wyprostowała została poprowadzona na środek parkietu, a światła nastrojowo przygasły. Prowadzący bankiet oznajmił zebranym, że pan Black zatańczy teraz ze swoją synową i rozległy się pierwsze dźwięki walca. Musiała przyznać, że jej teść tańczył naprawdę świetnie, a do tego był równie przystojny jak jej mąż. Co prawda, zdawał się być milszy w obyciu i czasami uśmiechał się do niej, jakby chcąc dodać jej otuchy. Wirowali na parkiecie, a kiedy utwór dobiegł końca na sali rozległy się gromkie brawa.
Dziewczyna ukłoniła się ponownie w podzięce, a gdy chciała już odejść. Na koniec okręcił jeszcze partnerkę, by zatrzymać ją w swoich silnych ramionach.
teść chwycił ją delikatnie za rękę.
- Teraz wypadałoby, żebyś zatańczyła z mężem – rzekł miękko, a następnie skinął na stojącego obok mężczyznę.
Jacob podszedł bez słowa, i chwycił pannę młodą w pasie. Bella spuściła wzrok, chociaż wiedziała, że powinna udawać, iż wszystko jest w najlepszym porządku. Myślała, że wszyscy wyobrażają ich sobie jako parę zakochanych gołąbków znającą się nie od dziś. Czuła się przy nim skrępowana, onieśmielał ją na każdym kroku. Tańczył równie dobrze, co jego ojciec, płynnie prowadząc ją po parkiecie, na którym balansowały również inne pary. Przez cały taniec nie odezwali się do siebie ani słowem. Jake nie odstępował od przybranej ponurej miny, zdawał się zbudować przed sobą barierę nie do przebicia. Na sam koniec okręcił jeszcze swoją partnerkę, by w końcu zatrzymać ją w swoich silnych ramionach. Znów wszyscy bili brawo i gratulowali im nieustannie. Gdy zainteresowanie w końcu zmalało, mąż odszedł bez słowa zostawiając za sobą swoją młodą żonę. Nie chcąc stać i zwracać na siebie uwagi, Bella usunęła się po raz kolejny na bok. Tym razem udało jej się w spokoju wypić drinki i chociaż wieczór był jeszcze młody, a bal wydawał się być udanym, zapragnęła jak najszybciej się stamtąd ulotnić. Chciała z kimś porozmawiać, podzielić się obawami i spostrzeżeniami, ale w rzeczywistości nie miała do kogo otworzyć ust. Postanowiła wymknąć się do pokoju, w którym trzymane były prezenty i kwiaty, a także jej torebka i telefon. Czuła, jak bardzo spuchły jej nogi od noszenia niewygodnych butów na zabójczej i mało stabilnej szpilce, więc gdy tylko znalazła się poza salą, zdjęła je natychmiast.
Zimna podłoga załagodziła nieco ból, a dziewczyna nie dbała o to, że długą suknią zamiatała właśnie podłogę. Zanim weszła do niewielkiego pomieszczenia, rozejrzała się jeszcze dookoła, aby upewnić się, że nikt jej nie widzi i za nią nie podąża. Gdy znalazła się w środku, wyciągnęła z torebki telefon i wykręciła numer do najbliższej jej sercu osoby. Najlepsza przyjaciółka nie mogła, a nawet nie chciała być obecna na tym - jej zdaniem - groteskowym wydarzeniu. Wywodziła się z niższej warstwy społecznej i była niemile widzianym gościem na weselu. Bez w względu na to, jak bardzo Bella nalegała, by ta prosta, szczera dziewczyna mogła jej towarzyszyć w tak szczególnym dniu, nie udało jej się nic wskórać. Ojciec uważał jej obecność za niestosowną i niepotrzebną. Zaprosił tylko osoby znaczące cokolwiek w tym całym próżnym półświatku, mając nadzieję, że dzięki temu otworzą się przed nim szerokie perspektywy i obietnice nowych owocnych transakcji.
Bella wykręciła numer i przysiadła na kanapie załadowanej po brzegi pakunkami i kolorowymi kwiatami. Już po kilku sygnałach w słuchawce odezwał się znajomy, delikatny głos.
- Alice? – upewniła się dziewczyna, poprawiając fałdy sukni, które utrudniały jej swobodne poruszanie się.
- Już myślałam, że się nie odezwiesz – poskarżyła się rozżalona rozmówczyni.
- Nie miałam jak się wyrwać, przepraszam – odparła, wkładając za ucho niesforny kosmyk kasztanowych włosów.
- Wszystko w porządku? Jest mi naprawdę przykro z powodu tego, jak twój ojciec cię urządził – mruknęła Alice.
- Nie przejmuj się, jakoś dam radę… Myślę, że jeśli ten facet jest normalny, sam to prędzej czy później skończy, dzięki czemu nie będę musiała łamać danej rodzicom obietnicy.
- To jest jakieś chore. Gdzie w tych czasach zawiera się ustalane z góry małżeństwa?
- Spotkamy się i porozmawiamy, kiedy to wszystko ucichnie… Jak na razie nawet nie wiem, co mnie czeka za najbliższe kilka godzin…
- Ech… - westchnęła jedynie Alice w odpowiedzi.
- W takim razie do usłyszenia – mruknęła Bella, wiedząc, że za chwilę ktoś zacznie jej szukać.
- Trzymaj się – rzuciła przyjaciółka i rozłączyła rozmowę.
Bella poczuła ogromny smutek przeszywający jej serce. Żal, który w niej narastał stawał się nie do zniesienia, ale nie miała w zwyczaju łamać danego słowa. W głębi duszy modliła się, aby Jacob był na tyle rozsądny i skończył to jak najszybciej. Gdyby nie ta przeklęta przysięga, którą na niej wymusili, sama zrobiłaby to już na drugi dzień. Tymczasem musiała tkwić w tym wszystkim i poddawać się rozkazom próżnych i zaślepionych opiekunów, którzy przecież powinni chcieć dla niej jak najlepiej. Zawdzięczała im naprawdę wiele, ale teraz nie miała już pewności, czy było to warte tego, z czym musi się teraz zmierzyć. Była w końcu młodą dziewczyną, która tak naprawdę nie zasmakowała jeszcze życia. Wiedziała, że gdyby urodziła się chłopcem, tak jak pragnął tego jej ojciec, życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Miałaby prawo sama zadecydować o swojej przyszłości i nie musiałaby wysłuchiwać wszystkich wyrzutów skierowanych w jej kierunku. To właśnie wyrzuty sumienia, w które była wpędzana przez lata, popchnęły ją do podjęcia tej żenującej decyzji.
Wyrwawszy się z zamyślenia, spojrzała na stary zegar wiszący na wschodniej ścianie. Dobiegała godzina dwudziesta druga, wiedziała, że musi wracać. Zawdzięczała im naprawdę wiele, ale teraz nie miała już pewności, czy było to warte tego, z czym musi się teraz zmierzyć. Zakryła bose stopy ciężkim, lejącym się spod spodu materiałem i nacisnęła klamkę. Drzwi ustąpiły bez oporu, a kiedy znalazła się z powrotem na korytarzu, automatycznie skierowała się w stronę bankietu. Gdy tylko zrobiła krok do przodu, usłyszała za sobą nieznajomy, rozbawiony ton.
- A już myśleliśmy, że dałaś nogę – mruknął mężczyzna o ciemnych włosach, którego Bella zupełnie nie kojarzyła.
- Nie bardzo dałabym radę, jestem kontuzjowana – odezwało się w niej poczucie humoru i wysunęła bosą stopę spod sukni na dowód swojej wiarygodności.
Nieznajomy był niewiele wyższy od Belli i z rozbawieniem przyjrzał się zaczerwienionej kończynie. Miał ciemne nastroszone włosy, a w uszach widniało kilka srebrnych kolczyków. Ubrany był jak wszyscy: w czarny garnitur z rozpiętą pod szyją koszulą. Poza tym zdawał się zupełnie nie pasować do zebranych licznie gości. Palił papierosa w niedozwolonym miejscu, kompletnie się tym nie przejmując. Wyglądał na człowieka mającego wszystko i wszystkich w głębokim poważaniu.
- Wybacz, ale muszę wracać – mruknęła niechętnie. – Zaraz rzeczywiście pomyślą, że gdzieś uciekłam – uśmiechnęła się delikatnie i odwróciła w stronę elegancko ozdobionych dużych drzwi.
Mężczyzna bez słowa odprowadził ją wzrokiem z lekkim uśmiechem na twarzy. Gdy dziewczyna ponownie znalazła się na sali, na wejściu spotkała się z karcącym spojrzeniem matki. Nie musiała pytać, o co chodzi, gdyż dokładnie wiedziała, co ma na myśli. Postanowiła ją zignorować i udać się w jakieś najmniej oblegane miejsce, by w spokoju doczekać końca weseliska. Zastanawiała się, co ją czeka po skończeniu tej całej farsy. Mąż ani razu nie obrzucił jej chociażby przelotnym spojrzeniem. Jedyne, co do czego nie miała najmniejszych wątpliwości, to fakt, że od dzisiaj będzie związana z zupełnie obcym człowiekiem i nie wiedziała, jak długo to potrwa. Nie uśmiechało jej się to, więc sączyła drinki w samotności. Goście nie przejmowali się tym, że kobieta, dla której miał to być najwspanialszy dzień w życiu, siedzi sama. Mijali ją, posyłając tylko zagadkowe uśmiechy, jakby doskonale wiedzieli, jaka jest rzeczywistość.
Po którymś wysokoprocentowym napoju z kolei, poczuła, że ma już dosyć. Niezgrabnie wstała z krzesła i postanowiła udać się do łazienki. Próbowała przejść przez parkiet, mijając tańczące pary. W pewnym momencie zagapiła się i z rozpędu wpadła na stojącego do niej tyłem mężczyznę. Ten odwrócił się powoli i obrzucił Bellę chłodnym spojrzeniem. Był to nikt inny, jak Jake, który od razu dostrzegł w jakim stanie jest jego żona. Brunetka skinęła głową przepraszająco i bez słowa próbowała go wyminąć, jednak ten chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie.
- Pani to już chyba wystarczy – szepnął jej do ucha, a dziewczynę owiał upajający zapach jego perfum.
Bella była wyraźnie wstawiona i czuła, że powoli przestaje nad sobą panować. Nie chciała mieć z tym facetem nic wspólnego, a do tego zaczynał ją strofować. Wyrwała rękę z jego uścisku i spotkała się z zaciekawionym spojrzeniem niezauważonych wcześniej rozmówców męża.
- A pan chyba nie powinien się tym przejmować – burknęła, przeszywając go buntowniczym spojrzeniem.
Przez chwilę jeszcze mierzyli się spojrzeniami, jednak brunetka obróciła się na pięcie i ruszyła do wyjścia. Nie przejmowała się karcącymi spojrzeniami mijanych rodziców. Potrzebowała sporej dawki świeżego powietrza, które uspokoiłoby jej nerwy. Przebiegła przez długi zaciemniony korytarz i wybiegła na taras. Chłód przeszył jej rozgrzane ciało, a wszystko dookoła zdawało się wirować. Miała nadzieję, że nikt po nią nie przyjdzie i w spokoju będzie mogła godzić się ze swoim losem, jednak już po chwili usłyszała za swoimi plecami przyspieszone kroki. Westchnęła zrezygnowana i odwróciła się w stronę szklanych drzwi. Jacob stał, przeszywając ją groźnym spojrzeniem. Wiatr delikatnie rozwiewał jego włosy, dodając mu tylko uroku, który znikł w jednej chwili, gdy ten szarpnął dziewczyną i przyparł ją do jednej ze ścian przy wyjściu.
- Zostaw mnie, człowieku! Nawet cię nie znam! – wrzasnęła.
- Będziemy mieli dużo czasu, żeby się poznać i wierz mi, nie mam zamiaru użerać się z jakąś rozkapryszoną dziewuchą – niemal wysyczał jej do ucha, blokując wszelką drogę ucieczki.
Był zimny i bezwzględny, a Bella po raz pierwszy miała okazję przekonać się, z jakim człowiekiem przyjdzie jej dzielić życie. Przynajmniej przez najbliższy czas. Jego zachowanie naprawdę nią wstrząsnęło, gdyż pozornie sprawiał wrażenie osoby spokojnej i opanowanej. Na sam dźwięk wypowiadanych przez niego słów przeszył ją zimny dreszcz. W tej chwili pragnęła jak najszybciej skończyć tę całą farsę i znaleźć się jak najdalej od niego. Pomimo tego, że czuła ogarniający ją strach, patrzyła odważnie w ciemne oczy. Nie chciała dać po sobie poznać, w jaki sposób na nią działa. Kiedy w końcu ją uwolnił, nie zostawił jej samej, tak jak się tego spodziewała. Schwycił jej drobną rękę i pociągnął za sobą z powrotem do środka. Nie miała siły protestować, więc poddała się bez walki, wlokąc się za nim i co chwilę zaplątując bose stopy w fałdy długiej i ciężkiej kreacji. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez veuna dnia Czw 19:32, 01 Gru 2011, w całości zmieniany 17 razy
|
|
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Pon 19:54, 28 Wrz 2009 |
|
cóż... zastanawiające... jakoś mnie interesuje to opowiadanie, ale wolałabym poczekać z ogólną opinią...
jest mało zabawnie... jest raczej interesująco i lekko dramatycznie...
robisz fajne opisy i widać, że pracowałaś nad tekstem, co jest twoim wielkim plusem...
przemyślane i ładnie dobrane słowa... naturalność zarazem przekazu i takie oczywiste reakcje...
cóż ... będę odwiedzać
pozdr.
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
serenithy
Człowiek
Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pon 19:55, 28 Wrz 2009 |
|
Ciesze się, że jako pierwsza ci to mówię twoje opowiadanie jest olśniewające. Zaintrygowałaś mnie chce czytać więcej! Hmmy nie źle to wszystko zaplanowałaś, podoba mi się! Jestem ciekawa co będzie dalej, nie rozumiem tylko tej narracji, ale może z czasem zorientuje się o co chodzi no nic życzę weny i pozdrawiam! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Masquerade
Dobry wampir
Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 1880 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 128 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Pokój Życzeń
|
Wysłany:
Pon 20:11, 28 Wrz 2009 |
|
Kocham to opowiadanie :D Wiesz, że w pierwotnej wersji podobało mi się bardziej. Dużo bardziej. Jednak nie mogłabyś zamieścić go tutaj z oczywistych powodów.
Często mam tak, że kiedy jakieś opowiadanie bardzo mi się podoba, to nie mogę zebrać myśli w taki sposób, żeby móc ubrać je w słowa, które tworzyłyby logiczną całość. Wszystko to jest takie naturalne, niekiedy zabawne, niekiedy nie. Takie życiowe sytuacje, nie żadne z dupy wzięte. Jednak cieszę się, że dzielisz się nim tutaj, z szerszą publicznością :)
Wspominałam już, że masz genialną betę? |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Masquerade dnia Pon 20:12, 28 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Shili
Człowiek
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 85 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 13:01, 29 Wrz 2009 |
|
Bardzo, ale to bardzo zaciekawiło mnie twoje opowiadanie. Podoba mi się zarówno pomysł jak i wykonanie. Wszystko spójne i nie wyłapałam żadnych błędów. Co do tematu to cieszę się, że jest to coś oryginalnego, bo z takim pomysłem jeszcze się nie spotkałam. Świetnie rozegrane i muszę powiedzieć, że podoba mi się. Dopiero co przeczytałam, a już chcę więcej :), na pewno będę odwiedzać to Ff :).
Pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Shili dnia Wto 13:01, 29 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Aja
Wilkołak
Dołączył: 06 Lip 2009
Posty: 231 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z brzucha. . . mamusi(;
|
Wysłany:
Wto 14:11, 29 Wrz 2009 |
|
Twoje opowiadanie jest jak na razie intrygujące i interesujące, od razu nasuwa się parę pytań, ale mam nadzieję, że wszystko wyjaśni się w swoim czasie(:
Nie wiem co można więcej powiedzieć gdyż to dopiero pierwszy rozdział, więc może tak: masz fajny styl, czyta się płynnie i przyjemnie.
Na pewno jeszcze tu zajrzę, tak więc weny, czasu i chęci w tworzeniu(: |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Monika W
Wilkołak
Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 127 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Wto 14:16, 29 Wrz 2009 |
|
Zainteresowałaś mnie.
Sam pomysł - orginalny, mało w nim banalności. Małżeństwo z rozsądku nigdy dobrze się nie konczy, tak uważam. Bardzo mnie ciekawi co stanie się dalej.
Czekam na kolejny rozdział.
Ja błędów nie znalazłam. Ale się nie znam, więc wybaczcie... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Robaczek
Moderator
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 227 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 20:21, 29 Wrz 2009 |
|
Miał włosy tak ciemne, że wydawały się czarne, oraz regularne rysy.
Przynajmniej, jeśli chodziło o nią.
Przynajmniej jeśli chodziło o nią. /”Przynajmniej jeśli” jest przypadkiem, w którym następuje cofnięcie przecinka.
- Ja, Bella…- gwałtownie zaczerpnęła tchu – …biorę sobie ciebie, Jacobie…- jeszcze jeden wdech – … za węża.
Brakuje spacji.
Ogier odwrócił się w jej stronę i pytająco uniósł jedną brew, jakby nie był pewien, czy aby na pewno dobrze usłyszał.
Liczą na wpływy, kontakty, i aby je zdobyć, są w stanie zrobić niemal wszystko.
Dziewczyna ukłoniła się ponownie w podzięce, a gdy chciała już odejść, teść chwycił ją delikatnie za rękę.
„Gdy” wprowadza zdanie podrzędne.
Na sam koniec okręcił jeszcze swoją partnerkę, by w końcu zatrzymać ją w swoich silnych ramionach.
Na koniec okręcił jeszcze swoją partnerkę, by ostatecznie zatrzymać ją w silnych ramionach. /Raz – „sam koniec” to pleonazm. Dwa – zbędne i rażące powtórzenie zaimka. Trzy – rażące powtórzenie słowa „koniec”.
Gdy zainteresowanie w końcu zmalało, mąż odszedł bez słowa, zostawiając za sobą swoją młodą żonę.
Imiesłów przysłówkowy współczesny oddzielamy przecinkiem.
Postanowiła wymknąć się do pokoju, w którym trzymane były prezenty i kwiaty, a także jej torebka i telefon.
Czuła, jak bardzo spuchły jej nogi od noszenia niewygodnych butów na zabójczej i mało stabilnej szpilce, więc gdy tylko znalazła się poza salą, zdjęła je natychmiast.
Zanim weszła do niewielkiego pomieszczenia, rozejrzała się jeszcze dookoła, aby upewnić się, że nikt jej nie widzi i za nią nie podąża.
„Zanim” również wprowadza zdanie podrzędne.
Gdy znalazła się w środku, wyciągnęła z torebki telefon i wykręciła numer do najbliższej jej sercu osoby.
Bez w względu na to, jak bardzo Bella nalegała, by ta prosta, szczera dziewczyna mogła jej towarzyszyć w tym szczególnym dniu, nie udało jej się nic wskórać.
Już i tak jest spore nagromadzenie zaimków wskazujących. Zatem – w tak szczególnym dniu.
Zaprosił tylko osoby coś znaczące w tym całym próżnym półświatku z nadzieją, że dzięki temu otworzą się przed nim jakieś szerokie perspektywy i obietnice owocnych transakcji.
Zaprosił tylko osoby znaczące cokolwiek w tym całym próżnym półświatku, mając nadzieję, że dzięki temu otworzą się przed nim szerokie perspektywy i obietnice nowych owocnych transakcji.
- Nie przejmuj się, jakoś dam radę…Myślę, że jeśli ten facet jest normalny, sam to prędzej czy później skończy, dzięki czemu nie będę musiała łamać danej rodzicom obietnicy.
Zgubiona spacja.
- Ehhh…- westchnęła jedynie Alice w odpowiedzi.
Jesteśmy w Polsce. Wykrzyknienia typu „och”, „ach”, „ech” kończymy –ch. Ech. I proponuję zmienić na - Ech… - Alice w odpowiedzi jedynie westchnęła.
Zawdzięczała im naprawdę wiele, ale teraz nie była pewna, czy było to warte tego, czego będzie musiała teraz doświadczyć.
Nie było, czy było, będzie. A wujek Bycio siedzi i się wstydzi. Zawdzięczała im naprawdę wiele, ale teraz nie miała już pewności, czy było to warte tego, z czym musi się teraz zmierzyć.
Wyrwawszy się z zamyślenia, spojrzała na stary zegar wiszący na wschodniej ścianie.
Imiesłów przysłówkowy uprzedni oddzielamy przecinkiem.
Nie założyła ponownie butów, wiedząc, że i tak nie zrobi w nich, chociaż najmniejszego kroku.
Nie założyła ponownie butów, wiedząc, że i tak nie zrobi w nich choćby najmniejszego kroku.
Gdy tylko zrobiła krok do przodu, usłyszała za sobą nieznajomy, rozbawiony ton.
Ton może być rozbawiony. Nieznajomy może być głos lub ton głosu. Nie można więc usłyszeć za sobą nieznajomego tonu, nawet jeśli jest rozbawiony.
Nie musiała pytać, o co chodzi, gdyż dokładnie wiedziała, co ma na myśli.
Jej mąż ani razu nie obrzucił jej chociażby przelotnym spojrzeniem.
Znów zbędna parada zaimków. Samo mąż, bez dzierżawczego.
Jednym, czego była pewna, to fakt, że od dzisiaj będzie związana z zupełnie obcym człowiekiem i nie wiedziała, jak długo będzie to trwało.
Znowuż wujek Bycio się kłania. Poza tym - nawet przy takiej składni – zdanie zaczynałoby się od „Jedyne…” (patrz – „jedyne (…) to fakt”; gdybyśmy mieli konstrukcję „…był fakt”, to wtedy zaczęłoby się właśnie tak, jak Ty to napisałaś). W każdym razie – Jedyne, co do czego nie miała najmniejszych wątpliwości, to fakt, że od dzisiaj będzie związana z zupełnie obcym człowiekiem i nie wiedziała, jak długo to potrwa.
Goście nie przejmowali się tym, że kobieta, dla której miał to być najwspanialszy dzień w życiu, siedzi sama.
Po którymś wysokoprocentowym napoju z kolei, poczuła, że ma już dosyć.
Jacob stał, przeszywając ją groźnym spojrzeniem.
Raczej nie lewitował… Apeluję o skrócenie tego do Jacob przeszywał ją groźnym spojrzeniem.
Był zimny i bezwzględny, a Bella po raz pierwszy miała okazję przekonać się, z jakim człowiekiem przyjdzie jej dzielić życie. Przynajmniej przez najbliższy czas. Była wstrząśnięta jego zachowaniem, gdyż z pozoru wydawał się być osobą spokojną i opanowaną.
Był, była, być, bla bla bla. Był zimny i bezwzględny, a Bella po raz pierwszy miała okazję przekonać się, z jakim człowiekiem przyjdzie jej dzielić życie. Przynajmniej przez najbliższy czas. Jego zachowanie naprawdę nią wstrząsnęło, gdyż pozornie sprawiał wrażenie osoby spokojnej i opanowanej.
Kiedy w końcu ją uwolnił, nie zostawił samej tak, jak się tego spodziewała.
Tutaj nie chodzi o sposób, w jaki on ją zostawił bądź nie zostawił. W powyższym zdaniu „tak jak” odnosi się do czasownika „spodziewać się”, dlatego następuje cofnięcie przecinka – Kiedy w końcu ją uwolnił, nie zostawił jej samej, tak jak się tego spodziewała.
- Wybacz, ale muszę wracać – mruknęła niechętnie. – Zaraz rzeczywiście pomyślą, że gdzieś uciekłam – uśmiechnęła się delikatnie i odwróciła w stronę elegancko ozdobionych dużych drzwi.
- Ja, Bella, biorę sobie ciebie…- I znowu urwała.
Zgubiona spacja.
(Nie mam pewności, czy to już wszystko, gdyż jeszcze przy późniejszym pobieżnym przeglądaniu tekstu przypadkowo znalazłam dwa malutkie kwiatki. Proponuję ogólnie rzucić okiem na tekst raz jeszcze).
* * *
Nie wiem, czy powyższe błędy wynikają z niedopatrzenia czy raczej spowodowało je coś innego. „Rażący błąd” jest pojęciem względnym i przypuszczam, że żadnemu z poprzednich czytelników te potknięcia w szczególny sposób nie rzucały się w oczy, ale ja, jak widać, z jakiegoś powodu je wypisałam.
Ze strony technicznej tekstu mam jeszcze zarzut dotyczący powtórzeń. Nie wydaje mi się, byś operowała ubogim słownictwem, jednak jeśli chodzi o zaimki i czasownik „być” – stanowczo ich nadużywasz. Nad doborem synonimów trzeba wprawdzie nieco pomyśleć, ale w niektórych momentach jest to nie tyle sprawa braku synonimicznego określenia, ale zupełnie niepotrzebne (czy nawet niewskazane) wstawienie chociażby zaimka dzierżawczego lub wskazującego. Poza tym zauważyłam zaskakujące zamiłowanie do czasownika „stać”, ha. X stał, X stojąc, X nie chciał stać etc.
Najmocniejszą stroną tekstu wydaje mi się narracja. Płynna i sprawnie, ładnie prowadzona, co pozwala z przyjemnością przejść przez tekst. Narrator nie jest nachalny, jak to czasem bywa; nieliczne komentarze dotyczące zachowań są dość powściągliwe – nie starasz się już na starcie przeciągnąć czytelnika na stronie Belli, choć mimowolnie i tak to robi, wnioskując tylko na podstawie garstki opinii dotyczących Jacoba. Posługujesz się słownictwem wprawdzie nie w szczególny sposób rozbudowanym – choć z pewnością nie jest ubogie, po prostu ograniczasz się do tego zasobu, do jakiego sięga się na co dzień, co zresztą się chwali – jednak adekwatnym do sytuacji i charakteru opowiadania. Jak na razie opisy emocji są dość ogólnikowe, nie tworzą jeszcze prawdziwej kreacji postaci Belli, ale z pewnością mają potencjał. Z kolei opisy sytuacyjne pozwalają z łatwością wyobrazić sobie to, co narrator chce czytelnikowi przekazać. Całości dopełnia miły, przyjemny styl.
Wprawdzie bez porywów zachwytu, jednak dobre wrażenie pozwala mieć nadzieję, że później będzie tylko lepiej i warto do tekstu wrócić.
Wrócić warto również z powodu fabuły. I nie mówię tego, ponieważ przygryzam z nerwów paznokcie czy czuję zalewającą mnie falę niepokoju; chodzi raczej o ciekawość, jak dalej rozwiniesz wątek. I jak wykreujesz Bellę – Jacob już mniej mnie interesuje, bo przewiduję schemat. Mam tylko nadzieję, że nie wzorowałaś się w szczególny sposób na The Perfect Wife, co niestety wnioskuję (może i niesłusznie) z wypowiedzi Masq. Jeśli jednak się nie mylę – obym się myliła – to chwała Allahowi. Tyle że ciężko wyobrazić sobie, by ta opowieść nie była utkana ze stereotypów. Córeczka bogatego, wpływowego tatusia, która pragnie dla siebie innego życia, ale jednocześnie odczuwa potrzebę rodzicielskiej aprobaty – przygnieciona świadomością ciążących na niej obowiązków i oczekiwań. Podświadomie pewnie żywi nadzieję, że robiąc to, czego pragnie jej ojciec, zyska sobie jego miłość. A może po prostu się poddała i, obojętna wobec życia, chce jedynie przebrnąć przez to, co konieczne. I nawet jeśli żarzą się w niej iskierki buntu, to na razie jest posłuszna. Do tego Jacob – chwilowo facet bez twarzy, stworzony z kilku pejoratywnych epitetów i dalej rozwijany ewentualnie przez wyobraźnię czytelnika, którą to napędzają właśnie wspomniane stereotypy. Ale panicz Black jest, jak wiemy czy jak chcemy wierzyć, zimnym, nieczułym draniem. Tatusia ma dobrego, bo ktoś musi być tym dobrym. Jego koledzy to tacy sami jak
on sztywni yuppies, makiaweliści w każdym calu, nieczuli introwertycy. Wśród nich jeden odstaje – zapewne Edward, który – zapewne – nawiąże romans z panną Swan, a najlepiej wybawi ją z rąk podłego męża-oprawcy.
Jeśli fabuła wyjdzie poza ramy przewidywanego przeze mnie schematu – świetnie. Jeśli nie – też dobrze. Nawet jeśli zamysłem opowiadania jest realizowanie właśnie takiego wątku, to nie oznacza, że musi być to tekst jak dziesiątki innych. Rzecz ma się podobnie jak z, przykładowo, historiami Edwardelli – nawet po raz setny czytana bajeczka o miłości tej dwójki może okazać się nietuzinkowa i zaskakująca, bo rzecz leży w opisach emocji, w charakterze postaci, nawet w narracji, a nie w wyjątkowości zdarzeń. I chwała Allahowi, że na forum wprowadzono cenzurę (jeśli faktycznie Masq myśli o tym samym co ja), bo nie miałabym ochoty na kolejne TPW.
Veuno, czy swoim tekstem zaskoczysz czy też nie – mam nadzieję do niego wrócić. Choćby po to, by zobaczyć, jak dalej rozwijasz swój warsztat, nawet jeśli nie w tym kierunku, w którym ja sama bym się udała. A zawsze też można skupić się na warsztacie stylistycznym.
Pozdrawiam,
robal
edit
Ach, i połknęłam jeszcze garść opinii o tekście. To, co teraz napiszę, niejako pokrywa się z pozostałą częścią wypowiedzi, ale nie do końca.
Pojęciem, jakie nasuwało mi się przy lekturze, było naiwność. Naiwność tak tematyki, jak i sposobu, w jaki ją oddajesz. Po pierwsze - nie wierzę w takie bajeczki jak małżeństwo z rozsądku z rozkwicie dwudziestego pierwszego wieku w największym światowym imperium. Oczywiście, owo imperium to także miejsce głębokiego zacofania i triumfu ludzkiej głupoty, wielu błędów wychowawczych. Nic nie wydaje mi się tak złe w wychowaniu dzieci, jak uczenie ich w domu miast w szkole i tym samym odcięcie osoby będącej w momencie kształtowania się jej osobowości od kontaktu z gronem rówieśniczym. Chore. I, oczywiście, powszechne w Ameryce. Ameryka to również patologie, ale patologie są wszędzie. To mormonizm czy inne obce nam, Europejczykom, religie. Można więc powiedzieć – czemu nie małżeństwo z rozsądku. A ja nadal tego nie kupuję.
Nie bez winy jest tutaj sposób, w jaki sytuację przedstawiłaś. Brakuje mi tutaj chropowatości, goryczy. Nie realizmu w postaci brutalnych scen seksu (których, mam nadzieję, nie będzie). Nie wiem, może to tylko przedwczesne obawy, które w kolejnych rozdziałach rozwiejesz. Ale zasygnalizować warto. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Robaczek dnia Wto 20:36, 29 Wrz 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
AlicjaC
Wilkołak
Dołączył: 30 Lip 2009
Posty: 150 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z krainy czarów
|
Wysłany:
Wto 20:23, 29 Wrz 2009 |
|
Podoba mi się początek.
Cóż nie będę pisać, że podoba mi się opowiadanie, bo na razie to tylko pierwszy rozdział, a później wszystko się może zdarzyć :)
Na pewno będę czytać dalej.
Ciekawi mnie, jakie to będzie miała życie u boku Jacoba, Bella. Na pewno niezbyt przyjemne. Zastanawiam się również gdzie i kiedy pozna Edwarda. Bo chyba będzie, prawda?
Czekam na kolejny rozdział.
Życzę weny.
Pozdrawiam. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Masquerade
Dobry wampir
Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 1880 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 128 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Pokój Życzeń
|
Wysłany:
Śro 15:42, 30 Wrz 2009 |
|
Robaczek napisał: |
Mam tylko nadzieję, że nie wzorowałaś się w szczególny sposób na The Perfect Wife, co niestety wnioskuję (może i niesłusznie) z wypowiedzi Masq. |
A gdzie w mojej wypowiedzi znalazłaś coś, co sugerowałoby, że będzie to podobne do TPW?
Pisząc, że veuna nie mogła zamieścić tutaj opowiadania, chodziło mi o (mam nadzieję, że mnie za to nie zabije) brak podpięcia się pod fandom w pierwotnej wersji. Nie chodzi tu o seks czy inne gówno.
Jeśli chodzi o małżeństwo z rozsądku, to ja pośpieszę z wyjaśnieniami. Teraz veuna mnie zabije. Wiem co nieco o zainteresowaniach Autorki i to jej hobby oraz pasja popchnęły ją do napisania tegoż opowiadania. I od razu mówię, że pasją tą nie jest ani Szmejer, ani Tłajlajt. Jak Ci się wydaje, gdzie - nawet w dzisiejszych czasach - dochodzi do takich rzeczy, jak małżeństwo z rozsądku, nauka w domu (bo rodzice mają kasę), poniewieranie córką?
Co do fabuły, to jeszcze będzie zdziwko :D aż się nie mogę doczekać Waszych reakcji :D
Idę, bo i tak już za dużo wyklepałam :D
Z poważaniem,
Msq :P |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Robaczek
Moderator
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 227 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 17:15, 30 Wrz 2009 |
|
Masquerade. napisał: |
Robaczek napisał: |
Mam tylko nadzieję, że nie wzorowałaś się w szczególny sposób na The Perfect Wife, co niestety wnioskuję (może i niesłusznie) z wypowiedzi Masq. |
A gdzie w mojej wypowiedzi znalazłaś coś, co sugerowałoby, że będzie to podobne do TPW?
Pisząc, że veuna nie mogła zamieścić tutaj opowiadania, chodziło mi o (mam nadzieję, że mnie za to nie zabije) brak podpięcia się pod fandom w pierwotnej wersji. Nie chodzi tu o seks czy inne gówno. |
Widocznie mam kosmate myśli i z wypowiedzi
Masquerade. napisał: |
Kocham to opowiadanie :D Wiesz, że w pierwotnej wersji podobało mi się bardziej. Dużo bardziej. Jednak nie mogłabyś zamieścić go tutaj z oczywistych powodów. |
wyciągnęłam takie a nie inne wnioski. W związku z tym, że wciąż mam w pamięci sytuację z cenzurowaniem tekstów właśnie po tłumaczeniu TPW i TRL.
Och, a hobby - sinologia, jak mniemam.
Pozdrawiam,
robal |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Robaczek dnia Śro 17:16, 30 Wrz 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Masquerade
Dobry wampir
Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 1880 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 128 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Pokój Życzeń
|
Wysłany:
Śro 17:26, 30 Wrz 2009 |
|
A, rzeczywiście. Postronny obserwator mógł wyciągnąć takie wnioski.
Z hobby trafiłaś w dziesiątkę... No w sumie... Nie do końca. Bo mowa jest raczej bardziej o Japonii, a mniej o Chinach :D Dla mnie w postaci pierwotnej to opowiadanie jest o wiele bardziej atrakcyjne niż takie podpinane pod fandom. Jest ciekawie, ale to już nie to samo. Wydaje mi się, że i mnie twilight się po prostu przejadł, aczkolwiek jest na tym forum jeszcze wiele opowiadań, które naprawdę czytać warto i to wydaje mi się jednym z nich :) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Masquerade dnia Śro 18:15, 30 Wrz 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Robaczek
Moderator
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 227 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 17:39, 30 Wrz 2009 |
|
No cóż, powiem Ci, że sama nie doszukiwałam się tu wcześniej żadnych powiązań z sytuacją czy tradycjami chińskimi. Mnie samą sinologia pociąga, ba, marzę o studiowaniu jej, choć nie wynika to z jakiejś wielkiej pasji, jedynie z zainteresowania, które mam nadzieję rozwinąć.
A ukrócając ten offtop - mam nadzieję, że na przyszłość opowiadanie obroni się samo, jakkolwiek nie mam Ci za złe tego, że Ty to zrobiłaś, rozumiem. (Choć przydałby się głos autorki, wierzę, że to w jej gestii leży wyjaśnianie czegokolwiek, mimo że wydajesz się dobrze poinformowana).
Połączenie twilight z Chinami - mrożące krew w żyłach. Tak jakby dorzucić wątróbkę do lodów czekoladowych. Zastanawiam się, czy w ogóle - a jeśli tak, to jak mocno muszą zaciskać zęby - są na forum jeszcze jakieś osoby, którym się twilight nie przejadł. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
veuna
Wilkołak
Dołączył: 23 Kwi 2009
Posty: 106 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 24 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Kołobrzeg
|
Wysłany:
Śro 18:18, 30 Wrz 2009 |
|
Rozdział II
beta Masquerade.
Na wejściu spotkali się z gradem zaciekawionych spojrzeń. Okazało się, że Black jest tak samo dobrym aktorem jak ona. Objął dziewczynę w tali i przyciągnął do siebie, a na jego twarzy pojawił się zagadkowy uśmiech. Zaskoczona Bella, widząc zaintrygowanych gości, uśmiechnęła się promiennie, acz nieszczerze. Po chwili mąż pociągnął ją za sobą do stolika, przy którym siedziała grupka znajomych mężczyzny. W drodze dyskretnie próbowała się uwolnić z jego objęć, jednak nie była nawet w stanie rozluźnić stalowego uścisku, w jakim była trzymana.
Zebrani przy stoliku powitali ich szerokimi uśmiechami, ale Belli nadzwyczaj nie było do śmiechu. Posłusznie usiadła na wskazanym przez mężczyznę miejscu. Czuła się zażenowana całą sytuacją, a na domiar złego nie mogła się nigdzie ruszyć. Zapanowała niezręczna cisza, której początkowo nikt nie chciał przerwać. W końcu jednak chłopak o delikatnej, wręcz kobiecej urodzie, odchrząknął nieznacznie i skierował się do dziewczyny.
- Ładna sukienka – stwierdził nieśmiało, widząc ponurą minę brunetki.
Spojrzała na niego kątem oka. Nie należała do ludzi nieuprzejmych, więc uśmiechnęła się delikatnie, widząc niepewność malującą się na szczupłej twarzy mężczyzny.
- Dziękuję – odparła, wyciągając z włosów jeden z ozdobnych kwiatów, który się obluzował.
- Jestem Embry – przedstawił się, wyciągając ku niej delikatną dłoń o smukłych palcach.
- Isabella, ale mów mi po prostu Bella – podała mu dłoń, którą teraz zdobiła subtelna obrączka.
Po chwili, pośród zebranych, brunetka dostrzegła także znajomą już twarz mężczyzny, który wcześniej palił papierosa w korytarzu. Gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, tamten uśmiechnął się aluzyjnie, a następnie opróżnił zawartość szklanki. Bankiet zdawał się dłużyć w nieskończoność. Co jakiś tylko czas Embry, z czystej uprzejmości, zagadywał pannę młodą, pytając o różne, mało istotne rzeczy. Powoli goście zaczęli rozchodzić się do domów, a dziewczyna wiedziała, że najgorsze jeszcze przed nią. Czuła się zmęczona i senna, marzyła, aby w końcu położyć się do łóżka i zapomnieć o tym całym koszmarnym dniu.
Gdy sala była już niemal pusta, dostrzegła swoją matkę, która skinęła na nią głową, dając znak, żeby podeszła do niej. Uradowana, poderwała się z miejsca i skocznym krokiem podbiegła do rodzicielki.
- Możecie się już zbierać do domu – oznajmiła spokojnie, jak to miała w zwyczaju.
- Jak to „możecie”? – zapytała zdezorientowana Bella.
Starsza kobieta spojrzała na swoją córkę z niedowierzaniem.
- A co myślałaś? Że dalej będziesz mieszkać z nami? Jesteś mężatką i od dzisiaj będziesz mieszkać ze swoim mężem. Twoje rzeczy zostały już przewiezione do domu Jacoba – oświadczyła oburzona.
Brunetka poczuła, jak nogi się pod nią uginają, ale już po chwili skarciła się za swoją głupotę. Wiedziała, że to przecież oczywiste. Westchnęła głęboko i zaczęła wyciągać z włosów pozostałe kwiaty, które powpinane były białymi wsuwkami. Była tak zmęczona, że zaczęło jej się wydawać, iż jest jej wszystko jedno. Długie włosy rozsypały się niedbale na plecach i ramionach, sięgając niemal pasa. Rozczesała je palcami i rozejrzała się po pomieszczeniu. Była zagubiona i samotna. Pomimo że zewsząd ludzie obdarzali ją uśmiechami, nie było z nią nikogo, kogo tak naprawdę obchodziłoby, co czuje. Zrezygnowana, miała ochotę się rozpłakać, ale ostatkami sił postanowiła się opanować. W końcu dostrzegła kroczącą w jej kierunku osobę, której wolałaby już nigdy w życiu nie ujrzeć. Nienawidziła go tak samo jak zapewne on nienawidził jej. Zresztą dał to dziewczynie dosadnie odczuć. Wiedziała, że jeśli tylko zechce, zamieni jej życie w piekło, a była pewna, że jest do tego zdolny.
Spotkała się z beznamiętnym spojrzeniem mężczyzny. Black doskonale wiedział, jak czuje się jego żona, jednak nie miał zamiaru próbować w jakikolwiek sposób jej pomóc. Został zmuszony do tego małżeństwa tak samo, jak ona. Nikogo nie obchodziło to, czy kocha kogoś innego, więc także nie miał motywu, aby przejmować się bogatą i - jego zadaniem - rozkapryszoną dziewczyną. Nie chciał nawet spróbować jej poznać, uznał, że z czasem będzie traktował ją jak mebel i przyzwyczai się do jej obecności. Ułoży sobie dziewczynę w ten sposób, żeby nie zawadzała mu w prowadzonym dotychczas życiu. Taki był plan i miał zamiar się go trzymać, bez względu na wszystko.
- Zbieramy się, maleńka – rzucił, nie siląc się nawet na odrobinę przyjaźniejszy ton.
Bella spojrzała na niego i skinęła głową. Mężczyzna ruszył przodem, zostawiając za sobą zmęczoną dziewczynę. Narzucił tempo, za którym ciężko było jej nadążyć, chociaż bardzo starała się dorównać mu kroku. Gdy już wychodzili z budynku, przypomniała sobie, że jest bosa i powinna przynajmniej poszukać butów. Biegiem zawróciła do pomieszczenia, w którym je zostawiła, mijając po drodze rozluźnionych gości oraz znajomych jej męża. Za zakrętem z impetem wpadła na jednego z nich. Złapał brunetkę w ostatnim momencie, zanim zderzyła się z twardą i nieugiętą podłogą.
- Już trzeci raz wpadamy na siebie dzisiejszego wieczora – rzucił rozbawiony.
Isabella poczuła od niego zmieszany zapach alkoholu, papierosów i wody kolońskiej. Tym razem marynarkę i koszulę miał niemal całkowicie rozpięte. Malowały się pod nimi imponująco zarysowane mięśnie brzucha i klatki piersiowej. Bella poderwała się na równe nogi i próbowała ukryć rumieniec, jaki wpełzł jej na twarz.
- Tak na przyszłość: jestem Seth. – Mrugnął, widząc rozkoszne zarumienienie na bladych policzkach.
- Bella – mruknęła, unikając spojrzenia rozmówcy.
- Radzę ci się spieszyć, Jake w gruncie rzeczy nie należy do cierpliwych – oznajmił, znacząco kiwając głową w stronę wyjścia, przy którym stał pan młody.
Dziewczyna wparowała gwałtownie do pokoju i po chwili odnalazła obuwie. Założyła je na stopy i pobiegła do wyjścia. Black już czekał w samochodzie, gotowy do odjazdu. Dałaby sobie rękę uciąć, że chwila dłużej i musiałaby dzwonić po taksówkę. Pośpiesznie wsiadła do środka, wciągając za sobą niezliczone warstwy nieszczęsnej kreacji. Co gorsza, tego wieczora była totalnie wyprana z wszelkich sił witalnych i szło jej to niesamowicie niezdarnie. Zirytowany mężczyzna usilnie starał się powstrzymać przed jakąkolwiek interwencją, jednak w końcu nie wytrzymał. Przechylił się nad zaskoczoną brunetką, ocierając się o nią i pomógł wciągać ostatnie fałdy. Bella zerknęła na chłopaka nieco przerażona, jednak ten patrzył prosto przed siebie.
- Pasy… - warknął przez zaciśnięte zęby.
Brunetka czuła, że zbliża się do granicy, której wolała nie przekroczyć. Z piskiem opon ruszyli z podjazdu czarnym pick-upem marki Nissan. Jake lubił szybką jazdę i z zawrotną prędkością przemierzał opustoszałe ulice miasta. Dziewczyna czuła, jak przy kolejnych zmianach biegu wbija ją w masywny fotel. Zacisnęła drobną dłoń na uchwycie przy drzwiach i modliła się, aby podróż jak najszybciej dobiegła końca. Wciąż wirowało jej w głowie, a nieprzyjemne uczucie potęgowały migające światła mijanych latarni ulicznych. Jechali w milczeniu. W pewnym momencie zauważyła, że jej samopoczucie się pogarsza, więc zamknęła oczy. Ciężka głowa oparła się o chłodną szybę i ukoiła nieco palące gorąco, które wylało się na zmęczoną twarz. Postanowiła skupić się na czymś przyjemnym, aby odbiec myślami od wydarzeń minionego dnia. Ogarnęła ją senność, z którą nie była w stanie walczyć i na jakąś chwilę przysnęła. Kierowca na moment oderwał wzrok od jezdni i obrzucił śpiącą ukradkowym spojrzeniem. Jej włosy były w totalnym nieładzie, a sukienka niedbale wymięta. Czuł się zmęczony tak, jak ona i marzył jedynie o tym, by móc położyć się w swoim wygodnym łóżku. Nie chciał myśleć o nadchodzącym dniu i o tym, co będzie go czekało w kolejnych. Podświadomie wiedział, że od dzisiaj życie obojga zmieni się diametralnie, chociaż nie chciał do tego dopuścić. Ponownie skupił się na trasie, a z oddali witały go znajome okolice. Wjechali na osiedle położone daleko na obrzeżach miasta. Stało tam niewiele podobnych do siebie domów. Mieszkali tam jedynie zamożni ludzie, których stać było na zapewnienie sobie odrobiny spokoju i prywatności, a dom Jacoba Blacka stał najbardziej oddalony od wszystkich pozostałych. Na teren posesji wjeżdżało się przez masywną bramę, która otwierała się automatycznie. Jake zatrzymał samochód przed garażem i ponownie spojrzał na smacznie śpiącą Bellę. Odchrząknął głośno, próbując ją obudzić, ale ta ani drgnęła. Chwilę zastanawiał się, czy nie zostawić jej na noc w samochodzie, jednak uważał, że to by było zbyt wiele, nawet jak na niego. W końcu szturchnął dziewczynę delikatnie w ramię, a ta uchyliła lekko ciężkie, zaspane powieki. Bez słowa wyszedł z pojazdu, zostawiając za sobą rozkojarzoną dziewczynę, która - gdy tylko odzyskała w pełni świadomość - wygramoliła się na zewnątrz. Ze zmęczenia ledwo widziała na oczy, więc tak naprawdę nie zwracała uwagi na to, gdzie się znajduje. Powlokła się w stronę ciemnych drzwi frontowych, ciągnąc za sobą styraną kreację, za którą mogłaby wykarmić przynajmniej trójkę dzieci. Nogi bolały ją tak niemiłosiernie, że ledwo na nich stała. Black przez chwilę szukał kluczy od domu w kieszeniach, więc wykorzystała tę okazję i bez wahania zdjęła diabelskie obuwie. Znów stała boso na lodowatej posadzce, trzymając w dłoniach resztki postrzępionej już i brudnej sukienki. Gdy czarnowłosy uporał się z zamkiem, pchnął drzwi i wszedł do środka. "Kulturalny" – pomyślała i niepewnie przekroczyła próg.
Jej oczom ukazał się chaos, jaki dostrzegła z przedsionka. W powietrzu unosił się zapach papierosów. Salon, choć pozornie sprawiał wrażenie przestronnego, był zagracony różnej maści przedmiotami. Ubrania, płyty, gazety, puszki po piwie i kable niezidentyfikowanego pochodzenia walały się po podłodze. Sterty ciuchów zalegały na szerokiej kanapie, nieliczne kwiaty dogorywały bez wody. Stanęła i poczuła, że właśnie wkroczyła na jego terytorium. Bała się poruszyć, żeby nie wpaść na gromadę różnorakich płyt dvd, które leżały tuż koło wejścia do pomieszczenia. W oddali dostrzegła kuchnię, która oddzielona była od salonu jedynie blatem, gdzie znajdował się zlew, który zdobiły niedobitki kolejnych roślin. Po lewej stronie znajdowały się schody prowadzące na piętro, gdzie zapewne była się sypialnia. Na samą myśl o tym wzdrygnęła się i po chwili zorientowała się, że jej męża nie ma nigdzie w pobliżu. Niepewnie przemknęła w głąb pomieszczenia, starając się nie wpaść na przeszkody i podeszła do ogromnego, rozsuwanego okna balkonowego. Stanowiło ono wyjście na drewniany taras, gdzie stał masywny, wiklinowy fotel. Zaciekawiona, rozsunęła wyjście, chcąc jednocześnie wpuścić nieco świeżego powietrza do środka i wyszła na zewnątrz. Orzeźwiający powiew buchnął jej w twarz, rozwiewając włosy i targając zwiewne części materiału sukienki. Zaskoczona, usłyszała szum fal i z niedowierzaniem przemknęła bliżej barierki.
Tymczasem Jacob zszedł po schodach, trzymając w dłoniach koc i niewielką poduszkę. Zanim dostrzegł, gdzie znajduje się dziewczyna, rozejrzał się dokoła. Zobaczył ją na werandzie, z szerokim uśmiechem na twarzy, napawającą się zimnym, ostrym wiatrem wiejącym od morza. Pytająco uniósł jedną brew i podszedł bliżej. Bella, jak zaczarowana, wsłuchiwała się w szum fal. Gdy w końcu się ocknęła, zobaczyła swojego męża luźno opartego o framugę z rękoma skrzyżowanymi na piersi. W jednej chwili uśmiech znikł z jej twarzy, a oczy znowu przygasły.
- Tam masz koc i poduszkę. – Wskazał na zagraconą kanapę. – Łazienka jest na lewo od drzwi wejściowych. – Spojrzał na nią, chcąc się upewnić, że zrozumiała.
Kiwnęła głową i poczuła ulgę, że na szczęście noc spędzi na kanapie.
- Nie wiem, jak ty, ale ja idę spać – rzucił, odwracając się w stronę schodów.
Isabella poczuła, że chłód zaczął jej doskwierać, więc weszła z powrotem do środka i zasunęła za sobą drzwi. Zanim się zorientowała, że powinna zapytać, gdzie są jej rzeczy, mąż zniknął na piętrze. Wolała nie ryzykować i nie pytać go o nic więcej tej nocy. Udała się do łazienki i obmyła twarz ciepłą wodą. Wciąż miała na sobie tę nieszczęsną sukienkę, której sama nawet nie była w stanie zdjąć. Powieki znów stały się ciężkie, więc opadła na siedzenie pośród wszystkich ubrań, które się tam znajdowały. Ułożyła sobie z nich całkiem wygodną poduszkę i okryła się kocem. Myślała, że tej nocy nie uda jej się zasnąć, jednak nie miała z tym problemu. Jeszcze chwilę przewracała się z boku na bok, wsłuchując się w usypiający szum fal, by po chwili zapaść w głęboki sen. Spała zwinięta w kłębek, w ślubnej sukni, która wylewała się z kanapy na ziemię. Prawdę mówiąc, było jej wszystko jedno. Liczyła na to, że jeśli odpocznie, będzie w stanie uporać się ze wszystkimi przeciwnościami, jakie miał przynieść los. |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez veuna dnia Nie 15:05, 04 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Masquerade
Dobry wampir
Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 1880 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 128 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Pokój Życzeń
|
Wysłany:
Śro 18:44, 30 Wrz 2009 |
|
Robaczek napisał: |
A ukrócając ten offtop - mam nadzieję, że na przyszłość opowiadanie obroni się samo, jakkolwiek nie mam Ci za złe tego, że Ty to zrobiłaś, rozumiem. (Choć przydałby się głos autorki, wierzę, że to w jej gestii leży wyjaśnianie czegokolwiek, mimo że wydajesz się dobrze poinformowana).
Połączenie twilight z Chinami - mrożące krew w żyłach. Tak jakby dorzucić wątróbkę do lodów czekoladowych. Zastanawiam się, czy w ogóle - a jeśli tak, to jak mocno muszą zaciskać zęby - są na forum jeszcze jakieś osoby, którym się twilight nie przejadł. |
Wiesz, w gruncie rzeczy problem tkwi w mojej naturze :D W pewnym stopniu jestem do opowiadania przywiązana, bo sporo o nim wiem. Opowiadanie było pisane bardziej pod Japonię, niż pod Twilight, stąd te reperkusje, dlatego je bronię, a że pospieszyłam z wytłumaczeniami, zanim Autorka się w ogóle zorientowała, co jest grane, to dlatego się nie wypowiadała, bo powtórzyłaby moje słowa |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Masquerade dnia Śro 18:46, 30 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Śro 19:17, 30 Wrz 2009 |
|
hm, przyznam się, że bałam się jak ognia sceny 'nocy poślubnej' i chwała, że jej nie ma :) ulżyło mi :)
jest fajnie... jest tajemniczo i nie jest zaskakująco... co daje dziwne połączenie :)
ale całkiem przyjemne...
ja jestem za :P (polecę Idolem...)
podobają mi się opisy ... bardzo :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
AlicjaC
Wilkołak
Dołączył: 30 Lip 2009
Posty: 150 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z krainy czarów
|
Wysłany:
Śro 19:56, 30 Wrz 2009 |
|
Świetny rozdział.
Mam mieszane uczucia co do Blacka. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, iż on tylko na zewnątrz jest takim tyranem. Zapewne cała ta sytuacja, krepuje go tak samo jak Belle. Jednak mógł posprzątać wcześniej dom i zrobić dla niej pokój, a nie, żona na kanapie, a księciuniu w łóżku. Bez jaj :D
Czekam na kolejny rozdział.
Życzę weny.
Pozdrawiam. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kristenhn
Wilkołak
Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 206 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 30 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Czw 8:21, 01 Paź 2009 |
|
Wczoraj przeczytałam pierwszy rozdział i powiem, że całkiem mnie zaciekawił. W każdym razie na tyle, żebym dzisiaj przeczytała rozdział drugi. Jestem ciekawa jak to wszystko się dalej potoczy, czy Bella dojdzie do porozumienia z Jacobem, a jak nie to co będzie dalej? I czy pozna Edwarda? Mam nadzieję, że tak, bo nie zniosę tego, jak Bella z Jacobem dojda do porozumienia i postanowią jednak jakoś razem żyć. No ale zobaczymy jak to będzie dalej i co autorka zaplanowała.
Mam nadzieję, że jeszcze nie raz czymś mnie zaskoczy to opowiadanie.
Póki co mogę napisać, że czekam na kolejny rozdział.
Weny. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Monika W
Wilkołak
Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 127 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Czw 12:25, 01 Paź 2009 |
|
Nielubie tego Blacka. Taki zimny typ.
Rozdział świetny.
Cikawe jak to wszystko się rozwiąze... Jaką droga pójdzie Bella, i gdzie spotka Eda :)
To, moim zdaniem, bardzo krępujaca sytuacja, małżeństwo z rozsądku, idea łączenia ludzi bez miłości... Brr.
Hm, mam nadzieje, że następny rozdział już nie długo. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
veuna
Wilkołak
Dołączył: 23 Kwi 2009
Posty: 106 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 24 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Kołobrzeg
|
Wysłany:
Sob 14:37, 03 Paź 2009 |
|
Rozdział III
Jak już Wam się nie chce pisać komentarzy, a się podobało to chociaż pochwalcie posta ;P
beta: Masqu. <3
część pierwsza
Jacob nie zasnął od razu. Przez jakiś czas nasłuchiwał, czy dziewczyna położyła się, lecz już po chwili poddał się zmęczeniu. Rano obudził się z przeświadczeniem, że to, co wydarzyło się poprzedniego dnia, było tylko snem. Przeczesał palcami nieład na głowie i przysiadł na krawędzi łóżka. Wyciągnął z paczki leżącej na szafce nocnej ostatniego papierosa i odpalił go bez wahania. Taki był rytuał jego porannego wstawania. Papieros, a następnie reszta. Siwy dym wypełnił pomieszczenie, a promienie słońca wdzierające się przez zasłonięte żaluzje tańczyły na ścianach. W domu panowała cisza, taka, jaką kochał i do jakiej przywykł. Lubił wracać do pustego domu, gdzie cisza i spokój nie były gośćmi, lecz domownikami. Przetarł dłonią zaspane powieki i postanowił udać się do łazienki. W zwyczaju miał przechadzanie się po mieszkaniu bez wierzchniego okrycia, jednak tym razem założył na siebie czarną koszulkę bez rękawów. Z papierosem w ręce, przeciągnął się kilka razy i leniwym krokiem udał się w stronę schodów. Gdy znalazł się na dole, ujrzał na kanapie skotłowaną postać, zaplątaną po części w jego ubrania, z twarzą przykrytą jedną z koszulek. Dziewczyna w nienaturalnej pozycji leżała na kanapie, a jedna ręka zwisała jej bezwładnie na podłogę. Wciąż miała na sobie sukienkę, którą nosiła przez poprzedni wieczór. Przez chwilę jeszcze zastanawiał się dlaczego jej nie zdjęła, lecz po chwili przestał o tym myśleć. Podszedł bliżej i stanął nad nią, opierając się o oparcie siedzenia. Przyglądał się uśpionej istocie w milczeniu, po czym chwycił za koszulkę przykrywającą jej twarz i odsunął na bok. Bella skrzywiła się, gdy promienie słońca poraziły ją i zakryła twarz ręką, mrucząc coś do siebie. Próbowała przewrócić się na drugi bok, jednak splątana w obszernej kreacji nie mogła się poruszyć. Wciąż miała przymknięte powieki, jednak powoli zaczęła się rozbudzać. Kiedy w pełni się ocknęła, gwałtownie usiadła i rozejrzała dokoła. Po jakimś czasie zrozumiała, że to nie sen, tylko rzeczywistość. Była w domu swojego męża, który stał nad nią i przyglądał się z nieodgadniętym wyrazem twarzy. Włosy miała splątane i strasznie bolała ją głowa.
- Czemu spałaś w tej sukience? – zapytał takim tonem, jakby go to zupełnie nie obchodziło.
Zamyśliła się na chwilę i przygryzła dolną wargę, jak miała w zwyczaju. Zastanawiała się czy wyznać mu, że po prostu nie mogła jej sama zdjąć, czy powiedzieć, że tak jej się podobało, co oczywiście zabrzmiałoby idiotycznie. Wybrała pierwszą opcję, opierając się nieco.
- Nie mogłam jej sama zdjąć – odparła, odwracając wzrok.
Mężczyzna wywrócił znacząco oczami, ale nic nie odpowiedział. Po chwili spojrzał na nią jakby z politowaniem i skinął nieznacznie głową. Isabella zupełnie nie wiedziała, o co mu chodzi, więc jedynie spuściła wzrok. Black głośno wypuścił powietrze z płuc.
- Wstań i odwróć się – polecił beznamiętnie.
Spłoszona brunetka początkowo się zawahała, jednak wykonała polecenie, niezgrabnie wstając z posłania. Jej suknia zawiązana była z tyłu, ale nie wystarczyło jedynie rozwiązać białej wstążki. Aby ją uwolnić należało rozluźnić wiązanie gorsetu. Odgarnęła włosy opadające na plecy i przytrzymała je z przodu. Czarnowłosy sprawnym ruchem ręki rozluźnił wstążki i ciężki materiał opadł na ziemię. Dziewczyna w ostatnim momencie schwyciła suknię, która niemal odsłoniła jej piersi. Zalała się rumieńcem i wstrzymała oddech. Zdawało jej się, że za plecami słyszała ciche rozbawione prychnięcie.
- Dzięki – mruknęła zażenowana, podciągając wyżej tkaninę.
- Twoje walizki stoją w pomieszczeniu obok łazienki – rzucił, kierując kroki do kuchni.
Bella najszybciej, jak potrafiła podreptała ich stronę. Pokój, gdzie się znajdowały przypominał spiżarnię, która obecnie stała pusta. Prędko otworzyła kilka potężnych walizek, aż w końcu znalazła to, czego szukała. Kosmetyki, bielizna i czyste ubranie. Nie było ważne jakie, byle czyste i wygodne. Następnie udała się do łazienki, zamykając za sobą drzwi na zamek.
„Tak dla pewności” stwierdziła.
Gorący prysznic to było to, czego potrzebowała. Stała dłuższą chwilę, pozwalając, by ciepła woda obmyła jej ciało i pozwoliła rozluźnić się obolałym mięśniom. Wciąż bolały ją nogi od niewygodnych butów, w których przyszło przetrwać całą noc. Nalała niewielką ilość ulubionego kwiatowego szamponu i umyła staranie włosy. Gdy skończyła brać prysznic, stanęła przed umywalką i umyła zęby. Czuła, że jest niewyspana, a samopoczucie pozostawia wiele do życzenia, ale poranna toaleta i tak zdziałała wiele. Będąc gotową do wyjścia, wzięła dwa głębokie oddechy i wyszła z łazienki. Wilgotne włosy zalegały na plecach, skręcając się w lekkie fale. Nie bardzo wiedziała, co ze sobą zrobić. Skierowała swoje kroki do kuchni i usiadła przy niewielkim stole. Jacob kręcił się przy kuchence, gotując wodę i przygotowując kawę. Dopiero wtedy zauważyła, że jego ramiona i szyję pokrywają liczne tatuaże, których wcześniej nie dostrzegła. Czarna koszulka opinała jego dobrze zbudowane ciało, a luźne spodnie opierały się na biodrach. Znów w dłoni trzymał papierosa, a drugą nalewał wrzątek do kubka. Zachowywał się tak, jakby jej tam nie było, przez co czuła się jak ostatnia sierota. Głowa nie przestała boleć, a do tego poczuła silne pragnienie, jednak bała się zapytać nawet o szklankę wody. Nie mogła sobie wyobrazić tego, jak mają wspólnie żyć, skoro on traktuje ją jak powietrze. Kiedy skończył parzyć kawę, postawił kubek na stole i usiadł naprzeciw Belli, opierając jedną nogę o pobliską ścianę. Kończył palić papierosa, bacznie jej się przyglądając. Brunetka czuła się tak onieśmielona, że nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy. Mężczyzna dokładnie wiedział jak dziewczyna się czuje i że na pewno chce jej się pić, jednak nie wychylił się z niczym. Zastanawiał się, czy przełamie opory i sama zapyta o wodę. Czuł, że w pewnym rodzaju pastwi się nad nią, jednak nie dbał o to. Po jakiejś chwili Bella zmrużyła oczy, gdy ból się nasilił i złapała się za tył głowy. Czarnowłosy nie wytrzymał i postanowił przerwać tą głupią grę.
- Tam – wskazał na lodówkę, a następnie wziął łyk kawy.
Isabella spojrzała na niego zaskoczona, jednak wiedziała, że właśnie uzyskała przyzwolenie i wskazówkę. Wstała i niepewnie udała się do lodówki. W środku, gdzieś pomiędzy piwem a mrożonkami, stał dzbanek z zimną wodą, który trzymał w pogotowiu na takie właśnie wypadki. Spojrzała na niego jeszcze raz zanim przywarła do naczynia ustami. Piła łapczywie, aż z kącików pociekły jej strużki zimnego płynu. Gdy poczuła ulgę, odstawiła szkło na blat i przekonała się, że niewiele już tam zostało. Posłała mu przepraszające spojrzenie, a on uśmiechnął się złowieszczo. Dla niej nie był to żaden uczynny gest z jego strony. Wróciła na miejsce i poczuła, że zaczyna czuć się nieco lepiej.
- Musisz wiedzieć jedno – zaczął, dopijając leniwie kawę. – Nasze małżeństwo nie będzie wyglądało jak tysiące innych ani nawet podobnie… Nie mam zamiaru cię niańczyć i pilnować. Ja będę żył swoim dotychczasowym życiem, a ty żyj swoim.
W końcu udało jej się spojrzeć na niego, słysząc te przesycone chłodem i obojętnością słowa, a przecież oboje byli do tego zmuszeni.
- Będziemy żyć razem i grać kochające małżeństwo, kiedy zajdzie taka potrzeba. Odtąd ten dom staje się również twoim domem, ale pamiętaj, że wszystko ma swoje granice. Możesz robić, co ci się żywnie podoba, nie interesuje mnie to, ale i ciebie ma nie interesować moje życie – mówił zimnym i poważnym tonem, przeszywając ją na wskroś spojrzeniem ciemnych oczu. – Kiedy nadejdzie odpowiedni czas, rozwiedziemy się i każde z nas pójdzie swoją drogą. Na zewnątrz masz grać miłą, uśmiechnięta i szczęśliwą żonę, a to, co wewnątrz, to już twoja sprawa…- skończył i wstał od stołu, udając się w stronę łazienki.
Po tych słowach Bella wiedziała, że jej życie nie będzie lekkie i przyjemne. Czuła, że Black nawet nie chce się z nią w jakikolwiek sposób zaprzyjaźnić czy poznać. Będzie mieszkała z obcym człowiekiem pod jednym dachem, stanowiąc mebel, do którego się ewentualnie przyzwyczai. Nie rozumiała, skąd u niego ta wrogość czy niechęć, w końcu byli w podobnej sytuacji, jednak ona nie darzyła go jakąś szczególną antypatią. Czuła, że musi wyjść i się przewietrzyć. Uporządkować myśli i obmyślić plan, jak wytrwać w tym zawieszeniu, które będzie miało trwać niewiadomo jak długo.
Zanim postanowiła wyjść, rozczesała włosy i zaplotła je w luźny warkocz. Pragnienie znów o sobie przypomniało, więc opróżniła dzbanek do końca, a wodę z czajnika, która zdążyła już nieco ostygnąć, ponownie wlała do naczynia i odstawiła do lodówki. W tym czasie Jacob zdążył wyjść z łazienki, lecz tym razem w samych spodniach. Obrzuciła go przelotnym spojrzeniem i speszona odwróciła wzrok. Trzymał w ręce ręcznik, w który wytarł mokre włosy i rzucił go na oparcie kanapy. Odpalił papierosa, a Bella już zdążyła zauważyć, że pali całkiem sporo. Nie była przyzwyczajona do dymu i zapachu papierosów, ale w końcu to był jego dom, a ona niewiele miała do powiedzenia w tej sprawie.
- Na górze jest druga sypialnia – mruknął, wydychając szary dym z płuc. – Możesz tam mieszkać, jeśli sobie posprzątasz…Pewnie nie przywykłaś do tego typu pracy, ale tutaj nikt za ciebie nie będzie tego robił – dogryzł jej bez zastanowienia.
Właśnie dowiedziała się, że ma ją za wielką pannę, która nic nie potrafi koło siebie zrobić. Rzeczywiście, zazwyczaj ją w tym wyręczano, ale nie było aż tak źle. Zirytowała się tym faktem, ale starała się puścić tę uwagę mimo uszu.
- W tej drugiej sypialni szafy są puste, więc pewnie uda ci się upchnąć swoje rzeczy – dodał po chwili, widząc, że zaczyna ją drażnić, ale bawiło go to.
- Nie ma sprawy, w porównaniu z tym, co tutaj się dzieje, mój bałagan będzie mało istotny – warknęła, zanim zdążyła ugryźć się w język.
Jacob Black uśmiechnął się łobuzersko.
- O tak wielką przysługę cię nie proszę, zadbaj lepiej o siebie… |
Post został pochwalony 2 razy
Ostatnio zmieniony przez veuna dnia Sob 14:44, 03 Paź 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|