|
Autor |
Wiadomość |
GarbatyAnioł
Nowonarodzony
Dołączył: 12 Maj 2010
Posty: 5 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pią 19:58, 21 Sty 2011 |
|
MROK
Oznaczenia:
[NZ]
[OOC]
[AU]
[+18] - ze względu na pojawiającą się później scenę seksu
Opis:
Wyobrażaliście sobie kiedyś świat pozbawiony barw? Wieczną szarość, apatię i nijakość?
Właśnie w takich realiach żyje Bella, która za trzy miesiące będzie obchodzić swoje dwudzieste trzecie urodziny. Przypadkowe spotkanie Edwarda okazuje się jej wygraną na loterii, ale również przekleństwem.
Prolog
Październik. Było czwartkowe popołudnie, niewiele różniące się od każdego innego, ale coś powodowało, że był to dzień szczególny. To coś wisiało w powietrzu.
Jak zły omen niebo przeszyła błyskawica, za nią następna i jeszcze kolejna. Obserwując ich uderzenia oraz moc, można było pomyśleć, że nie są one zwykłymi zjawiskami atmosferycznymi, a żyjącymi istotami.
Nie przeszkadzało to jednak państwu Drewer. Zmierzali szybkim krokiem w stronę kościoła. Wydawało się, że w ogóle nie zważają na rozpoczynającą się burze.
Pan domu był mężczyzną około trzydziestoletnim. Wysoki, dobrze zbudowany, miał kruczoczarne włosy i tego samego koloru oczy. Gdy nimi spojrzał, mogło się wydawać, że potrafi prześwietlić ciało człowieka i spojrzeć w głąb każdej ludzkiej duszy. Jego żona była rudowłosą kobietą średniego wzrostu. Jej niebieskie oczy paliły blaskiem ciepła i matczynej miłości. Podczas drogi całym swoim ciałem osłaniała małe zawiniątko. Dziecko.
************************
– Charlie, zaczęło się – krzyknęła brązowowłosa kobieta do swojego męża.
Znajdowali się akurat w domu, a ów mężczyzna, na szczęście, szybciej wrócił dzisiaj z pracy. Był lekarzem pracującym w niewielkim szpitalu w Menorze*.
– Już, już, nie panikuj, oddychaj, zaraz będziemy w szpitalu. – Mężczyzna wpadł w popłoch. Jego żona, Renee spodziewała się dziecka. Chociaż termin porodu miała wyznaczony dopiero na koniec listopada, właśnie dostała pierwszych skurczy porodowych.
Nie minęło nawet pięć minut, a państwo Swan, wraz z całym ekwipunkiem, udali się czerwonym mustangiem w stronę szpitala.
************************
Neogotycki kościół. Duży, jasny, przestronny, z oknami wypełnionymi witrażami.
Peryhel i Aphelia, bo właśnie tak nazywali się państwo Drewer, stanęli na najniższym
stopniu schodów. Właśnie mieli wejść do budynku, gdy oczy mężczyzny wystrzeliły
ku niebu.
- Zdradził nas... - powiedział Peryhel i spojrzał na swoją żonę.
- Szukają nas... – odpowiedziała i czule pocałowała swoje dziecko w maleńką
główkę. Gdy ponownie utkwiła wzrok w partnerze, jej oczy były pełne łez.
Razem weszli do kościoła, trzymając się za ręce. Wciąż mieli nadzieję, że uda im
się przechytrzyć los i przeznaczenie.
- Uda nam się, musi – powiedział mężczyzna i zaczął kierować się, w
poszukiwaniu księdza, do zakrystii.
Nie minęło zbyt wiele czasu, gdy pojawił się wraz ze sługą Bożym przed głównym
ołtarzem.
Tymczasem kobieta wzniosła oczy i spojrzała na krzyż.
- Pomóż mi, Boże... – Była bliska rozpaczy.
************************
- Wózek, szybciej! Cholera, moja żona rodzi, szybciej. – Charlie zaczął
wykrzykiwać już od progu szpitala.
Był szczęśliwy, a zarazem przestraszony. Martwił się o stan zdrowia żony i o to, dlaczego poród rozpoczął się tak wcześnie. Chociaż był lekarzem i wiedział, że takie sytuacje się zdarzają, czuł, że coś jest nie tak.
Pragnął tego dziecka równie mocno jak jego żona. Tak długo na nie czekali i wreszcie, po czterech latach starań, udało się.
Kobietę od razu przewieziono na salę porodową. Przebrano ją w szpitalny kitel.
Teraz pozostało już tylko czekać na lekarza prowadzącego, który miał się zjawić lada
moment.
************************
Ksiądz Andie przygotował wodę święconą, nowy różaniec, medalik, a nawet niewielką kołyskę, w której ułożono dziecko. Wiedział, że rodzice tej ślicznej dziewczynki nie mieli do tego głowy. Rozumiał ich. Postąpiłby dokładnie tak samo, gdyby był świeckim człowiekiem, a jego potomek miał umrzeć z powodu śmiertelnej choroby.
- Jakie imię wybraliście dla swojego dziecka? - zapytał kapłan.
- Sheira – odpowiedział Peryhel. Na jego czoło wystąpiły kropelki potu. Bał się. Po raz pierwszy w całym swoim życiu. Nie o siebie, lecz o swoją wybrankę i ich maleństwo. Wciąż miał nadzieję, że uda im się uciec i nie będą musieli walczyć. Byli sami, opuszczeni. Mężczyzna wiedział, że są zbyt słabi przez narodziny dziecka, aby zwyciężyć.
Czuję ich – wyszeptała ledwo słyszalnym głosem kobieta.
************************
Charlie uparł się, że chce być obecny przy porodzie. Wiedział, jak wiele wysiłku
będzie on wymagał od jego żony. Podczas tych ciężkich chwil chciał trzymać Renee za rękę i przeciąć nowo narodzonemu maleństwu pępowinę.
- Rozwarcie na dwanaście centymetrów. Skurcze co minutę, każdy po pięćdziesiąt sekund – powiedziała jedna z pielęgniarek.
- Przyj, kochanie – wyszeptał mężczyzna. Widział, jak ciało jego żony pokrywa
się potem, a wzrok mętnieje.
- Widać już główkę – stwierdził lekarz. - Jeszcze trochę. – Dodawał otuchy
przyszłym rodzicom.
************************
- Ja ciebie chrzczę, w imię Ojca i... - zaczął proboszcz, wypowiadając kolejne słowa, wykonywał znak krzyża świętego w powietrzu. Głośny trzask drzwi przerwał dokończenie ceremonii.
Nie był to normalny dźwięk. Wrota nie zostały gwałtownie otworzone, wydawało się, jakby roztrzaskał je piorun.
W głównej nawie zerwał się wiatr, jesienne liście wirowały wokół
zgromadzonych. Kapłan podniósł wzrok, gdy głośny świst przeszył powietrze. Andie złapał się za klatkę piersiową, zaczął stopniowo upadać. To był strzał. Prosto w serce.
************************
- Wytrzymaj jeszcze trochę. To już długo nie potrwa. – Pan Swan dodawał otuchy swojej ukochanej.
- Yyyhhhh....yyyyhhhh....yyyyy. – Kobieta była bliska omdleniu. Ból był prawie nie do zniesienia.
Niedługo poród miał się skończyć. Główka dziecka była już widoczna, jeszcze parę skurczy i nowe życie pojawi się na tym świecie.
***********************
- Ja ciebie chrzczę, w imię Ojca i Syna...- Inicjatywę przejął Peryhel. Wiedział,
że musi się pośpieszyć. Kolejny świst, następny strzał. Mężczyzna zaczął staczać się
na ziemię. Wiedział, że tak się stanie. Czuł to.
- Ja ciebie chrzczę, w imię Ojca i Syna. – Kolejny strzał. Tym razem trafił on
kobietę, która właśnie kończyła wykonywać znak krzyża świętego w powietrzu.
Zachwiała się. Wiedziała, że musi dokończyć chrzest. – I...
Du...cha...Święt...ego....Ame...n – powiedziała z bólem w głosie.
***********************
Lekarz wyjął dziecko z łona matki, a na jego twarzy pojawił się smutek i rozpacz.
Wiedział, jak długo Renee i Charlie się o nie starali i jak bardzo cieszyli się na jego narodziny.
- To dziewczynka – stwierdziła pielęgniarka i spuściła wzrok. Nie chciała
przekazać ani im, ani żadnym innym rodzicom tak tragicznej wiadomości.
- Dlaczego nie płacze? – zapytała kobieta – Coś jest nie tak? - Chociaż była ledwie przytomna, w jej głosie słychać było siłę i rozpacz.
- Ona nie żyje... Prawda? - powiedział pan Swan i głośny szloch żalu opuścił jego gardło.
- Przykro mi – wyszeptał lekarz i zaczął kierować się wraz z martwym
noworodkiem w stronę przygotowanego wcześniej inkubatora.
***********************
Aphelia runęła obok ciała swojego męża, złapała go za rękę. Jeszcze żył.
- Wypełniło się – powiedziała i zamknęła powieki. Chwilę po niej to samo uczynił Peryhel.
To wcale nie grzmot błyskawicy przerwał chrzest, a mężczyzna ubrany w czarny, długi płaszcz. Był wysoki, dobrze zbudowany, nawet przystojny, ale jego oczy... Biło z nich zło. Właśnie zaczął kierować się w stronę kołyski. W ręku wciąż trzymał broń. Gdy zbliżył się do dziewczynki, ta zaczęła głośno płakać.
- Taka słaba i bezbronna – powiedział, a jego głośny śmiech wypełnił kościół. Wyciągnął rękę i skierował lufę broni prosto między maleńkie oczka dziewczynki.
- Tatusiu, zostaw to dziecko, jest taka śliczna. – Właśnie miał strzelić, gdy do kościoła wbiegł czteroletni chłopczyk. - Nie chcesz jej skrzywdzić, prawda? - zapytał, a jego oczy wpatrywały się uważnie w ojca.
- Tatusiu, obiecaj mi – powiedział. Mężczyzna nie mógł zrobić nic innego jak się zgodzić. Wiedział, że to dziecko bez swoich rodziców jest nikim.
- Dobrze, chodźmy. – Złapał malca za rękę i zaczął kierować się z nim w stronę wyjścia.
W oddali wciąż było słychać głośny płacz dopiero co osieroconej
dziewczynki.
Gdy tylko przekroczyli próg kościoła, mężczyzna wzniósł oczy ku niebu i rozłożył szeroko ręce.
- Przybądź – wyszeptał niemal niesłyszalnie, chociaż w jego głosie było słychać groźbę i wrogość.
Nie minęło zbyt wiele czasu, a niebo przeszył kolejny grzmot. Uderzył dokładnie w miejsce obok, którego stał mężczyzna. Tak przynajmniej mogło się wydawać postronnemu obserwatorowi. Bardziej wtajemniczeni wiedzieli, że to ów mężczyzna wysłał błyskawicę prosto w górę.
Nastąpił kolejny grzmot, tym razem uderzył on w kościół. Jego siła była tak ogromna, że zatrzęsły się ściany świątyni. Raz, dwa, trzy...
Z każdym kolejnym uderzeniem mury budowli zaczęły pękać. Tynk oderwał się od fasady, kolorowe witraże już nie znajdowały się na swoim stałym miejscu.
Wciąż było słychać głośny płacz dziecka znajdującego się wewnątrz świątyni. Szkło rozsypało się wokół kościoła, tak samo jak kawałki ścian. Sklepienie zaczęło pękać, mury walić. Minęło kilka sekund, a zamiast kościoła przed oczyma mężczyzny ukazały się jego ruiny.
Płacz dziewczynki ustał. Na świecie zapanowała ciemność.
***********************
– Oddychaj, oddychaj! – Lekarz wciąż się nie poddawał, walczył o życie dziecka.
Próbował wszystkiego, co tylko możliwe. Ona musiała żyć. Był to winien
Charliemu.
– To na nic, przestań – krzyczał pan Swan. Był, tak samo jak jego żona,
pogrążony w żałobie. Siedział na jej łóżku i tulił do siebie jej na pół
przytomne z cierpienia ciało.
– Bbbłłaaa.....bbbbłłłłłaaa...bbbłłlaaa. – W pokoju szpitalnym rozbrzmiał
głośny płacz dziewczynki. Lekarz w zadumie patrzył, jak życie powraca do
martwego ciałka dziecka.
– Ooo...nnn...aaa....żżzyyy...jeee – wyjąkała Renee i zemdlała.
Charlie poderwał się na równe nogi i ze łzami nadziei skierował się w stronę
inkubatora.
- Moja córeczka, moje dziecko, moja Bella.
*Menora – miasto liczące około pół miliona mieszkańców. Nazwa wymyślona.
Za pomoc dziękuję Pernix;) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez GarbatyAnioł dnia Pon 16:34, 24 Sty 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Nie 23:03, 23 Sty 2011 |
|
Moja ksywka się nie odmienia, ale to tak tylko na marginesie.
Powiem Ci tak. Fandom mi się już przeżarł, o tyle, że nie wiem, czy mam ochotę czytać kolejne opowiadania, poza tymi które już czytam...
Druga sprawa, że staram się w obecnej chwili skupić na sobie, ale jakoś średnio mi to wychodzi.
Napiszę komenarz, jako że zapoznałam się z tekstem, ale nie obiecuję powrotu, choć muszę przyznać, że zaintrygowałaś mnie.
Chaos, jest tu fabularny chaos. Nie w złym znaczeniu, ale w tej pierwszej części naprawdę przywaliłaś z grubej rury i troszkę ciężko sie połapać, o czym będzie traktować całość i jaki "udział" w tym opowiadaniu będzie miała Saga.
Zastanawiam się, jakie znaczenie ma tragiczny wątek Drewerów i mam wrażenie, że to dziecko mogło przeżyć... Niby szansa zerowa, ale niepewność jest, a to chyba dobrze, prawda?
Dobrze, że posłuchałaś mojej rady i dodałaś krótkie wprowadzenie, bo właśnie ono może mnie skłonić do ponownych odwiedzin.
Zaczęłaś mrocznie, ale chyba taka jest idea tego opowiadania, no i jakże pokrywa się z tytułem.
Styl mi leży. Nie jest męczący, czyta się szybko. Pomogłam w elementarnych kwestiach. Nie chciałam ingerować w styl, zobaczymy, jak to będzie wyglądać w kolejnych częściach.
No i proszę, znajdź sobie betę do następnego rozdziału. Beta to skarb! :) Doradzi, pomoże, poprawi to, czego nie widzi już nasze dobre, ale jednak zmęczone oko. Powodzenia!
Ach, no i zapis! Nadal format nie jest idealny! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
KW
Zły wampir
Dołączył: 01 Sty 2011
Posty: 464 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ~ z krainy, gdzie jestem tylko ja i moi mężowie ~
|
Wysłany:
Pon 15:23, 24 Sty 2011 |
|
Już wcześniej zajrzałam tutaj, kiedy Pernix zablokowała temat.
Dokładnie, tutaj był chaos, pozytywny jednak bez wyjaśnienia o co chodzi, nie połapałam się. Trochę błędów, jednak nie będę przytaczać, bo mogę się mylić. :) Znajdź betę, ona ci dopomoże. Ja tu jestem od czytania ;dd
Chętnie wrócę do tego opowiadania, mam nadzieję, że w najbliższym czasie dodasz nowy rozdział - będę uważnie śledzić tą historię bo bardzo mnie zaintrygowała. Oj, bardzo. Muszę się dowiedzieć o co chodzi, bo mam wiele pytań i mam nadzieję że mi ich udzielisz w nowym chapiku ^^
pozdrawiam, życzę weny !
Niecierpliwa
KochającaWampira |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Bloody Night
Człowiek
Dołączył: 23 Paź 2010
Posty: 66 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 11:30, 05 Mar 2011 |
|
Mi się bardzo podobało i tyle.Opowiadanie ciekawego, nawet bardzo ciekawe.Nie napisze dzisiaj jakiegoś bardzo długiego komentarza bo brak weny twórczej xD.
Ciekawy pomysł na opowiadania, jestem bardzo bardzo ciekawa co tam się będzie działo a domyślam się, że dużo będzie się działo.W całym tekscie jest troche błędów ale mniej niz poprzednio.Nie będę mówiła jakie to są błędy bo mi się nei chce(wiem jestem leniem).Bardzo niecierpliwie czekam na kolejne rozdziały bo moje ciekawośc jest bardzo duża, taka gigantyczna.
Pozdrawiam i życze weny
BN |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Brooklyne
Nowonarodzony
Dołączył: 16 Sie 2010
Posty: 14 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pią 22:02, 04 Sty 2013 |
|
Prolog, to w moim mniemaniu synonim tajemnicy, a tajemnica to synonim mroku. I jesteśmy w domu! :D
Trochę nie pasuje mi zdanie:
Cytat: |
tego samego koloru oczy. Gdy nimi spojrzał, mogło się wydawać
|
ponieważ hmm, nie lepiej gdy nimi spoglądał? Albo samo – gdy spoglądał, gdy spojrzał? Bo jak można inaczej spojrzeć niż nie oczami, obojętnie jakiego koloru miałyby być? Może się nie znam i czepiam się bezpodstawnie, ale to mi trochę nie pasowało, po prostu :)
Menora, ładna nazwa dla miasteczka. Charlie szeryfem? To nie powinność Carlisle’a? Ale w końcu – jak długo można być szeryfem?
Natychmiastowa zmiana decyzji Faceta w Czerni przez zaledwie chłopca? Za bardzo lekkomyślne i nierozważne. Tysiące sierot, wybija się, cóż, bez żadnych rodziców. Postępek trochę głupi, zostawić ja tam. Zabić rodziców, zostawić dziecko. Co jak przyrządzić sobie deser i go nie zjeść. Tak się nie robi.
I od razu wpadłam na myśl jakiejś dziwnej… więzi między Sheirą a Bellą. Dusza Sheiry przejdzie na Bellę? Dusza Sheiry, to za razem dusza Belli? Jestem bardziej, niż pewna.
Czekam na więcej. Powodzenia w pisaniu! |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Brooklyne dnia Pią 22:03, 04 Sty 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
IssaBella
Wilkołak
Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 129 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 21:25, 07 Sty 2013 |
|
Bardzo fajne ff
ciekawa jestem dalszych rozdziałów.
No i jakaś więź między Sheirą a Bellą jest na pewno tak?
A i jeśli chodzi o poród to nie ma rozwarcia 12 cm, do 10 i dziecko się rodzi.
Pozdrawiam i weny życzę! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|