FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Nirwana [NZ] 25.09 Rozdział 7! Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
White_Demon
Wilkołak



Dołączył: 19 Kwi 2011
Posty: 135
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Komnaty Tajemnic

PostWysłany: Wto 18:59, 23 Sie 2011 Powrót do góry

Jaka tu pustka... Postanowiłam w końcu napisać, bo się niecierpliwię. Będziesz kontynuować opowiadanie? Tak świetnie się zapowiadało, było inne, niż reszta i naprawdę mi się podobało.
Czekam na jakieś wieści, bo szkoda byłoby zakończyć pisanie tego ff.
Pozdrawiam, W_D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
xxxvampirexxx
Wilkołak



Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 155
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraina Czarów ;)

PostWysłany: Śro 15:25, 24 Sie 2011 Powrót do góry

Dla sprostowania. FF jest kontynuowany. Jednak... znalazłam betę.

Niestety, trzeba będzie teraz poczekać. To już nie od mojej osoby zależy, kiedy ukarze się następny rozdział.

Dziękuje za komentarze!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Paramox22
Zły wampir



Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD

PostWysłany: Śro 19:43, 24 Sie 2011 Powrót do góry

Dobry wieczór. W sumie to miałam przerwę z opowiadaniami, jednak dziś weszłam na forum z zamiarem przeczytaniem jakiegoś ciekawego fan ficka. I tak oto trafiłam na Twoje opowiadanie - chyba ze względu na tytuł, znaczenie i skojarzenie z zespołem Nirvana :D Twoje dzieło bardzo mi się podoba - tajemnicze o bardzo niezwykłym klimacie, te listy do Psycho (swoją drogą wstrząsające te listy). Zwykle mamy wizje troskliwego, ale zamkniętego w sobie Charliego, a ten mi bardzo odpowiada, jest taki inny. Przyznam, że jestem ciekawa tego co zrobił, choć jakieś tam przypuszczenia zostały zasiane. Całkowicie zauroczył mnie Twój styl, tak szybko się czyta, a zarazem z wypiekami na twarzy. No i genialny opisy, takie lekko emo, wogóle to Bella się taka wydaje. Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały, wstawiaj ich jak najwięcej =]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
xxxvampirexxx
Wilkołak



Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 155
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraina Czarów ;)

PostWysłany: Wto 14:17, 06 Wrz 2011 Powrót do góry

Nosz... Trzeba powitać rok szkolny. Na pocieszenie dodaję rozdział :) A co!
Może zapomnicie o jedynkach, uwagach i spacerkach do dyrektora.

Rozdział 5

Zostało 101 dni.
31 sierpień.


Witaj psycho.

Czuję się zmęczona samym patrzeniem. Zastanawiam się ile jeszcze tu wytrzymam.

Bella.




Leżałam w łóżku patrząc w sufit z książką na moim brzuchu. Mój oddech był nierówny, byłam zdenerwowana. Pięć minut temu wrócił Charlie.
Odkąd usłyszałam trzaśnięcie drzwi wejściowych zaprzestałam czytania i przestraszona nasłuchiwałam, co dzieje się na dole. Na początku była cisza, myślałam, że może mi się pomyliło, ale głośny trzask wyprowadził mnie z tych myśli. Jakby coś uderzyło o coś. Może talerz? Najczęściej tak się wyładowuje. Niszczy rzeczy nie przejmując się stratą sentymentalną i pieniężną. Właściwie nic go nie odchodziło.
Zrzuciłam książkę i wstałam cicho. Nawet, jeśli wiedziałam, że był tam na dole, to bałam się, że mnie usłyszy. Zadrżałam na uczucie zimniej podłogi w kontakcie z moją skórą. Powoli podeszłam do drzwi i uchyliłam je lekko.
- Uspokój się! – Krzyczała Renee. Nigdy nie płakała. Nie dawała po sobie poznać, że jest przestraszona. Tylko krzyk, agresja.
- Ja? Traktujesz mnie jak maminsynka! Zabraniasz się spotykać ze znajomymi, mam siedzieć w domu? – Kolejny trzask. Coś ze szkła.
- Jaśnie Pan musi sobie wypić?! – Zaśmiała się gorzko – Nie wiedziałam, że muszę ci kupić skrzynkę piwa, byś spędził ze mną czas!
Trzask.
Zamarłam. To nie było szkło ani żadna inna rzecz, którą Charlie rzucał w ścianę lub na podłogę. Nie. To był odgłos kontaktu ręki z policzkiem. Uderzył ją.
Powodów, dla których Renee wyjechała wraz ze mną było wiele. To prawda, bała się mnie samą zostawić, ale Charlie musiał się leczyć. Był nazbyt agresywny oraz za dużo pił. Przez te dwa lata mama odwiedzała go i mówiła o sporej poprawie, jak to on już od iluś tam dni nie pije. Oczywiście nie liczyła jednego piwa dziennie, dla niej to nie był alkoholizm.
Zdecydowaliśmy o tym, gdy Charlie uderzył Renee zbyt mocno. Próbowałam wcześniej ingerować w przemoc wymierzaną przez tatę, ale mama nie słuchała. Dopiero, jak ślad był ‘zbyt’ wielki, wyjechałyśmy. Ona miała swój powód, ja swój. Razem odpoczywałyśmy i układałyśmy wszystko, próbując przyjąć do wiadomości, że tak będzie wyglądało nasze życie i musimy się z tym pogodzić. Wystarczy, że będziemy schodzić mu z drogi i nie atakować go.
Nie pokazywała mu łez, mówiła, że to oznaka słabości. Śmiała się z samej siebie, bo tak widziała w filmie. Nic nie powiedziałam. Milczałam. Tak było najlepiej.
Usłyszałam odgłos kroków i włączanie telewizora. Tak robił, by się odstresować. Oglądanie meczu jest dla niego uspokajające. Nie słyszałam Renee. Bałam się zejść. Charlie był jeszcze zdenerwowany, nie wiedziałam, co mógł zrobić.
Ciche kroki obudziły mnie. Wyszłam za drzwi, a w korytarzu pojawiła się Renee. Nie widziałam jej twarzy, zasłoniła je włosami. Weszła do sypialni nie oglądając się za siebie. Chciałam do niej pójść, pocieszyć i powiedzieć, że możemy wyjechać, ale ona nigdy tego nie słuchała. Wpatrywała się tępo w ścianę.
Zamknęłam za sobą drzwi chcąc krzyczeć ze złości. Spojrzałam na obraz, który namalowała Renee. Nigdy nie dowiem się, co by osiągnęła, jakby nie związała się z tym potworem. Nienawidziłam go, a jednak nadal istniała we mnie cząstka miłości względem niego, ponieważ był moim tatą.
Więzy krwi są zdradzieckie.

Witaj psycho.

Umiesz odróżniać odgłosy? Jak myślisz, gdy coś upadło na ziemię, może ktoś sam upadł? Stoczył się w wielką mistyfikację własnego kłamstwa.

Czasem trzeba udawać, że nic się nie stało.

Bella.




Zostało 100 dni.
01 wrzesień.




Witaj psycho.

Wielki dzień i wielki, sztuczny uśmiech.

Czyli wszystko na swoim miejscu.

Bella.




Patrzyłam tępo w tablicę, gdzie obok niej stał podstarzały nauczyciel języka angielskiego. Nogi miałam skrzyżowane w kostkach, a niedaleko mnie leżał zeszyt z kotkiem na okładce. Powinnam nauczyć się mówić słowo ‘nie’. Wyszło by mi to na dobre.
Odchyliłam lekko głowę do tyłu. Właściwie myślałam, że będzie gorzej. Nowa w szkole – kolejny szczur do upokarzania. Jednak na razie nikt mi nic nie zrobił i cieszyłam się z tego. Ale także żaden z moich znajomych ze mną nie pogadał. Nie spotkałam jeszcze nikogo, jak na złość nie miałam z nimi wspólnej lekcji. Chociaż mogliby mnie poszukać. Mike w końcu obiecał mnie prowadzić. Jakoś teraz mi go brakuje.
Na dźwięk dzwonka wstałam, zbierając rzeczy i pakując do torby. Doczłapałam się do kolejnej klasy i oklapłam na krzesło na końcu sali. Wolałam siedzieć ukryta i nie wychylać się zbytnio. Nie miałam już ochoty wychodzić na środek klasy i przedstawiać się. Nie lubiłam, gdy uwaga większości jest skupiona na mnie. To nie była nieśmiałość, po prostu w takiej chwili musiałam powiedzieć coś produktywnego, a to znaczy, że powinnam wyjawić powód, dlaczego mnie nie było.
Znudzona spojrzałam przez okno myśląc, by ten dzień wreszcie się skończył. Wszyscy witali mnie z uśmiechem na twarzy. Był prawdziwy, umiałam odróżnić mój – udawany – od ich życzliwego. Teraz nawet bałam się odpowiedzieć uśmiechem. Kiwałam głową mając nadzieję, że to im wystarczy i nie będą mnie uważać za wyniosłą paniusię.
- Bella? – Głos po prawej stronie obudził mnie i odwróciłam się. Stał tam chłopak, w moim wieku o blond włosach i niebieskich oczach. Ubrany, jak wszyscy w T-shirt i jasne jeansy.
- Miło cię znowu widzieć Mike – odparłam unosząc delikatnie kącik ust do góry.
- Jezu! – Wydarł się – Witaj w Forks! – Zamarłam, gdy uścisnął mnie, ale odprężyłam się, ponieważ wiedziałam, że to był tylko powitalny uścisk. Oderwał się z uśmiechem i usiadł w ławce obok – Wyglądasz.... inaczej.
Spojrzałam na siebie, na krótkie spodenki i luźną bluzkę. Przed wyjazdem miałam parę kilogramów więcej, jednak stres dał swoje. Schudłam dziesięć kilogramów. Wcześniej bym się cieszyła, ale teraz nie miało to dla mnie najmniejszego znaczenia.
- Każdy dorasta – wzruszyłam ramionami.
- Ale nie tak! Mam ochotę zabrać cię do schowka! – zaśmiał się. Pokręciłam głową. To był stary, dobry Mike. Zboczony od siedmiu boleści.
- A ty nic się nie zmieniłeś – oparłam głowę o rękę i patrzyłam na jego rozradowaną twarz. To było takie fascynujące.
- Nie narzekam – odparł – Laski lecą na takich pewnych siebie – pochylił się w moją stronę – Działa? – spytał żartując.
Westchnęłam – Już mam cię dosyć.
Mrugnął do mnie – Dopiero zaczynamy!
Musiał skończyć, ponieważ nauczyciel wszedł do klasy. Kątem oka spojrzałam na niego. Był dla mnie miły, nie miałam wątpliwości, że był szczery. Chociaż był z niego największy zboczeniec, lubiłam go za to, że nigdy mnie nie okłamał. Dobrze było go spotkać.
Ale mam nadzieję, że nigdy więcej go nie zobaczę. Udawanie, by wyjść na szczęśliwą osobę nie jest celem mojego życia. Zwłaszcza, jeśli mam je spędzić obok niego.

Witaj psycho.

Siedząc w klasie miałam nadzieję, że spadnie na nią meteoryt. Albo, że ktoś przyjdzie i wybije wszystkich uczniów. Nie pogardziłabym pożarem.

Udawanie nie kończy się dobrze. Myślisz czasem, by pokazać, kim jesteś?

Bella.




Zostało 99 dni.
02 wrzesień.




Drogi psycho.

Czas, by ktoś wreszcie uderzył mnie w twarz i wykrzyczał mi – Co ty z sobą robisz?

Najśmieszniejsze jest to, że znam odpowiedź - Zabijam swoje uczucia.

Bella.




Siedzę patrząc w ekran laptopa. Już ponad pięć milionów ludzi robi to, co ja. Pisze do Internetowego psychologa. Właściwie nie wiedziałam, czym ma to pomóc. Nie wiem, jak jest na prawdziwej sesji. Oglądałam filmy – siedzisz w wygodnym krześle i milczysz, a on zapisuje coś. W końcu łamiesz się i opowiadasz mu swoją historię. Jednak taka sesja jest łatwiejsza, nie czuję wzroku na sobie, nie słyszę odgłosu pisania, ani jego oddechu.
To, co teraz robię pomaga. Nie chowam się przed innymi, ani nie ukrywam wyjazdy. Po prostu siadam przed laptopem i piszę, o czym myślę.
Zabijam swoje uczucia.
Chciałam nic nie czuć. Tego bólu, gdy patrzę na jego twarz i nie widzę krzty przeprosin. Dla niego to nie istnieje. Wegetuje w swoim wyimaginowanym świecie i nie przejmuje się, że prawie zabił swoją córkę. To dla niego nie ważne. Chciałabym też unicestwić swoje uczucia. Tak, jak on. Nie mieć tego samego koloru oczu. Nie!
Wstałam i podeszłam do szafy. Wybrałam szary top i czarne rurki. Powinnam pomyśleć nad zakupami. Wszystkie moje rzeczy były przyszykowane na cieplejszą pogodę. Miałam szczęście, że jeszcze nie padało.
Po umyciu się, przebraniu i układaniu włosów zeszłam na dół. W kuchni siedziała Renee. Nie odzywała się do nikogo. Po prostu zamknęła się w sobie, jak dwa lata wcześniej. Ale wiedziałam, że prędzej, czy później wróci do niego z otwartymi ramionami. Nienawidziłam w niej tego.
Zrobiłam sobie kawę i usiadłam obok niej. Miała pochyloną głowę, a przed sobą gazetę. Było na niej widać mokre ślady od łez. Nic nie powiedziałam, bo co bym miała?
Wszystko będzie dobrze?
Sama w to nie wierzyłam – Zjedz coś – powiedziała wypranym z emocji głosem. Ona także zabiła emocje, a ja? Nadal coś czuję, boję się. Dlaczego muszą być pod tym względem lepsi ode mnie? Czy tyle wymagam?
Zignorowałam ją dopijając kawę i chwytając torbę. Chciałam jej powiedzieć Cześć, na razie, do zobaczenia. Ale gdy otwarłam usta nic ich nie opuściło. Stałam chwilę chcąc ją przytulić i uciec stąd, ale wyszłam. Trzasnęłam drzwiami i oparłam zmęczona o nie swoje ciało.
To miejsce mnie zabijało.

*

- Dużo się zmieniło od twojego wyjazdu – powiedział Mike. Siedzieliśmy w stołówce wraz ze starymi znajomymi. Nie odtrącili mnie, tylko cieszyli się z moje przyjazdu. Szok to niedopowiedzenie.
- Taaaa! – westchnęłam Jess – Zwłaszcza chłopcy! Wiesz ile ciach się wprowadziło?
- Nie mam pojęcia – odpowiedziałam wgryzając się w bułkę. Odrzuciła do tyłu swoje brązowe włosy i kiwnęła głową na stolik oddalony parę metrów dalej. Nie odwróciłam się.
- Największe z nich, to Cullenowie – rozmarzona popatrzyła na nich.
- Ta znowu o tym – pokręcił głową Mike – Ona chce się dowiedzieć czegoś więcej niż kolejne kawałki mięsa na twojej liście.
Machnęła na niego ręką – Zamilcz, nic nie wiesz. Więc, jest ich trzech.
Pokiwałam głową próbując przybrać minę pilnej uczennicy. Tak naprawdę chciałam ją walnąć w głowę, by się wreszcie opamiętała. Wszystkich obiera za swój cel i nie zna słowa skromność.
- Pierwszy to Jasper. Niepoprawny romantyk z duszą poety, niestety oleje cię. Drugi to Emmett, kochany przez wszystkich sportowiec i babiarz – przewróciła oczami – Ostatni to Edward, kłótliwy i myślący o zabawie egocentryk.
- I za co ich kochasz? – spytałam.
- Za ich wygląd! – powiedziała obrażona, za moje pytanie – To Bogowie, którzy zstąpili na ziemię, by przyprawić mnie o zawał serca. Wiesz, jak się czułam, gdy Jasper przez przypadek dotknął mojej ręki?
- Nie.
Położyła dłoń w miejscu, gdzie znajdowało się jej serce – Jakbym umierała.
- I weź ją zrozum – mruknął Mike. Oparłam się o oparcie krzesła żując jedzenie. Pierwszy raz powiedziała coś, nad czym musiałam się zastanowić. W jej bezsensownych słowach znajdowała się prawda, jakaś cząstka mnie i mój strach.
Źle się czułam z tą myślą.

Witaj psycho.

„Wiesz, jak się czułam, gdy przez przypadek dotknął mojej ręki? Jakbym umierała”.
Słowa mojej starej znajomej. Najdziwniejsze jest to, że kierowała to zadurzona do chłopaka, a ja czuję to naprawdę, tylko patrząc na niego.

A może już część mnie umarła, tylko o tym nie wiem?

Bella.


Macha rączką w podzięce za przeczytanie!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
IssaBella
Wilkołak



Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 20:02, 06 Wrz 2011 Powrót do góry

No i są Callenowie Wink fajnie już nie mogłam się doczekać.

Ojciec prawie zabił swoją córkę...? no co on jej zrobił chciał zakatować czy co?
No i ciekawi mnie dalsze rozwinięcie akcji.
Uwielbiam te listy do psycho, są takie proste, jasne, króciutkie.

troszkę dłuższe mogły by być te rozdziały xD
czekam na kolejny rozdział
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
White_Demon
Wilkołak



Dołączył: 19 Kwi 2011
Posty: 135
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Komnaty Tajemnic

PostWysłany: Śro 19:49, 07 Wrz 2011 Powrót do góry

Wreszcie się doczekałam po tak długiej przerwie. Z góry przepraszam, że mój komentarz nie będzie wyczerpujący, ale jestem zmęczona po szkole.
Jak zauważyła IssaBella - pojawili się Cullenowie. Dobrze, choć nie ukrywam, że podobało mi się również bez nich. Na pierwszy plan wysuwa się Jasper, może więc to z nim będzie Bella? Ale to tylko moja interpretacja.
A co do Charlie'go i jego zachowania. Cóż, domyślałam się, że będzie mu odbijać, i, że w końcu uderzy Renee. A Bella się boi i narzeka na cały świat i siebie włącznie.
Zauważyłam kilka literówek, ale nie mam zamiaru ich wypisywać, bo nie taka moja rola. Kończę już, bo nie dam rady wykrzesać z siebie nic więcej, wybacz.
Podobało mi się, czekam na więcej i pozdrawiam, W_D.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Paramox22
Zły wampir



Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD

PostWysłany: Czw 19:56, 08 Wrz 2011 Powrót do góry

Masz rację, ten rozdział to genialne zapomnienie o dniu. Bardzo podobał mi się rozdział, jak zwykle wciąga =] Czyta się i chce, by się nie skończyło. Listy do psycho intrygują, akcja ciekawi, a bohaterowie wciągają swój świat. Ach, i ten Charlie! Nie mogę doczekać się kolejnych rozdziałów. Pora nie sprzyja pisaniu komentarzy, więc życzę weny i pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
xxxvampirexxx
Wilkołak



Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 155
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraina Czarów ;)

PostWysłany: Pon 14:23, 12 Wrz 2011 Powrót do góry

A teraz troszkę Cullenów w tle :) Taki mały smaczek.
Oczywiście, proszę o komentowanie. Będę optymistką i pomyślę sobie o więcej niż 3 kom.

Rozdział 6

Zostało 98 dni.
03 wrzesień.


Witaj psycho.

Okazuje się, że tylko ja przez te dwa lata się zmieniłam. Kolejny gwóźdź do trumny, czy szczęśliwy happy end?

Bella.


Kolejna przerwa i kolejny raz siedzę w tym samym miejscu. Zastanawiające jest to, dlaczego znowu słucham o Cullenach. Okazuje się, że Jess ma na ich punkcie fioła. Gdy zaczyna o nich temat, większość wyłącza się zakładając słuchawki lub rozmawiając ze sobą. Jess obrała sobie mnie za swój cel męczenia. Jakoś nie przeszkadzało mi. Wolałam, żeby to ona mówiła niż ja.
- Ich tata to doktor. Równie przystojny, co ich synowie – popatrzyła na mnie – Powinnaś do nich uderzyć!
- Ani mi się waż! – Powiedział Mike – Nie zdegradujesz jej.
- Jesteś okropny – żaliła się i upiła łyk kawy – Jestem ciekawa, co powie twoja mama, gdy się dowie o twoich ekscesach - uśmiechnęła się diabolicznie zadowolona z siebie.
- Nie zrobisz tego, bo mnie uwielbiasz – odpowiedział. Ta pokręciła głową zrezygnowana i wstała.
- Czas zrobić przedstawienie – warknęła. Zdziwiona na jej nagłą zmianę nastroju podążyłam za nią wzrokiem. Szła z tacką, na której miała makaron z sosem pomidorowym wprost na nic niewidzącą dziewczynę. Ubrana była w krwistoczerwony top, który ledwo zakrywał jej piersi. Gdy była metr od niej, Jess udała, że się potknęła, a taca z jedzeniem wylądowała na niej.
Przez stołówkę przetoczył się głośny krzyk – Ty idiotko! – Zagrzmiała.
Jess nic sobie z niej nie robiąc z uśmiechem na ustach odwróciła się i przyszła do nas – Jeden dla Jess, zero dla Tanyi.
- Chcę wiedzieć? – Spytałam w szoku patrząc, jak wkurzona wychodzi ze stołówki cała od sosu pomidorowego.
- Ukradła jej chłopaka i teraz mści się na niej – szepnął Mike. Popatrzyłam na niego – Stwierdzam, że dziewczyny pod tym względem są straszne.
- A żebyś wiedział! Należało jej się – fuknęła i popatrzyła tęsknie na czerwoną plamę na podłodze – Chociaż teraz nie mam, co jeść.
Przysunęłam moją tackę do niej – Jedz.
Popatrzyła na mnie chwilę, po czym uśmiechnęła się i wzięła hamburgera. Od początku wiedziałam, że go nie zjem, ale smacznie wyglądał. Myślałam, że jeśli będę się w niego wpatrywać, to zgłodnieję, ale nic z tego. Żołądek miał inne plany.
- Patrzcie, kto tu idzie – westchnęła Angela. Ben przewrócił oczami i pocałował ją w policzek. Podobno byli parą od roku.
- Cześć Jess – facet wielki, jak skała pojawił się w zasięgu mojego wzroku. Czarne włosy były poskręcane, a jego niebieskie oczy zadowolone z widoku – Może chciałabyś pójść ze mną na imprezę w tą sobotę? – Spytał pochylając się w jej kierunku.
Uniosłam brew zniesmaczona je jego widoczne starania, by dobrać się do jej majtek. To było widać.
- Oczywiście – wydusiła z siebie cała czerwona.
- Do zobaczenia – szepnął i poszedł wraz z dwoma chłopakami. Gdy wyszli ze stołówki Jess pisnęła – Wiedziałam!
- Uspokój się – mruknęłam znudzona.
- Nie cieszysz się? – Spytała – To był jeden z Cullenów, największe ciacho ze szkoły.
- I co z tego? Marzy tylko o twoich majtkach – westchnęłam.
- Zazdrościsz mi, bo ty o tym możesz pomarzyć! – Warknęła i wyszła.
Miała rację. Nie dam się dotknąć mężczyźnie na tle seksualnym. To już dla mnie zamknięty rozdział i nie chcę go powtarzać. Chciałabym o tym zapomnieć, wymazać i żyć, jakby tego nie było. Mike objął mnie ramieniem i mówił, że tylko żartowała. Jednak ja wiedziałam, że jej słowa były jak najbardziej prawdziwe.

Witaj psycho.

Codziennie dowiaduje się, że czegoś nie mogę. „Zazdrościsz mi, bo ty możesz o tym pomarzyć”. Kolejne słowa Jess. Powinna napisać dla mnie książkę, czego jeszcze nie mogę.

Smutne jest to, że ma rację.

Bella.



Zostało 97 dni.
04 wrzesień.


Witaj psycho.

Ujmujące w szkole jest to, że wiele zadają. Zastanawiające jest to, dlaczego się nie skarżę. Dobijające jest to, iż robię je z uśmiechem na ustach.

Jedyna rzecz, przy której zapominam o moim świecie.

Bella.


- Gratuluję Bello, szóstka – powiedział nauczyciel przechodząc obok mojej ławki i wręczając mój sprawdzian. Wzruszyłam ramionami nie patrząc nawet na kartkę.
- Jak to zrobiłaś? – Spytał szepcząc Mike.
- Po prostu wszystko wchodzi mi na lekcji i tyle – mruknęłam – A ty?
Skrzywił się – Dwója. Jeśli mama się o tym dowie, jestem uziemiony.
- Straszne – szepnęłam obojętnie. Nic już nie mówiąc patrzyłam w tablicę. Skanowałam skalę oceniania. Nic nadzwyczajnego, Mike musiał być idiotą, by tego nie zaliczyć.
Gdy lekcja dobiegła końca poszłam na następną. Miałam ją z jednym z Cullenów. Na imię mu było Jasper. Była jeszcze jedna, ale z Edwardem. Nie rozmawiałam z nimi, nie obchodzili mnie. Przez Jess myślę o nich, jak o kolejnych facetach chcący zaliczyć naiwne laski. Wkurzało mnie to. Porzucą je, a one będą się nad sobą użalać. Powinni być bardziej czuli pod tym względem.
Usiadłam przy swojej ławce i ziewnęłam. Nie wyspałam się dzisiaj. Ostatnio miałam koszmar z Charliem w tle i nie chciałam tego powtórzyć. Makijaż zakrył wory pod oczami, jednak miałam ochotę pójść spać. Znudzona oparłam czoło o ławkę i czekałam na nadejście nauczyciela. Była to kobieta po trzydziestce. Uczyła francuskiego. Nie lubiłam tego przedmiotu. Jednak najdziwniejsze było, że lubiła flirtować z uczniami, zwłaszcza z Jasperem. Nie obchodziło mnie to, póki mnie nie spyta. Miałam z tym problemy.
- Bonjour!*- Powiedziała. Wszyscy jej tak samo odpowiedzieliśmy. Raczej reszta klasy, ja nadal nie podniosłam głowy. Miałam ochotę strzelić sobie w głowę, by ominąć tą lekcję.
Musiałam się zastanowić, jak obudzić Renee do życia. Nadal się nie odzywa, tylko snuje się po domu. Charlie nie przeprosił, nie zna tego słowa. Jednak nie wiedziałam, jak to zrobić. Mogłam ugotować obiad, posprzątać, kupić jej coś, ale co to da? Popatrzy na to obojętnie i pójdzie dalej.
Podskoczyłam przestraszona na głośny huk obok mnie. Uniosłam głowę i zobaczyłam nauczycielkę z jej ognistymi włosami. Patrzyła na mnie srogo mając kij w ręku. Musiałam przyznać, że wyglądała strasznie.
- Confortablement?**- Spytała. Patrzyłam na nią zdezorientowana, bo za cholerę nie widziałam, co to znaczy.
- Pardon***- szepnęłam. To było jedno z niewielu słów, które znałam. Chwilę jeszcze stała zastanawiając się, co zrobić, jednak odeszła. Westchnęłam z ulgą, gdy podeszła do innego ucznia.
- Powinnaś uważać, nie lubi, gdy ktoś śpi na jej lekcji – powiedział głos obok mnie. Wspominałam, że siedzę obok Cullena? Tak nas usadziła nawiedzona nauczycielka.
Miał blond włosy do ramion, które delikatnie się kręciły. Jego niebieskie oczy były o tonę jaśniejsze niż Mike. Jess dobrze go opisała, nawet go nie znając, miałam wrażenie, że był poetą. Miał taki sposób bycia.
Zignorowałam go, bo nie miałam ochoty z nim rozmawiać – Mam na imię Jasper – powiedział nie rezygnując – A ty jesteś tą córką szeryfa? Dużo o tobie mówili – szepnął.
- Niby, co? – Zaciekawiona spytałam.
- No wiesz, nagle wyjechałaś wraz z mamą – powiedział.
Miał rację, to mogło się wydawać dziwne. Ale Renee wracała na jakiś czas i to powinno uciszyć domniemane plotki. Przecież nie ma nic dziwnego, że wyjechałam. Zdarza się.
Wzruszyłam ramionami nie odpowiadając. Czekałam tylko na dzwonek. Chciałam wreszcie wyjść z tej klasy. Musiałam pomyśleć, co zrobić z Renee i jej zachowaniem. Może rozmowa pomoże?
W końcu jest najprostszym rozwiązaniem, które zawsze mijamy.

Witaj psycho.

Chcę dużo zrobić, a nie wiem, co.

Bella.



Zostało 96 dni.
05 wrzesień.


Witaj psycho.

Szczerość jest trudna. Mówi się, że wychodzi na dobre, ale ciężko zacząć. Patrzysz w oczy wyrażające samo szczęście i powiesz coś, co to wszystko niszczy.

Początkujący morderca.

Bella.


Siedziałam na krześle uderzając widelcem o stół. Parzyłam na jajecznicę, która stała przede mną. Mdliło mnie od zapachu. Najchętniej wyrzuciłabym ją przez okno z uśmiechem na twarzy.
- Nie możesz znowu się zamknąć – powiedziałam wbijając widelec w stół. Skoro Renee zostawiła ślad, ja także mogę.
- Czuję się zmęczona i tyle – mruknęła. Spojrzałam na nią, czując nienawiść. Miałam ochotę nią potrząsnąć i krzyczeć. Uderzyć... by się opamiętała. By spojrzała trzeźwo na sytuację, w której się znajduje.
- Nadal chcesz to sobie wmawiać? – Spytałam wstając. Musiałam zbierać się do szkoły. Chwyciłam batonika i torbę, która leżała przy moim krześle. Stałam jeszcze chwilę czekając na jakąkolwiek odpowiedź, ale ona nie nadeszła.
Ignoruje mnie, tak jak ja ją. Jeśli tak chce robić, proszę bardzo. Ja także mogę być obojętna na wszystko. Robiłam to przez dwa lata.
Wyszłam z domu trzaskając drzwiami.

- Jesteś dzisiaj nerwowa – Mike szepnął mi do ucha. Wzruszyłam ramionami tak naprawdę chcąc go palnąć w łeb. Od pięciu minut mówił mi o dziewczynie, którą wyrwał i zaprowadził do schowka.
Dobrze, że jeszcze nie zrobił jej zdjęcia i mi pokazał. Wtedy jego głowa wylądowałaby na stosie. To jedyna cecha, której w nim nienawidziłam. Był dobrym znajomym, kiedyś mogłam mu się zwierzać, a on służył radą. Ale jego skoki w bok i chęć pokazania, jaki z niego Casanova wkurzała. Nie był aż tak przystojny. Ale był pewny siebie, a to coś dawało.
- Jess nie jest już zła – powiedział odchylając się do tyłu na krześle. Cząstka mnie modliła się, by spadł z niego. Spojrzałam na nią.
- Jest zajęta – wysyczałam. Siedziała wraz z swoim nowym chłopakiem przytulając się do niego. Szepnęła mu coś do ucha, na co się uśmiechnął.
- Boi się do ciebie zagadać – stwierdził chwytając frytkę i maczając ją w ketchupie.
- Boi się przyznać, że się myliła – odpowiedziałam kręcąc na tacce butelkę wody.
- Od wielu tygodni polowała na Cullenów. Może powinniśmy dać się jej nacieszyć? – Spytał szturchając mnie w ramię.
- Mike ma rację – potwierdziła Angela. Dłubała widelcem w sałatce. Obok niej siedział Ben – Może czegoś się nauczy?
- Wierzysz w to? – Spytał jej chłopak wgryzając się w hamburgera.
- Dwa na dwa – stwierdził Mike wstając – Wybaczcie, ale moja ofiara właśnie się pojawiła.
Przewróciłam oczami i oparłam głowę o stolik – On jest kompletnym idiotą – spojrzałam na nich. Uśmiechnęli się wzruszając ramionami.
Kątem oka widziałam, jak przytula do siebie dziewczynę i razem wychodzą ze stołówki – Może on też się czegoś nauczy? – Myślała na głos Angela.
Prychnęłam – Jak zaspokoić dziewczynę parę sekund szybciej.
Spojrzała na mnie z rozbawieniem w oczach i zajęła się sałatką.

Witaj psycho.

Czuję się źle. Chodziłam dzisiaj, jak bomba.

Renee chyba stwierdziła, że ma w dupie swoje życie. Może ja też powinnam mieć ją gdzieś?

Bella.


* Dzieńdobry
** Wygodnie
*** Przepraszam


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
IssaBella
Wilkołak



Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 21:22, 12 Wrz 2011 Powrót do góry

A więc czekam aż akcja się rozwinie, coś się zacznie dziać.
Aż dowiem się co się stało dwa lata wcześniej. Mam nadzieję że niebawem sprawa się wyjaśni Wink
I czy to będzie B&E czy B&J?
osobiście wolę (czyt. kocham) B&E xD ale to tak na marginesie.
Bella jak na razie to na jakimś autopilocie funkcjonuje, i jak na razie to mi sie podoba ale czekam na jakąś akcje żeby się coś konkretnego zaczęło dziać :)

Renee... No wkurza mnie, zachowuję się jak nieodpowiedzialna nastolatka. Co ona obraziła się na córkę, nie podoba mi się to.

A tak w ogóle to wiem, znaczy domyślam się, że więcej ludzi czyta twoje ff tylko mają lenia w dup*e i nie chce im się nawet dwóch zdań naskrobać.

czekam na kolejny rozdział
i weny życzę ;D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
xxxvampirexxx
Wilkołak



Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 155
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraina Czarów ;)

PostWysłany: Wto 12:42, 13 Wrz 2011 Powrót do góry

Mogę zdradzić, że motyw z Tanyą zostanie wykorzystany. Jeszcze się pojawi. Nie zdecydowałam z kim będzie, bo w jednym rozdziale pojawił się ktoś i też będzie można go określić, jako przyszłego partnera.
Dziękuję za komentarz.

Może nie wiecie, ale komentarze dają kopa do wstawiania kolejnych. Jest mi miło widzieć pod rozdziałem parę zdań. Wystarczy, że napiszecie, co o tym myślicie. Od tak...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ashash
Człowiek



Dołączył: 04 Maj 2011
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 9:46, 14 Wrz 2011 Powrót do góry

Coś tam się rozwija, ale sporo musimy się sami domyślać ... Miejmy nadzieję, że rozdział 7 będzie obfitował w jakieś konkretne zdarzenia i historia się rozkręci. A może te listy do Psycho będą bardziej rozbudowane ? Weny życzę...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
xxxvampirexxx
Wilkołak



Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 155
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraina Czarów ;)

PostWysłany: Śro 12:44, 14 Wrz 2011 Powrót do góry

Listy do psycho są nadal krótkie. Uważam, że opisywanie całego dnia na pół strony stanie się nudne. A tak w ogóle, po co ma to robić, jeśli może całość zawrzeć w jednym zdaniu?
Nie lubię pędzić z akcją. Chcę powoli rozbudować wszystko i naświetlić troszkę. Coś się ruszy, może coś wydarzy Wink
Dziękuję za komentarz!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Paramox22
Zły wampir



Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD

PostWysłany: Czw 19:59, 15 Wrz 2011 Powrót do góry

Przeczytałam rozdział i znów jestem pod wielkim wrażeniem. Ponownie listy do Psycho mnie oczarowują, są krótkie, a tak cholernie mi się podobają, że ja pierdolę :) Akcja ciut się wlecze, ale nie mam nic przeciw temu, bo będzie wtedy więcej rozdziałów, a wstawiasz je w bardzo korzystnych, krótkich odstępach czasu. Dalej intryguje mnie do czego jest odliczanie, a gdy pojawiła się Tanya to mi się aż oczy zaświeciły. W ciekawy sposób przedstawiłaś Cullenów i ich relacje z Bellą. Bardzo zdziwiłam się, ze od razu na nich nie poleciała, to takie hm.. asertywne i nienaiwne? Naprawdę to opowiadanie mnie zadziwia. Czytając to aż sie chcę otrząsnąć Renee, by się w końcu ogarnęła. Znów z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały. Pozdrawiam i życzę dużo weny


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
xxxvampirexxx
Wilkołak



Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 155
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraina Czarów ;)

PostWysłany: Nie 9:48, 25 Wrz 2011 Powrót do góry

Troszkę więcej niż wcześniej. Będzie Tanya i Charlie w swojej prawdziwej naturze.
Zmieniłabym przebieg imprezy, ale zostawiam. Może się spodoba :P
Czeka mnie ciężki tydzień... Więc nie wiem, kiedy wstawię następny.

No, to... Zapraszam!


Zostało 95 dni.
06 wrzesień.


Witaj psycho.

Alkohol czasem pomaga zapomnieć. Jednak (mój pech?) nauczyłam się, że skutki są przerażające. Wnioski? Moja mama.

Właściwie powinnam powiedzieć, że czuję się coraz lepiej.

Najsmutniejsze jest to, że jest odwrotnie.

Bella.


Patrzę na siebie w lustrze. Obok mnie stoją Angela wraz z Jess. Obie stwierdziły, że przyda mi się fachowa pomoc w szykowaniu na imprezę. Miałam to gdzieś póki nie będę wyglądać, jak barbie. Różowa landrynka z kilogramem tapety na twarzy. To nie ja.
- Masz tu dużo fajnych rzeczy – stwierdziła Jess przeglądając moją szafę – Nie rozumiem, dlaczego nie nosisz ich do szkoły.
Wzruszyłam ramionami biorąc od niej sukienkę. Mała czarna z dekoltem w serek. Miała nacięcie z boku, więc byłam pewna, że pokaże moją linię majtek.
- Jest cudowna – uśmiechnęła się Angela – Pożyczam kieckę. W porównaniu z moim strojem, masz o wiele lepsze niż ja.
W ciągu tych dwóch ostatnich lat, zakupy były dla mnie formą pewnego oczyszczenia. Pomagały mi zapomnieć. Kupowałam wszystko, co wydawało się seksowne z myślą, że tego nie włożę. Wydaje mi się, że było to w jakiś sposób wycelowane w Charliego.
Ubrałam sukienkę. Głośno westchnęłam, gdy poczułam opinający mnie materiał – Powinnaś przytyć, ale i tak jest cudownie – stwierdziła Angela. Puściłam uwagę mimo uszu i odwróciłam się do niej plecami, by zapięła zamek.
Jess rzuciła w moją stronę parą butów na niebotycznych szpilkach. Już miałam dosyć, a jeszcze nas tam nie ma. Usiadłam na krześle i chwyciłam kosmetyki. Od razu w wejściu do mojego domu powiedziałam, że sama się umaluję. Wątpiłam w Angelę i bałam się Jess. Wolałam zrobić to sama i najwyżej zwalić to na siebie.
Moje brązowe oczy podkreśliłam niebieskim cieniem. Kiedyś czytałam, że pasuje do nich. Przejechałam twarz pudrem, usta błyszczykiem i byłam gotowa. Niż finezyjnego, po prostu prostota. Założyłam kolczyki w kształcie pawiego oka.
- A włosy? – spytała Jess poprawiając makijaż w lusterku. Były proste, jak drut, co mnie wkurzało, ale teraz pasowało to do całego stroju.
- Tak zostawiam – stwierdziłam. Wzruszyła ramionami i mruknęła coś pod nosem. Wyszłam z łazienki patrząc, ja Angela próbuje wcisnąć się w moją sukienkę.
- Zdecydowanie muszę schudnąć – mruczała. Pokręciłam głową. To ja musiałam przytyć. Ostatnio za mało jem, nie chcę i tyle. Zwłaszcza, gdy na obiedzie albo kolacji tata się na mnie patrzy. Cały apetyt odchodzi w siną dal. Nie czuję się komfortowo przebywając z nim. W takich momentach chciałabym zniknąć.
- Za chwilę przyjedzie po mnie Em – Jess uśmiechnęła się i popatrzyła przez okno. Skrzywiła się, gdy zobaczyła ślady kropel deszczu – Nienawidzę tutejszej pogody.
- Pomożesz mi? – spytała się jej Angela. Patrzyła na siebie w lustrze ubrana w niebieską sukienkę do kolan z głębokim dekoltem.
- Ben oszaleje – zaśmiała się Jess ciągnąc za zamek – Matko! Bella, ty chyba nosisz rozmiar dziecięcy!
Uniosłam brew na jej uwagę. Jestem chuda, ale żeby insynuować anoreksje lub zbytnią niedowagę? Aroganckie.
Angela wypuściła powietrze, gdy Jess wreszcie zapięła sukienkę. Przejechała rękoma po materiale patrząc na siebie w lustrze i uśmiechając się. Wyglądała pięknie. Była szczęśliwa, miała wspaniałą rodzinę i chłopaka.
Czasem chciałabym, by moi rodzice zniknęli. Nie czułabym tego ciężaru patrząc na nich i myśląc, że gdyby nie oni, moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Takie myślenie zabija. Wpędza cię w depresje i marzysz tylko o uwolnieniu.
Potrząsnęłam głową wyrzucając zbędne myśli o moim życiu. Podskoczyłam wystraszona, gdy rozbrzmiał klakson. Jess pisnęła i wybiegła z pokoju wrzeszcząc, że zobaczymy się na imprezie. Angela pokręciła głową na jej zachowanie i usiadła obok mnie na łóżku podając buty.
- Nadal jesteś na nią zła? – spytała patrząc przed siebie. Wyciągnęłam lewą nogę do przodu i założyłam pierwszego buta.
- Zła to niebezpieczne słowo. Moje uczucia można bardziej określić jako zawód – stwierdziłam zapinając pasek.
Skrzywiła się – Nie widzieliśmy cię dwa lata, wyjechałaś bez pożegnania. Każdy ma do ciebie jakieś pretensje. Może jej wybuch jest właśnie spowodowany tym?
- A ty masz cień urazy? – spytałam zapinając drugiego buta i wstając.
- Na początku czułam zawód. Myślałam, że byłyśmy przyjaciółkami. Ale później z biegiem czasu zrozumiałam, że życie nie jest takie piękne, jak się wydaje. Każdy ma problemy i każdy radzi sobie z nimi inaczej – wstała – Ty wybrałaś ucieczkę – okręciła mnie w swoją stronę. Stałam twarzą w twarz - Jednak, jeśli zrobisz to jeszcze raz, nie wybaczę ci – Łzy potoczyły się po jej policzkach – Chociaż... – pociągnęła nosem – powiedz mi, ok.?
Pokiwałam głową.
Czułam się, jak potwór. Jej łzy ani trochę nie poruszyły mojego martwego serca.

Kręciłam biodrami w rytm muzyki mając uniesioną rękę w górze. Wokoło mnie tańczyli ludzie upojeni alkoholem. Sama piłam. Nie liczyłam ile. Chciałam zdusić w sobie uczucie pustki, jakie miałam odkąd wyszłyśmy z pokoju.
Nie wiem, co się stało. Powinnam być smutna, czuć się odpowiedzialna za to wszystko, ale nie czułam nic. Całkowita pustota. To mnie przygnębiało.
Przechyliłam szklankę, jednak nic nie wpłynęło do mojego gardła.. Sfrustrowana popatrzyłam na puste naczynie. Skierowałam się do barku, który stał przy ścianie. Wielu poległo siedząc obok niego.
Chwyciłam pierwszą lepszą butelkę i wlałam do pełna – Zły dzień?
Pisnęłam przestraszona i odwróciłam się w stronę skąd pochodził głos. Stał tam Em - Przerażasz ludzi swoją osobą – warknęłam.
Zaśmiał się – Jednak zgadłem.
Pokręciłam głową – Nie. Po prostu jesteś zbyt straszny i tyle – wyminęłam go i szłam na parkiet, ale chwycił mnie za nadgarstek. W głowie zaświeciła mi się czerwona dioda, ale alkohol skutecznie zniwelował jej działanie.
- Taka twarda jesteś? – przyciągnął mnie do siebie – Będziesz moja.
Patrzyłam obojętnie na jego twarz. Gdybym nie była pijana, uciekłabym. Teraz stanęłam na palcach i szepnęłam – Pieprz się Cullen – i wylałam całą zawartość szklanki na jego głowę.
Puścił mnie zasłaniając oczy. Szybko chwyciłam butelkę i uciekłam na parkiet. Patrzyłam jeszcze w stronę barku, ale już go nie było.
- Jestem przerażony, jak traktujesz gospodarzy.
- Niech zgadnę, Cullen? – spytałam zirytowana. Pociągnęłam sporego łyka z butelki zanim okręciłam się w stronę Jaspera.
Popatrzył zmartwiony na butelkę, ale nic nie powiedział – Najlepsze, by zapomnieć jest dobra zabawa – przyciągnął mnie do siebie – Nauczyłem się tego będąc mały i jakoś działa przez te lata.
Miałam chęć wylać zawartość butelki na jego głowę, ale jego staranie było w pewien sposób rozczulające. Pierwsze uczucie, które doświadczyło moje serce tego dnia. Uśmiechnęłam się do niego wdzięczna za to, że wyrzucił myśl z mojej głowy, iż stałam się kompletnym, ludzkim posągiem.
Zabrał butelkę z mojej ręki dając ją przechodzącej dziewczynie. Z dziwieniem patrzyłam, jak ją zabiera bez słowa i upija z niej łyka. Widocznie ludzie nie przejmowali się, do kogo należała wcześniej. Może tak lepiej?
Owinęłam ręce wokół jego szyi i tam schowałam swoją twarz – Mam nadzieję, że masz rację – szepnęłam mu do ucha. Czułam, jak alkohol powoli na mnie działa. Zachichotał i owinął ręce wokół moje talii – Stu procentową – odpowiedział.
Zaczęliśmy ruszać się w rytm piosenki, ale bardziej spokojnie. Nie szaleliśmy uprawiając seks na parkiecie. To było coś bardziej osobistego.
Popłynęłam myślami wdychając jego zapach. Taki... ostry. Męski. Rozpoznawałam go. Tak pachniał mężczyzna, który zranił mnie najbardziej na świecie.
W głowie ponownie zapaliła się czerwona dioda.
Nie masz prawa zapominać. Przytuliłam go mocniej próbując odpędzić od siebie te chore myśli. Ale one miały cholerną rację. Musiałam pamiętać, czego chcą mężczyźni. Sam Emmett potwierdził moje przekonanie. Tak, jak Mike i Angela, która stroiła się dla Bena tylko po to, by po pięciu minutach zdjął to z niej. Wszyscy byli tacy sami.
Puściłam jego szyję i odepchnęłam go kładąc dłonie na jego klatce piersiowej – Pieprzę to – mruknęłam i odwróciłam się by uciec, ale zatrzymały mnie jego słowa.
- Ucieczka nic nie da – szepnął mi do ucha – Będziesz gnić w swoich myślach, aż cię nie zabiją – powiedział i odszedł.
Poczułam uścisk w dole żołądka. Ruszyłam do wyjścia po drodze łapiąc butelkę.
- Gdzie jest teraz ta cholerna obojętność, na którą pracowałam dwa lata? – spytałam samą siebie wychodząc.

Witaj psycho.

Zgadniesz, co robię? Powiesz mi, że to źle? Potrząśniesz mną, bym doprowadziła się do ładu? Wykrzyczysz, abym zapomniała o wszystkim?

Nie. Ponieważ muszę trzymać to w swojej głowie. Tak zarzekałam się, że chce zapomnieć... Mam to pamiętać!

Jeśli zapomnę, znowu ktoś to zrobi. A tego nie przeżyję.

Nienawidzę uczucia, gdy męskie dłonie owijają się wokół mojej talii, a jego głos wmawia mi, że mogę to wymazać z pamięci.

Bella.



Zostało 94 dni.
07 wrzesień.


Drogi psycho.

Litery składają się w słowa, a one w zdania. Widzisz?

Czyny składają się w problemy, a one w rozpacz. Rozumiesz?

Bella.


- Nie – powiedziałam głośno zakrywając twarz poduszką. Narzuciłam na to jeszcze przykrycie i zasłoniłam uszy. Szybko jednak pozbawiono mnie tej powłoki.
Spojrzałam w jej niebieskie oczy, które wyrażały sama upartość – Nie – powtórzyłam już trochę ciszej.
- Jest ósma rano, a ty leżysz w łóżku – powiedziała z nutą skargi w głosie. Podeszła do szafy i wyrzuciła z niej krótkie spodenki i żółty top – Czas wstawać.
- Jest niedziela – mruknęłam i zamknęłam oczy. Czasem powinnam na nich krzyczeć, by pokazać innym, że nie jestem lalką na wynajmowanie.
- Jestem twoją rodziną – odparła zrywając ze mnie przykrycie. Westchnęłam głośno, gdy zimne powietrze spotkało się z moją rozgrzaną skórą – Dalej!
To, że jest moją rodziną, nie tłumaczyło, że może sobie mi rozkazywać i kierować mną, jak chce. Ale i tak wstałam. Chwyciłam ubrania, które rzuciła mi w twarz i zamknęłam się w łazience. Kopnęłam w niedomkniętą szafkę i zrzuciłam z siebie piżamę. Po szybkim prysznicu i doprowadzenia swojej twarzy do ładu, ubrałam się i wyszłam.
- Może być – skwitowała mój wygląd, jak mnie zobaczyła. Uniosłam brew, ale nic nie powiedziałam. Powoli czułam zdenerwowanie. Otworzyłam drzwi i poszłam w stronę kuchni nawet nie oglądając się za siebie, czy idzie za mną. W tej chwili nie obchodziło mnie to.
- Zaczekasz? – zawołała za mną. Zignorowałam ją i usiadłam na krześle w kuchni. Obok mnie moja mama skubała pustą kartkę papieru. Chwilę patrzyłam na stos, który utworzyła, ale lekkie uderzenie w ramię mnie obudziło.
- Zrób to jeszcze raz – warknęłam i spojrzałam na nią zła. Uniosła do góry dłonie w obronnym geście i usiadła naprzeciwko mnie.
- Przyjechałam w odwiedziny, a wy mnie tak traktujecie – powiedziała wysuwając dolną wargę.
- Istnieje takie słowo, jak uprzedzenie – zdenerwowana wyrwałam mamie kartkę i zgarnęłam stos na ziemię. Sapnęła cicho.
- Tak samo, jak niespodzianka – odparła i uśmiechnęła się z siebie dumna.
- Można dodać przed to słowo niemiła – przewróciła oczami i oparła łokcie na stole.
- Jak zwykle w złym humorze. Uśmiechasz się czasem? – spytała. Zmrużyłam oczy na jej uwagę. Zraniła mnie tym pytaniem, ale nie dałam tego po sobie poznać. Nie dam nikomu tej chorej satysfakcji.
- O wiele częściej, niż ty pomyślisz – byłam zadowolona, że starłam jej uśmiech z twarzy.
- Trochę szacunku dla starszych ludzi – burknęła.
- Trochę zrozumienia dla młodszych – już otwierała usta, by coś powiedzieć, ale Renee jej przerwała – Co tu robisz, siostro?
Westchnęła głośno i wreszcie na nią spojrzała. Zgarnęła swoje rude pukle na jedno ramię. Były o parę centymetrów dłuższe od mamy. Chociaż była starsza od niej o trzy lata, wyglądała o wiele młodziej. Nie miała męża, ani dzieci. Była samotna, całościowo poświęciła się dla swojej siostry dbając o nią i pilnując. Wiedziała o agresji Charliego. Martwiła się o Renee, ale ta druga nie chciała słyszeć o odejściu. Trwała przy tym potworze, jakby to był jej sens życia.
- Myślałam, że zmądrzałaś przez te dwa lata, ale jednak się myliłam. – machnęła na kuchnię dłonią znudzona tą samą śpiewką – Ciągle to samo – nachyliła się przez stół w stronę Renee – nie nudzi ci się?
Mama poderwała głowę do góry, prawie uderzając siostrę, ale wyglądała, jakby nawet tego nie zauważyła. Położyła ręce na kolana i delikatnie się uśmiechnęła – Nie jesteś aż tak mądra, jak myślisz.
- Jestem, ale ty o tym nie wiesz! Kiedy ostatnio nas odwiedziłaś? – spytała oskarżycielsko cofając się na swoje miejsce – Nawet nie pamiętasz – powiedziała nie czekając na odpowiedź.
- Niecałe sześć miesięcy temu – odparła spokojnie mama nie patrząc jej w oczy – Byłam zajęta.
- Jak zwykle – prychnęła – Zbyt zagracona swoim życiem, by przejmować się kimś – moje serce ścisnęło się na jej stwierdzenie. Wstałam nie chcąc słuchać jej oskarżeń. Nienawidziłam ich kłótni, było w nich zbyt wiele prawdy, której nie mogłam przyjąć do siebie. Za mocno bolało.
- Tak naprawdę nie wiesz niczego, a zachowujesz się, jakby było odwrotnie – zobaczyłam, jak je ciało się napięło. Nie lubiła, gdy ktoś schodził na temat jej prywatności, zwłaszcza, gdy dotyczy to Charliego.
- Och! Zdziwiłabyś się – uśmiechnęła się, a ja pokręciłam głową. Były nienormalne.
- Po co przyjechałaś? – spytała zmieniając temat. Chyba poczuła się zagrożona. Postawiłam nogę na pierwszym schodku, ale jej odpowiedź mnie zatrzymała.
- Bo chcę, byś ze mną zamieszkała – nastała chwila ciszy. Zamarłam w miejscu. W tym zdaniu nie było liczby mnogiej. Czyli, że mnie nie chciała. Prychnęłam w duchu, bo kto by chciał? Byłam nastolatką o nadszarpniętej psychice i antyspołecznym nastawieniu. Kto by pragnął ze mną zamieszkać?
- Czasem powinnaś się zamknąć – powiedziała Renee, a ja poszłam do swojego pokoju.
To nic dziwnego, że mnie odrzuciła. Sama zrobiłam to dwa lata temu.

Drogi psycho.

Wiedziałeś, że słowa budują nienawiść? Dziwne. Coś tak małe może być takie wielkie.

Bella.



Zostało 93 dni.
08 wrzesień.


Drogi psycho.

Odrzucenie jest najgorsze. Czy trzeba coś do tego dodawać?

Bella.


Patrzyłam znudzona na jego wielki uśmiech i dłoń, która spoczywała na jej udzie. Delikatnie je masował, a ona zadowolona popijała sok z kartonika. Drugą rękę położył na oparciu krzesła i stukał cicho nogą o podłogę.
- dz***a – mruknęła zajadle Angela wgryzając się w kanapkę. Ben pokręcił głową na dobór jej słów, ale i tak się z nią zgadzał.
Odwróciłam od nich wzrok i spojrzałam na puste miejsce przede mną – Ktoś wie, gdzie jest? – spytał Mike.
Wzruszyłam ramionami mając to gdzieś. Nie chciała mnie słuchać i teraz ma za swoje. To nie była moja wina, że Em zabawia się z każdą osobą, która ma cycki.
- Obstawiam, że jest w łazience – powiedziała Angela – I nie proś mnie, Mike, bym tam poszła – wzięła kolejny kęs.
- Dlaczego? – spytał trochę zdenerwowany.
- Uprzedzaliśmy ją, a ona miała to gdzieś. Więc czemu mam teraz do niej iść? – zdziwiłam się jej zachowaniem i słowami, ale przemilczałam to. Każdy ma prawo do bycia aroganckim. Chociaż to nie pasowało do Angeli.
- Bello...
- Nie – odparłam zanim skończył mówić – Możesz sobie darować przemówienie o jej cierpieniu. Sama to sobie zgotowała, mogła pomyśleć – wstałam z miejsca chwytając nietknięte jedzenie – Czasem trzeba zostawić rzeczy takimi, jakie są.
- Żartujesz?! – krzyknął, a wszystkie pary oczu w stołówce skierowały się w naszą stronę – Ona pewnie teraz płacze – powiedział już trochę ciszej.
- Trzeba to zostawić – powtórzyłam bardziej dobitnie. Spojrzałam w jego zmartwione oczy i szepnęłam – Po prostu zostaw.
- Nie jestem tak obojętny, jak wy – wysyczał i ominął mnie. Patrzyłam za nim chwilę, aż nie usiadłam zmęczona rzucając tackę na stół.
- Nie przejmuj się – powiedziała Angela – Nie rozumie.
- Może, chociaż zobaczymy, co u niej? – spytał Ben, ale Angela machnęła tylko na niego ręką – Po co? By nam powiedziała, że mamy ją zostawić samą?
- Uspokój się – mruknął jej chłopak i pocałował ją w policzek. Uśmiechnęła się do niego delikatnie, ale nadal była zła.
Poczułam wibracje w kieszeni i wyjęłam telefon. Wokół mnie rozbrzmiały odgłosy dostarczonej wiadomości. Zdziwiona spojrzałam na wszystkich, by zobaczyć, że także patrzą zaskoczeni na wyświetlacz.
- Ha! – przez stołówkę potoczył się śmiech Edwarda – Żałosne.
Ignorując go otwarłam wiadomość.
Zostałam sama! Kto będzie mnie teraz pieprzył? Głosił napis, a pod nim widniało zdjęcie zapłakanej Jessici. Miała zaczerwienione oczy i rumieńce na policzkach. Makijaż był rozmazany przez łzy, które wypływały z jej oczu.
- Boże! – szepnęła Angela i spojrzała na mnie przerażona – Jess – zerwała się z miejsca i wybiegła ze stołówki głośno trzaskając drzwiami. Ben popatrzył jeszcze wkurzony w stronę Emmetta.
- Idź za nią, ja to załatwię – powiedziałam wstając. Kiwnął głową z wdzięcznym uśmiechem.
Nie rozumiałam ludzi, którzy bawili się uczuciami. Zwłaszcza tych, co sprawia im przyjemność. To było chore. Wybrakowane z emocji i współczucia. Potwory nie mające prawa istnienia.
Podeszłam powoli w stronę ich stolika. Czułam spojrzenia wszystkich na swoim ciele. Wkurzyłam się bardziej, gdy usłyszałam chichot Emmetta i Tanyi.
Stanęłam przy ich stoliku i poczekałam aż wszyscy na mnie spojrzą. Dłonie wsunęłam w kieszenie z tyłu spodni bujając się na piętach.
- Tak? – spytała Tanya, nowa dziewczyna Emmetta. Była ładna, nawet z toną makijażu na twarzy. Nigdy nie mogłam zgadnąć, dlaczego tak piękne dziewczyny, to sobie robią.
- Kto to zrobił? – spytałam spokojnie patrząc na ich rozbawione twarze.
- Źle nas oceniasz – powiedział Jasper. Zignorowałam go, nie miałam ochoty słuchać jego dobrych rad. Dziewczyna spojrzała na mnie i uśmiechnęła się lekko.
- Czas zrobić przedstawienie – warknęła Jess. Zdziwiona na jej nagłą zmianę nastroju podążyłam za nią wzrokiem. Szła z tacką, na której miała makaron z sosem pomidorowym wprost na nic niewiedzącą dziewczynę. Ubrana była w krwistoczerwony top, który ledwo zakrywał jej piersi. Gdy była metr od niej, Jess udała, że się potknęła, a taca z jedzeniem wylądowała na niej.
Przez stołówkę przetoczył się głośny krzyk – Ty idiotko! – zagrzmiała.
Jess nic sobie z niej nie robiąc z uśmiechem na ustach odwróciła się i przyszła do nas – Jeden dla Jess, zero dla Tanyi.
- Chce wiedzieć? – spytałam w szoku patrząc, jak wkurzona wychodzi ze stołówki cała od sosu pomidorowego.
- Ukradła jej chłopaka i teraz mści się na niej – szepnął Mike. Popatrzyłam na niego – Stwierdzam, że dziewczyny pod tym względem są straszne.

- Ty jesteś tą dziewczyną od sosu pomidorowego! – uśmiechnęłam się, gdy przypomniałam sobie tą sytuację.
- Należało jej się! – fuknęła wkurzona wstając – Nikt nie będzie mnie tak traktował. Przewróciłam oczami. Wystarczyło ją sprowokować, by się przyznała. Teraz tylko muszę dowiedzieć się, kto jej pomagał. Nie mogła zrobić tego zdjęcia, gdy siedziała z Emmettem.
- Powinnaś ją przeprosić – powiedziałam.
Prychnęła – Bo ty mi tak każesz?
- Nie. – Zaprzeczyłam – Tego wymaga kultura, powinnaś coś o niej wiedzieć.
- Uważaj – jej twarz zrobiła się przyjemnie czerwona. Spojrzałam na nią, jak na idiotkę, gdy spróbowała mi grozić. Nikt tego nie będzie robił względem mojej osoby. Raz ktoś już to uczynił i nie miałam ochoty znowu czuć tego wyniszczającego strachu.
- Przestań – powiedział Edward wstając. Spojrzał na mnie zielonymi oczami. Miał piękny kolor włosów, brązowe z domieszką rudego – Idź ją przeproś i po sprawie.
- Wal się – pokazała mu środkowy palec. Gdy to zrobiła, szybko podszedł do niej odsuwając głośno krzesło. Chwycił ją za łokieć i szarpnął – To boli! – krzyknęła.
- Nie bardziej niż Jessicę – odpowiedział i popchnął ją w stronę wyjścia.
Spojrzała na niego zszokowana masując miejsce, gdzie sekundę temu ją trzymał. Jej twarz była cała czerwona, a włosy rozwiane – Pożałujesz – warknęła zanim wyszła.
- Możesz już iść – wysyczał Edward. Poczułam wrogość względem niego. Obszedł się z nią, jak z lalką... szmatą. Chociaż jej nie lubiłam, nikt nie mógł popychać ludzi od tak sobie. Zwłaszcza ten jego rozkazujący ton.
Był, jak... Charlie. Nie całkiem, ale w pewnym sensie miał jego cząstkę. Tą pierwotną władzę, chęć kontrolowania wszystkiego. Nawet go nie znałam, a już go znienawidziłam.
- Dzięki za pozwolenie – szepnęłam i wyminęłam go.
Teraz musiałam pomyśleć o czymś innym niż o jego głosie, tak podobnym do Charliego.

Drogi psycho.

Człowiek i lalka staje się jednym. Czy wiesz, że nawet nie protestują?

A ja jestem jeszcze człowiekiem, czy stałam się już lalką? A może nikim?

Bella.



Zostało 92 dni.
09 wrzesień.


Drogi psycho.

Możliwe, że można mnie określić mianem potwora.

Bo jeśli nie wzruszają mnie łzy dawnej przyjaciółki, to, kim jestem? To boli, uczucie, że znikasz i nic na to nie możesz poradzić. Potrzebuję kogoś.

Głupie, ale prawdziwe.

Bella.


Trzasnęłam głośno drzwiami, zamykając pokój.
Czułam czystą nienawiść do samej siebie. Stałam się posągiem. Jess płakała, krzyczała, przeklinała i Bóg wie, co jeszcze. A ja sterczałam, jak kołek i nie wiedziałam, co powiedzieć. Nawet nie wydusiłam z siebie prostego będzie dobrze.
A to tak potrzebne! Ja tego nie dostałam. Oparcia ludzi, którzy podtrzymywaliby mnie od zwariowania. Nikt nie szeptał mi do ucha ani nie przytulał się do mnie. Zostałam z całym tym gównem sama. Zwłaszcza, że tylko ja sobie to zgotowałam.
Nie mogłam pójść do nich i powiedzieć, co zdarzyło się dwa lata temu. Nie ufałam im aż tak, by wyjawić mój największy sekret. Tylko trzy osoby o tym wiedzą. Ja, psycho i Charlie. Nikt więcej i nie zamierzam tego zmieniać. Dwa lata to dla mnie za mało. Nadal nie mogę się pogodzić z tą sprawą.
Zeszłam schodami do kuchni po drodze napotykając zdziwione spojrzenie Renee. Po odwiedzinach swojej kochanej siostry, chyba postanowiła zagrać przykładną i szczęśliwą żonę. Żadnych łez, załamania nerwowego, czy też zamykania się w pokoju. Teraz uśmiecha się i żartuje ze swoimi przyjaciółkami. Według mnie, to rola godnego Oscara.
Chwyciłam suchą bułkę w drodze do drzwi – Nawet dzień dobry? – zawołała za mną mama.
Zatrzymałam się i spojrzałam na nią odwracając głowę – Nie wiem, czy widzę Renee, czy aktorkę – uśmiechnęłam się drwiąco.
Zacisnęła usta w wąską linie – O co ci chodzi? – spytała rzucając ręcznik na stół. Oparła się o niego z niepewną miną.
Prychnęłam – Wystarczy, o co pytasz.
- O wszystko.
- Więc muszę cię rozczarować przykładowo mamusiu – odwróciłam się do niej całym ciałem rzucając torbę na podłogę – Wszystko jest nie tak. Twoje pieprzone zachowanie, bo udajesz kogoś innego. Jednego dnia się śmiejesz, a drugiego zamykasz w pokoju! Co to ma być? Nawet nie umiesz się przeciwstawić Charliemu! W ogóle, co ty potrafisz? – spojrzałam na nią taksując ją wzrokiem. Była wyniszczona, wrakiem człowieka – Tylko płaczesz i czekasz aż ktoś po ciebie przyjdzie i pogłaszcze po główce. A ten idiota znowu cię uderzy i wszystko zacznie się od nowa! – krzyknęłam już nad sobą nie panując.
Chciałam powiedzieć jej tyle rzeczy. Tak dużo słów cisnęło mi się na usta, ale nie mogły ich opuścić. Nie mogła tego usłyszeć. Do końca załamałaby się. Zamknęła w sobie, a myśl o tym, że poległa w roli matki na zawsze zakorzeniłaby się w jej umyśle.
Spojrzałam w jej oczy widząc łzy spływające po jej policzkach. To, co powiedziałam nawet nie była częściowo prawdą. To była błahostka w porównaniu z resztą. Ale ona tego nie wiedziała. Traktowała te słowa, jako sztylety, a blizny zostaną. Najgorsze jest to, że wszystko dzięki mnie.
Spuściłam głowę czując poczucie winy. Nie mogłam tego czuć. To nie ja to spowodowałam i nie powinnam się za to obwiniać. Odwróciłam się. Chciałam wyjść z kuchni, ale zderzyłam się z ciałem.
- Dokąd? – spytał władczym tonem chwytając za mój nadgarstek. Szarpnął do siebie tak, że wpadłam na niego całym ciałem. Poczułam jego oddech, głośne sapanie.
Renee nie zareagowała. Stała, jak kołek, tak samo, jak ja przy Jess. Nie wiedziała, co powiedzieć, czy też zrobić. A teraz ja znajduję się w sytuacji, gdzie chciałabym, by ktoś cicho szeptał mi do ucha przytulając mnie. Wszystko powinno być dobrze.
Szarpnęłam się do tyłu, jednak to było na nic. Jego uścisk zwiększył się, na co jęknęłam z bólu – Przeproś! – warknął, a włosy zjeżyły mi się na karku. Poczułam ten tak dobrze znany strach.
- Gdzie się wybierasz, Bello? – spytał, a jego oczy świeciły w ciemności. Jedną ręką trzymał mój nadgarstek, a drugą głaskał policzek – Zostawisz tatusia samego? – dopytywał delikatnie pchając mnie do tyłu – Niegrzecznie – zachichotał, a ja poczułam, że jeśli zaraz mnie nie puści, zwymiotuję.
Spojrzałam w jego oczy widząc, że były takie same, jak dwa lata temu. Wyrażały czystą nienawiść, która była skierowana na mnie. Nikt się nie liczył, gdy był wkurzony albo czegoś chciał. Był komendantem, prawo go nie obejmowało.
Poczułam pojedynczą łzę, która wymknęła się, samotnie wędrując po zaróżowionym policzku. Wiedziałam, że nadal byłam słaba. Nigdy nie ucieknę od niego, bo nie mogłam zostawić samej Renee. Jej życie byłoby gorsze niż teraz. Nawet jej siostra nic by nie zrobiła. Moja mama jest dorosła i decyduje za siebie.
- Nic nie słyszę! – krzyczał chwytając za moje ramiona. Trząsł mną tak silnie, że nic nie widziałam, bo włosy zasłaniały mi widok. W pewnym sensie cieszyłam się z tego. Przynajmniej nie mogłam zobaczyć twarzy potwora, mojego taty.
Nadgarstek silnie palił bólem. Był, jak ja. Cicho wołał o pomoc i uśmierzenie bólu, chociaż wiedziało, że szybko to nie nadejdzie. Trwało w tej głupiej nadziei, że coś się zmieni. Ścisnął mocniej moje ramiona aż syknęłam. Kolejna łza wypłynęła znacząc sobie drogę aż do szyi. Nie chciałam, by widział mnie tak słabą. To go napędzało, dawało cholernego paliwa, by być bardziej zaborczym. Strach był jego narkotykiem.
Poczułam, jak ktoś odciąga mnie chwytając za moją dłoń. Szarpnięcie było silniejsze niż te, które parę sekund temu uraczył mnie Charlie. Poleciałam do tyłu, lądując na podłodze.
- Uciekaj! – krzyknęła Renee zanim nie cofnęła się do tyłu od siły uderzenia jej męża. Patrzyłam w szoku, jak plecami uderza o stół. Cicho krzyknęła, ale szybko podniosła się i spojrzała na mnie nagląco.
Czy mogłam zostawić ją samą, z tym potworem? Wiedziałam, że gdy ją opuszczę, zostanie skazana na ciężkie pobicie i kolejne załamanie nerwowe. Ale czy mogłam zostawić własną mamę w piekle, po to, bym sama była bezpieczna?
Moje ciało samo w oznace strachu zerwało się z miejsca. Nogi kierowały w stronę samochodu, który teraz wydawał się moim Edenem. Ze łzami w oczach otwarłam drzwi i zamknęłam je za sobą ciężko dysząc. Nawet nie zapięłam pasów, odpaliłam go i wyjechałam, jak najszybciej.
Drogi psycho, zabrzmiało w mojej głowie, właśnie stałam się większym potworem od Charliego. Nie... Nie jestem nim, bo nawet on ma uczucia. Ja... ja upadłam.
I chociaż mnie to pieprzenie bolało, wszystko było prawdą.

*

- Jeszcze jeden – wybełkotałam w stronę barmana. Zadziwiające, ale nie był aż tak drastycznie starszy niż ja. Najwyżej, dawałam mu dwadzieścia pięć lat. Miał czarne włosy, do ramion i przeszywające, szare oczy. Na ustach igrał mu wciąż łobuzerski uśmiech. Wydawał się być... nieskalany żadną pieprzoną rzeczą, którą ja musiałam przeżywać.
- Mała przerwa? – spytał podchodząc do mnie. Spojrzał znacząco na kieliszek, a ja prychnęłam. Teraz miałam w dupie wszystkie możliwe przerwy na tym świecie. Liczyło się tylko to, by zalać się na śmierć.
- Jeszcze jeden – powtórzyłam twardo patrząc mu w oczy. Wzruszył ramionami i wlał. Uśmiechnęłam się wdzięcznie, jakby to był napój bogów.
Przechylił się bardziej w moją stronę, a jego twarz znalazła się zadziwiająco blisko – Można wiedzieć, z jakiej to okazji?
Spojrzałam na niego obojętnie, jakby był muchą – Facet, próbuję się zalać, a ty mi przeszkadzasz.
Jego uśmiech się powiększył, a mi zakręciło w głowie. Uniosłam kieliszek do góry – Czas przerwy minął – i przechyliłam go, a gorzki płyn wylądował w moim gardle. Chwile paliło, ale przeszło. W porównaniu z bólem, który czułam w klatce piersiowej, był niczym.
- To musi być coś bardzo poważnego – mruknął zastanawiając się. Jeśli można określić to, co zrobiłam takim słowem, to tak, to było poważne. Potrząsnęłam delikatnie głową i rozglądnęłam się na boki – Nie masz nikogo do obsługi? – spytałam wskazując palcem na kieliszek.
Rozbawiony pomachał mi butelką przed twarzą – Naleję, jak mi odpowiesz na pytanie – szepnął chwytając mój nadgarstek, gdy próbowałam ją złapać. Zapatrzyłam się w to miejsce, bo tam parę godzin temu trzymał mnie Charlie. Bolało, a to uczucie wk***iało. Znowu zostawił jakąś rzecz na moim ciele, a ja nie mogłam jej usunąć.
Jakby widząc moją reakcję, puścił mnie – Przepraszam.
Spojrzałam na niego, jakbym go pierwszy raz zobaczyła. Rzadko ktoś używa takiego słowa względem mnie. Próbowałam się zalać na śmierć, a on poruszał coś, co już dawno we mnie umarło.
- Uczucia – szepnęłam sama do siebie kręcąc pustym kieliszkiem.
- Tak... uczucia – podjął temat – Są piękne, nie uważasz?
- Przerażające, ohydne, niszczące, zabijające.... – wymieniałam, aż nie zakrył moich ust dłonią. Spojrzałam na niego zdenerwowana.
- Piękne – poprawił opuszczając rękę. Nie rozumiałam, co widział pięknego w momencie, gdy Charlie popycha moją mamę na stół, a ta z przerażoną miną krzyczy z bólu.
- Popieprzone – mruknęłam i wskazałam na kieliszek – Jeszcze jeden.
Tym razem bez zbędnych ceregieli napełnił go nie patrząc na mnie. Musiałam go brzydzić. Licealistka, siedząca w obskurnym barze z jakimiś pijakami, w środku tygodnia pijąca bez umiaru. Sama czułam pogardę względem siebie.
Alkohol pomagał. Dzięki niemu nie czułam tego potwornego bólu odkąd wyjechałam z domu. Dusiło mnie w środku aż nie mogłam oddychać. Byłam przerażona tym, co w nim zastanę. Jeśli w ogóle tam stoi. Uniosłam kieliszek do ust, a obraz lekko się zamazał. Jego czarne włosy wydawały się zlewać z neonami przyczepionymi do półki z alkoholem. Przechyliłam go lekko odchylając się do tyłu. Powoli traciłam równowagę. Podobało mi się to.
- Szkoda, że nie widziałeś ją dzisiaj! – przez bar przetoczył się rozbawiony głos – Wyglądała, jak zombie!
Spięłam się. Znałam ten głos wraz z towarzyszącymi mu śmiechami.
- Ten dzień nie mógł być gorszy – jęknęłam opierając dłoń o czoło. Spojrzałam znad rzęs na barmana – Jest tam wielki kulturysta? – spytałam bojąc się odpowiedzi.
- Kto? Emmett? – spytał i dziwnie na mnie spojrzał.
- Ty go znasz? – spytaliśmy się w tym samym czasie.
- Pieprzysz – warknęłam dziwnie odzyskując zdrowy umysł.
- Znam go od paru miesięcy – powiedział opierając się o blat – Nie uważasz, że to dziwne? – spytał całkowicie ignorując, Emmetta, który kiwał mu z drugiego końca baru.
- Uważam, że to przerażające mieć za kumpla takiego śmiecia – wysyczałam mu w twarz. Uniósł brew zdziwiony nagłą zmianą mojego nastroju. Niestety, nie był przyzwyczajony, bo to zdarzało mi się bardzo często. Renee zawsze to olewała.
Na wspomnienie jej imienia serce mnie ścisnęło. Bałam się wejść do domu, bo wiedziałam, że zostanę tam istny horror. Może siedzi w pokoju płacząc, albo w szpitalu.
Nie żyje. Zabrzęczało w mojej głowie. Skuliłam się na samą myśl. Charlie nie byłby na tyle głupi by ją zabić. Nawet komendant idzie do więzienia.
- Nie lubicie się? – spytał ukradkiem biorąc mój kieliszek. Patrzyłam, jak chowa go za ladą. Coś kierowało mną, by wyrwać mu go z ręki, ale opanowałam się. Nie będę robić przedstawienia, gdy parę kroków dalej siedzi ten idiota.
- Można to określić, jako nienawiść – mruknęłam prostując się – Chociaż nic mi nie zrobił.... Albo nie – zaprzeczyłam, gdy przypomniałam sobie sytuację na imprezie w domu Cullenów. Złapał mnie w objęcia, mrucząc, że będę jego. W końcu wylałam na niego drinka, po czym uciekłam w diabelski taniec z Jasperem – Zrobił – podsumowałam.
- Czasem ponoszą go emocje, ale nie jest zły – powiedział patrząc prosto na mnie. Przewróciłam oczami – Pomijając głupie odzywki, chęć pokazania, jaki z niego Casanova oraz wywyższanie się. Można jeszcze dodać ubliżanie innym.
- Łał... – westchnął – Całkiem dobrze go poznałaś.
Uśmiechnęłam się chytrze – Nie trzeba go poznawać, by to wiedzieć.
Jednak uśmiech szybko zszedł z moich ust. Poczułam wibracje w kieszeni. Spojrzałam w dół, jakby chcąc, by ta upierdliwa rzecz się zamknęła.
Sięgnęłam ręką do kieszeni i wyjęłam mój telefon. Otworzyłam klapkę i wcisnęłam zielony klawisz głęboko wzdychając – Halo?
- Powinnaś wrócić do domu – po drugiej stronie zadźwięczał ciche szeptanie mojej mamy. Z serca spadł mi kamień, bo wiedziałam, że żyje. Ale jej głos był niepokojący, a alkohol skutecznie niwelował chęć wstania i pobiegnięcia do samochodu.
- Wątpię, czy jestem w stanie – mruknęłam trochę zażenowana. Przejechałam dłonią po czole zmęczona – Gdzie on jest? – spytałam.
- W salonie – szepnęła, a mnie zmroziło.
- Ty chyba sobie teraz żartujesz? – spytałam niedowierzająco – I ty jeszcze tam jesteś?
- Obiecał, że to ostatni raz – jęknęła próbując go bronić. Walnęłam czołem o blat zrezygnowana. Zawsze to robiła, próbowała go wytłumaczyć, broniła, chociaż zrobił z naszego życia piekło.
- Wróć – szepnęła jeszcze ciszej niż poprzednio.
- Za nic w świecie nie wrócę, dopóki ten huj jest w domu – wysyczałam i uniosłam głowę. Kiwnęłam głową w stronę prawie już pustej butelki.
- Nie mów tak o nim – usłyszałam cichy trzask – Popełnia błędy, jak każdy.
- Jego błędem było pojawieniem się na świecie! – warknęłam – W tej chwili pieprzę ciebie i tego gnoja.
- Wróć – szepnęła jeszcze zanim zdążyłam się rozłączyć. Poczułam przemożną chęć zabicia samej siebie.
- Problemy w raju? – spytał stawiając przede mną pełen kieliszek.
- Jak masz na imię ? – uniosłam go do ust czekając na odpowiedź.
- Alec – mruknął delikatnie się uśmiechając.
- Więc tak, Alec. Problemy w raju – powiedziałam i przechyliłam kieliszek wlewając w siebie wódkę. Wciągnęłam powietrze, gdy gardło zaczęło mnie palić.
Szybko wyciągnęłam z kieszeni pięćdziesiąt dolarów i rzuciłam na blat – Wystarczy? – spytałam wątpiąc po kilku kieliszkach.
- Pojedziesz w takim stanie do domu? – ignorując pieniądze wychylił się za blat i spojrzał w moje oczy. Zaleciało mi to tanim romansidłem – Zabijesz się.
Wzruszyłam ramionami – Na razie.
Śmierć nie była tak przerażająca, jak myśl, że ponownie wejdę w paszczę lwa.

Macha rączką i szczerzy się, jak głupia :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ashash
Człowiek



Dołączył: 04 Maj 2011
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 5:38, 26 Wrz 2011 Powrót do góry

Hmmm skomentowałam już wczoraj, ale (chyba) post został usunięty.

Bardzo podoba mi się ten rozdział. Jest sporo akcji (jeśli można to tak nazwać), trochę mniej niedopowiedzeń, niż wcześniej, a to daje jaśniejszy obraz sytuacji. No i jest Edward !! ^^ Podsumowując - gratuluję, aczkolwiek... czekam na więcej, więcej, więceeej :)

Zdziwiło mnie trochę porównanie Eda do Charliego, no i takie bezczelne zachowanie Ema, ale widać, taki masz pomysł na te postacie :) Pozdrawiam :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
IssaBella
Wilkołak



Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 13:53, 26 Wrz 2011 Powrót do góry

fajny rozdział Wink
a najbardziej podoba mi się jego długość.

podobała mi się rozmowa Belli z Alec'em w barze.

Jakoś nie spodobało mi się porównanie Edwarda do Charliego, ale tak widocznie Tobie tak pasowało:)

pozdrawiam i czekam na więcej Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin