|
Poll :: Mam tłumaczyć dalej? |
tak |
|
95% |
[ 46 ] |
nie |
|
4% |
[ 2 ] |
|
Wszystkich Głosów : 48 |
|
Autor |
Wiadomość |
izka89
Człowiek
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 82 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 18:00, 15 Paź 2009 |
|
otrzymałam właśnie odpowiedź od autorki co do tej choroby i napisała mi, że Bella cierpi na gruźlicę, która jest już u niej tak rozwinięta bo została za późno wykryta i nie da jej się już wyleczyć... Co do wizji Alice... określiła to jako przypadek, że nie miała żadnej wizji...
W razie pytań będę dalej do niej pisać Smile Mam nadzieję, że te odpowiedzi co nieco rozjaśnią Smile
A tu nowy rozdział :)
Rozdział 5
Przebudzenie
Nie byłam w stanie otworzyć oczu.
Obudziłam się, jednak powieki były za ciężkie, jak kamień… nie mogłam ich podnieść.
Gardło paliło…
Jak długo byłam nieprzytomna? Przecież nie mogło to trwać tak długo…
- Jak ona się czuje, Edwardzie? – Usłyszałam głos Carlisla.
Edward.
Edward był przy mnie. Nie byłam sama.
Przez chwilę panowała cisza…
- Niedobrze. Ona… nie czuje się dobrze. Carlisle to już trwa tyle godzin, co się z nią dzieje?
W jego głosie słyszałam ból. Ból, który był dla mnie gorszy niż mój własny stan.
Carlisle sprawdził mój puls.
- Jej puls jest niesamowicie wolny… musiał z sekundy na sekundę błyskawicznie spadać.
Edward jęknął krótko.
Wreszcie udało mi się otworzyć oczy, choć tylko trochę.
Najwyraźniej leżałam w pokoju Alice i Jaspera.
Edward trzymał moją dłoń, a drugą rękę trzymał, w skupieniu lub też w rozpaczy, przed oczami.
Carlisle pakował właśnie coś do torby, gdy mnie zauważył.
- Jak widzę znów przebywasz wśród żywych… mniej lub bardziej – powiedział i podszedł do mnie.
Edward natychmiast na mnie spojrzał.
- Bella… Bella, kochanie, jak się czujesz?
Popatrzyłam na niego i czułam się źle… nie dlatego, że właśnie odzyskałam przytomność, tylko dlatego, że go takim widziałam. Jego troska była nie do wytrzymania.
- Świetnie. - wymamrotałam, podczas gdy Carlisle mierzył mi ciśnienie.
- Jak długo mnie nie było?
- Siedem godzin, mój aniele.
- Siedem godzin??? –zawołałam trochę głośniej i już chciałam wyskoczyć z łóżka, jednak wyczerpanie nie pozwoliło mi na to… tak samo Edward.
- Nie tak szybko, Bella. Byłaś nieprzytomna przez siedem godzin, poleż trochę i odpocznij – usłyszałam fachową radę Carlisla i poddałam się.
Kilka sekund później do pokoju weszła Alice. Reszta została w drzwiach. Widać nie chcieli mnie aż tak przemęczać.
Wyglądali tak, jakby im ulżyło, ale wciąż byli zmartwieni. Czy naprawdę było tak źle?
- Ale nas wystraszyłaś, Bello!
Alice usiadła obok Edwarda.
- Przepraszam…
- Nie musisz za nic przepraszać, kochanie, nie musisz.
Edward odgarnął mi wolną ręką kilka kosmyków z twarzy, podczas gdy drugą ciągle trzymał moją dłoń.
- Bella? Możesz mi powiedzieć, jakie leki bierzesz? – spytał Carlisle i zapadła cisza…
Zamknęłam na chwilę oczy z nadzieją, że gdy je otworzę wszystko będzie znów w porządku. Nie, nic już nigdy takie nie będzie…
W pokoju przez cały czas było cicho.
Otworzyłam oczy, spojrzałam na Carlisla i powiedziałam:
- Ethambutol i Pyrazinamid…
Carlisle spojrzał na mnie, a ja nie mogłam z jego oczu nic wyczytać.
- Ale… Przecież to się bierze tylko gdy… - Nie dokończył swojej myśli.
Potrafiłam tylko skinąć lekko głową, nim z oczu popłynęły łzy… |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
wampiria
Nowonarodzony
Dołączył: 01 Lip 2009
Posty: 20 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 19:31, 15 Paź 2009 |
|
Dlaczego te rozdziały zawsze kończą się w takim momęcie?!
Cholibka teraz znowu będę oczekiwać z niecierpliwością kolejnego :(
Ogólnie coraz bardziej mi się podoba, martwi mnie tylko fakt, że Alice nie miała jeszcze żadnej wizji. No ale w końcu Carlisle zrozumiał , iż Bella umiera. Zastanawia mnie jak Edward zareaguje.
Weny przy dalszym tłumaczeniu.
Mam nadzieję ,że nie karzesz czekać zbyt długo na następny rozdział.
Jeszcze raz Weny i pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Pią 7:45, 16 Paź 2009 |
|
nioch-nioch- to teraz pojechała nam autorka lekami ;P no i chwała zaczyna być faktycznie medycznie :P
rozdział takiii krótki... siedem godzin bez przytomności - lol... i jeszcze nie zawieźli jej do szpitala ?
no i nasuwa mi się pytanie - dlaczego się po prostu nie da 'ugryźć', któremuś wampirowi - nieśmiertelność i po sprawie :)
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
izka89
Człowiek
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 82 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 12:12, 19 Paź 2009 |
|
Rozdział 6
Łzy
Nie mogłam spojrzeć Edwardowi w oczy.
Leżałam tylko, łzy cicho płynęły po policzkach, choć wiedziałam, że każdy w pokoju to zauważył.
Edward wziął mnie w ramiona, nie powiedział ani słowa… był tylko przy mnie i to wystarczyło…
- Możecie nas na chwilę zostawić samych? – Carlisle zwrócił się do pozostałych. Przytaknęli tylko i odeszli… wszyscy oprócz Edwarda.
- Edward?
Jednak on tylko potrząsnął głową i nadal trzymał mnie w ramionach.
Wszyscy wyszli. Alice spojrzała jeszcze raz na mnie, nim zamknęła drzwi. Nigdy jej jeszcze takiej nie widziałam, bała się… po raz pierwszy nie była w stanie się dowiedzieć, co się wydarzy.
Byliśmy sami, jednak nie byłam do końca pewna, czy i tak nas nie usłyszą. Było to nieważne… dowiedzą się… teraz albo zaraz… Nie robiło to żadnej różnicy.
- Bella… od jak dawna wiesz?
Carlisle usiadł na brzegu łóżka i spojrzał na mnie… nie potrafiłam odczytać czegokolwiek z jego oczu...
- Od… od około trzech tygodni. - Mój głos był zduszony przez łzy… Mówienie było trudne.
- Tak długo to w sobie trzymałaś i nikomu nie powiedziałaś? – Nie wyrzucał mi tego, brzmiał raczej na zmartwionego… bardzo zmartwionego.
- Jak długo jeszcze? – Dalej drążył. Musiałam to w końcu powiedzieć… nie było innego wyjścia.
- … nie długo… - To był tylko szept. Znów popłynęły łzy i wtuliłam się w pierś Edwarda.
- Ja… powiem reszcie – powiedział przejęty Carlisle i wyszedł.
Przez jakiś czas po prostu siedzieliśmy… bez żadnych słów, bo co mieliśmy powiedzieć? Wkrótce umrę… nie ma nic więcej do dodania…
Mimo to ja pierwsza się odezwałam.
- Myślę… Powinnam wrócić do domu… Charlie pewnie się martwi. – Ciągle leżałam wtulona w niego.
- Wie o tym? – W jego głosie było tak wiele bólu, że prawie znów zaczęłam płakać…
- Nie… nie. – I nie dowie się… jeszcze nie.
- Rozumiem.
Wziął moją twarz w dłonie i pocałował lekko w czoło, a potem w usta.
Kciukami starł ślady łez.
Uśmiechnął się tym pięknym, krzywym uśmiechem… jednak jego oczy były zatopione w żalu.
Znów mnie pocałował i mnie podniósł.
- Zabiorę cię do domu.
Przytaknęłam, oparłam głowę o niego i zamknęłam oczy.
Patrzenie na twarze pozostałych byłoby zbyt trudne.
Sprawiałam im tak wiele bólu… a właśnie TEGO chciałam uniknąć.
Jazda do domu przebiegła cicho i szybko… Byłam chyba bardziej zmęczona, niż myślałam.
Wjeżdżaliśmy już na podjazd.
- Co się stało?
Charlie wybiegł nam naprzeciw, gdy zobaczył mnie słabą w ramionach Edwarda.
- Jest zmęczona, Charlie. Zaniosę ją do środka.
- Miała znowu.. Czy ona znowu…? – Martwił się i nienawidziłam siebie za to.
- Tak. - odpowiedział Edward krótko i wyminął Charliego.
Poczułam miękkie łóżko pode mną. Edward przykrył mnie kołdrą.
- Edward…? – Już prawie spałam, ale nie chciałam zostać sama.
- Tak? – Natychmiast był przy mnie.
- Zostań ze mną.
- Na zawsze, ukochana… Już na zawsze.
Teraz przez jakiś czas chyba nie będę mieć komputera, więc nie wiem jak będzie z wrzucaniem rozdziałów, ale postaram się nie robić zbyt długiej przerwy :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Maxsia
Człowiek
Dołączył: 02 Wrz 2009
Posty: 74 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Forks
|
Wysłany:
Pon 13:02, 19 Paź 2009 |
|
Bardzo fajny i dynamiczny tekścik. Czyta się dobrze i lekko. Postacie ciekawie obsadzone podoba mi się Edward, bardzo czułty i cieplutki (lubię go w roli romantyka). Zastanawia mnie kiedy wpadną na pomysł, żeby ją w końcu ugryźć!?
Tylko czemu te rozdziały takie krótkie? To męka cztytać takie opowiadanie i przerywać w takim momencie!
Nie trzymaj nas w niepewności i szybciutko dodawaj kolejny rozdział! :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
be_a88
Nowonarodzony
Dołączył: 25 Sie 2009
Posty: 16 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Forks
|
Wysłany:
Pon 15:43, 19 Paź 2009 |
|
Kurka, krótkie te chapy, ale tłumaczenie fajnie, lekko się czyta, historia smutna (z początku miałam wątpliwości co do opowiadania - motywy śmierci Bells za bardzo mnie bolą strasznie nie lubię gdy ona lub jakiś inny mój ulubiony bohater ginie lub dopada go jakaś śmiertelna choroba :(, ale z biegiem wydarzeń dałam sobie mały kredyt i z czystej ludzkiej ciekawości będę czytała, w sumie popłakać czasem też można) - i ja strasznie lubię Edwarda romantycznego to prawie jak Romeo naszych czasów :) Cullenowie wreszcie mogli by się zlitować nad tą bidulą Bells i ją ukąsić... Szkoda, że oryginał jest po niemiecku ale jest plus w tym wszystkim bo z utęsknieniem czekam na kolejne przetłumaczone chapiki.
Życzę weny, czasu i chęci :)
Pozdrawiam cieplutko :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Maya
Wilkołak
Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!
|
Wysłany:
Śro 17:22, 04 Lis 2009 |
|
O jeju.
Smutnooo !
Ej no. Foch. :)
no ok, ok.
Bardzo mi sie podoba. Jest fajnie napisane, no może tylko te rozdziały troszku przy krótkie, ale ogólnie fajnie jest :) Edward i mój aniele <333
Hmm, no oczywiście zamienią Bellę w wampirka, prawda ??? :)
A i dziwi mnie też fakt, że alice nic nie widziała w wizjach.
Pozdrawiam Serdecznie Ave Vena |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
be_a88
Nowonarodzony
Dołączył: 25 Sie 2009
Posty: 16 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Forks
|
Wysłany:
Śro 19:39, 04 Lis 2009 |
|
Hey! Wiem że w tym momencie zadam jedno z najgłupszych pytań, ale spodobało mi się to opowiadanie - nie mogę się doczekać dalszego tłumaczenia - ale może jakaś mała podpowiedz, cokolwiek kiedy pojawi się chap ? czekam z niezmąconą niecierpliwością.
Pozdrawiam serdecznie :)
Życzę veny, czasu i chęci i może jeszcze troszkę veny :)
be_a88 |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
izka89
Człowiek
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 82 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 21:14, 04 Lis 2009 |
|
Wróciłam... W końcu odzyskałam komputer więc koniec czekania!!!!
A w zamian za cierpliwość wrzucę wam od razu 2 rozdzialiki :)
Miłego czytania i proszę o komentarze!!!! :)
Rozdział 7
Randka z wampirem.
Ataki zdarzały się coraz częściej.
Nawet leki na nic się już nie przydawały, choć miałam wcześniej taką nadzieję.
Było coraz gorzej, traciłam coraz więcej sił.
Cieszyłam się tylko, że Edward cały czas trwał u mojego boku i szeptał uspokajające słowa, za każdym razem, gdy się zaczynało.
A kiedy czasem go nie było, zawsze była Alice, które brała mnie w ramiona i próbowała opanować odruchy mojego ciała.
Nawet inni… Rosalie, Emmett, Jasper, żadne z nich nie spuszczało mnie z oczu.
Gdy zdarzało się to w szkole, szybko wyprowadzali mnie na zewnątrz.
Nie chciałam, by ktokolwiek się zorientował.
Jeżeliby tak się stało, Charlie mógłby się dowiedzieć… i to był by mój najgorszy koszmar.
Już bez tego się martwił.
Przy każdym kaszlnięciu jego wzrok spoczywał na mnie. Za każdym razem pytał, jak się czuję. To było męczące. Zawsze udawać, że wszystko w porządku. Że wszystko wróci do normy. Wiecznie okłamywać, byle tylko go nie martwić.
Carlisle badał mnie regularnie. Przy każdym wyniku wyglądał na bardziej zmartwionego, niż przy ostatnim. Mój czas miał się wkrótce zakończyć. Było to teraz tak wyraźne, jak nigdy przedtem.
- Bella, musisz się oszczędzać. Nie wiem czy… jest w ogóle sens, byś chodziła do szkoły. Źle znosisz jakikolwiek stres…
- Carlisle… A w jaki sposób mam to wyjaśnić Charliemu? Nie wiedziałam już jak mu powiedzieć, że zrezygnowałam z pracy.
- Nie sądzisz, że najwyższy czas, byś mu powiedziała?
- Nie. On nie może się dowiedzieć. Wiem, że to brzmi śmiesznie, ale chcę by ten czas, który nam pozostał był jak najlepszy, rozumiesz?
Jeszcze nigdy tak się nie bałam.
Nawet nie wtedy, gdy James mnie ścigał. Albo, gdy stałam twarzą w twarz z Laurentem na polanie. Kiedy Victoria na mnie polowała… To wszystko było NICZYM, w porównaniu z tym.
Starałam się żyć tak normalnie, jak to możliwe każdego dnia.
Moje „życie” to teraz tylko czysta walka. Jednak nic się nie zmieni.
Nieważne ile jeszcze będę walczyć, przegram.
Mogę odpychać od siebie tę świadomość, jednak pewnego dnia mnie dogoni.
Nie mogę przed tym uciec. Nieważne jak szybko biegnę i biegnę… to zawsze mnie i tak dogania…
Budzik wyrwał mnie, jak każdego ranka, z tych kilku godzin snu, których mogłam zaznać.
Najchętniej bym go zniszczyła za to, że codziennie wykrzykiwał mi brutalną prawdę prosto w twarz.
Moje ciało wydawało się słabe i ciężkie jak kamień. Poświęciłam wszystkie moje siły na to, by w ogóle wstać. Powłócząc nogami, udałam się do łazienki, a potem, już gotowa na dół, gdzie czekał Charlie.
- Dzień dobry, Bells. Wyglądasz na zmęczoną. Jak się czujesz?
- Dobrze, tato… dobrze. – I znów kłamstwa. Jak ja tego nienawidziłam.
Jak w zwolnionym tempie zrobiłam sobie śniadanie, które jak każdego dnia składało się z miski płatków. Głód przestał mnie dosięgać.
W tej chwili ktoś zapukał do drzwi i wyrwał mnie z rozmyślań.
Nim w ogóle zdążyłam zauważyć, Charlie był już przy drzwiach.
- Och, dzień dobry, Edwardzie.
Edward? Moje serce przyspieszyło i pobiegłam do drzwi…
- Dzień dobry, komendancie Swan. Cześć Bella. – Podarował mi swój idealny, zakrzywiony uśmiech, a moje kolana zmiękły.
- Hej. - wymamrotałam cicho. - No, to do wieczora, tato. – Chciałam już wychodzić, jednak Edward mnie zatrzymał.
- Komendancie, czy nie miałby pan nic przeciwko, gdybym zaprosił dziś pańską córkę na kolację?
Charlie był tak samo zaskoczony jak ja…
- Ehm… nie… oczywiście, że nie.
- Kolacja? – zszokowana spytałam jeszcze raz, kiedy szliśmy do samochodu. Nie byłam pewna tego, co właśnie usłyszałam. Kolacja?
- Tak, Bello, kolacja. – Ciągle się uśmiechał.
Nie pytałam już więcej…
W szkole zostałam powitana przez podekscytowanych Alice, Rosalie i pozostałych.
Rosalie odezwała się pierwsza, nim Alice zdążyła w ogóle otworzyć usta:
- I jak z dzisiejszym wieczorem?
- Wszystko zgodnie z planem. – Uśmiechy Edwarda nie miały końca i również reszta zaczęła się uśmiechać. Nie wiem jednak, czy dlatego, że się zgodziłam, czy z powodu mojego wyrazy twarzy.
Emmett zaczął się śmiać (teraz już naprawdę z powodu mojej miny), wziął Rosalie za rękę i razem poszliśmy do szkoły.
Już prawie dwie godziny Alice i Rosalie krążyły wokół mnie.
- Skończycie niedługo? – Powoli uwierzyłam, że zignorują moje pytanie. Być może dlatego, że pytałam co kilka minut i obydwie mnie torturowały.
- Gotowe! – zawołała zachwycona Alice i poprowadziła mnie do lustra.
Ubrały mnie w skromną, czarną sukienkę koktajlową, która sięgała mi do kolan. Miała rękawy i głęboki dekolt. Włosy spływały lekkimi lokami na plecach.
Delikatnie mnie umalowały. Kredka do oczu, tusz i trochę błyszczyku na ustach.
- I jesteście pewne, że idziemy TYLKO na kolację?
- Zapomnij, Bella, od nas niczego się nie dowiesz. A teraz chodź, on już czeka.
Alice ciągle się uśmiechała. Mojego podekscytowania również nie dało się ukryć, co je tylko bardziej cieszyło.
Edward czekał przy schodach, gdy powoli i w skupieniu - by nie potknąć się w tych butach - schodziłam w dół prosto w jego ramiona.
- Piękna – tylko tyle powiedział, nim zaprowadził mnie do samochodu.
Restauracja była cudowna. Znajdowała się na skraju klifu, z którego rozciągał się widok na morze.
Stoliki były w środku, jak również na zewnątrz, gdzie siedzieliśmy. Jakiś mężczyzna grał na skrzypcach uspokajającą melodię. W tle było słychać szum morza.
Wszystko było idealne.
Jednak byłam zaskoczona, gdy spojrzałam na Edwarda. Wydawał się zdenerwowany. I w żaden sposób nie mogłam sobie wyobrazić dlaczego.
- Zatańczysz?
- Edward, wiesz, że nie potrafię tańczyć.
- Proszę. - Spojrzał na mnie spod rzęs tymi czarującymi, topazowymi oczami…
- No dobrze. – Poddałam się. Nie mogłam się oprzeć temu spojrzeniu, więc musiałam się zgodzić.
Edward był już u mojego boku i prowadził mnie do małego parkietu. Ze mną w swoich ramionach, płynął tam i z powrotem. Czułam się jak w niebie…
Po zapłaceniu rachunku poszliśmy na plażę.
20 minut spacerowaliśmy w milczeniu, ręka w rękę wzdłuż brzegu.
Czemu był taki zdenerwowany?
W końcu niecierpliwość zwyciężyła w starciu z rozumem.
- Edward?
- Tak?
- Co się dzieje?
Wreszcie się zatrzymał i spojrzał na mnie. Musiałam się skoncentrować, by nie utonąć w jego oczach.
- Bello… - Jego zdenerwowanie wzrosło i moje tym samym też. – Bello, zawsze kiedy cię widzę uświadamiam sobie, że nie mogę być szczęśliwszy. Jesteś moim marzeniem, które stało się rzeczywistością. Jesteś dla mnie wszystkim. Za każdym razem, gdy cię widzę, kocham cię jeszcze bardziej. Jesteś taka piękna, czysta i czuła. Nie mogę już sobie wyobrazić życia bez ciebie…
Mój puls przyspieszył… Głęboko we wnętrzu wiedziałam, co miało właśnie nastąpić.
- Bello… Czy chcesz zostać moją żoną?
Moje serce na moment się zatrzymało… Wyjść za niego… Edward chce się ze mną ożenić…
Spojrzałam mu w oczy i wiedziałam, że nie chcę umierać, nie będąc wcześniej jego żoną…
- Tak.
- Tak? – Jego oczy błyszczały ze szczęścia…
Zaczęłam się śmiać, zarzuciłam mu ręce na szyję i pocałowałam go. Dopiero po niekończącej się, niebiańskiej minucie oderwaliśmy się od siebie…
-Tak, Edwardzie, chcę.
Rozdział 8
Porażka.
- TAK!!!
Alice i Rosalie napadły na mnie i mocno przytuliły.
- Och, Alice przestań, tak jakbyś już wcześniej nie znała odpowiedzi.
Byłam niesamowicie szczęśliwa. Nie sądziłam, że jeszcze to kiedyś przeżyję, jednak tak właśnie było.
- No dobrze, ale kto wie, czy byś nie zmieniła zdania. – Uśmiechała się tak, jakby to jej się właśnie ktoś oświadczył. Bardzo mnie to wzruszyło.
- Nareszcie będę miała jeszcze jedną siostrę, Alice zaczynała mnie już denerwować – zażartowała Rosalie i od razu została spiorunowana wzrokiem przez Alice. Teraz nawet ja musiałam się roześmiać i znowu je przytuliłam.
- Bracie! Nareszcie! – Już doszli do nas Emmett i Jasper.
Edward natychmiast zjawił się u mojego boku i dumnie objął mnie w talii, całując przy tym w skroń.
- Ochhhhh… - Wszyscy natychmiast głośno westchnęli.
Edward zaczął warczeć i objął mnie też drugim ramieniem.
Gdy zobaczyłam zszokowane twarze pozostałych, znów wybuchłam śmiechem. Nie wiem, kiedy ostatnio tak się śmiałam… Musiało to być całą wieczność temu i rozkoszowałam się każdą chwilą. Nie chciałam już tracić ani sekundy na myślenie o moim końcu.
I jak mogłam dostrzec na twarzach wokół mnie, rozkoszowali się tym również, w końcu mogli mnie zobaczyć całkowicie rozluźnioną.
- Jak mam to wytłumaczyć Charliemu? – Zatopiona w myślach, siedziałam obok Edwarda w jego samochodzie i patrzyłam na pierścionek na moim palcu.
- Powiedz mu po prostu prawdę.
- To, że właśnie się zaręczyłam z wampirem i mam zamiar za niego wyjść? Będzie zachwycony. - Wpatrywałam się w niego, a jego rozbawione, złote oczy patrzyły na mnie.
- To, że postanowiłaś się zaręczyć ze swoim chłopakiem, ale nie masz jeszcze zamiaru brać ślubu, nim nie skończysz szkoły. – Obdarzył mnie swoim łobuzerskim uśmiechem. – Nie musi wiedzieć, że już wkrótce się pobierzemy.
- Och, oczywiście… A jak często masz zamiar się ze mną żenić? – Byłam niezdecydowana. Jak mogłam ukryć własny ślub przed rodzicami? Edward znów zaczął się uśmiechać.
- Na początek tylko raz.
Dojechaliśmy do mojego domu.
- Zobaczymy się za chwilę?
Westchnął krótko.
- Chciałem się dzisiaj wybrać z Alice i Carlislem na polowanie. W następnych dniach chciałbym być przy tobie.
Dopiero teraz zwróciłam na to uwagę - jego oczy nie były wprawdzie czarne, ale ich złoty odcień był ciemniejszy niż zwykle. W ciemności samochodu tego nie zauważyłam.
- No dobrze, to do jutra. – Pochyliłam się w jego stronę. Wziął moją twarz w swoje dłonie i poczułam jego marmurowe usta na swoich. Mój oddech przyspieszył i owinęłam ręce wokół jego szyi. Ciężko oddychając oderwał się ode mnie.
- Przepraszam… Straciłem kontrolę. Powinnaś wejść do środka. Charlie pewnie się już martwi. - Uśmiechnął się i pocałował jeszcze raz w czoło. Gdy wysiadłam, powiedział – Kocham cię.
Jeszcze raz pochyliłam się w jego stronę.
– Ja ciebie też kocham. – Zatrzasnęłam drzwi.
Słyszałam, jak jego samochód się oddala.
W zamyśleniu spojrzałam na pierścionek. Kilka minut po prostu tak stałam i znajdowałam się w moim własnym, idealnym świecie. Był perfekcyjny, miałam Edwarda… to wystarczyło, gdyby tylko nie…
Nie! Nie myśl o tym - upomniałam się.
Znów spojrzałam na pierścionek. Był taki piękny. Otaczało go czternaście małych diamencików, a błyszczący rubin znajdował się pośrodku.
Był wyjątkowy. Idealny. Tak samo jak mój narzeczony.
Wzdychając, przekręciłam pierścionek tak, by rubin zniknął z pola widzenia i teraz tylko diamenciki było widoczne. Wiedziałam, że nie potrwa długo, nim Charlie go zauważy. Jednak chciałam to odwlec tak długo, jak to możliwe.
Otworzyłam drzwi i weszłam do środka, od razu usłyszałam dźwięki telewizora.
- Cześć Bells. Jak było? – Charlie przywitał mnie z salonu, jak zawsze zapatrzony w mecz.
- Było… miło. – Cudownie. Zapierająco dech. Najpiękniejszy dzień w moim życiu. Nie do porównania…
Udałam się do salonu i prawie stanęło mi serce. Billy Black siedział obok mojego ojca i patrzył na mnie.
- Dobry wieczór, Bello. – Rozluźniony podał mi rękę.
- Dobry wieczór. - Podeszłam do niego i podałam mu swoją dłoń, przy czym całkowicie zapomniałam, że…
- Och, a co to? – Obrócił moją dłoń tak, że rubin rozbłysnął.
Charlie zakrztusił się chipsami i gapił się na mój palec.
Billy patrzył na mnie, a ja na niego. Ciągle trzymał moją dłoń.
- Twój wieczór był więc udany, tak? – To wyrwało mnie z odrętwienia i spojrzałam na Charliego. Jego oburzenie i gniew były doskonale widoczne. – Idź na górę do swojego pokoju. Porozmawiamy później!
Rzuciłam jeszcze okiem na twarz Billy'ego, która nie okazywała żadnych emocji i odeszłam.
Rozległo się pukanie do drzwi i Charlie wszedł do pokoju.
- Chciałabyś mi coś wyjaśnić? – Nie mogłam słuchać żadnego gniewu, czy rozczarowania lub innych emocji. To wszystko nie było niczym innym, jak… po prostu niczym.
Bałam się mówić. Obawiałam się jego reakcji. Jednak kłamstwa nic by nie dały. Prawda była widoczna jak na dłoni, musiałam ją tylko powiedzieć na głos.
- Tato, jestem zaręczona. Edward poprosił mnie o rękę.
Przez moment było całkiem cicho. Rozrywająca cisza… a potem:
- ZARĘCZONA? Jak możecie się tak po prostu zaręczać?! Dopiero co wrócił i już się zaręczacie?! Masz dopiero 18 lat, Bella, masz przed sobą całe życie… Mogłabyś mieć kogoś lepszego niż Edward!
- Nigdy nie będzie nikogo lepszego! – Nie chciałam by kończył. Kogoś lepszego niż Edward? To śmieszne!
Znów na kilka minut zapadła cisza. Przez chwilę wyglądał tak, jakby rozpaczliwie łapał powietrze.
- No dobrze. Chcesz za niego wyjść. To za niego wyjdź.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Naprawdę dał mi właśnie swoje pozwolenie, by wyjść za Edwarda… Nie żebym go posłuchała, gdyby się nie zgodził, ale było zdecydowanie łatwiej z nim po mojej stronie, niż jako przeciwnikiem ślubu.
- Mówisz poważnie?
Westchnął krótko.
- Tak, mówię poważnie, Bello. Kochasz go. Chociaż nie wiem dlaczego, ale za każdym razem, gdy przychodzi, widzę jak promieniejesz. Jesteś moją córką… Najważniejszą rzeczą w moim życiu. Uszczęśliwia cię. A ja jestem szczęśliwy, gdy i ty jesteś szczęśliwa. Jeżeli koniecznie chcecie brać ślub… to masz moje błogosławieństwo.
Prawie doprowadził mnie do łez. Podeszłam do niego i mocno mnie przytulił.
- Dziękuję, tato. Nie wiesz, jak wiele to dla mnie znaczy.
- Już dobrze, maleńka… a teraz idź spać, to był długi dzień.
- Możesz to powiedzieć głośno.
To była niespokojna noc. Nie miałam żadnych snów, jednak było tak, jakby coś we mnie nie znajdowało spokoju.
Coś nagle wyrwało mnie ze snu i czułam się jakoś… dziwnie. Było mi strasznie gorąco. Tak, jakby powietrze w pokoju na mnie wręcz napierało. Ciężko oddychałam. Temperatura jeszcze wzrastała. Chciałam się tylko dostać do okna. Wpuścić trochę chłodnego powietrza. Gdy wstałam z łóżka dopadły mnie zawroty głowy. Zamknęłam na chwilę oczy by się z tego otrząsnąć… nie pomogło. Powoli, krok po kroku zbliżałam się do okna. Gdy je otworzyłam, chłodny, lekki wiatr owiał moją twarz. Uczucie gorąca jednak nie dawało mi spokoju. Zawroty głowy pozostały. Próbowałam się uspokoić, skoncentrować… Wtedy usłyszałam coś za mną.
- Dzień dobry, Bells. Piękny dzień, prawda? Chodź na dół, zrobiłem śniadanie… Bella?
Nie odwróciłam się. Ciężko oddychając, stałam przy oknie i próbowałam znaleźć jakieś oparcie.
- Bella, co się dzieje?
Tym razem się odwróciłam, ale tylko po to, by spojrzeć w zmartwioną twarz Charliego.
- Bella?
Pokój zaczął wirować wokół mnie… nie mogłam się już utrzymać na nogach i upadłam prosto w jego ramiona. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez izka89 dnia Czw 18:35, 05 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Maya
Wilkołak
Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!
|
Wysłany:
Czw 17:13, 05 Lis 2009 |
|
Juppi!
Wielki powrót xD
Tak od razu dwa rozdziały, rewelka :)
Ogólnie fajnie, fajnie, ale czy ja cos przeoczyłam Bella wcale nie mysli o tmy żeby zostac wampirem, tylko to raczej Cullenowie, a nawet Edek ???
Hah, no mam nadzieję że Bells nie zostanie uśmiercona.
A taka jedna rzecz rzuciła mi się w oczy:
-Czternaście małych diamencików go otaczało.
Lepiej by było: Otaczało go czternaście małych diamencików.
A i no: POGRYZĘ !!! Jak można dawać takie zakończenie, CO ? Co ja Ci zrobiłam, że tak torturujesz Ja ci dam ty ty ty.. no ! :) Już mi tu kolejny rozdzialik proszę :)
Pozdrawiam serdecznie, Ave vena |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Maya dnia Czw 17:15, 05 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
izka89
Człowiek
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 82 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 15:04, 08 Lis 2009 |
|
Rozdział 9
Zrozpaczony.
PWE
Pip… pip… pip…
Już od wielu dni nie słyszałem nic innego.
Pip… pip… pip…
Jej delikatne ciało podłączone do nieskończenie wielu rurek…
- Jak ona się czuje? – Carlisle wszedł do sali, jak każdego dnia, w każdej godzinie, minucie, gdy nie zajmował się innymi pacjentami.
- Nie obudziła się jeszcze.
Wzdychając, usiadł naprzeciw mnie na brzegu łóżka.
- Kiedy wróci Alice?
- Za około dwie godziny. Pojechała po Renee na lotnisko.
- Widziała coś, co mogłoby nam… jej pomóc? – Z nadzieją spojrzałem na Carlisla.
- Nie… nic nie zobaczyła. Gdzie jest Charlie?
- Poszedł po kawę.
Charlie, tak jak ja, ani na moment nie opuścił Belli. Tylko gdy musiał coś zjeść lub się przespać… Od czasu, gdy załamała się w jego ramionach.
Widzieć ją leżącą, nie dającą żadnych oznak życia… jedyne co się porusza to jej klatka piersiowa, która lekko się wznosi i opada, to istna męka.
W tej chwili nie pragnąłem niczego bardziej, jak tylko zobaczyć uśmiech na jej twarzy. Jej promienne spojrzenie. Albo zakradające się rumieńce na jej anielską twarz. Oddałbym wszystko, żeby tylko ją obudzić.
- Coś nowego? – Charlie wszedł do sali.
- Nie.
- Edward, muszę iść. Wzywają mnie. Daj znać, jeśli coś się zmieni. – Carlisle wyszedł, a Charlie usiadł na krześle obok łóżka.
- Wygląda tak spokojnie… jakby spała.
- Tylko że nie możemy jej obudzić.
- Bella! Och, Bella! – Głos Renee wyrwał mnie z rozmyślań. – Och, Bello, kochanie.
Wpadła do pokoju, a w ślad za nią weszła zdenerwowana Alice i rzuciła się do Belli. Niechętnie zrobiłem jej trochę miejsca.
- Co z nią???
- Lekarze jeszcze nic nie wiedzą…
- Co to znaczy, że jeszcze NIE WIEDZĄ?! Charlie, nie zauważyłeś, że była chora? Dlaczego nic nie zrobiłeś?! – Renee wychodziła z siebie. Nie docierało do niej, że Charlie i tak czuł się fatalnie.
- Pani Dwyer, proszę, Bella nikomu nie mówiła, jak się czuje. Nie wiedzieliśmy też, że może być tak źle. – To było po części kłamstwo. Próbowałem ją uspokoić, jednak tylko spojrzała na mnie, nic nie rozumiejąc.
- A pan to?
- Edward Cullen. Poznaliśmy się już.
- Aha – powiedziała tylko bez emocji i usiadła na moim wcześniejszym miejscu.
Spojrzałem szybko na Alice i zauważyłem, że walczy ze sobą, by nie stracić cierpliwości. Była wściekła. By to zobaczyć, nie musiałem czytać w myślach. Najwyraźniej to nie była pierwsza taka scena z udziałem Renee. Próbowałem ją uspokoić. Wprawdzie to nie była żadna wymówka co do jej zachowania ale martwiła się o swoją córkę… To było zrozumiałe.
- Co to do diabła jest?! – spytała Renee, prawie krzycząc. Chyba zauważyła pierścionek. – CO TO JEST? – Tym razem zwróciła się do mnie. – Mógłbyś mi to wyjaśnić?!
- Zaręczyliśmy się z Bellą.
- Co to znaczy, zaręczyliście się? Jesteście jeszcze dziećmi, nie możecie się tak po prostu zaręczyć! Poprosiliście mnie albo Charliego o zgodę?!
Tym razem Alice się nie mogła powstrzymać.
- Bella i Edward są wystarczająco dorośli, by móc samodzielnie decydować! Nie potrzebują pozwolenia, żeby wziąć ślub!
- Alice, proszę… - próbowałem ją jeszcze jakoś ujarzmić, jednak Renee mi przerwała.
- Nie, nie, pozwól mówić tej małej! Za kogo ty się uważasz, że sądzisz, iż znasz moją córkę lepiej niż ja?
- A za kogo pani się uważała, gdy wparowała pani tutaj i na każdego krzyczała? Bella jest tak samo pani córką, jak i Charliego! I narzeczoną Edwarda! A dla mnie jest jak siostra! Żadne z nas nie zostawiało jej ostatnio samej! Nigdy jej nie zostawialiśmy ani na chwilę! Też się o nią martwimy, ale nie atakujemy przez to innych! Więc, jak pani śmie tutaj tak wpadać i sądzić, że jesteśmy winni jej stanu?!
Renee wyglądała, jakby ją ktoś spoliczkował, nim bez żadnego więcej słowa wybiegła z pokoju.
Z westchnieniem Alice usiadła na krześle w kącie.
- Przepraszam, nie wytrzymałam.
- W porządku, Alice. Mnie też to już denerwowało. – Charlie wykrzesał z siebie krótki uśmiech. Usiadłem znów przy Belli i chwyciłem jej dłoń.
Renee uspokoiła się po długiej rozmowie z Charliem i Carlislem.
Chciała, bym razem z Alice opuścił salę, jednak dla mnie to było nie do pomyślenia. Nigdy nie zostawilibyśmy jej samej. Obiecaliśmy to Belli.
Siedziała więc nadąsana w kącie, jak najdalej od Alice. Za każdym razem, gdy dotykałem Belli, jej myśli były pełne odrazy. Nie wiedziałem dlaczego i było mi to obojętne. Martwiłem się tylko o Bellę, nic innego mnie nie interesowało.
Godziny mijały… długie i niekończące się.
Ktoś zapukał do drzwi i Rosalie oraz Emmett weszli do środka.
- Dobry wieczór.
- Dobry wieczór – odpowiedziała Alice, nie odrywając wzroku od Belli.
- Jeszcze się nie…?
- Nie… nie obudziła się.
Nie pytali więcej, tylko usiedli obok Alice.
Było po północy.
Charlie i Renee już spali.
My tylko siedzieliśmy. Gdyby jakiś człowiek wszedł do pokoju, przez sekundę pewnie by myślał, że jesteśmy posągami.
- Co do… - Głos Alice oderwał mnie od ponurych myśli.
- Co się dzieje?
- Jej oko. – Podeszła bliżej do łóżka.
- Co z nim?
- Mrugnęła. Edward, jej oko. Poruszyła się.
Rosalie i Emmett stali tuż za nią. Jak wmurowani patrzyliśmy na śpiącego anioła.
Mrugnęła krótko. Tylko przez ułamek sekundy. Powoli… bardzo powoli spełniło się to, o czym od wielu dni najbardziej marzyłem. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
be_a88
Nowonarodzony
Dołączył: 25 Sie 2009
Posty: 16 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Forks
|
Wysłany:
Nie 17:23, 08 Lis 2009 |
|
Jest !!! Taaak!!! dziękuje dziękuje dziękuje :D
Jezu na co ten Edward czeka!?!?! matko ugryź rzesz ją wreszcie !!!
A Renee - furiatka, no dobra jestem w stanie ja zrozumieć, że się martwi ale odrazu coś takiego ?? o_O^ Alice moja kochana i Charlie oooch :)
Pomimo tego, że opowiadanie jest smutne mam uśmiech na twarzy - dzięki twojemu tłumaczeniu :)
Jeszcze raz po stokroć dziękuje, czekam z niecierpliwością na kolejny chapik
Pozdrawiam cieplutko
Veny, veny i jeszcze raz veny :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Nie 17:48, 08 Lis 2009 |
|
pełne napięcia rozdziały...
szybkie i krótkie ... tutaj dodawałay uroku i prędkości akcji...
bardzo mi się podoba ten ff :P
spodziewałam sie takiej rekacji po Renee i po Charliem też...
ciągle mnie męczy fakt - dlaczego na boga nie zwampirzom Belli - to tylko jeden gryz :P
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Maya
Wilkołak
Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!
|
Wysłany:
Nie 19:03, 08 Lis 2009 |
|
Jakie to kurczę smutne, jeszcze chwilka a bym sie popłakała.
Ach, mówie Ci, że jeśeli uśmiercisz Belle to nasle na ciebie moją mafie :PP
Wiem, wiem grożby są karalne, ale co tam :):):)
Fajnie opisana reakcja Renee.
Podoba mi sie troska wszystkicj Cullenów.
A Bella, YEAH ! Mrugneła xD
Pozdrawiam Serdecznie, Ave vena |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
xcullenowax
Wilkołak
Dołączył: 24 Lut 2009
Posty: 112 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław.
|
Wysłany:
Nie 21:30, 15 Lis 2009 |
|
Przegraną Walkę czytam już dosyć długo, ale nie miałam jeszcze okazji się wypowiedzieć. Właściwie nie wiem nawet dlaczego. (;
Smutno mi się robi, kiedy czytam o tej chorobie Belli i o tym wszystkim. Trochę dziwne jest to, że nadal nie wiedzą co dolega Bells, ale nie przyczepiam się, bo przecież jesteś tłumaczką, więc to wszystko nie zależy od Ciebie. (: A propos tłumaczenia. Wydaje mi się, że jest dobrze, a przynajmniej świetnie się czyta i raczej błędów nie zauważyłam. ;d
Spodobało mi się to, że Edward poprosił Bellę o rękę. Na dodatek to, że było to na klifie i wieczorem wydaje się magiczne. ;d
Reakcja Renee była świetnie opisana. W sumie to nie mogła mieć do nikogo pretensji, bo to od nikogo nie zależało, ale podobało mi się to.
Jestem zdziwiona, że Edward nie bierze pod uwagę przemiany Belli, nawet nie przyszło mu to na myśl. Reszcie raczej też nie, bo Ed nie zobaczył tego w ich myślach. Dziwne.
Mam nadzieję, że Bella nie umrze. Strasznie smutne byłoby to, a pewnie i Edward chciałby wtedy się zabić. ;d
życzę weny drugiej tłumaczce,
xx |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
izka89
Człowiek
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 82 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 22:17, 23 Lis 2009 |
|
Rozdział 10
Koniec?
Powoli otworzyłam oczy.
Było ciemno.
Musiałam kilka razy mrugnąć, by rozpoznać miejsce, w którym się znajdowałam.
Edward… Alice, Rosalie i Emmett stali pochyleni nad łóżkiem i patrzyli na mnie.
Próbowałam coś powiedzieć, jednak sprawiło mi to trudności. Moje gardło wydawało się strasznie suche, szorstkie.
- Co się stało? Czuję się tak, jakbym odpłynęła… - zaskrzeczałam, gardło mnie paliło.
- No i odpłynęłaś. - Emmett uśmiechał się do mnie.
- Bella? – Edward pochylił się nade mną. Jego oddech owionął moją twarz. Moje serce przyspieszyło swój rytm, co, na moje nieszczęście, od razu można było usłyszeć dzięki monitorze. Zaczął się uśmiechać:
- Jak ja za tym tęskniłem… - poczułam jego usta na moich. – Bello, co pamiętasz jako ostatnie?
- Ja… kłóciłam się z Charliem, potem wszystko jest czarne.
- Bello, trzy dni temu miałaś znów atak. Trzy dni żadnego znaku życia. Strasznie się o ciebie martwiliśmy. Nie odstępowaliśmy cię ani na krok. - W głosie Alice słyszałam ból i to mnie zaniepokoiło.
- Przepraszam…
- Kochanie, przecież to nie twoja wina, po prostu się martwiliśmy.
To mi nie pomogło w walce z wyrzutami sumienia.
Rozejrzałam się po pokoju. Wszystko było ciemne i przytłumione.
Powoli widziałam wyraźniej, aż coś… albo lepiej mówiąc, kogoś zauważyłam.
- O mój boże! Od kiedy jest tu moja mama?! – Spróbowałam mówić ciszej, bo w żadnym wypadku nie chciałam, by się obudziła. Wiedziałam, jaka była, gdy bywałam chora. Miałam tylko nadzieję, że nie wyżywała się na Edwardzie i pozostałych…
- Wczoraj przyjechała. – Drugie dno w zdenerwowanym głosie Alice pozbawiło mnie nadziei.
- Było bardzo źle?
- Martwi się o ciebie, przecież to zrozumiałe. – Łagodny oddech Edwarda łaskotał mój policzek… aż zapomniałam przez chwilę, jak się oddycha.
- Nie okłamuj mnie. Co zrobiła?
- Szalała jak dzikuska – Alice wymamrotała, jednak zrozumiałam każde słowo.
- Co???
Edward był znowu tym, który odwrócił moją uwagę.
- Bello, ukochana, proszę, nie martw się o twoją mamę. Najważniejsze, że jesteś znowu z nami.
Niechętnie przytaknęłam i spojrzałam w najcenniejsze dla mnie oczy na świecie. Poczułam się nieprawdopodobnie zmęczona.
- A teraz śpij… masz jutro przed sobą ciężki dzień.
Słońce łaskotało moją skórę. Otworzyłam oczy po długiej nocy bez snów.
Widziałam Charliego, siedzącego przy stoliku naprzeciw łóżka i zatopionego w magazynie sportowym. Nie było ani śladu Renee. Tak samo Emmetta i Rosalie. Tylko Alice siedziała obok Charliego i uśmiechnęła się na mój widok, jednak nie odezwała się. Edward siedział na krześle obok mojego łóżka i również się uśmiechał… Odwzajemniłam uśmiech, zwróciłam się jednak do Charliego.
- Dzień dobry, tato.
- Dzień dobry, Bello… Bella??? – Przestraszony spojrzał na mnie. Po kilku sekundach, których widocznie potrzebował by zrozumieć, podbiegł do łóżka, wziął mnie w ramiona i pocałował w czoło, siadając przy mnie.
- Och, Bella, nie masz pojęcia jaki jestem szczęśliwy, widząc cię uśmiechniętą. Bardzo się o ciebie martwiliśmy… Po prostu runęłaś w moje ramiona! - Przez chwilę pogrążył się w myślach.
Było mi tak przykro z jego powodu. Z powodu ich wszystkich. Przeze mnie się martwili, to było niesprawiedliwe.
- Gdzie mama?
Osiągnęłam to, co chciałam. Wyrwałam go z rozmyślań i otrzymałam od niego zaskoczone spojrzenie.
- Skąd wiesz, że Renee tu jest?
- Obudziła się już w nocy, Charlie. – odpowiedział Edward.
- Czemu nic nie powiedzieliście?
- Nie chciała was budzić. Zresztą zaraz sama zasnęła.
- Och… no dobrze, ale Renee nie będzie zadowolona.
- Z czego mam nie być zadowolona? – Jak na zawołanie Renee stanęła w drzwiach.
- Cześć, mamo.
Natychmiast podbiegła do mojego łóżka i mnie objęła… tak mocno, że myślałam, iż mnie udusi.
- Ehm… Renee?
- Co znowu Charlie? Nie mogę nawet przytulić córki?
- Ale ona musi przy tym umieć oddychać. – Niechętnie mnie puściła. Z ulgą odetchnęłam.
- Najlepiej będzie, jeśli zostawimy cię, byś odpoczęła. Powiem doktorowi Cullenowi, że się obudziłaś. - Podniosła się i podeszła do drzwi. – Charlie, idziesz? – Wzdychając, ruszył za nią. Rzuciła jeszcze ostre spojrzenie do pokoju. – A wy?
- Nie – Alice i Edward odpowiedzieli równocześnie, jak na rozkaz.
Ze zranioną dumą opuściła pokój.
Westchnęłam i spojrzałam na dwie osoby, które znaczyły dla mnie więcej niż cokolwiek innego.
- Zbyt dosadnie? – Alice podeszła do mnie i położyła się obok mnie, obejmując mnie w talii. Położyłam rękę na jej ramieniu.
- Nie, nie przejmuj się. Tak było dobrze. Może się martwić, ale nie tak przesadzać.
- Mówiłam. – Zaczęła się uśmiechać i od razu mnie tym zaraziła.
Przeniosłam wzrok na ukochanego, który podobny do boga, siedział na krześle. Jego twarz wyrażała radość ale też…
- Edward, czym się martwisz? – Jego uśmiech się poszerzył.
- Chyba nic przed tobą nie ukryję.
- Zapomnij o tym – odpowiedziałam żartobliwie.
Nastąpiło krótkie milczenie.
- Myślę o tym… co będzie dalej.
- Co masz na myśli?
- Chodzi o to, co będzie dalej z tobą.
- Och… - O tym w ogóle nie myślałam. Wprawdzie już się obudziłam, ale jak długo mogło to potrwać, nim kolejny atak wykluczy mnie z życia na wiele godzin? Albo na wiele dni. Nie bałam się śmierci tylko tego, że już się nie obudzę… nigdy więcej. Już nigdy nie zobaczę oczu, ani uśmiechu Edwarda, które zawsze zapierały mi dech albo serdecznego śmiechu Alice… Strasznie się tego bałam.
- Bella, cieszę się, że cię widzę obudzoną… Bardzo się o ciebie martwiliśmy… - Carlisle wszedł do Sali.
- Proszę, Carlisle, nie chcę już słyszeć tego słowa.
Zaczął się uśmiechać.
Sprawdził krótko moją głowę, oddech i wszystko co się z tym łączy…
- Hmm…
- Co się dzieje, tato?
- Ach, to nic, Edward. Po prostu nie jest jeszcze tak, jak powinno. Jej serce bije nieregularnie, ale w sumie dopiero się obudziła, to normalne. – Krótko spojrzał na zegarek. – Bella, zajrzę do ciebie jeszcze później, muszę iść na zebranie.
- Ok.
Rosalie i Emmett przyszli znów w odwiedziny… Mężczyzna z ogromnym, kolorowym bukietem kwiatów.
- Bella, jak widzę, czujesz się lepiej. – Rosalie objęła mnie i pocałowała w policzek, po czym usiadła obok Alice.
- Tak rzeczywiście jest, dzięki Rose. – Uśmiechnęłam się. Dobrze było mieć ją za przyjaciółkę i siostrę.
- Nie masz wyboru, jak tylko szybko znowu stanąć na nogi… W końcu musisz jeszcze za mnie wyjść – Edward wyszeptał mi do ucha.
Po tych słowach, moje serce zaczęło szybciej bić. Byłam przeszczęśliwa…
Jednak potem…
PWE
Nagle czas zaczął pędzić jak szalony.
Przecież wszystko było w porządku… Śmialiśmy się i dobrze bawiliśmy. Nie rozumiem, jak mogło do tego dojść.
W jednej sekundzie całkowicie zesztywniała.
Linie na monitorze spadły do minimum.
Carlisle wpadł do pokoju, a z nim jeszcze inny lekarz i pielęgniarki.
Wszystko docierało do mnie z oddali. Moje oczy były skierowane na nią…
Słowa innych przepływały obok mnie, słyszałem głos Carlisla:
- Potrzebuję wyników… Puls 70, słaby.
Inny lekarz:
- Płuca wysiadły, rozpocząć intubację… dwie jednostki…
Nie zwracałem na to uwagi.
- Bella, nie umieraj… dla mnie. – Byłem zrozpaczony, ona nie mogła umrzeć, nie teraz, gdy wszystko tak dobrze szło. - Proszę, nie umieraj, nie umieraj…
Za mną Alice płakała bez łez i krzyczała. Emmett trzymał ją mocno, by nie rzuciła się na łóżko.
Rosalie stała obok, dłonie przy twarzy… i łkała.
- Tętno spada.
Linie na ekranie stały się płaskie.
- Nie! – Alice krzyczała, płakała… krzyczała… chciała iść do Belli, jednak Emmett ją trzymał.
- Zatrzymanie akcji serca! Przynieście defibrylator! No dalej, Bella… - Carlisle rozpoczął masaż serca. Dwie pielęgniarki przyniosły sprzęt.
- Gotowe… odsunąć się! – Nie podziałało.
- Ładować! Odsunąć się! – Jej drobne ciało się uniosło… linia pozostała pozioma |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
malpetka
Nowonarodzony
Dołączył: 28 Cze 2009
Posty: 5 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: inis-meain
|
Wysłany:
Wto 0:25, 24 Lis 2009 |
|
nie.....
nie mozliwe
prosze powiedz mi ze ona nia umrze
nie teraz
dobra przesadzam z ta patologiczna panika
ff bardzo mi sie podoba
tlumaczenie w twoim wykonaniu jest po prostu genialne |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
DaFi
Nowonarodzony
Dołączył: 08 Lip 2009
Posty: 13 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Wto 6:31, 24 Lis 2009 |
|
O jacie to jest boskie !!!!
Takiej histori jeszcze nie czytałam. :D
Szkoda mi Belli, ta choroba i w ogóle i jak słodko Edwarda ją cały czas pilnuje.
Mam nadzieję, że Bella nie umrze, zanczy mam nadzieję, że Ed ją zamieni.
Czekam na następny rozdział !! :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Bella*swan*cullen
Nowonarodzony
Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 34 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 11:36, 24 Lis 2009 |
|
Rozdziały faktycznie krótkie, ale wciskające w siedzenie ja już o mało się dwa razy nie popłakałam, a teraz jeszcze to....
Jestem bardzo ciekawa czy Bella przeżyje i czemu jej nie zmienią ??
czekam na ciąg dalszy |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Bella*swan*cullen dnia Wto 11:37, 24 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
be_a88
Nowonarodzony
Dołączył: 25 Sie 2009
Posty: 16 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Forks
|
Wysłany:
Wto 13:12, 24 Lis 2009 |
|
Rewelacyjny rozdział, krótki ale ile w nim emocji... ale tylko powiedz, że Edward ją uratuje, proszę - musi zdążyć, ona nie może teraz odejść :( awww (chlip)
To opowiadanie jest jednym z najlepszych jakie czytałam, w każdym rozdziale mniej lub więcej - zawsze kręci się łezka w oku ...
Z niecierpliwością czekam na next chap :D
Życzę jak najwięcej czasu a przede wszystkim AVE VENA ! :D
Pozdrawiam cieplutko :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|