|
Autor |
Wiadomość |
BajaBella
Moderator
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 219 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu
|
Wysłany:
Wto 22:16, 22 Cze 2010 |
|
Co wiemy o klanie Volturi? Jak przebiegała ich egzystencja przez wieki? Co wiemy o Carlisle'sie i innych żyjących ponad 200 lat wampirach z sagi? W zasadzie nic, oprócz kilku wzmianek i pourywanych, krótkich historii...
Ten tekst jest łatką o Demetrim i o Tanyi, ale znajdziecie też w nim wiele innych, znajomych postaci z sagi. Bohaterowie w większości zachowali swoje cechy kanoniczne, ale niektórzy zostaną przeze mnie obdarzeni dodatkowymi właściwościami.
Zatem oznaczenia:
Pre – Twilight
Ograniczenia wiekowe: + 16, w niektórych rozdziałach + 18, ale wówczas dodam stosowną informację;
Matką chrzestną tego niemowlaka jest cudowna Pernix, która trzymając go do chrztu, obdarzyła go imieniem „Słońce i Śnieg”
Dodam, że mam inne wyobrażenie o wyglądzie głównego bohatera, niż to przedstawione w sfilmowanej sadze. Jakie - możecie zauważyć powyżej, lub na moich bannerkach.
Dziękuję niesamowitej vampire lover za wykonanie powyższego plakatu i bannera zapowiadającego to opowiadanie.
Dziękuję kochanym Susan i Corny za wykonanie bannerów reklamujących ten ff-k.
A niezastąpioną Betą, oczywiście jest: Dzwoneczek
Muzyczny motyw przewodni: Passion
Rozdział 1
Sasha tuliła w swoich ramionach rozkosznego dwulatka. Cichym, kojącym głosem nuciła mu starorosyjską pieśń o Bajkale. Malec zdawał się drzemać w jej objęciach, przymknąwszy oczy. Na jego idealnej, ślicznej twarzyczce błądził ujmujący uśmiech, a dwa dołeczki pojawiające się w policzkach przywodziły na myśl barokowe rzeźby okrąglutkich amorków.
Ktoś obserwujący z pewnej odległości tę scenę, zachwyciłby się nieuchwytnym pięknem tej dwójki. Zarówno od kobiety, jak i od dziecka bił niespotykany blask. Ich ciała mieniły się w ostatnich promieniach zachodzącego słońca, lśniąc niczym najszlachetniejszy diament. Światło załamywało się pod tak szczególnym kątem, że połyskujące refleksy odbijały się od przeźroczystej tafli jeziora, splatając w magicznym tańcu.
Nad Bajkałem niebo po zachodniej stronie przybrało kolor purpury. Ponad wysokimi wierzchołkami masywu górskiego, wznoszącymi się majestatycznie na wschodzie, miało barwę granatu, usianego delikatnie srebrnymi punktami gwiazd. Zmierzchało.
Sasha przerwała swoją pieśń, dostrzegając, że dziecko tulone w jej ramionach otworzyło swoje okrągłe, otoczone ciemnymi, podwiniętymi rzęsami ślepka. Przeniknął ją dreszcz, gdy spojrzała z bezgraniczną miłością w przerażające, bezlitosne oczy malca. Tęczówki lśniły złowrogim szkarłatem, a w ich głębi czaiło się bestialskie zło. Otrząsnęła się z tych bezsensownych myśli, karcąc siebie w duchu, że ponownie w jej umyśle zalęgły się niepewność i strach. Przemieniła tego chłopca już pół roku temu i co prawda, do tej pory żywił się jedynie ludzką krwią, był jednak grzecznym i posłusznym dzieckiem. Tylko raz zdarzyło mu się zaatakować i wymordować bestialsko kilku bojarów, ale był wtedy bardzo głodny, a oni rozłościli go, nie chcąc pokazać mu zabawnej małpki, która im towarzyszyła w drodze.
Sasha wzdrygnęła się na samo wspomnienie tamtego wieczoru. Chciałaby raz na zawsze wymazać ze swej pamięci obraz ślicznego chłopczyka skąpanego we krwi, z szyderczym błyskiem w oczach, kopiącego pourywane głowy bojarów niczym piłkę. Zabrała go stamtąd jak najszybciej, modląc się, aby nikt ich nie dostrzegł. Jednak zbrukane, rozczłonkowane w bestialski sposób ciała pozostały na drodze nieopodal Władywostoku.
Od tamtego zdarzenia upłynęły ponad cztery miesiące, lato mijało, noce stawały się coraz dłuższe i chłodniejsze. Sasha zapragnęła wrócić do domu. Męczyła ją już ta bezustanna tułaczka i ukrywanie się w mrocznych lasach. Sama żywiła się od dawna tylko krwią zwierząt, których nie brakowało w tych dzikich, syberyjskich rejonach. Tęskniła jednak za swoimi przybranymi córkami, które opuściła ponad rok temu, udając się w podróż do rodzinnego miasta, Moskwy. Skąd mogła wiedzieć, że w drodze powrotnej odnajdzie ją przeznaczenie.
Car Piotr Pierwszy zaniedbał nieco stolicę Rusi i, jak głośno już szeptano wśród szlachty, budował sobie swój własny, wspanialszy gród, gdzieś na północy kraju. Sasha odnosiła się do tych plotek dość sceptycznie. Żyła już ponad trzysta lat na tych ziemiach, wystarczająco długo, by wiedzieć, że moda i nowości wprowadzane przez kolejnych władców bardzo szybko odchodzą w zapomnienie wraz ze śmiercią swoich twórców.
Do Moskwy przybyła jesienią 1720 roku. Nasyciła swoje oczy zmianami, które zaszły w tym mieście przez ponad pół wieku. Dobiegała właśnie końca Wielka Wojna Północna, która trwała ponad dwadzieścia lat i odbiła się szerokim echem w całej Europie. Kilka lat wcześniej jej ukochane miasto straciło status stolicy na rzecz dumy aktualnego cara – Piotrogrodu.
Moskwa niczym porzucona kochanka zdawała się tkwić w żałobie. Miasto przestało się rozwijać i trwało w pewnej stagnacji, wywołując u swoich mieszkańców podobne nastroje. Dodatkowo ogólnemu przygnębieniu sprzyjała krótka epidemia tyfusu, która nastąpiła po wyjątkowo upalnym lecie i zbierała w byłej stolicy Rusi swe krwawe żniwo.
Tego wieczoru Sasha pisała ostatnie listy do swoich przybranych córek, powiadamiając je, że wyrusza w drogę do domu. Mroźny chłód listopadowego wiatru nie zachęcał co prawda do jakichkolwiek podróży, ale na kobiecie taka aura nie robiła żadnego wrażenia. Kazała służbie osiodłać konie i przygotować powóz, a następnie zeszła pożegnać się ze swymi gospodarzami, w gościnie u których zatrzymała się na kilkanaście dni. Kniazini Elena Iwanowna Rostowa była potomkinią jej dalekich kuzynów i z żalem żegnała dość niespodziewanego i egzotycznego gościa. Sasha podała się bowiem za jej krewną z Francji, hrabinę Marie Eleonore de Poitiers, powiązaną silnymi koligacjami rodzinnymi z dworem nieodżałowanego Ludwika XIV. Niestety, Król Słońce zmarł kilka lat wcześniej, a jego miejsce zajął gburowaty Ludwik IV Henryk Burbon, który wraz z jego metresą, markizą de Prie, wprowadził swe własne rządy. Niepogodzona z tym faktem hrabina opuściła Francję i odwiedzała kolejno swoich dalekich krewnych.
Cztery gniade konie w barwach herbu Kniazia Rostowa ruszyły stępa i po chwili powóz zniknął w listopadowej, gęstej mgle. Nie ujechał jednak zbyt daleko, ponieważ na rogatkach Moskwy przerażony stangret w ostatnim momencie ściągnął lejce.
- Przepraszam, hrabino, jakaś kobieta z dzieckiem wybiegła nam na drogę. Pójdę sprawdzić, czy nic się nie stało. – Sasha usłyszała zdenerwowany głos służącego, a następnie jej nadzwyczajnie wyostrzony słuch wyłowił cichy płacz małego dziecka. Otworzyła drzwi powozu, poruszona jakąś dawno ukrytą i pogrzebaną na dnie podświadomości potrzebą.
Dostrzegła brudną, młodą kobietę, spoczywającą bezwładnie obok silnych końskich kopyt. Jeszcze żyła, choć z jej ust ciekła cienka strużka krwi. Sasha wstrzymała oddech. Dawno nie polowała i krew tej dziewczyny tak kusząco ją ku sobie wabiła. Obok rannej leżał okryty w stare łachmany chłopiec, który cicho łkał. Wampirzyca podeszła do niego i wzięła malca na ręce. Spojrzał na nią rozgorączkowanymi, prawie nieprzytomnymi oczyma i nieco się uspokoił.
- Pani, proszę, zostaw to dziecko. Ono jest chore. Tyfus. Ta kobieta – stary stangret spojrzał wymownie na leżącą na ziemi, martwą już matkę chłopca – wyznała mi, że chciała się rzucić pod konie razem z nim, by skrócić ich cierpienia.
- Weźmiemy dziecko ze sobą. – Sasha podjęła błyskawiczną decyzję. – Wyzdrowieje.
- Ależ, proszę hrabiny…
- Zamilcz. Ruszajmy w drogę.
Tuliła rozgorączkowanego malca w swych zimnych ramionach, modląc się, by zdążyć znaleźć na czas dobrą kryjówkę, gdzie mogłaby go przemienić. Potrzebowała dyskretnego miejsca, odosobnionego i niedostępnego dla ludzi. Zdawała sobie sprawę, że to, co zamierzała uczynić, jest w jej świecie ciężkim grzechem. Przemieniając chłopca w nieśmiertelne dziecko, ściągnie na siebie gniew i potępienie wszystkich wampirów. Ale nie mogła postąpić inaczej. Nie mogła pozwolić mu umrzeć. Wyparte ze świadomości i ukryte przez wieki uczucia wróciły do niej ze zdwojoną siłą, prawie odbierając jej zdolność myślenia. Ponad trzysta lat temu jako młoda kobieta urodziła synka, lecz nie dane było jej go wychować, patrzeć jak dorasta, mężnieje. Pożar, który strawił jej posiadłość, zabrał ze sobą wszystkich, których kochała. Mały Nicola spłonął żywcem, tylko ją jakiś anioł śmierci wydostał z ognia. Była już na wpół martwa, gdy zatopił ostre zęby w jej szyi…
Kiedy się ocknęła po niewyobrażalnej walce ze śmiercią, była już wampirem. Samotnym, zagubionym nieśmiertelnym, z jątrzącą się raną w sercu po stracie dziecka. Ta rana nigdy nie miała się zabliźnić.
Od tamtej pory minęły już trzy stulecia, ale ona wciąż tęskniła za małymi piąstkami, ślicznymi ciemnymi loczkami okalającymi główkę jej synka. Od ponad stu lat towarzyszyły jej przybrane córki, które stworzyła, by zagłuszyć samotność i ból. Dała im dom, przekazała swoją wiedzę i zaszczepiła szacunek do ludzi. A teraz, tuląc tego umierającego malca w swoich ramionach, właśnie skazała siebie na potępienie i wieczną ucieczkę, ale nie mogła postąpić inaczej. Dotknęła rozpalonej buzi chłopca, odgarniając delikatnie mokre od potu, pozlepiane włoski. Pochyliła się nad nim z czułym uśmiechem, przymknęła oczy i zatopiła zęby w małej szyjce, wgryzając się aż do tętnicy, aby jad przeniknął jak najszybciej do krwioobiegu.
Pierwsze doniesienia o istnieniu nieśmiertelnego dziecka dotarły do Volterry wiosną, na początku 1721 roku. Znudzony monotonią ostatniego stulecia Aro błyskawicznie podjął decyzję o natychmiastowej interwencji. Wszystko w imię prawa, lecz ledwie dostrzegalny błysk w jego szkarłatnych oczach świadczył o bardziej przyziemnych pobudkach tego w pośpiechu wydanego wyroku. Władza, to było coś, co Aro miłował najbardziej. Rozkoszował się dwoistością swej natury i makiawelistycznym sprawowaniem rządów.
Prawo było oczywiście najważniejsze, o ile to on był prawem.
- Demetri, odnajdziesz kobietę, która to uczyniła. – Nieśmiertelne dzieci były tematem tabu od wieków, więc Aro nawet nie uważał za stosowne wymówienia tych dwóch słów. – Wówczas przybędziemy. Wszyscy. Ceremonia zgładzenia ma się odbić szerokim echem w świecie, tak aby nigdy więcej nikt nie dopuścił się takiego złamania naszych praw.
Niespełna miesiąc później Demetri przysłał wiadomość.
Lato we Włoszech jest długie i gorące, a w Toskanii biegnie wyjątkowo wolno i opieszale. Volterra odetchnęła z ulgą, gdy na początku sierpnia 1721 roku wampiry wyjechały z miasta, udając się w podróż do Rosji. W zamku pozostały jedynie żony i trochę straży, ale ci rzadko opuszczali swą kryjówkę.
Słońce już dawno skryło się za horyzontem, a niespokojne wody Bajkału połyskiwały odbitym światłem księżyca. Otaczające jezioro wysokie masywy górskie groźnie pochylały się w srebrnej poświacie ku zimnym falom, jakby pragnęły choć na chwilę zanurzyć się w przeźroczystej otchłani.
Sasha wraz z chłopcem wędrowali najczęściej nocą. Wampirzyca nie chciała ich narażać na spotkanie z ludźmi. Bała się reakcji malca, który znów zaczynał być głodny. Pragnęła jak najszybciej dotrzeć na Alaskę, by tam stopniowo uczyć chłopca panować nad swoimi popędami. Całym sercem wierzyła, że uda jej się go oswoić z naturą drapieżnika i wyplenić to nieokiełznane zło, które sama stworzyła.
Tej nocy wyruszyli na północ. Pomimo iż poruszali się nadnaturalnie szybko, do Półwyspu Czukockiego dotarli dopiero po tygodniu. Chłopczyk coraz bardziej marudził, a jego śliczne oczy nabrały barwy onyksu. W drodze posilił się raz, polując razem z Sashą na tygrysy syberyjskie, ale nie chciał pić ich krwi. Pluł nią, coraz bardziej rozdrażniony i spragniony ludzkiego osocza. Złościł się na Sashę tym bardziej, że jad napływał mu do ust, płonąc w gardle niczym żywy ogień, a jego przybrana matka unikała celowo osad i wsi, gdzie mógłby pożywić się ciepłą, słodką krwią jakiegoś człowieka.
Spienione, szare wody Morza Beringa przywitały ich niechętnym, głuchym łoskotem rytmicznych uderzeń w nadbrzeżne skały. Pomimo początków jesieni powietrze było przejrzyste i mroźne. Szron opadł na nieliczne źdźbła wyblakłych traw, tworząc niezwykły, lecz ponury krajobraz podbiegunowej przyrody.
Sasha ujęła chłopca za rękę i skoczyła w lodowatą toń. Podekscytowana bliskością celu – wszak pozostało im tylko przepłynąć Cieśninę Beringa, by znaleźć się na Alasce – nie zauważyła, jak zza horyzontu wyłoniło się kilkanaście odzianych w ciemne peleryny postaci.
- Niech przepłynie. – Aro wstrzymał pościg. – Zmierza w stronę domu. To tam wykonamy egzekucję.
Zanim dotarli na miejsce, pozwoliła chłopcu na pożywienie się ludzką krwią. Wpił się w starego rybaka z taką żarliwością, że nawet nie dostrzegł, iż połamał mu ręce, kręgosłup i rozszarpał wnętrzności. Sasha przyglądała się tej scenie z boku. Ponownie w jej martwym sercu zagościł niepokój i lęk. Malec był jak nieokiełznany żywioł, który, nie patrząc na straty, brał we władanie to, na co przyszła mu ochota. Był jednak tak podobny do jej Nicola, że nie potrafiła go nie kochać.
Kiedy przybyli do domu, Tanyi, Kate i Iriny nie było, co ucieszyło wampirzycę. Zyskała dodatkowy czas, żeby przygotować chłopca na spotkanie z przybranymi siostrami. Rozpaliła ogień w palenisku, by ogrzać wnętrze i choć nie czuli chłodu, to przyjemne ciepło i blask palonego drewna dawał miłe poczucie bezpieczeństwa i rodzinnej atmosfery.
Gdy usłyszała, że się zbliżają, wzięła chłopca na ręce i wyszła przed dom, chcąc oszczędzić im zaskoczenia. Pragnęła je radośnie przywitać, choć nie wyzbyła się obaw, jak zareagują na nieśmiertelne dziecko, które odtąd miało zostać ich bratem.
Uśmiech zastygł na jej twarzy, kiedy zamiast wyczekiwanych córek dostrzegła na skraju lasu formujący się szereg żołnierzy Volturi. Ich ciemne peleryny zdawały się być delikatnymi skrzydłami, lekko poruszanymi na wietrze. Kilkanaście par szkarłatnych oczu wpatrywało się w nią z różnymi emocjami. Dostrzegła nienawiść, obrzydzenie, lęk, obojętność, a nawet smutek. Odszukała wzrokiem Ara, modląc się, by dostrzec na jego twarzy choć cień zastanowienia. Ujrzała tylko lekceważenie i wstręt. Wiedziała już, że to koniec. Przybyli, żeby wykonać wyrok, bez sądu i prawa do obrony ze strony winnego. Nawet nie będą chcieli usłyszeć jej wyjaśnień ani powodów, dlaczego tak uczyniła. Gdyby potrafiła płakać, łzy bezsilności spływałyby teraz po jej bladych policzkach. Chłopiec natomiast przyglądał im się z pewną ciekawością, wyraźnie podekscytowany podobnymi do niego przybyszami. Po raz pierwszy widział wampiry inne niż jego przybrana matka. Podobały mu się.
Rozzłościł się dopiero wówczas, gdy Felix i Demetri doskoczyli do Sashy i chcieli ich rozdzielić. Zaczął krzyczeć, aż nagle zamilkł, rażony strasznym bólem. Po chwili kwilił tylko cicho, jakby w agonii. Usłyszał jeszcze rozpaczliwy głos matki.
- Nie…
Sasha upadła na kolana, tuląc chłopca do siebie, choć jej ciało zdawało się płonąć z bólu, który zadawała im Jane.
- Kogóż my tu jeszcze mamy? – Głos jasnowłosego wampira dotarł do niej jakby z oddali, zamglone potwornym cierpieniem oczy ledwo dostrzegły zbliżające się trzy postacie, odziane w zwykłe suknie i ciepłe narzutki, a nie w długie peleryny. Przerażający jęk wydarł się z jej gardła i zamarł na pobladłych ustach.
Tanya, Kate i Irina nadeszły od północnej strony. Ich niezwykłe, złote oczy lśniły ciepłym blaskiem bursztynu i miedzi. Przystanęły niepewnie, zaskoczone sytuacją w obejściu ich domu. W pierwszej chwili nie zauważyły dziecka, zasłoniętego przez długie peleryny strażników Volturi. Tanya pierwsza znalazła się przy klęczącej na kolanach Sashy. Dostrzegła w jej mętnych oczach niewyobrażalny ból i cierpienie. Jej blade ręce drżały w panicznym strachu, a na twarzy, popękanej niczym uderzony marmur, widoczna była potworna bezsilność.
Czyjeś silne dłonie pochwyciły ją w pół i odciągnęły od matki.
- Nic nie rób. – Usłyszała męski, głęboki głos. Zaczęła się szarpać, ale przeciwnik miał nad nią dużą przewagę. Objął ją mocnymi ramionami i uwięził w kleszczowym uścisku.
- Co robicie?!
Tanya dostrzegła, jak Kate próbuje podnieść matkę i zasłonić ją własnym ciałem. Olbrzymi wampir w szarej pelerynie znalazł się tuż obok niej i próbował ją uwięzić w takim samym uścisku jak ten, w którym była teraz przytrzymywana. Nie poszło mu jednak tak łatwo, ledwie dotknął Kate, jego twarz wykrzywiła się we wściekłym grymasie bólu. Odskoczył, rażony jej siłą. Jedno skinienie małej wampirzycy o anielskim wyrazie twarzy wystarczyło jednak, by ich radość nie trwała zbyt długo. Kate w spazmach wiła się teraz obok swojej przybranej matki. Tanya spojrzała jeszcze z nadzieją na Irinę, lecz ta stała nieruchomo, z przerażeniem w oczach wpatrzona w jeden punkt. Na śniegu leżał mały, niezwykle piękny chłopiec. Nie poruszał się, obezwładniony darem niewysokiego wampira, stojącego tuż nad nim.
- Nieśmiertelne dziecko. – Tanya, a wraz z nią pozostali usłyszeli cichy, bezbarwny głos Iriny. – Co ona zrobiła?!
- Nie wiedziałaś, że twoja przybrana matka popełniła jedną z największych zbrodni? – Aro z zaciekawieniem spojrzał na bladą blondynkę, która z niedowierzaniem wpatrywała się w Sashę i z przerażeniem w chłopca. Wiatr rozwiał czarną pelerynę przywódcy Volturi, kiedy w ułamku sekundy znalazł się przy Irinie. Ujął jej dłoń i przymknął na moment oczy. Na jego twarzy pojawiło się najpierw zaskoczenie, a potem ulga.
- Kończmy już to przedstawienie, Aro. – Zniecierpliwiony Kajusz podszedł do Kate i Sashy. Najpierw zginie chłopiec, potem te trzy urocze złotookie, a na samym końcu ich matka, której każę się przyglądać, jak giną jej dzieci. Uniósł Sashę i spojrzał w jej zamglone od bólu oczy.
- Dość, Jane, chcę, żeby była świadoma, żeby czuła śmierć swoich bliskich i tego nasienia zła. – Splunął jadem w stronę chłopca.
Tanya zatrzęsła się z nienawiści do tego siwowłosego, okrutnego wampira.
- Cii… nic nie mów. - Usłyszała ponownie głos mężczyzny, który ją przytrzymywał. – To nie on tu rządzi.
- Są niewinne. Nic nie wiedziały o dziecku. – Jakby z oddali dobiegł ją głos Ara.
- I co z tego?
- Darujemy im życie, tym razem.
- Stajesz się zbyt wyrozumiały. – Słowa Kajusza zabrzmiały sarkastycznie.
- Wyrozumiałość, mój drogi bracie, jest cechą dobrych przywódców.
- Chciałeś powiedzieć – słabych.
- Dosyć. – Tym razem głos Ara zabrzmiał groźnie, wszyscy, łącznie z krnąbrnym i niezadowolonym Kajuszem, poczuli jego niezłomną moc. – Czas wykonać wyrok.
Tanya z przerażeniem przyglądała się, jak strażnicy doskoczyli do Sashy i poprowadzili ją do Ara. Wampirzyca, pchnięta przez jednego z nich, opadła na kolana. Pochwycili ją za ramiona, żeby się nie wyrwała, a Volturi ujął jej piękną głowę w swoje dłonie, dotykając niemal z namaszczeniem ślicznej, pozbawionej już złudzeń i wiary twarzy.
- Nie patrz. – Mężczyzna, który ją przytrzymywał, zakrył peleryną jej oczy i mocniej przyciągnął do siebie. Schowała się w jego silnych ramionach, które zdusiły jej pełen cierpienia krzyk. Po chwili do jej nozdrzy dotarł straszny, słodki zapach palonych ciał. Zaczęła się wyrywać.
- Muszę… - szepnęła.
- Lepiej nie.
- Muszę ją zobaczyć po raz ostatni, proszę.
Rozluźnił uścisk, choć nadal ją przytrzymywał. Delikatnie odwrócił się, tak by mogła spojrzeć, jak rozczłonkowane ciało jej matki i porozrywane na kawałki nieśmiertelne dziecko płoną. Dostrzegła nieruchomą postać Iriny, która jak zahipnotyzowana wpatrywała się w ogień. Spojrzała na Kate, ta leżała unieruchomiona na ziemi. W jej błędnych, zamglonych oczach odbijał się niebieskawy blask płomieni.
Poczuła, że okrutny ból rozrywa jej martwe serce. Jej matka dogorywała w ogniu, a ona i jej siostry nie były w stanie nic zrobić. Nie pomogły jej, nie uratowały. Bezsilność była straszna, gorsza niż gniew i nienawiść, jaką darzyła tych oprawców w czarnych pelerynach. Bezsilność uzmysłowiła jej ich słabość, nicość w porównaniu z bezwzględnym prawem Volturi. Chciała krzyczeć, gryźć, rozszarpać te kreatury, które właśnie zabiły jej matkę, a jednocześnie bała się choćby poruszyć. Zdawało jej się, że jeśli w tej chwili zrobi krok, to rozsypie się na kawałki. Paraliżujący lęk zawładnął jej ciałem, wypierając na moment wszystkie pozostałe odczucia. Chciała móc zapłakać, lecz to także było niemożliwe. Poczuła, że osuwa się w ciemność
- Cii… Już po wszystkim. – Mężczyzna podtrzymał ją i objął jeszcze mocniej, lecz w tym uścisku nie czuła już żadnej przemocy. Jego silne, szerokie ramiona zdawały się ją chronić, jakby chciał ją uspokoić i zapewnić choć namiastkę bezpieczeństwa. – Jak ci na imię?
- Tanya – odparła bezwiednie i po raz pierwszy spojrzała mu w twarz. Zdawało jej się, że w ciemnych, wygłodniałych oczach dostrzegła współczucie. Patrzył na nią przenikliwym, ale ciepłym wzrokiem, jakby chciał jej dodać otuchy.
- Posłuchaj, Tanyu – wyszeptał tak cicho, by nikt z pozostałych nie dosłyszał jego słów. – Musisz być teraz silna i zaopiekować się siostrami. Nie wolno wam przypominać o sobie Volturi. Aro okazał łaskę, ale Kajusz… - Zerknął z wyraźną niechęcią na białowłosego wampira. – Zdecydowanie nie jest tym zachwycony. Będzie czekał na każde, nawet najmniejsze potknięcie z waszej strony. Bądźcie bardzo ostrożne. Przestrzegajcie prawa, proszę.
Patrzył na jej śliczną, smutną twarz. Widział, że ogrom emocji wciąż uniemożliwia jej racjonalne myślenie, ale również, że taki stan minie. Miał nadzieję, że ból po tragicznej stracie matki też kiedyś zelżeje, a cierpienie ucichnie. Dostrzegł, że Aro wydał rozkaz strażnikom do odwrotu. Pochylił się po raz ostatni nad dziewczyną.
- Obiecujesz?
- Nie wiem, nie ufam ci. Nawet nie wiem, kim jesteś. – Uniosła lekko głowę, by spojrzeć mu prosto w oczy. Uśmiechnął się, widząc w jej wzroku oprócz lęku i cierpienia także siłę i determinację. Ukłonił się nieznacznie i musnął delikatnie ustami jej drobną dłoń.
- Nazywają mnie Demetri. |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez BajaBella dnia Wto 0:10, 18 Sty 2011, w całości zmieniany 17 razy
|
|
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Śro 15:15, 23 Cze 2010 |
|
Nieładnie, naprawdę nieładnie, że mój chrześniaczek cały dzień wisi sobie i nikt nie naskrobał ani słowa.
Jako matka chrzestna przybywam pogłaskać to dziecię nieco i zachęcić jego rodzicielkę do dalszego pisania i dbania o malucha.
Na początek, jak przystało chrzest:
Zanim o treści wspomnę, cytat:
Dobiegała właśnie końca Wielka Wojna Północna, która trwała ponad dwadzieścia lat i odbiła się szerokim echem w całej Europie. Kilka lat wcześniej jej ukochane miasto straciło status stolicy na rzecz dumy aktualnego cara – Piotrogrodu.
Moskwa niczym porzucona kochanka zdawała się tkwić w żałobie.
Przepięknę porównanie. W ogólę widzę Rosję jako kobietę. Nie tylko z uwagi na końcówkę wskazującą rodzaj. Spotykałam się już z takim ujęciem i wydaje mi się on właściwe i trafne. Tym bardziej pasuje ono do stolicy - serca kraju.
A teraz do rzeczy. Przede wszystkim chciałam powiedzieć, że cieszę się, iż zabrałaś się właśnie za tych bohaterów. Mam dobre skojarzenia po OWY niobe, poza tym rozwijanie historii pobocznych czy nawet epizodycznych postaci z Twilight jest teraz chyba najlepszym wyściem. Obojętnie czy będzie to rozwiązanie kanoniczne czy nie. Po prostu Bellek i Edzik już się nam przejedli, nawet tym, którzy byli w Edkowym teamie.
Po drugie cieszy mnie, że tłem Twoich opowieści będzie częściowo Rosja - będę miała komu marudzić i narzekać, bo również częściowo wybrałam sobie Rosję jako miejsce akcji.
Sam wątek Sashy i Nicoli jest oczywiście wprowadzeniem do akcji, by skonfrontować ze sobą dwie inne postacie, które będą grały główne skrzypce w opowiadaniu i to właśnie bardzo mnie ujęło, że rozpoczęłaś swoje opowiadanie nieszablonowo.
Opisy są bardzo wymowne. Troska kobiety o malca również chwyta za serce, szczególnie w obliczu tego, że czeka ją niechybna śmierć.
Bardzo fajnie wyszła Ci konfrontacja z Volturi. Jest mrocznie i drapieżnie - tak jak powinno.
Końcówka jest o wiele lepsza niż początkowo. Jestem ciekawa, jak teraz poprowadzisz akcję, skoro siostry pałają nienawiścią do Volturich. Zastanawiam się, czy będzie Edward i jakaś odsłona z perespektywy Tanyi dotycząca jej zauroczenia. W sumie brakuję mi jakiegoś fajnego, kanonicznego wątku z życia Cullenów sprzed Twilight. Mam nadzieję, że coś takiego też tu znajdę.
Zapowiada się na kawał dobrego opowiadania. Postaram się być regularnie. :)
_________
Wnikliwym okiem:
Była już na wpół martwa, gdy zatopił ostre zęby w jej szyi…
Kiedy się ocknęła po niewyobrażalnej walce ze śmiercią, była już wampirem.
była-była
Maria ujęła chłopca za rękę i skoczyła w lodowatą toń.
Chyba zostało przez przypadek pierwotne imię postaci.
Tak na marginesie, szkoda, że zmieniłaś imię. Wiem, że to przeze mnie częściowo, przez tę rozmowę. To przecież nic złego, że nasze bohaterki miały zbieżne imiona. Jednak coś je różniło, więc mogłaś spokojnie zostawić, zważyszy na to, że to jednak była postać epizodyczna. Maria było ładniej.
- Niech przepłynie. – Aro wstrzymał pościg. – Pozwolimy jej dotrzeć do domu i tam wykonamy egzekucję.
Zanim dotarli na miejsce, pozwoliła chłopcu na pożywienie się ludzką krwią. [...] Kiedy dotarli do domu, Tanyi, Kate i Iriny nie było, co ucieszyło wampirzycę.
Powtórzenia pozwolimy- pozwoliła i dotrzeć do domu -dotarli na miejsce - dotarli do domu <- po sześciu zdaniach to nadal zbyt blisko, szczególnie jeśli całe zdanie się powtarza.
To pierwsze proponuję zmienić: Niech dotrze do domu (i tu dodać jakieś dopełnienie, np: z nadzieją, że coś tam, coś tam), a potem wykonamy egzekucję.
Z drugim musisz pokombinować.
Był jednak tak podobny do jej Nicola, że nie potrafiła go nie kochać.
Podobny do kogo? Dopełniacz: Nicoli (wiem, że to mięskie imię, ale chyba właśnie tak wygląda to w odmianie). |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Śro 17:02, 23 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Dzwoneczek
Moderator
Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 231 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Śro 15:49, 23 Cze 2010 |
|
Beta wtraci swoje trzy grosze...
Cholibka, nie zauwazylam tej jednej Marii...
Co to powtorzen - masz racje, Pernix, ale ja nigdy nie jestem pewna, do jakiego stopnia sie ich czepiac... Ostatnio, jak przeczytalam "Wywiad z wampirem" stalam sie nieco bardziej tolerancyjna wobec powtorzen. Czasem wydaje mi sie, ze my tu na forum troche z tym przesadzamy, w tekstach literackich jest ich dosc sporo... Zwlaszcza slowo "byc" jest to cos, co bardzo czesto sie powtarza, bo to taki "operator"... Ale pozostawiam to Bajce, co z tym zrobic...
Co do Nicola. Mysle, ze sie nie odmienia, bo akcent pada na ostatnia sylabe... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
BajaBella
Moderator
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 219 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu
|
Wysłany:
Śro 17:53, 23 Cze 2010 |
|
Dziękuję, kochane, za pierwsze uwagi. Podniosły mnie na duchu. Powtórzenia jakoś poprawiłam. Marię na Sashę też. Perniś, imię zmieniłam dlatego, ponieważ znalazłam na twilightlexicon, że opisywana przeze mnie, w tym rozdziale, postać, faktycznie była nazwana przez SMeyer - Sashą, głupio by było gdyby się ktoś dopatrzył.
I dziękuję za szampański chrzest |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez BajaBella dnia Śro 17:56, 23 Cze 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Susan
Administrator
Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 732 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 20:20, 23 Cze 2010 |
|
Cieszę się, że nareszcie mogę przeczytać coś Twojego autorstwa poza miniaturkami. Jak zobaczyłam, że jakiś czas temu zaczynasz coś reklamować, zaczęłam się nieźle ekscytować i nieźle niecierpliwić. Byłam bardzo ciekawa co tam szykujesz.
No ale do rzeczy.
Na początku wydawało mi się, że będziemy mieć jakiś sielski obrazek. Kobieta z dzieckiem. Jednak gdy przeczytałam o szkarłatnych oczach dzieciaczka, przeszły mnie ciarki. Kobieta przemieniła go w wampira?
Fragment, gdzie opisywałaś, jak zabił ludzi, a potem kopał ich głowy jak piłkę mocno mnie zaskoczył, ale też przeraził. Wyobraziłam sobie to i to co wytworzyło się w mojej głowie, sprawiło, że znów przeszły mnie dreszcze.
Fragment o sytuacji w Rosji oraz dziejach Sashy jest bardzo ładny. Świetnie mi się o tym czytało i naprawdę mnie zaciekawiłaś. Ani przez chwilę się nie nudziłam. Raczej nie przepadam za historią naszych sąsiadów, więc tutaj zaliczyłaś plusa za to, że mnie zainteresowałaś i sprawiłaś, że naprawdę zachciało mi się poczytać o tamtych czasach w tym kraju więcej.
Potem ta kobieta z dzieckiem. Chorzy na tyfus. Wampirzyca postanowiła go zabrać. Cieszę się, że wyjaśniłaś nam okoliczności przemiany chłopca i Sashy. Byłam ciekawa, jak to się stało, że stała się wampirem. Mogę podejrzewać, jak się czuła przy stracie dziecka i jaki ból musiał jej towarzyszyć przez te wszystkie lata. Nic dziwnego, że gdy zobaczyła umierające dziecko, postanowiła go uratować, robiąc z niego krwiopijcę. Nie chciała widzieć kolejnej śmierci tak młodziutkiego dzieciaczka. Chciała mieć synka. Nawet jeśli miała ponieść tego potem konsekwencje.
Fragment, w którym Aro wysłał Demetriego by ten odszukał Sashę z dzieckiem dość mocno mnie zasmucił. Prawo, też mi coś...
Potem znów wyobraziłam sobie jak Sasha z dzieckiem przemierzają lasy, polują na tygrysy, a potem płyną i obserwują ich Volturi. Podobają mi się Twoje opisy. Dzięki nim mogę sobie wszystko dokładnie zwizualizować w głowie.
Wiem, że jestem zryta, ale dopiero, gdy wymieniłaś z imion Tanyę, Irinę i Kate, skojarzyłam fakty. Widzę, że dobrze robię, odświeżając sobie po nocach sagę, bo wylatują mi z głowy niektóre sprawy.
Fragment, gdzie opisujesz, jak malec pożywiał się rybakiem był straszny. Okrutne dziecko, rozrywające go i łamiące mu kości. Przeraziło mnie to. Choć jeszcze bardziej chyba przybycie Volturi.
Egzekucja, przybycie córek Sashy, ich rozpacz. Naprawdę ścisnęło mnie to za gardło. Dobrze, że Aro je oszczędził. Dobrze, że nic nie wiedziały o tym dziecku. Gdyby wróciły wcześniej i rozmawiały już z matką, zginęłyby razem z nią. Jednak i tak uważam, że zachowanie Volturi przechodzi wszelkie pojęcie. Wkurzają mnie ich niektóre zachowania i ich nadużywanie władzy.
Jednak od samego początku już poczułam sympatię do wampira, który odciągnął Tanyę i który starał się ją pocieszyć i doradzał jej, by nie rzucały się w oczy i nie łamały prawa. Demetri. Zawsze miałam do niego słabość i bardzo się cieszę, że postanowiłaś się za niego zabrać. Wydaje mi się, że jest jakby iskierką nadziei w tej całej sytuacji.
Muszę przyznać, że mi się podoba. To dopiero pierwszy rozdział, ale czuję, że będzie jeszcze lepiej i na pewno tu wrócę. Możesz mnie uznać za stałego już czytelnika.
Spodobało mi się, że masz inne wyobrażenie o bohaterach, niż te filmowe. Hugh i Katherine. Pasują nawet. Choć ja mam teraz coś między filmowym Demetrim a Hugh przed oczami Taka hybryda się z tego zrobiła.
Cieszę się, że pojawiło się nowe opowiadanie i to o Demetrim. No i na dodatek jest autorstwa jednej z moich ulubionych forumowych pisarek. Czego chcieć więcej? Chyba tylko kolejnego rozdziału :* Czekam na niego z niecierpliwością.
Pozdrawiam! |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
natzal
Człowiek
Dołączył: 20 Sty 2010
Posty: 93 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 21:02, 23 Cze 2010 |
|
Łał >.>
Miło poczytać coś innego niż Edwarella ^^
Tamtej pary nie lubię.
Do tego ślicznie napisane.
Demetri wydawał się tu taki kochany.
Aż miało się ochotę go wycałować i uściskać.
Śmierć Sashy wywołała u mnie mieszane uczucia.
Nieco ją przeżywałam.
A Irina... troszkę mnie zaskoczyła.
Nie ratowała, nic nie robiła.
Ale to w końcu Irina ^^
Rozumiem, że to będzie o strażniku Volturi i córce Sashy? ;D
No cóż... Czekam na ciąg dalszy :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Dzwoneczek
Moderator
Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 231 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Czw 12:29, 24 Cze 2010 |
|
Ech, Bajka, co ja ci moge napisac...
Ty wiesz, ze ja lubie twoje teksty. Niemniej chyba bardziej miniatury mimo wszystko, bo te wychodza ci jak perelki. Tutaj jest jeszcze troche "pierwszorozdzialowo", ale zapowiada sie ciekawie. To co najbardziej przyciaga mnie do tego ff-a (oprocz twojej osoby, rzecz jasna) to niestandardowa para. I tym ciekawsza, ze jedno "wegetarianin", a drugie zolnierz Volturi. Zawsze ciekawily mnie postacie z Volterry i malo o nich wiadomo. Czy maja w sobie w ogole jakies pozytywne uczucia? Cokolwiek, co byloby sladem po czlowieczenstwie? Wyglada na to, ze u ciebie tak bedzie.
Wiec przede wszystkim - jestem zaciekawiona. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
tenaya
Wilkołak
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 186 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 13:46, 24 Cze 2010 |
|
kurcze.... Kocham, po prostu kocham Demetriego i Tanye. Nawet sama zaczęłam tworzyć pewne opowiadanie, ale jakoś nie mogą się przemóc,by je upublicznić, poza tym nie wiem czy ktokolwiek byłby skory je zbetować. No ale twój pomysł jest b.dobry. Podobają mi się opisy i atmosfera. Jest bardzo... no po prostu pobudza wyobraźnię. Oby tak dalej. Powodzenia;P |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
BajaBella
Moderator
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 219 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu
|
Wysłany:
Wto 22:42, 29 Cze 2010 |
|
Dziękuję wszystkim którzy zajrzeli, przeczytali i zostawili ślad, jak również tym, którzy zajrzeli, przeczytali, ale nie mieli czasu, ochoty, weny lub/i zastanawiają się jeszcze czy warto, żeby coś napisać. Corniaczku dziękuję, że dałaś znać…Zapraszam na drugi rozdział.
Beta: niezastąpiona Dzwoneczek. Dziękuję. Bez Ciebie bym zginęła w „przecinkozie” i nie tylko…
Rozdział 2
Volterra.
Od kilku godzin wpatrywał się w jeden z ulubionych obrazów Ara. Nigdy wcześniej nie zwracał na niego uwagi, a przecież malowidło wisiało w tej komnacie już prawie dwieście lat. Dar jednego z Medyceuszy. Zdecydowanie nie znał się na malarstwie, nie gustował w ucztach dla ducha, jak zwykł określać obcowanie z wybitnymi dziełami władca Volterry. Stał wpatrzony w ten niezwykły wizerunek kobiety, z natchnieniem namalowany przez Botticellego i coraz mocniej odczuwał narastające w nim, nieznane do tej pory emocje.
Tym, co przykuło jego uwagę, było zadziwiające podobieństwo rysów twarzy przedstawionej kobiety, splotów jej złotych włosów opadających na plecy, delikatności alabastrowych ramion… Euforia w połączeniu z ogarniającą go tęsknotą, ból niespełnienia wraz z palącym pożądaniem, radość splatająca się w jedność z cierpieniem. Poczuł, że zaraz oszaleje, jeśli nie przestanie o niej myśleć. Im bardziej wypierał wspomnienie o Tanyi, tym szybciej wracało ono później ze zdwojoną siłą. Nie wiedział, co się z nim dzieje.
Od powrotu z Alaski czuł się dziwnie – albo rozpierał go ogrom szczęścia, który sprawiał, że chciało mu się dzielić tym uczuciem ze wszystkimi, albo przygnębienie i wszechogarniająca pustka wypełniały jego umysł, doprowadzając na skraj rozpaczy. Ukrywał te emocje przed innymi, by nie posądzili go o szaleństwo, ale teraz, spoglądając na śliczną twarz Wenus, zagadkowo uśmiechającą się do niego z obrazu, dostrzegał tylko Tanyę. To była jakaś obsesja, obezwładniała go powoli, doprowadzając na granicę choroby umysłowej.
Wiedział, że musi się z tego otrząsnąć. Powinien zdusić w sobie to pragnienie ujrzenia jej, dotknięcia…
- Do diabła! – krzyknął ze złością, odwracając się od dzieła Botticellego. Narastające w nim seksualne pożądanie, kiedy o niej myślał, stawało się nie do wytrzymania. Musiał zapomnieć, musiał rozładować swoje emocje, musiał…
Wybiegł z komnaty i ruszył korytarzem w dół, kierując się ku niższym kondygnacjom zamku, w których znajdowały się łaźnie. Wiedział, że powinien zastać tam kilka chętnych wampirzyc, gotowych spełnić każdą jego zachciankę. Z impetem otworzył drzwi, dostrzegł piękne, idealne ciała kobiet zażywających kąpieli. Każda z nich patrzyła na niego wyuzdanym i kuszącym wzrokiem, obiecującym niezły, mechaniczny seks. Wzdrygnął się i wycofał. Nie o to mu chodziło. Chciał odejść.
- Demetri. – Usłyszał melodyjny, nieco zachrypnięty głos Heidi. – Dawno nie byliśmy razem.
Nie zastanawiał się zbyt długo.
- Chodź! – pociągnął wampirzycę za sobą, nie zwracając uwagi na swoje dość obcesowe zachowanie. Było mu wszystko jedno, co ona o nim pomyśli, chciał tylko zapomnieć o Tanyi, a dobry seks powinien mu to ułatwić. Lubił Heidi, czasami zabawiali się wspólnie bez żadnych zobowiązań i wiedział, że wampirzyca potrafi być wyrafinowaną i czułą kochanką.
Wziął ją szybko, brutalnie, jakby chciał wyładować całą złość i buzującą w nim gorycz niespełnienia. Przymknął oczy, by nie widzieć jej twarzy i mimowolnie wyobraził sobie, że jest z Tanyą. Jego ruchy stały się powolniejsze, dotyk dłoni delikatniejszy i bardziej czuły, pocałunki żarliwe i gorące. Zatracił się całkowicie w swojej imaginacji.
- Tanya – wyszeptał, szczytując, po czym prawie bezwładnie opadł na ciało Heidi.
- Demetri, łobuzie, ładnie to myśleć w takiej chwili o innej? – Dotarł do niego zduszony śmiech kochanki. Otrzeźwiał momentalnie i odepchnął wampirzycę od siebie z niechęcią. Poczuł coś na kształt obrzydzenia. Szybko założył spodnie i ledwie zarzucił rozpiętą koszulę na ramiona. Ozdobny żabot zwisał smętnie, nieco pomięty i przybrudzony.
Zdał sobie sprawę, że jest właśnie takim żałosnym skrawkiem dobrze skrojonej machiny Volturich.
Seks z Heidi nie przyniósł mu ukojenia, wręcz przeciwnie, Demetri nie potrafił teraz przestać myśleć, jakby to było trzymać Tanyę w ramionach, pieścić jej ciało tak, by drżała z ekstazy i prosiła go o więcej.
Minął już prawie rok od ich spotkania, ale uświadomił sobie, że dłużej nie wytrzyma takiej sytuacji. Musiał się czymś zająć, by przestać o niej myśleć. Potrzebna mu była walka, choćby z samym sobą.
Aro był wyraźnie znudzony. Kajusz wspominał coś o konieczności interwencji w Pirenejach, gdzie jakiś wampir wykazywał zbyt dużą aktywność i ludzie zaczynali już dość głośno plotkować na jego temat, tak że nawet wieści o bestii z Val de Aran dotarły na dwór hiszpański, a z niego do Volterry. Marek jak zwykle wzruszył tylko ramionami, obojętny na wszelkie informacje dobiegające ze świata zewnętrznego. Aro jednak postanowił poczekać jeszcze jakiś czas i czujnie obserwować poczynania hiszpańskiego pobratymca. Był już znużony sprawowaniem krwawych rządów przy użyciu twardej ręki. Przyglądając się niesłabnącej nawet po śmierci fali popularności Ludwika XIV, nazywanego Królem Słońce, zapragnął stać się, przynajmniej na jakiś czas, takim właśnie władcą. Kochanym przez poddanych, dbającym o swój dwór, sprawującym rozległy mecenat sztuki, hołubiącym artystów. Wszak to oni przechodzą do historii, a ich dzieła pozostają nieśmiertelne.
Pragnął otoczyć się geniuszami malarstwa, architektury, pióra, nauk przyrodniczych i ścisłych, tak by uwiecznili jego kaprys bycia wspaniałomyślnym, miłościwie panującym Arem.
Zapragnął nowości, świeżej krwi w swych szeregach, wampirów posiadających nadnaturalne zdolności. Krytycznie przyjrzał się strażnikom. Znalazł kilka wybitnych jednostek: Jane, Alec, Renata, Demetri, Felix. Wszyscy jednak byli obdarzeni talentami przydatnymi w walce, ale żadne z nich nie przejawiało większych umiejętności w dziedzinach związanych ze sztuką czy nauką. Pragnął mieć wśród swoich poddanych kogoś na miarę geniuszu Michała Anioła albo Leonarda da Vinci.
- Aro. – Z rozmyślań wyrwał go zniecierpliwiony głos Heidi. Z niechęcią spojrzał na wampirzycę – owszem, była przydatna, jednak teraz najwyraźniej mu przeszkadzała. – Chciałabym, żebyś coś zobaczył.
Heidi, urażona postawą Demetriego, postanowiła się na nim zemścić. Podała dłoń Arowi, a on zobaczył w jej wspomnieniach, jak kochanek w uniesieniu czule szepta imię Tanyi. Stary wampir roześmiał się krótko, po czym ze złością pochwycił kobietę za włosy i zmusił do spojrzenia mu w oczy.
- Jesteś żałosna – warknął. – Zazdrość jest tak prostacko ludzka!
Pociemniałymi z gniewu oczami wpatrywał się w jej ładną twarz i przez ulotną chwilę wydawało mu się, że nawet poczuł lekkie współczucie.
- Wynoś się!
Nawet nie spojrzał, jak upokorzona, ze strachem w oczach wybiegła z komnaty. Pomyślał, że nie będzie sobie zawracał głowy jakimiś głupimi uczuciami, ale po chwili zawezwał do siebie Demetriego. Nic bardziej go nie zniesmaczało niż ludzkie emocje odczuwane przez nieśmiertelnych. Takie sytuacje zawsze zapowiadały kłopoty. Miłość, zazdrość, przyjaźń – jakież to trywialne. Wieczność rządzi się swoimi prawami. Ulotność namiętności nie ma w niej racji bytu. Z odrazą przypomniał sobie własną siostrę i jej męża. Nie dali mu wówczas wyboru. Didyme musiała umrzeć, a Marek… Przeźroczystą, bladą twarz Ara wykrzywił grymas czegoś na kształt szyderczego uśmiechu. Marek został ocalony.
Podjął decyzję. Wyśle Demetriego wraz Eleazarem do Anglii. Od dawna intrygował go pewien człowiek, geniusz tych czasów. Być może warto by było zainteresować się nim bliżej i pomyśleć o ewentualnej przemianie, jeśli jego talent okazałby się przydatny. A przy okazji zaangażuje swojego najlepszego tropiciela do czegoś pożytecznego, co wyperswaduje mu z głowy wszelkie amory.
- Aro. – Demetri wszedł do sali. W jego wysokiej, dobrze zbudowanej postaci nie znać było nawet cienia lęku. Szczupłe, twarde ciało poruszało się z niezwykłą, nawet jak na wampira, szybkością i zwinnością. Przypominał dużego kota. Gibkie, miękkie ruchy, wykonywane z doskonałą precyzją. Każdy krok, gest zdawał się być idealnie przemyślany, a jednocześnie naturalny. Jego sylwetka przywodziła na myśl szczególnie niebezpiecznego drapieżnika. Opanowanego, wytrwałego, lecz gotowego zaatakować w każdej chwili z zabójczą siłą i zawrotną prędkością. Najgroźniejsze były jednak oczy. Duże, osadzone głęboko pod szerokimi, ciemnymi brwiami. Tęczówki miały zazwyczaj czarną, mroczną barwę, niekiedy lśniły ognistym burgundem. W czujnym, przenikliwym spojrzeniu kryły się pierwotne instynkty nienasyconego głodu i pragnienia.
Aro z uwagą obserwował Demetriego. Był z pewnością jednym z jego najlepszych żołnierzy, zdecydowanie szkoda byłoby go stracić.
- Pojedziesz do Anglii – wydał krótki rozkaz. – Tym razem musisz odnaleźć pewnego człowieka, co, jak mniemam, nie zajmie ci dużo czasu. Weź ze sobą Eleazara, niech sprawdzi jego predyspozycje.
- Czy gdyby okazał się nieprzydatny, mam go zlikwidować? – W głosie Demetriego nie było cienia jakiejkolwiek emocji.
- Nie. To wybitny umysł, nie zrobimy tego ludzkości. – Twarz Aro, przypominająca do tej pory maskę, rozpromieniła się nagle w pełnym rozbawienia uśmiechu. – Jestem szlachetnym władcą, mój drogi Demetri, doceniam wielkich tego świata, nawet jeśli są tylko ludźmi…
Karykaturalny śmiech, który wywołałby u wielu dreszcz przerażenia, rozległ się w wyłożonej szarym marmurem sali. Wampir wydawał się szczerze rozbawiony swoją wspaniałomyślnością.
- Kogo mam odnaleźć?
- Nazywa się Isaac Newton.
Anglia.
Mleczna, gęsta mgła znad Tamizy spowiła po raz kolejny Londyn w niemrawym uśpieniu. Wybrukowane szarymi kamieniami ulice milkły, a brudne, ceglaste budynki drzemały, śniąc ukradkiem o jasnych promieniach słońca. Bezkształtne postacie przemykały się wśród ciemnych zakamarków, niewyraźne niczym smutne zjawy. Deszcz przestał padać, ale wyczuwalna w powietrzu wilgoć i stęchlizna nie zachęcała do długich spacerów.
Zostawił Eleazara w porcie nad rzeką, a sam przeczesywał miasto, chłonąc jego zapachy i smaki. W XVIII wieku Londyn był jedną z największych metropolii w Europie i zapewne najbardziej zróżnicowaną. Schematyczni i nudni arystokraci w przypudrowanych perukach i śmiesznych kolorowych pończochach, w swych przesadnie strojnych szustokorach mijali się w swych istnieniach z tanimi, zawszonymi prostytutkami w zasznurowanych ściśle gorsetach, uwydatniających zwiotczałe piersi. Przepych przeplatał się z biedą, a sztuczny manieryzm mieszczaństwa i arystokracji z żywiołowością plebsu. Z bezwzględną ignorancją te dwa światy przenikały się wzajemnie w nieodłącznej, lepkiej mgle, tworząc dość komiczny, choć okraszony pogardą, spójny świat.
Demetriemu wystarczył jeden wieczór, by zdobyć informacje o Newtonie. Nie był zachwycony tego typu pracą, zdecydowanie bardziej lubił tropić swoich pobratymców, wykorzystując nadzwyczajne zmysły, a nie zabawiać się w taniego detektywa. Znudzony wrócił po Eleazara i zaproponował małe polowanie, wszak następnego dnia czekało ich spotkanie w sali pełnej smakowicie pulsujących aort.
W gwarnej, urządzonej z przepychem auli Towarzystwa Królewskiego zebrali się wszyscy wielcy myśliciele współczesnego Londynu. Niektórzy przyjechali nawet z Cambridge, specjalnie na odczyt ówczesnego prezesa, człowieka zarówno niezwykle otwartego umysłu, jak i zadziwiająco zamkniętej osobowości. Mimo że Newton był powszechnie szanowanym za swe naukowe osiągnięcia człowiekiem, to jednak mało osób darzyło go zwykłą, ludzką sympatią. Wzbudzał raczej w innych niechęć, okazując im wyższość, a drobne złośliwości, arogancja i brak ogłady w wyrażaniu swoich, czasami dość odważnych, sądów, przyczyniły mu zdecydowanie więcej wrogów niż przyjaciół.
Mężczyźni zebrani tego dnia w auli Towarzystwa Królewskiego ze zniecierpliwieniem oczekiwali na wystąpienie nielubianego kolegi. Szepty w kuluarach pobrzmiewały ogólną niechęcią i coraz głośniejszymi komentarzami do obcesowego zachowania Sir Izaaka Newtona.
Eleazar w okazałej, przypudrowanej peruce i suto zdobionym sztukatorze w kolorze starego złota idealnie wtopił się w rozgorączkowany tłum. Jego oczy świeciły bursztynowym blaskiem, doskonale skomponowanym z barwą stroju. Wczorajszy posiłek, składający się z krwi kilku dzików, idealnie zmienił tęczówki z niepokojąco czarnych na oryginalny kolor płynnego kruszcu.
Znudzony Demetri, udając służącego, czekał w oficynie. Pulsująca krew płynąca w żyłach krążących wokół ludzi drażniła jego wrażliwe nozdrza. Była to jednak tylko drobna niedogodność. Przez setki lat przyzwyczaił się do tego niepokojącego zapachu. Poza tym nie łączył pracy z przyjemnościami. Poprzedniego dnia zaspokoił pragnienie, wysysając krew z jakiegoś starego nędzarza i skracając tym samym jego podłe, nic nie warte życie. Tęczówki wampira nabrały dziwnego blasku w kolorze czerwonego wina, lecz otaczający go ludzie omijali automatycznie jego postać, podświadomie wyczuwając niebezpieczeństwo. Nikt przy zdrowych zmysłach nie próbował nawet spojrzeć mu w oczy.
Czekał na Eleazara, którego zadaniem było nawiązać bezpośredni kontakt z Newtonem. W auli trwał wykład, ale Demetriego nie interesowały naukowe wywody uczonych. Złapał się na tym, że przestał być wystarczająco czujny w momencie, kiedy jego myśli ponownie zaczęły krążyć wokół cudownie ukształtowanych ramion, jędrnych piersi, wąskiej talii… I pewnie zatonąłby na dłużej w swoich marzeniach o Tanyi, gdyby pewien szczegół nie zwrócił nagle jego uwagi.
Na początku wyczuł doskonale mu znaną, nieco mdłą, słodkawą woń, charakterystyczną dla jego pobratymców. Rozejrzał się wokół dyskretnie, usuwając jednocześnie w mrok stojącej obok kolumny. Doskonały wzrok drapieżnika nie dostrzegł jednak żadnego wampira, ale węch nie mógł go mylić. Rozszerzył nieznacznie nozdrza, starając się dociec, skąd dobiegał znany mu zapach. Usłyszał niewyraźny, niemożliwy do wychwycenia przez człowieka ruch. Nasłuchiwał przyczajony, wszystkie zmysły podporządkował jednemu celowi: zlokalizowaniu obcego nieśmiertelnego. Tego, że to nie Eleazar, był całkowicie pewien. Doskonale znał i rozróżniał zapach przyjaciela. Wampir przebywający gdzieś w okolicy roztaczał specyficzną woń, w której brud londyńskich ulic mieszał się ze świeżością żywicy. Była w tym też jakaś nuta przypominająca różę, rozkwitającą w swym słodkim przepychu i boleśnie raniącą ostrymi kolcami.
Ledwie słyszalny szelest dobiegł ze słabo oświetlonej kilkoma pochodniami antresoli. Z niezwykłą zwinnością wspiął się błyskawicznie po kolumnie i rozejrzał po ciemnym, wąskim korytarzu. Na jego końcu majaczyła jakaś niewyraźna, skulona postać. Demetri przyczaił się i absolutnie skoncentrowany przyszykował do ataku. Bynajmniej nie miał w planach zabicia tego nieznajomego wampira. Musiał go jednak pojmać i przesłuchać – tak żołnierze Volturi robili ze wszystkimi nieśmiertelnymi, których nie znali. Nie przepadał za tym rytuałem zastraszania nowonarodzonych, ale bezpieczeństwo było najważniejsze. Należało się dowiedzieć, czy ten, który go stworzył, przekazał mu całą wiedzę o ich gatunku i zapoznał z niepodważalnymi zasadami ustanowionymi przez Volturi.
Wszystko trwało ułamki sekundy, tak że człowiek nawet nie dostrzegłby jakiejkolwiek szarpaniny, co najwyżej mógłby pomyśleć, że to wiatr wzbił kurz w powietrze. Atak Demetriego i szybka walka były niczym bezbłędna, doskonałe przez doświadczonego drapieżnika przeprowadzona akcja. Miała na celu obezwładnić, lecz nie zabić.
- Kim jesteś? – warknął groźnie żołnierz Volturi, jednocześnie przyglądając się uważnie wampirowi. Nie był zwykłym, obdartym stworem z czerwonymi oczami, w których czaiło się szaleństwo. Miał na sobie elegancki, aczkolwiek nieco znoszony strój. Jego blada twarz wyglądała niezwykle łagodnie. Pociemniałe od głodu oczy, pod którymi wyraźnie zaznaczały się cienie, spoglądały na Demetriego z pewnym lękiem, ale i zaciekawieniem. Imponująco rozważne, zdawały się świecić wewnętrznym blaskiem, pełnym żalu i współczucia.
- Cullen – wychrypiał wampir. Volturi nadal trzymał jego gardło w żelaznym uścisku. – Carlisle Cullen.
- Kto cię przemienił?
- Nie wiem…
- Kiedy?
- Prawie sześćdziesiąt lat temu.
Demetri nieznacznie rozluźnił uścisk. Będąc genialnym tropicielem, doskonale potrafił wyczuć strach i przerażenie w swoich ofiarach, w tym przypadku dostrzegał jedynie zainteresowanie, nieznacznie zabarwione lękiem i pomieszane ze zdziwieniem.
- Interesujące – skomentował, pozwalając sobie nawet na dyskretny uśmiech. – Nie wiesz, kto cię stworzył, ale chyba zdajesz sobie sprawę z tego, czym się stałeś.
- Tak. Jestem wampirem.
- Jesteś krwiożerczą bestią, która morduje ludzi, wysysa z nich całą krew. Człowiek stał się twoim wrogiem i twoim natchnieniem. Gorąca i słodka posoka nęci cię każdego dnia, a jad napływający do ust pali żywym ogniem, trawiąc wnętrzności. Więc chłeptasz tę krew jak spragniony wędrowiec wodę, nie patrząc, czy rozbryzguje się wokół aorty. Delektujesz się nią niczym koneser winem. Jesteś Bogiem, który, zatapiając zęby w ludzkich szyjach, sięga po najwspanialszy nektar. Jesteś diabłem, bo zabijasz z uśmiechem na twarzy, upajając się chwilą.
- Nigdy nie zabiłem człowieka. Nie piję ludzkiej krwi.
Demetri z ironicznym uśmiechem przyglądał się Cullenowi, lecz im dłużej patrzył na tę szlachetną, bladą twarz, tym bardziej dostrzegał w niej olbrzymią determinację i pewność wypowiadanych słów.
- Więc czym się żywisz, przyjacielu? – zapytał, nie wyzbywszy się do końca sarkazmu w głosie.
- Zwierzętami. Poluję na zwierzęta, ich krew mi wystarcza.
Tropiciel wykrzywił się ze wstrętem. Przypomniał sobie, jak poprzedniego wieczoru Eleazar pożywił się dzikami.
- Nie będę dyskutował o twoim niewybrednym guście. Zapraszam ze mną. Musimy porozmawiać. – Wskazał Carlisle’owi drogę do wyjścia. – Na dziedzińcu stoi powóz, zaczekamy w nim na mojego towarzysza, a później zobaczymy, co z tobą zrobić, sir Cullen.
Volterra.
Od ich powrotu z Anglii minęło kilka tygodni, a Aro nie przestawał być zachwycony swoim nowym gościem. Dość szybko nawet wybaczył im niepowodzenie związane z pozyskaniem w szeregi nieśmiertelnych Izaaka Newtona i stosunkowo łatwo dał się przekonać argumentom przedstawionym przez Eleazara. Genialny umysł naukowca okazał się zbyt ograniczony w swojej wierze w dobro i zło, żeby stać się jednym z nich. Jego wręcz obsesyjne przekonanie o własnej nieomylności sprawiało, że przepełniająca go pycha stała się główną cechą osobowości. Newton, zapatrzony w swoje ego, przestał dostrzegać otaczający go świat w rzeczywistych barwach. Jako wampir mógłby stać się nieobliczalny w swoim szaleństwie, a ponadto Eleazar nie dostrzegał w nim żadnych nadzwyczajnych umiejętności, które uczyniłyby go genialnym nieśmiertelnym. Czasami nawet najwybitniejszy ludzki umysł jest zbyt słaby, aby sprostać wieczności.
Arowi wystarczał fakt, iż Carlisle posiadał ciekawy dar niesamowitej empatii i zrozumienia innych. Liczył na to, że Cullen będzie go rozwijał i stanie się jego nadwornym ekspertem od wczuwania się w niezwykłe umysły wielkich twórców. Zrozumieć poetę, artystę, dostrzec istotę ich geniuszu, poznać fenomen narodzin dzieła… Aro, choć odczytywał ich myśli, nie potrafił zgłębić sekretu talentu.
Eleazar na polecenie Kajusza wyruszył do Hiszpanii. Demetri po przybyciu do Volterry ponownie nie mógł odnaleźć się w sennej monotonii Toskanii. Czuł się jak uwięziony w złotej klatce ptak. Potrzebował wolności, wrażeń, pasji… Tęsknił za czymś, co tchnęłoby w jego martwe serce żar, rozpaliło wnętrze, a uśpionemu umysłowi nadało sens istnienia. Podniecenie, jakie czuł, tropiąc i ścigając ofiarę, nie sprawiało mu już takiej satysfakcji jak dawniej. Nawet wyjątkowo słodka i przesycona emocjami krew nie wprawiała go w euforię. Czuł, że gaśnie, umiera, będąc martwym. Staje się bezwzględną maszyną do zabijania, pozbawioną uczuć, zmysłowych wrażeń, doznań. Pustka wypełniała całkowicie jego wnętrze, tylko gdzieś na dnie podświadomości tliła się nikła iskierka skrytej namiętności.
Niespodziewanie Cullen, dostrzegając jego ból egzystencji, przyszedł mu z pomocą. Kiedy zastał go wpatrzonego bezmyślnie w obraz „Narodziny Wenus”, położył mu dłoń na ramieniu i wypowiedział jedno, magiczne zdanie.
- Odszukaj ją.
Jeszcze tego samego dnia Demetrii wyruszył na Alaskę. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez BajaBella dnia Wto 22:43, 29 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
capricorn
Człowiek
Dołączył: 17 Wrz 2009
Posty: 71 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Śro 17:25, 30 Cze 2010 |
|
Mogę szczerze powiedzieć, że to mi sie podoba, opowiadanie jest bardzo ciekawe i wciągające. Tworzysz piekne opisy - gratuluję. Liczę, że rozdziały będą się ukazywały często ponieważ jestem ogromnie zaciekawiona. Pomysł na napisanie opowiadania i Demetrim i Tani (chyba dobrze odmieniłam ale bez bicia proszę) jest rewelacyjny.Życze weny i pozdrawiam. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Susan
Administrator
Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 732 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 20:50, 30 Cze 2010 |
|
Cieszę się, że wstawiłaś już nowy rozdział. Muszę przyznać, że podobał mi się jeszcze bardziej niż poprzedni. Może dlatego, że przedstawiłaś nam coś zupełnie nowego, coś czego nie znaliśmy z sagi, o czym nigdy w niej nie wspomniano.
Opis Demetriego wyszedł Ci znakomicie. Bardzo lubię tę postać i cieszę się, że tak dokładnie go opisywałaś w tym rozdziale. Nie mówię tylko o wyglądzie, ale przede wszystkim o przemyśleniach, uczuciach, zachowaniu i spostrzeżeniach. Wyszło Ci to naprawdę bardzo ładnie i plastycznie, co pozwoliło mi go dokładnie sobie wyobrazić.
Fragment, gdy ogląda obraz i rozmyśla o Tanyi również wyszedł Ci bardzo ładnie. Nie spodziewałam się, że Demetri aż tak zapała do niej uczuciem i pożądaniem. Na dodatek, że nie przejdzie mu to, a będzie trwało przez długi czas. Nie posądziłabym go o takie coś. Nawet sama nie wiem dlaczego. Zresztą ta para jest według mnie na pierwszy rzut oka abstrakcyjna, więc tym bardziej jest to plus dla Ciebie, że sprawiłaś, że wierzę w tą dwójkę i w to, że może ich coś połączyć.
Zachowanie Demetriego odnośnie Heidi. To że kochał się z nią, myśląc i Tanyi, a potem jeszcze wypowiedział jej imię, jeszcze bardziej mnie zdziwiło. Jednak bardziej zaskoczyło mnie to, że ona poszła do Aro i pokazała mu swoje wspomnienia z tym związane. Dobrze, że Aro ją tak potraktował. Należało się jej.
Dobrze, że nie ukarał Demetriego, tylko wysłał do z Eleazarem do Anglii. Zaskoczył mnie wątek Newtona. Choć muszę też przyznać, że spodobało mi się takie połączenie historii realnej z magią sagi. Skojarzyło mi się to trochę z Twoją miniaturką Obraz, gdzie pojawił się Solimena, oraz z Wampirem Kajuszem, gdzie był da Vinci. W każdym przypadku takie zapożyczenie przypadło mi do gustu.
Opis Londynu również wyszedł Ci bardzo dobrze. Naprawdę poczułam jakbym przemierzała z Demetrim uliczki tego miasta. Czuła wszystkie zapachy, przyglądała się budynkom i ludziom. To świadczy o Twoim talencie, moja droga. Uwielbiam się tak wczuwać w teksty i ich klimat. Kupiłaś mnie tym. Nie tylko tym, ale tym też. Ale się zaplątałam. Wybacz.
Pojawienie się Carlisle'a było miłą niespodzianką. Cieszę się, że wprowadziłaś go to opowiadania. Potrafię sobie wyobrazić minę Demetriego na wieść o tym, że Cullen żywi się tylko zwierzętami. Musiało być to dla niego co najmniej dziwne. Dobrze, że nic mu nie zrobił i że zabrał go do Volterry.
No i końcówka. Demetri wpatruje się w obraz, a Carlisle radzi mu, żeby ją odszukał. Świetnie Ci to wyszło. Wystarczyło tak mało, by ruszyć Demetriego z miejsca i zmusić do działania. Powinien być wdzięczny Cullenowi.
A moim ulubionym fragmentem tego rozdziału jest ten:
Cytat: |
Jesteś krwiożerczą bestią, która morduje ludzi, wysysa z nich całą krew. Człowiek stał się twoim wrogiem i twoim natchnieniem. Gorąca i słodka posoka nęci cię każdego dnia, a jad napływający do ust pali żywym ogniem, trawiąc wnętrzności. Więc chłeptasz tę krew jak spragniony wędrowiec wodę, nie patrząc, czy rozbryzguje się wokół aorty. Delektujesz się nią niczym koneser winem. Jesteś Bogiem, który, zatapiając zęby w ludzkich szyjach, sięga po najwspanialszy nektar. Jesteś diabłem, bo zabijasz z uśmiechem na twarzy, upajając się chwilą. |
Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Jestem ciekawa konfrontacji z Tanyą. Na pewno wszystko potoczy się bardzo ciekawie.
Czekam niecierpliwie i życzę dużo pomysłów!
Buziaki |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
tenaya
Wilkołak
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 186 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 17:24, 02 Lip 2010 |
|
No rzesz kurcze..
Powiem ci jedno: piszesz przepięknie!! Twoje opowiadanie jest jednym z najfajniejszych, najpiękniejszych, najdojrzalszych jakie czytałam. Każde słowo jakie piszesz, każdy opis, emocja jest piękna. Twój Demetri, Volturi, twój świat jest piękny.
Jak czytałam ten rozdział, chłonęłam każde słowo i mówiłam sobie- niech się ona nie zniechęci, niech doprowadzi te historię do końca i niech się Edward i Bella schowają bo tu rośnie im mega konkurencja. Znudziły mnie te liczne opowiadania, które pokazują Ed&Bells story w różnych wariantach. Kocham parę Demetri& Tanya, to jak ludzie z wyobraźnią potrafią ominąć banalne stereotypy i tobie się to udaje. Oby tak dalej!
A teraz odnośnie tego rozdziału:
1. Demetri nieprzestający myśleć o Tanyi, ten seks na odwal się i wypowiedzenie jej imienia sprawił, że aż mi się serce zaczęło krajać. Tak żal mi Demetriego, tego, że przez tyle lat samotności wreszcie ją znalazł, ale nie może z nią być i musi kryć swoje słabości, emocje.
2. Heidi- zachowała się jak s**a, jak Tana w tych niezliczonych fanfikach, w których zakłóca wspaniały związek Edwarda i Belli (ironia). No po prosty pięknie. Aro potraktował ja tak jak na to zasługiwała- zachowała się jak... człowiek!
3.Motyw Newtona- trochę dziwny, ale Susan ma rację- świetne "połączenie historii realnej z magią sagi", no ale to, że nie uda się go zamienić w pijawkę było do przewidzenia;P
4. Carlise- kocham faceta. Nie ważne co bym napisała KOCHAM GO! i żaden fanfick tego nie zmieni;D
5. Elezar pojechał do Hiszpanii? Czyżby było to subtelne nawiązanie do Carmen?
6. Końcówka... no ja chcę kolejny rozdział.
PS. Podoba mi się obraz twojego Demetriego- wygląd. Na początku (czytając książkę) dla mnie też był kimś miedzy Hugh Jackmanem, a Ianem Somerhalderem. Niestety teraz mam zawsze przed oczami obraz filmowego Demetriego, bo jakoś tak przypadł mi do gustu. No cóż... nie mogę oszukać wyobraźni- próbowałam. Mnie to nie przeszkadza i mam nadzieje, że tobie też nie;P
Życzę dużo weny, połamania pióra, a raczej odcisków na palcach od pisania na klawiaturze.
Trzymaj się i doprowadź tę historię do końca!
Powodzenia i do następnego razu;P
tenaya |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
BajaBella
Moderator
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 219 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu
|
Wysłany:
Pon 23:08, 05 Lip 2010 |
|
Bardzo dziękuję za Wasze komentarze capricorn, Sus i tenaya. Dodałyście mi wiary w siebie i zmobilizowałyście moją wenę do pracy. Wiem, że są wakacje, że mamy w głowach gównie wątki z Zaćmienia, ale mam nadzieję, że skusicie się na moją historię i zajrzycie jak rozwija się historia o Demetrim i Tanyi. Zapraszam.
Szczególne podziękowania dla Dzwoneczka. Za to, że jest. Bez Ciebie bym zginęła…
Beta: Dzwoneczek.
Rozdział 3
Przedarł się przez nieprzyjazne Góry Brooksa i ruszył na południe, ku najwyższemu szczytowi Ameryki Północnej – Denali*, u podnóża którego po raz ostatni widział Tanyę. Pomimo późnej wiosny wszędzie zalegała gruba warstwa śniegu, powietrze było mroźne, a wiatr nie dawał spokoju i raz po raz podrywał lodowaty puch, tworząc zamiecie. Demetri omijał ludzkie osady z daleka, zresztą zamieszkujący tę krainę Indianie niechętnie przyjmowali w gościnę dziwnych, nieznanych przybyszów. Wśród miejscowych plemion krążyło wiele legend o zimnych istotach, odpornych na chłód i niosących ze sobą tylko śmierć.
Po kilku dniach samotnej wędrówki po bezkresach dzikiej Alaski dotarł nad jezioro Wonder**. W jego idealnie błękitnej, przeźroczystej tafli odbijała się masywna sylwetka okrytego wiecznym śniegiem Denali. Na przeciwległym brzegu jeziora, ukryty wśród wysokich, rozłożystych świerków stał mały dom. Demetri przystanął, czujnie nasłuchując. Wszędzie panowała cisza, nawet zwierzęta zamilkły. Rozejrzał się. Okolica zdawała się być martwa. Nie zamieszkiwało jej żadne żywe stworzenie. Węch również nie mógł go mylić. Pomimo iż wyczuwał zapach wampirów, już wiedział, że ich tam nie zastanie. Błyskawicznie przebiegł dzielącą go od starego domu odległość. Zatrzymał się przed zaryglowanymi, drewnianymi drzwiami. Ogarnął go przejmujący smutek. Aura tego miejsca przesycona była żalem i nostalgią. Śmierć, niczym rozdarta bólem Demeter, naznaczyła ten dom swoim piętnem.
Tanya wraz z siostrami odeszły. Musiały wyprowadzić się już dość dawno, bo ledwie wyczuwał ich zapach. Wszedł do środka. W pomieszczeniu dominująca pustka była jeszcze bardziej widoczna. Wydawało się, że po wampirzycach nie pozostał żaden ślad. Przeszukał cały dom, ale nie znalazł zbyt wiele. Jedynie jedwabną, nieco przykurzoną chusteczkę z monogramem T.D. To wystarczyło, by uśmiechnął się sam do siebie. Poczuł przyjemne mrowienie. Jego uśpione zmysły znów budziły się do działania. Nie pozostało mu zatem nic innego, niż rozpocząć poszukiwania. Nie obawiał się porażki. Był pewien, że odnajdzie Tanyę, wszak posiadał talent najlepszego tropiciela na świecie.
Irina siedziała nieruchomo. Od kilku tygodni, odkąd znalazły nowy dom, codziennie schodziła w dół rzeki i spędzała czas wśród majestatycznych skał, tworzących malowniczy kanion. Ani razu nie wybrała się z siostrami na polowanie, choć pragnienie dławiło jej gardło, a napływający do ust jad zdawał się boleśnie ranić dziąsła. Kate próbowała ją namówić do wspólnej wyprawy w góry, gdzie z łatwością pożywiłaby się świeżą krwią dzikich zwierząt, których nie brakowało w tej okolicy. Ona jednak uparcie odmawiała.
- Chcesz się zagłodzić? – Głos Tanyi zabrzmiał nieco sarkastycznie. Nie rozumiała, dlaczego siostra zachowuje się w ten sposób, ale coraz bardziej ją to denerwowało. Straciły matkę, dla nich wszystkich był to ogromny szok, a ból i tęsknota nadal rozdzierały ich martwe serca. Ale istniały i miały przed sobą całą wieczność. Nie sposób jej przeżyć, przesiadując nad brzegiem rwącej rzeki.
Irina spojrzała na siostrę czarnymi, wygłodniałymi oczyma. Ich niezdrowy blask sprawiał, że wydawały się bardziej groźne niż zmęczone, ale Tanya wiedziała swoje.
- Musisz zapolować, zdajesz sobie z tego sprawę.
- A ty zawsze wszystko wiesz najlepiej, prawda? Co zrobić, gdzie zamieszkać, jak żyć… – W głosie Iriny wyczuwalna była furia połączona z głębokim rozgoryczeniem. – Tylko dlaczego nie wiedziałaś, jak uratować matkę? Dlaczego?!
- A ty wiedziałaś? Stałaś tam i nawet się nie poruszyłaś, by ją zasłonić!
- Ale to ty i Kate macie ten swój dar! – Irina była coraz bardziej wzburzona. Patrzyła na siostrę z nienawiścią w oczach. Chciała zrzucić przytłaczający ciężar, który nosiła w sobie od kilkunastu miesięcy, musiała znaleźć winnego bólu i cierpienia, które drążyło jej umysł od śmierci Sashy. A zawsze silna i pewna siebie Tanya nadawała się do tego najlepiej. Była tą najpiękniejszą, najmądrzejszą i najbardziej odważną z nich trzech. To ją matka kochała najbardziej i to właśnie jej przekazała największą wiedzę o świecie nieśmiertelnych. A ona odpłaciła w taki sposób! Pozwalając, by Volturi zamordowali Sashę bestialsko na oczach sióstr.
- Nawet nie uśmierzyłaś jej bólu! – Krzyk Iriny rozległ się po całym kanionie.
- Wiesz, że nie mogłam… Musiałabym jej dotknąć***, ale mi nie pozwolili. – Tanya ze smutkiem spojrzała na siostrę. Nie raz zarzucała sobie, że jednak nie pomogła w żaden sposób matce, ale przynajmniej próbowała. Zrobiła wszystko, co mogła, by ją uchronić. Nie udało się.
- Ty hipokrytko! Mogłaś im się wyrwać! A teraz co, przyprowadziłaś nas tutaj, mówiąc, że to nasz nowy dom? Ten stary, opuszczony monastyr w zapomnianym przez Boga miejscu na ziemi? To ma być dom? To więzienie!
Tanya zadrżała z wściekłości. Słowa siostry zraniły ją, pomimo to starała się nie okazać jej, jak bardzo zabolały. Zdawała sobie sprawę z tego, że z Iriną dzieje się coś niedobrego, wampirzyca nie potrafiła pogodzić się ze śmiercią matki. Obwiniała wszystkich, bo tak jej było łatwiej.
- Tutaj jesteśmy bezpieczne. Nikt nas nie znajdzie w takim miejscu, a wiesz, że Volturi tylko czekają na nasz jeden nierozważny krok.
- Bezpieczne! – prychnęła Irina z pogardą. – I tak nas znajdą. To tylko kwestia czasu, nie łudź się. Zresztą mam ich gdzieś. Jak będę chciała, to stworzę armię nieśmiertelnych dzieci i pomszczę matkę.
- Zamilcz!
- A co mi zrobisz? Zamkniesz mnie w tej twierdzy na wieki?
- Wiesz, że nie chcę cię skrzywdzić, ale nie pozwolę ci ściągnąć na nas ich uwagi i gniewu.
- Spróbuj mnie powstrzymać! – Szalony śmiech Iriny zabrzmiał złowrogo wśród skał.
Tanya doskoczyła do siostry i złapała ją za gardło. Była zdecydowanie silniejsza od głodnej wampirzycy, więc z łatwością przytrzymała ją w żelaznym uścisku.
- Lepiej nie stawiaj mnie przed taką koniecznością. – Jej lodowaty głos był nienaturalnie spokojny. – Nigdy więcej nie wspomnisz o śmierci matki ani o tym, co zrobiła. Nigdy więcej nie wypowiesz jej imienia. Ani ty, ani ja, ani Kate. Inaczej nie będziemy bezpieczne, rozumiesz?
Irina próbowała się wyrywać, ale Tanya mocno zacisnęła dłoń na jej gardle. Wiedziała, że siostra jej nie puści, dopóki nie zgodzi się na przedstawione przez nią warunki. Po chwili przestała się szarpać i pokonana niechętnie przytaknęła.
- Rozumiem.
- Dobrze, a teraz pójdziesz zapolować. Koniec z głupimi pomysłami robienia z siebie męczennicy. – Słowa Tanyi zabrzmiały tak, jakby karciła niegrzeczną, krnąbrną dziewczynkę.
Objęła siostrę i pogładziła z czułością jej jedwabiste, długie włosy. Wiedziała, że tylko jeśli będą razem, są w stanie przetrwać w tym okrutnym świecie nieśmiertelnych. Miały siebie, to było najważniejsze.
Jeszcze tego wieczoru, kiedy Irina i Kate wybrały się na polowanie, Tanya usiadła przy starym, zabranym z Alaski sekretarzyku swojej matki, jedynej pamiątce, jaką miały po Sashy i wyjęła piękny, ręcznie zdobiony papier z monogramami hrabiny Marie Eleonore de Poitiers. Został on zrobiony kilka lat temu w Paryżu, na specjalne zamówienie. Pomyślała, że też będzie musiała sobie sprawić podobny, jak tylko wymyśli dla siebie nową tożsamość, którą zamierzała się posługiwać w ludzkim świecie.
Nic nie powiedziała siostrom, ale ich sprawy finansowe nie przedstawiały się imponująco. W zasadzie wszystkie pieniądze, jakimi dysponowały, zostały przeznaczone na zakup tego starego monastyru, który służył im teraz za dom. Miały oczywiście jeszcze jakieś akcje i dwa spore majątki ziemskie oddane ponad sto lat temu w dzierżawę. Jeden z nich znajdował się nieopodal Moskwy, nad rzeką Don i nosił nazwę „Ostry Kamień”. Drugi, będący szczodrym podarunkiem króla Francji Henryka II dla ówczesnej kochanki Diany de Poitiers, za którą w 1556 roku przedstawiała się Sasha, leżał w Dolinie Loary i był prawdziwym klejnotem renesansowej architektury. Tanya odwiedziła Chenonceau z matką tylko jeden raz, ponad czterdzieści lat temu, kiedy kolejna metresa Ludwika XIII usiłowała przejąć zamek. Wówczas hrabina de Poitiers zadbała o wszelkie papiery nadające akt własności tych ziem wraz z chateau jej rodzinie.
Na odwiedziny we Francji było jeszcze za wcześnie, Tanya nie chciała narażać się na spotkanie z Volturi, którzy chętnie odwiedzali tę część Europy. Postanowiła zająć się majątkiem w Rosji, tak by przynosił im jak największe zyski. Aktualnie pieczę nad nim sprawował kniaź Grigorij Rostow, którego żona Elena często korespondowała z hrabiną Marie de Poitiers. To właśnie do niej Tanya postanowiła napisać list zapowiadający swoje rychłe przybycie.
Do Kniazini Eleny Rostowej,
drogiej kuzynki mojej ukochanej ciotki, hrabiny Marie Eleonore de Poitiers.
Z przykrością muszę zawiadomić Panią i jej szanownego małżonka, że moja ukochana ciotka, hrabina Marie Eleonore de Poitiers nie żyje, a jako że nie doczekała się własnego potomstwa, ja i moje młodsze siostry, córki jej nieodżałowanego świętej pamięci brata, hrabiego Louisa Saint-Germain de Poitiers, prawowitego potomka króla Henryka II, dziedziczymy cały jej majątek, w tym również posiadłość wraz z ziemią znajdującą się w Rosji, nad Donem, a zwaną „Ostry Kamień”. Ową posiadłością opiekuje się od lat Wasz czcigodny małżonek, Kniaź Rostow. Jak mniemam, chętnie przedstawi mi wszelkie zyski i przekaże ważne informacje dotyczące stanu tego majątku. Będę wdzięczna za okazaną mi z Waszej strony pomoc, gdyż jako młoda wdowa, muszę sama zająć się sprawami finansowymi mojej rodziny. Zatem zawitam do Moskwy najdalej w kwietniu i ufam, iż będę mogła pozostać Waszym gościem.
Z pełnymi wiary wyrazami szacunku, pogrążona w żalu
Markiza Madelaine Saint-Germain d’Argenlac.
Tanya uśmiechnęła się, zadowolona ze swojego pomysłu. Wybrała dla siebie nowe imię i tytuł, którym miała zamiar posługiwać się w ludzkim świecie. Postanowiła udawać młodą wdowę, jako że samotnie podróżująca mademoiselle w tych czasach wywołałaby niepotrzebny skandal. Schowała akt własności Chenonceau, mógł bowiem okazać się niezbędny dla potwierdzenia jej nowej tożsamości i poszła pakować kufry, gdyż chciała wyjechać jak najwcześniej. Nie obawiała się o bezpieczeństwo sióstr, z którymi musiała rozstać się na kilka tygodni. Stary monastyr, ukryty wśród niedostępnych gór Zachodniego Kaukazu, był idealną kryjówką, zarówno przed ludźmi, jak i nieśmiertelnymi.
Moskwa.
Piętrowy, z bogato zdobioną fasadą pałacyk kniazia Rostowa mieścił się przy Dienieżnym Trakcie i był jego największą ozdobą. Budynek zbudowano w stylu empire i zgodnie z obowiązującą modą jego elewacja zwrócona była w stronę krużganków i okazałego ogrodu. Od frontu zdobił go portyk z doryckimi kolumnami, które nadawały całości szczególnego przepychu.
Tanya, nie chcąc nadużywać gościny przemiłej kniazini Eleny i jej równie sympatycznego męża, jak tylko dokonała przeglądu majątku nad Donem i uzyskała wszelkie niezbędne informacje o jego aktualnym stanie, a także o wysokości czerpanych z niego zysków, miała zamiar jak najszybciej wracać do swojej pustelni. Została jedynie na wyraźną prośbę gospodyni, która przekonała ją do odświeżenia garderoby i zamówiła dwa kufry strojnych sukien prosto z Paryża, uszytych według ostatniej mody. Elena Rostowa była zachwyconą młodą markizą, która swoją urodą świeciła niczym najpiękniejszy diament na moskiewskich salonach. Jedynym utrapieniem kniazini była specyficzna dieta jej gościa, a raczej jej brak. Rosjanka zamartwiała się tym, że dziewczyna nic nie jada, kazała nawet zwolnić kucharza i przyjęła nowego, prosto z Hiszpanii, który czarował wszystkich kunsztem swoich wymyślnych, egzotycznych potraw.
Tanya także była nieco zaniepokojona tą dociekliwością Eleny, więc udawała, że próbuje ludzkiego pożywienia, symulowała dolegliwości żołądkowe i ogólne nieprzystosowanie organizmu do rosyjskiej, tłustej kuchni. Martwiło ją jednak coraz bardziej, że nie polowała od dwóch tygodni i pragnienie stawało się coraz bardziej uciążliwe, szczególnie w otoczeniu tak smakowitej ludzkiej krwi. Wmówiła zaniepokojonej jej podkrążonymi, pociemniałymi z głodu oczami kniazini, iż potrzebuje dużo świeżego powietrza i ruchu, by móc dojść do siebie po ciężkich doświadczeniach, których nie szczędził jej los w ostatnich latach. Od tego momentu wybierała się samotnie na długie konne wycieczki w podmoskiewskie, gęste lasy i spokojnie polowała na okoliczne łosie, dziki i sarny.
Pobyt w Moskwie zdecydowanie zaczął się jej podobać i ucieszyła się, kiedy Rostowa postanowiła wydać bal na cześć rozkwitającej właśnie wiosny, która tego roku była nad wyraz kapryśna i nie rozpieszczała ludzi ciepłem i słońcem, przynosząc dzień w dzień deszcze i pokryte chmurami niebo. Przygotowania do hucznego przyjęcia ruszyły pełną parą, zaproszono najznamienitszych gości, w tym kuzynkę cara, Katarzynę. Ponadto na kilka dni przed balem kniaź zaprosił przebywającego przejazdem w Moskwie jego wysokość księcia Arpada Rakoczego, podającego się za pretendenta do tronu Siedmiogrodu.
- Powiadają, iż ten obcokrajowiec jest niezwykle przystojnym i bogatym dżentelmenem, moja droga Madeleine – szepnęła Elena Rostowa, uśmiechając się znacząco do Tanyi. – Jesteś jeszcze taka młoda, nie warto długo tkwić we wdowieństwie z taką urodą…
Wampirzyca wyczuła intencję gospodyni. Wyjście za mąż za człowieka było tak absurdalnym i niedorzecznym pomysłem w jej przypadku, że roześmiała się serdecznie, co kniazini uznała za pełną aprobatę.
- Nawet sama księżna Katarzyna jest nim oczarowana – kontynuowała swój wywód Elena. – Ale z jej urodą trudno byłoby przekonać tak interesującego mężczyznę. Nie wiem, ile złota ze swojego skarbca musiałby wyjąć car, by książę Rakoczy spojrzał na nią przychylnym okiem.
- Moja droga, skoro jest tak, jak mówisz, z radością poznam przyszłego władcę Siedmiogrodu. – Tanya bawiła się wyśmienicie. Niewinny flirt z człowiekiem mógł okazać się całkiem ciekawą i podniecającą grą.
Demetrii przystanął w mroku i z ukrycia przyglądał się ostatnim przygotowaniom do zbliżającego się balu w pałacu Rostowów. Odnalezienie Tanyi okazało się prostsze, niż przypuszczał i choć główny trop prowadził w nieprzyjazne góry Kaukazu, intuicja podpowiedziała mu, żeby spróbował na początek w Moskwie, gdzie jej matka utrzymywała dość bliskie stosunki z pewną ludzką rodziną.
Przybył do miasta zaledwie kilka dni temu, a już szeptano o nim na salonach, wymieniając jego fałszywe imię i tytuły z należytym szacunkiem i atencją. Damy pragnęły jego zniewalającego uroku, a mężczyźni zacierali ręce, licząc na intratne interesy lub poparcie. Nienaganne maniery i ekstrawaganckie stroje, jakie prezentował, tworząc wokół siebie aurę tajemnicy, sprawiły, że stał się najbardziej pożądanym gościem na przyjęciach w każdym liczącym się domu w Moskwie.
- Do jutra, mon cherie – szepnął, spoglądając po raz ostatni w jasno oświetlone świecami
okna Rostowów. Zarzucił ciemną pelerynę na klasyczny, elegancki surdut i zniknął w mroku równie szybko, jak się pojawił.
Główne drzwi pałacu na Dienieżnym Trakcie stały otworem. Wzdłuż marmurowych schodów odświętnie ubrani lokaje przytrzymywali bogato zdobione kandelabry, oświetlając wejście. Goście zaczęli przybywać punktualnie z wybiciem dziewiątej. Kniaź Grigorij wraz z małżonką witali wszystkich serdecznie w przestronnym holu na parterze, którego wnętrze rozświetlone zostało tysiącem białych świec, płonących radośnie w złotych, barokowych świecznikach i ściennych kinkietach.
Tanya stała w szeregu tuż za Eleną. Miała na sobie wspaniałą zieloną suknię z weneckiego jedwabiu, nałożoną na włoską halkę w kwiaty, uszytą z usztywnionego atłasu. Na jej długiej, alabastrowej szyi błyszczały intensywnym, morskim odcieniem szafiry. Służąca ułożyła jej jasnozłote włosy do góry, w prosty sposób, który jedynie podkreślił idealny owal twarzy. Oczy w kolorze płynnego bursztynu świeciły niezwykłym blaskiem. Zaróżowione, ładnie wykrojone usta układały się w śliczny uśmiech.
Goście napływali niemal tak samo licznie i gwałtownie jak krople deszczu, które nieustannie padały z nieba. Do dziesiątej pokoje i sale balowe wypełnił gwar, a Elena pochyliła się właśnie ku Tanyi, by szepnąć jej słówko, gdy nagle umilkła na widok eleganckiej postaci, która pojawiła się w drzwiach.
- Książe Arpad Rakoczy z Siedmiogrodu. – Lokaj donośnym głosem zapowiedział gościa.
Demetri zrzucił pelerynę i podał ją służącemu, a następnie skinął głową na powitanie gospodarzowi, który niezmiernie rad z przybycia tak znamienitej osoby, oddał głęboki ukłon.
Tanya z przerażeniem wpatrywała się w fałszywego następcę tronu Siedmiogrodu. Żołnierz Volturi, ubrany w świetnie skrojony szustokor z czarnego, chińskiego jedwabiu, na którym widniał intrygujący wzór feniksa ulatującego z szarych popiołów, w niczym nie przypominał Demetriego, którego pamiętała. Wyostrzone wampirze zmysły nie myliły jej jednak. Przed nią stał ten sam nieśmiertelny, którego silne ramiona przytrzymywały ją podczas egzekucji Sashy. To była ta sama twarz. Czarne, mroczne oczy błyszczały pod ciemnymi, szerokimi brwiami. Prosty, klasyczny nos, a pod nim pełne, doskonale wykrojone usta. Męska, mocno zaznaczona broda. Był blady, lecz nie tak jak ona. Jego cera wydawała się śniada nawet po wielu latach unikania słońca. Ciemne, dłuższe włosy związał do tyłu.
Zadrżała. Jedna straszna myśl przeszyła jej umysł: przybył tu po nią. Zaraz jednak pomyślała, że chyba nie będzie ryzykował ujawnienia się w obliczu setki ludzi.
Demetri podszedł do Eleny i szarmancko musnął ustami jej delikatną dłoń, ozdobioną pierścieniami, a następnie kniaź przedstawił mu Tanyę.
- Książe, pozwól, oto markiza Madelaine Saint-Germain d’Argenlac. Bratanica niedawno zmarłej kuzynki mojej żony, hrabiny de Poitiers.
Volturi skłonił się lekko, po czym ujął wyciągniętą ku niemu dłoń i przytrzymał ją na chwilę w swojej.
- Oczarowany – powiedział cicho, a następnie schylił się by dotknąć ustami jasnej skóry. Tanya poczuła, jak jego usta namiętnie przywierają do jej ręki, chciała ją wyrwać, ale przytrzymał ją mocniej, dostrzegając ten gest.
- Pozwolisz, Pani, że będę ci towarzyszył dzisiejszego wieczoru. – W głosie Demetriego wyczuła lekkie rozbawienie.
- Myślę, że wiele dam będzie niepocieszonych, jeśli jedynie mnie okażesz Panie taką atencję – odparła, broniąc się jeszcze, choć wiedziała, że to daremne starania.
- Och, zapewne są wśród nich smakowite kąski, jednak żadna z nich nie dorównuje ci urodą ani siłą – szepnął jej do ucha, podając ramię.
- Zatem prowadź, hrabio Demetrii. – Tym razem to ona odezwała się cicho, pochylając się nieznacznie ku niemu.
- Cii… - Uśmiechnął się do niej szelmowsko. - Bawimy się razem w tę maskaradę, droga markizo.
Bale wyprawiane przez Rostowów cieszyły się od lat dużą popularnością wśród moskiewskiej szlachty. Kniazini Elena dbała, by jej gościom nie zabrakło zarówno uczty dla ducha, jak i ciała. Stoły były suto zastawione pieczonymi bażantami, perliczkami w pomarańczach, młodymi indyczkami z farszem z delikatnych wątróbek, skwierczącymi krewetkami w ostrym, czosnkowym sosie oraz wyśmienitą dziczyzną, aromatycznie pachnącą jałowcem i rozmarynem. Do tego kilkanaście złotych pater uginało się pod ciężkością smakowitych owoców. Podano najlepsze francuskie wina, a także – dla chętnych – grog i pełne słodyczy miody pitne oraz obowiązkowo mocną wódkę, ulubiony napitek bojarów.
Specjalnie wybrani, najlepsi moskiewscy muzycy grali dla gości reprezentacyjną pawanę, na przemian ze żwawymi, ale skomplikowanymi technicznie gajardami i gawotami. W swoim repertuarze proponowali także skoczną i frywolną voltę, egzotyczną moreskę, a także cieszący się ogólnym uznaniem, tańczony w półkolu branle. Zgodnie z najnowszą francuską modą zagrano także menueta, który uznawano za niezwykle finezyjny taniec.
Kniazini Rostowa z zadowoleniem przyglądała się swojej ślicznej kuzynce wirującej w szybkim tempie musette z księciem Rakoczym. Ta para zwracała uwagę wszystkich gości. Urodą, płynnością ruchów i nieuchwytną aurą tajemniczości, jaką wokół siebie roztaczali. Elena dostrzegła jednak coś więcej, błysk w oczach księcia, kiedy patrzył na markizę, jej spłoszone spojrzenia, rzucane mu ukradkowo spod długich rzęs. Powietrze zdawało się iskrzyć między nimi.
Demetri bawił się wyśmienicie i w duchu gratulował sobie fortelu, jakim się posłużył. Tanya nie powinna w takich okolicznościach domyślić się, że jej szukał. Postara się, by uznała to spotkanie za zupełnie przypadkowe, wówczas może przestanie się go obawiać. Musi jej tylko wytłumaczyć w jakiś dyskretny sposób, że nie ma wobec niej żadnych wrogich zamiarów.
- Jak się bawisz, markizo – szepnął do niej, gdy wykonywali półobrót. Dostrzegł w jej złotych oczach strach, więc przy kolejnej okazji, kiedy ich dłonie się spotkały, delikatnie ujął jej szczupłą kibić i przyciągnął do siebie.
- Nie musisz się mnie bać, nie przyszedłem tu, żeby cię porwać i oddać pod sąd Ara.
- To co tu robisz?
- To samo, co ty, interesy.
- Skąd wiesz, że przybyłam do Moskwy w, jak to nazwałeś, interesach?
Tanya nadal była nieufna, ale dostrzegł, że się nieco uspokoiła.
- Droga markizo, rozmawiałem z kniaziem Rostowem, wiem o Pani wszystko. – Uśmiechnął się do niej, błyskając białymi zębami.
- Jesteś tu sam?
- Zdecydowanie tak. Lubię tę część Europy. Często tu wracam. Czy wiesz, że urodziłem się nad Morzem Czarnym? – Starał się poprowadzić rozmowę tak, by wyzbyła się całkowicie lęku przed nim. I żeby mu uwierzyła. To może okazać się trudne, ale nie zamierzał się poddawać. Miał naturę wojownika, a o nic tak bardzo nie lubił walczyć, jak o względy pięknej kobiety.
- Czyli to nie Aro cię tu przysłał? – Spojrzała mu w oczy, próbując rozszyfrować jego prawdziwe intencje.
- Nie, Aro ma teraz zupełnie co innego na głowie. Wierz mi, że nawet o was nie pamięta. Przecież nie robisz nic złego, prawda? – Wykonywali ponownie półobrót z ukłonem, więc skorzystał z okazji, by zbliżyć się do niej i niby przypadkiem musnąć jej policzek. Zadrżała pod wpływem tego dotyku. Pomimo tego, że nadal nie wierzyła mu do końca, musiała przyznać, że potrafił być czarującym tancerzem. Lekkość, z jaką ją prowadził, hipnotyzujące spojrzenie jego oczu, które dostrzegała, gdy pochylał się ku niej, sprawiały, że czuła z zażenowaniem narastające w niej podniecenie.
Kiedy taniec się skończył, Demetrii odprowadził ją do kniazia Rostowa i skłonił się nisko.
- Oddaję pod Pańską opiekę śliczną markizę. –Ujął dłoń Tanyi i pocałował ją z iście dworską elegancją. – Niestety, muszę już państwa opuścić dzisiejszej nocy, ale byłbym rad złożyć wizytę w najbliższym czasie.
- Jakaż szkoda, drogi Książe. Zaraz odbędzie się taniec Kozaków znad Dniestru. Specjalnie sprowadzonych tu przez moją żonę. – Kniaź wyraźnie był niepocieszony szybkim odejściem takiego szczególnego gościa. Zreflektował się jednak szybko i serdecznym tonem zaprosił Rakoczego na kolację wydawaną przez Elenę następnego dnia.
Demetri z uśmiechem przyjął zaproszenie, zarzucił podaną przez lokaja długą pelerynę i szybko zbiegł po schodach. Musiał wyjść, bo jad palił jego gardło już żywym ogniem, a nie chciał ryzykować ataku na balu. Skarcił sam siebie za lekkomyślność, mógł pożywić się poprzedniej nocy, wówczas nie czułby tak silnego pragnienia. Przemierzał ciemne, mroczne ulice Moskwy, czujnie nasłuchując i węsząc w poszukiwaniu swojej ofiary. W niczym nie przypominał w tej chwili opanowanego, szarmanckiego Księcia Rakoczego. Bestia czająca się w jego czarnych oczach owładnęła nim całkowicie.
Tanya patrzyła, jak zniknął we mgle, która spowiła Dienieżnyj Trakt. Poczuła jego zew i przez krótką chwilę chciała pobiec wraz z nim. Zanurzyć się w słodkiej, ciepłej krwi, rozkoszować się jej intensywnym, głębokim smakiem. Dać się ponieść instynktowi drapieżcy, chłeptać czerwoną, życiodajną ciecz, wytarzać się w niej, razem z nim zespolić się w rozpuście ciał, w szale namiętności.
Kniaź Rostow przyglądał się jej z narastającym zdumieniem. Była piękna, ale teraz w jej oczach pojawiła się także dzikość, jakaś pierwotna siła i moc, obiecująca nieziemskie chwile spełnienia. Jako koneser, nie tylko dobrych trunków, ale i kobiecych wdzięków, doceniał jej niewątpliwą urodę, jednak po raz pierwszy pomyślał, że kuzynka jego żony, to niebezpieczna kobieta.
* Denali - indiańska nazwa szczytu McKinley.
**Jezioro Wonder – jezioro położone u podnóża szczytu McKinley.
*** Tanya w moim opowiadaniu ma jakby odwrócony dar Kate. Kate, dotykiem ręki może porażać jakby prądem, zadawać ból, obezwładniać. Tanya swoim dotykiem koi i uśmierza ból, sprawia, że ofiara czy poszkodowany go nie czuje. |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez BajaBella dnia Pon 23:30, 05 Lip 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
tenaya
Wilkołak
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 186 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 18:30, 06 Lip 2010 |
|
Oj moja droga...
Takie pytanie na wstępie. Czy twój Demetri to naprawdę fikcyjny facet? Bo jak nie to poproszę o jego telefon;P
Postać jaką stworzyłaś może przyprawić o szybsze bicie serca- oh jak tu sie nie zakochać.
Coś mi się wydaje, że jakby Irinia była na miejscu Tanyi to z pewnością mocno kopnęła by Demetriego, no ale Tanya to ta opanowana, racjonalnie myśląca (co mi się straszne podoba) więc super, że nie odwróciła się od Demetriego, chociaż fakt, że mu nie ufa jest zrozumiały.
Opis ich tańca.... piękny. Zresztą każdy twój opis jest piękny.
Podoba mi się Tanya- jej opanowanie i zdolność racjonalnego myślenia. Ładnie wytłumaczyłaś dlaczego to ona stała się głową rodziny. Podoba mi się, że nie jest (tak jak w innych ff) te lekkomyślną siostrą, że mimo tej tragedii zachowuje zdrowy rozsądek.
Pomysł z jej darem... no więc zawsze uważałam, że Tanya zasługuje na jakiś dar, więc brawo;P
Mówiłam już, że twój Demetri jest rewelacyjny? Jak tak to przepraszam...
Przepraszam też, że mój komentarz jest taki... mało ambitny, ale jestem potwornie zmęczona i przy następnej części się poprawię.
W skali 1 do 10 twojemu opowiadaniu daję 10+ na razie;P
Słuchaj, trochę mi przykro, że tak mało osób komentuje to opowiadanie, ale może to przez wakacje- ludzie nie mają czasu i czekają na ff do których przywykli i nie wciągają się w nowe. Głowa do góry. Twój ff jest teraz moim numerem 1 i naprawdę byłoby szkoda jakbyś go porzuciła (ze względu na małą frekwencje) bo coś tak wartościowego z opisami niczym z najlepszych książek warte jest zachodu;P Kochana, wierz mi twój ff zyska jeszcze wiernych fanów, a już mówiłam, że twojemu Demetriemu Edward i cała reszta wilkołaków nie dorasta do pięt?
Życzę DUŻO weny i dobrego nastroju;P Obyś nie straciła wiary w swoje możliwości i obyśmy doczekali się momentu kiedy napiszesz magiczne słowa THE END;P
Ja chcę więcej!!
Pozdrawiam i trzymam mocno kciuki za twoją wyobraźnię;D
tenaya |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Śro 16:56, 07 Lip 2010 |
|
Nadrobiłam sobie opuszczony rozdzialik i przeczytałam nowy. Miałaś rację, dobrze, że zebrałam sobie więcej lektury, bo po drugim rozdziale i takim zawieszeniu akcji byłabym wielce niepocieszona. :)
Do rzeczy. Podobało mi się, w jaki sposób opisałaś wzmagające w Demetrim uczucie tęsknoty za Tanyą, spaloną próbę jego zniwelowania i natychmiastową reakcję Ara, by oderwać swojego strażnika od przyziemnych uczuć. Sympatycznie wplotłaś postać historyczną i złączyłaś bieg wydarzeń z pojawieniem się Carlisle'a.
Zakończenie natomiast było bolesne dla czytelnika, więc świetnie, że udało Ci się tak szybko zaprezentować kolejny rozdział.
W trzeciej odsłonie wracasz do sióstr i w ciekawy sposób pokazujesz ich dalsze losy po śmierci matki. Troszkę zabrakło mi Kate, bo ten wątek zdominowała Irina. Nie nazwałabym jej koniecznie męczennicą, raczej infantylną, pragnącą zemsty idiotką. Może to zbyt ostre słowa, ale nie zachowała się mądrze. Nikt nie oczekiwałby od niej radosnego tańca ku czci powstającego ze snu Słońca, ale to, co powiedziała, było po prostu głupie. Widać, że teraz Tanya wiedzie prym w ich stadzie i świetnie zaznaczyła swoją pozycję.
Dalej wspomnienie o majątkach, nowej tożsamości i wreszcie wizytacja w jednej z posiadłości. Bardzo dobre motywy, które nie tylko ubarwiają opowieść poprzez malownicze opisy i dbałość o oddanie klimatu i specyfiki miejsca. Pozwoliły Ci one niezwykle naturalnie przejść do kolejnego spotkania głównych bahaterów. Demetri zerwał się niczym Kopciuszek, szkoda że nie zostawił jakieś części garderoby, na przykład chustki z jej inicjałami, co dałoby do myślenia Tanyi. Ale tu mnie już wyobraźnia ponosi. Niezwykle cieszy mnie fakt, że będzie jeszcze obiad i kolejna szansa do spotkania. :) Jestem bardzo ciekawa, jak oboje wymigają się od jedzenia, a może po prostu pożują sobie coś dla niepoznaki? (to takie retoryczne pytanie, nie odpowiadaj ) Czuć napięcie między postaciami i jest ono nie tyle niespotykane, co nie do końca zrozumiałe. Od strony Dema - ok, ale końcowy opis uczuć Tanyi po jego odejściu wydawał mi się zbyt szybkim posunięciem. Liczyłam na to, że wstrzymasz dłużej również te uczucia u Tanyi, choć może to tylko chęć polowania... Może jeszcze pobędzie zadziorna.
Zastanawiałam się, co zrobił Aro po odejściu Demetriego. Rozumiem, że Dem mógł wziąć coś na kształt urlopu, ale jednak Aruś nie byłby zadowolony z takiego obrotu spraw, tym bardziej że wie, co czuje jego tropiciel. Szkoda, że nie było o tym. A jeśli dopiero będzie, jeśli np Dem uciekł bez zgody, to tylko lepiej dla akcji.
Bardzo mi się podoba to opowiadanie, jest ożywcze i wnosi świeży powiew do fandomu. Oby tak dalej.
Beta spisuje się wyśmienicie, a po tekście tylko się płynie, więc brawa dla Dzwoneczka!
Wynotowałam dwie takie drobnostki:
Myślę, że wiele dam będzie niepocieszonych, jeśli jedynie mnie okażesz Panie taką atencję – odparła, broniąc się jeszcze, choć wiedziała, że to daremne starania.
Wydzieliłabym zwrot Panie przecinkami.
- Zatem prowadź, hrabio Demetrii.
Demetri przez jedno i; taka pisownia przez dwa pojawiła się jeszcze w jednym miejscu.
No i jeszcze ten namiętny całus w dłoń - wydaje mi się, że dłoni nie można całować namiętnie, co najwyżej szorstko, z czułością, delikatnie, subtelnie, ale namiętnie to usteczka.
Ale jak mówię, to tylko uwaga, nie jakiś błąd. |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Susan
Administrator
Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 732 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 20:21, 07 Lip 2010 |
|
Muszę Ci przyznać, że nie mogłam się doczekać nowego rozdziału Twojego opowiadania. Byłam bardzo ciekawa, co się wydarzy podczas spotkania Demetriego z Tanyą
Już na samym początku wciągnęłaś mnie do swojego świata. Wraz z Demetrim wędrowałam po chłodnej Alasce, czując na sobie smaganie zimnego wiatru i depcząc po śniegu. Naprawdę przeszedł mnie taki dreszcz, pomimo upału.
Zrobiło mi się przykro, gdy wampir dotarł na miejsce i nie zastał tam sióstr. Byłam jednak pewna, że dzięki swoim zdolnościom tropiciela, je wyśledzi.
Fragment o Tanyi i Irinie bardzo mnie zasmucił. Każda na swój sposób przeżywała śmierć Sashy. Irina widocznie sobie z tym nie radziła, a Tanya starała się trzymać je wszystkie w kupie. Znalazła im dom, chciała, żeby żyły dalej, żeby Volturi ich nie skrzywdzili. Irina wypowiedziała wiele przykrych słów, które pewnie w normalnej sytuacji nie wyszłyby z jej ust. Muszę przyznać, że jak Tanya chwyciła siostrę za gardło, skoczyła mi adrenalina, ale tak pozytywnie. Pokazała, że siostra ma się jej słuchać i że jest w niej prawdziwa wampirzyca. Potem jednak przytuliła ją, co z drugiej strony pokazało, że są przecież sobie bliskie.
Następnie mamy rozmyślania Tanyi i jej plan odnośnie posiadłości, pieniędzy, nowej tożsamości. Muszę przyznać, że wampirzyca imponuje mi swoją zapobiegliwością, tokiem rozumowania, odpowiedzialnością i opiekuńczością.
Opisy, które nam zaserwowałaś odnośnie pobytu Tanyi w Moskwie wyszły Ci znakomicie. Wszystko dokładnie sobie wyobraziłam dzięki temu. Uśmiechnęłam się przy fragmencie o zwolnieniu kucharza i zatrudnieniu nowego, bo Tanya nic nie jadła. Współczuję jej, że musiała się męczyć z tym próbowaniem pożywienia i pragnieniem krwi.
Tak mi się wydawało, że Demetrii będzie tym mężczyzną, o którym wszyscy tak mówili i się nim zachwycali. Ten to też ma pomysły dobre. Biedna Tanya wystraszyła się, że przyszedł do niej w złych zamiarach. Ale się myliła.
Opisy znów wyszły Ci przepięknie. Zarówno jeśli chodzi o bohaterów, jak i wnętrza, atmosferę. Dzięki temu, naprawdę wsiąkam w klimat Twojego opowiadania. Za każdym razem zadziwiasz mnie plastycznością i autentycznością swoich opisów.
A taniec Demetriego i Tanyi to majstersztyk. Wyszło Ci to bardzo dobrze. wręcz idealnie. Czułam między nimi emocje, napięcie. Kurcze, aż mi włosy na przedramionach dęba stanęły. Kobieto, co Ty ze mną robisz?
Uwielbiam Twoją Tanyę i Twojego Demeteriego. Są po prostu cudowni. Zarówno osobno, jak i razem.
Nie mogę się doczekać ich kolejnego spotkania i tym samym następnego rozdziału. Błagam, nie każ mi długo czekać, bo tu uschnę z ciekawości :* |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
niobe
Zły wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 96 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Nie 6:43, 11 Lip 2010 |
|
Jakbym wiedziała, że piszesz o Tanyi i Demetrim to przyszłabym tu o wiele wcześniej ^^ Sama już chyba dwukrotnie ich połączyłam, więc uważam, że ten parting jest niezwykle ciekawy i bardzo prawdopodobny. Już sama nie wiem od czego zacząć. Może najpierw moje wrażenia. Skończyli mi się niedawno Uwikłani i podświadomie szukałam już czegoś co wypełni moją pustkę i dzisiejszego wieczoru chyba coś znalazłam (bo u mnie jest jeszcze wieczór ^^). Poczynając od wybranych przez Ciebie postaci, a kończąc na wspaniałych opisach całkowicie mnie oczarowałaś. Najbardziej lubię pisać o postaciach, dlatego na tym się skupię teraz. Uwielbiam już Twoją Tanyę. Uczyniłaś z nią bohaterkę, którą można pokochać całym sercem. Zdecydowana i wiedząca czego chce, posiadająca umiejętność chronienia rodziny, a zarazem krucha. Wydaje się, że momentami potrzeba jej tylko męskiego ramienia, żeby się wesprzeć. Poza tym ja naprawdę lubię Tanyę ^^ Będąc w połowie trzeciego rozdziału naszła mnie myśl, że szkoda, że ona się zakocha w Edwardzie.
Dalej Demetri - całkowicie mnie oczarował, gdy w czasie seksu z Heidi wypowiedział imię Tanyi, co prawda to dość specyficzny moment na polubienie bohatera, ale cóż poradzić ^^ Naprawdę stworzyłaś niesamowitych głównych bohaterów.
Co mi się jeszcze rzuciło w oczy to postacie drugoplanowe, bardzo wyrazista Irina i Aro. Co do tych postaci do ogarnęło mnie podobne uczucie jak, gdy czytałam Syna Marnotrawnego Thin, czynisz kanon żywym. Uzupełniasz luki, które stworzyła Meyer i sprawiasz, że postacie są bardziej wiarygodne, trójwymiarowe, a nie płaskie. Naprawdę oczarowałaś mnie tymi bohaterami. Władca Voltery trochę apodyktyczny, szalony, ale z drugiej strony umiejący zaprowadzić wszędzie porządek. Poza tym moment, kiedy mówił o ludzkich uczuciach mnie oczarował. Irina jest postacią ciekawą, jednak czytając miałam wrażenie, że to osoba, która może zdradzić przyjaciół, gdy nie będzie miała wyjścia.
Na koniec zostawiłam sobie Carlisle'a. Naprawdę oddałaś jego postać. Jestem ogromnie ciekawa, czy pojawi się w kolejnych rozdziałach.
Dodatkowo należy Cię pochwalić, za niesamowite tło. Wszystkie informacje, o miejscach, które opisujesz, wydają się niesamowicie wiarygodne.
Na koniec zostawiłam sobie Twój styl. Cóż, wciągnęłaś mnie od pierwszego akapitu, a to się często nie zdarza. Budujesz niesamowicie plastyczne opisy. Ostatnio czytałam Twoje prace finałowe, już po tym przypadły mi do gustu Twoje mini i obiecałam sobie, że na pewno przeczytam coś dłuższego, wcześniej nie mogłam znaleźć czasu, w każdym razie od momenty, gdy czytałam Twoje prace, Twój styl zdecydowanie uległ poprawie. To jest poprawa tego typu, że język staje się bardziej dojrzały, opisy płynniejsze, dzięki czemu Twoje historie po prostu całkowicie wciągają.
Zdecydowanie będę powracać często do tego tematu.
Pozdrawiam i życzę ogromu weny
niobe |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
BajaBella
Moderator
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 219 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu
|
Wysłany:
Śro 19:04, 04 Sie 2010 |
|
Zapraszam na kolejny rozdział. Przepraszam, że tyle to trwało, ale wena wyjechała mi na wakacje i za nic nie chciało jej się wracać.
Dziękuję wszystkim, którym chce się komentować. Wasze opinie zawsze mnie podbudowują i dają „kopa” do dalszego pisania.
Beta: Moja ulubiona i dzielnie ze mną wytrzymująca – Dzwoneczek
Rozdział 4
Poranek przywitał Moskwę pełnym radości, wiosennym słońcem, które zdołało się przedrzeć przez ciężkie, deszczowe chmury. Południowy, ciepły wiatr rozwiewał kłębiące się obłoki, torując drogę złotym promieniom. Miasto obudzone z ponurego letargu ożyło feerią barw i kolorów. Ulice, jeszcze pokryte brudnym błotem i kałużami, zaroiły się od szczęśliwych mieszkańców. Nadeszła długo wyczekiwana wiosna.
Tanya zasłoniła szczelnie kotary w swojej komnacie. Tego dnia nawet nie wpuściła służby, tłumacząc się migreną. Gdyby deszcz nie przestał padać, wyjechałaby natychmiast, nie patrząc na zdziwienie kniazini i swój brak dobrych manier. Była przerażona spotkaniem z Demetrim. Nie uwierzyła mu, choć z niechęcią musiała przyznać rację, że jego kłamstwa brzmiały całkiem sensownie. Instynkt podpowiadał jej, że powinna natychmiast uciekać, ale rozum zaprzeczał. Zdawała sobie sprawę z tego, że zapewne z łatwością by ją wytropił i pojmał. Nie mogła w żaden sposób również narazić sióstr na niebezpieczeństwo. Na Kaukazie były bezpieczne, dopóki nikt nie wiedział, gdzie ich szukać.
Miotała się przez cały dzień jak bezsilne, schwytane w sidła zwierzę. Musiała podjąć jakąś decyzję, ale jej ogarnięty lękiem umysł nie był do tego zdolny. Nie potrafiła skupić się na logicznym rozumowaniu. Ilekroć przymknęła powieki, by spróbować się odprężyć, widziała jego szkarłatne, niebezpieczne oczy, przepełnione nienasyconą żądzą.
Chciała krzyczeć, lecz wiedziała, że wzbudziłoby to niepokój u Rostowych. I tak już uchodziła za dość ekscentryczną osobę. Skierowanie na siebie jeszcze większej uwagi byłoby zbyt dużym błędem.
Późnym popołudniem Elena, zmartwiona złym samopoczuciem kuzynki, ponownie wysłała do niej służącą. Tanya uprzejmie, lecz stanowczo po raz kolejny odmówiła zejścia na posiłek, dając także do zrozumienia gospodyni, że najprawdopodobniej będzie nieobecna również na kolacji.
Kniazini Rostowa nie należała jednak do kobiet, które można było łatwo zbyć. Kazała służbie zaparzyć mocną, aromatyczną herbatę w srebrnym samowarze i z tym ekwipunkiem udała się do pokoju markizy. Zastała Tanyę skuloną na szezlongu, z rozczochranymi włosami, bladą. Dziewczyna miała ciemne, podkrążone oczy, w których Elena ze zdumieniem dostrzegła paniczny lęk.
– Kochanie, aż tak się źle czujesz? Kazałam przyrządzić ci nasz najlepszy „czaj”*, lecz może lepiej będzie posłać po medyka?
Wampirzyca spojrzała na kobietę, zdumiona jej ciepłym, pełnym autentycznej troski, matczynym głosem. Zrobiło jej się wstyd, że musi oszukiwać tak dobrą osobę, jaką była dla niej Rostowa.
– Nie, Eleno. Nie potrzeba mi medyka. Czasami miewam takie ataki migreny, zdarzają się zazwyczaj po jakiś emocjonujących przeżyciach, a tych mi ostatnio nie brakowało.
– Może faktycznie powinnaś dziś odpocząć… – Kniazini była wyraźnie zatroskana zdrowiem kuzynki. – Podejrzewam, że księżna Katarzyna, która również zapowiedziała swoją obecność, nie będzie miała ci tego za złe. Szkoda mi tylko tego przystojnego młodzieńca, księcia Rakoczego, wyraźnie był wczoraj zainteresowany twoją osobą.
Tanya wzdrygnęła się, co nie uszło uwadze doświadczonej Eleny.
– Czyżby cię czymś uraził, powiedział jakieś niestosowne słowa?
– Nie, nie! – Wampirzyca szybko zareagowała, obawiając się, że kniazini zacznie drążyć temat. – Nic takiego się nie stało. Po prostu mam dreszcze.
Elena rozpromieniła się natychmiast. To dobry znak, kiedy dziewczyna na myśl o mężczyźnie drży. Być może jej młoda kuzynka jeszcze sobie tego nie uświadamiała, ale z pewnością jej serce niedługo będzie należeć do księcia Rakoczego.
Krytycznym wzrokiem przyjrzała się jej raz jeszcze. Markiza była niewątpliwie najpiękniejszą kobietą, jaką Rostowa kiedykolwiek widziała. Tego dnia jednak sprawiała wrażenie wystraszonego, biednego pisklęcia. Może to faktycznie nie za dobry pomysł, by uczestniczyła w dzisiejszej kolacji? Widząc ją w takim stanie, książę mógłby pomyśleć, że jest nadmiernie chorowita. A tak, jej nieobecność powinna tylko podsycić jego zainteresowanie…
Elena była mądrą kobietą, w ciągu swojego trzydziestoparoletniego życia poznała doskonale psychikę mężczyzn. Uśmiechnęła się serdecznie do Tanyi, okrywając ją wełnianym, lekkim pledem.
– W takim razie odpocznij. Wytłumaczę gościom twoją nieobecność, tak by nie poczuli się urażeni.
Kiedy kniazini wyszła, wampirzyca odetchnęła z ulgą. Przynajmniej tego wieczoru nie będzie musiała narażać się na spotkanie z Demetrim. Wiedziała jednak, że długo nie będzie w stanie go unikać. Ale do tego czasu może coś wymyśli…
Poprzedniej nocy wystraszyła się nie tylko kłamstw opowiadanych przez wampira czy też samej jego obecności. Przestraszyła się także, a może przede wszystkim, własnej reakcji. Jej martwe serce zdawało się drżeć, gdy był w pobliżu, a w zamrożonym na wieki ciele budził się płomień namiętności. I ten zew krwi, który poczuła wraz z nim. Niewysłowiona rozkosz, obietnica pełnej ekstazy. Zdała sobie sprawę, że tak naprawdę najbardziej przeraziła się samej siebie.
Demetri z niechęcią uczestniczył w farsie, jaką była dla niego kolacja u Rostowów. Przybył na Dienieżnyj Trakt tylko po to, by spotkać się z Tanyą, kiedy jednak gospodyni dyplomatycznie wytłumaczyła nieobecność kuzynki, stracił zupełnie zainteresowanie przyjęciem. Męczyło go udawanie człowieka, jeśli nie widział w tym celu. Drażniła nieco wulgarna i prostacka atencja, jaką okazywała mu księżna Katarzyna. Zaczął się nawet zastanawiać, czy nie uczynić z niej swojej prawdziwej kolacji, jednak z niechęcią przyznał, że byłoby to zbyt ryzykowane posunięcie. Była wszak kuzynką cara Wszechrusi. Kniaź Grigorij wraz z małżonką rozpaczliwie próbowali ratować niefortunną sytuację i na siłę wprowadzali radosną atmosferę, co po pewnym czasie zaczęło być kuriozalnie nudne.
Księżna Katarzyna posunęła się nawet tak daleko w swoich umizgach, że zaproponowała Demetriemu, aby był jej prywatnym gościem tego lata w nowej rezydencji cara, w Sankt Petersburgu. Wampir odmówił grzecznie, aczkolwiek bardzo stanowczo, dając do zrozumienia, że absolutnie nie jest zainteresowany jej dwuznaczną propozycją. Załamana takim obrotem spraw Elena, wietrząc nieuchronny skandal, którego konsekwencje mogły sięgnąć carskiego dworu, przypomniała Katarzynie o tym, iż ta obiecała już rękę margrabiemu brandenburskiemu Filipowi Habsburgowi, a ich oficjalne zaręczyny miały być ogłoszone na corocznym balu wiosennym wydawanym przez cara Piotra I.
– Zatem przyjmijcie wszyscy moje zaproszenie na tę nudną uroczystość – zaproponowała z rozbrajającą szczerością Katarzyna, wyraźnie niezrażona odmową Demetriego. Wiedziała, że władza i majątek nie raz przekonywały do niej nawet najbardziej wstrzemięźliwych kochanków, których miewała. Postanowiła zatem wykorzystać swój największy atut i olśnić tego prowincjonalnego księcia Rakoczego, pretendenta do tronu jakiegoś mało znaczącego Siedmiogrodu, przepychem i bogactwem prawdziwych władców Europy.
Demetri pożegnał się jako pierwszy i wściekły opuścił pałac Rostowów. Zaraz za nim podążyła Katarzyna, licząc, że jej szybkie konie dogonią powóz mężczyzny, którego chciała za wszelką cenę usidlić.
Zrozpaczona Elena ciężko opadła na sofę w salonie i poprosiła męża o koniak, który pijała tylko w sytuacjach wyjątkowych.
– Nie mogę sobie darować, że zaprosiłam księżną! – wybuchła szlochem po wypiciu dwóch kieliszków, opierając głowę na szerokiej piersi Georgija. – Rakoczy obraził się na nas, jestem tego pewna. Zauważyłeś, że w ogóle nie tknął jedzenia i nawet wina nie wypił!
– Rybeńko, nie płacz. – Kniaź był silnym mężczyzną, lecz łzy żony zawsze go wzruszały. – Wszystko będzie dobrze. Zamieniłem z nim dwa słowa przy pożegnaniu, wyraził szczerą chęć przyjęcia ponownego zaproszenia w nasze progi. I powiem ci w sekrecie, dodał też, iż ufa, że markiza do tego czasu odzyska siły.
Nieco spokojniejsza Elena odetchnęła z ulgą. Być może nie wszystko było jeszcze stracone…
Demetri, skryty w mroku otulającym Moskwę, patrzył ze złością na oddalający się szybko powóz księżnej, ozdobiony wyraźnym, lśniącym nawet w ciemności złotym herbem Romanowów. Ta kobieta wyraźnie działała mu na nerwy, cóż, nie będzie miał następnym razem żadnych skrupułów w zabiciu jej, wszak jeśli jest na tyle głupia, by denerwować wampira… Warknął. Miał już dosyć obcowania z ludźmi i przestrzegania ich głupich obyczajów. Musiał jednak tkwić w tym układzie, dopóki Tanya mu całkowicie nie zaufa. A skoro dziś nawet nie chciała go zobaczyć, mogło to oznaczać tylko jedno: nadal obawiała się, że odnalazł ją po to, by oddać w ręce Ara.
– Bladź – zaklął po rosyjsku. Nigdy nie sądził, że będzie odstawiał taką błazenadę, aby zdobyć wampirzycę. Chwilę później dostrzegł, jak służba gasi ostatnie świece w oknach pałacu Rostowych i wówczas przyszedł mu do głowy szalony pomysł. Bezszelestnie przedarł się przez wysoki żywopłot otaczający posiadłość i skierował ku zachodniemu skrzydłu domu, gdzie, kierując się swym wybitnym węchem, wyczuwał zapach Tanyi. Zwinnie wspiął się po murze na pierwsze piętro i przesuwając się z niezwykłą gracją i pewnością po gzymsie, odszukał okno do pokoju wampirzycy. Było szczelnie zasłonięte kotarą, tak że nie mógł jej dostrzec, ale genialny zmysł podpowiadał mu, że to właściwa komnata.
Tanya niespokojnie krążyła po swojej sypialni, coraz bardziej czuła się w niej jak w pułapce. Poznała znajomy, słodkawy zapach Demetriego. Nie była pewna, po co przyszedł ani którędy będzie usiłował dostać się do środka. Kiedy usłyszała ciche pukanie w okno, znieruchomiała.
– Tanyu, wpuść mnie – szepnął wampir. – Proszę… Droga markizo, chyba nie chce pani być na ustach całej Moskwy w głównej roli bohaterki skandalu! – Demetri roześmiał się nieco głośniej.
– Czego chcesz? – warknęła, uchylając nieznacznie okiennicę. Wykorzystał fakt, że był od niej silniejszy i zmuszając ją do ustąpienia, wśliznął się bezszelestnie do pokoju.
Odskoczyła natychmiast, przyjmując pozycję gotową do ataku. Pomyślała, że jeżeli będzie chciał ją porwać, zacznie z nim walczyć. Nie podda się łatwo, a chyba mu nie zależy na takim rozgłosie wśród ludzi.
Demetri, zupełnie nie przejęty jej groźną postawą, rozsiadł się wygodnie na szezlongu i z uśmiechem na twarzy przyglądał się wampirzycy. Była dokładnie taka, jakiej pragnął przez te ostatnie długie miesiące. Niebezpieczna, piękna, odważna… Stworzona dla niego. Idealna.
– Czego chcesz? – warknęła ponownie, nie zmieniając swojej pozycji. Czujnie śledziła jego każdy ruch, nie dając się zwieść tą nonszalancką i beztroską postawą.
– Porozmawiać.
– O czym? Żebym poddała się bez walki i grzecznie poszła z tobą prosto w łapska Ara? Nigdy!
– Tanyu, zrozum, gdybym chciał cię doprowadzić do Ara, nie robiłbym takich cyrków z podszywaniem się pod człowieka. – Westchnął tylko na samo wspomnienie tego faktu. – Po prostu bym cię porwał i dostarczył do Volterry.
– Nie wierzę ci – syknęła. – Ta cała gra… Może to są wasze sposoby. Jeśli chciałeś mnie w ten sposób zastraszyć, to ci się nie udało – skłamała.
– Nie musisz się mnie bać. Nie przyjechałem do Moskwy na polecenie Volturi. – Jego głos brzmiał przekonująco, lecz w jej złotych oczach nadal czaiły się niepewność i strach. – Jestem tu, bo chciałem cię poznać.
Znalazł się tuż przy niej. Zaskoczona jego, nawet jak na wampira, zawrotną szybkością, nie zdążyła wykonać jakiegokolwiek ruchu w swojej obronie. Przerażona wpatrywała się w ciemne, niespokojne oczy Demetriego, zastanawiając się, kiedy ją zaatakuje.
– Tanyu – wyszeptał, pochylając się ku niej tak, że poczuła jego słodki oddech na swoim policzku. – Tanyu… chcę, żebyś była moja, pragnę cię…
Przyciągnął ją do siebie dość brutalnie i wpił się mocno ustami w jej wargi. Ogarniające go pożądanie wydawało się spalać jego ciało od środka, a obsesja, by posiąść tę kobietę odebrała mu na moment rozum i uśpiła wszystkie pozostałe zmysły. Wampirzyca wykorzystała właśnie ten moment, by spróbować mu się wyrwać. Zdołała jednakże tylko przerwać jego namiętne pocałunki. Nadal trzymał ją w swych szerokich ramionach, które obejmowały Tanyę niczym stalowa obręcz.
– Ty kłamco! – krzyknęła i mocno uderzyła go w policzek. Skrzywił się nieznacznie, lecz zaraz potem roześmiał głośno.
– Sądziłem, że bardziej ci się spodobam – powiedział, delikatnie unosząc jej twarz ku swojej. Pomyślała, że znów ją pocałuje i mimowolnie rozchyliła usta, ale on, rozbawiony jej reakcją, jedynie pogładził kciukiem zarys pełnych warg i ze zdziwieniem spostrzegła, że znalazł się ułamek sekundy później przy oknie.
– Chyba obudziliśmy służbę – szepnął i uśmiechnął się do niej szelmowsko. – Bywaj, maleńka. I uwierz mi w końcu, że cię nie skrzywdzę.
– Demetri… – usłyszała swój nieco zachrypnięty głos, ale jego już nie było. Jedynym śladem po wizycie wampira był chłodny wiatr, który, wdzierając się przez okno, unosił ciężką kotarę.
Chwilę później gwałtowne pukanie wyrwało ją z letargu.
– Markizo! Madeleine! Czy nic się pani nie stało, jakieś dziwne odgłosy usłyszeliśmy? – Zaniepokojony głos lokaja spowodował, że uchyliła nieznacznie drzwi. W świetle kilku pośpiesznie zapalonych świec dostrzegła zatroskaną twarz starego służącego.
– To tylko wiatr otworzył okiennicę. Idź spać, Siergieju, nic mi nie jest.
Przez chwilę nasłuchiwała, jak człowiek oddala się powoli. Kiedy dom ponownie zanurzył się w błogim śnie, odważyła się podejść do okna i rozejrzała wokół. Nie wyczuła obecności wampira.
Wpatrywała się w ciemną, gęstą noc, chłonąc jej zapachy i nagle poczuła się przeraźliwie samotna. Przez moment pomyślała, że tęskni tak bardzo za siostrami, ale zaraz uświadomiła sobie prawdziwy powód swojego samopoczucia. Demetri… Chciała uwierzyć w jego słowa, chciała móc mu zaufać. I choć nadal była wściekła na to, że ośmielił się tak z nią spoufalić, to z niechęcią pomyślała, że jej ciało zareagowało podnieceniem na jego dotyk i pocałunek. Zadrżała na samo wspomnienie silnych dłoni obejmujących jej talię, namiętnych ust rozchylających jej własne wargi.
Zatrzasnęła ze złością okiennicę, która pod wpływem tego uderzenia roztrzaskała się o framugę.
– A niech cię, Demetri! – szepnęła zirytowana, przyglądając się stercie odłamków drewna i szkła na podłodze.
O świcie podjęła decyzję. Nie będzie przed nim uciekać. Podejmie jego grę. Tylko w ten sposób zdoła się przekonać, czy mówił prawdę.
Przez następne kilka dni Moskwa tonęła w ciepłych promieniach majowego słońca, rozkwitając w swym majestatycznym pięknie. Otrząsnąwszy się z szarych, jesienno-zimowych szat, otulona soczystymi barwami wiosny, wyrwała się ze szpon niewiernego kochanka i cieszyła powodzeniem wśród nowych adoratorów. Świadoma swej rozbudzonej kobiecości, pełna intymnych tajemnic i chętna spełnić najbardziej wyrafinowane obietnice, Królowa Rosyjskich Miast z odwagą patrzyła w oczy cara Piotra Wielkiego. Niczym mądra kobieta wybaczyła władcy jego zdradę i z zaciekawieniem spoglądała na nową stolicę, swojego następcę – Sankt Petersburg. Nie obawiała się konkurencji, pewna swych dojrzałych wdzięków. Postanowiła z godnością przeczekać ten wybryk męskiego ego, świadoma faktu, że wiarołomni mężowie i tak zawsze wracają na łono własnych żon.
Tymczasem umilała sobie chwile, bawiąc mieszkańców, którzy tej wiosny nie mogli narzekać na nudę. Wydawano kilka przyjęć i bali dziennie, urządzano polowania i pikniki, wytworne kolacje i wieczory poetyckie zdawały się trwać w nieskończoność. Na wszystkich salonach coraz częściej szeptano o najpiękniejszej parze sezonu. Gdziekolwiek pojawili się książę Arpad Rakoczy i markiza Madelaine Saint-Germain d’Argenlac, wszystkie spojrzenia natychmiast zwracały się ku nim, a rozmowy milkły. Ludzie z podziwem, ale i z lekkim niepokojem śledzili każdy ich ruch, jakby podświadomie wyczuwając niebezpieczeństwo. Szybko jednak zapominali o swoich obawach, zauroczeni pięknem tych dwojga i budzącą się w nich, z trudem skrywaną namiętność. Rosjanie nigdy nie należeli do pruderyjnych narodów, wręcz przeciwnie: ich krewki temperament i sentymentalna dusza nie raz sprawiały, że gorące romanse były z błyskiem w oku komentowane na salonach, stając się natchnieniem dla poetów.
Tanya bawiła się coraz lepiej jako markiza Saint-Germain d’Argenlac w towarzystwie Demetriego, który znakomicie wcielał się w rolę następcy tronu Siedmiogrodu. Jako książę Rakoczy był niezwykle szarmancki i opanowany, ale wampirzyca wiedziała, że pod tą maską kryje się prawdziwie dzika natura. Od tamtej nocy spędzali ze sobą dużo czasu, głównie bywając na wieczornych przyjęciach, a w bardziej pochmurne dni wybierali się na konne przejażdżki. Zawsze jednak towarzyszyła im Elena w roli przyzwoitki.
Wampirzyca coraz częściej uświadamiała sobie, że seksualne podniecenie, jakie odczuwała za każdym razem, kiedy on był blisko, staje się coraz silniejsze. Ciągle jednak czujnie obserwowała jego poczynania, nie potrafiła tak do końca wyzbyć się lęku przed Volturi. Pomimo namiętności, którą zaczynał w niej budzić, nie była w stanie całkowicie mu zaufać.
Niedzielne popołudnie spędzali beztrosko w cieniu rozłożystych jabłoni, w sadzie przylegającym do posiadłości Rostowów. Kniazini, zajęta przygotowaniami do kolejnego przyjęcia, a przynajmniej pod takim pretekstem, zostawiła ich samych.
– Dawno nie polowałeś. – Tanya z niepokojem spojrzała w czarne tęczówki mężczyzny. Skrzywił się nieznacznie, ale po chwili z uśmiechem ujął jej dłoń i przyłożył ją do swojego policzka a potem przesunął w stronę ust i czule pocałował.
– Czyżbyś się o mnie martwiła, markizo?
– Przestań! – Starała się wyrwać mu rękę, ale nie pozwolił jej na to. – Powinieneś się posilić. W przeciwnym wypadku zacznę się obawiać, że nie wytrzymasz i przekąsisz kniazia Grigorija na przystawkę, kiedy będzie ci proponował porto i partyjkę kanasty.
Roześmiał się z jej żartu, choć zdawał sobie sprawę z tego, że ma rację. Głód stawał się nieznośny, kiedy w pobliżu znajdował się jakiś smakowicie pachnący świeżą krwią człowiek.
– Obiecuję ci, że dziś zjem solidną kolację.
– A może wybierzesz się razem ze mną na polowanie? Spróbowałbyś nieco bardziej humanitarnej diety…
– Tanyu, wiesz, że ubóstwiam twoje złote oczy, ale jak sobie pomyślę, że mam polować na dziki, dostaję mdłości. – Demetri był szczerze rozbawiony jej propozycją.
Warknęła na niego ze śmiechem. Ostatnie promienie zachodzącego słońca przedarły się na moment przez chmury i gąszcz liści, oświetlając złotym światłem jej śliczną twarz.
– Schowaj się do cienia. – Przyciągnął ją ku sobie, rozglądając się czujnie dookoła, czy nikt nie widzi dziwnego blasku jej skóry. Sad był pusty, jedynie pszczoły powracające do ula i oddające ostatnie tchnienie barwne motyle były świadkami tej sceny.
Wtuliła się w jego szerokie, mocne ramiona.
– Posłuchaj mnie, Tanyu. – W jego głębokim, ciepłym głosie wyczuła niepokój. – Nie powinniśmy dłużej zwracać na siebie takiej uwagi w Moskwie. Ludzie nie są tak do końca ślepi i głupi, zaczną kojarzyć pewne fakty. A i tak szeptają o naszym romansie niestworzone rzeczy…
Kiedy spojrzała na niego, znów dostrzegł w jej oczach lęk, który ostatnimi czasy już prawie zupełnie zniknął. Poczuł, że ogarnia go złość na samego siebie za bycie tak nieostrożnym. Gotowa mu była zaufać, a teraz wszystko zepsuł jednym, bezmyślnie wypowiedzianym zdaniem. Mógł jeszcze poczekać z tym ostrzeżeniem, ale ten zbłąkany promień słońca uświadomił mu czające się niebezpieczeństwo.
– Volturi? – wyszeptała tylko, odsuwając się od niego jednocześnie.
– Tanyu, maleńka… Nie chciałem cię wystraszyć. – Spróbował ją przytulić, ale zaczęła się wyrywać. – Posłuchaj. Nic się nie stanie, rozumiesz? Nie pozwolę, by ktoś cię skrzywdził. Ale musimy być ostrożni, obydwoje.
Poczuł, że cała drży w jego objęciach. Przypomniał sobie, jak ciężko została zraniona. Ten ból w jej oczach, kiedy patrzyła na płonącą matkę, miał go prześladować przez wieki. Przeklinał sam siebie, że wykonał tamten rozkaz Ara i wytropił Sashę z nieśmiertelnym dzieckiem. Gdyby wampirzyca żyła…
– Merde! – przeklął. Już nic nie jest w stanie zmienić przeszłości, ale należy zadbać o przyszłość. – Dobrze, zrobimy tak. Udamy się do wiejskiej posiadłości Rostowów. Znikniemy z Moskwy na jakiś czas.
– Jak ty to sobie wyobrażasz? Mam pójść do Grigorija i powiedzieć mu, że wyjeżdżam z tobą do jego majątku na wsi? Wiesz, jaki wywoła to skandal?
Wściekłość ogarnęła go jeszcze bardziej. Parszywe ludzkie konwenanse! Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że ona ma rację. Taki wyjazd wywołałby kolejną, potężną falę plotek i zapewne nie posłużyłby dobrze ich reputacji. A wieści o zniesławionej pięknej markizie, która uciekła z niebezpiecznym księciem Rakoczym odbiłyby się szerokim echem po całej Europie.
– Daj mi kilka dni. Coś wymyślę. – powiedział tylko i pogłaskał jej policzek. – Nadchodzi Elena, jeśli zostanę, nie wiem, czy powstrzymam się, by jej nie zagryźć. Jej krew…
Tanya przestraszona dostrzegła, jak Demetri zaczyna szykować się do ataku. Instynkt drapieżnika był silniejszy niż rozum.
– Uciekaj! Nie wolno ci! – Pchnęła go z całej siły w stronę wysokiego żywopłotu. Warknął przeciągle, ale kiedy dostrzegł jej sylwetkę sprężającą się do skoku, gotową, by go powstrzymać, zrozumiał, co chciał zrobić. Odwrócił się i zagłuszając szaleńczym biegiem pragnienie, uciekł od pokusy.
Kolejne dni w Moskwie mijały w błogim spokoju. Upał i piekące słońce rozleniwiały mieszkańców, a parne, gęste powietrze unoszące się nad miastem nie zachęcało do aktywnego spędzania czasu. Życie towarzyskie zaczynało nabierać rumieńców dopiero po zmroku, kiedy łagodny wiatr przynosił ukojenie zmęczonym żarem ludziom. Tanya od tamtej rozmowy w sadzie widziała Demetriego tylko dwa razy. Jego pochmurny wyraz twarzy nie napawał ją optymizmem, ale przebywając wśród ludzi, nie chciała poruszać niepokojącego ją tematu.
Tego dnia wieczorem Rostowie wybierali się na kolację u księżnej Katarzyny. Tanya wymówiła się złym samopoczuciem, wiedząc, że na spotkanie księcia Rakoczego w salonie tej kobiety nie ma co liczyć. Wczesnym popołudniem niebo nad Moskwą zakryły ciemne, deszczowe chmury. Wampirzyca, wykorzystując okazję, kazała służbie osiodłać konia i udała się na daleką przejażdżkę poza miasto. Głód też już zaczął jej doskwierać, więc postanowiła sprzyjającą pogodę wykorzystać na małe polowanie.
Nasyciła pierwsze pragnienie dużym, łagodnym łosiem. Niezaspokojona jednak zbyt łatwą zdobyczą, przez chwilę zastanawiała się, czy nie pobiec w głąb puszczy i zapolować na jakiegoś porządnego drapieżnika, ale burza, która rozszalała się nad całą okolicą, zmusiła ją do powrotu. Dotarła na skraj lasu, gdzie uwiązała konia i nagle poczuła znajomy, słodki zapach. Wampir czaił się gdzieś w pobliżu i nie był to Demetri. Ta woń przywodziła jej na myśl bolesną śmierć i bezlitosne cierpienia zadawane przez Volturi. W pierwszym odruchu rzuciła się do ucieczki, ale kilka sekund później powstrzymały ją ogromne ramiona i przygwoździły z całej siły do ziemi. Nie miała szans, aby się wyrwać. Wampir, który ją przygniótł, był równie silny co nowonarodzony.
– Felix, tylko jej nie stratuj. Może nam się jeszcze przydać. – Usłyszała dźwięczny, dziewczęcy głos, nieco przytłumiony przez przytłaczające ją cielsko. Wielkie niczym bochny chleba, mocarne ręce poderwały ją do góry i stanęła twarzą w twarz z jednym ze swoich największych koszmarów.
– Witaj, Jane – warknęła. Patrząc w czerwone tęczówki wampirzycy, nie czuła już strachu, tylko nienawiść, która dodawała jej odwagi.
– Nie dotykaj jej, Felix!
W tym momencie wypadki potoczyły się błyskawicznie. Demetri skoczył na olbrzyma, przewracając go z impetem na ziemię. Wgryzł się w jego ramię, zmuszając tym samym, by puścił Tanyę. Poderwał dziewczynę i unosząc ją, odskoczył kilka metrów. Zasłonił swoim ciałem, ciągle gotowy do wznowienia ataku.
– Jak dzieci – mruknęła Jane, która nadal stała spokojnie w pewnym oddaleniu, a jaskrawe, przecinające niebo błyskawice nadawały jej obliczu wyraz bezlitosnej bestii.
– O co chodzi, Jane? – warknął, nie spuszczając wzroku z Felixa.
– Miło cię widzieć, Demetri. Tęskniliśmy za tobą.
– Mów, czego chcesz!
– Aro się niepokoi. Zniknąłeś na tak długo. Nieładnie, żołnierzyku. – Śmiech wampirzycy przypominał jadowity syk żmii. – Zabawiasz się z córką potępionej. To też mu się nie spodoba.
– Zostaw Tanyę w spokoju! – Z gardła Demetriego dobiegł przeciągły ryk. Rzucił się w stronę Jane, lecz nie zdołał nawet zbliżyć się do niej. Padł na ziemię, sparaliżowany palącym, rozczłonkowującym jego ciało na kawałki bólem.
– Przestań! – krzyknęła Tanya, opadając na kolana obok mężczyzny, który na jej oczach zdawał się konać, porażony mocą bezwzględnej wampirzycy. – Demetri, Demetri… – szeptała bezgłośnie. Dotknęła jego piersi, skupiając się całkowicie na tym, by przekazać mu całą swoją dobrą energię. Ból zaczął powoli ustępować, lecz po chwili znów przeszył na wskroś jego wnętrze i zaczął wypalać mózg. Demetri w ostatnim momencie świadomości dostrzegł jak Tanya upada obok niego, bezwładna niczym szmaciana lalka.
– Nie!!! – jego krzyk został zduszony przez potworny ból, który ścisnął gardło z nieprawdopodobną siłą, pozbawiając go zupełnie czucia.
– Weź go. – Jane wskazała delikatną dłonią Felixowi sparaliżowane ciało wampira.
– A co z nią? – Olbrzym wskazał na leżącą obok Tanyę, oblizując się przy tym lubieżnie.
– Zostawmy ją. Może się jeszcze przydać, jeśli ten żołnierzyk zacznie być znowu niegrzeczny. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez BajaBella dnia Śro 19:05, 04 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Susan
Administrator
Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 732 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 20:48, 04 Sie 2010 |
|
Nie mogłam się doczekać kolejnego rozdziału. Już chciałam Ci się spytać na pw, kiedy będzie nowa część, bo tęsknię za Demetrim. Ach, jak się cieszę, że mogę znów o nim czytać!
Nie dziwię się, że Tanya nie do końca uwierzyła Demetriemu. Czułabym się tak samo, gdybym była na jej miejscu. Przecież wampir był przy egzekucji jej matki, nie wiedziała, czego się po nim spodziewać. Na dodatek jego wytłumaczenia nie do końca wydawały się prawdziwe. Nic dziwnego, że bała się kolejnego spotkania z tym jegomościem. Nie tylko jego zachowania, ale też własnej reakcji, gdy z nim przebywała.
Starała się wymigać od spotkania z Demetrim, tłumacząc się Elenie migreną i dreszczami, które ta odebrała, jako dobry symptom na wieść od młodzieńcu. Biedna Tanya, przecież nie może wiecznie przed nim uciekać.
Współczuję Demetriemu, który namęczył się na tej kolacji, naużerał z kobietą i nieźle wkurzył. Aż strach by mu było teraz zajść drogę, naprawdę. I biedna Elena, która się tak zmartwiła, że ten się obraził... Muszę przyznać, że wiedziałam, że pójdzie do Tanyi. Po prostu byłam pewna!
Ich krótkie spotkanie było dość temperamentne, żywiołowe i pełne napięcia. Tanya dalej nie wierzy Demetriemu, choć ten nie ma złych zamiarów, wciąż myśli, że to gra i chce w nią grać razem z nim. Jednak czytanie o ich zmieniających się relacjach, sprawiło mi dużą przyjemność. Czuć między nimi napięcie, uczucia, że coś się między nimi rodzi. Strasznie nakręciłam się na ten ich plan wspólnego wyjazdu, a tutaj Felix i Jane się pojawili i zabrali Demetriego, po ataku na wampirzycę. Jestem tak zła na nich, że mogłabym rozerwać na strzępy tę dwójkę, gdybym ich dostała w swoje ręce. Może teraz Tanya zrozumie, że naprawdę Demetri miał dobre zamiary i że jej nie okłamywał.
Jestem bardzo ciekawa, co się stanie, gdy dotrą do Aro i jak się potoczy wątek Tanya-Demetri. Liczę, że tym razem nie będziemy musiały czekać tak długo na kolejną część.
Chcę też po raz kolejny pochwalić Twój wspaniały, plastyczny styl z bogatym słownictwem, który za każdym razem mnie urzeka. Oddajesz wspaniale klimat i malujesz słowem piękne obrazy, bardzo realistyczne.
Bardzo lubię to opowiadanie. Masz ogromny talent, kochana. Pozdrawiam serdecznie i czekam niecierpliwie na kolejny rozdział opowieści o cudownym Demetrim i Tanyi.
EDIT: tenaya, dzięki |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Susan dnia Czw 18:53, 05 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
tenaya
Wilkołak
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 186 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 17:46, 05 Sie 2010 |
|
Dobra moja kolej:P
Wczoraj już chciała pytać cóż się dzieje, że opuściłaś stanowisko, bo zaczynałam się martwić o stan twojej weny i wyobraźni, ale wchodzę, patrzę i JEST! Jednak wczoraj nie miałam siły by dodać jakiś w miarę wydajny komentarz więc piszę dzisiaj:P
Do dzieła. Ten rozdział- cóż nie powiem przytrzymałaś nas w niepewności- zawierał w sobie to co najbardziej lubię w twoim opowiadaniu: Demetriego- złego, krwiożerczego, kierującego się popędem wampira jak i tego uroczego, szarmanckiego kochanka zdolnego zrobić dla ukochanej wszystko.
Nie dziwie się, że Tanya nie do końca mu zaufała. Susan ma racje Demetri raczej kojarzył się jej ze morderstwem matki, a to nic przyjemnego. No ale w końcu uległa. Ciesze się, że zachowała tę odrobinę zdrowego rozsądku nie ulegając mu od razu. Tak trzymać!
No i wreszcie Volturii- czemu mnie nie dziwi, że się pojawili? To była tylko kwestia czasu, prawda? No i nasza wredna Jane. Obawiam się tylko co się będzie dziać dalej. Volturii=kłopoty. No i jest to 'łatka' o Demetrim wiec nie możemy się chyba spodziewać, że będą razem długo i szczęśliwie bo chyba wiemy jak mniej więcej potoczą się ich losy chyba, że postanowisz zmienić tę historię. No i jaka będzie reakcja i decyzja Wielkiej Trójki? Co zrobi Demetri? Jak potoczą się ich losy i czy będą szczęśliwi? Mam nadzieję, że wkrótce się dowiemy:p
Kurcze mam takie głupie przeczucie, ze ta wizyta u Volturii dobrze się nie skończy bo Volturii=Chelsea a wszyscy wiemy co ona potrafi;P
Dość tych rozważań! Trzymaj swoją wenę przy sobie- najlepiej ja przywiąż i nie wypuszczaj bo w twoim przypadku jest warta bardzo dużo. Po raz enty piszę pod jak wielkim wrażeniem jestem twojego stylu pisania i tego jak budujesz atmosferę więc proszę nie przerywaj i doprowadź tę historie do końca. I nie każ nam tak długo czekać!
Pozdrawiam i mam nadzieję, że wena nie dostanie już urlopu:p
tenaya
PS. Wiem, ze to może nie jest odpowiednie miejsce, ale Susan- masz piękny podpis:P |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|