FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Szachor Zeew [NZ][+18] [Rozdział 14] - 21.12.2011r. Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pon 10:16, 09 Lis 2009 Powrót do góry

pierwsza... jak doczytam o skomentuję :)

komentuję w końcu...

hm, po pierwsze dary dawane przez Matkę Naturę to takie masło maślane u mnie na śniadanie Very Happy

hm, po drugie... genialna ta legenda... uśmiałam się okropnie.... z każdej bajki powinien wypłynąć jakiś morał... więc morałem jest nigdy nie zabijaj swojej żony, żeby ją zjeść, bo i tak nie uda ci się nic spożyć, a zanieczyścisz miejscowe zbiorniki wodne Cool

nie no... padam... podnoszę się i padam ponownie...

czyżby Jacob poczuł się podrywany ? urocze... Rolling Eyes
początkowo jak czytałam pierwsze rozdziały - zdanie bez sensu, ale nie chce mi się zmieniać... więc początkowo wydawało mi się, że będzie dużo o Cullenach, bo to w końcu oni mają oberwać... a tu świetna opowieść o sforze... jest fajnie, mnie to satysfakcjonuje jak najbardziej Cool

kibicuję wciąż...

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kirke dnia Pon 10:31, 09 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Misty butterfly
Wilkołak



Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 17:00, 09 Lis 2009 Powrót do góry

Bardzo podoba mi sie relacja Anny I Jeka...to narazie takie czysto platoniczne. Anna jest to kobieta o twardym charakterze z mroczna, tajemnicza przeszloscia. Nie chce sie przd nikim otworzyc bo boi sie ze ktos dostrzeze jej slabosci. Jacob z kolei to typ czlowieka ktoremy nie sposob odmowic, poraza porostu swoja otwrtoscia. I Anna powoli zaczyna mu ufac... Naprawde bardzo wciagajaca opowiesc;)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ih8it
Dobry wampir



Dołączył: 22 Lut 2009
Posty: 718
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 35 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 17:38, 09 Lis 2009 Powrót do góry

Przyznaję sie do 'win'.
Nie skomentowałam już 2 rozdziałów -,-
Ale to tylko i dlatego, że chciałam napisać jakiś kk i myślałam, że mnie olśni. Łudziłam się zaś i dlatego będzie znów komentarz z cyklu: 'o niczym szczególnym' xD


Podoba mi się bardzo postać Anny. To jak sie powoli otwiera i stara sie przełamać przed innymi, widać jak bardzo ją ta cała sytuacja kosztuje. Wydaje mi sie, że ona w głębi duszy jest zagubioną osoba, która nie wie co ma robić dalej i jak żyć [tak to odbieram].

Jacob bardzo mi przypomina tego 'książkowego' Jake'a Wink
szczególnie fragment:
Cytat:
Nie masz ośmiu rąk i pięciu par nóg. Nie wystaje ci nic z pleców i nie masz dodatkowej głowy, więc ja osobiście nie widzę problemu. A jak ja nie widzę problemu, to znaczy, że go nie ma i koniec kropka

może i nie jestem wielką fanką Jake'a, ale uwielbiam jego poczucie humoru Wink

Tak jeszcze na marginesie powiem, ze przez/dzięki Tobie zaczynam lubić sforę, co jest dla mnie szokiem xD

Pozdrawiam Wink
PS: Legenda o Kojocie mnie rozbroiła Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Paramox22
Zły wampir



Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD

PostWysłany: Pon 20:38, 09 Lis 2009 Powrót do góry

Rozdział mi się spodobał. Wyłapałam błąd:

Cytat:
Była niczym nierozwinięty kwiat, którzy potrzebował czasu na otworzenie się. Wiedział, że gdy to nastąpi wyjdzie z niej kwiat o pięknej barwie.

zamiast którzy, który i po nastąpi przecinek

Zadziwiające są jej relacje z Jacobem, szkoda iż tylko on jej ufa. Ta rola pasuje mi chyba z całej sfory najbardziej do Jake'a. Ostatnio go polubiłam, taki zawsze uśmiechnięty zmiennokształtny. Moja chora psychika wariuje, ale mam wrażenie (patrz wyżej chora psychika), że Anna polubiła, a nawet pokochała Jacoba. Widać, że dużo pracy włożyłyście w ten tekst, bo nawet są odniesienia do przeszłości, do czasów kiedy żyła Anna przez te wszystkie rośliny i potrawy. Mam nadzieję, że sfora wilków pomoże jej się uporać z przeszłością i zostawi ją daleko w tyle. Skoro pójdzie na ognisko, będzie na pewno ciekawie i nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału.
Pozdrawiam i życzę weny,
P.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Paramox22 dnia Pon 20:39, 09 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
nellkamorelka
Wilkołak



Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec

PostWysłany: Pon 21:38, 09 Lis 2009 Powrót do góry

hmm... z jednej strony Anna jest opanowana i twarda, ale w środku to nadal wrażliwa kobieta, która obawia się, że zostanie skrzywdzona... świetnie pokazałaś relację jaka zaczyna łączyć Annę i Jacoba - potrafiłaś się w to wczuć i za to wielki plus ode mnie:)
poza tym te legendy - naprawdę świetne - sama wymyśliłaś? czy też oparłaś się na jakichś prawdziwych?
życzę dalszej weny i czekam na kolejny rozdział:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
A-M
Zły wampir



Dołączył: 28 Gru 2008
Posty: 418
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 6:43, 10 Lis 2009 Powrót do góry

Nelkomorelko i reszta moich kochanych czytelników, co do wszelkich nazw, legend, imion, rytuałów, obyczjaów, zwyczajów, metod, roślin, etc., to chciałam wyjaśnić, że wszystko jest oparte na faktach.
Na moim biurku leży stos najróżniejszych informacji, licznych druków na temat życia Indian z których korzystam, aby mój świat był jak najbardziej realistyczny w tym całym fantastycznym zamieszaniu.

Następny rozdział? Hm, to już zależy od Landryny i tak idzie jak burza z tymi rozdziałami.
Muszę zabrać się za pisanie ósmego w końcu, bo spoczęłam na laurach, a siódmy to ostatni, który mam napisany.

Dziękuję, Tobie nelko, Landrnko, Paramox, ih8it, kirke, Mary Sue, uskrzydlona i wszystkim tym, którzy są, czytają i komentują.
Dajcie nadzieję, że jednak warto pisać.

Pozdrawiam,

A-M


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mary Sue
Zły wampir



Dołączył: 04 Sty 2009
Posty: 486
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Śro 17:40, 11 Lis 2009 Powrót do góry

Pójdzie na ognisko? I jeszcze prosiła Jacoba, by przy niej był? Co jak co, ale dla mnie to zabrzmiało trochę... nazbyt romantycznie, ale to chyba tylko ja się wszędzie doszukuję dwuznaczności.
Laughing
Podobają mi się relacje Jacob-Anna, chociaż muszę nadmienić, że podobnie akcentujesz ich wypowiedzi. Wiem, że to wina stylu, aczkolwiek Anna kojarzy mi się z taką starą (ale młodą ;-D) kobietą, której wypowiedzi powinny być zaakcentowane sztywnym językiem dawnych czasów, zaś słowa Jake'a jak najbardziej na luzie czy też w stylu o wiele teraźniejszym.
Dobra, może się czepiam, ale tak mi akurat zgrzytnęło. Nieważne.

Rozdział na mocne 5.
Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mary Sue dnia Śro 17:40, 11 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
A-M
Zły wampir



Dołączył: 28 Gru 2008
Posty: 418
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 14:57, 17 Lis 2009 Powrót do góry

Witam serdecznie,


Mam nadzieję, że nie zapomnieliście o "SZ", bo mam dla Was jeszcze wiele niespodzianek w tym opowiadaniu.

Dziś rozdział siódmy, który ukaże nam historię głównej bohaterki.
Bardzo lubię ten odcinek, więc mam nadzieję, że i Wam się spodoba.


Zapraszam do czytania i komentowania!


Beta - niezmordowana Landryna









Rozdział VII







Anna wciąż nerwowo myślała o zbliżającym się ognisku. Nie była w ogóle przekonana co do niego, ale z drugiej strony, Jacob obiecał jej, że będzie przy niej, co dodawało dziewczynie otuchy.
Czuła się, jakby kazano jej wskoczyć do głębokiego basenu, pomimo braku umiejętności pływania. Miała jednak przeczucie, że uda jej się wypłynąć na powierzchnię, więc starała się myśleć pozytywnie.
Zastanawiała się, jak wyglądają teraz tego typu spotkania. Kiedy mieszkała ze swoim ludem, takie zgromadzenia były na porządku dziennym. Właśnie podczas tych ognisk, dowiadywała się o różnych legendach, opowieściach, relacjach i rozmaitych naukach, które wpajano jej od dziecka. Uwielbiała ich słuchać, zwłaszcza, gdy opowiadała je pewna stara kobieta. To ona pokazywała Annie sposoby przyrządzania mikstur, ziół i leczenia za ich pomocą. Zawsze była dla niej cierpliwa i dobra. Anna dość wcześnie straciła rodziców. Matka zmarła podczas porodu w wyniku powikłań, a ojciec, który był również potężnym wilkiem, zginął podczas walk z przeciwnikami.
Tak więc małą wilczycą zajmowali się wszyscy z wioski. Otaczali ją opieką i nie pozwalali, aby działa się jej krzywda. Z czasem zaczęli zauważać, że nie będzie zwykłą Indianką. Z racji, że w jej krwi płynęła krew wilków, siłą rzeczy musiała nim być również.
Początkowo odbiegała siłą od pozostałych czterech braci, jednak nadrabiała uporem i zawziętością. Nigdy się nie poddawała, nawet podczas ćwiczeń i zabaw.
Bracia dawali jej fory, za co obrywali, bo nie chciała być traktowana jako ta słabsza.
Z czasem zaczęła stawać się coraz potężniejsza. Wszyscy byli pod wrażeniem jej sił oraz mocy, które wciąż rosły i rozwijały się.
Rosła na piękną i mądrą kobietę. Wróżono jej świetlaną przyszłość w wiosce. Jedni widzieli w niej wspaniałego przywódcę przyszłej sfory, drudzy - idealną szamankę.
Nastał taki czas, gdy o Annę zaczęli zabiegać mężczyźni. Był wśród nich rosły Indianin, nazywany Cętkowanym Bykiem. Był wysoki i muskularny, a jego hebanowe włosy, które zawsze wiązał w idealny warkocz, sięgały mu prawie do połowy pleców. Nie ukrywał tego, że Anna mu się podobała. Zabiegał o jej względy, pomagał podczas prac, porządków i zbierania ziół. Jednak sama zainteresowana, była odporna na jego zaloty. Początkowo był cierpliwy, jednak z czasem zaczęła go irytować zimność i oschłość jego wybranki.
Anna za to, zaczęła lokować swoje uczucie w Małej Skale, który był najbardziej nieśmiałym i uroczym Indianinem w wiosce. Nigdy się jej nie narzucał, był niczym jej cień. Zawsze obecny, ale milczący. Cętkowany Byk, zaczynał przeczuwać, że coś się szykuje między nimi. Był bardzo upartym człowiekiem, toteż dalej nie dawał za wygraną. Annę męczyło to okropnie. Dawała mu jasno do zrozumienia, że nie jest zainteresowana jego osobą. Na pewno nie w takim znaczeniu, o jakim on myślał.
Cętkowany Byk powiedział sobie w duchu, że jeśli on jej mieć nie może, to nikt nie będzie jej miał.
Pewnego razu, Anna zbierała w lesie zioła. Była bardzo skupiona na tej czynności, także nie usłyszała zbliżających się odgłosów.
To była chwila. Cętkowany Byk zaszedł ją od tyłu, zasłonił dłonią jej usta i wykręcił ręce za plecy. Wyrywała się, wierciła, ale na nic były jej działania.
Rzucił ją na ziemię i przygniótł swoim ciężarem. Wiedziała, co się święci. Można by się zastanowić, dlaczego nie użyła swoich mocy. Przecież była potężnym wilkiem. Odpowiedź była banalna. Anna została wychowana w przekonaniu, iż nie wolno krzywdzić i ranić, a tym bardziej zabijać, nikogo z własnego plemienia. Nawet jeśli czyni on zło.
Nie pozostało jej nic innego, jak zacisnąć oczy i przeczekać najgorsze.
Rozszarpał jej bawełnianą sukienkę i podwinął wysoko nogi.
Kiedy wszedł w nią, poczuła przez chwilę ostry, przeszywający ból. Potem nie czuła już nic. Wchodził w nią mocno i brutalnie. Palcami zaczepiła się podłoża. Czuła jak ziemia wchodzi pod jej długie paznokcie. Otworzyła na chwilę oczy. Spojrzała na swojego oprawcę, który wciąż nad nią był i głęboko sapał. Pierwsze krople pojawiły się na jego opalonej twarzy. Zerknęła ponad niego i ujrzała gromadę wakani*, które zaczęły powoli rozsiadywać się na gałęziach drzew wokół nich. Nie miała siły ich wołać na głos. Była coraz słabsza.
Cętkowany Byk wykonał jeszcze kilka pchnięć i opadł zdyszany na drobne ciało Anny.
Wilczyca błagalnie wpatrywała się w wakani, modląc się w duchu i myślach, aby usłyszały jej wołania. Nie musiała długo czekać na odpowiedź. „Ptaki” zleciały się z konarów i zaczęły nieprzerwanie atakować Indianina. Ten z kolei, zerwał się na równe nogi i próbował odgonić swoich oprawców. Jednak na nic zdały się jego działania, ponieważ wakani nie dało się przegonić. Były niezniszczalne. Mogła je odwołać tylko ta osoba, która je wezwała.
Ptaki coraz bardziej raniły Cętkowanego Byka. Anna tylko leżała i oglądała ten morderczy taniec. Nie miała sił, by się podnieść, ani żeby odezwać się słowem. W końcu Indianin zaczął osuwać się na kolana, a wakani dalej wyrwały kawałki mięsa z jego ciała.
Wreszcie padł na plecy i rozciągnął się na ziemi. „Ptaki” dokończyły swój akt przemocy, wzbiły się wysoko w szczyty drzew i rozpłynęły się w promieniach słońca.
Anna oddychała miarowo. Nie chciała wstawać, wolała leżeć i wsłuchiwać się w odgłosy lasu. Gdzieś z oddali słyszała potok, a jakieś leśne zwierzęta biegały niedaleko.
Odwróciła powoli głowę w stronę ciała. Nie czuła obrzydzenia na widok kupy rozszarpanego mięsa. Czuła wstręt do osoby, która była tym mięsem. Bolało ją podbrzusze. Delikatnie uniosła głowę i spojrzała przed siebie. Biała sukienka pokryta była w dolnych partiach krwią, podobnie jak uda. Chciała zetrzeć z siebie ten kolor. Nie mogła na niego patrzeć, napawał ją odrazą. Wzięła garść ziemi w dłoń i zaczęła wycierać nią sukienkę, żeby tylko zatrzeć jaskrawą czerwień. Po jej policzkach spłynęła pojedyncza łza. Była odtąd nieczysta. Odgoniła od siebie tę myśl. Wytarła łzę i dalej wcierała ziemię w materiał.
Bolały ją już dłonie, małe kamyczki i gałązki wpijały się w jej ciało, ale ona dalej nie przestawała.
Ból dawał ukojenie.
Siedziała skulona, oczekując nadejścia kogokolwiek. Była zbyt słaba i zmęczona, żeby ruszyć się z miejsca.
Nagle zza drzew zaczął wyłaniać się ciemnoszary wilk. Podszedł powoli, warknął na martwe ciało Cętkowatego Byka, spojrzał smutno na pokrwawione uda Anny i jej nieobecną twarz.
Wsadził jej pysk pod rękę, oczekując ruchu obecności. Nic takiego nie stało. Szturchnął więc ją lekko pyskiem. Nadal nic. Dopiero kiedy przycisnął mokry nos do jej policzka, ocknęła się.
Spojrzała na niego i w tej chwili jej wilczy brat, po raz pierwszy ujrzał, że oczy Anny zaszły kompletną czernią. Nie było widać w nich nic, prócz jego własnego odbicia. Cofnął się przerażony. Anna jakby oprzytomniała, pokręciła mocno głową i spojrzała na niego znów. Tym razem patrzyła na wilka swoimi mocno zielonymi oczami.
- Szkarłatny Orle – zdążyła tylko wypowiedzieć i padła na jego ciało.
Wilk bez problemu zarzucił ją sobie na plecy. Przystanął przy ciele Indianina, podniósł łeb i głośno zawył. Po chwili z lasu przybiegł biały, jak śnieg, wilk.
Podszedł do Cętkowanego Byka i chwycił go za ramię.
Razem zaczęli oddalać się od miejsca zdarzenia i podążyli w kierunku wioski.
Jakież ogromne było zdziwienie, gdy do niej dotarli. Kobiety zakrywały dzieciom oczy, a mężczyźni natychmiast rzucili wszystko i podbiegli do wilków, którzy po położeniu na ziemi Anny i Cętkowanego Byka, przemienili się w ludzi.
- Nie żyje – powiedział Biały Wilk.
- Widzę – rzekł jeden z mężczyzn, którzy przybiegli do nich. – Czy stało się to, o czym myślę? – spytał z trwogą w głosie.
- Obawiamy się, że tak – odpowiedział Szkarłatny Orzeł.
Stara kobieta przepchnęła się pomiędzy tłum zgromadzonych, uklękła przy wilczycy i powiedziała:
- Wielki Duchu, dlaczego akurat ona?
- Szamanko, czy możesz pomóc naszej siostrze? – spytał Biały Wilk. - Szybki Grzmocie, zrobię co w mojej mocy, ale pewnych ran nie będę już w stanie odwrócić – powiedziała smutno. Odgarnęła jej włosy z czoła i pogłaskała po policzku. - Zanieście ją do mojego tipi i niech nikt tam nie wchodzi, dopóki sama z niego nie wyjdę – rozkazała szamanka.
Jeden z braci Anny, Szczęka Niedźwiedzia, wziął siostrę delikatnie na ręce i powoli odszedł w stronę szałasu kobiety.
- A co z nim? – spytał Szkarłatny Orzeł, patrząc z odrazą na ciało Indianina.
- To, co zwykle robimy ze zmarłym – powiedział jeden z mężczyzn, zwany Polującym O Świcie. – Znieście go do jego szałasu, zaplocie wejście i obsypcie szałas popiołem. Niech myśli, że wszystko spłonęło i niech więcej tu nie wraca.
Pozostali przytaknęli i zabrali się do pracy; ostatniego pożegnania Cętkowanego Byka.
Stara kobieta podreptała powoli do swojego tipi i usiadła blisko Anny.
- Moje drogie dziecko, co on ci zrobił? – Wzięła głęboki wdech. – Nie martw się, razem wyjdziemy z tego.
Wstała i podeszła do małego stoliczka, na którym miała wiele sproszkowanych ziół, jak również świeżo zerwanych. Zaczęła mieszać poszczególne składniki ze sobą, tworząc aromatyczną woń. Podeszła z powrotem do Anny i zaczęła obkładać jej uda i krocze zieloną papką. Ponownie zwróciła się w stronę stolika i zaczęła przyrządzać wywar z kolejnych ilości ziół. Zajęło jej to o wiele więcej czasu i po chwili usłyszała lekkie pojękiwania.
- Spokojnie, spokojnie, moja mała. Wytrzymaj. Jesteś silnym wilkiem.
Zamieszała napój kilkakrotnie i powoli podała go dziewczynie.
Po chwili odgłosy ucichły, co było znakiem, że lek zaczyna działać. Obrzęk w okolicach łona także się zmniejszał, więc stara kobieta była dobrej myśli.
Przysiadła koło Anny, chwyciła dodatkowy koc i mocniej ją opatuliła.
Głaskała po głowie i nuciła starą indiańską melodię o zdrowiu i sile.


Minęło kilka dni. Anna czuła się już na tyle dobrze, że postanowiła wstać z łóżka. Szamanka nie była z tego faktu zadowolona, ale nie opierała się.
Dziewczyna wyszła na zewnątrz i natychmiast podbiegli do niej jej wilczy bracia.
- Wszystko dobrze siostrzyczko? – spytał, z troską w głosie, Szybki Grzmot.
- Tak, dziękuję… Ja… Wtedy w lesie… - zaczęła niepewnie.
- Nic nie mów – uciął Szkarłatny Orzeł - Cętkowany Byk nigdy cię już nie skrzywdzi.
Wbiła wzrok w ziemię.
- Nikt nie ma do ciebie pretensji – pocieszył ją Szare Oczy.
- Co tam się stało? Czy ty tak go rozszarpałaś? – zapytał, bez ogródek, Niedźwiedzia Szczęka.
Pozostali bracia spojrzeli na niego ostro, ale on zbytnio się tym nie przejął.
- Nie musisz odpowiadać, siostro – powiedział natychmiast Szybki Grzmot.
- To nie byłam ja – odpowiedziała po chwili Anna. – To znaczy… Przybyły wakani. Było ich pełno! Nie wiem, skąd się wzięły. Nie wiedziałam, że można je wezwać bez potrzeby.
- Wakani?! – Niedźwiedzia Szczęka wytrzeszczył oczy. – Jak udało ci się wezwać wakani i to jeszcze w takiej ilości?! – Nie mógł się nadziwić. – Jesteś o wiele potężniejsza, niż sądziliśmy, siostro. – Poklepał ją delikatnie po ramieniu.
- Ale ja nawet nie wiem, jak to się dokładnie robi. Kiedyś szamanka mi o nich opowiedziała. Musiałam to zrobić bez udziału świadomości – skończyła cicho.
- W każdym razie, niewiadomo jakby się skończyło, gdyby nie przybyły – pocieszył ją Szybki Grzmot.
- Nie miało prawa dojść do takiej sytuacji! – prawie krzyknął Szkarłatny Orzeł. – Do czego to dochodzi, żeby mężczyźni gwałcili kobiety ze swojego plemienia! – Oczy wyszły mu ze złości na wierzch.
- Uspokój się, bracie – powiedziała łagodnie Anna. – Co się stało, to się nie odstanie. Żyję. Jestem cała i zdrowa. Szamanka już o to zadbała, więc nie zadręczaj się tym już, błagam cię.
Rysy jego twarzy złagodniały. Westchnął głęboko i przytulił ją do piersi.
- Jesteś naszą małą siostrzyczką. Musimy o ciebie dbać. Jak mogliśmy do tego dopuścić, żeby ktoś cię skrzywdził? – powiedział smutno.
- To nie wasza wina, powiadam ostatni raz – odpowiedziała nieco ostrzej. – Nie chcę więcej słyszeć o tej sytuacji. Nigdy – ucięła krótko.
Odwróciła się na pięcie i szybko odeszła od swych braci.
- Nigdy już, siostro, to nie będziesz taka jak przedtem – skomentował posępnie Niedźwiedzia Szczęka.




Jakiś czas później Anna obudziła się nagle nad ranem. Poczuła nieprzyjemne bulgocenie w żołądku. W ostatnim momencie przewróciła się na bok i zwymiotowała na podłogę.
Roztrzęsioną ręką wytarła sobie usta i dotknęła czoła.
- Chyba jestem chora – powiedziała sama do siebie.
Powoli ześlizgnęła się z łóżka, uważając, aby nie wejść w kałużę wymiocin i zabrała się za sprzątanie. Kiedy ogarnęła wszystko, postanowiła udać się do starej szamanki.
Gdy wyszła ze swojego szałasu, trawę pokrywała jeszcze rosa, a pod lasem unosiła się mleczna mgła. Szła boso przez polankę, starając się nie zbudzić psów, które spały przed niektórymi szałasami. Było jeszcze dość wcześnie, jak na pobudkę.
Spotkała kobietę, akurat przed wejściem do jej domu.
- Witaj, Anno – powitała ją cicho.
- Witaj, Szczupła Twarzo. Wybierasz się na poranne ziołowe zbiory? – spytała.
- Oczywiście, jak co dzień. Wiesz, że niektóre rośliny, trzeba zbierać o wczesnym poranku. Może wybierzesz się ze mną? – zaproponowała szamanka.
- Nie wiem, bo nie czuję się od rana zbyt dobrze.
Kobieta podeszła do niej bliżej i spojrzała jej w oczy. Wpatrywała się w nie gorliwie i po chwili pociągnęła bez słowa Annę za rękę.
Weszły z powrotem do szałasu Szczupłej Twarzy.
- Usiądź – poleciła i wskazała na łóżko.
Anna lekko się zdenerwowała, ale posłusznie zajęła miejsca.
Szamanka usiadła naprzeciwko niej i delikatnie zaczęła przesuwać dłońmi po jej ciele.
Zatrzymała się na brzuchu, spojrzała na jej twarz i delikatnie popchnęła ją, żeby się położyła.
- Ale co… - zaczęła.
- Ciii… - uspokoiła ją. – Spokojnie, moja droga.
Zaczęła pomału masować okolice podbrzusza i środek brzucha, naciskając momentami w pewnych miejscach.
Po chwili ciszy poinformowała bezpośrednio:
- Będziesz miała dziecko.
Zapadła głęboka cisza.
- Będę miała… JEGO dziecko? – spytała z odrazą.
- Nie patrz na to z tej strony. Ono nie jest niczemu winne. Czuję, że będziesz miała syna. Potężnego i silnego, jak ty. Daj mu szansę.
Anna odwróciła twarz w stronę ściany. Nie chciała tego dziecka. Było owocem okrutnego i obrzydliwego czynu. Nie mogła znieść myśli, że kiełkuje w niej nowe życie.
Nie, nie mogła do tego dopuścić.
- Nawet o tym nie myśl – skarciła ją stara kobieta, jakby domyślała się, o czym dziewczyna myśli.
- Nie myślę o niczym. Mam nicość i pustkę. Będę matką. Nie… Nie, nie… NIE! – krzyknęła i wybiegła z szałasu.
Szamanka nawet jej nie zatrzymała.
- Biegnij moje dziecko, biegnij. – Spojrzała za nią, wychodząc na zewnątrz.

Anna biegła. Jak najdalej od wioski, jak najdalej od własnych myśli, ale one uciec nie chciały. Kłębiły się w jej głowie, nieprzerwalnie, wciąż i wciąż. Nadchodziły nowe i zastępowały stare. To było nie do zniesienia. Chaos. Apogeum.
Po przebiegnięciu kilkunastu kilometrów, zatrzymała się pośrodku lasu i upadła na kolana.
Zwiesiła głowę i szybko łapała powietrze. Po chwili podniosła ją i rozejrzała się.
Niedaleko niej, ujrzała małą rodzinę zajęcy. Widziała matkę z dwójką swoich dzieci. Niezdarnie kicały za nią, starając się nadrobić tempo, jakie nadawała.
Uśmiechnęła się mimochodem, bo widok był nade uroczy. Nagle, jedno z maleństw przewróciło się i nie potrafiło przekulać się z powrotem na łapki.
Anna podniosła się powoli i podeszła do zwierzątka. Pomogła mu stanąć na nogi i pchnęła go lekko w kuperek. Zajączek spojrzał na nią małymi, czarnymi oczkami. Przekręcił zabawnie główkę i zaczął szybko poruszać pyszczkiem, łapiąc zapach dziewczyny. Zaraz potem pokicał w stronę matki i rodzeństwa.
Wilczyca zaczęła spacerować po lesie. Dotykała drzew, krzewów i kwiatów. Już nie dygotała. O dziwo, była spokojniejsza. Co jakiś czas łapała się na tym, że dotyka brzucha.
W wiosce było wiele dzieci i niemowląt. Lubiła je bardzo, a one ją, nigdy jednak nie sądziła, że sama będzie je miała. Uważała, że ma inne przeznaczenie – chronić swego ludu i terytorium, tak jak robił to jej ojciec.
Teraz miała opiekować się nowy życiem. Z jednej strony czuła, że rośnie w niej nieokreślona radość, której nie potrafiła opisać. Z drugiej, rodziło się tyle pytań i obaw.
Wiedziała, że może liczyć na swych braci, szamankę i pozostałych mieszkańców.
Mimo wszystko, musiała być teraz podwójnie odpowiedzialna i ostrożna.


Mijały dni, a Anna przyzwyczajała się z nową myślą. Odkąd wioska dowiedziała się, że jest w ciąży, wszyscy oferowali swą pomoc. Oczywiście, znaleźli się i tacy, co szeptali za jej plecy: że nieślubne dziecię, że w wyniku gwałtu i tym podobne bzdury.
Całe szczęście takie słowa nigdy nie doszły do jej uszu.
Inne matki z plemienia obsypywały ją poradami i malutkimi śpioszkami, od których wzruszenie łapało za serce. Anna wciąż nieswojo czuła się, słuchając tego wszystkiego.
Za którymś razem takiego „nalotu”, podeszła do grupy Szczupła Twarz i przegoniła je natychmiast.
- Są momentami nie do zniesienia – mruknęła.
- Starają się być pomocne.
- Pomocne. Jasne – prychnęła stara kobieta.
Podszedł do nich jeden z braci wilczycy, niosąc coś za plecami.
- Witaj, Szczupła Twarzo. – Skłonił głowę w stronę szamanki.
- Witaj, Szkarłatny Orle. – Spojrzała na Annę i rzekła:
- Zostawię cię z twym bratem.
Wstała powoli i pokuśtykała w stronę swego domu.
- Cóż cię do mnie sprowadza, bracie? – spytała przyjaźnie Anna.
- Proszę. To mój dar dla twego dziecka. – Wyciągnął zza pleców duży przedmiot i postawił go na ziemię.
- Och, Wielki Duchu! Jaka piękna kołyska! – Dziewczyna klękła przy przedmiocie i z otwartą buzią zaczęła ją dotykać.
Była wyrzeźbiona w drewnie z licznymi, wyrytymi napisami.
- To różne magiczne zaklęcia, żeby chroniły maleństwo.
Anna wstała i ze szklanymi oczami wtuliła się w brata.
- Dziękuję.
Szkarłatne Oko pogłaskał ją i delikatnie ucałował jej czubek głowy.
- Nie ma za co. W końcu będzie członkiem naszej rodziny.
Wilczyca stała jeszcze przez moment, zachwycając się podarkiem, po czym wstała i zaniosła kołyskę do domu. Położyła ją koło łóżka i delikatnie bujając ją, zamyśliła się.
Nie żyła już dla siebie. Nosiła w sobie cud życia.


Przez następne tygodnie czuła się na tyle dobrze, że postanowiła nie ograniczyć się do ciągłego siedzenia w szałasie.
Starała się zbierać zioła i pomagać przy drobnych pracach w wiosce.
Gromadziła akurat szałwię, gdy poczuła mocne kopnięcie w okolicach podbrzusza.
Przestraszyła się i szybko wyprostowała. Brzuch był coraz bardziej widoczny.
Pogładziła dłonią po nim i po chwili znów poczuła kopnięcie. Łzy pojawiły się w jej oczach. Dziecko dało pierwszy znak swojego życia. Puściła trzymane zioła i pobiegła do szamanki.
- Szczupła Twarzo?! Szczupła Twarzo?! – Wbiegła do szałasu kobiety.
- Co się stało, moje droga? – Spojrzała na nią wystraszonymi oczami.
- Dziecko.
- Co z nim? – Podeszła szybko do dziewczyny.
- Nic złego – uspokoiła ją Anna. – Chyba… Chyba mnie kopnęło. – Uniosła rozpromienioną twarz.
Szamanka uśmiechnęła się również i pokiwała z aprobatą głową.
- Najgorsze za nami. Musisz się oszczędzać, ale coś czuje, że będzie zdrowy i silny jak bizon. – Podreptała w stronę stolika i wzięła małą fiolkę ciemnobrunatnego wywaru.
- Proszę, weź te krople i dodawaj codziennie do napojów. To powinno was wzmocnić. Miałam ci to później przynieść, ale skoro już jesteś. – Podała dziewczynie buteleczkę.
- Dziękuję ci. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.
Odwróciła się i wyszła z szałasu.


Przez kolejne dni oczekiwała innych ruchów małego wilka – tak go bowiem nazywała, bo nie wiedziała, czy będzie to chłopiec, czy dziewczynka.
Zauważyła, że dziecko „odzywa się” podczas gdy słyszało jej śmiech lub kiedy śpiewała.
Anna więc udawała się często nad potok, rozkładała mały koc i nuciła najróżniejsze melodie, jakie tylko znała i pamiętała.


Życie toczyło się dalej, a po kilku miesiącach Anna zaczęła odczuwać, że dziecko chyba szykuje się do wyjścia na świat. Natychmiast poinformowała o tym starą szamankę.
- Obserwuję cię od kilku dni i masz świętą rację. Rozwiązanie zbliża się wielkimi krokami.
- Boję się. – Annie zadrżał głos.
- Boisz się bólu czy tego, co nastąpi, kiedy malec pojawi się na świecie?
- Nie wiem, czy będę dobrą matką.
- Będziesz najlepszą matką, jaka tylko mogła mu się trafić. – Chwyciła jej ramię i mocno ścisnęła. – A teraz idź do siebie i odpoczywaj. Staraj się już nie chodzić do lasu na zbieractwo. Leż i nigdzie się nie ruszaj. Przyjdę po ciebie za jakiś czas.
- Dobrze, Szczupła Twarzo, ty wiesz najlepiej. – Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie i odeszła w stronę swojego domu.
Nie lubiła siedzieć bez zajęć, toteż odliczała dni i godziny, kiedy miała się pojawić kobieta, z drugiej strony często męczyły ją ataki senności, przez co przesypiała niekiedy większość dnia.

Oczywiście nie mieli jej tego za złe. Jednak odkąd przebywała w swoim szałasie, nikt nie miał prawa do niej wejść, oprócz szamanki. Mimo że wszyscy ją kochali, to obyczaj wymagał izolacji na kilka dni przed rozwiązaniem.


Pewnego poranka Anna obudziła się gwałtownie. Otworzyła szybko oczy i zwinęła się w kłębek z bólu.
- O Wielki Duchu… - wyjąknęła. – Szczupła Twarzo! – zawołała najgłośniej, jak tylko pozwolił jej na to ból. – Szczupła Twarzo, zaczęło się!
Po chwili usłyszała szybkie kroki i do szałasu weszła szamanka.
- Nadszedł czas, moje dziecko. Chodź. Musimy iść. – Chwyciła ją delikatnie za ręce.
- Ale… Ja… Nie mogę – wykrztusiła ledwo.
- Poczekaj tu chwilkę. – Kobieta wybiegła z domu.
Anna zwijała się w cierpieniu. Agonia była nie do zniesienia. Chciała, żeby zakończyło się to jak najszybciej.
Stara szamanka wróciła z powrotem, trzymając dużą butelkę z ciemną zawartością.
Był to stary sposób na ulżenie rodzącej – magiczny napój, przyrządzony ze specjalnie sproszkowanych robaków. Nie był może najlepszą ambrozją, ale dawał ulgę podczas porodu.
- Proszę, dziecko. Wypij to szybko. – Podsunęła pod usta pełną szklankę trunku.
Dziewczyna nawet nie spytała co to, tylko szybkim ruchem wypiła zawartość kubka. Skrzywiła się na moment i opadła na łóżko.
- Nie, nie. – Podniosła ją z powrotem do pozycji siedzącej. – Musimy iść. Natychmiast. – Uniosła lekko głos.
- Poczekaj chwilkę jeszcze, proszę – błagalnie szepnęła Anna.
- Nie – powiedziała stanowczo. – Podnieś się, pomogę ci pójść, ale musimy już iść, zanim będzie za późno.
Pomogła wstać Annie i powoli zmierzały ku wyjściu.
Było jeszcze dość wcześnie i tylko kilku mężczyzn wybierających się na połów, spojrzało z zaciekawieniem.
- Pójdziemy powoli, spokojnie. Musimy dojść jednak do lasu, zanim słońce na dobre wzejdzie. – Stara kobieta uniosła wzrok ku niebu.
Szły powolnie przez las, co jakiś czas zatrzymując się na chwilę, aby Anna mogła złapać oddech, bądź kiedy skurcz był nie do wytrzymania.
- Nie dam… Już rady dalej… - wysapała wymęczona i spocona.
- Dobrze, usiądź pod tym drzewem. – Podprowadziła ją szamanka pod jedno z najpiękniejszych drzew w okolicy.
Miało delikatnie brązową korę i liście tak zielone, jak oczy Anny.
- Teraz to twoje drzewo. Twoja matka również cię tu urodziła. – Spojrzała jej głęboko w oczy.
- Byłaś przy moim porodzie? – wyszeptała zdumiona wilczyca.
- Nie tyle co byłam, co go odbierałam – odpowiedziała z dumą Szczupła Twarz.
Gdyby nie ból rozdzierający ciało dziewczyny, na pewno by się wzruszyła. Teraz jednak do łez doprowadzały ją skurcze, jakie pojawiały się coraz częściej.
- Chyba już… - jęknęła.
- Przytrzymaj się tego korzenia i zacznij mocno przeć – poleciła szamanka, a sama uklękła przed rodzącą i rozchyliła jej nogi.
Nagle ogarnął Annę spokój i cisza. Nie czuła bólu, ni cierpienia. Do jej uszu nie dochodził żaden dźwięk.
Usłyszała jedynie w swojej głowie cichutki dziecięcy odgłosie, który szeptał: „Nadchodzę”.
Nie minęło parę chwil, jak Anna powróciła do rzeczywistości i jej oczom ukazał się najpiękniejszy widok, jaki w życiu widziała.
Szamanka trzymała na rękach, malutkie, krzyczące dziecię. Czystą ręcznikiem wycierała go z krwi i śluzu.
- To chłopiec. – Pokazała jego śliczną twarzyczkę.
- Ile ma włosów... – Drżącą ręką pogładziła niemowlę po czuprynce.
Szczupła Twarz podała powoli dziecko wilczycy. Anna przytuliła je mocno do siebie i ucałowała w czubek głowy.
Po kilku godzinach siedzenia w lesie i odpoczynku, szamanka pomogła stanąć dziewczynie.
Wciąż miała nogi jak z galarety, więc przewiesiła sobie przez ramię specjalną chustę, w której spał jej synek.
Stara kobieta podtrzymywała ją pod rękę, w razie, gdyby miała upaść lub stracić równowagę.
- Czyż nie jest piękny? – Anna spojrzała na syna wzrokiem pełnym miłości.
- Idealny. Jak go nazwiesz? – spytała zaciekawiona Szczupła Twarz.
Dziewczyna zatrzymała się gwałtownie, bo niedaleko na ścieżce, którą szły, przebiegł wilk.
Spojrzał na nie przelotnie i uciekł w gęstwinę lasu.
Anna obróciła się do szamanki i posłała jej uśmiech.
- Mój syn nazywać się będzie Fenris – Wilcza Szata.
- To mocne i dobre imię – pochwaliła ją kobieta.
Szły dalej, wsłuchując się w odgłosy roślin i zwierząt. Przed zmrokiem dotarły do wioski.
Natychmiast zbiegli się wszyscy i zaczęli oglądać noworodka, bowiem każde narodziny wśród mieszkańców, były radośnie przyjmowane.
Wieczorem odbyła się uroczystość, która obowiązywała przy narodzeniu każdego dziecka.
Szczupła Twarz jako najważniejszy czarownik wioski, sprowadzała na niemowlę ducha opiekuńczego. Na koniec obrzędu wręczała dziecku małą lalkę, w której ów duch miał zamieszkiwać. Odtąd żadne złe duchy nie były w stanie opętać dzieciątka.
Anna była padnięta. Był to bardzo ważny dzień, pełen emocji i wrażeń. W końcu miała przy sobie swojego syna.
Ułożyła go delikatnie do kołyski, którą dostała od swego brata i śpiewała mu do snu.
Malec wyglądał uroczo, zasypiając wtulony w swoją lalkę - ducha opiekuna.
Kiedy miała pewność, że Fenris już śpi, padła na łóżko i przespała całą noc.


Rozpoczął się nowy rozdział w jej życiu. Była samotna, ponieważ młodzieniec Mała Skała, nie mógł patrzeć na nieczystą kobietę, która wiodła teraz taki żywot.
Początkowo trochę ją to smuciło, ale z czasem przestała widzieć kogokolwiek, prócz swojego małego syna, który rósł w oczach każdego dnia.
Wyrastał na dzielnego i mądrego wilczka. Uwielbiał pomagać swej matce podczas zbieractwa, a także prowadzić liczne zabawy z wujkami, którzy uczyli go, jak ma postępować, aby być dobrym wilkiem.
Anna kochała go ponad wszystko. Był całym jej światem i nie wyobrażała sobie, aby ten piękny czas, jaki był jej dany, został kiedykolwiek przerwany.
Tyle planów i wizji. Uczuć i miłości. Uśmiechów i wyznań.
Dano jej najpiękniejszy dar, jaki może dostać kobieta od życia i natury.
I nagle… Koniec.








* Wakani – („dusze" lub "duch" ) ptaka/ptaków. Indianie mieli moc przywoływania tych ptaków i używania ich jako duchowych pomocników.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
nellkamorelka
Wilkołak



Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec

PostWysłany: Wto 16:11, 17 Lis 2009 Powrót do góry

to jest fantastyczne... napisałaś świetny rozdział, naprawdę rewelacyjny:)
przedstawiłaś wspomnienia Anny tak sugestywnie, że nawet uroniłam łzę nad jej losem... Anna jest w tym rozdziale wspaniałą, słodką dziewczyną skrzywdzoną przez złego człowieka, który dopuścił się zbrodni... cieszę się, że jednak pokochała dziecko poczęte w takich okolicznościach. Zapewne dowiemy się w kolejnych rozdziałach jak potoczyły się ich dalsze losy?
trzymaj tak dalej:)
jestem Twoją wierną fanką:)
pozdrawiam
Nellka


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Misty butterfly
Wilkołak



Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 17:26, 17 Lis 2009 Powrót do góry

Super ze napisalas rozdzial pokazujacy wczesniejsze zycie Anny, bo tak jak czytalo sie te wszesniejsze notki to ta jej przeszlosc byla jedna wielka tajemnica. Domyslam sie ze to z jej synem i bracmi cos sie stalo, ze jest teraz taka...?No wlasnie tego naprawde sie nie spodziewalam...Anna miala synka? Swietne imie Wink
Fenris..czy to cos znaczy??I co najwazniejsze co sie z nim stalo...?Mam nadzieje ze nie bedziesz nas dlugo trzymac w nieswiadomosci, bo strasznie jestem ciekawa tego i zblizajacego sie ogniska;)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
A-M
Zły wampir



Dołączył: 28 Gru 2008
Posty: 418
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 17:44, 17 Lis 2009 Powrót do góry

W ramach sporostowania, to w początkowych rozdziałach, było wyjaśnione co się stało z całym plemieniem i synem Anny.
Imię "Fenris" pochodzi z mitologii skandynawskiej. Była to bestia pod postacią dużego wilka.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez A-M dnia Wto 17:49, 17 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
ih8it
Dobry wampir



Dołączył: 22 Lut 2009
Posty: 718
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 35 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 19:30, 17 Lis 2009 Powrót do góry

O Very Happy Nowy rozdział Very Happy <cieszy>


Do 'rzeczy':
Cytat:
zginął podczas walk z przeciwnikami

Czy tutaj nie powinno być czasem ‘walki’? (bo zginął [chyba] w jednej walce, a nie w kilku).
Albo coś w stylu:
Cytat:
‘Zginął w trakcie walki toczonej z przeciwnikami’

Cytat:
- Nie wiem, bo nie czuję się od rana zbyt dobrze

Tu bym zamieniła na :
Cytat:
Nie wiem. Nie czuję się od rana zbyt dobrze

To zdanie:
Cytat:
Lubiła je bardzo, a one ją, nigdy jednak nie sądziła, że sama będzie je miała

rozbiłabym na 2 osobne:
Cytat:
Lubiła je bardzo, a one ją. Nigdy jednak nie sądziła, że sama będzie je miała


Tutaj:
Cytat:
Anna wciąż nieswojo czuła się, słuchając tego wszystkiego

można by zmienić szyk na taki:
Cytat:
Anna wciąż czuła się nieswojo, słuchając tego wszystkiego


Chyba, że się mylę to zwracam honor Wink
I broń Boże nie chce się wymądrzać ani nic z tych rzeczy Wink

Trochę mnie zastanawia w tym momencie:
Cytat:
Przecież była potężnym wilkiem

to, czy Anna nie powinna być nazywana wilczycą? Bo w dalszej części momentami jest nazywana ‘wilkiem’ a momentami ‘wilczycą’
Pytam z czystej ciekawości Wink

Ogromnym plusem jest wielkość tego rozdziału i to, że nie jest on nudny [czytałam już niestety opowiadania, w którym była ilość a nie jakość]

Przechodząc wreszcie do treści, to miałam ciarki jak czytałam historię Anny.
Nigdy bym nie pomyślała, że tak to rozwiniesz.
Masz ten ‘element zaskoczenia’ xD
W ogóle cały ten pomysł i jego rozwinięcie są świetne Wink
Imiona członków plemienia mnie urzekły. Są takie ‘prawdziwe’

Szczerze mówiąc miałam obawy, że ‘zaniedbasz’ to opowiadanie w związku z ‘SA’. Cieszę się, zę tak się nie stało Very Happy

Pozdrawiam i życzę Tobie i Twojej becie cierpliwości Wink
Kończę ten monolog xD

PS: Oficjalnie uważam się za fankę Twojej twórczości Very Happy xD


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ih8it dnia Wto 19:45, 17 Lis 2009, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
A-M
Zły wampir



Dołączył: 28 Gru 2008
Posty: 418
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 19:54, 17 Lis 2009 Powrót do góry

Dziękuję Ci, za wypisanie i chęci w ogóle przejrzenia tego pod tym względem.

Co do "wilka" i "wilczycy", może rzeczywiście powinnam trzymać się jednej wersji, ale jakoś nie ma to dla mnie większego znaczenia.
Będę o tym pamiętać w następnych częściach.

Imiona Indian wykazanych w tym rozdziale są imionami faktycznie żyjących niegdyś Indian z różnych plemion.
Tak również w ramach wyjaśnienia.
Staram się, aby w tym opowiadaniu było jak najwięcej autentycznych informacji.

Spokojnie, nie zaniedbam mojego ukochanego FF.
"SA" jest raczej odskocznią na lżejsze pisanie.


Dziękuję ślicznie za komentarze i ciepłe słowa.

Pozdrawiam,

A-M


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Landryna
Zły wampir



Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 353
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Zawiercie/Ogrodzieniec / łóżko Pattinsona :D

PostWysłany: Śro 23:07, 18 Lis 2009 Powrót do góry

ih8it dzięki za wypisanie tych zdań Wink. Jak tak na to patrzę, to masz rację i powinnam te zdania rozdzielić.
Nie no, jak teraz widzę ten tekst, to jestem z siebie dumna, że zbetowałam taki długi rozdział Laughing W trzech częściach wydawał się krótszy :D.
Okej, sięgam po swoją magiczną karteczkę, na której zapisałam wszystko co mam napisać, żebym niczego nie zapomniała.
Pierwsze, co wpadło mi w oko, to te imiona Indian. Szczerze się przyznam, że przy kilku kąciki moich ust powędrowały ku górze, bo są one trochę dziwne, ale z drugiej strony taki realistyczne.
W tym rozdziale fajnie podreśliłaś swoją dbałość o szczegóły. Pokazałaś nam jak kiedyś wyglądało życie Indian, jak żyli. No i te wakani. Fajnie, że je wploątałaś, bo one też nadały tekstowi realistyczność, ale też nutkę magii i legend.
Druga sprawa to scena gwałtu. Jest na prawdę fajnie opisana. Choć, szczerze się przyznam, że ja nadałabym jej trochę więcej brutalności. Twoja jest taka delikatna, ale nie przeszkadza mi to.
Co do samej jej historii, to przyznam się, że jest bardzo ciekawa i na prawdę mnie pochłonęła. Nie wyobrażam sobie "SZ" bez tego rozdziału.
Bardzo fajnie ukazałaś tu jej uczucia. W końcu wiemy, co tam na prawdę się stało i co Anna przeżywała. Sądzę, że teraz nikt nie będzie się jej dziwił, jeśli będzie oschła dla Cullenów.
Zdecydowanie czekam na więcej i mam nadzieję, że rodział ósmy już niedługo pojawi się na mojej poczcie :).
Ściskam, Landryna (która pisała ten komentarz dwa dni xD) :*.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Landryna dnia Śro 23:10, 18 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Paramox22
Zły wampir



Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD

PostWysłany: Nie 12:26, 29 Lis 2009 Powrót do góry

W tym rozdziale spodziewałam się spotkania na ognisku i czekałam na nie cierpliwie, ale to co nam tu zaserwowałaś jest o wiele lepsze.

Wcześniej nic nie wiedzieliśmy o historii Anny oprócz tego, że jej wioska została spalona. Jej relacje z plemieniem, te wszystkie wydarzenia, są takie realne. Czytając ten rozdział miałam przed oczami te sceny, bardzo realistyczne. Nie wiem z czego korzystałaś pisząc to, jakieś legendy czy coś innego, ale wykorzystanie ich jest genialne. Imiona Indian są niesamowite, świetnie je sobie wymyśliłaś. Kojarzą mi się trochę z dawnymi latami szkoły i przebieraniem się za Indian. Starasz się, aby było w twoim opowiadaniu jak najwięcej autentycznych wiadomości i tym powaliłaś mnie na kolana. Kiedy czytam kolejny rozdział, uśmiech maluje się na mojej twarzy, ilekroć mogę poczytać o losach Anny.
Pozdrawiam i życzę weny,
Paramox22


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
A-M
Zły wampir



Dołączył: 28 Gru 2008
Posty: 418
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 17:01, 03 Sty 2010 Powrót do góry

Witam serdecznie po długiej nieobecności.
Przeraził mnie fakt, kiedy ostatni raz dodawałam nowy rozdział.
Biorę witki wierzbowe. Mea culpa.

Dziś dodaję ósmy rozdział. Może nie wprowadza zbyt wiele do fabuły (choć końcówka może i tak...), to jednak nie chciałam Was pozostawiać na pastwę zapomnienia o "SZ".
Tak więc, zapraszam do czytania, jednakże muszę zaznaczyć, że następny rozdział może pojawić się za czas nieokreślony. W moim życiu bardzo dużo się wydarzyło, a i zbliża się sesja, więc nauki full, tak więc musicie mnie zrozumieć.
Postaram się dodać następny rozdział, jak tylko będę mogła!


Dziękuję za wszystkie komentarze i za to, że byliście tutaj ze mną, i z moim opowiadniem.

Zapraszam!



Beta - niezastąpiona Landryna. :*



Rozdział VIII



Nadszedł dzień ogniska.
Cały poranek był dość pochmurny, choć kilka razy słońce próbowało przedrzeć się przez ciemne niebo.
Anna wyszła na zewnątrz, przeciągając się ospale. Rozejrzała się po polanie. Mała wiewiórka wdrapywała się po drzewie w takim tempie, że widać było tylko umykającą rudą kitę.
Wilczyca uśmiechnęła się delikatnie i zagwizdała.
Małe stworzonko zatrzymało się na chwilę, spojrzało na nią zaciekawione i zaskoczyło szybko z sosny. W wysokiej trawie ledwo było ją widać.
Anna uklękła i wyciągnęła ku wiewiórce dłoń. Zwierzątko początkowo powoli i nieufnie obwąchiwało rękę, ale po chwili wskoczyło już na ramię dziewczyny i wędrowało po jej włosach.
Anna zaśmiała się wesoło i próbowała złapać wiewiórkę. W końcu zeszła na jej twarz i odwróciła w jej stronę swój mały pyszczek.
Wiewiórka potarła kilka razy noskiem o policzek wilczycy, po czym zeskoczyła szybko i pomknęła w stronę lasu. Z trawy widać było tylko jej wysoko uniesiony, rudy ogon.
Anna nie spuszczała jej z oczu, póki nie zniknęła w gęstwienie leśnej.
Wstała powoli, rozprostowując nogi.
Przyda mi się więcej ruchu, pomyślała z goryczą.
Zerwała kilka świeżych ziół, żeby zaparzyć swoją codzienną ziołową herbatę i wróciła do swego domu.
Wstawiła wodę i oparła się o blat, cały czas odpychając od siebie myśli związane z dzisiejszym ogniskiem.
Nie była pewna nadal czy to dobry pomysł. Nie uczestniczyła w takim spotkaniu od lat. Zupełnie nie wiedziała, jakie teraz panują „zasady”.
Westchnęła głęboko i pomyślała, że nie ma co się martwić na zapas.
Gwizd, wydobywający się z czajnika, ocknął ją lekko z zamyślenia.
Wrzuciła rumianek do kubka i zalała wrzątkiem.
Nie bardzo wiedziała, co ma przez cały dzień robić, więc postanowiła wybrać się do Jacoba.
Było to z jej strony bardzo odważne posunięcie, ponieważ odkąd przebywała na tym terenie, nie wybywała nigdzie, prócz polany i okolicznych lasów.
Zaraz, gdy wpadła na ten pomysł, przyszła jej do głowy myśl, czy aby na pewno dobrze robi.
Zawsze miała wyostrzone sumienie. Nienawidziła takich sytuacji, bo choć była to dość banalna sprawa, nie miała z kim o tym porozmawiać.
Spojrzała smutno przed siebie i stwierdziła, że jest na tym świecie kompletnie sama.
Myśl ta dobiła ją kompletnie.
Podeszła do kominka, na którym leżała mała rzeźba ulepiona z gliny.
Była to postać wilka, którą Fenris jej podarował. Miała do niej ogromny sentyment, bo była to jedyna pamiątka, jaka pozostała po nim.
Wzięła ją ostrożnie w ręce i pogłaskała czule. Ktoś mógłby powiedzieć, że nie przypomina w ogóle zwierzęcia, bo tułów był większy, niż głowa, ale dla niej był najpiękniejszym dziełem.
Pamięta jak dziś moment, kiedy go Fenris podarował.
Cały umazany był wyschniętą gliną, a ręce, jeszcze wciąż mokre trzymały, niezdarnie glinianego wilka.
Było to dzień przed najazdem Volturi…
Odpędziła szybko te wszystkie myśli, bo zbyt wiele bólu jej sprawiały.
Odłożyła delikatnie prezent na miejsce i wyszła zaczerpnąć świeżego powietrza.
Nie mogła więcej się smucić, jeśli nie chciała wprowadzić stanu grobowej ciszy na ognisku.
Wzięła trzy głębokie wdechy i ogarnął ją spokój.
Tak, potrzebowała spokoju.
Wróciła z powrotem do domu. Przez resztą dnia zaczytywała się w książce o życiu współczesnych Indian, którą pożyczył jej Jacob.
Nawet nie zauważyła, kiedy się ściemniło i usłyszała głośne pukanie do drzwi.
Poderwała się wyrwana z zamyślenia, rzuciła koc i książkę na łóżko.
Podeszła szybkim krokiem do drzwi. Kiedy je otworzyła, ujrzała opartego o framugę Jacoba, patrzącego znacząco na zegarek.
- Witaj, wilku – powiedziała Anna, uśmiechając się niepewnie.
- Cześć. - Jacob wyglądał na lekko zirytowanego. – Wiesz która jest godzina? – spytał, nie patrząc nawet na nią.
Wilczyca odwróciła gwałtownie głowę w stronę zegara i wybałuszyła oczy.
Ognisko trwało od prawie godziny.
- Jacob, przepraszam – spojrzała na niego – zaczytałam się zupełnie w tej książce, którą mi pożyczyłeś.
Black wywrócił oczami.
- Dziewczyno, ciebie to trzeba będzie pilnować cały dzień na drugi raz. – Wyszczerzył zęby i machnął ręką.
Anna spojrzała smutno i splotła dłonie.
- Spokojnie. Nic się nie stało. Dopiero rozpalają drewno, bo Embry z Paulem wykłócają się czym lepiej wzniecić ogień – powiedział z przekąsem.
Wilczyca nadal stała przybita. Było jej wstyd, że nawaliła w tak błahej sprawie.
Jacob chyba to wyczuł. Postanowił zrobić coś, co wiedział, że może się źle skończyć, ale w tym momencie nie dbał o to.
Chwycił Annę za brodę i trzymał tak mocno póki na niego nie spojrzała.
Zdziwił się, bo jej oczy nie wyrażały złości, jednie smutek, który wielokrotnie widział.
- Nic się nie stało, rozumiesz? Pójdziemy teraz razem i będziemy się świetnie bawić. A spróbuj nie – powiedział, uśmiechając się łobuzersko.
Puścił dziewczynę i przekręcił głowę czekając na jej reakcję.
Anna westchnęła i spojrzała na Jacoba.
- Jacob, naprawdę…
- Boże, dziewczyno, jeszcze raz powiesz przepraszam, a cię prześwięcę!
- Ale...
- Nie ma żadnego „ale”! Dalej, ubieraj się i idziemy, póki Embry z Paulem nie spalili pól lasu.
Anna miała wyrzuty, że znów nawaliła. Zupełnie jak kiedyś, kiedy nie potrafiła uratować swego syna, braci i całego plemienia.
Zawsze dręczyły ją w takich momentach wyrzuty sumienia.
Z drugiej strony cieszyła się, że ma koło siebie takiego kompana jak Jacob. Potrafił dodać jej otuchy w najmniej spodziewanym momencie. Takim, jak teraz.
- Dobrze. Poczekaj chwilę – powiedziała i odwróciła się w stronę pokoju.
Jacob wszedł za nią zamykając cicho drzwi.
- W co mam się ubrać?
- Odwieczny problem. – Jacob wywrócił oczami. – Możesz iść tak. – Wskazał ręką na strój, który miała na sobie.
Anna zlustrowała siebie w lustrze i stwierdziła, że nie ma tragedii.
Rozpuściła tylko włosy, które sięgały do pasa.
- Możesz podać mi grzebień? – poprosiła.
Jacob zaczął poszukiwania przedmiotu.
- Black, leży tuż przed tobą. – Anna spojrzała na niego z politowaniem i wzięła grzebień ze stołu.
- Wtopił mi się specjalnie w tłum, żebym go nie zobaczył – powiedział z udawaną złością.
- A to ci dopiero niegodziwy grzebień. – Anna zaśmiała się wesoło, a Jacob wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Okej, czy możemy już wychodzić, madame?
- Jasne, jestem gotowa. Wezmę tylko torebkę.
Na dworze panowała już kompletny mrok, jednak ani Anna, ani Jacob nie mieli problemów z widzeniem w ciemnościach.
Ruszyli w stronę lasu, a po przejściu kilku kilometrów doszli na początek plaży, na której odbywało się ognisko.
Embry z Paulem chyba doszli do porozumienia, bo niektórzy smażyli już kiełbaski i ziemniaki, inni śmiali się wesoło, a ktoś grał głośno na gitarze.
- Widzisz? Tak teraz bawi się młodzież. – Jacob uśmiechnął się szeroko i pomaszerował ku reszcie.
Anna stała niepewnie. Zbytnio nie wiedziała czy iść za nim.
Jacob odwrócił się w pewnym momencie i pokiwał ręką na znak, że ma przyjść.
Wilczyca powoli ruszyła w jego stronę. Kiedy doszła do Jacoba, zobaczyła wesołe ogniki w jego oczach. Nie wiedziała, czy było to spowodowane ogniskiem, czy atmosferą tam panującą.
Jacob wywrócił oczami i chwycił ją mocno za rękę.
Annę zbyt to zszokowało, żeby móc coś powiedzieć, bo Black ciągnął ją już w stronę towarzyszy.
- Jacob! – Sam wołał go, starając się przekrzyczeć Jareda i Embry’ego, którzy siłowali się na ręce.
Kiedy doszli do reszty, wszyscy zamilkli. Anna poczuła, że chyba nie powinno jej tu być.
- Cześć wszystkim! – Jacob przywitał się, szczerząc zęby do zgromadzonych. – Przyprowadziłem ze sobą Anną i chciałbym, żebyście ją poznali.
Popchnął lekko dziewczynę, żeby wyszła przed niego.
Zaczynała mieć dość tego przedstawienia, ale skoro już tu była, nie mogła uciec jak przestraszony zając.
Uśmiechnęła się delikatnie i pomachała w stronę Sama.
- Cześć Anno. Miło cię tu widzieć. – Przywódca sfory odwzajemnił uśmiech, przez co reszta też zaczęła kiwać głowami i rękoma w stronę wilczycy.
- Lubisz kiełbaski? – spytał Embry.
- Nie bardzo – odpowiedziała Anna.
- To dobrze, bo już się prawie skończyły. – Embry zaśmiał się wesoło, po czym nabił kolejną kiełbasę na patyk i wsadził w ognisko.
Jacob wywrócił oczami i zawtórował koledze.
- Chodź, jest miejsce koło Emily i Sama. – Jacob znów złapał Annę za rękę i podprowadził do belki drewna, która robiła za prowizoryczne siedzenie.
Emily uśmiechnęła się delikatnie, ale szpecące blizny na jej twarzy spowodowały, że jej usta wykrzywiły się w lekkim grymasie.
- Miło mi cię poznać, Anno – powiedziała, podając dłoń dziewczynie. – Sam wiele mi o tobie opowiadał. Momentami zastanawiałam się, czy naprawdę istniejesz.
- Dlaczego?
- Różne rzeczy, które robiłaś… To wręcz niesamowite!
- Sam, coś ty jej nagadał?
- Samą prawdę. Nie złość się, nie powiedziałem nic, o co mogłabyś się gniewać.
- Mam nadzieję.
Emily mrugnęła okiem i zaśmiała się wesoło.
Anna wpatrywała się w jej twarz. Była piękną dziewczyną, mimo blizn jakie nosiła na swej twarzy.
Narzeczona Sama musiała to zauważyć, bo mina jej spoważniała i dotknęła delikatnie swojego policzka.
- Wiem, jak to wygląda – powiedziała cicho.
- Nie patrzę na ciebie za zdziwienia czy ciekawości, tylko myślę jak ci pomóc. – Anna nadal spoglądała na nią, próbując odczytać coś z jej twarzy.
Dziewczyna zmieszała się trochę i spuściła wzrok.
- Przepraszam, nie chciałam cię urazić. – Anna dotknęła delikatnie jej ramienia.
- Nie, nie. Nic się nie stało. Tylko… - Emily starała ubrać w słowa to, co chciała jej przekazać – w jaki sposób chcesz mi pomóc?
- O to się już nie martw. Istnieje pradawna indiańska magia, której teraz się już nie praktykuje, bo nawet nikt nie wie jak. Pomyślę nad tym i zobaczę, co da się zrobić.
Emily nadal spoglądała na własne kolana, podniosła powoli głowę i z lewego oka uroniła łzę.
- Nie płacz. Jeszcze nie wiem, jak ci pomogę, ale zrobię co w mojej mocy. Nie powinnaś żyć ze skazą. Jesteś na to za piękna.
Sam spojrzał się nagle na Annę. Oczy jego były pełne bólu i smutku. Objął mocno Emily i pocałował w czubek głowy.
Anna oderwała od nich wzrok i rozejrzała się po reszta towarzystwa.
Jacob śmiał się z żartu opowiadanego przez Paula, a Jared próbował grać coś na gitarze, ale wychodziło mu tylko głośne zgrzyty strun. Embry błagał go, żeby przestał.
Na długiej kłodzie siedziała dziewczyna z krótkimi włosami. Wpatrywała się w ognisko, nie zwracając uwagi na resztę.
Wokół ognia skakał chyba najmłodszy chłopiec.
- Seth, bo ci się włosy na nogach popalą! – Jakiś młody Indianin wesoło krzyczał do niego.
Niespodziewanie ku jej boku pojawił się Jacob z dwiema butelkami.
- Proszę. – Podał jej jedną z butelek. – Twoje zdrowie!
- Co to jest? – Anna przybliżyła sobie pod nos i wciągnęła zapach unoszący się z butelki.
O mało co nie psiknęła, bo piana dostała jej się do nosa.
Jacob zawył z radości.
- Tego jeszcze nie było, żeby pić piwo przez dziurki od nosa.
Wszyscy śmiali się wesoło.
- To wcale nie jest śmieszne. – Anna spojrzała na niego z przekąsem, ale po chwili też uśmiechnęła się wesoło.
- Skoro już mówimy o piciu czegokolwiek, to jeśli jesteś taki mądry, mam coś dla ciebie, Jacobie Black. – Wilczyca wyciągnęła coś z małej torebki, którą miała przewieszoną przez ramię.
- Co to?
Teraz wszyscy wpatrywali się z zaciekawieniem na buteleczkę.
- Wy pijecie piwo, a to piło się kiedyś.
Wzięła jedną z czystych miseczek, które leżały na prowizorycznym stoliku z drewna i wlała do niej zawartość flakonu.
Następnie podała ją Jacobowi i zachęciła gestem ręki, żeby się napił.
Ten z kolei wziął niepewnie miskę, powąchał to, co się w niej znajdowało i spojrzał na Annę.
- Nie bój się, to nie jest żadna trucizna.
Jacob wyszczerzył zęby i upił spory łyk.
Natychmiast ogarnął go kaszel, a wszyscy zaczęli się głośno śmiać.
- Jake, czyżby trunek był za mocny dla ciebie? – Jared spytał jadowicie.
- Jak jesteś… Taki mądry – Jacob dalej nie mógł opanować kaszlu – to sam spróbuj.
Podał mu miseczkę i Jared również wypił duszkiem prawie do dna.
Zakasłał kilka razy, ale trzymał się mocniej, niż młody Black.
- Widzisz? Jakoś nie dostałem ataku kaszlowego.
- Bardzo śmieszne. – Jacob opanował już swój kaszel.
- Co to jest w ogóle? – Sam spytał z zaciekawieniem.
Anna nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
- Wybacz, Jacob…. Pamiętasz, jak opowiadałam ci o chichy?
- Jasne. Powiedziałaś, żebym się spytał Billy’ego co to właściwie jest, ale lepiej żebym tego nie robił przed lub w trakcie jedzenia.
Wszyscy spojrzeli na nią ze zdziwieniem.
- I miał rację – Anna pokiwała głową – bo chicha to ekstremalny napój alkoholowy. – Znów zaśmiała się wesoło.
- Nie wiem czy to dobry pomysł, żeby dowiedzieli się czym jest ów napój. – Jeden ze starszych Indian pokręcił głową z jadowitym uśmieszkiem na twarzy. - Chicha to napój przygotowany z manioku, rozbijany na miazgę, a następnie… rzuty przez kobiety i wypluwany do dzieży. Ślina powoduje, że chicha fermentuje i tak powstaje alkohol.
- Jesteś dobrze poinformowany. – Anna pochwaliła Indianina.
- Kiedyś mi dziadek o niej opowiadał. Nie wiedziałem, że ktoś jeszcze potrafi ją przygotować.
Jacob i Jared wpatrywali się w Annę morderczym wzrokiem.
- Jak mogłaś mi to dać?! – Jared zaczął wymachiwać rękoma.
- Nie denerwuj się tak! – Sam trzymał się za brzuch ze śmiechu. – Chcieliście, to macie!
- Jeśli to była twoja ślina, Anno, to jakoś przeżyję. – Jacob dumnie wypiął pierś.
- Przeżyjesz, przeżyjesz – uspokoiła go wilczyca.
- Masz jeszcze jakąś niespodziankę? Na przykład chipsy z wysuszonych paznokci? – spytał Embry, na co wszyscy jęknęli, a Paul tak go popchnął, że ten zleciał z drewienka na którym siedział, co wywołało kolejną salwę śmiechu wśród zgromadzonych.

Reszta ogniska przebiegła w radosnej atmosferze, która udzieliła się nawet samej Annie.
Nie chciała wracać do domu. Młodzieńcze zabawy, śpiewy, przepychanki i rozmowy sprawiały, że choć przez chwilę czuła się jak kiedyś.
Siedzieli tak długo, że ognisko wypaliło się do końca, a słońce zaczynało wschodzić na horyzoncie. Postanowili wziąć koce i usiąść na brzegu, aby rozkoszować się widokiem.
Anna przez chwilę stała nieśmiało z tyłu, ale Jacob natychmiast chwycił ją za dłoń i usadowił obok siebie na kocu. Wilczycę przebiegł dreszcz, a Jacob wziął to za znak, że Annie jest zimno. Nie bacząc na to, co powie przytulił ją do siebie i wplótł dłonie w jej grube i lśniące włosy. Przez chwilę chciała się bronić, ale stwierdziła o dziwo, że jest jej dobrze w tym uścisku.
Wzięła cichy wdech i delikatnie przesunęła swoją dłoń w stronę ręki Jacoba. Chłopak nawet nie spojrzał na nią, ale czuła, że uśmiecha się szeroko.
Słońce pojawło się na niebie w całej okazałości.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Misty butterfly
Wilkołak



Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 18:32, 03 Sty 2010 Powrót do góry

Ufff a myslalam ze juz nie wznowisz tego opowiadania...a szkoda by bylo bo jest swietne...;)

Lal na ten rozdzial dlugo czeklam....;)
Kocham twojego Jacoba, jest taki wesoly, szczery i ogolnie bardzo JACOBOWY....
Idzie na zywiol bo Jacob to Jacob;)
On chyba jako jedyny nie patrzy na Anne ze stachem jakby sie bal ze czyms ja zdenerwuje i po nim....
Tak jak sie czyta przemyslenia Anny to dla niej Jake jest jak taka iskierka radosci...;)
Widac ze Anna zaczyna mu ufac, i cos wiecej czuc do niego...
Szczegolnie podoba mi sie koncowka...ktory z nich zdobyly sie na cos takiego;)
Wlasnie...a Jacob owszem i chyba mu sie udaje wkrasc do serca Anny....;)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Athaya
Zły wampir



Dołączył: 26 Lis 2008
Posty: 398
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Z przed ekranu komputera oczywiście

PostWysłany: Wto 17:48, 05 Sty 2010 Powrót do góry

Opowiadanie świetne i daje przeogromne pole do wyobraźni :) Uwielbiam, kiedy świat magii i rzeczywistości miesza się ze sobą.
Mam wrażenie jednak, że Wilczyca nie pokazała wszytkich swoich możliwości. Na pewno czeka nas jeszcze nie jedna niespodzianka ;]

Obrazka nie zamieściłaś :P
Image


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nellkamorelka
Wilkołak



Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec

PostWysłany: Wto 18:25, 05 Sty 2010 Powrót do góry

jak fajnie, że jest nowy rozdział:)
potrafisz jak zwykle przedstawić świat dawnych wierzeń i obyczajów indiańskich... bardzo podoba mi się w tym rozdziale zachowanie Jacoba - jest taki naturalny w stosunku do Anny, potrafi przełamać jej opory i wahania wobec innych ludzi... przedstawiłaś to po prostu perfekcyjnie - od razu widzę oczami wyobraźni całą tą scenę przy ognisku, rozpuszczone włosy Anny, miny Jacoba i Jareda po wypiciu chichy:) bezcenne:) totalnie mnie rozbroiłaś tymi chipsami z suszonych paznokci hihi śmiałam się na cały głos przed kompem:) mam cichą nadzieję, że jednak nie zawieszasz tego opowiadania? byłoby naprawdę szkoda - Twój ff jest taki odświeżający:)
Pozdrawiam i życzę dalszej weny:)
Nellka


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
A-M
Zły wampir



Dołączył: 28 Gru 2008
Posty: 418
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Śro 7:22, 06 Sty 2010 Powrót do góry

Athaya, bo naprawdę nie mam czasu wejść na komputer. W pracy aktualnie siedzę, więc weszłam na chwilkę. Przy większej swobodzie dodam na początek opowiadania. Dziękuję Ci ślicznie za Twój wysiłek. :*

Nelko, dziękuję ślicznie za to, że nadal wiernie poczytujesz mojego FF.
Nie martw się, nie zawieszam go kompletnie - po prostu praca, studia, dom, etc. robią sieczkę i sprawiają, że nie mam czasu na nic kompletnie. Postaram się jak najszybciej dodać kolejny rozdział, ale podejrzewam, że nie wcześniej jak w lutym/marcu.

Pozdrawiam i ściskam wszystkich!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin