|
Autor |
Wiadomość |
Mille
Wilkołak
Dołączył: 12 Kwi 2009
Posty: 190 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze Wschodu, nie wiadać? xd
|
Wysłany:
Pon 22:34, 10 Sie 2009 |
|
Betowała, wspierała, pomagała, krytykowała i mobilizowała: kochana .wymyślona.
Rozdział VI
Znaki rozpoznawcze
Przez cały poranek chodziłem po biurze z ogromnym uśmiechem na twarzy. Emmett wiedział o czym myślę, więc wybuchał śmiechem za każdym razem, gdy mnie widział. Mój szef i współpracownicy także obserwowali mnie z zainteresowaniem. Pogwizdywałem sobie w gabinecie i chodziłem ze spotkania na spotkanie w świetnym humorze, a gdy tylko ktoś o mnie pytał, mój przyjaciel odpowiadał: „Edward kogoś poznał”.
Gdy wybiła dziewiąta trzydzieści, skończyłem przeglądać notatki Emmetta i opracowałem biografię - ostatnią, jaką musieliśmy przekazać przed naszym miesięcznym urlopem. Rzuciwszy okiem na zegar, wyszczerzyłem się do siebie tak szeroko, że aż rozbolały mnie policzki. Spiąłem wszystkie notatki i popędziłem korytarzem w dół, do biura mojego szefa. Zapukałem lekko do drzwi, zanim wkroczyłem do środka.
- Proszę pana? Oto projekt Jacksona, tak jak pan prosił – powiedziałem, podając mu kartki. Uśmiechnął się do mnie, wyraźnie zadowolony z mojej pracy.
- Rozmawiałem już z Emmettem i wygląda na to, że obydwaj jesteście już gotowi do urlopu. - Podziękowałem i skierowałem się do drzwi. – Musiałeś poznać jakąś kobietę, skoro tak bardzo chcesz się stąd wyrwać – stwierdził mój przełożony ze zduszonym śmiechem. Odwróciłem się do niego i szczerze odpowiedziałem:
- Ma pan rację. - Poszedłem w kierunku windy, szukając Emmetta za drzwiami i kiedy zobaczyłem, że zawraca do biura, Mike - jedna z najbardziej obleśnych osób na świecie - postanowił na mnie wpaść.
- Ed! - zawołał. - Jak leci, stary? Wracasz do domu?
- Edward, jeśli już. Tak, Mike, właśnie wychodzę – odezwałem się poirytowanym tonem. W chwili, gdy miałem zamiar go ominąć, położył ręce na mojej klatce piersiowej i spojrzał mi w twarz swoimi oczami, o których chyba myślał, że wyglądają na mądre.
- No dalej, Edward. Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? - Wepchnął mi teczkę w ręce. – A to znaczy, że możesz zrobić dla mnie notatki do tego skryptu, bo będę naprawdę zajęty w przyszłym tygodniu. Trzeba to oddać do soboty. Do zobaczenia później. - Zbiegł w kierunku klatki schodowej, zostawiając mnie oniemiałego.
- Podstępem nakłonił cię do wykonania za niego pracy? - zapytał Emmett, zbliżając się.
- Taak – odparłem. - Tylko ten jeden raz. On nie będzie musiał pracować, a ja dostanę podwyżkę. - Emmett parsknął śmiechem, kiedy wkroczyliśmy do windy. Ze złością wcisnąłem przycisk „parter”; mój dobry nastrój prysnął.
- Gdzie są teraz dziewczyny? – zainteresował się mój przyjaciel. Przypomniałem sobie plan podróży, który wysłała mi Bella.
- W Paryżu. Przyleciały kwadrans przed ósmą rano i niedługo odlatują. Dotarcie tutaj zajmie im jakieś dwadzieścia minut. - Skinął głową i wskoczył na przednie siedzenie mojego Volvo. Wrzuciłem skrypt do schowka, chcąc zapomnieć o tym drobnym szczególe mojego życia na kilka godzin, a najlepiej dni.
Podczas jazdy na lotnisko, udzielił mi się dobry humor Emmetta. Zacząłem się zastanawiać czy moje ubranie było odpowiednie na pierwsze prawdziwe spotkanie z Bellą. Miałem na sobie czarne dżinsy i białą rozpinaną koszulę, której rękawy podwinąłem do łokci. Moje włosy, pomimo najlepszych starań, ciągle pozostawały w lekkim nieładzie. Emmett był ubrany w wygodny i swobodny ciemny garnitur oraz czarną koszulę. Uśmiechał się szeroko, ze wzrokiem utkwionym za szybą.
Zatrzymaliśmy się przy lotnisku Heathrow; Emmett wyjął ze schowka skrypt oraz długopis i ruszył przede siebie, gryzmoląc coś na kartce. Podążałem za nim, próbując dotrzymać mu kroku, kiedy weszliśmy do środka. Według mojego zegarka, dziewczyny właśnie wylądowały; to ja znałem numer bramki, nie Emmett, więc jeśli się zgubi, będzie to wyłącznie jego wina. Pociągnąłem go za rękaw i odwróciłem się, podchodząc bliżej ich wyjścia. Zatrzymałem się i stanąłem przed nim, czekając, a mój przyjaciel w końcu odłożył długopis, umieszczając okładkę skryptu przed sobą.
- Rosalie Hale, Isabella Swan – przeczytałem na głos. - Zrobiłeś tabliczkę, żeby poinformować je, że my to my? Chyba zdajesz sobie sprawę, że Bella i ja bez problemu rozpoznamy siebie nawzajem? - Emmett wzruszył ramionami.
- To będzie takie zabawne pierwsze wrażenie – powiedział po prostu. Wywróciłem oczami i obróciłem się w kierunku grupy ludzi wchodzących do środka. Gdy nas minęli, zobaczyłem dwie dziewczyny i było dla mnie jasne jak słońce, że to właśnie Bella i jej koleżanka. Obie zerknęły w naszą stronę, uśmiechając się przy tym pięknie. Twarz mojej przyjaciółki rozjaśniła się, a usta rozszerzyły w wielkim uśmiechu, gdy na mnie spojrzała. Zauważyły napis Emmetta i zachichotały, a potem Bella ściągnęła torbę z ramienia i podbiegła do mnie. Uśmiechnięty od ucha do ucha, ruszyłem do przodu, wyciągając swoje ramiona, by ją złapać, kiedy rzuciła mi się na szyję.
- Ach, Edwardzie! - zawołała, wtulona w moją klatkę piersiową. – Miło cię w końcu widzieć! - Pocałowała mnie w policzek i odchyliła się, wpatrując się w moją twarz. Rosalie i Emmett powitali się krótkim uściskiem, zanim spojrzeli na siebie z uznaniem. Mój przyjaciel dzwonił do Rosalie od dnia, kiedy zostali sobie przedstawieni, więc zdążyli się już trochę poznać. Bella i ja po prostu przyglądaliśmy się sobie jak para kompletnych szaleńców. Jakaś kobieta, przechodząca obok z córką, uśmiechnęła się wesoło, obrzucając nas spojrzeniem.
- Co za urocze pary – odezwała się głosem zmęczonym po podróży. - Muszą się cieszyć, że znów są razem. - W porządku. Zrobiłem się czerwony jak pomidor, mój uśmiech natychmiast zniknął, a na jego miejscu pojawiło się zawstydzenie. Odwróciłem się do Belli, której twarz była w takim samym odcieniu jak moja. Spojrzała na mnie nerwowo zza włosów. Uśmiechnąłem się do niej i wziąłem bagaże, prowadząc ją na zewnątrz, do samochodu.
- Dziewczyny, podać wam godzinę, żebyście mogły przestawić zegarki? - zapytałem, otwierając bagażnik.
- Nie trzeba – odparła Rosalie. - Bella podeszła do jakiegoś chłopaka i powiedziała... Właściwie nie wiem co... – Bella przywróciła oczami.
- Powiedziałam: „Excusé moi, monsieur. Quel heure et-il?” I podał mi godzinę. Nic wielkiego. - Byłem pod wrażeniem.
- Tu parle français? Le langue d'amour. - Uniosłem brwi, a ona zachichotała. Odwzajemniłem ten gest i otworzyłem jej drzwi, patrząc jak wsiada.
- Co tam zapakowałaś? – zażartował Emmett, wrzucając torby Rosalie do bagażnika. - To waży więcej niż moja siostra! - Rosalie zaśmiała się, wywracając oczami.
- Zostaję tu na miesiąc, więc potrzebuję rozmaitych rzeczy. A może nie chcesz, żebym dobrze wyglądała? - Emmett wyszczerzył się.
- Myślę, że wyglądasz świetnie – powiedział wprost, przytrzymując jej otwarte drzwi. Zarumieniła się, lekko zaskoczona jego wyznaniem i bez słowa wskoczyła do auta. Dziewczyny usiadły razem na tylnym siedzeniu; prawdopodobnie czuły się odrobinę bardziej komfortowo, trzymając się razem cały czas. Wpatrywały się w widok za szybą, kiedy jechałem ulicą, wesoło gawędząc z Emmettem.
- Co będziemy robić przez resztę dnia? - zadałem pytanie.
- Wyspałyście się wystarczająco w samolocie? - zapytał Emmett, odwracając się do tyłu.
- Nie, poszłyśmy spać około dziewiątej naszego czasu. A teraz jest chyba trzecia nad ranem – odezwała się Bella zaspanym głosem.
- Możemy pojechać do mnie, będziecie mogły się przespać przez kilka godzin. Emmett i ja posprzątamy, a potem zadecydujemy, co zrobimy później. Chyba tak będzie najlepiej? - Spojrzałem w lusterko wsteczne. Bella uśmiechnęła się, patrząc mi w oczy i skinęła głową.
Zatrzymałem się na moim miejscu parkingowym; dziewczyny wysiadły, czekając na otwarcie bagażnika. Rzuciliśmy im kuriozalne spojrzenia, po czym sami zabraliśmy bagaże, prowadząc Amerykanki do środka, w stronę windy. Kiedy drzwi się zamknęły, wcisnąłem „czwórkę”. Wpatrywałem się w Bellę i kiedy mnie na tym przyłapała, zaczerwieniłem się. Dotarliśmy na moje piętro, a potem skierowaliśmy się do małego pokoju gościnnego z rozkładaną kanapą, by zostawić tam walizki. Zaprowadziłem dziewczyny do mojej sypialni, gdzie łóżko było większe i o wiele wygodniejsze dla ich pleców.
- To jest wasz pokój, ale dziś możecie się zdrzemnąć w mojej sypialni. Będzie wam wygodniej - wyjaśniłem. Dziewczyny skinęły głowami i podziękowały, po czym - przebrane w swoje piżamy - pospiesznie wróciły do mojego łóżka. Bella zatrzymała się, obejmując mnie ramionami.
- To naprawdę niesamowite. Nie mogę uwierzyć, że jestem tutaj razem z tobą. Jest po prostu... och! Cudownie! - Uśmiechnąłem się do niej szeroko; czułem dokładnie to samo.
- Podoba mi się twoja piżama – stwierdziłem, wskazując na jej różowe spodnie w kratkę, do których zdążyłem się przyzwyczaić. Zarumieniła się, ale wymruczała podziękowanie i wróciła do pokoju. Zaciągnęła zasłony i zamknęła drzwi, zanim wskoczyła do łóżka.
- Muszę zrobić zakupy – powiedziałem do Emmetta, który oddychał w salonie niczym ofiara hiperwentylacji.
- Nie mogę uwierzyć, że one naprawdę tutaj są – stwierdził podekscytowany, łapiąc z trudem powietrze. Zachichotałem, próbując zachować spokój. Nie chciałem się przyznać, że też wariowałem. Zamiast tego podszedłem do lodówki, przeglądając jej zawartość i robiąc listę rzeczy, których potrzebowałem. Emmett postanowił pójść ze mną do sklepu i po kilku minutach kłótni o to, w jaki sposób spędzimy resztę dnia, wziął klucze i marynarkę. Gotowy do wyjścia powiedział, że spotkamy się na dole, w samochodzie.
Ostrożnie otworzyłem drzwi do mojego pokoju, zakradając się do środka. Bella leżała po stronie, na której zwykle ja spałem; ucieszyło mnie to. ( Szczerze mówiąc, brzmi to tak, jakbym był jakimś zboczonym natrętem, ale nie mogłem nic na to poradzić - tak jak wspominałem, Bella mnie pociągała.) Włosy miała rozrzucone na poduszce, dookoła głowy. Jedna noga wystawała spod przykrycia, eksponując nagą stopę. Wziąłem głęboki, uspokajający oddech i ruszyłem w jej kierunku. Przysunąłem swoją głowę bliżej niej, wpatrując się w piękne łuki brwiowe i gęste rzęsy.
- Bello? - wyszeptałem. Z mruknięciem oznaczającym „tak” uniosła głowę, a jej usta znalazły się blisko moich. - Emmett i ja wychodzimy na chwilę po coś do jedzenia. Zamkniemy drzwi, więc możecie spokojnie spać dalej, w porządku? - Ziewnęła zmęczona, przytakując i uśmiechnęła się pięknie. Odwzajemniłem ten gest, ale chyba go nie widziała. Wstałem i opuściłem pokój, zanim zacząłbym śnić na jawie.
Wróciliśmy godzinę później, a one ciągle mocno spały. Postanowiłem przygotować dla nich brunch*, więc z moim najlepszym przyjacielem wrzeszczącym mi nad głową, zrobiłem kiełbaski i jajecznicę, podczas gdy Emmett pilnował tostera. Umieściłem wszystko na dwóch tacach i ruszyłem przez korytarz do mojego pokoju.
Bella i Rose przekręciły się na bok oszołomione i spojrzały na nas, a ich twarze rozpromieniły się na widok ciepłego posiłku. Obie oparły się o zagłówek łóżka, a my położyliśmy tace na ich kolanach.
- Dziękujemy – powiedziały łagodnie, patrząc na jedzenie. Poprosiliśmy, by zostawiły tacki na podłodze, kiedy już skończą, i wróciły do swojej drzemki. W drodze do drzwi odwróciłem się ostatni raz, zerkając na Bellę. Nie mogłem powstrzymać głupiego uśmieszku, który pojawił się na mojej twarzy na widok jej cudownych, brązowych włosów, falujących wokół przepięknej twarzy. Westchnąłem, zamykając drzwi. Wpadłem po uszy.
---------------------------
brunch - posiłek jadany późnym rankiem lub wczesnym popołudniem, w czasie którego spożywa się produkty zarówno typowo śniadaniowe, jak i właściwe obiadom [wikipedia.org] |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
rani
Dobry wampir
Dołączył: 23 Gru 2008
Posty: 2290 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 244 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze Smoczej Jamy
|
Wysłany:
Pon 22:54, 10 Sie 2009 |
|
Łiii nowy rozdział :D Tak, to znowu ja, ale nie mogłam się powstrzymać. To opowiadanie trafia na mą świętą - teraz już czwórke FF.
Cytat: |
- Muszę zrobić zakupy – powiedziałem do Emmetta, który oddychał w salonie niczym ofiara hiperwentylacji. |
Dostałam napadu śmiechu po tym zdaniu
Ich powitanie na lotnisku było takie fajne, jakby znali się już kilka lat, podoba mi się, że nadal ich relacje takie naturalne są. Strasznie to słodkie. Tak idę, bo kończy się merytoryka mej wypowiedzi :P
Swietnie to tłumaczysz i nie widzę kompletnie błędów.
Weny! Weny! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
seska
Dobry wampir
Dołączył: 19 Mar 2009
Posty: 864 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 22:56, 10 Sie 2009 |
|
Och, nareszcie nowy rozdział! To jest w dalszym ciągu mega urocze! :D
Czytałam i ciągle się śmiałam, podekscytowana byłam chyba bardziej niż Edward i Emmett
Czuję, że ta wizyta duuuużo zmieni i szykują się cudowne dni dla całej czwórki. Zakładam, że Alice i Jasper niedługo wezmą ślub, a Edward i Bella z Emmettem i Rose zostaną drużbami :P A wkrótce po tym przeczytamy o ich ślubach
No co, pomarzyć sobie można, nie? :P |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Eweline.
Nowonarodzony
Dołączył: 10 Kwi 2009
Posty: 18 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 23:43, 10 Sie 2009 |
|
jezuuuuuuuuuu
normalnie kocham ten ff
przez cały czas miałam banana na twarzy :)
ciekawe czy przez cały czas będzie taka sielanka czy pojawią się jakieś komplikacje?
super się czyta, świetnie przetłumaczone :D
Życzę weny
pozdrawiam
Eweline. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Ewelina
Dobry wampir
Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 58 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P
|
Wysłany:
Wto 0:07, 11 Sie 2009 |
|
Jak to powiedziała moja koleżanka "rozdział jest słodki, ale nie przesłodzony". Pozostaje mi jedynie potwierdzić. Nie sądziłam, że ten chap będzie dotyczył przyjazdu Belli i Rose. Jestem absolutnie zachwycona. Klimat tego opowiadania jest urzekający. Czytając każde zdanie wyobrażałam sobie powitanie na lotnisku, jazdę do domu, opiekuńczego Edwarda. Mam cichą nadzieję, że Bella i Rose zechcą zostać tu dłużej :)
Czekam na kolejny rozdział. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Wto 0:09, 11 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
nieznana
Zły wampir
Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca
|
Wysłany:
Wto 0:11, 11 Sie 2009 |
|
Nie wiem jak to robisz, ale czytając to tłumaczenie, mój uśmiech nie schodzi mi z ust :D Ten ff jest naprawdę wyjątkowy! A zdanie:
Po prostu genialne! Fantastyczne! Ach, Edwardzina się zakochał... Uuu... jakie to sweetaśne...xD
Tak samo Em nie jest obojętny w stosunku do Rose... i świetnie
Czekam na następny rozdział i życzę czasu oraz cierpliwości do tłumaczenia :)
pozdrawiam
n/z |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
ZuyWampirek
Nowonarodzony
Dołączył: 05 Lip 2009
Posty: 15 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z domu^^
|
Wysłany:
Wto 1:44, 11 Sie 2009 |
|
Cytat: |
- Co tam zapakowałaś? – zażartował Emmett, wrzucając torby Rosalie do bagażnika. - To waży więcej niż moja siostra! - Rosalie zaśmiała się, wywracając oczami.
|
o.o czyli Em ma siostrę xD
tłumaczenie miszczostwo :)
o kurdelebele Edward się czerwieni :D NASZ Edward~!
chyba się w tym miejscu jeszcze nie wypowiadałam...
Ale czas najwyższy! :P
O błędach nie będę gryzmolić bo takowych brak :)
bynajmniej dla moich skromnych gałek ocznych
podobnie jak seska myślę żę wszstko się zakończy wielgachnym Happy endem tudzież ślubem bądź ślubami :D mam taką cichą nadzieję :P
I jak Eweline. niucham że nadejdą wielkie czarne chmury... ale bądźmy optymistami :)
pozdrowionka
wenuśki życzę xD
i ogólnie :P
Z/W |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
BaaaSsia
Wilkołak
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 116 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Wto 9:13, 11 Sie 2009 |
|
Ciesze się,że jest w końcu ten rozdział.
Jak zwykle cudowny.
Co mnie rośmieszyło bądź zainteresował?!-
Akcja z Mikem.
Tabliczka Em na lotnisku R.Hale,I.Swan.-to było słodkie.
Podobło mi się również to ,że wszyscy bohaterowie się rumienią .A nie tylko Bella.
Charaktery jak zwykle OK.
Weny i czasu.
pzdr.;* |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez BaaaSsia dnia Wto 9:15, 11 Sie 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
xcullenowax
Wilkołak
Dołączył: 24 Lut 2009
Posty: 112 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław.
|
Wysłany:
Wto 14:28, 11 Sie 2009 |
|
Cieszę się, że Edward i Bella nareszcie się spotkali, tak samo jak Rose i Emmett. (: Spotkanie na lotnisku, rzeczywiście musiało wyglądać, tak jak określiła je ta kobieta. 'Muszą się cieszyć, że znów są razem.'. Oczywiście pomijając fakt, że oni się jeszcze nigdy nie spotkali, tak naprawdę.
Nie podoba mi się zachowanie Mike'a. Dupek, wrobił Edwarda w pracę, wtedy, kiedy ten miał mieć wolny czas dla Belli. Niech już go tutaj więcej nie będzie. (;
Mam nadzieję, że nie pojawią się jakieś nieprzewidziane okoliczności, które będą miały wszystko zrujnować.
Podoba mi się entuzjazm z jakim do tej wizyty podchodzą Edward i Emmett. ;D
Cytat: |
- Muszę zrobić zakupy – powiedziałem do Emmetta, który oddychał w salonie niczym ofiara hiperwentylacji. |
hahaha.
życzę wielkiego vena i mam nadzieję, że niedługo pojawi się kolejny przetłumaczony chap,
xx |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Cullen Alice
Wilkołak
Dołączył: 17 Mar 2009
Posty: 155 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Białystok
|
Wysłany:
Wto 17:33, 11 Sie 2009 |
|
Cudownie, że jest nowy rozdział
Sorry, ze od tego zacznę, ale ten Mike mnie wkurza. Nie wiem jakim cudem Edward zgodził się na wyręczanie go. Normalnie załamka. Ale cóż przejdę do fajniejszych wydarzeń. Bardzo mi się spodobała ta scena ze staruszką
Cytat: |
- Co za urocze pary – odezwała się głosem zmęczonym po podróży. - Muszą się cieszyć, że znów są razem. |
Świetna scena :D
Albo ten Emmet. Jest cudowny, najlepszy. Po prostu bez przerwy słuchałabym jego wypowiedzi :) Bardzo mi się podobają opisy emocji Edwarda.
Jednym słowem SZACUN
No i oczywiście czekam na kolejny chap i życze dużo czasu.
Cullen Alice |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Mille
Wilkołak
Dołączył: 12 Kwi 2009
Posty: 190 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze Wschodu, nie wiadać? xd
|
Wysłany:
Wto 21:07, 11 Sie 2009 |
|
Ogłoszenie:
Od 7 rozdziału opowiadanie będę tłumaczyć oficjalnie razem z .wymyśloną. :) Najnowszy rozdział, a raczej jego część, pojawi się najprawdopodobniej jeszcze dziś. Dlaczego tylko fragment? Ano dlatego, że cały rozdział - o zgrozo - ma około 12 stron. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Invisse
Zły wampir
Dołączył: 19 Lip 2009
Posty: 355 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 21:42, 11 Sie 2009 |
|
Mille napisał: |
Najnowszy rozdział, a raczej jego część, pojawi się najprawdopodobniej jeszcze dziś |
Dzisiaj? Nie idę spać! Będę czuwać i wypatrywać.
A o samym rozdziale... Cud i miód... Słodko i miło, sielanka. Cały czas się uśmiechałam, bo czytając to, nie można się nie uśmiechać
Jeju. Ten fanfick jest jednym z moich ulubionych.
Pozdrawiam,
Invisse |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
wymyślona
Wilkołak
Dołączył: 09 Kwi 2009
Posty: 222 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 22:56, 11 Sie 2009 |
|
Zgodnie z tym, co napisała wcześniej Mille- stałam się drugim tłumaczem. Ponieważ to mój pierwszy występ w tej roli, proszę, nie zjedzcie mnie :p możecie za to pobić i ponadgryzać :p
Betowała i pomagała wspaniała Mille (taak, mała zamiana ról : D)
P:S: Tłumaczenie zdań po francusku znajduje się na samym dole
Rozdział siódmy: Suknia ślubna
Część pierwsza
Kocham Anglię! Nie tylko za najwspanialsze zabytki, jakie kiedykolwiek widziałam, ale przede wszystkim za najprzystojniejszego mężczyznę z seksownym akcentem. Może i jest ona jednym z najchłodniejszych miejsc na świecie, ale niech ją Bóg błogosławi!
Rose i ja byłyśmy na tej pochmurnej wyspie już od kilkunastu dni. Odwiedziliśmy wspólnie z chłopcami kilka muzeów, ponadto bardzo spodobała nam się architektura tutejszych domów.
Poszliśmy też do kina, po tym jak Rosalie i ja poradziłyśmy sobie ze zmianą strefy czasowej ( pierwszej nocy wstałyśmy bardzo wcześnie i postanowiłyśmy, za pomocą markera, zostawić notatki na wszystkich lustrach i szybach w domu Edwarda. Był w szoku, kiedy spojrzał na lustro w łazience i okazało się, że ma monokl* i wąsy!)
Tego ranka chłopcy zabierali nas na zakupy na Carnaby Street, co niewątpliwie mogło doprowadzić nas do zatrzymania akcji serca z powodu ilości rzeczy, które spodziewałyśmy się kupić.
Bardzo się cieszę, że Alice nie było z nami. I bez niej nadszarpnęłyśmy asortyment większości sklepów.
- Wiesz co? - odezwała się Rose, kiedy mijałyśmy jakąś kawiarnię, z torbami w dłoniach i chłopakami idącymi z pozostałymi zakupami za nami. - Nie mamy prezentu dla Alice i Jaspera. Co powinnyśmy im dać?
- Mikser? - zapytałam, niemal trzęsąc się ze śmiechu. Edward rozmawiał wesoło z Emmettem i kiedy się odwróciłam, przyłapałam go na wpatrywaniu się we mnie. Uśmiechnął się, kiedy nasze oczy się spotkały, a ja poczułam motylki w brzuchu, po czym odwróciłam się do Rosalie. Edward jest naprawdę uroczy. To najbardziej czarujący mężczyzna, jakiego spotkałam w całym moim życiu. Jest słodki, troskliwy, zabawny, a przy tym niesamowicie dojrzały i odpowiedzialny. Ma wszystkie cechy, o których mogłabym pomyśleć, jest tylko wyższy niż sądziłam, co idzie na jego korzyść.
Rose zatrzymała mnie, ciągnąc za rękę. Poprawiłam kapelusz na głowie i podążyłam za jej wzrokiem. Sklep, w który się wpatrywała, okazał się salonem mody ślubnej. Odwróciła się do mnie z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Może kupimy jej suknię ślubną? I garnitur dla Jazza! Może nawet znajdziemy tu kreacje dla nas samych. To załatwi sprawę prezentów i całej reszty. Znam ich rozmiary, więc to żaden problem. - Odwróciłam się w stronę chłopców.
- Wejdziecie z nami? - zapytałam delikatnie, mając nadzieję, że wizyta w sklepie pełnym sukien ślubnych nie przerazi ich. Obaj wzruszyli ramionami i nawet podali Rose telefony, kiedy tego zażądała.
Stałam obok chłopaków, patrząc na całe metry falbaniastych koronek i satyny wiszące wokół nas. Szczerze mówiąc, było to trochę przerażające. Rosalie nawet zadzwoniła do Alice z telefonu Emmetta, by powiedzieć jej o naszym pomyśle na prezent, a potem zrobiła kilka zdjęć komórką Edwarda i wysłała je na numer Jaspera ( oczywiście, jego telefon aktualnie miała w posiadaniu Alice), kiedy nikt nie patrzył. Słyszałam jej krzyki, kiedy informowała Rose, którą sukienkę chce dokładnie oraz że resztę zostawia nam. Chłopcy mieli pomóc przy wyborze garnituru dla Jaspera, a potem mogłyśmy wybrać sukienki dla nas, jakie chciałyśmy, byleby tylko do siebie pasowały. Rose odłożyła telefony z uśmiechem na twarzy.
- Alice jest nieźle podekscytowana - poinformowała nas wesołym tonem. - To był naprawdę dobry pomysł, żeby to dla niej zrobić. - Przytaknęłam, podziwiając kreację, którą trzymała w ręce moja przyjaciółka, zanim ruszyłam w stronę sukienek dla druhen.
- Teraz musimy tylko znaleźć coś dla siebie - mruknęłam. Edward zbliżył się do mnie i uśmiechnął pięknie, po czym zaczął przebierać wśród wieszaków. Moje serce zatrzymało się na chwilę, a potem ruszyło ze zdwojoną prędkością. Gapiłam się na niego przez moment, ale szybko wzięłam głęboki oddech i rozpoczęłam własne poszukiwania. Rosalie stała z Emmettem nieco dalej i miała już kilka wybranych sukienek, zawieszonych na ramieniu.
- Bello! - zawołała. - Jakaś pani idzie nam pomóc. Udawajcie parę, ale taką naprawdę romantyczną i słodką, żebyśmy dostali zniżkę, dobrze? - Słucham?! Patrzyłam na nią bezmyślnie, a Edward stał spięty obok mnie. Emmett zaczął chichotać, patrząc na nas i bezskutecznie próbował to ukryć.
- Dlaczego my? - szepnęłam, widząc zbliżającą się kobietę. - To wy się umawiacie, ja nie potrafię udawać! - Rosalie nonszalancko wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się.
- To mów po francusku - zaproponowała. Wyprostowałam się, czując jak moje policzki płoną, a twarz blednie z przerażenia.
- Dzień dobry! - przywitała nas radośnie kobieta, która miała na imię Brigitte, jeśli wierzyć plakietce przyczepionej do jej bluzki. - Potrzebujecie pomocy? - zapytała. Zerknęłam na chwilę w bok. Jeśli by nam się to udało, mogłoby być zabawnie… Wzięłam Edwarda za rękę, uśmiechając się do niego ciepło, zanim odwróciłam się do Brigitte.
- Ah, oui! - wykrzyknęłam. - Vous pouvez nous aider à trouver quelques robes? - Dziewczyna zamarła, patrząc na mnie uważnie.
- Przepraszam... Co to było? - spytała. Idę o zakład, że mogła przysiąc, iż jeszcze przed chwilą rozmawialiśmy po angielsku. Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale Edward zrobił to pierwszy.
- Ah, mon amour, est-ce que tu besoin de chercher des robes maintenant? -W odpowiedzi posłałam mu uśmiech i przytuliłam go mocno.
- Oui, parce que tu m'aimes, et tu besoin des vetements aussi. - Edward zachichotał i uścisnął mnie, całując delikatnie w czoło. Pozostała trójka patrzyła na nas z zaciekawieniem, po czym odwrócili się do siebie.
- Voulez-vous choucher avec moi, ce soi? - zapytałam go figlarnie, a Rose parsknęła śmiechem. Jestem pewna, że rozumiała tyle, co i reszta. Edward zaśmiał się, obejmując mnie w talii i ruszył w stronę dziewczyny pokazującej nam różne sukienki.
- Naturellement, comme chaque nuit - Il me dit. Ups! To znaczy: powiedział do mnie. - Est il necessaire de parler en phrases qui faites de sens? - Zachichotałam i szturchnęłam go łokciem.
- Pas vraiment. Je suis un pamplemousse qui danser toute le matin et toute l'après midi! - Edward zaśmiał się ponownie i poszliśmy w stronę pozostałych, którzy rozmawiali z ożywieniem, ignorując nas.
- Où danserez-vous après? - zapytał.
- Je ne sais pas. Peut-être... chez vous?
- Chez moi?
- Chez nous!
- Chez toi.
- Chez il?
- Chez elle!
- Chez nous.
- D’accord.
Wybuchnęłam śmiechem i podbiegłam do Rosalie, która trzymała kilka sukienek. Ruszyła w stronę przebieralni, biorąc ze sobą jeszcze jedną - czarną i koronkową - która świetnie wyglądała na niej, ale na pewno nie na mnie. Potem przyniosła czerwoną, marszczoną bombkę, która nie mogła dobrze leżeć na nikim. W końcu pojawiła się w zwiewnej, ciemnoniebieskiej sukience z jedwabiu, z dekoltem i z opadającymi na ramiona rękawami. Puściła mi oczko, widząc, jak Emmett wstrzymuje oddech. Niebieski mi pasował i bosko kontrastował z jej jasnymi włosami oraz cerą. Przebrała się w swoje ciuchy, biorąc jedną kreację w swoim, a drugą w moim rozmiarze. Brigitte wzięła sukienki druhen oraz tę dla Alice do sklepowej lady, wciąż wierząc, że to wszystko na mój ślub.
- To został nam tylko garnitur dla Jazza… - odezwała się cicho Rosalie, rozglądając się za odpowiednią marynarką i kamizelką.
- Przypuszczam, że pan młody chciałby przymierzyć strój? - zapytała Brigitte, patrząc na Edwarda, jakby był kawałkiem ciasta. Rzuciłam jej dziwne spojrzenie, a potem odwróciłam się do mojego męża z niewinnym wyrazem twarzy. Uśmiechnął się do mnie ciepło.
- Tu es pas un bon-bon comme elle pense - powiedziałam poważnie i cicho. Przez twarz Edwarda przebiegł grymas, a potem zaczął zanosić się od śmiechu. W odpowiedzi na to, również się roześmiałam, patrząc, jak trzyma się za brzuch.
- C'est pour des choses comme cela que je t'aime - wyszeptał, całując mnie w czoło. Zarumieniłam się wściekle. W końcu właśnie powiedział coś w stylu „kocham cię”. Edward wszedł do przebieralni, zabierając ze sobą garnitur, który wybrała dla niego Brigitte i Rosalie. Przyjaciółka podeszła do mnie i powiedziała:
- To rozmiar Jaspera i jestem prawie pewna, że Edward ma taki sam. Znam się na tym. A tak w ogóle, to dobrze wam poszło z tym francuskim. - Uśmiechnęła się przebiegle.
- Merci beaucoup, mon ami. Mais, maintenant j'ai besoin de rigoler avec quelque chevaux - Rose przytaknęła.
- To niesamowite! Ja również nie mogę się doczekać waszego ślubu, kochani! - Słyszałam, jak Edward śmieje się w małym pomieszczeniu. Chwilę później wyszedł z niego ubrany w czarny garnitur z białymi połami, srebrno-szarą kamizelkę i czarny krawat, zgrabnie wsunięty pod spód.
- O Boże… - mruknęła Rosalie, a mnie niemal szczęka opadła z wrażenia.
- Mon Dieu… - wymamrotałam. Edward spojrzał na mnie spod rzęs i na jego twarzy pojawił się ten piękny, nieco skrzywiony uśmiech.
- Wygląda bosko! - powiedziała Brigitte entuzjastycznie, pędząc, by poprawić mu kołnierzyk i kieszenie, upewniając się, że wszystko jest na swoim miejscu. Spojrzałam na nią, zanim przesunęłam się i objęłam chłopaka ramionami.
- Ne touche pas - odezwałam się cicho, rzucając jej wściekłe spojrzenie. Edward zachichotał i pogłaskał mnie po plecach. Brigitte zerknęła na mnie dziwnie. Czy ta dziewczyna nie powinna mieć chociaż minimalnej wiedzy o języku francuskim?
- J'irais changé, d'accord? - Skinęłam głową i Edward wrócił do przebieralni, zmieniając strój na własny. Po chwili podeszliśmy do kasy, splatając ze sobą nasze dłonie. Postanowiłam zabawić się jeszcze bardziej; skoro mężczyzna spodobał się Brigitte, to i tak da nam rabat.
- Oh, Edward, je ne peux pas attendre pour être marié! - Uśmiechnął się.
- Moi, non plus! Marriage à vous est comme un cadeau d'un Dieu! - Zachichotałam i przytuliłam się do niego, zanim podeszłam do lady. Wyciągnęłam swoją kartę kredytową, żeby uregulować rachunek za suknię i garnitur, kiedy Rosalie płaciła za nasze stroje, ale Edward odsunął moją rękę. W czasie, gdy Brigitte pakowała prezenty do toreb, spojrzałam na Edwarda kilkakrotnie. On nie może za mnie tego kupić. Nie pozwolę mu na to. Rzucił wesołe spojrzenie i kazał mi sobie odpuścić.
- Je te deteste - powiedziałam cicho i odwróciłam się do niego plecami. Edward zaczął się trząść ze śmiechu.
- Je sais, mais c'est pas vrai, tu m'adores. - Zmarszczył brwi, a potem się pochylił, by potrzeć swoim nosem o mój. Rose i Emmett zachichotali, a Brigitte zaczęła wzdychać na nasz widok.
- Myślę, że mogę trochę spuścić z ceny. Pięćdziesięcioprocentowy rabat? - Odwróciła się do nas, mówiąc wolno i głośno. - MOINS CHERE? - Znała te słowa, są przydatne podczas zakupów we Francji. Taniej, oui oui!
- Vraiment? - zawołałam. - Oh, fantastique! Merci, merci beaucoup! - Brigitte uśmiechnęła się do mnie szeroko i wzięła kartę Edwarda.
Po wydaniu połowy swoich życiowych oszczędności, oświadczyłam, że muszę wracać do domu, zanim do końca wyczyszczę swoje konto bankowe.
- I zwracam ci pieniądze. Nie ma mowy, żebyś wydawał tyle kasy na ślub moich przyjaciół. To musiało nieźle nadszarpnąć twoje fundusze. - Edward wzruszył ramionami i zignorował mnie, wymachując moimi torbami w drodze do samochodu.
- To samo tyczy się ciebie, Em - syknęła Rosalie. Emmett również postanowił być szlachetny i zapłacił za sukienki druhen, co wciąż uważam za niepotrzebne. Szaleni ci Brytyjczycy. W każdym bądź razie, zapakowaliśmy wszystkie torby do bagażnika, a potem sami wsiedliśmy do auta.
- Rosalie, kochanie - zaczął Emmett, ujmując jej dłoń w swoją - Pójdziesz ze mną na randkę dziś wieczorem? - zapytał. Dziewczyna zaczęła krzyczeć i chichotać, podskakując i przytulając go. Wyglądali uroczo. Byli już na kilku randkach i Rose totalnie się w nim zauroczyła. Winię za to jego akcent. Dzięki niemu chłopcy manipulowali nami na całej linii.
- Edwardzie, a ty kiedy zaprosisz Bellę na randkę? - zapytała Rosalie...
Ciąg dalszy nastąpi wkrótce :D
Tłumaczenie z francuskiego:
Bella: Ach, tak! Mogłabyś nam pomóc w znalezieniu sukienek?
Edward: Och, kochanie... Czy musimy teraz szukać tych strojów?
Bella: Tak, ponieważ mnie kochasz i sam potrzebujesz ubrań.
Bella: Będziesz dzisiaj ze mną spał?
Edward: Oczywiście, tak jak każdej nocy. Czy musimy mówić rzeczy, które mają sens?
Bella: Niekoniecznie. Jestem grejpfrutem, który tańczy całymi porankami i wieczorami!
Edward: A gdzie będziesz dzisiaj tańczyła?
Bella: Nie wiem. Może… W twoim domu?
Edward: W moim domu?
Bella: W naszym domu.
Edward: W twoim domu.
Bella: W jego domu?
Edward: W jej domu.
Bella: W naszym domu.
Edward: No dobra.
Bella: Nie jesteś taki słodki, jak ona myśli.
Edward: I to właśnie jedna z rzeczy, za które cię kocham.
Bella ( o Edwardzie): O mój Boże…
Bella ( do Brigitte): Nie dotykaj!
Edward: Pójdę się przebrać, dobra?
Bella: Och, Edwardzie! Nie mogę się doczekać naszego ślubu!
Edward: Ja również! Małżeństwo z tobą jest dla mnie prezentem od Boga.
Bella: Nienawidzę cię.
Edward: Wiem, ale to nieprawda. Uwielbiasz mnie.
Brigitte: TANIEJ???
Bella: Naprawdę? Och, to fantastycznie! Dziękuję, dziękuję ci bardzo!
* monokl – rodzaj okularów na jedno oko, służących do korekty wad wzroku lub jako ozdoba [wikipedia.org] |
Post został pochwalony 2 razy
|
|
|
|
BaaaSsia
Wilkołak
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 116 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Wto 23:14, 11 Sie 2009 |
|
Boże!Rozdział , a raczej jego częsc wspaniała.
Nawet długo.
Brytyjczy mają słodki akcent.Oh..
A jaki Em i Ed szlahetni zapłacili za zakupy na ślub przyjaciół i to nie ICH!
Normalnie szok.O a ten francuski.Normalnie mam rogala na twarzy!
Czekam na ciąg dalszy!
Wney i czasu!
pzdr.;** |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez BaaaSsia dnia Wto 23:15, 11 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
madzia_lenka
Nowonarodzony
Dołączył: 25 Cze 2009
Posty: 37 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Wto 23:31, 11 Sie 2009 |
|
Kocham tego ff;)
Świetne tłumaczenie i boski pomysł)
Po przeczytaniu go zawsze mam głupi uśmiech na twarzy,ale oni są tacy fajni;)
Czekam z tym uśmiechem na ciąg dalszy;)
Pozdrawiam;)
Weny! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Eweline.
Nowonarodzony
Dołączył: 10 Kwi 2009
Posty: 18 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 23:42, 11 Sie 2009 |
|
cudowny ten rozdział a raczej jego część :)
jak słodko, że zaplacili za stroje nie na swój ślub a francuskie tłumaczenie mnie zabilo :P
Jestem grejpfrutem, który tańczy całymi porankami i wieczorami!
po prostu śmiałam się jak głupia :D
a co do ślubu Alice i Jazza to chyba pojadą na niego wszyscy czworo co?
świetne tłumaczenie Mille i .wymyślona.
.wymyślona. nie będziemy Cie jeść (przynajmniej ja) bić i nadgryzać też nie trzeba :P chyba, że w nagrodę za super tłumaczenie :)
cacy lala cycuś glancuś xD
weny życzę
Eweline. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
bezsenna
Wilkołak
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 102 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: tam gdzie fikcja łączy się z rzeczywistością...
|
Wysłany:
Wto 23:48, 11 Sie 2009 |
|
"Jestem grejpfrutem, który tańczy całymi porankami i wieczorami!"
jak to przeczytałam, to myślałam, że padnę. Zaczęłam się śmiac, bo wyobraziłam sobie Bellę jako grejpfruta xD a wyobraźnię mam całkiem dobrą... ; D
Co do tłumaczenia: ogólnie, dla mnie tłumaczenie czegoś na język polski jest wyczynem, którego sama bym się chyba nigdy nie podjęła. Brawa dla osób tłumaczących ^^
ten ff będę czytac wytrwale do samego końca, czyli pewnie do słodkiego happy endu z Edziem i Bells w roli głównej ; ) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Cullen Alice
Wilkołak
Dołączył: 17 Mar 2009
Posty: 155 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Białystok
|
Wysłany:
Śro 10:00, 12 Sie 2009 |
|
Ten ich dialog i chichoty były najfajniejsze. Normalnie cud, miód i orzeszki
A to poświęcenie się Edwarda i Emmeta co do zapłaty za sukienki. Świetne!
Chociaż z pięćdziesięcio procentowa znizką to tak dużo im nie wyszło.
A tak ogólnie to świetnie przetłumaczona część i czekam na dalsze
Cullen Alice |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Crazy Lady
Nowonarodzony
Dołączył: 15 Lip 2009
Posty: 37 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z krainy snów.....
|
Wysłany:
Śro 10:20, 12 Sie 2009 |
|
Brawa dla tłumaczki za wygranie akurat tego ff do tłumaczenia!
Sam obraz tego jak Edward i Bela sie poznali jest fantastyczny.
Co do rozdziału francuska gadka Edwarda i Belli to..... no nie brakuje mi słów na określenie tego!:)
Tak z ciekawości ile jest rozdziałów?
A więc DUŻO weny tłumaczenia! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
marta_potorsia
Wilkołak
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 164 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ostróda
|
Wysłany:
Śro 10:40, 12 Sie 2009 |
|
Ja też chcę mieć takiego "męża", który by mi załatwiał pięćdziesięcioprocentowy rabat i jeszcze by za mnie płacił. Poza tym mógłby być dokładnie TYM Edwardem :D
Rozmowa Eda i Belli była rewelacyjna. Też chcę być grejpfrutem tańczącym rankami i wieczorami. To by mogło być ciekawe.
Kolejny rewelacyjny rozdział - bardzo dobrze - świetny debiut w tłumaczeniu. Nie mam nic przeciwko temu, żeby rozdziały pojawiały się częściej. Także, oby tak dalej.
Czekam na cd. i pozdrawiam serdecznie,
Marta. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|