|
Autor |
Wiadomość |
valentin
Zły wampir
Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Wto 11:33, 02 Lis 2010 |
|
Ja także czekam z niecierpliwością. W prawdzie nie masz wpłwu na kreacje bohaterów, ale to jak tłumaczysz... Dobór słów, zwrotów... Ach co mogę powiedziec, nie każy kto bierze się za tłumaczenia tak umiejęnie dobiera słwnictwo jak ty :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
kaan
Wilkołak
Dołączył: 13 Lis 2010
Posty: 142 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 17:39, 14 Lis 2010 |
|
Dołączyłam niedawno do grona czytelniczek, mam kilka ulubionych ff-ów, a ten jest jednym z nich. Ostatni wpis jest z września, więc wnioskuję, że autorka nie zaprzestała tłumaczenia i niedługo coś dorzuci. Nie będę wytykać błędów, bo nie jestem polonistką i nie moja w tym rola. Mogę pochwalić, albo zganić za opieszałość, choć wiem, że nie jest łatwo tłumaczyć teksty z języka obcego. Nie wytykam błędów, bo czytając niektóre posty, mam wrażenie, że osoby piszące takowe, też niewiele mają o tym pojęcia, ale to tak na marginesie. Mam tylko nadzieję, że autorka (tłumaczenia) nie pozwoli nam, oddanym czytelniczkom, długo czekać. Proszę nas zrozumieć, tęsknimy za opowiadaniem, bardzo.Pozdrawiam i życzę weny i czasu. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Prawdziwa
Dobry wampir
Dołączył: 21 Sie 2009
Posty: 573 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 63 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze sklepu ;p
|
Wysłany:
Pon 16:14, 15 Lis 2010 |
|
Także podpisuję się pod gronem wiernych i czekających czytelników. Bardzo mi zależy, aby opowiadanie było dalej tłumaczone. Dziewczyny-tłumaczki, spójrzcie ile osób oczarowałyście swoją pracą. Jeśli tyle osób jest wam tak wdzięcznych za Waszą pracę, to może warto by było poprowadzić ją do końca? Ładnie proszę.
A czytelniczki? Moze jakaś petycja, hę? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Ewelina
Dobry wampir
Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 58 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P
|
Wysłany:
Pon 17:20, 15 Lis 2010 |
|
Petycja ale kogo? Zgredka? Dahtri, która chyba zaginęła w akcji? Zapytać Courtney lub Masq? Wiem że Nina (WhiteVampire) wycofała się z jakiegokolwiek tłumaczenia, więc nie ma co na nią liczyć.
Może im częściej ktoś będzie pisał w tym temacie, tym prędzej któraś z dziewczyn odpowiedzialnych Kreaturkę odpisze i da nam klarowną wiadomość odnośnie dalszego przekładu.
Ten ff jest świetny i nie zasługuje, aby został przerwany po przetłumaczeniu 1/4 tekstu. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Dreamteam
Wilkołak
Dołączył: 20 Maj 2009
Posty: 111 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Wto 16:53, 16 Lis 2010 |
|
Drogie Administratorki zawsze są takie czujne, wyśledzą każdego jednolinijkowca, więc może mogłyby zainteresować się tym tematem... dowiedzieć się, czy to tłumaczenie będzie kontynuowane, czy zawieszone i dać czytelnikom znać? Może one najprędzej czegoś się dowiedzą... I mam nadzieję, że będzie coraz więcej komentarzy w tym temacie, tłumaczki zobaczą, że bardzo nam zależy na ich pracy i wspaniałomyślnie nam odpiszą i wrócą Zostaje mieć nadzieję :)
Karolina |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
angie1985
Wilkołak
Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 124 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 9:26, 16 Gru 2010 |
|
Rozdział 13
Tłumaczenie: koleżanka Zgredka :P
Beta: Zgredek i angie1985
BPOV
Gdzie ona poszła? - zastanawiałam się. Zadrżałam, gdy chłodny wiaterek musnął moją twarz i otuliłam się ciasno rękami. Zmrużyłam oczy wytężając wzrok, ale ustaliłam w ten sposób tylko tyle, że znajduję się w nieznanym mi miejscu. Było ciemno i pod bosymi stopami czułam szorstką, wilgotną ziemię. Rozglądałam się za dziewczyną, ale nie byłam w stanie jej zlokalizować.
Chwilę później usłyszałam kroki więc pobiegłam w stronę, z której dochodziły.
Znajdowała się przede mną, biegnąc. Cały czas podążała w złą stronę.
- Wróć! - zawołałam, przyspieszając. Po co miałaby uciec?
Nagle usłyszałam krzyk, a zaraz potem upadek. Nie przestawałam się poruszać, jednak podobnie jak ona poślizgnęłam się na czymś, straciłam równowagę i przewróciłam. Próbowałam znaleźć cokolwiek, czego mogłabym się przytrzymać. Desperacko chwyciłam się ostrego brzegu obiektu, który znajdował się przede mną.
Niepewnie spojrzałam w dół i odnalazłam ją, Bree, również przywierającą kurczowo do ściany. Obie zwisałyśmy z brzegu klifu, a pod naszymi stopami błyszczał jasny, czerwony ogień.
- Pomóż mi! - krzyknęła. Ogień tańczył pod jej piętami. Obserwowałam jej bezradność, gdy wierzgała nogami, usiłując uwolnić się od płomieni. Zaczęłam płakać, łzy popłynęły po moich policzkach, zdradzając strach o nasze bezpieczeństwo.
Moje palce ześlizgiwały się z brzegu i nie miałam pojęcia, jak jej dosięgnąć.
– Już do ciebie idę - wrzasnęłam, a mój głos odbił się echem. Płomienie były coraz bliżej dziewczyny. Powinnam czuć ciepło z dołu, ale zamiast tego otaczało mnie zimno.
Rozpaczliwie szukałam dokoła jakiegoś wyjścia, możliwości ucieczki. Ponad sobą zauważyłam uschnięty, stary korzeń wystający ze zbocza urwiska. Zakopałam stopy w ziemi i odpychając się w górę walczyłam, by dosięgnąć sękatego konara. Pomagałam sobie też rękami, drapałam i wczepiałam się w skałę paznokciami, czując pod nimi coraz więcej brudu, a w końcu złapałam korzeń. Gdy tylko zacisnęłam palce na jego zimnej, szorstkiej powierzchni, zmienił się. Wydawało mi się, że jakby sięgnął po mnie, jego długie wąsy czepne owinęły się wokół mnie, zwinnie otuliły ręce i przyciągnął mnie do twardej, stabilnej powierzchni ziemi.
Zupełnie zaskoczona zorientowałam się, że to już nie był korzeń. Zimna, marmurowa dłoń trzymała mnie kurczowo. Rozejrzałam się w poszukiwaniu jej właściciela i u końca tej ręki ujrzałam mężczyznę z rozwichrzonymi włosami i błyszczącymi, złotymi oczami.
- Edwardzie – wykrztusiłam, a szloch wypełniał powoli moje gardło. Siedziałam teraz, w bardziej miękkim miejscu, czując ciepłe łzy spływające po policzkach. Pomimo ciemności czułam go. Byłam świadoma jego chłodnego oddechu, który mnie otulał. Czułam końcówki jego włosów, dotykające mojego czoła. Ścieżki, które tworzyły ciepłe łzy zamieniły się teraz na zimne drogi wyznaczone przez opuszki palców Edwarda. Westchnęłam, kiedy jego kciuk pogładził moją dolną wargę.
Mrugałam, próbując dojrzeć w ciemności Edwarda. Trochę światła dostało się do pokoju spod rolety osłaniającej okno, dzięki czemu miałam teraz lepszy widok na sypialnię.
Żadnego Edwarda.
Westchnęłam, opadając do tyłu na poduszki, ściągając klejącą koszulę z siebie. Była to już trzecia noc z kolei, kiedy miałam ten sen. Hmm, koszmar. Za każdym razem budziłam się zdezorientowana, cała zalana potem i łzami. Pierwszy z nich pojawił się rankiem, po tym jak Edward został na noc, kiedy Victoria była w moim domu. Obudziłam się na kanapie, otulona kocem. Na ławie znalazłam liścik informujący, że musiał wyjść, ale jego firma ochroniarska będzie monitorować moje mieszkanie.
Każdego dnia budziłam się tak samo - czując jego kciuk na mojej wardze, z jego imieniem na ustach. Byłam pewna, że tam jest. Sen zawsze wydawał się tak wyraźny i żywy. Za każdym razem Bree spadała z klifu, uschnięty korzeń zamieniał się w gładką rękę Edwarda, a kiedy spoglądałam w jego oczy, prawie czułam lodowaty oddech na twarzy. Na dolnej wardze codziennie szukałam językiem jego śladu, ale jedynym, co pozostawało, były słone ścieżki łez.
Leżąc w łóżku wracałam myślami do piątkowej nocy, Edwarda i naszego związku. Tak trudno było go rozszyfrować. W jednej chwili czułam się pewnie i komfortowo, a w następnej całkiem na odwrót.
Kiedy palcami chwycił zamek mojej bluzy i zapytał mnie o swoją koszulę, czułam, że ten okropny moment nadchodzi. Bałam się tego zamyślonego, wrogiego, humorzastego rozkazywacza, którego widziałam w przeszłości. Zamiast tego, kiedy się pochylił, poczułam charakterystyczny przypływ swego rodzaju energii. Energii, która krzyczy: pilnuj się, popatrz na mnie, uważaj, uważaj, odwróć się!
To typ energii, która zachęca do wybrania innej niż codzienna drogi do pracy i tym samym uniknięcia wielkiego karambolu na normalnej trasie. Energii, która podpowiada, aby zmienić kolejkę do kasy w supermarkecie, a potem kobieta, która stała zaraz przed tobą wyciąga grubą kopertę zbieranych od miesięcy kuponów, blokując na długi czas kolejkę. Tej siły, dzięki której w ogromnym pokoju pełnym ludzi nawiązujesz kontakt wzorkowy z naprawdę przystojnym facetem, stojącym w najdalszym kącie i wszystko nagle nabiera sensu.
Podczas gdy Edward nachylał się nade mną, wiedziałam, że wysyła mi wiadomość, ale nie byłam w stanie jej rozszyfrować. Mój oddech przyspieszył, twarz zalała fala gorąca. Serce załomotało w piersi, gotowe do wybuchu. Byłam przerażona, że w jego oczach za moment zobaczę złość. Ale nie ujrzałam jej. Była tylko gładka skóra boskiego chłopaka i jego głębokie, myślące oczy. Właściwie wyglądał na zadowolonego, usta zadrgały, ale nie ujawniły do końca jego prawdziwych zamiarów.
Dokuczał mi ucisk w żołądku, wysyłając niezrozumiałe sygnały. Moje mechanizmy obronne zostały całkowicie zmylone. Czułam ogromny dyskomfort, gdy stał tak blisko mnie, z drugiej strony nigdy nie znajdował się na tyle blisko, żeby mnie to satysfakcjonowało. Tak świetnie pachniał. Był taki piękny. Chciałam tylko sięgnąć i pogładzić go po twarzy. Ale - a nawet wielkie ALE - kiedy podchodził blisko i wyciągał do mnie rękę, bałam się nie tylko jego złości, ale też jego samego. Nagle miałam niesamowite wrażenie, że popełniam niewyobrażalny błąd wpuszczając go do domu.
Czas jakby się zatrzymał, kiedy moje ciało i umysł debatowały nad zamiarami Edwarda Cullena. Puścił zamek, wolno przełknął ślinę i zachichotał miękko, mówiąc przed zejściem do samochodu:
- Wiesz, to jedna z moich ulubionych.
Oszołomiona jego bliskością, poczułam ulgę, gdy usiadł i wyjąkałam:
- Przepraszam. Serio. Wszystkie inne z moich rzeczy były brudne.
Uśmiechnął się, a ja dzięki temu trochę się rozluźniłam.
- Brudne? Bardziej niż to?
Właśnie tak to robił, uspokajał mnie dla odmiany. Roller. Coaster.
– W każdym razie, starałam się znaleźć coś na zmianę. Ale jakoś ciężko mi idzie. - Położyłam głowę na poduszce, adrenalina, którą czułam chwilę wcześniej, opadła.
Przewróciłam się na brzuch, podłożyłam dłonie pod brodę, żeby podtrzymać głowę i zamknęłam na chwilę oczy. Ogarniała mnie senność, jednak w umyśle rodziło się tyle pytań, a on znajdował się tutaj, na wprost mnie, chętny zostać. Otworzyłam oczy jeszcze raz i spojrzałam na niego, siedzącego w moim fotelu, kuszącego, żeby zadawać pytania. Chciałam po prostu wiedzieć więcej. Byłam ciekawa, dlaczego tak pachniał, skąd się brała niezmienna perfekcja jego fryzury, ale te pytania wydawały się nieodpowiednie pod wieloma względami, więc wypaplałam po prostu:
- Opowiedz mi o swojej kolekcji koszul.
Spojrzał na mnie swoimi szalonymi, złotymi oczami i powiedział miękko:
- Innym razem Isabello, musisz się trochę przespać.
Czułam, jak moja głowa bezwiednie przytakuje jego słowom, a ostatnim, co utkwiło w mojej pamięci był on, uśmiechający się do mnie z fotela.
Myślałam o wyrazie jego twarzy, zapamiętanym tamtej nocy, próbując w ten sposób zmyć resztki niepokoju, które pozostały z mojego koszmaru. Przeciągnęłam się, dotykając rękami końców materaca i zrzuciłam kołdrę z nóg. Był poniedziałek, musiałam w końcu opuścić mieszkanie i zmierzyć się ze światem realnym, iść do pracy. Coś się zmieniło między mną a Edwardem w ciągu weekendu. Od piątkowej nocy zadzwonił do mnie kilkanaście razy, a Alice wpadła nawet na chwilkę sprawdzić, czy wszystko gra. Jego ton brzmiał mniej formalnie, ale wyczuwałam w głosie niepokój. Musiałam zapewnić, że nie wyjdę bez Angeli i upewnię się, że wszystkie okna i drzwi w mieszkaniu będą zamknięte. Obiecał, że jego firma ochroniarska ma na wszystko oko, ale nigdzie nie widziałam żadnego z pracowników. Musieli być bardzo dobrzy w maskowaniu się.
Odsłoniłam rolety i wyjrzałam prosto w ponury, deszczowy poranek. Spędzając niezliczone godziny na oglądaniu beznadziejnych programów telewizyjnych i czytając po raz kolejny wszystkie książki w domu, miałam zdecydowanie wystarczająco dużo czasu na zanalizowanie dziwnego zachowania mojego szefa. Byłam przekonana, że nie wszystko ma się tak dobrze, jak na to wygląda. Jednak jednej rzeczy byłam pewna, Edward Cullen to chodząca tajemnica i umierałam z niecierpliwości, żeby ją rozpracować.
***
Godzinę później trzymałam klucze w jednej ręce a kubek z kawą w drugiej, próbując przerzucić torbę przez ramię i otworzyć drzwi. Używając łokcia zamiast dłoni, udało mi się przekręcić gałkę wystarczająco mocno, żeby je odemknąć. W celu otworzenia ich na oścież użyłam stopy. Niestety, trochę za mocno, bo uderzyły z hukiem o ścianę.
- ku*** - wymamrotałam. Musiałam wybić gałką dziurę w ścianie. Rzuciłam okiem, ale została na niej tylko czarna rysa, żadnych większych szkód. Przestałam się przejmować i powróciłam do procesu wychodzenia. Zrobiłam kilka kroków do przodu, gdy wprost przede mną wyrósł on. Edward Cullen stał w moim holu z zadziornym uśmiechem na perfekcyjnej twarzy.
- Dzień dobry - powiedział swoim naturalnym, nieprawdopodobnie czarującym głosem.
Patrzyłam na niego przez chwilę, usiłując wymyślić, co robi pod moimi drzwiami i jak długo już tam stoi. Musiałam to robić wystarczająco długo, bo znów się odezwał:
- Ja… - wahał się przez chwilę, a w jego oczach można było dostrzec niepokój. - Zastanawiałem się, czy nie chciałabyś, żebym zawiózł cię do pracy?
***
Reszta tygodnia wyglądała podobnie. Budziłam się zalana potem, szlochając i szukając w ciemności Edwarda. Za każdym razem chwytał mnie, wyciągając z przepaści swoim mocnym uściskiem.
Później przygotowywałam się do pracy, otwierałam drzwi, a on zawsze stał tam, czekając na mnie z ręką wyciągnięta ręką po to, żeby wziąć ode mnie torebkę i zanieść ją do samochodu. Siedzieliśmy obok siebie, rozmawiając tylko o pogodzie, aktualnych wydarzeniach albo o pracy. Unikał dwóch tematów: Victorii i wyjaśnienia, dlaczego właściwie przywoził i odwoził mnie każdego dnia.
Jednak nauczyłam się o nim kilku rzeczy. Po pierwsze, jeździł niebezpiecznie szybko, ale radził sobie doskonale z samochodem, a jakby wcale się nie o to nie starał. Był jak kierowca rajdowy, przewidujący bez najmniejszego problemu ruchy innych użytkowników drogi. Podobała mi się ta duża prędkość, a przy okazji podziwianie jego rąk manewrujących kierownicą i zmieniających biegi. Po drugie, lubił rano słuchać muzyki klasycznej, czasem melodii łagodnych, a innym razem ostrych. Jego gusta zmieniały się wieczorem, na bardziej współczesne tak jakby rozluźniał się pod koniec dnia.
Dowiedziałam się także, że wybierał samochody zależnie od swoich humorów, czy zwyczajów. Miał ich kilka, trzy w garażu w swoim domu w mieście, ale ze sposobu mówienia o nich wywnioskowałam, że posiada jeszcze kilka innych. Uwielbiał je, bo za każdym razem, kiedy o nie pytałam, jego oczy automatycznie się ożywiały. Gdy musiał iść do biura, ubrany w swój dopasowany garnitur i krawat, jeździł srebrnym Volvo, błyszczącym i czystym, z lekko przyciemnianymi szybami. Jego wnętrze było nieskazitelne, skórzana tapicerka miękka i chłodna w dotyku. W inne dni, kiedy zakładał zwyczajne ubrania, przygotowany do pracy w domu przyjeżdżał swoim SUVem. Gdy o to zapytałam, zostałam zmuszona do wysłuchania dwudziestominutowego wykładu o nowym hybrydowym Lexusie, niedostępnym dla zwykłych kupujących, aż do końca tego roku. Wyglądało na to, że jeśli chodzi o samochody i światła jarzeniowe, Edward bardzo martwił się o ziemskie surowce naturalne.
I kolejny, trzeci samochód, w którym go jeszcze nie widziałam, wsunięty głęboko w kąt garażu. Był to stary, czarny kabriolet, o który na pewno dbano i który kochano, ale nie miałam pewności, gdzie i kiedy nim jeździ.
Był czwartek, dzień Volvo, kiedy zdecydowałam się zapytać o to dokładnie:
- Opowiedz mi coś o tym trzecim samochodzie. Wydaje się troszkę nieodpowiedni przy tego typu klimacie.
Zaśmiał się lekko, odpowiadając:
- Isabello, nie ma takiego kryterium jak odpowiedni czy nieodpowiedni, kiedy rozmawia się o klasykach.
Stłumiłam westchnienie. Był tak absolutnie słodki i szczęśliwy.
Przewróciłam oczami i zadałam kolejne pytanie:
- No dobra, to powiedz mi chociaż jaki to model?
Spojrzał na mnie, jakby chciał ocenić, czy odpowiedź na to pytanie naprawdę mnie interesuje. Wpatrywał się przez chwilę w moje oczy i rozluźnił się. Był to jeden z momentów, w których gdyby nie świadomość tego, że jest gejem, pomyślałabym sobie, że jest mną zainteresowany. Podniosłam brwi, zachęcając go do odpowiedzi.
- To Plymouth Belwedere GTX z 1969 roku.
Nie miałam zielonego pojęcia, co to za model. Musiało być to widoczne, bo znów się roześmiał, a jego oczy zabłysły i pospieszył z wyjaśnieniami, że ten model znany jest jako “Muskularny samochód gentelmana,” a także, że ma wielki silnik o nazwie Commando czy coś w tym stylu.
Słuchając, z każdym jego słowem uświadamiałam sobie, jak bardzo uwielbiam, gdy opowiada o interesujących go rzeczach. Wiedział tak dużo na temat sztuki i muzyki, potrafił naprawić mój komputer czy drukarkę, kiedy ku mojemu rozdrażnieniu zdecydowały się odmówić współpracy. I jeszcze to, rozmowy o samochodach. Sprawiał wrażenie małego chłopca w sklepie z cukierkami.
- Dlaczego nigdy po mnie nim nie przyjeżdżasz? - spytałam, wyobrażając sobie jego nieposkromione włosy tańczące na wietrze i rękę opartą o drzwi.
Zabrało mu chwilę, zanim odpowiedział, ale w końcu wzruszył ramionami:
- Nie wiem. Już nim nie jeżdżę.
Ton jego głosu zmienił się delikatnie na smutny, dlatego spróbowałam sprowadzić rozmowę z powrotem na odpowiednie tory.
- Skąd go masz? Jest w całkiem dobrym stanie, a to raczej niespotykane, prawda?- spytałam ciekawa jak zdobył wszystkie okazy ze swojej kolekcji.
Po moim pytaniu nastąpiła chwilowa, dziwna cisza a jego brew wygięła się nieznacznie, gdy zadałam pytanie. Nie miałam pojęcia dlaczego ponieważ odpowiedź na to pytanie wydawała mi się zupełnie oczywista.
- Mam go już jakiś czas. Dbanie o samochody należące do naszej rodziny nie jest wielkim problemem - odpowiedział swobodnie.
Zaśmiałam się cicho spoglądając na swoje dłonie splecione na kolanach.
- Nie możesz mieć go od tak dawna. Nie jesteś aż tak stary jak można by wnioskować z twojego sposobu zachowania - powiedziałam robiąc porozumiewawczą minę.
Wykrzywił się lekko i przypatrywał się chwilę mojej twarzy zanim odpowiedział.
- To raczej skomplikowane. Był w naszej rodzinie od nowości. Należał do Carlisla. Podarował mi go kiedy miałem już wystarczająco lat żeby móc nim jeździć. Mówiąc ostatnie zdanie odwrócił twarz żeby nie spotkać mojego wzroku.
Już wcześniej zastanawiałam się czy czasem nie jest to dla niego niemiłe, kiedy pytam o jego rodzinę. Jeśli chodzi o relacje to wydawało się, że z Alice i Jasperem są bardzo blisko, ale rzadko wspominał o innych członkach swojej rodziny. Wyciągnęłam rękę, aby położyć ją na jego ramieniu. Materiał z jakiego uszyto garnitur był bardzo miękki.
- To bardzo miłe z jego strony, że dał ci ten samochód - zapewniłam go, delikatnie go gładząc.
Spojrzał na moją dłoń kątem oka i wymamrotał coś w stylu:
- Tak, rzeczywiście tak. - Patrząc nadal na wprost. Zabrałam rękę z jego ramienia i usta położyłam ją z powrotem na swoich kolanach, zastanawiając jak to się stało, że żywa rozmowa o samochodach skończyła się tym jego zamknięciem w sobie.
Reszta drogi zeszła nam w ciszy, jedyne dźwięki dochodziły z głośników Edwarda i w dniu dzisiejszym była to muzyka klasyczna. Pomyślałam o tym, że nieważne ile robiliśmy kroków do przodu, zawsze w pewnym momencie posuwałam się za daleko i wracaliśmy do tego samego niewygodnego punktu, w którym zaczynaliśmy.
EPOV
Po pięciu dniach wydawałoby się, że powinienem przywyknąć. Do dreszczy, do płaczu i do dźwięku mojego imienia, przy którym drżały jej usta. Za każdym razem, wbrew temu co powinienem zrobić, sięgałem aby wytrzeć dłonią jej łzy i pogładzić kciukiem cienką, dolną wargę.
Pierwszy poranek był wynikiem zaproszenia. Poprosiła żebym został i dotrzymał jej towarzystwa po tym, jak do jej domu wdarła się Victoria. Oczywiście zgodziłem sie, to był mój obowiązek żeby zostać i ją chronić. W końcu fakt, że znalazła się w tej sytuacji to była tylko i wyłącznie moja wina.
Tej nocy nawet nie próbowała ukrywać strachu, bolało mnie gdy patrzyłem jak płacze, martwi się i wylewa łzy przez Victorię i przez Jamesa. Już wcześniej obiecałem jej, że będzie przy mnie bezpieczna i jak dotąd nie istniała żadna inna obietnica, której tak mocno bym nie próbował dotrzymać. Była tak zmęczona i senna, oczy same jej się zamykały i gdy poruszyła się lekko na sofie żeby ułożyć się wygodniej zobaczyłem swoją koszulkę pod jej kurtką.
Zmrużyłem oczy i ogień pojawił się w gardle.
Moja.
Ta myśl dudniła w mojej klatce piersiowej przekształcając uczucie sympatii w pragnienie, gdy patrzyłem na nią noszącą moją koszulkę. Była tak uduchowiona i niezależna, nie miałem pojęcia skąd brała się u mnie jeszcze jakiś czas temu złość, zanim mnie urzekła. Idąc za ciosem, zdecydowałem się przenieść nieznacznie granice i zaproponować jej żeby mówiła mi po imieniu. Zgodziła się, uszczęśliwiony zrobiłem coś bezmyślnie. Zbliżyłem się do niej niebezpiecznie blisko i wyciągnąłem rękę aby pociągnąć za zamek i zobaczyć pod spodem moją ulubioną koszulkę.
Wdychałem jej zapach, rozproszony przez chwilę faktem, że stała bliżej niż kiedykolwiek, w atmosferze bardzo intymnej. Moja potrzeba napicia się jej krwi nieco osłabła. po tylu godzinach spędzonych razem stałem się prawie obojętny na jej zapach, ale w tej konkretnej chwili bardzo łatwo mogłem się pośliznąć. Jad wypełnił mi usta w tym samym momencie, kiedy jej skóra się zaróżowiła i serce zaczęło bić szybciej.
Moja druga strona zwyciężyła i zdusiłem przypływ jadu żartując sobie w myślach, że drapieżnik, którego w sobie miałem jednak mimo wszystko osiągnął małe zwycięstwo. Mogę nigdy nie być w stanie traktować jej jako człowieka, kobietę, a nie jako zwierzę. Miała na sobie moje ciuchy, a to już poniekąd oznaczało dominację.
Tej nocy patrzyłem na nią przez długie godziny, jej sen z głębokiego przekształcał się w niespokojny - zaczęła rzucać się na kanapie. Pochyliłem się nad nią, zastanawiając się czy powinienem ją obudzić, ale w tym samym momencie sama usiadła, nadal śpiąc i zawołała w ciemność pokoju:
- Edward?
Wyciągnąłem do niej rękę i dotknąłem. Płomień przebiegł wzdłuż mojego palca, aż do samego koniuszka i wtedy wiedziałem, że muszę wyjść. Zrobiłem tak, ale wróciłem później, po tym jak Bella i Angela były już w łóżkach. Powtarzałem to przez cały następny tydzień.
Uświadomiłem sobie, w ciągu tych wszystkich dni, że moje opanowanie, czy raczej bycie z nią wymknęło mi się całkiem spod kontroli. Odkąd Victoria się włamała nie potrafiłem trzymać się z daleka. Chciałem być blisko niej, słyszeć bicie jej serca, analizować słowa, które bezwiednie wypowiadała podczas snu, gdzieś z zakamarków swojej głowy. Byłem zupełnie nieprzyzwyczajony do stanu, w jakim się teraz znajdowałem. Z jednej strony była to najbardziej niepokojąca rzecz jaką robiłem, z drugiej jednak strony wydawało mi się to naturalne. Po ponad stu latach czułem do kogoś coś, co wprawiało mnie w stan tak wielkiej euforii i zadowolenia.
Oczywiście było to bez sensu i ona nigdy nie będzie o tym wiedziała. Jak do tej pory naraziłem ją na wystarczająco dużo niebezpieczeństw. Pozwoliłem sobie na rzeczy, które były nieodpowiednie, nielegalne, nie wspominając o tym, że były na granicy perwersji. Ale miałem to gdzieś. Ponieważ każdego ranka, gdy świt wdzierał się do środka przez okno Belli, słyszałem jak wołała moje imię i to wypełniało moje puste serce promyczkiem nadziei.
Więc kusiłem los dotykając jej wargi, z każdym dniem pragnąc bardziej żeby zamiast dłoni przy jej ustach były moje wargi. Uciekałem jeszcze zanim całkiem się rozbudziła.
BPOV
Dziś był dzień Volvo i siedziałam sama w miejskim domu wykonując pracę zostawioną dla mnie przez Edwarda.
Wyszedł wcześniej żeby pojechać do biura, swojego prawdziwego biura, aby mieć oko na jakieś zadanie dla PNT. Już tylko dlatego wydawał się być bardzo zajęty, a dodając jeszcze jego obsesyjną potrzebę żeby odwieźć mnie do i z pracy, nie miałam pojęcia skąd miał czas na cokolwiek innego. Zapewnił mnie, że na wszystko znajduje chwilę, więc odpuściłam, ciesząc się, że mam kogoś obok na wypadek gdyby coś się stało.
Gdy ktoś zadzwonił do drzwi, pracowałam akurat przy komputerze. Musiałam rozbroić alarm, żeby otworzyć drzwi listonoszowi. Przyniósł grubą paczkę, której odbiór musiałam pokwitować.
Gdy wyszedł zdałam sobie sprawę, że koperta była zaadresowana: Pacific Northwest Trust, z jakimś numerem seryjnym, zastemplowanym czerwonymi, pogrubionymi literami. Edward zwykle nie otrzymywał dokumentów adresowanych do PNT na adres domowy, więc zdecydowałam się zadzwonić do jego biura, żeby dowiedzieć się co z nimi zrobić.
- Pacific Northwest Trust, biuro pana Cullena - odezwał się głos na drugim końcu linii.
- Witam, tu Bella Swan, asystentka pana Cullena. Wydaje mi się, że mam w domu jakieś dokumenty, które chyba powinny znajdować się w biurze - wyjaśniłam i opisałam kopertę, którą przyniósł listonosz.
- Chyba ma pani rację. Wyślę zaraz do pani kuriera, żeby odebrał to jeszcze dzisiaj - odpowiedziała mi.
Spojrzałam na zegarek oceniając, która jest godzina. Powinnam jeszcze odebrać pocztę Edwarda i zająć się kilkoma innymi sprawami na mieście, zanim wróci do domu, więc odpowiedziałam:
- Wie pani co, będę jeszcze dziś w mieście, więc po prostu przy okazji ją podrzucę.
Odłożyłam słuchawkę, nie zdając sobie nawet sprawy z narastającego podniecenia, spowodowanego możliwością zobaczenia Edwarda w jego środowisku pracy. Nigdy dotąd nie widziałam go z nikim innym poza rodziną i byłam zaintrygowana tym, jak zachowuje się pośród ludzi.
Godzinę później zjeżdżałam SUVem Edwarda do parkingu poziemnego. Wjechałam na jedno z miejsc parkingowych zarezerwowanych dla gości PNT. Edward pozwolił mi prowadzić swój samochód, kiedy nie było go w domu, odkąd nie miałam własnego środka transportu. Nie czułam się zupełnie pewnie za kierownicą jego super drogiego, jednego z najlepszych samochodów, ale naprawdę nie miałam innego wyjścia. Przeszłam obok Volvo, zaparkowanego w miejscu najbliżej windy, i szybko nacisnęłam guzik wzywający ją. Przyćmione światło parkingu powodowało, że czułam się, ale zanim całkiem spanikowałam, drzwi rozwarły się i weszłam do środka.
Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, które zamocowane było na drzwiach windy. Miałam na sobie kremowe rybaczki i błękitną bluzkę z dekoltem w serek i rękawami na trzy czwarte. Ponadto brązowe chodaki, a włosy związane z tyłu, tuż przy karku w luźny kucyk. Prawdopodobnie byłam ubrana za mało elegancko jak na to biuro, ale skoro miałam tylko podrzucić przesyłkę doszłam do wniosku, że nie jest to zbyt duże przewinienie.
Winda wydała charakterystyczny dźwięk oznaczający dotarcie do celu, drzwi otworzyły się i ujrzałam piękne, przestronne wnętrze, w którym znajdowała się recepcja. Drewniane podłogi miały kolor czerwonawo-brązowy, a ściany ozdobione były wspaniałymi dziełami sztuki. Jedna ściana była ze szkła, lekko przyciemnionego oczywiście, aby zapewnić prywatność. Przez szybę można było podziwiać wspaniałą panoramę miasta, która rozciągała się aż do wody. Przestrzeń całego biura była otwarta, a poszczególne biura pracowników oddzielone były od siebie wysokimi, szklanymi ścianami, więc każdy pracownik był widoczny z recepcji. Po pomieszczeniu porozrzucane były wazy z żółtymi i białymi kwiatami, które rozjaśniały wnętrze, i napełniały powietrze lekkim, aromatem podobnym do mydlanego.
Weszłam do środka, zatrzymując się przed kolistym biurkiem zajmowanym przez kobietę na oko sześćdziesięcioletnią. Na nosie miała okulary połówki, elegancko związane blond włosy, w który widać było siwe pasma. Rozmawiając przez telefon wskazała mi miejsce gdzie mogę usiąść. Znalazłam sobie krzesło obok okna i zaczęłam przeczesywać wzrokiem pokój. Zatrzymałam się na Edwardzie, który siedział przy biurku w dużym gabinecie.
Miał na sobie ten sam garnitur, w którym widziałam go rano, z nadal perfekcyjnie zawiązanym krawatem i w idealnie wyprasowanej koszuli. Miał nieprzenikniony wyraz twarzy, wyglądał naprawdę profesjonalnie, ale kiedy się pochylił, pisząc coś bardzo zwinnie uświadomiłam sobie, że wyglądał bardzo młodo, zupełnie jak syn siedzący przy biurku swojego ojca.
Młody, atrakcyjny mężczyzna w garniturze i krawacie wszedł do jego biura. Patrzyłam jak lekko puka do drzwi Edwarda. Bez podnoszenia wzroku, Edward gestem wskazał mu, że może wejść. Mężczyzna szedł niepewnie w jego stronę, zatrzymując się kilkadziesiąt centymetrów przed jego biurkiem. Ich spotkanie było fascynujące i byłam kompletnie pochłonięta oglądaniem go. Edward ani razu nie podniósł głowy, dalej pisał coś na kartce papieru przed sobą, w pewnym momencie nawet podniósł rękę żeby odebrać teczkę od swojego pracownika. Wydawało się, że jest w stanie przewidzieć ruchy mężczyzny bez patrzenia na niego.
Zamyśliłam się przez chwilę nad tym, przypominając sobie, że Edward potrafił czasem pojawiać się znikąd albo mnie przestraszyć. Zawsze myślałam, że to moje roztrzepanie albo brak obserwacji, ale patrząc na niego teraz doszło do mnie, że nie w tym leżał problem. Wprawdzie nie miałam pojęcia jak to robił, ale wydawał się jakoś odgadywać kolejny ruch swojego gościa. Nadal ich obserwowałam, Edwarda - spokojnego i lekko nonszalanckiego, jego gościa - przekładającego niepewnie ciężar z nogi na nogę, składającego i rozkładającego nerwowo ręce. Po chwili, Edward musiał zakończyć z nim rozmowę, bo mężczyzna szybko wyszedł z jego gabinetu, lekko roztrzęsiony.
- W czym mogę pani pomóc? - Usłyszałam i przerzuciłam swoją uwagę z Edwarda na recepcjonistkę. Wstałam i podeszłam do jej biurka.
- Tak, nazywam się Bella Swan. Dzwoniłam przedtem w sprawie przesyłki dla Edwarda. Spojrzała na mnie pytająco spod okularów.
- Edwarda?
Przytaknęłam, podając jej list. Spojrzałam w jego stronę, i on też na mnie patrzył, a kąciki jego ust lekko wygięły się ku górze. Zanim zdołałam odpowiedzieć na jego uśmiech, jego oczy zmieniły wyraz powodując, że twarz nabrała bardziej neutralny wyraz. Podążyłam za jego spojrzeniem i uświadomiłam sobie, że patrzył na recepcjonistkę, która obserwowała nas ze skupieniem.
- To jest, pana Cullena. Jestem jego prywatną asystentką - wyjaśniłam, będąc nadal pod ostrzałem jej badawczego spojrzenia.
- Oczywiście, zaskoczyła mnie tylko poufałość - odpowiedziała, znów patrząc na mnie z wielkim zainteresowaniem.
Spojrzałam na Edwarda kątem oka, ale nie ruszył się z miejsca. Patrzył tylko jak rozmawiam z recepcjonistką, z bardzo skoncentrowaną miną. Wywróciłam oczami w jego stronę i podniosłam dłoń, żeby mu pomachać. Zmienił swój skupiony wyraz twarzy i niezdarnie odmachał.
Rozejrzał się jeszcze raz i zdałam sobie sprawę, że grupka pracowników pozostawiła swoje zajęcia i dyskretnie próbowała oglądać mnie i Edwarda. W końcu podniósł słuchawkę telefonu, wcisnął guzik i w tym samym momencie telefon w recepcji zadzwonił. Kobieta odebrała.
Zaskoczona hałasem, odwróciłam się w stronę odgłosu dzwonka. Kobieta, z zaskoczeniem na twarzy powiedziała;
- Pan Cullen prosi, żebym pokazała pani drogę do jego gabinetu.
EPOV
Praca Głównego Prezesa wielkiego, finansowego trustu była sporym przedsięwzięciem. Dla człowieka, oczywiście. Dla wampira pozującego na człowieka była to tylko konieczność. Podobało mi się to tylko do pewnego stopnia, jednak było o niebo lepiej niż wiecznie siedzieć w szkole. Moja praca polegała głównie na spotkaniach, przekopywaniu się przez sterty papierów, przeglądaniu numerków i upewnianiu się, że środki, jakie mieliśmy dostępne na poszczególne projekty były dobrze rozdzielane. Wszystko to mogłem zrobić bardzo szybko, miesięczną pracę w dzień lub dwa. Ale starając się wyglądać na normalnego człowieka, musiałem zwolnić tempo i pokazywać się w firmie, żeby nie wzbudzać podejrzeń.
Zgromadziłem bardzo kompetentny zespół pracowników. Wszyscy poddani zostali rozległemu wywiadowi, większość z nich była młoda, ambitna, ciężko pracowali, licząc na szansę wspięcia się po korporacyjnej drabinie. Bardzo dobrze im płaciłem przez ładnych parę lat, potem zachęcałem ich do coraz to większych i większych rzeczy. Byli wynagradzani za dyskrecję i profesjonalizm, dlatego zwykle wszystko szło nadzwyczaj dobrze.
Ludzie, z którymi pracowałem byli dla mnie tacy sami, wszyscy oni byli częścią maskarady, żeby chronić moje życie, moje prawdziwe życie. Zwykle starałem się zagłuszyć ich głosy, chociaż wiedziałem, że wydaję się im dziwny, ale to, że się różniłem przypisywali byciu ekscentrycznym, bogatym albo geniuszowi. Od czasu do czasu dochodziły do mnie słowa z ich myśli takie jak: aspołeczny, egoistyczny, zadufany w sobie, zidiociały erudyta. Nic naprawdę bolesnego. Wszystkie te rzeczy były lepsze niż prawda. Raczej nie miało to dla mnie znaczenia, jeśli dobrze się sprawowali i dobrze wykonywali swoją pracę.
Oczywiście były też inne myśli, należące do moich pracowniczek. Kiedy mnie widziały, za każdym razem były pod wrażeniem mojej formy fizycznej. Szeptały między sobą w pokoju gdzie odbywały przerwy, wskazywały na mnie palcem albo komentowały moje zachowanie, kiedy byłem odwrócony plecami. Weszło mi już w nawyk ignorowanie ich wszystkich. Żadna z nich nie posunęła się dalej, bojąc się mnie jako szefa albo wyczuwając niebezpieczeństwo czyhające na nie spod atrakcyjnego wyglądu. Mogę przyznać, że Isabella nie była pierwszą, która zakwestionowała moją orientację seksualną, ale jest pierwszą, która powiedziała mi to w twarz, co oczywiście przyciągnęło mnie jeszcze bliżej niej.
Jeśli któregoś z pracowników zapytano o ich szefa, Edwarda Cullena, nie mieli nic innego do powiedzenia poza tym, że jest zupełnie zaangażowanym, ciężko pracującym dla PNT człowiekiem. Wydawałem im polecenia, oni je wykonywali i nic poza tym. To był idealny układ.
Tego dnia, jak każdego innego w PNT, byłem sam w moim gabinecie pracując nad jakimiś dokumentami, czekając na spotkanie, które miało odbyć się później. Biuro było cichym, spokojnym miejscem zaprojektowanym przez Esme lata temu. Zdecydowaliśmy się zrobić jedno wielkie pomieszczanie, zamontowaliśmy przyciemniane szyby żeby promienie słoneczne mnie nie zdradzały, jednak byłem na tyle widoczny z miejsc dla pracowników, że dzięki temu zminimalizowaliśmy sekrety i pozbawiliśmy możliwości zadawania przez nich niewygodnych pytań. Jak dotąd działało to świetnie.
Powinienem się domyślić w momencie, kiedy wyszła z windy. Wyczułem bicie jej serca, ale wmówiłem sobie, że to tylko fantazja, pobożne życzenia. Wyrzuciłem ze świadomości te pulsujące uderzenia, ale potem usłyszałem jej imię i głos napełniający muzyką tą zwykle smutną i nudną atmosferę.
Moja pierwsza reakcją był strach, że jest tutaj, że coś może jej grozić. Ale bicie jej serca było spokojne i wyraz twarzy również, więc wszystko musiało być w porządku. Kiedy strach minął poczułem popłoch, że moje perfekcyjnie ułożone światy ze sobą kolidują. Wszystko w PNT było poukładane. Moi pracownicy, mój dzień, każda nawet najmniejsza rzecz miała swoje miejsce, zupełnie jak w domu. Ale teraz, Isabella, która zakorzeniła się w moim drugim życiu była tutaj, w zupełnie innym świecie. Nie wiedziałem jak sobie z tym poradzić.
Spojrzałem na nią dokładnie w tym samym momencie, kiedy ona obróciła się, żeby spojrzeć na mnie i na chwilę nasze oczy sie spotkały. Krótko, ale elektryzująco. Straciłem zupełnie swoje zwyczajne opanowanie. Nie byłem jedynym, który to odczuł. Moja recepcjonistka, Joyce, obserwowała nas, przerzucając wzrok co chwilę ze mnie na Bellę. Zrobiła uwagę na temat mojej poufałości z Bellą, w końcu użyła mojego imienia. Joyce była lepszym obserwatorem niż myślałem. Nie powinienem się dziwić. Była najstarszą z moich pracowników, ale potrzebowałem kogoś, komu mogłem zupełnie zaufać i kto pracowałby blisko mnie. Joyce potrzebowała pracy i była już w takim wieku, że nie interesowała się mną, jako mężczyzną. Zbyt dużo młodych dziewcząt oglądało filmy dla marzycielek gdzie silny, wszechwładny szef wybawił swoją pracownicę z szarego, zwykłego świata i zabrał ją do raju, luksusu i miłości. Jęknąłem na samą myśl o tym i byłem zadowolony, że z Joyce nie musiałem się martwić o nic w tym stylu.
Isabella to zlekceważyła, robiąc minę i pomachała do mnie, zmuszając mnie tym samym do zrobienia tego samego. Jęknąłem w duchu, bo zdałem sobie sprawę, jak ona wyciągała na wierzch moją ludzką naturę. Zmieniła moje schematyczne zachowanie. Zwykle doprowadziłoby mnie to do ostateczności, ale przy niej mogłem tylko powstrzymywać się by nie przebiec przez szklaną ścianę, żeby stanąć przy jej boku.
Podniosłem słuchawkę telefonu i zadzwoniłem do Joyce, do recepcji, a kiedy odebrała powiedziałem:
- Joyce, proszę przyprowadź panią Swan do mojego gabinetu.
Była tutaj, a nie było niczego, czego chciałabym w tej chwili bardziej, niż być z nią sam na sam w gabinecie, nawet tylko na moment.
Otworzyłem dla niej drzwi i odsunąłem krzesło, aby mogła usiąść.
- Czy wszystko w porządku? Nic się nie stało, prawda?
Zmieszanie ujawniło się na jej twarzy, ale potrząsnęła głową:
- Nie, wszystko w porządku. doręczono coś do domu, chyba przez pomyłkę, więc po prostu chciałam to oddać. Nie chciałam cię martwić.
Spojrzałem na nią, gdy tak siedziała naprzeciwko mnie, ignorując ciekawskie spojrzenia rzucane przez pracowników w naszym kierunku, którzy nagle bardzo zainteresowali się przestrzenią niedaleko mojego gabinetu i zmarszczyłem się:
- Mamy przecież kurierów, nie musiałaś specjalnie przyjeżdżać.
Uśmiechnęła się odpowiadając:
- Nie przyjechałam specjalnie. Tak czy inaczej byłam w mieście. No i chciałam oczywiście zobaczyć gdzie pracujesz. Naprawdę wspaniałe biuro, zresztą mogłam się tego spodziewać.
Pokój był teraz wypełniony jej wspaniałym zapachem. W całym biurze rozporządziłem poustawiać frezje, żeby imitowały jej aromat. Wmówiłem sobie, że robię to żeby się znieczulić, ale prawda była taka, że chciałem otoczyć się czymś, co by mi o niej przypomniało. Ale teraz, mając ją w swoim gabinecie, doszedłem do wniosku, że nic nie zastąpi jej naturalnego zapachu.
Przełknąłem jad, było go mniej niż dotychczas i pokiwałem głową żeby podziękować. Odebrało mi mowę i kompletnie nie byłem w stanie się pozbierać. Rozmawianie z nią w domu albo w samochodzie to było jedno, ale posiadanie jej tu, w moim gabinecie, w otoczeniu innych ludzi, było bardziej niż przytłaczające.
- Żeby tu dojechać musiałam pożyczyć twój samochód. Nie masz nic przeciwko? - zapytała, lekko przygryzając dolną wargę, jakby się wahała.
Mój wzrok przyciągały jej usta, zęby, ale zmusiłem się żeby odpowiedzieć:
- Nie, już ci mówiłem, że byłabyś bezpieczniejsza jeżdżąc do biura ze mną. - Uśmiechnąłem się do niej. - Co więcej, wiesz jaki mam stosunek do twojego auta. Nie jestem za bardzo przekonany, czy można na niego liczyć.
Skrzywiła się i wyprostowała w krześle zanim odpowiedziała:
- Mój samochód ma się całkiem dobrze. Nie wszyscy z nas mogą sobie pozwolić na jeżdżenie ekstrawaganckimi samochodami, które jeszcze nie weszły na rynek.
Udało mi się nie zaśmiać. Podobało mi się kiedy była zirytowana. Czerwieniła się, a jej serce zaczynało być szybciej, prawie nie można było się jej oprzeć. Łapałem się na tym, że celowo ją prowokowałem żeby tylko zobaczyć jej reakcję. Jak dotąd, jeszcze nigdy się nie zawiodłem.
Obserwowałem jak powoli uświadamia sobie, że ją prowokuję, więc wydęła policzki i wargi, robiąc urażoną minę. Posłałem jej uśmiech, opierając łokcie na biurku.
Wow. Patrzcie państwo. Mówiłam Nancy, że nie jest gejem... ile ja bym dała żeby tak na mnie spojrzał…
Ta myśl wdarła się do mojej świadomości od pracownicy, która miała idealny widok na nas oboje, na nasze miny i zachowanie. Szybko przeszukałem jej myśli, skupiając się na tym, ile jest w stanie zobaczyć swoimi oczami.
W jej głowie Isabella i ja pochylaliśmy się blisko siebie jak dwa magnesy, coraz bliżej i bliżej. Uśmiechy na naszych twarzach i rozluźnienie widoczne w naszej mowie ciała były oczywiste.
Mam w nosie, co mówią inni, ta dziewczyna na bank jest kimś więcej niż tylko prywatną asystentką...
Miała rację, miałem tego świadomość. Isabella i ja już jakiś czas temu przekroczyliśmy granicę pracownik - pracodawca i przenieśliśmy się gdzieś indziej. Usadowiłem się w swoim krześle, celowo wypychając głosy z mojej głowy i skupiłem całą swoją uwagę na pięknej kobiecie, która siedziała naprzeciw mnie. Słuchałem jej pytań i myśli, odpowiadając, kiedy ode mnie tego wymagano, zastanawiając się, w którą dokładnie stronę nasze relacje się przeniosły i co mam z tym zamiar zrobić. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Prawdziwa
Dobry wampir
Dołączył: 21 Sie 2009
Posty: 573 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 63 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze sklepu ;p
|
Wysłany:
Czw 20:23, 16 Gru 2010 |
|
Zrobił się dubel
Bardzo, bardzo dziękuję za dalsze zainteresowanie tym ffem. A już się bałam, zee przepadnie w niepamięć.
Och, emocje jeszcze nie opadły, nie jestem w stanie napisać nic konstruktywnego. Ba, nawet sensownego.
Ale jestem pewna jednego. Ten FF jest niesamowity. Nie zostawiajcie go. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
zawasia
Dobry wampir
Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D
|
Wysłany:
Czw 23:05, 16 Gru 2010 |
|
BOSKO:D:D:D:D:D
i jak długo, wkońcu miłe zakończenie tego dnia... teraz mogę iść spokojnie spać, bo mogłam przeczytac coś co uwielbiam
rozdział genialny, chociaż tak dawno nie było niczego nowego, więc troszkę zapomniałam, czytając tylko tytuł opowiadania, ale wystarczyło wprowadzanie i wiem wszytsko:)
świetne połączenie pracy, biura i życia prywatnego, ich działania, myśli i pragnienia prowadzą do tego, że potrzebuję więcej
wiec czekam do następnego
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
valentin
Zły wampir
Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Nie 20:58, 19 Gru 2010 |
|
Oj, Tęskniłam za tym ff. :) Ach ten nasz Edek.... No przyciągany jest do belli jak magnez... kiedy w końcu zda sobie z tego sprawę... Sny Belli Bree? hm ciekawej jak się to rozwinie. Scena w biurze genialna, no to ludzie będą mieli idealny materiał do plotek... Ciekawa jestem ciągu dalszego. Bardzo dziękuje za rozdział i czekam na koleiny. Pozdrawiam serdecznie :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
wampiromaniaczka
Wilkołak
Dołączył: 03 Lis 2010
Posty: 241 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Oświęcim
|
Wysłany:
Wto 13:34, 04 Sty 2011 |
|
Czy będzie dalszy ciąg tego KREATURKA? Bo dobrze się czyta, jest w nim napięcie, które lubię i emocje, które budzi. Edek-wampir to nic nowego, ale tu jest bardziej wampirowaty, jego myśli są przekazane nieco ciekawiej, nie marudzi , nie katuje się tak bardzo, działa i zmierza małymi kroczkami do celu, którym jest ,oczywiście, Bells ,tak? Ja chce jeszcze! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
angie1985
Wilkołak
Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 124 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 22:05, 07 Sty 2011 |
|
Tłumaczenie: angie1985
Beta: Szana1
Rozdział 14
BPOV
Siedziałam w SUVie. Oczywiście był to zwyczajny dzień. Edward siedział obok w jeansach i jednym ze swoich t-shirtów Bena Flodsa i w lekkiej kurtce. Zabawną rzeczą w Edwardzie było to, że chociaż był taki skryty, taki cichy, jego zachowania były przewidywalne, co często tworzyło fałszywe odczucie zażyłości.
Siedzieliśmy w ciszy w samochodzie, tylko od czasu do czasu omawiając sprawy związane z pracą, którą potrzebował, abym dla niego wykonała. Podczas jednego z okresów milczenia jego telefon zawibrował w półce obok stereo. Szybko rzucił na niego okiem, wcisnął wyciszenie i zignorował go.
Popatrzył na mnie i wzruszył ramionami. Odwzajemniłam jego gest uśmiechem i powiedziałam.
- Nad czym dzisiaj pracujesz?
Przenosząc oczy na szosę odpowiedział - Mam do wykonania pewne zadania. Jestem nieco do tyłu z prasą, którą przynosiłaś mi do domu i muszę zająć się pewnymi sprawami.
Studiowałam profil jego twarzy. Była ona pociągła, a szczęka kwadratowa. Byłam zupełnie zafascynowana faktem, że oba elementy są idealnie symetryczne. Policzki były gładkie i zauważyłam, że nigdy nie wyglądał, jakby potrzebował się ogolić. Oczywiście znając Edwarda, prawdopodobnie często goli się i bierze prysznic w biurze, by uniknąć zarazków.
Jego telefon znów zawibrował, a on ponownie go rozłączył, zawracając sobie nawet głowy zerknięciem na numer.
Chociaż nie spodziewałam się odpowiedzi, uniosłam pytająco brew, zastanawiając się, kogo unika.
Widząc mój wyraz twarzy westchnął i powiedział. - To moja rodzina.
Marszczyłam lekko czoło, próbując nadążyć za jego myśleniem. - I nie chcesz z nimi rozmawiać. - Przerwałam, ponieważ to było bardzo oczywiste.
Zawahał się, zaciskając i rozluźniając uścisk na drążku do zmiany biegów. - Nie, nie teraz -powiedział wymijająco.
Nie otworzyłam ust, nie naciskając bardziej, ponieważ wciąż testowałam moje limity. Odkryłam, że Edward chętniej dzieli się informacjami o sobie, jeśli się tylko słucha, niż wtedy, kiedy się naciska.
Jego usta otworzyły się i zamknęły kilka razy, gdy zaczynał mówić, jego telefon zawibrował raz jeszcze. Oboje spojrzeliśmy w dół na aparat, a on lekko warknął, zanim go otworzył i wcisnął przycisk odbierania.
Przez zaciśnięte zęby powiedział. - Cześć.
Nagle samochód zrobił się strasznie mały. Usiłowałam się czymś zająć na chwilę, więc sięgnęłam do torebki udając, że czegoś szukam. To trwało około minutę zanim uświadomiłam sobie, że mam w niej osiem długopisów ze swojego biurka.
Edward słuchał przez moment szybko mówiącej osoby z drugiego końca i powiedział. - Nie.
Jednocześnie Edward zdołał, co zaskakujące, utrzymać jedną dłoń na kierownicy, a drugą na telefonie tak, że wciąż ściskał nią nasadę nosa, podczas gdy słuchał głosu swojego rozmówcy.
Zachwycałam się jego imponującymi umiejętnościami, jako kierowcy, kiedy usłyszałam jak mówi rozdrażnionym tonem. - Nie. Wiesz, że to nie do zaakceptowania.
Przebiegając dłonią z nosa przez włosy spojrzał na mnie szybko i powiedział. - Dobrze. Będę tam w ciągu kilku godzin. - Zamknął telefon i odłożył go z powrotem do schowka.
Po tym, w samochodzie zrobiło się cicho i zapanowało napięcie. Edward zrobił głośniej muzykę, a ja gapiłam się przez okno zastanawiając się, czy to na nim wymusiłam. Czułam, że odebrał telefon za względu na mnie i teraz wyszło na jaw, że musi zrobić coś, na co nie ma ochoty. Nie pytałam znów, bo po prostu nie miałam do tego prawa.
Oczyścił gardło i powiedział. - Więc nie będzie mnie dzisiaj w domu. Najwyraźniej.
Skinęłam, wnioskując to z jego słów podczas rozmowy. Posłałam mu słaby uśmiech i powiedziałam. -Przepraszam. Wiedziałeś, że lepiej nie odbierać tego telefonu i zrobiłeś to tylko ze względu na mnie.
Jego kłykcie zbielały na kierownicy i powiedział. - Nie. Nie, naprawdę. Unikałem nieuchronnego. To była jedynie kwestia czasu.
Nie zrozumiałam jego słów, ale nic więcej nie powiedział, więc odpuściłam. Przejechaliśmy obok jego sąsiedztwa i wjechaliśmy na alejkę do jego garażu. Szybko sięgnął ręką do pilota i nacisnął przycisk otwierania drzwi. Wjechał do środka, ale nie zamknął za sobą drzwi, jak się spodziewałam. Odprowadził mnie do kuchni i kiedy odkładałam lunch pochylając się do lodówki.
- Isabello -powiedział i odwróciłam się do niego. - Listę zostawiłem ci na biurku. Ale jak wiesz, Alice będzie tu za czterdzieści pięć minut. Możesz ją zignorować - powiedział z nerwowym uśmiechem.
Studiowałam jego twarz. Wyglądał na pokonanego i zmęczonego, dwie rzeczy, których nigdy wcześniej u niego nie zauważyłam. Zrobiłam krok w jego kierunku i zapytałam. - Jest naprawdę aż tak źle? Że powinieneś pojechać do domu?
Edward nieznacznie zmniejszył dystans między nami, ale on wciąż istniał. Staliśmy naprzeciwko siebie i szukałam jego oczu, pochylając się nieznacznie, odkąd skierował go w dół. Czekałam i kiedy w końcu je napotkałam wyglądały mroczniej, pełne stresu, jednak wciąż miał na mnie dziwny wpływ. Gdy przemówi, brzmiał pewnie. - Isabello powrót do domu nie jest zły. Powrót do domu, jest dla mnie, po prostu trudny.
Po tym skinął głową, odwrócił się na pięcie i zostawił mnie, pobudzoną jego odmiennym aromatem, po raz kolejny wypełnioną większą ilością pytań niż odpowiedzi.
***
Alice pokazała się trzydzieści minut później z kubkiem gorącej kawy z mojej ulubionej kawiarni. Wpuściła się sama tylnymi drzwiami, bo miała oba klucze i pilota do garażu.
- Szybka jesteś - powiedziałam, biorąc łyczek parującego napoju. - Edward powiedział czterdzieści pięć minut, a ty zatrzymałaś się jeszcze po to.
Uśmiechnęła się do mnie. - Może wyszłam nieco wcześniej, niż myślał.
Pochylając się nad biurkiem przyglądałam się jej podejrzliwie i zapytałam. - Więc wiedziałaś, że pojedzie do domu zanim on to wiedział?
Alice wzruszyła ramionami. - Edward jest nieco przewidywalny. - Skinęłam na to stwierdzenie, to samo myśląc już wcześniej. Alice kontynuowała. - Wiem, że Carlisle dzwonił do niego dzisiaj, więc zdecydowałam iść za ciosem i przyjechać. Edward może powiedzieć nie, do mnie czy Emmetta, ale nie do Carlisle’a. - Wyszczerzyła się. - Plus, rzadko się mylę w takich sprawach, nie wspominając, że tak czy inaczej chciałam się z tobą zobaczyć.
Uśmiechnęłam się na myśl, że Alice chciała zostać moją przyjaciółką, a ja także tego chciałam. Powiedziałam jej, że mam trochę pracy na biurku i co napełniło mnie niepokojem, ona powiedziała, że musi uporać się z garderobą Edwarda. Ten pomysł w najlepszym razie mnie zaniepokoił.
- Naprawdę? Nie wiem Alice. On będzie na mnie naprawdę wkurzony, jeśli przyjedzie do domu, a ty nabałaganisz w jego rzeczach -powiedziałam jej, wyobrażając sobie jego gniew, zmarszczoną twarz po tym jak rano naciskałam na niego w sprawie telefonu.
- Bello, Edward jest moim bratem i mnie kocha. I jestem odpowiedzialna za jego garderobę. Nie powiedział ci tego? - powiedziała lekko przechylając głowę. Jej biodra zakołysały się nieco sprawiając, że jej letnia sukienka kołysała się na boki.
Patrzyłam na nią bezmyślnie, na krzyżowane ramiona i w ogóle w próbie powstrzymania tego, zanim zajdzie za daleko. Było to oczywiście daremne. Alice była cała taka malutka i kołysała się, jej oczy migotały błyskami złota, sprawiając, że chciałam zrobić wszystko, o co by poprosiła.
Westchnęłam i powiedziałam. - Dobra. Ale ponosisz za to winę. Rozumiesz? - Pokiwała entuzjastycznie głową i popędziła do góry schodami.
Godzinę później byłyśmy zakopane po kolana w ubraniach. Alice uważała je za „niedopuszczalne” i teraz segregowałyśmy je na „klasyczne”, które oddamy do przechowalni i na „nigdy więcej”, które podarujemy najszczęśliwszej akcji dobroczynnej w Waszyngtonie.
Zerkałam na Alice, która drobiazgowo usuwała i sortowała zdjęcia w albumie z garderoby. Była bardzo podobna do Edwarda, miała wdzięczne dłonie, szybkie ruchy. To było zaskakujące, bo nie byli ze sobą spokrewnieni. Przerywając ciszę powiedziałam. - Edward powiedział mi, że wszyscy zostaliście adoptowani przez waszych rodziców. To miłe. - Jęknęłam wewnętrznie przez ten nieudolny komentarz, ponieważ jestem pewna, że zaadoptowanie i opieka społeczna na pewno nie były miłe.
Alice nie przerwała swojego zadania, ale powiedziała. - Tak. Byliśmy naprawdę szczęściarzami. Carlisle i Esme byli naprawdę, przygarniając nas. Ale wiesz, oni rozumieli. Oboje w pewnym momencie także byli samotni.
Potrząsnęłam głową. - Nie. Nie powiedział mi tego. Wspomniał jedynie, że ty i Jasper byliście szczęśliwi odnajdując siebie nawzajem, a także drugiego brata i siostrę. Po tych wszystkich trudnościach to miło, że odnaleźliście kogoś, kto rozumie. - Naciskałam, tego byłam pewna. Ale miałam tak wiele pytań. Pytań, na które Edward nigdy by nie odpowiedział.
Przerwała na chwilę, psychicznie i werbalnie, zdaje się, rozważając ostrożnie kolejny komentarz. Popatrzyłam w dół na koszulkę, którą składałam, starając się utrzymać brzegi czyste, chociaż przeznaczona była do pudełka na dobroczynność. Miałam spuszczony wzrok, gdy usłyszałam jak Alice zaczęła mówić, pozwalając sobie wybrać czy chce podzielić się tym, co miała na myśli. - Kiedy Carlisle odnalazł każdego z nas, byliśmy wszyscy zniszczeni, każdy w swój sposób. Każde z nas cierpiało w naszych wcześniejszych życiach. Porzuceni, skrzywdzeni, osieroceni. Carlisle pokazał nam nową drogę życia. To związało nas na sposoby, których nie zrozumiesz.
Popatrzyłam na nią i usiadłam na piętach. Posłałam jej dodający otuchy uśmiech, który odwzajemniła. Biorąc głęboki oddech powiedziałam. - Mogę cię zapytać o Edwarda?
- Tak. Możesz zapytać, chociaż nie mogę obiecać, że odpowiem - odpowiedziała asekuracyjnie.
Podniosłam kolejną koszulę i rozłożyłam ją na podłodze, rozprostowując zagniecenia. Alice czekała cierpliwie, kiedy formowałam pytanie. - Jeśli jesteście wszyscy tak, blisko, więc czemu często was unika? Wiem, że jesteście świadomi, że wzbrania się przed waszymi telefonami i waha się przy wszystkich odwiedzinach. Poznałam jedynie ciebie i Jaspera. Nikt więcej, nie przyszedł do domu.
Skinęła głową i powiedziała. - Tak wiemy, że nas unika. Edward musiał podjęć w swoim życiu trudne wybory, by przeżyć. To dla niego nie łatwe przebywać wśród nas, wszystkich poślubionych i sparowanych. On nigdy tego nie zaznał. Kocha nas. Ale nie może z nami mieszkać.
Zmarszczyłam lekko brwi, kiedy dotarły do mnie jej słowa. - Co masz na myśli, że nigdy tego nie zaznał?
Skrzywiła się trochę i wzięła głęboki oddech. - Widzisz, on mnie zabije, jeśli się dowie, że ci powiedziałam i prawdopodobnie odkryje nieistniejące sekrety naszej rodziny. – Poczułam jak rozszerzają się moje oczy, zastanawiając się, czy powinnam usłyszeć to, co przygotowuje mi się powiedzieć, ale nie miałam odwagi powiedzieć jej nie. Chciałam to wiedzieć.
- Po śmierci rodziców Edwarda, związki stały się dla niego bardzo trudne. Nigdy tak naprawdę na związał się z nikim z poza naszej rodziny, chociaż próbował. Po nieudanych próbach, starannie pokierował swoim życiem żeby utrzymać ludzi z daleka. On boi się otworzyć na możliwości tego, kim mógłby być.
Zaintrygowana powiedziałam. - Ale Alice on jest naprawdę super. Wiem, że najpierw jest zupełnie wrogi i straszny, ale jeśli to przetrwasz robi się naprawdę uroczy. - Zauważyłam, że na ten komentarz jej brwi uniosły się trochę, więc szybko dodałam. - Wiesz jakiś facet będzie prawdziwym szczęściarzem, kiedy pewnego dnia go zdobędzie.
Wstałam i odwiesiłam pusty wieszak na drążek, żeby użyć go później. Byłam tyłem do Alice i wiedziałam, że moja twarz jest soczyście czerwona. Nienawidziłam przyznania się do tego, ale odkrywałam, że z każdym dniem Edward podoba mi się coraz bardziej i bardziej, a co było niewłaściwe na tak wielu poziomach. Najważniejszy był fakt, że jest moim szefem. I był jeszcze problem z tym, że jest gejem. To wszystko sprawiło, że czułam się żałosna i zawstydzona.
Usłyszałam, że Alice przesuwa się za mną, napięcie w zagraconej szafie eskalowało mój dyskomfort. -Bello zamierzam ci coś powiedzieć, ponieważ mój brat jest prawdopodobnie najbardziej upartą i zdyscyplinowaną osobą, jaką kiedykolwiek poznasz. On odbiera wszystko skrajnie i nic nie sprawi, żeby zmienił zdanie, jeśli raz coś postanowi.
Wzięłam głęboki oddech, słuchając zgrzytu metalu o metal, kiedy umieszczałam wieszaki na drążku. Nie mogłam nic poradzić, ale zastanawiałam się, co do diabła chce mi powiedzieć i czemu czuje potrzebę kontynuowania tej rozmowy. Czy wiedziała, że mi się podoba? Ta cała sytuacja była przerażająca.
Nie miałam innego wyboru, jak po prostu wypierać się jakichkolwiek uczuć do Edwarda. Pozwolę jej powiedzieć cokolwiek ma na myśli i zaśmiejemy się z konieczności pójścia na randkę z jakimś śmiesznie gorącym kolesiem i przejdziemy dalej. Zebrałam się w sobie i odwróciłam. Odnalazłam ją za sobą wpatrującą się w moje oczy.
- Bello. Jest coś o moim bracie, co musisz wiedzieć - powiedziała bardzo poważnym tonem. Moja twarz była nadal irytująco rozpalona, ale skinęłam, zachęcając ją by kontynuowała. - Edward nie jest gejem.
Edward nie jest gejem.
Och.
Powtarzałam te słowa kilka razy, kiedy Alice stała przede mną z mieszaniną troski i rozbawienia na twarzy. Prawdopodobnie myślała, że mam jakiś napad, ponieważ nie miałam pojęcia, co mam powiedzieć o informacji, którą się ze mną właśnie podzieliła.
Edward nie jest gejem.
Edward nie jest gejem.
Oczywiście, że jest.
- Alice, Edward powiedział mi, że jest gejem - skorygowałam.
Obie jej idealne wygięte brwi uniosły się i powiedziała. - Nie. Z tego, co zrozumiałam ty zarzuciłaś mu, że jest gejem, a on nie zaprzeczył.
Sapnęłam i powiedziałam. - Ale jaki mężczyzna nie zaprzecza, że jest gejem, jeśli nim nie jest?
Uśmiechnęła się złośliwie i zaśmiała. - Witaj w świecie Edwarda Cullena. Bilety na to pokręcone show po twojej lewej.
Poczułam, że moja twarz rozpala się jeszcze bardziej niż wcześniej i skrzyżowałam nogi na podłodze. Kiedy odezwałam się po raz kolejny, byłam odrobinkę stłamszona i zawstydzona. - Okej, jeśli nie jest gejem, to kim jest, gdyż na pewno jest coś nienormalnego w twoim bracie.
Usiadła przede mnie i cicho powiedziała. - Masz rację. Nie jest normalny. Jest słodki i jest gentelmanem i tak bardzo dba o swoją rodzinę, że to sprawia mu ból. Bez przerwy pracuje i bierze na siebie więcej, niż powinien. - Przerwała i popatrzyła prosto w moje oczy, po czym kontynuowała. - I jest sam, i samotny, i tworzy bariery, więc nikt go nie zrani.
Pokiwałam głową, udając, że rozumiem, ale nie byłam zupełnie pewna czy wie, co mi właściwie powiedziała. Musiała to wyczuć, ponieważ powiedziała. - Bello jesteś pierwszą osobą od wielu lat, która przełamała jego skorupę i nawet zobaczyła coś poza wyglądem zewnętrznym.
Przełknęłam z trudnością i nerwowo założyłam włosy za ucho. - Co to znaczy Alice? On jest moim szefem. I tak, lubię go, naprawdę go lubię, a co chcesz żebym zrobiła?
Pochyliła się do mnie wystarczająco blisko, że poczułam jej słodkie perfumy i powiedziała prosząco. - Chciałabym, żebyś była jego przyjaciółką. Nieważne, co się wydarzy, albo, co ci powie, albo rzeczy, jakie możesz zobaczyć lub usłyszeć, po prostu zawsze bądź jego przyjaciółką.
Była taka poważna i tak całkowicie zdesperowana, że nie mogłam zrobić niczego poza skinieniem i zgodą. Na co, nie miałam pojęcia, ale najwyraźniej związałam się z Edwardem, a on nawet o tym nie wiedział.
EPOV
Trawa i głazy chrupały pod kołami mojego wozu, gdy jechałem znajomą ścieżką w kierunku rodzinnego domu. Kiedy mknąłem przez lasy, usiłowałem pozbierać myśli zanim zobaczę się z innymi.
Wyprowadziłem się od rodziny niemal dwadzieścia lat temu. Byłem zdesperowany, w depresji, wściekły i zagubiony. To czasami przychodziło i chociaż byłem zdolny żeby to ukryć przed większością rodziny, koniec końców seria wydarzeń, zmusiła mnie do odejścia, do realnego świata w samotności. Najpierw podróżowałem, odwiedzając miejsca, w których już kiedyś byłem: Rochester, Nowy York, Nowy Orlean, wiele miejsc w Europie i w Azji. To było w jednym z tych anonimowych metropolii, kiedy zacząłem moją cichą pracę strażnika. Ale to jedynie oddaliło mnie jeszcze bardziej i po życiu w grupie przez długi czas zrozumiałem, że obecnie byłem przyzwyczajony do towarzystwa bardziej, niż mógłbym przypuszczać.
Więc przyjechałem do Carlisle'a, który mieszkał z rodziną w Denali i zapytam go o radę i błogosławieństwo by żyć w pobliżu, ale nie z nimi. Zgodził się z całego serca i kiedy odczytałem jego umysł było jasne, że zrobi wszystko, czego chcę tak długo jak to sprawia, że jestem szczęśliwy.
Co jedynie uczyniło to trudniejszym, ale byłem zdecydowany.
Ostatnia przeprowadzka była z powrotem do Foks i w tym czasie, ja przeprowadziłem się do Seattle, które nie było w sumie tak daleko i zacząłem żyć swoim życiem. Od razu ustaliłem podstawowe zasady. Nie ma niezapowiedzianych wizyt, nie ma zerkania w moją przyszłość. Mogli zadzwonić i mogłem ich odwiedzić, albo zaprosić do siebie, jeśli chciałem, ale przez długi czas tego nie robiłem. Po prostu potrzebowałem samotności.
Pierwsze lata w Seattle były trudne dla Alice i Esme. Miały skłonność hołubić i wisieć nade mną, tak jakbym był dzieckiem. Byłem nieugięty, chociaż mnie to bolało i w końcu zapadliśmy w komfortową rutynę.
Jasper rozumiał, bo żył samotnie przez wiele lat i pomógł Alice się przystosować. Mój starszy brat Emmett, zmagał się z moim wyborem, ale był oparciem, jak zawsze. Po prostu za mną tęsknił. Rose, oczywiście, nie była szczęśliwa z mojej decyzji, ale nie była dla niej niespodzianką. Dla niej to było bardziej odrzucenie, dowód, że nie była wystarczająco dobra dla mnie, ale to było dalekie od prawdy. To ja, nie byłem wystarczająco dobry dla nich.
Dwadzieścia lat, niezliczone dokumenty i kilka zmian karier zawodowych później, wytworzyłem z siebie znakomitego CEO podczas dnia z dodatkową pracą, w której pomagałem tym w potrzebie i zatrzymywałem potwory w odwodzie. Nigdy nie przewidziałbym takiej drogi. Alice prawdopodobnie tak, jeśli bym jej pozwolił, ale aktualnie cieszyłem się spontanicznością tego życia.
Skręciłem przed front domu i uświadomiłem sobie, że to nierealne myśleć, że sprawy pójdą zbyt łatwo, gdyż jak dotąd wszystko szło gładko, było w odpowiednim miejscu i pod kontrolą.
Odkąd Bella Swan wkroczyła w nasze życie i James, stałem się nieudolny. Sprawy zaczęły się komplikować. Szybko.
I dla tego musiałem przyjechać do domu do Forks i do mojej rodziny.
To już nie dotyczyło tylko mnie.
***
Usiadłem na przeciwko Carlisle'a w jego gabinecie, całkowicie nieruchomy, komunikując się w sposób, który mieliśmy od wielu lat.
Więc ten wampir James, wie wszystko o naszej rodzinie i o tobie w szczególności?
Skinąłem.
Tropił cię, podczas gdy, ty tropiłeś jego.
- Nie, najwyraźniej śledził mnie jakiś czas wcześniej zanim w ogóle go zauważyłem.
Byliśmy przez jakiś czas cicho, gdy Carlisle przetwarzał informacje w głowie. James martwił go z kilku powodów. Jednym było oczywiście moje bezpieczeństwo i rodziny. Drugim były jego poczynania, morderstwa i prawdopodobne porwania.
W środku waszej konfrontacji przyznał, że masz coś, co należy do niego?
Znowu potwierdziłem to szybkim skinięciem.
Carlisle odchylił się na krześle, łokieć miał na ramieniu krzesła i położył podbródek na dłoni. Jego blond włosy były takie same, jak trzysta lat temu i zanotowałem, że jego oczy były bardzo złote, co znaczyło, że właśnie się pożywiał. Carlisle nigdy nie podejmował ryzyka, jeśli chodzi o głód, odkąd pracował w szpitalu. Byliśmy do siebie podobni w fakcie, że forsowaliśmy się, ale robiliśmy to innymi sposobami. On dążył do tego, żeby stać się lepszym. Ja dążyłem jedynie do tego, by być silniejszym.
Myślisz, że co jest tym czymś?
Wzruszyłem i powiedziałem – Nie mam pojęcia. Kiedy to powiedział miał okropne przebłyski pamięci długich rzędów łóżek i świateł. To wszystko było bardzo instytucjonalne.
Ale nie myślisz, że to Bella, rzecz, którą masz jest tym, co chce?
Achh i doszliśmy do tego. Dobra robota Carlisle, wplotłeś to, kiedy się nie spodziewałem.
Posłałem mu znaczące spojrzenie i powiedziałem. - Nie. Isabella, niefortunnie jest wisienką na torcie.
Czekałem na kolejną falę pytań, nie przygotowując się w jakikolwiek sposób do odpowiedzi na nie.
Jak już na pewno wiesz, Alice powiedziała nam o Belli.
Wywróciłem oczami i powiedziałem. – Jestem pewien, że tak było. I także tego, że narobiła wokół tego trochę zamieszania.
Posłał mi uśmiech pełen poczucia winy i powiedział na głos. – Może troszeczkę, ale to nie było głównym tematem, na którym się skoncentrowała.
Uniosłem brwi na niego czekając aż wyjaśni resztę.
Niektórzy z nas zastanawiają się jak dużo wie. I jakie są właściwie twoje intencje?
Wiedziałem, że nie cierpi takich pytań, ale to było konieczne. Ja również bym tego zażądał, ale to nie powstrzymało mojej kipiącej złości przed wypłynięciem. Wiedziałem, że będę chcieli zabrać ją ode mnie. Nie było sposobu żebym pozwolił, aby to się stało.
- Ona nie wie nic. Jeszcze nie, ale z sytuacją z Jamesem to trudne. Nienawidzę jej okłamywać - powiedziałem, niepewny czy powinienem się przed nim odkrywać.
Tym razem to on uniósł brwi i . - Twoje intencje Edwardzie. Jakie są?
Przerwałem i rozejrzałem się po pokoju. Zobaczyłem kolekcję książek, obrazy na ścianach, niektóre kilkusetletnie. Byłem skłonny widzieć siebie w tym miejscu, takie same rzeczy, jakie zbierałem, starając się zapamiętać moje miejsce na ziemi. Coś, co dowodziło, że istniałem. Carlisle miał swoją medycynę, życie na pracę, kilka żyć. Ja dopiero zacząłem pozostawiać ślad po sobie. Ale różnice między nami były jeszcze głębsze. On miał Esme. Odnalazł ją, kiedy była człowiekiem i lata później miał okazję by ją zmienić. Wiedział, że to ta jedyna, zanim nawet była dla niego dostępna.
Nie tylko Carlisle ocalił Esme, po tym jak skoczyła z klifu w desperacji. Ona też go ocaliła. Okazała mu nie tylko wsparcie i przyjaźń, ale dała mu miłość. Najbardziej ludzką z emocji.
Spiąłem się, wiedząc, że mogę skłamać pozostałym, okłamać siebie, ale nigdy Carlisle’a. Popatrzyłem na niego, oko w złote oko, towarzysza od prawie stu lat i powiedziałem jedyną rzecz, jaką mogłem.
- Nie jestem pewien jak, ale zamierzam uczynić ją swoją.
To tyle ode mnie. Jeżeli coś się komuś nie podoba w sposobie mojego tłumaczenia, albo widzi jakieś niedociągnięcia to proszę śmiało pisać. Bo doszły mnie słuchy że nie jest tak dobre jak kiedyś. Ja ze swojej strony robię co mogę. Pozdrawiam. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez angie1985 dnia Sob 17:26, 08 Sty 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Prawdziwa
Dobry wampir
Dołączył: 21 Sie 2009
Posty: 573 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 63 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze sklepu ;p
|
Wysłany:
Sob 9:05, 08 Sty 2011 |
|
A mi się nie wydaje aby w tłumaczeniu bylo cokolwiek nie tak. Tylko, ze ja się na tym w ogóle nie znam. Jednak mogę Ci spokojnie powiedzieć, że czyta się bardzo przyjemnie i żadne ze słów nie gryzie:P
W ogóle to na Kreaturka czekam zawsze w pełnym skupieniu, a do kącika zaglądam co chwila, czy aby ff nie skoczył do góry.
Ogromną radością jest zobaczyć, że pojawił się nowy rozdział, a Ty podajesz go jeszcze w takiej smacznej formie, że ślinka leci.
– Nie jestem pewien jak, ale zamierzam uczynić ją swoją.
Och. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
zawasia
Dobry wampir
Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D
|
Wysłany:
Sob 11:51, 08 Sty 2011 |
|
aż nie wiem co napisać, słów mi brak na ten rozdział
dobrze, że Alice powiedziała o Edim, że gejem on nie jest, a końcówka to spełnienie marzeń chyba... wkońcu Edi coś postanawia
dzięki, że tłumaczysz to opowiadanie, zdaje sobie sprawę, że to trudna sprawa, ale i pewnie przyjemna,
do następnego
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Ewelina
Dobry wampir
Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 58 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P
|
Wysłany:
Sob 15:12, 08 Sty 2011 |
|
Z grubej rury - widziałam na chomiku post Zgredka i w pełni się zgadzam z jej wypowiedzią. A oto dlaczego:
Cytat: |
Siedzieliśmy w ciszy w samochodzie, tylko od czasu do czasu omawiając pewne sprawy związane z pracą, którą potrzebował abym dla niego wykonała. Podczas jednego z okresów ciszy jego telefon zawibrował w półce obok stereo. Szybko rzucił na niego okiem, wcisnął wyciszenie i zignorował go. |
Proponowałabym tak: "Siedzieliśmy w ciszy w samochodzie, tylko od czasu do czasu omawiając sprawy związane z pracą, którą potrzebował (chciał lepiej by pasowało), abym dla niego wykonała. Podczas jednego z okresów milczenia jego telefon zawibrował.... "i dalej zostawmy jak jest. Oczywiście można wstawić wyraz ''stłumić'' zamiast wyciszyć i nieco skorygować zdanie, ale wtedy trzeba zapoznać się z oryginałem.
Next:
Cytat: |
Popatrzył na mnie i wzruszył ramionami. Odwzajemniłam jego gest uśmiechem i powiedziałam |
Brak kropki, chociaż tutaj można śmiało wstawić dwukropek.
Next:
Cytat: |
Przenosząc oczy na szosę odpowiedział – Mam do wykonania pewne badania. Jestem nieco do tyłu z prasą, którą przynosiłaś mi do domu i muszę zając się pewnymi sprawami. |
Ponownie brak kropki czy też dwukropka, ponadto nie jestem pewna co do słówka ''z prasą'', chodziło tu o gazety, czy może jednak o pracę? Ponadto powinno być ''zająć''.
Next:
Cytat: |
Studiowałam profil jego twarzy. Jego twarz była pociągła, a szczęka kwadratowa.(...)Jego policzki były gładkie i zauważyłam, że nigdy nie wyglądał jakby potrzebował się ogolić. (...) Jego telefon znów zawibrował a on ponownie go rozłączył, nie zawracając sobie nawet głowy zerknięciem na numer. |
A w drugim zdaniu są przedszkolne powtórzenia: zamiast ciągle jego, jego, można by użyć np takiego określenia: Oblicze chłopaka (miedzianowłosego, mężczyzny, towarzysza, złotookiego, szefa, EDWARDA, Cullena...) I brakuje przecinka przed ''jakby''.
Next:
Cytat: |
Widząc mój wyraz twarzy westchnął i powiedział – To moja rodzina. |
Znowu brak kropki.
Next:
Cytat: |
Marszczyłam lekko czoło próbując podążyć za jego myśleniem. |
Przecinek przed ''próbując'' i znowu to drażniące ''jego''.
Wymieniłam Ci błędy z połówki strony, reszta tekstu wygląda podobnie - brak przecinków, brak kropek, co jest dla mnie niezrozumiałe! Niektóre zdania są jednym wielkim pytajnikiem, nie przekazują logicznej treści, jak chociażby to:
Cytat: |
On zmniejszył dystans, nieznacznie, ale wciąż tam był. |
''On'' w zdaniu jest bardzo drażniące, wiem, że styl pisania zagranicznych autorów diametralnie różni się od naszego, ale taka forma przekładu w języku polskim wygląda nieestetycznie, dlatego warto zmienić na chłopak, Cullen, Edward, miedzianowłosy itd. A drugą część zdania: ''... ale wciąż tam był'' można określić jako " "
I naprawdę wiem, że chciałabyś, abym pokazała Ci wszystkie błędy, ponieważ te na górze mogą być dla Ciebie niewystarczające, ale po co? Przeczytaj tekst jeszcze raz, ewentualnie w wordzie wciśnij F7, a braki same się uzupełnią... Napisałaś na chomiku:
Cytat: |
"Nie uważam żeby tłumaczenia ani beta były złe, ponieważ drobne niedociągnięcia zawsze się pojawiają w końcu jesteśmy tylko ludźmi." |
To nie są drobne niedociągnięcia tylko coś, co każdy umiałby poprawić. Głupie błędy. Piszesz że skończysz tłumaczenie CoH, tylko jaki będzie efekt końcowy? Samo tłumaczenie czy tło nie wystarczy, ff musi wyglądać estetycznie i schludnie.
Pozdrawiam. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
angie1985
Wilkołak
Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 124 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 15:30, 08 Sty 2011 |
|
Dziękuję za sugestię. Postaram się zastosować. Jakoś te kropki to mi zdecydowanie uciekły i biję się w pierś. Oczywiście nikt do niczego nikogo nie zmusza. Jeżeli tłumaczenie jest nie wystarczającej jakości to pozostaje oryginał. Ale chyba nie jest tak strasznie żeby pomstować do nieba:) Pozdrawiam
A błędy zaraz popoprawiam :) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez angie1985 dnia Sob 15:47, 08 Sty 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Prawdziwa
Dobry wampir
Dołączył: 21 Sie 2009
Posty: 573 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 63 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze sklepu ;p
|
Wysłany:
Sob 15:53, 08 Sty 2011 |
|
To ja ze swojej strony powiem tyle. Błedy znajdują się w każdym tekscie, tłumaczeniu czy orginale. Tak jak angie napisała, jesteśmy tylko ludżmi.
Podziwiam tych z sokolim wzrokiem, ktorzy potrafia jakieś anomalie wypatrzyć.
Dla mnie tekstu się nie czyta, tylko się po nim płynie. Fakt, powtórzenia są, ale zauważyłam je dopiero, kiedy wskazała je Ewelina.
I jestem bardzo wdzięczna, za to, że podjęłaś się tłumaczenia. Balam się, że zostanie już całkiem porzucony.
Czekam z utęsknieniem na następny rozdział:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
valentin
Zły wampir
Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Sob 19:02, 08 Sty 2011 |
|
Więc Edek chce uczynić ją swoją.........
W KOŃCU!!!!!!!!!! Tzn, w końcu nie broni się już przed uczuciem...
Ciekawa jestem jego dalszego postępowania. Wciąż trzyma dystans, ale przynajmniej już co do niego dotarło No i rozmowa z Alice.. To jak opowiadała o rodzinie... Gdybym nie znała "prawdy" To rzeczywiście miałam ten sierociniec przed oczami... No i wydało się. Edward nie jest gejem. A co nasze Bella z tą informacją pocznie> Interesujący rozdział. Pod względem technicznym dal mnie bez zarzutu. Tęskniłam za tym ff. Cieszę się że kontynuujesz tłumaczenie :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kaan
Wilkołak
Dołączył: 13 Lis 2010
Posty: 142 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 16:35, 22 Sty 2011 |
|
No i spłakałam się. Dawno nie zaglądałam, a tu taka niespodzianka, rozdzialik jak marzenie. Jest to jedyny ff w którym występują wampiry i uwielbiam go. Dzięki za tłumaczenie, nie znam angielskiego w stopniu zadowalającym, bym mogła czytać oryginał, pozostają mi tłumaczenia, dlatego czekam niecierpliwie na następny rozdział. Życzę weny, pozdrawiam!!!!!!!!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
wiolaa
Nowonarodzony
Dołączył: 29 Cze 2011
Posty: 1 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 11:37, 02 Lip 2011 |
|
można się było spodziewać chęci Edwarda na zmienienie Belli. ale nie spodziewałam się, że nastąpi to tak szybko, biorąc pod uwagę jego nastawienie w tym ff. zakochałam się w Kreaturce i ... i tyle. myślę, że to stwierdzenie wystarczająco tłumaczy moją manię na punkcie tego fan ficka [nie wspominając, a może wspominając, o kilku godzinnym zaczytywaniu się w to dzieło].
Skakałabym z radości, gdybyście nadal zamieszczały tu dalsze tłumaczenie, ale rozumiem, że każdy ma swoje życie, sprawy wyższej wagi niż banda napalonych czytelników (jakbym kogoś obraziła, to wielkie przepraszam).
całuje w rączki
wiolaa. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kamosoka
Człowiek
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 93 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wrocław
|
Wysłany:
Pon 5:43, 04 Lip 2011 |
|
bardzo ubolewam, że ten świetny ff ponownie został zaniedbany, nie pojawiła się nawet żadna informacja, co jest tego przyczyną. Trochę szkoda, że ktoś się podejmuje tłumaczenia, tłumaczy jeden rozdział a potem cisza. Czytałam ten ff w wersji oryginalnej, ale większość czytelników tego forum preferuje język polski.
Mam nadzieję, że ten świetny ff w końcu trafi w jakieś dobre ręce. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|